Po nieudanej próbie odnalezienia
Ginny, Hermiona postanowiła wrócić do przedziału, z nadzieją,
że ją tam zastanie. Jej zaniepokojenie wzrosło, gdy otworzyła
drzwi i nie zauważyła tam młodszej Gryfonki. Harry, Ron i Luna
grali w eksplodującego durnia, beztrosko się przy tym śmiejąc i
nawet nie zauważając zniknięcia dziewczyny. Ron, który wyczuł
zdenerwowanie kasztanowłosej, podszedł do niej i zapytał:
— Hermiona, co się stało?
— Nigdzie nie mogę znaleźć
Ginny. Przeszukałam prawie cały pociąg i nigdzie jej nie ma.
Martwię się o nią. — odpowiedziała, przypominając sobie
jak podczas ich rozmowy rudowłosa gwałtownie pobladła. — Chyba
nie czuła się najlepiej.
— Możemy wspólnie jej poszukać
— zaproponował Harry. — Hermiono, popytaj jeszcze raz Gryfonów,
czy aby na pewno nikt jej nie widział. Luno, zajrzyj do Krukonów,
ja odwiedzę Puchonów, a ty, Ron, zajmiesz się Ślizgonami. Są
jakieś pytania? Nie? Świetnie, idziemy — wyrecytował szybko,
licząc na to, że jego przyjaciel nie zdąży zaprotestować. Nie
docenił go jednak, gdyż rudowłosy Gryfon zaraz zawołał:
— Co? Mowy nie ma! Dlaczego to
ja mam do nich iść?
— Bo twoją wizytę zniosą
lepiej niż moją.
— Ja tam na pewno nie idę.
— Świetnie!
— Świetnie!
— Ja tam pójdę — westchnęła
Hermiona, zirytowana tym, że marnują czas, gdy nie wiadomo, co się
dzieje z siostrą jednego z nich.
— Dobra — rzucili
równocześnie i niemal wybiegli na korytarz, nie czekając, aż
dziewczyna zmieni zdanie. Kasztanowłosa przewróciła oczami, po
czym spojrzała ze zbolałą miną na Lunę.
— Pewnie nie chcesz się
zamienić?
— Gdyby mieli tam okaz
niezwykłego kraba rogonogiego, to może...
Hermiona chodziła po ślizgońskich
przedziałach, pytając, czy ktoś nie widział Ginny. Odzew był
różny. Większość mieszkańców Domu Węża ignorowała ją, nie
reagując ani na jej obecność ani tym bardziej na jej pytania, choć
znalazło się kilku, którzy jej odpowiedzieli. Co więcej, byli
nawet tacy, którzy obdarzyli ją uśmiechem. Co prawda, przypominało
to bardziej grymasy… zawsze to jednak jakaś poprawa. Rozsunęła
drzwi, wchodząc do ostatniego przedziału, w którym samotnie
siedział Blaise Zabini.
— Cześć, widziałeś może
Ginny Weasley?
— Nie. Ale dobrze, że cię
widzę. Chciałbym z tobą porozmawiać — rzucił, ze skrępowaniem
pocierając brew. — Miona, tak na ciebie mówią, prawda?
— Tak mówią do mnie rodzice
— odparła, dając chłopakowi do zrozumienia, że nie ma
zamiaru zacieśniać z nim więzi.
— Ładnie
— Wiem.
Zapadła krępująca cisza, którą
chwilę później przerwał Blaise.
— Słuchaj... wiem, że nasze
relacje nigdy nie wyglądały dobrze, ale chciałbym je nieco
naprostować — rzucił, dziwiąc się elokwencji wypowiedzianych
przez niego słów. — Jak złamane kości.
— Kości się nie prostuje,
Zabini. Kości się nastawia. O ile wie się jak i ma się co składać
— okręciła się na pięcie, chcąc jak najszybciej opuścić
przedział, jednak los chciał inaczej rozegrać tę sytuację i
Hermiona zatrzymała się na klatce piersiowej Dracona Malfoya.
— Uważaj, jak chodzisz, łajzo
— rzucił pogardliwie z ironicznym, typowym dla siebie
uśmieszkiem.
Dziewczyna wiedziała, że lepiej
będzie nie przebywać w jego towarzystwie dłużej, niż jest to
konieczne. Spróbowała wyminąć Ślizgona, jednak ten przesunął
się, skutecznie jej to uniemożliwiając. Wredny uśmiech na jego
twarzy powiększył się.
— Ładnie poproś, Granger
— szepnął, nie odrywając od niej stalowego spojrzenia.
— Draco… — Blaise
próbował się wtrącić, jednak oboje go zignorowali.
— Po prostu mnie przepuść.
Młody arystokrata przechylił głowę,
jakby rozważał jej słowa i po chwili przesunął się, wskazując
jej drzwi dłonią. Hermiona stała przez chwilę, zaskoczona, że
Ślizgon tak po prostu odpuścił. Gdy mijała blondyna, ten nagle
podstawił jej nogę.
Gryfonka poleciała do przodu, lądując
z hukiem na korytarzu. Skrzywiła się, gdy poczuła pieczenie na
kolanach i dłoniach. Odwróciła głowę, a ich spojrzenia się
spotkały.
— Naucz się, gdzie jest twoje
miejsce, szlamo — powiedział z nienawistnym spojrzeniem.
— Ja to wiem. Pytanie, kiedy ty
przestaniesz wierzyć, że stoisz wyżej od innych, Malfoy.
Blondyn tylko pogardliwe uniósł kącik
ust i z trzaskiem zasunął drzwi.
Dziewczyna zazgrzytała zębami,
podnosząc się i otrzepując ubranie. Choć można by pomyśleć, że
po tych wszystkich latach ciągłego poniżania przez Malfoya
całkowicie uodporniła się na jego ataki, za każdym razem jakaś
niewielka część z tego, co powiedział, zostawała jej w pamięci.
Zerknęła na swoje dłonie i ze złością spojrzała na drzwi, za
którymi zniknął Ślizgon. Poprzysiągłszy sobie, że znajdzie na
niego jakiś sposób, weszła do toalety, by przemyć otarcia.
Kłótnia z Malfoyem przyniosła jednak
jakiś pozytywny skutek. Wreszcie odnalazła Ginny.
***
Zatrzasnął drzwi przedziału, z
wrednym uśmieszkiem na ustach. Rozsiadł się na wolnym miejscu,
wyraźnie z siebie zadowolony, że udało mu się zdobyć
kolejny punkt w starciu z irytującą Gryfonką.
Entuzjazmu blondyna najwyraźniej nie
podzielał jego kolega. Zanim jednak choć jedno słowo reprymendy
wyrwało się z jego ust, odezwał się Draco:
— Nie chcę tego słuchać, więc
przestań mnie niańczyć. Już dość nasłuchałem się od matki i
jej próby umoralniania mnie nic nie dały. Skoro jej i Ministerstwu
tak na tym zależy, wrócę do Hogwartu, ale tylko po to, by dali mi
święty spokój.
— Ja tam się nawet cieszę, że
wszyscy wracają, by powtórzyć poprzedni rok. Mamy trochę do
nadrobienia — wtrącił Zabini. — Ale wracając do tej
całej sytuacji z Granger…
— Od kiedy tak bardzo się nią
interesujesz? — oburzył się nowy prefekt naczelny. Nie
podobała mu się przemiana przyjaciela.
— Po prostu to całe znęcanie
się nad mugolakami przestało mnie bawić. Nie uważasz, że to
trochę dziecinne? — odpowiedział mu pewny siebie Zabini,
sięgając po ostatnią czekoladową żabę.
— Rób, jak chcesz, ale mnie do
tego nie mieszaj.
Nastąpiła chwila ciszy, która między
tą dwójką nie zdarzała się zbyt często. W końcu Blaise,
którego próby podtrzymania rozmowy godne były co najmniej medalu,
spytał:
— A tak w ogóle to, czego
chciała od ciebie McGonagall?
— Zostałem prefektem naczelnym
— rzucił Malfoy. Jednak coś w tonie jego głosu wskazywało,
że nie jest tym faktem zachwycony.
Blaise czekał na dalszy ciąg
wypowiedzi przyjaciela. Nauczony wieloletnim doświadczeniem,
doskonale wiedział, że nieroztropnym jest ciągnięcie go za język.
Otworzył paczkę Fasolek Wszystkich Smaków i wyciągnął
jedną, przyglądając się jej podejrzliwie.
Z zamyślenia wyrwał go głos Dracona,
który najwyraźniej postanowił w końcu wyjawić mu, co
sprawiło, że nie jest w stanie cieszyć się wyróżnieniem, jakim
było wybranie go spośród wielu uczniów na prefekta naczelnego.
— A kolejną wiadomością dnia
jest fakt, że jako druga osoba została wybrana szlama. Ktoś, kto
w ogóle nie powinien trafić do Hogwartu. Ktoś, kto nie
potrafi chodzić.
Blaise nie musiał wiedzieć nic
więcej. Od razu domyślił się, o kogo chodzi. Hermiona Granger i
Draco Malfoy będą się wspierać w wypełnianiu obowiązków
prefektów. „To będzie naprawdę ciekawy rok” — pomyślał
Zabini, w końcu decydując się na skosztowanie fasolki w kolorze
krwistej czerwieni.
***
Hermiona weszła do łazienki, z
zamiarem doprowadzenia się do porządku. Zamarła, widząc swoją
rudowłosą przyjaciółkę przy jednej z umywalek. Dziewczyna nie
wyglądała dobrze, cała zlana potem, z niezdrowym zielonym
odcieniem na twarzy. Kasztanowłosa podeszła do niej z troską
w oczach.
— Ginny, co ci jest? — spytała,
odgarniając wilgotny kosmyk włosów z twarzy przyjaciółki.
— Nie najlepiej się czuję.
Chyba mój pobyt w Hogwarcie rozpocznie się od wizyty w skrzydle
szpitalnym — dodała, siląc się na uśmiech, który szybko
spełzł z jej twarzy, gdy w końcu spojrzała na przyjaciółkę.
— A tobie co się stało?
Starsza Gryfonka stanęła przy
umywalce obok i zaczęła doprowadzać się do porządku. Ochlapała
twarz, chcąc nieco ochłonąć, obmyła starte dłonie, a na
koniec związała włosy w koński ogon, próbując nadać im
schludniejszy wygląd.
— Malfoy — rzuciła w
końcu.
— Wiedziałam… Po prostu
czułam, że to on! Te podłe bydle znowu cię napastowało, tak?
Zobaczymy, co powie, gdy role się odwrócą.
Podwinęła rękawy bluzki i z bojową
miną ruszyła w stronę drzwi, z zamiarem doprowadzenia pewnego
Ślizgona do stanu wymagającego hospitalizacji. Zdążyła postawić
zaledwie dwa kroki, nim przyjaciółka położyła dłoń na jej
ramieniu, zatrzymując ją.
— Nie idź do niego. Nie warto
— dodała, starając się uspokoić swoją temperamentną
przyjaciółkę.
— Nie warto? NIE WARTO?! Ta
arystokratyczna świnia nadal uważa, że jest bezkarna, a ty
mówisz, że nie warto?
— Ginny, proszę, odpuść. Zrób
to dla mnie i nie mów nic chłopakom — poprosiła
kasztanowłosa.
Młodsza Gryfonka przez chwilę
wpatrywała się w Hermionę, wahając się między spełnieniem jej
prośby a utemperowaniem Malfoya.
— W porządku — zgodziła
się w końcu Ginny. — Wracajmy już. Znając życie,
zorganizowaliście ekipę ratowniczą, by mnie znaleźć. No
naprawdę, człowiek znika w kibelku na pięć minut i już od
razu listy gończe za nim ślą…
Hermiona spojrzała na nią z wyrzutem.
Hermiona spojrzała na nią z wyrzutem.
— Pięć minut? Prawie godzinę
nie dawałaś znaku życia, po tym, jak tak nagle wybiegłaś.
A właściwie to co…
— Ech… szkoda gadać.
Najwyraźniej mama zrobiła mi kanapkę z przeterminowaną peklowaną
wołowiną. Kochana staruszka… — mruknęła pod nosem
młodsza Gryfonka.
Wróciły do swojego przedziału. Gdy
tylko otworzyły drzwi Harry i Ron jak jeden mąż zapytali:
— Gdzieś ty się podziewała?
— Och, już dajcie spokój,
ludzie! Następnym razem, jak się czymś struję, to was o tym
listownie powiadomię — odpowiedziała, poirytowana tą
przesadną troską, po czym zajęła miejsce obok brata.
Reszta podróży przebiegła spokojnie.
Pod koniec, gdy już wszyscy byli przebrani w szkolne szaty,
dosiadł się do nich Neville, który ukradkiem spoglądał na
Krukonkę. Rozmawiali, śmiali się i nim spostrzegli, wsiadali do
powozów, które bezpiecznie miały zawieść ich do zamku.
***
Hermiona od razu zauważyła pierwszą
zmianę w Hogwarcie. Brama była większa, jakby bardziej solidna. W
sali wejściowej pojawiły się zbroje, które w razie
niebezpieczeństwa miały bronić szkołę i jej uczniów, na
ścianach zaś wisiały szklane gabloty. Gryfonka podeszła do jednej
z nich i z zaskoczeniem zobaczyła, między innymi, swoje
zdjęcie, na którym się uśmiechnęła i co jakiś czas odgarniała
niesforny lok. Zdjęcie opatrzone było krótkim komentarzem.
Hermiona Granger – uczennica Szkoły
Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Brała czynny udział w walce
z Lordem Voldemortem i jego poplecznikami. Jej oddanie,
poświęcenie i wytrwałość przyczyniły się do jego upadku i
przywrócenia obecnego ładu.
Obok tekstu znajdowała się nagroda za
specjalne zasługi dla szkoły. Dziewczyna musnęła ramę gabloty po
czym przeszła się wzdłuż ściany, odnajdując znajome twarze.
Wyglądało na to, że każdy uczeń bądź absolwent Hogwartu, który
brał udział w obronie szkoły, został w ten sposób wyróżniony.
W końcu doszła do Rona i Ginny, którzy od dłuższego czasu
wpatrywali się w jedno, szczególne zdjęcie. Natychmiast wyłowiła
je wzrokiem.
Fred Weasley – absolwent Szkoły
Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Brał udział w obronie zamku. Jeden
z twórców Potterwarty, członek ruchu oporu. Oddał życie za
lepsze jutro.
Obok znajdowała się pośmiertnie
przyznana nagroda za specjalne zasługi dla szkoły.
W tej chwili uczniowie nie zwracali
uwagi na to, kto jest z którego domu. Chodzili, przyglądając się
gablotom, a kiedy odnajdywali swoje zdjęcie, przystawali i głośno
chwalili się wyróżnieniem przez sąsiadami. Tylko uczniowie
jednego domu nie brali udziału w ogólnej zadumie i refleksji,
trzymając się na uboczu.
***
Hermiona wraz z przyjaciółmi
siedziała przy stole Gryfonów, obserwując, jak McGonagall
wprowadza grupkę uczniów. Z zaskoczeniem odkryła, że wśród nich
znajdują się również osoby, które z całą pewnością nie
były jedenastolatkami.
— Po bitwie o Hogwart szkoła
stała się sławna. Rozumiesz, każdy chce się uczyć tam, gdzie
Wybraniec — szepnęła Ginny, przewracając oczami. —
Nawet starsze roczniki się przepisują, ale przyjmują tylko
najlepszych z nich.
— A ty czemu nie jesteś w
skrzydle szpitalnym? — zapytała Hermiona.
— Już mi przeszło.
— Zaraz, zaraz… a co z pieśnią
tiary? — zapytał Harry, słysząc jak dyrektorka od razu
wyczytuje nazwiska nowych adeptów. Nie był jedynym, którego zaskoczył brak jej występu. Niektórzy z uczniów wychylali się zza stołu, ze zdumieniem spoglądając na starą tiarę.
— To ty nic nie słyszałeś?
Nie jest w najlepszym stanie od czasu podpalenia. Nic w tym dziwnego,
że teraz trochę szwankuje. Ma już przecież swoje lata — wyjaśnił
Ron.
Hermiona z powrotem obróciła
się, by obserwować Ceremonię Przydziału.
***
Kasztanowłosa uśmiechnęła się do
nowych nabytków przy stole Gryffindoru. Odwzajemnili jej gest, gdy
rozpoznali w niej dziewczynę, która wprowadziła ich w świat
magii. W jej domu znaleźli się Victoria Jones, Emma Thompson,
Vanessa Walker, Andrew Green i Tom Moor oraz parę innych osób, w
tym kilka ze starszych roczników, których nie znała. Po krótkiej
przemowie Minervy McGonagall i przedstawieniu nowej nauczycielki od
eliksirów, na stołach pojawiły się błyszczące półmiski i tace
ze smakowicie wyglądającymi potrawami, co jak zawsze wywołało
entuzjazm uczniów.
Po skończonej kolacji Hermiona udała
się do gabinetu dyrektorki, tak jak jej to poleciła w pociągu.
Gdy tylko podeszła do chimery pilnującej przejścia, ta odsunęła
się, ukazując jej spiralne schody. Zastukała trzy razy kołatką
w kształcie Gryfa i grzecznie czekała na zaproszenie. Uśmiech
spełzł z jej twarzy, gdy drzwi otworzył jej nie kto inny jak Draco
Malfoy. Przeszła obok niego bez słowa, siadając naprzeciwko
profesor McGonagall.
— Panie Malfoy, proszę również
usiąść.
— Dziękuję, postoję — odparł
Ślizgon, jakby podkreślając swoją niezależność.
McGonagall skinęła niedbale głową,
pozostawiając jego decyzję bez komentarza.
— Zebraliśmy się tutaj…
— …by połączyć tych dwoje
świętym węzłem… — mruknął pod nosem arystokrata, jednak
widząc karcące spojrzenie dyrektorki, uniósł otwarte dłonie na
znak kapitulacji.
— Zebraliśmy się tutaj, byście
mogli zapoznać się ze swoimi przywilejami oraz obowiązkami
wynikającymi z otrzymania rangi prefektów naczelnych
— uczniowie słuchali z większym bądź też mniejszym
(w przypadku Malfoya) skupieniem. — Możecie dodawać
i odejmować punkty innym uczniom, a wasza cisza nocna
rozpoczyna się o północy… Macie również dostęp do
łazienki na czwartym piętrze.
Draco uniósł brwi z politowaniem, co
miało klarownie świadczyć, co sądzi o swoich nowych
"przywilejach".
— Przechodząc do waszych
obowiązków… — kontynuowała, nie zważając na gest
Ślizgona. — Do jednych z nich należy pomoc nauczycielom
w patrolowaniu korytarzy w godzinach wieczornych, od
czwartego do siódmego piętra włącznie. Kolejnym waszym zadaniem
jest opieka nad najmłodszymi uczniami, w szczególności
w pierwszych miesiącach nauki. Chcę was jeszcze poinformować,
iż może czasem się zdarzyć, że będę was potrzebować do
nadzorowania szlabanów innych uczniów. Poza tym, musicie się
liczyć z tym, że do waszych obowiązków należeć też będzie
pomoc innym nauczycielom. Pragnę wam przypomnieć, iż funkcja
prefekta naczelnego ma również charakter reprezentacyjny. W związku
z powyższym oczekuję od was przyzwoitego zachowania — mówiąc
to, spojrzała na młodego Malfoya. — To by było na tyle
— zakończyła swój monolog, kierując ich do drzwi.
Schodzili już w stronę chimery, gdy dodała:
— A i jeszcze jedno… wasze
rzeczy czekają już na was w dormitorium prefektów naczelnych na
czwartym piętrze.
— W dormitorium prefektów?
— spytała Hermiona, obawiając się najgorszego.
— Tak panno Granger, w osobnym
dormitorium prefektów naczelnych przy posągu Urlika Groźnego. Nie
wspominałam wam o tym?
— Nie — rzucili oboje, z
wyraźną niechęcią w głosie.
— Dlaczego nie możemy po prostu
zostać u siebie? — zapytał napastliwie Draco, nie przyjmując
do wiadomości faktu, że będzie zmuszony do dzielenia się
czymkolwiek z Granger.
— Nie, panie Malfoy. Jak już
wspomniałam, prefekci naczelni są prefektami SZKOŁY, tak więc
musicie być do dyspozycji wszystkich nauczycieli, nie tylko
opiekunów waszych domów. Poza tym jest to nagroda za dotychczasowe
wyniki w nauce i wkład w działalność uczniowską.
Hermiona zmarszczyła brwi, zerkając
na Malfoya. On i wkład w działalność uczniowską? Wyniki w nauce?
Przecież poza eliksirami nie wykazywał ani większego
zainteresowania lekcjami, ani nie osiągał "wybitnych wyników".
O wiele bardziej na odznakę zasługiwał chociażby Teodor Nott.
O ile dziewczyna nie miała pojęcia,
dlaczego to on został wyróżniony, Draco doskonale zdawał sobie
sprawę z tego, jakie były ku temu powody. W rozmowie z McGonagall
jasno dało się odczuć jej nadzieję, jakoby zapewnienie mu
poczucia, iż nie jest wykluczony ze względu na swoją przeszłość,
miałoby sprowadzić go na właściwą ścieżkę.
Niemalże prychnął pod nosem, gdy
zdał sobie sprawę, iż tak naprawdę wsadzenie go w rolę
chłopca na posyłki nauczycieli zapewni jej możliwość nieustannej
kontroli. Poza tym mógł postawić w ciemno całą swoją skrytkę w
Gringottcie, iż prawa i uczciwa Granger będzie donosić dyrektorce
o wszelkich jego wątpliwych poczynaniach.
— Hasło to Orchidea.
Żegnam — zakończyła, pozostawiając ich z wyrazem
niedowierzania malującym się na ich twarzach.
— Och, Albusie, nie wiem, czy
dobrze robimy, zmuszając ich do wspólnego mieszkania — powiedziała
do portretu wiszącego za jej krzesłem.
Dobrotliwy staruszek tylko pokiwał
głową z aprobatą.
***
Za nami już drugi rozdział (choć tak naprawdę mamy już napisane dwa kolejne i nie możemy się doczekać publikacji trzeciego.... miałyśmy niezły ubaw przy pisaniu go.... i następnego też xD ). Może w powyższym rozdziale niewiele się dzieje, ale obiecujemy, że to się zmieni... i to bardzo! Do zobaczenia wkrótce, jak tylko uporam się z przepisaniem tego wszystkiego na komputer.
Rozdział mi się podobał. Postaci wyszły dość kanonicznie, więc fajnie się czytało.
OdpowiedzUsuńPodobała mi się Ginny. Z jednej strony twarda a z drugiej urocza.
Dziwi mnie tylko trochę Blaise no i Draco. Ten pierwszy moim zdaniem zbyt lekko przeszedł z niechęci do sympatii (przydałoby się jakieś większe wyjaśnienie, niż "to dziecinne" jak dla mnie, bo trochę nienaturalnie wypadło to jego zachowanie), a ten drugi wręcz przeciwnie - przecież pod koniec siódmego roku sam Draco wydawał się nie do końca przekonany o tym, czy popieranie Voldemorta i jego metod jest słuszne, a tu nagle znowu zwrot i podejście takie samo jak wtedy, gdy miał czternaście lat? Naprawdę niczego się nie nauczył przez te lata i wojnę, niczego nie zrozumiał, tylko wręcz cofnął w myśleniu o parę lat?
Pozdrawiam i życzę weny :)
hg-ss-we-snie.blogspot.com
Wielkie dzięki za ten komentarz i wszelkie uwagi/sugestie ;) ... co do postaci Blaise'a i Dracona... kwestia przemiany pierwszego z nich będzie wyjasniona w kolejnych rozdzialach, natomiast Draco ( przynajmniej w naszym odczuciu) nie zamienił się tak bardzo. Owszem, targały nim watpliwości, ale z całą pewnością nadal uważał się za lepszego od innych a jego relacje z Hermioną nie uległy wielkiej zmianie. Dodatkowo w opowiadaniu trochę podkolorowałyśmy jego przeszłość, niektóre wątki różnią się od wersji J.K.
UsuńMasz lekki styl pisania, przez co lekko się czyta. Czekam na następny rozdział, no i życzę dużo weny! <3
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam też do siebie <3 http://w-pogoni-za-marzeniem-dramione.blogspot.com/
Super rozdział :) Lecę dalej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ^^
Rozdział super. Naprawdę był dobry, ciekawy, działo się coś nie przesadzajcie i co najważniejsze śmieszny. Polecam i zapraszam na mój blog:
OdpowiedzUsuńDramione - To w Nas Żyje
Hahaha! Prefekci pod jednym dachem, więc tak zaczyna się droga do Dramione... Usłana ostrymi cierniami mam nadzieję :D
OdpowiedzUsuńNic nie pozostaje jak ruszyć z treścią dalej :)
Cześć o czołem!
OdpowiedzUsuńMetafora o nastawianiu złamanych kości bardzo trafiona :)
"Zebraliśmy się tutaj... "
"By połączyć tych dwoje... " śmiechłam do telefonu :D
A i tak czułam, że to nie może być pomysł McGonagall, by Draco został prefektem - do Dumbledore'a pasuje to o wiele bardziej, że tak was przytoczę 'by nastawić komuś kości '. Tylko żeby z jego dobrodusznosci nie wyniknęło nic złego.
Zauroczona coraz bardziej, Miss Nothing