Draco Malfoy obudził się wraz z
ostatnim uderzeniem hogwarckiego zegara. Stwierdzenie, iż był nieco
sfatygowany, było sporym niedopowiedzeniem. Chłopak powoli usiadł
i zaspanymi oczami rozejrzał się po pokoju. Był sam.
Skrzywił się, gdy przed oczami
pojawiły mu się obrazy z poprzedniego wieczoru, a do głowy wpadła
mu myśl, iż Hermiona specjalnie wyszła wcześniej, nie chcąc
przebywać w jego towarzystwie. W jej mniemaniu mógł zachowywać
się nieco zbyt śmiało... nie, żeby żałował. Po chwili odrzucił
tę teorię. W końcu obudził się o dwunastej, a na szafce stała
mała fiolka z eliksirem na ból głowy i szklanka wody do
popicia gorzkiego wywaru.
Arystokrata wzdrygnął się, gdy
opróżnił fiolkę i natychmiast sięgnął po wodę. Odczekał, aż
skronie przestały pulsować tępym bólem i, poprawiając spodnie,
wyszedł z sypialni Gryfonki. Rozejrzał się po dormitorium, a kiedy
zrozumiał, że jest w nim sam, opadł na kanapę, powtarzając w
myślach, iż dziewczyna prawdopodobnie siedzi w bibliotece.
Nie mylił się. Kilka minut później
do salonu weszła Hermiona obładowana grubymi woluminami. Gryfonka,
nie zwracając na niego uwagi, odłożyła księgi na stolik i
usiadła na fotelu.
— Em... Hermiona? — spytał,
sprawiając, iż dziewczyna w końcu spojrzała na niego znad
czytanego tekstu.
— Tak?
— Wszystko w porządku?
Kasztanowłosa zamrugała i przymknęła
książkę. Zmrużyła oczy, badawczym wzrokiem wpatrując się
w chłopaka.
— Dlaczego miałoby nie być?
— Och, no wiesz... — zaczął
Ślizgon, próbując zdobyć się na zdawkowy ton. — To wczoraj...
— Ach, to — mruknęła Hermiona,
delikatnie się rumieniąc.
Odłożyła lekturę i podeszła do
barku.
Arystokrata wstał i stanął za nią,
obserwując, jak nalewa do szklanki soku. Przeczesał włosy,
dochodząc do wniosku, iż Gryfonka specjalnie trzyma go w
niepewności.
— Przepraszam, jeśli wczoraj
ośmieliłem się na zbyt wiele i czułaś się zmuszona do pewnych
zachowań — wyrzucił z siebie.
Dziewczyna odstawiła butelkę i
odwróciła się do niego, zaskoczona jego słowami. Ostatnie czego
się spodziewała, to usłyszeć od niego przeprosiny za kilka minut
całowania się... i rozbierania... i robienia innych rzeczy,
których nie powinni robić przykładni prefekci naczelni.
— Słucham?
— Nie każ mi tego jeszcze raz
powtarzać — jęknął Draco, krzywiąc się na samą myśl.
— Jestem po prostu zaskoczona.
Blondyn zamrugał, całkowicie gubiąc
się w sytuacji.
— No to ja już nic nie rozumiem.
Wchodzisz tu, słowem się nie odezwiesz, ignorujesz mnie, chowając
się w tych durnych książkach, a teraz, jak próbuję cię
przeprosić, to mówisz, że jesteś zaskoczona — warknął
poirytowany.
— Ale ja cię wcale nie ignoruję.
Zobacz — powiedziała, podnosząc ze stolika wolumin i otwierając
go na właściwej stronie. — Szukałam kilka lektur uzupełniających
i przy okazji znalazłam coś dla ciebie. O alchemii — dodała,
widząc jego pytające spojrzenie. — Wpadło mi w oko jedno
nazwisko, które powtarzało się w twoich zwojach.
Ślizgon przyjął od niej książkę,
zerkając to na nią, to na Gryfonkę.
— Czyli nie jesteś...?
— Nie — odpowiedziała Hermiona,
delikatnie uśmiechając się do niego. — Nie jestem.
— No dobrze. Skoro tak... — zaczął,
odrzucając podręcznik i patrząc na nią stanowczo — ... to
odwołuję swoje przeprosiny.
Kasztanowłosa zaśmiała się i
przytuliła do niego.
— Niech ci będzie. Wypiłeś
eliksir?
— Tak, mamo.
Przewróciła oczami i odwróciła się,
chcąc podnieść księgę i pokazać mu fragment, który powinien go
zainteresować, jednak zamarła, gdy arystokrata objął ją od tyłu
i przyciągnął do siebie.
— Nie tak szybko, Granger. Została
nam jeszcze jedna kwestia do omówienia, jeśli chodzi o wczoraj —
oznajmił Ślizgon aksamitnym tonem.
— Jaka?
— Nie otrzymałem odpowiedzi. A więc?
— Draco, nie dostając w zamian ani jednego słowa czy gestu,
nachylił się, by móc wyszeptać jej do ucha — Nie chciałabyś
za mnie wyjść? Zostać panią Malfoy? Pomyśl tylko — kusił
dalej, zaczynając się delikatnie kołysać — Miałabyś wszystko:
pieniądze, służbę...
— Zniewolone skrzaty — poprawiła
go Hermiona, jednak chłopak zdawał się nie usłyszeć jej
wtrącenia.
— Codziennie byłabyś adorowana...
— Przestań się wygłupiać, bo
jeszcze pomyślę, że naprawdę mi się oświadczasz — mruknęła
Hermiona, odsuwając się od niego, nie wiedząc, iż oboje inaczej
traktują tę wymianę zdań: ona jako żartobliwe przekomarzanie
się, on, jako próbę wybadania, na czym stoi.
Gryfonka podeszła do barku i zaczęła
ustawiać, stojące na nim, butelki w idealnym rządku, myśląc, że
temat został wyczerpany. Poddenerwowana, przygryzła wargę, gdy
poczuła ciepły oddech chłopaka na swojej szyi, a chwilę później
jego dłonie na swojej talii.
— Chcę tylko, żebyś wiedziała, że
zdaję sobie sprawę z tego, że nasza wczorajsza... ee... rozmowa
nie wyglądała tak, jak powinna — powiedział cicho.
— Dlaczego mi to mówisz?
— Bo nie chce, żebyś pomyślała,
że jestem gburem, który nie potrafi się oświadczyć, gdy
przyjdzie na to odpowiednia pora — oznajmił, dokładnie analizując
nawet najmniejsze zmiany w wyrazie jej twarzy.
Uśmiechnął się, gdy dziewczyna
odwróciła głowę w jego stronę i złożyła na jego policzku
soczystego buziaka.
— Będę o tym pamiętać —
obiecała.
Zaklął pod nosem, gdy usłyszał huk
otwieranego przejścia i chwilę później stanął w nim zasapany
Zabini. Oparł dłoń o ścianę i nachylił się, mówiąc:
— Musimy pogadać... na osobności —
wydyszał, znacząco patrząc na Hermionę.
Gryfonka zmarszczyła brwi,
zastanawiając się, co może być powodem wizyty Ślizgona, jednak
pokiwała głową i wyminęła poirytowanego arystokratę, po czym
zaszyła się w swoim pokoju.
— Musiałeś przyleźć akurat teraz?
— Obawiam się, że to sprawa
niecierpiąca zwłoki — odpowiedział Zabini, niepewnie podchodząc
do blondyna. — Widzisz... Snape chce wreszcie wstawić Puchar do
swojego gabinetu...
— To mu go zanieście — warknął.
— Problem polega na tym, że go nie
mamy — wypalił Blaise, z udawanym zainteresowaniem przyglądając
się, leżącym na stoliku, książkom.
— ŻE CO?!
— No, nigdzie go nie ma...
Arystokrata uderzył się otwartą
dłonią w czoło, nie mogąc pojąć, jak można być aż takim
kretynem, aby zgubić trofeum, które próbowało się zdobyć przez
lata.
— Musisz pójść do Snape'a i
załagodzić jakoś całą sprawę...
— Załagodzić?! Zgubiliście Puchar,
który był w tej szkole od wieków, debilu!
— Może gdybyś przekazał mu te
wieści w optymistyczny sposób... nie powie nic McGonagall,
przynajmniej do czasu aż skończymy szkołę — podsunął Blaise.
— Trzeba go znaleźć — oznajmił
Draco, czując zbliżający się ból głowy.
Polecił przyjacielowi, by siedział
cicho i wszedł do sypialni Gryfonki. Poczekał, aż dziewczyna
spojrzy na niego znad książek i zapytał, siląc się na zdawkowy
ton:
— Skarbie, czy kiedy sprzątałaś
rano salon, nie znalazłaś może nigdzie Pucharu Quidditcha?
— Nie mów, że go zgubiliście...
— Tak jakby — odpowiedział,
przeczesując palcami włosy.
— Nie zgubiliśmy, po prostu nie
wiemy, gdzie jest — usłyszeli Zabiniego, który zignorował rozkaz
arystokraty i przyszedł za nim do Gryfonki. — Pomożesz?
— Gdzie go widziałeś ostatnio?
— Kiedy z niego piłaś...
— Zabini! — wrzasnął blondyn. —
Co robiliście, kiedy was zostawiliśmy?
— Nie pamiętam.
— Draco, uspokój się —
powiedziała Hermiona, widząc pulsującą żyłkę na jego skroni.
Pozamykała książki i odłożyła je na komodę. — Zwołajcie
całą drużynę, może wspólnie uda się ustalić, co się stało.
Pół godziny później w salonie
ponownie zebrali się Ślizgoni, nieudolnie próbując ustalić
wydarzenia wczorajszej nocy. Pomimo upływu czasu i narastającej
irytacji arystokraty, jedyne, co wiedzieli na pewno to to, że po
wyjściu prefektów, drużyna kontynuowała świętowanie.
— Później był toast za to, by
Puchar już nigdy nie dostał się w ręce innej drużyny... —
wymamrotał Malcolm, pocierając podbródek — i wtedy Graham
powiedział, że...
— Że co? — dopytywał Nott.
— Że trzeba coś zrobić, by mieć
pewność, że tak się nie stanie.
— I? — spytał Malfoy, podobnie jak
reszta drużyny, wyczekująco patrząc na Grahama.
— Nie pamiętam.
Jęk zawodu wypełnił salon, a Zabini
zaklął, zerkając na zegarek.
— Mamy pół godziny, zanim Snape
zacznie dochodzenie, dlaczego nie przynieśliśmy mu Pucharu. Więc
jeśli ktokolwiek pamięta coś jeszcze...
— Kiedy się obudziliśmy, Graham był
cały ubabrany w ziemi — rzucił Harper, mając nadzieję, że ta
wskazówka choć trochę przybliży ich do odnalezienia trofeum.
— A w ustach miałem posmak dyni! —
wypalił obrońca Slytherinu. — Nie pamiętam tylko, żebym pił
sok dyniowy...
— Też myślisz o tym, co ja? —
spytał z nadzieją w głosie arystokrata, zwracając się do
Gryfonki.
— Jeśli rzeczywiście zakopał go w
pobliżu grządki z dyniami, znalezienie go nie będzie trudne.
Wystarczy poprosić Hagrida o niuchacza...
— Zrobisz to dla mnie? Dostaniesz
Grahama do pomocy — oznajmił blondyn, nie mając ochoty prosić
gajowego o jakąkolwiek przysługę.
Odetchnął z ulgą, gdy dziewczyna
skinęła głową i razem z winowajcą udała się na poszukiwania.
Odesłał resztę drużyny i razem z przyjaciółmi czekał na powrót
Gryfonki.
— Stało się coś? — zapytał
nagle Zabini, widząc, jak arystokrata nie włącza się do rozmowy.
— Wydajesz się jakiś markotny...
— Dziwisz mi się? Ledwo co
otworzyłem oczy, wpadasz i mówisz, że banda przygłupów zgubiła
Puchar...
— Na pewno o to chodzi? — upewnił
się Nott, chytrze uśmiechając się do Zabiniego.
— No właśnie, myśleliśmy, że co
jak co, ale po wczorajszej nocy... mhm... znaczy się, ja niewiele
pamiętam, ale Teodora raczyła mi powiedzieć, że wyraźnie z
Granger mieliście się ku sobie... i później tak szybko
zaszyliście się w pokoju...
— Dlatego też myśleliśmy, że
będziesz zgoła w innym nastroju... No, chyba że nie było chemii i
to nie jest to, czego się spodziewałeś...
— Przymknij się, Nott — wtrącił
Zabini. — Nawet jeśli, Draco, musisz mieć na uwadze, że
dziewczyna nie ma w tych sprawach doświadczenia i to kwestia wprawy
i ćwiczeń...
— Nie o to chodzi — zapewnił
blondyn, siadając na kanapie.
— A o co?
— Do niczego nie doszło —
odpowiedział cicho, tępo wpatrując się w przestrzeń.
— Nie stanął ci?! — zapytał
zszokowany Zabini.
Arystokrata ścisnął nasadę nosa,
zastanawiając się, czy istnieje granica głupoty.
— Mówił ci ktoś, że jesteś zbyt
bezpośredni?
— Kilka razy... ale teraz to
nieistotne. Powiesz w końcu, co się stało?
Blondyn odchrząknął, starając się
znaleźć odpowiednie słowa.
— Chodzi o to, że Hermiona... ona...
— przełknął ślinę, czując, jak na samą myśl o tym robi mu
się słabo — Granger chce z tym czekać do ślubu — wypalił
rzeczowym, pozbawionym emocji tonem.
Gromki śmiech przyjaciół zmusił go
do spojrzenia na nich. Zmrużył gniewnie oczy, widząc, jak zwijają
się ze śmiechu, waląc pięścią w stolik.
— Bardzo zabawne — wysyczał,
rzucając im gniewne spojrzenie. — MOŻECIE JUŻ PRZESTAĆ?!
— Wybacz, przyjacielu — rzucił
Nott, na chwilę opanowując rozbawienie — po prostu... to takie
abstrakcyjne — dodał, raz po raz przerywając przez napad śmiechu
— Draco... Malfoy... zmuszony do... celibatu...
— Dobra, Nott, przestań, widzisz, że
chłopak jest bliski płaczu.
— Ale ona nie może mi tego zrobić...
sobie nie może... zresztą długo nie wytrzyma, prawda? — zapytał
Malfoy, przerażony wizją oczekiwania na noc poślubną.
Teodor zacmokał i pokręcił głową.
— No nie wiem, stary. Jeśli jej nie
pociągasz...
— Granger mnie chce. Jestem tego
pewny — oznajmił stanowczo, urażony tym, że ośmielili się w to
wątpić.
Ślizgoni spojrzeli po sobie,
bezgłośnie się ze sobą zgadzając, że dalsze naśmiewanie się z
przyjaciela nie byłoby przejawem roztropności.
— No dobrze — powiedział po chwili
ciszy Zabini. — Co zrobiłeś po tym, jak Granger oznajmiła ci, że
nici z figli?
— Oświadczyłem się.
— CO?! — wykrzyknęli oboje,
wytrzeszczając oczy ze zdumienia.
Arystokrata wbił wzrok w kominek,
wspominając tamten moment i uśmiechnął się, gdy przed oczami
pojawiła mu się twarz zaskoczonej dziewczyny. Sam nie wiedział, co
go skłoniło do takiego zachowania. Przecież nie był aż tak
pijany ani zdesperowany, by od razu się żenić... prawda? Jeszcze
niedawno sama myśl o wczesnym ożenku napawała go wstrętem.
Pamiętał rozmowy z matką, iż on, Draco, nie ma zamiaru powtarzać
jej błędu i, zgodnie z tradycją, poślubić w młodym wieku
wybraną arystokratkę. Dlaczego więc teraz, gdy wyobrażał sobie
Hermionę w białej sukni, nie miał ochoty uciekać choćby i na
drugi koniec świata, byle tylko nie dać się usidlić?
Im bardziej nad tym myślał, tym
bardziej przekonywał się do tego idiotycznego pomysłu. Czy miał
jakieś wątpliwości co do niej? Żadnych. Czy coś tracił? Nic.
Zyskiwał? Pewność, iż Hermiona nigdy go nie zostawi... no i
oczywiście noc poślubną.
— Hej! — ryknął Blaise, rzucając
w niego poduszką.
Draco zamrugał, jakby wybudzał się z
transu i spojrzał na Ślizgona.
— Nareszcie jakiś kontakt. Co ona na
to?
— Kto?
— Hermiona — westchnął Zabini,
kręcąc głową, jednak po chwili wsparł głowę na dłoni
i nachylił się do blondyna, zupełnie niczym największa
plotkara, oczekująca najnowszych rewelacji.
Arystokrata podrapał się w skroń.
— No... odmówiła.
Blaise jęknął żałośnie, natomiast
Nott westchnął z ulgi.
— Ciesz się przyjacielu. Mało
brakowało, a wdepnąłbyś w niezłe gówno — powiedział Teodor.
— Nie patrzcie tak na mnie. Nie to mam na myśli.
— A co? — spytał Draco,
ostrzegawczo patrząc na bruneta.
— Stary, pomyśl trochę. Każda,
dosłownie każda, jak poczuje pierścionek na palcu, chce jak
najszybciej zacząć organizować ślub i wyjść za mąż. A potem?
Ani się obejrzysz, a będzie chciała mieć dziecko, potem przez
cztery lata babrzesz się w wymiocinach i gównie. Nie możesz spać,
nie masz ani chwili odpoczynku, a wasze sprawy łóżkowe trwają w
zawieszeniu do chwili, aż gówniarz nie pójdzie do szkoły. A zanim
to nastąpi, zaczyna się ząbkowanie. Mały gnojek nic tylko płacze,
brudzi pieluchy, je i płacze, brudzi, je... I tak przez kilka lat. A
co się dzieje, jak w końcu zostajecie sami? Ona ma ochotę na
drugie! I tak bez końca: płacze, brudzi, je, ząbkuje... Chyba że
zostało ci odrobinę godności i wolnej woli i jej odmawiasz,
ryzykując tym samym ciężkie pobicie i stałe groźby o rozwodzie.
— To... trochę... przerażające —
wydukał w końcu Blaise, rozglądając się po pokoju, zapewne po
to, by upewnić się, iż w salonie nie stoi żadna dziewczyna, która
chciałaby go skłonić do ożenku.
— I wyjaśnia, dlaczego jesteśmy
jedynakami — dodał Draco, rozmyślając nad słowami przyjaciela.
Był prawie pewny, że Granger nie
zrobiłaby mu czegoś takiego. Nie, ona najpierw chciałaby zdobyć
wszystkie możliwe tytuły naukowe, zacząć pracę, a to dałoby mu
co najmniej siedem lat wolności.
Rozważania trójki przyjaciół
przerwało pojawienie się Hermiony. Dziewczyna zamarła, gdy wszyscy
jak jeden mąż spojrzeli na jej brzuch. Zerknęła w dół, by
upewnić się, iż pozbyła się z niej śladów ziemi, jednak
wszystko było w porządku.
— Znaleźliśmy Puchar. Graham
zaniósł go do Snape'a. Wszystko w porządku?
— Taak — odparli Ślizgoni.
Gryfonka zmarszczyła brwi, jednak nie
skomentowała ich dziwacznego zachowania. Wzruszyła ramionami i
zaszyła się w pokoju, otaczając się księgami i zwojami
pergaminów.
Draco, gdy w końcu został sam, udał
się do swojej sypialni. W głowie miał tylko jedną myśl. Mając
nadzieję, iż nie popełnia największego błędu w życiu, chwycił
pióro i eleganckim pismem napisał na pergaminie kilka zdań.
Otworzył szufladę i wrócił do swojego listu z kawałkiem
czerwonego wosku. Położył go na pergaminie, wycelował w niego
różdżką, a kiedy był odpowiednio nagrzany, przyłożył do niego
sygnet, odciskując pieczęć rodu Malfoyów. Uśmiechnął się
kącikiem ust i zdecydowanym krokiem udał się do sowiarni.
***
Minął tydzień od wygranej
Slytherinu, a słoneczne, niedzielne popołudnie zapowiadało się
obiecująco. Obiecująco dla innych, bo Hermiona Granger powtarzała
kolejny dział z obrony przed czarną magią. Chodząc po pokoju,
recytowała formuły, opisywała ruchy różdżki i skutki zaklęć.
Pozostał tylko miesiąc do owutemów i na samą myśl o tym,
dostawała zawrotów głowy. Tym bardziej nie mogła zrozumieć,
dlaczego Draco, zamiast razem z nią powtarzać materiał, zniknął
gdzieś, najwyraźniej nie przejmując się zbliżającymi
egzaminami.
Zamarła, gdy do jej pokoju
bezceremonialnie wszedł arystokrata i przyjrzał się jej od stóp
do głów. Ona nie pozostawała mu dłużna. Nie wiedzieć czemu,
nałożył spodnie od garnituru, eleganckie buty i niebieską,
jedwabną koszulę.
Blondyn cmoknął z niesmakiem na widok
dresowych spodenek i rozciągniętej bluzki. Bez słowa wyjaśnienia,
podszedł do szafy Gryfonki, otworzył ją i zaczął przesuwać
wieszaki w poszukiwaniu odpowiedniej kreacji.
— Co robisz? — spytała Hermiona,
przyglądając się, jak Ślizgon odrzuca kolejne bluzki, sweterki
i spodnie.
— Ubieram cię. Wychodzimy.
— Ale po co?
Przerwał poszukiwania i zerknął na
nią przez ramię.
— Kiedy ostatnio byłaś na zewnątrz?
Droga do szklarni się nie liczy — dodał, widząc, jak Gryfonka
otwiera usta, by udzielić odpowiedzi.
— Bardzo śmieszne. Nie mam czasu na
spacery, Draco. Mam jeszcze tyle do przerobienia...
— O tym właśnie mówię —
oznajmił, wracając do przeglądu szafy. — Nic, tylko siedzisz w
dormitorium i się uczysz. Wiesz, że od tego można dostać
schizofrenii?
— Wcale nie.
Blondyn zatrzymał się na białej,
zwiewnej sukience na ramiączkach. Wyjął ją z szafy, przyjrzał
się jej i pokiwał z aprobatą.
— Idealna — mruknął, po czym
podszedł do dziewczyny i wcisnął jej sukienkę w ręce. — Masz
pięć minut. Później osobiście cię w nią ubiorę i siłą
wyciągnę na błonia — dodał, całując ją w czoło. — Pięć
minut — powtórzył i wyszedł z sypialni.
Westchnęła, wpatrując się w okno.
Doskonale wiedziała, że Draco nie rzucał słów na wiatr i jest
zdolny spełnić swoją groźbę. Powtarzając sobie, że pół
godziny obijania się nie powinno jej zaszkodzić, przebrała się w
sukienkę. Rozpuściła włosy, rozczesała je i wybrała białe
czółenka. Właśnie nakładała drugiego buta, gdy do pokoju wrócił
arystokrata.
— Coś nie tak? — spytała z
uśmiechem, podchodząc do niego.
— Liczyłem na to, że będziesz
stawiać opór — mruknął Ślizgon, udając zawiedzionego. —
Popsułaś całą zabawę
— Przepraszam bardzo, ale odniosłam
wrażenie, że chcesz, abym przebrała się jak najszybciej —
odparła z niewinną miną.
Draco uśmiechnął się i przepuścił
ją w przejściu. Ujął jej dłoń i ruszył w kierunku schodów.
— Tak, ale jeśli byś się nie
wyrobiła, moglibyśmy trochę pobaraszkować.
Dziewczyna przewróciła oczami,
zastanawiając się, co będą robić.
— Masz jakiś plan? Jakieś konkretne
zamiary?
— Och, tak — mruknął Ślizgon,
patrząc na nią z dziwnym błyskiem w oku.
Gryfonka zamyśliła się.
— Przygotowałeś piknik? —
spytała, czym wywołała u niego wybuch śmiechu. — No tak, to nie
w twoim stylu... Idziemy do Hogsmeade?
Chłopak spojrzał na nią, a jego
wzrok jasno mówił: „zwariowałaś?!” Od czasu ataku
Śmierciożerców, wypady do wioski ograniczono i odbywały się
tylko w asyście aurorów, pilnujących grupy uczniów. Nikt na
własną rękę nie wybierał się do Hogsmeade, a Draco miał wręcz
obsesję na punkcie jej bezpieczeństwa, dlatego też samodzielne
wyjścia do wioski były dla Hermiony całkowicie poza zasięgiem.
— Aha, więc będziemy po prostu
leżeć i liczyć chmurki, tak?
— Tego nie powiedziałem —
sprostował, w duchu śmiejąc się z Hermiony. Bawiła go ta jej
dociekliwość i to, jak się niecierpliwiła.
— Ty nic nie powiedziałeś.
— Będziesz mieć niespodziankę.
— Nie lubię niespodzianek —
burknęła, niezadowolona, że trzyma się ją w niepewności.
— Tę polubisz.
— Ach, tak? Skąd ta pewność?
— Kochasz mnie — odparł Ślizgon,
niedbale wzruszając ramionami.
— Tak, ale to nie znaczy, że mnie
nie denerwujesz, Malfoy.
Zaśmiał się i zmrużył oczy,
wychodząc na jasne słońce.
— Doskonale zdaję sobie z tego
sprawę, Granger.
Nie tylko oni, a właściwie Draco,
postanowili skorzystać z ładnej pogody. Na błoniach znajdowała
się chyba większość siódmoklasistów, niektórzy przygotowując
się do egzaminów, inni próbując choć na chwilę zapomnieć o
zbliżających się owutemach. Arystokrata zlustrował wzrokiem
hogwarckie błonia i biorąc głęboki oddech, pociągnął
dziewczynę na sam ich środek.
Hermiona nagle nabrała podejrzeń.
Dlaczego ciągnął ją w sam środek tłumu, skoro chciał odpocząć,
spędzić z nią trochę czasu? Dlaczego wybrał najlepszą koszulę
(wiedziała, że jest najlepsza, bo sam jej to powiedział, kiedy
próbowała ją ubrać w trakcie zamiany ciał), skoro wybierał się
tylko na błonia? I ten jego zuchwały uśmieszek...
Widząc jego zachowanie i te dziwne
podekscytowanie w oczach, dziewczyna domyśliła się, co planował
Ślizgon. Wiedza ta sprawiła, iż serce podjechało jej do gardła,
całkowicie uniemożliwiając jej oddychanie. Nie chciała tego.
Nim zdążyła cokolwiek zrobić, Draco
zatrzymał się i odwrócił w jej stronę.
Nie była na to gotowa, tak samo, jak
nie wiedziała, co mu odpowiedzieć. Miała tylko nadzieję, że
chłopak zdecyduje się na to w jakimś ustronnym miejscu, gdzie będą
sami.
Jednak jej prośby nie zostały
wysłuchane. Arystokrata ujął drugą dłonią jej policzek
i uśmiechnął się nieśmiało.
— Hermiono...
Wiedziała, że miał zamiar zrobić to
teraz, na oczach uczniów, którzy wylegiwali się na błoniach,
korzystając z pięknej, słonecznej pogody. Nerwowo rozejrzała się
po okolicy, chcąc zapaść się pod ziemię. Przygryzła wargę, gdy
blondyn otworzył usta, chcąc kontynuować wyćwiczoną przemowę.
— Nie — rzuciła zdenerwowana
Gryfonka, zanim chłopak zdążył uklęknąć. — Nie tutaj —
dodała drżącym głosem, widząc jego zdezorientowanie.
Po chwili w stalowych tęczówkach
pojawiło się zmieszanie i niepewność, do których szybko dołączył
ból. Odwróciła wzrok, nie mogąc dłużej znieść jego
spojrzenia. Nie chciała go ranić, jednak nie mogła pozwolić na
to, by wystawił się na pośmiewisko całej szkoły.
Ślizgon przyjrzał się jej badawczo,
nie wypuszczając jej dłoni z uścisku.
— Myślałem, że tego chciałaś...
uroczyście, przy wszystkich... — wyszeptał cicho, z trudem
powstrzymując emocje.
— Chodźmy do siebie, dobrze?
— Skoro tak wolisz — odpowiedział,
nie spuszczając z niej wzroku.
Hermiona przez długi czas nie ruszała
się z miejsca. Próbowała przekazać mu wszystko bez słów, jednak
wiedziała, że nie ominie ich szczera i trudna rozmowa. Zacisnęła
drżącą dłoń mocniej na jego dłoni i w milczeniu
wrócili do dormitorium.
Dziewczyna stanęła na środku salonu,
po czym zaczęła przemierzać go szybkim, nerwowym krokiem. W końcu
stanęła tyłem do arystokraty, wyłamując palce. Nie wiedziała,
co ma powiedzieć, by nie zadawać mu kolejnej rany. W końcu, gdy
ułożyła w głowie początek rozmowy, wzięła głęboki wdech i
odwróciła się do niego.
Powietrze, jakie znajdowało się w jej
płucach, przemieniło się w ołów, na widok Dracona stojącego
z otwartym, granatowym pudełeczkiem, z którego błyszczał do
niej pierścień.
— Schowaj go — powiedziała cicho,
wpatrując się w okno, byle tylko nie widzieć jego rozczarowania.
— Hermiona — rzucił błagalnie
Draco.
— Proszę cię, schowaj go!
Głośny trzask wypełnił
pomieszczenie. Arystokrata posłusznie włożył pudełeczko do
kieszeni i kipiącym z wściekłości głosem zapytał:
— Możesz mi powiedzieć, co zrobiłem
nie tak? Nie spodobał ci się pierścionek? Kolor koszuli?A może
brakowało ci konfetti?
— Przestań — poprosiła płaczliwym
głosem, jednak chłopak nie zwracał na to uwagi.
— Po prostu powiedz mi, kurwa, co
zrobiłem nie tak! A może to chodzi o mnie?
— To nie tak...
— Jeśli mi powiesz, że to nie tak
jak myślę, wyjdę stąd i wrócę jedynie po to, by zabrać rzeczy.
— Draco, to po prostu za wcześnie!
Jesteśmy ze sobą ile? Dwa miesiące? Kiedy mówiłeś o
odpowiedniej chwili na oświadczyny, myślałam, że zrobisz to za
kilka lat. To się dzieje zbyt szybko... jeszcze niedawno nie
chciałeś przebywać ze mną w jednym pomieszczeniu, a teraz...
— Myślałem, że mnie kochasz —
przerwał jej chłopak, a gorycz i zawód w jego głosie sprawił, że
Hermiona skrzywiła się, mając ochotę zatkać uszy.
— Bo kocham — zapewniła go, jednak
arystokrata zaśmiał się gorzko.
— Chyba jednak nie, skoro nie chcesz
ze mną być.
Draco był wściekły i ledwo co nad
sobą panował. Chciał wrzeszczeć, kląć, rzucać wszystkim, co
miał pod ręką, po prostu niszczyć, jednak ostatkiem sił zdołał
ujarzmić gniew. Prychnął, widząc, jak Hermiona pociąga nosem, aż
w końcu zaczyna płakać.
— Myślisz, że jak trochę
popłaczesz, to zrobi mi się ciebie żal i odpuszczę? Od tak o tym
zapomnę? — szepnął wściekle, sprawiając, iż jej drobne ciało
jeszcze bardziej zatrzęsło się od łkania.
— To naprawdę nie tak. Zrozum, ja
nie jestem gotowa na ślub...
— Jaki ślub? Dziewczyno, to były
oświadczyny! Myślisz, że od razu zaciągnąłbym cię przed
ołtarz?
— Więc dlaczego to zrobiłeś?!
— No nie wiem? Może chciałem mieć
pewność? — zapytał prześmiewczo chłopak.
— Pewność? — powtórzyła z bólem
Hermiona. — Nie wystarczy ci, że powiedziałam, że chcę z tobą
być? Że cię kocham? Nie możesz mi po prostu zaufać?
Blondyn zamarł, wpatrując się w nią
beznamiętnie. Uśmiechnął się zjadliwie i warknął:
— Zaufałem w życiu paru osobom. Na
przykład ojcu. I wiesz co? Już nie wierzę w cały ten chłam.
Jedyne, co dostałem w zamian to wiedza, że nikomu nie można
zaufać. Prędzej czy później, wbiją ci nóż w plecy.
Kasztanowłosa pokręciła głową i
cofnęła się, zupełnie nie rozpoznając mężczyzny, który przed
nią stał. Gdzieś zniknął jej Draco, ten, który nigdy nie
powiedziałby jej czegoś takiego.
— Naprawdę tak o mnie myślisz? —
gdy odpowiedziało jej milczenie, Hermiona zacisnęła pięści.
Czuła się jak bite, zapędzone w róg zwierzę. Instynkt wziął
górę i sama przeszła do ataku. — Wiesz, coraz bardziej mnie
zadziwiasz. Mówisz, że robisz to wszystko po to, by mieć pewność,
że cię nie zostawię, że nie wierzysz, kiedy mówię, że cię
kocham, a sam żądasz na to dowodu, nigdy mi tego samego nie mówiąc.
Nigdy nie powiedziałeś mi, że mnie kochasz. Cały czas mi się
wymykasz, wykręcasz się od powiedzenia dwóch, krótkich słów.
Więc powiedz mi, skąd ja mam mieć pewność, co?
Chłopak podszedł do niej w dwóch
szybkich krokach i złapał za ramię. Nachylił się nad nią i
syknął:
— Jeśli naprawdę tego nie wiesz,
jeśli nie widzisz tego w tym, co dla ciebie robię, to chyba w ogóle
mnie nie znasz.
— Proszę, uspokój się — szepnęła
dziewczyna, widząc, jak ich rozmowa zmierza w coraz to gorszym
kierunku. — Kocham cię — dodała, próbując ująć jego twarz w
dłonie, jednak Ślizgon się odsunął. — Tyle się wydarzyło
przez ten rok... Dajmy sobie trochę czasu. Nie musimy się śpieszyć.
Muszę to wszystko przemyśleć, wszystko poukładać w głowie.
Śmierciożercy coraz częściej atakują, Ivan w każdej chwili może
wrócić, ty sam kiedyś byłeś w ich szeregach, zabijałeś...
Dziewczyna drgnęła, gdy pięść
arystokraty o cal minęła jej twarz i z hukiem uderzyła w ścianę.
Stali niebezpiecznie blisko, oboje z ciężkim oddechem wpatrując
się w siebie.
— Wiesz — powiedział w końcu
Draco — nie widzę sensu bycia z kimś, kto uważa mnie za
mordercę.
— Ja nie...
Blondyn prychnął pogardliwie i
odepchnął się od ściany. Podszedł do parapetu na drugim końcu
pokoju, byle jak najdalej od niej i rzucił na niego pudełeczko z
pierścionkiem. Oparł się o parapet, wpatrując się w nie.
Hermiona dopiero po dłuższym czasie
odważyła się do niego podejść. Był dla niej wszystkim, a ich
burzliwy związek trząsł się w posadach. Przeklinając słowa
wypowiedziane w gniewie, objęła go, wtulając zapłakaną
twarz w jego plecy.
— Przepraszam. Dobrze wiesz, że
wcale tak o tobie nie myślę. Draco, proszę — załkała, jednak
ani jej słowa, ani jej płacz, nie ostudziły jego gniewu.
Arystokrata zabrał jej ręce ze swojej
talii i wszedł do sypialni, z hukiem zatrzaskując drzwi.
Kasztanowłosa przygryzła wargę i
zacisnęła dłonie, byle tylko za nim nie pobiec. Mogła mieć tylko
nadzieję, iż z czasem Ślizgon ją zrozumie i wszystko wróci do
normy. Otarła łzy z policzków i drżącymi dłońmi otworzyła
pudełeczko. Jej oczom ukazał się pierścionek z białego złota z
wielkim, okrągłym kawałkiem szmaragdu, otoczony dwoma rzędami
małych diamencików. Był kosztowny, wytworny i była pewna, iż
była to pamiątka rodzinna.
Odłożyła pudełeczko, czując, że
otwarcie go było błędem. Jej oczy ponownie zaszkliły się od łez,
a ramiona zadrżały, gdy próbowała powstrzymać głośny
szloch. Na darmo. Całe dormitorium prefektów wypełniło się jej
głośnym, rozdzierającym serce łkaniem. Pogoda odwzajemniła jej
nastrój. Znikąd pojawiły się chmury i sekundę później na
uczniów odpoczywających na błoniach spadła ulewa. Zerwał się
gwałtowny wiatr, który niemal zagłuszał huk błyskawic.
Wśród tych uczniów znajdowali się
Ginny i Blaise. Oboje zerwali się i pognali do zamku, po drodze
wymieniając się kuksańcami. Dobry humor opuścił ich, gdy dotarli
na czwarte piętro i zobaczyli biegnącą w ich stronę
Hermionę. Zapłakana dziewczyna wpadła w ramiona przyjaciółki,
wtulając twarz w jej szyję.
Zabini wymienił z Weasleyówną
zaniepokojone spojrzenia. Słysząc nadchodzących uczniów, Ślizgon
zaprowadził Gryfonki do pustej sali. Zablokował drzwi, podczas gdy
rudowłosa usiadła na podłodze, tuląc do siebie Hermionę.
Ginny nie próbowała nawet wypytywać
przyjaciółki, co się stało. Odczekała chwilę, a kiedy
przestała płakać i zaczęła raz po raz pociągać nosem, skinęła
na Zabiniego, by się nią zajął, podczas gdy ona załatwi eliksir.
Gdy zostali sami, Blaise niepewnie
usiadł przy Gryfonce i ją objął.
— No już, Słońce, uspokój się —
poprosił, delikatnie odgarniając jej włosy z twarzy. — Powiesz
wujkowi, co się stało?
— On... on mi się oświadczył,
Blaise.
— Uua... Zgaduję, że mu odmówiłaś?
Kasztanowłosa skinęła głową i
wyprostowała się.
— Był taki wściekły...
— Dziwisz mu się? Dziewczyna, którą
kocha, dała mu kosza.
— Kocha — prychnęła, dając do
zrozumienia, iż po dzisiejszej kłótni zaczyna w to wątpić.
— Naprawdę tak jest — oświadczył
pewnie Ślizgon. — Nie widzisz, jak się dla ciebie zmienił? Masz
na niego naprawdę dobry wpływ. I myślę, że tymi oświadczynami
po części chciał to pokazać. Miłość, znaczy się.
— Ale to za wcześnie.
— Dla niego nie. Wiążąc się z
tobą, postawił wszystko na jedną kartę. Nie zapominaj, gdzie się
wychowywał. Arystokracja wcześnie zawiera małżeństwa, a często
bywało tak, że dobierało się narzeczonych w wieku szesnastu lat,
narzeczonych, którzy w ogóle się wcześniej nie znali. Wczesne
oświadczyny to dla niego chleb powszedni.
— Ale nie dla mnie. Może nam się
wydawać, że dobrze się znamy, ale tak mało o sobie wiemy...
— On by dla ciebie zaczekał ze
ślubem. Powiedziałaś mu, dlaczego się nie zgadzasz? — spytał
Blaise, poprawiając się na niewygodnej podłodze.
— Tak. I sam przyznał, że
poczekałby. Ale jak długo? Miesiąc? Dwa?
Zabini westchnął, nie wiedząc, co
odpowiedzieć Gryfonce.
— Poczekajcie chwilę, uspokójcie
się i na spokojnie porozmawiajcie o tych oświadczynach. Przecież
to nie koniec świata.
— Ale ja nie wiem, czy on... On chyba
ze mną zerwał.
— Nie wiedział, co mówi. Przejdzie
mu. On nie jest z tych, co łatwo odpuszczają — oznajmił Zabini
i niemal westchnął z ulgą na widok Weasley, wracającej z
eliksirem.
Rudowłosa przykucnęła przed
przyjaciółką i podała jej szklankę. Dziewczyna z wdzięcznością
ją przyjęła i opróżniła ją do dna. Eliksir szybko zaczął
działać i jej ciało opanowało znużenie. Zasnęła, a kiedy jej
głowa bezwładnie oparła się na ramieniu Ślizgona, ten delikatnie
ją podniósł i zaniósł do jej sypialni. Zajrzał do pokoju
przyjaciela, jednak jego nigdzie nie było.
***
Hermiona obudziła się dopiero
wieczorem. Otworzyła oczy, żałując, iż nie dane jej było pospać
jeszcze kilka godzin. Zamarła, słysząc trzask drzwi do łazienki.
Najwidoczniej jej współlokator wyszedł w końcu z pokoju i,
sądząc po ilości wylanych na siebie perfum, których zapach dotarł
aż do Gryfonki, zamierzał gdzieś wyjść.
Powoli wstała z łóżka i z
zaskoczeniem odkryła, iż ktoś ją przebrał. Na miejscu białej
sukienki pojawiła się, zazwyczaj schowana głęboko w szafie, jej
ulubiona piżama od rodziców. Kto ją przebrał? Ginny? Blaise? A
może...?
Pojawił się w niej promyk nadziei.
Ktoś inny mógł przebrać ją w pierwsze lepsze rzeczy lub po
prostu przetransmutować sukienkę w piżamę. Tymczasem,
najprawdopodobniej Draco, wiedząc, w jakim stanie się znajduje,
założył jej komplet od rodziców. By dodać otuchy? Przeprosić? A
może arystokrata nie miał z tym nic wspólnego?
Kręcąc głową nad swoimi domysłami,
podeszła do drzwi i nieśmiało weszła do salonu, gdzie zastała
Ślizgona jeszcze bardziej wystrojonego, niż poprzednio. Blondyn
ostatni raz poprawił zaczesane w tył włosy i odwrócił się,
napotykając jej wzrok. Ignorując ją, podszedł do kanapy i porwał
leżącą na oparciu marynarkę.
— Gdzie idziesz? — spytała
podejrzliwie.
Draco nachylił się, by zawiązać
buty, nie zwracając na nią uwagi.
Hermiona przygryzła wargę, gdy do
głowy przyszła jej myśl, że Draco wybierał się do Astorii.
Obronnie objęła się ramionami, czując, jak miękną jej nogi.
— Pytałam, dokąd idziesz.
— Na spacer... z psem.
Dziewczyna zmrużyła oczy.
— W takim ubraniu?
Zagwizdał, przywołując do siebie
Salazara. Przypiął smycz i ruszył do wyjścia.
— Ładna piżamka, Granger — rzucił
kąśliwie, nim zamknęło się za nim przejście.
Kasztanowłosa schyliła się i
podniosła jedną z piłek Salazara. Zamachnęła się i rzuciła nią
w Ślizgona, jednak obraz zdążył wrócić na miejsce, całkowicie
odgradzając ją od niego.
Dziewczyna usiadła na fotelu, walcząc
z setką domysłów. Przecież on by jej tego nie zrobił, prawda?
I wiedziała, że to on ją przebrał, nabrała pewności po tej
jego złośliwej uwadze. Nie mógł tak po prostu jej zostawić i
pójść do innej. Był zły i zraniony, ale nie mógł przestać ją
kochać przez jedną kłótnię... A przynajmniej miała taką
nadzieję.
Zmartwiona chodziła po pokoju, kiedy
dotarło do niej, że może śledzić swojego chłopaka. Co prawda
przez okno, ale jednak.
Podbiegła do szyby i przystawiła do
niej czoło, obserwując, jak blondyn spaceruje z psem.
Wyglądało na to, iż arystokrata nie planował żadnego spotkania.
Puścił Salazara ze smyczy i powolnym krokiem samotnie przemierzał
błonia. Nagle przystanął i skręcił, znikając z jej pola
widzenia. Gryfonka natychmiast pobiegła do swojej sypialni, jednak
blondyn ulotnił się razem z psem.
— Cholera — szepnęła
kasztanowłosa, wracając do salonu.
Godzinę później wrócił do
dormitorium. Nie zdążył nawet zdjąć marynarki, gdy dziewczyna
zaczęła zasypywać go pytaniami.
— Gdzie byłeś? — spytała, jednak
widząc jego zaróżowione policzki, trochę się uspokoiła. Był to
dowód na to, iż ten czas naprawdę spędził na spacerze z psem.
Chyba że jego rumieńce nie były spowodowane wiatrem.
— A co? Nie widziałaś? — spytał
prześmiewczo, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że go
obserwowała.
— Pytam poważnie. Gdzie byłeś?
— Może powinnaś spytać, z kim
byłem? — odparł Draco, odrzucając smycz. — Albo od razu
przejdź do rzeczy i spytaj, czy nie byłem u Astorii.
— A byłeś? — spytała cicho.
Arystokrata zmrużył oczy i zacisnął
gniewnie szczękę.
— Naprawdę masz mnie za takiego? —
warknął, po czym zamknął się w łazience.
— Sam powiedziałeś, że to był
twój sposób na odreagowanie!
— BYŁ!
„Brawo, panno Granger. To była
pierwszorzędna próba pogodzenia się” — pomyślała
Hermiona, chowając twarz w dłoniach.
Następnego dnia ledwo była w stanie
skupić się na tyle, by choćby dobrać dwie, takie same skarpetki.
Stanęła przed lustrem i upewniwszy się, że nie nałożyła bluzki
na lewą stronę, weszła do salonu. Widząc stojącego przy
przejściu Ślizgona, nerwowym gestem poprawiła torbę.
Podeszła do wyjścia i drgnęła, gdy
chłopak złapał jej dłoń i wyszedł na korytarz razem z nią,
tak, jak to zazwyczaj robili. Hermiona mocniej zacisnęła dłoń,
doceniając jego gest i próbę poprawienia ich relacji, jednak czuła
się nienaturalnie.
Draco podprowadził ją pod salę i,
bez żadnego „miłego dnia” czy „powodzenia na lekcji”, co
również czynił każdego dnia, pocałował ją w czoło. Dziewczyna
skrzywiła się, wyczuwała bowiem, iż wszystkie jego gesty są
automatyczne i nie wkłada w to żadnych uczuć.
— Draco! — zawołała, nim zdążyła
się opanować.
Blondyn, zdążywszy pokonać połowę
korytarza, zatrzymał się i zerknął na nią przez ramię, pytająco
unosząc brew.
Hermiona przygryzła wargę,
zastanawiając się, co ma mu teraz powiedzieć. W końcu zdobyła
się na niewielki uśmiech i powiedziała:
— Miłego dnia.
Arystokrata jedynie skinął głową i
zniknął za zakrętem, a jej nie pozostało nic innego, jak wejście
do klasy.
Zły humor nie opuszczał jej przez
cały czas, przez co miała trudności ze skupieniem na lekcjach.
Jedynie zapisywała notatki, nie zgłaszając się do odpowiedzi, co
dało do myślenia innym uczniom.
Harry nachylił się do przyjaciółki
i szepnął:
— Wszystko w porządku?
Dziewczyna skinęła głową,
skutecznie ucinając temat. Zbywała Harry'ego i pozostałych aż do
obiadu. Ciesząc się, że w końcu zazna odrobiny spokoju, usiadła
na swoim miejscu i ujęła widelec w dłoń, jednak gdy tylko
spojrzała na swój talerz, straciła cały apetyt. Dłubała
widelcem w kotlecie, aż w końcu westchnęła i odłożyła
sztućce.
Jej uwagę przykuł głośny wybuch
śmiechu przy stole Slytherinu, gdzie rozbawiony Draco rozmawiał ze
znajomymi, w ogóle nie zdradzając oznak tego, że pokłócił się
ze swoją dziewczyną. Rozluźniony, siedział nonszalancko na ławie,
raz po raz rzucając jakąś uwagę, która, biorąc pod uwagę
reakcje innych, musiała być diabelnie śmieszna.
Hermiona poczuła zadowolenie z tego,
że odłożyła nóż, gdy do Wielkiej Sali weszła Astoria.
Znudzonym wzrokiem zlustrowała pomieszczenie i uśmiechnęła się
zjadliwie do Gryfonki, widząc, w jakim stanie znajduje się ona, a w
jakim Draco. Kołysząc biodrami tak, że Hermiona zastanawiała się,
jakim cudem jeszcze jej nie wypadło, podeszła do arystokraty
i nachyliła się nad nim, szepcząc mu coś do ucha.
Widząc to, kasztanowłosa spuściła
wzrok, pozwalając, by włosy zakryły jej twarz. Zamrugała, chcąc
odpędzić łzy. Wmawiała sobie, że to wcale nie musi oznaczać
tego, iż blondyn był wczoraj u Astorii, jednak cichy, irytujący
głosik podszeptywał jej zupełnie co innego.
— Mogę się przysiąść? — spytał
Draco i usiadł na wolnym miejscu tuż obok Hermiony.
Dziewczyna uniosła głowę i spojrzała
na niego zaskoczona.
— Co ty tu robisz?
— Musimy porozmawiać — oznajmił,
nachylając się do niej. — Nie chcę dłużej tego ciągnąć.
Chce to skończyć. Teraz.
Gryfonka otworzyła usta, jednak
zamiast słów, wydostał się z nich jęk, a łzy, które tak
dzielnie wstrzymywała, spłynęły jej po policzkach.
Na zewnątrz rozległ się pierwszy
grzmot.
— Wiesz co? — wychlipała, wstając
z ławki. —Mógłbyś wykazać się odrobiną empatii i wybrać
jakieś ustronne miejsce, by ze mną zerwać.
Nie czekając na jego odpowiedź,
wybiegła z Wielkiej Sali. Niemal nic nie widząc przez łzy, wbiegła
do swojego pokoju i rzuciła się na łóżko, płacząc w poduszkę.
Kochała go, a on miał czelność zostawić ją na oczach
wszystkich, robiąc z niej pośmiewisko. Dlaczego? Dlatego, że nie
była gotowa na oświadczyny? A może po prostu mu się
znudziła?
Nie dane jej było długo się nad tym
zastanawiać, gdyż do pokoju, zaraz za nią, wpadł Draco.
Zmartwiony, usiadł obok niej i delikatnie położył jej dłoń na
plecach.
— Hermiona...
— Wyjdź stąd! Nie chcę cię tu!
— Ale...
Kasztanowłosa usiadła w mgnieniu oka
i wskazała ręką drzwi.
— Wynoś się. Zerwałeś. Teraz nie
masz prawa tu przychodzić. Co? Jeszcze ci mało? Chcesz kopać
leżącego?
— Zamkniesz się w końcu?! —
wrzasnął Draco, widząc, że inaczej nie zdoła jej uciszyć.
Dziewczyna zamilkła, zdumiona jego
bezczelnością, z czego natychmiast skorzystał arystokrata.
— Nie to miałem na myśli, mówiąc,
że nie chcę tego ciągnąć. Chciałem powiedzieć, że nie chcę
się dalej kłócić.
Hermiona otwierała i zamykała usta,
jednak nie była w stanie cokolwiek z siebie wykrztusić.
— A... Ale jak to... A Astoria?
— Aleś ty czasami jesteś głupia —
westchnął chłopak, kręcąc głową, jednak na jego ustach widniał
mały uśmieszek. — Specjalnie się tak wtedy odwaliłem. Chciałem,
żebyś była zazdrosna.
Ślizgon, widząc, w jakim stanie
znajduje się jego dziewczyna, zaprowadził ją do salonu i posadził
na kanapie. Nalał do szklanki Ognistej i kucnął przed nią,
podając jej trunek. Ujął jej wolną dłoń i przyglądając się,
jak popija ze szklanki, składał na niej czułe pocałunki.
— Lepiej? — spytał cicho,
odkładając szkło na stolik.
Hermiona skinęła głową.
— Więc wszystko po staremu? —
spytała w końcu dziewczyna, patrząc mu prosto w oczy.
— Tak.
— I nie jesteś zły za te
oświadczyny?
— Już nie. A, wracając do
oświadczyn... Nie bój się — zaśmiał się Draco, widząc minę
Gryfonki. — Umówmy się na coś. Oświadczę ci się jeszcze
jeden, jedyny raz w życiu, ale zrobię to tylko wtedy, gdy dasz mi
jasno do zrozumienia, że tego chcesz i będę pewien twojej
odpowiedzi. W porządku?
Kasztanowłosa uśmiechnęła się i
nachyliła, by objąć arystokratę, a na niebie, po raz pierwszy od
wielu godzin, pojawiło się słońce.
— Bardziej niż w porządku.
***
Draco zakręcił wodę i wyszedł spod
prysznica, owijając ręcznik wokół bioder. Podszedł do umywalki
i dotarłszy do wniosku, iż pora się ogolić, ujął różdżkę,
nakierowując ją na twarz. Usuwał zarost pasmo po paśmie,
odsłaniając gładką skórę, aż w końcu nie pozostało mu nic
innego, jak użycie wody kolońskiej. Odgarnął niedbale mokre włosy
w tył i wytarł się do sucha.
Uśmiechnął się, słysząc kroki
Hermiony w salonie i pośpiesznie narzucił na siebie czarną bluzkę
i spodnie. Podszedł do drzwi i otworzył je.
— Nie wiedziałem, że tak szybko...
Blondyn urwał w połowie, widząc na
środku salonu nie Hermionę, a Toma Moor. Chłopiec od razu rzucił
się do ucieczki. Arystokrata ruszył się za nim, jednak w przejściu
wpadł na Gryfonkę.
— Auć — syknęła, gdy uderzyła
ramieniem o kant przejścia.
Ślizgon zerknął na nią, by upewnić
się, że nic jej nie jest i wypadł na korytarz, jednak po małym
Gryfonie nie było śladu. Wiedząc, iż teraz nie ma szans na
złapanie go, wrócił do dormitorium, gdzie czekała na niego
dziewczyna.
— Co ty wyrabiasz? — spytała,
rozcierając ramię.
— Ten mały gówniarz był tutaj.
Czegoś szukał — odpowiedział chłopak, rozglądając się po
salonie, by pobieżnie sprawdzić, czy niczego nie brakuje. — Tylko
skąd znałby hasło?
— Nie wiem, na tę chwilę mnie to
nie obchodzi — warknęła Hermiona, ze złością kopiąc fotel.
Draco uniósł brew.
— A tobie co?
Zirytowana dziewczyna cmoknęła i
spojrzała na niego.
— Ktoś wypożyczył mi książkę.
Arystokrata zaśmiał się z błahego
powodu jej irytacji.
— Ty głupolu, tylko dlatego się
wściekasz?
— Nie mów tak do mnie! — wrzasnęła
Gryfonka.
Razem z jej krzykiem, po salonie
rozniósł się huk pękającego szkła i zapach spalenizny.
Wszystkie butelki, szklana część stolika, a nawet niektóre szyby,
pękły, rozrzucając drobinki szkła po całym pomieszczeniu.
Zszokowany Ślizgon wbił spojrzenie w
kasztanowłosą i ogarnął go strach, gdy zrozumiał, skąd bierze
się smród spalenizny.
W dekolcie bluzki Hermiony znajdowała
się wypalona dziura w kształcie jej medalionu. Czarny kamień
połyskiwał złowrogo, sprawiając, iż Draco cofnął się o krok,
czując, że tak jest bezpieczniej.
Dziewczyna, widząc, na co patrzy,
obronnie zacisnęła dłoń na kamieniu, zakrywając go przed jego
wzrokiem. Nie skrzywiła się, co dało mu do zrozumienia, że
medalion nie pali jej skóry, lecz tylko materiał bluzki.
— Hermiono, zdejmij go — rozkazał
pełnym napięcia głosem.
Kasztanowłosa pokręciła głową,
mocniej zaciskając dłoń. Gdy chłopak spróbował do niej podejść,
syknęła do niego ostrzegawczo. Przełknął ślinę, odsuwając się
od niej.
— Dobrze, już dobrze. Nie chcę ci
go zabrać. Jest twój — powiedział spokojnie, unosząc dłonie,
by pokazać, że nie ma złych zamiarów.
Gryfonka uspokoiła się, choć nadal
ciężko oddychała i nie spuszczała z niego podejrzliwego wzroku.
— Jest bardzo ładny. Od kiedy go
masz?
Blondyn zmrużył oczy z
niezrozumienia, gdy przemówiła do niego w nieznanym języku.
Oblizał nerwowo wargę, zastanawiając się, co robić. Słowa,
jakie wydobywały się z jej ust przywodziły na myśl stary,
zapomniany język. Mając nadzieję, że Hermiona zrozumie inny,
równie stary, odezwał się po łacinie:
— Non intellego.
Dziewczyna powoli przechyliła głowę.
Widząc, jak chłopak powoli wyciąga do niej dłoń, syknęła:
— Desine!
Draco powoli wypuścił drżący
oddech, czując się nieco pewniej, po tym jak udało mu się z nią
porozumieć. Posłusznie cofnął się, zachowując bezpieczną
odległość.
— Quid accidit? Quid est hoc? —
spytał, wskazując na medalion.
— Dlaczego o niego pytasz? —
warknęła dziewczyna. — On jest mój.
Draco przełknął ślinę, czując, że
stąpa po cienkim lodzie. Nie wiedział, czym jest jej naszyjnik,
lecz jednego był pewien: to on stał za jej znajomością greki i
tym, co się przed chwilą stało. Przeczucie mówiło mu też, że
to właśnie jego szukał mały Gryfon. Postanowił zmienić temat,
przypominając sobie, że kiedyś Hermiona też była niespokojna,
gdy zaczął o niego wypytywać. Pocieszając się myślą, iż znów
zaczęli porozumiewać się w ojczystym języku, spytał, by wyrwać
ją ze zgubnego wpływu medalionu:
— Jaką książkę chciałaś
wypożyczyć?
Dziewczyna zamrugała, próbując sobie
przypomnieć tytuł lektury.
— Do historii magii — powiedziała
niepewnie, pocierając skroń. — O powstaniach goblinów i ich
przywódcach.
— Piszesz referat? Czy może chcesz
się z niego pouczyć na egzaminy?
Skrzywiła się, próbując przypomnieć
sobie, po co był jej potrzebny podręcznik. Im bardziej się
skupiała, tym bardziej bolała ją głowa.
— Chciałam... Na Godryka.... —
szepnęła, rozglądając się po pokoju, jakby nagle dotarło do
niej, co się stało. — Ja nie chciałam...
Arystokrata, widząc, że Hermiona
odzyskała świadomość, podszedł do niej i objął ją.
— Wiem. To nie twoja wina —
szepnął.
Wiedział, że medalion jest
niebezpieczny i trzeba go jak najszybciej zdjąć, jednak obawiał
się, że jeżeli poprosi ją o to, może stać się coś o wiele
gorszego niż roztrzaskanie szkła. Poprowadził Gryfonkę do fotela
i kucnął przed nią, by móc spojrzeć jej prosto w oczy.
— Posłuchaj mnie. Zostań tu i nie
wychodź stąd, dopóki nie wrócę, dobrze? Dowiem się, co się
dzieje i wszystko naprawię.
Dziewczyna niepewnie skinęła głową,
pierwszy raz czując, że coś jest nie tak z jej naszyjnikiem. Myśl
ta znikła równie szybko, jak się pojawiła. Przecież to tylko
naszyjnik. Jej naszyjnik. Nie odda go!
Draco zabrał różdżkę z łazienki.
Wychodząc, po raz ostatni spojrzał na kasztanowłosą. Siedziała,
kurczowo zaciskając dłoń na naszyjniku i nieobecnym wzrokiem
wpatrując się w przestrzeń. Znowu była pod panowaniem
medalionu, był tego pewien tak samo, jak tego, iż im dłużej go
nosi, tym większą ma nad nią kontrolę. Doskonale wiedząc, iż
nie da sobie z tym rady sam, postanowił udać się po pomoc kogoś,
kogo Hermiona znała i ufała od lat.
Wbiegł na siódme piętro i wszedł do
salonu Gryfonów, rozglądając się za Weasleyówną. Nie zwracając
uwagi na zaskoczonych uczniów Gryffindoru, wrzasnął:
— Weasley! Złaź tutaj, jesteś mi
potrzebna!
— Czego od niej chcesz?
Draco odwrócił się, stając twarzą
twarz z Potterem.
— Chyba pierwszy raz się cieszę,
widząc twoją gębę. Ty też będziesz mi potrzebny — oznajmił i
nie czekając na jego reakcję, złapał go za ramię i zaczął
ciągnąć do wyjścia.
— Odbiło ci, Malfoy?!
— Chodzi o Granger. Ma problem.
Poważny.
— Co jej zrobiłeś?
— Co się dzieje? — spytała Ginny,
wychodząc za nimi na korytarz.
Ślizgon zaczekał, aż obraz wróci na
miejsce, po czym ruszył do schodów, wiedząc, iż dwójka Gryfonów
pójdzie za nim.
— Zauważyliście, od kiedy Hermiona
nosi naszyjnik?
— Jaki naszyjnik? — spytał
zdezorientowany Harry, ledwo nadążając za blondynem.
— Z czarnym kamieniem. Nie, nie
zauważyłam — odpowiedziała Ginny. — Mówiłeś coś o
Hermionie.
— Medalion jest przeklęty. Przed
chwilą przejął nad nią kontrolę, sprawiając, że wysadziła
prawie wszystkie szyby. Próbowałem namówić ją do zdjęcia go,
ale na mnie źle reaguje. W pewnym momencie miałem wrażenie, że
lada chwila mnie zaatakuje.
— Próbowałeś zdjąć go czarami?
— Ryzykując życiem? Nie, Potter, w
odróżnieniu od innych, używam mózgu.
— Przestańcie! — warknęła Ginny,
patrząc na nich z naganą. — Mówiłeś o tym komuś jeszcze?
— Tylko wam. Nie chcę, żeby
oberwała za posiadanie czarnomagicznej błyskotki. I nie, nie wiem,
czym to jest — dodał Draco, wyprzedzając kolejne pytanie. — Na
razie.
— Czy ten medalion... czy ma jakieś
inne...?
— Tak, Potter. Granger zna starożytną
grekę.
Weasleyówna jako pierwsza weszła do
salonu i ujrzała Hermionę w takiej samej pozycji, w jakiej zostawił
ją arystokrata. Podeszła do niej powoli, jednak zawahała się, gdy
przyjaciółka przeniosła na nią swój wzrok. Wyczuwała w jej
spojrzeniu coś potężnego i niebezpiecznego.
— Hej, kochanie — powiedziała
łagodnie Ginny. — Malfoy mówił, że potrzebujesz pomocy
— Mylił się. Wszystko w porządku —
wymamrotała kasztanowłosa, jednak nie patrzyła na młodszą
Gryfonkę. Pustym wzrokiem wodziła po pokoju, zdając się ich nie
zauważać.
— Hermiona, dobrze się czujesz?
Czegoś potrzebujesz? — spytał Harry, zatrzymując się obok
Weasleyówny. On również wyczuwał to, co Ginny, nabierając
pewności w słowa Malfoya.
— Wszystko jest w porządku. Dlaczego
miałoby nie być? Mam swój medalion. Jest w porządku —
powiedziała niby do siebie Hermiona, zachowując się niczym
marionetka. Nie poruszała się, wpatrując się w jedno
miejsce.
— Hermiona, on nie jest dla ciebie
dobry. Musisz go zdjąć — oznajmiła Ginny. — Pomogę ci.
Chcesz?
Gryfonka wcisnęła się w głąb
fotela, zaciskając dłonie na jego poręczach. Spojrzała z
nienawiścią na dziewczynę, sprawiając, że ta zadrżała ze
strachu.
— Zostaw... mnie...
— Cholera — szepnął Draco,
widząc, iż na swoich przyjaciół Gryfonka reaguje jeszcze gorzej.
— Cofnijcie się.
Gryfoni odeszli od Hermiony, jednak ta
nadal była niespokojna. Przeskakiwała wzrokiem między nimi,
zaciskając dłoń na kamieniu, który ponownie zaczął połyskiwać.
Draco wiedział już, co to oznacza. Kasztanowłosa zaczynała
korzystać z mocy medalionu, szykując się do obrony.
W najbardziej niebezpiecznym i pełnym
napięcia momencie, przejście do dormitorium otworzyło się, a do
środka wszedł radosny, niczego niespodziewający się Blaise. Z
szerokim uśmiechem spojrzał na przyjaciela i dwójkę Gryfonów.
— Ojej. A co wy tacy... — Ślizgon
urwał, gdy odwrócił się i zauważył Hermionę.
Osaczona dziewczyna nie wytrzymała
kolejnej osoby w dormitorium. Kolejny huk wstrząsnął
pomieszczeniem, przez wybite szyby wtargnął porywisty wiatr,
rzucając przedmiotami i ostrymi kawałkami szkła.
Zabini skulił się i pchnął Ginny na
podłogę, osłaniając ją ciałem. Dopiero gdy wszystko ucichło,
powoli odsunął się od niej.
— Co, do cholery... — wymamrotał,
rozglądając się po salonie, który wyglądał, jakby przeszło
przez niego niewielkie tornado. Wszystkie rzeczy walały się po
podłodze, meble, nawet masywna półka z książkami, zostały
połamane niczym zwykłe wykałaczki.
Zabini pomógł wstać Weasleyównie i
z niepokojem spojrzał na Hermionę, jednak ona nie zwracała na
niego uwagi. Dziewczyna ze smutkiem wpatrywała się w krwawiące
rozcięcie na policzku Dracona.
Arystokrata, jakby wyczuwając słabość
Gryfonki, powoli podszedł do niej i patrząc jej w oczy,
nachylił się nad nią i zdjął z jej szyi wisiorek.
W momencie, gdy medalion został jej
odebrany, zimny pot pokrył całe ciało Hermiony. Zaczęła się
trząść. Nie mogąc dłużej walczyć z mdłościami, pochyliła
się i zaczęła wymiotować.
Draco odgarnął jej włosy w tył,
delikatnie masując plecy dziewczyny, cierpliwie czekając, aż
skończy. Oczyścił kanapę i przeniósł na nią Gryfonkę,
siadając przy niej i nie wypuszczając jej dłoni z uścisku.
— Spokojnie. Zaraz poczujesz się
lepiej.
W czasie gdy Ginny poszła po wodę dla
przyjaciółki, Harry opowiedział Zabiniemu wszystko, co usłyszał
od Malfoya. Wspólnie próbowali ustalić, kiedy kasztanowłosa
zaczęła nosić naszyjnik, jednak Blaise, podobnie jak Gryfon, w
ogóle nie zauważył medalionu. Podeszli do kanapy, martwiąc się
o przyjaciółkę, jednak z każdą chwilą skóra Hermiony
przybierała zdrowszy odcień, a oddech powoli się normował.
Draco pomógł jej usiąść i przyjął
szklankę od Weasleyówny. Zbliżył ją do ust Hermiony i powoli
przechylił. Po chwili dziewczyna poczuła się na tyle pewnie, że
sama chwyciła szklankę, pijąc wodę większymi łykami.
Arystokrata odstawił naczynie na
podłogę i zwrócił się do Gryfonki.
— Wiem, że jesteś zmęczona, ale
musisz nam powiedzieć, skąd masz ten naszyjnik, Hermiono.
Dziewczyna objęła ramionami kolana i
zmarszczyła brwi, próbując przypomnieć sobie to, o co prosił
Ślizgon.
— Ktoś ci go dał? — podsunął
Harry, z troską przyglądając się przyjaciółce.
Gryfonka pokręciła głową i
wychrypiała:
— Nie. Nie pamiętam.
— Czy miałaś go przed turniejem? —
spytał łagodnie Draco, na co kasztanowłosa pokręciła głową. —
Przed balem?
— Nie...
— Masz go, odkąd jesteśmy razem? —
zgadywał dalej Ślizgon, gdy w głowie pojawiła mu się myśl, iż
mógłby to być „prezent” od jednej z zazdrosnych, durnych
dziewcząt.
Hermiona zamknęła oczy i zapłakała.
— Nie wiem. Ja nie wiem.
— Wierzę ci — szepnął Draco,
obejmując ją. — Ale proszę, spróbuj sobie przypomnieć. To
bardzo ważne.
Gryfonka wtuliła się w niego,
wlepiając bezbronny wzrok w leżący na podłodze naszyjnik.
— Daj jej spokój. Nie widzisz, że
jest zmęczona? — wtrącił Harry, ostrzegawczo patrząc na
Malfoya.
— Im wcześniej, tym lepiej. Później
może zacząć tracić wspomnienia, zapominać o istotnych
faktach, Potter. Myślisz, że mi jest z tym przyjemnie?
— Zamknąć się — warknęła
Ginny, siadając po drugiej stronie przyjaciółki. — Skarbie,
spójrz na mnie, dobrze?
Kasztanowłosa powoli odwróciła się,
nadal jednak nie wychodziła z objęć Ślizgona. Widząc to,
Weasleyówna zarządziła:
— Blaise, Harry, wypad.
— Ale...
— Wypad. Idźcie do któregoś z
pokoi i tam poczekajcie — dziewczyna poczekała, aż została
z prefektami sama i powiedziała: — Wróćmy do naszyjnika.
Czy miałaś go w walentynki?
Starsza Gryfonka zagryzła wargę,
zastanawiając się nad odpowiedzią. Osłabiona przez jego
działanie, ledwo panowała nad ciałem i nie do końca rozumiała,
co się wokół niej dzieje. Była zdezorientowana i bezbronna
niczym małe dziecko. W końcu, po długiej chwili, pokręciła
głową.
— Czy nosiłaś go przed tym, jak
zaczęłaś chodzić z Malfoyem?
— Tak. Na długo przed tym —
powiedziała z nagłym ożywieniem.
Draco zamarł, łącząc informacje od
Hermiony z wydarzeniem, które wpasowywało się w ramy czasowe.
— Czy miałaś go podczas spotkania z
Ivanem? Czy to on ci go dał?
— Nie... ale miałam go w Mungu.
Wtedy po raz pierwszy... pamiętasz ten wazon?
— Czyli ktoś założył ci go, jak
byłaś nieprzytomna — stwierdziła Ginny, jednak Hermiona
pokręciła głową.
Nagle Gryfonka wyprostowała się i
wychrypiała:
— Jezioro. On pojawił się w
jeziorze.
Weasleyówna i Draco wymienili
spojrzenia, oboje zastanawiając się nad tym samym: jakim cudem
naszyjnik, który powinien leżeć na dnie, znalazł się na szyi
Hermiony.
— Jestem taaka śpiąca — mruknęła,
zamykając oczy.
— Śpij. Zajmę się wszystkim —
obiecał Draco, kładąc ją na kanapie.
Odczekał, a kiedy miał pewność, iż
dziewczyna zasnęła, skinął na Ginny i dołączyli do Harry'ego
i Blaise'a.
— I co? — spytali równocześnie.
— Powiedziała, że pojawił się w
jeziorze, wtedy, gdy porwali ich Śmierciożercy — odpowiedziała
dziewczyna. — Trzeba się dowiedzieć, czym dokładnie jest ten
naszyjnik.
— Ja się tym zajmę — wtrącił
Draco. — Wy troje opiekujcie się Hermioną. Zdjęcie go musiało
ją sporo kosztować. Ogarnijcie też salon. Blaise, schowaj
naszyjnik w moim pokoju. Wrócę, gdy dowiem się czegoś sensownego
— powiedział i podszedł do drzwi. — A, jeszcze jedno. Pod
żadnym pozorem nie wpuszczajcie tu Toma Moor.
— Tego pierwszoklasisty? — upewnił
się Harry.
— Tak. On coś knuje.
Arystokrata niemal biegł do
biblioteki, wiedząc, że ma wszystkie elementy układanki. Brakowało
mu tylko spoiwa, czegoś, co połączy je w logiczną całość. Miał
czarnomagiczny naszyjnik, dzieciaka, który chciał go dla kogoś
wykraść i dziwne wydarzenia, jakie miały miejsce w Hogwarcie tego
roku. Napis w Noc Duchów, oznaczone zdjęcia Lee i Hermiony... Coś
musiało to wszystko łączyć, a Draco miał nieodparte wrażenie,
iż rozwiązanie kryje się w osobie małego, niepozornego chłopca.
Chłopca, przy którym Mroczny Znak stawał się wyraźny i palił go
żywym ogniem.
Wpadł do biblioteki i, ignorując
wrzaski pani Pince, zaczął poszukiwania od znanych mu ksiąg,
opisujących czarną magię. Nie znalazł nic. Wraz z upływającym
czasem, rosła jego frustracja. Rozejrzał się i upewniwszy
się, że nikt mu się nie przygląda, rzucił na siebie zaklęcie
kameleona i zakradł się do działu ksiąg zakazanych. Dopiero tam,
w „Najczarniejszych czarach” znalazł krótką wzmiankę o
medalionie. O mały włos pominąłby właściwą stronę,
jednak jego uwagę przykuł odręczny rysunek naszyjnika. Ukrył się
za regałem i zaczął czytać.
… jednak na miano najsilniejszego
starożytnego artefaktu z całą pewnością zasługuje naszyjnik
Pandory. Według legendy, umierająca Pandora, otoczona przez wrogów,
nie chcąc zginąć z rąk znienawidzonych Rzymian, popełniła
samobójstwo, a ze swojego naszyjnika, podarunku od samego Aleksandra
Macedońskiego, uczyniła pierwszego w historii horkruksa.
O horkruksach, najbardziej niegodziwych spośród magicznych
wynalazków, nie będziemy tu mówić i nie udzielimy żadnych
dalszych wskazówek.
Naszyjnik, według legendy, podobnie
jak miecz Godryka Gryffindora, pojawia się, gdy uzna, iż znawił
się odpowiedni właściciel. Dzieje się to na zasadzie powtarzanej
historii, osoba musi być w takim samym stanie, jak mityczna Pandora:
otoczona przez nieprzyjaciół, sama pragnąca swojej śmierci...
Ślizgon zamarł, wpatrując się w
ostatnie linijki. Wiedział, kim była Pandora, tak jak każdy, kto
czytał o najsłynniejszych czarownicach i czarodziejach. Według
legend, Pandora była najpotężniejszą czarownicą, jaka
kiedykolwiek się narodziła i jaka kiedykolwiek miała się
narodzić. W starożytnych zwojach opisywano ją jako tę, dla której
nie istniały żadne granice. Jednak Draco nie miał pojęcia, iż
nieograniczona moc Pandory została zamknięta w naszyjniku, który
przez kilka miesięcy nosiła jego dziewczyna. Zło z naszyjnika
stopniowo przenikałoby do dziewczyny, jednak gdyby udało jej się z
nim połączyć... jeśli ktokolwiek zdołałby to zrobić... byłby
niezwyciężony. Pytanie tylko, skąd jedenastolatek, mugolak,
wiedział o medalionie? I do czego był mu potrzebny?
Draco niedbale odrzucił książkę i
pobiegł do gabinetu dyrektorki. Był pewien, iż Tom Moor jest pod
wpływem Imperiusa, że to on odpowiada za napis i zdjęcia, a także
tego, iż Śmierciożercy chcą dostać w swoje ręce naszyjnik
Pandory. Bezceremonialnie wpadł do gabinetu, gdzie zgromadzeni byli
wszyscy nauczyciele, zbyt przejęci zniknięciem ucznia, by zwrócić
uwagę na Dracona.
— Doprawdy, zawiodłam się na tobie
Filiusie. Jak mogłeś pozwolić wbiec jedenastolatkowi do Zakazanego
Lasu? — spytała Minerva McGonagall. Z daleka było widać, że
jest wściekła na swojego zastępcę.
— Nic nie mogłem zrobić. Gdy go
zauważyłem, już znikał między drzewami. Pobiegłem za nim,
wysłałem aurorów, jednak chłopak zniknął bez śladu —
tłumaczył się profesor.
— Czy wiesz, co może stać się ze
szkołą, jeśli jemu coś się stanie? To bezbronny, przestraszony
chłopiec!
— Nie powiedziałbym, że
przestraszony. Był na tyle rozgarnięty, że zdołał wykraść
Tiarę Przydziału — wtrącił cicho Snape.
— Sugerujesz, że to jego sprawa? —
spytała Luise Donovan.
— Chłopak znika z zamku, a w tym
samym czasie okazuje się, że przepadła wiekowa tiara. Podejrzany
zbieg okoliczności.
Ślizgon wycofał się, pozostając
niezauważonym. Zszedł po schodach i wyminął chimerę, analizując
w głowie słowa nauczycieli. Postawiłby całe swoje złoto w
Gringottcie, że owym jedenastolatkiem był Tom Moor.
— Po co ci tiara? — szepnął,
próbując rozgryźć młodego Gryfona.
W głowie co chwila pojawiały mu się
słowa: naszyjnik, znak, Tom, tiara, naszyjnik, znak...
Arystokrata zamarł, gdy znalazł
rozwiązanie, jednak było tak przerażające, że sam ledwo w nie
wierzył. Serce podeszło mu do gardła, niemal całkowicie
odbierając mu możliwość zaczerpnięcia oddechu. To niemożliwe...
ale to jednak tak bardzo do siebie pasowało. I choć serce odpychało
tę możliwość, za nic nie chcąc przeżywać po raz kolejny tego
samego, rozum podpowiadał, iż Draco, chcąc nie chcąc, będzie
musiał zmierzyć się ze swoimi koszmarami.
Ruszył biegiem do dormitorium, myśląc
tylko o jednym: musiał ukryć medalion.
Jak oszalały, wpadł do salonu i od
razu udał się do swojej sypialni. Zaczął przeszukiwać szuflady,
wyrzucać ich zawartość na podłogę, byle tylko znaleźć
naszyjnik Pandory. Czując coraz większą panikę, nie znalazłszy
nic w komodzie, podszedł do szafy, by stamtąd również zacząć
wyrzucać rzeczy w poszukiwaniu wisiorka.
— O! Już wróciłeś — powiedział,
wychodzący z łazienki Blaise. Chłopak dopiął rozporek
i z konsternacją przyjrzał się arystokracie. — Co ty
wyrabiasz?
— Gdzie on jest, Blaise?
— Gdzie jest co?
— NASZYJNIK!!!
Zabini uniósł ręce.
— Spoko, wyluzuj. Wsadziłem go do
tej twojej skrytki z drugim dnem. O tu — dodał Ślizgon,
otwierając skrytkę, jednak gdy spojrzał w dół, zmarszczył brwi.
— O cholera. Daję słowo, że go tu schowałem...
— Co tu się dzieje? — spytała
Ginny, wchodząc do pokoju.
— Wpuszczaliście tu tego Gryfona?
— Nie, nikt tu nie wchodził z
wyjątkiem Notta. Wpadł na chwilę, podobno cię szukał, a potem
wypadł jak burza — wyznała Weasleyówna, wzruszając ramionami.
Draco zamarł, nie wierząc w to, co
powiedziała mu dziewczyna. Stał, w ogóle nie słysząc, co do
niego mówią inni. Wrzasnął wściekle i walnął pięścią w
drzwiczki szafy.
— Draco! — zawołała Hermiona,
wchodząc do pokoju.
Pomimo tego, że nadal była trochę
blada i Harry musiał ją podtrzymywać, wydawała się bardziej
świadoma tego, co się dzieje wokół.
Jej głos musiał przebić się przez
warstwę strachu i wściekłości, bo arystokrata zamarł i powoli
odwrócił się w ich stronę. Oparł się o szafę, wpatrując się
pustym wzrokiem w podłogę. Wszyscy w napięciu czekali na to, co
miał im powiedzieć Ślizgon.
— On wrócił — wychrypiał, nadal
nie podnosząc głowy. — Voldemort wrócił.
— Że co? — szepnął
niedowierzająco Blaise, w tej samej chwili, co Harry oświadczył:
— Nie, to niemożliwe. Wszystkie jego
horkruksy zostały zniszczone.
Chłopak przymknął oczy, a gdy je
otworzył, spojrzał na Harry'ego z determinacją i kpiną.
— A jednak coś spieprzyłeś,
Potter. To, albo nie umiesz liczyć. Wybierz sobie wymówkę.
— Nie, Draco, byłam razem z nim i
wiem, że wszystkie zostały zniszczone. Dziennik Toma Riddle'a,
medalion Salazara, diadem Roweny... — wymieniała Hermiona, jednak
nie dane jej było skończyć.
— A Tiara Przydziału?
Wszyscy, jak jeden mąż, wlepili w
niego wzrok.
— Tiara nie jest horkruksem.
— Gówno, Potter. Najświeższe
wiadomości! Voldemort stworzył osiem horkruksów...
— Tak, to prawda, ale, wliczając w
to mnie, nie Tiarę Przydziału.
Zaskoczony Draco wbił wzrok w Gryfona,
po czym pokiwał głową.
— A więc dziewięć, Potter.
Dziewięć horkruksów.
— Dobra, zakładając, że masz
rację, jakie są na to dowody? — zapytała sceptycznie Ginny,
siadając razem z przyjaciółką na łóżku.
— To Tom Moor jest odpowiedzialny za
napis w Noc Duchów i oznaczanie zdjęć — wypalił w końcu
blondyn.
— Och, daj spokój! — żachnęła
się Hermiona. — Tom? Przecież to...
— ... grzeczny i niewinny chłopczyk,
tak? — dokończył za nią arystokrata. — Przejrzyj na oczy, nie
zauważyłaś, że się zmienił? Pamiętasz, jaki był na początku
roku?
— Cichy, nieśmiały, miły...
— I każdy go lał, dlatego często
lądował u McGonagall. A teraz? Mści się na byłych napastnikach,
sam ląduje na dywaniku dyrektorki, a ciebie nazywa szlamą!
— Nie rozumiem, co ma gówniarz do
Voldemorta — wtrącił cicho Blaise.
Chłopak spojrzał po zebranych i
przełknął ślinę. Wiedząc, jaka będzie ich reakcja, powiedział:
— Cząstka duszy Voldemorta przelewa
się do jego ciała.
Zapadła idealna cisza. Wszyscy bali
się podjęcia próby przemówienia Ślizgonowi do rozsądku. W końcu
Hermiona odchrząknęła i spytała:
— Chcesz powiedzieć, że Tom jest
horkruksem? Przed chwilą mówiłeś...
— Wiem, co mówiłem! Wy naprawdę
nie rozumiecie?! Tiara jest horkruksem, a ten mały gówniarz przez
cały rok miał mnóstwo okazji, by przebywać w jej otoczeniu.
— W takim wypadku Tiara... a
właściwie Voldemort musiałby go wybrać podczas ceremonii
przydziału. I to przez niego Tiara jest uszkodzona, po raz pierwszy
nie śpiewała — wtrącił Blaise, na co blondyn skinął głową.
— Dokładnie. Wtedy Voldemort mógł
zaszczepić nie cząstkę duszy, a pragnienie, by ponownie spotkać
się z Tiarą. Chłopak, nawet gdyby mu się oparł i tak miał
kontakt z horkruksem. Najpierw chodził do gabinetu...
— ... jako ofiara, a później jako
dręczyciel — mruknął Harry, jednak nadal nie wydawał się być
przekonany. Tak jak wszyscy, nie chciał wierzyć w powrót
Voldemorta.
— Z czasem coraz większa część
duszy Voldemorta wnikała w Toma, zmieniając jego charakter. Mógł
podszeptywać mu różne pomysły, opętywać... Chłopak nawet nie
pamięta, że zrobił to, co zrobił. A głównym celem Voldemorta
jest całkowite przejęcie jego ciała. I tu pojawia się kwestia
naszyjnika — Ślizgon przerwał na chwilę, walcząc z poczuciem
zdrady. — To naszyjnik Pandory — widząc, że nikt nic nie wie o
tym naszyjniku, kontynuował. — Pandora to najpotężniejsza
czarownica, o jakiej kiedykolwiek słyszano. Gdy została otoczona
przez wrogów...
— ... popełniła samobójstwo,
tworząc pierwszego horkruksa. Merlinie, jak ja mogłam o tym
zapomnieć? — zastanawiała się Hermiona, przeczesując loki.
— Naszyjnik mógł zablokować pewne
wspomnienia, żeby się bronić. Przez chwilę byłaś w takim samym
położeniu, co Tom. Pandora, po pewnym czasie pokonałaby twój
umysł i przejęła ciało na własność — wyjaśnił Draco,
zaczynając przemierzać pokój nerwowym krokiem. — Jako że
Pandora w całości przelała swoją duszę w naszyjnik, znajduje się
w nim cała jej moc. Moc potrzebna Voldemortowi do pełnego przejęcia
ciała Toma.
— Ale skoro już w nim siedzi, to po
co mu naszyjnik? — spytała Ginny, jednak to nie Ślizgon, a Harry
pośpieszył z wyjaśnieniem.
— Voldemort, w przeciwieństwie do
Pandory, podzielił duszę na dziewięć części. Jest tak
osłabiony, że nie jest w stanie całkowicie opanować ciała nawet
młodego chłopca, a co dopiero dorosłego czarodzieja. Gdy Tom
dorośnie, Voldemort nie będzie w stanie nawet chwilowo go opętać.
— A mając naszyjnik Pandory,
zwiększy swoją moc albo uleczy duszę... o ile to możliwe... i
odrodzi się w chłopcu. A co wtedy z duszą Toma? — spytał
Blaise.
— Ulegnie zniszczeniu — wychrypiała
Hermiona, zakrywając usta dłonią. — Ale skąd masz pewność, że
Tiara jest horkruksem? Że Tom dzieli z nim ciało?
— Przed chwilą słyszałem naradę
nauczycieli. Tom uciekł i zabrał ze sobą Tiarę. Dzisiaj
widziałem, jak się tu kręcił, szukał naszyjnika. W magazynie
widziałem przez chwilę czerwony błysk w jego oczach i sprawił,
że znak znowu ożył. Uciekł, bo wiedział, że domyślę się
wszystkiego po tym, jak go tu zobaczyłem i zabrał ze sobą Tiarę,
by mieć pewność, że nic nie zagrozi cząstce jego duszy, która
nadal w niej tkwi.
— Albo uciekł, by dołączyć do
swoich i siłą odebrać medalion — wtrącił Harry, z niepokojem
patrząc na przyjaciółkę.
Ginny pokręciła głową, zarzucając
ognistymi włosami. Zaśmiała się, jednak nie było w tym ani
krztyny wesołości.
— Nie wierzę w to. Nie pozwolę
wmówić sobie bajek o jego powrocie.
— Chcesz konkretnego dowodu? Proszę
bardzo — warknął Draco. Już od godziny czuł, że znak jest
widoczny, jednak nie miał odwagi go odsłonić. Teraz zdecydowanie
podwinął rękaw koszuli, ukazując czarne, wyraźne linie.
— Jeszcze ci mało, Weasley? To dodaj
do tego te wszystkie ataki, jakich dopuszczają się Śmierciożercy.
Oni grupują się, uderzają w konkretne cele. Giną byli
Śmierciożercy, bo On wydaje im polecenia, by zemścili się na jego
zdrajcach. Voldemort siedział bezpieczny w Hogwarcie,
pociągając tylko za odpowiednie sznurki. On wrócił i wmawianie
sobie, że jest inaczej, tego nie zmieni, Weasley.
— Jeśli masz rację, a mam nadzieję,
że się mylisz, to trzeba ostrzec Ministerstwo, powiadomić członków
Zakonu, zacząć rozbijać grupy Śmierciożerców nim się połączą
— oznajmił Harry.
— Potter...
Wypowiedź Dracona przerwał głośny,
prześmiewczy skrzek. Cała piątka odwróciła się do okna. Na
parapecie siedział czarny kruk, trzymający w dziobie zwinięty
pergamin. Zadowolony z tego, że przykuł ich uwagę, upuścił
list na parapet i mrugnąwszy czarnym okiem do Hermiony, odleciał.
Ślizgon przez długi czas wpatrywał
się w pergamin, w końcu jednak podszedł do okna i odebrał
list.
— Co to...?
— Ivan — szepnęła Hermiona,
odpowiadając Harry'emu.
Zadrżała na wspomnienie ich
ostatniego spotkania i zacisnęła dłoń na ramieniu Ginny.
Gryfon nie zadawał więcej pytań. Tak
jak i inni, czytał artykuł Rity. Podszedł do okna i z hukiem
je zamknął, czujnie lustrując widok za oknem.
— Czego od ciebie chce? — spytał
Zabini.
— Czeka na mnie na wieży
astronomicznej. Mam przyjść sam.
— Nie! Nawet o tym nie myśl —
powiedziała dziewczyna, podchodząc do arystokraty. — Tylko mi nie
mów, że naprawdę to rozważasz.
— Granger, pomyśl. Przylatuje tu z
listem, tuż po tym, jak Tom zniknął razem z Tiarą. Tu musi
chodzić o niego, nie o chęć zemsty.
— Nie. Nie pozwalam ci.
— I co mi zrobisz? Zemdlejesz w
przejściu? Przecież ty ledwo stoisz na nogach!
— Jeśli będzie trzeba, użyję siły
— zagroziła dziewczyna.
— Przestań się męczyć i wracaj do
łóżka — syknął Ślizgon, nachylając się nad nią. — Jeśli
będzie trzeba, zamknę cię tu na klucz. Kładź się.
— Dobrze — powiedziała, na co
Draco westchnął z ulgą, jednak jego radość okazała się
przedwczesna. — Ale weź ze sobą Harry'ego.
— Miałem iść sam.
— Mam pelerynę — przypomniał
Gryfon.
Blondyn przymknął oczy.
— W porządku. Biorę Pottera —
zgodził się, niezadowolony z takiego obrotu spraw. — Granger,
masz odpoczywać, Weasley się tobą zajmie. Blaise, pójdziesz do
Snape'a, powiesz mu wszystko. McGonagall będzie bardziej skłonna
uwierzyć wam obojgu niż tylko tobie. Prawdopodobnie jego znak też
ożył. Idziemy, Potter.
— Nie jestem psem, Malfoy.
— Trudno, Potter.
Harry zmrużył oczy, jednak dla dobra
sprawy postanowił odpuścić i szybkim krokiem, razem z arystokratą,
ruszył do pokoju wspólnego Gryfonów. Ślizgon zaczekał przed
wejściem, aż chłopak nie wrócił do niego z peleryną niewidką.
Skrzywił się na myśl, iż to właśnie on będzie osłaniał mu
tyły, jednak nie zamierzał wybrzydzać. Lepszy Potter na tyłach
niż upadek z wieży astronomicznej.
Gdy Gryfon wrócił, bez słowa
wznowili wędrówkę, jednak zatrzymało ich wołanie.
— Harry!
Ślizgon przymknął oczy,
zastanawiając się, jakim cudem Potter uratował świat, skoro
działał w tak ślimaczym tempie.
A jeśli o ślimakach mowa...
— Co ty robisz z Malfoyem?
— Wybieramy się na schadzkę,
Weasley. Potter, nie ma czasu.
— Ron, idź do dormitorium prefektów.
Ginny wszystko ci wyjaśni — rzucił Harry i pognał za
Ślizgonem.
— Masz pewność, że wszystkie
doszczętnie zniszczyłeś? — spytał Draco, wspinając się po
schodach.
— Tak. Jeśli masz rację, Tiara jest
ostatnim horkruksem. Czekaj... Jeśli Voldemort przeleje całą duszę
do ciała Toma...
— Trzeba będzie go zabić. Zakładaj
pelerynę.
Draco wspiął się po drabinie i z
hukiem otworzył klapę. Wszedł na górę i stanął oko w oko
ze swoim bratem.
Ivan stał oparty o mur, obracając w
chudych palcach różdżkę. Słysząc arystokratę, uniósł głowę
i uśmiechnął się podstępnie.
— Witaj, bracie — powiedział
głosem ociekającym pogardą, po czym machnął różdżką,
zamykając klapę.
„Witaj, pojebie” —
odpowiedział mu w myślach Ślizgon, jednak roztropnie postanowił
zachować to powitanie dla siebie. Zamiast tego, zapytał:
— Czego chcesz?
— Tak od razu przechodzimy do
konkretów? — Ivan udał rozczarowanie. — Nie będzie żadnych
uprzejmości? Jak wolisz — dodał, wzruszając ramionami. — Otóż
masz coś, a właściwie twoja dziewczyna ma, co chciałbym
mieć. Wiesz, o czym mówię.
— A więc już do was dołączył —
domyślił się Draco, na co Ivan uśmiechnął się tajemniczo.
— Jesteśmy bliżej, niż sądzisz.
— Myślisz, że tak po prostu ci go
dam?
Śmierciożerca przechylił głowę,
wbijając w niego badawcze spojrzenie.
— Tak, dasz mi go. Bo mam twoją
matkę.
Draco zacisnął szczękę, próbując
powstrzymać się od rzucenia na niego.
— No dalej, zrób to — szepnął
brunet, doskonale wiedząc, o czym myśli. — Po co tłumić złość,
skoro można po prostu... zabić?
Chłopak resztkami sił zmusił swoje
ciało, by pozostało w bezruchu, choć obecnie jego największym
marzeniem było zrzucenie go z wieży astronomicznej. Miał nadzieję,
że jego brat kłamie, jednak doskonale wiedział, iż Śmierciożercy
mają swoje sposoby, by wywęszyć ofiarę. Co miał robić? Jedno
wiedział na pewno: nie był w stanie poświęcić Narcyzy, nawet gdy
na drugiej szali stoi odrodzenie Voldemorta.
— Potrzebujesz zachęty? Dam ci ją.
Za godzinę spotkamy się tu znowu i jeśli nie dostanę naszyjnika,
zaatakujemy Hogwart. Zdążycie w tym czasie odesłać biedne
dzieciaczki w bezpieczne miejsce? — spytał Ivan, udając
zatroskanie. — Ministerstwo raczej wam nie pomoże...
— Co masz na myśli?
— Czytujesz mugolskie gazety? —
spytał Ivan, nagle zmieniając temat.
Draco zmarszczył brwi, próbując
rozgryźć Śmierciożercę.
— Ostatnio jakoś nie mam na nie
czasu.
— Dziś ma miejsce zebranie
mugolskich premierów i innych ważnych osobistości. Mamy tam swoich
ludzi. Jak myślisz, jeśli zabijemy wszystkich, oprócz jednego, to
pozostali oskarżą ocalałego o zamach? Może nawet wybuchnąć
kolejna wojna między mugolami... Tak czy inaczej, będzie wesoło
nie tylko na tym spotkaniu. Na całym świecie porozstawiani są
Śmierciożercy, gotowi do ataku. Czekają tylko na znak, by zacząć
rzeź na ulicach, w centrach handlowych... krótko mówiąc tam,
gdzie jest dużo tych robali. Uwierz, Ministerstwo będzie zajęte na
tyle, że nie starczy im ludzi na wysłanie oddziału do szkoły.
Rosjanin uśmiechnął się, widząc
strach w oczach Dracona i wewnętrzną walkę, wahanie w podjęciu
wyboru. Co miał zrobić? Jak uratować matkę, nie mając medalionu?
Ślizgon był pewien, iż Ivan przychodził tu tylko dlatego, że
Teodor nie zdążył im jeszcze dostarczyć naszyjnika. To była
kwestia czasu, aż Voldemort dostanie go w swoje ręce.
— Widzimy się za godzinę —
przypomniał Śmierciożerca, po czym zmienił się w kruka,
zostawiając go samego.
— Cholera — syknął Harry,
zdejmując pelerynę.
Nie wierzył, że Malfoy miał rację,
jednak teraz ostateczny dowód został mu podany na tacy.
— Musimy go odzyskać — mamrotał
wściekle Draco, przeczesując włosy. — Tylko jak? Potter —
nagle zwrócił się do Gryfona. — Daj mi tę pelerynę.
— Co zamierzasz zrobić?
— Pójść tam i zabrać stamtąd
matkę. Albo dogonić Notta i zabrać mu naszyjnik.
— Nie uda ci się to. Zabiją cię.
— Gówno mnie to obchodzi. Daj mi ją!
— warknął, podchodząc do Harry'ego.
Gryfon odsunął się, zabierając
pelerynę poza zasięg Ślizgona.
— A nie pomyślałeś, że mógł
kłamać? Twoja matka może nadal siedzieć bezpiecznie w kryjówce.
Uwierz mi, wiem, co mówię — dodał, widząc, jak blondyn zamierza
się wtrącić. — Pobiegłem wtedy tak samo, jak ty teraz chcesz i
własnoręcznie zaprowadziłem przyjaciół w ręce Śmierciożerców.
Arystokrata zamrugał, przyswajając
jego słowa. Wziął głęboki wdech i pokiwał głową.
— W porządku. Idziemy do gabinetu
dyrektorki. Ty zajmiesz się wyjaśnieniem wszystkiego, a ja
sprawdzę, czy Ivan mówił prawdę. Później wróć do dormitorium
i ostrzeż ich, że w ciągu godziny Hogwart zostanie zaatakowany.
Zeszli po drabinie i w biegu dotarli do
gabinetu Minervy McGonagall. Ślizgon zaklął, gdy nikogo w nim nie
zastali.
— Znajdę ją. Idź — powiedział
Harry, wybiegając na korytarz.
Arystokrata podszedł do kominka,
chwycił garść proszku i bez wahania wszedł w płomienie.
***
Jestem głodny. Dzisiaj znowu
przyszedł Matthew ze swoją bandą i zażądał, bym oddał mu swoją
porcję jedzenia. Dlaczego mi to robi? Przez to, że jestem nowy? Nie
chcę tu być. Chcę wrócić do rodziców. Dlaczego musieli wsiąść
to tego auta?! Dlaczego?
Nie wiem, co o tym myśleć.
Wszystko to wydaje się niemożliwe, ale po co ta dziewczyna miałaby
kłamać? Wydawała się miła... a jeśli to kolejny żart Matthew i
wcale nie jestem czarodziejem?
Nie mogę w to uwierzyć! Ale tak,
to się dzieje naprawdę! Byłem dzisiaj na zakupach z tą miłą
dziewczyną... widziałem ludzi w pelerynach i innych takich jak ja.
Ale najdziwniejszy był ten wielki pan, co ja mówię: był OGROMNY!
Trochę się go bałem, ale Hermiona powiedziała mi, że naprawdę
nie mam czego... ale dla pewności trzymałem się z daleka od tego
olbrzyma... kto wie, może by mnie porwał i skończyłbym w jego
zupie? Ale to teraz nieważne, najważniejsze, że mam swoje książki,
kociołek i szaty... no i różdżkę! Naprawdę ją mam, taką
prawdziwą! Później wróciliśmy do tego baru... jak on się
nazywał? A, już wiem: Dziurawy Kocioł. I był tam taki miły
barman, pytał, jak mi się podoba i czy mam już wszystkie potrzebne
rzeczy. Okazało się, że on też ma na imię Tom, fajnie, co nie?
Trochę się denerwuję... Pięć
razy rozpakowałem swój kufer, by sprawdzić, czy mam wszystko.
Chyba zrobię to jeszcze raz... tak dla pewności. Trochę się też
boję... Co będzie, jeśli mnie tam nie polubią? Albo nie znajdę
przyjaciół? Chociaż gorzej niż tutaj być nie może. Poza tym
Hermiona powiedziała, żebym do niej przychodził, jeśli będę
mieć jakiś problem. Naprawdę ją lubię. Ciekawe czy ma jakiegoś
chłopaka? Bo jeśli nie ma, to ja mógłbym nim zostać. Oczywiście
jak trochę podrosnę. Samochód podjechał. Już czas.
To jest niesamowite! Wszędzie
ludzie w pelerynach i z kuframi, takimi jak mój. A jeden chłopak
miał SOWĘ. Taką prawdziwą, hukającą! Może za rok i ja sobie
taką kupię? Nazwałbym ją Puchatek, jak ten miś z mojej
ulubionej bajki. Nauczyłbym ją różnych sztuczek i w ogóle.
Trochę się bałem czy uda mi się wnieść mój kufer, ale pomógł
mi taki wysoki chłopak. Chciałem mu podziękować, ale chyba mnie
nie słyszał, przyglądając się grupce osób na peronie.
Usłyszałem tylko, jak mówi 'o cholera' i pobiegł w stronę
takiego wysokiego blondyna, całego ubranego na czarno. Może jemu
też niedawno umarli rodzice? O, jest tam też Hermiona!
Ta sala jest ogromniasta! A spod
sufitu zwisają świece, takie prawdziwe. Trochę się boję, bo
pani, która nas prowadzi, przypomina mi trochę moją nauczycielkę
matematyki. Ale tu nie będzie matematyki, prawda? Czuję coś
dziwnego w brzuchu, ale to nie głód. Tak jakoś mi ciężko... może
to stres? Mama zawsze mówiła, że się stresuje w pracy. Może o to
jej chodziło? Ta straszna pani powiedziała, że zaraz zostaniemy
przydzieleni do domów. Jeden chłopak powiedział, że pewnie trafię
do Hufflepuffu. To chyba jakiś czarodziejski żart, bo wszyscy
wybuchli śmiechem. Zapytam o to kogoś później. Zaraz mnie
wyczytają...
Nic nie widzę, ten kapelusz jest za
duży i przysłania mi oczy. Dlaczego to tak długo trwa? Jestem
prawie pewny, że inni siedzieli na tym stołku zdecydowanie krócej.
Może mi się tylko wydaje... Zaciskam dłonie na brzegu stołka i
czekam... Zdaje mi się, że usłyszałem: „Ty się nadasz”, ale
tak cichutko i jakby w mojej głowie. To chyba nie jest
normalne? Dziwnie się czuję, dlaczego to tak długo trwa? Wreszcie
słyszę głośne: „Gryffindor!”.
Okazało się, że trafiłem tam,
gdzie Hermiona. Uśmiechnęła się do mnie! To musi być miłość.
Z tego, co mówiła pani dyrektor, będziemy mieszkać w tym samym
miejscu. Tylko dlaczego Hermiona nie idzie z nami wszystkimi do
pokoju wspólnego, tylko prowadzi nas inna dziewczyna i ten rudy
chłopak? Wydaje się niemiły. I wcale nie jestem karzełkiem!
Znowu to samo. Co prawda, Daniel
powiedział, że podstawił mi nogę zupełnie przez przypadek, ale
nie jestem głupi. Nikt nie podstawia nogi przez przypadek, a nawet
jeśli, to nie śmieje się wniebogłosy, patrząc, jak upadasz.
Nigdzie nie mogę znaleźć mojej
książki do obrony przed czarną magią, a muszę napisać
wypracowanie. Po co mówiłem im, że boję się profesora Snape'a?
Specjalnie mi ją schowali, bym nie mógł odrobić pracy domowej.
Hermiona mówiła, żebym przyszedł do niej, gdy będę miał jakiś
problem, ale co ona sobie wtedy o mnie pomyśli? Muszę poradzić
sobie sam. Może na razie pożyczę od kogoś podręcznik?
Nie chcę mieszkać z nimi w jednym
pokoju! Są okropni, gorsi niż Matthew! Spalili moje wypracowanie
i przez nich profesor odebrał nam dwadzieścia punktów.
Wszyscy patrzyli na mnie spode łba, jakby to była moja wina, a ja
przecież zrobiłem wszystko, jak należy. Dlaczego nikt mnie nie
lubi?
„Ja cię lubię” — słyszę.
Chyba wariuję.
Hermiona widziała, jak płaczę.
Nie chcę, by widziała mnie takim, ale już nie wytrzymuję. Chłopcy
z dormitorium ciągle mi dokuczają i śmieją się, że na
święta znów wrócę do sierocińca, bo nie mam rodziców. Ale to
przecież nie moja wina! Chciałbym mieć kogoś, jakiegoś
przyjaciela, który by mnie wysłuchał i bronił przed nimi.
Powiedziałem o wszystkim Ronowi, ale on niczego nie rozumie.
Powiedział tylko, że to taki wiek i z czasem im przejdzie. Co
on tam wie!
Znowu musiałem iść do dyrektorki.
Nie lubię skarżyć, ale chyba muszę jej powiedzieć, kto mi
dokucza. Chyba mam szczęście, musi na chwilę wyjść, bo przyszedł
jakiś chłopak i powiedział, że jest jakaś bójka na lekcji
eliksirów. Może ucieknę?
„Nie musisz wiecznie uciekać i
się bronić” — słyszę, ale jakby głośniej. Rozglądam się
po gabinecie, ale jestem sam.
„Tutaj, mój chłopcze”.
Odwracam się i widzę starą tiarę,
tą samą, która przydzielała nas do domów. Zgięcie w materiale
do złudzenia przypomina usta. Gdy mówi, porusza się.
„Możesz przestać być chłopcem
do bicia, pomogę ci.”
— Jak? — pytam.
„Przyjdź jutro” — odpowiada i
zamiera.
Nienawidzę ich! Zabrali mi torbę i
rzucali między sobą. Wszystkie książki mam ubrudzone
atramentem... Na szczęście przyszedł ten wysoki chłopak, którego
wszyscy się boją. Przestraszył ich i oddali mi rzeczy. Chciałbym
być taki jak on.
„Możesz być lepszy.”
Dziś znów zakradłem się do
gabinetu. Musiałem z nim porozmawiać. On jeden mnie rozumie i stara
się pomóc. Zauważyłem, że im więcej razy go odwiedzam, tym
częściej słyszę jego głos w głowie. Ale to dobrze, bo wiem, że
zawsze nade mną czuwa. Wiem, że przy nim jestem bezpieczny.
Wszyscy są w Wielkiej Sali i
oglądają zmagania drużyn. Wykonałem swoje zadanie i przekazałem
chłopcu z blizną karteczkę. Hermiona będzie ze mnie dumna. Skoro
wszyscy są zajęci, może Go odwiedzę? Ostatnio narzekał, że
dawno u niego nie byłem i czuje się samotny, całe dnie spędzając
w gabinecie.
Nie wiem, co się dzieje. Wszyscy są
przestraszeni i wpatrują się w napis, który wyświetlił się na
płachcie. Czerwony jak krew. Spoglądam na swoje dłonie. Czerwone
jak krew. Boję się. Nie wiem, co się dzieje. Uciekam.
W ogóle dzisiaj nie spałem. Nie
mogłem. Dyrektorka przepytuje wszystkich, co robili w Noc
Duchów. Wiem, że to niemądre, ale muszę znowu się z nim
zobaczyć. Tylko on może mi pomóc. Nie wiem, co robić. Powiedział,
że muszę kogoś zmusić do tego, żeby wziął winę na siebie. Nie
chcę tego robić.
— Tak nie można. To jest złe.
„A chcesz zostać wyrzucony z
zamku? Stracić to wszystko? Stracić... MNIE?”
— Nie — odpowiadam. — Ale nie
wiem, jak mam to zrobić.
„Ja wiem.”
Mam dość! Zbyt długo czekałem na
to, by się zmienili. On miał rację. Trzeba im pokazać, kto tu
naprawdę rządzi. Nie było im do śmiechu, kiedy uciekali po tym,
jak zaatakowałem Daniela. Na początku czułem się z tym źle, ale
później przypomniał mi o tym wszystkim, co robili mi od początku
roku. Miał rację, należało się im.
Trochę się boję, bo nie pamiętam,
co robiłem wczoraj po lekcjach. Coraz częściej mi się to zdarza,
ale On mówi, że to normalne i mój mózg świadomie pomija mało
istotne wydarzenia, by uczynić mnie mądrzejszym i silniejszym. Ale
żeby aż tak? Często odzyskuję świadomość w sowiarni...
ale co ja tam robiłem? Przecież nie mam do kogo pisać. Chyba
popadam w paranoję, bo wszędzie widzę kruka. Obserwuje mnie,
jakby na coś czekał. Może jest głodny? Spróbuję go nakarmić.
Już jej nie lubię. Jest taka sama
jak inni. Powiedziała, że będzie mi pomagać. Zamiast tego ciągle
łazi z tym Ślizgonem. On mówi na niego „zdrajca”. Ma
rację. Oboje są zdrajcami.
Co za kretyn wpadł na pomysł, by
sprzątać ten magazyn? Komu to się przyda? Wolałbym czyścić
kible w ramach szlabanu niż tu przychodzić i słuchać tej
jędzy. Przynieś, odstaw, pozamiataj! I tak w kółko. Nie mam
ochoty jej słuchać ani tym bardziej przyglądać się jak mizia się
z tym zdrajcą. Całe szczęście, że to już koniec.
Jak on mnie drażni! Sam obija się
o ludzi i śmie wyzywać od sierot. Zemszczę się, na nim także.
Hermiona pomaga mi pozbierać rzeczy. Widzę...
… Boli mnie głowa. Nie pamiętam,
co się stało. Widzę tylko, jak ten Ślizgon wybiega z magazynu.
W głowie słyszę szaleńczy śmiech.
„Nareszcie! Tak długo na to
czekałem. Niepotrzebnie pokładałem nadzieję w tych
nieudacznikach, czekając aż znajdą któryś z artefaktów. Sam do
mnie przyszedł. Jest zaledwie na wyciągnięcie ręki, ale muszę
być ostrożny. Muszę wydać kolejne rozkazy i czekać na odpowiedni
moment. Lord Voldemort powróci...”.
— Odejdź! Nie chcę cię już.
Boję się. Czuję, że jest zły.
Czuję, że ma nade mną władzę. Nie mogę od niego uciec. Teraz
słyszę go niemal cały czas. Muszę się Go pozbyć.
„Teraz już na to za późno” —
szepcze.
— Wiesz, gdzie jest? — zapytała
zmartwiona profesor McGonagall, wpatrując się w Krukonkę.
— Minervo, nie powinno się przerywać
transu, zwłaszcza tak silnego — odezwała się profesor Trelawney.
Luna zamrugała, wypuszczając z
zimnych dłoni ramkę ze zdjęciem Toma Moor z rodzicami. Szkło
pękło, pozostawiając rysę na twarzy roześmianego chłopca.
Dziewczyna przez długi czas siedziała
nieruchomo, nieprzytomnym wzrokiem wodząc po gabinecie Sybilli.
Odtwarzała w głowie obrazy, raz po raz wracając do ostatniej
sceny. Lord Voldemort powróci...
— Panno Lovegood, musimy go jak
najszybciej znaleźć, nim coś mu się stanie.
— Opętał go — szepnęła
dziewczyna, będąc na granicy przytomności.
— Kto?
Nim Luna zdążyła odpowiedzieć, do
środka wpadł Blaise, Harry i Snape.
— Hogwart w ciągu godziny zostanie
zaatakowany.
***
Draco wbiegł do kuchni, jednak i tam
nie zastał Narcyzy. Z każdą sekundą coraz bardziej wierzył w
groźbę Ivana.
— Matko!
— Cii... obudzisz Teddy'ego —
szepnęła z naganą Andromeda, by po chwili zmarszczyć brwi. — Co
ty tu właściwie robisz?
— Draco? — spytała Narcyza,
schodząc ze schodów.
Arystokracie z ulgi zakręciło się w
głowie. Była tu. Bezpieczna. Jego ciotka wróciła do pokoju, nie
chcąc im przeszkadzać.
— Co ty tu robisz? Powinieneś...
— Matko, pod żadnym pozorem nie
opuszczajcie kryjówki — wyrzucił z siebie Ślizgon, wracając do
salonu, gdzie znajdował się kominek.
— Draco, natychmiast się zatrzymaj i
powiedz mi, o co chodzi — warknęła kobieta, łapiąc syna za
ramię, nim ten zdołał nabrać proszku.
Blondyn odwrócił się do niej i po
chwili wahania, wyznał:
— Voldemort powrócił. Śmierciożercy
zamierzają zaatakować zamek — po czym rzucił proszek w kominek,
rozświetlając go zielonym płomieniem.
— A ty dokąd?!
— Wracam do Hogwartu. Tam nadal
znajdują się wszyscy uczniowie. Trzeba ich gdzieś przenieść,
prawdopodobnie kilkoro trafi tutaj. Zaopiekuj się nimi.
— Nie! Nie możesz tam wrócić. Nie
pozwalam ci! — krzyknęła przestraszona tym, iż jej syn zamierza
walczyć. — Zostań tu, w bezpiecznym miejscu. Ze mną. Nie musisz
tam być.
Draco odwrócił się, by spojrzeć
prosto w błagalne oczy Narcyzy Malfoy.
— Nie mogę znów uciec z podkulonym
ogonem. Przykro mi — powiedział i wszedł w płomienie.
Arystokratka przysłoniła usta drżącą
dłonią, walcząc z myślą, iż mogła po raz ostatni widzieć
swojego syna. Nie mogła tu zostać, nie, kiedy wiedziała, że Draco
jest w niebezpieczeństwie i choć najchętniej zostałaby tu z
nim, serce kazało jej wyruszyć za swoim dzieckiem.
— Cyziu? Co się dzieje? Podobno
Draco tu był...
— Szykuj różdżkę, El —
powiedziała zdecydowanym tonem blondynka, prostując się
z godnością. — Idziemy na wojnę.
Chłopak wyszedł z gabinetu
dyrektorki, od razu dostrzegając oznaki tego, iż Potter i Blaise
wykonali swoje zadania. Korytarze pełne były uczniów biegnących
do Wielkiej Sali i nauczycieli, pilnujących, by każdy tam
dotarł. Zaczął iść pod prąd, by wrócić do dormitorium, jednak
w głowie nadal rozbrzmiewały mu słowa matki. Może rzeczywiście
nie powinien walczyć? Może lepiej będzie, gdy razem z młodszymi
rocznikami opuści Hogwart? Może jakoś zdoła namówić na to
Hermionę? Przystanął, nie wiedząc, co ma robić. Sądził, iż
już nigdy w życiu nie będzie musiał przelewać krwi. Ale nie
musiał tego robić. Nie musiał się bać. Wystarczyło opuścić
zamek.
Nie wiedział skąd, ale w głowie
pojawiła mu się pewna myśl, by udać się na trzecie piętro.
Kierując się instynktem, zaczął wspinać się po schodach, niemal
nie panując nad ciałem. Po chwili jednak wiedział, dokąd idzie.
Rozpoznawał trasę, już ją kiedyś pokonywał. We śnie, po tym,
jak wylądował w skrzydle, nie chcąc wykonać ostatniego zadania
Turnieju.
Otworzył zaklęciem drzwi i wszedł do
pustej sali. W środku znajdował się tylko jeden przedmiot: ogromne
zwierciadło, zakryte płachtą. Zwierciadło Ain Eingarp.
Niepewnie podszedł do lustra,
pamiętając, iż w śnie nie mógł rozróżnić szybko
pojawiających się obrazów. Teraz jednak wiedział, że będzie
inaczej. Z mocno bijącym sercem, chwycił płótno i pociągnął
je, odsłaniając lustrzaną taflę.
Tak jak przypuszczał, w zwierciadle
widniał tylko jeden obraz. Jedno spojrzenie wystarczyło, by podjął
ostateczną decyzję. Zostanie, by walczyć ramię w ramię z innymi.
Wybiegł z klasy, chcąc jak
najszybciej dostać się do dormitorium, licząc na to, iż znajdują
się tam Blaise, Hermiona i dwójka Gryfonów. Choć raz szczęście
mu sprzyjało.
Gdy tylko wszedł do środka, cała
piątka („Weasley zdołał się tu przypałętać”)
wstała, czekając na wieści.
— I? Co z nią? — spytała
Hermiona.
— W porządku. Ivan blefował.
— Ale tylko w kwestii twojej matki —
wtrącił ponuro Blaise. — Ministerstwo próbuje wyłapać
Śmierciożerców, którzy czekają tylko na sygnał od Voldemorta.
Doszło już do kilku ataków. Jest mnóstwo ofiar wśród mugoli.
— Próbują opanować sytuację, ale
gdy tylko skończą w jednym miejscu, dwójka następnych
Śmierciożerców zaczyna atakować. Nie możemy liczyć na pomoc
Ministerstwa.
— Z tego, co wiem, na terenie szkoły
znajduje się piętnastu aurorów. To nasza jedyna pomoc —
wymamrotała zmartwiona Hermiona, podchodząc do arystokraty.
— Co teraz? — spytał, obejmując
ją ramieniem, widząc, iż dziewczyna nadal jest osłabiona.
— Wszyscy kierują się do Wielkiej
Sali. Tam odeślą świstoklikami niepełnoletnich i tych, którzy
nie chcą walczyć. McGonagall i Flitwick robią, co mogą, by było
nas jak najwięcej, ożywiając posągi i zbroje.
— Całe szczęście, że w tym roku
jest ich więcej — burknął Ron.
— Reszta rzuca zaklęcia —
dokończyła kasztanowłosa.
— A Zakon?
— W drodze. Musimy już iść —
oznajmił Harry.
Cała szóstka ruszyła do Wielkiej
Sali, oswajając się z myślą, iż już nie długo po raz kolejny
przyjdzie im stanąć do walki.
Arystokrata w myślach przeklinał
Notta. Jak mógł go zdradzić? Co miał dostać w zamian? Chciał
wrócić do łask Śmierciożerców? A może obiecali mu Rasack'a?
Pocieszał się jedynie tym, iż tym razem armia Voldemorta będzie
pozbawiona olbrzymów czy dementorów.
Jego rozmyślania zostały przerwane w
sali wejściowej.
— Draco!
Zamarł, bezbłędnie rozpoznając ten
głos. Odwrócił się, wlepiając beznamiętny wzrok w Teodora
Notta. Wypuścił z uścisku dłoń Hermiony i powoli podszedł do
bruneta.
— Co...?
Nie dane było mu skończyć. Wściekły
arystokrata wymierzył cios.
— Śmiesz po tym wszystkim tu wracać?
— spytał cicho. — Po tym, jak wykradłeś...
— Nie dałem im go — rzucił Nott,
pocierając szczękę. Wyjął z kieszeni naszyjnik i wcisnął
go w dłoń Ślizgona. — W połowie drogi coś mnie tknęło...
czułem, że za tym musi kryć się coś więcej. Co się dzieje?
— Chcesz powiedzieć, że nie wiesz
nic o naszyjniku? — wtrącił Blaise, podchodząc do przyjaciół.
— No... nie.
— Ani o tym, że Voldemort może się
dzięki niemu odrodzić, a armia Śmierciożerców ukryta w Zakazanym
Lesie, szykuje się na atak, by go zdobyć?
— ŻE CO?!
— Mordo ty moja! — wykrzyknął
radośnie Zabini, rzucając się na bruneta. — A ja już myślałem,
że jesteś zły do szpiku kości!
— Bo jest — syknął Ron,
podejrzliwie spoglądając na Teodora. — Pewnie przysłali go na
przeszpiegi.
— Nie miałem o niczym pojęcia!
Miałem tylko dostarczyć jakiś medalion. Nie wiedziałem, do czego
jest im potrzebny!
— Aha... jasne — prychnął
rudowłosy Gryfon.
— Zejdź z niego, Weasley — Blaise
stanął w obronie Teodora, zasłaniając go przed wzrokiem chłopaka.
— To takie dla was, morderców,
typowe. Bronić się nawzajem nawet wtedy, gdy ma się na was
niezbite dowody.
— Ron! — warknęła Ginny.
— Pilnuj swojego niedorozwiniętego
braciszka, Weasley, bo nie ręczę za siebie. Jak ma coś do Teodora
i jest taki odważny, to niech tu podejdzie — syknął Draco,
robiąc krok w stronę Gryfona. Wierzył przyjacielowi i nie miał
prawa potępiać go za chęć zemsty na zabójcy rodziców. Choć nie
pochwalał tego, co zrobił, rozumiał go. Gniew przemienił się w
ulgę, gdy zrozumiał, że nie stracił Teodora.
— Uspokójcie się! Nie widzicie, że
mamy większe problemy? — Hermiona stanęła między nimi, by nie
dopuścić do walki między Ślizgonami a Ronem. — Harry, Ginny,
zajmijcie się z Ronem Świstoklikami. Blaise, wyjaśnisz mu wszystko
— poleciła, wskazując ruchem głowy Notta. — Ja i Draco
ukryjemy naszyjnik.
— Chodź, Ron — powiedziała Ginny,
łapiąc brata za ramię i prowadząc go do Wielkiej Sali.
Zabini klepnął przyjaciela po plecach
i razem z nim ruszył za pozostałymi. Brunet, mijając Hermionę,
skinął do niej głową, niemo dziękując za jej interwencję.
Przez całą drogę miał wyrzuty
sumienia, że tak wykorzystał zaufanie przyjaciół i tej
dziewczyny, że nie mógł tak po prostu dać im jej naszyjnika. Nie
dość, że gryzło go to, że po prostu ją okradł, to zastanawiał
się, czy nie dostała wisiorka od rodziców. Teraz, gdy dowiedział
się, że o mały włos nie przyczynił się do odzyskania mocy przez
Voldemorta, dziękował Salazarowi za tę chwilę słabości, w
której zdrowy rozsądek nakazał mu wrócić do zamku. Prawie
doprowadził do Jego odrodzenia, zaślepiony chęcią zemsty na
człowieku, który odebrał mu rodziców.
— Masz jakiś pomysł, gdzie go
ukryć? — spytał Draco, obracając w dłoni czarny kamień.
Gryfonka pokręciła głową,
przygryzając wargę.
— Chociaż... zastanawiam się
nad jednym miejscem.
— Nad Pokojem Życzeń — zgadł
Ślizgon, podążając za Hermioną.
— Tak, ale naprawdę nie wiem,
czy to dobry pomysł. Gdyby tylko dałoby się go przenieść za
pomocą magii...
— A czy znasz kogoś, kto
stanąłby przed pokojem i pomyślał: chciałbym znaleźć się
w labiryncie, wypełnionym psychopatycznymi mordercami?
— Oprócz nas? Nikogo.
Prefekci naczelni zatrzymali się przed
ścianą, a gdy tylko pojawiły się w niej wrota, Ślizgon uchylił
je, wrzucił naszyjnik do środka i zamknął wejście.
— Wracamy — powiedziała
Hermiona, z powrotem ujmując jego dłoń.
— Zaczekaj... Pewnie nie namówię
cię, żebyś opuściła Hogwart? — spytał Draco, badawczo
się w nią wpatrując.
Dziewczyna westchnęła, jednak
stanowczo pokręciła głową.
— Nie zostawię ich.
— Chcę, żebyś była
bezpieczna.
— Będę na siebie uważać.
Obiecuję.
Gdy tylko medalion wylądował w
piachu, blondwłosy chłopak uśmiechnął się podstępnie
i odepchnął od ściany. Wiedział, że naszyjnik wpadnie w
jego ręce. W końcu był NIM. Podszedł do wisiorka i podniósł go
z ziemi, dokładnie się mu przyglądając. Niedbałym ruchem
otrzepał drobiny piachu i założył go sobie na szyję, ukrywając
łańcuszek pod bluzką. Rozciągnął zastałe mięśnie i,
pogwizdując, podszedł do drzwi, czując, iż wreszcie jest w stanie
je przekroczyć. Zaczekał, aż klamka zmaterializuje się do końca
i nacisnął ją.
Na ustach Dracona Malfoya pojawił się
wredny uśmieszek. Nadszedł czas trochę się zabawić.
***
***
A co! Jak pisać to pisać :)
Wakacje jej się kończą - nie ma wyboru.
No dobra, maleństwa Wy nasze, co sądzicie o małym Tomaszu? (nazywałyśmy go tak od początku). Nam żal jest tego chłopca i same mamy ochotę porządnie kopnąć się w tyłki... za to i za parę innych rzeczy, które niebawem wydarzą się w Hogwarcie.
No i mamy nadzieję, że od nadmiaru informacji nie rozbolała Was głowa, bo trochę tego w tym rozdziale było.
Do następnego!
Zaklepuje pierwsze miejsce!
OdpowiedzUsuńPrzez połowę rozdziału trzeslam się z nerwów i wciąż to robie. Kiedy pojawił się Teodor zaczęłam płakać i to też wciąż robię. Cholernie się boje.. nawet bardziej niż przed 2 bitwą o Hogwart.. mam złe przeczucie, że zginie ktos na kim mi zależy. . Idę płakać dalej, cześć.. :c
UsuńJa 2! Czytam!
OdpowiedzUsuńCo to było?!
OdpowiedzUsuńCo...
No nie wiem co powiedzieć...
Hermiona powinna przyjąć oświadczyny. Chociaż może postąpiła słusznie...
Muszę przyznać że żeby ogarnąć końcówkę musiałam przeczytać ją dwa razy...
Takie okrutne że Voldzio znów powraca... Jest gorszy niż kot XD
Mam nadzieję że szybko doczekamy się kontynuacji.
Całuski
HH
Co to było?!
OdpowiedzUsuńCo...
No nie wiem co powiedzieć...
Hermiona powinna przyjąć oświadczyny. Chociaż może postąpiła słusznie...
Muszę przyznać że żeby ogarnąć końcówkę musiałam przeczytać ją dwa razy...
Takie okrutne że Voldzio znów powraca... Jest gorszy niż kot XD
Mam nadzieję że szybko doczekamy się kontynuacji.
Całuski
HH
ja nie rozumiem,Draco założył wisior na siebie, czyzby to on byl horokrukrsem
OdpowiedzUsuńumre z ciekawości mam nadzieeje ze i nastdpny rozdział pojawi się wkrótce
Chodzi o Draco z Pokoju Życzeń! No co Ty! Przecież ta wyimaginowana adaptacja Granger jest zła. Tylko TEN Draco jest niedobry. Ten, który przez CAŁY CZAS czekał w Pokoju. Trochę to chore. Taki typowy psychopata, żerujący na odpowiedni moment...
UsuńCrookshanks
Łał jestem pod wrażeniem dziewuszki xD. Rozdział super. Akcje , nagłe zwroty akcji genialne , juz na prawdę w pewnym momencie myślałam , że Draco zerwie z Herm i w tym momencie stanęły mi łzy w oczach. Błagam powiedź mi tylko jedno. Nie rozumiem końcowych zdań to Draco od początku miał mieć ten naszyjnik czy jak ? Czy zdanie ''W końcu był NIM'' odnosiło się do tego , że Malfoy był horhruksem i był pod wpływem Voldemorta ? xD Mam naprawdę różne teorie ale naprowadź mnie na właściwą Proszę ♥♥
OdpowiedzUsuńPozdrawiam , i czekam na następny rozdział z ogromną nie przeogromną niecierpliwością ♥
Ok, jako iż ta kwestia jest przez Was dość często poruszana, wyjaśnimy nieco sytuację :) Spokojnie, to tiara jest horkruksem, a ostatnie zdania dotyczyły sobowtóra Dracona, zamkniętego w Pokoju Życzeń. Był NIM, czyli miał jego wspomnienia i był na bieżąco z całą sytuacją, więc wiedział, że za chwile dostanie medalion i będzie mógł wyjść z labiryntu :D
UsuńAaa uch jaka ulga ze to nie nasz prawdziwy Dracze👏😤😇. Nie lubię jego sobowtora. Haha Dzięki za wyjaśnienie sytuacji ❤😊
UsuńWy złe kobiety jesteście! Przerywać w takim momencie? Znalazłabym Was i po prostu nie wiem co Wam zrobiła gdyby nie to, że wtedy nie dokończycie tego rozdziału. Najpierw się uśmiechałam jak jakis debil, potem ryczałam jak Mionka myślała, że z nią zerwał, potem byłam zaskoczona, a teraz jestem zła. Czy to normalne? Nie. Czy jest na to jakieś lekarstwo? Musicie szybko napisać kolejny rozdział!!! Zeświruję jeszcze bardziej przez Was.
OdpowiedzUsuńŻyczę Wam duuuuużo weny, bo jest Wam teraz potrzebna
Ja to Ja
końcówka wprowadziła mnie w lekkiego mind-f*cka... czekam na cd =3
OdpowiedzUsuńOk, zacznę tak: zawsze czytam komentarze i widzę, że kilka osób nie ogarnęło ostatniego akapitu, no ale nie bez powodów porównują mnie do Herm - ja skumałam. #skromność
OdpowiedzUsuńOgólnie świetnie wszystko przemyślane, bardzo zaintrygował mnie moment Waszej (albo Ivana?) intrygi, w której to Ministerstwo nie będzie mogło pomóc Hogwartowi. Dobrze pomyślane, dobrze, niczym z jakiegoś serialu kryminalnego... np. NCIS (osobiście polecam "kryminalne zagadki Las Vegas", wiecie... hera, koka, hasz, LSD... tutaj lombard, tam lombard... takie morderstwa są najlepsze!). Po prostu świetny był fragment, w którym opisywałyście burzliwe emocje Tomasza. To imię kojarzy mi sie: albo z moim kolegą, albo z tą ciuchcią z "Tomek i przyjaciele"... nienawidziłam tej bajki... egh... Najlepsze były momenty zazdrości o "mizianie się" z Draco i to "Już jej nie lubię!", "Zdrajczyni!", albo "Może moglibyśmy być razem, jak już podrosnę...". Nie no, ja np. nigdy nie kochałam się w starszym koledze, ale nie wiem, co siedzi w tej, za przeproszeniem, pieprzniętej główce.
Trochę się boję, że podczas wojny Draco 2 (czytaj: sparodiowana ofiara ewolucji i mutacji genetycznej, poprzez nie przyjęcie się narządu do myślenia, czyli mózgu.) zrobi coś strasznego i tu są dwie opcje; pierwsza: zabije kogoś, czy coś w ten deseń; druga: Draco 1 będzie oskarżony o jego występki; Albo to i to.
Of course, zawsze muszę coś pominąć: scena zaręczyn. Ja bym się zgodziła! To było takie słodkie! W sumie, tu ogarniam, że nie chciała tego robić przy tylu osobach, które dodatkowo zna, ale żeby w tym cholernym dormitorium się nie zgodzić? Come on, guys!
Tym jakże pięknym, angielskim akcentem kończę moją wypowiedź, którą, mam nadzieję, przeczytacie.
Crookshanks (może zaglądniecie?)
http//dramioneczujactwojdotyk.blogspot.com/
O matko. Emocje jak na grzybach. Chyba nie zasnę dziś z wrażenia. Przez chwilę nie mogłam zrozumieć o co chodzi z NIM i medalionem. Po przeczytaniu dziesiąty raz dotarł do mnie sens. Aż się boje co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńRozdział przecudowny jak zawsze, jednak szczerze odradzam czytania go o pierwszej w nocy ze zgaszoną lampką! Myślałam, że zejdę tam na zawał...
OdpowiedzUsuńCudowny! Idealny <3 Tyle emocji. Moja mama aż musiała wchodzić i pytać co się stało bo wydawałam jakieś dziwne odgłosy xD Weny życzę!
OdpowiedzUsuńWow. Jestem pod wrażeniem. Mam tak zryty mózg aż kręci mi się w głowie :D Nie wiem dlaczego ale chciałam aby Draco i Hermiona rozstali się. Do dałoby to fajnego charakteru historii, wiedząc, że i tak się zejdą. Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział i choć wiem, że to nie możliwe, ale łudzę się że zostanie dodany w tym miesiącu xD pozdrawiam gorąco !
OdpowiedzUsuńJeżeli wrzucili naszyjnik do pokoju życzeń to był tam "podrobiony" Draco i może to o niego chodzi.
OdpowiedzUsuńDraco naprawdę popłynął z tymi oświadczynami. Po części staram się go zrozumieć i jakaś logika w jego rozumowaniu jest, nie mniej jednak to Hermionę popieram. Myślę, że mogą z tym jeszcze trochę poczekać, w końcu się kochają.
OdpowiedzUsuńPrzeze pewien czas sądziłam, że Hermiona na tym naszyjniku ma pierścień z kamieniem wskrzeszenia. Nie mniej jednak zbyt wiele rzeczy by się nie zgadzało i nie miało sensu. Prawda okazała się jednak bardziej przerażająca. Dobrze, że Draco się w porę zorientował, inaczej mogłoby dojść do tragedii.
I najgorsze, biedy mały Tom. Od momentu jego spotkania z Draconem w magazynie podejrzewałam, że ma coś wspólnego z Voldemortem, ale nie sądziłam, że prawda będzie tak okrutna. Dzieciak padł ofiarą tego pomyleńca, a co gorsza może przez to zginąć. Mam ciarki na samą myśl o tej bitwie. Boję się, że śmierć zbierze spore żniwa, a najgorszy scenariusz to, że Hermiona lub Draco będą się zaliczali do tych ofiar. Tego bym chyba nie przeżyła. Muszę Wam również pogratulować całej koncepcji i tego, jak przemyślana jest cała historia. Uwielbiam takie opowiadania; pełno tajemnic, zawiała fabułą, coś pięknego. Wam wyszło to wyjątkowo dobrze. Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Kiedy kolejny rozdział? ��
OdpowiedzUsuńNa pewno nie wyrobimy się w tym miesiącu. Na pewno. Póki co mamy wszystko rozplanowane i obgadane i powoli zabieramy się do pisania, ale nie chcemy się z tym śpieszyć, bo każde mhh... wydarzenie z tego rozdziału (a chociażby większość) warte jest tego, by poświęcić mu jak najwięcej uwagi :) Dajcie nam trzy tygodnie - może trochę mniej, może trochę więcej :)
UsuńO kurczaki
OdpowiedzUsuńWow wow wow
Nie wiem co powiedzieć
Serio
W ogóle sie tego nie spodziewałam
Super rozdział i nie mogę się doczekać następnego!
Ps. Czy tylko ja tak kocham Blaise'a? :3
Rozdział idealny !!
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na kolejny !!
Pozdrawiam i życzę znowu tak dużej weny !! :*
hejo hejooo ;D
OdpowiedzUsuńOto jestem!
Z racji tego, że pędzicie z pisaniem rozdziałów niczym Blaise za jego ukochaną krówką, postanowiłam, że w końcu zbiorę się w sobie i naskrobię te parę słów, które za grosz nie bd oddawać ukrytych pokładów elokwencji, tkwiących we mnie od zarania dziejów. (Oczami wyobraźni widzę Wasz śmiech, no ale przecież mówiłam, że te pokłady są ukryte. Głęboko ukryte).
Nie wiem co mi strzeliło do głowy, ale od razu po niewielkiej obczajce rozdziłu, zaczęlam parafrazować jego tytuł. Parafrazować (czytaj: wysilać szare komórki, by trochę popracowały w tym skwarze). Koniec końców, do głowy wpadła mi piosenka The Chainsmokers - Don't Let Me Down. no i nie pozostało mi nic innego jak tylko nucenie po cichutku w czasie czytania.
Don't Let Me Down...
Don't Let Me Down...
O dziwo, te słowa bardzo pasują mi do naszego blondasa, który w tym rozdziale niczym skrzyżowanie Sherlocka Holmesa i Supermana, ratował nieświadomych od zagrożenia. Godne podziwu! W końcu niech choć raz to Hermiona zagra przysłowiową damę w opałach, a co!
No, ale tymi oświadczynami, zabiłyście mnie na śmierć. Ale dowalił. Jak łysy grzywką. Trzymałam kciukasy niczym na Tytanicu, wierząc, że może tym razem Leonardo przeżyje. No ale ofc, panna G. musiała odmówić. Ale nic w przyrodzie nie ginie, jak ona nie chce pierścionka od blondasa, to ja chętnie! (SPOILER: coś mi się wydaję, że 3 oświadczyny bd w epilogu, dobrze myślę? :p)
Całość rozdziału, czyli powrót Voldka, Tomasz w opałach, perspektywa rychłego końca sprawiły, że czuje się dość hm... dobita. Pamiętacie tę scenę w Shreku, kiedy Kot w butach obserwował wyznanie miłości między ogrami? I jego tekst: "Nie będę płakać. No przecież nie będę płakać... łeeee" No w skrócie, tak właśnie się czułam. Tyle tylko, że moje zapory wytrzymały, a zamiast płaczu był pokaz focha na cały świat :p
No a teraz, żeby bylo mi raźniej, dawajcie chórki: Don't Let Me Down...Don't Let Me Down...
Do następnego!
Iva Nerda
http://kiedyjestesprzymniedramione.blogspot.com/
Don't let me down... don't let me down...
UsuńPośpiewałabym z wami ale kiedy myślę o następnym rozdziale bardziej przychodzi mi na myśl inna piosenka a mianowicie Linkin Park: Across the line
Usuń[Huehuehue jestem geniuszem zła, już widzę jak z przestrachem wczytujecie się w tekst]
Ostatnio się rozpisałam, ale komentarz magicznym sposobem postanowił się nie dodać. No nic, napiszę drugi raz! Przede wszystkim chciałabym zacząć od tego, że nigdy wcześniej nie przepadałam za dramione. Wynikało to z tego, iż nienawidziłam Dracona całym swoim dziecięcym serduchem, a wraz z dorastaniem pielęgnowałam niechęć do tej postaci. I dalej nie mogłabym go zdzierżyć, gdyby nie wasz blog. Wpadłam tu przez przypadek, ale coś mnie podkusiło, żeby zostać i zapoznać się z opowiadaniem. Co więcej mogę powiedzieć? Przez was zerwałam z dwie nocki, bo nie mogłam oderwać się od czytania! Jesteście niesamowite. Nie zliczę ile razy śmiałam się do ekranu jak durna. Uważam was za najlepsze lekarstwo na chandrę. :)
OdpowiedzUsuńNajgorsze jest to, że pokochałam tę złośliwą fretkę! Serio, już dawno nie jarałam się tak na fikcyjną postać, jak teraz na Malfoya (to chyba źle o mnie świadczy).
Każdy rozdział to istna perełka. Tak samo jak ten, chociaż emocje były przytłaczające. Od śmiechu spowodowanego tekstem ,,Nie stanął ci?" (ach, Zabini w waszym wydaniu jest genialny, samo jego pojawienie się sprawia, że mimowolnie się uśmiecham), do prawie zerwania. Draco popłynął z prądem i to równo. Wyszedł na ciut zdesperowanego z tymi oświadczynami, ale wybaczam mu, bowiem wszystko dobrze się skończyło. Chociaż miałam wrażenie, że naprawdę się rozstaną. Wtedy moje serce byłoby w większej rozsypce niż Hermiony. XD
W dodatku sprawa z Tomem. Boże, szkoda mi dzieciaka. Mam nadzieję, iż jakoś z tego wyjdzie i nikt nie będzie musiał go zabijać. Polubiłam go przez te wspomnienia. Wycierpiał wystarczająco dużo, żeby mu jeszcze dowalać.
A koniec rozdziału... kurczę, mam naprawdę złe przeczucia. Wydaje mi się, że Draco2 porządnie namiesza. Nie chcę nawet myśleć o tym, co mogłoby się wydarzyć, gdyby ten prawdziwy gdzieś polazł, a na jego miejsce przyszłaby podróba... Teraz mam rozkminę. Czy jeśli Hermiona pocałowałby się z Draco2, to czy zdradziłaby przez to Draco1? Na jedno to zdradziłaby go z nim samym, ale z drugiej strony to jednak Malfoy z jej głowy, a nie ten "jej". Skomplikowane to trochę. XD
No dobra, bo trochę za długi komentarz mi wyszedł. Pora kończyć. Co tu więcej dodać? Po prostu czekam z niecierpliwością na nowy rozdział! Mam nadzieję, że pojawi się wkrótce. I życzę wam duuuużo weny oraz wolnego czasu do pisania, gdyż domagam się więcej waszej twórczości. <3
Rozdział bardzo mroczny, ale takie lubię najbardziej <3 szkoda, że Herm nie zgodziła się na oświadczyny, ale rozumiem ją. To zdecydowanie za wcześnie... Zadrżało mi serce, gdy się pokłócili. Jak dobrze, że to tylko przejściowe kłopoty.
OdpowiedzUsuńJednak akcja z naszyjnikiem i bitwą wygrała wszystko. Nie spodziewałam się, że Tom może być opętany przez Voldzia. W sumie można się było tego spodziewać po akcji z Ginny z Komnaty Tajemnic, ale i tak było wielkie wtf?! Dobrze, że pomimo konfliktów potrafią się dogadać i zjednoczyć.
Oczywiście czekam na nowy rozdział i życzę weny!
Pozdrawiam
Arcanum Felis
Błagam Was, nie zabijajcie Draco ani Hermiony!
OdpowiedzUsuńWreszcie udało mi się szczęśliwie doczytać do końca :D Jak zakończycie opowiadanie to chyba moje życie straci sens :P
OdpowiedzUsuńRozdział zaskakujący i wciągający! Niech tylko nie zginą podczas bitwy, błagam! Czekam na następny rozdział. :)
Czytałam całość 3 dni i opłacało się. Historia jest jedną z najlepszych jakich czytała. Ciekawa fabuła, zabawne akcje i kłutnie Dracona i Hermiony. Bardzo podobały mi się wyprawy do Amazonii, na Alaskę i pustynię. Turniej był naprawdę bezcenny. Czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńHej! Chciałabym Wam powiedzieć, że macie ode mnie nominacje do "10 zdjęć". Więcej informacji na moim blogu: http://dramioneczujactwojdotyk.blogspot.com/2016/09/10-zdjec.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Crookshanks
Kiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuń+/- dwa tygodnie: )
UsuńWiecie może kiedy dokładnie ukaże się rozdział? <3
OdpowiedzUsuńPrawdopodobnie pierwszy tydzień października : )
UsuńJa mam chyba jakąś obsesję co 10 minut sprawdzam czy jest rozdział xD
OdpowiedzUsuńCo wy ze mną zrobiłyście...
Tym razem skrobne trochę dłuższy komentarz.
OdpowiedzUsuń1. Doszłam do tego momentu i cieszę się, że przeżyję katusze tylko czekając na drugą część tego rozdziału i epilog. Zaniedbałam swoje Dramione, żeby cały weekend i po parę godzin w pracy spędzić z wami. Dziewczyny, to nie lada wyczyn, gdyż jak dotąd udało się to tylko veneti nox (czy jak jej tam).
2. Na początku myślałam (pierwsze rozdziały), że znów mam do czynienia z lekkim Dramione o krótkich rozdziałach. Później BAM zostaje po głowie zdzielona pierwszym rozdziałem, którego przeczytanie zabrało mi 40 minut! Ile stron ma wasze Dramione w całości? Jestem pod wrażeniem.
3. Świetnie odwzorowujecie charaktery postaci, a wasz Draco to ideał wręcz. Nic tylko zdzielić pałką w łeb i zgwałcić w składziku na miotły.
4. Trochę nie rozumiem tej nagłej zmiany Draco po rozpoczęciu związku z Hermioną. Zwłaszcza oświadczyn. Ja rozumiem, że chciał zaruchać, ale bez przesady ;P żart. Wiem, że jego pobudki są troche inne.
5. Co do tego rozdziału. Nie rozumiem ostatniej sceny.
6. Miło, że fabuła nie kręci się tylko wokół romansu.
7. Wyczerpałyście już chyba wszystkie pomysły: zamiana ciał, turniej trójmagiczny, inny turniej, porachunki rodzinne... normalnie wszystko.
8. Jak nie lubię narracji trzecioosobowej narratora wszechwiedzącego, siedzącego w głowie każdej osoby, to u was to tolerowałam.
9. Skończyła mi się wena ;P
Do następnego! Znaczy pod epilogiem będę wam gratulować.
Tym razem skrobne trochę dłuższy komentarz.
OdpowiedzUsuń1. Doszłam do tego momentu i cieszę się, że przeżyję katusze tylko czekając na drugą część tego rozdziału i epilog. Zaniedbałam swoje Dramione, żeby cały weekend i po parę godzin w pracy spędzić z wami. Dziewczyny, to nie lada wyczyn, gdyż jak dotąd udało się to tylko veneti nox (czy jak jej tam).
2. Na początku myślałam (pierwsze rozdziały), że znów mam do czynienia z lekkim Dramione o krótkich rozdziałach. Później BAM zostaje po głowie zdzielona pierwszym rozdziałem, którego przeczytanie zabrało mi 40 minut! Ile stron ma wasze Dramione w całości? Jestem pod wrażeniem.
3. Świetnie odwzorowujecie charaktery postaci, a wasz Draco to ideał wręcz. Nic tylko zdzielić pałką w łeb i zgwałcić w składziku na miotły.
4. Trochę nie rozumiem tej nagłej zmiany Draco po rozpoczęciu związku z Hermioną. Zwłaszcza oświadczyn. Ja rozumiem, że chciał zaruchać, ale bez przesady ;P żart. Wiem, że jego pobudki są troche inne.
5. Co do tego rozdziału. Nie rozumiem ostatniej sceny.
6. Miło, że fabuła nie kręci się tylko wokół romansu.
7. Wyczerpałyście już chyba wszystkie pomysły: zamiana ciał, turniej trójmagiczny, inny turniej, porachunki rodzinne... normalnie wszystko.
8. Jak nie lubię narracji trzecioosobowej narratora wszechwiedzącego, siedzącego w głowie każdej osoby, to u was to tolerowałam.
9. Skończyła mi się wena ;P
Do następnego! Znaczy pod epilogiem będę wam gratulować.
Wasze opowiadanie jest czymś wspaniałym .Kiedy czytam każdy kolejny rozdział , po prostu coraz bardziej zakochuje się w tej historii. Nie mogę przestać myśleć nad tym jak potoczą się dalsze losy bohaterów. Czy Draco i Hermiona będą razem ? Kto nie przezyje wojny ? Ciągle zadręczam się tymi pytaniami. Bardzo chciała bym pochwalić waszą koncepcje. Wasze opowiadanie jest pisane sumienie , każdy wontek rozwinięty. Jestem po prostu oczarowana. Czekam na kolejny rozdział. A tak właściwie kiedy mogę spodziewać się nowej notki ?
OdpowiedzUsuńA tak przy okazji może zajrzycie do mnie ??? https://hermionariddledramione.blogspot.com
UsuńCzy ktoś mógłby mi powiedzieć dlaczego 9 horkruksów,bo ja niestety chyba nie umiem liczyć. :'-(
OdpowiedzUsuńNo a tak ogólnie to zaczęłam czytać tego bloga chyba tak z tydzień temu i jest super 👌. Bardzo mi się podoba to że nie pokochali się tak bezsensu, (bo Hermiona wyładniała, i nie ma szopy na głowie, a Malfoy nie patrzy na "czystość krwi" i nagle wydaje się Hermionce taki przystojny) no, są tacy jacy są i super. Hihi 😉
MEGA FAJNIE ❤❤❤
Smutne troche�� ale to Wy pieszecie tą opowieść nie ja.�� Tak szczeże to niespodziewałam się takiego zwrotu akcji, pierwszy raz czytam Daramione z powrotem Voldzia��. Mam tyljo nadzieję że nie zabijecie Dracona ani Hermiony ani nikogo z ich bliskich�� ale tak jak wześniej pisałam to Wy piszecie tego bloga��
OdpowiedzUsuńWeny❤❤❤
-Ślizgonka��
Draco z naszyjnikiem... Omatko...
OdpowiedzUsuńPrzeczuwałam tego Toma. Nott mnie wkurwil ala wrócił. Zapunktował!
Cyzia... El... Nie zgińcie proszę.
Zabini... Kocham cię, ale kiedy im wyjawisz prawdę o sobie? Czekam...
Idę czytać o wojnie :)