wtorek, 8 września 2015

Wybór sędziego



Obudziła się o świcie i niemal natychmiast tego pożałowała. Krew w jej skroniach pulsowała nadzwyczaj szybko, na dodatek miała wrażenie, jakby nałykała się piasku. Wstała z łóżka, chcąc ugasić pragnienie. Błąd. Cholerny błąd. Na skutek zmiany położenia coś gwałtownie wywróciło się jej w żołądku. Wybiegła do łazienki, nie mogąc już dłużej walczyć z mdłościami.
Poranna toaleta zajęła jej więcej czasu niż kiedykolwiek. Miała więc dostatecznie dużo czasu na rozpamiętywanie wczorajszych wydarzeń i towarzyszące temu wyrzuty sumienia. Jedno wiedziała na pewno… wróciła z Hogsmeade i spróbowała raz jeszcze uporać się z czkawką. Pamiętała, że jako antidotum tym razem wybrała Ognistą. Późniejsze wydarzenia zlewały się ze sobą, tworząc niezbyt precyzyjny obraz.
Tańczyła na stoliku, śpiewając jedną z zasłyszanych na ostatnich wakacjach piosenek. Jednak to następny obraz był tym, który niepokoił ją najbardziej… przedstawiał ją tulącą się do Malfoya.
Wciąż w głowie odtwarzała sobie jego słowa… „zdejmuj koszulę”. W następnym ujęciu widziała siebie, rozpinającą koszulę Malfoya… Czekaj… koszulę Malfoya?! Dlaczego miała ją na sobie? I dlaczego, na Wielkiego Merlina, obudziła się bez niej?! Nie pamiętała.
Och, Godryku, nie, tylko nie to” — pomyślała. „Ale, że z Malfoyem? Z NIM? Tyle lat czekania na tego właściwego i zrobiłam to z Malfoyem?” Skrzywiła się, oskarżycielsko patrząc na swoje lustrzane odbicie. „I na dodatek wcale tego nie pamiętam... Pięknie, panno Granger. Możesz być z siebie dumna” — zadręczała się w duchu, wciąż mając przed oczami urywany film z nią i arystokratą w roli głównej.
Nie dajmy się zwariować. Może i byłam lekko wstawiona, ale to nie oznacza, że od razu wgramoliłam mu się do łóżka. Mam swój honor… Ta... i ten honor zmusił cię do paradowania przez nim w samej koszuli?” — dręczył ją cichy głosik z tyłu głowy. „Do niczego między nami nie doszło. Poza tym musi być jakieś logiczne wyjaśnienie na to, że obudziłam się ubrana w samą bieliznę i jego krawat. Prawda?”
Trzymając się rozsądnej myśli, iż Draco Malfoy z pewnością sam z siebie nie dotknąłby jej, postanowiła zwrócić się do pani Pomfrey po jakiś eliksir, który doprowadziłby ją do porządku. Wciąż niezbyt przytomna, wyszła z łazienki, kierując się ku drzwiom wyjściowym.
W następnej chwili wylądowała na podłodze, na skutek potknięcia się o coś twardego, co z całą pewnością nie powinno znajdować się w tym miejscu. Obejrzała się za siebie, by zobaczyć przyczynę jej upadku.
— Malfoy? — zapytała zdezorientowana dziewczyna. — Malfoy… — powtórzyła z nutą rozdrażnienia w głosie, obwiniając chłopaka o wszystkie swoje dzisiejsze niepowodzenia. I te wczorajsze też. Bo jeśli rzeczywiście wczoraj do czegoś między nimi doszło, to z całą pewnością nie można tego nazwać inaczej. Jeśli.
Dowlokła się do niego, chcąc go dobudzić.
— Malfoy, wstawaj — szturchnęła go delikatnie w żebra.
Zero reakcji.
— Malfoy! — zaczęła energicznie potrząsać jego ramieniem.
Znów nic.
Tego było już za wiele. Nie dość, że potwornie bolała ją głowa, to jeszcze musi niańczyć tego tutaj. Usiadła okrakiem na jego kolanach, pochyliła się i zaczęła nim gwałtownie trząść.
— Malfoy, dobrze wiem, że nie śpisz. Nie ignoruj mnie, ty nędzna imitacjo mężczyzny! Najpierw wykorzystujesz to, że być może trochę przesadziłam z alkoholem, a teraz… No nareszcie! — zawołała, widząc, że chłopak odzyskuje przytomność.
Draco otworzył oczy i pierwsze co zobaczył to kłęby brązowej wełny. Po chwili dłuższego zastanowienia dotarło do niego, że to nie wełna a włosy… włosy Granger, siedzącej na nim i wykrzykującej jakieś niezrozumiałe zdania. Odepchnął dziewczynę od siebie, czego skutkiem było, kolejne tego dnia, jej spotkanie z podłogą.
— Jak śmiesz! Pomagam ci, żyły sobie wypruwam, próbując cię dobudzić…
— Dobudzić? Czy może raczej wykorzystać? Znowu?
Dziewczyna spłonęła rumieńcem na wzmiankę o wydarzeniach wczorajszego dnia.
— Ja cię wcale…
— Pewna jesteś?
Draco przeczuwał, że dziewczyna niewiele pamiętała z poprzedniego wieczoru i zamierzał to perfidnie wykorzystać.
— Tak — odpowiedziała, choć ton jej głosu wskazywał na zupełnie coś innego.
— Skoro tak twierdzisz… A tak swoją drogą to uroczy był ten występ na stoliku — rzucił z przebiegłym uśmieszkiem, puszczając przy tym do niej oczko.
Hermiona, nie wiedząc, co ma powiedzieć, uznała, że najlepiej będzie jak opuści dormitorium. I to jak najszybciej.
Jego drwiący śmiech towarzyszył jej aż do opuszczenia czwartego piętra.

***

Draco pewnym krokiem wszedł do skrzydła szpitalnego. Przystanął, zdezorientowany widokiem dwójki przyjaciół w łóżkach. Podszedł do nich z wyrazem niezrozumienia malującym się na twarzy. Gdy go zobaczyli, zawołali równocześnie:
— Ty też?!
— Co ja też?
— Zemdlałeś? — spytał Blaise, poprawiając się na łóżku.
Draco skinął głową.
— To było dziwne, stary. Siedzieliśmy sobie razem, niewinnie spiskując z innymi Ślizgonami, aż tu nagle…
— JEB! Jak mi nie łupnie w głowie… — wtrącił Zabini.
— A potem była już tylko ciemność — zakończył Nott złowieszczym tonem, teatralnie przysłaniając dłońmi oczy.
Blondyn rozwalił się na wolnym łóżku.
— To tak jak u mnie. Odzyskałem przytomność dopiero pół godziny temu.
— My tak samo. Jak się obudziliśmy, to już leżeliśmy w skrzydle, a Pomfrey wlewała w nas jakieś paskudztwa — Zabini skrzywił się, wciąż czując smak eliksirów.
— Czy pan zwariował?! Proszę w tej chwili zejść z łóżka, panie Malfoy! — zawołała starsza pielęgniarka, niosąc tacę wypełnioną różnokolorowymi fiolkami, które pobrzękiwały z każdym jej energicznym krokiem. — Musi pan natychmiast opuścić skrzydło. Odwiedziny dopiero za godzinę. Pacjenci potrzebują ciszy i spokoju, a nie… — kobieta najpierw gwałtownie pobladła, a następnie na jej twarz wypłynęły gniewne rumieńce, gdy zobaczyła pobrudzoną od butów Ślizgona pościel.
— Błoto! Brud! Zarazki w moim szpitalu!
— I o co tyle krzyku? Można to usunąć w ciągu dwóch se…
— To nie ma nic do rzeczy, panie Malfoy. Regulamin wyraźnie podaje wytyczne dotyczące warunków sanitarnych i tego też należy się trzymać. Kolejny punkt tego samego regulaminu wytycza dokładne godziny odwiedzin, więc pragnę panu przypomnieć, że czas na pańską wizytę w tym pomieszczeniu nastąpi dokładnie za godzinę.
— A mnie się wydaje, że jestem w odpowiednim miejscu. Ja także hmm… straciłem przytomność — zakończył dość nieporadnie.
Pani Pomfrey natychmiast do niego podeszła i zaczęła go dokładnie badać. Zanim zostali sami, Draco niemal siłą został wepchnięty do łóżka i przyjął pokaźną dawkę eliksirów.

***

Hermiona wyszła z sali sportowej podtrzymywana przez Deana. Ledwo co widziała na oczy, dzisiejsze zajęcia dały jej mocny wycisk. Na ostatnich lekcjach omawiali zasady koszykówki, dziś czekał ich tor przeszkód. Była przepocona, zmęczona i obolała. Całe szczęście, że Ślizgoni, pozbawieni swojego lidera, który już drugi dzień spędził w skrzydle szpitalnym, ignorowali ją. Jedynie Ivan nie spuszczał jej z oczu, choć i on trzymał się od niej z daleka.
Gryfoni właśnie zaczęli wspinać się na schody, gdy dobiegł ich lodowaty głos.
— Granger, do mnie.
Hermiona jęknęła w duchu. Odwróciła się i zobaczyła Severusa Snape’a. Dean posłał jej dodający otuchy uśmiech, po czym ruszył do wieży Gryffindoru.
Podeszła do nauczyciela.
— Tak, panie profesorze?
— Zaniesiesz Draconowi, Blaise'owi i Teodorowi notatki z dzisiejszych lekcji. Wszyscy troje nadal są w skrzydle szpitalnym.
— Dlaczego ja? — zapytała, nim zdołała się powstrzymać.
Snape zmierzył ją zimnym spojrzeniem.
— Ponoć jesteś najlepszą uczennicą, twoje notatki będą najodpowiedniejsze, czyż nie?
Snape odwrócił się, nie czekając na jej odpowiedź. Po chwili zatrzymał się i rzucił przez ramię: — Proszę im także przekazać, że są zwolnieni z pisania eseju na obronę przed czarną magią.
— Oczywiście — burknęła do siebie pod nosem, po czym ruszyła, by wykonać polecenie profesora.
Zatrzymała się jednak, słysząc, że ktoś ją woła.
— Hermiona! Zaczekaj chwilę.
Odwróciła się i zobaczyła Harry’ego biegnącego w jej stronę. Zatrzymał się przy niej i wysapał:
— Hej, mogę zabrać już z powrotem niewidkę?
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
— Harry… ja nie brałam od ciebie peleryny.
Chłopak przeczesał dłonią i tak już potargane włosy, powodując jeszcze większy nieład na głowie.
— Ale pamiętam, że obudziłaś mnie, poprosiłaś o niewidkę…
— Ja naprawdę jej nie mam. Musiało ci się przyśnić.
— Ale Ron też cię wtedy widział. Mówił…
— Ron mówi różne rzeczy. Harry, ja naprawdę nie mam tej peleryny… z resztą niby po co byłaby mi potrzebna? Dobrze wiesz, że nie mam powodu, by jej używać… a właściwie to po co ci ona? — spytała zaciekawiona.
— Eee takie tam… — Gryfon zarumienił się. — Wiesz co, ja muszę już iść. Cześć.
— Cześć — powiedziała, nieco zdezorientowana zachowaniem przyjaciela.

***

Trójka Ślizgonów leżących w skrzydle szpitalnym zajadała się różnymi słodyczami i śmiała się z miłosnych listów, jakie otrzymali podczas ich pobytu w skrzydle. Największa góra smakołyków i kartek jak zawsze należała do Dracona.
— Ej, ej! Słuchajcie tego — zawołał Malfoy, po czym parę razy odchrząknął i przeczytał:

Mój kochany,

Bardzo mi Cię brakuje, nawet nie wiesz, przez co przechodzę. Z każdą chwilą bez Ciebie usycham niczym kwiat pozbawiony wody.

Twoja na zawsze,
Astoria

Chłopcy wybuchli śmiechem.
— O, Salazarze, skąd one biorą takie teksty? — zapytał Blaise, ocierając łzy rozbawienia.
— Sam chciałbym wiedzieć… Nadal nie mogę uwierzyć, że się z nią przespałem, nawet po pijaku — jęknął Malfoy, krzywiąc się z niesmakiem. Gdyby wiedział, że po jednej wspólnej nocy panna Greengrass zacznie planować z najdrobniejszymi szczegółami ich wspólne życie, pilnowałby swojego rozporka. I paru innych miejsc także.
Zabini postanowił pocieszyć kolegę.
— Zawsze mogłeś trafić gorzej. Astoria może głupia wkurzająca, ale za to seksowna! Pomyśl, co by było, gdybyś spał z Milicentą!
Na chwilę zapanowało między nimi milczenie. Dwoje zszokowanych Ślizgonów patrzyło z niedowierzaniem na Zabiniego.
— Spałeś z Milicentą?! — zapytali równocześnie.
Czarnoskóry przymknął oczy i uderzył dłonią o czoło z głośnym plaśnięciem, gdy dotarło do niego, co powiedział.
— Głośniej, jeszcze w Hogsmeade was nie słyszeli… Na wielkie jaja Salazara, nikomu nic nie mówcie! A już zwłaszcza temu babochłopowi.
— Ale jak?... Co… Kiedy? — arystokrata był w tak wielkim szoku, że nie potrafił sklecić porządnego zdania.
— I po ilu butelkach Ognistej? — dodał do listy pytań Nott.
Zabini ciężko westchnął, przeczesując przy tym dłonią włosy.
— Na szóstym roku, po imprezie u Slughorna. Wiecie, że mam słabą głowę…
— Wiemy — wtrącili zgodnie.
— No, ona tak samo. Wylądowaliśmy w łóżku. Rano obudziłem się pierwszy i jak tylko zobaczyłem, co leży obok mnie… — Zabini musiał walczyć z mdłościami na samo wspomnienie — uciekłem. Na szczęście ona nic nie pamięta… i tak ma zostać — dorzucił, patrząc znacząco na kolegów.
Draco, jako że nie mógł nic powiedzieć, bo wciąż trząsł się ze śmiechu, tylko skinął głową.
— Nie no, stary… należy ci się medal za odwagę, nawet jeżeli nie byłeś trzeźwy — powiedział Nott, patrząc z podziwem na kumpla.
Ich rozmowa została przerwana przez odgłos kroków, a Blaise niemal się popłakał ze szczęścia na widok Gryfonki, która uwolniła go od dalszego przesłuchania.
— Granger! Jak cudnie cię widzieć — krzyknął wesoło z szerokim uśmiechem na twarzy.
Wszyscy — włącznie z dziewczyną — popatrzyli na niego jak na pacjenta zbiegłego z ośrodka psychiatrycznego.
Kasztanowłosa spojrzała na nich podejrzliwie.
— Piliście?
— A co, chciałaś może dołączyć, pudlu? — odparł Malfoy, patrząc krytycznie na stan jej włosów.
Nott zaśmiał się, słysząc odpowiedź Dracona.
— Bardzo śmieszne, Malfoy — warknęła dziewczyna. — Snape kazał przekazać wam moje notatki i powiedzieć, że jesteście zwolnieni z pracy domowej z obrony — dodała, rzucając zapiskami w blondyna. — Możecie je sobie zatrzymać, mam kopię.
Gryfonka obróciła się, by opuścić skrzydło. Nott i Malfoy spojrzeli po sobie porozumiewawczo.
— Granger! Jak już wychodzisz, to możesz mi podać tamtą książkę? — spytał niewinnie, na pozór uprzejmym tonem, Teodor.
Hermiona wywróciła oczami i ruszyła w stronę książki, chcąc rzucić nią w bruneta. Nott, korzystając z tego, że Gryfonka stoi tyłem i nie spodziewa się ataku, chwycił różdżkę i powiedział:
— Levicorpus.
Niewidzialna lina chwyciła kasztanowłosą za kostkę i pociągnęła, podrywając ją w górę. Dziewczyna krzyknęła piskliwie i zaczęła podtrzymywać spódniczkę.
Dwóch Ślizgonów wybuchło śmiechem.
— Granger, nie bądź taka wstydliwa. Nie masz tam nic, czego wcześniej bym już nie widział — powiedział Malfoy.
— CO WY WYPRAWIACIE?!
Do sali wpadła panna McCullen i jednym machnięciem różdżki uwolniła Hermioną, która natychmiast wybiegła ze skrzydła.
— Oszaleliście?! W tej chwili idziecie ze mną do profesora Snape’a!

***

Elizabeth McCullen już od dawna nie była tak wściekła. Energicznym krokiem kierowała się ku lochom, prowadząc trójkę Ślizgonów, którzy mieli czelność wesoło sobie rozmawiać. Najwyraźniej byli pewni tego, że ich występek nie zostanie surowo ukarany. Beth uśmiechnęła się pod nosem. Nie miała zamiaru na to pozwolić.
— Wejść.
Pielęgniarka otworzyła drzwi, puszczając krnąbrnych uczniów przodem. Rozejrzała się po gabinecie. Panował tu dość surowy wystrój: kamienne ściany oraz podłoga i ciemne, drewniane meble o prostych kształtach. Jedynym urozmaiceniem był jasnoszary, byle jaki, okrągły dywan i kilka obrazów przedstawiających skutki różnych czarnomagicznych zaklęć.
Severus Snape siedział przy biurku, czytając starą, podniszczoną księgę. Uniósł wzrok znad książki, a gdy zobaczył, kto go odwiedził, wstał i podszedł do nich.
— Co tym razem zrobili? — spytał zimnym, znudzonym tonem.
— Bezpodstawnie zaatakowali uczennicę.
— Wcale nie bezpodstawnie, panie profesorze. Ona pierwsza zaatakowała Malfoya… — wtrącił Nott, jednak natychmiast urwał, gdy zobaczył wściekłe spojrzenie pielęgniarki.
— Gdy weszłam, pan Nott już więził pannę Granger zaklęciem Levicorpus.
— Doprawdy? — spytał Snape, jednak jego głos nie zdradzał nawet grama zainteresowania całą sprawą, co, na jego nieszczęście, zauważyła panna McCullen.
— Pana podejście jest nieprofesjonalne! Mógłby pan chociaż udawać, że się pan przejmuje! Żądam ukarania tych uczniów! — krzyknęła kobieta, wskazując na Ślizgonów.
W oczach Severusa pojawiły się niebezpieczne błyski.
— Nieprofesjonalne? To pani wydziera się tu jak dzikie, bezmózgie zwierzę i jeśli się nie mylę to karanie czy nagradzanie uczniów leży w moich kompetencjach. Poza tym, nie wydaje mi się, aby szlaban był dobrą kuracją dla pacjentów.
Rudowłosa zacisnęła pięści, powstrzymując się od kolejnych kąśliwych uwag.
— Oni już nie są pacjentami, czują się znakomicie. Oczekuje ich na szlabanie, jutro w skrzydle o siedemnastej.
Odwróciła się, chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi, jednak zanim opuściła gabinet, rzuciła przez ramię:
— Dziwne, że nazywa mnie pan zwierzęciem, a sam najwyraźniej nie wie, co to szampon do włosów. Dobranoc.
Snape mocno zacisnął szczękę, a na twarzy pojawił się grymas wściekłości.
— Jutro o siedemnastej macie przyjść do mojego gabinetu — warknął, po czym również opuścił pomieszczenie.
— Ech… miłość — mruknął pod nosem Blaise.
Żaden z nich nie przejmował się szlabanem. Wiedzieli, że u Snape’a nic złego ich nie spotka. Razem ruszyli do skrzydła po swoje rzeczy, po drodze beztrosko się przekomarzając. Tylko jeden z nich milczał, pochłonięty własnymi myślami.

***

Hermiona ze złością odrzuciła pióro, gdy kolejny wstęp do eseju wylądował w koszu. Nie mogła się skupić, nadal słysząc w głowie ich śmiech. Uczucie upokorzenia także nie ułatwiało jej pracy.
Nie mogąc usiedzieć w jednym miejscu, zaczęła nerwowo chodzić po pokoju, mając nadzieję, że pozwoli to wyzbyć się choć części buzujących w niej emocji.
Dlaczego wciąż ją atakowali? Dlaczego karali ją za to, że ma mugolskich rodziców? Przystanęła, gdy o nich pomyślała. Tak bardzo za nimi tęskniła, zwłaszcza podczas śniadań, gdy reszta uczniów dostawała listy. Zastanawiała się, jak im się powodzi, czy są zdrowi, szczęśliwi. Nie rozmawiała jednak o tym z nikim. Harry był wiecznie zajęty przez treningi i dodatkowe zajęcia dla przyszłych aurorów. Po tym, jak pokonał Voldemorta, pracę miał już zapewnioną i razem z paroma innymi osobami uczęszczał na kursy. Ginny? Ginny miała własne, o wiele poważniejsze zmartwienia. Ron natomiast traktował ją jak powietrze. Próbowała z nim rozmawiać, ale zawsze wykręcał się treningami.
Przebrała się, skropiła twarz zimną wodą i wróciła do salonu, gotowa na kolejną próbę napisania eseju dla Snape'a. I gdy wszystko szło dobrze, a słowa same zaczęły dobierać się w zdania, rozległo się ciche pukanie.
Cmoknęła z poirytowaniem i podeszła do drzwi, zastanawiając się, kto nawiedza ją o tak późnej porze. Pomyślała, że może Ron chce się z nią w końcu pogodzić i z uśmiechem otworzyła przejście. Jednak to nie jej rudowłosy przyjaciel stał za obrazem, lecz...
— Ivan?
Zacieśniła dłoń na przejściu, jednocześnie zerkając na niego podejrzliwie. Nie podobał jej się ten jego uśmiech. Trochę, jakby coś planował.
Pewnie chce mnie wykończyć i trzyma tam siekierę. Albo piłę łańcuchową”. — pomyślała kwaśno. „Z moim szczęściem to możliwe.”
— Nie bój się — powiedział, gdy zobaczył, że dziewczyna się cofa i chce zamknąć przejście. Przeczesał dłonią gęste włosy, jakby krępowała go jej obecność. — Nie wiem, co mnie napadło na tej pierwszej lekcji. Chciałem przeprosić już wcześniej, ale nie miałem odwagi — powiedział z silnym akcentem, po czym wyjął zza pleców… wielki bukiet czerwonych róż. — Proszę, dla ciebie.
Kasztanowłosa, nie wiedząc, co ma powiedzieć, przyjęła bukiet i wpatrywała się w niego jak oczarowana.
— Pójdę już.
— Hej, Ivan… — przerwała, gdy się odwrócił. — Dziękuję.
Chłopak uśmiechnął się, ukazując uroczy dołeczek w policzku.
— Dobrej nocy — powiedział, po czym obrócił się i ruszył do lochów.
Hermiona ponownie usiadła na sofie i położyła róże na stoliku. Następnie wyczarowała wazon, napełniła go wodą i postawiła na blacie, wstawiając do niego bukiet. Z lekkim uśmiechem pogładziła jeden z płatków. Nie ufała Ivanowi, jednak jego przeprosiny i kwiaty były tak samo niespodziewane jak i urocze.
Ponownie przysiadła do pisania eseju. W momencie, w którym w pośpiechu zapisywała najświeższą myśl...
— Kochanie, wróciłem! — ryknął Draco i zaśmiał się, widząc, jak dziewczyna podskoczyła, przestraszona.
Gryfonka warknęła, po czym sięgnęła po różdżkę i usunęła rozlany atrament ze swojego wypracowania.
— Bardzo zabawne, Malfoy.
— Zabawnie to było w skrzydle szpitalnym, Granger — uśmiechnął się złośliwie, puszczając do niej oczko. — Tak swoją drogą, to niezłe gacie… sama uszyłaś?
Hermiona posłała mu mordercze spojrzenie znad pergaminu. Ślizgon zmarszczył brwi, gdy zobaczył kwiaty.
— Salazarze… kolejne? Kto normalny daje facetowi róże? — zapytał z niesmakiem.
— To są kwiaty dla mnie — powiedziała kasztanowłosa i zaczęła zbierać swoje rzeczy.
— Dla ciebie? A niby kto miałby ci je dać?
— Gregorovicz — odpowiedziała i wyszła do swojego pokoju.
Chłopak natychmiast przestał się uśmiechać. „Gnida na pewno coś planuje” — pomyślał, patrząc na kwiaty z rezerwą. Nie znosił Gregorovicza, miał czelność podważać jego zdanie, a teraz podbijał do Granger. „Na pewno coś knuje. Bo niby kto z własnej woli podbijałby do Granger?”.
Draco wycelował różdżką w róże i z satysfakcją obserwował jak więdną.

***

Hermiona wyszła ze szklarni nr 8, starając się nadać włosom coś na kształt umiarkowanego ładu i porządku. Skierowała się na błonia i usiadła pod starym dębem, rozmyślając o dzisiejszym dniu i o jej relacjach z Malfoyem. Wciąż dręczyło ją, że nie pamięta, co wtedy między nimi zaszło. Co prawda czkawka już jej przeszła, ale chyba wolałaby się męczyć z nią, niż z tą niepewnością.
Przestań się tym zadręczać” — rozkazała sobie w duchu.
Rozglądała się, zauroczona jesiennymi barwami, lecz gdy dotarła do boiska Quidditcha, zauważyła coś, co sprawiło, że serce podskoczyło jej do gardła. Nie czekając ani chwili, wyjęła różdżkę i rzuciła zaklęcie.

***

Przez cały dzień czuł się nieswojo. Bywały momenty, kiedy miał już iść do skrzydła szpitalnego po jakiś eliksir, jednak chwilę później wszystko ustawało. Kolejna tego dnia fala tępego bólu głowy przyszła w najmniej odpowiednim momencie. Właśnie wybierał się na trening Quidditcha, a czuł się tak, jakby za chwilę miało mu rozsadzić czaszkę.
Wieczór był ciepły i bezchmurny. Liczył na to, że świeże powietrze dobrze mu zrobi. Jak bardzo się przeliczył. Ból stale się utrzymywał, z większym czy też mniejszym nasileniem. Dodatkowo miał wrażenie, że powinien teraz być gdzieś indziej… Robić coś ważnego.
Ale co może być ważniejsze niż trening Quidditcha?” — myślał.
Gdy wszedł do szatni, pozostali członkowie drużyny już w niej byli. Nie uszło jego uwadze, że zarówno Zabini, jak i Nott, nie wyglądają najlepiej. Słowa kapitana do niego nie docierały. Ucieszył się, gdy wreszcie wyszli na boisko i dosiedli mioteł. „Im szybciej zaczniesz, tym szybciej skończysz” — powtarzał sobie w duchu.
Wzbił się w powietrze i okrążył boisko. Pęd wiatru rozwiał mu włosy, przynosząc chwilową ulgę.
— Dobra, panienki — powiedział Blaise, a drużyna skrzywiła się na nowe określenie — dzisiaj pracujemy nad celnością i podaniami. Na początek krótka rozgrzewka.
Cała drużyna ustawiła się w okręgu i zaczęła podawać sobie kafla. Co prawda Malfoy nie do końca rozumiał zamierzenia Zabiniego, bo przecież, po co on ma ćwiczyć łapanie kafla, skoro ma za zadanie schwytanie małej piłeczki. W duchu postanowił porozmawiać o tym z przyjacielem. Już miał do niego podlecieć, gdy jego wzrok stracił ostrość, a w skroni poczuł silny ból. Nie miał czasu, by bezpiecznie powrócić na ziemię.
Runął w dół.

***

Biel. Dużo bieli. I ból, teraz już wszędzie. Czuł się tak, jakby miał pogruchotane wszystkie kości. Powoli otworzył oczy i zobaczył dwójkę swoich przyjaciół, którzy zajmowali sąsiednie łóżka. Nie wyglądali najlepiej. Szczerze mówiąc, wyglądali jakby spadli z wysokości czterdziestu metrów. Zaraz, tak! Chyba rzeczywiście spadli. Ale dlaczego?
— A któż to swe piękne oczy otworzył? Wyglądasz paskudnie. Jak dupa gumochłona.
— Przymknij się, Blaise, bo od twojego pieprzenia łeb mi pęka — mruknął Nott, zakrywając twarz ramieniem.
— O! Odezwał się ten, co zawsze milczy… męska wersja Granger.
— Zamknąć się, debile — uciszył kolegów Draco, jednak jego wypowiedź została przerwana przez pojawienie się Elizabeth McCullen.
— Cała trójka już przytomna? Świetnie. Za godzinę będziecie całkowicie wyleczeni. Profesor McGonagall oczekuje was w swoim gabinecie o dwudziestej. A teraz macie wypić te eliksiry — powiedziała nieco ozięble, podała każdemu z nich po kilka fiolek i wróciła do swojego gabinetu.
— Uuu… powiało chłodem — powiedział Blaise, krzywiąc się na gorzki smak eliksiru.

***

Draco chwycił za klamkę i bez pukania wszedł do gabinetu razem ze swoimi kompanami. W związku w wypełnianiem żmudnych obowiązków prefekta naczelnego bywał tu tak często, że czuł się tu, jak u siebie.
Gdy dołączyła do niego pozostała dwójka, wszyscy przystanęli, zdezorientowani widokiem siedzącej naprzeciwko dyrektorki Hermiony Granger.
McGonagall wskazała im trzy wolne miejsca obok krzesła Gryfonki.
— Dziękuję, postoję — powiedzieli chórem Malfoy i Nott, za to Blaise z szerokim uśmiechem powiedział:
— Ja tam sobie usiądę. No co tam? — spytał dyrektorkę, chwaląc się swoim uzębieniem.
Dyrektorka zgromiła go spojrzeniem, a jego uśmiech nieco przygasł.
— Zebraliśmy się tutaj, aby omówić szczegóły waszych szlabanów.
— Jakich szlabanów?! — zawołali oburzeni Ślizgoni.
— Na jednej z moich dzisiejszych lekcji usłyszałam bardzo ciekawą rozmowę dwóch Ślizgonów, którzy wspominali zabawę w dormitorium prefektów naczelnych… nielegalną zabawę. Dodatkowo widziano was tamtej nocy, wałęsających się po zamku o niedozwolonej porze w dość… frywolnych strojach. Poza tym profesor Donovan zgłosiła kradzież eliksiru wielosokowego, panu Potterowi zaginęła peleryna niewidka, a panna McCullen poinformowała mnie o wczorajszym incydencie. Odnoszę wrażenie, że wszystkie te sprawy mają jeden wspólny mianownik. Was. CZEKAM NA WYJAŚNIENIA.
W gabinecie zapadła cisza, której Blaise nie mógł jednak znieść.
— No dobrze, wszystko pięknie i cudownie, ale skąd pani wie, że Draco ukradł eliksir, a Nott zwędził pelerynę. To równie dobrze mogli być… — czarnoskóry złapał się za głowę, gdy dotarło do niego, co właśnie powiedział.
McGonagall uniosła brew, patrząc na załamanego Ślizgona.
— Zabini, ty kretynie — warknął Nott, ponieważ Malfoyowi zabrakło słów, by skomentować głupotę kolegi.
— Szlaban, panowie. Ponadto Slytherin traci trzydzieści punktów…
W odpowiedzi na jej słowa Draco prychnął pod nosem. „Co to jest trzydzieści punktów?”
— … za każdego z was — dokończyła dyrektorka.
Na te słowa młodemu Malfoyowi uaktywnił się tik nerwowy w postaci drgającej powieki.
— Pani dyrektor… ja nie miałem z tym nic wspólnego. Poza tym zostałem do tego zmuszony.
McGonagall obdarzyła Blaise'a spojrzeniem, które odebrałoby odwagę niejednemu czarodziejowi. Ślizgon postanowił zmienić taktykę.
— Przecież to czysty rasizm! Oskarża się mnie o coś, a nawet nie ma dowodów na mój udział w tym incydencie.
— Ale pani dyrektor… przecież nic się nie stało — Nott próbował załagodzić zarówno całą sytuację jak i ich karę.
— Nie się nie stało? Nielegalna impreza, nocne wałęsanie się po zamku, kradzież i tylko Merlin wie co jeszcze… Co do waszego szlabanu… — przerwało jej donośne pukanie do drzwi. — Proszę.
Do gabinetu wpadł nie kto inny jak woźny Filch w towarzystwie swojej wyleniałej kotki. Był zasapany, a w jego oczach widniały przebłyski szaleństwa.
— Irytek… pani dyrektor… kuchnia…
— Na Merlina, Filch… może zaczniesz w końcu składać pełne zdania?
— Irytek demoluje kuchnię, pani dyrektor.
— Poczekajcie tu na mnie — McGonagall rzuciła w stronę uczniów i wybiegła z gabinetu razem z Filchem.
Zostali w nim sami. Jeżeli Ślizgoni łudzili się, iż po jej wyjściu nie będą musieli wysłuchiwać reprymendy, to najwyraźniej nie znali Hermiony tak dobrze, jak sądzili.
— I po co wam to wszystko było? Sama impreza wam nie wystarczyła? Trzeba było jeszcze wałęsać się po zamku — zaczęła robić im wyrzuty w sposób, którego nie powstydziłaby się sama dyrektorka. — I po co był wam ten eliksir, wrażeń wam było mało czy… — po chwili zaczęła łączyć fakty.
Eliksir wielosokowy, Harry twierdzący, że pożyczyła od niego pelerynę… Ron”
— Wy… — warknęła groźnie i ruszyła ku nim z żądzą mordu w oczach. — Debile! Kretyni! Oszołomy! Idioci!
Blaise, widząc, że dziewczyna zmierza ku Ślizgonom stojącym przy ścianie i wiedząc, jak może się to skończyć dla Gryfonki, postanowił interweniować. Wyprzedził ją i bohatersko zagrodził jej drogę własnym ciałem, szeroko rozpościerając ramiona.
— Tylko spokojnie! Nic poważnego się nie stało, a to, że chciałem zmacać twoje cycki…
Zabini za późno ugryzł się w język. Znowu.
Kasztanowłosa stanęła w bezruchu, a po chwili rzuciła się na Blaise’a. Stanęła na palcach, obiema dłońmi chwyciła go za szyję i zaczęła nią potrząsać, jednocześnie go podduszając. Draco i Teodor wybuchli śmiechem, widząc jak mała, drobna dziewczyna dusi wysokiego i silnego Ślizgona. Nie mieli zamiaru interweniować. Zbyt dobrze się bawili.
— Seksoholik! Bałwan! Imbecyl! Zdziadziały erotoman! Tak cię przeklnę, że nigdy ci już nie stanie!
Blaise, słysząc groźbę Gryfonki, w końcu zdołał odciągnąć jej ręce od swojej szyi. Przerażony, skrył się za kolegami, zasłaniając dłońmi pewną część ciała.
— Gdzie jest ta głupia różdżka?! — wrzasnęła wściekła Hermiona, przeszukując kieszenie swojej szaty, a gdy dotarło do niej, że nie zabrała jej ze sobą, przeklęła tak, że wszystkim trzem chłopcom opadły szczęki.
Dziewczyna, chcąc rozładować swoją złość, zaczęła chodzić po gabinecie, co chwilę patrząc na Ślizgonów i mamrocząc pod nosem. Gdy mijała ogromną, wiekową szafę, poczuła to samo rozlewające się po ciele ciepło, co przy poprzedniej wizycie w gabinecie dyrektorki. Jednak tym razem nie tylko ona doznała tego uczucia.
Nott położył rękę na piersi.
— Czujecie to?
— No… — odpowiedział mu Blaise. — Wy też macie uczucie, jakby zaraz miało stać się coś ważnego?
Chłopcy przytaknęli.
— Granger, co ty wyprawiasz? Nie łaź tam, bo coś jeszcze zrobisz — warknął Malfoy, czując, że z każdym krokiem dziewczyny uczucie staje się coraz silniejsze.
Jednak kierowana silnym przymusem Hermiona nie mogła się zatrzymać i otworzyła szafę. Wewnątrz stała Czara Ognia, która jarzyła się jasnym, oślepiającym światłem. Wszyscy obserwowali, jak wyłania się z niej mała kula, promieniująca błękitnozłotym, pulsującym blaskiem i zbliża się do dziewczyny.
Gryfonka, nie mogąc się ruszyć, z przerażeniem patrzyła, jak kula zbliża się do niej, a po chwili wtapia się w jej klatkę piersiową. Przeszedł ją gorący dreszcz. Poczuła obezwładniające, lecz przyjemne, ciepło w całym ciele, po czym jej sylwetka rozbłysła takim samym blaskiem, jak tajemnicza kula.
Kasztanowłosa głośno przełknęła ślinę i z przerażeniem spojrzała na Ślizgonów.
— Czy… czy wy wrzuciliście do Czary swoje nazwiska? — spytała, ledwo mogąc mówić z przejęcia.
— Taaak — odpowiedzieli chórem.
— Czy wiedzieliście, że tym samym rozpoczęliście Turniej Trójmagiczny?
— Nieee.
Przez dobre pięć minut stali w ciszy, wymieniając między sobą spojrzenia. W końcu Draco przerwał ciszę.
— Granger… co się przed chwilą stało?
Hermiona wzięła głęboki wdech, zanim odpowiedziała.
— Czara właśnie wybrała mnie na waszego sędziego.
Ślizgoni wytrzeszczyli oczy.
— Pięknie, kurwa, pięknie — stwierdził dobitnie Malfoy, po czym wziął głęboki oddech i wrzasnął: — Granger, czy ty zawsze musisz się wszędzie pchać?! Zawsze coś spierniczysz! Mówiłem, żebyś tam nie łaziła! A teraz ci się sędziować zachciało! Szlama będzie oceniać arystokrację! Prędzej zginę! Albo nie, po prostu zabiję CIEBIE! — i rzucił się na nią. Zdołał jednak postawić tylko dwa kroki, bo Blaise i Teodor chwycili go, nim ten zdołał spełnić swoją groźbę.
— Draco, przestań! Pamiętasz, co powiedziano nam, żeby zrobić, zanim podejmiemy radykalną w skutkach decyzję? — starał się uspokoić kolegę Zabini. — Najpierw pomyśl, jak się czujesz…
Draco gwałtownie odwrócił głowę w stronę Blaise’a i ryknął:
— Czuje się zaje-kurwa-biście!
— Draco, tylko spokojnie!
Blondyn tym razem spojrzał na Notta..
— Ja jestem spokojny. Jestem pieprzoną oazą spokoju!
Hermiona cofnęła się i czekała aż Ślizgoni zdołają uspokoić wściekłego Malfoya. Ślizgon wyglądał jak dzikie, wygłodniałe zwierzę, które wprost rwało się do ataku. Napięte ciało było gotowe do tego by ją… no cóż, by ją zabić. Nie spuszczał z niej morderczego wzroku. Był niczym łowca, który upatrzył sobie zwierzynę.
Po dłuższym czasie przestał się wyrywać, jego oddech uspokoił się, a Teodor i Blaise puścili go. Blondyn, jak gdyby nigdy nic, zaczął dopinać koszulę, której kilka pierwszych guzików rozpięło się w czasie, kiedy próbował się wyswobodzić.
Teodor podjął się próby załagodzenia sytuacji.
— Wszyscy się uspokójmy. To my zaczęliśmy Turniej, więc to nasza wina i nie wierzę, że to mówię ale nie ma co obwiniać Granger. Po prostu wymyślmy sobie trzy banalne zadania, Granger to oceni i będzie po sprawie.
— To nie całkiem tak działa — wydukała Hermiona i już miała coś dodać, ale zamilkła, widząc zimne spojrzenie blondyna.
Po chwili Draco skinął głową, dając znak, że może kontynuować.
— Jako sędzia to ja wymyślam wam zadania — oznajmiła niepewnie, odgarniając niesforny lok z twarzy. Przełknęła ślinę i kontynuowała już pewniejszym głosem. — W ostatnim Turnieju Trójmagicznym zastosowano różne środki bezpieczeństwa, nie tylko ograniczenie wiekowe. Rzucono potężne zaklęcia, które niwelowały wcześniejsze zasady narzucane przez Czarę.
— Jakie zasady? — spytał Draco, wiedząc, że tego pożałuje.
Miał rację. Miał cholerną rację.
— To wy nie wiecie?
Owszem, doskonale wiedział, czym jest Turniej Trójmagiczny, ale szczegóły organizacyjne nigdy go nie interesowały. Sądząc po minach kolegów, oni także nie mieli o nich pojęcia.
— Cóż… dawniej odbywało się to tak: grupa sędziów wybranych przez Czarę wymyślała trzy zadania. Uczestnicy, po ich wybraniu, mają tydzień na wykonanie pierwszego z nich. Tak to wyglądało: jeden tydzień na jedno zadanie. Zawodnicy są związani z Czarą magicznym kontraktem, którego nie można zniwelować… coś na zasadzie przysięgi wieczystej. Wrzucenie swojego nazwiska do Czary było równoznaczne z przyrzeczeniem, że podejmą się każdego wyzwania, które postawią przed nimi sędziowie. Jeśli zawodnik odpuścił, nie podjął się wykonania zadania, ponosił surowe konsekwencje. To stąd biorą się wasze omdlenia. Czara myśli, że lekceważycie Turniej i w ramach kary osłabia wasze organizmy, ponieważ minął tydzień wyznaczony na pierwsze zadanie.
— Czyli będziemy mdleć, dopóki nie wypełnimy zadania? — upewnił się Blaise.
— Tu nie chodzi tylko o omdlenia, Zabini! Czara wykańcza wasze organizmy, to nie zabawa! Podczas Turnieju w 1578 roku była ofiara śmiertelna. Zawodnik stracił życie nie podczas wykonania zadania, ale właśnie przez niepodejście do niego! — krzyknęła przerażona dziewczyna.
— Czyli musimy tylko wykonać wymyślone przez ciebie zadania? Czara wyczuje, że zaczęliśmy działać i da nam spokój… wykonamy je byle jak i po sprawie!
Hermiona milczała.
— Jest coś jeszcze, prawda? — zapytał Malfoy lodowatym tonem.
— Czara oczekuje od was jak największego zaangażowania, musicie dać z siebie wszystko. Jeśli wyczuje, że olewacie Turniej… źle się to dla was skończy. Bardzo źle. Cały ten Turniej jest brutalny i niebezpieczny. Zawsze taki był. Jeśli magiczny kontrakt zawarty między wami a Czarą nadal będzie ignorowany… — Hermiona przygryzła wargę.
— Mów śmiało. Przyjmiemy to na klatę — zachęcił ją czarnoskóry Ślizgon.
— Możecie zginąć.
— Zaraz, zaraz… A te zaklęcia niwelujące zasady i te… działanie Czary na nas… nie można ich użyć? — spytał rozsądnie Nott.
— Teraz już na to za późno...
— No to w takim razie my uśmiechniemy się do Granger, ona wymyśli nam łatwe, szybkie i przyjemne zadanka i po kłopocie — rzucił Blaise w stronę kolegów.
— Czy do was nie dociera? Te zadania mają sprawdzić wasze umiejętności, wiedzę, odwagę…
Malfoy uniósł ostrzegawczo brew.
— To wymyślisz takie, które przy okazji nie sprawią nam kłopotu.
— Jasne… Po prostu będziecie musieli się rozebrać i wyć nago do księżyca. Hmm... później… pomyślmy… może skosztujecie gotowanych byczych jąder…
— Czekaj… coś się dzieje — przerwał jej Nott.
Hermiona odwróciła się w momencie, w którym Czara Ognia rozbłysła dwukrotnie bladoniebieskim blaskiem. Odwróciła się do nich i przełknęła ślinę.
— O nie. Nie mów tylko, że…
— Niestety, Zabini. Czara właśnie zatwierdziła dwa pierwsze turniejowe zadania. Chyba zbyt mocno ją skonfundowaliście — dodała, marszcząc przy tym brwi.
Istnieją takie momenty, w których nawet opanowany Nott traci nad sobą kontrolę. To był właśnie jeden z nich.
— GRANGER! — wrzasnęli chórem, powoli podchodząc w stronę dziewczyny. Ta jednak nie dała się zastraszyć. Wyciągnęła ostrzegawczo dłoń, mówiąc:
— Jeszcze krok i powiem o wszystkim McGonagall. Ponadto jestem pewna, że Ministerstwo Magii także się tym zainteresuje.
Nim zdążyli jej odpowiedzieć, w gabinecie ponownie pojawiła się dyrektorka. Od razu zwróciła się do Ślizgonów.
— W kwestii waszej kary za ostatnie przewinienia…
Draco wpatrywał się intensywnie w punkt za Gryfonką. Gdy ta nie zareagowała, gestem dał jej znak, by zamknęła szafę, w której znajduje się Czara. Dziewczyna niezauważenie spełniła jego niemą prośbę. Młody Malfoy pokiwał głową z aprobatą.
— Panie Malfoy, mógłby pan chociaż udawać skruchę i zainteresowanie. Za karę zostaniecie zawieszeni w rozgrywkach Quidditcha na okres trzech miesięcy. Co więcej, zwrócicie panu Potterowi jego własność. Macie się też zgłosić na szlaban u panny McCullen. A przede wszystkim macie przeprosić obecną tu pannę Granger za podszywanie się pod nią. W przeciwnym razie alternatywą będzie wysprzątanie sowiarni. Bez użycia magii.
— Całkiem bez czarów? — zdziwił się Blaise. — Przecież to potrwa z miesiąc.
— No właśnie.

***

Cóż... o rozdziale nie będziemy się rozpisywać (i tak jest długi).
Za to mamy dla Was pytanie z innej beczki: jaka jest (przynajmniej do tej pory) Wasza ulubiona postać drugoplanowa? My wręcz uwielbiamy Blaise'a ;D

PS: Możemy Wam zdradzić, że następny rozdział "Utracona duma" liczy sobie 20 stron i nie będzie to najlepszy czas dla Dracona.
Do następnego!

12 komentarzy:

  1. No to już nie mogę się doczekać ;)
    Jak dla mnie najlepszą drugoplanową postacią jest Nott i nie pytajcie dlaczego. bo nie wiem xD

    Tymczasem zapraszam do mnie (nowy rozdział już dziś ;3)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy rodzial? :3
    Pokochalam to opowiadanie!!! *-* Placze ze smiechu xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszymy się, że Ci się podoba ;) Nowy rozdział już w niedzielę.

      Usuń
  3. Super! Intrygujący, że tak powiem, rozdział ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne! Z kąd wy bierzecie te pomysły? Wspaniale piszecie!
    Ja też uwielbiam Blaise'a, jest cudowny!
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdiału :)
    SzalonyElf

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy nowy rozdział? Nie mogę się doczekać!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeszcze nigdy tak nie płakałam 😂
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Chłopaki wygrywają, dlaczego tu jest tak mało komentarzy? Mistrzoswo ��

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniały rozdział. Też kocham Blaise'a i te jego tekst. XD
    Pozdrawiam i zapraszam:
    Dramione - To w Nas Żyje

    OdpowiedzUsuń
  9. Ulubioną postacią chyba pani Donovan. Obaj Ślizgoni mnie irytują.
    No to się panowie doigrali. Turniej trojmagiczny czas rozpocząć! Pierwsze i drugie zadanie będzie nad wyraz śmieszne, zwłaszcza dla Hermiony, która będzie to obserwować i decydować czy zadanie zostało wykonane :) Nazwijmy to wszystko kara za zadzieranie kiecki Granger i podszywanie się pod nią a także terror jaki ja spotkał od dnia w którym przekroczyła wrota Hogwartu po raz pierwszy. No to... Się bawimy!

    OdpowiedzUsuń