— To jest tak samo moje
dormitorium, jak i twoje, mam prawo przebywać w nim, kiedy chcę i
nikt nie będzie mnie z niego wyrzucać! — o ile
swoją wypowiedź zaczęła głośno i stanowczo, jej pewność
siebie nieco zmalała pod wpływem groźnego spojrzenia jej
współlokatora.
Draco oparł się o sofę, krzyżując
ręce na piersi. Nie odrywając od niej swojego arktycznego
spojrzenia, rzekł:
— Posłuchaj mnie, Granger,
uważnie, bo powiem to tylko raz. Zabiłem nie raz, nie dwa
i nigdy nie miałem wyrzutów sumienia. Bez wzruszenia patrzyłem
na tortury i śmierć. Jak sądzisz, pozwolę dyrygować sobą
komuś takiemu, jak ty?
Chłopak przeklął w myślach. Nie
mieć wyrzutów sumienia? Nie mógł sobie pozwolić na taki luksus.
Podobnie jak w przypadku koszmarów, które nie dawały mu zapomnieć.
— Pewnie nie. Pewnie nie pozwoli
ci na to ta śmieszna duma.
"Otóż to, Granger. Otóż to..."
— Ciekawe, że o śmieszności
rozprawia ktoś, kogo rodzice zarabiają na życie, dłubiąc
w paszczach innych ludzi. Czy jest bardziej kompromitujące
zajęcie w tym waszym mugolskim świecie? — spytał, niemal
wzdrygając się na myśl, iż musiałby spędzać całe dnie, czując
fetor wydzielany zapewne przez większość mugoli.— Och,
czyżbym trafił w czułe miejsce? Czy twoi rodzice w ogóle żyją?
A może jesteś taką samą niedojdą jak Potter?
— Zamknij się, Malfoy.
— Ależ oczywiście, że się
zamknę, zaraz po tym, jak zrobią to drzwi, za którymi znikniesz.
Odwrócił się i podszedł do barku,
chcąc zakończyć już tę rozmowę. Wybrał jedną ze szklanek i
nalał Ognistej, jednak cichy szelest uświadomił go, iż Gryfonka
nadal stała w miejscu.
— Wynoś się na patrol i nie
wracaj na noc do dormitorium — warknął i w końcu został
sam.
Chłopak oparł się o barek,
rozmyślając nad słowami, które wypowiedział do Gryfonki. Owszem,
miał swój własny, cholerny bagaż, który już do końca życia
musiał taszczyć i z którym musiał nauczyć się żyć.
Usprawiedliwiał się tym, że nie miał żadnego wyboru. Od dziecka
przygotowywano go do roli Śmierciożercy, a Czarny Pan potrafił
każdego skłonić do współpracy, w ten czy inny sposób.
Zerknął na lewe przedramię, gdzie
znajdował się Mroczny Znak. Teraz był ledwie widoczny. To był
koniec. Większość ze Śmierciożerców siedziało w Azkabanie. W
tym jego ojciec. Jeśli miał być szczery, cieszył go taki obrót
spraw.
—Draco, coś ty zrobił Granger? —
z zamyślenia wyrwał go głos przyjaciela.
— Nic, czego już wcześniej bym
jej nie zrobił — rzucił, opróżniając szklankę do dna.
Drażniło go to, że każdy go
niańczył. Dobrze wiedział, pod jakimi warunkami wrócił do
Hogwartu. Gdyby mógł, to rzuciłby naukę w cholerę, jednak
wszyscy mówili, że nikt nie przyjmie do pracy byłego Śmierciożercy
bez wykształcenia, który w dodatku został ze szkoły wywalony. I
mieli rację. Najwięcej truła mu o tym matka. Nie rozumiał
tylko, dlaczego miałby pracować, skoro do jego dyspozycji jest
ogromna rodzinna fortuna. Jednak Narcyza Malfoy chciała, aby
przyszłe pokolenia jej rodu również żyły w dostatku.
"O ile powstaną przyszłe
pokolenia."
— Stary, jesteś prefektem
naczelnym. Nikt nie każe ci się z nią zaprzyjaźniać, ale
mógłbyś…
— Nie, nie mógłbym. Napij się
Zabini, bo zaczynasz pieprzyć głupoty — przerwał
czarnoskóremu kolejną próbę umoralnienia go.
Blaise nie mógł odmówić, gdy kolega
tak ładnie go prosił. Nalał sobie do szklanki Ognistej i stanął
tuż obok Malfoya.
— Załatwiłem wszystko: muzyka,
przekąski, alkohol no i zaprosiłem też parę dodatkowych osób.
— Cholera, Blaise, nie chcę tu…
— Wiem, wiem. O nic się nie
martw, przyjdzie sama ślizgońska elita. Wpadnie zaledwie
dziesięć... góra dwanaście osób.
— Mam nadzieję, że nie
zapraszałeś Gregorovicza?
— Za kogo ty mnie masz? — spytał
oburzony Blaise. — A skoro o nim mowa, to całkiem niezła ta
historyjka z wierzbą bijącą. Mógłbyś pisać bajki — ciągnął
dalej, kiwając z uznaniem głową.
— A na moich dziełach
wychowywałaby się nowa generacja czarodziejów... — mruknął
nieco rozmarzony Draco.
Zabini przełknął ślinę.
— To ja już wolę skaczący
pieniek czary mary niż twoje dzieło. Już to widzę: Przypadki
Gregorovicza z wierzbą, schodami, tłuczkiem i skałami. Pisane
trzynastozgłoskowcem. A oto nasi goście! — krzyknął
radośnie, szeroko otwierając ramiona na widok wchodzących
Ślizgonów.
***
Salon prefektów naczelnych
przyozdobiły puste butelki, impreza trwała w najlepsze. Towarzystwo
było już lekko rozweselone, jednak większość nadal miała
świadomość tego, co robi. Jeszcze. Niestety, Blaise nie należał
do tej grupy. Procenty uwolniły w nim, ukrytego dotąd, piromana.
Czarnoskóry Ślizgon połamał stolik, wyrwał mu nogi, które
następnie podpalił i zaczął nimi wywijać na środku pokoju.
— Blaise ty śś... sieroto!
Zostaw to, bo mi jeszcze akty spalisz — bąknął zmartwiony
arystokrata.
— Spokojnie! Mam w tym
doświadczenie! — powiedział Zabini i niemal natychmiast
upuścił prowizoryczne pochodnie.
— Ups…
— Cholera, mój dywan!
— Pożar! Pali się! Ratuj mnie!
— spanikowany Blaise rzucił się w ramiona stojącej obok
Astorii, która nie wytrzymała ciężaru Ślizgona i razem runęli z
hukiem na podłogę.
— Czekajcie! Mam pomysł!
— wrzasnął Malcolm, chwycił butelkę Ognistej i zaczął
gasić pożar.
— Baranie, nie tym! — ryknął
Draco, jednak nie zdążył powstrzymać kolegi.
Ogień natychmiast wystrzelił w górę,
powiększając swoje rozmiary trzykrotnie i odrzucając
wszystkich dookoła. Spanikowany Malcolm pobiegł do łazienki, by
ugasić płonący rękaw koszuli. Młody arystokrata wstał, wyjął
różdżkę, z trudem wycelował w ogień i wybełkotał:
— Aqu… Aqualulu… Aquara…
no woda, kurwa!
Ku jego zaskoczeniu z różdżki
wydobył się strumień wody, którym szybko ugasił pożar. Obrócił
się w stronę, leżącego na Astorii, Blaise’a i mruknął:
— Zabini, ty już nie pijesz.
— Draco, co to jest? — spytał
Harper.
Blondyn spojrzał we wskazanym kierunku
i zobaczył kłęby rudej sierści.
— To są koty Granger.
— Aaa… myślałem, że ma
jednego.
— Nosz cholera… rozmnożyły
się — powiedział załamany blondyn, próbując utrzymać
równowagę. Gdy skupił wzrok, zobaczył tylko jednego kota.
Westchnął z ulgą, jednak zaraz zmrużył oczy dokładniej
przyglądając się temu, co robił pupil współlokatorki.
— Powiedzcie mi, że to są
jakieś halucynacje.
— To są jakieś halucynacje
— powiedział Blaise, jak zawsze wspierając kolegę. Stanął
obok niego i również zaczął wpatrywać się w zwierzaka,
który beztrosko pił z samotnej szklanki Ognistą Whisky.
W tej chwili do dormitorium weszła
właścicielka rudego alkoholika.
— Granger? Miało cię tu nie
być — powiedział z wyrzutem Draco, podchodząc do niej.
Dziewczyna obróciła się i zobaczyła
go, stojącego tuż za nią. Skrzywiła się, gdy do jej nozdrzy
dotarła ostra woń Whisky.
— Oni mają się stąd
natychmiast wynieść.
No aż się zaśmiał, słysząc tej
jej poważny ton. Oni mają się stąd wynieść. Jestem Hermiona
Granger, mam w tyłku kij od miotły, a oni mają się stąd wynieść.
Urocze.
— Oni nigdzie nie idą.
— Masz się tym zająć. Ja idę
spać.
— Mionka! — wydarł się
Zabini, tak głośno, że blondyn aż podskoczył i przyłożył dłoń
do serca. — Chodź do nas! Mionka, kocham cię!
Dziewczyna zignorowała jego płaczliwe
wyznanie, jednak Blaise nie załamał się. Po chwili znalazł nowy
obiekt uczuć i zaczął wyznawać dozgonną miłość palmie,
stojącej w kącie salonu.
Życie.
— Cholera Malfoy, to nasza
egzystencja jest takie… monotronne i ulotne. Ciągle tylko pijemy i
pijemy, a potem umieramy — Teodora naszła ochota na
filozofowanie.
— Wiesz co, Nott, masz rację.
Zróbmy coś, po czym świat nas zapamięta. Coś wielkiego… WIEM!
Napiszmy piosenkę!
— Malfoy, mordo ty moja, jesteś
genialny! Ale to nie będzie taka zwykła piosenka… Musi być
wzruszająca, taka… życiowa.
Po chwili wszyscy pracowali w pocie
czoła nad tekstem piosenki, a, jako że Ślizgoni byli w tym
wyjątkowo uzdolnieni, szło im to szybko i sprawnie. Gdy skończyli
tworzyć tekst, zaczęli śpiewać. Wszyscy świetne się bawili.
Dafne, jako że zachciało jej się tańczyć, a nie mogła znaleźć
nikogo chętnego, porwała Krzywołapa w ramiona i zaczęła z nim
wirować, co nie spodobało się kotu, bo niemal natychmiast wyrwał
się jej z głośnym zawodzeniem, po czym skrył się za regałem.
W tej chwili do salonu wbiegła
Hermiona, gorączkowo rozglądając się za swoim pupilem. Gdy go
zobaczyła, podbiegła do niego, wzięła na ręce.
„O nie! Nasz kompan w
niebezpieczeństwie!” — pomyślał Malfoy, po czym
podszedł do dziewczyny najszybciej jak mógł.
— Zostaw naszą maskotkę,
Granger — pogroził jej palcem, walcząc ze wzburzonym morzem
Było bardzo... niestabilne. I zdradzieckie. — Krzywonóg
dobrze się z nami bawi.
Zmierzyła go spojrzeniem, jednak
blondyn nawet tego nie zauważył.
— Wiesz co, Malfoy?
— Co?
— HIK!
— Ja ciebie też! — Jak
ona śmiała na niego szczekać? — A teraz oddawaj Krzywonoga!
Ślizgon zaczął wyrywać kota.
— To jest Krzywołap! KRZYWOŁAP,
ty tleniony baranie! To żywe zwierzę, a nie maskotka! HIK!
— wydzierała się na niego, jakby był głuchy. A nie był.
Po prostu miał niewielkie problemy ze zrozumieniem, co się do niego
mówi.
— Puszczaj go, głupia babo!
Nasz kot jest dzisiaj ze mną!
— NASZ KOT?! Nie wiem, jak
dużymi literami trzeba do ciebie mówić, ale ten kot był, jest i
będzie MÓJ!
— O nienienie Granger.
Dormitorium mamy wspólne, więc i kota mamy wspólnego.
Swoje trzy grosze postanowił wtrącić
Blaise, który postanowił dołączyć na trzeciego.
— Już dobra, odpuście!
Zrobicie sobie drugiego! — krzyknął niewyraźnie.
Na nic zdała się walka Ślizgonów.
Krzywołap uciekł, porzucając kompanów ze swoją właścicielką.
— No i widzisz, co zrobiłaś,
Granger?! — zapytał płaczliwym głosem Malfoy. — Odszedł!
To twoja wina!
— MOJA?!
— A od kogo uciekł? On mnie
kocha! Nawet nie wiesz, jak dobrze nam się razem piło!
— CO?! PODAWAŁEŚ ALKOHOL
MOJEMU KOTU?!
— A tam od razu podawałem…
sam wziął! — krzyknął oburzony Draco. Jeszcze nikt nigdy
nie oskarżył go o coś tak okropnego.
— Aha, czyli po prostu otworzył
butelkę, nalał sobie do kieliszka i zaczął pić?!
— A żebyś ty widziała, jak
obalił butelkę na hejnał! Taki zawodnik — powiedział z
dumą, klepiąc się po piersi.
— Dość tego, wychodzę!
— Auf wiedersehen!
Draco sam się zdziwił, że udało mu
się to wypowiedzieć, czego nawet nie potrafił dokonać na trzeźwo.
— Ej, Draco! Ognista się
skończyła! — ryknął Nott.
— Osz wy żłoby! Na chwilę was
zostawić nie można. ZGREDEK!
— Tak paniczu?? — spytał,
nie mogąc pozbyć się dawnych przyzwyczajeń.
— Mam dla cie-ebie misję
specjalną. Pójdziesz po Ognistą do mono… monololo… motorow EJ!
Granger! Gdzie mugole kupują alkohol?!
— MONOPOLOWY, MENELU!
— Słyszałeś…
***
Grupa Ślizgonów, która widziała na
tyle dobrze by rozróżniać karty, grała w pijanego durnia. Parę
osób okupowało już podłogę, jednak Draco Malfoy całkiem nieźle
sobie radził. W międzyczasie pozbył się krępujących go spodni i
koszuli, która i tak mu wiecznie wyłaziła. Zwykła koszulka była
o wiele lepsza.
— Ech… odechciało mi się już
grać! — mruknął i odrzucił kości.
— Mi też — przytaknął
mu Nott, ubrany tylko w bokserki. Jemu z kolei było bardzo gorąco.
Być może dlatego, że siedział tuż obok kominka, do którego co
chwilę dokładał Blaise.
— Wiesz co Nott… zróbmy coś
szalonego — zaproponował młody arystokrata.
— No dobra... tylko co?
— Chodźmy do Blaise’a, on ma
zawsze głupie pomysły.
Pełni nadziei, podeszli do
czarnoskórego.
— O so chodzi? — mruknął
niewyraźnie.
— Nudzi nam się i chcemy zrobić
coś głupiego.
— Mmm… niech pomyślę. Możemy
oswoić wierzbę bijącą? — Ślizgoni pokręcili głowami,
tym samym odrzucając jego pomysł. — Włamiemy się do kuchni
i pozamieniamy składniki? Mam! Pójdziemy do Zakazanego Lasu
i ukradniemy jajo akromantuli.
Chłopcy popatrzyli po sobie
podekscytowani.
— To jest to… Blaise, jesteś
geniuszem — stwierdził Nott.
— No to co? Idziemy panowie.
Blaise, zostaw już tę palmę i chodź z nami — zarządził
Draco.
Zabini westchnął i ze smutkiem
spojrzał na roślinę.
— Dokończymy jutro, skarbie.
***
Szli mrocznym korytarzem, starając się
nie wydawać żadnych dźwięków. Wędrówka wlokła się
niemiłosiernie, niewątpliwie z racji tego, iż co jakiś czas
musieli podnosić Blaise’a z podłogi. Udało im się
niezauważenie dostać na drugie piętro. Tu niestety ich fart
skończył się w momencie, w którym pijany Blaise
zapomniał o znikającym stopniu.
— AAA!!! Wciąga mnie! Wielka
kałamarnica!
Nott ruszył w stronę kumpla z
zamiarem uciszenia go, lecz w tym samym momencie, potknął się
o własne nogi i runął w dół, robiąc przy tym niemały
hałas.
— Otaczają mnie idioci…
— mruknął Malfoy, rzucając się w stronę Blaise’a.
Jednym ruchem wyswobodził uwięzioną nogę przyjaciela i razem
ruszyli w stronę Notta, który miał wyraźne problemy z powróceniem
do pionu. Z pomocą towarzyszy udało mu się stanąć na nogi.
Ich spokój nie trwał długo.
Usłyszeli zbliżające się kroki, najprawdopodobniej
zaalarmowanego nauczyciela. Ruszyli pędem przez siebie, kierując
się do toalety Jęczącej Marty.
— Nie… nie... tylko nie tam
— próbował protestować młody Malfoy, jednak dwójka jego
przyjaciół siłą wepchnęła go do pomieszczenia.
Blondyn rozejrzał się, będąc w
gotowości do szybkiej ewakuacji. Wyglądało jednak na to, że mieli
szczęście, gdyż nigdzie nie było widać Jęczącej Marty .
— Dobra, zmywamy się stąd —
szepnął Nott.
Już kierowali się ku wyjściu, gdy
Blaise poczuł nagłą potrzebę uzewnętrznienia się. I to
dosłownie. Wbiegł do najbliższej kabiny i zwymiotował. Pech
chciał, że właśnie w tym miejscu drzemała lokatorka toalety.
— AAA!!! — Blaise wybiegł
z kabiny z wyrazem przerażenia na twarzy.
— Jak śmiesz! Jak śmiesz
zakłócać mój spokój. Chuligan! Wandal! Nekrofil! Nawet po
śmierci nie mam spokoju! Mam dość tego, że od tylu lat jestem tak
traktowana! Duch to też człowiek! Szacunku trochę! Niech ja cię
tylko dorwę!
— Barszo szanowną panią
pszebłaszam — rozpoczął swoją przemowę Ślizgon, kładąc
rękę na piersi, co miało być wyrazem skruchy. Nie było mu dane
jednak dokończyć, bo Malfoy, który aż zbyt dobrze znał humorki
Marty, złapał go pod ramię i wyprowadził na korytarz.
Mimo drobnych niepowodzeń postanowili
kontynuować swoją wyprawę. Odetchnęli z ulgą, gdy wreszcie
opuścili mury zamku. Malfoy, będąc przywódcą całej grupy, szedł
jako pierwszy, za nim dreptał Blaise, a pochód zamykał Nott.
***
Szli przy akompaniamencie ciągłego
narzekania Teodora. Jak zwykle, gdy go dokądś zabierali.
— A tak w ogóle to ten koncept
jest beznadziejny. Zawsze cierpię przez te wasze pomysły… Chodź,
przebierzemy się za dementorów, mówili, będzie fajnie, mówili...
A potem dwa tygodnie w szpitalu przeleżałem!
— Cii! — uciszył go
Malfoy — Coś tam jest.
— Gdzie?!
— W krzakach debilu! W krzakach…
— przerwało mu głośne warczenie.
Nie czekali ani chwili, rzucili się
przed siebie, potykając się o korzenie drzew. Schronili się w
jaskini, w której panowały egipskie ciemności.
— Smoku, zarzuciłbyś jakiegoś
spella...
— Właśnie, bo ciemno tu jak w
dupie u murzyna — rzucił Nott.
— Hej! — oburzył się
Blaise. — Wara ci od mojej dupy!
— To samo mógłbym powiedzieć
TOBIE! — wrzasnął Malfoy. — Zabieraj łapy z mojego
tyłka!
— Sorry, szukałem różdżki…
O jest!
— TO NIE JEST RÓŻDŻKA!!
— Nie? A co? — zaciekawił
się Blaise. — ŁEEE! — wydarł się, gwałtownie
zabierając rękę.
— Zabini, ty zboczony
erotomanie… Na koniec! IDZIESZ NA KONIEC! — rozporządził
obmacany blondyn. Czy kiedykolwiek zdoła o tym zapomnieć?
— Więcej z wami, zboczuchy, nie
idę — wtrącił Nott. — Takie zabawy mnie nie
interesują.
Malfoyowi rzuciła się na usta cięta
riposta, jednak nie zdążył się odgryźć towarzyszom. Z głębi
jaskini dobiegł ich odgłos szczypiec…
***
Biegł z całych sił, tuląc do piersi
swoją zdobycz. Nie zważał na to, w jakim stanie są jego
przyjaciele. Zresztą, nie wiedział, czy po tej nocy zdoła jeszcze
kiedykolwiek nazwać tak Blaise’a. Jeden go zmacał, drugi wciągnął
go w to całe gówno. Przecież to nie był jego pomysł, by
zasięgnąć porady u Zabiniego. On nigdy by czegoś takiego nie
zrobił.
Chwilę później z lasu wyłonił się
Nott, taszczący Zabiniego w swoich ramionach.
— Teodora, biegnij! Biegnij!
Zasuwaj, ile fabryka dała — dopingował go przerażony
Blaise.
Nott, zorientowawszy się, że są już
bezpieczni, bez skrupułów zrzucił z siebie przyjaciela. Droga do
dormitorium na szczęście nie była aż tak obfitująca w
niespodzianki. Po powrocie zauważyli, że reszta Ślizgonów wróciła
do pokoju wspólnego. Nott rozsiadł się na kanapie, przysięgając
w duchu, że to ostatni raz, kiedy zdołali namówić go na coś
takiego. Zabini zajął miejsce na fotelu, wypijając resztę
zawartości butelki jednym haustem. Draco natomiast, wciąż z jajem
pod pachą, zajrzał do pokoju Gryfonki. Po chwili wyszedł z niego
i, przykładając palec do ust, oznajmił swoim kompanom:
— Cii… szlamcia śpi.
— No Draco, pokaż nam to jajo!
— rzucił Blaise, z zapałem zacierając ręce.
Malfoy cofnął się o kilka kroków,
przypominając sobie sytuację z jaskini.
— Spierdalaj.
— Oj, Smoku, nie rób afery o
takie nic.
— TAKIE NIC?!
— Chodziło mi o to, że to nie
było nic wielkiego...
— NIC WIELKIEGO?!
— I
dlatego nigdy się nie ożenię — postanowił Nott,
dokładnie akcentując każde słowo.
— Dobra Malfoy, uspokój się.
Jak chcesz, to możesz się odegrać, nie mam nic przeciwko temu…
— Powiedziałem, SPIERDALAJ!
— krzyknął, obronnie tuląc do siebie jajo.
— Dobra panienki, uspokójcie
się. Nie ma co robić takiego zamieszania o nic niewarty drobiazg.
— Drobiazg??
— Coś ty, Draco, taki drażliwy?
— rzucił z przekąsem Nott.
Siląc się na spokój, młody Malfoy
usiadł w wolnym fotelu, wyraźnie unikając wzroku Blaise’a.
Otworzyli następną butelkę Ognistej, w milczeniu wpatrując się w
swoją zdobycz.
— Panowie, wszystko pięknie,
ładnie... ale po cholerę nam to jajo? — trafnie zauważył
Nott.
— Będziemy je wysiadywać
— odpowiedział z sarkazmem Malfoy, którego Blaise jednak nie
załapał, biorąc jajo i na nim siadając.
— No to ja pierwszy.
— Oddawaj jełopie! Bo jeszcze
popsujesz. Nie po to uganiałem się za nim w samych gaciach po
Zakazanym Lesie, dałem się obmacać kumplowi, walczyłem z wielkimi
pająkami, żebyś ty teraz swoim dupskiem zrobił z niego
jajecznicę! — wrzasnął Malfoy, zabierając jajko od
Blaise’a. — Schowam je w bezpiecznym miejscu — po
czym poszedł do swojego pokoju, by po chwili wrócić z pustymi
rękami.
Przyjaciele powrócili do swoich
szklanek, rozpamiętując wspólną przygodę.
— Wiecie co, panowie? Jestem z
nas dumny. Potter na pewno by czegoś takiego nie zrobił — rzucił
po chwili Draco.
— Masz absolutną rację
— zgodził się z nim Nott. — Święty Potter z całą
pewnością nie schlałby się i nie latał po Zakazanym Lesie w
samych gaciach, by wykraść jajo. A już na pewno nie wróciłby
z gniazda akromantul żywy.
— Ta jest! — przytaknął
Blaise. — A wiecie co? To jajo podobne jest do tego z Turnieju
Trójmagicznego, co nie?
— Nadal nie mogę uwierzyć, że
wybrali bliznowatego jako reprezentanta. Każdy z nas byłby w tym
lepszy.
Spojrzeli po sobie znacząco, a Nott
zrozumiał, że jego postanowienie o nieuczestniczeniu w kolejnych
wyprawach wraz z Blaisem, właśnie poszło się przejść.
***
Naprawdę nie wiem, co w nas wstąpiło pisząc ten rozdział (a właściwie pierwszą jego część). Nie chcemy zdradzić zbyt wiele, ale możemy powiedzieć że opis tej imprezy nie został zamieszczony tylko dla hecy, ale będzie to miało swoje konsekwencje w dalszej fabule. Póki co, przepraszamy was za bóle brzucha i policzków (przynajmniej nas bolały ze śmiechu, gdy pisałyśmy ten rozdział). Część 2 SOON.
PS: ale naprawdę SOON... czyli w sobotę.
Świetne!! Balam się, ze u Was będzie tak jak na niektórych blogach, że nagle Draco odkrywa przed sobą i całym światem miłośc do Hermiony, co jest niesamowicie sztuczne. A tu... Cóż, trudno mi się chwilowo pozbierać. Piszecie poprostu CUDOWNIE! Cieszę się, ze do Was trafiłam. I nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów!! Czekam na sobotę z wieeelką niecierpliwością :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę duużo weny i dobrego humoru do kolejnych rozdziałów!!
Szalony Elf
Początek tego rozdziału bardzo mi się nie podoba. Jest dokładnie to samo co w końcu poprzedniego i byłam przekonana, że czytam to po raz drugi. Nie róbcie tak następnym razem. Przepraszam za krytykę, ale wydaje mi się, że każdy może wypowiedzieć się na ten temat.
OdpowiedzUsuńNie musisz przepraszać za krytykę, każdy ma prawo do własnego zdania. Rozdział opisuje wydarzenia z poprzedniego z innej perspektywy ( podobnie zresztą jak rozdział w HP ze zmieniaczem czasu ), więc pewne powtórzenia były nieuniknione ( poza tym w stosunku do dlugosci rozdziału nie jest ich tak dużo). Zresztą nawet powtórzone kwestie różnią się niuansami (choćby tekst Dracona o sluzbie u Voldemorta --> w poprzednim rozdziale mamy tylko jego kwestię w tym dowiadujemy się, że wcale nie jest pozbawiony wyrzutow sumienia ), jeśli jednak pominęłaś te fragmenty z racji tego, że już je wcześniej czytałaś to mogłaś tego nie wyłapać. Pozdrawiamy :)
UsuńLeżę i ryczę ze śmiechu.. ^^
OdpowiedzUsuńGdybym miała tutaj przywołać wszystkie wydarzenia, które rozbawiły mnie do łez, musiałabym skopiować cały rozdział. Życzę weny ^^ I dodaję waszego bloga do obserwowanych.
http://magiczny-swiat-rachel-trust.blogspot.com/
Zapraszam również do mnie ;)
Przepraszam za drugi komentarz, ale dostałyście moją nominację do LA!
OdpowiedzUsuńWięcej informacji znajduje się nie moim blogu do którego link podałam w powyższym komentarzu.. ^^
Jesteście świetne, naprawdę. Mam nadzieję, że dalsze rozdziały też są takie kozackie
OdpowiedzUsuńBoże hahahhaha jakie to było dobre! Geniusze! Hahahha aż sie popłakałam ze smiechu. Zapraszam do mnie i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMój blog:
Dramione - To w Nas Żyje
Wg mnie postacie są niekanoniczne. Tak, Draco nienawidził Hermiony, ale w tej książce to już lekka przesadą.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
~nacpanaczarami
Charaktery są zbliżone do książkowych, oczywiście podkreciłyśmy im niektóre cechy, ale w konkretnym celu :) Biorąc pod uwagę cały szereg kreacji postaci Draco i Hermiony w FF z pewnością nasze ocierają się o kanoniczność, tym bardziej, że w HP Draco nigdy nie był postawiony w sytuacji, w której musiałby się czymkolwiek dzielić z kimś pokroju Hermiony, także nie wiemy jakby się mógł zachować :)
UsuńNo wiecie co??? Ja już próbuje udawać ze śpię ale mi to nie wychodzi bo po prostu Tarzam się ze śmiechu!!! A rozdział świetny :D
OdpowiedzUsuńW wiekszosci nie podobał mi się rozdział. Jest napisany w dużo gorszym stylu (wiem, że są Was dwie i nie jesteście klonami) i wygląda jakby robione było to na siłę. Sam pomysł nie jest tragedia, a jego wykonanie. Choć dla od miany miło było poczytać myśli Dracona a nie Hermiony.
OdpowiedzUsuńJestem otoczony przez idiotów-w głowie od razu mem xD
OdpowiedzUsuńOdkkedy on się oezejmjje tym czy ona śpi? Poza tym to okropne że on może chodzić gdzie chce a ona nie...