Piętnaście,
jeden, sześć...
Piętnaście, jeden, sześć...
Znowu je widzę. Te liczby. Nawiedzają
niemal każdy mój sen. Nie mogę od nich uciec, nie mogę o nich
zapomnieć. Powoli stają się moim pragnieniem. Moją udręką. Za
każdym razem promieniują czerwonym blaskiem, coraz to mocniejszym.
Przychodzą do mnie z mroku, lecz nie na moje żądanie. Nie chcę
ich widzieć.
Piętnaście, jeden, sześć...
Odpycham je i na powrót przyciągam,
ale niezależnie od tego, co zrobię i tak się zbliżają. Za każdym
razem, gdy kładę się spać, zastanawiam się, czy je znowu
zobaczę. Nie chcę tego... a może chcę?
Piętnaście, jeden, sześć
Co? Nie! Nie odchodźcie! Wracajcie!
Potrzebuję was!
Cyfry oddalają się. Kurczą i
wydłużają. Zmieniają swój kształt. Zdaje się, że
formują w litery. Powoli zaczynają się przybliżać,
rozświetlając krwawym światłem mrok. Widzę coś! Jakieś
wnętrze, lecz mrok nie pozwala mi go rozpoznać.
Drżę. Tak mi zimno. Czy to śmierć
stoi nade mną i dyszy chłodem w kark?
Litery... Tak to litery! W jakie zdanie
się ułożą? Co mi powiedzą? Nie widzę, są za daleko. Dostrzec
mogę jedynie, że czymś ociekają. Krwią. Tak czerwoną… tak
gęstą. Ciecz powoli spływa po wybrzuszeniach i zawijasach,
zostawia strużki na ścianie i spada na... podłogę?
Nie chcę tego widzieć. Boję się.
Odwracam wzrok, lecz gdziekolwiek nie spojrzę, napis pojawia się,
przyprawiając mnie o dreszcze i mdłości. Co oznacza?
Śmierć.
Czyją?
Śmierć!
Kiedy?
Piętnaście! Jeden! Sześć!
Gdzie?
Śmierćśmierćśmierć!
— Śmierć — padł cichy
szept z ust śniącego, gdy w końcu się przebudził.
***
Draco przeciągnął się i z szerokim
ziewnięciem odwrócił na drugi bok. Nie otwierając oczu, odgarnął
z twarzy kłęby loków, wyciągając z ust jeden z kosmyków.
Było mu ciepło i wygodnie i najchętniej zostałby w
łóżku, jednak pęcherz dawał wyraźne sygnały o swoim
wypełnieniu. Mruknął niezadowolony, odkrywając się z kołdry,
tym samym wystawiając swoje ciało na chłód. Niemal nic nie widząc
przez zaspane oczy, wstał i powolnym krokiem ruszył do
łazienki, zastanawiając się, dlaczego jego organizm zmusił go do
wstania o tak barbarzyńsko wczesnej porze.
Leniwym ruchem zamknął drzwi i
podszedł do sedesu, niemal na powrót zasypiając. Znieruchomiał
i zmarszczył brwi. Coś mu się nie zgadzało, czegoś mu
brakowało, a konkretniej pewnego bardzo ważnego narządu. Przetarł
oczy wolną dłonią, myśląc, że jest to skutek niewyspania
i zerknął w dół. Wytrzeszczył oczy, a z jego ust wydobył
się spanikowany pisk, gdy zobaczył bawełniane białe majtki w…
różowe biedronki?! Przerażony, zaczął szukać swojej zguby.
— Gdzie on jest?! Gdzie on, do
cholery, jest?! — wrzeszczał, przeżywając najgorszy koszmar
każdego mężczyzny. — Nie mógł tak po prostu zniknąć!
Zszokowany zaczął cofać się i runął
na ziemię z powodu osuniętych na wysokość kolan czerwonych
spodni. Wpatrywał się z niedowierzaniem w ewidentnie damską część
bielizny, dysząc ze strachu.
— Gdzie jest mój penis?!
— zawył płaczliwie, uderzając pięściami w podłogę.
Zamknął oczy i wziął parę głębszych wdechów — Uspokój
się, Draco, to nic takiego. To tylko zły sen. Tak naprawdę dalej
leżysz w łóżku i wszystko jest z tobą w porządku…
WCALE NIE JEST W PORZĄDKU!!!
— wydarł się, powracając wzrokiem do krocza. Dysząc ze
strachu i wściekłości, niezgrabnie wstał i podciągnął
czerwone spodnie.
„Granger… to na pewno Granger
maczała w tym palce. Zabije ją!” — zdecydował
w myślach i gniewnym krokiem ruszył do drzwi.
Zatrzymał się, gdy przechodził obok
luster, kątem oka wychwytując coś, czego z kolei nie powinno być.
Przymknął oczy, starając się przygotować na to, co zobaczy. Ale
czy może być coś gorszego od utraty męskości? Spojrzał w
lustro, a z jego ust wydobył się potężny ryk, jakiego Hogwart i
prawdopodobnie reszta świata nigdy wcześniej nie słyszała.
***
Hermiona otworzyła oczy i poderwała
się z łóżka, słysząc nieludzki wrzask. Odczekała chwilę
i z powrotem położyła się, przykładając dłoń do
klatki piersiowej. Przymknęła oczy i spowolniła oddech, chcąc
uspokoić galopujące serce. Westchnęła, czując, jak resztki snu
całkowicie ją opuszczają. Wiedząc, że nie uda jej się ponownie
zasnąć, przetarła oczy i z przyzwyczajenia uniosła
dłoń, by odgarnąć niesforne loki z twarzy… tyle że ich
tam nie było.
Zmarszczyła brwi i otworzyła
oczy, czując krótsze, grubsze i przede wszystkim proste włosy.
Usiadła, obiema dłońmi przeczesując nową fryzurę, a z jej ust
wydobyły się krótkie, histeryczne jęki. Już miała obwinić
o ścięcie włosów jej współlokatora, gdy zobaczyła coś,
co odebrało jej dech. Odwróciła wzrok w nadziei, że owo
zjawisko tylko jej się przewidziało, jednak gdy ponownie spojrzała
w dół, nadal widziała płaską, umięśnioną klatkę piersiową i
ścieżynkę jasnych włosków, które zaczynały się poniżej pępka
i nikły pod szarymi dresami. Najgorszy był jednak dość spory
namiot, który wyłaniał się na wysokości bioder.
Przerażona, uniosła kołdrę, by
upewnić się, czy jej podejrzenia są słuszne.
„Oby nie były, oby nie były…”.
Wydała z siebie zduszony okrzyk.
— Ooo… o mój Boże!
Dziewczyna szarpnęła kołdrę i z
powrotem okryła biodra, rozglądając się, jakby chciała się
upewnić, że nikt tego nie widzi. Dokładniej przyjrzała się
pomieszczeniu: to nie był jej przytulny pokoik, więc skoro nie była
u siebie, musi znajdować się w…
Drzwi otworzyły się z hukiem, a w
sypialni pojawił się Draco. Gryfonka nigdy nie widziała takiej
wściekłości w… SWOICH OCZACH?
Ślizgon w ciele Hermiony dosłownie
wisiał na klamce, pewien, że jeśli ją puści, dokona mordu.
Wściekle dysząc, mierzył zabójczym wzrokiem… samego siebie.
— Granger… tym razem
przegięłaś. W tej chwili masz to odwrócić! — huknął.
Dziewczyna w ciele arystokraty
zamrugała na te bezpodstawne oskarżenia.
— Ja? Ja nic nie zrobiłam…
— Kłamiesz!
Malfoy z trzaskiem zamknął drzwi i
powoli podszedł do łóżka.
— Wcale nie! To pewnie twoja
następna gierka! To TY masz to odkręcić! — krzyknęła
wściekła na arystokratę. Nie dość mu było, że wczoraj myślała,
że jest w ciąży?
— Granger albo to odkręcisz…
— Albo co?
Chłopak naprawdę starał się być
spokojny i Merlin mu świadkiem, że jak na niego i tę sytuację
szło mu naprawdę dobrze, jednak zaczepny ton współlokatorki
sprowokował go do działania. Z okrzykiem rzucił się na swoje
ciało, chwilowo (miał nadzieję) zamieszkane przez Gryfonkę i
przyłożył dłonie do szyi przeciwnika, by po chwili zacząć go
przyduszać. Hermionę ocaliło tylko to, że Draco w jej ciele nie
miał swojej siły i jego wyczyny wydawały się nieszkodliwe i
całkiem śmieszne.
— Malfoy, złaź ze mnie!
— wrzasnęła dziewczyna głosem Ślizgona, próbując go z
siebie zrzucić, jednak nie potrafiła panować nad daną jej siłą.
Chłopak już miał coś odwarknąć,
gdy znieruchomiał. Poczuł coś… twardego? Coś, czego z taką
paniką poszukiwał, będąc w łazience. Spojrzeli sobie w oczy:
Hermiona zawstydzona, przestraszona i cała czerwona na twarzy w
wyniku podduszenia, Draco z obrzydzeniem, wściekłością i
niedowierzaniem, że znajduje się w takiej sytuacji.
Natychmiast odsunął się od Gryfonki i przykucnął na
przeciwległym końcu łóżka.
— Jak śmiesz się tak
zachowywać?! Co, brak ci specjalnych wrażeń?
— Ale to nie ja! To tak samo
— broniła się Hermiona, jeszcze bardziej czerwieniąc się
na insynuacje chłopaka.
Ten już chciał coś odpowiedzieć,
gdy nagle zmarszczył brwi i burknął:
— Na Merlina, przestań się tak
rumienić. Ja się nigdy nie rumienię.
Oboje zamilkli na chwilę, myśląc o
tym samym.
— Co teraz? — spytała
Gryfonka, wypowiadając na głos obawy Dracona.
Chłopak przymknął oczy, z
przyzwyczajenia przeczesał włosy (co nie było dobrym pomysłem
przy burzy loków, jaką teraz posiadał) i posłał jej spojrzenie
mówiące: „skąd mam wiedzieć, do cholery”.
— Musimy dowiedzieć się co
wywołało zamianę i zabić tego, kto za tym stoi, a do tego czasu
zachowujemy się jakby nigdy nic.
— Czyli udajemy… że…
— Tak, Granger. Ty udajesz
dumnego arystokratę, a ja będę pozbawioną życia towarzyskiego
kujonką.
— Hej! Ja mam życie
towarzyskie! — oburzyła się Hermiona, nadal zakrywając się
kołdrą.
— Aha… dwóch debili,
zapijaczony gajowy i zadziorna feministka. Pozazdrościć doborowego
towarzystwa. — Zachmurzył się, gdy zorientował się, iż
przez jakiś czas to on będzie się z nimi zadawał.
Dziewczyna przełknęła ripostę, nie
chcąc wdawać się w kolejną kłótnię. Już i bez tego mieli dużo
problemów.
— Może po prostu pójdźmy do
jakiegoś nauczyciela…
— Równie dobrze możemy już
pakować kufry. Nie uważasz, że jeśli McGonagall się dowie, że
znowu coś spartaczyłaś, to oberwie się nam obojgu?
— Wyjdź — powiedziała
Hermiona, wskazując drzwi swojemu rozmówcy.
Malfoy przywołał na twarz Gryfonki
bojowy wyraz i podniósł się z łóżka, po czym skierował się do
wyjścia.
— Pospiesz się, musimy omówić i
przećwiczyć parę rzeczy.
Hermiona przełknęła ślinę,
wiedząc, że to może być ostatnia okazja, by zapytać o…
— A co mam zrobić z tym?
—spytała, niepewnie wskazując palcem na wybrzuszenie.
Drobna Gryfonka spojrzała przez ramię,
po czym uśmiechnęła się złośliwie i oznajmiła:
— Wiesz, w ostateczności, gdy
już nie mam innego wyjścia, zawsze myślę o tobie — i zamknęła
drzwi.
Draco wszedł do sypialni dziewczyny i
otworzył komodę. Potarł w zamyśleniu podbródek, krytycznym
wzrokiem oceniając jej zawartość. Pokręcił z niezadowoleniem
głową, szukając czegoś, w czym mógłby się pokazać w tym
odrażającym ciele. Jedynym, choć marnym pocieszeniem było to, że
miał cycki. Cmoknął rozgoryczony i wyciągnął spódniczkę,
zakolanówki i sweterek. Rozłożył ubrania na łóżku i wziął z
szafki nocnej różdżkę Hermiony. Wycelował nią w odzież,
zmieniając jej wygląd. Skrócił dolną część garderoby o parę
centymetrów i uczynił ją nieco bardziej przylegającą do ciała.
Patrząc na sweter, postanowił powiększyć jego dekolt. Nie
znalazłszy odpowiedniego stanika, wyczarował model powiększający
biust. Pokiwał z zadowoleniem głową i ubrał się
w przygotowane i ulepszone rzeczy. Dzięki skróceniu spódnicy
widoczny był fragment nóg między jej zakończeniem a zakolanówką.
Z odrazą spojrzał na szkolne pantofle i przeobraził je w
bardziej elegancki model.
Stanął przed lustrem, z uznaniem
patrząc na czarny strój. Wycelował różdżką we włosy,
rozprostowując je. Teraz sięgały niemal do pośladków dziewczyny.
Co do makijażu: nie zamierzał ryzykować, że popsuje osiągnięty
wygląd nieudanymi próbami. Jedyne co zrobił, to delikatnie
wyregulował brwi. Odkręcił się i z wrednym uśmieszkiem
zlustrował tyłek Gryfonki. W końcu był tylko facetem,
prawda? Zadowolony z siebie i z cudu jakiego dokonał,
sprawiając, że jego współlokatorka wyglądała… znośnie,
pewnym krokiem i z dumnie, jak na arystokratę przystało, wszedł do
salonu.
Szczęki im opadły, gdy siebie
zobaczyli.
— Granger, możesz mi powiedzieć
coś ty ze mną, do cholery, zrobiła? — warknął.
Dziewczyna ubrała różową koszulę,
którą dostał od pani Zabini. Kobieta uparcie twierdziła, że nie
jest różowa, lecz karminowa, jednak Draco wiedział swoje i
zatrzymał ją tylko dlatego, by nie sprawiać przykrości
przyjaciółce matki. Mało tego, Hermiona zapięła się na ostatni
guzik i założyła jego najlepszą, czarną marynarkę, którą
zakładał tylko na wyjątkowe okazje. Cholernie drogą marynarkę od
najlepszego projektanta, a ona założyła ją ot, tak sobie! Do tego
spodnie… To był już cios ostateczny. Założyła jasne, sprane
dżinsy. Jasne!
— Ja z tobą? Raczej co ty mi
zrobiłeś!
— Dzięki mnie wyglądasz
bardziej elegancko, szczuplej i prawie seksownie. Ja natomiast
wyglądam jak początkujący alfons z niedowładem mózgu! Brakuje
tylko złotego łańcucha i cygara!
— Wyglądasz nowocześnie i
stylowo — powiedziała pewnie Gryfonka.
Malfoy nie wierzył własnym uszom.
Uderzył dłonią w czoło, mamrocząc, że poczucie humoru jego
współlokatorki kiedyś go wykończy.
— Nowocześnie i stylowo?
Granger, na jakim ty świecie żyjesz?
— W przeciwieństwie do ciebie w
normalnym i uporządkowanym. Czy ty nie widzisz, jak to wygląda?
— spytała z oburzeniem, wskazując na Ślizgona. Draco z
niezrozumieniem zamrugał powiekami — Malfoy, ta spódnica jest tak
krótka, że lada moment tyłek ci z niej wyskoczy! Nie możesz się
tak pokazać publicznie, wyglądam jak prostytutka!
— Ja jak alfons, ty jak prostytutka…
pasujemy do siebie — podsumował z wrednym uśmieszkiem.
— Zmień spódnicę.
— Nie.
— ZMIEŃ ją.
Menda pokazała jej język.
— Malfoy, natychmiast ją
zdejmuj, szew spódnicy puścił po lewej — powiedziała
Gryfonka, siląc się na spokój.
— No popatrz, a ja ją zwęziłem
tylko trochę…
— Trochę?!
— Nie marudź, ciesz się, że
stringów nie założyłem — mruknął Draco, ściągając
spódniczkę.
— Co ty robisz?!
— No kazałaś mi ją ściągać,
to ściągam — powiedział na pozór uprzejmie, jednak
w bursztynowych oczach tliły się iskierki rozbawienia.
Hermiona wyjęła z kieszeni różdżkę
Ślizgona, sprawiając, że spódnica wróciła na miejsce dłuższa
i mniej opięta. Usunęła także pozostałe poprawki, oprócz brwi.
— Od razu lepiej.
— Moja kolej — zdecydował
Malfoy. — Ściągaj marynarkę i koszulę.
— Nie ma mowy. Tak mi się
podoba.
— A mi podobały się tamte
ubrania. Ściągaj to.
Blondyn wydął wargi i mruknął coś
w stylu: ani mi się śni. Kasztanowłosa uśmiechnęła się
wrednie, z rozbiegu skoczyła na chłopaka, upadając z nim na
podłogę i zaczęła rozpinać różową koszulę.
— Malfoy, przestań!
— Dlaczego? Nie masz się czego
wstydzić.
— Na jaja Salazara, na chwilę
wystarczy zostawić was samych, a robicie z tego dormitorium
prawdziwą Sodomę i Gomorę — usłyszeli rozbawiony głos
Blaise’a.
Prefekci naczelni wstali i odskoczyli
od siebie, jakby przyłapano ich na gorącym uczynku. Popatrzyli po
sobie ze strachem i niepewnością. Draco spojrzał na Blaise’a,
szukając wymówki.
— Bo o… on…
— Taaak? — zachęcił
Zabini, wesoło patrząc na dziewczynę.
— On źle w tej koszuli wygląda
— wymamrotał Malfoy, odgarniając z twarzy włosy.
— Chyba będzie lepiej, jeśli
pójdziesz do SIEBIE — powiedziała Hermiona z naciskiem na
ostatnie słowo.
Ślizgon spojrzał na nią z wyższością
i powiedział:
— Ja jestem u siebie. — Po
chwili wyraz twarzy dziewczyny zmienił się, gdy zrozumiał, o co
jej chodziło. — Och, racja… to ja sobie pójdę.
Hermiona przełknęła ślinę, gdy
została sam na sam z Blaise’em. Musiała grać Malfoya, a pierwszy
sprawdzian czekał ją właśnie teraz. Blondyn uśmiechnął się
nieśmiało.
— Co się tak krzywisz? Ząb cię
rozbolał? — zapytał Zabini, siadając na fotelu, patrząc na
przyjaciela z rozbawieniem.
— Nie… — powiedziała,
jednak najwyraźniej zrobiła to zbyt ciepło, ponieważ czarnoskóry
zmarszczył brwi. — Nie, to tylko ta Granger — warknęła,
naśladując pełen pogardy ton jej współlokatora.
— Co, molestuje cię, tak?
— A co, dziwisz się jej?
— spytała dziewczyna, siląc się na pewny, narcystyczny
ton, czując się przy tym jak kretynka. Czarnowłosy roześmiał
się, a Hermiona westchnęła z ulgą. — Masz jakąś sprawę?
— nawet dla Gryfonki zabrzmiało to dziwnie i nienaturalnie.
Blaise uniósł brwi.
— W sumie to tylko wpadłem,
żeby ci powiedzieć o dzisiejszej imprezie i wypytać o twój
szlaban.
— Nic takiego się nie stało:
poszedłem, zwyciężyłem i wróciłem...
— Dobra idę, bo widzę, że się
nie najlepiej czujesz. Ale obecność dziś wieczorem obowiązkowa
— oznajmił Zabini i wyszedł z dormitorium.
— Poszedłem, zwyciężyłem i
wróciłem? Skąd ty ten tekst wzięłaś? — spytał Draco,
wracając do salonu i nie czekając na odpowiedź, rzucił w nią
szarą marynarką i białą koszulą. — Włóż te. Nie próbuj
protestować, ja się przebrałem — ostrzegł ją.
Hermiona odwróciła się wstydliwie i
zmieniła ubranie.
— No to teraz włosy.
— Co z nimi nie tak? Zaczesałam
je do tyłu, tak jak ty to zazwyczaj robisz.
— Za bardzo je przylizałaś i
wyglądam jak goguś. Chodź tu — dodał i skinął na nią
palcem.
Gryfonka podeszła do niego, a Draco
wspiął się na palce, by dosięgnąć blond włosów.
— Jeśli nie umiesz korzystać z
żelu albo ich zaczesywać, lepiej, żebyś je trochę potargała
— pouczył ją i wsunął drobną dłoń między krótkie
włosy. — Od razu lepiej. A teraz pokaż mi, jak chodzisz.
— Słucham?
— To słuchaj dalej… musisz
zachowywać się tak jak ja. Przejdź się kawałek — powiedział
władczym tonem, zupełnie niepasującym do delikatnego głosu
dziewczyny.
Gryfonka zrobiła tak, jak powiedział.
Już po dwóch krokach stwierdził:
— To będzie trudniejsze niż
myślałem. Musisz chodzić pewnie, być wyprostowana i mieć dumnie
uniesioną głowę — tłumaczył, gestykulując. — Popatrz
na mnie.
Dopiero pół godziny później Draco
zdecydował, że Hermiona jest gotowa do wyjścia. Teraz przyszła
kolej na niego.
— Przejdź się — powtórzyła
jego rozkaz, a po chwili złapała się za głowę.
— Możesz mi powiedzieć, co ci
się nie podoba? — zapytał oburzony Draco.
— Chodzi o biodra, o to, jak
się… kołyszą.
— Właśnie tak mają się
kołysać kobiece biodra, Granger.
— Masz się poruszać tak jak
ja, a ja nie chodzę tak, jakby za chwilę miałoby mi wypaść
biodro ze stawu — powiedziała Gryfonka, zakładając ręce na
piersi.
— Jak sobie chcesz, ale to w
ogóle nie będzie seksowne…
— Twój chód nie ma być
seksowny, tylko taki sam jak mój.
Malfoy westchnął i z bólem ustąpił,
wiedząc, że za pół godziny rozpoczną się lekcje. Powtórzyli
sobie wszystko: od sposobu wyrażania się i tonu głosu, po chód aż
do mimiki. Draco nie mógł uśmiechać się wrednie i wygłaszać
kąśliwych komentarzy, Hermiona miała być cyniczna i uśmiechać
się ironicznie.
Spojrzeli po sobie z powagą, pokiwali
głowami i wzięli głębokie oddechy. Jako pierwsza wyszła Hermiona
w ciele Malfoya, Draco przyszedł na
śniadanie chwilę po niej. Przedstawienie właśnie się rozpoczęło.
***
Hermiona pewnym krokiem przemierzała
szkolne korytarze, rzucając pogardliwe spojrzenia na mijające ją
osoby. Ciężko jej było zachowywać się w taki sposób, zwłaszcza
w stosunku do znajomych. Za każdym razem chciała się do nich
uśmiechnąć, jednak musiała przestrzegać wytycznych, których
udzielił jej Malfoy. Ma być zimna, cyniczna i wyrachowana... nic
trudnego.
Weszła do Wielkiej Sali i zdusiła w
sobie chęć zajęcia miejsca przy stole Gryffindoru. Nie pozwalając
sobie na chwilę słabości, skręciła w lewo i ruszyła do
ostatniego, należącego do Slytherinu, stołu. Zgodnie z tym,
co polecił jej współlokator, usiadła naprzeciwko Blaise'a, mając
po prawej Notta. Zajęła miejsce przy ścianie, by, tak jak Malfoy,
mieć widok na całą salę. Zabini wyszczerzył się na widok
blondyna i w pierwszej chwili chciała odwzajemnić uśmiech, lecz
przypomniała sobie słowa Malfoya:
— Blaise to wesoły czubek,
będzie się cały czas wygłupiał i chwalił uzębieniem. Możesz
się uśmiechnąć tylko wtedy, gdy powie coś naprawdę zabawnego...
ale rzadko się to zdarza.
— Hej Draco? Mogę coś
powiedzieć? — spytał Blaise.
— Nie — burknęła,
naśladując zirytowany ton Ślizgona.
— Tamta różowa koszula lepiej
ci pasowała. Wyglądałeś tak słodko i uroczo… jak tyłek
pawiana
Hermiona upiła łyk soku, by zasłonić
pucharem drżenie warg. Nie pomagał jej śmiech rozbawionego
Teodora.
— Bardzo śmieszne, Zabini.
Sztukę rozbawiania opanowałeś równie dobrze co żonglowanie
płonącymi pochodniami — powiedziała Hermiona, nawiązując
do ich imprezy w dormitorium prefektów naczelnych. „Jak
oni mogli spalić dywan?!”.
— To co, wpadasz dziś do nas na
stare śmieci? — spytał Nott, smarując grzankę.
— Nie mogę.
— Draco, musisz przyjść.
Będzie Gregorovicz.
— Ivan? — spytała, nim
zdołała się powstrzymać. Ostatnio nie widywała go zbyt często.
Dwójka Ślizgonów popatrzyła po
sobie.
— Gregorovicz, tak, będzie tam.
To kolejna okazja, żeby pokazać mu jego miejsce — dodał
Teodor.
Hermiona zrobiła w myślach szybki
bilans. Jeśli dobrze zrozumiała, to jeżeli nie pójdzie na
imprezę, na którą wybiera się Ivan, to wpłynie to negatywnie na
pozycję Malfoya. Prawdziwy Malfoy by na to nie pozwolił.
— Idę — zdecydowała.
Chwilę po tym wywiązała się rozmowa
o Quidditchu i dziewczynach, a konkretniej na którym okazie warto
zawiesić oko. Blaise mógłby nawijać o tym bez końca.
— Bo wiecie kiedyś-kiedyś to
było łatwiej. Nie było makijażu ani push-up'ów, a teraz?
Podbijasz do ładnej dziewczyny, a tak naprawdę jest brzydsza od
trolla! No ale muszę przyznać, że są wyjątki... na przykład
taka...
— Granger — powiedział
Nott z wytrzeszczonymi oczami.
— Co? Teo, piłeś beze mnie?
— spytał zdezorientowany czarnoskóry Ślizgon.
Brunet ruchem głowy polecił mu, by
spojrzał za siebie.
Hermiona odwróciła się we wskazanym
kierunku i zadrżała z oburzenia. W wejściu do Wielkiej Sali stała
ona.... a raczej Malfoy ubrany dokładnie tak, jak mu zabroniła:
w wydekoltowanym sweterku i stanowczo za krótkiej
spódniczce. Założył za ucho kosmyk ponownie wyprostowanych włosów
i ruszył do stołu Gryffindoru z udawanym nieśmiałym
uśmiechem.
Czuł na sobie spojrzenia niemalże
wszystkich uczniów, ale nie przejmował się tym, z racji tego, że
to w końcu Granger wyglądała jak prostytutka, a nie on.
Pomimo złego położenia, w jakim znajdował się zarówno on, jak i
jego współlokatorka, Ślizgon nie miał zamiaru przepuścić choćby
najmniejszej okazji do dręczenia znienawidzonej przez lata
dziewczyny.
Usiadł w miejscu zazwyczaj zajmowanym
przez Gryfonkę, założył nogę na nogę i odrzucił włosy do
tyłu. Z trudem powstrzymał się od parsknięcia śmiechem na widok
głupich min Pottera i Weasleya.
Powoli Wielka Sala z powrotem wypełniła
się gwarem porannych rozmów. Draco napełnił swój talerz
plastrami smażonego bekonu i sporą porcją jajecznicy.
— Yyy... Hermiona? — spytał
Harry, patrząc zdezorientowanym wzrokiem na dziewczynę.
— A niby kto? — odpowiedział
zaczepnym tonem Ślizgon.
— Dobrze się czujesz?
— Świetnie, wręcz wspaniale,
nie licząc tego, że jestem niewyspany...a — chłopak
poprawił się szybko — głodna i muszę się z wami użerać
— skończył kąśliwie, bardziej mamrocząc do samego siebie,
niż udzielając Potterowi odpowiedzi na pytanie. Sam nie wiedział,
co go tak rozdrażniło, postanowił przecież, że póki co będzie
odnosić się do tej dwójki palantów, jak na Granger przystało.
Gryfoni wymienili między sobą
porozumiewawcze spojrzenia i podzielili się szeptem swoimi
podejrzeniami:
— Pewnie ma okres.
Draco mimowolnie usłyszał tę uwagę
i zaczął zastanawiać się, ile prawdy może być w domysłach
tej dwójki.
„Może i lepiej, że tak myślą.
Przynajmniej będą się trzymać ode mnie z daleka”.
Opróżnił zawartość talerza i
szybkim ruchem wyjął z torby plan zajęć Granger.
„Pięknie. Całe przedpołudnie
zawalone, a po obiedzie czeka mnie jeszcze zielarstwo i, o Wielki
Salazarze, mugoloznastwo”.
Myślał, że już gorzej być nie
może, gdy nagle odezwał się Weasley:
— Hermiona, pamiętasz, że
dzisiaj po lekcjach idziemy do Hagrida?
— Ta — odwarknął
Malfoy. Jakże mógłby zapomnieć, skoro Granger truła mu o tym
przez niemalże cały poranek.
Chłopcy, domyślając się, że zły
nastrój przyjaciółki jeszcze długo będzie się utrzymywał,
postanowili zająć się sobą. Draco przez chwilę przysłuchiwał
się ich rozmowie na temat meczu z Krukonami, zapamiętując co
ciekawsze informacje. Nowa taktyka? Brzmi interesująco. Na tyle
interesująco, by podzielić się nią z drużyną Ravenclawu. Ledwo
skrył wredny uśmieszek.
— Hej — przywitała się
Ginny i zajęła miejsce obok Malfoya, który tym razem musiał
walczyć z chęcią wykrzywienia się. Rudowłosa, ku
obrzydzeniu Ślizgona objęła go i puściła, dopiero gdy
wyszeptała mu do ucha:
— Musimy pogadać. Na obiedzie?
— W porządku — odszepnął
Draco, zastanawiając się, o co chodzi tej małej zdrajczyni krwi.
Chłopak dolał sobie soku i popijając
go, kartkował Proroka Codziennego, by nikt go nie zagadywał, jednak
coś mu w tym przeszkadzało. Uniósł wzrok znad gazety i zobaczył
wpatrującego się w niego Weasleya, a konkretnie w jego dekolt.
„O żesz ty, chamie zboczony,
rudzielcu napalony, widoków ci się zachciewa?” — oburzył
się w myślach Malfoy.
Wbił w swojego prześladowcę lodowe
spojrzenie, jednak Weasley nie odczuwał go, zbyt pochłonięty
wgapianiem się w widoczną część piersi Gryfonki. Ślizgon
donośnie odchrząknął, jednak Ron nadal jak zahipnotyzowany
wpatrywał się w walory Hermiony.
— Oczy mam nieco wyżej
— warknął Draco, na co Gryfon w końcu odwrócił wzrok
i poczerwieniał na twarzy.
Ginny z niezrozumieniem spojrzała na
Hermionę i wytrzeszczyła oczy, jakby dopiero teraz dotarło do
niej, jak ubrana jest jej przyjaciółka.
— No co?
— Nic tylko... Coś się stało?
— Merlinie, raz jeden założę
coś ładniejszego i wszyscy się czepiają. Mam was dość
— oznajmił Malfoy, pozbierał swoje rzeczy i ruszył do
wyjścia.
Siedząca przy stole Ślizgonów
Hermiona, widząc, jak Malfoy opuszcza Wielką Salę, porwała torbę
i wstała z ławki.
— A ty dokąd? — spytał
Blaise.
— Podręczyć szlamę
— warknęła, w przeciwieństwie do Ślizgona nie wychodząc
ze swojej roli. Udawała Bellatrix, a przy niej Malfoy to błahostka.
Zmarszczyła gniewnie brwi, widząc zmierzającego ku schodom
Ślizgona.
— Możesz mi powiedzieć, co ty
wyprawiasz? — szepnęła wściekle, doganiając go.
— Sprawiam, że wyglądasz na
bardziej wartościową. Powinnaś mi dziękować.
— Bardziej wartościową?!
Wyglądasz jak...
Draco przystanął i ostrzegawczo
uniósł palec, obracając się ku Hermionie.
— Nie kończ, Granger, bo
pożałujesz. Jestem przyzwoitą kobietą i... — Malfoy
zmarszczył brwi, gdy dotarło do niego, co powiedział.
Gryfonka roześmiała się, a Draco
spojrzał na nią z wyrzutem.
— Na Salazara, Granger, przestań
tak rechotać, bo mi reputację psujesz.
Gryfonka spoważniała na wzmiankę o
reputacji i powiedziała:
— Przebierz się.
— Ale tak ładniej wyglądam.
— Guzik prawda. Przebieraj się
w tej chwili.
Draco, niczym pięcioletnia
dziewczynka, z uporem wypisanym na twarzy pokręcił głową.
Hermiona zacisnęła szczękę, zdjęła z siebie marynarkę i
stanęła za Malfoyem, zasłaniając nią dolną część swojego
ciała.
— Co ty robisz?! Jeszcze ktoś
pomyśli, że...
— Niech sobie myślą, co chcą.
Nie pozwolę ci paradować z moim tyłkiem na wierzchu i jeśli
będzie trzeba, będę za tobą tak chodzić przez cały czas
— powiedziała stanowczo Hermiona, w dalszym ciągu
zasłaniając go szarą marynarką.
Draco dzielnie próbował wyswobodzić
się spod opiekuńczych ramion Gryfonki, jednak wszelkie jego próby
były nadaremne, z racji tego, że obecnie był o głowę od niej
niższy. Nie miał zamiaru jej ustąpić. Do zmiany decyzji zmusił
go odgłos kroków, wracających ze śniadania uczniów. Za nic w
świecie nie chciałby być przyłapany na obejmowaniu Granger w
pustym korytarzu, a tak to właśnie wyglądało.
— Dobra — warknął delikatnym
głosem dziewczyny. — Przebiorę się. Zadowolona?
— Nawet nie wiesz jak bardzo
— powiedziała Gryfonka z przesłodzonym uśmiechem.
Draco zmrużył oczy, przysięgając
sobie, że jego współlokatorka pożałuje swojego zachowania. Zbyt
oburzony, by dalej grać, zaczął wspinać się po schodach typowo
męskim krokiem, klnąc pod nosem.
— Odprowadzę cię do
dormitorium, żeby nic ci nie przyszło do głowy — zdecydowała
Hermiona, na co Malfoy będący już prawie u szczytu schodów
odwrócił się i warknął:
— Nie waż się. Sam sobie
poradzę — i wznowił wędrówkę. Będąc na półpiętrze,
zawołał: — Ale włosy zostają!
Draco, złorzecząc na wszystko i
wszystkich, wtargnął do sypialni Gryfonki i wyjął z szafy nowe (a
jego zdaniem również okropne) ubrania. Zdecydował się na
klasyczny mundurek: spódniczka prawie do kolan ("serio?!"),
biała koszula, gryfoński krawat ("o Merlinie, zaraz
zemdleję…") i szary sweter. Tak jak zapowiedział, włosy
pozostały rozprostowane. Powolnym krokiem, nie martwiąc się
spóźnieniem, ruszył na pierwszą lekcję, jaką były zaklęcia.
Tymczasem Hermiona czekała przed
szklarnią na profesor Sprout, razem z resztą grupy Ślizgonów.
W końcu nauczycielka wprowadziła ich do środka i rozpoczęła
lekcję dotyczącą hodowli i właściwości jadowitej
tenkatulii. Profesor Sprout rozdała im odzież ochronną i na chwilę
poszła do składzika, wracając z małą doniczką z czerwoną
rośliną przypominającą, o ironio, paproć. Gryfonka
natychmiast rozpoznała roślinę i zaczęła przypominać sobie
wszystko, co o niej wie.
— Dzisiaj zajmiemy się jedną z
najniebezpieczniejszych roślin w świecie czarodziejów. Jest
w młodym stadium rozwoju, więc nic złego nie powinno się wam
stać, ale proszę was o ostrożność i rozwagę. Kto już
się domyśla, o czym mówimy?
Ręka Malfoya wystrzeliła w górę.
Hermiona zupełnie zapomniała o tym, iż nie jest w swoim
ciele. Widząc zapał chłopaka, nauczycielka posłała mu
potępiające spojrzenie i powiedziała:
— Panie Malfoy, udawanie panny
Granger już dawno przestało bawić kogokolwiek. Proszę się
zachowywać albo odejmę panu punkty.
Gryfonka starała się zachować maskę
obojętności, pomimo tego, że najchętniej zapadłaby się pod
ziemię.
— Wracając do lekcji: kto wie,
co to za roślina i jakie są jej właściwości?
— Jest to jadowita tenkatula.
Jej pędy mają za zadanie chwytać ofiarę. Kolce i owoce są silnie
trujące, mogą doprowadzić do śmierci. Roślina jest bardzo cenna
i pożądana na rynku. Nasiona wydają bardzo charakterystyczne
trzaski. Należy ją hodować w pokojowej temperaturze, najlepiej
w ciemnościach.
— Bardzo dobrze, panie Nott.
Dziesięć punktów dla Slytherinu.
Hermiona nie mogła się powstrzymać i
spojrzała na Teodora z oskarżeniem i wyrzutem w oczach.
Brunet zmarszczył brwi i wzruszył ramionami.
— Pojechane po ambicji, co?
— spytał szeptem Blaise, szturchając łokciem Gryfonkę. Ta
nie odpowiedziała, wlepiając stalowy wzrok w nauczycielkę.
Hermiona uważnie słuchała profesor
Sprout, robiąc notatki i ignorując żarty Zabiniego, co było dość
trudnym zadaniem i kilkukrotnie o mało co nie parsknęła śmiechem.
— Pokaż mi swoje notatki —
powiedział czarnowłosy Ślizgon, gdy nie zdążył zapisać jednej
z uwag nauczycielki.
Hermiona bez zastanowienia podała
Zabiniemu swoje zapiski. Ten spojrzał na nie i zastygł, jakby
głęboko się nad czymś zastanawiał.
— Coś nie tak? — spytała
podenerwowana Gryfonka, sięgając z powrotem po pergamin.
— Nie, nic — odpowiedział,
spoglądając na przyjaciela z wesołymi iskierkami w ciemnych
oczach.
Gryfonka z ulgą wypuściła powietrze
z płuc. Przez chwilę bała się, że być może zrobiła coś nie
tak i zdemaskowała siebie i Malfoya, jednak Blaise zdawał się
niczego nie zauważyć, choć był trochę bardziej zadowolony z
życia niż zazwyczaj.
Hermiona ponownie spojrzała na plan
zajęć Ślizgona i skierowała się wraz z przyjaciółmi Malfoya
w stronę zamku. Czekając przed salą eliksirów, zaczęła się
niepokoić, nigdzie nie zauważając swojej niskiej postaci. Bała
się, co też znowu może wymyślić jej współlokator.
— Za kim się tak rozglądasz?
— spytał Nott, widząc niespokojne zachowanie blondyna.
— Chyba podobny problem ma Potter i
Weasley. Ciekawe, gdzie się podziewa Granger? — spytał
Blaise.
Hermiona, widząc na sobie spojrzenia
dwójki Ślizgonów, powiedziała:
— A co mnie ona obchodzi?
Na jej szczęście nie musiała wysilać
się na nic więcej, bo w tym momencie do sali weszła profesor
Donovan, zapraszając uczniów do środka. Gryfonka usiadła na
miejscu zwykle zajmowanym przez Malfoya i na rozdanie
nieszczęsnych eliksirów wielosokowych. Modliła się w duchu, by po
zamianie eliksirów przypadł jej w udziale jakiś przynajmniej w
miarę poprawnie sporządzony.
Najwyraźniej jej modły nie zostały
wysłuchane, ponieważ przypadło jej dzieło Rona i Neville’a.
Eliksir śmierdział niemiłosiernie, był gęsty, kolorem
przypominał błoto. Jak ona ma na tym pracować?
Przelała otrzymany eliksir do kociołka
i rozpoczęła pracę. Zamiast robić postępy, naprawiała szkody,
jakich narobili jej poprzednicy. Pod koniec zajęć eliksir był
prawie zdatny do dalszego warzenia.
W czasie przerwy obiadowej wściekła
poszła do dormitorium, wiedząc, że Malfoy opuścił również
pozostałe lekcje, jednak jej gniew zniknął, gdy go zobaczyła.
Ślizgon leżał na kanapie, kuląc się i kryjąc twarz w dłoniach.
Nawet nie podniósł głowy, gdy usłyszał, że ktoś wchodzi do
salonu.
— Malfoy? — spytała
niepewnie. Nie słysząc odzewu, podeszła do kanapy i przykucnęła
przy nim. — Malfoy, co się dzieje?
— Granger… ja chyba umieram
— wydusił płaczliwym tonem, jeszcze bliżej przysuwając
kolana do klatki piersiowej.
— Ale co się dzieje?
Draco odsunął w końcu dłonie od
twarzy i spojrzał zbolałymi oczami na Gryfonkę, a Hermionę
olśniło.
— Malfoy… czy ty masz okres?
— spytała cicho.
Ślizgon pokiwał leciutko głową.
Dziewczyna przegryzła wargę i
wpatrywała się we współlokatora, starając się utrzymać powagę,
jednak z jej ust wyrwał się krótki chichot, który przemienił
się w głośny, niekontrolowany śmiech na widok jego
oskarżycielskiego spojrzenia.
— Ty się tu śmiejesz, a ja
cierpię, Granger — warknął Draco, tuląc się do poduszki.
— Mój ty biedaku — zaśmiewała
się dziewczyna, odgarniając mu włosy z twarzy, które zdążyły
powrócić do dawnego wyglądu. Poklepała go w ramię i, odzyskując
panowanie nad sobą, powiedziała: — Wstawaj, no już.
— Daj mi spokój, Granger!
— wrzasnął, ukrywając twarz w poduszce.
— Wstawaj, nie możesz tak cały
czas leżeć.
— Właśnie, że mogę.
Hermiona przewróciła oczami i wyrwała
mu poduszkę. Uśmiechnęła się ze współczuciem.
— Spokojnie, najgorszy jest ten
pierwszy dzień, zobaczysz, potem będzie lepiej.
— POTEM? — spojrzał na
nią przerażony. — Granger, ja więcej nie zniosę.
— To wyobraź sobie, że ja daję
radę, z tobą denerwującym mnie na każdym kroku. Chyba nie
będziesz gorszy ode mnie?
Hermiona uderzyła w czułą strunę,
co dało pożądany efekt. Malfoy zmrużył oczy i usiadł, mamrocząc
pod nosem, że jeśli ona daje radę, to on tym bardziej sobie
poradzi. Zaprowadziła go do łazienki i przykucnęła razem z
nim przed szafką.
— Tu masz eliksiry, które
trochę łagodzą ból, ale pamiętaj, że możesz je brać tylko raz
dziennie. I... pewnie będzie lepiej, jeśli skorzystasz z tego
— powiedziała, podając mu paczkę podpasek, rumieniąc się
nagle, skrępowana całą sytuacją. — Poradzisz sobie.
Draco skinął głową, z powagą
patrząc na zielone opakowanie, z miną sapera rozbrajającego bombę.
— Dam radę, Granger.
Nim wróciła do salonu, spojrzała na
niego, przygryzając wargę.
— Malfoy?
Arystokrata przestał rozdzierać
opakowanie i zerknął na nią.
— Co?
— Postaraj się... nie naruszać
mojej prywatności.
— Granger, za chwilę będę
nakładał ci podpaskę. Chyba nie da się przy tym nie naruszyć
prywatności. To się przykleja do ciała? — spytał, gdy w
końcu rozerwał opakowanie, nieufnie przyglądając się swojej
zdobyczy.
— Nie, do bielizny. Po prostu...
nie patrz tam, gdzie bym nie chciała. Bo ja nie będę patrzeć się
na ciebie, zgoda?
— Nie martw się, Granger, nie
jestem masochistą.
Gryfonka wróciła do salonu. Dwie
skrajne emocje: rozbawienie i zawstydzenie mieszały się ze sobą,
tworząc raczej nieciekawą mieszankę. Zmarszczyła brwi i zerknęła
na zegarek. Minęło piętnaście minut. Co on tam robił?
— Malfoy? Wszystko w porządku?
Draco w końcu wyszedł z łazienki z
ponurą miną i bez słowa wyminął ją. Hermiona postanowiła, że
lepiej będzie, jeśli zostawi go w spokoju. Trochę współczuła
Ślizgonowi, ale on sam doprowadził do takiej sytuacji. Gdyby nie
podawał jej eliksiru wywołującego objawy ciąży, to ona by przez
to przechodziła tydzień temu.
„Cóż, karma” — pomyślała
i poszła na obiad.
***
Draco usiadł przy stole, jednak nic
nie wyglądało zachęcająco. Z rozdrażnieniem nalał sobie soku
dyniowego i wypił kilka łyków. Jednego był pewien — żaden
facet nie chciałby przechodzić przez to, co on. O nie. Czuł się
ciężki i prawie wszystko go bolało. Po trzech godzinach miał
dość. Dodatkowo wszystko irytowało go mocniej niż kiedykolwiek.
Choćby ten przeklęty sok. Był kwaśny i smakował jakby przeleżał
w butelce co najmniej pięć lat. Jednego był pewien — jeśli
dowie się, kto za tym wszystkim stał...
— Halo, mówi się.
Wzdrygnął się i spojrzał w prawo,
gdzie siedziała Weasleyówna.
— Nic nie słyszałaś z tego,
co mówiłam, prawda?
— Skoro wiesz, to dlaczego się
głupio pytasz? — warknął Draco, jednak widząc smutną minę
rudowłosej szybko się poprawił: — Przepraszam, mam zły
dzień.
— To chyba nie powód, by
wyżywać się na mnie — westchnęła Ginny. — Nieważne,
zostawmy to. Będziesz coś w ogóle jadła? No to w takim razie
chodź ze mną — dodała, gdy Malfoy pokręcił głową.
Poszedł za zdrajczynią i wkrótce
znaleźli się w opuszczonej sali.
— Co się wczoraj działo? I nie
mów, że nic, bo wiem, że coś jest na rzeczy — oznajmiła
Ginny, siadając na ławce.
— Wczoraj?
— Nie było cię wczoraj na
lekcjach.
— Ach, wczoraj — powiedział
przeciągle, starając się za wszelką cenę nie uśmiechnąć na
wspomnienie poprzedniego dnia. — Malfoy zamknął mnie w
łazience — skłamał, mając nadzieję, że jego odpowiedź
zadowoli rudą Gryfonkę.
Ginny uniosła brwi, pytającym
wzrokiem patrząc na przyjaciółkę.
— Zamknął cię w łazience?
Niby za co?
Draco zmarszczył brwi, szukając
odpowiedniego wyjaśnienia.
— Chyba za całokształt...
Zresztą, nieważne, już to sobie wyjaśniliśmy — powiedział,
chcąc jak najszybciej uwolnić się od Weasleyówny. — Wiesz,
muszę przygotować się na następne zajęcia, więc jeśli nie masz
nic przeciwko, to już się zmywam.
— Dałabyś sobie choć raz na
wstrzymanie. Nic złego się nie stanie, jeśli raz nie będziesz
przygotowana najlepiej ze wszystkich — przerwała, widząc
poirytowane spojrzenie bursztynowych oczu. — Dobra, wiem, że
cię nie przekonam. Do zobaczenia później.
Nagle Ginny zatrzymała się i rzuciła
przez ramię:
— A, prawie zapomniałam: w
sobotę organizujemy przyjęcie dla rodziców z okazji rocznicy
ślubu. Obecność obowiązkowa — dodała z uśmiechem,
pozostawiając Ślizgona samego.
Draco wziął głęboki wdech i zaklął
pod nosem. Szybkim krokiem wrócił do dormitorium i rzucił
szkolną torbę Gryfonki na podłogę, po czym zamknął się w
łazience.
Hermiona obserwowała zachowanie
Ślizgona, siedząc wygodnie na fotelu. Zastanawiała się, co też
mogło doprowadzić go do takiego stanu.
ŁUUP
Malfoy wyszedł z łazienki, z całej
siły kłapiąc drzwiami.
— Do cholery, Granger, czy te
kudły muszą się tak plątać?! — rzucił wściekle,
szukając w torbie różdżki.— Co lekcję wracam do
dormitorium, by je ponownie wyprostować
— To może daj sobie z tym
spokój?
— NIGDY! — oznajmił
bojowo, po czym ponownie zaszył się w łazience.
Hermiona postanowiła poczekać, aż
zły nastrój Ślizgona minie… albo chociaż przestanie ciskać z
oczu błyskawicami. Czekając na powrót współlokatora z łazienki,
dokończyła swoje (a raczej Malfoya) wypracowanie na temat
wykorzystywania jadu tenkatul. Dość długo to trwało, zanim
Ślizgon znowu pojawił się w salonie, tym razem z nienagannie
gładkimi brązowymi włosami, sięgającymi pasa.
Hermiona odłożyła pióro i spojrzała
na niego niepewnie.
— Hm... Malfoy?
— Czego? — odwarknął,
siadając naprzeciwko niej, w typowo męski sposób rozstawiając
nogi.
— Pamiętasz, że dzisiaj
idziesz razem z Harrym i Ronem do Hagrida?
Rzucił jej wściekłe spojrzenie, po
czym wysyczał:
— Oczywiście, że wiem.
Hermiona odetchnęła z ulgą. Obawiała
się bowiem, że Ślizgon może odwołać jej wspólne wyjście
z przyjaciółmi, a przecież tak bardzo jej na nim zależało.
Ostatnio coraz mniej czasu z nimi spędzała i nie chciała,
żeby pomyśleli, że znowu wystawia ich do wiatru.
— Pójdę z twoimi przydupasami
do Hagrida, ale wybij sobie z głowy to, że pojawię się na tym
prostackim przyjęciu u Weasleyów.
Wytrzeszczyła oczy i przysiadła na
skraju fotela, ze złączonymi nogami, jak na panienkę przystało.
— Jakie przyjęcie?
Malfoy spojrzał na nią krytycznym
wzrokiem i rzekł:
— Usiądź normalnie, bo nie
mogę na siebie patrzeć... chyba po raz pierwszy w życiu — dodał
po namyśle. — A co do przyjęcia, na które nie idę... a
raczej ty nie idziesz... cholera już się w tym wszystkim gubię
—mruknął, marszcząc brwi. — W każdym razie to jest
przyjęcie z okazji rocznicy ślubu, od którego wykręcisz się
obowiązkami prefekta.
— Malfoy!
— Malfoy, Malfoy... zlituj się
Granger. Kobiety często krzyczą moje imię, ale ty bijesz wszelkie
rekordy — powiedział, rozcierając bolące skronie.
— Mal... — urwała,
widząc rozbawione spojrzenie. — Masz tam pójść.
— NIE.
— Nie?! — spytała
histerycznie Gryfonka.
— Nie.
— Świetnie, po prostu
znakomicie — wykrzyknęła, łamiącym się od płaczu głosem.
Ślizgon spojrzał na nią z
politowaniem.
— Przestań beczeć, Granger.
Robisz ze mnie ciotę.
— Tak? — roześmiała się
złowieszczo. — Ciotę to ja dopiero z ciebie zrobię.
Malfoy rzucił jej ostrzegawcze
spojrzenie.
— Tak, Malfoy. Jestem pewna, że
Hogwart na długo zapamięta to, jak pewnego dnia, pewien zapatrzony
w siebie arystokrata, wyznaje dozgonną miłość pannie Milicencie
Bulstrode na pewnej piątkowej imprezie.
Ślizgon wstał gwałtownie z fotela,
ostrzegawczo mierząc w nią palcem wskazującym.
— Co, wolałbyś kogoś bardziej
przystojnego i umięśnionego?
— Nie zrobisz tego.
— Nie waż się mi mówić, co
mogę, a czego nie mogę robić, Draconie Malfoyu. Przez cały dzień
zadaję się z jakimiś dziwakami, rozwiązuję ich problemy, w
przerwach, kiedy nie uciekam przed napaloną Greengrass, już nie
wspominając o poranku... o nie, Malfoy... nie ma takiej rzeczy,
której bym nie była w stanie zrobić.
Dłuższą chwilę mierzyli się
spojrzeniami. Ślizgon dostrzegł w stalowych oczach złość
i szaleństwo, które często były jego udziałem. Dziewczyna
wiedziała, że wygrała, gdy dostrzegła pulsującą na (niegdyś
jej) skroni żyłkę.
— Dobra, ty cholerna terrorystko
— powiedział w końcu. „Przynajmniej będzie się można
napić” — dodał sobie otuchy na myśl o kilkugodzinnym
przebywaniu z rodziną Weasleyów. — Idę się przebrać.
Hermiona dopisała ostatnie zdanie i
rozsiadła się w fotelu, czekając na powrót współlokatora.
Chciała mieć pewność, iż tym razem nie powtórzy numeru ze
śniadania.
Pół godziny później wyszedł z jej
sypialni, ubrany w szarą, ołówkową spódnicę i elegancką białą
koszulę. Nałożył na siebie jej czerwony płaszczyk i ruszył do
lustra, powoli zapinając guziki.
— Gdzie mamy się spotkać?
— spytał oschle.
— Będą czekać w sali
wejściowej.
Ślizgon bez słowa opuścił
dormitorium, a ona zaczęła mieć wątpliwości czy wysłanie go do
Hagrida wspólnie z Harrym i Ronem na pewno było słusznym
posunięciem. Aby się czymś zająć i odciągnąć uwagę od
ciągle narastającego problemu, postanowiła ruszyć do biblioteki
w poszukiwaniu informacji na temat problematycznego kwiatu
paproci.
Draco Malfoy szedł dumnie przed
siebie, a właściwie na tyle dumnie, na ile pozwalały mu jego
krótkie nóżki. Zwolnił, gdy zobaczył dwie sylwetki, czekających
na niego Gryfonów. Wziął kilka uspokajających oddechów i ruszył
na spotkanie z „przyjaciółmi”.
— Hermiona — ucieszył
się na widok przyjaciółki Harry, po czym (pomimo przerażonej miny
Dracona) podszedł do niej, by ją przyjaźnie uściskać. Draco
spojrzał w kierunku Weasleya („Nawet o tym nie myśl,
Wieprzleju”), jednak ten rzucił tylko: „Hej”.
Najwyraźniej atmosfera pomiędzy
Gryfonką a nieszczęśliwie w niej zakochanym rudzielcem nie była
najlepsza.
„I bardzo dobrze. Jeszcze mi
obmacania przez tę niedojdę brakowało.”
— To co, idziemy? — spytał
Draco, czując, że cisza robi się coraz bardziej niezręczna.
— Jasne — odparł Potter,
poprawiając okulary.
„Serio, całe życie w tych samych
oprawkach? Nie stać go na nic lepszego? Serio?!!”.
I tak trójka przyjaciół dziarskim
krokiem ruszyła w stronę chatki gajowego. Draco starał się za
wszelką cenę nie wdawać z dwójką Gryfonów w żadne dyskusje,
przytakiwał, gdy wymagała tego sytuacja; ale prawdziwą próbę
samokontroli i cierpliwości przeszedł, gdy rozmowa zeszła na
Quidditch.
— Wiesz Hermiono, nie tylko ty
masz masę spraw na głowie. Oprócz kursów dla aurorów mamy
jeszcze treningi drużyny, bo mecz z Krukonami już jutro — oznajmił
dumnie Ron. — Jak mówiłaś, wciąż mamy szanse na zdobycie
pucharu… a swoją drogą mam nadzieję, że już niedługo Malfoy
wróci do gry…
Ślizgon spojrzał na niego z
zaskoczeniem.
— Malfoy? Dlaczego?
— Gregorovicz jest o klasę lepszym
zawodnikiem, więc to chyba jasne, że dla nas lepiej byłoby, gdyby
na pozycję szukającego powróciła ta tchórzliwa fretka.
„Jedna Avada i ten śmieć nie
wypowie już ani słowa… tylko jedna” — przeszło Draconowi
przez myśl. Aby uchronić się przed spędzeniem reszty życia w
Azkabanie, zacisnął mocno pięści, do tego stopnia, że nieco
dłuższe niż jego paznokcie Gryfonki poraniły wnętrze dłoni.
— Hermiona, co z tobą? —
spytał Harry, widząc zacięty wyraz na twarzy przyjaciółki.
— Nic, nic — odpowiedział,
szukając odpowiednio ostrej szpili, którą mógłby wbić
rudzielcowi. Uśmiechnął się pod nosem. — Ale jeśli już
mowa o Gregoroviczu... to wydaje się być inny niż reszta
Ślizgonów. Lubię go… może to nawet coś więcej.
Osiągnął zamierzony cel. Twarz
rudzielca przybrała odcień jego włosów, o ile nie ciemniejszy.
Malfoy gustownie odrzucił włosy do tyłu, po czym wyprzedził
Gryfonów i jako pierwszy dotarł do chatki gajowego. Zapukał w
drewniane drzwi i przybrał, jak mu się wydawało, przyjazny
uśmiech. Czuł, że efekt eliksiru przeciwbólowego powoli mija,
więc miał nadzieję, że już niedługo będzie mógł z powrotem
położyć się na sofie i umierać w samotności.
Chwilę później jego oczom ukazała
się uśmiechnięta twarz znienawidzonego nauczyciela.
— Hermiono…
— Cześć.
Izba wyglądała dokładnie tak samo,
jak podczas jego ostatniej wizyty w tym domu.
„I śmierdzi tak samo”
— pomyślał Draco.
Rozpiął płaszcz, czując coraz
większy ból w podbrzuszu.
— Cholibka, Hermiono, nie najlepiej
dziś wyglądasz — rzucił Hagrid z troską w głosie.
— Dobrze się czujesz?
— Nic mi nie będzie —
odpowiedział Draco, siląc się na spokój. — Po prostu boli mnie
brzuch.
Olbrzym poszedł w stronę kuchni,
która, notabene, znajdowała się w tym samym pomieszczeniu co
sypialnia, salon oraz jadalnia i nastawił wodę na herbatę.
„Ciekawe gdzie on ma kibel. Nie!
Nie chcę wiedzieć”.
Po chwili między „nauczycielem” a
Gryfonami wywiązała się rozmowa. Draco w tym czasie błądził
myślami, po raz tysięczny zastanawiając się, co jest przyczyną
zamiany ciał i kiedy ona minie. Co jakiś czas przytakiwał głową
i wtrącał parę zdań, by sprawiać wrażenie, że jest pochłonięty
rozmową tak, jak pozostali.
Słysząc gwizd, Hagrid wstał i nalał
wrzątku do przygotowanych kubków, po czym rozdał je między
uczniów. Malfoy spuścił głowę, by ukryć szok i przerażenie.
„Czy on naprawdę oczekuję, że
się z tego napiję? Kubki są wyszczerbione, wyglądają na
niedomyte i z całą pewnością aż się tam roi od
zarazków.”
Ślizgon nieufnie zerknął na herbatę
i, widząc pytające spojrzenie gajowego i dwóch półgłówków,
wymamrotał:
— Ja dziękuję.
— Hermiono naprawdę wszystko w
porządku? — spytał Hagrid.
— Chyba mówiłam, że tak.
Słysząc nieprzyjazne warknięcie,
gajowy postanowił nie poruszać więcej tego tematu… ani tego, że
Gryfonka rozwaliła się na krześle jak typowy facet: z szeroko
rozstawionymi nogami i rękami założonymi na piersi.
— A co u Dziobka? Ostatnio nie
miałem o nim wieści od Syriusza.
— Hardodziob mieszka razem z nim
w nowym domu na wsi. Bardzo mu się tam podoba i…
— To to bydle nadal żyje?!
— wrzasnął z niedowierzaniem Draco, który do tej pory był
święcie przekonany, iż jego ptasio—koński znajomy zginął w
czasie krótkiego panowania Czarnego Pana.
Malfoy odchrząknął, z zakłopotaniem
rozglądając się po chacie, by uniknąć zdziwionych spojrzeń.
— Hermiono myślałem, że
bardzo lubisz Dziobka — powiedział z wyrzutem zasmucony
Hagrid.
— Och, lubię go — „Najbardziej,
kiedy myślę o nim jak o trupie…” — Myślałam
o czymś innym — dokończył kulawo Ślizgon i sięgnął
po herbatę, by usunąć gulę, jaka przed chwilą powstała w jego
przełyku. Natychmiast tego pożałował i o mały włos nie wypluł
jej na siedzącego przed nim Pottera… a w sumie…
Czarnowłosy odsunął się wraz z
krzesłem, by uniknąć oplucia, jednak jego słynny refleks nie
uratował go tym razem. Draco z trudem ukrył uśmiech satysfakcji,
widząc szok na twarzy bliznowatego.
— Przepraszam. Tak mi przykro
— powiedział słodko i dodał: — Jednak nie czuję się
najlepiej, chyba już wrócę do zamku.
Rudzielec wstał z krzesła.
— Poczekaj, odprowadzę cię.
— Nie nie, dam sobie radę
— oznajmił Ślizgon i wyszedł z chatki, nim ktokolwiek mógł
go zatrzymać.
Zadowolony z siebie, lekkim krokiem
wracał do zamku. Był już na trzecim piętrze, gdy usłyszał
znajomy głos.
— Hermiono, zaczekaj!
Malfoy odwrócił się i zobaczył,
idącego ku niemu, Gregorovicza. Przeklął w duchu i założył
ręce na piersi.
— Czego? — warknął,
gdyż to spotkanie kompletnie zrujnowało mu dobry humor.
Ivan zamrugał zdezorientowany i
dopiero po chwili odzyskał głos.
— Hej, co tak ostro? — zaśmiał
się — Chciałem się tylko zapytać, czy miałabyś ochotę
wybrać się ze mną jutro do Hogsmeade?
— Nigdy w życiu, Gregorovicz.
— Eh… no cóż jeśli zmienisz
zdanie, to wiesz, gdzie mnie szukać. Ślicznie dziś wyglądasz…
naprawdę pięknie — szepnął i pogładził Malfoya po
policzku, nim ten zrozumiał jego intencje.
No tego było już za wiele! Draco
zacisnął pięść, wziął zamach i uderzył Gregorovicza w twarz,
jednak, mając siłę Gryfonki, narobił więcej szkód sobie, niż
przeciwnikowi. Walcząc, by nie jęknąć z bólu, warknął do
zszokowanego bruneta:
— Nigdy więcej mnie nie
dotykaj, ścierwojadzie — prychnął Malfoy i, obróciwszy się
na pięcie, dodatkowo smagnął włosami po twarzy Ivana i skręcił
w najbliższy korytarz.
Dopiero gdy usłyszał oddalające się
kroki i miał pewność, że nikt go nie widzi, skulił się, wsadził
pulsującą z bólu dłoń między kolana, a jego twarz
wykrzywił grymas bólu. Odczekał chwilę w takiej pozycji, a gdy
się wyprostował, zobaczył stojącego przed nim Notta.
***
Hermiona szybkim krokiem przemierzała
salon, zastanawiając się, gdzie jest jej współlokator. Malfoy już
dawno powinien tu być, by pomóc jej w wyborze ubrań.
„Trudno, skoro go nie ma, to sama
coś znajdę” — postanowiła Gryfonka i poszła do
sypialni chłopaka. Otworzyła szafę pełną drogich, markowych
ubrań i w namyśle postukała palcem w podbródek. „Co
założyłby na imprezę Malfoy?” Na pewno nie tę czarną
marynarkę, o którą robił jej rano wyrzuty.
Westchnęła i zaczęła przeszukiwać
wieszaki. Hermiona musiała przyznać, że Ślizgon w swoim
pokoju utrzymywał nienaganny porządek, nawet ubrania porozwieszane
były kolorystycznie. Teraz już wiedziała, że robił syf w
pozostałej części dormitorium wyłącznie po to, by ją drażnić,
a Malfoy, trzeba mu to przyznać, umiał robić syf jak nikt inny.
Wykrzywiła się, wspominając, jak wygląda umywalka po jego
goleniu.
„Aż tak trudno machnąć raz
różdżką, by posprzątać? Nie, ale Granger będzie miała przy
tym ubaw po pachy!”
Przestała przesuwać wieszaki, gdy
zobaczyła czarną koszulę. Dobrała czarne spodnie, buty i szarą
marynarkę, którą nosiła przez cały dzień. Założyła dolną
partię ubrań i miała zacząć zapinać koszulę, gdy usłyszała
wołanie:
— Draco! Jesteś?!
Hermiona, rozpoznawszy głos Blaise'a
wyszła z sypialni i podeszła do czarnoskórego Ślizgona.
— No dobrze, żeś gotów, bo
musimy już iść. Myślałem, że znowu trzeba będzie na ciebie
czekać... ale muszę powiedzieć, że wyglądasz pięknie.
— Yyy...
— Naprawdę pięknie — szepnął
Zabini, a w jego oczach Gryfonka ujrzała namiętność
i... pożądanie?
Hermiona zaczęła się cofać, gdy
Ślizgon przybliżał się do niej powolnym krokiem, nie odrywając
od niej oczu.
„Co jest?!” — pomyślała
spanikowana. — „O mój Boże... Czy Malfoy i Blaise
są... gejami?!” Spanikowana dziewczyna zaczęła szybciej
oddychać, gdy poczuła za sobą ścianę. Nie miała gdzie uciekać,
chłopak odciął jej drogę ewakuacji, opierając obie dłonie
o ścianę, tuż przy jej głowie.
— Nie musimy iść na imprezę.
Możemy zostać tutaj... — mruknął czarnowłosy
uwodzicielskim tonem.
— Wolę iść na...
— wytrzeszczyła oczy i głośno sapnęła, gdy Blaise jedną
dłoń przeniósł na biodro Gryfonki. A raczej na biodro Malfoya.
Zabini roześmiał się i mruknął:
— Coś ty taki nieśmiały?
Wczoraj taki nie byłeś. Umawialiśmy się na dzisiaj.
— Zmieniłem zdanie — pisnęła
Hermiona, próbując wtopić się w ścianę.
Odwrócili się oboje, gdy usłyszeli
huk. To Nott i Malfoy weszli do salonu. Ten drugi opuścił torbę,
słysząc ich ostatnie kwestie. Twarz Hermiony była wykrzywiona w
wyrazie szoku i wściekłości.
— Zabieraj ode mnie te łapska!
— ryknął Draco i rzucił się na Zabiniego, okładając jego
plecy drobnymi piąstkami.
Szuja miała czelność śmiać się
wniebogłosy tak mocno, że musiał się pochylić, by złapać
oddech. Czarnoskóry nie był jedynym, który się tak zachowywał.
Teodor opierał ręce na kolanach, cały trzęsąc się ze śmiechu.
— Śmiej się, śmiej,
zboczeńcu! — wydzierał się Malfoy, nadal zadając ciosy,
czym wywoływał tylko mocniejsze napady śmiechu.
Hermiona z otwartymi ustami przyglądała
się całej scenie, nadal nie mogąc wyjść z szoku.
— Draco przestań, bo się
jeszcze spocisz — wydyszał Nott ze łzami w oczach.
— Zamknij się, bo do ciebie też
podejdę i… jak mnie nazwałeś?
Ślizgon na tyle zaskoczony, że
przestał okładać przyjaciela.
— Serio myślałeś, że się
nie domyślimy? — spytał Blaise, w końcu się prostując.
— A… ale co? Jak?
— wykrztusiła Hermiona.
— Oj oj, bidulka, patrzcie, jak
się przeraziła… Blaise, chyba za bardzo wszedłeś w rolę
— naśmiewał się Teodor. — Mam nadzieję, że tylko w
rolę...
— Może mi ktoś powiedzieć co
się tutaj, do kurwy nędzy, dzieje?!
— Jak on się ślicznie złości.
Patrz, nawet nóżką tupnął.
— ZABINI!!!
— Już dobrze, dobrze, jesteśmy
spokojni — zapewnił Blaise, po czym wymienił spojrzenia
z Teodorem i ponownie ryknęli śmiechem.
Dopiero pół godziny później
Hermiona wyszła z szoku, dwójka Ślizgonów przestała rechotać, a
Malfoy skończył wymyślać nowe przekleństwa i obelgi.
— Skąd wiedzieliście?
— spytała Gryfonka.
— Pierwsze poważne wątpliwości
pojawiły się na zielarstwie, gdy zobaczyłem twoje pismo...
— zaczął czarnoskóry, jednak Malfoy szybko przerwał mu.
— Widzisz, Granger? To ty
nawaliłaś!
— Ty też dałeś nam do
myślenia na śniadaniu… Cóż to był za strój!
Blaise aż klasnął z zachwytu.
— Wystarczyło tylko dodać wasz
tajemniczy szlaban i poskładać kawałki — podsumował Nott.
— Wiedzieliśmy, że nikomu się nie przyznacie, więc
postanowiliśmy wam troszeczkę pomóc i…
— Ta cała akcja była po to, by
zyskać pewność. Ja miałem udawać, że między nami jest gorący
romans, a Teo miał zadbać, byś przyszedł w odpowiedniej chwili.
Hermiona otarła pot z czoła.
— Mało nie dostałam zawału.
— Banda kretynów — dodał
Draco, zajmując fotel. Skrzywił się, próbując odsunąć od
siebie obraz obmacującego go Blaise’a.
Gryfonka nagle sobie o czymś
przypomniała i schowała twarz w dłoniach.
— Co jest? — spytał
Zabini.
— Impreza u Ślizgonów.
— Spokojnie, pójdziesz tam z
nami. Będziemy pilnować, by nie stało się nic tobie i reputacji
naszej dziewczynki.
Czarnowłosy wyszczerzył zęby, gdy
zobaczył mordercze spojrzenie bursztynowych oczu.
— Tak właściwie, to co
konkretnie spowodowało zamianę? — spytał zaintrygowany
Nott, który do tej pory nie słyszał o takim przypadku.
— Kwiat paproci. W wolnej chwili
poszłam do…
— Do biblioteki — wtrącili
Ślizgoni, czym zarobili zirytowane spojrzenie Gryfonki.
— Tak, do biblioteki i
poszukałam trochę informacji na temat tej rośliny. Oprócz zamiany
ciał ma kilka innych właściwości. Poza tym nie znalazłam nic
więcej niż to, co powiedziała nam McGonagall.
— Ile to potrwa? — spytał
naburmuszony Draco.
— Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
— Hmm… nie.
— Nie znalazłam nic na temat
długości trwania zamiany, jednak dobrą informacją jest to, że
zazwyczaj podobne… przypadłości trwają dobę.
— I to jest ta dobra informacja?
— spytał Malfoy, zakładając nogi na stolik.
— A czegoś ty się spodziewał?
Że od razu znajdę jakieś rozwiązanie? — spytała
rozdrażniona i zepchnęła mu nogi ze stolika, mamrocząc, żeby
się tak nie rozkraczał.
— Tak, Granger, w końcu to
twoja specjalność. Ratowanie świata, rozwiązywanie
nierozwiązywalnych problemów, szperanie w książkach…
— Za to twoją specjalnością
jest dyrygowanie innymi, rządzenie się i rozkręcanie bójek.
— Zapomniałaś o tępieniu
szlam — dodał przesłodzonym tonem, po czym wstał i pochylił
się nad Hermioną, opierając dłoń na oparciu sofy.
— Och tak, jak nikt inny
poniżasz ludzi, by zrekompensować swoje braki.
— Ja nie mam żadnych braków, w
przeciwieństwie do ciebie — szepnął ze złośliwym
uśmieszkiem, zerkając na swój dekolt.
Tego było Hermionie za wiele. Szybko
wstała i, nieświadoma swojej siły, odepchnęła od siebie
Ślizgona, który poleciał na stoliczek, przekoziołkował i
wylądował przed kominkiem.
Trójka zamurowanych uczniów domu
Salazara wpatrywała się w zdezorientowaną Gryfonkę. Po chwili
Draco podniósł się, przeskoczył nad szklanym meblem i ruszył na
Hermionę, jednak ona, ponownie zaskoczona, tym razem swoim
refleksem, zrobiła unik, pchnęła Malfoya na kanapę i usiadła
na jego udach, przytrzymując ręce przy klatce piersiowej. Dopiero
po chwili dotarło do niej, co zrobiła pod wpływem impulsu, jaki
dało jej ciało współlokatora.
— No nie… to już robi się
nudne. Zawsze, kiedy przychodzę, ktoś tu kogoś ugniata — zauważył
odkrywczo Blaise, z zainteresowaniem obserwując siłujących się ze
sobą prefektów naczelnych.
Na te słowa Nott parsknął śmiechem
i zaczął rozdzielać zajętych sobą uczniów. „W samą porę”
— pomyślał, widząc czerwoną z wysiłku twarz dziewczyny.
Ściągnął Gryfonkę ze swojego przyjaciela i delikatnie
popchnął w kierunku Zabiniego, co okazało się słuszną decyzją,
ponieważ dzięki temu mógł zatrzymać atak Malfoya na Hermionę.
— PUŚĆ MNIE! Sam sobie poradzę!
— Draco, spokojnie, bo jeszcze
sobie coś złamiesz — Teodor próbował uspokoić młodego
arystokratę. Bezskutecznie.
— Co z tego?! To i tak nie moje
ciało. Nie pozwolę sobą tak po prostu rzucać!
— Biorąc pod uwagę fakt, że
masz nieco ponad metr sześćdziesiąt wzrostu, to może być
odrobinę problematyczne — zauważył dobrodusznie Zabini.
— Odpuść…
— NIGDY! Ciekawe czy gdybyś musiał
przechodzić przez to, co ja, też byłbyś taki spokojny. Jestem
kobietą, w dodatku Granger, zadaję się z idiotami… chociaż to
chyba mieści się w normie… ciągle puszą mi się kudły,
zupełnie jakbym był Granger… A nie, czekaj! Ja JESTEM Granger! I
w dodatku mam okres!
Przez okrągłą minutę Blaise zbierał
swoją szczękę z podłogi, natomiast twarz Notta nie wyrażała
żadnych emocji. Ślizgon zdążył już przyzwyczaić się do tego,
że w towarzystwie Dracona i Zabiniego nie można się nudzić,
no bo czy to coś niezwykłego, że twój najlepszy kumpel skurczył
się, nabrał krągłości i zaczął miesiączkować? Gdy to
sobie uświadomił, natychmiast wybuchł gromkim śmiechem, do
którego dołączyli się czarnowłosy Ślizgon i Hermiona.
Całą sytuację bezbłędnie
podsumował Blaise:
— Malfoy z okresem… najgorsza
plaga świata czarodziejów. To się nadaje do gazet.
— NIENAWIDZĘ WAS — oświadczył
dobitnie Draco, piorunując spojrzeniem wszystkich obecnych
i naburmuszony usiadł na fotelu, wydymając wargi, jak na
prawdziwą obrażoną dziewczynę przystało. — Jeśli nadal
zamierzacie być na tej imprezie, to lepiej już idźcie.
— Racja. Blaise, ty eskortujesz
Granger, ja dojdę później. Muszę pomóc w zaopatrzeniu
— poinformował Nott i, uśmiechając się złośliwie do
Malfoya, opuścił dormitorium.
Hermiona zapięła w końcu koszulę i
razem z Zabinim wyszła na korytarz.
— Pamiętaj, masz być…
— Tak, tak wiem — mruknęła
pod nosem Gryfonka.
— Postaram się nie dopuszczać
do ciebie większości dziewczyn i towarzystwa, ale nie ma takiej
możliwości, żebyś z nikim nie porozmawiała. Poza tym prędzej
czy później i tak ktoś się do ciebie dopcha. Myślę, że po
dwóch, trzech godzinach będzie po wszystkim, tylko trzeba ci
wymyślić sensowną wymówkę… tym zajmie się nasza Teodora.
— Ropucha Neville’a?
— Teodor, Granger, Teodor
— poprawił ją Ślizgon i powrócił do pouczania dziewczyny.
Przystanął i zerknął przez ramię.
— Co ty tak drobisz?
Hermiona zarumieniła się i spuściła
zawstydzoną twarz.
— No bo…
— Tak? — zachęcił ją
chłopak.
— Muszę do toalety — niemal
wyszeptała. Starała się walczyć z tą potrzebą, myśląc, że
zamiana ciał minie po północy i nie będzie musiała wykonywać
jej w tym ciele.
Zabini, walcząc z uśmiechem, by
nie krępować jeszcze bardziej Hermiony, skręcił w korytarz
prowadzący do łazienek. Podszedł do ściany i oparł się o nią,
wsadzając kciuki do kieszeń czarnych dżinsów.
— Ty idź, ja poczekam tutaj i
nikogo nie wpuszczę do środka. Nic ci się nie pomyliło? — zapytał
z rozbawieniem, widząc, jak Gryfonka wchodzi do damskiej
ubikacji.
Czerwona na twarzy, odchrząknęła i
weszła do odpowiedniego pomieszczenia. Westchnęła, nie zauważając
nikogo, i otworzyła drzwi do jednej z kabin. Będąc w
środku, zawahała się i zaczęła mamrotać do siebie:
— Nie zrobię tego, to
obrzydliwe. Obrzydliwe i niehigieniczne. Jak oni tak mogą? Nie dam
rady… a zresztą, chrzanić pozory, zrobię to na siedząco.
Chwilę później wyszła z kabiny i
zamarła, widząc pierwszoklasistę wpatrującego się w nią
wytrzeszczonymi oczami.
— No co? — spytała,
siląc się na szorstki ton.
— Nic… — wymamrotał
młody Krukon i niemal wybiegł z toalety.
Hermiona umyła ręce i obmyła twarz
zimna wodą, by zmniejszyć rumieńce, po czym wyszła na korytarz i
od razu napotkała pytające spojrzenie Blaise'a.
— Możesz mi powiedzieć, co się
tam przed chwilą stało? — spytał. — Dlaczego to
biedne dziecię wybiegło stamtąd tak zszokowane?
— A skąd mam wiedzieć?
— odpowiedziała niezbyt uprzejmie, wciąż będąc zażenowana
tym, co przed chwilą musiała zrobić.
Bez słowa minęła Zabiniego i ruszyła
w kierunku pokoju wspólnego Ślizgonów. Ten jednak dość szybko ją
dogonił.
— Serio, weźcie to jakoś
odkręćcie, bo coraz bardziej przypominasz swój pierwowzór.
— JA nie jestem jak Malfoy. Po
prostu mam ciężki dzień — Hermiona próbowała jakoś
usprawiedliwić swoje niezbyt przyjazne zachowanie.
— Racja, ale Draco też nie ma
dziś lekko — powiedział z powagą, po czym spojrzał
Gryfonce w oczy i oboje wybuchli głośnym śmiechem.
Dalsza droga do lochów upłynęła im
na wesołej dyskusji na temat Malfoya i jego niezbyt komfortowej
sytuacji. Hermiona musiała przyznać, że na całej tej przemianie
wyszła o niebo lepiej od młodego arystokraty.
— Gotowa? — spytał cicho
Blaise, gdy dotarli pod ścianę, za którą mieścił się pokój
wspólny Slytherinu.
— Wejść do gniazda węży?
Nie, ale nie mam wyjścia.
Ślizgon odwrócił się w stronę
wilgotnej ściany i powiedział:
— Lewiatan.
W ścianie pojawiły się ciężkie,
potężne drzwi, za którymi krył się pokój wspólny Ślizgonów,
który o dziwo wcale nie wyglądał jak wylęgarnia chorób
wenerycznych. Hermiona była, póki co, mile zaskoczona.
Zgodnie z wcześniej omówionym planem,
razem z Blaise'em podeszła do dobrze wyposażonego barku, aby zdobyć
„niezbędny prowiant”. Hermiona miała pewne wątpliwości co do
tego, czy aby na pewno powinna być nim butelka Ognistej, ale nie
protestowała. „Co kraj, to obyczaj” — pomyślała,
biorąc od Zabiniego trzy szklanki.
— A gdzie Nott? — spytała,
rozglądając się w poszukiwaniu zaginionego Ślizgona.
— Bez obaw, znajdzie się
— uspokoił ją czarnowłosy, kierując się w stronę wolnego
stolika, przy którym stały trzy bogato zdobione fotele. Zgodnie
ustalili, że lepiej będzie nie dawać Astorii okazji do osaczenia
Hermiony.
— To, co teraz robimy?
Blaise uśmiechnął się chytrze.
— Staramy się nie odstawać od
reszty — powiedział, po czym otworzył butelkę i nalał
trunku do szklanek.
Hermiona spojrzała na alkohol i z
trudem powstrzymała się od skrzywienia. Jej ostatnie spotkanie
z wysokoprocentowym alkoholem nie skończyło się zbyt dobrze.
Prawdę mówiąc, to była katastrofa. Z rozmyślań wyrwał ją
cichy głos Notta:
— Nie miej takiej przerażonej
miny, Granger, to tylko trochę procentów.
Brunet zajął miejsce naprzeciwko
niej i nalał sobie alkoholu do szklanki.
— No to zdrowie, panowie
— powiedział wesoło Blaise, unosząc lekko szkło na znak
toastu.
— Wszystkie te wasze cudowne
imprezy tak wyglądają? — spytała półgłosem Hermiona,
przyglądając się grupkom pijących uczniów.
Teodor nalał drugą kolejkę.
— Hm... zasadniczo.
— Może powinniśmy zwolnić...
— zaczęła, jednak została szybko uciszona przez Blaise'a,
który dał jej kuksańca w bok.
— O co ci...
— Siemasz, Harper — przerwał
jej Zabini, witając się z nowo przybyłym Ślizgonem, który
dostawił sobie krzesło do ich stolika.
— Co wy tacy aspołeczni?
— powiedział, spoglądając na trójkę Ślizgonów
siedzących w kącie salonu.
Hermiona rzuciła Blaise'owi
przestraszone spojrzenie, starając się przekazać mu, aby jak
najszybciej spławił intruza. Ten jednak albo nie zrozumiał niemego
przekazu Gryfonki, albo po prostu ją zignorował, bo powiedział:
— My aspołeczni? Nigdy w życiu.
Napijesz się z nami? — spytał i bez czekania na odpowiedź
Harpera przywołał dodatkową szklankę. — Polewaj.
Gdy cała uwaga, wstawionego już
nieco, Harpera skupiona była na nalewaniu trunku do szklanek,
popielnicy i tacki z przekąskami, Blaise oznajmił Hermionie
konspiracyjnym tonem:
— Uwierz mi, lepiej Harper niż
Astoria. O wilku mowa...
— Draco, kochanie — powiedziała
zmysłowym tonem, siadając Hermionie na kolanach i szepcząc
jej coś do ucha. Chwilę później na twarzy Malfoya pojawiło się
zszokowanie, które po chwili ustąpiło miejsca obrzydzeniu.
Greengrass maniakalnie zatrzepotała
rzęsami.
— Co ty na to, skarbie?
— Czy ty, dziewczyno, nie masz
wstydu?! — spytała Gryfonka, po czym gwałtownie wstała,
zrzucając z siebie pseudo fankę Malfoya. — Muszę do
łazienki — oznajmiła, zdjęła marynarkę i skierowała
się ku drzwiom wyjściowym.
„Ta dziewczyna nie ma za grosz
poczucia własnej wartości. Jak tak można?!” — pomyślała,
mijając tańczących Ślizgonów.
Wypity alkohol powoli dawał o sobie
znać. Gryfonka poluzowała krawat, myśląc, że już najżywszy
czas się ulotnić.
— Proszę, proszę... a któż
to zawitał na stare śmieci?
Hermiona odwróciła się, słysząc
dobrze jej znany głos, który do tej pory nigdy nie brzmiał tak
nienawistnie. Jej oczom ukazał się nie kto inny jak Ivan
Gregorovicz. Chłopak podał jej drinka, pogardliwie się w nią
wpatrując.
— Dzięki, ale to chyba nie
najlepszy moment. Właśnie miałem...
— Nie obchodzi mnie, co miałeś
zamiar zrobić — przerwał jej napastliwie Rosjanin.
— Doskonale wiesz, że w twoim dobrze pojętym interesie jest
podtrzymywać pozory wzajemnego tolerowania się.
— Skoro tak twierdzisz… —
odpowiedziała zdezorientowana Hermiona, spoglądając w kierunku
stolika, chcąc zwrócić na siebie uwagę Blaise’a. Niestety, ten
zajęty był rozmową z Harperem. — Więc o co chodzi?
— Chcę, abyś wyperswadował
swojemu przygłupiemu koledze bycie kapitanem drużyny Quidditcha.
Zresztą i tak już jest nim tylko na papierze, jesteście przecież
zawieszeni.
— Ale od następnego semestru
wszystko wraca do normy… — powiedziała niepewnie Hermiona,
przeczuwając, że Malfoy nie będzie zachwycony takim obrotem spraw.
Gregorovicz gorzko się roześmiał.
— Naprawdę sądzisz, że ot tak
po prostu wrócicie do drużyny? Doskonale sobie radzimy i wcale
was nie potrzebujemy. Być może uszło to twojej uwadze, ale wielu
uważa, że jesteś już zbędny.
Ivan ponownie zaśmiał się, jednak
nie było w tym ani trochę ciepła. Hermionie przeszły ciarki po
plecach na dźwięk zimnego, wyrafinowanego śmiechu.
— A najlepsze w tym wszystkim
jest to, że wykluczyła cię ta głupia szlama.
— Słucham?!
— Myślałeś, że nikt nie wie,
za co dostałeś dyskwalifikację? Swoją drogą, nie spodziewałem
się tego po niej.
— Chodzi ci o Hermionę?
— spytała cicho Gryfonka, nie mogąc uwierzyć w to, co
słyszy. Przecież to Ivan. Ten, który ją przeprosił i obdarowywał
prezentami. Ten, którego traktowała niemal jak przyjaciela.
— Tak, o nią.
Hermiona poczuła, jakby ktoś wbił
jej nóż w plecy. Zaufała mu, a on tak naprawdę tylko udawał.
„Ale po co?”. Musiała się tego dowiedzieć. Resztkami
sił powstrzymała napływające do oczu łzy i, siląc się na
obojętność, powiedziała:
— Wydawało mi się, że
jesteście w dość dobrych relacjach.
Gregorovicz, który w tym momencie
upijał łyk alkoholu, parsknął śmiechem, zalewając się płynem.
— Nie no, nie wierzę. To, że
nabrałem szlamę, mnie nie dziwi… ale ty? Naprawdę niczego nie
podejrzewałeś? Przecież ona potrzebna mi była tylko po to, żeby
móc cię szpiegować. Zabrałem ci wszystko: pozycję w domu,
miejsce w drużynie… A co do twojej ukochanej maskotki–ofiary…
jeszcze trochę się nią pobawię, a potem pozbawię cię i niej.
Cierpliwość Gryfonki wyczerpała się.
Chciała rzucić się na podłego Ślizgona, by go zranić, tak jak
on zranił ją. Jednak nie mogła się na to zdobyć, gardziła
przemocą. Zrobiła więc coś, co niezbyt pasowało do postawnego
Malfoya: patrząc z nienawiścią w oczy Ślizgona, wylała na niego
zawartość swojego drinka. Brunet spojrzał na swoją poplamioną
koszulę i odrzucił ze złością szklankę, która z hukiem rozbiła
się o podłogę.
Muzyka ucichła. Wszyscy obserwowali
sprzeczkę dwóch najważniejszych osobistości w Slytherinie.
— TY ŚMIECIU!
Gregorovicz popchnął Hermionę na
pobliski stolik i ruszył do ataku.
Dziewczyna skuliła się, czekając na
cios, jednak żaden nie nadszedł. Otworzyła oczy i zobaczyła
Blaise’a, który próbował załagodzić sytuację.
— Hej, kolego, spokojnie…
Nie było mu dane dokończyć, przerwał
w chwili, gdy padł pierwszy cios.
Czarnoskóry potarł szczękę, nie
odrywając morderczego spojrzenia od Ivana. Choć na co dzień
beztroski i wesoły Zabini, jak każdy Ślizgon, miał w sobie
tendencję do wybuchów. Bez żadnych skrupułów rzucił się na
przeciwnika, zadając bezwzględne ciosy.
Widząc to, Nott walczył z chęcią
dołączenia do Blaise’a, a wyprowadzeniem z przyszłego placu boju
przestraszonej Gryfonki, jednak zanim zdążył podjąć jakąkolwiek
decyzję, zaatakował go jeden z sympatyków Rosjanina. Nie
trzeba było długo czekać na reakcję pozostałych. Ślizgoni
podzieleni na zwolenników Malfoya i Gregorovicza wzięli
przekład ze swoich idoli, a salon Ślizgonów wypełniły
wrzaski, ryki i głuche odgłosy uderzeń.
Hermiona przełknęła ślinę, patrząc
na istny zwierzyniec. Czując wyrzuty sumienia z powodu
wywołania bójki, zaczęła lawirować między okładającymi się
uczniami, podążając w stronę wyjścia. Była w połowie
drogi, gdy poczuła szarpnięcie za koszulę. Gryfonka odwróciła
się i zobaczyła nieznanego jej ucznia z zagranicy. Chłopak,
gdyby słyszał o pozycji i wyczynach Malfoya na pewno nie
odważyłby się go zaatakować. Blondyn wziął zamach…
***
Draco wyszedł z sypialni Hermiony,
słysząc hałas i zamarł, widząc, w jakim stanie wrócili Blaise
i Gryfonka.
— Zabini, co z tobą… GRANGER
MÓJ NOS!!! COŚ TY ZROBIŁA Z MOIM NOSEM!!! — wrzasnął
i szybkim krokiem podszedł do współlokatorki.
Ktoś niemający pojęcia o zaistniałej
sytuacji mógłby pomyśleć, że Ślizgon podchodzi do Hermiony,
kierowany czystą, bezinteresowną troską, jednak Blaise dobrze
wiedział, że bardziej zainteresowany jest stanem własnego ciała
— Może mi ktoś, do kurwy
nędzy, powiedzieć CO SIĘ TAM DZIAŁO?! I GDZIE JEST NOTT?! I MOJA
MARYNARKA?!
—Draco, spokojnie — wybełkotał
lekko pijanym tonem Zabini. — Ja ci wszystko wyjaśnię… ale
jutro, teraz muszę pozbierać Notta. I nie bój nic! Wygraliśmy!
— NIGDZIE NIE IDZIESZ!!! CHOLERA,
GRANGER! — ryknął Malfoy i rzucił się, by złapać
chwiejącą się Hermionę. Dość już wyrządziła szkód jego
twarzy.
— Zabini, wracaj! — rozkazał,
ledwo utrzymując ciężar swojego prawdziwego ciała, jednak
czarnoskóry machnął leniwie ręką i opuścił dormitorium
prefektów naczelnych.
Klnąc pod nosem, najdelikatniej jak
mógł, posadził współlokatorkę na fotelu i przykucnął przed
nią, raz jeszcze szacując szkody.
— Granger? — spytał
ostro i pstryknął palcami przed nosem Gryfonki, by sprowadzić ją
na ziemię. — Możesz mi powiedzieć, jak to się stało?
— Wszystko mnie boli!
— poskarżyła się płaczliwym głosem, jakby prosząc o
zrewanżowanie się jej napastnikom.
Draco przymknął oczy i wrócił
spojrzeniem do jej stalowych tęczówek, które nigdy wcześniej nie
były takie delikatne i bezbronne. Mogli udawać, że nie zamienili
się ciałami, jednak oczy zdradzały prawdę.
Malfoy pokręcił głową i wyjął
różdżkę, by zająć się najgorszymi ranami. Uleczył złamany
nos, rozciętą skroń i siniaki zdobiące jego bladą, nieskazitelną
niegdyś cerę.
— Od czego się zaczęło? — spytał
cicho Ślizgon, siląc się na delikatność. Bądź co bądź,
dziewczyna właśnie została pobita. Chłopak zamierzał zdobyć od
niej informacje i rozprawić się z tymi, którzy ośmielili się
go zaatakować.
Hermiona skrzywiła się żałośnie na
wspomnienie słów Gregorovicza i pociągnęła nosem. Draco
przełknął ślinę, widząc, jak coraz bardziej drży jej dolna
warga.
— Nie… nienienie… nie waż
mi się tu płakać — powiedział Malfoy, ostrzegawczo unosząc
palec. Widząc pierwsze łzy, kontynuował: — Nie becz. Ta
twarz nigdy nie została skalana łzami… cholera, Granger — syknął
i rzucił jej chusteczkę.
Dziewczyna schowała w niej twarz, a
całe jej ciało wstrząsało się od głośnego szlochu. Draco, nie
za bardzo wiedząc co zrobić, niezręcznie poklepał ją po
ramieniu. Hermiona przestała płakać, spojrzała na niego i zaczęła
jeszcze głośniej rozpaczać.
„Baby… nie robisz nic — źle,
pocieszasz — jeszcze gorzej” — pomyślał
Ślizgon, postanawiając, że najlepiej będzie, jeśli poczeka i da
jej się wypłakać.
Gryfonka w końcu uspokoiła się i
wydmuchała hałaśliwie nos w chusteczkę. Zauważając
wyhaftowane srebrne inicjały Ślizgona, wyciągnęła rękę, by
oddać mu jego własność.
— Nie trzeba, weź ją sobie
— mruknął, starając się zapanować nad mdłościami.
— Och… dziękuję.
— Powiesz mi wreszcie, co się
stało?
— Gregorovicz…
— To już nie Ivan? — zakpił
Draco, nie panując nad sarkastycznym uśmieszkiem.
Hermiona zmrużyła oczy.
— Nie, już nie Ivan. Jest taki
sam jak ty. Podły i bezwzględny dupek.
Draco uniósł brew.
— Ja przynajmniej jestem
przystojny.
Hermiona nie skomentowała tego. Objęła
kolana ramionami i zaczęła się delikatnie kołysać.
— On to wszystko sobie zaplanował.
Był taki miły… właściwie to od momentu, gdy zorientował się,
że lubisz mnie dręczyć — zauważyła gorzko dziewczyna.
— Powiedział, że zadawał się ze mną, bo chciał cię
w ten sposób szpiegować… że odebrał ci wszystko… pozycję
szukającego, mówił coś o poparciu Ślizgonów i… o mnie.
Powiedział, że jeszcze trochę się mną pobawi i…
Gryfonka znowu zaczęła płakać, choć
było to nic w porównaniu do poprzedniego szlochu.
— I wtedy go uderzyłaś, tak?
— spytał cicho.
— Nie. Oblałam go drinkiem.
Malfoy schował twarz w dłoniach.
— Granger, masz moje ciało…
moje cudowne ciało, mogłaś go po prostu stłuc. Dlaczego tego nie
zrobiłaś? — spytał rozdrażniony.
— Nie umiem się bić
— odpowiedziała żałośnie, wzruszając przy tym ramionami.
— A Blaise nic nie zrobił? I co
się stało z Nottem? I moją marynarką — dodał po namyśle.
— Blaise próbował mnie bronić,
ale Gregorovicz uderzył go i zaczęli się bić. Nott chciał pomóc,
ale jego ktoś też… i wszyscy zaczęli się bić.
— A ciebie kto tak urządził?
— spytał o to, na czym najbardziej mu zależało.
— Nie wiem, też jakiś nowy, z
zagranicy. Nie znam go.
— Jak wyglądał?
— Wysoki, blondyn, zielone oczy,
bardzo rozczochrane włosy… wyglądał, jakby go piorun trafił…
— Dobra, wiem który — mruknął
po krótkim namyśle. — Nott?
— No właśnie z nim jest
najgorzej, bo jako jedyny ze Ślizgonów chciał opanować sytuację
i mnie wyprowadzić, ale… można powiedzieć, że tłum go
porwał.
— Co masz na myśli, mówiąc „tłum
go porwał”? — spytał chłopak, niepokojąc się
o przyjaciela.
— W pewnym momencie zniknął mi
z oczu… nieważne czy ktoś popierał ciebie czy Gregorovicza,
każdy chciał dopaść Notta za to, że ich uspokaja… no, prawie
każdy.
— Pięknie… jeden schlany, drugi
zaginął w akcji… Wysłać was na imprezę… Nie becz już,
więcej chusteczek ci nie dam. I gdzie moja marynarka?
— Co cię tak boli ta przeklęta
marynarka? Zdjęłam ją, a potem gdzieś przepadła.
— CO?!
— Pewnie Astoria ją wzięła.
— Astoria — warknął
Draco, a Hermiona wiedziała, że blondynkę czekają ciężkie
chwile. — Daj tę koszulę — powiedział, patrząc
krytycznie na resztki materiału.
Gryfonka chciała zaprotestować,
jednak widząc wzrok Malfoya, posłusznie zdjęła koszulę
i odruchowo się zakryła. Ślizgon jedynie uniósł brew i
wrzucił zniszczony, zakrwawiony materiał w płomienie. Poszedł
do swojego pokoju i wrócił z czarnym podkoszulkiem i szarymi
dresami. Usunął rany na klatce piersiowej i podał dziewczynie
ubrania.
— Przebierz się i tu wróć.
— Co? — spytała
zdezorientowana Gryfonka.
— Czy ja mówię niewyraźnie?
Przebierz się i wróć — powtórzył niecierpliwie.
Hermiona wykonała jego nietypowe
polecenie i obronnie założyła ręce na piersi. Zaskoczona,
obserwowała, jak Ślizgon odsuwa meble pod ścianę, by zrobić jak
najwięcej wolnego miejsca na środku salonu.
— Em… Malfoy? — spytała
niepewnie. — Co ty robisz?
— Nie widać? Szykuję ci salę
treningową.
— Salę treningową?
Draco skończył przestawiać meble i
wreszcie spojrzał na Gryfonkę.
— Tak, Granger. Nauczę cię walczyć
— oznajmił stanowczo.
— Że co?
— Nie wiemy, jak długo potrwa
ta zamiana, a nie możesz oblewać drinkami każdego, kto cię obrazi
lub zaatakuje. W ten sposób ucierpi moja pozycja i reputacja, o
ciele nie wspominając. Już wystarczająco rzeczy będę musiał po
tobie naprawiać. Poza tym nie mam zamiaru codziennie cię łatać.
— A… ale ja nie chcę.
— Musisz. Popatrz na to z tej
strony: ja mam okres i cierpię, a ty nauczysz się jak się bronić,
a to może ci się w przyszłości przydać. To jak… nabywanie
nowej wiedzy, tylko że o samoobronie. A teraz chodź tu
wreszcie albo cię tu przywlokę.
— Od samoobrony mam różdżkę.
— I widać tego efekty — odparł
sarkastycznie, podszedł do kanapy i wziął jedną z dużych
poduszek. — Chodź tu.
Hermiona niepewnie stanęła
naprzeciwko Ślizgona, który uniósł poduszkę na odpowiednią
wysokość, stając w lekkim rozkroku.
— Uderz.
Dziewczyna przygryzła wargę.
— Jakiś problem, Granger?
— Nie lubię bezsensownej
przemocy — wymamrotała.
— Widzisz, a ja ją wprost uwielbiam
— powiedział Draco z niebezpiecznym błyskiem w oku.
Gryfonka przełknęła ślinę, słysząc
tę subtelną groźbę i wymierzyła cios. Malfoy spojrzał na nią
z politowaniem.
— Serio? — spytał z kpiną.
— Granger, musisz skorzystać z mojej siły, tak jak zrobiłaś
to wcześniej.
— Ale ja nie wiem jak.
— Przypomnij sobie coś, co cię
wkurzy. Przypomnij sobie, co ci powiedział Gregorovicz. Wyobraź
sobie, że ta poduszka to jego gęba. Pamiętasz? Jesteś tylko
zabawką, wykorzystuje cię, bawi się tobą, poniża…
— Równie dobrze to ty mógłbyś
być tą poduszką — burknęła Hermiona, zadając, ku swojemu
zaskoczeniu, coraz silniejsze ciosy.
— Ja nie dałbym się pobić
kobiecie.
Dziewczyna zmrużyła oczy i
instynktownie uniosła nogę, by tym razem kopnąć swój cel. Malfoy
pokiwał głową i powiedział:
— Świetnie, jesteś w stanie pokonać
dziesięciolatka. Ćwiczymy dalej.
— Chyba sobie żartujesz.
— Nie, Granger, nie żartuję.
Tu chodzi o moją reputację i nie pozwolę ci jej zniszczyć.
— Czy ty masz jakiekolwiek inne
zmartwienia? — spytała rozdrażniona dziewczyna.
— Tak. Nie mam mojej marynarki.
Tak więc ćwiczyli. Hermiona starała
się wykonywać polecenia Ślizgona jak najlepiej, licząc na to, że
ten dość szybko uzna, że nauczyła się korzystać z jego siły.
Kiedy jej ciosy stały się silne i precyzyjne, Malfoy pokiwał
głową z aprobatą.
— Dobrze, teraz nauczymy cię,
jak nie dać się uderzyć. Ktoś musi zadbać o tę piękną twarz —
powiedział, odrzucając poduszkę i podchodząc do Gryfonki.
— Nie, Malfoy. Jestem wykończona
— rzuciła i powolnym krokiem ruszyła w stronę łazienki.
Draco gniewnie zmrużył oczy, po czym
złapał Hermionę za rękę i zaczął ciągnąć w swoim kierunku.
„Hm, może i nie powinienem jej
uczyć, jak korzystać z mojej siły” — pomyślał, gdy
Gryfonka szła dalej przed siebie, pomimo przyczepionego do niej
Ślizgona. Odpuścił, poprawił rozczochrane włosy i oznajmił,
siląc się na spokojny ton:
— Jak chcesz, tylko żebyś nie
była zdziwiona, że po jutrzejszym przyjęciu możesz już nigdy nie
dostać zaproszenia od Weasleyów.
Zadziałało. Hermiona zatrzymała się
i powoli zwróciła swą twarz ku Malfoyowi. Uniosła palec
wskazujący i powiedziała:
— Nie zrobisz tego.
— Tak uważasz? — odpowiedział
jej przesłodzonym głosem, który zupełnie nie pasował do groźby
czającej się w bursztynowych oczach.
Hermiona przeprowadziła w myślach
szybki rachunek zysków i strat. Była zmęczona i obolała, ale
fakt, iż Malfoy może popsuć jej relacje z rodziną Weasleyów,
przerażał ją bardziej niż dodatkowy godzinny trening. Z drugiej
strony nie miała pewności czy Ślizgon dotrzyma słowa i będzie
się zachowywał, jak należy. „W końcu to Malfoy”.
Najwyraźniej arystokrata dostrzegł w stalowych oczach wynik jej
kalkulacji, bo odwrócił się i powrócił na miejsce, gdzie
znajdowała się prowizoryczna sala treningowa. Hermiona z zaciętą
miną podążyła za nim.
— Dobra, Granger. Skup się.
Napastnik wyprowadza coś. Co robisz?
— Uciekam.
Malfoy przymknął oczy i wziął
głęboki, uspokajający oddech.
— A teraz jesteś mną.
Napastnik wyprowadza cios. Co robisz? — ostatnie słowa niemal
wykrzyczał, co nie przyniosło spektakularnego efektu, ze względu
na fakt, że miał do dyspozycji delikatny, dziewczęcy głos
Gryfonki.
— Staję dzielnie do walki o chwałę,
sławę i mój nienaganny wizerunek — odpowiedziała sarkastycznie
Hermiona.
— Bardzo śmieszne, Granger.
— Owszem, cieszę się, że w końcu
zrozumiałeś, że nikogo tak naprawdę nie obchodzi twoja wątpliwa
reputacja.
Ślizgon puścił tę uwagę mimo uszu.
— Wracając do sedna sprawy: gdy
ktoś spróbuje cię uderzyć, złap go za nadgarstek, później zrób
obrót i rzuć nim o ziemię. Jasne?
— Ani trochę.
— Wyjdzie w praktyce —
powiedział, podchodząc do Hermiony. — Cholera, przydałby
się ktoś wyższy do sparingu — dodał, patrząc na o głowę
wyższą w tej chwili Gryfonkę.
Ćwiczyli. Trochę to trwało, nim
dziewczynie udało się rzucić Malfoyem przez ramię. Gdy skończyli,
zegar wskazywał trzecią.
***
Atmosfera w Wielkiej Sali była
napięta. Każdy, kto interesował się rozgrywkami Quidditcha,
wiedział, że od wyniku tego meczu zależą szanse Gryffindoru na
pozostanie w grze. Zawodnicy opuścili pomieszczenie, by po raz
ostatni powtórzyć taktykę i móc oswoić się z panującymi
na boisku warunkami.
Malfoy z uśmiechem życzył Potterowi
powodzenia, doskonale wiedząc, że szanse na wygraną drużyny
Pottera są tak małe, jak zasoby w skarbcu Weasleyów. Dokończył
śniadanie i w doskonałym humorze ruszył razem z
Neville’em na stadion. Ból brzucha wciąż dawał o sobie znać,
ale nie był tak dotkliwy jak wczoraj, co więcej za chwilę miał
być świadkiem porażki Gryfonów. „Piękny początek dnia”
— pomyślał.
— Mimo porażki ze Slytherinem
nadal jesteśmy w grze, to dopiero początek sezonu. Myślę, że...
— Ty myślisz Longbottom? Jestem
zdumiony! — wykrzyknął Malfoy z udawanym zaskoczeniem
i dopiero po chwili zauważył, jak wielką gafę popełnił.
Neville zamrugał, starając się wyjść
z szoku i spojrzał z wyrzutem na przyjaciółkę. Draco
odchrząknął i przybrał, jak miał nadzieje, skruszony wyraz
twarzy.
— Przepraszam Neville to
wszystko przez... — zaciął się, szukając odpowiedniego
wytłumaczenia — przez Malfoya! Mieszkanie z nim w jednym
dormitorium jest koszmarem.
Gryfon westchnął i uśmiechnął się
ze współczuciem.
— Rozumiem. Gdybym to ja miałbym
z nim mieszkać...
Chłopak wzdrygnął się na swoje
słowa i szczelniej otulił kurtką, gdy zerwał się lodowaty wiatr.
— Współczuję im. Grać w
takiej pogodzie...
„A ja mam nadzieje, że nieźle
odmrożą sobie tyłki” — pomyślał Draco i uśmiechnął
się pod nosem, wyobrażając sobie spektakularną przegraną
Gryfonów, która miała nadejść już niedługo. A to wszystko
za jego sprawą. Krukoni, znając taktykę wroga, mieli nad nimi
ogromną przewagę. Tylko niewydarzeni idioci mogliby przegrać w
takiej sytuacji, a to ostatnie, o co mógł oskarżyć uczniów
Ravenclawu.
Ku radości Ślizgona, w końcu dotarli
na stadion. Neville położył rękę na plecach przyjaciółki
i skierował ją ku najwyższemu rzędowi. Malfoy ledwie
powstrzymał się od warknięcia na chłopaka, by zabierał swoją
brudną łapę. Zajęli miejsca, czekając na początek meczu.
Ślizgon skierował wzrok na sektor zajmowany zwykle przez uczniów
Slytherinu, starając się wyłowić swoją posturę wśród tłumu
uczniów. Uśmiechnął się wrednie, widząc niemrawą minę na
swojej twarzy. Spojrzał na towarzyszącą jej dwójkę: Blaise
wyglądał na porządnie skacowanego, natomiast Nott, który
najwyraźniej cudownie się odnalazł, sprawiał wrażenie, jakby
uczestniczenie w dzisiejszym widowisku było ostatnią rzeczą,
na którą miał ochotę.
Trybuny powoli zapełniały się
uczniami. Draco rozejrzał się wokół i, widząc siedzących obok
Longbottoma i Brown, pomyślał: „Życie towarzyskie
Granger jest takie fascynujące”.
W tym samym czasie Hermiona podążała
wraz z Nottem i Blaise'em za innymi Ślizgonami. Początkowo obawiała
się spotkania z innymi Ślizgonami, jako że wielu z nich ucierpiało
w wyniku wszczętej przez niej bójki. Ku jej zaskoczeniu niektórzy
z nich podchodzili do niej i gratulowali utarcia nosa Gregoroviczowi.
Relacje uczniów Slytherinu nie uległy
znacznemu pogorszeniu. Większość z nich po prostu uznała, że
wczorajszy incydent nie był niczym nadzwyczajnym. Tylko ci bardziej
roztropni przeczuwali, iż może być to oznaka nadchodzących zmian
w hierarchii uczniowskiej, jednak dopóki Draco był uwięziony w
ciele Gryfonki, nie mógł zrobić nic, by utemperować zapędy
przywódcze Gregorovicza.
Zawodnicy wlecieli na boisko. W
ostatniej chwili Nott powstrzymał ją przed pomachaniem Harry'emu na
powitanie, gdy ten mijał ich sektor.
Drużyny wystartowały. Hermiona z
zapartym tchem śledziła grę drużyny Gryfonów. Dziewczyna
z całego serca kibicowała swoim przyjaciołom, choć doskonale
wiedziała, że jako prawdziwy Ślizgon (i to w dodatku Malfoy),
powinna wspierać Krukonów.
Jęknęła, gdy zawodnicy w niebieskich
szatach zdobyli pierwsze punkty. Ze zmartwieniem oglądała dalszą
grę. Nie mogła zrozumieć, dlaczego Gryfonom z takim trudem
przychodzi zdobywanie goli. Krukoni z łatwością odgadywali
ich kolejne ruchy, odbierając im kafla. Przegrywali już 70:20.
— Przestań tak obgryzać te
paznokcie — szepnął jej do ucha Blaise, patrząc
z rozbawieniem na Hermionę.
Dziewczyna szybko schowała ręce do
kieszeni płaszcza.
Draco Malfoy z satysfakcją obserwował
kompromitację drużyny Gryffindoru.
„I pomyśleć, że to
wszystko przez jeden, mały anonim wysłany do kapitana Krukonów”
— śmiał się w duchu, dumny ze swojego sprytu. Pozwolił
swoim myślom odpłynąć, wyobrażając sobie miny Gryfonów po
meczu, jednak do rzeczywistości sprowadził go ryk kibiców.
Zamrugał i pochylił się do przodu, widząc jak Potter i
Mitchell ścigają się w pościgu za złotym zniczem. Nie podobała
mu się mina bliznowatego, oj nie… widział ją za każdym razem
tuż przed zdobyciem przez niego znicza.
Arystokrata rzucił okiem na tabelę
wyników. Jeśli Potter teraz go złapie…
Czarnowłosy nachylił się niżej nad
trzonkiem miotły, nabierając większej prędkości i wyprzedzając
rywala. Zręcznie wyminął odbite w niego tłuczki i wyciągnął
rękę…
— Ja pier…
Ryk kibiców zagłuszył dalszą
wypowiedź Malfoya. Ślizgon nie wierzył w to, co się stało. Ukrył
twarz w dłoniach. Gryfoni nadal byli w grze.
— Wygraliśmy! Hermiona wygraliśmy!
Nic ci nie jest? — spytał Neville, nachylając się do
przyjaciółki.
— Mdli mnie… idę się
wyrzygać — oznajmił Draco i zaczął przepychać się w
kierunku wyjścia.
Po drugiej stronie boiska Hermiona,
widząc Harry’ego z dumą prezentującego zdobycz drużynie
i widzom, krzyknęła, wyrzucając ręce w górę. Zamarła,
czując na sobie lodowate spojrzenia Ślizgonów. Blaise i Teodor
wytrzeszczyli na nią oczy, niemo krzycząc: Tępa kobieto!
— Przepraszam… złapał mnie
skurcz — wymamrotała Gryfonka i wstała, by jak najszybciej
opuścić stadion. Tuż za nią podążała jej obstawa, która,
dostawszy od Dracona porządną reprymendę za wczorajsze wydarzenia,
nie zamierzała odstąpić jej ani o krok. Zostawili ją samą
dopiero wtedy, gdy dotarli pod dormitorium na czwartym piętrze.
Istniało bowiem duże prawdopodobieństwo, że Gregorovicz będzie
chciał dokończyć wczorajszą „rozmowę”.
Weszła do salonu, niemal podskakując
ze szczęścia. Pomimo tego, że nie była zagorzałą fanką tego
sportu, cieszyła się z wygranej Gryfonów, przede wszystkim ze
względu na swoich przyjaciół, którzy ciężko pracowali, aby
pozostać w grze o Puchar.
Uśmiech spełzł jej z twarzy, gdy
zobaczyła naburmuszonego Malfoya, rozwalonego na sofie przed
kominkiem. Postanowiła, że po meczu poruszy wreszcie temat
przygotowań do przyjęcia w Noc Duchów, a nastawienie jej
współlokatora nie wróżyło nic dobrego.
— Malfoy? Nic ci nie jest?
— Mi? Zupełnie nic —
powiedział, patrząc w sufit. — Oprócz tego, że temu niedojdzie
znowu się udało! Możesz mi powiedzieć dlaczego… DLACZEGO,
pomimo tego, że zdradziłem Krukonom taktykę Pottera, udało mu się
wygrać?! — wybuchł po chwili, podnosząc się do siadu.
Hermiona wytrzeszczyła oczy i
wrzasnęła:
— CO zrobiłeś?!
Ślizgon spojrzał na nią z
politowaniem.
— A ty co myślałaś? Że nie
wykorzystam szansy na wyeliminowanie ich z gry?
— To było nie fair, Malfoy. Zresztą
nieważne. Musimy pogadać — oznajmiła, po czym zniknęła na
moment w swojej sypialni.
Chwilę później wróciła do salonu,
zaopatrzona w czysty pergamin i pióro. Ślizgon pytająco
uniósł brew.
— A ty co, wywiad
przeprowadzasz?
— Nie. Przez to całe
zamieszanie związane z zamianą zupełnie zapomniałam, że jesteśmy
odpowiedzialni za przygotowanie uczty z okazji Nocy Duchów
— oznajmiła, zapisując coś na pergaminie.
Malfoy prychnął pod nosem.
— Też mi coś. Co roku to samo:
najpierw występ chóru, później wyżerka. Co tu jest do
organizowania? Kolejna durna, nikomu niepotrzebna, nudna uczta… —
powiedział, kończąc przeciągle. Wbił wzrok w płomienie i
zaczął coś mamrotać pod nosem.
— Co mówisz?
— … że wcale nie musi być
nudno… — dokończył, po czym klasnął w dłonie i spojrzał na
Hermionę z zapałem. — Ha! Granger, mam genialny pomysł.
Tylko trzeba w to zaangażować sporo osób… a czasu jest mało…
no i ktoś musi sporządzić eliksir. No i potrzebna jest nam ofiara
— dodał, spoglądając na Gryfonkę z maniakalnym
błyskiem w oczach.
***
UWAGA, UWAGA: następny w Noc Duchów (jutro) o północy... o ile nam się uda... ;)
Świetny rozdział, jestem mile zaskoczona 'zamianą ciał' Jednak najbardziej wciąż cieszy mnie fakt, iż Hermiona i Draco nie pałają do siebie miłością od pierwszych rozdziałów, co coraz rzadziej można spotkać. Zafascynowana jestem postacią Blaise, uwielbiam jego żartobliwe wypowiedzi, uwagi. Reasumując, rozdział cudowny, nie mogę się już doczekać następnego.♥ ~ Wiczka Piczka
OdpowiedzUsuńTa zamiana jest bezbłędna, a Malfoy z okresem pobił wszystko :D Chyba każdemu facetowi by się taki epizod przydał... Pozdrawiam i wyczekuję z niecierpliwością kolejnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńSuper!!!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Blaise najlepszy xD.
OdpowiedzUsuńWeny życzę i zajrzyjcie tu:
Dramione - To w Nas Żyje
hasło do pokoju wspólnego Slytherinu ,,lewiatan" rozbawiło mnie do łez :P
OdpowiedzUsuńBardziej chodziło o legendarnego potwora morskiego niż sieć sklepów, ale tak też może być :P
UsuńSuuuuuuper! Nic gorszego już nie mogło spotkać Malfoya :D szkoda tylko że nie został jako szlamy zbluzgany :p
OdpowiedzUsuń