Szli, w milczeniu pokonując szkolne
korytarze. Draco, wyprzedzający dziewczynę o parę kroków, nadawał
ich wędrówce szybkie tempo.
— Malfoy… — odchrząknęła
Hermiona. W ogóle nie miała ochoty wdawać się z nim w dyskusję,
jednak wyjątkowe okoliczności nie pozostawiały jej wyboru.
— Malfoy posłuchaj… musimy ustalić jakieś zasady
dotyczące naszego dormitorium, dla dobra nas obojga. Nie możemy
przecież przez cały rok skakać sobie do gardeł...
— Może ty nie możesz, ale ja
nie będę miał z tym najmniejszych problemów, Granger.
— Mhm. Skoro tak, ostrzegam cię,
że nie zamierzam robić wszystkiego sama. Oboje...
Ślizgon gwałtownie obrócił się
w jej stronę, przykładając palec do ust.
— Shhh — szepnął,
podchodząc do niej.
Hermiona cofnęła się i zgrzytnęła
zębami, natrafiając plecami na ścianę. Nie uskoczyła jednak w
bok. Uniosła głowę, wpatrując się w niego ze złością, nawet
gdy chłopak oparł dłoń o kolumnę i nachylił się do niej.
— Posłuchaj, Granger. Mam dość
ciebie i twojego ciągłego gadania — mruknął, tonem
ociekającym pogardą, jednocześnie biorąc między palce kosmyk jej
włosów. — Mam gdzieś ciebie, nowe obowiązki, wspólne
dormitorium i McGonagall, więc jeśli chcesz przeżyć ten
ostatni rok w Hogwarcie bez większych atrakcji, to radzę ci się
zamknąć albo ci w tym pomogę. Rozumiesz? — dorzucił,
przenosząc wzrok na jej twarz.
Hermiona prychnęła, uwalniając lok z
jego uścisku. Mimowolnie skrzywiła się, gdy kilka kręconych
niteczek pozostało w dłoni blondyna.
— Pytałem, czy rozumiesz?
— Rozumiem. I nie zamierzam tego
tak zostawić.
Młody arystokrata uśmiechnął się
tylko.
— Mała, przygłupia szlama
— powiedział, wkładając w to tyle jadu, ile tylko zdołał,
po czym odepchnął się od kolumny i odszedł, pozostawiając ją
samą.
— Idź w cholerę, Malfoy. Oby
jak najdalej ode mnie.
Jeszcze przez chwilę wpatrywała się
w korytarz, w którym zniknął Ślizgon. Zamrugała, jakby wyrywając
się z zamyślenia i włożyła trzymany przez niego lok za ucho.
Jasny księżyc wiszący na niebie przypomniał jej, jak późna już
pora. Nie chciała jednak iść do dormitorium prefektów naczelnych.
Nie, gdy wiedziała, iż Malfoy jest bardziej niż chętny do
dokończenia dzisiejszej potyczki.
Postanowiła udać się do przyjaciół.
Gdy stanęła przed portretem Grubej Damy, uświadomiła sobie, że
nie zna hasła. Zrezygnowana chciała już zawrócić, gdy zobaczyła
Neville’a. Zamyślony, nie zauważył jej, dopóki nie stanął
obok.
— Hermiona? Co ty tu robisz o
tej porze? — zapytał zdenerwowany.
— Mogłabym cię zapytać o to
samo. Jestem prefektem naczelnym Neville, lepiej, żebyś miał dobrą
wymówkę.
— No bo ja… Zagadałem się. Z
Luną — wyznał chłopak.
Gryfonka obdarzyła go karcącym
spojrzeniem. Już zaczęła zastanawiać się nad tym, czy powinna
wyciągnąć jakieś konsekwencje, gdy portret uchylił się,
ukazując rudą czuprynę Ginny.
— Hej, czekaj! Właśnie cię
szukałam…
— Nie teraz, muszę iść!
— przerwała jej rudowłosa.
— Dokąd?
— Tam, gdzie ty nie możesz
pójść ze mną!
— Czyli gdzie?!
— DO KIBLA! — dwójka
Gryfonów patrzyła osłupiała na znikającą rudowłosą postać.
— Wszyscy powariowali…
— szepnęła Hermiona.
— No — zgodził się
Neville. — To co, wchodzisz? — Chłopak stanął przed
obrazem i powiedział: — Gumochłon
Weszli do środka. Kasztanowłosa
rozejrzała się po pokoju, jednak nigdzie nie zauważyła Harry’ego
i Rona.
— Pewnie już śpią
— powiedziała do siebie.
— Jak chcesz to mogę sprawdzić.
Parę minut później Hermiona wlokła
się do swojego dormitorium, mrucząc pod nosem:
— Przyjaciele, też mi coś…
Jak są potrzebni to albo śpią, albo okupują toaletę… Orchidea
— powiedziała i weszła do środka.
Cichy okrzyk zachwytu niemal bezwiednie
wydostał się z jej ust na widok jej nowego pokoju wspólnego.
Ciemnoniebieskie ściany przyjemnie kontrastowały
z jasnymi meblami, wśród których można było wyróżnić
niski stolik, wygodną, szeroką sofa i dwa fotele. Obok okna
mieściła się nowoczesna wieża, a naprzeciwko niej, po
drugiej stronie salonu znajdował się barek. Na wprost drzwi
widniały białe schodki, prowadzące do korytarza, gdzie, zapewne
mieściły się drzwi do ich sypialni i łazienki. Jednak jej serce
szczególnie zawłaszczył sobie biały kominek i pokaźna
biblioteczka, wypełniona po brzegi podręcznikami.
Dziewczyna, nadal będąc pod wrażeniem
nowoczesnego i drogiego wystroju, weszła w głąb pokoju. Już
chciała zrobić krok w stronę fotela, by zobaczyć czy jest
rzeczywiście taki wygodny, na jaki wygląda, gdy nagle poczuła
opór. Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc, co się dzieje.
Z zamyślenia wyrwał ją odgłos
otwieranych drzwi. Odwróciła się i zobaczyła Malfoya. Czarną
koszulę rozpiął do końca, zupełnie nie przejmując się tym, iż
może gorszyć tym swoją współlokatorkę. Leniwym krokiem podszedł
do barku, dolał sobie alkoholu i obrócił się w jej stronę,
opierając się nonszalancko o mebel.
— Możesz mi wyjaśnić, co to
jest? — spytała zirytowana Gryfonka, zauważając świecącą,
srebrną linię znajdującą się na wysokości jej kostek.
— A mówią Granger, że
inteligentna z ciebie bestia… To jest granica.
— Wiem, że granica, ale co ona
tu robi? — spytała. W powietrzu unosiło się echo
nadchodzącej kłótni.
— Granger, trochę myślałem
nad tym, co mi powiedziałaś i żeby poprawić nasze relacje,
postanowiłem wyciągnąć do ciebie rękę i podzielić się z tobą
dormitorium. Więc stul pysk i nie narzekaj.
Hermiona z niedowierzaniem
popatrzyła na wąską dróżkę, po której mogła się poruszać.
Miała dostęp do książek i sprzętu grającego.
— Podzieliłeś się?! Chyba
śnisz, jeśli myślisz, że tak pozostanie! Nie pozwolę ci się tak
traktować. Nie jestem cyrkowym zwierzęciem, żeby chodzić po
wyznaczonych trasach!
— Jesteś pewna? —spytał,
rozsiadając się na kanapie.
— Owszem.
Zarzucił jedno ramię na oparcie i
upił łyk.
— Więc podejdź tu do mnie i
powiedz mi to prosto w oczy — rzucił, patrząc na nią
wyzywająco. Gdy odpowiedziało mu milczenie, uniósł wymownie brew.
— Jesteś... Jesteś...
— Wspaniałomyślny?
— Dupkiem, który ma tyle samo
komórek mózgowych co sklątka tylnowybuchowa, Malfoy —
dokończyła, czym szybkim krokiem weszła po trzech schodkach
i skierowała się do swojego pokoju.
Słysząc te pełne emocji wyznanie
dziewczyny, Ślizgon uśmiechnął się ironicznie, wzruszył
ramionami i opróżnił szklankę.
***
Kasztanowłosa dziewczyna obudziła się
wraz ze świtem. Nie mogła spać, być może przez to nowe miejsce.
Rozejrzała się po swoim pokoju. Biel ścian i delikatny beż mebli
działał na nią uspokajająco. Leżała na środku szerokiego łóżka
z uroczo rzeźbionymi, delikatnymi kolumienkami i myślała o
dzisiejszych zajęciach. Wstała, zabrała z komody ubranie i
udała się do łazienki. Gdy zobaczyła srebrną linię zagradzającą
jej drogę, przed oczami pojawiły jej się czerwone plamki. Miała
tego dość. Rzuciła niedbale na podłogę bieliznę i ciuchy,
podeszła jak najbliżejmogła do ciemnych drzwi naprzeciwko niej i
wrzasnęła:
— Malfoy! — przez moment
nic się nie działo, dopiero po chwili usłyszała jęk. — Malfoy!
Wyłaź natychmiast!
W końcu drzwi się otworzyły,
ukazując młodego arystokratę, ubranego w czarne spodnie dresowe.
Zaspany i jednocześnie wkurzony, oparł się jedną ręką o
framugę, drugą odgarniając rozczochrane włosy do tyłu. Spojrzał
na nią i gdyby wzrok mógł zabijać, w tej chwili padłaby martwa.
— Możesz mi powiedzieć,
dlaczego nie mogę korzystać z łazienki?
— Nie zamierzam używać tych
samych urządzeń sanitarnych co ty... pudlu — dodał, kiedy
jego krytyczny wzrok zatrzymał się na jej włosach. Odwrócił się
i już chciał zatrzasnąć drzwi, gdy zawołała:
— Nie zostawię tak tego,
zobaczysz, pożałujesz.
— To, że ty nie możesz wejść
na moją część, nie oznacza, że ja nie mogę wejść na twoją,
Granger… Więc jeśli nie chcesz stracić tych chwastów na głowie,
to się zamknij i nigdy więcej mnie nie budź.
Zatrzasnął drzwi z hukiem, a Hermiona
zrozumiała, że nie pozostało jej nic innego, jak skorzystać
z łazienki prefektów. Na razie…
***
Dzisiejsze lekcje minęły szybko i
przyjemnie. Udało jej się zdobyć kilkanaście punktów dla swojego
domu. Czuła jednak lekki stres na myśl o ostatnich zajęciach.
McGonagall była dość tajemnicza, gdy mówiła o nowym przedmiocie
MMĆF (cokolwiek ta nazwa miała oznaczać) i powiedziała
tylko, że przyda im się sportowy strój. Hermiona domyślała się,
że będzie to odpowiednik mugolskiego WF-u. „Na Merlina, po co
nam WF, jesteśmy czarodziejami” — myślała, oburzona
faktem, że znowu musi użerać się z ćwiczeniami, piłkami,
równoważniami i innymi narzędziami tortur. Korzystając z
tego, że lekcja odbędzie się po przerwie obiadowej, wróciła do
dormitorium, by się przebrać. Nałożyła białą bluzkę na
ramiączkach, szare dresy i znoszone tenisówki. Przypominając
sobie, jak zawsze wyglądały jej włosy po WF-ie, związała je
w wysoki kucyk, po czym zaplotła w warkocz.
Tak wyszykowana ruszyła w stronę sali
sportowej, za którą służył im największy, świeżo
wyremontowany loch. Wchodząc do sali, która została przygotowana
na wzór mugolskich, pocieszała się, że są to tylko dwie lekcje
tygodniowo. Chwilę później zmieniła zdanie. To aż dwie lekcje
tygodniowo ze Ślizgonami.
Ruszyła do części sali zajętej
przez Gryfonów, jednak nie znalazła wśród nich swoich przyjaciół.
Zauważyła za to Neville’a i Deana. Podeszła do nich i zaczęli
rozmawiać o nowym przedmiocie, zastanawiając się, kto będzie ich
uczył. Ich rozważania zostały przerwane, gdy do sali energicznym
krokiem weszła pani Hooch, a za nią nie kto inny jak Draco Malfoy.
Hermiona jęknęła w duchu. Przez cały dzień udawało jej się
go unikać, nie miała z nim ani jednej lekcji, a teraz będzie
świadkiem jej kompromitacji.
— Podejdźcie tu wszyscy
— zawołała nauczycielka, a Ślizgoni i Gryfoni niechętnie
spełnili jej polecenie. — Witam na pierwszej lekcji
Mugolsko–Magicznych Ćwiczeń Fizycznych. Chyba nie muszę wam
wyjaśniać, na czym będą one polegać? Nie będziecie oceniani,
jednak aby ukończyć rok, musicie wszystko zaliczyć, jasne? No to
zaczynamy. Na rozgrzewkę zaczniemy od czegoś prostego
i bezpiecznego. Zbijak — powiedziała, a Hermiona
skrzywiła się. „Z pewnością… proste i bezpieczne”.
Nauczycielka zaczęła wyjaśniać zasady gry, kilkakrotnie im
powtarzając, że niedozwolone jest celowanie w głowę.
— Czyli wszystko sprowadza się
do tego, że mamy złapać piłkę i rzucić nią w przeciwnika,
licząc na to, że będzie on taką sierotą, że da się zbić?
— zapytał z ironicznym uśmieszkiem blondyn.
— Tak, panie Malfoy.
— Cudownie — szepnął,
patrząc na Hermionę z niebezpiecznym błyskiem w oku.
— Aby nieco urozmaicić grę,
użyjemy dwóch piłek — dodała pani Hooch.
Chwilę później grupka Ślizgonów
zebrała się w kącie sali, omawiając taktykę. Hermiona miała złe
przeczucia. „Zginę tutaj. Niechybnie” — pomyślała.
Spojrzała na swoich przeciwników. Wszyscy dobrze zbudowani… „To
będzie bolało” Miała jednak plan: dać się zbić jak
najszybciej. Miała nieodparte wrażenie, że Ślizgoni spoglądają
na nią zdecydowanie częściej, niż powinni. „Hermiona,
przestań. Zaczynasz popadać w paranoję, zupełnie jak Harry”
— skarciła się w duchu. Z rozmyślań wyrwał ją
głos pani Hooch.
— Jeszcze raz przypominam: NIE
CELUJEMY W GŁOWĘ. Zaczynamy — po tych słowach podała piłki
kapitanom obu drużyn.
Hermiona zaczęła wcielać w życie
swój plan. Specjalnie wystawiała się, by być łatwym celem. Nie
przyniosło to jednak oczekiwanych rezultatów. Ślizgoni zdawali się
nie zwracać na nią najmniejszej uwagi.
Minęło jakieś trzydzieści minut
gry. Podliczyła straty. Zostało tylko troje Gryfonów. Ich
przeciwników było trzykrotnie więcej. Nadal nie mogła zrozumieć
jakim cudem jest jeszcze w grze.
ŁUUP
Zostało ich już tylko dwoje. Obie
piłki były po stronie Ślizgonów. Ogarnęła ją panika przed
uderzeniem piłką. Rywale już nie wstrzymywali ręki, przeciwnie,
rzucali z całych sił. Piłkami operowały dwie osoby: Malfoy
i nieznany jej uczeń z zagranicy. Ten drugi wpatrywał się
w nią z chorą satysfakcją. „Sadysta” — pomyślała
przerażona Gryfonka. Obcokrajowiec obserwował ją swoimi zielonymi
oczami, na które opadały mu niesforne kosmyki brązowych włosów.
ŁUUP
Z gry odpadł Neville. Pomimo bólu,
był wyraźnie szczęśliwy, że to już koniec. Wykonał swój
ostatni rzut i zszedł z boiska, obdarzając ją pocieszającym
uśmiechem. Teraz została już tylko ona. Patrzyła na Malfoya
i drugiego ucznia, który celował w nią z wrednym uśmiechem.
Reszta Ślizgonów stała za nimi i obserwowała całą scenę.
ŁUUP
ŁUUP
Hermiona myślała, że to koniec jej
męki, ale myliła się. Piłki minęły ją o cal, uderzyły
w ścianę i powróciły do swoich właścicieli. Nie uszło
jej uwadze, że nie trafili jej specjalnie. Następne rzuty były
jeszcze potężniejsze. Bała się. Cholernie się bała. Po paru
próbach przechwycenia choć jednej z nich, skupiła się tylko na
unikaniu piłek. Grupka Ślizgonów śmiała się wniebogłosy.
ŁUUUUP
Poczuła silny ból w skroni, a przed
oczami pojawiły się ciemne plamy… Straciła równowagę i upadła
na zimną posadzkę.
— Gregorovicz! Co ja mówiłam
na temat rzucania w głowę?! SZLABAN! — pani Hooch zrugała
nowego Ślizgona za złamanie zasad fair play. Nie była ona jednak
jedyną osobą, która spoglądała na niego z rozdrażnieniem.
Draco Malfoy wyglądał, jakby go piorun strzelił.
— Czy ja nie mówiłem, że
Granger jest moja? — zapytał groźnym tonem.
— Możliwe, ale nie widzę
żadnego powodu, dla którego miałbym cię słuchać — odparł
tym samym tonem Ivan.
Przez chwilę mierzyli się zimnymi
spojrzeniami, po czym Malfoy nagle się uśmiechnął.
— Masz rację, zresztą, po co
się kłócić o szlamę? — zapytał. Reszta Ślizgonów
przyglądała się im w milczeniu, dobrze wiedząc, co oznacza
ten uśmiech i jego ton.
— Gregorovicz, do mnie!
— warknęła pani Hooch — Panie Malfoy, proszę
zaprowadzić pannę Granger do skrzydła szpitalnego — dodała,
podpierając Hermionę i prowadząc ją do młodego arystokraty.
— Nie, tylko nie on — zaprotestowała słabo dziewczyna, jednak
nauczycielka, nie zważając na jej słowa, odeszła, by zająć się
sprawcą całego zamieszania.
Draco, nie czekając na kasztanowłosą,
ruszył do skrzydła szpitalnego. Hermiona, nie mając innego
wyjścia, ruszyła za nim.
— Szybciej Granger, nie mam
całego dnia. I nie zemdlej, bo nie mam zamiaru cię nieść
— powiedział poirytowany Ślizgon, widząc powolne tempo, w
jakim poruszała się dziewczyna.
— Przestań narzekać, to
wszystko twoja wina. Nie chcę twojej pomocy. Sama sobie poradzę!
— mówiąc to, wyminęła go, po czym osunęła się na posadzkę.
Malfoy nawet nie próbował jej złapać,
po prostu patrzył na nią poirytowany. „Świetnie, jeszcze
powiedzą, że to moja wina” — pomyślał. Zaczął
zastanawiać się nad tym, by zostawić tak dziewczynę, jednak
niemal natychmiast usłyszał głos swojej matki, marudzący, że
osiemnaście godzin porodu poszło w cholerę, bo jej syn nie
ukończył szkoły. Wywrócił oczami, ciężko westchnął, po czym
schylił się, by złapać nieprzytomną Gryfonkę za kostkę
i zaczął ją ciągnąć po podłodze do skrzydła szpitalnego,
gwiżdżąc cicho pod nosem. Nie zamierzał splamić swojego honoru,
niosąc szlamę w ramionach.
Gdy był w połowie drogi, zauważył,
uśmiechającego się jak głupi do sera, Blaise’a.
— Ta nowa laska od eliksirów
wymiata! Pozwoliła nam wcześniej wyjść, bo… — czarnoskóry
przerwał, gdy zobaczył, co ciągnie jego przyjaciel. — Na
wielkie jaja Salazara, zamordowałeś Granger?! Pogięło cię?!
Teraz na pewno wylądujesz w Azkabanie… chyba że nie znajdą
ciała. Pomogę ci się pozbyć zwłok! — powiedział
z zapałem, po czym schylił się i złapał drugą kostkę
dziewczyny.
— Doceniam twoją troskę o mnie
i niezwykłe poświęcenie, ale dla twojej informacji Granger nie
jest martwa, tylko nieprzytomna… a ja jako wzorowy uczeń i prefekt
naczelny, z dobrego serca pomagam jej dostać się do skrzydła
szpitalnego — odparł Draco, rozbawiony zachowaniem
przyjaciela.
— Aaa… skoro tak... — tu
puścił nogę Hermiony, która z hukiem spadła na posadzkę — to
czemu ją taszczysz po podłodze? Tak się nie traktuje kobiet
— powiedział zgorszony postępowaniem blondyna
— Kobiet może i nie, ale
Granger…
Zabini przewrócił oczami, po czym
wziął kasztanowłosą na ręce.
— No to ty ją zanieś, a ja idę
załatwić pewną sprawę — powiedział arystokrata tonem,
który Zabini znał aż za dobrze.
— Kto tym razem? — zapytał,
domyślając się zamiarów kolegi.
— Gregorovicz. Chyba nie dotarło
do niego, że Granger to wyłącznie moja zabawka — rzucił,
po czym obrócił się i ruszył w kierunku sali sportowej.
***
Promienie słońca obudziły
kasztanowłosą dziewczynę, padając wprost na jej twarz. Otworzyła
oczy i skrzywiła się, gdy oślepiło ją jasne światło.
Rozejrzała się i z zaskoczeniem zauważyła, że znajduje się
w skrzydle szpitalnym. Nie pamiętała, jak się tu znalazła.
Dopiero po chwili przypomniała sobie zajęcia, grę i podłą
intrygę Ślizgonów. Gdy tak leżała, zatopiona w myślach,
usłyszała ciche kroki i po chwili zobaczyła rudowłosą, około
trzydziestoletnią kobietę, zmierzającą w jej stronę. Jej
szczery i szeroki uśmiech upewnił ją w przekonaniu, że jest osobą
miłą i łagodną.
— Dzień dobry. Nareszcie się
obudziłaś. Już myślałam, że nie jestem tak dobra w uzdrawianiu,
jak sądzę — powiedziała i usiadła na łóżku pacjentki.
— Dzień dobry...
— Spokojnie, wiem o czym
myślisz. Nie wygryzłam pani Pomfrey ze stanowiska, nie zrobiłabym
tego własnej kuzynce — rzuciła z uśmiechem i
wyciągnęła do niej dłoń. — Jestem Elizabeth McCullen.
— Hermiona Granger — dziewczyna
uścisnęła jej dłoń, walcząc z natłokiem myśli.
— Piękny ten wasz Hogwart,
zupełnie inny niż szkoły w Norwegii. Cieszę się, że Poppy
załatwiła mi tu pracę — powiedziała, na chwilę tonąc w
myślach. — Ech… ja tak gadam i gadam, a nie
zapytałam nawet, jak się czujesz?
— W porządku.
— No, to jeśli tak, to szybko
cię zbadam i możesz wychodzić — Gryfonka była zdziwiona,
jak bardzo nowa pielęgniarka różniła się od kuzynki.
— Zaskoczona? Jeśli czujesz się dobrze, nie widzę powodu,
dla którego miałabym cię tu dalej trzymać. Miałaś wiele
szczęścia, w przeciwieństwie do twojego kolegi.
— Kolegi? — kobieta
skinęła głową w stronę stojącego obok łóżka. Leżał tam
posiniaczony Ivan Gregorowicz.
— Jak tu go przyniesiono,
wyglądał dużo gorzej. Cały poobijany, kilka wybitych zębów…
biedaczek.
Pielęgniarka szybko zbadała Hermionę,
po czym zaleciła, by w przypadku silnych bólów głowy zgłosiła
się do skrzydła.
— No to już wszystko. Możesz
iść — powiedziała z uśmiechem rudowłosa pielęgniarka.
— Dziękuję pani McCullen.
— Panno McCullen — poprawiła
ją automatycznie kobieta. — Chociaż możesz mówić mi po
prostu Beth. Przez to całe panno McCullen czuję się staro.
***
Hermiona wracała do swojego
dormitorium, układając w głowie plan wypracowania dla profesor
Sprout. Jednak, gdy weszła do dormitorium, jej myśli rozpierzchły
się na widok, jaki zastała. Ze wszystkich stron wpatrywały się w
nią nagie panie, w jednoznacznych pozach wypinając swoje wdzięki.
Obróciła się i spojrzała na uśmiechającego się ironicznie
Ślizgona, stojącego na środku pokoju
— To… co… jak?
— Wiem, Granger, gdy je
zobaczyłem po raz pierwszy, też odebrało mi mowę z zachwytu.
Nie spodziewałem się, że zrobią na tobie aż takie wrażenie.
Jesteś lesbijką? — spytał, udając zaciekawienie.
— CO?!
— Spokojnie pudlu, to nawet…
podniecające. Chociaż raczej nie miałaś innego wyboru, skoro
żaden facet cię nie chce — powiedział, nadal się
uśmiechając, unosząc przy tym brew w sugestywny sposób.
— Możesz mi powiedzieć, co to
jest?
— Granger, ty zakuta pało, to
są dzieła sztuki… akty, dokładniej mówiąc — odpowiedział
i przeniósł wzrok na jeden z obrazków. — I nie
radziłbym ci ich ściągać. Użyłem zaklęcia trwałego przylepca
— ciągnął dalej, przechylił głowę i potarł palcem
wskazującym usta, jakby chciał przyjrzeć się obrazom z innej
perspektywy. Po chwili pokiwał głową, jakby był z czegoś
zadowolony.
— Wiem, ale chciałabym
wiedzieć, co one tu robią?
— Wiszą — odpowiedział
chłopak, niedbale wzruszając przy tym ramionami.
— Ale dlaczego?!
— Bo nie umieją lewitować. Ale
nie martw się, jak skończę ich tresurę, to kosze z wikliny będą
pleść szybciej niż niejedna baba na wsi.
Kasztanowłosa odchrząknęła i
stanowczym tonem powiedziała:
— Zdejmij je.
— E-eee… nie da rady. A nawet
gdyby był jakiś sposób, to i tak bym tego nie zrobił, idealnie tu
pasują. Radzę ci się przyzwyczaić — uśmiechnął się
ironicznie.
— Masz je natychmiast zdjąć.
— Nie mam takiego zamiaru. Teraz
ten salon ma klasę.
— Zrobiłeś z tego dormitorium
dom rozpusty!
— Co tak dramatycznie Granger?
Żaden dom rozpusty… chociaż jeśli chcesz, to mógłbym jeszcze…
— Ani się waż! Tym razem
przesadziłeś. Znajdę sposób i na tą głupią barierę i na te
wulgarne obrazy. A ty jeszcze pożałujesz — i, nie
czekając na odpowiedź Malfoya, wbiegła do swojego pokoju.
Draco stał i nadal podziwiał obrazy,
uśmiechając się wrednie na reakcję dziewczyny. Zrobi wszystko, by
pozbyć się stąd Gryfonki. Obrazy to dopiero początek…
***
— Ale jak użył zaklęcia
trwałego przylepca, to nic z tym nie zrobisz — Harry odezwał
się tonem znawcy.
— Nie znasz mnie, jeżeli
myślisz, że tak to zostawię — odparła Hermiona. — Zemszczę
się…
— Który już raz to słyszę
— odezwał się z nutką rozbawienia w głosie Ron — Zemsta
na Malfoyu, zemsta na Skeeter, znów zemsta na Malfoyu…
— Tak, bo ja planuję całą
masę zemst!
Cała trójka wybuchła śmiechem.
Obecność Harry’ego i Rona uspokajała ją. Trochę jej brakowało
tych wspólnych wieczorów w pokoju wspólnym Gryffindoru, nawet
jeśli ograniczały się do sprawdzania przez nią ich wypracowań.
Weszli do klasy. Hermiona ustawiła
swój kociołek obok Harry’ego. Wszyscy czekali na pojawienie się
w klasie nowej nauczycielki eliksirów. Gryfonka widziała ją
tylko raz, w czasie uczty powitalnej. Słyszała jednak od Ginny, że
McGonagall nie mogła lepiej wybrać. „Cóż, zobaczymy”.
— Witajcie uczniowie — powitała
ich nowa nauczycielka. — Nazywam się Luise Donovan i w tym
roku będę was nauczać eliksirów — uśmiechnęła się do
nich promiennie.
Była bardzo ładna. I bardzo młoda.
Śmiało można by ją pomylić z uczennicą, niska i drobna nie
wyróżniała się spośród uczniów Hogwartu. Dojrzałego wyglądu
z pewnością nie dodawał jej okazały piercing uszu, dobrze
widoczny z powodu jej fryzury. Krótkie, jasne włosy uroczo
sterczały na wszystkie strony, podkreślając twarz w kształcie
serca.
Hermiona rozejrzała się po klasie i
pokręciła głową. Najwidoczniej męska część klasy już
zaliczyła profesor Donovan do najlepszych nauczycieli, jakich miał
Hogwart.
— Na dzisiejszej lekcji pragnę
lepiej poznać wasze umiejętności. Za zadanie macie uwarzyć trzy
eliksiry, o różnym stopniu trudności. Na podstawie rezultatów
przydzielę wam partnera do pracy na resztę roku. Przygotujcie
eliksir pieprzowy, rozweselający oraz wywar żywej śmierci.
Powodzenia!
Hermiona szybko wzięła się do pracy.
Chciała wypaść jak najlepiej przed nową nauczycielką. Wracając
na miejsce, zauważyła, że jej przyjaciele wciąż tkwią w swoich
ławkach.
— Hej, co z wami? — zapytała,
szturchając Harry’ego w żebra.
— A, nic, nic — odpowiedział
i wraz z Ronem poszedł po składniki.
Wszyscy pracowali w skupieniu. Drażniło
ją, że jej przyjaciele wszystkie kroki konsultują ze sobą, by
najwyraźniej znaleźć się w parze na zajęciach.
— Ten test ma przecież
sprawdzić nasze umiejętności i pomóc dobrać partnera, który
jest na tym samym stopniu zaawansowania!
— Hermiono, rób, co chcesz, ale
ja nie mam zamiaru skończyć w parze z jakimś Ślizgonem — odparł
Ron, najwyraźniej zadowolony ze swojego planu.
— Tu przynależność do domów
nie ma nic do rzeczy! Jeśli dzięki jakiemuś Ślizgonowi zrobię
postęp w nauce, będę wielce uradowana — rzuciła
kąśliwym tonem w stronę rudowłosego, odgarniając włosy z czoła.
Była w trakcie warzenia ostatniego
napoju. Dobry humor, jaki miała w trakcie sporządzania
eliksiru rozweselającego, gdzieś się ulotnił. Został jej jeszcze
do zrobienia wywar żywej śmierci. Miała z nim do czynienia tylko
raz, na lekcji u profesora Slughorna, a wspomnienie tamtej
lekcji nie napawało ją optymizmem.
Z zamyślenia wyrwał ją głos
Malfoya.
— Blaise, ty kretynie! Możesz
mi powiedzieć, dlaczego twój wywar ma inny odcień niż mój? Znowu
coś pomieszałeś.
— Bo mój jest oryginalny
— rzucił Blaise.
— Jak chcesz, Diable, tylko
później nie narzekaj, jak będziesz musiał pracować
z Longbottomem.
Minęła prawie godzina, w trakcie
której Hermiona starała się, by wszystkie jej eliksiry były
idealne. Była spocona i brudna, ale też bardzo z siebie zadowolona
— Czas stop! — oznajmiła
profesor Donovan. — Teraz napełnijcie podpisane fiolki swoimi
eliksirami. Wyniki poznacie na następnej lekcji. A i jeszcze jedno:
po dziesięć punktów dla Gryffindoru i Slytherinu za
dzisiejszą pracę na lekcji. Do widzenia.
***
Gryfonka od piętnastu minut stała w
salonie i czekała na swojego współlokatora, by razem z nim iść
na patrol.
— Głupia fretka — warknęła
pod nosem, wściekła, że przez Ślizgona zaniedbuje swoje
obowiązki. Postanowiła, że jeśli w ciągu pięciu minut chłopak
się nie pojawi, to pójdzie sama. Już miała wychodzić, gdy do
salonu wszedł młody arystokrata, niosący trzy wielkie, wypełnione
po brzegi, siatki z zakupami.
— Możesz mi powiedzieć, gdzieś
ty się podziewał? Przez ciebie jesteśmy spóźnieni z patrolem.
— Po pierwsze, nie tym tonem,
szlamo. Po drugie, gówno mnie obchodzi twój patrol, a po trzecie
mówiłem, że jak wrócę, ciebie ma tu już nie być — odpowiedział
wrogim tonem, stawiając swój bagaż na stoliku.
Hermiona nie straciła rezonu i
marudziła dalej.
— To jest tak samo moje
dormitorium, jak i twoje, mam prawo przebywać w nim, kiedy chcę i
nikt nie będzie mnie z niego wyrzucać! — o ile
swoją wypowiedź zaczęła głośno i stanowczo, jej pewność
siebie nieco zmalała pod wpływem groźnego spojrzenia jej
współlokatora.
Arystokrata oparł się o sofę,
krzyżując ręce na piersi. Nie odrywając od niej swojego
arktycznego spojrzenia, rzekł:
— Posłuchaj mnie, Granger,
uważnie, bo powiem to tylko raz. Zabiłem nie raz, nie dwa
i nigdy nie miałem wyrzutów sumienia. Bez wzruszenia patrzyłem
na tortury i śmierć. Jak sądzisz, pozwolę dyrygować sobą
komuś takiemu, jak ty?
— Pewnie nie. Pewnie nie pozwoli
ci na to ta śmieszna duma.
— Ciekawe, że o śmieszności
rozprawia ktoś, kogo rodzice zarabiają na życie, dłubiąc
w paszczach innych ludzi. Czy jest bardziej kompromitujące
zajęcie w tym waszym mugolskim świecie? — spytał, po czym
zaśmiał się cicho, widząc, jak Gryfonka marszczy brwi. — Och,
czyżbym trafił w czułe miejsce? Czy twoi rodzice w ogóle żyją?
A może jesteś taką samą niedojdą jak Potter?
— Zamknij się, Malfoy.
— Ależ oczywiście, że się
zamknę, zaraz po tym, jak zrobią to drzwi, za którymi znikniesz.
Blondyn jeszcze przez chwilę mierzył
ją spojrzeniem, po czym podszedł do barku i nalał sobie
Ognistej.
— Wynoś się na patrol i nie
wracaj na noc do dormitorium.
Hermiona nie czekała ani chwili.
Zacisnęła pięści i niemal wybiegła na korytarz, chcąc jak
najszybciej uciec od Malfoya, czując, że jeśli zostanie choć
chwilę dłużej w jego towarzystwie, zrobi coś, czego będzie
żałowała. Wpadła na kogoś i upadłaby, gdyby nie dłoń, która
ją podtrzymała.
— Hej, uważaj trochę. Wiem, że
ze mnie ciacho, ale żeby tak od razu… — Blaise przerwał
swoją żartobliwą wypowiedź, gdy zobaczył poruszenie Gryfonki.
Dziewczyna wyrwała mu się i zniknęła za rogiem.
Czarnoskóry Ślizgon wszedł do
dormitorium prefektów naczelnych, położył torby na podłodze
i podszedł do przyjaciela opierającego się o barek.
— Draco, coś ty zrobił Granger?
— Nic, czego już wcześniej bym
jej nie zrobił — rzucił arystokrata, popijając Ognistą.
— Stary, jesteś prefektem
naczelnym. Nikt nie każe ci się z nią zaprzyjaźniać, ale
mógłbyś…
— Nie, nie mógłbym. Napij się
Zabini, bo zaczynasz pieprzyć głupoty.
Blaise nie mógł odmówić.
***
Hermiona samotnie patrolowała
korytarze Hogwartu, cały czas mając przed oczami scenę z salonu.
Jej rodzice. Jakim prawem nimi pogardzał? On, którego rodzice byli
poplecznikami Voldemorta! On, który przed chwilą niemal chwalił
się swoją przeszłością! Już teraz przeczuwała, iż dzielenie
dormitorium ze Ślizgonem w poważnym stopniu zszarga jej nerwy.
Docinki Malfoya co parę lekcji mogła znieść. Docinki przez parę
godzin dziennie? To było zdecydowanie za dużo.
Skończyła patrol. Była zmęczona i
marzyła tylko o swoim wygodnym łóżku. Za nic mając słowa
Dracona, wróciła do dormitorium. Weszła do salonu i ją
zamurowało. Poznała powód, dla którego jej współlokator chciał
mieć całe dormitorium dla siebie. Wewnątrz znajdowało się około
tuzin Ślizgonów, wszyscy głośni i podejrzanie wesolutcy.
Najwyraźniej opróżnili już kilka butelek Ognistej.
— Granger? Miało cię tu nie
być — usłyszała głos arystokraty.
Obróciła się i zobaczyła go,
stojącego tuż za nią. On również nie stronił od alkoholu. Może
dlatego jeszcze jej nie wyrzucił.
— Oni mają się stąd
natychmiast wynieść.
Chłopak zaśmiał się głośno.
— Oni nigdzie nie idą.
— Masz się tym zająć. Ja idę
spać — i, nie czekając na odpowiedź Malfoya, ruszyła
w kierunku swojej sypialni. Po drodze usłyszała podpity głos
Blaise’a.
— Mionka! Chodź do nas! Mionka,
kocham cię!
Hermiona miała zamiar ich zignorować.
Przebrała się w piżamę i postanowiła poczytać coś lekkiego
przed snem. Lektura całkowicie ją wciągnęła, a ochota na sen
odeszła. W całym dormitorium panowała idealna cisza. Najwyraźniej
Ślizgoni przenieśli gdzieś imprezę. Właśnie myślała o tym, że
pijanego Malfoya być może da się nawet jakoś znieść, gdy nagle
usłyszała głośny śpiew Ślizgonów. Dopiero gdy wsłuchała się
w słowa, zrozumiała treść piosenki.
Przepijemy małej szlamie domek cały
domek cały, domek cały
i kalosze i bambosze i sandały
jeszcze dziś, jeszcze dziś,
JESZCZE DZIŚ!
Przepijemy naszej Granger majty w
kratę
majty w kratę, majty w kratę
takie duże flanelowe i włochate
jeszcze dziś, jeszcze dziś,
JESZCZE DZIŚ!
Przepijemy Pani Mądrej tego kotka
tego kotka, tego kotka
pozostanie brzydkiej Granger tylko
cnotka
jeszcze dziś, jeszcze dziś,
JESZCZE DZIŚ!
Hermiona dzielnie wytrzymywała
pijackie ryki, do czasu, aż nie usłyszała zawodzenia Krzywołapa.
„Cholera, mój kot!”
Wybiegła z pokoju i zobaczyła
Krzywołapa, kryjącego się za regałem z książkami. Szybko do
niego podeszła i wzięła na ręce. Gdy się obróciła, drogę
zagrodził jej Malfoy.
— Zostaw naszą maskotkę,
Granger — pogroził jej palcem, lekko się chwiejąc.
— Krzywonóg dobrze się z nami bawi — jakby
zaprzeczając jego słowom, kot wpił się pazurami w dziewczynę,
wtulając się w nią i dając do zrozumienia, że nie zamierza
z niej zejść.
Gryfonka zmierzyła Malfoya
spojrzeniem, zatrzymując wzrok na wyłażącej mu ze spodni na wpół
rozpiętej koszuli, którą nieudolnie próbował poprawić i
pokręciła głową.
— Wiesz co, Malfoy… — zaczęła,
chcąc dać mu reprymendę.
— Co?
— HIK! — Hermiona, w
najmniej odpowiednim momencie, dostała ataku czkawki tak silnej, że
aż poderwało ją na kilka centymetrów w górę.
— Ja ciebie też! — zawołał
święcie oburzony Ślizgon. — A teraz oddawaj Krzywonoga!
— poszedł do niej i zaczął wyrywać kota, który
zaczął głośno syczeć.
— To jest Krzywołap! KRZYWOŁAP,
ty tleniony baranie! To żywe zwierzę, a nie maskotka! HIK!
— krzyczała, ciągnąc kota w swoją stronę, mimowolnie
podskakując przy każdym czknięciu.
— Puszczaj go, głupia babo!
Nasz kot jest dzisiaj ze mną!
— NASZ KOT?! Nie wiem, jak
dużymi literami trzeba do ciebie mówić, ale ten kot był, jest i
będzie MÓJ!
— O nienienie, Granger.
Dormitorium mamy wspólne, więc i kota mamy wspólnego.
W tej chwil dołączył do nich Blaise,
który również zaczął ciągnąć kota w swoją stronę.
— Już dobra, odpuście!
Zrobicie sobie drugiego! — krzyknął niewyraźnie. W tej
chwili Krzywołap zdołał się im wyrwać i wybiegł z dormitorium.
— No i widzisz, co zrobiłaś
Granger?! — zapytał płaczliwym głosem Malfoy. — Odszedł!
To twoja wina!
— MOJA?!
— A od kogo uciekł? On mnie
kocha! Nawet nie wiesz, jak dobrze nam się razem piło!
— CO?! PODAWAŁEŚ ALKOHOL
MOJEMU KOTU?!
— A tam od razu podawałem…
sam wziął! — krzyknął oburzony Draco.
— Aha, czyli po prostu otworzył
butelkę, nalał sobie do kieliszka i zaczął pić?!
— A żebyś ty widziała, jak
obalił butelkę na hejnał! Taki zawodnik — powiedział z
dumą.
— Dość tego, wychodzę!
— Auf wiedersehen!
— Ej, Draco! Ognista się
skończyła! — ryknął Nott, drugi po Hermionie prymus
Hogwartu i intelektualna duma Slytherinu.
— Osz wy żłoby! Na chwilę was
zostawić nie można. ZGREDEK! — Na środku pokoju pojawił
się jego dawny skrzat domowy.
— Tak paniczu?
— Mam dla cie-ebie misję
specjalną. Pójdziesz po Ognistą do mono… monololo… motorow EJ!
Granger! Gdzie mugole kupują alkohol?!
— MONOPOLOWY, MENELU! — Hermiona
wrzasnęła ze swojego pokoju.
— Słyszałeś… Wiesz co,
Blaise? — nagle zwrócił się do Zabiniego. — Ja
ciebie tak kocham… ale nie, poważnie… tak cię kocham, że dla
ciebie to normalnie zrobiłbym wszystko.
— Daj pyska, Smoku.
Po chwili zapadła cisza. Hermiona już
zasypiała, gdy Ślizgoni wznowili swój śpiew:
Przepijemy szlamie Granger złote
zęby
złote zęby , złote zęby
i zrobimy wrednej szlamie dupę z
gęby
jeszcze dziś, jeszcze dziś,
JESZCZE DZIŚ!
Przepijemy naszej Granger wszystko w
domu
wszystko w domu, wszystko w domu
przepijemy małą Granger po kryjomu
jeszcze dziś, jeszcze dziś,
JESZCZE DZIŚ!
Przepijemy naszej Granger domek
śliczny
domek śliczny, domek śliczny
i zrobimy z tego domku dom publiczny
jeszcze dziś, jeszcze dziś,
JESZCZE DZIŚ!
Zrezygnowana dziewczyna zrozumiała, że
nie dane jej będzie tej nocy zasnąć. Wstała i zaczęła
szukać księgi z urokami, planując zemstę. Miała już ponad
kraniec tiary humorków panicza Malfoya i jego kolejnych wybryków.
Nadszedł czas, by w końcu odbić pałeczkę. Gryfonka jednak
zawahała się, gdy wyobraziła sobie jego reakcję. Jednak Ślizgon
przypieczętował swój los, gdy wraz z innymi zaczął śpiewać
nową piosenkę. Poza tym, warto było.
Szła szlameczka do laseczka
Zakazanego A-HA-HA!
Zakazanego A-HA-HA!
Zakazanego!!!
Napotkała tam wieprzleja
bardzo biednego A-HA-HA!
bardzo biednego A-HA-HA!
Bardzo biednego!
Gdzie jest ta Nora, gdzie jest mój
dom
Gdzie jest ta Granger, co kocham ją?
Znalazł tę Norę, znalazł swój
dom
Ale zła Granger nie chciała go!
Kasztanowłosa, nie widząc innego
wyjścia, wzięła swój prywatny zapas eliksirów i wypiła ten na
sen.
***
Rano Hermiona wyszła z pokoju z
zamiarem wcielenia swojego planu w życie. To, co zobaczyła po
wyjściu, zamurowało ją. Wszędzie leżały puste butelki,
w kominku znajdowały się nadpalone resztki stolika, natomiast
kilka z jej bezcennych książek walało się po całym salonie.
Wzdrygnęła się, gdy coś spadło jej na głowę. Z odrazą,
drżącą ręką sięgnęła, by zdjąć ową rzecz, która okazała
się być plasterkiem salami. Spojrzała w górę. Na suficie było
tego mnóstwo.
Przykucnęła nad Malfoyem, leżącym
na podłodze w samym białym opiętym T-shircie i czarnych
bokserkach. Gdy tak leżał pijany, przypominał słodkiego
cherubinka. Cherubinka, cuchnącego alkoholem.
Dziewczyna uśmiechnęła się
złośliwie i wyczarowała potrzebne przybory. Wzięła neonowy
różowy lakier do paznokci i wykonała manicure. Następnie
ułożyła włosy w irokeza i sprayem do włosów w tym samym
kolorze pomalowała stojącą grzywę na jaskrawy kolor. Na samym
końcu czarnym markerem na całej szerokości jego bluzki napisała:
OSTRY BYCZEK. Uśmiechnęła się i rzuciła na wszystko silne
zaklęcie utrwalające.
Gdy się ubrała i poszła na zajęcia,
nie mogła pozbyć się uczucia satysfakcji, które przybrało na
sile, gdy cały Hogwart usłyszał ryk arystokraty:
— GRANGER!!!
***
Mamy nadzieję, że przy czytaniu tego mieliście taki sam ubaw, jak i my pisząc ten rozdział. Następny będzie podzielony na dwie części, publikacja pierwszej już w środę ;)
PS: Jeśli się podobało, zostawcie komentarz (nawet krótki), gdyż czytając je cieszymy się jak głupie do sera :D
Leże i płacze ze śmiechu!!!!!!! Piękne to było!!! Libacja alkoholowa Ślizgonów była wręcz nieziemska.
OdpowiedzUsuńTwoje dramione jest cudowne .Pozdrawiam , życzę weny i czekam na następny rozdział .
OdpowiedzUsuńBoskie <3 Hahaha Miona jest wspaniała :D Hahaha :D Weny życzę :*
OdpowiedzUsuńnawet nie wiecie jak jestem szczęśliwa!! Wreszcie znalazłam opowiadanie dla siebie!! Ponieważ "lubię,gdy jesteś obok" skończyłam, to po wielu tygodniach szukania znalazłam to!! Tu hermi i Draco po dwóch rozdziałach nie fantazjują o sobie ani nie wpadają sobie w ramiona!! Mam nadzieję, że pocałunek będzie dopiero w 30 rozdziale lub nawet i później! Trzymajcie tak dalej!!! Kocham was!! i życzę Weny!!
OdpowiedzUsuńHej ;) Cieszymy się, że opowiadanie Ci się podoba i wzbudza takie emocje (a porównanie naszego do "Lubię gdy jesteś obok" to chyba najlepszy komplement jaki do tej pory przeczytałyśmy). Co do relacji Hermiona-Draco to możesz być spokojna, ten wątek będzie się rozwijał dość dłuuuuugo. W sumie zaczęłyśmy pisać własne opowiadanie, bo w większości przez nas czytanych zbyt szybko robiło się słodko i miło. Możemy więc zapewnić, że u nas przez długi czas nie będzie słodko a wręcz przeciwnie (choć najbliższe rozdziały będą dość zabawne).
UsuńKocham te pijackie piosenki Ślizgonów!! <3
OdpowiedzUsuńChociaż, nie podoba mi się to, że Hermiona wychodzi tu na wiecznie przestraszoną dziewczynkę. Ale rozumiem, że to wasza wizja, węc nie mam pretensji ;)
Przewijam dalej.. ^^
Dalej sie smieje xD
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńGeniusz w czystej postaci! :D
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, do ktorego domu należycie.
Piosenki Ślizgonów zawsze spoko xDD. Nie ma to jak przez najblższe dni podśpiewywać, że Granger zabrali kotka, a została jej cnotka XDD. Rostrzaskanie systemu level hard.
Opanować się nie mogę :'D
Nieparzysta
To jest genialne! Dalej się śmieję xD A piosenki Ślizgonów po prostu kocham <3
OdpowiedzUsuńTak długo szukałam dobrego Dramione i w końcu znalazłam. Dziewczyny, jesteście świetne!
No to czytam dalej...
Pozdrawiam!
Lili ^^
Leże i płacze ze śmiechu XD Oby więcej takich rozdziałów! :D
OdpowiedzUsuńOmatko, mistrzostwo 😂😂😂 mam wolne bo egzaminy, a zamiast gdzieś iść to czytam, bo nie mogę się oderwać 💕
OdpowiedzUsuńPijackie piosenki ślizgonów... POEZJA!
OdpowiedzUsuńWłaśnie tak sobie wyobrażałam ich imprezy, złośliwe naśmiewanie się z innych domów i ze szlam. Piękne ;3
Tak zdecydowanie rozśmieszyłyście mnie, szczególnie ten kawałek z drugą piosenką i kotem ! Daje wam za to medal.
OdpowiedzUsuńNiestety jest mi trochę smutno że wasz blog bazuje na tych już dość znanych pomysłach. wspólny Dormitoriu, ci partnerzy na lekcji, problemy z Malfoym. Hermione z drugiej strony zawsze wyobrażałam sobie jako silną postać, więc byłam trochę zaniepokojona jej zachowaniem na początku.
Ale wybaczam wszystko za te sceny w tym rozdziale. To było pierwszy raz jak dramione mnie tak Rozbawiło
V.F pozdrawiam
Broken-wings-are-flying.blogspot.com
Wspaniałe! Wasz blog zaczął się genialnie i pewnie tak sie kończy. Zakochałam się w nin i ubaw wielki. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWejdźcie na mój blog:
Dramione - To w Nas Żyje
Przeróbki piosenek mnie rozbawiły, aż przypomniało mi się karaoke w nieistniejącym jużlokalu sprzed laty;)
OdpowiedzUsuńMalfoy jest nad wyraz wredny i opryskliwy i jeszcze taki pewny siebie, utarcie noska będzie ciut bolesne i pytanie na jak długo będzie zmuszony chodzić w czapce i rękawiczkach?xD
Coś kiepski jest ten Ivan, że dał się pobić Malfoyowi
Boże jak sobie śmiechłam z tych piosenek XD Świetny rozdział, genialnie się bawiłam!
OdpowiedzUsuńTe piosenki to mistrzostwo! XD
OdpowiedzUsuńMalfoy to po prostu najgorszy z możliwych... Nie lubię takiego zachowania, ale cóż...to malfoy :/ TonaeetT lepiej że jest aż taki teraz. Potem nie stanie się fleją 8)
Zemsta Granger bym powiedziała mało ambitns... spodziewałam się większego bum po niej. Ale to Hermiona xD
Reasumując: jest zajebiście!
Cześć i czołem!
OdpowiedzUsuńNie dodał mi się komentarz, ale postaram się streścić to, co najważniejsze: powoli zakochuje się w wymyślonej postaci (jest źle), Ivan też wydaje się niczego sobie, a piosenki ślizgonów będę nucić przez resztę dnia :D
Miss Nothing
Złoto :D ! Mionka jest super, pewnie zrobiłabym coś podobnego. Pięknee!
OdpowiedzUsuńMilena
T-t-to mistrzostwo🤣🤣
OdpowiedzUsuńNie wiem czy da się zrobić coś lepszego 🤣🤣
Kofam❤️❤️❤️
Czytane po raz enty, a bawi tak samo. Raz po raz nie mogę się nadziwić Waszej kreatywności, jesteście genialne!
OdpowiedzUsuń