— Draco, jesteś kompletnym
idiotą, wiesz? Czy ty chociaż pomyślałeś o konsekwencjach
swojego postępowania? Nie, bo po co! Czy pomyślałeś o tym, że
kiedy ty będziesz skakał po różowych chmurkach, ja będę musiał
sam użerać się z tym tutaj? — spytał rozdrażniony Nott,
skinięciem głowy wskazując Blaise’a.
Czarnoskóry przewrócił oczami i
rozwalił się na kanapie, zabierając ze stolika garść
czekoladowych żab. Teodor zaczął chodzić po salonie, nadal
pouczając blondyna i żywo przy tym gestykulując. Draco i Blaise
wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Po chwili były ścigający
drużyny Ślizgonów rzucił Malfoyowi kilka żab i obaj zajadali się
nimi, słuchając z rozbawieniem kazania Notta.
Minuty wlokły się niemiłosiernie, a
Draco odpłynął myślami ku swojemu wygodnemu łóżku. Jego
nieobecny wzrok zmusił Teodora do przerwania tyrady upomnień i
narzekań.
— Czy do ciebie w ogóle coś
dociera?
Brak jakiejkolwiek reakcji ze strony
blondyna zaniepokoił Blaise’a. Wstał z fotela i podszedł do
Notta, nie spuszczając Malfoya z oczu.
— Myślisz, że ta cała heca z
zatrzymaniem akcji serca trwale uszkodziła mu mózg?
Dla zyskania pewności rzucił w
przyjaciela pomarańczą. Ten otrząsnął się i oznajmił:
— Tak, tak… całkowicie się z
wami zgadzam. Nie to, że was wyganiam, ale chętnie bym się już
położył, więc może… — powiedział, wskazując im drzwi.
Jednak dwójka Ślizgonów nawet nie
ruszyła się z miejsca. Wymienili zaniepokojone spojrzenia i wdali
się w dyskusję na temat stanu zdrowia Dracona, zupełnie ignorując
chłopaka, tak jakby i tak nie był w stanie za nimi nadążyć.
— Nie powinniśmy go zostawiać
samego.
— Mógłby jeszcze sobie coś zrobić…
— Myślisz, że to mu przejdzie?
— zapytał Blaise.
Draco postanowił zignorować dziwne
zachowanie przyjaciół. Wstał z fotela i bez pożegnania skierował
się do swojej sypialni, podrzucając niedbale pomarańczą. Zabini i
Nott rozmawiali ściszonymi głosami, jednak sens ich słów dotarł
do prefekta naczelnego.
— A jeżeli zacznie się cofać
w rozwoju?
— Ja na pewno go przewijać nie
będę. Nie mam zamiaru paprać się w gównie — oznajmił
Nott z udawanym obrzydzeniem, po czym zrobił szybki unik przed
lecącym w jego stronę owocem.
— Hej! — zawołał
oburzony Zabini, rozcierając czoło po uderzeniu pomarańczą. — Za
co?
— Za brak mózgu — odparł
sennym głosem Draco, zamykając drzwi do swojego pokoju.
Teodor roześmiał się, za co zarobił
od Blaise’a kuksańca w bok. W drodze do lochów, jak to
przyjaciele, nie szczędzili sobie ciętych komentarzy. Weszli do
swojego dormitorium, z rozbawieniem wspominając niefortunną
wizytę Astorii Greengrass w skrzydle szpitalnym.
Zabini przebrał się w jedwabne
spodnie od pidżamy i rozwalił na łóżku. Uśmiechnął się na
myśl, że wygrał Turniej Trójmagiczny. Co prawda nielegalny, ale
jednak. Szkoda tylko, że nikt spoza trójki uczniów się o tym nie
dowie.
Przewrócił oczami, słysząc głośne
chrapanie Notta. Mieszkanie z nim miało jedną, olbrzymią wadę:
jeśli nie było się odpowiednio przygotowanym, przez całą noc
słyszało się pochrumkiwania i jęki Teodora. Czarnowłosy
otworzył szufladę nocnej szafki i wyjął z niej zatyczki do
uszu.
„O wiele lepiej” — pomyślał,
zagrzebując się głębiej w pościel. Zamknął oczy, w nadziei na
to, że sen przyjdzie szybko. Jednak coś nie dawało mu spokoju.
Przekręcał się z boku na bok, wciąż słysząc ciche, niepewne
pytanie kasztanowłosej Gryfonki.
„Dlaczego mi pomogłeś?”.
Z rozdrażnieniem wyjął zatyczki i
odrzucił kołdrę. Podszedł do szafy i wygrzebał z niej tajny
zapas Ognistej. Zacmokał z niezadowoleniem i spojrzał na
pogrążonego we śnie współlokatora. „Niby kujon, a żłopie!”.
Z ciężkim westchnieniem wyjął
prawie opróżnioną butelkę, podszedł do okna i oparł dłoń na
jego ramie. Spojrzał na prawie pełną tarczę księżyca i wziął
łyk whisky, wracając pamięcią do dnia, w którym jego życie
zostało wywrócone do góry nogami.
***
~ Tydzień przed drugą
bitwą o Hogwart, dwór Zabinich ~
Blaise otworzył drzwi i wszedł do,
jakże dobrze mu znanego, przestronnego holu. Rozejrzał się, widząc
zmiany wystroju, jakie zaszły od jego ostatniego pobytu w domu na
Boże Narodzenie. Nie był nimi zaskoczony, jego matka słynęła z
tego, że często zmienia wystrój wnętrz; czasem raz na miesiąc,
czasem dwa razy na tydzień. Jak to artystka. Tym razem ściany
pomalowane zostały na bordowy kolor, pojawiło się też kilka
nowych szaf, półek i kanap w kremowych odcieniach.
Blaise uśmiechnął się pod nosem,
zauważając, że jedyną niezmienioną rzeczą w pomieszczeniu
był wielki żyrandol z mnóstwem zwisających kryształków.
Oczywiście na ścianach wisiały nowe obrazy najwybitniejszych
artystów, oprawione w ciemnobrązowe ramy, w tym samym kolorze
co nowy parkiet. Oprócz obrazów, hol ozdobiony był bukietami
kwiatów.
— I jak, podoba ci się?
— usłyszał ciepły, melodyjny głos.
Ślizgon odwrócił się i uśmiechnął,
widząc idącą ku niemu po schodach smukłą, wysoką kobietę,
ubraną w czarny, elegancki kostium. Swoje długie do pasa proste
włosy spięła z tyłu srebrną spinką, pozwalając puklom
swobodnie opadać na plecy.
— Całkiem fajny ten buraczkowy
kolor. Mogę mieć taki w łazience?
— Nie buraczkowy, to burgund mój
drogi — odpowiedziała kobieta, z rozbawieniem w orzechowych
oczach. Ujęła w dłonie twarz Blaise’a i złożyła pocałunek na
jego czole.
— Witaj w domu, synu — szepnęła,
z czułością patrząc na chłopaka. Zabini odwzajemnił uścisk.
— Malowałaś — bardziej
stwierdził, niż zapytał, rozpoznając charakterystyczny zapach
farb, który znał od dzieciństwa.
— Portret Dracona na zamówienie.
Chłopak przewrócił oczami.
— Cholerny narcyś.
— Nie on złożył zamówienie,
ale jego matka, więc jeszcze nie jest z nim tak źle. Chodź do
jadalni, każę skrzatom coś przygotować. Pewnie jesteś głodny i
zmęczony po podróży. Muszę powiedzieć, że mnie zaskoczyłeś,
spodziewałam się ciebie dopiero pod wieczór.
— Snape umożliwił arystokracji
teleportację. To hołota, szumowiny i zdrajcy krwi podróżują
pociągiem.
Kobieta nie skomentowała tego, wzięła
jedynie swego syna pod ramię i zaprowadziła do jadalni. Blaise
skorzystał z okazji i dokładnie przyjrzał się matce. Mimo iż w
jej oczach błyszczały iskierki rozbawienia, chłopak widział, że
za nimi skrywa się ból, strach i udręka. Tylko dlaczego, skoro
wygrywają? Skoro Czarny Pan wygrywa? Już wcześniej pytał o to
matkę, jednak ta zawsze unikała odpowiedzi. Wokół jej oczu
zaczęły pojawiać się małe zmarszczki, zapewne spowodowane ciągłą
troską. Być może bała się, że kiedy jej syn wreszcie zostanie
pełnoprawnym Śmierciożercą, nie sprosta powierzonym mu zadaniom.
— Czemu mi się tak przyglądasz?
— Ach, tak sobie myślę, że
zaczęłaś się sypać — odpowiedział żartobliwie Ślizgon,
bo pomimo tych zmian Eleonora Zabini nadal pozostawała piękną
kobietą.
— To chyba nie wróży zbyt
dobrze, skoro nawet nie mam czterdziestki.
— Ale już niewiele ci brakuje,
staruszko.
— Nie ładnie tak wypominać
damie wiek — Eleonora wydęła usta, udając wielce urażoną
i wskazując krzesło swojemu synowi.
Pani Zabini zawołała jednego ze
skrzatów i już po chwili Blaise zajadał się potrawką z królika.
— Kidy przybędą pozostali?
— W tym roku nie wydaję
bankietu — odpowiedziała cicho kobieta, zajmując miejsce
naprzeciwko syna.
Dłoń Blaise’a z widelcem zamarła w
powietrzu, po czym odłożył go i wyczekująco spojrzał na matkę.
Eleonora co roku wydawała bankiet na cześć swojego zmarłego męża
w rocznicę jego śmierci. Na uroczystość przybywały
najznakomitsze rody czarodziejskie. To właśnie dwa lata temu na
pogrzebie ojca Blaise nawiązał kontakt z Draconem i od tamtej pory
się przyjaźnią. Mimo iż rody Malfoyów i Zabinich współpracują
ze sobą i utrzymują ciepłe relacje (jeśli można to tak nazwać),
dwójka młodych Ślizgonów wcześniej za sobą nie przepadała.
— Dlaczego? — zapytał
napastliwie chłopak.
Nie podobało mu się to, że matka
zaniedbuje pamięć o jego ojcu. Najpierw zniknęły wszystkie jego
rzeczy, ze ścian stopniowo znikały jego portrety i pamiątki
rodowe, a teraz bankiet na jego cześć został odwołany. Zabini
przyjechał specjalnie na tę uroczystość.
— Z kilku powodów: trwa wojna,
czuję, że już niedługo dojdzie do decydującego starcia. Poza tym
trwają poszukiwania…
— Pottera, Weasleya i tej małej
brudnej szlamy — dokończył Ślizgon, uważnie obserwując matkę.
— Jest coś jeszcze, prawda?
— Muszę z tobą porozmawiać.
Chodźmy do salonu — zdecydowała i ruszyła do sąsiedniego
pokoju, w którym górował beż i złoto. Chłopak usiadł przy
kominku, na wygodnym, białym fotelu, wpatrując się w czarnoskórą
kobietę, która szukała czegoś w szufladzie komody. Po chwili
podeszła do Blaise’a i kucnęła przed nim, wkładając mu do ręki
kawałek papieru.
— Przeczytaj i zapamiętaj ten
adres — powiedziała cicho, acz stanowczo. Ślizgon zmarszczył
brwi i rozwinął karteczkę. Zerknął na wypisane niechlujnym
pismem słowa, po czym Eleonora zabrała od niego liścik i rzuciła
w ogień.
— To mugolska dzielnica. Możesz
mi powiedzieć, po co mi mugolski adres? — zapytał ostro
Zabini.
— Niedługo dojdzie do ostatecznej
walki. Nie możesz brać udziału w tej bitwie. Chcę, byś się tam
ukrył.
— Co? — spytał cicho
Blaise, nie spuszczając oczu z kobiety.
— Chcę, byś się tam ukrył.
Czarnowłosy roześmiał się ponuro.
— Czy ty siebie słyszysz? Nie
dość, że żądasz, bym się zachował jak zwykły tchórz, to
jeszcze mam ukryć się w domu podludzi!
Chłopak próbował wstać z fotela,
nie chcąc dłużej słuchać bzdur, jakie wygadywała Eleonora,
jednak kobieta ujęła w dłoń jego podbródek i stanowczym, silnym
gestem przechyliła jego głowę, by Ślizgon spojrzał w jej oczy.
— Jesteś moim synem, nie mogę
pozwolić, byś zginął w walce za idee szaleńca.
— Idee szaleńca?! Uważaj na
to, co mówisz, matko — warknął Blaise. — Zmieniłaś się
po śmierci ojca. Na gorsze. Co się z tobą dzieje?
Eleonora spuściła wzrok, nie mogąc
znieść widoku pogardy w oczach swojego syna. Wzięła głęboki
oddech, szukając w sobie odwagi do dalszej rozmowy.
„Zasługuje na to by znać prawdę.
Nie mogę żyć dalej w kłamstwie”.
Kobieta po pełnej napięcia chwili
uniosła głowę i spojrzała w czarne oczy syna.
— Powiem ci. Powiem ci wszystko,
całą prawdę, ze szczegółami… Proszę cię tylko o jedno:
nie przerywaj mi, bo nie zdołam dokończyć.
Blaise skinął głową z powagą,
czując, że Eleonora poruszyła temat, który chciała omówić od
początku jego wizyty.
— Poznałam twojego ojca w dzień
ukończenia szkoły. Razem z przyjaciółmi wybraliśmy się na
wakacje do Anglii. Poszliśmy do pobliskiego pubu, by świętować
koniec egzaminów i nauki. Pamiętam, że był tam tłum ludzi.
Dziewczyny, z którymi przyszłam, postanowiły zawalczyć o miejsca,
ja zajęłam się złożeniem zamówienia. Byłam w połowie drogi do
baru, gdy wpadł na mnie młody mężczyzna, noszący na tacy kilka
drinków i butelek. Nawet na niego nie patrząc, zaczęłam
wrzeszczeć i wyzywać go od najgorszych, wściekła za to, że
zniszczył mi moją nową sukienkę. Nie zaczął przepraszać, wręcz
przeciwnie, powiedział, że tak wyglądam lepiej i powinnam mu
za to podziękować… Dopiero wtedy przestałam otrzepywać sukienkę
i na niego spojrzałam. Stałam i patrzyłam się jak głupia, a
on w tym czasie pocałował mnie w dłoń i z szarmanckim
uśmiechem życzył udanego wieczoru.
Był najprzystojniejszym mężczyzną,
jakiego widziałam. Czarne oczy, wysokie kości policzkowe
i tajemniczy, uwodzicielski uśmiech… Zakochałam się w nim
od pierwszego wejrzenia. Jesteś do niego bardzo podobny, wyglądasz
bardziej na jego młodszego brata niż syna — powiedziała Eleonora
z rozmarzonym uśmiechem.
Blaise również uśmiechnął się
lekko na wspomnienie ojca i pierwszego spotkania rodziców. Kobieta
z czułością pogładziła syna po policzku, a na jej twarzy
zagościła melancholia i coś, czego Ślizgon nie mógł rozpoznać.
— Przez następny tydzień spotykałam
go w przeróżnych miejscach: w parku, bibliotece, w pubach, na
Pokątnej… Dopiero po naszym ślubie wyznał mi, że nie mógł o
mnie zapomnieć i chodził do najpopularniejszych miejsc, byle
tylko móc mnie jeszcze spotkać. Za każdym razem był taki
szarmancki. Nawet jako młody mężczyzna był elokwentny, pewny
siebie, posiadał ogromną wiedzę, więc kiedy zapytał mnie, czy
chcę zostać jego żoną, nie pozostało mi nic innego jak się
zgodzić. Byłam taka szczęśliwa, że z czasem zapomniałam o
swoich kłamstwach i tajemnicach… szybko zaszłam w ciążę i
rok po naszym ślubie urodziłeś się ty. Patrzył na ciebie z taką
dumą i miłością… wtedy zakochałam się w nim jeszcze
bardziej.
Kobieta uśmiechnęła się smutno.
— Miałeś trzy miesiące, gdy
Samuel pod wpływem przyjaciół dołączył do Śmierciożerców.
Wtedy zaczęły się problemy. — Eleonora przełknęła ślinę,
walcząc z rosnącą gulą w gardle. — Coraz mniej czasu
spędzał w domu, zdarzało się, że z miesiąc go nie widywałam.
Zaczął się zmieniać, swój charakter, swoje poglądy, a także
swoje zachowanie. Nie poznawałam człowieka, którym stał się mój
Samuel. Zaczęliśmy się kłócić o najdrobniejsze rzeczy.
Czarnowłosa wzięła głęboki oddech
i drżącym głosem kontynuowała:
— Miałeś cztery latka, gdy po
raz pierwszy rzucił na mnie Cruciatusa. Nie miałam do kogo pójść,
moi znajomi wrócili do Stanów i po ślubie straciłam z nimi
kontakt. Nie mogłam go zostawić, nie mogłam od niego odejść,
nadal go kochałam. Wytrzymywałam kolejne awantury, jednak miarka
się przebrała, gdy zabił po raz pierwszy. Pamiętam, jak tamtej
nocy wrócił do domu i nakazał mi, bym również dołączyła
do Śmierciożerców. Powiedziałam, że to koniec, że cię zabieram
i odchodzę, jednak on wykorzystał moją największą słabość.
Mojego synka. Nie mogłam patrzeć, jak cię krzywdzi. Zostałam,
wyczyściłam ci pamięć i starałam się stwarzać pozory
normalnej rodziny. Dołączyłam do Śmierciożerców. Na szczęście
zostałam przydzielona do spraw… organizacyjnych, jednak dobrze
wiedziałam, co robi mój mąż i pozostali.
Lata mijały, a ja z braku wyboru
zaczęłam przyzwyczajać się do takiego życia. Nauczyłam się
unikać drażliwych tematów i sytuacji, po których Samuel wpadał w
szał. Wiem, że z twojej strony wyglądało to inaczej — dodała,
widząc niedowierzanie w oczach syna. — Starałam się
ukrywać to przed tobą, choć nie zawsze mi się to udawało.
Przeraziłam się, gdy dostałeś list z Hogwartu, bo wiedziałam, że
niedługo Samuel wciągnie cię do tego świata. Wtedy po raz drugi
spróbowałam z tobą uciec. Na miesiąc przed twoimi urodzinami
spotkałam przyjaciółkę z dawnych lat, która niedawno
przeprowadziła się do Anglii. To właśnie u niej miałam się
z tobą schronić, tak samo, jak teraz. To jej adres kazałam ci
zapamiętać. Niestety, twój ojciec dowiedział się o moim planie
— Eleonora skrzywiła się, wspominając furię męża. — Ja
zostałam w domu, ty poszedłeś do szkoły. Ulżyło mi, bo
widziałam, że jesteś tam bezpieczny. Serce mi pękało, gdy
widziałam, jak Samuel poprzez swoje chore idee zabija w tobie tą
radość, ten szeroki uśmiech, którym niegdyś tak często mnie
obdarowywałeś.
Kobieta drżącą dłonią przesunęła
po ustach Blaise'a, a po jej policzku spłynęła łza.
Ślizgon patrzył na matkę, zaciskając
mocno szczęki, chcąc powiedzieć jej milion rzeczy, lecz obiecywał
nie przerywać jej, a on słowa dotrzymywał. Sam nie wiedział, czy
najpierw powinien ją pocieszyć, czy raczej potępić za znajomość
ze szlamą i stosunek do Śmierciożerców. Postanowił czekać
cierpliwie, aż kobieta skończy swoją opowieść. Wówczas jeszcze
nie miał pojęcia, jak bardzo wstrząśnie nim to, co usłyszy.
Eleonora przymknęła oczy, szukając
odwagi do dalszych wyznań. Wzięła głęboki oddech i spojrzała
na syna, walcząc ze łzami.
— Dwa lata temu Samuel wrócił
wieczorem do domu wściekły jak nigdy dotąd. Dowiedział się...
— Kobieta głośno przełknęła ślinę. Łzy całkowicie
przysłaniały jej widok, rozmazując twarz syna. — Gdy go
poznałam, od razu wiedziałam, że należy do arystokracji. Cały
mój rozsądek zniknął, przysłonięty chęcią, by Samuel patrzył
na mnie tym czarującym uśmiechem każdego dnia. Wiedziałam, że
jeśli dowie się o moim pochodzeniu, stracę go. Skłamałam
— szepnęła, a po policzkach popłynęły kolejne łzy. Nie
miała już siły ani też chęci, by z nimi walczyć. — Kłamałam
od samego początku. Fałszywe nazwisko, fałszywa rodzina...
Zaczęłam unikać przyjaciół, w obawie, że Samuel dowie się
prawdy.
Eleonora spuściła głowę
i kontynuowała drżącym głosem.
— Tak naprawdę mam na imię
Janet i nie pochodzę z arystokratycznej rodziny. Nie jestem
nawet półkrwi. On... on się dowiedział i wpadł w szał.
Wrzeszczał na mnie, wyzywał od najgorszych, mówił, że splamiłam
jego honor, torturował... ale to było dla niego za mało. W pewnym
momencie odrzucił różdżkę i zaczął mnie bić. Ciosy były
tak silne... zaczął kopać mnie w brzuch. Ja... nikomu nie
powiedziałam. Byłam w ciąży. Nadal go kochałam i gdyby chodziło
tylko o mnie, dalej przyjmowałabym ciosy i czekałabym na śmierć.
Ale nie mogłam pozwolić na to, by zabił nasze dziecko, więc ja...
Głos po raz kolejny odmówił kobiecie
posłuszeństwa. Spojrzała w oczy syna, szukając siły,
umożliwiającej jej dokończenie opowieści.
— Musiałam się bronić.
Zabiłam go... rzuciłam się do stojącego obok stolika i chwyciłam
nożyk do otwierania listów. To był moment... zamachnęłam się i
zabiłam go. Za późno. Krew... było jej tak dużo, że przesiąkała
przez sukienkę. Poroniłam.
Kobieta uniosła głowę i spojrzała,
zapuchniętymi od płaczu oczami, na syna. Blaise siedział
w bezruchu, z zimną maską obojętności na twarzy, jednak jego
oczy zdradzały wściekłość. Nie odrywając spojrzenia od matki,
uniósł dłoń i wymierzył jej siarczysty policzek. Siła uderzenia
sprawiła, że czarnowłosa upadła na podłogę. Usiadła,
podpierając się rękami i spojrzała na stojące nad nią
Blaise'a, celującego w nią różdżką.
— Zabiłaś go — wysyczał,
a w jego czarnych oczach błysnęły łzy. — Zabiłaś go...
szlamo.
— Rozumiem, dlaczego chcesz się
zemścić i nie mam ci tego za złe. Zasłużyłam na to. Zawiodłam
jako człowiek i jako matka. Nie potrafiłam mu się sprzeciwić,
wydawałam wyroki na niewinnych ludzi, nie potrafiłam zapewnić ci
bezpieczeństwa — powiedziała, zupełnie nie panując już
nad łzami, które strumieniami wylewały się z jej oczu i
pozostawiały mokre ślady na policzkach. — Byłam taka
głupia, naiwna i zaślepiona. To moja wina, sama zgotowałam sobie
taki los. Ale proszę cię... Nie! Błagam cię, bym była twoją
pierwszą i ostatnią ofiarą. Wiem, że tam w środku nadal jesteś
moim małym chłopcem, którego Śmierciożercy nie zdołali
zniszczyć. Wiem, że jesteś inny, że jest w tobie dobro i radość.
Nie pozwól im się zniszczyć, tak jak ja to zrobiłam.
— Dlaczego?! Dlaczego mi to
powiedziałaś? Dlaczego?! — wrzasnął Blaise, walcząc ze
łzami.
Drżącą dłonią ściskał różdżkę,
nadal celując w matkę. Gdyby tylko Eleonora... Janet nadal trzymała
swój sekret w tajemnicy, wszystko byłoby w porządku. Kobieta
pokręciła głową, jakby doskonale wiedziała, o czym w tej
chwili myślał Ślizgon.
— Nie mogłam tak dłużej,
kochanie. Miałam dość kłamstw, tego brudu. Mogę nadal wydawać
bankiety i udawać pogrążoną w żałobie, mogę co chwilę
zmieniać wygląd domu i udawać, że jestem w innym miejscu, że
tu nigdy nie wydarzyło się nic złego, ale ty musisz wiedzieć.
Musisz wiedzieć, aby nie popełnić mojego błędu i nie dać się
wciągnąć w gry Śmierciożerców.
— Za późno na rodzicielską
troskę — warknął Zabini, pewniej chwytając różdżkę.
Kobieta spuściła głowę,
przygotowując się na dwa śmiertelne słowa, jednak jedyne co
usłyszała to cichy trzask.
Uniosła głowę i rozejrzała się.
Była sama.
***
Blaise wziął ostatni łyk Ognistej,
odstawił pustą butelkę na stojące obok biurko i ponownie
przeniósł wzrok na błonia. Tchórz. Zachował się jak zwykły
tchórz, uciekając wtedy z domu. Po prostu uciekł, zostawiając
matkę roztrzęsioną i bezbronną. Nadal nie potrafił wybaczyć
sobie tego, jak ją potraktował. Żaden mężczyzna nie powinien
podnosić ręki na kobietę, zwłaszcza na tę jedną...
najważniejszą, a on, zaślepiony gniewem i ideami Śmierciożerców,
zrobił to. Wstydził się tego i nienawidził siebie za to. Nie
potrafił zliczyć, ile razy ją przepraszał. Za każdym razem, gdy
to robił Janet (nadal nie mógł przyzwyczaić się do tego imienia)
uśmiechała się, patrząc z czułością na syna i mówiła, że
już dawno mu wybaczyła. Nie żywiła do niego żadnej urazy, nigdy
nie wypomniała mu jego haniebnego postępku, za to zawsze witała go
z otwartymi ramionami i miłością.
W przeciwieństwie do Janet, Blaise nie
mógł sobie wybaczyć. Przy każdym powitaniu całował policzek, w
który wcześniej wymierzył cios. Kupował masę prezentów i często
zabierał matkę do kina, do którego lubiła chodzić w czasach
swojej młodości. Blaise musiał przyznać, że całe to kino nawet
mu się podobało, zwłaszcza gdy oglądali film w 5D.
Uśmiechnął się na to wspomnienie.
Wybrali się na horror. Zabini, nieprzygotowany na dodatkowe
atrakcje, w pewnym momencie, słysząc za sobą kroki i czując
oddech napastnika, wstał, odwrócił się i przez przypadek
spetryfikował staruszkę, siedzącą parę metrów dalej. Janet
śmiała się z syna nawet wtedy, gdy do sali wpadli
funkcjonariusze Ministerstwa Magii, zajmując się uspokajaniem
i czyszczeniem pamięci pozostałych widzów.
Krótko mówiąc, chłopak robił
wszystko, by wynagrodzić matce lata strachu i cierpienia. Sprzedał
nawet dwór Zabinich i kupił nowy, nie zważając na protesty i
oburzenie arystokracji. Prawdę mówiąc, w dupie miał opinię
arystokracji.
W jego głowie nadal rozbrzmiewało
pytanie Gryfonki:
„Dlaczego mi pomogłeś?”
„Bo gdybym tego nie zrobił,
byłbym cholernym hipokrytą. Bo się zmieniłem. Bo zmądrzałem”.
Ślizgon wrócił myślami do bitwy o
Hogwart. Gdy Voldemort został pokonany, od razu teleportował się
pod adres podany przez matkę, w nadziei, że ją tam znajdzie. Nie
mylił się. Czekała tam na niego przez cały czas. Do końca życia
nie zapomni jej uśmiechu, łez szczęścia, które wylała na jego
widok. Nie zadawała pytań, nie robiła wyrzutów, tylko podbiegła
do niego i mocno przytuliła. Nie przejmował się tym, że
reszta miała go za tchórza, który uciekł, gdy Czarny Pan odszedł.
Jego rozważania przerwało coraz
głośniejsze chrapanie Notta. Blaise z uśmiechem pokręcił głową,
patrząc na pogrążonego we śnie przyjaciela. Zaczął zastanawiać
się, jakby zareagował na jego historię i pochodzenie. Ślizgon
wrócił do łóżka i zakrył twarz ramieniem. Kiedyś powie
Draconowi i Teodorowi, jednak jeszcze nie był gotów. Zresztą, jego
matka też nie była.
***
Hermiona zamrugała i jęknęła, gdy
oślepiło ją jasne światło. Zerknęła na budzik. Szósta rano.
Mamrocząc pod nosem, wstała z ciepłego, wygodnego łóżka i
podeszła do okna, w które stukała stara, brązowa szkolna sowa.
Westchnęła żałośnie, gdy rozpoznała w niej sowę dyrektorki. To
mogło oznaczać tylko jedno — McGonagall w końcu zdecydowała
się na karę dla prefektów naczelnych.
„Tylko dlaczego o tak wczesnej
porze?” — pomyślała Gryfonka. Otworzyła okno i
odebrała list, po czym w pośpiechu wróciła do swojego ciepłego
gniazda stworzonego z kołdry i koców. Upięła spinką
niedbale włosy, przetarła zaspane oczy i otworzyła kopertę.
Szanowna
panno Granger,
Oczekuję
pani w moim gabinecie za pół
godziny w celu omówienia
szlabanu.
Z
poważaniem
Minerva McGonagall
— Pół godziny? — spytała
z niedowierzaniem Gryfonka, po czym ponownie wyskoczyła z łóżka
i w pośpiechu zaczęła zbierać rzeczy, z myślą, że
nie wyrobi się w ciągu trzydziestu minut, a już na pewno nie
wtedy, gdy Malfoy pierwszy zajmie łazienkę. Znowu.
„Doprawdy, kto normalny okupuje
rano łazienkę przez półtorej godziny?” — narzekała,
wyjmując z szuflady ubrania.
Niosąc w rękach wybrane rzeczy,
wyszła z sypialni w idealnym momencie, by zobaczyć Malfoya, który
z wrednym uśmieszkiem na twarzy, zamykał drzwi od łazienki.
— Menda! — wrzasnęła i
wybiegła z dormitorium, robiąc uniki przed czerwonymi promieniami,
którymi obdarował ją jej współlokator.
Zdyszana, wpadła do łazienki
prefektów i wzięła najszybszy prysznic w swoim życiu. Założyła
ubrania na wciąż nieco wilgotne ciało, rozpuściła włosy i po
krótkim namyśle z powrotem je upięła. Wygładziła
spódniczkę, poprawiła szary sweter i pobiegła do gabinetu
dyrektorki. Zatrzymała się przed drzwiami, by złapać oddech, nie
chcąc wpadać do środka zdyszana i z kolką. Pochyliła się i
przyłożyła dłoń do kującego boku, biorąc głębokie, spokojne
oddechy.
Po chwili wyprostowała się i,
przywołując na twarz mały, skruszony uśmiech, zapukała i weszła
do środka, pewna, że jej współlokator wciąż bierze prysznic.
Zamrugała zszokowana, widząc blondyna, siedzącego na krześle
naprzeciwko McGonagall.
Dziewczyna zmrużyła oczy, oceniając
jego wygląd. Był świeżo ogolony, włosy starannie zaczesał do
tyłu. Ubrany w czarne spodnie, białą koszulę i szary sweterek,
który zarzucił sobie niedbale na ramiona, wiążąc luźno rękawy
pod szyją, sprawiając wrażenie idealnego ucznia, podczas gdy
Hermiona miała byle jak spięte włosy, niechlujnie zawiązany
krawat i zakolanówki, różniące się długością i odcieniem
szarości.
Draco uśmiechnął się pod nosem,
widząc, jak Gryfonka gniewnie marszczy brwi.
— Widzi pani, pani profesor? O
tym właśnie mówiłem. Dziesięć minut spóźnienia. Absolutny
brak szacunku. Ja bym na pani miejscu wywalił ją ze szkoły
— powiedział aroganckim tonem.
Minerva zacisnęła wargi i posłała
uczniowi karcące spojrzenie, jednak w żaden sposób nie
skomentowała wypowiedzi Ślizgona, nie mając już siły ani
cierpliwości na kolejne słowne potyczki prefektów naczelnych.
Wskazała Hermionie wolne krzesło obok blondyna i upiła łyk
naparu, który od czasu objęcia funkcji dyrektora stanowił podstawę
jej diety.
— Witam, panno Granger. Cieszę
się, że w końcu zdecydowała się pani na przybycie.
Hermiona spuściła wzrok i zarumieniła
się, zawstydzona. Draco uśmiechnął się pod nosem, czerpiąc
satysfakcję z zakłopotania dziewczyny.
— Zebraliśmy się tu...
— By połączyć tych dwoje
wspólnym szlabanem — wyszeptał Malfoy, jednak McGonagall
usłyszała ciche wtrącenie prefekta naczelnego. Przymknęła oczy,
wzięła głęboki wdech i, akcentując każde słowo,
dokończyła:
— ... by omówić szczegóły
waszej kary. Panie Malfoy, za każde przerwanie mi odejmę
Slytherinowi dziesięć punktów.
Ślizgon przewrócił oczami i uniósł
ręce w geście kapitulacji.
— Spotykamy się tak wcześnie,
ponieważ wyjeżdżam i nie będzie mnie przez dwa dni. Liczę na to,
że podczas mojej nieobecności dopilnujecie, aby w szkole było
spokojnie — zmierzyła ich badawczym wzrokiem i kontynuowała:
— Oto wasze zadanie: dziś w nocy wyruszycie na poszukiwanie
kwiatu paproci.
Prefekci naczelni zmarszczyli brwi.
Dlaczego mieli szukać zwyczajnej, niczym nie wyróżniającej się
paproci?
— Akurat ten okaz jest bardzo
rzadki i cenny. Pojawia się o północny, co pięćdziesiąt lat,
w zaledwie kilkunastu miejscach na świecie.
„To zbyt proste” — pomyślała
Hermiona.
Malfoy najwyraźniej pomyślał tak
samo, bo zapytał:
— Wszystko pięknie i ładnie,
ale gdzie jest haczyk?
— Kwiat paproci pojawi się w
samym środku Zakazanego Lasu — odpowiedziała dyrektorka,
wzruszając ramionami. Nie zważając na pełne niedowierzania
spojrzenia uczniów, udzieliła im potrzebnych wskazówek, jak dojść
do miejsca, w którym ukarze się kwiat i odprowadziła ich do
wyjścia.
Z dość głupimi minami wpatrywali się
w drzwi gabinetu dyrektorki. Draco jako pierwszy wyszedł z szoku
i gniewnie spojrzał na współlokatorkę.
— Brawo Granger. Jesteś
zadowolona?
Hermiona niebezpiecznie zmrużyła
oczy.
— To wszystko twoja wina,
Malfoy!
— Moja?!
— Tak, twoja! To ty pierwszy
zacząłeś się drzeć i tłuc wszystkich dookoła. Jak masz za dużo
testosteronu, to idź sobie czasem pobiegać!
— Może bym się nie darł,
gdyby banda opóźnionych w rozwoju, zarozumiałych drugoklasistów
mnie nie szpiegowała! I wara ci od mojego testosteronu!
— Będę się zajmować twoim
testosteronem kiedy mi się tylko spodoba! A banda opóźnionych
w rozwoju drugoklasistów nie szpiegowałaby cię, gdybyś nie
rozpowiadał wtedy wszystkim, jak to bardzo nienawidzisz mugolaków.
— Aha! A więc przyznajesz się,
że jesteś niepełnosprawna umysłowo? — spytał tryumfalnie
Draco, z pogardą patrząc na dziewczynę.
Gryfonka parę razy otworzyła usta,
jednak nic rozsądnego nie przychodziło jej teraz do głowy. Blondyn
zaśmiał się i zostawił Gryfonkę samą na korytarzu, doliczając
sobie punkt w starciu „Draco kontra szlamy”.
Hermiona stała i ze złością
wpatrywała się w plecy odchodzącego Ślizgona. Jeśli ktoś tu
miał problemy rozwojowe, to z pewnością nie ona. Odwróciła się
na pięcie i ruszyła do dormitorium, po drodze poprawiając krawat i
próbując przygładzić włosy. Weszła do sypialni, chcąc zmienić
skarpetę i wyczuła zapach, który informował ją o gotowości
eliksiru czystości. Zapieczętowała drzwi i zdjęła pokrywę z
kociołka.
Uśmiechnęła się z satysfakcją,
widząc idealnie przejrzystą ciecz o konsystencji budyniu. Ona ma
problemy z głową? Phi!
Wyczarowała szklankę i wypełniła ją
wodą, po czym dodała starannie odmierzone pięć kropel eliksiru.
Wreszcie będzie miała stuprocentową pewność. Koniec
z dogryzkami, sugestiami i zadręczaniem się. Musiała
przyznać, że ostatnio nabrała dystansu do całej sprawy i uznała,
że to z całą pewnością kolejny sposób Malfoya na dręczenie
jej.
Pokręciła głową nad swoją głupotą
i upiła łyk wody, przekonana o swojej racji. Spojrzała w dół
i z mocno bijącym sercem obserwowała, jak woda w szklance
powoli ciemnieje.
***
Dzisiaj trochę poważniej i krócej, jednak nadchodzące rozdziały wynagrodzą dzisiejszy brak śmiechu (i to w nadmiarze).
Jestem bardzo ciekawa, co wykaże eliksir... No i ten wątek z Janet - świetny :D
OdpowiedzUsuńNo skoro miała przeźroczystą wodę i taki sam eliksir to chyba wiadomo xD Było napisane "pozostala w napoju ciecz jest biala: dziewica, czarna: nie dziewica.
UsuńA skoro woda ciemnkeje to chyba jasne xD
Malfoy coś grzebał albo w eliksirze co jej dodaje do soku jest ten eliksir kłamstwa zmieniający wynik ;)
Hej, trafiłam na waszego bloga jakiś...tydzień temu? Przeczytałam wszystkie rozdziały od początku razem z tym pod którym teraz komentuje. Bardzo spodobało mi się to opowiadanie i z niecierpliwością czekam na jego kontynuację. Osobiście uważam, że bardzo fajnie ' oddałyście' charakter Draco, Hermiony i pozostałych postaci, podoba mi się wasz styl pisania. Jedyne co mnie czasem irytuje to sytuacje w których Hermiona daje się tak łatwo podpuścić i sprowokować, że to aż boli :-P. Według mnie w niektórych sytuacjach powinna zachować kamienną twarz i po prostu nie reagować, ale to wasze opowiadanie i wasza wizja więc nie śmiałabym w nią ingerować
OdpowiedzUsuńŻyczę wam bardzo duuużej weny, pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział ;-)
Ten rozdział bardzo mi się podoba czekam na więcej i życzę dużo dobrej weny
OdpowiedzUsuńAkurat, kiedy potrzebowałem coś wesołego, pech… Rozdział super, fajnie wymyslilyscie z mamą Blaisa.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Hariet.
„Czarnoskóry przewrócił oczami i rozwalił się na kanapie…” Nie powinno się używać koloru skóry dla określenia osoby robiącej daną czynność. Blaise, Zabini, Diabeł, Ślizgon, nawet zniosę czarnowłosego, ale czarnoskóry nigdy.
OdpowiedzUsuń„Po chwili były ścigający drużyny Ślizgonów rzucił Malfoyowi kilka żab i obaj zajadali się nimi, słuchając z rozbawieniem kazania Notta.” Lubię wiedzieć. Każdy lubi wiedzieć, a tutaj z wiedzy nie zostaje nic. Chciałabym poczytać trochę więcej o Nottcie, który prawi kazania. Byłoby to ciekawsze, niż dwójka idiotów (tak, mam na myśli Draco i Blaise’ego) zajadająca się czekoladowymi żabami.
„Draco odpłynął myślami su swojemu wygodnemu łóżku.” Literówka się wkradła.
Od razu zaznaczę, że denerwują mnie te niewydarzone akapity. Akapity powinny być nawet przy wypowiedziach. Tekst wygląda nieestetycznie i nie zachęca do dalszego czytania. Jestem takim typem człowieka, który musi mieć wszystko ładnie odklepane w estetyce rozdziału — jeśli nie można zrobić porządnych akapitów wszędzie, nie róbcie ich wcale, w zamian zaś dajcie enter więcej po każdym akapicie bądź wypowiedzi.
„Zabini i Nott rozmawiali ściszonymi głosami, jednak sens ich słów dotarł do prefekta naczelnego.” To „jednak” kompletnie tutaj nie pasuje. Lepiej byłoby „mimo to” czy cokolwiek innego o podobnym znaczeniu.
„Weszli do przeznaczonego im dormitorium…” Przeznaczonego? Na pewno nie. Poszukajcie innego, poprawnego słowa.
„Przekręcał się z boku na bok, wciąż słysząc ciche, niepewne pytanie kasztanowłosej Gryfonki.” Trudno byłoby napisać Hermiony? Po co utrudniać i sobie, i czytelnikom, jeśli nie ma to najmniejszego sensu? ☺
„Blaise otworzył drzwi i wszedł do jakże dobrze mu znanego przestronnego holu.” „Jakże” jest kompletnie niepotrzebne.
„…że często zmienia wystrój wnętrz…” Zmiana czasu. Powinno być „zmieniała”.
„…wysoką kobietę, ubraną w czarny, elegancki kostium.” Przed ubraną bez przecinka. I serio, każdy przeżyłby, gdyby jej strój nie został tak dokładnie opisany. The same z jej wyglądem. Można napomknąć, serio, ale nie trzeba tego opisywać dokładnie, co do ostatniego piega na łokciu. No i trzeba trafić ładnie w czas, np. przy jakiejś kolacji, jak Blaise przyglądał się ludziom, a nie, jak matka schodziła na dół.
„— Snape umożliwił arystokracji teleportację. To hołota, szumowiny i zdrajcy krwi podróżują pociągiem.” Ok, Snape to Snape, ale matko, to jest takie śmieszne. Serio. Nikt nigdy nie miałby takiego przywileju, a nie przypominam sobie, żeby pani Zabini wyglądała na umierającą czy coś.
Podoba mi się relacja Zabiniego i matki. Ona zawsze mi się wydawała taka, hm, ulotna? Taka delikatna i jednocześnie bardzo silna. Ciekawe, co spotka mnie dalej. Xd
Usuń„— Pottera, Weasley’a i tej małej brudnej szlamy…” Weasleya. Malfoya. Nie ma tu apostrofów, ponieważ „y” czytamy jako „j”.
„Nie dość, że żądasz bym się zachował jak zwykły tchórz…” Przed bym przecinek.
Kawałek dalej jest „byś”, przed którym również powinien stać przecinek. I dalej „by”, przed którym przecinek.
„gdy wpadł na mnie młody mężczyzna, noszący na tacy kilka drinków i butelek.” Przed noszący bez przecinka. I nie noszący, a niosący.
Przed „czego” przecinek.
„Na miesiąc przed twoimi urodzinami spotkałam przyjaciółkę z dawnych lat, która niedawno przeprowadziła się do Anglii.” Masz dwa razy to samo zdanie.
Dobra, przekoloryzowane. Nie czuję w tym nic. Jest po prostu przekoloryzowany fragment o tym, jak Blaise nienawidzi swojej matki przez to, że powiedziała mu prawdę. Fajne obmyślone, że ona kłamała, że jest szlamą itd., ale no kurde, Blaise nie wyglądał mi nigdy na takiego, co by ślepo podążał w idee Czarnego Pana. To jego matka, matka, która wychowywała go, karmiła, bawiła, uczyła, KOCHAŁA. Postawcie się na jego miejscu i spróbujcie zrobić to, co on.
„Zachował się jak zwykły tchórz, zostawiając matkę samą.” Oby tylko.
Dobra, wynagrodziłyście mi tego Blaise’a i jego zachowanie. Fajnie, że jej to wynagradzał, to piękne.
Nie zapisuje się liczb. Nie ma 30, jest trzydzieści.
„Spotykamy się tak wcześnie, ponieważ wyjeżdżam i nie będzie mnie przez dwa dni. Liczę na to, że podczas mojej nieobecności dopilnujecie, aby w szkole było spokojnie…” Rozumiem, że są naczelnymi prefektami, ale to nie obliguje ich do pilnowania całej szkoły. Od tego jest wicedyrektor, oni mogą stanowić jedynie jego wspomogę, nie zaś pilnować, aby w szkole było spokojnie.
„Prefekci naczelni zmarszczyli brwi, słysząc nieznaną im nazwę.” Serio? Hermiona! miałaby nie wiedzieć, czym jest paproć?
No i na koniec ujmująca sprzeczka Dramione. Była w porządku, chociaż i tak można by nieco więcej do niej dorzucić. :D
Jutro postaram się wziąć za kolejny rozdział.
Pozdrawiam,
Cosima.
xx
Co do "czarnoskórego": nie spotkałyśmy się z zasadą, jakoby używanie tych terminów było zabronione (są chociażby w HP).
UsuńKazanie Notta zostało pominięte ze względu na fakt, iż w poprzednim rozdziale Malfoy wysłuchiwał morałów Blaise'a i powtarzanie tego byłoby bezsensowne. Poza tym pominiecie kwestii Teodora obrazuje to, z jakim "skupieniem" słuchał tego wszystkiego Malfoy.
Co do przecinków i literówek, jak najbardziej się zgadzam (chociaż to wynika z tego, że ostatnie rozdziały były dodawane w pośpiechu... no ale tak to już jest, kiedy masz jeden komputer na 6 osób i zaplanujesz dodać trzy rozdziały w tydzień).
Co do Blaise'a i jego podążaniem za ideami Voldemorta: Śmierciożercy działają jak sekta (a co robi sekta? pranie mózgu), poza tym Blaise (od zawsze wychowywany twardą ręką ojca i nauczony posłuszeństwa wobec niego) nagle dowiaduje się, że własna matka pozbawiła go "autorytetu", stąd też jego gwałtowna reakcja.
„Przekręcał się z boku na bok, wciąż słysząc ciche, niepewne pytanie kasztanowłosej Gryfonki.” Trudno byłoby napisać Hermiony? Po co utrudniać i sobie, i czytelnikom, jeśli nie ma to najmniejszego sensu? " nie za bardzo rozumiemy, w czym tu jest jakakolwiek trudność.
Co do opisu wyglądu Eleonory: osobiście lubimy od razu wiedzieć jak wygląda wprowadzona do fabuły postać (chyba nie znalazłam w tekście nic o ilości jej piegów, ale może nie umiem czytać), a nie dopiero po dwóch stronach;
„Spotykamy się tak wcześnie, ponieważ wyjeżdżam i nie będzie mnie przez dwa dni. Liczę na to, że podczas mojej nieobecności dopilnujecie, aby w szkole było spokojnie…” tu chodziło raczej o przytyk, ażeby nie robili więcej żadnych burd.
Co do przywileju teleportacji dla "elit". Przypominamy, że to było w czasie, kiedy w szkole "uczyli" Śmierciożercy i na porządku dziennym było wynoszenie na piedestał czarodziejów czystej krwi, a już na pewno tych, których rodziny popierały nową władzę.
A i "kwiat paproci". Nie kwestionujemy wiedzy Hermiony na temat mugolskich roślin. Jednak w tym przypadku nie chodziło o zwykłą paproć tylko o mistyczną roślinę, mało znaną wśród czarodziejów (podobnie jak nie każdy czarodziej wiedział o potężnych artefaktach jakimi były Insygnia Śmierci).
Cosima to the same mogłaś sobie darować. Język polski za trudny czy masz jakiś problem z głową? I tak, wiem, że to było prawie trzy (bo przecież nie zapisujemy 3) lata temu, ale strasznie denerwuje mnie takie zachowanie. Ogarnij sie i napisz coś równie dobrego to pogadamy.
UsuńTen komentarz kieruje do osoby która napisała najdłuższy najgłupszy najbardziej denerwujący i totalnie bez sensu komentarz a tym samym zberzcześciła tego bloga. I prosiłabym tą osobę żeby więcej nie pisała nic na tym blogu, ponieważ ta osoba sama nie wie co pisze iż są to wyssane z palca bzdury i kompletnie nie zgadzam się z tymi uwagami
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Rozdział fajny. Nie będę się rozpisywać, bo to zadanie zostawię innym. Napiszę tylko: ciekawe, ale pracujcie nad błędami i sprawdzajcie je. Nie żeby strasznie ich było dużo, ale zauważyłam kilka. (Nie czepiam się za bardzo, bo każdy je robi, ja też, ale radzę sprawdzanie ;))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dramione - To w Nas Żyje <- tu zapraszam :D
Chciałam przeczytać ten rozdział (lecę po kolei wszystkie)a tutaj zdziwienie bo to jest ten sam co Najtrudniejsze zadanie : http://dramione-naucz-mnie-latac.blogspot.com/2015/10/najtrudniejsze-zadanie_2.html
OdpowiedzUsuńMasz jakiś błą i wyswietla się nie ten rozdział :( Wrzuć go proszę :)
Ok, nie wiem co się stało, ale ogarnę, jak wrócę z pracy, czyli, niestety, o jakiejś czwartej nad ranem: (
UsuńDałam rade poprawic na tel. Już powinno być dobrze : )
UsuńHej staram się przeczytać wszystkie rozdziały ale tu jest ciągle ten sam -najtrudniejsze zadanie :( a chciałabym przeczytać ten o matce Zabiniego :)
OdpowiedzUsuńLuella