Draco Malfoy z głośnym jękiem
otworzył oczy. Oprócz standardowego bólu głowy i suchości
gardła odczuwał ból w całym ciele.
„Cudownie.”
— Salazarze, co ja takiego
robiłem? — wychrypiał, próbując przypomnieć sobie wydarzenia
minionej nocy. Impreza, płonący dywan, wyprawa do Zakazanego Lasu i
gabinetu dyrektorki. — Blaise…
„Ostatni raz z nim piłem”
— przysiągł w duchu i ruszył w stronę łazienki. Odkręcił
kran i pochylił się, by choć trochę zminimalizować suchość
w gardle, jednak błysk koloru przyciągnął jego wzrok. Źrenice
rozszerzyły się gwałtownie, gdy wpatrywał się w różowego
irokeza, paznokcie i napis na koszulce. Żaden Ślizgon nie
ośmieliłby się na takie zachowanie względem niego, nawet Zabini.
A skoro nie żaden Ślizgon, to została tylko…
— GRANGER!!!
***
Gryfonka po kolacji postanowiła
przespacerować się po błoniach. Pomimo początkowego poczucia
triumfu, zdrowy rozsądek podpowiadał jej, by dać współlokatorowi
trochę czasu na to, by choć trochę zdołał ochłonąć. Dla
zabicia czasu, usiadła pod starym dębem, wyjęła książkę
i zaczęła czytać.
Właśnie kończyła rozdział, gdy
zobaczyła przyjaciela. Przez cały dzień jej unikał, a gdy
próbowała z nim rozmawiać, udawał, że jej nie słyszy.
Chłopak i tym razem ją zignorował, choć przechodził tuż obok
niej.
Gryfonka cmoknęła z poirytowaniem. Z
hukiem zamknęła książkę i podeszła do rudowłosego.
— Możesz mi w końcu
powiedzieć, co się z tobą dzieje, Ron?
— Co się ze mną dzieje? To z
tobą jest coś nie tak!
— Co ja niby takiego zrobiłam?
— spytała, wyrzucając ręce w powietrze.
— Ty się jeszcze pytasz?
Rozmawiasz z Malfoyem, jak gdyby nigdy nic, a na dodatek z nim
mieszkasz! Tylko Merlin wie, co wy tam wyprawiacie. I odtrąciłaś
mnie. Znowu… że już nie wspomnę o tym, że mnie uderzyłaś!
— Bredzisz, Ron. Wcale z nim nie
rozmawiam. On mi ciągle dogryza, a ja się tylko bronię. Owszem,
dormitorium mamy wspólne i nawet nie wiesz, jak bardzo tego żałuję,
ale wypraszam sobie jakiekolwiek insynuacje! W ogóle jak śmiesz
mówić takie rzeczy — prychnęła. — Dobrze wiesz, że go nie znoszę. I nie
przypominam sobie, kiedy cię uderzyłam, ale wierz mi, mam na to
coraz większą ochotę.
— Wiesz co? Jesteś żałosna —
rzucił Gryfon, po czym odszedł w stronę zamku.
„Pięknie. Po prostu cudownie. Nie
dość, że muszę męczyć się z Malfoyem, to jeszcze Ron
najwyraźniej oszalał” — pomyślała. Jeszcze chwilę
spacerowała po błoniach, w końcu jednak postanowiła wrócić do
zamku, by zmierzyć się z rozwścieczonym Ślizgonem.
***
Podała hasło i wychyliła się, by
zobaczyć, czy jest bezpiecznie. Nie chciała dać się zaskoczyć,
jednocześnie podając się Ślizgonowi na tacy.
W salonie panował mrok, rozświetlany
migoczącym światłem, rzucanym przez roztańczone płomyki
znajdujące się w kominku. Nie zauważyła nikogo. Na
paluszkach weszła do środka i zaczęła skradać się do swojej
sypialni. Była już w połowie drogi, gdy usłyszała lodowaty
głos Dracona.
— Nie… tak… szybko, Granger.
Hermiona wolałaby, gdyby krzyczał. Za
sposobem mówienia tych słów kryła się zimna furia.
— N… należało ci się,
Malfoy.
Na te słowa Draco wynurzył się z
cienia, a dziewczyna mimowolnie przełknęła ślinę na jego widok.
W innej sytuacji pewnie zwijałaby się ze śmiechu. Cały
ubrany na czarno, stał, mocno zaciskając pięści, zapewne po to,
by od razu się na nią nie rzucić. Na jego skroni pojawiła się
mała żyłka która, podobnie jak drgająca brew, zwiastowała
nadchodzący wybuch.
— Masz do wyboru dwie opcje,
Malfoy.
Blondyn niemal się zaśmiał. Ona
stawiała warunki?
— Nie. To ja ci powiem, jak
możemy to rozegrać. Albo mówisz mi, jak się tego pozbyć
— przerwał, wskazując na
różowego irokeza — i kończysz z niewielką klątwą, albo
się wkurwię.
— Wolę mój
sposób. Albo usuniesz granicę, albo do końca życia będziesz
robił za drag queen.
Widząc jego
spojrzenie, uprzejmie wyjaśniła nieznane mu pojęcie i z lubością
oglądała, jak coraz bardziej mruży oczy.
Ułamek sekundy.
Tylko lustrzane odbicie, w którym widziała jego plecy, ostrzegło
ją przed atakiem. Wyjęła różdżkę i odbiła zaklęcie.
— Ty… — warknął.
— Odkręć to… w… tej… chwili — oddychał ciężko,
starając się opanować mordercze instynkty, nakazujące mu
odpowiednio zająć się dziewczyną.
— Najpierw granica.
Spiorunował ją spojrzeniem, z myślą,
że ta szlama nie ma najmniejszego pojęcia, jakie ma szczęście. Po
zrobieniu takiego numeru parę miesięcy temu, już dawno żałowałaby
swojego czynu.
Gdyby tylko mógł, sam cofnąłby
zaklęcie. Próbował wszystkiego, żeby się tego pozbyć. Umył
cholerny łeb trzydzieści osiem razy, jednak kolor nadal się
utrzymywał, a po wysuszeniu włosy natychmiast ponownie układały
się w kiczowatego irokeza. Wysłał nawet Blaise’a, aby ukradł
jakiejś Ślizgonce specyfik i tarł paznokcie przez czterdzieści
pięć minut. Na próżno. Nic to nie dało, mało tego, Zabini na
jego widok popłakał się ze śmiechu, mówiąc, że teraz wygląda
bardziej męsko i nie będzie mógł opędzić się od napalonych
goryli.
Zamknął oczy, starając się
uspokoić.
— A więc granica. A może coś
jeszcze? Może mam uwzględnić cię w swoim testamencie? — zapytał,
nakładając na twarz maskę opanowania i wyrafinowania.
„Pożałujesz tego, szlamo” — dodał w myślach.
Gryfonka zmarszczyła brwi,
zastanawiając się nad odpowiedzią. Spojrzała w beznamiętne,
stalowe oczy blondyna, które wręcz krzyczały o jego zamiarze
zemsty.
— Chcę usunięcia granicy… i
masz mi obiecać, że nie zabijesz mnie, nie otrujesz, nie będziesz
torturował, nikogo na mnie nie naślesz ani nie rzucisz na mnie
żadnej klątwy czy uroku — dodała po namyśle, wiedząc, że
Ślizgoni obietnice składają bardzo rzadko, ale jak już to robią,
to ich dotrzymują. Przeważnie.
Młody arystokrata uśmiechnął się
ni to ironicznie ni podstępnie.
— Przejrzałaś mnie. W
porządku, obiecuję. Nie zabiję cię, nie będę torturował,
nikogo nie naślę, nie przeklnę cię, Granger. A teraz zdejmij te
pieprzone zaklęcie.
— Najpierw ty, Malfoy.
Ślizgon potarł szczękę, mnąc w
ustach przekleństwo, jednak wycelował różdżką w srebrzystą
linię i wypowiedział w myślach formułę. Po chwili nie było
po niej śladu. Chłopak odwrócił się do kasztanowłosej.
— Twoja kolej, Granger — rzucił
pogardliwie.
Dziewczyna wycelowała w niego i
machnęła krótko różdżką. Różowy kolor znikł, a włosy
opadły, powracając do naturalnego wyglądu.
— Jeżeli zrobisz jeszcze jeden
numer tego rodzaju — zaczął, podchodząc do niej powolnym
krokiem, mówiąc tonem, którego rodzice używają, gdy wyjaśniają
coś małym dzieciom — to obiecuję, że cię zabiję. Nie
zważając na to, że wyląduję w Azkabanie — po czym
odwrócił się i wyszedł z dormitorium.
Hermiona z ulgą wypuściła powietrze
płuc. Usiadła na sofie i zaczęła wpatrywać się w kominek.
Mimowolnie na jej usta wpłynął uśmiech. Po całym dniu
niepewności kamień spadł jej z serca. Obawiała się, że
skończy się to o wiele gorzej. A jednak wygrała. Wygrała
z Draconem Malfoyem. Wiedziała jednak, że od teraz musi się
pilnować, bo innym razem może nie mieć tyle szczęścia.
***
Hermiona siedziała w sali
transmutacji, w najwyższym skupieniu słuchając wykładu
nauczycielki i notując formułki zaklęć. Gryfonka była
jednak trochę znużona, ponieważ wszystkie lekcje polegały na
przypominaniu materiału z lat poprzednich. Nauczycielka właśnie
demonstrowała zaklęcie zmieniające stolik w jastrzębia.
Wycelowała różdżką w mebel, mówiąc:
— Formuła zaklęcia, które,
mam nadzieję, wszyscy pamiętacie, brzmi…
— HIK! — Hermiona
poderwała się wraz z krzesłem na kilka centymetrów w górę. Cała
grupa uczniów, składająca się z Gryfonów, Krukonów i grupki
Ślizgonów, wybuchła śmiechem. Dziewczyna zgromiła spojrzeniem
siedzącego obok Harry’ego.
„Chociaż on mógłby się
powstrzymać”.
— Przepraszam — powiedziała,
lekko się rumieniąc.
— Nic się nie stało, panno
Granger. A wy, uspokójcie się już. Dorośli ludzie, a nadal
zachowują się jak dzieci — powiedziała zawiedziona
dyrektorka. — Wracając do zaklęcia, formuła brzmi…
— HIK!
Klasa zaniosła się jeszcze
głośniejszym śmiechem.
— Panno Granger, może udałaby
się pani do skrzydła szpitalnego po odpowiednie medykamenty?
— Nie trzeba, pani profesor, już
mi przeszło — wydusiła zawstydzona.
— No dobrze… uspokójcie się
już! Zaklęcie brzmi…
— HIK!!! — Gryfonka
podskoczyła z krzesłem na wysokość pół metra.
Uczniowie śmiali się wniebogłosy,
niektórzy kładli się na ławkach, nie mogąc już wytrzymać.
— To może ja już pójdę do
tego skrzydła — wydukała, cała czerwona na twarzy.
— Popieram, panno Granger. Na
wielkiego Merlina, Malcolm wstań z podłogi!
Hermiona, nie czekając ani chwili
dłużej, wyszła z klasy i pognała do skrzydła szpitalnego.
— Dzień dobry, pani Pomfrey
— powiedziała, gdy dotarła do celu.
— Dzień dobry. Co się…
— HIK!
— Już rozumiem… To nie jest
normalne, nie powinno cię tak podrywać. Musimy użyć silniejszych
eliksirów niż zazwyczaj.
Już po chwili podała dziewczynie
fiolkę z nieco gorzkim wywarem. Gryfonka, krzywiąc się nieco,
wypiła wszystko, do dna. Dla pewności odczekały parę minut.
— Wygląda na to, że wszystko
jest już w porządku. Możesz wracać na lekcje.
— Dzięku… HIK!
Spojrzały po sobie zaskoczone.
Przez pół godziny wypróbowała
wszystkie dostępne w skrzydle eliksiry na czkawkę. Pani Pomfrey
zawołała do pomocy swoją kuzynkę i obie rzucały różne
zaklęcia, jednak nic nie przyniosło oczekiwanych efektów. W końcu
jej dolegliwość sama przeszła.
— Czy to pierwszy taki... atak,
Hermiono? — zapytała Beth.
— Nie.
Młodsza pielęgniarka przygryzła
wargę w zamyśleniu.
— Ginn, znowu? — zapytała
na widok Weasleyówny, po czym ruszyła w stronę swojego gabinetu,
by po chwili wrócić z fiolką wypełnioną eliksirem o czarnej
barwie. — Proszę… chociaż nie jestem pewna, czy to coś
daje.
Obie Gryfonki wyszły ze skrzydła
szpitalnego i skierowały się do Wielkiej Sali na obiad. W drodze
starsza Gryfonka opowiedziała o swojej dolegliwości i próbowała
wypytać przyjaciółkę, co się z nią dzieje, jednak ta nie
chciała nic powiedzieć. Prawdę mówiąc, Hermiona miała już
pewne domysły na temat ich stanu zdrowia.
W czasie wędrówki dziewczyn, osoby
mijające je zaczynały udawać napady czkawek. Ginny broniła swojej
przyjaciółki i pocieszała ją:
— Nie martw się. Za dwa, trzy
dni zapomną o wszystkim. Wiesz, jak to jest w Hogwarcie. Hej, ty!
Jeszcze raz tak zrób, a będziesz podskakiwał z innego powodu!
Naprawdę nie masz się czym przejmować. Podejść do ciebie?!
— rzuciła w stronę jakiegoś wyrostka, który odgrywał
scenę wyjątkowo gwałtownej czkawki.
W końcu dotarły do Wielkiej Sali i
usiadły naprzeciwko Harry’ego i Rona. Na widok Hermiony, ten
pierwszy wyszczerzył zęby i krzyknął:
— HIK!
— Harry! — Ginny chwyciła
udko kurczaka i rzuciła nim w chłopaka, trafiając prosto w twarz.
Ten, jak gdyby nigdy nic, podniósł
udko i zaczął je jeść.
— No co? Żałuj, że tego nie
widziałaś. To było przekomiczne, prawda Ron?
Rudowłosy Gryfon tylko wzruszył
ramionami, nie pomogło nawet mordercze spojrzenie siostry. Hermiona
chciała coś powiedzieć, gdy tuż przed nią spadł list.
Kasztanowłosa otworzyła go, spojrzała na podpis, po czym szepnęła
do Ginny:
— To od George’a.
Nachyliły się i przeczytały:
Drogie
Panie,
Pragnę
przypomnieć o naszej umowie i konieczności opisywania waszych
dolegliwości (częstotliwość, nasilenie). Myślę, że już
wiecie, o co chodzi.
PS:
Ginny, po twoim pełnym
skruchy liście, wybaczam Ci i przesyłam antidotum. Żywię głęboką
nadzieję, że wystarczająco blisko zaprzyjaźniłaś się z
sedesami z Hogwartu.
PS
2: Hermiono, tobie powtarzam raz jeszcze, dużo
pij.
Pozdrawiam,
George
— Ja mu dam pełny skruchy list!
— oburzyła się Ginny.
— Spokojnie...
— Spokojnie?! Ty masz tyko
czkawkę, a ja praktycznie musiałam nocować w kiblu!
— A niby po co? — wtrącił
Ron, nakładając sobie dodatkową porcję ziemniaczków.
— Nie twój interes — rzuciła
Ginny, biorąc ze stołu fiolkę z antidotum i kierując się ku
wyjściu.
— HIK!
***
W trakcie kolejnych dni Hermiona
starała się pić tak dużo, jak tylko mogła. Ulga była jednak
tylko tymczasowa. O ile problem natury trawiennej Ginny skończył
się wraz z zażyciem antidotum, o tyle kasztanowłosa Gryfonka wciąż
miała napady czkawki. A próbowała wszystkiego. Wody, soku z dyni,
herbat ziołowych… jednak uciążliwa dolegliwość wciąż się
pojawiała. Co prawda coraz rzadziej, ale zawsze w najmniej
odpowiednim momencie: podczas kłótni z Malfoyem, na lekcjach,
w trakcie pouczania pierwszoroczniaków, kolejnych kłótni
z Malfoyem…
Jeśli do końca tygodnia się jej nie
pozbędzie, będzie zmuszona prosić George’a o dokładniejsze
wskazówki.
***
Siedziała w swojej ławce, czując
lekkie podekscytowanie. Na dzisiejszej lekcji eliksirów miały
zostać zaprezentowane wyniki poprzedniego testu, a co za tym szło,
wreszcie miała dowiedzieć się, z kim dane jej będzie pracować do
końca roku.
Obecny w klasie szmer ucichł
natychmiast po pojawieniu się profesor Donovan.
— Dzień dobry uczniowie. Na
początku chciałabym nawiązać do testu przeprowadzonego na naszej
ostatniej lekcji. Muszę przyznać, że zaskoczył mnie stopień
zróżnicowania waszych umiejętności. Dla grupy, której test
poszedł najsłabiej, zaplanowane zostały dodatkowe zajęcia,
w trakcie których będziemy mogli popracować nad
udoskonaleniem waszych umiejętności. Ale najpierw coś, na co
z całą pewnością czekacie. Wyczytam teraz pary nazwisk.
Następnie usiądziecie razem i zajmiemy się dzisiejszym
zagadnieniem — wyjęła pergamin z wynikami testu. — Może
zaczniemy od osób, którym zalecam uczęszczanie na dodatkowe
zajęcia. Panna Lavender Brown będzie współpracować z Seamusem
Finiganem.
Dziewczyna rzuciła zalotne spojrzenie
na swojego nowego partnera i wraz z wszystkimi swoimi przyborami
ruszyła w stronę jego ławki.
— Pan… Goyle i panna
Bulstrode... również zapraszam na dodatkowe lekcje. I ostatnia
para, którą z chęcią zobaczę na nadprogramowych zajęciach:
Pan Weasley i Pan Longbottom.
Ron wyglądał, jakby właśnie mu
oznajmiono, że do końca życia ma być na diecie. Ostatnie, czego
chciał, to dodatkowe zajęcia, nawet jeśli miałyby one być z
profesor Donovan.
— Ale jak… przecież wszystko
robiliśmy tak samo — burknął z niedowierzaniem i opuścił
swoją ławkę.
— Na tym kończy się lista
osób, które powinny nadrobić zaległości. Ostatnie pary tworzą:
Dean Thomas i Theodor Nott, Harry Potter i Blaise Zabini oraz
Hermiona Granger i Draco Malfoy. Natomiast do czasu powrotu panny
Parkinson ze szpitala, panna Dafne Greengrass będzie zmuszona
pracować samodzielnie — Luise kontynuowała swoją wypowiedź,
zupełnie nie zauważając reakcji obecnych uczniów na tak
niefortunne dobranie ich w pary.
Po sali przeszedł szmer, Ron obdarzył
Hermionę wymownym spojrzeniem. Sami zainteresowani siedzieli jak
spetryfikowani.
Profesor Donovan zmarszczyła brwi,
widząc, że para ignoruje jej polecenie.
— No już, nie ociągajcie się,
nie mamy całego dnia — rzuciła wesoło, chcąc zachęcić
ich do działania.
Hermiona, nie mając innego wyjścia,
zabrała swoje rzeczy i ruszyła w kierunku Dracona. Chłopak, widząc
zmierzającą ku niemu dziewczynę, zgromił ją stalowym
spojrzeniem, które zdawało się mówić: „Nawet nie próbuj”.
Ostatecznie Gryfonka zajęła miejsce obok, a on nie mógł nic
poradzić na to, iż oprócz dormitorium, będzie dzielił z nią
także ławkę.
— No to zaczynamy. Na
dzisiejszej lekcji zajmiecie się wywarem ze szczuroszczeta.
Pracujecie w parach. Wszystkie niezbędne ingrediencje
znajdziecie w składziku. Powodzenia.
Prawie wszyscy uczniowie wstali, by
pozyskać składniki. Hermiona odwróciła się i wróciła do
swojej ławki, gdy zorientowała się, że jej współlokator nie
ruszył się z miejsca.
— Nawet nie myśl, Malfoy, że
sama wszystko będę robić.
— To chyba nie jest takie trudne
przynieść parę składników, Granger. Jestem pewny, że sobie z
tym poradzisz.
— Jakiś problem? — nauczycielka
podeszła do nich, zaniepokojona brakiem zaangażowania w lekcję.
— Malfoy nie chce mi pomóc w
przyniesieniu składników — wyrecytowała szybko Gryfonka, na
co blondyn podjął próbę zabicia jej samym spojrzeniem.
— Panie Malfoy, to bardzo
nieeleganckie z pana strony. Proszę przynieść te składniki.
— Nie mam zamiaru wypełniać
poleceń gówniary, udającej nauczyciela — warknął Draco,
zakładając ręce na piersi i odchylając się na krześle.
— Słuchaj, facet, póki co to
ty jesteś gówniarzem i masz obowiązek wypełniać moje polecenia.
Minus dwadzieścia punktów dla Slytherinu za obrazę nauczyciela.
Odejmę drugie tyle, jeśli natychmiast się nie ruszysz. Jarzysz?
Prefekci naczelni spojrzeli ze
zdumieniem na niską blondynkę, po czym Ślizgon wstał i ruszył
do magazynku, klnąc pod nosem.
— Znam ten typ. Nie martw się,
poradzisz z nim sobie. Musisz być tylko stanowcza i nie dać się
zapędzić w kozi róg — powiedziała profesor Donovan,
uśmiechając się do dziewczyny, po czym ruszyła nadzorować pracę
uczniów.
Po chwili wrócił jej współlokator,
obładowany ingrediencjami. Rzucił je na stolik i warknął:
— Ty miażdżysz, ja kroję.
Kasztanowłosa ciężko pracowała, aby
wywar wyszedł idealny, choć obecność Ślizgona mocno ją
dekoncentrowała. Stojąc tak blisko niego przez dłuższy czas,
czuła jego perfumy, niesamowicie męskie i pociągające.
Zamyślona, mieszała wywar o wiele dłużej niż powinna.
— Co jest, Granger? Zacięłaś
się i nie dajesz rady? Może zamieszać w twoim kociołku? —zagadnął
z uwodzicielskim uśmiechem, do którego zupełnie nie pasowała
wyraźna drwina w głosie.
— Zmiażdżyć twoje smocze
kule, Malfoy? — spytała, kierując się radą panny Donovan zaczęła tłuc w moździerzu czułki szczuroszczeta z wyraźną
satysfakcją.
— Powiedz tylko gdzie i kiedy
— szepnął jej do ucha.
Hermiona odsunęła się od niego, jak
najdalej mogła, rumieniąc się na twarzy, co tylko dało Ślizgonowi
kolejny powód do drwin.
— Stajesz się cała czerwona
przez najmniejszą insynuację, Granger. Jesteś dziewicą? — rzucił
z cynicznym uśmiechem, nie przerywając krojenia.
— Że co, proszę? — wydukała
zszokowana, jeszcze bardziej się rumieniąc.
— No wiesz… nie znalazł się
jeszcze taki, co by chciał… zamieszać w twoim kociołku?
— powiedział, sugestywnie unosząc brwi.
Dziewczyna nerwowo rozejrzała się po
klasie.
— Na miłość boską, Malfoy
ucisz się.
Wredny uśmiech młodego arystokraty
powiększył się. Skoro ma się z nią mordować na eliksirach,
wykorzysta ten czas na dręczenie dziewczyny. Taki wstęp do zemsty.
— Podać ci dokładniejszą
definicję dziewicy?
— Wiem, kto to dziewica!
Wszyscy uczniowie, jak na komendę,
odwrócili się w ich stronę i wybuchli śmiechem. Profesor Donovan
zaczęła uciszać klasę.
Draco kontynuował nękanie speszonej
dziewczyny.
— Granger, po co te nerwy?
Powinnaś być dumna. Jesteś wymierającym gatunkiem.
Wznosząc oczy ku górze, Hermiona doszła do wniosku, że
najlepiej będzie, jeśli zignoruje Ślizgona.
***
— Malfoy, wstawaj — powiedziała
kasztanowłosa, zbierając się do wyjścia. — Wstawaj,
idziemy na patrol — ponowiła próbę, gdy chłopak zignorował
ją i dalej czytał gazetę. — McGonagall nie będzie
zadowolona, gdy dowie się o twoim podejściu do obowiązków
prefekta naczelnego.
— Granger, czy ty się kiedyś
zamykasz? — warknął poirytowany i odrzucił na stolik
Proroka Codziennego.
Draco wziął swoją różdżkę i
wyszedł na korytarz. Hermiona wyprzedziła go i nie pozostało mu
nic innego jak tylko podążać za nią. Szli w milczeniu, jednak gdy
dotarli na szóste piętro, Hermiona nie mogła dłużej znieść tej
ciszy.
— Byłabym wdzięczna, gdybyś
na eliksirach powstrzymywał się od zbędnych komentarzy.
— Ach tak?
— Tak. Twoje zachowanie było
nieodpowiednie i zawstydzające.
Ślizgon zaszczycił ją zimnym
spojrzeniem.
— W takim razie możesz być
pewna, że moje zachowanie się nie zmieni, Granger.
Nadchodzącą sprzeczkę przerwało
ciche szlochanie. Blondyn przewrócił oczami, gdy Gryfonka
przyśpieszyła. W przeciwieństwie do niej, nie przejmował się
zbłąkanymi owieczkami.
Kasztanowłosa przykucnęła przy
małym, czarnowłosym chłopczyku, w którym Hermiona rozpoznała
Toma, jednego z dzieciaków, którym osobiście wręczała listy z
Hogwartu.
— Co się stało? — spytała
łagodnie, kładąc dłoń na jego ramieniu. Młody Gryfon pokręcił
jedynie głową, nadal płacząc. — Ktoś ci dokuczał?
Przestraszyłeś się czegoś? — chłopiec nadal nie
odpowiadał. — Chodź Malfoy, trzeba go zabrać do McGonagall
— powiedziała dziewczyna, pomagając małemu Tomowi wstać.
— Nie będę zajmować się tym
bachorem. Już i tak poświęciłem za dużo swojego czasu
— powiedział, po czym odwrócił się i ruszył do
dormitorium.
***
— Wejdź — powiedziała,
wprowadzając Gryfona do gabinetu dyrektorki. — Usiądź
tutaj. Profesor McGonagall! — zawołała, jednak wszystko
wskazało na to, że dyrektorki tutaj nie było. — Expecto
Patronum.
Z
jej różdżki wydobyła się srebrna mgła, która po chwili
przybrała formę wydry. Zwierzę od razu wybiegło, by zanieść
dyrektorce wiadomość.
Hermiona spojrzała na chłopaka,
jednak postanowiła dać mu spokój. Skoro nie powiedział jej nic po
drodze, nie powie i teraz.
Z ciekawością rozejrzała się po
gabinecie. Wiele razy tu była, jednak nigdy nie miała okazji, by
się dokładnie rozejrzeć. Zaciekawiona zaczęła zwiedzać gabinet,
podziwiając magiczne sprzęty i obrazy poprzednich dyrektorów
Hogwartu. Przechodziła obok ogromnej, wiekowej szafy, gdy poczuła
przyjemne ciepło promieniujące z klatki piersiowej i rozchodzące
się na całe ciało. Już miała podejść bliżej, gdy do gabinetu
weszła Minerva McGonagall.
— Panno Granger, co się stało?
— spytała, spoglądając na nowego ucznia.
Dziewczyna opowiedziała wszystko, po
czym na prośbę dyrektorki opuściła gabinet. Po piętnastu
minutach McGonagall poprosiła Gryfonkę o odprowadzenie chłopca do
pokoju wspólnego.
Gdy wróciła do dormitorium, nie
chciało jej się spać. Wyjrzała przez okno i spojrzała na czarne,
nocne niebo, rozświetlone milionem gwiazd. Tu, z daleka od miast
były doskonale widoczne. Spojrzała na spokojną taflę jeziora.
Wyglądało bajecznie, migocząc od światła rzucanego przez
księżyc. Była pełnia. Naszła ją chęć, by zaszyć się gdzieś
z książką. Był piątek, mogła sobie na to pozwolić.
Zawołała Zgredka i poprosiła go o
talerzyk czekoladowych ciasteczek i szklankę soku. Chwilę z nim
porozmawiała, po czym wręczyła mu dwa sykle napiwku. Więcej
przyjąć nie chciał, choć Hermiona oczywiście próbowała
solidniej wynagrodzić skrzata. Po jego odejściu wzięła książkę,
rozsiadła się na sofie przed rozpalonym kominkiem i zaczęła
czytać. Pomyślała, że gdyby odnalazła już rodziców, jej życie
byłoby teraz idealne.
***
Draco nie mógł spać. Wszystko przez
ten cholerny księżyc. Wstał z łóżka i ruszył do łazienki, by
wziąć kąpiel. Gdy wyszedł z sypialni, zauważył, że ktoś
rozpalił w kominku. Doskonale pamiętał, że go zgasił.
Niezadowolony, zmarszczył brwi, gdy domyślił się, że Gryfonka
musiała ponownie zaprószyć w nim ogień i tak go już
zostawiła.
„Pewnego dnia puści wszystko z
dymem.”
Ruszył do salonu i przystanął, gdy
zobaczył śpiącą na sofie Gryfonkę z książką w ręku. Na
nowym, szklanym stoliku stał pusty talerzyk i szklanka, do połowy
wypełniona sokiem.
Uśmiechnął się cynicznie. Niemal
słychać było, jak obracają się trybiki w jego głowie, nie mógł
przepuścić takiej okazji. Co prawda obiecał, że jej nie uszkodzi
w żaden sposób, ale drobne kłopoty trawienne jeszcze nikogo nie
zabiły. Wrócił do swojego pokoju, po czym dolał eliksir na
przeczyszczenie do soku dziewczyny.
***
Gryfonka wróciła do dormitorium
wyczerpana. Nie dość, że dzięki uprzejmości współlokatora,
poranek spędziła w toalecie, to na dodatek całą sobotę razem
z przyjaciółmi włóczyła się po Hogsmeade.
Rozebrała się i opadła na kanapę.
Nie miała pojęcia jak zażegnać konflikt z Ronem i poradzić
sobie z czkawką. Przez ostatnie dni wypiła tyle, że można by
tym wypełnić mały basen. Prawdę mówiąc, zaczynała nabierać
wątpliwości czy George powiedział jej prawdę. Postanowiła do
niego napisać.
Już miała wstawać, gdy jej wzrok
zatrzymał się na barku, a do głowy wpadła jej pewna myśl. Dużo
pij… Czyżby chodziło mu o alkohol?
Hermiona skrzywiła się. Zawsze
stroniła od mocnych trunków.
Niepewnie podeszła do barku i wyjęła
butelkę Ognistej oraz szklankę. Nalała sobie odrobinę i uniosła
szkło. Skrzywiła się, gdy poczuła woń alkoholu, westchnęła
ciężko i na raz wypiła zawartość szklanki. Niemal natychmiast
zaczęła kasłać.
„Merlinie, jak można pić coś,
co smakuje jak olej silnikowy!” — pomyślała. Jednak
Gryfonka nie należała do ludzi, którzy łatwo odpuszczają.
Napędzana determinacją, by pozbyć się swojej dolegliwości,
napełniła szklankę raz jeszcze.
***
Dzień dobiegał już końca, gdy
wreszcie skończyli trening Quidditcha. Blaise, jako nowy kapitan
drużyny, zorganizował go, by sprawdzić, w jakiej formie są
zawodnicy. Draco był pewny swojej pozycji wyjściowego szukającego,
ale cichy głosik w jego głowie był zdania, że sprawy mogłyby
potoczyć się zupełnie inaczej, gdyby kapitanem drużyny nie był
jego przyjaciel.
„Cholerny Gregorovicz”
— zaklął w duchu. Nowy Ślizgon był naprawdę dobrym
graczem, ale to zbyt mało, by wygryźć go z drużyny.
Blondyn wracał do swojego dormitorium,
będąc wciąż w stroju do gry. Marzył o odprężającej
kąpieli, ze szklanką Ognistej w dłoni. Nadal nie mógł pojąć,
dlaczego McGonagall pozbawiła go pozycji kapitana drużyny. Że niby
on nie zdoła wypełniać obowiązków prefekta naczelnego
i kapitana?
Wszedł do dormitorium, a jego
przemyślenia szlag trafił, gdy zobaczył swoją współlokatorkę.
Odziana w białą, przemoczoną — jego! — koszulę,
tańczyła na stoliku, nie przejmując się, iż sięgająca do
połowy ud góra niemal całkowicie odkrywa jej zgrabne nogi. Długie,
odgarnięte w tył mokre włosy zafalowały wraz z zalotnym
ruchem bioder.
Draco uniósł brew, żałując, iż w
żaden sposób nie może tego upamiętnić. Zwłaszcza, gdy wyrzuciła
w górę ręce, zacisnęła pięści w geście zwycięstwa i
ryknęła:
— JESTEM PANEM ŚWIATA!!!
Gdy Gryfonka odwróciła się w stronę
zszokowanego Ślizgona, ten zauważył, że miała na sobie, niedbale
zawiązany, zielono — srebrny krawat. Jego krawat.
— O! A oto i mój męż...czyzna!
— krzyknęła uradowana na jego widok, po czym spadła
z hukiem na podłogę, nie mogąc już dłużej utrzymać
równowagi. Odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała wyczekująco
na Dracona.
Blondyn nadal stał, wpatrując się z
niedowierzaniem w dziewczynę.
— Może byś mi pomógł wstać,
samcze! — burknęła oburzona, wydymając usta w geście
niezadowolenia.
Ślizgon pokręcił głową, jakby nie
mógł uwierzyć w to, co widział, po czym odkrywczo zauważył:
— Granger… ty się schlałaś.
— Nieprawda! Ja wiem co to
umiar, w przeciwieństwie do was śśślizgońskie degeneraty…
A poza tym pi…iłam w celu leczniczym — wybełkotała,
po czym samodzielnie, choć dość nieporadnie, wstała z podłogi.
Chwilę wpatrywała się w Malfoya wielkimi, brązowymi oczami i wybuchła płaczem.
„No i po co był mi ten awans na
prefekta naczelnego? Żyłem sobie spokojnie w dormitorium,
razem z Blaisem i Nottem i choć Zabini kradł mi
skarpetki, a Nott — pasożyt jeden! — opróżniał mój sekretny
zapas Ognistej, to nigdy, przenigdy, mi nie ryczeli”.
— No i czego wyjesz, głupia?
— zapytał poirytowany. Nigdy nie wiedział, jak zachować się
w takiej sytuacji. Najbezpieczniej byłoby to zignorować i wyjść.
„Ta, chyba tak zrobię”.
Gryfonka tylko pokręciła głową i
ukryła twarz w dłoniach. Ślizgon westchnął i ruszył w kierunku
swojej sypialni.
— Zaczekaj! Nie zostawiaj mnie
samej — dokończyła niepewnym szeptem.
Chłopak spojrzał na nią przez ramię.
— Czego ty ode mnie chcesz, o
przepotężny władco świata? — warknął zniecierpliwiony.
Gryfonka podbiegła do niego i oplotła
go ramionami w pasie, kryjąc twarz w jego plecach.
— Przytul.
Ślizgon stał nieruchomo, zszokowany
tym, że dziewczyna zdecydowała się na taki ruch względem niego.
Po chwili, gdy minęło zaskoczenie, doszedł do siebie i z
obrzydzeniem strząsnął z siebie ręce dziewczyny, odpychając
ją od siebie.
— Zabieraj łapy, pudlu, i
oddawaj moje rzeczy. Zdejmuj koszulę — warknął, trzęsąc
się z obrzydzenia.
Kasztanowłosa nagle poweselała.
Uśmiechnęła się wesoło, a w jej bursztynowych oczach pojawiły
się iskierki.
— Ale tak tutaj, teraz?
— zapytała kokieteryjnie, po czym zaczęła rozpinać
koszulę.
Malfoy założył ręce na piersi i
rozbawiony obserwował, jak dziewczyna odpina kolejne guziki, pewien,
że ta nie odważy się przy nim rozebrać. Zaniemówił, gdy dziewczyna zdjęła koszulę, ukazując tym samym
zgrabne ciało o bardzo kobiecych krągłościach, odziane tylko
i wyłącznie w biały komplet koronkowej bielizny i ślizgoński
krawat.
Dziewczyna zaśmiała się zalotnie i
rzuciła w blondyna jego koszulą, która wylądowała mu na twarzy.
Odwróciła się i ruszyła w kierunku swojej sypialni. Wzrok Malfoya
automatycznie powędrował ku kształtnym pośladkom Gryfonki.
— A… a krawat? — wyjąkał,
nadal śledząc wzrokiem Hermionę.
Ta jedynie znów roześmiała się i
weszła do pokoju.
Draco popatrzył na trzymaną w dłoni
koszulę i uśmiechnął się ironicznie. Nie mógł się doczekać,
aż opowie jej, co takiego zrobiła pod wpływem procentów.
Nagle pociemniało mu przed oczami, w
skroni poczuł ostry ból. Zemdlał.
***
Kolejny rozdział za nami, mamy nadzieję że czytało się Wam z przyjemnością.
Może zauważyliście, dodałyśmy na bloga daty publikacji następnych rozdziałów (prawy górny róg). W najbliższym czasie czeka nas także zmiana szablonu. Chyba tyle z nowinek.
Do następnego!
Świetny rozdział :) Pozdrawiam i życzę weny na kolejny.
OdpowiedzUsuńwww.drastoria-droga-do-szczescia.blogspot.com
Świetny rozdział :) Pozdrawiam i życzę weny na kolejny.
OdpowiedzUsuńwww.drastoria-droga-do-szczescia.blogspot.com
O mamo! Pijana Hermiona i biała bielizna z koronki? Się porobiło...
OdpowiedzUsuńA Draco, no cóż.. Mam nadzieję, że dostanie mu się za swoje ^^
Oj tak, dostanie mu się. Mając już napisane 7 rozdziałów, jesteśmy zdania, że Draco w ogóle bardziej obrywa w tym opowiadaniu.
UsuńKolejny rozdział jak najszybciej!!!
OdpowiedzUsuńJak zwykle wspaniałe. Uśmiałam się nieźle. Polecam, pozdrawiam i zapraszam:
OdpowiedzUsuńDramione - To w Nas Żyje
Jeżeli mam być szczera... Nie podoba mi się agresja Dracona. Wszelkiego rodzaju docinki, psikusy i pogróżki jeszcze są na miejscu, z racji tego, że nasi bohaterowie to przecież nastolatkowie. Niemniej jednak Draco został wychowany w rodzinie arystokratycznej i bez względu na jakiekolwiek uczucia w stosunku do Hermiony, nigdy nie poniżyłby się do przemocy. Do niej, czy do innej kobiety. Pomimo naszej wiedzy na temat Śmierciożerców i ich ochoczego karania cielesnego, nie wydaje mi się, aby Draco był takim brutalem. Bądź, co bądź znajdują się w szkole. Kolejną sprawą jest to, że Hermiona, jako zasłużona w walce, niezwykle odważna dziewczyna, w życiu nie pozwoliłaby sobie na takie traktowanie.
OdpowiedzUsuńNo ciekawa jestem jak z takiej ochoczej nienawiści może się między nimi zrodzić uczucie. :)
Póki co, opowiadanie oceniam na dobre. Lekkie, zabawne. W przyszłości musicie jednak uważać trochę na stylistykę i poprawność językową. Szczególnie na zaimki. Miejscami trochę zbyt "polskie" i pretensjonalne. Piosenki jak, "Gdzie ci mężczyźni" nie miały prawa zaistnieć w Hogwarcie, ale to przecież Wasza fantazja i to szanuję. Macie fajne poczucie humoru, dziewczyny. Nie raz się uśmiałam przy dialogach.
Wracam do opowiadania. Pozdrawiam i mam nadzieję, że nie urazi Was w żaden dotkliwy sposób mój komentarz. :)
Hej, komentarz w żaden sposób nas nie uraził - tym bardziej, że już od dawna powtarzamy, że pierwsze rozdziały są do poprawki, nie tylko jeśli chodzi o styl (jako, że były to początki i dopiero szukałyśmy siebie w pisaniu, chcąc nie chcąc dodatkowo zawiarając w tym to wszystko, co tak bardzo drażniło nas w Dramione, które przeczytałyśmy) jak i sposób kreacji postaci, które momentami mogą wydawać się przerysowane. Tak więc agresja fizyczna Malfoya oraz płaczliwość Hermiony jest jak najbardziej do stonowania. Tak czy inaczej, na swoją obronę mamy to, że są to pierwsze rozdziały, które powstały w naprawdę krótkim odstępie czasu, pod wpływem wielkiej euforii z powodu tego, że postanowiłyśmy coś w ogóle stworzyć.
UsuńA co do muzyki: uznałyśmy, że jest ponadczasowa i ponad wszelkimi podziałami;)
Ps: o co chodzi ze zbyt 'polską' składnią i zaimkami?
Zdaję sobie sprawę z tego, że to były początki, choć uważam, że mimo wszystko bardzo dobre. ;) Podoba mi się przewaga dialogów. Nie lubię kiedy zbyt często wkradają się długie, emocjonalne i nudne opisy, które najczęściej pomijam. Zwyczajnie mnie to męczy. Wartka akcja jest zdecydowanie lepsza. Jeżeli chodzi o "spolszczanie" to miałam właśnie na myśli wstawki polskich piosenek, jakichś typowych dla nas żartów. Nie odnosiłam się do składni. Natomiast zaimki - w przykładzie podam: podaj mi tą białą koszulkę - niepoprawnie, podaj mi TĘ białą koszulkę - poprawnie. ;) Zaimek określa rzeczownik w tym przypadku, nie przymiotnik. To takie drobiazgi, ale istotne. Poza tym co jakiś czas literówki, ale to już kosmetyka.
OdpowiedzUsuńPS. Macie jakieś blogi o tematyce Dramione poza tym?
Pozdrawiam!
A, ok, jeśli chodzi o te zaimki to najprawdopodobniej niedopatrzenie, zazwyczaj staramy się wyłapywać podobne błędy. Tak czy inaczej - dziękujęmy za ich wskazanie, przy ponownym czytaniu postaramy się je wyłapać :)
UsuńJeśli chodzi o inne opowiadania Dramione: za +/- miesiąc ruszamy z nową historią 'Polowanie na Czarownice', która (mamy nadzieję) będzie trzymać poziom od samego początku :)
przez to, a HermuinH spali się że wstydu.... Lepiej dla niej jeśli nie będzie pamiętać sytuacji, zawsze będzie mieć podoarcie, że chłopak wszystko zmyślił :p
OdpowiedzUsuńBladasek dostał za swoje od Gryfoni co mnie bardzo cieszy. Czas utemperować ten podły charakterek :D
Jest i mój mężczyzna xD
OdpowiedzUsuńCoś czuję że jest wilkołakiem(mam nadzieję lol). Glownie ten księżyc mi to mówi:/ On jest albo gregorovicz(ewentualnie ten mały chlopoec xD).
Ooo albo jedną z nowych członkiń grona pedagogicznego! Tak! To ma sens! Albo ta ostra od elikditti(ale wtedy by umiała zrobić eliksir...) Albo ta Cullen(jako medyk powinna się znać, ale nie musi umieć robic!).
UsuńRozgryzłam to xD
Chciskabtm xD
Część i czołem!
OdpowiedzUsuńHIK! Teksty i słowne potyczki przy eliksirach to mój numer jeden tego rozdziału, przebijają nawet wzmożoną uczuciowość Hermiony po leczeniu czkawki :D HIK! Czytam dalej :)