środa, 2 września 2015

Eliksiry, czkawki i inne przypadki



Draco Malfoy z głośnym jękiem otworzył oczy. Oprócz standardowego bólu głowy i suchości gardła odczuwał ból w całym ciele.
Cudownie.”
— Salazarze, co ja takiego robiłem? — wychrypiał, próbując przypomnieć sobie wydarzenia minionej nocy. Impreza, płonący dywan, wyprawa do Zakazanego Lasu i gabinetu dyrektorki. — Blaise…
Ostatni raz z nim piłem” — przysiągł w duchu i ruszył w stronę łazienki. Odkręcił kran i pochylił się, by choć trochę zminimalizować suchość w gardle, jednak błysk koloru przyciągnął jego wzrok. Źrenice rozszerzyły się gwałtownie, gdy wpatrywał się w różowego irokeza, paznokcie i napis na koszulce. Żaden Ślizgon nie ośmieliłby się na takie zachowanie względem niego, nawet Zabini. A skoro nie żaden Ślizgon, to została tylko…
— GRANGER!!!

***

Gryfonka po kolacji postanowiła przespacerować się po błoniach. Pomimo początkowego poczucia triumfu, zdrowy rozsądek podpowiadał jej, by dać współlokatorowi trochę czasu na to, by choć trochę zdołał ochłonąć. Dla zabicia czasu, usiadła pod starym dębem, wyjęła książkę i zaczęła czytać.
Właśnie kończyła rozdział, gdy zobaczyła przyjaciela. Przez cały dzień jej unikał, a gdy próbowała z nim rozmawiać, udawał, że jej nie słyszy. Chłopak i tym razem ją zignorował, choć przechodził tuż obok niej.
Gryfonka cmoknęła z poirytowaniem. Z hukiem zamknęła książkę i podeszła do rudowłosego.
— Możesz mi w końcu powiedzieć, co się z tobą dzieje, Ron?
— Co się ze mną dzieje? To z tobą jest coś nie tak!
— Co ja niby takiego zrobiłam? — spytała, wyrzucając ręce w powietrze.
— Ty się jeszcze pytasz? Rozmawiasz z Malfoyem, jak gdyby nigdy nic, a na dodatek z nim mieszkasz! Tylko Merlin wie, co wy tam wyprawiacie. I odtrąciłaś mnie. Znowu… że już nie wspomnę o tym, że mnie uderzyłaś!
— Bredzisz, Ron. Wcale z nim nie rozmawiam. On mi ciągle dogryza, a ja się tylko bronię. Owszem, dormitorium mamy wspólne i nawet nie wiesz, jak bardzo tego żałuję, ale wypraszam sobie jakiekolwiek insynuacje! W ogóle jak śmiesz mówić takie rzeczy —  prychnęła. —  Dobrze wiesz, że go nie znoszę. I nie przypominam sobie, kiedy cię uderzyłam, ale wierz mi, mam na to coraz większą ochotę.
— Wiesz co? Jesteś żałosna — rzucił Gryfon, po czym odszedł w stronę zamku.
Pięknie. Po prostu cudownie. Nie dość, że muszę męczyć się z Malfoyem, to jeszcze Ron najwyraźniej oszalał” — pomyślała. Jeszcze chwilę spacerowała po błoniach, w końcu jednak postanowiła wrócić do zamku, by zmierzyć się z rozwścieczonym Ślizgonem.

***

Podała hasło i wychyliła się, by zobaczyć, czy jest bezpiecznie. Nie chciała dać się zaskoczyć, jednocześnie podając się Ślizgonowi na tacy.
W salonie panował mrok, rozświetlany migoczącym światłem, rzucanym przez roztańczone płomyki znajdujące się w kominku. Nie zauważyła nikogo. Na paluszkach weszła do środka i zaczęła skradać się do swojej sypialni. Była już w połowie drogi, gdy usłyszała lodowaty głos Dracona.
— Nie… tak… szybko, Granger.
Hermiona wolałaby, gdyby krzyczał. Za sposobem mówienia tych słów kryła się zimna furia.
— N… należało ci się, Malfoy.
Na te słowa Draco wynurzył się z cienia, a dziewczyna mimowolnie przełknęła ślinę na jego widok. W innej sytuacji pewnie zwijałaby się ze śmiechu. Cały ubrany na czarno, stał, mocno zaciskając pięści, zapewne po to, by od razu się na nią nie rzucić. Na jego skroni pojawiła się mała żyłka która, podobnie jak drgająca brew, zwiastowała nadchodzący wybuch.
— Masz do wyboru dwie opcje, Malfoy.
Blondyn niemal się zaśmiał. Ona stawiała warunki?
— Nie. To ja ci powiem, jak możemy to rozegrać. Albo mówisz mi, jak się tego pozbyć — przerwał, wskazując na różowego irokeza — i kończysz z niewielką klątwą, albo się wkurwię.
— Wolę mój sposób. Albo usuniesz granicę, albo do końca życia będziesz robił za drag queen.
Widząc jego spojrzenie, uprzejmie wyjaśniła nieznane mu pojęcie i z lubością oglądała, jak coraz bardziej mruży oczy.
Ułamek sekundy. Tylko lustrzane odbicie, w którym widziała jego plecy, ostrzegło ją przed atakiem. Wyjęła różdżkę i odbiła zaklęcie.
— Ty… — warknął. — Odkręć to… w… tej… chwili — oddychał ciężko, starając się opanować mordercze instynkty, nakazujące mu odpowiednio zająć się dziewczyną.
— Najpierw granica.
Spiorunował ją spojrzeniem, z myślą, że ta szlama nie ma najmniejszego pojęcia, jakie ma szczęście. Po zrobieniu takiego numeru parę miesięcy temu, już dawno żałowałaby swojego czynu.
Gdyby tylko mógł, sam cofnąłby zaklęcie. Próbował wszystkiego, żeby się tego pozbyć. Umył cholerny łeb trzydzieści osiem razy, jednak kolor nadal się utrzymywał, a po wysuszeniu włosy natychmiast ponownie układały się w kiczowatego irokeza. Wysłał nawet Blaise’a, aby ukradł jakiejś Ślizgonce specyfik i tarł paznokcie przez czterdzieści pięć minut. Na próżno. Nic to nie dało, mało tego, Zabini na jego widok popłakał się ze śmiechu, mówiąc, że teraz wygląda bardziej męsko i nie będzie mógł opędzić się od napalonych goryli.
Zamknął oczy, starając się uspokoić.
— A więc granica. A może coś jeszcze? Może mam uwzględnić cię w swoim testamencie? — zapytał, nakładając na twarz maskę opanowania i wyrafinowania. „Pożałujesz tego, szlamo” — dodał w myślach.
Gryfonka zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad odpowiedzią. Spojrzała w beznamiętne, stalowe oczy blondyna, które wręcz krzyczały o jego zamiarze zemsty.
— Chcę usunięcia granicy… i masz mi obiecać, że nie zabijesz mnie, nie otrujesz, nie będziesz torturował, nikogo na mnie nie naślesz ani nie rzucisz na mnie żadnej klątwy czy uroku — dodała po namyśle, wiedząc, że Ślizgoni obietnice składają bardzo rzadko, ale jak już to robią, to ich dotrzymują. Przeważnie.
Młody arystokrata uśmiechnął się ni to ironicznie ni podstępnie.
— Przejrzałaś mnie. W porządku, obiecuję. Nie zabiję cię, nie będę torturował, nikogo nie naślę, nie przeklnę cię, Granger. A teraz zdejmij te pieprzone zaklęcie.
— Najpierw ty, Malfoy.
Ślizgon potarł szczękę, mnąc w ustach przekleństwo, jednak wycelował różdżką w srebrzystą linię i wypowiedział w myślach formułę. Po chwili nie było po niej śladu. Chłopak odwrócił się do kasztanowłosej.
— Twoja kolej, Granger — rzucił pogardliwie.
Dziewczyna wycelowała w niego i machnęła krótko różdżką. Różowy kolor znikł, a włosy opadły, powracając do naturalnego wyglądu.
— Jeżeli zrobisz jeszcze jeden numer tego rodzaju — zaczął, podchodząc do niej powolnym krokiem, mówiąc tonem, którego rodzice używają, gdy wyjaśniają coś małym dzieciom — to obiecuję, że cię zabiję. Nie zważając na to, że wyląduję w Azkabanie — po czym odwrócił się i wyszedł z dormitorium.
Hermiona z ulgą wypuściła powietrze płuc. Usiadła na sofie i zaczęła wpatrywać się w kominek. Mimowolnie na jej usta wpłynął uśmiech. Po całym dniu niepewności kamień spadł jej z serca. Obawiała się, że skończy się to o wiele gorzej. A jednak wygrała. Wygrała z Draconem Malfoyem. Wiedziała jednak, że od teraz musi się pilnować, bo innym razem może nie mieć tyle szczęścia.

***

Hermiona siedziała w sali transmutacji, w najwyższym skupieniu słuchając wykładu nauczycielki i notując formułki zaklęć. Gryfonka była jednak trochę znużona, ponieważ wszystkie lekcje polegały na przypominaniu materiału z lat poprzednich. Nauczycielka właśnie demonstrowała zaklęcie zmieniające stolik w jastrzębia. Wycelowała różdżką w mebel, mówiąc:
— Formuła zaklęcia, które, mam nadzieję, wszyscy pamiętacie, brzmi…
— HIK! — Hermiona poderwała się wraz z krzesłem na kilka centymetrów w górę. Cała grupa uczniów, składająca się z Gryfonów, Krukonów i grupki Ślizgonów, wybuchła śmiechem. Dziewczyna zgromiła spojrzeniem siedzącego obok Harry’ego.
Chociaż on mógłby się powstrzymać”.
— Przepraszam — powiedziała, lekko się rumieniąc.
— Nic się nie stało, panno Granger. A wy, uspokójcie się już. Dorośli ludzie, a nadal zachowują się jak dzieci — powiedziała zawiedziona dyrektorka. — Wracając do zaklęcia, formuła brzmi…
— HIK!
Klasa zaniosła się jeszcze głośniejszym śmiechem.
— Panno Granger, może udałaby się pani do skrzydła szpitalnego po odpowiednie medykamenty?
— Nie trzeba, pani profesor, już mi przeszło — wydusiła zawstydzona.
— No dobrze… uspokójcie się już! Zaklęcie brzmi…
— HIK!!! — Gryfonka podskoczyła z krzesłem na wysokość pół metra.
Uczniowie śmiali się wniebogłosy, niektórzy kładli się na ławkach, nie mogąc już wytrzymać.
— To może ja już pójdę do tego skrzydła — wydukała, cała czerwona na twarzy.
— Popieram, panno Granger. Na wielkiego Merlina, Malcolm wstań z podłogi!
Hermiona, nie czekając ani chwili dłużej, wyszła z klasy i pognała do skrzydła szpitalnego.
— Dzień dobry, pani Pomfrey — powiedziała, gdy dotarła do celu.
— Dzień dobry. Co się…
— HIK!
— Już rozumiem… To nie jest normalne, nie powinno cię tak podrywać. Musimy użyć silniejszych eliksirów niż zazwyczaj.
Już po chwili podała dziewczynie fiolkę z nieco gorzkim wywarem. Gryfonka, krzywiąc się nieco, wypiła wszystko, do dna. Dla pewności odczekały parę minut.
— Wygląda na to, że wszystko jest już w porządku. Możesz wracać na lekcje.
— Dzięku… HIK!
Spojrzały po sobie zaskoczone.
Przez pół godziny wypróbowała wszystkie dostępne w skrzydle eliksiry na czkawkę. Pani Pomfrey zawołała do pomocy swoją kuzynkę i obie rzucały różne zaklęcia, jednak nic nie przyniosło oczekiwanych efektów. W końcu jej dolegliwość sama przeszła.
— Czy to pierwszy taki... atak, Hermiono? — zapytała Beth.
— Nie.
Młodsza pielęgniarka przygryzła wargę w zamyśleniu.
— Ginn, znowu? — zapytała na widok Weasleyówny, po czym ruszyła w stronę swojego gabinetu, by po chwili wrócić z fiolką wypełnioną eliksirem o czarnej barwie. — Proszę… chociaż nie jestem pewna, czy to coś daje.
Obie Gryfonki wyszły ze skrzydła szpitalnego i skierowały się do Wielkiej Sali na obiad. W drodze starsza Gryfonka opowiedziała o swojej dolegliwości i próbowała wypytać przyjaciółkę, co się z nią dzieje, jednak ta nie chciała nic powiedzieć. Prawdę mówiąc, Hermiona miała już pewne domysły na temat ich stanu zdrowia.
W czasie wędrówki dziewczyn, osoby mijające je zaczynały udawać napady czkawek. Ginny broniła swojej przyjaciółki i pocieszała ją:
— Nie martw się. Za dwa, trzy dni zapomną o wszystkim. Wiesz, jak to jest w Hogwarcie. Hej, ty! Jeszcze raz tak zrób, a będziesz podskakiwał z innego powodu! Naprawdę nie masz się czym przejmować. Podejść do ciebie?! — rzuciła w stronę jakiegoś wyrostka, który odgrywał scenę wyjątkowo gwałtownej czkawki.
W końcu dotarły do Wielkiej Sali i usiadły naprzeciwko Harry’ego i Rona. Na widok Hermiony, ten pierwszy wyszczerzył zęby i krzyknął:
— HIK!
— Harry! — Ginny chwyciła udko kurczaka i rzuciła nim w chłopaka, trafiając prosto w twarz.
Ten, jak gdyby nigdy nic, podniósł udko i zaczął je jeść.
— No co? Żałuj, że tego nie widziałaś. To było przekomiczne, prawda Ron?
Rudowłosy Gryfon tylko wzruszył ramionami, nie pomogło nawet mordercze spojrzenie siostry. Hermiona chciała coś powiedzieć, gdy tuż przed nią spadł list. Kasztanowłosa otworzyła go, spojrzała na podpis, po czym szepnęła do Ginny:
— To od George’a.
Nachyliły się i przeczytały:

Drogie Panie,
Pragnę przypomnieć o naszej umowie i konieczności opisywania waszych dolegliwości (częstotliwość, nasilenie). Myślę, że już wiecie, o co chodzi.

PS: Ginny, po twoim pełnym skruchy liście, wybaczam Ci i przesyłam antidotum. Żywię głęboką nadzieję, że wystarczająco blisko zaprzyjaźniłaś się z sedesami z Hogwartu.

PS 2: Hermiono, tobie powtarzam raz jeszcze, dużo pij.

Pozdrawiam, George

— Ja mu dam pełny skruchy list! — oburzyła się Ginny.
— Spokojnie...
— Spokojnie?! Ty masz tyko czkawkę, a ja praktycznie musiałam nocować w kiblu!
— A niby po co? — wtrącił Ron, nakładając sobie dodatkową porcję ziemniaczków.
— Nie twój interes — rzuciła Ginny, biorąc ze stołu fiolkę z antidotum i kierując się ku wyjściu.
— HIK!

***

W trakcie kolejnych dni Hermiona starała się pić tak dużo, jak tylko mogła. Ulga była jednak tylko tymczasowa. O ile problem natury trawiennej Ginny skończył się wraz z zażyciem antidotum, o tyle kasztanowłosa Gryfonka wciąż miała napady czkawki. A próbowała wszystkiego. Wody, soku z dyni, herbat ziołowych… jednak uciążliwa dolegliwość wciąż się pojawiała. Co prawda coraz rzadziej, ale zawsze w najmniej odpowiednim momencie: podczas kłótni z Malfoyem, na lekcjach, w trakcie pouczania pierwszoroczniaków, kolejnych kłótni z Malfoyem…
Jeśli do końca tygodnia się jej nie pozbędzie, będzie zmuszona prosić George’a o dokładniejsze wskazówki.

***

Siedziała w swojej ławce, czując lekkie podekscytowanie. Na dzisiejszej lekcji eliksirów miały zostać zaprezentowane wyniki poprzedniego testu, a co za tym szło, wreszcie miała dowiedzieć się, z kim dane jej będzie pracować do końca roku.
Obecny w klasie szmer ucichł natychmiast po pojawieniu się profesor Donovan.
— Dzień dobry uczniowie. Na początku chciałabym nawiązać do testu przeprowadzonego na naszej ostatniej lekcji. Muszę przyznać, że zaskoczył mnie stopień zróżnicowania waszych umiejętności. Dla grupy, której test poszedł najsłabiej, zaplanowane zostały dodatkowe zajęcia, w trakcie których będziemy mogli popracować nad udoskonaleniem waszych umiejętności. Ale najpierw coś, na co z całą pewnością czekacie. Wyczytam teraz pary nazwisk. Następnie usiądziecie razem i zajmiemy się dzisiejszym zagadnieniem — wyjęła pergamin z wynikami testu. — Może zaczniemy od osób, którym zalecam uczęszczanie na dodatkowe zajęcia. Panna Lavender Brown będzie współpracować z Seamusem Finiganem.
Dziewczyna rzuciła zalotne spojrzenie na swojego nowego partnera i wraz z wszystkimi swoimi przyborami ruszyła w stronę jego ławki.
— Pan… Goyle i panna Bulstrode... również zapraszam na dodatkowe lekcje. I ostatnia para, którą z chęcią zobaczę na nadprogramowych zajęciach: Pan Weasley i Pan Longbottom.
Ron wyglądał, jakby właśnie mu oznajmiono, że do końca życia ma być na diecie. Ostatnie, czego chciał, to dodatkowe zajęcia, nawet jeśli miałyby one być z profesor Donovan.
— Ale jak… przecież wszystko robiliśmy tak samo — burknął z niedowierzaniem i opuścił swoją ławkę.
— Na tym kończy się lista osób, które powinny nadrobić zaległości. Ostatnie pary tworzą: Dean Thomas i Theodor Nott, Harry Potter i Blaise Zabini oraz Hermiona Granger i Draco Malfoy. Natomiast do czasu powrotu panny Parkinson ze szpitala, panna Dafne Greengrass będzie zmuszona pracować samodzielnie — Luise kontynuowała swoją wypowiedź, zupełnie nie zauważając reakcji obecnych uczniów na tak niefortunne dobranie ich w pary.
Po sali przeszedł szmer, Ron obdarzył Hermionę wymownym spojrzeniem. Sami zainteresowani siedzieli jak spetryfikowani.
Profesor Donovan zmarszczyła brwi, widząc, że para ignoruje jej polecenie.
— No już, nie ociągajcie się, nie mamy całego dnia — rzuciła wesoło, chcąc zachęcić ich do działania.
Hermiona, nie mając innego wyjścia, zabrała swoje rzeczy i ruszyła w kierunku Dracona. Chłopak, widząc zmierzającą ku niemu dziewczynę, zgromił ją stalowym spojrzeniem, które zdawało się mówić: „Nawet nie próbuj”. Ostatecznie Gryfonka zajęła miejsce obok, a on nie mógł nic poradzić na to, iż oprócz dormitorium, będzie dzielił z nią także ławkę.
— No to zaczynamy. Na dzisiejszej lekcji zajmiecie się wywarem ze szczuroszczeta. Pracujecie w parach. Wszystkie niezbędne ingrediencje znajdziecie w składziku. Powodzenia.
Prawie wszyscy uczniowie wstali, by pozyskać składniki. Hermiona odwróciła się i wróciła do swojej ławki, gdy zorientowała się, że jej współlokator nie ruszył się z miejsca.
— Nawet nie myśl, Malfoy, że sama wszystko będę robić.
— To chyba nie jest takie trudne przynieść parę składników, Granger. Jestem pewny, że sobie z tym poradzisz.
— Jakiś problem? — nauczycielka podeszła do nich, zaniepokojona brakiem zaangażowania w lekcję.
— Malfoy nie chce mi pomóc w przyniesieniu składników — wyrecytowała szybko Gryfonka, na co blondyn podjął próbę zabicia jej samym spojrzeniem.
— Panie Malfoy, to bardzo nieeleganckie z pana strony. Proszę przynieść te składniki.
— Nie mam zamiaru wypełniać poleceń gówniary, udającej nauczyciela — warknął Draco, zakładając ręce na piersi i odchylając się na krześle.
— Słuchaj, facet, póki co to ty jesteś gówniarzem i masz obowiązek wypełniać moje polecenia. Minus dwadzieścia punktów dla Slytherinu za obrazę nauczyciela. Odejmę drugie tyle, jeśli natychmiast się nie ruszysz. Jarzysz?
Prefekci naczelni spojrzeli ze zdumieniem na niską blondynkę, po czym Ślizgon wstał i ruszył do magazynku, klnąc pod nosem.
— Znam ten typ. Nie martw się, poradzisz z nim sobie. Musisz być tylko stanowcza i nie dać się zapędzić w kozi róg — powiedziała profesor Donovan, uśmiechając się do dziewczyny, po czym ruszyła nadzorować pracę uczniów.
Po chwili wrócił jej współlokator, obładowany ingrediencjami. Rzucił je na stolik i warknął:
— Ty miażdżysz, ja kroję.
Kasztanowłosa ciężko pracowała, aby wywar wyszedł idealny, choć obecność Ślizgona mocno ją dekoncentrowała. Stojąc tak blisko niego przez dłuższy czas, czuła jego perfumy, niesamowicie męskie i pociągające. Zamyślona, mieszała wywar o wiele dłużej niż powinna.
— Co jest, Granger? Zacięłaś się i nie dajesz rady? Może zamieszać w twoim kociołku? —zagadnął z uwodzicielskim uśmiechem, do którego zupełnie nie pasowała wyraźna drwina w głosie.
— Zmiażdżyć twoje smocze kule, Malfoy? — spytała, kierując się radą panny Donovan zaczęła tłuc w moździerzu czułki szczuroszczeta z wyraźną satysfakcją.
— Powiedz tylko gdzie i kiedy — szepnął jej do ucha.
Hermiona odsunęła się od niego, jak najdalej mogła, rumieniąc się na twarzy, co tylko dało Ślizgonowi kolejny powód do drwin.
— Stajesz się cała czerwona przez najmniejszą insynuację, Granger. Jesteś dziewicą? — rzucił z cynicznym uśmiechem, nie przerywając krojenia.
— Że co, proszę? — wydukała zszokowana, jeszcze bardziej się rumieniąc.
— No wiesz… nie znalazł się jeszcze taki, co by chciał… zamieszać w twoim kociołku? — powiedział, sugestywnie unosząc brwi.
Dziewczyna nerwowo rozejrzała się po klasie.
— Na miłość boską, Malfoy ucisz się.
Wredny uśmiech młodego arystokraty powiększył się. Skoro ma się z nią mordować na eliksirach, wykorzysta ten czas na dręczenie dziewczyny. Taki wstęp do zemsty.
— Podać ci dokładniejszą definicję dziewicy?
— Wiem, kto to dziewica!
Wszyscy uczniowie, jak na komendę, odwrócili się w ich stronę i wybuchli śmiechem. Profesor Donovan zaczęła uciszać klasę.
Draco kontynuował nękanie speszonej dziewczyny.
— Granger, po co te nerwy? Powinnaś być dumna. Jesteś wymierającym gatunkiem.
Wznosząc oczy ku górze, Hermiona doszła do wniosku, że najlepiej będzie, jeśli zignoruje Ślizgona.

***

— Malfoy, wstawaj — powiedziała kasztanowłosa, zbierając się do wyjścia. — Wstawaj, idziemy na patrol — ponowiła próbę, gdy chłopak zignorował ją i dalej czytał gazetę. — McGonagall nie będzie zadowolona, gdy dowie się o twoim podejściu do obowiązków prefekta naczelnego.
— Granger, czy ty się kiedyś zamykasz? — warknął poirytowany i odrzucił na stolik Proroka Codziennego.
Draco wziął swoją różdżkę i wyszedł na korytarz. Hermiona wyprzedziła go i nie pozostało mu nic innego jak tylko podążać za nią. Szli w milczeniu, jednak gdy dotarli na szóste piętro, Hermiona nie mogła dłużej znieść tej ciszy.
— Byłabym wdzięczna, gdybyś na eliksirach powstrzymywał się od zbędnych komentarzy.
— Ach tak?
— Tak. Twoje zachowanie było nieodpowiednie i zawstydzające.
Ślizgon zaszczycił ją zimnym spojrzeniem.
— W takim razie możesz być pewna, że moje zachowanie się nie zmieni, Granger.
Nadchodzącą sprzeczkę przerwało ciche szlochanie. Blondyn przewrócił oczami, gdy Gryfonka przyśpieszyła. W przeciwieństwie do niej, nie przejmował się zbłąkanymi owieczkami.
Kasztanowłosa przykucnęła przy małym, czarnowłosym chłopczyku, w którym Hermiona rozpoznała Toma, jednego z dzieciaków, którym osobiście wręczała listy z Hogwartu.
— Co się stało? — spytała łagodnie, kładąc dłoń na jego ramieniu. Młody Gryfon pokręcił jedynie głową, nadal płacząc. — Ktoś ci dokuczał? Przestraszyłeś się czegoś? — chłopiec nadal nie odpowiadał. — Chodź Malfoy, trzeba go zabrać do McGonagall — powiedziała dziewczyna, pomagając małemu Tomowi wstać.
— Nie będę zajmować się tym bachorem. Już i tak poświęciłem za dużo swojego czasu — powiedział, po czym odwrócił się i ruszył do dormitorium.

***

— Wejdź — powiedziała, wprowadzając Gryfona do gabinetu dyrektorki. — Usiądź tutaj. Profesor McGonagall! — zawołała, jednak wszystko wskazało na to, że dyrektorki tutaj nie było. — Expecto Patronum.
Z jej różdżki wydobyła się srebrna mgła, która po chwili przybrała formę wydry. Zwierzę od razu wybiegło, by zanieść dyrektorce wiadomość.
Hermiona spojrzała na chłopaka, jednak postanowiła dać mu spokój. Skoro nie powiedział jej nic po drodze, nie powie i teraz.
Z ciekawością rozejrzała się po gabinecie. Wiele razy tu była, jednak nigdy nie miała okazji, by się dokładnie rozejrzeć. Zaciekawiona zaczęła zwiedzać gabinet, podziwiając magiczne sprzęty i obrazy poprzednich dyrektorów Hogwartu. Przechodziła obok ogromnej, wiekowej szafy, gdy poczuła przyjemne ciepło promieniujące z klatki piersiowej i rozchodzące się na całe ciało. Już miała podejść bliżej, gdy do gabinetu weszła Minerva McGonagall.
— Panno Granger, co się stało? — spytała, spoglądając na nowego ucznia.
Dziewczyna opowiedziała wszystko, po czym na prośbę dyrektorki opuściła gabinet. Po piętnastu minutach McGonagall poprosiła Gryfonkę o odprowadzenie chłopca do pokoju wspólnego.
Gdy wróciła do dormitorium, nie chciało jej się spać. Wyjrzała przez okno i spojrzała na czarne, nocne niebo, rozświetlone milionem gwiazd. Tu, z daleka od miast były doskonale widoczne. Spojrzała na spokojną taflę jeziora. Wyglądało bajecznie, migocząc od światła rzucanego przez księżyc. Była pełnia. Naszła ją chęć, by zaszyć się gdzieś z książką. Był piątek, mogła sobie na to pozwolić.
Zawołała Zgredka i poprosiła go o talerzyk czekoladowych ciasteczek i szklankę soku. Chwilę z nim porozmawiała, po czym wręczyła mu dwa sykle napiwku. Więcej przyjąć nie chciał, choć Hermiona oczywiście próbowała solidniej wynagrodzić skrzata. Po jego odejściu wzięła książkę, rozsiadła się na sofie przed rozpalonym kominkiem i zaczęła czytać. Pomyślała, że gdyby odnalazła już rodziców, jej życie byłoby teraz idealne.

***

Draco nie mógł spać. Wszystko przez ten cholerny księżyc. Wstał z łóżka i ruszył do łazienki, by wziąć kąpiel. Gdy wyszedł z sypialni, zauważył, że ktoś rozpalił w kominku. Doskonale pamiętał, że go zgasił. Niezadowolony, zmarszczył brwi, gdy domyślił się, że Gryfonka musiała ponownie zaprószyć w nim ogień i tak go już zostawiła.
Pewnego dnia puści wszystko z dymem.”
Ruszył do salonu i przystanął, gdy zobaczył śpiącą na sofie Gryfonkę z książką w ręku. Na nowym, szklanym stoliku stał pusty talerzyk i szklanka, do połowy wypełniona sokiem.
Uśmiechnął się cynicznie. Niemal słychać było, jak obracają się trybiki w jego głowie, nie mógł przepuścić takiej okazji. Co prawda obiecał, że jej nie uszkodzi w żaden sposób, ale drobne kłopoty trawienne jeszcze nikogo nie zabiły. Wrócił do swojego pokoju, po czym dolał eliksir na przeczyszczenie do soku dziewczyny.

***

Gryfonka wróciła do dormitorium wyczerpana. Nie dość, że dzięki uprzejmości współlokatora, poranek spędziła w toalecie, to na dodatek całą sobotę razem z przyjaciółmi włóczyła się po Hogsmeade.
Rozebrała się i opadła na kanapę. Nie miała pojęcia jak zażegnać konflikt z Ronem i poradzić sobie z czkawką. Przez ostatnie dni wypiła tyle, że można by tym wypełnić mały basen. Prawdę mówiąc, zaczynała nabierać wątpliwości czy George powiedział jej prawdę. Postanowiła do niego napisać.
Już miała wstawać, gdy jej wzrok zatrzymał się na barku, a do głowy wpadła jej pewna myśl. Dużo pij… Czyżby chodziło mu o alkohol?
Hermiona skrzywiła się. Zawsze stroniła od mocnych trunków.
Niepewnie podeszła do barku i wyjęła butelkę Ognistej oraz szklankę. Nalała sobie odrobinę i uniosła szkło. Skrzywiła się, gdy poczuła woń alkoholu, westchnęła ciężko i na raz wypiła zawartość szklanki. Niemal natychmiast zaczęła kasłać.
Merlinie, jak można pić coś, co smakuje jak olej silnikowy!” — pomyślała. Jednak Gryfonka nie należała do ludzi, którzy łatwo odpuszczają. Napędzana determinacją, by pozbyć się swojej dolegliwości, napełniła szklankę raz jeszcze.

***

Dzień dobiegał już końca, gdy wreszcie skończyli trening Quidditcha. Blaise, jako nowy kapitan drużyny, zorganizował go, by sprawdzić, w jakiej formie są zawodnicy. Draco był pewny swojej pozycji wyjściowego szukającego, ale cichy głosik w jego głowie był zdania, że sprawy mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej, gdyby kapitanem drużyny nie był jego przyjaciel.
Cholerny Gregorovicz” — zaklął w duchu. Nowy Ślizgon był naprawdę dobrym graczem, ale to zbyt mało, by wygryźć go z drużyny.
Blondyn wracał do swojego dormitorium, będąc wciąż w stroju do gry. Marzył o odprężającej kąpieli, ze szklanką Ognistej w dłoni. Nadal nie mógł pojąć, dlaczego McGonagall pozbawiła go pozycji kapitana drużyny. Że niby on nie zdoła wypełniać obowiązków prefekta naczelnego i kapitana?
Wszedł do dormitorium, a jego przemyślenia szlag trafił, gdy zobaczył swoją współlokatorkę. Odziana w białą, przemoczoną — jego! — koszulę, tańczyła na stoliku, nie przejmując się, iż sięgająca do połowy ud góra niemal całkowicie odkrywa jej zgrabne nogi. Długie, odgarnięte w tył mokre włosy zafalowały wraz z zalotnym ruchem bioder.
Draco uniósł brew, żałując, iż w żaden sposób nie może tego upamiętnić. Zwłaszcza, gdy wyrzuciła w górę ręce, zacisnęła pięści w geście zwycięstwa i ryknęła:
— JESTEM PANEM ŚWIATA!!!
Gdy Gryfonka odwróciła się w stronę zszokowanego Ślizgona, ten zauważył, że miała na sobie, niedbale zawiązany, zielono — srebrny krawat. Jego krawat.
— O! A oto i mój męż...czyzna! — krzyknęła uradowana na jego widok, po czym spadła z hukiem na podłogę, nie mogąc już dłużej utrzymać równowagi. Odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała wyczekująco na Dracona.
Blondyn nadal stał, wpatrując się z niedowierzaniem w dziewczynę.
— Może byś mi pomógł wstać, samcze! — burknęła oburzona, wydymając usta w geście niezadowolenia.
Ślizgon pokręcił głową, jakby nie mógł uwierzyć w to, co widział, po czym odkrywczo zauważył:
— Granger… ty się schlałaś.
— Nieprawda! Ja wiem co to umiar, w przeciwieństwie do was śśślizgońskie degeneraty… A poza tym pi…iłam w celu leczniczym — wybełkotała, po czym samodzielnie, choć dość nieporadnie, wstała z podłogi. Chwilę wpatrywała się w Malfoya wielkimi, brązowymi oczami i wybuchła płaczem.
No i po co był mi ten awans na prefekta naczelnego? Żyłem sobie spokojnie w dormitorium, razem z Blaisem i Nottem i choć Zabini kradł mi skarpetki, a Nott — pasożyt jeden! — opróżniał mój sekretny zapas Ognistej, to nigdy, przenigdy, mi nie ryczeli”.
— No i czego wyjesz, głupia? — zapytał poirytowany. Nigdy nie wiedział, jak zachować się w takiej sytuacji. Najbezpieczniej byłoby to zignorować i wyjść.
Ta, chyba tak zrobię”.
Gryfonka tylko pokręciła głową i ukryła twarz w dłoniach. Ślizgon westchnął i ruszył w kierunku swojej sypialni.
— Zaczekaj! Nie zostawiaj mnie samej — dokończyła niepewnym szeptem.
Chłopak spojrzał na nią przez ramię.
— Czego ty ode mnie chcesz, o przepotężny władco świata? — warknął zniecierpliwiony.
Gryfonka podbiegła do niego i oplotła go ramionami w pasie, kryjąc twarz w jego plecach.
— Przytul.
Ślizgon stał nieruchomo, zszokowany tym, że dziewczyna zdecydowała się na taki ruch względem niego. Po chwili, gdy minęło zaskoczenie, doszedł do siebie i z obrzydzeniem strząsnął z siebie ręce dziewczyny, odpychając ją od siebie.
— Zabieraj łapy, pudlu, i oddawaj moje rzeczy. Zdejmuj koszulę — warknął, trzęsąc się z obrzydzenia.
Kasztanowłosa nagle poweselała. Uśmiechnęła się wesoło, a w jej bursztynowych oczach pojawiły się iskierki.
— Ale tak tutaj, teraz? — zapytała kokieteryjnie, po czym zaczęła rozpinać koszulę.
Malfoy założył ręce na piersi i rozbawiony obserwował, jak dziewczyna odpina kolejne guziki, pewien, że ta nie odważy się przy nim rozebrać. Zaniemówił, gdy dziewczyna zdjęła koszulę, ukazując tym samym zgrabne ciało o bardzo kobiecych krągłościach, odziane tylko i wyłącznie w biały komplet koronkowej bielizny i ślizgoński krawat.
Dziewczyna zaśmiała się zalotnie i rzuciła w blondyna jego koszulą, która wylądowała mu na twarzy. Odwróciła się i ruszyła w kierunku swojej sypialni. Wzrok Malfoya automatycznie powędrował ku kształtnym pośladkom Gryfonki.
— A… a krawat? — wyjąkał, nadal śledząc wzrokiem Hermionę.
Ta jedynie znów roześmiała się i weszła do pokoju.
Draco popatrzył na trzymaną w dłoni koszulę i uśmiechnął się ironicznie. Nie mógł się doczekać, aż opowie jej, co takiego zrobiła pod wpływem procentów.
Nagle pociemniało mu przed oczami, w skroni poczuł ostry ból. Zemdlał.

***



Kolejny rozdział za nami, mamy nadzieję że czytało się Wam z przyjemnością.
Może zauważyliście, dodałyśmy na bloga daty publikacji następnych rozdziałów (prawy górny róg). W najbliższym czasie czeka nas także zmiana szablonu. Chyba tyle z nowinek.

Do następnego!

14 komentarzy:

  1. Świetny rozdział :) Pozdrawiam i życzę weny na kolejny.

    www.drastoria-droga-do-szczescia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział :) Pozdrawiam i życzę weny na kolejny.

    www.drastoria-droga-do-szczescia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. O mamo! Pijana Hermiona i biała bielizna z koronki? Się porobiło...
    A Draco, no cóż.. Mam nadzieję, że dostanie mu się za swoje ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, dostanie mu się. Mając już napisane 7 rozdziałów, jesteśmy zdania, że Draco w ogóle bardziej obrywa w tym opowiadaniu.

      Usuń
  4. Kolejny rozdział jak najszybciej!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zwykle wspaniałe. Uśmiałam się nieźle. Polecam, pozdrawiam i zapraszam:
    Dramione - To w Nas Żyje

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeżeli mam być szczera... Nie podoba mi się agresja Dracona. Wszelkiego rodzaju docinki, psikusy i pogróżki jeszcze są na miejscu, z racji tego, że nasi bohaterowie to przecież nastolatkowie. Niemniej jednak Draco został wychowany w rodzinie arystokratycznej i bez względu na jakiekolwiek uczucia w stosunku do Hermiony, nigdy nie poniżyłby się do przemocy. Do niej, czy do innej kobiety. Pomimo naszej wiedzy na temat Śmierciożerców i ich ochoczego karania cielesnego, nie wydaje mi się, aby Draco był takim brutalem. Bądź, co bądź znajdują się w szkole. Kolejną sprawą jest to, że Hermiona, jako zasłużona w walce, niezwykle odważna dziewczyna, w życiu nie pozwoliłaby sobie na takie traktowanie.
    No ciekawa jestem jak z takiej ochoczej nienawiści może się między nimi zrodzić uczucie. :)
    Póki co, opowiadanie oceniam na dobre. Lekkie, zabawne. W przyszłości musicie jednak uważać trochę na stylistykę i poprawność językową. Szczególnie na zaimki. Miejscami trochę zbyt "polskie" i pretensjonalne. Piosenki jak, "Gdzie ci mężczyźni" nie miały prawa zaistnieć w Hogwarcie, ale to przecież Wasza fantazja i to szanuję. Macie fajne poczucie humoru, dziewczyny. Nie raz się uśmiałam przy dialogach.
    Wracam do opowiadania. Pozdrawiam i mam nadzieję, że nie urazi Was w żaden dotkliwy sposób mój komentarz. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, komentarz w żaden sposób nas nie uraził - tym bardziej, że już od dawna powtarzamy, że pierwsze rozdziały są do poprawki, nie tylko jeśli chodzi o styl (jako, że były to początki i dopiero szukałyśmy siebie w pisaniu, chcąc nie chcąc dodatkowo zawiarając w tym to wszystko, co tak bardzo drażniło nas w Dramione, które przeczytałyśmy) jak i sposób kreacji postaci, które momentami mogą wydawać się przerysowane. Tak więc agresja fizyczna Malfoya oraz płaczliwość Hermiony jest jak najbardziej do stonowania. Tak czy inaczej, na swoją obronę mamy to, że są to pierwsze rozdziały, które powstały w naprawdę krótkim odstępie czasu, pod wpływem wielkiej euforii z powodu tego, że postanowiłyśmy coś w ogóle stworzyć.
      A co do muzyki: uznałyśmy, że jest ponadczasowa i ponad wszelkimi podziałami;)

      Ps: o co chodzi ze zbyt 'polską' składnią i zaimkami?

      Usuń
  7. Zdaję sobie sprawę z tego, że to były początki, choć uważam, że mimo wszystko bardzo dobre. ;) Podoba mi się przewaga dialogów. Nie lubię kiedy zbyt często wkradają się długie, emocjonalne i nudne opisy, które najczęściej pomijam. Zwyczajnie mnie to męczy. Wartka akcja jest zdecydowanie lepsza. Jeżeli chodzi o "spolszczanie" to miałam właśnie na myśli wstawki polskich piosenek, jakichś typowych dla nas żartów. Nie odnosiłam się do składni. Natomiast zaimki - w przykładzie podam: podaj mi tą białą koszulkę - niepoprawnie, podaj mi TĘ białą koszulkę - poprawnie. ;) Zaimek określa rzeczownik w tym przypadku, nie przymiotnik. To takie drobiazgi, ale istotne. Poza tym co jakiś czas literówki, ale to już kosmetyka.
    PS. Macie jakieś blogi o tematyce Dramione poza tym?
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, ok, jeśli chodzi o te zaimki to najprawdopodobniej niedopatrzenie, zazwyczaj staramy się wyłapywać podobne błędy. Tak czy inaczej - dziękujęmy za ich wskazanie, przy ponownym czytaniu postaramy się je wyłapać :)
      Jeśli chodzi o inne opowiadania Dramione: za +/- miesiąc ruszamy z nową historią 'Polowanie na Czarownice', która (mamy nadzieję) będzie trzymać poziom od samego początku :)

      Usuń
  8. przez to, a HermuinH spali się że wstydu.... Lepiej dla niej jeśli nie będzie pamiętać sytuacji, zawsze będzie mieć podoarcie, że chłopak wszystko zmyślił :p
    Bladasek dostał za swoje od Gryfoni co mnie bardzo cieszy. Czas utemperować ten podły charakterek :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Jest i mój mężczyzna xD

    Coś czuję że jest wilkołakiem(mam nadzieję lol). Glownie ten księżyc mi to mówi:/ On jest albo gregorovicz(ewentualnie ten mały chlopoec xD).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo albo jedną z nowych członkiń grona pedagogicznego! Tak! To ma sens! Albo ta ostra od elikditti(ale wtedy by umiała zrobić eliksir...) Albo ta Cullen(jako medyk powinna się znać, ale nie musi umieć robic!).
      Rozgryzłam to xD

      Chciskabtm xD

      Usuń
  10. Część i czołem!
    HIK! Teksty i słowne potyczki przy eliksirach to mój numer jeden tego rozdziału, przebijają nawet wzmożoną uczuciowość Hermiony po leczeniu czkawki :D HIK! Czytam dalej :)

    OdpowiedzUsuń