sobota, 13 sierpnia 2016

Kim, do cholery, jest Franek?!



Eleonora Zabini weszła do kuchni, gdzie, pomimo wczesnej pory, znajdowała się Andromeda, usiłując nakarmić humorzastego berbecia. Mały Teddy wrzeszczał niemiłosiernie głośno, próbując wydostać się z fotelika. Uśmiechnęła się, przypominając sobie wczesne dzieciństwo Blaise'a i podeszła do kobiety.
— Znowu ząbkuje?
— Niestety — westchnęła pani Tonks, rezygnując z bezowocnej próby nakarmienia wnuka. — Nie wiem już, co mam robić. Żaden sposób na niego nie działa.
— A próbowałaś mu dać czekoladkę z alkoholem?
Andromeda spojrzała na arystokratkę i otworzyła usta, jednak nie mogła znaleźć odpowiednich słów. Zamrugała i po chwili w końcu wydusiła z siebie:
— Chcesz podać alkohol mojemu wnukowi?
Eleonora wzruszyła ramionami.
— Co w tym dziwnego? Jak Blaise ząbkował, to sama dawałam mu takie czekoladki.
— I są tego skutki — wtrąciła z przekąsem wchodząca do kuchni Narcyza.
Blondynka podeszła do nich i wlepiła badawczy wzrok w Teddy'ego.
— Moim zdaniem trzeba to przeczekać. Nie możesz przybiegać na każde jego zawołanie, Dromedo. Niech się wykrzyczy, wypłacze i nauczy samodzielności.
— No co ty wygadujesz, Cyziu! Samodzielność u jednorocznego dziecka? Mówię wam, kropelka czegoś z procentami i zaśnie jak aniołeczek.
Andromeda pokręciła głową, słuchając rozmowy arystokratek. Pomimo tego, iż nosiły zwyczajne, proste ubrania, nadal można było w ich zachowaniu dostrzec drobiazgi, świadczące o ich pochodzeniu. Poruszały się płynnie i z gracją, a przygotowując nakrycie stołu zawsze dbały o takie szczegóły jak odpowiednie ułożenie sztućców i opornie szło przekonywanie ich do wspólnego dbania o czystość w ich kryjówce. Większe trudności miała Narcyza, gdyż nie potrafiła upiec zwykłego ciasta drożdżowego.
Bawiło ją to, iż, oswobodzone spod wpływów dawnego środowiska kobiety, powoli pokazywały swoje prawdziwe charaktery, tym samym ujawniając wspólne cechy z ich potomkami. Narcyza, stanowcza i spokojna, potrafiła rządzić się jak mało kto i spędzała dużo czasu przed lustrem, choć zdarzało się, iż zrzucała maskę wyniosłości na rzecz humoru. Z kolei Eleonora tryskała energią i co chwila wybuchała perlistym śmiechem. Głównie zajmowała się wystrojem kwatery i w wolnych chwilach poświęcała się pasji, jaką było malowanie. Obie powoli odnajdowały się w obecnej sytuacji, choć trudno im było przyzwyczaić się do noszenia mniej strojnych szat i braku skrzatów domowych.
Podczas gdy trzy kobiety stały nad chłopcem, dyskutując nad rozwiązaniem problemu, Teddy przypatrywał im się z rozbawieniem. Nie miał lekkiego życia ze swoimi opiekunkami. Każda miała odmienne zdanie na temat tego, jak wychowywać dzieci i choć ustaliły, iż to Andromeda ma ostateczne zdanie w tym temacie, każda wtrącała swoje trzy knuty, gdy pozostałe były zajęte czymś innym.
— El, nie można podawać alkoholu dzieciom. To mu zaszkodzi — powtórzyła po raz dziesiąty Andromeda, ponownie próbując nakarmić malca.
— E tam, zaszkodzi. Mówię o kropelce... ewentualnie naparstku, a nie o całej butelce.
Narcyza już miała się odezwać, gdy usłyszała ciche stukanie. Odwróciła się i na widok sowy swojego syna, podbiegła do okna, by odebrać list.

Najdroższa matko,
Jako, iż treść tego listu zapewne Cię zszokuje, sugerowałbym znaleźć fotel lub bardziej miękki kawałek podłogi. Pragnąc wyprzedzić wszelkie kolorowe pisemka, jakie wy, kobiety, bezsensownie przeglądacie, uprzejmie informuję, iż jestem w związku z Gran Hermioną, bynajmniej nie w celu mającym przynieść mi korzyści w sferze społecznej. Nie przejmuj się prasówkami i nie próbuj podejmować jakichkolwiek działań, które mogłyby negatywnie wpłynąć na nasz związek. Jestem pewny swojej decyzji jak tego, że zemdlejesz w ciągu dziesięciu sekund po przeczytaniu tego listu.
Trzymaj się... czegokolwiek.
Twój syn,
Draco

Wstrząśnięta kobieta jeszcze przez chwilę wpatrywała się w pochyłe pismo syna. Przełknęła ślinę, jednak gula w gardle za nic nie chciała zniknąć. Nie mogła w to uwierzyć. Jej jedyny syn zakochał się w mugolaczce i zdecydował się na bycie z nią w oficjalnym związku. Nie miała wątpliwości, iż nie był to kolejny przelotny romans. Draco po raz pierwszy powiadamiał ją o tego typu relacji i wyraźnie zaznaczał, iż nie życzy sobie żadnej ingerencji z jej strony.
— Ale z Granger? — wychrypiała.
Nim zemdlała, usłyszała zaalarmowane krzyki kobiet i pierwsze słowo wypowiedziane przez Teddy'ego.
— Gran... ger!

***

Nie wiedział, co mu strzeliło do łba. Po prostu wciąż nie mógł uwierzyć, że się na to zgodził. „Ta... Zupełnie jakbyś miał cokolwiek do powiedzenia” — wtrącił cichy głosik, tak łudząco podobny do głosu Notta. Leżąc na łóżku, obserwował, jak zdenerwowana dziewczyna po raz kolejny sprawdza swoje notatki. Na nic zdały się jego prośby i ostrzeżenia, że to wszystko może się dla niej źle skończyć. Nie, Hermiona Granger była zbyt uparta i dumna, by skorzystać z jego rady. Powtarzała, iż obowiązkiem prefekta jest dbanie o dobre relacje między uczniami i właśnie dlatego przyjęła zaproszenie Gwen Smith na najbliższe spotkanie grupy AŚ.
W pierwszej chwili pomyślał, że to wyjątkowo niesmaczny żart, jednak wystarczyło jedno spojrzenie w jej oczy, by dotarło do niego, że się mylił. Jego dziewczyna naprawdę miała zamiar wygłosić przemówienie na jutrzejszym zebraniu i właśnie teraz stała na środku jego sypialni, przygotowując się do zaprezentowania mu swojego referatu. Jeśli miał doszukiwać się jakichkolwiek jasnych stron tego, co go czeka, to z całą pewnością zaliczyłby do nich temat jej przemówienia. Dziękował Merlinowi za to, że dotyczył on ogólnej historii pochodzenia czarodziejów czystej krwi i mugolaków i nie było w nim nic na temat tego, co przeszła z powodu szykanowania przez takich jak on.
Gdy zawiodły wszelkie środki w postaci gróźb, zakazów i szantażu, postanowił zmienić taktykę i pomóc Gryfonce jak najlepiej przygotować się do jej wystąpienia. Zaczął od dokładnej analizy jej referatu, wykreślając te ze zdań, które mogłyby wzbudzić oburzenie wśród zebranych. Jednym spojrzeniem uciszył dziewczynę, gdy ta po raz kolejny próbowała zaprotestować. Najwyraźniej doszła do wniosku, że dla niego to i tak wystarczająco niekomfortowa sytuacja, bo nie wtrącała się do czasu, aż nie skończył wprowadzać poprawek.
— ... i właśnie dlatego rody czystej krwi powinny zrezygnować ze ślubów między kuzynostwem. Zbyt bliskie pokrewieństwo powoduje, iż potomkowie takiej pary są obciążeni genetycznie, co zwiększa ryzyko wystąpienia chorób zarówno rozwojowych, jak i psychicznych.
— Masz rację. Po co ryzykować, skoro może z tego wyjść taka Granger.... tylko czystej krwi. Twoi rodzice musieli być rodzeństwem, bo jesteś wyjątkowo obciążona genetycznie — wtrącił Draco, patrząc na dziewczynę z pogardą.
Hermiona mocniej zacisnęła dłonie na kartkach, jednak była to, na szczęście, jedyna oznaka jej zdenerwowania. Przerwała na chwilę i, z niewzruszoną miną patrząc na blondyna, kontynuowała wykład.
— Wchodzenie w związki z mugolakami czy czarodziejami półkrwi jest więc zwykłym instynktem przetrwalnym. Dalsze trwanie przy tradycjach sprowadziłoby na rody czystej krwi osłabienie zdolności magicznych i choroby, a w konsekwencji tego także i wymarcie. Podsumowując: w ten czy inny sposób, prędzej czy później, dwadzieścia osiem rodów nieskalanych „brudną krwią” przestanie istnieć.
— Jeśli jednak miałbym wybierać, wolałbym zginąć jako obłąkany, pozbawiony mocy arystokrata. Wszystko lepsze od zeszlamcenia się i bycia zdrajcą krwi.
— Mam dość! — krzyknęła dziewczyna, rzucając notatkami. Usiadła na łóżku i ukryła twarz w dłoniach.
Ślizgon wsparł głowę o dłoń, po czym położył drugą na plecach dziewczyny i rozpoczął delikatny masaż.
— Właśnie tak to będzie wyglądać. Przecież wiedziałaś, na co się piszesz.
— To nie o to chodzi... — mruknęła Hermiona, rozluźniając napięte ciało pod wpływem jego dotyku. — Po prostu się odzwyczaiłam od tego, że jesteś taki...
— Jaki?
— Wredny, pyskaty i pogardliwy.
Draco zaśmiał się, przyciągając na siebie jej wzrok.
— Racja, ty nadal taki jesteś — przyznała Gryfonka, kręcąc głową nad zachowaniem swojego wybranka.
Pomimo tego, iż stanowili parę, chłopak nie zmieniał swojego stylu bycia. Knuł, spiskował i rzucał ironiczne uwagi, jednak dziewczyna zauważyła kilka subtelnych zmian, które szczerze doceniała. Po pierwsze, choć z trudem, powstrzymywał się od uwag na temat jej przyjaciół... a przynajmniej w jej obecności. Po drugie, wykreślił ze swojego słownika wyrazy takie jak szlama czy zdrajca krwi. Po trzecie, temat Rona dla niego nie istniał i ani razu nie skomentował jego zachowania... również w jej obecności.
Ich przyjaciele powoli przyzwyczajali się do faktu, że stanowią parę. Blaise był tym wręcz zachwycony, Nott to tolerował, choć między nim a Hermioną wyczuwało się dystans. Ginny pozostawała nieufna, jednak gdy patrzyła na to, jak Draco obchodzi się z jej przyjaciółką, stopniowo nabierała do niego przekonania. Harry próbował przemówić jej do rozsądku i potrzebował nieco czasu, by oswoić się z tą sytuacją. W końcu doszedł do wniosku, że nic nie wskóra i po ostrzeżeniu Dracona, co się stanie, gdy skrzywdzi Hermionę, zaakceptował ich związek.
Oczywiście cała sytuacja nadal była dla nich czymś nowym i dziwnym. Gryfonka wyczuwała wiszącą w powietrzu niechęć i często dochodziło do niemiłej wymiany zdań pomiędzy ich przyjaciółmi. Zapanował między nimi cichy układ i jakimś dziwnym trafem nigdy nie zdarzało się, by cała szóstka przebywała ze sobą w jednym pomieszczeniu dłużej, niż było to konieczne.
Ron, wbrew nadziei Hermiony, nie odezwał się do niej ani razu i gdy zdarzało się, że znaleźli się na jednym korytarzu, omijał ją szerokim łukiem, nawet na nią nie patrząc. Na nic zdały się rozmowy z Ginny oraz Harrym i nic nie wskazywało na to, że chłopak zmieni nastawienie.
Hogwart, jak to Hogwart, nadal żył tą sensacją, a plotki zdawały się nie mieć końca. Hermiona jednak miała daleko w poważaniu opinie innych i dzielnie znosiła docinki. Draco radził sobie z tym inaczej, przez co procent uczniów mających szlabany wzrósł, w skrzydle co jakiś czas lądował jakiś napotkany przez niego biedaczek, a on sam co chwilę odrabiał przez to dodatkowe prace karne i tracił punkty. I na to miał radę: zaczął przyznawać punkty Ślizgonom praktycznie za nic. Ostatnio między nimi wywiązała się kłótnia, ponieważ Hermiona usłyszała, jak Draco przyznał sobie dwadzieścia punktów za... świetny wygląd.
— Czytaj dalej — zachęcił arystokrata.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech i wróciła do wygłaszania referatu.
— Pojęcie czystej krwi nie zniknie, jednak nie będzie ono widziane tak jak dotąd i będzie miało inny zakres, ponieważ...

***

— ... ponieważ gdy odejdą ostatni przedstawiciele „dwudziestki ósemki”, czystej krwi czarodziejem stanie się potomek czarodziejów pół krwi lub...
— Po moim trupie! Miano czystej krwi jest zarezerwowane tylko i wyłącznie dla prawdziwych czarodziejów, a nie dla oszustów i naciągaczy — warknął Harper, po czym, niezbyt przejmując się, czy dziewczyna to usłyszy, spytał Dracona: — Przed snem też ci takie morały prawi?
Hermiona uniosła głowę znad pergaminu i spojrzała na swoich słuchaczy. Nie byli zadowoleni z tego, co im przedstawiła. Siedzieli naburmuszeni i spoglądali na nią ze złością. Jedynie trzech z nich nie wyglądało, jakby właśnie obrzuciła ich łojem, choć i im nie przypadł do gustu jej referat.
— Panie Harper, proszę zatrzymać takie komentarze dla siebie — powiedziała Gwen Smith. — Dziękuję, Hermiono. Dokładnie o to mi chodziło.
Kobieta uśmiechnęła się do kasztanowłosej i gestem zaprosiła ją do zajęcia miejsca obok.
— No dobrze. Po tym wstępie zaczynamy dyskusję. Kto zaczyna?
— Nie zgadzam się z tym, co przeczytała... ona — oznajmił McGregor.
— A z czym konkretnie? Hermiona mówiła o faktach. Chce pan powiedzieć, że w pana rodzinie nie pojawiały się choroby psychiczne? Albo, że dwudziestka ósemka nie jest na wymarciu? — dopytywała Gwen.
W jej głosie nie było kpiny czy lekceważenia, lecz ciekawość i dociekliwość. Widać było, że poważnie traktuje swoje obowiązki i patrzy na podopiecznych jak na równych sobie.
— Skoro prawdziwa czysta krew wymiera, powinniśmy jeszcze bardziej szukać sposobu, dzięki któremu przetrwa. To nasze dziedzictwo, które raz utracone nigdy nie wróci — wtrącił kolejny Ślizgon.
Gwen zamyśliła się na chwilę, analizując jego słowa.
— Chyba rozumiem, o co ci chodzi. Macie wrażenie, że po zatraceniu czystej krwi magia będzie zupełnie inna, utraci na tym. Zmiany to naturalna kolej rzeczy, panie Lookwood i w większości przypadków, wszystkim wychodzi to na dobre. A jak pan się z tym czuje, panie Zabini?
— Ja? Trochę słabo, jeśli mam być szczery... bez urazy — dodał, spoglądając na Hermionę. — Nie, że się nie zgadzam, te choroby psychiczne i związki między kuzynami... ble... ale tak mi trochę jakoś żal tego wszystkiego. Jesteśmy trochę jak dinozaury i jakoś nie mogę sobie tego wszystkiego wyobrazić. Czysta krew zawsze była w świecie magii.
— A czy ktoś słyszał o teorii Anthony'ego White'a?
Hermiona natychmiast podniosła rękę.
— Mogłabyś? — poprosiła Gwen, na co dziewczyna skinęła głową i rozpoczęła wywód.
— Jest to dość kontrowersyjna i nowatorska teoria, poruszająca właśnie kwestię czystej krwi i początek istnienia magii. Zakłada ona...
Gryfonka zawahała się, jednak widząc skinięcie Dracona, uśmiech Zabiniego i ciekawość Teodora, który wiecznie był wygłodniały nowinek naukowych, dokończyła zdanie.
— Zakłada ona, iż czarodzieje pochodzący z rodzin mugolskich, są pierwszymi przedstawicielami nowych rodów czarodziejskich. Idąc dalej tym tropem, można dojść do wniosku, iż są oni czystej krwi.
— Jeszcze czego — prychnął Goyle.
Hermiona odczekała chwilkę, a kiedy w sali ponownie zapanowała cisza, powiedziała:
— Tak naprawdę, każdy ród musiał mieć gdzieś swój początek, magia nie pojawiła się tak po prostu. White mówi, iż rody czystej krwi właśnie taki miały początek: założyciel urodził się z mugolskich rodziców i jako pierwszy w rodzinie objawił moce magiczne.
— A co z początkiem magii? — spytał Teodor z wyraźnym sceptycyzmem w głosie.
— Według tej teorii, magia wzięła się z jabłka, a jako pierwsza moce magiczne posiadała Ewa.
— Ale ta od Adama? — zdziwił się Trewis.
Hermiona skinęła głową.
— To by również wyjaśniało, dlaczego to kobiety były prześladowane w średniowieczu. Magia była utożsamiana z kobietą. White twierdzi zatem, iż magia pochodzi od Boga, a w średniowieczu mylnie uważano, że jest to wytwór zła i należy tępić wiedźmy. Następnie magia rozeszła się po świecie i jedyną zagadką jest to, dlaczego tak nagle objawia się w mugolskich rodzinach.
— Nie zgadzam się z tą teorią — oznajmił Teodor. — Pełno w niej niedomówień i nieścisłości. Jeżeli to Ewa była pierwszą czarownicą, istnienie dwudziestki ósemki nadal można wytłumaczyć racjonalnie. Rody czystej krwi to jej potomkowie. A to, dlaczego mugole objawiają zdolności magiczne? White tego nie wyjaśnia. A kobiety w średniowieczu utożsamiane były z magią z innych powodów.
— Pogubiłem się — westchnął Blaise, jednak Draco szybko pospieszył z wyjaśnieniem.
— Kobiety, które brano za czarownice, były zielarkami, uzdrowicielkami. Były to kobiety wykształcone, posiadały o wiele większą wiedzę, niż życzyliby tego sobie mężczyźni. Palenie na stosach i polowania na nie spowodowane były przez zwykłą zazdrość i strach. To na mężczyznach miała się skupiać uwaga, to oni mieli być najważniejsi, najmądrzejsi, to oni mieli być podziwiani. A tu się nagle okazuje, że kobieta, pozbawiona większości praw, powoli zaczyna przerastać mężczyznę.
— Jak już mówiłem, nie wierzę w tę teorię, istnieją o wiele bardziej przekonujące — stwierdził Nott.
— Taa... na przykład ta, według której magia powstała po tym, jak centaur puknął ludzką kobietę — rzucił Blaise, czym wywołał salwę śmiechu.
Hermiona przymknęła oczy, rozmasowując sobie skroń.
— Czy możemy wrócić do teorii White'a? — spytała Gwen, gdy jej podopieczni się uspokoili. — Odrzucając całą resztę, skupcie się na jednym jej aspekcie. Ktoś musiał być pierwszy i ten ktoś wywodził się z rodziny mugoli... oczywiście to tylko spekulacje. Zatem, czy czarodziej czystej krwi ma prawo poniżać mugoli, skoro sam się z nich wywodzi? To tyle na dziś, zostawiam was z tym do następnych zajęć. Hermiono, ciebie jeszcze na chwilkę poproszę.
Draco wstał i ruszył do wyjścia, jednak w przeciwieństwie do reszty zatrzymał się na korytarzu.
— Nie idziesz z nami? — spytał Zabini.
— Poczekam na nią. Później was dogonię.
Teodor uśmiechnął się złośliwie i wymienił podejrzane spojrzenia z Blaise'em. Szepcząc, zniknęli w bocznym korytarzu.
Ślizgon pokręcił głową, po raz tysięczny pytając siebie, dlaczego się z nimi zadaje. Oparł się o ścianę, czekając, aż Gryfonka wyjdzie z sali.
Czekał pięć minut. Czekał dziesięć. Czekał pół godziny, aż w końcu miał dość. Zirytowany, odepchnął się od ściany i ruszył korytarzem, zastanawiając się, jak długo mogą rozmawiać kobiety i dlaczego nigdy nie przechodzą od razu do sedna sprawy. Znając życie, Gwen Smith zdąży opowiedzieć o swoim dziecku, a Hermiona wtrąci parę zdań o pracach w magazynie, nim dotrą do meritum.
Był na trzecim piętrze, gdy z bocznego korytarza dobiegł go fragment rozmowy.
— ... szlama. I ta teoria! Pewnie sama ją wymyśliła, żeby się dowartościować.
Towarzysz Harpera odpowiedział mu śmiechem.
— Mi wcale nie jest do śmiechu, Trewis. Ta wywłoka omotała naszego szukającego. Jestem pewien, że przez to przegramy mecz i Puchar znowu przemknie nam koło nosa.
Draco zacisnął pięści, czując, jak wściekłość przejmuje nad nim kontrolę. To, że w taki sposób mówiono o jego dziewczynie, budziło w nim furię, a fakt, iż słowa te padły z ust członka jego drużyny, był tylko dodatkową kroplą w czarze goryczy. Oparł dłoń o ścianę, czekając, aż dwójka Ślizgonów wyjdzie zza zakrętu.
— O, cholera...
— Co jest? — spytał Harper.
— Zostawiłem... muszę... zaraz wracam — wykrztusił Trewis, po czym pobiegł w stronę, z której przyszli.
— Trewis?! Co ci odbiło? — zdziwił się ścigający.
— Nie jestem pewien, ale gdybym miał zgadywać, powiedziałbym, że właśnie spierdolił i zostawił cię na pastwę losu.
Ślizgon odwrócił się i wzdrygnął, gdy zobaczył czekającego na niego blondyna.
— Chcesz coś jeszcze o niej powiedzieć? Proszę, masz okazję podzielić się ze mną swoimi wątpliwościami — powiedział Draco chłodnym, na pozór opanowanym tonem, jednak złowróżbny uśmiech zdradzał jego zamiary.
Arystokrata odepchnął się od ściany i podszedł do chłopaka.
— Słucham — oznajmił, podwijając rękawy białej koszuli.
— Chcesz wiedzieć, co o tym wszystkim sądzę? — spytał napastliwie Harper, nie robiąc sobie nic z morderczego spojrzenia blondyna. Odrzucił torbę i również zrobił krok w stronę przeciwnika, kierując się odwagą czy też głupotą. — Jesteś idiotą, który naraża wygraną drużyny dla brudnej szlamy.
— Coś jeszcze?
— Nie wiem, co tobą kieruję, ale stałeś się pośmiewiskiem. Jak dla mnie słusznie... — tu Harper pozwolił sobie na kpiący uśmieszek — zdrajco krwi.
Być może jego słowa albo gest ścigającego doszczętnie zniszczyły opanowanie Dracona. Blondyn pchnął na ścianę Ślizgona i wymierzył pierwszy cios. Głowa chłopaka z hukiem uderzyła o ścianę, jednak tuż przed drugim uderzeniem Harper sam zdołał wyprowadzić cios prosto w żołądek.
Arystokrata zgiął się w pół, z czego natychmiast skorzystał drugi Ślizgon. Złapał go za kark, przytrzymując blondyna, by po chwili zgiętym kolanem uderzyć go w twarz.
Trzask łamanego nosa wypełnił korytarz. Jeszcze bardziej rozwścieczony Draco, zignorował ból i chwycił ramię przeciwnika, by przewrócić go na ziemię. Malfoy zrzucił z siebie zaskoczonego Harpera i przydusił kolanem jego klatkę piersiową, by raz za razem zadawać ciosy, sprawiając, iż twarz ścigającego pokryła się krwią.
— Chcesz coś... kurwa... dodać? — warknął Ślizgon, zadając ostatnie uderzenie.
— Tam są!
Draco odwrócił się i zobaczył mknący ku niemu jasny promień. Odrzucony przez zaklęcie, padł na posadzkę.
Zabini, nadal trzymając różdżkę, podbiegł razem z Trewisem. Skrzywił się, gdy zobaczył, w jakim stanie znajdują się jego zawodnicy i powiedział:
— Zabierz go do skrzydła.
Trewis, nie czekając ani chwili, wypełnił jego polecenie. Pochylił się nad przyjacielem i, zarzuciwszy sobie jego ramię, wyprowadził go z korytarza.
Blaise podszedł do blondyna i jednym ruchem różdżki nastawił mu nos.
Arystokrata przeklął, zakrywając dłonią twarz. Gdy doszedł do siebie, spojrzał na Zabiniego i złapał jego wyciągniętą dłoń.
— Możesz mi, do cholery, powiedzieć, dlaczego dwa tygodnie przed ostatnim meczem mój szukający i ścigający tarzają się po podłodze i tłuką jak pawiany w okresie godowym? — spytał ze złością czarnoskóry Ślizgon.
— Granger — wyjaśnił Draco, ocierając krew z ust.
Zabini przymknął oczy, zapewne po to, by samemu nie rzucić się na blondyna.
— Ja rozumiem, że jesteś drażliwy i chciałeś jej bronić... ale mam do ciebie małą prośbę. Trzymaj, kurwa, nerwy na wodzy i nie osłabiaj mi drużyny! — wrzasnął, piorunując chłopaka morderczym wzrokiem. — Cały rok ciężko trenujemy, jesteśmy tak blisko i nie pozwolę, by ktokolwiek odebrał zwycięstwo Slytherinowi... nawet ty. Chyba rozumiesz, o czym mówię?
— To się nie powtórzy — zapewnił Draco bez krzty pokory. Było jasne, że nie żałował i gdyby mógł, zrobiłby to jeszcze raz.
— Idź i doprowadź się do ładu — powiedział Blaise już o wiele łagodniejszym tonem. — A ja opieprzę mojego ścigającego. I... Draco? Następnym razem załatwiaj takie rzeczy po tym, jak już wygramy.
Arystokrata skinął głową i uśmiechnął się, myśląc o tym, że Blaise jako kapitan naprawdę się sprawdził przez ten rok. Skrzywił się, gdy rozcięta warga dała o sobie znać i powolnym krokiem, korzystając z tajnych przejść, dowlókł się do dormitorium. Skonany, od razu padł na kanapę i zamknął oczy.
W duchu przyznawał rację przyjacielowi, powinien bardziej nad sobą panować. Przecież wiedział, co spowoduje jego związek z Gryfonką. Boleśnie przekonał się o tym, iż o wiele trudniej jest, gdy przypuszczenia stają się realne i musi stać twarzą w twarz z obelgami, plotkami i atakami na jego dziewczynę.
— Na Godryka! Co ci się stało?!
Ślizgon powoli otworzył oczy i zobaczył przerażoną Hermionę. Kasztanowłosa rzuciła torbę na podłogę i podbiegła do niego. Nachyliła się i, ostrożnie ująwszy jego twarz w dłonie, dokładnie przyjrzała się obrażeniom.
— Uwierzyłabyś, gdybym powiedział, że spadłem ze schodów?
Gryfonka cmoknęła, zirytowana jego zachowaniem, choć troska nadal widniała w jej oczach.
— Poczekaj tu chwilę — powiedziała i szybkim krokiem poszła do swojego pokoju.
— Uwierz mi, nie mam zamiaru się stąd podnosić przez kilka godzin — zapewnił ją Draco, z powrotem opierając głowę na kanapie. Przymknął oczy, próbując ignorować ból.
— Masz, wypij to.
Hermiona podała mu fiolkę z czarnym płynem i zaczęła wyciągać z niewielkiej apteczki potrzebne przedmioty. Ślizgon wypełnił polecenie, przyglądając się, jak kasztanowłosa nasącza wacik w wyciągu ze szczuroszczeta. Odebrała od niego pustą fiolkę i nachyliła się, delikatnie przesuwając wacikiem po rozciętej wardze. Ku jej zaskoczeniu, w pewnym momencie arystokrata pociągnął ją za ramię i usadził okrakiem na swoich kolanach. Gryfonka spróbowała wstać, protestując, jednak chłopak oparł dłonie na jej biodrach, skutecznie odcinając jej drogę ucieczki.
— Daj spokój, tak jest wygodniej.
Hermiona westchnęła, jednak nie próbowała już wyrywać się Ślizgonowi. Położyła dłoń na jego szczęce i odchyliła jego głowę w bok, by zająć się zdartą skórą na skroni.
— A więc?
— Musisz drążyć temat? — warknął rozdrażniony blondyn.
— Hmm... pomyślmy. Wchodzę do dormitorium i widzę mojego pobitego chłopaka. Co według ciebie powinnam zrobić? Spytać, czy masz ochotę na powtórkę?
— Bardzo śmieszne, Granger — warknął Ślizgon, po czym skrzywił się, gdy dziewczyna przejechała po jednym z gorszych obrażeń. — Chcesz wiedzieć, o co poszło? Proszę bardzo. To wszystko przez ciebie, twój głupi upór i twoje głupie przemówienie, idiotko.
Hermiona na chwilę przerwała swoją pracę, po czym bez słowa sięgnęła po pudełeczko z maścią. Nabrała odrobinę na palce i ujęła dłoń arystokraty, by wetrzeć maź w obtarte kostki.
— Czy bylibyśmy razem, czy nie, i tak poszłabym na to spotkanie. I tak powiedziałabym to, co miałam powiedzieć. A po spotkaniu i tak by mnie obgadywali — powiedziała w końcu.
— Ale ja nie zostałbym nazwany zdrajcą krwi.
Kasztanowłosa zamarła i wypuściła smukłą dłoń, instynktownie sięgając do naszyjnika. Bojąc się najgorszego, zaczęła obracać czarny kamień w dłoni.
— Żałujesz? Chcesz to skończyć? — spytała cicho, z trudem panując nad głosem.
Była tak przerażona tą wizją, iż w jej oczach natychmiast pojawiły się łzy. Na szczęście Ślizgon szybko zaprzeczył.
— Oczywiście, że nie, głupku — powiedział miękko Draco, przytulając ją do siebie. — Odrobinę mnie poniosło i trochę poturbowałem się z takim jednym... nawet go nie znam.
— Trochę? — powtórzyła Hermiona, odsuwając się, by zlustrować wzrokiem jego twarz.
Ślizgon wzruszył ramionami i przeniósł wzrok na wisiorek.
— Ładny ten naszyjnik. Coś często go nosisz — stwierdził z pozoru zdawkowym tonem, z niechęcią patrząc na ozdobę.
— Skąd o nim wiesz? — spytała niespokojnie, pospiesznie chowając naszyjnik z powrotem pod bluzkę.
— Bo dość często patrzę ci w... oczy — dokończył nieskładnie Draco z perfidnym uśmieszkiem. — Skąd go masz?
Sięgnął po łańcuszek, jednak Hermiona odsunęła się, odtrącając jego rękę.
— Dlaczego tak cię to interesuje?
— To od tego Franka?
Gryfonka zaśmiała się, rozluźniając się, gdy wrócili do bezpiecznych tematów. Ujęła jego drugą dłoń, by i tu wsmarować leczniczą maść.
— A ty znowu o nim... — westchnęła, słodko się uśmiechając.
— Powiesz mi coś o tym chłopaku?
— Dlaczego się o niego wypytujesz? — spytała Hermiona, z trudem panując nad śmiechem.
Draco Malfoy próbował przeprowadzić śledztwo i znaleźć samego siebie, prawdopodobnie chcąc dopaść swojego „rywala” i spędzić z nim trochę czasu sam na sam.
— Wypytuję? Ja chcę tylko wiedzieć, z kim zadaje się moja dziewczyna, a ten chłopak wydaje ci się bliski — wytłumaczył arystokrata, wyglądając jak wcielenie niewinności. — A więc?
Gryfonka zakręciła pudełeczko i rozsiadła się wygodnie, zarzucając mu ramiona na szyję.
— Co chcesz o nim wiedzieć?
— Długo się znacie?
Hermiona przygryzła wargę, zastanawiając się nad odpowiedzią.
— Jakieś osiem lat.
Czyli chodził lub nadal chodzi do Hogwartu” — zanotował w pamięci Ślizgon.
— To chyba nie jest jego prawdziwe imię?
Dziewczyna pokręciła głową, a następnie wykonała dłonią gest oznaczający „mniej-więcej”, na co Draco warknął poirytowany.
— Na Salazara, mogłabyś mówić trochę więcej.
— Chcesz sobie psuć zabawę? — spytała kokieteryjnie Gryfonka. — Następne pytanie... chyba że więcej ich nie masz.
— Oczywiście, że mam. Podoba ci się?
— Tak.
— Granger! — wrzasnął oburzony Ślizgon i zmrużył oczy, widząc, jak kasztanowłosa chichocze.
Hermiona wzruszyła niewinnie ramionami, próbując wyglądać na skruszoną.
— Chciałeś odpowiedzi, to ją dostałeś, Draco.
— Jeszcze trochę, a zrzucę cię na podłogę.
— Podoba mi się, ale kocham tylko ciebie — dodała, zaśmiewając się przy tym niemal do łez.
Urażony Ślizgon burknął coś pod nosem i odwrócił głowę. Słabe było jej pocieszenie i wcale nie podobało mu się to, że Gryfonka zna kogoś, kto, oprócz niego, jej się podoba. A już szczególnie denerwowała go jej gierka.
— Jesteś zły?
— Tak — oznajmił dosadnie, patrząc na nią z rezerwą.
— A mogę coś zrobić, żeby to zmienić?
— Nie.
— Długo będziesz odpowiadał monosylabami?
— Tak.
Dziewczyna zaśmiała się i spróbowała odwrócić jego głowę, jednak Draco nie dawał za wygraną. W końcu poddała się i nachyliła, by dosięgnąć do skrawka ust, do którego miała dostęp.
— Na pewno nic z tym nie zrobię? — spytała i delikatnie zbadała koniuszkiem języka drobne rozcięcie na jego wardze.
— Wątpię — stwierdził Draco z mniejszym przekonaniem.
— Widzisz? Już mamy postęp. Jeszcze trochę i zaczniesz do mnie mówić pełnymi zdaniami.
Ślizgon jeszcze bardziej odwrócił twarz, utrudniając jej zadanie, jednak dziewczyna nie zrażała się jego pozornie oziębłym zachowaniem. Doskonale widziała, jak chłopak rozchyla usta, jego źrenice stają się większe, a na bladych policzkach pojawia się delikatny rumieniec. Korzystając z okazji, wtuliła twarz w jego odsłoniętą szyję i złożyła na niej delikatny pocałunek. Ku jej rozczarowaniu, nic się nie stało, jednak nagle w jej głowie zapaliła się lampka. Przypomniała sobie, jak arystokrata pieścił jej szyję, w jaki sposób wodził po niej ustami i którym miejscom poświęcał najwięcej uwagi. Uśmiechając się podstępnie, przeniosła usta tuż pod ucho Ślizgona i delikatnie przesunęła koniuszkiem języka po wrażliwej skórze.
Bingo” — pomyślała, gdy ciało chłopaka napięło się, a jedna z jego dłoni zacisnęła się zaborczo na jej talii. Idąc za ciosem, przeniosła usta nieco niżej i delikatnie zassała skórę.
Blondyn przymknął oczy i jęknął cicho, delikatnie wyginając ciało w stronę Hermiony. Kasztanowłosa zaśmiała się gardłowo. Podobało jej się, jak jego ciało odpowiadało na jej pieszczoty. Zupełnie jakby był instrumentem i to on niej zależało, w jaką strunę uderzy i jaki wyda z siebie dźwięk.
Draco zamknął oczy, całkowicie oddając się w ręce Gryfonki. Cieszył się, że tylko on ją taką oglądał, nie było nikogo przed i z całą pewnością nie będzie nikogo po nim. Choć był zachwycony tym, jak stopniowo nabiera coraz więcej śmiałości i jak się z nim obchodziła, zastanawiał się, skąd u niej takie umiejętności, skoro nie miała doświadczenia w tym temacie. Możliwości były dwie: albo była wyjątkowo pojętną uczennicą również w tej dziedzinie, albo ktoś ją tego poduczył wcześniej... na przykład taki Franek.
— Franek... — warknął Draco, z czego skorzystała Hermiona, przenosząc usta na jego wargi.
Uciszony w ten sposób, nie miał innego wyjścia, jak odwzajemnić pieszczotę i pokazać dziewczynie kilka nowych sztuczek. Subtelnymi ruchami nakłonił ją do rozchylenia ust, rozpoczynając taniec, który sprawił, iż ciało kasztanowłosej napięło się i przylgnęło do niego. Arystokrata mruknął, zadowolony z takiego obrotu spraw i przeniósł dłonie na jej pośladki.
— Nie — szepnęła Gryfonka, odsuwając się od niego.
— Hermiona...
— Muszę się przebrać przed pracą w magazynie — oznajmiła niezbyt przekonującym tonem, jednak nie zrobiła nic, by zejść z kolan Ślizgona, nadal będąc pod wrażeniem ostatnich chwil. Dopiero po chwili zorientowała się, iż chłopak zdołał już rozpiąć połowę guziczków jej bluzki. — Co ty robisz?! — spytała, oburzona jego zachowaniem.
— Pomagam ci się przebrać — odpowiedział z zawadiackim uśmiechem, nie przerywając swojej pracy.
— Przestań! Teraz nie ma na to czasu.
— Hmm... to może wieczorem? Kolacja? — zaproponował arystokrata, patrząc na nią sugestywnie.
— Obawiam się, że wieczorem też będzie za wcześnie — powiedziała stanowczo Hermiona, próbując wyrwać poły koszuli z jego dłoni.
— Za wcześnie na kolację — powtórzył wolno blondyn, dokładnie jej się przyglądając.
Gdy dziewczyna przytaknęła, pokiwał powoli głową, na znak, że rozumie. Chcąc się upewnić, spytał:
— Ale jesteś absolutnie pewna, że nie będziesz głodna?
— Wytrzymam.
— I to nie jest kwestia dania? — Gdy po raz kolejny przytaknęła, dodał: — Ani tego, że wolałabyś coś z kuchni Fran...cuskiej?
— Absolutnie. Po prostu chcę jeszcze poczekać... aż zgłodnieję jeszcze bardziej — odpowiedziała, nadal korzystając z ich szyfru.
— Granger, wiesz, że od tego można umrzeć? — odparł, wybuchając śmiechem.
— I z czego tak się cieszysz?
— Po prostu bawi mnie, w jaki sposób unikasz tematu seksu — odpowiedział, nie zwracając uwagi na to, że Gryfonka poruszyła się niespokojnie, próbując zejść.
— Malfoy... — zaczęła, uroczo się rumieniąc — Malfoy, chcę już zejść.
— Niewygodnie ci? — naigrywał się Ślizgon.
— Po prostu... to dość krępujące — wymamrotała, rzucając szybkie spojrzenie w dół.
Niezdarnie wyswobodziła się z objęć chłopaka i usiadła obok niego na kanapie, nerwowo zapinając guziki koszuli, by uniknąć jego wzroku.
— Granger, tak się już dzieje, gdy mężczyzna...
— Wiem! — warknęła, klnąc pod nosem, gdy zauważyła, że krzywo zapięła koszulę.
Arystokrata przygryzł wargę, próbując za wszelką cenę nie wybuchnąć śmiechem, widząc jej zakłopotanie. Odwrócił się w jej stronę i nachylił, po czym zaczął na nowo rozpinać guziki, by móc poprawnie zapiąć koszulę dziewczyny.
— Babcia zdążyła cię uświadomić? — zakpił, opierając głowę na dłoni.
— Nie, rodzice — burknęła Hermiona.
— I co dokładnie ci powiedzieli?
— Że jestem już w wieku, w którym chłopcy zaczną się mną interesować i żebym była absolutnie pewna, zanim się na to zdecyduję.
— A nie jesteś pewna, bo...?
— Przestań się ze mnie nabijać!
Ślizgon westchnął ciężko i chwycił dłoń dziewczyny, czekając, aż ta na niego spojrzy. Dopiero gdy przeniosła na niego swój wzrok, oznajmił poważnym tonem:
— Nie miałem takiego zamiaru. Po prostu chcę wiedzieć, co jest nie tak, jakbyś chciała.
— Draco, jesteśmy ze sobą od niespełna dwóch tygodni, po prostu jest dla mnie za wcześnie.
— Rozumiem to i szanuję — oznajmił, czym wywołał uśmiech na twarzy Gryfonki. — Chcę tylko, żebyś rozmawiała ze mną o takich rzeczach otwarcie, żeby nie było miejsca na niedomówienia i domysły, zgoda?
Hermiona pokiwała ochoczo głową i przysunęła się, by go objąć, jednak po chwili odchrząknęła i wróciła na swoje miejsce.
— Taaa... to ja może... pójdę wziąć prysznic — oznajmił powoli arystokrata, przeczesując włosy. Gdy minął Gryfonkę, rzucił przez ramię: — Jesteś pewna, że nie chcesz iść ze mną? Miałabyś więcej czasu, by oswoić się z niektórymi... sprawami.
— Nie, Draco, nie pójdę z tobą pod prysznic.
— Spróbować zawsze można — oznajmił, unosząc ręce na znak kapitulacji. Zmarszczył brwi, zastanawiając się nad trapiącą go kwestią: — A jeśli chodzi o jedzenie... mogę liczyć na jakieś przekąski?
— Niewykluczone.
Gdy usłyszała szum wody, weszła do swojej sypialni, przygotowując się do dzisiejszych prac w magazynie.
Pół godziny później Hermiona wraz z Draconem przechadzała się między alejkami, obserwując ostatnie przygotowania do wielkiego otwarcia.
— Draco! Chodź na chwilę — usłyszeli wołanie Zabiniego.
Kasztanowłosa odprowadziła Ślizgona wzrokiem i powróciła do swojego zajęcia, co jakiś czas poprawiając ostatnie detale. Odwróciła się, gdy usłyszała, że ktoś ją woła.
— O co chodzi? — spytała uprzejmie, widząc rozglądającego się na wszystkie strony Krukona.
— Mógłbym mieć prośbę? — zapytał skrępowany. Poczekał, aż dziewczyna skinęła głową i powiedział: — Mamy dzisiaj ważny trening, a ten... Malfoy wyznaczył mi na dziś szlaban. Zastanawiałem się, czy byłabyś tak miła i wyznaczyła mi inny termin?
— A za co konkretnie dostałeś ten szlaban?
— Za zakłócanie ciszy nocnej — odpowiedział Marcus.
— O której godzinie?
— O siedemnastej.
Gryfonka przymknęła na chwilę oczy, walcząc z chęcią uduszenia arystokraty.
— Idź. Nie musisz odrabiać tego szlabanu.
Krukon uśmiechnął się szeroko i wyściskał panią prefekt, składając przyjacielski pocałunek na jej policzku. Dopiero gdy dziewczyna delikatnie, acz stanowczo odepchnęła go od siebie, opanował emocje i zmieszany powiedział:
— Dziękuję — po czym odwrócił się na pięcie i nie czekając na powrót Dracona skierował się do wyjścia z magazynu.
Hermiona uśmiechnęła się, zarażona entuzjazmem Krukona, jednak ostatni ślad radości zniknął z jej twarzy, gdy ujrzała, beznamiętnie się w nią wpatrującego, chłopaka.
— Możesz mi powiedzieć, co to było? — spytał, wskazując głową na odchodzącego Marcusa.
Dziewczyna założyła ręce na piersi, nic sobie nie robiąc z jego obrażonej postawy.
— A może najpierw powiesz mi, od kiedy cisza nocna w Hogwarcie zaczyna się o godzinie siedemnastej?
— Nie mów, że go puściłaś na trening — powiedział z niedowierzaniem, oglądając się za siebie, jakby zastanawiał się, czy zdoła go dogonić.
— Nawet nie próbuj — ostrzegła Gryfonka, podchodząc do niego. — Wiem, co chciałeś osiągnąć i nie mam zamiaru przykładać do tego ręki.
— Wystarczyłoby, gdybyś się nie wtrącała — syknął.
— Jeszcze jeden numer tego rodzaju, a powiadomię o wszystkim dyrektorkę.
— Doniesiesz na mnie? — spytał zaskoczony Ślizgon.
— Nie chcę tego robić, ale jeśli nie dasz mi wyboru, będę do tego zmuszona — oznajmiła stanowczo. Widząc jego surowy wyraz twarzy, dodała łagodniej: — Naprawdę wygrana w takim stylu przyniesie ci satysfakcję? W sporcie chodzi o to, żeby grać fair.
— Mylisz się, Granger. Chodzi o to, żeby wygrać — odparł, po czym bez słowa opuścił alejkę.
Stawiał długie, energiczne kroki. Choć słowa Gryfonki wciąż rozbrzmiewały w jego głowie, bardziej martwił go widok Marcusa, całującego jego dziewczynę.
Czyżby to był on? Wiek się zgadza” — zastanawiał się, idąc wzdłuż regałów.
Odszukał Notta i odciągnął go od pracujących uczniów.
— Jest sprawa... dość nietypowa i wymagająca dyskrecji.
— Yyy... okej, a czy Blaise może o tym wiedzieć? — spytał Teodor.
— Nie, Zabini jest przeciwieństwem tego, co kryje się pod słowem „dyskrecja”. Słuchaj... — ściszył głos i nachylił się, by zyskać pewność, że nikt postronny ich nie usłyszy — ... po pierwsze, dowiedz się, jak Marcus Belby ma na drugie imię, a po drugie sprawdź, czy w ciągu ośmiu lat w Hogwarcie uczył się jakiś Franek.
Nawet jeśli Nottowi prośba ta wydawała się co najmniej dziwna, nie dał tego po sobie poznać.
— Ile mam na to czasu?
— Zrób to jak najszybciej, możesz zacząć już teraz.
— Ale... magazyn... Granger — rzucił, wskazując na stertę drobiazgów, które mieli poustawiać na półkach.
— Jesteś oficjalnie zwolniony z dzisiejszego sprzątania. Skoro Granger mogła wypuścić Belby'ego, ja mogę zrobić to samo.
— Co zrobiła?!
— To, co słyszałeś. Co więcej, zagroziła, że jeśli dowie się o jeszcze jednej ingerencji z naszej strony, doniesie o wszystkim dyrektorce.
— I co? Rezygnujemy? — zapytał zdołowany Nott.
— Nie — syknął arystokrata. Zajrzał do sąsiednich alejek, a gdy upewnił się, że są puste, dodał: — Musimy być po prostu bardziej ostrożni. Gdzie jest Zabini? Trzeba mu powiedzieć, żeby nie przyszło mu do głowy chwalić się komukolwiek tym, że dolaliśmy coś do soku Cornera.
Brunet westchnął ciężko i pokręcił głową z niezadowoleniem. Ruchem głowy wskazał jedną z alejek naprzeciw i powiedział:
— Jest zajęty wchodzeniem w tyłek tej rudej... Weasley — dokończył, choć w pierwszej chwili miał zamiar użyć innego sformułowania. Doszedł jednak do wniosku, że lepiej nie kusić losu i nie używać przy Draconie określeń typu „zdrajca krwi”, zwłaszcza po dzisiejszym incydencie.
— Dobra, ja się tym zajmę, a ty idź już. Gdyby Hermiona próbowała cię zatrzymać, przyślij ją do mnie.
Poczekał, aż Teodor zniknie między regałami i ruszył na poszukiwania drugiego Ślizgona. Wiedział, że idzie we właściwym kierunku, gdy usłyszał wrzaski rudowłosej Gryfonki.
— Powiedziałam, że dam sobie z tym radę!
— Ale to jest zbyt ciężkie...
— Nie, Zabini, ramka ze zdjęciem nie jest czymś ciężkim!
— Ale była dosyć duża...
— Posłuchaj... — zaczęła zrezygnowanym tonem, jakby doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że wszelkie próby przemówienia mu do rozsądku są z góry skazane na porażkę — ... to nawet było urocze, ale przez pierwsze kilka godzin, teraz mnie po prostu drażnisz, rozumiesz? Drażnisz mnie, Zabini, zwłaszcza że powiedziałam ci jasno, że jak na razie nie mam zamiaru się z nikim wiązać i możesz być dla mnie co najwyżej przyjacielem.
— Jako dobry przyjaciel staram się, byś się zbytnio nie zmęczyła — oznajmił Ślizgon, nie dając się zbić z tropu.
— Ale ja lubię się czasem zmęczyć! Daj mi wreszcie spokój! — oznajmiła dobitnie, po czym odwróciła się i szybkim krokiem wyszła z alejki, potrącając po drodze Dracona.
— Chce mnie — oznajmił z uśmiechem Blaise na widok przyjaciela.
Arystokrata odwrócił się, by zobaczyć, jak Gryfonka znika za kolejnym regałem, nawet nie oglądając się za siebie.
— Taa, wprost nie może trzymać rąk z dala od ciebie... Zresztą, nieważne, nie po to tu przyszedłem. Mam nadzieję, że nikomu nie powiedziałeś o biegunce — oznajmił szeptem.
— Biegunce? A, o tej biegunce!
— Zabini, błagam, zamknij się — rzucił szybko młody Malfoy, z uwagą wypatrując swojej dziewczyny. Powtórzył przyjacielowi jej słowa, a raczej jawną groźbę, że doprowadzi do ich dyskwalifikacji, jeśli dowie się o kolejnej próbie sabotażu drużyny Krukonów. — Kiedy powinny pojawić się objawy?
— W ciągu kilku najbliższych godzin... może już.
— Cholera, może zacząć coś podejrzewać — warknął Draco, po raz kolejny przeklinając w myślach prawość Hermiony.
— To ją czymś zajmij... poza tym jakie są szanse, że od razu skojarzy problemy żołądkowe jakiegoś Krukona z takimi niewiniątkami jak my?
Arystokrata przymknął oczy, gdy dotarło do niego, że prawdopodobieństwo, iż właśnie tak się stanie, jest dość wysokie. Przecież musiała wiedzieć, jak działa ten eliksir, poza tym Corner może nadal utrzymywać jakieś kontakty z Weasley...
A gdybym ją spetryfikował i utrzymywał w tym stanie aż do meczu?” — pomyślał, zastanawiając się, co może zrobić, żeby Hermiona nie przekreśliła jego marzeń o Pucharze Quidditcha.
— Draco, przestań panikować — uspokajał go Zabini. — Chłopak pomęczy się dwa, może trzy dni, poda się mu antidotum i wszystko minie, jak przy normalnej grypie żołądkowej.
— Oby.
Tak, jak poradził mu Blaise, Draco za wszelką cenę starał się nie dopuścić do tego, by Gryfonka zaczęła coś podejrzewać. Dziękował Merlinowi za to, że po skończeniu pracy w magazynie była zbyt zmęczona, by pójść na kolacje i skorzystała z jego propozycji, by zjeść coś w dormitorium. Do późnej nocy siedzieli nad księgami, przygotowując się do egzaminów. Gdy Hermiona w końcu zasnęła, arystokrata odetchnął z ulgą i wykreślił w myślach kolejny dzień, dzielący ich od meczu finałowego.
Gryfonka skrzywiła się, gdy usłyszała ciche skomlenie Salazara. Nasunęła kołdrę na twarz, licząc na to, że zdoła jeszcze zasnąć, jednak doberman w dalszym ciągu informował o tym, że pora wyjść na dwór. Odwróciła się w stronę śpiącego chłopaka i trąciła go w ramię, mówiąc:
— Malfoy... — gdy nie zareagował, syknęła raz jeszcze: — Malfoy!
— Hmm? — wymruczał sennie, wtulając twarz w jej włosy.
— Salazar chce na dwór.
— Dobrze — wymamrotał nieprzytomnie, ponownie obejmując Gryfonkę w pasie.
Poirytowana dziewczyna westchnęła ciężko i zamknęła zmęczone oczy, jednak i tym razem nie było dane jej zasnąć przez coraz głośniejsze ujadanie czworonoga.
— Malfoy...
— Ty z nim idź — rzucił, zanim zdążyła dokończyć zdanie.
— Nie ma mowy, to twój pies, poza tym jest czwarta nad ranem... Malfoy? — spytała, gdy chłopak ponownie zapadł w płytki sen.
Hermiona odwróciła się do niego plecami, ignorując Salazara. Uśmiechnęła się zwycięsko, gdy Ślizgon poruszył się po wyjątkowo głośnym szczeknięciu swojego pupila. Nachylił się nad dziewczyną i z miną męczennika zapytał:
— Pójdziesz z nim?
— Nie ma mowy — odpowiedziała, z oburzeniem patrząc, jak arystokrata z powrotem się kładzie.
— Granger, wyjdź z nim na chwilę — wymamrotał jej do ucha, delikatnie wypychając ją z łóżka — No idź...
— Niech cię szlag, Malfoy! — wrzasnęła, odrzucając kołdrę.
Szybkim krokiem weszła do swojej sypialni i wyjęła z szafy spodnie, jednak po chwili odrzuciła je ze złością, dochodząc do wniosku, że nie będzie się jej chciało później na powrót przebierać w piżamę. Ubrała parę trampek i wróciła do pokoju Ślizgona, mijając po drodze uradowanego Salazara.
— Mam nadzieję, że będziesz z siebie zadowolony, gdy się przeziębię lub, co gorsza, zaśpię na pierwsze zajęcia — zazgrzytała zębami na widok uniesionego kciuka arystokraty. — Gdzie jest smycz? — spytała na tyle głośno, by chłopak nie mógł udawać, że jej nie usłyszał. Gdy odpowiedział, dodała: — A kaganiec?
Ślizgon powoli podniósł się z łóżka i podszedł do szafki, przecierając po drodze zaspane oczy. Założył pupilowi kaganiec, zapiął smycz i podał ją dziewczynie, po czym zarzucił jej na ramiona swoją bluzę. Zrobił krok w tył, analizując czy wyposażył ją we wszystko, co potrzebne, po czym wetknął jej do ręki różdżkę.
— Miłego spaceru — dodał, całując ją w policzek, po czym bez wyrzutów sumienia wrócił do ciepłego łóżka.
Ledwo zamknął oczy, obudził go trzask zamykanych drzwi i chwilę później w wejściu do jego sypialni stanęła dysząca Gryfonka.
— Zapomniałaś czegoś? — spytał, z trudem podnosząc głowę.
— Już wróciłam.
— Szybko — skwitował arystokrata, odsuwając się, by zrobić dla niej miejsce.
— Szybko?! Nie było mnie prawie godzinę, Malfoy! To nie był krótki spacer — oznajmiła wściekle, siadając na fotelu, po czym pochyliła się, opierając łokcie na kolanach, by ułatwić sobie oddychanie.
Arystokrata podniósł się na łokciach, z zainteresowaniem wpatrując się w dziewczynę.
— Dlaczego tak długo nie wracałaś?
— Wyobraź sobie, że twój pies wcale nie spieszył się z załatwieniem swoich potrzeb — oznajmiła niemal histerycznie. — Najpierw musiał obwąchać każdy krzak w okolicy, a później zaczął ganiać za ptakami...
— To normalne, często to robi.
— ... a ja biegłam za nim — dokończyła, z trudem opanowując wściekłość.
— Dlaczego?
— Bo miałam go na smyczy.
Arystokrata powoli trawił informacje, dopiero gdy przed oczami stanął mu obraz Gryfonki, biegającej za psem po błoniach Hogwartu o czwartej nad ranem, wybuchnął głośnym śmiechem, mówiąc:
— Ty głupolu, nie spuściłaś go ze smyczy?
— To WCALE nie jest śmieszne — odwarknęła, krzywiąc się na widok swoich pozdzieranych kolan. — Co, jeśli by uciekł?
— I to dlatego tak dyszysz? — dopytywał, próbując zachować powagę.
— Też byś dostał zadyszki, gdybyś musiał przeskakiwać te cholerne dynie Hagrida. Przestań rechotać, Malfoy! Patrz, co ten twój pies mi zrobił.
Ślizgon wychylił się z łóżka i zmarszczył brwi, spoglądając na liczne zadrapania, zdobiące skórę dziewczyny.
— Mogę spytać... jak?
— Szarpnął, a gdy się wywróciłam, ciągnął mnie za sobą jeszcze przez kilka metrów, dopóki nie zobaczył kreta.
Chłopak odchrząknął, wstał z łóżka i nachylił się nad Gryfonką, po czym położył dłoń na jej ramieniu i powiedział:
— Daj mi chwilę.
Gdy tylko wyszedł z sypialni, całe dormitorium wypełnił jego donośny śmiech. Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi i naburmuszona czekała na powrót arystokraty. W pierwszej chwili chciała robić mu wyrzuty, jednak jej twarz złagodniała, gdy zobaczyła, że chłopak niesie ze sobą apteczkę.
Ślizgon przykucnął przed dziewczyną i delikatnie podmuchał poranione nogi, sprawiając, że drobinki ziemi upadły na podłogę.
— Boli?
— Jak tak robisz, to nie.
Powtórzył czynność jeszcze kilka razy, po czym nasączył wacik w odkażającym wywarze. Gdy przyłożył go do poranionej skóry, Hermiona syknęła z bólu.
— Jeśli komuś o tym powiesz... — zagroziła, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że Ślizgon w duchu dalej się z niej śmieje.
— Mamy szczęście, że było ciemno i nikt nie widział twojej porannej gimnastyki — odparł, przygryzając wargę. — Przepraszam — rzucił, gdy powstrzymywany od jakiegoś czasu śmiech wydostał się na zewnątrz.
Obejrzał się za siebie, gdy usłyszał pisk zabawki, którą przyniósł Salazar, rzucając ją na podłogę obok Gryfonki.
— Idź sobie — powiedziała, ze złością wpatrując się w smutne oczy zwierzęcia.
— Nie bądź na niego zła, nie chciał zrobić ci krzywdy.
— Oczywiście, po prostu doszedł do wniosku, że ziemia na błoniach potrzebuje zaorania.
— Granger, ja naprawdę staram się zachować powagę, ale mi w tym nie pomagasz — oznajmił, opuszkami palców wsmarowując maść w jej kolana. — Gotowe, być może obejdzie się bez amputacji.
— Bardzo śmieszne — odwarknęła, jednak nie mogła powstrzymać delikatnego drżenia warg. — Malfoy! — krzyknęła, gdy chłopak porwał ją w ramiona i zaniósł do łóżka. — Jakoś dałabym radę przejść tych kilka kroków... Burak — dodała z udawanym oburzeniem, gdy ten niezbyt delikatnie upuścił ją na łóżko, po czym zajął miejsce po drugiej stronie.
— Dobranoc, Granger — powiedział sennie, obejmując ją w talii.
Pora śniadania przyszła o wiele za wcześnie. Hermiona weszła pod prysznic, ledwo widząc na oczy. Automatycznie wykonując poranne czynności, zdołała doprowadzić się do porządku i weszła do salonu, gdzie czekała już na nią taca z jedzeniem. Korzystając z tego, iż oboje mieli na później, postanowili zostać w dormitorium na rzecz wspólnego śniadania.
Dziewczyna usiadła na kanapie obok Ślizgona i sięgnęła po tosta.
— Jak tam kolanka?
Hermiona dumnie uniosła głowę i spojrzała na niego, próbując ignorować jego bezczelny uśmiech.
— To ostatni raz, kiedy wyręczyłam cię w spacerze — oznajmiła i sięgnęła po gazetę, by nie widzieć jego rozbawionego spojrzenia.
— Jeszcze ci nie przeszło? — spytał, jednak nie otrzymał odpowiedzi.
Zaciekawiony Ślizgon nachylił się nad gazetą, by sprawdzić, co tak pochłonęło jego współlokatorkę.
Kolejne ataki na byłych Śmierciożerców i zdewastowane cmentarze! Poplecznicy Sami Wiecie Kogo coraz śmielsi!” — głosił nagłówek na pierwszej stronie.
Hermiona zaczęła przewracać strony, chcąc zapoznać się z najnowszymi doniesieniami, jednak arystokrata zatrzymał ją, wyławiając na jednej z nich swoje nazwisko.
— Wróć na poprzednią — poprosił, po czym oboje zaczęli czytać artykuł Rity Skeeter.

Tajemnice Malfoy Manor

Piękny dwór, leżący z dala od wścibskich spojrzeń sąsiadów wzbudza podziw i ukłucie zazdrości u wszystkich, którzy mieli okazję go odwiedzić. Historia tej arystokratycznej posiadłości sięga aż XV wieku, kiedy to Amadeusz Malfoy, znany między innymi z utworzenia Ruchu na rzecz Ochrony Czystości Krwi, złożył zamówienie u najsłynniejszego architekta tamtych czasów — samego Leonarda Spancera. Nie obyło się oczywiście bez drobnego skandalu, bowiem na miejsce swojej nowej posiadłości Amadeusz wybrał miejsce, w którym niegdyś mieściło się osiedle mugoli. Dziwnym zbiegiem okoliczności niedługo potem, domy mieszkańców zaczęły się osuwać i podjęto decyzję o przesiedleniu całej wioski. Malfoy wykorzystał okazję, daną mu od losu (a raczej, którą sam stworzył, podstępem zmuszając władze osiedla do podjęcia decyzji o przesiedleniu) i wykupił za bezcen okoliczne tereny, by wreszcie móc spełnić swoją wizję pięknego dworku, odizolowanego od wszystkich niepożądanych osób.
Przez stulecia zarówno o dworze, jak i o jego mieszkańcach krążyły legendy, począwszy od tego, że sam budynek stoi w miejscu spotkania się żył magii, które zapewniały dobrobyt jego lokatorom, aż po wiarę w to, że ród Malfoyów uwolni społeczność czarodziejów od zarazy, jaką dla niektórych było pojawienie się czarodziejów mugolskiego pochodzenia. Nie obyło się też bez skandali, z praktykowaniem czarnej magii i próbach genetycznych na mugolakach, za które w 1729 roku Remigiusz i Xawery Malfoy zostali skazani na dożywotni pobyt w Azkabanie.
Czy po latach niechlubnej sławy, prześladowań mugoli i bycia w najbardziej odrażających organizacjach jest jeszcze coś, co może zaskoczyć naszą społeczność? Gdy wszystkie najmroczniejsze tajemnice Dworu Malfoyów zostały odkryte, znajdzie się jeszcze jakiś skandal, który rzuci nieco światła na historię jednego z najsłynniejszych rodów, należących do dwudziestki ósemki rodzin, nieskalanych „brudną krwią”?
Jeśli jesteście głodni niemałych sensacji, mam dla Was smaczny kąsek, drodzy czytelnicy Proroka Codziennego. Nie bez powodu wspomniałam o słynnym spisie, sporządzonym przez anonimowego czarodzieja w latach 30. XX wieku, do którego przynależność rodzina Malfoyów podkreślała na każdym kroku. Wstrzymajcie oddech, moi drodzy czytelnicy, bo jeśli moje informacje się potwierdzą (a na pewno tak będzie, bo pochodzą od jednego z najbardziej szanowanych pracowników Ministerstwa), wkrótce może się okazać, że to, co od lat utrzymuje rodzina Malfoyów, nie jest prawdą! A raczej nie jest nią od niespełna siedemnastu lat, kiedy to 20 czerwca na świat przyszło nieślubne dziecko Lucjusza Malfoya i Tatiany Gregorovicz, czarownicy mugolskiego pochodzenia rosyjskiej narodowości. Tak, moi drodzy, z czarownicą MUGOLSKIEGO pochodzenia. To oznacza, że przez te wszystkie lata Malfoyowie bezprawnie tytułowali się jako ród, nieskalany tzw. „brudną krwią”.
Jeszcze Wam mało? Przyjrzyjmy się bliżej postaci samej Narcyzy Malfoy, kobiety tak oziębłej i bezwzględnej, że bez mrugnięcia okiem wyrzuciła z progu swojego domu ciężarną Tatianę, gdy ta przyjechała walczyć o godne życie swojego syna.
Pamiętam, jakby to było wczoraj — wspomina Joseph Falley, ówczesny ogrodnik w Malfoy Manor. — Przyjechała, zmizerniała, z wielkim brzuchem. Chciała porozmawiać z panem Malfoyem, ale pani Narcyza odesłała ją z kwitkiem. Gdy ta nie posłuchała, wyciągnęła różdżkę... nie wiem, co było potem, bo usłyszałem kroki i wróciłem do swoich obowiązków. Jedno wiem na pewno: więcej się nie pojawiła.
Możemy się tylko domyślać, co Narcyza Malfoy powiedziała ciężarnej kochance swojego męża. Być może zagroziła, że jeśli w tej chwili nie opuści ich posesji, może nigdy nie doczekać narodzin swojego bękarta. Faktem jest, że pani Malfoy postanowiła milczeć na ten temat i okłamywać wszystkich, nawet swojego syna, który dopiero niedawno dowiedział się, że nie jest jedynakiem. Tak czy inaczej, Draco Malfoy może odetchnąć z ulgą i otwarcie okazywać swój związek z panną Hermioną Granger, mugolaczką, bez obaw, że wykreśli swój ród z chwalebnej dwudziestki ósemki. Jego ojciec zrobił to za niego. Jak widać, niedaleko pada jabłko od jabłoni.

Draco długo po przeczytaniu artykułu siedział nieruchomo, z nienawiścią wpatrując się w tekst. Hermiona czekała, aż w końcu się odezwie, jednak wydawało się, że Ślizgon z każdą chwilą coraz mocniej napina ciało, coraz mocniej zaciska pięści. W końcu wstał i ruszył do swojej sypialni, z hukiem zamykając drzwi.
Gryfonka drgnęła, jednak nie poszła za nim, doskonale wiedząc, że potrzebuje czasu na to, by ochłonąć. Jeden artykuł, kilka minut czytania i cała społeczność czarodziejów dowiedziała się o czymś, czym arystokrata z pewnością nie chciał się dzielić. Współczuła mu, doskonale wiedząc, przez co przechodził i z czym będzie musiał się zmierzyć, po wyjściu z dormitorium: z oceniającymi spojrzeniami, pogardliwymi uwagami i szeptami uczniów. Wiedziała jednak, że jedynym wyjściem jest przeczekanie burzy i nie ma sposobu na uciszenie jej. Miała jedynie nadzieję, że nikt nie odważy się wprost wypytywać Dracona o jego brata.
Hermiona jeszcze raz przejrzała artykuł i wyrzuciła gazetę, czując, jak udziela jej się niechęć Dracona do Derricka Rasac'a. Była pewna, iż to właśnie znienawidzony przez niego auror dostarczył Skeeter informacji o Ivanie. Z kolei kwestią czasu było wywęszenie szczegółów i pojawienie się artykułu.
Ostrzegałam go! Mówiłam, że tak to się skończy” — pomyślała Gryfonka. Miała rację, twierdząc, że Rita zemści się za przegraną rozprawę. Dziennikarka tylko czekała na odpowiedni temat, który wystarczająco odpłaci arystokracie za jej upokorzenie w Ministerstwie.
Gdy Ślizgon nadal nie wychodził z sypialni, delikatnie zapukała w drzwi. Odpowiedziała jej cisza, jednak wzięła to za dobry znak. Weszła do środka i powoli podeszła do opierającego się o komodę blondyna. Położyła dłoń na jego spiętych plecach, czekając, aż to on pierwszy się odezwie.
— Zniszczę ją — warknął, nadal nie podnosząc głowy.
— Draco...
— Pociągnę za wszystkie sznurki i doprowadzę do tego, że straci wszystko. Stara żmija nawet nie zauważy, kiedy wyląduje na ulicy. Odbiorę jej, kurwa, wszystko...
— Przestań — poprosiła Hermiona.
Przeniósł na nią swoje spojrzenie, jednak nie dała się przytłoczyć.
— Ona właśnie tego chce. Chcę, żebyś zapewnił jej rozgłos. Zostaw to.
Draco wyprostował się, nadal się w nią wpatrując. Nie powiedział nic, jednak widać było, że powoli uspokaja się i odzyskuje zdolność racjonalnego myślenia.
— Nie rozumiesz. Nikt nie powinien się o nim dowiedzieć.
— Chodzi o dwudziestkę...
— Pieprzyć dwudziestkę ósemkę! Gdybym tym się przejmował, w ogóle bym do ciebie nie podchodził — syknął, odpychając się od komody.
Przeczesał włosy i zaczął przemierzać sypialnię niespokojnym krokiem.
— Więc o co chodzi?
— Po prostu mam już tego wszystkiego dość, Hermiono! Wiesz, kim jestem dla świata? Mordercą, kłamcą i byłym Śmierciożercą, a ona do tego wszystkiego dodała łatkę wyrodnego brata — chłopak przystanął i zaśmiał się gorzko. — I wcale nie jestem lepszy od „okrutnej” matki... Ona jej nie groziła, wiem o tym, sama mi to powiedziała! Nie miała prawa tak ją...
— Wierzę ci — zapewniła szybko Gryfonka, na co blondyn prychnął pod nosem.
— I co mi to da?
Hermiona na chwilę spuściła głowę, by nie zobaczył rozczarowania w jej oczach. Przełknęła ślinę i spojrzała na niego.
— Wiesz... Myślę, że to nie opinia innych powinna się dla ciebie liczyć. Masz przyjaciół i matkę, która zawsze będzie ci wierzyć. To ich zdanie na twój temat powinno się liczyć, a nie nieznanych ci osób, które w ogóle nic o tobie tak naprawdę nie wiedzą. I wiesz co? Dla mnie nie jesteś ani kłamcą, ani mordercą, ani tym bardziej wyrodnym bratem. A jeśli chodzi o Ritę... pokazała już wszystko, co umie i jeśli sam nie dasz jej kolejnych tematów, nie będzie miała o czy pisać.
Dziewczyna podeszła do Dracona i nie zwracając uwagi na to, iż nadal jest wściekły, ujęła jego policzek i delikatnie pocałowała.
— Zastanów się nad tym — powiedziała cicho i zostawiła go samego.
Draco przez długą chwilę stał, wpatrując się w drzwi, za którymi zniknęła dziewczyna. W głowie mieszały mu się słowa z artykułu Skeeter i te, które przed chwilą usłyszał od Gryfonki i choć nadal miał chęć zmieść dziennikareczkę z powierzchni ziemi, coraz bardziej trafiały do niego słowa Hermiony. Wziął głęboki oddech, zastanawiając się, od kiedy to zaczął przejmować się opinią innych? Uśmiechnął się delikatnie na myśl, iż to właśnie Hermiona potrafiła ukoić jego nerwy, choć sama potrafiła działać na niego jak płachta na byka.
Przygotowany do tego, by zmierzyć się z dzisiejszym dniem, chwycił torbę i wyszedł z pokoju.
Po zakończeniu zajęć przez całe popołudnie prefekci naczelni rozwieszali ogłoszenia o otwarciu Galerii Absolwentów. Gryfonka wprost nie mogła się doczekać wielkiego otwarcia i przez cały czas mówiła tylko o tym. Draco zaczynał powoli podejrzewać, iż specjalnie tak głośno zachwycała się dzisiejszym wieczorem, byle tylko zagłuszyć szepty, jakie pojawiały się na jego widok.
Chociaż nie... ona tak już ma” — poprawił się Ślizgon, bezmyślnie kiwając głową w odpowiedzi na kolejne pytanie Hermiony.
— Au! Za co? — spytał, rozcierając ramię.
— Przed chwilą przyznałeś, że masz mnie za głupią. Czy ty mnie choć trochę słuchałeś?
— Oczywiście.
Dziewczyna przewróciła oczami.
— Pytałam, czy masz czas, żeby dopilnować szczegółów. No więc masz?
— Co?
— Czas — warknęła kasztanowłosa, przyczepiając kolejne ogłoszenie.
— Nie. Blaise zarządził spotkanie, na którym wprowadzamy ostatnie poprawki w taktyce przed meczem — skłamał arystokrata. Odczekał, aż Gryfonka pójdzie nieco dalej, po czym, tak jak przy każdym ogłoszeniu, machnął różdżką, a na pergaminie pojawiło się dodatkowe zdanie.

Obecność = zarezerwowane miejsce w loży na finałowym meczu Quidditcha!

Nie wierzył, iż znajdzie się wielu chętnych na oglądanie odnowionej rupieciarni, nawet jeśli jej wygląd robił wrażenie. Nie chciał jednak, aby przez następny miesiąc dziewczyna wypłakiwała mu się na ramieniu, marudząc, iż uczniowie nie docenili wysiłku jej i pozostałych uczniów, pracujących w magazynie. Dzięki tej drobnej zachęcie, na otwarciu powinno pojawić się kilka dodatkowych osób.
— Ale już nic nie knujecie, prawda? — upewniła się Hermiona, biorąc od niego kolejną stertę ogłoszeń.
— Przecież mnie znasz — odpowiedział, z uroczym uśmieszkiem.
Westchnęła i zaczęła wspinać się po następnych schodach.
— Gdzie teraz?
— Chyba obkleiliśmy wszystkie strategiczne miejsca.
— No nie wiem — zastanawiała się, przygryzając wargę. — O! Wiem! Sala numerologiczna!
— Wspaniały pomysł. Jeszcze trochę, a dojdziesz do wniosku, że w toaletach również powinny znajdować się ogłoszenia — mruknął Draco, czym zarobił zdegustowane spojrzenie Hermiony.
Nie mając innego wyjścia, podążył za nią. Dziewczyna już miała skręcać w korytarz, wiodący do sali numerologicznej, gdy usłyszała krzyki.
— Jak mogłaś?! I to jeszcze z moim kumplem!
— To nie tak! Mogę ci to wszystko wyjaśnić!
— Wiesz co? Daruj sobie. Wracaj do niego, mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolona.
Chwilę później ich oczom ukazał się wściekły Anthony Goldstein. Nie patrząc na nich, wyminął prefektów naczelnych, zostawiając w korytarzu płaczącą Amber.
— No... to chyba sala numerologiczna nam odpada. Kończymy?
— Miałeś z tym coś wspólnego? — spytała podejrzliwie Gryfonka.
Arystokrata cmoknął zirytowany i wyrwał jej niepotrzebne już ogłoszenia.
— Naprawdę nie rozumiem, dlaczego to właśnie mnie oskarża się o wszystkie tragedie, które mają miejsce w tej szkole? — „Przecież są też inni Ślizgoni” — dodał w myślach.
Hermiona przyjrzała mu się, jednak postanowiła odpuścić.
— Idź już na to spotkanie. Tylko pamiętaj, masz być pół godziny przed rozpoczęciem.
Blondyn zasalutował, uśmiechając się drwiąco i odwrócił się na pięcie.
Kasztanowłosa pokręciła głową i ruszyła do magazynu, by dopracować ostatnie detale. Zeszła na sam dół i skręciła w stronę lochów. Gdy przechodziła obok wejścia do pokoju wspólnego Slytherinu, obraz odsunął się i jej oczom ukazał się Teodor Nott. Chłopak zaśmiał się z dowcipu, usłyszanego od innego Ślizgona i odpowiedział coś na pożegnanie. Gdy zauważył dziewczynę, spoważniał i podszedł do niej.
— Mogę ci zająć sekundę?
Hermiona skinęła głową.
— Jasne. O co chodzi?
Brunet potarł szczękę, zastanawiając się, jak ubrać w słowa to, co chciał jej przekazać.
— Naprawdę nie zamierzam wtrącać się w wasz... związek i akceptuję go. Ale, tak na przyszłość, mam dla ciebie małą radę: nie mieszaj Dracona w sytuacje, przez które później ma kłopoty, dobra?
Gryfonka zmarszczyła brwi.
— Chodzi ci o...
— Tak, o to twoje, pożal się Salazarze, wystąpienie. Zachowaj swoje moralizujące gadki dla siebie i nie ośmieszaj go przy innych — dodał i nie czekając na odpowiedź, wyminął ją.
Kasztanowłosa przygryzła wargę, zastanawiając się nad słowami Notta. Nie mogąc znieść przestrzeni ograniczonej wąskim korytarzem, weszła do magazynu i usiadła przy drzwiach, opierając się o ścianę. Wcale nie to chciała osiągnąć swoim przemówieniem na spotkaniu, jednak teraz słowa Teodora sprawiły, że zaczęła zastanawiać, się, jak odebrał to Draco. „Ale przecież sam sprawdzał to przemówienie. Gdyby naprawdę mu przeszkadzało, powiedziałby ci” — przekonywała siebie Gryfonka. „Ale z drugiej strony, mógł ci tego nie mówić, bo jeszcze byś pomyślała, że się ciebie wstydzi. Teodor może mieć po części rację, w końcu to jego przyjaciel.”
— Och, zamknij się — mruknęła Hermiona w odpowiedzi cichemu, irytującemu głosikowi.
Starając się nie myśleć o tym, że właśnie nabyła się choroby psychicznej, wstała i po raz ostatni przed otwarciem zaczęła przechadzać się po magazynie. Na początku znajdowały się manekiny z hogwarckimi mundurkami z dawnych lat, ustawione w półkole. Za nimi, między rzędami regałów ustawiona była niska ścianka, na której wisiały zdjęcia i obrazy uczniów. Z sufitu zwisały tabliczki z sekcjami tak, aby każdy łatwo mógł znaleźć to, czym się interesował. Nowe oświetlenie i odnowione meble zmieniły zakurzone pomieszczenie nie do poznania, a Hermiona była niezwykle dumna z pracy swoich kolegów. Poprawiła jeden z obrazów, by wisiał idealnie równo i wróciła na początek magazynu, by poczekać na pozostałych.
— Przez cały ten czas tu siedziałaś?
Dziewczyna zerknęła za siebie i skinęła głową.
— Jak tam omawianie taktyki?
— W porządku. Czuję, że wygramy — odpowiedział pewnie Draco, siadając na schodach obok Gryfonki. — Nie idziemy doglądać szczegółów?
— Już to zrobiłam.
Ślizgon uniósł brew.
— Rozmawiałam z Nottem — przyznała Hermiona.
— Czy...?
— Nie — zaprzeczyła szybko, nie chcąc być przyczyną kłótni przyjaciół. — Jak myślisz, kiedy się do mnie przekona?
Arystokrata westchnął, rozsiadając się wygodniej.
— Daj mu trochę czasu na poukładanie sobie wszystkiego w głowie. Teo taki już jest, wszystko analizuje i dokładnie przemyśla. Ostrożnie dobiera przyjaciół i ciężko do niego trafić, ale, uwierz mi, zyskuje przy bliższym poznaniu... hmm, trochę jak Ognista.
Hermiona parsknęła śmiechem, jednak nie skomentowała słów chłopaka.
Pół godziny później Galeria Absolwentów zapełniła się przybyłymi gośćmi. Zjawili się nie tylko nauczyciele i pozostali prefekci, ale także spore grono uczniów, którzy nie uczestniczyli w pracach remontowych. Hermiona, stojąc na specjalnie wyczarowanym na tę okazję podwyższeniu, z dumą i uśmiechem przyglądała się kolejnym grupkom młodych czarodziejów, którzy z zainteresowaniem rozglądali się po pomieszczeniu.
— Widzisz? Przyszli! — zagadnęła szeptem Dracona, ciesząc się przy tym, jak małe dziecko.
— A myślałaś, że będzie inaczej?
— Szczerze mówiąc, obawiałam się, że będzie dokładnie tak, jak mówiłeś... że nikt nie zechce poświęcić nawet pięciu minut, by zobaczyć, nad czym pracowaliśmy przez te miesiące — odpowiedziała, rozglądając się po zebranych.
— Tak, całe szczęście, że mieli inne zdanie — odpowiedział z przekąsem, zastanawiając się nad tym, jak pomieści tyle osób w loży honorowej podczas finałowego meczu Quidditcha. — Zestresowana? — spytał, gdy zauważył, jak Gryfonka nerwowo wyłamuje sobie palce.
— Odrobinę.
— Pozwolisz, że zacznę — bardziej stwierdził, niż zapytał, po czym dostojnym krokiem podszedł do mównicy i zaczekał, aż rozmowy uczniów ucichną. — Witam dyrekcję, nauczycieli i innych szanownych gości na otwarciu tej jakże wspaniałej („i jakże nikomu niepotrzebnej” — dodał w myślach) galerii, ukazującej cząstkę kultury uczniowskiej na przestrzeni stuleci („i dobrze, że tylko cząstkę, bo inaczej sprzątalibyśmy ten burdel do pięćdziesiątki”). W trakcie zwiedzania będziecie mieli okazję dowiedzieć się czegoś więcej nie tylko na temat tego, jak wyglądały szkolne mundurki w minionych czasach, ale także uzyskacie wgląd w sposoby edukacji oraz zakres przedmiotowy zajęć na przestrzeni lat. Dowiecie się, jakich przedmiotów uczyli się wasi przodkowie oraz jak zmieniał się sam zamek przez stulecia. Wszystkich zainteresowanych sportem zapraszam do sekcji „Quidditch”, gdzie znajdziecie nie tylko informacje o początkach rozgrywek szkolnych, ale także ich udokumentowany przebieg od roku 1528...
— Jeśli już mowa o Quidditchu — odezwał się jeden z uczniów — chciałbym się dowiedzieć, kiedy dowiemy się czegoś więcej o tej loży...
— Później — uciszył go szybko arystokrata, po czym, nie wychodząc ze swojej roli, dodał: — wszystkich zainteresowanych rozgrywkami Quidditcha zapraszam do wspomnianej przeze mnie sekcji, gdzie będę mógł odpowiedzieć na wasze pytania. Wracając do kwestii organizacyjnych, chciałbym podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do urzeczywistnienia wizji tego miejsca... — przerwał na chwilę, czując na sobie palące spojrzenie Gryfonki — ale o tym, może wspomni osoba, która była pomysłodawczynią całego przedsięwzięcia — dodał, gestem zapraszając ją do siebie.
Odsunął się od mównicy i odczekał, aż Hermiona zajmie jego miejsce. Odwzajemnił jej uśmiech, po czym, mijając ją, bez skrępowania klepnął dziewczynę w tyłek. Zaśmiał się pod nosem, widząc, jak Gryfonka podrywa się w górę, a na jej policzki wypływa uroczy rumieniec.
— Yyy... — zaczęła Hermiona, mając wyraźne trudności z ułożeniem pełnego zdania. Odchrząknęła, posłała jeszcze jedno groźne spojrzenie w stronę Ślizgona i kontynuowała: — Tak, ze swojej strony chcielibyśmy podziękować prefektom i wszystkim ochotnikom, którzy nie wahali się poświęcić swojego wolnego czasu na to, by przywrócić lata świetności tego miejsca — uśmiechnęła się, widząc, jak Blaise ochoczo kiwa głową i wskazuje na siebie. — Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko zaprosić was do zwiedzania... — cmoknęła, poirytowana pojawieniem się arystokraty, który ponownie zabrał głos, wpychając się na jej miejsce.
— A wszystkich prefektów zapraszamy na krótkie spotkanie przy wystawie prac uczniów.
Gdy goście z zaciekawieniem zaczęli wchodzić do poszczególnych alejek, Gryfonka zapytała:
— Dlaczego nic nie wiem o tym spotkaniu?
— Bo to moja własna inicjatywa — odparł dumnie, po czym chwycił ją za dłoń i poprowadził we wskazane miejsce, gdzie czekała na nich butelka szampana. Odczekał, aż zjawią się wszyscy zainteresowani i oznajmił bez zbędnych wstępów: — A teraz napijmy się za to, że wreszcie mamy to za sobą.
— Myślałam, że to toast za to, że udało nam się wspólnie stworzyć coś tak imponującego...
— Taa, to też — skwitował arystokrata, rozlewając złocisty napój do kieliszków. Nie czekając na jej odpowiedź, podał jeden i stuknął swoim kieliszkiem o jej.
— Za sukces.
Hermiona uśmiechnęła się.
— Za sukces.

***

Draco ani się obejrzał, a już tylko jeden dzień dzielił go od najważniejszego meczu, w jakim brał udział w całym swoim życiu. Miał ostatnią szansę, by zdobyć Puchar Quidditcha i przez te niespełna dwa tygodnie myślał i mówił tylko o tym. Ciężko trenował razem z drużyną, poświęcając dla sportu czas na naukę, czego nie omieszkała wytknąć mu jego dziewczyna. Chodziła za nim, powtarzając, iż to owutemy powinny być dla niego priorytetem i wygrażała się, że jeśli się to nie zmieni, przestanie mu pomagać. Faktem było jednak to, iż Hermiona i tak poświęcała każdą wolną chwilę, by usiąść razem z nim przy podręcznikach i do późnych godzin powtarzać materiał.
Nie wiedział, jak udało mu się to osiągnąć, ale zdołał przekonać ją do tego, by odpuścić sobie naukę tego wieczoru. Po pierwsze, głowa tak bolała go od napływu wiedzy, iż miał wrażenie, jakby lada chwila miała pęknąć. Po drugie i tak nic by dziś nie zapamiętał.
Ze szklanką Ognistej, zaszył się w pokoju, oddając się swojej cichej pasji. Rozsiadł się na łóżku i w towarzystwie słowników i paru innych dodatkowych ksiąg, zaczął tłumaczyć kolejny alchemiczny zwój z jego kolekcji.
Pochłonięty swoim zajęciem, nawet nie usłyszał, jak Hermiona wchodzi do środka. Gryfonka zmarszczyła brwi, zaskoczona widokiem arystokraty otoczonego książkami i zaciekawiona podeszła bliżej. Nachyliła się i uważnie przyjrzała trzymanemu przez niego pergaminowi. Widząc, jak blondyn męczy się z jednym zdaniem, przyłożyła palec do zwoju i przeczytała:
— Aby uchwycić esencję życia, trzeba wpierw zrozumieć żywioły rządzące tym światem. Każdy z nich ma wpływ na istoty żywe, gdyż ogień, woda, powietrze, ziemia i duch tworzą wszystko, co ma wnętrze.
Zaskoczony Draco drgnął i odwrócił się, by spojrzeć na kasztanowłosą.
— Jak...?
— O co chodzi? — spytała Gryfonka, widząc, jak blondyn kilkukrotnie przebiegł wzrokiem od niej do pergaminu.
— Przecież ty nie znasz starożytnej greki...
Hermiona roześmiała się i niedbale machnęła ręką.
— Och, oczywiście, że znam i to od dziecka — oznajmiła, siadając obok niego.
— Mówiłaś, że nie znasz...
— Naprawdę? — zdziwiła się, wyjmując z jego dłoni zwój. — Musiało ci się coś pomylić.
Arystokrata siedział, bez słowa obserwując, jak dziewczyna wczytuje się w tekst. To, z jaką prędkością przechodziła do następnej linijki, wprawiało go w osłupienie. Był niemal pewien, że jakiś czas temu Hermiona mówiła zupełnie co innego. Czyżby pamięć go zwodziła? A może Gryfonka wtedy kłamała?
Ślizgon zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć, czy byli wtedy ze sobą skłóceni, jednak słowa Hermiony skutecznie przerwały jego rozmyślania.
— Pomóc ci w tłumaczeniu?
— Tych zwojów?
— No tak. Dla mnie to tylko kilka minut czytania. Nie widzę powodu, dla którego miałbyś się tak dalej męczyć — dodała, wzruszając ramionami.
— W porządku — wymamrotał nadal zaskoczony Draco, na co dziewczyna od razu zaczęła tłumaczyć zapiski. — Możesz trochę wolniej? — poprosił, ledwo nadążając z pisaniem.
— Co... och, oczywiście, ale... czy to przypadkiem nie jest jeden z opisów tworzenia kamienia filozoficznego? — spytała, przeglądając dalsze zapiski i staranne, choć w większości rozmazane rysunki.
— Jest.
— Och... — bąknęła kasztanowłosa, wyraźnie zaskoczona swoim odkryciem. — A można wiedzieć, dlaczego...?
— Z czystej ciekawości. Coś nie tak?
— Nie, to tylko dość nietypowe hobby. No wiesz, inni malują, śpiewają, piszą wiersze, a mój chłopak stara się odkryć sposób wykonania kamienia filozoficznego.
Draco zaśmiał się i upił łyk Ognistej.
— Powiedzmy, że alchemia interesowała mnie od zawsze.
— Draco!
Blondyn, słysząc wołanie z salonu, odstawił szklankę i wyszedł z pokoju. Widząc Teodora i domyślając się, z czym przyszedł, zamknął drzwi do swojej sypialni.
— Masz coś?
Nott skinął głową. Wyjął z kieszeni zdjęcie i podał je chłopakowi.
Draco przyjrzał się fotografii. Widniał na niej tęgi, czarnoskóry nastolatek, który, zdaniem arystokraty, miał poważne problemy z nadwagą.
— To... on? — wymamrotał, spoglądając to na przyjaciela, to na zdjęcie.
— Nikt inny o imieniu lub przezwisku Franek nie chodził do Hogwartu — odparł Teodor, ledwo utrzymując powagę, na widok miny blondyna. — Wszystko w porządku?
— Czego się o nim dowiedziałeś?
— Jego prawdziwe nazwisko to Jabulani Akilim. Pochodzi z Zimbabwe. Jego imię oznacza cieszyć się, radować...
— Jak go znajdę, nie będzie miał powodów do radości — warknął Draco, z nienawiścią patrząc na podobiznę chłopaka.
Usta Notta zadrżały, jednak ze względu na ich wieloletnią przyjaźń, postanowił zachować uwagi dla siebie.
— Nie wiem, jak zdobył swój przydomek, ale ukończył szkołę sześć lat temu z dość marnymi ocenami — dodał, po czym zaczął wymieniać oceny Jabulaniego zdobyte na owutemach.
Arystokrata zamrugał. Wiedział, że chłopak stanie na wysokości zadania i zdobędzie tyle informacji, ile tylko było można, jednak i tak zaskoczyła go ich ilość.
— Skąd ty to wszystko wiesz?
Teodor wzruszył ramionami i z podstępnym uśmieszkiem, przyznał:
— Włamałem się do archiwum. Podsumowując, koleś nie miał zbyt ciekawego życia. Zwykły, szary, niewyróżniający się uczniak.
Draco pokiwał głową, zapisując wszystkie informacje w pamięci.
— Dzięki za pomoc.
— Nie siedź do późna. Jutro ważny dzień.
Blondyn pokiwał głową i gdy został sam, usiadł na fotelu, nie odrywając oczu od zdjęcia. W końcu upuścił je na podłogę i zdruzgotany, wymamrotał:
— Moja dziewczyna migdali się z Frankiem z Zimbabwe...
Gdy arystokrata długo nie wracał, Hermiona weszła do salonu, by sprawdzić, co go zajęło na tak długo. Zmarszczyła brwi, widząc, jak Ślizgon z odrazą wpatruje się w zdjęcie, raz po raz mamrocząc coś z zawiścią pod nosem.
— Wszystko w porządku?
Chłopak wstał i podał jej zdjęcie, mówiąc:
— Musimy porozmawiać. Chcę wiedzieć, kim on dla ciebie jest.
Zaskoczona Gryfonka zerkała to na fotografię, to na blondyna, nie wiedząc, co powiedzieć.
— Pierwszy raz widzę go na oczy — wydukała, próbując oddać mu zdjęcie, jednak Ślizgon zignorował to, nadal wpatrując się w nią z ponurą determinacją.
— Jesteś pewna? Co, nie rozpoznajesz swojego przyjaciela? — spytał, wyraźnie akcentując ostatnie słowo. — Nie poznajesz swojego Franka?
W tym momencie Hermiona zrozumiała wszystko i wybuchła śmiechem. Draco zmrużył oczy.
— Masz czelność śmiać mi się prosto w twarz?
Dziewczyna, nie będąc w stanie wypowiedzieć choćby słowa, pokiwała głową, jednak widząc zaciętość na jego twarzy, opanowała się i zapytała:
— Skąd masz to zdjęcie?
— Odpowiedz, co cię z nim łączy — Ślizgon nie dawał za wygraną, z coraz większym trudem panując nad emocjami. — Słyszałem, jak rozmawiałaś z Weasley o tym, jak cudownie całuje — rzucił oschle, jednak w jego oczach widać było złość i rozgoryczenie.
— Ale, Draco, to nie tak — zapewniła gorliwie Gryfonka, ocierając łzy rozbawienia.
Widząc jego oskarżające spojrzenie, poszła do pokoju, szukając listu od babci, doskonale wiedząc, że nie jest w stanie mu tego wytłumaczyć, raz po raz wybuchając śmiechem. Przygryzając wargę, bez słowa podała mu kartkę.
Z każdą przeczytaną linijką tekstu, oczy blondyna zwężały się coraz bardziej. W końcu wyprostował się i z niewzruszonym wyrazem twarzy spojrzał na Hermionę. Dziewczyna przełknęła ślinę, instynktownie przeczuwając kłopoty.
— Draco...?
— A więc szalałem z niepokoju, że do mojej dziewczyny podbija jakieś niewydarzone ciele z Afryki, a teraz okazuje się, że miałaś po prostu chęć ponabijania się ze mnie, tak? — spytał cicho arystokrata.
Za cicho...
Gryfonka przełknęła ślinę, robiąc krok w tył.
— To był taki niewinny żart — zapewniła bez przekonania w głosie, zerkając za siebie, by sprawdzić, czy ma jakąś drogę ucieczki. — Żarcik, nawet bym powiedziała...
— Masz dziesięć sekund — oznajmił pozornie niewzruszony Ślizgon, nie odrywając od niej spojrzenia.
— Nie wygłupiaj się.
— Dziesięć.
— Draco!
— Dziewięć
— Draco, przestań! — rozkazała kasztanowłosa łamiącym się głosem.
— Osiem.
Hermiona postanowiła zmienić taktykę.
— Przecież mnie kochasz...
— Siedem.
— Chce tylko przypomnieć ci, że jeżeli coś mi się stanie, to stracisz sens życia — ostrzegła go, unosząc palec.
W odpowiedzi dostała drżący kącik ust i niebezpieczny błysk w stalowych tęczówkach.
— Sześć.
— Dobrze. Skoro tak stawiasz sprawę, to żegnam — oświadczyła i, nie czekając na to, aż arystokrata skończy odliczanie, wybiegła z dormitorium.
Słysząc, jak Ślizgon głośno wymawia kolejne słowo, pisnęła jak mała dziewczynka, czując podekscytowanie i dreszczyk rywalizacji. Wypadła na korytarz i rzuciła się przed siebie, chcąc znaleźć się jak najdalej od chłopaka, gdy ten skończy odliczanie. Odsunęła jeden z obrazów i weszła do ukrytego korytarza, prowadzącego na wyższe piętro. Przystanęła w połowie i, poruszając się w całkowitej ciemności, zdołała ukryć się za podniszczonym, masywnym posągiem.
Chwilę później usłyszała jak obraz, przez który przeszła, odsuwa się. Nie usłyszała jednak żadnych kroków, co upewniło ją w tym, że do środka wszedł Draco. Skuliła się, przysłaniając usta dłonią, nie chcąc być złapaną tak wcześnie. Problem w tym, że arystokrata był przebiegły i potrafił używać głowy, dlatego też, gdy udał potknięcie i zaklął donośnie, zachichotała, zdradzając swoje położenie.
— Gdzie jesteś, Granger? — szepnął melodyjnie Draco, uśmiechając się pod nosem.
Odwrócił się i ostrożnie ruszył w kierunku, z którego dobiegł go śmiech dziewczyny.
— Nie powiem.
— Już to zrobiłaś.
Fakt” — pomyślała Hermiona, zastanawiając się, jak wybrnąć z tej sytuacji. Podniosła jeden z kamieni i już miała go rzucić na drugi koniec korytarza, jednak zatrzymała się w ostatniej chwili i upuściła go tuż obok swoich stóp. Wiedziała, że Ślizgon domyśliłby się, że próbuje go zmylić. Teraz miała nadzieję, iż złapie haczyk i ruszy w przeciwnym kierunku.
Uśmiechając się z zadowoleniem, powoli zaczęła skradać się do wyjścia z sekretnego przejścia. Doskonale wiedząc, że smuga światła natychmiast sprowadzi tu jej współlokatora, nie bawiąc się w subtelności, z hukiem odsunęła obraz i wypadła na korytarz. Skręciła i schowała się za jedną ze srebrnych zbroi. Blondyn minął ją w biegu.
Zadowolona Gryfonka, wyszła ze swojego ukrycia, co okazało się być poważnym błędem. Silne ramiona natychmiast otoczyły jej talię, a na szyi poczuła oddech Dracona.
— Mam cię — oznajmił zwycięskim tonem, przyciągając ją do siebie. — Tylko co ja mam teraz z tobą zrobić?
— Wypuścić i zapomnieć o całej sprawie.
Ślizgon zaśmiał się cicho.
— Chciałabyś — mruknął, po czym sprawnie przerzucił ją sobie przez ramię i, nie zważając na jej protesty, ruszył przed siebie.
— Draco, zatrzymaj się. Masz natychmiast odstawić mnie na ziemię! — zarządziła Hermiona, zastanawiając się, czy jej spódniczka nie podwinęła się za wysoko. Słysząc jego bezczelny śmiech, zaczęła uderzać piąstkami w jego plecy. W odpowiedzi arystokrata klepnął ją w tyłek.
— MALFOY!!! — ryknęła, prostując się w jego uścisku.
— Dobry wieczór, pani profesor.
Zamarła, słysząc słowa chłopaka. Spodziewała się wywodu na temat ich zachowania i szlabanu, jednak Ślizgon nawet nie przerwał wędrówki, a gdy wyminął nauczycielkę, dziewczyna zrozumiała, skąd brak reprymendy.
Luise Donovan spojrzała na nią z uśmiechem i uniosła kciuk do góry. Miała czelność uśmiechnąć się i zniknąć w bocznym korytarzu, zapewne nie chcąc przeszkadzać prefektom naczelnym.
— Znikąd pomocy — wymamrotała zdruzgotana Hermiona.
— Coś mówiłaś, kochanie?
— Tak! Że cię nienawidzę! Słyszysz? Nienawidzę cię, Malfoy!
— Trudno, żebym tego nie słyszał, Granger, drzesz mi się do ucha — odparł wyraźnie z siebie zadowolony arystokrata.
— Wypuść mnie, nim ktoś jeszcze nas zobaczy.
— Nie.
Gryfonka przymknęła oczy, wyobrażając sobie, co zrobi ze swoim chłopakiem, gdy ten w końcu postawi ją na ziemi.
— To popraw mi chociaż spódnicę. Czuje, że jest za wysoko — mruknęła zażenowana.
Draco zerknął na jej biodra z wrednym uśmieszkiem.
— Hmm, naprawdę?
— Malfoy!
— Granger, naprawdę myślisz, że pozwoliłbym na to, żeby ktokolwiek zobaczył tyłek mojej dziewczyny?
— Tak.
— Masz rację.
— MALFOY!!!
Ślizgon zaśmiał się kpiąco i pokręcił głową.
— Żartowałem. Nie wierzę, że nadal nie rozpoznajesz, kiedy się z ciebie nabijam.
Hermiona zmrużyła oczy, czując, jak blondyn przekracza pewną granicę jej wytrzymałości. Uśmiechnęła się podstępnie i oparła łokieć na ramieniu arystokraty tak, aby mogła wesprzeć głowę na dłoni.
— Malfoy... pamiętasz może Turniej Trójmagiczny? — spytała na pozór uprzejmym tonem, wolno wymawiając słowa.
— Taak...
— Hmm... a pamiętasz moją reakcję, jak dowiedziałam się o waszym wybryku z peleryną i eliksirem wielosokowym? Wtedy, jak chciałam się na was rzucić, ale Blaise mnie powstrzymał? I napomknął coś o moich piersiach?
— Jak przez mgłę.
— Pamiętasz, co wtedy mówiłam?
— Z tego, co kojarzę, to zwyzywałaś go od erotomanów — powiedział Ślizgon, uśmiechając się na to wspomnienie.
Mocniej objął Gryfonkę, wchodząc z powrotem do ich dormitorium.
— Tak, tylko widzisz, później zagroziłam, że rzucę na niego klątwę, która sprawi, że będzie miał spore problemy w sferze intymnej. Czy wiesz, że taka klątwa istnieje naprawdę?
Gwałtownie zatrzymał się, słysząc jej słowa.
— Tak się składa, że znam formułę.
Draco przełknął ślinę.
— Żartujesz sobie ze mnie. Prawda? — nie otrzymawszy odpowiedzi, dodał: — Kto normalny wymyśliłby taką klątwę?
— Dziewczyna zirytowana na swojego chłopaka.
Ślizgon postawił ją na ziemi, by upewnić się, czy Hermiona rzeczywiście mówiła prawdę i niemal westchnął z ulgi, widząc jej wredny uśmieszek.
— To było okrutne zagranie, Granger — powiedział z udawanym oburzeniem. — Przez chwilę naprawdę myślałem, że jesteś w stanie zrobić mi coś takiego.
— W sumie to rozwiązałoby to twój problem — odparła kasztanowłosa z zadziornym uśmiechem, na co blondyn uniósł brew. — No co?
— Grabisz sobie — ostrzegł ją cicho, zmuszając ją do zrobienia kilku kroków w tył.
Oparł ręce po obu stronach jej głowy, odcinając jej drogę ucieczki.
— Co ja niby takiego zrobiłam? — spytała niewinnie Hermiona.
— Odkąd z tobą jestem, stłukłem zawodnika mojej drużyny, latałem za Frankiem z Zimbabwe i zużyłem tyle litrów wody, ile znajduje się w cholernych lodowcach. Że już nie wspomnę o tym, co stało się od początku roku.
— Trochę się tego nazbierało — przyznała, przenosząc wzrok na jego usta.
— Aha... I nawet wiem, jak to sobie odbiję — oznajmił Ślizgon, nachylając się nad nią.
Następnego ranka, Draco z trudem przełknął tych kilka kęsów tosta, służącego mu za śniadanie. Podekscytowanie i zdenerwowanie skutecznie utrudniały mu wykonywanie nawet najbardziej banalnych czynności, przez co ostatniej nocy zaznał tylko kilka godzin snu. Pomimo tego, iż powinien słaniać się na nogach, był nabuzowany energią i nie mógł usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż kilka minut, dlatego też szybko dokończył grzankę i opuścił Wielką Salę. Pomimo iż od meczu dzieliły go jeszcze dwie godziny, udał się do szatni.
Był w trakcie nakładania ochraniaczy, gdy do środka weszła Hermiona. Dziewczyna niepewnie rozejrzała się po wnętrzu i podeszła do arystokraty.
— Jak tam samopoczucie przed meczem?
— W porządku. Jestem pewien, że to wygramy. Zbyt ciężko pracowaliśmy, by teraz to wszystko zaprzepaścić — wyrecytował, zapinając ochraniacz na przedramieniu. — Załatwiłem ci miejsce w loży honorowej, żebyś dobrze widziała, jak będę łapał znicza.
Kasztanowłosa zaśmiała się, kręcąc głową.
— Jakiś ty skromny.
— Jestem po prostu świadomy własnych umiejętności — odparł i zaklął, gdy po raz kolejny nie udało mu się zapiąć ochraniacza.
Hermiona, widząc, jak drżą mu dłonie, podeszła do niego i sięgnęła, by samej zapiąć skórzaną rękawicę.
— Nie, żebym cię wyganiał, ale za chwilę przyjdzie tu reszta drużyny — mruknął Ślizgon, nachylając się, by musnąć wargami jej skroń w podzięce za pomoc.
Gryfonka przewróciła oczami i objęła go.
— Powodzenia.
— Zaczekaj chwilę — poprosił Draco, po czym zdjął sygnet i podał go dziewczynie. — Dałbym ci szalik Slytherinu, ale biorąc pod uwagę fakt, że będą cię otaczać głównie sympatycy Krukonów...
Hermiona uśmiechnęła się i, założywszy pierścień, ruszyła do wyjścia.
— I... Granger? Będę niepocieszony, jeśli go zgubisz — dodał, na co w odpowiedzi dostał jej śmiech.
Kasztanowłosa wyszła z szatni i zajęła zarezerwowane dla niej miejsce w pierwszym rzędzie w loży. Mimo iż do meczu zostało sporo czasu, uczniowie już wypełniali trybuny, chcąc pozajmować jak najlepsze miejsca na mecz finałowy.
W ten majowy dzień niebo było całkowicie bezchmurne, a liśćmi nie poruszał nawet najmniejszy podmuch wiatru. Zawodnicy mieli idealne warunki, choć słońce mogło przysporzyć im nieco problemów, zwłaszcza szukającym. Hermiona, która po ćwiczeniach sama wiedziała, jak trudno złapać małą piłeczkę, czuła podziw dla ich umiejętności i po raz pierwszy w życiu odczuwała takie emocje, oczekując na mecz.
Czas wydawał jej się dłużyć, a trybuny stawały się coraz bardziej zaludnione. Uczniowie, chcąc wesprzeć Krukonów, wyposażyli się w niebieskie szaliki, co sprawiło, iż prawie wszystkie sektory nabrały kolorów Ravenclawu. Najwyraźniej trzy domy Hogwartu połączyły siły, za wszelką cenę nie chcąc dopuścić, by Puchar powrócił do Slytherinu.
Dziewczynie zdawało się, iż minęła wieczność, aż w końcu na boisko zaczęły wychodzić obie drużyny, a z głośników poniósł się głos Deana Thomasa:
— Witam wszystkich na finałowym meczu Quidditcha, w którym zmierzą się drużyny domu Ravenclaw i Slytherin. Która z nich sięgnie po to trofeum? Jedno jest pewne, Puchar zmieni właściciela. Ale zanim pani dyrektor przekaże go dzisiejszemu zwycięzcy, czeka nas niesamowite widowisko, a oto jego główni bohaterowie! Drużyna Krukonów, której skład zdążyliśmy już poznać w trakcie poprzednich meczów: Goldstein, Bradley, Chambers, Belby, Bott, Corner i... Smith!
Trybuny zawrzały od oklasków i wiwatów, gdy drużyna Ravenclawu zaprezentowała się w pełnej krasie, wychodząc na środek boiska, gdzie czekała na nich pani Hooch.
— Swoją drogą, ciekawe jak zawodnicy poradzili sobie z licznymi zawirowaniami personalnymi, z trójkątem w roli głównej...
— THOMAS!
— Przepraszam, pani dyrektor, staram się być dokładny — pospieszył z wyjaśnieniami Gryfon — jednak jak widać, zdołali odstawić to na drugi plan i skupić się na grze, ponieważ nadal możemy oglądać drużynę Krukonów w niezmienionym składzie. Ich rywalami w dzisiejszym meczu będą Ślizgoni, którzy w przeciągu ostatnich dwudziestu lat osiemnaście razy grali w finale, trzynastokrotnie sięgając po trofeum. Ich dobra passa skończyła się pięć lat temu i miejmy nadzieję, że to się nie zmieni...
— Thomas, komentator ma być bezstronny!
— Przecież jestem, pani dyrektor. A oto i oni: Zabini, Harper, Malcolm, Nott, Scubs, Graham i Malfoy.
Stadion wypełnił odgłos buczenia, jednak Hermiona się tym nie przejmowała. Nawet nie zdawała sobie sprawy z szerokiego uśmiechu, jaki pojawił się na jej twarzy. Z dumą obserwowała, jak Draco, z wysoko podniesioną głową, maszeruje na środek boiska i ustawia się na pozycji, czekając, aż kapitanowie uścisną sobie dłonie, a pani Hooch rozpocznie mecz.
Arystokrata odbił się od ziemi i okrążył boisko, spoglądając na trybuny. Uśmiechnął się wrednie na widok transparentów i haseł, mających zagrzewać Krukonów do walki. Nie przejmował się tym, że zdecydowana większość obecnych na stadionie osób z satysfakcją obserwowałaby ich porażkę i jawnie to okazywała. Z tym większą przyjemnością sprowadzi ich na ziemię, gdy zakończy ten mecz.
Hermiona zacisnęła kciuki, trzymając w jednej dłoni sygnet Dracona. Choć, zgodnie z przewidywaniem Malfoya, była otoczona przez sympatyków Krukonów, nie miała zamiaru ukrywać tego, komu kibicuje. Gdy po brawurowej akcji Zabini zdobył pierwsze punkty, podskoczyła, wyciągając dłoń w zwycięskim geście, jednak po chwili wróciła do obserwowania gry, nerwowo obgryzając paznokcie, gdy trójka ścigających Ravenclawu ruszyła w stronę Grahama.
— Po niedokładnym podaniu Krukoni tracą kafla... Oj, nie powinni teraz tracić czasu na dyskusję, nie teraz, gdy w stronę ich bramki pędzi zwarta formacja ścigających z Zabinim na czele — oznajmił Dean, komentując nerwową wymianę zdań pomiędzy Terrym Bottem a Anthonym, który obwiniał pałkarza o to, że nie zapewnił mu czystego pola.
Teodor Nott uśmiechnął się chytrze, obserwując całą scenę. Odbił, lecącego w stronę Harpera, tłuczka i syknął ze złością, gdy Krukonom udało się obronić ich strzał. Pomimo tego, że zadbali o to, by w przeciwnej drużynie nie zabrakło problemów, ci nadal byli groźnym przeciwnikiem.
— Trafił! Brawo Anthony, tak trzymaj! Jeszcze tylko dwa i mecz zacznie się od nowa! — wrzeszczał Dean, gdy na tablicy pojawił się nowy wynik. — 30 do 10 dla Slytherinu.
Hermiona mocniej zacisnęła dłoń na barierce, po tym, jak Krukoni ponownie przejęli kafla, trafnie odczytując kolejne podanie Harpera. Skrzywiła się z niesmakiem, gdy odbity przez Teodora tłuczek otarł się o ramię Chambersa, jednak chłopak z zaciętym wyrazem twarzy w dalszym ciągu zmierzał ku Grahamowi.
— Faul! — wrzasnął komentujący Gryfon, gdy arystokrata z impetem wleciał na ścigającego Krukonów.
Mecz został przerwany przez panią Hooch, która podleciała do zawodników, chcąc wyjaśnić całą sprawę. Hermiona zmarszczyła brwi, widząc poirytowany wyraz twarzy swojego chłopaka, choć postawiłaby swoją różdżkę na to, że jeszcze przed chwilą Ślizgon posłał Zabiniemu perfidny uśmiech.
— Do jasnej cholery, to jest jawne utrudnianie gry! — oburzył się Draco, gwałtownie gestykulując.
— Ty parszywa żmijo, to ty mnie sfaulowałeś!
— Leciałem za zniczem!
— Spokój, panowie — zarządziła pani Hooch, wlatując pomiędzy zawodników.
— Domagam się ukarania nieregulaminowego zagrania! — protestował Krukon.
— Znam regulamin, panie Chambers — oznajmiła stanowczo pani Hooch. — Tak się składa, że przypadek ten nie kwalifikuje się na rzut karny, zwłaszcza że szukający...
— Jasne — warknął wściekle Krukon. Poczekał, aż sędzia oddali się na odpowiednią odległość i syknął do arystokraty: — Żadnego znicza nie było.
— Tak? A potrafisz to udowodnić? — spytał z kpiną, mrugając do Grahama.
Hermiona przygryzła wargę, widząc, jak rozjuszony Krukon odlatuje w stronę pozostałej dwójki ścigających i wymienia z nimi kilka uwag. Z troską spojrzała w stronę arystokraty, przeczuwając nadchodzące kłopoty. Była pewna, że od tej chwili zawodnikom coraz częściej będą puszczać nerwy, a gra stanie się bardziej brutalna.
Uspokoiła się nieco dopiero wtedy, gdy Ślizgoni uzyskali przewagę czterdziestu punktów. Jednak w wyrazie twarzy Krukonów było coś, co jasno dawało do zrozumienia, że się nie poddali, ani tym bardziej nie zapomnieli o podstępnej zagrywce Dracona. Zmarszczyła brwi, gdy zobaczyła jak dwójka ich ścigających, przepuszcza, lecącego w stronę ich bramek, Zabiniego, a następnie rusza za nim, by przyblokować go z obu stron. Widziała, jak Ślizgon próbuje zmienić kierunek lotu, jednak Krukoni brutalnie spychali go do środka.
— O takiej taktyce jeszcze nie słyszałem — oznajmił Dean Thomas, przyglądając się, jak dwójka ścigających eskortuje Ślizgona pod własne słupki. — Oj, to musiało boleć! — krzyknął z niesmakiem, gdy pałkarz Krukonów perfidnie odbił tłuczka prosto w twarz Blaise'a, któremu drogę ucieczki odcięli ścigający.
Tym razem Gryfonka obserwowała, jak arystokrata podlatuje do przyjaciela i domaga się ukarania winowajcy.
— Panie Malfoy, właśnie do tego służą tłuczki: by uniemożliwić ścigającemu zdobycie punktu. Karane są tylko ataki, kiedy ścigający nie jest w posiadaniu kafla.
Na nic zdały się głośne protesty drużyny Ślizgonów. Po pobieżnych oględzinach stanu zdrowia ścigającego, pani Hooch zarządziła wznowienie gry.
— Na pewno dasz radę grać dalej? — zapytał z troską blondyn, z niesmakiem przyglądając się złamanemu nosowi przyjaciela.
— Ta — odparł machinalnie Ślizgon, po czym odleciał zająć swoją pozycję.
— Jak widać Krukoni, pomimo początkowych trudności, ani myślą się poddać — Dean podsumował ostatnie dziesięć minut meczu, w trakcie których drużynie Ravenclawu udało się zmniejszyć stratę. — Nie wiem, na co liczą, ale taki numer drugi raz nie przejdzie — oznajmił, widząc, jak ta sama dwójka Krukonów blokuje drogę ucieczki Harperowi.
Widząc, co się dzieje, Nott podleciał do ścigających i, nie czekając na podanie tłuczka od Scubsa, zamachnął się pałką i „zahaczył” nią o głowę Bradleya.
— Faul! Rzut karny dla Krukonów — zarządziła pani Hooch, patrząc srogim wzrokiem na Teodora.
Kibice ryknęli w zachwycie, gdy Anthony Goldstein bez problemu przechytrzył bramkarza Slytherinu, jednak bardziej niż wynikiem meczu, Draco Malfoy przejmował się Zabinim, który z trudnością utrzymywał się na miotle.
— Coś niedobrego dzieje się ze ścigającym Ślizgonów — poinformował Dean Thomas, widząc, jak drużyna skupia się wokół swojego kapitana. — Jaka będzie decyzja? A jednak! Blaise Zabini schodzi z boiska! — oznajmił Gryfon, na krótko po tym, jak Ślizgon wylądował na murawie i z wściekłością odrzucił swoją miotłę. — Drużyna Slytherinu prosi o czas, by opracować strategię gry w osłabionym składzie.
— Mam pomysł — rzucił Nott, nie spuszczając z oczu zadowolonych przeciwników.
— Nie ma mowy, nie schodzę — zaprotestował Zabini, słaniając się na nogach. — Nie po to harowałem cały rok, żeby finał oglądać z trybun.
— Nie pozwolę ci wsiąść na miotłę w takim stanie — oznajmił stanowczo Draco. — Musimy wystawić kogoś na twoje miejsce...
— Nie mamy żadnego kompetentnego rezerwowego — przerwał mu Malcolm, choć i on wiedział, że w takim stanie Zabini nie może wrócić na boisko.
— Nie możemy grać, co chwilę oglądając się za siebie czy nie spada z miotły...
— Czy ktoś mnie w ogóle słucha? — oburzył się Teodor, zirytowany tym, jak nieudolnie próbują znaleźć jakieś rozwiązanie. — Mówiłem, że mam pomysł...
— Jeśli wiąże się to z wystawieniem na moje miejsce jakiejś pokraki...
— Nawet jeśli, może robić sztuczny tłok... poza tym granie zaledwie dwójką ścigających mamy już przećwiczone — oznajmił, jednak widząc ich ogłupiałe miny, wyjaśnił: — Wtedy, gdy graliśmy z Granger na ćwiczeniach.
Cała szóstka z napięciem wpatrywała się w Zabiniego. Widzieli, jak ambicja walczy ze zdrowym rozsądkiem, jednak w dalszym ciągu to on był kapitanem i decyzja należała do niego.
— Harper, wiesz co robić? — upewnił się, a gdy otrzymał twierdzącą odpowiedź, oznajmił: — Dobra, niech Jates wejdzie na moje miejsce, ale nie podawajcie do niego kafla.
— Na miejsca! — oznajmiła pani Hooch, sygnalizując koniec przerwy w meczu.
Kapitan Ślizgonów skinął głową, odsyłając swoją drużynę na boisko. Przytrzymał arystokratę, zanim ten zdążył odbić się od ziemi i powiedział:
— To nie jest grupka Gryfonów, którzy dopiero co nauczyli się latać na miotle.
— Wiem.
— Trzeba będzie doprecyzować manewry zwodzące, biorąc pod uwagę ich linię obrony.
— Wiem — odpowiedział lekko już poirytowany Draco.
— Nie możesz tego zrobić, jednocześnie wypatrując znicza.
— Nie mam wyjścia.
— Masz — oznajmił Zabini, spoglądając na lożę honorową. — Podleć do mnie za dziesięć minut, będę siedzieć obok Granger.
Blaise po raz ostatni z żalem spojrzał na boisko i podniósł swoją miotłę, po czym odwrócił się, kierując się ku loży honorowej. Przystanął kilka razy, czując, jak nogi odmawiają mu posłuszeństwa, a przed oczami pojawiają się ciemne plamy. Wziął kilka głębokich oddechów i, powłócząc nogami, dotarł do drewnianych schodków.
— Na Godryka, musisz iść do pani... — zaczęła Hermiona, ze zmartwioną miną przyglądając się Ślizgonowi.
— Nie ma mowy, potrzebują mnie.
— Cholerni Ślizgoni, zawsze wiedzą lepiej — warknęła pod nosem, jednak delikatnie ujęła jego twarz, przyglądając się obrażeniom. — Nie ruszaj się — poleciła, po czym machnęła różdżką, nastawiając nos chłopaka.
Już otwierała usta, by wygłosić długą i monotonną przemowę na temat tego, czym może się skończyć nieleczony uraz głowy, jednak Ślizgon zignorował ją i powrócił do obserwowania meczu.
Wiedząc, że nie jest w stanie przemówić mu do rozsądku, przeniosła swój wzrok na boisko. Cmoknęła z niezadowoleniem, gdy Krukoni z łatwością przejęli kafla, korzystając z osłabienia przeciwników. Uniosła brew, gdy kątem oka zauważyła, jak Zabini kiwa głową z aprobatą w momencie, w którym stracili kolejne punkty.
— Jesteś pewien, że nie potrzebujesz lekarza?
— Co? Nie — odpowiedział, w dalszym ciągu uważnie obserwując Krukonów. — Potrzebny mi...
— Draco? — spytała zaskoczona, widząc, jak arystokrata pędzi w ich kierunku. — Co ty tu robisz?
Blondyn nawet nie odpowiedział. Po tym, jak wyhamował przy barierce, nachylił się w stronę Zabiniego, w skupieniu wsłuchując się w jego słowa. Gryfonka wytężyła słuch, jednak spośród okrzyków tłumu udało jej się tylko wyłapać pojedyncze słowa: „zwód”, „pozorowanie”, „zawężenie”.
— Goldstein czy Graham? Bramkarz Ślizgonów jest pod nie lada presją, to od niego zależy czy uda im się utrzymać prowadzenie w tym meczu — oznajmił Dean Thomas. — Problemy w ataku sprawiły, że jeśli szukający szybko nie złapie znicza, Puchar znów może im się wyślizgnąć z rąk. TAK! Kolejny gol dla Krukonów! — wrzasnął, w czym wtórowały mu kolejne sektory stadionu.
Gryfonka nerwowo obgryzała paznokcie, patrząc, jak arystokrata podlatuje do swoich ścigających i przekazuje im instrukcje od kapitana, po czym nerwowo rozgląda się w poszukiwaniu znicza. Ten jednak, jak dotąd, nie pojawił się.
— Źle to wygląda — mruknęła Hermiona, ze zmartwieniem spoglądając na tablicę wyników.
— Jeszcze nie wszystko stracone — zapewnił ją Blaise, obserwując, jak jego drużyna korzysta z udzielonych przez niego rad i zmienia ustawienie.
Pomimo zmienienia taktyki, Ślizgoni nadal tracili punkty, choć Krukoni zdobywali je z większą trudnością. W krótkim czasie objęli prowadzenie, jednak ich przeciwnicy nie tracili ducha walki, raz po raz zdobywając gole.
— Powiedz Jatesowi, że ma nie opuszczać przydzielonego mu pola, do cholery! Często podają kafla dołem! — wrzasnął Zabini, gdy Draco ponownie podleciał do niego po wskazówki. Chłopak zdążył już ochrypnąć, wydzierając się wniebogłosy, byle tylko pomóc drużynie.
— I... TAK! Sto dwadzieścia do dziewięćdziesięciu dla Krukonów! Coś mi mówi, iż Ravenclaw stanie na podium po długiej przerwie. Tak trzymać, panowie! — dopingował Krukonów Dean, zapominając o tym, że jako komentator powinien zachować bezstronność.
Blaise zaklął siarczyście i z całej siły uderzył w barierkę, widząc, jak przewaga domu Ravenclaw powiększa się. Hermiona położyła mu dłoń na ramieniu, nie odrywając oczu od Dracona. Stało się jasne, że wygrana Slytherinu zależy od tego, czy uda mu się szybko złapać znicza.
Cmoknęła, poirytowana tym, że Blaise ponownie przywołuje do siebie arystokratę, chcąc poinstruować go, jak powinni ustawić się ścigający.
— Niech odpuszczą granie środkiem i atakują skrzydłami — polecił, rozrysowując w powietrzu warianty gry. — Powiedz Nottowi...
— Znicz! — krzyknęła Hermiona, trącając Dracona w ramię.
Głośny ryk tłumu tylko potwierdził to, że Gryfonka nie mogła się mylić. Chłopak odwrócił się i poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła na widok Smitha, gnającego za złotą piłeczką.
Blondyn zawrócił i nachylił się nad trzonkiem, a ostry pęd wiatru zmusił go do zmrużenia oczu. W głowie miał tylko jedną myśl: „Szybciej. Błagam, szybciej!” Nie zważając na to, że leci na czołowe zderzenie z Krukonem, przyśpieszył jeszcze bardziej, wyciągając rękę.
Wydawało się, iż cały stadion wstrzymuje oddech. Chwilę później uczniowie ryknęli radośnie na widok Smitha z wysoko podniesioną ręką, w której trzepotała złota piłeczka.
Zabini stał nieruchomo, tępo wpatrując się przed siebie. Gorzki smak porażki sprawił, iż w jego oczach pojawiły się łzy, jednak żadna z nich nie spłynęła po jego policzku. Zacisnął mocno pięści, żałując, że zszedł z boiska.
Hermiona objęła Ślizgona, delikatnie rozmasowując jego spięte plecy. Pocieszała go, wiedząc, jak bardzo liczył na wygraną swojego zespołu, choć sama czuła się tak, jakby przed chwilę to Gryffindor poniósł sromotną klęskę. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jak bardzo zależało jej na wygranej Dracona. Widziała jak on i Zabini ciężko trenują przez cały rok i jak ważna jest dla nich wygrana w tym ostatnim roku w Hogwarcie.
Blaise przymknął oczy, nie chcąc wyglądać jak małe, płaczliwe dziecko, jednak słowa Deana sprawiły, że wyprostował się i powrócił wzrokiem do swojej drużyny, a właściwie do Dracona, który wylądował i wykłócał się o coś z sędzią, gwałtownie gestykulując.
— Widocznie Draco Malfoy nie może pogodzić się z przegraną i próbuję wpłynąć na decyzję pani Hooch. Cóż, taki jest już sport, Malfoy. Wygrali lepsi.
— Złapał go... — powiedział cicho Zabini, z nadzieją wpatrując się w dwójkę szukających i sędziego. — Złapał.
Gryfonka spojrzała na niego, myśląc, iż próbuje chwytać się brzytwy i za nic nie chce odpuścić marzeń o wygranej. Nie potrafiła jednak boleśnie wyprowadzić go z błędu, a widząc, jak coraz więcej uczniów z powagą wpatruję się w panią Hooch, także ona zaczęła mieć nadzieję. Zacisnęła kciuki, niemal rozcinając sobie sygnetem skórę.
Draco wiedział, iż miał rację, jednak z niepokojem przyglądał się, jak Smith wyciąga dłoń po znicza. Serce na sekundę zatrzymało się, gdy chłopak zacisnął dłoń na piłeczce, jednak nic się nie wydarzyło. Zaśmiał się zwycięsko i pewnie złapał znicza w dłoń. Po chwili delikatne skrzydełka zatrzepotały w jego silnym uścisku. Nie utrzymując Ślizgonów dłużej w niepewności, odwrócił się i ryknął zwycięsko, unosząc znicza ku trybunom.
Wrzaski uczniów Slytherinu były tak głośne, iż całkowicie zagłuszyły jęki zawodu pozostałych kibiców. Hermiona pisnęła, gdy Blaise podniósł ją, wrzeszcząc przy tym niemiłosiernie głośno.
— Wygraliśmy! Hermiona, wygraliśmy!
— Blaise, przestań podskakiwać! Stoimy tuż przy barierce! — krzyczała, jednak nie przestawała się przy tym śmiać.
Ślizgon posłusznie ją odstawił, jednak nie wypuścił jej z objęć i złożył na jej policzku soczystego buziaka, zupełnie nie zwracając uwagi na zdegustowane spojrzenia kibiców Ravenclawu. Ku jej zaskoczeniu, chwycił ją za rękę i zaczął ciągnąć do wyjścia na murawę. Biegł tak szybko, iż ledwo dotrzymywała mu kroku i parę razy była o włos od przewrócenia się.
Razem z nimi, na boisko wpadli pozostali kibice Slytherinu, każdy chciał być teraz przy swoich reprezentantach. Hermiona zatrzymała się przy barierkach, wiedząc, iż czułaby się nieswojo. Zabini odwrócił się i spojrzał na nią pytająco, jednak chwilę później zachwiał się, gdy Draco wpadł na niego z impetem, nadal trzymając w dłoni znicza. Objęli się jak bracia, ciesząc się ze zwycięstwa niczym małe dzieci. Podczas gdy Zabini ruszył do swojej drużyny, arystokrata podbiegł do Gryfonki i podniósł ją.
— Hermiona, złapałem go. Złapałem!
Dziewczyna zaśmiała się i nachyliła do niego, by złożyć na jego ustach pocałunek. Była szczęśliwa, widząc radość i dziecinne podekscytowanie w jego oczach.
Chłopak, słysząc nawoływania kolegów, chciał podejść do nich razem z Hermioną, jednak ona puściła jego dłoń.
— Idź sam.
Zmarszczył brwi, jednak rozumiał jej powody do takiego zachowania.
— Ale pójdziesz ze mną na imprezę?
Kasztanowłosa pokręciła głową i włożyła na jego palec zagrzany przez nią sygnet.
— Nie chcę psuć atmosfery. Tak będzie lepiej. Idź już do nich. Tylko się pilnuj! — powiedziała, po raz ostatni go całując, po czym popchnęła chłopaka w stronę drużyny.
Draco, nawet gdyby chciał, nie zdołałby kontynuować tej rozmowy. Tłum rozentuzjazmowanych uczniów natychmiast go porwał. Po chwili zapomniał o tej krótkiej wymianie zdań i razem ze Ślizgonami śmiał się i wrzeszczał, okazując w ten sposób swoją dziką radość ze zdobycia Pucharu Quidditcha.
Blaise przyjął Puchar od dyrektorki i uniósł go, ignorując narastający ból głowy i ciemne plamki przed oczami. Już po chwili, wiwatując, uczniowie podnieśli go razem z bohaterem dzisiejszego meczu.
Hermiona z uśmiechem pokręciła głową, obserwując ten dziwaczny pochód. Uczniowie opuszczali trybuny, z ożywieniem bądź też goryczą omawiając ostatnie minuty meczu, a wszystkim towarzyszyła zwycięska pieśń Ślizgonów.

Godzina ósma, minut trzydzieści
kiedy Ślizgoni wstawali
Drużyna nasza szła na boisko
Krukoni na nas gwizdali
Drużyna nasz szła na boisko
Krukoni na nas GWI-ZDA-LI!!!

Niejednej pannie żal się zrobiło
swojego chłopa, Krukona
Gdy jej wybranek szedł na pożarcie
i mecz ten przegrać na starcie
Gdy jej wybranek szedł na pożarcie
i mecz ten przegrać NA STAR-CIE!!!

Pomimo licznych, wrednych zagrywek
wasi Krukoni przegrali
Smith był za cienki, znicza nie złapał
i będzie jak baba płakał
Smith był za cienki, znicza nie złapał
i będzie jak BA-BA PŁA-KAŁ!!!

Drodzy zwycięscy, mężni druhowie
chwała wam będzie i sława
Już w naszych lochach wóda się chłodzi,
nikomu dziś nie zaszkodzi
Już w naszych lochach wóda się chłodzi,
nikomu dziś NIE ZA-SZKO-DZI!!!

Panie Zabini, nasz kapitanie,
nie dałeś dupy dziś wcale
Uważaj tylko na swoją banię,
dziś czeka cię zacne chlanie
Uważaj tylko na swoją banię,
dziś czeka cię ZA-CNE CHLA-NIE!!!

Nasz Draco Malfoy jest z nas najlepszy,
walczył o znicza zacięcie
Choć go nie złapał, to pierwszy zmacał,
po drodze wrogów wywracał
Choć go nie złapał, to pierwszy zmacał,
po drodze wrogów WY-WRA-CAŁ!!!

— Należało im się. To był naprawdę dobry mecz. Dobrze grali.
Gryfonka odwróciła się i uśmiechnęła do Ginny.
— Chyba masz kogoś konkretnego na myśli, prawda? — spytała, biorąc pod ramię przyjaciółkę i razem z nią wolno kierując się do zamku.
— Czepiasz się — mruknęła Weasleyówna z nieśmiałym uśmiechem.
Wieczorem Hermiona w samotności siedziała w dormitorium prefektów, zagłębiona w lekturze, jaką był podręcznik historii magii. Nudziło ją to niemiłosiernie i miała trudności w skupieniu się na tekście, cały czas rozmyślając o arystokracie. Rozmasowała skroń, jednak powieki nadal same jej się zamykały... do czasu, aż na korytarzu nie wybuchło zamieszanie, a wejście do dormitorium z hukiem nie rozsunęło się, ukazując wesolutką grupkę Ślizgonów.
— No wiedziałem, że tak będzie! — oznajmił Draco, wchodząc do środka jako pierwszy.
Podszedł do niej i zdegustowanym wzrokiem omiótł otaczające ją pergaminy.
— Co wy tu robicie?
— Pomyślałem sobie, że pewnie tak siedzisz sama, więc jako wzorowy chłopak przyprowadziłem ci gości.
— Pijanych gości — wtrąciła Hermiona, patrząc, jak Blaise podchodzi do swojej ulubionej palmy i obejmuje ją, mamrocząc coś o miłości aż po grób.
Ślizgon niewinnie wzruszył ramionami.
— Pomyślałem sobie, że przyjdę z nimi, jak już będą bardziej... mili.
Dziewczyna westchnęła, jednak biorąc pod uwagę okoliczności dzisiejszego dnia, postanowiła mu odpuścić.
— Chodź. Wiem, jak cię trochę rozluźnić — mruknął Draco z sugestywnym uśmieszkiem, po czym pociągnął niechętną dziewczynę w stronę barku.
W międzyczasie Harper dorwał się do wieży i, zastanawiając się, jaką płytę włączyć, niedbale odrzucał te przejrzane.
— Hej! Ostrożnie z tym! — warknęła, widząc, jak prezent od rodziców ląduje niebezpiecznie blisko otworzonego okna.
— Ciii — szepnął do jej ucha arystokrata, obejmując ją od tyłu. — Coś ty taka drażliwa?
Gryfonka przymknęła oczy, gdy jego usta przesunęły się po jej szyi. Korzystając z jej roztargnienia, Ślizgon zaprowadził dziewczynę do barku i, zamykając ją w klatce swoich ramion, zaczął przygotowywać jej drinka.
— Euforia?
— Mhm... — mruknął Draco, dolewając do szklanki soku.
Podał jej gotowego drinka i oparł dłonie na jej biodrach.
Kasztanowłosa upiła łyka, jednak zamarła, gdy chłopak przeniósł dłoń na jej udo i zaczął podnosić skraj białej sukienki.
— Przestań — syknęła, rozglądając się po dormitorium, jednak pozostali Ślizgoni niczego nie zauważyli, zbyt zajęci opróżnianiem kolejnych butelek.
— O co ci chodzi? Przecież żaden nie patrzy...
— Powiedziałam: nie. Jeszcze raz tak zrobisz, a stąd wyjdę — ostrzegła Gryfonka, odsuwając się od niego.
— No wiesz co? A ja specjalnie ich tu dla ciebie przyprowadziłem...
Blondyn pokręcił z rozczarowaniem głową i dołączył do swojej drużyny, która rozsiadła się, nie przejmując się notatkami Gryfonki. Hermiona westchnęła, jednak powstrzymała się od komentarza. Usiadła na parapecie, postanawiając zostać z nimi, by ich przypilnować.
I tak Gryfonka siedziała przez długi czas, raz po raz popijając drinka, obserwując, jak grupka Ślizgonów wpada na coraz to głupsze pomysły. Chcąc nie chcąc, parę razy nieźle uśmiała się przy ich wygłupach. Na przykład, kiedy Harper zaczął śpiewać piskliwym falsetem pieśń o Masywnym Gieńku i jego grającej fujarce, albo kiedy Blaise wyjął palmę z doniczki i zaczął z nią tańczyć walca. W normalnych okolicznościach zaczęłaby się na nich wydzierać, jednak dwa drinki (Draco stale dbał, by jej szklanka nigdy nie była pusta) i ich dziecięca radość sprawiły, iż wywody na temat bałaganu zostawiła na później. Zaniepokoiła się dopiero, gdy Nott wpadł na genialny pomysł i nalał Ognistej do Pucharu Quidditcha, by każdy po kolei mógł się z niego napić, tym bardziej, iż po tym, jak wszyscy się napili, chłopcy spojrzeli na nią wyczekująco.
— No co? — spytała, zaciskając dłonie na krawędzi parapetu.
Wszyscy, jak jeden mąż, unieśli brew. Hermiona była pewna, że tego spojrzenia nauczyli się od Dracona.
— Nie ma mowy.
— Nie napijesz się za moją wygraną? — zapytał arystokrata, starając się wyglądać na rozczarowanego, jednak skutecznie utrudniał mu to wypity przez niego alkohol.
Nim Hermiona zdążyła zaprzeczyć, Zabini zaczął skandować jej nazwisko. Reszta szybko podłapała jego pomysł.
— Nie daj się prosić — powiedział Draco, szarmancko podając jej dłoń.
— To nie jest dobry pomysł...
— GRAN-GER! GRAN-GER!
— Jeden łyczek — kusił dalej blondyn.
— No nie wiem...
— PIJ! PIJ! PIJ!
Arystokrata, widząc, iż jej opór słabnie, chwycił jej dłoń, pociągnął na środek salonu i z uśmiechem podał jej Puchar.
Gryfonka była zaskoczona jego ciężarem i w pierwszej chwili myślała, że upuści trofeum. Wpatrywała się w niego, nie wiedząc, jak się do tego zabrać. Była pewna, że jak tylko go uniesie, Ognista wyleje się na jej bluzkę. W końcu Draco pomógł dziewczynie i nachylił Puchar do jej ust.
Hermiona skrzywiła się, czując w ustach gorzki smak. Upiła łyk i odsunęła od siebie naczynie. Uniosła dłoń, by otrzeć usta, jednak arystokrata uprzedził ją. Nachylił się i zlizał kropelkę Ognistej z jej dolnej wargi.
Gryfonka, słysząc gwizdy, natychmiast odsunęła się, rumieniąc się z zawstydzenia. Odchrząknęła i wyszła z kręgu stworzonego przez Ślizgonów, by zaszyć się w sypialni. Usiadła na łóżku i rozpuściła włosy, odrzucając spinkę na komodę.
Chwilę później drzwi uchyliły się, ukazując głowę blondyna.
— Co jest?
— Nic — odpowiedziała, szukając różdżki.
— O-obraziłaś się za tamto? — spytał chłopak, wchodząc do środka.
Zamknął drzwi, by śmiechy jego kompanów nie przeszkadzały im w rozmowie.
— Nie, Draco. Po prostu jestem już zmęczona i chciałabym się wcześniej położyć — odpowiedziała, rzucając na drzwi zaklęcie wyciszające. Okrzyki Ślizgonów ucichły. — Jak długo jeszcze tu będą?
Arystokrata skrzywił się, przeczesując dłonią włosy.
— Ze dwie godzinki. Ale później idą prosto do łóżek...
— Chyba nie będą spać tutaj?
Draco podszedł chwiejnym krokiem do łóżka i zwalił się na nie.
— Raczej nie dadzą rady dojść do siebie. Dzisiaj śpimy u ciebie — oznajmił, poprawiając sobie poduszkę.
— Yyy... nie zamierzasz... bawić się dalej.
Tylko niewielki uśmieszek był dla niej ostrzeżeniem. Chłopak chwycił ją za nadgarstek i pociągnął tak, by Gryfonka upadła na niego. Spojrzał na nią z błyskiem w stalowych oczach i wymruczał:
— Och, Granger, ależ ja zamierzam się bawić — i, nie dając jej okazji na protesty, położył jej dłoń na karku, by przybliżyć do siebie jej wargi.
Za nic mając jej zaskoczone spojrzenie, wpił się w jej usta, jednocześnie chwytając jej udo i mocno zaciskając na nim dłoń.
Dziewczyna odwzajemniła pocałunek z równą jemu pasją i namiętnością. Sapnęła cicho, gdy jego język wdarł się do jej ust, biorąc, żądając wręcz, wszystkiego, co mogła mu dać. Czując jego dłoń na pośladku, wygięła biodra w tył, poddając się jego niememu rozkazowi. Chłopak jęknął, usatysfakcjonowany jej reakcją. Czując, iż nie jest mu teraz w stanie odmówić, przeniósł dłoń z jej karku na pierś. Arystokrata zaśmiał się cicho wprost do jej ust, gdy Hermiona mimowolnie drgnęła i przyległa do niego całym ciałem, odpowiadając na pieszczoty.
Nie pozostawała mu dłużna. Zassała wrażliwą skórę na jego szyi i delikatnie wbiła w nią zęby. Uwolniła swoje dłonie z jasnych kosmyków i wczepiła się w guziki jego koszuli, pośpiesznie je rozpinając. W końcu, gdy dotarła do ostatniego, przesunęła dłońmi po nagiej skórze od miejsca, gdzie zaczynały się jego spodnie aż do umięśnionej klatki piersiowej. Ślizgon napiął się pod nią i uniósł biodra, a dziewczyna nabrała głośno powietrza, obsypując jego tors pocałunkami.
Draco zaklął, czując, jak sukienka dziewczyny zaczyna go poważnie irytować. Usiadł gwałtownie i, nie dając Hermionie szansy na odepchnięcie go, chwycił dół sukienki i zdjął ją, odkrywając jej kuszące ciało, odziane w czarną, skromną bieliznę. Jak oczarowany wpatrywał się w kształtne uda, zaokrąglone biodra i zarumienione, idealne dla jego dłoni piersi.
Gryfonka spuściła głowę i zrobiła taki ruch, jakby chciała zasłonić się przed jego pożądliwym wzrokiem, jednak Draco chwycił jej dłonie i położył je sobie na ramionach.
— Jesteś piękna... idealna — szepnął i, patrząc jej w oczy, delikatnie położył dłoń na jej dekolcie.
Wyczytując zgodę w bursztynowych tęczówkach, przesunął opuszkiem palca w dół, muskając złączenie piersi, po czym skręcił w bok, pieszcząc wrażliwą skórę tuż nad miseczką stanika.
Hermiona otworzyła usta, jednak nie była w stanie nic powiedzieć. Z rozchylonymi, wilgotnymi wargami, wpatrywała się w jego oczy. Widząc w nich szczerość i prawdziwe pożądanie, uwierzyła w jego słowa. Poczuła się piękna i kobieca, godna pożądliwych, męskich spojrzeń. Poruszyła się niespokojnie na jego udach, gdy jego palec powrócił do początku wędrówki i ruszył dalej, by zająć się drugą piersią.
Draco powoli, by nie spłoszyć Gryfonki, pochylił się i przywarł wargami do jej obojczyka. Gdy Hermiona mocniej zacisnęła dłonie na jego ramionach, przesunął je w dół, na jej dekolt. Czerpiąc przyjemność z własnych poczynań, przechylił głowę, by powtórzyć ustami szlak, jaki wcześniej wyznaczył jego palec.
Dziewczyna głośno westchnęła, wyginając się ku niemu. Wypuściła koszulę z zaciśniętych pięści, by wsunąć dłonie między aksamitne, platynowe kosmyki i przycisnąć do siebie jego głowę. W odpowiedzi Ślizgon mocniej zacisnął dłonie na jej talii.
Draco, opętany przez pragnienie, jakie wzbudzała w nim Hermiona, uniósł dziewczynę, sprawiając, że ta klęczała przed nim między jego nogami. Przesunął dłonie w dół i zahaczył kciukami o gumkę jej bielizny, chcąc odkryć ją ze zbędnej, jego zdaniem, odzieży.
— Nie — sapnęła Gryfonka, odrywając od siebie jego dłonie.
Sfrustrowany Draco warknął, po czym opadł na łóżko, ciężko oddychając.
— Serio, Granger, chcesz czekać z tym do ślubu? — spytał, kładąc dłonie na jej udach, by uniemożliwić jej ucieczkę.
Hermiona skrzywiła się, próbując wstać.
— Puść mnie. Nie będę z tobą tak rozmawiać.
— Właśnie, że będziesz — warknął, patrząc na nią z irytacją.
Gryfonka, po nieudanej próbie wyswobodzenia się, chwyciła kołdrę i okryła się nią.
— Wypuść mnie, Draco.
— Najpierw mi odpowiedz.
Westchnęła, przeczesując nerwowym gestem burzę potarganych loków. Omiotła rozpaczliwym wzrokiem pokój, zanim odpowiedziała:
— Tak, chcę z tym czekać. Zawsze tak to sobie wyobrażałam. Czy to jest tak cholernie trudne do zrozumienia? Chcę cię najpierw dobrze poznać i nabrać pewności, nim wylądujemy w łóżku!
— Już w nim jesteśmy — zauważył z szatańskim uśmiechem blondyn.
— Przestań.
— Przecież mnie znasz... — nakłaniał ją dalej chłopak, gładząc kciukiem jej udo.
Kasztanowłosa cmoknęła z irytacją i uderzyła zuchwałą dłoń.
— Powiedziałeś, że to rozumiesz i szanujesz.
— I tak jest, ale teraz jestem pijany i obchodzę się z tobą tak, jak nie miałbym odwagi robić tego na trzeźwo — oznajmił Ślizgon, po czym zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy użył odpowiednich słów, by przekazać ogólny sens swojej myśli.
— Poczekajmy z tym, nie róbmy nic, czego później możemy żałować — poprosiła Hermiona.
— TEGO z pewnością byśmy nie żałowali, Granger.
— Dosyć tego. Masz iść spać i wytrzeźwieć...
— Wyjdź za mnie.
— ...i naprawdę nigdy bym nie pomyślała, że to powiem, ale wolę cię trzeźwego.
— Granger.
Dziewczyna spojrzała na niego z irytacją.
— Co?
— Wyjdź za mnie.
Kasztanowłosa zaśmiała się, nie wierząc w to, co słyszy.
— Słucham?
— Proszę, wyjdź za mnie — powtórzył Draco ze śmiertelną powagą.
Mogłoby się wydawać, iż w jednej chwili opuściło go alkoholowe zamroczenie.
Dziewczyna głośno przełknęła ślinę i mocniej przycisnęła do siebie kołdrę.
— Nie wiesz, co mówisz. Jesteś pijany. Wypuść mnie.
Arystokrata, widząc, jak próbuje uciec, podniósł się, siadając z nią twarzą w twarz. Objął ją w talii i przechylił głowę, smutno pytając:
— Nie kochasz mnie?
— Kocham — zapewniła go Hermiona, ujmując jego policzek w dłoń. — Ale nie powinieneś mi się tak oświadczać. Nie tak szybko, nie, gdy obok jest grupa pijanych Ślizgonów, nie, kiedy ty sam jesteś pod wpływem i, na litość Merlina, nie, gdy jestem ubrana w samą bieliznę!
— Masz na sobie jeszcze buty — zauważył dobrodusznie blondyn, na co kasztanowłosa zmrużyła oczy.
— Kładź się — rozkazała, popychając go na łóżko.
— Lubię, gdy jesteś taka ostra. To mnie podnieca.
— KŁADŹ SIĘ.
Draco uśmiechnął się niewinnie i posłusznie położył się, pozwalając, by dziewczyna w końcu z niego zeszła.
— Ale mnie kochasz? — upewnił się, zamykając oczy.
— ŚPIJ.
Ślizgon zachichotał i okrył się kołdrą.
Hermiona siedziała przy nim, dopóki nie miała pewności, że chłopak zasnął. Wstała i przebrała się w piżamę, zastanawiając się, czy jutro arystokrata będzie pamiętał o swoich odrzuconych oświadczynach. Położyła się przy nim, objęła go, nadal w głowie mając jego pytanie. Pytanie, które, miała nadzieję, powtórzy za kilka lat.

***

To już ostatni taki spokojny rozdział, w początkowym zamyśle już tutaj miało być coś nie tak, ale postanowiłyśmy, że damy im się jeszcze trochę sobą nacieszyć, zanim wszystko szlag jasny trafi i krew nagła zaleje :D
Przeraża nas to, że do końca pozostało +/- dwa rozdziały (z czego jeden najprawdopodobniej będzie dwuczęściowy) + epilog.
Pocieszającą wiadomością może być to, że mamy już zarys szablonu na następnego bloga :)
O cholera, prawie byśmy zapomniały! Jeszcze prezent od Anonimowego Informatora!
hehe
hihihiszki
Pardon, ale to już ta godzina, kiedy mój mózg przestaje pracować...
EDIT: Filmiki spieprzyły się odgórnie, nie mamy pojęcia dlaczego wszystko jest okrojone i jakby przesunięte... Any help?

Ta DAM:



28 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Wow, wow i jeszcze raz wow! Podziwiam Was, za idealnie odwzorowany charakter Draco (chociaż dodałyście tam trochę od siebie, tworząc go jeszcze idealniejszym), który w większości blogów przy Granger staje się taką ciepłą kluchą.
      Cała teoria czysto krwistych, idealnie przemyślana i opisana. Byłabym skora w nią wierzyć. Naprawdę dziewczyny. Piosenka zwycięzców wyszła Wam świetna. Naprawdę Was podziwiam :D Życzę mnóstwa weny i czekam na kolejne rozdziały :D

      Usuń
  2. Dziewczyny!
    No ja was po prostu uwielbiam! Przy waszych rozdziałach nie mogę opanować śmiechu. Kurczaczki, te dialogi między bohaterami! Wszystko jest prześwietne i łatwe do przyjęcia mózgiem :P :) Już się bałam, że Draco po pijaku zrobi coś "nie tak" i że będzie źle, na szczęście skończyłyście w genialny sposób. Jejuuuuu! Rodzina mi śpi za drzwiami i to wy odpowiadacie za to, że nie wyśpią się do pracy przez moje napady śmiechu!
    Och, Franek! Za każdym razem kiedy była o nim wzmianka śmiałam się jak głupia. Hahahaha a jeszcze Franek z Zimbabwe to już w ogóle! Kocham was!
    Tak swoją drogą to zastanawiam się co słychać u Ivana... Coś czuję, że chyba nie długo ponownie da o sobie znać.
    Boje się trafienia "szlagiem jasnym" i zalania krwią nagłą, ale mimo wszystko i tak będę na to oczekiwać do następnego rozdziału. Cóż... przez was zostałam masochistką :) :P
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział
    Wounded

    PS: Filmik genialny! Kocham tę nutę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham Was, kocham to jak piszecie. Nie wyobrażam sobie końca tego opowiadania, jestem z Wami od początku (najpierw anonimowo jak "Wiczka-Piczka" nie wiem co mi do głowy strzeliło, że się tak podpisywałam) i będę do końca oczywiście. Tak jak nie wyobrażam sobie epilogu i życia bez "Naucz mnie latać", tak nie wyobrażam sobie tego, że ten czar pryśnie, wszystko się rozciapcia:/ czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Pozdrawiam oraz życzę dużo weny! Wierna Fanka id zawsze na zawsze-Vinci.
    Ps. Wspaniały filmik:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kocham, kocham i jeszcze raz kocham. Piszę na szybko, bo zaraz mam samolot, ale musiałam skomentować.
    Życzę weny
    Ja to Ja

    OdpowiedzUsuń
  5. Z utęsknieniem czekam na konfrontację Narcyzy z synem. Jedno jest pewne, będzie się działo.
    Mecz spektakularny. Przez chwilę naprawdę się bałam, że Ślizgoni nie wygrają. Należało im się to, nawet jeśli trochę kombinowali. Przeniesiona impreza też super, nawet mnie udzieliła się euforia naszych panów. Później zrobiło się gorąco, choć pod koniec miałam niezły ubaw. Podziwiam silną wolę Hermiony, choć ciekawa jestem, na ile ona wystarczy.
    Tak myślałam, że niebawem sielanka dobiegnie końca. Uwielbiam takie zwroty akcji i dramatyczne moment, co nie zmienia faktu, że zawsze odczuwam pewien niepokój. Dlatego też informuję Was uroczyście, że jeśli naszym głównym bohaterom coś się stanie moja dusza zostanie rozdarta i zmieszana z błotem, a życie stanie się marną egzystencją. Nie mniej jednak wierzę, że zakończenie w Waszym wykonaniu w każdej formie będzie spektakularne i nawet jeśli nie chcę, aby ta historia już się kończyła, jestem niezmiernie ciekawa finału. Bywam zapomniała, filmik rozłożył mnie na łopatki. Kolejny przebój na miarę pierwsze utworu :D
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. No po prostu was uwielbiam,aż nie wiem co powiedzieć normalnie chwała wam i cześć:)

    OdpowiedzUsuń
  7. GENIALNE.
    Co już na nie całe 2 rozdziały będzie koniec Naucz mnie latać :(. Bardzo polubiłam te opowiadanie i cóż uwielbiam je.
    Zawsze rozwala mnie określenie Draco ciepłą kluchą xDD Pozdrowienia dla Justyny xDD (moim zdaniem i tylko to moja opinia. Każdy blog , każdy pisarz opowiadania ma własna wersję ułożonego Draco w głowie , chociaż zdarzają sie przypadki kopiowania. ) W waszym opowiadaniu bardzo lubię tego nieznośnego xD blondasa.
    Kurde aż miałam ochotę (xD) na zbliżenie naszych bohaterów cóż nadzieja matką głupich jak to się mówi.
    Bosze tak Draco oświadczyłeś się , trochę nie poprawnie bez pierścionka i tak dalej xD wiesz kto co lubi :)). Ale nie martw się Miona wyjdzie za ciebie. KOCHA CIĘ przez duże K :)).

    Pozdrawiam serdecznie.

    Ps: Czekam z niecierpliwością na nexta ;))

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja się cieszę że dzisiaj tak spokojnie bez rozlewu krwi. W końcu długo czekaliśmy na ich związek. Jak to jeszcze tylko dwa rozdziały? Chyba tylko dla samej przyjemności wrócę do wcześniejszych cześć. Wprost uwielbiam to opowiadanie. Pozdrawiam i serdeczne podziękowania za umilenie mi wieczornej lektury

    OdpowiedzUsuń
  9. O Boże kocham Was!!!
    Ten blog jest doskonały, charakter Draco oddany idealnie,a Hermiona taka jaka powinna być. Uwielbiam Blaise'a i jego poczucie humoru oraz Teodra i jego chłodne ocenianie każdej sytuacji. Z niecierpliwością czekam na kolejny doskonały rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Uwielbiam Twoje opowiadanie z jednego względu, że dodajesz takie długie rozdziały i jest to naprawdę piękne, dlatego też, że w momencie gdy kończy się rozdział nie czuje się, że czegoś brakuje.
    Pisałam wiele razy, że opowiadanie jest cudowne i z każdym następnym rozdziałem nadal tak samo myślę.
    Pijany zakochany mężczyzna zawsze jest świetny :D

    pozdrawiam

    dramione-zyciepelneniespodzianek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Hejo hejooo:D
    Tęskniłyście? Nie odpowiadajcie, wiem, że tak :P
    Chciałam napisać jakiś piękny, oryginalny komentarz odnośnie tego rozdziału ( w końcu tu chodzi o moją reputację, wątpliwą, ale jednak :P) No, a jak przyszło co do czego, to w głowie pustka (zadziwiająco często się tak dzieje, dziwne... Powinnam się martwić?)
    No, ale spróbuję... a zatem... No chwila moment, a gdzie fanfary? No dobra, obejdzie się bez, w dobie kryzysu trzeba sobie jakoś radzić :p
    Jak na Waszą nadworną psychofankę nr 1 przystało, wypatrywałam nowego rozdziału niemal z desperacją. To chyba nie zakrawa o wariactwo, co? Ale tak mi się ten czas dłużył, serio nie wiem jak to przeżyłam. Teraz jednak oświadczam, że przebyłam tę krainę Mordoru, samotnie bez blond grzywy przesłaniającej mi świat i melduję się zwarta i gotowa, by ocenić rozdział. A jest co oceniać, ojjj jest! Powiem szczerze - Wow! I to przez takie duże, drukowane "W".
    Pomysł z Frankiem był po prostu genialny. I całkowicie zdeklasował konkurencję, plasując się na 1 miejscu w tym rozdziale. Cała ta heca z nieco... hmm... opaloną wersją Franka z Zimbawe – No aż chce się bić brawo. Zatem uwaga: CLAP, CLAP, CLAP!
    A urocza kolacyjka była stosunkowo (tak, biorąc pod uwagę jej kontekst, to słowo jest całkowicie na miejscu) przyjemna. I przyznam szczerze, że faktycznie zrobiło mi się porno i duszno :D Już zamawiam deser :p
    A! Byłabym zapomniała o najważniejszym. Te wszystkie kolacje, mknące do stacji pendolino nie przysłonią mi świata. Bystra ze mnie bestia i rzuciłam jednym okiem (drugie zostawiłam sobie w pogotowiu) na znajomość starozytnej Greki przez pannę G. To przez medalion, prawda? :D Ojj nie chwalcie mojego intelektu bo się jeszcze zarumienię :D
    A teraz przyszło mi popaść w żałobę. Tak, jestem zrozpaczona. Jak to +/- 2 rozdziały??? Jestem za młoda, żeby to opowiadanie się tak skończyło! Chcecie żebym sobie rwała włosy z głosy? Wiecie jakbym wtedy wyglądała? :/ A tak serio to padłam, leżę i zaprzysięgłam się, że nie wstane. Nie chcę końca! Uczcijmy chociaż pamięć tego opowiadania minutą ciszy...
    Mimo zbliżającego się epilogu, obiecuję, że zostanę z Wami do końca. Nie no dobra, nie będę kopać leżącego...
    Pozdrawiam, głodna i zrozpaczona, Iva Nerda
    kiedyjestesprzymniedramione.blogspot.com


    OdpowiedzUsuń
  12. Już w trakcie czytania, odnosiłam wrażenie, że ta historia dobiega końca... Szkoda, że potwierdziłyście moje obawy. Jednak nie można mieć wszystkiego.
    Rozdział był naprawdę lekki. Niemalże przez cały czas uśmiech nie schodził z mojej mordki. Sama nie wiem co więcej mogłabym o nim napisać. Po prostu cudo! Smutno mi się robi, gdy pomyślę, że niedługo epilog, a potem... nic. Jednak taką jest kolej rzeczy i trzeba się z tym pogodzić.
    Pozdrawiam
    Lilith 💜

    OdpowiedzUsuń
  13. O ja Cię! Boże! Nie mogę uwierzyć w to,że niebawem koniec. To jest najlepsze opowiadanie jakie miałam przyjemność czytać. Jest niesamowite. Kurczę. Nie wyobrażam sobie tego. Ale będę wiernie czytała każde opowiadanie,które napiszecie. Juz nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału! Pozdrawiam Zuzix!^^

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie chce mi się wierzyć, że to koniec historii. Tak naprawdę mam wrażenie, że to dopiero początek dramione. Ten epilog będzie o tym jak wychowują swoich wnuków, prawda? Nie zabijajcie nikogo (bliskiego mojemu sercu) proszę :D Genialnie rozwinęliście historię Franka, nie spodziewałam się, że Draco będzie taki wścibski. Bardzo zaintrygowała mnie teoria o czystości krwi, same ją wymyśliłyście? Jeżeli tak to jesteś bardziej genialne niż myślałam!
    blackranb0w_

    OdpowiedzUsuń
  15. No! W końcu skończyłam nadrabiać :) To opowiadanie jest fantastyczne. Wspaniała fabula, wspaniałe wykreowane postaci, wspaniały sposób pisanie, wspaniałe. ..Wszystko!:) Nie moge sobie wybaczyć, ze zabralam sie za tego bloga tak późno.
    Co do rozdziału; nie mogłam przestać sie śmiać gdy Draco byl tak zbulwersowany owym Frankiewicz. Oczywiście nasze Dramione nie do przebicia. Ta chemia jaka nimi jest. Nie do opisania. Juz sie boje, co dla nas szykujecie xD
    Pozdrawiam
    -M

    OdpowiedzUsuń
  16. Hermiona mówiła, że nie zna starożytnej greki... Myślę, że to niestety nie była Hermiona :/
    Chciałabym tylko posiedzieć, że twojego bloga czytać zaczęłam 2 dni temu, i jak widzisz, tak się wyciągnęłam, że już skończyłam 💜
    Powiem ci szczerze, że czytałam Dramione Venetii, Sheireen itp....
    I twoje jest najlepsze! (czuj się wyróżniona :P)
    Masz wielki talent, nie zmarnuj go!
    P.S. Mam jedno zastrzeżenie do przedostatniego rozdziału; Draco i Hermiona dopiero co są razem, a już się kłócą o byle co i zaczynają podskakiwać sobie do gardeł, podczas, gdy powinni wprowadzić pociąg na stację.... :D
    Pozdrawiam, i zapraszam na mojego, aczkolwiek w ogóle nic niewartego (porównując z Twoim dziełem) bloga :*

    OdpowiedzUsuń
  17. Jejku rozdział jak zwykle świetny. Kocham Waszego bloga, ciężko mi się bedzie z nim rozstać. Błagam niech zakończenie będzie szczęśliwe, tak bardzo pokochałam bohaterów tego bloga, że chyba się popłacze jeśli kogoś zabijecie.
    Eureka
    Zapraszam na mojego bloga; eureka-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  18. Mam nadzieję, że ujrzę jeszcze skutki zakładu między Harry'm i Blaise'm skoro w następnych rozdziałach ma być poważnie i w ogóle koniec.

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie mogę! Rozdział w ogóle świetny, ale notka pod nim... Koniec?! Tak dobrze było nam razem?! Czy to moja wina?! Błagam o szczęśliwe zakończenie, bo tych bohaterów lubię najbardziej, porównując do innych opowiadań. Boję się tego chłodnego pierścienia, waszych złych przepowiedni i Toma. Boję się jedenastolatka...
    Czekam na pociąg w stacji i kolejne, może nieco lepsze, "Wyjdziesz za mnie?".
    Crookshanks
    http//dramioneczujactwojdotyk.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  20. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  21. Co?! Już zbliża się koniec?! Proszę, jeszcze kilka rozdziałów... Ciekawa jestem co się wydarzy... ;D Kiedy będzie kolejny rozdzialik? Życzę weny:)

    Gramali

    OdpowiedzUsuń
  22. Ekscytujący rozdział! Smutno mi, że zbliżamy się do końca - na pewno będzie to moje ulubione Dramione! :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Wreszcie jestem i komentuję. Rozdział jak zwykle ekstra i chciałoby się powiedzieć, że mam ochotę na więcej! (dobrze, że mam jeszcze jeden rozdział do nadrobienia) Relacja między Draco i Hermioną podoba mi się coraz bardziej, ale chyba pisałam to już kilka razy. Cieszę się, że wygrali mecz ;)
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis

    OdpowiedzUsuń