wtorek, 23 sierpnia 2016

Nie pozwól mi upaść cz.1: Kruk, naszyjnik i stara tiara



Draco Malfoy obudził się wraz z ostatnim uderzeniem hogwarckiego zegara. Stwierdzenie, iż był nieco sfatygowany, było sporym niedopowiedzeniem. Chłopak powoli usiadł i zaspanymi oczami rozejrzał się po pokoju. Był sam.
Skrzywił się, gdy przed oczami pojawiły mu się obrazy z poprzedniego wieczoru, a do głowy wpadła mu myśl, iż Hermiona specjalnie wyszła wcześniej, nie chcąc przebywać w jego towarzystwie. W jej mniemaniu mógł zachowywać się nieco zbyt śmiało... nie, żeby żałował. Po chwili odrzucił tę teorię. W końcu obudził się o dwunastej, a na szafce stała mała fiolka z eliksirem na ból głowy i szklanka wody do popicia gorzkiego wywaru.
Arystokrata wzdrygnął się, gdy opróżnił fiolkę i natychmiast sięgnął po wodę. Odczekał, aż skronie przestały pulsować tępym bólem i, poprawiając spodnie, wyszedł z sypialni Gryfonki. Rozejrzał się po dormitorium, a kiedy zrozumiał, że jest w nim sam, opadł na kanapę, powtarzając w myślach, iż dziewczyna prawdopodobnie siedzi w bibliotece.
Nie mylił się. Kilka minut później do salonu weszła Hermiona obładowana grubymi woluminami. Gryfonka, nie zwracając na niego uwagi, odłożyła księgi na stolik i usiadła na fotelu.
— Em... Hermiona? — spytał, sprawiając, iż dziewczyna w końcu spojrzała na niego znad czytanego tekstu.
— Tak?
— Wszystko w porządku?
Kasztanowłosa zamrugała i przymknęła książkę. Zmrużyła oczy, badawczym wzrokiem wpatrując się w chłopaka.
— Dlaczego miałoby nie być?
— Och, no wiesz... — zaczął Ślizgon, próbując zdobyć się na zdawkowy ton. — To wczoraj...
— Ach, to — mruknęła Hermiona, delikatnie się rumieniąc.
Odłożyła lekturę i podeszła do barku.
Arystokrata wstał i stanął za nią, obserwując, jak nalewa do szklanki soku. Przeczesał włosy, dochodząc do wniosku, iż Gryfonka specjalnie trzyma go w niepewności.
— Przepraszam, jeśli wczoraj ośmieliłem się na zbyt wiele i czułaś się zmuszona do pewnych zachowań — wyrzucił z siebie.
Dziewczyna odstawiła butelkę i odwróciła się do niego, zaskoczona jego słowami. Ostatnie czego się spodziewała, to usłyszeć od niego przeprosiny za kilka minut całowania się... i rozbierania... i robienia innych rzeczy, których nie powinni robić przykładni prefekci naczelni.
— Słucham?
— Nie każ mi tego jeszcze raz powtarzać — jęknął Draco, krzywiąc się na samą myśl.
— Jestem po prostu zaskoczona.
Blondyn zamrugał, całkowicie gubiąc się w sytuacji.
— No to ja już nic nie rozumiem. Wchodzisz tu, słowem się nie odezwiesz, ignorujesz mnie, chowając się w tych durnych książkach, a teraz, jak próbuję cię przeprosić, to mówisz, że jesteś zaskoczona — warknął poirytowany.
— Ale ja cię wcale nie ignoruję. Zobacz — powiedziała, podnosząc ze stolika wolumin i otwierając go na właściwej stronie. — Szukałam kilka lektur uzupełniających i przy okazji znalazłam coś dla ciebie. O alchemii — dodała, widząc jego pytające spojrzenie. — Wpadło mi w oko jedno nazwisko, które powtarzało się w twoich zwojach.
Ślizgon przyjął od niej książkę, zerkając to na nią, to na Gryfonkę.
— Czyli nie jesteś...?
— Nie — odpowiedziała Hermiona, delikatnie uśmiechając się do niego. — Nie jestem.
— No dobrze. Skoro tak... — zaczął, odrzucając podręcznik i patrząc na nią stanowczo — ... to odwołuję swoje przeprosiny.
Kasztanowłosa zaśmiała się i przytuliła do niego.
— Niech ci będzie. Wypiłeś eliksir?
— Tak, mamo.
Przewróciła oczami i odwróciła się, chcąc podnieść księgę i pokazać mu fragment, który powinien go zainteresować, jednak zamarła, gdy arystokrata objął ją od tyłu i przyciągnął do siebie.
— Nie tak szybko, Granger. Została nam jeszcze jedna kwestia do omówienia, jeśli chodzi o wczoraj — oznajmił Ślizgon aksamitnym tonem.
— Jaka?
— Nie otrzymałem odpowiedzi. A więc? — Draco, nie dostając w zamian ani jednego słowa czy gestu, nachylił się, by móc wyszeptać jej do ucha — Nie chciałabyś za mnie wyjść? Zostać panią Malfoy? Pomyśl tylko — kusił dalej, zaczynając się delikatnie kołysać — Miałabyś wszystko: pieniądze, służbę...
— Zniewolone skrzaty — poprawiła go Hermiona, jednak chłopak zdawał się nie usłyszeć jej wtrącenia.
— Codziennie byłabyś adorowana...
— Przestań się wygłupiać, bo jeszcze pomyślę, że naprawdę mi się oświadczasz — mruknęła Hermiona, odsuwając się od niego, nie wiedząc, iż oboje inaczej traktują tę wymianę zdań: ona jako żartobliwe przekomarzanie się, on, jako próbę wybadania, na czym stoi.
Gryfonka podeszła do barku i zaczęła ustawiać, stojące na nim, butelki w idealnym rządku, myśląc, że temat został wyczerpany. Poddenerwowana, przygryzła wargę, gdy poczuła ciepły oddech chłopaka na swojej szyi, a chwilę później jego dłonie na swojej talii.
— Chcę tylko, żebyś wiedziała, że zdaję sobie sprawę z tego, że nasza wczorajsza... ee... rozmowa nie wyglądała tak, jak powinna — powiedział cicho.
— Dlaczego mi to mówisz?
— Bo nie chce, żebyś pomyślała, że jestem gburem, który nie potrafi się oświadczyć, gdy przyjdzie na to odpowiednia pora — oznajmił, dokładnie analizując nawet najmniejsze zmiany w wyrazie jej twarzy.
Uśmiechnął się, gdy dziewczyna odwróciła głowę w jego stronę i złożyła na jego policzku soczystego buziaka.
— Będę o tym pamiętać — obiecała.
Zaklął pod nosem, gdy usłyszał huk otwieranego przejścia i chwilę później stanął w nim zasapany Zabini. Oparł dłoń o ścianę i nachylił się, mówiąc:
— Musimy pogadać... na osobności — wydyszał, znacząco patrząc na Hermionę.
Gryfonka zmarszczyła brwi, zastanawiając się, co może być powodem wizyty Ślizgona, jednak pokiwała głową i wyminęła poirytowanego arystokratę, po czym zaszyła się w swoim pokoju.
— Musiałeś przyleźć akurat teraz?
— Obawiam się, że to sprawa niecierpiąca zwłoki — odpowiedział Zabini, niepewnie podchodząc do blondyna. — Widzisz... Snape chce wreszcie wstawić Puchar do swojego gabinetu...
— To mu go zanieście — warknął.
— Problem polega na tym, że go nie mamy — wypalił Blaise, z udawanym zainteresowaniem przyglądając się, leżącym na stoliku, książkom.
— ŻE CO?!
— No, nigdzie go nie ma...
Arystokrata uderzył się otwartą dłonią w czoło, nie mogąc pojąć, jak można być aż takim kretynem, aby zgubić trofeum, które próbowało się zdobyć przez lata.
— Musisz pójść do Snape'a i załagodzić jakoś całą sprawę...
— Załagodzić?! Zgubiliście Puchar, który był w tej szkole od wieków, debilu!
— Może gdybyś przekazał mu te wieści w optymistyczny sposób... nie powie nic McGonagall, przynajmniej do czasu aż skończymy szkołę — podsunął Blaise.
— Trzeba go znaleźć — oznajmił Draco, czując zbliżający się ból głowy.
Polecił przyjacielowi, by siedział cicho i wszedł do sypialni Gryfonki. Poczekał, aż dziewczyna spojrzy na niego znad książek i zapytał, siląc się na zdawkowy ton:
— Skarbie, czy kiedy sprzątałaś rano salon, nie znalazłaś może nigdzie Pucharu Quidditcha?
— Nie mów, że go zgubiliście...
— Tak jakby — odpowiedział, przeczesując palcami włosy.
— Nie zgubiliśmy, po prostu nie wiemy, gdzie jest — usłyszeli Zabiniego, który zignorował rozkaz arystokraty i przyszedł za nim do Gryfonki. — Pomożesz?
— Gdzie go widziałeś ostatnio?
— Kiedy z niego piłaś...
— Zabini! — wrzasnął blondyn. — Co robiliście, kiedy was zostawiliśmy?
— Nie pamiętam.
— Draco, uspokój się — powiedziała Hermiona, widząc pulsującą żyłkę na jego skroni. Pozamykała książki i odłożyła je na komodę. — Zwołajcie całą drużynę, może wspólnie uda się ustalić, co się stało.
Pół godziny później w salonie ponownie zebrali się Ślizgoni, nieudolnie próbując ustalić wydarzenia wczorajszej nocy. Pomimo upływu czasu i narastającej irytacji arystokraty, jedyne, co wiedzieli na pewno to to, że po wyjściu prefektów, drużyna kontynuowała świętowanie.
— Później był toast za to, by Puchar już nigdy nie dostał się w ręce innej drużyny... — wymamrotał Malcolm, pocierając podbródek — i wtedy Graham powiedział, że...
— Że co? — dopytywał Nott.
— Że trzeba coś zrobić, by mieć pewność, że tak się nie stanie.
— I? — spytał Malfoy, podobnie jak reszta drużyny, wyczekująco patrząc na Grahama.
— Nie pamiętam.
Jęk zawodu wypełnił salon, a Zabini zaklął, zerkając na zegarek.
— Mamy pół godziny, zanim Snape zacznie dochodzenie, dlaczego nie przynieśliśmy mu Pucharu. Więc jeśli ktokolwiek pamięta coś jeszcze...
— Kiedy się obudziliśmy, Graham był cały ubabrany w ziemi — rzucił Harper, mając nadzieję, że ta wskazówka choć trochę przybliży ich do odnalezienia trofeum.
— A w ustach miałem posmak dyni! — wypalił obrońca Slytherinu. — Nie pamiętam tylko, żebym pił sok dyniowy...
— Też myślisz o tym, co ja? — spytał z nadzieją w głosie arystokrata, zwracając się do Gryfonki.
— Jeśli rzeczywiście zakopał go w pobliżu grządki z dyniami, znalezienie go nie będzie trudne. Wystarczy poprosić Hagrida o niuchacza...
— Zrobisz to dla mnie? Dostaniesz Grahama do pomocy — oznajmił blondyn, nie mając ochoty prosić gajowego o jakąkolwiek przysługę.
Odetchnął z ulgą, gdy dziewczyna skinęła głową i razem z winowajcą udała się na poszukiwania. Odesłał resztę drużyny i razem z przyjaciółmi czekał na powrót Gryfonki.
— Stało się coś? — zapytał nagle Zabini, widząc, jak arystokrata nie włącza się do rozmowy. — Wydajesz się jakiś markotny...
— Dziwisz mi się? Ledwo co otworzyłem oczy, wpadasz i mówisz, że banda przygłupów zgubiła Puchar...
— Na pewno o to chodzi? — upewnił się Nott, chytrze uśmiechając się do Zabiniego.
— No właśnie, myśleliśmy, że co jak co, ale po wczorajszej nocy... mhm... znaczy się, ja niewiele pamiętam, ale Teodora raczyła mi powiedzieć, że wyraźnie z Granger mieliście się ku sobie... i później tak szybko zaszyliście się w pokoju...
— Dlatego też myśleliśmy, że będziesz zgoła w innym nastroju... No, chyba że nie było chemii i to nie jest to, czego się spodziewałeś...
— Przymknij się, Nott — wtrącił Zabini. — Nawet jeśli, Draco, musisz mieć na uwadze, że dziewczyna nie ma w tych sprawach doświadczenia i to kwestia wprawy i ćwiczeń...
— Nie o to chodzi — zapewnił blondyn, siadając na kanapie.
— A o co?
— Do niczego nie doszło — odpowiedział cicho, tępo wpatrując się w przestrzeń.
— Nie stanął ci?! — zapytał zszokowany Zabini.
Arystokrata ścisnął nasadę nosa, zastanawiając się, czy istnieje granica głupoty.
— Mówił ci ktoś, że jesteś zbyt bezpośredni?
— Kilka razy... ale teraz to nieistotne. Powiesz w końcu, co się stało?
Blondyn odchrząknął, starając się znaleźć odpowiednie słowa.
— Chodzi o to, że Hermiona... ona... — przełknął ślinę, czując, jak na samą myśl o tym robi mu się słabo — Granger chce z tym czekać do ślubu — wypalił rzeczowym, pozbawionym emocji tonem.
Gromki śmiech przyjaciół zmusił go do spojrzenia na nich. Zmrużył gniewnie oczy, widząc, jak zwijają się ze śmiechu, waląc pięścią w stolik.
— Bardzo zabawne — wysyczał, rzucając im gniewne spojrzenie. — MOŻECIE JUŻ PRZESTAĆ?!
— Wybacz, przyjacielu — rzucił Nott, na chwilę opanowując rozbawienie — po prostu... to takie abstrakcyjne — dodał, raz po raz przerywając przez napad śmiechu — Draco... Malfoy... zmuszony do... celibatu...
— Dobra, Nott, przestań, widzisz, że chłopak jest bliski płaczu.
— Ale ona nie może mi tego zrobić... sobie nie może... zresztą długo nie wytrzyma, prawda? — zapytał Malfoy, przerażony wizją oczekiwania na noc poślubną.
Teodor zacmokał i pokręcił głową.
— No nie wiem, stary. Jeśli jej nie pociągasz...
— Granger mnie chce. Jestem tego pewny — oznajmił stanowczo, urażony tym, że ośmielili się w to wątpić.
Ślizgoni spojrzeli po sobie, bezgłośnie się ze sobą zgadzając, że dalsze naśmiewanie się z przyjaciela nie byłoby przejawem roztropności.
— No dobrze — powiedział po chwili ciszy Zabini. — Co zrobiłeś po tym, jak Granger oznajmiła ci, że nici z figli?
— Oświadczyłem się.
— CO?! — wykrzyknęli oboje, wytrzeszczając oczy ze zdumienia.
Arystokrata wbił wzrok w kominek, wspominając tamten moment i uśmiechnął się, gdy przed oczami pojawiła mu się twarz zaskoczonej dziewczyny. Sam nie wiedział, co go skłoniło do takiego zachowania. Przecież nie był aż tak pijany ani zdesperowany, by od razu się żenić... prawda? Jeszcze niedawno sama myśl o wczesnym ożenku napawała go wstrętem. Pamiętał rozmowy z matką, iż on, Draco, nie ma zamiaru powtarzać jej błędu i, zgodnie z tradycją, poślubić w młodym wieku wybraną arystokratkę. Dlaczego więc teraz, gdy wyobrażał sobie Hermionę w białej sukni, nie miał ochoty uciekać choćby i na drugi koniec świata, byle tylko nie dać się usidlić?
Im bardziej nad tym myślał, tym bardziej przekonywał się do tego idiotycznego pomysłu. Czy miał jakieś wątpliwości co do niej? Żadnych. Czy coś tracił? Nic. Zyskiwał? Pewność, iż Hermiona nigdy go nie zostawi... no i oczywiście noc poślubną.
— Hej! — ryknął Blaise, rzucając w niego poduszką.
Draco zamrugał, jakby wybudzał się z transu i spojrzał na Ślizgona.
— Nareszcie jakiś kontakt. Co ona na to?
— Kto?
— Hermiona — westchnął Zabini, kręcąc głową, jednak po chwili wsparł głowę na dłoni i nachylił się do blondyna, zupełnie niczym największa plotkara, oczekująca najnowszych rewelacji.
Arystokrata podrapał się w skroń.
— No... odmówiła.
Blaise jęknął żałośnie, natomiast Nott westchnął z ulgi.
— Ciesz się przyjacielu. Mało brakowało, a wdepnąłbyś w niezłe gówno — powiedział Teodor. — Nie patrzcie tak na mnie. Nie to mam na myśli.
— A co? — spytał Draco, ostrzegawczo patrząc na bruneta.
— Stary, pomyśl trochę. Każda, dosłownie każda, jak poczuje pierścionek na palcu, chce jak najszybciej zacząć organizować ślub i wyjść za mąż. A potem? Ani się obejrzysz, a będzie chciała mieć dziecko, potem przez cztery lata babrzesz się w wymiocinach i gównie. Nie możesz spać, nie masz ani chwili odpoczynku, a wasze sprawy łóżkowe trwają w zawieszeniu do chwili, aż gówniarz nie pójdzie do szkoły. A zanim to nastąpi, zaczyna się ząbkowanie. Mały gnojek nic tylko płacze, brudzi pieluchy, je i płacze, brudzi, je... I tak przez kilka lat. A co się dzieje, jak w końcu zostajecie sami? Ona ma ochotę na drugie! I tak bez końca: płacze, brudzi, je, ząbkuje... Chyba że zostało ci odrobinę godności i wolnej woli i jej odmawiasz, ryzykując tym samym ciężkie pobicie i stałe groźby o rozwodzie.
— To... trochę... przerażające — wydukał w końcu Blaise, rozglądając się po pokoju, zapewne po to, by upewnić się, iż w salonie nie stoi żadna dziewczyna, która chciałaby go skłonić do ożenku.
— I wyjaśnia, dlaczego jesteśmy jedynakami — dodał Draco, rozmyślając nad słowami przyjaciela.
Był prawie pewny, że Granger nie zrobiłaby mu czegoś takiego. Nie, ona najpierw chciałaby zdobyć wszystkie możliwe tytuły naukowe, zacząć pracę, a to dałoby mu co najmniej siedem lat wolności.
Rozważania trójki przyjaciół przerwało pojawienie się Hermiony. Dziewczyna zamarła, gdy wszyscy jak jeden mąż spojrzeli na jej brzuch. Zerknęła w dół, by upewnić się, iż pozbyła się z niej śladów ziemi, jednak wszystko było w porządku.
— Znaleźliśmy Puchar. Graham zaniósł go do Snape'a. Wszystko w porządku?
— Taak — odparli Ślizgoni.
Gryfonka zmarszczyła brwi, jednak nie skomentowała ich dziwacznego zachowania. Wzruszyła ramionami i zaszyła się w pokoju, otaczając się księgami i zwojami pergaminów.
Draco, gdy w końcu został sam, udał się do swojej sypialni. W głowie miał tylko jedną myśl. Mając nadzieję, iż nie popełnia największego błędu w życiu, chwycił pióro i eleganckim pismem napisał na pergaminie kilka zdań. Otworzył szufladę i wrócił do swojego listu z kawałkiem czerwonego wosku. Położył go na pergaminie, wycelował w niego różdżką, a kiedy był odpowiednio nagrzany, przyłożył do niego sygnet, odciskując pieczęć rodu Malfoyów. Uśmiechnął się kącikiem ust i zdecydowanym krokiem udał się do sowiarni.

***

Minął tydzień od wygranej Slytherinu, a słoneczne, niedzielne popołudnie zapowiadało się obiecująco. Obiecująco dla innych, bo Hermiona Granger powtarzała kolejny dział z obrony przed czarną magią. Chodząc po pokoju, recytowała formuły, opisywała ruchy różdżki i skutki zaklęć. Pozostał tylko miesiąc do owutemów i na samą myśl o tym, dostawała zawrotów głowy. Tym bardziej nie mogła zrozumieć, dlaczego Draco, zamiast razem z nią powtarzać materiał, zniknął gdzieś, najwyraźniej nie przejmując się zbliżającymi egzaminami.
Zamarła, gdy do jej pokoju bezceremonialnie wszedł arystokrata i przyjrzał się jej od stóp do głów. Ona nie pozostawała mu dłużna. Nie wiedzieć czemu, nałożył spodnie od garnituru, eleganckie buty i niebieską, jedwabną koszulę.
Blondyn cmoknął z niesmakiem na widok dresowych spodenek i rozciągniętej bluzki. Bez słowa wyjaśnienia, podszedł do szafy Gryfonki, otworzył ją i zaczął przesuwać wieszaki w poszukiwaniu odpowiedniej kreacji.
— Co robisz? — spytała Hermiona, przyglądając się, jak Ślizgon odrzuca kolejne bluzki, sweterki i spodnie.
— Ubieram cię. Wychodzimy.
— Ale po co?
Przerwał poszukiwania i zerknął na nią przez ramię.
— Kiedy ostatnio byłaś na zewnątrz? Droga do szklarni się nie liczy — dodał, widząc, jak Gryfonka otwiera usta, by udzielić odpowiedzi.
— Bardzo śmieszne. Nie mam czasu na spacery, Draco. Mam jeszcze tyle do przerobienia...
— O tym właśnie mówię — oznajmił, wracając do przeglądu szafy. — Nic, tylko siedzisz w dormitorium i się uczysz. Wiesz, że od tego można dostać schizofrenii?
— Wcale nie.
Blondyn zatrzymał się na białej, zwiewnej sukience na ramiączkach. Wyjął ją z szafy, przyjrzał się jej i pokiwał z aprobatą.
— Idealna — mruknął, po czym podszedł do dziewczyny i wcisnął jej sukienkę w ręce. — Masz pięć minut. Później osobiście cię w nią ubiorę i siłą wyciągnę na błonia — dodał, całując ją w czoło. — Pięć minut — powtórzył i wyszedł z sypialni.
Westchnęła, wpatrując się w okno. Doskonale wiedziała, że Draco nie rzucał słów na wiatr i jest zdolny spełnić swoją groźbę. Powtarzając sobie, że pół godziny obijania się nie powinno jej zaszkodzić, przebrała się w sukienkę. Rozpuściła włosy, rozczesała je i wybrała białe czółenka. Właśnie nakładała drugiego buta, gdy do pokoju wrócił arystokrata.
— Coś nie tak? — spytała z uśmiechem, podchodząc do niego.
— Liczyłem na to, że będziesz stawiać opór — mruknął Ślizgon, udając zawiedzionego. — Popsułaś całą zabawę
— Przepraszam bardzo, ale odniosłam wrażenie, że chcesz, abym przebrała się jak najszybciej — odparła z niewinną miną.
Draco uśmiechnął się i przepuścił ją w przejściu. Ujął jej dłoń i ruszył w kierunku schodów.
— Tak, ale jeśli byś się nie wyrobiła, moglibyśmy trochę pobaraszkować.
Dziewczyna przewróciła oczami, zastanawiając się, co będą robić.
— Masz jakiś plan? Jakieś konkretne zamiary?
— Och, tak — mruknął Ślizgon, patrząc na nią z dziwnym błyskiem w oku.
Gryfonka zamyśliła się.
— Przygotowałeś piknik? — spytała, czym wywołała u niego wybuch śmiechu. — No tak, to nie w twoim stylu... Idziemy do Hogsmeade?
Chłopak spojrzał na nią, a jego wzrok jasno mówił: „zwariowałaś?!” Od czasu ataku Śmierciożerców, wypady do wioski ograniczono i odbywały się tylko w asyście aurorów, pilnujących grupy uczniów. Nikt na własną rękę nie wybierał się do Hogsmeade, a Draco miał wręcz obsesję na punkcie jej bezpieczeństwa, dlatego też samodzielne wyjścia do wioski były dla Hermiony całkowicie poza zasięgiem.
— Aha, więc będziemy po prostu leżeć i liczyć chmurki, tak?
— Tego nie powiedziałem — sprostował, w duchu śmiejąc się z Hermiony. Bawiła go ta jej dociekliwość i to, jak się niecierpliwiła.
— Ty nic nie powiedziałeś.
— Będziesz mieć niespodziankę.
— Nie lubię niespodzianek — burknęła, niezadowolona, że trzyma się ją w niepewności.
— Tę polubisz.
— Ach, tak? Skąd ta pewność?
— Kochasz mnie — odparł Ślizgon, niedbale wzruszając ramionami.
— Tak, ale to nie znaczy, że mnie nie denerwujesz, Malfoy.
Zaśmiał się i zmrużył oczy, wychodząc na jasne słońce.
— Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, Granger.
Nie tylko oni, a właściwie Draco, postanowili skorzystać z ładnej pogody. Na błoniach znajdowała się chyba większość siódmoklasistów, niektórzy przygotowując się do egzaminów, inni próbując choć na chwilę zapomnieć o zbliżających się owutemach. Arystokrata zlustrował wzrokiem hogwarckie błonia i biorąc głęboki oddech, pociągnął dziewczynę na sam ich środek.
Hermiona nagle nabrała podejrzeń. Dlaczego ciągnął ją w sam środek tłumu, skoro chciał odpocząć, spędzić z nią trochę czasu? Dlaczego wybrał najlepszą koszulę (wiedziała, że jest najlepsza, bo sam jej to powiedział, kiedy próbowała ją ubrać w trakcie zamiany ciał), skoro wybierał się tylko na błonia? I ten jego zuchwały uśmieszek...
Widząc jego zachowanie i te dziwne podekscytowanie w oczach, dziewczyna domyśliła się, co planował Ślizgon. Wiedza ta sprawiła, iż serce podjechało jej do gardła, całkowicie uniemożliwiając jej oddychanie. Nie chciała tego.
Nim zdążyła cokolwiek zrobić, Draco zatrzymał się i odwrócił w jej stronę.
Nie była na to gotowa, tak samo, jak nie wiedziała, co mu odpowiedzieć. Miała tylko nadzieję, że chłopak zdecyduje się na to w jakimś ustronnym miejscu, gdzie będą sami.
Jednak jej prośby nie zostały wysłuchane. Arystokrata ujął drugą dłonią jej policzek i uśmiechnął się nieśmiało.
— Hermiono...
Wiedziała, że miał zamiar zrobić to teraz, na oczach uczniów, którzy wylegiwali się na błoniach, korzystając z pięknej, słonecznej pogody. Nerwowo rozejrzała się po okolicy, chcąc zapaść się pod ziemię. Przygryzła wargę, gdy blondyn otworzył usta, chcąc kontynuować wyćwiczoną przemowę.
— Nie — rzuciła zdenerwowana Gryfonka, zanim chłopak zdążył uklęknąć. — Nie tutaj — dodała drżącym głosem, widząc jego zdezorientowanie.
Po chwili w stalowych tęczówkach pojawiło się zmieszanie i niepewność, do których szybko dołączył ból. Odwróciła wzrok, nie mogąc dłużej znieść jego spojrzenia. Nie chciała go ranić, jednak nie mogła pozwolić na to, by wystawił się na pośmiewisko całej szkoły.
Ślizgon przyjrzał się jej badawczo, nie wypuszczając jej dłoni z uścisku.
— Myślałem, że tego chciałaś... uroczyście, przy wszystkich... — wyszeptał cicho, z trudem powstrzymując emocje.
— Chodźmy do siebie, dobrze?
— Skoro tak wolisz — odpowiedział, nie spuszczając z niej wzroku.
Hermiona przez długi czas nie ruszała się z miejsca. Próbowała przekazać mu wszystko bez słów, jednak wiedziała, że nie ominie ich szczera i trudna rozmowa. Zacisnęła drżącą dłoń mocniej na jego dłoni i w milczeniu wrócili do dormitorium.
Dziewczyna stanęła na środku salonu, po czym zaczęła przemierzać go szybkim, nerwowym krokiem. W końcu stanęła tyłem do arystokraty, wyłamując palce. Nie wiedziała, co ma powiedzieć, by nie zadawać mu kolejnej rany. W końcu, gdy ułożyła w głowie początek rozmowy, wzięła głęboki wdech i odwróciła się do niego.
Powietrze, jakie znajdowało się w jej płucach, przemieniło się w ołów, na widok Dracona stojącego z otwartym, granatowym pudełeczkiem, z którego błyszczał do niej pierścień.
— Schowaj go — powiedziała cicho, wpatrując się w okno, byle tylko nie widzieć jego rozczarowania.
— Hermiona — rzucił błagalnie Draco.
— Proszę cię, schowaj go!
Głośny trzask wypełnił pomieszczenie. Arystokrata posłusznie włożył pudełeczko do kieszeni i kipiącym z wściekłości głosem zapytał:
— Możesz mi powiedzieć, co zrobiłem nie tak? Nie spodobał ci się pierścionek? Kolor koszuli?A może brakowało ci konfetti?
— Przestań — poprosiła płaczliwym głosem, jednak chłopak nie zwracał na to uwagi.
— Po prostu powiedz mi, kurwa, co zrobiłem nie tak! A może to chodzi o mnie?
— To nie tak...
— Jeśli mi powiesz, że to nie tak jak myślę, wyjdę stąd i wrócę jedynie po to, by zabrać rzeczy.
— Draco, to po prostu za wcześnie! Jesteśmy ze sobą ile? Dwa miesiące? Kiedy mówiłeś o odpowiedniej chwili na oświadczyny, myślałam, że zrobisz to za kilka lat. To się dzieje zbyt szybko... jeszcze niedawno nie chciałeś przebywać ze mną w jednym pomieszczeniu, a teraz...
— Myślałem, że mnie kochasz — przerwał jej chłopak, a gorycz i zawód w jego głosie sprawił, że Hermiona skrzywiła się, mając ochotę zatkać uszy.
— Bo kocham — zapewniła go, jednak arystokrata zaśmiał się gorzko.
— Chyba jednak nie, skoro nie chcesz ze mną być.
Draco był wściekły i ledwo co nad sobą panował. Chciał wrzeszczeć, kląć, rzucać wszystkim, co miał pod ręką, po prostu niszczyć, jednak ostatkiem sił zdołał ujarzmić gniew. Prychnął, widząc, jak Hermiona pociąga nosem, aż w końcu zaczyna płakać.
— Myślisz, że jak trochę popłaczesz, to zrobi mi się ciebie żal i odpuszczę? Od tak o tym zapomnę? — szepnął wściekle, sprawiając, iż jej drobne ciało jeszcze bardziej zatrzęsło się od łkania.
— To naprawdę nie tak. Zrozum, ja nie jestem gotowa na ślub...
— Jaki ślub? Dziewczyno, to były oświadczyny! Myślisz, że od razu zaciągnąłbym cię przed ołtarz?
— Więc dlaczego to zrobiłeś?!
— No nie wiem? Może chciałem mieć pewność? — zapytał prześmiewczo chłopak.
— Pewność? — powtórzyła z bólem Hermiona. — Nie wystarczy ci, że powiedziałam, że chcę z tobą być? Że cię kocham? Nie możesz mi po prostu zaufać?
Blondyn zamarł, wpatrując się w nią beznamiętnie. Uśmiechnął się zjadliwie i warknął:
— Zaufałem w życiu paru osobom. Na przykład ojcu. I wiesz co? Już nie wierzę w cały ten chłam. Jedyne, co dostałem w zamian to wiedza, że nikomu nie można zaufać. Prędzej czy później, wbiją ci nóż w plecy.
Kasztanowłosa pokręciła głową i cofnęła się, zupełnie nie rozpoznając mężczyzny, który przed nią stał. Gdzieś zniknął jej Draco, ten, który nigdy nie powiedziałby jej czegoś takiego.
— Naprawdę tak o mnie myślisz? — gdy odpowiedziało jej milczenie, Hermiona zacisnęła pięści. Czuła się jak bite, zapędzone w róg zwierzę. Instynkt wziął górę i sama przeszła do ataku. — Wiesz, coraz bardziej mnie zadziwiasz. Mówisz, że robisz to wszystko po to, by mieć pewność, że cię nie zostawię, że nie wierzysz, kiedy mówię, że cię kocham, a sam żądasz na to dowodu, nigdy mi tego samego nie mówiąc. Nigdy nie powiedziałeś mi, że mnie kochasz. Cały czas mi się wymykasz, wykręcasz się od powiedzenia dwóch, krótkich słów. Więc powiedz mi, skąd ja mam mieć pewność, co?
Chłopak podszedł do niej w dwóch szybkich krokach i złapał za ramię. Nachylił się nad nią i syknął:
— Jeśli naprawdę tego nie wiesz, jeśli nie widzisz tego w tym, co dla ciebie robię, to chyba w ogóle mnie nie znasz.
— Proszę, uspokój się — szepnęła dziewczyna, widząc, jak ich rozmowa zmierza w coraz to gorszym kierunku. — Kocham cię — dodała, próbując ująć jego twarz w dłonie, jednak Ślizgon się odsunął. — Tyle się wydarzyło przez ten rok... Dajmy sobie trochę czasu. Nie musimy się śpieszyć. Muszę to wszystko przemyśleć, wszystko poukładać w głowie. Śmierciożercy coraz częściej atakują, Ivan w każdej chwili może wrócić, ty sam kiedyś byłeś w ich szeregach, zabijałeś...
Dziewczyna drgnęła, gdy pięść arystokraty o cal minęła jej twarz i z hukiem uderzyła w ścianę. Stali niebezpiecznie blisko, oboje z ciężkim oddechem wpatrując się w siebie.
— Wiesz — powiedział w końcu Draco — nie widzę sensu bycia z kimś, kto uważa mnie za mordercę.
— Ja nie...
Blondyn prychnął pogardliwie i odepchnął się od ściany. Podszedł do parapetu na drugim końcu pokoju, byle jak najdalej od niej i rzucił na niego pudełeczko z pierścionkiem. Oparł się o parapet, wpatrując się w nie.
Hermiona dopiero po dłuższym czasie odważyła się do niego podejść. Był dla niej wszystkim, a ich burzliwy związek trząsł się w posadach. Przeklinając słowa wypowiedziane w gniewie, objęła go, wtulając zapłakaną twarz w jego plecy.
— Przepraszam. Dobrze wiesz, że wcale tak o tobie nie myślę. Draco, proszę — załkała, jednak ani jej słowa, ani jej płacz, nie ostudziły jego gniewu.
Arystokrata zabrał jej ręce ze swojej talii i wszedł do sypialni, z hukiem zatrzaskując drzwi.
Kasztanowłosa przygryzła wargę i zacisnęła dłonie, byle tylko za nim nie pobiec. Mogła mieć tylko nadzieję, iż z czasem Ślizgon ją zrozumie i wszystko wróci do normy. Otarła łzy z policzków i drżącymi dłońmi otworzyła pudełeczko. Jej oczom ukazał się pierścionek z białego złota z wielkim, okrągłym kawałkiem szmaragdu, otoczony dwoma rzędami małych diamencików. Był kosztowny, wytworny i była pewna, iż była to pamiątka rodzinna.
Odłożyła pudełeczko, czując, że otwarcie go było błędem. Jej oczy ponownie zaszkliły się od łez, a ramiona zadrżały, gdy próbowała powstrzymać głośny szloch. Na darmo. Całe dormitorium prefektów wypełniło się jej głośnym, rozdzierającym serce łkaniem. Pogoda odwzajemniła jej nastrój. Znikąd pojawiły się chmury i sekundę później na uczniów odpoczywających na błoniach spadła ulewa. Zerwał się gwałtowny wiatr, który niemal zagłuszał huk błyskawic.
Wśród tych uczniów znajdowali się Ginny i Blaise. Oboje zerwali się i pognali do zamku, po drodze wymieniając się kuksańcami. Dobry humor opuścił ich, gdy dotarli na czwarte piętro i zobaczyli biegnącą w ich stronę Hermionę. Zapłakana dziewczyna wpadła w ramiona przyjaciółki, wtulając twarz w jej szyję.
Zabini wymienił z Weasleyówną zaniepokojone spojrzenia. Słysząc nadchodzących uczniów, Ślizgon zaprowadził Gryfonki do pustej sali. Zablokował drzwi, podczas gdy rudowłosa usiadła na podłodze, tuląc do siebie Hermionę.
Ginny nie próbowała nawet wypytywać przyjaciółki, co się stało. Odczekała chwilę, a kiedy przestała płakać i zaczęła raz po raz pociągać nosem, skinęła na Zabiniego, by się nią zajął, podczas gdy ona załatwi eliksir.
Gdy zostali sami, Blaise niepewnie usiadł przy Gryfonce i ją objął.
— No już, Słońce, uspokój się — poprosił, delikatnie odgarniając jej włosy z twarzy. — Powiesz wujkowi, co się stało?
— On... on mi się oświadczył, Blaise.
— Uua... Zgaduję, że mu odmówiłaś?
Kasztanowłosa skinęła głową i wyprostowała się.
— Był taki wściekły...
— Dziwisz mu się? Dziewczyna, którą kocha, dała mu kosza.
— Kocha — prychnęła, dając do zrozumienia, iż po dzisiejszej kłótni zaczyna w to wątpić.
— Naprawdę tak jest — oświadczył pewnie Ślizgon. — Nie widzisz, jak się dla ciebie zmienił? Masz na niego naprawdę dobry wpływ. I myślę, że tymi oświadczynami po części chciał to pokazać. Miłość, znaczy się.
— Ale to za wcześnie.
— Dla niego nie. Wiążąc się z tobą, postawił wszystko na jedną kartę. Nie zapominaj, gdzie się wychowywał. Arystokracja wcześnie zawiera małżeństwa, a często bywało tak, że dobierało się narzeczonych w wieku szesnastu lat, narzeczonych, którzy w ogóle się wcześniej nie znali. Wczesne oświadczyny to dla niego chleb powszedni.
— Ale nie dla mnie. Może nam się wydawać, że dobrze się znamy, ale tak mało o sobie wiemy...
— On by dla ciebie zaczekał ze ślubem. Powiedziałaś mu, dlaczego się nie zgadzasz? — spytał Blaise, poprawiając się na niewygodnej podłodze.
— Tak. I sam przyznał, że poczekałby. Ale jak długo? Miesiąc? Dwa?
Zabini westchnął, nie wiedząc, co odpowiedzieć Gryfonce.
— Poczekajcie chwilę, uspokójcie się i na spokojnie porozmawiajcie o tych oświadczynach. Przecież to nie koniec świata.
— Ale ja nie wiem, czy on... On chyba ze mną zerwał.
— Nie wiedział, co mówi. Przejdzie mu. On nie jest z tych, co łatwo odpuszczają — oznajmił Zabini i niemal westchnął z ulgą na widok Weasley, wracającej z eliksirem.
Rudowłosa przykucnęła przed przyjaciółką i podała jej szklankę. Dziewczyna z wdzięcznością ją przyjęła i opróżniła ją do dna. Eliksir szybko zaczął działać i jej ciało opanowało znużenie. Zasnęła, a kiedy jej głowa bezwładnie oparła się na ramieniu Ślizgona, ten delikatnie ją podniósł i zaniósł do jej sypialni. Zajrzał do pokoju przyjaciela, jednak jego nigdzie nie było.

***

Hermiona obudziła się dopiero wieczorem. Otworzyła oczy, żałując, iż nie dane jej było pospać jeszcze kilka godzin. Zamarła, słysząc trzask drzwi do łazienki. Najwidoczniej jej współlokator wyszedł w końcu z pokoju i, sądząc po ilości wylanych na siebie perfum, których zapach dotarł aż do Gryfonki, zamierzał gdzieś wyjść.
Powoli wstała z łóżka i z zaskoczeniem odkryła, iż ktoś ją przebrał. Na miejscu białej sukienki pojawiła się, zazwyczaj schowana głęboko w szafie, jej ulubiona piżama od rodziców. Kto ją przebrał? Ginny? Blaise? A może...?
Pojawił się w niej promyk nadziei. Ktoś inny mógł przebrać ją w pierwsze lepsze rzeczy lub po prostu przetransmutować sukienkę w piżamę. Tymczasem, najprawdopodobniej Draco, wiedząc, w jakim stanie się znajduje, założył jej komplet od rodziców. By dodać otuchy? Przeprosić? A może arystokrata nie miał z tym nic wspólnego?
Kręcąc głową nad swoimi domysłami, podeszła do drzwi i nieśmiało weszła do salonu, gdzie zastała Ślizgona jeszcze bardziej wystrojonego, niż poprzednio. Blondyn ostatni raz poprawił zaczesane w tył włosy i odwrócił się, napotykając jej wzrok. Ignorując ją, podszedł do kanapy i porwał leżącą na oparciu marynarkę.
— Gdzie idziesz? — spytała podejrzliwie.
Draco nachylił się, by zawiązać buty, nie zwracając na nią uwagi.
Hermiona przygryzła wargę, gdy do głowy przyszła jej myśl, że Draco wybierał się do Astorii. Obronnie objęła się ramionami, czując, jak miękną jej nogi.
— Pytałam, dokąd idziesz.
— Na spacer... z psem.
Dziewczyna zmrużyła oczy.
— W takim ubraniu?
Zagwizdał, przywołując do siebie Salazara. Przypiął smycz i ruszył do wyjścia.
— Ładna piżamka, Granger — rzucił kąśliwie, nim zamknęło się za nim przejście.
Kasztanowłosa schyliła się i podniosła jedną z piłek Salazara. Zamachnęła się i rzuciła nią w Ślizgona, jednak obraz zdążył wrócić na miejsce, całkowicie odgradzając ją od niego.
Dziewczyna usiadła na fotelu, walcząc z setką domysłów. Przecież on by jej tego nie zrobił, prawda? I wiedziała, że to on ją przebrał, nabrała pewności po tej jego złośliwej uwadze. Nie mógł tak po prostu jej zostawić i pójść do innej. Był zły i zraniony, ale nie mógł przestać ją kochać przez jedną kłótnię... A przynajmniej miała taką nadzieję.
Zmartwiona chodziła po pokoju, kiedy dotarło do niej, że może śledzić swojego chłopaka. Co prawda przez okno, ale jednak.
Podbiegła do szyby i przystawiła do niej czoło, obserwując, jak blondyn spaceruje z psem. Wyglądało na to, iż arystokrata nie planował żadnego spotkania. Puścił Salazara ze smyczy i powolnym krokiem samotnie przemierzał błonia. Nagle przystanął i skręcił, znikając z jej pola widzenia. Gryfonka natychmiast pobiegła do swojej sypialni, jednak blondyn ulotnił się razem z psem.
— Cholera — szepnęła kasztanowłosa, wracając do salonu.
Godzinę później wrócił do dormitorium. Nie zdążył nawet zdjąć marynarki, gdy dziewczyna zaczęła zasypywać go pytaniami.
— Gdzie byłeś? — spytała, jednak widząc jego zaróżowione policzki, trochę się uspokoiła. Był to dowód na to, iż ten czas naprawdę spędził na spacerze z psem. Chyba że jego rumieńce nie były spowodowane wiatrem.
— A co? Nie widziałaś? — spytał prześmiewczo, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że go obserwowała.
— Pytam poważnie. Gdzie byłeś?
— Może powinnaś spytać, z kim byłem? — odparł Draco, odrzucając smycz. — Albo od razu przejdź do rzeczy i spytaj, czy nie byłem u Astorii.
— A byłeś? — spytała cicho.
Arystokrata zmrużył oczy i zacisnął gniewnie szczękę.
— Naprawdę masz mnie za takiego? — warknął, po czym zamknął się w łazience.
— Sam powiedziałeś, że to był twój sposób na odreagowanie!
— BYŁ!
Brawo, panno Granger. To była pierwszorzędna próba pogodzenia się” — pomyślała Hermiona, chowając twarz w dłoniach.
Następnego dnia ledwo była w stanie skupić się na tyle, by choćby dobrać dwie, takie same skarpetki. Stanęła przed lustrem i upewniwszy się, że nie nałożyła bluzki na lewą stronę, weszła do salonu. Widząc stojącego przy przejściu Ślizgona, nerwowym gestem poprawiła torbę.
Podeszła do wyjścia i drgnęła, gdy chłopak złapał jej dłoń i wyszedł na korytarz razem z nią, tak, jak to zazwyczaj robili. Hermiona mocniej zacisnęła dłoń, doceniając jego gest i próbę poprawienia ich relacji, jednak czuła się nienaturalnie.
Draco podprowadził ją pod salę i, bez żadnego „miłego dnia” czy „powodzenia na lekcji”, co również czynił każdego dnia, pocałował ją w czoło. Dziewczyna skrzywiła się, wyczuwała bowiem, iż wszystkie jego gesty są automatyczne i nie wkłada w to żadnych uczuć.
— Draco! — zawołała, nim zdążyła się opanować.
Blondyn, zdążywszy pokonać połowę korytarza, zatrzymał się i zerknął na nią przez ramię, pytająco unosząc brew.
Hermiona przygryzła wargę, zastanawiając się, co ma mu teraz powiedzieć. W końcu zdobyła się na niewielki uśmiech i powiedziała:
— Miłego dnia.
Arystokrata jedynie skinął głową i zniknął za zakrętem, a jej nie pozostało nic innego, jak wejście do klasy.
Zły humor nie opuszczał jej przez cały czas, przez co miała trudności ze skupieniem na lekcjach. Jedynie zapisywała notatki, nie zgłaszając się do odpowiedzi, co dało do myślenia innym uczniom.
Harry nachylił się do przyjaciółki i szepnął:
— Wszystko w porządku?
Dziewczyna skinęła głową, skutecznie ucinając temat. Zbywała Harry'ego i pozostałych aż do obiadu. Ciesząc się, że w końcu zazna odrobiny spokoju, usiadła na swoim miejscu i ujęła widelec w dłoń, jednak gdy tylko spojrzała na swój talerz, straciła cały apetyt. Dłubała widelcem w kotlecie, aż w końcu westchnęła i odłożyła sztućce.
Jej uwagę przykuł głośny wybuch śmiechu przy stole Slytherinu, gdzie rozbawiony Draco rozmawiał ze znajomymi, w ogóle nie zdradzając oznak tego, że pokłócił się ze swoją dziewczyną. Rozluźniony, siedział nonszalancko na ławie, raz po raz rzucając jakąś uwagę, która, biorąc pod uwagę reakcje innych, musiała być diabelnie śmieszna.
Hermiona poczuła zadowolenie z tego, że odłożyła nóż, gdy do Wielkiej Sali weszła Astoria. Znudzonym wzrokiem zlustrowała pomieszczenie i uśmiechnęła się zjadliwie do Gryfonki, widząc, w jakim stanie znajduje się ona, a w jakim Draco. Kołysząc biodrami tak, że Hermiona zastanawiała się, jakim cudem jeszcze jej nie wypadło, podeszła do arystokraty i nachyliła się nad nim, szepcząc mu coś do ucha.
Widząc to, kasztanowłosa spuściła wzrok, pozwalając, by włosy zakryły jej twarz. Zamrugała, chcąc odpędzić łzy. Wmawiała sobie, że to wcale nie musi oznaczać tego, iż blondyn był wczoraj u Astorii, jednak cichy, irytujący głosik podszeptywał jej zupełnie co innego.
— Mogę się przysiąść? — spytał Draco i usiadł na wolnym miejscu tuż obok Hermiony.
Dziewczyna uniosła głowę i spojrzała na niego zaskoczona.
— Co ty tu robisz?
— Musimy porozmawiać — oznajmił, nachylając się do niej. — Nie chcę dłużej tego ciągnąć. Chce to skończyć. Teraz.
Gryfonka otworzyła usta, jednak zamiast słów, wydostał się z nich jęk, a łzy, które tak dzielnie wstrzymywała, spłynęły jej po policzkach.
Na zewnątrz rozległ się pierwszy grzmot.
— Wiesz co? — wychlipała, wstając z ławki. —Mógłbyś wykazać się odrobiną empatii i wybrać jakieś ustronne miejsce, by ze mną zerwać.
Nie czekając na jego odpowiedź, wybiegła z Wielkiej Sali. Niemal nic nie widząc przez łzy, wbiegła do swojego pokoju i rzuciła się na łóżko, płacząc w poduszkę. Kochała go, a on miał czelność zostawić ją na oczach wszystkich, robiąc z niej pośmiewisko. Dlaczego? Dlatego, że nie była gotowa na oświadczyny? A może po prostu mu się znudziła?
Nie dane jej było długo się nad tym zastanawiać, gdyż do pokoju, zaraz za nią, wpadł Draco. Zmartwiony, usiadł obok niej i delikatnie położył jej dłoń na plecach.
— Hermiona...
— Wyjdź stąd! Nie chcę cię tu!
— Ale...
Kasztanowłosa usiadła w mgnieniu oka i wskazała ręką drzwi.
— Wynoś się. Zerwałeś. Teraz nie masz prawa tu przychodzić. Co? Jeszcze ci mało? Chcesz kopać leżącego?
— Zamkniesz się w końcu?! — wrzasnął Draco, widząc, że inaczej nie zdoła jej uciszyć.
Dziewczyna zamilkła, zdumiona jego bezczelnością, z czego natychmiast skorzystał arystokrata.
— Nie to miałem na myśli, mówiąc, że nie chcę tego ciągnąć. Chciałem powiedzieć, że nie chcę się dalej kłócić.
Hermiona otwierała i zamykała usta, jednak nie była w stanie cokolwiek z siebie wykrztusić.
— A... Ale jak to... A Astoria?
— Aleś ty czasami jesteś głupia — westchnął chłopak, kręcąc głową, jednak na jego ustach widniał mały uśmieszek. — Specjalnie się tak wtedy odwaliłem. Chciałem, żebyś była zazdrosna.
Ślizgon, widząc, w jakim stanie znajduje się jego dziewczyna, zaprowadził ją do salonu i posadził na kanapie. Nalał do szklanki Ognistej i kucnął przed nią, podając jej trunek. Ujął jej wolną dłoń i przyglądając się, jak popija ze szklanki, składał na niej czułe pocałunki.
— Lepiej? — spytał cicho, odkładając szkło na stolik.
Hermiona skinęła głową.
— Więc wszystko po staremu? — spytała w końcu dziewczyna, patrząc mu prosto w oczy.
— Tak.
— I nie jesteś zły za te oświadczyny?
— Już nie. A, wracając do oświadczyn... Nie bój się — zaśmiał się Draco, widząc minę Gryfonki. — Umówmy się na coś. Oświadczę ci się jeszcze jeden, jedyny raz w życiu, ale zrobię to tylko wtedy, gdy dasz mi jasno do zrozumienia, że tego chcesz i będę pewien twojej odpowiedzi. W porządku?
Kasztanowłosa uśmiechnęła się i nachyliła, by objąć arystokratę, a na niebie, po raz pierwszy od wielu godzin, pojawiło się słońce.
— Bardziej niż w porządku.

***

Draco zakręcił wodę i wyszedł spod prysznica, owijając ręcznik wokół bioder. Podszedł do umywalki i dotarłszy do wniosku, iż pora się ogolić, ujął różdżkę, nakierowując ją na twarz. Usuwał zarost pasmo po paśmie, odsłaniając gładką skórę, aż w końcu nie pozostało mu nic innego, jak użycie wody kolońskiej. Odgarnął niedbale mokre włosy w tył i wytarł się do sucha.
Uśmiechnął się, słysząc kroki Hermiony w salonie i pośpiesznie narzucił na siebie czarną bluzkę i spodnie. Podszedł do drzwi i otworzył je.
— Nie wiedziałem, że tak szybko...
Blondyn urwał w połowie, widząc na środku salonu nie Hermionę, a Toma Moor. Chłopiec od razu rzucił się do ucieczki. Arystokrata ruszył się za nim, jednak w przejściu wpadł na Gryfonkę.
— Auć — syknęła, gdy uderzyła ramieniem o kant przejścia.
Ślizgon zerknął na nią, by upewnić się, że nic jej nie jest i wypadł na korytarz, jednak po małym Gryfonie nie było śladu. Wiedząc, iż teraz nie ma szans na złapanie go, wrócił do dormitorium, gdzie czekała na niego dziewczyna.
— Co ty wyrabiasz? — spytała, rozcierając ramię.
— Ten mały gówniarz był tutaj. Czegoś szukał — odpowiedział chłopak, rozglądając się po salonie, by pobieżnie sprawdzić, czy niczego nie brakuje. — Tylko skąd znałby hasło?
— Nie wiem, na tę chwilę mnie to nie obchodzi — warknęła Hermiona, ze złością kopiąc fotel.
Draco uniósł brew.
— A tobie co?
Zirytowana dziewczyna cmoknęła i spojrzała na niego.
— Ktoś wypożyczył mi książkę.
Arystokrata zaśmiał się z błahego powodu jej irytacji.
— Ty głupolu, tylko dlatego się wściekasz?
— Nie mów tak do mnie! — wrzasnęła Gryfonka.
Razem z jej krzykiem, po salonie rozniósł się huk pękającego szkła i zapach spalenizny. Wszystkie butelki, szklana część stolika, a nawet niektóre szyby, pękły, rozrzucając drobinki szkła po całym pomieszczeniu.
Zszokowany Ślizgon wbił spojrzenie w kasztanowłosą i ogarnął go strach, gdy zrozumiał, skąd bierze się smród spalenizny.
W dekolcie bluzki Hermiony znajdowała się wypalona dziura w kształcie jej medalionu. Czarny kamień połyskiwał złowrogo, sprawiając, iż Draco cofnął się o krok, czując, że tak jest bezpieczniej.
Dziewczyna, widząc, na co patrzy, obronnie zacisnęła dłoń na kamieniu, zakrywając go przed jego wzrokiem. Nie skrzywiła się, co dało mu do zrozumienia, że medalion nie pali jej skóry, lecz tylko materiał bluzki.
— Hermiono, zdejmij go — rozkazał pełnym napięcia głosem.
Kasztanowłosa pokręciła głową, mocniej zaciskając dłoń. Gdy chłopak spróbował do niej podejść, syknęła do niego ostrzegawczo. Przełknął ślinę, odsuwając się od niej.
— Dobrze, już dobrze. Nie chcę ci go zabrać. Jest twój — powiedział spokojnie, unosząc dłonie, by pokazać, że nie ma złych zamiarów.
Gryfonka uspokoiła się, choć nadal ciężko oddychała i nie spuszczała z niego podejrzliwego wzroku.
— Jest bardzo ładny. Od kiedy go masz?
Blondyn zmrużył oczy z niezrozumienia, gdy przemówiła do niego w nieznanym języku. Oblizał nerwowo wargę, zastanawiając się, co robić. Słowa, jakie wydobywały się z jej ust przywodziły na myśl stary, zapomniany język. Mając nadzieję, że Hermiona zrozumie inny, równie stary, odezwał się po łacinie:
— Non intellego.
Dziewczyna powoli przechyliła głowę. Widząc, jak chłopak powoli wyciąga do niej dłoń, syknęła:
— Desine!
Draco powoli wypuścił drżący oddech, czując się nieco pewniej, po tym jak udało mu się z nią porozumieć. Posłusznie cofnął się, zachowując bezpieczną odległość.
— Quid accidit? Quid est hoc? — spytał, wskazując na medalion.
— Dlaczego o niego pytasz? — warknęła dziewczyna. — On jest mój.
Draco przełknął ślinę, czując, że stąpa po cienkim lodzie. Nie wiedział, czym jest jej naszyjnik, lecz jednego był pewien: to on stał za jej znajomością greki i tym, co się przed chwilą stało. Przeczucie mówiło mu też, że to właśnie jego szukał mały Gryfon. Postanowił zmienić temat, przypominając sobie, że kiedyś Hermiona też była niespokojna, gdy zaczął o niego wypytywać. Pocieszając się myślą, iż znów zaczęli porozumiewać się w ojczystym języku, spytał, by wyrwać ją ze zgubnego wpływu medalionu:
— Jaką książkę chciałaś wypożyczyć?
Dziewczyna zamrugała, próbując sobie przypomnieć tytuł lektury.
— Do historii magii — powiedziała niepewnie, pocierając skroń. — O powstaniach goblinów i ich przywódcach.
— Piszesz referat? Czy może chcesz się z niego pouczyć na egzaminy?
Skrzywiła się, próbując przypomnieć sobie, po co był jej potrzebny podręcznik. Im bardziej się skupiała, tym bardziej bolała ją głowa.
— Chciałam... Na Godryka.... — szepnęła, rozglądając się po pokoju, jakby nagle dotarło do niej, co się stało. — Ja nie chciałam...
Arystokrata, widząc, że Hermiona odzyskała świadomość, podszedł do niej i objął ją.
— Wiem. To nie twoja wina — szepnął.
Wiedział, że medalion jest niebezpieczny i trzeba go jak najszybciej zdjąć, jednak obawiał się, że jeżeli poprosi ją o to, może stać się coś o wiele gorszego niż roztrzaskanie szkła. Poprowadził Gryfonkę do fotela i kucnął przed nią, by móc spojrzeć jej prosto w oczy.
— Posłuchaj mnie. Zostań tu i nie wychodź stąd, dopóki nie wrócę, dobrze? Dowiem się, co się dzieje i wszystko naprawię.
Dziewczyna niepewnie skinęła głową, pierwszy raz czując, że coś jest nie tak z jej naszyjnikiem. Myśl ta znikła równie szybko, jak się pojawiła. Przecież to tylko naszyjnik. Jej naszyjnik. Nie odda go!
Draco zabrał różdżkę z łazienki. Wychodząc, po raz ostatni spojrzał na kasztanowłosą. Siedziała, kurczowo zaciskając dłoń na naszyjniku i nieobecnym wzrokiem wpatrując się w przestrzeń. Znowu była pod panowaniem medalionu, był tego pewien tak samo, jak tego, iż im dłużej go nosi, tym większą ma nad nią kontrolę. Doskonale wiedząc, iż nie da sobie z tym rady sam, postanowił udać się po pomoc kogoś, kogo Hermiona znała i ufała od lat.
Wbiegł na siódme piętro i wszedł do salonu Gryfonów, rozglądając się za Weasleyówną. Nie zwracając uwagi na zaskoczonych uczniów Gryffindoru, wrzasnął:
— Weasley! Złaź tutaj, jesteś mi potrzebna!
— Czego od niej chcesz?
Draco odwrócił się, stając twarzą twarz z Potterem.
— Chyba pierwszy raz się cieszę, widząc twoją gębę. Ty też będziesz mi potrzebny — oznajmił i nie czekając na jego reakcję, złapał go za ramię i zaczął ciągnąć do wyjścia.
— Odbiło ci, Malfoy?!
— Chodzi o Granger. Ma problem. Poważny.
— Co jej zrobiłeś?
— Co się dzieje? — spytała Ginny, wychodząc za nimi na korytarz.
Ślizgon zaczekał, aż obraz wróci na miejsce, po czym ruszył do schodów, wiedząc, iż dwójka Gryfonów pójdzie za nim.
— Zauważyliście, od kiedy Hermiona nosi naszyjnik?
— Jaki naszyjnik? — spytał zdezorientowany Harry, ledwo nadążając za blondynem.
— Z czarnym kamieniem. Nie, nie zauważyłam — odpowiedziała Ginny. — Mówiłeś coś o Hermionie.
— Medalion jest przeklęty. Przed chwilą przejął nad nią kontrolę, sprawiając, że wysadziła prawie wszystkie szyby. Próbowałem namówić ją do zdjęcia go, ale na mnie źle reaguje. W pewnym momencie miałem wrażenie, że lada chwila mnie zaatakuje.
— Próbowałeś zdjąć go czarami?
— Ryzykując życiem? Nie, Potter, w odróżnieniu od innych, używam mózgu.
— Przestańcie! — warknęła Ginny, patrząc na nich z naganą. — Mówiłeś o tym komuś jeszcze?
— Tylko wam. Nie chcę, żeby oberwała za posiadanie czarnomagicznej błyskotki. I nie, nie wiem, czym to jest — dodał Draco, wyprzedzając kolejne pytanie. — Na razie.
— Czy ten medalion... czy ma jakieś inne...?
— Tak, Potter. Granger zna starożytną grekę.
Weasleyówna jako pierwsza weszła do salonu i ujrzała Hermionę w takiej samej pozycji, w jakiej zostawił ją arystokrata. Podeszła do niej powoli, jednak zawahała się, gdy przyjaciółka przeniosła na nią swój wzrok. Wyczuwała w jej spojrzeniu coś potężnego i niebezpiecznego.
— Hej, kochanie — powiedziała łagodnie Ginny. — Malfoy mówił, że potrzebujesz pomocy
— Mylił się. Wszystko w porządku — wymamrotała kasztanowłosa, jednak nie patrzyła na młodszą Gryfonkę. Pustym wzrokiem wodziła po pokoju, zdając się ich nie zauważać.
— Hermiona, dobrze się czujesz? Czegoś potrzebujesz? — spytał Harry, zatrzymując się obok Weasleyówny. On również wyczuwał to, co Ginny, nabierając pewności w słowa Malfoya.
— Wszystko jest w porządku. Dlaczego miałoby nie być? Mam swój medalion. Jest w porządku — powiedziała niby do siebie Hermiona, zachowując się niczym marionetka. Nie poruszała się, wpatrując się w jedno miejsce.
— Hermiona, on nie jest dla ciebie dobry. Musisz go zdjąć — oznajmiła Ginny. — Pomogę ci. Chcesz?
Gryfonka wcisnęła się w głąb fotela, zaciskając dłonie na jego poręczach. Spojrzała z nienawiścią na dziewczynę, sprawiając, że ta zadrżała ze strachu.
— Zostaw... mnie...
— Cholera — szepnął Draco, widząc, iż na swoich przyjaciół Gryfonka reaguje jeszcze gorzej. — Cofnijcie się.
Gryfoni odeszli od Hermiony, jednak ta nadal była niespokojna. Przeskakiwała wzrokiem między nimi, zaciskając dłoń na kamieniu, który ponownie zaczął połyskiwać. Draco wiedział już, co to oznacza. Kasztanowłosa zaczynała korzystać z mocy medalionu, szykując się do obrony.
W najbardziej niebezpiecznym i pełnym napięcia momencie, przejście do dormitorium otworzyło się, a do środka wszedł radosny, niczego niespodziewający się Blaise. Z szerokim uśmiechem spojrzał na przyjaciela i dwójkę Gryfonów.
— Ojej. A co wy tacy... — Ślizgon urwał, gdy odwrócił się i zauważył Hermionę.
Osaczona dziewczyna nie wytrzymała kolejnej osoby w dormitorium. Kolejny huk wstrząsnął pomieszczeniem, przez wybite szyby wtargnął porywisty wiatr, rzucając przedmiotami i ostrymi kawałkami szkła.
Zabini skulił się i pchnął Ginny na podłogę, osłaniając ją ciałem. Dopiero gdy wszystko ucichło, powoli odsunął się od niej.
— Co, do cholery... — wymamrotał, rozglądając się po salonie, który wyglądał, jakby przeszło przez niego niewielkie tornado. Wszystkie rzeczy walały się po podłodze, meble, nawet masywna półka z książkami, zostały połamane niczym zwykłe wykałaczki.
Zabini pomógł wstać Weasleyównie i z niepokojem spojrzał na Hermionę, jednak ona nie zwracała na niego uwagi. Dziewczyna ze smutkiem wpatrywała się w krwawiące rozcięcie na policzku Dracona.
Arystokrata, jakby wyczuwając słabość Gryfonki, powoli podszedł do niej i patrząc jej w oczy, nachylił się nad nią i zdjął z jej szyi wisiorek.
W momencie, gdy medalion został jej odebrany, zimny pot pokrył całe ciało Hermiony. Zaczęła się trząść. Nie mogąc dłużej walczyć z mdłościami, pochyliła się i zaczęła wymiotować.
Draco odgarnął jej włosy w tył, delikatnie masując plecy dziewczyny, cierpliwie czekając, aż skończy. Oczyścił kanapę i przeniósł na nią Gryfonkę, siadając przy niej i nie wypuszczając jej dłoni z uścisku.
— Spokojnie. Zaraz poczujesz się lepiej.
W czasie gdy Ginny poszła po wodę dla przyjaciółki, Harry opowiedział Zabiniemu wszystko, co usłyszał od Malfoya. Wspólnie próbowali ustalić, kiedy kasztanowłosa zaczęła nosić naszyjnik, jednak Blaise, podobnie jak Gryfon, w ogóle nie zauważył medalionu. Podeszli do kanapy, martwiąc się o przyjaciółkę, jednak z każdą chwilą skóra Hermiony przybierała zdrowszy odcień, a oddech powoli się normował.
Draco pomógł jej usiąść i przyjął szklankę od Weasleyówny. Zbliżył ją do ust Hermiony i powoli przechylił. Po chwili dziewczyna poczuła się na tyle pewnie, że sama chwyciła szklankę, pijąc wodę większymi łykami.
Arystokrata odstawił naczynie na podłogę i zwrócił się do Gryfonki.
— Wiem, że jesteś zmęczona, ale musisz nam powiedzieć, skąd masz ten naszyjnik, Hermiono.
Dziewczyna objęła ramionami kolana i zmarszczyła brwi, próbując przypomnieć sobie to, o co prosił Ślizgon.
— Ktoś ci go dał? — podsunął Harry, z troską przyglądając się przyjaciółce.
Gryfonka pokręciła głową i wychrypiała:
— Nie. Nie pamiętam.
— Czy miałaś go przed turniejem? — spytał łagodnie Draco, na co kasztanowłosa pokręciła głową. — Przed balem?
— Nie...
— Masz go, odkąd jesteśmy razem? — zgadywał dalej Ślizgon, gdy w głowie pojawiła mu się myśl, iż mógłby to być „prezent” od jednej z zazdrosnych, durnych dziewcząt.
Hermiona zamknęła oczy i zapłakała.
— Nie wiem. Ja nie wiem.
— Wierzę ci — szepnął Draco, obejmując ją. — Ale proszę, spróbuj sobie przypomnieć. To bardzo ważne.
Gryfonka wtuliła się w niego, wlepiając bezbronny wzrok w leżący na podłodze naszyjnik.
— Daj jej spokój. Nie widzisz, że jest zmęczona? — wtrącił Harry, ostrzegawczo patrząc na Malfoya.
— Im wcześniej, tym lepiej. Później może zacząć tracić wspomnienia, zapominać o istotnych faktach, Potter. Myślisz, że mi jest z tym przyjemnie?
— Zamknąć się — warknęła Ginny, siadając po drugiej stronie przyjaciółki. — Skarbie, spójrz na mnie, dobrze?
Kasztanowłosa powoli odwróciła się, nadal jednak nie wychodziła z objęć Ślizgona. Widząc to, Weasleyówna zarządziła:
— Blaise, Harry, wypad.
— Ale...
— Wypad. Idźcie do któregoś z pokoi i tam poczekajcie — dziewczyna poczekała, aż została z prefektami sama i powiedziała: — Wróćmy do naszyjnika. Czy miałaś go w walentynki?
Starsza Gryfonka zagryzła wargę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Osłabiona przez jego działanie, ledwo panowała nad ciałem i nie do końca rozumiała, co się wokół niej dzieje. Była zdezorientowana i bezbronna niczym małe dziecko. W końcu, po długiej chwili, pokręciła głową.
— Czy nosiłaś go przed tym, jak zaczęłaś chodzić z Malfoyem?
— Tak. Na długo przed tym — powiedziała z nagłym ożywieniem.
Draco zamarł, łącząc informacje od Hermiony z wydarzeniem, które wpasowywało się w ramy czasowe.
— Czy miałaś go podczas spotkania z Ivanem? Czy to on ci go dał?
— Nie... ale miałam go w Mungu. Wtedy po raz pierwszy... pamiętasz ten wazon?
— Czyli ktoś założył ci go, jak byłaś nieprzytomna — stwierdziła Ginny, jednak Hermiona pokręciła głową.
Nagle Gryfonka wyprostowała się i wychrypiała:
— Jezioro. On pojawił się w jeziorze.
Weasleyówna i Draco wymienili spojrzenia, oboje zastanawiając się nad tym samym: jakim cudem naszyjnik, który powinien leżeć na dnie, znalazł się na szyi Hermiony.
— Jestem taaka śpiąca — mruknęła, zamykając oczy.
— Śpij. Zajmę się wszystkim — obiecał Draco, kładąc ją na kanapie.
Odczekał, a kiedy miał pewność, iż dziewczyna zasnęła, skinął na Ginny i dołączyli do Harry'ego i Blaise'a.
— I co? — spytali równocześnie.
— Powiedziała, że pojawił się w jeziorze, wtedy, gdy porwali ich Śmierciożercy — odpowiedziała dziewczyna. — Trzeba się dowiedzieć, czym dokładnie jest ten naszyjnik.
— Ja się tym zajmę — wtrącił Draco. — Wy troje opiekujcie się Hermioną. Zdjęcie go musiało ją sporo kosztować. Ogarnijcie też salon. Blaise, schowaj naszyjnik w moim pokoju. Wrócę, gdy dowiem się czegoś sensownego — powiedział i podszedł do drzwi. — A, jeszcze jedno. Pod żadnym pozorem nie wpuszczajcie tu Toma Moor.
— Tego pierwszoklasisty? — upewnił się Harry.
— Tak. On coś knuje.
Arystokrata niemal biegł do biblioteki, wiedząc, że ma wszystkie elementy układanki. Brakowało mu tylko spoiwa, czegoś, co połączy je w logiczną całość. Miał czarnomagiczny naszyjnik, dzieciaka, który chciał go dla kogoś wykraść i dziwne wydarzenia, jakie miały miejsce w Hogwarcie tego roku. Napis w Noc Duchów, oznaczone zdjęcia Lee i Hermiony... Coś musiało to wszystko łączyć, a Draco miał nieodparte wrażenie, iż rozwiązanie kryje się w osobie małego, niepozornego chłopca. Chłopca, przy którym Mroczny Znak stawał się wyraźny i palił go żywym ogniem.
Wpadł do biblioteki i, ignorując wrzaski pani Pince, zaczął poszukiwania od znanych mu ksiąg, opisujących czarną magię. Nie znalazł nic. Wraz z upływającym czasem, rosła jego frustracja. Rozejrzał się i upewniwszy się, że nikt mu się nie przygląda, rzucił na siebie zaklęcie kameleona i zakradł się do działu ksiąg zakazanych. Dopiero tam, w „Najczarniejszych czarach” znalazł krótką wzmiankę o medalionie. O mały włos pominąłby właściwą stronę, jednak jego uwagę przykuł odręczny rysunek naszyjnika. Ukrył się za regałem i zaczął czytać.

jednak na miano najsilniejszego starożytnego artefaktu z całą pewnością zasługuje naszyjnik Pandory. Według legendy, umierająca Pandora, otoczona przez wrogów, nie chcąc zginąć z rąk znienawidzonych Rzymian, popełniła samobójstwo, a ze swojego naszyjnika, podarunku od samego Aleksandra Macedońskiego, uczyniła pierwszego w historii horkruksa. O horkruksach, najbardziej niegodziwych spośród magicznych wynalazków, nie będziemy tu mówić i nie udzielimy żadnych dalszych wskazówek.
Naszyjnik, według legendy, podobnie jak miecz Godryka Gryffindora, pojawia się, gdy uzna, iż znawił się odpowiedni właściciel. Dzieje się to na zasadzie powtarzanej historii, osoba musi być w takim samym stanie, jak mityczna Pandora: otoczona przez nieprzyjaciół, sama pragnąca swojej śmierci...

Ślizgon zamarł, wpatrując się w ostatnie linijki. Wiedział, kim była Pandora, tak jak każdy, kto czytał o najsłynniejszych czarownicach i czarodziejach. Według legend, Pandora była najpotężniejszą czarownicą, jaka kiedykolwiek się narodziła i jaka kiedykolwiek miała się narodzić. W starożytnych zwojach opisywano ją jako tę, dla której nie istniały żadne granice. Jednak Draco nie miał pojęcia, iż nieograniczona moc Pandory została zamknięta w naszyjniku, który przez kilka miesięcy nosiła jego dziewczyna. Zło z naszyjnika stopniowo przenikałoby do dziewczyny, jednak gdyby udało jej się z nim połączyć... jeśli ktokolwiek zdołałby to zrobić... byłby niezwyciężony. Pytanie tylko, skąd jedenastolatek, mugolak, wiedział o medalionie? I do czego był mu potrzebny?
Draco niedbale odrzucił książkę i pobiegł do gabinetu dyrektorki. Był pewien, iż Tom Moor jest pod wpływem Imperiusa, że to on odpowiada za napis i zdjęcia, a także tego, iż Śmierciożercy chcą dostać w swoje ręce naszyjnik Pandory. Bezceremonialnie wpadł do gabinetu, gdzie zgromadzeni byli wszyscy nauczyciele, zbyt przejęci zniknięciem ucznia, by zwrócić uwagę na Dracona.
— Doprawdy, zawiodłam się na tobie Filiusie. Jak mogłeś pozwolić wbiec jedenastolatkowi do Zakazanego Lasu? — spytała Minerva McGonagall. Z daleka było widać, że jest wściekła na swojego zastępcę.
— Nic nie mogłem zrobić. Gdy go zauważyłem, już znikał między drzewami. Pobiegłem za nim, wysłałem aurorów, jednak chłopak zniknął bez śladu — tłumaczył się profesor.
— Czy wiesz, co może stać się ze szkołą, jeśli jemu coś się stanie? To bezbronny, przestraszony chłopiec!
— Nie powiedziałbym, że przestraszony. Był na tyle rozgarnięty, że zdołał wykraść Tiarę Przydziału — wtrącił cicho Snape.
— Sugerujesz, że to jego sprawa? — spytała Luise Donovan.
— Chłopak znika z zamku, a w tym samym czasie okazuje się, że przepadła wiekowa tiara. Podejrzany zbieg okoliczności.
Ślizgon wycofał się, pozostając niezauważonym. Zszedł po schodach i wyminął chimerę, analizując w głowie słowa nauczycieli. Postawiłby całe swoje złoto w Gringottcie, że owym jedenastolatkiem był Tom Moor.
— Po co ci tiara? — szepnął, próbując rozgryźć młodego Gryfona.
W głowie co chwila pojawiały mu się słowa: naszyjnik, znak, Tom, tiara, naszyjnik, znak...
Arystokrata zamarł, gdy znalazł rozwiązanie, jednak było tak przerażające, że sam ledwo w nie wierzył. Serce podeszło mu do gardła, niemal całkowicie odbierając mu możliwość zaczerpnięcia oddechu. To niemożliwe... ale to jednak tak bardzo do siebie pasowało. I choć serce odpychało tę możliwość, za nic nie chcąc przeżywać po raz kolejny tego samego, rozum podpowiadał, iż Draco, chcąc nie chcąc, będzie musiał zmierzyć się ze swoimi koszmarami.
Ruszył biegiem do dormitorium, myśląc tylko o jednym: musiał ukryć medalion.
Jak oszalały, wpadł do salonu i od razu udał się do swojej sypialni. Zaczął przeszukiwać szuflady, wyrzucać ich zawartość na podłogę, byle tylko znaleźć naszyjnik Pandory. Czując coraz większą panikę, nie znalazłszy nic w komodzie, podszedł do szafy, by stamtąd również zacząć wyrzucać rzeczy w poszukiwaniu wisiorka.
— O! Już wróciłeś — powiedział, wychodzący z łazienki Blaise. Chłopak dopiął rozporek i z konsternacją przyjrzał się arystokracie. — Co ty wyrabiasz?
— Gdzie on jest, Blaise?
— Gdzie jest co?
— NASZYJNIK!!!
Zabini uniósł ręce.
— Spoko, wyluzuj. Wsadziłem go do tej twojej skrytki z drugim dnem. O tu — dodał Ślizgon, otwierając skrytkę, jednak gdy spojrzał w dół, zmarszczył brwi. — O cholera. Daję słowo, że go tu schowałem...
— Co tu się dzieje? — spytała Ginny, wchodząc do pokoju.
— Wpuszczaliście tu tego Gryfona?
— Nie, nikt tu nie wchodził z wyjątkiem Notta. Wpadł na chwilę, podobno cię szukał, a potem wypadł jak burza — wyznała Weasleyówna, wzruszając ramionami.
Draco zamarł, nie wierząc w to, co powiedziała mu dziewczyna. Stał, w ogóle nie słysząc, co do niego mówią inni. Wrzasnął wściekle i walnął pięścią w drzwiczki szafy.
— Draco! — zawołała Hermiona, wchodząc do pokoju.
Pomimo tego, że nadal była trochę blada i Harry musiał ją podtrzymywać, wydawała się bardziej świadoma tego, co się dzieje wokół.
Jej głos musiał przebić się przez warstwę strachu i wściekłości, bo arystokrata zamarł i powoli odwrócił się w ich stronę. Oparł się o szafę, wpatrując się pustym wzrokiem w podłogę. Wszyscy w napięciu czekali na to, co miał im powiedzieć Ślizgon.
— On wrócił — wychrypiał, nadal nie podnosząc głowy. — Voldemort wrócił.
— Że co? — szepnął niedowierzająco Blaise, w tej samej chwili, co Harry oświadczył:
— Nie, to niemożliwe. Wszystkie jego horkruksy zostały zniszczone.
Chłopak przymknął oczy, a gdy je otworzył, spojrzał na Harry'ego z determinacją i kpiną.
— A jednak coś spieprzyłeś, Potter. To, albo nie umiesz liczyć. Wybierz sobie wymówkę.
— Nie, Draco, byłam razem z nim i wiem, że wszystkie zostały zniszczone. Dziennik Toma Riddle'a, medalion Salazara, diadem Roweny... — wymieniała Hermiona, jednak nie dane jej było skończyć.
— A Tiara Przydziału?
Wszyscy, jak jeden mąż, wlepili w niego wzrok.
— Tiara nie jest horkruksem.
— Gówno, Potter. Najświeższe wiadomości! Voldemort stworzył osiem horkruksów...
— Tak, to prawda, ale, wliczając w to mnie, nie Tiarę Przydziału.
Zaskoczony Draco wbił wzrok w Gryfona, po czym pokiwał głową.
— A więc dziewięć, Potter. Dziewięć horkruksów.
— Dobra, zakładając, że masz rację, jakie są na to dowody? — zapytała sceptycznie Ginny, siadając razem z przyjaciółką na łóżku.
— To Tom Moor jest odpowiedzialny za napis w Noc Duchów i oznaczanie zdjęć — wypalił w końcu blondyn.
— Och, daj spokój! — żachnęła się Hermiona. — Tom? Przecież to...
— ... grzeczny i niewinny chłopczyk, tak? — dokończył za nią arystokrata. — Przejrzyj na oczy, nie zauważyłaś, że się zmienił? Pamiętasz, jaki był na początku roku?
— Cichy, nieśmiały, miły...
— I każdy go lał, dlatego często lądował u McGonagall. A teraz? Mści się na byłych napastnikach, sam ląduje na dywaniku dyrektorki, a ciebie nazywa szlamą!
— Nie rozumiem, co ma gówniarz do Voldemorta — wtrącił cicho Blaise.
Chłopak spojrzał po zebranych i przełknął ślinę. Wiedząc, jaka będzie ich reakcja, powiedział:
— Cząstka duszy Voldemorta przelewa się do jego ciała.
Zapadła idealna cisza. Wszyscy bali się podjęcia próby przemówienia Ślizgonowi do rozsądku. W końcu Hermiona odchrząknęła i spytała:
— Chcesz powiedzieć, że Tom jest horkruksem? Przed chwilą mówiłeś...
— Wiem, co mówiłem! Wy naprawdę nie rozumiecie?! Tiara jest horkruksem, a ten mały gówniarz przez cały rok miał mnóstwo okazji, by przebywać w jej otoczeniu.
— W takim wypadku Tiara... a właściwie Voldemort musiałby go wybrać podczas ceremonii przydziału. I to przez niego Tiara jest uszkodzona, po raz pierwszy nie śpiewała — wtrącił Blaise, na co blondyn skinął głową.
— Dokładnie. Wtedy Voldemort mógł zaszczepić nie cząstkę duszy, a pragnienie, by ponownie spotkać się z Tiarą. Chłopak, nawet gdyby mu się oparł i tak miał kontakt z horkruksem. Najpierw chodził do gabinetu...
— ... jako ofiara, a później jako dręczyciel — mruknął Harry, jednak nadal nie wydawał się być przekonany. Tak jak wszyscy, nie chciał wierzyć w powrót Voldemorta.
— Z czasem coraz większa część duszy Voldemorta wnikała w Toma, zmieniając jego charakter. Mógł podszeptywać mu różne pomysły, opętywać... Chłopak nawet nie pamięta, że zrobił to, co zrobił. A głównym celem Voldemorta jest całkowite przejęcie jego ciała. I tu pojawia się kwestia naszyjnika — Ślizgon przerwał na chwilę, walcząc z poczuciem zdrady. — To naszyjnik Pandory — widząc, że nikt nic nie wie o tym naszyjniku, kontynuował. — Pandora to najpotężniejsza czarownica, o jakiej kiedykolwiek słyszano. Gdy została otoczona przez wrogów...
— ... popełniła samobójstwo, tworząc pierwszego horkruksa. Merlinie, jak ja mogłam o tym zapomnieć? — zastanawiała się Hermiona, przeczesując loki.
— Naszyjnik mógł zablokować pewne wspomnienia, żeby się bronić. Przez chwilę byłaś w takim samym położeniu, co Tom. Pandora, po pewnym czasie pokonałaby twój umysł i przejęła ciało na własność — wyjaśnił Draco, zaczynając przemierzać pokój nerwowym krokiem. — Jako że Pandora w całości przelała swoją duszę w naszyjnik, znajduje się w nim cała jej moc. Moc potrzebna Voldemortowi do pełnego przejęcia ciała Toma.
— Ale skoro już w nim siedzi, to po co mu naszyjnik? — spytała Ginny, jednak to nie Ślizgon, a Harry pośpieszył z wyjaśnieniem.
— Voldemort, w przeciwieństwie do Pandory, podzielił duszę na dziewięć części. Jest tak osłabiony, że nie jest w stanie całkowicie opanować ciała nawet młodego chłopca, a co dopiero dorosłego czarodzieja. Gdy Tom dorośnie, Voldemort nie będzie w stanie nawet chwilowo go opętać.
— A mając naszyjnik Pandory, zwiększy swoją moc albo uleczy duszę... o ile to możliwe... i odrodzi się w chłopcu. A co wtedy z duszą Toma? — spytał Blaise.
— Ulegnie zniszczeniu — wychrypiała Hermiona, zakrywając usta dłonią. — Ale skąd masz pewność, że Tiara jest horkruksem? Że Tom dzieli z nim ciało?
— Przed chwilą słyszałem naradę nauczycieli. Tom uciekł i zabrał ze sobą Tiarę. Dzisiaj widziałem, jak się tu kręcił, szukał naszyjnika. W magazynie widziałem przez chwilę czerwony błysk w jego oczach i sprawił, że znak znowu ożył. Uciekł, bo wiedział, że domyślę się wszystkiego po tym, jak go tu zobaczyłem i zabrał ze sobą Tiarę, by mieć pewność, że nic nie zagrozi cząstce jego duszy, która nadal w niej tkwi.
— Albo uciekł, by dołączyć do swoich i siłą odebrać medalion — wtrącił Harry, z niepokojem patrząc na przyjaciółkę.
Ginny pokręciła głową, zarzucając ognistymi włosami. Zaśmiała się, jednak nie było w tym ani krztyny wesołości.
— Nie wierzę w to. Nie pozwolę wmówić sobie bajek o jego powrocie.
— Chcesz konkretnego dowodu? Proszę bardzo — warknął Draco. Już od godziny czuł, że znak jest widoczny, jednak nie miał odwagi go odsłonić. Teraz zdecydowanie podwinął rękaw koszuli, ukazując czarne, wyraźne linie.
— Jeszcze ci mało, Weasley? To dodaj do tego te wszystkie ataki, jakich dopuszczają się Śmierciożercy. Oni grupują się, uderzają w konkretne cele. Giną byli Śmierciożercy, bo On wydaje im polecenia, by zemścili się na jego zdrajcach. Voldemort siedział bezpieczny w Hogwarcie, pociągając tylko za odpowiednie sznurki. On wrócił i wmawianie sobie, że jest inaczej, tego nie zmieni, Weasley.
— Jeśli masz rację, a mam nadzieję, że się mylisz, to trzeba ostrzec Ministerstwo, powiadomić członków Zakonu, zacząć rozbijać grupy Śmierciożerców nim się połączą — oznajmił Harry.
— Potter...
Wypowiedź Dracona przerwał głośny, prześmiewczy skrzek. Cała piątka odwróciła się do okna. Na parapecie siedział czarny kruk, trzymający w dziobie zwinięty pergamin. Zadowolony z tego, że przykuł ich uwagę, upuścił list na parapet i mrugnąwszy czarnym okiem do Hermiony, odleciał.
Ślizgon przez długi czas wpatrywał się w pergamin, w końcu jednak podszedł do okna i odebrał list.
— Co to...?
— Ivan — szepnęła Hermiona, odpowiadając Harry'emu.
Zadrżała na wspomnienie ich ostatniego spotkania i zacisnęła dłoń na ramieniu Ginny.
Gryfon nie zadawał więcej pytań. Tak jak i inni, czytał artykuł Rity. Podszedł do okna i z hukiem je zamknął, czujnie lustrując widok za oknem.
— Czego od ciebie chce? — spytał Zabini.
— Czeka na mnie na wieży astronomicznej. Mam przyjść sam.
— Nie! Nawet o tym nie myśl — powiedziała dziewczyna, podchodząc do arystokraty. — Tylko mi nie mów, że naprawdę to rozważasz.
— Granger, pomyśl. Przylatuje tu z listem, tuż po tym, jak Tom zniknął razem z Tiarą. Tu musi chodzić o niego, nie o chęć zemsty.
— Nie. Nie pozwalam ci.
— I co mi zrobisz? Zemdlejesz w przejściu? Przecież ty ledwo stoisz na nogach!
— Jeśli będzie trzeba, użyję siły — zagroziła dziewczyna.
— Przestań się męczyć i wracaj do łóżka — syknął Ślizgon, nachylając się nad nią. — Jeśli będzie trzeba, zamknę cię tu na klucz. Kładź się.
— Dobrze — powiedziała, na co Draco westchnął z ulgą, jednak jego radość okazała się przedwczesna. — Ale weź ze sobą Harry'ego.
— Miałem iść sam.
— Mam pelerynę — przypomniał Gryfon.
Blondyn przymknął oczy.
— W porządku. Biorę Pottera — zgodził się, niezadowolony z takiego obrotu spraw. — Granger, masz odpoczywać, Weasley się tobą zajmie. Blaise, pójdziesz do Snape'a, powiesz mu wszystko. McGonagall będzie bardziej skłonna uwierzyć wam obojgu niż tylko tobie. Prawdopodobnie jego znak też ożył. Idziemy, Potter.
— Nie jestem psem, Malfoy.
— Trudno, Potter.
Harry zmrużył oczy, jednak dla dobra sprawy postanowił odpuścić i szybkim krokiem, razem z arystokratą, ruszył do pokoju wspólnego Gryfonów. Ślizgon zaczekał przed wejściem, aż chłopak nie wrócił do niego z peleryną niewidką. Skrzywił się na myśl, iż to właśnie on będzie osłaniał mu tyły, jednak nie zamierzał wybrzydzać. Lepszy Potter na tyłach niż upadek z wieży astronomicznej.
Gdy Gryfon wrócił, bez słowa wznowili wędrówkę, jednak zatrzymało ich wołanie.
— Harry!
Ślizgon przymknął oczy, zastanawiając się, jakim cudem Potter uratował świat, skoro działał w tak ślimaczym tempie.
A jeśli o ślimakach mowa...
— Co ty robisz z Malfoyem?
— Wybieramy się na schadzkę, Weasley. Potter, nie ma czasu.
— Ron, idź do dormitorium prefektów. Ginny wszystko ci wyjaśni — rzucił Harry i pognał za Ślizgonem.
— Masz pewność, że wszystkie doszczętnie zniszczyłeś? — spytał Draco, wspinając się po schodach.
— Tak. Jeśli masz rację, Tiara jest ostatnim horkruksem. Czekaj... Jeśli Voldemort przeleje całą duszę do ciała Toma...
— Trzeba będzie go zabić. Zakładaj pelerynę.
Draco wspiął się po drabinie i z hukiem otworzył klapę. Wszedł na górę i stanął oko w oko ze swoim bratem.
Ivan stał oparty o mur, obracając w chudych palcach różdżkę. Słysząc arystokratę, uniósł głowę i uśmiechnął się podstępnie.
— Witaj, bracie — powiedział głosem ociekającym pogardą, po czym machnął różdżką, zamykając klapę.
Witaj, pojebie” — odpowiedział mu w myślach Ślizgon, jednak roztropnie postanowił zachować to powitanie dla siebie. Zamiast tego, zapytał:
— Czego chcesz?
— Tak od razu przechodzimy do konkretów? — Ivan udał rozczarowanie. — Nie będzie żadnych uprzejmości? Jak wolisz — dodał, wzruszając ramionami. — Otóż masz coś, a właściwie twoja dziewczyna ma, co chciałbym mieć. Wiesz, o czym mówię.
— A więc już do was dołączył — domyślił się Draco, na co Ivan uśmiechnął się tajemniczo.
— Jesteśmy bliżej, niż sądzisz.
— Myślisz, że tak po prostu ci go dam?
Śmierciożerca przechylił głowę, wbijając w niego badawcze spojrzenie.
— Tak, dasz mi go. Bo mam twoją matkę.
Draco zacisnął szczękę, próbując powstrzymać się od rzucenia na niego.
— No dalej, zrób to — szepnął brunet, doskonale wiedząc, o czym myśli. — Po co tłumić złość, skoro można po prostu... zabić?
Chłopak resztkami sił zmusił swoje ciało, by pozostało w bezruchu, choć obecnie jego największym marzeniem było zrzucenie go z wieży astronomicznej. Miał nadzieję, że jego brat kłamie, jednak doskonale wiedział, iż Śmierciożercy mają swoje sposoby, by wywęszyć ofiarę. Co miał robić? Jedno wiedział na pewno: nie był w stanie poświęcić Narcyzy, nawet gdy na drugiej szali stoi odrodzenie Voldemorta.
— Potrzebujesz zachęty? Dam ci ją. Za godzinę spotkamy się tu znowu i jeśli nie dostanę naszyjnika, zaatakujemy Hogwart. Zdążycie w tym czasie odesłać biedne dzieciaczki w bezpieczne miejsce? — spytał Ivan, udając zatroskanie. — Ministerstwo raczej wam nie pomoże...
— Co masz na myśli?
— Czytujesz mugolskie gazety? — spytał Ivan, nagle zmieniając temat.
Draco zmarszczył brwi, próbując rozgryźć Śmierciożercę.
— Ostatnio jakoś nie mam na nie czasu.
— Dziś ma miejsce zebranie mugolskich premierów i innych ważnych osobistości. Mamy tam swoich ludzi. Jak myślisz, jeśli zabijemy wszystkich, oprócz jednego, to pozostali oskarżą ocalałego o zamach? Może nawet wybuchnąć kolejna wojna między mugolami... Tak czy inaczej, będzie wesoło nie tylko na tym spotkaniu. Na całym świecie porozstawiani są Śmierciożercy, gotowi do ataku. Czekają tylko na znak, by zacząć rzeź na ulicach, w centrach handlowych... krótko mówiąc tam, gdzie jest dużo tych robali. Uwierz, Ministerstwo będzie zajęte na tyle, że nie starczy im ludzi na wysłanie oddziału do szkoły.
Rosjanin uśmiechnął się, widząc strach w oczach Dracona i wewnętrzną walkę, wahanie w podjęciu wyboru. Co miał zrobić? Jak uratować matkę, nie mając medalionu? Ślizgon był pewien, iż Ivan przychodził tu tylko dlatego, że Teodor nie zdążył im jeszcze dostarczyć naszyjnika. To była kwestia czasu, aż Voldemort dostanie go w swoje ręce.
— Widzimy się za godzinę — przypomniał Śmierciożerca, po czym zmienił się w kruka, zostawiając go samego.
— Cholera — syknął Harry, zdejmując pelerynę.
Nie wierzył, że Malfoy miał rację, jednak teraz ostateczny dowód został mu podany na tacy.
— Musimy go odzyskać — mamrotał wściekle Draco, przeczesując włosy. — Tylko jak? Potter — nagle zwrócił się do Gryfona. — Daj mi tę pelerynę.
— Co zamierzasz zrobić?
— Pójść tam i zabrać stamtąd matkę. Albo dogonić Notta i zabrać mu naszyjnik.
— Nie uda ci się to. Zabiją cię.
— Gówno mnie to obchodzi. Daj mi ją! — warknął, podchodząc do Harry'ego.
Gryfon odsunął się, zabierając pelerynę poza zasięg Ślizgona.
— A nie pomyślałeś, że mógł kłamać? Twoja matka może nadal siedzieć bezpiecznie w kryjówce. Uwierz mi, wiem, co mówię — dodał, widząc, jak blondyn zamierza się wtrącić. — Pobiegłem wtedy tak samo, jak ty teraz chcesz i własnoręcznie zaprowadziłem przyjaciół w ręce Śmierciożerców.
Arystokrata zamrugał, przyswajając jego słowa. Wziął głęboki wdech i pokiwał głową.
— W porządku. Idziemy do gabinetu dyrektorki. Ty zajmiesz się wyjaśnieniem wszystkiego, a ja sprawdzę, czy Ivan mówił prawdę. Później wróć do dormitorium i ostrzeż ich, że w ciągu godziny Hogwart zostanie zaatakowany.
Zeszli po drabinie i w biegu dotarli do gabinetu Minervy McGonagall. Ślizgon zaklął, gdy nikogo w nim nie zastali.
— Znajdę ją. Idź — powiedział Harry, wybiegając na korytarz.
Arystokrata podszedł do kominka, chwycił garść proszku i bez wahania wszedł w płomienie.

***

Jestem głodny. Dzisiaj znowu przyszedł Matthew ze swoją bandą i zażądał, bym oddał mu swoją porcję jedzenia. Dlaczego mi to robi? Przez to, że jestem nowy? Nie chcę tu być. Chcę wrócić do rodziców. Dlaczego musieli wsiąść to tego auta?! Dlaczego?

Nie wiem, co o tym myśleć. Wszystko to wydaje się niemożliwe, ale po co ta dziewczyna miałaby kłamać? Wydawała się miła... a jeśli to kolejny żart Matthew i wcale nie jestem czarodziejem?

Nie mogę w to uwierzyć! Ale tak, to się dzieje naprawdę! Byłem dzisiaj na zakupach z tą miłą dziewczyną... widziałem ludzi w pelerynach i innych takich jak ja. Ale najdziwniejszy był ten wielki pan, co ja mówię: był OGROMNY! Trochę się go bałem, ale Hermiona powiedziała mi, że naprawdę nie mam czego... ale dla pewności trzymałem się z daleka od tego olbrzyma... kto wie, może by mnie porwał i skończyłbym w jego zupie? Ale to teraz nieważne, najważniejsze, że mam swoje książki, kociołek i szaty... no i różdżkę! Naprawdę ją mam, taką prawdziwą! Później wróciliśmy do tego baru... jak on się nazywał? A, już wiem: Dziurawy Kocioł. I był tam taki miły barman, pytał, jak mi się podoba i czy mam już wszystkie potrzebne rzeczy. Okazało się, że on też ma na imię Tom, fajnie, co nie?

Trochę się denerwuję... Pięć razy rozpakowałem swój kufer, by sprawdzić, czy mam wszystko. Chyba zrobię to jeszcze raz... tak dla pewności. Trochę się też boję... Co będzie, jeśli mnie tam nie polubią? Albo nie znajdę przyjaciół? Chociaż gorzej niż tutaj być nie może. Poza tym Hermiona powiedziała, żebym do niej przychodził, jeśli będę mieć jakiś problem. Naprawdę ją lubię. Ciekawe czy ma jakiegoś chłopaka? Bo jeśli nie ma, to ja mógłbym nim zostać. Oczywiście jak trochę podrosnę. Samochód podjechał. Już czas.

To jest niesamowite! Wszędzie ludzie w pelerynach i z kuframi, takimi jak mój. A jeden chłopak miał SOWĘ. Taką prawdziwą, hukającą! Może za rok i ja sobie taką kupię? Nazwałbym ją Puchatek, jak ten miś z mojej ulubionej bajki. Nauczyłbym ją różnych sztuczek i w ogóle. Trochę się bałem czy uda mi się wnieść mój kufer, ale pomógł mi taki wysoki chłopak. Chciałem mu podziękować, ale chyba mnie nie słyszał, przyglądając się grupce osób na peronie. Usłyszałem tylko, jak mówi 'o cholera' i pobiegł w stronę takiego wysokiego blondyna, całego ubranego na czarno. Może jemu też niedawno umarli rodzice? O, jest tam też Hermiona!

Ta sala jest ogromniasta! A spod sufitu zwisają świece, takie prawdziwe. Trochę się boję, bo pani, która nas prowadzi, przypomina mi trochę moją nauczycielkę matematyki. Ale tu nie będzie matematyki, prawda? Czuję coś dziwnego w brzuchu, ale to nie głód. Tak jakoś mi ciężko... może to stres? Mama zawsze mówiła, że się stresuje w pracy. Może o to jej chodziło? Ta straszna pani powiedziała, że zaraz zostaniemy przydzieleni do domów. Jeden chłopak powiedział, że pewnie trafię do Hufflepuffu. To chyba jakiś czarodziejski żart, bo wszyscy wybuchli śmiechem. Zapytam o to kogoś później. Zaraz mnie wyczytają...

Nic nie widzę, ten kapelusz jest za duży i przysłania mi oczy. Dlaczego to tak długo trwa? Jestem prawie pewny, że inni siedzieli na tym stołku zdecydowanie krócej. Może mi się tylko wydaje... Zaciskam dłonie na brzegu stołka i czekam... Zdaje mi się, że usłyszałem: „Ty się nadasz”, ale tak cichutko i jakby w mojej głowie. To chyba nie jest normalne? Dziwnie się czuję, dlaczego to tak długo trwa? Wreszcie słyszę głośne: „Gryffindor!”.

Okazało się, że trafiłem tam, gdzie Hermiona. Uśmiechnęła się do mnie! To musi być miłość. Z tego, co mówiła pani dyrektor, będziemy mieszkać w tym samym miejscu. Tylko dlaczego Hermiona nie idzie z nami wszystkimi do pokoju wspólnego, tylko prowadzi nas inna dziewczyna i ten rudy chłopak? Wydaje się niemiły. I wcale nie jestem karzełkiem!

Znowu to samo. Co prawda, Daniel powiedział, że podstawił mi nogę zupełnie przez przypadek, ale nie jestem głupi. Nikt nie podstawia nogi przez przypadek, a nawet jeśli, to nie śmieje się wniebogłosy, patrząc, jak upadasz.

Nigdzie nie mogę znaleźć mojej książki do obrony przed czarną magią, a muszę napisać wypracowanie. Po co mówiłem im, że boję się profesora Snape'a? Specjalnie mi ją schowali, bym nie mógł odrobić pracy domowej. Hermiona mówiła, żebym przyszedł do niej, gdy będę miał jakiś problem, ale co ona sobie wtedy o mnie pomyśli? Muszę poradzić sobie sam. Może na razie pożyczę od kogoś podręcznik?

Nie chcę mieszkać z nimi w jednym pokoju! Są okropni, gorsi niż Matthew! Spalili moje wypracowanie i przez nich profesor odebrał nam dwadzieścia punktów. Wszyscy patrzyli na mnie spode łba, jakby to była moja wina, a ja przecież zrobiłem wszystko, jak należy. Dlaczego nikt mnie nie lubi?
Ja cię lubię” — słyszę.
Chyba wariuję.

Hermiona widziała, jak płaczę. Nie chcę, by widziała mnie takim, ale już nie wytrzymuję. Chłopcy z dormitorium ciągle mi dokuczają i śmieją się, że na święta znów wrócę do sierocińca, bo nie mam rodziców. Ale to przecież nie moja wina! Chciałbym mieć kogoś, jakiegoś przyjaciela, który by mnie wysłuchał i bronił przed nimi. Powiedziałem o wszystkim Ronowi, ale on niczego nie rozumie. Powiedział tylko, że to taki wiek i z czasem im przejdzie. Co on tam wie!

Znowu musiałem iść do dyrektorki. Nie lubię skarżyć, ale chyba muszę jej powiedzieć, kto mi dokucza. Chyba mam szczęście, musi na chwilę wyjść, bo przyszedł jakiś chłopak i powiedział, że jest jakaś bójka na lekcji eliksirów. Może ucieknę?
Nie musisz wiecznie uciekać i się bronić” — słyszę, ale jakby głośniej. Rozglądam się po gabinecie, ale jestem sam.
Tutaj, mój chłopcze”.
Odwracam się i widzę starą tiarę, tą samą, która przydzielała nas do domów. Zgięcie w materiale do złudzenia przypomina usta. Gdy mówi, porusza się.
Możesz przestać być chłopcem do bicia, pomogę ci.”
Jak? — pytam.
Przyjdź jutro” — odpowiada i zamiera.

Nienawidzę ich! Zabrali mi torbę i rzucali między sobą. Wszystkie książki mam ubrudzone atramentem... Na szczęście przyszedł ten wysoki chłopak, którego wszyscy się boją. Przestraszył ich i oddali mi rzeczy. Chciałbym być taki jak on.
Możesz być lepszy.”

Dziś znów zakradłem się do gabinetu. Musiałem z nim porozmawiać. On jeden mnie rozumie i stara się pomóc. Zauważyłem, że im więcej razy go odwiedzam, tym częściej słyszę jego głos w głowie. Ale to dobrze, bo wiem, że zawsze nade mną czuwa. Wiem, że przy nim jestem bezpieczny.

Wszyscy są w Wielkiej Sali i oglądają zmagania drużyn. Wykonałem swoje zadanie i przekazałem chłopcu z blizną karteczkę. Hermiona będzie ze mnie dumna. Skoro wszyscy są zajęci, może Go odwiedzę? Ostatnio narzekał, że dawno u niego nie byłem i czuje się samotny, całe dnie spędzając w gabinecie.

Nie wiem, co się dzieje. Wszyscy są przestraszeni i wpatrują się w napis, który wyświetlił się na płachcie. Czerwony jak krew. Spoglądam na swoje dłonie. Czerwone jak krew. Boję się. Nie wiem, co się dzieje. Uciekam.

W ogóle dzisiaj nie spałem. Nie mogłem. Dyrektorka przepytuje wszystkich, co robili w Noc Duchów. Wiem, że to niemądre, ale muszę znowu się z nim zobaczyć. Tylko on może mi pomóc. Nie wiem, co robić. Powiedział, że muszę kogoś zmusić do tego, żeby wziął winę na siebie. Nie chcę tego robić.
Tak nie można. To jest złe.
A chcesz zostać wyrzucony z zamku? Stracić to wszystko? Stracić... MNIE?”
Nie — odpowiadam. — Ale nie wiem, jak mam to zrobić.
Ja wiem.”

Mam dość! Zbyt długo czekałem na to, by się zmienili. On miał rację. Trzeba im pokazać, kto tu naprawdę rządzi. Nie było im do śmiechu, kiedy uciekali po tym, jak zaatakowałem Daniela. Na początku czułem się z tym źle, ale później przypomniał mi o tym wszystkim, co robili mi od początku roku. Miał rację, należało się im.

Trochę się boję, bo nie pamiętam, co robiłem wczoraj po lekcjach. Coraz częściej mi się to zdarza, ale On mówi, że to normalne i mój mózg świadomie pomija mało istotne wydarzenia, by uczynić mnie mądrzejszym i silniejszym. Ale żeby aż tak? Często odzyskuję świadomość w sowiarni... ale co ja tam robiłem? Przecież nie mam do kogo pisać. Chyba popadam w paranoję, bo wszędzie widzę kruka. Obserwuje mnie, jakby na coś czekał. Może jest głodny? Spróbuję go nakarmić.

Już jej nie lubię. Jest taka sama jak inni. Powiedziała, że będzie mi pomagać. Zamiast tego ciągle łazi z tym Ślizgonem. On mówi na niego „zdrajca”. Ma rację. Oboje są zdrajcami.

Co za kretyn wpadł na pomysł, by sprzątać ten magazyn? Komu to się przyda? Wolałbym czyścić kible w ramach szlabanu niż tu przychodzić i słuchać tej jędzy. Przynieś, odstaw, pozamiataj! I tak w kółko. Nie mam ochoty jej słuchać ani tym bardziej przyglądać się jak mizia się z tym zdrajcą. Całe szczęście, że to już koniec.

Jak on mnie drażni! Sam obija się o ludzi i śmie wyzywać od sierot. Zemszczę się, na nim także. Hermiona pomaga mi pozbierać rzeczy. Widzę...

Boli mnie głowa. Nie pamiętam, co się stało. Widzę tylko, jak ten Ślizgon wybiega z magazynu. W głowie słyszę szaleńczy śmiech.
Nareszcie! Tak długo na to czekałem. Niepotrzebnie pokładałem nadzieję w tych nieudacznikach, czekając aż znajdą któryś z artefaktów. Sam do mnie przyszedł. Jest zaledwie na wyciągnięcie ręki, ale muszę być ostrożny. Muszę wydać kolejne rozkazy i czekać na odpowiedni moment. Lord Voldemort powróci...”.
Odejdź! Nie chcę cię już.
Boję się. Czuję, że jest zły. Czuję, że ma nade mną władzę. Nie mogę od niego uciec. Teraz słyszę go niemal cały czas. Muszę się Go pozbyć.
Teraz już na to za późno” — szepcze.

— Wiesz, gdzie jest? — zapytała zmartwiona profesor McGonagall, wpatrując się w Krukonkę.
— Minervo, nie powinno się przerywać transu, zwłaszcza tak silnego — odezwała się profesor Trelawney.
Luna zamrugała, wypuszczając z zimnych dłoni ramkę ze zdjęciem Toma Moor z rodzicami. Szkło pękło, pozostawiając rysę na twarzy roześmianego chłopca.
Dziewczyna przez długi czas siedziała nieruchomo, nieprzytomnym wzrokiem wodząc po gabinecie Sybilli. Odtwarzała w głowie obrazy, raz po raz wracając do ostatniej sceny. Lord Voldemort powróci...
— Panno Lovegood, musimy go jak najszybciej znaleźć, nim coś mu się stanie.
— Opętał go — szepnęła dziewczyna, będąc na granicy przytomności.
— Kto?
Nim Luna zdążyła odpowiedzieć, do środka wpadł Blaise, Harry i Snape.
— Hogwart w ciągu godziny zostanie zaatakowany.

***

Draco wbiegł do kuchni, jednak i tam nie zastał Narcyzy. Z każdą sekundą coraz bardziej wierzył w groźbę Ivana.
— Matko!
— Cii... obudzisz Teddy'ego — szepnęła z naganą Andromeda, by po chwili zmarszczyć brwi. — Co ty tu właściwie robisz?
— Draco? — spytała Narcyza, schodząc ze schodów.
Arystokracie z ulgi zakręciło się w głowie. Była tu. Bezpieczna. Jego ciotka wróciła do pokoju, nie chcąc im przeszkadzać.
— Co ty tu robisz? Powinieneś...
— Matko, pod żadnym pozorem nie opuszczajcie kryjówki — wyrzucił z siebie Ślizgon, wracając do salonu, gdzie znajdował się kominek.
— Draco, natychmiast się zatrzymaj i powiedz mi, o co chodzi — warknęła kobieta, łapiąc syna za ramię, nim ten zdołał nabrać proszku.
Blondyn odwrócił się do niej i po chwili wahania, wyznał:
— Voldemort powrócił. Śmierciożercy zamierzają zaatakować zamek — po czym rzucił proszek w kominek, rozświetlając go zielonym płomieniem.
— A ty dokąd?!
— Wracam do Hogwartu. Tam nadal znajdują się wszyscy uczniowie. Trzeba ich gdzieś przenieść, prawdopodobnie kilkoro trafi tutaj. Zaopiekuj się nimi.
— Nie! Nie możesz tam wrócić. Nie pozwalam ci! — krzyknęła przestraszona tym, iż jej syn zamierza walczyć. — Zostań tu, w bezpiecznym miejscu. Ze mną. Nie musisz tam być.
Draco odwrócił się, by spojrzeć prosto w błagalne oczy Narcyzy Malfoy.
— Nie mogę znów uciec z podkulonym ogonem. Przykro mi — powiedział i wszedł w płomienie.
Arystokratka przysłoniła usta drżącą dłonią, walcząc z myślą, iż mogła po raz ostatni widzieć swojego syna. Nie mogła tu zostać, nie, kiedy wiedziała, że Draco jest w niebezpieczeństwie i choć najchętniej zostałaby tu z nim, serce kazało jej wyruszyć za swoim dzieckiem.
— Cyziu? Co się dzieje? Podobno Draco tu był...
— Szykuj różdżkę, El — powiedziała zdecydowanym tonem blondynka, prostując się z godnością. — Idziemy na wojnę.
Chłopak wyszedł z gabinetu dyrektorki, od razu dostrzegając oznaki tego, iż Potter i Blaise wykonali swoje zadania. Korytarze pełne były uczniów biegnących do Wielkiej Sali i nauczycieli, pilnujących, by każdy tam dotarł. Zaczął iść pod prąd, by wrócić do dormitorium, jednak w głowie nadal rozbrzmiewały mu słowa matki. Może rzeczywiście nie powinien walczyć? Może lepiej będzie, gdy razem z młodszymi rocznikami opuści Hogwart? Może jakoś zdoła namówić na to Hermionę? Przystanął, nie wiedząc, co ma robić. Sądził, iż już nigdy w życiu nie będzie musiał przelewać krwi. Ale nie musiał tego robić. Nie musiał się bać. Wystarczyło opuścić zamek.
Nie wiedział skąd, ale w głowie pojawiła mu się pewna myśl, by udać się na trzecie piętro. Kierując się instynktem, zaczął wspinać się po schodach, niemal nie panując nad ciałem. Po chwili jednak wiedział, dokąd idzie. Rozpoznawał trasę, już ją kiedyś pokonywał. We śnie, po tym, jak wylądował w skrzydle, nie chcąc wykonać ostatniego zadania Turnieju.
Otworzył zaklęciem drzwi i wszedł do pustej sali. W środku znajdował się tylko jeden przedmiot: ogromne zwierciadło, zakryte płachtą. Zwierciadło Ain Eingarp.
Niepewnie podszedł do lustra, pamiętając, iż w śnie nie mógł rozróżnić szybko pojawiających się obrazów. Teraz jednak wiedział, że będzie inaczej. Z mocno bijącym sercem, chwycił płótno i pociągnął je, odsłaniając lustrzaną taflę.
Tak jak przypuszczał, w zwierciadle widniał tylko jeden obraz. Jedno spojrzenie wystarczyło, by podjął ostateczną decyzję. Zostanie, by walczyć ramię w ramię z innymi.
Wybiegł z klasy, chcąc jak najszybciej dostać się do dormitorium, licząc na to, iż znajdują się tam Blaise, Hermiona i dwójka Gryfonów. Choć raz szczęście mu sprzyjało.
Gdy tylko wszedł do środka, cała piątka („Weasley zdołał się tu przypałętać”) wstała, czekając na wieści.
— I? Co z nią? — spytała Hermiona.
— W porządku. Ivan blefował.
— Ale tylko w kwestii twojej matki — wtrącił ponuro Blaise. — Ministerstwo próbuje wyłapać Śmierciożerców, którzy czekają tylko na sygnał od Voldemorta. Doszło już do kilku ataków. Jest mnóstwo ofiar wśród mugoli.
— Próbują opanować sytuację, ale gdy tylko skończą w jednym miejscu, dwójka następnych Śmierciożerców zaczyna atakować. Nie możemy liczyć na pomoc Ministerstwa.
— Z tego, co wiem, na terenie szkoły znajduje się piętnastu aurorów. To nasza jedyna pomoc — wymamrotała zmartwiona Hermiona, podchodząc do arystokraty.
— Co teraz? — spytał, obejmując ją ramieniem, widząc, iż dziewczyna nadal jest osłabiona.
— Wszyscy kierują się do Wielkiej Sali. Tam odeślą świstoklikami niepełnoletnich i tych, którzy nie chcą walczyć. McGonagall i Flitwick robią, co mogą, by było nas jak najwięcej, ożywiając posągi i zbroje.
— Całe szczęście, że w tym roku jest ich więcej — burknął Ron.
— Reszta rzuca zaklęcia — dokończyła kasztanowłosa.
— A Zakon?
— W drodze. Musimy już iść — oznajmił Harry.
Cała szóstka ruszyła do Wielkiej Sali, oswajając się z myślą, iż już nie długo po raz kolejny przyjdzie im stanąć do walki.
Arystokrata w myślach przeklinał Notta. Jak mógł go zdradzić? Co miał dostać w zamian? Chciał wrócić do łask Śmierciożerców? A może obiecali mu Rasack'a? Pocieszał się jedynie tym, iż tym razem armia Voldemorta będzie pozbawiona olbrzymów czy dementorów.
Jego rozmyślania zostały przerwane w sali wejściowej.
— Draco!
Zamarł, bezbłędnie rozpoznając ten głos. Odwrócił się, wlepiając beznamiętny wzrok w Teodora Notta. Wypuścił z uścisku dłoń Hermiony i powoli podszedł do bruneta.
— Co...?
Nie dane było mu skończyć. Wściekły arystokrata wymierzył cios.
— Śmiesz po tym wszystkim tu wracać? — spytał cicho. — Po tym, jak wykradłeś...
— Nie dałem im go — rzucił Nott, pocierając szczękę. Wyjął z kieszeni naszyjnik i wcisnął go w dłoń Ślizgona. — W połowie drogi coś mnie tknęło... czułem, że za tym musi kryć się coś więcej. Co się dzieje?
— Chcesz powiedzieć, że nie wiesz nic o naszyjniku? — wtrącił Blaise, podchodząc do przyjaciół.
— No... nie.
— Ani o tym, że Voldemort może się dzięki niemu odrodzić, a armia Śmierciożerców ukryta w Zakazanym Lesie, szykuje się na atak, by go zdobyć?
— ŻE CO?!
— Mordo ty moja! — wykrzyknął radośnie Zabini, rzucając się na bruneta. — A ja już myślałem, że jesteś zły do szpiku kości!
— Bo jest — syknął Ron, podejrzliwie spoglądając na Teodora. — Pewnie przysłali go na przeszpiegi.
— Nie miałem o niczym pojęcia! Miałem tylko dostarczyć jakiś medalion. Nie wiedziałem, do czego jest im potrzebny!
— Aha... jasne — prychnął rudowłosy Gryfon.
— Zejdź z niego, Weasley — Blaise stanął w obronie Teodora, zasłaniając go przed wzrokiem chłopaka.
— To takie dla was, morderców, typowe. Bronić się nawzajem nawet wtedy, gdy ma się na was niezbite dowody.
— Ron! — warknęła Ginny.
— Pilnuj swojego niedorozwiniętego braciszka, Weasley, bo nie ręczę za siebie. Jak ma coś do Teodora i jest taki odważny, to niech tu podejdzie — syknął Draco, robiąc krok w stronę Gryfona. Wierzył przyjacielowi i nie miał prawa potępiać go za chęć zemsty na zabójcy rodziców. Choć nie pochwalał tego, co zrobił, rozumiał go. Gniew przemienił się w ulgę, gdy zrozumiał, że nie stracił Teodora.
— Uspokójcie się! Nie widzicie, że mamy większe problemy? — Hermiona stanęła między nimi, by nie dopuścić do walki między Ślizgonami a Ronem. — Harry, Ginny, zajmijcie się z Ronem Świstoklikami. Blaise, wyjaśnisz mu wszystko — poleciła, wskazując ruchem głowy Notta. — Ja i Draco ukryjemy naszyjnik.
— Chodź, Ron — powiedziała Ginny, łapiąc brata za ramię i prowadząc go do Wielkiej Sali.
Zabini klepnął przyjaciela po plecach i razem z nim ruszył za pozostałymi. Brunet, mijając Hermionę, skinął do niej głową, niemo dziękując za jej interwencję.
Przez całą drogę miał wyrzuty sumienia, że tak wykorzystał zaufanie przyjaciół i tej dziewczyny, że nie mógł tak po prostu dać im jej naszyjnika. Nie dość, że gryzło go to, że po prostu ją okradł, to zastanawiał się, czy nie dostała wisiorka od rodziców. Teraz, gdy dowiedział się, że o mały włos nie przyczynił się do odzyskania mocy przez Voldemorta, dziękował Salazarowi za tę chwilę słabości, w której zdrowy rozsądek nakazał mu wrócić do zamku. Prawie doprowadził do Jego odrodzenia, zaślepiony chęcią zemsty na człowieku, który odebrał mu rodziców.
— Masz jakiś pomysł, gdzie go ukryć? — spytał Draco, obracając w dłoni czarny kamień.
Gryfonka pokręciła głową, przygryzając wargę.
— Chociaż... zastanawiam się nad jednym miejscem.
— Nad Pokojem Życzeń — zgadł Ślizgon, podążając za Hermioną.
— Tak, ale naprawdę nie wiem, czy to dobry pomysł. Gdyby tylko dałoby się go przenieść za pomocą magii...
— A czy znasz kogoś, kto stanąłby przed pokojem i pomyślał: chciałbym znaleźć się w labiryncie, wypełnionym psychopatycznymi mordercami?
— Oprócz nas? Nikogo.
Prefekci naczelni zatrzymali się przed ścianą, a gdy tylko pojawiły się w niej wrota, Ślizgon uchylił je, wrzucił naszyjnik do środka i zamknął wejście.
— Wracamy — powiedziała Hermiona, z powrotem ujmując jego dłoń.
— Zaczekaj... Pewnie nie namówię cię, żebyś opuściła Hogwart? — spytał Draco, badawczo się w nią wpatrując.
Dziewczyna westchnęła, jednak stanowczo pokręciła głową.
— Nie zostawię ich.
— Chcę, żebyś była bezpieczna.
— Będę na siebie uważać. Obiecuję.
Gdy tylko medalion wylądował w piachu, blondwłosy chłopak uśmiechnął się podstępnie i odepchnął od ściany. Wiedział, że naszyjnik wpadnie w jego ręce. W końcu był NIM. Podszedł do wisiorka i podniósł go z ziemi, dokładnie się mu przyglądając. Niedbałym ruchem otrzepał drobiny piachu i założył go sobie na szyję, ukrywając łańcuszek pod bluzką. Rozciągnął zastałe mięśnie i, pogwizdując, podszedł do drzwi, czując, iż wreszcie jest w stanie je przekroczyć. Zaczekał, aż klamka zmaterializuje się do końca i nacisnął ją.
Na ustach Dracona Malfoya pojawił się wredny uśmieszek. Nadszedł czas trochę się zabawić.




***

* J. K. Rowling, Harry Potter i Książę Półkrwi

***

No. Myśmy swoje zrobiły, przelewając pokłady weny na papier (Cookie pisała wczoraj niemal przez cały dzień z krótkimi przerwami na jedzenie i siusiu).
A co! Jak pisać to pisać :)
Wakacje jej się kończą - nie ma wyboru.
No dobra, maleństwa Wy nasze, co sądzicie o małym Tomaszu? (nazywałyśmy go tak od początku). Nam żal jest tego chłopca i same mamy ochotę porządnie kopnąć się w tyłki... za to i za parę innych rzeczy, które niebawem wydarzą się w Hogwarcie.
No i mamy nadzieję, że od nadmiaru informacji nie rozbolała Was głowa, bo trochę tego w tym rozdziale było.
Do następnego!

44 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Przez połowę rozdziału trzeslam się z nerwów i wciąż to robie. Kiedy pojawił się Teodor zaczęłam płakać i to też wciąż robię. Cholernie się boje.. nawet bardziej niż przed 2 bitwą o Hogwart.. mam złe przeczucie, że zginie ktos na kim mi zależy. . Idę płakać dalej, cześć.. :c

      Usuń
  2. Co to było?!
    Co...
    No nie wiem co powiedzieć...
    Hermiona powinna przyjąć oświadczyny. Chociaż może postąpiła słusznie...
    Muszę przyznać że żeby ogarnąć końcówkę musiałam przeczytać ją dwa razy...
    Takie okrutne że Voldzio znów powraca... Jest gorszy niż kot XD
    Mam nadzieję że szybko doczekamy się kontynuacji.
    Całuski
    HH

    OdpowiedzUsuń
  3. Co to było?!
    Co...
    No nie wiem co powiedzieć...
    Hermiona powinna przyjąć oświadczyny. Chociaż może postąpiła słusznie...
    Muszę przyznać że żeby ogarnąć końcówkę musiałam przeczytać ją dwa razy...
    Takie okrutne że Voldzio znów powraca... Jest gorszy niż kot XD
    Mam nadzieję że szybko doczekamy się kontynuacji.
    Całuski
    HH

    OdpowiedzUsuń
  4. ja nie rozumiem,Draco założył wisior na siebie, czyzby to on byl horokrukrsem
    umre z ciekawości mam nadzieeje ze i nastdpny rozdział pojawi się wkrótce

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi o Draco z Pokoju Życzeń! No co Ty! Przecież ta wyimaginowana adaptacja Granger jest zła. Tylko TEN Draco jest niedobry. Ten, który przez CAŁY CZAS czekał w Pokoju. Trochę to chore. Taki typowy psychopata, żerujący na odpowiedni moment...
      Crookshanks

      Usuń
  5. Łał jestem pod wrażeniem dziewuszki xD. Rozdział super. Akcje , nagłe zwroty akcji genialne , juz na prawdę w pewnym momencie myślałam , że Draco zerwie z Herm i w tym momencie stanęły mi łzy w oczach. Błagam powiedź mi tylko jedno. Nie rozumiem końcowych zdań to Draco od początku miał mieć ten naszyjnik czy jak ? Czy zdanie ''W końcu był NIM'' odnosiło się do tego , że Malfoy był horhruksem i był pod wpływem Voldemorta ? xD Mam naprawdę różne teorie ale naprowadź mnie na właściwą Proszę ♥♥

    Pozdrawiam , i czekam na następny rozdział z ogromną nie przeogromną niecierpliwością ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, jako iż ta kwestia jest przez Was dość często poruszana, wyjaśnimy nieco sytuację :) Spokojnie, to tiara jest horkruksem, a ostatnie zdania dotyczyły sobowtóra Dracona, zamkniętego w Pokoju Życzeń. Był NIM, czyli miał jego wspomnienia i był na bieżąco z całą sytuacją, więc wiedział, że za chwile dostanie medalion i będzie mógł wyjść z labiryntu :D

      Usuń
    2. Aaa uch jaka ulga ze to nie nasz prawdziwy Dracze👏😤😇. Nie lubię jego sobowtora. Haha Dzięki za wyjaśnienie sytuacji ❤😊

      Usuń
  6. Wy złe kobiety jesteście! Przerywać w takim momencie? Znalazłabym Was i po prostu nie wiem co Wam zrobiła gdyby nie to, że wtedy nie dokończycie tego rozdziału. Najpierw się uśmiechałam jak jakis debil, potem ryczałam jak Mionka myślała, że z nią zerwał, potem byłam zaskoczona, a teraz jestem zła. Czy to normalne? Nie. Czy jest na to jakieś lekarstwo? Musicie szybko napisać kolejny rozdział!!! Zeświruję jeszcze bardziej przez Was.
    Życzę Wam duuuuużo weny, bo jest Wam teraz potrzebna
    Ja to Ja

    OdpowiedzUsuń
  7. końcówka wprowadziła mnie w lekkiego mind-f*cka... czekam na cd =3

    OdpowiedzUsuń
  8. Ok, zacznę tak: zawsze czytam komentarze i widzę, że kilka osób nie ogarnęło ostatniego akapitu, no ale nie bez powodów porównują mnie do Herm - ja skumałam. #skromność
    Ogólnie świetnie wszystko przemyślane, bardzo zaintrygował mnie moment Waszej (albo Ivana?) intrygi, w której to Ministerstwo nie będzie mogło pomóc Hogwartowi. Dobrze pomyślane, dobrze, niczym z jakiegoś serialu kryminalnego... np. NCIS (osobiście polecam "kryminalne zagadki Las Vegas", wiecie... hera, koka, hasz, LSD... tutaj lombard, tam lombard... takie morderstwa są najlepsze!). Po prostu świetny był fragment, w którym opisywałyście burzliwe emocje Tomasza. To imię kojarzy mi sie: albo z moim kolegą, albo z tą ciuchcią z "Tomek i przyjaciele"... nienawidziłam tej bajki... egh... Najlepsze były momenty zazdrości o "mizianie się" z Draco i to "Już jej nie lubię!", "Zdrajczyni!", albo "Może moglibyśmy być razem, jak już podrosnę...". Nie no, ja np. nigdy nie kochałam się w starszym koledze, ale nie wiem, co siedzi w tej, za przeproszeniem, pieprzniętej główce.
    Trochę się boję, że podczas wojny Draco 2 (czytaj: sparodiowana ofiara ewolucji i mutacji genetycznej, poprzez nie przyjęcie się narządu do myślenia, czyli mózgu.) zrobi coś strasznego i tu są dwie opcje; pierwsza: zabije kogoś, czy coś w ten deseń; druga: Draco 1 będzie oskarżony o jego występki; Albo to i to.
    Of course, zawsze muszę coś pominąć: scena zaręczyn. Ja bym się zgodziła! To było takie słodkie! W sumie, tu ogarniam, że nie chciała tego robić przy tylu osobach, które dodatkowo zna, ale żeby w tym cholernym dormitorium się nie zgodzić? Come on, guys!
    Tym jakże pięknym, angielskim akcentem kończę moją wypowiedź, którą, mam nadzieję, przeczytacie.
    Crookshanks (może zaglądniecie?)
    http//dramioneczujactwojdotyk.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. O matko. Emocje jak na grzybach. Chyba nie zasnę dziś z wrażenia. Przez chwilę nie mogłam zrozumieć o co chodzi z NIM i medalionem. Po przeczytaniu dziesiąty raz dotarł do mnie sens. Aż się boje co będzie dalej.

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział przecudowny jak zawsze, jednak szczerze odradzam czytania go o pierwszej w nocy ze zgaszoną lampką! Myślałam, że zejdę tam na zawał...

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudowny! Idealny <3 Tyle emocji. Moja mama aż musiała wchodzić i pytać co się stało bo wydawałam jakieś dziwne odgłosy xD Weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  12. Wow. Jestem pod wrażeniem. Mam tak zryty mózg aż kręci mi się w głowie :D Nie wiem dlaczego ale chciałam aby Draco i Hermiona rozstali się. Do dałoby to fajnego charakteru historii, wiedząc, że i tak się zejdą. Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział i choć wiem, że to nie możliwe, ale łudzę się że zostanie dodany w tym miesiącu xD pozdrawiam gorąco !

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeżeli wrzucili naszyjnik do pokoju życzeń to był tam "podrobiony" Draco i może to o niego chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  14. Draco naprawdę popłynął z tymi oświadczynami. Po części staram się go zrozumieć i jakaś logika w jego rozumowaniu jest, nie mniej jednak to Hermionę popieram. Myślę, że mogą z tym jeszcze trochę poczekać, w końcu się kochają.
    Przeze pewien czas sądziłam, że Hermiona na tym naszyjniku ma pierścień z kamieniem wskrzeszenia. Nie mniej jednak zbyt wiele rzeczy by się nie zgadzało i nie miało sensu. Prawda okazała się jednak bardziej przerażająca. Dobrze, że Draco się w porę zorientował, inaczej mogłoby dojść do tragedii.
    I najgorsze, biedy mały Tom. Od momentu jego spotkania z Draconem w magazynie podejrzewałam, że ma coś wspólnego z Voldemortem, ale nie sądziłam, że prawda będzie tak okrutna. Dzieciak padł ofiarą tego pomyleńca, a co gorsza może przez to zginąć. Mam ciarki na samą myśl o tej bitwie. Boję się, że śmierć zbierze spore żniwa, a najgorszy scenariusz to, że Hermiona lub Draco będą się zaliczali do tych ofiar. Tego bym chyba nie przeżyła. Muszę Wam również pogratulować całej koncepcji i tego, jak przemyślana jest cała historia. Uwielbiam takie opowiadania; pełno tajemnic, zawiała fabułą, coś pięknego. Wam wyszło to wyjątkowo dobrze. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  15. Kiedy kolejny rozdział? ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno nie wyrobimy się w tym miesiącu. Na pewno. Póki co mamy wszystko rozplanowane i obgadane i powoli zabieramy się do pisania, ale nie chcemy się z tym śpieszyć, bo każde mhh... wydarzenie z tego rozdziału (a chociażby większość) warte jest tego, by poświęcić mu jak najwięcej uwagi :) Dajcie nam trzy tygodnie - może trochę mniej, może trochę więcej :)

      Usuń
  16. O kurczaki
    Wow wow wow
    Nie wiem co powiedzieć
    Serio
    W ogóle sie tego nie spodziewałam
    Super rozdział i nie mogę się doczekać następnego!
    Ps. Czy tylko ja tak kocham Blaise'a? :3

    OdpowiedzUsuń
  17. Rozdział idealny !!
    Z niecierpliwością czekam na kolejny !!
    Pozdrawiam i życzę znowu tak dużej weny !! :*

    OdpowiedzUsuń
  18. hejo hejooo ;D
    Oto jestem!
    Z racji tego, że pędzicie z pisaniem rozdziałów niczym Blaise za jego ukochaną krówką, postanowiłam, że w końcu zbiorę się w sobie i naskrobię te parę słów, które za grosz nie bd oddawać ukrytych pokładów elokwencji, tkwiących we mnie od zarania dziejów. (Oczami wyobraźni widzę Wasz śmiech, no ale przecież mówiłam, że te pokłady są ukryte. Głęboko ukryte).
    Nie wiem co mi strzeliło do głowy, ale od razu po niewielkiej obczajce rozdziłu, zaczęlam parafrazować jego tytuł. Parafrazować (czytaj: wysilać szare komórki, by trochę popracowały w tym skwarze). Koniec końców, do głowy wpadła mi piosenka The Chainsmokers - Don't Let Me Down. no i nie pozostało mi nic innego jak tylko nucenie po cichutku w czasie czytania.
    Don't Let Me Down...
    Don't Let Me Down...
    O dziwo, te słowa bardzo pasują mi do naszego blondasa, który w tym rozdziale niczym skrzyżowanie Sherlocka Holmesa i Supermana, ratował nieświadomych od zagrożenia. Godne podziwu! W końcu niech choć raz to Hermiona zagra przysłowiową damę w opałach, a co!
    No, ale tymi oświadczynami, zabiłyście mnie na śmierć. Ale dowalił. Jak łysy grzywką. Trzymałam kciukasy niczym na Tytanicu, wierząc, że może tym razem Leonardo przeżyje. No ale ofc, panna G. musiała odmówić. Ale nic w przyrodzie nie ginie, jak ona nie chce pierścionka od blondasa, to ja chętnie! (SPOILER: coś mi się wydaję, że 3 oświadczyny bd w epilogu, dobrze myślę? :p)
    Całość rozdziału, czyli powrót Voldka, Tomasz w opałach, perspektywa rychłego końca sprawiły, że czuje się dość hm... dobita. Pamiętacie tę scenę w Shreku, kiedy Kot w butach obserwował wyznanie miłości między ogrami? I jego tekst: "Nie będę płakać. No przecież nie będę płakać... łeeee" No w skrócie, tak właśnie się czułam. Tyle tylko, że moje zapory wytrzymały, a zamiast płaczu był pokaz focha na cały świat :p
    No a teraz, żeby bylo mi raźniej, dawajcie chórki: Don't Let Me Down...Don't Let Me Down...
    Do następnego!
    Iva Nerda
    http://kiedyjestesprzymniedramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Don't let me down... don't let me down...

      Usuń
    2. Pośpiewałabym z wami ale kiedy myślę o następnym rozdziale bardziej przychodzi mi na myśl inna piosenka a mianowicie Linkin Park: Across the line

      [Huehuehue jestem geniuszem zła, już widzę jak z przestrachem wczytujecie się w tekst]

      Usuń
  19. Ostatnio się rozpisałam, ale komentarz magicznym sposobem postanowił się nie dodać. No nic, napiszę drugi raz! Przede wszystkim chciałabym zacząć od tego, że nigdy wcześniej nie przepadałam za dramione. Wynikało to z tego, iż nienawidziłam Dracona całym swoim dziecięcym serduchem, a wraz z dorastaniem pielęgnowałam niechęć do tej postaci. I dalej nie mogłabym go zdzierżyć, gdyby nie wasz blog. Wpadłam tu przez przypadek, ale coś mnie podkusiło, żeby zostać i zapoznać się z opowiadaniem. Co więcej mogę powiedzieć? Przez was zerwałam z dwie nocki, bo nie mogłam oderwać się od czytania! Jesteście niesamowite. Nie zliczę ile razy śmiałam się do ekranu jak durna. Uważam was za najlepsze lekarstwo na chandrę. :)
    Najgorsze jest to, że pokochałam tę złośliwą fretkę! Serio, już dawno nie jarałam się tak na fikcyjną postać, jak teraz na Malfoya (to chyba źle o mnie świadczy).
    Każdy rozdział to istna perełka. Tak samo jak ten, chociaż emocje były przytłaczające. Od śmiechu spowodowanego tekstem ,,Nie stanął ci?" (ach, Zabini w waszym wydaniu jest genialny, samo jego pojawienie się sprawia, że mimowolnie się uśmiecham), do prawie zerwania. Draco popłynął z prądem i to równo. Wyszedł na ciut zdesperowanego z tymi oświadczynami, ale wybaczam mu, bowiem wszystko dobrze się skończyło. Chociaż miałam wrażenie, że naprawdę się rozstaną. Wtedy moje serce byłoby w większej rozsypce niż Hermiony. XD
    W dodatku sprawa z Tomem. Boże, szkoda mi dzieciaka. Mam nadzieję, iż jakoś z tego wyjdzie i nikt nie będzie musiał go zabijać. Polubiłam go przez te wspomnienia. Wycierpiał wystarczająco dużo, żeby mu jeszcze dowalać.
    A koniec rozdziału... kurczę, mam naprawdę złe przeczucia. Wydaje mi się, że Draco2 porządnie namiesza. Nie chcę nawet myśleć o tym, co mogłoby się wydarzyć, gdyby ten prawdziwy gdzieś polazł, a na jego miejsce przyszłaby podróba... Teraz mam rozkminę. Czy jeśli Hermiona pocałowałby się z Draco2, to czy zdradziłaby przez to Draco1? Na jedno to zdradziłaby go z nim samym, ale z drugiej strony to jednak Malfoy z jej głowy, a nie ten "jej". Skomplikowane to trochę. XD
    No dobra, bo trochę za długi komentarz mi wyszedł. Pora kończyć. Co tu więcej dodać? Po prostu czekam z niecierpliwością na nowy rozdział! Mam nadzieję, że pojawi się wkrótce. I życzę wam duuuużo weny oraz wolnego czasu do pisania, gdyż domagam się więcej waszej twórczości. <3

    OdpowiedzUsuń
  20. Rozdział bardzo mroczny, ale takie lubię najbardziej <3 szkoda, że Herm nie zgodziła się na oświadczyny, ale rozumiem ją. To zdecydowanie za wcześnie... Zadrżało mi serce, gdy się pokłócili. Jak dobrze, że to tylko przejściowe kłopoty.
    Jednak akcja z naszyjnikiem i bitwą wygrała wszystko. Nie spodziewałam się, że Tom może być opętany przez Voldzia. W sumie można się było tego spodziewać po akcji z Ginny z Komnaty Tajemnic, ale i tak było wielkie wtf?! Dobrze, że pomimo konfliktów potrafią się dogadać i zjednoczyć.
    Oczywiście czekam na nowy rozdział i życzę weny!
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis

    OdpowiedzUsuń
  21. Błagam Was, nie zabijajcie Draco ani Hermiony!

    OdpowiedzUsuń
  22. Wreszcie udało mi się szczęśliwie doczytać do końca :D Jak zakończycie opowiadanie to chyba moje życie straci sens :P

    Rozdział zaskakujący i wciągający! Niech tylko nie zginą podczas bitwy, błagam! Czekam na następny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Czytałam całość 3 dni i opłacało się. Historia jest jedną z najlepszych jakich czytała. Ciekawa fabuła, zabawne akcje i kłutnie Dracona i Hermiony. Bardzo podobały mi się wyprawy do Amazonii, na Alaskę i pustynię. Turniej był naprawdę bezcenny. Czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  24. Hej! Chciałabym Wam powiedzieć, że macie ode mnie nominacje do "10 zdjęć". Więcej informacji na moim blogu: http://dramioneczujactwojdotyk.blogspot.com/2016/09/10-zdjec.html
    Pozdrawiam, Crookshanks

    OdpowiedzUsuń
  25. Wiecie może kiedy dokładnie ukaże się rozdział? <3

    OdpowiedzUsuń
  26. Ja mam chyba jakąś obsesję co 10 minut sprawdzam czy jest rozdział xD
    Co wy ze mną zrobiłyście...

    OdpowiedzUsuń
  27. Tym razem skrobne trochę dłuższy komentarz.
    1. Doszłam do tego momentu i cieszę się, że przeżyję katusze tylko czekając na drugą część tego rozdziału i epilog. Zaniedbałam swoje Dramione, żeby cały weekend i po parę godzin w pracy spędzić z wami. Dziewczyny, to nie lada wyczyn, gdyż jak dotąd udało się to tylko veneti nox (czy jak jej tam).
    2. Na początku myślałam (pierwsze rozdziały), że znów mam do czynienia z lekkim Dramione o krótkich rozdziałach. Później BAM zostaje po głowie zdzielona pierwszym rozdziałem, którego przeczytanie zabrało mi 40 minut! Ile stron ma wasze Dramione w całości? Jestem pod wrażeniem.
    3. Świetnie odwzorowujecie charaktery postaci, a wasz Draco to ideał wręcz. Nic tylko zdzielić pałką w łeb i zgwałcić w składziku na miotły.
    4. Trochę nie rozumiem tej nagłej zmiany Draco po rozpoczęciu związku z Hermioną. Zwłaszcza oświadczyn. Ja rozumiem, że chciał zaruchać, ale bez przesady ;P żart. Wiem, że jego pobudki są troche inne.
    5. Co do tego rozdziału. Nie rozumiem ostatniej sceny.
    6. Miło, że fabuła nie kręci się tylko wokół romansu.
    7. Wyczerpałyście już chyba wszystkie pomysły: zamiana ciał, turniej trójmagiczny, inny turniej, porachunki rodzinne... normalnie wszystko.
    8. Jak nie lubię narracji trzecioosobowej narratora wszechwiedzącego, siedzącego w głowie każdej osoby, to u was to tolerowałam.
    9. Skończyła mi się wena ;P
    Do następnego! Znaczy pod epilogiem będę wam gratulować.

    OdpowiedzUsuń
  28. Tym razem skrobne trochę dłuższy komentarz.
    1. Doszłam do tego momentu i cieszę się, że przeżyję katusze tylko czekając na drugą część tego rozdziału i epilog. Zaniedbałam swoje Dramione, żeby cały weekend i po parę godzin w pracy spędzić z wami. Dziewczyny, to nie lada wyczyn, gdyż jak dotąd udało się to tylko veneti nox (czy jak jej tam).
    2. Na początku myślałam (pierwsze rozdziały), że znów mam do czynienia z lekkim Dramione o krótkich rozdziałach. Później BAM zostaje po głowie zdzielona pierwszym rozdziałem, którego przeczytanie zabrało mi 40 minut! Ile stron ma wasze Dramione w całości? Jestem pod wrażeniem.
    3. Świetnie odwzorowujecie charaktery postaci, a wasz Draco to ideał wręcz. Nic tylko zdzielić pałką w łeb i zgwałcić w składziku na miotły.
    4. Trochę nie rozumiem tej nagłej zmiany Draco po rozpoczęciu związku z Hermioną. Zwłaszcza oświadczyn. Ja rozumiem, że chciał zaruchać, ale bez przesady ;P żart. Wiem, że jego pobudki są troche inne.
    5. Co do tego rozdziału. Nie rozumiem ostatniej sceny.
    6. Miło, że fabuła nie kręci się tylko wokół romansu.
    7. Wyczerpałyście już chyba wszystkie pomysły: zamiana ciał, turniej trójmagiczny, inny turniej, porachunki rodzinne... normalnie wszystko.
    8. Jak nie lubię narracji trzecioosobowej narratora wszechwiedzącego, siedzącego w głowie każdej osoby, to u was to tolerowałam.
    9. Skończyła mi się wena ;P
    Do następnego! Znaczy pod epilogiem będę wam gratulować.

    OdpowiedzUsuń
  29. Wasze opowiadanie jest czymś wspaniałym .Kiedy czytam każdy kolejny rozdział , po prostu coraz bardziej zakochuje się w tej historii. Nie mogę przestać myśleć nad tym jak potoczą się dalsze losy bohaterów. Czy Draco i Hermiona będą razem ? Kto nie przezyje wojny ? Ciągle zadręczam się tymi pytaniami. Bardzo chciała bym pochwalić waszą koncepcje. Wasze opowiadanie jest pisane sumienie , każdy wontek rozwinięty. Jestem po prostu oczarowana. Czekam na kolejny rozdział. A tak właściwie kiedy mogę spodziewać się nowej notki ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak przy okazji może zajrzycie do mnie ??? https://hermionariddledramione.blogspot.com

      Usuń
  30. Czy ktoś mógłby mi powiedzieć dlaczego 9 horkruksów,bo ja niestety chyba nie umiem liczyć. :'-(
    No a tak ogólnie to zaczęłam czytać tego bloga chyba tak z tydzień temu i jest super 👌. Bardzo mi się podoba to że nie pokochali się tak bezsensu, (bo Hermiona wyładniała, i nie ma szopy na głowie, a Malfoy nie patrzy na "czystość krwi" i nagle wydaje się Hermionce taki przystojny) no, są tacy jacy są i super. Hihi 😉
    MEGA FAJNIE ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń
  31. Smutne troche�� ale to Wy pieszecie tą opowieść nie ja.�� Tak szczeże to niespodziewałam się takiego zwrotu akcji, pierwszy raz czytam Daramione z powrotem Voldzia��. Mam tyljo nadzieję że nie zabijecie Dracona ani Hermiony ani nikogo z ich bliskich�� ale tak jak wześniej pisałam to Wy piszecie tego bloga��
    Weny❤❤❤
    -Ślizgonka��

    OdpowiedzUsuń
  32. Draco z naszyjnikiem... Omatko...

    Przeczuwałam tego Toma. Nott mnie wkurwil ala wrócił. Zapunktował!

    Cyzia... El... Nie zgińcie proszę.


    Zabini... Kocham cię, ale kiedy im wyjawisz prawdę o sobie? Czekam...

    Idę czytać o wojnie :)

    OdpowiedzUsuń