sobota, 19 września 2015

Dzień pełen wrażeń



Już dawno w pokoju wspólnym Gryfonów nie było tak ponurej atmosfery. Nie mogli uwierzyć w to, co się stało. Ich zwycięstwo było tak pewne, jak to, że sklątki tylnowybuchowe znów podpalą chatkę Hagrida.
— Jakim cudem oni wygrali? Prowadziliśmy sto siedemdziesiąt do trzydziestu. Trzydziestu! — gorączkował się Ron, który zdawał się najgorzej znosić przegraną.
Hermiona starała się pocieszyć przyjaciela.
— Przecież to nie koniec świata. To tylko gra.
Cała drużyna i paru zagorzałych kibiców spojrzało na nią z dezaprobatą.
— Tylko gra? Tylko gra?! — zawołał oburzony rudowłosy. — To Quidditch! A my mieliśmy ogromną przewagę, a i tak przegraliśmy! I to ze Slytherinem!
Hermionie cisnęła się na usta uwaga, że to jest właśnie piękno sportu, ale zachowała ją dla siebie.
— Ale przecież nie wszystko stracone. To pierwszy mecz w sezonie, a Ślizgoni wygrali tylko dwudziestoma punktami.
— Hermiona ma rację — powiedział Harry, siedzący po drugiej stronie dziewczyny. — Nie ma co się załamywać. Trzeba brać się do pracy i wygrać z Krukonami.
Ginny skinęła głową.
— To będzie ciężki mecz. Krukoni mają nowego kapitana. Luna mówiła, że jest bardzo dobry, a cała drużyna jest pewna swojej wygranej.
— Pięknie… Po prostu cudownie — mruknął obrońca Gryfonów, dolewając sobie Ognistej.
— Ej, Ron! Jakaś wiadomość dla ciebie! — zawołał z drugiego końca pokoju Neville.
— Już idę!
Wśród uczniów siedzących przy kominku zapanowała cisza. Hermiona wpatrywała się w ogień, rozmyślając nad jutrzejszym dniem. Razem z Malfoyem miała oprowadzić trzecioklasistów po Hogsmeade. To było pierwsze wyjście młodszego rocznika do wioski, więc przez godzinę lub dwie, wraz ze swoim współlokatorem, ma obowiązek opiekować się uczniami i pokazać im największe atrakcje. „Malfoy i opieka nad dziećmi? Już to widzę...” — pomyślała Gryfonka, przeczuwając, że koniec końców zostanie z tym zadaniem sama.
Nagle wpadła jej do głowy wizja młodego arystokraty, ubranego w różową, hawajską koszulę i jasne spodnie, wesoło podskakującego na głównej ulicy Hogsmeade, a za nim grupę blondwłosych sześciolatków, idących w parach i śpiewających piosenkę.
Hermiona zakrztusiła się piwem kremowym. Wyczarowała chusteczkę i zaczęła się wycierać, z trudem hamując głośny śmiech.
— Wszystko w porządku? — spytał Harry, widząc w oczach dziewczyny łzy, które mylnie wziął za oznakę smutku.
Kasztanowłosa tylko pokiwała głową, nadal walcząc z rozbawieniem.
Tymczasem zadowolony Ron wrócił na swoje miejsce obok Hermiony.
— A ty coś taki wesoły? — spytała Ginny, widząc uśmiech na twarzy brata.
— Donovan odwołała dzisiejsze korki z eliksirów. No i dobrze, nie miałem ochoty spędzać wolnego wieczoru, mordując się z nią.
Harry postanowił stanąć w obronie nauczycielki.
— Wcale nie jest taka zła...
— Myślałbyś inaczej, gdybyś musiał do niej chodzić na dodatkowe zajęcia.
Nie wiedzieć czemu, Harry uśmiechnął się pod nosem.
— Jest ładna, ale potrafi człowiekowi nieźle dowalić — kontynuował Ron, po czym zaczął mówić wysokim, piskliwym głosem: „Weasley, gdzie ty masz oczy? Umiesz czytać? Miałeś dodać pół korzenia asfodelusa. Pół, nie cały!” — wydzierał się, żywo gestykulując, na co Gryfoni zareagowali śmiechem.
Hermiona pokręciła głową z niezadowoleniem.
— Ron, to nauczyciel. Mógłbyś jej okazać trochę szacunku.
Harry uśmiechnął się chytrze.
— Mamy ci przypomnieć twój stosunek do Trelawney?
— Och, to co innego — odpowiedziała Hermiona, czym wywołała kolejny wybuch śmiechu Gryfonów.
— Jaaaasne — zawołali chórem.
Kasztanowłosa przewróciła oczami i rozsiadła się wygodniej na kanapie. Wszyscy w Gryffindorze (i nie tylko) wiedzieli, że Hermiona uważa profesor Trelawney za oszustkę, a samo wróżbiarstwo za naciągactwo. Oczywiście zdawała sobie sprawę z tego, że zdarzają się prawdziwe wieszczki, jednak są one rzadkością. Jako jedna z nielicznych wiedziała, że Trelawney wygłosiła dwie prawdziwe przepowiednie, ale wszystkie inne zupełnie się nie sprawdziły. W przeciwnym razie Harry umarłby już ponad dwieście razy. „Biedaczek” — pomyślała z lekkim uśmiechem, zerkając na przyjaciela.
— Hej! Gdzie się podział mój kieliszek? — zawołał Ron, rozglądając się za swoją zgubą. — Jestem pewny, że postawiłem go… KRZYWOŁAP! — wrzasnął i zerwał się do biegu.
Zaalarmowana Hermiona pobiegła za rudowłosym.
— Krzywołap, zostaw to! — krzyknęła, próbując odciągnąć kota od kieliszka.
Bezskutecznie. Zwierzę, gdy tylko poczuło, że ktoś próbuje zabrać go od trunku, zasyczało. Dziewczyna odskoczyła do tyłu, a Krzywołap wrócił do picia. Gryfonka w końcu wyszła z szoku, wyjęła różdżkę i zawołała:
Accio kieliszek!
Kot spojrzał na nią z wyrzutem, po czym majestatycznym krokiem, godnym Malfoya, opuścił pokój wspólny.
— Co się z tym kotem dzieje? — spytał zszokowany Ron, wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu Krzywołap pił Ognistą z jego kieliszka.
— Skutek mieszkania z Malfoyem.
Krzywołap naprawdę się zmienił, odkąd zamieszkała razem ze Ślizgonem. Już parę razy przyłapała swojego kota na piciu. Malfoy miał irytujący zwyczaj zostawiania niedopitych szklanek praktycznie wszędzie. Raz znalazła jedną stojącą przy wannie, z czego oczywiście skorzystał Krzywołap. Już sama nie wiedziała, ile razy kłóciła się o to z aroganckim blondynem. Denerwowało ją to, że zwierzak coraz bardziej zaczyna go przypominać. Czasami patrzył na nią zupełnie jak Malfoy — z wyższością, politowaniem i arogancją. Co więcej, kot zaczął prychać na nią, gdy robiła rzeczy, które nie spodobałyby się jej współlokatorowi. A już najbardziej denerwowało ją to, że jej własny pupil łasi się do tego dupka. Oczywiście Malfoy zawsze odpychał Krzywołapa i to dość brutalnie, co wywoływało kolejne głośne awantury. Mały zdrajca nawet spał na rzeczach blondyna, a jego ulubionym miejscem w salonie jest fotel, który zawsze zajmuje arystokrata.
Hermiona usiadła obok Harry’ego i przyłączyła się do rozmowy na temat szans Gryffindoru na zdobycie pucharu.

***

Draco siedział samotnie w swoim dormitorium, popijając kawę i wpatrując się w ogień. W ciągu jednej doby został ośmieszony przez Granger, stracił pozycję w drużynie (co prawda do końca semestru, ale jednak!), a trzech nauczycieli widziało go nagiego. Wątpił, by jego duma mogła kiedykolwiek się odbudować. Stop, wróć! Jego duma się nie odbuduje? Przecież jest Draconem Malfoyem!
Z odrazą spojrzał na zawartość swojej filiżanki. W sumie sam nie wiedział, czy bardziej będzie mu brakować Quidditcha czy Ognistej… nie żeby był uzależniony. Położył się na kanapie, uniósł dłoń i zacisnął palce na nasadzie nosa. Wiedział jak odegrać się na Granger i już niedługo miał wprowadzić swój plan w życie, choć żałował, że nie mógł zemścić się na niej od razu. Na razie sprawił, że czwartkową noc przespała w toalecie.

***

Był zły. Nie, on był wściekły! Szedł szybko, stawiając głośne, energiczne kroki. Już nie musiał chodzić skulony, by się zasłaniać. Teraz szedł wyprostowany, z głową wysoko i dumnie uniesioną, tak jak na arystokratę przystało. Już nie przejmował się tym, że ktoś go zobaczy… bo już zobaczył. Ledwo co nad sobą panował. Krew i adrenalina buzowały w jego organizmie i zmuszały do podjęcia konkretnych działań.
Jak ona śmiała! Jak śmiała okraść arystokratę, dziedzica rodu Malfoyów z jego ubrań, dumy i, co najgorsze, z jego różdżki. Różdżki robionej specjalnie na zamówienie! Mało jej było, gdy zmusiła nas do rzeczy tak niegodnych elit, to jeszcze nas okradła! I wyeliminowała z gry w rozgrywkach Quidditcha. Zabiję ją! Zabiję gołymi rękami!” — takie myśli krążyły po głowie Dracona.
W końcu dotarł do dormitorium. Wszedł do salonu i zapalił światło. Rozejrzał się. Pusto. Od razu ruszył do sypialni współlokatorki. Złapał za klamkę. Zamknięte.
— Granger, wyłaź! — zawołał. — I tak tego nie unikniesz!
Gdy Gryfonka nie spełniła jego żądania, odsunął się i kopnął w drzwi, chcąc je wyważyć. Bezskutecznie. Najwyraźniej przewidując taki rozwój wypadków, dziewczyna wzmocniła drzwi zaklęciem.
Draco zaklął pod nosem.
— Granger… nie… denerwuj… mnie… jeszcze… bardziej — po każdym słowie następował cios w drzwi.
Po chwili jego pięść pokryta była jego własną krwią, która wypływała ze świeżych rozcięć.
Niczego nieświadoma, ubrana w puszysty, biały szlafrok Hermiona wyszła z łazienki. Już miała zamknąć drzwi, gdy go zobaczyła. Stał oparty o framugę. Jego prawa dłoń pokryta była krwią, podobnie zresztą jak drzwi do jej pokoju, w których było wyraźne wgniecenie. Coś jej podpowiadało, że Ślizgon nie jest w nastroju do spokojnej rozmowy.
Powoli zaczęła się wycofywać w stronę łazienki, nie spuszczając wzroku ze swojego współlokatora.

SKRZYP

Podłoga pod jej stopami postanowiła zdradzić jej obecność. Cóż, złośliwość rzeczy martwych. Hermiona przymknęła na chwilę powieki, przeklinając w duchu swój los i spojrzała na Ślizgona, przywołując na twarz niepewny, przepraszający uśmiech. Chłopak powoli odwrócił głowę w stronę Gryfonki. Gdy ich spojrzenia się spotkały, na jego twarzy zagościł uśmiech szaleńca.
Hermiona jeszcze nigdy nie widziała uśmiechu, w którym byłoby tylko złości, nienawiści i groźby. A teraz skierowany był do niej. Zimne, stalowe tęczówki przeszywały ją na wylot.
Stali tak może przez kilka sekund, które Hermionie wydawały się wiecznością. Malfoy w dalszym ciągu stał oparty o framugę jej drzwi, a pojedyncze strużki potu spływały po jego twarzy. Oddychał ciężko, jakby starając się nad sobą zapanować. Hermiona w milczeniu oczekiwała na wynik wewnętrznej walki chłopaka. W końcu wyraz jego twarzy zmienił się, ustępując miejsca zimnej furii.
— Granger… — szepnął groźnie, robiąc powolny krok w jej stronę.
Hermiona uniosła dłoń i wycelowała drżący palec wskazujący w stronę chłopaka.
— Malfoy… tylko spokojnie. Pamiętaj, kobiety nie wolno nawet kwiatem.
Jedynym ostrzeżeniem był dla niej krótki, cichy, mrożący krew w żyłach, śmiech. Ślizgon odepchnął się od drzwi i, podchodząc w jej stronę, zaczął podwijać rękawy koszuli. Rzucił jej mroczne spojrzenie spod rzęs, po czym gwałtownie przyspieszył.
Gryfonka z piskiem uciekła do łazienki, zamknęła drzwi i wzmocniła je zaklęciem. Dziękowała losowi za to, że wzięła ze sobą różdżkę. I że Malfoy nie miał swojej. Ta spoczywała w torbie, zamknięta w jej sypialni. Na razie była bezpieczna. Wiedziała, że Malfoy nie da rady sforsować drzwi, choć nie rezygnował z próby ich wyważenia.
— Zabiję cię, Granger! Słyszysz?! Otwieraj te cholerne drzwi, żebym mógł cię wreszcie zabić! NIKT, a zwłaszcza ty, nie będzie robić ze mnie idioty!
Dziewczyna stała po drugiej stronie drzwi, czekając, aż jej współlokator się uspokoi. Jego napady szału, mimo, że dość gwałtowne, zwykle nie trwały zbyt długo. Jednak nie tym razem. Ślizgon wciąż wyładowywał swoją złość na drzwiach.
— Malfoy przestań! Zapieczętowałam te drzwi zaklęciem, choćbyś nie wiem jak chciał, nie dasz rady… — zdążyła wykrzyczeć przez drzwi, zanim jej przerwał.
— Ja nie dam rady?! Dorwę cię, choćbym musiał rozerwać te drzwi na strzępy… po kawałeczku. A potem zajmę się tobą… tym razem się doigrałaś — oznajmił, po czym nastąpiła kolejna seria ciosów w drzwi. — Za jakie grzechy mnie tu z tobą zamknęli? Jesteś najgorszą z możliwych plag, Granger!

ŁUP

Hermiona usłyszała brzdęk tłuczonego szkła. Najwyraźniej Malfoy rzucił w drzwi wazonem, który wyczarowała na bukiet od Gregorovicza.
Cisza. Hermiona podeszła do drzwi i nasłuchiwała, w nadziei, że Ślizgon odpuścił.
— Święty by nie wytrzymał! Wolałbym siedzieć zamknięty w Azkabanie niż tu z tobą!
Draco stał, wpatrując się w podniszczone drzwi, ubrudzone jego własną krwią. Spojrzał na swoją poranioną dłoń i po raz ostatni przywalił w drzwi. Sam nie wiedział, dlaczego dziewczyna działała na niego niczym płachta na byka. Drażniło go w niej wszystko. Jednak póki działało zaklęcie, nic z tym nie mógł zrobić. Na razie.
Odszedł od drzwi i skierował się w kierunku barku, by uspokoić skołatane nerwy przy szklance Ognistej. Problem w tym, że barek był pusty.
— KURWA MAĆ!

***

Skrzywił się, wspominając tamten wieczór, a grymas na jego twarzy powiększył się, gdy uświadomił sobie, co go czeka jutro: prawie całe przedpołudnie z Granger i bandą rozwrzeszczanych bachorów. Nie znosił dzieci. Humoru nie poprawiła mu także świadomość klęski Slytherinu w dzisiejszym meczu. Co prawda nie oglądał go do końca, ale czy ta farsa mogłaby mieć inne zakończenie?
Leżał na kanapie, coraz bardziej zagłębiając się w ponurych myślach. Wiedział, że powrót do szkoły do najłatwiejszych należeć nie będzie, ale to, co teraz przeżywał, przewyższało jego oczekiwania.
Wstał z kanapy, przeciągnął się i automatycznie ruszył w stronę barku. Zazgrzytał zębami, widząc jego wyposażenie. Gryfonka, zapewne chcąc dopiec mu jeszcze bardziej, postawiła tam soki, butelki z wodą i inne zdrowe, bezalkoholowe paskudztwa.
— Jak ja jej nienawidzę...
Chcąc wziąć długą, odprężającą kąpiel, ruszył w stronę łazienki i zaczął rozpinać koszulę. Zatrzymał się i zaklął pod nosem, słysząc głośne pukanie i nawoływanie dwójki Ślizgonów:
— Draco! Draco, WYGRALIŚMY!!! — wydzierał się Blaise.
Przez chwilę zastanawiał się nad tym, by ich zignorować, jednak walenie w przejście nie ustawało. Z głośnym westchnieniem i widocznym niezadowoleniem na twarzy podszedł do obrazu i odsunął go. Ślizgoni natychmiast wpadli do środka, przekrzykując się:
— WYGRALIŚMY! Dwudziestoma punktami, ale WYGRALIŚMY — ryknął Zabini, podskakując z uniesionymi rękami.
— Sprawa była już przegrana, ale udało się! Najpierw Harperowi udało się zdobyć punkt, ale Gryfoni nadal prowadzili 170 do 30… — powiedział podekscytowany Nott.
— WYGRALIŚMY!
— … i zaraz po tym Gregorovicz złapał znicza! — wrzasnął Teodor, dołączając do Blaise’a w tańcu radości.
Draco stał jak zamurowany, przyglądając się Ślizgonom.
— Wygraliśmy… — wymamrotał.
Na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, który powiększał się coraz bardziej. Krzyknął, dając upust swoim emocjom i wyrzucając pięść w górę w geście zwycięstwa. Znieruchomiał, gdy dotarło do niego, że…
— Gregorovicz złapał znicza — mruknął, niebezpiecznie mrużąc przy tym oczy.
— Już nie buntuj się tak blondasku, przecież wiemy, że i tak jesteś najlepszy — rzucił wesoło Blaise, robiąc dzióbek i posyłając w stronę Malfoya spojrzenie małego szczeniaczka.
Młody arystokrata porwał poduszkę z kanapy i rzucił nią prosto w twarz czarnoskórego.
Nott również próbował udobruchać kolegę.
— Blaise ma rację, poszczęściło mu się. Szykuj się, jest impreza w pokoju wspólnym.
Malfoy skrzywił się. Przebywać w jednym pomieszczeniu z Gregoroviczem?
Zabini, widząc zawahanie kolegi, powiedział:
— Będzie Ognista.
Nie wahał się ani chwili dłużej.

***

Wszedł do salonu Ślizgonów, ubrany w stalowoszarą koszulę, czarny cienki krawat i czarne spodnie, natychmiast przywołując masę spojrzeń. Z czystego lenistwa zostawił zarost i rozczochrane włosy bez zmian. Razem ze swoimi kompanami ruszył w stronę zielonej sofy, która została podsunięta do ściany, by zrobić jak najwięcej miejsca dla tańczących. Całe pomieszczenie skąpane było w półmroku, rozświetlane bladym blaskiem świec.
Z satysfakcją zauważył, że grono ślizgońskich dziewczyn odłącza się od Gregorovicza i podąża ku niemu. Rozsiadł się, otoczony nimi, członkami drużyny i paroma innych Ślizgonami.
Młody arystokrata chwycił szklankę, odszukał wzrokiem Gregorovicza i uniósł ją w geście pozdrowienia. Rosjanin zacisnął szczęki, odwrócił się i powrócił do rozmowy z Dafne.
— Ech, moja głupiutka siostrzyczka… zawsze lepiej wiedziałam, co jest dobre — wymruczała Astoria, klejąc się do blondyna. Draco, przywykły do takich zachowań, zignorował blondynkę i opróżnił szklankę.
Wieczór zapowiadał się wspaniale. Ognista, muzyka, dziewczyny… krótko mówiąc: żyć nie umierać. Coś jednak mąciło jego dobry humor. Kończyli właśnie drugą butelkę, gdy Graham Pritchhard wlazł na stół, trzymając w jednej dłoni szklankę i flagę w barwach Slytherinu w drugiej.
— Pr… proszę u–uprzejmie o ciszę!
Muzyka i rozmowy w pokoju wspólnym przycichły. Wszyscy spojrzeli wyczekująco na chłopaka.
— Chciałbym wznieść toast na cześć osoby, dzięki której dokopaliśmy Gryfonom. Bez niego nie dalibyśmy rady. Zdrowie Gregorovicza!
— Zdrowie Gregorovicza!
Graham zszedł z prowizorycznego podium i ruszył w stronę tymczasowego szukającego. Po chwili Rosjanin stał owinięty flagą z godłem Slytherinu, spoglądając z uśmiechem na zebranych. Napełnił szklankę i gestem uciszył wiwatujących Ślizgonów.
— A ja chciałbym podziękować całej drużynie i wszystkim zacnym dżentelmenom i damom należącym do Domu Węża za jakże ciepłe przyjęcie mnie zarówno w drużynie, jak i w całej ślizgońskiej społeczności. Cieszę się, że mogłem przyczynić się do tego wspaniałego zwycięstwa, jednakże nie można zapominać o osobach, które w ostatnich latach były odpowiedzialne za grę drużyny Slytherinu.
Ivan odnalazł wzrokiem, siedzącego na sofie, Dracona i uniósł szklankę, powtarzając jego gest.
— Zdrowie panowie — oznajmił z uśmiechem, choć w jego oczach z łatwością można było odczytać drwinę.
Draco przywołał na twarz najbardziej przyjazny uśmiech, na jaki było go stać, choć w tej chwili był w trakcie obmyślania wyjątkowo bolesnego sposobu uśmiercania ofiary. I, o dziwo, ofiarą wcale nie była Granger.
Zabawa rozkręciła się na nowo. Chyba po raz pierwszy w życiu Draco żałował, iż odznaczał się dużą tolerancją na alkohol. Łatwiej byłoby mu znieść wszechobecne zachwycanie się osobą Gregorovicza, gdyby wiedział, że jutro nie będzie tego pamiętał.
Impreza zaczęła go nużyć. Blaise odpadł już po czwartej butelce Ognistej, a Nott zajęty był obściskiwaniem się z jakąś lalą. Dopił w samotności ostatnią butelkę i ruszył w stronę wyjścia.
Zmiana położenia diametralnie rozbiła przeświadczenie o jego trzeźwości. Z trudem utrzymywał się w pozycji pionowej. Droga do dormitorium wydawała mu się strasznie długa. Co prawda, mógł zostać tutaj, z całą pewnością ktoś by go przenocował, ale nie miał zamiaru spędzać choćby minuty dłużej w otoczeniu Gregorovicza.
Nogi poniosły go same.

***

Hermiona uśmiechnęła się, czując, jak ciepłe promienie słońca ogrzewają jej sylwetkę. Czuła się wspaniale. Leżała w wielkim, wygodnym łóżku, wypoczęta i bezpieczna. Nie musiała wysłuchiwać narzekań i gróźb Malfoya ani znosić jego pogardliwego spojrzenia. Jej współlokator gdzieś się zapodział i dziękowała za to Merlinowi.
Jęknęła żałośnie, gdy przypomniała sobie o dzisiejszych obowiązkach. Nie należała do osób leniwych, ale każdemu czasem zdarza się mieć ochotę na to, by cały dzień przeleżeć w łóżku. Nadal z zamkniętymi oczami spróbowała się podnieść, gdy poduszka, obejmując ją w pasie, z powrotem przyciągnęła ją do łóżka i mocniej otuliła. Gryfonka uznała, że jeszcze parę minut lenistwa jej nie zaszkodzi. Obróciła się i wtuliła w rozgrzaną, twardą, lecz wygodną poduszkę. Uśmiech na jej twarzy powiększył się. Była jakby stworzona specjalnie dla niej. Przysunęła się do niej jeszcze bliżej, wtulając w nią twarz i nasłuchując jej spokojnego, miarowego oddechu.
Zaraz! Wróć! Od kiedy poduszki wciągają ludzi do łóżka i oddychają?!
Powoli otworzyła najpierw jedną, potem drugą powiekę i przełknęła ślinę. Jej oczom ukazała się umięśniona, męska klatka piersiowa i, mimo że nie widziała twarzy właściciela, domyślała się, kto nim jest. Ostrożnie odchyliła głowę, a jej domysły potwierdziły się.
Draco Malfoy spał w najlepsze, mocno, a zarazem troskliwie ją obejmując. Hermiona patrzyła na niego jak zahipnotyzowana. Promienie słońca padały na jego rozczochraną platynową czuprynę, tworząc wokół niej złocistą aureolę. Kąciki lekko rozchylonych ust unosiły się w małym, uroczym uśmiechu. Nigdy nie widziała na jego twarzy takiego spokoju, ani takiego uśmiechu. Zazwyczaj była tam pogarda, wściekłość… to już drugi raz, gdy przypominał jej anioła. Zmarszczyła brwi. Jej wróg, jej szkolny wróg, jest w jej pokoju, w jej łóżku, obejmuje ją, półnagi a ona rozmyśla o jego anatomii?!
Jest źle. Jest bardzo źle. Muszę się stąd jak najszybciej wydostać” — pomyślała spanikowana.
Zabrała dłoń z klatki piersiowej blondyna i spróbowała odciągnąć od siebie jego ramię. Ku przerażeniu Gryfonki, Draco jeszcze mocniej ją objął i zanurzył twarz w jej lokach.
Cholera! I co teraz?”
Tkwiła w bezruchu z twarzą przyciśniętą do klatki Ślizgona, zastanawiając się jak wyjść z zaistniałej sytuacji. Położyła dłonie na jego torsie i spróbowała go od siebie odepchnąć. Malfoy zmarszczył brwi, wzmocnił uścisk i mruknął coś niezrozumiałego pod nosem. Kasztanowłosa doszła do wniosku, że jedynym wyjściem jest obudzenie arystokraty i skrzywiła się, gdy wyobraziła sobie jego reakcję.
— Hmm… Malfoy?
— Cii… — szepnął w jej loki blondyn, powolnie przesuwając swoją dłoń w dół jej pleców.
Kasztanowłosa wytrzeszczyła oczy i głośno przełknęła ślinę. Jeszcze parę centymetrów i…
— Malfoy, wstawaj — wyszeptała, bojąc się, że najmniejszy ruch spowoduje dalszą wędrówkę dłoni Ślizgona.
— Cholera, Granger, czy ty zawsze się tak wiercisz… Granger? — Draco gwałtownie otworzył oczy, napotykając bursztynowy wzrok swojej współlokatorki.
Obydwoje wpatrywali się w siebie, leżąc w bezruchu, podczas gdy arystokrata uświadamiał sobie gdzie jest, z kim jest i gdzie znajdują się jego ręce. Hermiona wyczytała z jego oczu, w którym momencie to wszystko do niego dotarło.
Trzy… dwa… jeden...
— AAAA!!! — wrzasnęli oboje, Draco przerażony swoim położeniem, Hermiona zaś — rykiem chłopaka.
Równocześnie usiedli i w pośpiechu próbowali wydostać się z plątaniny kołdry, skutkiem czego był upadek obojga na podłogę. Hermiona skrzywiła się, czując ból spowodowany bliższym zapoznaniem się z podłogą w jej sypialni. Usiadła, rozcierając biodro i mamrocząc pod nosem. „Malfoy… nie dość, że wlazł mi do sypialni, obmacał mnie, to jeszcze przez niego mocno się potłukłam. Znowu!” — pomyślała, kręcąc głową z niedowierzaniem, po czym wspierając się o łóżko, podniosła się.
Po drugiej stronie Draco skrzywił się, gdy jego ciała z hukiem walnęło o podłogę. Podniósł się do siadu, ignorując pulsujący ból w nadgarstku. Był przyzwyczajony do takich i gorszych kontuzji. Odgarnął niedbale włosy do tyłu, w myślach tworząc nowe obelgi na temat Granger. Zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć, jak to się stało, że wylądował w jej łóżku. Już miał wstać, gdy nagle coś sobie uświadomił.
Co, do kurwy...?” — jęknął w duchu, po czym porwał z łóżka kołdrę i owinął się nią w pasie. Tak ubrany wstał w tym samym momencie co jego współlokatorka. „No, no…” — pomyślał na widok potarganej, zarumienionej (ze wstydu? gniewu?) dziewczyny, ubranej wyłącznie w czarny T-shirt. T-shirt, który…
— To jest szczyt chamstwa i bezczelności, Malfoy! — zaczęła Gryfonka, gdy tylko napotkała stalowe spojrzenie blondyna, stojącego po drugiej stronie łóżka. Tupnęła ze złością nogą i zacisnęła pięści, gdy zobaczyła, że chłopak ją ignoruje, patrząc nie w jej oczy, lecz kierując wzrok niżej.
— Malfoy! Mógłbyś chociaż słuchać, gdy na ciebie wrzeszczę! Oczekuję przeprosin za…
— Przeprosin? Niby za co? — mruknął, nie patrząc w jej oczy.
— Na co się tak gapisz?!
Chłopak tylko uśmiechnął się pod nosem. Hermiona zerknęła w dół, a jej rumieńce powiększyły się. T- shirt, który normalnie sięgał jej do połowy ud, podwinął się na wysokości talii, ukazując arystokracie całe nogi Gryfonki i jej czarną bieliznę. Natychmiast chwyciła brzeg bluzki i pociągnęła go, by ją zakrył.
— Coś ty taka cnotliwa, Granger? Wczoraj taka nie byłaś — wyszeptał z łobuzerskim uśmiechem. Kasztanowłosa przełknęła ślinę.
Przestąpiła z nogi na nogę.
— Wczoraj? — spytała niepewnie, zakładając niesporny lok za ucho.
— Nie pamiętasz? Szkoda, bo działo się sporo, Granger.
— Nie wierzę ci — powiedziała, starając się, by jej głos brzmiał pewnie i stanowczo.
Chłopak znacząco spojrzał na swoje okrycie, później na nią i sponiewieraną pościel. Hermiona potrząsnęła głową. „On kłamie. On musi kłamać. Na pewno jest jakieś logiczne wyjaśnienie. A to, że jest owinięty moją kołdrą, nie oznacza, że jest pod nią nagi” — pomyślała Gryfonka.
— Gdyby coś między nami zaszło, nie byłbyś taki przerażony, gdy się obudziłeś — zauważyła rozsądnie kasztanowłosa, przytrzymując brzeg koszulki, by ta ponownie nie ujawniła zbyt dużo Ślizgonowi.
— Każdy w takiej sytuacji byłby przerażony, Granger. Powiedzmy sobie szczerze: nie jesteś najlepszym widokiem z rana.
— Ale później to już tak? — zauważyła zadowolona.
— Lepiej się przygotuj, bo to, co powiem, będzie dla ciebie szokiem. Granger… — dziewczyna wstrzymała oddech, zaciekawiona — paskudna jesteś — dokończył z typowym, ślizgońskim uśmieszkiem.
Prychnęła drwiąco.
— A jednak się ze mną przespałeś?
— No cóż… w ekstremalnych warunkach jesteś całkiem znośna.
— Znośna?! — zawołała oburzona, kładąc ręce na biodrach.
— Nie rób sobie nadziei, powiedziałem: w ekstremalnych. Musiałem być nieźle napruty — powiedział, naśmiewając się z Gryfonki i patrząc na nią drwiąco.
— A jednak pożerałeś wzrokiem moje nogi! — zauważyła, zadowolona, że zapędziła go w kozi róg.
Blondyn zlustrował jej sylwetkę z wrednym uśmieszkiem.
— Nie jest dobrze, gdy facet woli twoje nogi od… całej reszty.
— Świnia! Nie wierzę ci. Niby coś między nami zaszło, a teraz wstydliwie się zakrywasz? Kłamiesz, Malfoy, jak zwykle! Wynoś się z mojego pokoju!
— Masz absolutną rację, Granger, przecież widziałaś już wszystko — rzucił wesoło, po czym ruszył w kierunku wyjścia, upuszczając kołdrę.
— Prostak — pisnęła, otrzymując w odpowiedzi drwiący śmiech.
Hermiona pobiegła do drzwi, zatrzasnęła je i osunęła się po nich na podłogę. Potrząsnęła głową, próbując wyrzucić z niej obraz tyłka Malfoya. Niemożliwe, żeby z nim spała, tym razem była trzeźwa i na pewno wszystko by pamiętała. Dręczyło ją to, że nie miała pojęcia, co wydarzyło się w noc leczenia czkawki. Czy to możliwe, żeby wtedy…
Nie! Oczywiście, że nie! Po pierwsze nie jestem takim typem dziewczyny, a po drugie Malfoy mnie nienawidzi. Nie ma takiej opcji, żeby coś między nami zaszło. Specjalnie kłamie, żebym się zadręczała, męczyła, aż w końcu popadnę w nerwicę i będą musieli zamknąć mnie w Mungu”.
Nic nie zaszło, tak? A koszula? A krawat?” — wtrącił irytujący głosik w jej głowie.
Gryfonka postanowiła go zignorować. Uważała, że Malfoy kłamie i zdania nie zmieni, dopóki nie będzie mieć konkretnych dowodów. Z takim postanowieniem dziewczyna wstała, by wybrać ubrania na dzisiejsze wyjście.

***

Stała w salonie, z rękami założonymi na piersi, tupiąc niecierpliwie nogą i wpatrując się z irytacją w drzwi łazienki. Nie dość, że Ślizgon wepchnął się tam pierwszy (znowu!), to siedział tam już od godziny.
— Co on tam robi tyle czasu... — warknęła, rozpoczynając kolejną wędrówkę po pokoju. — Malfoy, szybciej, ile można czekać?! — krzyknęła, zatrzymując się i kładąc dłonie na biodrach.
— Na mnie warto czekać nawet całą wieczność, Granger — usłyszała w odpowiedzi.
— Jesteśmy prefektami naczelnymi, mamy być wzorem dla innych. Jaki przykład dajemy, spóźniając się na oprowadzanie trzecich klas?
— Granger, mogłabyś się w końcu zamknąć? Usiłuje się skupić.
— Skupić? Co ty tam wyrabiasz, że musisz się skupić? — spytała rozbawiona.
— Golę się.
Rozbawienie zniknęło tak samo szybko, jak się pojawiło. Hermiona niebezpiecznie zmrużyła oczy. Goli się. Ona ma się spóźnić, zszargać swoje dobre imię i opinię, bo on się GOLI? Przebolałaby długą, odprężającą kąpiel, bo sama w tej chwili o takiej marzyła, lub mdłości po (jak się domyślała) jego wczorajszej imprezie. Ale nie. On się goli. Bo musi wyglądać idealnie.
Kasztanowłosa wyciągnęła różdżkę, wypowiedziała w myślach formułę i cicho wślizgnęła się do środka. W pomieszczeniu było parno i wilgotno. A więc jednak wykąpał się, a dziewczyna zmuszona była do tego, by ubrać się w naszykowane rzeczy, popędzić do łazienki prefektów, by tam się umyć… zupełnie jak wtedy, gdy Malfoy nakreślił barierę w dormitorium.
Gryfonka schowała różdżkę do kieszeni i podeszła na paluszkach do, stojącego do niej bokiem, Ślizgona. Chłopak celował różdżką w swoją twarz i powoli nią poruszał, sprawiając, iż kilkudniowy zarost znikał. Skupiony na swoim zadaniu, nadal nie zauważał dziewczyny.
Hermiona stanęła obok niego i wrzasnęła:
— MALFOY, POSPIESZ SIĘ!!!
Młody arystokrata podskoczył i odruchowo odwrócił głowę w jej stronę, a na jego policzku pojawiło się długie, paskudne rozcięcie. Draco nawet się nie skrzywił. Spojrzał w lustro, oceniając szkodę, a gdy zobaczył, jak głęboka jest rana, zacisnął zęby, po czym nawet nie patrząc na Gryfonkę, machnął różdżką w jej kierunku. Niewidzialne liny oplotły jej ciało i runęła z hukiem na podłogę. Kolejne machnięcie sprawiło, iż jej wargi skleiły się ze sobą tak mocno, że nie mogła wypowiedzieć żadnego słowa. Blondyn uleczył ranę i kontynuował golenie, nie zwracając uwagi na gniewne pomruki współlokatorki.

***

Do Sali Wejściowej dotarli mocno spóźnieni. Oburzona Hermiona w drodze do sali nawet nie spojrzała na zarozumiałego Ślizgona, co było dobrą decyzją, bo gdyby to zrobiła, wybuchłaby.
Arystokrata szedł pewnym krokiem z dumnie uniesioną głową i choć starał się utrzymać na twarzy maskę obojętności, w jego oczach tańczyły iskierki rozbawienia. Był w szampańskim nastroju. Zawstydził Gryfonkę, wkurzył ją, zasiał w jej głowie ziarno niepewności, a później poniżył i znowu wkurzył. I to wszystko z samego rana! Czy można lepiej rozpocząć dzień? Na dodatek będzie miał okazję dręczyć ją przez najbliższe trzy godziny.
Stanęli przed grupą uczniów. Hermiona uśmiechnęła się przepraszająco i przyjaźnie zarazem. Draco patrzył na nich z typową dla siebie pogardą, wyższością i arogancją. Trzecioklasiści wzdrygnęli się, czując na sobie jego stalowy wzrok, i nieco cofnęli. Dziewczyna nie dziwiła się im, ona reagowała tak samo, gdy ten wysoki, blondwłosy psychol patrzył na nią, jakby chciał ją zabić.
Dyskretnie walnęła go w żebra, chcąc, by się opamiętał, posyłając mu przy tym karcące spojrzenie. Chłopak odwzajemnił je z wrednym uśmieszkiem i oddał jej uderzenie, zupełnie nie przejmując się ani jego siłą, ani dyskrecją. Hermiona ponownie skierowała wzrok na uczniów.
— Witam wszystkich. Przepraszamy za to, że musieliście na nas czekać, jednak mieliśmy pewne… — zerknęła na rozbawionego Ślizgona — …komplikacje. Jestem Hermiona Granger, a to jest Malfoy i będziemy was dzisiaj oprowadzać po Hogsmeade.
Draco nie mógł powstrzymać parsknięcia śmiechem, gdy usłyszał, jak przedstawiła go trzecioklasistom. Spojrzał na Gryfonkę z kpiną, w zamian otrzymując poirytowany wzrok dziewczyny.
— Jestem Draco Malfoy, ale możecie się do mnie zwracać per „Szanowny Panie Malfoy” lub „Jaśnie wielmożny Panie Malfoy”… ewentualnie „O wielki, potężny czarodzieju, którego chwała i majestat rozświetla nasze nędzne żywoty”.
Wszystkim zebranym na sali, włączając w to Filcha, opadły szczęki. Jako pierwsza z szoku wyszła Hermiona.
— On oczywiście żartuje. Jeśli już oddaliście formularze panu Filchowi, możemy przejść do omówienia zasad.
— No właśnie, zasady… — powiedział Draco, krzyżując ramiona na piersi. Posłał uczniom groźne spojrzenie i kontynuował: — Jeśli ktoś będzie gadał — zabiję.
Hermiona pospieszyła z tłumaczeniem.
— Jeśli ktoś będzie źle się zachowywał, dostanie szlaban.
— Jeśli ktoś mnie zdenerwuje — zabiję.
— Jeśli ktoś nie będzie wykonywał naszych poleceń, to odejmiemy punkty.
— Jeśli ktoś coś zniszczy — zabiję.
— Jeśli coś zepsujecie lub —­ co gorsza — ukradniecie, również skończy się to dla was szlabanem.
— I co najważniejsze… — kontynuował Draco, nie zwracając uwagi na wtrącenia Gryfonki — jeśli ktoś się zgubi, musi liczyć na siebie.
— Jeżeli się zgubicie, natychmiast wyruszymy na wasze poszukiwania — Hermiona uśmiechnęła się pocieszająco. — W czasie drogi opowiemy wam historię Hogsmeade i wymienimy jego największe atrakcje. Jeśli ktoś zna historię lub ciekawe fakty dotyczące wioski i się nimi podzieli, może liczyć na punkty dla swojego domu. Gdy będziemy na miejscu oprowadzimy was, co zajmie około dwóch–trzech godzin. Później macie czas wolny. Czas i miejsce zbiórki ustalimy jak już znajdziemy się w wiosce. Gdyby ktoś miał jakiś problem lub będzie chciał wcześniej wrócić, wystarczy zgłosić się do mnie lub Malfoya. Ja będę w Trzech Miotłach, a Malfoy będzie… — urwała i spojrzała pytająco na współlokatora.
— Będzie niedostępny — dokończył za nią, poprawiając szalik.
Hermiona westchnęła. Tak jak myślała, to ona będzie musiała się tym wszystkim zająć.
— Idziemy.
Wyszli na zewnątrz, a dziewczyna, pomimo świecącego słońca, zadrżała z zimna,. Był październik i potrafiło mocno zawiać.
— Dokładna data założenia Hogsmeade nie jest znana. Szacuje się, że wioska powstała w roku 982. Czy ktoś z was wie, kto był założycielem? — spytała Hermiona.
— Hengist z Woodcroft — powiedziała nieśmiało drobna brunetka o zielonych oczach.
— Do którego domu należysz?
— Jestem w Hufflepuffie.
— Dziesięć punktów dla Hufflepuffu — oznajmiła Gryfonka, uśmiechając się do dziewczyny. — Jak zapewne wiecie, Hogsmeade to jedyna wioska w Wielkiej Brytanii zamieszkana całkowicie przez czarodziejów. Jako ciekawostkę dodam, że wizerunek Hengista z Woodcroft widnieje na kartach z czekoladowych żab…
— Ale ciekawostka — mruknął ironicznie Draco.
— … a jego portret możecie podziwiać w Hogwarcie — dokończyła nieco głośniej, z zaciętą miną patrząc na Ślizgona. — Warto wiedzieć, że jedna z gospód w Hogsmeade była kwaterą główną powstania goblinów. Może ktoś zna datę?
Tym razem nikt nie odpowiedział. Hermiona kontynuowała wykład, nie zważając na rozmowy prowadzone przez niektórych znudzonych uczniów.
— Był to rok 1612. W późniejszych latach wioskę zamieszkiwało wielu znanych czarodziejów i czarownic. — Kasztanowłosa zaczęła recytować długą listę nazwisk. W międzyczasie rozmowy stały się głośniejsze i uniemożliwiły dalszy wykład.
— Czy mogę prosić o ciszę? — spytała zirytowana dziewczyna, jednak została zignorowana przez grupkę trzecioklasistów. Dalsze próby uciszenia uczniów również się nie powiodły.
— Zrób coś — poprosiła Malfoya.
Uśmiechnął się złośliwie.
— Nie będę się wtrącał, świetnie ci idzie.
Hermiona nadal uparcie się w niego wpatrywała. Młody arystokrata ścisnął nasadę nosa, czując nadchodzący ból głowy.
— Jak ja nienawidzę bachorów… bachorów i ciebie, Granger — warknął, po czym szybko acz z gracją wyjął różdżkę i wycelował w najgłośniej rozmawiającego chłopca.
Czarnowłosy przyłożył ręce do ust, wytrzeszczając oczy. Po chwili zaczął się krztusić. Rozmowy, rechoty i piski gwałtownie ustały. Hermiona potrzasnęła głową, próbując wyjść z szoku, a zadowolony z siebie Malfoy z uśmiechem satysfakcji schował różdżkę i ruszył dalej.
Dziewczyna szybko usunęła klątwę i zaczęła uspokajać grupę. Po chwili dogoniła Ślizgona.
— Możesz mi powiedzieć, co to było? — wyszeptała wściekle, nie chcąc, by uczniowie byli świadkami ich kolejnej kłótni.
— Uciszyłem ich — powiedział arogancko, nawet na nią nie patrząc.
— Uciszyłeś?!
— Tak, uciszyłem, bo ty jesteś zbyt głupia, by to zrobić, Granger.
— Ty ich wcale nie UCISZYŁEŚ, tylko PRZESTRASZYŁEŚ. Zaatakowałeś ucznia, Malfoy.
Blondyn spojrzał na nią z politowaniem
— Gdybym go zaatakował, byłby już martwy. A teraz zamknij się bo przez nich i twoją paplaninę dostałem migreny.
Hermionie opadła szczęka. Ona ma zaniedbywać obowiązki prefekta, bo jaśnie panicz dostał MIGRENY?!
Uśmiechnęła się pod nosem, po czym z premedytacją wróciła do swojego monologu.
— Jednym z najpopularniejszych miejsc w Hogsmeade jest Miodowe Królestwo, o którym pewnie już słyszeliście. Uczniowie chętnie odwiedzają też Sklep Zonka, choć naprawdę nie wiem dlaczego. Najpopularniejszym pubem jest Pub pod trzema Miotłami. Pokażemy wam wszystkie te miejsca, a na koniec zatrzymamy się przy Wrzeszczącej Chacie — powiedziała z przesadnym entuzjazmem, czym wywołała u blondyna nerwowy tik w postaci drgającej powieki.
Draco zmierzył dziewczynę stalowym spojrzeniem. Inaczej wyobrażał sobie ten dzień. To on miał ją denerwować, nie na odwrót. Chciał ją upokarzać i irytować.
No… ale nic straconego” — pomyślał, uśmiechając się ironicznie i podstawił Gryfonce nogę.

***

Hermiona westchnęła z ulgą, gdy skończyli zwiedzać wcześniej wspomniane przez nią miejsca i jeszcze parę innych. Była zmęczona, obolała i zmarznięta. Jej skronie nieprzyjemnie pulsowały od rozmów i chichotów uczniów oraz wrednych komentarzy Ślizgona, nie wspominając już o tym, że ten cały czas trącał ją łokciem w żebra lub podstawiał nogę. Przez jego dziecinne zachowanie dorobiła się kilku siniaków i zadrapań.
Wyszła z sowiej poczty i obróciła się do trzecioklasistów.
— To już koniec oprowadzania, macie czas wolny. Spotykamy się tu równo za trzy godziny. Gdybyście mieli jakieś problemy, śmiało możecie zwracać się do nas. Jak już mówiłam, przez cały czas będę w Trzech Miotłach, a Malfoy… — spojrzała na arystokratę, który uniósł brew — Malfoy będzie gdzieś się szwendał, ale jeśli będziecie w potrzebie, a on będzie blisko, to śmiało możecie prosić go o pomoc.
— Jeśli mnie zaczepicie i zaczniecie mi jęczeć o swoich problemach… wujek Malfoy będzie zły — rzucił z iście szatańskim uśmiechem i groźnym błyskiem w oczach.
Uczniowie wymienili między sobą niepewne spojrzenia.
— Możecie się rozejść — rzuciła Hermiona w stronę zwiedzających, po czym odwróciła się do Ślizgona i dźgnęła go palcem w tors. — Jak mogłeś ich tak nastraszyć? Jesteś prefektem naczelnym! Twoim obowiązkiem jest…
— Przymknij się, Granger, i zabieraj brudne łapska — warknął Draco, po czym z wyraźnym obrzydzeniem odtrącił jej rękę jak natrętnego owada. — Po pierwsze: jestem z rodu Malfoyów, więc zawsze robię to, na co mam ochotę. Po drugie: nie pchałem się na prefekta naczelnego, zostałem do tego zmuszony, a po trzecie… obowiązki i obowiązki. Czy ty masz jakieś życie?
— Oczywiście, że tak!
— Aha, jasne. Wolny czas spędzasz na nauce, w bibliotece albo wykonując dodatkowe polecenia nauczycieli. Od pierwszej klasy trzymasz się tych samych osób i trudno zobaczyć cię w towarzystwie kogoś innego, a na imprezy w ogóle nie chodzisz, chyba że zmusi cię do tego ta zdrajczyni krwi. Żałosna jesteś — dodał szeptem, podchodząc do dziewczyny, nie spuszczając z niej przy tym stalowego spojrzenia.
— Nie waż się tak mówić o Ginny — powiedziała, również robiąc krok w kierunku chłopaka, unosząc głowę, by nadal móc patrzeć mu w oczy. — Jest o wiele więcej warta niż ty. Ona walczyła, narażała życie dla innych. A ty? Lalusiowaty chłopczyk, któremu wszystko jest podawane na złotej tacy. Myślisz tylko o sobie, nie masz żadnych uczuć, zabijałeś niewinnych ludzi dla władzy i pozycji w szeregach Śmierciożerców. Dla mnie byłeś, jesteś i zawsze będziesz mordercą — powiedziała pod wpływem emocji, nie panując nad sobą.
Gdy zrozumiała, co wydostało się z jej ust, zasłoniła je dłonią. Nawet jeśli rzeczywiście tak o nim myślała, nie powinna była mu o tym mówić, tym bardziej prosto w twarz na środku głównej ulicy Hogsmeade.
Draco nachylił się nad nią. Ich nosy dzieliło tylko kilka centymetrów. Hermiona nie mogła się ruszyć, czując na sobie jego nienawistny wzrok. Była jak zwierzę, które w ostatnich chwilach życia wpatruje się w grzechotnika.
— Nie… masz… ŻADNEGO… pojęcia, o czym mówisz, Granger — warknął wściekle, odwrócił się i ruszył w tylko sobie znanym kierunku.
Gryfonka jeszcze chwilę stała w miejscu, wpatrując się w odchodzącego blondyna. Nie powinna mu tego mówić. Owszem, uważała go za osobę pozbawioną uczuć i wiedziała, że zabijał, jednak mimo wszystko powinna się powstrzymać. Spojrzała na srebrny, elegancki zegarek, który dostała na siedemnaste urodziny od babci Rose. Miała jeszcze godzinę do spotkania z Harrym, Ronem i Ginny.
Skrzywiła się, gdy przypomniała sobie słowa Ślizgona. Miał rację, cały czas trzymała się tych samych osób. Irytowało ją to, że Malfoy potrafił tak łatwo ją przejrzeć, a ona jego w ogóle. Co tak naprawdę o tym wiedziała? Jest arystokratą, brzydzi się mugoli, arogancki, wyrafinowany, były Śmierciożerca. Niewiele. Za to on wiedział o niej dużo. Zdecydowanie za dużo. Pokręciła głową, wyzbywając się ponurych myśli.
Chcąc produktywnie wykorzystać wolną godzinę, postanowiła odwiedzić sklep Scrivenshafta, by sprawić sobie nowe pióro. W drodze do sklepu mijała trzecioklasistów, pytając, jak podoba im się Hogsmeade i czy potrzebują pomocy. Wszyscy byli zachwyceni wioską.
Dzień, mimo że wietrzny, był pogodny, a Hogsmeade wyglądało naprawdę pięknie, gdy roślinność nabierała jesiennych barw. Hermiona wiedziała jednak, że wioska zimą wygląda jeszcze piękniej i magiczniej, gdy wszystko pokrywa biały, puszysty śnieg, w sklepach pojawiają się świąteczne ozdoby, na zewnątrz wystawiane są wielkie, przystrojone choinki, a ulicę rozbrzmiewają pieśniami kolędników.
Gryfonka uśmiechnęła się na myśl, że do świąt pozostały niecałe trzy miesiące. Uśmiech jednak spełzł z jej twarzy, gdy przypomniała sobie, że będą to kolejne święta bez rodziców. „Weź się w garść” — zbeształa się w duchu.
Weszła po małych schodkach i już miała nacisnąć klamkę, gdy ta ustąpiła, drzwi otworzyły się, a w przejściu stanął nie kto inny jak…
— Witaj Hermiono — powiedział z uroczym uśmiechem Ivan.
— Cześć — wydukała nieśmiało.
Ich znajomość zaczęła się dość… niefortunnie, jeśli można tak opisać zafundowanie dziewczynie wstrząsu mózgu. Jednak brunet zmienił swoje zachowanie w stosunku do niej. Przeprosił, dał kwiaty, wspierał na ćwiczeniach. Postanowiła dać mu szansę.
— Znalazłabyś dla mnie chwilę?
— Jasne — odpowiedziała, odwzajemniając uśmiech.
— Może porozmawiajmy w sklepie.
Cofnął się, by zrobić przejście dla Gryfonki.
Hermiona weszła do środka, rozglądając się i z ulgą stwierdziła, że nic się tu nie zmieniło: te same przestronne pomieszczenie, beżowe kolory i meble z jasnego drewna. Przy ścianach stały rzędy szklanych gablot z wystawą piór w najróżniejszych odmianach: od zwykłych po samosprawdzające, na luksusowych kończąc.
— Jak ci minęło przedpołudnie?
— Nie było najgorsze, choć muszę przyznać, że młodsze roczniki potrafią być męczące — odpowiedziała, kierując się w stronę wystawy sklepowej. — Chociaż to i tak nic w porównaniu z Malfoyem… — urwała, gdy zdała sobie sprawę z tego, że mogła powiedzieć zbyt dużo. Wciąż nie wyrobiła sobie zdania na temat nowego ucznia i nie chciała ujawniać przed nim swoich słabości.
— Też bywa męczący? — spytał z rozbawieniem wysoki brunet, chowając ręce do kieszeni.
— Raczej irytujący, ale nie chcę dłużej o nim rozmawiać, skoro wreszcie mam chwilę czasu dla siebie i nie muszę przebywać w jego towarzystwie. Hmm… chyba zdecyduję się na zwykłe orle — powiedziała, wskazując na jedno z brązowych piór, znajdujących się w gablocie.
— A co powiesz na tamto? — spytał Ivan, podchodząc w stronę osobnej gabloty, znajdującej się na samym środku sklepu.
Leżało tam najpiękniejsze pióro, jakie Hermiona kiedykolwiek widziała. Śnieżnobiałe, o ostrym, złotym zakończeniu, delikatnie wygięte, by idealnie układało się w dłoni. Było bajeczne, podobnie zresztą jak jego cena.
— Jest śliczne — powiedziała w końcu. — Ale wiesz, już się przyzwyczaiłam do tego modelu — dodała, nie chcąc przyznać się, że najzwyczajniej w świecie nie było jej na nie stać.
Chłopak uważnie ją obserwował. Nie uszło jego uwadze, że Gryfonce przypadł do gustu model luksusowego pióra. Doskonale znał powody, dla których zrezygnowała z zakupu. Postanowił to jednak zachować dla siebie. Powiedział tylko:
— Stare przyzwyczajenia?
— Coś w tym rodzaju… a właściwie, dlaczego chciałeś ze mną porozmawiać?
— A… faktycznie… zapomniałem — powiedział z uśmiechem Ivan, przeczesując dłonią włosy tak, że niesforne kosmyki opadły na jego oczy. — Mam sprawę… nie za bardzo wiem, do kogo mógłbym się z tym zwrócić, a chodzą słuchy, że jesteś dobra w te klocki…
— Jakie klocki? — spytała ostro Hermiona. Miała złe przeczucia względem tego, jakie plotki mógł o niej usłyszeć.
— No w czarach… a dokładniej w transmutacji.
— A… chodzi o naukę.
Hermiona odetchnęła z ulgą. Może była trochę przewrażliwiona jeśli chodzi o Ślizgonów… ale czy nie miała do tego adekwatnych podstaw?
— Znalazłabyś chwilkę, żeby mnie poduczyć? W naszej szkole nauka transmutacji zaczyna się na trzecim roku, wiec mam dwa lata w plecy i jeszcze nie zdążyłem nadrobić wszystkich zaległości. A w środę mamy test z przemiany międzygatunkowej zwierząt o złożonej budowie.
Dziewczyna uśmiechnęła się. Zawsze lubiła pomagać w nauce innym. Poza tym powoli zaczęła przekonywać się do Ivana. Wydawał się zwykłym chłopakiem, a to, że trafił do Slytherinu…
— Nie ma sprawy.
— Płaci panienka siedem sykli — oznajmiła sprzedawczyni.
Po wyjściu ze sklepu Ivan zaproponował, że odprowadzi ją do Trzech Mioteł. Pogrążeni w rozmowie, nawet nie zauważyli, kiedy znaleźli się pod wejściem do popularnego pubu. Brunet otworzył szeroko drzwi i z szarmanckim ukłonem, powiedział:
— Panie przodem.
Hermiona zaśmiała się i weszła do środka, gdzie przywitały ją rozmowy, muzyka i przyjemne ciepło. Zaczęła rozglądać się za przyjaciółmi, jednak zamiast nich odnalazła w rogu Malfoya i przyssaną do niego Dafne Greengrass.
— Fuj.
Nie zdawała sobie sprawy, iż swoją dezaprobatę wyraziła na głos, dopóki Ivan jej nie przytaknął.
— Całkowicie się z tobą zgadzam. Sam Malfoy jest paskudny, ale całujący się Malfoy… — wykrzywił się, kręcąc z niesmakiem głową. Wymienił z Gryfonką porozumiewawcze spojrzenia, po czym wybuchli śmiechem.
— Przeszkadzam?
Kasztanowłosa odwróciła się i zobaczyła rudowłosego przyjaciela z gniewnymi rumieńcami na twarzy.
— Cześć, Ron — powiedziała nagle skrępowana. — Wy się chyba jeszcze nie znacie. Ivan to jest mój przyjaciel…
— Ależ my się znamy doskonale — przerwał jej Ron, obdarowując oboje wściekłym spojrzeniem. — Zdaje mi się, że przypadkiem udało mu się złapać znicza podczas ostatniego meczu.
— A ty to pewnie ten, któremu przypadkiem udaje się czasem złapać kafla? — odpowiedział atakowany Ślizgon.
Przez chwilę świdrowali się spojrzeniami. O ile twarz Ivana emanowała spokojem, o tyle Ron poczerwieniał tak, że przypominał ognistą salamandrę. Gryfonka przyglądała się temu niememu pojedynkowi z niepokojem. Bała się tego, że może to doprowadzić do bójki. Doskonale znała temperament swojego przyjaciela i wiedziała, jak to się może skończyć. Poza tym, chodził o Quidditch, o coś, czego nie rozumiała, a rozbudzało w mężczyznach dzikie instynkty.
— Na mnie już czas — oznajmił brunet. — Hermiono, dziękuję za poświęcony mi czas — ujął jej dłoń — i nie mogę się doczekać następnego spotkania — powiedział, patrząc jej w oczy, po czym złożył pocałunek na jej dłoni.
Hermiona, urzeczona jego szarmanckim zachowaniem, odpowiedziała mu nieśmiałym uśmiechem.
— Mogłabyś przestać wodzić za nim maślanymi oczami? Co to w ogóle były za teksty? Ze średniowiecza się urwał? — naśmiewał się Ron.
— Mógłbyś wreszcie przestać obrażać osoby, które chcą się ze mną przyjaźnić?
— A co, ja i Harry ci nie wystarczamy? Bratasz się z wrogiem.
— Już to kiedyś słyszałam, a później byłeś pierwszy w kolejce po autograf od tego wroga — odpowiedziała urażona dziewczyna.
Ich wymiana zdań mogłaby trwać jeszcze przez długi czas, gdyby nie pojawienie się Harry’ego. Wszedł do pubu w towarzystwie Ginny i Lee Jordana, który podszedł do Gryfonki i uściskał ją przyjaźnie.
— Może znajdziemy sobie jakiś kąt? — zaproponowała Ginny.
Znalezienie stolika, który pomieściłby ich wszystkich, niemalże graniczyło z cudem. Trzy Miotły były wypełnione po brzegi. W końcu Lee wypatrzył odpowiednie miejsce i rzucił:
— Dziewczyny, pójdźcie zająć stolik, a my załatwimy dodatkowe krzesła.
Lawirowanie pomiędzy uczniami nie należało do najprostszych zadań, jednak udało im się dotrzeć na skraj sali.
— O co poszło? — spytała Ginny.
— Słucham?
— Cóż, może chłopcy nie są zbyt spostrzegawczy, ale znam swojego brata i znam ciebie. O co poszło tym razem?
— O to, co zawsze. Nie spodobało mu się, że zobaczył mnie w towarzystwie innego chłopaka.
Ginny ożywiła się na wzmiankę o potencjalnym adoratorze przyjaciółki.
— Zaraz, czekaj… ŻE CO?! Kto to? Opowiadaj.
— Ginny, spokojnie, to tylko znajomy. Poza tym pomagam mu w nauce — wyjaśniła kasztanowłosa, chcąc uspokoić Weasleyównę.
— No ale kto to? — dziewczyna nie dawała za wygraną.
Hermiona wiedziała, że nie odpuści. Mimo to ociągała się z udzieleniem odpowiedzi, z uwagą przyglądając się swoim paznokciom.
— Gregorovicz.
Tak jak myślała, Ginny skrzywiła się na dźwięk tego nazwiska.
— To ten szukający Slytherinu? — upewniła się rudowłosa. — Hermiona, nie będę cię oceniać, swój rozum masz i powinnaś wiedzieć, jak to się może skończyć.
Ich rozmowę przerwał powrót chłopców. Dostawili krzesła do stolika i rozsiadli się na nich.
— A to dla kogo? — spytała Ginny, wskazując na dodatkowe krzesło.
— Wpadnie jeszcze jedna osoba — odpowiedział Lee. — Czego się napijecie?
— Piwo kremowe.
— Dla mnie to samo. 
— OK, w takim razie zahaczymy jeszcze o bar i zaraz do was wracamy.
Harry, Ron i Lee wstali od stolika i udali się, by złożyć zamówienie.
— Ciekawe, kto jeszcze ma przyjść — powiedziała Ginny, rozglądając się po pubie. — Mniejsza z tym… jak ci poszło oprowadzanie wycieczki po Hogsmeade?
— Nie było najgorzej.
Weasleyówna spojrzała na nią sceptycznie.
— No dobra, niektórzy uczniowie nie zachowywali się odpowiednio, a Malfoy był irytujący tak, jak zwykle. Ale, jak widzisz, wszystko dobrze się skończyło — wyjaśniła z uśmiechem. — No nareszcie — powiedziała na widok powracających przyjaciół, którym towarzyszył ktoś jeszcze.
Dziewczyny popatrzyły po sobie i skierowały gniewny wzrok na…
— George!
Były Gryfon schował się za plecami czarnoskórego przyjaciela.
— Drogie panie, tylko spokojnie — powiedział Lee.
— Spokojnie? SPOKOJNIE? Nawet nie wiesz, przez co przechodziłyśmy! Piłyśmy jakieś paskudztwa! Nocowałyśmy w toaletach! — rudowłosa zmarszczyła brwi, po czym mruknęła do siebie: — A nie, to tylko ja tak miałam.
— Siostra zrozum, jestem teraz biznesmenem, muszę myśleć o interesach. Nikt nie był chętny do testowania tych eliksirów, aż tu nagle pojawiłyście się wy i…
— Zaraz, chwila. Jakie im dałeś… Chyba nie…? — spytał Lee, zerkając na Weasleya, po czym wybuchł śmiechem.
Kasztanowłosa zatrzęsła się z oburzenia, tupiąc nogą niczym mała dziewczynka.
— Nie ma w tym nic śmiesznego!
— Daj spokój Hermiono, chyba nie stało się nic złego — wydusił Jordan, ocierając łzy rozbawienia.
— Nic złego? Malfoy mi wmawia, że się z nim przespałam!
Ron, który w międzyczasie zajął już z Harrym swoje miejsca, zakrztusił się piwem kremowym.
— Że co? — spytał ze złością, stawiając butelkę na stole.
Wszyscy wpatrywali się oniemiali w Gryfonkę.
Osaczona przez swoich przyjaciół dziewczyna zaczęła plątać się w wyjaśnieniach.
— To wszystko przez tę czkawkę… George mówił, żebym dużo piła, ale nic nie pomagało… później ta Ognista… no i trochę przesadziłam. Niewiele pamiętam z tamtego wieczoru, a Malfoy doskonale o tym wie i to perfidnie wykorzystuje. Zatem jest wielce prawdopodobne, że do niczego między nami nie doszło.
Ostatnie zdanie wypowiedziała bardziej do siebie, chcąc utwierdzić się w przekonaniu, że tak właśnie było.
Reakcje na jej wywód były różne. George i Lee nawet nie próbowali walczyć z atakiem śmiechu, Ginny patrzyła na nią z mieszaniną troski i rozbawienia, a Harry wpatrywał się w nią z otwartymi ustami. Hermiona bała się spojrzeć w stronę Rona. Niemal czuła bijące od jego policzków gorąco.
— Wielce prawdopodobne, tak?! Ale pewności nie masz?
Hermiona spojrzała błagalnie w stronę rudowłosej przyjaciółki, aby w jakiś sposób spróbowała wybawić ją z opresji.
— Dobra, dajcie już spokój. To wyłącznie sprawa Hermiony — powiedziała Ginny, po czym ponownie odwróciła się w stronę pani prefekt naczelnej i posłała jej spojrzenie mówiące: „Później to obgadamy”.
Kasztanowłosa przytaknęła i zajęła miejsce przy stoliku między Harrym a Ginny. Odchrząknęła, szukając w głowie bezpiecznego tematu do rozmowy.
— Fajnie was znowu widzieć. Co robicie w Hogsmeade?
— No właśnie, mówiliście, że macie świetne wieści — rzucił Harry, popijając piwo kremowe.
— Mówimy im? — upewnił się Lee, a gdy George przytaknął, wyszczerzył zęby i powiedział: — A więc od dzisiaj jestem wspólnikiem „Magicznych Dowcipów Weasleyów”
Chłopak uśmiechnął się, słysząc gratulacje i życzenia sukcesów. Nikt nie był zdziwiony decyzją Georga, od pierwszego roku przyjaźnił się z Lee. Wiadomo było, że George sam długo nie zdoła prowadzić sklepu, a Jordan pracował u niego od samego początku, nie wspominając już o tym, że był współtwórcą niektórych produktów.
— Ale to nie koniec dobrych wieści — powiedział George, unosząc dłonie, by uciszyć swoich rozmówców. — Wcześniej nic nie mówiłem, bo nie chciałem zapeszać. Biznes rozkręca się na tyle dobrze, że postanowiłem otworzyć nową filię, tu w Hogsmeade. Godzinę temu udało nam się kupić lokal. Co prawda potrzebuje małego remontu, ale to już problem Jordana — dodał, przekomarzając się ze swoim wspólnikiem.
Zachwycona wieściami czwórka Gryfonów zaczęła zasypywać ich pytaniami.
Hermiona spojrzała na zegarek, żałując, że czas spędzony z przyjaciółmi leci tak szybko.
— Muszę już iść — powiedziała, nakładając swój płaszczyk. — Mam odprowadzić trzecioklasistów do Hogwartu. Jeszcze raz wam gratuluję i życzę dalszych sukcesów — nachyliła się nad biznesmenami i uściskała ich. — A jeśli któryś znowu zechce wypróbować na mnie nowe eliksiry…
— Tak, wiemy, do ciebie jako pierwszej mamy się zgłosić — dokończył George z psotnym uśmiechem.
— Czekaj, zabiorę się z tobą.
Ginny pożegnała się ze wszystkimi i razem z Hermioną wyszła na zewnątrz.
— Opowiadaj.
Kasztanowłosa jęknęła w duchu, widząc troskę, ciekawość i nieustępliwość w oczach młodszej Gryfonki. Wiedziała, że przyjaciółka nie odpuści.
— Od czego zacząć? — spytała zrezygnowana.
— Malfoy.
Pani prefekt westchnęła, po czym zaczęła opowiadać całą kompromitującą sytuację i wydarzenia z dzisiejszego ranka. Gdy skończyła mówić, Ginny zagwizdała.
— No nieźle — podsumowała.
— Nieźle?
— Mam na myśli to, że dwa razy widział cię półnagą, a to dopiero początek roku.
Kasztanowłosa zatrzymała dla siebie to, iż ona również już dwukrotnie widziała go nagusieńkiego.
Weasleyówna zaśmiała się, jednak spoważniała, gdy ujrzała zmartwienie na twarzy przyjaciółki.
— Hej, tylko żartowałam. Pamiętaj, że to Malfoy, kłamliwa, zawszona fretka. Na twoim miejscu ignorowałabym jego aluzje i dogryzki — dodała, pocieszająco obejmując ją ramieniem. — No to teraz przechodzimy do Gregorovicza.
— To tylko kolega. Na początku myślałam, że to drugi Malfoy, później mnie przeprosił i dał kwiaty… Wydaje się sympatyczny, normalnie ze mną rozmawia, uśmiecha się, gdy mija mnie na korytarzu, a dzisiaj poprosił o korki z transmutacji.
— Uśmiechasz się — zauważyła Ginny, automatycznie odwzajemniając gest kasztanowłosej, która, słysząc tę uwagę, zatrzymała się zarumieniona. — Uśmiechasz się, gdy o nim mówisz.
— To po prostu miłe i niespodziewane, gdy jakiś Ślizgon zachowuje się tak względem mnie.
— Na moje oko to on nie chce być tylko twoim kolegą. Kwiaty, korki… ale mogę się mylić — dorzuciła szybko, widząc, że przyjaciółka chce zaprotestować. — Posłuchaj, będę szczęśliwa, jeśli ty będziesz, nie ważne czy z Gryfonem, Ślizgonem, mugolem czy trollem. — Hermionie zadrżały wargi od powstrzymywanego śmiechu. — Ale chcę, żebyś była bezpieczna, więc proszę cię, zanim zaczniesz utrzymywać z nim bliższe kontakty, upewnij się, czy nie ma złych zamiarów.
— Wiem, Ginn.
— Wiem, że wiesz, ale w życiu bywa różnie, a ty jesteś dla mnie jak siostra i masz mi obiecać, że będziesz na siebie uważać.
— Obiecuję.
Młodsza Gryfonka odwzajemniła uśmiech i dziarskim tonem zapytała:
— No to gdzie ta zbiórka? Pomogę Ci.
— Nie musisz, jakoś sobie poradzę z nimi i Malfoyem — powiedziała kasztanowłosa, nie chcąc, by Ginny narażona była na drwiny, groźby i przekleństwa Ślizgona.
— Żaden problem, poza tym wróciłabym już do zamku, a samej nie chce mi się iść.
Pani prefekt pokiwała głową, ciesząc się w duchu, że nie będzie musiała sama zmagać się z arystokratą. Ruszyły na miejsce zbiórki. Większość uczniów już tam była, w przeciwieństwie do jej współlokatora. Hermiona postanowiła dać mu jeszcze dziesięć minut, choć przeczuwała, że Ślizgon i tak się nie pojawi. Nie myliła się.
— Nie mogę uwierzyć, że znowu nie wykonuje zadań prefekta naczelnego — narzekała, prowadząc grupkę trzecioklasistów z powrotem do Hogwartu. — Jak można być tak nieodpowiedzialnym? W niczym mi nie pomaga, w większości sama chodzę na patrole, a gdy już raczy ze mną pójść to albo cały czas mi dogryza, albo traktuje jak powietrze, gdy chcę omówić z nim ważne kwestie. I nadal nie zdjął tych przeklętych aktów! Już nie mówiąc o tym, że zrobił z Krzywołapa alkoholika!
— Szukałaś jakichś sposobów na Zaklęcie Trwałego Przylepca?
— Oczywiście, że tak.
— No i?
Hermiona westchnęła.
— Albo sam musi zdjąć zaklęcie, albo muszę go zabić.
— Czyli obrazy już tam zostaną — podsumowała Ginny.
Dalszą podróż spędziły na rozmowie o pierwszych testach, świętach i balu bożonarodzeniowym.
— Wiesz już, z kim pójdziesz? Twoja obecność będzie obowiązkowa, więc nawet nie próbuj szukać wykrętów — ostrzegła ją rudowłosa, wchodząc do sali wejściowej.
— Myślałam, żeby zaprosić Harry’ego.
— Świetny pomysł! Znając życie, Harry czekałby na ostatnią chwilę, aż w końcu w ogóle by nie poszedł, a tak wszyscy się wybierzemy. Mam tylko nadzieję, że Ron nic nie odwali — dodała, kręcąc głową nad uporem i głupotą brata.
— A ty z kim pójdziesz?
— Z Lee — odpowiedziała Ginny, niedbale wzruszając ramionami.
— Jesteście razem? — Kasztanowłosa z ciekawością spojrzała na przyjaciółkę.
— Nie… Choć w sumie to sama nie wiem. Znam go od małego, a gdy Fred… no w każdym razie był przy mnie i jako jeden z nielicznych potrafi mnie naprawdę rozbawić. Ostatnio spędzamy ze sobą coraz więcej czasu no i…
— Nie musisz mi niczego tłumaczyć. Cieszę się, że go masz.
Dziewczyny uśmiechnęły się do siebie.
— Idziesz do pokoju wspólnego? Dawno cię u nas nie było — zauważyła Weasleyówna.
— Może później, najpierw muszę sprawdzić jedną rzecz.
Hermiona pożegnała się z Ginny i ruszyła do biblioteki, chcąc pozbyć się wszelkich niepewności i domysłów. Miała już dość podstępnego Ślizgona i jego aluzji.
Na pewno jest jakiś sposób, by sprawdzić, czy to, co mówi jest prawdą” — pomyślała wchodząc do biblioteki. „A jeśli jest jakiś sposób, to właśnie tu”.
Z mocnym postanowieniem, że nie wyjdzie stąd, dopóki nie uzyska odpowiedzi, zaczęła przeszukiwać regały. Po wielu godzinach poszukiwań wreszcie osiągnęła swój cel. Usiadła przy jednym ze stolików w czytelni, odnalazła właściwy rozdział i zaczęła czytać:

Eliksir Czystości — eliksir popularny w czasach średniowiecza, służący do sprawdzenia dziewictwa kobiety. Arystokrata, chcąc upewnić się przed ślubem czy jego wybranka serca jest niewinna, często podstępem dolewał go do wina szlachcianki. Jeśli kobieta była dziewicą, pozostałość eliksiru w kieliszku zmieniała barwę na białą; jeśli zaś była nieczysta — czarną. Tylko doświadczone czarownice potrafiły wyczuć subtelny, acz specyficzny zapach eliksiru i przeczuwając podstęp przyszłego małżonka, chcąc ukryć prawdę, spożywały eliksir kłamstwa (patrz strona 823), który sprawiał, iż eliksir czystości ukazywał odmienny wynik.

Hermiona uśmiechnęła się, znalazłszy rozwiązanie swojego problemu. Jednak mina jej zrzedła, gdy spojrzała na dalszy tekst. Sposób przygotowania nie był trudny i nie trwał specjalnie długo, ale składniki… Większość z nich stanowiły rzadkie, drogie i objęte ochroną rośliny mugolskie. Nie miała wystarczająco dużo oszczędności, aby uzyskać ingrediencje niezbędne do wykonania eliksiru. Skrzywiła się, gdy do głowy wpadł jej pewien pomysł. Był sposób, aby uzyskać je wszystkie za darmo. Będzie musiała poprosić przyjaciół o pomoc. Była pewna, że może na nich liczyć.

***

— Nie ma mowy — powiedział Ron, siadając na ławce w jednej z pustych klas. — Nie dam się wciągnąć w kolejne genialne pomysły. Poproś o pomoc jakiegoś Ślizgona, ostatnio to z nimi się zadajesz.
— Ja się wcale…
— Uspokójcie się! — krzyknął Harry, nie mogąc wytrzymać kolejnej kłótni swoich przyjaciół.
Rudowłosy chciał coś powiedzieć, ale zmienił zdanie, gdy zobaczył ostrzegawcze spojrzenie Harry'ego.
— Hermiono, zacznij jeszcze raz. O co chodzi?
— Potrzebuję składników do eliksiru, ale są one wyjątkowe i bardzo drogie, a muszę go uwarzyć. Nie, nie mogę powiedzieć, o co chodzi, ale to sprawa życia lub śmierci — dodała, widząc, że Ron chce się wtrącić. — Przecież wiecie, że nie prosiłabym o coś takiego, gdyby to nie było naprawdę ważne.
— Ja już powiedziałem, że tego nie zrobię. Nie ma mowy.
— Pomogę ci — oznajmił Harry, posyłając niezadowolone spojrzenie przyjacielowi. — Nawet nie wiem, ile razy ty pomogłaś mi, nie wspominając już o ostatnim roku.
— Dziękuję! — powiedziała i uścisnęła go, ignorując prychnięcie Rona.
— Nie ma za co. Jeśli dobrze pójdzie, dostaniesz swoje składniki już jutro.
— Harry, nawet nie wiesz jakie to dla mnie ważne. Jeszcze raz dziękuję. — Zerknęła na zegarek — Przepraszam, ale muszę już iść. – Gryfonka pożegnała się i wyszła z sali.
Harry również ruszył do wyjścia, jednak w przejściu zatrzymał się i rzucił przez ramię:
— Ron? — poczekał, aż przyjaciel na niego spojrzy — Ogarnij się w końcu.

***

Draco rozpiął swój płaszcz i rzucił go na sofę.
— Cholerna Granger — mruknął, rozmasowując dłonią napięty kark i automatycznie ruszając w stronę barku. Zazgrzytał zębami, widząc jego wyposażenie. — Jak ja jej nienawidzę — warknął, rozwalając się na swoim fotelu.
Niemal natychmiast na kolana wskoczył mu rudy, gruby i ohydny kot jego współlokatorki.
— Spieprzaj, sierściuchu.
Krzywołap tylko zaczął głośniej mruczeć, wpatrując się w blondyna.
Młody arystokrata zepchnął z siebie zwierzę, klnąc pod nosem na niego i jego właścicielkę. Oboje byli wścibscy i irytujący. Jakby na potwierdzenie myśli Ślizgona, Krzywołap zaczął ocierać się o jego nogi.
— Dasz mi w końcu spokój, pchlarzu?
Draco odtrącił go stopą. Kot nic sobie z tego nie robił, nadal łasząc się do niego.
— Kiedyś przerobię cię na sajgonki — zagroził, lecz to również nie przyniosło żadnego efektu.
Głupie, brzydkie i nachalne… zupełnie jak Granger” — pomyślał, opierając łokieć o podłokietnik fotela i pocierając dwoma palcami wargi. Zmierzył małego alkoholika groźnym spojrzeniem, myśląc jak się go pozbyć. Gdyby nie był pod obserwacją, po prostu sam by go zabił. Parę razy przenosił zwierzaka zaklęciem, próbując usunąć go w humanitarny sposób, ale nie. Cholernik zawsze wracał.
Uśmiechnął się diabolicznie, gdy kolejny genialny pomysł zrodził się w jego głowie. Przywołał pergamin i pióro, po czym napisał krótki list i ruszył do sowiarni. W drodze powrotnej wstąpił do Snape’a i odebrał zamówienie, które starannie ukrył w swoim pokoju. Wrócił do salonu, zepchnął kota ze swojego fotela i rozsiadł się na nim, jednym machnięciem różdżki zapalając ogień w kominku. Ignorując mruczącego zwierzaka, zaczął pisać esej na starożytne runy. Po chwili usłyszał odgłos otwieranego przejścia, a do salonu weszła jego współlokatorka, wyraźnie z czegoś zadowolona.
Hermiona rozejrzała się, a jej uśmiech nieco przygasł, gdy zauważyła Ślizgona, który najwyraźniej postanowił ją ignorować. Podeszła do barku i wzięła sok, po czym zajęła wolny fotel. Gryfonka zmrużyła gniewnie oczy, gdy zobaczyła, jak młody arystokrata odtrącił od siebie nogą jej pupila.
— Nie kop mojego kota, Malfoy — syknęła, jednocześnie wstając i zabierając Krzywołapa, który zaczął się wyrywać, gdy zorientował się, że zabiera go od blondyna.
Nawet na nią nie spojrzał.
— To go, do cholery, zamknij w swoim pokoju, najlepiej razem z sobą.
Uniósł pergamin, jakby oceniał swoją pracę, po czym zaszczycił Gryfonkę swoim spojrzeniem.
— Jeszcze tu jesteś?
Gryfonka już miała mu odpowiedzieć, gdy ktoś zapukał do drzwi. Trzymając zwierzaka jedną ręką, odsunęła obraz, a jej oczom ukazał się uśmiechnięty Ivan Gregorovicz.
— Hej, mogę cię porwać na moment?
— Jasne — odpowiedziała zaskoczona, wychodząc na korytarz.
— Fajny kocur. Jak się wabi?
Chłopak zaczął drapać kota za uchem, co wywołało jego głośne mruczenie.
— Krzywołap.
— Super imię. Sam kiedyś miałem kota, ale chyba miał mnie dość i uciekł — powiedział z uśmiechem. — Przyszedłem pogadać o korkach z transmutacji. Kiedy miałabyś wolny czas?
— Jutro o osiemnastej? Przećwiczymy najtrudniejsze zagadnienia, a jeśli nadal będziesz miał jakieś problemy, umówimy się na następne spotkanie.
— W porządku. I jeszcze raz dzięki, że się zgodziłaś — powiedział i wyjął z kieszeni skórzanej kurtki podłużne, eleganckie pudełeczko. — Proszę, to dla ciebie.
— Och… nie ma potrzeby…
— Właśnie, że jest — przerwał jej brunet, podając opakowanie. — Do zobaczenia jutro — dodał, zostawiając Gryfonkę z kotem i prezentem.
Hermiona z nieodgadnioną miną wpatrywała się w odchodzącego Ślizgona. Wróciła do dormitorium, postawiła Krzywołapa na podłodze i zajęła fotel, wpatrując się w podarunek.
— Może byś to w końcu otworzyła? Ciekawy jestem, co ten biedak ci dał — powiedział z wrednym uśmieszkiem Draco.
Posłała mu karcące spojrzenie, uniosła wieczko i uśmiechnęła się na widok drogiego, śnieżnobiałego pióra ze złotymi akcentami, które oglądała na wystawie dziś rano. Delikatnie je wyjęła i zaczęła obracać w dłoni.
Młody arystokrata spojrzał na pióro z maską obojętności, choć tak naprawdę miał ochotę wyrwać je dziewczynie, zdeptać i wrzucić do kominka. Ten kretyn Gregorovicz kupił jej najlepsze i najdroższe pióro, jakie można było nabyć w świecie czarodziejów. Wątpił, by Gryfonka o tym wiedziała, choć oczywiście on doskonale zdawał sobie z tego sprawę, w końcu miał takie samo, tylko że czarne.
Hermiona przyglądała się podarunkowi jeszcze przez chwilę, uśmiechając się do siebie. Po chwili schowała nowy nabytek do pudełeczka, otuliła się szczelniej swetrem i dopiła sok.
Draco obserwował ją kątem oka, starając się za wszelką cenę zachować niewzruszoną minę. Doczytał do końca swój esej i zaczął zbierać książki ze stolika.
— Ciekaw jestem, co też musiał zastawić ten prostak, żeby kupić ci taki prezent — rzucił w stronę wpatrującej się w kominek dziewczyny. — I czego oczekuje w zamian — uniósł znacząco brwi.
Urażona Gryfonka wstała z fotela, chwyciła w jedną rękę rudego kota, w drugą swój prezent i ruszyła w stronę swojego pokoju. Zatrzymała się i rzuciła przez ramię:
— To z ciebie jest prostak, Malfoy. Prostak i cham.
— Wiesz, dziewczyny wolą niegrzecznych chłopców — odpowiedział z zadziornym uśmieszkiem, odwracając się do niej.
Dziewczyna zjechała go wzrokiem, niebezpiecznie mrużąc przy tym oczy. Jej spojrzenie zatrzymało się na chwilę na jego eseju. Odwróciła się na pięcie i ruszyła powolnym krokiem w stronę swojego dormitorium.
— Ależ to była riposta, Granger.
— Masz błąd w piątej linijce — rzuciła, nim zamknęła się w swojej sypialni.
Gdy tylko jej sylwetka zniknęła za drzwiami, Ślizgon porwał ze stolika wypracowanie i ponownie otworzył książki. Po chwili wertowania podręczników musiał przyznać Gryfonce rację.
— Jak ja jej nienawidzę — mruknął pod nosem.
Szybko poprawił esej i zaczął pakować książki do torby. Jego wzrok zatrzymał się na pustej już szklance Gryfonki. Kąciki jego ust uniosły się w drwiącym uśmiechu.

***

Ktoś kiedyś powiedział, że weekend służy wypoczynkowi. „Ta, jasne” — pomyślał Draco, wychodząc z wanny. Nie dość, że musiał zrywać się o świcie, by oprowadzić bandę bachorów po Hogsmeade, („jakby było tam cokolwiek do zwiedzania”) to później oczywiście Granger musiała go wkurzyć, Astoria zrobiła mu awanturę, a na koniec Gregorovicz kupił jego ulubione pióro tej cholernej Gryfonce. Był pewien, że nowy Ślizgon coś planował i z całą pewnością nie było to nic miłego. Młody arystokrata domyślał się, że Ivan będzie próbował się go pozbyć. „Niedoczekanie” — pomyślał, przygotowując się zarówno fizycznie, jak i psychicznie na spotkanie.
Draco naprawdę starał się zrozumieć, po co jest ono organizowane, ale za cholerę nie mógł. I skąd się wzięła ta kretyńska nazwa? „Doprawdy, jeśli już tworzy się coś tak idiotycznego, trzeba to chociaż sensownie nazwać” — narzekał w duchu, czując, jak jego nastrój pogarsza się coraz bardziej. Nałożył czarne spodnie, dopasowaną marynarkę i wyszedł z łazienki. Poprawiając mankiety koszuli, nie zauważył Krzywołapa, który, gdy tylko zobaczył blondyna, pobiegł w jego stronę. Ślizgon potknął się o zwierzaka i runął na podłogę. Przewrócił się na plecy, uniósł na łokciach i wrzasnął:
— Granger, do mnie!
Hermiona natychmiast wpadła do pokoju, jednak nie z powodu rozkazu współlokatora, a głośnego zawodzenia swojego pupila.
— Czy ja ci nie mówiłem, że masz go zamknąć w swoim pokoju?!
Dziewczyna spojrzała na zbierającego się z podłogi Ślizgona i skulonego przy barku Krzywołapa. Zgromiła blondyna spojrzeniem i warknęła:
— Co znowu zrobiłeś mojemu kotu, Malfoy?
— Co ja mu zrobiłem? Raczej co on zrobił mnie! Ten mały pchlarz próbował mnie zabić! — odpowiedział, ruszając w stronę kota z wyciągniętą różdżką.
Hermiona zaklęła w duchu. Dlaczego nie miała przy sobie swojej różdżki, gdy ta była potrzebna? Zdecydowana ratować zwierzę, zagrodziła współlokatorowi drogę i spróbowała wyrwać mu różdżkę. Podczas tej szarpaniny czerwony promień, przeznaczony dla Krzywołapa, minął twarz Gryfonki o cal.
Zarówno Draco, jak i Hermiona, znieruchomieli, patrząc sobie w oczy. Kasztanowłosa w końcu puściła dłoń blondyna i odsunęła się od niego.
— Całkiem ci już odbiło? Jak nisko trzeba upaść, by atakować bezbronne zwierzę?! Zupełnie nad sobą nie panujesz! Co z ciebie za czarodziej?!
— Taki, którego powinnaś szanować, Granger — warknął, mierząc różdżką w dziewczynę, która pod wpływem jego spojrzenia i gestu zaczęła się wycofywać. Arystokrata, nie zamierzając jednak jej odpuszczać, podążał za nią, aż Gryfonka natrafiła na ścianę.
Malfoy oparł dłoń przy jej głowie, przykładając różdżkę do szyi dziewczyny i nachylił się nad nią, by szepnąć jej do ucha:
— Nie dorastasz mi do pięt. Nawet Longbottom jest od ciebie lepszy. Możesz sobie być najlepszą uczennicą i wybawczynią świata, możesz uczyć się dniami i nocami, ale i tak będziesz gorsza niż ten nieudacznik. A wiesz dlaczego? Bo byłaś, jesteś i zawsze będziesz szlamą.
Po tych słowach Draco odsunął się, nie odrywając od niej spojrzenia, po czym schował różdżkę i opuścił dormitorium.
Pięknie” — pomyślał, idąc korytarzem we wskazane w liście miejsce. Ostatnie godziny poświęcił na to, by się uspokoić i jak najlepiej zaprezentować na spotkaniu grupy założonej na polecenie Ministerstwa Magii. Nie wiedział, co go tam czeka, ale chciał zrobić jak najlepsze wrażenie, by utwierdzić wszystkich obecnych w przekonaniu, że te spotkania nie są mu do niczego potrzebne. Spojrzał na zegarek. Miał jeszcze piętnaście minut. Postanowił poświęcić ten czas na ukojenie skołatanych nerwów. Wyszedł na dziedziniec i wyjął paczkę papierosów. Zapalił jednego, rozkoszując się chwilą samotności i wszechobecną ciszą.
Słońce zniknęło za horyzontem, pogrążając błonia w półmroku. Draco obserwował majaczącą w oddali wierzbę bijącą, gdy dobiegł go dobrze mu znany głos Notta:
— Tak myśleliśmy, że cię tu znajdziemy.
— Gotowy na przyznanie się do swojego problemu? — zapytał wesoło Zabini.
— Ja nie mam żadnych problemów.
Stali, w milczeniu spoglądając w stronę Zakazanego Lasu. Żaden z nich nie kwapił się do rozmowy. Nawet Blaise był zbyt zestresowany, by cokolwiek powiedzieć.
— Pora już iść — oznajmił Teodor.
Trójka Ślizgonów ruszyła do sali transmutacji. Na pozór wyglądali na rozluźnionych, jednak w głębi ducha musieli przyznać, że cała ta sytuacja była dość niekomfortowa.
Drzwi do sali były uchylone, jakby zapraszając ich do środka. Zatrzymali się przy nich, spoglądając po sobie.
— Nawet na mnie nie patrzcie — powiedział Blaise. — Ja tam pierwszy nie wejdę.
— Miejmy to już za sobą — warknął Malfoy, po czym pewnym krokiem wszedł do sali.
Ławki oraz katedra nauczyciela zniknęły. Krzesła ustawione były na środku sali, tworząc jeden wielki okrąg. Niektóre z miejsc były już zajęte przez przybyłych uczniów. Prócz nich Draco rozpoznał także kilku starszych Śmierciożerców. Spojrzał na przyjaciół i razem skierowali się w kierunku wolnych miejsc.
— Witam panowie.
Jak na komendę odwrócili się w tamtą stronę. Szła ku nim niska kobieta w stanie błogosławionym o rudych, sięgających ramion włosach.
— Mamy już dla was wyznaczone miejsca. Nie… nie tutaj — dodała, widząc, jak spoglądają ku krzesłom ustawionym najbliżej nich. — Pan usiądzie tutaj, panie Malfoy — kobieta wzięła go pod rękę i zaprowadziła na wyznaczone miejsce. Później uczyniła to samo z pozostałą dwójką.
Draco spojrzał z niesmakiem po przyjaciołach. Nott oddalony był od niego o pięć krzeseł, natomiast Blaise siedział naprzeciwko niego, z zaciekawieniem malującym się na twarzy.
Wraz z upływem czasu kolejni przybysze zajmowali wolne miejsca.
— Witam was na naszym pierwszym spotkaniu. Ja nazywam się Gwen Smith i będę nadzorować zebrania naszej grupy. Cieszę się, że tak licznie na nie przybyliście.
Jakbyśmy mieli jakikolwiek wybór” — pomyślał Draco. Z założonymi rękami siedział na wyznaczonym miejscu, przypatrując się zebranym.
— Jak zapewne wiecie, grupa ta zrzesza dawnych młodocianych zwolenników Voldemorta. Ci, którzy wyrazili chęć poprawy są pod ścisłym nadzorem Ministerstwa. Organizowane są dla nich grupy takie jak ta… społeczność czarodziejów postanowiła, że ci z was, którzy chcą się zmienić, mogą do niej powrócić. Wiem, że każdy z was już rozpoczął ten proces, dowodem jest wasza obecność w tym miejscu. Tak więc pierwszy, najtrudniejszy krok jest już za wami. Na dzisiejszych zajęciach postaramy się zapoznać ze sobą troszeczkę lepiej i każdy pochwali się swoim pierwszym sukcesem.
Draco wymienił znaczące spojrzenia z kolegami. Może Blaise od pewnego czasu miał inne podejście, chociażby do spraw z zakresu czystości krwi, ale on i Nott byli ulepieni z innej gliny. Nie zamierzali zmieniać swojego nastawienia do osobników szlamowatej krwi i hańbienia nacji czarodziejów.
— Jako pierwsi zaczną panowie Richards i Montaque, którzy mieli okazję uczestniczyć w kilku podobnych spotkaniach w czasie wakacji — kobieta wskazała na siedzących obok niej dwóch mężczyzn w wieku około dwudziestu pięciu lat. — Później proszę was, abyście po kolei krótko nam się przedstawili.
Zgodnie z poleceniem pracownicy Ministerstwa Magii, Richards oznajmił ze swojego miejsca:
— Nazywam się Thomas Richards, byłem Śmierciożercą przez dwa lata. Od trzech miesięcy uczęszczam na spotkania grup takich jak ta.
Chwilę później siedzący obok niego brunet oznajmił:
— Nazywam się Patrick Montaque, nie byłem Śmierciożercą, jednak przez lata popierałem Czarnego Pana, będąc święcie przekonanym, że ma całkowitą rację. Jako swój sukces mogę przyjąć fakt, iż od dwóch miesięcy nie poniżyłem nikogo, kto pochodzi z rodziny mugolskiej.
— Dziękuję Patricku, jednakże chciałabym, żebyście nie nazywali go Czarnym Panem. Nazywajcie go po imieniu. Pamiętajcie, że nie macie nad sobą już żadnego pana, którego rozkazy musicie wypełniać — wtrąciła krótko pani Smith. — Proszę, możemy kontynuować.
Uczestnicy zebrania po kolei, z mniejszymi bądź większymi, oporami wygłaszali swoje przemowy. Draco pokręcił głową, próbując walczyć z myślą, iż właśnie bezpowrotnie traci godzinę swojej przemijającej młodości. Osoba siedząca na prawo od niego właśnie skończyła mówić i wszyscy spojrzeli oczekująco w jego stronę.
— Nazywam się Draco Lucjusz Malfoy i — tu nonszalancko spojrzał na zegarek — nie nazwałem nikogo szlamą od trzydziestu minut.
— Brawo! — krzyknął Blaise, klaszcząc energicznie i patrząc z dumą na Malfoya.
To, że Blaise zaczął klaskać, nie było wcale najgorsze. Znał go już wystarczająco długo, by wiedzieć, że Zabini nie byłby sobą, gdyby nie odwalił niczego głupiego przynajmniej raz na godzinę. Najgorsze było to, że cała grupa przyłączyła się do klaszczącego Ślizgona, patrząc na młodego Malfoya z uznaniem.
Otaczają mnie głupcy” — pomyślał, ściskając nasadę nosa, natomiast Nott uderzył się otwartą dłonią w czoło.
Po tym krótkim przedstawieniu spotkanie wróciło na dawne tory. Uczestnicy po kolei mówili o sobie parę słów, jednak Draco już ich nie słuchał. To wszystko przypominało mu kabaret. Po raz kolejny zaczął zastanawiać się, dlaczego zadaje się z tą dwójką, a w szczególności z Blaisem.
Naprawdę nie wiem, jak to się stało, że zadaję się z wiecznie narzekającym kujonem i z przygłupem” — myślał.
Oni zawsze mnie w coś wmanewrują. To przez nich tu jestem. Przez nich i ich głupie pomysły. Dzień, w którym postanowiłem się z nimi zakumplować, był najgorszym w moim życiu”. — Notta też naszło na przemyślenia. Spojrzał w stronę czarnoskórego Ślizgona, który miał twarz niezmąconą żadną myślą.
Draco również zastanawiał się, co też może chodzić po głowie jego przyjacielowi
Parabole tańczą, tańczą, tańczą, tańczą… Tańczą, tańczą, tańczą parabole” — myśli Blaise’a odpłynęły gdzieś daleko i nikt nie wiedział, czy kiedykolwiek wrócą.
Tak… to Blaise był spoiwem łączącym ich trójkę.
Spotkanie zakończyło się kolejną przemową pracownicy Ministerstwa, w której podała datę kolejnego zebrania i zapewniła ich, iż w każdej chwili mogą się z nią skontaktować listownie, gdyby odczuli taką potrzebę.
Trójka Ślizgonów z ulgą opuściła salę transmutacji i ruszyła opustoszałym korytarzem. Pierwszy odezwał się Blaise:
— I jak wrażenia? Czujecie się oczyszczeni ze złej energii? — zapytał wesoło, unosząc brwi w charakterystyczny sposób.
— Totalna strata czasu, mogliśmy w tym czasie zrobić coś produktywnego, nie wiem… może się pouczyć… ale nie, wieczór spędziłem na zaglądaniu w głąb siebie.
— Uh… to musiał być paskudny widok — skwitował Draco słowa Teodora, po czym skręcił w lewy korytarz.
— A ty gdzie? — zawołał za nim Blaise. — Nie skoczysz z nami do lochów na szklaneczkę Ognistej? Albo dwie? Ewentualnie siedem?
Uśmiechnął się złośliwie.
— Nie dzisiaj, Blaise. Czekam na ważną przesyłkę.


***

Ufff… naprawdę nie wiem jak udało nam się z tym wyrobić w tydzień. Jak zapewne zauważyliście, zmieniłyśmy wygląd bloga, mamy nadzieję, że przypadł wam do gustu. Następny rozdział prawdopodobnie za tydzień, ale nie obiecujemy ;)

11 komentarzy:

  1. Rozdział naprawdę super, pomysły też wspaniałe. Mam tylko jedno zastrzeżenie :) Piszę się "aha", a nie "acha" ;) Pozdrawiam i życzę weny :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zawsze wybitny! Najbardziej podobał mi się moment, kiedy Blaise bił brawo Malfoy-owi, za to, że ten nikogo nie nazwał szlamą od 30 min, :'D Życzę Wam duuużo weny!
    Pozdrawiam Hariet,

    http://dramione-polaczyla-nas-tajemnica.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń
  3. Przypomnijcie mi... ile razy wam już mówiłam że jesteście genialne?... ^^
    Hahahahaha, mało istotne, napiszę to jeszcze raz
    JESTEŚCIE GENIALNE.

    Biedny Krzywołap, zalkoholizowany i z słabością do Dracona... Jesteście okrutne ^^
    Podobało mi się również pierwsze spotkanie AŚ, chociaż nie było jakoś szczególnie opisane ^^

    Zapraszam równie do mnie ^^ nowy rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  4. "Parabole tańczą..." xD Rozwaliłyście system... Czytam rozdziały i dosłownie mnie pożerają :) Jeszcze, jeszcze, jeszcze... Kocham Blaise'a ♥ Was oczywiście też xD
    POZDRAWIAM :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Blaise wygrywa, jest niesamowity, uwielbiam go w waszym opowiadaniu ��

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahahhahahha Blaise rozwalił system. Kocham go! Hahhaha świetne. Pozdrawiam i zapraszam:
    Dramione - To w Nas Żyje

    OdpowiedzUsuń
  7. Wasz Blaise jest dla mnie mistrzem, siedzę i płaczę ze śmiechu. Jesteście genialne ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  8. "Parabole tancza" yay! Rozlozylyscie mnie tym totalnie! Ostatnio często siedzą mi w głowie, gdy musiałam sobie je odpalić po okropnym kawalku w wersji o chrzescijaninie...
    Rozdział nad wyraz kipiący negatywnymi emocjami i z każdą chwilą zaogniajacy nienawiść Dracona do Gryfoni, aż wierzyć mi się nie chce, że oni mają mieć jakiekolwiek love :o
    Póki co panowie mają przerąbane i cokolwiek by nie zrobili wpadają w tarapaty, a wszędzie jest Granger xD

    OdpowiedzUsuń