Znowu widzę tę kobietę. Nie mogę
jej rozpoznać, nieprzeniknione cienie okrywają ją niczym peleryna.
Powoli zbliża się do mnie, a przerażającą ciszę zakłócają
krople, spływające z niej na podłogę.
Kap. Kap. Kap.
Nie mogę się ruszać. Moje ręce i
nogi są bezwładne, odmawiają mi posłuszeństwa. Powoli unoszę
się, moje włosy delikatnie falują, zupełnie jakby były zanurzone
w wodzie. Pieką mnie oczy. Tym razem nie mogę nic powiedzieć.
Czuję, jak moje płuca napełniają się wodą. Jak ja się teraz
obudzę?
Kap. Kap. Kap.
Topielica wchodzi w snop światła,
jednak nadal nie mogę dostrzec jej twarzy. Mokra peleryna przylepiła
się do jej ciała, upodobniając ją do kostuchy. Wystarczyłoby
lekkie uniesienie głowy, by odkryła przede mną swoją twarz.
Kobieta stawia jeszcze kilka kroków i
zerka na mnie. Nagle jestem w zupełnie innym miejscu. Jedyne, co mogę
dostrzec, to woda. Otaczająca mnie ze wszystkich stron woda. Panika
przejmuję kontrolę nade mną. Ogarniające mnie przerażenie zmusza
moje ciało do rozpoczęcia chaotycznej walki o przeżycie. Macham
rękami, próbując wypłynąć na powierzchnię, jednak kamień
przywiązany do mojej kostki bezlitośnie ciągnie mnie w dół. Nie
mam już sił. Wiem, że to koniec. Mówią mi to moje poddające się
dłonie. Mówią mi to moje oczy, przysłonięte ciemną mgłą. Mówi
mi to moje serce, stopniowo zwalniające swoją pracę.
Stuk. Stuk... Stuk...
Umieram.
***
— Granger, jak ja cię nienawidzę!
Draco doprawdy nie mógł się
zdecydować czy udusić swoją współlokatorkę, czy dalej wgapiać
się w widok, jaki prezentował się przed nimi.
— Mówiąc o miejscu do ukrycia się
nie miałem na myśli, na miłość Salazara, pieprzonego labiryntu!
— ryknął, oskarżycielsko patrząc na dziewczynę.
Hermiona otworzyła usta, jednak nie
mogła zdobyć się na to, by cokolwiek powiedzieć. W końcu
zdołała zapanować nad swoim oburzeniem i, zakładając ręce na
piersi, by powstrzymać się od rękoczynów, krzyknęła:
— To moja wina, tak?! Dla twojej
wiadomości: WCALE nie myślałam o labiryncie!
Ślizgon zmrużył oczy, które
rozbłysły złowrogo. Ponury śmiech przyprawił Gryfonkę o gęsią
skórkę. Instynktownie wyczuwając niebezpieczeństwo, niemal
nieświadomie zrobiła krok w tył, by zwiększyć dystans między
sobą a rozjuszonym chłopakiem.
— Och, więc sugerujesz, że labirynt
bez wyjścia to mój genialny pomysł, tak?
— No jaki ty jesteś domyślny —
prychnęła Hermiona i skuliła się, widząc jego zaciśniętą
szczękę.
„Tak trzymaj! Wkurzaj Ślizgona,
mającego skłonność do agresji, przebywając w miejscu, w
którym nikt was nie znajdzie!” — skrytykowała swoje
zachowanie, niemal przygryzając wargę do krwi.
Stali na niewielkim kamiennym
wzniesieniu, skąd stare schody prowadziły w dół, do wejścia
labiryntu. Wysokie, gęste krzewy tworzyły sieć zawiłych
korytarzy, zapowiadając godziny błądzenia pośród nich.
Prefekci zerknęli ku górze, a ich
oczom zamiast sklepienia ukazało się bezchmurne, nocne niebo usłane
gwiazdami. Daleko przed nimi znajdowało się niemal niewidoczne
wzniesienie, przy którym błyskało niewyraźne światło.
Gryfonka podeszła do drewnianej
balustrady i zerknęła w dół, by upewnić się, że nie czyha tam
na nich żadne niebezpieczeństwo. Oprócz ubitej, ciemnej gleby i
krzewów nie dostrzegła niczego niepokojącego. Zlustrowała
labirynt badawczym wzrokiem. Była niemal pewna, że Pokój Życzeń
jeszcze nigdy nie przybrał aż tak olbrzymich rozmiarów.
— Malfoy, jest wyjście po drugiej
stronie. Musimy tylko...
ŁUUP
Hermiona podskoczyła i z piskiem
okręciła się na pięcie. Wytrzeszczyła oczy, gdy Ślizgon wziął
niewielki rozbieg i z pełnym impetem ponownie uderzył w drewniane
wrota. Chłopak skrzywił się i, przeklinając cicho, cofnął
się, by ponowić próbę wyważenia drzwi.
— Stop! — wrzasnęła, rzucając
się w przód, by powstrzymać go przed kolejną próbą. — Co ty
najlepszego wyrabiasz?
— Próbuję się stąd wydostać,
Granger. Nie mam najmniejszego zamiaru błąkać się z tobą po
labiryncie po pierwszej w nocy — warknął, sugestywnie patrząc na
swoje ramię, na którym zaciśnięta była jej dłoń. — Już wolę
być przyłapany.
Hermiona prychnęła gniewnie i
odsunęła się, gestem dając mu pozwolenie do dalszych prób. Draco
nie poddawał się i przez bite piętnaście minut rzucał się na
drzwi, tłuk je i okładał pięściami, jednak jego działania nie
przyniosły żadnych efektów. Gryfonka przez cały ten czas stała
oparta o balustradę, spoglądając to na Ślizgona, to na swoje
paznokcie, czekając, aż dotrze do niego, że to co robi nie ma
sensu. W końcu, ciężko dysząc, oparł się o znienawidzone wrota
i otarł z czoła krople potu. Zaczesał włosy w tył,
powodując na głowie jeszcze większy bałagan i roztarł prawe
ramię, które podczas prób uwolnienia ich z labiryntu służyło mu za taran.
— Skończyłeś? — spytała
Gryfonka, jednak uśmiech spełzł jej z ust, gdy zobaczyła
zaczerwienione dłonie arystokraty.
Jedyną odpowiedzią Dracona było
mordercze spojrzenie. Wyminął ją bez słowa i zszedł na dół.
Zatrzymał się tuż przed wejściem do labiryntu.
Hermiona stała parę kroków za nim,
czekając, aż chłopak w końcu wznowi wędrówkę, ten jednak nadal
stał nieruchomo z założonymi rękami. Wydawał się czegoś
oczekiwać.
— Jeśli chcesz, żebym cię
przeprosiła...
Draco zmarszczył brwi, słysząc jej
słowa. Przechylił głowę, ciekaw jej dalszej wypowiedzi, a gdy
ją usłyszał, cieszył się, że stoi do niej tyłem i Gryfonka nie
jest w stanie dostrzec jego wrednego uśmieszku.
— Dobrze, masz rację. Nie powinnam
była tego mówić. Przyznaję, niepotrzebnie cię prowokowałam.
Hermiona przygryzła wargę,
zaniepokojona brakiem reakcji z jego strony.
— Malfoy, daj już spokój... Mam ci
wysłać kwiaty, żebyś przestał się boczyć?
Arystokrata parsknął śmiechem i w
końcu odwrócił się do dziewczyny, ukazując jej swoją rozbawioną
twarz.
— Och, Granger, to miło, że się
przede mną płaszczysz, ale ja po prostu czekałem, aż wejdziesz
pierwsza do środka.
Hermiona nie zdawała sobie sprawy z tego, ile
satysfakcji przyniósł mu wyraz jej twarzy. Zdawało się, że
Gryfonka potrzebowała dłuższej chwili, by zrozumieć jego słowa.
— Co?
— Chyba nie myślałaś, że wejdę
tam pierwszy... Wiadomo co może tam się czaić? — spytał,
wyglądając jak wcielenie niewinności.
Dziewczyna próbowała wymyślić ostrą
ripostę albo obelgę, jednak nic nie przychodziło jej do głowy. Po
prostu stała ze skupieniem malującym się na twarzy, co jeszcze
bardziej rozbawiło Dracona.
— Świnia — burknęła wreszcie i
szybkim, gniewnym krokiem podeszła do niego, zupełnie zapominając
o rozdartej koszuli.
Poły materiału zafalowały pod
wpływem pędu, z jakim poruszała się Gryfonka, odsłaniając
czerwony, prosty biustonosz. Ignorując jego ślizgoński uśmieszek,
wyminęła chłopaka i weszła do labiryntu. Od razu poczuła
się przytłoczona. Niemal ze wszystkich stron otaczały ją mierzące cztery metry krzewy. Zignorowała szybsze bicie serca,
przełknęła ślinę i skręciła w lewy korytarz. Przy następnym
skrzyżowaniu przystanęła, nie mogąc się zdecydować, w którą
teraz powinna pójść stronę. Zmarszczyła brwi, uświadamiając
sobie, że jej współlokator, pomimo tego, iż początkowo nie
chciał iść jako pierwszy, teraz idzie z nią ramię w ramię.
Niepokoiło ją też ciepło, jakie rozlewało się po jej klatce
piersiowej. Przewróciła oczami, rugając się za popadanie w
paranoję i oparła dłonie na biodrach w odruchowym dla siebie
geście. Dopiero wtedy przypomniała sobie o rozdartej koszuli.
Zerknęła w bok, odnajdując źródło tajemniczego ciepła, jakim
był arystokrata wgapiający się w jej biust. Natychmiast szarpnęła
za poły koszuli, zasłaniając się przed spojrzeniem Dracona.
— Malfoy! — krzyknęła oburzona
jego bezczelnym zachowaniem.
Chłopak wzruszył ramionami, patrząc
jej w oczy bez żadnego skrępowania.
— Co? Nie możesz mieć do mnie
pretensji.
— Przed chwilą...
— ... zachowałem się jak każdy
inny facet, będący na moim miejscu — dokończył za nią
z wrednym uśmieszkiem. — Granger, naprawdę nie rozumiem...
Chodzisz w celowo rozpiętej bluzce i myślisz, że...
Hermiona aż zatrzęsła się z
oburzenia. Na jej policzki wpłynął rumieniec, będący wynikiem
zawstydzenia i gniewu.
— Celowo rozpiętej?! ROZERWAŁEŚ mi
ją! — wrzasnęła, tupiąc nogą.
Natychmiast skrzywiła się, gdy
natrafiła na ostry kamień.
Blondyn westchnął, bynajmniej nie
widząc w swoim postępowaniu nic złego.
— Jak zwał, tak zwał...
— Tylko jedno ci w głowie —
syknęła Gryfonka i podskoczyła, gdy w ślepym zaułku, w którym
się znajdowali, z głośnym hukiem wylądowało olbrzymie łóżko,
wzbijając w powietrze tumany kurzu.
Prefekci zakasłali i zamarli,
wpatrując się w dwuosobowe łoże, zakryte czerwonym, atłasowym
prześcieradłem i mnóstwem różowych oraz czerwonych poduszek.
Wezgłowie miało kształt ogromnego, puszystego serca wyraźnie
sugerującego cel, dla jakiego to łóżko zostało tu sprowadzone.
— MALFOY!!! — ryknęła Hermiona,
odskakując od współlokatora jak oparzona.
Rumieńce na jej twarzy przybrały na
sile, gdy z zawstydzeniem wpatrywała się w Dracona.
— O co ci chodzi? — spytał,
zupełnie nie rozumiejąc, co się dzieje.
Gryfonka, nie chcąc ponownie dać się
wciągnąć w jego gierki, przystąpiła do ataku.
— Już ty wiesz, o co...
— Granger, możesz mi powiedzieć...?
— Czy muszę ci przypominać, że
znajdujemy się w Pokoju Życzeń? — syknęła rozwścieczona.
Z satysfakcją obserwowała, jak jego
twarz wykrzywia się w czystym przerażeniu.
— Że... że niby to ja... O nie,
Granger, nie wrobisz mnie w to. Wpatrywać się, a fantazjować
to dwie różne sprawy — wykrztusił Draco, z niepokojem patrząc
na łóżko i Gryfonkę.
— Aha. Jasne.
— Granger, do cholery, nie myślałem
o... — przerwał, wyraźnie wybity z równowagi całym zajściem.
„Na Salazara, pierwszy raz mówię
szczerą prawdę i mi nie wierzy” — pomyślał rozgoryczony.
Sfrustrowany, przeczesał dłonią
włosy, szukając odpowiednich słów.
— Granger, pozwól, że ujmę to tak:
dzień, w którym zechcę się z tobą przespać, będzie dniem, w
którym Teodor zacznie robić na drutach, Blaise zostanie śpiewakiem
operowym, a ja zacznę srać na fioletowo.
— I ja mam w to uwierzyć?!
— TAK! — ryknął Draco, gwałtownie
wyrzucając ręce w powietrze. Nie miał pojęcia, jak przekonać
dziewczynę do swoich zapewnień.
— Oczywiście! Więc to zupełny
przepadek, że, będąc w Pokoju Życzeń, pojawia się przed nami
łóżko do... prokreacji... — dokończyła niepewnie Hermiona, po
czym wróciła do napastliwego tonu. — ... tuż po tym, jak
nakryłam cię na wgapianiu się w... we mnie! Wiesz co? Może to
dziwne, może coś jest ze mną nie tak, ale wolę uwierzyć Pokojowi
niż notorycznemu kłamcy.
Chłopak zamarł, a jego ciało napięło
się, gdy usłyszał słowa Gryfonka. Powoli podszedł do niej,
nachylił się i wbił palec wskazujący w jej obojczyk.
— Jeszcze jedno słowo, Granger, a
przysięgam, zwiążę cię i...
Jego wypowiedź została przerwana,
jednak tym razem odgłos był zdecydowanie cichszy. Zerknęli na
łóżko. Na czerwonym prześcieradle leżała para kajdanek pokryta
różowym futerkiem.
Prefekci natychmiast od siebie
odskoczyli. Tym razem zaczerwieniły się nie tylko policzki
Hermiony.
— Co do... Granger, daję słowo, nie
to miałem na myśli. Chciałem powiedzieć, że cię zwiążę i
zostawię tu na... Zresztą, dlaczego ja się tłumaczę? Skoro to
nie ja, to TY musiałaś o tym myśleć!
Dziewczyna przyłożyła dłoń do
piersi i spojrzała na niego z niedowierzaniem.
— Ja? Och, zlituj się i przestań
wymyślać bajki na poczekaniu. Chyba wiedziałabym o tym, że
myślę o...
— Aha. Jasne — Draco powtórzył
jej kwestię z wrednym uśmieszkiem. — Czy ty, kobieto, choć raz
nie możesz mi zaufać i uwierzyć, że nie mam z tym NIC wspólnego?!
— Ojciec Ginny zawsze powtarza, że
nie można ufać nikomu i niczemu, jeśli się nie wie, gdzie jest
jego mózg — oświadczyła dobitnie Gryfonka. — A ja nie mogę
się oprzeć wrażeniu, że twój poszedł na spacer i do tej
pory nie wrócił! — wrzasnęła, wskazując na łóżko.
— Mów sobie co chcesz, ale ja swoje
wiem — oznajmił Ślizgon pewnym siebie tonem, krzyżując ręce na
piersi. — Po prostu na mnie lecisz.
Odzyskawszy rezon po pogrążeniu
Hermiony, blondyn zawrócił i skręcił tym razem w prawo,
ignorując Gryfonkę, która na przemian otwierała i zamykała usta,
nie mogąc znaleźć odpowiednich słów, by wyprowadzić go z błędu.
Przez dłuższy czas szli w milczeniu.
Draco skupiał się na tym, by jak najszybciej znaleźć drogę do
wyjścia, Hermiona starała się znaleźć wyjaśnienie na to, jakim
cudem pojawiło się tu łóżko, skoro żadne z nich nie miało
brudnych myśli.
— Wiesz, to całe... zamieszanie
mogło spowodowane być tym, że Pokój został trwale uszkodzony
przez Szatańską Pożogę — powiedziała w końcu. — Zaklęcie
mogło nieco zmienić jego działanie. Pokój może zmieniać
życzenia, odczytywać je zbyt dosłownie...
— Tłumacz tak sobie, tłumacz... —
prychnął Draco, bawiąc się skrępowaniem współlokatorki.
Przystanął przy następnym
skrzyżowaniu, zastanawiając się nad dalszą drogą. Prawdę
mówiąc, już dawno pogubił się w tym labiryncie, zdawał sobie
jednak sprawę, że poinformowanie o tym swojej towarzyszki nie
jest najlepszym wyjściem. Zaczęłaby panikować, wymądrzać się i
obrażać, Merlin wie o co.
— Wiesz, ciekawa jestem, jaki jest
stopień uszkodzenia Pokoju — zastanawiała się głośno Hermiona.
Draco tylko przewrócił oczami, przyzwyczajony do dociekliwości
dziewczyny i jej ciekawskiego noska. — Czy gdybym zażyczyła sobie
zobaczyć... no nie wiem... Huna Attylę... to on by się tu
pojawił...? Auć! — syknęła, gdy potknęła się o wystającą z
ziemi gałąź.
— Hun Attyla? Pierwszy raz słyszę o
tym czarodzieju — mruknął cicho arystokrata, odwracając się do
dziewczyny, która badała swoją kostkę.
— Może dlatego, że nie było
takiego czarodzieja. To postać z historii mugolskiej. Wódz Hunów
z... o ile się nie mylę... piątego wieku. Agresywny, porywczy,
bezlitosny... ogólnie miły człowiek.
— Wysoki, umięśniony wojownik o
brunatnych, splątanych włosach?
— Zazwyczaj tak go przedstawiano —
mruknęła Hermiona, usuwając z bluzki wyjątkowo oporną grudkę
ziemi.
— Ubrany w dziwny pancerz i koszulę
odsłaniającą ramiona, z groźnie wyglądającym mieczem?
— No jakbyś zgadł...
— Osiłek warczący, szczerzący kły
i napinający muskuły na widok wrogów?
Dziewczyna wyprostowała się i
otrzepała spódniczkę.
— O tym nic mi nie wiadomo, ale to
bardzo prawdopodobne — oznajmiła rzeczowym tonem, po czym zaczęła
zawiązywać koszulę, by jak najmniej odsłaniała. — Masz
zaskakująco dużo informacji na jego temat, Malfoy. Właściwie...
skąd tak dużo wiesz? Nie podejrzewałam cię o potajemne
paranie się mugolską historią. Dlaczego tak dokładnie... —
Hermiona przerwała próbę okiełznania rozdartego materiału i z
ciekawością spojrzała na Ślizgona.
Zamarła, widząc przerażenie na jego
twarzy.
— Bo on stoi za tobą, Granger —
wychrypiał blondyn, nie odrywając oczu od rosłego mężczyzny
stojącego przy pobliskim rozwidleniu.
Gryfonka w pierwszej chwili
wytrzeszczyła oczy i pisnęła cicho, jednak po chwili zaśmiała
się, pewna, że chłopak ją podpuszcza.
— Niezła próba, Malfoy. Jesteś
dobrym aktorem. Ten drżący głos, ten strach w oczach...
— Granger...
— Tylko wiesz, jest mały problem —
ciągnęła dalej, nie zwracając uwagi na jego wtrącenie — Ja już
nie dam się nabrać na twoje kłamstwa, więc daj sobie spokój.
Wystarczająco wiele razy dałam zrobić z siebie idiotkę tylko
dlatego...
— Granger!
— Granger! Granger! — zapiszczała
dziewczyna, jednak złośliwy uśmiech zamarł na jej ustach, gdy
usłyszała głośny okrzyk bojowy.
Zerknęła przez ramię i wrzasnęła,
widząc biegnącego wprost na nią wodza Hunów.
Silne szarpnięcie za nadgarstek
zmusiło ją do biegu. To Draco złapał ją i ciągnął za sobą,
lawirując między roślinnymi korytarzami. Ostre gałęzie ocierały
się o ich twarze i łydki, jednak zupełnie nie zwracali na to
uwagi. Oddalili się na odpowiednią odległość i zanim Attyla
zdołał zrobić użytek ze swojego miecza, Draco wyjął różdżkę
z kieszeni, okręcił się, zasłaniając sobą Hermionę i
rzucił zaklęcie. Czerwony promień zbladł, skurczył się, aż w
końcu całkowicie zniknął, nim dosięgnął swojego celu.
Attyla zamrugał i przekrzywił głowę,
jakby zastanawiał się nad tym, co tutaj zaszło. Prefekci wymienili
zszokowane spojrzenia. Oboje otworzyli usta, jednak wszystko, co się
z nich wydobyło to przerywane jęki. Po chwili wódz Hunów warknął
i z kolejnym okrzykiem ponownie rzucił się ku intruzom.
Po kwadransie udało im się go zgubić.
Ciężko dysząc, przykucnęli przy żywopłocie, tuż przy kolejnym
rozgałęzieniu, by nie odcinać sobie drogi ucieczki. Hermiona,
ledwo widząc na oczy ze zmęczenia, wyjęła swoją różdżkę i
cicho szepnęła:
— Lumos.
Oboje spojrzeli z nadzieją na różdżkę
i westchnęli z ulgą, gdy światło rozbłysło nad nią. Ich radość
była przedwczesna. Blask zaklęcia stopniowo gasł, aż całkowicie
zniknął, pozostawiając ich w półmroku, rozświetlanym wyłącznie
przez gwiazdy.
— Nie działają. Dlaczego nie
działają? — szepnęła zrozpaczona Gryfonka, wpatrując się
w różdżkę, zupełnie jakby ta miała jej zaraz odpowiedzieć
na to pytanie.
— Pożoga... pieprzona Pożoga
całkowicie zmieniła Pokój — odszepnął Draco, po raz kolejny
klnąc w myślach Crabbe'a. — Dzięki tobie jesteśmy
uwięzieni w labiryncie z barbarzyńskim szaleńcem... na
dodatek pozbawieni magii.
— Dzięki MNIE? A kto chciał
szpiegować Donovan i Harry'ego? Oto jak kończą ciekawscy.
Ślizgon popatrzył na nią z
niedowierzaniem.
— I kto to mówi? Zresztą, teraz to
nieważne. Musimy się jakoś stąd wydostać i wolałbym nie spotkać
ponownie napaleńca z mieczem.
— Racja — zgodziła się Hermiona,
czujnie się rozglądając. — Jaki jest plan?
Wymowne milczenie jej współlokatora
dało jej do zrozumienia, że owego planu nie mieli. Jeszcze.
— Cóż, moglibyśmy się
rozdzielić...
— NIE! — szepnęła, patrząc
ostrzegawczo na arystokratę.
Draco posłał jej ostrzegawcze
spojrzenie i pokiwał głową.
— W porządku, zwiększyłoby to
nasze szanse, ale w porządku.
Dziewczyna prychnęła pod nosem.
— A niby jak miałoby nam to pomóc?
Blondyn pokręcił głową, jakby nie
mógł pogodzić się z tym, że musi objaśniać jej tak banalne
rzeczy. Nachylił się do niej i wyszeptał:
— Nas jest dwoje, on jest sam. My się
rozdzielamy, jedno ucieka i sprowadza pomoc.
Hermiona zacisnęła pięść na
przodzie koszuli Ślizgona i przyciągnęła go do siebie jeszcze
bliżej.
— Nie waż się mnie tutaj zostawiać,
Malfoy — syknęła wściekle i zamarła, słysząc cichy odgłos
kroków.
Wymienili spojrzenia, niemo komunikując
się ze sobą. Siedzieli, w napięciu wysłuchując kolejnych
dźwięków. Kroki oddaliły się od nich. Draco posłał Hermionie
wymowne spojrzenie i powoli się wyprostował. Podkradł się do
krawędzi żywopłotu i wychylił, by sprawdzić, czy są chwilowo
bezpieczni. Nie zauważając niczego niepokojącego, wrócił do
współlokatorki, która kołysała się delikatnie, obejmując
ramionami kolana.
— Hej — szepnął cicho i położył
jej dłoń na ramieniu. — Poszedł. Musimy ruszać, ale najpierw
ustalimy pewne zasady, Granger. — Ślizgon odczekał, aż
dziewczyna skinie głową, by mieć pewność, że zostanie uważnie
wysłuchany. — Po pierwsze: idziesz tuż za mną. I, na Merlina,
nic nie mówisz, jasne? Robisz wszystko, co ci każę. I teraz
najważniejsze: masz nie myśleć o kolejnych postaciach. Wystarczy
nam jedna osoba, która chce nas zabić, zgadza się? — Kolejne
skinięcie. — Idziemy.
Chłopak ponownie podszedł do krawędzi
żywopłotu i natychmiast się cofnął. Attyla szedł dokładnie
w ich stronę. Gestem dał Hermionie znać, by zaczęła się
cofać. Niemal skrzywił się, gdy uścisk jej dłoni na jego ręce
wzmocnił się. Powoli, krok po kroku, trzymając się za ręce,
zaczęli wycofywać się z alejki, w tym samym czasie, gdy Attyla
zbliżał się do zakrętu prowadzącego wprost na nich. Draco w
ostatniej chwili zdołał ukryć się za rogiem. Nim to zrobił,
dostrzegł ostrą klingę wodza Hunów.
Zaklął w myślach, gdy wpadł na
dziewczynę. Zerknął za siebie, by zobaczyć, dlaczego Gryfonka się
zatrzymała i strużka zimnego potu spłynęła mu po plecach. Ślepy
zaułek. Jeśli Attyla skręci w ten korytarz, nie będą mieli jak
mu uciec. Patrząc sobie w oczy, nasłuchiwali, jak odgłos kroków
coraz bardziej przybiera na sile. Hermiona przełknęła ślinę
i błagalnie spojrzała w oczy Dracona. Modliła się, by to
wszystko okazało się tylko iluzją, jednak nie chciała tego
sprawdzać na swojej lub jego skórze.
Chłopak posłał Gryfonce pocieszający
uśmiech, próbując dodać jej otuchy i stanął tak, by całkowicie
zasłaniać ją swoim ciałem. W odpowiedzi na to, Hermiona położyła
mu dłoń na ramieniu, niemo dziękując za ten gest. Wpatrywali się
w żywopłot, na którym pojawił się niewyraźny cień. Bicie ich
serc niemal całkowicie zagłuszało wszystko wokół. W końcu cień
zaczął niknąć, a odgłos kroków oddalać. Attyla zawracał.
Prefekci westchnęli z ulgą. Odczekali
chwilę, po czym wyszli z zaułka. W tym samym momencie z korytarza
obok wyszła wysoka postać odziana w czarną szatę. Na głowie
miała narzucony kaptur, twarz przysłaniała biała maska w
kształcie czaszki z wydłużoną żuchwą. W dłoni dzierżyła
lekko wygięty sztylet. Postać nie rozglądała się, szła szybkim,
zdecydowanym krokiem prosto przed siebie. Wydawało się, że ich nie
zauważyła.
Zniknęła za rogiem. Serca prefektów
zgodnie zwolniły tempo, jednak ich spokój nie trwał długo. Nie
minęło pięć sekund, jak odziana w pelerynę postać wróciła na
sam środek rozwidlenia, idąc tyłem. Chwilę stała nieruchomo, po
czym upiornie powoli obróciła głowę w ich kierunku. Przechyliła
ją, jakby się nad czymś zastanawiała, po czym uniosła sztylet,
całkowicie obracając się w ich stronę.
— Wiej — powiedział Draco chwilę
przed tym, jak postać zaczęła biec w ich stronę.
Trzymając się za ręce, przemierzali
kolejne korytarze. Za każdym razem, gdy trafiali w ślepy
zaułek ich serca zamierały, jednak cudem udawało im się na czas
zawrócić i znaleźć inną drogę. W oddali rozległ się
wściekły ryk Attyli. Wódz również wpadł na ich trop.
— Granger, czy tak trudno jest
powstrzymać się od przywoływania morderców?
— Nie mam nad tym kontroli. To
samo...
Reszta zdania utonęła w hałasie,
jaki dobiegał z mijanego przez nich korytarza.
— Serio Granger? SERIO?! Piła
mechaniczna?! — wydarł się Draco, nie przejmując się tym, że
ktoś może go usłyszeć. I tak wiedzieli, gdzie się znajdują, a
wszystko dzięki ich nowemu przyjacielowi z piłą mechaniczną.
Mieli tylko jedno wyjście.
Gdy dobiegli do kolejnego rozwidlenia,
blondyn podjął decyzję.
— Granger, w prawo! — ryknął,
popychając dziewczynę w lewy korytarz. Sam pobiegł dalej prosto.
Hermiona w pierwszej chwili
spanikowała. Zupełnie nie miała pojęcia, co się dzieje,
wiedziała tylko, że musi biec. W końcu skryła się za głazem tuż
przy zakręcie, próbując uspokoić oddech. Nieczęsto to robiła,
jednak w tym momencie zaklęła siarczyście. Ślizgon rozdzielił
się, licząc na to, że przynajmniej dwójka z napastników da
się zmylić. Nie było takich szans, by Attyla rozumiał angielskie
słowa. Zagryzła wargę, nie mogąc uwierzyć w los, jaki sobie
zgotowała. Umysł zupełnie odwrócił się od niej i w chwili, gdy
powinien powstrzymywać napływ obrazów, wyławiał z nich te,
które najbardziej zapadły jej w pamięć.
„A gdyby tak przywołać jakąś
dobrą postać?” — pomyślała Gryfonka. „Przywołać
postać, która stanęłaby po mojej stronie i mnie broniła...”
Mimo usilnych starań, by przywołać
bohatera większego formatu, jako pierwsze w jej głowie zagościło
wspomnienie pewnego popołudnia. Ojciec był fanem Strażników
Teksasu i mimo że Hermiona jęczała i wzdychała, parę
razy zdołał namówić ją do wspólnego oglądania. „W sumie
Norris nie jest zły” — pocieszyła się dziewczyna. „Kto
jak kto, ale on po prostu musi być dobry”.
Chwilę później usłyszała za sobą
odgłos kroków. Odwróciła się i westchnęła z ulgą, bezbłędnie
rozpoznając czarny kapelusz i długi beżowy płaszcz.
— Wiesz, co robię z takimi
przestępcami jak ty?
Gryfonka przełknęła ślinę, nie
mogąc uwierzyć w to, co się dzieje. Wyprostowała się powoli,
szykując się do ucieczki.
— Zdejmuję ich z półobrotu i
wsadzam za kratki — dokończył mężczyzna z silnym, amerykańskim
akcentem.
— To bardzo ciekawe i inspirujące...
— pisnęła Hermiona — … tylko widzę pewną lukę w pańskim
planie, bo ja nie jestem...
— Jedyną lukę, jaką widzę, to ta
między twoimi zębami jak z tobą skończę.
Dziewczyna nie czekała na dalszy obrót
spraw. Wrzasnęła i rzuciła się do ucieczki.
„A Malfoy mówił: Granger
nie waż się przywoływać kolejnych postaci. Dlaczego go nie
posłuchałam?!” — zarzucała sobie, pokonując kolejne
zakręty i korytarze.
Była coraz bliżej wyjścia i
świadomość tego dodawała jej sił. Miała tylko nadzieję, że ze
Ślizgonem było wszystko w porządku. Zwolniła, gdy udało jej się
zgubić Norrisa, dając swoim płucom chwilę wytchnienia. Nie
pamiętała, kiedy ostatnio tak długo biegała. Schyliła się,
opierając dłonie na kolanach, chcąc uspokoić oddech.
Wszelkie jej próby uspokojenia
szaleńczego pulsu poszły w zapomnienie, gdy usłyszała głośne
dyszenie, dobiegające zza zakrętu. Była tak bliska celu, nie
chciała się wycofywać. Zresztą, nawet gdyby zdecydowała się na
ucieczkę, była pewna, że ktokolwiek by tam nie stał, dogoni ją
bez problemu. Była zbyt wyczerpana. Pozostało jej jedno. Tylko jak
pokonać przeciwnika? Który z nich tam się czai? Dochodząc do
wniosku, że jej wrogowie mają jeden wspólny słaby punkt, zgięła
nogę w kolanie i wzięła zamach.
***
— Grrrangerrr, ja cię zabiję —
warknął Draco, wyraźnie podkreślając każde „r” w nazwisku
swojej współlokatorki.
Zaczekał, aż szaleniec z piłą
oddalił się na bezpieczną odległość i korzystając z tego, że
był odwrócony do niego plecami, przemknął na palcach do bocznego
korytarza. Zastanawiał się, co trzeba mieć w głowie, by w chwili
zagrożenia przywoływać zgraję morderców. Postanowił, że kiedy
stąd wyjdzie, własnoręcznie udusi Gryfonkę... o ile dziewczyna
zdoła opuścić labirynt. A już na pewno to zrobi, jeśli okaże
się, że to wszystko jest tylko iluzją.
Tak czy owak, Hermiona miała przed
sobą długą pogawędkę z wściekłym arystokratą.
Chłopak skręcił w prawo i stanął
jak wryty, widząc przed sobą nową postać. Mężczyzna wstał z
głazu i zmierzył blondyna spojrzeniem.
— W końcu się spotykamy —
powiedział, poprawiając kapelusz.
— Proszę? — zdziwił się Draco.
Po pierwsze: nie znał gościa. Po drugie: „Granger, jak ja cię
nienawidzę!”
— Nie działa na mnie zgrywanie
głupka. Przyznaj się, handlujesz narkotykami.
— Że co?
— Stawaj do walki — rozkazał
mężczyzna, zdejmując płaszcz. Miał na sobie dżinsową koszulę
i czarne, przylegające spodnie.
— Facet, te portki chyba za bardzo
opinają ci pewną część ciała, jeśli myślisz, że będę
z tobą walczył — prychnął Draco, nie mogąc powstrzymać
się od komentarza na temat jego ubioru. — A zresztą, czemu nie? —
mruknął, lustrując przeciwnika badawczym spojrzeniem. Z tego, co
widział, mężczyzna nie miał żadnej broni i proponował walkę na
pięści.
„To będzie łatwizna.”
— Zanim zaczniemy, chcę, żebyś
wiedział, że mam czarny pas... to tak, żeby nie było, że nie
ostrzegałem — powiedział blondyn z szyderczym uśmiechem,
przyjmując pozycję do walki.
— Mam czarny pas, znam wszystkie
sztuki walki i jestem sześciokrotnym mistrzem świata... żeby nie
było, że nie ostrzegałem.
Uśmiech spełzł z twarzy arystokraty.
Przełknął ślinę i zrobił krok w tył.
— Miło było cię poznać —
wykrztusił i rzucił się do ucieczki.
Owszem, jego ego było troszeczkę
wyolbrzymione, ale nie na tyle, by ryzykować ciężkie pobicie
i wstrząs mózgu.
Nie wiedział, jak długo biegł, gdy w
końcu schronił się w jednym ze ślepych zaułków. Miał gdzieś,
że głośno dyszy i ktoś może go usłyszeć. Myślał tylko o tym,
że jego współlokatorka będzie miała się z czego tłumaczyć.
Nie wiedział, w której części labiryntu się znajdował, miał
tylko nadzieję, że wyjście było naprawdę blisko. Popatrzył na
swoją podartą, zabrudzoną koszulę i zdjął ją, by otrzeć nią
sobie twarz. Odrzucił niedbale resztki materiału i wyszedł
z zaułka. W ostatniej chwili zdołał złapać kobiece kolano,
nim uderzyło go w krocze.
— Odbiło ci? — spytał, gdy w
końcu udało mu się wyjść z szoku.
Złapał Gryfonkę za łokieć i
przyciągnął do siebie, tym samym zdejmując ją z pola widzenia
potencjalnych napastników.
— Co ja mówiłem na temat
sprowadzania kolejnych morderców?
— Malfoy ja nie chciałam... zresztą
później próbowałam nam pomóc, sprowadzając dobrą postać...
— Ty już lepiej o nikim nie myśl...
ani dobrym, ani złym — warknął, po czym wyjrzał zza zakrętu,
sprawdzając, czy ktoś nie czaił się w pobliżu.
Odwrócił się, czując, jak Gryfonka
próbuje zaciągnąć go w ślepy zaułek, który stał się ich
tymczasowym schronieniem.
— Co znowu? — syknął, obawiając
się kolejnych złych wieści.
Spanikowana dziewczyna przygryzła
wargę i spojrzała na niego z żałosną miną.
— Ale ja nie potrafię się na niczym
nie skupiać — powiedziała w końcu, walcząc z kolejnymi
wizjami postaci z mugolskich horrorów.
— To skup się na mnie, twojej
jedynej szansie na ucieczkę z tego przeklętego labiryntu. —
Podszedł do dziewczyny, uniósł jej podbródek, sprawiając, że
patrzyła prosto w jego oczy. — Masz myśleć tylko i wyłącznie
o mnie, zrozumiałaś?
Niepewnie skinęła głową, skupiając
całą swoją uwagę na Ślizgonie.
„Jest silny, wysportowany, sprytny
i bezwzględny. Jak nikt inny umie o siebie zadbać. Jeśli
ktokolwiek dałby sobie radę w takiej sytuacji to tylko on” —
myślała, wpatrując się w plecy chłopaka, kiedy ten znowu
sprawdzał, czy mogą bezpiecznie wyjść z kryjówki.
Gestem dał jej znak, by poszła za nim
i powolnym krokiem, starając się iść jak najciszej, ruszył
do przodu.
Dziewczyna podążyła za nim, starając
się stać jak najbliżej niego. Zgodnie z jego poleceniem, starała
się myśleć tylko i wyłącznie o nim. Całą swoją uwagę skupiła
na cechach jego charakteru, które, choć zazwyczaj ją irytowały
czy wręcz przerażały, teraz stanowiły ich szansę na ucieczkę.
Niemal wpadła na niego, gdy zatrzymał
się, by sprawdzić, czy kolejna alejka jest bezpieczna. Czekając na
znak, czy mogą iść dalej, Hermiona nasłuchiwała, chcąc być
przygotowaną na kolejne odwiedziny, sprowadzonych przez nią
postaci. Trochę zaniepokoiła ją wszechobecna cisza, jednak nie
miała czasu dłużej się nad tym zastanawiać, bo Ślizgon złapał
ją za rękę i poprowadził dalej w głąb labiryntu.
Kolejna alejka była znacznie szersza
od poprzednich, dzięki czemu nie czuli się przytłoczeni przez
gęste zarośla i krzewy. Jednak coś w dalszym ciągu sprawiało, że
Hermiona niepokoiła się. Jakby podświadomie wyczuwała czające
się niebezpieczeństwo.
Cofnęła się raptownie i schowała za
Ślizgonem, gdy zza zakrętu wyszła kolejna przywołana przez nią
postać.
W ich stronę szedł nie kto inny jak
Draco Malfoy... a raczej jego sobowtór.
— Mam nadzieję, że jesteś z siebie
zadowolony — pisnęła cicho, patrząc to na swojego współlokatora,
to na idącą w ich stronę jego wierną kopię.
Byli identyczni. Sprowadzony przez nią,
a raczej przez Pokój Życzeń, Malfoy miał takie same spodnie
i, podobnie jak jego pierwowzór, nie miał na sobie koszuli. Co
więcej, zauważyła, że kopia Ślizgona również posiadała
niewielkie zadrapanie na policzku, którego Draco nabawił się
podczas ucieczki przed człowiekiem z piłą mechaniczną.
Hermiona przełknęła ślinę,
obserwując, jak chłopak zbliża się do nich powolnym, jednak
pewnym siebie krokiem.
— Granger, nie panikuj. Przecież to
ja... nie mogę sam zrobić sobie krzywdy...
— Jesteś tylko nic niewartą
podróbką mojej osoby... Nie jesteś godzien, by stąpać po tej
samej ziemi co ja... Zniszczę cię — powiedziało widmo, patrząc
na Ślizgona nienawistnym spojrzeniem, tym samym, którym prawdziwy
Malfoy obdarzał ją tak często.
— Chciałbym to zobaczyć,
niedorobiona imaginacjo Granger — warknął Draco, robiąc krok w
stronę przeciwnika.
Ślizgon, zamiast być zaniepokojonym
takim obrotem spraw, przygotowywał się do walki, by uratować swoją
zranioną dumę, nawet za cenę uszkodzenia twarzy... swojej twarzy.
Arystokrata odepchnął za siebie dziewczynę, nie spuszczając
stalowego spojrzenia z widma.
Obaj lustrowali siebie wzrokiem,
napinając mięśnie. Między nimi nie było żadnych różnic. Ten
sam wzrost, ta sama umięśniona sylwetka, głos i sposób mówienia.
— Emmm... Malfoy? To nie najlepszy
czas na...
— Zamknij się, Granger! —
wrzasnęli równocześnie, piorunując ją ostrzegawczym spojrzeniem.
Dziewczyna podskoczyła i odsunęła
się od nich na bezpieczną odległość. Uniosła dłonie na znak,
że już nie będzie się wtrącać i z niepokojem obserwowała
rozwój wypadków.
Ślizgoni wpatrywali się w siebie, a
na ich ustach widniał ten sam pogardliwy uśmieszek.
— Niedorobiona imaginacjo? —
powtórzyło widmo. — Nie będę słuchać niekompetentnego
narcyza, który nie potrafi utemperować nieznośnej, małej...
— Niekompetentnego?! Co ty możesz o
tym wiedzieć, arogancka pokrako o źle ułożonych włosach?!
Widmo wzięło gwałtowny wdech, jakby
uwaga o jego włosach dotknęła go do żywego. Hermiona zatrzymała
dla siebie uwagę, iż ich platynowe włosy ułożone były w
dokładnie ten sam sposób.
— Przynajmniej umiem latać na miotle
— oznajmiło dobitnie widmo, z satysfakcją przyglądając się
grymasowi arystokraty. — Co więcej, nigdy nie pozwoliłbym szlamie
twierdzić, że jest inaczej — dodał, rzucając Gryfonce ostre,
pełne nienawiści i pogardy spojrzenie.
Dziewczyna z coraz większym niepokojem
przyglądała się tej scenie. Wiedziała, że starcie jest
nieuniknione, zdradzał to ich wzrok, który rzucał wyzwanie
przeciwnikowi. Nie była pewna czy Malfoy powinien stawać do tej
walki. Nie ufała Pokojowi Życzeń, który teraz dość pokrętnie
spełniał życzenia. A co jeśli sobowtór jej współlokatora jest
od niego silniejszy?
Gryfonka niepewnie podeszła do Dracona
i chwyciła go za nadgarstek, odciągając na bok, czym wywołała
szyderczy uśmiech na twarzy drugiego chłopaka.
— O proszę... taki dumny
arystokrata, a daje sobą kierować nic niewartej szlamie. Co by na
to powiedział ojciec?
Hermiona poczuła, jak ciało Ślizgona
napina się, gotowe, by uderzyć. Szarpnął się, próbując
wyswobodzić się z jej uścisku, jednak jakimś sposobem udało jej
się go przytrzymać. Coraz bardziej bała się drugiego Malfoya...
bardziej niż kiedykolwiek tego prawdziwego. Pokój Życzeń opacznie
zrozumiał jej wyobrażenie o Ślizgonie... albo wzmocnił jego
najgorsze cechy.
— Malfoy... nie — poprosiła,
widząc, jak szykuje się do walki. — Chodź, zgubmy go jak
pozostałych... Nie wiem dlaczego, ale twój psychopatyczny sobowtór
przeraża mnie bardziej niż wariat z piłą mechaniczną...
— Granger, schlebiasz mi. Jeszcze
kilka takich komplementów i się zarumienię.
— Myślisz, że byłby dumny z
takiego syna? A może ktoś inny powinien cię zastąpić? —
sobowtór Malfoya w dalszym ciągu naigrawał się ze swojego
pierwowzoru, napawając się tym, jak działają na niego jego słowa.
Arystokrata w końcu zdołał uwolnić
się z uścisku Hermiony i ruszył wprost na swojego sobowtóra.
Z pełnym impetem wpadł na niego, wymierzając silny cios w
szczękę. Draco ponownie się zamachnął, jednak widmo najwyraźniej
posiadało również jego umiejętności walki, gdyż złapało go za
nadgarstek, wykręciło ramię i odepchnęło od siebie, zamieniając
się z nim pozycjami.
Hermiona, widząc, że sobowtór
chłopaka jest teraz bliżej niej, powoli przesunęła się w stronę
współlokatora, jednak widmo nie zwracało na nią uwagi, całkowicie
skupiając się na walce.
Ponownie rzucili się na siebie,
wymierzając cios za ciosem, chcąc za wszelką cenę pokonać tego
drugiego. W pewnym momencie zaczęli używać nóg do zadawania
uderzeń, co szczerze przeraziło dziewczynę. Co innego widzieć
okładanie się pięściami, a wbijanie z całej siły stopy w brzuch
rywala. Nawet ich styl walki był identyczny, niekiedy brali zamach
tą samą ręką i złączali je w połowie drogi do celu.
Gryfonka była tak zdenerwowana, że
nawet nie czuła bólu z pogryzionej dolnej wargi. Nie miała pojęcia
co robić, zwłaszcza gdy Ślizgoni przestali zawracać sobie głowę
unikami i po prostu szli cios za ciosem, nie zwracając uwagi na
swoje obrażenia. Byłaby pełna podziwu dla umiejętności
współlokatora, gdyby nie sytuacja, w której się znajdowali. Jego,
a właściwie ich ruchy, były płynne i miały w sobie pewnego
rodzaju urok. Zupełnie jakby świadomość tego, jaką siłę
posiada Draco, sprawiała, że czuła się bezpieczna.
Widząc, jak sobowtór przewraca
arystokratę i przydusza go do ziemi własnym ciężarem, Hermiona
zaczęła rozglądać się za jakąkolwiek bronią, by pomóc
Draconowi. Schyliła się, by podnieść kamień i wyprostowała
się, gotowa rzucić nim w widmo, jednak zamarła jak sparaliżowana.
Blondyni tarzali się po ziemi, sprawiając, że Gryfonka kompletnie
pogubiła się w tym, który był prawdziwym Draconem Malfoyem.
Zupełnie nie wiedząc, co zrobić w tej sytuacji, wzięła zamach i
wrzasnęła:
— Stop! Bo będę... strzelać —
dokończyła niepewnie, zerkając ze zmieszaniem na kamień, jednak
przyniosło to oczekiwany skutek. Chłopcy zamarli i spojrzeli na
nią, nadal leżąc jeden na drugim.
— Malfoy...
— Tak? — odezwali się obaj z
ciężkim od wysiłku oddechem.
Leżący pod spodem blondyn zmierzył
niedowierzającym spojrzeniem bliźniaka.
— Jak śmiesz mnie udawać, parszywa
podróbo?!
Hermiona biorąc to za wskazówkę,
wymierzyła kamień w górującego chłopaka.
— Granger, nie! To ja jestem ten
prawdziwy.
— Nie wierz mu, Granger! To ja jestem
prawdziwy! Proszę, pomóż mi!
Gryfonka jęknęła, zupełnie gubiąc
się w ich rozpoznaniu.
— Granger, pamiętasz, jak
uciekaliśmy przed tubylcami? Niosłem cię na rękach, miałaś
skręconą kostkę! Zrób coś wreszcie! — wydarł się podduszany
Malfoy.
— Och, ty wredna gnido... Nie wierz
mu! Jest MNĄ, to oczywiste, że ma moje wspomnienia!
— No nie wiem... — mruknęła
Hermiona, zastanawiając się nad tym, czy wyimaginowane widmo
rzeczywiście posiadałoby wspomnienia pierwowzoru.
Górujący Malfoy spiorunował
dziewczynę spojrzeniem, przez co nieco rozluźnił uścisk. Drugi
chłopak natychmiast to wykorzystał. Zrzucił z siebie blondyna i
zacisnął dłonie na jego szyi.
— Granger zrób coś albo cię
zabiję, ty cholerny pudlu! — wycharczał czerwony na twarzy
Ślizgon.
To przechyliło szalę. Dziewczyna
zamachnęła się i posłała kamień prosto w głowę wygrywającego
Malfoya, który z cichym jękiem upadł na swojego rywala.
Draco, ciężko dysząc, zrzucił z
siebie nieprzytomne ciało drugiego Ślizgona i ostrożnie wstał.
Spojrzał na Gryfonkę, która niepewnie cofnęła się, na co
chłopak przewrócił oczami.
— Skąd wiedziałaś, że ja to ja? —
spytał, ocierając krew z rozciętej wargi.
Hermiona westchnęła z ulgą i
podeszła do niego.
— Tylko ty, prosząc o pomoc,
potrafisz grozić śmiercią, Malfoy.
Arystokrata wzdrygnął się i
przeniósł wzrok z nieprzytomnego widma na współlokatorkę.
— Serio? Tylko po tym mnie
rozpoznałaś? Tylko tyle dzieliło mnie od znokautowania kamieniem?
— A niby po czym innym miałabym cię
poznać? — spytała obronnie Gryfonka, niemal wzruszając
ramionami.
Uratowała go i jeszcze miał czelność
narzekać.
— Jestem przystojniejszy. Mam
prostszy nos. I jaśniejsze włosy — wyliczał Draco, wpatrując
się w swoją kopię.
Dziewczyna w ostatniej chwili
powstrzymała się od komentarza. Zerknęła w dół, co tylko
utwierdziło ją w przekonaniu, że widmo było w stu procentach
identyczne.
— Chodźmy, zanim się obudzi —
zdecydowała, delikatnie ujmując dłoń arystokraty, który ni stąd,
ni zowąd zaczął się śmiać. — O co chodzi?
— Właśnie zdałem sobie sprawę, że
skopałem sobie tyłek.
Hermiona pokręciła głową i
pociągnęła za sobą chłopaka, pewna, że był zbyt długo
przyduszany.
Nie musieli długo szukać wyjścia.
Okazało się, że sobowtór Malfoya dopadł ich tuż przed nim. Po
opuszczeniu labiryntu natychmiast rozłączyli dłonie i ruszyli ku
schodom. Gryfonka westchnęła z ulgą i zaczęła wspinać się
po stopniach.
— Nie ciesz się tak, Granger. A co,
jeśli wróciliśmy do początku?
— Za żadne skarby nie wejdę tam
ponownie — odpowiedziała, drżąc na samą myśl o ponownym
spotkaniu z wesołą kompanią pod przywództwem Attyli.
Obawy Dracona okazały się
bezpodstawne. Ich oczom ukazały się drewniane wrota ze srebrną,
zardzewiałą klamką. Nie czekając ani chwili, rzucili się do
drzwi, otworzyli je i znaleźli się w...
— Nasza łazienka? — zdziwiła się
Hermiona, po czym zerknęła za siebie.
Przejście zniknęło, pozostawiając
białe kafelki nienaruszone. Biorąc przykład ze współlokatora,
wyjęła różdżkę i uleczyła niewielkie zadrapania na swoim
ciele.
— Znasz zaklęcie, które może jakoś
zablokować to przejście? — spytał po chwili, badawczo wpatrując
się w ścianę, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowały się
drewniane drzwi.
— Tak, ale nie widzę w tym sensu. To
nie jest trwałe połączenie między Pokojem a naszą łazienką.
Niemożliwe jest to, by ponownie się otworzyło...
— Taak? — zapytał przeciągle
Ślizgon, unosząc jasną brew. — To wyobraź sobie, że podczas
kiedy ty spokojnie załatwiasz swoją potrzebę, do środka wpada
rudy kowboj, szaleniec z piłą mechaniczną, psychopata z nożem
i pieprzony Hun Attyla, bynajmniej nie po to, by donieść ci rolkę
papieru.
— Przekonałeś mnie.
Z wyciągniętą różdżką podeszła
do ściany, mamrocząc pod nosem odpowiednią formułkę. W tym
czasie Draco opuścił łazienkę i skonany padł na swoje łóżko.
Nic w tym dziwnego, skoro nie zaznał snu od wielu godzin, biegając
po labiryncie z bandą morderców. Słodki sen przejmował w objęcia
jego wyczerpane ciało, kusząc umysł odpoczynkiem i krainą
sennych...
— Chyba nie myślisz, że pójdziesz
teraz spać, Malfoy? — zdziwiła się Hermiona, bezceremonialnie
wpadając mu do pokoju.
Ślizgon głośno jęknął i uniósł
głowę, by ledwo widzącymi oczami posłać jej oskarżycielskie
spojrzenie.
— Nie patrz tak na mnie —
kontynuowała, nie zważając na jego błagalną minę. — Musimy
powiedzieć o wszystkim dyrektorce.
— Po co? — spytał, przewracając
się na plecy i wyszarpnął kołdrę spod dziewczyny, gdy ta usiadła
mu na brzegu łóżka.
Hermiona spojrzała na niego
zaskoczona.
— Jak to po co? Ktoś tam może wejść
i ich spotkać! A co jeśli Pokój ponownie zmieni życzenie ucznia
w coś jeszcze gorszego?
Arystokrata przysłonił twarz
ramieniem. Po chwili po pokoju rozniosło się ciche chrapanie.
— MALFOY!
— Rób, co chcesz, ale mnie do tego
nie mieszaj. Brakuje mi jeszcze szlabanu... — wymamrotał sennie.
Dziewczyna, nie widząc innego sposobu
na rozbudzenie współlokatora, wstała, zerwała z niego kołdrę
i posłała na jego twarz strumień lodowatej wody.
Draco natychmiast poderwał się,
a jego spojrzenie było idealną mieszanką zaskoczenia i chęci
mordu.
— Nie powiem, że byłeś tam ze mną,
ale musisz wrócić na siódme piętro i pilnować wejścia do
Pokoju, by nikt tam nie wszedł.
— Jestem bardzo ciekaw, jak wyjaśnisz
McGonagall to, że wylądowałaś z czterema facetami w labiryncie
wyposażonym w ogromne łóżko i puchate kajdanki, Granger —
warknął Draco, z przyjemnością obserwując zmieszanie
współlokatorki.
Podszedł do komody i wyjął z niej
czarny podkoszulek.
— Coś wymyślę.
— Bylebym nie pojawił się w twojej
historyjce — mruknął, wychodząc z sypialni, jednak przy
drzwiach zatrzymał się i zerknął na dziewczynę przez ramię. —
A za Aguamenti jeszcze się zemszczę.
Hermiona z niepokojem przygryzła
wargę, drżąc na samą myśl, co też jej współlokator wymyśli
w ramach swojej zemsty. Potrząsnęła głową, próbując
skupić się na swoim zadaniu i przeszła do swojej sypialni.
Przykucnęła przy szkolnej torbie i wyjęła z niej zdjęcie
znalezione w magazynie. Może to pomoże odwrócić uwagę od
jej niezbyt składnej historii.
***
— Proszę?
— Noo... — zająknęła się
Gryfonka, widząc zszokowaną minę dyrektorki.
Odchrząknęła i po raz kolejny
przedstawiła swoją wersję wydarzeń. Nie mogła uwierzyć, że po
części okłamuję McGonagall tylko po to, by uratować skórę
Dracona.
— Patrolując siódme piętro,
usłyszałam hałas. Pobiegłam w tamtą stronę i zobaczyłam
wejście do Pokoju Życzeń. Zdołałam dobiec do drzwi, zanim
zdążyły zniknąć. W środku zastałam labirynt i zgraję...
— Panno Granger, zapytam tylko raz:
czy jest pani pewna, że to wszystko nie jest kolejnym głupim
żartem...
— Malfoy nie ma z tym nic wspólnego.
Źle się czuł i poszłam na patrol sama.
Dyrektorka natychmiast zerwała się z
krzesła i, niemal biegnąc, wyszła z gabinetu, posyłając
patronusa do swojego zastępcy i eksperta od czarnej magii. Minerva
nie wykluczała, że Pokój był pod wpływem takich właśnie
czarów.
— Czy ktoś teraz pilnuje wejścia? —
spytała, oświetlając drogę różdżką.
Pod wpływem jej szybkich, energicznych
kroków, poły szmaragdowego szlafroka łopotały za nią głośno.
— Tak, wysłałam tam Malfoya.
Gdy dotarły na miejsce zastały już
tam wezwanych profesorów. Z trójki nauczycieli tylko Snape był
ubrany w swoje codzienne czarne szaty.
— Możecie odejść — dyrektorka
odprawiła uczniów i podeszła do Flitwicka i Snape'a, by podzielić
się z nimi szczegółami.
— I? — spytał Ślizgon, gdy zeszli
piętro niżej.
— Chcesz dobrą czy złą wiadomość?
— Złą... chyba nic gorszego już
dzisiaj nie może mnie spotkać.
— Będziesz musiał pomagać mi z tym
magazynem — wymamrotała szybko Gryfonka i zerknęła na
niego.
— Granger! — syknął Draco,
przystając na stopniu schodów.
Odwróciła się, by na niego spojrzeć
i została oślepiona przez światło wydobywające się z jego
różdżki.
— Spanikowałam! Popatrzyła na mnie
i nie mogłam nic wykrztusić o Pokoju, więc zaczęłam rozmowę
o magazynie, a później od nici do kłębka, przeszłam do
labiryntu...
— Chcesz mi powiedzieć, że przez
twój brak elokwencji co drugi wieczór w tygodniu będę spędzał
w zatęchłym magazynie? — warknął, nadal celując w
dziewczynę różdżką.
— Nie co drugi, tylko co najwyżej
dwa razy w tygodniu — oznajmiła ochoczo, mając nadzieję, że
uspokoi tym Ślizgona, jednak ten tylko jeszcze bardziej zmrużył
oczy, zapewne myśląc nad tym, jak wymigać się od dodatkowego
zadania, przy okazji odgrywając się na niej za próbę
zorganizowania mu wolnych wieczorów.
— Pożałujesz tego, zobaczysz —
ostrzegł ją, wznawiając wędrówkę do ich dormitorium. —
Potrafię być naprawdę przykry, gdy zechcę...
— No tak, bo jak dotąd nie miałam
okazji się o tym przekonać — wymamrotała bardziej do siebie niż
do niego, zastanawiając się, czy jest jakikolwiek sens w tym, by
położyć się spać.
Spojrzała na zegarek: za niecałe
cztery godziny będzie musiała zejść na śniadanie i przygotować
się do zajęć. Poczuła niemiły skurcz w żołądku na myśl o
dzisiejszych zajęciach z panią Hooch. Co prawda pierwsze
poważne szlify techniki latania miała już za sobą, jednak nie
była pewna czy cokolwiek zapamiętała z lekcji, której udzielił
jej współlokator. Bliskie spotkanie z bijącą wierzbą mogło
wymazać jej z pamięci pewne istotne szczegóły.
Gdy tylko wrócili do dormitorium,
chłopak zamknął się w swoim pokoju, najwyraźniej nie mając
wątpliwości, czy jest jakikolwiek sens położyć się spać
zaledwie na kilka godzin. Co najwyżej opuści pierwsze lekcje...
albo kilka. Gryfonka czasami zazdrościła mu takiego podejścia do
nauki... przynajmniej chodził wyspany i nikt nie zarzucał mu, że
czasem wygląda jak szyszymora.
Westchnęła ciężko, widząc, jak
Krzywołap wręcz domaga się porcji jedzenia, szurając swoją miską
po podłodze. Dziewczyna stanowczo pokręciła głową, oznajmiając,
że jej pupil jest jeszcze na diecie i to nie jest pora na kolejny
posiłek. Wzięła go na ręce i weszła z nim do swojej sypialni,
zastanawiając się, dlaczego jej kotu tak trudno jest wrócić do
formy. Kocur nadal utrzymywał swoją wagę, pomimo zmiany karmy
i zastosowania porcji zaleconych przez weterynarza. Położyła
zwierzę na łóżku, ignorując jego błagalne spojrzenie i zaczęła
przygotowywać się do krótkiego snu.
Wydawało jej się, że ledwo zdążyła
zamknąć oczy, gdy obudził ją głośny dźwięk budzika. Omal nie
poddała się pokusie zostania w łóżku i opuszczenia zajęć,
jednak ochota na sen opuściła ją w momencie, gdy poczuła ostre
pazury, wbijające się w jej odsłonięte stopy. Klnąc pod nosem,
wyszła spod ciepłej kołdry i powłócząc nogami podeszła do
miski, po czym napełniła ją specjalną karmą. Przez chwilę
przyglądała się, jak jej pupil pochłania porcję jedzenia, choć
tak naprawdę toczyła wewnętrzną walkę pomiędzy chęcią
ponownego zakopania się w ogrzanej pościeli a wywiązaniem się
ze swoich obowiązków i pójściem na zajęcia.
Nie wierząc, że to robi, wróciła do
łóżka i opatuliła się kołdrą. Zanim ponownie zapadła w
objęcia Morfeusza, usłyszała ciche skomlenie i drapanie w drzwi.
Zakryła twarz poduszką, chcąc odizolować się od wszelkich
dźwięków, jednak ujadanie Salazara stało się coraz bardziej
natarczywe. Odrzuciła poduszkę i kołdrę, ponownie
wystawiając ciało na nieprzyjemne zimno i otworzyła drzwi.
Pies powitał ją wesołym merdaniem
ogonem, po czym złapał zębami za rękaw jej koszuli nocnej
i poprowadził do sypialni swego pana. Gryfonka niepewnie
zerknęła w stronę śpiącego arystokraty, mimowolnie się
uśmiechając. O ile śpiący Malfoy do tej pory zawsze przypominał
jej słodkiego aniołka, o tyle teraz trudy nocy spędzonej w
labiryncie i zmęczenie organizmu było aż nadto widoczne. Chłopak
leżał rozwalony na całym łóżku, z szeroko rozłożonymi rękami,
nie wspominając już o otwartych ustach, na których błąkał się
delikatny uśmiech.
Hermiona odwróciła wzrok i zajęła
się Salazarem, napełniając miskę jedzeniem. Przykucnęła przy
zwierzęciu i podrapała go za uszami, patrząc tępo przed siebie.
Wiedziała, że nie uda się jej zasnąć... nie po takim poranku.
Westchnęła ciężko i poszła do łazienki, by przygotować się do
wyjścia.
Pół godziny później, wciąż
ziewając, dotarła do Wielkiej Sali. Gdy tylko usiadła przy stole
Gryfonów, humor popsuł jej Ron, oznajmiając, że ich pierwsza
lekcja została odwołana.
„Świetnie... po prostu wspaniale!
To ja się tu zrywam, w środku nocy, niewyspana.... prawie nieżywa
i teraz okazuje się, że to wszystko na nic?!”
— Ciężka noc? — spytał Harry,
szczerząc zęby do swojej przyjaciółki.
„Czyżby podejrzewał, że to ja i
Malfoy ich nakryliśmy?” — pomyślała, badawczo przyglądając
się Gryfonowi. Nie zauważyła nic, co mogłoby wskazywać na to, że
chłopak wiedział o ich nocnej eskapadzie na szóste piętro.
— Tak, ciężki patrol —
odpowiedziała, zanim zdążyła ugryźć się w język. Zauważyła,
że teraz to on rzuca jej ukradkowe spojrzenia, pełne niepokoju i
podejrzliwości. — Jak wykorzystacie wolną godzinę? — spytała,
chcąc zmienić temat. Konieczność ucieczki przed grupą zabójców
skutecznie odwróciła jej uwagę od odkrycia, jakiego dokonała
razem z Malfoyem, jednak teraz wyrzuty sumienia z powrotem dały
o sobie znać.
— Nic specjalnego... wrócimy do
pokoju wspólnego. Musimy zastanowić się, kto zastąpi Ginny na
meczu — oznajmił Ron. — Co prawda Pani Pomfrey twierdzi, że już
za parę dni będzie można ją wybudzić, ale nie mamy pewności czy
będzie w stanie grać.
— Twoja troska o jej stan zdrowia
przypomina mi matczyną opiekę sklątek tylnowybuchowych....
— Ale przecież matki pożerają
swoje młode... — celnie zauważył Harry.
— No właśnie — skończyła
dobitnie, miażdżąc rudowłosego spojrzeniem.
Chłopak, nie kończąc przeżuwania,
oznajmił:
— Hermiono, daj spokój. Jaki jest
sens koczować przy jej łóżku, kiedy wiadomo, że nic jej nie
będzie. Po prostu śpi.
Jedyną odpowiedzią Gryfonki było
ciche prychnięcie.
— To co? Wpadniesz do nas?
Gryfonka już miała się zgodzić, gdy
do Wielkiej Sali wleciała sowa i zrzuciła przy nich trzy beżowe
koperty. Gdy Hermiona podniosła tę zaadresowaną do siebie,
zauważyła delikatne srebrne wzory, które zdobiły kopertę.
Wymieniła z przyjaciółmi zaskoczone spojrzenia i z ciekawością
zajrzała do środka. Wyjęła zawartość i gdy tylko przeczytała
początek wiadomości, na jej usta wpłynął szeroki uśmiech.
Zaproszenie
Mamy zaszczyt zaprosić
W.P. Hermionę Jean Granger na uroczystość przyjęcia przez Edwarda
Remusa Lupina Chrztu Świętego, dnia 13 lutego o godzinie 14:00 w
domu rodzinnym.
— To już? — spytał Harry
zduszonym głosem.
Hermiona spojrzała na niego z
zaskoczeniem. Spodziewała się, że będzie się cieszył z tego, że
zobaczy swojego przyszłego chrześniaka.
— To nie tak... — mruknął, widząc
pytające spojrzenia dwójki przyjaciół. — Ja nawet nie wiem, jak
to się odbywa u czarodziejów. Muszę wypożyczyć jakieś książki,
przygotować się, znaleźć prezent, kupić garnitur... nie, lepsza
będzie szata wyjściowa, prawda?
— Harry, nie panikuj — zaśmiał
się Ron, wkładając zaproszenie z powrotem do koperty. — Po
pierwsze masz jeszcze dużo czasu, prawie miesiąc. Po drugie, po co
ci książki? Masz mnie.
— Racja — przytaknął Gryfon
wyraźnie spokojniejszy.
— Co do ubrania, to wszystko jedno, w
czym się pojawisz. Możesz nawet przyjść nago.
— Ron! — zrugała go Hermiona, czym
rozbawiła chłopców.
— Przecież żartowałem. Ale jeśli
chodzi o prezent, to na mnie liczyć nie możesz.
— Ja pomogę. Na pewno coś
znajdziemy w Hogsmeade — zaproponowała pani prefekt.
Cieszyła się z tego, że relacje
między ich trójką wracają do normy. Ron nie patrzył na nią
spode łba za każdym razem, gdy rozmawiała z innym chłopakiem.
Wyjątek stanowił Malfoy.
— Idziemy?
Gryfonka już miała się zgodzić, gdy
jej wzrok zatrzymał się na długich blond włosach dziewczyny
przechodzącej wzdłuż stołów. Powolnym krokiem przechadzała się
po sali, rozdając uczniom nowy numer „Żonglera”.
— Przyjdę później — wymamrotała
niewyraźnie, podnosząc się z ławki.
Hermiona ostatnio czuła, że
zaniedbuje przyjaciół, skupiając się na nauce i dodatkowych
zadaniach, jakich sama sobie dodała. O ile z Harrym i Ronem widywała
się na niemal każdej lekcji i w pokoju wspólnym, o tyle z
Luną ostatnio prawie w ogóle nie miała kontaktu. Przypominając
sobie jej prośbę, ruszyła do Krukonki, by pomóc jej z zadaniem
z numerologii. Po niezbyt udanych korepetycjach udała się do
pokoju wspólnego Gryffindoru, cały czas rozmyślając o zadaniu
Luny. Przy interpretacji ciągu liczb wyszły im same sprzeczności
i Hermiona zastanawiała się, czy aby na pewno dobrze wszystko
wytłumaczyła.
***
Czuła, że to będzie zły dzień.
Przygoda w labiryncie, niewyspanie się, tona pracy domowej, testy
zapowiadane na przyszły tydzień... jednak najgorsze los zostawił
dla niej na koniec. Stała i tępo wpatrywała się w profesor Hooch,
która zachwiała jej światem, radośnie oznajmiając, że dziś
czeka ich test i pierwsze przymiarki do toru przeszkód.
„Tor przeszkód? Mamy styczeń!”
— zaprotestowała w duchu, jednak nie odważyła się podważać
autorytetu surowej nauczycielki. Bała się, że w ramach kary
kobieta urozmaici im zajęcia o dodatkowe atrakcje.
Rozejrzała się po sali. Pozostali
uczniowie raczej nie podzielali jej obaw i niechęci do dzisiejszych
ćwiczeń. Zwłaszcza Ślizgoni wydawali się być zadowoleni z tego,
że przechodzą do sportów czarodziejów i zostawiają za sobą
„śmieszne gry mugoli”. Serce biło jej mocniej na samą myśl,
że lada moment dosiądzie miotły. A co jeśli naprawdę nic
nie pamięta z lekcji ze współlokatorem, zrobi z siebie idiotkę i
na dodatek się połamie? Nie mówiąc już o stopniu, jaki dostanie
za swoje podniebne popisy.
Dziewczyna, zauważając, że uczniowie
ustawiają się pod ścianą, dołączyła do grupy Gryfonów. Nie
wiedziała, co teraz nastąpi, bo przestała słuchać nauczycielki,
gdy tylko ta wspomniała o torze przeszkód.
„Może to i lepiej”.
Podczas gdy Hermiona pogrążyła się
w ponurych myślach, profesor Hooch wyczarowała w sali ławki.
Mamrocząc pod nosem, próbowała ustawić je tak, by uczniowie nie
mogli spisywać od siebie odpowiedzi, jednak koniec końców musiała
pogodzić się z tym, że będzie musiała chodzić po klasie,
pilnując ich. Nie byłoby problemu, gdyby ogromna sala, w której
zazwyczaj ćwiczyli, nie została zapaskudzona łajnobombami.
Nauczycielka postanowiła usadzić ich parami Gryfon—Ślizgon,
zakładając, że uczniowie z nielubiących się domów nie będą
się kontaktować. I tak oto po dziesięciu minutach Hermiona
wylądowała w ławce razem z Draconem, który rozsiadł się
niedbale, zarzucając jedno ramię na oparcie jej krzesła. Drugą
dłonią wystukiwał palcami o blat niezwykle irytujący ją rytm.
— Mógłbyś przestać? — spytała
cicho, nie mogąc ukryć podenerwowania związanego z nadchodzącym
testem.
Jego jedyną odpowiedzią był mały,
kpiący uśmieszek.
Zrezygnowana Gryfonka westchnęła i
zaczęła zastanawiać się, jakiego rodzaju pytania będą na
teście. Z techniki latania? A może z Quidditcha? Był to
pierwszy sprawdzian, na który była kompletnie nieprzygotowana i
jedno wiedziała na pewno: dołoży wszelkich starań, by ta sytuacja
nigdy się nie powtórzyła. Uśmiech sąsiada z ławki wyraźnie
sugerował jej, że arystokrata dobrze wie, co dzieje się w jej
głowie.
— Możecie zaczynać.
Hermiona przewróciła leżący przed
nią plik pergaminów i przebiegła wzrokiem pierwszą stronę.
Wytrzeszczyła oczy i głośno przełknęła ślinę.
1. Wykonując manewr wymijający, lecąc
na wysokości stu pięćdziesięciu stóp, należy:
a) przechylić trzonek miotły w
pożądanym kierunku i lekko pochylić się w przód,
b) przechylić trzonek miotły w
przeciwnym do pożądanego kierunku, lekko pochylając się w przód,
c) odchylić trzonek miotły i
przechylić ciało w pożądanym kierunku,
d) odchylić trzonek miotły i
przechylić ciało w odwrotnym do pożądanego kierunku.
„Świetnie” — pomyślała,
nie mając żadnego pojęcia, która z odpowiedzi jest poprawna.
Przewróciła kilka stron. Po pytaniach związanych z techniką lotu
znajdował się zestaw pytań z Quidditcha. Postanowiła zacząć
właśnie od nich.
1. Odbijając tłuczek w stronę
przeciwnika, należy pamiętać o:
a) Lekkim, kolistym ruchu nadgarstka,
by zapobiec kontuzji,
b) Przechyleniu miotły w stronę w
którą posyłamy tłuczek,
c) Przechyleniu miotły w stronę
przeciwną, do tej, w którą posyłamy tłuczek,
d) żadna z odpowiedzi nie jest
poprawna.
Przez całe dziesięć minut szukała
pytania, na które znałaby odpowiedź. Wyłowiła wzrokiem te, które
wydawały się prostsze i zaznaczyła odpowiedzi, które według niej
były poprawne, jednak nie mogła wyzbyć się uczucia, że pytania
były podchwytliwe.
Zerknęła na siedzącego obok
Ślizgona. Leniwym ruchem dłoni wypełniał ostatnią stronę.
Wydawał się znudzony.
„No tak... dla niego to banalnie
proste.”
Zmarszczyła brwi, gdy po raz
pierwszy pomyślała o tym, by spisać od kogoś odpowiedzi.
Natychmiast odtrąciła od siebie tę myśl. Owszem, jej sytuacja
była beznadziejna, jednak nie chciała zniżać się do tego
poziomu.
Zamarła, napotykając spojrzenie
arystokraty, który zorientował się, że jest obserwowany. Powoli
uniósł brew i z perfidnym uśmiechem odsunął od niej
swój plik pergaminów. Hermiona zgromiła go wzrokiem i prychnęła
pod nosem, by niemo powiedzieć mu: „Myślisz, że potrzebuję
twoich głupich odpowiedzi?”
Wpadła w panikę, gdy coraz więcej
osób zaczęło odkładać pióra, podczas gdy ona nie wypełniła
nawet połowy, zupełnie nie mając pojęcia, czy to, co zdążyła
napisać, było poprawne.
„W sumie... jedno zerknięcie
nic nie zaszkodzi... Tylko jedna odpowiedź” — postanowiła
Gryfonka z obrzydliwymi wyrzutami sumienia.
Zerknęła na kartę odpowiedzi
Malfoya. Wyłowiła wzrokiem odpowiedź na pytanie szesnaste i
zerknęła na swoją kartę. Wydawało jej się, że jej wersja była
poprawna, jednak arystokrata zaznaczył inny podpunkt, co tylko
jeszcze bardziej podniosło jej ciśnienie.
„A jeśli inne też są złe?
Godryku, nie ukończę Hogwartu przez głupi test z latania!”
Hermiona naprawdę próbowała oprzeć
się chęci, by jeszcze raz zerknąć na pracę współlokatora,
w końcu wizja nieukończenia szkoły zwyciężyła i zmusiła
ją do podjęcia konkretnych działań. Delikatnie pochyliła się w
lewo i szybko przejrzała kartę odpowiedzi blondyna. Zdążyła
dojść zaledwie do piątego pytania, gdy Draco zorientował się, co
się dzieje i z premedytacją zasłonił swoją pracę, kładąc na
pergaminie przedramię.
Zamarła, przyłapana na gorącym
uczynku. Powoli wyprostowała się i z czerwonymi policzkami
spojrzała w stalowe oczy.
— Miss Doskonałości oszukuje? —
szepnął szyderczo Draco, uśmiechając się z wyższością. —
Rozczarowujesz mnie, Granger — dodał, patrząc, jak dziewczyna
zapada się w sobie.
— Malfoy, natychmiast daj mi ściągnąć
— syknęła katem ust, zerkając na profesor Hooch.
Zaśmiał się cicho.
— Coś za coś, Granger. Myślisz, że
tak po prostu dam ci się wykorzystać? Mam swoją godność.
— Czego chcesz? — spytała
zrezygnowanym tonem.
Spojrzała na niego błagalnie, prosząc
o jak najłagodniejszy wyrok.
Arystokrata, udając zamyślenie,
pogładził się dłonią po podbródku. W jego oczach tańczyły
iskierki rozbawienia.
— Przez miesiąc odrabiasz za mnie
prace domowe — powiedział, z uśmiechem, obserwując, jak szczęka
Gryfonki niemal upada na ławkę.
— Żartujesz, prawda? — spytała z
nadzieją i skrzywiła się, gdy Ślizgon pokręcił głową. — Co
powiesz na dwa tygodnie?
— Nie ma mowy, Granger.
— Na Merlina, Malfoy, zobaczże
człowieka w człowieku...
— Moja wiedza ma swoją cenę —
uparcie trwał przy swoim.
— Co powiesz na moją tymczasową
wdzięczność? — wyszeptała Hermiona, gdy nauczycielka ruszyła
w ich stronę.
— Wyjaśnij, proszę, co rozumiesz
przez słowo wdzięczność — odszepnął Draco, charakterystycznie
unosząc brwi.
Gryfonka zatrzęsła się z oburzenia.
I ona poprosiła go o pomoc?!
„Jak ja się stoczyłam” —
pomyślała, odsuwając się na sam koniec ławki z dala od Malfoya i
jego głupich odpowiedzi. Nie mogła uwierzyć, że tak się
wystawiła na jego ataki. Powróciła do rozwiązywania testu, czując
presję kończącego się czasu.
Niemal podskoczyła, gdy Ślizgon
nachylił się i wyszeptał wprost do jej ucha:
— Trzy tygodnie, Granger — po czym
podsunął jej dyskretnie pergamin, by mogła spisać jego
odpowiedzi.
Ignorując gęsią skórkę na swojej
szyi, dziewczyna uniosła głowę znad testu i zerknęła na
chłopaka, po czym niemal niedostrzegalnie skinęła głową, nie
zastanawiając się zbytnio, dlaczego odpuścił jej ten jeden
tydzień.
Pani Hooch po raz ostatni zerknęła na
zegarek i oznajmiła, że czas przeznaczony na sprawdzenie ich wiedzy
teoretycznej właśnie dobiegł końca. Machnęła różdżką,
przywołując do siebie testy uczniów i oznajmiła:
— Macie piętnaście minut na
przebranie się w coś odpowiedniejszego. Widzimy się w sali
wejściowej. I lepiej, żebym nie musiała na nikogo czekać —
dodała, patrząc na nich srogo.
Uczniowie poderwali się ze swoich
miejsc i wyszli z sali, wypełniając polecenie nauczycielki.
Gryfonka dogoniła swojego współlokatora i zapytała zduszonym od
wysiłku głosem:
— W co mam się ubrać?
Ślizgon zwolnił kroku, rzucając
dziewczynie przelotne spojrzenie, lustrując ją przy tym od stóp do
głów. Przyspieszył tak, że musiała niemal biec, po czym
oznajmił:
— Jak dla mnie, Granger, to możesz
nawet pójść nago. I tak nic nie odwróci uwagi od twojego braku
umiejętności latania.
Hermiona zmrużyła gniewnie oczy,
jednak powstrzymała się od rzucenia jakiejkolwiek złośliwej
uwagi. Gdy dotarli do dormitorium, weszła za Ślizgonem do jego
sypialni.
— Malfoy, ja pytam poważnie. Co byś
ubrał na moim miejscu? — spytała, nie przejmując się tym, że
chłopak ją ignoruje, wyjmując swój strój do Quidditcha.
Skrzyżowała ręce na piersi
i cierpliwie czekała na odpowiedź, nie dając się spłoszyć
zachowaniem Ślizgona. Chłopak, bez żadnego skrępowania, zdjął
koszulkę i odrzucił ją na łóżko.
— Pytasz, co bym założył, gdybym
był tobą? — zapytał w końcu, czym wywołał nikły uśmiech na
twarzy dziewczyny. — Worek na głowę — dodał, sprawiając, że
wyraz jej twarzy diametralnie się zmienił. Rzuciła mu ostatnie
rozzłoszczone spojrzenie, okręciła się na pięcie i wyszła
z pokoju, nie zapominając o tym, by wyrazić swoje
niezadowolenie poprzez kłapnięcie drzwiami.
Zadowolony z siebie Ślizgon uśmiechnął
się, jednak po chwili zaczął się zastanawiać, czy nie wzięła
jego słów na poważnie. Co innego droczenie się, a co innego
obrażanie się za niewinne żarty.
Prychnął pod nosem, przyłapując się
na tym, że zastanawia się, czy tym razem nie przesadził.
„I co? Może jeszcze powinienem
pójść i ją przeprosić? I jeszcze kwiaty dać?!”
Założył swój strój do Quidditcha i
wyszedł z sypialni z zamiarem udania się do sali wejściowej,
jednak zatrzymał się przed drzwiami do pokoju współlokatorki.
Łóżko pokryte było porozrzucanymi ciuchami, do których co jakiś
czas dołączały kolejne elementy garderoby. Chłopak westchnął
ciężko, wszedł do środka i podszedł do dziewczyny, która
ze zbolałą miną stała przed swoją szafą.
— Wyjdź stąd, Malfoy. Poradzę
sobie bez twoich wartościowych rad — oznajmiła, niepokojąco
załamującym się głosem.
Arystokrata spojrzał na nią i zaklął
w duchu, widząc jej zaszklone oczy. Zdobył się na wyniosły
i władczy ton i powiedział:
— Daruj sobie i przestań się o
wszystko obrażać. Nawet pożartować przy tobie nie można, bo od
razu wszystko bierzesz na serio — po czym, nie czekając na
pozwolenie, zaczął przeglądać ciuchy Gryfonki.
Wyjął luźne dżinsy, podkoszulek i
grubą zieloną bluzę z kapturem i podał je dziewczynie. Zanim
wyszedł z pokoju, zerknął na zegarek i oznajmił:
— Tylko się pospiesz, mamy jeszcze
siedem minut — po czym chwycił za klamkę i otworzył drzwi.
— Malfoy... zaczekaj — odezwała
się nagle Hermiona, robiąc krok w stronę chłopaka. — Dziękuję.
— Nadal twierdzę, że lepiej byłoby,
gdybyś pojawiła się na boisku nago. Może nawet miałabyś szansę
uniknąć kompromitacji, po tym, jak wszyscy obecni oślepliby na
twój widok? — rzucił z perfidnym uśmieszkiem, jednak tym razem
dziewczyna tylko wywróciła oczami i rzuciła w niego poduszką.
Draco nie dał się zaskoczyć i
niemalże od niechcenia złapał rzucony w niego przedmiot. Powolnym
krokiem podszedł do dziewczyny i, puszczając do niej oczko,
powiedział:
— Serio, zastanów się nad tym —
po czym odrzucił poduszkę na łóżko i skierował się do wyjścia.
Zanim wyszedł z pokoju, spojrzał na
zegarek i dorzucił:
— Sześć minut.
Chwilę później Gryfonka wyszła ze
swojej sypialni, przygotowana do praktycznej części dzisiejszych
zajęć z profesor Hooch. Zaskoczył ją widok, czekającego na nią
Ślizgona.
— Jakieś ostatnie porady? —
spytała, gdy byli w połowie drogi do celu.
— Postaraj się nie zlecieć z miotły
i radziłbym omijać bijącą wierzbę — odpowiedział, nie mogąc
powstrzymać uśmiechu na wspomnienie szczerbatej Gryfonki.
Przyspieszył kroku, zostawiając ją w
tyle i dołączył do grupy Ślizgonów.
Hermiona stanęła obok Neville'a,
zdając sobie sprawę z tego, że nie jest jedyną osobą, którą
perspektywa przygotowanego przez profesor Hooch toru przeszkód
napawa lękiem. Nauczycielka wyprowadziła ich z zamku,
zatrzymując się dopiero przy składziku na miotły. Hermionie
przypadł stary model Zmiatacza, który lata świetności miał już
dawno za sobą. Czując się coraz mniej pewnie, ruszyła za grupą
uczniów na boisko.
— Na początek chcę sprawdzić wasze
ogólne umiejętności prowadzenia miotły — oznajmiła pani Hooch,
przyglądając się grupce uczniów. — Wzniesiecie się na wysokość
dwudziestu stóp i okrążycie boisko, dostosowując prędkość
do możliwości technicznych swojej miotły. Pamiętajcie
o równowadze i odpowiednim chwycie, niwelującym drżenie
trzonka...
— Nie dusić króliczka... nie
dusić...
— Tak, panno Granger?
Dziewczyna zarumieniła się ze wstydu,
gdy zdała sobie sprawę z tego, że wypowiedziała te słowa na
głos. Wymamrotała tylko ciche przeprosiny i odwróciła wzrok,
ignorując Dracona, który uderzył się otwartą dłonią w czoło.
Miała poważniejszy problem niż to, czy jej współlokator uważał
ją za kompletną idiotkę.
Na komendę nauczycielki pierwsza grupa
uczniów wzniosła się w powietrze, wykonując kilka okrążeń
wokół boiska. Dziewczyna przyglądała się temu z coraz większym
niepokojem. Jedynie fakt, że latała już na wiele większej
wysokości, dodawał jej niewielkiej otuchy. Przełknęła ślinę,
gdy usłyszała gwizdek pani Hooch, oznajmiający, że przyszedł
czas na następną grupę.
Pozostali uczniowie ustawili się w
rzędzie, czekając na polecenie startu. Gryfonka wzięła ostatni
uspokajający oddech i wzbiła się w powietrze.
Gdy tylko jej stopy oderwały się od
bezpiecznego podłoża, zapragnęła z powrotem się na nim znaleźć.
Wznosiła się powoli, czując niespokojne drżenie miotły. Bojąc
się stracić równowagę, ścisnęła mocniej trzonek, niemalże
wpadając na innego ucznia. Powtarzając sobie, że z każdą chwilą
jest coraz bliżej celu, rozpoczęła okrążenie boiska, starając
się nie zwracać uwagi na śmiechy innych uczniów. Doskonale
zdawała sobie sprawę z tego, jak musi wyglądać, lecąc z
prędkością pięciu mil na godzinę, kurczowo trzymając się
krawędzi miotły. Miała wrażenie, że trzonek zaraz pęknie pod
jej rękami, rozsadzony przez coraz mocniejsze wibracje.
— Króliczek — usłyszała, czując
na swojej szyi ciepły oddech Ślizgona, który chwilę później
popędził przed siebie, zostawiając ją samą.
Hermiona przypomniała sobie lekcję,
której jej udzielił i nieco rozluźniła chwyt. Miotła od razu się
uspokoiła, wracając do płynnego lotu. Podniesiona na duchu
dziewczyna nieco przyspieszyła, choć i tak ukończyła zadanie w
żółwim tempie przez nie najlepszy stan szkolnej miotły. Gdy
usłyszała gwizdek, przechyliła nieco trzon Zmiatacza, delikatnie i
stopniowo zbliżając się do ziemi. Zdobyła się na delikatny
uśmiech dopiero wtedy, gdy obie jej stopy wylądowały pewnie na
ziemi. Uśmiech dziewczyny poszerzył się, gdy zobaczyła, jak jej
współlokator patrzy na nią z dumą. Gdy ich spojrzenia się
spotkały, zaklaskał kilka razy w dłonie.
Hermiona uśmiechnęła się do niego
szeroko, nie zagłębiając się w rozmyślenia, dlaczego jego duma z
jej osiągnięcia aż tak dodawała jej skrzydeł. Bała się, do
jakich wniosków mogłaby dojść. Że jakaś jej część polubiła
te ich potyczki i zgrywania. Że polubiła jego obecność.
I wreszcie: że jego aprobata, choćby w tak banalnej sprawie,
sprawiała, że czuła się bardziej wartościową dziewczyną.
Przecież już dawno przestała przejmować się statusem swojej krwi
i tym, jak ludzie na nią patrzą... a potrafili to robić
naprawdę bezlitośnie. Ludzkie spojrzenie ma to do siebie, że
w krótkiej chwili może zburzyć całą pewność siebie
budowaną przez lata.
— Nie sądziłem, że Granger całkiem
nieźle lata na miotle... Ciekawe, kto ją tego nauczył?
Draco wzdrygnął się, słysząc głos
przyjaciela i spojrzał na Blaise'a, w końcu przerywając kontakt
wzrokowy ze stojącą parę metrów dalej Gryfonką. W duchu
dziękował Zabiniemu za jego interwencję. W przeciwnym wypadku
mógł dalej tak stać i okazywać współlokatorce coś na kształt
sympatii.
Draco skrzywił się, widząc głupi
uśmiech na twarzy przyjaciela.
— No co? — spytał obronnie. —
Musiałem coś zrobić. Człowiek może popaść w depresję,
słysząc te jej ciągłe jęki...
— Oczywiście — powiedział słodko
Blaise. — Nie prościej powiedzieć, że ją lu... tolerujesz —
dokończył nieskładnie, widząc mordercze spojrzenie blondyna. —
Tak troszeczkę, odrobinkę? Niemalże wcale?
Blondyn prychnął pod nosem i wrócił
spojrzeniem do dziewczyny, jednak w jego oczach nie pozostało nic ze
wcześniejszej dumy.
— Dzień, w którym polubię szlamę,
będzie moim ostatnim.
Hermiona stała jak sparaliżowana,
widząc lodowate spojrzenie, jakim obdarzył ją jej współlokator.
Nie mogła zrozumieć, co się nagle zmieniło. W jednej chwili
niemal niezauważalnie odwzajemniał jej uśmiech, by w następnej
zmrozić ją surowym wzrokiem.
Zmarszczyła brwi, gdy arystokrata
odwrócił się i razem z Zabinim dołączyli do reszty
Ślizgonów. Blondyn coś powiedział, po czym cała grupa wybuchła
śmiechem. Miała niemiłe wrażenie, że jest powodem ich wesołości.
— Dobrze ci poszło.
Hermiona w końcu odwróciła od nich
wzrok i uśmiechnęła się do Neville'a. Razem z nim podeszła
do Gryfonów, do osób, które nigdy by jej nie wyśmiały. Podczas
rozmowy, dziewczyna sprawiała wrażenie nieobecnej. Dopiero gdy ta
zeszła na temat testu z teorii, zaangażowała się w konwersację.
Miała wyrzuty sumienia, że tak oszukała siebie, nauczycielkę
i resztę kolegów, zobowiązując się do odrabiania prac
współlokatora. Postanowiła, że poprosi profesor Hooch, by mogła
jeszcze raz zmierzyć się z testem. Powtórzy cały materiał, nie
pomijając żadnego, nawet najmniejszego zagadnienia, by z czystym
sumieniem móc mówić o swojej ocenie.
Razem z przyjaciółmi ruszyła do
składzika, odłożyła miotłę i wróciła do zamku, zmarznięta
i przemoczona. Jednym ruchem różdżki osuszyła włosy i
ubrania, po czym pożegnała się z grupą Gryfonów i skierowała
się ku schodom wiodącym na czwarte piętro. Odwróciła się,
słysząc swoje imię.
— Hermiona! Hermiona, czekaj!
W jej stronę biegł Harry,
przeskakując po dwa stopnie na raz. Gdy w końcu dotarł do swojej
przyjaciółki, oparł dłonie na kolanach, próbując złapać
oddech.
— O co chodzi?
— Ginny... wybudzają ją —
wysapał, prostując się, gotowy do kolejnego zabójczego biegu.
Chwilę później razem z Ronem
siedzieli przy łóżku Ginny i wysłuchiwali jej narzekań. Gryfonka
była niezadowolona ze swojego pobytu w skrzydle i martwiła się, że
nie będzie mogła zagrać w nadchodzącym meczu. Z naburmuszoną
miną wysłuchała wykładu Harry'ego, wdała się w niegroźną
kłótnię z bratem, raz po raz zapewniając Hermionę, że wszystko
jest z nią w porządku. Po godzinie pani Pomfrey wyszła ze swojego
gabinetu i niemalże wypchała ich na korytarz. Nim pielęgniarka
zamknęła drzwi, Ginny zdążyła zawołać:
— O, Harry! Dzięki za uratowanie mi
tyłka!
Gryfon zamrugał, zdezorientowany, i w
końcu powiedział:
— To nie ja.
— A kto?
Nie zdążył odpowiedzieć. Pani
Pomfrey poleciła im, by odwiedzili przyjaciółkę jutro i w
końcu zamknęła drzwi do skrzydła szpitalnego. Trójka przyjaciół
wymieniła spojrzenia i wzruszyła ramionami. Starsza
pielęgniarka była zwolenniczką surowego przestrzegania zasad
i przez te osiem lat zdołali się do tego przyzwyczaić.
Hermiona wróciła do dormitorium,
wzięła szybki prysznic i przebrała się w spódniczkę i gruby,
wełniany sweter. Wyjęła z „pudła Malfoya” krem i w pośpiechu
nałożyła go na suche od mrozu dłonie. Tak przygotowana zeszła na
dół i udała się do Wielkiej Sali. Gdy usiadła przy stole, Harry
i Ron pogrążeni byli w rozmowie, dotyczącej ewentualnego
zastępcy Ginny w meczu przeciwko Ślizgonom. Dziewczyna z uśmiechem
pokręciła głową i nałożyła sobie na talerz porcję grzanek.
Zupełnie nie rozumiała tej fascynacji sportem. Szukając dla siebie
zajęcia, wzięła do ręki leżący obok egzemplarz Proroka
Wieczornego.
— O mój...
Chłopcy przerwali rozmowę i spojrzeli
na Hermionę, słysząc jej ochrypły szept. Dziewczyna kurczowo
trzymała strony gazety, aż ta pomięła się po brzegach. Szeroko
otwarte bursztynowe oczy lustrowały tekst linijka po linijce.
Gryfonka zareagowała dopiero po kilku nawoływaniach przyjaciół.
— Morderstwo. Znaleziono ciało
młodego mężczyzny — wymamrotała niewyraźnie i podała im
gazetę.
Harry i Ron wymienili spojrzenie i
nachylili się nad Prorokiem Wieczornym.
Znaleziono kolejne ciało. Tym razem
przerażającego odkrycia dokonano w małej wiosce Hangton. Wstępne
badania wykazały, iż mężczyzna był martwy od co najmniej dwóch
tygodni. Ciało odnalazł, pracujący w gospodzie „Pod skrzydłem
hipogryfa”, Eric McGold.
— Biedaczek był kompletnie nie do
poznania, tak go załatwili — mówi w rozmowie z naszym
reporterem. Dodaje, że nad miejscem, w którym leżało ciało,
widniał Mroczny Znak, co potwierdzają relacje pozostałych
świadków.
Pojawienie się Mrocznego Znaku
natychmiast wywołało spekulacje na temat powrotu Śmierciożerców.
Możliwe jest bowiem, iż ci, których do tej pory nie postawiono
przed obliczem sprawiedliwości, zaczynają łączyć się w małe
grupki i próbują na powrót siać postrach. Zapytany o to szef
biura aurorów uspokaja:
— Nie ma powodu do paniki.
Ministerstwo Magii już dawno powołało do życia specjalną grupę,
która ma za zadanie wyłapywanie nieschwytanych popleczników Sami
Wiecie Kogo. Do tej pory odnaleziono i osadzono w Azkabanie
dziesięciu Śmierciożerców.
W ciągu tygodnia odbędzie się
identyfikacja ofiary.
Siedziałam i w milczeniu wpatrywałam
się w artykuł. Moje ciało i umysł oddzieliły się od siebie,
tworząc dwa osobne byty, działające w zupełnie innym rytmie.
Czułam się tak, jakby pierwsze z nich doskonale wiedziało, co się
stało, natomiast rozum nie zdołał jeszcze połączyć wszystkiego
w całość. Dziwne, bo zazwyczaj jest na odwrót, prawda?
Serce przyśpieszyło pracę, niemal
boleśnie tłukąc się w klatce piersiowej. Nie mogłam nic
przełknąć ani powiedzieć. Straciłam kontrolę nad moim ciałem.
To nie ja nim rządziłam, ale dziwna, potężna siła, której nie
miałam odwagi stawić czoła. Poddałam się temu, jednak
wiedziałam, że postępuję właściwie. Nienaturalnie spokojna
patrzyłam, jak moja ręka, bez wyraźnego rozkazu z mojej strony,
przewraca strony gazety, aż nie wróciła na sam początek. Oczy,
jakby przyciągane niewidzialnym magnesem skierowały się ku lewemu
górnemu rogowi strony, gdzie drobnymi literami wydrukowana była
dzisiejsza data.
„15 stycznia...”
Wstałam i powolnym, acz stanowczym
krokiem ruszyłam ku wyjściu z Wielkiej Sali. Nie wiedziałam, dokąd
niosą mnie nogi, ale w dalszym ciągu byłam spokojna i pogodzona z
tym, że zostałam odsunięta na boczny tor. Strach poczułam
dopiero, gdy weszłam do sali wejściowej. Wiedziałam. Umysł w
końcu dogonił ciało. Chciałam krzyczeć, chciałam płakać, ale
nadal nie miałam nad sobą władzy. Nie chciałam tam iść, bo już
wiedziałam, co odkryję. Nie wiedziałam tylko czyje zdjęcie
zostało oznaczone.
— Luna, poczekaj!
Nie odpowiedziałam. Nawet się nie
odwróciłam. Nie mogłam tego zrobić. Po moim policzku spłynęła
łza, ale tylko jedna, bo tylko na tyle mi pozwolono. Skręciłam,
nieuchronnie zbliżając się do gabloty numer 6. Zatrzymałam się
tuż przed nią, jednak nie śmiałam na nią spojrzeć. Po prostu
stałam, nie mając odwagi otworzyć oczu. Nagle poczułam, jak
tajemnicza magia mnie opuszcza i znowu mogę kontrolować swoje
odruchy. Prosiłam w duchu, by to wszystko okazało się
kolejnym koszmarem. Nie chciałam tam być, czułam, że odkryję coś
strasznego. Zacisnęłam dłonie, aż paznokcie wbiły się w skórę
i powoli uniosłam powieki. Na zdjęciu Lee Jordana widniał X
wymalowany krwistoczerwoną mazią. Krzyknęłam. Głośno.
***
Miał być wczoraj, ale spóźniłyśmy się czterdzieści minut (za możliwe błędy przepraszamy, ale ledwo widzimy na oczy).
Czy ktokolwiek obstawiał, że to Luna okaże się być naszą wieszczką? Przyznać się xp
Trudne było pisanie jej wizji, nie wyjawiając nawet płci śniącego, ale mamy nadzieję, że niespodzianka Wam się podobała.
Co do obecności Chucka Norrisa w labiryncie: spierałyśmy się o to, mając na uwadze prawa magii, jednak Cookie stwierdziła, że (uwaga, cytat): "Chuck Norris nie jest schabowym i może się pojawić w Hogwarcie! Proste? Proste!"
Do następnego!
Widzę, że jestem pierwsza:) Nie ważne, jest to mój pierwszy komentarz na waszym blogu, ponieważ zaczęłam go czytać wczoraj. Całą noc czytałam, aż wreszcie skończyłam nastawiona na to, że będę musiała czekać na kolejny rozdział, a tu takie miłe zaskoczenie! Wasz blog jest cudowny! Zakochałam się, Draco jest pokazany w taki sposób, że aż chce się go zjeść (uwielbiam go w wersji, kiedy jest mega zły i w ogóle). Świetny pomysł z turniejem, rozdziały naprawdę długie, aż się przestraszyłam kiedy zaczęłam czytać rozdział o godzinie pierwszej a skończyłam o drugiej! W niektórych momentach nie mogłam przestać się śmiać, co w tak późnych godzinach nocnych jest nie za bardzo mile widziane :D Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały i zapraszam również do mnie. Przed chwilą dodałam trzynasty rozdział :)
OdpowiedzUsuńhttp://hermiona-draco-ogien-i-woda.blogspot.com/
Życzę ogromnej weny! Piszcie dalej, bo naprawdę potraficie! Jesteście cudowne <3
Popieram koleżankę z całego serca!
UsuńGratuluję talentu. Nie wiem czy nawet pod mikroskopem doszukałbym się czegoś do czego można by się przyczepić. Niech wena dopisuje
OdpowiedzUsuńWciąż nie mogę się nadziwić długości rozdziałów. Ile w je piszecie? Gratuluję talentu, oczarowałyście mnie dialogami. Życzę weny.
OdpowiedzUsuńAkurat ten rozdział został napisany w 3-4 dni, no ale zdarza się też, że piszemy przez dwa tygodnie. Wszystko zależy od tego, ile mamy wolnego czasu ; )
Usuń3-4 dni? Mój mózg nie chce w to uwierzyć. Ja piszę jeden rozdział tydzień (nie sugerujcie się tym co jest na blogu, bo tam rozdziałów jeszcze nie ma). Co dwie głowy to nie jedna. Planujecie jakąś miniaturkę?
UsuńJak na razie nie myślałyśmy o pisaniu miniaturki, wolimy obszerniejsze formy, choć z pewnością napiszemy jakieś krótsze opowiadanie ;) Miniaturka? Kto wie, jeśli pojawi się pomysł, którego nie będziemy w stanie rozwinąć do pełnoformatowego opowiadania, może pokusimy się o tę formę pisarską ;)
UsuńJak zwykle genialnie!
OdpowiedzUsuńUwielbiam wasze te pomysły, które potrafią zwalić z nóg. Świetnie się czyta dialogi między Hermioną a Draco. Nigdy nie wpadłabym na to, że w opowiadaniu potterowskim może pojawić się Attyla, o Chucku Norrisie nie mówiąc. Ale jak widać z wami wszystko jest możliwe i dlatego tak lubię waszą historię.
Czekam na następny rozdział.
Niech nie zabraknie wam weny, bez której ani rusz!
Super rozdział!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :)
Chciałam powitać się w tradycyjny dla mnie sposób, a więc uwaga: hej haj hello :D
OdpowiedzUsuńJak tam po świętach? U mnie tragedia, liczę kalorie :/
Z wielką radością pragnę Was poinformować, ze tym oto rozdziałem rozwaliłyście system! A przynajmniej mój, niezbyt rozgarnięty po przebytych świętach:p Akcja w labiryncie... mega! Brak słów. Padłam za każdym nowym tekstem, lub postacią wymyśloną przez Hermionę! Padałam tylko po to, by chwilę później powstać i później znowu paść.
Oczywiście w przenośni, inaczej moje obolałe ciało by tego nie wytrzymało! Łóżko z zagłówkiem w kształcie serca niczym z podrzędnych hoteli, różowe kajdanki... Merlinie, dawno się tak nie śmiałam! Ja chcę jeszcze raz!
Wisienką na torcie było pojawienie się Chucka Norrisa, i jego tekst o przestępcach do Herm " czy wiesz, co robię z takimi przestępcami jak Ty" hahahahah :D
Nie wiem jakim cudem tak szybko publikujecie! A no tak, magia :D
Gdy czytam, że nie raz rozdział piszecie w dwa dni to czuje się taka malutka.... toż to ja dłużej poprawiałam miniaturkę! No, ale tłumaczę sb, że jest Was dwie. Yeah, ja gdybym nawet pisała w 10 osobowym zespole, zeszłoby mi dłużej, no ale w to się nie zagłębiajmy :D
Pamiętam, że kiedyś pisałyście, że jesteśmy już w połowie opowiadania (o zgrozo, nie róbcie mi tego!) i tak się zastanawiam, jak bd wyglądało połączenie dwóch zwaśnionych rodów, a raczej wrogów... Jak na razie tylko Herm przyznaje się do delikatnego hmmm jak to nazwać.... no dobra, do delikatnej słabości w stosunku do Dracona, np. dzisiaj, kiedy obdarzył ją uśmiechem po tym jak zdołała przeżyć lot na miotle. To jest urocze! ehhhh... Ciekawa jestem jak bd to wyglądać u Niego! Zżera mnie ciekawość, tym bardziej, że już parę sygnałów z jego strony było (nigdy nie zapomnę smyrania po ręce Hermiony, kiedy myślał, że spała na pustyni :P) I w tym momencie, chcąc ratować wątpliwą renomę mojej elokwencji postanowiłam się szybko pożegnać, niż pozwolić by pewna blond czupryna przesłoniła do reszty mój niestabilny emocjonalnie świat :P Także ten... no ... jak to było.... ach tak.... Pozdrawiam serdecznie i życzę weny,Iva Nerda
kiedyjestesprzymniedramione.blogspot.com
To chyba najszybciej napisany przez nas rozdział (no, nie licząc tych początkowych, ale one miały zaledwie po siedem stron xp), a pisało się go niesamowicie szybko, bo same chciałyśmy wiedzieć, co się wydarzy w tym labiryncie (tak, na początku w zamyśle było tylko łóżko, reszta wydarzeń pojawiła się w naszych głowach samoistnie... czy jest coś bardziej epickiego niż bójka DWÓCH Malfoyów? No chyba tylko bójka dwóch Malfoyów pozbawionych górnej części garderoby :))
UsuńNastępny rozdział będziemy pisać z pewnością dużo dłużej, bo sporo się będzie działo (w tym miałyśmy cztery główne wątki a na następny zaplanowałyśmy +/- dziewięć (i to jakich!)
No i przed nami mega mega mega słodka scena, którą mam w głowie od kilku miesięcy... no ale to jeszcze nie czas :)
Czytając ostatni akapit miałam chęć krzyknąć "Tak! Tak! Tak!" ale się opanuję! Dodam tylko, że wielki banan zagościł na mojej twarzy :D Chwała Wam za to :D
UsuńWitaj :)
OdpowiedzUsuńNa początku myślałam, że to jest miniaturka. Dopiero pod koniec zrozumiałam, że mam przed oczami rozdział i mogę liczyć na dalszy ciąg. Hura! Jestem zachwycona waszym talentem pisarskim. Widać, że warto przeczytać wszystko co wyjdzie spod waszej ręki - bo jak widzę piszecie we dwie? W każdym razie gratuluje pomysłów i kreatywności jak i również unikania błędów :)
Lecę czytać od początku :D
Pozdrawiam, Arabella
wojenne-dramione.blogspot.com
Buahaha niesamowicie ubawiłam się czytając ten rozdział:-)
OdpowiedzUsuńPomysł z labiryntem fantastyczny!!!
Zwłaszcza idea wplątania w to takich postaci jak Atylla czy kultowy Chuck Norris był poprostu przedni:-D
Wisienką na torcie była ściągająca Hermiona! Coś zgoła niewyobrażalnego u was staje się rzeczywistością. Kocham Was za to!
Przygoda Dracona i Hermiony epicka. Pokój Życzeń istotnie wymaga jakiegoś nadzoru. Żeby tak psycholi na uczniów napuszczać i to jeszcze Prefektów? No skandal. Ale to ma i swoje plusy. Świetnie mi się czytało o naszych bohaterach pomagających sobie i trzymających się za ręce. Zdobiło mi się za to nieco przykro, gdy Draco rozmawiał na boisku z Zabinim. Taki jego ośli upór i charakter, ale dobrze, że Hermiona tego nie słyszała. Końcówka dość mroczna. I macie racji, do głowy by mi nie przyszło, że to sny Luny, szok. Ciekawa jestem, jak potoczy się to dalej.
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Dwa słowa - genialny rozdział! Akcja z labiryntem wręcz wymiata. Uwielbiam Draco jak jest taki zły. Taki bad boy :D I te jego umiejętności waleczne <3 Nieźle się uśmiałam czytając poczynania Hermiony. Niezła z niej panikara. W życiu się nie spodziewałam, że natkną się w jakimś opowiadaniu na Chucka Norrisa. Muszę powiedzieć, że było to bardzo fajne urozmaicenie.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że dodacie niedługo kolejny rozdział. Życzę dużo weny i czasu na pisanie kolejnych notek. Pozdrawiam :)
http://wbrew-wszystkim-dhl.blogspot.com/
No! Wreszcie moge śmiało przyznać, że dotrwalam do ostatniego rozdziału! Teraz będąc na bierzaco mogę się wypowiedzieć o historii.
OdpowiedzUsuńOtóż bardzo mi się spodobał ten blog, naprawdę! Czytalam go może przez 2 tygodnie (?), może więcej z kilkudniowymi przerwami. Juz od poczatku mnie zainteresował.
Uwielbiam wszelkie potyczki Deacona i Hermiony, które się u Was znajdują. Momentami były one takie śmieszne (kłótnia o kota "taki zawodnik",Hermiona bez jedynki, czy właśnie te jej ściąganie od Ślizgona! Momentami aż porobiłam sobie screeny, do których chętnie wracam, bo potrafią rozsmieszyc. 😂
Jeden z motywów, który przypadł mi do gustu to właśnie ich wędrówka po Amazonii, Alasce i Saharze. Genialny pomysł, prawdę mówiąc! Należą Wam się szczere gratulacje. Zadbalyscie o każdy szczegół, znajdujący się w tych zakątkach, a to się ceni, bo opowiadanie staje się tym bardziej wciągające.
Nieoficjalnie ogłoszony Turniej Trojmagiczny to majstersztyk! Zwlaszcza te smieszne zadania, które Ślizgoni musieli zrobić.
Cieszę się, że Blaise w Waszym opowiadaniu jest taki zabawny, nadaje całemu opowiadaniu przyjemny obrót.
Tak samo jeśli chodzi o zajęcia dla byłych Śmierciożerców. Ostatnie słowa kobiety prowadzącej były ciekawe, widać, że w tej sprawie się postaralyscie.
No i Hermiona z tatuazem i cały Bal Bożonarodzeniowy! Zapewne Hermiona wyglądała zjawiskowo, za każdym razem, jak sobie ją wyobraże z odslonietymo plecami i ta zjawoskowa kreacja, to aż się rozmarzam!
Historia na wielkim plusie, cieszę się, że ja przeczytalam.
Zapowiada się bardzo interesująco, aż nie mogę doczekać się następnego rozdziału!
Mam nadzieje, że dodacie następny juz niedługo.
Chętnie zostanę do końca z Wami, bo aż mnie ciekawość bierze na myśl, jak nasza parke spikniecie. ;)
Powodzenia i życzę wiele inspiracji!
Pozdrawiam cieplutko, Ana Bella.
P.S. - Przepraszam za jakiekolwiek literowki, pisze na telefonie, a jak jeszcze współgrają do tego zmęczone oczy,to aż sie skupić nie potrafię na przewijania tekstu, a co dopiero n sprawdzaniu. Żyje w nadziei, że zrozumienie mój komentarz jak należy :D
Ale ogromniasty rozdział, wow! Podoba mi się tło Twojego bloga - te piórka są minimalistyczne i estetyczne, super. Co do samego rozdziału, to masz szalone pomysły, naprawdę. Bardzo niecodzienne. Ja jestem tradycjonalistką i obrończynią kanonu, więc wiadomo - nie ciągnie mnie do łamania tych dwóch aspektów. Niemniej jednak pisz dalej, zobaczymy jak zaskoczysz nas następnym razem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
precious-fondness
Przeczytałam rozdział od razu, ale dopiero teraz przeczytałam komentarze... DZIEWIEĆ WĄTKÓW?! SŁODKA SCENA?! POTNE SIĘ MYDŁEM W PŁYNIE! Boże! Zaczęłam piszczeć w kołdrę... serio... przeczytałam całego bloga i zaczęłam od początku. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że J.K.Rowling powinna wam pozwolić na opublikowanie (w formie książki) tego Dramione! Ron i Hermiona? Pphh... błagam! To już przeszłość! Nigdy nie czytałam TAK dobrego Dramione. A jestem wybredna.
OdpowiedzUsuńBŁAGAM O NOWY ROZDZIAŁ
Hania
Czytam waszego bloga od samego początku i wciąż nie mogę się nadziwić jaki macie talent i jak wam to szybko idzie.Co do rozdziału myślę że J.K.Rowling może mieć konkurencje.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i czekam na ciąg dlaszy
Nie było mnie tu trochę, ale już jestem i nadrabiam zaległości :D Kiedy Hermiona wspomniała na lekcji o króliczku niemalże popłakałam się ze śmiechu XD A co do tych wizji nie spodziewałam się, że to będzie Luna :o obstawiałam raczej Hermione xd
OdpowiedzUsuńBuziaki
~A
Hmm byłam święcie przekonana, że skomentowałam ten rozdział ale jednak nie. No to robię to teraz :)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: nie wiem skąd czerpiecie inspirację ale Wasze pomysły są po prostu genialne! Czytałam ten rozdział w pracy podczas pierwszego dnia i momentami musiałam powstrzymywać się od wybuchnięcia śmiechem :D
Po drugie: Uwielbiam Draco i Hermionę w Waszym opowiadaniu. Oni są jak dwie połówki jabłka idealnie do siebie pasują a te ich przygody są tego dowodem. Rozumieją się bez słowa i ufają sobie bezgranicznie (chociaż się do tego nie przyznają) Uwielbiam ich! :D
W wolnym czasie postaram się przeczytać nowy rozdział. Teraz jestem zawalona pracą ale w weekend na pewno znajdę chwilę (no może godzinę sądząc po ilości tekstu) i przeczytam :) Także spodziewajcie się komentarza :D
Pozdrawiam serdecznie
Arcanum Felis
No to Malfoy skopał swoje żyć :D Jego teksty powalające, zwłaszcza, że jego klon nie był brzydszy. Czy ja dobrze widzę? Pierwszy raz od kilku mc nazwał Hermionę szlama? Czy tylko już tak mówi gdy ona sama tego nie słyszy? Nawet nie nazwał jej tata w labiryncie, a kopia powtórzyła to słowo kilkukrotnie.Za to głównie wiedziałam, który, to który :D
OdpowiedzUsuńGryfonka pozwoliła sobie na oszustwo, ale dumą i tak ja go i by napisać ponownie test więc zamiast ściągać winna była nie zaliczyć go za 1podejsciem, a szramy na honorze by nie uraczyła, ale jak tu brzytwy się nie chwytać, gdy pierwszy raz się nie jest na czymś przygotowanym? No i kiedy wygranie Potterowi romans???
Te to Luna i jej sny to bym się w życiu nie spodziewała, ale jak zobaczyłam 15styczeń od razu wiedzialam, że chodzi o 15, 1, 6. Tylko 6 to co? 2006? 2016 to trochę nie pasuje.
15stycznia(15.01), pokój numer 6. Tam weszła Luna i tam było zdjęcie :D
OdpowiedzUsuń