— Gwizdek sędziego kończy trwający
od ponad pięciu godzin mecz! — rozbrzmiał wzmocniony głos
speakera. — Cóż to było za widowisko! 420 : 220 dla Strzał z
Appleby! Kontrowersyjny, przynajmniej jak do tej pory, pomysł
odmłodzenia drużyny przez trenera McKennaya przyniósł znakomite
efekty. Dzisiejszym zwycięstwem Strzały pozbawiają złudzeń na
zdobycie Pucharu drużynę Os z Wimbourne, co zapewne nie wpłynie
pozytywnie na trwające od wieków burzliwe relacje obu zespołów. A
oto bohaterowie dzisiejszego meczu i szewcy wspaniałego zwycięstwa:
Lucas, Flint, Zabini, Jeffery, Kenndrix, Otch'ley i... Abbey!
Blaise wyszczerzył się w pełnym
uśmiechu ku wiwatującym kibicom i jeszcze raz, wraz ze swoją
drużyną, okrążył boisko Quidditcha, napawając się kolejnym
zwycięstwem w sezonie. Zwycięstwem, które cieszyło tym bardziej,
że wiedział, iż na trybunach siedzieli jego przyjaciele. Wraz z
pozostałymi wleciał do sektora swojej drużyny, by móc cieszyć
się z wygranej razem z trenerem i resztą zespołu. Chwilę
później, gdy jego klubowi koledzy zostali otoczeni przez swoich
sympatyków i grono dziennikarzy, wschodząca gwiazda Strzał z
Appleby wymknęła się do pobliskiego sektora, gdzie czekały na nią
znajome twarze przyjaciół z Hogwartu. Jego wzrok najpierw padł
na Teodora, który, pomimo tego, iż na dzisiejszą okazję rozstał
się ze swoim nienagannym garniturem w najnudniejszym odcieniu
szarości, nadal wyglądał, jakby połknął kij od szczotki. Obok
niego stał odrobinę poddenerwowany Malfoy, który przez ostatnie
dni sprawiał wrażenie, jakby ktoś podrzucił mu tykającą bombę.
Chłopak obejmował ramieniem rozpromienioną Hermionę, która
w gruncie rzeczy była wspomnianą już tykającą bombą,
mającą za chwilę wybuchnąć. A właściwie urodzić. Okazały
ciążowy brzuszek pani magomedyk laboratoryjnej wyraźnie odznaczał
się na jasnej, zwiewnej sukience.
— Moja Teodora! — wykrzyknął i
uwiesił się na szyi przyjaciela, czochrając jego włosy. — A
mówiłeś, że nie możesz przyjść.
— Udało mi się przesunąć
spotkanie, ale...
— I mój narcyś — kontynuował
Zabini, witając się z blondynem. — Mordo ty moja, jak ja cię
długo nie widziałem!
— Zaledwie trzy tygodnie...
— I najpiękniejsza z mordek —
powiedział, ujmując szarmancko dłoń pani Malfoy — z każdym
dniem szczuplejsza — dodał, składając delikatny pocałunek.
— Blaise — dziewczyna zaśmiała
się, trącając go w ramię. — Nie musisz mi przypominać, że
wyglądam, jakbym została trafiona zaklęciem żądlącym.
— Mój ty paszteciku — wtrącił
blondyn, czule obejmując żonę.
— Malfoy, ostrzegam cię... —
zaczęła groźnym tonem, jednak arystokrata szybko uciął wywód
kasztanowłosej, składając na jej ustach pocałunek. — Nie myśl,
że dam się tym udobruchać... — uśmiechnęła się w momencie,
gdy blondyn nachylił się nad nią i zaczął szeptać jej do ucha.
Policzki dziewczyny zaróżowiły się, gdy zdała sobie sprawę, że
są obserwowani przez dwójkę przyjaciół. Trąciła delikatnie
męża ramieniem, a ten jak gdyby nigdy nic odchrząknął i ze
szczerym entuzjazmem oznajmił:
— Gratulacje, to był naprawdę
wspaniały mecz.
— Bardzo... widowiskowy — dodała
Hermiona, dyskretnie przenosząc jego dłoń ze swoich pośladków.
— A widzieliście to, jak samotnie
przebiłem się przez ich linię obrony i zostałem sam na sam
z bramkarzem a później...
— Stary, ten manewr to kwintesencja
finezji. Coś pięknego — westchnął Nott, wbijając rozmarzony
wzrok w widoczną część boiska. — Cholera, tak dawno nie
grałem...
— Musimy się umówić na mecz —
zadecydował Draco, po czym ze złośliwym błyskiem w oczach zerknął
na żonę. — A Granger stanie na obronie. Zasłoni trzy pętle za
jednym zamachem.
Brunetka z uśmiechem pogroziła mu
palcem.
— Jeszcze słowo, a sam sobie
będziesz rodził to dziecko.
Pozostali parsknęli śmiechem i
wymienili spojrzenia.
— Słuchajcie, co powiecie na to, by
zorganizować zwycięskie małe co nieco? — zaproponował Zabini,
zacierając ręce.
— Blaise, chodźże już! —
usłyszeli zniecierpliwiony głos jednego z zawodników. — Czekają
na ciebie!
— Zaraz! — odkrzyknął chłopak. —
To co? Porozmawiam chwilę z dziennikarzami i idziemy?
— Ja nie mogę — wtrącił Nott. —
Jestem już umówiony...
— ... z dziewczyną, której nikt nie
widział, z którą nikt nie rozmawiał i której nie możemy poznać,
bo pewnie nie istnieje — wyrecytowali chórem Draco i Blaise.
Teodor zmrużył oczy.
— Nienawidzę was — oznajmił,
kręcąc głową nad ich głupotą. — Może innym razem wszyscy
gdzieś wyskoczymy...
— Razem z tą twoją przyjaciółką?
— dopytywał Draco, nie zważając na próby ucieszenia go przez
Hermionę.
— Miałem na myśli naszą czwórkę
— dodał nieco już speszony Teodor, zerkając na zegarek.
— To może wyskoczymy w przyszły
weekend wspólnie na mecz? Dostałem bilety od organizatora —
zaproponował Zabini, zerkając na czekającą na niego grupkę
dziennikarzy.
— Brzmi świetnie — zgodził się
Teodor, żegnając się z przyjaciółmi. — Wybaczcie, ale muszę
już iść.
Nim którekolwiek z pozostałych
zdążyło coś powiedzieć, Nott obrócił się na pięcie i zniknął
w tłumie wychodzących ze stadionu czarodziejów.
— Wstydzi się nas, czy jak? —
zastanawiał się Blaise, którego coraz bardziej niepokoiły dziwne
zniknięcia przyjaciela.
— Mówiłam, że za bardzo na niego
naciskasz — oznajmiła Hermiona. — Znajdzie sobie kogoś, gdy
przyjdzie odpowiedni moment.
— Ale żeby tak od razu sobie
wymyślać dziewczynę? — zażartował Draco.
— A skąd wiesz, że ją wymyślił?
— dociekała kasztanowłosa.
— Słońce, to chyba jasne —
wtrącił się Blaise. — Gdyby naprawdę jakąś miał, to by ją
nam w końcu przedstawił, a nie nas zwodzi od kilku miesięcy, że
„jeszcze jest na to zbyt wcześnie” — dodał, naśladując
rzeczowy ton przyjaciela. — Swoją drogą myślę, że jest
kryptogejem...
— Draco — szepnęła Hermiona,
zatykając usta męża dłonią, jednocześnie spoglądając
z zawstydzeniem na mijających ich członków ekipy
sprzątającej.
— Kryptogej — wyjęczał blondyn,
próbując zaczerpnąć powietrza, jednak napady śmiechu skutecznie
mu to utrudniały. — Skąd to wiesz? Widziałeś go w akcji?
Ciężarna pokręciła głową.
— Jak dzieci...
— Widzieć nie widziałem, ale pozbył
się Zoe — odpowiedział Blaise, wyginając usta w podkówkę.
— Serce mi pękło, gdy zobaczyłem ją taką nagą, bezbronną,
leżącą na śmietniku...
Hermiona nagle pobladła.
— O kim wy mówicie? Kim jest Zoe?!
— Uspokój się, skarbie, Zoe nie
jest żywa — wytłumaczył jej Draco.
— NIE?!
— Nigdy nie była. Zoe to seks
zabawka. Blaise mu ją dał.
Dziewczyna popatrzyła pustym wzrokiem
na męża, potem na jego szczerzącego zęby przyjaciela i znowu
na niego. Nagle zmrużyła oczy i popatrzyła na niego podejrzliwie.
— Też jakieś masz?
— Ależ skąd.
— Draco — wymruczała powoli
ostrzegającym tonem.
Były Ślizgon posłał jej płomienne
spojrzenie i uniósł kącik ust, ukazując dołeczek w policzku.
— W zupełności mnie zaspokajasz.
Dziewczyna przełknęła ślinę.
— Porozmawiamy o tym później —
rzuciła, z o wiele przyjaźniejszym usposobieniem.
Zabini uśmiechnął się. Zazdrościł
tej dwójce, a to uczucie potęgowane było faktem, iż jego wybranka
znikała niczym sen złoty po każdej upojnej nocy, jaką było im
dane spędzić co parę miesięcy. Chciał, by Teodor również mógł
zaznać tego szczęścia, jednak zawsze, gdy wyciągał go do klubów
i umawiał z dziewczynami, ten stronił od ich towarzystwa.
Chcąc pomóc przyjacielowi, podarował mu Zoe, jednak bidulka
wylądowała w śmietniku. To go nie zniechęciło, przeciwnie. W
jego głowie powstała teoria o homoseksualizmie przyjaciela.
Wzdrygnął się, przypominając sobie jego ryk, gdy przyniósł mu
męską wersję Zoe. Lucjan również nie skradł serca Teodorowi i
zakończył żywot na śmietniku, z połamanymi kończynami i dziurą
ziejącą z brzucha. Życie bywa brutalne, nawet dla dmuchanych
lal.
— Blaise! Czekają!
— Już idę! — odkrzyknął,
przewracając oczami. — Dziesięć minut i jestem z powrotem.
Rozumiecie, sława — dodał, szczerząc zęby.
Gdy tylko wszedł do sali, niemal
oślepł od błysku aparatów. Dumnie wypiął pierś i obdarzył
zgromadzonych szerokim uśmiechem. Następnie podszedł do drużyny i
ustawił się do zdjęcia grupowego.
Lubił to. Lubił udzielać wywiadów,
pozować do zdjęć, rozdawać autografy, choć była to tylko
kolorowa otoczka do Quidditcha. Lubił świadomość, że znowu mu
się coś udało, że osiągnął kolejny sukces i że jego życie
tak bardzo odbiega od jego wyobrażeń sprzed sześciu lat. A
najlepsze było to, że jego pasja stała się jego pracą i wcale
nie musiał tłumić swojej natury.
— Ostatnie pytanie — oznajmił
Blaise.
Las rąk wystrzelił w powietrze.
Zabini po raz kolejny omiótł dziennikarzy spojrzeniem, szukając na
próżno tej jednej, jedynej twarzy.
Udzielił odpowiedzi, podziękował i
wstał od stołu. Dziennikarze nie ustępowali, zasypując
ścigającego kolejnymi pytaniami.
— Naprawdę bardzo mi przykro, ale
nie mogę poświęcić wam więcej czasu.
— Nawet dla dawnej znajomej? —
rozbrzmiał pewny siebie i nieustępliwy głos wydobywający się
z tłumu. Głos, na który czekał już od miesięcy. Odwrócił
się w jego stronę.
A oto i ona, kobieta, na którą
czekał. Kobieta z nogami długimi i mocarnymi jak pętle na
stadionie, spojrzeniem równie ostrym, co świeżo ścięta murawa i
włosami równie ognistymi, jak jej temperament. Ginewra Weasley we
własnej osobie. Bez wahania podszedł do kobiety, która zawsze mu
się wymykała.
— Ginny Weasley, korespondentka
Quidditcha dla Proroka Codziennego...
— No przecież wiem — wtrącił,
uśmiechając się szeroko.
Dziewczyna zdawała się nie słyszeć
jego uwagi, a może po prostu ją zignorowała, tak samo, jak
ignorowała maślane spojrzenie Blaise'a Zabiniego. Wyjęła z
torebki niewielki dyktafon i zadała pierwsze pytanie:
— Kolejne zwycięstwo w sezonie
zapewniło wam otwartą drogę do dalszych rozgrywek. Nie obawiacie
się przerwania dobrej passy?
— Pięknie dzisiaj wyglądasz. Super
jest ta garsonka. Podkreśla nogi.
Dziewczyna spiorunowała go wzrokiem i
odchrząknęła, ignorując pomruki otaczających ich dziennikarzy,
po czym wznowiła wywiad:
— W czym upatrujesz główny powód
waszej coraz lepszej gry na boisku?
— Fajnie, że wróciłaś —
powiedział, wpatrując się w nią jak urzeczony.
Rudowłosa wypuściła głośno
powietrze, powoli tracąc nad sobą panowanie. Podsunęła chłopakowi
dyktafon pod sam nos i spytała:
— Jak odniesiesz się do plotek
odnośnie zainteresowania trenera Armat z Chudley twoim ewentualnym
transferem?
— Umówisz się ze mną na kolację?
Tak jak przypuszczał, Ginny zachowała
spokój. Nie mogła na oczach ludzi urządzić mu sceny. Nie pozwalał
na to ani jej perfekcjonizm, ani pracoholizm. Jakimś cudem
powstrzymywała gniewne rumieńce przed wpłynięciem na policzki.
Wyłączyła dyktafon i szepnęła:
— Musimy porozmawiać — po czym
zniknęła za rogiem.
Zabini nie mógł zrobić nic innego,
jak podążyć za nią. Gdy tylko znaleźli się w bezpiecznej
odległości od reszty dziennikarzy, odwróciła się na pięcie i
warknęła:
— Co to miało być? Chcesz mnie
zniszczyć?
— Nie rozumiem, o co ci chodzi... —
odparł, zarabiając tym na uderzenie w ramię.
Podeszła do niego tak, że niemal
stykali się nosami. Nie musiała zadzierać głowy, w obcasach
była mu niemal równa. Uniosła ostrzegawczo palec.
— Dobrze wiesz, o co chodzi. Ja MUSZĘ
mieć ten wywiad.
Blaise uśmiechnął się. W końcu
zrzuciła maskę i przestała tłumić swój charakterek. Jej twarz
zarumieniła się, oddech przyśpieszył, a oczy ciskały w niego
gromy, jakby chciała go zabić.
Salazarze, jak on ją kochał.
— Przykro mi, słońce, ale nie mam
teraz czasu.
Ginny zmrużyła oczy.
— Teraz. Ale później go znajdziesz
— mruknęła pod nosem, po czym znowu go uderzyła. — Zabini, ty
świnio, wiem, co planujesz. Odpowiedź brzmi: nie!
— Będę czekał w restauracji La
Rosa. O ósmej. Nie spóźnij się i włóż tę czerwoną sukienkę
— rzucił, odwracając się od niej.
Dziewczyna zrobiła kilka kroków na
drżących nogach i zacisnęła pięści.
— Nie masz na co liczyć. Nie
prześpię się z tobą.
Zabini rzucił jej przez ramię szeroki
uśmiech.
— Kochanie, my zawsze lądujemy w
łóżku. A! Jeszcze jedno — dodał, zatrzymując się. — Mam
jeden warunek.
Dziennikarka założyła ręce na
piersi i przechyliła głowę.
— Naprawdę? — parsknęła.
— Mhm. Radzę ci spotkać się z
Hermioną, jest tu. Nie wolno zaniedbywać tak przyjaciół. Przekaż,
że coś mi wypadło.
Przez chwilę patrzyła, jak się
oddala, po czym zaśmiała się z niedowierzaniem. On, Blaise Zabini,
wieczne dziecko, miał czelność ją pouczać. Miała pracę!
Obowiązki! To wcale nie było to, że w ogóle nie myślała o
Harrym, Hermionie i swojej rodzinie. Regularnie pisała listy
i przysyłała zdjęcia ze swoich podróży, a co noc przed
zaśnięciem myślała o nich, nieraz ze łzami w oczach.
Zaklęła pod nosem i skierowała się
w stronę schodów. Zamarła w połowie drogi, gdy jej oczom ukazała
się burza znajomych loków.
Kobieta odwróciła się do męża i
Ginny mogła zobaczyć jej okazały brzuch. W jej oczach pojawiły
się łzy, gdy tęsknota uderzyła w nią z całą siłą. Gdy
ostatnio widziała przyjaciółkę, ta miała jeszcze płaski brzuch,
teraz wyglądała, jakby lada chwila miała urodzić.
— Hermiona!
Pani Malfoy odwróciła się i
zaśmiała, po czym wpadła w ramiona przyjaciółki.
***
— Miałaś założyć czerwoną —
powiedział na przywitanie Blaise, wydymając wargę na widok tej
samej garsonki.
Ginny usiadła i wyjęła z torebki
dyktafon.
— Załatwmy to od razu.
— Zawsze przechodzisz do rzeczy.
Dziewczyna pokręciła głową, widząc
jego niedorzecznie szeroki uśmiech.
— Udam, że tego nie słyszałam i
nie wiedziałam, do czego pijesz. Gotowy?
— Jak zawsze.
Kopnęła go pod stołem i uśmiechnęła
się zwycięsko, widząc jego grymas. Postawiła dyktafon na stole,
nim jednak go włączyła, zerknęła na niego i powiedziała:
— Dziękuję.
— Za to, że ci nie oddałem? —
spytał, nadal masując łydkę.
— Nie, gamoniu — zaprzeczyła,
niemal czule wymawiając przezwisko. — Za to, że... Tak bardzo za
nią tęskniłam. Chyba nie zdawałam sobie nawet sprawy jak bardzo.
Zabini skinął głową.
— Hermiona też tęskniła. Często o
tobie wspominała. — Chłopak skrzywił się, przypominając sobie,
jak w czasie ciążowego napadu melancholii, ze łzami w oczach
oglądała przysłane przez Ginny zdjęcia. — Naprawdę tak ciężko
znaleźć ci jeden dzień wolnego?
Weasleyówna nie odpowiedziała.
Włączyła urządzenie i zaczęła wywiad, ukrywając, jak bardzo
zabolała ją jego uwaga.
— Ginny Weasley dla Proroka
Codziennego...
— Witam piękną nieznajomą...
— Gratuluję spektakularnego
zwycięstwa i awansu do kolejnej fazy rozgrywek angielskiej ligi
Quidditcha. Wielu ekspertów wskazuje ciebie jako najbardziej
wartościowego zawodnika Strzał z Appleby. Nie czujesz w związku z
tym zbyt wielkiej presji?
— Hmm... nie.
Ginny wyłączyła dyktafon.
— Tak będą wyglądały twoje
odpowiedzi? Hmm, nie? — spytała, patrząc na niego oskarżająco.
— Hmm... może — mruknął, z
uśmiechem przyglądając się, jak w nerwowym geście dziennikarka
przerzuca włosy z jednego ramienia na drugie.
— Okey. Postawmy sprawę jaśniej, o
ile tak się da. Chcę długich, mocnych...
— ...pchnięć...
— ... pchnięć, które zadowolą
zarówno mnie, jak i... Blaise! — warknęła, raz jeszcze kopiąc
go pod stołem. Tym razem jednak zdołał się odsunąć, więc jej
noga poszybowała w powietrze, co Zabini zręcznie wykorzystał.
— Mówiłaś coś?
— Oddaj mi nogę!
— Co podać?
Ginny drgnęła na widok kelnera.
Posłała Blaise'owi mordercze spojrzenie i spróbowała wyszarpnąć
swoją nogę, ten jednak tylko wzmocnił uścisk i jak gdyby nigdy
nic złożył zamówienie.
— Świetny wybór. Nasz kucharz robi
cuda z owocami morza.
Gdy kelner odszedł, dziennikarka
ponowiła próbę uwolnienia się.
— Zabini...
— Oddam, po skończeniu wywiadu.
Pytaj.
— Fetyszysta — burknęła pod
nosem. — W zamian masz odpowiadać jak człowiek. Wracamy do
pierwszego pytania. No więc?
— Szczerze mówiąc, odkąd gram
zawodowo, zaczytuję się w nowinkach miotlarskich i nie zwracam
uwagi na oceny zawodników. Skupiam się na sobie, na swojej pracy i
cieszę się, że jest to zauważane, natomiast nie uważam, by
Strzały zawdzięczały sukces tylko mnie. Quidditch to gra
zespołowa, każdy ciężko pracuje. Strzały to zespół i dzięki
temu, że polegamy na sobie, znamy się i każdemu zależy na
zwycięstwu, odnosimy sukcesy. Czy to była wystarczająco elokwentna
odpowiedź?
Ginny przewróciła oczami.
— A presja?
— Chyba każdy z nas ją odczuwa,
jednak jest to nieodzowna część naszego życia.
— Nie obawiasz się tego, że forma
przyszła zbyt wcześnie i może jej zabraknąć, gdy rozgrywki
wkroczą w decydującą fazę?
— To już pytanie do trenera... —
odpowiedział, jednak, widząc zniecierpliwiony wzrok panny Weasley,
dodał: — ale ze swojej strony mogę dodać, że cała drużyna
ciężko pracowała na swój sukces i jesteśmy świetnie
przygotowani do sezonu.
Dziennikarka drgnęła, gdy poczuła,
jak Zabini powoli ściąga jej buta. Spróbowała wykręcić stopę,
jednak chłopak chwycił jej kostkę i oparł ją o swoje udo.
— Co ty wyprawiasz?
— Masuję ci stopę. Szpilki nie są
wygodne, wiem z własnego doświadczenia.
Rudowłosa zdmuchnęła z twarzy kosmyk
włosów i rozejrzała się po sali.
— Ktoś to zobaczy.
— Spokojnie, wszystko zakrywa obrus —
odparł spokojnie Zabini, wbijając kciuki w jej piętę. —
Przyjemnie?
Nie dała się sprowokować.
— A jak zapatrujesz się na
przyszłość? Krążą plotki o rzekomym rekordowym transferze do
jednej z najlepszych drużyn Ligi angielskiej...
— Na razie skupiam się na
teraźniejszości, na tym, by dać z siebie jak najwięcej na boisku.
Masz bardzo delikatną skórę.
— To był Blaise Zabini, ścigający
Strzał z Appleby. Dziękuję za rozmowę — rudowłosa zakończyła
wywiad, czując, iż nie jest w stanie dalej znosić jego zabawę. W
końcu uwolniła swoją nogę i spojrzała na niego znacząco. —
Dawaj buta.
Blaise niedbale kopnął go pod stołem
w jej kierunku, zarabiając tym samym jej jadowite spojrzenie.
— To szpilki za piętnaście
galeonów.
— Mogę ci kupić takich tysiące —
oświadczył, machając niedbale dłonią. — Nie zostaniesz nawet
na deser? — spytał, widząc, jak dziewczyna wstaje od stołu.
— Nie mam ochoty. Żegnam.
— Zamówiłem twój ulubiony.
Ginny zawahała się.
— Podwójna porcja? — upewniła
się, a gdy skinął głową, wróciła na miejsce. — Ze względu
na... dawne czasy, zjem go. Ale nie licz, że się z tobą prześpię
— dodała, pewna tego, iż tym razem nie skończy się tak, jak
zawsze.
Blaise tylko uśmiechnął się
szeroko.
***
Na usta budzącej się Ginny wpłynął
powolny uśmiech. Przeciągnęła się i odwróciła na drugi bok,
wtulając twarz w ciepłą jeszcze poduszkę. Wzięła głęboki
wdech, napawając się zapachem Blaise'a.
Blaise.
Natychmiast otworzyła oczy i usiadła
na łóżku.
Znowu to zrobili. Znowu dała się
uwieść, omamić słodkimi słówkami. Musiała uciekać.
Rozejrzała się po hotelowym pokoju.
Była sama. Ciszę zakłócał jedynie cichy szum prysznica
dobiegający z łazienki. Miała okazję, by się wymknąć.
Powoli, starając się w żaden sposób
nie zdradzić tego, że już nie śpi, wstała z łóżka. Owinęła
się kołdrą i niemal z paniką zaczęła rozglądać się za
swoimi ubraniami. Podbiegła do kąta, w którym leżała jej biedna
garsonka i stanik. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, gdzie były
jej majtki.
Nagle skrzywiła się i spojrzała w
górę. Jej bielizna przyozdobiła żyrandol.
Przeklinając się za zostawienie
różdżki („No tak, z Zabinim będę bezpieczna”),
założyła stanik i spódnicę. Przez chwilę się wahała,
jednak nie chcąc tracić czasu, odrzuciła bluzkę i narzuciła
na siebie żakiet. Zapinając go, ruszyła boso do drzwi. Coś ją
niepokoiło. Dopiero po chwili zorientowała się, że szum prysznica
ucichł.
Przełknęła ślinę i rzuciła się
do klamki. Gdy tylko jej dotknęła, coś szarpnęło ją w tył,
poderwało w powietrze i przetransportowało z powrotem do
łóżka. „Dupek zabezpieczył drzwi” — zdążyła pomyśleć,
nim zaalarmowany hałasem ów dupek wypadł z łazienki ubrany w
białe bokserki, rozpiętą granatową koszulę w grochy i czerwoną
muchę. Wymienili spojrzenia.
— Nie tym razem, Wiewióro —
powiedział chłopak, nie spuszczając z niej wzroku.
Dziewczyna nie myślała długo.
Zerwała się do biegu, po drodze rzucając mu torebką w twarz.
Otworzyła drzwi i wylądowała na ziemi, gdy Zabini rzucił się na
nią.
— Puść mnie! — syknęła Ginny,
wierzgając pod nim.
— Przestań uciekać, to cię
puszczę. Cholera, dziewczyno — jęknął, gdy gwałtownie
odchyliła głowę w tył, uderzając go w nos.
Ginny zerknęła w tył i
znieruchomiała, widząc krew cieknącą z jego nosa.
— Merlinie, przepraszam. Nie
chciałam, ja tylko się broniłam.
— Przed czym, do cholery? — spytał,
wycierając wierzchem dłoni krew. — Walczyłaś, jakbym chciał
cię co najmniej zabić.
— Sam jesteś sobie winny!
— Winny czego? Chciałem tylko
zatrzymać dziewczynę, którą kocham.
Dziewczyna jęknęła.
— Blaise, nie zaczynaj znowu.
— Właśnie, że zacznę. Wszystko
zaczęło się pewnej nocy w Hogwarcie. Chciałem z tobą spróbować,
ale chciałaś czasu i ci go dałem. Całe pięć lat, Ginn. Chyba
wystarczająco długo mi uciekałaś. Zostań ze mną.
— Nie mogę. Mam obowiązki. I chcę
być wolna.
Zabini zaśmiał się ponuro.
— Wolna? A kto tu cię więzi? —
Ginny posłała znaczące spojrzenie w kierunku jego dłoni
zaciśniętych wokół jej nadgarstków. — No tak. Chodziło mi o
sens metaforyczny. Wracając do tematu — ciągnął dalej, za nic
mając jej mamrotane pod nosem przekleństwa — naprawdę myślisz,
że tam jesteś wolna? Skaczesz po krajach, nigdzie nie zatrzymujesz
się na dłużej i nie masz nic innego, jak praca, która odbiera ci
tą twoją wolność. Nie mówiąc o przyjaciołach. Twój
pracoholizm zaczyna odbierać ci wszystko po kolei.
— Pracoholizm?! Merlinie, ty nic nie
rozumiesz! Dzięki pracy mogę podróżować, mogę być wszędzie,
bez ludzi, którzy mnie...
— ... kochają?
— Nie. Bez ludzi, którzy mogą mnie
do siebie przywiązać i pewnego dnia opuścić.
— Głupolu, kto niby miałby cię
opuścić?
— Chociażby ty — powiedziała,
odwracając się pod nim. — Jesteś... niestabilnym
emocjonalnie... Świrem. Wariatem. Łatwo może ci się odmienić. To
tylko seks, nic więcej.
Blaise na chwilę spuścił głowę i
głośno westchnął.
— Wiesz — zaczął, podnosząc na
nią wzrok — gdybyś nie próbowała się wymknąć i chwilę
poczekała, wiedziałabyś, że mi się nie odmieni. Chciałem ci się
oświadczyć, głupolu.
Rudowłosa zamrugała. Zlustrowała go
spojrzeniem i skrzywiła się.
— To stąd ta beznadziejna koszula?
Skinął głową.
— Gdybyś zaczekała, powiedziałbym
ci, że chcę się z tobą ożenić. A nawet jeśli nadal nie jesteś
gotowa, by zostać, chciałbym, żebyś po prostu przyjęła ten
pierścionek. Że w takim wypadku na razie nie chcę nic prócz tego,
by budzić się po wspólnej nocy i widzieć, że nadal jesteś. Że
chciałbym jedynie budzić cię pocałunkiem i robić ci na śniadanie
naleśniki. A naleśniki robię bardzo dobre.
Dziennikarka zachichotała.
— Tym jednym zdaniem zepsułeś całą
piękną przemowę.
— Może uratuję ją, jeśli dodam,
że wcale nie oczekuję, że rzucisz pracę i będziesz non stop
siedziała w domu. Chcę, żebyś przestała uciekać ode mnie.
I jeśli tylko chcesz, możemy uciekać razem. Jednak bardzo
chciałbym, żebyś się zgodziła i została moją żoną.
Tym razem Ginny nie zaśmiała się.
Nagle posmutniała i choć chciała z nim być, za bardzo bała się,
by się zgodzić. Pojedyncza łza wypłynęła z jej oka i spłynęła
po skroni.
— Przykro mi. Naprawdę mi przykro,
Blaise. Ale nie mogę za ciebie wyjść, nie teraz.
Chłopak przełknął ślinę, krzywiąc
się.
— Okey, liczyłem się z tym. Ale
muszę powiedzieć, że to paskudne uczucie — z jego ust wyrwał
się nerwowy śmiech. — A jeśli chodzi o ucieczkę? Możesz
obiecać, że nie będziesz znikać bez pożegnania?
Jej odpowiedź zagłuszył wrzask.
Oboje zerknęli w bok, skąd dobiegł ich dźwięk i ujrzeli
staruszkę trzymającą się ze serce.
— Cholera — sapnęła Ginny.
Chłopak ukląkł i uniósł dłonie na
znak, że jest niewinny.
— Nienienie — zaśmiał się, mając
nadzieję, że wygląda całkiem niewinnie. — To nie to, o czym
pani myśli.
Wzrok starszej pani skierował się na
jego bokserki. Sekundę później leżała na podłodze.
— O cholera — szepnęła Ginny,
wysuwając się spod Zabiniego. Kucnęła przy niej i sprawdziła
puls.
— I co? — szepnął chłopak,
podchodząc do niej.
Dziennikarka spiorunowała go
spojrzeniem.
— Że też akurat teraz musiałeś
się podniecić — fuknęła, po czym delikatnie poklepała
staruszkę po policzku. — Halo, proszę pani. Słyszy mnie pani?
Blaise uśmiechnął się pod nosem i
zerknął w dół.
— Zabiła ją moja... męskość?
Cool!
— Pomóż mi ją przenieść.
Najlepiej będzie wyczyścić jej pamięć.
— Pójdę po różdżkę...
— Nie ma czasu. Bierz jej nogi, zanim
nas ktoś zobaczy.
Nachylili się i podnieśli staruszkę,
by zanieść ją do pokoju. Modlili się, by nikt się na nich nie
natknął, jednak nim zdołali dojść do pokoju, zza zakrętu wyszła
kolejna staruszka.
— Wendy, co tak długo...?
Zabini natychmiast odskoczył w tył i
wskazał oskarżycielsko na Ginny.
— To ona ją zabiła!
— Blaise!
Staruszka zaczęła gwałtownie łapać
powietrze.
— Po... pomocy — szepnęła, by po
chwili zacząć uciekać, wrzeszcząc: — Pomocy! Ratunku! Mordują
Wendy!
Domniemani mordercy wymienili
spojrzenie i w pośpiechu wnieśli ofiarę do pokoju.
— Świetnie! I co teraz? —
panikowała Ginny, chodząc po pokoju. — Już widzę te nagłówki.
Szanowana dziennikarka i wschodząca gwiazda Strzał z Appleby gwałcą
staruszki. O, albo jeszcze lepiej: Stuknięta korespondentka Proroka
Codziennego i napalony ścigający Strzał z Appleby szukają
starszej pani do trójkąta... O Boże, jestem skończona!
— Nie panikuj. Może da się to
załatwić polubownie...
Wściekłe walenie do drzwi i gniewna
przemowa ochroniarza rozwiała jego nadzieje.
— Co robimy?
— Czyścimy pamięć wszystkim? —
zaproponowała Ginny, jednak słysząc dźwięk odbezpieczanej broni,
chwyciła Zabiniego za rękę i zaciągnęła go do łazienki. — Co
ty chcesz zrobić? — spytała, widząc, jak chłopak bierze różdżkę
i wraca do pokoju.
— Idę wyczyścić im pamięć.
— Blaise, on ma pistolet! —
szepnęła, z powrotem wciągając go do łazienki i zamykając
drzwi.
Zabini zmarszczył brwi.
— To źle?
— Bardzo źle — odpowiedziała i
pisnęła, gdy usłyszała trzask wyłamywanych drzwi. — Co robimy?
— Wiemy, że tam jesteście! Wyłazić
z podniesionymi rękami!
— Uciekamy — zarządził chłopak,
chwytając jej dłoń. — Razem.
Ginny spojrzała na niego i skinęła
głową. I choć za drzwiami czekała na nich ochrona, byli
podejrzani o napaść, zanosiło się na sprawę w Ministerstwie
i będą musieli zostawić sporo galeonów u Teodora Notta,
uśmiechnęła się.
— Tak, razem.
***
Dawno nie pisałyśmy nic od siebie pod notkami, ale nadszedł czas, by oznajmić Wam, iż tą miniaturką żegnamy się z „Naucz mnie latać” i rozpoczynamy prace nad „Polowaniem na czarownice”. Wszelkie updaty dotyczące stanu pracy nad nowym opowiadaniem będą pojawiać się w „Proroku Niecodziennym”. Jeśli miałybyśmy tutaj rzucić jakąś przybliżoną datę opublikowania prologu, to będzie to końcówka czerwca (najpierw chcemy trochę nadgonić z pisaniem, by móc później regularnie dodawać nowe notki).
Do następnego spotkania, na, nowym już, blogu!
Krótko, ale i tak to kocham. NML to jedno z najpiękniejszych opowiadań w moim życiu. Dziękuję za nie po raz kolejny i przy okazji, wciąż czekam na odpowiedź odnośnie pytania pod epilogiem. Czekam na Polowanie niecierpliwie, weny!
OdpowiedzUsuńKrótko, za krótko. Nie chce już końca :( Chce wincyj. Potrzebuje wincyj :'''(. Chyba sie normalnie popłacze. Bede wracać do tego opowiadania chyba cale zycie. Jest jak najlepsza ksiązka jaką można przeczytać. Poprawiłyscie mi cały weekend tą notką :)
OdpowiedzUsuńGenialna miniaturka! Śmiałam się do ekranu :D
OdpowiedzUsuńNa początku spodobał mi się ten luz i żarciki między przyjaciółmi. Wypadło to naturalnie i zabawnie, aż się ciepło na sercu zrobiło.
Sama relacja Blaise'a i Ginny zaskoczyła mnie w pozytywnym znaczeniu, a jednocześnie udało wam się przedstawić ją w taki sposób, w jaki zawsze sobie ich wyobrażałam. Jest chemia, namiętność i uszczypliwość, niekoniecznie w tej kolejności xD Ciekawe, że przedstawiłyście Ginny jako pracoholiczkę. Zawsze to Hermiona mi się z nią kojarzyła, a tutaj to ona jest tą ustatkowaną. A jednak podobał mi się ten zabieg. Ginny zawsze była uparta i zdeterminowana.
Końcówka trochę mnie zaskoczyła, nie spodziewałam się, że wyjdzie z tego afera niemal kryminalna, ale myślę, że ta dwójka na długo się od siebie nie uwolni ^^ Cholera jasna, oni są po prostu słodcy!
Ta historia to perełka o Blinny :D
Chętnie przeczytałabym Waszego całego bloga, ale nie wiem, czy czas mi pozwoli. Jeśli nie, zerknęłabym na Waszą nową historię. Zdradzicie, o jakiej tematyce będzie Polowanie na czarownice? :)
Pozdrawiam i życzę weny ^^
[http://w-ramionach-unicestwienia.blogspot.com/]
Akcja "Polowania" ma miejsce kilka lat po ukończeniu Hogwartu, jak na razie więcej zdradzić nie możemy :)
UsuńPo prostu cud i miód! ❤
OdpowiedzUsuńSztos :D
OdpowiedzUsuńHejo hejooo :P
OdpowiedzUsuńWiecie jak to jest zejść na zawał w tak młodym wieku? Ja tak. Niemal. A to wszystko dlatego, że dawno, dawno temu, gdy (jeszcze młoda byłam) napisałam cudowny, przepiękny, ale to przepękniuchny komentarz (nie kręćcie tak głowami, serio taki był!) a teraz, gdy weszłam na Waszego bloga, okazało się, że ów komentarz, który tylko z wrodzonej skromności nie nazwałam twórczym cudem przez duże "twó" , nie zapisał się!!!
Chcąc naprawić swój błąd, gotowa byłam pogmerać w odmętach mojej pamięci, by przytoczyć co lepsze jego fragmenty, ale niestety albo pamięć już nie taka, albo fragmenty nie były aż tak fajne, jak mi się wtedy wydawało.
Miniaturka cudo! I aż chciałoby się, by była jeszcze dłuższa! Bo nie dość, że dałyście nam stałych bywalców (czytaj: Draco, Hermionę i... Chciałam napisać fasolkę w jej brzuchu, ale lepszym stwierdzeniem byłby arbuz), to skupiłyście się na Blaise, a jak wiadomo z nim nigdy nie jest nudno. Swoje 5 minut miała nawet Zoe, choć nawet w takim wydaniu zasługuje nasza panna na Oscara.
Lucek za to skradł moje serducho. I choć przyjdzie mu Dzielić tę samą przyszłość, co Zoe, pamięć o nim nigdy nie przeminie.
Żeście zaskoczyły! Bo miniaturki wychodzą Wam tak dobrze, jak długodystansowe teksty, zatem nie pozostaje mi nic innego, jak nakłonić Was do napisania kolejnych. Wiem, że do czerwca jeszcze sporo czasu, zatem łapcie klawiaturę pod pachę i heja! Po przygode!
Nie mam ofc takiej możliwości, by przekonać Was do twórczego artyzmu w postaci kolejnych miniaturek, ale mam za to siłę perswazji, której nie zawaham się użyć właśnie w tej chwili. A więc uwaga: ... Fanfary... PUK.
Zrobione.
Już macie chęć napisać cos nowego? Tak? No to gitara! :D
Swawolnym krokiem oddale się teraz na spoczynek, pozostając w nadziei, iż tym razem komentarz się zapiszę :D
Napisałabym cos jeszcze,ale jak wiecie: Padłam, leże i nie wstanę.
Pozdrowionka, Iva Nerda
Krótko, ale fajnie. Nie jestem zbytnio wylewną osobą, więc dużo nie piszę. Szkoda tylko, że nie ma dodatkowego rozdziału poświęconemu zakładowi między Harrym a Blaise'm. Ten o pocałowaniu McGonagall, lol.
OdpowiedzUsuńEh, akurat ta miniaturka jakoś mnie nie przekonuje. Brakuje w niej... was. Początek jak najbardziej w porządku - czekałam na rozwinięcie wątku nowej postaci (Lucjana) jednak niestety nie nadeszło... Później właśnie zabrakło was - ciętych ripost, gier słownych i płakania czytelnika do ekranu.
OdpowiedzUsuńMiniaturka z Nottem zdecydowanie wygrywa. A ja nadal mam nadzieję na taką z babcią Rose :D Może z czasów wojska? :D
Czy powstanie wersja pdf całej historii ? C:
OdpowiedzUsuń