niedziela, 16 sierpnia 2015

Znów w Hogwarcie



Po nieudanej próbie odnalezienia Ginny, Hermiona postanowiła wrócić do przedziału, z nadzieją, że ją tam zastanie. Jej zaniepokojenie wzrosło, gdy otworzyła drzwi i nie zauważyła tam młodszej Gryfonki. Harry, Ron i Luna grali w eksplodującego durnia, beztrosko się przy tym śmiejąc i nawet nie zauważając zniknięcia dziewczyny. Ron, który wyczuł zdenerwowanie kasztanowłosej, podszedł do niej i zapytał:
— Hermiona, co się stało?
— Nigdzie nie mogę znaleźć Ginny. Przeszukałam prawie cały pociąg i nigdzie jej nie ma. Martwię się o nią. — odpowiedziała, przypominając sobie jak podczas ich rozmowy rudowłosa gwałtownie pobladła. — Chyba nie czuła się najlepiej.
— Możemy wspólnie jej poszukać — zaproponował Harry. — Hermiono, popytaj jeszcze raz Gryfonów, czy aby na pewno nikt jej nie widział. Luno, zajrzyj do Krukonów, ja odwiedzę Puchonów, a ty, Ron, zajmiesz się Ślizgonami. Są jakieś pytania? Nie? Świetnie, idziemy — wyrecytował szybko, licząc na to, że jego przyjaciel nie zdąży zaprotestować. Nie docenił go jednak, gdyż rudowłosy Gryfon zaraz zawołał:
— Co? Mowy nie ma! Dlaczego to ja mam do nich iść?
— Bo twoją wizytę zniosą lepiej niż moją.
— Ja tam na pewno nie idę.
— Świetnie!
— Świetnie!
— Ja tam pójdę — westchnęła Hermiona, zirytowana tym, że marnują czas, gdy nie wiadomo, co się dzieje z siostrą jednego z nich.
— Dobra — rzucili równocześnie i niemal wybiegli na korytarz, nie czekając, aż dziewczyna zmieni zdanie. Kasztanowłosa przewróciła oczami, po czym spojrzała ze zbolałą miną na Lunę.
— Pewnie nie chcesz się zamienić?
— Gdyby mieli tam okaz niezwykłego kraba rogonogiego, to może...
Hermiona chodziła po ślizgońskich przedziałach, pytając, czy ktoś nie widział Ginny. Odzew był różny. Większość mieszkańców Domu Węża ignorowała ją, nie reagując ani na jej obecność ani tym bardziej na jej pytania, choć znalazło się kilku, którzy jej odpowiedzieli. Co więcej, byli nawet tacy, którzy obdarzyli ją uśmiechem. Co prawda, przypominało to bardziej grymasy… zawsze to jednak jakaś poprawa. Rozsunęła drzwi, wchodząc do ostatniego przedziału, w którym samotnie siedział Blaise Zabini.
— Cześć, widziałeś może Ginny Weasley?
— Nie. Ale dobrze, że cię widzę. Chciałbym z tobą porozmawiać — rzucił, ze skrępowaniem pocierając brew. — Miona, tak na ciebie mówią, prawda?
— Tak mówią do mnie rodzice — odparła, dając chłopakowi do zrozumienia, że nie ma zamiaru zacieśniać z nim więzi.
— Ładnie
— Wiem.
Zapadła krępująca cisza, którą chwilę później przerwał Blaise.
— Słuchaj... wiem, że nasze relacje nigdy nie wyglądały dobrze, ale chciałbym je nieco naprostować — rzucił, dziwiąc się elokwencji wypowiedzianych przez niego słów. — Jak złamane kości.
— Kości się nie prostuje, Zabini. Kości się nastawia. O ile wie się jak i ma się co składać — okręciła się na pięcie, chcąc jak najszybciej opuścić przedział, jednak los chciał inaczej rozegrać tę sytuację i Hermiona zatrzymała się na klatce piersiowej Dracona Malfoya.
— Uważaj, jak chodzisz, łajzo — rzucił pogardliwie z ironicznym, typowym dla siebie uśmieszkiem.
Dziewczyna wiedziała, że lepiej będzie nie przebywać w jego towarzystwie dłużej, niż jest to konieczne. Spróbowała wyminąć Ślizgona, jednak ten przesunął się, skutecznie jej to uniemożliwiając. Wredny uśmiech na jego twarzy powiększył się.
— Ładnie poproś, Granger — szepnął, nie odrywając od niej stalowego spojrzenia.
— Draco… — Blaise próbował się wtrącić, jednak oboje go zignorowali.
— Po prostu mnie przepuść.
Młody arystokrata przechylił głowę, jakby rozważał jej słowa i po chwili przesunął się, wskazując jej drzwi dłonią. Hermiona stała przez chwilę, zaskoczona, że Ślizgon tak po prostu odpuścił. Gdy mijała blondyna, ten nagle podstawił jej nogę.
Gryfonka poleciała do przodu, lądując z hukiem na korytarzu. Skrzywiła się, gdy poczuła pieczenie na kolanach i dłoniach. Odwróciła głowę, a ich spojrzenia się spotkały.
— Naucz się, gdzie jest twoje miejsce, szlamo — powiedział z nienawistnym spojrzeniem.
— Ja to wiem. Pytanie, kiedy ty przestaniesz wierzyć, że stoisz wyżej od innych, Malfoy.
Blondyn tylko pogardliwe uniósł kącik ust i z trzaskiem zasunął drzwi.
Dziewczyna zazgrzytała zębami, podnosząc się i otrzepując ubranie. Choć można by pomyśleć, że po tych wszystkich latach ciągłego poniżania przez Malfoya całkowicie uodporniła się na jego ataki, za każdym razem jakaś niewielka część z tego, co powiedział, zostawała jej w pamięci. Zerknęła na swoje dłonie i ze złością spojrzała na drzwi, za którymi zniknął Ślizgon. Poprzysiągłszy sobie, że znajdzie na niego jakiś sposób, weszła do toalety, by przemyć otarcia.
Kłótnia z Malfoyem przyniosła jednak jakiś pozytywny skutek. Wreszcie odnalazła Ginny.

***

Zatrzasnął drzwi przedziału, z wrednym uśmieszkiem na ustach. Rozsiadł się na wolnym miejscu, wyraźnie z siebie zadowolony, że udało mu się zdobyć kolejny punkt w starciu z irytującą Gryfonką.
Entuzjazmu blondyna najwyraźniej nie podzielał jego kolega. Zanim jednak choć jedno słowo reprymendy wyrwało się z jego ust, odezwał się Draco:
— Nie chcę tego słuchać, więc przestań mnie niańczyć. Już dość nasłuchałem się od matki i jej próby umoralniania mnie nic nie dały. Skoro jej i Ministerstwu tak na tym zależy, wrócę do Hogwartu, ale tylko po to, by dali mi święty spokój.
— Ja tam się nawet cieszę, że wszyscy wracają, by powtórzyć poprzedni rok. Mamy trochę do nadrobienia — wtrącił Zabini. — Ale wracając do tej całej sytuacji z Granger…
— Od kiedy tak bardzo się nią interesujesz? — oburzył się nowy prefekt naczelny. Nie podobała mu się przemiana przyjaciela.
— Po prostu to całe znęcanie się nad mugolakami przestało mnie bawić. Nie uważasz, że to trochę dziecinne? — odpowiedział mu pewny siebie Zabini, sięgając po ostatnią czekoladową żabę.
— Rób, jak chcesz, ale mnie do tego nie mieszaj.
Nastąpiła chwila ciszy, która między tą dwójką nie zdarzała się zbyt często. W końcu Blaise, którego próby podtrzymania rozmowy godne były co najmniej medalu, spytał:
— A tak w ogóle to, czego chciała od ciebie McGonagall?
— Zostałem prefektem naczelnym — rzucił Malfoy. Jednak coś w tonie jego głosu wskazywało, że nie jest tym faktem zachwycony.
Blaise czekał na dalszy ciąg wypowiedzi przyjaciela. Nauczony wieloletnim doświadczeniem, doskonale wiedział, że nieroztropnym jest ciągnięcie go za język. Otworzył paczkę Fasolek Wszystkich Smaków i wyciągnął jedną, przyglądając się jej podejrzliwie.
Z zamyślenia wyrwał go głos Dracona, który najwyraźniej postanowił w końcu wyjawić mu, co sprawiło, że nie jest w stanie cieszyć się wyróżnieniem, jakim było wybranie go spośród wielu uczniów na prefekta naczelnego.
— A kolejną wiadomością dnia jest fakt, że jako druga osoba została wybrana szlama. Ktoś, kto w ogóle nie powinien trafić do Hogwartu. Ktoś, kto nie potrafi chodzić.
Blaise nie musiał wiedzieć nic więcej. Od razu domyślił się, o kogo chodzi. Hermiona Granger i Draco Malfoy będą się wspierać w wypełnianiu obowiązków prefektów. „To będzie naprawdę ciekawy rok” — pomyślał Zabini, w końcu decydując się na skosztowanie fasolki w kolorze krwistej czerwieni.

***

Hermiona weszła do łazienki, z zamiarem doprowadzenia się do porządku. Zamarła, widząc swoją rudowłosą przyjaciółkę przy jednej z umywalek. Dziewczyna nie wyglądała dobrze, cała zlana potem, z niezdrowym zielonym odcieniem na twarzy. Kasztanowłosa podeszła do niej z troską w oczach.
— Ginny, co ci jest? — spytała, odgarniając wilgotny kosmyk włosów z twarzy przyjaciółki.
— Nie najlepiej się czuję. Chyba mój pobyt w Hogwarcie rozpocznie się od wizyty w skrzydle szpitalnym — dodała, siląc się na uśmiech, który szybko spełzł z jej twarzy, gdy w końcu spojrzała na przyjaciółkę.
— A tobie co się stało?
Starsza Gryfonka stanęła przy umywalce obok i zaczęła doprowadzać się do porządku. Ochlapała twarz, chcąc nieco ochłonąć, obmyła starte dłonie, a na koniec związała włosy w koński ogon, próbując nadać im schludniejszy wygląd.
— Malfoy — rzuciła w końcu.
— Wiedziałam… Po prostu czułam, że to on! Te podłe bydle znowu cię napastowało, tak? Zobaczymy, co powie, gdy role się odwrócą.
Podwinęła rękawy bluzki i z bojową miną ruszyła w stronę drzwi, z zamiarem doprowadzenia pewnego Ślizgona do stanu wymagającego hospitalizacji. Zdążyła postawić zaledwie dwa kroki, nim przyjaciółka położyła dłoń na jej ramieniu, zatrzymując ją.
— Nie idź do niego. Nie warto — dodała, starając się uspokoić swoją temperamentną przyjaciółkę.
— Nie warto? NIE WARTO?! Ta arystokratyczna świnia nadal uważa, że jest bezkarna, a ty mówisz, że nie warto?
— Ginny, proszę, odpuść. Zrób to dla mnie i nie mów nic chłopakom — poprosiła kasztanowłosa.
Młodsza Gryfonka przez chwilę wpatrywała się w Hermionę, wahając się między spełnieniem jej prośby a utemperowaniem Malfoya.
— W porządku — zgodziła się w końcu Ginny. — Wracajmy już. Znając życie, zorganizowaliście ekipę ratowniczą, by mnie znaleźć. No naprawdę, człowiek znika w kibelku na pięć minut i już od razu listy gończe za nim ślą…
Hermiona spojrzała na nią z wyrzutem.
— Pięć minut? Prawie godzinę nie dawałaś znaku życia, po tym, jak tak nagle wybiegłaś. A właściwie to co…
— Ech… szkoda gadać. Najwyraźniej mama zrobiła mi kanapkę z przeterminowaną peklowaną wołowiną. Kochana staruszka… — mruknęła pod nosem młodsza Gryfonka.
Wróciły do swojego przedziału. Gdy tylko otworzyły drzwi Harry i Ron jak jeden mąż zapytali:
— Gdzieś ty się podziewała?
— Och, już dajcie spokój, ludzie! Następnym razem, jak się czymś struję, to was o tym listownie powiadomię — odpowiedziała, poirytowana tą przesadną troską, po czym zajęła miejsce obok brata.
Reszta podróży przebiegła spokojnie. Pod koniec, gdy już wszyscy byli przebrani w szkolne szaty, dosiadł się do nich Neville, który ukradkiem spoglądał na Krukonkę. Rozmawiali, śmiali się i nim spostrzegli, wsiadali do powozów, które bezpiecznie miały zawieść ich do zamku.

***

Hermiona od razu zauważyła pierwszą zmianę w Hogwarcie. Brama była większa, jakby bardziej solidna. W sali wejściowej pojawiły się zbroje, które w razie niebezpieczeństwa miały bronić szkołę i jej uczniów, na ścianach zaś wisiały szklane gabloty. Gryfonka podeszła do jednej z nich i z zaskoczeniem zobaczyła, między innymi, swoje zdjęcie, na którym się uśmiechnęła i co jakiś czas odgarniała niesforny lok. Zdjęcie opatrzone było krótkim komentarzem.


Hermiona Granger – uczennica Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Brała czynny udział w walce z Lordem Voldemortem i jego poplecznikami. Jej oddanie, poświęcenie i wytrwałość przyczyniły się do jego upadku i przywrócenia obecnego ładu.

Obok tekstu znajdowała się nagroda za specjalne zasługi dla szkoły. Dziewczyna musnęła ramę gabloty po czym przeszła się wzdłuż ściany, odnajdując znajome twarze. Wyglądało na to, że każdy uczeń bądź absolwent Hogwartu, który brał udział w obronie szkoły, został w ten sposób wyróżniony. W końcu doszła do Rona i Ginny, którzy od dłuższego czasu wpatrywali się w jedno, szczególne zdjęcie. Natychmiast wyłowiła je wzrokiem.


Fred Weasley – absolwent Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. Brał udział w obronie zamku. Jeden z twórców Potterwarty, członek ruchu oporu. Oddał życie za lepsze jutro.

Obok znajdowała się pośmiertnie przyznana nagroda za specjalne zasługi dla szkoły.
W tej chwili uczniowie nie zwracali uwagi na to, kto jest z którego domu. Chodzili, przyglądając się gablotom, a kiedy odnajdywali swoje zdjęcie, przystawali i głośno chwalili się wyróżnieniem przez sąsiadami. Tylko uczniowie jednego domu nie brali udziału w ogólnej zadumie i refleksji, trzymając się na uboczu.

***

Hermiona wraz z przyjaciółmi siedziała przy stole Gryfonów, obserwując, jak McGonagall wprowadza grupkę uczniów. Z zaskoczeniem odkryła, że wśród nich znajdują się również osoby, które z całą pewnością nie były jedenastolatkami.
— Po bitwie o Hogwart szkoła stała się sławna. Rozumiesz, każdy chce się uczyć tam, gdzie Wybraniec — szepnęła Ginny, przewracając oczami. —  Nawet starsze roczniki się przepisują, ale przyjmują tylko najlepszych z nich.
— A ty czemu nie jesteś w skrzydle szpitalnym? — zapytała Hermiona.
— Już mi przeszło.
— Zaraz, zaraz… a co z pieśnią tiary? — zapytał Harry, słysząc jak dyrektorka od razu wyczytuje nazwiska nowych adeptów. Nie był jedynym, którego zaskoczył brak jej występu. Niektórzy z uczniów wychylali się zza stołu, ze zdumieniem spoglądając na starą tiarę.
— To ty nic nie słyszałeś? Nie jest w najlepszym stanie od czasu podpalenia. Nic w tym dziwnego, że teraz trochę szwankuje. Ma już przecież swoje lata — wyjaśnił Ron.
Hermiona z powrotem obróciła się, by obserwować Ceremonię Przydziału.

***

Kasztanowłosa uśmiechnęła się do nowych nabytków przy stole Gryffindoru. Odwzajemnili jej gest, gdy rozpoznali w niej dziewczynę, która wprowadziła ich w świat magii. W jej domu znaleźli się Victoria Jones, Emma Thompson, Vanessa Walker, Andrew Green i Tom Moor oraz parę innych osób, w tym kilka ze starszych roczników, których nie znała. Po krótkiej przemowie Minervy McGonagall i przedstawieniu nowej nauczycielki od eliksirów, na stołach pojawiły się błyszczące półmiski i tace ze smakowicie wyglądającymi potrawami, co jak zawsze wywołało entuzjazm uczniów.
Po skończonej kolacji Hermiona udała się do gabinetu dyrektorki, tak jak jej to poleciła w pociągu. Gdy tylko podeszła do chimery pilnującej przejścia, ta odsunęła się, ukazując jej spiralne schody. Zastukała trzy razy kołatką w kształcie Gryfa i grzecznie czekała na zaproszenie. Uśmiech spełzł z jej twarzy, gdy drzwi otworzył jej nie kto inny jak Draco Malfoy. Przeszła obok niego bez słowa, siadając naprzeciwko profesor McGonagall.
— Panie Malfoy, proszę również usiąść.
— Dziękuję, postoję — odparł Ślizgon, jakby podkreślając swoją niezależność.
McGonagall skinęła niedbale głową, pozostawiając jego decyzję bez komentarza.
— Zebraliśmy się tutaj…
— …by połączyć tych dwoje świętym węzłem… — mruknął pod nosem arystokrata, jednak widząc karcące spojrzenie dyrektorki, uniósł otwarte dłonie na znak kapitulacji.
— Zebraliśmy się tutaj, byście mogli zapoznać się ze swoimi przywilejami oraz obowiązkami wynikającymi z otrzymania rangi prefektów naczelnych — uczniowie słuchali z większym bądź też mniejszym (w przypadku Malfoya) skupieniem. — Możecie dodawać i odejmować punkty innym uczniom, a wasza cisza nocna rozpoczyna się o północy… Macie również dostęp do łazienki na czwartym piętrze.
Draco uniósł brwi z politowaniem, co miało klarownie świadczyć, co sądzi o swoich nowych "przywilejach".
— Przechodząc do waszych obowiązków… — kontynuowała, nie zważając na gest Ślizgona. — Do jednych z nich należy pomoc nauczycielom w patrolowaniu korytarzy w godzinach wieczornych, od czwartego do siódmego piętra włącznie. Kolejnym waszym zadaniem jest opieka nad najmłodszymi uczniami, w szczególności w pierwszych miesiącach nauki. Chcę was jeszcze poinformować, iż może czasem się zdarzyć, że będę was potrzebować do nadzorowania szlabanów innych uczniów. Poza tym, musicie się liczyć z tym, że do waszych obowiązków należeć też będzie pomoc innym nauczycielom. Pragnę wam przypomnieć, iż funkcja prefekta naczelnego ma również charakter reprezentacyjny. W związku z powyższym oczekuję od was przyzwoitego zachowania — mówiąc to, spojrzała na młodego Malfoya. — To by było na tyle — zakończyła swój monolog, kierując ich do drzwi. Schodzili już w stronę chimery, gdy dodała:
— A i jeszcze jedno… wasze rzeczy czekają już na was w dormitorium prefektów naczelnych na czwartym piętrze.
— W dormitorium prefektów? — spytała Hermiona, obawiając się najgorszego.
— Tak panno Granger, w osobnym dormitorium prefektów naczelnych przy posągu Urlika Groźnego. Nie wspominałam wam o tym?
— Nie — rzucili oboje, z wyraźną niechęcią w głosie.
— Dlaczego nie możemy po prostu zostać u siebie? — zapytał napastliwie Draco, nie przyjmując do wiadomości faktu, że będzie zmuszony do dzielenia się czymkolwiek z Granger.
— Nie, panie Malfoy. Jak już wspomniałam, prefekci naczelni są prefektami SZKOŁY, tak więc musicie być do dyspozycji wszystkich nauczycieli, nie tylko opiekunów waszych domów. Poza tym jest to nagroda za dotychczasowe wyniki w nauce i wkład w działalność uczniowską.
Hermiona zmarszczyła brwi, zerkając na Malfoya. On i wkład w działalność uczniowską? Wyniki w nauce? Przecież poza eliksirami nie wykazywał ani większego zainteresowania lekcjami, ani nie osiągał "wybitnych wyników". O wiele bardziej na odznakę zasługiwał chociażby Teodor Nott.
O ile dziewczyna nie miała pojęcia, dlaczego to on został wyróżniony, Draco doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakie były ku temu powody. W rozmowie z McGonagall jasno dało się odczuć jej nadzieję, jakoby zapewnienie mu poczucia, iż nie jest wykluczony ze względu na swoją przeszłość, miałoby sprowadzić go na właściwą ścieżkę.
Niemalże prychnął pod nosem, gdy zdał sobie sprawę, iż tak naprawdę wsadzenie go w rolę chłopca na posyłki nauczycieli zapewni jej możliwość nieustannej kontroli. Poza tym mógł postawić w ciemno całą swoją skrytkę w Gringottcie, iż prawa i uczciwa Granger będzie donosić dyrektorce o wszelkich jego wątpliwych poczynaniach.
— Hasło to Orchidea. Żegnam — zakończyła, pozostawiając ich z wyrazem niedowierzania malującym się na ich twarzach.
— Och, Albusie, nie wiem, czy dobrze robimy, zmuszając ich do wspólnego mieszkania — powiedziała do portretu wiszącego za jej krzesłem.
Dobrotliwy staruszek tylko pokiwał głową z aprobatą.


***

Za nami już drugi rozdział (choć tak naprawdę mamy już napisane dwa kolejne i nie możemy się doczekać publikacji trzeciego.... miałyśmy niezły ubaw przy pisaniu go.... i następnego też xD ). Może w powyższym rozdziale niewiele się dzieje, ale obiecujemy, że to się zmieni... i to bardzo! Do zobaczenia wkrótce, jak tylko uporam się z przepisaniem tego wszystkiego na komputer.

7 komentarzy:

  1. Rozdział mi się podobał. Postaci wyszły dość kanonicznie, więc fajnie się czytało.

    Podobała mi się Ginny. Z jednej strony twarda a z drugiej urocza.

    Dziwi mnie tylko trochę Blaise no i Draco. Ten pierwszy moim zdaniem zbyt lekko przeszedł z niechęci do sympatii (przydałoby się jakieś większe wyjaśnienie, niż "to dziecinne" jak dla mnie, bo trochę nienaturalnie wypadło to jego zachowanie), a ten drugi wręcz przeciwnie - przecież pod koniec siódmego roku sam Draco wydawał się nie do końca przekonany o tym, czy popieranie Voldemorta i jego metod jest słuszne, a tu nagle znowu zwrot i podejście takie samo jak wtedy, gdy miał czternaście lat? Naprawdę niczego się nie nauczył przez te lata i wojnę, niczego nie zrozumiał, tylko wręcz cofnął w myśleniu o parę lat?

    Pozdrawiam i życzę weny :)
    hg-ss-we-snie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki za ten komentarz i wszelkie uwagi/sugestie ;) ... co do postaci Blaise'a i Dracona... kwestia przemiany pierwszego z nich będzie wyjasniona w kolejnych rozdzialach, natomiast Draco ( przynajmniej w naszym odczuciu) nie zamienił się tak bardzo. Owszem, targały nim watpliwości, ale z całą pewnością nadal uważał się za lepszego od innych a jego relacje z Hermioną nie uległy wielkiej zmianie. Dodatkowo w opowiadaniu trochę podkolorowałyśmy jego przeszłość, niektóre wątki różnią się od wersji J.K.

      Usuń
  2. Masz lekki styl pisania, przez co lekko się czyta. Czekam na następny rozdział, no i życzę dużo weny! <3
    Przy okazji zapraszam też do siebie <3 http://w-pogoni-za-marzeniem-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział :) Lecę dalej :)
    Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział super. Naprawdę był dobry, ciekawy, działo się coś nie przesadzajcie i co najważniejsze śmieszny. Polecam i zapraszam na mój blog:
    Dramione - To w Nas Żyje

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahaha! Prefekci pod jednym dachem, więc tak zaczyna się droga do Dramione... Usłana ostrymi cierniami mam nadzieję :D
    Nic nie pozostaje jak ruszyć z treścią dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć o czołem!
    Metafora o nastawianiu złamanych kości bardzo trafiona :)
    "Zebraliśmy się tutaj... "
    "By połączyć tych dwoje... " śmiechłam do telefonu :D
    A i tak czułam, że to nie może być pomysł McGonagall, by Draco został prefektem - do Dumbledore'a pasuje to o wiele bardziej, że tak was przytoczę 'by nastawić komuś kości '. Tylko żeby z jego dobrodusznosci nie wyniknęło nic złego.
    Zauroczona coraz bardziej, Miss Nothing

    OdpowiedzUsuń