niedziela, 1 listopada 2015

Noc Duchów



— Plan ambitny i godny podziwu, ale prawie niewykonalny.
— Prawie robi wielką różnicę, Granger — odpowiedział Malfoy, zakładając białą sukienkę na ramiączkach.
— Wiesz, ile rzeczy może się nie udać? — spytała zaniepokojona, jednak musiała przyznać, że zaintrygował ją pomysł współlokatora.
— Nie ryzykując, niczego w życiu nie osiągniesz. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to zapewnimy reszcie niezapomniane widowisko i zostaniemy trwale zapisani w historii Hogwartu jako wizjonerzy… a przynajmniej ja zostanę.
Gryfonka przewróciła oczami, słysząc dobrze znaną jej wyższość i pewność siebie w głosie Ślizgona.
— No chyba sobie ze mnie żartujesz. Jeśli myślisz, że włożę te buty…
Zakładając, że Draco już się ubrał, dziewczyna weszła do swojej sypialni i zobaczyła go wpatrującego się w parę czarnych czółenek leżących na łóżku.
— O co chodzi?
— Nie założę ich. Mowy nie ma, żebym paradował w szpilkach.
— Przesadzasz, mają tylko kilka centymetrów.
Ślizgon podniósł jeden but i przyjrzał mu się nieufnie. Stuknął palcem parę razy w obcas i stwierdził:
— Nie są zbyt stabilne… ale w sumie to ty zrobisz z siebie pokrakę, łamiąc sobie w nich nogi przy wszystkich Weasleyach i innych…
— Nie kończ — powiedziała Hermiona, ostrzegawczo unosząc palec i wyjęła z szuflady cienką opaskę z małymi diamencikami. Podeszła do Malfoya i podała mu ją.
Chłopak spojrzał z politowaniem najpierw na przedmiot, później na współlokatorkę.
— Opaska? Serio? Ile ty masz lat? — spytał z kpiną.
— Inaczej tych włosów nie ułożysz.
— A właśnie, że ułożę, jeśli je wyprostuję — upierał się znawca mody.
— Nie zrobisz tego, masz się zachowywać tak jak ja, pamiętasz?
Draco przeklął pod nosem, piorunując wzrokiem współlokatorkę, gdy ta nakładała mu opaskę. Cofnęła się i po chwili wyjęła spod ozdoby kilka pukli.
— Skończyłaś?
— Owszem. Wkładaj te buty, lepiej, jeśli się z nimi oswoisz — poradziła dziewczyna.
Ślizgon zgromił ją spojrzeniem, jednak zrobił to, co powiedziała. Nałożył czółenka i wyprostował się, odgarniając loki z twarzy.
— I jak? — spytała Gryfonka, gdy zrobił parę kroków.
— Są ciasne, niewygodnie i najlepiej byłoby je spalić i pochować na niepoświęconej ziemi.
— Nie o to pytałam, ale nieważne. Całkiem dobrze sobie radzisz, zupełnie jakbyś kiedyś już to robił — zażartowała Hermiona, jednak wytrzeszczyła oczy, gdy zobaczyła minę Ślizgona, nim ten nad sobą zapanował.
— Nie… nie mów mi… — wybuchła śmiechem — Draco Malfoy przebierający się w damskie łaszki.
— Przestań tak rechotać, Granger! To był zakład, ok?!
Wyjaśnienia Dracona jeszcze bardziej ją rozbawiły.
— Wiesz, Granger, że istnieją przypadki śmierci ze śmiechu? — spytał, groźnie mrużąc oczy.
— Żałuję, że tego nie widziałam… chociaż nie, ten obraz trwale uszkodziłby mój mózg.
— Po mojemu to on jest uszkodzony od momentu twoich narodzin, Granger. I przestań wreszcie się śmiać, wystarczy mi to, że muszę tkwić w tym odrażającym ciele — warknął, odwracając się, by sięgnąć po czarny sweterek.
Jeden z obcasów wygiął się niebezpiecznie. Hermiona wyciągnęła ramiona, w ostatniej chwili ratując Dracona przed upadkiem.
— Uważaj na siebie trochę. To nie tenisówki. No co? — spytała, widząc jak unosi brew.
Arystokrata zerknął w dół.
— Zabieraj łapy, Granger.
— Daj spokój, Malfoy. Przecież dotykam swoich bioder.
— Ach tak? — rzucił, po czym położył dłoń na pośladku Gryfonki i ścisnął go lekko. — Co jest, Granger? Macam swój tyłek.
Uśmiechnął się złośliwie, czując, jak Hermiona nieruchomieje. Odchrząknęła, zabierając ręce z jego bioder.
— W porządku, rozumiem. Mogłeś się poczuć nieco... nieswojo. A teraz mnie puść.
— Jesteś pewna? To jedyna taka okazja, żeby twoje ręce zmacały to i owo.
Hermiona zarumieniła się, po czym wyrwała się z jego objęć, nie dbając o to, iż koniec końców Ślizgon ląduje na podłodze. Ignorując mamrotane przez niego przekleństwa, podała mu prezent dla państwa Weasleyów i udzieliła ostatnich wskazówek.
Draco założył czerwony płaszcz i wyszedł z dormitorium, nadal złorzecząc na współlokatorkę. Tak jak było ustalone, Potter i Weasley czekali na niego w sali wejściowej.
— To co, gotowa? — spytał Ron.
A co, ślepy jesteś?” — pomyślał Draco, jednak skinął głową i wyminął Gryfonów.
Droga do Hogsmeade upłynęła pod znakiem ciągłego rozprawiania o Quidditchu i zwycięstwie Gryfonów w ostatnim meczu. Draco, aby uniknąć niepotrzebnego morderstwa (albo chociaż kąśliwych komentarzy) wyłączył się, zajmując swoje myśli opracowywaniem planu uroczystości z okazji Nocy Duchów. Najwyraźniej Gryfonka nigdy nie entuzjazmowała się Quidditchem w takim samym stopniu co jej przyjaciele, bo jej milczenie nie wzbudziło podejrzeń.
W końcu dotarli do wioski. Lokal usytuowany był w naprawdę dobrym miejscu, w samym sercu Hogsmeade. Na potrzeby dzisiejszego przyjęcia na środku sklepu ustawiono wielki, podłużny stół, na którym znajdowała się odświętna zastawa, całość dopełniały bukiety świeżych kwiatów. Pod sufitem wisiały kolorowe wstążki i wielki transparent z napisem: „Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy”.
Mdli mnie” — pomyślał Draco, rozglądając się w poszukiwaniu barku. Uśmiechnął się, niczym spragniony na widok wody, jednak wiedział, że nie może w pierwszej kolejności ruszyć w jego stronę... byłby niewiarygodny jako Granger.
— Jesteście już — powiedziała radośnie Ginny, obejmując Dracona. — W samą porę, rodzice będą tu lada chwila. Dajcie mi te prezenty, położę je razem z innymi.
Zabrała od nich paczki owinięte ozdobnym papierem i ruszyła ku małemu stosikowi prezentów, znajdującego się obok wielkiej, rozłożystej palmy. Po chwili wróciła, na szybko objaśniając im plan imprezy.
— Jak tylko George przyprowadzi rodziców, wszyscy wyskakujemy z zaplecza, krzycząc: „Niespodzianka”, ok?
Większej głupoty w życiu nie słyszałem” — podsumował Draco, siląc się na delikatny uśmiech.
Wraz z Harrym i Ronem powędrował ku małemu pomieszczeniu, w którym ledwo co mieścili się razem z resztą rodziny Weasleyów. Wykazał się szczytem cierpliwości, gdy jakiś kudłaty rudzielec nadepnął mu na stopę. Już samo chodzenie w tych przeklętych butach sprawiało mu ból. Nie mógł go nawet opieprzyć, bo nie wiedział, jak ten burak ma na imię. Co prawda Granger tłumaczyła mu, kto jest kim, jednak dla niego wszyscy Weasleyowie wyglądali tak samo: wychudzeni, przerośnięci, rudzi i piegowaci. Wyjątek stanowiła Molly Weasley, która była niska i, zdaniem Malfoya, po prostu gruba.
Draco po raz kolejny zadał sobie pytanie, dlaczego siedzi w schowku, otoczony zdrajcami krwi. Wszyscy znieruchomieli, gdy usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi, a następnie rzucili się, by wybiec na sklep.
— NIESPODZIANKA!!! — wydarli się, a wchodzący do środka Percy podskoczył i upuścił pakunek.
— Wiem, że się spóźniłem, ale żeby od razu skakać na człowieka? — spytał rudzielec, przykładając dłoń do serca.
— Myśleliśmy, że to oni. Chyba ich słyszę, szybko z powrotem do składzika.
Ośmioro ludzi ponownie schowało się i czekało w napięciu.
— Dobra, dobra mamo, znajdę sobie w końcu dziewczynę a teraz właźcie do środka, bo jest strasznie zimno — usłyszeli George'a i głośne trzaśnięcie drzwi. To był dla nich sygnał.
Wszyscy ponownie rzucili się do wyjścia, tylko Draco się zawahał, przez co Charlie potknął się i upadł na niego, a pozostali runęli jak domino. Wylądowali na podłodze, w plątaninie rąk i nóg. Państwo Weasleyowie patrzyli na nich z otwartymi ustami, za to George śmiał się wniebogłosy.
— NIESPODZIANKA!!! — wrzasnęli wszyscy oprócz Malfoya, który zawył:
— Złaźcie ze mnie, do cholery!
Wszyscy spojrzeli w dół na przytłoczoną przez grupkę osób drobną dziewczynę.
— Wybacz, Hermiono — powiedział, leżący na samej górze, Bill Weasley.
Powoli zbieranina masy ludzkiej zaczęła podnosić się z podłogi. Jednak Draconowi nie było dane zaczerpnąć oddechu. Gdy tylko wstał, znalazł się w objęciach pani Weasley, która za punkt honoru postawiła sobie połamanie mu kilku żeber.
Kobieto, zabieraj łapska, bo nie ręczę za siebie” — pomyślał, na chwilę przed tym jak przysadzista kobieta postanowiła pozbawić tchu Bliznowatego, powtarzając raz po raz ze łzami w oczach:
— Jesteście tacy kochani... co za wspaniała niespodzianka...
Gdy już wszyscy zostali wyściskani przez panią Weasley (Draco dwukrotnie), do pomieszczenia wszedł George, niosący w jednej ręce butelkę szampana, w drugiej zaś niemal tuzin kieliszków.
— No nareszcie! — wyrwało się Ślizgonowi, który miał już serdecznie dość tego przyjęcia.
Dopiero po chwili zorientował się, że powiedział coś niestosownego, gdy napotkał zdziwione spojrzenie młodej Weasleyówny.
Wzruszył ramionami.
— No co? Pić mi się chce.
Ginny wzięła od swojego brata tacę i zaczęła przechadzać się wśród gości, rozdając im kieliszki wypełnione złotym płynem.
— A teraz panie i panowie proszę o ciszę — powiedział z udawaną powagą George. — Zebraliśmy się tutaj... nie, nie mogę — oznajmił, wybuchając śmiechem. — Mamo, tato dzięki za to, że jesteście i daliście nam wspaniałą, kochającą rodzinę. — Po tym krótkim i rzeczowym przemówieniu uniósł swój kieliszek i dodał: — Wasze zdrowie!
Zebrani goście powtórzyli toast, z uśmiechem patrząc na jubilatów.
— To co, siadamy wreszcie do tego stołu? — spytał Ron, z utęsknieniem spoglądając w kierunku jedzenia.
Ginny dała mu kuksańca w bok.
— Jak nikt inny potrafisz podtrzymać nostalgiczny nastrój.
Draco znacząco spojrzał w górę, myśląc, jak dużo jeszcze „zabawnych” dowcipów Weasleyów będzie musiał znieść. Jego wzrok zatrzymał się na barku.
Na trzeźwo tego nie zniosę”.

***

Ślizgon, pożegnawszy się z Gryfonami, dziarskim krokiem ruszył do dormitorium, czując przyjemne ciepło rozchodzące się po drobnym ciele Granger. Pomijając towarzystwo Weasleyów, tkliwe historie opisujące miłość jubilatów, okropną muzykę i dekoracje, naprawdę nie mógł narzekać.
Jednak prawdziwie szczęśliwy poczuł się dopiero wtedy, gdy wreszcie zdjął te przeklęte pantofelki. Szedł boso korytarzami Hogwartu, nie zwracając uwagi na spojrzenia innych uczniów. Z zamyślenia wyrwała go usłyszana rozmowa dwójki Krukonów:
— Mówię ci... normalnie robi na siedząco — powiedział konspiracyjnym szeptem wyższy z chłopców, po czym zaśmiał się głośno, nie mogąc dłużej walczyć z niekontrolowanym chichotem.
— Nie wierzę — odpowiedział mu drugi chłopak. — Malfoy?
— Mówię ci, Malfoy sika na siedząco!
Ślizgon upuścił czarne pantofelki, które z hukiem upadły na posadzkę. Wystraszeni Krukoni spojrzeli na źródło hałasu, jednak, widząc niegroźną prefekt naczelną, powrócili do swojej rozmowy.
— Podobno Terry był w łazience i wszystko słyszał.
— Co powiedziałeś?! — dobry nastrój wywołany kilkoma kolejkami Ognistej w jednej chwili opuścił Malfoya. Podszedł do dwójki uczniów, chcąc dowiedzieć się, co za kretyn rozsiewa tak idiotyczne plotki.
Uczniowie spojrzeli po sobie, widząc wściekłe spojrzenie wzorowej uczennicy.
— Powiedziałem, że Terry...
— Wcześniej. Co powiedziałeś wcześniej?
— Że Malfoy sika na siedząco.
— Kto ci naopowiadał takich bzdur? — Ślizgon drążył temat, chcąc dowiedzieć się, kto był odpowiedzialny za te dziecinne plotki. Coś mu podpowiadało, że to sprawka Gregorovicza.
— Mi powiedział to Jeremy, który z kolei słyszał to od Erniego, gdy ten mówił o tym Hannie.
— A co konkretnie mówił? — spytał Draco, siląc się na spokój.
— Że gdy Terry był w łazience, usłyszał, jak Draco mówi, że to obrzydliwe i zrobi to na siedząco.
Trybiki w głowie Malfoya pracowały pełną parą, by po chwili dojść do jedynego sensownego wniosku: „GRANGER!”. Nie zważając na pozory, pewnym męskim krokiem ruszył w stronę dormitorium.
— GRANGER!!!
Gryfonka wybiegła z łazienki i przełknęła ślinę, widząc pulsującą żyłkę na niegdyś swojej skroni.
— Co się stało? — spytała, obawiając się, że zły humor Ślizgona może mieć coś wspólnego z przyjęciem z okazji rocznicy ślubu.
Przez chwilę piorunował ją spojrzeniem, by następnie zapytać zimnym, pozbawionym emocji głosem:
— Właśnie wracałem z tego pseudo–przyjęcia. Wiesz może, co usłyszałem?
Hermiona zaprzeczyła, kręcąc głową.
— Otóż idę sobie spokojnie do siebie, gdy nagle ogarnia mnie zdumienie. Wiesz może dlaczego? Ano dlatego, że podobno cały Hogwart huczy od plotek, jakoby Draco Malfoy sikał na siedząco. — Ślizgon kontynuował tym samym, lodowatym tonem, jednak jego wybuch był tylko kwestią czasu.
Hermiona weszła do sypialni Malfoya w poszukiwaniu czegoś do spania.
— I co w tym złego?
— GRANGER!
Nie wiadomo jak dalej potoczyłaby się ta sprzeczka, gdyby w tej chwili nie rozległo się pukanie do drzwi. Malfoy, przysięgając w duchu, że jeszcze rozprawi się z Gryfonką, podszedł do przejścia, mając nadzieję, że to któryś z jego przyjaciół. Twarz arystokraty wykrzywił grymas, gdy zobaczył uśmiechniętą twarz Gregorovicza.
— Cześć, znalazłabyś jutro dla mnie chwilkę? — spytał z nienagannym uśmiechem, który Malfoy chętnie by starł z tej jego paskudnej buźki. Niestety, póki tkwił w ciele Granger, musiał z tym poczekać.
— Nie sądzę — odpowiedział chłodno. Co prawda był wściekły na Gryfonkę, jednak to nic w porównaniu z tym, jak bardzo pragnął zemsty na Gregoroviczu.
— Może jednak dasz się namówić? Przygotowałem coś naprawdę extra.
Arystokrata już miał się zgodzić, by dowiedzieć się, co też tym razem planuje ten prostak, gdy z sypialni wyszła Hermiona, pytając:
— Kto przyszedł?
Malfoy uśmiechnął się wrednie, gdy do głowy przyszedł mu pewien pomysł. Skoro on nie może sprać Gregorovicza, to czemu by nie napuścić na niego Granger? Odwrócił się w stronę idącej ku niemu Gryfonki i odparł kąśliwym tonem:
— Nasz kochany Ivan.
Podziałało. Gryfonka skrzywiła się i napastliwym tonem spytała:
— Czego chcesz?
Gregorovicz spojrzał pogardliwie na blondyna i oparł się leniwie o ścianę.
— Przyszedłem do Hermiony, a nie do ciebie, więc bądź tak łaskaw i zejdź mi z oczu.
Niebieskie oczy zmrużyły się niebezpiecznie.
— To już nie szlama, tylko Hermiona? — spytała drżącym od emocji głosem.
Przez twarz chłopaka przeszedł ledwo dostrzegalny cień, jednak szybko się opanował i powrócił do odgrywania swojej roli dobrego Ślizgona.
— Tak, Hermiona. W przeciwieństwie do ciebie ja nie jestem, poniżającą innych, szumowiną.
— Ach tak... Potrzymaj to — powiedziała do Malfoya, podając mu trzymaną przez nią butelkę soku, po czym wzięła zamach i wymierzyła silny, precyzyjny cios w szczękę Gregorovicza. Niespodziewający się tego chłopak, ledwo utrzymał się na nogach.
— Hermiona nie ma ochoty się z tobą spotykać — oznajmiła dobitnie, z hukiem zamykając przejście. — Oddaj — rozkazała Ślizgonowi i wyrwała mu z ręki swój soczek.
Draco spojrzał na Gryfonkę, z uznaniem kiwając głową.
— Niezły cios, Granger.
— Miałam niezłego trenera — odpowiedziała, rozmasowując sobie obolałą dłoń.
Ślizgon usiadł obok niej, teatralnie przykładając dłoń do ucha.
— Chyba źle usłyszałem, mogłabyś powtórzyć?
— Tak Malfoy, jesteś najlepszym nauczycielem sztuk walki, jakiego kiedykolwiek miałam — powiedziała z przekąsem.
— A ilu miałaś przede mną?
— Żadnego.
— A więc byłem pierwszym? — spytał, unosząc brew w charakterystyczny sposób.
— Bardzo śmieszne, Malfoy. — Hermiona przybrała poważny wyraz twarzy i oznajmiła rzeczowym tonem: — Dziękuję, że się mną zająłeś po tej bójce na imprezie...
— Nie zajmowałem się tobą, tylko moją poranioną twarzą — przerwał jej, odwracając wzrok.
Dziewczyna zaśmiała się pod nosem.
— A więc dzięki, że zająłeś się swoją twarzą.
— Nie ma za co.
Nagle poczuli ciepło, bijące z wnętrza klatki piersiowej, które promieniowało na całe ciało. Draco spojrzał rozmytym wzrokiem na swoją rękę, a następnie na Gryfonkę, której klatka piersiowa świeciła złotym blaskiem. Wymienili zaskoczone spojrzenia, czując osłabienie organizmu i nienaturalną lekkość.
Tak szybko jak wszystko się zaczęło, nagle ustało. Ślizgon spojrzał przed siebie, pewien, że zobaczy Granger w swoim perfekcyjnym ciele, jednak jego oczom ukazała się drobna, przestraszona dziewczyna, która przyglądała się mu zdezorientowanym wzrokiem.
W jednej chwili wstali ze swoich miejsc i zaczęli badać, czy aby na pewno wszystko wróciło na swoje miejsce. Hermiona podskakiwała wesoło, podczas gdy Draco szybkim krokiem podszedł do lustra i przeczesał dłonią włosy, przyglądając się sobie z zachwytem. Gdy pierwszy szok minął, Ślizgon spojrzał na dziewczynę i oznajmił drwiącym tonem:
— Na twoim miejscu wcale bym się nie cieszył, znowu wyglądasz gorzej niż przeciętnie, Granger.
Hermiona, która nadal była w euforii po odzyskaniu swojego ciała, puściła tę uwagę mimo uszu.
— Ale dlaczego się z powrotem zamieniliśmy?
—Skąd mam wiedzieć, Granger? Pewnie się czegoś o sobie nauczyliśmy, zawsze w takich naiwnych bajkach tak jest.
— Masz rację, Draco — powiedział głos dochodzący z jednego z aktów.
Prefekci naczelni odwrócili się i zamarli na widok Albusa Dumbledore’a stojącego obok jednej z roznegliżowanych dam.
— Przepraszam, czy mogłaby się pani odrobinę przesunąć? — spytał uprzejmie lokatorkę obrazu. — Dziękuję. Tak, moi drodzy… to was miało czegoś nauczyć. A więc Draco, czego się nauczyłeś?
— Że nad tymi kudłami nie da się zapanować.

***

Dzień po powrocie do swoich ciał odbyli z dyrektorką poważną rozmowę na temat swojego szlabanu: oboje byli zgodni co do tego, że kara ta była stanowczo zbyt dotkliwa… nawet jeśli wywołali bójkę na lekcji. Oboje byli też zgodni co do jednego: szlaban, z ich punktu widzenia, wcale nie poprawił ich wzajemnych relacji. Co więcej, przez kolejne dni Malfoy był jeszcze bardziej opryskliwy i irytujący niż zawsze, odreagowując spędzenie kilku dni w ciele Gryfonki.
Przez następny tydzień prefekci naczelni pracowali nad przygotowaniem najbardziej spektakularnej Nocy Duchów w historii Hogwartu. Kiedy nadszedł ten wyczekiwany dzień, włożyli odświętne, czarne szaty i udali się do Wielkiej Sali.

***
— Witam wszystkich uczniów i nauczycieli na uczcie z okazji Nocy Duchów. W tym roku organizatorami byli panna Hermiona Granger i pan Draco Malfoy. To dzięki nim możemy podziwiać te wspaniałe dekoracje. — McGonagall odczekała aż w sali ponownie zapadnie cisza i kontynuowała — A teraz głos zabiorą prefekci naczelni.
Dyrektorka odeszła, gestem zapraszając stojących obok uczniów. Draco wyprzedził Hermionę i jako pierwszy dorwał się do mównicy.
— Witam...
Przemowę przerwały mu piski i brawa dobiegające ze stołu Slytherinu. Uśmiechnął się z dumą i skinął głową do Ślizgonów. Nie mógł się oprzeć i zerknął na Gregorovicza, który siedział naburmuszony z założonymi rękami, rzucając w stronę Malfoya mordercze spojrzenia. Draco wcale się nie dziwił: co innego mu pozostało? Po chwili prefekt naczelny ponownie zabrał głos.
— Witam uczniów Slytherinu i całą resztę — znowu musiał poczekać aż w sali zapadnie cisza. Dyrektorka, słysząc początek wypowiedzi młodego arystokraty, westchnęła, ściskając nasadę nosa. — Cieszę się, że w tym roku to właśnie ja mogłem zająć się organizacją Nocy Duchów... no Granger też była trochę przydatna — dodał, czując łokieć Gryfonki między żebrami. — Nie będę się rozgadywał, więc powiem tylko jedno: ten wieczór na długo zostanie wam w pamięci... chyba że ktoś się spije — dodał z krzywym uśmieszkiem, czym wywołał salwę śmiechu.
Dyrektorka, chcąc zakończyć prowokacyjną przemowę ucznia, machnęła różdżką, a na stołach pojawiły się złote półmiski i tace z potrawami.
Sala robiła ogromne wrażenie. Co prawda, co roku dbano o to, by pomieszczenie było klimatycznie ozdobione, jednak tym razem odpowiedzialne za to osoby stanęły na wysokości zadania. Sklepienie Wielkiej Sali ukazywało bezchmurne niebo, usłane tysiącami gwiazd. Poniżej niego unosiły się święcące nikłym blaskiem świece i towarzyszące im wydrążone dynie. Całość dopełniały zwisające zewsząd ogromne, srebrne pajęczyny.
Prefekci naczelni powrócili do swoich stołów, by wraz z innymi zasiąść do uczty, która, jak się miało później okazać, miała być inna niż zwykle. Uczniowie zajadali się wykwintnymi potrawami, dyskutując przy tym na mniej bądź bardziej kuriozalne tematy.
Draco uśmiechnął się pod nosem, gdy dyrektorka zapowiedziała występ szkolnego chóru.
Już niedługo zabawa się zacznie”.
Gdy ostatnia zaplanowana piosenka dobiegała końca, Ślizgon spojrzał znacząco na Hermionę, która przytaknęła delikatnym skinieniem głowy.
Wraz z ostatnią nutą, zgasły wszystkie światła w sali, która wypełniła się zaniepokojonymi szeptami i piskami młodszych uczniów. Jedyne światło pochodziło od perlistych duchów, które licznie przybyły na dzisiejszą ucztę. Niektórzy uczniowie wstali z miejsc, chcąc się dowiedzieć, co się dzieje. Minuty mijały, a mrok nadal panował w Wielkiej Sali, wywołując niepokój również wśród starszych roczników. Szmery i szepty stawały się coraz głośniejsze.
— Co się dzieje?
— Nie podoba mi się to...
— Niech ktoś coś zrobi!
Salę wypełnił kobiecy, mrożący krew w żyłach, krzyk. Wkrótce dołączyły do niego wrzaski wystraszonych uczniów. Niektórzy wstali, próbując w niemal całkowitej ciemności wydostać się z pomieszczenia. Na zewnątrz niebo zostało przecięte przez błyskawicę, która na chwilę rozświetliła Wielką Salę, a towarzyszący jej huk poderwał z miejsc jeszcze więcej osób.
Światło lampionów i świec zamigotało i po chwili rozświetliło szkołę. Uczniowie westchnęli z ulgą, zaczęli wyśmiewać tchórzostwo swoje i swoich przyjaciół. Niektórzy pochowali różdżki i zasiedli do stołu, by wrócić do jedzenia, jednak strach na nowo w nich zagościł, gdy usłyszeli krzyk: tym razem drobnej jedenastolatki. Wszyscy spojrzeli w jej stronę.
Na środku sali leżała Hermiona, z nienaturalnie wygiętymi kończynami. Z kącika, zamarłych w krzyku, ust spływała stróżka krwi, martwymi oczami wpatrywała się w sklepienie sali. Twarz miała zastygłą w przerażeniu.
— HERMIONA!!! — wrzasnęli Harry i Ron, po czym zerwali się do biegu, by jak najszybciej dotrzeć do przyjaciółki. Gdy byli tuż przy niej wokół Hermiony rozbłysła niebieska bariera, która odrzuciła Gryfonów.
— Hermiona!
— Ron... Ron uspokój się.
— Harry, nie widzisz, że...
— Spójrz na nauczycieli. Gdyby coś naprawdę jej się stało, pierwsi by do niej dobiegli.
Weasley spojrzał na stół na końcu sali i zobaczył, że jego przyjaciel miał rację. Nauczyciele siedzieli, z zainteresowaniem obserwując całą sytuację.
Wokół nich i ciała Hermiony uformował się krąg szepczących gapiów, z przerażeniem wpatrujących się w dziewczynę.
Uczniowie cofnęli się gwałtownie, gdy z leżącej Gryfonki wydobyło się delikatne światło, które zaczęło formować się w dobrze znany im kształt. Po chwili dwa metry nad ziemią unosił się duch Hermiony Granger.
Salę ponownie wypełniły szepty uczniów, którzy jak zahipnotyzowani wpatrywali się w perlistą postać, która rozglądała się po sali zdezorientowana i przestraszona.
— Czy ona nie żyje? — spytał cicho Tom Moor, wpatrując się nie w ducha, lecz w ciało rozciągnięte na podłodze.
— Hermiona? — szepnęła Ginny, podchodząc nieco bliżej. Upiorne oczy kasztanowłosej przeniosły się na rudowłosą.
— Pomóż mi — odezwał się duch, a świece zamigotały, zupełnie jakby silny wiatr przeszedł przez salę.
Głos Hermiony był zdeformowany, roznosił się echem po pomieszczeniu. Adepci mieli wrażenie, jakby między nimi a duchem rozpostarta była wodna bariera, która zniekształcała głos Gryfonki. Jej słowa sprowokowały dalsze pytania.
— Jak?
— Co się stało?
Duch gwałtownie odwrócił się do Seamusa.
— Nie wiem... pamiętam tylko ciemność... i ból... mnóstwo bólu.
— Jak mamy ci pomóc? — spytał jeden z Krukonów.
Hermiona zmarszczyła brwi.
— Znajdźcie mordercę... znajdźcie go i przyprowadźcie tutaj.
— Mordercę?
— O co tu chodzi?
— Od czego mamy zacząć?
Tym razem Gryfonka odpowiedziała na pytanie Hanny Abbott, jednak nie w sposób, którego wszyscy oczekiwali. Duch popatrzył z powagą i śpiewnie wyrecytował:
— Mary miała baranka.
Jego oczy czarne jak węgielki.
Jeśli chcesz wiedzieć, kto dopuścił się zbrodni
Poszukaj kochanka Mary wśród tych,
Których nie ma, a powinni tu być.
Zjawa po raz ostatni spojrzała na uczniów upiornymi oczami i rozpłynęła się.
Adepci rozejrzeli się, wymieniając uwagi podekscytowanym szeptem. Wiedzieli już, że to wszystko jest częścią przedstawienia, które przygotowali prefekci naczelni na Noc Duchów, jednak nadal czuli lęk, niepokój i, co najważniejsze, ciekawość.
Draco stanął na podwyższeniu, przed stołem nauczycieli, a lampiony z dyni odwróciły się w jego stronę, oświetlając jego sylwetkę migoczącymi światłami, jednocześnie pogrążając w półmroku drugą część pomieszczenia.
— W tej sali dokonano mordu i tylko my możemy pomóc udręczonej duszy. Przed chwilą usłyszeliście pierwszą zagadkę. Aby znaleźć mordercę, musicie działać razem. Z każdego domu wybierzcie piątkę poszukiwaczy, która wyruszy na poszukiwanie mordercy. Poszukiwacze zmierzą się nie tylko z zagadkami, ale również z innymi przeszkodami, które będą wymagać odpowiednich umiejętności, dlatego uczestniczyć w tym mogą uczniowie od czwartej klasy wzwyż. Macie dwie minuty na skompletowanie drużyn.
Słowa Dracona wywołały zamieszanie i jeszcze większe podekscytowanie. Kto zabił? Który dom znajdzie mordercę? Z jakimi zadaniami zmierzą się poszukiwacze?
Gryfoni szybko podjęli decyzję, zgodni w wyborze reprezentantów. Jako pierwszego wyznaczyli Harry’ego, a wiadomo, że gdzie Potter tam i Weasley. Kolejną osobą był Seamus. Do grona poszukiwaczy dołączyła również Ginny. Ostatnim zawodnikiem z Gryffindoru został Andrew Bones, zdolny i lubiany czwartoklasista.
Gryfoni stanęli przy podwyższeniu, sygnalizując swoją gotowość. Malfoy ledwie zaszczycił ich spojrzeniem i leniwym ruchem ręki zapisał ich imiona na pergaminie. Ślizgoni również szybko podjęli decyzję. Wybrali Harpera, Gregorovicza, Notta, Malcolma i Grahama. Nad wyborem najdłużej zastanawiali się Krukoni, dokładnie omawiając słabe i mocne strony kandydatów. Draco niemal parsknął śmiechem, widząc wśród poszukiwaczy Pomylunę Lovegood.
Gdy wszystkie drużyny były już gotowe, Malfoy odchrząknął i oznajmił:
— Dom, który jako pierwszy znajdzie mordercę, otrzyma sto punktów. Przyznawane również będą nagrody indywidualne — po czym zwrócił się do reszty uczniów. — Wszyscy ci, którzy zostają, będą mogli oglądać zmagania drużyn.
Arystokrata machnął różdżką, a na bocznej ścianie pojawiła się ogromna biała płachta. Usunął stoły i krzesła, wyczarował wygodne, szerokie kanapy i fotele a między nimi pojawiły się małe, okrągłe stoliczki z przekąskami. Meble były ustawione przodem do płachty, by każdy mógł śledzić ciąg wydarzeń.
Uczniowie zajęli miejsca, dyskutując o tym, kto wygra i kim jest morderca, jednak byli również ciekawi co z Hermioną i jak prefekci naczelni zdołali urządzić tak niesamowite przedstawienie.
— Poszukiwacze, na rozwiązanie zagadki macie trzy godziny. Czas odliczany jest... od tej chwili —  poinformował Draco, a drużyny natychmiast odeszły w różne końce sali i zaczęły naradę.
— Może na początek powtórzmy tę zagadkę.
— Ok, jak to leciało? — spytał Ron.
— Mary miała baranka, jego oczy czarne jak węgielki...
— Nic z tego nie rozumiem... co jest dalej?
— Eee...— zawiesił się Andrew.
— Jeśli chcesz wiedzieć, kto dopuścił się zbrodni... poszukaj... — Ginny nie mogła przypomnieć sobie końcówki.
— Poszukaj kochanka Mary wśród tych, których nie ma, a powinni tu być — dokończył Harry. — Czy jakoś tak...
Na chwilę zapanowało między nimi milczenie.
— Dobra zacznijmy od końca... Poszukaj wśród tych, których nie ma, a powinni ty być... Kto powinien tu być? Tu, w zamku w Noc Duchów — zastanowiła się rudowłosa.
— Duchy?
— Zbyt proste, Ron... Może chodzi o nauczycieli albo o...
Wymienili podekscytowane spojrzenia, a ich oczy zabłysły, gdy powiedzieli równocześnie:
— Uczniów.
Ron pokiwał głową.
— To jest to, nie ma wszystkich uczniów i to nie tylko z naszego domu.
Poszukiwacze Gryffindoru rozejrzeli się po Wielkiej Sali, by zobaczyć, kogo dokładnie brakuje. Problem polegał na tym, że uczniowie porozsiadali się w różnych częściach pomieszczenia, niekiedy mieszając się z innymi domami. Byli pewni, że Malfoy specjalnie najpierw porozsadzał uczniów, by utrudnić grupom zadanie.
— Z tego, co zauważyłem, to nie ma Neville'a, Deana, Alexa, Levander i... nie to chyba wszyscy — stwierdził Harry, który dzięki pozycji szukającego nie miał większych trudności z wyśledzeniem, kto jest nieobecny.
— Nie ma jeszcze Maggie.
— Więc jeśli dobrze zrozumiałem, to jedna z tych osób powie nam co dalej? Tylko która? —  zastanawiał się Ron.
Andrew potarł skroń, przypominając sobie zagadkę.
— Tam było coś o czarnych oczach.
Harry skinął głową.
— Zostaje Maggie, Dean i Alex. Mary miała baranka... poszukaj kochanka Mary...
Wszyscy obrócili się ku drużynie Krukonów, którzy wybiegli z sali, rozwiązując zagadkę jako pierwsi. Gryfoni spojrzeli po sobie, czując coraz większą presję.
— Może chodzi o Martę... Mary, Marta... brzmi podobnie — podsunął czwartoklasista.
Ginny pokręciła głową.
— Marta nie ma kochanka, a z pewnością nie w Gryffindorze... może chodzi o miłość?
— Tak! Tylko Dean z kimś się spotyka!
— Ciszej, Ron, nie podpowiadaj innym — pouczył go Seamus. — Gdzie najczęściej można spotkać Deana? W pokoju wspólnym.
Piątka poszukiwaczy uśmiechnęła się i wybiegła z sali. Mijając Ślizgonów, usłyszeli ich podekscytowane szepty:
— Blaise, tak, to musi być on.
Mieli niewielką przewagę.
Draco obserwował, jak drużyny po kolei wybiegają z Wielkiej Sali. Gdy wszyscy poszukiwacze opuścili pomieszczenie, machnął różdżką, a na białej płachcie pojawił się obraz biegnących Puchonów.

***


Piątka Gryfonów wspinała się na siódme piętro, starając się jak najszybciej dotrzeć do pokoju wspólnego. Prefekci spisali się doskonale nie tylko z zagadkami, ale również z wystrojem. Podczas uczty ktoś zmienił wygląd korytarzy, które teraz były rozświetlane wyłącznie pochodniami i blaskiem księżyca, wpadającym przez okna pokryte pajęczyną. Od czasu do czasu zdarzało się, że z jakiegoś zakamarka wylatywał nietoperz, co już dwa razy doprowadziło Ginny niemal do zawału.
— Hipogryf — wydyszał Ron i, gdy tylko to zrobił, usłyszeli krzyk.
Wzdrygnęli się, wyciągnęli różdżki i weszli do środka. Rozejrzeli się, rozświetlając mrok zaklęciami, jednak nic nie znaleźli.
— Musi gdzieś tu być, przecież go słyszeliśmy — mruknął Seamus. — Myślicie, że jest w dormitorium?
— Spójrzcie w górę.
Chłopcy posłuchali polecenia Ginny i przełknęli ślinę.
Tuż pod sufitem unosił się Dean, wyglądający niemal tak, jakby był do niego przyklejony. Jego włosy i koszula delikatnie falowały, jakby poruszane wiatrem. Spojrzeli na okna — były zamknięte.
— Dean? Dean!
Chłopak nie odpowiadał. Z zamkniętymi oczami wyglądał jakby spał... albo jakby umarł.
— Dean!
— To nic nie da, Andrew — powiedział Harry, tak jak pozostali wpatrując się w przyjaciela.
Ron z niezadowoleniem zmarszczył brwi. Pewien, iż powinni dostać od Deana kolejną wskazówkę, wyjął różdżkę i rzucił zaklęcie.
— Accio wskazówka! No co, warto było spróbować...
— Może jego ręce... popatrzcie, jak są wyciągnięte... może na coś wskazują?
— Dobry pomysł, Ginny. Ja przeszukam regał razem z Ronem, ty i Andrew rozejrzyjcie się przy kominku, Harry zajmij się zasłonami, oknami, parapetami.
Spędzili piętnaście minut na przeszukaniu wskazywanych, jak im się wydawało, przez Deana miejsc. Nie znaleźli nic. Coraz bardziej denerwowali się upływającym czasem, zbyt długo szło im rozwiązywanie tej zagadki. Stali na środku salonu i wpatrywali się w przyjaciela.
— Może źle odczytaliśmy pierwszą wskazówkę.
— Nie ma takiej opcji, inaczej nie znaleźlibyśmy tu Deana — mruknęła Ginny i podskoczyła, gdy jej brat zawołał:
— Hej! A może tu nie chodzi o to, że on nam coś pokazuje rękami, tylko coś sobą zasłania! Coś, co jest na suficie!
Gryfoni wymienili spojrzenia, po czym Seamus wycelował różdżką w przyjaciela i odsunął go na bok, odsłaniając tym samym napis. Zmrużył oczy i przeczytał:
— Chciałem zasmakować ulotności
naiwnie zerwałem kajdany miłości,
chciałem skoczyć z wysokości,
głupi wpadłem w paszczę nicości
— No, przynajmniej nie musimy znowu aż tak bardzo się wspinać — westchnęła Ginny.
— Wiesz, co to znaczy?
— Jeśli się nie mylę, to następną wskazówkę otrzymamy na wieży astronomicznej. Gdzie indziej można „zasmakować ulotności” jak nie na najwyższej wieży? No i to skakanie... Idziemy, i tak zmarnowaliśmy tu sporo czasu.
Andrew spojrzał na nią z zawahaniem.
— Nie powinniśmy go tak zostawiać.
— Przecież już próbowaliśmy go ściągnąć na dół i nic z tego, jego da się przesunąć tylko w bok. Ale masz rację, nie możemy go tak zostawić. Co jeśli zaklęcie przestanie działać, obudzi się i spadnie? — zmartwiła się Weasleyówna.
— Hermiona nie pozwoliłaby na to — oznajmił Ron, jednak dla świętego spokoju wyczarował pod Deanem stertę materaców.

***


Gryfoni zebrani w Wielkiej Sali krzyknęli radośnie, widząc postęp swojej drużyny. Wszyscy oglądali zmagania poszukiwaczy z mieszaniną ekscytacji i lęku, zupełnie, jakby oglądali horror. Draco, widząc reakcje uczniów i emocje, jakie widoczne były na twarzach poszukiwaczy, czuł niesamowitą dumę. To on tego dokonał... no dobra, Granger też na coś się przydała, ale pomysł był jego. Z przyjemnością słuchał domysłów widzów i ich prób rozwiązywania zagadek. Tak... zaiste wielki był z niego czarodziej.
Tymczasem na ekranie pojawiła się grupa Krukonów, pędząca po błoniach w stronę jeziora.

***


Harry skrzywił się, patrząc na kolejne schody.
— Mam nadzieję, że inni też się tak meczą.
— Kto by pomyślał, że szukający ma taką słabą kondycję — zażartował Andrew, choć tak naprawdę on też ledwo oddychał.
— E tam, zawsze mogłoby być gorzej... bo ja wiem... mogłyby nas zaatakować sklątki. A sklątki to ostatnie o czym marzę.
— Sklątki to nic! — Ron oburzył się na słowa siostry — My w pierwszej klasie w Noc Duchów mieliśmy randkę z trollem, nie Harry? Mówię wam, tak śmierdziało jak...
— Jak tutaj — dokończył cicho Potter, przełknął ślinę i spojrzał na przyjaciela z dość niemrawą miną.
Reszta Gryfonów zmarszczyła nosy i wykrzywiła się, gdy i do nich dotarł zapach zgniłego mięsa i...uf... nie sposób było opisać ten fetor. Zatrzymali się gwałtownie, gdy usłyszeli za sobą głośne skrobanie. Obrócili się powoli i zobaczyli, wychodzącego z korytarza na lewo, trolla.
Harry zmarszczył brwi, myśląc, że pamięć mu szwankuje, bo troll, którego spotkał na pierwszym roku, wyglądał inaczej niż ten. Ten był przede wszystkim wyższy... i to o wiele wyższy, sięgał niemal sufitu szkolnego korytarza. Miał też wyraźnie zaznaczone mięśnie... a właściwie to składał się tylko i wyłącznie z mięśni. Jego skóra wyglądała na twardszą, a co za tym idzie, bardziej odporną na ciosy. Poza tymi elementami wyglądał tak samo, jak stwór, którego Harry spotkał osiem lat temu.
Gryfoni wytrzeszczyli oczy, patrząc na trzymaną, a raczej ciągniętą przez niego maczugę, o długości równej wzrostowi Ginny. Wymienili spojrzenia mówiące: „Miło było was poznać” i mocniej ścisnęli różdżki w dłoniach.
— Razem... na trzy —  mruknął Harry, nie odrywając wzroku od stwora. — Raz... dwa. Trzy!
Równocześnie rzucili zaklęcia, które odbiły się od skóry trolla i z zawrotną szybkością pomknęły w ich kierunku. Polecieli do tyłu, odbijając się od ścian i lądując na twardej podłodze.
— Ron, nie! — krzyknął Seamus, jednak za późno.
Rudowłosy rzucił tym razem silniejsze zaklęcie, które ponownie odbiło się od przeciwnika i ugodziło Weasleya. Troll wydał wściekły ryk i zaczął biec w ich stronę.
— Wiejcie!
Zaczęli uciekać.
— Harry, pamiętasz, jak załatwiliśmy tamtego? Może by tak...
— Masz rację — zgodził się chłopak i obrócił się, by spróbować znokautować trolla jego własną maczugą, jednak była ona zbyt ciężka, by mogła ją podnieść jedna osoba.
— Musimy to zrobić razem, jestem pewna, że specjalnie dano mu tak ciężką broń! Cała piątka musi rzucić zaklęcie! — wrzasnęła Ginny, prowadząc biegiem drużynę Gryffindoru.
— Na trzy. Raz...dwa...
Najpierw usłyszeli piski i chichoty. Nie mieli szans na jakąkolwiek reakcję. Z bocznego korytarza rzuciła się na nich chmara chochlików kornwalijskich. Niebieskie istotki zaczęły ciągnąć ich za włosy, szaty, przyczepiały się do twarzy. Jeden z nich wyrwał różdżkę Andrew, tym samym pozbawiając ich możliwości pokonania trolla. Gryfoni nadal próbowali biec, by uciec przed stworem, jednak chochliki skutecznie im to utrudniały. Jeden z nich wystrzelił z pyska szarą ciecz, która trafiła Andrew w twarz i stwardniała, całkowicie zakrywając mu usta.
— Czy ktoś z was pamięta na nie zaklęcie?! — krzyknął Seamus, najbardziej otoczony przez chochliki. Czwartoklasista zaczął podskakiwać i wymachiwać rękami dając znak, że wie jak powstrzymać złośliwe istoty.
Widząc to, Ron zaczął szukać sposobu na podanie mu swojej różdżki. Rudowłosy doszedł do wniosku, że jeśli rzuci czwartoklasiście różdżkę, złośliwe stwory przechwycą ją. Rzucił zaklęcie, by usunąć skorupę na ustach czwartoklasisty, upuścił różdżkę i kopnął ją w stronę młodszego Gryfona. Ten, atakowany przez wściekły rój, przewrócił się i szybko przeczołgał do różdżki. Mocno ją chwycił i krzyknął:
— Immobilus.
Chochliki kornwalijskie zawisły w powietrzu, jednak nie był to jeszcze koniec. Usłyszawszy ryk trolla, sygnalizujący atak, piątka Gryfonów obróciła się, wycelowała w jego broń i ryknęła:
— WINGARDIUM LEVIOSA!
Maczuga z hukiem uderzyła swojego posiadacza, który zachwiał się i runął na podłogę.
Poszukiwacze wymienili spojrzenia i, sapiąc, wznowili wędrówkę ku wieży astronomicznej.
— Jak ja nie cierpię trolli — wysyczał Ron, krzywiąc się przy tym.
Jego siostra skinęła głową.
— W pełni się z tobą zgadzam.
Dalszą drogę pokonali w milczeniu, zbyt zmęczeni niedawnym wysiłkiem, by prowadzić rozmowę. Czujnie rozglądając się, pokonywali kolejne mroczne korytarze. W końcu stanęli przy drabinie, dzięki której wspinali się do klapy i przedostawali na zewnątrz przed każdą lekcją astronomii.
Gdy tylko Seamus jako pierwszy dotknął drabiny, usłyszeli przeszywający krzyk. Wzdrygnęli się, wymienili podekscytowane spojrzenia, po czym zaczęli po kolei wchodzić na górę.

***


Zebrana w Wielkiej Sali grupa Puchonów głośno wiwatowała, widząc swoją drużynę, powracającą z Wrzeszczącej Chaty. Ich przedstawiciele doskonale poradzili sobie, mimo tego, że zostali rozdzieleni. Boginy nie sprawiły im większej trudności, jednak ich miny, zanim zrozumieli, z czym się spotkali, były bezcenne.
Wszystkie grupy robiły postępy i szły prawie łeb w łeb. Przewaga Krukonów nieco stopniała, gdy przyszło im się zmierzyć z druzgotkami. Obraz na ekranie zmienił się, ukazując Ślizgonów, zaatakowanych przez diabelskie sidła.

***

Piątka Gryfonów znieruchomiała na widok, jaki zastała na szczycie wieży astronomicznej. Neville, pół leżał, pół siedział, oparty o mur. Pustymi oczami wpatrywał się w przestrzeń, po skroni powolnie spływała stróżka krwi. Nad ciałem unosił się duch Gryfona, który bez żadnego słowa wstępu smętnie wyrecytował:
— Nie ważne stary lub młody
I tak pełen żywej urody
Tu wisielce przychodzą, nie chcąc dłużej się bronić
I żywą śmierć spotykają, myśląc, że chce ich uchronić
Przed złem tego świata i niespełnioną miłością
Co odebrała oddech, wiarę i odeszła z godnością
Ona popełniła największy grzech wobec siebie
Ona nigdy więcej nie pojawi się w niebie
Jeśli wiesz o kogo chodzi
Wyszepcz cicho jej imię tam, gdzie żywa śmierć się rodzi.
Poszukiwacze przez pełną minutę w milczeniu wpatrywali się w perlistą postać Neville'a.
— Yyy... że jak?
Na słowa Seamusa, duch jedynie uśmiechnął się.
— Czy to, że nie zniknąłeś, oznacza, że możesz powtarzać nam tę zagadkę? — spytał Andrew, na co duch pokiwał głową — No to prosimy o powtórkę.
Ponownie wysłuchali zagadki Neville'a, starając się wyłapać najważniejsze wskazówki i zapamiętać je. Ginny zaczęła chodzić w kółko, mamrocząc pod nosem kilka wersów.
— Dobra, zacznijmy znowu od końca... Jeśli odgadniemy, o kogo chodzi, to mamy wypowiedzieć jego imię, tam, gdzie rodzi się żywa śmierć.
— Oczywiście, nic trudnego znaleźć takie miejsce. Żywa śmierć? Łatwizna — marudził rudowłosy.
Harry parsknął śmiechem.
— Neville, czy mógłbyś powtórzyć środek? — spytał Andrew i po wysłuchaniu treści oznajmił:— Myślę, że tu może chodzić o prawdziwego ducha i to takiego, który popełnił samobójstwo, bo chyba to jest największy grzech wobec siebie?
— Może to być też morderca... morderstwo trwale niszczy duszę — zauważył Harry — Może chodzi o Krwawego Barona? Zabił i kochał Helenę Ravenclaw, później popełnił samobójstwo, a w zagadce było coś o miłości. Możemy jeszcze raz usłyszeć ten moment?
— I żywą śmierć spotykają, myśląc, że chce ich uchronić
Przed złem tego świata i niespełnioną miłością
Co odebrała oddech, wiarę i odeszła z godnością.
— Ale później tekst wskazuję na kobietę... chyba że czegoś nie wiemy o Baronie — westchnęła rudowłosa. — Albo chodzi o ich oboje.
— No dobra, wiemy, o kogo chodzi, pytanie tylko, gdzie można spotkać żywą śmierć?
— Może chodzi o miejsce, gdzie zazwyczaj można spotkać Krwawego Barona i Szarą Damę? Z Baronem jest problem, bo lata po całym zamku, ale Helena trzyma się wieży Ravenclawu. To co, idziemy? — spytał Andrew i razem z resztą Gryfonów opuścił wieżę astronomiczną.
Zasłonili twarze rękawami, przechodząc obok znokautowanego trolla, który, pomimo tego, iż był nieprzytomny, nadal wydzielał obrzydliwe zapachy. Przemierzali korytarze, cicho rozmawiając o tym, jakie przeszkody mogli napotkać ich rywale. Bez żadnych problemów dotarli do wieży Ravenclawu. Te pojawiły się, gdy usłyszeli zagadkę strażnika pokoju wspólnego Krukonów:
— Ma jeden kolor, kształtów tysiące,
Pojawia się, kiedy świeci słońce.
Nie czyni krzywdy, bólu nie czuje,
Samotnie nigdy nie podróżuje.
Gryfoni rozejrzeli się wokół, jakby szukając odpowiedzi.
— Merlinie, znowu jakaś zagadka. Jeszcze trochę, a pęknie mi głowa.
Pozostali Gryfoni nie zareagowali na słowa Rona, zbyt pochłonięci rozwiązywaniem zagadki.
— Czy chodzi o cień?
Po tym jak drzwi do salonu Krukonów otworzyły się, czwórka Gryfonów spojrzała na najmłodszego poszukiwacza.
— No co? — spytał Andrew, wzruszając ramionami. — Tiara przydziału zastanawiała się nad tym, czy nie przydzielić mnie do Ravenclawu.
Weszli do środka i rozejrzeli się, jednak nie znaleźli ani Szarej Damy, ani kolejnej wskazówki.
— Pięknie, nigdzie indziej jej nie ma. Co teraz?
— Może źle zrozumieliśmy słowa Neville’a? — podsunęła Ginny. — Pomyślmy nad tym jeszcze raz. Jak to leciało?
— Żywą śmierć spotykają, co chce ich uchronić przed złem świata i... miłością, co…
— To nie jest początek.
— Nie?
— Harry ma rację, na początku, o ile dobrze pamiętam, było: Nie ważne stary czy młody i tak pełen żywej urody, tam wisielce przychodzą... — wyrecytowała rudowłosa, po czym skrzywiła się. — Dalej nie pamiętam.
— Ok, pomyślmy w ten sposób: gdzie ludzie najczęściej się wieszają?
— Ron!
— No co? — spytał obronnie Gryfon.
— Mosty, żyrandole, drzewa…
— LAS! — wykrzyknęli razem i wybiegli z pokoju wspólnego Ravenclawu.
— Wiemy, że chodzi o Zakazany Las, została tylko jedna kwestia: gdzie rodzi się żywa śmierć? — spytał Seamus, razem z pozostałą czwórką biegiem pokonując szkolne, opustoszałe korytarze.
— Śmierć w tej zagadce może być symbolem czegoś. Chodzi o zwierzę lub roślinę — to właśnie ta „żywa uroda” lasu — dodał Harry.
— Symbol śmierci... — powtórzył Seamus. —  Oprócz ponuraków drugim najpopularniejszym takim symbolem są Testrale. Musimy znaleźć ich siedlisko.
Z mniej bądź bardziej zbolałymi minami, Gryfoni powędrowali ku Zakazanemu Lasowi. W międzyczasie, siedzący w Wielkiej Sali mieszkańcy Slytherinu, wyśmiewali pomyłkę drużyny Pottera, jednocześnie ciesząc się z wyjścia na prowadzenie swoich reprezentantów.  
Po zdaniu relacji z poczynań drużyn innych domów, ekran z powrotem przeniósł się do, wędrujących przez Zakazany Las, Gryfonów. Szli w zwartej grupie, której przodował Harry. Gdy dotarli do miejsca, w którym ścieżka się rozwidlała, chłopak oznajmił:
— Jeśli chcemy odrobić straty, powinniśmy się rozdzielić.
 Po tych słowach Draco zaśmiał się pod nosem i spojrzał w nieoświetlony kąt sali, w którym, jak wiedział, skrywała się Hermiona. Odwrócił rozbawiony wzrok do ekranu, by móc obserwować dalsze poczynania Gryfonów. Tak jak podejrzewał, podzielili się na dwie grupy: Potter i Weasley w jednej oraz Ginny, Seamus i Andrew w drugiej. Ślizgon machnął różdżką i ekran ukazał im poczynania pierwszej grupy. Uśmiechnął się pod nosem, widząc, że dwójka Gryfonów zmierza wprost na przygotowaną przez niego niespodziankę.
Ron nawet nie próbował ukryć przerażenia.
— Wiesz w ogóle, gdzie jest to siedlisko?
— Nie, ale to musi być niedaleko — odpowiedział Harry, uważnie nasłuchując jakichkolwiek niepokojących odgłosów. — Kiedy Hagrid prowadził o nich lekcję, przyprowadził nas w to miejsce. Więc musi być już naprawdę blisko.
— Mam nadzieję.
Ha! Byłoby blisko, gdybyście nie skręcili w złym kierunku” — pomyślał Draco, nie mogąc się doczekać spotkania Gryfonów z tym, co dla nich przygotował. Usiadł na jednej z kanap, zajadając się słonymi przekąskami.
— Słyszałeś? — spytał nagle Harry, odwracając się w kierunku dźwięku łamanych gałęzi. Uniósł różdżkę, by oświetlić to miejsce i głośno przełknął ślinę. — Ron — szepnął — zacznij się cofać... powoli.
Weasley również spojrzał w tamtym kierunku i wytrzeszczył oczy. W Wielkiej Sali rozbrzmiały chichoty na widok jego miny.
— Nie... tylko nie sklątki...
W ich stronę pełzły dwa dorosłe osobniki. Były odrażające i roztaczały wokół zapach zgniłych ryb. Wyglądały jak pozbawione skorupy białe, oślizgłe homary z mnóstwem odnóży.
— Myślisz, że już nas zauważyły? — szepnął rudowłosy akurat w tym momencie, gdy biała skóra sklątek zaczęła czerwienić się a pewna, wymierzona w nich, część ich ciała zaczęła się trząść.
— Myślę, że tak — powiedział wolno Harry i razem z rudowłosym odskoczył w bok przed dwoma ognistymi pociskami. — Wiej!
Ron nie zamierzał kłócić się z przyjacielem.
Uciekali, potykając się o wystające korzenie, robiąc kolejne uniki lub odpychając kule ognia, co nie było dobrym pomysłem, jeśli weźmie się pod uwagę miejsce, w którym się znajdowali. Większość pocisków uderzała w drzewa i inne rośliny, a ogień szybko się rozprzestrzeniał.
Mieli wrażenie, że już dawno zgubili sklątki, jednak nie zamierzali tego sprawdzać. Harry zerknął tylko przez ramię i zauważył, że pożar stopniowo maleje, jakby Zakazany Las sam go zwalczał. Zatrzymał się gwałtownie, gdy wpadł na coś. Poprawił okulary i zorientował się, że razem z Ronem natrafił na resztę przyjaciół. Byli wyraźnie czymś przerażeni.
— Uciekajcie! — wydarł się Seamus i razem z pozostałą dwójką pobiegł w stronę, z której przybyli Harry i jego przyjaciel.
Potter złapał go za tył szaty.
— Tylko nie tam! Tam są sklątki!
— Lepsze one niż to! — krzyknęła Ginny.
— O co wam…
Ron pisnął.
— Harry… P… Pp… Puszek!
— Co? Ron, co ty ple…
Gryfon odwrócił się i wytrzeszczył oczy, widząc starego, trójgłowego „przyjaciela”.
— AAA!!!
Piątka Gryfonów wrzasnęła i już chciała uciekać, gdy chłopak coś sobie przypomniał.
— Aaa, kotki dwa,
szarobure obydwa,
nic nie będą robiły,
tylko ciebie bawiły.
Trójce Gryfonów opadły szczęki. Ron szybko podłapał melodię mugolskiej kołysanki i zaczął ją nucić, patrząc wymownie na Seamusa, Andrew i Ginny, chcąc, by wzięli z niego przykład. Cała drużyna powoli cofała się, aż opuścili niewielką polanę, na której teraz spał Puszek.
— Co to było?
— Lepiej nie pytaj, Andrew. Gdybym ci powiedział, musiałbym cię potem zabić — mruknął Weasley, rozcierając klatkę piersiową na wysokości serca.
— Swoją drogą, to całkiem nieźle śpiewasz, Harry. Jeszcze trochę, a trafisz do opery.
Ginny zaśmiała się i znieruchomiała, słysząc senne warknięcie trójgłowego psa.
Spojrzeli na nią z naganą, przykładając palec do ust. Rudowłosa podniosła ręce w geście kapitulacji i zmrużyła oczy, uważnie rozglądając się po polanie, na której się teraz znajdowali.
— Znaleźliśmy ją — szepnęła, wpatrując się w młodego testrala, stojącego na uboczu.
— Szara Dama. Krwawy Baron.
— Co jest? To nie o nich chodzi? — zdziwił się Harry. — Może chodzi o kolejną osobę z naszego domu?
— Żaden problem, wymienimy wszystkie trzy imiona po kolei i po sprawie.
Ginny przewróciła oczami na słowa brata.
— A skąd wiesz, że jeśli wymienisz niewłaściwe imię, nie zostaniemy zdyskwalifikowani? Albo przez coś zaatakowani?
— Ma rację, musimy wrócić do zagadki. Prawdopodobnie chodzi o dziewczynę, więc zostaje La…
— Cicho!
— Przypomnijmy wersy, mówiące bezpośrednio o dziewczynie — zdecydował Harry.
— Było coś o samobójstwie, ale raczej nie powinniśmy się tym kierować, i o nieszczęśliwej miłości.
— Wiem, o kogo chodzi — mruknęła rudowłosa.— Niedawno zerwała zaręczyny, bo chłopak ją zdradził… no i nazwisko pasuje do części o wisielcach
— O kim mówisz?
— O Maggie. Maggie Loop.
Na środku polany powoli pojawiał się duch dziewczyny z burzą krótkich jasnych loków. Na łabędziej szyi miała założoną pętle, dalsza część sznura kończyła się na wysokości talii. Perlista postać nie wyrecytowała żadnej zagadki, jedynie wyciągnęła ramię, wskazując na drzewo rosnące na skraju polany.
Gryfoni spojrzeli na nie i zobaczyli coś, czego wcześniej tam nie było: sznur zwisający z jednej z gałęzi, który bujał się mimo bezwietrznej pogody. Do pętli doczepiona była karteczka. Gdy poszukiwacze spojrzeli na środek polany, ducha już tam nie było. Razem podeszli do drzewa, a Seamus drżącą dłonią zerwał karteczkę, odchrząknął i przeczytał:
— Zmęczeni, wędrowcy? Jesteście blisko celu
Do tego miejsca dotarło niewielu
Za chwilę odkryjecie mroczną tajemnicę
I kłamstwa i sekrety i prawdziwe oblicze
Kolejną ważną wskazówkę znajdziecie nie tu, lecz w pewnym kwiecie
Co pozbawiony wnętrza świeci sztucznym blaskiem
Oświetlając stróża, chroniącego go przed ptasim wrzaskiem
Moje rany wołają o grób, spragnione
Bezpiecznego miejsca, jakim jest tamto pole
Moja dusza woła o wyzwolenie
A droga do niego wiedzie przez kamienie
Z których zbudowane jest wielu schronienie
Opuście ten las, to miejsce nawiedzone
Zostawcie te drzewa, lubią być osamotnione
Udajcie się tam, gdzie z ziemi powstają życia
Można tam teraz podziwiać przedziwne okrycia
— Przynajmniej wiemy, że możemy wyjść wreszcie z tego lasu — mruknął Andrew i zgodnie z poleceniem zawartym w liście ruszyli w drogę powrotną, pracując nad kolejną zagadką.
Weasleyówna przejęła od Seamusa list.
— Większość z tego jest dość jasna: jesteśmy już blisko znalezienia mordercy i nic więcej nie znajdziemy w Zakazanym Lesie.
Ron zajrzał jej przez ramię, wpatrując się w tekst.
— Dalej jest coś o kwiecie… pozbawiony wnętrza…
— Znowu popełniamy ten błąd: bierzemy wszystko dosłownie. Kwiat może oznaczać… ogólnie rośliny. Może chodzi o jeden z obrazów w Hogwarcie? Widziałem taki jeden na…
— Bardziej skłaniam się ku teorii z rośliną, później jest mowa o polu, strażniku i ptakach — przerwał Harry’emu Seamus, odbierając karteczkę od Gryfonki. To musi być ze sobą jakoś powiązane.
Dziewczyna przygryzła wargę.
— Zatem mowa o roślinie pozbawionej wnętrza… o martwej roślinie? Roślinie, która żyje w ciemnościach?
— I ten fragment o kamieniach… Może chodzi o roślinę, żyjącą w jaskini? Chociaż nie, jaskinie nie są schronieniem dla wielu, ja bym się tam z pewnością bezpiecznie nie czuł — poprawił się Ron.
— Na Merlina, mamy Noc Duchów!
— I? — spytali pozostali, patrząc na Seamusa.
Po chwili Andrew uderzył się dłonią w czoło i powiedział:
— Dynia. Chodzi o dynię. W Noc Duchów jest ich pełno i wszystkie są…
— Wydrążone i przerobione na lampiony, czyli…
— Są pozbawione wnętrza i świecą sztucznym blaskiem! — dokończyła za Harry’ego Ginny.
Piątka poszukiwaczy przyśpieszyła kroku, ożywiona swoim odkryciem.
— Cała reszta się zgadza. Tym schronieniem jest chatka gajowego, już od wielu lat Hagrid tu pracuje i pomaga uczniom — podsumował Ron z uśmiechem, gdy wyszli z lasu.
Po chwili stanęli przed domem gajowego. Ginny z uśmiechem satysfakcji spojrzała na stojącego nieopodal stracha na wróble.
— A oto i nasz stróż.
Gryfoni przyjrzeli się każdej dyni z osobna, jednak żadna nie zawierała kolejnej wskazówki. Postanowili wejść do chatki. Gdy Andrew dotknął klamki, usłyszeli nie krzyk, lecz dziwny stukot, jakby coś upadło i zaczęło się toczyć. Poszukiwacze wzdrygnęli się, czując kolejny skok adrenaliny. Wiedzieli, że to gra, jednak efekty specjalne, zagadki i klimat tego dnia robiły swoje.
Andrew ponownie złapał klamkę i otworzył drzwi, które zaskrzypiały głośno, a ich oczom ukazał się zapierający dech w piersi widok.
Przy okrągłym drewnianym stole siedział Alex… a raczej jego tułów. Na miejscu głowy znajdowała się dynia z wyciętym przerażającym uśmiechem. Przez otwory ust i oczu wydobywało się jasne, migoczące światło. Szyję pokrywały strużki krwi.
Gdy poszukiwacze niepewnie weszli do środka, drzwi natychmiast zamknęły się za nimi z głośnym hukiem.
— Nie chcę wiedzieć, gdzie jest jego głowa — mruknęła Ginny, przysuwając się bliżej chłopców.
— Myślicie, że wskazówka jest w tej dyni? — spytał Andrew i zaraz dodał: — Jeśli tak, to ja po nią nie idę.
Harry poprawił okulary i, gdy tylko zrobił pierwszy krok ku Alexowi, dynia przemówiła ochrypłym głosem, poruszając „wargami” zupełnie tak, jakby naprawdę żyła.
— Był raz mężczyzna i była raz kobieta
Szlachcic się zakochał, żaden z niego był asceta
Lecz ona nie chciała jego miłości
Nie widziała ich razem w późnej starości
On oszalały dobył sztylet ostry
Nie panując nad sobą, sile zadawał ciosy
Widząc, że śmierć chce mu ją zabrać
Zaczął przekleństwami na wszystkie strony szastać
I wylewając desperacki łzy
Szeptał jej, by miała piękne wieczne sny
Lecz ona nie chciała odejść w cień
A widząc jej przejrzystą pierś
Wziął sztylet pokryty krwią ukochanej
I zadał cios, by dołączyć do niej
Smutne zakończenie, czegoś tu zabrakło
Nie chodzi o uczucie, ono nie wyblakło
Zabrakło raczej wiedzy jak kończą się wypadki
Gdy szlachcic się zakocha, a ona każe brać manatki
Udajcie się tam, gdzie dwoje kochankowie
Powinni zajrzeć, nim się poznali we dwoje
Gdy Alex przestał recytować, światło wewnątrz dyni zgasło. Gryfoni wymienili spojrzenia.
Pierwszy odezwał się Ron.
— Teraz to już na sto procent chodzi o Szarą Damę i Krwawego Barona.
— Wyjdźmy już stąd — zaproponował Andrew, a pozostali mu przytaknęli. — Moim zdaniem wskazówką jest ostatnia zwrotka.
— Też tak myślę. Było tam coś o wiedzy i miejscu, gdzie powinni się udać kochankowie, więc następna wskazówka jest w…
— Bibliotece — Ron dokończył wypowiedź przyjaciela.
Ginny uśmiechnęła się, prowadząc grupę z powrotem do zamku.
— Czy ktoś jeszcze czuje w tym rękę Hermiony?
Przechodząc obok zamkniętych drzwi do Wielkiej Sali, usłyszeli swoje imiona wykrzykiwane przez uczniów Gryffindoru. Najwyraźniej teraz oni byli obserwowani.
Bez żadnych przeszkód, nie licząc nietoperzy, które ponownie przyprawiły Weasleyównę o szybsze bicie serca, dotarli do biblioteki. Weszli do środka i na wszelki wypadek przygotowali różdżki. Rozejrzeli się, jednak nikogo nie zauważyli. Wymieniając spojrzenia, ruszyli w głąb biblioteki.
Po dziesięciu minutach ruszyli do działu ksiąg zakazanych i dopiero tam znaleźli ducha Lavender Brown, unoszącego się między dwoma regałami. Dziewczyna, słysząc ich kroki, odwróciła się w ich stronę, podfrunęła do regału i usiadła na jego szczycie. Piątka poszukiwaczy czekała na zagadkę, jednak Lavender milczała i dalej się w nich wpatrywała upiornymi oczami.
— Emm… Lavender?
Duch spojrzał wyczekująco na Ginny.
— Masz jakąś zagadkę, prawda?
— Tak — padła krótka odpowiedź.
— Mogłabyś ją nam… powiedzieć?
— Nie.
Ron mruknął coś pod nosem o tym, że nawet po śmierci dziewczyna jest denerwująca. Lavender spojrzała na niego i już otwierała usta, by coś odwarknąć, jednak powstrzymała się i nadal patrzyła na grupę Gryfonów.
— Dlaczego? — spytał Harry.
Duch wzruszył ramionami.
— Dajcie spokój, tylko się z nami bawi. Pewnie nie powinno nas tu być — mruknął Seamus.
— Nie.
Gryfoni zamrugali zdezorientowani. Brown wymownie wpatrywała się w Ginny, niemo próbując jej coś przekazać. Rudowłosa zamrugała i szybko spytała:
— Nie możesz nam normalnie odpowiadać, prawda?
— Tak.
— Czyli dobrze trafiliśmy? — upewnił się rudowłosy.
— Tak.
— Czy to jest ostatni etap?
— Tak — duch odpowiedział na pytanie Andrew.
— Czy musimy tu coś znaleźć?
Lavender wykonała ruch dłonią mówiący: mniej–więcej.
— Wskazówkę?
— Nie.
— Osobę?
Duch przytaknął.
— Mordercę?
— Jest tutaj?
— Tak.
Gryfoni wymienili spojrzenia i podzielili się na takie same grupy jak w Zakazanym Lesie. Adrenalina buzowała w ich organizmach, czuli podekscytowanie i dumę, że to oni pierwsi dotarli do mordercy Hermiony. Ponownie przeszukali bibliotekę, jednak nikogo oprócz nich nie było. Tylko czwórka z nich wróciła do Lavender.
— A gdzie Ron? — spytał Seamus.
— Poszedł jeszcze raz sprawdzić dział ksiąg zakazanych — odpowiedział Harry.
Ginny machnęła ręką.
— Nieważne. Lavender czy morderca nadal tu jest?
— Tak.
— Ale… nie ma tu nikogo, prócz nas, prawda?
— Tak.
— Czy mordercą jest któreś z nas? — spytał Andrew.
Duch dziewczyny uśmiechnął się, skinął głową i rozpłynął się w powietrzu.
— Ron? — szepnęła Ginny, zastanawiając się nad tożsamością zabójcy.
— Nie — powiedział Harry i nim Andrew zdążył zareagować, chłopak spetryfikował go i wybiegł z biblioteki.
Ginny i Seamus wymienili zaskoczone spojrzenia, uśmiechnęli się i ruszyli w pościg za mordercą.
— HARRY JAMESIE POTTERZE, ZATRZYMAJ SIĘ ALBO UŻYJEMY SIŁY!
Ściganie Pottera po zamku nie należało do najłatwiejszych zadań, choćby ze względu na fakt, iż znał niemalże wszystkie tajne przejścia i skróty. Pomimo tego, dwójka pozostałych w grze Gryfonów nie poddawała się. Ginny gestem dała znać Seamusowi, by dalej ścigał zbiega, podczas gdy ona spróbuje przeciąć mu drogę ucieczki.
Rudowłosa skręciła w boczny korytarz, licząc na to, że morderca skorzysta ze znanego jej skrótu. Szczęście jej dopisało. Gdy tylko zobaczyła wyłaniającego się zza zakrętu Harry’ego, rzuciła zaklęcie:
— Expelliarmus!
Różdżka wyleciała z ręki właściciela i powędrowała ku młodej Weasleyównie. Zdyszany Harry zatrzymał się, opierając ręce na kolanach. Spojrzał na dziewczynę i z uśmiechem oznajmił:
— Dobra, macie mnie.
Chwilę później dołączył do nich Seamus, który podszedł do Ginny i przybił z nią piątkę.
— Co teraz? — zapytał, patrząc na schwytanego winowajcę.
— Mamy go zaprowadzić do Wielkiej Sali… lepiej się pośpieszmy, jeśli chcemy wygrać. Tylko bez żadnych sztuczek, Potter.
Trójka Gryfonów szybkim krokiem skierowała się ku Wielkiej Sali. Zagadka została rozwiązana, nie zostało nic innego jak tylko zwycięskie wkroczenie do Wielkiej Sali.
— A co z Ronem?
Harry uśmiechnął się do Seamusa.
— Spędzi trochę więcej czasu w bibliotece. Powiedzmy, że jest trochę oszołomiony.
Drużyna Gryffindoru wybuchła śmiechem, wchodząc do korytarza prowadzącego do sali wejściowej. Miny im zrzedły, gdy po przeciwnej stronie ujrzeli piątkę Ślizgonów. Obie drużyny pędem ruszyły w stronę Wielkiej Sali, przepychając się między sobą przy wejściu do niej. Po zażartej walce Gryfoni musieli odpuścić, wpadli do środka tuż po nich. Przywitały ich okrzyki dopingujących ich domów, jednak nawet entuzjastyczne przyjęcie nie mogło wynagrodzić im zawodu, jaki ich spotkał, gdy zorientowali się, że jako pierwsi do Wielkiej Sali przybyli Krukoni, tym samym zwyciężając w całej zabawie. Chwilę później do sali zawitała drużyna Hufflepuffu, z równie zawiedzionymi minami.
— A więc już wszystko jasne — oznajmił Draco Malfoy, który, o ile to możliwe, był z siebie bardziej zadowolony niż kiedykolwiek. — Wśród każdej piątki została wytypowana jedna osoba, mająca za zadanie odgrywać rolę mordercy i za wszelką cenę nie dać się zaciągnąć do Wielkiej Sali. Zapraszam drużyny na podest, za chwilę zostaną wręczone nagrody.
Poszukiwacze ruszyli na koniec sali, mijając widzów całego przedstawienia. Wszyscy skierowali wzrok na Dracona, McGonagall i Hermionę, która w końcu się ujawniła. Trójka osób rozmawiała przez chwilę, po czym do mównicy podszedł Ślizgon i powiedział:
— Najwyższy czas ustalić wyniki. Mordercę jako pierwsi złapali i przyprowadzili Krukoni, za co otrzymują dla swojego domu sto punktów. — Malfoy poczekał, aż wiwaty ustaną i kontynuował: — Jako druga do Wielkiej Sali dotarła drużyna Ślizgonów, za co otrzymują pięćdziesiąt punktów. Tuż za nimi przybyli Gryfoni i, jako że w trójosobowej komisji byłem w mniejszości, przyznane im jest czterdzieści punktów. Ostatnie miejsce należy do Puchonów, za co otrzymują punktów trzydzieści. A teraz przechodzimy do nagród indywidualnych. Ernie McMillan za to, że jako jedyny z morderców zdążył uciec przed pościgiem, otrzymuje dla domu dziesięć punktów… to chyba tyle.
Hermiona podeszła do mównicy i dyskretnie odepchnęła współlokatora.
— Andrew Bones za rozwiązanie zagadki przy pokoju wspólnym Krukonów otrzymuje dziesięć punktów. Mimo iż było to zbędne, odpowiedź padła na tyle szybko, że postanowiliśmy to nagrodzić. — zaczęła dziewczyna, na co Draco przewrócił oczami. — Po dziesięć punktów otrzymują również pierwszoklasiści, którzy w chwili zamieszania w Wielkiej Sali powiadomili odpowiednie osoby o ich roli mordercy. Dziękujemy Tomowi Moor również za doskonałe odgrywanie roli. — Pierwszoklasista uśmiechnął się nieśmiało. — Dziękujemy wszystkim grającym ofiary — powiedziała Hermiona, wskazując dłonią na rząd osób stojących pod ścianą. Alex nadal nie rozstał się z dynią, obejmując ją ramionami. — Dziękujemy również nauczycielom, którzy pilnowali każdą z grup poszukiwaczy.
Hermiona urwała, widząc, że coraz więcej osób zerka na ekran. Spojrzała w tę samą stronę i zamarła.
— Malfoy, co ty wyprawiasz? — syknęła wściekła.
— Nie wiem, o co ci chodzi, Granger.
— O to, co robisz z ekranem!
Draco spojrzał na nią zaskoczony i zerknął na ekran, na którym powoli zaczął formować się obraz. Uczniowie wymieniali zaskoczone spojrzenia i pytali szeptem, co się dzieje. Na białym płótnie pojawił się obraz korytarza, którego jedną ze ścian pokrywał wyblakły już napis: Komnata tajemnic została otwarta. Strzeżcie się wrogowie dziedzica. Choć podjęto wiele prób, napisu nie zdołano w żaden sposób usunąć. Uczniowie i nauczyciele wpatrywali się w świeży dopisek napisany krwią.

Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony

— Co to ma znaczyć? O tym nie było mowy! — powiedziała wściekła Minerva McGonagall, podchodząc do prefektów naczelnych.
— Ale pani profesor…
— To nie my — dokończył Draco, wpatrując się w krwawy napis.


***

Udało nam się (nie bez drobnego poślizgu, ale jest). Napisany w niecałe dwa dni (!). Ostatni zaliczany do naszego maratonu (napisane 3 rozdziały w tydzień). Jeszcze wymaga edycji, ale już nie chciałyśmy przekładać publikacji kolejny raz z rzędu.Zmęczone, wyżute, ale szczęśliwe.
Do następnego!

12 komentarzy:

  1. Miałyście świetny pomysł z tą Nocą Duchów. Zaskoczona jestem, że to krukoni wygrali, ale jednak wiedze posiadają, jeśli znaleźli się w tym, a nie innym domie. Zdziwił mnie fakt, że ta zamiana nic nie wniosła do toku myślenie Draco. Kiedy w końcu wyjaśniona została sprawa z tą łazienką i tym małym chłopcem, nie mogłam powstrzymać łez ze śmiechu. Fajną im dali nauczkę dyrektorka i Dumbledore. Ogólnie świetny rozdział, czekam na następny-Wiczka Piczka♥

    OdpowiedzUsuń
  2. To super, że sprawdziło się to co pisałam wcześniej o zamianie ciał :) Ta akcja była świetna, mam nadzieję że oboje wyniosą coś z tej sytuacji. Bardzo mi się podobały te zagadki i sam pomysł Malfoya, ale to co się stało na końcu było troszkę upiorne. Na początku tez pomyślałam, że to część planu, ale jeśli to nie było zaplanowane to kto to zrobił ? Coś czuję, że Hermionie grozi niebezpieczeństwo. Kurczę nie mogę się doczekać następnego rozdziału PS to fajnie, że tak szybko wstawiacie rozdziały, zawsze to jakieś umilenie dnia :)
    Pozdrawiam i życzę weny
    Ola

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, super! Naprawdę świetna i nieoczywista zabawa no i Malfoy w szpilkach - mega. A końcówka zapowiada, że będzie jeszcze ciekawiej. Czyżby naprawdę coś złego miało się stać w Hogwarcie...? Pozdrawiam i jak zwykle wyczekuję kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdzial bardzo sie wciagnelam a zagadki i to cale przedstawienie po prostu genialne

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale wspanialy rozdział i ogólnie cały blog 💜💜czekam na następny niecierpliwie 😍

    OdpowiedzUsuń
  6. Chce kolejny rozdział i było Bosko

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział super. Te zagadki niesamowite. Naprawdę gratuluję pomysłu. :)
    Pozdrawiam i proszę o zaglądnięcie na mój blog:
    Dramione - To w Nas Żyje

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajne zagadki, choć momentami z rymami średnio to się komponowało. Za osobisty sukces uwazam, że odgadłam zagadkę krukonów w jakieś 15 sekund :D Ta mi się akurat bardzo spodobała.

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytam to już trzeci raz i znowu mam ciarki na plecach. Niesamowity nastrój tu wprowadziłyście!

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetna zabawa w nocy duchów. Wszystko idealnie dobrane, nie ma co! Draco przeszedł samego siebie.
    Sikanie na siedząco dla faceta tylko jest dopuszczalne gdy jest ciężko chorych, nie może stać, bądź po prostu jest nią Granger xD Mam nadzieję, że jednak Dracon czegoś więcej się nauczył niźli niemożliwości ogarnięcia burzy loków (sama mam kręcone to wiem jak ciężko o kilkunastogodzinne utrzymanie ich wyprostowanych, co z wilgocią nie ma zadżadn szans).
    Więc gregorovicz wykorzystał Hermionę. Szkoda, że jednak okazał się podłej szybko od Draco. Oby dostał za swoje.

    OdpowiedzUsuń
  11. Matulu, to opowiadanie jest genialne! siedzę sama z psem w domu i czytam, a tu taki rozdział nagle, że serio miałam ciarki na plecach! boję się co bdzie dalej, bo koncowka naprawdę mocna :D no nic, nie marnuję więcej czasu na pisanie komentarza i lecę się dowiedzieć! :D

    OdpowiedzUsuń