Nie ma ludzi brzydkich,
są tylko biedni: czyli krótka historia wielu operacji
Piękni, młodzi, sławni i przede
wszystkim bogaci: wielcy tego świata co chwilę o sobie
przypominają, czy to opowieściami o swoim życiu prywatnym, czy też
skandalami z futrem z niuchaczy w roli głównej. Czują się
ważni i uwielbiani, ale czy pozostaliby tacy, gdyby zabrakło choć
jednej z wyżej wymienionych „zalet”? Czy wokalista Fatalnych
Jędz zdołałby wyprowadzić swój zespół z grania po małych
klubach, gdyby nie jego nieprzeciętna uroda? Czy Luke Jornis stałby
się sławnym na cały świat podróżnikiem, gdyby nie miał
zaplecza finansowego? I wreszcie, czy Rita Skeeter stałaby się
sławną na cały świat czarodziejów dziennikarką, gdyby nie seria
operacji plastycznych, którą (wedle moich źródeł) przeszła w
wieku siedemnastu lat?
Tajemnice spod skalpela
Tak jest, moi drodzy czytelnicy, ta
sama Rita, która od lat szczyci się nienagannym wyglądem i tytułem
Najbardziej czarującej czarownicy tygodnika „Czarodziejskie
Zwierciadło”. Do mojego odkrycia doszło zupełnie przypadkiem,
podczas kompletowania zdjęć do reportażu o sławnych absolwentach
Hogwartu. Możecie sobie, moi drodzy czytelnicy, wyobrazić moje
zdziwienie w związku z tym, że nigdzie nie mogłem się
natknąć na zdjęcie młodocianej Skeeter! Moje dziennikarskie
usposobienie nie pozwoliło mi zostawić tego, bez choćby próby
wyjaśnienia całej sprawy. Po długich i żmudnych poszukiwaniach w
końcu udało mi się dotrzeć do rzetelnego i wiarygodnego
źródła, które rzuciło nowe światło na moje małe śledztwo.
Znajomy Rity z czasów szkolnych, który jednak wolałby zachować
anonimowość, dostarczył mi wyczerpujących informacji do
stworzenia tego artykułu. Gdy zapytałem go, dlaczego tak trudno
znaleźć kogoś, kto znałby Ritę Skeeter z czasów szkolnych,
odpowiedział:
— Bo kogoś takiego nigdy w
Hogwarcie nie było. Kobieta, która przedstawia się wszystkim jako
Rita Skeeter to tak naprawdę Ritunga Falk. Choć już praktycznie
nie przypomina tej dziewczyny, jestem pewny, że to ona. Mogła
zmienić wszystko w swoim wyglądzie, jednak charakterek wciąż
pozostał ten sam.
— Jaka była Rita alias Ritunga za
młodu?
— Tak samo mściwa, wścibska i
nieznośna jak teraz. Wtykała nos w cudze sprawy, podsłuchując
i szpiegując... później zastanawiała się, co może na tym
ugrać. Nigdy nie zapomnę tego, gdy zagroziła Otylii Woben
ujawnieniem jej romansu z zaręczonym wówczas Peterem Coottem tylko
po to, by zająć jej miejsce w reprezentacji szkoły w
rozgrywkach szachowych.
— Wracając do jej przemiany...
jak pan myśli, dlaczego to zrobiła?
— A widział pan jej dawne
zdjęcia? Delikatnie mówiąc: nie należała do najpiękniejszych.
Dla wszystkich, którzy wierzą w magię
dojrzewania i to, że zmiana rysów twarzy jest efektem diety bogatej
w błonnik, spieszę z kolejnymi rewelacjami. Udało mi się dotrzeć
do starych wyciągów bankowych i akt finansowych jednej z
prywatnych klinik, z których jasno wynika, że w kilka lat po
ukończeniu szkoły Ritunga Falk zapłaciła za 12 (!) operacji
plastycznych. Co zdecydowała się poprawić panna Falk, zanim
postanowiła przedstawić się światu jako Rita Skeeter? Podbródek,
usta, nos (2 razy), kości policzkowe, implanty (nie tylko
piersiowe), liposukcja i Merlin sam wie co jeszcze.
Czy Rita była wcześniej
Robertem?
To nie koniec rewelacji, drodzy
czytelnicy. Według innego (choć mniej wiarygodnego) źródła, Rita
Skeeter miała przejść jeszcze jedną operację… zmiany płci!
Muszę przyznać, iż sam byłem nieźle zszokowany, gdy usłyszałem
tę teorię. Według niej Skeeter to tak naprawdę Robert McSeeter,
Amerykanin, który został uznany za zaginionego podczas ostatniego
roku nauki w szkole imienia Korneliusza Agryppy. Co ciekawe,
data rzekomej operacji zmiany płci poprzedza wyżej wymienione
poprawki. Czyżby więc Robert wykonał serię operacji plastycznych
i stał się wszystkim nam dobrze znaną Ritą? Intrygująca
hipoteza, jednak poza relacją mojego informatora brakuje innych
dowodów. Nie zamierzam jednak rezygnować ze śledztwa w tej
sprawie i być może już niedługo świat obiegnie wieść, iż
jedna z najbardziej rozpoznawanych współczesnych czarownic jest…
mężczyzną. Ciekawi mnie tylko w jakim stopniu Robert ingerował w
swój wygląd? Czyżby dalej pozostawał singlem, ponieważ nie
potrafił całkowicie wyzbyć się swojej męskości? To i fakt, iż
nigdzie nie można zdobyć zdjęć Rity w kostiumie kąpielowym,
rzuca delikatne światło prawdopodobieństwa na całą teorię.
Chcę być jak ona!
Pytanie do czarodziejów z mugolskich
rodzin: czy Rita Skeeter wam kogoś nie przypomina? Czy te krótkie,
blond loczki nie przywodzą wam na myśl wyjątkowo sławnej
i atrakcyjnej gwiazdy lat pięćdziesiątych? Dla wszystkich
tych, którzy teraz się zastanawiają, co mam na myśli, już
spieszę z wyjaśnieniem: Rita Skeeter wzoruje się na...
Marilyn Monroe — mugolskiej aktorce, słynącej ze swych kobiecych
kształtów i wyjątkowej zdolności uwodzenia. Czyżby więc poddała
się tym wszystkim operacjom, by przypominać swoją idolkę? To
bardzo możliwe, wziąwszy pod uwagę dawny wygląd Ritungi i jej
niezbyt udane życie towarzyskie w okresie edukacji. Jeśli
natomiast wrócimy do drugiej teorii, śmiało można stwierdzić, iż
Robert McSeeter zapatrzony w ikonę tamtych lat i zakochany w niej do
szaleństwa postanowił zmienić płeć, zasługując tym na miano
psychofana, nieżyjącej już, mugolskiej gwiazdy.
Kim naprawdę jest Rita Skeeter?
Zakompleksioną kobietą zdolną za wszelką cenę zdobyć swój cel,
czy mężczyzną, który ma wyraźne problemy w sferze psychicznej?
Jedno jest pewne: Skeeter ma się z czego tłumaczyć społeczeństwu,
zwłaszcza potencjalnym adoratorom.
Po przeczytaniu artykułu Hermiona
jeszcze przez długi czas wpatrywała się w czasopismo, powoli
przyswajając zawarte w nim informacje. Dopiero gdy współlokator
domknął jej usta, odwróciła wzrok od gazety i spojrzała na
Ślizgona, który nie ukrywał swojego zadowolenia.
— Myślisz, że to prawda?
Arystokrata prychnął i niedbale
odrzucił najnowszy numer „Żonglera” na stół. Ułożył się
wygodniej w fotelu i spojrzał na siedzącą na jego oparciu
Gryfonkę.
— Czy to ważne? Ważne jest jedynie
to, że dzisiejsza rozprawa nie jest jej jedynym problemem. Ała!
Salazar, uważaj trochę — syknął, gdy doberman wskoczył mu na
kolana. — Ważysz już chyba tyle, co Granger, a to nie lada wyczyn
— dodał, drapiąc pupila za uchem.
Gryfonka zmierzyła chłopaka wzrokiem
i ostrzegawczo uniosła palec, mówiąc:
— Jeszcze słowo na temat mojej wagi,
a oznajmię przy wszystkich świadkach na sali, że to, co napisała
na nasz temat Rita to prawda i...
— Uważaj, bo jeszcze ktoś ci
uwierzy — wymamrotał pod nosem, wciąż głaszcząc psa, który
ułożył się wygodnie na jego kolanach.
— Żebyś się nie zdziwił! —
warknęła dziewczyna, wstając z oparcia fotela, jednak zanim
zdążyła zrobić więcej niż dwa kroki, Ślizgon z powrotem
przyciągnął ją do siebie i rzucił:
— No już, ty mój paszteciku, nie
denerwuj się tak.
Jeżeli Draco liczył, że uspokoi tym
dziewczynę, to najwyraźniej był w błędzie. Hermiona jeszcze
bardziej zmrużyła oczy i zrobiła krok w stronę kominka, by
chłopak mógł jej się dokładnie przyjrzeć. Okręciła się wokół
własnej osi i rozłożyła ręce, pytając:
— Co ci się, do cholery, nie podoba
w mojej figurze?!
— Tak właściwie to nic, ale lubię
się z tobą drażnić... — odpowiedział, niewinnie wzruszając
ramionami.
Hermiona kilkukrotnie na przemian
otwierała i zamykała usta, nie wiedząc, co ma powiedzieć. Nie
wiedziała, dlaczego tak bardzo przejmowała się jego zdaniem, ale
za każdym razem, gdy zarzucał jej problemy z wagą, przez prawie
godzinę stała przed lustrem w swojej sypialni, by utwierdzić się
w przekonaniu, że chłopak się myli.
„I on teraz mówi mi, że to
wszystko dlatego, bo lubi się ze mną drażnić?!”
— Wiesz co? — spytała w końcu,
nie za bardzo wiedząc, jak ma dokończyć zdanie, jednak gdy
zobaczyła w jego oczach rozbawienie, dodała — Masz asymetryczne
oczy.
Tym razem to Gryfonka uśmiechnęła
się, widząc, jak wesoły wyraz twarzy arystokraty ustępuje miejsca
rozdrażnieniu.
— Wcale nie — warknął i zrzucił
z siebie psa, by po chwili podejść do lustra i sprawdzić, czy w
jej słowach jest choćby szczypta prawdy.
Dziewczyna podążyła za nim, chcąc
mu dopiec jeszcze bardziej. Oparła się o ścianę i zdusiła w
sobie śmiech na widok troski na twarzy Ślizgona.
— W dodatku lewe odrobinę ci leci...
— Czy ty nie miałaś pisać testu
dla zaawansowanych u Hooch? — warknął, mrożąc ją spojrzeniem,
po czym powrócił do badania symetrii swojej twarzy.
Gryfonka wzdrygnęła się i spojrzała
na zegarek. Westchnęła z ulgą, gdy okazało się, że to
sprawdzianu ma jeszcze ponad pół godziny. Podeszła do arystokraty
i położyła mu rękę na ramieniu, mówiąc:
— Wiesz, Malfoy, ja też lubię się
z tobą drażnić.
— Granger! Ty przebrzydła, mała,
ropucho!
— No! — zawołała ostrzegawczo
dziewczyna, unosząc palec. — Jeszcze jedno takie słowo,
a będziesz musiał obyć się bez jednego ze swoich świadków.
Ślizgon wyglądał, jakby walczył ze
sobą, by coś odwarknąć. W końcu jednak postanowił chwilowo
schować dumę do kieszeni. Wyprostował się, zmierzył ją
wyniosłym spojrzeniem i wyminął, kierując się do wyjścia.
— O dziesiątej masz być gotowa —
powiedział i, nie czekając na jej reakcję, wyszedł na korytarz.
Hermiona przez chwilę stała w
miejscu. W końcu jednak zdołała odzyskać panowanie nad sobą
i podbiegła do zamykającego się przejścia. Odepchnęła ramę
i wychyliła się, by zgromić wzrokiem oddalającą się sylwetkę
współlokatora.
— O dziesiątej?! I teraz mi to
mówisz?! Czemu się gapisz? — warknęła do szóstoklasisty, który
akurat przechodził obok dormitorium prefektów.
Zaskoczony chłopak zamrugał, po czym
przyśpieszył, chcąc jak najszybciej oddalić się od rozdrażnionej
Gryfonki.
— Świetnie — prychnęła,
zamykając przejście. — Mam zjeść śniadanie, napisać test i
przebrać się w ciągu dwóch godzin — mamrotała pod nosem,
w pośpiechu wybierając odpowiednie ubrania na rozprawę.
Dobrze wiedziała, że choćby się
dwoiła i troiła, nie zdąży zrobić wszystkiego. Wyciągając z
białego pudła kosmetyki, złorzeczyła na jego ofiarodawcę,
decydując się na pominięcie śniadania.
W pośpiechu włożyła czarną
sukienkę przed kolano i pasujące do niej płaskie buty. Przez
chwilę mierzyła groźnym wzrokiem burzę nieokiełznanych loków, w
końcu jednak zdecydowała się na spięcie ich w luźnego koka.
Nałożyła lekki makijaż, kolczyki podarowane przez współlokatora
i wybiegła z dormitorium, biorąc ze sobą różdżkę i
płaszcz. Jeśli miała się wyrobić, musiała zaraz po napisaniu
testu biec do gabinetu McGonagall, by razem ze Ślizgonem udać się
do Londynu. Nadal nie mogła uwierzyć, że dopiero teraz powiedział
jej o przesunięciu rozprawy. Przez jego arogancję musiała pisać
test, dodatkowo stresując się tym, czy się nie spóźni.
Zamyślona pokonywała następne
korytarze i w ostatniej chwili odskoczyła w bok, unikając zderzenia
z ciemnowłosym Krukonem.
— Przepraszam...
— Hermiona! Właśnie cię szukałem.
Gryfonka spojrzała na niego pytająco,
sądząc, iż chłopak potrzebuje jej jako prefekta naczelnego.
— Tak? O co chodzi? — spytała,
zerkając na zegarek.
Chłopak zaśmiał się nerwowo i
podrapał po skroni, zastanawiając się, od czego zacząć rozmowę.
— Trochę mi głupio, bo właściwie
się nie znamy... ale czy miałabyś czas dzisiaj po południu? —
zapytał z wyraźną nadzieją w głosie.
— Dlaczego chcesz...?
Dziewczyna urwała, gdy przypomniała
sobie o dzisiejszym święcie zakochanych, a na jej usta wpłynął
nieśmiały uśmiech. Nigdy by nie przypuszczała, że inne uczesanie
i kilkukrotne muśniecie rzęs tuszem, wzbudzi aż takie
zainteresowanie nią wśród płci męskiej.
„Ale żeby tak od razu?”
Hermiona dokładniej przyjrzała się
Krukonowi. Był szczupły i nie za wysoki, jednak wyższy od niej
o kilka centymetrów. Miał ciemne, niebieskie oczy i ciepły,
sympatyczny uśmiech. A to, że należał do Ravenclawu, świadczyło
o nieprzeciętnej inteligencji. Na pierwszy rzut oka nie wydawał się
w niczym wyróżniać, sprawiał wrażenie przeciętnego.
— Jasne — odpowiedziała w końcu,
nie mogąc uwierzyć, że właśnie została zaproszona na randkę
w walentynki. Na samą myśl o tym na jej policzki wpełzł
rumieniec. — Ale po południu niestety jestem zajęta...
— A wieczorem? — zapytał,
przystępując z nogi na nogę.
— Chętnie.
Krukon odetchnął z ulgą i
odwzajemnił jej uśmiech.
— Co powiesz na siódmą, w
bibliotece?
Hermiona zamrugała, zaskoczona jego
propozycją. Nie oczekiwała róż, świec i wina, ale z drugiej
strony biblioteka niezbyt pasowała jej na miejsce na pierwszą
randkę.
— Brzmi nieźle...
— Erick — podpowiedział chłopak,
widząc jej pytające spojrzenie.
— … Erick. Przepraszam, ale muszę
iść...
— Och, no tak. W takim razie, do
zobaczenia o siódmej, Hermiono. Nie mogę się doczekać.
Gryfonka przez chwilę obserwowała,
jak Erick wchodzi po schodach, czując radość, szok i dumę.
Nie mogła się doczekać miny arystokraty, gdy oświadczył mu, że
wbrew jego przewidywaniom spędzi walentynkowy wieczór z miłym
Krukonem. I wcale nie zgodziła się na spotkanie wyłącznie po to,
by dopiec Draconowi!
Ponownie zerknęła na zegarek i
rzuciła się biegiem w kierunku gabinetu profesor Hooch, która,
delikatnie mówiąc, nie była zbytnio zadowolona spóźnieniem
uczennicy. Mamrocząc coś pod nosem, podała jej arkusz i wskazała
miejsce przy niewielkim stoliku. Hermiona bez żadnego problemu
odpowiedziała na pierwsze pytania. Gdy doszła do zadania związanego
z Quidditchem, uśmiechnęła się.
Kim był Józef Wroński
i co wniósł do Quidditcha? Opisz opracowany przez niego manewr.
Przypominając sobie lekcję udzieloną
przez arystokratę, z uśmiechem udzieliła poprawnej odpowiedzi.
***
— No nareszcie, Granger, ile można
czekać?
Hermiona zgromiła go spojrzeniem,
jednak chłopak nic sobie z tego nie robił. Z założonymi
rękami, przypatrywał się jej krytycznym spojrzeniem.
Gryfonka nic nie odpowiedziała ze
względu na dyrektorkę.
— Oczekuje waszego przybycia
najpóźniej o dziewiętnastej — oznajmiła McGonagall. — Proszę
mnie poinformować, gdyby rozprawa miała się przeciągnąć.
Powodzenia.
Draco przewrócił oczami i nabrał
garść proszku ze stojącego na stoliczku pojemnika. Wszedł do
kominka i z podejrzanym uśmieszkiem spojrzał na współlokatorkę.
— Tawerna — powiedział pewnym
tonem i zniknął w zielonych płomieniach.
Hermiona zmarszczyła brwi, zaskoczona
jego wyborem. Powinni przenieść się do Ministerstwa Magii... chyba
że coś się zmieniło i od jakiegoś czasu rozprawy o zniesławienie
odbywają się w restauracjach. Miała złe przeczucia, jednak nie
miała innego wyboru jak wziąć przykład z arystokraty i przenieść
się do Tawerny.
Chwilę później ujrzała go
opierającego się o ścianę, dokładnie naprzeciw niej. Wyszła
z kominka i rozejrzała się. Był to podłużny pokój. Po
jednej stronie znajdowały się cztery kominki i niewielkie,
przymocowane do ścian dzbaneczki z proszkiem Fiuu. Naprzeciwko
znajdowały się czarne, niskie kanapy i niewielkie szklane
szafki z książkami i gazetami.
— Mógłbyś mi chociaż powiedzieć,
dlaczego znaleźliśmy się akurat tutaj? — spytała zirytowana
dziewczyna, upewniając się, czy nie zabrudziła płaszcza.
— Mam do załatwienia pewną sprawę
i musisz mi pomóc.
Hermiona ruszyła za nim i znaleźli
się w pomieszczeniu, które poznała w czasie ich ostatniej wizyty
na Pokątnej.
— Oczywiście... żadnego „proszę,
Granger”, żadnego „przepraszam, że zabieram twój czas,
Granger”... Nie, ja po prostu muszę ci pomóc.
— Przestań marudzić — powiedział,
odruchowo przytrzymując jej drzwi. — Im szybciej skończymy, tym
szybciej coś zjesz. Wiem, że nie jadłaś śniadania. Przed
rozprawą pójdziemy do restauracji, możesz nawet jakąś wybrać —
dodał wspaniałomyślnie.
— Myślisz, że można przekupić
mnie jedzeniem? — spytała oburzona.
— Tak.
Miał rację.
— Więc co chcesz zrobić? Podbić
świat? Czy może od razu cały wszechświat? — ironizowała,
decydując się na wybranie najdroższego dania, gdy w końcu
wylądują w restauracji.
Oczywiście nie zrobi to dla niego
żadnej różnicy, ale i tak będzie czuła satysfakcję z tej małej
zemsty.
— Ciekawy pomysł i doceniam to, że
tak we mnie wierzysz, pudlu, ale dzisiaj chcę tylko wymienić
pieniądze na mugolskie — odpowiedział ze złośliwym uśmieszkiem,
wybijając ją tym jednym zdaniem z rytmu.
Dziewczyna zatrzymała się i
zaskoczona wpatrywała się w Ślizgona, który nie przerwał marszu.
Dogoniła go i zapytała:
— Ty i... mugolskie pieniądze? Jak?
Co? Jak???
Draco zaśmiał się, wchodząc po
marmurowych, białych schodach.
— Mam pewne zobowiązanie i niestety
sam nie mogę sobie z nim poradzić. Potrzebuję osoby z tego
otoczenia, a tak się składa, że jesteś jedyną taką osobą,
którą... hmm... toleruję.
— Rany, Malfoy, ty mnie tolerujesz.
To prawie tak, jakbyś wyznał mi miłość. Kiedy mam się
spodziewać pierścionka? — spytała cicho, ponieważ już
znajdowali się w holu wypełnionym klientami i pracownikami banku
Gringotta.
— Coś pomiędzy zatrzymaniem się
Ziemi a zmartwychwstaniem Merlina.
Hermiona parsknęła śmiechem i
zaczerwieniła się, widząc karcące spojrzenie przechodzącego obok
goblina. Ślizgon gestem dał jej znać, by zaczekała tu, aż
skończy załatwiać papierkowe sprawy. Nie pozostało jej nic
innego, jak stanąć na uboczu i cierpliwie czekać.
Obserwowała, jak współlokator
podchodzi do lady i po krótkiej rozmowie z goblinem zaczyna
wypełniać podany mu plik pergaminów. Widziała, jak wahał się
nad jedną stroną. W końcu zerknął na nią przez ramię i skinął
głową, dając znać, by do niego podeszła. Zaciekawiona, spełniła
jego niemy rozkaz.
— Granger, czy trzy tysiące funtów
to dużo? — spytał cicho, nachylając się nad nią.
Gryfonka zamrugała, wpatrując się w
milczeniu. W końcu jednak udało jej się wykrztusić parę słów.
— No wiesz... zależy, co kupujesz...
Tak, dużo — powiedziała, widząc jego zniecierpliwienie.
Draco skinął głową i wypełnił
ostatnią stronę. Na koniec złożył zamaszysty podpis i oddał
plik dokumentów staremu goblinowi, który podejrzliwie spoglądał
to na pergamin, to na nich.
— Jakiś problem?
— Proszę chwilę zaczekać...
Goblin podał dokumenty swojemu
pomocnikowi, który rzucił na nie okiem i zniknął za drzwiami,
prowadzącymi do czarodziejskich skrytek.
— Em... Malfoy? Po co ci trzy tysiące
funtów?
Ślizgon tylko uśmiechnął się
tajemniczo, jeszcze bardziej rozbudzając ciekawość dziewczyny.
Chcąc nie chcąc, Hermiona zaczęła przyzwyczajać się do tego, że
przebywając z nim, nuda staje się pojęciem abstrakcyjnym.
W końcu Draco dostał plik mugolskich
banknotów. Przyjrzał im się krytycznym wzrokiem i odebrał je
od goblina, trzymając je dwoma palcami, jakby wzbudzały w nim
obrzydzenie. Skinął głową pracownikowi Gringotta, schował
pieniądze do wewnętrznej kieszeni płaszcza i razem z dziewczyną
wyszedł na zewnątrz.
— Beznadziejne.
— Słucham? — spytała Hermiona,
słysząc jego ciche mamrotanie pod nosem.
— Mówię, że te... pieniądze są
beznadziejne. Cienkie jakieś.
— Raczej lekkie i praktyczne —
odparła, podążając za nim do Dziurawego Kotła.
Jeśli jej przypuszczenia były
prawdziwe, arystokrata prowadził ją do mugolskiej części miasta,
by coś kupić.
„Tylko co?”
— Praktyczne? Nie sądzę. Są
podatne na uszkodzenia i łatwo je zgubić — ciągnął dalej
Ślizgon, nie chcąc przegrać tego drobnego pojedynku.
Wyciągnął różdżkę i otworzył
przejście do Dziurawego Kotła.
— Przesadzasz. Monety również łatwo
można zgubić, są mniejsze. Dzień dobry — powiedziała do
właściciela pubu i dodała: — Jesteś po prostu uprzedzony do
wszystkiego, co jest niemagiczne.
Draco prychnął pod nosem i ponownie
przytrzymał jej drzwi.
— Uprzedzony? Uwierz mi, Granger,
prędzej usłyszę wypadające monety, niż kawałek marnego papieru
— oznajmił, uważnie się rozglądając. — A teraz powiedz mi,
gdzie mogę kupić... roz-dra-bniacz — powiedział, powoli i
wyraźnie wymawiając każdą sylabę, obcego dla niego, słowa.
Widocznie Gryfonka musiała mieć
wyjątkowo śmieszną minę, bo roześmiał się gromko i palcem
domknął jej otwarte usta.
— Co? — wydukała niemądrze, tempo
wpatrując się w niego.
— Roz-dra-bniacz kuchenny —
powtórzył rozbawiony.
Dziewczyna pokręciła głową,
podejrzewając się o chorobę umysłową. W końcu niemożliwe jest,
by Draco Malfoy, wysoko urodzony Ślizgon i były Śmierciożerca
najpierw wymienił pieniądze na mugolskie funty, a później ni
stąd, ni zowąd postanowił zakupić robota kuchennego! W jego
ustach to słowo brzmiało niemal egzotycznie.
— Granger? Słyszałaś, co
powiedziałem? Powoli zaczynam nabierać przekonania, że to nie
Longbottom jest najsłabszym ogniwem Gryffindoru.
Hermiona pokręciła głową, próbując
dojść do siebie.
— Ale po co ci...?
Ślizgon westchnął zniecierpliwiony.
— Na Merlina, Granger, nie muszę ci
się tłumaczyć. Wiesz, czy nie wiesz, gdzie mogę to kupić? No to
prowadź — dodał, gdy dziewczyna skinęła głową.
Skręciła w lewo i przeszła na drugą
stronę ulicy, prowadząc arystokratę do najbliższego supermarketu.
Co chwilę zerkała na swojego towarzysza. Wydawał się tu nie
pasować. Jak zwykle miał na sobie nienaganny, czarny płaszcz, a
przydługie już włosy, targane przez delikatne podmuchy wiatru, co
chwila opadały mu na oczy. Szedł wyprostowany, z wysoko uniesioną
głową, zupełnie, jakby cały Londyn należał do niego.
Z niesmakiem przyglądał się mijanym wystawom sklepowym, na
których, z okazji dzisiejszego święta, przeważały poduszki
w kształcie serca, kartki walentynkowe i ogromne lizaki z
napisem Kocham cię.
— Dowiem się w końcu, dlaczego
Draco Malfoy kupuje rozdrabniacz kuchenny? — spytała Gryfonka,
kierując się ku drzwiom wejściowym do sklepu.
— Poćwiartuję cię, zmielę, a
później będę pić jako koktajl proteinowy — odpowiedział na
pozór poważnym tonem, jednak dziewczyna dostrzegła, że kąciki
jego ust niemal niezauważalnie unoszą się, łagodząc wyraz jego
twarzy.
Dziewczyna westchnęła, zrezygnowana.
Doskonale wiedziała, jak trudno jest z niego wyciągnąć cokolwiek
podczas zwyczajnej rozmowy. W końcu wzruszyła ramionami, dochodząc
do wniosku, że kolejne próby nie mają najmniejszego sensu.
— Mdli mnie — oznajmił Ślizgon,
rzeczywiście wyglądając, jakby za chwilę miał zwymiotować.
Wszystkie wystawy, które do tej pory
widzieli, nie mogły równać się z tym, co zastali w centrum
handlowym. Gryfonka rozejrzała się, na chwilę zatrzymując wzrok
na girlandach serduszek zawieszonych pod sufitem. Przed nimi
znajdowało się stoisko, ustawione specjalnie z okazji
walentynek. Na prawo od nich ciągnęła się kolejka do kwiaciarni,
a nieco dalej spacerowała przebrana za kupidyna dziewczynka,
wręczając napotykanym parom drobne upominki.
— Idziemy — warknął nagle i
chwycił Hermionę za nadgarstek, gdy zauważył zbliżającą się
do nich kobietę z koszem kwiatów. — Gdzie teraz? — zapytał,
gdy znalazł w końcu bezpieczne, wolne od natrętów miejsce.
Puścił rękę dziewczyny, gdy zdał
sobie sprawę z tego, że muszą wyglądać zupełnie tak samo, jak
wszystkie migdalące się do siebie pary, które do tej pory mijali.
Kasztanowłosa rozejrzała się, jednak
nigdzie w pobliżu nie dostrzegła szukanego supermarketu. Podeszła
do tablicy informacyjnej i przyjrzała się rozmieszczeniu
poszczególnych sklepów.
— I?
Odwróciła się i zauważyła, że
chłopak z dezorientacją przygląda się schematowi galerii.
— Jest na pierwszym piętrze —
odpowiedziała, rozglądając się w poszukiwaniu ruchomych schodów.
— Chodź — rzuciła i ruszyła przed siebie, mijając grupkę
ludzi, którzy wyszli z pobliskiego sklepiku. — Powiesz mi
przynajmniej, o której jest ta rozprawa?
Draco zlustrował wzrokiem widok, jaki
pojawił mu się przed oczami, gdy w końcu znaleźli się na
pierwszym piętrze. Ludzie wymijali się, głośno rozmawiając,
śmiejąc się i taszcząc ze sobą ogromne, wypełnione po brzegi
torby. Miał wrażenie, że każdy jego zmysł jest atakowany przez
setki odgłosów, zapachów i kolorów, jednak najgorsze były głośne
piski. Z dezaprobatą spojrzał na pracowników sklepu,
siedzących za dziwnie wyposażonymi biurkami. Za każdym razem, gdy
podnosili wybrany przez klienta towar, biurko wydawało z siebie
przeszywający, nieprzyjemny dla niego dźwięk. Delikatnie potarł
skroń, już czując nadchodzącą migrenę. Zerknął na
współlokatorkę, która wpatrywała się w niego, najwyraźniej
oczekując odpowiedzi.
— Coś mówiłaś?
Westchnęła i ruszyła w kierunku
bramek.
— Pytałam się ile czasu mamy na
pozałatwianie wszystkich spraw.
Arystokrata z nieufnością podszedł
do bramek i przeszedł przez nie, mrucząc pod nosem.
— Mamy być w Ministerstwie na drugą.
Dziewczyna skinęła głową, wpatrując
się w tabliczki informacyjne wiszące nad półkami. Wydawało mu
się, że Gryfonka czuje się niekomfortowo i nie przepada za
zakupami. Zaczynał się martwić, czy aby na pewno dobrze postąpił,
wybierając ją na swojego pomocnika.
W końcu jednak Hermiona skręciła w
prawo, gdzie znajdowała się tabliczka z napisem RTV/AGD. Szedł za
nią, z nadzieją, że szybko dokonają zakupu i w końcu
opuszczą sklep. Nie mógł być w większym błędzie. Stanął
jak wryty na widok kilku alejek wypełnionych przeróżnymi, dziwnie
wyglądającymi rzeczami. Niektóre lśniły i wyglądały na
ciężkie, inne były matowe i wyglądały bardzo krucho. Jednak w
największe osłupienie wprawiły go ogromne i cienkie sprzęty,
wyświetlające obrazy.
— To telewizory — powiedziała
cicho Hermiona, widząc, gdzie spogląda jej współlokator. — I
przestań się w nie wpatrywać jak w stado latających krów.
Spojrzał na nią zaskoczony.
— Niby czemu ktoś miałby lewitować
stado krów? — spytał, marszcząc brwi.
Gryfonka machnęła ręką i ruszyła
wzdłuż alejek. Nie mając innego wyjścia, Draco westchnął ciężko
i podążył za nią.
Dziesięć minut później arystokrata
zaczął tracić cierpliwość. Lawirowali między półkami
i kolejnymi alejkami, jednak nigdzie nie mogli znaleźć
rozdrabniaczy. Draco usiadł na różowej kanapie w żółte kwiatki
i motylki, która była częścią wystawy mebli do pokoju
dziecięcego i zgromił współlokatorkę oskarżającym
spojrzeniem.
— Myślałem, że wiesz, co robisz —
zarzucił, wyciągając przed siebie obolałe nogi.
Dziewczyna oparła dłonie na biodrach
i prychnął pod nosem.
— Och, proszę mi wybaczyć, ale tak
się składa, że nie znam na pamięć rozkładów wszystkich
sklepów, znajdujących się w Londynie — warknęła i obróciła
się na pięcie.
— Granger, gdzie ty się znowu...
Dziewczyna zerknęła na niego przez
ramię, nie przerywając marszu.
— Idę poszukać kogoś, kto może
nam pomóc.
Przeklinając, Ślizgon wstał z kanapy
i ruszył za nią, w myślach wyobrażając sobie przeróżne sposoby
uśmiercenia Gryfonki, nie pomijając tego, w którym szczątki
dziewczyny w końcu trafiają do poszukiwanego rozdrabniacza.
Gdy w końcu się z nią zrównał, przystanęła, rozglądając się
za jakimś pracownikiem sklepu. Stanęła na palcach, próbując
wyłowić z tłumu charakterystyczne niebieskie koszulki. W
końcu zauważyła stojącego na małej drabince mężczyznę, który
rozstawiał towary. Ciągnąc za sobą współlokatora, Hermiona
ruszyła w jego stronę.
— Przepraszam. Mógłby nam pan
pomóc?
Zerknął na nią, ukazując im młodą
i atrakcyjną twarz, okalaną niesfornymi, czarnymi puklami.
— Jasne — odpowiedział i zszedł z
drabinki.
Wytarł ręce o spodnie i spojrzał na
nich wyczekująco.
— Czy mógłby nas pan zaprowadzić
do rozdrabniaczy kuchennych? Szukaliśmy już wszędzie, gdzie
mogłyby być, ale nie możemy ich znaleźć.
Pracownik sklepu skinął głową i
zaprowadził dziewczynę do jednej z pierwszych alejek. Widząc
dziesiątki modeli robotów kuchennych, Hermiona od razu wiedziała,
że sama nie poradzi sobie w wyborze odpowiedniego sprzętu i
poprosiła o wskazanie kilku najlepszych z nich. Podziękowała za
pomoc i po raz kolejny przeszła się wzdłuż alejki.
— Wiesz, Malfoy, myślę, że ten
będzie najlepszy. Ma wymienne części do różnych... Malfoy?
Gryfonka odwróciła się, nie
otrzymawszy od Ślizgona żadnej odpowiedzi i wytrzeszczyła oczy na
widok arystokraty, grającego w strzelankę. Co gorsza, obok niego
stał nastoletni chłopiec, raz po raz udzielając blondynowi
wskazówek. Na wielkim ekranie co chwila pojawiały się eksplozje i
strumienie krwi. Ruszyła w ich stronę, zupełnie nie zwracając
uwagi na pozostałych klientów robiących zakupy. Mamrocząc
przeprosiny do potrąconej przez nią starszej pani, podeszła do
współlokatora.
— Nie, nie! W lewo! Idź w lewo —
szeptał gorączkowo chłopiec, zaciskając pięści.
— Nie pouczaj mnie, kmiotku —
mruknął pogardliwie Draco, nawet nie odrywając wzroku od ekranu. —
Dobrze wiem, co robię — dodał i szybko zerknął na pada, by
upewnić się, czy naciska odpowiedni przycisk.
— Umm... Malfoy?
— Nie teraz, Granger — arystokrata
uśmiechnął się wrednie, namierzając kolejnego żołnierza
wrogiej armii. — Muszę pozabijać parę osób.
— Malfoy, jeśli tak dalej pójdzie,
spóźnimy się na rozprawę.
Ślizgon cmoknął zirytowany i rzucił
jej karcące spojrzenie. W momencie jego nieuwagi, przeciwnicy
zdołali go pokonać.
— Widzisz, cholera, co zrobiłaś?
Zabili mnie!
— Dobrze, przykro mi, kupię ci
piękną wiązankę, a teraz chodźmy już do tych rozdrabniaczy. Bo
jeszcze pomyślę, że spodobała ci się mugolska zabawka — dodała
szeptem, by zmusić go do porzucenia gry.
Arystokrata cofnął się o krok,
oburzony jej słowami.
— Jeszcze czego! Byłem po prostu
zaskoczony, że można tym... czymś — skinął głową na pada —
sterować ludźmi jak Imperiusem.
Hermiona głośno przełknęła ślinę
i zerknęła na chłopca, który z zaciekawieniem przysłuchiwał się
ich rozmowie. Jej współlokator był zbyt pochłonięty swoim
odkryciem, by zorientować się, jak jego słowa wpłynęły na
nastolatka. Starała się jak najszybciej wymyślić odpowiednie
wyjaśnienie dla wypowiedzi Ślizgona. Odchrząknęła i poczekała,
aż chłopak przeniesie na nią swoje spojrzenie. Robiąc smutną
minę, wycelowała palec w skroń i zakręciła nim kilka kółeczek.
Chłopak skinął głową i uśmiechnął się współczująco.
Mijając dziewczynę, poklepał ją po ramieniu.
— Mógłbyś uważać na to, co
mówisz? Jesteśmy w miejscu, gdzie roi się od mugoli, a ty nic
sobie z tego nie robisz. Jeszcze trochę i zamkną nas albo w
szpitalu psychiatrycznym, albo w Azkabanie — syknęła
Gryfonka i, nie czekając na odpowiedź współlokatora, wróciła do
półki z robotami kuchennymi.
— Przesadzasz, Granger. Jeszcze
trochę i nici z obiadu.
Prychnęła i odrzuciła lok, który
wydostał się z upięcia.
— Wcale nie przesadzam. Boli cię to,
że mam rację. I przestań mnie szantażować jedzeniem —
powiedziała nieco głośniej, by zagłuszyć burczenie, jakie
właśnie w tej chwili wydobyło się z jej brzucha.
— Nie zamierzam rezygnować z
haczyka, na który, jak się okazuje, można cię skutecznie złapać,
Granger.
— Można, bo przez ciebie nie zjadłam
śniadania! Ten jest najlepszy — dodała, wskazując na srebrny
model rozdrabniacza. — Ma wymienne końcówki i kilka dodatkowych
funkcji... I tak po prostu mi zaufasz? — zdziwiła się Hermiona,
widząc, jak arystokrata zdejmuje pudło.
— Tobie? Nie. Po prostu widzę, że
jest najdroższy — odpowiedział Ślizgon.
Hermiona szła do kasy zamyślona.
Odwróciła się, by przyjąć pieniądze od współlokatora i samej
nie do końca rozumiejąc, dlaczego to robi, powiedziała:
— Wiesz, Malfoy, nie wszystko, za co
zapłacisz najwięcej, jest dobre.
Arystokrata zamarł na krótką chwilę
i spojrzał z powagą w bursztynowe oczy Gryfonki. Przez chwilę
dziewczyna myślała, że nic jej nie odpowie. Twarz miał
nieprzeniknioną, pozbawioną wszelkich emocji.
— Nie, Granger. Nie wszystko —
zgodził się cicho.
Dziewczyna odwróciła się dopiero
wtedy, gdy przyszła ich kolej. Czując się niezręcznie, podała
kasjerce pokaźny plik banknotów. Kobieta dokładnie przyjrzała jej
się znad okularów, zupełnie jakby miała ją za złodziejkę. W
pośpiechu odebrała resztę i odsunęła się, robiąc przejście
dla Ślizgona.
Udało im się zejść na dół,
omijając nachalnych sprzedawców próbujących namówić ich na
zakup słodyczy i upominków. Zadowoleni z końca zakupów, szli
raźnym krokiem, do momentu, gdy tuż przed wyjściem zaczepiła ich
staruszka.
— Jaka piękna z was para! —
zachwyciła się, podchodząc do nich.
— Nie jesteśmy parą — wycedził
Ślizgon, wymijając kobietę.
— Ale wyraźnie macie się ku sobie.
Może kupi pan kwiaty dla dziewczyny?
Arystokrata odwrócił się i znacząco
spojrzał na Gryfonkę.
Hermiona zerkała to na współlokatora
to na sprzedawczynię, niepewna co ma zrobić. Nie mogła tak po
prostu zachować się jak on i bez słowa ją wyminąć. Widząc jej
zawahanie, kobieta zwróciła się do Ślizgona.
— Może różyczki? Czerwone? Nie,
nie wygląda mi pan na tradycjonalistę... Och, to może barwione?
Schodzą jak świeże bułeczki! Czarne, niebieskie, fioletowe...
Sprzedawczyni z szerokim uśmiechem
zachwycała swój towar, wskazując coraz to nowe okazy. Draco posłał
Hermionie oskarżające spojrzenie, zupełnie, jakby specjalnie się
ociągała, by musiał kupić jej kwiaty. Zirytowany zerknął na
zegarek i chwycił pierwszy z brzegu bukiet tulipanów. Wcisnął
w dłoń sprzedawczyni banknot i nie czekając na resztę, chwycił
Gryfonkę za nadgarstek i pociągnął ją w stronę wyjścia. Gdy
byli już na zewnątrz, bez słowa podał dziewczynie kwiaty.
— Dziękuję, Malfoy. Co prawda
kupione z przymusu i trochę je połamałeś, ale dziękuję.
— Granger... — powiedział
ostrzegawczo Ślizgon.
— Wiesz — ciągnęła dalej, nie
zwracając uwagi na jego ciche wtrącenie. — To już drugi raz, gdy
dajesz mi kwiaty.
— Drugi?
— Jeśli liczyć kwiat paproci to
tak, drugi.
Draco pokręcił głową, nie mogąc
pojąć pokrętnego myślenia dziewczyny. Przeszedł na drugą stronę
i oznajmił:
— Nie przyzwyczajaj się, Granger. To
pierwsza i ostatnia rzecz, jaką dla ciebie kupiłem.
— Wcześniej kupiłeś mi już buty,
sukienkę, kolczyki, kosmetyki, a za chwilę postawisz mi obiad. Nie,
Malfoy, ty nic mi nie kupujesz — zakpiła, po czym zatrzymała się,
gdy Ślizgon skręcił, prowadząc ją do bardziej ruchliwej części
miasta. — Gdzie ty idziesz?
Spojrzał na nią z niewinną miną i
rzucił:
— Myślałem, że chcesz coś zjeść,
Granger.
Hermiona założyła ręce na piersi i
zmierzyła go groźnym spojrzeniem.
— O nie. Nic z tego, Malfoy.
Obiecałeś, że to ja wybiorę restaurację. I tak się składa, że
już wiem, gdzie pójdziemy.
— Daleko jest ta restauracja? —
spytał chłopak zrezygnowanym tonem.
Domyślał się, że Gryfonka
zaprowadzi go do mugolskiej knajpy, zapewne z okropnym jedzeniem
i jeszcze gorszym wystrojem.
— Za dziesięć minut będziemy na
miejscu.
Już miała się odwrócić, jednak
zauważyła, jak jej współlokator wchodzi do wąskiej uliczki i
wyciąga różdżkę. Nim zdołała podejść do niego i zobaczyć co
robi, zdążył wrócić. Szedł szybciej, niosąc pudło z wyraźną
lekkością.
Hermiona wędrowała dobrze znanymi jej
ulicami, kierując się do miejsca, gdzie co piątek razem z ojcem
odreagowywała kuchenne eksperymenty Jean Granger. Weszła do środka
i uśmiechnęła się. Od czasu jej ostatniej wizyty nic się
nie zmieniło. Przestronne pomieszczenie nadal wypełniały
ciemnobrązowe stoły i krzesła, a z drewnianych kolumn i
krokwi zwisały kwiaty. Piaskowe ściany zdobiły obrazy głównie
przedstawiające wina i słoneczne plaże. Za barem znajdowała się
zajmująca całą powierzchnię ściany półka z winami.
Gryfonka zerknęła za siebie, by
zobaczyć reakcję współlokatora na swój wybór. Ślizgon
z obojętną miną lustrował pomieszczenie badawczym wzrokiem.
Skrzywił się na widok kwiatów i prostych, drewnianych stołów,
jednak nic nie powiedział. Rozejrzał się w poszukiwaniu wolnego
stolika i ruszył w jego stronę. Hermiona w duchu dziękowała
Godrykowi za posturę arystokraty, dzięki której chłopak bez
problemu lawirował między ludźmi, przy okazji torując jej
przejście.
Zawiesili płaszcze na oparciu krzeseł
i usiedli przy stojącym przy ścianie stoliku dla dwojga.
— Jak ci się podoba? — spytała
Gryfonka.
Arystokrata odpiął pierwsze guziki
czarnej koszuli.
— Wolę cichsze i mniej gwarne
miejsca — odparł wymijająco, z dezaprobatą przyglądając się
otaczającym go mugolom.
Hermiona była pewna, że po raz
pierwszy znajdował się w takiej sytuacji. Nie dość, że był na
zakupach w hipermarkecie, to jeszcze wylądował w mugolskiej
restauracji. Jednak nawet tutaj nie dawał po sobie poznać, że
marzy jedynie o tym, by jak najszybciej wyjść na zewnątrz.
Po chwili namysłu Draco ściągnął
również szarą marynarkę. Zastanawiał się, ile czasu minie, nim
ktokolwiek do nich podejdzie. Rozsiadł się na krześle, zarzucając
ramię na jego oparcie. Dłonią zaczął wystukiwać rytm na blacie
stolika. Uśmiechnął się złośliwie, widząc wymowne spojrzenie
dziewczyny.
— Wiesz, że mnie to denerwuje.
— Wiem — powiedział przeciągle.
Hermiona pokręciła głową i głośno
westchnęła, jednak postanowiła mu odpuścić po trudach
dzisiejszego poranka. Siedzieli w ciszy, mierząc się wzrokiem,
dopóki nie podszedł do nich kelner.
— Co podać?
Draco przeniósł na niego swój wzrok,
a chłopak zadrżał pod wpływem jego spojrzenia. Gryfonka szczerze
współczuła biedakowi, doskonale wiedziała, że Ślizgon jednym
spojrzeniem potrafił odebrać odwagę największemu śmiałkowi.
Arystokrata sięgnął po menu.
Przejrzał ofertę restauracji i pogładził się po podbródku. Miał
chęć zamówić coś naprawdę dobrego, jednak zdecydował się na
spaghetti.
„Przecież czegoś tak prostego
nie da się zepsuć, prawda?”
— To samo — poprosiła Hermiona.
Chłopak skinął głową, szybkim
ruchem dłoni zapisując zamówienie.
— Coś do picia?
— Kieliszek Chateau Duhart Milon
Rothschild — powiedział Ślizgon z idealnym akcentem.
Kelner przez chwilę stał, nie wiedząc
co powiedzieć. Zamrugał i zerknął na Gryfonkę, szukając u niej
pomocy.
— Nie mamy akurat tego wina —
oznajmił w końcu.
— Daj po prostu najlepsze jakie
macie. A dla pani sok pomarańczowy, świeżo wyciśnięty —
warknął zirytowany arystokrata, machnięciem dłoni odprawiając
chłopaka. — Co? — spytał, widząc naganne spojrzenie
dziewczyny.
— Mógłbyś być odrobinę milszy.
— Co ja niby takiego zrobiłem?
— Nic — odpowiedziała Hermiona,
zakładając ręce na piersi.
Odwróciła głowę i wymownie
spojrzała w stronę okien.
— Och, więc teraz odbywam karę
milczenia, tak? Będziesz po prostu siedzieć i tępo gapić się w
szybę? Świetnie. Jak dla mnie możesz sobie tak siedzieć cały
dzień. Będę miał chwilę spokoju. Proszę bardzo — rzucił
chłopak, ponownie wystukując rytm. — Zostawię mu duży napiwek.
Zadowolona? — warknął po minucie, ze złością patrząc na
współlokatorkę.
Gryfonka w końcu spojrzała na niego i
uśmiechnęła się.
— Można tak powiedzieć —
powiedziała z jeszcze większym uśmiechem.
Ślizgon zmarszczył brwi.
— Dlaczego tak się śmiejesz?
Hermiona oparła łokcie o stół i
wsparła głowę na dłoniach, nachylając się do chłopaka.
— A więc teraz jestem panią, tak?
Draco przewrócił oczami i uśmiechnął
się ironicznie.
— Czyżbym pomylił płeć? Wybacz,
ale naprawdę sądziłem, że posiadasz piersi, zwłaszcza że przez
pewien czas byłem tobą i sam je... widziałem.
Gryfonka zaśmiała się i po raz
kolejny odrzuciła niesforny kosmyk włosów. Czuła rosnące
podekscytowanie rozpoczynającą się potyczką między nią a
współlokatorem.
— Na wszystko masz przygotowaną
sarkastyczną odpowiedź? — spytała, przechylając głowę, jakby
chciała mu się przyjrzeć pod innym kątem.
— Wyobraź sobie, Granger, że nie.
— Nie? Jakoś nie mogę w to
uwierzyć.
— Raz na piątym roku jeden Puchon
powiedział mi, że moje włosy przypominają sierść demimoza z
jego tylnej części ciała. Przez całą minutę stałem jak
zamurowany i gapiłem się na niego.
— I co w końcu zrobiłeś? —
spytała szczerze zaciekawiona.
— Trzasnąłem chama w twarz i
wyszedłem z sali. Oczywiście wtedy nie wiedziałem, że włosy z
ogona demimoza są niezwykle delikatne i piękne. Nie mówiąc już o
tym, jak bardzo są cenne — dodał Ślizgon, rozkładając swoją
serwetkę.
Hermiona parsknęła śmiechem i
zniżyła głos, widząc zbliżającego się kelnera.
— Podsumowując, nawet prawiąc ci
komplementy, można nieźle oberwać. Czy ktoś ci kiedyś
powiedział, że życie z tobą jest odrobinę ciężkie, Malfoy?
— Do tej pory jakoś nikt nie
narzekał — odpowiedział, wzruszając ramionami.
Kelner postawił szklankę przed
Hermioną, nalał w kieliszek odrobinę czerwonego wina i podał
go Ślizgonowi, czekając na werdykt. Blondyn spróbował wina,
skinął głową i podał kieliszek kelnerowi, by tym razem napełnił
go do połowy.
— I jak tam? — spytała dziewczyna,
gdy ponownie zostali sami.
Arystokrata skrzywił się i wzruszył
ramionami.
— Nie najlepsze, ale mogło być
gorzej. Spróbuj — powiedział i nachylił się do Gryfonki.
Hermiona, nie odrywając spojrzenia od
jego stalowych oczu, rozchyliła wargi, pozwalając, by chłopak
przystawił chłodne szkło do jej ust i upiła łyk. Zamknęła
oczy, oswajając się z gorzkim smakiem. Oblizała dolną wargę,
zabierając z niej samotną, czerwoną kroplę. Gdy na powrót
otworzyła oczy, oboje odskoczyli od siebie, mając świadomość,
jak intymny był gest arystokraty.
— Może być — przyznała cicho
Hermiona.
Nie wiedząc, co ze sobą zrobić,
chwyciła szklankę soku, by pozbyć się kuszącego, gorzkiego smaku
wina. Miała ochotę wstać i wyściskać kelnera, gdy ten w końcu
zjawił się, niosąc zamówione przez nich dania.
Pół godziny później opuszczali
restaurację. Gryfonka spojrzała zaskoczona na współlokatora, gdy
ten skręcił w lewo.
— Myślałam, że wrócimy na Pokątną
i stamtąd skorzystamy z kominka.
— Możemy nie zdążyć. Skorzystamy
z jednego z wejść dla interesantów, jest niedaleko.
Hermiona spojrzała na niego,
zaskoczona tym, że w pobliżu miejsca, w którym się wychowała,
znajduje się wejście do Ministerstwa. Zapięła płaszczyk i
ruszyła za Ślizgonem. Ulice nadal wypełnione były zakochanymi i
sprzedawcami, ze wszystkich stron otoczeni byli kwiatami i pluszowymi
misiami. Gdy po raz kolejny ktoś potrącił Gryfonkę, ta obronnie
przytuliła do siebie kwiaty, by uchronić je przed złamaniem.
W końcu nie co dzień dostaje się kwiaty od... byłego wroga.
„Bo chyba tym teraz dla mnie jest”
— pomyślała. „Jest... atrakcyjny, nie ma co się okłamywać,
do tego potrafi używać mózgu... choć co do tego nadal mam
wątpliwości... i czasami potrafi być miły. Jak nazywać kogoś,
kto nie jest przyjacielem, ale na pewno już nie wrogiem?” —
zastanawiała się.
W pewnym momencie o mało nie wywróciła
się, potykając się o korzeń, który zdołał przedrzeć się
przez chodnik. Zamarła, gdy zdała sobie sprawę, że dobrze zna ten
korzeń. Niemal codziennie, gdy szła do szkoły, potykała się o
niego.
Jeszcze nim uniosła głowę,
wiedziała, co zobaczy. Małą, ale zadbaną uliczkę, otoczoną
piętrowymi domami. Ogródki, niektóre nieuporządkowane, niektóre
przesadnie wypielęgnowane, tak jak u państwa Weastwood'ów. Dwóch
sąsiadów, kłócących się od paru lat o to, kto komu zastawia
wyjazd.
Hermiona była zaskoczona tym, jak
rzeczywistość wiernie oddawała jej wspomnienia. Każdy, nawet
najmniejszy szczegół pozostał niezmieniony. Spojrzała na
arystokratę, który szedł dalej, nawet nie zauważając tego, że
wyprzedził dziewczynę i zostawia ją daleko w tyle. Przez chwilę
chciała zawołać, by zawrócił. Nie chciała przechodzić obok
swojego starego domu, nie była jeszcze na to gotowa. Choć często
zastanawiała się, jak teraz wygląda, miała ochotę odwrócić się
i uciec jak najdalej, jednak nie mogła tego zrobić. Nie mogła
wykrztusić słowa, by powstrzymać Ślizgona od dalszej drogi. Mimo
bólu rosnącego w klatce piersiowej zrobiła pierwszy krok.
Niemal widziała siebie jako
siedmioletnią dziewczynkę idącą do szkoły tą samą drogą, po
której teraz kroczył arystokrata. Zagryzła wargę, by powstrzymać
napływ łez i zrobiła następny krok. Przyśpieszyła, wpatrując
się w plecy Dracona, byle tylko nie widzieć miejsc, które znała
od urodzenia. Nie uniosła głowy, dobrze wiedząc, że teraz właśnie
mijają rozłożyste drzewo, na które kiedyś się wspinała
i zawsze potem wracała do domu z otartymi kolanami.
Ślizgon, nie wiedząc, że każdy jego
krok sprawia dziewczynie ból, skręcił, mijając plac zabaw. I tu
wszystko pozostało bez zmian. Te same ławki, ogrodzenie i huśtawki,
na których Hermiona uwielbiała się bawić.
Z mocno bijącym sercem patrzyła, jak
powoli jej dom wyłania się spomiędzy sąsiednich budynków
i drzew. Zatrzymała się naprzeciw niego i jak zahipnotyzowana
wpatrywała się obrazek, jakim była szczęśliwa rodzina,
korzystająca z ładnej pogody. Cała trójka, rodzice i syn,
beztrosko bawili się z psem, nieświadomi dramatu, stojącej parę
metrów od nich, dziewczyny.
Gryfonka przysłoniła dłonią usta,
by powstrzymać szloch i przeniosła wzrok z powrotem na dom.
W czasie wojny został niemal doszczętnie zniszczony. Teraz, po
odbudowie, prawie w ogóle nie przypominał pierwowzoru. Jedyne,
co zostało zachowane z dawnego wyglądu to niewielka weranda i
balkon, wychodzący z niegdysiejszej sypialni rodziców.
Mocniej zacisnęła dłonie na
metalowych prętach, przygryzając policzek. Miała nadzieję, że
fizyczny ból odciągnie ją od wspomnień, które raniły ją
dotkliwiej, niż ten jeden gest. Przechyliła głowę, zerkając na
rosnące na posesji drzewo. Nowi lokatorzy również zawiesili na
jednej z gałęzi huśtawkę, co przypomniało jej jeden z wieczorów,
kiedy siedziała na zewnątrz z nosem w książce.
Z odrętwienia wyrwał ją ostry,
przenikliwy dźwięk. Podskoczyła i zerknęła w bok. Tuż obok, na
jednym z prętów siedział kruk. Przez chwilę patrzyła mu prosto w
oczy, po czym ptak odleciał, zostawiając ją samą. Zaniepokojona,
potarła ramiona i wróciła spojrzeniem do rozłożystego dębu.
Draco zatrzymał się, zaniepokojony
ciszą wokół niego. Zerknął przez ramię, by upewnić się, czy
nigdzie nie zgubił współlokatorki i zobaczył ją opierającą się
o ogrodzenie. Ze łzami w oczach wpatrywała się w jasny,
piętrowy dom. Natychmiast zrozumiał, co się dzieje i powoli
podszedł do Gryfonki, zatrzymując się tuż za nią.
— Taka jest kolej rzeczy, Granger —
powiedział, sprawiając, że Hermiona wzdrygnęła się. Poczekał,
aż odwróciła się do niego i kontynuował: — Inni się rodzą,
inni umierają. Nie zmienisz tego.
Dziewczyna spuściła głowę,
wlepiając wzrok w swoje dłonie. Dopiero gdy zdołała się
uspokoić, ponownie spojrzała mu w oczy.
— Brutalne.
— Ale prawdziwe. Wystarczająco długo
ich opłakiwałaś. Odpuść sobie w końcu, Granger.
Hermiona skinęła głową i niepewnie
się uśmiechnęła. Wiedziała, co Ślizgon chce jej powiedzieć, na
swój pokrętny sposób. Pamięć o bliskich i pielęgnowanie
wspomnień jest najlepszą formą oddania im hołdu i choć wydawało
jej się, że jest na to o wiele za wcześnie, nadszedł czas, by
ostatecznie pogodzić się z tym, co ofiarował jej los.
— Chodźmy. Przecież nie chcemy się
spóźnić — powiedziała Gryfonka i razem z chłopakiem
pokonała dwie następne uliczki.
Arystokrata w pewnym momencie skręcił
i podszedł do starego automatu z napojami, z którego Hermiona
wielokrotnie korzystała. Znajdował się w mało uczęszczanej,
zacienionej uliczce, przez co tylko ci, którzy wiedzieli o jego
istnieniu, mogli go zauważyć.
Draco stanął przed automatem, wyjął
z kieszeni sykla i wrzucił go do maszyny. Odsunął się, czekając
aż przejście się otworzy, jednak nic takiego się nie wydarzyło.
— To na pewno ten automat, Malfoy? —
spytała dziewczyna, badawczym wzrokiem lustrując maszynę.
— Oczywiście, że to ten. Powinien
otworzyć się po wrzuceniu jakiejkolwiek monety czarodziejów.
Przynajmniej tak mi mówiono...
Hermiona podeszła bliżej, by
dokładniej przyjrzeć się przejściu do Ministerstwa.
— Może trzeba jeszcze wpisać kod?
Hmm... zobaczmy — mruknęła pod nosem i wcisnęła cyfry
sześć-dwa-cztery-cztery-dwa. Odskoczyła, gdy przód automatu
otworzył się, ukazując wejście do windy.
— Skąd wiedziałaś? — spytał
zaskoczony Ślizgon.
— Intuicja.
Blondyn uniósł brew.
— Kod jest wydrapany na bocznej
ściance — przyznała niechętnie Hermiona i zmrużyła oczy na
widok jego uśmieszku.
Weszła do środka i stanęła w kącie,
by zrobić miejsce dla arystokraty. W windzie natychmiast zapaliła
się pojedyncza żarówka.
— Witamy w Ministerstwie Magii.
Proszę podać cel wizyty — oznajmił stanowczy, kobiecy głos.
— Draco Malfoy i Hermiona Granger.
Rozprawa o zniesławienie.
Gryfonka zwróciła się ku panelowi z
przyciskami, skąd dobiegło ciche chrobotanie. Z otworu
wydobyły się dwie plakietki. Podała jedną Ślizgonowi, drugą
przypinając do sukienki.
— W holu głównym pewnie roi się od
dziennikarzy czy innych szui, dlatego też, gdy przejdziemy przez
kontrolę różdżek, rozdzielimy się. Gabinet mecenasa Powella jest
na drugim pietrze, zaraz obok Służb Administracyjnych
Wizengamotu... w razie czego zapytasz kogoś o drogę — dodał,
widząc niemrawą minę Gryfonki. — Daj mi te kwiatki. I tak będę
musiał znaleźć kogoś, kto prześle ten rozdrabniacz.
Drzwi windy otworzyły się, ukazując
główny hol Ministerstwa. Nowym władzom udało się przywrócić mu
dawny wygląd, choć było też kilka nowych akcentów. Na jednym
z marmurowych filarów widniała tablica pamiątkowa, ku czci
poległych w Bitwie o Hogwart. Wygrawerowane złotym atramentem
nazwiska poległych mieniły się w blasku słońca, zwracając uwagę
mijających je osób.
Hermiona ruszyła za swoim
współlokatorem w kierunku punktu obsługi interesantów. O ile
ona sama była przytłoczona przez ogrom tego pomieszczenia i wielość
ozdób, Ślizgon zdawał się nie zwracać na nie najmniejszej uwagi.
Gdy tylko stróż oddał arystokracie
różdżkę, ten ruszył przed siebie, zostawiając Gryfonkę w holu.
Dziewczyna westchnęła i rozejrzała się po pomieszczeniu, dając
Ślizgonowi szansę na oddalenie się. Korzystając z tego, że ma
wolną chwilę, udała się do toalety, by sprawdzić, czy delikatny
makijaż nie wymaga poprawek. Na co dzień nie była przyzwyczajona
do tuszu do rzęs, a nie chciała wystąpić przed członkami
Wizengamotu, wyglądając jak panda. Poprawiła rozmazany makijaż i
udała się w stronę wind. Chwilę później weszła do jednej z
nich w towarzystwie dwóch czarodziejów w niebieskich szatach
oraz czarownicy z plikiem pergaminów w ręku.
— Piętro drugie: Departament
Przestrzegania prawa czarodziejów.
Hermiona wyszła z windy, rozglądając
się po piętrze. Nie mając najmniejszego pojęcia gdzie idzie,
skręciła w lewo.
„Łatwo trafić... zaraz obok
Służb Administracyjnych Wizengamotu... tylko o tym, gdzie mieszczą
się te służby, to już zapomniał powiedzieć!” —
pomyślała po przeszukaniu wybranego korytarza.
Wróciła do windy i ruszyła środkowym
korytarzem, który również okazał się tym nieodpowiednim.
Porządnie poirytowana Gryfonka skręciła w ostatni z nich.
— No nareszcie, Granger — powitał
ją zniecierpliwiony arystokrata, gdy weszła do gabinetu. Siedział
na wygodnej kanapie, z ręką przerzuconą przez jej oparcie w
nonszalanckim geście. — Mówiąc, że masz ruszyć chwilę po
mnie, miałem na myśli CHWILĘ, a nie wieczność. Zaburzasz
harmonogram pana mecenasa.
— Nie przesadzajmy, jest jeszcze
wystarczająco dużo czasu, by omówić wszystkie kwestie dotyczące
sprawy. Czego się panienka napije? Kawy, herbaty? — spytał
wynajęty przez Malfoya adwokat, po czym usiadł naprzeciwko
chłopaka.
Był to postawny, wysoki mężczyzna,
jeden z tych, na których wystarczyło rzucić tylko jedno
spojrzenie, by wiedzieć, z kim ma się do czynienia. Poruszał się
w sposób, podkreślający jego autorytet i pozycję w środowisku
adwokackim.
— Poproszę herbatę —
odpowiedziała Gryfonka, po czym ruszyła w stronę Dracona, widząc,
jak ten przesuwa się, by zrobić dla niej miejsce.
— Maruka! — zawołał pan Powell.
Chwilę później w gabinecie pojawiła się drobna skrzatka, ubrana
w szary mundurek. — Przynieś nam herbatę.
Arystokrata rzucił dziewczynie
ostrzegawcze spojrzenie, zupełnie jakby spodziewał się tego, że
Gryfonka zaraz zacznie wygłaszać manifest swojej, walczącej o
prawa skrzatów domowych, organizacji.
— Zanim zaczniemy omawiać szczegóły,
pragnę zapoznać was z ogólnym harmonogramem przebiegu rozprawy z
zakresu naruszenia cywilnego prawa czarodziejów — powiedział
mecenas Powell, niskim, głębokim głosem. — Podobnie jak w innych
rozprawach, każdy członek Wizengamotu może wziąć w niej udział.
Nie martwcie się jednak — dodał, widząc zdenerwowanie na twarzy
dziewczyny — powództwa cywilne nie cieszą się takim
zainteresowaniem jak procesy o naruszenie Podstawowego Kodeksu
Czarodziejów. Zdziwiłbym się, gdyby przyszło więcej niż pięciu
przedstawicieli składu sędziowskiego — kontynuował, nie
zwracając uwagi na skrzatkę, która pojawiła się w gabinecie,
niosąc tacę z filiżankami. Postawiła ją na stole i wycofała się
do drugiego pomieszczenia, starając się nie zwracać na siebie
niczyjej uwagi.
— A jak wygląda kwestia samego
przesłuchania? — spytał chłopak, wsypując do filiżanki
łyżeczkę cukru.
Gryfonka przesunęła się na krawędź
kanapy, z uwagą wsłuchując się w słowa pana Powella. Skupiając
się na tym, by zapamiętać jak najwięcej z jego porad, nie
zauważyła, jak Ślizgon podaje jej herbatę. Dopiero, gdy mecenas
przerwał swój wywód, dziewczyna zorientowała się, że blondyn
podstawia jej filiżankę. By ukryć zmieszanie, upiła łyk napoju,
parząc sobie język.
— Reasumując, odpowiadajcie na
pytania zebranych członków rady oraz adwokatów obu stron możliwie
jak najzwięźlej, bez zbędnych ubarwień — podsumował mecenas,
pakując do teczki pergamin z odręcznymi notatkami. — Również
zeznania świadków powołanych przez panią Skeeter nie powinny
sprowokować kłopotliwych pytań. Już czas — oznajmił, zerkając
na zegarek.
Choć było jeszcze dość wcześnie,
Hermiona z ulgą przyjęła fakt, że wreszcie udadzą się na
miejsce rozprawy. To oczekiwanie było chyba najgorsze, a
przynajmniej tak sobie powtarzała. Podczas wszystkich testów i
egzaminów, najgorszymi były te chwile zaraz przed, kiedy nie
zostawało jej nic innego, jak tylko czekać. Gdy zaczynała
odpowiadać na pytania, stres i trema opuszczały ją, schodząc na
boczny plan. Miała nadzieję, że tak będzie i tym razem.
— Tędy, Granger — powiedział
arystokrata, widząc, jak Gryfonka kieruje się w stronę windy.
Skinieniem głowy wskazał jej boczny
hol, w którym przed chwilą zniknął jego adwokat.
— Myślałam, że rozprawa jest w
sali na dziewiątym piętrze — odpowiedziała, gdy znaleźli się w
pustym korytarzu.
— Bo jest, ale przed nią aż roi się
od dziennikarzy. Mecenas wprowadzi nas bocznym wejściem —
oznajmił, prowadząc dziewczynę jednym z przejść dla pracowników.
Gryfonka wzięła głęboki oddech. Co
prawda omówili z adwokatem wszystkie szczegóły sprawy, jednak
stresowała się jej przebiegiem, a w szczególności pytaniami,
które mogły paść po zeznaniach świadków Skeeter. Nie mogła się
na nie przygotować i nie wiedziała, czy przypadkiem nie powie
czegoś, co zaprzepaści ich szansę na wygraną.
Gdy zatrzymali się przed drzwiami,
spojrzała na Ślizgona. Sprawiał wrażenie opanowanego
i znudzonego, jednak znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, że
to tylko pozory. Jego pewna postawa i zaciętość w oczach tak
naprawdę skrywały niepokój i zdenerwowanie.
— Gotowi? — spytał adwokat.
Arystokrata niemal niezauważalnie
skinął głową i poprawił krawat, po czym wszedł do sali rozpraw,
zupełnie ignorując niepewne spojrzenie Gryfonki.
Pomieszczenie w ogóle nie przypominało
tego, które znała z relacji Harry'ego. Co prawda nad salą górowały
ławy sędziowskie, jednak wchodząc do środka, nie miało się
poczucia, że jest się przez nie osaczonym. Jasne, marmurowe ściany
nadawały wnętrzu przejrzystości i optycznie powiększały salę.
Na niewielkim wzniesieniu znajdowała się ciemnobrązowa ława dla
członków Wizengamotu. W odległości paru metrów, po obu stronach
ustawione były miejsca dla mecenasów i ich klientów. Za nimi
znajdowała się długa, zaokrąglona ława dla świadków. Na samym
końcu sali w równych rzędach ustawione były krzesła dla
obserwatorów i dziennikarzy, którzy, na szczęście dla Hermiony,
mieli nie zostać wpuszczeni na rozprawę.
Sala powoli wypełniała się
świadkami. Gdy wszedł do niej protokolant, Gryfonka rozejrzała
się, ciekawa tego, kto jeszcze będzie zeznawał. Kilka miejsc od
niej siedział kelner z „Tawerny” w towarzystwie pana
Ollivandera. Dziewczyna zmarszczyła brwi, widząc wesoło do niej
machającego Zabiniego. Może i nie była mistrzem taktyki i
ekspertem w kwestii prawa, jednak nawet ona wiedziała, że
powoływanie go na świadka jest lekkomyślne i niebezpieczne.
Już miała zapytać o to swojego
współlokatora, gdy do sali weszła Rita Skeeter, ubrana w zieloną
garsonkę. Na chwilę zatrzymała się w miejscu przeznaczonym dla
świadków i zmroziła wzrokiem mężczyznę siedzącego w kącie
sali. Hermiona jęknęła, rozpoznając w nim dziennikarza
„Żonglera”. Obawiała się, że następny jego artykuł może
dotyczyć tej rozprawy, a co za tym idzie także jej osoby.
Gryfonka starała się przypomnieć sobie imię kobiety siedzącej
obok niego, jednak doszła do wniosku, że nigdy wcześniej jej nie
spotkała.
W międzyczasie do Zabiniego dosiadła
się Pansy Parkinson, która raz po raz rzucała Hermionie wściekłe
spojrzenie, zupełnie jakby przebywanie w tak bliskim otoczeniu
arystokraty było niedopuszczalne dla kogoś jej pokroju.
Gdy dziennikarka w końcu zajęła
przeznaczone dla siebie miejsce, posłała im jedno ze swoich
pogardliwych spojrzeń, zupełnie jakby już wygrała rozprawę.
— Spokojnie — uspokoił Ślizgona
adwokat, widząc zmianę w wyrazie twarzy arystokraty.
— Jestem spokojny. Nie po to
wynająłem najdroższego prawnika w tym kraju, by obawiać się
tego, jaki zapadnie wyrok — oznajmił wyniośle blondyn, nie
spuszczając wzroku ze Skeeter, która po drugiej stronie sali
omawiała ostatnie szczegóły ze swoim prawnikiem.
— Oczywiście zrobię wszystko, co w
mojej mocy, ale wiele zależeć będzie od zeznań świadków —
mówiąc to, niemal niezauważalnie zerknął na, siedzącą za nimi,
dziewczynę.
Arystokrata również się odwrócił,
jednak w przeciwieństwie do pana Powella patrzył na nią
ostrzegawczo, jakby chciał powiedzieć: „Tylko spróbuj to
zepsuć”.
Drzwi otworzyły się i do sali weszło
trzech członków Wizengamotu, niosących akta sprawy. Ubrani
w śliwkowe szaty z wyhaftowaną literą „W” na lewej
piersi, wyróżniali się na tle zgromadzonych osób. Najstarszy z
nich usiadł pośrodku i zaczął przeglądać plik pergaminów.
Wyglądał na zmęczonego i znużonego, zupełnie jakby
przeprowadzał kolejną tego dnia sprawę o podobnej tematyce.
Przydługie brwi sterczały mu na wszystkie strony, a ciężkie,
opadające powieki sprawiały wrażenie, jakby miał za chwilę
zasnąć. Pozostali dwaj sędziowie pełnili funkcję pomocników
i grupowali zebrane dokumenty.
— Dziękuję ci, Rubens —
powiedział główny sędzia i wziął od swojego kolegi urzędowy
pergamin. — Sprawa numer 328L o zniesławienie, szerzenie
nieprawdziwych informacji i podejrzenie bezprawnego posługiwania
się animagią z powództwa Dracona Lucjusza Malfoya przeciwko Ricie
Skeeter. Widzę, że powód i pozwana zjawili się w sądzie ze
swoimi przedstawicielami, proponuję przejść od razu do sedna.
Proszę pozwaną o powstanie. Pani Rita Skeeter, lat czterdzieści
siedem, zamieszkała przy Charing Cross Road trzydzieści siedem?
— Wszystko się zgadza —
odpowiedziała dziennikarka z szerokim uśmiechem.
— Jest pani oskarżona o bezprawne
posługiwanie się umiejętnością animagii, szykanowanie, szerzenie
nieprawdziwych informacji, zniesławienie i zszarganie dobrego
imienia obecnego na sali powoda. Czy zechciałaby pani zeznawać?
Może pani także skorzystać z możliwości odmowy składania
zeznań.
— W rzeczy samej z niej skorzystam.
Nie mam sobie nic do zarzucenia, sąd także dojdzie do takich
wniosków, gdy tylko przesłucha moich świadków — powiedziała,
kokieteryjnie do niego mrugając.
Draco rzucił swojemu adwokatowi
porozumiewawcze spojrzenie. Skeeter postąpiła dokładnie tak, jak
przewidział: odmówiła złożenia wyjaśnień w sprawie, w
przeciwnym wypadku musiałaby się przyznać do wieloletniego bycia
niezarejestrowanym animagiem.
Sędzia zdawał się nie zwrócić
najmniejszej uwagi na zachowanie dziennikarki. Wziął do ręki
kolejny pergamin i oznajmił:
— Przejdźmy zatem do kolejnego
punktu rozprawy. Proszę powoda o powstanie.
Arystokrata powoli wstał z miejsca i
poprawił marynarkę, uprzejmie patrząc w stronę sędziego.
— Pan Draco Lucjusz Malfoy, lat
siedemnaście, zamieszkały w Malfoy Manor w hrabstwie
Wiltshire?
— Tak.
— Jest pan oskarżycielem posiłkowym
w sprawie o zniesławienie i szereg innych wykroczeń. Czy zechciałby
pan złożyć zeznania? Może pan również...
— Chcę zeznawać — odparł,
przerywając sędziemu.
—W porządku. W takim razie proszę
przedstawić swoje stanowisko i relacje, jakie łączą pana
z Hermioną Granger.
— Moje stanowisko jest następujące:
artykuł napisany przez tę kobietę to stek bzdur, układających
się w jeszcze głupszą historię, która nigdy nie miała i
nie będzie mieć miejsca. Z Granger łączy mnie tylko to, że
chodzimy razem do szkoły, a co za tym idzie, musimy czasem przebywać
w swoim towarzystwie, wypełniając obowiązki prefektów naczelnych.
Nie jestem z tego powodu zadowolony, każdy może zaświadczyć
o tym, jak bardzo nie chciałem pełnić tej zaszczytnej funkcji,
właśnie ze względu na jej towarzystwo. — Arystokrata mówił
pewnym, oschłym tonem, nie zająknąwszy się ani razu. Nie
rozglądał się po sali, wpatrywał się w trójkę sędziów,
starając się przedstawić im swoje racje. — W gruncie rzeczy,
gdyby nie odgórny nakaz dyrektorki, z własnej woli nie przebywałbym
w jej otoczeniu ani przez moment. Jestem jednak odpowiedzialnym
człowiekiem i postanowiłem wywiązać się z obowiązków
nałożonych na moją osobę dla dobra szkoły i jej uczniów,
ignorując niechęć do pewnych... osób. Dlatego też wnoszę
o ukaranie wspomnianej dziennikarki, jako że szerzyła
nieprawdziwe, niepotwierdzone informacje, często pochodzące
z niewiarygodnych źródeł, czym działała na szkodę mojej
osoby, a także moich bliskich. — Ślizgon zakończył swoją
wypowiedź i czekał na reakcję sędziów.
— To wszystko?
— Tak, myślę, że wystarczająco
jasno przedstawiłem moje stanowisko — oznajmił, po czym zajął
miejsce obok swojego adwokata.
Nastąpiła chwila ciszy, podczas
której obecni na sali członkowie Wizengamotu robili notatki
odnośnie wysłuchanych przed chwilą zeznań. Wymienili ze sobą
kilka zdań, po czym ponownie głos zabrał przewodniczący sędzia.
— Panna Hermiona Jean Granger.
Gryfonka wstała z ławy i podeszła do
miejsca wyznaczonego dla osób składających zeznania. Stanęła
przy barierce, starając się nie myśleć o tym, że uwaga
wszystkich zebranych na sali skupiła się na niej.
— Panna Hermiona Jean Granger, lat
osiemnaście, zamieszkała przy...
Drzwi otworzyły się z głośnym
skrzypnięciem. Gryfonka odwróciła się, ciekawa kto spóźnił się
na rozprawę, a z jej ust wydobył się cichy jęk.
W jej stronę szła Rose Granger,
prowadzona przez jednego czarodzieja ze służb administracyjnych,
podpierając się na swojej lasce, z którą nie rozstawała się od
lat.
— No to teraz się zacznie... —
powiedział wesoło Zabini, robiąc obok siebie miejsce dla kobiety.
— Puść mnie, młody człowieku —
powiedziała dziarsko babcia Rose do pomagającego jej mężczyzny. —
Nie jestem aż taka niedołężna, żeby mnie pod ramię prowadzić —
po czym usiadła obok Blaise'a.
— Witam szanowną panią — Hermiona
usłyszała niski głos Zabiniego.
Odwróciła się w stronę
arystokraty, niemo pytając go, co to wszystko ma znaczyć. Ślizgon
nie wydawał się być zachwycony obecnością kobiety, jednak jego
adwokat musiał uznać, że jej zeznania korzystnie wpłyną na
przebieg rozprawy.
— Ach, w kościach mnie łamie, a ten
łobuz mnie po sądach ciąga... co mi przyszło na stare lata...
— Yhym... — odchrząknął sędzia
— czy moglibyśmy wrócić do sprawy?
— Proszę bardzo, proszę się nie
krępować — odpowiedziała Rose Granger, z głośnym hukiem
odstawiając swoją laskę.
Arystokrata rzucił rozgniewane
spojrzenie w stronę swojego adwokata, jednak nic nie powiedział,
nie chcąc po raz kolejny przerywać rozprawy.
— Panna Hermiona Jean Granger, lat
osiemnaście, zamieszkała przy Little Newport Street 16?
— Od jakiegoś czasu już tam nie
mieszkam — odpowiedziała Gryfonka, odpędzając od siebie obraz
rodzinnego domu.
Starszy sędzia spojrzał pytająco na
jednego ze swoich pomocników, oczekując wyjaśnień. Po chwili
przyjrzał się dokumentom i dodał:
— Ach tak, musiała nastąpić
pomyłka. Pani obecny adres zameldowania to Spring Lane 120?
— Zgadza się.
— Jakby pani mogła opisać relacje,
które wiążą panią z Draconem Malfoyem?
Zmarszczyła brwi, starając się ubrać
w słowa to, co ich łączyło. Widząc ponaglające spojrzenie
sędziów, zaczęła:
— Chodzimy razem do jednej szkoły. W
gruncie rzeczy to wszystko.
— A czy to prawda, że zamieszkujecie
jedno dormitorium? — zapytał drugi sędzia, zaglądając do akt
sprawy.
Hermiona odchrząknęła, czując na
sobie złośliwe spojrzenie Rity Skeeter.
— Tak, jednak spowodowane jest to
tym, że oboje pełnimy funkcję prefekta naczelnego. Oboje
dowiedzieliśmy się o tym od dyrektorki w dniu rozpoczęcia szkoły.
— Dziękuję — powiedział sędzia
i gestem wskazał mecenasa dziennikarki, dając mu tym samym prawo do
przepytania świadka.
Mężczyzna wstał, po raz ostatni
zerknął w dokumenty i skierował spojrzenie na Gryfonkę.
— Według raportu grupy
resocjalizacyjnej, potocznie nazywaną grupą Anonimowych
Śmierciożerców, spędziliście na osobności trzy tygodnie podczas
pierwszej edycji Turnieju Międzyszkolnego. Czy tak?
— Zgadza się...
— Jak określiłaby pani relacje
przed i po uczestnictwie w Turnieju? — przerwał jej adwokat,
zupełnie, jakby nie usłyszał odpowiedzi dziewczyny.
Hermiona rzuciła szybkie spojrzenie w
stronę Ślizgona, który teraz poprawił się na krześle i z
napięciem jej się przyglądał.
— W ciągu ubiegłych lat nie...
darzyliśmy się sympatią z powodu... — Gryfonka zawahała się.
Jeśliby powiedziała, że Malfoy pogardzał nią ze względu na jej
pochodzenie, przysporzyłaby mu kłopotów. Nie mogła tego
powiedzieć, nie osłabiając tym samym opinii na temat jego rzekomej
przemiany. — ... z powodu odmiennych charakterów — dokończyła
nieskładnie i niepewnie się uśmiechnęła, gdy kątem oka
zauważyła, jak arystokrata kiwa głową. — Natomiast muszę
przyznać, że w czasie Turnieju nasze relacje uległy poprawie, choć
nie na tyle, by móc nazwać nas parą bądź przyjaciółmi.
— I chce mi pani powiedzieć, że w
ciągu tych trzech tygodni nie doszło między wami do żadnej...
dwuznacznej sytuacji — ironizował mężczyzna.
Podczas gdy Hermiona walczyła z
rumieńcem, Draco ledwie zauważalnie uśmiechnął się pod nosem,
gdy przed oczami pojawiło się wspomnienie wijącej się ze śmiechu
Gryfonki, gdy ze łzami w oczach prosiła, by przestał ją
łaskotać.
„Dwuznaczna sytuacja? Nie, nie
przypominam sobie żadnej” — pomyślał rozbawiony, choć
uśmiech spełzł mu z ust, gdy przypomniał sobie o wszystkich
drobnych gestach, które wykonywał niemal nieświadomie.
Podświadomie wyczuwał, że dziewczyna również o nich myśli.
— Och, ty łobuzie! — zawołała
oburzona pani Rose i pogroziła pięścią adwokatowi Rity Skeeter. —
Moja wnuczka jest dobrze wychowana i na pewno nie migdaliłaby się z
tym chuliganem na pustyni!
— Spokój! — zawołał sędzia,
przywołując zebranych do porządku. — Pani Granger, jeszcze jedno
takie zachowanie, a wyproszę panią z sali.
— Możesz spróbować. Nie z takimi
dawałam sobie radę, ty łysy pawianie — burknęła pod nosem,
wywołując u Blaise'a atak wesołości.
Chłopak przygryzł pięść, by
powstrzymać gromki wybuch śmiechu.
— Mówiła coś pani? — dopytywał
się sędzia, pochylając się, by móc dosłyszeć.
— Ależ skąd.
Członek Wizengamotu pokręcił głową
i zerknął na mecenasa, bezgłośnie nakazując mu kontynuowanie
przesłuchania.
— A więc?
— Nie. Oczywiście, że nie —
zapewniła gorliwie Gryfonka.
— Jednak nie zaprzeczy pani, że
podczas wyjazdu mile spędzała czas z Draconem Malfoyem. Poza tym
współpracując, na pewno dochodziło do sytuacji, w których
musieliście się zbliżyć. Nie tyle duchowo co...
— Jeśli można — wtrącił pan
Powell, powoli podnosząc się z miejsca. — Chciałbym przypomnieć
drogiemu koledze, że zapomniał o jednym istotnym fakcie. Mianowicie
nie wspomniał pan, iż ani mój klient, ani panna Granger nie udała
się na Turniej dobrowolnie, lecz zostali wybrani przez Minervę
McGonagall, dyrektorkę szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Nie
można więc nawet mówić o mile spędzonym czasie, czy zbliżeniach,
których mój kolega tak uparcie się trzyma. Postawmy sprawę jasno:
dwójka nieprzepadających za sobą osób została wysłana do dziczy
i zmuszona do współpracy. Przy takich warunkach raczej trudno
dochodzi do zbliżeń, zarówno duchowych, jak pan to pięknie
określił — tu zwrócił się do adwokata — jak i fizycznych.
Pan Powell usiadł i jak gdyby nigdy
nic, leniwym ruchem dłoni zapisał coś na pergaminie i nachylił
się do arystokraty, wymieniając z nim parę uwag.
— A więc? — dopytywał się
mężczyzna, ze złością zerkając na Powella.
— Nie przeczę, bywały chwilę,
gdy... żyło nam się ze sobą lepiej, jednak do niczego między
nami nie doszło — oznajmiła Hermiona, nieświadomie pocierając
rękę, czując na niej fantomowy dotyk dłoni Ślizgona. — Po
powrocie do szkoły, nasze stosunki się poprawiły, jednak, jak już
wspomniałam, nie na tyle, by do czegokolwiek między nami doszło.
— Ostatnie pytanie, panie Anderson i
świadka przejmuje strona przeciwna — wtrącił Rubens.
— Proszę opisać zachowanie pana
Malfoya względem pani na Balu Bożonarodzeniowym.
Hermiona odetchnęła z ulgą, na myśl,
że już za chwilę będzie bezpieczna. Wzięła głęboki oddech
i odpowiedziała na pytanie, starannie dobierając słowa.
— Był kulturalny i uprzejmy, choć
dochodziło także do drobnych sprzeczek.
— Nie mam więcej pytań — oznajmił
pan Anderson i usiadł obok swojej klientki, która natychmiast
nachyliła się do niego i zaczęła coś wściekle szeptać.
Pan Powell wyprostował się na całą
swoją imponującą wysokość i w przeciwieństwie do poprzednika,
opuścił swoje miejsce. Stanął naprzeciwko Gryfonki i uśmiechnął
się dobrodusznie.
— Panno Granger, wiem, że to niezbyt
przyjemne, jednak proszę panią, by opisała nam te „ubiegłe
lata”, o których pani wspomniała. Ile to już czasu tak za
sobą... nie przepadacie?
— Nasza... niechęć do siebie trwa
od pierwszego roku nauki w Hogwarcie.
— Aż tyle? Rozumiem, że trwa
nieprzerwanie od ośmiu lat, jeśli dobrze liczę — powiedział
adwokat, po czym rozpoczął powolną wędrówkę wzdłuż sali. —
Raczej trudno zaprzyjaźnić się tak po prostu, po tak długim
okresie różnych konfliktów i awantur — mruknął niby do siebie,
jednak wystarczająco głośno, by wszyscy, łącznie z sędziami, go
usłyszeli. — Czy pan Malfoy był zadowolony, gdy dowiedział się
o wspólnym dormitorium?
— Był zły i z początku mieliśmy
duże... problemy z dogadaniem się — odpowiedziała Hermiona,
zerkając na arystokratę. Niemal uśmiechnęła się, gdy
przypomniała sobie jej zemstę, za wyznaczenie granic dormitorium.
— Podczas turnieju często musiała
go pani mieć dość.
— Sprzeciw! — zawołał pan
Anderson, podnosząc się z miejsca. — To nie pytanie,
a stwierdzenie, oparte na domysłach mecenasa.
— Oddalam — zarządził sędzia i z
ciekawością przyjrzał się Gryfonce.
— Tak. Potrafił być oziębły, a
raz doszło do sytuacji, kiedy niemal się rozdzieliliśmy.
— To tyle. Nie mam więcej pytań.
Hermiona na drżących nogach wróciła
na miejsce i ucałowała babcię w policzek. Prowadząc z nią cichą
wymianę zdań, w duchu zastanawiała się nad swoimi zeznaniami.
Przygryzła wargę.
„Przecież pojedyncze głaskanie
po ręce to nie sytuacja dwuznaczna, prawda?”
— Chciałbym powołać naszego
następnego świadka, pana Blaise'a Zabiniego.
Ślizgon mrugnął do Gryfonki i lekkim
krokiem podszedł do barierki. Po standardowej procedurze przyszła
kolej na pytania od pana Andersona.
— Na pewno często bywa pan w
dormitorium prefektów. Proszę powiedzieć, czy był pan świadkiem
jakichś dwuznacznych sytuacji, które byłyby istotne dla sprawy?
— Ja ci dam sytuacje, baranie —
burknęła babcia Rose, sięgając po laskę.
— Babciu, proszę, pogorszysz
sytuację — wyszeptała Hermiona i zerknęła na sędziów, by
upewnić się, że nic nie usłyszeli.
— Przywalę mu tylko raz, tak żeby
rozum odzyskał.
W czasie ich krótkiej rozmowy Blaise
zrobił zaskoczoną minę i powiedział:
— Dwuznaczne sytuacje? Pierwsze
słyszę! — zapewnił gorliwie, choć wewnątrz gotował się ze
śmiechu. Praktycznie nie było miesiąca, w którym po wejściu do
ich dormitorium nie przyłapał ich na tarzaniu się po podłodze,
przytulaniu na kanapie czy wyjmowaniu kolczyka. — Przysięgam, że
ta dwójka to prawdziwe świętoszki.
— Czy pan Malfoy pozwalał pannie
Granger tańczyć z innymi podczas balu, na który przyszli jako
para?
— Co również stało się za sprawą
Minervy McGonagall — dorzucił pan Powell.
Pan Anderson zmierzył go wzrokiem i
powrócił do przesłuchania świadka.
— A i owszem. Tańczyła jak szalona
— oznajmił Zabini, nie wspominając jednak, że tańczyła tylko
z dziewczynami. „Trzeba pamiętać o szczegółach, dupku”
— pomyślał Blaise, nadal szeroko się uśmiechając.
— Ostatnie pytanie — postanowił
mecenas, widząc, że niewiele osiągnie z zeznań przyjaciela strony
przeciwnej. — Czy znając pana Malfoya, sądzi pan, że
kiedykolwiek byłby w stanie stworzyć związek z Hermioną
Granger?
— Nigdy w życiu. Bez urazy —
rzucił, odwracając się do dziewczyny — Draco jest uparty i teraz
nie w głowie mu amory. Skupia się na nauce, byciu dobrym
prefektem i takie tam. Poza tym jest z niego niezły kawał skur...
— Jeśli można, mam parę pytań do
świadka — wtrącił szybko pan Powell, ratując sytuację.
Draco chwycił się za nasadę nosa,
nie wiedząc, czy się śmiać, czy kląć. Gdy mecenas skończył
przesłuchanie, zerknął na przyjaciela i skinął mu głową, w
podziękowaniu za pomoc.
Zabini odwzajemnił gest i usiadł
między Hermioną i jej babcią.
— A tak naprawdę, to słodko razem
wyglądacie — szepnął Ślizgon, nachylając się do Gryfonki.
Hermiona postukała się palcem w czoło
i wsłuchała się w zeznania nieznajomej kobiety.
— Yselle Bessettet, projektantka
sukien balowych, zgadza się? — upewnił się pan Anderson.
— Zgadza się. Prowadzę ekskluzywny
salon w Paryżu od dziesięciu lat — odpowiedziała kobieta
z francuskim akcentem.
Wszystko, począwszy od eleganckiego
kostiumu po ruchy i gesty świadczyło o jej bogactwie i rodowodzie.
— Pan Malfoy zamówił u pani suknię
dla swojej partnerki na bal. Proszę opisać list, jaki do pani
przysłał i cenę sukni.
Pan Powell w tym momencie ponownie
nachylił się do swojego klienta, pośpiesznie coś omawiając. Nie
byli gotowi na pojawienie się na sali Yselle Bessettet, a jej
zeznania mogły zaszkodzić całej rozprawie. Po krótkiej wymianie
zdań musieli znaleźć jakieś rozwiązanie, bo pokiwali głowami i
ze spokojem obserwowali dalszy rozwój wypadków.
— List od pana Malfoya był stanowczy
i rzeczowy. Jasno opisał, czego chce i jak ma wyglądać suknia.
Wyraźnie zaznaczył każdy szczegół, podkreślając, że cena nie
ma znaczenia, byle tylko spełnić jego wizję. Dobór materiałów i
innych drobiazgów pozostawił mi. Jeśli chodzi o cenę,
wolałabym nie wyjawiać tej informacji.
— Jest to istotne dla sprawy.
— Proszę odpowiedzieć — nakazał
sędzia.
— Wyrób takiej sukni w tak krótkim
terminie na specjalne zlecenie kosztował osiemnaście tysięcy
galeonów — wyznała niechętnie Yselle.
Mecenas Rity Skeeter zagwizdał,
udając, że jest pod wrażeniem kwoty, którą wydał Ślizgon.
O ile pan Anderson grał zaskoczenie,
Hermiona przeżywała prawdziwy szok. W jej szafie wisiała suknia
warta fortunę. Owszem, wiedziała, że arystokrata nie szczędził
wydatków, ale nie spodziewała się, że aż tak uszczuplił zasób
swojego skarbca. Teraz była zdeterminowana, by oddać mu suknię,
bez względu na to, że była ona rekompensatą za spaloną kreację.
— Ale to nie koniec wydatków pana
Malfoya, prawda? Z tego, co wiem, zakupił również u pani
diamentowe kolczyki warte...?
— Osiem tysięcy galeonów.
„Diamenty... a jednak to diamenty”
— pomyślała przerażona dziewczyna, z niedowierzaniem
wpatrując się w siedzącego przed nią Ślizgona.
— No cóż, sporo się tego
nazbierało. Dodajmy do tego kosmetyki i otrzymamy kwotę niemal
trzydziestu tysięcy galeonów! Czy według pani, osoba niedarząca
kogoś choćby przyjacielskim uczuciem wydałaby taką fortunę na
strój i dodatki?
— Wątpię.
Draco skrył twarz w dłoniach,
wiedząc, że w tej chwili, wygrana wisi na włosku.
— Dziękuję. Nie mam więcej pytań
— odpowiedział zadowolony pan Anderson.
— Czy strona przeciwna ma pytania do
świadka? — zapytał sędzia, zapisując kolejną linijkę tekstu
w dokumentacji.
— Nie, jednak chciałbym powołać
jako świadka pana Malfoya, by mógł się ustosunkować do ostatniej
wypowiedzi.
Draco wstał i podszedł do barierki z
nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie wiedzieć czemu, Hermiona miała
złe przeczucia wobec tego, co może teraz nastąpić.
— Panie Malfoy — zaczął mecenas
Powell — czy prawdą jest, iż sprezentował pan pannie Granger
suknię oraz dodatki na Bal Bożonarodzeniowy, odbywający się w
Hogwarcie, o wartości, bagatela, niespełna trzydziestu tysięcy
galeonów?
— Tak, to prawda.
Obawy Gryfonki potwierdziły się, gdy
usłyszała jego ton głosu. Zimny, oschły i nienawistny, jak
dawniej. Być może odwykła od tego, że niegdyś zwracał się do
niej w ten sposób, jednak zdawało się jej, że rani ją mocniej
niż kiedykolwiek. Wiedziała, że to tylko gra, by otrzymać
korzystny wyrok, jednak oddałaby wszystko, by móc wyjść z sali i
nie słyszeć tego, co ma do powiedzenia.
— Mój kolega raczył zauważyć, że
to dość spora ilość pieniędzy — kontynuował pan Powell,
powoli przechadzając się po sali. — Czy raczyłby pan wyjawić,
jakie intencje panem kierowały?
Ślizgon roześmiał się gorzko, po
czym oparł się o barierkę. Rzucił dziewczynie jedno pogardliwe
spojrzenie, zatrzymując na niej swój wzrok na chwilę dłużej, niż
było to konieczne, jednak chciał, by sędziowie i wszyscy zebrani
wyłapali ten gest.
— Zrobiłem to z bardzo prostej i
kuriozalnej przyczyny. Otóż jako prefekci naczelni zostaliśmy
zmuszeni do pójścia na ten bal razem. Co innego miałem zrobić?
Widział ją pan wtedy? Obraz nędzy i rozpaczy. Nie mogłem pojawić
się publicznie, choćby na szkolnej potańcówce z kimś takim.
Dlatego byłem zdeterminowany, by zrobić wszystko, aby moja
partnerka prezentowała się przynajmniej przyzwoicie.
— Czyli po raz kolejny obowiązki
prefektów zmusiły pana do podjęcia działań z panną Granger.
— Proszę mi uwierzyć, oprócz tego
nic nas nie łączy. Gdybym nie musiał, w ogóle nie przebywałbym
w jej towarzystwie. Nie wierzyłbym w artykuły Rity Skeeter.
Nie dość, że oszustka i plotkara, to jeszcze przez wiele lat
konsekwentnie łamała prawo jako niezarejestrowany animag. Myślę,
że to tym powinniśmy się zająć, a nie moim domniemanym związkiem
z Granger — prychnął Ślizgon i po zezwoleniu od sędziego,
wrócił na swoje miejsce.
Na jedną krótką sekundę spojrzenia
Hermiony i Dracona spotkały się. Dziewczynie wydawało się, że
arystokrata chciał jej coś przekazać, jednak ona przygryzła wargę
i odwróciła wzrok. Tępo wpatrywała się przed siebie, próbując
wypędzić z głowy echo jego szorstkich słów.
— Draco, Draco, ty tępa pało —
mruknął Zabini, nie mogąc pojąć, jak jego przyjaciel mógł być
aż tak wielkim idiotą.
Po wysłuchaniu zeznań kelnera
„Tawerny”, pana Ollivandera i Pansy, przyszła kolej na babcię
Hermiony, która nie szczędziła Ślizgonowi surowych spojrzeń.
— Co może pani powiedzieć o
relacjach między pani wnuczką a...
— A tym draniem? — wtrąciła Rose,
niebezpiecznie mrużąc oczy. — Przez wszystkie lata biedaczka
wypłakiwała mi się na ramieniu przez niego. Cała ta, pożal się
Boże, rozprawa jest śmieszna, tak samo, jak ta dziennikareczka.
Mionka nie jest głupia, żeby wiązać się z takim chuliganem. Z
takim Zablinim, owszem, ale nie z takim gburem!
Blaise uśmiechnął się, słysząc,
jak kobieta wymawia jego nazwisko i trącił łokciem siedzącą obok
dziewczynę.
— To co? Spełnimy marzenie staruszki
i zrobimy jej wnuka?
Hermiona przysłoniła dłonią usta,
by ukryć uśmiech i mrugnęła żartobliwie do chłopaka. Ślizgon
w duchu odetchnął z ulgą, gdy choć na chwilę udało mu się
poprawić jej humor.
— To chyba mi wystarczy. Dziękuję —
powiedział pan Powell i usiadł przy Draconie.
— Ja też zadam tylko jedno pytanie.
Czy w tym roku Hermiona Granger również narzeka na zachowanie
powoda? — spytał pan Anderson.
Otrzymawszy przeczącą odpowiedź,
podziękował i wrócił na miejsce.
— Przejdźmy do kolejnego świadka.
Przepraszam, muszę mieć jakiś błąd w aktach... — dodał cicho,
przyglądając się pergaminowi z listą świadków. Wskazał coś
dwójce pozostałych sędziów, jednak ich twarze także wyrażały
zaskoczenie. Przewodniczący odchrząknął i zapytał rzeczowym
tonem: — Czy jest na tej sali pan Antonii... Źdźióbko?
Z ławy dla świadków poderwał się
dziennikarz „Żonglera”, ubrany w zgniłozielony garnitur w
prążki. Równo przycięty wąs wydawał się tak nienaturalny, że
odwracał uwagę od całej reszty jego ekscentrycznego wyglądu.
— Tak, to ja... a raczej mój
pseudonim — oznajmił, zajmując miejsce dla zeznającej osoby.
— A czy można prosić o pana godność
i dokument, który mógłby zaświadczyć o jej autentyczności? —
spytał Rubens, dopisując coś do listy świadków. — Zgłosił
pan chęć zeznawania zaledwie godzinę temu, mówiąc, że posiada
pan istotne w sprawie informacje.
— W rzeczy samej — odpowiedział
dziennikarz, gorliwie kiwając głową. — Chciałbym jednak
zachować swoją anonimowość. Oczywiście po rozprawie dopełnię
wszelkich formalności — dodał, widząc zawahanie w oczach
przedstawicieli Wizengamotu.
Sędziowie wymienili ze sobą kilka
zdań, naradzając się, czy dopuścić świadka do składania
zeznań.
— Myślę, że możemy wysłuchać,
co ma pan nam do powiedzenia.
— Żeby nie przedłużać, przejdę
może od razu do sedna. Zbierając materiał do jednego z moich
artykułów... — tu przerwał na chwilę, zagłuszony przez groźby
dziennikarki.
— Jak cię dorwę, to niedowład
mózgowy będzie twoim najmniejszym problemem!
— Pani Skeeter, proszę o spokój —
przywołał ją do porządku przewodniczący rozprawy. — Groźby
także podlegają karze.
Rita usiadła, uspokajana przez swojego
adwokata. Poprawiła przekrzywione okulary i z wściekłością
wpatrywała się w zeznającego.
— Proszę kontynuować, panie
Antonii...
— Już spieszę z wyjaśnieniami.
Otóż w poszukiwaniu materiałów, dzięki którym mógłbym napisać
rzeczowy, oparty na faktach, artykuł, napotkałem na bardzo ciekawą
korespondencję oskarżonej sprzed kilku dobrych lat. Opisany jest w
niej proces nauki animagii przez panią Skeeter, na długo przed tym,
jak uzyskała pozwolenie Ministerstwa. Potwierdza to podejrzenia o
nielegalne pozyskanie i wykorzystywanie umiejętności animagii w
celach głównie zarobkowych.
— Czy rada mogłaby się zapoznać z
tymi materiałami? — zapytał przewodniczący, widząc poruszenie
wśród zebranych.
— Oczywiście, mam je ze sobą —
odpowiedział dziennikarz, po czym wyjął z wewnętrznej
kieszeni marynarki plik pożółkłych kopert.
— Sprzeciw! — tym razem to mecenas
Anderson poderwał się z miejsca. — Nie potwierdzono
autentyczności tych dokumentów, poza tym osoba ta w ogóle nie
powinna zostać dopuszczona do zeznań, podobnie jak przedstawione
przez nią dowody.
— Oddalam. W porozumieniu z innymi
sędziami, świadek został dopuszczony do zeznań, a dostarczone
dokumenty będą należycie zbadane — wyjaśnił najstarszy sędzia,
włączając listy do akt sprawy. — Panu już dziękujemy —
dodał, widząc, jak dziennikarz ponownie zajmuje miejsce dla
zeznających. — Po wysłuchaniu przemówień końcowych grono
sędziowskie omówi zeznania wszystkich świadków. Później nastąpi
ogłoszenie wyroku. Proszę asystenta o doprowadzenie pani Rose
Granger do miejsca, z którego będzie mogła wrócić do domu.
— Trzymaj się, mój skarbeńku, i
nie daj się temu łobuzowi — pożegnała się babcia Rose, dając
Hermionie ostatnie rady.
— Dobrze, babciu — odpowiedziała
Gryfonka, siląc się na uśmiech.
Pozwoliła staruszce jeszcze raz się
uściskać, przy okazji wysłuchując porad odnośnie wyboru swojego
przyszłego męża. Dla potwierdzenia jej słów, jakoby Zabini był
idealnym kandydatem na męża, Ślizgon wstał, proponując, że
odprowadzi staruszkę na miejsce.
Gdy Gryfonka została sama, w jej
głowie na nowo rozbrzmiały słowa współlokatora. I choć
powtarzała sobie, że padły tylko dlatego, by Ślizgon wygrał
rozprawę, obawiała się, że są prawdziwe. Nawet jeśli z jakiegoś
powodu przestał z niej szydzić, nie zmieniało to tego, co mógł
o niej naprawdę myśleć.
Draco praktycznie nie słuchał przemów
końcowych i jego adwokat musiał go szturchnąć, by wstał
w odpowiednim momencie. Czekając na powrót członków
Wizengamotu, miał chęć podejść do dziewczyny i upewnić
się, czy rozumiała jego grę, jednak nie mógł tego zrobić
otoczony przez tylu świadków. Zresztą, miał niemal stuprocentową
pewność, że Gryfonka jest na tyle bystra, by wszystko zrozumieć.
Zarzucając sobie, że przejmuje się głupotami, podziękował
Powellowi za dobrze wykonaną robotę.
Gdy sędziowie powrócili, na sali
zapadła cisza. Przewodniczący otworzył dokumentację, poprawił
okulary i znudzonym głosem zaczął czytać.
Hermiona niemal nie słyszała wyroku.
Patrzyła przed siebie tępym wzrokiem, walcząc z formułującą
się w jej gardle gulą. Nie mogła zrozumieć, dlaczego zeznania
Malfoya i przebieg całej rozprawy tak ją zabolały. Doskonale
zdawała sobie sprawę z tego, co chciał osiągnąć Ślizgon, jej
także zależało na tym, by wścibska dziennikarka w końcu dostała
nauczkę... Prawda?
Więc dlaczego czuła się, jakby ktoś
pozbawił ją czegoś cennego? Dlaczego każda kolejna wypowiedź
Ślizgona, świadcząca o tym, że oprócz szkolnych obowiązków nie
łączy ich nic, tak bardzo ją raniła? Dlaczego musiała walczyć z
ochotą wstania z ławki i zaprotestowania, gdy chłopak oznajmił,
że nigdy z własnej woli nie przebywał w jej towarzystwie?
Była wściekła na siebie za te wszystkie momenty, w których
traktowała go niemal jak przyjaciela. Była wściekła za to, ze w
pewien sposób się do niego przywiązała, darząc go czymś w
rodzaju sympatii.
Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk
kończący rozprawę. Kątem oka zdołała zauważyć zwycięski
uśmiech na twarzy współlokatora, gdy wymieniał uścisk dłoni ze
swoim adwokatem. Przechodząc obok, nawet na nią nie spojrzał i
pewnym krokiem opuścił salę rozpraw.
Hermiona rozejrzała się po sali
nieobecnym wzrokiem. Rita Skeeter rozmawiała ze swoim
przedstawicielem ściszonym głosem, wygrażając się i energicznie
gestykulując. Sędzia zdążył już opuścić salę, pozostawiając
w niej jedynie swoich pomocników i protokolanta. Świadkowie powoli
zbierali się do wyjścia.
— Panno Granger?
Gryfonka wzdrygnęła się, gdy
usłyszała niski głos adwokata.
— Tak jak uzgodniliśmy to wcześniej,
zapraszam do mojego gabinetu, skąd będzie panienka mogła udać się
z powrotem do szkoły.
Dziewczyna wstała z miejsca, wzięła
małą torebkę i pozwoliła poprowadzić się mężczyźnie. Wciąż
nie mogła wyrzucić z głowy natrętnych myśli, jednak gdy tylko
przypomniała sobie o dzisiejszym spotkaniu z Erickiem,
część z nich ulotniła się. Co prawda niewiele o nim wiedziała,
ale w końcu doszła do wniosku, że każda znajomość od
czegoś musi się zacząć.
Adwokat wyprzedził ją i otworzył
przed nią brązowe drzwi. Hermiona weszła do gabinetu i stanęła
jak wryta. Na samym środku gabinetu stał uśmiechnięty Malfoy z
butelką szampana w ręku, ten sam, którego znała z tych
wszystkich momentów, gdy zdawał się nie przejmować dzielącymi
ich różnicami... nie ten zimny, wyniosły arystokrata, którym był
na sali rozpraw. Odwrócił się w ich stronę, a uśmiech na jego
twarzy jeszcze bardziej się powiększył.
— No to może... za wygraną —
oznajmił i z hukiem otworzył butelkę, po czym zaczął rozlewać
złocisty płyn do kieliszków.
Gryfonka patrzyła na to wszystko,
poirytowana nie tyle jego nagłą przemianą, ile tym, że zdawał
się nie widzieć żadnego problemu. Jeszcze przed chwilą uparcie
wszystkich przekonywał, że Hermiona Granger jest dla niego nikim.
Mrużąc wściekle oczy, przyglądała się, jak blondyn podchodzi do
niej z kieliszkiem. Nie wzięła go.
— Nie napijesz się za nasze wspólne
zwycięstwo? — spytał, zaskoczony jej zachowaniem.
Uśmiech na jego twarzy jakby nieco
przygasł, gdy dziewczyna stanowczo odmówiła. Widać było, że nie
rozumiał, dlaczego Gryfonka zwraca się do niego tak ozięble
i wyniośle.
— Już i tak zmarnowałeś dzisiaj
wystarczająco dużo mojego wolnego czasu. Poza tym muszę się
przygotować na spotkanie z...
— Z tym palantem?
— Z ERICKIEM — oznajmiła dobitnie,
nabierając do garści proszku Fiuu.
Nim zdążyła zniknąć w
szmaragdowych płomieniach, usłyszała szyderczy głos chłopaka:
— Miłej zabawy.
Arystokrata przełknął ślinę i
przywołał na twarz serdeczny uśmiech. Odwrócił się w stronę
adwokata i uniósł kieliszek w geście toastu, starając się
myśleć o tym, jak udało mu się pogrążyć Skeeter, co nie było
łatwe, bo co chwilę na pierwszy plan wysuwała się twarz pewnej
irytującej, małej, wrednej Gryfonki. Podziękował mecenasowi za
pracę i wyszedł z gabinetu. Co prawda mógł skorzystać z sieci
Fiuu, ale nie miał ochoty wracać do dormitorium. Musiał się
uspokoić i wszystko sobie ułożyć... przede wszystkim to, dlaczego
tak ruszyło go zachowanie dziewczyny.
Zatrzymał się, gdy zdał sobie sprawę
z tego, że nie wie, gdzie jest. Gdy wyszedł z Ministerstwa,
był tak zajęty usiłowaniem zepchnięcia myśli o Gryfonce na
dalszy plan, że nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, dokąd idzie.
Rozejrzał się po jednej z mugolskich dzielnic Londynu. W pobliżu
znajdowały się domy towarowe, podobne do tego, w którym był ze
swoją współlokatorką dziś rano. Uśmiechnął się na
wspomnienie tego poranka, jednak chwilę później rysy jego twarzy
wyostrzyły się, gdy dotarło do niego wszystko to, co się stało
później. Niby nic wielkiego, na dobrą sprawę nawet nie zdążyli
się porządnie pokłócić, jednak coś nieustannie wierciło mu
dziurę w brzuchu, nie pozwalając zapomnieć o dziewczynie.
„Cholerna Granger!”
Ruszył przed siebie, nie zważając na
pierwsze krople deszczu. Pogoda zdawała się idealnie podsumowywać
jego nastrój: o ile rano było słonecznie i bezchmurnie, teraz
niebo przykryły gęste chmury, zapowiadając ulewę. Zaklął pod
nosem, gdy deszcz przybrał na sile i wszedł do pobliskiego
lokalu.
Wnętrze skąpane było w półmroku,
głównym źródłem światła były podłużne lampy, wiszące nad
stołami, wokół których gromadzili się ludzie z długimi kijami w
ręku. Nie było stolików, jedyne miejsca siedzące w lokalu
stanowiły poupychane byle jak wyświechtane kanapy. Arystokrata
sięgnął do kieszeni płaszcza i wyciągnął plik mugolskich
banknotów, które zostały mu z porannych zakupów ze
współlokatorką. Licząc na to, że powinno mu to wystarczyć na
jednego drinka, podszedł do baru i usiadł na jednym ze
stołków.
— Coś mocniejszego — polecił
barmanowi i rzucił na blat jeden z banknotów.
Ubrany w zwykły podkoszulek brunet
postawił przed Ślizgonem kieliszek i napełnił go, uważnie
przyglądając się nowemu klientowi. Blondyn jednym haustem opróżnił
swój kieliszek i gestem nakazał barmanowi jego ponowne
napełnienie. Stojący za barem mężczyzna ponownie napełnił szkło
alkoholem, niewzruszony zachowaniem arystokraty.
— Kłopoty z dziewczyną? — spytał
w końcu, gdy zauważył, jak nowo przybyły obraca w dłoni
kieliszek.
— Można tak powiedzieć —
odpowiedział Ślizgon, mając nadzieję, że jego chłodny ton
zniechęci barmana do dalszej rozmowy.
W gruncie rzeczy sam nie wiedział, co
go tak rozzłościło: czy to, że tak oschle go potraktowała czy
może fakt, że go olała, by spotkać się z jakimś podrzędnym
chłoptasiem.
Stojący za barem brunet oddalił się
i zaczął polerować szklanki. Arystokrata odwrócił się,
sprawdzając, czy pogoda choć trochę się poprawiła. Westchnął
ciężko, gdy zobaczył smugi deszczu zdobiące jedno z nielicznych
małych okien. Wypił kolejny kieliszek i poczekał, aż barman
skończy obsługiwać mężczyznę, siedzącego kilka miejsc dalej i
powiedział:
— Jeszcze raz to samo.
Barman uniósł brew, jednak wypełnił
polecenie klienta.
— Prezent się nie spodobał? Czy
może zbroiłeś coś gorszego?
— Nic. Nie zrobiłem, cholera, nic
złego, a ona udaje wielce obrażoną.
Mężczyzna zamyślił się i potarł
podbródek.
— Może zapomniałeś o jakiejś
rocznicy...
— Panie, zostaw mi pan tę butelkę i
zajmij się swoją robotą! — warknął Draco, sprowadzając na
siebie spojrzenia wszystkich zebranych w lokalu osób.
Na chwilę zapadła cisza, jednak
wkrótce lokal na powrót wypełniły rozmowy i głuche uderzenia.
Odwrócił się i przyjrzał mężczyznom stojącym przy jednym ze
stołów.
„Co za idiotyczna gra” —
pomyślał Ślizgon, gdy jeden z nich uderzył kijem w małą kulę,
która potoczyła się po stole i zniknęła w jednej z wydrążonych
dziur.
Blondyn ponownie odwrócił się w
stronę baru i niemal zaklął, gdy jego oczom znów ukazała się
twarz barmana. Nie zważając na jego obecność, arystokrata wziął
pozostawioną przez niego butelkę i po raz kolejny napełnił
kieliszek.
— Możesz mi powiedzieć, jak to
jest, że rano wszystko jest w porządku, a kilka godzin później
zostawia cię samego, nie wyjaśniając nawet, o co chodzi? —
spytał Ślizgon, patrząc w bliżej nieokreślony punkt.
— Kobiety... nic nie poradzisz.
Chcesz dobrej rady? Najlepiej przeczekać, samo jej przejdzie —
odpowiedział barman, na moment przerywając czyszczenie blatu. —
Długo jesteście razem?
Chłopak wzdrygnął się i spojrzał
na bruneta.
— Co? Nie, nie jesteśmy parą...
— A więc dostałeś kosza?
Ślizgon wyprostował się na krześle
i wyniosłym tonem oznajmił:
— Ja nigdy w życiu nie dostałem
kosza.
Barman zmarszczył brwi, jakby się nad
czymś zastanawiał. Odszedł na chwilę, by obsłużyć kolejnego
klienta. Gdy wrócił, powiedział:
— Czegoś tutaj nie rozumiem: nie
jesteście ze sobą, nie dostałeś kosza... z tego, co mówisz, to
nawet nie chcesz spróbować z nią być... Więc o co ci, człowieku,
chodzi?
Ślizgon prychnął pod nosem i
wzruszył ramionami, mówiąc:
— Nie wiem. Po prostu nie wiem —
dodał, po czym opróżnił kieliszek i oparł ramiona o blat.
Westchnął zrezygnowany, z myślą, że
chyba nigdy nie zrozumie Gryfonki.
— Ech, te baby... Każdego doprowadzą
do obłędu, ale z drugiej strony ciężko bez nich żyć — mruknął
barman i wyciągnął drugi kieliszek. Napełnił oba i stuknął
szkłem o stojący kieliszek klienta.
— Święta racja — przyznał
niechętnie Draco.
— A może jednak spróbowałbyś
czegoś?
Chłopak zaśmiał się z
niedowierzaniem i pokręcił głową.
— Spróbować? Z Granger? — „Nie
wiesz, co mówisz.”
— Granger? Dziwne imię... Jest
Azjatką?
— Nie, jest mugolaczką — oznajmił
Ślizgon i zamarł, gdy dotarło do niego, co powiedział, jednak
barman zaśmiał się i poprawił klienta.
— Chyba Mongołką. Powiesz w końcu,
jak to między wami jest?
Draco zmarszczył brwi, zastanawiając
się, jak ma wszystko wyjaśnić, nie zdradzając przy tym faktu,
jakim było istnienie magii.
— No więc tak... — zaczął
powoli. — Pochodzę z bogatej rodziny o dość... skomplikowanej
historii. Ona natomiast urodziła się w biednej rodzinie i jest...
Mongołką. A... moja rodzina i... znaczna część mojego
otoczenia nie lubi Mongołów... Od zawsze.
— A ty? — spytał barman, badawczo
się w niego wpatrując. Nie odrywając od niego wzroku, po raz
kolejny napełnił kieliszki.
— Ja zasadniczo też ich nie lubię,
ale ona... jest trochę inną Mongołką. A odkąd mieszkamy razem...
— Razem?
Draco skinął głową.
— Tak, w szkole.
— Znaczy się w akademiku?
Ślizgon potarł skroń, powoli gubiąc
się w tym wszystkim.
— Taaak... No więc odkąd razem
mieszkamy, wiele przeżyliśmy i nawet przyzwyczaiłem się do niej
i jej... mongolskich nawyków. Chyba nawet ją polubiłem,
pomimo tego, że podkrada mi słodycze i ukradła mi psa.
— Stary, radziłbym ci bardziej
pilnować tego psa. Nie mam nic do Azjatów, ale ostatnio przychodził
tu taki jeden... Ale wracając do tej twojej, to sądzę, że jesteś
po prostu głupi.
Zaskoczony Draco zamrugał i ze złością
spojrzał na barmana.
— Nie patrz się tak na mnie.
Słuchaj, jeśli podoba ci się dziewczyna, a nie podbijasz do niej
tylko dlatego, że ty i twoja rodzina nie lubi Mongołów, to jesteś
jednym z największych baranów, z jakimi tu rozmawiałem.
Pochodzenie, czy nieco inny wygląd i zwyczaje, nie powinny wpływać
na to, co czujesz i robisz.
— Sprawa jest bardziej skomplikowana.
— Skomplikowana to by była, gdyby
zjadła ci psa. Z tego, co mówisz, jedyną przeszkodą jest jej
pochodzenie... Zaraz! Nie rozdwoję się! — wrzasnął mężczyzna,
gdy inny klient ponownie go zawołał i z powrotem odwrócił
się do arystokraty. — Na twoim miejscu, jeśli ta... Granger...
naprawdę jest warta świeczki, to zaryzykowałbym, nawet jeśli
bogaty tatulek by się mnie wyrzekł.
Barman klepnął go w ramię i odszedł,
by zająć się innym klientem. Ślizgon siedział przez chwilę, po
czym rzucił na blat cały plik banknotów i wyszedł na ulicę.
Rozmowa tylko pogorszyła jego nastrój. Był wściekły na barmana i
jego puste rady. Bo co on mógł wiedzieć? Nie miał pojęcia
o Śmierciożercach, czym zajmował się Draco w trakcie wojny,
ani o psychopacie, który nawet teraz mógł go śledzić, by w końcu
zadać ostateczny cios. Nie miał pojęcia o tych wszystkich latach
nienawiści, surowym wychowaniu. Przecież nawet on, Draco, nie
chciał związać się z Gryfonką!
Deszcz nie przestawał padać, jednak
arystokrata nie przejmował się tym.
„Przecież wystarczy jedno
wysuszające zaklęcie” — pomyślał, idąc jedną z uliczek.
„Skoro Granger chce się obrażać... proszę bardzo. Do niczego
mi nie jest potrzebna, więc swój cenny czas może sobie wsadzić!”
— pomyślał, szukając odpowiedniego miejsca do teleportacji.
Skręcił w uliczkę, w której
znajdowały się opuszczone magazyny i wyciągnął różdżkę.
Wioska Hogsmeade pełną była uczniów
Hogwartu, którzy postanowili spędzić ten dzień w jednej
z uroczych kawiarenek dla par. Ślizgon prychnął pod nosem na
myśl o tym, że ktoś z własnej woli może wpakować się w
wieczór w takim mdłym otoczeniu. Na myśl o dzisiejszej imprezie w
pokoju wspólnym Slytherinu uśmiechnął się przebiegle, po raz
pierwszy od wielu godzin zapominając o humorach Gryfonki. Osuszył
ubranie i pewnym krokiem ruszył w stronę zamku, wyprzedzając
uczniów, którzy powolnym krokiem wracali z wioski.
Pół godziny później opadł na
kanapę w salonie ich dormitorium. Spojrzał na zegarek, poirytowany
tym, że jego współlokatorka zajęła łazienkę.
„Przecież pani idealna musi się
przygotować na randkę marzeń!” — pomyślał, czując, że
przez nią spóźni się na imprezę u Ślizgonów.
Poderwał się z miejsca, gdy usłyszał,
jak otwierają się drzwi łazienki.
— Możesz mi powiedzieć, co to było
za przedstawienie? — spytał chłodnym, acz opanowanym tonem,
odpinając mankiety koszuli. — Masz świadomość tego, jak
musiałem się za ciebie wstydzić?
— Nic dziwnego, że gdybyś nie
musiał, nigdy byś się ze mną nie zadawał — odpowiedziała
szorstko, parafrazując jego słowa, wypowiedziane podczas rozprawy.
Arystokrata stał przez chwilę, łącząc
ze sobą fakty. Niemal zaśmiał się, gdy dotarło do niego, że
Gryfonka obraziła się o coś tak błahego.
— Chciałbyś dodać coś jeszcze?
Trochę się spieszę... — dodała, delikatnie podkręcając luźne
kosmyki włosów.
— Widzę, że bardzo polubiłaś te
kolczyki — powiedział z zimnym uśmiechem.
Nie wiedział dlaczego, ale fakt, że
na dzisiejszej randce będzie miała kolczyki, które dostała od
niego, irytował go bardziej niż zwycięstwo Gryfonów w rywalizacji
o Puchar Domów.
Dziewczyna odwróciła się od lustra i
spojrzała na współlokatora, zszokowana jego słowami.
— Skoro tak stawiasz sprawę... —
oznajmiła i szybkim ruchem zdjęła kolczyki, po czym podeszła do
arystokraty i wcisnęła mu je w dłonie.
Ślizgon spojrzał najpierw na drobne
perełki w jego dłoni, później na stojącą przed nim Gryfonkę.
— Granger, to nie tak... Nie chcę,
żebyś mi je oddała — oznajmił, podając je dziewczynie, jednak
ta odsunęła się — ... ja po prostu...
— Możesz mi powiedzieć, o co ci tak
naprawdę chodzi?
Przetarł twarz dłońmi, zastanawiając
się nad odpowiedzią.
— Nie chcę się kłócić, to był
ciężki dzień, wylądowałem w jakimś mugolskim pubie...
— Słucham?
Draco przeczesał dłonią włosy,
starając się pozbierać myśli. Westchnął ciężko i chwycił
delikatną dłoń dziewczyny, raz jeszcze podając jej kolczyki.
— Dałem ci je, więc są twoje —
powiedział, zamykając dłoń Gryfonki. — Nie jestem takim
burakiem, by żądać zwrotu prezentu — dodał, krzyżując ręce
na piersi.
Hermiona przez moment wpatrywała się
w stalowe tęczówki współlokatora, czując chłód kolczyków
w swojej dłoni. Zdawało jej się, że widziała w jego oczach
chęć dodania czegoś jeszcze, jednak najwyraźniej zrezygnował,
okazując nagłe zainteresowanie stanem swoich paznokci.
„Draco Malfoy przepuszcza okazję
do wbicia szpili?” — pomyślała, zaintrygowana jego
wycofaniem się.
— Aha, są moje, ale nie podoba ci
się to, że zakładam je na spotkanie z Erickiem? Wiesz co, Malfoy?
Brzmisz, jakbyś był zazdrosny...
Chłopak zaśmiał się krótko i z
niedowierzaniem spojrzał na nią.
— Co?! Ja nic takiego nie
powiedziałem. Granger, postawmy sprawę jasno: nie obchodzi mnie, z
kim się umawiasz ani w co się ubierasz, jasne? Ja po prostu nie
chcę, by ten nieszczęśnik miał błędne wyobrażenie o tobie
i twoim guście. Tak między nami... to trochę desperackie, że tak
bardzo starasz się mu przypodobać już na pierwszej randce —
dodał, unosząc brew.
Z satysfakcją obserwował, jak
dziewczyna podchodzi do lustra i chowa kolczyki do pudełeczka,
mamrocząc pod nosem coś o pijawkach i wrednych dupkach.
— A tak swoją drogą... o której
się umówiliście? — spytał z chytrym uśmieszkiem.
— O dziewiętnastej.
— A która jest godzina?
Gryfonka zerknęła na wiszący na
ścianie zegar i wykrzyknęła:
— O mój Boże!
Arystokrata oparł się o ścianę,
przyglądając się Gryfonce, która co chwilę wracała do swojej
sypialni: za pierwszym razem po buty, później po żakiet... znowu
po buty. Z żałosną miną stanęła przed lustrem, zastanawiając
się, które ma wybrać. W końcu, po tym, jak trzy razy zmieniła
zdanie, wybrała czarne czółenka na niewielkim obcasie.
Wyprostowała się, oceniając efekt końcowy. Obróciła się, chcąc
sprawdzić, czy wszystko leży idealnie i wtedy w odbiciu lustra
napotkała spojrzenie współlokatora, który delikatnie się
uśmiechał. Jednak w momencie, w którym zauważył, że
dziewczyna mu się przygląda, jego twarz z powrotem przybrała
wyraz obojętności.
— Idź już, dobrze jest.
Zaśmiał się głośno, gdy zobaczył,
jak Gryfonka stara się dodać sobie otuchy niepewnym uśmiechem
i poszedł do sypialni, by przygotować się na wieczór w
pokoju wspólnym Slytherinu.
Wyjął z szafy czarne dżinsy i matową
koszulę w podobnym odcieniu, krytycznie przyglądając się temu
zestawowi. Otworzył szufladę w poszukiwaniu czegoś jeszcze, co
stanowiłoby dopełnienie tego stroju. W końcu zdecydował się
na prosty pasek ze srebrną sprzączką i poszedł do łazienki, by
wziąć gorącą kąpiel.
„Nigdy więcej łażenia z Granger
po sklepach” — pomyślał, leżąc w wannie i rozmasowując
sobie kark. Wczesna pobudka, dwugodzinne zakupy w centrum handlowym,
rozprawa i późniejszy spacer po Londynie sprawiły, że po raz
pierwszy miał ochotę zrezygnować ze wspólnej zabawy z resztą
Ślizgonów. Jednak, gdy zdał sobie sprawę z tego, że będzie
siedział sam w dormitorium, podczas gdy Gryfonka będzie się
świetnie bawić, zmęczenie natychmiast go opuściło. Wstał,
owinął ręcznik wokół bioder i podszedł do lustra, by umyć
zęby.
Pół godziny później po raz ostatni
przejrzał się w lustrze, oceniając efekt końcowy swojej pracy.
Uśmiechnął się do swojej podobizny i wyszedł z łazienki,
powolnym krokiem kierując się do wyjścia z dormitorium.
Odwrócił się gwałtownie, gdy kątem oka zauważył na kanapie
coś, czego z całą pewnością nie powinno tu być. A raczej
kogoś.
Na kanapie przed kominkiem leżała
zwinięta w kłębek Gryfonka, tuląc do siebie jedną z ozdobnych
poduszek. Łzy rozmazały tusz na jej rzęsach, sprawiając, że
dziewczyna wyglądała mizernie i bezbronnie.
— Granger? — spytał cicho, powoli
zbliżając się do niej.
Gryfonka wzdrygnęła się i szybkim
ruchem otarła łzy, nawet na niego nie patrząc, po czym powróciła
do tulenia do siebie poduszki.
— Wszystko w porządku?
Gdy dziewczyna nie odpowiedziała,
przykucnął przed nią, patrząc na nią z niepokojem.
— Tak, wszystko po staremu. Możesz
już sobie iść — odpowiedziała szorstko, zachrypniętym od
płaczu głosem.
— Nie pójdę, dopóki nie dowiem
się, dlaczego płaczesz — oznajmił, nie mając pojęcia, co
zaszło między jego współlokatorką a pewnym Krukonem. Bo co do
tego, że za obecny stan Gryfonki odpowiada Erick, nie miał
wątpliwości.
— Nieważne — odpowiedziała
wymijająco, z uporem unikając jego wzroku.
Draco przez kilka minut czekał
cierpliwie, aż dziewczyna w końcu odsłoni twarz, jednak Hermiona
nadal łkała w poduszkę. Westchnął ciężko i wyprostował się.
— Jak chcesz — powiedział i
wyszedł z dormitorium.
Nie za długo zabawił w pokoju
wspólnym Ślizgonów. Nie miał nastroju na zabawę, pomimo wygranej
rozprawy i kilku drinków. Dodatkowo, płaszczące się przed nim
dziewczyny i młodsze roczniki denerwowały go bardziej niż
zwykle. Stał oparty o ścianę i, popijając Ognistą, pustym
wzrokiem wpatrywał się w otaczające go pary i wygłupy
przyjaciół, zastanawiając się, co zaszło między Erickiem, a
jego współlokatorką.
Zaklął i z hukiem odstawił pustą
szklankę. Niezbyt delikatnie odepchnął od siebie Astorię i zaczął
przedzierać się przez tańczące pary.
— Hej! Draco! A ty dokąd? —
pisnęła odtrącona dziewczyna.
— Jak najdalej od ciebie — warknął,
nie zwracając uwagi na jej dalsze próby zatrzymania go i zdziwione
spojrzenia Ślizgonów.
Wściekły na nich, na siebie i na
swoją współlokatorkę, wrócił do dormitorium i padł na kanapę
tuż obok Gryfonki.
Hermiona przestała już płakać, choć
oczy nadal miała zaczerwienione i lekko opuchnięte. Zdawała się
nie zwracać uwagi na to, że chłopak ogląda ją w takim stanie. Ze
sterczącymi włosami, siedziała skulona, obejmując poduszkę i
tępo wpatrywała się w rozpalony kominek.
Siedzieli w ciszy, zakłócanej tylko
przez smętną muzykę deszczu bijącego w szyby. Oboje byli zbyt
pogrążeni w myślach, by móc się odezwać.
„Co ja tu, do cholery, robię?”
— zastanawiał się Draco, wpatrując się w płomienie, jakby to
w nich skrywała się odpowiedź na jego pytanie. Zamiast
świetnie się bawić, siedział sam na sam z zapłakaną
Gryfonką, która swoim paskudnym nastrojem skutecznie wpływała na
jego samopoczucie. Dlaczego? Postanowił porzucić ten temat,
obawiając się odpowiedzi na dręczące go pytanie.
— Już po imprezie? — spytała w
końcu Hermiona zachrypniętym głosem, nawet na niego nie patrząc.
— Nie. Ale mieli okropną muzykę i
jedzenie. Beznadziejna organizacja.
— Beznadziejna — zgodziła się i
sięgnęła po czekoladkę z pudełka leżącego między nimi. —
Więc z twoich planów nici?
— A co z tobą? — spytał Draco,
podziwiając się za odwagę.
Spodziewał się wybuchu, wyzwisk i
dramatycznego zamknięcia się w sypialni, jednak Gryfonka zaśmiała
się ponuro i ze złością wgryzła się w następną czekoladkę.
— Ze mną? Świetnie. Okazało się,
że Erick musi oddać projekt na zaliczenie z mugoloznastwa, a
zdaje się, że tylko ja mam wolny dzisiejszy wieczór, by mu w tym
pomóc. Nie! Co ja mówię! On nie chciał pomocy. Powiedział, że
musi iść za pół godziny. Dupek liczył na to, że jak zostanę
sama, to zrobię za niego wszystko — poprawiła się dziewczyna i
ponownie zaśmiała się. — Merlinie, gdzie ja miałam głowę?
Przecież to było jasne, czego ode mnie chciał. A ja głupia
myślałam, że chodzi mu o randkę.
Hermiona za złością odrzuciła od
siebie poduszkę i porwała pudełko, by jeść czekoladki jedna za
drugą.
Draco w końcu odwrócił się w jej
stronę i na nią spojrzał. Bez słowa wpatrywał się w nią
badawczym wzrokiem, starannie ukrywając wszystkie swoje uczucia.
Chciał się roześmiać, znając błahy powód rozpaczy
współlokatorki, westchnąć z ulgą, że chodziło tylko o to i
jednocześnie uciąć sobie małą pogawędkę z Erickiem.
Zdążył już przyzwyczaić się do tego, że w jej towarzystwie
często budzą się w nim skrajne emocje.
Gryfonka zamarła, czując na sobie
jego wzrok i obróciła się w jego stronę.
— I co? — spytała, na pozór
wesołym tonem. — Nie będzie żadnego „To było do przewidzenia,
Granger?” „Kto by chciał się z tobą umówić, Granger?” No
dalej, proszę, śmiej się z mojej naiwności i głupoty.
— Nie kopię leżącego, Granger. To
poniżej mojej godności — powiedział ze złośliwym uśmieszkiem.
Hermiona zmrużyła oczy i rzuciła w
niego czekoladką.
— Ale spójrz na to z innej strony.
Zyskałaś wolny wieczór na inne... hmm... przyjemności — ciągnął
dalej arystokrata, podnosząc ze spodni czekoladkę. Przyjrzał jej
się, po czym wrzucił ją sobie do ust.
— Na przykład jakie?
— Czytanie książki? — zasugerował
niepewnie Ślizgon i sięgnął po czekoladkę. — No co? Przecież
ty uwielbiasz czytać — dodał i uniósł dłonie, widząc jej
gniewne spojrzenie.
— Zgadza się. Wiesz, czyj nekrolog
najchętniej bym teraz przeczytała? — warknęła, odtrącając
jego dłoń, gdy ponownie spróbował podkraść jej słodycze.
— Ericka? — spytał uprzejmie,
nachylając się nad nią, by dosięgnąć do pudełka, które
odsuwała coraz dalej od niego.
— TWÓJ. Zabieraj łapy, to moje
czekoladki, Malfoy.
W końcu jednak poddała się
i położyła opakowanie na stoliku, by oboje mogli leczyć
swoje smutki czekoladą.
— Ja mam na swoim koncie nieudaną
randkę, ty imprezę. Wspaniałe walentynki — westchnęła
Hermiona.
Arystokrata w zamyśleniu potarł
podbróbek, po czym wstał i zabrał z barku butelkę wina i dwa
kieliszki. Postawił je na stoliku i do obu nalał ciemnoczerwonego
alkoholu.
— Daj spokój — powiedział, widząc
sceptyczne spojrzenie Gryfonki i podał jej kieliszek.
Dziewczyna westchnęła, jednak nie
protestowała. Po chwili siedzieli na kanapie naprzeciw siebie, raz
po raz popijając wino.
— Naprawdę było tam aż tak źle? —
spytała Hermiona.
— Teo nadal upiera się przy
abstynencji i zaszył się gdzieś z Dafne, Blaise tuż przed
rozpoczęciem powiedział, że coś mu wypadło, a młodsze roczniki
jeszcze bardziej mnie dręczą.
— Jak to?
Draco wypił ostatni łyk i dolał
sobie wina.
— To mój ostatni rok w Hogwarcie —
powiedział, jakby to wszystko miało wyjaśnić.
Hermiona zmarszczyła brwi, próbując
wyciągnąć wnioski z odpowiedzi Ślizgona, jednak im dłużej
próbowała, tym dalej uciekało jej rozwiązanie zagadki. Chłopak
widocznie wiedział po jej minie, że niewiele z tego zrozumiała, bo
westchnął i zaczął wszystko tłumaczyć.
— To ich ostatnia szansa, żebym
wkręcił ich do drużyny. Wszyscy wierzą w mój osąd, więc jeśli
wyznaczyłbym kogoś na jakąkolwiek pozycję, oznaczałoby to, że
ten ktoś jest cholernie dobry w tym, co robi. Poza tym są
zapatrzeni w moje pieniądze i liczą na to, że jeśli zdobędą
moją przychylność, ustawią się na resztę życia...
— ...bo zapewnisz im pracę na
wysokim stanowisku w Ministerstwie — dokończyła Hermiona
i podsunęła kieliszek Ślizgonowi, by ponownie go napełnił.
— Wiesz co, Malfoy? — zaczęła, gdy upiła łyk wina. —
Współczuję ci tego, że masz pieniądze.
Draco zaśmiał się i z rozbawieniem
spojrzał na Gryfonkę.
— Naprawdę! — zapewniła gorliwie.
— Przez nie jesteś narażony na osoby, które chcą cię
wykorzystać.
— Jeśli tym kimś jest piękna
kobieta, to nie mam nic przeciwko — zapewnił arystokrata
z szatańskim uśmiechem.
Dziewczyna pokręciła głową z
dezaprobatą, jednak nie udało jej się ukryć iskierek rozbawienia
w oczach.
— Nie dość, że bogaty, to jeszcze
erotoman i alkoholik. No, ale dobrze, że rzuciłeś palenie. Swoją
drogą, zrobiłeś to dzięki mnie. Masz szczęście, że mnie masz,
Malfoy. Zobaczysz, jeszcze zrobię z ciebie porządnego obywatela.
Draco wybuchł gromkim śmiechem.
Trząsł się tak bardzo, że musiał odstawić kieliszek, by nie
rozlać jego zawartości. Otarł łzy i spojrzał na Hermionę.
— Granger, tobie wina już wystarczy.
Gryfonka przewróciła oczami.
— Jeśli myślisz, że upiłam się
dwoma kieliszkami taniego wina...
— Granger, czasami gadasz takie
głupoty, że zaczynam nabierać podejrzeń, że potrafisz upić się
zwykłą wodą.
Tym razem to Hermiona parsknęła
śmiechem, jednak na jej nieszczęście zrobiła to, popijając wino.
Zaczęła kaszleć, próbując pozbyć się płynu. W końcu Ślizgon
zlitował się nad nią i przysunął się do niej, by parę
razy uderzyć ją w plecy.
— Dzięki — wydusiła, przykładając
dłoń do gardła.
— Drobiazg.
Wrócili do poprzedniej rozmowy i nawet
nie wiedzieli, kiedy przeszli na inne tematy. Potrafili w jednej
chwili rozmawiać o czymś tak błahym jak Quidditch (Hermiona nigdy
dotąd nie rozmawiała o tym z takim ożywieniem), by w następnej
poruszyć temat nowego Ministra Magii i jego działań.
— Wiesz co, Malfoy? — powiedziała
nagle Hermiona, po czym zaśmiała się. — Można by pomyśleć, że
razem spędzamy walentynki jako para. Jest wino, zaciemniony pokój,
kominek... Brakuje tylko muzyki.
Draco popatrzył na nią w zamyśleniu.
Nagle uśmiechnął się, a stalowe oczy rozbłysły tak jak zawsze,
gdy Ślizgon planował coś szalonego albo niebezpiecznego. Bez słowa
wstał i podszedł do wieży. Włączył ją, a salon wypełniła
rytmiczna muzyka i jego głos.
Masz rację. Blaise… Lubię
Zabiniego. Jest prawie jak brat.
Lubię Zabiniego. Jest prawie jak
brat.
Brat... Brat
— Zabini — warknął Ślizgon,
natychmiast wyjmując płytę. Nie zważając na rozbawienie
Gryfonki, zaczął przeszukiwać płyty, szukając czegoś
odpowiedniego. — A to co? — spytał, pokazując jej białą,
niepodpisaną płytę.
— To moje. Na szóstym roku zgrałam
sobie kilka mugolskich piosenek. Włącz ją — poprosiła.
Draco spojrzał na trzymaną w ręku
płytę, zastanawiając się nad prośbą dziewczyny.
„W sumie... Po całym dniu
spędzonym w mugolskiej restauracji i sklepie nie zrobi mi to
różnicy”.
Tym razem ich uszu dobiegła spokojna
muzyka. Do samotnej gitary dołączył męski, zachrypnięty głos.
Draco powolnym krokiem podszedł do siedzącej dziewczyny
i z szelmowskim uśmiechem lekko ukłonił się, wyciągając
do niej dłoń. Hermiona nieśmiało odwzajemniła uśmiech i podała
mu rękę, pozwalając, by Ślizgon zaprowadził ją na środek
salonu. Położył jej dłoń na swoim barku i objął ją w pasie,
ujmując jednocześnie jej drugą dłoń i rozpoczynając
taniec. Patrząc sobie w oczy, stawiali krok za krokiem, obracając
się delikatnie i mimowolnie zbliżając się do siebie.
Stykając się niemal całą powierzchnią ciała, pozwolili sobie na
zatracenie się w tej chwili. Tańczyli, nie będąc nawet w stanie
oderwać od siebie oczu.
Hermiona pierwszy raz w życiu czuła
się słaba i jednocześnie silna. W schronieniu jego ramion czuła
się krucha i delikatna, lecz zarazem bezpieczna i zdolna, by dokonać
wszystkiego, czego chce. Czuła się kobieca i piękna, choć jedno
jego stalowe spojrzenie odbierało jej całą siłę i władzę
nad ciałem. Zupełnie jakby był jej własnym kryptonitem, w
obecności którego traciła zdrowy rozsądek i panowanie nad sobą.
Każdy jego ruch i spojrzenie stopniowo sprawiało, że
zapominała o wszystkim. Teraz liczył się tylko on i sposób w
jaki na nią patrzył. Jakby była czymś cennym, jedynym w swoim
rodzaju, wartym poświęcenia i walki.
Patrzył na nią jak na kobietę,
której pragnął.
Draco
zatrzymał się na chwilę i uniósł ich splecione dłonie, by
obrócić dziewczynę. Gdy tylko do niego wróciła, z powrotem
położył rękę na jej talii i przytulił do siebie, zupełnie,
jakby nie mógł znieść tego, że oddaliła się na te kilka
centymetrów. Musiał ją mieć przy sobie, musiał ją czuć, by
mieć pewność, że to się dzieje naprawdę. Zatracił się w jej
ciepłych, bursztynowych oczach, które teraz błyszczały rozmarzone
i stęsknione. Przyzywały go do niej, nawoływały, by stracił
ostatnie resztki opanowania i przerażało go to, że stopniowo coraz
bardziej im się to udawało. Pragnął jej jako przyjaciółki, jako
kobiety, jako Hermiony Granger, która w trakcie tego jednego,
niewinnego tańca zawładnęła jego światem. Pragnął położyć
dłoń na jej policzku i delikatnie unieść jej twarz, by ich
usta znalazły się dokładnie naprzeciwko siebie. Pragnął
zasmakować jej warg i uwolnić całą namiętność, jaką w sobie
więził.
Arystokrata próbował się
powstrzymywać, mówił sobie, że to zły pomysł, jednak nic do
niego nie docierało. Stopniowo poruszali się coraz wolniej, aż w
końcu stanęli w miejscu, delikatnie się kołysząc. Draco lekko
nachylił się nad dziewczyną, nie odrywając stalowego spojrzenia
od jej kuszących ust, które rozchyliły się, gdy Hermiona cicho
zanuciła wers piosenki.
— Samotność to taka straszna
trwoga. Ogarnia mnie... — wyszeptała, gdy Ślizgon niemal
całkowicie pokonał dystans między ich wargami. — Przenika
mnie...
Draco powoli przymknął oczy,
zdecydowany, by pocałować dziewczynę, jednak ta zamarła, a całe
jej ciało napięło się. Otworzył oczy i jedyne, co zobaczył, to
paniczny strach, bijący z bursztynowego spojrzenia. Nim zdołał
cokolwiek zrobić, wyrwała z uścisku swoją dłoń i odsunęła
się od niego. Przez chwilę wpatrywała się w niego szklistymi
oczami, w końcu jednak potrząsnęła głową i ruszyła do
swojej sypialni.
Ślizgon stał, patrząc, jak Hermiona
odchodzi.
„Odwróć się. Granger, odwróć
się” — zaklinał ją w duchu, wiedząc, że jeśli tego nie
zrobi, druga taka chwila nie powtórzy się już nigdy. Stał
i czekał, błagając, by wróciła.
Nie odwróciła się.
***
No, mamy nadzieję, że się podobało, tym bardziej, że dość długo przyszło Wam czekać na rozdział. Wiemy, co sobie teraz myślicie: "Myślałam, że w końcu się pocałują!" Wszystkich, którzy tego oczekiwali w tym rozdziale, przepraszamy za zszarganie nerwów :) Nie będziemy wiele zdradzać, ale naprawdę niewiele nam brakuje i jedno możemy Wam obiecać: będzie się działo, zarówno między naszymi bohaterami jak i w świecie czarodziei.
Klepie miejsce i czytam! :)
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!! I.D.E.A.L.N.Y. już myślałam, że się pocałują. A szkoda. Rozdział wspaniały jak zwykle. Czekam na dalsze losy Draco i Hermiony. :)
UsuńNareszcie! Już zabieram się za czytanie <3
OdpowiedzUsuńSprawdzałam parę razy dziennie, wiesz? Chciałabym to skomentować tak, jak lubię, ale czasu brak. Najlepsza była scena, kiedy powiedział:"Idź już, dobrze jest." oraz cała końcówka. Jak zwykle wspaniały <3
OdpowiedzUsuńPrzeklinam czwartki i uczenie się. Pozdrawiam i czekam na następny,
KH
Aaa! Nie wierzę, takie zakończenie! :D
OdpowiedzUsuńWarto było czekać na ten rozdział, jest świetny.
Nie mogę się doczekać kolejnego. :)
Pozdrawiam,
Ariela
http://breathe-you-in-dh.blogspot.com/
Wy złe kobiety! Już na serio myślałam, że jednak się pocałują, a tu taka o to sytuacja... xD
OdpowiedzUsuńRozdział oczywiście świetny! (w końcu jak zwykle - czekałam na niego z niekrytą niecierpliwością), a także już dzisiaj uświadamiam wam, że czekam na następny! 😊 Pozdrawiam ❤
Szanowne Autorki!
OdpowiedzUsuńZ ręką na sercu: to jest najlepsze Dramione jakie czytałam od dwóch lat .
Rzadko się wzruszam ale to coś dziś przeczytałam doprowadziło mnie do łez.
Brawo!
Ukłony!
K.
ps. Stawiacie coraz wyżej poprzeczkę innym autorkom.
Uwielbiam Was, na prawdę <3
OdpowiedzUsuńNie mogę uwierzyć, że się nie pocałowali XD
Jak tylko zobaczyłam, że jest nowy rozdział jutrzejszy sprawdzian z historii "poszedł się kochać" i chyba to jest jasne, że było warto :*
Pozdrawiam Was cieplutko i życzę jak najwięcej weny
Nena <3
Zgadzam się z ano powyżej. Ja tez stwierdziła ze wole rozdział od histy. Walić średniowiecze Xd Szczególne że rozdzial był cudowny...oczywiście do czasu...ale to taki mały szczegół. A ty z czego miałaś sprawdzian?
UsuńNaol
Też ze średniowiecza hahahah xD
UsuńAle zbieg okoliczności xd
UsuńNaol
Wspaniałe jak zawsze! Jak czytałam ten fragment kiedy tańczyli wiedziałam, że pocałunku jeszcze nie będzie. Nie oszukujmy się, na pewno planujecie jakąś o wiele bardziej kreatywną scenę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
myslałEM, że się pocałują :D
OdpowiedzUsuńRozdział doskonały, tylko jakby wątek romantyczny idzie trochę za wolno - diłóż trochę ognia i będzie miodzio. Niech wena będzie z tobą
OdpowiedzUsuńNiesamowity rozdział... Po prostu brak słów.
OdpowiedzUsuńHej haj hello :D
OdpowiedzUsuńZarwałam nockę, chodzę niewyspana i wyglądam jak połączenie Alastora z Filchem, ale było warto!!! Osz Wy spryciule, spodziewałam się po Was wszystkiego, ale nie tego, że będziecie mnie chciały dobić!
Rozdział genialny! I mówię to, a raczej piszę z czystym sumieniem i ręką na sercu! Rzekłabym, że się nieźle porobiło!
A teraz pogratulujcie mi inteligencji, bo od razu wiedziałam, że z Eric chciał od Hermiony jedynie wspólnej nauki... (tia, niemal słyszę Wasze pochwały)
I jeśli myślicie, że sytuacje z całego dnia potraktowałam jako Waszą nieskładną logikę to jesteście w błędzie! Wszystko było doskonaaaale zaplanowane! Najpierw Herm stwierdziła, że nie traktuje Draco jako wroga. Potem spędzili urocze przedpołudnie, w czasie którego jej przemyślenia jedynie znalazły potwierdzenie. Następnie doszło do rozprawy i wiedziałam, dosłownie wiedziałam, że Dracze chlapnie coś, co urazi Hermionę. Niedobry!
Końcowa scena! Absolutnie i niepodważalnie kupiła moje serce! Tak, tak, tak!!! (Jeśli nadal nie jesteście pewne, to właśnie w taki sposób wyrażam swój cielęcy zachwyt :P)
Przez cały czas, gdy blondyn powtarzał w myślach "odwróć się, Granger" ja robiłam to samo! No tzn może z pewnymi modyfikacjami... Najpierw groźbą "No odwróć się cholero jedna! Odwróć się bo pójdę tam do Ciebie!" a potem prośbą " No odwróć się, proszę, nie zostawiaj go tak! Czy Ty nie masz serca?" Próbowałam zagrać na jej psychice, ale jak zwykle nie wyszło :/ Powinnam mieć laleczkę Woodo, może wtedy odniosłabym większy efekt.
Na koniec najlepsze! Babcia Rose! Uwielbiam ją! Oby więcej takich sytuacji! :D
Błagam, żeby Draco nie poczuł się odrzucony i nie zaczął serwować Herm tej czystej nienawiści jak na początku! Nie wytrzymam tego psychicznie, no ale wiadomo, on nigdy nie odstał kosza. Jego reakcja musi być więc specyficzna.
Pozdrawiam serdecznie i czekam na więcej!
Iva Nerda
kiedyjestesprzymniedramione.blogspot.com
Ooo... no wiecie co...
OdpowiedzUsuńKupowanie rozdrabniacza mnie rozwaliło, czytałam w pracy i śmiałam się jak głupia. Rozprawa była trochę smutna, ten chłód Dracona, buuuu, aż miałam ciarki. A końcówka genialna ! Choć miałam nadzieję, że się pocałują.
OdpowiedzUsuńZobaczyłam dodany rozdział i stwierdziłam, że mój piątek 13 jednak jest szczęśliwy ;D
OdpowiedzUsuńDziewczyny, nawet nie macie pojęcia, z jaką niecierpliwością czekałam na ten rozdział. Codziennie rozmyślałam o tym, co też znowu wykombinujecie w nowej notce, w końcu miało pojawić się coś wielkiego… I faktycznie, pojawiło się, bo jak na Draco i Hermionę to ten prawie-ale-nie-do-końca pocałunek był naprawdę gigantyczną rzeczą i w swojej relacji przeszli chyba sto kroków do przodu. Ale o tym poniżej.
OdpowiedzUsuńSam wyjazd do Londynu był bardzo wciągający. Zawsze zastanawiałam się, jak zareagują czystokrwiści czarodzieje, kiedy rzuci się ich na głęboką wodę w świat mugoli. Draco mnie nie zawiódł, bo dokładnie tak to sobie wyobrażałam. I był przy tym taki słodki! Zwłaszcza jak grał z tym chłopcem w strzelankę albo kupił Hermionie kwiaty. Aż dostałam rumieńców na policzkach.
Cieszę się, że wróciłyście do wątku rodziców Hermiony, bo ostatnio mi tego brakowało. Lubię czytać o przeżyciach Hermiony, a jeszcze bardziej, kiedy Draco na swój pokrętny sposób próbuje ją pocieszyć, choć brzmi to raczej jakby kopał leżącego XD Fajnie, że Hermiona sama sobie tłumaczy jego słowa.
Scena w mugolskim pubie powaliła mnie na kolana, a zwłaszcza „Panie, zostaw mi pan tę butelkę i zajmij się swoją robotą” (btw. tutaj powinno być tę, a nie tą, bo kończy się na –ę) i rady barmana („Więc o co Ci, człowieku, chodzi?” XDD).
Kretyn z tego Ericka. Niech wypieprza w wszechświat podziwiać meteoryty i jeszcze dalej.
I właśnie w tym momencie zdradzę Wam sekret: znajdę Was i chyba ukatrupię. No co to ma być, do jasnej anielki? Okej, wiedziałam, że jak idzie coś dobrze, to trzeba to poświęcić dla dobra fabuły, ale mimo wszystko końcówka totalnie mnie rozwaliła. Żebyście widziały miny ludzi na przystanku, kiedy krzyknęłam do telefonu „no cholera no!”. Hm, pewnie uznali mnie za idiotkę. Ale gdyby wiedzieli o co chodzi, to na pewno by zrozumieli (a przynajmniej tak sobie tłumaczę). To była naprawdę piękna scena. Świetnie opisałyście zbliżenie Draco i Hermiony, bo aż dostałam gęsiej skórki w ten cieplutki dzień.
Hermiono! Dlaczego się nie odwróciłaś, ty tępa dzido… A później będziesz płakać!(oczywiście tak sobie żartuję xd)
Zostawiłyście mnie w frustracji, rozmarzeniu i jeszcze większej ciekawości, bo zapowiadacie wielkie rzeczy. Czuję, że robi się gorąco!
Życzę napływu weny, bo już chcę kolejny rozdział (niby chcę, ale też nie chcę, bo zbliża się nieuchronny koniec, nawet jeśli to ok. dziesięciu rozdziałów) i przeczytać, jak będą teraz wyglądały relacje naszej dwójki. Mam tylko nadzieję, że nie wrócą do dawnej oziębłości.
Pozdrawiam ciepło!
PS Żegnam, Skeeter. Niech Ci botoks wyjdzie bokiem.
PS 2 Kupowanie rozdrabniacza zdobyło moje serce!
Rozdział genialny, wszystko idealnie poprowadzone, a sama końcówka mnie rozwalila i rozstroila aa mam teraz w głowie tysiąc myśli, dotyczących tego, co Hermiona myślała odchodząc i jak to się dalej potoczy..czekam z utęsknieniem na kolejny rozdzial i pozdrawiam cieplutko
OdpowiedzUsuńUwielbiam. Przepraszam Was, że komentuje dopiero teraz. Czytam już od dawna. Nie wiem, jak określić to, co czuje po przeczytaniu choćby jednego rozdziału. To jakby radość, siła, motywacja i szczęście- niezależnie od tego, czy rozdział jest smutny czy wesoły. Wasz humor mnie rozbraja, jest niesamowity i uzależniający. Postacie Draco i Hermiony są tak realistyczne i barwne, a co najważniejsze, przechodzą tak namacalne przemiany, że tylko pozostało mi marzyć, by je spotkać w rzeczywistości. Uwielbiam tę dwójkę. Nie jednokrotnie utożsamiam się z nimi. Potraficie tak cudownie budować ich relacje i to jest tak oryginalne w tym opowiadaniu. Ich sympatia nie wyskakuje sroce spod ogona, tylko intensywnie i powoli się rozwija. Zawsze rozdział poprawia mi humor, jest takim promykiem po czasami ciężkim dniu. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na więcej i w ciężkich chwilach wracać do poprzednich rozdziałów. Życzę dużo weny i liczę, że kontynuacja pojawi się jak najszybciej! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńUbóstwiam waszego bloga. To jest takie odejście od rzeczywistości. Ten rozdział - jeden z najlepszych. Czekam na dalszy rozwój wydarzeń! Życzę weny! Pozdrawiam! ;)
OdpowiedzUsuńSweet Lemon ♥
Naprawdę cudowny! Na końcu myślałam, że się pocałują, a tu nic�� czekam na kolejny rozdział. Kiedy można się go spodziewać?
OdpowiedzUsuńCudownie, romantycznie! Liczę na tego ominiętego buziaka w następnych rodziałach :D.
OdpowiedzUsuńDziewczynki!
OdpowiedzUsuńRozdział genialny! Jeju, kocham wasze opowiadanie, jest mega wyjątkowe i w ogóle świetne! Jak zobaczyłam kolejny rozdział to byłam bardzo a nawet BARDZO uszczęśliwiona! A to było tak...
Wchodzę na bloga i patrzę... Yeah! Kolejny rozdział! Czytam tytuł "Odwróć się Granger" i myślę... oj coś się będzie działo. Ale pomyślałam, że będzie coś w stylu Draco nagi (nie wiem z jakiego powodu, ale wy byście coś wymyśliły) i Hermiona wchodzi, a on krzyczy "Odwróć się Granger". Wy jednak przebiłyście wszystkie moje domysły! Brawo!
Kolejno: Czytam, czytam, o walentynki, czytam, czytam, rozprawa też, czytam. Pierwsze co pomyślałam to to, że będzie trochę nudno, bo rozprawa, później jak Eric zaprosił Hermionę to myślę "Oj, będą sceny zazdrości", ale to szybko wypykało mi z głowy, bo mówie... nie. Przecież to walentynki, oni muszą je spędzić razem. Więc pierwsze co mi do głowy wleciało to "Dupek Erick chce nauki" no i się wkurzyłam, bo pomyślałam o kolejnych drwinach ze strony Draco. Wy znów mnie zaskoczyłyście. Drwin nie było, a był śliczny taniec i zbliżenie. Oczywiście wiedziałam, że się nie pocałują i to było genialne. Użyłyście też takich sformułowań, że... ugh!
Ogólnie było dobrze.
Dziękuję za taki śliczny i smaczny rozdział
Wounded
nie wiem od czego mam zacząć! Natknęłam się na Waszego bloga w piątek na stronie Stowarzyszenia i zachęcona tytułem zaczęłam czytać... cóż mogę napisać?! Tylko jedno! Przepraszam, że tak późno to zrobiłam, ponieważ Wasze opowiadanie jest warte uwagi!
OdpowiedzUsuń"Odwróć się Granger" czytała w pracy między licznymi obowiązkami i chłonęłam każde słowo. Zaraz po zakończeniu znaczyłam czytać tę historię o początku i moja fascynacja rosła!
Cała oprawa, złożona charakterystyka postać głównych jak i pobocznych jest powalająca. Szczegółowa tak dobitnie, że dokładnie można wczuć się w daną postać.Nic nie jest przesadzone i nie ma też braków. Wszystko dzieję się w odpowiednim tempie. Uczucie rodzi się powoli i można delektować się drobnymi gestami, które tak wiele zaczynają znaczyć dla Draco i Hermiony. Ich przemiana i zmiana stosunków podczas turnieju jest taka jak powinna-idealana. Hermiona dzięki swojej niewinności potrafi odkryć najlepsze cechy Draco, o których posiadanie sam siebie nie podejrzewał.Gryfonka jest naiwna ale to jest jej ogromna zaleta! Przemawia przez nią dobro, które czyni cuda. Do tego jest uparta i nieustępliwa. Draco mimo widocznych zmian pozostaje wciąż zimny i mroczny, jednak budzące się powili uczucie daje nadzieję na wymazanie piętna wojny.
Zabini! Jego zwrot do Notta "Teodoro" po prostu mnie rozwala:)
Kocham wszystkich bohaterów, ponieważ są tacy prawdziwi!
A ostatni rozdział powalił mnie na łopatki. Co spowodowało, że Hermiona uciekła przed pocałunkiem? Strach przed tym, że Malfoy chce ją wykorzystać? Cieszę się, że on jest zatracił i zrozumiał.
Nigdy nie napisałam tak długiego komentarza:D:D:D
Jest to genialny blog ze wspaniała historią, zakochałam się w Wasze twórczości i od dzisiaj codziennie będę zaglądać na Waszego bloga w oczekiwaniu na kolejny rozdział.
Życzę dużo weny!!! Jesteście najlepsze:)!!
Babcia Rose i Zabini to najgenialniejsze, najzabawniejsze osoby na świeci, poprawią humor, zrobią przypał ;D
OdpowiedzUsuńSzkoda, że się nie odwróciła.. Ale jak nie teraz to później :)
Czytam ten post już trzeci raz i pewnie jeszcze nieraz przeczytam w oczekiwaniu na kolejny. I za każdym razem liczę na to, że może zakończenie będzie inne ;) Póki co nie działa, ale nie przestanę próbować ;)
OdpowiedzUsuńJestem kolejną wierną fanką!kiedy kolejny rozdział? :)
OdpowiedzUsuńRozdział czytałam wcześniej, a dopiero dziś mam czas skomentować ;)
OdpowiedzUsuńPodobał mi się od początku do końca. Najbardziej lubię relację kształtującą się między Draco i Hermioną. Nic tu nie jest wymuszone, wszystko przebiega spokojnie, ale przy tym momentami jest bardzo słodkie oczywiście w dobrym znaczeniu :)
Malfoy i gra video? Ten moment mnie rozwalił :D
Szkoda, że Draco nie uważał co mówi w sądzie. Zapewne bardzo zranił Hermionę, skoro się na niego obraziła. Jednak barman potrafi przemówić do rozsądku ;)
Ostatnie sceny i rozmowy naszej parki mnie urzekły. Uwielbiam tą lekkość z jaką piszecie tą historię ;)
Oczywiście czekam na next i życzę weny
Pozdrawiam
Arcanum Felis
zapraszam na nowe opowiadanie
http://music-and-love-mission.blogspot.com/
Wy wredne, sadystyczne, złośliwe jędze!
OdpowiedzUsuńUbiję, uduszę, poćwiartuje, przecisnę przez praskę, usmażę i zakopię!
Naprawdę liczyłam że wreszcie to się uda. Że ten nastrój, sytuacja i w ogole.. A przy końcówce uświadomiłam sobie, że w końcu to nie byłybyście Ty gdyby stało się tak jak przypuszczaliśmy.. Więc uważam iż najprawdopodobniej nasi ukochani bohaterzy pocałują się w najmniej oczekiwanej przez nas wszystkich sytuacji.. Cóż, nie pozostaje mi nic innego jak czekać z zapartym tchem i życzyć mnóstwa weeeeeny która jest strasznie potrzebna.
Całuję
Tyśka <3
Świetny rozdział dziewczyny! Kocham tą całą atmosferę między naszą dwójką!;)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział. :D
O kurcze.... Genialne! Mam nadzieję, że Draco nie będzie po tym wszystkim udawał, że nic się nie stało lub, co gorsza, jeszcze bardziej dokuczał Granger. Może to dziwne, ale to właśnie ona mnie tu denerwuje. Oby się niedługo zdecydowała czego chce.
OdpowiedzUsuńBoże! Rozdział WSPANIAŁY! Draco Malfoy w galerii handlowej - super pomysł. I jeszcze jak poszedł do mugolskiego pubu! Na końcu ten prawie-pocałunek! A już myślałam... Jeszcze raz: rozdział MEGA! Kiedy będzie kolejny?
OdpowiedzUsuńCzytam komentarze i myślę... ale ona jeszcze może się odwrócić! Przecież może, no nie??? Nadzieja matką głupich...
OdpowiedzUsuńDopiero teraz zdałam sobie sprawę, iż po przeczytaniu ostatniego rozdziału z powodu targających mną emocji, nawet go nie skomentowałam. Ale w końcu wszystko da się nadrobić. Strasznie podobał mi się pobyt Hermiony i Dracona w mugolskim świcie. Zakupy rozwaliły mi system, podobnie jak Draco grający w strzelankę. Na rozprawie było już nieco mniej kolorowo, choć Hermiona za bardzo wzięła wszystko do siebie, przez co strasznie mi jej szkoda. Jeszcze potem ten dupek, który chciał się nią wyręczyć. Ja myślałam, że mnie krew zalej, co za gość. Na szczęście z odsieczą przybył dzielny Malfoy i tu przechodzimy do kluczowego momentu tego rozdział. Serce mi waliło jak oszalałe podczas czytanie końcówki. To napięcie, czy zaraz wydarzy się to, na co wszyscy liczyli, czy jednak nie. Mimo iż miałam nadzieję na pocałunek chyba bardziej podoba mi się wizja przedstawiona przez Was. Teraz dopiero zacznie się między nimi dziać. Mam milion pomysłów na to, jak nasi Prefekci się zachowają, dlatego z ogromnym utęsknieniem czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Rozdział bezbłędny, fenomenalny, co tu dużo mówić. Draco wpadł po uszy. A Hermiona zachowuje się jak kretynka, ależ mnie denerwuje! Ale to dobrze, znaczy to, że macie talent pisarki :) Ale doprawdy nie wiem, czemu postanowiłyście zrobić z niej taką sierotę :D Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńFenomenalny. Czekam na następny. Weny
OdpowiedzUsuńKiedy następny?
OdpowiedzUsuńDziś wieczorem ;)
UsuńTak!! Kochane, najukochańsze! <3
UsuńJezus Maria jakie to dobre. Nie rozpiszę się tym razem, bo muszę pędzić do kolejnego rozdziału. Chciałam tylko wspomnieć, że czytam i kocham to opowiadanie. Zdecydowanie jest moim ulubionym.
OdpowiedzUsuńDziękuję za nie.
Nie wierzę <3 Wstrzyknęłyście w rozdział piosenkę mojego ulubionego zespołu! O ile się nir mylę to: List do M
OdpowiedzUsuńTak dlugo czekalam i kiedy juz myslalam ze to sie stanie BUM-CYK-SZY ona se poszła, ale w sumie dobrze. Tak se czytam te opowiadanie i czytam ze w koncu pomyslalam ze to sie nigdy nie stanie a oni zostaną przyjaciolmi :/
OdpowiedzUsuńEhhh.. a ja się wciągnęłam w ten wątek kryminalny i nie umiem się skupić na jakimś tam ich romansie. Musze rozwiązac tę zagadkę
OdpowiedzUsuńCo sie zdarzylo 19 wrzesnia? Mam wrazenie, ze to urodziny Hermiony i pewnie to nie przypadek. Moze to grozba, ze ją zabiją, podsycona mysleniem, ze są dla siebie ważni. Moskwa kojarzy mi sie z Gregorowiczem, chec pomszczenia Malfoya też. Jednak sama grzechotka i zazdrosc rezydencji zakłada jakoby mógł to byc jakiś jego zaginiony brat? Boje sie, ze kobieta chcaca popelnic samobójstwo to Hermiona. I zastanawiam sie czy ten kruk spod domu nie jest animagiem, który ją szpieguje. Mysle, ze smierc jej rodzicow nie jest przypadkowa. A ktoś ewidentnie majstrowal w Hogwarcie przy tych dzieciach imperiusem. A moze zly jest tez ktoś z otoczenia? Nott? On jedyny sie nie zmienia na lepsze. No i kogo Pansy widziala w szpitalu!?!? To mogł byc jakis smierciozerca. I nadal nie wiem kto jest tym wilkolakiem, dla ktorego Snape robil eliksir tojadowy :<< Ah. Trudne sprawy. Czytam dalej.
Dobrze kombinujesz :) Większość z poruszonych przez Ciebie kwestii wyjaśni się już wkrótce, w następnych kilku rozdziałach... o ile dobrze pamiętamy :D
UsuńJest mi normalnie niezmiernie przykro z powodu, iż Hermiona nie odwróciła się za Draconem gdy odchodzila.W tym jazke ważnym momencie dla niego wszystko się zawaliło i to w chwili gdy postanowił rzucić za siebie wszystkie te uprzedzenia jakimi karmił go świat czystokrwistych czarodziei. Buuu! Serce się łamie, ale przecież nie może się poddać! Albo chociaż Hermiona niech wróci, przeprosi? Jeszcze nie wiem jak to rozegralyscie dalej, ale czuję, że będzie pokretnie. Ja bardzo krótko... Jestem po przeprowadzce, na kupiec kartonów, z brakiem kuchni i nie wysprzatana łazienka... I bez stałego internetu! Nie tylko czytać, ale pisać nie ma kiedy :(
OdpowiedzUsuńPs. Eric cham, prostak i wykorzystywacz najinteligentniejszych głów w Hogwarcie! Aż dziw że Gryfonka to nie Krukonka.
Nienawidzę was! XD autentycznie nienawidzę was tak jak Malfoy RomR... Albo raczej odwrotnie xD
OdpowiedzUsuńUgh... XD
Atak poza tym to Hermiona zschiwakasie głupio po rozprawie. Barman suoer. Ivan śledzi Draco? To takie proste? Blaise i Hermiona? Jaki to ship? Grabini? Blaimione? Blamione? Zanger? Hermise?
Zostańmy przy desmionsi blinny xD
Eric... Wiedziałam. Barmana kocham i te mongoły xD
To chyba tyle.
Ps.nkebseidze was, ale rozumiem że nie są gotowi na całusy(zwłaszcza że po południu tego samego dnia wygrali sprawę o tym ponoejad)
Pozdrawiam!
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń