czwartek, 27 sierpnia 2015

Zróbmy coś szalonego cz.1



— To jest tak samo moje dormitorium, jak i twoje, mam prawo przebywać w nim, kiedy chcę i nikt nie będzie mnie z niego wyrzucać! — o ile swoją wypowiedź zaczęła głośno i stanowczo, jej pewność siebie nieco zmalała pod wpływem groźnego spojrzenia jej współlokatora.
Draco oparł się o sofę, krzyżując ręce na piersi. Nie odrywając od niej swojego arktycznego spojrzenia, rzekł:
— Posłuchaj mnie, Granger, uważnie, bo powiem to tylko raz. Zabiłem nie raz, nie dwa i nigdy nie miałem wyrzutów sumienia. Bez wzruszenia patrzyłem na tortury i śmierć. Jak sądzisz, pozwolę dyrygować sobą komuś takiemu, jak ty?
Chłopak przeklął w myślach. Nie mieć wyrzutów sumienia? Nie mógł sobie pozwolić na taki luksus. Podobnie jak w przypadku koszmarów, które nie dawały mu zapomnieć.
— Pewnie nie. Pewnie nie pozwoli ci na to ta śmieszna duma.
"Otóż to, Granger. Otóż to..."
— Ciekawe, że o śmieszności rozprawia ktoś, kogo rodzice zarabiają na życie, dłubiąc w paszczach innych ludzi. Czy jest bardziej kompromitujące zajęcie w tym waszym mugolskim świecie? — spytał, niemal wzdrygając się na myśl, iż musiałby spędzać całe dnie, czując fetor wydzielany zapewne przez większość mugoli.— Och, czyżbym trafił w czułe miejsce? Czy twoi rodzice w ogóle żyją? A może jesteś taką samą niedojdą jak Potter?
— Zamknij się, Malfoy.
— Ależ oczywiście, że się zamknę, zaraz po tym, jak zrobią to drzwi, za którymi znikniesz.
Odwrócił się i podszedł do barku, chcąc zakończyć już tę rozmowę. Wybrał jedną ze szklanek i nalał Ognistej, jednak cichy szelest uświadomił go, iż Gryfonka nadal stała w miejscu.
— Wynoś się na patrol i nie wracaj na noc do dormitorium — warknął i w końcu został sam.
Chłopak oparł się o barek, rozmyślając nad słowami, które wypowiedział do Gryfonki. Owszem, miał swój własny, cholerny bagaż, który już do końca życia musiał taszczyć i z którym musiał nauczyć się żyć. Usprawiedliwiał się tym, że nie miał żadnego wyboru. Od dziecka przygotowywano go do roli Śmierciożercy, a Czarny Pan potrafił każdego skłonić do współpracy, w ten czy inny sposób.
Zerknął na lewe przedramię, gdzie znajdował się Mroczny Znak. Teraz był ledwie widoczny. To był koniec. Większość ze Śmierciożerców siedziało w Azkabanie. W tym jego ojciec. Jeśli miał być szczery, cieszył go taki obrót spraw.
—Draco, coś ty zrobił Granger? — z zamyślenia wyrwał go głos przyjaciela.
— Nic, czego już wcześniej bym jej nie zrobił — rzucił, opróżniając szklankę do dna.
Drażniło go to, że każdy go niańczył. Dobrze wiedział, pod jakimi warunkami wrócił do Hogwartu. Gdyby mógł, to rzuciłby naukę w cholerę, jednak wszyscy mówili, że nikt nie przyjmie do pracy byłego Śmierciożercy bez wykształcenia, który w dodatku został ze szkoły wywalony. I mieli rację. Najwięcej truła mu o tym matka. Nie rozumiał tylko, dlaczego miałby pracować, skoro do jego dyspozycji jest ogromna rodzinna fortuna. Jednak Narcyza Malfoy chciała, aby przyszłe pokolenia jej rodu również żyły w dostatku.
"O ile powstaną przyszłe pokolenia."
— Stary, jesteś prefektem naczelnym. Nikt nie każe ci się z nią zaprzyjaźniać, ale mógłbyś…
— Nie, nie mógłbym. Napij się Zabini, bo zaczynasz pieprzyć głupoty — przerwał czarnoskóremu kolejną próbę umoralnienia go.
Blaise nie mógł odmówić, gdy kolega tak ładnie go prosił. Nalał sobie do szklanki Ognistej i stanął tuż obok Malfoya.
— Załatwiłem wszystko: muzyka, przekąski, alkohol no i zaprosiłem też parę dodatkowych osób.
— Cholera, Blaise, nie chcę tu…
— Wiem, wiem. O nic się nie martw, przyjdzie sama ślizgońska elita. Wpadnie zaledwie dziesięć... góra dwanaście osób.
— Mam nadzieję, że nie zapraszałeś Gregorovicza?
— Za kogo ty mnie masz? — spytał oburzony Blaise. — A skoro o nim mowa, to całkiem niezła ta historyjka z wierzbą bijącą. Mógłbyś pisać bajki — ciągnął dalej, kiwając z uznaniem głową.
— A na moich dziełach wychowywałaby się nowa generacja czarodziejów... — mruknął nieco rozmarzony Draco.
Zabini przełknął ślinę.
— To ja już wolę skaczący pieniek czary mary niż twoje dzieło. Już to widzę: Przypadki Gregorovicza z wierzbą, schodami, tłuczkiem i skałami. Pisane trzynastozgłoskowcem. A oto nasi goście! — krzyknął radośnie, szeroko otwierając ramiona na widok wchodzących Ślizgonów.

***

Salon prefektów naczelnych przyozdobiły puste butelki, impreza trwała w najlepsze. Towarzystwo było już lekko rozweselone, jednak większość nadal miała świadomość tego, co robi. Jeszcze. Niestety, Blaise nie należał do tej grupy. Procenty uwolniły w nim, ukrytego dotąd, piromana. Czarnoskóry Ślizgon połamał stolik, wyrwał mu nogi, które następnie podpalił i zaczął nimi wywijać na środku pokoju.
— Blaise ty śś... sieroto! Zostaw to, bo mi jeszcze akty spalisz — bąknął zmartwiony arystokrata.
— Spokojnie! Mam w tym doświadczenie! — powiedział Zabini i niemal natychmiast upuścił prowizoryczne pochodnie.
— Ups…
— Cholera, mój dywan!
— Pożar! Pali się! Ratuj mnie! — spanikowany Blaise rzucił się w ramiona stojącej obok Astorii, która nie wytrzymała ciężaru Ślizgona i razem runęli z hukiem na podłogę.
— Czekajcie! Mam pomysł! — wrzasnął Malcolm, chwycił butelkę Ognistej i zaczął gasić pożar.
— Baranie, nie tym! — ryknął Draco, jednak nie zdążył powstrzymać kolegi.
Ogień natychmiast wystrzelił w górę, powiększając swoje rozmiary trzykrotnie i odrzucając wszystkich dookoła. Spanikowany Malcolm pobiegł do łazienki, by ugasić płonący rękaw koszuli. Młody arystokrata wstał, wyjął różdżkę, z trudem wycelował w ogień i wybełkotał:
— Aqu… Aqualulu… Aquara… no woda, kurwa!
Ku jego zaskoczeniu z różdżki wydobył się strumień wody, którym szybko ugasił pożar. Obrócił się w stronę, leżącego na Astorii, Blaise’a i mruknął:
— Zabini, ty już nie pijesz.
— Draco, co to jest? — spytał Harper.
Blondyn spojrzał we wskazanym kierunku i zobaczył kłęby rudej sierści.
— To są koty Granger.
— Aaa… myślałem, że ma jednego.
— Nosz cholera… rozmnożyły się — powiedział załamany blondyn, próbując utrzymać równowagę. Gdy skupił wzrok, zobaczył tylko jednego kota. Westchnął z ulgą, jednak zaraz zmrużył oczy dokładniej przyglądając się temu, co robił pupil współlokatorki.
— Powiedzcie mi, że to są jakieś halucynacje.
— To są jakieś halucynacje — powiedział Blaise, jak zawsze wspierając kolegę. Stanął obok niego i również zaczął wpatrywać się w zwierzaka, który beztrosko pił z samotnej szklanki Ognistą Whisky.
W tej chwili do dormitorium weszła właścicielka rudego alkoholika.
— Granger? Miało cię tu nie być — powiedział z wyrzutem Draco, podchodząc do niej.
Dziewczyna obróciła się i zobaczyła go, stojącego tuż za nią. Skrzywiła się, gdy do jej nozdrzy dotarła ostra woń Whisky.
— Oni mają się stąd natychmiast wynieść.
No aż się zaśmiał, słysząc tej jej poważny ton. Oni mają się stąd wynieść. Jestem Hermiona Granger, mam w tyłku kij od miotły, a oni mają się stąd wynieść. Urocze.
— Oni nigdzie nie idą.
— Masz się tym zająć. Ja idę spać.
— Mionka! — wydarł się Zabini, tak głośno, że blondyn aż podskoczył i przyłożył dłoń do serca. —  Chodź do nas! Mionka, kocham cię!
Dziewczyna zignorowała jego płaczliwe wyznanie, jednak Blaise nie załamał się. Po chwili znalazł nowy obiekt uczuć i zaczął wyznawać dozgonną miłość palmie, stojącej w kącie salonu.
Życie.
— Cholera Malfoy, to nasza egzystencja jest takie… monotronne i ulotne. Ciągle tylko pijemy i pijemy, a potem umieramy — Teodora naszła ochota na filozofowanie.
— Wiesz co, Nott, masz rację. Zróbmy coś, po czym świat nas zapamięta. Coś wielkiego… WIEM! Napiszmy piosenkę!
— Malfoy, mordo ty moja, jesteś genialny! Ale to nie będzie taka zwykła piosenka… Musi być wzruszająca, taka… życiowa.
Po chwili wszyscy pracowali w pocie czoła nad tekstem piosenki, a, jako że Ślizgoni byli w tym wyjątkowo uzdolnieni, szło im to szybko i sprawnie. Gdy skończyli tworzyć tekst, zaczęli śpiewać. Wszyscy świetne się bawili. Dafne, jako że zachciało jej się tańczyć, a nie mogła znaleźć nikogo chętnego, porwała Krzywołapa w ramiona i zaczęła z nim wirować, co nie spodobało się kotu, bo niemal natychmiast wyrwał się jej z głośnym zawodzeniem, po czym skrył się za regałem.
W tej chwili do salonu wbiegła Hermiona, gorączkowo rozglądając się za swoim pupilem. Gdy go zobaczyła, podbiegła do niego, wzięła na ręce.
O nie! Nasz kompan w niebezpieczeństwie!” — pomyślał Malfoy, po czym podszedł do dziewczyny najszybciej jak mógł.
— Zostaw naszą maskotkę, Granger — pogroził jej palcem, walcząc ze wzburzonym morzem Było bardzo... niestabilne. I zdradzieckie. — Krzywonóg dobrze się z nami bawi.
Zmierzyła go spojrzeniem, jednak blondyn nawet tego nie zauważył.
— Wiesz co, Malfoy?
— Co?
— HIK!
— Ja ciebie też! — Jak ona śmiała na niego szczekać? — A teraz oddawaj Krzywonoga!
Ślizgon zaczął wyrywać kota.
— To jest Krzywołap! KRZYWOŁAP, ty tleniony baranie! To żywe zwierzę, a nie maskotka! HIK! — wydzierała się na niego, jakby był głuchy. A nie był. Po prostu miał niewielkie problemy ze zrozumieniem, co się do niego mówi.
— Puszczaj go, głupia babo! Nasz kot jest dzisiaj ze mną!
— NASZ KOT?! Nie wiem, jak dużymi literami trzeba do ciebie mówić, ale ten kot był, jest i będzie MÓJ!
— O nienienie Granger. Dormitorium mamy wspólne, więc i kota mamy wspólnego.
Swoje trzy grosze postanowił wtrącić Blaise, który postanowił dołączyć na trzeciego.
— Już dobra, odpuście! Zrobicie sobie drugiego! — krzyknął niewyraźnie.
Na nic zdała się walka Ślizgonów. Krzywołap uciekł, porzucając kompanów ze swoją właścicielką.
— No i widzisz, co zrobiłaś, Granger?! — zapytał płaczliwym głosem Malfoy. — Odszedł! To twoja wina!
— MOJA?!
— A od kogo uciekł? On mnie kocha! Nawet nie wiesz, jak dobrze nam się razem piło!
— CO?! PODAWAŁEŚ ALKOHOL MOJEMU KOTU?!
— A tam od razu podawałem… sam wziął! — krzyknął oburzony Draco. Jeszcze nikt nigdy nie oskarżył go o coś tak okropnego.
— Aha, czyli po prostu otworzył butelkę, nalał sobie do kieliszka i zaczął pić?!
— A żebyś ty widziała, jak obalił butelkę na hejnał! Taki zawodnik — powiedział z dumą, klepiąc się po piersi.
— Dość tego, wychodzę!
— Auf wiedersehen!
Draco sam się zdziwił, że udało mu się to wypowiedzieć, czego nawet nie potrafił dokonać na trzeźwo.
— Ej, Draco! Ognista się skończyła! — ryknął Nott.
— Osz wy żłoby! Na chwilę was zostawić nie można. ZGREDEK!
— Tak paniczu?? — spytał, nie mogąc pozbyć się dawnych przyzwyczajeń.
— Mam dla cie-ebie misję specjalną. Pójdziesz po Ognistą do mono… monololo… motorow EJ! Granger! Gdzie mugole kupują alkohol?!
— MONOPOLOWY, MENELU!
— Słyszałeś…

***

Grupa Ślizgonów, która widziała na tyle dobrze by rozróżniać karty, grała w pijanego durnia. Parę osób okupowało już podłogę, jednak Draco Malfoy całkiem nieźle sobie radził. W międzyczasie pozbył się krępujących go spodni i koszuli, która i tak mu wiecznie wyłaziła. Zwykła koszulka była o wiele lepsza.
— Ech… odechciało mi się już grać! — mruknął i odrzucił kości.
— Mi też — przytaknął mu Nott, ubrany tylko w bokserki. Jemu z kolei było bardzo gorąco. Być może dlatego, że siedział tuż obok kominka, do którego co chwilę dokładał Blaise.
— Wiesz co Nott… zróbmy coś szalonego — zaproponował młody arystokrata.
— No dobra... tylko co?
— Chodźmy do Blaise’a, on ma zawsze głupie pomysły.
Pełni nadziei, podeszli do czarnoskórego.
— O so chodzi? — mruknął niewyraźnie.
— Nudzi nam się i chcemy zrobić coś głupiego.
— Mmm… niech pomyślę. Możemy oswoić wierzbę bijącą? — Ślizgoni pokręcili głowami, tym samym odrzucając jego pomysł. — Włamiemy się do kuchni i pozamieniamy składniki? Mam! Pójdziemy do Zakazanego Lasu i ukradniemy jajo akromantuli.
Chłopcy popatrzyli po sobie podekscytowani.
— To jest to… Blaise, jesteś geniuszem — stwierdził Nott.
— No to co? Idziemy panowie. Blaise, zostaw już tę palmę i chodź z nami — zarządził Draco.
Zabini westchnął i ze smutkiem spojrzał na roślinę.
— Dokończymy jutro, skarbie.

***

Szli mrocznym korytarzem, starając się nie wydawać żadnych dźwięków. Wędrówka wlokła się niemiłosiernie, niewątpliwie z racji tego, iż co jakiś czas musieli podnosić Blaise’a z podłogi. Udało im się niezauważenie dostać na drugie piętro. Tu niestety ich fart skończył się w momencie, w którym pijany Blaise zapomniał o znikającym stopniu.
— AAA!!! Wciąga mnie! Wielka kałamarnica!
Nott ruszył w stronę kumpla z zamiarem uciszenia go, lecz w tym samym momencie, potknął się o własne nogi i runął w dół, robiąc przy tym niemały hałas.
— Otaczają mnie idioci… — mruknął Malfoy, rzucając się w stronę Blaise’a. Jednym ruchem wyswobodził uwięzioną nogę przyjaciela i razem ruszyli w stronę Notta, który miał wyraźne problemy z powróceniem do pionu. Z pomocą towarzyszy udało mu się stanąć na nogi.
Ich spokój nie trwał długo. Usłyszeli zbliżające się kroki, najprawdopodobniej zaalarmowanego nauczyciela. Ruszyli pędem przez siebie, kierując się do toalety Jęczącej Marty.
— Nie… nie... tylko nie tam — próbował protestować młody Malfoy, jednak dwójka jego przyjaciół siłą wepchnęła go do pomieszczenia.
Blondyn rozejrzał się, będąc w gotowości do szybkiej ewakuacji. Wyglądało jednak na to, że mieli szczęście, gdyż nigdzie nie było widać Jęczącej Marty .
— Dobra, zmywamy się stąd — szepnął Nott.
Już kierowali się ku wyjściu, gdy Blaise poczuł nagłą potrzebę uzewnętrznienia się. I to dosłownie. Wbiegł do najbliższej kabiny i zwymiotował. Pech chciał, że właśnie w tym miejscu drzemała lokatorka toalety.
— AAA!!! — Blaise wybiegł z kabiny z wyrazem przerażenia na twarzy.
— Jak śmiesz! Jak śmiesz zakłócać mój spokój. Chuligan! Wandal! Nekrofil! Nawet po śmierci nie mam spokoju! Mam dość tego, że od tylu lat jestem tak traktowana! Duch to też człowiek! Szacunku trochę! Niech ja cię tylko dorwę!
— Barszo szanowną panią pszebłaszam — rozpoczął swoją przemowę Ślizgon, kładąc rękę na piersi, co miało być wyrazem skruchy. Nie było mu dane jednak dokończyć, bo Malfoy, który aż zbyt dobrze znał humorki Marty, złapał go pod ramię i wyprowadził na korytarz.
Mimo drobnych niepowodzeń postanowili kontynuować swoją wyprawę. Odetchnęli z ulgą, gdy wreszcie opuścili mury zamku. Malfoy, będąc przywódcą całej grupy, szedł jako pierwszy, za nim dreptał Blaise, a pochód zamykał Nott.

***

Szli przy akompaniamencie ciągłego narzekania Teodora. Jak zwykle, gdy go dokądś zabierali.
— A tak w ogóle to ten koncept jest beznadziejny. Zawsze cierpię przez te wasze pomysły… Chodź, przebierzemy się za dementorów, mówili, będzie fajnie, mówili... A potem dwa tygodnie w szpitalu przeleżałem!
— Cii! — uciszył go Malfoy — Coś tam jest.
— Gdzie?!
— W krzakach debilu! W krzakach… — przerwało mu głośne warczenie.
Nie czekali ani chwili, rzucili się przed siebie, potykając się o korzenie drzew. Schronili się w jaskini, w której panowały egipskie ciemności.
— Smoku, zarzuciłbyś jakiegoś spella...
— Właśnie, bo ciemno tu jak w dupie u murzyna — rzucił Nott.
— Hej! — oburzył się Blaise. — Wara ci od mojej dupy!
— To samo mógłbym powiedzieć TOBIE! — wrzasnął Malfoy. — Zabieraj łapy z mojego tyłka!
— Sorry, szukałem różdżki… O jest!
— TO NIE JEST RÓŻDŻKA!!
— Nie? A co? — zaciekawił się Blaise. — ŁEEE! — wydarł się, gwałtownie zabierając rękę.
— Zabini, ty zboczony erotomanie… Na koniec! IDZIESZ NA KONIEC! — rozporządził obmacany blondyn. Czy kiedykolwiek zdoła o tym zapomnieć?
— Więcej z wami, zboczuchy, nie idę — wtrącił Nott. — Takie zabawy mnie nie interesują.
Malfoyowi rzuciła się na usta cięta riposta, jednak nie zdążył się odgryźć towarzyszom. Z głębi jaskini dobiegł ich odgłos szczypiec…

***

Biegł z całych sił, tuląc do piersi swoją zdobycz. Nie zważał na to, w jakim stanie są jego przyjaciele. Zresztą, nie wiedział, czy po tej nocy zdoła jeszcze kiedykolwiek nazwać tak Blaise’a. Jeden go zmacał, drugi wciągnął go w to całe gówno. Przecież to nie był jego pomysł, by zasięgnąć porady u Zabiniego. On nigdy by czegoś takiego nie zrobił.
Chwilę później z lasu wyłonił się Nott, taszczący Zabiniego w swoich ramionach.
— Teodora, biegnij! Biegnij! Zasuwaj, ile fabryka dała — dopingował go przerażony Blaise.
Nott, zorientowawszy się, że są już bezpieczni, bez skrupułów zrzucił z siebie przyjaciela. Droga do dormitorium na szczęście nie była aż tak obfitująca w niespodzianki. Po powrocie zauważyli, że reszta Ślizgonów wróciła do pokoju wspólnego. Nott rozsiadł się na kanapie, przysięgając w duchu, że to ostatni raz, kiedy zdołali namówić go na coś takiego. Zabini zajął miejsce na fotelu, wypijając resztę zawartości butelki jednym haustem. Draco natomiast, wciąż z jajem pod pachą, zajrzał do pokoju Gryfonki. Po chwili wyszedł z niego i, przykładając palec do ust, oznajmił swoim kompanom:
— Cii… szlamcia śpi.
— No Draco, pokaż nam to jajo! — rzucił Blaise, z zapałem zacierając ręce.
Malfoy cofnął się o kilka kroków, przypominając sobie sytuację z jaskini.
— Spierdalaj.
— Oj, Smoku, nie rób afery o takie nic.
— TAKIE NIC?!
— Chodziło mi o to, że to nie było nic wielkiego...
— NIC WIELKIEGO?!
— I dlatego nigdy się nie ożenię — postanowił Nott, dokładnie akcentując każde słowo.
— Dobra Malfoy, uspokój się. Jak chcesz, to możesz się odegrać, nie mam nic przeciwko temu…
— Powiedziałem, SPIERDALAJ! — krzyknął, obronnie tuląc do siebie jajo.
— Dobra panienki, uspokójcie się. Nie ma co robić takiego zamieszania o nic niewarty drobiazg.
— Drobiazg??
— Coś ty, Draco, taki drażliwy? — rzucił z przekąsem Nott.
Siląc się na spokój, młody Malfoy usiadł w wolnym fotelu, wyraźnie unikając wzroku Blaise’a. Otworzyli następną butelkę Ognistej, w milczeniu wpatrując się w swoją zdobycz.
— Panowie, wszystko pięknie, ładnie... ale po cholerę nam to jajo? — trafnie zauważył Nott.
— Będziemy je wysiadywać — odpowiedział z sarkazmem Malfoy, którego Blaise jednak nie załapał, biorąc jajo i na nim siadając.
— No to ja pierwszy.
— Oddawaj jełopie! Bo jeszcze popsujesz. Nie po to uganiałem się za nim w samych gaciach po Zakazanym Lesie, dałem się obmacać kumplowi, walczyłem z wielkimi pająkami, żebyś ty teraz swoim dupskiem zrobił z niego jajecznicę! — wrzasnął Malfoy, zabierając jajko od Blaise’a. — Schowam je w bezpiecznym miejscu — po czym poszedł do swojego pokoju, by po chwili wrócić z pustymi rękami.
Przyjaciele powrócili do swoich szklanek, rozpamiętując wspólną przygodę.
— Wiecie co, panowie? Jestem z nas dumny. Potter na pewno by czegoś takiego nie zrobił — rzucił po chwili Draco.
— Masz absolutną rację — zgodził się z nim Nott. — Święty Potter z całą pewnością nie schlałby się i nie latał po Zakazanym Lesie w samych gaciach, by wykraść jajo. A już na pewno nie wróciłby z gniazda akromantul żywy.
— Ta jest! — przytaknął Blaise. — A wiecie co? To jajo podobne jest do tego z Turnieju Trójmagicznego, co nie?
— Nadal nie mogę uwierzyć, że wybrali bliznowatego jako reprezentanta. Każdy z nas byłby w tym lepszy.
Spojrzeli po sobie znacząco, a Nott zrozumiał, że jego postanowienie o nieuczestniczeniu w kolejnych wyprawach wraz z Blaisem, właśnie poszło się przejść.

***

Naprawdę nie wiem, co w nas wstąpiło pisząc ten rozdział (a właściwie pierwszą jego część). Nie chcemy zdradzić zbyt wiele, ale możemy powiedzieć że opis tej imprezy nie został zamieszczony tylko dla hecy, ale będzie to miało swoje konsekwencje w dalszej fabule. Póki co, przepraszamy was za bóle brzucha i policzków (przynajmniej nas bolały ze śmiechu, gdy pisałyśmy ten rozdział). Część 2 SOON.

PS: ale naprawdę SOON... czyli w sobotę.

12 komentarzy:

  1. Świetne!! Balam się, ze u Was będzie tak jak na niektórych blogach, że nagle Draco odkrywa przed sobą i całym światem miłośc do Hermiony, co jest niesamowicie sztuczne. A tu... Cóż, trudno mi się chwilowo pozbierać. Piszecie poprostu CUDOWNIE! Cieszę się, ze do Was trafiłam. I nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów!! Czekam na sobotę z wieeelką niecierpliwością :D
    Pozdrawiam i życzę duużo weny i dobrego humoru do kolejnych rozdziałów!!
    Szalony Elf

    OdpowiedzUsuń
  2. Początek tego rozdziału bardzo mi się nie podoba. Jest dokładnie to samo co w końcu poprzedniego i byłam przekonana, że czytam to po raz drugi. Nie róbcie tak następnym razem. Przepraszam za krytykę, ale wydaje mi się, że każdy może wypowiedzieć się na ten temat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie musisz przepraszać za krytykę, każdy ma prawo do własnego zdania. Rozdział opisuje wydarzenia z poprzedniego z innej perspektywy ( podobnie zresztą jak rozdział w HP ze zmieniaczem czasu ), więc pewne powtórzenia były nieuniknione ( poza tym w stosunku do dlugosci rozdziału nie jest ich tak dużo). Zresztą nawet powtórzone kwestie różnią się niuansami (choćby tekst Dracona o sluzbie u Voldemorta --> w poprzednim rozdziale mamy tylko jego kwestię w tym dowiadujemy się, że wcale nie jest pozbawiony wyrzutow sumienia ), jeśli jednak pominęłaś te fragmenty z racji tego, że już je wcześniej czytałaś to mogłaś tego nie wyłapać. Pozdrawiamy :)

      Usuń
  3. Leżę i ryczę ze śmiechu.. ^^
    Gdybym miała tutaj przywołać wszystkie wydarzenia, które rozbawiły mnie do łez, musiałabym skopiować cały rozdział. Życzę weny ^^ I dodaję waszego bloga do obserwowanych.

    http://magiczny-swiat-rachel-trust.blogspot.com/
    Zapraszam również do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Przepraszam za drugi komentarz, ale dostałyście moją nominację do LA!
    Więcej informacji znajduje się nie moim blogu do którego link podałam w powyższym komentarzu.. ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesteście świetne, naprawdę. Mam nadzieję, że dalsze rozdziały też są takie kozackie

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże hahahhaha jakie to było dobre! Geniusze! Hahahha aż sie popłakałam ze smiechu. Zapraszam do mnie i pozdrawiam
    Mój blog:
    Dramione - To w Nas Żyje

    OdpowiedzUsuń
  7. nacpanaczarami7 lutego 2017 22:02

    Wg mnie postacie są niekanoniczne. Tak, Draco nienawidził Hermiony, ale w tej książce to już lekka przesadą.

    Pozdrawiam
    ~nacpanaczarami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Charaktery są zbliżone do książkowych, oczywiście podkreciłyśmy im niektóre cechy, ale w konkretnym celu :) Biorąc pod uwagę cały szereg kreacji postaci Draco i Hermiony w FF z pewnością nasze ocierają się o kanoniczność, tym bardziej, że w HP Draco nigdy nie był postawiony w sytuacji, w której musiałby się czymkolwiek dzielić z kimś pokroju Hermiony, także nie wiemy jakby się mógł zachować :)

      Usuń
  8. No wiecie co??? Ja już próbuje udawać ze śpię ale mi to nie wychodzi bo po prostu Tarzam się ze śmiechu!!! A rozdział świetny :D

    OdpowiedzUsuń
  9. W wiekszosci nie podobał mi się rozdział. Jest napisany w dużo gorszym stylu (wiem, że są Was dwie i nie jesteście klonami) i wygląda jakby robione było to na siłę. Sam pomysł nie jest tragedia, a jego wykonanie. Choć dla od miany miło było poczytać myśli Dracona a nie Hermiony.

    OdpowiedzUsuń
  10. Jestem otoczony przez idiotów-w głowie od razu mem xD

    Odkkedy on się oezejmjje tym czy ona śpi? Poza tym to okropne że on może chodzić gdzie chce a ona nie...

    OdpowiedzUsuń