niedziela, 13 września 2015

Utracona duma


Od incydentu z Czarą Ognia Hermiona zastanawiała się nad miejscem wykonania pierwszego zadania. Wspólnie zgodzili się na wieżę astronomiczną. Umówili się, że zostaną na niej po czwartkowej lekcji astronomii i wtedy…
— Ruchy, ruchy! Nie będę czekać cały dzień. Na początek rozgrzewka — zarządziła pani Hooch.
Chcąc nie chcąc, Hermiona rozpoczęła wykonywanie żmudnych ćwiczeń. Wiedziała jednak, że nie to będzie najgorsze. Czeka ich jeszcze kolejna gra zespołowa. Tylko co to będzie tym razem?
— Na dzisiejszych zajęciach zagramy w koszykówkę.
Hermiona znów pozwoliła popłynąć swoim myślom ku jutrzejszemu wieczorowi. Nie uśmiechało jej się oglądanie nagich, wyjących do księżyca Ślizgonów w środku nocy na szczycie wieży astronomicznej. Oj nie. Jednak los chciał, iż do ona miała dostąpić tego wątpliwego zaszczytu.
— Teraz wybiorę dwóch kapitanów, którzy następnie skompletują swoje drużyny. Jacyś chętni? — nauczycielka rozejrzała się po sali.
Większość uczniów spuściła wzrok, starając się sprawiać wrażenie, że ich nie ma. Byli jednak i tacy, którzy zgłosili się dobrowolnie.
— Może ktoś z Gryffindoru także chciałby być kapitanem?
Zero odzewu.
— Świetnie. Malfoy, Gregorovicz, wyjdźcie na środek sali.
Ochotnicy pewnym krokiem podeszli na wyznaczone miejsce. Nie okazywali sobie otwarcie wrogości, jednak ich wzrok mówił, iż oboje życzą swojemu przeciwnikowi, ażeby młodych kartofli nie doczekał.
Hermionie niezbyt przypadł do gustu wybór tych dwóch na kapitanów. Jednego wręcz nie znosiła, a drugi… nie wiedziała co o nim myśleć. Prawdą jest, że ostatnio obdarował ją pięknym bukietem róż, jednak nie zmieniało to faktu, iż wcześniej przyprawił ją o lekki wstrząs mózgu.
— Panie Malfoy, pan pierwszy.
Blondyn zlustrował wzrokiem swoich potencjalnych zawodników i oznajmił:
— Nott.
Teodor ruszył w jego stronę z uśmiechem i zajął miejsce obok arystokraty. Teraz przyszła kolej na Ivana. Rozejrzał się po obecnych, potarł dłonią podbródek, jakby się głęboko nad czymś zastanawiał.
— Hermiona.
Dziewczyna nie zareagowała od razu. Była pewna, że zostanie wybrana jako jedna z ostatnich.
— Panno Granger, proszę zająć miejsce obok swojego kapitana. Nie mamy całego dnia — ponagliła ją pani Hooch, rozdrażniona brakiem reakcji uczennicy.
Wstała i podeszła do wysokiego bruneta, zbyt zdezorientowana, by zobaczyć zmianę jaka zaszła w jej współlokatorze.
Malfoy stał napięty niczym struna. Dobrze wiedział, co oznacza ten wybór. Gregorovicz rzucał mu wyzwanie, co w Hogwarcie nie zdarzało się często.
Najwyraźniej będzie z nim więcej kłopotów niż przypuszczałem”.
Chwilę później drużyny były skompletowane. „Nie jest tak źle” — pomyślała Gryfonka. Nie licząc czwórki Ślizgonów, była wśród swoich. Do jej drużyny trafili: Dean, Seamus, Parvati, Neville i (ku jej niezadowoleniu) Cormac.
Tym razem postanowiła trzymać się na uboczu. Nie było to takie łatwe, bo zawodnicy krążyli po całym boisku, podając sobie piłkę i próbując tym samym wykiwać obronę drużyny przeciwnej. Gra była bardzo wyrównana. 25:23 dla zespołu Gregorovicza.
— Przerwa!
Hermiona przyjęła słowa profesor Hooch z ulgą. Mimo tego, iż piłkę miała dosłownie trzy razy, była nieźle zmęczona. Usiadła na ławeczce z głową między kolanami. Nagle przed jej oczami zmaterializowała się butelka z wodą.
— Masz, napij się — powiedział z uśmiechem kapitan jej drużyny.
Wyglądał na zmęczonego. Nic w tym dziwnego, przecież sam zdobył większość punktów. Miotał się po boisku jak szaleniec: w jednej chwili rzucał celnie, zdobywając przy tym dla nich punkty, by w następnej wrócić pod własny kosz i przerwać akcję przeciwników.
— Dziękuję — odpowiedziała Hermiona, niepewnie odwzajemniając uśmiech.
— Dobra drużyno, musimy zmienić taktykę. Przegrywają, więc pewnie zaczną grać bardziej brutalnie… Musimy mieć też kogoś wyższego na obronie. Hermiona, nie obraź się, ale nie jesteś w tym najlepsza.
— OK… nie obrażam się.
— Zamienisz się z Cormakiem — widząc niemrawą minę dziewczyny, dodał: — Spokojnie, będę na ciebie uważał, nic ci się nie stanie.
Hermiona nie rozumiała tej jego przemiany. Na pierwszej lekcji wydawał jej się kimś pokroju Malfoya, a teraz? Najpierw ją przeprosił, okazuje coś na kształt troski… „Może próbował się dostosować, w końcu był nowy, a później do niego dotarło, że nie warto zadawać się z Malfoyem?”.
Wrócili na boisko. Cormac zajął miejsce pod koszem, kilkoro z nich stało przed nim w linii obrony. Najbardziej wysuniętymi zawodnikami byli Ivan i Hermiona. Formacja drużyny Malfoya była zupełnie inna. Wyglądało na to, że wszyscy są nastawieni na atak.
Gra stała się bardziej brutalna. Zawodnicy wpadali na siebie, próbując powalić przeciwników. Hermiona trzymała się blisko swojego kapitana, modląc się w duchu, by piłka nie znalazła się w jej rękach.
I jak to zwykle bywa, gdy czegoś bardzo nie chcesz, piłka powędrowała w jej stronę. Przeciwnicy ruszyli gromadą ku przerażonej Gryfonce, która, widząc ich, szybko odrzuciła piłkę na drugi koniec boiska i skuliła się, ochraniając głowę rękoma.
Może i nie było to najodważniejsze zagranie, ale przynajmniej przyniosło zamierzony skutek. Przeciwnicy ruszyli w stronę bezpańskiej piłki. Chciała ruszyć w stronę swoich, chcąc pomóc im, choćby robiąc sztuczny tłok.
Drogę zablokował jej Malfoy.
— Nie ma szans, Granger, dalej nie przejdziesz. Będę cię krył — dodał, puszczając do niej oczko.
Dziewczyna próbowała wyminąć Ślizgona, ale nie było to takie łatwe. Nie odstępował jej na krok.
Piłka była teraz w posiadaniu Notta, który zmierzał ku Cormakowi. W ostatniej chwili Ivan zręcznie wybił mu ją z rąk.
Czas gry dobiegał końca. Gregorovicz miał drogę wolną do kosza. Nie uszło to uwadze Malfoya, który odpuścił pilnowanie drobnej, niestanowiącej zagrożenia, Gryfonki.
Na to właśnie liczył Ivan. Poczekał, aż dziewczyna zostanie bez żadnej obstawy i odrzucił jej piłkę. Uśmiechnął się na widok jej zaskoczonej miny.
Adrenalina popłynęła w żyłach dziewczyny, nakazując jej ruszyć naprzód. Miała piłkę. Miała drogę wolną do kosza. Pozostało jej tylko jedno. Zrobiła kilka kroków, cały czas kozłując piłkę. Była już prawie u celu. Teraz pozostało jej tylko wykończenie dwutaktu.
Raz
Tylko się nie potknij, serio”.
Dwa
I nie upuść piłki”.
Iii…
Rzuciła. Czuła na sobie wzrok wszystkich zebranych na sali. Piłka nie wpadła do kosza. Turlała się po obręczy. Zatoczyła drugie, trzecie, czwarte koło.
Zapadła cisza. Gwizdek wyleciał z ust pani Hooch.
— Trafiłam! — krzyknęła z niedowierzaniem Hermiona, podskakując i unosząc ręce w geście tryumfu. — Trafiłam!
Gwizdek kończący mecz. 35:34. Wygrali.
Zwycięska drużyna pobiegła ku niej, lecz pierwszy był Gregorovicz. Wziął dziewczynę w ramiona i wyściskał.
— Gratulacje, mała.
Ślizgoni stali w milczeniu. Do niektórych najwyraźniej nie docierało, co się przed chwilą stało.
— No pięknie jej pilnowałeś, Draco. Cóż to było za krycie — naśmiewał się Nott, czym tylko uaktywnił drgającą powiekę u kolegi.

***

Czuła, że nic nie popsuje jej dzisiaj humoru. Powolnym krokiem wracała do swojego dormitorium, wciąż rozpamiętując co lepsze momenty z dzisiejszych ćwiczeń. Nie skompromitowała się, dodatkowo udało jej się utrzeć nosa Malfoyowi. W tym momencie czuła się tak lekko i beztrosko, że miała ochotę podskakiwać z radości. Naprawdę by to zrobiła, gdyby na kogoś nie wpadła.
— Przepra… — urwała, gdy zobaczyła, z kim się zderzyła. Jej rudowłosy przyjaciel spojrzał na nią gniewnie.
— Jasne, dowal mi jeszcze. Pewnie doszłaś do wniosku, że zbyt delikatnie potraktowałaś mnie w pokoju wspólnym?
— Kiedy? W pokoju wspólnym? — zapytała, zdezorientowana dziewczyna.
Chłopak nie wytrzymał. Odrzucił swoją torbę i skrzyżował ręce na piersi.
— Pewnie, teraz udawaj głupią… ze mną nie chcesz się całować, tłuczesz mnie jak jakaś wariatka, ale wałęsać się ze Ślizgonami po zamku to możesz?!
Nagle dotarło do niej, o co mu chodzi. Najpierw Harry, święcie przekonany, że pożyczyła od niego pelerynę a teraz to. Zazgrzytała zębami na myśl o trójce Ślizgonów. Już ona im wymyśli trzecie zadanie.
— Ron, nigdzie z żadnymi Ślizgonami nie chodziłam. Nie przerywaj mi! — krzyknęła, widząc, że jej przyjaciel chce wtrącić jakąś kąśliwą uwagę. — Popili, zwędzili eliksir wielosokowy i w moim imieniu „pożyczyli” pelerynę od Harry’ego. Niech do ciebie dotrze, że to, co się stało według ciebie między nami tamtej nocy, stało się pomiędzy tobą a Nottem!
Po wyrazie twarzy rudowłosego można było wnioskować, że trawi te informacje dość powoli. Błysk w jego oczach wskazywał na to, że nie uwierzył dziewczynie.
— Naprawdę, stać cię na jakieś lepsze bajeczki...
— Ron, cała sprawa jest u McGonagall… a poza tym, co ja ci będę tłumaczyć.
Kasztanowłosa straciła cierpliwość i wyminęła przyjaciela, pozostawiając go samego w korytarzu.
Była wściekła na Ślizgonów, że ciągle obrywa rykoszetem za ich pijackie wybryki. I wściekła na Rona, że wciąż próbuje ją zdobyć. Dręczyło ją to, że chłopak nie może wybić sobie tego pomysłu z głowy. Nie chciała, żeby ciągle robił sobie nadzieje. Czy istniała szansa na to, że Ron w końcu odpuści? To pytanie spędzało jej sen z powiek.
Wróciła do swojego dormitorium. Ucieszyło ją, że było puste. Cisza, spokój… to było to, czego potrzebowała. Odłożyła książki, wyjęła ciuchy na przebranie i skierowała swoje kroki do łazienki. Uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie tego, w jaki sposób odzyskała swobodę poruszania się po luksusowym pomieszczeniu.
Napuściła wody do wanny, dodała swoje ulubione płyny do kąpieli i wyzbyła się wszelkich myśli.

***

— Mówię ci, jak go dorwę w swoje śliczne rączki, to nie będzie co z niego zbierać. Żeby własnej siostrze zafundować coś takiego.
Ginny najwyraźniej nie mogła wybaczyć George’owi jego ostatniego wybryku.
— Pomyśl sobie, że zawsze mogło być gorzej. Mnie w każdym razie to pomaga — Hermiona próbowała nieco złagodzić nerwy przyjaciółki, a co za tym idzie i, szykowaną zapewne, zemstę.
Rozmowę dziewczyn przerwało pojawienie się Harry’ego i Rona.
— Cześć — uśmiechnął się do niej Harry
— Hej.
— No, nareszcie kolacja. Już myślałem, że nie doczekam i mój żołądek strawi sam siebie — rzucił Ron, zupełnie jakby nie było tej popołudniowej sprzeczki.
Dobrał się do jedzenia i już przez całą kolację nie mówił zbyt wiele. Za to Harry dawał mu wyraźne znaki, żeby coś zrobił. Ron go zignorował, mruknął tylko „później”.
Sklepienie Wielkiej Sali ukazywało wieczorne, zachmurzone niebo. Gwar rozmów już powoli cichł, uczniowie wracali do swoich dormitoriów. Hermiona zbierała się do wyjścia, gdy usłyszała głos Harry’ego.
— Hermiona, moglibyśmy cię na chwileczkę porwać?
— Oczywiście.

***

— O co chodzi? — spytała, gdy dotarli do, pustego jeszcze, pokoju wspólnego Gryffindoru.
Spojrzała wyczekująco na chłopców. Czarnowłosy Gryfon świdrował spojrzeniem Rona, wyraźnie na coś czekając.
— Chodzi o to, że chciałem cię przeprosić, Hermiono. Wygadywałem bzdury, tam na korytarzu, poza tym Harry powiedział mi o całym zajściu z peleryną… Głupio wyszło — dodał, spuszczając wzrok.
— To chyba nic nowego…— powiedziała, rozsiadając się w wysłużonym fotelu naprzeciwko kominka. — Zresztą, nieważne, nie chcę się kłócić. Ale to chyba nie jest jedyny powód, dla którego mnie tu sprowadziliście?
Przyjaciele usiedli na, znajdującej się nieopodal, sofie. Dziewczyna mimowolnie przypomniała sobie ich wspólne wieczory spędzone w pokoju wspólnym i zdała sobie sprawę, że już wkrótce to wszystko należeć będzie do przeszłości. To jest już ich ostatni rok w Hogwarcie.
— Hej, nie odpływaj za daleko, zgoda? — z zamyśleń wyrwał ją rozbawiony głos Rona.
Rzuciła w niego poduszką.
— Ej, spokój dzieciaki – zażartował Harry. — Hermiono, mamy wiadomość od Syriusza.
Chłopak podaj jej list, napisany dobrze już jej znanym eleganckim charakterem pisma.

Drogi Harry, Ronie i Hermiono,

W końcu znalazłem dom dla siebie. Nie jest może duży i luksusowy, ale w sam raz dla mnie i paru gości. Co wy na to, abyśmy razem spędzili Boże Narodzenie? Z wielką radością gościłbym Was w czasie świąt.
Stan domu pozostawia jeszcze wiele do życzenia, jednak pracujemy razem – ja i Stworek – aby dobrze się prezentował. Jeśli chodzi o Stworka, pewnie będziecie zadowoleni – zwłaszcza ty, Hermiono – z tego, że nasze relacje uległy znacznej poprawie.
Tu, na wsi czuję się naprawdę wolny. Żadnych barier, ograniczeń czy rozkazów. Szczerze mówiąc, już dawno straciłem nadzieję na to, że moje życie może tak wyglądać, nie wierzyłem, że uda się Wam pokonać Voldemorta. Teraz jednak wszystko się zmieniło. Sam się sobie dziwię, że udaje mi się pogodzić remontowanie domu z działalnością w Zakonie i pracą w Ministerstwie. Zarówno w biurze aurorów, jak i w Zakonie dużo się dzieje. Większość Śmierciożerców nadal jest na wolności. Niektórzy się ukrywają, innych nie zdemaskowaliśmy. Czeka nas jeszcze dużo pracy, nim sprawę będzie można uznać za zamkniętą.
Mam nadzieję, że pierwszy miesiąc nauki minął Wam przyjemnie. Cieszcie się tym ostatnim rokiem.

Syriusz

— Harry! Nic nie mówiłeś o tym, że Syriusz ma zamiar kupić dom — powiedziała Hermiona, oddając mu list.
— Prosił mnie, żebym zachował to w tajemnicy… nie chciał zapeszyć. Już raz planowaliśmy wspólne mieszkanie i dobrze wiesz, jak to się skończyło. Znowu musiał się ukrywać.
— A więc wszystko naprawdę wraca do normy? — zapytał Ron. — Wiecie, co? Już zapomniałem, jak to jest, kiedy ma się spokojne życie.

***

Draco wszedł do dormitorium cały brudny, spocony i zmęczony. Nawet nie zauważył siedzącej na fotelu współlokatorki, całkowicie pochłoniętej lekturą. Ciężkim krokiem dowlókł się do sofy i padł na nią, zarzucając ramiona na jej oparcie.
Koszula wyłaziła mu niechlujnie ze spodni, a plamy brudu na przedramionach były wyraźnie widoczne dzięki podwiniętym rękawom. Razem z przyjaciółmi wysprzątał całe przeklęte skrzydło szpitalne. Bez użycia czarów. Nie mieliby z tym żadnych większych problemów (miejsce było bardzo zadbane), gdyby rudy babiszon nie kazał im umyć podłogę. Podłogę. Całą. Na kolanach. Małymi ściereczkami. Co więcej, później musiał jeszcze odbębnić szlaban w sowiarni, razem z Nottem. Blaise najwyraźniej uznał, że przeproszenie szlamy nie jest dla niego hańbą.
Draco jeszcze gorzej znosił ten szlaban, wiedząc, że bez użycia czarów nikt nie byłby w stanie wysprzątać takiego chlewu. Co gorsza, wszystkie ich wysiłki były istną syzyfową pracą… to, co udało im się wysprzątać, następnego dnia zostało przez sowy nadrobione stertą nowych odchodów.
Hermiona zerknęła znad książki na swojego współlokatora. Wyglądał tak mizernie, że prawie było jej go żal. Prawie.
Należało mu się” — pomyślała, wracając do książki, jednak nie dane było jej ponownie zanurzyć się w lekturze.
— Zgredeeek — wymamrotał tonem, którego nie powstydziłby się stuletni zombie — Zgredeeeek!
Hermiona uśmiechnęła się na widok skrzata ubranego tym razem w fioletowe ogrodniczki. Na głowie nosił kilka par czapeczek, które sama wydziergała na piątym roku, a na stopach skarpety, jak zwykle nie do pary. Była z niego bardzo dumna, dawał przykład innym skrzatom, by walczyły o swoją wolność.
— Zgredek, przygotuj mi kąpiel. Tylko szybko. Jak już wyjdę z łazienki, chcę tu widzieć kolację. Coś lekkostrawnego… I koniecznie wino. Potem masz wyprać i wyprasować mój strój do Quidditcha. Aha i przynieś maści rozgrzewające, masz je zostawić w moim pokoju — wymamrotał, przysłaniając twarz ramieniem.
— Tak jest, paniczu.
Gdy tylko zniknął, oburzona Hermiona wstała, odrzucając książkę na stolik.
— Jak ci nie wstyd wykorzystywać bezbronne stworzenie, Malfoy?
Chłopak zaszczycił ją spojrzeniem i odparł:
— Jakoś tobie wcale nie było wstyd, gdy wykorzystywałaś mnie na każdy możliwy sposób… No wiesz wtedy, Granger —  postanowił kontynuować swoją grę.
— Nie zmieniaj tematu!
W każdym innym wypadku wycofałaby się, speszona słowami Ślizgona. I jego insynuacjami, w które nie wierzyła. Zasadniczo. Choć zdarzały jej się chwile zwątpienia. Teraz jednak chodziło o prawa skrzatów i nic nie było w stanie zbić jej z tropu.
— Zgredek nie jest twoją własnością, a nawet jeśli, to mógłbyś okazywać należny mu szacunek. Stowarzyszenie W.E.S.Z. zajmuje się właśnie…
— Jaka wesz? Co ty pleciesz?
— Stowarzyszenie W.E.S.Z. Walka o Emancypację Skrzatów Zniewolonych — wyjaśniła mu z zapałem Hermiona.
— Nigdy o nim nie słyszałem — odpowiedział na odczepne, jakby to miało przesądzić sprawę.
Ponownie odgrodził się od całego świata, przykrywając twarz ramieniem. To jednak nie zniechęciło jego współlokatorki.
— Założyłam je na czwartym roku…
— I wszystko jasne…
— Malfoy, czy ciebie naprawdę nie obchodzi, co czują te bezbronne, drobne istoty, które latami są ciemiężone przez swoich panów i nie mają perspektyw na przyszłość?
Chłopak wstał, podszedł do dziewczyny i powiedział z zapałem:
— Masz rację! Masz absolutną rację. Dziękuję ci, że otworzyłaś mi oczy na los naszych małych przyjaciół. Razem sprawimy, że standard ich życia ulegnie poprawie — powiedział, gestykulując przy tym niczym prawdziwy polityk.
Na twarz dziewczyny wstąpił szczery uśmiech.
— Wiedziałam, że nie możesz być aż taki zły, na jakiego się kreujesz. Zaczekaj tu na mnie, skoczę po plakietki i skoroszyt…
Na twarz chłopaka wstąpił cyniczny uśmieszek. Ponownie rozsiadł się na sofie i zapytał:
— Ty tak na serio, Granger?
Uśmiech spełzł z twarzy Gryfonki. Zrozumiała, że podły Ślizgon tylko się z niej nabijał, a ona naiwna dała się nabrać. Przybrała zacięty wyraz twarzy.
— Ty tak na serio — stwierdził, wnioskując po jej zachowaniu.
A potem zaczął się śmiać. Najpierw tylko pod nosem, później jego śmiech przerodził się w głośny chichot, który z każdą chwilą przybierał na sile. Po chwili, wciąż trzęsąc się ze śmiechu, zaczął walić pięścią w stolik.
Hermiona spoglądała na niego z pogardą. A przynajmniej tak jej się wydawało. W rzeczywistości miała minę dziecka, któremu zabrano lizaka.
— Kąpiel gotowa, paniczu Malfoy — dobiegł ich głos z łazienki.
Chłopak wstał i spojrzał na dziewczynę stalowymi oczami, które szkliły się ze śmiechu.
— Nie no, Granger… — przerwał mu kolejny niekontrolowany napad śmiechu — tylko ty mogłaś coś takiego wymyślić — powiedział, po czym odwrócił się i ruszył w stronę łazienki. — Walka… o wolność… skrzatów… domowych! — po każdym słowie rozbrzmiewał drwiący śmiech.
Hermiona stała pośrodku salonu, wpatrując się ze złością w drzwi, za którymi przed chwilą zniknął Malfoy. Odkąd założyła Stowarzyszenie, spotkała się z wieloma opiniami na jego temat, wiele z nich było krzywdzących i niesprawiedliwych. Ale jeszcze nikt nie rozwścieczył jej tak jak teraz on.
— Jak ja cię nienawidzę, Malfoy — warknęła w stronę drzwi.

***

Hermiona weszła do sali i usiadła między Harrym a Ronem. To była jedyna lekcja, na której nie zajmowała miejsca w pierwszej ławce. Nawet jeśli byłaby taka możliwość, nie usiadłaby w pierwszym rzędzie.
Prawdę mówiąc, sala obrony przed czarną magią była jedynym miejscem w Hogwarcie, gdzie Gryfonka nie czuła się komfortowo. Okna były zawsze szczelnie zasłonięte, jedyne światło padało od lampy, stojącej na biurku nauczyciela. Na ścianach wisiały obrazy najgroźniejszych czarnoksiężników i najlepszych aurorów (choć ich portretów było podejrzanie mniej) oraz malunki przedstawiające skutki klątw czarnomagicznych. Pod ścianą na końcu sali pojawiły się również, siegające sufitu regały, wypełnione cennymi księgami.
Huk otwieranych drzwi przerwał beztroskie rozmowy uczniów. Do klasy wszedł Severus Snape i machnął krótko różdżką, sprawiając, że podręczniki uczniów uniosły się z ławek i z powrotem wylądowały w ich torbach. Zatrzymał się przy pierwszym rzędzie, obrócił się w ich stronę i powiedział:
— Tego, co będziemy dziś omawiać, nie ma w podręcznikach… ani w żadnej książce w Hogwarcie — dodał, zatrzymując dłużej swój wzrok na Hermionie. Mimo, że mówił cicho, wszyscy go słyszeli, gdyż w sali panowała idealna cisza.
Kasztanowłosa chwyciła pióro, w najwyższym skupieniu słuchając profesora, gotowa robić skrupulatne notatki. „Coś, czego nie ma w hogwarckich księgach? To musi być coś wielkiego. Wielkiego i zabronionego”.
Dziewczyna nie myliła się.
— Dziś omówimy rytuał renatus — powiedział, lustrując klasę wzrokiem. — Czy ktoś z was wie, co to za rytuał?
Hermiona zmarszczyła brwi. Nigdy nie słyszała tej nazwy. To musiała być mało znana praktyka.
Profesor uśmiechnął się z satysfakcją, widząc zmieszanie Gryfonki. Pierwszy raz nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie nauczyciela.
— Jest to rytuał, dzięki któremu Czarny Pan odzyskał swoje ciało i pełnię mocy — odpowiedział Draco z ostatniej ławki.
Siedział niedbale rozwalony na krześle, wystukując palcami stały rytm na blacie. Miejsca obok zajmował Nott, słuchający kolegi z założonymi na piersi rękami i Zabini, który niemalże leżał na ławce. Biedaczek nie miał kiedy odespać wczorajszej imprezy w salonie Ślizgonów. Jako jedyny z ich trójki nie musiał sprzątać sowiarni i miał siłę na zabawę po szlabanie w skrzydle szpitalnym, za to dziś wyglądał jak rozdeptany gumochłon.
— Zgadza się. Dziesięć punktów dla Slytherinu. Ktoś z was wie, co oznacza słowo „renatus”?
Tym razem Hermiona znała odpowiedź.
— Odrodzony.
Snape machnął różdżką, a na tablicy pojawiła się poprawna odpowiedź na zadane przez niego pytanie. Dokładnie taką samą udzieliła Gryfonka, jednak profesor nie zamierzał przyznać punktów dla jej domu.
— Przechodzimy do opisu rytuału…
— Dlaczego uczymy się takich rzeczy? — przerwał mu oburzony Dean. — To powinno być zakazane!
— Aby wiedzieć, jak skutecznie bronić się przed czarną magią, trzeba ją wpierw dobrze poznać, Thomas. Nie waż się mi więcej przerywać — warknął, a w klasie ponownie zapadła cisza, przerywana jedynie cichym stukotem palców obijających się o blat. — Jest to starożytny i mało znany rytuał. W czasach średniowiecza błędnie wierzono, iż ofiara z dziewicy dodatkowo wzmacnia jego działanie…
— Ofiara z dziewicy? Proponuję Granger — powiedział Malfoy, uśmiechając się złośliwie do Hermiony.
Ślizgoni parsknęli śmiechem, co wyrwało Blaise’a z drzemki.
— Co? Ja nic nie zrobiłem! — krzyknął, rozglądając się po klasie i głośno odetchnął z ulgą, gdy zorientował się, że to nie on jest sprawcą zamieszania.
Snape uśmiechnął się krzywo.
— Niestety Draco, ofiara ta nie daje żadnych efektów.
— A gdyby tak złożyć ofiarę z Granger… znaczy z dziewicy w świetle księżyca? Nie od dziś wiadomo, że księżyc wzmacnia siłę praktyk magicznych — Ślizgon drążył temat, rzucając drwiące spojrzenie w kierunku dziewczyny.
Kasztanowłosa odwróciła się i szepnęła z groźnym błyskiem w oczach:
— Zobaczymy, kto będzie dziś ofiarą w świetle księżyca.
— Granger, odzywasz się niepytana na lekcji. Odejmuję Gryffindorowi dwadzieścia punktów.
Już chciała coś powiedzieć, ale na szczęście w porę ugryzła się w język. Jeszcze nikomu nie wyszła na dobre kłótnia ze Snape’em.
Poczuła, że ktoś się w nią wpatruje. Odwróciła się i spotkała parę stalowych oczu. Malfoy uśmiechnął się łobuzersko i rzucił w nią kulką papieru. Zgromiła go wzrokiem, po czym zerknęła na Snape’a, upewniając się, że nie patrzy w jej stronę i szybko schyliła się po kulkę. Już brała zamach, by cisnąć nią w wrednego arystokratę, gdy ten przewrócił oczami, bezgłośnie mówiąc:
— Przeczytaj, głupia.
Hermiona rozwinęła liścik.
„Bądź spokojna, pudlu. Potrzebujemy dziewicy, a ty nią już przecież nie jesteś”.
Czerwona na twarzy, trzęsąc się z oburzenia, odwróciła się, by zgromić Malfoya spojrzeniem. Ten, jak gdyby nigdy nic, uśmiechnął się złośliwie i puścił do niej oczko, nadal stukając palcami w blat i nonszalancko opierając ramię o oparcie krzesła. To stukanie irytowało ją od samego początku lekcji. Znacząco spojrzała na niego, jego dłoń i znów na niego, dając mu do zrozumienia, by natychmiast przestał. Chłopak, o dziwo, spełnił rozkaz Gryfonki. Odwróciła się i ponownie zaczęła robić notatki.
Z uwagą słuchała wykładu profesora. Już myślała, że będzie miała spokój do końca tej lekcji, gdy Malfoy znów zaczął wybijać rytm o blat swojej ławki. Hermiona miała tego dość. Zmięła liścik i cisnęła nim w blondyna. Pech chciał, że kulka pacnęła Notta prosto w czoło.
— Co do cholery? — warknął i zaczął lustrować wzrokiem salę w celu znalezienia winowajcy.
Kasztanowłosa odwróciła się i wróciła do notowania. Snape, nie zauważając niczego, kontynuował swój wykład.
— Widziałeś, kto we mnie rzucił? — szepnął do Dracona.
— Granger.
Nott już chciał rzucić kulką w Gryfonkę, gdy Malfoy zatrzymał go.
— Poczekaj, załatwię jej szlaban, nawet nie podnosząc się z ławki.
Teodor spojrzał zaintrygowany na kolegę.
— Jasne…
— Pewnie. Nawet nic nie powiem. Zakładasz się?
— O co?
— O dwie Ogniste.
— Zgoda — na znak zawarcia umowy uścisnęli sobie dłonie, po czym Draco ponownie zaczął stukać w blat.
Nott i Blaise, który przysłuchiwał się rozmowie kompanów, spojrzeli z niezrozumieniem na Malfoya.
Ślizgon uśmiechnął się i szepnął:
— Za trzy, dwa, jeden…
Hermiona wstała tak gwałtownie, że krzesło, na którym siedziała, przewróciło się. Odwróciła się w kierunku arystokraty i wrzasnęła:
— PRZESTAŃ WRESZCIE TAK PUKAĆ, MALFOY!
— SZLABAN, GRANGER! Dziś o szesnastej w moim gabinecie! — warknął Snape.
Zawstydzona Hermiona podniosła krzesło i na nim usiadła. Ślizgoni śmiali się w głos, powodując jeszcze większe rumieńce na twarzy dziewczyny.
— Jesteś genialny — szepnął z podziwem Blaise.
Blondyn po raz ostatni błysnął uśmiechem pełnym satysfakcji w stronę Gryfonki i mruknął do niego:
— Cieszę się, że w końcu ci przeszło.
— Przeszło? — zapytał zdziwiony.
— Całe to twoje gadanie typu „przestańmy tępić szlamy”.
— Tępienie a niewinne gierki to zupełnie co innego — odpowiedział z iście szatańskim uśmiechem.
Ślizgoni w końcu się uspokoili i w klasie na nowo zapadła cisza. Snape kontynuował swój monolog, tłumacząc im rzeczy, które były znane trójce przyjaciół. Nott co jakiś czas zapisywał dodatkowe informacje, Malfoy zastanawiał się, nad tym, jak pogrążyć Granger jeszcze bardziej, a Zabini, co było dla niego dość nietypowe, zamyślił się. Draco zauważył niecodzienne zachowanie kolegi.
— Nad czym tak rozmyślasz? Jeszcze ktoś pomyśli, że jednak potrafisz używać mózgu.
Blaise zamrugał parę razy, jakby budził się z głębokiego snu.
— Co? Och, zastanawiałem się, czy jak Voldek miał ciało niemowlaka to Nagini karmiła go piersią — skłamał.
Teodor na słowa kolegi skrzywił się z odrazą.
— Fuu… to już podchodzi pod zoofilię.
Malfoy, na wzmiankę o Czarnym Panu, odruchowo potarł przedramię, gdzie znajdował się Mroczny Znak. Jako jedyny dorobił się go w tak młodym wieku. Nott i Blaise, mimo iż otwarcie popierali Voldemorta a ich rodzice należeli do Śmierciożerców, nie otrzymali wątpliwej przyjemności wykonania dla niego konkretnego zadania i nie otrzymali znaku. Draco jednak został naznaczony, co do końca życia będzie mu przypominać o jego przeszłości.
Z ponurych rozmyślań wyrwał go Snape, oznajmujący koniec zajęć. Zgarnął swoje rzeczy i ruszył na starożytne runy.

***

— Tleniony baran, arystokratyczna świnia, zawszona fretka — mamrotała pod nosem, wracając do dormitorium.
Hermiona przez bite trzy godziny czyściła medale i puchary w Sali Pamięci pod nadzorem Filcha, wysłuchując jego narzekań. Była zmęczona, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Najgorsze było to, że nie miała co liczyć na ciepłe, wygodne łóżko. Musiała się umyć, przebrać i przyszykować do lekcji astronomii oraz do roli sędziego.
— Malfoy — warknęła i zazgrzytała zębami. Przypomniała sobie słowa profesor Donovan. Musi być twarda, nie może dać mu tak sobą pomiatać. Uniosła dumnie głowę i uśmiechnęła się. „Koniec z tym. Jestem Hermioną Granger i żadna fretka nie będzie mnie dręczyć”. „Taa… ciekawe jak długo będziesz taka odważna” — wtrącił cichy, złośliwy głosik w jej głowie.
Dwie godziny później lekcja astronomii dobiegła końca. Zgodnie z planem, opuścili wieżę astronomiczną razem z innymi, po czym ponownie się na nią zakradli. Hermiona uśmiechnęła się złośliwie i pocierając ręce, oznajmiła:
— No chłopcy, warunki macie idealne. Ani jednej chmurki na niebie. Gotowi, by stanąć do walki o chwałę i sławę?
Blaise, jak to Blaise, podchodził do tego z dystansem. Bo czy to pierwszy raz obnażał się w miejscu publicznym? Nott znosił to nawet dzielnie. Jedyną oznaką jego zdenerwowania były zaciśnięte pięści, natomiast Malfoy wyglądał na solidnie wkurzonego… i taki też był.
— Dobra, miejmy to już za sobą — warknął, po czym zaczął rozpinać koszulę.
Reszta zawodników poszła jego śladem. Hermiona, która pieczołowicie przygotowała się do roli sędziego, wyjęła z torby tabliczki z punktacją od zera do dziesięciu, a także paczkę popcornu. W czasie gdy Ślizgoni się rozbierali, Hermiona wsadziła tabliczki do kieszeni szaty, oparła się plecami o mur i zajadając się popcornem, obserwowała chłopców.
Zabini, Malfoy i Nott stali w samych bokserkach i ewidentnie mieli opory przed pozbyciem się tej części garderoby.
— Może byś się tak odwróciła? — powiedział Nott.
— Przecież jestem sędzią, muszę widzieć wszystko dokładnie… bardzo dokładnie.
Gdy dowiedziała się, że wrzucili swoje nazwiska do Czary i że to właśnie ona została ich sędzią, przeraziła się, ale teraz uznała, że nie jest to takie złe. Koniec końców patrzyła na swojego największego wroga i jego kompanów, wyraźnie zawstydzonych i prawie nagich, mogąc do woli wpatrywać się w męskie, wyrzeźbione ciała. Nie najgorzej.
Zawiesiła oko na ich, tak bardzo się od siebie różniących, sylwetkach, delikatnie przechylając głowę. Zabini był typowym "misiem", choć nie było w tym przesady. Każdy mięsień wyraźnie odznaczał się, tworząc wypukłości i wgłębienia pokryte skórą barwy mlecznej czekolady. Teodor był z nich najwyższy i najszczuplejszy, natomiast najbardziej rozbudowaną częścią jego ciała były ramiona, zgrabnie przechodzące do wyraźnych obojczyków. Malfoy z kolei stanowił zrównoważenie ich sylwetek. Nie był umięśniony jak Zabini, jednak zarys mięśni w zupełności wystarczał, by przyciągać pożądliwe spojrzenia, zwłaszcza wyraźnie odznaczające się V, tworzone przez kości biodrowe.
Nott nerwowo przeczesał brązową czuprynę.
— Cholera, nie rozbiorę się przed nią.
— Jakiś problem, panowie? — rzuciła wesoło Hermiona.
Musiała przyznać, że coraz bardziej jej się to podobało.
— Dajcie spokój, ta cnotka od razu się odwróci, gdy tylko się rozbierzemy — powiedział Draco, całkowicie o tym przekonany.
— Taki jesteś pewien, Malfoy?
— Panowie na trzy — zadecydował młody arystokrata, patrząc Gryfonce prosto w oczy. — Raz… dwa… trzy…
Ślizgoni, jak jeden mąż, zdjęli ostatnią część garderoby i stanęli przed nią w stroju Adama. Hermiona upuściła paczkę popcornu, nie odrywając spojrzenia od stalowych tęczówek, czując, jak ogniste rumieńce wpływają na jej policzki.
— Jakiś problem, Granger? — spytał Draco, parodiując wcześniejszą wypowiedź dziewczyny, która nadal nie mogła podnieść szczęki z ziemi.
Uśmiechnął się ironicznie i założył ręce na umięśnionej piersi. Gryfonka, jak zahipnotyzowana, nadal wpatrywała się w oczy blondyna i głośno przełknęła ślinę.
— Co się dzieje, szlamciu? Wtedy nie byłaś taka nieśmiała.
Podstępny uśmiech Ślizgona powiększył się i chłopak zrobił krok ku dziewczynie.
Kasztanowłosa głośno pisnęła, zakryła twarz dłońmi i odwróciła się. Trójka nagich uczniów roześmiała się drwiąco.
Jeszcze zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni” — pomyślała rozgoryczona.
— No dobra, co teraz? Nie to, że narzekam, ale jest mi tak zimno, że…
— Nie kończ, Zabini — warknął Nott, rozcierając ramiona.
Gryfonka odchrząknęła.
— Ustawcie się w linii i zgodnie z treścią zadania, które zaakceptowała Czara, musicie wyć do księżyca — oznajmiła nieskładnie.
Przyjaciele ruszyli w stronę wyznaczonego miejsca.
— Jak komuś o tym powiesz… — zaczął groźnie Draco
— Ta, jasne, wiem.
Chłopcy odwrócili się w stronę księżyca. Dziewczyna zerknęła na nich, a gdy upewniła się, że stoją tyłem, przywołała zaklęciem ich ubrania, zmniejszyła je i schowała do swojej torby.
— No to zaczynamy —  westchnął Blaise.
Malfoy, Zabini i Nott wspólnie zaczęli wyć do księżyca. Hermionie wrócił dobry humor i z trudem powstrzymywała śmiech, wsadzając sobie knykcie do ust.
Po chwili wycie ustało. Hermiona odwróciła się do nich, a zawodnicy zakryli dłońmi strategiczną część ciała.
— No to teraz oceny — rzuciła wesoło. Wszelkie jej zawstydzenie ustąpiło miejsca rozbawieniu.
Gryfonka przybrała poważną minę, choć w bursztynowych oczach tańczyły wesołe iskierki.
— Pan Zabini, za niespotykaną skalę głosu… otrzymuje osiem punktów. Pan Nott, który również popisał się dość efektownym wyciem, otrzymuje siedem punktów. Natomiast Malfoy otrzymuje punktów cztery.
— Cztery? — zawołał oburzony Draco. — Zasługuję na dziesięć!
— Przykro mi, ale w porównaniu z kolegami wypadasz… słabo — odpowiedziała, lustrując go spojrzeniem od stóp do głów.
Blondyn zerknął w dół, by się upewnić, czy aby na pewno szczelnie się zasłonił i posłał Gryfonce mordercze spojrzenie. Zabini i Nott parsknęli śmiechem, lecz niemal natychmiast umilkli, gdy Malfoy przeniósł swoje arktyczne spojrzenie na nich. W międzyczasie Hermiona zabrała swoje rzeczy i opuściła wieżę astronomiczną, zostawiając Ślizgonów samych.
— No panowie, musicie przyznać, że byłem dzisiaj najlepszy — powiedział zadowolony z siebie Blaise.
— Przymknij się — uciszył kolegę blondyn.
— Dobra, ubierajmy się i wracajmy do siebie. Mam dość — powiedział Nott i ruszył w stronę swoich ciuchów.
Z tym, że wcale ich tam nie było.
— Ale przecież nie mogły rozpłynąć się w powietrzu — celnie zauważył Zabini, rozglądając się za swoimi rzeczami.
— Granger — warknął Malfoy. — To musiała być ona.
— Czy ty czasem nie masz obsesji na jej punkcie?
— A czy masz inne wyjaśnienie, Blaise?
Przez chwile stali bez ruchu, rozważając, jakie mają opcje. A nie mieli ich zbyt wiele. Byli nadzy, bez różdżek, na szczycie wieży astronomicznej. Nie uśmiechał im się kolejny szlaban.
— To co robimy? — spytał Nott, zerkając na arystokratę.
— Wracamy do siebie, licząc na to, że nikogo po drodze nie spotkamy.
— Powodzenie murowane.
Zrobili tak, jak powiedział.

***

Zamek jeszcze nigdy nie wydawał im się takim torem przeszkód. Szli w milczeniu, nie chcąc sprowadzić na siebie kłopotów w postaci Filcha czy któregoś z nauczycieli. Biorąc pod uwagę ich położenie, woleli nie spotkać nikogo, żywego czy też martwego.
Draco powtarzał sobie, że z każdym krokiem jest bliżej celu. Roztropnie wybierali mniej uczęszczane korytarze, w nadziei, że nie natkną się na żaden patrol. Niczym rasowi szpiedzy zatrzymywali się przy każdym rozwidleniu korytarzy, sprawdzając, czy nikt nie czai się za rogiem.
Byli na szóstym piętrze, gdy usłyszeli czyjeś szybkie kroki. Po chwili dołączyły do nich inne, dochodzące z końca korytarza.
— Kto tu jest? — dobiegł ich głos woźnego.
Nie czekali ani chwili. Pędem rzucili się do ucieczki w ciemny korytarz. Coś im podpowiadało, że nakrycie ich przez Filcha, paradujących nago po zamku, mogło wzbogacić ich o kolejny szlaban.
Znaleźli schronienie w jednej z toalet. Zamknęli drzwi i nasłuchiwali, starając się uspokoić swoje tętno.
Problem w tym, że nie byli sami.
Harry Potter stał przy jednej z umywalek, trzymając dobrze już im znaną pelerynę niewidkę i jakiś stary pergamin. Jego włosy były w większym niż zazwyczaj nieładzie, a nierówny oddech wskazywał na niedawny bieg. Minę miał dosyć głupią, ale to chyba zrozumiałe po tym, jak zaraz za nim do łazienki wpadła trójka nagich Ślizgonów.
Malfoy zaklął w duchu.
Na widok Pottera, trójka przyjaciół przywarła do ściany, usilnie starając się zakryć rękoma jak największą powierzchnię swojego ciała. Przez chwilę stali w milczeniu, zastanawiając się jak wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.
— Przeszkadzam wam, chłopcy? — powiedział w końcu Harry, próbując za wszelką cenę zdusić wybuch śmiechu.
Draco postanowił zignorować tę uwagę.
W tym zamku jest ponad czterystu uczniów, a my akurat musieliśmy wpaść na niego” — przeszło mu przez myśl.
— Oddawaj pelerynę, Potter — warknął Nott.
Chłopak tylko pokręcił głową. Nie zamierzał pożyczać im swojej jedynej pamiątki po ojcu. No bo wiadomo, co z nią zrobią trzej nadzy Ślizgoni?
— Mowy nie ma.
— Jest nas trzech, a ty jesteś sam. Będzie lepiej, jeśli oddasz nam ją po dobroci, Potter — powiedział z groźną miną Zabini, robiąc krok w jego stronę.
Harry, widząc zbliżającego się w jego stroną nagiego Ślizgona, wytrzeszczył oczy i obronnie przycisnął niewidkę do piersi.
— Ani kroku dalej, zboczeńcu! — rzucił lekko spanikowany i wycelował w niego różdżką.
— Zboczeńcu?
— Zabini, kretynie, zakryj się — warknął Draco, nie mogąc nadziwić się idiotyzmowi kolegi.
Zawstydzony Ślizgon szybko wypełnił polecenie Malfoya i grzecznie wrócił pod ścianę.
Harry, nadal mierząc różdżką w Ślizgonów, ruszył w stronę wyjścia. Już miał otworzyć drzwi, gdy Draco powiedział:
— Jeśli ktokolwiek się o tym dowie, Potter, pożałujesz.
— Ja pożałuję? Co najwyżej dostanę szlaban, za to wy… Hogwart będzie o tym pamiętać przez długie lata.
— Ty wydasz nas, my ciebie… Coś mi mówi, że twoja historia bardziej zainteresuje uczniów niż kolejny wybryk Ślizgonów.
— Nie wiem, o czym mówisz — rzucił szybko Harry.
— Nie wiesz? Rumieńce na twarzy, szkliste oczy, przyspieszony oddech, jeszcze większa szopa na głowie… Kim jest ta biedaczka? — zapytał Draco z wrednym uśmiechem.
Dwójka wrogów mierzyła się wzrokiem.
— Nie widziałem was — mruknął w końcu Gryfon, zakładając pelerynę.
— Tak też właśnie myślałem...
Harry rzucił mu niechętne spojrzenie, minął ich, nie spuszczając podejrzliwego wzroku z Zabiniego i opuścił łazienkę.
— Kto by pomyślał, że Potter nocami wymyka się na potajemne randki? — spytał zniesmaczony Nott, kręcąc z niedowierzaniem głową.
— Świat się kończy — podsumował Blaise.
Draco podczas tej wymiany zdań nasłuchiwał, czy na korytarzu jest bezpiecznie.
— Możemy iść — zdecydował, po czym wznowili swoją wędrówkę.
Nott, który szedł jako pierwszy, miał za zadanie rozglądać się po korytarzach. Szli, w pośpiechu pokonując kolejne piętra. W myślach Dracona błąkało się tylko jedno zdanie.
Już niedługo wrócę bezpiecznie do dormitorium, ubiorę się i będę mógł wreszcie zabić Granger”.
Chyba jeszcze nigdy Hogwart nie wydawał im się tak dużym zamkiem. Sporym niedopowiedzeniem byłoby stwierdzenie, że czuli się niezręcznie. Mieli wrażenie, że mimo ciemności, rozświetlanych wyłącznie słabym światłem księżyca, obrazy wiszące na ścianach obserwują każdy ich ruch, naśmiewając się z nich.
Z całej trójki najlepiej z tą sytuacją radził sobie Blaise. Teodor, nie pierwszy zresztą raz, zazdrościł mu luźnego podejścia do takich spraw. „Jeśli ktoś nas przyłapie, będę skończony. Dlaczego zawsze ładuję się w coś takiego? Jestem jednym z najlepszych uczniów, prefektem i chwilowo zawieszonym pałkarzem, a łażę nagi po zamku, okradziony z ciuchów przez szlamę. Pięknie, po prostu pięknie” — pomyślał Nott. Z ulgą stwierdził, że są już na czwartym piętrze.
— Niedługo będziemy musieli się rozdzielić — rzucił do kolegów przez ramię, pokonując kolejny zakręt, nie patrząc przez siebie, co okazało się dużym błędem. Brunet zatoczył się do tyłu, wpadając na profesor Trelawney. Przerażony Ślizgon i nauczycielka przez chwilę wpatrywali się w siebie w milczeniu, a potem…
— AAAAA!!! — wykrzyknęli oboje, po czym jasnowidza runęła z hukiem na podłogę.
— Nott! — warknęli pozostali.
Teodor z paniką spoglądał to na przyjaciół, to na ciało leżące na podłodze.
— Salazarze! Myślicie, że nie żyje?
Jego kompani nie mieli jednak czasu, by odpowiedzieć. Na korytarzu rozległ się odgłos szybko stawianych kroków i przed nimi pojawił się Snape. Spojrzał na trójkę nagich, zakrywających się uczniów, na nieprzytomną nauczycielkę i z powrotem na nich.
— Wuju… to nie to, co myślisz — powiedział Draco z poważną miną.
— Może mi któryś z was wytłumaczyć, co się tu, na Salazara, wyprawia? — warknął Severus.
Zapadła cisza. W końcu Blaise postanowił wytłumaczyć całe zajście.
— To było tak profesorku: Granger zaciągnęła nas na wieżę astronomiczną i kazała nam się rozebrać. Bez żadnych oporów zrobiliśmy, co kazała, w końcu nie mieliśmy za bardzo wyboru... a potem wyliśmy do księżyca...
— Blaise, debilu, zamknij się — Malfoy próbował przerwać kompromitującą wypowiedź kolegi. Bezskutecznie. Zabini albo go zignorował, albo po prostu nie usłyszał, zbyt pochłonięty swoją mową.
— … I proszę sobie wyobrazić, że jadła przy tym popcorn! Następnie nas oceniła no i oczywiście ja wygrałem. Potem ta mała jędza okradła nas z ciuchów i różdżek i uciekła! A my biedni, niewinni tułamy się po zamku nadzy i bezbronni. Niestety profesor Trelawney nas zobaczyła i na widok przyrodzenia Notta zemdlała — powiedział, żywo przy tym gestykulując.
— Zabini, kretynie, zakryj się — tym razem to Snape upomniał czarnowłosego Ślizgona, który natychmiast wykonał polecenie. — Mam rozumieć, że Granger, notabene, najlepsza uczennica, rozebrała was i zabrała wasze ubrania?
Ślizgoni gorliwie pokiwali głowami.
— A Trelawney po prostu zemdlała?
Ponownie pokiwali głowami.
— Macie mnie za debila?
Draco i Teodor zaprzeczyli, za to Blaise się zawiesił i nadal kiwał głową. Snape zmrużył oczy. Pozostała dwójka Ślizgonów wymierzyła mu dyskretne ciosy, przywołując go do porządku.
— Nie widziałem was. Wracajcie do siebie, a ja przekonam Trelawney, że…
— Severusie, jak dobrze, że jesteś! Chcieli mnie napaść!
Snape na moment przymknął oczy, po czym odwrócił się do wróżbitki.
— Uspokój się Sybillo, wróć do siebie, ja się tym zajmę.
— Uspokój się? Uspokój?! Moje wewnętrzne oko zostało zachwiane! Wiesz, co to znaczy dla jasnowidza?! Mogę stracić mój dar!
— Ciesz się pani, że nie wydłubał pani tego oka — mruknął pod nosem Blaise, czym zarobił kolejne uderzenie od Teodora.
— Pieprz się, Zabini
— Co tu się, na Merlina, wyprawia?
Wszyscy, jak na komendę, odwrócili się w stronę zszokowanej dyrektorki. Stała tam, ubrana w szmaragdowy, długi szlafrok, z włosami splecionymi w warkocz. Jej wzrok powędrował po zebranych, począwszy od siedzącej na podłodze, załamanej wróżbitki i zirytowanego Snape’a, na nagich, zakrywających się uczniach, kończąc.
— To nie jest to, o czym pani myśli — powiedzieli chórem Malfoy, Nott, Zabini i Snape.
— Wszyscy do mojego gabinetu. Na–tych–miast.

***

McGonagall wpadła do gabinetu, prowadząc za sobą całe nocne nudystyczno—pedagogiczne zgromadzenie. Usiadła przy biurku i zmierzyła wzrokiem wesołą gromadkę. Sybilla wyglądała na zdruzgotaną, nieustannie ocierała łzy lnianą chusteczką. Severus sprawiał wrażenie, jakby chciał ich wszystkich otruć, natomiast uczniowie, już ubrani, patrzyli na wszystko tylko nie na nauczycieli.
Minerva drżącą ręką chwyciła filiżankę z ziołowym naparem, czując, że bez niego nie będzie w stanie wysłuchiwać wyjaśnień zebranych w jej gabinecie osób.
— Sybillo, ty zacznij, jeśli możesz.
Jasnowidzka wydmuchała hałaśliwie nos i płaczliwym głosem powiedziała:
— Szłam na wieżę astronomiczną podziwiać niecodzienny układ Marsa i Jowisza. Moje wewnętrzne oko mówiło mi, że dzisiaj stanie się coś ważnego i… i wtedy właśnie zostałam brutalnie napadnięta!
— To wcale tak nie było! — zawołał oburzony Nott. Zamilkł jednak, napotykając ostre spojrzenie dyrektorki.
— Severusie? — McGonagall przeniosła wzrok na Snape’a.
Draco spojrzał na wuja, niemo błagając, by nie mówił nic o wywodzie Blaise’a.
— Gdy przybyłem na miejsce, Trelawney leżała już na podłodze. Odzyskała przytomność, zanim zdążyłem przepytać uczniów.
— Teraz wy. Co wyście, na Wielkiego Godryka, robili?
— Nie pamiętamy — wypalił Draco.
Jeśli dopuściłby do głosu Zabiniego, ten znowu wszystko by wypaplał. Całe szczęście, że Snape mu nie uwierzył. Jeśli ktokolwiek dowiedziałby się o Turnieju…
— Nie pamiętacie… Znowu zorganizowaliście nielegalną imprezę, tak?! Czy wyście oszaleli? Ostatnia klasa, egzaminy, nadzór z Ministerstwa, a wy się cały czas nadużywacie alkoholu! Dosyć tego!
Dyrektorka gwałtownie wstała i pochyliła się nad biurkiem, opierając dłonie na blacie.
— Zostajecie zawieszeni w Quidditchu do końca semestru! Co więcej: likwiduję barek w dormitorium prefektów naczelnych, a z samego rana rzucę zaklęcie zabezpieczające.
— Zabezpieczające?
— Tak, panie Malfoy. Zabezpieczające. Nikt nie będzie mógł wnieść alkoholu na teren dormitorium.
— A... ale jak bez alkoholu — wydukał Blaise, wymieniając z przyjaciółmi zrozpaczone spojrzenia.
Draco przeczesał gniewnie czuprynę, pewny, iż na trzeźwo nie jest w stanie wytrzymać ze swoją współlokatorką. Słysząc dalsze słowa dyrektorki, gwałtownie podniósł głowę.
— Jeszcze dziś napiszę do waszych rodzin. Wasze zachowanie... jest karygodne. Całe szczęście, że spotkanie grupy AŚ już niedługo. Możecie iść.
Minerva McGonagall wreszcie została w gabinecie sama. Dopiła napar i spojrzała na portret poprzedniego dyrektora, nie po raz pierwszy zastanawiając się, jak jej poprzednik dawał sobie z tym radę.
Jej rozmyślania przerwał odgłos pukania. Przymknęła powieki, wzięła głęboki oddech i zawołała:
— Proszę.
Do środka wszedł Filch, a za nim…
— Pani dyrektor, przyłapałem Pottera na szóstym piętrze.
McGonagall usłyszała cichy chichot siwowłosego staruszka.

***

Draco z politowaniem obserwował grę swojej drużyny. Ślizgońscy zawodnicy miotali się po boisku, zdezorientowani zmianą szukającego, pałkarza i ścigającego. Na dodatek ich obrońca — kretyn — uległ poważnemu wypadkowi, a na jego miejsce musieli na szybko szukać nowego gracza.
Przymknął oczy, nie mogąc już patrzeć na kompromitację swojego domu. Po trybunach przeszedł głośny jęk zawodu.
— Kolejny punkt dla Gryfonów. W dzisiejszym meczu pokazują, na co ich stać. Ślizgoni są bez szans. Ich przeciwnicy są w szczytowej formie, szczególnie ścigająca Weasley, która zdobywa punkt za punktem. Kibicom Slytherinu pozostaje już tylko liczyć na cud. 160:20 dla Gryffindoru — poinformował kibiców Ernie MacMillan, tymczasowy komentator Quidditcha.
— Kogo oni dali na obrońcę? Longbottom byłby lepszy! — wydzierał się Blaise, uderzając w barierkę. Był to jego sposób na wyładowanie frustracji.
Draco w duchu przyznał mu rację. Ich obrońca jak dotąd przepuszczał wszystkie piłki, mało tego, wyglądał, jakby dopiero co nauczył się latać na miotle. „Naprawdę nie było nikogo lepszego?” — pomyślał i skrzywił się, gdy Weasleyówna zdobyła kolejny punkt dla swojego domu.
— No cholera jasna, broń! Broń imbecylu! — ryknął Zabini, łapiąc się za głowę na widok poczynań obrońcy Slytherinu.
— Dno… po prostu dno — podsumował ponuro Nott. W jego głosie wyraźnie było słychać przygnębienie i rozczarowanie. Przejechał dłonią po twarzy. On również nie mógł dłużej patrzeć na „grę” Ślizgonów.
Draco westchnął.
— Idę. Nie mogę tego znieść.
Gdy był w połowie drogi, Ślizgoni głośno ryknęli. Najwyraźniej Slytherin zdobył punkt, jednak Malfoy nie miał zamiaru dalej patrzeć jak grupa idiotów kaleczy jego ulubiony sport. „To wszystko wina tej cholernej szlamy” — pomyślał, zgrzytając zębami. — „Gdyby nie ona, nie zostałbym zawieszony w Quidditchu, Ślizgoni by wygrali i nie musiałbym co wieczór babrać się w gównie, sprzątając sowiarnię. Już nie mówiąc o tym, jak ukradła nam ubrania, a za wałęsanie się nago po zamku usunęli mi barek!”
— Kiedyś ją zabiję — warknął pod nosem, po czym wyjął z kieszeni paczkę papierosów i, nie zatrzymując się, zapalił jednego. Niemal słyszał krytyczny głos matki. Przewrócił oczami. Palił wtedy, gdy był mocno wkurzony, a taki właśnie w tym momencie był.
Zatrzymał się nagle i zamrugał, nie wierząc we własne szczęście. W najwyższym rzędzie w rogu siedziała jego współlokatorka, ubrana w czerwony płaszczyk i białą wełnianą czapkę. Była sama, wszyscy jej przyjaciele brali udział w meczu.
Ruszył w jej stronę. Gryfonka nawet go nie zauważyła, zbyt pochłonięta dopingowaniem swojej drużyny. Dopiero gdy był tuż obok, przeniosła bursztynowe oczy na niego.
— Wynoś się — rzucił do drugoklasisty siedzącego obok niej, nawet na niego nie patrząc.
Przerażony Gryfon natychmiast zarwał się z ławki, a młody arystokrata zajął jego miejsce.
Hermiona spojrzała na Ślizgona. Jak zawsze ubrany był w drogie, markowe ciuchy. Czarny, elegancki płaszcz, spodnie, buty wypucowane na najwyższy połysk i niedbale zawiązany pod szyją szalik wręcz krzyczały o jego bogactwie. Platynowe włosy były w nieładzie przez targający nimi wiatr, a na szczęce widniał dwudniowy zarost. Te dwa szczegóły naruszające jego codzienny, nienaganny wizerunek sprawiały, iż wydawał jej się jeszcze bardziej niebezpieczny.
Chłopak wyjął papierosa z ust i zaczął powoli obracać go w palcach, wpatrując się w niego. Gryfonka czuła bijącą od niego, lodowatą furię, która nakazywała jej ucieczkę. Wstała, by znaleźć miejsce w innym rzędzie, jednak blondyn błyskawicznie chwycił jej ramię w bolesnym uścisku i gwałtownie pociągnął ją z powrotem na siedzenie. Hermiona skrzywiła się, gdy Ślizgon jeszcze bardziej zacisnął dłoń na jej ramieniu.
— Nigdzie nie idziesz, Granger — powiedział, na pozór opanowanym, spokojnym głosem. Nie patrzył na nią, lecz obserwował mecz. Pełnym gracji ruchem strząsnął popiół.
Kasztanowłosa skrzywiła się.
— Nie pal przy mnie, Malfoy. To niezdrowe.
Blondyn przeniósł na nią swój stalowy wzrok, z nonszalancją uniósł papierosa do ust i mocno się zaciągnął, po czym z wyrafinowaniem dmuchnął jej w twarz.
Hermiona zaczęła kaszleć, próbując wyrwać się z jego uścisku, jednak chłopak jeszcze bardziej wzmocnił chwyt.
— Powiedz mi, Granger… — powiedział powoli i spokojnie, udając zaciekawionego — co jest nie tak w tym obrazku?
Dziewczyna zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc pytania Ślizgona. Nagle jego dłoń przeniosła się na kark Gryfonki i mocno go chwyciła, przy okazji łapiąc kilka pukli loków. Z ust Hermiony mimowolnie wyrwał się jęk bólu. Ślizgon przesunął gwałtownie jej twarz do swojej tak, że ich nosy dzieliły milimetry. Malfoy przestał udawać opanowanie, sycząc ze wściekłością:
— Spójrz na mnie… — odwrócił jej głowę w kierunku boiska — na nich… — przyciągnął ją z powrotem do siebie — i znów na mnie. Co ci nie pasuje w tym pieprzonym obrazku — warknął, lekko unosząc jej głowę.
— Puść — wyszeptała, bojąc się poruszyć.
Draco wzmocnił uścisk i nachylił się.
— Wiesz, co zrobiłaś, szlamo? Wykopałaś sobie grób — szepnął jej do ucha.
Na ciele Gryfonki pojawiła się gęsia skórka, lodowaty dreszcz przeszedł jej ciało, gdy usłyszała słowa Malfoya, a jego zarost potarł jej policzek. Draco odsunął się, wciąż przytrzymując ją blisko siebie a unoszone wiatrem końcówki jej włosów, muskały jego twarz. Chwilę mierzył ją spojrzeniem, po czym opuścił dłoń, wsadził papierosa do ust i ruszył do wyjścia, zostawiając przerażoną dziewczynę samą.
W drodze powrotnej rozmyślał nad zemstą. Na początek coś… niewinnego. Potarł wargi palcami, zastanawiając się, co mogłoby zniszczyć życie problematycznej dziewczyny. Obrzydliwie grzeczna, poukładana, kończąca edukację, przemądrzała Gryfonka. Co mogłoby ją zrujnować?
Zaśmiał się złowieszczo, gdy w jego głowie zaczął powstawać plan. Będzie musiał odwiedzić Snape’a.
Był już w połowie drogi do zamku, gdy usłyszał głośny ryk kibiców. Albo jeden z szukających złapał znicza, albo stało się coś równie widowiskowego. Ponownie strząsnął popiół z papierosa i odgarnął włosy do tyłu.
— Draco Malfoy?
Ślizgon przystanął i zmierzył małą blondynkę stalowym spojrzeniem. Podała mu list i ruszyła w stronę boiska. Blondyn chwilę wpatrywał się w kopertę, zastanawiając się nad jej zawartością, po czym wyciągnął kawałek pergaminu i przeczytał:

Szanowny Panie Malfoy,

Pragnę poinformować pana o pierwszym spotkaniu Anonimowych Śmierciożerców, które odbędzie się jutro o godzinie 19 w sali transmutacji. Obecność obowiązkowa.

Z wyrazami szacunku,

Gwen Smith

14 komentarzy:

  1. Hej!
    Nie doznałam ataków śmiechu, ale podoba mi się to opowiadanie :) Jest parę uwag, ale najważniejsza - używaj pauz lub półpauz do zapisywania dialogów, a nie dywiz (myślników).
    Powodzenia w pisaniu!
    chochlik

    OdpowiedzUsuń
  2. Siedzę teraz w szkole, nie słucham nauczyciela. Czytam waszego bloga i śmieję się jak głupi do sera, przyjaciółka z ławki patrzy na mnie jak na debilkę. Dzięki wam! ^^

    Obie jesteście genialne, wasze opisy są dopracowane a dialogi i teksty w nim zawarte wymiatają. Scena na wieży astronimicznej, epicka ^^
    Czekam na następne ;)
    Tymczasem zapraszam do mnie, rozdział opublikowany ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jesteście niesamowite! Płakałam ze śmiechu! Swymi napadami śmiechu deneruję wszystkich domowników:'D Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i życzę duuużo weny!
    Pozdrawiam Hariet,
    http://dramione-polaczyla-nas-tajemnica.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka!! Muszę powiedzieć, że naprawdę pierwszy raz w życiu w ciągu jednego rozdziału miałam tyle wybuchów śmiechu xD Rozdział super, a cały blog wręcz urzekający xD <3 mam tylko pytanie: Czy w tym blogu pojawią się jakieś wątki typu dramione?? Nie chodzi mi o sceny +18 tylko o jakiś lepszy kontakt ppomiędzy Draco a Hermioną xD
    Ps: Podziwiam za pomysły <3 <3
    Pozdrawiam xD (jak to :* dostojnie brzmi xD) Księżniczka Krwi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z całą pewnością coś będzie się między nimi działo, ale naszym zamysłem było, żeby to wszystko rozwijało się powoli i stopniowo, choć zdradzę, że (UWAGA SPOILER) w następnym rozdziale wylądują w łóżku ;)

      Usuń
  5. Hej! Serdecznie zapraszam na land-of-grafic po odbiór zamówionego szablonu. Znajdziesz go w najnowszej notce czyli 1580-1586 - Flashlight. Mam nadzieje, że szablon się spodoba, pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże ale sie uśmiałam! Doskonałe. Weny życzę :)
    I zapraszam:
    Dramione - To w Nas Żyje

    OdpowiedzUsuń
  7. O ile we wcześniejszych rozdziałach byłam dość opanowana, w tym śmiałam się jak głupia do sera. I jeszcze trochę bardziej. Świetne, świetne, świetne. Zero rażących błędów, jakichkolwiek. Styl i pomysł - czapki z głów.

    OdpowiedzUsuń
  8. Scena z koszykówką najlepsza.
    Sama gran w kosza, więc wiem,że była mega realistyczna.
    Super rozdział

    OdpowiedzUsuń
  9. Hermiona nadwyraz się popisała kradnąc kolegom odzież. Faktycznie wykopała sobie grób, aż zanadto! Gdyby tylko zostawiła im choć galoty ci trafiliby jakoś do dormitoriów, nie straciliby meczy do końca semestru i jakoś by się przeciągnęło te dwa kolejne zadania trojmagiczne. Ale nie! Chęć psot ja zmusiła to tego i cóż... Konsekwencje ponieść trzeba. Mam nadzieję, że Dracon nie będzie aż tak słowny i nie zabije dziewczyny.
    Ejze.... Potter ukradkowe randki uskutecznia? Z peleryna? No to z kim? Gdzie? Daleko od zamku? Chcę wiedzieć więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Potter miał peleryne i mapę i go zlapako? XX co za kretn...n

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytam to cudo po raz czternasty. Nigdy się nie nudzi <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń