„Złapałem go! Udało mi się go
złapać! Czy Salazar dostanie nagrodę?”
Draco zamrugał, wybudzając się z
przyjemnego snu i leniwie obrócił się na bok, z czego natychmiast
skorzystał doberman. Pies podbiegł do krawędzi łóżka i zaczął
lizać pana po twarzy.
„Wstawaj! To nie czas na spanie.
To czas na danie Salazarowi nagrody!”
— Co takiego zrobiłeś? —
wymamrotał sennie arystokrata, głębiej zanurzając się
w przyjemnie ciepłej pościeli.
„Złapałem swój ogon. Znowu! Daj
nagrodę! Natychmiast” — zażądał pies rozentuzjazmowanym
głosem. Gdy długo nie otrzymywał odpowiedzi, szczeknął i podjął
próbę wskoczenia na łóżko.
— Odejdź — burknął Ślizgon, na
ślepo odganiając psa.
„Daj nagrodę.”
— Nie.
„DAJ!”
Chłopak, z niemałym wysiłkiem,
otworzył oczy, by spiorunować dobermana morderczym spojrzeniem.
Salazar natychmiast pojął aluzję i odsunął się od niego,
merdając wesoło ogonem. Zadowolonym krokiem odszedł w głąb
pokoju, znikając Draconowi z pola widzenia. Szczęśliwy wywalczonym
spokojem blondyn uśmiechnął się i poprawiwszy małą poduszkę,
na powrót zamknął oczy, jednak zaraz poderwał się do siadu,
słysząc tuż nad uchem wysoki pisk.
„Skoro nie będzie nagrody,
pobawmy się piszczącym kurczakiem.”
Ślizgon przeklął siarczyście i
sięgnął po gumową zabawkę, by odebrać ją Salazarowi. Ten,
myśląc, że zabawa właśnie się rozpoczęła, zawarczał i zaczął
szarpać kurczakiem na boki.
— Puść to — syknął chłopak,
próbując wyszarpać zabawkę spomiędzy silnie zaciśniętych
szczęk.
„Zabawa tak nie działa. Ja
ciągnę. Ty też ciągniesz. Ja wygrywam i dostaję nagrodę.
Nagroda!” — wykrzyknął zachrypnięty głos, dołączając
do warczenia i głośnych pisków, jakie wydobywały się z kurczaka.
— Albo w tej chwili mi to oddasz,
albo jutro zaprowadzę cię do kastracji.
„Nie zrobisz mi tego! Co będzie
ze mną i z moimi dziećmi!”
— Ty nie masz dzieci — przypomniał
mu Draco.
„Ale mogę mieć!” —
zapewnił gorączkowo Salazar.
Oboje odwrócili się, słysząc odgłos
otwieranych drzwi.
W przejściu stała, ledwo widząca na
oczy, Gryfonka, która tylko siłą woli utrzymywała się na nogach.
Wspierając się na klamce, omiotła zaspanym wzrokiem sypialnię
współlokatora. Zmrużyła oczy i podeszła do nich, by wyszarpnąć
piszczącą zabawkę.
— Nie sądziłam, że po wejściu
tutaj dowiem się, że o czwartej rano obudził mnie gumowy kurczak.
Możesz mi powiedzieć, co ci odbiło? — spytała szorstkim głosem,
zwracając oskarżycielski wzrok na Malfoya.
Draco zacisnął szczękę, słysząc
te bezpodstawne oskarżenie. Usiadł, po raz kolejny pytając się,
po co był mu pies.
„No tak. Po to, by dręczyć
Granger. Granger, która przyzwyczaiła się do niego i zaczęła
traktować go jak własnego psa.”
— To jego wina. Ja próbowałem tylko
mu go zabrać.
— I jeszcze zganiasz wszystko na psa!
„To musi być jego wina. Kundle
takie są. Tylko im zabawa w tych pustych łbach” — oznajmił
wyniosłym tonem, wchodzący do pokoju, Krzywołap.
Rozejrzał się dumnie po sypialni
i wskoczył na szafkę nocną.
„Przynajmniej ja nie wypluwam
własnej sierści, charcząc przy tym i sapiąc jak stuletnia
lokomotywa” — odpowiedział Salazar, cicho powarkując.
„A ja nie męczę właścicielki
za każdym razem, gdy mam pełny pęcherz.”
„Nie, ty tylko robisz w kupce
śmiesznych kamyków. Nie wspominając o tym, co wyprawiasz, gdy coś
przyklei ci się do kupra. Śmierdzi wtedy na cały zamek.”
Kot zamarł, przerywając czyszczenie
łapki i ostrzegawczo machnął ogonem.
„Masz szczęście, że jestem
dobrze wychowany, bo zszedłbym do ciebie.”
„A ty masz szczęście, że chce
mi się siku, bo inaczej wskoczyłbym na tę szafkę.”
Draco jęknął i padł na plecy.
Chwycił kołdrę i okrył nią całe ciało, zupełnie jakby miałoby
go to ochronić przed usłyszeniem dalszej części rozmowy zwierząt.
Hermiona, czując, jak jej ciało
powoli odmawia posłuszeństwa, powłóczyła nogami i położyła
się obok Ślizgona. Zamknęła oczy, jednak na sen nie pozwoliło
jej ujadanie dobermana.
— Malfoy, idź z nim na spacer.
„Spacer! Tak! Salazar przyniesie
smycz!”
Arystokrata powoli odkrył twarz i
zmierzył współlokatorkę morderczym spojrzeniem. Nie mając innego
wyjścia, odrzucił kołdrę i wstał, mamrocząc gniewnie pod nosem.
Ignorując plączącego się mu pod nogami psa, podszedł do szafy i
do służących mu za piżamę spodni dresowych dobrał czarną,
ocieplaną bluzę. Ostatni raz zerknął tęsknie na ciepłe łóżko
i razem z zadowolonym czworonogiem opuścił dormitorium.
Po powrocie Draco od razu ruszył do
łazienki, by wziąć gorący prysznic. Stał nieruchomo, pozwalając,
by ciepłe strumienie wody ogrzały jego zmarznięte ciało,
jednocześnie zastanawiając się, co napisać w liście do matki.
Pół godziny później siedział w
salonie nad czystym pergaminem, nadal nie wiedząc, jakich słów
użyć. W końcu chwycił pióro i naskrobał kilka zdań.
Matko,
zapewne
czytałaś już o ucieczce z Azkabanu. Wiedz jednak, że już
zadbałem o bezpieczeństwo Twoje i naszej rodziny. Chroni
was zaklęcie Fideliusa. Oprócz mnie wie tylko Granger, która
zgodziła się mi pomóc, choć spodziewam się, że w ciągu kilku
godzin po przeczytaniu tego listu, dołączy do was Eleonora Zabini.
Wiem, że to twoja przyjaciółka, ale uważaj na nią. Odwiedzę
was, gdy tylko będę mógł, jednak nie spodziewaj się mnie
w najbliższym czasie. McGonagall teraz na pewno nie wyrazi na
to zgody.
D.
Ze zwiniętym pergaminem w ręku,
poszedł do sowiarni i wysłał list, pouczając sowę, by
dostarczyła go tam, gdzie zawsze. Stał przy oknie sowiarni tak
długo, aż puchacz zniknął w porannej mgle. Widząc, jak
niebo powoli jaśnieje, ziewnął potężnie i powolnym krokiem
z powrotem ruszył do dormitorium. Nie zdziwił go widok
współlokatorki, która siedziała w salonie w otoczeniu ksiąg
i pergaminów. Mimo iż był dopiero luty, Gryfonka poświęcała
każdą wolną chwilę na naukę, co oznaczało dla niej wstawanie o
nieludzkich godzinach i siedzenie do późna, powtarzając materiał
przerobiony od pierwszego roku. Bawiła go ta jej zapalczywość
i spojrzenia, jakie mu rzucała. Podczas gdy ona siedziała
zakopana w podręcznikach, on spędzał upojne chwile, a to na
treningu, a to przeglądając gazety, czy wychodząc na imprezy. I
jeszcze te jej przemówienia! Wielokrotnie mówiła mu, że jest
leniwy, zapominalski i wkrótce będzie żałował, że nie zaczął
przygotowywać się wcześniej do owutemów.
Słysząc kroki, Hermiona uniosła
głowę i bez żadnego ponaglenia czy wymownych spojrzeń ze strony
Ślizgona, zebrała część swoich ksiąg, by zrobić dla niego
miejsce, po czym, rumieniąc się bez powodu, wróciła do
sporządzania notatek.
— Dzięki za wczoraj, Granger —
powiedział Draco, zajmując fotel.
— Nie ma za co. Zrobiłbyś dla mnie
to samo. Właściwie... — zaczęła, po raz kolejny przerywając
pracę — ... skąd wiedziałeś, że potrafię rzucać to zaklęcie?
Wzruszył ramionami.
— Ty zawsze wszystko wiesz i umiesz.
Hermiona, słysząc ten komplement,
wyprostowała się i uśmiechnęła, a jej twarz pokraśniała z
dumy.
— Taak... chyba muszę w końcu
przyznać, że wiesz o kilku rzeczach, o których ja nie mam
pojęcia... na przykład o pozycji na barana — mruknął
filozoficznym tonem chłopak, rozsiadając się w fotelu.
Uśmiechnął się ironicznie i
przechylił głowę, bacznie przyglądając się dziewczynie, która,
wyraźnie skrępowana, odłożyła pióro i spojrzała na niego z
powagą.
— Jeśli chodzi o wczoraj... Byłam
wyczerpana, po prostu nie jestem wystarczająco silna, by rzucić
takie zaklęcie, bez jakichkolwiek skutków, Malfoy. A to, co
mówiłam, to nieprawda — wyrecytowała Gryfonka, jakby wyuczyła
się tej przemowy na pamięć.
Draco uniósł brew, jeszcze szerzej
się uśmiechając.
— To znaczy, jesteś trochę
przystojny, nawet bardzo, ale do kochania nam jeszcze daleko.
Długo nie odpowiadał, pozwalając, by
cisza w salonie przeciągała się. W duchu trząsł się ze
śmiechu, jednak nie chciał sobie psuć zabawy.
— A więc jestem przystojny.
— Zasadniczo — przyznała
dziewczyna, niepewnie kiwając głową.
— Ale do kochania jeszcze daleko...
— To pewne.
— Szkoda — westchnął chłopak,
splatając ręce za głową.
Hermiona zamrugała, myśląc, że się
przesłyszała. Poprawiła się na kanapie, całkowicie zapominając
o swoim porannym rytuale, jakim było przeglądanie starych
podręczników. Bo czy to możliwe, aby Draco Malfoy właśnie
przyznał, że żałuje tego, iż współlokatorka poza przyjaźnią
nic do niego nie czuje?
— Tak, szkoda, Granger. Bo po
głębszym namyśle i nocy bogatej w interesujące sny, dochodzę do
wniosku, że chyba wiem, jak ma wyglądać porządna pozycja na
barana. To jak, próbujemy? — spytał ochoczo Ślizgon, zacierając
ręce, patrząc przy tym na Hermionę z zapałem.
— Malfoy! — jęknęła na wpół
rozbawiona, na wpół zawstydzona Gryfonka. Zakryła usta, by
zamaskować niedorzeczny uśmiech, jaki pojawił się na jej twarzy.
— Widzę, że jesteś gotowy na wszystko.
Arystokrata nachylił się w jej
stronę, unosząc jasną brew i z szatańskim uśmieszkiem,
wyszeptał:
— Daj mi minutę i będę bardziej
niż gotowy.
Kasztanowłosa, nie mogąc już
wytrzymać, wybuchnęła śmiechem. Trzęsła się tak bardzo, że
niektóre księgi, leżące na brzegu kanapy, pospadały z hukiem na
podłogę. Czerwona na twarzy, otarła policzki z łez rozbawienia i
pokręciła głową.
— Nie mogę uwierzyć — powiedziała
w końcu, zbierając zrzucone woluminy.
— W co?
— W to, że takie teksty mnie bawią.
Uwierz mi, gdyby ktoś inny odważyłby się na to...
— Nic w tym dziwnego — podsumował
Ślizgon, machając niedbale dłonią. — W końcu mnie kochasz.
Hermiona z trudem uśmiechnęła się
i, pozbierawszy podręczniki, zamknęła się w swoim pokoju.
Niedbale odłożyła je i położyła się na łóżku, a jej myśli
momentalnie powędrowały ku siedzącemu w salonie arystokracie.
Gdy wczoraj ocknęła się we własnym
łóżku, a wyczerpanie organizmu na skutek rzucenia potężnego
zaklęcia zaczęło stopniowo mijać, dotarło do niej to, co mu
powiedziała, nie wspominając już o tym, że go pocałowała. Co
prawda w policzek, ale zawsze. Zażenowana swoim zachowaniem,
postanowiła nie myśleć o tym, ile prawdy było w jej słowach
i czy rzeczywiście zaczęła odczuwać w stosunku do Ślizgona
uczucia inne niż tylko przyjaźń. Bo to, że się zaprzyjaźnili,
było pewne, tak samo jak to, że za dwa miesiące odwiedzą ją
Harry i Ron, prosząc o notatki do owutemów. Z kolei darzenie
Dracona Malfoya bliższymi uczuciami przywodziło na myśl chęć
otwarcia hodowli sklątek tylnowybuchowych i oczekiwanie na pierwsze
sparzenie. Nie wiadomo tylko jak dotkliwe. Po tym, jak sam
arystokrata przypomniał jej miłosne wyznanie, tym bardziej
postanowiła nie zastanawiać się, ile w tym wszystkim może być
prawdy.
***
Nadszedł marzec, a z nim pierwsze
oznaki tego, co miało ich dopiero czekać. Idąc za przykładem
swojej zorganizowanej współlokatorki, Draco Malfoy spędzał
wieczór w towarzystwie wielu smukłych, wartościowych,
urokliwych... ksiąg. Co prawda osoby z jego otoczenia były święcie
przekonane, że na naukę do owutemów jeszcze przyjdzie czas, ale on
dostrzegał już pierwsze symptomy, świadczące o tym, że powinien
się za to zabrać miesiąc temu, o ile nie wcześniej. Po pierwsze:
nawał prac domowych, zadawanych przez nauczycieli wypełniał mu
cztery wieczory w tygodniu. Po drugie: treningi Quidditcha zajmowały
kolejne dwa. Po trzecie: obowiązki prefekta naczelnego pozbawiały
go kolejnych trzech wolnych wieczorów. Jeśli dobrze liczył, na
naukę i powtórki do egzaminów zostały mu minus dwa wieczory, nie
licząc porządkowania magazynu.
Właśnie przeglądał stary podręcznik
do historii magii, wyszukując najistotniejszych informacji, gdy
usłyszał żałosne pomiaukiwanie pod drzwiami swojej sypialni. Na
całe szczęście skutki wypicia „Diabelskiej Błyskawicy” już
minęły, jednak i tak doskonale wiedział, o co chodzi pupilowi
Gryfonki. Może i był kiedyś Śmierciożercą, może i miał opinię
zimnego, bezdusznego drania, ale nie mógł przejść obojętnie obok
zdychającego z głodu zwierzęcia. Bo co do tego, że na diecie
współlokatorki Krzywonóg mógł wyzionąć ducha, Ślizgon nie
miał wątpliwości. Między innymi to było powodem tego, że niemal
od początku roku dokarmiał rudego kocura przysmakami Salazara. I
zapewne to przyczyniło się do tego, że zwierzę darzyło go
dozgonnym oddaniem. Miał tylko nadzieję, że Gryfonka nigdy nie
odkryje przyczyny tego, że jej kot nijak nie reaguje na serwowaną
przez nią dietę.
Korzystając z okazji, że jego
współlokatorka wyszła do biblioteki, arystokrata wpuścił do
swojej sypialni jej rudego kota, który od razu zaczął się do
niego łasić. Dochodząc do wniosku, że każdy powód jest dobry,
aby tylko odejść na chwilę od nauki, przykucnął i zaczął
drapać za uszkiem pupila Gryfonki.
— Dobra, chyba trzeba dać ci coś do
jedzenia, nie uważasz? — spytał Ślizgon, podchodząc do szafki,
w której znajdowały się rzeczy dobermana.
Jakby dla potwierdzenia jego słów,
kocur mruknął zniecierpliwiony i podbiegł do miski Salazara, którą
Draco zdążył już napełnić karmą.
Gdy pupil zjadł zawartość miski,
arystokrata wyjął z szafki kolejne przekąski, które Krzywołap
zjadł równie szybko, jak poprzedni posiłek.
— Co by ci tu jeszcze dać... —
zastanawiał się arystokrata, przeszukując półki z psim
jedzeniem.
— Może jeszcze jedno opakowanie
niezdrowego, tuczącego żarcia? — podsunęła, stojąca od
dłuższego czasu w drzwiach, Gryfonka.
Arystokrata zaklął siarczyście pod
nosem, wstał i powoli odwrócił się do rozwścieczonej dziewczyny.
— O, Granger, dobrze, że jesteś.
Chyba zapomniałaś dziś nakarmić swojego kota, więc postanowiłem
dać mu trochę...
Hermiona weszła do pokoju, mierząc go
srogim spojrzeniem.
— Specjalnie mi to robisz, tak?
Tuczysz mi kota na złość?!
— Co? Nie, ja tak tylko dzisiaj...
— Milcz, jak do mnie mówisz, Malfoy!
Chłopak kątem oka dostrzegł, jak
kocur wybiega z pokoju.
„Świetnie. Dbasz o niego cały
rok, a gdy masz kłopoty, ucieka z podkulonym ogonem” —
pomyślał, gdy został sam na sam z Gryfonką.
— Granger, przesadzasz...
— Powiedziałam, milcz! Czy ty wiesz,
że nadwaga jest zagrożeniem dla jego życia? — spytała, dźgając
go palcem w pierś. — Dlaczego, twoim zdaniem, poszłam z nim do
specjalisty, by mu dobrał odpowiednią dietę? Milcz, powiedziałam!
— wrzasnęła, gdy Malfoy otworzył usta, by odpowiedzieć na jej
retoryczne pytanie. — Nigdy więcej nie waż się podawać jedzenia
mojemu kotu. Zrozumiałeś?
Blondyn nie odpowiadał, z założonymi
rękami wpatrując się w sufit.
— Pytałam, czy zrozumiałeś?!
— Odniosłem wrażenie, że chciałaś,
abym milczał — odpowiedział spokojnym, niemal znudzonym tonem.
— Jak ty mnie drażnisz! —
warknęła, widząc, jak kąciki jego ust unoszą się w perfidnym
uśmieszku. — Dziś zajmujesz się najbardziej zagraconą częścią
magazynu.
— Jak sobie pani życzy — odparł,
odprowadzając ją wzrokiem.
Pomimo początkowego planu, według
którego miał odejść w kąt i zaszyć się tam z książkami,
by choć trochę nadgonić zaległości, arystokrata napracował się
jak jeszcze nigdy dotąd. Hermiona często do niego zaglądała, by
oceniać jego postępy w pracy i nie miał okazji, by choć w części
zrealizować swój zamiar. Właśnie po raz kolejny przeklinał
Gryfonkę za jej wyczucie czasu, gdy znalazł coś interesującego w
jednej z szuflad wiekowej komody. Rozejrzał się, a gdy miał
pewność, że nikt go nie widzi, delikatnie rozwinął pożółkły
pergamin i zdmuchnął z niego kurz. Na widok słabo już
wyraźnych rysunków i pochyłego, eleganckiego pisma, na jego usta
wpłynął pełen zadowolenia uśmiech.
„A jednak opłacało się tu
dzisiaj przyjść” — pomyślał, na powrót zwijając
pergamin i chowając go pod koszulką.
Zdążył w ostatnim momencie.
Chwilę po opuszczeniu bluzki, usłyszał kroki, a z bocznej alejki
wyłoniła się jego współlokatorka.
— Kończymy na dziś.
— A kiedy skończymy z całym
magazynem? Nie mam zamiaru siedzieć tu do samych egzaminów, Granger
— ostrzegł ją, razem z nią kierując się do wyjścia.
— Ciężko powiedzieć. Zostało nam
około dziesięciu rzędów. Jutro zmienię przydziały i wyślę
więcej osób na segregowanie i renowację mebli. Myślę, że za
miesiąc skończymy ze sprzątaniem i zostaną nam prace
wykończeniowe.
— Cudownie — mruknął Draco,
przewracając oczami. Zerknął na dziewczynę i zapytał: — Nadal
się boczysz za Krzywonoga?
— Nie tak bardzo, jak powinnam.
— To znaczy...?
Hermiona lekko uśmiechnęła się, nim
odpowiedziała na pytanie.
— To znaczy, że gdybym dowiedziała
się o tym kilka miesięcy wcześniej, miałbyś spore kłopoty,
Malfoy.
— Zakrzyczałabyś mnie na śmierć?
— Między innymi. Koniec z cichym
dokarmianiem? — upewniła się, na co arystokrata niechętnie
skinął głową.
Była zdziwiona tym, jak szybko doszli
do porozumienia w tej sprawie. Cóż, kolejny krok naprzód w
ich relacji.
Ślizgon, poza treningami i nauką miał
jeszcze inne zajęcie, które pochłaniało go w równym
stopniu, co sporządzanie notatek. Późnymi wieczorami, przesiadywał
zamknięty w swoim pokoju, pracując nad starymi zwojami,
próbując przetłumaczyć je na ojczysty język, co wcale nie było
łatwą sztuką. Nie raz zdarzyło mu się użyć złego słowa, co
diametralnie zmieniało sens całego zdania i musiał zaczynać od
początku. Był jednak cierpliwy i wytrwały, znajdując motywację
do dalszej pracy w wyobrażeniach końcowego efektu swoich wysiłków.
Dzisiejszy wieczór nie był wyjątkiem.
Draco Malfoy siedział na swoim łóżku w otoczeniu starych
pergaminów i ksiąg, które służyły do tłumaczenia ich. Niektóre
ze zwojów nabył na aukcjach, inne zdobył u prywatnych
kolekcjonerów, a jeszcze inne znajdował w zakamarkach zamku. Było
to jego cichą pasją, czymś, czym nie dzielił się nawet z
przyjaciółmi, po cichu licząc na to, że odniesie sukces i jego
imię będzie znaczyć coś więcej niż łatka syna Śmierciożercy.
Ślizgon był w trakcie tłumaczenia
swojego nowego nabytku, gdy usłyszał pukanie do drzwi, w których
chwilę później pojawiła się jego współlokatorka.
— Idę wziąć kąpiel. Chcesz
wcześniej skorzystać z toalety? Malfoy? — spytała, gdy nawet nie
podniósł głowy znad książek.
— Możesz tu na chwilę podejść?
Nie mogę odszyfrować jednego znaku, co prawda w tłumaczeniu jest
podobny symbol, ale to chyba nie to samo. Jak sądzisz?
Gryfonka porównała oba symbole i
pokręciła przecząco głową.
— Nie, to nie ten sam. Na pierwszy
rzut oka rzeczywiście wydają się być podobne, ale różnią się
długością poziomej kreski — oznajmiła, siadając przy chłopaku.
— Widzisz? O tu — dodała, wskazując na różnicę.
Blondyn przejechał dłonią po
brodzie, przyglądając się obu symbolom.
— Tak myślałem — odparł
zrezygnowany. — A tobie nic nie przypomina? Może coś kiedyś
czytałaś — rzucił, licząc na szeroki wachlarz jej wiedzy.
— Nie, nie przypominam sobie. W
ogóle, co to za runy?
— To nie runy, Granger, tylko
starożytna Greka.
— Cieszę się, Malfoy, że wierzysz
w moją wiedzę, ale chyba nieco przesadziłeś — odparła,
uśmiechając się. — Nie znam Greckiego, nie mówiąc już o
starożytnej Grece.
Arystokrata westchnął, zrezygnowany,
po czym zaczął zamykać księgi.
— Naprawdę z niczym ci się nie
kojarzy?
— A o jaką dziedzinę magii
konkretnie chodzi? — spytała, chcąc nieco zawęzić krąg
poszukiwań.
— O alchemię.
Gryfonka uniosła wysoko brwi, jednak
powstrzymała się od komentarza, jakoby Ślizgon porywał się
z motyką na słońce. Wstała i zanim wyszła z pokoju, dodała:
— Gdybym się natknęła na coś, co
może ci pomóc, dam znać.
— Dzięki, Granger.
***
Kolejne dni wyglądały podobnie.
Wstawali, uczęszczali na zajęcia, później odrabiali prace domowe
i szli na patrole, bądź też porządkować magazyn. Wieczorami
wspólnie zasiadali do książek, wyszukując najistotniejszych
informacji i robiąc z nich notatki.
Dla Hermiony była to miła odmiana, bo
dotąd zawsze przygotowywała się do egzaminów sama, podczas gdy
Harry i Ron wypełniali swój wolny czas grą w szachy czarodziejów
i treningami Quidditcha. W towarzystwie Ślizgona nauka
szła o wiele szybciej i przyjemniej. Co prawda nie powstrzymywał
się od rzucania kąśliwych uwag czy podtekstów, jednak nie
wyobrażała sobie, że mogłaby wrócić do czasów, gdy zamknięta
w swojej sypialni, samotnie wertowała strony ksiąg do późnych
godzin nocnych.
— Pamiętasz, że dziś wieczorem
mamy spotkanie z prefektami? — spytała Gryfonka.
Po skończonych lekcjach siedzieli w
salonie, objadając się smakołykami, które przyniósł im Zgredek
(Hermiona oczywiście zapłaciła mu za to dwa sykle). Co prawda,
początkowo chciała wykorzystać wolne popołudnie na powtórki
materiału, jednak arystokrata stanowczo odmówił, twierdząc, że
nawet on, pomimo swej ogólnej wspaniałości i wszechstronności,
potrzebuje chwili odpoczynku.
— Naprawdę musimy? — spytał,
rozsiadając się wygodnie w fotelu.
— Tak, Malfoy, musimy. Nie pamiętasz,
co poleciła nam McGonagall?
— Tak, tak, wiem. Bezpieczeństwo
uczniów przede wszystkim.
Od czasu ucieczki Śmierciożerców z
Azkabanu, pojawiło się wiele doniesień na temat ich aktywności.
Niektóre z nich były tylko fałszywymi alarmami, jednak prawdą
było to, że zdarzały się przypadki porwań i tortur, a także
zabójstw. Najbardziej interesującymi dla Dracona były te dotyczące
Śmierciożerców, którzy uniknęli Azkabanu, wydając władzom
swoich pobratymców. Zastanawiał się tylko, czy ich zniknięcia
spowodowane były tym, że postanowili się ukryć, czy może od
dawna gryzą glebę, po tym, jak uciekinierzy wymierzyli im karę za
zdradę. Chcąc zwiększyć środki bezpieczeństwa, dyrektorka
Hogwartu podwoiła już ilość patroli nocnych wśród nauczycieli,
teraz chciała, by dodatkowe godziny wyznaczono także prefektom
szkoły, chcąc zapobiec nocnym eskapadom uczniów.
— Odniosę te książki do biblioteki
— oznajmiła kasztanowłosa, zbierając ze stołu niepotrzebne im
już księgi.
— Pomóc ci? — rzucił niewyraźnie
arystokrata, choć jego postawa nie świadczyła o tym, że ma zamiar
podnosić się z miejsca.
Przymknął oczy, sprawiając wrażenie,
jakby zaraz miał zasnąć.
— Naprawdę byś ze mną poszedł? —
zapytała Gryfonka, powątpiewając w jego dobre zamiary.
— Nie, ale w dobrym tonie było to,
bym ci zaproponował pomoc.
— W dobrym tonie byłoby mi naprawdę
pomóc taszczyć te podręczniki do biblioteki.
— Na to nie licz, jestem zmęczony —
odpowiedział, po czym, jakby dla potwierdzenia swoich słów,
przykrył twarz ramieniem.
Hermiona westchnęła ciężko,
zastanawiając się, co takiego go zmęczyło i wyszła
z dormitorium, niosąc stos ksiąg.
Ślizgon uśmiechnął się pod nosem,
czując, jak ogarnia go błogi sen.
— PUK, PUK! Jest tam kto?
— Zabini, nie teraz. Wyjdź i zamknij
za sobą drzwi.
— Musimy porozmawiać — odparł
dość poważnie czarnoskóry Ślizgon.
— Czy to nie może poczekać do
jutra?
— Mhhh... obawiam się, że nie.
Draco zaklął pod nosem i usiadł,
przecierając twarz, by odpędzić sen. Spojrzał gniewnie na
przyjaciela, jakby chciał powiedzieć: „Lepiej, by to było coś
ważnego”.
Zabini uśmiechnął się i usiadł na
kanapie, nerwowo wyłamując palce.
— Pamiętasz, jak mi powiedziałeś o
swoich „problemach” z Granger? Otóż mam kolegę, który
potrzebuje fachowej rady. — Dla obojga jasnym było, że tym
„kolegą” był Blaise, jednak ani sam zainteresowany, ani blondyn
tego nie sprostował. — Otóż ten mój dobry kolega od czasu do
czasu spotyka się z taką laską i, jakby to powiedzieć, lubi z nią
spędzać czas. Wydaje się mu, że i ta dziewczyna go lubi, ale nie
wiedzieć czemu, do niczego jeszcze nie doszło... może dlatego, że
ostatnio jest nieco zdołowana, ale pewny nie jestem. Ostatnio zginął
jej przyszły niedoszły chłopak i nie wiem, czy ona mnie ignoruje,
bo wciąż go kocha, czy po prostu nie jest jeszcze w nastroju —
Ślizgon zmarszczył brwi, gdy dotarło do niego, co powiedział.
Odchrząknął i sprostował swoją wypowiedź: — Znaczy się...
ona ignoruje jego... tego kolegę.
— Oczywiście.
— Więc widzisz, stary przyjacielu,
jak jest. Co ja mam mu poradzić? Dodatkowo jej brat to dupek...
— ... a ojciec to nieudacznik —
dokończył arystokrata. — Poza tym jest wredną, rudą wiewiórą...
— Hej! — krzyknął oburzony
Zabini. — Skąd wiedziałeś, że ja i Weasley... znaczy się mój
kolega...
— Czyś ty do końca zwariował? —
przerwał mu blondyn, z grymasem na twarzy. Rozsiadł się,
wyciągając długie nogi przed siebie i krzyżując je w kostkach. —
Serio, chcesz się z nią bawić?
Blaise westchnął i na chwilę spuścił
głowę, by przejechać dłonią po krótkich włosach. W końcu
spojrzał na przyjaciela z determinacją w oczach.
— Tak — odrzekł z zapałem, po
czym zlustrował salon wzrokiem, jakby szukał inspiracji do dalszej
rozmowy. — Słuchaj... ona mnie po prostu rozumie...
— Ja też cię rozumiem.
— Tak, ale jakbyś jeszcze nie
zauważył, ty nie masz piersi — prychnął Zabini.
Draco, słysząc jego słowa, poprawił
się w fotelu, wpatrując się w niego uważnie. Zmarszczył brwi,
próbując zrozumieć przyjaciela. Jeśli miał być szczery i
obiektywny, Weasleyówna była w pewnym stopniu atrakcyjna, jednak w
Hogwarcie było mnóstwo równie pięknych dziewczyn, w dodatku
takich, które należały do Slytherinu. Jeśli dobrze rozumował
i Blaise'owi rzeczywiście zależało na zabawie, zupełnie nie
wiedział, dlaczego chłopak aż tak bardzo ryzykował. Publiczne
zadawanie się z Gryfonką niosło za sobą sporo konsekwencji,
a arystokrata wiedział o tym z własnego doświadczenia. Poza
tym Weasley mogła okazać się dość problematyczna i mściwa, gdy
ten przelotny związek zakończy się z dnia na dzień.
— A więc o to ci chodzi? O...
hmmm... romans?
Czarnoskóry Ślizgon zamarł i
spojrzał na rozmówcę, zupełnie tak, jakby nagle wyrosła mu druga
głowa.
— Nie. Chciałem ci tylko w subtelny
sposób zakomunikować, że nie jesteś kobietą, tleniony baranie.
Nie będę ani się z tobą całował, ani tworzył pary, a już tym
bardziej, biorąc pod uwagę sposób, w jaki się to robi, nie
zamierzam zakładać z tobą rodziny.
— To byłoby dość problematyczne...
— Po prostu lubię z nią spędzać
czas. Rozśmiesza mnie i... No nie, nie mogę tego wytłumaczyć. To
coś jak ty i Granger, tyle tylko, że to nie jest na tyle...
rozwinięte i skomplikowane — dokończył nieskładnie Blaise.
— Między mną a Granger nic nie ma —
wtrącił szybko Draco, czym wywołał ironiczny uśmieszek na twarzy
drugiego Ślizgona. — Jest jak... kumpel... tylko w wersji
żeńskiej.
— Jasne — mruknął Zabini. — Nie
licząc tego, że patrzysz się na nią jak niuchacz w garść
monet. Dotykasz jej przy każdej możliwej okazji. Zobaczysz, prędzej
czy później...
— Możemy wrócić do ciebie i
Weasley? — warknął zirytowany blondyn.
— Tak. Podsumowując: chciałbym
spróbować z nią tak na serio.
Draco zamrugał, zupełnie nie
spodziewając się tego śmiałego wyznania.
— Nic nie rozumiem. Jak...
— Ja czuję przy niej taki... takie
coś jak...
— Przypływ?
Zabini klasnął w dłonie i skinął
głową. Jego oczy rozbłysły niczym oczy dziecka na widok słodyczy.
Dużej góry słodyczy.
— Tak! Dokładnie tak! Przypływ!
Wielka, ogromna fala... tsunami! — dokończył po krótkim namyśle.
— To zwykły popęd płciowy —
skwitował krótko arystokrata.
Blaise albo nie usłyszał, albo
zignorował ciche wtrącenie przyjaciela, ponieważ kontynuował
swoje przemówienie podekscytowanym tonem.
— Czuję się, jakbym mógł góry
przenosić...
— Bo możesz. Wystarczy jedno
zaklęcie, na miłość Salazara.
Czarnoskóry Ślizgon tym razem
spojrzał na niego z irytacją. Na swoją obronę, Draco uniósł
dłonie i z głośnym westchnięciem oznajmił:
— Dobra, rozumiem. Rób, jak uważasz.
Zabini zamarł i spojrzał na niego z
niedowierzaniem. Zaśmiał się krótko i pokręcił głową, jakby
nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.
— I tylko tyle? Nie będzie żadnych
tekstów w stylu „to zdrajczyni krwi, niewarta ciebie łowczyni
posagów, zrobisz z siebie idiotę, ludzie cię wyśmieją?”
— Nie — odpowiedział krótko
blondyn, wzruszając od niechcenia ramionami. — Jestem ostatnią
osobą, która mogłaby cię osądzać, zważywszy na to, że sam...
od czasu do czasu przeżywam chwilę słabości w stosunku do
Granger. Poza tym chyba doskonale sam wiesz, w co się pakujesz. No
dobra, chcesz wiedzieć, co masz zrobić? Znaczy się, co ma zrobić
twój kolega? Poczekaj, nie rób absolutnie nic...
— Ale ja jestem człowiekiem czynu! —
odpowiedział Zabini, dla potwierdzenia swych słów, podrywając się
z miejsca.
Rozmowę przyjaciół przerwał powrót
Gryfonki.
— O, Granger, dobrze, że jesteś —
oznajmił arystokrata, podchodząc do dziewczyny. Chwycił jej
ramiona i zaprowadził ją do fotela. Gdy ta usiadła, oznajmił: —
Dobrze, że jesteś, bo Zabini ma problem...
— Znaczy się, mój kolega ma... —
dodał Ślizgon, stając przy swoim przyjacielu, naprzeciwko
Hermiony.
— ... i potrzebuje twojej pomocy...
— ... w sensie ten mój znajomy —
wtrącił ponownie Zabini.
— Zdaje się, że Blaise zabujał się
w tej Weasley...
— Ten mój kolega...
— Ale nie wie, czy ona jest nim
zainteresowana...
— Tym moim kolegą.
Gryfonka przenosiła swój wzrok raz na
jednego, raz na drugiego chłopaka, starając się wychwycić sens
ich wypowiedzi. Gdy zobaczyła, jak nachyleni nad nią Ślizgoni
oczekują od niej jakiejś reakcji, wydukała:
— Nic z tego nie rozumiem.
— No bo widzisz, mam kolegę, można
by powiedzieć, że bardzo bliskiego, znam go bardzo dobrze...
— Zabini, siad! — warknął
arystokrata, poirytowany zachowaniem przyjaciela.
Gdy Ślizgon usiadł na kanapie, Draco
oparł się o stolik, ujął dłonie Gryfonki i zaczął jej
tłumaczyć całą sprawę raz jeszcze, bardzo powoli, by wszystko
zrozumiała.
— Posłuchaj, Granger. Zabiniemu
podoba się Weasley, nie wiem, jak do tego doszło, ale, tak między
nami, on zawsze był trochę... — w tym momencie zakręcił kilka
kółek palcem wskazującym wokół skroni. — W każdym razie
chodzi o to, że chcemy się dowiedzieć, czy ona odwzajemnia jego
uczucia.
Po tym, jak zakończył swoją
wypowiedź, dziewczyna jeszcze przez chwilę patrzyła na niego
oniemiała. Dopiero gdy jej współlokator odchrząknął i wypuścił
z rąk jej dłonie, zauważając wymowne spojrzenie przyjaciela,
ocknęła się i spojrzała na drugiego Ślizgona.
— Aaa.... ale jak to? TY i....
— Na razie tylko on, Granger. Twoje
zadanie polega na tym, by upewnić się, czy ona...
— Ale ja nie rozumiem. Jak? Co?
Kiedy?
Gryfonka zadawała pytania z szybkością
karabinu maszynowego. Wodziła wzrokiem pomiędzy dwoma Ślizgonami,
nie mogąc pojąć, co do niej mówią. Bo chyba właśnie nie
oświadczyli jej, że Zabini zakochał się w jej najlepszej
przyjaciółce, z którą, delikatnie mówiąc, wcześniej nie miał
wzorowych stosunków.
— Nie mam pojęcia, tym bardziej że
rude nie są w moim typie...
— A jakie są? — spytała nagle
Hermiona, zbyt późno zdając sobie sprawę z tego, że wypowiada te
słowa na głos.
Na całe szczęście arystokrata w
żaden sposób tego nie skomentował, jednak nim zdążył odwrócić
wzrok, dostrzegła rozbawienie w jego oczach, które momentalnie się
ulotniło, gdy dostrzegł szeroki uśmiech na twarzy Blaise'a.
— To jak, pomożesz nam... to znaczy
mi — poprawił się szybko Zabini.
Gryfonka przygryzła wargę, zupełnie
nie wiedząc, co robić w takiej sytuacji. Bądź co bądź, nie
codziennie zostaje się poproszoną o pełnienie funkcji swatki.
— No nie wiem... Nie chcę robić
nic, czego później Ginny będzie żałować...
— Nie, nie, nie — powiedział
szybko Blaise, kręcąc głową. Czuł, że jej pomoc jest coraz
mniej prawdopodobna. — Na początek chcę tylko wiedzieć, czy
domyślasz się może, czy ona... no wiesz.
— Nie wiem, nic o tobie nie
wspominała — wydukała nieśmiało dziewczyna, jakby w obawie,
że jej wyznanie zrani uczucia lubianego przez nią Ślizgona.
Arystokrata klasnął w dłonie i z
udawanym żalem, oznajmił:
— Widzisz, przyjacielu, nie
rozpowiada o tobie przyjaciółce, ani nie zachwyca się twoją
osobą. Przykro mi, ale dzieci z tego nie będzie.
Zabini ponownie poderwał się z
miejsca i stanął obok przyjaciela.
— A mogłabyś ją wypytać? Może to
przez tego Lee... byli razem?
Widząc, że dla przyjaciela to kwestia
życia i śmierci, Malfoy zwrócił się do dziewczyny:
— Mogłabyś ją delikatnie wypytać?
Teraz na przykład?
Gryfonka spojrzała na zegarek i
pokręciła głową.
— Spóźnię się na spotkanie z
innymi prefektami.
— Poradzę sobie bez ciebie —
zapewnił ją Ślizgon.
— Na pewno?
— Na pewno. W końcu mam rozstawić
ludzi po kątach i powiedzieć im, co mają robić — oznajmił
spokojnie Draco. Wyprostował się i powiedział z dumą: — Nikt
tego nie zrobi lepiej ode mnie.
***
Wracając do dormitorium po zebraniu,
był już odmiennego zdania. Nieobecność Gryfonki dała mu się we
znaki. Wchodząc do sali, wypełnionej przez innych prefektów, był
przekonany, że uda mu się to wszystko załatwić efektywnie i
sprawnie. Niestety rzeczywistość okazała się być inna. Większość
z nich głośno zaprotestowała, gdy przedstawił im harmonogram
dodatkowych patroli. Musiał na nowo wszystko opracować,
uwzględniając ich plan lekcji, dodatkowe zajęcia, treningi
Quidditcha, prace w magazynie i Merlin sam wie co jeszcze.
Właśnie schodził ze schodów, by w
końcu udać się na kolację, gdy usłyszał krzyk i zaniepokojone
głosy uczniów. Zaciekawiony, uniósł brew i przyśpieszył,
wchodząc do sali wejściowej. Podszedł do grupki młodych
czarodziejów, do których szybko dołączył tłum z Wielkiej
Sali. Wszyscy tłoczyli się przy wiszących gablotach, wskazując
jedno ze zdjęć. Mając złe przeczucie, arystokrata przepchnął
się przez zbieraninę, aż dotarł do pierwszych rzędów. Wtedy
stanął jak wryty, żałując, że w ogóle tu przyszedł.
Na zdjęciu Hermiony Granger widniał
czerwony, ociekający krzyżyk, przywodzący na myśl głębokie,
krwawiące rozcięcie. Znak przecinał całą jej uśmiechniętą
twarz. Tak samo, jak w przypadku Lee Jordana.
Ślizgon stał nieruchomo, głuchy na
szepczących uczniów i rozpędzających ich nauczycieli, nie
potrafiąc odwrócić wzroku od zniszczonej fotografii dziewczyny.
Strach uformował się w wielką gulę w gardle, niemal całkowicie
uniemożliwiając mu oddychanie, a przed oczami pojawiły mu się
wszystkie te listy i sytuacje, w których tak głupio wystawiał
ją na niebezpieczeństwo. Chciał biec, by odnaleźć Hermionę
i przekonać się, że nic jej nie jest, jednocześnie pragnąc
wybiec z zamku, by zapewnić jej bezpieczeństwo, usuwając każdego,
kto mógłby jej zagrozić. Stał jednak dalej, dopóki nie usłyszał
głosu Gryfonki. Natychmiast odwrócił się i, brutalnie
torując sobie do niej drogę, zdołał dojść do Hermiony, nim
wyszła zza zakrętu.
— Co tam się dzieje? — spytała,
słysząc ostry ton dyrektorki i zduszone okrzyki nowo przybyłych
uczniów, którzy właśnie dostrzegli oznaczone zdjęcie.
Nie czekając na odpowiedź, wznowiła
wędrówkę, jednak drogę zagrodził jej Draco. Spojrzała na niego
zaskoczona i spróbowała go wyminąć, jednak chłopak
przesunął się i złapał ją za ramiona.
— Co...?
— Nie idź tam — rozkazał
szorstkim, nieznoszącym sprzeciwu głosem, patrząc na nią
z powagą.
— Jestem prefektem naczelnym, Malfoy.
Jeśli coś się stało, moim obowiązkiem...
— Powiedziałem: masz tam nie iść.
Wracaj do dormitorium i czekaj tam na mnie — warknął Draco,
nachylając się nad nią, by zrozumiała, że wcale nie żartował.
Coś w jego spojrzeniu i tonie, jakiego
używał, przyprawiało Hermionę o dreszcze i sprawiało, że
chciała bez żadnego słowa sprzeciwu spełnić jego rozkaz. W końcu
jednak wygrało poczucie obowiązku i upór. Po raz kolejny wyrwała
się z jego uścisku, jednak tym razem arystokrata nie próbował jej
powstrzymać, zapewne dochodząc do wniosku, że na nic się to zda.
W końcu i tak by się dowiedziała, choć Draco wolałby, by stało
się to w innych warunkach. Na przykład wtedy, gdy dziewczyna będzie
znajdować się w podziemnej kryjówce, otoczona najlepszymi aurorami
i magomedykami. Jedyne, co mógł zrobić, to podążyć za nią.
Hermiona, pomimo lęku narastającego z
każdym krokiem, szła z wysoko uniesioną głową, udając pewną
siebie i niewzruszoną. Im bliżej była szklanych gablot, tym
bardziej drżał jej oddech, jej nogi, całe jej ciało. Uparcie
wmawiała sobie, że to może być cokolwiek: kolejny martwy skrzat,
kolejne bagno ze sklepu Weasleyów, może któryś z uczniów
zemdlał... Jednak instynktownie wiedziała, co zobaczy.
Bardziej wyczuwała, niż słyszała,
podążającego za nią współlokatora, który uparcie trzymał się
blisko niej. Tłum uczniów rozstępował się przed nią, zupełnie,
jakby była nosicielką wyjątkowo paskudnej, zakaźnej choroby. W
końcu mogła zobaczyć, co takiego wstrząsnęło uczniami Hogwartu
— zapowiedź jej śmierci.
— O mój... — szepnęła,
zakrywając drżącą dłonią usta.
Pokręciła głową, nie mogąc zmusić
się do odwrócenia wzroku. Cofnęła się, wpadając na solidną
klatkę piersiową.
Draco, widząc wymowne spojrzenie
dyrektorki, objął dziewczynę i delikatnie zaczął odciągać ją
od oznaczonej fotografii, nie zwracając uwagi na spojrzenia uczniów.
Było to ostatnie, czym się w tej chwili przejmował. W końcu
dotarli na czwarte piętro, gdzie nie słyszeli ani szeptów, ani
nauczycieli, rozganiających zebrany tłum. Posadził Gryfonkę na
kanapie i przyniósł z sypialni koc. Usiadł przy Hermionie,
okrywając ją i otaczając w obronnym uścisku. Czując, jak
dziewczyna drży i jak chłodne jest jej ciało, zaczął delikatnie
pocierać jej ramiona.
Nie płakała, ani jedna łza nie
spłynęła po jej twarzy. Jedynie wtulała się w ciało
arystokraty, starając się choć trochę o nie ogrzać. Wbiła palce
w ramiona i skryła twarz w jego szyi niczym małe, bezbronne
dziecko. Ilekroć zamykała oczy, na powrót widziała krzyż,
mieniący się krwistą czerwienią. Choć wmawiała sobie, że nie
było to w żaden sposób powiązane ze śmiercią Lee, była
przerażona. Podświadomość cicho szeptała jej, że los
przygotowuje dla niej ciężką próbę.
— Moje umiejętności magiczne po raz
pierwszy dały o sobie znać w wieku czterech lat — powiedział
w końcu Ślizgon, wypełniając przytłaczającą ciszę w
salonie. Odgarnął zbłąkany lok z czoła współlokatorki
i kontynuował spokojnym, beztroskim głosem. — Bardzo
chciałem mieć rybki, ale ani matka, ani ojciec nie wyrażali na to
zgody. Byłem przyzwyczajony, że spełniały się moje wszystkie,
nawet najbardziej niedorzeczne zachcianki, więc byłem wściekły,
kiedy mi odmówili. Wbiegłem do swojego pokoju, zatrzasnąłem
drzwi, a kiedy się odwróciłem, zobaczyłem akwarium wypełnione
rybkami. Były piękne: złote, białe, pomarańczowe... i miały
takie fajne płetwy. Długie i delikatne. Taak, były wspaniałe, ale
miały jeden bardzo poważny defekt. Wszystkie pływały brzuchem do
góry — westchnął Draco i uśmiechnął się do dziewczyny, która
delikatnie uniosła głowę. — No, ale w końcu osiągnąłem swój
cel. Rodzice, koniec końców, kupili mi zwierzaka. Pawia.
Arystokrata skrzywił się, wspominając
zwierzę, które za każdym razem, gdy chciał się z nim
pobawić, wydawało nieznośne dźwięki i czmychało na drugi koniec
ogromnej posesji. Niemal nieświadomie przeniósł dłoń na długie
włosy Hermiony i zaczął owijać loki na palec i uwalniać je,
patrząc, jak kasztanowe sprężynki wracają do pierwotnego
kształtu.
— Tego, na którym później
testowałeś eliksiry? — spytała cicho, na co blondyn zamrugał
zaskoczony. — Sam mi o tym mówiłeś. W Amazonii, jak spadłeś z
drzewa.
— Nic dziwnego, że tego nie pamiętam
— mruknął.
— Czekaj, czekaj... kupili ci pawia?
— No przecież mówię... O co ci
chodzi? — spytał, zaintrygowany jej pytaniem.
— O nic, po prostu wydaję mi się,
że to nie jest odpowiedni prezent dla czteroletniego dziecka —
odpowiedziała sennie. — W ogóle dla żadnego dziecka...
— Bernard był całkiem w porządku...
Hermiona cicho parsknęła.
— Bernard? Nazwałeś go Bernard?
Draco wzruszył ramionami, sprawiając
wrażenie nieco zawstydzonego.
— Nie czepiaj się, byłem młody i
głupi. Lepiej spytaj Blaise'a jak nazwał swojego kota — mruknął
obronnie.
Kasztanowłosa z powrotem ułożyła
głowę na jego ramieniu i zamknęła oczy, wsłuchując się w
spokojny ton bicia jego serca. Jednostajny rytm był hipnotyzujący i
usypiający. Siedziała tak, słuchając jego głosu, powoli
odpływając w sen.
Ślizgon przerwał w środku historii i
zerknął w dół. Niemal westchnął z ulgą, gdy zobaczył spokojną
twarz, pogrążonej we śnie, współlokatorki. Nie chcąc jej z
niego wybudzać, powoli wysunął się spod dziewczyny i ułożył ją
na kanapie. Poprawił koc okrywający jej drobną sylwetkę i ruszył
do sypialni po różdżkę. Nie było mowy, żeby spuścił ją z
oczu, tym bardziej po oznaczeniu jej zdjęcia. Może zachowywał się
śmiesznie, paranoicznie wręcz, jednak nie zamierzał trwać w
ślepej wierze, iż Hogwart to niezdobyta twierdza. W końcu sam
kiedyś obalił ten mit.
Wszedł do pokoju i podszedł do szafki
nocnej, by wyjąć z niej różdżkę, jednak zamarł, gdy jego wzrok
spoczął na zmiętej kopercie, którą otrzymał dzisiejszego
poranka. Czując wypełniającą go wściekłość, wyjął z niej
zdjęcie, by raz jeszcze mu się przyjrzeć. Fotograf uchwycił
chwilę, gdy podawał dziewczynie bukiet kwiatów. Podczas gdy jego
podobizna obróciła się na pięcie i wyszła z kadru, Gryfonka
zbliżyła bukiet do twarzy i rozczulonym wzrokiem odprowadziła
towarzysza. Tylko jej wyraz twarzy powstrzymał go od zniszczenia
wszystkiego wokół, gdy po raz pierwszy oglądał zdjęcie... i
napis, widniejący na odwrocie.
Ładna ta twoja nowa
przyjaciółka
Przystawił koniec różdżki do
zdjęcia, z satysfakcją oglądając, jak znane mu pismo zniekształca
się, a cała fotografia zmienia w kupkę popiołu. Wrócił do
salonu, postanawiając zająć się resztą listów jutro. Przesunął
fotel naprzeciwko kanapy, by móc bez przeszkód obserwować śpiącą
współlokatorkę. Czekała go długa noc.
Około północy, przejście do
dormitorium otworzyło się, a do środka weszły trzy osoby, ukryte
pod peleryną niewidką. Pierwsza z ukrycia wyszła rudowłosa
dziewczyna, chwilę później pojawili się jej towarzysze.
Ginny uśmiechnęła się delikatnie,
na widok, jaki zastała. Nie sądziła, że Ślizgon stał się tak
oddany jej przyjaciółce i była pewna, że to dzięki niemu
Hermiona spokojnie zasnęła. Wdzięczna za jego troskę, machnęła
różdżką, wyczarowując dla niego koc, by choć trochę zmniejszyć
niewygodę spania w fotelu. Odwróciła się do chłopców i
szepnęła:
— Wrócimy tu jutro. Ma się nią kto
zająć.
— Zająć? On ŚPI — syknął Ron,
posyłając w stronę arystokraty jadowite spojrzenie. Z jego
sylwetki biła nieufność i wrogość.
Cała trójka wzdrygnęła się,
słysząc zaspany i jednocześnie szorstki głos Ślizgona.
— Jestem na tyle rozbudzony, by wstać
i skopać ci dupę, Weasley.
— Ginny ma rację. Chodź —
powiedział Harry.
Jako ostatni opuścił dormitorium
prefektów, skinąwszy głową Ślizgonowi. Wyszedł na korytarz
i natychmiast został zaatakowany pytaniami przez przyjaciela.
— Świetnie, tak po prostu ich tam
zostawiamy? Umywamy ręce?
— Przestań marudzić — przerwała
mu siostra. — Nie ma sensu tam siedzieć, skoro Malfoy jej pilnuje.
Możemy za to zrobić coś pożytecznego — zasugerowała z błyskiem
w oczach i pokręciła głową, widząc pytające spojrzenia
Gryfonów. — Jestem pewna, że nauczyciele nadal są w gabinecie
McGonagall i debatują nad całą sprawą. A my mamy pelerynę —
powiedziała z naciskiem na ostatnie zdanie.
Nie musiała dwa razy powtarzać. Harry
ponownie okrył ich peleryną i razem ruszyli w stronę gabinetu
dyrektorki.
***
W pierwszej chwili po przebudzeniu
Hermiona nie wiedziała, dlaczego czuje się nieswojo. Gdy
przecierała oczy, by odpędzić resztki snu, przypomniała sobie
wydarzenia wczorajszego wieczoru. Na nowo ogarnął ją strach,
sprawiając, że zatęskniła za błogim snem, w czasie którego
niczym się nie przejmowała.
— Malfoy? — spytała, gdy
zauważyła, śpiącego w fotelu, arystokratę.
Głowa Ślizgona bezwładnie opadła na
jego ramię, gdy własny organizm odmówił mu posłuszeństwa,
jednak w dalszym ciągu trzymał w ręku różdżkę. Gryfonka z
czułością spojrzała na swojego współlokatora, który
najwyraźniej spędził całą noc w niewygodnym fotelu, chcąc nad
nią czuwać. Zobaczyła leżący na podłodze koc, który musiał mu
się zsunąć w trakcie snu i podniosła się, chcąc ponownie
nim go okryć.
Słysząc ciche skrzypnięcie kanapy,
blondyn otworzył zaspane oczy, rozglądając się po salonie.
Poprawił się w fotelu, krzywiąc się z bólu po niewygodach nocy i
omiótł wzrokiem sylwetkę dziewczyny.
— Spałeś tutaj całą noc? —
spytała, lekko się uśmiechając.
— Nie, co ty — prychnął. —
Dopiero co przyszedłem. Spałem u siebie.
Hermiona uniosła brew.
— W ubraniu? Kiepsko kłamiesz, kiedy
jesteś na wpół przytomny.
Draco zostawił to bez komentarza.
— Która godzina? — spytał,
przecierając twarz dłońmi, po czym oparł łokcie na kolanach i
ponownie zamknął oczy.
— Za dziesięć szósta.
Westchnął ciężko i powoli podniósł
się z fotela, a gdy się wyprostował, salon wypełnił nieprzyjemny
trzask,. Widząc, jak chłopak rozgląda się w poszukiwaniu swojej
szkolnej torby, Gryfonka zapytała:
— Naprawdę chcesz iść taki
sponiewierany na zajęcia?
— A mam inne wyjście? —
odpowiedział sennie, kierując się w stronę łazienki.
Gdy mijał kasztanowłosą, ta złapała
go za rękę i cicho powiedziała:
— Dziękuję.
***
Hermiona wiedziała, że jest śledzona.
Czuła na plecach zimny punkt, jakby ktoś przyłożył jej między
łopatkami kostkę lodu. I wiedziała, co to oznacza. Zawsze, gdy
była w niebezpieczeństwie, ogarniało ją silne uczucie
chłodu. Odwróciła się, jednak nikogo nie zauważyła. Nie
uspokoiło to jej skołatanych nerwów, wręcz przeciwnie, odczuwała
jeszcze większe zagrożenie. Gdyby wiedziała, z czym przyszło jej
się zmierzyć, mogłaby się na to przygotować. Jednak na razie
musiała czekać na to, co nieuchronne.
Obronnym gestem poprawiła torbę i
wznowiła wędrówkę. Nagle skręciła, chcąc zgubić swojego
prześladowcę, jednak w dalszym ciągu towarzyszył jej strach.
Słysząc ciche, acz stanowcze kroki mężczyzny, przyspieszyła
tempo marszu i zerknęła szybko przez ramię. Oprócz kilku uczniów
i jej współlokatora, na korytarzu nie było nikogo. To właśnie
obecność Ślizgona rozbudziła w niej ciekawość i podejrzliwość.
„Czy on nie miał mieć dzisiaj
treningu?”
Skręciła, by sprawdzić swoją teorię
i okazało się, iż blondyn faktycznie za nią podążał.
Zirytowana jego zachowaniem, dyskretnie wyciągnęła różdżkę i
rzuciła zaklęcie, by wygłuszyć swoje kroki, po czym schowała się
za kolumną. Czekała, aż chłopak ją wyminie i wyszła z ukrycia,
przystawiając koniec różdżki do jego pleców.
— Możesz mi powiedzieć, dlaczego
ciągle za mną łazisz?
— Łażę? Ja tylko szedłem do sali
transmutacji — odpowiedział szybko.
Za szybko...
— Zaglądając po drodze do damskiej
łazienki, biblioteki i Izby Pamięci? — prychnęła
z niedowierzaniem, po czym dodała o wiele łagodniejszym tonem:
— Rozumiem, że się o mnie martwisz, ale minęły już dwa
tygodnie i nic złego się nie stało. Naprawdę nie potrzebuję,
żebyś bawił się w anioła stróża.
— Nie jestem aniołem.
— Nie, jesteś irytującym,
przewrażliwionym i nadopiekuńczym Ślizgonem. Naprawdę nie masz
nic lepszego do roboty?
— Tak się składa, że nie —
odparł niedbale arystokrata, piorunując ją spojrzeniem, zły za
to, że przedstawia go jako prześladowcę i bagatelizuje całą
sprawę.
Rozumiał, że dziewczyna nie chce
zamykać się w pokoju, ale powoli zaczynała popadać ze skrajności
w skrajność. Nie mógł jednak potępiać jej zachowania,
skoro nie znała całej prawdy. On, Draco, doskonale zdawał sobie
sprawę z powagi sytuacji, nie mógł jednak powiedzieć jej
wszystkiego.
— Jesteś pewny?
Blondyn skrzywił się, słysząc
gniewny ton Blaise'a. Odwrócił się do niego, starając się
przybrać skruszoną minę.
— Możesz mi powiedzieć, dlaczego
opuszczasz ostatnio wszystkie treningi?
— Bo łazi za mną od tygodni,
przyprawiając mnie o zawał — odpowiedziała za niego Hermiona,
licząc na to, że Zabini odpowiednio się nim zajmie.
Nie myliła się.
— Bracie, ja rozumiem przypływ i te
sprawy, ale na wielkie jaja Salazara, nie pozwolę ci wszystkiego
zepsuć! — w głosie Ślizgona dało się słyszeć zapał i
przywódczą nutę. — Pierwszy raz od wielu lat mamy ogromną
szansę na zwycięstwo, a ty sobie spacery po zamku urządzasz! I nie
patrz tak na mnie — dodał, widząc obrażone spojrzenie blondyna —
ja to dopiero rozgrzewka. Jeszcze Nott ma do ciebie kilka miłych
słów.
Draco westchnął ciężko i już miał
ruszyć za swoim kapitanem, jednak ostatni raz zerknął na Gryfonkę,
z nadzieją pytając:
— Nie chciałabyś może tak wpaść
na nasz trening?
Hermiona w odpowiedzi tylko wskazała
palcem korytarz, w którym zniknął Blaise.
Zadowolona z pozbycia się swojego
drugiego cienia, ruszyła do dormitorium. W pobliżu Malfoya nigdy
nie mogła się skupić, a już na pewno nie wtedy, gdy obserwował
ją z ukrycia. Przez ostatnie tygodnie niemal ciągle go widziała,
zawsze kilka kroków za nią, zawsze w bezpiecznej odległości.
Zastanawiała się nawet czy w ciągu ostatnich dni w ogóle pojawiał
się na swoich zajęciach, skoro zawsze znajdował czas, by
odprowadzić ją na mugoloznastwo, nawet jeśli trzymał się z dala
od niej. Jedno wiedziała na pewno: mało sypiał.
Korzystając z okazji, że nie ma go
teraz w dormitorium, wyciągnęła spod łóżka plik pergaminów
z odręcznie robionymi notatkami, zapełnionymi wykresami,
chaotycznymi rysunkami i nazwiskami. Niektóre z nich były
przekreślone, inne wzięte w kółko. Jeszcze raz im się
przyjrzała.
Pomimo tego, że według arystokraty
już dawno zapomniała o całej sprawie, w rzeczywistości było
inaczej. Co noc przed zaśnięciem widziała krwawy krzyżyk,
przypominający jej o tym, że nie jest bezpieczna. Być może kiedyś
rzeczywiście dałaby się sparaliżować strachowi, jednak teraz
było inaczej. Czuła się w jakiś sposób silniejsza
i zdeterminowana, by rozwiązać tę zagadkę. Kto oznaczył
zdjęcie Lee? Zrobił to przed czy po tym, jak podano do publicznej
wiadomości informację o odnalezieniu ciała nieznanego chłopaka?
Usiadła na łóżku, otoczona swoimi
notatkami, przyglądając się uważnie pergaminowi z wypisanymi
nazwiskami. Lee, uciekinierzy z Azkabanu i Śmierciożercy, którzy
się przed nimi ukryli. Na samym dole znajdowało się jej imię i
imiona jej rodziców. Co łączyło ich wszystkich? Jedyne, co było
pewne, to to, iż za wszystkimi morderstwami stali zwolennicy
Voldemorta. Śmierciożercy mścili się na zdrajcach i dawnych
wrogach swego pana. To dlatego zginęli jej rodzice. Lee? Prowadził
Potterwartę. To oczywiste, że i ona widniała na ich liście. Nie
wiedziała tylko, co łączy aktywność Śmierciożerców i
wydarzenia w Hogwarcie. Kto odpowiadał za napis w Noc Duchów i
oznaczenia zdjęć? Żaden z nauczycieli nie mógł tego zrobić.
Uczniowie również. Jeśli tak, to który z nich nie znosił jej do
takiego stopnia, by decydować się na tak drastyczny krok? Chyba
nikt nie byłby tak mściwy. Z wyjątkiem jej współlokatora, który
nieraz pokazał swoje możliwości, ale Hermiona była przekonana, że
jest niewinny.
Skoro ani nauczyciel, ani żaden uczeń
nie stał za tymi wydarzeniami, oznaczało to, że w szkole
ukrywa się Śmierciożerca, co oczywiście było niemożliwe. Nawet
jeśli przebywał w Pokoju Życzeń, nie mógłby zmrużyć oka
w towarzystwie tamtejszych lokatorów.
— Chyba że to ktoś, kogo znam —
mruknęła Gryfonka, ujmując w dłoń kolejny pergamin i dopisując
do listy kolejne dwa nazwiska: Donovan i McCullen.
Zrobiła to niechętnie, gdyż nie
wierzyła, by któraś z nich była Śmierciożerczynią, jednak
obiecała sobie, że od teraz będzie pilnowała się w ich
obecności. Musiała przyznać, iż nowe pracownice Hogwartu
wpasowują się w schemat. Donovan spotykała się z Harrym. Może
podczas ich schadzek gromadziła informacje? Czy to nie dziwne, że
nauczycielka związała się z jej przyjacielem, narażając się na
krytykę całego grona pedagogicznego i środowiska czarodziejów,
gdyby ten skandal ujrzał światło dzienne? Malfoy zdawał się jej
nie lubić... Czyżby także ją podejrzewał? A tajemnicze
zniknięcia panny McCullen? Gdzie była podczas tych kilku dni, kiedy
to nigdzie nie można było jej spotkać? Nękało ją to, że wciąż
brakowało jej ogniwa, spajającego te wszystkie poszlaki. Albo ono
nie istniało, albo nie miała o nim pojęcia...
Zirytowana, odrzuciła notatki na
łóżko. Co noc, gdy tylko miała pewność, że arystokrata już
śpi, wyciągała swoje zapiski, szukając czegoś, co jej umknęło.
Stało się to jej obsesją, czymś, co nie pozwalało spać i
normalnie funkcjonować. Nie była jednak w stanie z tego zrezygnować
i po prostu czekać na rozwój wydarzeń, licząc na to, że w razie
niebezpieczeństwa przybędzie Malfoy i ją uratuje. Nawet on musiał
czasem spać.
Z zamyślenia wyrwało ją głośne
mruczenie Krzywołapa. Spojrzała na niego znad notatek i uśmiechnęła
się, widząc jego władczą minę, która nakazywała jej
natychmiast porzucić zajęcie i poświecić całą swoją uwagę
pupilowi.
— Więc jak nie ma Malfoya, to i ja
się nadam, tak? — zapytała, biorąc rudego kocura na ręce.
Krzywołap głośniej zamruczał i
otarł się pyszczkiem o jej twarz. Korzystając z rzadkiej chwili,
gdy jej kot nagle przypominał sobie, kto jest jego właścicielem,
Hermiona zaczęła głaskać go po grzbiecie. Zanurzyła dłoń w
jego długie, rude futerko, stopniowo zapominając o zapiskach
i grożącym jej niebezpieczeństwie. Jej spokój ponownie
został zniszczony, gdy Krzywołap przewrócił się na grzbiet.
Głaszcząc go, wyczuła pod skórą twardy, okrągły guzek.
Zaniepokojona, ponownie zbadała to miejsce i nabrawszy pewności, iż
nie jest to wytwór jej wyobraźni, wzięła kocura w ramiona, z
zamiarem zabrania go do Hagrida.
Gajowy ucieszył się z wizyty i
oczywiście spełnił jej prośbę, jednak nic nie mógł zaradzić,
nie znając podłoża dolegliwości kocura. Zalecił Gryfonce
obserwowanie zmiany i robienie kojących okładów z liści
ostrokrzewu. Jeśli za kilka dni gula nie zniknie, Krzywołapem
będzie musiał zająć się specjalista.
Jednak dziewczyna nie chciała tak
długo zwlekać. Podziękowała Hagridowi za radę i wyszła z
chatki, bynajmniej nie po to, by wrócić do zamku. Wyczarowała
klatkę, w której zamknęła Krzywołapa i ruszyła ścieżką,
prowadzącą do Hogsmeade. Być może często narzekała na swojego
pupila, że jest leniwy i najzwyczajniej w świecie jej nie
lubi, jednak jego zdrowie było dla niej priorytetem. Postanowiła
jak najszybciej udać się do weterynaryjnej kliniki leczniczej. Nie
mogła dopuścić do siebie myśli, że mogłoby mu się coś stać.
Z ponurych rozmyślań wyrwał ją
donośny, ostry skrzek, siedzącego na głazie, kruka. Drygnęła
nerwowo, przewrażliwiona z powodu wydarzeń ostatnich dni. Nigdy nie
była osobą przesądną, jednak teraz czarny kruk wydawał się jej
złowieszczy, zwłaszcza że ostatnimi czasy często je widywała:
podczas spacerów, na lekcji zielarstwa, czy też na parapecie swojej
sypialni. Co więcej, miała wrażenie, że ptak się w nią
wpatruje, obserwując każdy, nawet najmniejszy jej ruch. W jego
małych, lśniących oczkach było coś dziwnego i niepokojącego.
Czy naprawdę się uśmiechał, czy to wzrok płatał jej figle?
— Co ty tu robisz, Granger?
Kruk wydał z siebie jeszcze jeden
przeraźliwy skrzek i poderwał się do lotu.
Hermiona przez chwilę obserwowała
odlatującego ptaka, po czym przeniosła wzrok na współlokatora.
Chłopak odziany był w szatę do Quidditcha, a zaczerwienione
policzki i rozczochrane włosy świadczyły o tym, że
kapitan drużyny nieźle go wymęczył.
— Idę do Hogsmeade. Krzywołap...
— CO?! — wydarł się Draco,
patrząc na nią jak na wariatkę.
Dziewczyna zrobiła krok w tył,
obawiając się, że Ślizgon siłą zaciągnie ją z powrotem do
zamku.
— Słyszałeś. Idę do Hogsmeade.
Blondyn zaśmiał się ponuro i
pokręcił głową.
— Ty chyba żartujesz. Chciałaś iść
tam sama, po tym, co się wydarzyło?
— Mam ze sobą różdżkę...
— Schowaną w kieszeni — wszedł
jej w zdanie. — Naprawdę myślisz, że zdążysz ją wyciągnąć,
nim cię zaatakują, trzymając dodatkowo klatkę?
Gryfonka zacisnęła szczękę i
uniosła głowę, by móc spojrzeć mu prosto w oczy.
— Mówiłam ci: w szkole jestem
bezpieczna. Poza tym w wiosce jest oddział aurorów, którzy pilnują
bezpieczeństwa mieszkańców.
Draco założył ręce na piersi, z
determinacją patrząc na dziewczynę, która również nie
zamierzała się poddawać. Przeklinając jej upór, wyjął różdżkę
z kieszeni i tonem nieznoszącym sprzeciwu oświadczył:
— Idę z tobą. I nawet nie próbuj
mnie spławić, Granger — ostrzegł ją.
Hermiona przewróciła oczami, jednak
nic nie powiedziała. Bez słowa odwróciła się i ruszyła
przed siebie, mając u boku czujnego współlokatora. Arystokrata
badawczym wzrokiem zlustrował otoczenie, jednak jak na razie nic nie
wzbudziło w nim niepokoju. Obracając różdżkę w dłoni, od
niechcenia spytał:
— To, co z tym Krzywonogiem?
— Idę z nim do kliniki. Wyczułam
pod skórą jakiś guzek — wyjaśniła, już nawet nie zwracając
uwagi na to, jak Ślizgon nazywa jej kota. — Martwisz się o niego?
— Martwię się o ciebie —
powiedział z naciskiem, podkreślając, że to, co teraz robią, aż
prosi się o napaść. — Powinnaś siedzieć w zamku, a nie
latać po klinikach, idiotko — warknął, rzucając jej na wpół
rozgniewane, na wpół zmartwione spojrzenie. — A ja jestem
kretynem, zgadzając się na tę szopkę. Powinienem cię oszołomić
i zaciągnąć do pokoju.
Hermiona uśmiechnęła się
delikatnie, słysząc autentyczną troskę w jego głosie. Mógł
mówić, co chciał, ale dziewczyna wiedziała swoje. Czuła się
bezpieczna i wartościowa, choć jednocześnie bała się tego, co
niesie za sobą zachowanie Ślizgona. Dostając od niego coraz
więcej, coraz bardziej przywiązywała się do arystokraty.
Spuściła głowę, by włosy zakryły
jej twarz i nie zobaczył na niej zmartwienia i bólu. Bała się, bo
była świadoma tego, że się w nim zakochuje. I nie była to miłość
chwilowa, młodzieńcza i lekkomyślna, taka, po której nie
będziesz cierpieć, gdy się rozstaniecie. Hermiona uzależniła się
od niego, od jego uśmiechów, głosu i tego, jak śmiesznie okazywał
swoje prawdziwe emocje. Czuła, że oddała mu już ogromną część
siebie i aż bała się pomyśleć, co się stanie, gdy będzie miał
ją już całą.
Chciała śmiać się z tej sytuacji,
jednak strach jej to uniemożliwiał. Bo czy to nie zabawne, że
kiedy w końcu kogoś po raz pierwszy pokochała, jej wybrankiem
był Draco Malfoy, arystokrata i jej dawny wróg, który nawet nie
mógł zdawać sobie z tego sprawy? Była pewna, że on nigdy nie
spojrzałby na nią jak na wartościową partnerkę. Przyjaciółkę,
owszem, ale nie jako kobietę, którą również mógłby pokochać.
Gryfonka przygryzła wargę, czując,
jak łzy gromadzą się pod powiekami. Starała sobie dodać otuchy,
jednak żadne słowa nie wydawały się na tyle silne, by pokonać
mur zbudowany ze żmudnych marzeń.
— Wszystko w porządku? — spytał
Draco, zaalarmowany jej milczeniem.
Podświadomie wyczuwał, że dziewczyna
czymś się zadręcza.
„Właśnie sobie uświadomiłam,
że cię kocham”
— Tak. Coś... coś mi wpadło do
oka.
Blondyn nie ciągnął tematu,
wyczytując z jej odpowiedzi, że nie chce rozmawiać, co było
dziwne, bo zazwyczaj miała wiele do powiedzenia na każdy temat.
Byli w połowie drogi do Hogsmeade, gdy
na ścieżkę wbiegł jasnowłosy chłopczyk w poplamionej krwią
bluzce. Zauważył ich i zaczął biec w ich stronę, a po brudnej
twarzyczce popłynęły łzy.
— Pomocy! Pomóżcie tatusiowi! —
krzyknął płaczliwie.
Hermiona instynktownie chciała podbiec
do dziecka, jednak zatrzymało ją ramię arystokraty. Spojrzała na
niego zaskoczona.
— Co...?
— Nie podoba mi się to, Granger —
oznajmił cicho Draco, nie spuszczając wzroku z dzieciaka.
— Tatuś chyba nie żyje! —
zawodził dalej chłopczyk. — Proszę!
Ślizgon odwrócił dziewczynę w swoją
stronę i patrząc jej w oczy, powiedział:
— Wyciągnij różdżkę i biegnij po
pomoc. Uważaj na siebie. Ja się tym zajmę — dodał szybko,
widząc, jak Hermiona szykuje się do protestu. — Idź! —
warknął, popychając ją w stronę zamku.
Gryfonka chciała jeszcze coś
powiedzieć, jednak blondyn zdążył się odwrócić i pobiegł za
prowadzącym go dzieckiem.
Draco podążał za chłopcem, a
wszystkie jego zmysły krzyczały, że to pułapka. Być może był
przewrażliwiony, jednak nie zamierzał ryzykować z Granger. Nawet
jeśli coś mu się stanie, dziewczyna zdoła sprowadzić pomoc.
Pytanie tylko, czy zdąży na czas.
Biegł, omijając kolejne wzniesienia i
samotne drzewa, które zaczynały rosnąć coraz gęściej,
a towarzyszący mu skrzek kruka sprawił, że krew w jego żyłach
zamieniła się w lód. Doskonale wiedział, kogo za chwilę spotka.
Bał się jedynie o chłopca i jego ojca i mógł mieć tylko
nadzieję, że obaj zdołają się jakoś wymknąć.
W końcu, gdy oddalili się zarówno od
wioski, jak i od Hogwartu, dzieciak zatrzymał się i odwrócił
do Dracona, który zacisnął uścisk wokół różdżki. Kruk
zamilkł, a panująca cisza upewniła tylko Ślizgona w tym, że cała
akcja została zaplanowana. Sądził, iż chłopiec jest pod wpływem
zaklęcia, jednak nie spodziewał się, że w jednej chwili przemieni
się z kilkuletniego smarka w dorosłego mężczyznę. Nim zdołał
zaatakować, Draco został ugodzony zaklęciem i pozbawiony różdżki
padł na trawę.
— Atak od tyłu. Jakież to odważne
— wychrypiał i wypluł krew, jaka zgromadziła się w jego
ustach.
Odwrócił się, uniósł na łokciach
i spojrzał w twarz, która nawiedzała go w koszmarach.
— Tak samo odważne, jak zmiana
barykady po przegranej wojnie — warknął zbliżający się do nich
brunet.
Zmienił się przez te miesiące. Włosy
miał dłuższe, niemal do ramion, a lekko kręcone kosmyki okalały
wyostrzoną i jakby dojrzalszą twarz. Oczy zdawały się być
osadzone głębiej, być może dlatego, że stracił nieco na wadze.
Sińce pod nimi jeszcze bardziej potęgowały to wrażenie.
— Witaj, Ivanie. Widzę, że rola
podnóżka Śmierciożerców ci służy.
Mężczyzna uniósł różdżkę,
posyłając kolejne zaklęcie, a ciało blondyna wygięło się i po
raz kolejny wylądowało na mokrej trawie.
Draco zacisnął usta, byle tylko nie
dać mu satysfakcji. Leżał bez ruchu, biorąc szybkie oddechy i
modląc się, by jego współlokatorka szybko sprowadziła pomoc.
— Drażnij mnie dalej. Niczego
bardziej nie pragnę, niż widok twojego martwego truchła —
oświadczył zachrypniętym głosem Gregorowicz, skinięciem głowy
dając znak swojemu towarzyszowi, by go podniósł.
Czarnowłosy Śmierciożerca chwycił
ramię Ślizgona i szarpnął nim do góry. Wyjął różdżkę i
przyłożył jej koniec do szyi blondyna.
Chłopak rzucił szybkie spojrzenie, by
zapamiętać wygląd drugiego napastnika. Śmierciożerca miał
starannie przyciętą kozią bródkę i tatuaż na lewej stronie
twarzy.
— Myślałem, że jesteś bardziej
ambitny — zakpił, starając się grać na czas.
Ivan zaśmiał się i przechylił
głowę, uważnie wpatrując się w arystokratę, by wybadać jego
reakcję.
— Czyżbym zapomniał dodać, że mam
również ją? Każde twoje słowo, to kolejna rana na jej ciele —
powiedział, nadając swemu głosowi aksamitny ton.
Ślizgon, choć bardzo się starał,
zamarł na krótką chwilę, jednak to wystarczyło. Gregorovicz
zaśmiał się i zaczął powoli obracać różdżkę w swoich
szczupłych palcach.
— Po co ci ona?
Draco starał się brzmieć na
znudzonego i niezainteresowanego losem Gryfonki, jednak w środku
krzyczał i wyobrażał sobie, co zrobi z Ivanem, gdy w końcu
uwolni się z uchwytu drugiego napastnika.
— Nie udawaj durnia, Draco. Ja to
wiem. Ty to wiesz. Wszyscy wiedzą! — wykrzyczał radośnie brunet,
rozkładając szeroko ramiona. — Dziedzic rodu Malfoyów zakochany
w szlamie... Czy może być coś bardziej... ohydnego? — spytał,
łącząc dłonie i przechylając lekko głowę, jakby był
rozczulony swoim odkryciem.
Draco przełknął ślinę, po czym
uśmiechnął się kpiąco.
— Rozczarowujesz mnie coraz bardziej.
Nie dość, że najpierw gadasz, a później zabijasz, to na dodatek
czytasz artykuły Rity Skeeter.
Gregorovicz zmrużył oczy i powoli do
niego podszedł.
— Myślę, że ten uśmieszek
zniknie, gdy zobaczysz, kto zajmuje się twoją Gryfoneczką —
oznajmił cicho i odsunął się w bok, by odsłonić mu widok.
Zza drzew najpierw wyłoniła się
sylwetka dziewczyny. Jej ubranie pokryte było błotem i kurzem,
a twarz nosiła ślad uderzenia. Tuż za nią, trzymając ją za
ramię, szedł Lucjusz Malfoy, wbijając koniec swojej różdżki w
plecy Hermiony. Gryfonka natychmiast odnalazła wzrokiem
współlokatora, spojrzeniem starając się przekazać mu swoje
przeprosiny, po czym przeniosła wzrok na jego oprawców i zamarła,
rozpoznając byłego ucznia Hogwartu. Instynktownie zrobiła krok w
tył.
— Ivan?
— Tęskniłaś? — zakpił brunet.
Lucjusz popchnął kasztanowłosą w
przód, dołączając do swoich towarzyszy. Nawet nie spojrzał na
syna.
— Skoro już tu wszyscy jesteśmy,
wynośmy się stąd — rozporządził i chwilę później zniknął
razem z Hermioną.
Gregorovicz wymienił spojrzenie z
czarnowłosym mężczyzną i mrugnął do Dracona, po czym również
się teleportował.
Chwilę później Draco poczuł
duszność. Wzrok zamazał mu się, a gdy na powrót otworzył oczy,
wszyscy znajdowali się w innym miejscu. Miał wrażenie, że znał
tę opustoszałą polanę. Najbliższe drzewa majaczyły niewyraźnie
w oddali, otaczając rozległe jezioro, a ziemię pokrywała rzadka
trawa i sterty kamieni. Wiedział, co znajduje się poniżej, w
dolinie otoczonej wzniesieniami i pagórkami: dom, w którym
mieszkała jego matka wraz z siostrą, małym Tedem i Eleonorą
Zabini. Czyżby to ona wydała Śmierciożercom kryjówkę Narcyzy?
— Wiem, że ona tu jest — oznajmił
oschłym tonem Lucjusz, w końcu zwracając się do syna. — Zawołaj
ją.
Draco milczał, wpatrując się pustym
wzrokiem w znienawidzonego ojca. Czuł satysfakcję z tego, że
jednak zdołał ukryć przed nim Narcyzę. Szkoda tylko, że nie
zrobił tego samego z Gryfonką. Nie bał się własnej śmierci,
wiedział, że skoro kostucha nie dopadła go podczas bitwy, dopadnie
go po niej. Jednak ona...
— Tu nic nie ma. Sprowadziłeś nas
na pustkowie, gdybyś nie zauważył — zakpił Ślizgon.
Jego ojciec uniósł różdżkę i
wycelował nią w niego. Blondyn wrzasnął krótko i zgiął się
z bólu.
— Powtórzę raz jeszcze: zawołaj
ją.
— Idź do diabła — syknął
chłopak.
Lucjusz wznowił tortury. Z
niewzruszoną, lekko znudzoną miną obserwował wijące się na
ziemi ciało pierworodnego syna.
— Przestań! Nie! — krzyknęła
Hermiona, próbując wyrwać się z uścisku.
W odpowiedzi Lucjusz przeniósł dłoń
z jej ramienia na włosy i szarpnął mocno, przyciągając ją do
siebie. Dysząc, ze łzami w oczach wpatrywała się w Dracona.
Zrobiłaby wszystko, by mu pomóc, jednak nie mogła zrobić nic,
brutalnie trzymana przez jego ojca.
— Błagam, zostaw go!
— Za bardzo rozpuściły go twoje
pieniądze — oznajmił Ivan, zwracając się do Lucjusza. Nie
zwracał uwagi na wrzaski Hermiony, zupełnie, jakby jej tu nie było.
Podszedł do leżącego blondyna i nachylił się nad jego
nieruchomym ciałem. — Nie zasłużyłeś na nie. Nie zasłużyłeś
na dom, na pozycję, ani na sławę, którą się tak szczycisz. One
powinny należeć do mnie! — wrzasnął, kopiąc arystokratę. —
To powinienem być ja! JA! A co miałem w zamian? Bród, biedę i
głód — syknął z wściekłością. — Wiesz, jak to jest, kiedy
wszystko, co masz, to kawałek czerstwego chleba na obiad i zaułek
służący za dom? Wiesz, jak to jest, kiedy ciało drętwieje ci z
zimna, kiedy możesz policzyć wszystkie swoje kości, bo doskonale
je widać? Nie. Skąd mógłbyś to wiedzieć, skoro całe życie
spędziłeś w pieprzonym pałacu!
Ivan ponownie kopnął chłopaka,
jednak to mu nie wystarczyło i zaczął wymierzać ciosy jak
oszalały. Draco nawet nie starał się bronić. Ból zawładnął
całym jego ciałem i resztkami sił zatrzymywał w gardle okrzyki
cierpienia.
— To ty byłeś tym krukiem, tak? —
spytała głośno Hermiona drżącym głosem, chcąc odwrócić uwagę
Ivana od ledwo przytomnego Ślizgona. Niemal zapłakała z ulgi, gdy
brunet zamarł i powoli spojrzał na nią przez ramię. — Wszyscy
zastanawiali się, jak udało ci się uciec z Hogwartu. Po
prostu zabrałeś różdżkę Flitwickowi i odleciałeś.
Gregorovicz nieśpiesznie podszedł do
niej i nachylił się, by zrównać się z dziewczyną. Spojrzał jej
prosto w oczy i przechylił głowę.
— Sprytna jesteś — szepnął
cicho, z delikatnym uśmiechem. — Zastanawiam się, po kim
odziedziczyłaś inteligencję. Na pewno nie po rodzicach. Oni nie
byli zbyt mądrzy, skoro sądzili, że ich oszczędzę, prawda? —
spytał, delikatnie ujmując w dłoń jej podbródek. Omiótł
zafascynowanym wzrokiem jej zapłakaną twarz i nadal szepcąc,
kontynuował: — Chciałbym ci powiedzieć, że długo nie
cierpieli, że zabiłem ich szybko... ale nie mogę ci kłamać tak
prosto w twarz. Powiem ci prawdę — powiedział z szaleńczym
uśmiechem na twarzy. — Krzyczeli. Płakali. Płaszczyli się
przede mną. Błagali mnie o litość, której jednak nie dostali.
Umierali w męczarniach, Hermiono. Przez ciebie — dodał i
delikatnie objął dłonią jej policzek.
Gryfonka nie mogła złapać oddechu,
choć jej płuca pracowały w szaleńczym tempie. Łzy całkowicie
przysłoniły jej obraz, czyniąc z twarzy Ivana niewyraźną plamę.
Wściekła i zrozpaczona, splunęła mu w twarz.
Brunet zamarł i, nie odrywając od
niej spojrzenia, wytarł policzek, po czym wymierzył jej cios w
twarz. Mimo iż dziewczyna zachwiała się, niemal tracąc
przytomność, rzucił zaklęcie.
Hermiona krzyknęła i padła na
ziemię, z wyraźnym wstrętem odrzucona przez Lucjusza.
— Ty sukinsynu — syknął Draco, na
co Ivan przerwał torturowanie jej i ze śmiechem odwrócił się do
arystokraty.
— Skoro ja jestem sukinsynem, to kim
TY jesteś, braciszku?
Hermiona z niedowierzaniem spojrzała
na Ivana, po czym przeniosła wzrok na krzywiącego się Ślizgona.
— Bracia? — szepnęła
— Taaak... Rodzina Malfoyów ma wiele
sekretów, prawda ojcze? — spytał Ivan, uśmiechając się do
Lucjusza. — Niestety los chciał, że to on żył na dworze. Ale to
się zmieni. Nasz ojciec zasługuje na lepszego syna niż ty. Na mnie
— oznajmił, kierując oszalały wzrok na swojego brata.
Draco z trudem usiadł, opierając się
o ścięty pień drzewa. Jego twarz ociekała potem i krwią,
jednak w żaden sposób nie dał po sobie poznać, że cierpi.
Próbując uspokoić oddech, spojrzał na Gregorovicza i powoli,
spokojnym głosem powiedział:
— Oni cię omamili. Nic dla nich nie
znaczysz ani dla Śmierciożerców, ani dla niego — skinął głową
w stronę ojca. — Wiesz, co by zrobili, gdybyś trafił do
Azkabanu? Nic. Więc po co się dla nich pogrążasz? Wypuść ją.
Ona jest ci niepotrzebna. Masz mnie, tego chciałeś, prawda?
Ivan zrobił krok w tył i pokręcił
głową, z obrzydzeniem patrząc na brata.
— Ta szlama naprawdę coś dla ciebie
znaczy — szepnął z niedowierzaniem. Zerknął w tył, gdzie
Hermiona powoli próbowała się podnieść. Trzeci Śmierciożerca
przesunął się za nią, by uniemożliwić jej ucieczkę. — Nie
sądziłem, że arystokrata potrafi tak nisko upaść.
— Wątpię, czy kiedykolwiek nim był
— wtrącił Lucjusz, zerkając z dumą na bruneta. — Zawsze miał
słaby charakter.
— Według ciebie mocny charakter
objawia się w mordowaniu — zakpił Draco, powoli wstając.
Śmierciożerca przeniósł zimne oczy
na blondyna i uśmiechnął się pogardliwie.
— To siła, odwaga i zdecydowanie.
Coś, czego ty nigdy nie miałeś. Na szczęście, nie jesteś
jedynym dziedzicem Malfoyów.
— Załatwmy, co mamy zrobić i
wracajmy — niecierpliwił się mężczyzna z kozią bródką.
Lucjusz wycelował różdżką w syna i
bez żadnych oporów rzucił zaklęcie. Hermiona rzuciła się, by go
powstrzymać, lecz nim zdołała cokolwiek zrobić, została
brutalnie zatrzymana przez trzeciego Śmierciożercę. Na nic zdawały
się jej krzyki i błagania o litość.
Widocznie jej wrzaski natchnęły
Ivana, bo ten położył dłoń na ramieniu ojca i powiedział:
— Zostaw go. Mam lepszy pomysł.
Skoro tak bardzo kocha szlam, niech ją pocałuje.
Trzymający Hermionę mężczyzna
zaśmiał się i pchnął ją naprzód, jednocześnie rzucając
zaklęcie:
— Imperio.
Gryfonka natychmiast znieruchomiała.
Jedynie jej oczy zdradzały wolę walki i choć chciała bronić
siebie i współlokatora, musiała stać nieruchomo i milczeć, tak
jak rozkazał jej Śmierciożerca. Czekała, patrząc, jak Draco
powoli się do niej zbliża. W końcu stanął przed nią i powoli
pochylił głowę.
Pierwsze pocałunki są magiczne i
wyjątkowe, zapamiętuje się je na całe życie. Odciskają
piętno i splatają losy zakochanych. Kiedyś nawet wierzono,
że ludzie w trakcie pierwszego pocałunku wymieniają się skrawkami
duszy. Dlatego powinna to być chwila wyjątkowa, w tak samo
wyjątkowym, ustronnym miejscu. Ich pocałunek miał spełnić się
wśród kpiących śmiechów i wrogich spojrzeń.
Draco w tej chwili żałował jednego —
nigdy nie podarował czegoś takiego Hermionie. Obiecał sobie, że
jeśli jakimś cudem uda im się z tego wyjść, właśnie taki
pocałunek jej ofiaruje. Odda jej tę część siebie, którą w nim
rozbudziła swoim słodkim uśmiechem, zabawnym przekomarzaniem i
dziecięcą naiwnością. Nauczyła go od nowa żyć... a może po
prostu żyć po raz pierwszy... tak naprawdę. Śmiać się, zgrywać,
troszczyć o kogoś, ale przede wszystkim pokazała mu, że może
komuś zaufać. Bez granic, bez obaw o zdradę i zranienie.
Powie jej, jak bardzo stała się dla niego ważna i jak go zmieniła.
Powie jej, że ją kocha.
Wątpił, by kiedykolwiek do tego
doszło. Ich śmierć była pewna.
Hermiona, mimo iż była świadoma
pogardliwych spojrzeń i uwag Śmierciożerców, czuła, jak pod
wpływem bliskości blondyna, jej serce przyśpiesza. Spojrzała mu w
oczy, w których nie widać było walki z przymusem. Wyglądał,
jakby sam pragnął tego pocałunku, choć Ivan nadal nim kierował.
Tak bardzo żałowała swojej niepewności i tchórzostwa. Dlaczego
nigdy mu nie powiedziała? Dlaczego nie zrobiła nic, prócz
niewielkich gestów?
Draco uśmiechnął się smutno i ujął
jej twarz w dłonie. Otarł kciukiem samotną łzę, która spłynęła
po policzku dziewczyny. Oparł swoje czoło o jej i tuż przed
pocałunkiem cicho szepnął:
— Przepraszam.
Za pierwszym razem Draco jedynie musnął
delikatnie jej usta, dając jej czas, by powoli się do niego
przyzwyczaiła. Niespiesznie pieścił jej dolną wargę, starając
się przekazać wszystko bez słów w słodkim pocałunku. Początkowo
chciał być powolny i czuły, jednak ogarnęła go rozpacz i
desperacja na myśl, że to pierwszy i ostatni ich raz. Mocniej wpił
się w jej usta, tracąc całą kontrolę i opanowanie, z którego
przecież słynął. Przechylił nieco głowę, by mieć łatwiejszy
dostęp do jej kuszących warg, nakłaniając ją do oddania
pocałunku. Uwięził dolną, soczystą wargę między zębami i
delikatnie ją przygryzł, by skłonić dziewczynę do rozchylenia
ust.
Stało się. Gryfonka nieśmiało
oddała pocałunek, ucząc się ruchów Dracona i naśladując je.
Początkowo powoli i niezgrabnie, jednak szybko dorównała
arystokracie zarówno umiejętnością, jak i zaangażowaniem.
Przeniosła dłonie na jego włosy i zagłębiła palce
w platynowych, jedwabnych kosmykach, jednocześnie stając na
palcach, by jeszcze bardziej pogłębić pocałunek. I choć jego
wargi rozpalały w niej pragnienie, była przerażona tym, że Draco
naprawdę wierzył, że to już koniec, że nikt ich nie uratuje. Nie
chciała umierać, nie teraz, gdy poznała smak jego ust.
— Jak słodko... Skoro im tak dobrze
idzie, niech pójdą o krok dalej — zakpił Ivan, po czym celując
różdżką w brata z wrednym uśmiechem rozkazał: — Rozbierz
ją.
Draco zamarł, spinając całe swoje
ciało, podczas walki z zaklęciem. Przerażenie widoczne w oczach
Gryfonki tylko dodawało mu sił. Zacisnął szczękę i warknął:
— Nie.
— Coś powiedział? — syknął
brunet, bardziej skupiając się na rzucaniu czaru.
— Pierdol się.
Przez twarz Rosjanina przemknął cień,
jednak chłopak szybko opanował mimikę. Zwiększył siłę
zaklęcia, sprawiając, że arystokrata się zachwiał i upadł na
kolana, a z nosa pociekła mu krew.
— Nie chcę tego oglądać. Kończmy
— zarządził Lucjusz.
Trzeci Śmierciożerca skinął głową,
przyznając mu rację. Najwidoczniej uznał, że skoro krzyki
jedynego syna Narcyzy nie wybawią jej z bezpiecznej kryjówki, nic
nie zdoła tego dokonać.
— Przywiąż do niej kamień.
Hermiona usłyszała słowa Ivana
niemal jak przez mgłę, po czym poczuła, jak wokół jej talii
zaciska się gruby, ciężki sznur. Spojrzała w dół. Drugi jego
koniec owinięty był wokół jednego z kamieni.
Trzeci Śmierciożerca wycelował w nią
różdżkę. Chwilę później, pozbawiona swej woli Gryfonka
pochyliła się i podniosła kamień. W głowie kołatała jej tylko
jedna myśl.
Podejdź do jeziora. Skocz do niego.
Powoli zrobiła pierwszy krok. Oczami
pełnymi łez spojrzała na chłopaka, którego pokochała. Żadne
z nich nie mogło teraz nic powiedzieć, nie mogli nawet po raz
ostatni dotknąć się na pożegnanie. Jedynie ich oczy mogły
płakać, przekazując łzami niewypowiedziane słowa. Tak wiele z
nich chcieli sobie powiedzieć, jednak ich zaklęte usta milczały,
pokrywając się słonymi szlakami.
Gdy minęła Dracona, zwróciła wzrok
na swoich oprawców. Żaden z nich nie patrzył na nią ze
współczuciem, lecz ze znudzeniem, nienawiścią i pogardą.
— Odwróć go. Niech patrzy, jak
umiera — usłyszała głos Lucjusza.
Draco nie miał już sił na walkę i
odwrócił się, ukazując swoje łzy na, niewzruszonej dzięki
zaklęciu, twarzy. Nie słuchał ich kpin i śmiechów. Z bólem
obserwował, jak dziewczyna powoli zbliża się do jeziora. Tak
bardzo chciał do niej pobiec i zabrać ją daleko stąd, lecz nie
mógł zrobić nic. Stał, zmuszony do oglądania jej śmierci, nawet
nie zastanawiając się, jaki los czeka jego.
Hermiona nigdy nie przypuszczała, że
zginie w ten sposób. W późnej starości, lub na wojnie, owszem,
ale nie pozbawiona woli i widoku najbliższych. Ich oprawcy byli
wyjątkowo okrutni, pozostawiając im całkowitą świadomość tego,
co się działo.
Deski starego pomostu zaskrzypiały
głośno, jakby i one lamentowały nad jej losem. Zatrzymała się
tuż nad krawędzią, próbując walczyć z zaklęciem, jednak było
ono zbyt silne, a ona sama była wyczerpana torturami. Umrze, a
jej jedynym pomnikiem będzie to jezioro i nieliczne, stare
drzewa. Spojrzała w mroczną toń i choć w środku krzyczała,
skoczyła w lodowatą wodę.
Gdy tylko całkowicie się zanurzyła,
odzyskała wolną wolę. Śmierciożercy chcieli, by walczyła, z
góry wiedząc, że jest skazana na porażkę. Instynktownie zaczęła
machać kończynami, by wydobyć się na powierzchnię, jednak kamień
ciągnął ją coraz bardziej w dół. Wierzgała w panice. Otworzyła
gotowe do krzyku usta, jakby zapominając, gdzie jest. Woda
natychmiast wypełniła jej płuca. Krzywiąc się, spróbowała
poluzować węzeł grubego sznura. Wzrok stawał się coraz bardziej
niewyraźny, czarne plamy robiły się coraz większe.
Czuła, jak uchodzi z niej życie. Jej
ciało stało się lekkie.
„To prawie jak zasypianie” —
pomyślała, dziwnie spokojna. Tu, w wodzie, towarzyszyła jej
jedynie niczym nieskalana cisza. Ból powoli ją opuszczał, tak
samo, jak wola życia. „Może tak będzie lepiej? Już nie będę
cierpieć, już nigdy nie będę się bać. Znowu ich zobaczę.
Taak... śmierć nie jest taka zła”.
Szczęśliwa, że już niedługo spotka
się z rodzicami, Hermiona całkowicie zapomniała o tym, że
powinna walczyć. Coś jednak nakazało jej po raz ostatni unieść
głowę i spojrzeć w górę.
Uśmiechnęła się, na widok pięknego
anioła, który przyszedł po jej duszę. Nie widziała go wyraźnie.
Długie i jasne włosy unosiły się w wodzie, okalając zapewne
urodziwą twarz z dobrotliwym uśmiechem. Anioł wyciągnął do
niej dłoń, by przenieść ją w zaświaty, a Gryfonka nagle poczuła
się wolna. Uniosła się w górę, bez wahania chwytając
wyciągniętą dłoń.
***
Tak, zdajemy sobie sprawę z tego, jak bardzo chcielibyście nas teraz poćwiartować i rzucić sklątkom na pożarcie, za to, że zostawiamy Was w takim momencie... tym razem na prawdę będziecie musieli dłużej poczekać na następny rozdział. Ale my nie o tym :)
Mamy jedno, nurtujące nas pytanie: Jak się podobało? Kto z was wygrał miliony, obstawiając, że ich pierwszy pocałunek będzie tak właśnie wyglądać?
Ze szczęścia zaczęłam gryźć kołdrę!!! Czytam!!! Zdziwko!
OdpowiedzUsuńNo nie powiem - budowanie atmosfery to wasza specjalność, aż miałam łzy w oczach, ale przecież to na pewno się tak nie skończy! Nie zrobicie nam tego :D Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńOnie :c to nie miało być tak :c
OdpowiedzUsuńI tak Was kocham i podziwiam, weny życzę i czekam na następny rozdział.
<3
O mój Boże. Nie mogę. Serio nie mogę. Skomentuję, jak ochłonę, bo teraz nie jestem w stanie zebrać w głowie jednej spójnej myśli... Nie tego się spodziewałam. Wow. Po prostu wow.
OdpowiedzUsuńNie liczcie na moją litość.
Okej, po paru dniach, ale jestem. Teraz mogę składnie złożyć komentarz, bo po przeczytaniu tego rozdziału nie byłam trochę w stanie (ledwo widziałam ekran przez łzy). Łatwo się wzruszam, a końcowe sceny naprawdę mnie poruszyły, nie wspominając o pocałunku (!), który poddam szczegółowej analizie poniżej.
UsuńTak jak napisałam, nie spodziewałam się czegoś takiego - a może raczej nie tak szybko. Początek rozdziału w ogóle nie sugeruje, jak się skończy, wręcz przeciwnie, jest tak beztroski, że aż miałam lekkie zdziwko. Ale sam tytuł, a mianowicie "Nie powiedzieliśmy sobie do widzenia" daje mocno do myślenia i zaczęłam przeczuwać coś złego.
Kurczę, taką miałam nadzieję na blinny i proszę! Warto mieć marzenia.
No i mamy to. Wiedziałam, że cokolwiek i kiedykolwiek się wydarzy, będzie miało wiele wspólnego z pułapką i Ivanem. Trochę nie spodziewałam się Lucjusza, ale bardzo fajnie, że go wprowadziłyście. To, co kompletnie rozłożyło mnie na łopatki to uczucia i rozmyślania Draco na temat Hermiony. Wreszcie zrozumiał, że ją kocha i że oboje tylko tracili szansę na szczęście unikając tego, co ich połączyło, ale oczywiście do takiego wniosku doszedł w najmniej odpowiednim momencie :') A mogło być tak pięknie dużo wcześniej... Ale inaczej być nie mogło, bo scena z pocałunkiem była niemożliwie epicka i piękna. Właśnie tak wyobrażałam sobie ich pierwszy pocałunek; najpierw niewinny, później rozpaczliwy i desperacki. Mimo że wykonany pod przymusem - jak najbardziej prawdziwy.
A później skok Hermiony do wody i całą atmosferę diabli wzięli. Mam nadzieję, że ten anioł to po prostu Draco. Jeśli Hermiona umrze już teraz, trochę nie miałoby to sensu, biorąc pod uwagę, że zostało Wam jeszcze kilka rozdziałów do napisania, więc trzymam się tej myśli niczym tonący brzytwy. Ale zdaję sobie sprawę, że z Waszymi pomysłami nigdy nic nie wiadomo.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Nadal jestem nieco rozdygotana.
Pozdrawiam!
Kurcze genialne. Ten rozdział rozwalił po prostu mój mózg. Nie wiem co mogę napisać, bo wszystko na raz chcę wam przekazać. Byłam mega szczęśliwa jak zobaczyłam, że jest nowy rozdział (wtedy głośno oddycham i powtarzam "nie mogę, nie mogę, już jest" a rodzina ma mnie za ułomną), ale po tym zakończeniu... nie wiem co powiedzieć. Wszystko było tak zupełnie nieprzewidywalne. Ja nie wiem jak wy to robicie! To było tak piękne i wzruszające! To jak Draco spał na fotelu pilnując Hermiony, to jak Blaise wytykał przyjacielowi jego "przypływ", to jak blondyn tłumacząc coś Granger trzymał ją za ręce, to jak bardzo chciał ją uchronić przed niebezpieczeństwem, to kiedy uświadomili sobie, że są w sobie zakochani. Cudo! Cały rozdział wstrząsnął mną baaaaaaaaaaaaaaaardzo. Te spojrzenia przed "śmiercią" (nie chcę nazywać tego śmiercią prawdziwą, bo wiem, że wy coś wymyślicie) Hermiony były tak pełne emocji i jeszcze to, że nie mogli się poruszyć. Kocham was! Teraz będę się zadręczać bo będzie dalej... Nie wytrzymam!
OdpowiedzUsuńNie pozostaje mi nic innego jak czekanie.
Dziękuję za rozdział
Życzę weny tak wielkiej jak Ocean Atlantycki
Wounded
Lepsza wena by była taka jak Ocean Spokojny.
UsuńRozdział ma jedną zasadniczą wadę - jest stanowczo zbyt krótki :P Pozamiatałyście dziewczyny :) I owszem, mam ochotę Was poćwiartować - kiedy kolejna część ja się pytam na jaja Salazara????????!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńNie wiem, co napisać. Życie mi się skończyło. Mam nadzieję, że ten "anioł" to Draco i że Hermionie się przewidziało. W końcu nie pierwszy raz już wyobrażałaby go sobie w takiej postaci. Co do pocałunku, no to od tamtego rozdziału wiedziałam, że to będzie taki "przymus", a jak ich porwali to to już było pewne. Wywnioskowane z wizji Luny. Oczywiście, wcześniej nic nie przeczuwałam. Czuję się taka pusta w środku, ale wiem, że to nie koniec. To dodaje mi siły. I ten kruk... jak był ten opis o tym stałym towarzyszeniu i w ogóle to wiedzialam, że to Śmierciożerca. Ten ich pocałunek zrył mi psychikę. Czemu mi zawsze podobają się rzeczy, które poważnie wpływają na mój, już bliski, niedowład mozgowy? Seriale, filmy, książki... I nawet wasze opowiadanie... ale pomimo wszystko nie zawiedłyście mnie. I jak już pisałam w kom. powyżej: zdziwko! Bo 1: jestem pierwsza i 2: tak szybko!
OdpowiedzUsuńNajgorzej, gdyby się nie zeszli... agh... tego bym nie przeżyła!!! Weny i żadnej sesji!
*zdanej sesji
OdpowiedzUsuńNapisałam długi i rozwlekły komentarz, jednak z jakiegoś powodu się skasował, więc może po prostu przejdę do setna. Rozdział jak zawsze genialny, gdy ma być śmiesznie jest śmiesznie, gdy ma być smutno jest smutno, wszystko pięknie opisane. Macie do tego dryg dziewczyny, życzę wam dużo weny, czasu i chęci do tworzenia kolejnych rozdziałów ;D
OdpowiedzUsuńNie wierzę, jak mogłyście nam to zrobić? W życiu nie spodziewałam się, że końcówka rozdziału będzie taka wstrząsająca. Nawet nie wiem, co napisać. Z jednej strony mam ochotę Was poćwiartować, a z drugiej jestem pełna podziwu dla Waszych umiejętności. Rozdział nie był długi, ale aż kipi od nadmiaru emocji. Czekam z niecierpliwością na kolejną część.
OdpowiedzUsuńhttp://wbrew-wszystkim-dhl.blogspot.com/
Psia jego mać. Zrobić sobie przerwę od ff tylko po to, by potem dostać taki strzał w łeb od was, dziewczyny. Poważnie - nie wchodziła na tego bloga blisko trzy, cztery miesiące, wchodzę sobie wczoraj - no, fajnie. Mam do nadrobienia. Wchodzę sobie dzisiaj i BAM! Mój mózg leży rozmazany na ścianie, właściwie to ścieka po niej... a i wizyta u kardiologa by się przydała.
OdpowiedzUsuńTen rozdział był fenomenalny. Jedna bomba za drugą, nie nadążałam za tym, co się wokół dzieje. Trochę tak, jakbyście wrzuciły mi do czaszki granat i wrzasnęły ,,Allah Akbar!". Rozdział nie był długi, ale wstrząsający. Tyle zdarzeń, rewelacji...
Nawet nie macie pojęcia, jak się cieszyłam, gdy Zabini oświadczył, że Ginny to dla niego ktoś ważny. Uwielbiam w Dramione wątek Blinny, mam szczerą nadzieję, że przedstawicie go w nadchodzących rozdziałach. Ognisty temperament Wiewióry i rozbrajająca, szczera mądra głupota (to jest oksymoron, tak, wiem).
Jeśli zaś chodzi o główny wątek tego rozdziału... Było to przełomowe, cudowne, piękne, wzruszające i po tej koncówce przez jakieś 10 minut siedziałam z miną w stylu ,,bogowiewniebiosachjachybapójdęsięzastrzelić". Kompletnie nie tego się spodziewałam. Scena pocałunku... [tutaj mózg mi wysiadł z czaszki, by z rozpędu rozbić się o ścianę]. Z jednej strony W KOŃCU, z drugiej... Z drugiej to było niewłaściwe, bo jak napisałyście:,,Pierwsze pocałunki są magiczne i wyjątkowe". Boli mnie, że to się stało tak, a nie inaczej - ale boli we właściwym sensie, bo myślę (czuję), że taki miał być efekt. Druzgocący. A potem to całe ,,rozbierz ją" i ,,nie" Dracona... Jest na sali psychiatra? Swoją drogą, brawa na stojąco za to, że wasz Malfoy to jednak nadal Malfoy, a zmiana była subtelna, stopniowa.
Nadzieję daje mi to, że ,,złego diabli nie biorą"; że owym aniołem mógłby być sam Draco; że mimo wszystko może skończyć się dobrze.
Ciekawi mnie jednak co dalej. Kiedy (jeśli?) wrócą do Hogwartu, przecież już nic nie będzie takie samo, jak przedtem, prawda? W końcu coś między nimi zaszło, zresztą - zachodziło już od dawna, jak słusznie ,,wytykał" Malfoyowi Blaise. Cóż, wiem, że coś wymyślicie, ba! coś macie już wymyślone.
Życzę weny i czasu.
Pozdrawiam
- Potterhead
*szczera głupota Zabiniego - gdzieś wcięło mi nazwisko Diabełka. :P
UsuńNapisałyście to genialnie. Rozdział jest super , nie nie jest super jest cudowny. Nie ma słowa co go opisze. Tylko kurde JEST ZA KRÓTKI. W takim momencie serio , serio? NIe żartujcie sobie z nas. Macie dodać kolejny rozdział szybciutko.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam Ola.
Zaczełam czytać wasz blog z przyznam sie z niechecia. Czytałam dużo Dramione i każde kolejne było coraz to...jakby to ujać? Mało oryginalne.Gdy natrafiłam na wasz blog pomyślałam że bedzie tak samo. Myliłam sie. Te rozdzialy są GENIALNE. W sposob jaki przedstawiłyście postacie (Nie moge z Zabiniego xD) każda postać ma swoj charakter. Co do samego paringu jestem zadowolona. Nie jest tak jak w (prawie) każdym Dramione że od razu sa razem tu jest tak że sie nienawidza jednak sie pokochali ;D Mogłabym przez 5 h wymieniac co w tym opowiadaniu kocham ale wiem że zalicze je do najlepszych opowiadań jakich cxytałam. Zaczełam w ...czwartek i nawet na lekcji czytałam je. Co prawda nauczyciele zezłościli sie na mnie ale ci..można też powiedzieć że tak troche olałam przyjaciół (co robie bardzi rzadko) by przeczytać tego spaniałego bloga. Życze weny i nie moge doczekac sie nastepnego rozdzialu. Wiem że pewnie tak i tak nie zwrócicie uwagi na moj komentarz ale od razu mi lepiej kiedy powiedziałam co myśle o tym blogu ;D
OdpowiedzUsuńZwracamy uwagę na każdy komentarz i za wszystkie dziękujemy, gdyż daje nam to ogromną motywację do dalszego pisania ;)
UsuńFenomenalny!
OdpowiedzUsuńOd pierwszego rozdziału jestem zakochana w waszym blogu, sposobie pisania, wyrażania emocji, myśli. Jest to jedne z najlepszych, jeśli nie najlepsze dramione jakie czytałam.
Co do rozdziału - genialny. Jak nigdy przy końcówce miałam łzy w oczach. Jesli to dramione nie skończy sie happy endem to nigdy więcej nie przeczytam kolejnego ff. Co do osóbki o długich jasnych włosach - myślę, że może to być albo Luna albo matka Dracona.
Życzę weny! ;)
Hejo hejooo :D
OdpowiedzUsuńOto jestem. Spóźniona jak zwykle, rozkojarzona jak zawsze po przeczytaniu Waszego rozdziału, ale zwarta i gotowa do wygłoszenia kolejnej kompromitującej mnie wypowiedzi, po której ktoś się zlituje i osadzi mnie w Mungu, a Wam pozostanie zastosowanie kuracji kojącej nerwy.
Ten rozdział faktycznie jest przełomowy! Zatem, nauczona doświadczeniem, leżę i nie wstaje a swój niepojęty, cielęcy zachwyt postaram się wyrazić w jednym jakże wymownym słowie "WOW!"
Jak na klasycznego konesera opowiadań o Dramione, powinnam teraz krok po kroku skomentować cały rozdział. Chłodnym okiem analizować wszystkie sceny, dokładnie akcentując to, co mnie w nich urzekło. Ale nie mogę!!! Szlak trafił moją silną wolę! Tak długo czekałam na ten moment, że nie zamierzam się powstrzymywać! Alleluja! :D
To już nie było zwykłe smyranie po rączce, ani mizianie po głowie dla pocieszenia. To był the jest kiss ever!
I muszę Wam pogratulować bo tą sceną zupełnie mnie zaskoczyłyście. Mnie - czytaj, psychofankę Sherlocka Holmesa, która żadnej zagadki się nie boi! A jak widać blond czupryna na tyle przesłoniła mi świat, że nie byłam w stanie przewidzieć w jakich okolicznościach przyjdzie im połączyć się świętym węzłem (no na małżeński to jeszcze za wcześnie, chociaż gdyby zechcieli skoczyć do Vegas i wrócić z obrączkami na palcach to ja jestem ZA!) a na razie węzeł to węzeł. Ważne, że święty!
I błagam, niechaj Hermiona nie idzie w stronę światła! Tego bym nie przeżyła. I własnoręcznie przyciągnęłabym ją z powrotem.
To tyle. Zakończę teraz swoją wypowiedź, ratując w ten sposób ostatnie pokłady wiary w moje dobre zdrowie psychiczne.
Do następnego!
Iva Nerda
kiedyjestesprzymniedramione.blogspot.com
Nie wierzę! Przeczytałam tego bloga w dosłownie niecałe dwa dni, a teraz mam iść spać po takim rozdziale?! Blog cudowny.. Niezbyt dużo dialogów, ale także niezbyt długie opisy. Świetne proporcje i długość rozdziałów.. Przeczytałam wiele opowiadań na temat Dramione, ale ten naprawdę mnie zachwycił. Czekam niecierpliwie na następny rozdział.
OdpowiedzUsuń- Ghost
❤
OdpowiedzUsuńCieszę się że rozdział się pojawił tak szybko! Nie sądziłam że tak szybko oni zostanął złapani. Ale czekam z niecierpliwością na kolejny. ♥
OdpowiedzUsuńNie. Nie zgadzam się. Ja się obrażam! Co wy zrobiłyście?! Matko, to będzie Luna, na bank, bo ten topielec i w ogóle... Nie wierze, jak mogłyście?!Ale całość sztosik i pocałunek oryginalnie, ale nie mogłam ogarnąć kto jest pod działaniem tego Imperiusa, trochę zagmatwane i ogólnie trochę literówek ale ja osobiście wszystko wybaczam bo jesteście świetne! ����
OdpowiedzUsuńOkej, od początku wiedziałam, że z tymi przepowiedniami to chodzi o prefektów :D Ja również uważam, że "anioł" okaże się Luną, która zaniepokojona swoimi wizjami przybędzie na ratunek! :D rozdział świetny, byłam bliska płaczu! A teraz...dawać kolejny rozdział! Na co jeszcze czekacie?! Jeżeli nie chcecie zlądować w mięsnym, radzę wam się sprężać! :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ewa!
Jestem na siebie wściekła, że wcześniej nie połączyłam faktów i nie przewidziałam okoliczności tego pocałunku. Niemniej wyszło wam to cudownie i nie mam tu żadnych zastrzeżeń. To było naprawdę pomysłowe i oryginalne.
OdpowiedzUsuńCzytając rozdział, wiedziałam już, że niedługo na scenę wróci Gregorovicz. Byłam niemal pewna, że to on zaatakuje Gryfonkę, ale totalnie zszokowało mnie to, że on i Draco są rodzeństwem.
Może nie będę was zabijać za przerwanie w takim momencie, bo musicie przecież pisać dalej. Poza tym, doskonale wiem jak autorzy opowiadań lubią znęcać się nad czytelnikami i pozostawiać ich w niewiedzy przez zakańczanie rozdziałów w najmniej odpowiedniej chwili.
Cóż, czekam na kontynuację i mam cichą nadzieję, że nasi bohaterowie jakoś wyjdą z opresji...
W końcu przeczytałam wszystkie rozdziały i mogę tylko powiedzieć że świetne opowiadanie.
OdpowiedzUsuń♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥ kocham tego bloga ♡♡♡♡ kiedy kolejny rozdział???
OdpowiedzUsuńŁoo mega rozdział ale to nie tak miało być mam nadzieje że mimo wszystko to oni jakoś przeżyją.Ale i tak was uwielbiam i życzę weny:)
OdpowiedzUsuńTrafiłam na tego bloga jakiś czas temu, pewna stronka na fb udostępniła do was link. Szczerze mówiąc dałam sobie spokój z opowiadaniami o Dramione, gdyż nie mogłam znaleźć nic ciekawego i zraziłam się tym,że większość z nich to totalny kicz. Dlatego też z obawą rozpoczęłam czytać pierwszy rozdział, ale jak się okazało nie było do tego powodów. Bardzo szybko się wciągnęłam, pierwszego dnia czytałam przez około 3h. Oczywiście bardzo szybko skończyłam czytać i powiem jedno- blog jest cudowny. Ciężko uwierzyć, że prowadzą go dwie osoby. Może dlatego fabuła jest tak genialna? Akcja jest bardzo rozbudowana, ciągle jakieś zagadki, pojawiają się nowe postacie itd. Bardzo dobrze ukazałyście uczucie łączące Hermione i Draco, nie było ani za szybko(jak na niektórych blogach po kilu dniach, a nawet godzinach) anie za długo. Jedynie do czego mam zastrzeżenia to charakter Hermiony- jest zbyt strachliwa, a przecież jest w Gryffindorze. Rozumiem jednak, że może to być wasza koncepcja artystyczna :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział
blackrainb0w_
Ps. Nie zwróciłam uwagi, czy macie jakieś konkretne dni na wstawianie postów ?
Hej :) Witamy nową czytelniczkę :) Jeśli chodzi o dni, w których pojawiają się nowe rozdziały: bywa różnie, staramy się na bieżąco informować o postępach prac w "Proroku Niecodziennym" (niestety nie jest dostępny w mobilnej wersji szablonu, której za nic w świecie nie mogę edytować).
UsuńJestem zaskoczona! Oczywiście pozytywnie. Najlepszy, pierwszy pocałunek Dramione! Zaczęłam oddychać dopiero, gdy przeczytałam wpis od Was. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału. :)
OdpowiedzUsuńdziewczyny jesteście niesamowite, szczerze was podziwiam. nie wiem jak znajdujecie na to wszystko czas, ale widać, że pisanie to wasza pasja :) rozdział jest przecudowny, opis pocałunku mimio ze w niekoniecznie sprzyjający warunkach jest nieziemski!! wracałam do niego parę razy, specjalnie wchodziłam na bloga, aby przeczytac jeszcze raz tę scenę haha czy coś ze mną nie tak? gdybyście Cię wydały z tego opowiadania książkę na pewno bym ją kupiła! ileż emocji jest w tym rozdziale aahh! nie raz wstrzymywałam oddech, ten Iwan grr.. wasz blog jest niebanalny, rozdziały są długie co w porównaniu do innych blogów jest kolosalną różnicą. szczerze, miałam porzucić już tematykę Dramione, mam już 19 lat i tak nieswojo było mi czytać opowiadania.. ( o zgrozo) większość opowiadań jest nudna, oklepana i mdła, u was jest inaczej aż chce sie czytać :) trafiłam na was blog przypadkowo, kiedyś czytałam jakieś dramione i w zakładce polecanych i czytanych przez autorkę zobaczyłam 'naucz mnie latać'- chwytliwa nazwa, nie powiem :D przeczytałam pierwsze rozdziały i przepadłam! wasze poczucie humoru, opisywanie przeżyć jest niesamowite! odpoczywajcie bo w końcu są wakacje, ale nie zapominajcie o nas! haha z niecierpliwością czekam na nowy rozdział, odświeżam stronę parę razy dziennie alby zobaczyć, czy nie ma wiadomosci co do nowych rozdziałów:D pozdrawiam Zu
OdpowiedzUsuńBardzo dziękujemy za miłe słowa :) Czytając Twój komentarz miałyśmy czerwone poliki ze szczęścia. Cieszymy się,że nasze opowiadanie przypadło ci do gustu, tym bardziej, że wiemy, jak trudno zadowolić starszych czytelników, gdyż same mamy już swoje lata XD Bądź spokojna, nie zapomnimy o opowiadaniu, właściwie to tylko piszemy i piszemy (a w przypadku Sappy także uczymy się) i nowy rozdział liczy sobie już 16 stron, a nawet nie poruszyłyśmy większości wątków. Szykujcie się na kolosa :D
UsuńO matko, siedzę ze łzami w oczach i myślę, czemu to ja nie mam takich pomysłów?
OdpowiedzUsuńA pokładałam w Ivanie dobre nadzieje... Być może dlatego, że mój kolega z ławki ma ksywkę Ivan, 'noale.
Miałam już zboczone załamanie psychicznd, ale teraz mój mózg jest przygnębiony, bo kurna chciałam coś podobnego dać w opowiadaniu o koniach, ale możecie to uznać za plagiat. Kurna, już widzę Sebę w roli Ivana!
A z tym bratem - gratulacje. Ogromne gratulacje. Tylko że ja Lucka nie lubię, no.
Pzdr!
arena-caballo.blogspot.com
Mam nadzieję, że kolejny rozdział bedzie jak najszybciej. Jak zwykle mnie zaskakujecie, co nie jest łatwe. Mam taką cichutką nadzieję, że Hermiona przeżyje i będą z Draco żyli długo i szczęśliwie. Co do anioła to myślę, że może to być Narcyza. Przecież mogła to wszystko widzieć ale nie wchodziła, bo może myślała, że i ja by złapali dlatego musiała być sprytniejsza i może to ona uratuje Hermione :) oczywiście ja tam was uwielbiam za konczenie w takich momentach, przynajmniej czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i lubię jak rozdziały kończą się z takim bum :) życzę dużo weny i mam nadzieję, że jak skonczycie te opowiadanie wezmiecie się za pisanie kolejnego :)
OdpowiedzUsuńJeśli ona teraz umrze, to będziecie odpowiedzialne za moje załamanie nerwowe. Co ja gadam, ona nie może umrzeć. Nie teraz, gdy obje już dają sobie sprawę, że są dla siebie całym światem. Jeszcze ten Ivan, który na domiar złego okazał się bratem Dracona. Mój świat jeśli chodzi o to opowiadanie stanął na głowie. Ja nawet nie wiem, co mam napisać w tym komentarzu. Myślę, że aby nie lać wody napiszę tylko, że rozdział to absolutny majstersztyk, a Hermiona musi przeżyć
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Wyśmienity rozdział! Jestem przekonana, że tym aniołem będzie Luna a Hermiona okaże się topielicą. Czekam na następny i życzę weny :D
OdpowiedzUsuńZnalazłam to opowiadanie nawet nie pamiętam gdzie i kiedy, zapisałam jego adres i tak gnił w folderze pod tytułem 'do przeczytania'. W czwartek zaczęłam czytać, na spokojnie, aż do wczorajszego wieczora. Tak się wciągnęłam, że z przerwami siedziałam od 19 do 7 rano! To co ze mną zrobiłyście to szaleństwo! Wasze opowiadanie sprawiło, że wreszcie odnalazłam to czego oczekuję od Dramione ( a jestem już fanką tego typu twórczości od ponad 6 lat!). Nie ma tu Gryfonkeczki, której przez wakacje za przeproszeniem urosły cycki i Ślizgona, który zdał sobie sprawę, że podkochuje się w swojej szlamci od trzeciego roku (są opowiadania tego typu, które ubóstwiam, ale teraz szukałam czegoś innego). Nie ma seksu już od pierwszego rozdziału tak jakby bohaterowie zapomnieli, że się nienawidzą od tylu lat. Oczywiście jest tu wiele schematów powtarzanych w Dramione: wspólne dormitorium Prefektów Naczelnych (nie podobał mi się ten pomysł, ale wy przedstawiłyście to w takich sposób, że zakochałam się w tym pomyśle), głupkowaty, acz kochany Zabini (zawsze byłam fanką takiej kreacji tego bohatera a po tym co tu przeczytałam jeszcze bardziej go pokochałam), Ron który robi się czerwony na myśl o Malfoy'u i Granger (mój gust jak najbardziej), Harry który plącze się w przedziwny romans (zazwyczaj była to Ślizgonka, ale wy zrobiłyście coś jeszcze lepszego), libacje alkoholowe mieszkańców Domu Węża (zawsze uważałam je za przesadzone, ale to ile łez śmiechu wylałam czytając tutaj opis kolejnej imprezy sprawił, że nie mogłam się doczekać kiedy chłopaki znowu się upiją), wspólny wyjazd Prefektów (pierwsze Dramione jakie przeczytałam w życiu zawierało ten motyw, więc mam do niego sentyment), Bal Bożonarodzeniowy gdzie główną uwagę przkujwają Draco z Hermioną, Krzywołap łaszący się do Ślizgona. Jednakże są też tu motywy z którymi nie miałam jeszcze okazji się spotkać: narzekający na wszystko i kujonowaty Nott będący przeciwwagą dla swoich dwóch przyjaciół (chyba mój ulubiony drugoplanowy bohater), Narcyza godząca się ze swoją rodziną, spotkania AŚ (majstersztyk! pomysł nietuzinkowy i zrealizowany w świetny sposób), Luna będąca wieszczką (pomysł jeszcze bardziej nietuzinkowy niż AŚ). Mogłabym wymieniać jeszcze długo to co zaciekawiło mnie w tym opowiadaniu do tego stopnia, że zarwałam noc...
OdpowiedzUsuńMogę z ręką na sercu przyznać, że to jest jedno z najlepszych opowiadań jakie kiedykolwiek przeczytałam i będą w mojej głowie obok innych cudeniek takich jak 'I believe in a thing called love','Paryskie dni','Z mugolem za pan brat', 'Zmowa dziewic', 'Everytime' (zróżnicowanie tematyczne i jakościowe ale każde z nich zapadło mi w pamięć). Bez ogródek (nie umniejszając autorką opowiadań, które wymieniłam) wasze jest na najwyższym poziomie stylistycznym, językowym, gramatycznym itd.
Komentarz dość obszerny, ale mam nadzieję, że doda wam siły by tworzyć kolejne rozdziały i doprowadzić tą historię do końca. Od razu mogę zaznaczyć, że to pierwszy i ostatni tak obszerny komentarz ponieważ nie należę do osób, które wysławiają autorki pod każdym rozdziałem. Nie liczy się ilość, a jakość.
Jedyne co mi pozostało to trzymać kciuki za wasz sukces i czekać na rozwój wydarzeń. Pozdrawiam z całego serca!
Nenneke
Kurcze jak usmiercice Hermione to nastepny komentarz bedę pisać z psyhiatryka XD Ogólnie bardzo fajny rozdział i te zwroty akcji itp itd ale najbardziej mnie zdziwił powrót Ivana i to że jest on bratem Dacona. Jak czytałam ostatnie sceny to normalnie myślałam że zaraz serce mi wyskoczy.
OdpowiedzUsuńWeny
-Ślizgonka
W sumie wygralam i z krukiem i z Ivanem i z bratem xd Ale nadal nie wiem czy bedzie ten wilkołak, czy nie xdd
OdpowiedzUsuńWiedziałam że to Ivan.
OdpowiedzUsuńI że są braćmi.
I że chodzi o nich w przepowiedni.
I że się kochają.
I że anioł to Draco!
Pewnie miałam napisać milion innych rzecxy, ale zdążyłam zapomneczod początku rozdziału (zawsze tak jest, to mi się podoba na wt). Tak samo miałam tamte uwagi wyżej napisać wczeswcze xD
Pozdrawiam i idę czytać o smierci malfoyów
Ja was poćwiartuję jeśli nie będzie happy endu
OdpowiedzUsuń