wtorek, 29 marca 2016

Ostrożnie z życzeniami

Znowu widzę tę kobietę. Nie mogę jej rozpoznać, nieprzeniknione cienie okrywają ją niczym peleryna. Powoli zbliża się do mnie, a przerażającą ciszę zakłócają krople, spływające z niej na podłogę.
Kap. Kap. Kap.
Nie mogę się ruszać. Moje ręce i nogi są bezwładne, odmawiają mi posłuszeństwa. Powoli unoszę się, moje włosy delikatnie falują, zupełnie jakby były zanurzone w wodzie. Pieką mnie oczy. Tym razem nie mogę nic powiedzieć. Czuję, jak moje płuca napełniają się wodą. Jak ja się teraz obudzę?
Kap. Kap. Kap.
Topielica wchodzi w snop światła, jednak nadal nie mogę dostrzec jej twarzy. Mokra peleryna przylepiła się do jej ciała, upodobniając ją do kostuchy. Wystarczyłoby lekkie uniesienie głowy, by odkryła przede mną swoją twarz.
Kobieta stawia jeszcze kilka kroków i zerka na mnie. Nagle jestem w zupełnie innym miejscu. Jedyne,  co mogę dostrzec, to woda. Otaczająca mnie ze wszystkich stron woda. Panika przejmuję kontrolę nade mną. Ogarniające mnie przerażenie zmusza moje ciało do rozpoczęcia chaotycznej walki o przeżycie. Macham rękami, próbując wypłynąć na powierzchnię, jednak kamień przywiązany do mojej kostki bezlitośnie ciągnie mnie w dół. Nie mam już sił. Wiem, że to koniec. Mówią mi to moje poddające się dłonie. Mówią mi to moje oczy, przysłonięte ciemną mgłą. Mówi mi to moje serce, stopniowo zwalniające swoją pracę.
Stuk. Stuk... Stuk...
Umieram.

***

— Granger, jak ja cię nienawidzę!
Draco doprawdy nie mógł się zdecydować czy udusić swoją współlokatorkę, czy dalej wgapiać się w widok, jaki prezentował się przed nimi.
— Mówiąc o miejscu do ukrycia się nie miałem na myśli, na miłość Salazara, pieprzonego labiryntu! — ryknął, oskarżycielsko patrząc na dziewczynę.
Hermiona otworzyła usta, jednak nie mogła zdobyć się na to, by cokolwiek powiedzieć. W końcu zdołała zapanować nad swoim oburzeniem i, zakładając ręce na piersi, by powstrzymać się od rękoczynów, krzyknęła:
— To moja wina, tak?! Dla twojej wiadomości: WCALE nie myślałam o labiryncie!
Ślizgon zmrużył oczy, które rozbłysły złowrogo. Ponury śmiech przyprawił Gryfonkę o gęsią skórkę. Instynktownie wyczuwając niebezpieczeństwo, niemal nieświadomie zrobiła krok w tył, by zwiększyć dystans między sobą a rozjuszonym chłopakiem.
— Och, więc sugerujesz, że labirynt bez wyjścia to mój genialny pomysł, tak?
— No jaki ty jesteś domyślny — prychnęła Hermiona i skuliła się, widząc jego zaciśniętą szczękę.
Tak trzymaj! Wkurzaj Ślizgona, mającego skłonność do agresji, przebywając w miejscu, w którym nikt was nie znajdzie!” — skrytykowała swoje zachowanie, niemal przygryzając wargę do krwi.
Stali na niewielkim kamiennym wzniesieniu, skąd stare schody prowadziły w dół, do wejścia labiryntu. Wysokie, gęste krzewy tworzyły sieć zawiłych korytarzy, zapowiadając godziny błądzenia pośród nich.
Prefekci zerknęli ku górze, a ich oczom zamiast sklepienia ukazało się bezchmurne, nocne niebo usłane gwiazdami. Daleko przed nimi znajdowało się niemal niewidoczne wzniesienie, przy którym błyskało niewyraźne światło.
Gryfonka podeszła do drewnianej balustrady i zerknęła w dół, by upewnić się, że nie czyha tam na nich żadne niebezpieczeństwo. Oprócz ubitej, ciemnej gleby i krzewów nie dostrzegła niczego niepokojącego. Zlustrowała labirynt badawczym wzrokiem. Była niemal pewna, że Pokój Życzeń jeszcze nigdy nie przybrał aż tak olbrzymich rozmiarów.
— Malfoy, jest wyjście po drugiej stronie. Musimy tylko...
ŁUUP
Hermiona podskoczyła i z piskiem okręciła się na pięcie. Wytrzeszczyła oczy, gdy Ślizgon wziął niewielki rozbieg i z pełnym impetem ponownie uderzył w drewniane wrota. Chłopak skrzywił się i, przeklinając cicho, cofnął się, by ponowić próbę wyważenia drzwi.
— Stop! — wrzasnęła, rzucając się w przód, by powstrzymać go przed kolejną próbą. — Co ty najlepszego wyrabiasz?
— Próbuję się stąd wydostać, Granger. Nie mam najmniejszego zamiaru błąkać się z tobą po labiryncie po pierwszej w nocy — warknął, sugestywnie patrząc na swoje ramię, na którym zaciśnięta była jej dłoń. — Już wolę być przyłapany.
Hermiona prychnęła gniewnie i odsunęła się, gestem dając mu pozwolenie do dalszych prób. Draco nie poddawał się i przez bite piętnaście minut rzucał się na drzwi, tłuk je i okładał pięściami, jednak jego działania nie przyniosły żadnych efektów. Gryfonka przez cały ten czas stała oparta o balustradę, spoglądając to na Ślizgona, to na swoje paznokcie, czekając, aż dotrze do niego, że to co robi nie ma sensu. W końcu, ciężko dysząc, oparł się o znienawidzone wrota i otarł z czoła krople potu. Zaczesał włosy w tył, powodując na głowie jeszcze większy bałagan i roztarł prawe ramię, które podczas prób uwolnienia ich z labiryntu służyło mu za taran.
— Skończyłeś? — spytała Gryfonka, jednak uśmiech spełzł jej z ust, gdy zobaczyła zaczerwienione dłonie arystokraty.
Jedyną odpowiedzią Dracona było mordercze spojrzenie. Wyminął ją bez słowa i zszedł na dół. Zatrzymał się tuż przed wejściem do labiryntu.
Hermiona stała parę kroków za nim, czekając, aż chłopak w końcu wznowi wędrówkę, ten jednak nadal stał nieruchomo z założonymi rękami. Wydawał się czegoś oczekiwać.
— Jeśli chcesz, żebym cię przeprosiła...
Draco zmarszczył brwi, słysząc jej słowa. Przechylił głowę, ciekaw jej dalszej wypowiedzi, a gdy ją usłyszał, cieszył się, że stoi do niej tyłem i Gryfonka nie jest w stanie dostrzec jego wrednego uśmieszku.
— Dobrze, masz rację. Nie powinnam była tego mówić. Przyznaję, niepotrzebnie cię prowokowałam.
Hermiona przygryzła wargę, zaniepokojona brakiem reakcji z jego strony.
— Malfoy, daj już spokój... Mam ci wysłać kwiaty, żebyś przestał się boczyć?
Arystokrata parsknął śmiechem i w końcu odwrócił się do dziewczyny, ukazując jej swoją rozbawioną twarz.
— Och, Granger, to miło, że się przede mną płaszczysz, ale ja po prostu czekałem, aż wejdziesz pierwsza do środka.
Hermiona nie zdawała sobie sprawy z tego, ile satysfakcji przyniósł mu wyraz jej twarzy. Zdawało się, że Gryfonka potrzebowała dłuższej chwili, by zrozumieć jego słowa.
— Co?
— Chyba nie myślałaś, że wejdę tam pierwszy... Wiadomo co może tam się czaić? — spytał, wyglądając jak wcielenie niewinności.
Dziewczyna próbowała wymyślić ostrą ripostę albo obelgę, jednak nic nie przychodziło jej do głowy. Po prostu stała ze skupieniem malującym się na twarzy, co jeszcze bardziej rozbawiło Dracona.
— Świnia — burknęła wreszcie i szybkim, gniewnym krokiem podeszła do niego, zupełnie zapominając o rozdartej koszuli.
Poły materiału zafalowały pod wpływem pędu, z jakim poruszała się Gryfonka, odsłaniając czerwony, prosty biustonosz. Ignorując jego ślizgoński uśmieszek, wyminęła chłopaka i weszła do labiryntu. Od razu poczuła się przytłoczona. Niemal ze wszystkich stron otaczały ją mierzące cztery metry krzewy. Zignorowała szybsze bicie serca, przełknęła ślinę i skręciła w lewy korytarz. Przy następnym skrzyżowaniu przystanęła, nie mogąc się zdecydować, w którą teraz powinna pójść stronę. Zmarszczyła brwi, uświadamiając sobie, że jej współlokator, pomimo tego, iż początkowo nie chciał iść jako pierwszy, teraz idzie z nią ramię w ramię. Niepokoiło ją też ciepło, jakie rozlewało się po jej klatce piersiowej. Przewróciła oczami, rugając się za popadanie w paranoję i oparła dłonie na biodrach w odruchowym dla siebie geście. Dopiero wtedy przypomniała sobie o rozdartej koszuli. Zerknęła w bok, odnajdując źródło tajemniczego ciepła, jakim był arystokrata wgapiający się w jej biust. Natychmiast szarpnęła za poły koszuli, zasłaniając się przed spojrzeniem Dracona.
— Malfoy! — krzyknęła oburzona jego bezczelnym zachowaniem.
Chłopak wzruszył ramionami, patrząc jej w oczy bez żadnego skrępowania.
— Co? Nie możesz mieć do mnie pretensji.
— Przed chwilą...
— ... zachowałem się jak każdy inny facet, będący na moim miejscu — dokończył za nią z wrednym uśmieszkiem. — Granger, naprawdę nie rozumiem... Chodzisz w celowo rozpiętej bluzce i myślisz, że...
Hermiona aż zatrzęsła się z oburzenia. Na jej policzki wpłynął rumieniec, będący wynikiem zawstydzenia i gniewu.
— Celowo rozpiętej?! ROZERWAŁEŚ mi ją! — wrzasnęła, tupiąc nogą.
Natychmiast skrzywiła się, gdy natrafiła na ostry kamień.
Blondyn westchnął, bynajmniej nie widząc w swoim postępowaniu nic złego.
— Jak zwał, tak zwał...
— Tylko jedno ci w głowie — syknęła Gryfonka i podskoczyła, gdy w ślepym zaułku, w którym się znajdowali, z głośnym hukiem wylądowało olbrzymie łóżko, wzbijając w powietrze tumany kurzu.
Prefekci zakasłali i zamarli, wpatrując się w dwuosobowe łoże, zakryte czerwonym, atłasowym prześcieradłem i mnóstwem różowych oraz czerwonych poduszek. Wezgłowie miało kształt ogromnego, puszystego serca wyraźnie sugerującego cel, dla jakiego to łóżko zostało tu sprowadzone.
— MALFOY!!! — ryknęła Hermiona, odskakując od współlokatora jak oparzona.
Rumieńce na jej twarzy przybrały na sile, gdy z zawstydzeniem wpatrywała się w Dracona.
— O co ci chodzi? — spytał, zupełnie nie rozumiejąc, co się dzieje.
Gryfonka, nie chcąc ponownie dać się wciągnąć w jego gierki, przystąpiła do ataku.
— Już ty wiesz, o co...
— Granger, możesz mi powiedzieć...?
— Czy muszę ci przypominać, że znajdujemy się w Pokoju Życzeń? — syknęła rozwścieczona.
Z satysfakcją obserwowała, jak jego twarz wykrzywia się w czystym przerażeniu.
— Że... że niby to ja... O nie, Granger, nie wrobisz mnie w to. Wpatrywać się, a fantazjować to dwie różne sprawy — wykrztusił Draco, z niepokojem patrząc na łóżko i Gryfonkę.
— Aha. Jasne.
— Granger, do cholery, nie myślałem o... — przerwał, wyraźnie wybity z równowagi całym zajściem.
Na Salazara, pierwszy raz mówię szczerą prawdę i mi nie wierzy” — pomyślał rozgoryczony.
Sfrustrowany, przeczesał dłonią włosy, szukając odpowiednich słów.
— Granger, pozwól, że ujmę to tak: dzień, w którym zechcę się z tobą przespać, będzie dniem, w którym Teodor zacznie robić na drutach, Blaise zostanie śpiewakiem operowym, a ja zacznę srać na fioletowo.
— I ja mam w to uwierzyć?!
— TAK! — ryknął Draco, gwałtownie wyrzucając ręce w powietrze. Nie miał pojęcia, jak przekonać dziewczynę do swoich zapewnień.
— Oczywiście! Więc to zupełny przepadek, że, będąc w Pokoju Życzeń, pojawia się przed nami łóżko do... prokreacji... — dokończyła niepewnie Hermiona, po czym wróciła do napastliwego tonu. — ... tuż po tym, jak nakryłam cię na wgapianiu się w... we mnie! Wiesz co? Może to dziwne, może coś jest ze mną nie tak, ale wolę uwierzyć Pokojowi niż notorycznemu kłamcy.
Chłopak zamarł, a jego ciało napięło się, gdy usłyszał słowa Gryfonka. Powoli podszedł do niej, nachylił się i wbił palec wskazujący w jej obojczyk.
— Jeszcze jedno słowo, Granger, a przysięgam, zwiążę cię i...
Jego wypowiedź została przerwana, jednak tym razem odgłos był zdecydowanie cichszy. Zerknęli na łóżko. Na czerwonym prześcieradle leżała para kajdanek pokryta różowym futerkiem.
Prefekci natychmiast od siebie odskoczyli. Tym razem zaczerwieniły się nie tylko policzki Hermiony.
— Co do... Granger, daję słowo, nie to miałem na myśli. Chciałem powiedzieć, że cię zwiążę i zostawię tu na... Zresztą, dlaczego ja się tłumaczę? Skoro to nie ja, to TY musiałaś o tym myśleć!
Dziewczyna przyłożyła dłoń do piersi i spojrzała na niego z niedowierzaniem.
— Ja? Och, zlituj się i przestań wymyślać bajki na poczekaniu. Chyba wiedziałabym o tym, że myślę o...
— Aha. Jasne — Draco powtórzył jej kwestię z wrednym uśmieszkiem. — Czy ty, kobieto, choć raz nie możesz mi zaufać i uwierzyć, że nie mam z tym NIC wspólnego?!
— Ojciec Ginny zawsze powtarza, że nie można ufać nikomu i niczemu, jeśli się nie wie, gdzie jest jego mózg — oświadczyła dobitnie Gryfonka. — A ja nie mogę się oprzeć wrażeniu, że twój poszedł na spacer i do tej pory nie wrócił! — wrzasnęła, wskazując na łóżko.
— Mów sobie co chcesz, ale ja swoje wiem — oznajmił Ślizgon pewnym siebie tonem, krzyżując ręce na piersi. — Po prostu na mnie lecisz.
Odzyskawszy rezon po pogrążeniu Hermiony, blondyn zawrócił i skręcił tym razem w prawo, ignorując Gryfonkę, która na przemian otwierała i zamykała usta, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów, by wyprowadzić go z błędu.
Przez dłuższy czas szli w milczeniu. Draco skupiał się na tym, by jak najszybciej znaleźć drogę do wyjścia, Hermiona starała się znaleźć wyjaśnienie na to, jakim cudem pojawiło się tu łóżko, skoro żadne z nich nie miało brudnych myśli.
— Wiesz, to całe... zamieszanie mogło spowodowane być tym, że Pokój został trwale uszkodzony przez Szatańską Pożogę — powiedziała w końcu. — Zaklęcie mogło nieco zmienić jego działanie. Pokój może zmieniać życzenia, odczytywać je zbyt dosłownie...
— Tłumacz tak sobie, tłumacz... — prychnął Draco, bawiąc się skrępowaniem współlokatorki.
Przystanął przy następnym skrzyżowaniu, zastanawiając się nad dalszą drogą. Prawdę mówiąc, już dawno pogubił się w tym labiryncie, zdawał sobie jednak sprawę, że poinformowanie o tym swojej towarzyszki nie jest najlepszym wyjściem. Zaczęłaby panikować, wymądrzać się i obrażać, Merlin wie o co.
— Wiesz, ciekawa jestem, jaki jest stopień uszkodzenia Pokoju — zastanawiała się głośno Hermiona. Draco tylko przewrócił oczami, przyzwyczajony do dociekliwości dziewczyny i jej ciekawskiego noska. — Czy gdybym zażyczyła sobie zobaczyć... no nie wiem... Huna Attylę... to on by się tu pojawił...? Auć! — syknęła, gdy potknęła się o wystającą z ziemi gałąź.
— Hun Attyla? Pierwszy raz słyszę o tym czarodzieju — mruknął cicho arystokrata, odwracając się do dziewczyny, która badała swoją kostkę.
— Może dlatego, że nie było takiego czarodzieja. To postać z historii mugolskiej. Wódz Hunów z... o ile się nie mylę... piątego wieku. Agresywny, porywczy, bezlitosny... ogólnie miły człowiek.
— Wysoki, umięśniony wojownik o brunatnych, splątanych włosach?
— Zazwyczaj tak go przedstawiano — mruknęła Hermiona, usuwając z bluzki wyjątkowo oporną grudkę ziemi.
— Ubrany w dziwny pancerz i koszulę odsłaniającą ramiona, z groźnie wyglądającym mieczem?
— No jakbyś zgadł...
— Osiłek warczący, szczerzący kły i napinający muskuły na widok wrogów?
Dziewczyna wyprostowała się i otrzepała spódniczkę.
— O tym nic mi nie wiadomo, ale to bardzo prawdopodobne — oznajmiła rzeczowym tonem, po czym zaczęła zawiązywać koszulę, by jak najmniej odsłaniała. — Masz zaskakująco dużo informacji na jego temat, Malfoy. Właściwie... skąd tak dużo wiesz? Nie podejrzewałam cię o potajemne paranie się mugolską historią. Dlaczego tak dokładnie... — Hermiona przerwała próbę okiełznania rozdartego materiału i z ciekawością spojrzała na Ślizgona.
Zamarła, widząc przerażenie na jego twarzy.
— Bo on stoi za tobą, Granger — wychrypiał blondyn, nie odrywając oczu od rosłego mężczyzny stojącego przy pobliskim rozwidleniu.
Gryfonka w pierwszej chwili wytrzeszczyła oczy i pisnęła cicho, jednak po chwili zaśmiała się, pewna, że chłopak ją podpuszcza.
— Niezła próba, Malfoy. Jesteś dobrym aktorem. Ten drżący głos, ten strach w oczach...
— Granger...
— Tylko wiesz, jest mały problem — ciągnęła dalej, nie zwracając uwagi na jego wtrącenie — Ja już nie dam się nabrać na twoje kłamstwa, więc daj sobie spokój. Wystarczająco wiele razy dałam zrobić z siebie idiotkę tylko dlatego...
— Granger!
— Granger! Granger! — zapiszczała dziewczyna, jednak złośliwy uśmiech zamarł na jej ustach, gdy usłyszała głośny okrzyk bojowy.
Zerknęła przez ramię i wrzasnęła, widząc biegnącego wprost na nią wodza Hunów.
Silne szarpnięcie za nadgarstek zmusiło ją do biegu. To Draco złapał ją i ciągnął za sobą, lawirując między roślinnymi korytarzami. Ostre gałęzie ocierały się o ich twarze i łydki, jednak zupełnie nie zwracali na to uwagi. Oddalili się na odpowiednią odległość i zanim Attyla zdołał zrobić użytek ze swojego miecza, Draco wyjął różdżkę z kieszeni, okręcił się, zasłaniając sobą Hermionę i rzucił zaklęcie. Czerwony promień zbladł, skurczył się, aż w końcu całkowicie zniknął, nim dosięgnął swojego celu.
Attyla zamrugał i przekrzywił głowę, jakby zastanawiał się nad tym, co tutaj zaszło. Prefekci wymienili zszokowane spojrzenia. Oboje otworzyli usta, jednak wszystko, co się z nich wydobyło to przerywane jęki. Po chwili wódz Hunów warknął i z kolejnym okrzykiem ponownie rzucił się ku intruzom.
Po kwadransie udało im się go zgubić. Ciężko dysząc, przykucnęli przy żywopłocie, tuż przy kolejnym rozgałęzieniu, by nie odcinać sobie drogi ucieczki. Hermiona, ledwo widząc na oczy ze zmęczenia, wyjęła swoją różdżkę i cicho szepnęła:
Lumos.
Oboje spojrzeli z nadzieją na różdżkę i westchnęli z ulgą, gdy światło rozbłysło nad nią. Ich radość była przedwczesna. Blask zaklęcia stopniowo gasł, aż całkowicie zniknął, pozostawiając ich w półmroku, rozświetlanym wyłącznie przez gwiazdy.
— Nie działają. Dlaczego nie działają? — szepnęła zrozpaczona Gryfonka, wpatrując się w różdżkę, zupełnie jakby ta miała jej zaraz odpowiedzieć na to pytanie.
— Pożoga... pieprzona Pożoga całkowicie zmieniła Pokój — odszepnął Draco, po raz kolejny klnąc w myślach Crabbe'a. — Dzięki tobie jesteśmy uwięzieni w labiryncie z barbarzyńskim szaleńcem... na dodatek pozbawieni magii.
— Dzięki MNIE? A kto chciał szpiegować Donovan i Harry'ego? Oto jak kończą ciekawscy.
Ślizgon popatrzył na nią z niedowierzaniem.
— I kto to mówi? Zresztą, teraz to nieważne. Musimy się jakoś stąd wydostać i wolałbym nie spotkać ponownie napaleńca z mieczem.
— Racja — zgodziła się Hermiona, czujnie się rozglądając. — Jaki jest plan?
Wymowne milczenie jej współlokatora dało jej do zrozumienia, że owego planu nie mieli. Jeszcze.
— Cóż, moglibyśmy się rozdzielić...
— NIE! — szepnęła, patrząc ostrzegawczo na arystokratę.
Draco posłał jej ostrzegawcze spojrzenie i pokiwał głową.
— W porządku, zwiększyłoby to nasze szanse, ale w porządku.
Dziewczyna prychnęła pod nosem.
— A niby jak miałoby nam to pomóc?
Blondyn pokręcił głową, jakby nie mógł pogodzić się z tym, że musi objaśniać jej tak banalne rzeczy. Nachylił się do niej i wyszeptał:
— Nas jest dwoje, on jest sam. My się rozdzielamy, jedno ucieka i sprowadza pomoc.
Hermiona zacisnęła pięść na przodzie koszuli Ślizgona i przyciągnęła go do siebie jeszcze bliżej.
— Nie waż się mnie tutaj zostawiać, Malfoy — syknęła wściekle i zamarła, słysząc cichy odgłos kroków.
Wymienili spojrzenia, niemo komunikując się ze sobą. Siedzieli, w napięciu wysłuchując kolejnych dźwięków. Kroki oddaliły się od nich. Draco posłał Hermionie wymowne spojrzenie i powoli się wyprostował. Podkradł się do krawędzi żywopłotu i wychylił, by sprawdzić, czy są chwilowo bezpieczni. Nie zauważając niczego niepokojącego, wrócił do współlokatorki, która kołysała się delikatnie, obejmując ramionami kolana.
— Hej — szepnął cicho i położył jej dłoń na ramieniu. — Poszedł. Musimy ruszać, ale najpierw ustalimy pewne zasady, Granger. — Ślizgon odczekał, aż dziewczyna skinie głową, by mieć pewność, że zostanie uważnie wysłuchany. — Po pierwsze: idziesz tuż za mną. I, na Merlina, nic nie mówisz, jasne? Robisz wszystko, co ci każę. I teraz najważniejsze: masz nie myśleć o kolejnych postaciach. Wystarczy nam jedna osoba, która chce nas zabić, zgadza się? — Kolejne skinięcie. — Idziemy.
Chłopak ponownie podszedł do krawędzi żywopłotu i natychmiast się cofnął. Attyla szedł dokładnie w ich stronę. Gestem dał Hermionie znać, by zaczęła się cofać. Niemal skrzywił się, gdy uścisk jej dłoni na jego ręce wzmocnił się. Powoli, krok po kroku, trzymając się za ręce, zaczęli wycofywać się z alejki, w tym samym czasie, gdy Attyla zbliżał się do zakrętu prowadzącego wprost na nich. Draco w ostatniej chwili zdołał ukryć się za rogiem. Nim to zrobił, dostrzegł ostrą klingę wodza Hunów.
Zaklął w myślach, gdy wpadł na dziewczynę. Zerknął za siebie, by zobaczyć, dlaczego Gryfonka się zatrzymała i strużka zimnego potu spłynęła mu po plecach. Ślepy zaułek. Jeśli Attyla skręci w ten korytarz, nie będą mieli jak mu uciec. Patrząc sobie w oczy, nasłuchiwali, jak odgłos kroków coraz bardziej przybiera na sile. Hermiona przełknęła ślinę i błagalnie spojrzała w oczy Dracona. Modliła się, by to wszystko okazało się tylko iluzją, jednak nie chciała tego sprawdzać na swojej lub jego skórze.
Chłopak posłał Gryfonce pocieszający uśmiech, próbując dodać jej otuchy i stanął tak, by całkowicie zasłaniać ją swoim ciałem. W odpowiedzi na to, Hermiona położyła mu dłoń na ramieniu, niemo dziękując za ten gest. Wpatrywali się w żywopłot, na którym pojawił się niewyraźny cień. Bicie ich serc niemal całkowicie zagłuszało wszystko wokół. W końcu cień zaczął niknąć, a odgłos kroków oddalać. Attyla zawracał.
Prefekci westchnęli z ulgą. Odczekali chwilę, po czym wyszli z zaułka. W tym samym momencie z korytarza obok wyszła wysoka postać odziana w czarną szatę. Na głowie miała narzucony kaptur, twarz przysłaniała biała maska w kształcie czaszki z wydłużoną żuchwą. W dłoni dzierżyła lekko wygięty sztylet. Postać nie rozglądała się, szła szybkim, zdecydowanym krokiem prosto przed siebie. Wydawało się, że ich nie zauważyła.
Zniknęła za rogiem. Serca prefektów zgodnie zwolniły tempo, jednak ich spokój nie trwał długo. Nie minęło pięć sekund, jak odziana w pelerynę postać wróciła na sam środek rozwidlenia, idąc tyłem. Chwilę stała nieruchomo, po czym upiornie powoli obróciła głowę w ich kierunku. Przechyliła ją, jakby się nad czymś zastanawiała, po czym uniosła sztylet, całkowicie obracając się w ich stronę.
— Wiej — powiedział Draco chwilę przed tym, jak postać zaczęła biec w ich stronę.
Trzymając się za ręce, przemierzali kolejne korytarze. Za każdym razem, gdy trafiali w ślepy zaułek ich serca zamierały, jednak cudem udawało im się na czas zawrócić i znaleźć inną drogę. W oddali rozległ się wściekły ryk Attyli. Wódz również wpadł na ich trop.
— Granger, czy tak trudno jest powstrzymać się od przywoływania morderców?
— Nie mam nad tym kontroli. To samo...
Reszta zdania utonęła w hałasie, jaki dobiegał z mijanego przez nich korytarza.
— Serio Granger? SERIO?! Piła mechaniczna?! — wydarł się Draco, nie przejmując się tym, że ktoś może go usłyszeć. I tak wiedzieli, gdzie się znajdują, a wszystko dzięki ich nowemu przyjacielowi z piłą mechaniczną. Mieli tylko jedno wyjście.
Gdy dobiegli do kolejnego rozwidlenia, blondyn podjął decyzję.
— Granger, w prawo! — ryknął, popychając dziewczynę w lewy korytarz. Sam pobiegł dalej prosto.
Hermiona w pierwszej chwili spanikowała. Zupełnie nie miała pojęcia, co się dzieje, wiedziała tylko, że musi biec. W końcu skryła się za głazem tuż przy zakręcie, próbując uspokoić oddech. Nieczęsto to robiła, jednak w tym momencie zaklęła siarczyście. Ślizgon rozdzielił się, licząc na to, że przynajmniej dwójka z napastników da się zmylić. Nie było takich szans, by Attyla rozumiał angielskie słowa. Zagryzła wargę, nie mogąc uwierzyć w los, jaki sobie zgotowała. Umysł zupełnie odwrócił się od niej i w chwili, gdy powinien powstrzymywać napływ obrazów, wyławiał z nich te, które najbardziej zapadły jej w pamięć.
A gdyby tak przywołać jakąś dobrą postać?” — pomyślała Gryfonka. „Przywołać postać, która stanęłaby po mojej stronie i mnie broniła...”
Mimo usilnych starań, by przywołać bohatera większego formatu, jako pierwsze w jej głowie zagościło wspomnienie pewnego popołudnia. Ojciec był fanem Strażników Teksasu i mimo że Hermiona jęczała i wzdychała, parę razy zdołał namówić ją do wspólnego oglądania. „W sumie Norris nie jest zły” — pocieszyła się dziewczyna. „Kto jak kto, ale on po prostu musi być dobry”.
Chwilę później usłyszała za sobą odgłos kroków. Odwróciła się i westchnęła z ulgą, bezbłędnie rozpoznając czarny kapelusz i długi beżowy płaszcz.
— Wiesz, co robię z takimi przestępcami jak ty?
Gryfonka przełknęła ślinę, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje. Wyprostowała się powoli, szykując się do ucieczki.
— Zdejmuję ich z półobrotu i wsadzam za kratki — dokończył mężczyzna z silnym, amerykańskim akcentem.
— To bardzo ciekawe i inspirujące... — pisnęła Hermiona — … tylko widzę pewną lukę w pańskim planie, bo ja nie jestem...
— Jedyną lukę, jaką widzę, to ta między twoimi zębami jak z tobą skończę.
Dziewczyna nie czekała na dalszy obrót spraw. Wrzasnęła i rzuciła się do ucieczki.
A Malfoy mówił: Granger nie waż się przywoływać kolejnych postaci. Dlaczego go nie posłuchałam?!” — zarzucała sobie, pokonując kolejne zakręty i korytarze.
Była coraz bliżej wyjścia i świadomość tego dodawała jej sił. Miała tylko nadzieję, że ze Ślizgonem było wszystko w porządku. Zwolniła, gdy udało jej się zgubić Norrisa, dając swoim płucom chwilę wytchnienia. Nie pamiętała, kiedy ostatnio tak długo biegała. Schyliła się, opierając dłonie na kolanach, chcąc uspokoić oddech.
Wszelkie jej próby uspokojenia szaleńczego pulsu poszły w zapomnienie, gdy usłyszała głośne dyszenie, dobiegające zza zakrętu. Była tak bliska celu, nie chciała się wycofywać. Zresztą, nawet gdyby zdecydowała się na ucieczkę, była pewna, że ktokolwiek by tam nie stał, dogoni ją bez problemu. Była zbyt wyczerpana. Pozostało jej jedno. Tylko jak pokonać przeciwnika? Który z nich tam się czai? Dochodząc do wniosku, że jej wrogowie mają jeden wspólny słaby punkt, zgięła nogę w kolanie i wzięła zamach.

***

— Grrrangerrr, ja cię zabiję — warknął Draco, wyraźnie podkreślając każde „r” w nazwisku swojej współlokatorki.
Zaczekał, aż szaleniec z piłą oddalił się na bezpieczną odległość i korzystając z tego, że był odwrócony do niego plecami, przemknął na palcach do bocznego korytarza. Zastanawiał się, co trzeba mieć w głowie, by w chwili zagrożenia przywoływać zgraję morderców. Postanowił, że kiedy stąd wyjdzie, własnoręcznie udusi Gryfonkę... o ile dziewczyna zdoła opuścić labirynt. A już na pewno to zrobi, jeśli okaże się, że to wszystko jest tylko iluzją.
Tak czy owak, Hermiona miała przed sobą długą pogawędkę z wściekłym arystokratą.
Chłopak skręcił w prawo i stanął jak wryty, widząc przed sobą nową postać. Mężczyzna wstał z głazu i zmierzył blondyna spojrzeniem.
— W końcu się spotykamy — powiedział, poprawiając kapelusz.
— Proszę? — zdziwił się Draco. Po pierwsze: nie znał gościa. Po drugie: „Granger, jak ja cię nienawidzę!”
— Nie działa na mnie zgrywanie głupka. Przyznaj się, handlujesz narkotykami.
— Że co?
— Stawaj do walki — rozkazał mężczyzna, zdejmując płaszcz. Miał na sobie dżinsową koszulę i czarne, przylegające spodnie.
— Facet, te portki chyba za bardzo opinają ci pewną część ciała, jeśli myślisz, że będę z tobą walczył — prychnął Draco, nie mogąc powstrzymać się od komentarza na temat jego ubioru. — A zresztą, czemu nie? — mruknął, lustrując przeciwnika badawczym spojrzeniem. Z tego, co widział, mężczyzna nie miał żadnej broni i proponował walkę na pięści.
To będzie łatwizna.”
— Zanim zaczniemy, chcę, żebyś wiedział, że mam czarny pas... to tak, żeby nie było, że nie ostrzegałem — powiedział blondyn z szyderczym uśmiechem, przyjmując pozycję do walki.
— Mam czarny pas, znam wszystkie sztuki walki i jestem sześciokrotnym mistrzem świata... żeby nie było, że nie ostrzegałem.
Uśmiech spełzł z twarzy arystokraty. Przełknął ślinę i zrobił krok w tył.
— Miło było cię poznać — wykrztusił i rzucił się do ucieczki.
Owszem, jego ego było troszeczkę wyolbrzymione, ale nie na tyle, by ryzykować ciężkie pobicie i wstrząs mózgu.
Nie wiedział, jak długo biegł, gdy w końcu schronił się w jednym ze ślepych zaułków. Miał gdzieś, że głośno dyszy i ktoś może go usłyszeć. Myślał tylko o tym, że jego współlokatorka będzie miała się z czego tłumaczyć. Nie wiedział, w której części labiryntu się znajdował, miał tylko nadzieję, że wyjście było naprawdę blisko. Popatrzył na swoją podartą, zabrudzoną koszulę i zdjął ją, by otrzeć nią sobie twarz. Odrzucił niedbale resztki materiału i wyszedł z zaułka. W ostatniej chwili zdołał złapać kobiece kolano, nim uderzyło go w krocze.
— Odbiło ci? — spytał, gdy w końcu udało mu się wyjść z szoku.
Złapał Gryfonkę za łokieć i przyciągnął do siebie, tym samym zdejmując ją z pola widzenia potencjalnych napastników.
— Co ja mówiłem na temat sprowadzania kolejnych morderców?
— Malfoy ja nie chciałam... zresztą później próbowałam nam pomóc, sprowadzając dobrą postać...
— Ty już lepiej o nikim nie myśl... ani dobrym, ani złym — warknął, po czym wyjrzał zza zakrętu, sprawdzając, czy ktoś nie czaił się w pobliżu.
Odwrócił się, czując, jak Gryfonka próbuje zaciągnąć go w ślepy zaułek, który stał się ich tymczasowym schronieniem.
— Co znowu? — syknął, obawiając się kolejnych złych wieści.
Spanikowana dziewczyna przygryzła wargę i spojrzała na niego z żałosną miną.
— Ale ja nie potrafię się na niczym nie skupiać — powiedziała w końcu, walcząc z kolejnymi wizjami postaci z mugolskich horrorów.
— To skup się na mnie, twojej jedynej szansie na ucieczkę z tego przeklętego labiryntu. — Podszedł do dziewczyny, uniósł jej podbródek, sprawiając, że patrzyła prosto w jego oczy. — Masz myśleć tylko i wyłącznie o mnie, zrozumiałaś?
Niepewnie skinęła głową, skupiając całą swoją uwagę na Ślizgonie.
Jest silny, wysportowany, sprytny i bezwzględny. Jak nikt inny umie o siebie zadbać. Jeśli ktokolwiek dałby sobie radę w takiej sytuacji to tylko on” — myślała, wpatrując się w plecy chłopaka, kiedy ten znowu sprawdzał, czy mogą bezpiecznie wyjść z kryjówki.
Gestem dał jej znak, by poszła za nim i powolnym krokiem, starając się iść jak najciszej, ruszył do przodu.
Dziewczyna podążyła za nim, starając się stać jak najbliżej niego. Zgodnie z jego poleceniem, starała się myśleć tylko i wyłącznie o nim. Całą swoją uwagę skupiła na cechach jego charakteru, które, choć zazwyczaj ją irytowały czy wręcz przerażały, teraz stanowiły ich szansę na ucieczkę.
Niemal wpadła na niego, gdy zatrzymał się, by sprawdzić, czy kolejna alejka jest bezpieczna. Czekając na znak, czy mogą iść dalej, Hermiona nasłuchiwała, chcąc być przygotowaną na kolejne odwiedziny, sprowadzonych przez nią postaci. Trochę zaniepokoiła ją wszechobecna cisza, jednak nie miała czasu dłużej się nad tym zastanawiać, bo Ślizgon złapał ją za rękę i poprowadził dalej w głąb labiryntu.
Kolejna alejka była znacznie szersza od poprzednich, dzięki czemu nie czuli się przytłoczeni przez gęste zarośla i krzewy. Jednak coś w dalszym ciągu sprawiało, że Hermiona niepokoiła się. Jakby podświadomie wyczuwała czające się niebezpieczeństwo.
Cofnęła się raptownie i schowała za Ślizgonem, gdy zza zakrętu wyszła kolejna przywołana przez nią postać.
W ich stronę szedł nie kto inny jak Draco Malfoy... a raczej jego sobowtór.
— Mam nadzieję, że jesteś z siebie zadowolony — pisnęła cicho, patrząc to na swojego współlokatora, to na idącą w ich stronę jego wierną kopię.
Byli identyczni. Sprowadzony przez nią, a raczej przez Pokój Życzeń, Malfoy miał takie same spodnie i, podobnie jak jego pierwowzór, nie miał na sobie koszuli. Co więcej, zauważyła, że kopia Ślizgona również posiadała niewielkie zadrapanie na policzku, którego Draco nabawił się podczas ucieczki przed człowiekiem z piłą mechaniczną.
Hermiona przełknęła ślinę, obserwując, jak chłopak zbliża się do nich powolnym, jednak pewnym siebie krokiem.
— Granger, nie panikuj. Przecież to ja... nie mogę sam zrobić sobie krzywdy...
— Jesteś tylko nic niewartą podróbką mojej osoby... Nie jesteś godzien, by stąpać po tej samej ziemi co ja... Zniszczę cię — powiedziało widmo, patrząc na Ślizgona nienawistnym spojrzeniem, tym samym, którym prawdziwy Malfoy obdarzał ją tak często.
— Chciałbym to zobaczyć, niedorobiona imaginacjo Granger — warknął Draco, robiąc krok w stronę przeciwnika.
Ślizgon, zamiast być zaniepokojonym takim obrotem spraw, przygotowywał się do walki, by uratować swoją zranioną dumę, nawet za cenę uszkodzenia twarzy... swojej twarzy. Arystokrata odepchnął za siebie dziewczynę, nie spuszczając stalowego spojrzenia z widma.
Obaj lustrowali siebie wzrokiem, napinając mięśnie. Między nimi nie było żadnych różnic. Ten sam wzrost, ta sama umięśniona sylwetka, głos i sposób mówienia.
— Emmm... Malfoy? To nie najlepszy czas na...
— Zamknij się, Granger! — wrzasnęli równocześnie, piorunując ją ostrzegawczym spojrzeniem.
Dziewczyna podskoczyła i odsunęła się od nich na bezpieczną odległość. Uniosła dłonie na znak, że już nie będzie się wtrącać i z niepokojem obserwowała rozwój wypadków.
Ślizgoni wpatrywali się w siebie, a na ich ustach widniał ten sam pogardliwy uśmieszek.
— Niedorobiona imaginacjo? — powtórzyło widmo. — Nie będę słuchać niekompetentnego narcyza, który nie potrafi utemperować nieznośnej, małej...
— Niekompetentnego?! Co ty możesz o tym wiedzieć, arogancka pokrako o źle ułożonych włosach?!
Widmo wzięło gwałtowny wdech, jakby uwaga o jego włosach dotknęła go do żywego. Hermiona zatrzymała dla siebie uwagę, iż ich platynowe włosy ułożone były w dokładnie ten sam sposób.
— Przynajmniej umiem latać na miotle — oznajmiło dobitnie widmo, z satysfakcją przyglądając się grymasowi arystokraty. — Co więcej, nigdy nie pozwoliłbym szlamie twierdzić, że jest inaczej — dodał, rzucając Gryfonce ostre, pełne nienawiści i pogardy spojrzenie.
Dziewczyna z coraz większym niepokojem przyglądała się tej scenie. Wiedziała, że starcie jest nieuniknione, zdradzał to ich wzrok, który rzucał wyzwanie przeciwnikowi. Nie była pewna czy Malfoy powinien stawać do tej walki. Nie ufała Pokojowi Życzeń, który teraz dość pokrętnie spełniał życzenia. A co jeśli sobowtór jej współlokatora jest od niego silniejszy?
Gryfonka niepewnie podeszła do Dracona i chwyciła go za nadgarstek, odciągając na bok, czym wywołała szyderczy uśmiech na twarzy drugiego chłopaka.
— O proszę... taki dumny arystokrata, a daje sobą kierować nic niewartej szlamie. Co by na to powiedział ojciec?
Hermiona poczuła, jak ciało Ślizgona napina się, gotowe, by uderzyć. Szarpnął się, próbując wyswobodzić się z jej uścisku, jednak jakimś sposobem udało jej się go przytrzymać. Coraz bardziej bała się drugiego Malfoya... bardziej niż kiedykolwiek tego prawdziwego. Pokój Życzeń opacznie zrozumiał jej wyobrażenie o Ślizgonie... albo wzmocnił jego najgorsze cechy.
— Malfoy... nie — poprosiła, widząc, jak szykuje się do walki. — Chodź, zgubmy go jak pozostałych... Nie wiem dlaczego, ale twój psychopatyczny sobowtór przeraża mnie bardziej niż wariat z piłą mechaniczną...
— Granger, schlebiasz mi. Jeszcze kilka takich komplementów i się zarumienię.
— Myślisz, że byłby dumny z takiego syna? A może ktoś inny powinien cię zastąpić? — sobowtór Malfoya w dalszym ciągu naigrawał się ze swojego pierwowzoru, napawając się tym, jak działają na niego jego słowa.
Arystokrata w końcu zdołał uwolnić się z uścisku Hermiony i ruszył wprost na swojego sobowtóra. Z pełnym impetem wpadł na niego, wymierzając silny cios w szczękę. Draco ponownie się zamachnął, jednak widmo najwyraźniej posiadało również jego umiejętności walki, gdyż złapało go za nadgarstek, wykręciło ramię i odepchnęło od siebie, zamieniając się z nim pozycjami.
Hermiona, widząc, że sobowtór chłopaka jest teraz bliżej niej, powoli przesunęła się w stronę współlokatora, jednak widmo nie zwracało na nią uwagi, całkowicie skupiając się na walce.
Ponownie rzucili się na siebie, wymierzając cios za ciosem, chcąc za wszelką cenę pokonać tego drugiego. W pewnym momencie zaczęli używać nóg do zadawania uderzeń, co szczerze przeraziło dziewczynę. Co innego widzieć okładanie się pięściami, a wbijanie z całej siły stopy w brzuch rywala. Nawet ich styl walki był identyczny, niekiedy brali zamach tą samą ręką i złączali je w połowie drogi do celu.
Gryfonka była tak zdenerwowana, że nawet nie czuła bólu z pogryzionej dolnej wargi. Nie miała pojęcia co robić, zwłaszcza gdy Ślizgoni przestali zawracać sobie głowę unikami i po prostu szli cios za ciosem, nie zwracając uwagi na swoje obrażenia. Byłaby pełna podziwu dla umiejętności współlokatora, gdyby nie sytuacja, w której się znajdowali. Jego, a właściwie ich ruchy, były płynne i miały w sobie pewnego rodzaju urok. Zupełnie jakby świadomość tego, jaką siłę posiada Draco, sprawiała, że czuła się bezpieczna.
Widząc, jak sobowtór przewraca arystokratę i przydusza go do ziemi własnym ciężarem, Hermiona zaczęła rozglądać się za jakąkolwiek bronią, by pomóc Draconowi. Schyliła się, by podnieść kamień i wyprostowała się, gotowa rzucić nim w widmo, jednak zamarła jak sparaliżowana. Blondyni tarzali się po ziemi, sprawiając, że Gryfonka kompletnie pogubiła się w tym, który był prawdziwym Draconem Malfoyem. Zupełnie nie wiedząc, co zrobić w tej sytuacji, wzięła zamach i wrzasnęła:
— Stop! Bo będę... strzelać — dokończyła niepewnie, zerkając ze zmieszaniem na kamień, jednak przyniosło to oczekiwany skutek. Chłopcy zamarli i spojrzeli na nią, nadal leżąc jeden na drugim.
— Malfoy...
— Tak? — odezwali się obaj z ciężkim od wysiłku oddechem.
Leżący pod spodem blondyn zmierzył niedowierzającym spojrzeniem bliźniaka.
— Jak śmiesz mnie udawać, parszywa podróbo?!
Hermiona biorąc to za wskazówkę, wymierzyła kamień w górującego chłopaka.
— Granger, nie! To ja jestem ten prawdziwy.
— Nie wierz mu, Granger! To ja jestem prawdziwy! Proszę, pomóż mi!
Gryfonka jęknęła, zupełnie gubiąc się w ich rozpoznaniu.
— Granger, pamiętasz, jak uciekaliśmy przed tubylcami? Niosłem cię na rękach, miałaś skręconą kostkę! Zrób coś wreszcie! — wydarł się podduszany Malfoy.
— Och, ty wredna gnido... Nie wierz mu! Jest MNĄ, to oczywiste, że ma moje wspomnienia!
— No nie wiem... — mruknęła Hermiona, zastanawiając się nad tym, czy wyimaginowane widmo rzeczywiście posiadałoby wspomnienia pierwowzoru.
Górujący Malfoy spiorunował dziewczynę spojrzeniem, przez co nieco rozluźnił uścisk. Drugi chłopak natychmiast to wykorzystał. Zrzucił z siebie blondyna i zacisnął dłonie na jego szyi.
— Granger zrób coś albo cię zabiję, ty cholerny pudlu! — wycharczał czerwony na twarzy Ślizgon.
To przechyliło szalę. Dziewczyna zamachnęła się i posłała kamień prosto w głowę wygrywającego Malfoya, który z cichym jękiem upadł na swojego rywala.
Draco, ciężko dysząc, zrzucił z siebie nieprzytomne ciało drugiego Ślizgona i ostrożnie wstał. Spojrzał na Gryfonkę, która niepewnie cofnęła się, na co chłopak przewrócił oczami.
— Skąd wiedziałaś, że ja to ja? — spytał, ocierając krew z rozciętej wargi.
Hermiona westchnęła z ulgą i podeszła do niego.
— Tylko ty, prosząc o pomoc, potrafisz grozić śmiercią, Malfoy.
Arystokrata wzdrygnął się i przeniósł wzrok z nieprzytomnego widma na współlokatorkę.
— Serio? Tylko po tym mnie rozpoznałaś? Tylko tyle dzieliło mnie od znokautowania kamieniem?
— A niby po czym innym miałabym cię poznać? — spytała obronnie Gryfonka, niemal wzruszając ramionami.
Uratowała go i jeszcze miał czelność narzekać.
— Jestem przystojniejszy. Mam prostszy nos. I jaśniejsze włosy — wyliczał Draco, wpatrując się w swoją kopię.
Dziewczyna w ostatniej chwili powstrzymała się od komentarza. Zerknęła w dół, co tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że widmo było w stu procentach identyczne.
— Chodźmy, zanim się obudzi — zdecydowała, delikatnie ujmując dłoń arystokraty, który ni stąd, ni zowąd zaczął się śmiać. — O co chodzi?
— Właśnie zdałem sobie sprawę, że skopałem sobie tyłek.
Hermiona pokręciła głową i pociągnęła za sobą chłopaka, pewna, że był zbyt długo przyduszany.
Nie musieli długo szukać wyjścia. Okazało się, że sobowtór Malfoya dopadł ich tuż przed nim. Po opuszczeniu labiryntu natychmiast rozłączyli dłonie i ruszyli ku schodom. Gryfonka westchnęła z ulgą i zaczęła wspinać się po stopniach.
— Nie ciesz się tak, Granger. A co, jeśli wróciliśmy do początku?
— Za żadne skarby nie wejdę tam ponownie — odpowiedziała, drżąc na samą myśl o ponownym spotkaniu z wesołą kompanią pod przywództwem Attyli.
Obawy Dracona okazały się bezpodstawne. Ich oczom ukazały się drewniane wrota ze srebrną, zardzewiałą klamką. Nie czekając ani chwili, rzucili się do drzwi, otworzyli je i znaleźli się w...
— Nasza łazienka? — zdziwiła się Hermiona, po czym zerknęła za siebie.
Przejście zniknęło, pozostawiając białe kafelki nienaruszone. Biorąc przykład ze współlokatora, wyjęła różdżkę i uleczyła niewielkie zadrapania na swoim ciele.
— Znasz zaklęcie, które może jakoś zablokować to przejście? — spytał po chwili, badawczo wpatrując się w ścianę, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowały się drewniane drzwi.
— Tak, ale nie widzę w tym sensu. To nie jest trwałe połączenie między Pokojem a naszą łazienką. Niemożliwe jest to, by ponownie się otworzyło...
— Taak? — zapytał przeciągle Ślizgon, unosząc jasną brew. — To wyobraź sobie, że podczas kiedy ty spokojnie załatwiasz swoją potrzebę, do środka wpada rudy kowboj, szaleniec z piłą mechaniczną, psychopata z nożem i pieprzony Hun Attyla, bynajmniej nie po to, by donieść ci rolkę papieru.
— Przekonałeś mnie.
Z wyciągniętą różdżką podeszła do ściany, mamrocząc pod nosem odpowiednią formułkę. W tym czasie Draco opuścił łazienkę i skonany padł na swoje łóżko. Nic w tym dziwnego, skoro nie zaznał snu od wielu godzin, biegając po labiryncie z bandą morderców. Słodki sen przejmował w objęcia jego wyczerpane ciało, kusząc umysł odpoczynkiem i krainą sennych...
— Chyba nie myślisz, że pójdziesz teraz spać, Malfoy? — zdziwiła się Hermiona, bezceremonialnie wpadając mu do pokoju.
Ślizgon głośno jęknął i uniósł głowę, by ledwo widzącymi oczami posłać jej oskarżycielskie spojrzenie.
— Nie patrz tak na mnie — kontynuowała, nie zważając na jego błagalną minę. — Musimy powiedzieć o wszystkim dyrektorce.
— Po co? — spytał, przewracając się na plecy i wyszarpnął kołdrę spod dziewczyny, gdy ta usiadła mu na brzegu łóżka.
Hermiona spojrzała na niego zaskoczona.
— Jak to po co? Ktoś tam może wejść i ich spotkać! A co jeśli Pokój ponownie zmieni życzenie ucznia w coś jeszcze gorszego?
Arystokrata przysłonił twarz ramieniem. Po chwili po pokoju rozniosło się ciche chrapanie.
— MALFOY!
— Rób, co chcesz, ale mnie do tego nie mieszaj. Brakuje mi jeszcze szlabanu... — wymamrotał sennie.
Dziewczyna, nie widząc innego sposobu na rozbudzenie współlokatora, wstała, zerwała z niego kołdrę i posłała na jego twarz strumień lodowatej wody.
Draco natychmiast poderwał się, a jego spojrzenie było idealną mieszanką zaskoczenia i chęci mordu.
— Nie powiem, że byłeś tam ze mną, ale musisz wrócić na siódme piętro i pilnować wejścia do Pokoju, by nikt tam nie wszedł.
— Jestem bardzo ciekaw, jak wyjaśnisz McGonagall to, że wylądowałaś z czterema facetami w labiryncie wyposażonym w ogromne łóżko i puchate kajdanki, Granger — warknął Draco, z przyjemnością obserwując zmieszanie współlokatorki.
Podszedł do komody i wyjął z niej czarny podkoszulek.
— Coś wymyślę.
— Bylebym nie pojawił się w twojej historyjce — mruknął, wychodząc z sypialni, jednak przy drzwiach zatrzymał się i zerknął na dziewczynę przez ramię. — A za Aguamenti jeszcze się zemszczę.
Hermiona z niepokojem przygryzła wargę, drżąc na samą myśl, co też jej współlokator wymyśli w ramach swojej zemsty. Potrząsnęła głową, próbując skupić się na swoim zadaniu i przeszła do swojej sypialni. Przykucnęła przy szkolnej torbie i wyjęła z niej zdjęcie znalezione w magazynie. Może to pomoże odwrócić uwagę od jej niezbyt składnej historii.

***

— Proszę?
— Noo... — zająknęła się Gryfonka, widząc zszokowaną minę dyrektorki.
Odchrząknęła i po raz kolejny przedstawiła swoją wersję wydarzeń. Nie mogła uwierzyć, że po części okłamuję McGonagall tylko po to, by uratować skórę Dracona.
— Patrolując siódme piętro, usłyszałam hałas. Pobiegłam w tamtą stronę i zobaczyłam wejście do Pokoju Życzeń. Zdołałam dobiec do drzwi, zanim zdążyły zniknąć. W środku zastałam labirynt i zgraję...
— Panno Granger, zapytam tylko raz: czy jest pani pewna, że to wszystko nie jest kolejnym głupim żartem...
— Malfoy nie ma z tym nic wspólnego. Źle się czuł i poszłam na patrol sama.
Dyrektorka natychmiast zerwała się z krzesła i, niemal biegnąc, wyszła z gabinetu, posyłając patronusa do swojego zastępcy i eksperta od czarnej magii. Minerva nie wykluczała, że Pokój był pod wpływem takich właśnie czarów.
— Czy ktoś teraz pilnuje wejścia? — spytała, oświetlając drogę różdżką.
Pod wpływem jej szybkich, energicznych kroków, poły szmaragdowego szlafroka łopotały za nią głośno.
— Tak, wysłałam tam Malfoya.
Gdy dotarły na miejsce zastały już tam wezwanych profesorów. Z trójki nauczycieli tylko Snape był ubrany w swoje codzienne czarne szaty.
— Możecie odejść — dyrektorka odprawiła uczniów i podeszła do Flitwicka i Snape'a, by podzielić się z nimi szczegółami.
— I? — spytał Ślizgon, gdy zeszli piętro niżej.
— Chcesz dobrą czy złą wiadomość?
— Złą... chyba nic gorszego już dzisiaj nie może mnie spotkać.
— Będziesz musiał pomagać mi z tym magazynem — wymamrotała szybko Gryfonka i zerknęła na niego.
— Granger! — syknął Draco, przystając na stopniu schodów.
Odwróciła się, by na niego spojrzeć i została oślepiona przez światło wydobywające się z jego różdżki.
— Spanikowałam! Popatrzyła na mnie i nie mogłam nic wykrztusić o Pokoju, więc zaczęłam rozmowę o magazynie, a później od nici do kłębka, przeszłam do labiryntu...
— Chcesz mi powiedzieć, że przez twój brak elokwencji co drugi wieczór w tygodniu będę spędzał w zatęchłym magazynie? — warknął, nadal celując w dziewczynę różdżką.
— Nie co drugi, tylko co najwyżej dwa razy w tygodniu — oznajmiła ochoczo, mając nadzieję, że uspokoi tym Ślizgona, jednak ten tylko jeszcze bardziej zmrużył oczy, zapewne myśląc nad tym, jak wymigać się od dodatkowego zadania, przy okazji odgrywając się na niej za próbę zorganizowania mu wolnych wieczorów.
— Pożałujesz tego, zobaczysz — ostrzegł ją, wznawiając wędrówkę do ich dormitorium. — Potrafię być naprawdę przykry, gdy zechcę...
— No tak, bo jak dotąd nie miałam okazji się o tym przekonać — wymamrotała bardziej do siebie niż do niego, zastanawiając się, czy jest jakikolwiek sens w tym, by położyć się spać.
Spojrzała na zegarek: za niecałe cztery godziny będzie musiała zejść na śniadanie i przygotować się do zajęć. Poczuła niemiły skurcz w żołądku na myśl o dzisiejszych zajęciach z panią Hooch. Co prawda pierwsze poważne szlify techniki latania miała już za sobą, jednak nie była pewna czy cokolwiek zapamiętała z lekcji, której udzielił jej współlokator. Bliskie spotkanie z bijącą wierzbą mogło wymazać jej z pamięci pewne istotne szczegóły.
Gdy tylko wrócili do dormitorium, chłopak zamknął się w swoim pokoju, najwyraźniej nie mając wątpliwości, czy jest jakikolwiek sens położyć się spać zaledwie na kilka godzin. Co najwyżej opuści pierwsze lekcje... albo kilka. Gryfonka czasami zazdrościła mu takiego podejścia do nauki... przynajmniej chodził wyspany i nikt nie zarzucał mu, że czasem wygląda jak szyszymora.
Westchnęła ciężko, widząc, jak Krzywołap wręcz domaga się porcji jedzenia, szurając swoją miską po podłodze. Dziewczyna stanowczo pokręciła głową, oznajmiając, że jej pupil jest jeszcze na diecie i to nie jest pora na kolejny posiłek. Wzięła go na ręce i weszła z nim do swojej sypialni, zastanawiając się, dlaczego jej kotu tak trudno jest wrócić do formy. Kocur nadal utrzymywał swoją wagę, pomimo zmiany karmy i zastosowania porcji zaleconych przez weterynarza. Położyła zwierzę na łóżku, ignorując jego błagalne spojrzenie i zaczęła przygotowywać się do krótkiego snu.
Wydawało jej się, że ledwo zdążyła zamknąć oczy, gdy obudził ją głośny dźwięk budzika. Omal nie poddała się pokusie zostania w łóżku i opuszczenia zajęć, jednak ochota na sen opuściła ją w momencie, gdy poczuła ostre pazury, wbijające się w jej odsłonięte stopy. Klnąc pod nosem, wyszła spod ciepłej kołdry i powłócząc nogami podeszła do miski, po czym napełniła ją specjalną karmą. Przez chwilę przyglądała się, jak jej pupil pochłania porcję jedzenia, choć tak naprawdę toczyła wewnętrzną walkę pomiędzy chęcią ponownego zakopania się w ogrzanej pościeli a wywiązaniem się ze swoich obowiązków i pójściem na zajęcia.
Nie wierząc, że to robi, wróciła do łóżka i opatuliła się kołdrą. Zanim ponownie zapadła w objęcia Morfeusza, usłyszała ciche skomlenie i drapanie w drzwi. Zakryła twarz poduszką, chcąc odizolować się od wszelkich dźwięków, jednak ujadanie Salazara stało się coraz bardziej natarczywe. Odrzuciła poduszkę i kołdrę, ponownie wystawiając ciało na nieprzyjemne zimno i otworzyła drzwi.
Pies powitał ją wesołym merdaniem ogonem, po czym złapał zębami za rękaw jej koszuli nocnej i poprowadził do sypialni swego pana. Gryfonka niepewnie zerknęła w stronę śpiącego arystokraty, mimowolnie się uśmiechając. O ile śpiący Malfoy do tej pory zawsze przypominał jej słodkiego aniołka, o tyle teraz trudy nocy spędzonej w labiryncie i zmęczenie organizmu było aż nadto widoczne. Chłopak leżał rozwalony na całym łóżku, z szeroko rozłożonymi rękami, nie wspominając już o otwartych ustach, na których błąkał się delikatny uśmiech.
Hermiona odwróciła wzrok i zajęła się Salazarem, napełniając miskę jedzeniem. Przykucnęła przy zwierzęciu i podrapała go za uszami, patrząc tępo przed siebie. Wiedziała, że nie uda się jej zasnąć... nie po takim poranku. Westchnęła ciężko i poszła do łazienki, by przygotować się do wyjścia.
Pół godziny później, wciąż ziewając, dotarła do Wielkiej Sali. Gdy tylko usiadła przy stole Gryfonów, humor popsuł jej Ron, oznajmiając, że ich pierwsza lekcja została odwołana.
Świetnie... po prostu wspaniale! To ja się tu zrywam, w środku nocy, niewyspana.... prawie nieżywa i teraz okazuje się, że to wszystko na nic?!”
— Ciężka noc? — spytał Harry, szczerząc zęby do swojej przyjaciółki.
Czyżby podejrzewał, że to ja i Malfoy ich nakryliśmy?” — pomyślała, badawczo przyglądając się Gryfonowi. Nie zauważyła nic, co mogłoby wskazywać na to, że chłopak wiedział o ich nocnej eskapadzie na szóste piętro.
— Tak, ciężki patrol — odpowiedziała, zanim zdążyła ugryźć się w język. Zauważyła, że teraz to on rzuca jej ukradkowe spojrzenia, pełne niepokoju i podejrzliwości. — Jak wykorzystacie wolną godzinę? — spytała, chcąc zmienić temat. Konieczność ucieczki przed grupą zabójców skutecznie odwróciła jej uwagę od odkrycia, jakiego dokonała razem z Malfoyem, jednak teraz wyrzuty sumienia z powrotem dały o sobie znać.
— Nic specjalnego... wrócimy do pokoju wspólnego. Musimy zastanowić się, kto zastąpi Ginny na meczu — oznajmił Ron. — Co prawda Pani Pomfrey twierdzi, że już za parę dni będzie można ją wybudzić, ale nie mamy pewności czy będzie w stanie grać.
— Twoja troska o jej stan zdrowia przypomina mi matczyną opiekę sklątek tylnowybuchowych....
— Ale przecież matki pożerają swoje młode... — celnie zauważył Harry.
— No właśnie — skończyła dobitnie, miażdżąc rudowłosego spojrzeniem.
Chłopak, nie kończąc przeżuwania, oznajmił:
— Hermiono, daj spokój. Jaki jest sens koczować przy jej łóżku, kiedy wiadomo, że nic jej nie będzie. Po prostu śpi.
Jedyną odpowiedzią Gryfonki było ciche prychnięcie.
— To co? Wpadniesz do nas?
Gryfonka już miała się zgodzić, gdy do Wielkiej Sali wleciała sowa i zrzuciła przy nich trzy beżowe koperty. Gdy Hermiona podniosła tę zaadresowaną do siebie, zauważyła delikatne srebrne wzory, które zdobiły kopertę. Wymieniła z przyjaciółmi zaskoczone spojrzenia i z ciekawością zajrzała do środka. Wyjęła zawartość i gdy tylko przeczytała początek wiadomości, na jej usta wpłynął szeroki uśmiech.

Zaproszenie
Mamy zaszczyt zaprosić W.P. Hermionę Jean Granger na uroczystość przyjęcia przez Edwarda Remusa Lupina Chrztu Świętego, dnia 13 lutego o godzinie 14:00 w domu rodzinnym.

— To już? — spytał Harry zduszonym głosem.
Hermiona spojrzała na niego z zaskoczeniem. Spodziewała się, że będzie się cieszył z tego, że zobaczy swojego przyszłego chrześniaka.
— To nie tak... — mruknął, widząc pytające spojrzenia dwójki przyjaciół. — Ja nawet nie wiem, jak to się odbywa u czarodziejów. Muszę wypożyczyć jakieś książki, przygotować się, znaleźć prezent, kupić garnitur... nie, lepsza będzie szata wyjściowa, prawda?
— Harry, nie panikuj — zaśmiał się Ron, wkładając zaproszenie z powrotem do koperty. — Po pierwsze masz jeszcze dużo czasu, prawie miesiąc. Po drugie, po co ci książki? Masz mnie.
— Racja — przytaknął Gryfon wyraźnie spokojniejszy.
— Co do ubrania, to wszystko jedno, w czym się pojawisz. Możesz nawet przyjść nago.
— Ron! — zrugała go Hermiona, czym rozbawiła chłopców.
— Przecież żartowałem. Ale jeśli chodzi o prezent, to na mnie liczyć nie możesz.
— Ja pomogę. Na pewno coś znajdziemy w Hogsmeade — zaproponowała pani prefekt.
Cieszyła się z tego, że relacje między ich trójką wracają do normy. Ron nie patrzył na nią spode łba za każdym razem, gdy rozmawiała z innym chłopakiem. Wyjątek stanowił Malfoy.
— Idziemy?
Gryfonka już miała się zgodzić, gdy jej wzrok zatrzymał się na długich blond włosach dziewczyny przechodzącej wzdłuż stołów. Powolnym krokiem przechadzała się po sali, rozdając uczniom nowy numer „Żonglera”.
— Przyjdę później — wymamrotała niewyraźnie, podnosząc się z ławki.
Hermiona ostatnio czuła, że zaniedbuje przyjaciół, skupiając się na nauce i dodatkowych zadaniach, jakich sama sobie dodała. O ile z Harrym i Ronem widywała się na niemal każdej lekcji i w pokoju wspólnym, o tyle z Luną ostatnio prawie w ogóle nie miała kontaktu. Przypominając sobie jej prośbę, ruszyła do Krukonki, by pomóc jej z zadaniem z numerologii. Po niezbyt udanych korepetycjach udała się do pokoju wspólnego Gryffindoru, cały czas rozmyślając o zadaniu Luny. Przy interpretacji ciągu liczb wyszły im same sprzeczności i Hermiona zastanawiała się, czy aby na pewno dobrze wszystko wytłumaczyła.

***

Czuła, że to będzie zły dzień. Przygoda w labiryncie, niewyspanie się, tona pracy domowej, testy zapowiadane na przyszły tydzień... jednak najgorsze los zostawił dla niej na koniec. Stała i tępo wpatrywała się w profesor Hooch, która zachwiała jej światem, radośnie oznajmiając, że dziś czeka ich test i pierwsze przymiarki do toru przeszkód.
Tor przeszkód? Mamy styczeń!” — zaprotestowała w duchu, jednak nie odważyła się podważać autorytetu surowej nauczycielki. Bała się, że w ramach kary kobieta urozmaici im zajęcia o dodatkowe atrakcje.
Rozejrzała się po sali. Pozostali uczniowie raczej nie podzielali jej obaw i niechęci do dzisiejszych ćwiczeń. Zwłaszcza Ślizgoni wydawali się być zadowoleni z tego, że przechodzą do sportów czarodziejów i zostawiają za sobą „śmieszne gry mugoli”. Serce biło jej mocniej na samą myśl, że lada moment dosiądzie miotły. A co jeśli naprawdę nic nie pamięta z lekcji ze współlokatorem, zrobi z siebie idiotkę i na dodatek się połamie? Nie mówiąc już o stopniu, jaki dostanie za swoje podniebne popisy.
Dziewczyna, zauważając, że uczniowie ustawiają się pod ścianą, dołączyła do grupy Gryfonów. Nie wiedziała, co teraz nastąpi, bo przestała słuchać nauczycielki, gdy tylko ta wspomniała o torze przeszkód.
Może to i lepiej”.
Podczas gdy Hermiona pogrążyła się w ponurych myślach, profesor Hooch wyczarowała w sali ławki. Mamrocząc pod nosem, próbowała ustawić je tak, by uczniowie nie mogli spisywać od siebie odpowiedzi, jednak koniec końców musiała pogodzić się z tym, że będzie musiała chodzić po klasie, pilnując ich. Nie byłoby problemu, gdyby ogromna sala, w której zazwyczaj ćwiczyli, nie została zapaskudzona łajnobombami. Nauczycielka postanowiła usadzić ich parami Gryfon—Ślizgon, zakładając, że uczniowie z nielubiących się domów nie będą się kontaktować. I tak oto po dziesięciu minutach Hermiona wylądowała w ławce razem z Draconem, który rozsiadł się niedbale, zarzucając jedno ramię na oparcie jej krzesła. Drugą dłonią wystukiwał palcami o blat niezwykle irytujący ją rytm.
— Mógłbyś przestać? — spytała cicho, nie mogąc ukryć podenerwowania związanego z nadchodzącym testem.
Jego jedyną odpowiedzią był mały, kpiący uśmieszek.
Zrezygnowana Gryfonka westchnęła i zaczęła zastanawiać się, jakiego rodzaju pytania będą na teście. Z techniki latania? A może z Quidditcha? Był to pierwszy sprawdzian, na który była kompletnie nieprzygotowana i jedno wiedziała na pewno: dołoży wszelkich starań, by ta sytuacja nigdy się nie powtórzyła. Uśmiech sąsiada z ławki wyraźnie sugerował jej, że arystokrata dobrze wie, co dzieje się w jej głowie.
— Możecie zaczynać.
Hermiona przewróciła leżący przed nią plik pergaminów i przebiegła wzrokiem pierwszą stronę. Wytrzeszczyła oczy i głośno przełknęła ślinę.

1. Wykonując manewr wymijający, lecąc na wysokości stu pięćdziesięciu stóp, należy:
a) przechylić trzonek miotły w pożądanym kierunku i lekko pochylić się w przód,
b) przechylić trzonek miotły w przeciwnym do pożądanego kierunku, lekko pochylając się w przód,
c) odchylić trzonek miotły i przechylić ciało w pożądanym kierunku,
d) odchylić trzonek miotły i przechylić ciało w odwrotnym do pożądanego kierunku.

Świetnie” — pomyślała, nie mając żadnego pojęcia, która z odpowiedzi jest poprawna. Przewróciła kilka stron. Po pytaniach związanych z techniką lotu znajdował się zestaw pytań z Quidditcha. Postanowiła zacząć właśnie od nich.

1. Odbijając tłuczek w stronę przeciwnika, należy pamiętać o:
a) Lekkim, kolistym ruchu nadgarstka, by zapobiec kontuzji,
b) Przechyleniu miotły w stronę w którą posyłamy tłuczek,
c) Przechyleniu miotły w stronę przeciwną, do tej, w którą posyłamy tłuczek,
d) żadna z odpowiedzi nie jest poprawna.

Przez całe dziesięć minut szukała pytania, na które znałaby odpowiedź. Wyłowiła wzrokiem te, które wydawały się prostsze i zaznaczyła odpowiedzi, które według niej były poprawne, jednak nie mogła wyzbyć się uczucia, że pytania były podchwytliwe.
Zerknęła na siedzącego obok Ślizgona. Leniwym ruchem dłoni wypełniał ostatnią stronę. Wydawał się znudzony.
No tak... dla niego to banalnie proste.”
Zmarszczyła brwi, gdy po raz pierwszy pomyślała o tym, by spisać od kogoś odpowiedzi. Natychmiast odtrąciła od siebie tę myśl. Owszem, jej sytuacja była beznadziejna, jednak nie chciała zniżać się do tego poziomu.
Zamarła, napotykając spojrzenie arystokraty, który zorientował się, że jest obserwowany. Powoli uniósł brew i z perfidnym uśmiechem odsunął od niej swój plik pergaminów. Hermiona zgromiła go wzrokiem i prychnęła pod nosem, by niemo powiedzieć mu: „Myślisz, że potrzebuję twoich głupich odpowiedzi?”
Wpadła w panikę, gdy coraz więcej osób zaczęło odkładać pióra, podczas gdy ona nie wypełniła nawet połowy, zupełnie nie mając pojęcia, czy to, co zdążyła napisać, było poprawne.
W sumie... jedno zerknięcie nic nie zaszkodzi... Tylko jedna odpowiedź” — postanowiła Gryfonka z obrzydliwymi wyrzutami sumienia.
Zerknęła na kartę odpowiedzi Malfoya. Wyłowiła wzrokiem odpowiedź na pytanie szesnaste i zerknęła na swoją kartę. Wydawało jej się, że jej wersja była poprawna, jednak arystokrata zaznaczył inny podpunkt, co tylko jeszcze bardziej podniosło jej ciśnienie.
A jeśli inne też są złe? Godryku, nie ukończę Hogwartu przez głupi test z latania!”
Hermiona naprawdę próbowała oprzeć się chęci, by jeszcze raz zerknąć na pracę współlokatora, w końcu wizja nieukończenia szkoły zwyciężyła i zmusiła ją do podjęcia konkretnych działań. Delikatnie pochyliła się w lewo i szybko przejrzała kartę odpowiedzi blondyna. Zdążyła dojść zaledwie do piątego pytania, gdy Draco zorientował się, co się dzieje i z premedytacją zasłonił swoją pracę, kładąc na pergaminie przedramię.
Zamarła, przyłapana na gorącym uczynku. Powoli wyprostowała się i z czerwonymi policzkami spojrzała w stalowe oczy.
— Miss Doskonałości oszukuje? — szepnął szyderczo Draco, uśmiechając się z wyższością. — Rozczarowujesz mnie, Granger — dodał, patrząc, jak dziewczyna zapada się w sobie.
— Malfoy, natychmiast daj mi ściągnąć — syknęła katem ust, zerkając na profesor Hooch.
Zaśmiał się cicho.
— Coś za coś, Granger. Myślisz, że tak po prostu dam ci się wykorzystać? Mam swoją godność.
— Czego chcesz? — spytała zrezygnowanym tonem.
Spojrzała na niego błagalnie, prosząc o jak najłagodniejszy wyrok.
Arystokrata, udając zamyślenie, pogładził się dłonią po podbródku. W jego oczach tańczyły iskierki rozbawienia.
— Przez miesiąc odrabiasz za mnie prace domowe — powiedział, z uśmiechem, obserwując, jak szczęka Gryfonki niemal upada na ławkę.
— Żartujesz, prawda? — spytała z nadzieją i skrzywiła się, gdy Ślizgon pokręcił głową. — Co powiesz na dwa tygodnie?
— Nie ma mowy, Granger.
— Na Merlina, Malfoy, zobaczże człowieka w człowieku...
— Moja wiedza ma swoją cenę — uparcie trwał przy swoim.
— Co powiesz na moją tymczasową wdzięczność? — wyszeptała Hermiona, gdy nauczycielka ruszyła w ich stronę.
— Wyjaśnij, proszę, co rozumiesz przez słowo wdzięczność — odszepnął Draco, charakterystycznie unosząc brwi.
Gryfonka zatrzęsła się z oburzenia. I ona poprosiła go o pomoc?!
Jak ja się stoczyłam” — pomyślała, odsuwając się na sam koniec ławki z dala od Malfoya i jego głupich odpowiedzi. Nie mogła uwierzyć, że tak się wystawiła na jego ataki. Powróciła do rozwiązywania testu, czując presję kończącego się czasu.
Niemal podskoczyła, gdy Ślizgon nachylił się i wyszeptał wprost do jej ucha:
— Trzy tygodnie, Granger — po czym podsunął jej dyskretnie pergamin, by mogła spisać jego odpowiedzi.
Ignorując gęsią skórkę na swojej szyi, dziewczyna uniosła głowę znad testu i zerknęła na chłopaka, po czym niemal niedostrzegalnie skinęła głową, nie zastanawiając się zbytnio, dlaczego odpuścił jej ten jeden tydzień.
Pani Hooch po raz ostatni zerknęła na zegarek i oznajmiła, że czas przeznaczony na sprawdzenie ich wiedzy teoretycznej właśnie dobiegł końca. Machnęła różdżką, przywołując do siebie testy uczniów i oznajmiła:
— Macie piętnaście minut na przebranie się w coś odpowiedniejszego. Widzimy się w sali wejściowej. I lepiej, żebym nie musiała na nikogo czekać — dodała, patrząc na nich srogo.
Uczniowie poderwali się ze swoich miejsc i wyszli z sali, wypełniając polecenie nauczycielki. Gryfonka dogoniła swojego współlokatora i zapytała zduszonym od wysiłku głosem:
— W co mam się ubrać?
Ślizgon zwolnił kroku, rzucając dziewczynie przelotne spojrzenie, lustrując ją przy tym od stóp do głów. Przyspieszył tak, że musiała niemal biec, po czym oznajmił:
— Jak dla mnie, Granger, to możesz nawet pójść nago. I tak nic nie odwróci uwagi od twojego braku umiejętności latania.
Hermiona zmrużyła gniewnie oczy, jednak powstrzymała się od rzucenia jakiejkolwiek złośliwej uwagi. Gdy dotarli do dormitorium, weszła za Ślizgonem do jego sypialni.
— Malfoy, ja pytam poważnie. Co byś ubrał na moim miejscu? — spytała, nie przejmując się tym, że chłopak ją ignoruje, wyjmując swój strój do Quidditcha.
Skrzyżowała ręce na piersi i cierpliwie czekała na odpowiedź, nie dając się spłoszyć zachowaniem Ślizgona. Chłopak, bez żadnego skrępowania, zdjął koszulkę i odrzucił ją na łóżko.
— Pytasz, co bym założył, gdybym był tobą? — zapytał w końcu, czym wywołał nikły uśmiech na twarzy dziewczyny. — Worek na głowę — dodał, sprawiając, że wyraz jej twarzy diametralnie się zmienił. Rzuciła mu ostatnie rozzłoszczone spojrzenie, okręciła się na pięcie i wyszła z pokoju, nie zapominając o tym, by wyrazić swoje niezadowolenie poprzez kłapnięcie drzwiami.
Zadowolony z siebie Ślizgon uśmiechnął się, jednak po chwili zaczął się zastanawiać, czy nie wzięła jego słów na poważnie. Co innego droczenie się, a co innego obrażanie się za niewinne żarty.
Prychnął pod nosem, przyłapując się na tym, że zastanawia się, czy tym razem nie przesadził.
I co? Może jeszcze powinienem pójść i ją przeprosić? I jeszcze kwiaty dać?!”
Założył swój strój do Quidditcha i wyszedł z sypialni z zamiarem udania się do sali wejściowej, jednak zatrzymał się przed drzwiami do pokoju współlokatorki. Łóżko pokryte było porozrzucanymi ciuchami, do których co jakiś czas dołączały kolejne elementy garderoby. Chłopak westchnął ciężko, wszedł do środka i podszedł do dziewczyny, która ze zbolałą miną stała przed swoją szafą.
— Wyjdź stąd, Malfoy. Poradzę sobie bez twoich wartościowych rad — oznajmiła, niepokojąco załamującym się głosem.
Arystokrata spojrzał na nią i zaklął w duchu, widząc jej zaszklone oczy. Zdobył się na wyniosły i władczy ton i powiedział:
— Daruj sobie i przestań się o wszystko obrażać. Nawet pożartować przy tobie nie można, bo od razu wszystko bierzesz na serio — po czym, nie czekając na pozwolenie, zaczął przeglądać ciuchy Gryfonki.
Wyjął luźne dżinsy, podkoszulek i grubą zieloną bluzę z kapturem i podał je dziewczynie. Zanim wyszedł z pokoju, zerknął na zegarek i oznajmił:
— Tylko się pospiesz, mamy jeszcze siedem minut — po czym chwycił za klamkę i otworzył drzwi.
— Malfoy... zaczekaj — odezwała się nagle Hermiona, robiąc krok w stronę chłopaka. — Dziękuję.
— Nadal twierdzę, że lepiej byłoby, gdybyś pojawiła się na boisku nago. Może nawet miałabyś szansę uniknąć kompromitacji, po tym, jak wszyscy obecni oślepliby na twój widok? — rzucił z perfidnym uśmieszkiem, jednak tym razem dziewczyna tylko wywróciła oczami i rzuciła w niego poduszką.
Draco nie dał się zaskoczyć i niemalże od niechcenia złapał rzucony w niego przedmiot. Powolnym krokiem podszedł do dziewczyny i, puszczając do niej oczko, powiedział:
— Serio, zastanów się nad tym — po czym odrzucił poduszkę na łóżko i skierował się do wyjścia.
Zanim wyszedł z pokoju, spojrzał na zegarek i dorzucił:
— Sześć minut.
Chwilę później Gryfonka wyszła ze swojej sypialni, przygotowana do praktycznej części dzisiejszych zajęć z profesor Hooch. Zaskoczył ją widok, czekającego na nią Ślizgona.
— Jakieś ostatnie porady? — spytała, gdy byli w połowie drogi do celu.
— Postaraj się nie zlecieć z miotły i radziłbym omijać bijącą wierzbę — odpowiedział, nie mogąc powstrzymać uśmiechu na wspomnienie szczerbatej Gryfonki.
Przyspieszył kroku, zostawiając ją w tyle i dołączył do grupy Ślizgonów.
Hermiona stanęła obok Neville'a, zdając sobie sprawę z tego, że nie jest jedyną osobą, którą perspektywa przygotowanego przez profesor Hooch toru przeszkód napawa lękiem. Nauczycielka wyprowadziła ich z zamku, zatrzymując się dopiero przy składziku na miotły. Hermionie przypadł stary model Zmiatacza, który lata świetności miał już dawno za sobą. Czując się coraz mniej pewnie, ruszyła za grupą uczniów na boisko.
— Na początek chcę sprawdzić wasze ogólne umiejętności prowadzenia miotły — oznajmiła pani Hooch, przyglądając się grupce uczniów. — Wzniesiecie się na wysokość dwudziestu stóp i okrążycie boisko, dostosowując prędkość do możliwości technicznych swojej miotły. Pamiętajcie o równowadze i odpowiednim chwycie, niwelującym drżenie trzonka...
— Nie dusić króliczka... nie dusić...
— Tak, panno Granger?
Dziewczyna zarumieniła się ze wstydu, gdy zdała sobie sprawę z tego, że wypowiedziała te słowa na głos. Wymamrotała tylko ciche przeprosiny i odwróciła wzrok, ignorując Dracona, który uderzył się otwartą dłonią w czoło. Miała poważniejszy problem niż to, czy jej współlokator uważał ją za kompletną idiotkę.
Na komendę nauczycielki pierwsza grupa uczniów wzniosła się w powietrze, wykonując kilka okrążeń wokół boiska. Dziewczyna przyglądała się temu z coraz większym niepokojem. Jedynie fakt, że latała już na wiele większej wysokości, dodawał jej niewielkiej otuchy. Przełknęła ślinę, gdy usłyszała gwizdek pani Hooch, oznajmiający, że przyszedł czas na następną grupę.
Pozostali uczniowie ustawili się w rzędzie, czekając na polecenie startu. Gryfonka wzięła ostatni uspokajający oddech i wzbiła się w powietrze.
Gdy tylko jej stopy oderwały się od bezpiecznego podłoża, zapragnęła z powrotem się na nim znaleźć. Wznosiła się powoli, czując niespokojne drżenie miotły. Bojąc się stracić równowagę, ścisnęła mocniej trzonek, niemalże wpadając na innego ucznia. Powtarzając sobie, że z każdą chwilą jest coraz bliżej celu, rozpoczęła okrążenie boiska, starając się nie zwracać uwagi na śmiechy innych uczniów. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak musi wyglądać, lecąc z prędkością pięciu mil na godzinę, kurczowo trzymając się krawędzi miotły. Miała wrażenie, że trzonek zaraz pęknie pod jej rękami, rozsadzony przez coraz mocniejsze wibracje.
— Króliczek — usłyszała, czując na swojej szyi ciepły oddech Ślizgona, który chwilę później popędził przed siebie, zostawiając ją samą.
Hermiona przypomniała sobie lekcję, której jej udzielił i nieco rozluźniła chwyt. Miotła od razu się uspokoiła, wracając do płynnego lotu. Podniesiona na duchu dziewczyna nieco przyspieszyła, choć i tak ukończyła zadanie w żółwim tempie przez nie najlepszy stan szkolnej miotły. Gdy usłyszała gwizdek, przechyliła nieco trzon Zmiatacza, delikatnie i stopniowo zbliżając się do ziemi. Zdobyła się na delikatny uśmiech dopiero wtedy, gdy obie jej stopy wylądowały pewnie na ziemi. Uśmiech dziewczyny poszerzył się, gdy zobaczyła, jak jej współlokator patrzy na nią z dumą. Gdy ich spojrzenia się spotkały, zaklaskał kilka razy w dłonie.
Hermiona uśmiechnęła się do niego szeroko, nie zagłębiając się w rozmyślenia, dlaczego jego duma z jej osiągnięcia aż tak dodawała jej skrzydeł. Bała się, do jakich wniosków mogłaby dojść. Że jakaś jej część polubiła te ich potyczki i zgrywania. Że polubiła jego obecność. I wreszcie: że jego aprobata, choćby w tak banalnej sprawie, sprawiała, że czuła się bardziej wartościową dziewczyną. Przecież już dawno przestała przejmować się statusem swojej krwi i tym, jak ludzie na nią patrzą... a potrafili to robić naprawdę bezlitośnie. Ludzkie spojrzenie ma to do siebie, że w krótkiej chwili może zburzyć całą pewność siebie budowaną przez lata.
— Nie sądziłem, że Granger całkiem nieźle lata na miotle... Ciekawe, kto ją tego nauczył?
Draco wzdrygnął się, słysząc głos przyjaciela i spojrzał na Blaise'a, w końcu przerywając kontakt wzrokowy ze stojącą parę metrów dalej Gryfonką. W duchu dziękował Zabiniemu za jego interwencję. W przeciwnym wypadku mógł dalej tak stać i okazywać współlokatorce coś na kształt sympatii.
Draco skrzywił się, widząc głupi uśmiech na twarzy przyjaciela.
— No co? — spytał obronnie. — Musiałem coś zrobić. Człowiek może popaść w depresję, słysząc te jej ciągłe jęki...
— Oczywiście — powiedział słodko Blaise. — Nie prościej powiedzieć, że ją lu... tolerujesz — dokończył nieskładnie, widząc mordercze spojrzenie blondyna. — Tak troszeczkę, odrobinkę? Niemalże wcale?
Blondyn prychnął pod nosem i wrócił spojrzeniem do dziewczyny, jednak w jego oczach nie pozostało nic ze wcześniejszej dumy.
— Dzień, w którym polubię szlamę, będzie moim ostatnim.
Hermiona stała jak sparaliżowana, widząc lodowate spojrzenie, jakim obdarzył ją jej współlokator. Nie mogła zrozumieć, co się nagle zmieniło. W jednej chwili niemal niezauważalnie odwzajemniał jej uśmiech, by w następnej zmrozić ją surowym wzrokiem.
Zmarszczyła brwi, gdy arystokrata odwrócił się i razem z Zabinim dołączyli do reszty Ślizgonów. Blondyn coś powiedział, po czym cała grupa wybuchła śmiechem. Miała niemiłe wrażenie, że jest powodem ich wesołości.
— Dobrze ci poszło.
Hermiona w końcu odwróciła od nich wzrok i uśmiechnęła się do Neville'a. Razem z nim podeszła do Gryfonów, do osób, które nigdy by jej nie wyśmiały. Podczas rozmowy, dziewczyna sprawiała wrażenie nieobecnej. Dopiero gdy ta zeszła na temat testu z teorii, zaangażowała się w konwersację. Miała wyrzuty sumienia, że tak oszukała siebie, nauczycielkę i resztę kolegów, zobowiązując się do odrabiania prac współlokatora. Postanowiła, że poprosi profesor Hooch, by mogła jeszcze raz zmierzyć się z testem. Powtórzy cały materiał, nie pomijając żadnego, nawet najmniejszego zagadnienia, by z czystym sumieniem móc mówić o swojej ocenie.
Razem z przyjaciółmi ruszyła do składzika, odłożyła miotłę i wróciła do zamku, zmarznięta i przemoczona. Jednym ruchem różdżki osuszyła włosy i ubrania, po czym pożegnała się z grupą Gryfonów i skierowała się ku schodom wiodącym na czwarte piętro. Odwróciła się, słysząc swoje imię.
— Hermiona! Hermiona, czekaj!
W jej stronę biegł Harry, przeskakując po dwa stopnie na raz. Gdy w końcu dotarł do swojej przyjaciółki, oparł dłonie na kolanach, próbując złapać oddech.
— O co chodzi?
— Ginny... wybudzają ją — wysapał, prostując się, gotowy do kolejnego zabójczego biegu.
Chwilę później razem z Ronem siedzieli przy łóżku Ginny i wysłuchiwali jej narzekań. Gryfonka była niezadowolona ze swojego pobytu w skrzydle i martwiła się, że nie będzie mogła zagrać w nadchodzącym meczu. Z naburmuszoną miną wysłuchała wykładu Harry'ego, wdała się w niegroźną kłótnię z bratem, raz po raz zapewniając Hermionę, że wszystko jest z nią w porządku. Po godzinie pani Pomfrey wyszła ze swojego gabinetu i niemalże wypchała ich na korytarz. Nim pielęgniarka zamknęła drzwi, Ginny zdążyła zawołać:
— O, Harry! Dzięki za uratowanie mi tyłka!
Gryfon zamrugał, zdezorientowany, i w końcu powiedział:
— To nie ja.
— A kto?
Nie zdążył odpowiedzieć. Pani Pomfrey poleciła im, by odwiedzili przyjaciółkę jutro i w końcu zamknęła drzwi do skrzydła szpitalnego. Trójka przyjaciół wymieniła spojrzenia i wzruszyła ramionami. Starsza pielęgniarka była zwolenniczką surowego przestrzegania zasad i przez te osiem lat zdołali się do tego przyzwyczaić.
Hermiona wróciła do dormitorium, wzięła szybki prysznic i przebrała się w spódniczkę i gruby, wełniany sweter. Wyjęła z „pudła Malfoya” krem i w pośpiechu nałożyła go na suche od mrozu dłonie. Tak przygotowana zeszła na dół i udała się do Wielkiej Sali. Gdy usiadła przy stole, Harry i Ron pogrążeni byli w rozmowie, dotyczącej ewentualnego zastępcy Ginny w meczu przeciwko Ślizgonom. Dziewczyna z uśmiechem pokręciła głową i nałożyła sobie na talerz porcję grzanek. Zupełnie nie rozumiała tej fascynacji sportem. Szukając dla siebie zajęcia, wzięła do ręki leżący obok egzemplarz Proroka Wieczornego.
— O mój...
Chłopcy przerwali rozmowę i spojrzeli na Hermionę, słysząc jej ochrypły szept. Dziewczyna kurczowo trzymała strony gazety, aż ta pomięła się po brzegach. Szeroko otwarte bursztynowe oczy lustrowały tekst linijka po linijce. Gryfonka zareagowała dopiero po kilku nawoływaniach przyjaciół.
— Morderstwo. Znaleziono ciało młodego mężczyzny — wymamrotała niewyraźnie i podała im gazetę.
Harry i Ron wymienili spojrzenie i nachylili się nad Prorokiem Wieczornym.

Znaleziono kolejne ciało. Tym razem przerażającego odkrycia dokonano w małej wiosce Hangton. Wstępne badania wykazały, iż mężczyzna był martwy od co najmniej dwóch tygodni. Ciało odnalazł, pracujący w gospodzie „Pod skrzydłem hipogryfa”, Eric McGold.
Biedaczek był kompletnie nie do poznania, tak go załatwili — mówi w rozmowie z naszym reporterem. Dodaje, że nad miejscem, w którym leżało ciało, widniał Mroczny Znak, co potwierdzają relacje pozostałych świadków.
Pojawienie się Mrocznego Znaku natychmiast wywołało spekulacje na temat powrotu Śmierciożerców. Możliwe jest bowiem, iż ci, których do tej pory nie postawiono przed obliczem sprawiedliwości, zaczynają łączyć się w małe grupki i próbują na powrót siać postrach. Zapytany o to szef biura aurorów uspokaja:
Nie ma powodu do paniki. Ministerstwo Magii już dawno powołało do życia specjalną grupę, która ma za zadanie wyłapywanie nieschwytanych popleczników Sami Wiecie Kogo. Do tej pory odnaleziono i osadzono w Azkabanie dziesięciu Śmierciożerców.
W ciągu tygodnia odbędzie się identyfikacja ofiary.

Siedziałam i w milczeniu wpatrywałam się w artykuł. Moje ciało i umysł oddzieliły się od siebie, tworząc dwa osobne byty, działające w zupełnie innym rytmie. Czułam się tak, jakby pierwsze z nich doskonale wiedziało, co się stało, natomiast rozum nie zdołał jeszcze połączyć wszystkiego w całość. Dziwne, bo zazwyczaj jest na odwrót, prawda?
Serce przyśpieszyło pracę, niemal boleśnie tłukąc się w klatce piersiowej. Nie mogłam nic przełknąć ani powiedzieć. Straciłam kontrolę nad moim ciałem. To nie ja nim rządziłam, ale dziwna, potężna siła, której nie miałam odwagi stawić czoła. Poddałam się temu, jednak wiedziałam, że postępuję właściwie. Nienaturalnie spokojna patrzyłam, jak moja ręka, bez wyraźnego rozkazu z mojej strony, przewraca strony gazety, aż nie wróciła na sam początek. Oczy, jakby przyciągane niewidzialnym magnesem skierowały się ku lewemu górnemu rogowi strony, gdzie drobnymi literami wydrukowana była dzisiejsza data.
„15 stycznia...”
Wstałam i powolnym, acz stanowczym krokiem ruszyłam ku wyjściu z Wielkiej Sali. Nie wiedziałam, dokąd niosą mnie nogi, ale w dalszym ciągu byłam spokojna i pogodzona z tym, że zostałam odsunięta na boczny tor. Strach poczułam dopiero, gdy weszłam do sali wejściowej. Wiedziałam. Umysł w końcu dogonił ciało. Chciałam krzyczeć, chciałam płakać, ale nadal nie miałam nad sobą władzy. Nie chciałam tam iść, bo już wiedziałam, co odkryję. Nie wiedziałam tylko czyje zdjęcie zostało oznaczone.
— Luna, poczekaj!
Nie odpowiedziałam. Nawet się nie odwróciłam. Nie mogłam tego zrobić. Po moim policzku spłynęła łza, ale tylko jedna, bo tylko na tyle mi pozwolono. Skręciłam, nieuchronnie zbliżając się do gabloty numer 6. Zatrzymałam się tuż przed nią, jednak nie śmiałam na nią spojrzeć. Po prostu stałam, nie mając odwagi otworzyć oczu. Nagle poczułam, jak tajemnicza magia mnie opuszcza i znowu mogę kontrolować swoje odruchy. Prosiłam w duchu, by to wszystko okazało się kolejnym koszmarem. Nie chciałam tam być, czułam, że odkryję coś strasznego. Zacisnęłam dłonie, aż paznokcie wbiły się w skórę i powoli uniosłam powieki. Na zdjęciu Lee Jordana widniał X wymalowany krwistoczerwoną mazią. Krzyknęłam. Głośno.

***

Miał być wczoraj, ale spóźniłyśmy się czterdzieści minut (za możliwe błędy przepraszamy, ale ledwo widzimy na oczy).
Czy ktokolwiek obstawiał, że to Luna okaże się być naszą wieszczką? Przyznać się xp
Trudne było pisanie jej wizji, nie wyjawiając nawet płci śniącego, ale mamy nadzieję, że niespodzianka Wam się podobała.
Co do obecności Chucka Norrisa w labiryncie: spierałyśmy się o to, mając na uwadze prawa magii, jednak Cookie stwierdziła, że (uwaga, cytat): "Chuck Norris nie jest schabowym i może się pojawić w Hogwarcie! Proste? Proste!"
Do następnego!

24 komentarze:

  1. Widzę, że jestem pierwsza:) Nie ważne, jest to mój pierwszy komentarz na waszym blogu, ponieważ zaczęłam go czytać wczoraj. Całą noc czytałam, aż wreszcie skończyłam nastawiona na to, że będę musiała czekać na kolejny rozdział, a tu takie miłe zaskoczenie! Wasz blog jest cudowny! Zakochałam się, Draco jest pokazany w taki sposób, że aż chce się go zjeść (uwielbiam go w wersji, kiedy jest mega zły i w ogóle). Świetny pomysł z turniejem, rozdziały naprawdę długie, aż się przestraszyłam kiedy zaczęłam czytać rozdział o godzinie pierwszej a skończyłam o drugiej! W niektórych momentach nie mogłam przestać się śmiać, co w tak późnych godzinach nocnych jest nie za bardzo mile widziane :D Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały i zapraszam również do mnie. Przed chwilą dodałam trzynasty rozdział :)
    http://hermiona-draco-ogien-i-woda.blogspot.com/
    Życzę ogromnej weny! Piszcie dalej, bo naprawdę potraficie! Jesteście cudowne <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram koleżankę z całego serca!

      Usuń
  2. Gratuluję talentu. Nie wiem czy nawet pod mikroskopem doszukałbym się czegoś do czego można by się przyczepić. Niech wena dopisuje

    OdpowiedzUsuń
  3. Wciąż nie mogę się nadziwić długości rozdziałów. Ile w je piszecie? Gratuluję talentu, oczarowałyście mnie dialogami. Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat ten rozdział został napisany w 3-4 dni, no ale zdarza się też, że piszemy przez dwa tygodnie. Wszystko zależy od tego, ile mamy wolnego czasu ; )

      Usuń
    2. 3-4 dni? Mój mózg nie chce w to uwierzyć. Ja piszę jeden rozdział tydzień (nie sugerujcie się tym co jest na blogu, bo tam rozdziałów jeszcze nie ma). Co dwie głowy to nie jedna. Planujecie jakąś miniaturkę?

      Usuń
    3. Jak na razie nie myślałyśmy o pisaniu miniaturki, wolimy obszerniejsze formy, choć z pewnością napiszemy jakieś krótsze opowiadanie ;) Miniaturka? Kto wie, jeśli pojawi się pomysł, którego nie będziemy w stanie rozwinąć do pełnoformatowego opowiadania, może pokusimy się o tę formę pisarską ;)

      Usuń
  4. Jak zwykle genialnie!
    Uwielbiam wasze te pomysły, które potrafią zwalić z nóg. Świetnie się czyta dialogi między Hermioną a Draco. Nigdy nie wpadłabym na to, że w opowiadaniu potterowskim może pojawić się Attyla, o Chucku Norrisie nie mówiąc. Ale jak widać z wami wszystko jest możliwe i dlatego tak lubię waszą historię.
    Czekam na następny rozdział.
    Niech nie zabraknie wam weny, bez której ani rusz!

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział!
    Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Chciałam powitać się w tradycyjny dla mnie sposób, a więc uwaga: hej haj hello :D
    Jak tam po świętach? U mnie tragedia, liczę kalorie :/
    Z wielką radością pragnę Was poinformować, ze tym oto rozdziałem rozwaliłyście system! A przynajmniej mój, niezbyt rozgarnięty po przebytych świętach:p Akcja w labiryncie... mega! Brak słów. Padłam za każdym nowym tekstem, lub postacią wymyśloną przez Hermionę! Padałam tylko po to, by chwilę później powstać i później znowu paść.
    Oczywiście w przenośni, inaczej moje obolałe ciało by tego nie wytrzymało! Łóżko z zagłówkiem w kształcie serca niczym z podrzędnych hoteli, różowe kajdanki... Merlinie, dawno się tak nie śmiałam! Ja chcę jeszcze raz!
    Wisienką na torcie było pojawienie się Chucka Norrisa, i jego tekst o przestępcach do Herm " czy wiesz, co robię z takimi przestępcami jak Ty" hahahahah :D
    Nie wiem jakim cudem tak szybko publikujecie! A no tak, magia :D
    Gdy czytam, że nie raz rozdział piszecie w dwa dni to czuje się taka malutka.... toż to ja dłużej poprawiałam miniaturkę! No, ale tłumaczę sb, że jest Was dwie. Yeah, ja gdybym nawet pisała w 10 osobowym zespole, zeszłoby mi dłużej, no ale w to się nie zagłębiajmy :D
    Pamiętam, że kiedyś pisałyście, że jesteśmy już w połowie opowiadania (o zgrozo, nie róbcie mi tego!) i tak się zastanawiam, jak bd wyglądało połączenie dwóch zwaśnionych rodów, a raczej wrogów... Jak na razie tylko Herm przyznaje się do delikatnego hmmm jak to nazwać.... no dobra, do delikatnej słabości w stosunku do Dracona, np. dzisiaj, kiedy obdarzył ją uśmiechem po tym jak zdołała przeżyć lot na miotle. To jest urocze! ehhhh... Ciekawa jestem jak bd to wyglądać u Niego! Zżera mnie ciekawość, tym bardziej, że już parę sygnałów z jego strony było (nigdy nie zapomnę smyrania po ręce Hermiony, kiedy myślał, że spała na pustyni :P) I w tym momencie, chcąc ratować wątpliwą renomę mojej elokwencji postanowiłam się szybko pożegnać, niż pozwolić by pewna blond czupryna przesłoniła do reszty mój niestabilny emocjonalnie świat :P Także ten... no ... jak to było.... ach tak.... Pozdrawiam serdecznie i życzę weny,Iva Nerda
    kiedyjestesprzymniedramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba najszybciej napisany przez nas rozdział (no, nie licząc tych początkowych, ale one miały zaledwie po siedem stron xp), a pisało się go niesamowicie szybko, bo same chciałyśmy wiedzieć, co się wydarzy w tym labiryncie (tak, na początku w zamyśle było tylko łóżko, reszta wydarzeń pojawiła się w naszych głowach samoistnie... czy jest coś bardziej epickiego niż bójka DWÓCH Malfoyów? No chyba tylko bójka dwóch Malfoyów pozbawionych górnej części garderoby :))
      Następny rozdział będziemy pisać z pewnością dużo dłużej, bo sporo się będzie działo (w tym miałyśmy cztery główne wątki a na następny zaplanowałyśmy +/- dziewięć (i to jakich!)
      No i przed nami mega mega mega słodka scena, którą mam w głowie od kilku miesięcy... no ale to jeszcze nie czas :)

      Usuń
    2. Czytając ostatni akapit miałam chęć krzyknąć "Tak! Tak! Tak!" ale się opanuję! Dodam tylko, że wielki banan zagościł na mojej twarzy :D Chwała Wam za to :D

      Usuń
  7. Witaj :)
    Na początku myślałam, że to jest miniaturka. Dopiero pod koniec zrozumiałam, że mam przed oczami rozdział i mogę liczyć na dalszy ciąg. Hura! Jestem zachwycona waszym talentem pisarskim. Widać, że warto przeczytać wszystko co wyjdzie spod waszej ręki - bo jak widzę piszecie we dwie? W każdym razie gratuluje pomysłów i kreatywności jak i również unikania błędów :)
    Lecę czytać od początku :D
    Pozdrawiam, Arabella
    wojenne-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Buahaha niesamowicie ubawiłam się czytając ten rozdział:-)
    Pomysł z labiryntem fantastyczny!!!
    Zwłaszcza idea wplątania w to takich postaci jak Atylla czy kultowy Chuck Norris był poprostu przedni:-D
    Wisienką na torcie była ściągająca Hermiona! Coś zgoła niewyobrażalnego u was staje się rzeczywistością. Kocham Was za to!

    OdpowiedzUsuń
  9. Przygoda Dracona i Hermiony epicka. Pokój Życzeń istotnie wymaga jakiegoś nadzoru. Żeby tak psycholi na uczniów napuszczać i to jeszcze Prefektów? No skandal. Ale to ma i swoje plusy. Świetnie mi się czytało o naszych bohaterach pomagających sobie i trzymających się za ręce. Zdobiło mi się za to nieco przykro, gdy Draco rozmawiał na boisku z Zabinim. Taki jego ośli upór i charakter, ale dobrze, że Hermiona tego nie słyszała. Końcówka dość mroczna. I macie racji, do głowy by mi nie przyszło, że to sny Luny, szok. Ciekawa jestem, jak potoczy się to dalej.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Dwa słowa - genialny rozdział! Akcja z labiryntem wręcz wymiata. Uwielbiam Draco jak jest taki zły. Taki bad boy :D I te jego umiejętności waleczne <3 Nieźle się uśmiałam czytając poczynania Hermiony. Niezła z niej panikara. W życiu się nie spodziewałam, że natkną się w jakimś opowiadaniu na Chucka Norrisa. Muszę powiedzieć, że było to bardzo fajne urozmaicenie.
    Mam nadzieję, że dodacie niedługo kolejny rozdział. Życzę dużo weny i czasu na pisanie kolejnych notek. Pozdrawiam :)
    http://wbrew-wszystkim-dhl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. No! Wreszcie moge śmiało przyznać, że dotrwalam do ostatniego rozdziału! Teraz będąc na bierzaco mogę się wypowiedzieć o historii.
    Otóż bardzo mi się spodobał ten blog, naprawdę! Czytalam go może przez 2 tygodnie (?), może więcej z kilkudniowymi przerwami. Juz od poczatku mnie zainteresował.
    Uwielbiam wszelkie potyczki Deacona i Hermiony, które się u Was znajdują. Momentami były one takie śmieszne (kłótnia o kota "taki zawodnik",Hermiona bez jedynki, czy właśnie te jej ściąganie od Ślizgona! Momentami aż porobiłam sobie screeny, do których chętnie wracam, bo potrafią rozsmieszyc. 😂
    Jeden z motywów, który przypadł mi do gustu to właśnie ich wędrówka po Amazonii, Alasce i Saharze. Genialny pomysł, prawdę mówiąc! Należą Wam się szczere gratulacje. Zadbalyscie o każdy szczegół, znajdujący się w tych zakątkach, a to się ceni, bo opowiadanie staje się tym bardziej wciągające.
    Nieoficjalnie ogłoszony Turniej Trojmagiczny to majstersztyk! Zwlaszcza te smieszne zadania, które Ślizgoni musieli zrobić.
    Cieszę się, że Blaise w Waszym opowiadaniu jest taki zabawny, nadaje całemu opowiadaniu przyjemny obrót.
    Tak samo jeśli chodzi o zajęcia dla byłych Śmierciożerców. Ostatnie słowa kobiety prowadzącej były ciekawe, widać, że w tej sprawie się postaralyscie.
    No i Hermiona z tatuazem i cały Bal Bożonarodzeniowy! Zapewne Hermiona wyglądała zjawiskowo, za każdym razem, jak sobie ją wyobraże z odslonietymo plecami i ta zjawoskowa kreacja, to aż się rozmarzam!
    Historia na wielkim plusie, cieszę się, że ja przeczytalam.
    Zapowiada się bardzo interesująco, aż nie mogę doczekać się następnego rozdziału!
    Mam nadzieje, że dodacie następny juz niedługo.
    Chętnie zostanę do końca z Wami, bo aż mnie ciekawość bierze na myśl, jak nasza parke spikniecie. ;)

    Powodzenia i życzę wiele inspiracji!
    Pozdrawiam cieplutko, Ana Bella.

    P.S. - Przepraszam za jakiekolwiek literowki, pisze na telefonie, a jak jeszcze współgrają do tego zmęczone oczy,to aż sie skupić nie potrafię na przewijania tekstu, a co dopiero n sprawdzaniu. Żyje w nadziei, że zrozumienie mój komentarz jak należy :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Ale ogromniasty rozdział, wow! Podoba mi się tło Twojego bloga - te piórka są minimalistyczne i estetyczne, super. Co do samego rozdziału, to masz szalone pomysły, naprawdę. Bardzo niecodzienne. Ja jestem tradycjonalistką i obrończynią kanonu, więc wiadomo - nie ciągnie mnie do łamania tych dwóch aspektów. Niemniej jednak pisz dalej, zobaczymy jak zaskoczysz nas następnym razem.
    Pozdrawiam,
    precious-fondness

    OdpowiedzUsuń
  13. Przeczytałam rozdział od razu, ale dopiero teraz przeczytałam komentarze... DZIEWIEĆ WĄTKÓW?! SŁODKA SCENA?! POTNE SIĘ MYDŁEM W PŁYNIE! Boże! Zaczęłam piszczeć w kołdrę... serio... przeczytałam całego bloga i zaczęłam od początku. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że J.K.Rowling powinna wam pozwolić na opublikowanie (w formie książki) tego Dramione! Ron i Hermiona? Pphh... błagam! To już przeszłość! Nigdy nie czytałam TAK dobrego Dramione. A jestem wybredna.

    BŁAGAM O NOWY ROZDZIAŁ
    Hania

    OdpowiedzUsuń
  14. Czytam waszego bloga od samego początku i wciąż nie mogę się nadziwić jaki macie talent i jak wam to szybko idzie.Co do rozdziału myślę że J.K.Rowling może mieć konkurencje.
    pozdrawiam i czekam na ciąg dlaszy

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie było mnie tu trochę, ale już jestem i nadrabiam zaległości :D Kiedy Hermiona wspomniała na lekcji o króliczku niemalże popłakałam się ze śmiechu XD A co do tych wizji nie spodziewałam się, że to będzie Luna :o obstawiałam raczej Hermione xd
    Buziaki
    ~A

    OdpowiedzUsuń
  16. Hmm byłam święcie przekonana, że skomentowałam ten rozdział ale jednak nie. No to robię to teraz :)
    Po pierwsze: nie wiem skąd czerpiecie inspirację ale Wasze pomysły są po prostu genialne! Czytałam ten rozdział w pracy podczas pierwszego dnia i momentami musiałam powstrzymywać się od wybuchnięcia śmiechem :D
    Po drugie: Uwielbiam Draco i Hermionę w Waszym opowiadaniu. Oni są jak dwie połówki jabłka idealnie do siebie pasują a te ich przygody są tego dowodem. Rozumieją się bez słowa i ufają sobie bezgranicznie (chociaż się do tego nie przyznają) Uwielbiam ich! :D
    W wolnym czasie postaram się przeczytać nowy rozdział. Teraz jestem zawalona pracą ale w weekend na pewno znajdę chwilę (no może godzinę sądząc po ilości tekstu) i przeczytam :) Także spodziewajcie się komentarza :D
    Pozdrawiam serdecznie
    Arcanum Felis

    OdpowiedzUsuń
  17. No to Malfoy skopał swoje żyć :D Jego teksty powalające, zwłaszcza, że jego klon nie był brzydszy. Czy ja dobrze widzę? Pierwszy raz od kilku mc nazwał Hermionę szlama? Czy tylko już tak mówi gdy ona sama tego nie słyszy? Nawet nie nazwał jej tata w labiryncie, a kopia powtórzyła to słowo kilkukrotnie.Za to głównie wiedziałam, który, to który :D
    Gryfonka pozwoliła sobie na oszustwo, ale dumą i tak ja go i by napisać ponownie test więc zamiast ściągać winna była nie zaliczyć go za 1podejsciem, a szramy na honorze by nie uraczyła, ale jak tu brzytwy się nie chwytać, gdy pierwszy raz się nie jest na czymś przygotowanym? No i kiedy wygranie Potterowi romans???
    Te to Luna i jej sny to bym się w życiu nie spodziewała, ale jak zobaczyłam 15styczeń od razu wiedzialam, że chodzi o 15, 1, 6. Tylko 6 to co? 2006? 2016 to trochę nie pasuje.

    OdpowiedzUsuń
  18. 15stycznia(15.01), pokój numer 6. Tam weszła Luna i tam było zdjęcie :D

    OdpowiedzUsuń