sobota, 14 listopada 2015

Niepokojące wieści



— Co to ma znaczyć? O tym nie było mowy!
— Ale pani profesor…
— To nie my — dokończył Draco, wpatrując się w krwawy napis.
Większość uczniów, którzy nie byli świadomi tego, iż zaistniała sytuacja nie jest kolejną częścią dzisiejszego przedstawienia, z podekscytowaniem komentowała to, co ujrzała na ekranie. Niektórzy nawet zaczęli wybierać kolejnych poszukiwaczy.
Dyrektorka zmierzyła badawczym wzrokiem uczniów i powoli podeszła do mównicy. Wzięła parę głębokich wdechów, próbując się uspokoić.
— Jak ktoś śmiał to zrobić. Pisać takie rzeczy, kredo Śmierciożerców... I to w taki sposób. Nie wstyd wam kpić z tych wszystkich, którzy stracili życie, walcząc dla was? Jak można być tak nieczułym i... po prostu głupim? Nie będę tolerować takich wybryków. Jeśli... kiedy znajdziemy winowajcę, poniesie on surowe konsekwencje. Osobiście się o to postaram. — McGonagall przerwała na chwilę, by zlustrować wzrokiem uczniów, po czym trochę łagodniejszym tonem dodała: — Prefektów proszę o odprowadzenie uczniów do dormitoriów. Lepiej, żebym nikogo nie spotkała później na korytarzu.
Po tym przemówieniu po sali rozszedł się narastający szmer szeptów i rozmów przerażonych uczniów. Na wzmiankę o Śmierciożercach w sercach zebranych przeszedł cień niedawno zakończonej wojny.
Draco i Hermiona wymienili spojrzenia i choć raz byli zgodni. Wiedząc, że w ich najlepszym interesie jest jak najszybsze opuszczenie Wielkiej Sali, zaczęli kierować się do wyjścia, próbując wtopić się w tłum.
Dyrektorka w tym czasie zwróciła się do nauczycieli.
— Severusie, Filiusie, pójdziecie ze mną na drugie piętro. Proszę, aby pozostali zajęli się patrolowaniem korytarzy. Wy dwoje! Idziecie z nami.
Prefekci naczelni skrzywili się, jednak posłusznie zawrócili ku dyrektorce.
Współlokatorzy szybkim krokiem ruszyli za trójką nauczycieli. Byli pewni, że przeciśnięcie się przez uczniów, którzy zbierali się do wyjścia, zajmie im sporo czasu, jednak ci rozstępowali się przed idącą przed nimi McGonagall.
Hermiona rzuciła niepewne spojrzenie na swojego współlokatora, który miał bardzo niezadowoloną minę. Dziewczyna była pewna, że chciał zakończyć całe przedstawienie w spektakularny sposób i to całe zamieszanie to jego sprawka.
Gdy wreszcie znaleźli się w korytarzu na drugim piętrze, dyrektorka dokładnie zbadała napis. Następnie odwróciła się do dwójki uczniów i tonem pełnym powagi zapytała:
— Czy któreś z was ma coś z tym wspólnego?
Choć pytanie skierowane było do obojga tak naprawdę cała piątka wiedziała, że chodzi jej głównie o Dracona.
— Pani profesor coś sugeruje? — spytał Ślizgon z naciskiem na ostatnie słowa.
— Panie Malfoy, ja chce się tylko do…
— Bo odnoszę wrażenie, że jestem oskarżany o coś, czego nie zrobiłem — dokończył, wpatrując się w dyrektorkę lodowatym spojrzeniem. Założył ręce na piersi, czekając na wyjaśnienie dyrektorki.
— Po prostu odpowiedz, Malfoy — szepnęła cicho Hermiona tak, by tylko chłopak ją usłyszał.
Dziewczyna zadrżała, gdy stalowe tęczówki Ślizgona przeniosły się na nią.
— Jak myślisz, kiedy miałem to zrobić, tępa idiotko? Kiedy byłem w Wielkiej Sali? A może kogoś do tego namówiłem, co? Przed ucztą, kiedy razem dopracowywaliśmy szczegóły? O! Albo jeszcze lepiej! Kiedy byłem w twoim obrzydliwym…
— Wystarczy — oznajmiła McGonagall, przeczuwając nadchodzący wybuch wściekłości blondyna. — Czy domyślacie się, kto mógł to zrobić? Może ktoś, kto wiedział o waszym…
— Moim — warknął Malfoy, czym zarobił karcące spojrzenie dyrektorki.
— … planie — kobieta dokończyła swoją wypowiedź i spojrzała na Gryfonkę, wiedząc, że spokojnie odpowie jej na pytanie.
— Pani dyrektor, oprócz osób wybranych na duchy, nikt nic nie wiedział. Sami mordercy dowiedzieli się o swojej roli w chwili, gdy w sali zgasły światła. Pierwszoklasiści, którzy ich o tym poinformowali, zostali wybrani tuż przed ucztą.
Tym razem odezwał się Snape, badający z bliska czerwone litery.
— Drzwi nie były zabezpieczone zaklęciem, prawda? Każdy z uczniów mógł wyjść i to zrobić, a w zamieszaniu łatwo niepostrzeżenie opuścić Wielką Salę. Draco nie jest odpowiedzialny za napis.
— Panie Malfoy, pytam ostatni raz. Czy to pan za tym stoi?
— Szanowna pani dyrektor, czy wyglądam na szalonego psychopatę, który, chcąc wywołać strach i zamieszanie, zrobiłby coś takiego? — spytał z wyraźną kpiną blondyn.
Odpowiedziało mu milczenie i ponure spojrzenia czwórki osób.
— No dobra, jestem zdolny do czegoś takiego, ale doprawdy nie rozumiem, dlaczego oskarża się mnie? Podejrzani powinni być również pozostali uczniowie. A zwłaszcza Potter. Pewnie znudziło mu się to, że nie ma nikogo do ratowania i sam postanowił narobić trochę rabanu.
Hermiona spojrzała na niego z wyrzutem.
— No wiesz co?
— Pan Potter i poszukiwacze z reszty domów nie mogli tego zrobić, oglądaliśmy ich poczynania, a w Wielkiej Sali stali tuż przy stole nauczycielskim — zauważył profesor Flitwick.
Snape w końcu odszedł od ściany i oznajmił:
— To nie jest ludzka krew. A co do poszukiwaczy: nie byli obserwowani przez cały czas. W którymś momencie jeden z nich mógł odłączyć się od grupy i to zrobić… albo cała drużyna mogła działać wspólnie. Wystarczyło rzucić zaklęcie, które ujawniłoby napis w wybranej chwili. Wszyscy są podejrzani oprócz nauczycieli i prefektów naczelnych.
— Więc mamy do przepytania ponad czterysta osób — westchnęła McGonagall. — W pierwszej kolejności powinniśmy zająć się drużynami, aktorami i czwórką pierwszoklasistów. Filiusie, poinformuj, proszę, Pomonę, że jutro od dziesiątej każdy z opiekunów domów ma zająć się swoimi podopiecznymi.
Profesor Flitwick skinął głową i ruszył, by wypełnić polecenie.
— Sugeruję, aby reszta nauczycieli rozejrzała się jutro po okolicy. Niewykluczone, że za napis może odpowiadać osoba z zewnątrz — powiedział Severus, na co Minerva skinęła głową.
— Tego obawiam się najbardziej. Wejście do Hogwartu było otwarte z racji całego przedsięwzięcia. Wy dwoje: jeśli sobie coś przypomnicie albo czegoś się dowiecie, macie natychmiast mnie o tym poinformować. Możecie odejść.
Hermiona pożegnała się i ruszyła za Ślizgonem, który szedł wyraźnie z siebie zadowolony. Gdy wystarczająco oddalili się od nauczycieli, kasztanowłosa spytała:
— Naprawdę nie masz z tym nic wspólnego, Malfoy?
— Naprawdę chcesz znowu zaczynać ten temat, Granger? — warknął blondyn i spojrzał na nią z politowaniem, widząc, jak dziewczyna prawie biegnie, próbując dotrzymać mu kroku.
— Zachowujesz się tak, jakby cieszyło cię to, co się wydarzyło.
— Koniec końców, osiągnąłem swój cel. Ta impreza już przeszła do historii, a skoro ona to i jej organizator.
— Jesteś płytki jak kałuża latem.
Draco nagle przystanął, powodując, że Gryfonka wyprzedziła go o kilka kroków. Stał przez chwilę nieruchomo, z kamienną twarzą patrząc na współlokatorkę, po czym wybuchnął gromkim śmiechem.
— Na Merlina, Granger, skąd ty takie teksty bierzesz? — spytał, ocierając łzy rozbawienia. — Nieważne, tylko ty, próbując mnie obrazić, prawisz mi komplementy.
— To nie był komplement. Jesteś…
Dziewczyna urwała, widząc, jak Malfoy do niej podchodzi. Nachylił się lekko, by ich twarze znalazły się na równym poziomie, przywołał na usta fałszywy dobroduszny uśmieszek i powiedział tonem, jakiego rodzice używają do pouczania małych dzieci:
— Lubię być wrednym, płytkim, wywyższającym się dupkiem. To do mnie pasuje… i, szczerze mówiąc, lepiej być wrednym, płytkim, wywyższającym się dupkiem czystej krwi niż miłą, uczynną i wymądrzającą się szlamą, udającą czarownicę. I tak przy okazji… fajnie było widzieć cię martwą.
Ślizgon z satysfakcją spojrzał na minę dziewczyny i z wrednym uśmieszkiem wznowił wędrówkę. Hermiona zmrużyła oczy i warknęła do oddalających się pleców arystokraty:
— Nienawidzę cię, Malfoy.
— Ja ciebie też, Granger… ja ciebie też — odpowiedział jej, nawet się nie odwracając.
Dziewczyna zacisnęła pięści, w myślach wyobrażając sobie, jak wykorzystuje na nim nowo nabyte umiejętności walki. W rzeczywistości pewnie nie udałoby się jej tego dokonać, ale pomarzyć zawsze można, prawda? Skręciła w prawy korytarz, by skorzystać z jednego z przejść, aby dotrzeć do dormitorium przed współlokatorem.
— Bałem się, że będzie gorzej, ale o dziwo zareagował dość łagodnie... jak na niego, oczywiście.
Prefekt naczelna odwróciła się do jednego z obrazów. Obok kobiety w średniowiecznej sukni przy ognisku siedział Albus Dumbledore. Roztarł ramiona i wyciągnął dłonie ku płomieniu. Westchnął, a w powietrzu uformowała się mała chmurka.
— Jak pani wytrzymuje taki mróz przez tyle czasu? — spytał damę, na co ta tylko wzruszyła ramionami. Poprzedni dyrektor spojrzał na uczennicę i uśmiechnął się.
— Są jakieś postępy od czasu zamiany?
— Nie powiedziałabym, panie profesorze. W ogóle nie widzę żadnej zmiany.
— A to, co wydarzyło się przed chwilą?
Hermiona wzruszyła ramionami. Jak dla niej nie było żadnej różnicy, poza tym nie miała ochoty na rozmowę z Dumbledore’em. Była zmęczona, zła i nadal obrażona za pomysł dyrektora z zamianą ciał.
— Panie profesorze jak pan myśli, kto jest odpowiedzialny za napis na ścianie?
— A jak pani uważa, panno Granger?
— Myślę, że to Malfoy. Jest zdolny do wszystkiego. Nie ufam mu.
Profesor zdjął okulary i przetarł je rękawem błękitnej szaty.
— Myślę, że już niedługo będziecie musieli zacząć sobie ufać — odparł wesoło Dumbledore, zakładając z powrotem okulary.
— Co pan profesor ma na myśli? — spytała podejrzliwie Hermiona.
— Ja? Nic — powiedział dyrektor, wzruszając ramionami. — Myślę, że lepiej będzie, jeśli już wrócisz do dormitorium. Nie chciałbym, żebyś miała problemy przez to, że rozmawiałaś ze stukniętym staruszkiem… a raczej jego podobizną — dodał w zamyśleniu, marszcząc brwi.
— Dobranoc, panie profesorze.
— Dobranoc.

***

Gryfonka weszła do Wielkiej Sali i zajęła miejsce naprzeciwko dwójki przyjaciół. Nałożyła na talerz kilka placków ziemniaczanych i obficie polała je śmietaną. Tak jak się spodziewała, tematem numer jeden w Hogwarcie była Noc Duchów. Wczorajszy dzień opiekunowie domów spędzili na przesłuchiwaniu podopiecznych, jednak nie udało się znaleźć winowajcy, a dziś od samego rana uczniowie podchodzili do niej i pytali, czy napis rzeczywiście nie był częścią planu. Jej współlokator również był oblegany przez ciekawskich uczniów, jednak on potrafił odgonić natrętów. Gryfonka zakładała, że taki stan rzeczy będzie trwał jeszcze kilka dni. Prędzej czy później uczniowie będą musieli ponownie skupić się na nauce i innych przyziemnych problemach.
— Co czytacie? — spytała zaciekawiona, widząc Harry'ego i Rona, pochylających się nad pergaminem.
— List od Syriusza.

Drogi Harry,
Przesyłam ci książkę, o którą prosiłeś. Mam nadzieję, że okaże się pomocna przy zaliczeniu pierwszej fazy testów na aurora.
Na tym właściwie mógłbym zakończyć ten list, jednak chciałbym, abyś był świadomy pewnych rzeczy, a mianowicie: w zeszłym tygodniu zaginął pracownik Ministerstwa — John Philipe. Nie wiadomo, kto za tym stoi, ale istnieją uzasadnione podejrzenia co do jego kontaktów z grupą Śmierciożerców, którzy przeszli do podziemia. Co więcej, wzrosła także liczba niewyjaśnionych zgonów mugoli. Nie chcę siać paniki, ale dodając do tego to, co wydarzyło się w Hogwarcie w Noc Duchów, nie da się nie odnieść wrażenia, że ci Śmierciożercy, którzy nie zostali wyłapani, zaczęli się znów organizować — a to oznacza, że mają nowego przywódcę. Oczywiście w Ministerstwie Magii została oddelegowana specjalna grupa (do której zostałem przydzielony), mająca za zadanie zdemaskowanie i wytropienie ich lidera, ale na niewiele to się jak na razie zdało.
Wszystko wskazuje na to, że po ukończeniu szkoły będziesz miał pełne ręce roboty.

Syriusz

Gryfonka wymieniła spojrzenia z przyjaciółmi.
— Myślicie, że to poważna sprawa? — spytał Ron.
Harry westchnął, wkładając list do kieszeni.
— Na to wygląda.
— Mam nadzieję, że Ministerstwo da sobie z tym radę — powiedziała Hermiona.
Zmiotła z talerza resztki obiadu, dopiła sok i, pożegnawszy się z przyjaciółmi, ruszyła do dormitorium.
Dziewczyna weszła do sypialni i przebrała się w swój strój sportowy. Związała włosy w niechlujny kucyk i ruszyła na znienawidzone zajęcia, pieszczotliwie przez nią nazywane „moje monotonne cierpienia fizyczne”. Weszła do sali, gdzie znajdowała się już większość klasy i podeszła do grupki Gryfonów, rozmawiających o zajęciach.
— Nadal nie rozumiem, dlaczego dodali ten przedmiot — narzekał Neville, na co Hermiona natychmiast zareagowała:
— Ćwiczenie mugolskich sportów w grupach stworzonych z czarodziejów czystej krwi i z rodzin mugolskich ma za zadanie polepszyć stosunki między nimi i...
— Ale ja nic nie mam do mugoli i czarodziejów z ich rodzin. Dlaczego nie chodzą tylko ci, którzy mają z tym problem?
Na to dziewczyna nie miała odpowiedzi.
— Rozumiem cię, też wolałabym...
— Hermiona? Mogę cię porwać na chwilę?
Kasztanowłosa znieruchomiała, słysząc głos Gregorovicza. Odwróciła się i zobaczyła Rosjanina z powagą wymalowaną na twarzy. Dziewczyna z trudem przezwyciężyła chęć, by wykorzystać nowe umiejętności walki, tym razem na Ivanie. W porę przypomniała sobie, że chłopak nic nie wiedział o zamianie ciał.
— Oczywiście.
Brunet zmarszczył brwi, słysząc jej oschły ton, jednak nie skomentował tego. Odeszli od reszty uczniów, zatrzymując się w rogu sali.
— Czegoś potrzebujesz?
— Możesz mi powiedzieć, o co ci chodzi? Tłuczesz mnie po twarzy, mówisz, że nie chcesz mnie widzieć, unikasz przez tydzień... Możesz mi chociaż powiedzieć, co zrobiłem nie tak?
— Wiem o wszystkim. Nie jestem zabawką ani Malfoya, ani tym bardziej twoją. Trzymaj się ode mnie z daleka — powiedziała cicho, mierząc Ivana zimnym spojrzeniem, które podłapała od swojego współlokatora i wróciła do reszty Gryfonów.
Gregorovicz wpatrywał się w dziewczynę, mocno zaciskając szczękę. Odwrócił się, wyczuwając czyjeś wrogie spojrzenie. Parę metrów dalej, oparty o ścianę stał Draco Malfoy. Blondyn zabłysnął iście szatańskim uśmieszkiem, przechylił lekko głowę i parę razy zaklaskał, jakby chciał powiedzieć: „Brawo! Tylko ty mogłeś spierniczyć coś tak banalnego!”
Draco założył z powrotem ręce na piersi i przez chwilę mierzył w bruneta spojrzeniem pełnym politowania, uśmiechając się przy tym kpiąco. Ivan już miał ruszyć w kierunku Malfoya, gdy do jego rywala podeszła grupa Ślizgonów.
— Proszę wszystkich na środek sali! — zawołała profesor Hooch, wchodząc do pomieszczenia. — Dzisiaj zagramy w siatkówkę. Na kilku ostatnich zajęciach ćwiczyliście i nie powinniście mieć problemów z tą grą. Za chwilę wybiorę kapitanów drużyn, jednak zanim to nastąpi, chciałabym coś ogłosić. Przerobiliśmy większość gier i sportów mugolskich i cieszę się, że wszystkie ćwiczenia zostały przez was zaliczone. W drugim semestrze zajmiemy się Quidditchem. Zaczniemy od lotu przez tor przeszkód, by ocenić wasze umiejętności latania na miotle i to ta ocena będzie najważniejsza w ciągu całego roku, w znacznym stopniu zaważy na wasz końcowy wynik. Nie myślcie sobie, że pozwolę na to, by ktoś po ukończeniu Hogwartu nie umiał porządnie latać. Po torze przeszkód zajmiemy się grą w Quidditcha, każdy będzie mógł sprawdzić się w roli bramkarza, ścigającego i pałkarza. Dla chętnych przewidziane będą zawody na pozycji szukającego i wykonywanie trudniejszych manewrów. No dobrze, kto chce być kapitanem?
Hermiona nie usłyszała dalszej wypowiedzi nauczycielki, zbyt pochłonięta odtwarzaniem w myślach zapowiedzi toru przeszkód. „Wszystko, tylko nie latanie!” — pomyślała, wyobrażając sobie siebie na szkolnej miotle, próbującą ominąć słupy ognia, lewitujące topory i ogromne sklątki. Przełknęła ślinę, na myśl, że będzie musiała dokonać tego przy Ślizgonach. Po chwili pokręciła głową, dochodząc do wniosku, że McGonagall nie pozwoli na to, by jej najlepsza uczennica nie ukończyła szkoły przez nieumiejętność precyzyjnego prowadzenia miotły. „Albo w ogóle jakiegokolwiek prowadzenia”. Martwiły ją jednak słowa profesor Hooch.
— Granger!
Gryfonka drgnęła na dźwięk swojego nazwiska i zarumieniła się, czując na sobie spojrzenia całej grupy uczniów. Zamrugała, uświadamiając sobie, że Malfoy wybrał ją jako pierwszą do swojej drużyny.
— Ja?
— Nie, ta druga Granger, stoi za tobą.
Dziewczyna odruchowo zerknęła za siebie, czym wywołała salwę śmiechu. Draco uderzył dłonią w czoło, zaczynając żałować, że postanowił wbić szpilę Gregoroviczowi, a nie współlokatorce. Ivan, będący drugim kapitanem, uśmiechnął się wrednie i zaklaskał parę razy, powtarzając wcześniejszy gest blondyna.
Hermiona niepewnie ruszyła do Malfoya i stanęła za nim. Po pięciu minutach składy były wybrane, a kasztanowłosa śmiało mogła stwierdzić, że jej sytuacja była beznadziejna. Jej drużyna składała się praktycznie z samych Ślizgonów. Popatrzyła na Deana, który oprócz niej był jedynym Gryfonem w składzie i razem podeszli do reszty drużyny, omawiającej pozycje zawodników i taktykę gry. Ślizgoni popatrzyli na nich, wymienili spojrzenia i powrócili do narady.
— Na pewno nie możemy postawić Granger na przyjęciu… to tak jakbyśmy wystawiali im zwierzynę — oznajmił Draco, ignorując oburzoną minę Gryfonki.
Teodor krytycznym wzrokiem ocenił jej sylwetkę.
— Na atak też się nie nadaje, tym bardziej na rozegranie.
— Po prostu postawmy ją w kącie… i niech robi za ozdobę — zaproponował Blaise.
— Dobra… ja, Nott i Thomas gramy na pierwszej linii. Za mną stoi Granger, na środku Zabini i Harper… wy dwoje pilnujecie tej tutaj — dodał kapitan drużyny, ruchem głowy wskazując dziewczynę. — Blaise, musisz grać na dwóch pozycjach, będą celować w najsłabszy punkt.
Hermiona nic nie powiedziała, tylko dlatego, że doskonale wiedziała, iż poziom jej gry jest godny pożałowania.
— Gotowi? — spytała profesor Hooch i po chwili obie drużyny znalazły się po przeciwnych stronach siatki.
Draco badawczym wzrokiem przyjrzał się ustawieniu rywali.
Pod siatką znajdowali się Gregorovicz, Malcolm i Lavender, z tyłu zaś Seamus, Neville i Goyle.
— Zaczyna drużyna Gregorovicza.
Malfoy odetchnął z ulgą na myśl, że udało się odwlec zagrywkę Gryfonki. Goyle uśmiechnął się pod nosem i cofnął się do białej linii. Hermiona przełknęła ślinę, starając ustawić się tak, aby sylwetka współlokatora całkowicie ją zasłoniła.
— Granger, możesz się trochę odsunąć? Zaraz na mnie wejdziesz — warknął Malfoy, prostując się.
— Co mam zrobić, jeśli piłka poleci w moją stronę?
— Hmm… niech pomyślę… odbij ją?
Kasztanowłosa zmrużyła powieki i cofnęła się... ale tylko troszkę.
Po drugiej stronie boiska Goyle, widząc znak od kapitana, podrzucił piłkę i uderzył w nią z całej siły. Hermiona, słysząc huk, skuliła się, osłaniając głowę rękami. Nawet nie zauważyła, jak Blaise podbiega do niej i przyjmuje, lecącą prosto na nią, piłkę. Dziewczyna wyprostowała się i zobaczyła, jak jej współlokator precyzyjnym uderzeniem posyła piłkę w boisko rywali.
Ślizgoni z jej drużyny wymienili złośliwe uśmieszki.
Hermiona szybko przeszła na środek boiska, robiąc miejsce dla Dracona na pozycji zagrywającego. Arystokrata ocenił luki na boisku i posłał piłkę w kierunku Neville’a. Goyle, który dostał zadanie podobne do zadania Zabiniego, wyskoczył przed Gryfona i przyjął piłkę, która poszybowała w stronę Malcolma. Ślizgon wystawił piłkę kapitanowi, który z zawrotną szybkością zwrócił ją rywalom. Harper w ostatniej chwili zdążył podbić piłkę, dzięki czemu zdobył dla swojej drużyny okazję, by odwdzięczyć się przeciwnikom.
Drużyny szły łeb w łeb, akcje były dynamiczne i dobrze przemyślane. Zawodnicy atakowali najsłabsze punkty rywali. Hermiona miała wrażenie, że drużyna Gregorovicza stara się ją wyeliminować, celując nie w boisko, lecz w nią samą. Dziewczyna albo się kuliła, osłaniając głowę, albo (co zdarzało się najczęściej) po prostu uciekała z boiska z piskiem, wywołując wybuchy śmiechu Ślizgonów, nie tylko tych z drużyny przeciwnej. Jedynym uczniem Slytherinu, któremu nie było do śmiechu, był Malfoy, który za każdym razem mamrotał, że lepiej byłoby posłać dziewczynę Gregoroviczowi na pożarcie. Draco naprawdę żałował, że postanowił odebrać Rosjaninowi okazję do dręczenia Granger, gdyż osłabił tym swoją drużynę. Podsumowując: jego zagranie nie do końca się opłaciło.
Blondyn przeszedł na kolejne miejsce i zmarszczył brwi, czekając na zagrywkę gracza z jego drużyny. Z rozdrażnieniem spojrzał przez ramię, by pośpieszyć zawodnika i uśmiechnął się wrednie, widząc Hermionę, trzymającą w rękach piłkę tak, jakby ta za chwilę miała wybuchnąć.
— Jakiś problem, Granger? — zakpił.
Gryfonka zamrugała i spojrzała na współlokatora.
— Ja… nie umiem.
Draco prychnął pod nosem i powiedział:
— Po prostu ją podrzuć i walnij. To nie jest trudne, nawet jak dla ciebie, pudlu.
— Podrzucić i uderzyć… — wymamrotała dziewczyna, za skupieniem wpatrując się w trzymany przez nią przedmiot, nie zwracając uwagi na obelgę i pogardliwy ton blondyna.
Malfoy pokręcił głową i z powrotem odwrócił się ku siatce. Kasztanowłosa przełknęła ślinę, czując na sobie spojrzenia, kierowane z drugiej strony boiska. Wpatrując się w piłkę, zmrużyła oczy i, biorąc głęboki wdech, podrzuciła ją i wzięła zamach.
ŁUUP
Hermiona przytknęła dłoń do ust, widząc, jak piłka uderza jej współlokatora w tył głowy. Po sali rozeszły się parsknięcia i zduszone śmiechy. Malfoy powoli wyprostował się, zacisnął szczękę i spojrzał przez ramię na dziewczynę.
— Wybacz — bąknęła nieśmiało.
— Granger… może wcześniej nie wyraziłem się zbyt precyzyjnie. Pozwól, że zrobię to teraz. Podrzuć piłkę i uderz w nią tak, by wylądowała na boisku przeciwnika, a nie na potylicy twojego kapitana — warknął, czym jeszcze bardziej rozbawił rechoczącego Blaise’a.
Blondyn rzucił mu groźne spojrzenie i przeniósł wzrok na rywali, którzy otwarcie się z niego naśmiewali. Neville, widząc jego minę, natychmiast zamilkł.
Profesor Hooch wznowiła rozgrywkę. Lavender ruszyła na koniec boiska i posłała piłkę na pole przeciwników, którzy nie mieli problemów z przyjęciem jej zagrywki. Drużyna Malfoya objęła prowadzenie. Blondyn zajął miejsce zagrywającego i posłał Hermionie spojrzenie mówiące: patrz, podziwiaj i ucz się. Ślizgon uśmiechnął się pod nosem i posłał piłkę w Neville’a. Ten, widząc pędzący ku niemu pocisk, rzucił się na podłogę.
— Aut! — oznajmiła nauczycielka. — Panie Longbottom, jeśli nadal będzie pan unikał piłki, wyznaczę panu dodatkowe zaliczenie. To samo dotyczy panny Granger. Chce widzieć porządną grę, a nie uciekających, przerażonych dzieciaków.
Hermiona przestała kpiąco uśmiechać się do Malfoya, słysząc ostrzeżenie nauczycielki. Seamus uderzył piłkę, posyłając łagodną zagrywkę.
To jest moja szansa. Dam radę to odbić i będę miała spokój” — pomyślała kasztanowłosa i równocześnie z Draconem zawołała:
— MOJA!
Prefekci naczelni wpadli na siebie, odbili się i upadli na podłogę.
— Granger, możesz mi powiedzieć dlaczego, do cholery, się na mnie rzuciłaś?
— Ja?! Na ciebie?! To ty rzuciłeś się na mnie! Piłka leciała w moją stronę, a ty…
— Zabierzcie ją, bo nie zdzierżę! — wrzasnął Malfoy, wstając z podłogi i wpatrując się z nienawiścią w Gryfonkę.
— Spokój! Panno Granger, wszystko w porządku? — spytała profesor Hooch, kucając przy uczennicy.
— No nie! A ja?! A co ze mną?! To ja jestem poszkodowany!
Nauczycielka przymknęła oczy i zbadała nadgarstek dziewczyny.
— Skręcony. Panie Malfoy, skoro pan także domaga się opieki, to zaprowadzi pan pannę Granger do skrzydła szpitalnego.
Ślizgonowi opadła szczęka z oburzenia.
— Że co, proszę?
— To niech pan sobie dalej prosi, a przy okazji zaprowadzi pannę Granger do skrzydła. Jedna osoba z drużyny Gregorovicza niech przejdzie do swoich rywali. No już, nie mamy całego dnia. A pan, panie Malfoy, może być pewien, że sprawdzę, czy dotarliście do skrzydła szpitalnego.
Blondyn zmrużył oczy, jednak nic nie odpowiedział. Zniecierpliwiony pochylił się nad dziewczyną, złapał ją za rękę i poderwał do góry.
— AŁA!
— Och, tak mi przykro… myślałem, że ta jest zdrowa.
— Świnia. Zrobiłeś to specjalnie — warknęła kasztanowłosa, krzywiąc się z bólu.
Arystokrata uśmiechnął się wrednie i ruszył do wyjścia, ignorując jej mordercze spojrzenie. Gryfonka westchnęła i podążyła za swoim współlokatorem.
— Granger, mogłabyś szybciej przebierać tymi nóżkami?
Draco obejrzał się, gdy nie otrzymał odpowiedzi. Zamrugał, widząc łzy na twarzy Hermiony i spytał:
— Na Salazara, dlaczego beczysz… jeszcze będzie na mnie…
— Ty też byś beczał, gdyby rozpędzony wół wpadł na ciebie, skręcił nadgarstek, a później za niego pociągnął.
— Ja nigdy nie ryczę, nawet kiedy jakiś oszołom tłucze mnie piłką w potylicę — odpowiedział, czym wywołał nikły uśmiech na twarzy Gryfonki. Zaczekał, aż Hermiona dogoni go, po czym wznowił wędrówkę.
— Poza tym, jeśli któreś z nas przypomina woła, to na pewno nie ja.
Po paru próbach nawiązania jakiejkolwiek rozmowy z Gryfonką, Malfoy odpuścił. Dziewczyna dzielnie go ignorowała i nie pozwoliła wciągnąć się w żadne słowne potyczki. Przez chwilę szli obok siebie w milczeniu, nawet na siebie nie spoglądając. Przy rozwidleniu korytarza usłyszeli strzępki rozmowy:
— Może schowamy to na szczycie wieży astronomicznej…
— Hej! Oddajcie mi to!
Hermiona bez zastanowienia ruszyła w kierunku usłyszanych głosów. Ślizgon z irytacją pokręcił głową i syknął za nią:
— Granger, chodź do tego skrzydła szpitalnego. Świat się nie zawali, jeśli raz nie wetkniesz nosa w nie swoje sprawy.
Dziewczyna rzuciła mu przez ramię karcące spojrzenie i zniknęła za zakrętem.
— Cholerni Gryfoni… z tą ich misją ratowania świata — warknął pod nosem i ruszył za współlokatorką.
Zobaczył grupkę smarkatych pierwszoklasistów, rzucających między sobą szkolną torbą, która zapewne należała do najmniejszego z nich. Spojrzał z irytacją na dziewczynę i powiedział:
— Widzisz Granger, to nic co zagrażałoby porządkowi świata. Poradzą sobie sami, chodź już.
— Przestańcie! — rozkazała, podchodząc do znęcających się nad małym Tomem, uczniów. Ci jednak zignorowali ją i kontynuowali swoje wybryki. Zrezygnowana dziewczyna spojrzała na Ślizgona, prosząc go o interwencję.
— Sam sobie świetnie radzi — oznajmił, ignorując kolejne nieudane próby odzyskania przez chłopca swojej własności.
— Malfoy!
— Malfoy! Malfoy! — powtórzył prześmiewczo. — Dobra, Granger, zajmę się tym, a ty idź już do tej pielęgniarki.
— Na pewno?
Ślizgon zwrócił ku niej mordercze spojrzenie, które jednak udzieliło jej odpowiedzi. Odwróciła się i ruszyła w stronę skrzydła szpitalnego.
Draco spojrzał na grupę uczniów, którzy, czując respekt przed Ślizgonem, przestali już rzucać torbą pierwszoklasisty.
— Możemy to rozwiązać na dwa sposoby. W pierwszym z nich oddajecie własność tego malca i wszyscy są szczęśliwi. Drugie rozwiązanie także zakłada zwrot niniejszej własności, z tym że w nieco mniej przyjemnych okolicznościach. Jak zatem będzie? — oznajmił spokojnym, chłodnym tonem.
Na reakcje nie trzeba było długo czekać. Niemal natychmiast rzucili torbę pod nogi czarnowłosego chłopca, który zaczął zbierać porozrzucane książki i pergaminy.
— A teraz sio — powiedział, niedbałym ruchem dłoni odganiając znęcającą się nad chłopcem bandę. Już miał się odwrócić i wrócić do swoich zajęć, gdy usłyszał w głowie oskarżycielski, robiący mu wyrzuty, głos Gryfonki.
— Trzeba ci w czymś pomóc?
— Dam sobie radę — odwarknął chłopiec.
Draco uniósł ręce, na znak, że nie ma zamiaru się wtrącać, po czym założył je na piersi i obserwował oddalającego się pierwszoklasistę. Zerknął na zegarek, postanawiając choć na chwilę pokazać się w skrzydle szpitalnym, by nie dawać profesor Hooch pretekstu do obdarowania go szlabanem.
Gdy wreszcie znalazł się na miejscu, swoje pierwsze kroki skierował ku sali przyjęć pacjentów, by sprawdzić, czy Gryfonka dotarła do skrzydła szpitalnego. Nie, żeby choć trochę go to obchodziło, jednak gdyby coś jej się stało, to z całą pewnością w pierwszej kolejności podejrzewano by właśnie jego.
Tak jak się spodziewał, zastał ją opatrywaną przez nową pielęgniarkę. Stanął w drzwiach, oparł się niedbale o framugę i czekał, aż zostanie zauważony. Zaczął zastanawiać się, jak sobie radzi jego drużyna pozbawiona kapitana.
Słysząc otwierane drzwi, automatycznie zerknął w kierunku gabinetu pani Pomfrey i zamarł w bezruchu. „A ta tu czego?” — pomyślał, krzywiąc się na widok swojej niezbyt urodziwej psychofanki.
Dziewczyna, jakby wyczuwając obecność Ślizgona, zerknęła w jego stronę, kompletnie nie słuchając dalszej wypowiedzi pielęgniarki. Powiedziała coś do starszej kobiety, pokiwała głową i podeszła do Malfoya.
— Cześć, Draco — powiedziała, patrząc się na niego dziwnym spojrzeniem, które, jak przypuszczał blondyn, miało być zalotne.
— Cześć, Pansy — mruknął tonem, którym od razu zaznaczył, iż nic się nie zmieniło w kwestii ich relacji. — Nie, że nie cieszę się z twojego powrotu… — „Wcale się nie cieszę! Myślałem, że już się od ciebie uwolniłem!” — … ale co ty tu robisz? Słyszałem, że jesteś w Mungu.
Ślizgonka machnęła niedbale dłonią.
— Jestem już całkowicie wyleczona. Myślałam, że potrwa to krócej i zakładałam, że powrócę w połowie października. Całe szczęście, że miałam indywidualne zajęcia w Mungu, bo inaczej miałabym dużo do nadrobienia.
Fascynujące” — pomyślał poirytowany Draco i parę razy pokiwał głową, udając, że porwała go opowieść Ślizgonki o jej pobycie w szpitalu.
— I wiesz, siedziałam i siedziałam, czekając, aż w końcu mnie odwiedzisz…
Jak długo można nawijać!”
— ... i kiedy byłam w Mungu… miałam o tym nikomu nie mówić, ale dla ciebie zrobię wyjątek…
— Jestem zaszczycony...
— Więc kiedy byłam w Mungu przypadkowo spotkałam… TY! — wysyczała Pansy widząc Hermionę, która wybrała nie najlepszy moment na opuszczenie skrzydła szpitalnego. — Co ty tu robisz?!
— No nie wiem, nie jestem pewna, co mogę robić w szkole… hmm… może się uczę? — zakpiła Gryfonka, na co Draco parsknął śmiechem i spojrzał z lekkim zaskoczeniem na kasztanowłosą.
Dziewczyny spojrzały na niego skonsternowane, na chwilę zapominając o swoim słownym pojedynku.
— Wyraźnie widać, że mieszkanie ze mną ma na ciebie pozytywny wpływ, Granger. Powinnaś mi za to dziękować.
— MIESZKACIE RAZEM?! — wrzasnęła zdruzgotana Ślizgonka i z nienawiścią spojrzała na Hermionę.
Gryfonka przewróciła oczami i wyszła na korytarz, zostawiając dziewczynę i patrzącego na nią z kpiącym rozbawieniem Malfoya.
— A… ale jak to, Draco? — wymamrotała Pansy, unosząc dłoń, by dotknąć ramienia blondyna, jednak zanim to zrobiła, Draco chwycił ją za nadgarstek i odtrącił jej rękę.
— Po pierwsze, nie dotykaj mnie. Po drugie, jestem prefektem naczelnym i niestety Granger też nim jest. Po trzecie, jeśli i w tym roku będziesz próbowała wlać we mnie amortencję, źle się to dla ciebie skończy. Moja cierpliwość jest na wykończeniu, rozumiesz?
Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się w arystokratę, po czym niechętnie skinęła głową. Blondyn jeszcze przez chwilę mierzył ją badawczym wzrokiem i również opuścił skrzydło.
Pansy zmrużyła oczy i zagryzła wargę na myśl o Gryfonce i Malfoyu w jednym dormitorium. Nie, żeby myślała, że do czegoś między nimi dojdzie, co to, to nie! Draco za bardzo brzydził się szlamowatą krwią. „Poza tym, jak ona wygląda? Jest paskudna!” — pomyślała. — „To ja powinnam zostać drugim prefektem naczelnym! To ja powinnam z nim mieszkać!”
— Panno Parkinson, widzimy się na kontroli za dwa tygodnie — przypomniała jej pani Pomfrey, na co dziewczyna zgromiła ją wzrokiem i wyszła, by przywitać się ze znajomymi.

***

Draco siedział przy stole Slytherinu, jednak nie jadł kolacji. Tak jak parę innych osób ponuro wpatrywał się w liścik, który przed chwilą został mu dostarczony.

Szanowny panie Malfoy,
Spotkanie Anonimowych Śmierciożerców odbędzie się dziś o godzinie dwudziestej w sali transmutacji. Z racji tego, iż jest to pierwsze i ostatnie spotkanie w tym miesiącu obecność jest obowiązkowa.
Z wyrazami szacunku,
Gwen Smith

— A czy kiedykolwiek obecność na tych kretyńskich zebraniach nie była obowiązkowa? — spytał rozdrażniony Ślizgon, mnąc karteczkę i rzucając ją na stół.
— Nie, ale z listu wynika, że mamy spokój na resztę listopada — pocieszył go Nott, chowając notatkę do kieszeni. — Nie, żebym narzekał, ale ciekawe, dlaczego tak jest?
Blaise wzruszył ramionami, pochłaniając kolejną kanapkę. Przełknął potężny kęs i rzucił:
— Pewnie kobieta ma nas dość. Zwłaszcza ciebie.
Draco przewrócił oczami. Miał złe przeczucia odnośnie tego spotkania. Bardzo złe. Wątpił, by niechęć Gwen Smith do niego była przyczyną odwołanych zebrań. Zerknął na zegarek i mruknął niezadowolony. Miał jeszcze godzinę wolnego.
— Dobra panowie, idę się ogarnąć.
— Och tak, musisz przecież olśnić nas wszystkich swoim nienagannym wyglądem — powiedział złośliwie Nott i spojrzał porozumiewawczo na Zabiniego. Blaise wydął wargi, udając, że maluje je szminką, Teodor zaś przeczesał włosy, powodując chaos na głowie, po czym oboje spojrzeli na niego zalotnie, przesadnie mrugając.
— Pajace — warknął z rozbawieniem Draco, porwał z pobliskiej tacy ciasteczka i, odwracając się z powrotem do przyjaciół, rzucił w nich słodyczami.
Zabini uniósł kciuka w stronę kolegi.
— Dzięki! Właśnie na nie miałem ochotę!
Blondyn jedynie pokręcił z uśmiechem głową i wyszedł z Wielkiej Sali.
Po chwili leżał w wannie, wypełnioną gorącą wodą i pianą. Do szczęścia brakowało mu tylko szklaneczki Ognistej. Zamknął oczy, zastanawiając się, co mogłoby zmienić zdanie McGonagall w kwestii alkoholu w dormitorium prefektów naczelnych. Przez ten cholerny zakaz i rzucone zaklęcie nie można było wnieść do środka żadnego napoju procentowego. Ile to już trwało? Od połowy września? Stanowczo za długo, jednak Draco wiedział, że akurat w tej sprawie on nie wiele może zdziałać. Na pewno nie zastraszy dyrektorki ani jej nie przekupi. Uwodzić też jej nie zamierzał…
FUJ!”.
Ślizgon wzdrygnął się, krzywiąc z obrzydzeniem. Wyszedł z wanny i ubrał się w naszykowaną czarną koszulę, spodnie i szarą marynarkę, którą zdołał odzyskać od Greengrass… a raczej wyszarpać z jej szponów. Stanął przed lustrem i przeczesał ręką włosy. Rzucił poprzednie ubrania niedbale na swoje łóżko i wyjął z szafki perfumy. Tak przygotowany wyszedł z pokoju i uniósł brew, widząc siedzącą przy książkach Gryfonkę.
— Doprawdy, Granger, nie spodziewałem się, że zastanę cię wieczorem w dormitorium z nosem w książkach — zakpił, przechodząc obok niej.
Przystanął na chwilę przed lustrem, by raz jeszcze ocenić efekt końcowy i pokiwał głową z aprobatą. Kątem oka dostrzegł odbicie udającej wymioty Gryfonki. Zmrużył gniewnie oczy, czym spowodował ponowne schowanie się dziewczyny za opasłą książką. Zignorował dochodzący zza wolumenu chichot i wyszedł z dormitorium.
Hermiona odłożyła książkę i podeszła do barku po butelkę swojego ulubionego soku. Co prawda, po tej całej przygodzie z „ciążą”, jaką zafundował jej Malfoy, była nieco podejrzliwa, „ale to raczej mało prawdopodobne, żeby wykręcił ten sam numer, prawda? To przecież nie w jego stylu powielać jakiś schemat”.
Z rozmyślań wyrwało ją stukanie do drzwi. „Nie zdzierżę, jeśli to kolejna psychiczna fanka Malfoya z bukietem kwiatów albo czekoladkami” — pomyślała, podchodząc do przejścia.
— Nie mów, że siedzisz w książkach — powiedziała wesoło Ginny, wchodząc do dormitorium.
— Nie siedzę w książkach.
Ginny spojrzała znacząco najpierw na kasztanowłosą, później na stosik literatury i znowu na przyjaciółkę, po czym obie wybuchły śmiechem. Hermiona podeszła do swoich bezcennych książek i zaczęła je składać, mówiąc:
— Właściwie to już skończyłam i przez resztę wieczoru mam wolne.
Rudowłosa uśmiechnęła się łobuzersko.
— To dobrze, bo właśnie zostajesz porwana i siłą zaciągnięta do pokoju wspólnego. Bez wymówek. Za rzadko u nas bywasz. — Widząc minę przyjaciółki, dodała: — I nie wykręcaj się obowiązkami prefekta naczelnego: skoro Pan Mister Żelu do Włosów mógł sobie wyjść na jakąś imprezę, to tobie tym bardziej się należy. A tak w ogóle, to gdzie on się tak wypindrzył? Mijałam go na korytarzu i do tej pory czuję te jego perfumy. Pół butelki na siebie wylał? Randkę ma czy co? Podobno Parkinson wróciła.
Hermiona uśmiechnęła się, słysząc tę listę pytań. Za to właśnie lubiła Ginny i tak ceniła ich przyjaźń. Rudowłosa nigdy nie owijała w bawełnę, zawsze mówiła prosto z mostu, bez żadnego mydlenia oczu i zbędnych wywodów. Czasami bywało to lekko nietaktowne, ale taki już był jej urok.
— Zgadza się, Pansy jest już w Hogwarcie. Po drugie: z całą pewnością Malfoy nie poszedł z nią na randkę…
— Skąd wiesz? — dopytywała się zaciekawiona rudowłosa. Może i, delikatnie mówiąc, nie przepadała za Ślizgonem, ale jak każda dziewczyna miała gen odpowiedzialny za ciekawość.
— Byłam świadkiem ich rozmowy i wynikało z niej, że fretka nie jest zbyt entuzjastycznie nastawiona na powrót mopsa.
Ginny parsknęła śmiechem.
— Istny zwierzyniec w tym Hogwarcie. Łapa, Rogacz… a teraz fretka z mopsem. Wyobrażasz sobie, jak mogłyby wyglądać ich dzieci?
— Dzięki Ginny, teraz ten obraz będzie mnie nawiedzał w snach — powiedziała starsza Gryfonka, wchodząc do swojej sypialni w poszukiwaniu ciuchów na przebranie. Weasleyówna podążyła za nią.
— Nie ma sprawy. Wracając do Pana futerkowego… gdzie polazł? — Ginny rozsiadła się na łóżku i uparcie drążyła temat.
— Poszedł na spotkanie Arystokratycznych Świń — odpowiedziała Hermiona, wyciągając z szafy czerwony sweterek i parę spranych spodni.
Weasleyówna parsknęła śmiechem.
— Jeszcze nie słyszałam takiej nazwy. Anonimowe Świry, owszem, ale Arystokratyczne Świnie?
— Mój własny wymysł — oznajmiła kasztanowłosa, przebierając się.
— Tylko nie ten sweter — jęknęła Ginny, krzywiąc się żałośnie.
Hermiona wzruszyła ramionami.
— No co? Jest ciepły, wygodny i milutki w dotyku.
— Hermiono, ubrania mają podkreślać sylwetkę i ładnie wyglądać, a nie być milutkie w dotyku. Zobaczysz jak nie ja, to ktoś inny skłoni cię do…
— Nie jestem kimś pokroju Malfoya, żeby przywiązywać do wyglądu tak wielką wagę — burknęła starsza Gryfonka, splatając włosy w warkocz opadający na prawe ramię.
— Kochanie, popadasz ze skrajności w skrajność — powiedziała Ginny z uśmiechem. — No, ale na balu będziesz wyglądać pięknie. Spytałaś już Harry’ego czy pójdzie z tobą?
Prefekt naczelna znieruchomiała.
— Zapomniałaś, prawda?
— Myślisz, że już kogoś zaprosił? Muszę być na tym balu, jestem odpowiedzialna za jego organizację… Jak ja się pokażę bez pary?
— Nie panikuj, jeszcze nikogo nie zaprosił, ale radzę ci się śpieszyć… w końcu to Wybraniec — poradziła Weasleyówna, rozbawiona histerią przyjaciółki.
Hermiona zamrugała i uderzyła dłonią w czoło.
— Co jest?
— Buty… ten cholerny pies zżarł mi buty…
— Auć… mam nadzieję, że wybiłaś Malfoyowi przynajmniej jednego zęba. Dobrze, że w porę sobie o tym przypomniałaś, mamy czas by wybrać się na poszukiwanie nowej pary.
— Ale ja nie mam na nową parę — mruknęła kasztanowłosa, siadając przy Ginny.
Dziewczyna pocieszająco ją objęła.
— Nie martw się, wydębimy od Malfoya. A jeśli mowa o psie, to jak ci z nim idzie?
— Nadal na mnie warczy, poluje na Krzywołapa i demoluje dormitorium. A wiesz, co na to fretka? „Ojej, zobacz, jaki Salazar jest szczęśliwy, jak się ślicznie bawi” — powiedziała, nieudolnie naśladując głos współlokatora. — Jeszcze znajdę sposób na tego psa! I masz rację, Ginny! To Malfoy odkupi mi te buty!
— Stworzyłam potwora — mruknęła rudowłosa, uśmiechając się pod nosem. — To co, idziemy już?
— Idziemy.
Gryfonki ruszyły do pokoju wspólnego, rozmawiając po drodze o balu i w jaki sposób Hermiona ma przekonać Dracona, by ten odkupił jej buty. W końcu dotarły na siódme piętro i weszły do środka, gdzie przywitały ich głośne rozmowy i chichoty uczniów Gryffindoru.
— Hermiona, Ginny, tutaj!
Dziewczyny spojrzały w kierunku wołających ich chłopaków i podeszły do nich. Prefekt naczelna przywitała się i zajęła fotel przy kominku. Z uśmiechem słuchała radosnych przekomarzań, których brakowało jej w czasie, gdy siedziała w swoim dormitorium albo chodziła na patrole. Skrzywiła się, gdy przypomniała sobie o tym obowiązku. Jednak nie miała wolnego wieczoru.
— Wszystko w porządku? — spytał Harry, nachylając się w stronę dziewczyny.
— Tak, nic mi nie jest — odpowiedziała z nieśmiałym uśmiechem. — Słuchaj, możemy pogadać? Tak na osobności?
—  Jasne.
Wyszli razem z pokoju wspólnego i zajęli jedną z pustych sal.
— O co chodzi? — spytał Gryfon, widząc zmieszanie dziewczyny.
— Harry, chciałabym cię o coś spytać. Bo widzisz, razem z Malfoyem odpowiadamy za organizację Balu Bożonarodzeniowego i podejrzewam, że tak jak na balu w czwartej klasie jako pierwsze zatańczą najważniejsze pary… czyli prefekci i nauczyciele… a widzisz, ja za bardzo nie mam z kim pójść i pomyślałam, że może ty… oczywiście, jeśli masz już kogoś na oku, to nie ma sprawy…
— Chcesz, żebym z tobą poszedł?
— Nno tak…
— Pójdę — powiedział Gryfon z uśmiechem. — Sam miałem cię zaprosić.
— Naprawdę?
Czarnowłosy skinął głową.
— Przerażają mnie te wszystkie śliniące się dziewczyny — zaśmiał się Harry.
Hermiona odwzajemniła uśmiech.
— Przypomina mi się bal u Slughorna na szóstym roku — powiedziała Gryfonka, wspominając tamten czas. Ona nie chciała zapraszać Rona, by nie robić mu nadziei, on był otoczony przez dziewczyny chcące wlać w niego amortencję… nadal tak było.
— Masz już jakiś plan odnośnie tego, jak ma wyglądać ten bal?
— Na razie nie, zajmowałam się Nocą Duchów. Nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, ile na głowie mają prefekci naczelni.
— Dlatego wybierani są na nich najlepsi… i dlatego nie rozumiem, dlaczego jest nim Malfoy.
Hermiona zaśmiała się i spytała, by się upewnić:
— Czyli co? Razem? Później nie dam ci się wyrwać.
— Razem. Wracasz do nas? — zapytał Harry, otwierając drzwi i przepuszczając kasztanowłosą.
— Nie, idę do siebie, niedługo zaczynam patrol — westchnęła Gryfonka.
— I idziesz na niego sama?
Pokiwała głową.
— Jeśli chcesz, to pójdę z tobą.
— Naprawdę? Chce ci się?
— I tak nie mam nic innego do roboty, a tyle razy mówiłaś, jak nienawidzisz samotnych patroli.
— No nie wiem… A jeśli któremuś z nauczycieli nie spodoba się to, że chodzisz po zamku po nocy w zastępstwie za Malfoya?
— Najwyżej dostanę szlaban za pomoc przyjaciółce — odpowiedział Gryfon, wzruszając ramionami.
Hermiona uśmiechnęła się z wdzięcznością i razem z Harrym ruszyła na patrol.

***

Draco wszedł do klasy transmutacji i bez zbędnych ceregieli zajął miejsce naprzeciwko Blaise’a, zakładając ręce na piersi. Do sali wchodzili następni uczniowie. Po chwili zjawiła się również Gwen Smith i Krukon z szóstej klasy.
A ten tu czego?” — pomyślał arystokrata, z niezadowoleniem patrząc na młodszego ucznia.
Chłopak usiadł obok pracownicy Ministerstwa, z ciekawością przyglądając się Ślizgonom, a do Malfoya dotarło, iż jest on, podobnie jak Gregorovicz, nowy w Hogwarcie.
— Witam na kolejnym spotkaniu. Tak, jak pisałam, już ostatnim w tym miesiącu. W grudniu również czeka was tylko jedno zabranie, prawdopodobnie na początku miesiąca — kobieta przerwała na chwilę i uśmiechnęła się, widząc reakcję uczniów. — Podjęłam taką decyzję, ponieważ nie chcę wam zabierać wolnego czasu w grudniu, wiem, że będziecie myśleć wtedy o innych sprawach na przykład o Balu Bożonarodzeniowym. W listopadzie natomiast nie będzie kolejnych spotkań, ponieważ nie będzie jednego z was w Hogwarcie — dodała Gwen Smith, wywołując zaciekawione spojrzenia i szepty wśród słuchaczy. — Ale o tym później. Na pewno zastanawiacie się, co na naszym spotkaniu robi Kevin. Otóż zgodził się do nas przyjść i opowiedzieć o sobie. Pochodzi z rodziny mugoli… — tu przerwała na chwilę, czekając, aż szmery ucichną — Poprosiłam go, by opowiedział o nieprzyjemnych sytuacjach, które spotkały go właśnie z tego powodu.
Gdy tylko Kevin zaczął opowiadać, Draco wyłączył się, odpływając myślami ku najbliższym lekcjom z profesor Hooch. Wreszcie zajmie się prawdziwym sportem. Uśmiechnął się wrednie pod nosem na myśl, że Granger z Quidditchem radzi sobie jeszcze gorzej niż z tymi pseudo–sportami mugoli.
— No dobrze, to tyle na dziś, zostały sprawy organizacyjne. Jak wspomniałam na początku, jednego z was nie będzie w listopadzie w szkole i to przez trzy tygodnie… — powiedziała pracownica Ministerstwa, uważnie obserwując zaciekawione twarze Ślizgonów. Nawet Malfoy zaczął słuchać z uwagą. — … z powodu turnieju międzyszkolnego. Jak wiecie, w innych placówkach również utworzone są grupy takie jak ta, nie we wszystkich oczywiście… Z każdej szkoły, posiadającej taką grupę, zostaje wybrana dwójka reprezentantów. Jeden z nich jest członkiem AŚ, drugi pochodzi z rodziny mugoli. Mają trzy tygodnie, by dostać się na wyznaczone przez sędziów miejsce, jednak nie będzie to takie proste, ponieważ w tym celu będą podróżować za pomocą ukrytych świstoklików. Każda drużyna zostanie wysłana do innej części świata, z mapą wskazującą miejsce, gdzie znajduję się ich następny świstoklik. W sumie do odkrycia mają ich trzy, a ostatni przeniesie ich do ustalonego przez komisję miejsca. Drużyna, która jako pierwsza do niego dotrze, wygrywa, a nagroda jest naprawdę cenna. Jest nią, oprócz nagrody pieniężnej… — Gwen przerwała na chwilę, potęgując zaciekawienie Ślizgonów. — … zwolnienie z egzaminu na koniec waszej nauki z przedmiotu, z którego macie najlepsze oceny. Dzięki temu będziecie mieli o wiele mniej do powtarzania i zyskacie czas na dopracowanie pozostałych przedmiotów.
Na sali natychmiast zaczęły się rozmowy między podekscytowanymi uczniami. Ślizgoni zaczęli zasypywać kobietę pytaniami.
— Do kogo należy się zgłosić?
— Od kiedy trwają zapisy?
— Czy można dobrać sobie partnera?
— Jaki jest haczyk? — spytał Draco, który w przeciwieństwie do pozostałych uczestników spotkania, nie podniósł głosu. W sali natychmiast zrobiło się cicho, wszyscy spojrzeli najpierw na blondyna, później na Gwen Smith.
— Celem turnieju jest polepszenie relacji między czarodziejami czystej krwi i tymi pochodzącymi z rodzin mugolskich. Reprezentanci muszą nauczyć się zaufania wobec siebie. Członek AŚ musi nauczyć się, jak to jest żyć bez zaklęć i dzięki temu nabierze większego szacunku zarówno do mugoli, jak i do samej magii, nauczy się ją cenić. Jedyne co zabiorą ze sobą uczestnicy turnieju to plecaki z potrzebnymi do przetrwania rzeczami. Reprezentanci będą musieli zmierzyć się z przyrodą i niesprzyjającymi warunkami. Mogę wam powiedzieć, że pierwszym miejscem, do jakiego zostaną wysłani reprezentanci Hogwartu, będzie Nizina Amazonki. Uczestnicy będą mieli w plecaku swoje różdżki, jednak użycie ich jest równoznaczne z dyskwalifikacją. To jest haczyk, panie Malfoy, nie można używać magii.
— Nie można używać magii? — spytał Blaise, robiąc wielkie oczy.
— Nie, panie Zabini.
— Ani–ani?
Kobieta pokiwała głową, a czarnoskóremu wyraźnie przeszła ochota na udział w turnieju. Podekscytowany Nott zapytał:
— Kto wybiera uczestników?
— Dyrektor szkoły za zgodą rodziców lub opiekunów.
— Czy wie pani, jakie są następne lokalizacje?
— Nie. Nawet gdybym wiedziała, nie powiedziałabym. Pozostałe szkoły również wiedzą tylko o pierwszym przystanku.
— Kiedy zaczyna się turniej? — zapytał Harper.
— Za tydzień. Reprezentanci prawdopodobnie zostaną wybrani już jutro.
— Czy będzie jakakolwiek opieka nad uczestnikami? — spytał Malcolm.
— Jeśli zawodnicy chcą zakończyć swój udział w turnieju lub będą w niebezpieczeństwie, wystarczy, że rzucą jakiekolwiek zaklęcie. Mam jednak nadzieję, że reprezentanci Hogwartu podejdą do tego turnieju z należytą powagą i odpowiedzialnością. Pozostałe niezbędne informacje zostaną przekazane zawodnikom przez dyrekcję. To by było na tyle. Do zobaczenia na następnym spotkaniu — przedstawicielka Ministerstwa Magii pożegnała się z nimi i zajęła rozmową z obecnym na spotkaniu Krukonem.
Draco skinął głową na swoich przyjaciół i razem opuścili salę.
W drodze powrotnej między Nottem a Zabinim wywiązała się dyskusja na temat nowego turnieju. Po chwili rozmowa zeszła na temat potencjalnych reprezentantów Hogwartu.
— Przynajmniej tym razem nie będzie to Potter — zauważył Nott. — Ciekaw tylko jestem, na jakiej zasadzie zostanie wybrany.
— A ty, Draco, jak myślisz, kto to będzie?
— Czy to nie oczywiste, Blaise? — spytał poirytowanym tonem. Widząc miny swoich kolegów, dodał: — Znając życie, to będę to ja i Granger — oznajmił, przybierając zacięty wyraz twarzy.
Blaise i Teodor wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
— No co?
— Czy ty przypadkiem nie uważasz się za pępek świata? Okej, zgoda, jesteś prefektem naczelnym i tak dalej, ale dlaczego spośród nas wszystkich, mają wybrać właśnie ciebie? — spytał Zabini, z trudem powstrzymując się od śmiechu.
— Bo wszystko, co najgorsze przydarza się właśnie mnie. To przecież jasne, że drugą osobą będzie Granger, a nasza nowa dyrektorka ma słabe poczucie humoru i z całą pewnością spróbuje wmanewrować w to mnie. Mam tylko nadzieję, że matka się na to nie zgodzi. Wyobrażacie to sobie? Trzy tygodnie sam na sam z Granger w jakimś buszu, z dala od jakiejkolwiek cywilizacji?!
— Stary, może nie będzie aż tak źle — Blaise próbował pocieszyć przyjaciela. — Może nawet założy spódniczkę z trawy...
— Milcz.
— Draco, Blaise ma rację. Poza tym nie ma co się martwić na zapas. Jeszcze cię nie wybrali.
— Dobra, idę do siebie. W razie czego wiecie, gdzie mnie szukać.
— Tak jest — zasalutował mu Blaise, czym wywołał coś na kształt uśmiechu na twarzy arystokraty.
Draco wszedł do dormitorium i cień dobrego humoru, jaki odzyskał dzięki Blaise'owi, niemal natychmiast prysł niczym bańka mydlana. W JEGO salonie, na JEGO fotelu siedział Potter i zajadał się JEGO przekąskami.
— Oddawaj moje fasolki, Potter — warknął Ślizgon, podszedł do Harry'ego i wyrwał mu z ręki paczkę Fasolek Wszystkich Smaków.
Oburzona dziewczyna poderwała się z miejsca i ruszyła w stronę blondyna.
— Malfoy! Jak śmiesz?! Ja nie mam nic przeciwko odwiedzinom twoich znajomych, więc mógłbyś chociaż odwdzięczyć się tym samym!
— Tak, ale moi znajomi nie wyżerają ci słodyczy! — wrzasnął i schował opróżnioną do połowy paczkę fasolek.
— To wcale nie są twoje słodycze i Harry będzie je jadł, jeśli tylko ma na to ochotę! — oznajmiła Hermiona, po czym sięgnęła do wewnętrznej kieszeni marynarki Ślizgona, by odzyskać legendarną kość niezgody, którą stały się dzisiaj fasolki.
— Oddawaj! — wrzasnęli oboje, ciągnąc paczkę, każde w swoją stronę.
— Hermiona, naprawdę nie trzeba... nie zależy mi...
W tym właśnie momencie paczka rozerwała się, obsypując całą trójkę różnokolorowymi fasolkami.
— I co narobiłaś?
— Ja?! To ty zachowujesz się jak rozpieszczony dzieciak...
— To może ja już pójdę — wtrącił Harry i porwał z podłogi swoją torbę. Chwilę później już go nie było.
— Odkupisz mi je, Granger.
— Ach tak? W takim razie musimy porozmawiać o balu — oznajmiła, przybierając obronną pozę.
Zdezorientowany Ślizgon zamrugał oczami, lecz po chwili wrócił do siebie i oznajmił drwiącym tonem:
— Nie ma mowy, Granger. Na żaden bal z tobą nie pójdę.
— Co? Ja nie o tym, tleniony baranie. Skoro ja mam ci odkupić tę paczkę fasolek, to TY odkupisz mi moje buty, które posłużyły twojemu psu za gryzak!
— Zapomnij — oznajmił i odwrócił się do niej plecami, czym tylko rozdrażnił dziewczynę, która chwyciła leżącą na kanapie poduszkę i cisnęła nią w Ślizgona. Ten automatycznie odwrócił się i złapał lecący ku niemu przedmiot.
— Jesteś taka przewidywalna, Granger — oznajmił z drwiącym uśmiechem i skierował się do swojej sypialni, gdy nagle koło głowy przeleciał mu błękitny wazon, by po chwili roztrzaskać się o ścianę.
Draco przywołał na twarz maskę obojętności, odwrócił się raz jeszcze do dziewczyny i postukał kilkakrotnie palcem wskazującym w skroń, wykonując gest znaczący ni mniej, ni więcej jak: „Tu się jebnij”.
Hermiona usiadła na podłodze przed kominkiem, pośród porozrzucanych fasolek, założyła ręce na piersi i poprzysięgła sobie, że Malfoy odkupi jej te buty.

***

Draco zmarszczył brwi, czując ogromną suchość w gardle. Skrzywił się. Było mu stanowczo za gorąco i cholernie niewygodnie. Otworzył oczy, czując, że tego pożałuje. Nie mylił się. Zobaczył masę piasku i czysty błękit nieba. Usiadł i zaczął otrzepywać włosy i twarz z żółtych ziarenek, rozglądając się dookoła. Jeszcze więcej piachu, rażące oczy słońce i małe wyschnięte drzewko w oddali.
Gdzie ja, do cholery, jestem?” — pomyślał i wstał, przykładając dłoń do czoła, tworząc w ten sposób niewielki cień dla oczu, by móc się lepiej rozejrzeć. Niewiele mu to dało, jedyne co widział to morze piasku, otaczające go ze wszystkich stron.
Uznawszy, że nie może tu stać w nieskończoność, ubrany jedynie w dresowe spodnie, postanowił ruszyć na północ... a przynajmniej tak mu się wydawało, że tam była północ. Nie wiedział, jak długo szedł — Godzinę? Więcej? — jednak w pewnym momencie usłyszał wołanie.
Znieruchomiał i obrócił się z uśmiechem ulgi, myśląc, iż jest to koniec jego męczącej wędrówki. Wytrzeszczył oczy, a szczęka mu opadła na widok tego, co zobaczył... albo raczej kogo. W jego stronę, dzielnie brnąc przez piasek, z szerokim uśmiechem biegła Hermiona Granger. Nie tyle zdziwiła go jej obecność, ile strój Gryfonki. Dziewczyna miała na sobie króciutką spódniczkę z trawy i stanik wykonany z połówek kokosa i jakiegoś zielska. Na głowie zaś nosiła wianek z kolorowych kwiatów.
— Draco! — krzyknęła i, ku jego jeszcze większemu zdziwieniu, nawet się nie zatrzymując, zarzuciła mu ręce na szyję i mocno objęła.
Malfoy był zbyt zdezorientowany, by ją od siebie odepchnąć.
— Draco, gdzieś ty się podziewał? Już zaczynaliśmy się martwić, że dopadło cię jakieś zwierzę. — Gryfonka przeniosła swe dłonie na pierś chłopaka, z czułością patrząc mu w oczy. — Coś się stało? — spytała z troską, widząc szok i niedowierzanie na twarzy blondyna. — Wróćmy do naszego domu i tam porozmawiamy. Nie każmy innym czekać na dobre wieści — zdecydowała w końcu, jakby przeczuwała, iż Malfoy w tej chwili nie jest w stanie wykrztusić najmniejszego słowa.
Złapała go za rękę i zaczęła prowadzić przez dalsze zaspy piasku. Po paru minutach marszu Ślizgon doszedł do siebie na tyle, by zapytać:
— Co miałaś na myśli, mówiąc „nasz dom”?
Hermiona przystanęła i spojrzała na niego z lękiem.
— Miałam na myśli nasz dom rodzinny… mój i twój. Draco, kochanie, co z tobą?
— Rodzinny? Kochanie? — wykrztusił Malfoy i w końcu wyrwał swoją dłoń z uścisku dziewczyny.
— Co się dzieje? Zachowujesz się tak, jakbyś nie wiedział, że jesteśmy małżeństwem.
— M… małżeństwem?
Arystokrata wytrzeszczył oczy. Tego było już za wiele. Zamrugał, widząc jak jego wzrok traci ostrość, po czym zemdlał, z powrotem lądując na piasku.

***

Draco zaklął w myślach, czując, jak wraca mu świadomość. Nie chciał otwierać oczu, bojąc się tego, co zobaczy. Skrzywił się, czując dym i miał szczerą nadzieję, że to Granger coś przypala w ich dormitorium. Zaczął kaszleć, gdy gryzący dym dostał się do jego gardła.
W końcu otworzył oczy i wrzasnął na widok tego, co zobaczył. Nad nim pochylał się, ubrany w zwierzęce skóry, Blaise. Na głowie nosił coś, co prawdopodobnie było łbem lwa, szyję zdobiły zaś liczne naszyjniki zrobione z kości i małych czaszek.
Draco poderwał się z ziemi i podsunął pod ścianę namiotu, z przerażeniem wpatrując się w przyjaciela.
— Blaise?
— No.
— To naprawdę ty, prawda? — chciał upewnić się Ślizgon.
— Ja być Zabini.
Malfoy zamrugał z niedowierzaniem.
— Powiedz mi, że robicie sobie ze mnie jaja.
— Ja nie robić jaj. Ja nie kura — powiedział urażony czarnowłosy.
— Najpierw Granger, teraz ty… jak tylko się dowiem czyj to pomysł, to ktoś porządnie oberwie.
— Wybudził się już?
Draco wstał i westchnął z ulgą, słysząc głos Notta.
— Wreszcie ktoś… normalny — dokończył słabo, gdy zobaczył wchodzącego do namiotu Teodora.
Brunet również ubrany był w zwierzęce skóry, na twarzy miał wymalowane czerwone wzory plemienne, czoło przewiązane paskiem materiału w tym samym kolorze co wojenne szlaki wymalowane na jego ciele.
Cholerny Rambo”.
— No nie! Ty też?!
— Co ja też? Co mu jest, szamanie? — spytał brunet Zabiniego.
— Oszołom.
— Sam jesteś oszołom! — wrzasnął Draco, słysząc diagnozę Blaise’a.
— On miał na myśli to, że jesteś oszołomiony, wodzu.
— Wodzu?
— On nic nie pamiętać. Oszołom.
— Dziękuję, szamanie, za wyjaśnienie. Tak, jesteś Wielka Pała, wódz plemienia Unga–Bunga — wyjaśnił z powagą Nott.
Malfoyowi opadła szczęka. Przełknął ślinę.
— Czy mogę spytać, dlaczego nadaliście mi ten przydomek? — pisnął, jeszcze bardziej cofając się od przyjaciół.
— Oczywiście, wodzu. Przydomek pochodzi od twojego oręża. Walczysz maczugą.
— Chociaż tyle dobrego — mruknął do siebie blondyn. — Dlaczego ten tutaj mówi, jakby był opóźniony w rozwoju? — spytał, wskazując na Blaise’a.
— To przez te wszystkie zioła. Nasz szaman za dużo przebywa w zadymionych namiotach.
Malfoy dopiero teraz się rozejrzał. Siedział na czerwono czarnym dywanie w pokrętne wzory. Z sufitu, jeśli tak można to nazwać, zwisały dziwne okręgi, których brzegi pokrywały różnobarwne ptasie pióra.
Ślizgon odwrócił się w stronę Notta, patrząc na niego podejrzliwie.
— A ty to kto?
— Jestem wojownikiem i dowódcą twoich oddziałów, wodzu.
Oddziałów? Ciekawe iloma ludźmi władam?”
Draco spytał o liczebność swojej armii.
— Mamy dwa oddziały piechoty, liczące po pięciu wojowników i jeden oddział łuczników, liczący trzy osoby.
— I ty to nazywasz oddziałami? — spytał z niedowierzaniem blondyn i zamrugał, gdy przypomniał sobie coś jeszcze. — Nieważne, lepiej mi powiedz, ile wypiłem, zanim poślubiłem Granger.
— Kogo, wodzu?
— Gran… taka Pocahontas, tyle, że z wełną na głowie.
— To być Hakuna — odpowiedział Blaise, podpalając długą fajkę.
Zaniepokojony Teodor usiadł na podłodze obok swojego wodza.
— Nie pamiętasz swojej żony?
— Oszołom.
— Zabini, zamknij się, tobie już dziękujemy — oznajmił blondyn.
— Ty brać — powiedział szaman, wyciągając w jego stronę fajkę.
— Biorąc pod uwagę to, jak na ciebie to działa, jestem zmuszony odmówić — warknął Malfoy, z odrazą patrząc na fajkę.
— Brać. Dobrze zrobić.
— Nie, nie brać! — krzyknął Draco, tracąc opanowanie.
Blaise wzruszył ramionami, sam zaciągnął się i, wypuszczając dym, mruknął:
— Oszołom.
Blondyn rzucił mu wściekłe spojrzenie, wyczuwając, iż tym razem nie jest to diagnoza jego stanu.
— Wracając do… Hakuny… jakim cudem…
— Zakochaliście się. Po prostu. Oświadczyłeś się, ona się zgodziła, a teraz mieszkacie razem i wszyscy troje jesteście szczęśliwi — wyjaśnił Teodor, przejmując fajkę od szamana.
— Powiedziałeś troje?
— No tak. Ty, Hakuna i wasz syn Pumba.
— Syn? Pumba?
— Pumba! Pumba!
— Blaise, zamilknij albo zaśniesz snem wiecznym — zagroził arystokrata. — Jak to się stało, że mam syna… Stop! Nic nie mówcie! Tego akurat się domyślam… Dlaczego mój syn nazywa się Pumba?
Przyjaciele wzruszyli ramionami.
— Muszę stąd wyjść. Zaprowadź mnie do mojego domu… namiotu… czegokolwiek.
— Oczywiście, wodzu.
Teodor wstał i odsłonił wyjście, robiąc miejsce dla blondyna. Draco rozejrzał się po okolicy. Wokół znajdowało się kilkanaście małych namiotów, a dookoła tych prymitywnych domów stały drewniane ogrodzenia, które powstrzymywały zwierzęta od wejścia na wydeptane drużki. Arystokrata zmrużył oczy na widok stada kur.
Serio? Raz w życiu jestem władcą i zarządzam takim zadupiem?” — pomyślał Ślizgon, krytycznie patrząc na wioskę. Szedł za Teodorem, który zaprowadził go do największego namiotu, stojącego na samym końcu wioski.
Malfoy wszedł do środka, jednak po chwili wyjrzał na zewnątrz, pytająco patrząc na Notta.
— Co jest?
— Nie mogę tu wejść. Tylko rodzina ma do tego prawo.
— Aha… no dobra, możesz odejść, poradzę sobie — powiedział blondyn, po czym ponownie wszedł do środka i mruknął — Ja tutaj zginę.
— Tata!
Malfoy przymknął oczy, modląc się o cierpliwość i odwrócił się w kierunku, z którego dobiegało radosne powitanie, próbując zdobyć się na uśmiech. Szczęka mu opadła. Chłopczyk wyglądał na oko na pięć lat, pozbawiony był kilku zębów, a ciemne kręcone włosy sterczały mu na wszystkie strony. Najgorsze jednak było to, że jego syn był czarny. Coś mu tu nie pasowało: skoro on był rasy białej i Gran… Hakuna także, to jakim cudem…
— Zabini… — warknął Draco, na co przestraszony chłopczyk przystanął, wpatrując się w ojca.
— Tato?
— Witaj, synu — powitał go uroczyście Malfoy, po czym pochylił się nad chłopcem i cicho spytał: — Pumba, gdzie jest Hakuna?
Czuję się jak idiota”.
— Tutaj jestem.
Blondyn wyprostował się i mruknął do dzieciaka:
— Idź, pobaw się z kolegami. Rodzice muszą pogadać.
— Ale ja nie mam kolegów. Jestem jedynym dzieckiem w…
— To idź, pobaw się z kurami, wszystko mi jedno… byle byś nie podchodził do Zabiniego, jasne?
Pumba skinął głową i wybiegł z namiotu.
— Możesz mi powiedzieć, dlaczego nasz syn jest czarny?
— Pradawni bogowie nam go takiego zesłali — odpowiedziała Hakuna, wzruszając ramionami, po czym podeszła do Dracona i spróbowała go objąć, jednak ten odsunął się i spojrzał na nią podejrzliwie.
— Pradawni bogowie mówisz? Jesteś pewna, że to oni, a nie Blaise?
— Co ty chcesz mi powiedzieć?
— Nieważne. Nie będę się kłócił o syna, który tak naprawdę nie istnieje — mruknął do siebie Draco, jednak Hakuna zdołała to usłyszeć. Po chwili w jej oczach pojawiły się łzy.
Malfoy spojrzał na nią zaskoczony, słysząc jej głośny szloch.
— No i czego ryczysz Granger?
Jego pytanie spowodowało jeszcze większą lawinę łez.
— Z… zmieniłeś się.
Ślizgon zrobił szybki bilans w głowie. Jeśli straci zaufanie Granger, straci tym samym jedną z nielicznych osób, które jakoś mogą mu pomóc w tym dziwnym miejscu. Starając się za bardzo nie krzywić, podszedł do niej i ją przytulił. Oparł swój podbródek o jej głowę i parę razy przejechał dłonią po całej długości jej prawie nagich pleców. Przymknął oczy, wsłuchując się w coraz spokojniejszy oddech Gryfonki.
— No już. Nie chciałem tego powiedzieć — szepnął, czując dziwne ciepło w klatce piersiowej.
Jeszcze raz przesunął dłonią po jej plecach, nie mogąc nadziwić się gładkości jej skóry.
Dziewczyna uniosła głowę i spojrzała bursztynowymi oczami w stalowe tęczówki blondyna. Draco stał, jak zahipnotyzowany obserwując rozszerzające się źrenice Gryfonki i miękkie rozchylone wargi, błagające o pocałunek. Pochylił lekko głowę, sprawiając, że ich nosy zetknęły się, a oddechy zmieszały. Czuł, jak iskierki podekscytowania, wyczekiwania i pragnienia rozchodzą się po całym jego ciele. Jedną dłonią nadal delikatnie gładził jej plecy, drugą zabrał z biodra Hermiony i dotknął jej policzka powoli i delikatnie, jakby była dla niego czymś niezwykle cennym. Kasztanowłosa przymknęła powieki i przechyliła głowę, wtulając się w dłoń Ślizgona. Malfoy przesunął kciukiem po jej dolnej wardze, podziwiając kształt i fakturę jej ust. Kusiły go. Przyzywały go. Błagały go, a on nie mógł zrobić nic innego jak ulec swojemu własnemu, niemal palącemu pragnieniu. Przymykając oczy, zaczął powoli przybliżać swoje wargi do jej ust…
— Wodzu! Jesteś nam potrzebny! Atakują nas!
Draco zaklął w myślach i odsunął się od Hermiony, uświadamiając sobie, do czego o mało nie doszło. Jeśli wróci do Hogwartu, wisi Teodorowi skrzynkę Ognistej. Blondyn wyszedł bez słowa z namiotu i spojrzał na bruneta.
— Co się dzieje?
— Atak na wioskę.
— Proszę.
Malfoy odwrócił się i zobaczył kasztanowłosą, podającą mu maczugę i wielki pióropusz z biało czarnymi piórami. Uniósł brew i spytał z kpiną:
— Serio? Nie mamy nic innego?
Gryfonka wzruszyła ramionami. Draco z ciężkim westchnieniem wziął od niej swoją broń.
— Nawet na to nie licz — dodał, widząc, jak próbuje wcisnąć mu w ręce pióropusz. — Idziemy, Nott. A ty zrób to, co zazwyczaj robi kobieta władcy w czasie ataku — powiedział do kasztanowłosej.
— Czyli co?
— Zbierz resztę przedstawicielek płci słabej w jedno miejsce tak, aby nie pałętały nam się pod nogami — polecił, po czym skinął na Notta i ruszyli przed siebie.
— Kto nas atakuje?
— Skrzaty — odpowiedział z powagą Teodor.
Blondyn przystanął i spojrzał na niego z politowaniem.
— Atakują nas skrzaty domowe, a wy nie potraficie sobie z nimi sami poradzić?
W końcu dotarli do reszty wojska. Malfoy z pogardą lustrował wzrokiem swoje oddziały, uzbrojone w prymitywne włócznie, maczugi i łuki… a raczej proce. Spojrzał w tym samym kierunku, co inni i zaśmiał się, widząc ich najeźdźców. Skrzaty domowe pędziły w ich stronę, jadąc na strusiach. Uzbrojone były w malutkie sztylety, którymi groźnie wymachiwały do jego wojowników. Zerknął na swoich trzęsących się poddanych i parsknął śmiechem.
— Serio? Ich się boicie? ICH?
Draco pokręcił głową, wzmocnił uchwyt na swojej broni i z bojowym okrzykiem zaczął biec w kierunku wrogiego wojska. Jego bohaterską szarżę przerwało pojawienie się, dosłownie znikąd, pięciu olbrzymich skrzatów domowych, mierzących minimum trzy metry. Zdążył wyhamować tuż przed jednym z nich. Przełknął ślinę i uniósł głowę, by spojrzeć w oczy olbrzyma.
— M… Mikrus? — pisnął Malfoy, rozpoznając skrzata służącego w jego domu.
Zaczął powoli się cofać, nie spuszczając z niego wzroku. Mikrus wyszczerzył zęby, nachylając się nad blondynem, na co ten odwrócił się i zaczął wracać do swoich ludzi. Odrzucił broń, by móc biec szybciej.
— Odwrót! Odwrót! Panowie spierdalamy! Ratuj się, kto może! — wrzeszczał, wymachując rękami, jednak zanim dobiegł do swoich, poczuł silne uderzenie w głowę. Upadł na ziemię, tracąc kontrolę nad ciałem.

***

Świadomość powróciła. Znowu. Draco z całego serca pragnął obudzić się we własnym łóżku, w Hogwarcie. Za każdym razem, gdy się przebudzał, uparcie jak mantrę powtarzał: to tylko sen, jestem Draconem Malfoyem, a nie Wodzem Wielka Pała plemienia Unga–Bunga. Niestety, rzeczywistość brutalnie stawiała go na nogi.
Usłyszał szuranie i oczami wyobraźni zobaczył Blaise'a, przygotowującego poranny rytuał oczyszczenia swojego kai.
Tak, zaraz poczuję swąd palonych ziół, a chwilę później przyjdzie moja żona i przyniesie mi śniadanie”.
Problem w tym, że żaden zapach do niego nie dotarł, co więcej, usłyszał wydobywające się z łazienki ciche zawodzenie Granger, które zresztą zawsze go irytowało. Czekaj... Z ŁAZIENKI?!
Raptownie otworzył oczy i zerwał się z łóżka, nie mogąc uwierzyć, że ten koszmar wreszcie się skończył. Musiał zyskać pewność, że wszystko wróciło do normy. Musiał odnaleźć Granger.
Wyszedł ze swojej sypialni i jego oczom ukazał się najpiękniejszy widok, jaki tylko mógł sobie wyobrazić. Przed lustrem w przedpokoju stała kasztanowłosa Gryfonka, ubrana w szary, nudny sweterek, ołówkową spódnicę i czarne zakolanówki.
Dziewczyna dostrzegła w odbiciu lustra, że jej współlokator właśnie wyszedł ze swojej sypialni.
— No nareszcie. Przed śniadaniem mamy iść do McGonagall, zapomniałeś?
Chciała dorzucić coś jeszcze, lecz nagle urwała, widząc dziką ekstazę i radość na twarzy Ślizgona.
— Mal... — zaczęła, jednak nie było jej dane dokończyć, bo arystokrata porwał ją w ramiona i mocno wyściskał, zakręcając przy tym kilka kółek i powtarzając raz po raz:
— Granger, to naprawdę ty... i masz ten swój okropny sweter... żadnej trawy...
— Oszołomie, odstaw mnie na ziemię! — rozkazała Gryfonka, tłukąc Malfoya swoimi małymi piąstkami w plecy.
Ślizgon raptownie postawił drobną dziewczynę na podłodze i cofnął się o kilka kroków. Przełknął ślinę i zapytał:
— Ja?
— Tak ty, kretynie.
— Kretyn, nie oszołom?
— Jak zwał, tak zwał, Malfoy.
W głowie Dracona miała miejsce gonitwa myśli:
To Granger... ma sweterek... ale nazwała mnie oszołomem. Muszę mieć pewność, że wszystko wróciło do normy”.
Ślizgon podszedł do dziewczyny i zajrzał za dekolt bluzki. Niespodziewająca się takiego zachowania ze strony chłopaka Hermiona, przez ułamek sekundy stała nieruchomo. Dość szybko odzyskała władzę nad ciałem i odtrąciła rękę arystokraty, wykrzykując:
— ODBIŁO CI?! Czego tam szukałeś?
— Kokosów — odparł automatycznie Ślizgon, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, co powiedział.
Gryfonka zmrużyła gniewnie oczy, niebezpiecznie zbliżając się do współlokatora. Chwyciła to, co akurat miała pod ręką („Dzięki ci Salazarze, że była to tylko poduszka”) i zaczęła okładać chłopaka, wylewając z siebie obelgi:
— Ty... zboczony... erotomanie! Nigdy więcej do mnie nie podchodź.
— Hej, Granger, spokojnie. Chciałem się tylko upewnić, że to nie jest sen.
— Normalni ludzie, chcąc się upewnić, że to nie sen zazwyczaj się szczypią, a nie zaglądają ludziom pod bluzki, szukając kokosów.
Trybiki w głowie Malfoya obracały się z zawrotną prędkością, by wymyślić jakiś sposób na zgrabne wybrnięcie z tej sytuacji, bez konieczności wtajemniczania Gryfonki w szczegóły jego snu.
— Zejdź już ze mnie i daj mi się w spokoju przygotować na zajęcia. Najwyraźniej się jeszcze w pełni nie rozbudziłem... i to wszystko przez to. A teraz zejdź mi z drogi, idę do łazienki.
Dziewczyna pokręciła głową z niedowierzaniem.
— Tak po prostu chcesz przejść do porządku dziennego, tak?
Ślizgon uśmiechnął się złośliwie.
— A do czego twoim zdaniem powinienem teraz przejść? Do gry wstępnej?
Hermiona odwróciła się i poszła w kierunku barku, mamrocząc pod nosem.
— Coś mówiłaś?
— Nienawidzę cię, Malfoy.
— Ja ciebie też, Hakuna.
Gryfonka spojrzała na niego, z wysoko uniesioną brwią.
— Co ty wczoraj piłeś, Malfoy? Olej silnikowy? Serio, przystopuj, bo procenty zaczęły wyżerać ci szare komórki.
— Bardzo śmieszne, Granger — rzucił Ślizgon, który w duchu odetchnął z ulgą, że Gryfonka winą za jego dziwne zachowanie obarczyła alkohol.
Po wykonanej w ekspresowym tempie porannej toalecie ruszył razem z dziewczyną do gabinetu dyrektorki, by tam spełniły się jego najgorsze obawy odnośnie turnieju. Zabini i Nott mogli być zdania, że przesadza, ale on był pewien, że szanse na to, że to właśnie on zostanie wysłany do buszu z Granger są tak wysokie, jak prawdopodobieństwo tego, że ulubieńcy dyrektorki zdobędą Puchar Domów.
— Expecto — usłyszał wypowiadane przez kasztanowłosą hasło i już po chwili znajdowali się przed drzwiami gabinetu. Zastukał kołatką w kształcie gryfa i bez czekania na zaproszenie wszedł do środka.
McGonagall siedziała za biurkiem, porządkując jakieś papiery. Na dźwięk otwieranych drzwi, podniosła wzrok na parę uczniów.
— Usiądźcie, proszę — powiedziała, wskazując im miejsca przy biurku. — Mam dla was ważną wiadomość.
— A nie mówiłem — mruknął pod nosem Malfoy.
Kobiety spojrzały na niego z niezrozumieniem. Arystokrata wzruszył ramionami, a dyrektorka wznowiła przemowę.
— Pan Malfoy zapewne został już zapoznany ze wstępnymi informacjami, pozwoli pan, że poinformuję także pannę Granger.
Ślizgon pokiwał głową, z miną mówiącą: „Skoro musisz”.
— Panno Granger, w tym roku będzie miała miejsce pierwsza edycja Turnieju zorganizowanego przez Departament Współpracy Czarodziejów, mającego na celu poprawę relacji wśród czarodziejów czystej krwi oraz tych wywodzących się z rodzin mugolskich. W przedsięwzięciu bierze udział kilka szkół, z różnych miejsc świata. W każdej z tych placówek odbywają się zajęcia grup wychowawczych, podobnych do tej, która działa w Hogwarcie. Przechodząc do sedna sprawy: każda szkoła wystawia do Turnieju dwójkę reprezentantów, z których jedna z nich uczęszcza na zajęcia specjalnych grup, a druga jest pochodzenia mugolskiego. Pragnę, abyście to wy zostali reprezentantami Hogwartu.
Hermiona przysunęła się na brzeg krzesła, zaintrygowana słowami dyrektorki.
— A na czym dokładnie on polega?
Malfoy słuchał instrukcji dyrektorki z miną niewyrażającą żadnych emocji. To, że właśnie został wytypowany na reprezentanta szkoły, nie robiło na nim żadnego wrażenia, spodziewał się tego już wcześniej. Dawnej wiele by dał, by móc zostać wybranym spośród wszystkich uczniów szkoły i móc reprezentować ją w rywalizacji z innymi szkołami magii. Teraz jednak sytuacja wyglądała inaczej: po pierwsze sam Turniej jest kolejną moralizującą gierką, po drugie będzie musiał współpracować z Granger.
— … zawartość plecaków będzie modyfikowana względem każdej nowej lokalizacji.
Malfoy wybudził się z letargu, słysząc nieznaną mu dotąd informację.
— Słucham?
— Tak, panie Malfoy. Zabierzecie ze sobą tylko plecaki, których zawartość będzie zmieniona, wraz z lokalizacją. Pierwszym miejscem, do którego się wybierzecie, będzie Nizina Amazonki. Dostaniecie instrukcje, jak dostać się do świstoklika, który przetransportuje was do kolejnego punktu Turnieju. Rozmawiałam już z pańską matką, panie Malfoy i wyraziła zgodę na pana uczestnictwo w turnieju. („Niech to szlag!”) Zgodę wyraziła także, pełniąca funkcję pani opiekuna prawnego, pani Rose Granger.
— Czyli mam rozumieć, że zostaliśmy postawieni przed faktem dokonanym i musimy wziąć udział w Turnieju? — spytał Ślizgon ze śmiertelnie poważną miną.
— Tak, panie Malfoy. Pamiętajcie, że reprezentujecie całą szkołę.
— Ale co z nauką? To aż trzy tygodnie...
— Właśnie dlatego wybierani są najlepsi, panno Granger. Nie tylko ze względu na większą szansę na wygraną, ale też na fakt, iż nadrobienie zaległości nie sprawi wam problemu. Dla zwycięzców, oprócz nagrody pieniężnej, przewidziane jest także zwolnienie z jednego z egzaminów.
— Z jaką oceną, pani dyrektor?
— Powyżej oczekiwań.
Widząc zmartwienie na twarzy Gryfonki, dodała:
— Istnieje też możliwość podejścia do egzaminu, jeśli taka ocena pani nie będzie satysfakcjonować.
Ślizgon parsknął pod nosem, czym tylko zasłużył sobie na pełne oburzenia spojrzenie Gryfonki. 
— Reprezentanci pozostałych szkół przybędą za tydzień, w dniu rozpoczęcia Turnieju. Stąd złapiecie pierwsze świstokliki, które przeniosą was w odpowiednie lokalizacje. To chyba wszystko. Jakieś pytania?
— Czy będzie pani dyrektor bardzo zawiedziona, jeśli już pierwszego dnia zostaniemy zdyskwalifikowani za użycie czarów? — spytał z nadzieją  Malfoy. Nadzieja ta prysła wraz ze srogim spojrzeniem Minervy McGonagall. — To chyba oznacza odpowiedź twierdzącą.
Prefekci naczelni spojrzeli po sobie, myśląc o tym, jak wytrzymają ze sobą pełne trzy tygodnie, sam na sam w dżungli.


***
W pierwszej kolejności chciałyśmy podziękować Wam za ponad 7000 wyświetleń i prawie setkę komentarzy. Fajnie było wrócić do pisania po tygodniowej przerwie, trochę stęskniłyśmy się za bohaterami. Rozdział miał być wczoraj, ale jak zwykle w ostatniej chwili przyszła wena i trzeba było dopisać kilka stron. Jak się pewnie domyślacie, kolejne rozdziały będą poświęcone perypetiom naszych bohaterów podczas turnieju.
Przy okazji: co sądzicie o nowym wyglądzie bloga? Miałyśmy już go nie zmieniać, ale dorwałyśmy się do Gimpa i chciałyśmy wreszcie w pełni wprowadzić nasz zamysł w życie. Tak więc do rzeczy: podoba się czy wolelibyście czytać opowiadanie na blogu w starej odsłonie?
Jeszcze raz wielkie dzięki za wszystkie komentarze i prosimy o więcej.
Do następnego! ;)

17 komentarzy:

  1. Nie no ten rozdział jest świetny! ,,Jesteś płytki jak kałuża latem.'' - nie dziwię się, że Malfoy parsknął śmiechem, zrobiłam to samo :D A Hakuna i czarny synek byli chyba jeszcze lepsi. Śmiertelni wrogowie w dziczy? Będzie się działo! Wyczekuję z niecierpliwością czy Ślizgon i Gryfonka się nie pozabijają :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chcę więcej, tu i teraz. Natychmiast! To najlepsze Dramione, na jakie trafiłam w przeciągu kilku lat. Hermiona z Draco jak się nie lubili, tak się nie lubią, a poza tym wprowadziłyście tyle fajnych wątków, że nie sposób nie zakochać się w Waszym opowiadaniu. Uwierzcie mi, kiedy czytałam ten odcinek, zwijałam się ze śmiechu, a moja mama wzięła mnie za upośledzoną umysłowo. Zresztą zawsze się z Wami uśmieję do rozpuku. Te teksty Draco... Nie, nie wierzę, że Was znalazłam. Macie świetny styl pisania, płynnie przechodzicie z sceny do sceny, błędów nie jest dużo, subtelnie wszystko opisujecie... Nic dodać, nic ująć. Jestem urzeczona. I napalam się na następny rozdział jak jasna cholera.
    Czekam na więcej!
    PS Szablon śliczny. Najbardziej podobają mi się te piórka po bokach ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko nie mogę z tego snu Odwrót!Odwrót!Panowie Spierdalamy! hahahahah padłam ze śmiechu i zaczęłam tak głośno rechotać, że siostra aż zlazła z góry sprawdzić o co chodzi....XD
    Jesteście genialne dziewczyny! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jak zwykle super, sen Malfoya mnie rozwala, a co do wyglądu strony to fajne, a te piórka po bokach zawaliste.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział fantastyczny! Wątek że snami Malfoy'a, majstersztyk :'D! Czekam na następny rozdział i życzę Wam duuużo weny!
    Pozdrawiam, Hariet.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jak zwykle świetny :) śmiałam się długo z Hakuny xD czekam na kolejny ;) życzę weny!
    zapraszam do mnie:
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. To jest masakryczne.. Same dialogi.. Straszne. Współczuję ludziom, którzy mogą to czytać.
    Delly

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyrażamy głęboką nadzieję, że czytanie naszych 'wypocin' nie wypaliło Ci oczu. A teraz tak na serio: chętnie zerknęłybyśmy na twoją pracę, jednak najwyraźniej nie masz dość odwagi, pisząc z anonima. Ok, konstruktywna krytyka: tak; czysty hejt: nie przejdzie. Gdybyś chociaż uzasadniła swoją wypowiedź w jakikolwiek sposób... ale nie, po co, kiedy można po prostu wylać żółć. Na szczęście nie piszemy dla hejterów, tylko dla siebie; co wiecej znalazło się trochę osób, którym czytanie tego też sprawia przyjemność. Podsumowując: 'pozdrawiamy' i życzymy choćby w ułamku takiej satysfakcji z hejtowania i psucia krwi innym ludziom, jaką my mamy, pisząc nasze 'masakryczne wypociny'.
      Ps: porada na przyszłość: jak coś Ci się nie podoba w stylu pisania, nie brnij w to dalej, naprawdę nikt ci nie karze.

      Usuń
  8. Hahahahhaa :D płacze ze śmiechu, jesteście świetne. Zaczęłam czytać wczoraj wieczorem i lecę do kolejnego rozdziału :D

    :D sen Malfoy'a to było mistrzostwo <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Wow! Jestem pod mega wrażeniem. Waszego bloga czytam krótki czas,poleciła mi to przyjaciółka,za co jestem jej mega wdzięczna. Dziewczyny wasze pomysły na te rozdziały są świetne! Jeszcze ten śmieszek Blaise XDD Rozdział bardzo mi się spodobał. Sen Malfoy'a,po prostu ubaw! �� Pozdrawiam Cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  10. Zawsze zanim skomentuje muszę przeczytać kilka rozdziałów, a tak się zdarzyło, że przeczytałam ich 15 jednego dnia. Styl pisania macie fajny, ale zdarzają się rażące błędy :/ mimo tego FF czyta się płynnie i miło. Podoba mi się to że Draco i Hermiona nie zakochują się w sobie od razu :) A co do tego rozdziału nie przekonuje mnie pomysł z turniejem, ale może się fajnie rozwinąć, poczekamy zobaczymy :D Możecie liczyć na częstsze komentarze ode mnie ;) Życzę dużo weny i pozdrawiam cieplutko :*
    ~A

    OdpowiedzUsuń
  11. Super. Najlepszy sen Malfoy'a. Podziwiam za te pomysły i więcej weny życzę!
    Dramione - To w Nas Żyje <- zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Oh, długo się przekonywałam do tego bloga, bo choć od początku był zabawny i właściwie ciężko coś mu zarzucić to strasznie ciężko mi było przebrnąć przez rozdziały, zmuszałam się przez naprawdę zabawne sceny z nadzieją, że to coś się pojawi. No i się pojawiło, a teraz pochłaniam rozdziały. Wydawałoby się, że poprzedni pełen zagadek będzie najlepszy, ale to właśnie powyższy zwycięża. "Jesteś płytki jak kałuża latem" chyba zagości w moim słowniku, a
    Wielka Pała z plemienia Unga-Bunga i zjarany szaman Blaise - Jezu, mistrzostwo. No i Mikrus... Czasem się nastanawiam czy wy na trzeźwo to piszecie, bo ilość tych absurdalnych (i jednocześnie bardzo zabawnych!) wątków starczyłaby na obdarowanie kilku opowiadań. Dzięki wielkie za tak nietypowe ff!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witamy :D Ze swojej strony dodamy tylko, że za sen Malfoya i wodza Unga-Bunga odpowiedzialna jest ta z nas, która wiedzie żywot szczęśliwego abstynenta :)

      Usuń
  13. Kuźwa, już drugi raz nie dodał mi się na tym blogu komentarz😠
    Za pierwszym razem kilka notek wcześniej był na tyle długi że się wkurzyłam i nic nie dodałam. Teraz był krótki to się zepne i napiszę raz jeszcze (potem skopiuje...)
    "Panowie! Spierdalamy" skojarzyło mi się z "Wojtas! Spierdalamy!" Z "blok ekipy". Nie wiem, może któraś z Was widziała? :P
    To że oni będą reprezentować szkole było nad wyraz oczywiste. Dobrze, że wspomniał też o tym Draco. Lepiej wypadło to w tekście.
    Malfoy ma coraz to ciekawsze sny, za niedługo będzie bal sie iść spać.
    Widzę, że nudzić się w najbliższym tekście nie będę. No i wciąż zastanawia mnie ten tekst Albusa. Może chodziło właśnie o ten turniej? :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ten sen xDD
    I czarny syn dramione xD wygrywacie tym ff!

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie no wódz Wielka Pała plemienia UngaBunga wymiata tak samo jak jesteś płytki jak kałuża latem������ świetne

    OdpowiedzUsuń