Obudziła się o świcie i niemal
natychmiast tego pożałowała. Krew w jej skroniach pulsowała
nadzwyczaj szybko, na dodatek miała wrażenie, jakby nałykała się
piasku. Wstała z łóżka, chcąc ugasić pragnienie. Błąd.
Cholerny błąd. Na skutek zmiany położenia coś gwałtownie
wywróciło się jej w żołądku. Wybiegła do łazienki, nie
mogąc już dłużej walczyć z mdłościami.
Poranna toaleta zajęła jej więcej
czasu niż kiedykolwiek. Miała więc dostatecznie dużo czasu na
rozpamiętywanie wczorajszych wydarzeń i towarzyszące temu wyrzuty
sumienia. Jedno wiedziała na pewno… wróciła z Hogsmeade i
spróbowała raz jeszcze uporać się z czkawką. Pamiętała, że
jako antidotum tym razem wybrała Ognistą. Późniejsze wydarzenia
zlewały się ze sobą, tworząc niezbyt precyzyjny obraz.
Tańczyła na stoliku, śpiewając
jedną z zasłyszanych na ostatnich wakacjach piosenek. Jednak to
następny obraz był tym, który niepokoił ją najbardziej…
przedstawiał ją tulącą się do Malfoya.
Wciąż w głowie odtwarzała sobie
jego słowa… „zdejmuj koszulę”. W następnym ujęciu
widziała siebie, rozpinającą koszulę Malfoya… Czekaj… koszulę
Malfoya?! Dlaczego miała ją na sobie? I dlaczego, na Wielkiego
Merlina, obudziła się bez niej?! Nie pamiętała.
„Och, Godryku, nie, tylko nie to”
— pomyślała. „Ale, że z Malfoyem? Z NIM? Tyle lat
czekania na tego właściwego i zrobiłam to z Malfoyem?” Skrzywiła
się, oskarżycielsko patrząc na swoje lustrzane odbicie. „I na
dodatek wcale tego nie pamiętam... Pięknie, panno Granger. Możesz
być z siebie dumna” — zadręczała się w duchu,
wciąż mając przed oczami urywany film z nią i arystokratą w roli
głównej.
„Nie dajmy się zwariować. Może
i byłam lekko wstawiona, ale to nie oznacza, że od razu wgramoliłam
mu się do łóżka. Mam swój honor… Ta... i ten honor zmusił
cię do paradowania przez nim w samej koszuli?” — dręczył
ją cichy głosik z tyłu głowy. „Do niczego między nami
nie doszło. Poza tym musi być jakieś logiczne wyjaśnienie na to,
że obudziłam się ubrana w samą bieliznę i jego krawat. Prawda?”
Trzymając się rozsądnej myśli, iż
Draco Malfoy z pewnością sam z siebie nie dotknąłby jej,
postanowiła zwrócić się do pani Pomfrey po jakiś eliksir, który
doprowadziłby ją do porządku. Wciąż niezbyt przytomna, wyszła z
łazienki, kierując się ku drzwiom wyjściowym.
W następnej chwili wylądowała na
podłodze, na skutek potknięcia się o coś twardego, co z całą
pewnością nie powinno znajdować się w tym miejscu. Obejrzała się
za siebie, by zobaczyć przyczynę jej upadku.
— Malfoy? — zapytała
zdezorientowana dziewczyna. — Malfoy… — powtórzyła
z nutą rozdrażnienia w głosie, obwiniając chłopaka o wszystkie
swoje dzisiejsze niepowodzenia. I te wczorajsze też. Bo jeśli
rzeczywiście wczoraj do czegoś między nimi doszło, to z całą
pewnością nie można tego nazwać inaczej. Jeśli.
Dowlokła się do niego, chcąc go
dobudzić.
— Malfoy, wstawaj — szturchnęła
go delikatnie w żebra.
Zero reakcji.
— Malfoy! — zaczęła
energicznie potrząsać jego ramieniem.
Znów nic.
Tego było już za wiele. Nie dość,
że potwornie bolała ją głowa, to jeszcze musi niańczyć tego
tutaj. Usiadła okrakiem na jego kolanach, pochyliła się i zaczęła
nim gwałtownie trząść.
— Malfoy, dobrze wiem, że nie
śpisz. Nie ignoruj mnie, ty nędzna imitacjo mężczyzny! Najpierw
wykorzystujesz to, że być może trochę przesadziłam z alkoholem,
a teraz… No nareszcie! — zawołała, widząc, że chłopak
odzyskuje przytomność.
Draco otworzył oczy i pierwsze co
zobaczył to kłęby brązowej wełny. Po chwili dłuższego
zastanowienia dotarło do niego, że to nie wełna a włosy… włosy
Granger, siedzącej na nim i wykrzykującej jakieś niezrozumiałe
zdania. Odepchnął dziewczynę od siebie, czego skutkiem było,
kolejne tego dnia, jej spotkanie z podłogą.
— Jak śmiesz! Pomagam ci, żyły
sobie wypruwam, próbując cię dobudzić…
— Dobudzić? Czy może raczej
wykorzystać? Znowu?
Dziewczyna spłonęła rumieńcem na
wzmiankę o wydarzeniach wczorajszego dnia.
— Ja cię wcale…
— Pewna jesteś?
Draco przeczuwał, że dziewczyna
niewiele pamiętała z poprzedniego wieczoru i zamierzał to
perfidnie wykorzystać.
— Tak — odpowiedziała,
choć ton jej głosu wskazywał na zupełnie coś innego.
— Skoro tak twierdzisz… A tak
swoją drogą to uroczy był ten występ na stoliku — rzucił
z przebiegłym uśmieszkiem, puszczając przy tym do niej oczko.
Hermiona, nie wiedząc, co ma
powiedzieć, uznała, że najlepiej będzie jak opuści dormitorium. I
to jak najszybciej.
Jego drwiący śmiech towarzyszył jej
aż do opuszczenia czwartego piętra.
***
Draco pewnym krokiem wszedł do
skrzydła szpitalnego. Przystanął, zdezorientowany widokiem dwójki
przyjaciół w łóżkach. Podszedł do nich z wyrazem niezrozumienia
malującym się na twarzy. Gdy go zobaczyli, zawołali równocześnie:
— Ty też?!
— Co ja też?
— Zemdlałeś? — spytał
Blaise, poprawiając się na łóżku.
Draco skinął głową.
— To było dziwne, stary.
Siedzieliśmy sobie razem, niewinnie spiskując z innymi Ślizgonami,
aż tu nagle…
— JEB! Jak mi nie łupnie w
głowie… — wtrącił Zabini.
— A potem była już tylko
ciemność — zakończył Nott złowieszczym tonem, teatralnie
przysłaniając dłońmi oczy.
Blondyn rozwalił się na wolnym łóżku.
— To tak jak u mnie. Odzyskałem
przytomność dopiero pół godziny temu.
— My tak samo. Jak się
obudziliśmy, to już leżeliśmy w skrzydle, a Pomfrey wlewała
w nas jakieś paskudztwa — Zabini skrzywił się, wciąż
czując smak eliksirów.
— Czy pan zwariował?! Proszę w
tej chwili zejść z łóżka, panie Malfoy! — zawołała
starsza pielęgniarka, niosąc tacę wypełnioną różnokolorowymi
fiolkami, które pobrzękiwały z każdym jej energicznym
krokiem. — Musi pan natychmiast opuścić skrzydło.
Odwiedziny dopiero za godzinę. Pacjenci potrzebują ciszy i spokoju,
a nie… — kobieta najpierw gwałtownie pobladła, a następnie
na jej twarz wypłynęły gniewne rumieńce, gdy zobaczyła
pobrudzoną od butów Ślizgona pościel.
— Błoto! Brud! Zarazki w moim
szpitalu!
— I o co tyle krzyku? Można to
usunąć w ciągu dwóch se…
— To nie ma nic do rzeczy, panie
Malfoy. Regulamin wyraźnie podaje wytyczne dotyczące warunków
sanitarnych i tego też należy się trzymać. Kolejny punkt
tego samego regulaminu wytycza dokładne godziny odwiedzin, więc
pragnę panu przypomnieć, że czas na pańską wizytę w tym
pomieszczeniu nastąpi dokładnie za godzinę.
— A mnie się wydaje, że jestem
w odpowiednim miejscu. Ja także hmm… straciłem przytomność
— zakończył dość nieporadnie.
Pani Pomfrey natychmiast do niego
podeszła i zaczęła go dokładnie badać. Zanim zostali sami, Draco
niemal siłą został wepchnięty do łóżka i przyjął pokaźną
dawkę eliksirów.
***
Hermiona wyszła z sali sportowej
podtrzymywana przez Deana. Ledwo co widziała na oczy, dzisiejsze
zajęcia dały jej mocny wycisk. Na ostatnich lekcjach omawiali
zasady koszykówki, dziś czekał ich tor przeszkód. Była
przepocona, zmęczona i obolała. Całe szczęście, że Ślizgoni,
pozbawieni swojego lidera, który już drugi dzień spędził w
skrzydle szpitalnym, ignorowali ją. Jedynie Ivan nie spuszczał jej
z oczu, choć i on trzymał się od niej z daleka.
Gryfoni właśnie zaczęli wspinać się
na schody, gdy dobiegł ich lodowaty głos.
— Granger, do mnie.
Hermiona jęknęła w duchu. Odwróciła
się i zobaczyła Severusa Snape’a. Dean posłał jej dodający
otuchy uśmiech, po czym ruszył do wieży Gryffindoru.
Podeszła do nauczyciela.
— Tak, panie profesorze?
— Zaniesiesz Draconowi,
Blaise'owi i Teodorowi notatki z dzisiejszych lekcji. Wszyscy troje
nadal są w skrzydle szpitalnym.
— Dlaczego ja? — zapytała,
nim zdołała się powstrzymać.
Snape zmierzył ją zimnym spojrzeniem.
— Ponoć jesteś najlepszą
uczennicą, twoje notatki będą najodpowiedniejsze, czyż nie?
Snape odwrócił się, nie czekając na
jej odpowiedź. Po chwili zatrzymał się i rzucił przez ramię:
— Proszę im także przekazać, że są zwolnieni z pisania
eseju na obronę przed czarną magią.
— Oczywiście — burknęła
do siebie pod nosem, po czym ruszyła, by wykonać polecenie
profesora.
Zatrzymała się jednak, słysząc, że
ktoś ją woła.
— Hermiona! Zaczekaj chwilę.
Odwróciła się i zobaczyła Harry’ego
biegnącego w jej stronę. Zatrzymał się przy niej i wysapał:
— Hej, mogę zabrać już z
powrotem niewidkę?
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
— Harry… ja nie brałam od
ciebie peleryny.
Chłopak przeczesał dłonią i tak już
potargane włosy, powodując jeszcze większy nieład na głowie.
— Ale pamiętam, że obudziłaś
mnie, poprosiłaś o niewidkę…
— Ja naprawdę jej nie mam.
Musiało ci się przyśnić.
— Ale Ron też cię wtedy
widział. Mówił…
— Ron mówi różne rzeczy.
Harry, ja naprawdę nie mam tej peleryny… z resztą niby po co
byłaby mi potrzebna? Dobrze wiesz, że nie mam powodu, by jej
używać… a właściwie to po co ci ona? — spytała
zaciekawiona.
— Eee takie tam… — Gryfon
zarumienił się. — Wiesz co, ja muszę już iść. Cześć.
— Cześć — powiedziała,
nieco zdezorientowana zachowaniem przyjaciela.
***
Trójka Ślizgonów leżących w
skrzydle szpitalnym zajadała się różnymi słodyczami i śmiała
się z miłosnych listów, jakie otrzymali podczas ich pobytu w
skrzydle. Największa góra smakołyków i kartek jak zawsze należała
do Dracona.
— Ej, ej! Słuchajcie tego
— zawołał Malfoy, po czym parę razy odchrząknął i
przeczytał:
Mój
kochany,
Bardzo
mi Cię
brakuje, nawet nie wiesz, przez co przechodzę. Z każdą chwilą bez
Ciebie usycham niczym kwiat pozbawiony wody.
Twoja
na zawsze,
Astoria
Chłopcy wybuchli śmiechem.
— O, Salazarze, skąd one biorą
takie teksty? — zapytał Blaise, ocierając łzy rozbawienia.
— Sam chciałbym wiedzieć…
Nadal nie mogę uwierzyć, że się z nią przespałem, nawet po
pijaku — jęknął Malfoy, krzywiąc się z niesmakiem. Gdyby
wiedział, że po jednej wspólnej nocy panna Greengrass zacznie
planować z najdrobniejszymi szczegółami ich wspólne życie,
pilnowałby swojego rozporka. I paru innych miejsc także.
Zabini postanowił pocieszyć kolegę.
— Zawsze mogłeś trafić
gorzej. Astoria może głupia wkurzająca, ale za to seksowna!
Pomyśl, co by było, gdybyś spał z Milicentą!
Na chwilę zapanowało między nimi
milczenie. Dwoje zszokowanych Ślizgonów patrzyło z niedowierzaniem
na Zabiniego.
— Spałeś z Milicentą?!
— zapytali równocześnie.
Czarnoskóry przymknął oczy i uderzył
dłonią o czoło z głośnym plaśnięciem, gdy dotarło do niego,
co powiedział.
— Głośniej, jeszcze w
Hogsmeade was nie słyszeli… Na wielkie jaja Salazara, nikomu nic
nie mówcie! A już zwłaszcza temu babochłopowi.
— Ale jak?... Co… Kiedy? —
arystokrata był w tak wielkim szoku, że nie potrafił sklecić
porządnego zdania.
— I po ilu butelkach Ognistej?
— dodał do listy pytań Nott.
Zabini ciężko westchnął,
przeczesując przy tym dłonią włosy.
— Na szóstym roku, po imprezie
u Slughorna. Wiecie, że mam słabą głowę…
— Wiemy — wtrącili
zgodnie.
— No, ona tak samo.
Wylądowaliśmy w łóżku. Rano obudziłem się pierwszy i jak tylko
zobaczyłem, co leży obok mnie… — Zabini musiał walczyć z
mdłościami na samo wspomnienie — uciekłem. Na szczęście
ona nic nie pamięta… i tak ma zostać — dorzucił,
patrząc znacząco na kolegów.
Draco, jako że nie mógł nic
powiedzieć, bo wciąż trząsł się ze śmiechu, tylko skinął
głową.
— Nie no, stary… należy ci
się medal za odwagę, nawet jeżeli nie byłeś trzeźwy
— powiedział Nott, patrząc z podziwem na kumpla.
Ich rozmowa została przerwana przez
odgłos kroków, a Blaise niemal się popłakał ze szczęścia na
widok Gryfonki, która uwolniła go od dalszego przesłuchania.
— Granger! Jak cudnie cię widzieć
— krzyknął wesoło z szerokim uśmiechem na twarzy.
Wszyscy — włącznie z
dziewczyną — popatrzyli na niego jak na pacjenta zbiegłego
z ośrodka psychiatrycznego.
Kasztanowłosa spojrzała na nich
podejrzliwie.
— Piliście?
— A co, chciałaś może
dołączyć, pudlu? — odparł Malfoy, patrząc krytycznie na
stan jej włosów.
Nott zaśmiał się, słysząc
odpowiedź Dracona.
— Bardzo śmieszne, Malfoy
— warknęła dziewczyna. — Snape kazał przekazać wam
moje notatki i powiedzieć, że jesteście zwolnieni z pracy
domowej z obrony — dodała, rzucając zapiskami w blondyna.
— Możecie je sobie zatrzymać, mam kopię.
Gryfonka obróciła się, by opuścić
skrzydło. Nott i Malfoy spojrzeli po sobie porozumiewawczo.
— Granger! Jak już wychodzisz,
to możesz mi podać tamtą książkę? — spytał niewinnie,
na pozór uprzejmym tonem, Teodor.
Hermiona wywróciła oczami i ruszyła
w stronę książki, chcąc rzucić nią w bruneta. Nott, korzystając
z tego, że Gryfonka stoi tyłem i nie spodziewa się ataku,
chwycił różdżkę i powiedział:
— Levicorpus.
Niewidzialna lina chwyciła
kasztanowłosą za kostkę i pociągnęła, podrywając ją w górę.
Dziewczyna krzyknęła piskliwie i zaczęła podtrzymywać
spódniczkę.
Dwóch Ślizgonów wybuchło śmiechem.
— Granger, nie bądź taka
wstydliwa. Nie masz tam nic, czego wcześniej bym już nie widział
— powiedział Malfoy.
— CO WY WYPRAWIACIE?!
Do sali wpadła panna McCullen i jednym
machnięciem różdżki uwolniła Hermioną, która natychmiast
wybiegła ze skrzydła.
— Oszaleliście?! W tej chwili
idziecie ze mną do profesora Snape’a!
***
Elizabeth McCullen już od dawna nie
była tak wściekła. Energicznym krokiem kierowała się ku lochom,
prowadząc trójkę Ślizgonów, którzy mieli czelność wesoło
sobie rozmawiać. Najwyraźniej byli pewni tego, że ich występek
nie zostanie surowo ukarany. Beth uśmiechnęła się pod nosem. Nie
miała zamiaru na to pozwolić.
— Wejść.
Pielęgniarka otworzyła drzwi,
puszczając krnąbrnych uczniów przodem. Rozejrzała się po
gabinecie. Panował tu dość surowy wystrój: kamienne ściany oraz
podłoga i ciemne, drewniane meble o prostych kształtach. Jedynym
urozmaiceniem był jasnoszary, byle jaki, okrągły dywan i kilka
obrazów przedstawiających skutki różnych czarnomagicznych zaklęć.
Severus Snape siedział przy biurku,
czytając starą, podniszczoną księgę. Uniósł wzrok znad
książki, a gdy zobaczył, kto go odwiedził, wstał i podszedł
do nich.
— Co tym razem zrobili? — spytał
zimnym, znudzonym tonem.
— Bezpodstawnie zaatakowali
uczennicę.
— Wcale nie bezpodstawnie, panie
profesorze. Ona pierwsza zaatakowała Malfoya… — wtrącił
Nott, jednak natychmiast urwał, gdy zobaczył wściekłe spojrzenie
pielęgniarki.
— Gdy weszłam, pan Nott już
więził pannę Granger zaklęciem Levicorpus.
— Doprawdy? — spytał
Snape, jednak jego głos nie zdradzał nawet grama zainteresowania
całą sprawą, co, na jego nieszczęście, zauważyła panna
McCullen.
— Pana podejście jest
nieprofesjonalne! Mógłby pan chociaż udawać, że się pan
przejmuje! Żądam ukarania tych uczniów! — krzyknęła
kobieta, wskazując na Ślizgonów.
W oczach Severusa pojawiły się
niebezpieczne błyski.
— Nieprofesjonalne? To pani
wydziera się tu jak dzikie, bezmózgie zwierzę i jeśli się nie
mylę to karanie czy nagradzanie uczniów leży w moich
kompetencjach. Poza tym, nie wydaje mi się, aby szlaban był dobrą
kuracją dla pacjentów.
Rudowłosa zacisnęła pięści,
powstrzymując się od kolejnych kąśliwych uwag.
— Oni już nie są pacjentami,
czują się znakomicie. Oczekuje ich na szlabanie, jutro w skrzydle
o siedemnastej.
Odwróciła się, chwyciła za klamkę
i otworzyła drzwi, jednak zanim opuściła gabinet, rzuciła przez
ramię:
— Dziwne, że nazywa mnie pan
zwierzęciem, a sam najwyraźniej nie wie, co to szampon do włosów.
Dobranoc.
Snape mocno zacisnął szczękę, a na
twarzy pojawił się grymas wściekłości.
— Jutro o siedemnastej macie
przyjść do mojego gabinetu — warknął, po czym również
opuścił pomieszczenie.
— Ech… miłość — mruknął
pod nosem Blaise.
Żaden z nich nie przejmował się
szlabanem. Wiedzieli, że u Snape’a nic złego ich nie spotka.
Razem ruszyli do skrzydła po swoje rzeczy, po drodze beztrosko się
przekomarzając. Tylko jeden z nich milczał, pochłonięty
własnymi myślami.
***
Hermiona ze złością odrzuciła
pióro, gdy kolejny wstęp do eseju wylądował w koszu. Nie mogła
się skupić, nadal słysząc w głowie ich śmiech. Uczucie
upokorzenia także nie ułatwiało jej pracy.
Nie mogąc usiedzieć w jednym miejscu,
zaczęła nerwowo chodzić po pokoju, mając nadzieję, że pozwoli
to wyzbyć się choć części buzujących w niej emocji.
Dlaczego wciąż ją atakowali?
Dlaczego karali ją za to, że ma mugolskich rodziców? Przystanęła,
gdy o nich pomyślała. Tak bardzo za nimi tęskniła, zwłaszcza
podczas śniadań, gdy reszta uczniów dostawała listy. Zastanawiała
się, jak im się powodzi, czy są zdrowi, szczęśliwi. Nie
rozmawiała jednak o tym z nikim. Harry był wiecznie zajęty przez
treningi i dodatkowe zajęcia dla przyszłych aurorów. Po tym, jak
pokonał Voldemorta, pracę miał już zapewnioną i razem z
paroma innymi osobami uczęszczał na kursy. Ginny? Ginny miała
własne, o wiele poważniejsze zmartwienia. Ron natomiast traktował
ją jak powietrze. Próbowała z nim rozmawiać, ale zawsze
wykręcał się treningami.
Przebrała się, skropiła twarz zimną
wodą i wróciła do salonu, gotowa na kolejną próbę napisania
eseju dla Snape'a. I gdy wszystko szło dobrze, a słowa same zaczęły
dobierać się w zdania, rozległo się ciche pukanie.
Cmoknęła z poirytowaniem i podeszła
do drzwi, zastanawiając się, kto nawiedza ją o tak późnej porze.
Pomyślała, że może Ron chce się z nią w końcu pogodzić i
z uśmiechem otworzyła przejście. Jednak to nie jej rudowłosy
przyjaciel stał za obrazem, lecz...
— Ivan?
Zacieśniła dłoń na przejściu,
jednocześnie zerkając na niego podejrzliwie. Nie podobał jej się
ten jego uśmiech. Trochę, jakby coś planował.
„Pewnie chce mnie wykończyć i
trzyma tam siekierę. Albo piłę łańcuchową”. — pomyślała
kwaśno. „Z moim szczęściem to możliwe.”
— Nie bój się — powiedział,
gdy zobaczył, że dziewczyna się cofa i chce zamknąć przejście.
Przeczesał dłonią gęste włosy, jakby krępowała go jej
obecność. — Nie wiem, co mnie napadło na tej pierwszej lekcji.
Chciałem przeprosić już wcześniej, ale nie miałem odwagi
— powiedział z silnym akcentem, po czym wyjął zza pleców…
wielki bukiet czerwonych róż. — Proszę, dla ciebie.
Kasztanowłosa, nie wiedząc, co ma
powiedzieć, przyjęła bukiet i wpatrywała się w niego jak
oczarowana.
— Pójdę już.
— Hej, Ivan… — przerwała,
gdy się odwrócił. — Dziękuję.
Chłopak uśmiechnął się, ukazując
uroczy dołeczek w policzku.
— Dobrej nocy — powiedział,
po czym obrócił się i ruszył do lochów.
Hermiona ponownie usiadła na sofie i
położyła róże na stoliku. Następnie wyczarowała wazon,
napełniła go wodą i postawiła na blacie, wstawiając do niego
bukiet. Z lekkim uśmiechem pogładziła jeden z płatków. Nie
ufała Ivanowi, jednak jego przeprosiny i kwiaty były tak samo
niespodziewane jak i urocze.
Ponownie przysiadła do pisania eseju.
W momencie, w którym w pośpiechu zapisywała najświeższą myśl...
— Kochanie, wróciłem! — ryknął
Draco i zaśmiał się, widząc, jak dziewczyna podskoczyła,
przestraszona.
Gryfonka warknęła, po czym sięgnęła
po różdżkę i usunęła rozlany atrament ze swojego wypracowania.
— Bardzo zabawne, Malfoy.
— Zabawnie to było w skrzydle
szpitalnym, Granger — uśmiechnął się złośliwie,
puszczając do niej oczko. — Tak swoją drogą, to niezłe
gacie… sama uszyłaś?
Hermiona posłała mu mordercze
spojrzenie znad pergaminu. Ślizgon zmarszczył brwi, gdy zobaczył
kwiaty.
— Salazarze… kolejne? Kto
normalny daje facetowi róże? — zapytał z niesmakiem.
— To są kwiaty dla mnie
— powiedziała kasztanowłosa i zaczęła zbierać swoje
rzeczy.
— Dla ciebie? A niby kto miałby
ci je dać?
— Gregorovicz — odpowiedziała
i wyszła do swojego pokoju.
Chłopak natychmiast przestał się
uśmiechać. „Gnida na pewno coś planuje” — pomyślał,
patrząc na kwiaty z rezerwą. Nie znosił Gregorovicza, miał
czelność podważać jego zdanie, a teraz podbijał do Granger.
„Na pewno coś knuje. Bo niby kto z własnej woli podbijałby do
Granger?”.
Draco wycelował różdżką w róże i
z satysfakcją obserwował jak więdną.
***
Hermiona wyszła ze szklarni nr 8,
starając się nadać włosom coś na kształt umiarkowanego ładu
i porządku. Skierowała się na błonia i usiadła pod starym
dębem, rozmyślając o dzisiejszym dniu i o jej relacjach z
Malfoyem. Wciąż dręczyło ją, że nie pamięta, co wtedy między
nimi zaszło. Co prawda czkawka już jej przeszła, ale chyba
wolałaby się męczyć z nią, niż z tą niepewnością.
„Przestań się tym zadręczać”
— rozkazała sobie w duchu.
Rozglądała się, zauroczona
jesiennymi barwami, lecz gdy dotarła do boiska Quidditcha, zauważyła
coś, co sprawiło, że serce podskoczyło jej do gardła. Nie
czekając ani chwili, wyjęła różdżkę i rzuciła zaklęcie.
***
Przez cały dzień czuł się nieswojo.
Bywały momenty, kiedy miał już iść do skrzydła szpitalnego po
jakiś eliksir, jednak chwilę później wszystko ustawało. Kolejna
tego dnia fala tępego bólu głowy przyszła w najmniej
odpowiednim momencie. Właśnie wybierał się na trening Quidditcha,
a czuł się tak, jakby za chwilę miało mu rozsadzić czaszkę.
Wieczór był ciepły i bezchmurny.
Liczył na to, że świeże powietrze dobrze mu zrobi. Jak bardzo się
przeliczył. Ból stale się utrzymywał, z większym czy też
mniejszym nasileniem. Dodatkowo miał wrażenie, że powinien teraz
być gdzieś indziej… Robić coś ważnego.
„Ale co może być ważniejsze niż
trening Quidditcha?” — myślał.
Gdy wszedł do szatni, pozostali
członkowie drużyny już w niej byli. Nie uszło jego uwadze, że
zarówno Zabini, jak i Nott, nie wyglądają najlepiej. Słowa
kapitana do niego nie docierały. Ucieszył się, gdy wreszcie wyszli
na boisko i dosiedli mioteł. „Im szybciej zaczniesz, tym
szybciej skończysz” — powtarzał sobie w duchu.
Wzbił się w powietrze i okrążył
boisko. Pęd wiatru rozwiał mu włosy, przynosząc chwilową ulgę.
— Dobra, panienki — powiedział
Blaise, a drużyna skrzywiła się na nowe określenie — dzisiaj
pracujemy nad celnością i podaniami. Na początek krótka
rozgrzewka.
Cała drużyna ustawiła się w okręgu
i zaczęła podawać sobie kafla. Co prawda Malfoy nie do końca
rozumiał zamierzenia Zabiniego, bo przecież, po co on ma ćwiczyć
łapanie kafla, skoro ma za zadanie schwytanie małej piłeczki. W
duchu postanowił porozmawiać o tym z przyjacielem. Już miał
do niego podlecieć, gdy jego wzrok stracił ostrość, a w
skroni poczuł silny ból. Nie miał czasu, by bezpiecznie powrócić
na ziemię.
Runął w dół.
***
Biel. Dużo bieli. I ból, teraz już
wszędzie. Czuł się tak, jakby miał pogruchotane wszystkie kości.
Powoli otworzył oczy i zobaczył dwójkę swoich przyjaciół,
którzy zajmowali sąsiednie łóżka. Nie wyglądali najlepiej.
Szczerze mówiąc, wyglądali jakby spadli z wysokości czterdziestu
metrów. Zaraz, tak! Chyba rzeczywiście spadli. Ale dlaczego?
— A któż to swe piękne oczy
otworzył? Wyglądasz paskudnie. Jak dupa gumochłona.
— Przymknij się, Blaise, bo od
twojego pieprzenia łeb mi pęka — mruknął Nott, zakrywając
twarz ramieniem.
— O! Odezwał się ten, co
zawsze milczy… męska wersja Granger.
— Zamknąć się, debile
— uciszył kolegów Draco, jednak jego wypowiedź została
przerwana przez pojawienie się Elizabeth McCullen.
— Cała trójka już przytomna?
Świetnie. Za godzinę będziecie całkowicie wyleczeni. Profesor
McGonagall oczekuje was w swoim gabinecie o dwudziestej. A teraz
macie wypić te eliksiry — powiedziała nieco ozięble, podała
każdemu z nich po kilka fiolek i wróciła do swojego gabinetu.
— Uuu… powiało chłodem
— powiedział Blaise, krzywiąc się na gorzki smak eliksiru.
***
Draco chwycił za klamkę i bez pukania
wszedł do gabinetu razem ze swoimi kompanami. W związku
w wypełnianiem żmudnych obowiązków prefekta naczelnego bywał
tu tak często, że czuł się tu, jak u siebie.
Gdy dołączyła do niego pozostała
dwójka, wszyscy przystanęli, zdezorientowani widokiem siedzącej
naprzeciwko dyrektorki Hermiony Granger.
McGonagall wskazała im trzy wolne
miejsca obok krzesła Gryfonki.
— Dziękuję, postoję
— powiedzieli chórem Malfoy i Nott, za to Blaise z szerokim
uśmiechem powiedział:
— Ja tam sobie usiądę. No co
tam? — spytał dyrektorkę, chwaląc się swoim uzębieniem.
Dyrektorka zgromiła go spojrzeniem, a
jego uśmiech nieco przygasł.
— Zebraliśmy się tutaj, aby
omówić szczegóły waszych szlabanów.
— Jakich szlabanów?! — zawołali
oburzeni Ślizgoni.
— Na jednej z moich dzisiejszych
lekcji usłyszałam bardzo ciekawą rozmowę dwóch Ślizgonów,
którzy wspominali zabawę w dormitorium prefektów naczelnych…
nielegalną zabawę. Dodatkowo widziano was tamtej nocy, wałęsających
się po zamku o niedozwolonej porze w dość… frywolnych strojach.
Poza tym profesor Donovan zgłosiła kradzież eliksiru
wielosokowego, panu Potterowi zaginęła peleryna niewidka, a panna
McCullen poinformowała mnie o wczorajszym incydencie. Odnoszę
wrażenie, że wszystkie te sprawy mają jeden wspólny mianownik.
Was. CZEKAM NA WYJAŚNIENIA.
W gabinecie zapadła cisza, której
Blaise nie mógł jednak znieść.
— No dobrze, wszystko pięknie i
cudownie, ale skąd pani wie, że Draco ukradł eliksir, a Nott
zwędził pelerynę. To równie dobrze mogli być… — czarnoskóry
złapał się za głowę, gdy dotarło do niego, co właśnie
powiedział.
McGonagall uniosła brew, patrząc na
załamanego Ślizgona.
— Zabini, ty kretynie — warknął
Nott, ponieważ Malfoyowi zabrakło słów, by skomentować głupotę
kolegi.
— Szlaban, panowie. Ponadto
Slytherin traci trzydzieści punktów…
W odpowiedzi na jej słowa Draco
prychnął pod nosem. „Co to jest trzydzieści punktów?”
— … za każdego z was
— dokończyła dyrektorka.
Na te słowa młodemu Malfoyowi
uaktywnił się tik nerwowy w postaci drgającej powieki.
— Pani dyrektor… ja nie miałem
z tym nic wspólnego. Poza tym zostałem do tego zmuszony.
McGonagall obdarzyła Blaise'a
spojrzeniem, które odebrałoby odwagę niejednemu czarodziejowi.
Ślizgon postanowił zmienić taktykę.
— Przecież to czysty rasizm!
Oskarża się mnie o coś, a nawet nie ma dowodów na mój udział w
tym incydencie.
— Ale pani dyrektor… przecież
nic się nie stało — Nott próbował załagodzić zarówno
całą sytuację jak i ich karę.
— Nie się nie stało?
Nielegalna impreza, nocne wałęsanie się po zamku, kradzież i
tylko Merlin wie co jeszcze… Co do waszego szlabanu… — przerwało
jej donośne pukanie do drzwi. — Proszę.
Do gabinetu wpadł nie kto inny jak
woźny Filch w towarzystwie swojej wyleniałej kotki. Był zasapany,
a w jego oczach widniały przebłyski szaleństwa.
— Irytek… pani dyrektor…
kuchnia…
— Na Merlina, Filch… może
zaczniesz w końcu składać pełne zdania?
— Irytek demoluje kuchnię, pani
dyrektor.
— Poczekajcie tu na mnie
— McGonagall rzuciła w stronę uczniów i wybiegła z
gabinetu razem z Filchem.
Zostali w nim sami. Jeżeli Ślizgoni
łudzili się, iż po jej wyjściu nie będą musieli wysłuchiwać
reprymendy, to najwyraźniej nie znali Hermiony tak dobrze, jak
sądzili.
— I po co wam to wszystko było?
Sama impreza wam nie wystarczyła? Trzeba było jeszcze wałęsać
się po zamku — zaczęła robić im wyrzuty w sposób, którego
nie powstydziłaby się sama dyrektorka. — I po co był wam
ten eliksir, wrażeń wam było mało czy… — po chwili
zaczęła łączyć fakty.
„Eliksir wielosokowy, Harry
twierdzący, że pożyczyła od niego pelerynę… Ron”
— Wy… — warknęła
groźnie i ruszyła ku nim z żądzą mordu w oczach. — Debile!
Kretyni! Oszołomy! Idioci!
Blaise, widząc, że dziewczyna zmierza
ku Ślizgonom stojącym przy ścianie i wiedząc, jak może się to
skończyć dla Gryfonki, postanowił interweniować. Wyprzedził ją
i bohatersko zagrodził jej drogę własnym ciałem, szeroko
rozpościerając ramiona.
— Tylko spokojnie! Nic poważnego
się nie stało, a to, że chciałem zmacać twoje cycki…
Zabini za późno ugryzł się w język.
Znowu.
Kasztanowłosa stanęła w bezruchu, a
po chwili rzuciła się na Blaise’a. Stanęła na palcach, obiema
dłońmi chwyciła go za szyję i zaczęła nią potrząsać,
jednocześnie go podduszając. Draco i Teodor wybuchli śmiechem,
widząc jak mała, drobna dziewczyna dusi wysokiego i silnego
Ślizgona. Nie mieli zamiaru interweniować. Zbyt dobrze się bawili.
— Seksoholik! Bałwan! Imbecyl!
Zdziadziały erotoman! Tak cię przeklnę, że nigdy ci już nie
stanie!
Blaise, słysząc groźbę Gryfonki, w
końcu zdołał odciągnąć jej ręce od swojej szyi. Przerażony,
skrył się za kolegami, zasłaniając dłońmi pewną część
ciała.
— Gdzie jest ta głupia
różdżka?! — wrzasnęła wściekła Hermiona, przeszukując
kieszenie swojej szaty, a gdy dotarło do niej, że nie zabrała jej
ze sobą, przeklęła tak, że wszystkim trzem chłopcom opadły
szczęki.
Dziewczyna, chcąc rozładować swoją
złość, zaczęła chodzić po gabinecie, co chwilę patrząc na
Ślizgonów i mamrocząc pod nosem. Gdy mijała ogromną, wiekową
szafę, poczuła to samo rozlewające się po ciele ciepło, co przy
poprzedniej wizycie w gabinecie dyrektorki. Jednak tym razem nie
tylko ona doznała tego uczucia.
Nott położył rękę na piersi.
— Czujecie to?
— No… — odpowiedział
mu Blaise. — Wy też macie uczucie, jakby zaraz miało stać
się coś ważnego?
Chłopcy przytaknęli.
— Granger, co ty wyprawiasz? Nie
łaź tam, bo coś jeszcze zrobisz — warknął Malfoy, czując,
że z każdym krokiem dziewczyny uczucie staje się coraz
silniejsze.
Jednak kierowana silnym przymusem
Hermiona nie mogła się zatrzymać i otworzyła szafę. Wewnątrz
stała Czara Ognia, która jarzyła się jasnym, oślepiającym
światłem. Wszyscy obserwowali, jak wyłania się z niej mała
kula, promieniująca błękitnozłotym, pulsującym blaskiem i zbliża
się do dziewczyny.
Gryfonka, nie mogąc się ruszyć, z
przerażeniem patrzyła, jak kula zbliża się do niej, a po chwili
wtapia się w jej klatkę piersiową. Przeszedł ją gorący dreszcz.
Poczuła obezwładniające, lecz przyjemne, ciepło w całym
ciele, po czym jej sylwetka rozbłysła takim samym blaskiem, jak
tajemnicza kula.
Kasztanowłosa głośno przełknęła
ślinę i z przerażeniem spojrzała na Ślizgonów.
— Czy… czy wy wrzuciliście do
Czary swoje nazwiska? — spytała, ledwo mogąc mówić
z przejęcia.
— Taaak — odpowiedzieli
chórem.
— Czy wiedzieliście, że tym
samym rozpoczęliście Turniej Trójmagiczny?
— Nieee.
Przez dobre pięć minut stali w ciszy,
wymieniając między sobą spojrzenia. W końcu Draco przerwał
ciszę.
— Granger… co się przed
chwilą stało?
Hermiona wzięła głęboki wdech,
zanim odpowiedziała.
— Czara właśnie wybrała mnie
na waszego sędziego.
Ślizgoni wytrzeszczyli oczy.
— Pięknie, kurwa, pięknie
— stwierdził dobitnie Malfoy, po czym wziął głęboki
oddech i wrzasnął: — Granger, czy ty zawsze musisz się
wszędzie pchać?! Zawsze coś spierniczysz! Mówiłem, żebyś tam
nie łaziła! A teraz ci się sędziować zachciało! Szlama będzie
oceniać arystokrację! Prędzej zginę! Albo nie, po prostu zabiję
CIEBIE! — i rzucił się na nią. Zdołał jednak postawić
tylko dwa kroki, bo Blaise i Teodor chwycili go, nim ten zdołał
spełnić swoją groźbę.
— Draco, przestań! Pamiętasz,
co powiedziano nam, żeby zrobić, zanim podejmiemy radykalną
w skutkach decyzję? — starał się uspokoić kolegę
Zabini. — Najpierw pomyśl, jak się czujesz…
Draco gwałtownie odwrócił głowę w
stronę Blaise’a i ryknął:
— Czuje się zaje-kurwa-biście!
— Draco, tylko spokojnie!
Blondyn tym razem spojrzał na Notta..
— Ja jestem spokojny. Jestem
pieprzoną oazą spokoju!
Hermiona cofnęła się i czekała aż
Ślizgoni zdołają uspokoić wściekłego Malfoya. Ślizgon wyglądał
jak dzikie, wygłodniałe zwierzę, które wprost rwało się do
ataku. Napięte ciało było gotowe do tego by ją… no cóż, by ją
zabić. Nie spuszczał z niej morderczego wzroku. Był niczym łowca,
który upatrzył sobie zwierzynę.
Po dłuższym czasie przestał się
wyrywać, jego oddech uspokoił się, a Teodor i Blaise puścili go.
Blondyn, jak gdyby nigdy nic, zaczął dopinać koszulę, której
kilka pierwszych guzików rozpięło się w czasie, kiedy próbował
się wyswobodzić.
Teodor podjął się próby
załagodzenia sytuacji.
— Wszyscy się uspokójmy. To my
zaczęliśmy Turniej, więc to nasza wina i nie wierzę, że to mówię
ale nie ma co obwiniać Granger. Po prostu wymyślmy sobie trzy
banalne zadania, Granger to oceni i będzie po sprawie.
— To nie całkiem tak działa
— wydukała Hermiona i już miała coś dodać, ale zamilkła,
widząc zimne spojrzenie blondyna.
Po chwili Draco skinął głową, dając
znak, że może kontynuować.
— Jako sędzia to ja wymyślam
wam zadania — oznajmiła niepewnie, odgarniając niesforny lok
z twarzy. Przełknęła ślinę i kontynuowała już pewniejszym
głosem. — W ostatnim Turnieju Trójmagicznym zastosowano
różne środki bezpieczeństwa, nie tylko ograniczenie wiekowe.
Rzucono potężne zaklęcia, które niwelowały wcześniejsze zasady
narzucane przez Czarę.
— Jakie zasady? — spytał
Draco, wiedząc, że tego pożałuje.
Miał rację. Miał cholerną rację.
— To wy nie wiecie?
Owszem, doskonale wiedział, czym jest
Turniej Trójmagiczny, ale szczegóły organizacyjne nigdy go nie
interesowały. Sądząc po minach kolegów, oni także nie mieli o
nich pojęcia.
— Cóż… dawniej odbywało się
to tak: grupa sędziów wybranych przez Czarę wymyślała trzy
zadania. Uczestnicy, po ich wybraniu, mają tydzień na wykonanie
pierwszego z nich. Tak to wyglądało: jeden tydzień na jedno
zadanie. Zawodnicy są związani z Czarą magicznym kontraktem,
którego nie można zniwelować… coś na zasadzie przysięgi
wieczystej. Wrzucenie swojego nazwiska do Czary było równoznaczne
z przyrzeczeniem, że podejmą się każdego wyzwania, które
postawią przed nimi sędziowie. Jeśli zawodnik odpuścił, nie
podjął się wykonania zadania, ponosił surowe konsekwencje. To
stąd biorą się wasze omdlenia. Czara myśli, że lekceważycie
Turniej i w ramach kary osłabia wasze organizmy, ponieważ minął
tydzień wyznaczony na pierwsze zadanie.
— Czyli będziemy mdleć, dopóki
nie wypełnimy zadania? — upewnił się Blaise.
— Tu nie chodzi tylko o
omdlenia, Zabini! Czara wykańcza wasze organizmy, to nie zabawa!
Podczas Turnieju w 1578 roku była ofiara śmiertelna. Zawodnik
stracił życie nie podczas wykonania zadania, ale właśnie przez
niepodejście do niego! — krzyknęła przerażona dziewczyna.
— Czyli musimy tylko wykonać
wymyślone przez ciebie zadania? Czara wyczuje, że zaczęliśmy
działać i da nam spokój… wykonamy je byle jak i po sprawie!
Hermiona milczała.
— Jest coś jeszcze, prawda?
— zapytał Malfoy lodowatym tonem.
— Czara oczekuje od was jak
największego zaangażowania, musicie dać z siebie wszystko. Jeśli
wyczuje, że olewacie Turniej… źle się to dla was skończy.
Bardzo źle. Cały ten Turniej jest brutalny i niebezpieczny.
Zawsze taki był. Jeśli magiczny kontrakt zawarty między wami a
Czarą nadal będzie ignorowany… — Hermiona przygryzła
wargę.
— Mów śmiało. Przyjmiemy to
na klatę — zachęcił ją czarnoskóry Ślizgon.
— Możecie zginąć.
— Zaraz, zaraz… A te zaklęcia
niwelujące zasady i te… działanie Czary na nas… nie można ich
użyć? — spytał rozsądnie Nott.
— Teraz już na to za późno...
— No to w takim razie my
uśmiechniemy się do Granger, ona wymyśli nam łatwe, szybkie
i przyjemne zadanka i po kłopocie — rzucił Blaise w
stronę kolegów.
— Czy do was nie dociera? Te
zadania mają sprawdzić wasze umiejętności, wiedzę, odwagę…
Malfoy uniósł ostrzegawczo brew.
— To wymyślisz takie, które
przy okazji nie sprawią nam kłopotu.
— Jasne… Po prostu będziecie
musieli się rozebrać i wyć nago do księżyca. Hmm... później…
pomyślmy… może skosztujecie gotowanych byczych jąder…
— Czekaj… coś się dzieje
— przerwał jej Nott.
Hermiona odwróciła się w momencie, w
którym Czara Ognia rozbłysła dwukrotnie bladoniebieskim blaskiem.
Odwróciła się do nich i przełknęła ślinę.
— O nie. Nie mów tylko, że…
— Niestety, Zabini. Czara
właśnie zatwierdziła dwa pierwsze turniejowe zadania. Chyba zbyt
mocno ją skonfundowaliście — dodała, marszcząc przy tym
brwi.
Istnieją takie momenty, w których
nawet opanowany Nott traci nad sobą kontrolę. To był właśnie
jeden z nich.
— GRANGER! — wrzasnęli
chórem, powoli podchodząc w stronę dziewczyny. Ta jednak nie dała
się zastraszyć. Wyciągnęła ostrzegawczo dłoń, mówiąc:
— Jeszcze krok i powiem o
wszystkim McGonagall. Ponadto jestem pewna, że Ministerstwo Magii
także się tym zainteresuje.
Nim zdążyli jej odpowiedzieć, w
gabinecie ponownie pojawiła się dyrektorka. Od razu zwróciła się
do Ślizgonów.
— W kwestii waszej kary za
ostatnie przewinienia…
Draco wpatrywał się intensywnie w
punkt za Gryfonką. Gdy ta nie zareagowała, gestem dał jej znak, by
zamknęła szafę, w której znajduje się Czara. Dziewczyna
niezauważenie spełniła jego niemą prośbę. Młody Malfoy pokiwał
głową z aprobatą.
— Panie Malfoy, mógłby pan
chociaż udawać skruchę i zainteresowanie. Za karę zostaniecie
zawieszeni w rozgrywkach Quidditcha na okres trzech miesięcy. Co
więcej, zwrócicie panu Potterowi jego własność. Macie się też
zgłosić na szlaban u panny McCullen. A przede wszystkim macie
przeprosić obecną tu pannę Granger za podszywanie się pod nią.
W przeciwnym razie alternatywą będzie wysprzątanie sowiarni.
Bez użycia magii.
— Całkiem bez czarów?
— zdziwił się Blaise. — Przecież to potrwa z
miesiąc.
— No właśnie.
***
Za to mamy dla Was pytanie z innej beczki: jaka jest (przynajmniej do tej pory) Wasza ulubiona postać drugoplanowa? My wręcz uwielbiamy Blaise'a ;D
PS: Możemy Wam zdradzić, że następny rozdział "Utracona duma" liczy sobie 20 stron i nie będzie to najlepszy czas dla Dracona.
Do następnego!
No to już nie mogę się doczekać ;)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie najlepszą drugoplanową postacią jest Nott i nie pytajcie dlaczego. bo nie wiem xD
Tymczasem zapraszam do mnie (nowy rozdział już dziś ;3)
Kiedy rodzial? :3
OdpowiedzUsuńPokochalam to opowiadanie!!! *-* Placze ze smiechu xD
Cieszymy się, że Ci się podoba ;) Nowy rozdział już w niedzielę.
UsuńSuper! Intrygujący, że tak powiem, rozdział ;P
OdpowiedzUsuńŚwietne! Z kąd wy bierzecie te pomysły? Wspaniale piszecie!
OdpowiedzUsuńJa też uwielbiam Blaise'a, jest cudowny!
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdiału :)
SzalonyElf
Kiedy nowy rozdział? Nie mogę się doczekać!!
OdpowiedzUsuńJeszcze nigdy tak nie płakałam 😂
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Chłopaki wygrywają, dlaczego tu jest tak mało komentarzy? Mistrzoswo ��
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział. Też kocham Blaise'a i te jego tekst. XD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam:
Dramione - To w Nas Żyje
Podłogo witaj!!!
OdpowiedzUsuń~Dziurkacz
Ulubioną postacią chyba pani Donovan. Obaj Ślizgoni mnie irytują.
OdpowiedzUsuńNo to się panowie doigrali. Turniej trojmagiczny czas rozpocząć! Pierwsze i drugie zadanie będzie nad wyraz śmieszne, zwłaszcza dla Hermiony, która będzie to obserwować i decydować czy zadanie zostało wykonane :) Nazwijmy to wszystko kara za zadzieranie kiecki Granger i podszywanie się pod nią a także terror jaki ja spotkał od dnia w którym przekroczyła wrota Hogwartu po raz pierwszy. No to... Się bawimy!
Hermiona i jej zadania xDDD
OdpowiedzUsuń