Już dawno w pokoju wspólnym Gryfonów
nie było tak ponurej atmosfery. Nie mogli uwierzyć w to, co się
stało. Ich zwycięstwo było tak pewne, jak to, że sklątki
tylnowybuchowe znów podpalą chatkę Hagrida.
— Jakim cudem oni wygrali?
Prowadziliśmy sto siedemdziesiąt do trzydziestu. Trzydziestu! —
gorączkował się Ron, który zdawał się najgorzej znosić
przegraną.
Hermiona starała się pocieszyć
przyjaciela.
— Przecież to nie koniec świata. To
tylko gra.
Cała drużyna i paru zagorzałych
kibiców spojrzało na nią z dezaprobatą.
— Tylko gra? Tylko gra?! — zawołał
oburzony rudowłosy. — To Quidditch! A my mieliśmy ogromną
przewagę, a i tak przegraliśmy! I to ze Slytherinem!
Hermionie cisnęła się na usta uwaga,
że to jest właśnie piękno sportu, ale zachowała ją dla siebie.
— Ale przecież nie wszystko
stracone. To pierwszy mecz w sezonie, a Ślizgoni wygrali tylko
dwudziestoma punktami.
— Hermiona ma rację — powiedział
Harry, siedzący po drugiej stronie dziewczyny. — Nie
ma co się załamywać. Trzeba brać się do pracy i wygrać
z Krukonami.
Ginny skinęła głową.
— To będzie ciężki mecz. Krukoni
mają nowego kapitana. Luna mówiła, że jest bardzo dobry, a cała
drużyna jest pewna swojej wygranej.
— Pięknie… Po prostu cudownie —
mruknął obrońca Gryfonów, dolewając sobie Ognistej.
— Ej, Ron! Jakaś wiadomość dla
ciebie! — zawołał z drugiego końca pokoju Neville.
— Już idę!
Wśród uczniów siedzących przy
kominku zapanowała cisza. Hermiona wpatrywała się w ogień,
rozmyślając nad jutrzejszym dniem. Razem z Malfoyem miała
oprowadzić trzecioklasistów po Hogsmeade. To było pierwsze wyjście
młodszego rocznika do wioski, więc przez godzinę lub dwie, wraz ze
swoim współlokatorem, ma obowiązek opiekować się uczniami
i pokazać im największe atrakcje. „Malfoy i opieka nad
dziećmi? Już to widzę...” — pomyślała Gryfonka,
przeczuwając, że koniec końców zostanie z tym zadaniem sama.
Nagle wpadła jej do głowy wizja
młodego arystokraty, ubranego w różową, hawajską koszulę i
jasne spodnie, wesoło podskakującego na głównej ulicy Hogsmeade,
a za nim grupę blondwłosych sześciolatków, idących w parach
i śpiewających piosenkę.
Hermiona zakrztusiła się piwem
kremowym. Wyczarowała chusteczkę i zaczęła się wycierać, z
trudem hamując głośny śmiech.
— Wszystko w porządku? — spytał
Harry, widząc w oczach dziewczyny łzy, które mylnie wziął za
oznakę smutku.
Kasztanowłosa tylko pokiwała głową,
nadal walcząc z rozbawieniem.
Tymczasem zadowolony Ron wrócił na
swoje miejsce obok Hermiony.
— A ty coś taki wesoły? — spytała
Ginny, widząc uśmiech na twarzy brata.
— Donovan odwołała dzisiejsze korki
z eliksirów. No i dobrze, nie miałem ochoty spędzać wolnego
wieczoru, mordując się z nią.
Harry postanowił stanąć w obronie
nauczycielki.
— Wcale nie jest taka zła...
— Myślałbyś inaczej, gdybyś
musiał do niej chodzić na dodatkowe zajęcia.
Nie wiedzieć czemu, Harry uśmiechnął
się pod nosem.
— Jest ładna, ale potrafi
człowiekowi nieźle dowalić — kontynuował Ron, po czym zaczął
mówić wysokim, piskliwym głosem: „Weasley, gdzie ty masz oczy?
Umiesz czytać? Miałeś dodać pół korzenia asfodelusa. Pół, nie
cały!” — wydzierał się, żywo gestykulując, na co Gryfoni
zareagowali śmiechem.
Hermiona pokręciła głową z
niezadowoleniem.
— Ron, to nauczyciel. Mógłbyś jej
okazać trochę szacunku.
Harry uśmiechnął się chytrze.
— Mamy ci przypomnieć twój stosunek
do Trelawney?
— Och, to co innego — odpowiedziała
Hermiona, czym wywołała kolejny wybuch śmiechu Gryfonów.
— Jaaaasne — zawołali chórem.
Kasztanowłosa przewróciła oczami i
rozsiadła się wygodniej na kanapie. Wszyscy w Gryffindorze (i
nie tylko) wiedzieli, że Hermiona uważa profesor Trelawney za
oszustkę, a samo wróżbiarstwo za naciągactwo. Oczywiście
zdawała sobie sprawę z tego, że zdarzają się prawdziwe
wieszczki, jednak są one rzadkością. Jako jedna z nielicznych
wiedziała, że Trelawney wygłosiła dwie prawdziwe przepowiednie,
ale wszystkie inne zupełnie się nie sprawdziły. W przeciwnym
razie Harry umarłby już ponad dwieście razy. „Biedaczek”
— pomyślała z lekkim uśmiechem, zerkając na przyjaciela.
— Hej! Gdzie się podział mój
kieliszek? — zawołał Ron, rozglądając się za swoją zgubą.
— Jestem pewny, że postawiłem go… KRZYWOŁAP! — wrzasnął
i zerwał się do biegu.
Zaalarmowana Hermiona pobiegła za
rudowłosym.
— Krzywołap, zostaw to! —
krzyknęła, próbując odciągnąć kota od kieliszka.
Bezskutecznie. Zwierzę, gdy tylko
poczuło, że ktoś próbuje zabrać go od trunku, zasyczało.
Dziewczyna odskoczyła do tyłu, a Krzywołap wrócił do picia.
Gryfonka w końcu wyszła z szoku, wyjęła różdżkę
i zawołała:
— Accio kieliszek!
Kot spojrzał na nią z wyrzutem, po
czym majestatycznym krokiem, godnym Malfoya, opuścił pokój
wspólny.
— Co się z tym kotem dzieje? —
spytał zszokowany Ron, wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze
chwilę temu Krzywołap pił Ognistą z jego kieliszka.
— Skutek mieszkania z Malfoyem.
Krzywołap naprawdę się zmienił,
odkąd zamieszkała razem ze Ślizgonem. Już parę razy przyłapała
swojego kota na piciu. Malfoy miał irytujący zwyczaj zostawiania
niedopitych szklanek praktycznie wszędzie. Raz znalazła jedną
stojącą przy wannie, z czego oczywiście skorzystał
Krzywołap. Już sama nie wiedziała, ile razy kłóciła się o to
z aroganckim blondynem. Denerwowało ją to, że zwierzak coraz
bardziej zaczyna go przypominać. Czasami patrzył na nią zupełnie
jak Malfoy — z wyższością, politowaniem i arogancją. Co
więcej, kot zaczął prychać na nią, gdy robiła rzeczy, które
nie spodobałyby się jej współlokatorowi. A już najbardziej
denerwowało ją to, że jej własny pupil łasi się do tego dupka.
Oczywiście Malfoy zawsze odpychał Krzywołapa i to dość
brutalnie, co wywoływało kolejne głośne awantury. Mały zdrajca
nawet spał na rzeczach blondyna, a jego ulubionym miejscem w salonie
jest fotel, który zawsze zajmuje arystokrata.
Hermiona usiadła obok Harry’ego i
przyłączyła się do rozmowy na temat szans Gryffindoru na zdobycie
pucharu.
***
Draco siedział samotnie w swoim
dormitorium, popijając kawę i wpatrując się w ogień. W ciągu
jednej doby został ośmieszony przez Granger, stracił pozycję w
drużynie (co prawda do końca semestru, ale jednak!), a trzech
nauczycieli widziało go nagiego. Wątpił, by jego duma mogła
kiedykolwiek się odbudować. Stop, wróć! Jego duma się nie
odbuduje? Przecież jest Draconem Malfoyem!
Z odrazą spojrzał na zawartość
swojej filiżanki. W sumie sam nie wiedział, czy bardziej będzie mu
brakować Quidditcha czy Ognistej… nie żeby był uzależniony.
Położył się na kanapie, uniósł dłoń i zacisnął palce na
nasadzie nosa. Wiedział jak odegrać się na Granger i już niedługo
miał wprowadzić swój plan w życie, choć żałował, że nie
mógł zemścić się na niej od razu. Na razie sprawił, że
czwartkową noc przespała w toalecie.
***
Był zły. Nie, on był wściekły!
Szedł szybko, stawiając głośne, energiczne kroki. Już nie musiał
chodzić skulony, by się zasłaniać. Teraz szedł wyprostowany, z
głową wysoko i dumnie uniesioną, tak jak na arystokratę
przystało. Już nie przejmował się tym, że ktoś go zobaczy… bo
już zobaczył. Ledwo co nad sobą panował. Krew i adrenalina
buzowały w jego organizmie i zmuszały do podjęcia konkretnych
działań.
„Jak ona śmiała! Jak śmiała
okraść arystokratę, dziedzica rodu Malfoyów z jego ubrań, dumy
i, co najgorsze, z jego różdżki. Różdżki robionej specjalnie na
zamówienie! Mało jej było, gdy zmusiła nas do rzeczy tak
niegodnych elit, to jeszcze nas okradła! I wyeliminowała z gry
w rozgrywkach Quidditcha. Zabiję ją! Zabiję gołymi rękami!”
— takie myśli krążyły po głowie Dracona.
W końcu dotarł do dormitorium. Wszedł
do salonu i zapalił światło. Rozejrzał się. Pusto. Od razu
ruszył do sypialni współlokatorki. Złapał za klamkę. Zamknięte.
— Granger, wyłaź! — zawołał. —
I tak tego nie unikniesz!
Gdy Gryfonka nie spełniła jego
żądania, odsunął się i kopnął w drzwi, chcąc je wyważyć.
Bezskutecznie. Najwyraźniej przewidując taki rozwój wypadków,
dziewczyna wzmocniła drzwi zaklęciem.
Draco zaklął pod nosem.
— Granger… nie… denerwuj… mnie…
jeszcze… bardziej — po każdym słowie następował cios w drzwi.
Po chwili jego pięść pokryta była
jego własną krwią, która wypływała ze świeżych rozcięć.
Niczego nieświadoma, ubrana w
puszysty, biały szlafrok Hermiona wyszła z łazienki. Już miała
zamknąć drzwi, gdy go zobaczyła. Stał oparty o framugę. Jego
prawa dłoń pokryta była krwią, podobnie zresztą jak drzwi do jej
pokoju, w których było wyraźne wgniecenie. Coś jej podpowiadało,
że Ślizgon nie jest w nastroju do spokojnej rozmowy.
Powoli zaczęła się wycofywać w
stronę łazienki, nie spuszczając wzroku ze swojego współlokatora.
SKRZYP
Podłoga pod jej stopami postanowiła
zdradzić jej obecność. Cóż, złośliwość rzeczy martwych.
Hermiona przymknęła na chwilę powieki, przeklinając w duchu swój
los i spojrzała na Ślizgona, przywołując na twarz niepewny,
przepraszający uśmiech. Chłopak powoli odwrócił głowę w stronę
Gryfonki. Gdy ich spojrzenia się spotkały, na jego twarzy zagościł
uśmiech szaleńca.
Hermiona jeszcze nigdy nie widziała
uśmiechu, w którym byłoby tylko złości, nienawiści i groźby.
A teraz skierowany był do niej. Zimne, stalowe tęczówki
przeszywały ją na wylot.
Stali tak może przez kilka sekund,
które Hermionie wydawały się wiecznością. Malfoy w dalszym
ciągu stał oparty o framugę jej drzwi, a pojedyncze strużki potu
spływały po jego twarzy. Oddychał ciężko, jakby starając się
nad sobą zapanować. Hermiona w milczeniu oczekiwała na wynik
wewnętrznej walki chłopaka. W końcu wyraz jego twarzy zmienił
się, ustępując miejsca zimnej furii.
— Granger… — szepnął groźnie,
robiąc powolny krok w jej stronę.
Hermiona uniosła dłoń i wycelowała
drżący palec wskazujący w stronę chłopaka.
— Malfoy… tylko spokojnie.
Pamiętaj, kobiety nie wolno nawet kwiatem.
Jedynym ostrzeżeniem był dla niej
krótki, cichy, mrożący krew w żyłach, śmiech. Ślizgon
odepchnął się od drzwi i, podchodząc w jej stronę, zaczął
podwijać rękawy koszuli. Rzucił jej mroczne spojrzenie spod rzęs,
po czym gwałtownie przyspieszył.
Gryfonka z piskiem uciekła do
łazienki, zamknęła drzwi i wzmocniła je zaklęciem. Dziękowała
losowi za to, że wzięła ze sobą różdżkę. I że Malfoy nie
miał swojej. Ta spoczywała w torbie, zamknięta w jej
sypialni. Na razie była bezpieczna. Wiedziała, że Malfoy nie da
rady sforsować drzwi, choć nie rezygnował z próby ich
wyważenia.
— Zabiję cię, Granger! Słyszysz?!
Otwieraj te cholerne drzwi, żebym mógł cię wreszcie zabić! NIKT,
a zwłaszcza ty, nie będzie robić ze mnie idioty!
Dziewczyna stała po drugiej stronie
drzwi, czekając, aż jej współlokator się uspokoi. Jego napady
szału, mimo, że dość gwałtowne, zwykle nie trwały zbyt długo.
Jednak nie tym razem. Ślizgon wciąż wyładowywał swoją złość
na drzwiach.
— Malfoy przestań!
Zapieczętowałam te drzwi zaklęciem, choćbyś nie wiem jak chciał,
nie dasz rady… — zdążyła wykrzyczeć przez drzwi, zanim
jej przerwał.
— Ja nie dam rady?! Dorwę cię,
choćbym musiał rozerwać te drzwi na strzępy… po kawałeczku.
A potem zajmę się tobą… tym razem się doigrałaś —
oznajmił, po czym nastąpiła kolejna seria ciosów w drzwi. —
Za jakie grzechy mnie tu z tobą zamknęli? Jesteś najgorszą
z możliwych plag, Granger!
ŁUP
Hermiona usłyszała brzdęk tłuczonego
szkła. Najwyraźniej Malfoy rzucił w drzwi wazonem, który
wyczarowała na bukiet od Gregorovicza.
Cisza. Hermiona podeszła do drzwi i
nasłuchiwała, w nadziei, że Ślizgon odpuścił.
— Święty by nie wytrzymał!
Wolałbym siedzieć zamknięty w Azkabanie niż tu z tobą!
Draco stał, wpatrując się w
podniszczone drzwi, ubrudzone jego własną krwią. Spojrzał na
swoją poranioną dłoń i po raz ostatni przywalił w drzwi. Sam nie
wiedział, dlaczego dziewczyna działała na niego niczym płachta na
byka. Drażniło go w niej wszystko. Jednak póki działało
zaklęcie, nic z tym nie mógł zrobić. Na razie.
Odszedł od drzwi i skierował się w
kierunku barku, by uspokoić skołatane nerwy przy szklance Ognistej.
Problem w tym, że barek był pusty.
— KURWA MAĆ!
***
Skrzywił się, wspominając tamten
wieczór, a grymas na jego twarzy powiększył się, gdy uświadomił
sobie, co go czeka jutro: prawie całe przedpołudnie z Granger i
bandą rozwrzeszczanych bachorów. Nie znosił dzieci. Humoru nie
poprawiła mu także świadomość klęski Slytherinu w dzisiejszym
meczu. Co prawda nie oglądał go do końca, ale czy ta farsa mogłaby
mieć inne zakończenie?
Leżał na kanapie, coraz bardziej
zagłębiając się w ponurych myślach. Wiedział, że powrót do
szkoły do najłatwiejszych należeć nie będzie, ale to, co teraz
przeżywał, przewyższało jego oczekiwania.
Wstał z kanapy, przeciągnął się i
automatycznie ruszył w stronę barku. Zazgrzytał zębami, widząc
jego wyposażenie. Gryfonka, zapewne chcąc dopiec mu jeszcze
bardziej, postawiła tam soki, butelki z wodą i inne zdrowe,
bezalkoholowe paskudztwa.
— Jak ja jej nienawidzę...
Chcąc wziąć długą, odprężającą
kąpiel, ruszył w stronę łazienki i zaczął rozpinać koszulę.
Zatrzymał się i zaklął pod nosem, słysząc głośne pukanie
i nawoływanie dwójki Ślizgonów:
— Draco! Draco, WYGRALIŚMY!!! —
wydzierał się Blaise.
Przez chwilę zastanawiał się nad
tym, by ich zignorować, jednak walenie w przejście nie
ustawało. Z głośnym westchnieniem i widocznym niezadowoleniem
na twarzy podszedł do obrazu i odsunął go. Ślizgoni natychmiast
wpadli do środka, przekrzykując się:
— WYGRALIŚMY! Dwudziestoma punktami,
ale WYGRALIŚMY — ryknął Zabini, podskakując z uniesionymi
rękami.
— Sprawa była już przegrana, ale
udało się! Najpierw Harperowi udało się zdobyć punkt, ale
Gryfoni nadal prowadzili 170 do 30… — powiedział podekscytowany
Nott.
— WYGRALIŚMY!
— … i zaraz po tym Gregorovicz
złapał znicza! — wrzasnął Teodor, dołączając do Blaise’a w
tańcu radości.
Draco stał jak zamurowany,
przyglądając się Ślizgonom.
— Wygraliśmy… — wymamrotał.
Na jego twarzy pojawił się lekki
uśmiech, który powiększał się coraz bardziej. Krzyknął, dając
upust swoim emocjom i wyrzucając pięść w górę w geście
zwycięstwa. Znieruchomiał, gdy dotarło do niego, że…
— Gregorovicz złapał znicza —
mruknął, niebezpiecznie mrużąc przy tym oczy.
— Już nie buntuj się tak blondasku,
przecież wiemy, że i tak jesteś najlepszy — rzucił wesoło
Blaise, robiąc dzióbek i posyłając w stronę Malfoya spojrzenie
małego szczeniaczka.
Młody arystokrata porwał poduszkę z
kanapy i rzucił nią prosto w twarz czarnoskórego.
Nott również próbował udobruchać
kolegę.
— Blaise ma rację, poszczęściło
mu się. Szykuj się, jest impreza w pokoju wspólnym.
Malfoy skrzywił się. Przebywać w
jednym pomieszczeniu z Gregoroviczem?
Zabini, widząc zawahanie kolegi,
powiedział:
— Będzie Ognista.
Nie wahał się ani chwili dłużej.
***
Wszedł do salonu Ślizgonów, ubrany w
stalowoszarą koszulę, czarny cienki krawat i czarne spodnie,
natychmiast przywołując masę spojrzeń. Z czystego lenistwa
zostawił zarost i rozczochrane włosy bez zmian. Razem ze
swoimi kompanami ruszył w stronę zielonej sofy, która została
podsunięta do ściany, by zrobić jak najwięcej miejsca dla
tańczących. Całe pomieszczenie skąpane było w półmroku,
rozświetlane bladym blaskiem świec.
Z satysfakcją zauważył, że grono
ślizgońskich dziewczyn odłącza się od Gregorovicza i podąża
ku niemu. Rozsiadł się, otoczony nimi, członkami drużyny i paroma
innych Ślizgonami.
Młody arystokrata chwycił szklankę,
odszukał wzrokiem Gregorovicza i uniósł ją w geście
pozdrowienia. Rosjanin zacisnął szczęki, odwrócił się i
powrócił do rozmowy z Dafne.
— Ech, moja głupiutka siostrzyczka…
zawsze lepiej wiedziałam, co jest dobre — wymruczała Astoria,
klejąc się do blondyna. Draco, przywykły do takich zachowań,
zignorował blondynkę i opróżnił szklankę.
Wieczór zapowiadał się wspaniale.
Ognista, muzyka, dziewczyny… krótko mówiąc: żyć nie umierać.
Coś jednak mąciło jego dobry humor. Kończyli właśnie drugą
butelkę, gdy Graham Pritchhard wlazł na stół, trzymając w jednej
dłoni szklankę i flagę w barwach Slytherinu w drugiej.
— Pr… proszę u–uprzejmie o
ciszę!
Muzyka i rozmowy w pokoju wspólnym
przycichły. Wszyscy spojrzeli wyczekująco na chłopaka.
— Chciałbym wznieść toast na cześć
osoby, dzięki której dokopaliśmy Gryfonom. Bez niego nie dalibyśmy
rady. Zdrowie Gregorovicza!
— Zdrowie Gregorovicza!
Graham zszedł z prowizorycznego podium
i ruszył w stronę tymczasowego szukającego. Po chwili Rosjanin
stał owinięty flagą z godłem Slytherinu, spoglądając z
uśmiechem na zebranych. Napełnił szklankę i gestem uciszył
wiwatujących Ślizgonów.
— A ja chciałbym podziękować całej
drużynie i wszystkim zacnym dżentelmenom i damom należącym
do Domu Węża za jakże ciepłe przyjęcie mnie zarówno w drużynie,
jak i w całej ślizgońskiej społeczności. Cieszę się,
że mogłem przyczynić się do tego wspaniałego zwycięstwa,
jednakże nie można zapominać o osobach, które w ostatnich
latach były odpowiedzialne za grę drużyny Slytherinu.
Ivan odnalazł wzrokiem, siedzącego na
sofie, Dracona i uniósł szklankę, powtarzając jego gest.
— Zdrowie panowie — oznajmił z
uśmiechem, choć w jego oczach z łatwością można było odczytać
drwinę.
Draco przywołał na twarz najbardziej
przyjazny uśmiech, na jaki było go stać, choć w tej chwili był
w trakcie obmyślania wyjątkowo bolesnego sposobu uśmiercania
ofiary. I, o dziwo, ofiarą wcale nie była Granger.
Zabawa rozkręciła się na nowo. Chyba
po raz pierwszy w życiu Draco żałował, iż odznaczał się dużą
tolerancją na alkohol. Łatwiej byłoby mu znieść wszechobecne
zachwycanie się osobą Gregorovicza, gdyby wiedział, że jutro nie
będzie tego pamiętał.
Impreza zaczęła go nużyć. Blaise
odpadł już po czwartej butelce Ognistej, a Nott zajęty był
obściskiwaniem się z jakąś lalą. Dopił w samotności ostatnią
butelkę i ruszył w stronę wyjścia.
Zmiana położenia diametralnie rozbiła
przeświadczenie o jego trzeźwości. Z trudem utrzymywał się
w pozycji pionowej. Droga do dormitorium wydawała mu się
strasznie długa. Co prawda, mógł zostać tutaj, z całą
pewnością ktoś by go przenocował, ale nie miał zamiaru spędzać
choćby minuty dłużej w otoczeniu Gregorovicza.
Nogi poniosły go same.
***
Hermiona uśmiechnęła się, czując,
jak ciepłe promienie słońca ogrzewają jej sylwetkę. Czuła się
wspaniale. Leżała w wielkim, wygodnym łóżku, wypoczęta i
bezpieczna. Nie musiała wysłuchiwać narzekań i gróźb Malfoya
ani znosić jego pogardliwego spojrzenia. Jej współlokator gdzieś
się zapodział i dziękowała za to Merlinowi.
Jęknęła żałośnie, gdy
przypomniała sobie o dzisiejszych obowiązkach. Nie należała do
osób leniwych, ale każdemu czasem zdarza się mieć ochotę na to,
by cały dzień przeleżeć w łóżku. Nadal z zamkniętymi
oczami spróbowała się podnieść, gdy poduszka, obejmując ją
w pasie, z powrotem przyciągnęła ją do łóżka
i mocniej otuliła. Gryfonka uznała, że jeszcze parę minut
lenistwa jej nie zaszkodzi. Obróciła się i wtuliła w rozgrzaną,
twardą, lecz wygodną poduszkę. Uśmiech na jej twarzy powiększył
się. Była jakby stworzona specjalnie dla niej. Przysunęła się do
niej jeszcze bliżej, wtulając w nią twarz i nasłuchując jej
spokojnego, miarowego oddechu.
Zaraz! Wróć! Od kiedy poduszki
wciągają ludzi do łóżka i oddychają?!
Powoli otworzyła najpierw jedną,
potem drugą powiekę i przełknęła ślinę. Jej oczom ukazała się
umięśniona, męska klatka piersiowa i, mimo że nie widziała
twarzy właściciela, domyślała się, kto nim jest. Ostrożnie
odchyliła głowę, a jej domysły potwierdziły się.
Draco Malfoy spał w najlepsze, mocno,
a zarazem troskliwie ją obejmując. Hermiona patrzyła na niego jak
zahipnotyzowana. Promienie słońca padały na jego rozczochraną
platynową czuprynę, tworząc wokół niej złocistą aureolę.
Kąciki lekko rozchylonych ust unosiły się w małym, uroczym
uśmiechu. Nigdy nie widziała na jego twarzy takiego spokoju, ani
takiego uśmiechu. Zazwyczaj była tam pogarda, wściekłość… to
już drugi raz, gdy przypominał jej anioła. Zmarszczyła brwi. Jej
wróg, jej szkolny wróg, jest w jej pokoju, w jej łóżku, obejmuje
ją, półnagi a ona rozmyśla o jego anatomii?!
„Jest źle. Jest bardzo źle.
Muszę się stąd jak najszybciej wydostać” — pomyślała
spanikowana.
Zabrała dłoń z klatki piersiowej
blondyna i spróbowała odciągnąć od siebie jego ramię. Ku
przerażeniu Gryfonki, Draco jeszcze mocniej ją objął i zanurzył
twarz w jej lokach.
„Cholera! I co teraz?”
Tkwiła w bezruchu z twarzą
przyciśniętą do klatki Ślizgona, zastanawiając się jak wyjść
z zaistniałej sytuacji. Położyła dłonie na jego torsie i
spróbowała go od siebie odepchnąć. Malfoy zmarszczył brwi,
wzmocnił uścisk i mruknął coś niezrozumiałego pod nosem.
Kasztanowłosa doszła do wniosku, że jedynym wyjściem jest
obudzenie arystokraty i skrzywiła się, gdy wyobraziła sobie
jego reakcję.
— Hmm… Malfoy?
— Cii… — szepnął w jej loki
blondyn, powolnie przesuwając swoją dłoń w dół jej pleców.
Kasztanowłosa wytrzeszczyła oczy i
głośno przełknęła ślinę. Jeszcze parę centymetrów i…
— Malfoy, wstawaj — wyszeptała,
bojąc się, że najmniejszy ruch spowoduje dalszą wędrówkę dłoni
Ślizgona.
— Cholera, Granger, czy ty zawsze się
tak wiercisz… Granger? — Draco gwałtownie otworzył oczy,
napotykając bursztynowy wzrok swojej współlokatorki.
Obydwoje wpatrywali się w siebie,
leżąc w bezruchu, podczas gdy arystokrata uświadamiał sobie
gdzie jest, z kim jest i gdzie znajdują się jego ręce. Hermiona
wyczytała z jego oczu, w którym momencie to wszystko do niego
dotarło.
Trzy… dwa… jeden...
— AAAA!!! — wrzasnęli oboje, Draco
przerażony swoim położeniem, Hermiona zaś — rykiem
chłopaka.
Równocześnie usiedli i w pośpiechu
próbowali wydostać się z plątaniny kołdry, skutkiem czego był
upadek obojga na podłogę. Hermiona skrzywiła się, czując ból
spowodowany bliższym zapoznaniem się z podłogą w jej
sypialni. Usiadła, rozcierając biodro i mamrocząc pod nosem.
„Malfoy… nie dość, że wlazł mi do sypialni, obmacał mnie,
to jeszcze przez niego mocno się potłukłam. Znowu!” —
pomyślała, kręcąc głową z niedowierzaniem, po czym
wspierając się o łóżko, podniosła się.
Po drugiej stronie Draco skrzywił się,
gdy jego ciała z hukiem walnęło o podłogę. Podniósł się
do siadu, ignorując pulsujący ból w nadgarstku. Był
przyzwyczajony do takich i gorszych kontuzji. Odgarnął
niedbale włosy do tyłu, w myślach tworząc nowe obelgi na temat
Granger. Zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć, jak to się
stało, że wylądował w jej łóżku. Już miał wstać, gdy nagle
coś sobie uświadomił.
„Co, do kurwy...?” —
jęknął w duchu, po czym porwał z łóżka kołdrę i owinął się
nią w pasie. Tak ubrany wstał w tym samym momencie co jego
współlokatorka. „No, no…” — pomyślał na widok
potarganej, zarumienionej (ze wstydu? gniewu?) dziewczyny, ubranej
wyłącznie w czarny T-shirt. T-shirt, który…
— To jest szczyt chamstwa i
bezczelności, Malfoy! — zaczęła Gryfonka, gdy tylko napotkała
stalowe spojrzenie blondyna, stojącego po drugiej stronie łóżka.
Tupnęła ze złością nogą i zacisnęła pięści, gdy
zobaczyła, że chłopak ją ignoruje, patrząc nie w jej oczy, lecz
kierując wzrok niżej.
— Malfoy! Mógłbyś chociaż
słuchać, gdy na ciebie wrzeszczę! Oczekuję przeprosin za…
— Przeprosin? Niby za co? —
mruknął, nie patrząc w jej oczy.
— Na co się tak gapisz?!
Chłopak tylko uśmiechnął się pod
nosem. Hermiona zerknęła w dół, a jej rumieńce powiększyły
się. T- shirt, który normalnie sięgał jej do połowy ud,
podwinął się na wysokości talii, ukazując arystokracie całe
nogi Gryfonki i jej czarną bieliznę. Natychmiast chwyciła brzeg
bluzki i pociągnęła go, by ją zakrył.
— Coś ty taka cnotliwa, Granger?
Wczoraj taka nie byłaś — wyszeptał z łobuzerskim uśmiechem.
Kasztanowłosa przełknęła ślinę.
Przestąpiła z nogi na nogę.
— Wczoraj? — spytała niepewnie,
zakładając niesporny lok za ucho.
— Nie pamiętasz? Szkoda, bo działo
się sporo, Granger.
— Nie wierzę ci — powiedziała,
starając się, by jej głos brzmiał pewnie i stanowczo.
Chłopak znacząco spojrzał na swoje
okrycie, później na nią i sponiewieraną pościel. Hermiona
potrząsnęła głową. „On kłamie. On musi kłamać. Na pewno
jest jakieś logiczne wyjaśnienie. A to, że jest owinięty moją
kołdrą, nie oznacza, że jest pod nią nagi” — pomyślała
Gryfonka.
— Gdyby coś między nami zaszło,
nie byłbyś taki przerażony, gdy się obudziłeś — zauważyła
rozsądnie kasztanowłosa, przytrzymując brzeg koszulki, by ta
ponownie nie ujawniła zbyt dużo Ślizgonowi.
— Każdy w takiej sytuacji byłby
przerażony, Granger. Powiedzmy sobie szczerze: nie jesteś
najlepszym widokiem z rana.
— Ale później to już tak?
— zauważyła zadowolona.
— Lepiej się przygotuj, bo to,
co powiem, będzie dla ciebie szokiem. Granger… — dziewczyna
wstrzymała oddech, zaciekawiona — paskudna jesteś
— dokończył z typowym, ślizgońskim uśmieszkiem.
Prychnęła drwiąco.
— A jednak się ze mną
przespałeś?
— No cóż… w ekstremalnych
warunkach jesteś całkiem znośna.
— Znośna?! — zawołała
oburzona, kładąc ręce na biodrach.
— Nie rób sobie nadziei,
powiedziałem: w ekstremalnych. Musiałem być nieźle napruty
— powiedział, naśmiewając się z Gryfonki i patrząc na nią
drwiąco.
— A jednak pożerałeś wzrokiem moje
nogi! — zauważyła, zadowolona, że zapędziła go w kozi
róg.
Blondyn zlustrował jej sylwetkę z
wrednym uśmieszkiem.
— Nie jest dobrze, gdy facet
woli twoje nogi od… całej reszty.
— Świnia! Nie wierzę ci. Niby
coś między nami zaszło, a teraz wstydliwie się zakrywasz?
Kłamiesz, Malfoy, jak zwykle! Wynoś się z mojego pokoju!
— Masz absolutną rację,
Granger, przecież widziałaś już wszystko — rzucił wesoło,
po czym ruszył w kierunku wyjścia, upuszczając kołdrę.
— Prostak — pisnęła,
otrzymując w odpowiedzi drwiący śmiech.
Hermiona pobiegła do drzwi,
zatrzasnęła je i osunęła się po nich na podłogę. Potrząsnęła
głową, próbując wyrzucić z niej obraz tyłka Malfoya.
Niemożliwe, żeby z nim spała, tym razem była trzeźwa i na pewno
wszystko by pamiętała. Dręczyło ją to, że nie miała pojęcia,
co wydarzyło się w noc leczenia czkawki. Czy to możliwe, żeby
wtedy…
„Nie! Oczywiście, że nie! Po
pierwsze nie jestem takim typem dziewczyny, a po drugie Malfoy mnie
nienawidzi. Nie ma takiej opcji, żeby coś między nami zaszło.
Specjalnie kłamie, żebym się zadręczała, męczyła, aż w końcu
popadnę w nerwicę i będą musieli zamknąć mnie w Mungu”.
„Nic nie zaszło, tak? A koszula?
A krawat?” — wtrącił irytujący głosik w jej głowie.
Gryfonka postanowiła go zignorować.
Uważała, że Malfoy kłamie i zdania nie zmieni, dopóki nie będzie
mieć konkretnych dowodów. Z takim postanowieniem dziewczyna wstała,
by wybrać ubrania na dzisiejsze wyjście.
***
Stała w salonie, z rękami założonymi
na piersi, tupiąc niecierpliwie nogą i wpatrując się z irytacją
w drzwi łazienki. Nie dość, że Ślizgon wepchnął się tam
pierwszy (znowu!), to siedział tam już od godziny.
— Co on tam robi tyle czasu...
— warknęła, rozpoczynając kolejną wędrówkę po pokoju.
— Malfoy, szybciej, ile można czekać?! — krzyknęła,
zatrzymując się i kładąc dłonie na biodrach.
— Na mnie warto czekać nawet
całą wieczność, Granger — usłyszała w odpowiedzi.
— Jesteśmy prefektami
naczelnymi, mamy być wzorem dla innych. Jaki przykład dajemy,
spóźniając się na oprowadzanie trzecich klas?
— Granger, mogłabyś się w
końcu zamknąć? Usiłuje się skupić.
— Skupić? Co ty tam wyrabiasz,
że musisz się skupić? — spytała rozbawiona.
— Golę się.
Rozbawienie zniknęło tak samo szybko,
jak się pojawiło. Hermiona niebezpiecznie zmrużyła oczy. Goli
się. Ona ma się spóźnić, zszargać swoje dobre imię i opinię,
bo on się GOLI? Przebolałaby długą, odprężającą kąpiel, bo
sama w tej chwili o takiej marzyła, lub mdłości po (jak się
domyślała) jego wczorajszej imprezie. Ale nie. On się goli. Bo
musi wyglądać idealnie.
Kasztanowłosa wyciągnęła różdżkę,
wypowiedziała w myślach formułę i cicho wślizgnęła się do
środka. W pomieszczeniu było parno i wilgotno. A więc jednak
wykąpał się, a dziewczyna zmuszona była do tego, by ubrać
się w naszykowane rzeczy, popędzić do łazienki prefektów, by tam
się umyć… zupełnie jak wtedy, gdy Malfoy nakreślił barierę w
dormitorium.
Gryfonka schowała różdżkę do
kieszeni i podeszła na paluszkach do, stojącego do niej bokiem,
Ślizgona. Chłopak celował różdżką w swoją twarz i powoli nią
poruszał, sprawiając, iż kilkudniowy zarost znikał. Skupiony na
swoim zadaniu, nadal nie zauważał dziewczyny.
Hermiona stanęła obok niego i
wrzasnęła:
— MALFOY, POSPIESZ SIĘ!!!
Młody arystokrata podskoczył i
odruchowo odwrócił głowę w jej stronę, a na jego policzku
pojawiło się długie, paskudne rozcięcie. Draco nawet się nie
skrzywił. Spojrzał w lustro, oceniając szkodę, a gdy zobaczył,
jak głęboka jest rana, zacisnął zęby, po czym nawet nie patrząc
na Gryfonkę, machnął różdżką w jej kierunku. Niewidzialne
liny oplotły jej ciało i runęła z hukiem na podłogę.
Kolejne machnięcie sprawiło, iż jej wargi skleiły się ze sobą
tak mocno, że nie mogła wypowiedzieć żadnego słowa. Blondyn
uleczył ranę i kontynuował golenie, nie zwracając uwagi na
gniewne pomruki współlokatorki.
***
Do Sali Wejściowej dotarli mocno
spóźnieni. Oburzona Hermiona w drodze do sali nawet nie spojrzała
na zarozumiałego Ślizgona, co było dobrą decyzją, bo gdyby to
zrobiła, wybuchłaby.
Arystokrata szedł pewnym krokiem z
dumnie uniesioną głową i choć starał się utrzymać na twarzy
maskę obojętności, w jego oczach tańczyły iskierki rozbawienia.
Był w szampańskim nastroju. Zawstydził Gryfonkę, wkurzył ją,
zasiał w jej głowie ziarno niepewności, a później poniżył i
znowu wkurzył. I to wszystko z samego rana! Czy można lepiej
rozpocząć dzień? Na dodatek będzie miał okazję dręczyć ją
przez najbliższe trzy godziny.
Stanęli przed grupą uczniów.
Hermiona uśmiechnęła się przepraszająco i przyjaźnie zarazem.
Draco patrzył na nich z typową dla siebie pogardą, wyższością i
arogancją. Trzecioklasiści wzdrygnęli się, czując na sobie jego
stalowy wzrok, i nieco cofnęli. Dziewczyna nie dziwiła się im, ona
reagowała tak samo, gdy ten wysoki, blondwłosy psychol patrzył na
nią, jakby chciał ją zabić.
Dyskretnie walnęła go w żebra,
chcąc, by się opamiętał, posyłając mu przy tym karcące
spojrzenie. Chłopak odwzajemnił je z wrednym uśmieszkiem i oddał
jej uderzenie, zupełnie nie przejmując się ani jego siłą, ani
dyskrecją. Hermiona ponownie skierowała wzrok na uczniów.
— Witam wszystkich. Przepraszamy
za to, że musieliście na nas czekać, jednak mieliśmy pewne…
— zerknęła na rozbawionego Ślizgona — …komplikacje.
Jestem Hermiona Granger, a to jest Malfoy i będziemy was
dzisiaj oprowadzać po Hogsmeade.
Draco nie mógł powstrzymać
parsknięcia śmiechem, gdy usłyszał, jak przedstawiła go
trzecioklasistom. Spojrzał na Gryfonkę z kpiną, w zamian
otrzymując poirytowany wzrok dziewczyny.
— Jestem Draco Malfoy, ale
możecie się do mnie zwracać per „Szanowny Panie Malfoy” lub
„Jaśnie wielmożny Panie Malfoy”… ewentualnie „O wielki,
potężny czarodzieju, którego chwała i majestat rozświetla
nasze nędzne żywoty”.
Wszystkim zebranym na sali, włączając
w to Filcha, opadły szczęki. Jako pierwsza z szoku wyszła
Hermiona.
— On oczywiście żartuje. Jeśli
już oddaliście formularze panu Filchowi, możemy przejść do
omówienia zasad.
— No właśnie, zasady… —
powiedział Draco, krzyżując ramiona na piersi. Posłał uczniom
groźne spojrzenie i kontynuował: — Jeśli ktoś będzie gadał
— zabiję.
Hermiona pospieszyła z tłumaczeniem.
— Jeśli ktoś będzie źle się
zachowywał, dostanie szlaban.
— Jeśli ktoś mnie zdenerwuje
— zabiję.
— Jeśli ktoś nie będzie
wykonywał naszych poleceń, to odejmiemy punkty.
— Jeśli ktoś coś zniszczy —
zabiję.
— Jeśli coś zepsujecie lub —
co gorsza — ukradniecie, również skończy się to dla was
szlabanem.
— I co najważniejsze…
— kontynuował Draco, nie zwracając uwagi na wtrącenia
Gryfonki — jeśli ktoś się zgubi, musi liczyć na siebie.
— Jeżeli się zgubicie,
natychmiast wyruszymy na wasze poszukiwania — Hermiona
uśmiechnęła się pocieszająco. — W czasie drogi opowiemy
wam historię Hogsmeade i wymienimy jego największe atrakcje.
Jeśli ktoś zna historię lub ciekawe fakty dotyczące wioski i się
nimi podzieli, może liczyć na punkty dla swojego domu. Gdy będziemy
na miejscu oprowadzimy was, co zajmie około dwóch–trzech godzin.
Później macie czas wolny. Czas i miejsce zbiórki ustalimy jak
już znajdziemy się w wiosce. Gdyby ktoś miał jakiś problem lub
będzie chciał wcześniej wrócić, wystarczy zgłosić się do mnie
lub Malfoya. Ja będę w Trzech Miotłach, a Malfoy będzie…
— urwała i spojrzała pytająco na współlokatora.
— Będzie niedostępny — dokończył
za nią, poprawiając szalik.
Hermiona westchnęła. Tak jak myślała,
to ona będzie musiała się tym wszystkim zająć.
— Idziemy.
Wyszli na zewnątrz, a dziewczyna,
pomimo świecącego słońca, zadrżała z zimna,. Był październik
i potrafiło mocno zawiać.
— Dokładna data założenia
Hogsmeade nie jest znana. Szacuje się, że wioska powstała w roku
982. Czy ktoś z was wie, kto był założycielem? — spytała
Hermiona.
— Hengist z Woodcroft
— powiedziała nieśmiało drobna brunetka o zielonych oczach.
— Do którego domu należysz?
— Jestem w Hufflepuffie.
— Dziesięć punktów dla
Hufflepuffu — oznajmiła Gryfonka, uśmiechając się do
dziewczyny. — Jak zapewne wiecie, Hogsmeade to jedyna wioska w
Wielkiej Brytanii zamieszkana całkowicie przez czarodziejów. Jako
ciekawostkę dodam, że wizerunek Hengista z Woodcroft widnieje
na kartach z czekoladowych żab…
— Ale ciekawostka — mruknął
ironicznie Draco.
— … a jego portret możecie
podziwiać w Hogwarcie — dokończyła nieco głośniej, z zaciętą
miną patrząc na Ślizgona. — Warto wiedzieć, że jedna z
gospód w Hogsmeade była kwaterą główną powstania goblinów.
Może ktoś zna datę?
Tym razem nikt nie odpowiedział.
Hermiona kontynuowała wykład, nie zważając na rozmowy prowadzone
przez niektórych znudzonych uczniów.
— Był to rok 1612. W
późniejszych latach wioskę zamieszkiwało wielu znanych
czarodziejów i czarownic. — Kasztanowłosa zaczęła
recytować długą listę nazwisk. W międzyczasie rozmowy stały
się głośniejsze i uniemożliwiły dalszy wykład.
— Czy mogę prosić o ciszę? —
spytała zirytowana dziewczyna, jednak została zignorowana przez
grupkę trzecioklasistów. Dalsze próby uciszenia uczniów również
się nie powiodły.
— Zrób coś — poprosiła
Malfoya.
Uśmiechnął się złośliwie.
— Nie będę się wtrącał,
świetnie ci idzie.
Hermiona nadal uparcie się w niego
wpatrywała. Młody arystokrata ścisnął nasadę nosa, czując
nadchodzący ból głowy.
— Jak ja nienawidzę bachorów…
bachorów i ciebie, Granger — warknął, po czym szybko acz
z gracją wyjął różdżkę i wycelował w najgłośniej
rozmawiającego chłopca.
Czarnowłosy przyłożył ręce do ust,
wytrzeszczając oczy. Po chwili zaczął się krztusić. Rozmowy,
rechoty i piski gwałtownie ustały. Hermiona potrzasnęła głową,
próbując wyjść z szoku, a zadowolony z siebie
Malfoy z uśmiechem satysfakcji schował różdżkę i ruszył dalej.
Dziewczyna szybko usunęła klątwę i
zaczęła uspokajać grupę. Po chwili dogoniła Ślizgona.
— Możesz mi powiedzieć, co to
było? — wyszeptała wściekle, nie chcąc, by uczniowie byli
świadkami ich kolejnej kłótni.
— Uciszyłem ich — powiedział
arogancko, nawet na nią nie patrząc.
— Uciszyłeś?!
— Tak, uciszyłem, bo ty jesteś
zbyt głupia, by to zrobić, Granger.
— Ty ich wcale nie UCISZYŁEŚ, tylko
PRZESTRASZYŁEŚ. Zaatakowałeś ucznia, Malfoy.
Blondyn spojrzał na nią z
politowaniem
— Gdybym go zaatakował, byłby już
martwy. A teraz zamknij się bo przez nich i twoją paplaninę
dostałem migreny.
Hermionie opadła szczęka. Ona ma
zaniedbywać obowiązki prefekta, bo jaśnie panicz dostał MIGRENY?!
Uśmiechnęła się pod nosem, po czym
z premedytacją wróciła do swojego monologu.
— Jednym z najpopularniejszych
miejsc w Hogsmeade jest Miodowe Królestwo, o którym pewnie już
słyszeliście. Uczniowie chętnie odwiedzają też Sklep Zonka, choć
naprawdę nie wiem dlaczego. Najpopularniejszym pubem jest Pub pod
trzema Miotłami. Pokażemy wam wszystkie te miejsca, a na koniec
zatrzymamy się przy Wrzeszczącej Chacie — powiedziała
z przesadnym entuzjazmem, czym wywołała u blondyna
nerwowy tik w postaci drgającej powieki.
Draco zmierzył dziewczynę stalowym
spojrzeniem. Inaczej wyobrażał sobie ten dzień. To on miał ją
denerwować, nie na odwrót. Chciał ją upokarzać i irytować.
„No… ale nic straconego” —
pomyślał, uśmiechając się ironicznie i podstawił Gryfonce nogę.
***
Hermiona westchnęła z ulgą, gdy
skończyli zwiedzać wcześniej wspomniane przez nią miejsca i
jeszcze parę innych. Była zmęczona, obolała i zmarznięta. Jej
skronie nieprzyjemnie pulsowały od rozmów i chichotów uczniów
oraz wrednych komentarzy Ślizgona, nie wspominając już o tym, że
ten cały czas trącał ją łokciem w żebra lub podstawiał nogę.
Przez jego dziecinne zachowanie dorobiła się kilku siniaków
i zadrapań.
Wyszła z sowiej poczty i obróciła
się do trzecioklasistów.
— To już koniec oprowadzania, macie
czas wolny. Spotykamy się tu równo za trzy godziny. Gdybyście
mieli jakieś problemy, śmiało możecie zwracać się do nas. Jak
już mówiłam, przez cały czas będę w Trzech Miotłach, a Malfoy…
— spojrzała na arystokratę, który uniósł brew — Malfoy
będzie gdzieś się szwendał, ale jeśli będziecie w potrzebie, a
on będzie blisko, to śmiało możecie prosić go o pomoc.
— Jeśli mnie zaczepicie i
zaczniecie mi jęczeć o swoich problemach… wujek Malfoy będzie
zły — rzucił z iście szatańskim uśmiechem i groźnym
błyskiem w oczach.
Uczniowie wymienili między sobą
niepewne spojrzenia.
— Możecie się rozejść — rzuciła
Hermiona w stronę zwiedzających, po czym odwróciła się do
Ślizgona i dźgnęła go palcem w tors. — Jak mogłeś ich
tak nastraszyć? Jesteś prefektem naczelnym! Twoim obowiązkiem
jest…
— Przymknij się, Granger, i
zabieraj brudne łapska — warknął Draco, po czym z wyraźnym
obrzydzeniem odtrącił jej rękę jak natrętnego owada. — Po
pierwsze: jestem z rodu Malfoyów, więc zawsze robię to, na co mam
ochotę. Po drugie: nie pchałem się na prefekta naczelnego,
zostałem do tego zmuszony, a po trzecie… obowiązki i
obowiązki. Czy ty masz jakieś życie?
— Oczywiście, że tak!
— Aha, jasne. Wolny czas
spędzasz na nauce, w bibliotece albo wykonując dodatkowe polecenia
nauczycieli. Od pierwszej klasy trzymasz się tych samych osób i
trudno zobaczyć cię w towarzystwie kogoś innego, a na imprezy
w ogóle nie chodzisz, chyba że zmusi cię do tego ta zdrajczyni
krwi. Żałosna jesteś — dodał szeptem, podchodząc do
dziewczyny, nie spuszczając z niej przy tym stalowego
spojrzenia.
— Nie waż się tak mówić o
Ginny — powiedziała, również robiąc krok w kierunku chłopaka,
unosząc głowę, by nadal móc patrzeć mu w oczy. — Jest o
wiele więcej warta niż ty. Ona walczyła, narażała życie dla
innych. A ty? Lalusiowaty chłopczyk, któremu wszystko jest podawane
na złotej tacy. Myślisz tylko o sobie, nie masz żadnych uczuć,
zabijałeś niewinnych ludzi dla władzy i pozycji w szeregach
Śmierciożerców. Dla mnie byłeś, jesteś i zawsze będziesz
mordercą — powiedziała pod wpływem emocji, nie panując nad
sobą.
Gdy zrozumiała, co wydostało się z
jej ust, zasłoniła je dłonią. Nawet jeśli rzeczywiście tak o
nim myślała, nie powinna była mu o tym mówić, tym bardziej
prosto w twarz na środku głównej ulicy Hogsmeade.
Draco nachylił się nad nią. Ich nosy
dzieliło tylko kilka centymetrów. Hermiona nie mogła się ruszyć,
czując na sobie jego nienawistny wzrok. Była jak zwierzę, które w
ostatnich chwilach życia wpatruje się w grzechotnika.
— Nie… masz… ŻADNEGO…
pojęcia, o czym mówisz, Granger — warknął wściekle,
odwrócił się i ruszył w tylko sobie znanym kierunku.
Gryfonka jeszcze chwilę stała w
miejscu, wpatrując się w odchodzącego blondyna. Nie powinna mu
tego mówić. Owszem, uważała go za osobę pozbawioną uczuć i
wiedziała, że zabijał, jednak mimo wszystko powinna się
powstrzymać. Spojrzała na srebrny, elegancki zegarek, który
dostała na siedemnaste urodziny od babci Rose. Miała jeszcze
godzinę do spotkania z Harrym, Ronem i Ginny.
Skrzywiła się, gdy przypomniała
sobie słowa Ślizgona. Miał rację, cały czas trzymała się tych
samych osób. Irytowało ją to, że Malfoy potrafił tak łatwo ją
przejrzeć, a ona jego w ogóle. Co tak naprawdę o tym wiedziała?
Jest arystokratą, brzydzi się mugoli, arogancki, wyrafinowany, były
Śmierciożerca. Niewiele. Za to on wiedział o niej dużo.
Zdecydowanie za dużo. Pokręciła głową, wyzbywając się ponurych
myśli.
Chcąc produktywnie wykorzystać wolną
godzinę, postanowiła odwiedzić sklep Scrivenshafta, by sprawić
sobie nowe pióro. W drodze do sklepu mijała trzecioklasistów,
pytając, jak podoba im się Hogsmeade i czy potrzebują pomocy.
Wszyscy byli zachwyceni wioską.
Dzień, mimo że wietrzny, był
pogodny, a Hogsmeade wyglądało naprawdę pięknie, gdy roślinność
nabierała jesiennych barw. Hermiona wiedziała jednak, że wioska
zimą wygląda jeszcze piękniej i magiczniej, gdy wszystko
pokrywa biały, puszysty śnieg, w sklepach pojawiają się
świąteczne ozdoby, na zewnątrz wystawiane są wielkie,
przystrojone choinki, a ulicę rozbrzmiewają pieśniami kolędników.
Gryfonka uśmiechnęła się na myśl,
że do świąt pozostały niecałe trzy miesiące. Uśmiech jednak
spełzł z jej twarzy, gdy przypomniała sobie, że będą to
kolejne święta bez rodziców. „Weź się w garść”
— zbeształa się w duchu.
Weszła po małych schodkach i już
miała nacisnąć klamkę, gdy ta ustąpiła, drzwi otworzyły się,
a w przejściu stanął nie kto inny jak…
— Witaj Hermiono — powiedział
z uroczym uśmiechem Ivan.
— Cześć — wydukała
nieśmiało.
Ich znajomość zaczęła się dość…
niefortunnie, jeśli można tak opisać zafundowanie dziewczynie
wstrząsu mózgu. Jednak brunet zmienił swoje zachowanie w stosunku
do niej. Przeprosił, dał kwiaty, wspierał na ćwiczeniach.
Postanowiła dać mu szansę.
— Znalazłabyś dla mnie chwilę?
— Jasne — odpowiedziała,
odwzajemniając uśmiech.
— Może porozmawiajmy w sklepie.
Cofnął się, by zrobić przejście
dla Gryfonki.
Hermiona weszła do środka,
rozglądając się i z ulgą stwierdziła, że nic się tu nie
zmieniło: te same przestronne pomieszczenie, beżowe kolory i meble
z jasnego drewna. Przy ścianach stały rzędy szklanych gablot z
wystawą piór w najróżniejszych odmianach: od zwykłych po
samosprawdzające, na luksusowych kończąc.
— Jak ci minęło przedpołudnie?
— Nie było najgorsze, choć
muszę przyznać, że młodsze roczniki potrafią być męczące
— odpowiedziała, kierując się w stronę wystawy sklepowej.
— Chociaż to i tak nic w porównaniu z Malfoyem…
— urwała, gdy zdała sobie sprawę z tego, że mogła
powiedzieć zbyt dużo. Wciąż nie wyrobiła sobie zdania na temat
nowego ucznia i nie chciała ujawniać przed nim swoich słabości.
— Też bywa męczący? — spytał
z rozbawieniem wysoki brunet, chowając ręce do kieszeni.
— Raczej irytujący, ale nie chcę
dłużej o nim rozmawiać, skoro wreszcie mam chwilę czasu dla
siebie i nie muszę przebywać w jego towarzystwie. Hmm… chyba
zdecyduję się na zwykłe orle — powiedziała, wskazując na
jedno z brązowych piór, znajdujących się w gablocie.
— A co powiesz na tamto? —
spytał Ivan, podchodząc w stronę osobnej gabloty, znajdującej się
na samym środku sklepu.
Leżało tam najpiękniejsze pióro,
jakie Hermiona kiedykolwiek widziała. Śnieżnobiałe, o ostrym,
złotym zakończeniu, delikatnie wygięte, by idealnie układało się
w dłoni. Było bajeczne, podobnie zresztą jak jego cena.
— Jest śliczne — powiedziała
w końcu. — Ale wiesz, już się przyzwyczaiłam do tego
modelu — dodała, nie chcąc przyznać się, że
najzwyczajniej w świecie nie było jej na nie stać.
Chłopak uważnie ją obserwował. Nie
uszło jego uwadze, że Gryfonce przypadł do gustu model luksusowego
pióra. Doskonale znał powody, dla których zrezygnowała z zakupu.
Postanowił to jednak zachować dla siebie. Powiedział tylko:
— Stare przyzwyczajenia?
— Coś w tym rodzaju… a
właściwie, dlaczego chciałeś ze mną porozmawiać?
— A… faktycznie… zapomniałem
— powiedział z uśmiechem Ivan, przeczesując dłonią włosy tak,
że niesforne kosmyki opadły na jego oczy. — Mam sprawę…
nie za bardzo wiem, do kogo mógłbym się z tym zwrócić, a chodzą
słuchy, że jesteś dobra w te klocki…
— Jakie klocki? — spytała
ostro Hermiona. Miała złe przeczucia względem tego, jakie plotki
mógł o niej usłyszeć.
— No w czarach… a dokładniej
w transmutacji.
— A… chodzi o naukę.
Hermiona odetchnęła z ulgą. Może
była trochę przewrażliwiona jeśli chodzi o Ślizgonów…
ale czy nie miała do tego adekwatnych podstaw?
— Znalazłabyś chwilkę, żeby
mnie poduczyć? W naszej szkole nauka transmutacji zaczyna się na
trzecim roku, wiec mam dwa lata w plecy i jeszcze nie zdążyłem
nadrobić wszystkich zaległości. A w środę mamy test z
przemiany międzygatunkowej zwierząt o złożonej budowie.
Dziewczyna uśmiechnęła się. Zawsze
lubiła pomagać w nauce innym. Poza tym powoli zaczęła przekonywać
się do Ivana. Wydawał się zwykłym chłopakiem, a to, że
trafił do Slytherinu…
— Nie ma sprawy.
— Płaci panienka siedem sykli
— oznajmiła sprzedawczyni.
Po wyjściu ze sklepu Ivan
zaproponował, że odprowadzi ją do Trzech Mioteł. Pogrążeni
w rozmowie, nawet nie zauważyli, kiedy znaleźli się pod
wejściem do popularnego pubu. Brunet otworzył szeroko drzwi i z
szarmanckim ukłonem, powiedział:
— Panie przodem.
Hermiona zaśmiała się i weszła do
środka, gdzie przywitały ją rozmowy, muzyka i przyjemne
ciepło. Zaczęła rozglądać się za przyjaciółmi, jednak zamiast
nich odnalazła w rogu Malfoya i przyssaną do niego Dafne
Greengrass.
— Fuj.
Nie zdawała sobie sprawy, iż swoją
dezaprobatę wyraziła na głos, dopóki Ivan jej nie przytaknął.
— Całkowicie się z tobą
zgadzam. Sam Malfoy jest paskudny, ale całujący się Malfoy… —
wykrzywił się, kręcąc z niesmakiem głową. Wymienił z Gryfonką
porozumiewawcze spojrzenia, po czym wybuchli śmiechem.
— Przeszkadzam?
Kasztanowłosa odwróciła się i
zobaczyła rudowłosego przyjaciela z gniewnymi rumieńcami na
twarzy.
— Cześć, Ron — powiedziała
nagle skrępowana. — Wy się chyba jeszcze nie znacie. Ivan to
jest mój przyjaciel…
— Ależ my się znamy doskonale
— przerwał jej Ron, obdarowując oboje wściekłym
spojrzeniem. — Zdaje mi się, że przypadkiem udało mu się
złapać znicza podczas ostatniego meczu.
— A ty to pewnie ten, któremu
przypadkiem udaje się czasem złapać kafla? — odpowiedział
atakowany Ślizgon.
Przez chwilę świdrowali się
spojrzeniami. O ile twarz Ivana emanowała spokojem, o tyle Ron
poczerwieniał tak, że przypominał ognistą salamandrę. Gryfonka
przyglądała się temu niememu pojedynkowi z niepokojem. Bała się
tego, że może to doprowadzić do bójki. Doskonale znała
temperament swojego przyjaciela i wiedziała, jak to się może
skończyć. Poza tym, chodził o Quidditch, o coś, czego nie
rozumiała, a rozbudzało w mężczyznach dzikie instynkty.
— Na mnie już czas — oznajmił
brunet. — Hermiono, dziękuję za poświęcony mi czas — ujął
jej dłoń — i nie mogę się doczekać następnego spotkania
— powiedział, patrząc jej w oczy, po czym złożył
pocałunek na jej dłoni.
Hermiona, urzeczona jego szarmanckim
zachowaniem, odpowiedziała mu nieśmiałym uśmiechem.
— Mogłabyś przestać wodzić
za nim maślanymi oczami? Co to w ogóle były za teksty? Ze
średniowiecza się urwał? — naśmiewał się Ron.
— Mógłbyś wreszcie przestać
obrażać osoby, które chcą się ze mną przyjaźnić?
— A co, ja i Harry ci nie
wystarczamy? Bratasz się z wrogiem.
— Już to kiedyś słyszałam, a
później byłeś pierwszy w kolejce po autograf od tego wroga
— odpowiedziała urażona dziewczyna.
Ich wymiana zdań mogłaby trwać
jeszcze przez długi czas, gdyby nie pojawienie się Harry’ego.
Wszedł do pubu w towarzystwie Ginny i Lee Jordana, który podszedł
do Gryfonki i uściskał ją przyjaźnie.
— Może znajdziemy sobie jakiś
kąt? — zaproponowała Ginny.
Znalezienie stolika, który pomieściłby
ich wszystkich, niemalże graniczyło z cudem. Trzy Miotły były
wypełnione po brzegi. W końcu Lee wypatrzył odpowiednie miejsce i
rzucił:
— Dziewczyny, pójdźcie zająć
stolik, a my załatwimy dodatkowe krzesła.
Lawirowanie pomiędzy uczniami nie
należało do najprostszych zadań, jednak udało im się dotrzeć na
skraj sali.
— O co poszło? — spytała Ginny.
— Słucham?
— Cóż, może chłopcy nie są
zbyt spostrzegawczy, ale znam swojego brata i znam ciebie. O co
poszło tym razem?
— O to, co zawsze. Nie spodobało
mu się, że zobaczył mnie w towarzystwie innego chłopaka.
Ginny ożywiła się na wzmiankę
o potencjalnym adoratorze przyjaciółki.
— Zaraz, czekaj… ŻE CO?! Kto
to? Opowiadaj.
— Ginny, spokojnie, to tylko
znajomy. Poza tym pomagam mu w nauce — wyjaśniła kasztanowłosa,
chcąc uspokoić Weasleyównę.
— No ale kto to? — dziewczyna
nie dawała za wygraną.
Hermiona wiedziała, że nie odpuści.
Mimo to ociągała się z udzieleniem odpowiedzi, z uwagą
przyglądając się swoim paznokciom.
— Gregorovicz.
Tak jak myślała, Ginny skrzywiła się
na dźwięk tego nazwiska.
— To ten szukający Slytherinu?
— upewniła się rudowłosa. — Hermiona, nie będę cię
oceniać, swój rozum masz i powinnaś wiedzieć, jak to się może
skończyć.
Ich rozmowę przerwał powrót
chłopców. Dostawili krzesła do stolika i rozsiadli się na nich.
— A to dla kogo? — spytała
Ginny, wskazując na dodatkowe krzesło.
— Wpadnie jeszcze jedna osoba
— odpowiedział Lee. — Czego się napijecie?
— Piwo kremowe.
— Dla mnie to samo.
— OK, w takim razie zahaczymy
jeszcze o bar i zaraz do was wracamy.
Harry, Ron i Lee wstali od stolika i
udali się, by złożyć zamówienie.
— Ciekawe, kto jeszcze ma
przyjść — powiedziała Ginny, rozglądając się po pubie.
— Mniejsza z tym… jak ci poszło oprowadzanie wycieczki
po Hogsmeade?
— Nie było najgorzej.
Weasleyówna spojrzała na nią
sceptycznie.
— No dobra, niektórzy uczniowie
nie zachowywali się odpowiednio, a Malfoy był irytujący tak, jak
zwykle. Ale, jak widzisz, wszystko dobrze się skończyło
— wyjaśniła z uśmiechem. — No nareszcie —
powiedziała na widok powracających przyjaciół, którym
towarzyszył ktoś jeszcze.
Dziewczyny popatrzyły po sobie i
skierowały gniewny wzrok na…
— George!
Były Gryfon schował się za plecami
czarnoskórego przyjaciela.
— Drogie panie, tylko spokojnie
— powiedział Lee.
— Spokojnie? SPOKOJNIE? Nawet
nie wiesz, przez co przechodziłyśmy! Piłyśmy jakieś paskudztwa!
Nocowałyśmy w toaletach! — rudowłosa zmarszczyła brwi, po
czym mruknęła do siebie: — A nie, to tylko ja tak miałam.
— Siostra zrozum, jestem teraz
biznesmenem, muszę myśleć o interesach. Nikt nie był chętny do
testowania tych eliksirów, aż tu nagle pojawiłyście się wy i…
— Zaraz, chwila. Jakie im dałeś…
Chyba nie…? — spytał Lee, zerkając na Weasleya, po czym wybuchł
śmiechem.
Kasztanowłosa zatrzęsła się z
oburzenia, tupiąc nogą niczym mała dziewczynka.
— Nie ma w tym nic śmiesznego!
— Daj spokój Hermiono, chyba
nie stało się nic złego — wydusił Jordan, ocierając łzy
rozbawienia.
— Nic złego? Malfoy mi wmawia,
że się z nim przespałam!
Ron, który w międzyczasie zajął już
z Harrym swoje miejsca, zakrztusił się piwem kremowym.
— Że co? — spytał ze
złością, stawiając butelkę na stole.
Wszyscy wpatrywali się oniemiali w
Gryfonkę.
Osaczona przez swoich przyjaciół
dziewczyna zaczęła plątać się w wyjaśnieniach.
— To wszystko przez tę czkawkę…
George mówił, żebym dużo piła, ale nic nie pomagało… później
ta Ognista… no i trochę przesadziłam. Niewiele pamiętam z
tamtego wieczoru, a Malfoy doskonale o tym wie i to perfidnie
wykorzystuje. Zatem jest wielce prawdopodobne, że do niczego między
nami nie doszło.
Ostatnie zdanie wypowiedziała bardziej
do siebie, chcąc utwierdzić się w przekonaniu, że tak właśnie
było.
Reakcje na jej wywód były różne.
George i Lee nawet nie próbowali walczyć z atakiem śmiechu, Ginny
patrzyła na nią z mieszaniną troski i rozbawienia, a Harry
wpatrywał się w nią z otwartymi ustami. Hermiona bała się
spojrzeć w stronę Rona. Niemal czuła bijące od jego policzków
gorąco.
— Wielce prawdopodobne, tak?!
Ale pewności nie masz?
Hermiona spojrzała błagalnie w stronę
rudowłosej przyjaciółki, aby w jakiś sposób spróbowała wybawić
ją z opresji.
— Dobra, dajcie już spokój. To
wyłącznie sprawa Hermiony — powiedziała Ginny, po czym
ponownie odwróciła się w stronę pani prefekt naczelnej i posłała
jej spojrzenie mówiące: „Później to obgadamy”.
Kasztanowłosa przytaknęła i zajęła
miejsce przy stoliku między Harrym a Ginny. Odchrząknęła,
szukając w głowie bezpiecznego tematu do rozmowy.
— Fajnie was znowu widzieć. Co
robicie w Hogsmeade?
— No właśnie, mówiliście, że
macie świetne wieści — rzucił Harry, popijając piwo
kremowe.
— Mówimy im? — upewnił się
Lee, a gdy George przytaknął, wyszczerzył zęby i powiedział:
— A więc od dzisiaj jestem wspólnikiem „Magicznych
Dowcipów Weasleyów”
Chłopak uśmiechnął się, słysząc
gratulacje i życzenia sukcesów. Nikt nie był zdziwiony decyzją
Georga, od pierwszego roku przyjaźnił się z Lee. Wiadomo było, że
George sam długo nie zdoła prowadzić sklepu, a Jordan
pracował u niego od samego początku, nie wspominając już o tym,
że był współtwórcą niektórych produktów.
— Ale to nie koniec dobrych
wieści — powiedział George, unosząc dłonie, by uciszyć
swoich rozmówców. — Wcześniej nic nie mówiłem, bo nie
chciałem zapeszać. Biznes rozkręca się na tyle dobrze, że
postanowiłem otworzyć nową filię, tu w Hogsmeade. Godzinę temu
udało nam się kupić lokal. Co prawda potrzebuje małego remontu,
ale to już problem Jordana — dodał, przekomarzając się ze swoim
wspólnikiem.
Zachwycona wieściami czwórka Gryfonów
zaczęła zasypywać ich pytaniami.
Hermiona spojrzała na zegarek,
żałując, że czas spędzony z przyjaciółmi leci tak szybko.
— Muszę już iść
— powiedziała, nakładając swój płaszczyk. — Mam
odprowadzić trzecioklasistów do Hogwartu. Jeszcze raz wam gratuluję
i życzę dalszych sukcesów — nachyliła się nad
biznesmenami i uściskała ich. — A jeśli któryś znowu
zechce wypróbować na mnie nowe eliksiry…
— Tak, wiemy, do ciebie jako
pierwszej mamy się zgłosić — dokończył George z psotnym
uśmiechem.
— Czekaj, zabiorę się z tobą.
Ginny pożegnała się ze wszystkimi i
razem z Hermioną wyszła na zewnątrz.
— Opowiadaj.
Kasztanowłosa jęknęła w duchu,
widząc troskę, ciekawość i nieustępliwość w oczach
młodszej Gryfonki. Wiedziała, że przyjaciółka nie odpuści.
— Od czego zacząć? — spytała
zrezygnowana.
— Malfoy.
Pani prefekt westchnęła, po czym
zaczęła opowiadać całą kompromitującą sytuację i wydarzenia
z dzisiejszego ranka. Gdy skończyła mówić, Ginny zagwizdała.
— No nieźle — podsumowała.
— Nieźle?
— Mam na myśli to, że dwa razy
widział cię półnagą, a to dopiero początek roku.
Kasztanowłosa zatrzymała dla siebie
to, iż ona również już dwukrotnie widziała go nagusieńkiego.
Weasleyówna zaśmiała się, jednak
spoważniała, gdy ujrzała zmartwienie na twarzy przyjaciółki.
— Hej, tylko żartowałam.
Pamiętaj, że to Malfoy, kłamliwa, zawszona fretka. Na twoim
miejscu ignorowałabym jego aluzje i dogryzki — dodała,
pocieszająco obejmując ją ramieniem. — No to teraz przechodzimy
do Gregorovicza.
— To tylko kolega. Na początku
myślałam, że to drugi Malfoy, później mnie przeprosił i dał
kwiaty… Wydaje się sympatyczny, normalnie ze mną rozmawia,
uśmiecha się, gdy mija mnie na korytarzu, a dzisiaj poprosił o
korki z transmutacji.
— Uśmiechasz się — zauważyła
Ginny, automatycznie odwzajemniając gest kasztanowłosej, która,
słysząc tę uwagę, zatrzymała się zarumieniona. — Uśmiechasz
się, gdy o nim mówisz.
— To po prostu miłe i
niespodziewane, gdy jakiś Ślizgon zachowuje się tak względem
mnie.
— Na moje oko to on nie chce być
tylko twoim kolegą. Kwiaty, korki… ale mogę się mylić —
dorzuciła szybko, widząc, że przyjaciółka chce zaprotestować.
— Posłuchaj, będę szczęśliwa, jeśli ty będziesz, nie
ważne czy z Gryfonem, Ślizgonem, mugolem czy trollem. — Hermionie
zadrżały wargi od powstrzymywanego śmiechu. — Ale chcę,
żebyś była bezpieczna, więc proszę cię, zanim zaczniesz
utrzymywać z nim bliższe kontakty, upewnij się, czy nie ma złych
zamiarów.
— Wiem, Ginn.
— Wiem, że wiesz, ale w życiu bywa
różnie, a ty jesteś dla mnie jak siostra i masz mi obiecać, że
będziesz na siebie uważać.
— Obiecuję.
Młodsza Gryfonka odwzajemniła uśmiech
i dziarskim tonem zapytała:
— No to gdzie ta zbiórka?
Pomogę Ci.
— Nie musisz, jakoś sobie poradzę z
nimi i Malfoyem — powiedziała kasztanowłosa, nie chcąc, by Ginny
narażona była na drwiny, groźby i przekleństwa Ślizgona.
— Żaden problem, poza tym wróciłabym
już do zamku, a samej nie chce mi się iść.
Pani prefekt pokiwała głową, ciesząc
się w duchu, że nie będzie musiała sama zmagać się z
arystokratą. Ruszyły na miejsce zbiórki. Większość uczniów już
tam była, w przeciwieństwie do jej współlokatora. Hermiona
postanowiła dać mu jeszcze dziesięć minut, choć przeczuwała, że
Ślizgon i tak się nie pojawi. Nie myliła się.
— Nie mogę uwierzyć, że znowu
nie wykonuje zadań prefekta naczelnego — narzekała, prowadząc
grupkę trzecioklasistów z powrotem do Hogwartu. — Jak można
być tak nieodpowiedzialnym? W niczym mi nie pomaga, w
większości sama chodzę na patrole, a gdy już raczy ze mną pójść
to albo cały czas mi dogryza, albo traktuje jak powietrze, gdy chcę
omówić z nim ważne kwestie. I nadal nie zdjął tych
przeklętych aktów! Już nie mówiąc o tym, że zrobił
z Krzywołapa alkoholika!
— Szukałaś jakichś sposobów
na Zaklęcie Trwałego Przylepca?
— Oczywiście, że tak.
— No i?
Hermiona westchnęła.
— Albo sam musi zdjąć
zaklęcie, albo muszę go zabić.
— Czyli obrazy już tam zostaną
— podsumowała Ginny.
Dalszą podróż spędziły na rozmowie
o pierwszych testach, świętach i balu bożonarodzeniowym.
— Wiesz już, z kim pójdziesz?
Twoja obecność będzie obowiązkowa, więc nawet nie próbuj szukać
wykrętów — ostrzegła ją rudowłosa, wchodząc do sali
wejściowej.
— Myślałam, żeby zaprosić
Harry’ego.
— Świetny pomysł! Znając
życie, Harry czekałby na ostatnią chwilę, aż w końcu w ogóle
by nie poszedł, a tak wszyscy się wybierzemy. Mam tylko nadzieję,
że Ron nic nie odwali — dodała, kręcąc głową nad uporem
i głupotą brata.
— A ty z kim pójdziesz?
— Z Lee — odpowiedziała
Ginny, niedbale wzruszając ramionami.
— Jesteście razem?
— Kasztanowłosa z ciekawością spojrzała na przyjaciółkę.
— Nie… Choć w sumie to sama
nie wiem. Znam go od małego, a gdy Fred… no w każdym razie
był przy mnie i jako jeden z nielicznych potrafi mnie naprawdę
rozbawić. Ostatnio spędzamy ze sobą coraz więcej czasu no i…
— Nie musisz mi niczego
tłumaczyć. Cieszę się, że go masz.
Dziewczyny uśmiechnęły się do
siebie.
— Idziesz do pokoju wspólnego?
Dawno cię u nas nie było — zauważyła Weasleyówna.
— Może później, najpierw
muszę sprawdzić jedną rzecz.
Hermiona pożegnała się z Ginny
i ruszyła do biblioteki, chcąc pozbyć się wszelkich niepewności
i domysłów. Miała już dość podstępnego Ślizgona i jego
aluzji.
„Na pewno jest jakiś sposób, by
sprawdzić, czy to, co mówi jest prawdą” — pomyślała
wchodząc do biblioteki. „A jeśli jest jakiś sposób, to
właśnie tu”.
Z mocnym postanowieniem, że nie
wyjdzie stąd, dopóki nie uzyska odpowiedzi, zaczęła przeszukiwać
regały. Po wielu godzinach poszukiwań wreszcie osiągnęła swój
cel. Usiadła przy jednym ze stolików w czytelni, odnalazła
właściwy rozdział i zaczęła czytać:
Eliksir Czystości — eliksir
popularny w czasach średniowiecza, służący do sprawdzenia
dziewictwa kobiety. Arystokrata, chcąc upewnić się przed ślubem
czy jego wybranka serca jest niewinna, często podstępem dolewał go
do wina szlachcianki. Jeśli kobieta była dziewicą, pozostałość
eliksiru w kieliszku zmieniała barwę na białą; jeśli zaś była
nieczysta — czarną. Tylko doświadczone czarownice potrafiły
wyczuć subtelny, acz specyficzny zapach eliksiru i przeczuwając
podstęp przyszłego małżonka, chcąc ukryć prawdę, spożywały
eliksir kłamstwa (patrz strona 823), który sprawiał, iż eliksir
czystości ukazywał odmienny wynik.
Hermiona uśmiechnęła się,
znalazłszy rozwiązanie swojego problemu. Jednak mina jej zrzedła,
gdy spojrzała na dalszy tekst. Sposób przygotowania nie był trudny
i nie trwał specjalnie długo, ale składniki… Większość z nich
stanowiły rzadkie, drogie i objęte ochroną rośliny mugolskie. Nie
miała wystarczająco dużo oszczędności, aby uzyskać
ingrediencje niezbędne do wykonania eliksiru. Skrzywiła się, gdy
do głowy wpadł jej pewien pomysł. Był sposób, aby uzyskać je
wszystkie za darmo. Będzie musiała poprosić przyjaciół o pomoc.
Była pewna, że może na nich liczyć.
***
— Nie ma mowy — powiedział
Ron, siadając na ławce w jednej z pustych klas. — Nie dam
się wciągnąć w kolejne genialne pomysły. Poproś o pomoc
jakiegoś Ślizgona, ostatnio to z nimi się zadajesz.
— Ja się wcale…
— Uspokójcie się! — krzyknął
Harry, nie mogąc wytrzymać kolejnej kłótni swoich przyjaciół.
Rudowłosy chciał coś powiedzieć,
ale zmienił zdanie, gdy zobaczył ostrzegawcze spojrzenie Harry'ego.
— Hermiono, zacznij jeszcze raz.
O co chodzi?
— Potrzebuję składników do
eliksiru, ale są one wyjątkowe i bardzo drogie, a muszę go
uwarzyć. Nie, nie mogę powiedzieć, o co chodzi, ale to sprawa
życia lub śmierci — dodała, widząc, że Ron chce się
wtrącić. — Przecież wiecie, że nie prosiłabym o coś
takiego, gdyby to nie było naprawdę ważne.
— Ja już powiedziałem, że
tego nie zrobię. Nie ma mowy.
— Pomogę ci — oznajmił
Harry, posyłając niezadowolone spojrzenie przyjacielowi. — Nawet
nie wiem, ile razy ty pomogłaś mi, nie wspominając już o ostatnim
roku.
— Dziękuję! — powiedziała
i uścisnęła go, ignorując prychnięcie Rona.
— Nie ma za co. Jeśli dobrze
pójdzie, dostaniesz swoje składniki już jutro.
— Harry, nawet nie wiesz jakie
to dla mnie ważne. Jeszcze raz dziękuję. — Zerknęła na
zegarek — Przepraszam, ale muszę już iść. – Gryfonka
pożegnała się i wyszła z sali.
Harry również ruszył do wyjścia,
jednak w przejściu zatrzymał się i rzucił przez ramię:
— Ron? — poczekał, aż
przyjaciel na niego spojrzy — Ogarnij się w końcu.
***
Draco rozpiął swój płaszcz i rzucił
go na sofę.
— Cholerna Granger — mruknął,
rozmasowując dłonią napięty kark i automatycznie ruszając
w stronę barku. Zazgrzytał zębami, widząc jego wyposażenie.
— Jak ja jej nienawidzę — warknął, rozwalając się
na swoim fotelu.
Niemal natychmiast na kolana wskoczył
mu rudy, gruby i ohydny kot jego współlokatorki.
— Spieprzaj, sierściuchu.
Krzywołap tylko zaczął głośniej
mruczeć, wpatrując się w blondyna.
Młody arystokrata zepchnął z siebie
zwierzę, klnąc pod nosem na niego i jego właścicielkę. Oboje
byli wścibscy i irytujący. Jakby na potwierdzenie myśli Ślizgona,
Krzywołap zaczął ocierać się o jego nogi.
— Dasz mi w końcu spokój,
pchlarzu?
Draco odtrącił go stopą. Kot nic
sobie z tego nie robił, nadal łasząc się do niego.
— Kiedyś przerobię cię na
sajgonki — zagroził, lecz to również nie przyniosło
żadnego efektu.
„Głupie, brzydkie i nachalne…
zupełnie jak Granger” — pomyślał, opierając łokieć
o podłokietnik fotela i pocierając dwoma palcami wargi.
Zmierzył małego alkoholika groźnym spojrzeniem, myśląc jak się
go pozbyć. Gdyby nie był pod obserwacją, po prostu sam by go
zabił. Parę razy przenosił zwierzaka zaklęciem, próbując usunąć
go w humanitarny sposób, ale nie. Cholernik zawsze wracał.
Uśmiechnął się diabolicznie, gdy
kolejny genialny pomysł zrodził się w jego głowie. Przywołał
pergamin i pióro, po czym napisał krótki list i ruszył do
sowiarni. W drodze powrotnej wstąpił do Snape’a i odebrał
zamówienie, które starannie ukrył w swoim pokoju. Wrócił do
salonu, zepchnął kota ze swojego fotela i rozsiadł się na
nim, jednym machnięciem różdżki zapalając ogień w kominku.
Ignorując mruczącego zwierzaka, zaczął pisać esej na starożytne
runy. Po chwili usłyszał odgłos otwieranego przejścia, a do
salonu weszła jego współlokatorka, wyraźnie z czegoś
zadowolona.
Hermiona rozejrzała się, a jej
uśmiech nieco przygasł, gdy zauważyła Ślizgona, który
najwyraźniej postanowił ją ignorować. Podeszła do barku i wzięła
sok, po czym zajęła wolny fotel. Gryfonka zmrużyła gniewnie oczy,
gdy zobaczyła, jak młody arystokrata odtrącił od siebie nogą jej
pupila.
— Nie kop mojego kota, Malfoy —
syknęła, jednocześnie wstając i zabierając Krzywołapa, który
zaczął się wyrywać, gdy zorientował się, że zabiera go od
blondyna.
Nawet na nią nie spojrzał.
— To go, do cholery, zamknij w
swoim pokoju, najlepiej razem z sobą.
Uniósł pergamin, jakby oceniał swoją
pracę, po czym zaszczycił Gryfonkę swoim spojrzeniem.
— Jeszcze tu jesteś?
Gryfonka już miała mu odpowiedzieć,
gdy ktoś zapukał do drzwi. Trzymając zwierzaka jedną ręką,
odsunęła obraz, a jej oczom ukazał się uśmiechnięty Ivan
Gregorovicz.
— Hej, mogę cię porwać na
moment?
— Jasne — odpowiedziała
zaskoczona, wychodząc na korytarz.
— Fajny kocur. Jak się wabi?
Chłopak zaczął drapać kota za
uchem, co wywołało jego głośne mruczenie.
— Krzywołap.
— Super imię. Sam kiedyś
miałem kota, ale chyba miał mnie dość i uciekł — powiedział
z uśmiechem. — Przyszedłem pogadać o korkach z
transmutacji. Kiedy miałabyś wolny czas?
— Jutro o osiemnastej?
Przećwiczymy najtrudniejsze zagadnienia, a jeśli nadal będziesz
miał jakieś problemy, umówimy się na następne spotkanie.
— W porządku. I jeszcze raz
dzięki, że się zgodziłaś — powiedział i wyjął z
kieszeni skórzanej kurtki podłużne, eleganckie pudełeczko.
— Proszę, to dla ciebie.
— Och… nie ma potrzeby…
— Właśnie, że jest —
przerwał jej brunet, podając opakowanie. — Do zobaczenia
jutro — dodał, zostawiając Gryfonkę z kotem i prezentem.
Hermiona z nieodgadnioną miną
wpatrywała się w odchodzącego Ślizgona. Wróciła do dormitorium,
postawiła Krzywołapa na podłodze i zajęła fotel, wpatrując się
w podarunek.
— Może byś to w końcu
otworzyła? Ciekawy jestem, co ten biedak ci dał — powiedział
z wrednym uśmieszkiem Draco.
Posłała mu karcące spojrzenie,
uniosła wieczko i uśmiechnęła się na widok drogiego,
śnieżnobiałego pióra ze złotymi akcentami, które oglądała na
wystawie dziś rano. Delikatnie je wyjęła i zaczęła obracać
w dłoni.
Młody arystokrata spojrzał na pióro
z maską obojętności, choć tak naprawdę miał ochotę wyrwać je
dziewczynie, zdeptać i wrzucić do kominka. Ten kretyn Gregorovicz
kupił jej najlepsze i najdroższe pióro, jakie można było nabyć
w świecie czarodziejów. Wątpił, by Gryfonka o tym wiedziała,
choć oczywiście on doskonale zdawał sobie z tego sprawę, w końcu
miał takie samo, tylko że czarne.
Hermiona przyglądała się podarunkowi
jeszcze przez chwilę, uśmiechając się do siebie. Po chwili
schowała nowy nabytek do pudełeczka, otuliła się szczelniej
swetrem i dopiła sok.
Draco obserwował ją kątem oka,
starając się za wszelką cenę zachować niewzruszoną minę.
Doczytał do końca swój esej i zaczął zbierać książki ze
stolika.
— Ciekaw jestem, co też musiał
zastawić ten prostak, żeby kupić ci taki prezent — rzucił
w stronę wpatrującej się w kominek dziewczyny. — I
czego oczekuje w zamian — uniósł znacząco brwi.
Urażona Gryfonka wstała z fotela,
chwyciła w jedną rękę rudego kota, w drugą swój prezent i
ruszyła w stronę swojego pokoju. Zatrzymała się i rzuciła
przez ramię:
— To z ciebie jest prostak,
Malfoy. Prostak i cham.
— Wiesz, dziewczyny wolą
niegrzecznych chłopców — odpowiedział z zadziornym
uśmieszkiem, odwracając się do niej.
Dziewczyna zjechała go wzrokiem,
niebezpiecznie mrużąc przy tym oczy. Jej spojrzenie zatrzymało się
na chwilę na jego eseju. Odwróciła się na pięcie i ruszyła
powolnym krokiem w stronę swojego dormitorium.
— Ależ to była riposta,
Granger.
— Masz błąd w piątej linijce
— rzuciła, nim zamknęła się w swojej sypialni.
Gdy tylko jej sylwetka zniknęła za
drzwiami, Ślizgon porwał ze stolika wypracowanie i ponownie
otworzył książki. Po chwili wertowania podręczników musiał
przyznać Gryfonce rację.
— Jak ja jej nienawidzę
— mruknął pod nosem.
Szybko poprawił esej i zaczął
pakować książki do torby. Jego wzrok zatrzymał się na pustej już
szklance Gryfonki. Kąciki jego ust uniosły się w drwiącym
uśmiechu.
***
Ktoś kiedyś powiedział, że weekend
służy wypoczynkowi. „Ta, jasne” — pomyślał
Draco, wychodząc z wanny. Nie dość, że musiał zrywać się
o świcie, by oprowadzić bandę bachorów po Hogsmeade, („jakby
było tam cokolwiek do zwiedzania”) to później oczywiście
Granger musiała go wkurzyć, Astoria zrobiła mu awanturę, a na
koniec Gregorovicz kupił jego ulubione pióro tej cholernej
Gryfonce. Był pewien, że nowy Ślizgon coś planował i z całą
pewnością nie było to nic miłego. Młody arystokrata domyślał
się, że Ivan będzie próbował się go pozbyć. „Niedoczekanie”
— pomyślał, przygotowując się zarówno fizycznie, jak
i psychicznie na spotkanie.
Draco naprawdę starał się zrozumieć,
po co jest ono organizowane, ale za cholerę nie mógł. I skąd się
wzięła ta kretyńska nazwa? „Doprawdy, jeśli już tworzy się
coś tak idiotycznego, trzeba to chociaż sensownie nazwać”
— narzekał w duchu, czując, jak jego nastrój pogarsza się
coraz bardziej. Nałożył czarne spodnie, dopasowaną marynarkę i
wyszedł z łazienki. Poprawiając mankiety koszuli, nie zauważył
Krzywołapa, który, gdy tylko zobaczył blondyna, pobiegł w jego
stronę. Ślizgon potknął się o zwierzaka i runął na podłogę.
Przewrócił się na plecy, uniósł na łokciach i wrzasnął:
— Granger, do mnie!
Hermiona natychmiast wpadła do pokoju,
jednak nie z powodu rozkazu współlokatora, a głośnego
zawodzenia swojego pupila.
— Czy ja ci nie mówiłem, że
masz go zamknąć w swoim pokoju?!
Dziewczyna spojrzała na zbierającego
się z podłogi Ślizgona i skulonego przy barku Krzywołapa.
Zgromiła blondyna spojrzeniem i warknęła:
— Co znowu zrobiłeś mojemu
kotu, Malfoy?
— Co ja mu zrobiłem? Raczej co
on zrobił mnie! Ten mały pchlarz próbował mnie zabić! —
odpowiedział, ruszając w stronę kota z wyciągniętą różdżką.
Hermiona zaklęła w duchu. Dlaczego
nie miała przy sobie swojej różdżki, gdy ta była potrzebna?
Zdecydowana ratować zwierzę, zagrodziła współlokatorowi drogę i
spróbowała wyrwać mu różdżkę. Podczas tej szarpaniny czerwony
promień, przeznaczony dla Krzywołapa, minął twarz Gryfonki o cal.
Zarówno Draco, jak i Hermiona,
znieruchomieli, patrząc sobie w oczy. Kasztanowłosa w końcu
puściła dłoń blondyna i odsunęła się od niego.
— Całkiem ci już odbiło? Jak
nisko trzeba upaść, by atakować bezbronne zwierzę?! Zupełnie nad
sobą nie panujesz! Co z ciebie za czarodziej?!
— Taki, którego powinnaś
szanować, Granger — warknął, mierząc różdżką
w dziewczynę, która pod wpływem jego spojrzenia i gestu
zaczęła się wycofywać. Arystokrata, nie zamierzając jednak jej
odpuszczać, podążał za nią, aż Gryfonka natrafiła na ścianę.
Malfoy oparł dłoń przy jej głowie,
przykładając różdżkę do szyi dziewczyny i nachylił się nad
nią, by szepnąć jej do ucha:
— Nie dorastasz mi do pięt.
Nawet Longbottom jest od ciebie lepszy. Możesz sobie być najlepszą
uczennicą i wybawczynią świata, możesz uczyć się dniami i
nocami, ale i tak będziesz gorsza niż ten nieudacznik. A wiesz
dlaczego? Bo byłaś, jesteś i zawsze będziesz szlamą.
Po tych słowach Draco odsunął się,
nie odrywając od niej spojrzenia, po czym schował różdżkę i
opuścił dormitorium.
„Pięknie” — pomyślał,
idąc korytarzem we wskazane w liście miejsce. Ostatnie godziny
poświęcił na to, by się uspokoić i jak najlepiej zaprezentować
na spotkaniu grupy założonej na polecenie Ministerstwa Magii. Nie
wiedział, co go tam czeka, ale chciał zrobić jak najlepsze
wrażenie, by utwierdzić wszystkich obecnych w przekonaniu, że
te spotkania nie są mu do niczego potrzebne. Spojrzał na zegarek.
Miał jeszcze piętnaście minut. Postanowił poświęcić ten czas
na ukojenie skołatanych nerwów. Wyszedł na dziedziniec i wyjął
paczkę papierosów. Zapalił jednego, rozkoszując się chwilą
samotności i wszechobecną ciszą.
Słońce zniknęło za horyzontem,
pogrążając błonia w półmroku. Draco obserwował majaczącą w
oddali wierzbę bijącą, gdy dobiegł go dobrze mu znany głos
Notta:
— Tak myśleliśmy, że cię tu
znajdziemy.
— Gotowy na przyznanie się do
swojego problemu? — zapytał wesoło Zabini.
— Ja nie mam żadnych problemów.
Stali, w milczeniu spoglądając w
stronę Zakazanego Lasu. Żaden z nich nie kwapił się do rozmowy.
Nawet Blaise był zbyt zestresowany, by cokolwiek powiedzieć.
— Pora już iść — oznajmił
Teodor.
Trójka Ślizgonów ruszyła do sali
transmutacji. Na pozór wyglądali na rozluźnionych, jednak w głębi
ducha musieli przyznać, że cała ta sytuacja była dość
niekomfortowa.
Drzwi do sali były uchylone, jakby
zapraszając ich do środka. Zatrzymali się przy nich, spoglądając
po sobie.
— Nawet na mnie nie patrzcie
— powiedział Blaise. — Ja tam pierwszy nie wejdę.
— Miejmy to już za sobą
— warknął Malfoy, po czym pewnym krokiem wszedł do sali.
Ławki oraz katedra nauczyciela
zniknęły. Krzesła ustawione były na środku sali, tworząc jeden
wielki okrąg. Niektóre z miejsc były już zajęte przez przybyłych
uczniów. Prócz nich Draco rozpoznał także kilku starszych
Śmierciożerców. Spojrzał na przyjaciół i razem skierowali się
w kierunku wolnych miejsc.
— Witam panowie.
Jak na komendę odwrócili się w tamtą
stronę. Szła ku nim niska kobieta w stanie błogosławionym
o rudych, sięgających ramion włosach.
— Mamy już dla was wyznaczone
miejsca. Nie… nie tutaj — dodała, widząc, jak spoglądają
ku krzesłom ustawionym najbliżej nich. — Pan usiądzie
tutaj, panie Malfoy — kobieta wzięła go pod rękę
i zaprowadziła na wyznaczone miejsce. Później uczyniła to
samo z pozostałą dwójką.
Draco spojrzał z niesmakiem po
przyjaciołach. Nott oddalony był od niego o pięć krzeseł,
natomiast Blaise siedział naprzeciwko niego, z zaciekawieniem
malującym się na twarzy.
Wraz z upływem czasu kolejni
przybysze zajmowali wolne miejsca.
— Witam was na naszym pierwszym
spotkaniu. Ja nazywam się Gwen Smith i będę nadzorować zebrania
naszej grupy. Cieszę się, że tak licznie na nie przybyliście.
„Jakbyśmy mieli jakikolwiek
wybór” — pomyślał Draco. Z założonymi rękami
siedział na wyznaczonym miejscu, przypatrując się zebranym.
— Jak zapewne wiecie, grupa ta
zrzesza dawnych młodocianych zwolenników Voldemorta. Ci, którzy
wyrazili chęć poprawy są pod ścisłym nadzorem Ministerstwa.
Organizowane są dla nich grupy takie jak ta… społeczność
czarodziejów postanowiła, że ci z was, którzy chcą się zmienić,
mogą do niej powrócić. Wiem, że każdy z was już rozpoczął ten
proces, dowodem jest wasza obecność w tym miejscu. Tak więc
pierwszy, najtrudniejszy krok jest już za wami. Na dzisiejszych
zajęciach postaramy się zapoznać ze sobą troszeczkę lepiej i
każdy pochwali się swoim pierwszym sukcesem.
Draco wymienił znaczące spojrzenia z
kolegami. Może Blaise od pewnego czasu miał inne podejście,
chociażby do spraw z zakresu czystości krwi, ale on i Nott byli
ulepieni z innej gliny. Nie zamierzali zmieniać swojego nastawienia
do osobników szlamowatej krwi i hańbienia nacji czarodziejów.
— Jako pierwsi zaczną panowie
Richards i Montaque, którzy mieli okazję uczestniczyć w kilku
podobnych spotkaniach w czasie wakacji — kobieta wskazała na
siedzących obok niej dwóch mężczyzn w wieku około
dwudziestu pięciu lat. — Później proszę was, abyście po
kolei krótko nam się przedstawili.
Zgodnie z poleceniem pracownicy
Ministerstwa Magii, Richards oznajmił ze swojego miejsca:
— Nazywam się Thomas Richards,
byłem Śmierciożercą przez dwa lata. Od trzech miesięcy
uczęszczam na spotkania grup takich jak ta.
Chwilę później siedzący obok niego
brunet oznajmił:
— Nazywam się Patrick Montaque,
nie byłem Śmierciożercą, jednak przez lata popierałem Czarnego
Pana, będąc święcie przekonanym, że ma całkowitą rację. Jako
swój sukces mogę przyjąć fakt, iż od dwóch miesięcy nie
poniżyłem nikogo, kto pochodzi z rodziny mugolskiej.
— Dziękuję Patricku, jednakże
chciałabym, żebyście nie nazywali go Czarnym Panem. Nazywajcie go
po imieniu. Pamiętajcie, że nie macie nad sobą już żadnego pana,
którego rozkazy musicie wypełniać — wtrąciła krótko pani
Smith. — Proszę, możemy kontynuować.
Uczestnicy zebrania po kolei, z
mniejszymi bądź większymi, oporami wygłaszali swoje przemowy.
Draco pokręcił głową, próbując walczyć z myślą, iż właśnie
bezpowrotnie traci godzinę swojej przemijającej młodości. Osoba
siedząca na prawo od niego właśnie skończyła mówić i wszyscy
spojrzeli oczekująco w jego stronę.
— Nazywam się Draco Lucjusz
Malfoy i — tu nonszalancko spojrzał na zegarek — nie
nazwałem nikogo szlamą od trzydziestu minut.
— Brawo! — krzyknął Blaise,
klaszcząc energicznie i patrząc z dumą na Malfoya.
To, że Blaise zaczął klaskać, nie
było wcale najgorsze. Znał go już wystarczająco długo, by
wiedzieć, że Zabini nie byłby sobą, gdyby nie odwalił niczego
głupiego przynajmniej raz na godzinę. Najgorsze było to, że cała
grupa przyłączyła się do klaszczącego Ślizgona, patrząc na
młodego Malfoya z uznaniem.
„Otaczają mnie głupcy”
— pomyślał, ściskając nasadę nosa, natomiast Nott uderzył
się otwartą dłonią w czoło.
Po tym krótkim przedstawieniu
spotkanie wróciło na dawne tory. Uczestnicy po kolei mówili o
sobie parę słów, jednak Draco już ich nie słuchał. To wszystko
przypominało mu kabaret. Po raz kolejny zaczął zastanawiać się,
dlaczego zadaje się z tą dwójką, a w szczególności z Blaisem.
„Naprawdę nie wiem, jak to się
stało, że zadaję się z wiecznie narzekającym kujonem
i z przygłupem” — myślał.
„Oni zawsze mnie w coś
wmanewrują. To przez nich tu jestem. Przez nich i ich głupie
pomysły. Dzień, w którym postanowiłem się z nimi
zakumplować, był najgorszym w moim życiu”. — Notta też
naszło na przemyślenia. Spojrzał w stronę czarnoskórego
Ślizgona, który miał twarz niezmąconą żadną myślą.
Draco również zastanawiał się, co
też może chodzić po głowie jego przyjacielowi
„Parabole tańczą, tańczą,
tańczą, tańczą… Tańczą, tańczą, tańczą parabole” —
myśli Blaise’a odpłynęły gdzieś daleko i nikt nie wiedział,
czy kiedykolwiek wrócą.
Tak… to Blaise był spoiwem łączącym
ich trójkę.
Spotkanie zakończyło się kolejną
przemową pracownicy Ministerstwa, w której podała datę kolejnego
zebrania i zapewniła ich, iż w każdej chwili mogą się z nią
skontaktować listownie, gdyby odczuli taką potrzebę.
Trójka Ślizgonów z ulgą opuściła
salę transmutacji i ruszyła opustoszałym korytarzem. Pierwszy
odezwał się Blaise:
— I jak wrażenia? Czujecie się
oczyszczeni ze złej energii? — zapytał wesoło, unosząc
brwi w charakterystyczny sposób.
— Totalna strata czasu, mogliśmy
w tym czasie zrobić coś produktywnego, nie wiem… może się
pouczyć… ale nie, wieczór spędziłem na zaglądaniu w głąb
siebie.
— Uh… to musiał być paskudny
widok — skwitował Draco słowa Teodora, po czym skręcił w lewy
korytarz.
— A ty gdzie? — zawołał
za nim Blaise. — Nie skoczysz z nami do lochów na szklaneczkę
Ognistej? Albo dwie? Ewentualnie siedem?
Uśmiechnął się złośliwie.
— Nie dzisiaj, Blaise. Czekam na
ważną przesyłkę.
***
Ufff… naprawdę nie wiem jak udało nam się z tym wyrobić w tydzień. Jak zapewne zauważyliście, zmieniłyśmy wygląd bloga, mamy nadzieję, że przypadł wam do gustu. Następny rozdział prawdopodobnie za tydzień, ale nie obiecujemy ;)
Rozdział naprawdę super, pomysły też wspaniałe. Mam tylko jedno zastrzeżenie :) Piszę się "aha", a nie "acha" ;) Pozdrawiam i życzę weny :3
OdpowiedzUsuńJuż poprawione, dzięki za czujność ;)
UsuńRozdział jak zawsze wybitny! Najbardziej podobał mi się moment, kiedy Blaise bił brawo Malfoy-owi, za to, że ten nikogo nie nazwał szlamą od 30 min, :'D Życzę Wam duuużo weny!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Hariet,
http://dramione-polaczyla-nas-tajemnica.blogspot.com/?m=1
Przypomnijcie mi... ile razy wam już mówiłam że jesteście genialne?... ^^
OdpowiedzUsuńHahahahaha, mało istotne, napiszę to jeszcze raz
JESTEŚCIE GENIALNE.
Biedny Krzywołap, zalkoholizowany i z słabością do Dracona... Jesteście okrutne ^^
Podobało mi się również pierwsze spotkanie AŚ, chociaż nie było jakoś szczególnie opisane ^^
Zapraszam równie do mnie ^^ nowy rozdział <3
"Parabole tańczą..." xD Rozwaliłyście system... Czytam rozdziały i dosłownie mnie pożerają :) Jeszcze, jeszcze, jeszcze... Kocham Blaise'a ♥ Was oczywiście też xD
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM :)
Blaise wygrywa, jest niesamowity, uwielbiam go w waszym opowiadaniu ��
OdpowiedzUsuńHahahhahahha Blaise rozwalił system. Kocham go! Hahhaha świetne. Pozdrawiam i zapraszam:
OdpowiedzUsuńDramione - To w Nas Żyje
Ale mnie ten blog wciągnął ;p
OdpowiedzUsuńAle mnie ten blog wciągnął ;p
OdpowiedzUsuńWasz Blaise jest dla mnie mistrzem, siedzę i płaczę ze śmiechu. Jesteście genialne ♥♥
OdpowiedzUsuń"Parabole tancza" yay! Rozlozylyscie mnie tym totalnie! Ostatnio często siedzą mi w głowie, gdy musiałam sobie je odpalić po okropnym kawalku w wersji o chrzescijaninie...
OdpowiedzUsuńRozdział nad wyraz kipiący negatywnymi emocjami i z każdą chwilą zaogniajacy nienawiść Dracona do Gryfoni, aż wierzyć mi się nie chce, że oni mają mieć jakiekolwiek love :o
Póki co panowie mają przerąbane i cokolwiek by nie zrobili wpadają w tarapaty, a wszędzie jest Granger xD