piątek, 30 października 2015

Poznaj lepiej swojego wroga



Piętnaście, jeden, sześć...
Piętnaście, jeden, sześć...
Znowu je widzę. Te liczby. Nawiedzają niemal każdy mój sen. Nie mogę od nich uciec, nie mogę o nich zapomnieć. Powoli stają się moim pragnieniem. Moją udręką. Za każdym razem promieniują czerwonym blaskiem, coraz to mocniejszym. Przychodzą do mnie z mroku, lecz nie na moje żądanie. Nie chcę ich widzieć.
Piętnaście, jeden, sześć...
Odpycham je i na powrót przyciągam, ale niezależnie od tego, co zrobię i tak się zbliżają. Za każdym razem, gdy kładę się spać, zastanawiam się, czy je znowu zobaczę. Nie chcę tego... a może chcę?
Piętnaście, jeden, sześć
Co? Nie! Nie odchodźcie! Wracajcie! Potrzebuję was!
Cyfry oddalają się. Kurczą i wydłużają. Zmieniają swój kształt. Zdaje się, że formują w litery. Powoli zaczynają się przybliżać, rozświetlając krwawym światłem mrok. Widzę coś! Jakieś wnętrze, lecz mrok nie pozwala mi go rozpoznać.
Drżę. Tak mi zimno. Czy to śmierć stoi nade mną i dyszy chłodem w kark?
Litery... Tak to litery! W jakie zdanie się ułożą? Co mi powiedzą? Nie widzę, są za daleko. Dostrzec mogę jedynie, że czymś ociekają. Krwią. Tak czerwoną… tak gęstą. Ciecz powoli spływa po wybrzuszeniach i zawijasach, zostawia strużki na ścianie i spada na... podłogę?
Nie chcę tego widzieć. Boję się. Odwracam wzrok, lecz gdziekolwiek nie spojrzę, napis pojawia się, przyprawiając mnie o dreszcze i mdłości. Co oznacza?
Śmierć.
Czyją?
Śmierć!
Kiedy?
Piętnaście! Jeden! Sześć!
Gdzie?
Śmierćśmierćśmierć!
— Śmierć — padł cichy szept z ust śniącego, gdy w końcu się przebudził.

***

Draco przeciągnął się i z szerokim ziewnięciem odwrócił na drugi bok. Nie otwierając oczu, odgarnął z twarzy kłęby loków, wyciągając z ust jeden z kosmyków. Było mu ciepło i wygodnie i najchętniej zostałby w łóżku, jednak pęcherz dawał wyraźne sygnały o swoim wypełnieniu. Mruknął niezadowolony, odkrywając się z kołdry, tym samym wystawiając swoje ciało na chłód. Niemal nic nie widząc przez zaspane oczy, wstał i powolnym krokiem ruszył do łazienki, zastanawiając się, dlaczego jego organizm zmusił go do wstania o tak barbarzyńsko wczesnej porze.
Leniwym ruchem zamknął drzwi i podszedł do sedesu, niemal na powrót zasypiając. Znieruchomiał i zmarszczył brwi. Coś mu się nie zgadzało, czegoś mu brakowało, a konkretniej pewnego bardzo ważnego narządu. Przetarł oczy wolną dłonią, myśląc, że jest to skutek niewyspania i zerknął w dół. Wytrzeszczył oczy, a z jego ust wydobył się spanikowany pisk, gdy zobaczył bawełniane białe majtki w… różowe biedronki?! Przerażony, zaczął szukać swojej zguby.
— Gdzie on jest?! Gdzie on, do cholery, jest?! — wrzeszczał, przeżywając najgorszy koszmar każdego mężczyzny. — Nie mógł tak po prostu zniknąć!
Zszokowany zaczął cofać się i runął na ziemię z powodu osuniętych na wysokość kolan czerwonych spodni. Wpatrywał się z niedowierzaniem w ewidentnie damską część bielizny, dysząc ze strachu.
— Gdzie jest mój penis?! — zawył płaczliwie, uderzając pięściami w podłogę. Zamknął oczy i wziął parę głębszych wdechów — Uspokój się, Draco, to nic takiego. To tylko zły sen. Tak naprawdę dalej leżysz w łóżku i wszystko jest z tobą w porządku…
WCALE NIE JEST W PORZĄDKU!!! — wydarł się, powracając wzrokiem do krocza. Dysząc ze strachu i wściekłości, niezgrabnie wstał i podciągnął czerwone spodnie.
Granger… to na pewno Granger maczała w tym palce. Zabije ją!” — zdecydował w myślach i gniewnym krokiem ruszył do drzwi.
Zatrzymał się, gdy przechodził obok luster, kątem oka wychwytując coś, czego z kolei nie powinno być. Przymknął oczy, starając się przygotować na to, co zobaczy. Ale czy może być coś gorszego od utraty męskości? Spojrzał w lustro, a z jego ust wydobył się potężny ryk, jakiego Hogwart i prawdopodobnie reszta świata nigdy wcześniej nie słyszała.

***

Hermiona otworzyła oczy i poderwała się z łóżka, słysząc nieludzki wrzask. Odczekała chwilę i z powrotem położyła się, przykładając dłoń do klatki piersiowej. Przymknęła oczy i spowolniła oddech, chcąc uspokoić galopujące serce. Westchnęła, czując, jak resztki snu całkowicie ją opuszczają. Wiedząc, że nie uda jej się ponownie zasnąć, przetarła oczy i z przyzwyczajenia uniosła dłoń, by odgarnąć niesforne loki z twarzy… tyle że ich tam nie było.
Zmarszczyła brwi i otworzyła oczy, czując krótsze, grubsze i przede wszystkim proste włosy. Usiadła, obiema dłońmi przeczesując nową fryzurę, a z jej ust wydobyły się krótkie, histeryczne jęki. Już miała obwinić o ścięcie włosów jej współlokatora, gdy zobaczyła coś, co odebrało jej dech. Odwróciła wzrok w nadziei, że owo zjawisko tylko jej się przewidziało, jednak gdy ponownie spojrzała w dół, nadal widziała płaską, umięśnioną klatkę piersiową i ścieżynkę jasnych włosków, które zaczynały się poniżej pępka i nikły pod szarymi dresami. Najgorszy był jednak dość spory namiot, który wyłaniał się na wysokości bioder.
Przerażona, uniosła kołdrę, by upewnić się, czy jej podejrzenia są słuszne.
Oby nie były, oby nie były…”.
Wydała z siebie zduszony okrzyk.
— Ooo… o mój Boże!
Dziewczyna szarpnęła kołdrę i z powrotem okryła biodra, rozglądając się, jakby chciała się upewnić, że nikt tego nie widzi. Dokładniej przyjrzała się pomieszczeniu: to nie był jej przytulny pokoik, więc skoro nie była u siebie, musi znajdować się w…
Drzwi otworzyły się z hukiem, a w sypialni pojawił się Draco. Gryfonka nigdy nie widziała takiej wściekłości w… SWOICH OCZACH?
Ślizgon w ciele Hermiony dosłownie wisiał na klamce, pewien, że jeśli ją puści, dokona mordu. Wściekle dysząc, mierzył zabójczym wzrokiem… samego siebie.
— Granger… tym razem przegięłaś. W tej chwili masz to odwrócić! — huknął.
Dziewczyna w ciele arystokraty zamrugała na te bezpodstawne oskarżenia.
— Ja? Ja nic nie zrobiłam…
— Kłamiesz!
Malfoy z trzaskiem zamknął drzwi i powoli podszedł do łóżka.
— Wcale nie! To pewnie twoja następna gierka! To TY masz to odkręcić! — krzyknęła wściekła na arystokratę. Nie dość mu było, że wczoraj myślała, że jest w ciąży?
— Granger albo to odkręcisz…
— Albo co?
Chłopak naprawdę starał się być spokojny i Merlin mu świadkiem, że jak na niego i tę sytuację szło mu naprawdę dobrze, jednak zaczepny ton współlokatorki sprowokował go do działania. Z okrzykiem rzucił się na swoje ciało, chwilowo (miał nadzieję) zamieszkane przez Gryfonkę i przyłożył dłonie do szyi przeciwnika, by po chwili zacząć go przyduszać. Hermionę ocaliło tylko to, że Draco w jej ciele nie miał swojej siły i jego wyczyny wydawały się nieszkodliwe i całkiem śmieszne.
— Malfoy, złaź ze mnie! — wrzasnęła dziewczyna głosem Ślizgona, próbując go z siebie zrzucić, jednak nie potrafiła panować nad daną jej siłą.
Chłopak już miał coś odwarknąć, gdy znieruchomiał. Poczuł coś… twardego? Coś, czego z taką paniką poszukiwał, będąc w łazience. Spojrzeli sobie w oczy: Hermiona zawstydzona, przestraszona i cała czerwona na twarzy w wyniku podduszenia, Draco z obrzydzeniem, wściekłością i niedowierzaniem, że znajduje się w takiej sytuacji. Natychmiast odsunął się od Gryfonki i przykucnął na przeciwległym końcu łóżka.
— Jak śmiesz się tak zachowywać?! Co, brak ci specjalnych wrażeń?
— Ale to nie ja! To tak samo — broniła się Hermiona, jeszcze bardziej czerwieniąc się na insynuacje chłopaka.
Ten już chciał coś odpowiedzieć, gdy nagle zmarszczył brwi i burknął:
— Na Merlina, przestań się tak rumienić. Ja się nigdy nie rumienię.
Oboje zamilkli na chwilę, myśląc o tym samym.
— Co teraz? — spytała Gryfonka, wypowiadając na głos obawy Dracona.
Chłopak przymknął oczy, z przyzwyczajenia przeczesał włosy (co nie było dobrym pomysłem przy burzy loków, jaką teraz posiadał) i posłał jej spojrzenie mówiące: „skąd mam wiedzieć, do cholery”.
— Musimy dowiedzieć się co wywołało zamianę i zabić tego, kto za tym stoi, a do tego czasu zachowujemy się jakby nigdy nic.
— Czyli udajemy… że…
— Tak, Granger. Ty udajesz dumnego arystokratę, a ja będę pozbawioną życia towarzyskiego kujonką.
— Hej! Ja mam życie towarzyskie! — oburzyła się Hermiona, nadal zakrywając się kołdrą.
— Aha… dwóch debili, zapijaczony gajowy i zadziorna feministka. Pozazdrościć doborowego towarzystwa. — Zachmurzył się, gdy zorientował się, iż przez jakiś czas to on będzie się z nimi zadawał.
Dziewczyna przełknęła ripostę, nie chcąc wdawać się w kolejną kłótnię. Już i bez tego mieli dużo problemów.
— Może po prostu pójdźmy do jakiegoś nauczyciela…
— Równie dobrze możemy już pakować kufry. Nie uważasz, że jeśli McGonagall się dowie, że znowu coś spartaczyłaś, to oberwie się nam obojgu?
— Wyjdź — powiedziała Hermiona, wskazując drzwi swojemu rozmówcy.
Malfoy przywołał na twarz Gryfonki bojowy wyraz i podniósł się z łóżka, po czym skierował się do wyjścia.
— Pospiesz się, musimy omówić i przećwiczyć parę rzeczy.
Hermiona przełknęła ślinę, wiedząc, że to może być ostatnia okazja, by zapytać o…
— A co mam zrobić z tym? —spytała, niepewnie wskazując palcem na wybrzuszenie.
Drobna Gryfonka spojrzała przez ramię, po czym uśmiechnęła się złośliwie i oznajmiła:
— Wiesz, w ostateczności, gdy już nie mam innego wyjścia, zawsze myślę o tobie — i zamknęła drzwi.
Draco wszedł do sypialni dziewczyny i otworzył komodę. Potarł w zamyśleniu podbródek, krytycznym wzrokiem oceniając jej zawartość. Pokręcił z niezadowoleniem głową, szukając czegoś, w czym mógłby się pokazać w tym odrażającym ciele. Jedynym, choć marnym pocieszeniem było to, że miał cycki. Cmoknął rozgoryczony i wyciągnął spódniczkę, zakolanówki i sweterek. Rozłożył ubrania na łóżku i wziął z szafki nocnej różdżkę Hermiony. Wycelował nią w odzież, zmieniając jej wygląd. Skrócił dolną część garderoby o parę centymetrów i uczynił ją nieco bardziej przylegającą do ciała. Patrząc na sweter, postanowił powiększyć jego dekolt. Nie znalazłszy odpowiedniego stanika, wyczarował model powiększający biust. Pokiwał z zadowoleniem głową i ubrał się w przygotowane i ulepszone rzeczy. Dzięki skróceniu spódnicy widoczny był fragment nóg między jej zakończeniem a zakolanówką. Z odrazą spojrzał na szkolne pantofle i przeobraził je w bardziej elegancki model.
Stanął przed lustrem, z uznaniem patrząc na czarny strój. Wycelował różdżką we włosy, rozprostowując je. Teraz sięgały niemal do pośladków dziewczyny. Co do makijażu: nie zamierzał ryzykować, że popsuje osiągnięty wygląd nieudanymi próbami. Jedyne co zrobił, to delikatnie wyregulował brwi. Odkręcił się i z wrednym uśmieszkiem zlustrował tyłek Gryfonki. W końcu był tylko facetem, prawda? Zadowolony z siebie i z cudu jakiego dokonał, sprawiając, że jego współlokatorka wyglądała… znośnie, pewnym krokiem i z dumnie, jak na arystokratę przystało, wszedł do salonu.
Szczęki im opadły, gdy siebie zobaczyli.
— Granger, możesz mi powiedzieć coś ty ze mną, do cholery, zrobiła? — warknął.
Dziewczyna ubrała różową koszulę, którą dostał od pani Zabini. Kobieta uparcie twierdziła, że nie jest różowa, lecz karminowa, jednak Draco wiedział swoje i zatrzymał ją tylko dlatego, by nie sprawiać przykrości przyjaciółce matki. Mało tego, Hermiona zapięła się na ostatni guzik i założyła jego najlepszą, czarną marynarkę, którą zakładał tylko na wyjątkowe okazje. Cholernie drogą marynarkę od najlepszego projektanta, a ona założyła ją ot, tak sobie! Do tego spodnie… To był już cios ostateczny. Założyła jasne, sprane dżinsy. Jasne!
— Ja z tobą? Raczej co ty mi zrobiłeś!
— Dzięki mnie wyglądasz bardziej elegancko, szczuplej i prawie seksownie. Ja natomiast wyglądam jak początkujący alfons z niedowładem mózgu! Brakuje tylko złotego łańcucha i cygara!
— Wyglądasz nowocześnie i stylowo — powiedziała pewnie Gryfonka.
Malfoy nie wierzył własnym uszom. Uderzył dłonią w czoło, mamrocząc, że poczucie humoru jego współlokatorki kiedyś go wykończy.
— Nowocześnie i stylowo? Granger, na jakim ty świecie żyjesz?
— W przeciwieństwie do ciebie w normalnym i uporządkowanym. Czy ty nie widzisz, jak to wygląda? — spytała z oburzeniem, wskazując na Ślizgona. Draco z niezrozumieniem zamrugał powiekami — Malfoy, ta spódnica jest tak krótka, że lada moment tyłek ci z niej wyskoczy! Nie możesz się tak pokazać publicznie, wyglądam jak prostytutka!
— Ja jak alfons, ty jak prostytutka… pasujemy do siebie — podsumował z wrednym uśmieszkiem.
— Zmień spódnicę.
— Nie.
— ZMIEŃ ją.
Menda pokazała jej język.
— Malfoy, natychmiast ją zdejmuj, szew spódnicy puścił po lewej — powiedziała Gryfonka, siląc się na spokój.
— No popatrz, a ja ją zwęziłem tylko trochę…
— Trochę?!
— Nie marudź, ciesz się, że stringów nie założyłem — mruknął Draco, ściągając spódniczkę.
— Co ty robisz?!
— No kazałaś mi ją ściągać, to ściągam — powiedział na pozór uprzejmie, jednak w bursztynowych oczach tliły się iskierki rozbawienia.
Hermiona wyjęła z kieszeni różdżkę Ślizgona, sprawiając, że spódnica wróciła na miejsce dłuższa i mniej opięta. Usunęła także pozostałe poprawki, oprócz brwi.
— Od razu lepiej.
— Moja kolej — zdecydował Malfoy. — Ściągaj marynarkę i koszulę.
— Nie ma mowy. Tak mi się podoba.
— A mi podobały się tamte ubrania. Ściągaj to.
Blondyn wydął wargi i mruknął coś w stylu: ani mi się śni. Kasztanowłosa uśmiechnęła się wrednie, z rozbiegu skoczyła na chłopaka, upadając z nim na podłogę i zaczęła rozpinać różową koszulę.
— Malfoy, przestań!
— Dlaczego? Nie masz się czego wstydzić.
— Na jaja Salazara, na chwilę wystarczy zostawić was samych, a robicie z tego dormitorium prawdziwą Sodomę i Gomorę — usłyszeli rozbawiony głos Blaise’a.
Prefekci naczelni wstali i odskoczyli od siebie, jakby przyłapano ich na gorącym uczynku. Popatrzyli po sobie ze strachem i niepewnością. Draco spojrzał na Blaise’a, szukając wymówki.
— Bo o… on…
— Taaak? — zachęcił Zabini, wesoło patrząc na dziewczynę.
— On źle w tej koszuli wygląda — wymamrotał Malfoy, odgarniając z twarzy włosy.
— Chyba będzie lepiej, jeśli pójdziesz do SIEBIE — powiedziała Hermiona z naciskiem na ostatnie słowo.
Ślizgon spojrzał na nią z wyższością i powiedział:
— Ja jestem u siebie. — Po chwili wyraz twarzy dziewczyny zmienił się, gdy zrozumiał, o co jej chodziło. — Och, racja… to ja sobie pójdę.
Hermiona przełknęła ślinę, gdy została sam na sam z Blaise’em. Musiała grać Malfoya, a pierwszy sprawdzian czekał ją właśnie teraz. Blondyn uśmiechnął się nieśmiało.
— Co się tak krzywisz? Ząb cię rozbolał? — zapytał Zabini, siadając na fotelu, patrząc na przyjaciela z rozbawieniem.
— Nie… — powiedziała, jednak najwyraźniej zrobiła to zbyt ciepło, ponieważ czarnoskóry zmarszczył brwi. — Nie, to tylko ta Granger — warknęła, naśladując pełen pogardy ton jej współlokatora.
— Co, molestuje cię, tak?
— A co, dziwisz się jej? — spytała dziewczyna, siląc się na pewny, narcystyczny ton, czując się przy tym jak kretynka. Czarnowłosy roześmiał się, a Hermiona westchnęła z ulgą. — Masz jakąś sprawę? — nawet dla Gryfonki zabrzmiało to dziwnie i nienaturalnie.
Blaise uniósł brwi.
— W sumie to tylko wpadłem, żeby ci powiedzieć o dzisiejszej imprezie i wypytać o twój szlaban.
— Nic takiego się nie stało: poszedłem, zwyciężyłem i wróciłem...
— Dobra idę, bo widzę, że się nie najlepiej czujesz. Ale obecność dziś wieczorem obowiązkowa — oznajmił Zabini i wyszedł z dormitorium.
— Poszedłem, zwyciężyłem i wróciłem? Skąd ty ten tekst wzięłaś? — spytał Draco, wracając do salonu i nie czekając na odpowiedź, rzucił w nią szarą marynarką i białą koszulą. — Włóż te. Nie próbuj protestować, ja się przebrałem — ostrzegł ją.
Hermiona odwróciła się wstydliwie i zmieniła ubranie.
— No to teraz włosy.
— Co z nimi nie tak? Zaczesałam je do tyłu, tak jak ty to zazwyczaj robisz.
— Za bardzo je przylizałaś i wyglądam jak goguś. Chodź tu — dodał i skinął na nią palcem.
Gryfonka podeszła do niego, a Draco wspiął się na palce, by dosięgnąć blond włosów.
— Jeśli nie umiesz korzystać z żelu albo ich zaczesywać, lepiej, żebyś je trochę potargała — pouczył ją i wsunął drobną dłoń między krótkie włosy. — Od razu lepiej. A teraz pokaż mi, jak chodzisz.
— Słucham?
— To słuchaj dalej… musisz zachowywać się tak jak ja. Przejdź się kawałek — powiedział władczym tonem, zupełnie niepasującym do delikatnego głosu dziewczyny.
Gryfonka zrobiła tak, jak powiedział. Już po dwóch krokach stwierdził:
— To będzie trudniejsze niż myślałem. Musisz chodzić pewnie, być wyprostowana i mieć dumnie uniesioną głowę — tłumaczył, gestykulując. — Popatrz na mnie.
Dopiero pół godziny później Draco zdecydował, że Hermiona jest gotowa do wyjścia. Teraz przyszła kolej na niego.
— Przejdź się — powtórzyła jego rozkaz, a po chwili złapała się za głowę.
— Możesz mi powiedzieć, co ci się nie podoba? — zapytał oburzony Draco.
— Chodzi o biodra, o to, jak się… kołyszą.
— Właśnie tak mają się kołysać kobiece biodra, Granger.
— Masz się poruszać tak jak ja, a ja nie chodzę tak, jakby za chwilę miałoby mi wypaść biodro ze stawu — powiedziała Gryfonka, zakładając ręce na piersi.
— Jak sobie chcesz, ale to w ogóle nie będzie seksowne…
— Twój chód nie ma być seksowny, tylko taki sam jak mój.
Malfoy westchnął i z bólem ustąpił, wiedząc, że za pół godziny rozpoczną się lekcje. Powtórzyli sobie wszystko: od sposobu wyrażania się i tonu głosu, po chód aż do mimiki. Draco nie mógł uśmiechać się wrednie i wygłaszać kąśliwych komentarzy, Hermiona miała być cyniczna i uśmiechać się ironicznie.
Spojrzeli po sobie z powagą, pokiwali głowami i wzięli głębokie oddechy. Jako pierwsza wyszła Hermiona w ciele Malfoya, Draco przyszedł na śniadanie chwilę po niej. Przedstawienie właśnie się rozpoczęło.

***

Hermiona pewnym krokiem przemierzała szkolne korytarze, rzucając pogardliwe spojrzenia na mijające ją osoby. Ciężko jej było zachowywać się w taki sposób, zwłaszcza w stosunku do znajomych. Za każdym razem chciała się do nich uśmiechnąć, jednak musiała przestrzegać wytycznych, których udzielił jej Malfoy. Ma być zimna, cyniczna i wyrachowana... nic trudnego.
Weszła do Wielkiej Sali i zdusiła w sobie chęć zajęcia miejsca przy stole Gryffindoru. Nie pozwalając sobie na chwilę słabości, skręciła w lewo i ruszyła do ostatniego, należącego do Slytherinu, stołu. Zgodnie z tym, co polecił jej współlokator, usiadła naprzeciwko Blaise'a, mając po prawej Notta. Zajęła miejsce przy ścianie, by, tak jak Malfoy, mieć widok na całą salę. Zabini wyszczerzył się na widok blondyna i w pierwszej chwili chciała odwzajemnić uśmiech, lecz przypomniała sobie słowa Malfoya:
— Blaise to wesoły czubek, będzie się cały czas wygłupiał i chwalił uzębieniem. Możesz się uśmiechnąć tylko wtedy, gdy powie coś naprawdę zabawnego... ale rzadko się to zdarza.
— Hej Draco? Mogę coś powiedzieć? — spytał Blaise.
— Nie — burknęła, naśladując zirytowany ton Ślizgona.
— Tamta różowa koszula lepiej ci pasowała. Wyglądałeś tak słodko i uroczo… jak tyłek pawiana
Hermiona upiła łyk soku, by zasłonić pucharem drżenie warg. Nie pomagał jej śmiech rozbawionego Teodora.
— Bardzo śmieszne, Zabini. Sztukę rozbawiania opanowałeś równie dobrze co żonglowanie płonącymi pochodniami — powiedziała Hermiona, nawiązując do ich imprezy w dormitorium prefektów naczelnych. „Jak oni mogli spalić dywan?!”.
— To co, wpadasz dziś do nas na stare śmieci? — spytał Nott, smarując grzankę.
— Nie mogę.
— Draco, musisz przyjść. Będzie Gregorovicz.
— Ivan? — spytała, nim zdołała się powstrzymać. Ostatnio nie widywała go zbyt często.
Dwójka Ślizgonów popatrzyła po sobie.
— Gregorovicz, tak, będzie tam. To kolejna okazja, żeby pokazać mu jego miejsce — dodał Teodor.
Hermiona zrobiła w myślach szybki bilans. Jeśli dobrze zrozumiała, to jeżeli nie pójdzie na imprezę, na którą wybiera się Ivan, to wpłynie to negatywnie na pozycję Malfoya. Prawdziwy Malfoy by na to nie pozwolił.
— Idę — zdecydowała.
Chwilę po tym wywiązała się rozmowa o Quidditchu i dziewczynach, a konkretniej na którym okazie warto zawiesić oko. Blaise mógłby nawijać o tym bez końca.
— Bo wiecie kiedyś-kiedyś to było łatwiej. Nie było makijażu ani push-up'ów, a teraz? Podbijasz do ładnej dziewczyny, a tak naprawdę jest brzydsza od trolla! No ale muszę przyznać, że są wyjątki... na przykład taka...
— Granger — powiedział Nott z wytrzeszczonymi oczami.
— Co? Teo, piłeś beze mnie? — spytał zdezorientowany czarnoskóry Ślizgon.
Brunet ruchem głowy polecił mu, by spojrzał za siebie.
Hermiona odwróciła się we wskazanym kierunku i zadrżała z oburzenia. W wejściu do Wielkiej Sali stała ona.... a raczej Malfoy ubrany dokładnie tak, jak mu zabroniła: w wydekoltowanym sweterku i stanowczo za krótkiej spódniczce. Założył za ucho kosmyk ponownie wyprostowanych włosów i  ruszył do stołu Gryffindoru z udawanym nieśmiałym uśmiechem.
Czuł na sobie spojrzenia niemalże wszystkich uczniów, ale nie przejmował się tym, z racji tego, że to w końcu Granger wyglądała jak prostytutka, a nie on. Pomimo złego położenia, w jakim znajdował się zarówno on, jak i jego współlokatorka, Ślizgon nie miał zamiaru przepuścić choćby najmniejszej okazji do dręczenia znienawidzonej przez lata dziewczyny.
Usiadł w miejscu zazwyczaj zajmowanym przez Gryfonkę, założył nogę na nogę i odrzucił włosy do tyłu. Z trudem powstrzymał się od parsknięcia śmiechem na widok głupich min Pottera i Weasleya.
Powoli Wielka Sala z powrotem wypełniła się gwarem porannych rozmów. Draco napełnił swój talerz plastrami smażonego bekonu i sporą porcją jajecznicy.
— Yyy... Hermiona? — spytał Harry, patrząc zdezorientowanym wzrokiem na dziewczynę.
— A niby kto? — odpowiedział zaczepnym tonem Ślizgon.
— Dobrze się czujesz?
— Świetnie, wręcz wspaniale, nie licząc tego, że jestem niewyspany...a — chłopak poprawił się szybko — głodna i muszę się z wami użerać — skończył kąśliwie, bardziej mamrocząc do samego siebie, niż udzielając Potterowi odpowiedzi na pytanie. Sam nie wiedział, co go tak rozdrażniło, postanowił przecież, że póki co będzie odnosić się do tej dwójki palantów, jak na Granger przystało.
Gryfoni wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia i podzielili się szeptem swoimi podejrzeniami:
— Pewnie ma okres.
Draco mimowolnie usłyszał tę uwagę i zaczął zastanawiać się, ile prawdy może być w domysłach tej dwójki.
Może i lepiej, że tak myślą. Przynajmniej będą się trzymać ode mnie z daleka”.
Opróżnił zawartość talerza i szybkim ruchem wyjął z torby plan zajęć Granger.
Pięknie. Całe przedpołudnie zawalone, a po obiedzie czeka mnie jeszcze zielarstwo i, o Wielki Salazarze, mugoloznastwo”.
Myślał, że już gorzej być nie może, gdy nagle odezwał się Weasley:
— Hermiona, pamiętasz, że dzisiaj po lekcjach idziemy do Hagrida?
— Ta — odwarknął Malfoy. Jakże mógłby zapomnieć, skoro Granger truła mu o tym przez niemalże cały poranek.
Chłopcy, domyślając się, że zły nastrój przyjaciółki jeszcze długo będzie się utrzymywał, postanowili zająć się sobą. Draco przez chwilę przysłuchiwał się ich rozmowie na temat meczu z Krukonami, zapamiętując co ciekawsze informacje. Nowa taktyka? Brzmi interesująco. Na tyle interesująco, by podzielić się nią z drużyną Ravenclawu. Ledwo skrył wredny uśmieszek.
— Hej — przywitała się Ginny i zajęła miejsce obok Malfoya, który tym razem musiał walczyć z chęcią wykrzywienia się. Rudowłosa, ku obrzydzeniu Ślizgona objęła go i puściła, dopiero gdy wyszeptała mu do ucha:
— Musimy pogadać. Na obiedzie?
— W porządku — odszepnął Draco, zastanawiając się, o co chodzi tej małej zdrajczyni krwi.
Chłopak dolał sobie soku i popijając go, kartkował Proroka Codziennego, by nikt go nie zagadywał, jednak coś mu w tym przeszkadzało. Uniósł wzrok znad gazety i zobaczył wpatrującego się w niego Weasleya, a konkretnie w jego dekolt.
O żesz ty, chamie zboczony, rudzielcu napalony, widoków ci się zachciewa?” — oburzył się w myślach Malfoy.
Wbił w swojego prześladowcę lodowe spojrzenie, jednak Weasley nie odczuwał go, zbyt pochłonięty wgapianiem się w widoczną część piersi Gryfonki. Ślizgon donośnie odchrząknął, jednak Ron nadal jak zahipnotyzowany wpatrywał się w walory Hermiony.
— Oczy mam nieco wyżej — warknął Draco, na co Gryfon w końcu odwrócił wzrok i poczerwieniał na twarzy.
Ginny z niezrozumieniem spojrzała na Hermionę i wytrzeszczyła oczy, jakby dopiero teraz dotarło do niej, jak ubrana jest jej przyjaciółka.
— No co?
— Nic tylko... Coś się stało?
— Merlinie, raz jeden założę coś ładniejszego i wszyscy się czepiają. Mam was dość — oznajmił Malfoy, pozbierał swoje rzeczy i ruszył do wyjścia.
Siedząca przy stole Ślizgonów Hermiona, widząc, jak Malfoy opuszcza Wielką Salę, porwała torbę i wstała z ławki.
— A ty dokąd? — spytał Blaise.
— Podręczyć szlamę — warknęła, w przeciwieństwie do Ślizgona nie wychodząc ze swojej roli. Udawała Bellatrix, a przy niej Malfoy to błahostka. Zmarszczyła gniewnie brwi, widząc zmierzającego ku schodom Ślizgona.
— Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz? — szepnęła wściekle, doganiając go.
— Sprawiam, że wyglądasz na bardziej wartościową. Powinnaś mi dziękować.
— Bardziej wartościową?! Wyglądasz jak...
Draco przystanął i ostrzegawczo uniósł palec, obracając się ku Hermionie.
— Nie kończ, Granger, bo pożałujesz. Jestem przyzwoitą kobietą i... — Malfoy zmarszczył brwi, gdy dotarło do niego, co powiedział.
Gryfonka roześmiała się, a Draco spojrzał na nią z wyrzutem.
— Na Salazara, Granger, przestań tak rechotać, bo mi reputację psujesz.
Gryfonka spoważniała na wzmiankę o reputacji i powiedziała:
— Przebierz się.
— Ale tak ładniej wyglądam.
— Guzik prawda. Przebieraj się w tej chwili.
Draco, niczym pięcioletnia dziewczynka, z uporem wypisanym na twarzy pokręcił głową. Hermiona zacisnęła szczękę, zdjęła z siebie marynarkę i stanęła za Malfoyem, zasłaniając nią dolną część swojego ciała.
— Co ty robisz?! Jeszcze ktoś pomyśli, że...
— Niech sobie myślą, co chcą. Nie pozwolę ci paradować z moim tyłkiem na wierzchu i jeśli będzie trzeba, będę za tobą tak chodzić przez cały czas — powiedziała stanowczo Hermiona, w dalszym ciągu zasłaniając go szarą marynarką.
Draco dzielnie próbował wyswobodzić się spod opiekuńczych ramion Gryfonki, jednak wszelkie jego próby były nadaremne, z racji tego, że obecnie był o głowę od niej niższy. Nie miał zamiaru jej ustąpić. Do zmiany decyzji zmusił go odgłos kroków, wracających ze śniadania uczniów. Za nic w świecie nie chciałby być przyłapany na obejmowaniu Granger w pustym korytarzu, a tak to właśnie wyglądało.
— Dobra — warknął delikatnym głosem dziewczyny. — Przebiorę się. Zadowolona?
— Nawet nie wiesz jak bardzo — powiedziała Gryfonka z przesłodzonym uśmiechem.
Draco zmrużył oczy, przysięgając sobie, że jego współlokatorka pożałuje swojego zachowania. Zbyt oburzony, by dalej grać, zaczął wspinać się po schodach typowo męskim krokiem, klnąc pod nosem.
— Odprowadzę cię do dormitorium, żeby nic ci nie przyszło do głowy — zdecydowała Hermiona, na co Malfoy będący już prawie u szczytu schodów odwrócił się i warknął:
— Nie waż się. Sam sobie poradzę — i wznowił wędrówkę. Będąc na półpiętrze, zawołał: — Ale włosy zostają!
Draco, złorzecząc na wszystko i wszystkich, wtargnął do sypialni Gryfonki i wyjął z szafy nowe (a jego zdaniem również okropne) ubrania. Zdecydował się na klasyczny mundurek: spódniczka prawie do kolan ("serio?!"), biała koszula, gryfoński krawat ("o Merlinie, zaraz zemdleję…") i szary sweter. Tak jak zapowiedział, włosy pozostały rozprostowane. Powolnym krokiem, nie martwiąc się spóźnieniem, ruszył na pierwszą lekcję, jaką były zaklęcia.
Tymczasem Hermiona czekała przed szklarnią na profesor Sprout, razem z resztą grupy Ślizgonów. W końcu nauczycielka wprowadziła ich do środka i rozpoczęła lekcję dotyczącą hodowli i właściwości jadowitej tenkatulii. Profesor Sprout rozdała im odzież ochronną i na chwilę poszła do składzika, wracając z małą doniczką z czerwoną rośliną przypominającą, o ironio, paproć. Gryfonka natychmiast rozpoznała roślinę i zaczęła przypominać sobie wszystko, co o niej wie.
— Dzisiaj zajmiemy się jedną z najniebezpieczniejszych roślin w świecie czarodziejów. Jest w młodym stadium rozwoju, więc nic złego nie powinno się wam stać, ale proszę was o ostrożność i rozwagę. Kto już się domyśla, o czym mówimy?
Ręka Malfoya wystrzeliła w górę. Hermiona zupełnie zapomniała o tym, iż nie jest w swoim ciele. Widząc zapał chłopaka, nauczycielka posłała mu potępiające spojrzenie i powiedziała:
— Panie Malfoy, udawanie panny Granger już dawno przestało bawić kogokolwiek. Proszę się zachowywać albo odejmę panu punkty.
Gryfonka starała się zachować maskę obojętności, pomimo tego, że najchętniej zapadłaby się pod ziemię.
— Wracając do lekcji: kto wie, co to za roślina i jakie są jej właściwości?
— Jest to jadowita tenkatula. Jej pędy mają za zadanie chwytać ofiarę. Kolce i owoce są silnie trujące, mogą doprowadzić do śmierci. Roślina jest bardzo cenna i pożądana na rynku. Nasiona wydają bardzo charakterystyczne trzaski. Należy ją hodować w pokojowej temperaturze, najlepiej w ciemnościach.
— Bardzo dobrze, panie Nott. Dziesięć punktów dla Slytherinu.
Hermiona nie mogła się powstrzymać i spojrzała na Teodora z oskarżeniem i wyrzutem w oczach. Brunet zmarszczył brwi i wzruszył ramionami.
— Pojechane po ambicji, co? — spytał szeptem Blaise, szturchając łokciem Gryfonkę. Ta nie odpowiedziała, wlepiając stalowy wzrok w nauczycielkę.
Hermiona uważnie słuchała profesor Sprout, robiąc notatki i ignorując żarty Zabiniego, co było dość trudnym zadaniem i kilkukrotnie o mało co nie parsknęła śmiechem.
— Pokaż mi swoje notatki — powiedział czarnowłosy Ślizgon, gdy nie zdążył zapisać jednej z uwag nauczycielki.
Hermiona bez zastanowienia podała Zabiniemu swoje zapiski. Ten spojrzał na nie i zastygł, jakby głęboko się nad czymś zastanawiał.
— Coś nie tak? — spytała podenerwowana Gryfonka, sięgając z powrotem po pergamin.
— Nie, nic — odpowiedział, spoglądając na przyjaciela z wesołymi iskierkami w ciemnych oczach.
Gryfonka z ulgą wypuściła powietrze z płuc. Przez chwilę bała się, że być może zrobiła coś nie tak i zdemaskowała siebie i Malfoya, jednak Blaise zdawał się niczego nie zauważyć, choć był trochę bardziej zadowolony z życia niż zazwyczaj.
Hermiona ponownie spojrzała na plan zajęć Ślizgona i skierowała się wraz z przyjaciółmi Malfoya w stronę zamku. Czekając przed salą eliksirów, zaczęła się niepokoić, nigdzie nie zauważając swojej niskiej postaci. Bała się, co też znowu może wymyślić jej współlokator.
— Za kim się tak rozglądasz? — spytał Nott, widząc niespokojne zachowanie blondyna.
— Chyba podobny problem ma Potter i Weasley. Ciekawe, gdzie się podziewa Granger? — spytał Blaise.
Hermiona, widząc na sobie spojrzenia dwójki Ślizgonów, powiedziała:
— A co mnie ona obchodzi?
Na jej szczęście nie musiała wysilać się na nic więcej, bo w tym momencie do sali weszła profesor Donovan, zapraszając uczniów do środka. Gryfonka usiadła na miejscu zwykle zajmowanym przez Malfoya i na rozdanie nieszczęsnych eliksirów wielosokowych. Modliła się w duchu, by po zamianie eliksirów przypadł jej w udziale jakiś przynajmniej w miarę poprawnie sporządzony.
Najwyraźniej jej modły nie zostały wysłuchane, ponieważ przypadło jej dzieło Rona i Neville’a. Eliksir śmierdział niemiłosiernie, był gęsty, kolorem przypominał błoto. Jak ona ma na tym pracować?
Przelała otrzymany eliksir do kociołka i rozpoczęła pracę. Zamiast robić postępy, naprawiała szkody, jakich narobili jej poprzednicy. Pod koniec zajęć eliksir był prawie zdatny do dalszego warzenia.
W czasie przerwy obiadowej wściekła poszła do dormitorium, wiedząc, że Malfoy opuścił również pozostałe lekcje, jednak jej gniew zniknął, gdy go zobaczyła. Ślizgon leżał na kanapie, kuląc się i kryjąc twarz w dłoniach. Nawet nie podniósł głowy, gdy usłyszał, że ktoś wchodzi do salonu.
— Malfoy? — spytała niepewnie. Nie słysząc odzewu, podeszła do kanapy i przykucnęła przy nim. — Malfoy, co się dzieje?
— Granger… ja chyba umieram — wydusił płaczliwym tonem, jeszcze bliżej przysuwając kolana do klatki piersiowej.
— Ale co się dzieje?
Draco odsunął w końcu dłonie od twarzy i spojrzał zbolałymi oczami na Gryfonkę, a Hermionę olśniło.
— Malfoy… czy ty masz okres? — spytała cicho.
Ślizgon pokiwał leciutko głową.
Dziewczyna przegryzła wargę i wpatrywała się we współlokatora, starając się utrzymać powagę, jednak z jej ust wyrwał się krótki chichot, który przemienił się w głośny, niekontrolowany śmiech na widok jego oskarżycielskiego spojrzenia.
— Ty się tu śmiejesz, a ja cierpię, Granger — warknął Draco, tuląc się do poduszki.
— Mój ty biedaku — zaśmiewała się dziewczyna, odgarniając mu włosy z twarzy, które zdążyły powrócić do dawnego wyglądu. Poklepała go w ramię i, odzyskując panowanie nad sobą, powiedziała: — Wstawaj, no już.
— Daj mi spokój, Granger! — wrzasnął, ukrywając twarz w poduszce.
— Wstawaj, nie możesz tak cały czas leżeć.
— Właśnie, że mogę.
Hermiona przewróciła oczami i wyrwała mu poduszkę. Uśmiechnęła się ze współczuciem.
— Spokojnie, najgorszy jest ten pierwszy dzień, zobaczysz, potem będzie lepiej.
— POTEM? — spojrzał na nią przerażony. — Granger, ja więcej nie zniosę.
— To wyobraź sobie, że ja daję radę, z tobą denerwującym mnie na każdym kroku. Chyba nie będziesz gorszy ode mnie?
Hermiona uderzyła w czułą strunę, co dało pożądany efekt. Malfoy zmrużył oczy i usiadł, mamrocząc pod nosem, że jeśli ona daje radę, to on tym bardziej sobie poradzi. Zaprowadziła go do łazienki i przykucnęła razem z nim przed szafką.
— Tu masz eliksiry, które trochę łagodzą ból, ale pamiętaj, że możesz je brać tylko raz dziennie. I... pewnie będzie lepiej, jeśli skorzystasz z tego — powiedziała, podając mu paczkę podpasek, rumieniąc się nagle, skrępowana całą sytuacją. — Poradzisz sobie.
Draco skinął głową, z powagą patrząc na zielone opakowanie, z miną sapera rozbrajającego bombę.
— Dam radę, Granger.
Nim wróciła do salonu, spojrzała na niego, przygryzając wargę.
— Malfoy?
Arystokrata przestał rozdzierać opakowanie i zerknął na nią.
— Co?
— Postaraj się... nie naruszać mojej prywatności.
— Granger, za chwilę będę nakładał ci podpaskę. Chyba nie da się przy tym nie naruszyć prywatności. To się przykleja do ciała? — spytał, gdy w końcu rozerwał opakowanie, nieufnie przyglądając się swojej zdobyczy.
— Nie, do bielizny. Po prostu... nie patrz tam, gdzie bym nie chciała. Bo ja nie będę patrzeć się na ciebie, zgoda?
— Nie martw się, Granger, nie jestem masochistą.
Gryfonka wróciła do salonu. Dwie skrajne emocje: rozbawienie i zawstydzenie mieszały się ze sobą, tworząc raczej nieciekawą mieszankę. Zmarszczyła brwi i zerknęła na zegarek. Minęło piętnaście minut. Co on tam robił?
— Malfoy? Wszystko w porządku?
Draco w końcu wyszedł z łazienki z ponurą miną i bez słowa wyminął ją. Hermiona postanowiła, że lepiej będzie, jeśli zostawi go w spokoju. Trochę współczuła Ślizgonowi, ale on sam doprowadził do takiej sytuacji. Gdyby nie podawał jej eliksiru wywołującego objawy ciąży, to ona by przez to przechodziła tydzień temu.
Cóż, karma” — pomyślała i poszła na obiad.

***

Draco usiadł przy stole, jednak nic nie wyglądało zachęcająco. Z rozdrażnieniem nalał sobie soku dyniowego i wypił kilka łyków. Jednego był pewien — żaden facet nie chciałby przechodzić przez to, co on. O nie. Czuł się ciężki i prawie wszystko go bolało. Po trzech godzinach miał dość. Dodatkowo wszystko irytowało go mocniej niż kiedykolwiek. Choćby ten przeklęty sok. Był kwaśny i smakował jakby przeleżał w butelce co najmniej pięć lat. Jednego był pewien — jeśli dowie się, kto za tym wszystkim stał...
— Halo, mówi się.
Wzdrygnął się i spojrzał w prawo, gdzie siedziała Weasleyówna.
— Nic nie słyszałaś z tego, co mówiłam, prawda?
— Skoro wiesz, to dlaczego się głupio pytasz? — warknął Draco, jednak widząc smutną minę rudowłosej szybko się poprawił: — Przepraszam, mam zły dzień.
— To chyba nie powód, by wyżywać się na mnie — westchnęła Ginny. — Nieważne, zostawmy to. Będziesz coś w ogóle jadła? No to w takim razie chodź ze mną — dodała, gdy Malfoy pokręcił głową.
Poszedł za zdrajczynią i wkrótce znaleźli się w opuszczonej sali.
— Co się wczoraj działo? I nie mów, że nic, bo wiem, że coś jest na rzeczy — oznajmiła Ginny, siadając na ławce.
— Wczoraj?
— Nie było cię wczoraj na lekcjach.
— Ach, wczoraj — powiedział przeciągle, starając się za wszelką cenę nie uśmiechnąć na wspomnienie poprzedniego dnia. — Malfoy zamknął mnie w łazience — skłamał, mając nadzieję, że jego odpowiedź zadowoli rudą Gryfonkę.
Ginny uniosła brwi, pytającym wzrokiem patrząc na przyjaciółkę.
— Zamknął cię w łazience? Niby za co?
Draco zmarszczył brwi, szukając odpowiedniego wyjaśnienia.
— Chyba za całokształt... Zresztą, nieważne, już to sobie wyjaśniliśmy — powiedział, chcąc jak najszybciej uwolnić się od Weasleyówny. — Wiesz, muszę przygotować się na następne zajęcia, więc jeśli nie masz nic przeciwko, to już się zmywam.
— Dałabyś sobie choć raz na wstrzymanie. Nic złego się nie stanie, jeśli raz nie będziesz przygotowana najlepiej ze wszystkich — przerwała, widząc poirytowane spojrzenie bursztynowych oczu. — Dobra, wiem, że cię nie przekonam. Do zobaczenia później.
Nagle Ginny zatrzymała się i rzuciła przez ramię:
— A, prawie zapomniałam: w sobotę organizujemy przyjęcie dla rodziców z okazji rocznicy ślubu. Obecność obowiązkowa — dodała z uśmiechem, pozostawiając Ślizgona samego.
Draco wziął głęboki wdech i zaklął pod nosem. Szybkim krokiem wrócił do dormitorium i rzucił szkolną torbę Gryfonki na podłogę, po czym zamknął się w łazience.
Hermiona obserwowała zachowanie Ślizgona, siedząc wygodnie na fotelu. Zastanawiała się, co też mogło doprowadzić go do takiego stanu.

ŁUUP

Malfoy wyszedł z łazienki, z całej siły kłapiąc drzwiami.
— Do cholery, Granger, czy te kudły muszą się tak plątać?! — rzucił wściekle, szukając w torbie różdżki.—  Co lekcję wracam do dormitorium, by je ponownie wyprostować
— To może daj sobie z tym spokój?
— NIGDY! — oznajmił bojowo, po czym ponownie zaszył się w łazience.
Hermiona postanowiła poczekać, aż zły nastrój Ślizgona minie… albo chociaż przestanie ciskać z oczu błyskawicami. Czekając na powrót współlokatora z łazienki, dokończyła swoje (a raczej Malfoya) wypracowanie na temat wykorzystywania jadu tenkatul. Dość długo to trwało, zanim Ślizgon znowu pojawił się w salonie, tym razem z nienagannie gładkimi brązowymi włosami, sięgającymi pasa.
Hermiona odłożyła pióro i spojrzała na niego niepewnie.
— Hm... Malfoy?
— Czego? — odwarknął, siadając naprzeciwko niej, w typowo męski sposób rozstawiając nogi.
— Pamiętasz, że dzisiaj idziesz razem z Harrym i Ronem do Hagrida?
Rzucił jej wściekłe spojrzenie, po czym wysyczał:
— Oczywiście, że wiem.
Hermiona odetchnęła z ulgą. Obawiała się bowiem, że Ślizgon może odwołać jej wspólne wyjście z przyjaciółmi, a przecież tak bardzo jej na nim zależało. Ostatnio coraz mniej czasu z nimi spędzała i nie chciała, żeby pomyśleli, że znowu wystawia ich do wiatru.
— Pójdę z twoimi przydupasami do Hagrida, ale wybij sobie z głowy to, że pojawię się na tym prostackim przyjęciu u Weasleyów.
Wytrzeszczyła oczy i przysiadła na skraju fotela, ze złączonymi nogami, jak na panienkę przystało.
— Jakie przyjęcie?
Malfoy spojrzał na nią krytycznym wzrokiem i rzekł:
— Usiądź normalnie, bo nie mogę na siebie patrzeć... chyba po raz pierwszy w życiu — dodał po namyśle. — A co do przyjęcia, na które nie idę... a raczej ty nie idziesz... cholera już się w tym wszystkim gubię —mruknął, marszcząc brwi. — W każdym razie to jest przyjęcie z okazji rocznicy ślubu, od którego wykręcisz się obowiązkami prefekta.
— Malfoy!
— Malfoy, Malfoy... zlituj się Granger. Kobiety często krzyczą moje imię, ale ty bijesz wszelkie rekordy — powiedział, rozcierając bolące skronie.
— Mal... — urwała, widząc rozbawione spojrzenie. — Masz tam pójść.
— NIE.
— Nie?! — spytała histerycznie Gryfonka.
— Nie.
— Świetnie, po prostu znakomicie — wykrzyknęła, łamiącym się od płaczu głosem.
Ślizgon spojrzał na nią z politowaniem.
— Przestań beczeć, Granger. Robisz ze mnie ciotę.
— Tak? — roześmiała się złowieszczo. — Ciotę to ja dopiero z ciebie zrobię.
Malfoy rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie.
— Tak, Malfoy. Jestem pewna, że Hogwart na długo zapamięta to, jak pewnego dnia, pewien zapatrzony w siebie arystokrata, wyznaje dozgonną miłość pannie Milicencie Bulstrode na pewnej piątkowej imprezie.
Ślizgon wstał gwałtownie z fotela, ostrzegawczo mierząc w nią palcem wskazującym.
— Co, wolałbyś kogoś bardziej przystojnego i umięśnionego?
— Nie zrobisz tego.
— Nie waż się mi mówić, co mogę, a czego nie mogę robić, Draconie Malfoyu. Przez cały dzień zadaję się z jakimiś dziwakami, rozwiązuję ich problemy, w przerwach, kiedy nie uciekam przed napaloną Greengrass, już nie wspominając o poranku... o nie, Malfoy... nie ma takiej rzeczy, której bym nie była w stanie zrobić.
Dłuższą chwilę mierzyli się spojrzeniami. Ślizgon dostrzegł w stalowych oczach złość i szaleństwo, które często były jego udziałem. Dziewczyna wiedziała, że wygrała, gdy dostrzegła pulsującą na (niegdyś jej) skroni żyłkę.
— Dobra, ty cholerna terrorystko — powiedział w końcu. „Przynajmniej będzie się można napić” — dodał sobie otuchy na myśl o kilkugodzinnym przebywaniu z rodziną Weasleyów. — Idę się przebrać.
Hermiona dopisała ostatnie zdanie i rozsiadła się w fotelu, czekając na powrót współlokatora. Chciała mieć pewność, iż tym razem nie powtórzy numeru ze śniadania.
Pół godziny później wyszedł z jej sypialni, ubrany w szarą, ołówkową spódnicę i elegancką białą koszulę. Nałożył na siebie jej czerwony płaszczyk i ruszył do lustra, powoli zapinając guziki.
— Gdzie mamy się spotkać? — spytał oschle.
— Będą czekać w sali wejściowej.
Ślizgon bez słowa opuścił dormitorium, a ona zaczęła mieć wątpliwości czy wysłanie go do Hagrida wspólnie z Harrym i Ronem na pewno było słusznym posunięciem. Aby się czymś zająć i odciągnąć uwagę od ciągle narastającego problemu, postanowiła ruszyć do biblioteki w poszukiwaniu informacji na temat problematycznego kwiatu paproci.
Draco Malfoy szedł dumnie przed siebie, a właściwie na tyle dumnie, na ile pozwalały mu jego krótkie nóżki. Zwolnił, gdy zobaczył dwie sylwetki, czekających na niego Gryfonów. Wziął kilka uspokajających oddechów i ruszył na spotkanie z „przyjaciółmi”.
— Hermiona — ucieszył się na widok przyjaciółki Harry, po czym (pomimo przerażonej miny Dracona) podszedł do niej, by ją przyjaźnie uściskać. Draco spojrzał w kierunku Weasleya („Nawet o tym nie myśl, Wieprzleju”), jednak ten rzucił tylko: „Hej”.
Najwyraźniej atmosfera pomiędzy Gryfonką a nieszczęśliwie w niej zakochanym rudzielcem nie była najlepsza.
I bardzo dobrze. Jeszcze mi obmacania przez tę niedojdę brakowało.”
— To co, idziemy? — spytał Draco, czując, że cisza robi się coraz bardziej niezręczna.
— Jasne — odparł Potter, poprawiając okulary.
Serio, całe życie w tych samych oprawkach? Nie stać go na nic lepszego? Serio?!!”.
I tak trójka przyjaciół dziarskim krokiem ruszyła w stronę chatki gajowego. Draco starał się za wszelką cenę nie wdawać z dwójką Gryfonów w żadne dyskusje, przytakiwał, gdy wymagała tego sytuacja; ale prawdziwą próbę samokontroli i cierpliwości przeszedł, gdy rozmowa zeszła na Quidditch.
— Wiesz Hermiono, nie tylko ty masz masę spraw na głowie. Oprócz kursów dla aurorów mamy jeszcze treningi drużyny, bo mecz z Krukonami już jutro — oznajmił dumnie Ron. — Jak mówiłaś, wciąż mamy szanse na zdobycie pucharu… a swoją drogą mam nadzieję, że już niedługo Malfoy wróci do gry…
Ślizgon spojrzał na niego z zaskoczeniem.
— Malfoy? Dlaczego?
— Gregorovicz jest o klasę lepszym zawodnikiem, więc to chyba jasne, że dla nas lepiej byłoby, gdyby na pozycję szukającego powróciła ta tchórzliwa fretka.
Jedna Avada i ten śmieć nie wypowie już ani słowa… tylko jedna” — przeszło Draconowi przez myśl. Aby uchronić się przed spędzeniem reszty życia w Azkabanie, zacisnął mocno pięści, do tego stopnia, że nieco dłuższe niż jego paznokcie Gryfonki poraniły wnętrze dłoni.
— Hermiona, co z tobą? — spytał Harry, widząc zacięty wyraz na twarzy przyjaciółki.
— Nic, nic — odpowiedział, szukając odpowiednio ostrej szpili, którą mógłby wbić rudzielcowi. Uśmiechnął się pod nosem. — Ale jeśli już mowa o Gregoroviczu... to wydaje się być inny niż reszta Ślizgonów. Lubię go… może to nawet coś więcej.
Osiągnął zamierzony cel. Twarz rudzielca przybrała odcień jego włosów, o ile nie ciemniejszy. Malfoy gustownie odrzucił włosy do tyłu, po czym wyprzedził Gryfonów i jako pierwszy dotarł do chatki gajowego. Zapukał w drewniane drzwi i przybrał, jak mu się wydawało, przyjazny uśmiech. Czuł, że efekt eliksiru przeciwbólowego powoli mija, więc miał nadzieję, że już niedługo będzie mógł z powrotem położyć się na sofie i umierać w samotności.
Chwilę później jego oczom ukazała się uśmiechnięta twarz znienawidzonego nauczyciela.
— Hermiono…
— Cześć.
Izba wyglądała dokładnie tak samo, jak podczas jego ostatniej wizyty w tym domu.
I śmierdzi tak samo” — pomyślał Draco.
Rozpiął płaszcz, czując coraz większy ból w podbrzuszu.
— Cholibka, Hermiono, nie najlepiej dziś wyglądasz — rzucił Hagrid z troską w głosie. — Dobrze się czujesz?
— Nic mi nie będzie — odpowiedział Draco, siląc się na spokój. — Po prostu boli mnie brzuch.
Olbrzym poszedł w stronę kuchni, która, notabene, znajdowała się w tym samym pomieszczeniu co sypialnia, salon oraz jadalnia i nastawił wodę na herbatę.
Ciekawe gdzie on ma kibel. Nie! Nie chcę wiedzieć”.
Po chwili między „nauczycielem” a Gryfonami wywiązała się rozmowa. Draco w tym czasie błądził myślami, po raz tysięczny zastanawiając się, co jest przyczyną zamiany ciał i kiedy ona minie. Co jakiś czas przytakiwał głową i wtrącał parę zdań, by sprawiać wrażenie, że jest pochłonięty rozmową tak, jak pozostali.
Słysząc gwizd, Hagrid wstał i nalał wrzątku do przygotowanych kubków, po czym rozdał je między uczniów. Malfoy spuścił głowę, by ukryć szok i przerażenie.
Czy on naprawdę oczekuję, że się z tego napiję? Kubki są wyszczerbione, wyglądają na niedomyte i z całą pewnością aż się tam roi od zarazków.”
Ślizgon nieufnie zerknął na herbatę i, widząc pytające spojrzenie gajowego i dwóch półgłówków, wymamrotał:
— Ja dziękuję.
— Hermiono naprawdę wszystko w porządku? — spytał Hagrid.
— Chyba mówiłam, że tak.
Słysząc nieprzyjazne warknięcie, gajowy postanowił nie poruszać więcej tego tematu… ani tego, że Gryfonka rozwaliła się na krześle jak typowy facet: z szeroko rozstawionymi nogami i rękami założonymi na piersi.
— A co u Dziobka? Ostatnio nie miałem o nim wieści od Syriusza.
— Hardodziob mieszka razem z nim w nowym domu na wsi. Bardzo mu się tam podoba i…
— To to bydle nadal żyje?! — wrzasnął z niedowierzaniem Draco, który do tej pory był święcie przekonany, iż jego ptasio—koński znajomy zginął w czasie krótkiego panowania Czarnego Pana.
Malfoy odchrząknął, z zakłopotaniem rozglądając się po chacie, by uniknąć zdziwionych spojrzeń.
— Hermiono myślałem, że bardzo lubisz Dziobka — powiedział z wyrzutem zasmucony Hagrid.
— Och, lubię go — „Najbardziej, kiedy myślę o nim jak o trupie…” — Myślałam o czymś innym — dokończył kulawo Ślizgon i sięgnął po herbatę, by usunąć gulę, jaka przed chwilą powstała w jego przełyku. Natychmiast tego pożałował i o mały włos nie wypluł jej na siedzącego przed nim Pottera… a w sumie…
Czarnowłosy odsunął się wraz z krzesłem, by uniknąć oplucia, jednak jego słynny refleks nie uratował go tym razem. Draco z trudem ukrył uśmiech satysfakcji, widząc szok na twarzy bliznowatego.
— Przepraszam. Tak mi przykro — powiedział słodko i dodał: — Jednak nie czuję się najlepiej, chyba już wrócę do zamku.
Rudzielec wstał z krzesła.
— Poczekaj, odprowadzę cię.
— Nie nie, dam sobie radę — oznajmił Ślizgon i wyszedł z chatki, nim ktokolwiek mógł go zatrzymać.
Zadowolony z siebie, lekkim krokiem wracał do zamku. Był już na trzecim piętrze, gdy usłyszał znajomy głos.
— Hermiono, zaczekaj!
Malfoy odwrócił się i zobaczył, idącego ku niemu, Gregorovicza. Przeklął w duchu i założył ręce na piersi.
— Czego? — warknął, gdyż to spotkanie kompletnie zrujnowało mu dobry humor.
Ivan zamrugał zdezorientowany i dopiero po chwili odzyskał głos.
— Hej, co tak ostro? — zaśmiał się — Chciałem się tylko zapytać, czy miałabyś ochotę wybrać się ze mną jutro do Hogsmeade?
— Nigdy w życiu, Gregorovicz.
— Eh… no cóż jeśli zmienisz zdanie, to wiesz, gdzie mnie szukać. Ślicznie dziś wyglądasz… naprawdę pięknie — szepnął i pogładził Malfoya po policzku, nim ten zrozumiał jego intencje.
No tego było już za wiele! Draco zacisnął pięść, wziął zamach i uderzył Gregorovicza w twarz, jednak, mając siłę Gryfonki, narobił więcej szkód sobie, niż przeciwnikowi. Walcząc, by nie jęknąć z bólu, warknął do zszokowanego bruneta:
— Nigdy więcej mnie nie dotykaj, ścierwojadzie — prychnął Malfoy i, obróciwszy się na pięcie, dodatkowo smagnął włosami po twarzy Ivana i skręcił w najbliższy korytarz.
Dopiero gdy usłyszał oddalające się kroki i miał pewność, że nikt go nie widzi, skulił się, wsadził pulsującą z bólu dłoń między kolana, a jego twarz wykrzywił grymas bólu. Odczekał chwilę w takiej pozycji, a gdy się wyprostował, zobaczył stojącego przed nim Notta.

***

Hermiona szybkim krokiem przemierzała salon, zastanawiając się, gdzie jest jej współlokator. Malfoy już dawno powinien tu być, by pomóc jej w wyborze ubrań.
Trudno, skoro go nie ma, to sama coś znajdę” — postanowiła Gryfonka i poszła do sypialni chłopaka. Otworzyła szafę pełną drogich, markowych ubrań i w namyśle postukała palcem w podbródek. „Co założyłby na imprezę Malfoy?” Na pewno nie tę czarną marynarkę, o którą robił jej rano wyrzuty.
Westchnęła i zaczęła przeszukiwać wieszaki. Hermiona musiała przyznać, że Ślizgon w swoim pokoju utrzymywał nienaganny porządek, nawet ubrania porozwieszane były kolorystycznie. Teraz już wiedziała, że robił syf w pozostałej części dormitorium wyłącznie po to, by ją drażnić, a Malfoy, trzeba mu to przyznać, umiał robić syf jak nikt inny. Wykrzywiła się, wspominając, jak wygląda umywalka po jego goleniu.
Aż tak trudno machnąć raz różdżką, by posprzątać? Nie, ale Granger będzie miała przy tym ubaw po pachy!”
Przestała przesuwać wieszaki, gdy zobaczyła czarną koszulę. Dobrała czarne spodnie, buty i szarą marynarkę, którą nosiła przez cały dzień. Założyła dolną partię ubrań i miała zacząć zapinać koszulę, gdy usłyszała wołanie:
— Draco! Jesteś?!
Hermiona, rozpoznawszy głos Blaise'a wyszła z sypialni i podeszła do czarnoskórego Ślizgona.
— No dobrze, żeś gotów, bo musimy już iść. Myślałem, że znowu trzeba będzie na ciebie czekać... ale muszę powiedzieć, że wyglądasz pięknie.
— Yyy...
— Naprawdę pięknie — szepnął Zabini, a w jego oczach Gryfonka ujrzała namiętność i... pożądanie?
Hermiona zaczęła się cofać, gdy Ślizgon przybliżał się do niej powolnym krokiem, nie odrywając od niej oczu.
Co jest?!” — pomyślała spanikowana. — „O mój Boże... Czy Malfoy i Blaise są... gejami?!” Spanikowana dziewczyna zaczęła szybciej oddychać, gdy poczuła za sobą ścianę. Nie miała gdzie uciekać, chłopak odciął jej drogę ewakuacji, opierając obie dłonie o ścianę, tuż przy jej głowie.
— Nie musimy iść na imprezę. Możemy zostać tutaj... — mruknął czarnowłosy uwodzicielskim tonem.
— Wolę iść na... — wytrzeszczyła oczy i głośno sapnęła, gdy Blaise jedną dłoń przeniósł na biodro Gryfonki. A raczej na biodro Malfoya.
Zabini roześmiał się i mruknął:
— Coś ty taki nieśmiały? Wczoraj taki nie byłeś. Umawialiśmy się na dzisiaj.
— Zmieniłem zdanie — pisnęła Hermiona, próbując wtopić się w ścianę.
Odwrócili się oboje, gdy usłyszeli huk. To Nott i Malfoy weszli do salonu. Ten drugi opuścił torbę, słysząc ich ostatnie kwestie. Twarz Hermiony była wykrzywiona w wyrazie szoku i wściekłości.
— Zabieraj ode mnie te łapska! — ryknął Draco i rzucił się na Zabiniego, okładając jego plecy drobnymi piąstkami.
Szuja miała czelność śmiać się wniebogłosy tak mocno, że musiał się pochylić, by złapać oddech. Czarnoskóry nie był jedynym, który się tak zachowywał. Teodor opierał ręce na kolanach, cały trzęsąc się ze śmiechu.
— Śmiej się, śmiej, zboczeńcu! — wydzierał się Malfoy, nadal zadając ciosy, czym wywoływał tylko mocniejsze napady śmiechu.
Hermiona z otwartymi ustami przyglądała się całej scenie, nadal nie mogąc wyjść z szoku.
— Draco przestań, bo się jeszcze spocisz — wydyszał Nott ze łzami w oczach.
— Zamknij się, bo do ciebie też podejdę i… jak mnie nazwałeś?
Ślizgon na tyle zaskoczony, że przestał okładać przyjaciela.
— Serio myślałeś, że się nie domyślimy? — spytał Blaise, w końcu się prostując.
— A… ale co? Jak? — wykrztusiła Hermiona.
— Oj oj, bidulka, patrzcie, jak się przeraziła… Blaise, chyba za bardzo wszedłeś w rolę — naśmiewał się Teodor. — Mam nadzieję, że tylko w rolę...
— Może mi ktoś powiedzieć co się tutaj, do kurwy nędzy, dzieje?!
— Jak on się ślicznie złości. Patrz, nawet nóżką tupnął.
— ZABINI!!!
— Już dobrze, dobrze, jesteśmy spokojni — zapewnił Blaise, po czym wymienił spojrzenia z Teodorem i ponownie ryknęli śmiechem.
Dopiero pół godziny później Hermiona wyszła z szoku, dwójka Ślizgonów przestała rechotać, a Malfoy skończył wymyślać nowe przekleństwa i obelgi.
— Skąd wiedzieliście? — spytała Gryfonka.
— Pierwsze poważne wątpliwości pojawiły się na zielarstwie, gdy zobaczyłem twoje pismo... — zaczął czarnoskóry, jednak Malfoy szybko przerwał mu.
— Widzisz, Granger? To ty nawaliłaś!
— Ty też dałeś nam do myślenia na śniadaniu… Cóż to był za strój!
Blaise aż klasnął z zachwytu.
— Wystarczyło tylko dodać wasz tajemniczy szlaban i poskładać kawałki — podsumował Nott. — Wiedzieliśmy, że nikomu się nie przyznacie, więc postanowiliśmy wam troszeczkę pomóc i…
— Ta cała akcja była po to, by zyskać pewność. Ja miałem udawać, że między nami jest gorący romans, a Teo miał zadbać, byś przyszedł w odpowiedniej chwili.
Hermiona otarła pot z czoła.
— Mało nie dostałam zawału.
— Banda kretynów — dodał Draco, zajmując fotel. Skrzywił się, próbując odsunąć od siebie obraz obmacującego go Blaise’a.
Gryfonka nagle sobie o czymś przypomniała i schowała twarz w dłoniach.
— Co jest? — spytał Zabini.
— Impreza u Ślizgonów.
— Spokojnie, pójdziesz tam z nami. Będziemy pilnować, by nie stało się nic tobie i reputacji naszej dziewczynki.
Czarnowłosy wyszczerzył zęby, gdy zobaczył mordercze spojrzenie bursztynowych oczu.
— Tak właściwie, to co konkretnie spowodowało zamianę? — spytał zaintrygowany Nott, który do tej pory nie słyszał o takim przypadku.
— Kwiat paproci. W wolnej chwili poszłam do…
— Do biblioteki — wtrącili Ślizgoni, czym zarobili zirytowane spojrzenie Gryfonki.
— Tak, do biblioteki i poszukałam trochę informacji na temat tej rośliny. Oprócz zamiany ciał ma kilka innych właściwości. Poza tym nie znalazłam nic więcej niż to, co powiedziała nam McGonagall.
— Ile to potrwa? — spytał naburmuszony Draco.
— Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
— Hmm… nie.
— Nie znalazłam nic na temat długości trwania zamiany, jednak dobrą informacją jest to, że zazwyczaj podobne… przypadłości trwają dobę.
— I to jest ta dobra informacja? — spytał Malfoy, zakładając nogi na stolik.
— A czegoś ty się spodziewał? Że od razu znajdę jakieś rozwiązanie? — spytała rozdrażniona i zepchnęła mu nogi ze stolika, mamrocząc, żeby się tak nie rozkraczał.
— Tak, Granger, w końcu to twoja specjalność. Ratowanie świata, rozwiązywanie nierozwiązywalnych problemów, szperanie w książkach…
— Za to twoją specjalnością jest dyrygowanie innymi, rządzenie się i rozkręcanie bójek.
— Zapomniałaś o tępieniu szlam — dodał przesłodzonym tonem, po czym wstał i pochylił się nad Hermioną, opierając dłoń na oparciu sofy.
— Och tak, jak nikt inny poniżasz ludzi, by zrekompensować swoje braki.
— Ja nie mam żadnych braków, w przeciwieństwie do ciebie — szepnął ze złośliwym uśmieszkiem, zerkając na swój dekolt.
Tego było Hermionie za wiele. Szybko wstała i, nieświadoma swojej siły, odepchnęła od siebie Ślizgona, który poleciał na stoliczek, przekoziołkował i wylądował przed kominkiem.
Trójka zamurowanych uczniów domu Salazara wpatrywała się w zdezorientowaną Gryfonkę. Po chwili Draco podniósł się, przeskoczył nad szklanym meblem i ruszył na Hermionę, jednak ona, ponownie zaskoczona, tym razem swoim refleksem, zrobiła unik, pchnęła Malfoya na kanapę i usiadła na jego udach, przytrzymując ręce przy klatce piersiowej. Dopiero po chwili dotarło do niej, co zrobiła pod wpływem impulsu, jaki dało jej ciało współlokatora.
— No nie… to już robi się nudne. Zawsze, kiedy przychodzę, ktoś tu kogoś ugniata — zauważył odkrywczo Blaise, z zainteresowaniem obserwując siłujących się ze sobą prefektów naczelnych.
Na te słowa Nott parsknął śmiechem i zaczął rozdzielać zajętych sobą uczniów. „W samą porę” — pomyślał, widząc czerwoną z wysiłku twarz dziewczyny. Ściągnął Gryfonkę ze swojego przyjaciela i delikatnie popchnął w kierunku Zabiniego, co okazało się słuszną decyzją, ponieważ dzięki temu mógł zatrzymać atak Malfoya na Hermionę.
— PUŚĆ MNIE! Sam sobie poradzę!
— Draco, spokojnie, bo jeszcze sobie coś złamiesz — Teodor próbował uspokoić młodego arystokratę. Bezskutecznie.
— Co z tego?! To i tak nie moje ciało. Nie pozwolę sobą tak po prostu rzucać!
— Biorąc pod uwagę fakt, że masz nieco ponad metr sześćdziesiąt wzrostu, to może być odrobinę problematyczne — zauważył dobrodusznie Zabini. — Odpuść…
— NIGDY! Ciekawe czy gdybyś musiał przechodzić przez to, co ja, też byłbyś taki spokojny. Jestem kobietą, w dodatku Granger, zadaję się z idiotami… chociaż to chyba mieści się w normie… ciągle puszą mi się kudły, zupełnie jakbym był Granger… A nie, czekaj! Ja JESTEM Granger! I w dodatku mam okres!
Przez okrągłą minutę Blaise zbierał swoją szczękę z podłogi, natomiast twarz Notta nie wyrażała żadnych emocji. Ślizgon zdążył już przyzwyczaić się do tego, że w towarzystwie Dracona i Zabiniego nie można się nudzić, no bo czy to coś niezwykłego, że twój najlepszy kumpel skurczył się, nabrał krągłości i zaczął miesiączkować? Gdy to sobie uświadomił, natychmiast wybuchł gromkim śmiechem, do którego dołączyli się czarnowłosy Ślizgon i Hermiona.
Całą sytuację bezbłędnie podsumował Blaise:
— Malfoy z okresem… najgorsza plaga świata czarodziejów. To się nadaje do gazet.
— NIENAWIDZĘ WAS — oświadczył dobitnie Draco, piorunując spojrzeniem wszystkich obecnych i naburmuszony usiadł na fotelu, wydymając wargi, jak na prawdziwą obrażoną dziewczynę przystało. — Jeśli nadal zamierzacie być na tej imprezie, to lepiej już idźcie.
— Racja. Blaise, ty eskortujesz Granger, ja dojdę później. Muszę pomóc w zaopatrzeniu — poinformował Nott i, uśmiechając się złośliwie do Malfoya, opuścił dormitorium.
Hermiona zapięła w końcu koszulę i razem z Zabinim wyszła na korytarz.
— Pamiętaj, masz być…
— Tak, tak wiem — mruknęła pod nosem Gryfonka.
— Postaram się nie dopuszczać do ciebie większości dziewczyn i towarzystwa, ale nie ma takiej możliwości, żebyś z nikim nie porozmawiała. Poza tym prędzej czy później i tak ktoś się do ciebie dopcha. Myślę, że po dwóch, trzech godzinach będzie po wszystkim, tylko trzeba ci wymyślić sensowną wymówkę… tym zajmie się nasza Teodora.
— Ropucha Neville’a?
— Teodor, Granger, Teodor — poprawił ją Ślizgon i powrócił do pouczania dziewczyny. Przystanął i zerknął przez ramię.
— Co ty tak drobisz?
Hermiona zarumieniła się i spuściła zawstydzoną twarz.
— No bo…
— Tak? — zachęcił ją chłopak.
— Muszę do toalety — niemal wyszeptała. Starała się walczyć z tą potrzebą, myśląc, że zamiana ciał minie po północy i nie będzie musiała wykonywać jej w tym ciele.
Zabini, walcząc z uśmiechem, by nie krępować jeszcze bardziej Hermiony, skręcił w korytarz prowadzący do łazienek. Podszedł do ściany i oparł się o nią, wsadzając kciuki do kieszeń czarnych dżinsów.
— Ty idź, ja poczekam tutaj i nikogo nie wpuszczę do środka. Nic ci się nie pomyliło? — zapytał z rozbawieniem, widząc, jak Gryfonka wchodzi do damskiej ubikacji.
Czerwona na twarzy, odchrząknęła i weszła do odpowiedniego pomieszczenia. Westchnęła, nie zauważając nikogo, i otworzyła drzwi do jednej z kabin. Będąc w środku, zawahała się i zaczęła mamrotać do siebie:
— Nie zrobię tego, to obrzydliwe. Obrzydliwe i niehigieniczne. Jak oni tak mogą? Nie dam rady… a zresztą, chrzanić pozory, zrobię to na siedząco.
Chwilę później wyszła z kabiny i zamarła, widząc pierwszoklasistę wpatrującego się w nią wytrzeszczonymi oczami.
— No co? — spytała, siląc się na szorstki ton.
— Nic… — wymamrotał młody Krukon i niemal wybiegł z toalety.
Hermiona umyła ręce i obmyła twarz zimna wodą, by zmniejszyć rumieńce, po czym wyszła na korytarz i od razu napotkała pytające spojrzenie Blaise'a.
— Możesz mi powiedzieć, co się tam przed chwilą stało? — spytał. — Dlaczego to biedne dziecię wybiegło stamtąd tak zszokowane?
— A skąd mam wiedzieć? — odpowiedziała niezbyt uprzejmie, wciąż będąc zażenowana tym, co przed chwilą musiała zrobić.
Bez słowa minęła Zabiniego i ruszyła w kierunku pokoju wspólnego Ślizgonów. Ten jednak dość szybko ją dogonił.
— Serio, weźcie to jakoś odkręćcie, bo coraz bardziej przypominasz swój pierwowzór.
— JA nie jestem jak Malfoy. Po prostu mam ciężki dzień — Hermiona próbowała jakoś usprawiedliwić swoje niezbyt przyjazne zachowanie.
— Racja, ale Draco też nie ma dziś lekko — powiedział z powagą, po czym spojrzał Gryfonce w oczy i oboje wybuchli głośnym śmiechem.
Dalsza droga do lochów upłynęła im na wesołej dyskusji na temat Malfoya i jego niezbyt komfortowej sytuacji. Hermiona musiała przyznać, że na całej tej przemianie wyszła o niebo lepiej od młodego arystokraty.
— Gotowa? — spytał cicho Blaise, gdy dotarli pod ścianę, za którą mieścił się pokój wspólny Slytherinu.
— Wejść do gniazda węży? Nie, ale nie mam wyjścia.
Ślizgon odwrócił się w stronę wilgotnej ściany i powiedział:
— Lewiatan.
W ścianie pojawiły się ciężkie, potężne drzwi, za którymi krył się pokój wspólny Ślizgonów, który o dziwo wcale nie wyglądał jak wylęgarnia chorób wenerycznych. Hermiona była, póki co, mile zaskoczona.
Zgodnie z wcześniej omówionym planem, razem z Blaise'em podeszła do dobrze wyposażonego barku, aby zdobyć „niezbędny prowiant”. Hermiona miała pewne wątpliwości co do tego, czy aby na pewno powinna być nim butelka Ognistej, ale nie protestowała. „Co kraj, to obyczaj” — pomyślała, biorąc od Zabiniego trzy szklanki.
— A gdzie Nott? — spytała, rozglądając się w poszukiwaniu zaginionego Ślizgona.
— Bez obaw, znajdzie się — uspokoił ją czarnowłosy, kierując się w stronę wolnego stolika, przy którym stały trzy bogato zdobione fotele. Zgodnie ustalili, że lepiej będzie nie dawać Astorii okazji do osaczenia Hermiony.
— To, co teraz robimy?
Blaise uśmiechnął się chytrze.
— Staramy się nie odstawać od reszty — powiedział, po czym otworzył butelkę i nalał trunku do szklanek.
Hermiona spojrzała na alkohol i z trudem powstrzymała się od skrzywienia. Jej ostatnie spotkanie z wysokoprocentowym alkoholem nie skończyło się zbyt dobrze. Prawdę mówiąc, to była katastrofa. Z rozmyślań wyrwał ją cichy głos Notta:
— Nie miej takiej przerażonej miny, Granger, to tylko trochę procentów.
Brunet zajął miejsce naprzeciwko niej i nalał sobie alkoholu do szklanki.
— No to zdrowie, panowie — powiedział wesoło Blaise, unosząc lekko szkło na znak toastu.
— Wszystkie te wasze cudowne imprezy tak wyglądają? — spytała półgłosem Hermiona, przyglądając się grupkom pijących uczniów.
Teodor nalał drugą kolejkę.
— Hm... zasadniczo.
— Może powinniśmy zwolnić... — zaczęła, jednak została szybko uciszona przez Blaise'a, który dał jej kuksańca w bok.
— O co ci...
— Siemasz, Harper — przerwał jej Zabini, witając się z nowo przybyłym Ślizgonem, który dostawił sobie krzesło do ich stolika.
— Co wy tacy aspołeczni? — powiedział, spoglądając na trójkę Ślizgonów siedzących w kącie salonu.
Hermiona rzuciła Blaise'owi przestraszone spojrzenie, starając się przekazać mu, aby jak najszybciej spławił intruza. Ten jednak albo nie zrozumiał niemego przekazu Gryfonki, albo po prostu ją zignorował, bo powiedział:
— My aspołeczni? Nigdy w życiu. Napijesz się z nami? — spytał i bez czekania na odpowiedź Harpera przywołał dodatkową szklankę. — Polewaj.
Gdy cała uwaga, wstawionego już nieco, Harpera skupiona była na nalewaniu trunku do szklanek, popielnicy i tacki z przekąskami, Blaise oznajmił Hermionie konspiracyjnym tonem:
— Uwierz mi, lepiej Harper niż Astoria. O wilku mowa...
— Draco, kochanie — powiedziała zmysłowym tonem, siadając Hermionie na kolanach i szepcząc jej coś do ucha. Chwilę później na twarzy Malfoya pojawiło się zszokowanie, które po chwili ustąpiło miejsca obrzydzeniu.
Greengrass maniakalnie zatrzepotała rzęsami.
— Co ty na to, skarbie?
— Czy ty, dziewczyno, nie masz wstydu?! — spytała Gryfonka, po czym gwałtownie wstała, zrzucając z siebie pseudo fankę Malfoya. — Muszę do łazienki — oznajmiła, zdjęła marynarkę i skierowała się ku drzwiom wyjściowym.
Ta dziewczyna nie ma za grosz poczucia własnej wartości. Jak tak można?!” — pomyślała, mijając tańczących Ślizgonów.
Wypity alkohol powoli dawał o sobie znać. Gryfonka poluzowała krawat, myśląc, że już najżywszy czas się ulotnić.
— Proszę, proszę... a któż to zawitał na stare śmieci?
Hermiona odwróciła się, słysząc dobrze jej znany głos, który do tej pory nigdy nie brzmiał tak nienawistnie. Jej oczom ukazał się nie kto inny jak Ivan Gregorovicz. Chłopak podał jej drinka, pogardliwie się w nią wpatrując.
— Dzięki, ale to chyba nie najlepszy moment. Właśnie miałem...
— Nie obchodzi mnie, co miałeś zamiar zrobić — przerwał jej napastliwie Rosjanin. — Doskonale wiesz, że w twoim dobrze pojętym interesie jest podtrzymywać pozory wzajemnego tolerowania się.
— Skoro tak twierdzisz… — odpowiedziała zdezorientowana Hermiona, spoglądając w kierunku stolika, chcąc zwrócić na siebie uwagę Blaise’a. Niestety, ten zajęty był rozmową z Harperem. — Więc o co chodzi?
— Chcę, abyś wyperswadował swojemu przygłupiemu koledze bycie kapitanem drużyny Quidditcha. Zresztą i tak już jest nim tylko na papierze, jesteście przecież zawieszeni.
— Ale od następnego semestru wszystko wraca do normy… — powiedziała niepewnie Hermiona, przeczuwając, że Malfoy nie będzie zachwycony takim obrotem spraw.
Gregorovicz gorzko się roześmiał.
— Naprawdę sądzisz, że ot tak po prostu wrócicie do drużyny? Doskonale sobie radzimy i wcale was nie potrzebujemy. Być może uszło to twojej uwadze, ale wielu uważa, że jesteś już zbędny.
Ivan ponownie zaśmiał się, jednak nie było w tym ani trochę ciepła. Hermionie przeszły ciarki po plecach na dźwięk zimnego, wyrafinowanego śmiechu.
— A najlepsze w tym wszystkim jest to, że wykluczyła cię ta głupia szlama.
— Słucham?!
— Myślałeś, że nikt nie wie, za co dostałeś dyskwalifikację? Swoją drogą, nie spodziewałem się tego po niej.
— Chodzi ci o Hermionę? — spytała cicho Gryfonka, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy. Przecież to Ivan. Ten, który ją przeprosił i obdarowywał prezentami. Ten, którego traktowała niemal jak przyjaciela.
— Tak, o nią.
Hermiona poczuła, jakby ktoś wbił jej nóż w plecy. Zaufała mu, a on tak naprawdę tylko udawał. „Ale po co?”. Musiała się tego dowiedzieć. Resztkami sił powstrzymała napływające do oczu łzy i, siląc się na obojętność, powiedziała:
— Wydawało mi się, że jesteście w dość dobrych relacjach.
Gregorovicz, który w tym momencie upijał łyk alkoholu, parsknął śmiechem, zalewając się płynem.
— Nie no, nie wierzę. To, że nabrałem szlamę, mnie nie dziwi… ale ty? Naprawdę niczego nie podejrzewałeś? Przecież ona potrzebna mi była tylko po to, żeby móc cię szpiegować. Zabrałem ci wszystko: pozycję w domu, miejsce w drużynie… A co do twojej ukochanej maskotki–ofiary… jeszcze trochę się nią pobawię, a potem pozbawię cię i niej.
Cierpliwość Gryfonki wyczerpała się. Chciała rzucić się na podłego Ślizgona, by go zranić, tak jak on zranił ją. Jednak nie mogła się na to zdobyć, gardziła przemocą. Zrobiła więc coś, co niezbyt pasowało do postawnego Malfoya: patrząc z nienawiścią w oczy Ślizgona, wylała na niego zawartość swojego drinka. Brunet spojrzał na swoją poplamioną koszulę i odrzucił ze złością szklankę, która z hukiem rozbiła się o podłogę.
Muzyka ucichła. Wszyscy obserwowali sprzeczkę dwóch najważniejszych osobistości w Slytherinie.
— TY ŚMIECIU!
Gregorovicz popchnął Hermionę na pobliski stolik i ruszył do ataku.
Dziewczyna skuliła się, czekając na cios, jednak żaden nie nadszedł. Otworzyła oczy i zobaczyła Blaise’a, który próbował załagodzić sytuację.
— Hej, kolego, spokojnie…
Nie było mu dane dokończyć, przerwał w chwili, gdy padł pierwszy cios.
Czarnoskóry potarł szczękę, nie odrywając morderczego spojrzenia od Ivana. Choć na co dzień beztroski i wesoły Zabini, jak każdy Ślizgon, miał w sobie tendencję do wybuchów. Bez żadnych skrupułów rzucił się na przeciwnika, zadając bezwzględne ciosy.
Widząc to, Nott walczył z chęcią dołączenia do Blaise’a, a wyprowadzeniem z przyszłego placu boju przestraszonej Gryfonki, jednak zanim zdążył podjąć jakąkolwiek decyzję, zaatakował go jeden z sympatyków Rosjanina. Nie trzeba było długo czekać na reakcję pozostałych. Ślizgoni podzieleni na zwolenników Malfoya i Gregorovicza wzięli przekład ze swoich idoli, a salon Ślizgonów wypełniły wrzaski, ryki i głuche odgłosy uderzeń.
Hermiona przełknęła ślinę, patrząc na istny zwierzyniec. Czując wyrzuty sumienia z powodu wywołania bójki, zaczęła lawirować między okładającymi się uczniami, podążając w stronę wyjścia. Była w połowie drogi, gdy poczuła szarpnięcie za koszulę. Gryfonka odwróciła się i zobaczyła nieznanego jej ucznia z zagranicy. Chłopak, gdyby słyszał o pozycji i wyczynach Malfoya na pewno nie odważyłby się go zaatakować. Blondyn wziął zamach…

***

Draco wyszedł z sypialni Hermiony, słysząc hałas i zamarł, widząc, w jakim stanie wrócili Blaise i Gryfonka.
— Zabini, co z tobą… GRANGER MÓJ NOS!!! COŚ TY ZROBIŁA Z MOIM NOSEM!!! — wrzasnął i szybkim krokiem podszedł do współlokatorki.
Ktoś niemający pojęcia o zaistniałej sytuacji mógłby pomyśleć, że Ślizgon podchodzi do Hermiony, kierowany czystą, bezinteresowną troską, jednak Blaise dobrze wiedział, że bardziej zainteresowany jest stanem własnego ciała
— Może mi ktoś, do kurwy nędzy, powiedzieć CO SIĘ TAM DZIAŁO?! I GDZIE JEST NOTT?! I MOJA MARYNARKA?!
—Draco, spokojnie — wybełkotał lekko pijanym tonem Zabini. — Ja ci wszystko wyjaśnię… ale jutro, teraz muszę pozbierać Notta. I nie bój nic! Wygraliśmy!
— NIGDZIE NIE IDZIESZ!!! CHOLERA, GRANGER! — ryknął Malfoy i rzucił się, by złapać chwiejącą się Hermionę. Dość już wyrządziła szkód jego twarzy.
— Zabini, wracaj! — rozkazał, ledwo utrzymując ciężar swojego prawdziwego ciała, jednak czarnoskóry machnął leniwie ręką i opuścił dormitorium prefektów naczelnych.
Klnąc pod nosem, najdelikatniej jak mógł, posadził współlokatorkę na fotelu i przykucnął przed nią, raz jeszcze szacując szkody.
— Granger? — spytał ostro i pstryknął palcami przed nosem Gryfonki, by sprowadzić ją na ziemię. — Możesz mi powiedzieć, jak to się stało?
— Wszystko mnie boli! — poskarżyła się płaczliwym głosem, jakby prosząc o zrewanżowanie się jej napastnikom.
Draco przymknął oczy i wrócił spojrzeniem do jej stalowych tęczówek, które nigdy wcześniej nie były takie delikatne i bezbronne. Mogli udawać, że nie zamienili się ciałami, jednak oczy zdradzały prawdę.
Malfoy pokręcił głową i wyjął różdżkę, by zająć się najgorszymi ranami. Uleczył złamany nos, rozciętą skroń i siniaki zdobiące jego bladą, nieskazitelną niegdyś cerę.
— Od czego się zaczęło? — spytał cicho Ślizgon, siląc się na delikatność. Bądź co bądź, dziewczyna właśnie została pobita. Chłopak zamierzał zdobyć od niej informacje i rozprawić się z tymi, którzy ośmielili się go zaatakować.
Hermiona skrzywiła się żałośnie na wspomnienie słów Gregorovicza i pociągnęła nosem. Draco przełknął ślinę, widząc, jak coraz bardziej drży jej dolna warga.
— Nie… nienienie… nie waż mi się tu płakać — powiedział Malfoy, ostrzegawczo unosząc palec. Widząc pierwsze łzy, kontynuował: — Nie becz. Ta twarz nigdy nie została skalana łzami… cholera, Granger — syknął i rzucił jej chusteczkę.
Dziewczyna schowała w niej twarz, a całe jej ciało wstrząsało się od głośnego szlochu. Draco, nie za bardzo wiedząc co zrobić, niezręcznie poklepał ją po ramieniu. Hermiona przestała płakać, spojrzała na niego i zaczęła jeszcze głośniej rozpaczać.
Baby… nie robisz nic — źle, pocieszasz — jeszcze gorzej” — pomyślał Ślizgon, postanawiając, że najlepiej będzie, jeśli poczeka i da jej się wypłakać.
Gryfonka w końcu uspokoiła się i wydmuchała hałaśliwie nos w chusteczkę. Zauważając wyhaftowane srebrne inicjały Ślizgona, wyciągnęła rękę, by oddać mu jego własność.
— Nie trzeba, weź ją sobie — mruknął, starając się zapanować nad mdłościami.
— Och… dziękuję.
— Powiesz mi wreszcie, co się stało?
— Gregorovicz…
— To już nie Ivan? — zakpił Draco, nie panując nad sarkastycznym uśmieszkiem.
Hermiona zmrużyła oczy.
— Nie, już nie Ivan. Jest taki sam jak ty. Podły i bezwzględny dupek.
Draco uniósł brew.
— Ja przynajmniej jestem przystojny.
Hermiona nie skomentowała tego. Objęła kolana ramionami i zaczęła się delikatnie kołysać.
— On to wszystko sobie zaplanował. Był taki miły… właściwie to od momentu, gdy zorientował się, że lubisz mnie dręczyć — zauważyła gorzko dziewczyna. — Powiedział, że zadawał się ze mną, bo chciał cię w ten sposób szpiegować… że odebrał ci wszystko… pozycję szukającego, mówił coś o poparciu Ślizgonów i… o mnie. Powiedział, że jeszcze trochę się mną pobawi i…
Gryfonka znowu zaczęła płakać, choć było to nic w porównaniu do poprzedniego szlochu.
— I wtedy go uderzyłaś, tak? — spytał cicho.
— Nie. Oblałam go drinkiem.
Malfoy schował twarz w dłoniach.
— Granger, masz moje ciało… moje cudowne ciało, mogłaś go po prostu stłuc. Dlaczego tego nie zrobiłaś? — spytał rozdrażniony.
— Nie umiem się bić — odpowiedziała żałośnie, wzruszając przy tym ramionami.
— A Blaise nic nie zrobił? I co się stało z Nottem? I moją marynarką — dodał po namyśle.
— Blaise próbował mnie bronić, ale Gregorovicz uderzył go i zaczęli się bić. Nott chciał pomóc, ale jego ktoś też… i wszyscy zaczęli się bić.
— A ciebie kto tak urządził? — spytał o to, na czym najbardziej mu zależało.
— Nie wiem, też jakiś nowy, z zagranicy. Nie znam go.
— Jak wyglądał?
— Wysoki, blondyn, zielone oczy, bardzo rozczochrane włosy… wyglądał, jakby go piorun trafił…
— Dobra, wiem który — mruknął po krótkim namyśle. — Nott?
— No właśnie z nim jest najgorzej, bo jako jedyny ze Ślizgonów chciał opanować sytuację i mnie wyprowadzić, ale… można powiedzieć, że tłum go porwał.
— Co masz na myśli, mówiąc „tłum go porwał”? — spytał chłopak, niepokojąc się o przyjaciela.
— W pewnym momencie zniknął mi z oczu… nieważne czy ktoś popierał ciebie czy Gregorovicza, każdy chciał dopaść Notta za to, że ich uspokaja… no, prawie każdy.
— Pięknie… jeden schlany, drugi zaginął w akcji… Wysłać was na imprezę… Nie becz już, więcej chusteczek ci nie dam. I gdzie moja marynarka?
— Co cię tak boli ta przeklęta marynarka? Zdjęłam ją, a potem gdzieś przepadła.
— CO?!
— Pewnie Astoria ją wzięła.
— Astoria — warknął Draco, a Hermiona wiedziała, że blondynkę czekają ciężkie chwile. — Daj tę koszulę — powiedział, patrząc krytycznie na resztki materiału.
Gryfonka chciała zaprotestować, jednak widząc wzrok Malfoya, posłusznie zdjęła koszulę i odruchowo się zakryła. Ślizgon jedynie uniósł brew i wrzucił zniszczony, zakrwawiony materiał w płomienie. Poszedł do swojego pokoju i wrócił z czarnym podkoszulkiem i szarymi dresami. Usunął rany na klatce piersiowej i podał dziewczynie ubrania.
— Przebierz się i tu wróć.
— Co? — spytała zdezorientowana Gryfonka.
— Czy ja mówię niewyraźnie? Przebierz się i wróć — powtórzył niecierpliwie.
Hermiona wykonała jego nietypowe polecenie i obronnie założyła ręce na piersi. Zaskoczona, obserwowała, jak Ślizgon odsuwa meble pod ścianę, by zrobić jak najwięcej wolnego miejsca na środku salonu.
— Em… Malfoy? — spytała niepewnie. — Co ty robisz?
— Nie widać? Szykuję ci salę treningową.
— Salę treningową?
Draco skończył przestawiać meble i wreszcie spojrzał na Gryfonkę.
— Tak, Granger. Nauczę cię walczyć — oznajmił stanowczo.
— Że co?
— Nie wiemy, jak długo potrwa ta zamiana, a nie możesz oblewać drinkami każdego, kto cię obrazi lub zaatakuje. W ten sposób ucierpi moja pozycja i reputacja, o ciele nie wspominając. Już wystarczająco rzeczy będę musiał po tobie naprawiać. Poza tym nie mam zamiaru codziennie cię łatać.
— A… ale ja nie chcę.
— Musisz. Popatrz na to z tej strony: ja mam okres i cierpię, a ty nauczysz się jak się bronić, a to może ci się w przyszłości przydać. To jak… nabywanie nowej wiedzy, tylko że o samoobronie. A teraz chodź tu wreszcie albo cię tu przywlokę.
— Od samoobrony mam różdżkę.
— I widać tego efekty — odparł sarkastycznie, podszedł do kanapy i wziął jedną z dużych poduszek. — Chodź tu.
Hermiona niepewnie stanęła naprzeciwko Ślizgona, który uniósł poduszkę na odpowiednią wysokość, stając w lekkim rozkroku.
— Uderz.
Dziewczyna przygryzła wargę.
— Jakiś problem, Granger?
— Nie lubię bezsensownej przemocy — wymamrotała.
— Widzisz, a ja ją wprost uwielbiam — powiedział Draco z niebezpiecznym błyskiem w oku.
Gryfonka przełknęła ślinę, słysząc tę subtelną groźbę i wymierzyła cios. Malfoy spojrzał na nią z politowaniem.
— Serio? — spytał z kpiną. — Granger, musisz skorzystać z mojej siły, tak jak zrobiłaś to wcześniej.
— Ale ja nie wiem jak.
— Przypomnij sobie coś, co cię wkurzy. Przypomnij sobie, co ci powiedział Gregorovicz. Wyobraź sobie, że ta poduszka to jego gęba. Pamiętasz? Jesteś tylko zabawką, wykorzystuje cię, bawi się tobą, poniża…
— Równie dobrze to ty mógłbyś być tą poduszką — burknęła Hermiona, zadając, ku swojemu zaskoczeniu, coraz silniejsze ciosy.
— Ja nie dałbym się pobić kobiecie.
Dziewczyna zmrużyła oczy i instynktownie uniosła nogę, by tym razem kopnąć swój cel. Malfoy pokiwał głową i powiedział:
— Świetnie, jesteś w stanie pokonać dziesięciolatka. Ćwiczymy dalej.
— Chyba sobie żartujesz.
— Nie, Granger, nie żartuję. Tu chodzi o moją reputację i nie pozwolę ci jej zniszczyć.
— Czy ty masz jakiekolwiek inne zmartwienia? — spytała rozdrażniona dziewczyna.
— Tak. Nie mam mojej marynarki.
Tak więc ćwiczyli. Hermiona starała się wykonywać polecenia Ślizgona jak najlepiej, licząc na to, że ten dość szybko uzna, że nauczyła się korzystać z jego siły. Kiedy jej ciosy stały się silne i precyzyjne, Malfoy pokiwał głową z aprobatą.
— Dobrze, teraz nauczymy cię, jak nie dać się uderzyć. Ktoś musi zadbać o tę piękną twarz — powiedział, odrzucając poduszkę i podchodząc do Gryfonki.
— Nie, Malfoy. Jestem wykończona — rzuciła i powolnym krokiem ruszyła w stronę łazienki.
Draco gniewnie zmrużył oczy, po czym złapał Hermionę za rękę i zaczął ciągnąć w swoim kierunku.
Hm, może i nie powinienem jej uczyć, jak korzystać z mojej siły” — pomyślał, gdy Gryfonka szła dalej przed siebie, pomimo przyczepionego do niej Ślizgona. Odpuścił, poprawił rozczochrane włosy i oznajmił, siląc się na spokojny ton:
— Jak chcesz, tylko żebyś nie była zdziwiona, że po jutrzejszym przyjęciu możesz już nigdy nie dostać zaproszenia od Weasleyów.
Zadziałało. Hermiona zatrzymała się i powoli zwróciła swą twarz ku Malfoyowi. Uniosła palec wskazujący i powiedziała:
— Nie zrobisz tego.
— Tak uważasz? — odpowiedział jej przesłodzonym głosem, który zupełnie nie pasował do groźby czającej się w bursztynowych oczach.
Hermiona przeprowadziła w myślach szybki rachunek zysków i strat. Była zmęczona i obolała, ale fakt, iż Malfoy może popsuć jej relacje z rodziną Weasleyów, przerażał ją bardziej niż dodatkowy godzinny trening. Z drugiej strony nie miała pewności czy Ślizgon dotrzyma słowa i będzie się zachowywał, jak należy. „W końcu to Malfoy”. Najwyraźniej arystokrata dostrzegł w stalowych oczach wynik jej kalkulacji, bo odwrócił się i powrócił na miejsce, gdzie znajdowała się prowizoryczna sala treningowa. Hermiona z zaciętą miną podążyła za nim.
— Dobra, Granger. Skup się. Napastnik wyprowadza coś. Co robisz?
— Uciekam.
Malfoy przymknął oczy i wziął głęboki, uspokajający oddech.
— A teraz jesteś mną. Napastnik wyprowadza cios. Co robisz? — ostatnie słowa niemal wykrzyczał, co nie przyniosło spektakularnego efektu, ze względu na fakt, że miał do dyspozycji delikatny, dziewczęcy głos Gryfonki.
— Staję dzielnie do walki o chwałę, sławę i mój nienaganny wizerunek — odpowiedziała sarkastycznie Hermiona.
— Bardzo śmieszne, Granger.
— Owszem, cieszę się, że w końcu zrozumiałeś, że nikogo tak naprawdę nie obchodzi twoja wątpliwa reputacja.
Ślizgon puścił tę uwagę mimo uszu.
— Wracając do sedna sprawy: gdy ktoś spróbuje cię uderzyć, złap go za nadgarstek, później zrób obrót i rzuć nim o ziemię. Jasne?
— Ani trochę.
— Wyjdzie w praktyce — powiedział, podchodząc do Hermiony. — Cholera, przydałby się ktoś wyższy do sparingu — dodał, patrząc na o głowę wyższą w tej chwili Gryfonkę.
Ćwiczyli. Trochę to trwało, nim dziewczynie udało się rzucić Malfoyem przez ramię. Gdy skończyli, zegar wskazywał trzecią.

***

Atmosfera w Wielkiej Sali była napięta. Każdy, kto interesował się rozgrywkami Quidditcha, wiedział, że od wyniku tego meczu zależą szanse Gryffindoru na pozostanie w grze. Zawodnicy opuścili pomieszczenie, by po raz ostatni powtórzyć taktykę i móc oswoić się z panującymi na boisku warunkami.
Malfoy z uśmiechem życzył Potterowi powodzenia, doskonale wiedząc, że szanse na wygraną drużyny Pottera są tak małe, jak zasoby w skarbcu Weasleyów. Dokończył śniadanie i w doskonałym humorze ruszył razem z Neville’em na stadion. Ból brzucha wciąż dawał o sobie znać, ale nie był tak dotkliwy jak wczoraj, co więcej za chwilę miał być świadkiem porażki Gryfonów. „Piękny początek dnia” — pomyślał.
— Mimo porażki ze Slytherinem nadal jesteśmy w grze, to dopiero początek sezonu. Myślę, że...
— Ty myślisz Longbottom? Jestem zdumiony! — wykrzyknął Malfoy z udawanym zaskoczeniem i dopiero po chwili zauważył, jak wielką gafę popełnił.
Neville zamrugał, starając się wyjść z szoku i spojrzał z wyrzutem na przyjaciółkę. Draco odchrząknął i przybrał, jak miał nadzieje, skruszony wyraz twarzy.
— Przepraszam Neville to wszystko przez... — zaciął się, szukając odpowiedniego wytłumaczenia — przez Malfoya! Mieszkanie z nim w jednym dormitorium jest koszmarem.
Gryfon westchnął i uśmiechnął się ze współczuciem.
— Rozumiem. Gdybym to ja miałbym z nim mieszkać...
Chłopak wzdrygnął się na swoje słowa i szczelniej otulił kurtką, gdy zerwał się lodowaty wiatr.
— Współczuję im. Grać w takiej pogodzie...
A ja mam nadzieje, że nieźle odmrożą sobie tyłki” — pomyślał Draco i uśmiechnął się pod nosem, wyobrażając sobie spektakularną przegraną Gryfonów, która miała nadejść już niedługo. A to wszystko za jego sprawą. Krukoni, znając taktykę wroga, mieli nad nimi ogromną przewagę. Tylko niewydarzeni idioci mogliby przegrać w takiej sytuacji, a to ostatnie, o co mógł oskarżyć uczniów Ravenclawu.
Ku radości Ślizgona, w końcu dotarli na stadion. Neville położył rękę na plecach przyjaciółki i skierował ją ku najwyższemu rzędowi. Malfoy ledwie powstrzymał się od warknięcia na chłopaka, by zabierał swoją brudną łapę. Zajęli miejsca, czekając na początek meczu. Ślizgon skierował wzrok na sektor zajmowany zwykle przez uczniów Slytherinu, starając się wyłowić swoją posturę wśród tłumu uczniów. Uśmiechnął się wrednie, widząc niemrawą minę na swojej twarzy. Spojrzał na towarzyszącą jej dwójkę: Blaise wyglądał na porządnie skacowanego, natomiast Nott, który najwyraźniej cudownie się odnalazł, sprawiał wrażenie, jakby uczestniczenie w dzisiejszym widowisku było ostatnią rzeczą, na którą miał ochotę.
Trybuny powoli zapełniały się uczniami. Draco rozejrzał się wokół i, widząc siedzących obok Longbottoma i Brown, pomyślał: „Życie towarzyskie Granger jest takie fascynujące”.
W tym samym czasie Hermiona podążała wraz z Nottem i Blaise'em za innymi Ślizgonami. Początkowo obawiała się spotkania z innymi Ślizgonami, jako że wielu z nich ucierpiało w wyniku wszczętej przez niej bójki. Ku jej zaskoczeniu niektórzy z nich podchodzili do niej i gratulowali utarcia nosa Gregoroviczowi.
Relacje uczniów Slytherinu nie uległy znacznemu pogorszeniu. Większość z nich po prostu uznała, że wczorajszy incydent nie był niczym nadzwyczajnym. Tylko ci bardziej roztropni przeczuwali, iż może być to oznaka nadchodzących zmian w hierarchii uczniowskiej, jednak dopóki Draco był uwięziony w ciele Gryfonki, nie mógł zrobić nic, by utemperować zapędy przywódcze Gregorovicza.
Zawodnicy wlecieli na boisko. W ostatniej chwili Nott powstrzymał ją przed pomachaniem Harry'emu na powitanie, gdy ten mijał ich sektor.
Drużyny wystartowały. Hermiona z zapartym tchem śledziła grę drużyny Gryfonów. Dziewczyna z całego serca kibicowała swoim przyjaciołom, choć doskonale wiedziała, że jako prawdziwy Ślizgon (i to w dodatku Malfoy), powinna wspierać Krukonów.
Jęknęła, gdy zawodnicy w niebieskich szatach zdobyli pierwsze punkty. Ze zmartwieniem oglądała dalszą grę. Nie mogła zrozumieć, dlaczego Gryfonom z takim trudem przychodzi zdobywanie goli. Krukoni z łatwością odgadywali ich kolejne ruchy, odbierając im kafla. Przegrywali już 70:20.
— Przestań tak obgryzać te paznokcie — szepnął jej do ucha Blaise, patrząc z rozbawieniem na Hermionę.
Dziewczyna szybko schowała ręce do kieszeni płaszcza.
Draco Malfoy z satysfakcją obserwował kompromitację drużyny Gryffindoru.
I pomyśleć, że to wszystko przez jeden, mały anonim wysłany do kapitana Krukonów” — śmiał się w duchu, dumny ze swojego sprytu. Pozwolił swoim myślom odpłynąć, wyobrażając sobie miny Gryfonów po meczu, jednak do rzeczywistości sprowadził go ryk kibiców. Zamrugał i pochylił się do przodu, widząc jak Potter i Mitchell ścigają się w pościgu za złotym zniczem. Nie podobała mu się mina bliznowatego, oj nie… widział ją za każdym razem tuż przed zdobyciem przez niego znicza.
Arystokrata rzucił okiem na tabelę wyników. Jeśli Potter teraz go złapie…
Czarnowłosy nachylił się niżej nad trzonkiem miotły, nabierając większej prędkości i wyprzedzając rywala. Zręcznie wyminął odbite w niego tłuczki i wyciągnął rękę…
— Ja pier…
Ryk kibiców zagłuszył dalszą wypowiedź Malfoya. Ślizgon nie wierzył w to, co się stało. Ukrył twarz w dłoniach. Gryfoni nadal byli w grze.
— Wygraliśmy! Hermiona wygraliśmy! Nic ci nie jest? — spytał Neville, nachylając się do przyjaciółki.
— Mdli mnie… idę się wyrzygać — oznajmił Draco i zaczął przepychać się w kierunku wyjścia.
Po drugiej stronie boiska Hermiona, widząc Harry’ego z dumą prezentującego zdobycz drużynie i widzom, krzyknęła, wyrzucając ręce w górę. Zamarła, czując na sobie lodowate spojrzenia Ślizgonów. Blaise i Teodor wytrzeszczyli na nią oczy, niemo krzycząc: Tępa kobieto!
— Przepraszam… złapał mnie skurcz — wymamrotała Gryfonka i wstała, by jak najszybciej opuścić stadion. Tuż za nią podążała jej obstawa, która, dostawszy od Dracona porządną reprymendę za wczorajsze wydarzenia, nie zamierzała odstąpić jej ani o krok. Zostawili ją samą dopiero wtedy, gdy dotarli pod dormitorium na czwartym piętrze. Istniało bowiem duże prawdopodobieństwo, że Gregorovicz będzie chciał dokończyć wczorajszą „rozmowę”.
Weszła do salonu, niemal podskakując ze szczęścia. Pomimo tego, że nie była zagorzałą fanką tego sportu, cieszyła się z wygranej Gryfonów, przede wszystkim ze względu na swoich przyjaciół, którzy ciężko pracowali, aby pozostać w grze o Puchar.
Uśmiech spełzł jej z twarzy, gdy zobaczyła naburmuszonego Malfoya, rozwalonego na sofie przed kominkiem. Postanowiła, że po meczu poruszy wreszcie temat przygotowań do przyjęcia w Noc Duchów, a nastawienie jej współlokatora nie wróżyło nic dobrego.
— Malfoy? Nic ci nie jest?
— Mi? Zupełnie nic — powiedział, patrząc w sufit. — Oprócz tego, że temu niedojdzie znowu się udało! Możesz mi powiedzieć dlaczego… DLACZEGO, pomimo tego, że zdradziłem Krukonom taktykę Pottera, udało mu się wygrać?! — wybuchł po chwili, podnosząc się do siadu.
Hermiona wytrzeszczyła oczy i wrzasnęła:
— CO zrobiłeś?!
Ślizgon spojrzał na nią z politowaniem.
— A ty co myślałaś? Że nie wykorzystam szansy na wyeliminowanie ich z gry?
— To było nie fair, Malfoy. Zresztą nieważne. Musimy pogadać — oznajmiła, po czym zniknęła na moment w swojej sypialni.
Chwilę później wróciła do salonu, zaopatrzona w czysty pergamin i pióro. Ślizgon pytająco uniósł brew.
— A ty co, wywiad przeprowadzasz?
— Nie. Przez to całe zamieszanie związane z zamianą zupełnie zapomniałam, że jesteśmy odpowiedzialni za przygotowanie uczty z okazji Nocy Duchów — oznajmiła, zapisując coś na pergaminie.
Malfoy prychnął pod nosem.
— Też mi coś. Co roku to samo: najpierw występ chóru, później wyżerka. Co tu jest do organizowania? Kolejna durna, nikomu niepotrzebna, nudna uczta… — powiedział, kończąc przeciągle. Wbił wzrok w płomienie i zaczął coś mamrotać pod nosem.
— Co mówisz?
— … że wcale nie musi być nudno… — dokończył, po czym klasnął w dłonie i spojrzał na Hermionę z zapałem. — Ha! Granger, mam genialny pomysł. Tylko trzeba w to zaangażować sporo osób… a czasu jest mało… no i ktoś musi sporządzić eliksir. No i potrzebna jest nam ofiara — dodał, spoglądając na Gryfonkę z maniakalnym błyskiem w oczach.



***

Tak więc jest... dwa dni po terminie, ale jest. Pisany z wielką przyjemnością, choć czasem dezorientujący. Nasz rekord, jeśli chodzi o długość (32 strony!).

UWAGA, UWAGA: następny w Noc Duchów (jutro) o północy... o ile nam się uda... ;)

8 komentarzy:

  1. Świetny rozdział, jestem mile zaskoczona 'zamianą ciał' Jednak najbardziej wciąż cieszy mnie fakt, iż Hermiona i Draco nie pałają do siebie miłością od pierwszych rozdziałów, co coraz rzadziej można spotkać. Zafascynowana jestem postacią Blaise, uwielbiam jego żartobliwe wypowiedzi, uwagi. Reasumując, rozdział cudowny, nie mogę się już doczekać następnego.♥ ~ Wiczka Piczka

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta zamiana jest bezbłędna, a Malfoy z okresem pobił wszystko :D Chyba każdemu facetowi by się taki epizod przydał... Pozdrawiam i wyczekuję z niecierpliwością kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział. Blaise najlepszy xD.
    Weny życzę i zajrzyjcie tu:
    Dramione - To w Nas Żyje

    OdpowiedzUsuń
  5. hasło do pokoju wspólnego Slytherinu ,,lewiatan" rozbawiło mnie do łez :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardziej chodziło o legendarnego potwora morskiego niż sieć sklepów, ale tak też może być :P

      Usuń
  6. Suuuuuuper! Nic gorszego już nie mogło spotkać Malfoya :D szkoda tylko że nie został jako szlamy zbluzgany :p

    OdpowiedzUsuń