— Co to ma znaczyć? O tym nie
było mowy!
— Ale pani profesor…
— To nie my — dokończył
Draco, wpatrując się w krwawy napis.
Większość uczniów, którzy nie byli
świadomi tego, iż zaistniała sytuacja nie jest kolejną częścią
dzisiejszego przedstawienia, z podekscytowaniem komentowała to, co
ujrzała na ekranie. Niektórzy nawet zaczęli wybierać kolejnych
poszukiwaczy.
Dyrektorka zmierzyła badawczym
wzrokiem uczniów i powoli podeszła do mównicy. Wzięła parę
głębokich wdechów, próbując się uspokoić.
— Jak ktoś śmiał to zrobić.
Pisać takie rzeczy, kredo Śmierciożerców... I to w taki sposób.
Nie wstyd wam kpić z tych wszystkich, którzy stracili życie,
walcząc dla was? Jak można być tak nieczułym i... po prostu
głupim? Nie będę tolerować takich wybryków. Jeśli... kiedy
znajdziemy winowajcę, poniesie on surowe konsekwencje. Osobiście
się o to postaram. — McGonagall przerwała na chwilę,
by zlustrować wzrokiem uczniów, po czym trochę łagodniejszym
tonem dodała: — Prefektów proszę o odprowadzenie uczniów
do dormitoriów. Lepiej, żebym nikogo nie spotkała później na
korytarzu.
Po tym przemówieniu po sali rozszedł
się narastający szmer szeptów i rozmów przerażonych uczniów. Na
wzmiankę o Śmierciożercach w sercach zebranych przeszedł cień
niedawno zakończonej wojny.
Draco i Hermiona wymienili spojrzenia i
choć raz byli zgodni. Wiedząc, że w ich najlepszym interesie jest
jak najszybsze opuszczenie Wielkiej Sali, zaczęli kierować się do
wyjścia, próbując wtopić się w tłum.
Dyrektorka w tym czasie zwróciła się
do nauczycieli.
— Severusie, Filiusie,
pójdziecie ze mną na drugie piętro. Proszę, aby pozostali zajęli
się patrolowaniem korytarzy. Wy dwoje! Idziecie z nami.
Prefekci naczelni skrzywili się,
jednak posłusznie zawrócili ku dyrektorce.
Współlokatorzy szybkim krokiem
ruszyli za trójką nauczycieli. Byli pewni, że przeciśnięcie się
przez uczniów, którzy zbierali się do wyjścia, zajmie im sporo
czasu, jednak ci rozstępowali się przed idącą przed nimi
McGonagall.
Hermiona rzuciła niepewne spojrzenie
na swojego współlokatora, który miał bardzo niezadowoloną minę.
Dziewczyna była pewna, że chciał zakończyć całe przedstawienie
w spektakularny sposób i to całe zamieszanie to jego sprawka.
Gdy wreszcie znaleźli się w korytarzu
na drugim piętrze, dyrektorka dokładnie zbadała napis. Następnie
odwróciła się do dwójki uczniów i tonem pełnym powagi zapytała:
— Czy któreś z was ma coś z
tym wspólnego?
Choć pytanie skierowane było do
obojga tak naprawdę cała piątka wiedziała, że chodzi jej głównie
o Dracona.
— Pani profesor coś sugeruje?
— spytał Ślizgon z naciskiem na ostatnie słowa.
— Panie Malfoy, ja chce się
tylko do…
— Bo odnoszę wrażenie, że jestem
oskarżany o coś, czego nie zrobiłem — dokończył, wpatrując
się w dyrektorkę lodowatym spojrzeniem. Założył ręce na
piersi, czekając na wyjaśnienie dyrektorki.
— Po prostu odpowiedz, Malfoy
— szepnęła cicho Hermiona tak, by tylko chłopak ją
usłyszał.
Dziewczyna zadrżała, gdy stalowe
tęczówki Ślizgona przeniosły się na nią.
— Jak myślisz, kiedy miałem to
zrobić, tępa idiotko? Kiedy byłem w Wielkiej Sali? A może
kogoś do tego namówiłem, co? Przed ucztą, kiedy razem
dopracowywaliśmy szczegóły? O! Albo jeszcze lepiej! Kiedy byłem w
twoim obrzydliwym…
— Wystarczy — oznajmiła
McGonagall, przeczuwając nadchodzący wybuch wściekłości
blondyna. — Czy domyślacie się, kto mógł to zrobić? Może
ktoś, kto wiedział o waszym…
— Moim — warknął
Malfoy, czym zarobił karcące spojrzenie dyrektorki.
— … planie — kobieta
dokończyła swoją wypowiedź i spojrzała na Gryfonkę, wiedząc,
że spokojnie odpowie jej na pytanie.
— Pani dyrektor, oprócz osób
wybranych na duchy, nikt nic nie wiedział. Sami mordercy dowiedzieli
się o swojej roli w chwili, gdy w sali zgasły światła.
Pierwszoklasiści, którzy ich o tym poinformowali, zostali
wybrani tuż przed ucztą.
Tym razem odezwał się Snape, badający
z bliska czerwone litery.
— Drzwi nie były zabezpieczone
zaklęciem, prawda? Każdy z uczniów mógł wyjść i to zrobić,
a w zamieszaniu łatwo niepostrzeżenie opuścić Wielką
Salę. Draco nie jest odpowiedzialny za napis.
— Panie Malfoy, pytam ostatni
raz. Czy to pan za tym stoi?
— Szanowna pani dyrektor, czy
wyglądam na szalonego psychopatę, który, chcąc wywołać strach
i zamieszanie, zrobiłby coś takiego? — spytał z
wyraźną kpiną blondyn.
Odpowiedziało mu milczenie i ponure
spojrzenia czwórki osób.
— No dobra, jestem zdolny do czegoś
takiego, ale doprawdy nie rozumiem, dlaczego oskarża się mnie?
Podejrzani powinni być również pozostali uczniowie. A zwłaszcza
Potter. Pewnie znudziło mu się to, że nie ma nikogo do ratowania i
sam postanowił narobić trochę rabanu.
Hermiona spojrzała na niego z
wyrzutem.
— No wiesz co?
— Pan Potter i poszukiwacze z
reszty domów nie mogli tego zrobić, oglądaliśmy ich poczynania,
a w Wielkiej Sali stali tuż przy stole nauczycielskim
— zauważył profesor Flitwick.
Snape w końcu odszedł od ściany i
oznajmił:
— To nie jest ludzka krew. A co
do poszukiwaczy: nie byli obserwowani przez cały czas. W którymś
momencie jeden z nich mógł odłączyć się od grupy i to zrobić…
albo cała drużyna mogła działać wspólnie. Wystarczyło rzucić
zaklęcie, które ujawniłoby napis w wybranej chwili. Wszyscy
są podejrzani oprócz nauczycieli i prefektów naczelnych.
— Więc mamy do przepytania
ponad czterysta osób — westchnęła McGonagall. — W pierwszej
kolejności powinniśmy zająć się drużynami, aktorami i czwórką
pierwszoklasistów. Filiusie, poinformuj, proszę, Pomonę, że jutro
od dziesiątej każdy z opiekunów domów ma zająć się swoimi
podopiecznymi.
Profesor Flitwick skinął głową i
ruszył, by wypełnić polecenie.
— Sugeruję, aby reszta
nauczycieli rozejrzała się jutro po okolicy. Niewykluczone, że za
napis może odpowiadać osoba z zewnątrz — powiedział
Severus, na co Minerva skinęła głową.
— Tego obawiam się najbardziej.
Wejście do Hogwartu było otwarte z racji całego przedsięwzięcia.
Wy dwoje: jeśli sobie coś przypomnicie albo czegoś się dowiecie,
macie natychmiast mnie o tym poinformować. Możecie odejść.
Hermiona pożegnała się i ruszyła
za Ślizgonem, który szedł wyraźnie z siebie zadowolony. Gdy
wystarczająco oddalili się od nauczycieli, kasztanowłosa spytała:
— Naprawdę nie masz z tym nic
wspólnego, Malfoy?
— Naprawdę chcesz znowu
zaczynać ten temat, Granger? — warknął blondyn i spojrzał
na nią z politowaniem, widząc, jak dziewczyna prawie biegnie,
próbując dotrzymać mu kroku.
— Zachowujesz się tak, jakby
cieszyło cię to, co się wydarzyło.
— Koniec końców, osiągnąłem
swój cel. Ta impreza już przeszła do historii, a skoro ona to
i jej organizator.
— Jesteś płytki jak kałuża
latem.
Draco nagle przystanął, powodując,
że Gryfonka wyprzedziła go o kilka kroków. Stał przez chwilę
nieruchomo, z kamienną twarzą patrząc na współlokatorkę, po
czym wybuchnął gromkim śmiechem.
— Na Merlina, Granger, skąd ty
takie teksty bierzesz? — spytał, ocierając łzy rozbawienia.
— Nieważne, tylko ty, próbując mnie obrazić, prawisz mi
komplementy.
— To nie był komplement.
Jesteś…
Dziewczyna urwała, widząc, jak Malfoy
do niej podchodzi. Nachylił się lekko, by ich twarze znalazły się
na równym poziomie, przywołał na usta fałszywy dobroduszny
uśmieszek i powiedział tonem, jakiego rodzice używają do
pouczania małych dzieci:
— Lubię być wrednym, płytkim,
wywyższającym się dupkiem. To do mnie pasuje… i, szczerze
mówiąc, lepiej być wrednym, płytkim, wywyższającym się dupkiem
czystej krwi niż miłą, uczynną i wymądrzającą się
szlamą, udającą czarownicę. I tak przy okazji… fajnie było
widzieć cię martwą.
Ślizgon z satysfakcją spojrzał na
minę dziewczyny i z wrednym uśmieszkiem wznowił wędrówkę.
Hermiona zmrużyła oczy i warknęła do oddalających się pleców
arystokraty:
— Nienawidzę cię, Malfoy.
— Ja ciebie też, Granger… ja
ciebie też — odpowiedział jej, nawet się nie odwracając.
Dziewczyna zacisnęła pięści, w
myślach wyobrażając sobie, jak wykorzystuje na nim nowo nabyte
umiejętności walki. W rzeczywistości pewnie nie udałoby się jej
tego dokonać, ale pomarzyć zawsze można, prawda? Skręciła w
prawy korytarz, by skorzystać z jednego z przejść, aby dotrzeć do
dormitorium przed współlokatorem.
— Bałem się, że będzie
gorzej, ale o dziwo zareagował dość łagodnie... jak na niego,
oczywiście.
Prefekt naczelna odwróciła się do
jednego z obrazów. Obok kobiety w średniowiecznej sukni przy
ognisku siedział Albus Dumbledore. Roztarł ramiona i wyciągnął
dłonie ku płomieniu. Westchnął, a w powietrzu
uformowała się mała chmurka.
— Jak pani wytrzymuje taki mróz
przez tyle czasu? — spytał damę, na co ta tylko wzruszyła
ramionami. Poprzedni dyrektor spojrzał na uczennicę i uśmiechnął
się.
— Są jakieś postępy od czasu
zamiany?
— Nie powiedziałabym, panie
profesorze. W ogóle nie widzę żadnej zmiany.
— A to, co wydarzyło się przed
chwilą?
Hermiona wzruszyła ramionami. Jak dla
niej nie było żadnej różnicy, poza tym nie miała ochoty na
rozmowę z Dumbledore’em. Była zmęczona, zła i nadal obrażona
za pomysł dyrektora z zamianą ciał.
— Panie profesorze jak pan
myśli, kto jest odpowiedzialny za napis na ścianie?
— A jak pani uważa, panno
Granger?
— Myślę, że to Malfoy. Jest
zdolny do wszystkiego. Nie ufam mu.
Profesor zdjął okulary i przetarł je
rękawem błękitnej szaty.
— Myślę, że już niedługo
będziecie musieli zacząć sobie ufać — odparł wesoło
Dumbledore, zakładając z powrotem okulary.
— Co pan profesor ma na myśli?
— spytała podejrzliwie Hermiona.
— Ja? Nic — powiedział
dyrektor, wzruszając ramionami. — Myślę, że lepiej będzie,
jeśli już wrócisz do dormitorium. Nie chciałbym, żebyś miała
problemy przez to, że rozmawiałaś ze stukniętym staruszkiem… a
raczej jego podobizną — dodał w zamyśleniu, marszcząc
brwi.
— Dobranoc, panie profesorze.
— Dobranoc.
***
Gryfonka weszła do Wielkiej Sali i
zajęła miejsce naprzeciwko dwójki przyjaciół. Nałożyła na
talerz kilka placków ziemniaczanych i obficie polała je śmietaną.
Tak jak się spodziewała, tematem numer jeden w Hogwarcie była
Noc Duchów. Wczorajszy dzień opiekunowie domów spędzili na
przesłuchiwaniu podopiecznych, jednak nie udało się znaleźć
winowajcy, a dziś od samego rana uczniowie podchodzili do niej i
pytali, czy napis rzeczywiście nie był częścią planu. Jej
współlokator również był oblegany przez ciekawskich uczniów,
jednak on potrafił odgonić natrętów. Gryfonka zakładała, że
taki stan rzeczy będzie trwał jeszcze kilka dni. Prędzej czy
później uczniowie będą musieli ponownie skupić się na nauce i
innych przyziemnych problemach.
— Co czytacie? — spytała
zaciekawiona, widząc Harry'ego i Rona, pochylających się nad
pergaminem.
— List od Syriusza.
Drogi
Harry,
Przesyłam
ci książkę, o którą prosiłeś. Mam nadzieję, że okaże się
pomocna przy zaliczeniu pierwszej fazy testów na aurora.
Na
tym właściwie mógłbym zakończyć ten list, jednak chciałbym,
abyś był świadomy pewnych rzeczy, a mianowicie: w zeszłym
tygodniu zaginął pracownik Ministerstwa — John Philipe. Nie
wiadomo, kto za tym stoi, ale istnieją uzasadnione podejrzenia co do
jego kontaktów z grupą Śmierciożerców, którzy przeszli do
podziemia. Co więcej, wzrosła także liczba niewyjaśnionych zgonów
mugoli. Nie chcę siać paniki, ale dodając do tego to, co wydarzyło
się w Hogwarcie w Noc Duchów, nie da się nie odnieść
wrażenia, że ci Śmierciożercy, którzy nie zostali wyłapani,
zaczęli się znów organizować — a to oznacza, że mają
nowego przywódcę. Oczywiście w Ministerstwie Magii została
oddelegowana specjalna grupa (do której zostałem przydzielony),
mająca za zadanie zdemaskowanie i wytropienie ich lidera, ale na
niewiele to się jak na razie zdało.
Wszystko
wskazuje na to, że po ukończeniu szkoły będziesz miał pełne
ręce roboty.
Syriusz
Gryfonka wymieniła spojrzenia z
przyjaciółmi.
— Myślicie, że to poważna
sprawa? — spytał Ron.
Harry westchnął, wkładając list do
kieszeni.
— Na to wygląda.
— Mam nadzieję, że
Ministerstwo da sobie z tym radę — powiedziała Hermiona.
Zmiotła z talerza resztki obiadu,
dopiła sok i, pożegnawszy się z przyjaciółmi, ruszyła do
dormitorium.
Dziewczyna weszła do sypialni i
przebrała się w swój strój sportowy. Związała włosy
w niechlujny kucyk i ruszyła na znienawidzone zajęcia,
pieszczotliwie przez nią nazywane „moje monotonne cierpienia
fizyczne”. Weszła do sali, gdzie znajdowała się już większość
klasy i podeszła do grupki Gryfonów, rozmawiających o
zajęciach.
— Nadal nie rozumiem, dlaczego
dodali ten przedmiot — narzekał Neville, na co Hermiona
natychmiast zareagowała:
— Ćwiczenie mugolskich sportów
w grupach stworzonych z czarodziejów czystej krwi i z rodzin
mugolskich ma za zadanie polepszyć stosunki między nimi i...
— Ale ja nic nie mam do mugoli i
czarodziejów z ich rodzin. Dlaczego nie chodzą tylko ci, którzy
mają z tym problem?
Na to dziewczyna nie miała odpowiedzi.
— Rozumiem cię, też
wolałabym...
— Hermiona? Mogę cię porwać
na chwilę?
Kasztanowłosa znieruchomiała, słysząc
głos Gregorovicza. Odwróciła się i zobaczyła Rosjanina z powagą
wymalowaną na twarzy. Dziewczyna z trudem przezwyciężyła chęć,
by wykorzystać nowe umiejętności walki, tym razem na Ivanie. W
porę przypomniała sobie, że chłopak nic nie wiedział o zamianie
ciał.
— Oczywiście.
Brunet zmarszczył brwi, słysząc jej
oschły ton, jednak nie skomentował tego. Odeszli od reszty uczniów,
zatrzymując się w rogu sali.
— Czegoś potrzebujesz?
— Możesz mi powiedzieć, o co
ci chodzi? Tłuczesz mnie po twarzy, mówisz, że nie chcesz mnie
widzieć, unikasz przez tydzień... Możesz mi chociaż powiedzieć,
co zrobiłem nie tak?
— Wiem o wszystkim. Nie jestem
zabawką ani Malfoya, ani tym bardziej twoją. Trzymaj się ode mnie
z daleka — powiedziała cicho, mierząc Ivana zimnym
spojrzeniem, które podłapała od swojego współlokatora i wróciła
do reszty Gryfonów.
Gregorovicz wpatrywał się w
dziewczynę, mocno zaciskając szczękę. Odwrócił się, wyczuwając
czyjeś wrogie spojrzenie. Parę metrów dalej, oparty o ścianę
stał Draco Malfoy. Blondyn zabłysnął iście szatańskim
uśmieszkiem, przechylił lekko głowę i parę razy zaklaskał,
jakby chciał powiedzieć: „Brawo! Tylko ty mogłeś spierniczyć
coś tak banalnego!”
Draco założył z powrotem ręce na
piersi i przez chwilę mierzył w bruneta spojrzeniem pełnym
politowania, uśmiechając się przy tym kpiąco. Ivan już miał
ruszyć w kierunku Malfoya, gdy do jego rywala podeszła grupa
Ślizgonów.
— Proszę wszystkich na środek
sali! — zawołała profesor Hooch, wchodząc do pomieszczenia.
— Dzisiaj zagramy w siatkówkę. Na kilku ostatnich zajęciach
ćwiczyliście i nie powinniście mieć problemów z tą grą. Za
chwilę wybiorę kapitanów drużyn, jednak zanim to nastąpi,
chciałabym coś ogłosić. Przerobiliśmy większość gier i
sportów mugolskich i cieszę się, że wszystkie ćwiczenia zostały
przez was zaliczone. W drugim semestrze zajmiemy się Quidditchem.
Zaczniemy od lotu przez tor przeszkód, by ocenić wasze umiejętności
latania na miotle i to ta ocena będzie najważniejsza w ciągu
całego roku, w znacznym stopniu zaważy na wasz końcowy wynik. Nie
myślcie sobie, że pozwolę na to, by ktoś po ukończeniu Hogwartu
nie umiał porządnie latać. Po torze przeszkód zajmiemy się grą
w Quidditcha, każdy będzie mógł sprawdzić się w roli bramkarza,
ścigającego i pałkarza. Dla chętnych przewidziane będą zawody
na pozycji szukającego i wykonywanie trudniejszych manewrów.
No dobrze, kto chce być kapitanem?
Hermiona nie usłyszała dalszej
wypowiedzi nauczycielki, zbyt pochłonięta odtwarzaniem w myślach
zapowiedzi toru przeszkód. „Wszystko, tylko nie latanie!”
— pomyślała, wyobrażając sobie siebie na szkolnej
miotle, próbującą ominąć słupy ognia, lewitujące topory i
ogromne sklątki. Przełknęła ślinę, na myśl, że będzie
musiała dokonać tego przy Ślizgonach. Po chwili pokręciła głową,
dochodząc do wniosku, że McGonagall nie pozwoli na to, by jej
najlepsza uczennica nie ukończyła szkoły przez nieumiejętność
precyzyjnego prowadzenia miotły. „Albo w ogóle
jakiegokolwiek prowadzenia”. Martwiły ją jednak słowa
profesor Hooch.
— Granger!
Gryfonka drgnęła na dźwięk swojego
nazwiska i zarumieniła się, czując na sobie spojrzenia całej
grupy uczniów. Zamrugała, uświadamiając sobie, że Malfoy wybrał
ją jako pierwszą do swojej drużyny.
— Ja?
— Nie, ta druga Granger, stoi za
tobą.
Dziewczyna odruchowo zerknęła za
siebie, czym wywołała salwę śmiechu. Draco uderzył dłonią
w czoło, zaczynając żałować, że postanowił wbić szpilę
Gregoroviczowi, a nie współlokatorce. Ivan, będący drugim
kapitanem, uśmiechnął się wrednie i zaklaskał parę razy,
powtarzając wcześniejszy gest blondyna.
Hermiona niepewnie ruszyła do Malfoya
i stanęła za nim. Po pięciu minutach składy były wybrane,
a kasztanowłosa śmiało mogła stwierdzić, że jej sytuacja
była beznadziejna. Jej drużyna składała się praktycznie z samych
Ślizgonów. Popatrzyła na Deana, który oprócz niej był jedynym
Gryfonem w składzie i razem podeszli do reszty drużyny,
omawiającej pozycje zawodników i taktykę gry. Ślizgoni
popatrzyli na nich, wymienili spojrzenia i powrócili do narady.
— Na pewno nie możemy postawić
Granger na przyjęciu… to tak jakbyśmy wystawiali im zwierzynę
— oznajmił Draco, ignorując oburzoną minę Gryfonki.
Teodor krytycznym wzrokiem ocenił jej
sylwetkę.
— Na atak też się nie nadaje,
tym bardziej na rozegranie.
— Po prostu postawmy ją w
kącie… i niech robi za ozdobę — zaproponował Blaise.
— Dobra… ja, Nott i Thomas
gramy na pierwszej linii. Za mną stoi Granger, na środku Zabini
i Harper… wy dwoje pilnujecie tej tutaj — dodał
kapitan drużyny, ruchem głowy wskazując dziewczynę. — Blaise,
musisz grać na dwóch pozycjach, będą celować w najsłabszy
punkt.
Hermiona nic nie powiedziała, tylko
dlatego, że doskonale wiedziała, iż poziom jej gry jest godny
pożałowania.
— Gotowi? — spytała
profesor Hooch i po chwili obie drużyny znalazły się po
przeciwnych stronach siatki.
Draco badawczym wzrokiem przyjrzał się
ustawieniu rywali.
Pod siatką znajdowali się
Gregorovicz, Malcolm i Lavender, z tyłu zaś Seamus, Neville
i Goyle.
— Zaczyna drużyna Gregorovicza.
Malfoy odetchnął z ulgą na myśl, że
udało się odwlec zagrywkę Gryfonki. Goyle uśmiechnął się pod
nosem i cofnął się do białej linii. Hermiona przełknęła
ślinę, starając ustawić się tak, aby sylwetka współlokatora
całkowicie ją zasłoniła.
— Granger, możesz się trochę
odsunąć? Zaraz na mnie wejdziesz — warknął Malfoy,
prostując się.
— Co mam zrobić, jeśli piłka
poleci w moją stronę?
— Hmm… niech pomyślę…
odbij ją?
Kasztanowłosa zmrużyła powieki i
cofnęła się... ale tylko troszkę.
Po drugiej stronie boiska Goyle, widząc
znak od kapitana, podrzucił piłkę i uderzył w nią z całej siły.
Hermiona, słysząc huk, skuliła się, osłaniając głowę rękami.
Nawet nie zauważyła, jak Blaise podbiega do niej i przyjmuje,
lecącą prosto na nią, piłkę. Dziewczyna wyprostowała się i
zobaczyła, jak jej współlokator precyzyjnym uderzeniem posyła
piłkę w boisko rywali.
Ślizgoni z jej drużyny wymienili
złośliwe uśmieszki.
Hermiona szybko przeszła na środek
boiska, robiąc miejsce dla Dracona na pozycji zagrywającego.
Arystokrata ocenił luki na boisku i posłał piłkę w kierunku
Neville’a. Goyle, który dostał zadanie podobne do zadania
Zabiniego, wyskoczył przed Gryfona i przyjął piłkę, która
poszybowała w stronę Malcolma. Ślizgon wystawił piłkę
kapitanowi, który z zawrotną szybkością zwrócił ją rywalom.
Harper w ostatniej chwili zdążył podbić piłkę, dzięki czemu
zdobył dla swojej drużyny okazję, by odwdzięczyć się
przeciwnikom.
Drużyny szły łeb w łeb, akcje były
dynamiczne i dobrze przemyślane. Zawodnicy atakowali najsłabsze
punkty rywali. Hermiona miała wrażenie, że drużyna Gregorovicza
stara się ją wyeliminować, celując nie w boisko, lecz w nią
samą. Dziewczyna albo się kuliła, osłaniając głowę, albo (co
zdarzało się najczęściej) po prostu uciekała z boiska z piskiem,
wywołując wybuchy śmiechu Ślizgonów, nie tylko tych z drużyny
przeciwnej. Jedynym uczniem Slytherinu, któremu nie było do
śmiechu, był Malfoy, który za każdym razem mamrotał, że lepiej
byłoby posłać dziewczynę Gregoroviczowi na pożarcie. Draco
naprawdę żałował, że postanowił odebrać Rosjaninowi okazję do
dręczenia Granger, gdyż osłabił tym swoją drużynę.
Podsumowując: jego zagranie nie do końca się opłaciło.
Blondyn przeszedł na kolejne miejsce i
zmarszczył brwi, czekając na zagrywkę gracza z jego drużyny.
Z rozdrażnieniem spojrzał przez ramię, by pośpieszyć
zawodnika i uśmiechnął się wrednie, widząc Hermionę,
trzymającą w rękach piłkę tak, jakby ta za chwilę miała
wybuchnąć.
— Jakiś problem, Granger?
— zakpił.
Gryfonka zamrugała i spojrzała na
współlokatora.
— Ja… nie umiem.
Draco prychnął pod nosem i
powiedział:
— Po prostu ją podrzuć i
walnij. To nie jest trudne, nawet jak dla ciebie, pudlu.
— Podrzucić i uderzyć…
— wymamrotała dziewczyna, za skupieniem wpatrując się
w trzymany przez nią przedmiot, nie zwracając uwagi na obelgę
i pogardliwy ton blondyna.
Malfoy pokręcił głową i z powrotem
odwrócił się ku siatce. Kasztanowłosa przełknęła ślinę,
czując na sobie spojrzenia, kierowane z drugiej strony boiska.
Wpatrując się w piłkę, zmrużyła oczy i, biorąc
głęboki wdech, podrzuciła ją i wzięła zamach.
ŁUUP
Hermiona przytknęła dłoń do ust,
widząc, jak piłka uderza jej współlokatora w tył głowy. Po sali
rozeszły się parsknięcia i zduszone śmiechy. Malfoy powoli
wyprostował się, zacisnął szczękę i spojrzał przez ramię
na dziewczynę.
— Wybacz — bąknęła
nieśmiało.
— Granger… może wcześniej
nie wyraziłem się zbyt precyzyjnie. Pozwól, że zrobię to teraz.
Podrzuć piłkę i uderz w nią tak, by wylądowała na boisku
przeciwnika, a nie na potylicy twojego kapitana — warknął,
czym jeszcze bardziej rozbawił rechoczącego Blaise’a.
Blondyn rzucił mu groźne spojrzenie i
przeniósł wzrok na rywali, którzy otwarcie się z niego
naśmiewali. Neville, widząc jego minę, natychmiast zamilkł.
Profesor Hooch wznowiła rozgrywkę.
Lavender ruszyła na koniec boiska i posłała piłkę na pole
przeciwników, którzy nie mieli problemów z przyjęciem jej
zagrywki. Drużyna Malfoya objęła prowadzenie. Blondyn zajął
miejsce zagrywającego i posłał Hermionie spojrzenie mówiące:
patrz, podziwiaj i ucz się. Ślizgon uśmiechnął się pod nosem i
posłał piłkę w Neville’a. Ten, widząc pędzący ku niemu
pocisk, rzucił się na podłogę.
— Aut! — oznajmiła
nauczycielka. — Panie Longbottom, jeśli nadal będzie pan
unikał piłki, wyznaczę panu dodatkowe zaliczenie. To samo dotyczy
panny Granger. Chce widzieć porządną grę, a nie uciekających,
przerażonych dzieciaków.
Hermiona przestała kpiąco uśmiechać
się do Malfoya, słysząc ostrzeżenie nauczycielki. Seamus uderzył
piłkę, posyłając łagodną zagrywkę.
„To jest moja szansa. Dam radę to
odbić i będę miała spokój” — pomyślała
kasztanowłosa i równocześnie z Draconem zawołała:
— MOJA!
Prefekci naczelni wpadli na siebie,
odbili się i upadli na podłogę.
— Granger, możesz mi powiedzieć
dlaczego, do cholery, się na mnie rzuciłaś?
— Ja?! Na ciebie?! To ty
rzuciłeś się na mnie! Piłka leciała w moją stronę, a ty…
— Zabierzcie ją, bo nie
zdzierżę! — wrzasnął Malfoy, wstając z podłogi i
wpatrując się z nienawiścią w Gryfonkę.
— Spokój! Panno Granger,
wszystko w porządku? — spytała profesor Hooch, kucając przy
uczennicy.
— No nie! A ja?! A co ze mną?!
To ja jestem poszkodowany!
Nauczycielka przymknęła oczy i
zbadała nadgarstek dziewczyny.
— Skręcony. Panie Malfoy, skoro
pan także domaga się opieki, to zaprowadzi pan pannę Granger do
skrzydła szpitalnego.
Ślizgonowi opadła szczęka z
oburzenia.
— Że co, proszę?
— To niech pan sobie dalej
prosi, a przy okazji zaprowadzi pannę Granger do skrzydła. Jedna
osoba z drużyny Gregorovicza niech przejdzie do swoich rywali.
No już, nie mamy całego dnia. A pan, panie Malfoy, może być
pewien, że sprawdzę, czy dotarliście do skrzydła szpitalnego.
Blondyn zmrużył oczy, jednak nic nie
odpowiedział. Zniecierpliwiony pochylił się nad dziewczyną,
złapał ją za rękę i poderwał do góry.
— AŁA!
— Och, tak mi przykro…
myślałem, że ta jest zdrowa.
— Świnia. Zrobiłeś to specjalnie
— warknęła kasztanowłosa, krzywiąc się z bólu.
Arystokrata uśmiechnął się wrednie
i ruszył do wyjścia, ignorując jej mordercze spojrzenie. Gryfonka
westchnęła i podążyła za swoim współlokatorem.
— Granger, mogłabyś szybciej
przebierać tymi nóżkami?
Draco obejrzał się, gdy nie otrzymał
odpowiedzi. Zamrugał, widząc łzy na twarzy Hermiony i spytał:
— Na Salazara, dlaczego beczysz…
jeszcze będzie na mnie…
— Ty też byś beczał, gdyby
rozpędzony wół wpadł na ciebie, skręcił nadgarstek, a później
za niego pociągnął.
— Ja nigdy nie ryczę, nawet
kiedy jakiś oszołom tłucze mnie piłką w potylicę
— odpowiedział, czym wywołał nikły uśmiech na twarzy
Gryfonki. Zaczekał, aż Hermiona dogoni go, po czym wznowił
wędrówkę.
— Poza tym, jeśli któreś z
nas przypomina woła, to na pewno nie ja.
Po paru próbach nawiązania
jakiejkolwiek rozmowy z Gryfonką, Malfoy odpuścił. Dziewczyna
dzielnie go ignorowała i nie pozwoliła wciągnąć się w żadne
słowne potyczki. Przez chwilę szli obok siebie w milczeniu,
nawet na siebie nie spoglądając. Przy rozwidleniu korytarza
usłyszeli strzępki rozmowy:
— Może schowamy to na szczycie
wieży astronomicznej…
— Hej! Oddajcie mi to!
Hermiona bez zastanowienia ruszyła w
kierunku usłyszanych głosów. Ślizgon z irytacją pokręcił głową
i syknął za nią:
— Granger, chodź do tego
skrzydła szpitalnego. Świat się nie zawali, jeśli raz nie
wetkniesz nosa w nie swoje sprawy.
Dziewczyna rzuciła mu przez ramię
karcące spojrzenie i zniknęła za zakrętem.
— Cholerni Gryfoni… z tą ich
misją ratowania świata — warknął pod nosem i ruszył za
współlokatorką.
Zobaczył grupkę smarkatych
pierwszoklasistów, rzucających między sobą szkolną torbą, która
zapewne należała do najmniejszego z nich. Spojrzał z irytacją na
dziewczynę i powiedział:
— Widzisz Granger, to nic co
zagrażałoby porządkowi świata. Poradzą sobie sami, chodź już.
— Przestańcie! — rozkazała,
podchodząc do znęcających się nad małym Tomem, uczniów. Ci
jednak zignorowali ją i kontynuowali swoje wybryki. Zrezygnowana
dziewczyna spojrzała na Ślizgona, prosząc go o interwencję.
— Sam sobie świetnie radzi
— oznajmił, ignorując kolejne nieudane próby odzyskania
przez chłopca swojej własności.
— Malfoy!
— Malfoy! Malfoy! — powtórzył
prześmiewczo. — Dobra, Granger, zajmę się tym, a ty idź
już do tej pielęgniarki.
— Na pewno?
Ślizgon zwrócił ku niej mordercze
spojrzenie, które jednak udzieliło jej odpowiedzi. Odwróciła się
i ruszyła w stronę skrzydła szpitalnego.
Draco spojrzał na grupę uczniów,
którzy, czując respekt przed Ślizgonem, przestali już rzucać
torbą pierwszoklasisty.
— Możemy to rozwiązać na dwa
sposoby. W pierwszym z nich oddajecie własność tego malca
i wszyscy są szczęśliwi. Drugie rozwiązanie także zakłada
zwrot niniejszej własności, z tym że w nieco mniej
przyjemnych okolicznościach. Jak zatem będzie? — oznajmił
spokojnym, chłodnym tonem.
Na reakcje nie trzeba było długo
czekać. Niemal natychmiast rzucili torbę pod nogi czarnowłosego
chłopca, który zaczął zbierać porozrzucane książki i
pergaminy.
— A teraz sio — powiedział,
niedbałym ruchem dłoni odganiając znęcającą się nad chłopcem
bandę. Już miał się odwrócić i wrócić do swoich zajęć, gdy
usłyszał w głowie oskarżycielski, robiący mu wyrzuty, głos
Gryfonki.
— Trzeba ci w czymś pomóc?
— Dam sobie radę — odwarknął
chłopiec.
Draco uniósł ręce, na znak, że nie
ma zamiaru się wtrącać, po czym założył je na piersi
i obserwował oddalającego się pierwszoklasistę. Zerknął na
zegarek, postanawiając choć na chwilę pokazać się w skrzydle
szpitalnym, by nie dawać profesor Hooch pretekstu do obdarowania go
szlabanem.
Gdy wreszcie znalazł się na miejscu,
swoje pierwsze kroki skierował ku sali przyjęć pacjentów, by
sprawdzić, czy Gryfonka dotarła do skrzydła szpitalnego. Nie, żeby
choć trochę go to obchodziło, jednak gdyby coś jej się stało,
to z całą pewnością w pierwszej kolejności podejrzewano by
właśnie jego.
Tak jak się spodziewał, zastał ją
opatrywaną przez nową pielęgniarkę. Stanął w drzwiach,
oparł się niedbale o framugę i czekał, aż zostanie zauważony.
Zaczął zastanawiać się, jak sobie radzi jego drużyna pozbawiona
kapitana.
Słysząc otwierane drzwi,
automatycznie zerknął w kierunku gabinetu pani Pomfrey i
zamarł w bezruchu. „A ta tu czego?” — pomyślał,
krzywiąc się na widok swojej niezbyt urodziwej psychofanki.
Dziewczyna, jakby wyczuwając obecność
Ślizgona, zerknęła w jego stronę, kompletnie nie słuchając
dalszej wypowiedzi pielęgniarki. Powiedziała coś do starszej
kobiety, pokiwała głową i podeszła do Malfoya.
— Cześć, Draco — powiedziała,
patrząc się na niego dziwnym spojrzeniem, które, jak przypuszczał
blondyn, miało być zalotne.
— Cześć, Pansy — mruknął
tonem, którym od razu zaznaczył, iż nic się nie zmieniło
w kwestii ich relacji. — Nie, że nie cieszę się z
twojego powrotu… — „Wcale się nie cieszę! Myślałem,
że już się od ciebie uwolniłem!” — … ale co ty tu
robisz? Słyszałem, że jesteś w Mungu.
Ślizgonka machnęła niedbale dłonią.
— Jestem już całkowicie
wyleczona. Myślałam, że potrwa to krócej i zakładałam, że
powrócę w połowie października. Całe szczęście, że
miałam indywidualne zajęcia w Mungu, bo inaczej miałabym dużo do
nadrobienia.
„Fascynujące” — pomyślał
poirytowany Draco i parę razy pokiwał głową, udając, że porwała
go opowieść Ślizgonki o jej pobycie w szpitalu.
— I wiesz, siedziałam i
siedziałam, czekając, aż w końcu mnie odwiedzisz…
„Jak długo można nawijać!”
— ... i kiedy byłam w Mungu…
miałam o tym nikomu nie mówić, ale dla ciebie zrobię wyjątek…
— Jestem zaszczycony...
— Więc kiedy byłam w Mungu
przypadkowo spotkałam… TY! — wysyczała Pansy widząc
Hermionę, która wybrała nie najlepszy moment na opuszczenie
skrzydła szpitalnego. — Co ty tu robisz?!
— No nie wiem, nie jestem pewna,
co mogę robić w szkole… hmm… może się uczę? — zakpiła
Gryfonka, na co Draco parsknął śmiechem i spojrzał z lekkim
zaskoczeniem na kasztanowłosą.
Dziewczyny spojrzały na niego
skonsternowane, na chwilę zapominając o swoim słownym pojedynku.
— Wyraźnie widać, że
mieszkanie ze mną ma na ciebie pozytywny wpływ, Granger. Powinnaś
mi za to dziękować.
— MIESZKACIE RAZEM?!
— wrzasnęła zdruzgotana Ślizgonka i z nienawiścią
spojrzała na Hermionę.
Gryfonka przewróciła oczami i wyszła
na korytarz, zostawiając dziewczynę i patrzącego na nią
z kpiącym rozbawieniem Malfoya.
— A… ale jak to, Draco?
— wymamrotała Pansy, unosząc dłoń, by dotknąć ramienia
blondyna, jednak zanim to zrobiła, Draco chwycił ją za nadgarstek
i odtrącił jej rękę.
— Po pierwsze, nie dotykaj mnie.
Po drugie, jestem prefektem naczelnym i niestety Granger też nim
jest. Po trzecie, jeśli i w tym roku będziesz próbowała wlać we
mnie amortencję, źle się to dla ciebie skończy. Moja cierpliwość
jest na wykończeniu, rozumiesz?
Dziewczyna przez chwilę wpatrywała
się w arystokratę, po czym niechętnie skinęła głową.
Blondyn jeszcze przez chwilę mierzył ją badawczym wzrokiem i
również opuścił skrzydło.
Pansy zmrużyła oczy i zagryzła
wargę na myśl o Gryfonce i Malfoyu w jednym dormitorium. Nie,
żeby myślała, że do czegoś między nimi dojdzie, co to, to nie!
Draco za bardzo brzydził się szlamowatą krwią. „Poza tym,
jak ona wygląda? Jest paskudna!” — pomyślała. — „To
ja powinnam zostać drugim prefektem naczelnym! To ja powinnam z nim
mieszkać!”
— Panno Parkinson, widzimy się na
kontroli za dwa tygodnie — przypomniała jej pani Pomfrey, na
co dziewczyna zgromiła ją wzrokiem i wyszła, by przywitać się ze
znajomymi.
***
Draco siedział przy stole Slytherinu,
jednak nie jadł kolacji. Tak jak parę innych osób ponuro wpatrywał
się w liścik, który przed chwilą został mu dostarczony.
Szanowny
panie Malfoy,
Spotkanie
Anonimowych Śmierciożerców odbędzie się dziś o godzinie
dwudziestej w sali transmutacji. Z racji tego, iż jest to pierwsze i
ostatnie spotkanie w tym miesiącu obecność jest obowiązkowa.
Z
wyrazami szacunku,
Gwen
Smith
— A czy kiedykolwiek obecność
na tych kretyńskich zebraniach nie była obowiązkowa? — spytał
rozdrażniony Ślizgon, mnąc karteczkę i rzucając ją na stół.
— Nie, ale z listu wynika, że
mamy spokój na resztę listopada — pocieszył go Nott,
chowając notatkę do kieszeni. — Nie, żebym narzekał, ale
ciekawe, dlaczego tak jest?
Blaise wzruszył ramionami,
pochłaniając kolejną kanapkę. Przełknął potężny kęs i
rzucił:
— Pewnie kobieta ma nas dość.
Zwłaszcza ciebie.
Draco przewrócił oczami. Miał złe
przeczucia odnośnie tego spotkania. Bardzo złe. Wątpił, by
niechęć Gwen Smith do niego była przyczyną odwołanych zebrań.
Zerknął na zegarek i mruknął niezadowolony. Miał jeszcze godzinę
wolnego.
— Dobra panowie, idę się ogarnąć.
— Och tak, musisz przecież
olśnić nas wszystkich swoim nienagannym wyglądem — powiedział
złośliwie Nott i spojrzał porozumiewawczo na Zabiniego. Blaise
wydął wargi, udając, że maluje je szminką, Teodor zaś
przeczesał włosy, powodując chaos na głowie, po czym oboje
spojrzeli na niego zalotnie, przesadnie mrugając.
— Pajace — warknął z
rozbawieniem Draco, porwał z pobliskiej tacy ciasteczka
i, odwracając się z powrotem do przyjaciół, rzucił w
nich słodyczami.
Zabini uniósł kciuka w stronę
kolegi.
— Dzięki! Właśnie na nie
miałem ochotę!
Blondyn jedynie pokręcił z uśmiechem
głową i wyszedł z Wielkiej Sali.
Po chwili leżał w wannie, wypełnioną
gorącą wodą i pianą. Do szczęścia brakowało mu tylko
szklaneczki Ognistej. Zamknął oczy, zastanawiając się, co mogłoby
zmienić zdanie McGonagall w kwestii alkoholu w dormitorium
prefektów naczelnych. Przez ten cholerny zakaz i rzucone
zaklęcie nie można było wnieść do środka żadnego napoju
procentowego. Ile to już trwało? Od połowy września? Stanowczo za
długo, jednak Draco wiedział, że akurat w tej sprawie on nie wiele
może zdziałać. Na pewno nie zastraszy dyrektorki ani jej nie
przekupi. Uwodzić też jej nie zamierzał…
„FUJ!”.
Ślizgon wzdrygnął się, krzywiąc z
obrzydzeniem. Wyszedł z wanny i ubrał się w naszykowaną
czarną koszulę, spodnie i szarą marynarkę, którą zdołał
odzyskać od Greengrass… a raczej wyszarpać z jej szponów.
Stanął przed lustrem i przeczesał ręką włosy. Rzucił
poprzednie ubrania niedbale na swoje łóżko i wyjął z szafki
perfumy. Tak przygotowany wyszedł z pokoju i uniósł brew, widząc
siedzącą przy książkach Gryfonkę.
— Doprawdy, Granger, nie
spodziewałem się, że zastanę cię wieczorem w dormitorium z nosem
w książkach — zakpił, przechodząc obok niej.
Przystanął na chwilę przed lustrem,
by raz jeszcze ocenić efekt końcowy i pokiwał głową z aprobatą.
Kątem oka dostrzegł odbicie udającej wymioty Gryfonki. Zmrużył
gniewnie oczy, czym spowodował ponowne schowanie się dziewczyny za
opasłą książką. Zignorował dochodzący zza wolumenu chichot
i wyszedł z dormitorium.
Hermiona odłożyła książkę i
podeszła do barku po butelkę swojego ulubionego soku. Co prawda, po
tej całej przygodzie z „ciążą”, jaką zafundował jej Malfoy,
była nieco podejrzliwa, „ale to raczej mało prawdopodobne,
żeby wykręcił ten sam numer, prawda? To przecież nie w jego
stylu powielać jakiś schemat”.
Z rozmyślań wyrwało ją stukanie do
drzwi. „Nie zdzierżę, jeśli to kolejna psychiczna fanka
Malfoya z bukietem kwiatów albo czekoladkami”
— pomyślała, podchodząc do przejścia.
— Nie mów, że siedzisz w
książkach — powiedziała wesoło Ginny, wchodząc do
dormitorium.
— Nie siedzę w książkach.
Ginny spojrzała znacząco najpierw na
kasztanowłosą, później na stosik literatury i znowu na
przyjaciółkę, po czym obie wybuchły śmiechem. Hermiona podeszła
do swoich bezcennych książek i zaczęła je składać, mówiąc:
— Właściwie to już skończyłam
i przez resztę wieczoru mam wolne.
Rudowłosa uśmiechnęła się
łobuzersko.
— To dobrze, bo właśnie
zostajesz porwana i siłą zaciągnięta do pokoju wspólnego. Bez
wymówek. Za rzadko u nas bywasz. — Widząc minę
przyjaciółki, dodała: — I nie wykręcaj się obowiązkami
prefekta naczelnego: skoro Pan Mister Żelu do Włosów mógł sobie
wyjść na jakąś imprezę, to tobie tym bardziej się należy. A
tak w ogóle, to gdzie on się tak wypindrzył? Mijałam go na
korytarzu i do tej pory czuję te jego perfumy. Pół butelki na
siebie wylał? Randkę ma czy co? Podobno Parkinson wróciła.
Hermiona uśmiechnęła się, słysząc
tę listę pytań. Za to właśnie lubiła Ginny i tak ceniła ich
przyjaźń. Rudowłosa nigdy nie owijała w bawełnę, zawsze mówiła
prosto z mostu, bez żadnego mydlenia oczu i zbędnych wywodów.
Czasami bywało to lekko nietaktowne, ale taki już był jej urok.
— Zgadza się, Pansy jest już w
Hogwarcie. Po drugie: z całą pewnością Malfoy nie poszedł z nią
na randkę…
— Skąd wiesz? — dopytywała
się zaciekawiona rudowłosa. Może i, delikatnie mówiąc, nie
przepadała za Ślizgonem, ale jak każda dziewczyna miała gen
odpowiedzialny za ciekawość.
— Byłam świadkiem ich rozmowy
i wynikało z niej, że fretka nie jest zbyt entuzjastycznie
nastawiona na powrót mopsa.
Ginny parsknęła śmiechem.
— Istny zwierzyniec w tym
Hogwarcie. Łapa, Rogacz… a teraz fretka z mopsem. Wyobrażasz
sobie, jak mogłyby wyglądać ich dzieci?
— Dzięki Ginny, teraz ten obraz
będzie mnie nawiedzał w snach — powiedziała starsza
Gryfonka, wchodząc do swojej sypialni w poszukiwaniu ciuchów na
przebranie. Weasleyówna podążyła za nią.
— Nie ma sprawy. Wracając do
Pana futerkowego… gdzie polazł? — Ginny rozsiadła się na
łóżku i uparcie drążyła temat.
— Poszedł na spotkanie
Arystokratycznych Świń — odpowiedziała Hermiona, wyciągając
z szafy czerwony sweterek i parę spranych spodni.
Weasleyówna parsknęła śmiechem.
— Jeszcze nie słyszałam takiej
nazwy. Anonimowe Świry, owszem, ale Arystokratyczne Świnie?
— Mój własny wymysł — oznajmiła
kasztanowłosa, przebierając się.
— Tylko nie ten sweter — jęknęła
Ginny, krzywiąc się żałośnie.
Hermiona wzruszyła ramionami.
— No co? Jest ciepły, wygodny i
milutki w dotyku.
— Hermiono, ubrania mają
podkreślać sylwetkę i ładnie wyglądać, a nie być milutkie
w dotyku. Zobaczysz jak nie ja, to ktoś inny skłoni cię do…
— Nie jestem kimś pokroju
Malfoya, żeby przywiązywać do wyglądu tak wielką wagę —
burknęła starsza Gryfonka, splatając włosy w warkocz opadający
na prawe ramię.
— Kochanie, popadasz ze
skrajności w skrajność — powiedziała Ginny z uśmiechem.
— No, ale na balu będziesz wyglądać pięknie. Spytałaś
już Harry’ego czy pójdzie z tobą?
Prefekt naczelna znieruchomiała.
— Zapomniałaś, prawda?
— Myślisz, że już kogoś
zaprosił? Muszę być na tym balu, jestem odpowiedzialna za jego
organizację… Jak ja się pokażę bez pary?
— Nie panikuj, jeszcze nikogo nie
zaprosił, ale radzę ci się śpieszyć… w końcu to Wybraniec —
poradziła Weasleyówna, rozbawiona histerią przyjaciółki.
Hermiona zamrugała i uderzyła
dłonią w czoło.
— Co jest?
— Buty… ten cholerny pies
zżarł mi buty…
— Auć… mam nadzieję, że
wybiłaś Malfoyowi przynajmniej jednego zęba. Dobrze, że w porę
sobie o tym przypomniałaś, mamy czas by wybrać się na
poszukiwanie nowej pary.
— Ale ja nie mam na nową parę
— mruknęła kasztanowłosa, siadając przy Ginny.
Dziewczyna pocieszająco ją objęła.
— Nie martw się, wydębimy od
Malfoya. A jeśli mowa o psie, to jak ci z nim idzie?
— Nadal na mnie warczy, poluje
na Krzywołapa i demoluje dormitorium. A wiesz, co na to fretka?
„Ojej, zobacz, jaki Salazar jest szczęśliwy, jak się ślicznie
bawi” — powiedziała, nieudolnie naśladując głos
współlokatora. — Jeszcze znajdę sposób na tego psa! I masz
rację, Ginny! To Malfoy odkupi mi te buty!
— Stworzyłam potwora — mruknęła
rudowłosa, uśmiechając się pod nosem. — To co, idziemy
już?
— Idziemy.
Gryfonki ruszyły do pokoju wspólnego,
rozmawiając po drodze o balu i w jaki sposób Hermiona ma przekonać
Dracona, by ten odkupił jej buty. W końcu dotarły na siódme
piętro i weszły do środka, gdzie przywitały ich głośne
rozmowy i chichoty uczniów Gryffindoru.
— Hermiona, Ginny, tutaj!
Dziewczyny spojrzały w kierunku
wołających ich chłopaków i podeszły do nich. Prefekt naczelna
przywitała się i zajęła fotel przy kominku. Z uśmiechem słuchała
radosnych przekomarzań, których brakowało jej w czasie, gdy
siedziała w swoim dormitorium albo chodziła na patrole. Skrzywiła
się, gdy przypomniała sobie o tym obowiązku. Jednak nie miała
wolnego wieczoru.
— Wszystko w porządku? — spytał
Harry, nachylając się w stronę dziewczyny.
— Tak, nic mi nie jest
— odpowiedziała z nieśmiałym uśmiechem. — Słuchaj,
możemy pogadać? Tak na osobności?
— Jasne.
Wyszli razem z pokoju wspólnego i
zajęli jedną z pustych sal.
— O co chodzi? — spytał
Gryfon, widząc zmieszanie dziewczyny.
— Harry, chciałabym cię o coś
spytać. Bo widzisz, razem z Malfoyem odpowiadamy za organizację
Balu Bożonarodzeniowego i podejrzewam, że tak jak na balu w
czwartej klasie jako pierwsze zatańczą najważniejsze pary… czyli
prefekci i nauczyciele… a widzisz, ja za bardzo nie mam z kim pójść
i pomyślałam, że może ty… oczywiście, jeśli masz już
kogoś na oku, to nie ma sprawy…
— Chcesz, żebym z tobą
poszedł?
— Nno tak…
— Pójdę — powiedział
Gryfon z uśmiechem. — Sam miałem cię zaprosić.
— Naprawdę?
Czarnowłosy skinął głową.
— Przerażają mnie te wszystkie
śliniące się dziewczyny — zaśmiał się Harry.
Hermiona odwzajemniła uśmiech.
— Przypomina mi się bal u Slughorna
na szóstym roku — powiedziała Gryfonka, wspominając tamten
czas. Ona nie chciała zapraszać Rona, by nie robić mu nadziei, on
był otoczony przez dziewczyny chcące wlać w niego amortencję…
nadal tak było.
— Masz już jakiś plan odnośnie
tego, jak ma wyglądać ten bal?
— Na razie nie, zajmowałam się
Nocą Duchów. Nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, ile
na głowie mają prefekci naczelni.
— Dlatego wybierani są na nich
najlepsi… i dlatego nie rozumiem, dlaczego jest nim Malfoy.
Hermiona zaśmiała się i spytała, by
się upewnić:
— Czyli co? Razem? Później nie dam
ci się wyrwać.
— Razem. Wracasz do nas?
— zapytał Harry, otwierając drzwi i przepuszczając
kasztanowłosą.
— Nie, idę do siebie, niedługo
zaczynam patrol — westchnęła Gryfonka.
— I idziesz na niego sama?
Pokiwała głową.
— Jeśli chcesz, to pójdę z
tobą.
— Naprawdę? Chce ci się?
— I tak nie mam nic innego do
roboty, a tyle razy mówiłaś, jak nienawidzisz samotnych patroli.
— No nie wiem… A jeśli któremuś
z nauczycieli nie spodoba się to, że chodzisz po zamku po nocy
w zastępstwie za Malfoya?
— Najwyżej dostanę szlaban za
pomoc przyjaciółce — odpowiedział Gryfon, wzruszając ramionami.
Hermiona uśmiechnęła się z
wdzięcznością i razem z Harrym ruszyła na patrol.
***
Draco wszedł do klasy transmutacji i
bez zbędnych ceregieli zajął miejsce naprzeciwko Blaise’a,
zakładając ręce na piersi. Do sali wchodzili następni uczniowie.
Po chwili zjawiła się również Gwen Smith i Krukon z szóstej
klasy.
„A ten tu czego?” — pomyślał
arystokrata, z niezadowoleniem patrząc na młodszego ucznia.
Chłopak usiadł obok pracownicy
Ministerstwa, z ciekawością przyglądając się Ślizgonom, a
do Malfoya dotarło, iż jest on, podobnie jak Gregorovicz, nowy
w Hogwarcie.
— Witam na kolejnym spotkaniu.
Tak, jak pisałam, już ostatnim w tym miesiącu. W grudniu
również czeka was tylko jedno zabranie, prawdopodobnie na początku
miesiąca — kobieta przerwała na chwilę i uśmiechnęła
się, widząc reakcję uczniów. — Podjęłam taką decyzję,
ponieważ nie chcę wam zabierać wolnego czasu w grudniu, wiem, że
będziecie myśleć wtedy o innych sprawach na przykład o Balu
Bożonarodzeniowym. W listopadzie natomiast nie będzie
kolejnych spotkań, ponieważ nie będzie jednego z was
w Hogwarcie — dodała Gwen Smith, wywołując zaciekawione
spojrzenia i szepty wśród słuchaczy. — Ale o tym później. Na
pewno zastanawiacie się, co na naszym spotkaniu robi Kevin. Otóż
zgodził się do nas przyjść i opowiedzieć o sobie. Pochodzi
z rodziny mugoli… — tu przerwała na chwilę, czekając, aż
szmery ucichną — Poprosiłam go, by opowiedział
o nieprzyjemnych sytuacjach, które spotkały go właśnie
z tego powodu.
Gdy tylko Kevin zaczął opowiadać,
Draco wyłączył się, odpływając myślami ku najbliższym lekcjom
z profesor Hooch. Wreszcie zajmie się prawdziwym sportem.
Uśmiechnął się wrednie pod nosem na myśl, że Granger z
Quidditchem radzi sobie jeszcze gorzej niż z tymi pseudo–sportami
mugoli.
— No dobrze, to tyle na dziś,
zostały sprawy organizacyjne. Jak wspomniałam na początku, jednego
z was nie będzie w listopadzie w szkole i to przez trzy
tygodnie… — powiedziała pracownica Ministerstwa, uważnie
obserwując zaciekawione twarze Ślizgonów. Nawet Malfoy zaczął
słuchać z uwagą. — … z powodu turnieju
międzyszkolnego. Jak wiecie, w innych placówkach również
utworzone są grupy takie jak ta, nie we wszystkich oczywiście…
Z każdej szkoły, posiadającej taką grupę, zostaje wybrana
dwójka reprezentantów. Jeden z nich jest członkiem AŚ, drugi
pochodzi z rodziny mugoli. Mają trzy tygodnie, by dostać się
na wyznaczone przez sędziów miejsce, jednak nie będzie to takie
proste, ponieważ w tym celu będą podróżować za pomocą ukrytych
świstoklików. Każda drużyna zostanie wysłana do innej części
świata, z mapą wskazującą miejsce, gdzie znajduję się ich
następny świstoklik. W sumie do odkrycia mają ich trzy, a ostatni
przeniesie ich do ustalonego przez komisję miejsca. Drużyna, która
jako pierwsza do niego dotrze, wygrywa, a nagroda jest naprawdę
cenna. Jest nią, oprócz nagrody pieniężnej… — Gwen
przerwała na chwilę, potęgując zaciekawienie Ślizgonów. — …
zwolnienie z egzaminu na koniec waszej nauki z przedmiotu,
z którego macie najlepsze oceny. Dzięki temu będziecie mieli
o wiele mniej do powtarzania i zyskacie czas na dopracowanie
pozostałych przedmiotów.
Na sali natychmiast zaczęły się
rozmowy między podekscytowanymi uczniami. Ślizgoni zaczęli
zasypywać kobietę pytaniami.
— Do kogo należy się zgłosić?
— Od kiedy trwają zapisy?
— Czy można dobrać sobie
partnera?
— Jaki jest haczyk? — spytał
Draco, który w przeciwieństwie do pozostałych uczestników
spotkania, nie podniósł głosu. W sali natychmiast zrobiło się
cicho, wszyscy spojrzeli najpierw na blondyna, później na Gwen
Smith.
— Celem turnieju jest
polepszenie relacji między czarodziejami czystej krwi i tymi
pochodzącymi z rodzin mugolskich. Reprezentanci muszą nauczyć
się zaufania wobec siebie. Członek AŚ musi nauczyć się, jak to
jest żyć bez zaklęć i dzięki temu nabierze większego szacunku
zarówno do mugoli, jak i do samej magii, nauczy się ją cenić.
Jedyne co zabiorą ze sobą uczestnicy turnieju to plecaki z
potrzebnymi do przetrwania rzeczami. Reprezentanci będą musieli
zmierzyć się z przyrodą i niesprzyjającymi warunkami. Mogę wam
powiedzieć, że pierwszym miejscem, do jakiego zostaną wysłani
reprezentanci Hogwartu, będzie Nizina Amazonki. Uczestnicy będą
mieli w plecaku swoje różdżki, jednak użycie ich jest
równoznaczne z dyskwalifikacją. To jest haczyk, panie Malfoy,
nie można używać magii.
— Nie można używać magii?
— spytał Blaise, robiąc wielkie oczy.
— Nie, panie Zabini.
— Ani–ani?
Kobieta pokiwała głową, a
czarnoskóremu wyraźnie przeszła ochota na udział w turnieju.
Podekscytowany Nott zapytał:
— Kto wybiera uczestników?
— Dyrektor szkoły za zgodą
rodziców lub opiekunów.
— Czy wie pani, jakie są
następne lokalizacje?
— Nie. Nawet gdybym wiedziała,
nie powiedziałabym. Pozostałe szkoły również wiedzą tylko
o pierwszym przystanku.
— Kiedy zaczyna się turniej?
— zapytał Harper.
— Za tydzień. Reprezentanci
prawdopodobnie zostaną wybrani już jutro.
— Czy będzie jakakolwiek opieka
nad uczestnikami? — spytał Malcolm.
— Jeśli zawodnicy chcą
zakończyć swój udział w turnieju lub będą w niebezpieczeństwie,
wystarczy, że rzucą jakiekolwiek zaklęcie. Mam jednak nadzieję,
że reprezentanci Hogwartu podejdą do tego turnieju z należytą
powagą i odpowiedzialnością. Pozostałe niezbędne informacje
zostaną przekazane zawodnikom przez dyrekcję. To by było na tyle.
Do zobaczenia na następnym spotkaniu — przedstawicielka
Ministerstwa Magii pożegnała się z nimi i zajęła rozmową
z obecnym na spotkaniu Krukonem.
Draco skinął głową na swoich
przyjaciół i razem opuścili salę.
W drodze powrotnej między Nottem a
Zabinim wywiązała się dyskusja na temat nowego turnieju. Po chwili
rozmowa zeszła na temat potencjalnych reprezentantów Hogwartu.
— Przynajmniej tym razem nie
będzie to Potter — zauważył Nott. — Ciekaw tylko
jestem, na jakiej zasadzie zostanie wybrany.
— A ty, Draco, jak myślisz, kto
to będzie?
— Czy to nie oczywiste, Blaise?
— spytał poirytowanym tonem. Widząc miny swoich kolegów,
dodał: — Znając życie, to będę to ja i Granger
— oznajmił, przybierając zacięty wyraz twarzy.
Blaise i Teodor wymienili
porozumiewawcze spojrzenia.
— No co?
— Czy ty przypadkiem nie uważasz
się za pępek świata? Okej, zgoda, jesteś prefektem naczelnym i
tak dalej, ale dlaczego spośród nas wszystkich, mają wybrać
właśnie ciebie? — spytał Zabini, z trudem
powstrzymując się od śmiechu.
— Bo wszystko, co najgorsze
przydarza się właśnie mnie. To przecież jasne, że drugą osobą
będzie Granger, a nasza nowa dyrektorka ma słabe poczucie humoru i
z całą pewnością spróbuje wmanewrować w to mnie. Mam tylko
nadzieję, że matka się na to nie zgodzi. Wyobrażacie to sobie?
Trzy tygodnie sam na sam z Granger w jakimś buszu, z dala od
jakiejkolwiek cywilizacji?!
— Stary, może nie będzie aż
tak źle — Blaise próbował pocieszyć przyjaciela. — Może
nawet założy spódniczkę z trawy...
— Milcz.
— Draco, Blaise ma rację. Poza
tym nie ma co się martwić na zapas. Jeszcze cię nie wybrali.
— Dobra, idę do siebie. W razie
czego wiecie, gdzie mnie szukać.
— Tak jest — zasalutował
mu Blaise, czym wywołał coś na kształt uśmiechu na twarzy
arystokraty.
Draco wszedł do dormitorium i cień
dobrego humoru, jaki odzyskał dzięki Blaise'owi, niemal natychmiast
prysł niczym bańka mydlana. W JEGO salonie, na JEGO fotelu siedział
Potter i zajadał się JEGO przekąskami.
— Oddawaj moje fasolki, Potter
— warknął Ślizgon, podszedł do Harry'ego i wyrwał mu
z ręki paczkę Fasolek Wszystkich Smaków.
Oburzona dziewczyna poderwała się z
miejsca i ruszyła w stronę blondyna.
— Malfoy! Jak śmiesz?! Ja nie
mam nic przeciwko odwiedzinom twoich znajomych, więc mógłbyś
chociaż odwdzięczyć się tym samym!
— Tak, ale moi znajomi nie
wyżerają ci słodyczy! — wrzasnął i schował opróżnioną
do połowy paczkę fasolek.
— To wcale nie są twoje
słodycze i Harry będzie je jadł, jeśli tylko ma na to ochotę!
— oznajmiła Hermiona, po czym sięgnęła do wewnętrznej
kieszeni marynarki Ślizgona, by odzyskać legendarną kość
niezgody, którą stały się dzisiaj fasolki.
— Oddawaj! — wrzasnęli
oboje, ciągnąc paczkę, każde w swoją stronę.
— Hermiona, naprawdę nie
trzeba... nie zależy mi...
W tym właśnie momencie paczka
rozerwała się, obsypując całą trójkę różnokolorowymi
fasolkami.
— I co narobiłaś?
— Ja?! To ty zachowujesz się
jak rozpieszczony dzieciak...
— To może ja już pójdę
— wtrącił Harry i porwał z podłogi swoją torbę. Chwilę
później już go nie było.
— Odkupisz mi je, Granger.
— Ach tak? W takim razie musimy
porozmawiać o balu — oznajmiła, przybierając obronną pozę.
Zdezorientowany Ślizgon zamrugał
oczami, lecz po chwili wrócił do siebie i oznajmił drwiącym
tonem:
— Nie ma mowy, Granger. Na żaden
bal z tobą nie pójdę.
— Co? Ja nie o tym, tleniony
baranie. Skoro ja mam ci odkupić tę paczkę fasolek, to TY odkupisz
mi moje buty, które posłużyły twojemu psu za gryzak!
— Zapomnij — oznajmił i
odwrócił się do niej plecami, czym tylko rozdrażnił dziewczynę,
która chwyciła leżącą na kanapie poduszkę i cisnęła nią w
Ślizgona. Ten automatycznie odwrócił się i złapał lecący
ku niemu przedmiot.
— Jesteś taka przewidywalna,
Granger — oznajmił z drwiącym uśmiechem i skierował się
do swojej sypialni, gdy nagle koło głowy przeleciał mu błękitny
wazon, by po chwili roztrzaskać się o ścianę.
Draco przywołał na twarz maskę
obojętności, odwrócił się raz jeszcze do dziewczyny i postukał
kilkakrotnie palcem wskazującym w skroń, wykonując gest znaczący
ni mniej, ni więcej jak: „Tu się jebnij”.
Hermiona usiadła na podłodze przed
kominkiem, pośród porozrzucanych fasolek, założyła ręce na
piersi i poprzysięgła sobie, że Malfoy odkupi jej te buty.
***
Draco zmarszczył brwi, czując ogromną
suchość w gardle. Skrzywił się. Było mu stanowczo za gorąco
i cholernie niewygodnie. Otworzył oczy, czując, że tego
pożałuje. Nie mylił się. Zobaczył masę piasku i czysty
błękit nieba. Usiadł i zaczął otrzepywać włosy i twarz
z żółtych ziarenek, rozglądając się dookoła. Jeszcze
więcej piachu, rażące oczy słońce i małe wyschnięte drzewko
w oddali.
„Gdzie ja, do cholery, jestem?”
— pomyślał i wstał, przykładając dłoń do czoła,
tworząc w ten sposób niewielki cień dla oczu, by móc się
lepiej rozejrzeć. Niewiele mu to dało, jedyne co widział to morze
piasku, otaczające go ze wszystkich stron.
Uznawszy, że nie może tu stać w
nieskończoność, ubrany jedynie w dresowe spodnie, postanowił
ruszyć na północ... a przynajmniej tak mu się wydawało, że tam
była północ. Nie wiedział, jak długo szedł — Godzinę?
Więcej? — jednak w pewnym momencie usłyszał wołanie.
Znieruchomiał i obrócił się z
uśmiechem ulgi, myśląc, iż jest to koniec jego męczącej
wędrówki. Wytrzeszczył oczy, a szczęka mu opadła na widok tego,
co zobaczył... albo raczej kogo. W jego stronę, dzielnie brnąc
przez piasek, z szerokim uśmiechem biegła Hermiona Granger. Nie
tyle zdziwiła go jej obecność, ile strój Gryfonki. Dziewczyna
miała na sobie króciutką spódniczkę z trawy i stanik
wykonany z połówek kokosa i jakiegoś zielska. Na głowie zaś
nosiła wianek z kolorowych kwiatów.
— Draco! — krzyknęła i,
ku jego jeszcze większemu zdziwieniu, nawet się nie zatrzymując,
zarzuciła mu ręce na szyję i mocno objęła.
Malfoy był zbyt zdezorientowany, by ją
od siebie odepchnąć.
— Draco, gdzieś ty się
podziewał? Już zaczynaliśmy się martwić, że dopadło cię
jakieś zwierzę. — Gryfonka przeniosła swe dłonie na pierś
chłopaka, z czułością patrząc mu w oczy. — Coś się
stało? — spytała z troską, widząc szok i niedowierzanie na
twarzy blondyna. — Wróćmy do naszego domu i tam
porozmawiamy. Nie każmy innym czekać na dobre wieści — zdecydowała
w końcu, jakby przeczuwała, iż Malfoy w tej chwili nie jest w
stanie wykrztusić najmniejszego słowa.
Złapała go za rękę i zaczęła
prowadzić przez dalsze zaspy piasku. Po paru minutach marszu Ślizgon
doszedł do siebie na tyle, by zapytać:
— Co miałaś na myśli, mówiąc
„nasz dom”?
Hermiona przystanęła i spojrzała na
niego z lękiem.
— Miałam na myśli nasz dom
rodzinny… mój i twój. Draco, kochanie, co z tobą?
— Rodzinny? Kochanie?
— wykrztusił Malfoy i w końcu wyrwał swoją dłoń z
uścisku dziewczyny.
— Co się dzieje? Zachowujesz
się tak, jakbyś nie wiedział, że jesteśmy małżeństwem.
— M… małżeństwem?
Arystokrata wytrzeszczył oczy. Tego
było już za wiele. Zamrugał, widząc jak jego wzrok traci ostrość,
po czym zemdlał, z powrotem lądując na piasku.
***
Draco zaklął w myślach, czując, jak
wraca mu świadomość. Nie chciał otwierać oczu, bojąc się tego,
co zobaczy. Skrzywił się, czując dym i miał szczerą nadzieję,
że to Granger coś przypala w ich dormitorium. Zaczął
kaszleć, gdy gryzący dym dostał się do jego gardła.
W końcu otworzył oczy i wrzasnął na
widok tego, co zobaczył. Nad nim pochylał się, ubrany w zwierzęce
skóry, Blaise. Na głowie nosił coś, co prawdopodobnie było łbem
lwa, szyję zdobiły zaś liczne naszyjniki zrobione z kości i
małych czaszek.
Draco poderwał się z ziemi i podsunął
pod ścianę namiotu, z przerażeniem wpatrując się w przyjaciela.
— Blaise?
— No.
— To naprawdę ty, prawda?
— chciał upewnić się Ślizgon.
— Ja być Zabini.
Malfoy zamrugał z niedowierzaniem.
— Powiedz mi, że robicie sobie
ze mnie jaja.
— Ja nie robić jaj. Ja nie kura
— powiedział urażony czarnowłosy.
— Najpierw Granger, teraz ty…
jak tylko się dowiem czyj to pomysł, to ktoś porządnie oberwie.
— Wybudził się już?
Draco wstał i westchnął z ulgą,
słysząc głos Notta.
— Wreszcie ktoś… normalny
— dokończył słabo, gdy zobaczył wchodzącego do namiotu
Teodora.
Brunet również ubrany był w
zwierzęce skóry, na twarzy miał wymalowane czerwone wzory
plemienne, czoło przewiązane paskiem materiału w tym samym kolorze
co wojenne szlaki wymalowane na jego ciele.
„Cholerny Rambo”.
— No nie! Ty też?!
— Co ja też? Co mu jest,
szamanie? — spytał brunet Zabiniego.
— Oszołom.
— Sam jesteś oszołom!
— wrzasnął Draco, słysząc diagnozę Blaise’a.
— On miał na myśli to, że
jesteś oszołomiony, wodzu.
— Wodzu?
— On nic nie pamiętać. Oszołom.
— Dziękuję, szamanie, za
wyjaśnienie. Tak, jesteś Wielka Pała, wódz plemienia Unga–Bunga
— wyjaśnił z powagą Nott.
Malfoyowi opadła szczęka. Przełknął
ślinę.
— Czy mogę spytać, dlaczego
nadaliście mi ten przydomek? — pisnął, jeszcze bardziej
cofając się od przyjaciół.
— Oczywiście, wodzu. Przydomek
pochodzi od twojego oręża. Walczysz maczugą.
— Chociaż tyle dobrego
— mruknął do siebie blondyn. — Dlaczego ten tutaj
mówi, jakby był opóźniony w rozwoju? — spytał, wskazując
na Blaise’a.
— To przez te wszystkie zioła.
Nasz szaman za dużo przebywa w zadymionych namiotach.
Malfoy dopiero teraz się rozejrzał.
Siedział na czerwono czarnym dywanie w pokrętne wzory. Z sufitu,
jeśli tak można to nazwać, zwisały dziwne okręgi, których
brzegi pokrywały różnobarwne ptasie pióra.
Ślizgon odwrócił się w stronę
Notta, patrząc na niego podejrzliwie.
— A ty to kto?
— Jestem wojownikiem i dowódcą
twoich oddziałów, wodzu.
„Oddziałów? Ciekawe iloma ludźmi
władam?”
Draco spytał o liczebność swojej
armii.
— Mamy dwa oddziały piechoty,
liczące po pięciu wojowników i jeden oddział łuczników, liczący
trzy osoby.
— I ty to nazywasz oddziałami?
— spytał z niedowierzaniem blondyn i zamrugał, gdy
przypomniał sobie coś jeszcze. — Nieważne, lepiej mi powiedz,
ile wypiłem, zanim poślubiłem Granger.
— Kogo, wodzu?
— Gran… taka Pocahontas, tyle, że
z wełną na głowie.
— To być Hakuna — odpowiedział
Blaise, podpalając długą fajkę.
Zaniepokojony Teodor usiadł na
podłodze obok swojego wodza.
— Nie pamiętasz swojej żony?
— Oszołom.
— Zabini, zamknij się, tobie
już dziękujemy — oznajmił blondyn.
— Ty brać — powiedział
szaman, wyciągając w jego stronę fajkę.
— Biorąc pod uwagę to, jak na
ciebie to działa, jestem zmuszony odmówić — warknął
Malfoy, z odrazą patrząc na fajkę.
— Brać. Dobrze zrobić.
— Nie, nie brać! — krzyknął
Draco, tracąc opanowanie.
Blaise wzruszył ramionami, sam
zaciągnął się i, wypuszczając dym, mruknął:
— Oszołom.
Blondyn rzucił mu wściekłe
spojrzenie, wyczuwając, iż tym razem nie jest to diagnoza jego
stanu.
— Wracając do… Hakuny…
jakim cudem…
— Zakochaliście się. Po
prostu. Oświadczyłeś się, ona się zgodziła, a teraz mieszkacie
razem i wszyscy troje jesteście szczęśliwi — wyjaśnił
Teodor, przejmując fajkę od szamana.
— Powiedziałeś troje?
— No tak. Ty, Hakuna i wasz syn
Pumba.
— Syn? Pumba?
— Pumba! Pumba!
— Blaise, zamilknij albo
zaśniesz snem wiecznym — zagroził arystokrata. — Jak
to się stało, że mam syna… Stop! Nic nie mówcie! Tego akurat
się domyślam… Dlaczego mój syn nazywa się Pumba?
Przyjaciele wzruszyli ramionami.
— Muszę stąd wyjść. Zaprowadź
mnie do mojego domu… namiotu… czegokolwiek.
— Oczywiście, wodzu.
Teodor wstał i odsłonił wyjście,
robiąc miejsce dla blondyna. Draco rozejrzał się po okolicy. Wokół
znajdowało się kilkanaście małych namiotów, a dookoła tych
prymitywnych domów stały drewniane ogrodzenia, które
powstrzymywały zwierzęta od wejścia na wydeptane drużki.
Arystokrata zmrużył oczy na widok stada kur.
„Serio? Raz w życiu jestem władcą
i zarządzam takim zadupiem?” — pomyślał Ślizgon,
krytycznie patrząc na wioskę. Szedł za Teodorem, który
zaprowadził go do największego namiotu, stojącego na samym końcu
wioski.
Malfoy wszedł do środka, jednak po
chwili wyjrzał na zewnątrz, pytająco patrząc na Notta.
— Co jest?
— Nie mogę tu wejść. Tylko
rodzina ma do tego prawo.
— Aha… no dobra, możesz
odejść, poradzę sobie — powiedział blondyn, po czym
ponownie wszedł do środka i mruknął — Ja tutaj zginę.
— Tata!
Malfoy przymknął oczy, modląc się o
cierpliwość i odwrócił się w kierunku, z którego dobiegało
radosne powitanie, próbując zdobyć się na uśmiech. Szczęka mu
opadła. Chłopczyk wyglądał na oko na pięć lat, pozbawiony był
kilku zębów, a ciemne kręcone włosy sterczały mu na wszystkie
strony. Najgorsze jednak było to, że jego syn był czarny. Coś mu
tu nie pasowało: skoro on był rasy białej i Gran… Hakuna także,
to jakim cudem…
— Zabini… — warknął
Draco, na co przestraszony chłopczyk przystanął, wpatrując się
w ojca.
— Tato?
— Witaj, synu — powitał
go uroczyście Malfoy, po czym pochylił się nad chłopcem i cicho
spytał: — Pumba, gdzie jest Hakuna?
„Czuję się jak idiota”.
— Tutaj jestem.
Blondyn wyprostował się i mruknął
do dzieciaka:
— Idź, pobaw się z kolegami.
Rodzice muszą pogadać.
— Ale ja nie mam kolegów.
Jestem jedynym dzieckiem w…
— To idź, pobaw się z kurami,
wszystko mi jedno… byle byś nie podchodził do Zabiniego, jasne?
Pumba skinął głową i wybiegł z
namiotu.
— Możesz mi powiedzieć, dlaczego
nasz syn jest czarny?
— Pradawni bogowie nam go
takiego zesłali — odpowiedziała Hakuna, wzruszając
ramionami, po czym podeszła do Dracona i spróbowała go objąć,
jednak ten odsunął się i spojrzał na nią podejrzliwie.
— Pradawni bogowie mówisz?
Jesteś pewna, że to oni, a nie Blaise?
— Co ty chcesz mi powiedzieć?
— Nieważne. Nie będę się
kłócił o syna, który tak naprawdę nie istnieje — mruknął do
siebie Draco, jednak Hakuna zdołała to usłyszeć. Po chwili w
jej oczach pojawiły się łzy.
Malfoy spojrzał na nią zaskoczony,
słysząc jej głośny szloch.
— No i czego ryczysz Granger?
Jego pytanie spowodowało jeszcze
większą lawinę łez.
— Z… zmieniłeś się.
Ślizgon zrobił szybki bilans w
głowie. Jeśli straci zaufanie Granger, straci tym samym jedną
z nielicznych osób, które jakoś mogą mu pomóc w tym dziwnym
miejscu. Starając się za bardzo nie krzywić, podszedł do niej i
ją przytulił. Oparł swój podbródek o jej głowę i parę razy
przejechał dłonią po całej długości jej prawie nagich pleców.
Przymknął oczy, wsłuchując się w coraz spokojniejszy oddech
Gryfonki.
— No już. Nie chciałem tego
powiedzieć — szepnął, czując dziwne ciepło w klatce
piersiowej.
Jeszcze raz przesunął dłonią po jej
plecach, nie mogąc nadziwić się gładkości jej skóry.
Dziewczyna uniosła głowę i spojrzała
bursztynowymi oczami w stalowe tęczówki blondyna. Draco stał, jak
zahipnotyzowany obserwując rozszerzające się źrenice Gryfonki
i miękkie rozchylone wargi, błagające o pocałunek.
Pochylił lekko głowę, sprawiając, że ich nosy zetknęły się, a
oddechy zmieszały. Czuł, jak iskierki podekscytowania, wyczekiwania
i pragnienia rozchodzą się po całym jego ciele. Jedną dłonią
nadal delikatnie gładził jej plecy, drugą zabrał z biodra
Hermiony i dotknął jej policzka powoli i delikatnie, jakby była
dla niego czymś niezwykle cennym. Kasztanowłosa przymknęła
powieki i przechyliła głowę, wtulając się w dłoń Ślizgona.
Malfoy przesunął kciukiem po jej dolnej wardze, podziwiając
kształt i fakturę jej ust. Kusiły go. Przyzywały go. Błagały
go, a on nie mógł zrobić nic innego jak ulec swojemu
własnemu, niemal palącemu pragnieniu. Przymykając oczy, zaczął
powoli przybliżać swoje wargi do jej ust…
— Wodzu! Jesteś nam potrzebny!
Atakują nas!
Draco zaklął w myślach i odsunął
się od Hermiony, uświadamiając sobie, do czego o mało nie doszło.
Jeśli wróci do Hogwartu, wisi Teodorowi skrzynkę Ognistej. Blondyn
wyszedł bez słowa z namiotu i spojrzał na bruneta.
— Co się dzieje?
— Atak na wioskę.
— Proszę.
Malfoy odwrócił się i zobaczył
kasztanowłosą, podającą mu maczugę i wielki pióropusz z biało
czarnymi piórami. Uniósł brew i spytał z kpiną:
— Serio? Nie mamy nic innego?
Gryfonka wzruszyła ramionami. Draco z
ciężkim westchnieniem wziął od niej swoją broń.
— Nawet na to nie licz — dodał,
widząc, jak próbuje wcisnąć mu w ręce pióropusz. — Idziemy,
Nott. A ty zrób to, co zazwyczaj robi kobieta władcy w czasie
ataku — powiedział do kasztanowłosej.
— Czyli co?
— Zbierz resztę
przedstawicielek płci słabej w jedno miejsce tak, aby nie pałętały
nam się pod nogami — polecił, po czym skinął na Notta i
ruszyli przed siebie.
— Kto nas atakuje?
— Skrzaty — odpowiedział z
powagą Teodor.
Blondyn przystanął i spojrzał na
niego z politowaniem.
— Atakują nas skrzaty domowe, a
wy nie potraficie sobie z nimi sami poradzić?
W końcu dotarli do reszty wojska.
Malfoy z pogardą lustrował wzrokiem swoje oddziały, uzbrojone
w prymitywne włócznie, maczugi i łuki… a raczej proce.
Spojrzał w tym samym kierunku, co inni i zaśmiał się, widząc
ich najeźdźców. Skrzaty domowe pędziły w ich stronę, jadąc na
strusiach. Uzbrojone były w malutkie sztylety, którymi groźnie
wymachiwały do jego wojowników. Zerknął na swoich trzęsących
się poddanych i parsknął śmiechem.
— Serio? Ich się boicie? ICH?
Draco pokręcił głową, wzmocnił
uchwyt na swojej broni i z bojowym okrzykiem zaczął biec w kierunku
wrogiego wojska. Jego bohaterską szarżę przerwało pojawienie się,
dosłownie znikąd, pięciu olbrzymich skrzatów domowych, mierzących
minimum trzy metry. Zdążył wyhamować tuż przed jednym z nich.
Przełknął ślinę i uniósł głowę, by spojrzeć w oczy
olbrzyma.
— M… Mikrus? — pisnął
Malfoy, rozpoznając skrzata służącego w jego domu.
Zaczął powoli się cofać, nie
spuszczając z niego wzroku. Mikrus wyszczerzył zęby, nachylając
się nad blondynem, na co ten odwrócił się i zaczął wracać do
swoich ludzi. Odrzucił broń, by móc biec szybciej.
— Odwrót! Odwrót! Panowie
spierdalamy! Ratuj się, kto może! — wrzeszczał, wymachując
rękami, jednak zanim dobiegł do swoich, poczuł silne uderzenie w
głowę. Upadł na ziemię, tracąc kontrolę nad ciałem.
***
Świadomość powróciła. Znowu. Draco
z całego serca pragnął obudzić się we własnym łóżku,
w Hogwarcie. Za każdym razem, gdy się przebudzał, uparcie jak
mantrę powtarzał: to tylko sen, jestem Draconem Malfoyem, a nie
Wodzem Wielka Pała plemienia Unga–Bunga. Niestety, rzeczywistość
brutalnie stawiała go na nogi.
Usłyszał szuranie i oczami wyobraźni
zobaczył Blaise'a, przygotowującego poranny rytuał oczyszczenia
swojego kai.
„Tak, zaraz poczuję swąd
palonych ziół, a chwilę później przyjdzie moja żona i
przyniesie mi śniadanie”.
Problem w tym, że żaden zapach do
niego nie dotarł, co więcej, usłyszał wydobywające się z
łazienki ciche zawodzenie Granger, które zresztą zawsze go
irytowało. Czekaj... Z ŁAZIENKI?!
Raptownie otworzył oczy i zerwał się
z łóżka, nie mogąc uwierzyć, że ten koszmar wreszcie się
skończył. Musiał zyskać pewność, że wszystko wróciło do
normy. Musiał odnaleźć Granger.
Wyszedł ze swojej sypialni i jego
oczom ukazał się najpiękniejszy widok, jaki tylko mógł sobie
wyobrazić. Przed lustrem w przedpokoju stała kasztanowłosa
Gryfonka, ubrana w szary, nudny sweterek, ołówkową spódnicę
i czarne zakolanówki.
Dziewczyna dostrzegła w odbiciu
lustra, że jej współlokator właśnie wyszedł ze swojej sypialni.
— No nareszcie. Przed śniadaniem
mamy iść do McGonagall, zapomniałeś?
Chciała dorzucić coś jeszcze, lecz
nagle urwała, widząc dziką ekstazę i radość na twarzy Ślizgona.
— Mal... — zaczęła,
jednak nie było jej dane dokończyć, bo arystokrata porwał ją
w ramiona i mocno wyściskał, zakręcając przy tym kilka
kółek i powtarzając raz po raz:
— Granger, to naprawdę ty... i
masz ten swój okropny sweter... żadnej trawy...
— Oszołomie, odstaw mnie na
ziemię! — rozkazała Gryfonka, tłukąc Malfoya swoimi małymi
piąstkami w plecy.
Ślizgon raptownie postawił drobną
dziewczynę na podłodze i cofnął się o kilka kroków. Przełknął
ślinę i zapytał:
— Ja?
— Tak ty, kretynie.
— Kretyn, nie oszołom?
— Jak zwał, tak zwał, Malfoy.
W głowie Dracona miała miejsce
gonitwa myśli:
„To Granger... ma sweterek... ale
nazwała mnie oszołomem. Muszę mieć pewność, że wszystko
wróciło do normy”.
Ślizgon podszedł do dziewczyny i
zajrzał za dekolt bluzki. Niespodziewająca się takiego zachowania
ze strony chłopaka Hermiona, przez ułamek sekundy stała
nieruchomo. Dość szybko odzyskała władzę nad ciałem i odtrąciła
rękę arystokraty, wykrzykując:
— ODBIŁO CI?! Czego tam
szukałeś?
— Kokosów — odparł
automatycznie Ślizgon, dopiero po chwili zdając sobie sprawę
z tego, co powiedział.
Gryfonka zmrużyła gniewnie oczy,
niebezpiecznie zbliżając się do współlokatora. Chwyciła to, co
akurat miała pod ręką („Dzięki ci Salazarze, że była to
tylko poduszka”) i zaczęła okładać chłopaka, wylewając
z siebie obelgi:
— Ty... zboczony... erotomanie!
Nigdy więcej do mnie nie podchodź.
— Hej, Granger, spokojnie.
Chciałem się tylko upewnić, że to nie jest sen.
— Normalni ludzie, chcąc się
upewnić, że to nie sen zazwyczaj się szczypią, a nie zaglądają
ludziom pod bluzki, szukając kokosów.
Trybiki w głowie Malfoya obracały się
z zawrotną prędkością, by wymyślić jakiś sposób na zgrabne
wybrnięcie z tej sytuacji, bez konieczności wtajemniczania Gryfonki
w szczegóły jego snu.
— Zejdź już ze mnie i daj mi
się w spokoju przygotować na zajęcia. Najwyraźniej się jeszcze
w pełni nie rozbudziłem... i to wszystko przez to. A teraz
zejdź mi z drogi, idę do łazienki.
Dziewczyna pokręciła głową z
niedowierzaniem.
— Tak po prostu chcesz przejść
do porządku dziennego, tak?
Ślizgon uśmiechnął się złośliwie.
— A do czego twoim zdaniem
powinienem teraz przejść? Do gry wstępnej?
Hermiona odwróciła się i poszła w
kierunku barku, mamrocząc pod nosem.
— Coś mówiłaś?
— Nienawidzę cię, Malfoy.
— Ja ciebie też, Hakuna.
Gryfonka spojrzała na niego, z wysoko
uniesioną brwią.
— Co ty wczoraj piłeś, Malfoy?
Olej silnikowy? Serio, przystopuj, bo procenty zaczęły wyżerać ci
szare komórki.
— Bardzo śmieszne, Granger
— rzucił Ślizgon, który w duchu odetchnął z ulgą, że
Gryfonka winą za jego dziwne zachowanie obarczyła alkohol.
Po wykonanej w ekspresowym tempie
porannej toalecie ruszył razem z dziewczyną do gabinetu dyrektorki,
by tam spełniły się jego najgorsze obawy odnośnie turnieju.
Zabini i Nott mogli być zdania, że przesadza, ale on był pewien,
że szanse na to, że to właśnie on zostanie wysłany do buszu z
Granger są tak wysokie, jak prawdopodobieństwo tego, że ulubieńcy
dyrektorki zdobędą Puchar Domów.
— Expecto — usłyszał
wypowiadane przez kasztanowłosą hasło i już po chwili znajdowali
się przed drzwiami gabinetu. Zastukał kołatką w kształcie gryfa
i bez czekania na zaproszenie wszedł do środka.
McGonagall siedziała za biurkiem,
porządkując jakieś papiery. Na dźwięk otwieranych drzwi,
podniosła wzrok na parę uczniów.
— Usiądźcie, proszę
— powiedziała, wskazując im miejsca przy biurku. — Mam
dla was ważną wiadomość.
— A nie mówiłem — mruknął
pod nosem Malfoy.
Kobiety spojrzały na niego
z niezrozumieniem. Arystokrata wzruszył ramionami, a dyrektorka
wznowiła przemowę.
— Pan Malfoy zapewne został już
zapoznany ze wstępnymi informacjami, pozwoli pan, że poinformuję
także pannę Granger.
Ślizgon pokiwał głową, z miną
mówiącą: „Skoro musisz”.
— Panno Granger, w tym roku
będzie miała miejsce pierwsza edycja Turnieju zorganizowanego przez
Departament Współpracy Czarodziejów, mającego na celu poprawę
relacji wśród czarodziejów czystej krwi oraz tych wywodzących się
z rodzin mugolskich. W przedsięwzięciu bierze udział kilka
szkół, z różnych miejsc świata. W każdej z tych placówek
odbywają się zajęcia grup wychowawczych, podobnych do tej, która
działa w Hogwarcie. Przechodząc do sedna sprawy: każda szkoła
wystawia do Turnieju dwójkę reprezentantów, z których jedna
z nich uczęszcza na zajęcia specjalnych grup, a druga jest
pochodzenia mugolskiego. Pragnę, abyście to wy zostali
reprezentantami Hogwartu.
Hermiona przysunęła się na brzeg
krzesła, zaintrygowana słowami dyrektorki.
— A na czym dokładnie on
polega?
Malfoy słuchał instrukcji dyrektorki
z miną niewyrażającą żadnych emocji. To, że właśnie został
wytypowany na reprezentanta szkoły, nie robiło na nim żadnego
wrażenia, spodziewał się tego już wcześniej. Dawnej wiele by
dał, by móc zostać wybranym spośród wszystkich uczniów szkoły
i móc reprezentować ją w rywalizacji z innymi szkołami
magii. Teraz jednak sytuacja wyglądała inaczej: po pierwsze sam
Turniej jest kolejną moralizującą gierką, po drugie będzie
musiał współpracować z Granger.
— … zawartość plecaków
będzie modyfikowana względem każdej nowej lokalizacji.
Malfoy wybudził się z letargu,
słysząc nieznaną mu dotąd informację.
— Słucham?
— Tak, panie Malfoy. Zabierzecie
ze sobą tylko plecaki, których zawartość będzie zmieniona, wraz
z lokalizacją. Pierwszym miejscem, do którego się
wybierzecie, będzie Nizina Amazonki. Dostaniecie instrukcje, jak
dostać się do świstoklika, który przetransportuje was do
kolejnego punktu Turnieju. Rozmawiałam już z pańską matką, panie
Malfoy i wyraziła zgodę na pana uczestnictwo w turnieju.
(„Niech to szlag!”) Zgodę wyraziła także, pełniąca
funkcję pani opiekuna prawnego, pani Rose Granger.
— Czyli mam rozumieć, że
zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym i musimy wziąć udział
w Turnieju? — spytał Ślizgon ze śmiertelnie poważną
miną.
— Tak, panie Malfoy.
Pamiętajcie, że reprezentujecie całą szkołę.
— Ale co z nauką? To aż trzy
tygodnie...
— Właśnie dlatego wybierani są
najlepsi, panno Granger. Nie tylko ze względu na większą szansę
na wygraną, ale też na fakt, iż nadrobienie zaległości nie
sprawi wam problemu. Dla zwycięzców, oprócz nagrody pieniężnej,
przewidziane jest także zwolnienie z jednego z egzaminów.
— Z jaką oceną, pani dyrektor?
— Powyżej oczekiwań.
Widząc zmartwienie na twarzy Gryfonki,
dodała:
— Istnieje też możliwość
podejścia do egzaminu, jeśli taka ocena pani nie będzie
satysfakcjonować.
Ślizgon parsknął pod nosem, czym
tylko zasłużył sobie na pełne oburzenia spojrzenie Gryfonki.
— Reprezentanci pozostałych
szkół przybędą za tydzień, w dniu rozpoczęcia Turnieju. Stąd
złapiecie pierwsze świstokliki, które przeniosą was w odpowiednie
lokalizacje. To chyba wszystko. Jakieś pytania?
— Czy będzie pani dyrektor
bardzo zawiedziona, jeśli już pierwszego dnia zostaniemy
zdyskwalifikowani za użycie czarów? — spytał z nadzieją
Malfoy. Nadzieja ta prysła wraz ze srogim spojrzeniem Minervy
McGonagall. — To chyba oznacza odpowiedź twierdzącą.
Prefekci naczelni spojrzeli po sobie,
myśląc o tym, jak wytrzymają ze sobą pełne trzy tygodnie, sam na
sam w dżungli.
***
W pierwszej kolejności chciałyśmy podziękować Wam za ponad 7000 wyświetleń i prawie setkę komentarzy. Fajnie było wrócić do pisania po tygodniowej przerwie, trochę stęskniłyśmy się za bohaterami. Rozdział miał być wczoraj, ale jak zwykle w ostatniej chwili przyszła wena i trzeba było dopisać kilka stron. Jak się pewnie domyślacie, kolejne rozdziały będą poświęcone perypetiom naszych bohaterów podczas turnieju.
Przy okazji: co sądzicie o nowym wyglądzie bloga? Miałyśmy już go nie zmieniać, ale dorwałyśmy się do Gimpa i chciałyśmy wreszcie w pełni wprowadzić nasz zamysł w życie. Tak więc do rzeczy: podoba się czy wolelibyście czytać opowiadanie na blogu w starej odsłonie?
Jeszcze raz wielkie dzięki za wszystkie komentarze i prosimy o więcej.
Jeszcze raz wielkie dzięki za wszystkie komentarze i prosimy o więcej.
Do następnego! ;)
Nie no ten rozdział jest świetny! ,,Jesteś płytki jak kałuża latem.'' - nie dziwię się, że Malfoy parsknął śmiechem, zrobiłam to samo :D A Hakuna i czarny synek byli chyba jeszcze lepsi. Śmiertelni wrogowie w dziczy? Będzie się działo! Wyczekuję z niecierpliwością czy Ślizgon i Gryfonka się nie pozabijają :)
OdpowiedzUsuńChcę więcej, tu i teraz. Natychmiast! To najlepsze Dramione, na jakie trafiłam w przeciągu kilku lat. Hermiona z Draco jak się nie lubili, tak się nie lubią, a poza tym wprowadziłyście tyle fajnych wątków, że nie sposób nie zakochać się w Waszym opowiadaniu. Uwierzcie mi, kiedy czytałam ten odcinek, zwijałam się ze śmiechu, a moja mama wzięła mnie za upośledzoną umysłowo. Zresztą zawsze się z Wami uśmieję do rozpuku. Te teksty Draco... Nie, nie wierzę, że Was znalazłam. Macie świetny styl pisania, płynnie przechodzicie z sceny do sceny, błędów nie jest dużo, subtelnie wszystko opisujecie... Nic dodać, nic ująć. Jestem urzeczona. I napalam się na następny rozdział jak jasna cholera.
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej!
PS Szablon śliczny. Najbardziej podobają mi się te piórka po bokach ^^
O matko nie mogę z tego snu Odwrót!Odwrót!Panowie Spierdalamy! hahahahah padłam ze śmiechu i zaczęłam tak głośno rechotać, że siostra aż zlazła z góry sprawdzić o co chodzi....XD
OdpowiedzUsuńJesteście genialne dziewczyny! :)
Rozdział jak zwykle super, sen Malfoya mnie rozwala, a co do wyglądu strony to fajne, a te piórka po bokach zawaliste.
OdpowiedzUsuńRozdział fantastyczny! Wątek że snami Malfoy'a, majstersztyk :'D! Czekam na następny rozdział i życzę Wam duuużo weny!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Hariet.
Rozdział jak zwykle świetny :) śmiałam się długo z Hakuny xD czekam na kolejny ;) życzę weny!
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie:
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com
To jest masakryczne.. Same dialogi.. Straszne. Współczuję ludziom, którzy mogą to czytać.
OdpowiedzUsuńDelly
Wyrażamy głęboką nadzieję, że czytanie naszych 'wypocin' nie wypaliło Ci oczu. A teraz tak na serio: chętnie zerknęłybyśmy na twoją pracę, jednak najwyraźniej nie masz dość odwagi, pisząc z anonima. Ok, konstruktywna krytyka: tak; czysty hejt: nie przejdzie. Gdybyś chociaż uzasadniła swoją wypowiedź w jakikolwiek sposób... ale nie, po co, kiedy można po prostu wylać żółć. Na szczęście nie piszemy dla hejterów, tylko dla siebie; co wiecej znalazło się trochę osób, którym czytanie tego też sprawia przyjemność. Podsumowując: 'pozdrawiamy' i życzymy choćby w ułamku takiej satysfakcji z hejtowania i psucia krwi innym ludziom, jaką my mamy, pisząc nasze 'masakryczne wypociny'.
UsuńPs: porada na przyszłość: jak coś Ci się nie podoba w stylu pisania, nie brnij w to dalej, naprawdę nikt ci nie karze.
Hahahahhaa :D płacze ze śmiechu, jesteście świetne. Zaczęłam czytać wczoraj wieczorem i lecę do kolejnego rozdziału :D
OdpowiedzUsuń:D sen Malfoy'a to było mistrzostwo <3
Wow! Jestem pod mega wrażeniem. Waszego bloga czytam krótki czas,poleciła mi to przyjaciółka,za co jestem jej mega wdzięczna. Dziewczyny wasze pomysły na te rozdziały są świetne! Jeszcze ten śmieszek Blaise XDD Rozdział bardzo mi się spodobał. Sen Malfoy'a,po prostu ubaw! �� Pozdrawiam Cieplutko!
OdpowiedzUsuńZawsze zanim skomentuje muszę przeczytać kilka rozdziałów, a tak się zdarzyło, że przeczytałam ich 15 jednego dnia. Styl pisania macie fajny, ale zdarzają się rażące błędy :/ mimo tego FF czyta się płynnie i miło. Podoba mi się to że Draco i Hermiona nie zakochują się w sobie od razu :) A co do tego rozdziału nie przekonuje mnie pomysł z turniejem, ale może się fajnie rozwinąć, poczekamy zobaczymy :D Możecie liczyć na częstsze komentarze ode mnie ;) Życzę dużo weny i pozdrawiam cieplutko :*
OdpowiedzUsuń~A
Super. Najlepszy sen Malfoy'a. Podziwiam za te pomysły i więcej weny życzę!
OdpowiedzUsuńDramione - To w Nas Żyje <- zapraszam :)
Oh, długo się przekonywałam do tego bloga, bo choć od początku był zabawny i właściwie ciężko coś mu zarzucić to strasznie ciężko mi było przebrnąć przez rozdziały, zmuszałam się przez naprawdę zabawne sceny z nadzieją, że to coś się pojawi. No i się pojawiło, a teraz pochłaniam rozdziały. Wydawałoby się, że poprzedni pełen zagadek będzie najlepszy, ale to właśnie powyższy zwycięża. "Jesteś płytki jak kałuża latem" chyba zagości w moim słowniku, a
OdpowiedzUsuńWielka Pała z plemienia Unga-Bunga i zjarany szaman Blaise - Jezu, mistrzostwo. No i Mikrus... Czasem się nastanawiam czy wy na trzeźwo to piszecie, bo ilość tych absurdalnych (i jednocześnie bardzo zabawnych!) wątków starczyłaby na obdarowanie kilku opowiadań. Dzięki wielkie za tak nietypowe ff!
Witamy :D Ze swojej strony dodamy tylko, że za sen Malfoya i wodza Unga-Bunga odpowiedzialna jest ta z nas, która wiedzie żywot szczęśliwego abstynenta :)
UsuńKuźwa, już drugi raz nie dodał mi się na tym blogu komentarz😠
OdpowiedzUsuńZa pierwszym razem kilka notek wcześniej był na tyle długi że się wkurzyłam i nic nie dodałam. Teraz był krótki to się zepne i napiszę raz jeszcze (potem skopiuje...)
"Panowie! Spierdalamy" skojarzyło mi się z "Wojtas! Spierdalamy!" Z "blok ekipy". Nie wiem, może któraś z Was widziała? :P
To że oni będą reprezentować szkole było nad wyraz oczywiste. Dobrze, że wspomniał też o tym Draco. Lepiej wypadło to w tekście.
Malfoy ma coraz to ciekawsze sny, za niedługo będzie bal sie iść spać.
Widzę, że nudzić się w najbliższym tekście nie będę. No i wciąż zastanawia mnie ten tekst Albusa. Może chodziło właśnie o ten turniej? :)
Ten sen xDD
OdpowiedzUsuńI czarny syn dramione xD wygrywacie tym ff!
Nie no wódz Wielka Pała plemienia UngaBunga wymiata tak samo jak jesteś płytki jak kałuża latem������ świetne
OdpowiedzUsuń