Eleonora Zabini weszła do kuchni,
gdzie, pomimo wczesnej pory, znajdowała się Andromeda, usiłując
nakarmić humorzastego berbecia. Mały Teddy wrzeszczał
niemiłosiernie głośno, próbując wydostać się z fotelika.
Uśmiechnęła się, przypominając sobie wczesne dzieciństwo
Blaise'a i podeszła do kobiety.
— Znowu ząbkuje?
— Niestety — westchnęła pani
Tonks, rezygnując z bezowocnej próby nakarmienia wnuka. — Nie
wiem już, co mam robić. Żaden sposób na niego nie działa.
— A próbowałaś mu dać czekoladkę
z alkoholem?
Andromeda spojrzała na arystokratkę i
otworzyła usta, jednak nie mogła znaleźć odpowiednich słów.
Zamrugała i po chwili w końcu wydusiła z siebie:
— Chcesz podać alkohol mojemu
wnukowi?
Eleonora wzruszyła ramionami.
— Co w tym dziwnego? Jak Blaise
ząbkował, to sama dawałam mu takie czekoladki.
— I są tego skutki — wtrąciła z
przekąsem wchodząca do kuchni Narcyza.
Blondynka podeszła do nich i wlepiła
badawczy wzrok w Teddy'ego.
— Moim zdaniem trzeba to przeczekać.
Nie możesz przybiegać na każde jego zawołanie, Dromedo. Niech się
wykrzyczy, wypłacze i nauczy samodzielności.
— No co ty wygadujesz, Cyziu!
Samodzielność u jednorocznego dziecka? Mówię wam, kropelka czegoś
z procentami i zaśnie jak aniołeczek.
Andromeda pokręciła głową,
słuchając rozmowy arystokratek. Pomimo tego, iż nosiły zwyczajne,
proste ubrania, nadal można było w ich zachowaniu dostrzec
drobiazgi, świadczące o ich pochodzeniu. Poruszały się
płynnie i z gracją, a przygotowując nakrycie stołu zawsze dbały
o takie szczegóły jak odpowiednie ułożenie sztućców i opornie
szło przekonywanie ich do wspólnego dbania o czystość w ich
kryjówce. Większe trudności miała Narcyza, gdyż nie potrafiła
upiec zwykłego ciasta drożdżowego.
Bawiło ją to, iż, oswobodzone spod
wpływów dawnego środowiska kobiety, powoli pokazywały swoje
prawdziwe charaktery, tym samym ujawniając wspólne cechy z ich
potomkami. Narcyza, stanowcza i spokojna, potrafiła rządzić
się jak mało kto i spędzała dużo czasu przed lustrem, choć
zdarzało się, iż zrzucała maskę wyniosłości na rzecz humoru. Z
kolei Eleonora tryskała energią i co chwila wybuchała perlistym
śmiechem. Głównie zajmowała się wystrojem kwatery i w wolnych
chwilach poświęcała się pasji, jaką było malowanie. Obie powoli
odnajdowały się w obecnej sytuacji, choć trudno im było
przyzwyczaić się do noszenia mniej strojnych szat i braku skrzatów
domowych.
Podczas gdy trzy kobiety stały nad
chłopcem, dyskutując nad rozwiązaniem problemu, Teddy przypatrywał
im się z rozbawieniem. Nie miał lekkiego życia ze swoimi
opiekunkami. Każda miała odmienne zdanie na temat tego, jak
wychowywać dzieci i choć ustaliły, iż to Andromeda ma ostateczne
zdanie w tym temacie, każda wtrącała swoje trzy knuty, gdy
pozostałe były zajęte czymś innym.
— El, nie można podawać alkoholu
dzieciom. To mu zaszkodzi — powtórzyła po raz dziesiąty
Andromeda, ponownie próbując nakarmić malca.
— E tam, zaszkodzi. Mówię o
kropelce... ewentualnie naparstku, a nie o całej butelce.
Narcyza już miała się odezwać, gdy
usłyszała ciche stukanie. Odwróciła się i na widok sowy swojego
syna, podbiegła do okna, by odebrać list.
Najdroższa
matko,
Jako,
iż treść tego listu zapewne Cię zszokuje, sugerowałbym znaleźć
fotel lub bardziej miękki kawałek podłogi. Pragnąc wyprzedzić
wszelkie kolorowe pisemka, jakie wy, kobiety, bezsensownie
przeglądacie, uprzejmie informuję, iż jestem w związku z Gran
Hermioną, bynajmniej nie w celu mającym przynieść mi korzyści w
sferze społecznej. Nie przejmuj się prasówkami i nie próbuj
podejmować jakichkolwiek działań, które mogłyby negatywnie
wpłynąć na nasz związek. Jestem pewny swojej decyzji jak tego, że
zemdlejesz w ciągu dziesięciu sekund po przeczytaniu tego listu.
Trzymaj
się... czegokolwiek.
Twój
syn,
Draco
Wstrząśnięta kobieta jeszcze przez
chwilę wpatrywała się w pochyłe pismo syna. Przełknęła ślinę,
jednak gula w gardle za nic nie chciała zniknąć. Nie mogła w to
uwierzyć. Jej jedyny syn zakochał się w mugolaczce i zdecydował
się na bycie z nią w oficjalnym związku. Nie miała wątpliwości,
iż nie był to kolejny przelotny romans. Draco po raz pierwszy
powiadamiał ją o tego typu relacji i wyraźnie zaznaczał, iż nie
życzy sobie żadnej ingerencji z jej strony.
— Ale z Granger? — wychrypiała.
Nim zemdlała, usłyszała zaalarmowane
krzyki kobiet i pierwsze słowo wypowiedziane przez Teddy'ego.
— Gran... ger!
***
Nie wiedział, co mu strzeliło do łba.
Po prostu wciąż nie mógł uwierzyć, że się na to zgodził.
„Ta... Zupełnie jakbyś miał cokolwiek do powiedzenia” —
wtrącił cichy głosik, tak łudząco podobny do głosu Notta. Leżąc
na łóżku, obserwował, jak zdenerwowana dziewczyna po raz kolejny
sprawdza swoje notatki. Na nic zdały się jego prośby i
ostrzeżenia, że to wszystko może się dla niej źle skończyć.
Nie, Hermiona Granger była zbyt uparta i dumna, by skorzystać
z jego rady. Powtarzała, iż obowiązkiem prefekta jest dbanie
o dobre relacje między uczniami i właśnie dlatego przyjęła
zaproszenie Gwen Smith na najbliższe spotkanie grupy AŚ.
W pierwszej chwili pomyślał, że to
wyjątkowo niesmaczny żart, jednak wystarczyło jedno spojrzenie
w jej oczy, by dotarło do niego, że się mylił. Jego
dziewczyna naprawdę miała zamiar wygłosić przemówienie na
jutrzejszym zebraniu i właśnie teraz stała na środku jego
sypialni, przygotowując się do zaprezentowania mu swojego referatu.
Jeśli miał doszukiwać się jakichkolwiek jasnych stron tego, co go
czeka, to z całą pewnością zaliczyłby do nich temat jej
przemówienia. Dziękował Merlinowi za to, że dotyczył on ogólnej
historii pochodzenia czarodziejów czystej krwi i mugolaków i nie
było w nim nic na temat tego, co przeszła z powodu
szykanowania przez takich jak on.
Gdy zawiodły wszelkie środki w
postaci gróźb, zakazów i szantażu, postanowił zmienić taktykę
i pomóc Gryfonce jak najlepiej przygotować się do jej wystąpienia.
Zaczął od dokładnej analizy jej referatu, wykreślając te ze
zdań, które mogłyby wzbudzić oburzenie wśród zebranych. Jednym
spojrzeniem uciszył dziewczynę, gdy ta po raz kolejny próbowała
zaprotestować. Najwyraźniej doszła do wniosku, że dla niego to i
tak wystarczająco niekomfortowa sytuacja, bo nie wtrącała się do
czasu, aż nie skończył wprowadzać poprawek.
— ... i właśnie dlatego rody
czystej krwi powinny zrezygnować ze ślubów między kuzynostwem.
Zbyt bliskie pokrewieństwo powoduje, iż potomkowie takiej pary są
obciążeni genetycznie, co zwiększa ryzyko wystąpienia chorób
zarówno rozwojowych, jak i psychicznych.
— Masz rację. Po co ryzykować,
skoro może z tego wyjść taka Granger.... tylko czystej krwi. Twoi
rodzice musieli być rodzeństwem, bo jesteś wyjątkowo obciążona
genetycznie — wtrącił Draco, patrząc na dziewczynę z pogardą.
Hermiona mocniej zacisnęła dłonie na
kartkach, jednak była to, na szczęście, jedyna oznaka jej
zdenerwowania. Przerwała na chwilę i, z niewzruszoną miną patrząc
na blondyna, kontynuowała wykład.
— Wchodzenie w związki z mugolakami
czy czarodziejami półkrwi jest więc zwykłym instynktem
przetrwalnym. Dalsze trwanie przy tradycjach sprowadziłoby na rody
czystej krwi osłabienie zdolności magicznych i choroby, a w
konsekwencji tego także i wymarcie. Podsumowując: w ten czy inny
sposób, prędzej czy później, dwadzieścia osiem rodów
nieskalanych „brudną krwią” przestanie istnieć.
— Jeśli jednak miałbym wybierać,
wolałbym zginąć jako obłąkany, pozbawiony mocy arystokrata.
Wszystko lepsze od zeszlamcenia się i bycia zdrajcą krwi.
— Mam dość! — krzyknęła
dziewczyna, rzucając notatkami. Usiadła na łóżku i ukryła twarz
w dłoniach.
Ślizgon wsparł głowę o dłoń, po
czym położył drugą na plecach dziewczyny i rozpoczął delikatny
masaż.
— Właśnie tak to będzie wyglądać.
Przecież wiedziałaś, na co się piszesz.
— To nie o to chodzi... — mruknęła
Hermiona, rozluźniając napięte ciało pod wpływem jego dotyku. —
Po prostu się odzwyczaiłam od tego, że jesteś taki...
— Jaki?
— Wredny, pyskaty i pogardliwy.
Draco zaśmiał się, przyciągając na
siebie jej wzrok.
— Racja, ty nadal taki jesteś —
przyznała Gryfonka, kręcąc głową nad zachowaniem swojego
wybranka.
Pomimo tego, iż stanowili parę,
chłopak nie zmieniał swojego stylu bycia. Knuł, spiskował i
rzucał ironiczne uwagi, jednak dziewczyna zauważyła kilka
subtelnych zmian, które szczerze doceniała. Po pierwsze, choć z
trudem, powstrzymywał się od uwag na temat jej przyjaciół... a
przynajmniej w jej obecności. Po drugie, wykreślił ze swojego
słownika wyrazy takie jak szlama czy zdrajca krwi. Po trzecie, temat
Rona dla niego nie istniał i ani razu nie skomentował jego
zachowania... również w jej obecności.
Ich przyjaciele powoli przyzwyczajali
się do faktu, że stanowią parę. Blaise był tym wręcz
zachwycony, Nott to tolerował, choć między nim a Hermioną
wyczuwało się dystans. Ginny pozostawała nieufna, jednak gdy
patrzyła na to, jak Draco obchodzi się z jej przyjaciółką,
stopniowo nabierała do niego przekonania. Harry próbował przemówić
jej do rozsądku i potrzebował nieco czasu, by oswoić się z
tą sytuacją. W końcu doszedł do wniosku, że nic nie wskóra i po
ostrzeżeniu Dracona, co się stanie, gdy skrzywdzi Hermionę,
zaakceptował ich związek.
Oczywiście cała sytuacja nadal była
dla nich czymś nowym i dziwnym. Gryfonka wyczuwała wiszącą
w powietrzu niechęć i często dochodziło do niemiłej wymiany
zdań pomiędzy ich przyjaciółmi. Zapanował między nimi cichy
układ i jakimś dziwnym trafem nigdy nie zdarzało się, by cała
szóstka przebywała ze sobą w jednym pomieszczeniu dłużej, niż
było to konieczne.
Ron, wbrew nadziei Hermiony, nie
odezwał się do niej ani razu i gdy zdarzało się, że znaleźli
się na jednym korytarzu, omijał ją szerokim łukiem, nawet na nią
nie patrząc. Na nic zdały się rozmowy z Ginny oraz Harrym i nic
nie wskazywało na to, że chłopak zmieni nastawienie.
Hogwart, jak to Hogwart, nadal żył tą
sensacją, a plotki zdawały się nie mieć końca. Hermiona jednak
miała daleko w poważaniu opinie innych i dzielnie znosiła docinki.
Draco radził sobie z tym inaczej, przez co procent uczniów mających
szlabany wzrósł, w skrzydle co jakiś czas lądował jakiś
napotkany przez niego biedaczek, a on sam co chwilę odrabiał przez
to dodatkowe prace karne i tracił punkty. I na to miał radę:
zaczął przyznawać punkty Ślizgonom praktycznie za nic. Ostatnio
między nimi wywiązała się kłótnia, ponieważ Hermiona
usłyszała, jak Draco przyznał sobie dwadzieścia punktów za...
świetny wygląd.
— Czytaj dalej — zachęcił
arystokrata.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech i
wróciła do wygłaszania referatu.
— Pojęcie czystej krwi nie zniknie,
jednak nie będzie ono widziane tak jak dotąd i będzie miało inny
zakres, ponieważ...
***
— ... ponieważ gdy odejdą ostatni
przedstawiciele „dwudziestki ósemki”, czystej krwi czarodziejem
stanie się potomek czarodziejów pół krwi lub...
— Po moim trupie! Miano czystej krwi
jest zarezerwowane tylko i wyłącznie dla prawdziwych czarodziejów,
a nie dla oszustów i naciągaczy — warknął Harper, po czym,
niezbyt przejmując się, czy dziewczyna to usłyszy, spytał
Dracona: — Przed snem też ci takie morały prawi?
Hermiona uniosła głowę znad
pergaminu i spojrzała na swoich słuchaczy. Nie byli zadowoleni z
tego, co im przedstawiła. Siedzieli naburmuszeni i spoglądali na
nią ze złością. Jedynie trzech z nich nie wyglądało, jakby
właśnie obrzuciła ich łojem, choć i im nie przypadł do gustu
jej referat.
— Panie Harper, proszę zatrzymać
takie komentarze dla siebie — powiedziała Gwen Smith. —
Dziękuję, Hermiono. Dokładnie o to mi chodziło.
Kobieta uśmiechnęła się do
kasztanowłosej i gestem zaprosiła ją do zajęcia miejsca obok.
— No dobrze. Po tym wstępie
zaczynamy dyskusję. Kto zaczyna?
— Nie zgadzam się z tym, co
przeczytała... ona — oznajmił McGregor.
— A z czym konkretnie? Hermiona
mówiła o faktach. Chce pan powiedzieć, że w pana rodzinie nie
pojawiały się choroby psychiczne? Albo, że dwudziestka ósemka nie
jest na wymarciu? — dopytywała Gwen.
W jej głosie nie było kpiny czy
lekceważenia, lecz ciekawość i dociekliwość. Widać było,
że poważnie traktuje swoje obowiązki i patrzy na podopiecznych jak
na równych sobie.
— Skoro prawdziwa czysta krew
wymiera, powinniśmy jeszcze bardziej szukać sposobu, dzięki
któremu przetrwa. To nasze dziedzictwo, które raz utracone nigdy
nie wróci — wtrącił kolejny Ślizgon.
Gwen zamyśliła się na chwilę,
analizując jego słowa.
— Chyba rozumiem, o co ci chodzi.
Macie wrażenie, że po zatraceniu czystej krwi magia będzie
zupełnie inna, utraci na tym. Zmiany to naturalna kolej rzeczy,
panie Lookwood i w większości przypadków, wszystkim
wychodzi to na dobre. A jak pan się z tym czuje, panie Zabini?
— Ja? Trochę słabo, jeśli mam być
szczery... bez urazy — dodał, spoglądając na Hermionę. — Nie,
że się nie zgadzam, te choroby psychiczne i związki między
kuzynami... ble... ale tak mi trochę jakoś żal tego wszystkiego.
Jesteśmy trochę jak dinozaury i jakoś nie mogę sobie tego
wszystkiego wyobrazić. Czysta krew zawsze była w świecie magii.
— A czy ktoś słyszał o teorii
Anthony'ego White'a?
Hermiona natychmiast podniosła rękę.
— Mogłabyś? — poprosiła Gwen, na
co dziewczyna skinęła głową i rozpoczęła wywód.
— Jest to dość kontrowersyjna i
nowatorska teoria, poruszająca właśnie kwestię czystej krwi i
początek istnienia magii. Zakłada ona...
Gryfonka zawahała się, jednak widząc
skinięcie Dracona, uśmiech Zabiniego i ciekawość Teodora, który
wiecznie był wygłodniały nowinek naukowych, dokończyła zdanie.
— Zakłada ona, iż czarodzieje
pochodzący z rodzin mugolskich, są pierwszymi przedstawicielami
nowych rodów czarodziejskich. Idąc dalej tym tropem, można dojść
do wniosku, iż są oni czystej krwi.
— Jeszcze czego — prychnął Goyle.
Hermiona odczekała chwilkę, a kiedy w
sali ponownie zapanowała cisza, powiedziała:
— Tak naprawdę, każdy ród musiał
mieć gdzieś swój początek, magia nie pojawiła się tak po
prostu. White mówi, iż rody czystej krwi właśnie taki miały
początek: założyciel urodził się z mugolskich rodziców
i jako pierwszy w rodzinie objawił moce magiczne.
— A co z początkiem magii? —
spytał Teodor z wyraźnym sceptycyzmem w głosie.
— Według tej teorii, magia wzięła
się z jabłka, a jako pierwsza moce magiczne posiadała Ewa.
— Ale ta od Adama? — zdziwił się
Trewis.
Hermiona skinęła głową.
— To by również wyjaśniało,
dlaczego to kobiety były prześladowane w średniowieczu. Magia była
utożsamiana z kobietą. White twierdzi zatem, iż magia pochodzi od
Boga, a w średniowieczu mylnie uważano, że jest to
wytwór zła i należy tępić wiedźmy. Następnie magia rozeszła
się po świecie i jedyną zagadką jest to, dlaczego tak nagle
objawia się w mugolskich rodzinach.
— Nie zgadzam się z tą teorią —
oznajmił Teodor. — Pełno w niej niedomówień i nieścisłości.
Jeżeli to Ewa była pierwszą czarownicą, istnienie dwudziestki
ósemki nadal można wytłumaczyć racjonalnie. Rody czystej krwi to
jej potomkowie. A to, dlaczego mugole objawiają zdolności magiczne?
White tego nie wyjaśnia. A kobiety w średniowieczu utożsamiane
były z magią z innych powodów.
— Pogubiłem się — westchnął
Blaise, jednak Draco szybko pospieszył z wyjaśnieniem.
— Kobiety, które brano za
czarownice, były zielarkami, uzdrowicielkami. Były to kobiety
wykształcone, posiadały o wiele większą wiedzę, niż życzyliby
tego sobie mężczyźni. Palenie na stosach i polowania na nie
spowodowane były przez zwykłą zazdrość i strach. To na
mężczyznach miała się skupiać uwaga, to oni mieli być
najważniejsi, najmądrzejsi, to oni mieli być podziwiani. A tu się
nagle okazuje, że kobieta, pozbawiona większości praw, powoli
zaczyna przerastać mężczyznę.
— Jak już mówiłem, nie wierzę w
tę teorię, istnieją o wiele bardziej przekonujące — stwierdził
Nott.
— Taa... na przykład ta, według
której magia powstała po tym, jak centaur puknął ludzką kobietę
— rzucił Blaise, czym wywołał salwę śmiechu.
Hermiona przymknęła oczy,
rozmasowując sobie skroń.
— Czy możemy wrócić do teorii
White'a? — spytała Gwen, gdy jej podopieczni się uspokoili. —
Odrzucając całą resztę, skupcie się na jednym jej aspekcie. Ktoś
musiał być pierwszy i ten ktoś wywodził się z rodziny mugoli...
oczywiście to tylko spekulacje. Zatem, czy czarodziej czystej krwi
ma prawo poniżać mugoli, skoro sam się z nich wywodzi? To tyle na
dziś, zostawiam was z tym do następnych zajęć. Hermiono, ciebie
jeszcze na chwilkę poproszę.
Draco wstał i ruszył do wyjścia,
jednak w przeciwieństwie do reszty zatrzymał się na korytarzu.
— Nie idziesz z nami? — spytał
Zabini.
— Poczekam na nią. Później was
dogonię.
Teodor uśmiechnął się złośliwie i
wymienił podejrzane spojrzenia z Blaise'em. Szepcząc, zniknęli
w bocznym korytarzu.
Ślizgon pokręcił głową, po raz
tysięczny pytając siebie, dlaczego się z nimi zadaje. Oparł się
o ścianę, czekając, aż Gryfonka wyjdzie z sali.
Czekał pięć minut. Czekał dziesięć.
Czekał pół godziny, aż w końcu miał dość. Zirytowany,
odepchnął się od ściany i ruszył korytarzem, zastanawiając się,
jak długo mogą rozmawiać kobiety i dlaczego nigdy nie przechodzą
od razu do sedna sprawy. Znając życie, Gwen Smith zdąży
opowiedzieć o swoim dziecku, a Hermiona wtrąci parę zdań o
pracach w magazynie, nim dotrą do meritum.
Był na trzecim piętrze, gdy z
bocznego korytarza dobiegł go fragment rozmowy.
— ... szlama. I ta teoria! Pewnie
sama ją wymyśliła, żeby się dowartościować.
Towarzysz Harpera odpowiedział mu
śmiechem.
— Mi wcale nie jest do śmiechu,
Trewis. Ta wywłoka omotała naszego szukającego. Jestem pewien, że
przez to przegramy mecz i Puchar znowu przemknie nam koło nosa.
Draco zacisnął pięści, czując, jak
wściekłość przejmuje nad nim kontrolę. To, że w taki sposób
mówiono o jego dziewczynie, budziło w nim furię, a fakt, iż słowa
te padły z ust członka jego drużyny, był tylko dodatkową kroplą
w czarze goryczy. Oparł dłoń o ścianę, czekając, aż dwójka
Ślizgonów wyjdzie zza zakrętu.
— O, cholera...
— Co jest? — spytał Harper.
— Zostawiłem... muszę... zaraz
wracam — wykrztusił Trewis, po czym pobiegł w stronę, z której
przyszli.
— Trewis?! Co ci odbiło? — zdziwił
się ścigający.
— Nie jestem pewien, ale gdybym miał
zgadywać, powiedziałbym, że właśnie spierdolił i zostawił
cię na pastwę losu.
Ślizgon odwrócił się i wzdrygnął,
gdy zobaczył czekającego na niego blondyna.
— Chcesz coś jeszcze o niej
powiedzieć? Proszę, masz okazję podzielić się ze mną swoimi
wątpliwościami — powiedział Draco chłodnym, na pozór
opanowanym tonem, jednak złowróżbny uśmiech zdradzał jego
zamiary.
Arystokrata odepchnął się od ściany
i podszedł do chłopaka.
— Słucham — oznajmił, podwijając
rękawy białej koszuli.
— Chcesz wiedzieć, co o tym
wszystkim sądzę? — spytał napastliwie Harper, nie robiąc sobie
nic z morderczego spojrzenia blondyna. Odrzucił torbę i
również zrobił krok w stronę przeciwnika, kierując się odwagą
czy też głupotą. — Jesteś idiotą, który naraża wygraną
drużyny dla brudnej szlamy.
— Coś jeszcze?
— Nie wiem, co tobą kieruję, ale
stałeś się pośmiewiskiem. Jak dla mnie słusznie... — tu Harper
pozwolił sobie na kpiący uśmieszek — zdrajco krwi.
Być może jego słowa albo gest
ścigającego doszczętnie zniszczyły opanowanie Dracona. Blondyn
pchnął na ścianę Ślizgona i wymierzył pierwszy cios. Głowa
chłopaka z hukiem uderzyła o ścianę, jednak tuż przed drugim
uderzeniem Harper sam zdołał wyprowadzić cios prosto w żołądek.
Arystokrata zgiął się w pół, z
czego natychmiast skorzystał drugi Ślizgon. Złapał go za kark,
przytrzymując blondyna, by po chwili zgiętym kolanem uderzyć go w
twarz.
Trzask łamanego nosa wypełnił
korytarz. Jeszcze bardziej rozwścieczony Draco, zignorował ból
i chwycił ramię przeciwnika, by przewrócić go na ziemię.
Malfoy zrzucił z siebie zaskoczonego Harpera i przydusił
kolanem jego klatkę piersiową, by raz za razem zadawać ciosy,
sprawiając, iż twarz ścigającego pokryła się krwią.
— Chcesz coś... kurwa... dodać? —
warknął Ślizgon, zadając ostatnie uderzenie.
— Tam są!
Draco odwrócił się i zobaczył
mknący ku niemu jasny promień. Odrzucony przez zaklęcie, padł na
posadzkę.
Zabini, nadal trzymając różdżkę,
podbiegł razem z Trewisem. Skrzywił się, gdy zobaczył, w jakim
stanie znajdują się jego zawodnicy i powiedział:
— Zabierz go do skrzydła.
Trewis, nie czekając ani chwili,
wypełnił jego polecenie. Pochylił się nad przyjacielem
i, zarzuciwszy sobie jego ramię, wyprowadził go z korytarza.
Blaise podszedł do blondyna i jednym
ruchem różdżki nastawił mu nos.
Arystokrata przeklął, zakrywając
dłonią twarz. Gdy doszedł do siebie, spojrzał na Zabiniego i
złapał jego wyciągniętą dłoń.
— Możesz mi, do cholery, powiedzieć,
dlaczego dwa tygodnie przed ostatnim meczem mój szukający
i ścigający tarzają się po podłodze i tłuką jak pawiany w
okresie godowym? — spytał ze złością czarnoskóry Ślizgon.
— Granger — wyjaśnił Draco,
ocierając krew z ust.
Zabini przymknął oczy, zapewne po to,
by samemu nie rzucić się na blondyna.
— Ja rozumiem, że jesteś drażliwy
i chciałeś jej bronić... ale mam do ciebie małą prośbę.
Trzymaj, kurwa, nerwy na wodzy i nie osłabiaj mi drużyny! —
wrzasnął, piorunując chłopaka morderczym wzrokiem. — Cały rok
ciężko trenujemy, jesteśmy tak blisko i nie pozwolę, by
ktokolwiek odebrał zwycięstwo Slytherinowi... nawet ty. Chyba
rozumiesz, o czym mówię?
— To się nie powtórzy — zapewnił
Draco bez krzty pokory. Było jasne, że nie żałował i gdyby
mógł, zrobiłby to jeszcze raz.
— Idź i doprowadź się do ładu —
powiedział Blaise już o wiele łagodniejszym tonem. — A ja
opieprzę mojego ścigającego. I... Draco? Następnym razem
załatwiaj takie rzeczy po tym, jak już wygramy.
Arystokrata skinął głową i
uśmiechnął się, myśląc o tym, że Blaise jako kapitan naprawdę
się sprawdził przez ten rok. Skrzywił się, gdy rozcięta warga
dała o sobie znać i powolnym krokiem, korzystając z tajnych
przejść, dowlókł się do dormitorium. Skonany, od razu padł na
kanapę i zamknął oczy.
W duchu przyznawał rację
przyjacielowi, powinien bardziej nad sobą panować. Przecież
wiedział, co spowoduje jego związek z Gryfonką. Boleśnie
przekonał się o tym, iż o wiele trudniej jest, gdy przypuszczenia
stają się realne i musi stać twarzą w twarz z obelgami, plotkami
i atakami na jego dziewczynę.
— Na Godryka! Co ci się stało?!
Ślizgon powoli otworzył oczy i
zobaczył przerażoną Hermionę. Kasztanowłosa rzuciła torbę na
podłogę i podbiegła do niego. Nachyliła się i, ostrożnie
ująwszy jego twarz w dłonie, dokładnie przyjrzała się
obrażeniom.
— Uwierzyłabyś, gdybym powiedział,
że spadłem ze schodów?
Gryfonka cmoknęła, zirytowana jego
zachowaniem, choć troska nadal widniała w jej oczach.
— Poczekaj tu chwilę — powiedziała
i szybkim krokiem poszła do swojego pokoju.
— Uwierz mi, nie mam zamiaru się
stąd podnosić przez kilka godzin — zapewnił ją Draco, z
powrotem opierając głowę na kanapie. Przymknął oczy, próbując
ignorować ból.
— Masz, wypij to.
Hermiona podała mu fiolkę z czarnym
płynem i zaczęła wyciągać z niewielkiej apteczki potrzebne
przedmioty. Ślizgon wypełnił polecenie, przyglądając się, jak
kasztanowłosa nasącza wacik w wyciągu ze szczuroszczeta. Odebrała
od niego pustą fiolkę i nachyliła się, delikatnie przesuwając
wacikiem po rozciętej wardze. Ku jej zaskoczeniu, w pewnym momencie
arystokrata pociągnął ją za ramię i usadził okrakiem na swoich
kolanach. Gryfonka spróbowała wstać, protestując, jednak chłopak
oparł dłonie na jej biodrach, skutecznie odcinając jej drogę
ucieczki.
— Daj spokój, tak jest wygodniej.
Hermiona westchnęła, jednak nie
próbowała już wyrywać się Ślizgonowi. Położyła dłoń na
jego szczęce i odchyliła jego głowę w bok, by zająć się zdartą
skórą na skroni.
— A więc?
— Musisz drążyć temat? — warknął
rozdrażniony blondyn.
— Hmm... pomyślmy. Wchodzę do
dormitorium i widzę mojego pobitego chłopaka. Co według ciebie
powinnam zrobić? Spytać, czy masz ochotę na powtórkę?
— Bardzo śmieszne, Granger —
warknął Ślizgon, po czym skrzywił się, gdy dziewczyna
przejechała po jednym z gorszych obrażeń. — Chcesz wiedzieć, o
co poszło? Proszę bardzo. To wszystko przez ciebie, twój głupi
upór i twoje głupie przemówienie, idiotko.
Hermiona na chwilę przerwała swoją
pracę, po czym bez słowa sięgnęła po pudełeczko z maścią.
Nabrała odrobinę na palce i ujęła dłoń arystokraty, by wetrzeć
maź w obtarte kostki.
— Czy bylibyśmy razem, czy nie, i
tak poszłabym na to spotkanie. I tak powiedziałabym to, co miałam
powiedzieć. A po spotkaniu i tak by mnie obgadywali — powiedziała
w końcu.
— Ale ja nie zostałbym nazwany
zdrajcą krwi.
Kasztanowłosa zamarła i wypuściła
smukłą dłoń, instynktownie sięgając do naszyjnika. Bojąc się
najgorszego, zaczęła obracać czarny kamień w dłoni.
— Żałujesz? Chcesz to skończyć? —
spytała cicho, z trudem panując nad głosem.
Była tak przerażona tą wizją, iż w
jej oczach natychmiast pojawiły się łzy. Na szczęście Ślizgon
szybko zaprzeczył.
— Oczywiście, że nie, głupku —
powiedział miękko Draco, przytulając ją do siebie. — Odrobinę
mnie poniosło i trochę poturbowałem się z takim jednym... nawet
go nie znam.
— Trochę? — powtórzyła Hermiona,
odsuwając się, by zlustrować wzrokiem jego twarz.
Ślizgon wzruszył ramionami i
przeniósł wzrok na wisiorek.
— Ładny ten naszyjnik. Coś często
go nosisz — stwierdził z pozoru zdawkowym tonem, z niechęcią
patrząc na ozdobę.
— Skąd o nim wiesz? — spytała
niespokojnie, pospiesznie chowając naszyjnik z powrotem pod bluzkę.
— Bo dość często patrzę ci w...
oczy — dokończył nieskładnie Draco z perfidnym uśmieszkiem. —
Skąd go masz?
Sięgnął po łańcuszek, jednak
Hermiona odsunęła się, odtrącając jego rękę.
— Dlaczego tak cię to interesuje?
— To od tego Franka?
Gryfonka zaśmiała się, rozluźniając
się, gdy wrócili do bezpiecznych tematów. Ujęła jego drugą
dłoń, by i tu wsmarować leczniczą maść.
— A ty znowu o nim... — westchnęła,
słodko się uśmiechając.
— Powiesz mi coś o tym chłopaku?
— Dlaczego się o niego wypytujesz? —
spytała Hermiona, z trudem panując nad śmiechem.
Draco Malfoy próbował przeprowadzić
śledztwo i znaleźć samego siebie, prawdopodobnie chcąc dopaść
swojego „rywala” i spędzić z nim trochę czasu sam na sam.
— Wypytuję? Ja chcę tylko wiedzieć,
z kim zadaje się moja dziewczyna, a ten chłopak wydaje ci się
bliski — wytłumaczył arystokrata, wyglądając jak wcielenie
niewinności. — A więc?
Gryfonka zakręciła pudełeczko i
rozsiadła się wygodnie, zarzucając mu ramiona na szyję.
— Co chcesz o nim wiedzieć?
— Długo się znacie?
Hermiona przygryzła wargę,
zastanawiając się nad odpowiedzią.
— Jakieś osiem lat.
„Czyli chodził lub nadal chodzi
do Hogwartu” — zanotował w pamięci Ślizgon.
— To chyba nie jest jego prawdziwe
imię?
Dziewczyna pokręciła głową, a
następnie wykonała dłonią gest oznaczający „mniej-więcej”,
na co Draco warknął poirytowany.
— Na Salazara, mogłabyś mówić
trochę więcej.
— Chcesz sobie psuć zabawę? —
spytała kokieteryjnie Gryfonka. — Następne pytanie... chyba że
więcej ich nie masz.
— Oczywiście, że mam. Podoba ci
się?
— Tak.
— Granger! — wrzasnął oburzony
Ślizgon i zmrużył oczy, widząc, jak kasztanowłosa chichocze.
Hermiona wzruszyła niewinnie
ramionami, próbując wyglądać na skruszoną.
— Chciałeś odpowiedzi, to ją
dostałeś, Draco.
— Jeszcze trochę, a zrzucę cię na
podłogę.
— Podoba mi się, ale kocham tylko
ciebie — dodała, zaśmiewając się przy tym niemal do łez.
Urażony Ślizgon burknął coś pod
nosem i odwrócił głowę. Słabe było jej pocieszenie i wcale
nie podobało mu się to, że Gryfonka zna kogoś, kto, oprócz
niego, jej się podoba. A już szczególnie denerwowała go jej
gierka.
— Jesteś zły?
— Tak — oznajmił dosadnie, patrząc
na nią z rezerwą.
— A mogę coś zrobić, żeby to
zmienić?
— Nie.
— Długo będziesz odpowiadał
monosylabami?
— Tak.
Dziewczyna zaśmiała się i spróbowała
odwrócić jego głowę, jednak Draco nie dawał za wygraną. W końcu
poddała się i nachyliła, by dosięgnąć do skrawka ust, do
którego miała dostęp.
— Na pewno nic z tym nie zrobię? —
spytała i delikatnie zbadała koniuszkiem języka drobne rozcięcie
na jego wardze.
— Wątpię — stwierdził Draco z
mniejszym przekonaniem.
— Widzisz? Już mamy postęp. Jeszcze
trochę i zaczniesz do mnie mówić pełnymi zdaniami.
Ślizgon jeszcze bardziej odwrócił
twarz, utrudniając jej zadanie, jednak dziewczyna nie zrażała się
jego pozornie oziębłym zachowaniem. Doskonale widziała, jak
chłopak rozchyla usta, jego źrenice stają się większe, a na
bladych policzkach pojawia się delikatny rumieniec. Korzystając z
okazji, wtuliła twarz w jego odsłoniętą szyję i złożyła na
niej delikatny pocałunek. Ku jej rozczarowaniu, nic się nie stało,
jednak nagle w jej głowie zapaliła się lampka. Przypomniała
sobie, jak arystokrata pieścił jej szyję, w jaki sposób wodził
po niej ustami i którym miejscom poświęcał najwięcej uwagi.
Uśmiechając się podstępnie, przeniosła usta tuż pod ucho
Ślizgona i delikatnie przesunęła koniuszkiem języka po wrażliwej
skórze.
„Bingo” — pomyślała, gdy
ciało chłopaka napięło się, a jedna z jego dłoni zacisnęła
się zaborczo na jej talii. Idąc za ciosem, przeniosła usta nieco
niżej i delikatnie zassała skórę.
Blondyn przymknął oczy i jęknął
cicho, delikatnie wyginając ciało w stronę Hermiony. Kasztanowłosa
zaśmiała się gardłowo. Podobało jej się, jak jego ciało
odpowiadało na jej pieszczoty. Zupełnie jakby był instrumentem i
to on niej zależało, w jaką strunę uderzy i jaki wyda z siebie
dźwięk.
Draco zamknął oczy, całkowicie
oddając się w ręce Gryfonki. Cieszył się, że tylko on ją taką
oglądał, nie było nikogo przed i z całą pewnością nie będzie
nikogo po nim. Choć był zachwycony tym, jak stopniowo nabiera coraz
więcej śmiałości i jak się z nim obchodziła, zastanawiał się,
skąd u niej takie umiejętności, skoro nie miała doświadczenia w
tym temacie. Możliwości były dwie: albo była wyjątkowo pojętną
uczennicą również w tej dziedzinie, albo ktoś ją tego poduczył
wcześniej... na przykład taki Franek.
— Franek... — warknął Draco, z
czego skorzystała Hermiona, przenosząc usta na jego wargi.
Uciszony w ten sposób, nie miał
innego wyjścia, jak odwzajemnić pieszczotę i pokazać dziewczynie
kilka nowych sztuczek. Subtelnymi ruchami nakłonił ją do
rozchylenia ust, rozpoczynając taniec, który sprawił, iż ciało
kasztanowłosej napięło się i przylgnęło do niego. Arystokrata
mruknął, zadowolony z takiego obrotu spraw i przeniósł dłonie na
jej pośladki.
— Nie — szepnęła Gryfonka,
odsuwając się od niego.
— Hermiona...
— Muszę się przebrać przed pracą
w magazynie — oznajmiła niezbyt przekonującym tonem, jednak nie
zrobiła nic, by zejść z kolan Ślizgona, nadal będąc pod
wrażeniem ostatnich chwil. Dopiero po chwili zorientowała się, iż
chłopak zdołał już rozpiąć połowę guziczków jej bluzki. —
Co ty robisz?! — spytała, oburzona jego zachowaniem.
— Pomagam ci się przebrać —
odpowiedział z zawadiackim uśmiechem, nie przerywając swojej
pracy.
— Przestań! Teraz nie ma na to
czasu.
— Hmm... to może wieczorem? Kolacja?
— zaproponował arystokrata, patrząc na nią sugestywnie.
— Obawiam się, że wieczorem też
będzie za wcześnie — powiedziała stanowczo Hermiona, próbując
wyrwać poły koszuli z jego dłoni.
— Za wcześnie na kolację —
powtórzył wolno blondyn, dokładnie jej się przyglądając.
Gdy dziewczyna przytaknęła, pokiwał
powoli głową, na znak, że rozumie. Chcąc się upewnić, spytał:
— Ale jesteś absolutnie pewna, że
nie będziesz głodna?
— Wytrzymam.
— I to nie jest kwestia dania? —
Gdy po raz kolejny przytaknęła, dodał: — Ani tego, że wolałabyś
coś z kuchni Fran...cuskiej?
— Absolutnie. Po prostu chcę jeszcze
poczekać... aż zgłodnieję jeszcze bardziej — odpowiedziała,
nadal korzystając z ich szyfru.
— Granger, wiesz, że od tego można
umrzeć? — odparł, wybuchając śmiechem.
— I z czego tak się cieszysz?
— Po prostu bawi mnie, w jaki sposób
unikasz tematu seksu — odpowiedział, nie zwracając uwagi na to,
że Gryfonka poruszyła się niespokojnie, próbując zejść.
— Malfoy... — zaczęła, uroczo się
rumieniąc — Malfoy, chcę już zejść.
— Niewygodnie ci? — naigrywał się
Ślizgon.
— Po prostu... to dość krępujące
— wymamrotała, rzucając szybkie spojrzenie w dół.
Niezdarnie wyswobodziła się z objęć
chłopaka i usiadła obok niego na kanapie, nerwowo zapinając guziki
koszuli, by uniknąć jego wzroku.
— Granger, tak się już dzieje, gdy
mężczyzna...
— Wiem! — warknęła, klnąc pod
nosem, gdy zauważyła, że krzywo zapięła koszulę.
Arystokrata przygryzł wargę, próbując
za wszelką cenę nie wybuchnąć śmiechem, widząc jej
zakłopotanie. Odwrócił się w jej stronę i nachylił, po czym
zaczął na nowo rozpinać guziki, by móc poprawnie zapiąć koszulę
dziewczyny.
— Babcia zdążyła cię uświadomić?
— zakpił, opierając głowę na dłoni.
— Nie, rodzice — burknęła
Hermiona.
— I co dokładnie ci powiedzieli?
— Że jestem już w wieku, w którym
chłopcy zaczną się mną interesować i żebym była absolutnie
pewna, zanim się na to zdecyduję.
— A nie jesteś pewna, bo...?
— Przestań się ze mnie nabijać!
Ślizgon westchnął ciężko i chwycił
dłoń dziewczyny, czekając, aż ta na niego spojrzy. Dopiero gdy
przeniosła na niego swój wzrok, oznajmił poważnym tonem:
— Nie miałem takiego zamiaru. Po
prostu chcę wiedzieć, co jest nie tak, jakbyś chciała.
— Draco, jesteśmy ze sobą od
niespełna dwóch tygodni, po prostu jest dla mnie za wcześnie.
— Rozumiem to i szanuję —
oznajmił, czym wywołał uśmiech na twarzy Gryfonki. — Chcę
tylko, żebyś rozmawiała ze mną o takich rzeczach otwarcie, żeby
nie było miejsca na niedomówienia i domysły, zgoda?
Hermiona pokiwała ochoczo głową i
przysunęła się, by go objąć, jednak po chwili odchrząknęła i
wróciła na swoje miejsce.
— Taaa... to ja może... pójdę
wziąć prysznic — oznajmił powoli arystokrata, przeczesując
włosy. Gdy minął Gryfonkę, rzucił przez ramię: — Jesteś
pewna, że nie chcesz iść ze mną? Miałabyś więcej czasu, by
oswoić się z niektórymi... sprawami.
— Nie, Draco, nie pójdę z tobą pod
prysznic.
— Spróbować zawsze można —
oznajmił, unosząc ręce na znak kapitulacji. Zmarszczył brwi,
zastanawiając się nad trapiącą go kwestią: — A jeśli chodzi o
jedzenie... mogę liczyć na jakieś przekąski?
— Niewykluczone.
Gdy usłyszała szum wody, weszła do
swojej sypialni, przygotowując się do dzisiejszych prac
w magazynie.
Pół godziny później Hermiona wraz z
Draconem przechadzała się między alejkami, obserwując ostatnie
przygotowania do wielkiego otwarcia.
— Draco! Chodź na chwilę —
usłyszeli wołanie Zabiniego.
Kasztanowłosa odprowadziła Ślizgona
wzrokiem i powróciła do swojego zajęcia, co jakiś czas
poprawiając ostatnie detale. Odwróciła się, gdy usłyszała, że
ktoś ją woła.
— O co chodzi? — spytała
uprzejmie, widząc rozglądającego się na wszystkie strony Krukona.
— Mógłbym mieć prośbę? —
zapytał skrępowany. Poczekał, aż dziewczyna skinęła głową i
powiedział: — Mamy dzisiaj ważny trening, a ten... Malfoy
wyznaczył mi na dziś szlaban. Zastanawiałem się, czy byłabyś
tak miła i wyznaczyła mi inny termin?
— A za co konkretnie dostałeś ten
szlaban?
— Za zakłócanie ciszy nocnej —
odpowiedział Marcus.
— O której godzinie?
— O siedemnastej.
Gryfonka przymknęła na chwilę oczy,
walcząc z chęcią uduszenia arystokraty.
— Idź. Nie musisz odrabiać tego
szlabanu.
Krukon uśmiechnął się szeroko i
wyściskał panią prefekt, składając przyjacielski pocałunek na
jej policzku. Dopiero gdy dziewczyna delikatnie, acz stanowczo
odepchnęła go od siebie, opanował emocje i zmieszany
powiedział:
— Dziękuję — po czym odwrócił
się na pięcie i nie czekając na powrót Dracona skierował się do
wyjścia z magazynu.
Hermiona uśmiechnęła się, zarażona
entuzjazmem Krukona, jednak ostatni ślad radości zniknął z jej
twarzy, gdy ujrzała, beznamiętnie się w nią wpatrującego,
chłopaka.
— Możesz mi powiedzieć, co to było?
— spytał, wskazując głową na odchodzącego Marcusa.
Dziewczyna założyła ręce na piersi,
nic sobie nie robiąc z jego obrażonej postawy.
— A może najpierw powiesz mi, od
kiedy cisza nocna w Hogwarcie zaczyna się o godzinie
siedemnastej?
— Nie mów, że go puściłaś na
trening — powiedział z niedowierzaniem, oglądając się za
siebie, jakby zastanawiał się, czy zdoła go dogonić.
— Nawet nie próbuj — ostrzegła
Gryfonka, podchodząc do niego. — Wiem, co chciałeś osiągnąć i
nie mam zamiaru przykładać do tego ręki.
— Wystarczyłoby, gdybyś się nie
wtrącała — syknął.
— Jeszcze jeden numer tego rodzaju, a
powiadomię o wszystkim dyrektorkę.
— Doniesiesz na mnie? — spytał
zaskoczony Ślizgon.
— Nie chcę tego robić, ale jeśli
nie dasz mi wyboru, będę do tego zmuszona — oznajmiła stanowczo.
Widząc jego surowy wyraz twarzy, dodała łagodniej: — Naprawdę
wygrana w takim stylu przyniesie ci satysfakcję? W sporcie chodzi o
to, żeby grać fair.
— Mylisz się, Granger. Chodzi o to,
żeby wygrać — odparł, po czym bez słowa opuścił alejkę.
Stawiał długie, energiczne kroki.
Choć słowa Gryfonki wciąż rozbrzmiewały w jego głowie, bardziej
martwił go widok Marcusa, całującego jego dziewczynę.
„Czyżby to był on? Wiek się
zgadza” — zastanawiał się, idąc wzdłuż regałów.
Odszukał Notta i odciągnął go od
pracujących uczniów.
— Jest sprawa... dość nietypowa i
wymagająca dyskrecji.
— Yyy... okej, a czy Blaise może o
tym wiedzieć? — spytał Teodor.
— Nie, Zabini jest przeciwieństwem
tego, co kryje się pod słowem „dyskrecja”. Słuchaj... —
ściszył głos i nachylił się, by zyskać pewność, że nikt
postronny ich nie usłyszy — ... po pierwsze, dowiedz się, jak
Marcus Belby ma na drugie imię, a po drugie sprawdź, czy w ciągu
ośmiu lat w Hogwarcie uczył się jakiś Franek.
Nawet jeśli Nottowi prośba ta
wydawała się co najmniej dziwna, nie dał tego po sobie poznać.
— Ile mam na to czasu?
— Zrób to jak najszybciej, możesz
zacząć już teraz.
— Ale... magazyn... Granger —
rzucił, wskazując na stertę drobiazgów, które mieli poustawiać
na półkach.
— Jesteś oficjalnie zwolniony z
dzisiejszego sprzątania. Skoro Granger mogła wypuścić Belby'ego,
ja mogę zrobić to samo.
— Co zrobiła?!
— To, co słyszałeś. Co więcej,
zagroziła, że jeśli dowie się o jeszcze jednej ingerencji
z naszej strony, doniesie o wszystkim dyrektorce.
— I co? Rezygnujemy? — zapytał
zdołowany Nott.
— Nie — syknął arystokrata.
Zajrzał do sąsiednich alejek, a gdy upewnił się, że są puste,
dodał: — Musimy być po prostu bardziej ostrożni. Gdzie jest
Zabini? Trzeba mu powiedzieć, żeby nie przyszło mu do głowy
chwalić się komukolwiek tym, że dolaliśmy coś do soku Cornera.
Brunet westchnął ciężko i pokręcił
głową z niezadowoleniem. Ruchem głowy wskazał jedną z alejek
naprzeciw i powiedział:
— Jest zajęty wchodzeniem w tyłek
tej rudej... Weasley — dokończył, choć w pierwszej chwili miał
zamiar użyć innego sformułowania. Doszedł jednak do wniosku, że
lepiej nie kusić losu i nie używać przy Draconie określeń typu
„zdrajca krwi”, zwłaszcza po dzisiejszym incydencie.
— Dobra, ja się tym zajmę, a ty idź
już. Gdyby Hermiona próbowała cię zatrzymać, przyślij ją do
mnie.
Poczekał, aż Teodor zniknie między
regałami i ruszył na poszukiwania drugiego Ślizgona. Wiedział, że
idzie we właściwym kierunku, gdy usłyszał wrzaski rudowłosej
Gryfonki.
— Powiedziałam, że dam sobie z tym
radę!
— Ale to jest zbyt ciężkie...
— Nie, Zabini, ramka ze zdjęciem nie
jest czymś ciężkim!
— Ale była dosyć duża...
— Posłuchaj... — zaczęła
zrezygnowanym tonem, jakby doskonale zdawała sobie sprawę z tego,
że wszelkie próby przemówienia mu do rozsądku są z góry skazane
na porażkę — ... to nawet było urocze, ale przez pierwsze kilka
godzin, teraz mnie po prostu drażnisz, rozumiesz? Drażnisz mnie,
Zabini, zwłaszcza że powiedziałam ci jasno, że jak na razie nie
mam zamiaru się z nikim wiązać i możesz być dla mnie co najwyżej
przyjacielem.
— Jako dobry przyjaciel staram się,
byś się zbytnio nie zmęczyła — oznajmił Ślizgon, nie dając
się zbić z tropu.
— Ale ja lubię się czasem zmęczyć!
Daj mi wreszcie spokój! — oznajmiła dobitnie, po czym odwróciła
się i szybkim krokiem wyszła z alejki, potrącając po drodze
Dracona.
— Chce mnie — oznajmił z uśmiechem
Blaise na widok przyjaciela.
Arystokrata odwrócił się, by
zobaczyć, jak Gryfonka znika za kolejnym regałem, nawet nie
oglądając się za siebie.
— Taa, wprost nie może trzymać rąk
z dala od ciebie... Zresztą, nieważne, nie po to tu przyszedłem.
Mam nadzieję, że nikomu nie powiedziałeś o biegunce —
oznajmił szeptem.
— Biegunce? A, o tej biegunce!
— Zabini, błagam, zamknij się —
rzucił szybko młody Malfoy, z uwagą wypatrując swojej dziewczyny.
Powtórzył przyjacielowi jej słowa, a raczej jawną groźbę, że
doprowadzi do ich dyskwalifikacji, jeśli dowie się o kolejnej
próbie sabotażu drużyny Krukonów. — Kiedy powinny pojawić się
objawy?
— W ciągu kilku najbliższych
godzin... może już.
— Cholera, może zacząć coś
podejrzewać — warknął Draco, po raz kolejny przeklinając w
myślach prawość Hermiony.
— To ją czymś zajmij... poza tym
jakie są szanse, że od razu skojarzy problemy żołądkowe jakiegoś
Krukona z takimi niewiniątkami jak my?
Arystokrata przymknął oczy, gdy
dotarło do niego, że prawdopodobieństwo, iż właśnie tak się
stanie, jest dość wysokie. Przecież musiała wiedzieć, jak działa
ten eliksir, poza tym Corner może nadal utrzymywać jakieś kontakty
z Weasley...
„A gdybym ją spetryfikował
i utrzymywał w tym stanie aż do meczu?” — pomyślał,
zastanawiając się, co może zrobić, żeby Hermiona nie
przekreśliła jego marzeń o Pucharze Quidditcha.
— Draco, przestań panikować —
uspokajał go Zabini. — Chłopak pomęczy się dwa, może trzy dni,
poda się mu antidotum i wszystko minie, jak przy normalnej grypie
żołądkowej.
— Oby.
Tak, jak poradził mu Blaise, Draco za
wszelką cenę starał się nie dopuścić do tego, by Gryfonka
zaczęła coś podejrzewać. Dziękował Merlinowi za to, że po
skończeniu pracy w magazynie była zbyt zmęczona, by pójść
na kolacje i skorzystała z jego propozycji, by zjeść coś w
dormitorium. Do późnej nocy siedzieli nad księgami, przygotowując
się do egzaminów. Gdy Hermiona w końcu zasnęła, arystokrata
odetchnął z ulgą i wykreślił w myślach kolejny dzień,
dzielący ich od meczu finałowego.
Gryfonka skrzywiła się, gdy usłyszała
ciche skomlenie Salazara. Nasunęła kołdrę na twarz, licząc na
to, że zdoła jeszcze zasnąć, jednak doberman w dalszym ciągu
informował o tym, że pora wyjść na dwór. Odwróciła się w
stronę śpiącego chłopaka i trąciła go w ramię, mówiąc:
— Malfoy... — gdy nie zareagował,
syknęła raz jeszcze: — Malfoy!
— Hmm? — wymruczał sennie,
wtulając twarz w jej włosy.
— Salazar chce na dwór.
— Dobrze — wymamrotał
nieprzytomnie, ponownie obejmując Gryfonkę w pasie.
Poirytowana dziewczyna westchnęła
ciężko i zamknęła zmęczone oczy, jednak i tym razem nie było
dane jej zasnąć przez coraz głośniejsze ujadanie czworonoga.
— Malfoy...
— Ty z nim idź — rzucił, zanim
zdążyła dokończyć zdanie.
— Nie ma mowy, to twój pies, poza
tym jest czwarta nad ranem... Malfoy? — spytała, gdy chłopak
ponownie zapadł w płytki sen.
Hermiona odwróciła się do niego
plecami, ignorując Salazara. Uśmiechnęła się zwycięsko, gdy
Ślizgon poruszył się po wyjątkowo głośnym szczeknięciu swojego
pupila. Nachylił się nad dziewczyną i z miną męczennika zapytał:
— Pójdziesz z nim?
— Nie ma mowy — odpowiedziała, z
oburzeniem patrząc, jak arystokrata z powrotem się kładzie.
— Granger, wyjdź z nim na chwilę —
wymamrotał jej do ucha, delikatnie wypychając ją z łóżka — No
idź...
— Niech cię szlag, Malfoy! —
wrzasnęła, odrzucając kołdrę.
Szybkim krokiem weszła do swojej
sypialni i wyjęła z szafy spodnie, jednak po chwili odrzuciła je
ze złością, dochodząc do wniosku, że nie będzie się jej
chciało później na powrót przebierać w piżamę. Ubrała parę
trampek i wróciła do pokoju Ślizgona, mijając po drodze
uradowanego Salazara.
— Mam nadzieję, że będziesz z
siebie zadowolony, gdy się przeziębię lub, co gorsza, zaśpię na
pierwsze zajęcia — zazgrzytała zębami na widok uniesionego
kciuka arystokraty. — Gdzie jest smycz? — spytała na tyle
głośno, by chłopak nie mógł udawać, że jej nie usłyszał. Gdy
odpowiedział, dodała: — A kaganiec?
Ślizgon powoli podniósł się z łóżka
i podszedł do szafki, przecierając po drodze zaspane oczy. Założył
pupilowi kaganiec, zapiął smycz i podał ją dziewczynie, po czym
zarzucił jej na ramiona swoją bluzę. Zrobił krok w tył,
analizując czy wyposażył ją we wszystko, co potrzebne, po czym
wetknął jej do ręki różdżkę.
— Miłego spaceru — dodał, całując
ją w policzek, po czym bez wyrzutów sumienia wrócił do ciepłego
łóżka.
Ledwo zamknął oczy, obudził go
trzask zamykanych drzwi i chwilę później w wejściu do jego
sypialni stanęła dysząca Gryfonka.
— Zapomniałaś czegoś? — spytał,
z trudem podnosząc głowę.
— Już wróciłam.
— Szybko — skwitował arystokrata,
odsuwając się, by zrobić dla niej miejsce.
— Szybko?! Nie było mnie prawie
godzinę, Malfoy! To nie był krótki spacer — oznajmiła wściekle,
siadając na fotelu, po czym pochyliła się, opierając łokcie na
kolanach, by ułatwić sobie oddychanie.
Arystokrata podniósł się na
łokciach, z zainteresowaniem wpatrując się w dziewczynę.
— Dlaczego tak długo nie wracałaś?
— Wyobraź sobie, że twój pies
wcale nie spieszył się z załatwieniem swoich potrzeb — oznajmiła
niemal histerycznie. — Najpierw musiał obwąchać każdy krzak w
okolicy, a później zaczął ganiać za ptakami...
— To normalne, często to robi.
— ... a ja biegłam za nim —
dokończyła, z trudem opanowując wściekłość.
— Dlaczego?
— Bo miałam go na smyczy.
Arystokrata powoli trawił informacje,
dopiero gdy przed oczami stanął mu obraz Gryfonki, biegającej za
psem po błoniach Hogwartu o czwartej nad ranem, wybuchnął głośnym
śmiechem, mówiąc:
— Ty głupolu, nie spuściłaś go ze
smyczy?
— To WCALE nie jest śmieszne —
odwarknęła, krzywiąc się na widok swoich pozdzieranych kolan. —
Co, jeśli by uciekł?
— I to dlatego tak dyszysz? —
dopytywał, próbując zachować powagę.
— Też byś dostał zadyszki, gdybyś
musiał przeskakiwać te cholerne dynie Hagrida. Przestań rechotać,
Malfoy! Patrz, co ten twój pies mi zrobił.
Ślizgon wychylił się z łóżka i
zmarszczył brwi, spoglądając na liczne zadrapania, zdobiące skórę
dziewczyny.
— Mogę spytać... jak?
— Szarpnął, a gdy się wywróciłam,
ciągnął mnie za sobą jeszcze przez kilka metrów, dopóki nie
zobaczył kreta.
Chłopak odchrząknął, wstał z łóżka
i nachylił się nad Gryfonką, po czym położył dłoń na jej
ramieniu i powiedział:
— Daj mi chwilę.
Gdy tylko wyszedł z sypialni, całe
dormitorium wypełnił jego donośny śmiech. Dziewczyna skrzyżowała
ręce na piersi i naburmuszona czekała na powrót arystokraty.
W pierwszej chwili chciała robić mu wyrzuty, jednak jej twarz
złagodniała, gdy zobaczyła, że chłopak niesie ze sobą apteczkę.
Ślizgon przykucnął przed dziewczyną
i delikatnie podmuchał poranione nogi, sprawiając, że drobinki
ziemi upadły na podłogę.
— Boli?
— Jak tak robisz, to nie.
Powtórzył czynność jeszcze kilka
razy, po czym nasączył wacik w odkażającym wywarze. Gdy
przyłożył go do poranionej skóry, Hermiona syknęła z bólu.
— Jeśli komuś o tym powiesz... —
zagroziła, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Ślizgon w
duchu dalej się z niej śmieje.
— Mamy szczęście, że było ciemno
i nikt nie widział twojej porannej gimnastyki — odparł,
przygryzając wargę. — Przepraszam — rzucił, gdy powstrzymywany
od jakiegoś czasu śmiech wydostał się na zewnątrz.
Obejrzał się za siebie, gdy usłyszał
pisk zabawki, którą przyniósł Salazar, rzucając ją na podłogę
obok Gryfonki.
— Idź sobie — powiedziała, ze
złością wpatrując się w smutne oczy zwierzęcia.
— Nie bądź na niego zła, nie
chciał zrobić ci krzywdy.
— Oczywiście, po prostu doszedł do
wniosku, że ziemia na błoniach potrzebuje zaorania.
— Granger, ja naprawdę staram się
zachować powagę, ale mi w tym nie pomagasz — oznajmił, opuszkami
palców wsmarowując maść w jej kolana. — Gotowe, być może
obejdzie się bez amputacji.
— Bardzo śmieszne — odwarknęła,
jednak nie mogła powstrzymać delikatnego drżenia warg. — Malfoy!
— krzyknęła, gdy chłopak porwał ją w ramiona i zaniósł do
łóżka. — Jakoś dałabym radę przejść tych kilka kroków...
Burak — dodała z udawanym oburzeniem, gdy ten niezbyt delikatnie
upuścił ją na łóżko, po czym zajął miejsce po drugiej
stronie.
— Dobranoc, Granger — powiedział
sennie, obejmując ją w talii.
Pora śniadania przyszła o wiele za
wcześnie. Hermiona weszła pod prysznic, ledwo widząc na oczy.
Automatycznie wykonując poranne czynności, zdołała doprowadzić
się do porządku i weszła do salonu, gdzie czekała już na nią
taca z jedzeniem. Korzystając z tego, iż oboje mieli na później,
postanowili zostać w dormitorium na rzecz wspólnego śniadania.
Dziewczyna usiadła na kanapie obok
Ślizgona i sięgnęła po tosta.
— Jak tam kolanka?
Hermiona dumnie uniosła głowę i
spojrzała na niego, próbując ignorować jego bezczelny uśmiech.
— To ostatni raz, kiedy wyręczyłam
cię w spacerze — oznajmiła i sięgnęła po gazetę, by nie
widzieć jego rozbawionego spojrzenia.
— Jeszcze ci nie przeszło? —
spytał, jednak nie otrzymał odpowiedzi.
Zaciekawiony Ślizgon nachylił się
nad gazetą, by sprawdzić, co tak pochłonęło jego współlokatorkę.
„Kolejne ataki na byłych
Śmierciożerców i zdewastowane cmentarze! Poplecznicy Sami Wiecie
Kogo coraz śmielsi!” — głosił nagłówek na pierwszej
stronie.
Hermiona zaczęła przewracać strony,
chcąc zapoznać się z najnowszymi doniesieniami, jednak arystokrata
zatrzymał ją, wyławiając na jednej z nich swoje nazwisko.
— Wróć na poprzednią — poprosił,
po czym oboje zaczęli czytać artykuł Rity Skeeter.
Tajemnice Malfoy Manor
Piękny dwór, leżący z dala od wścibskich spojrzeń sąsiadów
wzbudza podziw i ukłucie zazdrości u wszystkich, którzy mieli
okazję go odwiedzić. Historia tej arystokratycznej posiadłości
sięga aż XV wieku, kiedy to Amadeusz Malfoy, znany między innymi z
utworzenia Ruchu na rzecz Ochrony Czystości Krwi, złożył
zamówienie u najsłynniejszego architekta tamtych czasów — samego
Leonarda Spancera. Nie obyło się oczywiście bez drobnego skandalu,
bowiem na miejsce swojej nowej posiadłości Amadeusz wybrał
miejsce, w którym niegdyś mieściło się osiedle mugoli. Dziwnym
zbiegiem okoliczności niedługo potem, domy mieszkańców zaczęły
się osuwać i podjęto decyzję o przesiedleniu całej wioski.
Malfoy wykorzystał okazję, daną mu od losu (a raczej, którą sam
stworzył, podstępem zmuszając władze osiedla do podjęcia decyzji
o przesiedleniu) i wykupił za bezcen okoliczne tereny, by wreszcie
móc spełnić swoją wizję pięknego dworku, odizolowanego od
wszystkich niepożądanych osób.
Przez stulecia zarówno o dworze, jak i o jego mieszkańcach
krążyły legendy, począwszy od tego, że sam budynek stoi
w miejscu spotkania się żył magii, które zapewniały
dobrobyt jego lokatorom, aż po wiarę w to, że ród Malfoyów
uwolni społeczność czarodziejów od zarazy, jaką dla niektórych
było pojawienie się czarodziejów mugolskiego pochodzenia. Nie
obyło się też bez skandali, z praktykowaniem czarnej magii
i próbach genetycznych na mugolakach, za które w 1729 roku
Remigiusz i Xawery Malfoy zostali skazani na dożywotni pobyt
w Azkabanie.
Czy po latach niechlubnej sławy, prześladowań mugoli i bycia
w najbardziej odrażających organizacjach jest jeszcze coś, co
może zaskoczyć naszą społeczność? Gdy wszystkie najmroczniejsze
tajemnice Dworu Malfoyów zostały odkryte, znajdzie się jeszcze
jakiś skandal, który rzuci nieco światła na historię jednego z
najsłynniejszych rodów, należących do dwudziestki ósemki rodzin,
nieskalanych „brudną krwią”?
Jeśli jesteście głodni niemałych sensacji, mam dla Was smaczny
kąsek, drodzy czytelnicy Proroka Codziennego. Nie bez powodu
wspomniałam o słynnym spisie, sporządzonym przez anonimowego
czarodzieja w latach 30. XX wieku, do którego przynależność
rodzina Malfoyów podkreślała na każdym kroku. Wstrzymajcie
oddech, moi drodzy czytelnicy, bo jeśli moje informacje się
potwierdzą (a na pewno tak będzie, bo pochodzą od jednego
z najbardziej szanowanych pracowników Ministerstwa), wkrótce
może się okazać, że to, co od lat utrzymuje rodzina Malfoyów,
nie jest prawdą! A raczej nie jest nią od niespełna
siedemnastu lat, kiedy to 20 czerwca na świat przyszło nieślubne
dziecko Lucjusza Malfoya i Tatiany Gregorovicz, czarownicy
mugolskiego pochodzenia rosyjskiej narodowości. Tak, moi drodzy, z
czarownicą MUGOLSKIEGO pochodzenia. To oznacza, że przez te
wszystkie lata Malfoyowie bezprawnie tytułowali się jako ród,
nieskalany tzw. „brudną krwią”.
Jeszcze Wam mało? Przyjrzyjmy się bliżej postaci samej Narcyzy
Malfoy, kobiety tak oziębłej i bezwzględnej, że bez mrugnięcia
okiem wyrzuciła z progu swojego domu ciężarną Tatianę, gdy ta
przyjechała walczyć o godne życie swojego syna.
— Pamiętam, jakby to było wczoraj — wspomina Joseph Falley,
ówczesny ogrodnik w Malfoy Manor. — Przyjechała, zmizerniała, z
wielkim brzuchem. Chciała porozmawiać z panem Malfoyem, ale pani
Narcyza odesłała ją z kwitkiem. Gdy ta nie posłuchała,
wyciągnęła różdżkę... nie wiem, co było potem, bo usłyszałem
kroki i wróciłem do swoich obowiązków. Jedno wiem na pewno:
więcej się nie pojawiła.
Możemy się tylko domyślać, co Narcyza Malfoy powiedziała
ciężarnej kochance swojego męża. Być może zagroziła, że jeśli
w tej chwili nie opuści ich posesji, może nigdy nie doczekać
narodzin swojego bękarta. Faktem jest, że pani Malfoy postanowiła
milczeć na ten temat i okłamywać wszystkich, nawet swojego syna,
który dopiero niedawno dowiedział się, że nie jest jedynakiem.
Tak czy inaczej, Draco Malfoy może odetchnąć z ulgą i otwarcie
okazywać swój związek z panną Hermioną Granger, mugolaczką, bez
obaw, że wykreśli swój ród z chwalebnej dwudziestki ósemki. Jego
ojciec zrobił to za niego. Jak widać, niedaleko pada jabłko od
jabłoni.
Draco długo po przeczytaniu artykułu
siedział nieruchomo, z nienawiścią wpatrując się w tekst.
Hermiona czekała, aż w końcu się odezwie, jednak wydawało się,
że Ślizgon z każdą chwilą coraz mocniej napina ciało, coraz
mocniej zaciska pięści. W końcu wstał i ruszył do swojej
sypialni, z hukiem zamykając drzwi.
Gryfonka drgnęła, jednak nie poszła
za nim, doskonale wiedząc, że potrzebuje czasu na to, by ochłonąć.
Jeden artykuł, kilka minut czytania i cała społeczność
czarodziejów dowiedziała się o czymś, czym arystokrata z
pewnością nie chciał się dzielić. Współczuła mu, doskonale
wiedząc, przez co przechodził i z czym będzie musiał
się zmierzyć, po wyjściu z dormitorium: z oceniającymi
spojrzeniami, pogardliwymi uwagami i szeptami uczniów. Wiedziała
jednak, że jedynym wyjściem jest przeczekanie burzy i nie ma
sposobu na uciszenie jej. Miała jedynie nadzieję, że nikt nie
odważy się wprost wypytywać Dracona o jego brata.
Hermiona jeszcze raz przejrzała
artykuł i wyrzuciła gazetę, czując, jak udziela jej się niechęć
Dracona do Derricka Rasac'a. Była pewna, iż to właśnie
znienawidzony przez niego auror dostarczył Skeeter informacji
o Ivanie. Z kolei kwestią czasu było wywęszenie szczegółów
i pojawienie się artykułu.
„Ostrzegałam go! Mówiłam, że
tak to się skończy” — pomyślała Gryfonka. Miała rację,
twierdząc, że Rita zemści się za przegraną rozprawę.
Dziennikarka tylko czekała na odpowiedni temat, który wystarczająco
odpłaci arystokracie za jej upokorzenie w Ministerstwie.
Gdy Ślizgon nadal nie wychodził z
sypialni, delikatnie zapukała w drzwi. Odpowiedziała jej cisza,
jednak wzięła to za dobry znak. Weszła do środka i powoli
podeszła do opierającego się o komodę blondyna. Położyła dłoń
na jego spiętych plecach, czekając, aż to on pierwszy się
odezwie.
— Zniszczę ją — warknął, nadal
nie podnosząc głowy.
— Draco...
— Pociągnę za wszystkie sznurki i
doprowadzę do tego, że straci wszystko. Stara żmija nawet nie
zauważy, kiedy wyląduje na ulicy. Odbiorę jej, kurwa, wszystko...
— Przestań — poprosiła Hermiona.
Przeniósł na nią swoje spojrzenie,
jednak nie dała się przytłoczyć.
— Ona właśnie tego chce. Chcę,
żebyś zapewnił jej rozgłos. Zostaw to.
Draco wyprostował się, nadal się w
nią wpatrując. Nie powiedział nic, jednak widać było, że powoli
uspokaja się i odzyskuje zdolność racjonalnego myślenia.
— Nie rozumiesz. Nikt nie powinien
się o nim dowiedzieć.
— Chodzi o dwudziestkę...
— Pieprzyć dwudziestkę ósemkę!
Gdybym tym się przejmował, w ogóle bym do ciebie nie podchodził —
syknął, odpychając się od komody.
Przeczesał włosy i zaczął
przemierzać sypialnię niespokojnym krokiem.
— Więc o co chodzi?
— Po prostu mam już tego wszystkiego
dość, Hermiono! Wiesz, kim jestem dla świata? Mordercą, kłamcą
i byłym Śmierciożercą, a ona do tego wszystkiego dodała łatkę
wyrodnego brata — chłopak przystanął i zaśmiał się gorzko. —
I wcale nie jestem lepszy od „okrutnej” matki... Ona jej nie
groziła, wiem o tym, sama mi to powiedziała! Nie miała prawa tak
ją...
— Wierzę ci — zapewniła szybko
Gryfonka, na co blondyn prychnął pod nosem.
— I co mi to da?
Hermiona na chwilę spuściła głowę,
by nie zobaczył rozczarowania w jej oczach. Przełknęła ślinę
i spojrzała na niego.
— Wiesz... Myślę, że to nie opinia
innych powinna się dla ciebie liczyć. Masz przyjaciół i matkę,
która zawsze będzie ci wierzyć. To ich zdanie na twój temat
powinno się liczyć, a nie nieznanych ci osób, które w ogóle
nic o tobie tak naprawdę nie wiedzą. I wiesz co? Dla mnie nie
jesteś ani kłamcą, ani mordercą, ani tym bardziej wyrodnym
bratem. A jeśli chodzi o Ritę... pokazała już wszystko, co umie i
jeśli sam nie dasz jej kolejnych tematów, nie będzie miała o czy
pisać.
Dziewczyna podeszła do Dracona i nie
zwracając uwagi na to, iż nadal jest wściekły, ujęła jego
policzek i delikatnie pocałowała.
— Zastanów się nad tym —
powiedziała cicho i zostawiła go samego.
Draco przez długą chwilę stał,
wpatrując się w drzwi, za którymi zniknęła dziewczyna. W głowie
mieszały mu się słowa z artykułu Skeeter i te, które przed
chwilą usłyszał od Gryfonki i choć nadal miał chęć zmieść
dziennikareczkę z powierzchni ziemi, coraz bardziej trafiały do
niego słowa Hermiony. Wziął głęboki oddech, zastanawiając się,
od kiedy to zaczął przejmować się opinią innych? Uśmiechnął
się delikatnie na myśl, iż to właśnie Hermiona potrafiła ukoić
jego nerwy, choć sama potrafiła działać na niego jak płachta na
byka.
Przygotowany do tego, by zmierzyć się
z dzisiejszym dniem, chwycił torbę i wyszedł z pokoju.
Po zakończeniu zajęć przez całe
popołudnie prefekci naczelni rozwieszali ogłoszenia o otwarciu
Galerii Absolwentów. Gryfonka wprost nie mogła się doczekać
wielkiego otwarcia i przez cały czas mówiła tylko o tym.
Draco zaczynał powoli podejrzewać, iż specjalnie tak głośno
zachwycała się dzisiejszym wieczorem, byle tylko zagłuszyć
szepty, jakie pojawiały się na jego widok.
„Chociaż nie... ona tak już ma”
— poprawił się Ślizgon, bezmyślnie kiwając głową
w odpowiedzi na kolejne pytanie Hermiony.
— Au! Za co? — spytał, rozcierając
ramię.
— Przed chwilą przyznałeś, że
masz mnie za głupią. Czy ty mnie choć trochę słuchałeś?
— Oczywiście.
Dziewczyna przewróciła oczami.
— Pytałam, czy masz czas, żeby
dopilnować szczegółów. No więc masz?
— Co?
— Czas — warknęła kasztanowłosa,
przyczepiając kolejne ogłoszenie.
— Nie. Blaise zarządził spotkanie,
na którym wprowadzamy ostatnie poprawki w taktyce przed meczem —
skłamał arystokrata. Odczekał, aż Gryfonka pójdzie nieco dalej,
po czym, tak jak przy każdym ogłoszeniu, machnął różdżką, a
na pergaminie pojawiło się dodatkowe zdanie.
Obecność =
zarezerwowane miejsce w loży na finałowym meczu Quidditcha!
Nie wierzył, iż znajdzie się wielu
chętnych na oglądanie odnowionej rupieciarni, nawet jeśli jej
wygląd robił wrażenie. Nie chciał jednak, aby przez następny
miesiąc dziewczyna wypłakiwała mu się na ramieniu, marudząc, iż
uczniowie nie docenili wysiłku jej i pozostałych uczniów,
pracujących w magazynie. Dzięki tej drobnej zachęcie, na otwarciu
powinno pojawić się kilka dodatkowych osób.
— Ale już nic nie knujecie, prawda?
— upewniła się Hermiona, biorąc od niego kolejną stertę
ogłoszeń.
— Przecież mnie znasz —
odpowiedział, z uroczym uśmieszkiem.
Westchnęła i zaczęła wspinać się
po następnych schodach.
— Gdzie teraz?
— Chyba obkleiliśmy wszystkie
strategiczne miejsca.
— No nie wiem — zastanawiała się,
przygryzając wargę. — O! Wiem! Sala numerologiczna!
— Wspaniały pomysł. Jeszcze trochę,
a dojdziesz do wniosku, że w toaletach również powinny znajdować
się ogłoszenia — mruknął Draco, czym zarobił zdegustowane
spojrzenie Hermiony.
Nie mając innego wyjścia, podążył
za nią. Dziewczyna już miała skręcać w korytarz, wiodący do
sali numerologicznej, gdy usłyszała krzyki.
— Jak mogłaś?! I to jeszcze z moim
kumplem!
— To nie tak! Mogę ci to wszystko
wyjaśnić!
— Wiesz co? Daruj sobie. Wracaj do
niego, mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolona.
Chwilę później ich oczom ukazał się
wściekły Anthony Goldstein. Nie patrząc na nich, wyminął
prefektów naczelnych, zostawiając w korytarzu płaczącą Amber.
— No... to chyba sala numerologiczna
nam odpada. Kończymy?
— Miałeś z tym coś wspólnego? —
spytała podejrzliwie Gryfonka.
Arystokrata cmoknął zirytowany i
wyrwał jej niepotrzebne już ogłoszenia.
— Naprawdę nie rozumiem, dlaczego to
właśnie mnie oskarża się o wszystkie tragedie, które mają
miejsce w tej szkole? — „Przecież są też inni Ślizgoni”
— dodał w myślach.
Hermiona przyjrzała mu się, jednak
postanowiła odpuścić.
— Idź już na to spotkanie. Tylko
pamiętaj, masz być pół godziny przed rozpoczęciem.
Blondyn zasalutował, uśmiechając się
drwiąco i odwrócił się na pięcie.
Kasztanowłosa pokręciła głową i
ruszyła do magazynu, by dopracować ostatnie detale. Zeszła na sam
dół i skręciła w stronę lochów. Gdy przechodziła obok wejścia
do pokoju wspólnego Slytherinu, obraz odsunął się i jej oczom
ukazał się Teodor Nott. Chłopak zaśmiał się z dowcipu,
usłyszanego od innego Ślizgona i odpowiedział coś na
pożegnanie. Gdy zauważył dziewczynę, spoważniał i podszedł do
niej.
— Mogę ci zająć sekundę?
Hermiona skinęła głową.
— Jasne. O co chodzi?
Brunet potarł szczękę, zastanawiając
się, jak ubrać w słowa to, co chciał jej przekazać.
— Naprawdę nie zamierzam wtrącać
się w wasz... związek i akceptuję go. Ale, tak na przyszłość,
mam dla ciebie małą radę: nie mieszaj Dracona w sytuacje, przez
które później ma kłopoty, dobra?
Gryfonka zmarszczyła brwi.
— Chodzi ci o...
— Tak, o to twoje, pożal się
Salazarze, wystąpienie. Zachowaj swoje moralizujące gadki dla
siebie i nie ośmieszaj go przy innych — dodał i nie czekając na
odpowiedź, wyminął ją.
Kasztanowłosa przygryzła wargę,
zastanawiając się nad słowami Notta. Nie mogąc znieść
przestrzeni ograniczonej wąskim korytarzem, weszła do magazynu i
usiadła przy drzwiach, opierając się o ścianę. Wcale nie to
chciała osiągnąć swoim przemówieniem na spotkaniu, jednak teraz
słowa Teodora sprawiły, że zaczęła zastanawiać, się, jak
odebrał to Draco. „Ale przecież sam sprawdzał to
przemówienie. Gdyby naprawdę mu przeszkadzało, powiedziałby ci”
— przekonywała siebie Gryfonka. „Ale z drugiej strony, mógł
ci tego nie mówić, bo jeszcze byś pomyślała, że się ciebie
wstydzi. Teodor może mieć po części rację, w końcu to jego
przyjaciel.”
— Och, zamknij się — mruknęła
Hermiona w odpowiedzi cichemu, irytującemu głosikowi.
Starając się nie myśleć o tym, że
właśnie nabyła się choroby psychicznej, wstała i po raz ostatni
przed otwarciem zaczęła przechadzać się po magazynie. Na początku
znajdowały się manekiny z hogwarckimi mundurkami z dawnych lat,
ustawione w półkole. Za nimi, między rzędami regałów ustawiona
była niska ścianka, na której wisiały zdjęcia i obrazy uczniów.
Z sufitu zwisały tabliczki z sekcjami tak, aby każdy łatwo
mógł znaleźć to, czym się interesował. Nowe oświetlenie i
odnowione meble zmieniły zakurzone pomieszczenie nie do poznania,
a Hermiona była niezwykle dumna z pracy swoich kolegów.
Poprawiła jeden z obrazów, by wisiał idealnie równo i wróciła
na początek magazynu, by poczekać na pozostałych.
— Przez cały ten czas tu siedziałaś?
Dziewczyna zerknęła za siebie i
skinęła głową.
— Jak tam omawianie taktyki?
— W porządku. Czuję, że wygramy —
odpowiedział pewnie Draco, siadając na schodach obok Gryfonki. —
Nie idziemy doglądać szczegółów?
— Już to zrobiłam.
Ślizgon uniósł brew.
— Rozmawiałam z Nottem — przyznała
Hermiona.
— Czy...?
— Nie — zaprzeczyła szybko, nie
chcąc być przyczyną kłótni przyjaciół. — Jak myślisz, kiedy
się do mnie przekona?
Arystokrata westchnął, rozsiadając
się wygodniej.
— Daj mu trochę czasu na poukładanie
sobie wszystkiego w głowie. Teo taki już jest, wszystko analizuje i
dokładnie przemyśla. Ostrożnie dobiera przyjaciół i ciężko do
niego trafić, ale, uwierz mi, zyskuje przy bliższym poznaniu...
hmm, trochę jak Ognista.
Hermiona parsknęła śmiechem, jednak
nie skomentowała słów chłopaka.
Pół godziny później Galeria
Absolwentów zapełniła się przybyłymi gośćmi. Zjawili się nie
tylko nauczyciele i pozostali prefekci, ale także spore grono
uczniów, którzy nie uczestniczyli w pracach remontowych. Hermiona,
stojąc na specjalnie wyczarowanym na tę okazję podwyższeniu, z
dumą i uśmiechem przyglądała się kolejnym grupkom młodych
czarodziejów, którzy z zainteresowaniem rozglądali się po
pomieszczeniu.
— Widzisz? Przyszli! — zagadnęła
szeptem Dracona, ciesząc się przy tym, jak małe dziecko.
— A myślałaś, że będzie inaczej?
— Szczerze mówiąc, obawiałam się,
że będzie dokładnie tak, jak mówiłeś... że nikt nie zechce
poświęcić nawet pięciu minut, by zobaczyć, nad czym pracowaliśmy
przez te miesiące — odpowiedziała, rozglądając się po
zebranych.
— Tak, całe szczęście, że mieli
inne zdanie — odpowiedział z przekąsem, zastanawiając się nad
tym, jak pomieści tyle osób w loży honorowej podczas finałowego
meczu Quidditcha. — Zestresowana? — spytał, gdy zauważył, jak
Gryfonka nerwowo wyłamuje sobie palce.
— Odrobinę.
— Pozwolisz, że zacznę — bardziej
stwierdził, niż zapytał, po czym dostojnym krokiem podszedł do
mównicy i zaczekał, aż rozmowy uczniów ucichną. — Witam
dyrekcję, nauczycieli i innych szanownych gości na otwarciu
tej jakże wspaniałej („i jakże nikomu niepotrzebnej” —
dodał w myślach) galerii, ukazującej cząstkę kultury
uczniowskiej na przestrzeni stuleci („i dobrze, że tylko
cząstkę, bo inaczej sprzątalibyśmy ten burdel do
pięćdziesiątki”). W trakcie zwiedzania będziecie mieli
okazję dowiedzieć się czegoś więcej nie tylko na temat tego, jak
wyglądały szkolne mundurki w minionych czasach, ale także
uzyskacie wgląd w sposoby edukacji oraz zakres przedmiotowy zajęć
na przestrzeni lat. Dowiecie się, jakich przedmiotów uczyli się
wasi przodkowie oraz jak zmieniał się sam zamek przez stulecia.
Wszystkich zainteresowanych sportem zapraszam do sekcji „Quidditch”,
gdzie znajdziecie nie tylko informacje o początkach rozgrywek
szkolnych, ale także ich udokumentowany przebieg od roku 1528...
— Jeśli już mowa o Quidditchu —
odezwał się jeden z uczniów — chciałbym się dowiedzieć, kiedy
dowiemy się czegoś więcej o tej loży...
— Później — uciszył go szybko
arystokrata, po czym, nie wychodząc ze swojej roli, dodał: —
wszystkich zainteresowanych rozgrywkami Quidditcha zapraszam do
wspomnianej przeze mnie sekcji, gdzie będę mógł odpowiedzieć na
wasze pytania. Wracając do kwestii organizacyjnych, chciałbym
podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do
urzeczywistnienia wizji tego miejsca... — przerwał na chwilę,
czując na sobie palące spojrzenie Gryfonki — ale o tym, może
wspomni osoba, która była pomysłodawczynią całego
przedsięwzięcia — dodał, gestem zapraszając ją do siebie.
Odsunął się od mównicy i odczekał,
aż Hermiona zajmie jego miejsce. Odwzajemnił jej uśmiech, po czym,
mijając ją, bez skrępowania klepnął dziewczynę w tyłek.
Zaśmiał się pod nosem, widząc, jak Gryfonka podrywa się w górę,
a na jej policzki wypływa uroczy rumieniec.
— Yyy... — zaczęła Hermiona,
mając wyraźne trudności z ułożeniem pełnego zdania.
Odchrząknęła, posłała jeszcze jedno groźne spojrzenie w stronę
Ślizgona i kontynuowała: — Tak, ze swojej strony chcielibyśmy
podziękować prefektom i wszystkim ochotnikom, którzy nie wahali
się poświęcić swojego wolnego czasu na to, by przywrócić lata
świetności tego miejsca — uśmiechnęła się, widząc, jak
Blaise ochoczo kiwa głową i wskazuje na siebie. — Nie pozostaje
nam nic innego, jak tylko zaprosić was do zwiedzania... —
cmoknęła, poirytowana pojawieniem się arystokraty, który ponownie
zabrał głos, wpychając się na jej miejsce.
— A wszystkich prefektów zapraszamy
na krótkie spotkanie przy wystawie prac uczniów.
Gdy goście z zaciekawieniem zaczęli
wchodzić do poszczególnych alejek, Gryfonka zapytała:
— Dlaczego nic nie wiem o tym
spotkaniu?
— Bo to moja własna inicjatywa —
odparł dumnie, po czym chwycił ją za dłoń i poprowadził we
wskazane miejsce, gdzie czekała na nich butelka szampana. Odczekał,
aż zjawią się wszyscy zainteresowani i oznajmił bez zbędnych
wstępów: — A teraz napijmy się za to, że wreszcie mamy to za
sobą.
— Myślałam, że to toast za to, że
udało nam się wspólnie stworzyć coś tak imponującego...
— Taa, to też — skwitował
arystokrata, rozlewając złocisty napój do kieliszków. Nie
czekając na jej odpowiedź, podał jeden i stuknął swoim
kieliszkiem o jej.
— Za sukces.
Hermiona uśmiechnęła się.
— Za sukces.
***
Draco ani się obejrzał, a już tylko
jeden dzień dzielił go od najważniejszego meczu, w jakim brał
udział w całym swoim życiu. Miał ostatnią szansę, by zdobyć
Puchar Quidditcha i przez te niespełna dwa tygodnie myślał i
mówił tylko o tym. Ciężko trenował razem z drużyną,
poświęcając dla sportu czas na naukę, czego nie omieszkała
wytknąć mu jego dziewczyna. Chodziła za nim, powtarzając, iż to
owutemy powinny być dla niego priorytetem i wygrażała się, że
jeśli się to nie zmieni, przestanie mu pomagać. Faktem było
jednak to, iż Hermiona i tak poświęcała każdą wolną chwilę,
by usiąść razem z nim przy podręcznikach i do późnych godzin
powtarzać materiał.
Nie wiedział, jak udało mu się to
osiągnąć, ale zdołał przekonać ją do tego, by odpuścić sobie
naukę tego wieczoru. Po pierwsze, głowa tak bolała go od napływu
wiedzy, iż miał wrażenie, jakby lada chwila miała pęknąć. Po
drugie i tak nic by dziś nie zapamiętał.
Ze szklanką Ognistej, zaszył się w
pokoju, oddając się swojej cichej pasji. Rozsiadł się na łóżku
i w towarzystwie słowników i paru innych dodatkowych
ksiąg, zaczął tłumaczyć kolejny alchemiczny zwój z jego
kolekcji.
Pochłonięty swoim zajęciem, nawet
nie usłyszał, jak Hermiona wchodzi do środka. Gryfonka zmarszczyła
brwi, zaskoczona widokiem arystokraty otoczonego książkami
i zaciekawiona podeszła bliżej. Nachyliła się i uważnie
przyjrzała trzymanemu przez niego pergaminowi. Widząc, jak blondyn
męczy się z jednym zdaniem, przyłożyła palec do zwoju
i przeczytała:
— Aby uchwycić esencję życia,
trzeba wpierw zrozumieć żywioły rządzące tym światem. Każdy z
nich ma wpływ na istoty żywe, gdyż ogień, woda, powietrze, ziemia
i duch tworzą wszystko, co ma wnętrze.
Zaskoczony Draco drgnął i odwrócił
się, by spojrzeć na kasztanowłosą.
— Jak...?
— O co chodzi? — spytała Gryfonka,
widząc, jak blondyn kilkukrotnie przebiegł wzrokiem od niej do
pergaminu.
— Przecież ty nie znasz starożytnej
greki...
Hermiona roześmiała się i niedbale
machnęła ręką.
— Och, oczywiście, że znam i to od
dziecka — oznajmiła, siadając obok niego.
— Mówiłaś, że nie znasz...
— Naprawdę? — zdziwiła się,
wyjmując z jego dłoni zwój. — Musiało ci się coś pomylić.
Arystokrata siedział, bez słowa
obserwując, jak dziewczyna wczytuje się w tekst. To, z jaką
prędkością przechodziła do następnej linijki, wprawiało go w
osłupienie. Był niemal pewien, że jakiś czas temu Hermiona mówiła
zupełnie co innego. Czyżby pamięć go zwodziła? A może
Gryfonka wtedy kłamała?
Ślizgon zmarszczył brwi, próbując
sobie przypomnieć, czy byli wtedy ze sobą skłóceni, jednak słowa
Hermiony skutecznie przerwały jego rozmyślania.
— Pomóc ci w tłumaczeniu?
— Tych zwojów?
— No tak. Dla mnie to tylko kilka
minut czytania. Nie widzę powodu, dla którego miałbyś się tak
dalej męczyć — dodała, wzruszając ramionami.
— W porządku — wymamrotał nadal
zaskoczony Draco, na co dziewczyna od razu zaczęła tłumaczyć
zapiski. — Możesz trochę wolniej? — poprosił, ledwo nadążając
z pisaniem.
— Co... och, oczywiście, ale... czy
to przypadkiem nie jest jeden z opisów tworzenia kamienia
filozoficznego? — spytała, przeglądając dalsze zapiski i
staranne, choć w większości rozmazane rysunki.
— Jest.
— Och... — bąknęła
kasztanowłosa, wyraźnie zaskoczona swoim odkryciem. — A można
wiedzieć, dlaczego...?
— Z czystej ciekawości. Coś nie
tak?
— Nie, to tylko dość nietypowe
hobby. No wiesz, inni malują, śpiewają, piszą wiersze, a mój
chłopak stara się odkryć sposób wykonania kamienia
filozoficznego.
Draco zaśmiał się i upił łyk
Ognistej.
— Powiedzmy, że alchemia
interesowała mnie od zawsze.
— Draco!
Blondyn, słysząc wołanie z salonu,
odstawił szklankę i wyszedł z pokoju. Widząc Teodora i domyślając
się, z czym przyszedł, zamknął drzwi do swojej sypialni.
— Masz coś?
Nott skinął głową. Wyjął z
kieszeni zdjęcie i podał je chłopakowi.
Draco przyjrzał się fotografii.
Widniał na niej tęgi, czarnoskóry nastolatek, który, zdaniem
arystokraty, miał poważne problemy z nadwagą.
— To... on? — wymamrotał,
spoglądając to na przyjaciela, to na zdjęcie.
— Nikt inny o imieniu lub przezwisku
Franek nie chodził do Hogwartu — odparł Teodor, ledwo utrzymując
powagę, na widok miny blondyna. — Wszystko w porządku?
— Czego się o nim dowiedziałeś?
— Jego prawdziwe nazwisko to Jabulani
Akilim. Pochodzi z Zimbabwe. Jego imię oznacza cieszyć się,
radować...
— Jak go znajdę, nie będzie miał
powodów do radości — warknął Draco, z nienawiścią patrząc na
podobiznę chłopaka.
Usta Notta zadrżały, jednak ze
względu na ich wieloletnią przyjaźń, postanowił zachować uwagi
dla siebie.
— Nie wiem, jak zdobył swój
przydomek, ale ukończył szkołę sześć lat temu z dość marnymi
ocenami — dodał, po czym zaczął wymieniać oceny Jabulaniego
zdobyte na owutemach.
Arystokrata zamrugał. Wiedział, że
chłopak stanie na wysokości zadania i zdobędzie tyle informacji,
ile tylko było można, jednak i tak zaskoczyła go ich ilość.
— Skąd ty to wszystko wiesz?
Teodor wzruszył ramionami i z
podstępnym uśmieszkiem, przyznał:
— Włamałem się do archiwum.
Podsumowując, koleś nie miał zbyt ciekawego życia. Zwykły,
szary, niewyróżniający się uczniak.
Draco pokiwał głową, zapisując
wszystkie informacje w pamięci.
— Dzięki za pomoc.
— Nie siedź do późna. Jutro ważny
dzień.
Blondyn pokiwał głową i gdy został
sam, usiadł na fotelu, nie odrywając oczu od zdjęcia. W końcu
upuścił je na podłogę i zdruzgotany, wymamrotał:
— Moja dziewczyna migdali się z
Frankiem z Zimbabwe...
Gdy arystokrata długo nie wracał,
Hermiona weszła do salonu, by sprawdzić, co go zajęło na tak
długo. Zmarszczyła brwi, widząc, jak Ślizgon z odrazą wpatruje
się w zdjęcie, raz po raz mamrocząc coś z zawiścią pod nosem.
— Wszystko w porządku?
Chłopak wstał i podał jej zdjęcie,
mówiąc:
— Musimy porozmawiać. Chcę
wiedzieć, kim on dla ciebie jest.
Zaskoczona Gryfonka zerkała to na
fotografię, to na blondyna, nie wiedząc, co powiedzieć.
— Pierwszy raz widzę go na oczy —
wydukała, próbując oddać mu zdjęcie, jednak Ślizgon zignorował
to, nadal wpatrując się w nią z ponurą determinacją.
— Jesteś pewna? Co, nie rozpoznajesz
swojego przyjaciela? — spytał, wyraźnie akcentując ostatnie
słowo. — Nie poznajesz swojego Franka?
W tym momencie Hermiona zrozumiała
wszystko i wybuchła śmiechem. Draco zmrużył oczy.
— Masz czelność śmiać mi się
prosto w twarz?
Dziewczyna, nie będąc w stanie
wypowiedzieć choćby słowa, pokiwała głową, jednak widząc
zaciętość na jego twarzy, opanowała się i zapytała:
— Skąd masz to zdjęcie?
— Odpowiedz, co cię z nim łączy —
Ślizgon nie dawał za wygraną, z coraz większym trudem panując
nad emocjami. — Słyszałem, jak rozmawiałaś z Weasley o tym, jak
cudownie całuje — rzucił oschle, jednak w jego oczach widać było
złość i rozgoryczenie.
— Ale, Draco, to nie tak —
zapewniła gorliwie Gryfonka, ocierając łzy rozbawienia.
Widząc jego oskarżające spojrzenie,
poszła do pokoju, szukając listu od babci, doskonale wiedząc, że
nie jest w stanie mu tego wytłumaczyć, raz po raz wybuchając
śmiechem. Przygryzając wargę, bez słowa podała mu kartkę.
Z każdą przeczytaną linijką tekstu,
oczy blondyna zwężały się coraz bardziej. W końcu wyprostował
się i z niewzruszonym wyrazem twarzy spojrzał na Hermionę.
Dziewczyna przełknęła ślinę, instynktownie przeczuwając
kłopoty.
— Draco...?
— A więc szalałem z niepokoju, że
do mojej dziewczyny podbija jakieś niewydarzone ciele z Afryki,
a teraz okazuje się, że miałaś po prostu chęć ponabijania
się ze mnie, tak? — spytał cicho arystokrata.
Za cicho...
Gryfonka przełknęła ślinę, robiąc
krok w tył.
— To był taki niewinny żart —
zapewniła bez przekonania w głosie, zerkając za siebie, by
sprawdzić, czy ma jakąś drogę ucieczki. — Żarcik, nawet bym
powiedziała...
— Masz dziesięć sekund — oznajmił
pozornie niewzruszony Ślizgon, nie odrywając od niej spojrzenia.
— Nie wygłupiaj się.
— Dziesięć.
— Draco!
— Dziewięć
— Draco, przestań! — rozkazała
kasztanowłosa łamiącym się głosem.
— Osiem.
Hermiona postanowiła zmienić taktykę.
— Przecież mnie kochasz...
— Siedem.
— Chce tylko przypomnieć ci, że
jeżeli coś mi się stanie, to stracisz sens życia — ostrzegła
go, unosząc palec.
W odpowiedzi dostała drżący kącik
ust i niebezpieczny błysk w stalowych tęczówkach.
— Sześć.
— Dobrze. Skoro tak stawiasz sprawę,
to żegnam — oświadczyła i, nie czekając na to, aż arystokrata
skończy odliczanie, wybiegła z dormitorium.
Słysząc,
jak Ślizgon głośno wymawia kolejne słowo, pisnęła jak mała
dziewczynka, czując podekscytowanie i dreszczyk rywalizacji. Wypadła
na korytarz i rzuciła się przed siebie, chcąc znaleźć się jak
najdalej od chłopaka, gdy ten skończy odliczanie. Odsunęła jeden
z obrazów i weszła do ukrytego korytarza, prowadzącego na wyższe
piętro. Przystanęła w połowie i, poruszając się w całkowitej
ciemności, zdołała ukryć się za podniszczonym, masywnym
posągiem.
Chwilę później usłyszała jak
obraz, przez który przeszła, odsuwa się. Nie usłyszała jednak
żadnych kroków, co upewniło ją w tym, że do środka wszedł
Draco. Skuliła się, przysłaniając usta dłonią, nie chcąc być
złapaną tak wcześnie. Problem w tym, że arystokrata był
przebiegły i potrafił używać głowy, dlatego też, gdy udał
potknięcie i zaklął donośnie, zachichotała, zdradzając swoje
położenie.
— Gdzie jesteś, Granger? — szepnął
melodyjnie Draco, uśmiechając się pod nosem.
Odwrócił się i ostrożnie ruszył w
kierunku, z którego dobiegł go śmiech dziewczyny.
— Nie powiem.
— Już to zrobiłaś.
„Fakt” — pomyślała
Hermiona, zastanawiając się, jak wybrnąć z tej sytuacji.
Podniosła jeden z kamieni i już miała go rzucić na drugi koniec
korytarza, jednak zatrzymała się w ostatniej chwili i upuściła go
tuż obok swoich stóp. Wiedziała, że Ślizgon domyśliłby się,
że próbuje go zmylić. Teraz miała nadzieję, iż złapie haczyk i
ruszy w przeciwnym kierunku.
Uśmiechając się z zadowoleniem,
powoli zaczęła skradać się do wyjścia z sekretnego przejścia.
Doskonale wiedząc, że smuga światła natychmiast sprowadzi tu jej
współlokatora, nie bawiąc się w subtelności, z hukiem
odsunęła obraz i wypadła na korytarz. Skręciła i schowała się
za jedną ze srebrnych zbroi. Blondyn minął ją w biegu.
Zadowolona Gryfonka, wyszła ze swojego
ukrycia, co okazało się być poważnym błędem. Silne ramiona
natychmiast otoczyły jej talię, a na szyi poczuła oddech Dracona.
— Mam cię — oznajmił zwycięskim
tonem, przyciągając ją do siebie. — Tylko co ja mam teraz z tobą
zrobić?
— Wypuścić i zapomnieć o całej
sprawie.
Ślizgon zaśmiał się cicho.
— Chciałabyś — mruknął, po czym
sprawnie przerzucił ją sobie przez ramię i, nie zważając na jej
protesty, ruszył przed siebie.
— Draco, zatrzymaj się. Masz
natychmiast odstawić mnie na ziemię! — zarządziła Hermiona,
zastanawiając się, czy jej spódniczka nie podwinęła się za
wysoko. Słysząc jego bezczelny śmiech, zaczęła uderzać
piąstkami w jego plecy. W odpowiedzi arystokrata klepnął ją w
tyłek.
— MALFOY!!! — ryknęła, prostując
się w jego uścisku.
— Dobry wieczór, pani profesor.
Zamarła, słysząc słowa chłopaka.
Spodziewała się wywodu na temat ich zachowania i szlabanu, jednak
Ślizgon nawet nie przerwał wędrówki, a gdy wyminął
nauczycielkę, dziewczyna zrozumiała, skąd brak reprymendy.
Luise Donovan spojrzała na nią z
uśmiechem i uniosła kciuk do góry. Miała czelność uśmiechnąć
się i zniknąć w bocznym korytarzu, zapewne nie chcąc
przeszkadzać prefektom naczelnym.
— Znikąd pomocy — wymamrotała
zdruzgotana Hermiona.
— Coś mówiłaś, kochanie?
— Tak! Że cię nienawidzę!
Słyszysz? Nienawidzę cię, Malfoy!
— Trudno, żebym tego nie słyszał,
Granger, drzesz mi się do ucha — odparł wyraźnie z siebie
zadowolony arystokrata.
— Wypuść mnie, nim ktoś jeszcze
nas zobaczy.
— Nie.
Gryfonka przymknęła oczy, wyobrażając
sobie, co zrobi ze swoim chłopakiem, gdy ten w końcu postawi
ją na ziemi.
— To popraw mi chociaż spódnicę.
Czuje, że jest za wysoko — mruknęła zażenowana.
Draco zerknął na jej biodra z wrednym
uśmieszkiem.
— Hmm, naprawdę?
— Malfoy!
— Granger, naprawdę myślisz, że
pozwoliłbym na to, żeby ktokolwiek zobaczył tyłek mojej
dziewczyny?
— Tak.
— Masz rację.
— MALFOY!!!
Ślizgon zaśmiał się kpiąco i
pokręcił głową.
— Żartowałem. Nie wierzę, że
nadal nie rozpoznajesz, kiedy się z ciebie nabijam.
Hermiona zmrużyła oczy, czując, jak
blondyn przekracza pewną granicę jej wytrzymałości. Uśmiechnęła
się podstępnie i oparła łokieć na ramieniu arystokraty tak, aby
mogła wesprzeć głowę na dłoni.
— Malfoy... pamiętasz może Turniej
Trójmagiczny? — spytała na pozór uprzejmym tonem, wolno
wymawiając słowa.
— Taak...
— Hmm... a pamiętasz moją reakcję,
jak dowiedziałam się o waszym wybryku z peleryną i eliksirem
wielosokowym? Wtedy, jak chciałam się na was rzucić, ale Blaise
mnie powstrzymał? I napomknął coś o moich piersiach?
— Jak przez mgłę.
— Pamiętasz, co wtedy mówiłam?
— Z tego, co kojarzę, to zwyzywałaś
go od erotomanów — powiedział Ślizgon, uśmiechając się na to
wspomnienie.
Mocniej objął Gryfonkę, wchodząc z
powrotem do ich dormitorium.
— Tak, tylko widzisz, później
zagroziłam, że rzucę na niego klątwę, która sprawi, że będzie
miał spore problemy w sferze intymnej. Czy wiesz, że taka klątwa
istnieje naprawdę?
Gwałtownie zatrzymał się, słysząc
jej słowa.
— Tak się składa, że znam formułę.
Draco przełknął ślinę.
— Żartujesz sobie ze mnie. Prawda? —
nie otrzymawszy odpowiedzi, dodał: — Kto normalny wymyśliłby
taką klątwę?
— Dziewczyna zirytowana na swojego
chłopaka.
Ślizgon postawił ją na ziemi, by
upewnić się, czy Hermiona rzeczywiście mówiła prawdę i niemal
westchnął z ulgi, widząc jej wredny uśmieszek.
— To było okrutne zagranie, Granger
— powiedział z udawanym oburzeniem. — Przez chwilę naprawdę
myślałem, że jesteś w stanie zrobić mi coś takiego.
— W sumie to rozwiązałoby to twój
problem — odparła kasztanowłosa z zadziornym uśmiechem, na co
blondyn uniósł brew. — No co?
— Grabisz sobie — ostrzegł ją
cicho, zmuszając ją do zrobienia kilku kroków w tył.
Oparł ręce po obu stronach jej głowy,
odcinając jej drogę ucieczki.
— Co ja niby takiego zrobiłam? —
spytała niewinnie Hermiona.
— Odkąd z tobą jestem, stłukłem
zawodnika mojej drużyny, latałem za Frankiem z Zimbabwe i
zużyłem tyle litrów wody, ile znajduje się w cholernych
lodowcach. Że już nie wspomnę o tym, co stało się od początku
roku.
— Trochę się tego nazbierało —
przyznała, przenosząc wzrok na jego usta.
— Aha... I nawet wiem, jak to sobie
odbiję — oznajmił Ślizgon, nachylając się nad nią.
Następnego ranka, Draco z trudem
przełknął tych kilka kęsów tosta, służącego mu za śniadanie.
Podekscytowanie i zdenerwowanie skutecznie utrudniały mu wykonywanie
nawet najbardziej banalnych czynności, przez co ostatniej nocy
zaznał tylko kilka godzin snu. Pomimo tego, iż powinien słaniać
się na nogach, był nabuzowany energią i nie mógł usiedzieć w
jednym miejscu dłużej niż kilka minut, dlatego też szybko
dokończył grzankę i opuścił Wielką Salę. Pomimo iż od meczu
dzieliły go jeszcze dwie godziny, udał się do szatni.
Był w trakcie nakładania ochraniaczy,
gdy do środka weszła Hermiona. Dziewczyna niepewnie rozejrzała się
po wnętrzu i podeszła do arystokraty.
— Jak tam samopoczucie przed meczem?
— W porządku. Jestem pewien, że to
wygramy. Zbyt ciężko pracowaliśmy, by teraz to wszystko
zaprzepaścić — wyrecytował, zapinając ochraniacz na
przedramieniu. — Załatwiłem ci miejsce w loży honorowej, żebyś
dobrze widziała, jak będę łapał znicza.
Kasztanowłosa zaśmiała się, kręcąc
głową.
— Jakiś ty skromny.
— Jestem po prostu świadomy własnych
umiejętności — odparł i zaklął, gdy po raz kolejny nie udało
mu się zapiąć ochraniacza.
Hermiona, widząc, jak drżą mu
dłonie, podeszła do niego i sięgnęła, by samej zapiąć skórzaną
rękawicę.
— Nie, żebym cię wyganiał, ale za
chwilę przyjdzie tu reszta drużyny — mruknął Ślizgon,
nachylając się, by musnąć wargami jej skroń w podzięce za
pomoc.
Gryfonka przewróciła oczami i objęła
go.
— Powodzenia.
— Zaczekaj chwilę — poprosił
Draco, po czym zdjął sygnet i podał go dziewczynie. — Dałbym ci
szalik Slytherinu, ale biorąc pod uwagę fakt, że będą cię
otaczać głównie sympatycy Krukonów...
Hermiona uśmiechnęła się i,
założywszy pierścień, ruszyła do wyjścia.
— I... Granger? Będę niepocieszony,
jeśli go zgubisz — dodał, na co w odpowiedzi dostał jej śmiech.
Kasztanowłosa wyszła z szatni i
zajęła zarezerwowane dla niej miejsce w pierwszym rzędzie w loży.
Mimo iż do meczu zostało sporo czasu, uczniowie już wypełniali
trybuny, chcąc pozajmować jak najlepsze miejsca na mecz finałowy.
W ten majowy dzień niebo było
całkowicie bezchmurne, a liśćmi nie poruszał nawet najmniejszy
podmuch wiatru. Zawodnicy mieli idealne warunki, choć słońce mogło
przysporzyć im nieco problemów, zwłaszcza szukającym. Hermiona,
która po ćwiczeniach sama wiedziała, jak trudno złapać małą
piłeczkę, czuła podziw dla ich umiejętności i po raz pierwszy w
życiu odczuwała takie emocje, oczekując na mecz.
Czas wydawał jej się dłużyć, a
trybuny stawały się coraz bardziej zaludnione. Uczniowie, chcąc
wesprzeć Krukonów, wyposażyli się w niebieskie szaliki, co
sprawiło, iż prawie wszystkie sektory nabrały kolorów Ravenclawu.
Najwyraźniej trzy domy Hogwartu połączyły siły, za wszelką cenę
nie chcąc dopuścić, by Puchar powrócił do Slytherinu.
Dziewczynie zdawało się, iż minęła
wieczność, aż w końcu na boisko zaczęły wychodzić obie
drużyny, a z głośników poniósł się głos Deana Thomasa:
— Witam wszystkich na finałowym
meczu Quidditcha, w którym zmierzą się drużyny domu Ravenclaw
i Slytherin. Która z nich sięgnie po to trofeum? Jedno jest
pewne, Puchar zmieni właściciela. Ale zanim pani dyrektor przekaże
go dzisiejszemu zwycięzcy, czeka nas niesamowite widowisko, a oto
jego główni bohaterowie! Drużyna Krukonów, której skład
zdążyliśmy już poznać w trakcie poprzednich meczów: Goldstein,
Bradley, Chambers, Belby, Bott, Corner i... Smith!
Trybuny zawrzały od oklasków i
wiwatów, gdy drużyna Ravenclawu zaprezentowała się w pełnej
krasie, wychodząc na środek boiska, gdzie czekała na nich pani
Hooch.
— Swoją drogą, ciekawe jak
zawodnicy poradzili sobie z licznymi zawirowaniami personalnymi,
z trójkątem w roli głównej...
— THOMAS!
— Przepraszam, pani dyrektor, staram
się być dokładny — pospieszył z wyjaśnieniami Gryfon —
jednak jak widać, zdołali odstawić to na drugi plan i skupić się
na grze, ponieważ nadal możemy oglądać drużynę Krukonów w
niezmienionym składzie. Ich rywalami w dzisiejszym meczu będą
Ślizgoni, którzy w przeciągu ostatnich dwudziestu lat osiemnaście
razy grali w finale, trzynastokrotnie sięgając po trofeum. Ich
dobra passa skończyła się pięć lat temu i miejmy nadzieję, że
to się nie zmieni...
— Thomas, komentator ma być
bezstronny!
— Przecież jestem, pani dyrektor. A
oto i oni: Zabini, Harper, Malcolm, Nott, Scubs, Graham i Malfoy.
Stadion wypełnił odgłos buczenia,
jednak Hermiona się tym nie przejmowała. Nawet nie zdawała sobie
sprawy z szerokiego uśmiechu, jaki pojawił się na jej twarzy. Z
dumą obserwowała, jak Draco, z wysoko podniesioną głową,
maszeruje na środek boiska i ustawia się na pozycji, czekając, aż
kapitanowie uścisną sobie dłonie, a pani Hooch rozpocznie mecz.
Arystokrata odbił się od ziemi i
okrążył boisko, spoglądając na trybuny. Uśmiechnął się
wrednie na widok transparentów i haseł, mających zagrzewać
Krukonów do walki. Nie przejmował się tym, że zdecydowana
większość obecnych na stadionie osób z satysfakcją obserwowałaby
ich porażkę i jawnie to okazywała. Z tym większą przyjemnością
sprowadzi ich na ziemię, gdy zakończy ten mecz.
Hermiona zacisnęła kciuki, trzymając
w jednej dłoni sygnet Dracona. Choć, zgodnie z przewidywaniem
Malfoya, była otoczona przez sympatyków Krukonów, nie miała
zamiaru ukrywać tego, komu kibicuje. Gdy po brawurowej akcji Zabini
zdobył pierwsze punkty, podskoczyła, wyciągając dłoń w
zwycięskim geście, jednak po chwili wróciła do obserwowania gry,
nerwowo obgryzając paznokcie, gdy trójka ścigających Ravenclawu
ruszyła w stronę Grahama.
— Po niedokładnym podaniu Krukoni
tracą kafla... Oj, nie powinni teraz tracić czasu na dyskusję, nie
teraz, gdy w stronę ich bramki pędzi zwarta formacja ścigających
z Zabinim na czele — oznajmił Dean, komentując nerwową wymianę
zdań pomiędzy Terrym Bottem a Anthonym, który obwiniał
pałkarza o to, że nie zapewnił mu czystego pola.
Teodor Nott uśmiechnął się chytrze,
obserwując całą scenę. Odbił, lecącego w stronę Harpera,
tłuczka i syknął ze złością, gdy Krukonom udało się
obronić ich strzał. Pomimo tego, że zadbali o to, by w przeciwnej
drużynie nie zabrakło problemów, ci nadal byli groźnym
przeciwnikiem.
— Trafił! Brawo Anthony, tak
trzymaj! Jeszcze tylko dwa i mecz zacznie się od nowa! —
wrzeszczał Dean, gdy na tablicy pojawił się nowy wynik. — 30 do
10 dla Slytherinu.
Hermiona mocniej zacisnęła dłoń na
barierce, po tym, jak Krukoni ponownie przejęli kafla, trafnie
odczytując kolejne podanie Harpera. Skrzywiła się z niesmakiem,
gdy odbity przez Teodora tłuczek otarł się o ramię
Chambersa, jednak chłopak z zaciętym wyrazem twarzy w dalszym
ciągu zmierzał ku Grahamowi.
— Faul! — wrzasnął komentujący
Gryfon, gdy arystokrata z impetem wleciał na ścigającego Krukonów.
Mecz został przerwany przez panią
Hooch, która podleciała do zawodników, chcąc wyjaśnić całą
sprawę. Hermiona zmarszczyła brwi, widząc poirytowany wyraz twarzy
swojego chłopaka, choć postawiłaby swoją różdżkę na to, że
jeszcze przed chwilą Ślizgon posłał Zabiniemu perfidny uśmiech.
— Do jasnej cholery, to jest jawne
utrudnianie gry! — oburzył się Draco, gwałtownie gestykulując.
— Ty parszywa żmijo, to ty mnie
sfaulowałeś!
— Leciałem za zniczem!
— Spokój, panowie — zarządziła
pani Hooch, wlatując pomiędzy zawodników.
— Domagam się ukarania
nieregulaminowego zagrania! — protestował Krukon.
— Znam regulamin, panie Chambers —
oznajmiła stanowczo pani Hooch. — Tak się składa, że przypadek
ten nie kwalifikuje się na rzut karny, zwłaszcza że szukający...
— Jasne — warknął wściekle
Krukon. Poczekał, aż sędzia oddali się na odpowiednią odległość
i syknął do arystokraty: — Żadnego znicza nie było.
— Tak? A potrafisz to udowodnić? —
spytał z kpiną, mrugając do Grahama.
Hermiona przygryzła wargę, widząc,
jak rozjuszony Krukon odlatuje w stronę pozostałej dwójki
ścigających i wymienia z nimi kilka uwag. Z troską spojrzała w
stronę arystokraty, przeczuwając nadchodzące kłopoty. Była
pewna, że od tej chwili zawodnikom coraz częściej będą puszczać
nerwy, a gra stanie się bardziej brutalna.
Uspokoiła się nieco dopiero wtedy,
gdy Ślizgoni uzyskali przewagę czterdziestu punktów. Jednak
w wyrazie twarzy Krukonów było coś, co jasno dawało do
zrozumienia, że się nie poddali, ani tym bardziej nie zapomnieli o
podstępnej zagrywce Dracona. Zmarszczyła brwi, gdy zobaczyła jak
dwójka ich ścigających, przepuszcza, lecącego w stronę ich
bramek, Zabiniego, a następnie rusza za nim, by przyblokować go z
obu stron. Widziała, jak Ślizgon próbuje zmienić kierunek lotu,
jednak Krukoni brutalnie spychali go do środka.
— O takiej taktyce jeszcze nie
słyszałem — oznajmił Dean Thomas, przyglądając się, jak
dwójka ścigających eskortuje Ślizgona pod własne słupki. —
Oj, to musiało boleć! — krzyknął z niesmakiem, gdy pałkarz
Krukonów perfidnie odbił tłuczka prosto w twarz Blaise'a, któremu
drogę ucieczki odcięli ścigający.
Tym razem Gryfonka obserwowała, jak
arystokrata podlatuje do przyjaciela i domaga się ukarania
winowajcy.
— Panie Malfoy, właśnie do tego
służą tłuczki: by uniemożliwić ścigającemu zdobycie punktu.
Karane są tylko ataki, kiedy ścigający nie jest w posiadaniu
kafla.
Na nic zdały się głośne protesty
drużyny Ślizgonów. Po pobieżnych oględzinach stanu zdrowia
ścigającego, pani Hooch zarządziła wznowienie gry.
— Na pewno dasz radę grać dalej? —
zapytał z troską blondyn, z niesmakiem przyglądając się
złamanemu nosowi przyjaciela.
— Ta — odparł machinalnie Ślizgon,
po czym odleciał zająć swoją pozycję.
— Jak widać Krukoni, pomimo
początkowych trudności, ani myślą się poddać — Dean
podsumował ostatnie dziesięć minut meczu, w trakcie których
drużynie Ravenclawu udało się zmniejszyć stratę. — Nie wiem,
na co liczą, ale taki numer drugi raz nie przejdzie — oznajmił,
widząc, jak ta sama dwójka Krukonów blokuje drogę ucieczki
Harperowi.
Widząc, co się dzieje, Nott podleciał
do ścigających i, nie czekając na podanie tłuczka od Scubsa,
zamachnął się pałką i „zahaczył” nią o głowę Bradleya.
— Faul! Rzut karny dla Krukonów —
zarządziła pani Hooch, patrząc srogim wzrokiem na Teodora.
Kibice ryknęli w zachwycie, gdy
Anthony Goldstein bez problemu przechytrzył bramkarza Slytherinu,
jednak bardziej niż wynikiem meczu, Draco Malfoy przejmował się
Zabinim, który z trudnością utrzymywał się na miotle.
— Coś niedobrego dzieje się ze
ścigającym Ślizgonów — poinformował Dean Thomas, widząc, jak
drużyna skupia się wokół swojego kapitana. — Jaka będzie
decyzja? A jednak! Blaise Zabini schodzi z boiska! — oznajmił
Gryfon, na krótko po tym, jak Ślizgon wylądował na murawie i z
wściekłością odrzucił swoją miotłę. — Drużyna Slytherinu
prosi o czas, by opracować strategię gry w osłabionym składzie.
— Mam pomysł — rzucił Nott, nie
spuszczając z oczu zadowolonych przeciwników.
— Nie ma mowy, nie schodzę —
zaprotestował Zabini, słaniając się na nogach. — Nie po to
harowałem cały rok, żeby finał oglądać z trybun.
— Nie pozwolę ci wsiąść na miotłę
w takim stanie — oznajmił stanowczo Draco. — Musimy wystawić
kogoś na twoje miejsce...
— Nie mamy żadnego kompetentnego
rezerwowego — przerwał mu Malcolm, choć i on wiedział, że
w takim stanie Zabini nie może wrócić na boisko.
— Nie możemy grać, co chwilę
oglądając się za siebie czy nie spada z miotły...
— Czy ktoś mnie w ogóle słucha? —
oburzył się Teodor, zirytowany tym, jak nieudolnie próbują
znaleźć jakieś rozwiązanie. — Mówiłem, że mam pomysł...
— Jeśli wiąże się to z
wystawieniem na moje miejsce jakiejś pokraki...
— Nawet jeśli, może robić sztuczny
tłok... poza tym granie zaledwie dwójką ścigających mamy już
przećwiczone — oznajmił, jednak widząc ich ogłupiałe miny,
wyjaśnił: — Wtedy, gdy graliśmy z Granger na ćwiczeniach.
Cała szóstka z napięciem wpatrywała
się w Zabiniego. Widzieli, jak ambicja walczy ze zdrowym rozsądkiem,
jednak w dalszym ciągu to on był kapitanem i decyzja należała do
niego.
— Harper, wiesz co robić? —
upewnił się, a gdy otrzymał twierdzącą odpowiedź, oznajmił: —
Dobra, niech Jates wejdzie na moje miejsce, ale nie podawajcie do
niego kafla.
— Na miejsca! — oznajmiła pani
Hooch, sygnalizując koniec przerwy w meczu.
Kapitan Ślizgonów skinął głową,
odsyłając swoją drużynę na boisko. Przytrzymał arystokratę,
zanim ten zdążył odbić się od ziemi i powiedział:
— To nie jest grupka Gryfonów,
którzy dopiero co nauczyli się latać na miotle.
— Wiem.
— Trzeba będzie doprecyzować
manewry zwodzące, biorąc pod uwagę ich linię obrony.
— Wiem — odpowiedział lekko już
poirytowany Draco.
— Nie możesz tego zrobić,
jednocześnie wypatrując znicza.
— Nie mam wyjścia.
— Masz — oznajmił Zabini,
spoglądając na lożę honorową. — Podleć do mnie za dziesięć
minut, będę siedzieć obok Granger.
Blaise po raz ostatni z żalem spojrzał
na boisko i podniósł swoją miotłę, po czym odwrócił się,
kierując się ku loży honorowej. Przystanął kilka razy, czując,
jak nogi odmawiają mu posłuszeństwa, a przed oczami pojawiają się
ciemne plamy. Wziął kilka głębokich oddechów i, powłócząc
nogami, dotarł do drewnianych schodków.
— Na Godryka, musisz iść do pani...
— zaczęła Hermiona, ze zmartwioną miną przyglądając się
Ślizgonowi.
— Nie ma mowy, potrzebują mnie.
— Cholerni Ślizgoni, zawsze wiedzą
lepiej — warknęła pod nosem, jednak delikatnie ujęła jego
twarz, przyglądając się obrażeniom. — Nie ruszaj się —
poleciła, po czym machnęła różdżką, nastawiając nos chłopaka.
Już otwierała usta, by wygłosić
długą i monotonną przemowę na temat tego, czym może się
skończyć nieleczony uraz głowy, jednak Ślizgon zignorował ją
i powrócił do obserwowania meczu.
Wiedząc, że nie jest w stanie
przemówić mu do rozsądku, przeniosła swój wzrok na boisko.
Cmoknęła z niezadowoleniem, gdy Krukoni z łatwością
przejęli kafla, korzystając z osłabienia przeciwników.
Uniosła brew, gdy kątem oka zauważyła, jak Zabini kiwa głową
z aprobatą w momencie, w którym stracili kolejne punkty.
— Jesteś pewien, że nie
potrzebujesz lekarza?
— Co? Nie — odpowiedział, w
dalszym ciągu uważnie obserwując Krukonów. — Potrzebny mi...
— Draco? — spytała zaskoczona,
widząc, jak arystokrata pędzi w ich kierunku. — Co ty tu robisz?
Blondyn nawet nie odpowiedział. Po
tym, jak wyhamował przy barierce, nachylił się w stronę
Zabiniego, w skupieniu wsłuchując się w jego słowa. Gryfonka
wytężyła słuch, jednak spośród okrzyków tłumu udało jej się
tylko wyłapać pojedyncze słowa: „zwód”, „pozorowanie”,
„zawężenie”.
— Goldstein czy Graham? Bramkarz
Ślizgonów jest pod nie lada presją, to od niego zależy czy uda im
się utrzymać prowadzenie w tym meczu — oznajmił Dean Thomas. —
Problemy w ataku sprawiły, że jeśli szukający szybko nie złapie
znicza, Puchar znów może im się wyślizgnąć z rąk. TAK! Kolejny
gol dla Krukonów! — wrzasnął, w czym wtórowały mu kolejne
sektory stadionu.
Gryfonka nerwowo obgryzała paznokcie,
patrząc, jak arystokrata podlatuje do swoich ścigających
i przekazuje im instrukcje od kapitana, po czym nerwowo rozgląda
się w poszukiwaniu znicza. Ten jednak, jak dotąd, nie pojawił
się.
— Źle to wygląda — mruknęła
Hermiona, ze zmartwieniem spoglądając na tablicę wyników.
— Jeszcze nie wszystko stracone —
zapewnił ją Blaise, obserwując, jak jego drużyna korzysta
z udzielonych przez niego rad i zmienia ustawienie.
Pomimo zmienienia taktyki, Ślizgoni
nadal tracili punkty, choć Krukoni zdobywali je z większą
trudnością. W krótkim czasie objęli prowadzenie, jednak ich
przeciwnicy nie tracili ducha walki, raz po raz zdobywając gole.
— Powiedz Jatesowi, że ma nie
opuszczać przydzielonego mu pola, do cholery! Często podają kafla
dołem! — wrzasnął Zabini, gdy Draco ponownie podleciał do niego
po wskazówki. Chłopak zdążył już ochrypnąć, wydzierając się
wniebogłosy, byle tylko pomóc drużynie.
— I... TAK! Sto dwadzieścia do
dziewięćdziesięciu dla Krukonów! Coś mi mówi, iż Ravenclaw
stanie na podium po długiej przerwie. Tak trzymać, panowie! —
dopingował Krukonów Dean, zapominając o tym, że jako komentator
powinien zachować bezstronność.
Blaise zaklął siarczyście i z całej
siły uderzył w barierkę, widząc, jak przewaga domu Ravenclaw
powiększa się. Hermiona położyła mu dłoń na ramieniu, nie
odrywając oczu od Dracona. Stało się jasne, że wygrana Slytherinu
zależy od tego, czy uda mu się szybko złapać znicza.
Cmoknęła, poirytowana tym, że Blaise
ponownie przywołuje do siebie arystokratę, chcąc poinstruować go,
jak powinni ustawić się ścigający.
— Niech odpuszczą granie środkiem i
atakują skrzydłami — polecił, rozrysowując w powietrzu
warianty gry. — Powiedz Nottowi...
— Znicz! — krzyknęła Hermiona,
trącając Dracona w ramię.
Głośny ryk tłumu tylko potwierdził
to, że Gryfonka nie mogła się mylić. Chłopak odwrócił się i
poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła na widok Smitha, gnającego
za złotą piłeczką.
Blondyn zawrócił i nachylił się nad
trzonkiem, a ostry pęd wiatru zmusił go do zmrużenia oczu.
W głowie miał tylko jedną myśl: „Szybciej. Błagam,
szybciej!” Nie zważając na to, że leci na czołowe zderzenie
z Krukonem, przyśpieszył jeszcze bardziej, wyciągając rękę.
Wydawało się, iż cały stadion
wstrzymuje oddech. Chwilę później uczniowie ryknęli radośnie na
widok Smitha z wysoko podniesioną ręką, w której trzepotała
złota piłeczka.
Zabini stał nieruchomo, tępo
wpatrując się przed siebie. Gorzki smak porażki sprawił, iż w
jego oczach pojawiły się łzy, jednak żadna z nich nie spłynęła
po jego policzku. Zacisnął mocno pięści, żałując, że zszedł
z boiska.
Hermiona objęła Ślizgona, delikatnie
rozmasowując jego spięte plecy. Pocieszała go, wiedząc, jak
bardzo liczył na wygraną swojego zespołu, choć sama czuła się
tak, jakby przed chwilę to Gryffindor poniósł sromotną klęskę.
Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo zależało jej na
wygranej Dracona. Widziała jak on i Zabini ciężko trenują przez
cały rok i jak ważna jest dla nich wygrana w tym ostatnim roku
w Hogwarcie.
Blaise przymknął oczy, nie chcąc
wyglądać jak małe, płaczliwe dziecko, jednak słowa Deana
sprawiły, że wyprostował się i powrócił wzrokiem do swojej
drużyny, a właściwie do Dracona, który wylądował i wykłócał
się o coś z sędzią, gwałtownie gestykulując.
— Widocznie Draco Malfoy nie może
pogodzić się z przegraną i próbuję wpłynąć na decyzję pani
Hooch. Cóż, taki jest już sport, Malfoy. Wygrali lepsi.
— Złapał go... — powiedział
cicho Zabini, z nadzieją wpatrując się w dwójkę szukających i
sędziego. — Złapał.
Gryfonka spojrzała na niego, myśląc,
iż próbuje chwytać się brzytwy i za nic nie chce odpuścić
marzeń o wygranej. Nie potrafiła jednak boleśnie wyprowadzić
go z błędu, a widząc, jak coraz więcej uczniów z powagą
wpatruję się w panią Hooch, także ona zaczęła mieć nadzieję.
Zacisnęła kciuki, niemal rozcinając sobie sygnetem skórę.
Draco wiedział, iż miał rację,
jednak z niepokojem przyglądał się, jak Smith wyciąga dłoń po
znicza. Serce na sekundę zatrzymało się, gdy chłopak zacisnął
dłoń na piłeczce, jednak nic się nie wydarzyło. Zaśmiał się
zwycięsko i pewnie złapał znicza w dłoń. Po chwili delikatne
skrzydełka zatrzepotały w jego silnym uścisku. Nie utrzymując
Ślizgonów dłużej w niepewności, odwrócił się i ryknął
zwycięsko, unosząc znicza ku trybunom.
Wrzaski uczniów Slytherinu były tak
głośne, iż całkowicie zagłuszyły jęki zawodu pozostałych
kibiców. Hermiona pisnęła, gdy Blaise podniósł ją, wrzeszcząc
przy tym niemiłosiernie głośno.
— Wygraliśmy! Hermiona, wygraliśmy!
— Blaise, przestań podskakiwać!
Stoimy tuż przy barierce! — krzyczała, jednak nie przestawała
się przy tym śmiać.
Ślizgon posłusznie ją odstawił,
jednak nie wypuścił jej z objęć i złożył na jej policzku
soczystego buziaka, zupełnie nie zwracając uwagi na zdegustowane
spojrzenia kibiców Ravenclawu. Ku jej zaskoczeniu, chwycił ją za
rękę i zaczął ciągnąć do wyjścia na murawę. Biegł tak
szybko, iż ledwo dotrzymywała mu kroku i parę razy była o włos
od przewrócenia się.
Razem z nimi, na boisko wpadli
pozostali kibice Slytherinu, każdy chciał być teraz przy swoich
reprezentantach. Hermiona zatrzymała się przy barierkach, wiedząc,
iż czułaby się nieswojo. Zabini odwrócił się i spojrzał na nią
pytająco, jednak chwilę później zachwiał się, gdy Draco wpadł
na niego z impetem, nadal trzymając w dłoni znicza. Objęli się
jak bracia, ciesząc się ze zwycięstwa niczym małe dzieci. Podczas
gdy Zabini ruszył do swojej drużyny, arystokrata podbiegł do
Gryfonki i podniósł ją.
— Hermiona, złapałem go. Złapałem!
Dziewczyna zaśmiała się i nachyliła
do niego, by złożyć na jego ustach pocałunek. Była szczęśliwa,
widząc radość i dziecinne podekscytowanie w jego oczach.
Chłopak, słysząc nawoływania
kolegów, chciał podejść do nich razem z Hermioną, jednak ona
puściła jego dłoń.
— Idź sam.
Zmarszczył brwi, jednak rozumiał jej
powody do takiego zachowania.
— Ale pójdziesz ze mną na imprezę?
Kasztanowłosa pokręciła głową i
włożyła na jego palec zagrzany przez nią sygnet.
— Nie chcę psuć atmosfery. Tak
będzie lepiej. Idź już do nich. Tylko się pilnuj! —
powiedziała, po raz ostatni go całując, po czym popchnęła
chłopaka w stronę drużyny.
Draco, nawet gdyby chciał, nie
zdołałby kontynuować tej rozmowy. Tłum rozentuzjazmowanych
uczniów natychmiast go porwał. Po chwili zapomniał o tej krótkiej
wymianie zdań i razem ze Ślizgonami śmiał się i wrzeszczał,
okazując w ten sposób swoją dziką radość ze zdobycia Pucharu
Quidditcha.
Blaise przyjął Puchar od dyrektorki i
uniósł go, ignorując narastający ból głowy i ciemne plamki
przed oczami. Już po chwili, wiwatując, uczniowie podnieśli go
razem z bohaterem dzisiejszego meczu.
Hermiona z uśmiechem pokręciła
głową, obserwując ten dziwaczny pochód. Uczniowie opuszczali
trybuny, z ożywieniem bądź też goryczą omawiając ostatnie
minuty meczu, a wszystkim towarzyszyła zwycięska pieśń
Ślizgonów.
Godzina ósma, minut trzydzieści
kiedy Ślizgoni wstawali
Drużyna nasza szła na boisko
Krukoni na nas gwizdali
Drużyna nasz szła na boisko
Krukoni na nas GWI-ZDA-LI!!!
Niejednej pannie żal się zrobiło
swojego chłopa, Krukona
Gdy jej wybranek szedł na pożarcie
i mecz ten przegrać na starcie
Gdy jej wybranek szedł na pożarcie
i mecz ten przegrać NA STAR-CIE!!!
Pomimo licznych, wrednych zagrywek
wasi Krukoni przegrali
Smith był za cienki, znicza nie
złapał
i będzie jak baba płakał
Smith był za cienki, znicza nie
złapał
i będzie jak BA-BA PŁA-KAŁ!!!
Drodzy zwycięscy, mężni druhowie
chwała wam będzie i sława
Już w naszych lochach wóda się
chłodzi,
nikomu dziś nie zaszkodzi
Już w naszych lochach wóda się
chłodzi,
nikomu dziś NIE ZA-SZKO-DZI!!!
Panie Zabini, nasz kapitanie,
nie dałeś dupy dziś wcale
Uważaj tylko na swoją banię,
dziś czeka cię zacne chlanie
Uważaj tylko na swoją banię,
dziś czeka cię ZA-CNE CHLA-NIE!!!
Nasz Draco Malfoy jest z nas
najlepszy,
walczył o znicza zacięcie
Choć go nie złapał, to pierwszy
zmacał,
po drodze wrogów wywracał
Choć go nie złapał, to pierwszy
zmacał,
po drodze wrogów WY-WRA-CAŁ!!!
— Należało im się. To był
naprawdę dobry mecz. Dobrze grali.
Gryfonka odwróciła się i uśmiechnęła
do Ginny.
— Chyba masz kogoś konkretnego na
myśli, prawda? — spytała, biorąc pod ramię przyjaciółkę i
razem z nią wolno kierując się do zamku.
— Czepiasz się — mruknęła
Weasleyówna z nieśmiałym uśmiechem.
Wieczorem Hermiona w samotności
siedziała w dormitorium prefektów, zagłębiona w lekturze,
jaką był podręcznik historii magii. Nudziło ją to niemiłosiernie
i miała trudności w skupieniu się na tekście, cały czas
rozmyślając o arystokracie. Rozmasowała skroń, jednak powieki
nadal same jej się zamykały... do czasu, aż na korytarzu nie
wybuchło zamieszanie, a wejście do dormitorium z hukiem nie
rozsunęło się, ukazując wesolutką grupkę Ślizgonów.
— No wiedziałem, że tak będzie! —
oznajmił Draco, wchodząc do środka jako pierwszy.
Podszedł do niej i zdegustowanym
wzrokiem omiótł otaczające ją pergaminy.
— Co wy tu robicie?
— Pomyślałem sobie, że pewnie tak
siedzisz sama, więc jako wzorowy chłopak przyprowadziłem ci gości.
— Pijanych gości — wtrąciła
Hermiona, patrząc, jak Blaise podchodzi do swojej ulubionej palmy
i obejmuje ją, mamrocząc coś o miłości aż po grób.
Ślizgon niewinnie wzruszył ramionami.
— Pomyślałem sobie, że przyjdę z
nimi, jak już będą bardziej... mili.
Dziewczyna westchnęła, jednak biorąc
pod uwagę okoliczności dzisiejszego dnia, postanowiła mu odpuścić.
— Chodź. Wiem, jak cię trochę
rozluźnić — mruknął Draco z sugestywnym uśmieszkiem, po czym
pociągnął niechętną dziewczynę w stronę barku.
W międzyczasie Harper dorwał się do
wieży i, zastanawiając się, jaką płytę włączyć, niedbale
odrzucał te przejrzane.
— Hej! Ostrożnie z tym! —
warknęła, widząc, jak prezent od rodziców ląduje niebezpiecznie
blisko otworzonego okna.
— Ciii — szepnął do jej ucha
arystokrata, obejmując ją od tyłu. — Coś ty taka drażliwa?
Gryfonka przymknęła oczy, gdy jego
usta przesunęły się po jej szyi. Korzystając z jej roztargnienia,
Ślizgon zaprowadził dziewczynę do barku i, zamykając ją w klatce
swoich ramion, zaczął przygotowywać jej drinka.
— Euforia?
— Mhm... — mruknął Draco,
dolewając do szklanki soku.
Podał jej gotowego drinka i oparł
dłonie na jej biodrach.
Kasztanowłosa upiła łyka, jednak
zamarła, gdy chłopak przeniósł dłoń na jej udo i zaczął
podnosić skraj białej sukienki.
— Przestań — syknęła,
rozglądając się po dormitorium, jednak pozostali Ślizgoni niczego
nie zauważyli, zbyt zajęci opróżnianiem kolejnych butelek.
— O co ci chodzi? Przecież żaden
nie patrzy...
— Powiedziałam: nie. Jeszcze raz tak
zrobisz, a stąd wyjdę — ostrzegła Gryfonka, odsuwając się od
niego.
— No wiesz co? A ja specjalnie ich tu
dla ciebie przyprowadziłem...
Blondyn pokręcił z rozczarowaniem
głową i dołączył do swojej drużyny, która rozsiadła się, nie
przejmując się notatkami Gryfonki. Hermiona westchnęła, jednak
powstrzymała się od komentarza. Usiadła na parapecie,
postanawiając zostać z nimi, by ich przypilnować.
I tak Gryfonka siedziała przez długi
czas, raz po raz popijając drinka, obserwując, jak grupka Ślizgonów
wpada na coraz to głupsze pomysły. Chcąc nie chcąc, parę razy
nieźle uśmiała się przy ich wygłupach. Na przykład, kiedy
Harper zaczął śpiewać piskliwym falsetem pieśń o Masywnym
Gieńku i jego grającej fujarce, albo kiedy Blaise wyjął palmę z
doniczki i zaczął z nią tańczyć walca. W normalnych
okolicznościach zaczęłaby się na nich wydzierać, jednak dwa
drinki (Draco stale dbał, by jej szklanka nigdy nie była pusta)
i ich dziecięca radość sprawiły, iż wywody na temat
bałaganu zostawiła na później. Zaniepokoiła się dopiero, gdy
Nott wpadł na genialny pomysł i nalał Ognistej do Pucharu
Quidditcha, by każdy po kolei mógł się z niego napić, tym
bardziej, iż po tym, jak wszyscy się napili, chłopcy spojrzeli na
nią wyczekująco.
— No co? — spytała, zaciskając
dłonie na krawędzi parapetu.
Wszyscy, jak jeden mąż, unieśli
brew. Hermiona była pewna, że tego spojrzenia nauczyli się od
Dracona.
— Nie ma mowy.
— Nie napijesz się za moją wygraną?
— zapytał arystokrata, starając się wyglądać na
rozczarowanego, jednak skutecznie utrudniał mu to wypity przez niego
alkohol.
Nim Hermiona zdążyła zaprzeczyć,
Zabini zaczął skandować jej nazwisko. Reszta szybko podłapała
jego pomysł.
— Nie daj się prosić — powiedział
Draco, szarmancko podając jej dłoń.
— To nie jest dobry pomysł...
— GRAN-GER! GRAN-GER!
— Jeden łyczek — kusił dalej
blondyn.
— No nie wiem...
— PIJ! PIJ! PIJ!
Arystokrata, widząc, iż jej opór
słabnie, chwycił jej dłoń, pociągnął na środek salonu
i z uśmiechem podał jej Puchar.
Gryfonka była zaskoczona jego ciężarem
i w pierwszej chwili myślała, że upuści trofeum. Wpatrywała się
w niego, nie wiedząc, jak się do tego zabrać. Była pewna, że jak
tylko go uniesie, Ognista wyleje się na jej bluzkę. W końcu Draco
pomógł dziewczynie i nachylił Puchar do jej ust.
Hermiona skrzywiła się, czując w
ustach gorzki smak. Upiła łyk i odsunęła od siebie naczynie.
Uniosła dłoń, by otrzeć usta, jednak arystokrata uprzedził ją.
Nachylił się i zlizał kropelkę Ognistej z jej dolnej wargi.
Gryfonka, słysząc gwizdy, natychmiast
odsunęła się, rumieniąc się z zawstydzenia. Odchrząknęła
i wyszła z kręgu stworzonego przez Ślizgonów, by zaszyć się
w sypialni. Usiadła na łóżku i rozpuściła włosy, odrzucając
spinkę na komodę.
Chwilę później drzwi uchyliły się,
ukazując głowę blondyna.
— Co jest?
— Nic — odpowiedziała, szukając
różdżki.
— O-obraziłaś się za tamto? —
spytał chłopak, wchodząc do środka.
Zamknął drzwi, by śmiechy jego
kompanów nie przeszkadzały im w rozmowie.
— Nie, Draco. Po prostu jestem już
zmęczona i chciałabym się wcześniej położyć — odpowiedziała,
rzucając na drzwi zaklęcie wyciszające. Okrzyki Ślizgonów
ucichły. — Jak długo jeszcze tu będą?
Arystokrata skrzywił się,
przeczesując dłonią włosy.
— Ze dwie godzinki. Ale później idą
prosto do łóżek...
— Chyba nie będą spać tutaj?
Draco podszedł chwiejnym krokiem do
łóżka i zwalił się na nie.
— Raczej nie dadzą rady dojść do
siebie. Dzisiaj śpimy u ciebie — oznajmił, poprawiając sobie
poduszkę.
— Yyy... nie zamierzasz... bawić się
dalej.
Tylko niewielki uśmieszek był dla
niej ostrzeżeniem. Chłopak chwycił ją za nadgarstek i pociągnął
tak, by Gryfonka upadła na niego. Spojrzał na nią z błyskiem w
stalowych oczach i wymruczał:
— Och, Granger, ależ ja zamierzam
się bawić — i, nie dając jej okazji na protesty, położył jej
dłoń na karku, by przybliżyć do siebie jej wargi.
Za nic mając jej zaskoczone
spojrzenie, wpił się w jej usta, jednocześnie chwytając jej udo i
mocno zaciskając na nim dłoń.
Dziewczyna odwzajemniła pocałunek z
równą jemu pasją i namiętnością. Sapnęła cicho, gdy jego
język wdarł się do jej ust, biorąc, żądając wręcz,
wszystkiego, co mogła mu dać. Czując jego dłoń na pośladku,
wygięła biodra w tył, poddając się jego niememu rozkazowi.
Chłopak jęknął, usatysfakcjonowany jej reakcją. Czując, iż nie
jest mu teraz w stanie odmówić, przeniósł dłoń z jej karku na
pierś. Arystokrata zaśmiał się cicho wprost do jej ust, gdy
Hermiona mimowolnie drgnęła i przyległa do niego całym ciałem,
odpowiadając na pieszczoty.
Nie pozostawała mu dłużna. Zassała
wrażliwą skórę na jego szyi i delikatnie wbiła w nią zęby.
Uwolniła swoje dłonie z jasnych kosmyków i wczepiła się w guziki
jego koszuli, pośpiesznie je rozpinając. W końcu, gdy dotarła do
ostatniego, przesunęła dłońmi po nagiej skórze od miejsca, gdzie
zaczynały się jego spodnie aż do umięśnionej klatki piersiowej.
Ślizgon napiął się pod nią i uniósł biodra, a dziewczyna
nabrała głośno powietrza, obsypując jego tors pocałunkami.
Draco zaklął, czując, jak sukienka
dziewczyny zaczyna go poważnie irytować. Usiadł gwałtownie i, nie
dając Hermionie szansy na odepchnięcie go, chwycił dół sukienki
i zdjął ją, odkrywając jej kuszące ciało, odziane w czarną,
skromną bieliznę. Jak oczarowany wpatrywał się w kształtne uda,
zaokrąglone biodra i zarumienione, idealne dla jego dłoni
piersi.
Gryfonka spuściła głowę i zrobiła
taki ruch, jakby chciała zasłonić się przed jego pożądliwym
wzrokiem, jednak Draco chwycił jej dłonie i położył je sobie na
ramionach.
— Jesteś piękna... idealna —
szepnął i, patrząc jej w oczy, delikatnie położył dłoń na jej
dekolcie.
Wyczytując zgodę w bursztynowych
tęczówkach, przesunął opuszkiem palca w dół, muskając
złączenie piersi, po czym skręcił w bok, pieszcząc wrażliwą
skórę tuż nad miseczką stanika.
Hermiona otworzyła usta, jednak nie
była w stanie nic powiedzieć. Z rozchylonymi, wilgotnymi wargami,
wpatrywała się w jego oczy. Widząc w nich szczerość i prawdziwe
pożądanie, uwierzyła w jego słowa. Poczuła się piękna i
kobieca, godna pożądliwych, męskich spojrzeń. Poruszyła się
niespokojnie na jego udach, gdy jego palec powrócił do początku
wędrówki i ruszył dalej, by zająć się drugą piersią.
Draco powoli, by nie spłoszyć
Gryfonki, pochylił się i przywarł wargami do jej obojczyka. Gdy
Hermiona mocniej zacisnęła dłonie na jego ramionach, przesunął
je w dół, na jej dekolt. Czerpiąc przyjemność z własnych
poczynań, przechylił głowę, by powtórzyć ustami szlak, jaki
wcześniej wyznaczył jego palec.
Dziewczyna głośno westchnęła,
wyginając się ku niemu. Wypuściła koszulę z zaciśniętych
pięści, by wsunąć dłonie między aksamitne, platynowe kosmyki i
przycisnąć do siebie jego głowę. W odpowiedzi Ślizgon mocniej
zacisnął dłonie na jej talii.
Draco, opętany przez pragnienie, jakie
wzbudzała w nim Hermiona, uniósł dziewczynę, sprawiając, że ta
klęczała przed nim między jego nogami. Przesunął dłonie w dół
i zahaczył kciukami o gumkę jej bielizny, chcąc odkryć ją ze
zbędnej, jego zdaniem, odzieży.
— Nie — sapnęła Gryfonka,
odrywając od siebie jego dłonie.
Sfrustrowany Draco warknął, po czym
opadł na łóżko, ciężko oddychając.
— Serio, Granger, chcesz czekać z
tym do ślubu? — spytał, kładąc dłonie na jej udach, by
uniemożliwić jej ucieczkę.
Hermiona skrzywiła się, próbując
wstać.
— Puść mnie. Nie będę z tobą tak
rozmawiać.
— Właśnie, że będziesz —
warknął, patrząc na nią z irytacją.
Gryfonka, po nieudanej próbie
wyswobodzenia się, chwyciła kołdrę i okryła się nią.
— Wypuść mnie, Draco.
— Najpierw mi odpowiedz.
Westchnęła, przeczesując nerwowym
gestem burzę potarganych loków. Omiotła rozpaczliwym wzrokiem
pokój, zanim odpowiedziała:
— Tak, chcę z tym czekać. Zawsze
tak to sobie wyobrażałam. Czy to jest tak cholernie trudne do
zrozumienia? Chcę cię najpierw dobrze poznać i nabrać pewności,
nim wylądujemy w łóżku!
— Już w nim jesteśmy — zauważył
z szatańskim uśmiechem blondyn.
— Przestań.
— Przecież mnie znasz... —
nakłaniał ją dalej chłopak, gładząc kciukiem jej udo.
Kasztanowłosa cmoknęła z irytacją i
uderzyła zuchwałą dłoń.
— Powiedziałeś, że to rozumiesz i
szanujesz.
— I tak jest, ale teraz jestem pijany
i obchodzę się z tobą tak, jak nie miałbym odwagi robić tego na
trzeźwo — oznajmił Ślizgon, po czym zmarszczył brwi,
zastanawiając się, czy użył odpowiednich słów, by przekazać
ogólny sens swojej myśli.
— Poczekajmy z tym, nie róbmy nic,
czego później możemy żałować — poprosiła Hermiona.
— TEGO z pewnością byśmy nie
żałowali, Granger.
— Dosyć tego. Masz iść spać i
wytrzeźwieć...
— Wyjdź za mnie.
— ...i naprawdę nigdy bym nie
pomyślała, że to powiem, ale wolę cię trzeźwego.
— Granger.
Dziewczyna spojrzała na niego z
irytacją.
— Co?
— Wyjdź za mnie.
Kasztanowłosa zaśmiała się, nie
wierząc w to, co słyszy.
— Słucham?
— Proszę, wyjdź za mnie —
powtórzył Draco ze śmiertelną powagą.
Mogłoby się wydawać, iż w jednej
chwili opuściło go alkoholowe zamroczenie.
Dziewczyna głośno przełknęła ślinę
i mocniej przycisnęła do siebie kołdrę.
— Nie wiesz, co mówisz. Jesteś
pijany. Wypuść mnie.
Arystokrata, widząc, jak próbuje
uciec, podniósł się, siadając z nią twarzą w twarz. Objął ją
w talii i przechylił głowę, smutno pytając:
— Nie kochasz mnie?
— Kocham — zapewniła go Hermiona,
ujmując jego policzek w dłoń. — Ale nie powinieneś mi się tak
oświadczać. Nie tak szybko, nie, gdy obok jest grupa pijanych
Ślizgonów, nie, kiedy ty sam jesteś pod wpływem i, na litość
Merlina, nie, gdy jestem ubrana w samą bieliznę!
— Masz na sobie jeszcze buty —
zauważył dobrodusznie blondyn, na co kasztanowłosa zmrużyła
oczy.
— Kładź się — rozkazała,
popychając go na łóżko.
— Lubię, gdy jesteś taka ostra. To
mnie podnieca.
— KŁADŹ SIĘ.
Draco uśmiechnął się niewinnie i
posłusznie położył się, pozwalając, by dziewczyna w końcu
z niego zeszła.
— Ale mnie kochasz? — upewnił się,
zamykając oczy.
— ŚPIJ.
Ślizgon zachichotał i okrył się
kołdrą.
Hermiona siedziała przy nim, dopóki
nie miała pewności, że chłopak zasnął. Wstała i przebrała
się w piżamę, zastanawiając się, czy jutro arystokrata
będzie pamiętał o swoich odrzuconych oświadczynach. Położyła
się przy nim, objęła go, nadal w głowie mając jego pytanie.
Pytanie, które, miała nadzieję, powtórzy za kilka lat.
***
Przeraża nas to, że do końca pozostało +/- dwa rozdziały (z czego jeden najprawdopodobniej będzie dwuczęściowy) + epilog.
Pocieszającą wiadomością może być to, że mamy już zarys szablonu na następnego bloga :)
O cholera, prawie byśmy zapomniały! Jeszcze prezent od Anonimowego Informatora!
hehe
hihihiszki
Pardon, ale to już ta godzina, kiedy mój mózg przestaje pracować...
EDIT: Filmiki spieprzyły się odgórnie, nie mamy pojęcia dlaczego wszystko jest okrojone i jakby przesunięte... Any help?
EDIT: Filmiki spieprzyły się odgórnie, nie mamy pojęcia dlaczego wszystko jest okrojone i jakby przesunięte... Any help?
Ta DAM:
Zaklepuję, i idę czytać!
OdpowiedzUsuńWow, wow i jeszcze raz wow! Podziwiam Was, za idealnie odwzorowany charakter Draco (chociaż dodałyście tam trochę od siebie, tworząc go jeszcze idealniejszym), który w większości blogów przy Granger staje się taką ciepłą kluchą.
UsuńCała teoria czysto krwistych, idealnie przemyślana i opisana. Byłabym skora w nią wierzyć. Naprawdę dziewczyny. Piosenka zwycięzców wyszła Wam świetna. Naprawdę Was podziwiam :D Życzę mnóstwa weny i czekam na kolejne rozdziały :D
Dziewczyny!
OdpowiedzUsuńNo ja was po prostu uwielbiam! Przy waszych rozdziałach nie mogę opanować śmiechu. Kurczaczki, te dialogi między bohaterami! Wszystko jest prześwietne i łatwe do przyjęcia mózgiem :P :) Już się bałam, że Draco po pijaku zrobi coś "nie tak" i że będzie źle, na szczęście skończyłyście w genialny sposób. Jejuuuuu! Rodzina mi śpi za drzwiami i to wy odpowiadacie za to, że nie wyśpią się do pracy przez moje napady śmiechu!
Och, Franek! Za każdym razem kiedy była o nim wzmianka śmiałam się jak głupia. Hahahaha a jeszcze Franek z Zimbabwe to już w ogóle! Kocham was!
Tak swoją drogą to zastanawiam się co słychać u Ivana... Coś czuję, że chyba nie długo ponownie da o sobie znać.
Boje się trafienia "szlagiem jasnym" i zalania krwią nagłą, ale mimo wszystko i tak będę na to oczekiwać do następnego rozdziału. Cóż... przez was zostałam masochistką :) :P
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział
Wounded
PS: Filmik genialny! Kocham tę nutę!
Lecę czytać!:)
OdpowiedzUsuńKocham Was, kocham to jak piszecie. Nie wyobrażam sobie końca tego opowiadania, jestem z Wami od początku (najpierw anonimowo jak "Wiczka-Piczka" nie wiem co mi do głowy strzeliło, że się tak podpisywałam) i będę do końca oczywiście. Tak jak nie wyobrażam sobie epilogu i życia bez "Naucz mnie latać", tak nie wyobrażam sobie tego, że ten czar pryśnie, wszystko się rozciapcia:/ czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Pozdrawiam oraz życzę dużo weny! Wierna Fanka id zawsze na zawsze-Vinci.
OdpowiedzUsuńPs. Wspaniały filmik:)
Od zawsze ma zawsze*
UsuńKocham, kocham i jeszcze raz kocham. Piszę na szybko, bo zaraz mam samolot, ale musiałam skomentować.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny
Ja to Ja
Z utęsknieniem czekam na konfrontację Narcyzy z synem. Jedno jest pewne, będzie się działo.
OdpowiedzUsuńMecz spektakularny. Przez chwilę naprawdę się bałam, że Ślizgoni nie wygrają. Należało im się to, nawet jeśli trochę kombinowali. Przeniesiona impreza też super, nawet mnie udzieliła się euforia naszych panów. Później zrobiło się gorąco, choć pod koniec miałam niezły ubaw. Podziwiam silną wolę Hermiony, choć ciekawa jestem, na ile ona wystarczy.
Tak myślałam, że niebawem sielanka dobiegnie końca. Uwielbiam takie zwroty akcji i dramatyczne moment, co nie zmienia faktu, że zawsze odczuwam pewien niepokój. Dlatego też informuję Was uroczyście, że jeśli naszym głównym bohaterom coś się stanie moja dusza zostanie rozdarta i zmieszana z błotem, a życie stanie się marną egzystencją. Nie mniej jednak wierzę, że zakończenie w Waszym wykonaniu w każdej formie będzie spektakularne i nawet jeśli nie chcę, aby ta historia już się kończyła, jestem niezmiernie ciekawa finału. Bywam zapomniała, filmik rozłożył mnie na łopatki. Kolejny przebój na miarę pierwsze utworu :D
http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
No po prostu was uwielbiam,aż nie wiem co powiedzieć normalnie chwała wam i cześć:)
OdpowiedzUsuńGENIALNE.
OdpowiedzUsuńCo już na nie całe 2 rozdziały będzie koniec Naucz mnie latać :(. Bardzo polubiłam te opowiadanie i cóż uwielbiam je.
Zawsze rozwala mnie określenie Draco ciepłą kluchą xDD Pozdrowienia dla Justyny xDD (moim zdaniem i tylko to moja opinia. Każdy blog , każdy pisarz opowiadania ma własna wersję ułożonego Draco w głowie , chociaż zdarzają sie przypadki kopiowania. ) W waszym opowiadaniu bardzo lubię tego nieznośnego xD blondasa.
Kurde aż miałam ochotę (xD) na zbliżenie naszych bohaterów cóż nadzieja matką głupich jak to się mówi.
Bosze tak Draco oświadczyłeś się , trochę nie poprawnie bez pierścionka i tak dalej xD wiesz kto co lubi :)). Ale nie martw się Miona wyjdzie za ciebie. KOCHA CIĘ przez duże K :)).
Pozdrawiam serdecznie.
Ps: Czekam z niecierpliwością na nexta ;))
A ja się cieszę że dzisiaj tak spokojnie bez rozlewu krwi. W końcu długo czekaliśmy na ich związek. Jak to jeszcze tylko dwa rozdziały? Chyba tylko dla samej przyjemności wrócę do wcześniejszych cześć. Wprost uwielbiam to opowiadanie. Pozdrawiam i serdeczne podziękowania za umilenie mi wieczornej lektury
OdpowiedzUsuńO Boże kocham Was!!!
OdpowiedzUsuńTen blog jest doskonały, charakter Draco oddany idealnie,a Hermiona taka jaka powinna być. Uwielbiam Blaise'a i jego poczucie humoru oraz Teodra i jego chłodne ocenianie każdej sytuacji. Z niecierpliwością czekam na kolejny doskonały rozdział <3
Uwielbiam Twoje opowiadanie z jednego względu, że dodajesz takie długie rozdziały i jest to naprawdę piękne, dlatego też, że w momencie gdy kończy się rozdział nie czuje się, że czegoś brakuje.
OdpowiedzUsuńPisałam wiele razy, że opowiadanie jest cudowne i z każdym następnym rozdziałem nadal tak samo myślę.
Pijany zakochany mężczyzna zawsze jest świetny :D
pozdrawiam
dramione-zyciepelneniespodzianek.blogspot.com
Hejo hejooo:D
OdpowiedzUsuńTęskniłyście? Nie odpowiadajcie, wiem, że tak :P
Chciałam napisać jakiś piękny, oryginalny komentarz odnośnie tego rozdziału ( w końcu tu chodzi o moją reputację, wątpliwą, ale jednak :P) No, a jak przyszło co do czego, to w głowie pustka (zadziwiająco często się tak dzieje, dziwne... Powinnam się martwić?)
No, ale spróbuję... a zatem... No chwila moment, a gdzie fanfary? No dobra, obejdzie się bez, w dobie kryzysu trzeba sobie jakoś radzić :p
Jak na Waszą nadworną psychofankę nr 1 przystało, wypatrywałam nowego rozdziału niemal z desperacją. To chyba nie zakrawa o wariactwo, co? Ale tak mi się ten czas dłużył, serio nie wiem jak to przeżyłam. Teraz jednak oświadczam, że przebyłam tę krainę Mordoru, samotnie bez blond grzywy przesłaniającej mi świat i melduję się zwarta i gotowa, by ocenić rozdział. A jest co oceniać, ojjj jest! Powiem szczerze - Wow! I to przez takie duże, drukowane "W".
Pomysł z Frankiem był po prostu genialny. I całkowicie zdeklasował konkurencję, plasując się na 1 miejscu w tym rozdziale. Cała ta heca z nieco... hmm... opaloną wersją Franka z Zimbawe – No aż chce się bić brawo. Zatem uwaga: CLAP, CLAP, CLAP!
A urocza kolacyjka była stosunkowo (tak, biorąc pod uwagę jej kontekst, to słowo jest całkowicie na miejscu) przyjemna. I przyznam szczerze, że faktycznie zrobiło mi się porno i duszno :D Już zamawiam deser :p
A! Byłabym zapomniała o najważniejszym. Te wszystkie kolacje, mknące do stacji pendolino nie przysłonią mi świata. Bystra ze mnie bestia i rzuciłam jednym okiem (drugie zostawiłam sobie w pogotowiu) na znajomość starozytnej Greki przez pannę G. To przez medalion, prawda? :D Ojj nie chwalcie mojego intelektu bo się jeszcze zarumienię :D
A teraz przyszło mi popaść w żałobę. Tak, jestem zrozpaczona. Jak to +/- 2 rozdziały??? Jestem za młoda, żeby to opowiadanie się tak skończyło! Chcecie żebym sobie rwała włosy z głosy? Wiecie jakbym wtedy wyglądała? :/ A tak serio to padłam, leżę i zaprzysięgłam się, że nie wstane. Nie chcę końca! Uczcijmy chociaż pamięć tego opowiadania minutą ciszy...
Mimo zbliżającego się epilogu, obiecuję, że zostanę z Wami do końca. Nie no dobra, nie będę kopać leżącego...
Pozdrawiam, głodna i zrozpaczona, Iva Nerda
kiedyjestesprzymniedramione.blogspot.com
Już w trakcie czytania, odnosiłam wrażenie, że ta historia dobiega końca... Szkoda, że potwierdziłyście moje obawy. Jednak nie można mieć wszystkiego.
OdpowiedzUsuńRozdział był naprawdę lekki. Niemalże przez cały czas uśmiech nie schodził z mojej mordki. Sama nie wiem co więcej mogłabym o nim napisać. Po prostu cudo! Smutno mi się robi, gdy pomyślę, że niedługo epilog, a potem... nic. Jednak taką jest kolej rzeczy i trzeba się z tym pogodzić.
Pozdrawiam
Lilith 💜
O ja Cię! Boże! Nie mogę uwierzyć w to,że niebawem koniec. To jest najlepsze opowiadanie jakie miałam przyjemność czytać. Jest niesamowite. Kurczę. Nie wyobrażam sobie tego. Ale będę wiernie czytała każde opowiadanie,które napiszecie. Juz nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału! Pozdrawiam Zuzix!^^
OdpowiedzUsuńNie chce mi się wierzyć, że to koniec historii. Tak naprawdę mam wrażenie, że to dopiero początek dramione. Ten epilog będzie o tym jak wychowują swoich wnuków, prawda? Nie zabijajcie nikogo (bliskiego mojemu sercu) proszę :D Genialnie rozwinęliście historię Franka, nie spodziewałam się, że Draco będzie taki wścibski. Bardzo zaintrygowała mnie teoria o czystości krwi, same ją wymyśliłyście? Jeżeli tak to jesteś bardziej genialne niż myślałam!
OdpowiedzUsuńblackranb0w_
No! W końcu skończyłam nadrabiać :) To opowiadanie jest fantastyczne. Wspaniała fabula, wspaniałe wykreowane postaci, wspaniały sposób pisanie, wspaniałe. ..Wszystko!:) Nie moge sobie wybaczyć, ze zabralam sie za tego bloga tak późno.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału; nie mogłam przestać sie śmiać gdy Draco byl tak zbulwersowany owym Frankiewicz. Oczywiście nasze Dramione nie do przebicia. Ta chemia jaka nimi jest. Nie do opisania. Juz sie boje, co dla nas szykujecie xD
Pozdrawiam
-M
***Frankiem - ta cholerna autokorekta.
UsuńHermiona mówiła, że nie zna starożytnej greki... Myślę, że to niestety nie była Hermiona :/
OdpowiedzUsuńChciałabym tylko posiedzieć, że twojego bloga czytać zaczęłam 2 dni temu, i jak widzisz, tak się wyciągnęłam, że już skończyłam 💜
Powiem ci szczerze, że czytałam Dramione Venetii, Sheireen itp....
I twoje jest najlepsze! (czuj się wyróżniona :P)
Masz wielki talent, nie zmarnuj go!
P.S. Mam jedno zastrzeżenie do przedostatniego rozdziału; Draco i Hermiona dopiero co są razem, a już się kłócą o byle co i zaczynają podskakiwać sobie do gardeł, podczas, gdy powinni wprowadzić pociąg na stację.... :D
Pozdrawiam, i zapraszam na mojego, aczkolwiek w ogóle nic niewartego (porównując z Twoim dziełem) bloga :*
*powiedzieć
UsuńJejku rozdział jak zwykle świetny. Kocham Waszego bloga, ciężko mi się bedzie z nim rozstać. Błagam niech zakończenie będzie szczęśliwe, tak bardzo pokochałam bohaterów tego bloga, że chyba się popłacze jeśli kogoś zabijecie.
OdpowiedzUsuńEureka
Zapraszam na mojego bloga; eureka-dramione.blogspot.com
Mam nadzieję, że ujrzę jeszcze skutki zakładu między Harry'm i Blaise'm skoro w następnych rozdziałach ma być poważnie i w ogóle koniec.
OdpowiedzUsuńNie mogę! Rozdział w ogóle świetny, ale notka pod nim... Koniec?! Tak dobrze było nam razem?! Czy to moja wina?! Błagam o szczęśliwe zakończenie, bo tych bohaterów lubię najbardziej, porównując do innych opowiadań. Boję się tego chłodnego pierścienia, waszych złych przepowiedni i Toma. Boję się jedenastolatka...
OdpowiedzUsuńCzekam na pociąg w stacji i kolejne, może nieco lepsze, "Wyjdziesz za mnie?".
Crookshanks
http//dramioneczujactwojdotyk.blogspot.com/
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCo?! Już zbliża się koniec?! Proszę, jeszcze kilka rozdziałów... Ciekawa jestem co się wydarzy... ;D Kiedy będzie kolejny rozdzialik? Życzę weny:)
OdpowiedzUsuńGramali
Ekscytujący rozdział! Smutno mi, że zbliżamy się do końca - na pewno będzie to moje ulubione Dramione! :)
OdpowiedzUsuńWreszcie jestem i komentuję. Rozdział jak zwykle ekstra i chciałoby się powiedzieć, że mam ochotę na więcej! (dobrze, że mam jeszcze jeden rozdział do nadrobienia) Relacja między Draco i Hermioną podoba mi się coraz bardziej, ale chyba pisałam to już kilka razy. Cieszę się, że wygrali mecz ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Arcanum Felis