— MY?!
— Jako PARA?!
— Nie mówiłam wam? No to teraz
już wiecie — oznajmiła dyrektorka, po czym opuściła salon,
zostawiając zdruzgotanych uczniów w dormitorium.
Prefekci naczelni wymienili zszokowane
spojrzenia, nie mogąc uwierzyć w słowa McGonagall. Równocześnie
wybiegli za nią na korytarz, przepychając się po drodze.
— Nie zgadzam się!
— Protestuję! — zawołała
Hermiona, podnosząc się z podłogi i mierząc w winowajcę
morderczym spojrzeniem. Odrzuciła burzę loków z twarzy i wznowiła
pogoń za nauczycielką.
Minerva skrzywiła się i zwolniła,
słysząc oburzone sprzeciwy podopiecznych. Liczyła na to, że
załatwi całą sprawę szybko i w miarę bezboleśnie. Miała
również nadzieję, że uczniowie nie będą sprawiać większych
problemów. Teraz dotarło do niej, jak naiwne były jej oczekiwania.
Wzięła głęboki oddech i odwróciła się do prefektów,
którzy natychmiast zasypali ją potokiem słów, przekrzykując
siebie nawzajem.
— Nie mogę się z nią pokazać
na TAKIEJ uroczystości! Proszę spojrzeć na mnie i na nią!
Jak ona wygląda! To całkowicie zrujnuje mi reputację! Osoba jej…
pokroju…
— Nie chcę z nim iść, mam już
parę! Poza tym to Malfoy! Jest chamski, złośliwy i grubiański,
co więcej...
Słysząc ostatnią uwagę, Minerva
McGonagall spojrzała na Gryfonkę, mrużąc przy tym oczy.
— O ile mnie pamięć nie
zawodzi… a nie zawodzi — dodała z naciskiem na ostatnie
słowa — to jeszcze wczoraj stała pani w moim gabinecie,
wymieniając szereg powodów, które przemawiały za przywróceniem
barku w waszym dormitorium. Między innymi usłyszałam, że pan
Malfoy w czasie turnieju był nadzwyczaj opiekuńczy i pomocny,
wykazał się niezwykłą empatią i zaczął okazywać coś na
kształt dobrej woli — powtarzając wczorajsze słowa prefekt
naczelnej, dyrektorka rzuciła okiem na Ślizgona. Początkowo stał
niewzruszony, ale po kilku pierwszych komplementach spojrzał na
Hermionę, zaskoczony tym, co on nim powiedziała. — Mam
nadzieję, że rozumie pani, iż mogę być lekko zdezorientowana tak
odmiennym opisem zachowania pana Malfoya w ciągu zaledwie dwóch
dni. Chyba że wczoraj w moim gabinecie zostałam okłamana. To jak w
końcu było, kłamała pani czy nie?
Dziewczyna spuściła głowę, cała
czerwona na twarzy. Nie mogła spojrzeć arystokracie w oczy,
choć kątem oka dostrzegła, że ten na nią spogląda. Miała
nadzieję, że to, co mówiła w gabinecie McGonagall, zostanie
między nimi. Nie chciała, żeby Ślizgon znał szczegóły tej
rozmowy.
— Nie — przemówiła do
swoich butów.
Minerva McGonagall uśmiechnęła się
tryumfalnie, myśląc, że sprawa została załatwiona. Przymknęła
na chwilę oczy, gdy po raz kolejny odezwał się młody arystokrata.
— Skoro jestem taki cudowny i
milutki, to dlaczego, do cholery, nie mogę sobie wybrać partnerki
na bal?!
— Dlatego, że jako prefekci
naczelni będziecie pomagać nauczycielom w dopilnowaniu, by
wszystko było, jak należy. A skoro większość wieczoru spędzicie
w swoim towarzystwie, pójście jako para jest o wiele lepszą
opcją niż zostawienie waszych partnerów na pastwę losu.
Po tym krótkim i niezbyt przekonującym
wyjaśnieniu pożegnała się i odeszła w stronę swojego gabinetu.
Prefekci naczelni jeszcze przez chwilę stali na korytarzu, próbując
oswoić się z tym, że dane im będzie pójść na bal razem.
— Granger… idziemy.
— Nie jestem twoim skrzatem,
Malfoy! — oburzyła się dziewczyna, jednak po chwili
posłusznie weszła za nim do salonu.
Chłopak wychodził właśnie ze swojej
sypialni, niosąc pióro i czysty pergamin. Usiadł przy stoliku
i zaczął pisać. Zaciekawiona Gryfonka podeszła do niego.
— Co robisz?
— Nie mam zamiaru tak tego
zostawić. Nikt nie będzie mi organizował życia… ani partnerki
na bal — odpowiedział, nie przerywając swojej pracy.
Miał już zapisaną ponad połowę
pergaminu, a tekstu wciąż przybywało. Dziewczyna, znając
temperament swojego współlokatora, zaczęła mieć złe przeczucia.
— Malfoy… jeśli to kolejny
donos tajnego informatora… posłuchaj, to się może naprawdę źle
skończyć i to w dodatku nie dla ciebie, ale dla Blaise’a.
Ślizgon przerwał na chwilę pisanie i
spojrzał na kasztanowłosą, jakby się nad czymś zastanawiał.
— Piszę do matki, ale twój
pomysł też jest niezły — oznajmił po chwili, kiwając
głową z aprobatą. Uśmiechnął się cynicznie, gdy do głowy
wpadł mu kolejny szatański plan. — Serio, Granger, w dodatku
cała wina spadnie na Zabiniego… Przyda się jeszcze jeden pergamin
— dodał, wstając z fotela.
— O nie nie… nie zrobisz tego…
— Oczywiście, że zrobię.
Gryfonka podeszła do niego i
zagrodziła mu wejście do sypialni.
— Nie ma mowy, Malfoy. Drugi raz
taki numer nie przejdzie. Poza tym powiem McGonagall, że to ty,
a nie Blaise — powiedziała, dźgając go palcem w pierś.
Przez moment stali, wpatrując się w
siebie. Ślizgon liczył, że dziewczyna odpuści, ta jednak dzielnie
wytrzymywała jego stalowe spojrzenie.
— DONIESIESZ na mnie? — spytał,
wyraźnie akcentując pierwsze słowo, jakby było jakąś obelgą.
Dziewczyna starała się odtworzyć w
myślach sytuację sprzed gabinetu McGonagall, kiedy to ona pytała
go, czy doniósł na swojego przyjaciela. Uśmiechnęła się i
powtórzyła jego słowa:
— Nie doniosę, po prostu
spełnię obowiązek prefekta naczelnego i zadbam o dobre imię
dyrektorki szkoły.
Wiedziała, że wygrała, widać to
było po minie arystokraty. Zmrużył gniewnie oczy i zmierzył
ją wzrokiem od stóp do głów, oznajmiając:
— Nie umiesz się bawić.
Hermiona uśmiechnęła się
triumfalnie i wyminęła chłopaka. Weszła do swojej sypialni
i rzuciła się na łóżko, rozmyślając nad całą sytuacją.
Nie chciała iść z Malfoyem na bal. Była przekonana, że cały
czas będzie ją krytykował i poniżał i choć zazwyczaj nie brała
udziału w imprezach, Bal Bożonarodzeniowy wywoływał w niej
podekscytowanie. Niewiele miała okazji, by ubrać się w elegancką
suknię i przetańczyć w niej całą noc.
Jednak te powody wydawały się być
tylko zasłoną dla najważniejszego argumentu przeciw wspólnemu
pójściu na bal. Czuła, że coś się zmieniło, że w ich relacji
coś drgnęło.
Odruchowo zerknęła na swoje ramię,
te, które kilka tygodni temu zdradziło ją przy delikatnej
pieszczocie Dracona. Skoro przy bardziej intymnym kontakcie z nim nie
mogła ufać swojemu ciału, to jak może ufać mu, tańcząc z
Malfoyem?
Odrzuciła, obejmowaną do tej pory,
poduszkę i podeszła do szafy, po raz kolejny wyrzucając natrętne
myśli i wspomnienia tamtej nocy. Pewnie zasypiał i robił to
nieświadomie, a w niej odezwały się tłumione hormony. Nic więcej.
Westchnęła, patrząc na czerwoną
sukienkę i z żalem przesunęła dłonią po materiale. Wszystko
wskazywało na to, że ten wyjątkowy wieczór spędzi u boku
Ślizgona, który nienawidził jej już od ośmiu lat. Nie zamierzała
zamęczać dyrektorki prośbami. Już raz poprosiła o zmianę
decyzji i Hermiona wiedziała, że jeśli McGonagall raz odmówiła,
zdania nie zmieni.
„Muszę powiedzieć o tym
Harry’emu.”
W czasie, gdy Gryfonka godziła się z
losem, Draco siedział w salonie, po raz kolejny czytając swój
list. Skrzywił się, zmiął pergamin w kulkę i rzucił go na
podłogę, dochodząc do wniosku, iż jest on zbyt stanowczy.
Ostatnimi czasy Narcyza Malfoy była zła na syna i jeżeli list
byłby napastliwy, z całą pewnością zignorowałaby jego
prośbę. Blondyn ujął czarno–złote pióro i ponowił próbę
napisania odpowiedniej skargi do matki.
Natychmiast skreślił początek,
dochodząc do wniosku, iż jest on beznadziejny i z pewnością
nie pomoże mu wkupić się z powrotem w łaski rodzicielki. Pierwsze
wrażenie jest najważniejsze i dlatego zależało mu, by już na
samym początku jego list wywołał u Narcyzy coś na kształt
rodzicielskiej troski i miłości.
„To brzmi, jakbym miał kilka
matek i je wyceniał. Bez sensu” — stwierdził Draco,
coraz bardziej się irytując.
Arystokrata skreślił słowa, a ostre
zakończenie pióra przebiło pergamin.
„Przesłodziłem. Zdecydowanie
przesłodziłem” — pomyślał i ścisnął nasadę nosa,
rozmyślając nad tym, jak zwykłe pisanie listu potrafi go
rozzłościć. Jako że nic innego nie przychodziło mu teraz do
głowy, postanowił wrócić do pierwszej możliwości.
Zadowolony, odłożył pióro i jeszcze
raz przeczytał swoje dzieło.
Droga
matko,
Zapewne
niepokoisz się o stan mojego zdrowia po jakże karygodnym
i desperackim ataku Gregorovicza na moją wybitną personę.
Wiedz jednak, iż większość ran zniknęła, a te najgorsze
podzielą los pozostałych, nim upłynie tydzień. Dodatkowo
zakupiłem maść, która skutecznie usuwa blizny. Skoro nie zostanie
żaden ślad po tej brutalnej napaści, wydawać by się mogło, że
nic nie powinno zakłócać mojego spokoju, jednak jest inaczej.
Przed
chwilą dowiedziałem się o czymś, co mnie doszczętnie
zdruzgotało. Kobieta zarządzająca tą placówką (nie jestem w
stanie nazwać ją dyrektorką) poinformowała mnie, iż ma już dla
mnie partnerkę na Bal Bożonarodzeniowy. Wyobraź sobie moje
zdumienie, gdy oznajmiła, iż jest nią nie kto inny niż pochodząca
z rodziny mugoli Hermiona Granger (doprawdy nie rozumiem, dlaczego
nie chcesz, bym używał określenia „szlama”, przecież Twoje
poglądy nie zmieniły się całkowicie, a w prywatnej
korespondencji nikt nie dowie się o używaniu takiego słownictwa).
Oczywiście
wiesz, że nie mogę się pokazać na takiej uroczystości z tak
nisko urodzoną partnerką. Jest to cios w godność nie tylko moją,
lecz także w godność mojej rodziny. Pomijając jej status krwi,
kolejną przeszkodą są jej maniery i wygląd. Jestem pewien, iż
nie jest w stanie rozróżnić widelca do ryb od tego do mięsa. I te
jej włosy… Doprawdy, czy tak trudno rzucić odpowiednie zaklęcie?
Wyrażam
głęboką nadzieję, iż podejmiesz odpowiednie działania, by
Minerva McGonagall zmieniła decyzję.
Ufam,
iż pozostajesz w dobrym zdrowiu.
Twój
JEDYNY syn,
Draco
Lucjusz Malfoy
Uśmiechnął się pod nosem, czując,
iż jego matka podoła wyznaczonemu zadaniu. Zadowolony z siebie i z
tego, jak wybrnął z tej koszmarnej sytuacji, lekkim krokiem ruszył
do sowiarni.
***
Drogi
Draconie,
Ogromnie
cieszę się na wieść, iż Twoje rany goją się w tak samo szybkim
tempie, w jakim robiłyby to w prywatnej klinice, do której
chciałam cię wysłać. Jeśli chodzi o sprawcę napaści,
wiedz, że postawiłam całe Ministerstwo na nogi, a Ivan Gregorovicz
już niedługo trafi do Azkabanu.
Zasmuca
mnie wieść, iż twój spokój po raz kolejny został zakłócony,
jak ująłeś to w swoim liście, i choć początkowo kusiło mnie,
by spełnić Twoją prośbę, przypomniało mi się, co mówiłeś,
gdy chciałam wysłać cię do prywatnej kliniki. Wspominałeś coś
o tym, iż jesteś już dorosły, potrafisz o siebie zadbać i
nie potrzebujesz mojej pomocy, gdyż już dawno wyszedłeś spod
matczynej spódnicy. Ogromnym błędem rodzicielskim byłoby, gdybym
na siłę próbowała wpychać cię pod nią z powrotem.
Podsumowując:
pójdziesz z panną Granger na Bal Bożonarodzeniowy, czy tego
chcesz, czy nie. Myślę, iż będzie to dla Ciebie dobra lekcja
pokory, dlatego też przyklaskuję pomysłowi dyrektorki (co, prawdę
mówiąc, wprawia mnie w zdumienie).
Na
pocieszenie dodam, iż uroczystość ta będzie doskonałą okazją,
by przekonać opinię publiczną o zmianie, jaką przeszła
nasza rodzina, pozbędziesz się oskarżeń, iż nadal potępiasz
mugoli. Zależy mi na tym, byś w przyszłości wiódł dostatnie
życie i cieszył się szacunkiem innych, co skutecznie
utrudniasz, gdy używasz wspomnianego w Twoim liście słownictwa
i jawnie atakujesz osoby niższego pochodzenia. Więcej dyskrecji,
synu. Nie oczekuję od ciebie nawrócenia i sama nie zamierzam go
doświadczać, jednak dobrze by było, gdybyś przekonał do siebie,
wspomnianą już wcześniej, opinię publiczną. Znasz jakiś lepszy
sposób niż pokazanie się publicznie na balu z mugolką? Dodam
tylko, iż na tej uroczystości będą obecni pracownicy Ministerstwa
i to nie byle jacy. Bądź szarmancki i uprzejmy dla tej dziewczyny,
przynajmniej do czasu, gdy przedstawiciele prawa nie opuszczą
Hogwartu, a ponownie zyskamy zaufanie Ministerstwa.
Jeśli
chodzi o znajomości naszej rodziny: domyśliłam się, iż
otrzymawszy ode mnie taką odpowiedź, poprosisz o pomoc kogoś
innego. Wiedz, że ostrzegłam wszystkich, iż w razie, gdyby ci
pomogli, stracą moje poparcie. Zażądam również zwrotu pieniędzy,
jakie zainwestowała rodzina Malfoyów w ich interesy. Większość z
nich nasza rodzina dofinansowywała od kilku pokoleń, a co za tym
idzie, właściciele firm zbankrutowaliby i wylądowali na bruku,
nadal mając u nas dług.
Nawiązując
do Twoich obaw, godność naszej rodziny w żaden sposób nie
ucierpi, zmieni się jedynie opinia na nasz temat i to pozytywnie.
Wiesz, jak jeden błąd niszczy cały szacunek, jakim darzą cię
inni i jak trudno go odzyskać, dlatego potraktuj całe to zajście
jako misję specjalną, jeśli tylko pomoże ci to znieść wieczór
u boku damy z niższych sfer.
Jestem
pewna, iż z Twoim charakterem dasz radę wyedukować odpowiednio
pannę Granger. Jeśli chodzi o jej wygląd, pamiętaj: cuda zdarzają
się częściej, gdy jest się bogatym.
Pozostaje
mi tylko życzyć ci dobrej zabawy.
Twoja
JEDYNA matka,
Narcyza
Malfoy
— Emm… Draco? — spytał
niepewnie Nott, patrząc na siedzącego naprzeciwko przyjaciela.
Draco Malfoy od kilku minut z otwartymi
ustami tępo wpatrywał się w pergamin. Na jego skroni pojawiła się
pulsująca żyłka, świadcząca o, delikatnie mówiąc, znacznym
poirytowaniu właściciela.
Nott szturchnął łokcie siedzącego
obok Blaise’a, niemo pytając, czy zna powód, niespotykanego
dotąd, zachowania przyjaciela. Chłopak pokręcił przecząco
głową, powracając do obserwacji blondyna.
Młody Malfoy po raz ostatni przejechał
wzrokiem po liście, po czym zmiął go i odrzucił na stół,
by po chwili ukryć twarz w dłoniach. Wśród gwarów porannych
rozmów, dało się usłyszeć strzępy siarczystej wiązanki:
— Ja pierdolę… żeby własna
matka… Granger… cholerna dyrektorka… jak można być tak
mściwym, do kurwy nędzy, JAK?! — ostatnie słowo wykrzyczał,
zwracając na siebie uwagę siedzących najbliżej Ślizgonów.
Jednak żaden nie był na tyle głupi, by wdawać się w dyskusję
z rozjuszonym arystokratą. Żaden z wyjątkiem…
— Możesz trochę jaśniej, bo z
samych epitetów niewiele mogę wywnioskować — odezwał się
Zabini, ignorując uciszającego go Notta.
Blondyn spojrzał na niego i, nie będąc
w stanie nic powiedzieć, wskazał mu, leżący na stole, zmięty
kawałek pergaminu. W czasie gdy jego przyjaciele zapoznawali się z
listem od Narcyzy Malfoy, Draco ścisnął nasadę nosa, próbując
powstrzymać cisnące mu się na usta dalsze przekleństwa.
— Zawsze twierdziłem, że
charakterek masz po matce.
Chłopak gwałtownie wstał, nie mając
siły znosić docinków Blaise'a. Bez słowa nałożył marynarkę
i wyrwał list z jego dłoni.
— A ty dokąd? — spytał
Nott, który doskonale rozumiał rozdrażnienie Ślizgona. Gdyby jego
zmuszono do pójścia na bal… Pokręcił głową, próbując pozbyć
się tej wizji.
— Do siebie.
— Ale tak bez śniadania?
— rzucił Blaise, którego cała ta sytuacja wyraźnie bawiła.
Ostatecznie podczas niedawnej zabawy w dormitorium prefektów
naczelnych, przekonał się do Gryfonki, tym bardziej że pomogła mu
rozpowszechnić jego dzieło.
Malfoy bez słowa opuścił Wielką
Salę i skierował się na czwarte piętro. Musiał pogodzić się z
tym, że matka nie tylko mu nie pomogła, ale także skutecznie
zablokowała wszelkie inne wyjścia z tej sytuacji.
Wszedł do salonu, zaciskając ze
złości pięści na widok Gryfonki. Nigdy specjalnie nie zwracał
uwagi na jej wygląd, wyśmiewał tylko najbardziej widoczne jego
mankamenty. Teraz jednak miał się z nią pokazać publicznie… z
nią jako partnerką.
Siedziała przy zawalonym książkami
stole, wertując kolejny opasły wolumen. Brązowe kudły sterczały
na wszystkie strony, sprawiając wrażenie, że dziewczyna nie wie,
co to grzebień. „Dzięki Salazarowi, że od czasu zamiany ciał,
zaczęła regulować sobie brwi” — pomyślał, uważniej
przyglądając się jej twarzy. Im dłużej się jej przyglądał,
oceniając kolejne elementy jej wizerunku, tym bardziej żałosna
była jego mina. Kres jego tolerancji nastąpił w momencie, w którym
przyjrzał się jej ubiorowi. Rozciągnięte szare dresy i czarna
koszulka, również o dwa rozmiary za duża. Dopiero teraz zdał
sobie sprawę z tego, że miała odrażający nawyk obgryzania
paznokci podczas nauki.
Dziewczyna dopiero po chwili zdała
sobie sprawę z tego, że jest obserwowana. Zbyt pochłonięta nauką,
nie zauważyła powrotu swojego współlokatora.
— Malfoy, dobrze, że jesteś.
Dostałeś już odpowiedź od matki? Bo wiesz, nie chcę wprowadzić
Harry’ego w błąd, mówiąc mu, że jednak idę z tobą, jeśli
później ma się okazać, że udało ci się to jakoś odkręcić.
To jak, wiesz już coś w tej sprawie? Odpisała ci?
„I ma irytujący zwyczaj paplania…
ciągłego ględzenia o niczym…”
Hermiona obserwowała Ślizgona,
próbując odczytać cokolwiek z jego twarzy. Ta jednak nie zdradzała
żadnych emocji. Chłopak kilkukrotnie otwierał i zamykał usta, nie
mogąc znaleźć odpowiednich słów.
— Malfoy?
— Matka życzy nam udanej zabawy
— oznajmił w końcu głosem pozbawionym emocji.
Jeszcze przez chwilę stał przy
wejściu, wpatrując się tępo w przestrzeń. Wyjął z kieszeni
list od matki i wrzucił do kominka, po czym opadł na kanapę
obok Gryfonki, beznamiętnie wpatrując się, jak płomienie trawią
pergamin.
Jako że zapowiadało się, iż chłopak
nie ma zamiaru ruszyć się z miejsca, Hermiona wróciła do
lektury i nieświadomie uniosła dłoń do ust.
— AŁA! — wrzasnęła,
gdy jej współlokator uderzył ją w dłoń.
Spojrzała na niego z wyrzutem i
już miała go zwyzywać, gdy Draco oznajmił:
— Przestań obgryzać te pazury,
Granger. Jeśli mamy iść razem trzeba już teraz popracować nad
twoim wyglądem i manierami.
Rozzłoszczona dziewczyna otworzyła
usta, jednak nie dane jej było wyrazić swojego oburzenia.
— Paznokcie masz w opłakanym
stanie, skórę w tragicznym. I te włosy — powiedział
zdegustowany, ujmując jeden z kasztanowych loków. — Jak można je
doprowadzić do takiego stanu? Łamią mi się w dłoni i masz
rozdwojone końcówki. Trzeba je koniecznie podciąć i zakupić
jakieś odżywki. Taak… masę odżywek… Masz w ogóle
przekute uszy? — zapytałi, nie czekając na odpowiedź,
odgarnął burzę loków w tył, odsłaniając uszy Hermiony.
Gryfonka siedziała nieruchomo, zbyt
wstrząśnięta poczynaniami współlokatora.
Blondyn westchnął z ulgą.
— Przynajmniej tyle
— mruknął i bez żadnego ostrzeżenia ujął podbródek
dziewczyny, próbując otworzyć jej usta. — Ciekawe, w jakim
stanie jest twoje uzębienie…
Kasztanowłosa strzepnęła bladą dłoń
chłopaka i odepchnęła go od siebie.
— Nie jestem koniem, Malfoy! Co
ty w ogóle robisz?!
— Szacuję, ile będę musiał
na ciebie wydać. Z tego, co widzę, to mnóstwo. Kremy, maseczki,
odżywki…
Zmierzyła go morderczym wzrokiem i
zatrzasnęła książkę. Wyraźnie obrażona zamknęła się w swoim
pokoju. Ślizgon przeklął i ukrył twarz w dłoniach. Ma niecały
miesiąc, by sprawić, żeby wygląd jego współlokatorki uległ
znacznej poprawie. Czy mogło być gorzej?
Znieruchomiał, gdy usłyszał
charakterystyczny odgłos, informujący go, że Salazar postanowił
załatwić się na jego fotel. Znowu. Wyprostował się i zmierzył
szczeniaka lodowatym spojrzeniem. Doberman pisnął radośnie i
wyczekująco spojrzał na właściciela, spodziewając się, że ten
zacznie się z nim bawić.
Wstał i przykucnął przed pupilem.
— Wychodzę z tobą dziesięć
razy dziennie, tylko po ty, żebyś obwąchał wszystkie cholerne
rośliny, a jak tylko wracamy, to pierwsze co robisz, to lejesz mi na
meble. Czy to takie trudne? Załatwiasz się na zewnątrz, nie na
dywan. Rozumiesz?! Tu dom — warknął Draco wskazując fotel
— tam łazienka! — dokończył celując palcem w okno.
— Dom! Łazienka! Dom! Łazienka! To nie jest, do cholery, trudne! Dom! Łazienka! Rozumiesz?! — spytał, patrząc na psa
z nadzieją, że ten w końcu coś załapał.
Szczeniak piskliwie zaszczekał i
zaczął gonić swój ogon. Ślizgon zacisnął gniewnie szczęki,
obserwując psa, który raz po raz obijał się o nóżkę stolika,
jednak po chwili na jego usta wpłynął iście szatański uśmiech.
Podszedł do barku i przywołał z pokoju miskę Salazara, po
czym napełnił ją wodą i postawił na podłodze, wołając
szczeniaka. Z podstępnym uśmieszkiem obserwował, jak doberman
łapczywie piję wodę.
— Pij, cholero, pij… Ja cię,
kurwa, nauczę, gdzie masz szczać…
— Emm… Draco? Dobrze się
czujesz? — spytał Nott, który właśnie wchodził do
dormitorium prefektów naczelnych. Nie widział psa, jedynie
przyjaciela, który stał z założonymi rękami i spuszczoną
głową. Wyglądało to tak, jakby blondyn pouczał pewną część
ciała.
Malfoy wyprostował się i z
niezrozumieniem spojrzał na Teodora.
— Oprócz tego, że idę na bal
z Granger, to tak. A czemu pytasz?
Brunet, który w końcu zauważył
Salazara, odetchnął z ulgą. Już zaczynał się martwić o zdrowie
psychiczne przyjaciela.
— Tak sobie. Znowu ci narobił?
— powiedział Nott, siadając na oparciu kanapy.
Blondyn przytaknął i wrócił do
obserwowania pijącego szczeniaka, objaśniając swój plan
przyjacielowi. Gdy miska stała się na powrót pusta, zadowolony
Ślizgon ruszył wraz z Teodorem i Salazarem do swojego pokoju.
Draco przykucnął przed szafką na
rzeczy swojego pupila i wyciągnął z niej metalowy kaganiec
i smycz. Brunet uniósł brew, gdy blondyn pomniejszył obie te
rzeczy i zaczął zakładać je szczeniakowi.
— Możesz mi powiedzieć, dlaczego
nakładasz mu kaganiec? Przecież jest mały…
Ślizgon zerknął na przyjaciela,
zapinając smycz.
— Nie będę przecież chodził z
takim małym szczurem. Jak ma kaganiec wygląda trochę groźniej.
Teodor uniósł brew i zerknął na
Salazara. Wyglądał słodko i uroczo, jednak daleko mu było, by
zasłużył na miało groźnego. Kaganiec, mimo że zmniejszony,
zakrywał psiakowi znaczną część pyska. Doberman machał wesoło
ogonem, podekscytowany wyjściem z panem.
— Salazar, chodź — powiedział
Draco i wyszedł z pokoju.
— Powodzenia w tresurze!
***
Hermiona zamknęła książkę i wstała
z łóżka, by odłożyć ją na półkę, z myślą, że już
niedługo nadrobi zaległości. Zatrzymała się przed lustrem i
dokładnie obejrzała swoje włosy. „Wcale nie jest z nimi
tak źle” — pomyślała, jednak skrzywiła się, gdy
złapała się na wmawianiu sobie, że Ślizgon nie miał racji.
W rzeczywistości jej loki były zniszczone przed turniej.
Używała odżywki, jednak nie dawała żadnych efektów, być może
dlatego, że Gryfonka nie zamierzała wydawać fortuny na specyfiki
tego typu. Przeglądała takie, które miały pozytywne opinie,
jednak znacznie przekraczały jej możliwości finansowe. Była
wściekła na współlokatora za to, że śmiał wytknąć jej w tak
grubiański sposób to, w jakim stanie była choćby jej skóra.
„Przecież to wszystko przez ten idiotyczny turniej!”.
Przypomniawszy sobie o tym, co miała
zrobić jeszcze wczoraj, poszła do salonu i wróciła do pokoju
z podręcznikiem do numerologii. Podchodząc do łóżka,
zerknęła przez okno i zamarła na widok, jaki zobaczyła. Podeszła
bliżej i mimowolnie uśmiechnęła się, obserwując Malfoya
i Salazara. Blondyn ubrany w czarny płaszcz stał obok
jednego z drzew i żywo gestykulował, raz wskazując na zamek, raz
na roślinę. Hermiona była gotowa założyć się, że w tej chwili
chłopak siarczyście przeklinał.
Ponownie położyła się na łóżku i
ułożyła na brzuchu, przebiegając wzrokiem spis treści.
Przewracała kolejne kartki, wspominając wizytę u Ollivandera.
Stary czarodziej wspominał o liczbie dwadzieścia trzy, która,
jak wnioskowała Gryfonka, brała się z połączenia długości
jej różdżki i różdżki Malfoya.
Znalazłszy odpowiednią stronę,
pochłonęła się w lekturze.
„Dwójka reprezentuje wejście w
relację, wzajemny kontakt, współpracę i równowagę. Dwójki
są twórcze, obdarzone wyobraźnią i ujmującą osobowością.
Charakteryzuje je pokój, harmonia, zaangażowanie, lojalność oraz
poczucie sprawiedliwości. Jednakże z dwójką łączy się również
pojęcie konfliktu, przeciwstawnych sił i przeciwieństw: nocy i
dnia, dobra i zła. Dwójki mogą być zamknięte w sobie,
humorzaste, niezdecydowane i nadmiernie wyczulone na opinie innych.”*
Hermiona zmarszczyła brwi, powoli
układając sobie przeczytane informacje w głowie. Nie podobało
jej się, że przeczytany tekst tak dobrze opisywał ją, jej
współlokatora i ich relacje, które na zmianę pogarszały się i
polepszały. Z mieszanymi odczuciami przeczytała opis kolejnej
liczby.
„Trójka reprezentuje kompletność i
całkowitość, jak znane triady
„przeszłość–teraźniejszość–przyszłość” czy
„umysł–ciało–dusza”. Pitagorejczycy uważali trójkę za
pierwszą „kompletną” liczbę, ponieważ, jak kamyki ułożone w
rzędzie, ma ona swój początek, środek i koniec. Trójka
wskazuje na talent, energię, artystyczną naturę, poczucie humoru i
towarzyskość. Trójki to zwykle ludzie, którym sprzyja szczęście,
prostolinijni, bogaci i odnoszący nadzwyczajne sukcesy, ale to także
osoby roztargnione, powierzchniowe i zdolne obrazić się o byle
co.”*
Dziewczyna ze złością zamknęła
książkę i po raz pierwszy zwątpiła w numerologię.
***
Pięć godzin później Draco wrócił
do dormitorium. Odrzucił smycz i usiadł na fotelu, rozpinając po
drodze guziki płaszcza. Był zmarznięty i zły, zwłaszcza że
Salazar nadal nie załatwił się na dworze, pomimo tego, że wypił
całą miskę wody.
Ślizgon wyciągnął się w fotelu
z zamkniętymi oczami, próbując się uspokoić. Nie tego
spodziewał się po, bądź co bądź, rasowym psie. Powtarzał mu
niezliczoną ilość razy, że od załatwiania spraw fizjologicznych
jest dwór, a nie dom. Wyszedł z pupilem na spacer z zamiarem
zostania tam tak długo, dopóki szczeniak nie zachowa się tak, jak
powinien. Na próżno.
Tymczasowy spokój Ślizgona odszedł w
zapomnienie, gdy poczuł, jak po nogawce jego spodni rozchodzi się
ciepło, którego źródłem było to, że po raz kolejny tego dnia
został olany przez swojego psa. Tym razem dosłownie. Powoli
otworzył oczy i z widocznym obrzydzeniem zmierzył Salazara spojrzeniem. Doberman, który na powrót uczył
się odczytywać nastrój właściciela, zaskomlał i, nie czekając
na rozkaz, sam pobiegł do sypialni Gryfonki.
Blondyn, przeklinając otyłego
szczeniaka, wyjął z kieszeni różdżkę i osuszył spodnie.
Poszedł do swojego pokoju i zabrawszy z niego szare dresy i czarny
podkoszulek ruszył do łazienki, by wziąć prysznic. Nie mając nic
innego czym mógłby się zająć, ponownie zasiadł w salonie
z zamiarem przeczytania kilku rozdziałów podręcznika do
transmutacji, by nadrobić nieco zaległości. Choć naprawdę starał
się zapamiętać jak najwięcej z tego, co przeczytał, lektura
niesamowicie go nużyła i w pewnym momencie powieki same
zaczęły mu się zamykać.
Gwałtownie wyprostował się i
odrzucił książkę na stolik, nie chcąc zasnąć w salonie.
Niedawno koszmary powróciły i nie chciał, by natrętna Gryfonka
była świadkiem tego, jak wije się i wrzeszczy przez sen. A
już na pewno nie chciał, by widziała, jak płacze. Nie zdarzało
się to często, jednak parę razy obudził się, mając mokre
policzki. Znając Hermionę, od razu zaczęłaby się nad nim litować
i proponować pomoc czy konsultacje z którymś z nauczycieli. Nie
chciał ani litości, ani pomocy, ani tym bardziej tego, by
ktokolwiek się o tym dowiedział. Co noc przed zaśnięciem rzucał
zaklęcie, by jego współlokatorka nie usłyszała jego krzyków.
Nie chciał, by ktokolwiek dowiedział się o tej słabości.
Zresztą, był przekonany, że prędzej czy później koszmary same
znikną.
Podszedł do barku i nalał sobie
Ognistej, by pozbyć się senności i scen z ostatniego snu,
które nagle stanęły mu przed oczami. Opierając się jedną dłonią
o blat, niemal jednym haustem opróżnił szklankę.
— Znowu pijesz? Nie wystarczy ci
wrażeń?
Nim się odwrócił do dziewczyny,
dolał sobie whisky, czując, że bez pomocy alkoholu nie jest
w stanie przeprowadzić z nią w miarę spokojnej rozmowy. Nie
spuszczając z niej oczu, upił łyk bursztynowego płynu.
— Znowu wpychasz swój garbaty
nos w nie swoje sprawy, Granger. Zajmij się lepiej sobą. I zrób
coś z tymi włosami — dodał, krytycznie patrząc na
niechlujny kok pani prefekt, która, słysząc tę poradę, założyła
ręce i zmrużyła oczy, co sygnalizowało jej gotowość do kłótni.
O dziwo, Hermiona nie zaczęła
awantury, jak przypuszczał Draco. Siląc się na spokojny ton,
powiedziała:
— Rozumiem, że nie jesteś
zadowolony z tego, że masz iść ze mną na bal…
— Delikatnie powiedziane.
— …jednak mógłbyś spuścić
z tonu. Czy to moja wina, że idziemy razem? — spytała
dziewczyna i warknęła, widząc stanowcze skinięcie blondyna.
— Oczywiście! Najlepiej zrzucić wszystko na mnie!
— krzyknęła, wyrzucając ręce w powietrze. — Najlepiej
wyżyć się na mnie! Ale wiesz co? — spytała, nieświadomie
nachylając się w jego stronę. — Zapomnij, że będziesz
mną rządził. Nie wezmę od ciebie żadnych maseczek, żadnych
kremów. NIC. I trzymaj się z daleka od moich włosów.
— Z przyjemnością — powiedział
lodowatym tonem Draco, upijając kolejny łyk Ognistej.
Ślizgon oparł się o barek, kończąc
tym samym ich rozmowę.
Hermiona skrzywiła się, odrzucając
niesforne kosmyki z twarzy. Chciała tylko omówić z nim sprawy
organizacyjne, a skończyło się jak zawsze na kłótni. Nie za
bardzo wiedząc, jak poruszyć właściwy temat, podeszła do barku,
nie zwracając uwagi na spięcie blondyna. Przypominając sobie
lekcję, jaką jej udzielił, dziewczyna wybrała jedną ze szklanek
i sięgnęła po odpowiednią butelkę.
Draco, mimo iż próbował udawać
obojętnego, obserwował poczynania Gryfonki ze zdziwieniem
i ciekawością. Nie zdawał sobie sprawy, iż jego
współlokatorka zapamiętała cokolwiek z tego, co powiedział jej
wczorajszego wieczoru. Z aprobatą i dumą przypatrywał się
kolejnym czynnościom swojej uczennicy, aż w końcu, nie mogąc się
powstrzymać, mruknął:
— Trochę za dużo tego dałaś.
Dodaj więcej soku.
Kasztanowłosa uśmiechnęła się pod
nosem, korzystając z rady chłopaka.
— Więc już się do mnie
odzywasz?
— Nie — odburknął,
dopijając whisky.
Hermiona przewróciła oczami i wróciła
do tworzenia drinka. Wiedziała, że sytuacja została chwilowo
opanowana. Arystokrata ani nie zamknął się w pokoju, ani nie
wybiegł z dormitorium i, co najważniejsze, w żaden
sposób jej nie zaatakował. Realizując swój plan ugłaskania
współlokatora, wyjęła mu z dłoni pustą już szklankę,
zastępując ją własnoręcznie przygotowanym drinkiem. Usiadła na
barku, uważnie obserwując twarz blondyna.
— Próbujesz mnie upić,
Granger? — spytał Draco, podejrzliwie przyglądając się
zawartości szklanki. Uniósł ją pod światło, by dokładnie
obejrzeć jej twór.
— Tak. Jak trochę wypijesz,
jesteś bardziej skłonny do współpracy — przyznała
Hermiona, na co kąciki ust Ślizgona zadrżały, zdradzając
rozbawienie.
Z ulgą obserwowała, jak arystokrata
bierze pierwszy łyk. Ślizgon uniósł brwi i z uznaniem
spojrzał na dziewczynę. Najwyraźniej posmakowało mu to, co
stworzyła Gryfonka.
— Coś ty taki zaskoczony,
Malfoy?
Spojrzał na dziewczynę, która w
oczekiwaniu na jego odpowiedź zaczęła machać nogami. By ukryć
uśmiech, upił kolejnego łyka, zastanawiając się nad tym, kiedy
dokładnie Gryfonka zaczęła czuć się pewnie i swobodnie w
jego obecności. Odstawił szklankę na barek i założył ręce
na piersi, odwracając się do niej.
— Nie sądziłem, że możliwe
jest to, by osoba, która stroni od alkoholu, potrafiła
przygotowywać zdatne do picia drinki.
Hermiona przygryzła wargę,
zastanawiając się nad odpowiedzią, tym samym przyciągając
stalowe spojrzenie na swoje usta. W końcu napotkała wzrok blondyna
i po chwili, wzruszając ramionami, odpowiedziała cicho:
— Miałam dobrego nauczyciela.
Podobno jest dobry w… jak to było? — spytała, udając, że
nad czymś się zastanawia. — Ach, już wiem. W mieszaniu w
kociołku.
Ślizgon uniósł brew, a na jego
ustach zagościł szatański uśmieszek. Ogień w jego zazwyczaj
zimnych oczach powinien odstraszyć Hermionę. Zamiast tego Gryfonka
niemal nieświadomie nachyliła się w jego stronę, nie odrywając
wzroku od warg Dracona.
Arystokrata oparł dłoń o ścianę, a
w jego głowie narodziła się zupełnie niespodziewana myśl, by
pocałować dziewczynę. Tak po prostu. Nie przejmując się niczym:
ani jej pochodzeniem, ani reakcją jego otoczenia. Nie zastanawiając
się długo, poddał się tej pokusie. Powoli zaczął nachylać się
w stronę Hermiony.
Ich twarze dzieliło zaledwie kilka
centymetrów, gdy kątem oka zauważył ruch. Zerknął na swoje lewe
ramię, gdzie czarny wąż wił się wokół czaszki i złowrogo
wpatrywał się w Gryfonkę. Ta, niczego nieświadoma, oczekiwała na
pocałunek z zamkniętymi oczami. Draco poczuł pieczenie w tym samym
momencie, gdy wąż zasyczał i, odrywając się od skóry, ruszył
do ataku na dziewczynę.
— NIE!
Ślizgon gwałtownie wyprostował się
w fotelu, łapiąc za rękę nachylającą się nad nim Gryfonkę.
Dziewczyna zamarła w bezruchu,
wpatrując się w niego z troską, a koc, którym chciała go
przykryć, wyleciał jej z rąk. W jego oczach dostrzegła najpierw
ulgę, która po chwili ustąpiła miejsca zakłopotaniu, by
ostatecznie zmienić się w złość.
Blondyn puścił rękę Gryfonki, oparł
łokcie na kolanach i ukrył twarz w dłoniach. Dziewczyna przysiadła
na oparciu fotela, zastanawiając się, co powiedzieć, by nie
pogarszać sytuacji. Doskonale wiedziała, że znowu dręczyły go
koszmary, jednak pamiętała, co się stało ostatnim razem, gdy
próbowała go pocieszyć. W ciszy obserwowała, jak Malfoy wstaje z
fotela i kieruje się do barku.
— Znowu pijesz? Nie wystarczy ci
wrażeń?
Podeszła nieco bliżej, chcąc wybić
mu z głowy ten pomysł. Zdawała sobie sprawę, że w ten
sposób arystokrata próbuje odgonić dręczące go koszmary, ale
wiedziała, że topienie zmartwień w alkoholu przynosi więcej
szkód niż pożytku.
Słysząc pytanie Gryfonki, Ślizgon
spiął się, przypominając sobie sen. Czy to możliwe, żeby
wydarzenia potoczyły się w tym samym kierunku?
„Nie, oczywiście, że nie!”
— skarcił się w duchu, za sam pomysł, że mógłby chcieć
pocałować szlamę.
Z czystej ciekawości postanowił
jednak poczekać na rozwój sytuacji. Odwrócił się do dziewczyny
i, nie spuszczając z niej stalowych oczu, upił łyk Ognistej.
— Znowu wpychasz swój garbaty
nos w nie swoje sprawy, Granger.
„Czekaj, co było dalej?”.
Obrazy powoli zaczęły się zacierać,
powodując, że młody arystokrata pamiętał coraz mniej szczegółów.
Zlustrował wzrokiem dziewczynę, zatrzymując się dłużej na
niechlujnie upiętych włosach.
— Ach, tak… Zajmij się lepiej
sobą. I zrób coś z tymi włosami — dodał szybko, próbując
wiernie odtworzyć rozmowę ze snu.
Hermiona wpatrywała się w Ślizgona,
dokładnie analizując mimikę jego twarzy. O ile przy pierwszej
części jego wypowiedzi widniała na niej pogarda, resztę zdania
powiedział, wyglądając, jakby usilnie chciał sobie coś
przypomnieć.
„Czyżby skończyły mu się
pomysły na kpiny i poniżanie?”.
Już miała odpłacić mu pięknym za
nadobne, gdy przypomniała sobie wyraz jego twarzy, zaraz po
przebudzeniu. Może i była zbyt wrażliwa i delikatna, ale poniekąd
mu współczuła i nie chciała wywoływać kolejnej kłótni.
— Rozumiem, że nie jesteś
zadowolony z tego, że masz iść ze mną na bal… — zaczęła
delikatnie, jednak ton jej głosu zmienił się, gdy usłyszała, jak
Ślizgon wtrąca się, mówiąc „Delikatnie powiedziane”. — Czy
to moja wina, że idziemy razem?
— Tak — odpowiedział, po
czym upił łyk bursztynowego płynu, próbując sobie przypomnieć,
co powinien zrobić teraz.
„Ach, tak, teraz Granger będzie
się wydzierać i przyjdzie sobie zrobić drinka. Nie… to
niedorzeczne” — pomyślał, obserwując, jak Gryfonka
żywo gestykuluje, wydzierając się na niego.
Arystokrata ponownie odwrócił się w
stronę barku, by dolać sobie alkoholu. Po cichu liczył na to, że
dziewczyna zamknie się w swojej sypialni. Odgrywanie całej tej
scenki ze snu może i było ciekawym doświadczeniem, jednak był
przekonany o tym, że sprawy potoczą się zupełnie inaczej.
„Przecież to niemożliwe, żebym…”
Ślizgon spiął się, widząc
podchodzącą do barku Gryfonkę. Dziewczyna wzięła szklankę i
zaczęła przygotowywać drinka. Przełknął ślinę, walcząc
między ciekawością a chęcią zamknięcia się w swojej sypialni z
butelką Ognistej i zapomnieniu o tym głupim śnie.
— Za dużo tego nalałaś
— powiedział, przeklinając się w duchu za swój upór.
Jeśli do czegoś między nimi dojdzie… „Nie! To tylko głupi
sen… Zaraz będzie po wszystkim. Granger skończy przygotowywać
drinka i zamknie się w swoim pokoju, a ja będę spokojny, bo okaże
się, że to tylko głupi sen…” — pomyślał i dodał:
— Dolej jeszcze trochę soku.
Z uwagą obserwował, jak kąciki jej
ust unoszą się i dziewczyna wykonuje jego polecenie.
„Przestań gapić się na jej
usta, kretynie!”
Skarcił się w duchu, gdy zdał sobie
sprawę, że nie może oderwać od nich oczu. Otrząsnął się,
dopiero gdy kasztanowłosa wyciągnęła do niego rękę z ukończonym
drinkiem. Wziął go od niej, nie zastanawiając się nawet, co robi.
Upił łyk, nie czując nawet smaku napoju. Całą jego uwagę
pochłonęła wewnętrzna bitwa dwóch skrajnych opcji: zostania i
upewnienia się, że do niczego nie dojdzie oraz ucieczki do swojego
pokoju, zanim do czegokolwiek MOGŁOBY dojść.
— Zaskoczony?
„Wiesz, co teraz powinieneś
powiedzieć. I wiesz, co ona odpowie… i co będzie później.”
„Niczego nie będzie później, bo
do niczego nie dojdzie!”
„Więc powiedz, to i będziesz
miał pewność!”
„A jeśli jednak…”
— Idę spać — powiedział
w końcu, oddając jej szklankę.
Szybkim krokiem skierował się do
swojego pokoju, odpinając po drodze guziki koszuli. Zamknął za
sobą drzwi, pozostawiając zdezorientowaną dziewczynę samą
w salonie.
Hermiona upiła łyk drinka,
zastanawiając się, czy nie popełniła gdzieś jakiegoś błędu.
— Smakuje normalnie
— powiedziała cicho, wzruszając ramionami.
Draco stał oparty o drzwi, jakby w
obawie, że za chwilę może przez nie przejść Gryfonka.
„Nie, to niedorzeczne!”
— pomyślał, starając się uspokoić. „To tylko sen…
tylko sen.”
Odszedł od drzwi dopiero wtedy, gdy
usłyszał, jak współlokatorka wchodzi do łazienki i zyskał
pewność, że nie wparuje do jego sypialni. Ciężkim krokiem
podszedł do łóżka, zrzucając po drodze koszulę na podłogę.
Usiadł i skrył twarz w dłoniach, próbując wyrzucić z głowy
obrazy odtwarzane w niej raz po raz. Granger, drink, niedoszły
pocałunek… i znak.
Wyprostował się i spojrzał na swoje
lewe ramie, a jego serce na chwilę wstrzymało pracę. Czy
rzeczywiście linie były ciemniejsze, czy wyobraźnia płatała mu
figle? Z przyśpieszonym oddechem uważnie obserwował go i westchnął
z ulgą, widząc, że pozostaje on nieruchomy.
Chcąc odsunąć od siebie te
nieprzyjemne myśli i wspomnienia, jakie przywołała końcówka snu,
wyjął z szafki najnowszy numer „Świata Quidditcha”. Może
nie była to najambitniejsza lektura, jednak nie miał ani siły, ani
ochoty na dalszą naukę. Wrócił do łóżka, położył się na
brzuchu i zaczął leniwie przewracać kartki. Już miał
odrzucić ze złością magazyn, gdy wyłowił wzrokiem ciekawy
nagłówek. Uniósł brew na widok tytułu artykułu, a po chwili na
jego ustach pojawił się podstępny uśmieszek.
Pożegnanie Błyskawicy,
czyli powrót legendarnych Strzał!
Odkąd Randolph Spudmore dołączył do
ekipy Silverspeed, po świcie krążyły plotki, jakoby już niedługo
miała powstać najdoskonalsza miotła, wyjęta wprost z marzeń
najwybredniejszego fana szybkości. Naszemu reporterowi udało się
porozmawiać z właścicielami firmy i możemy rozwiać Wasze
wszelkie wątpliwości. Szykujcie się na zachwianie rynku
miotlarskiego, Strzały powracają!
Zapewne wielu z was uśmiechnie się na
wspomnienie Srebrnych Strzał, które, podobnie jak teraz Błyskawica,
w swoim czasie robiły prawdziwą furorę, a jej posiadanie
wskazywało na wyśmienity gust i jeszcze lepsze zasoby w banku
Gringotta. Nic dziwnego, że firma Silverspeed postanowiła wrócić
do czasów swojej świetności i na podstawie pierwszego
wyprodukowanego przez nią modelu stworzyć najdoskonalszą miotłę
wszech czasów. Z pewnością jest to zasługa znanego twórcy mioteł
Randolph’a Spudmore’a, który latem tego roku rozpoczął
współpracę z Leonardem Jewkes’em, właścicielem
Silverspeed. Spudmore, jak wiadomo, został zwolniony z poprzedniej
firmy, a miejsce po nim zajął jego zięć. Twórca Błyskawicy
postanowił zemścić się na aroganckim wybranku swojej córki w
najlepszy możliwy sposób — stworzył miotłę idealną
z konkurencją zięcia.
Nasz reporter rozmawiał z Randolphem
Spudmore i zdobył parę informacji na temat nowego modelu firmy
Silverspeed. Na cześć swojej poprzedniczki miotła będzie nosić
nazwę Złotej Strzały, a znany z niekonwencjonalnych
pomysłów Spudmore dodaje, iż nazwa częściowo zdradza, z czego
będzie ona wykonana.
Czy to oznacza, że nowa Strzała
będzie pokryta złotem? Nikogo by to nie zdziwiło, tym bardziej, że
jej twórca wykorzystał nieużywane wcześniej żelazne produkty
wykonane przez gobliny w swoim poprzednim projekcie — Błyskawicy.
Zapytany o to Spudmore uśmiecha się tajemniczo i odpowiada:
— Nie, nie będzie pokryta
złotem… przynajmniej nie w całości. Pewne drobne elementy,
owszem, jednak bardziej chodzi o budowę wewnętrzną, o szkielet
miotły. Nie chcę za dużo zdradzać, mogę tylko dodać, że
jeszcze czegoś takiego nie było. Jeśli chodzi o poprawki i różnice
między Złotą Strzałą a Błyskawicą, to między innymi został
ulepszony kształt rączki. Jej dolna część będzie znacznie
wygięta, a antypoślizgowe uchwyty na stopy zostaną wykonane z
trwalszego materiału. Nowa strzała będzie niezwykle szybka
i precyzyjna. Oprócz tego będzie odporna na zaklęcie
hamujące. No i oczywiście prędkość… Złota Strzała
będzie osiągać około stu sześćdziesięciu mil na godzinę w
dziesięć sekund.
Czy to oznacza, że nowa Strzała,
podobnie jak różdżki, będzie miała swój unikalny rdzeń? Jeśli
tak, to jakie będą tego skutki? Z całą pewnością możemy
zgodzić się z Spudmore: czegoś takiego jeszcze nie było, a nam
pozostaje tylko czekać do lutego, czyli do czasu wejścia Złotych
Strzał na rynek. Dla tych, którzy już ostrzą sobie na nią zęby
mamy niemiłą wiadomość. Cena Złotej Strzały będzie niemal
pięciokrotnie większa od ceny Błyskawicy i tylko nieliczni będą
mogli sobie na nią pozwolić.
Draco przez pewien czas wpatrywał się
w artykuł z otwartymi ustami, a jego myśli zdominowały dwa słowa:
„Złota Strzała… Złota Strzała… Złota Strzała”. Chwilowo
całkowicie zapomniał o niedawnych przeżyciach, ogarnięty potrzebą
posiadania najnowszej miotły. Skrzywił się, przypominając sobie o
dacie premiery. „Luty. Cholerny luty. Grudzień dopiero się
zaczyna!” — pomyślał, rozzłoszczony tym, że musi
tyle czekać. Oczywiście mógłby napisać do odpowiednich osób, by
móc wcześniej wejść w posiadanie Złotej Strzały, jednak matka
odcięła mu tę drogę rozwiązania swojego problemu. Nikt nie
odpowie na jego jakąkolwiek prośbę, dopóki Narcyza Malfoy nie
przestanie boczyć się na swojego syna, a żeby tak się stało,
Ślizgon musiał pokazać się na balu ze współlokatorką
mugolskiego pochodzenia.
— Przynajmniej teraz mam jakąś
porządną motywację — mruknął blondyn, przewracając się
na plecy. — Tylko czy miotła jest tego warta…
Rozważania arystokraty przerwał
kobiecy krzyk. Ślizgon natychmiast zerwał się z łóżka
i bez zastanowienia wybiegł z sypialni. Przed jego oczami
ponownie zagościł obraz czarnego węża atakującego jego
współlokatorkę, a w ramieniu poczuł fantomowy ból. Wyważył
drzwi do łazienki i wpadł do niej, gotów stoczyć walkę z
napastnikiem… tyle że żadnego napastnika nie było.
Zamrugał zdezorientowany, widząc
Hermionę stojącą tyłem do lustra i spoglądającą przez
ramię na swoje odbicie. W zaciśniętych piąstkach trzymała brzegi
białego ręcznika na wysokości klatki piersiowej. Włosy nadal
miała upięte w wysokiego niechlujnego koka, a jej ciało pokrywały
krople wody. Dziewczyna z uchylonymi ustami wpatrywała się
w lustrzaną taflę, a jej dolna warga drgała, jakby się miała
zaraz rozpłakać.
— Emm… Granger? — spytał
niepewnie Draco.
Gdy ta nie odpowiedziała, zaciekawiony
Ślizgon podszedł nieco bliżej i, zatrzymując się tuż przed
nią, również zerknął na lustrzane odbicie pleców
współlokatorki. Ręcznik opadał po obu stronach dziewczyny
i zawijał się w dolnej części pleców, dzięki czemu
doskonale widoczny był… tatuaż. Ogromny tatuaż.
— Wow — mruknął blondyn
na widok czarnych skrzydeł, które zaczynały się tuż nad
łopatkami i nikły pod ręcznikiem.
Pióra wykonane zostały w odcieniach
szarości, która wyraźnie odznaczała się na jasnej skórze
Hermiony. Skrzydła delikatnie wyginały się, a całość wyglądała
smukle, elegancko i, co niechętnie przyznał Draco, seksownie.
Dziewczyna chwyciła w jedną dłoń
brzegi białego ręcznika, a drugą niepewnie dotknęła wzoru na
łopatce. Gdyby nie jej zdruzgotana mina i jęki rozpaczy to
z pewnością drżąca dłoń dałaby do zrozumienia Ślizgonowi,
że jego współlokatorka jest wstrząśnięta i załamana swoim
odkryciem. Ku rozbawieniu arystokraty, ta potarła skórę, chcąc
usunąć ze swojego ciała niechcianą ozdobę. Znieruchomiała,
słysząc gromki śmiech współlokatora. Zmrużyła gniewnie oczy i
czekała, aż blondyn przestanie się z niej naśmiewać.
— Skończyłeś?
Po dłuższej chwili chłopak
odchrząknął i spojrzał na Hermionę z udawaną powagą, co tylko
jeszcze bardziej rozdrażniło Gryfonkę. Jego stalowe oczy emanowały
rozbawieniem i kpiną.
— Wiesz, Granger… — powiedział
przeciągle, opierając się o ścianę — obawiam się, że to
tak łatwo nie zejdzie…
Przez chwilę obserwował, jak
dziewczyna staje na palcach, by móc dokładniej zobaczyć w lustrze
skalę szkód. Nie był w stanie powstrzymać się od parsknięcia
śmiechem na widok jej miny, gdy odkryła, że tatuaż znajduje się
niemal na całej długości pleców.
— Chyba powinienem cię
przeprosić za to, że nie wspomniałem, czym może skończyć się
wspólne picie ze Ślizgonami — dodał, naigrywając się z
Gryfonki. — No ale pierwsze szlify już zdobyłaś…
— Ty… — warknęła,
podchodząc do blondyna.
Nie pamiętała, w jaki sposób zdobyła
nową „ozdobę”, ale jednego była pewna: w tym musiał
maczać palce Malfoy. Uniosła nieco głowę, by móc spojrzeć mu w
oczy, w których w dalszym ciągu gościło rozbawienie, po
czym oznajmiła:
— Ty… masz to jakoś odkręcić.
Obronnie uniósł dłonie.
— Mnie w to nie mieszaj.
Wyszedł z łazienki, zostawiając
Gryfonkę samą ze swoim problemem. Ruszył do swojej sypialni i nim
zdążył zrobić cokolwiek, wpadła do niej współlokatorka.
— Malfoy, zrób coś…
— poprosiła, patrząc na niego błagalnie.
Spojrzał na nią z politowaniem,
budząc w dziewczynie nadzieję, że pomoże jej w pozbyciu się
pamiątki ze wspólnej imprezy. Bez słowa odwrócił się do niej
plecami, po czym zajął się porządkowaniem biblioteczki.
— Malfoy! — wrzasnęła,
podeszła do Ślizgona i chwyciła go za ramię, odwracając w swoją
stronę. Przez moment obawiała się, że arystokrata wścieknie się
na nią za ten gest, jednak w jego oczach ponownie dostrzegła
rozbawienie. — Aż tak cię to bawi?
Ze względu na kolejny atak
niekontrolowanego śmiechu, Ślizgon tylko pokiwał głową. Gryfonka
dzielnie to wszystko znosiła, licząc na to, że gdy ten w końcu
przestanie się śmiać, pomoże jej znaleźć jakieś wyjście z tej
sytuacji.
Blondyn po raz ostatni rzucił jej
rozbawione spojrzenie, po czym wyminął dziewczynę i stanął za
nią, chcąc jeszcze raz przyjrzeć się tatuażowi. Położył dłoń
na jej plecach, oceniając jakość rysunku. Przejechał palcem
wzdłuż jednego z piór, uśmiechając się pod nosem. Mógł śmiało
powiedzieć, że jego współlokatorka miała szczęście. Zawsze
mogła skończyć z jakimiś bazgrołami, nierównymi konturami i
innym partactwem.
Gryfonka wstrzymała oddech, czując
dotyk współlokatora. Powolne muśnięcia arystokraty mogły
uchodzić za czułą pieszczotę. Stała cierpliwie, lekko drgając
za każdym razem, gdy palec Dracona nieśpiesznie badał kontury
tatuażu. Spuściła głowę, lekko zagryzając wargę, tłumiąc
w sobie chęć, by wygiąć plecy w jego stronę. Na jej ciele
pojawiła się gęsia skórka. Zmarszczyła brwi, widząc, jak jej
organizm reaguje na dotyk i bliskość Ślizgona. Nigdy czegoś
takiego nie doświadczyła. Może to dlatego, że to właśnie on,
Draco, stał za nią, a może to świadomość, iż, sama będąc w
negliżu, pozwala na dotyk półnagiemu mężczyźnie. Wmawiając
sobie, iż gęsia skórka pojawiła się na skutek zimna, jakie
odczuwała, czekała cierpliwie, aż arystokrata skończy oględziny.
Draco zamarł, łapiąc się na tym, iż
bada tatuaż Gryfonki stanowczo zbyt długo. Nie mogąc się oprzeć,
ostatni raz przesunął palcem po piórze tuż nad ręcznikiem. Nie
uszło jego uwadze, iż na ten dotyk kasztanowłosa wzdrygnęła się
i wzięła gwałtowny wdech. Przełknął ślinę, by pozbyć się
dziwnej suchości gardła. Zastanawiając się, co on do cholery
wyrabia, zrobił krok w tył i bez żadnego słowa wyjaśnienia
zaczął wyciągać z szafki ubrania.
Hermiona, słysząc otwierane szuflady,
odwróciła się i pytająco spojrzała na Ślizgona, ten jednak
skutecznie unikał jej wzroku, przygotowując się do kąpieli.
Próbując zwalczyć ognisty rumieniec, zdobiący jej policzki,
odchrząknęła, by zwrócić na siebie uwagę.
— No i? — spytała, chcąc
wiedzieć, jak pozbyć się niechcianej ozdoby.
Sama nie miała pojęcia jak go usunąć,
nigdy nie interesowała się zaklęciami usuwającymi tatuaże.
Wiedziała, że istnieje na to mugolski sposób, jednak był on
wyjątkowo bolesny… no i drogi. Nie mogła sobie pozwolić na
wydanie całej wygranej z turnieju. Musiała liczyć się z tym, że
nie od razu po ukończeniu szkoły znajdzie pracę. Poza tym trzeba
będzie rozejrzeć się za nowym domem dla niej i dla jej
rodziców, gdy w końcu ich odnajdzie.
Ślizgon, nie przerywając swoich
poszukiwań, zerknął na dziewczynę i oznajmił:
— Masz problem, Granger, bo nie
da się go usunąć…
— CO?!
— …przynajmniej nie zaklęciem
— zakończył, unosząc brew.
Gdy tylko zobaczył tatuaż z bliska,
przypomniał sobie, jak rzucał na niego zaklęcie utrwalające. Nie
pamiętał dlaczego i nie chciał tego wiedzieć. Już sam fakt, że
opuścili Hogwart, będąc w takim stanie, był przerażający.
Zostawiając Gryfonkę samą z tymi rewelacjami, zabrał swoje
rzeczy i ruszył do łazienki.
— Malfoy!
Co ona powie w skrzydle szpitalnym?
„Przepraszam, ale muszę usunąć tatuaż. No wie pani, upiłam się
ze Ślizgonami, opuściłam z nimi tereny szkoły grubo po
wyznaczonej ciszy nocnej i teraz liczę na to, że sprawa pozostanie
między nami.”
Draco zatrzymał się w przejściu i
spojrzał na nią przez ramię. Widząc jego rozgniewane spojrzenie,
odruchowo się cofnęła.
— Stoisz w moim pokoju, prawie
naga i jeszcze się na mnie wydzierasz. Gdy wrócę, ma cię tu nie
być, Granger — warknął blondyn i opuścił sypialnię.
Gryfonka podskoczyła, słysząc huk
zamykanych drzwi od łazienki. Rozdrażniona jego zachowaniem,
posłusznie udała się do swojego pokoju. Mamrocząc do siebie pod
nosem, otworzyła komodę, by wybrać z niej ciemne dżinsy.
„On jest nienormalny. Niestabilny
psychicznie! Raz jest miły i znośny, a w następnej chwili bez kija
nie podchodź! A teraz? Najpierw warczy na mnie, bo miał zły sen,
później normalnie ze mną rozmawia, obmacuje mnie w swoim pokoju, a
w wielkim finale znowu się na mnie wydziera!” — pomyślała,
naciągając spodnie na nogi.
Podeszła do lustra i zrzuciła
ręcznik, by jeszcze raz przyjrzeć się czarnym skrzydłom.
„A co jeśli nie uda się ich
usunąć?”
Hermiona wzdrygnęła się, by po
chwili zganić się za tę niemądrą myśl. Jaką miała pewność,
że współlokator mówił prawdę? Skąd mógł wiedzieć, że nie
da się usunąć tatuażu, skoro nie rzucił żadnego zaklęcia, by
się o tym przekonać?
„A jeśli nie kłamał?”
Zaczęła zastanawiać się, co by
zrobiła, gdyby nie udało jej się usunąć ozdoby za pomocą
czarów. Czy wytrzymałaby ból przy likwidacji skrzydeł w sposób
mugolski? „Możliwe, ale w sumie nie są takie złe”
— próbowała się pocieszyć.
— Granger, zostawiłaś…
Hermiona pisnęła i natychmiast
zakryła się rękami. Zażenowana i skrępowana tym, że po raz
kolejny Ślizgon widzi ją niekompletnie ubraną, dziękowała
Merlinowi za to, że stała tyłem do niego.
— …różdżkę — dokończył
wolno chłopak.
Ubrany cały na czarno, z mokrymi
włosami zaczesanymi w tył stał nieruchomo, trzymając w ręku
jej własność. Bez słowa rzucił różdżkę na pobliski stolik
i wyszedł z sypialni współlokatorki.
Gryfonka stała nieruchomo do czasu, aż
nie zyskała pewności, że Ślizgon ponownie nie wtargnie do jej
pokoju. Pośpiesznie nałożyła stanik i czerwoną bluzkę, myśląc
o tym, ile to już razy została naruszona jej prywatność. Co jest
z nimi i tą nagością?
Rozdrażniona, wyszła z pokoju i
zatrzęsła się ze złości, widząc Dracona siedzącego w salonie,
jak gdyby nigdy nic. Wyszła na korytarz i nie mogąc się
powstrzymać, nim przejście się zamknęło, rzuciła na odchodne:
— Palant!
Zaskoczona, jak wiele ulgi przyniosło
jej to dziecinne zachowanie, ruszyła do skrzydła szpitalnego,
licząc na to, że panna McCullen będzie dyskretna i znajdzie sposób
na niechcianą ozdobę. O ile jej pierwsze założenie okazało się
trafne, rozczarowana słuchała fachowej opinii rudowłosej kobiety.
— Niestety, żadne zaklęcie
tutaj nie pomoże. Ale jest inne wyjście — dodała szybko,
widząc minę Gryfonki. — Istnieje pewna maść, która zdoła
go usunąć, jednak to trochę potrwa.
— Ile? — spytała
Hermiona, zakładając z powrotem bluzkę.
Panna McCullen odsłoniła parawan i
ruszyła do gabinetu, gestem zapraszając uczennicę do środka.
Zaskoczona dziewczyna posłusznie weszła do niewielkiego
pomieszczenia, w którym do tej pory nigdy nie była. Usiadła przy
biurku naprzeciwko pielęgniarki, niecierpliwie wyczekując wieści.
— Najpierw szkoła musi złożyć
zamówienie, nie mamy zapasów tej maści. Sama możesz również ją
kupić, ale…
— Jest droga — dokończyła
ponuro dziewczyna, po części spodziewając się takiego obrotu
spraw. Ostatnio wszystko szło jej pod górkę.
Beth skinęła głową.
— Jeśli złożymy zamówienie
jeszcze dziś, to za dwa, góra trzy tygodnie powinniśmy ją dostać.
Ponieważ maść zawiera kilka składników często wywołujących
alergie, musisz najpierw wykonać badania, ale to nie potrwa długo.
Jeśli będziesz ją stosowała dwa razy dziennie, to pierwsze efekty
będą widoczne po miesiącu stosowania.
— Po miesiącu? — powtórzyła
załamana pani prefekt.
Liczyła na to, że jeszcze przed balem
uda jej się usunąć tatuaż. Nie mając innego wyjścia, pokiwała
głową w odpowiedzi na pytanie, czy pielęgniarka ma złożyć
zamówienie. Po dziesięciu minutach Hermiona zbierała się do
wyjścia, jednak zatrzymała ją panna McCullen.
— Na pewno wszystko w porządku?
— spytała, badawczo patrząc na uczennicę. Do tej pory nie
wiedziała, jak dziewczyna zdobyła niechciane czarne skrzydła.
— Tak. Dziękuję — powiedziała
Hermiona i pośpiesznie opuściła skrzydło.
Chcąc wyżalić się ze swoich
problemów, postanowiła odwiedzić pokój wspólny Gryffindoru. Już
po chwili siedziała w swoim dawnym dormitorium, opowiadając całą
historię Ginny.
— A maść zacznie działać
dopiero w połowie stycznia! — zakończyła swoją opowieść
i ukryła twarz w dłoniach.
Weasleyówna popatrzyła współczująco
na przyjaciółkę. Raz w życiu zaufała Ślizgonom i tak się
to dla niej skończyło. Usiadła na łóżku obok niej i objęła ją
ramieniem, cierpliwie czekając, aż dziewczyna się uspokoi.
— Naprawdę jest taki wielki?
— spytała młodsza Gryfonka, myśląc, że Hermiona
wyolbrzymia całą sprawę, jednak zmieniła zdanie, gdy ta odwróciła
się i uniosła bluzkę. Gwizdnęła z podziwu, widząc czarne
skrzydła.
— Szczerze? One są przepiękne
— wydukała, przesuwając palcem po jednym z piór. — Na
pewno chcesz się go pozbyć? Bo, wiesz, jak je zobaczyłam, to sama
się zastanawiam nad tatuażem — powiedziała rozbawiona
rudowłosa.
Pani prefekt poprawiła bluzkę i
oburzona spojrzała na przyjaciółkę.
— Piękne czy nie, ja nie chcę
tatuażu! To wcale nie jest śmieszne! Nie mogę się tak
pokazać na balu!
„Co by powiedziała babcia Rose”
— dodała w myślach i skrzywiła się, wyobrażając
sobie reakcję staruszki.
Na wzmiankę o balu dobry humor Ginny
odszedł w zapomnienie. Dziewczyna zmarszczyła brwi, a na jej twarzy
smutek walczył o podium ze wściekłością. Hermiona szybko
domyśliła się, o co chodzi.
— Lee?
Ginny prychnęła pod nosem. Wstała z
łóżka i szybkim krokiem zaczęła przemierzać dormitorium.
— Nie wymawiaj przy mnie jego
imienia. Ignoruje mnie i w ogóle nie odpowiada na listy, chociaż
dobrze wie o balu. No… ale skoro praca i podlizywanie się mojemu
bratu jest dla niego ważniejsze, to proszę bardzo! — wykrzyczała
młodsza Gryfonka i ze złością kopnęła w niewielki stoliczek
obok jej łóżka. — Nie mam z kim iść na bal…
— podsumowała cicho i z powrotem usiadła obok Hermiony.
Kasztanowłosa przez chwilę siedziała
nieruchomo, zupełnie nie wiedząc, co ma powiedzieć. Nie
podejrzewała Lee, że jest do tego zdolny. Tym razem to ona
przytuliła przyjaciółkę.
— Przykro mi — powiedziała,
na co Ginny machnęła ręką.
— Niepotrzebnie. Teraz to w
ogóle nie chcę iść na ten głupi bal. Przecież to, że nie pójdę
na potańcówkę, nie jest końcem świata.
— Naprawdę nie chcesz tam iść?
Bo mam dla ciebie partnera…
Ginny uniosła głowę i z
zaciekawieniem spojrzała na przyjaciółkę.
— Malfoyowi nie udało się
odkręcić wspólnego pójścia na bal, więc Harry jest wolny.
— Wie o tym?
Widząc twierdzące kiwnięcie głową
kasztanowłosej, uśmiechnęła się chytrze, a jej oczy zabłysły
wesoło. Poderwała się z łóżka i wyszła na korytarz.
— HARRY! HEJ, HARRY! — Hermiona
podskoczyła, słysząc wrzaski przyjaciółki. Widocznie Gryfon
usłyszał wołanie dziewczyny, bo ta kontynuowała. — IDZIESZ
ZE MNĄ NA BAL?! TO SUPER!
Wyraźnie weselsza Ginny wróciła do
dormitorium. Uśmiechnęła się do przyjaciółki i zatarła
ręce, na co starsza Gryfonka przełknęła ślinę.
— Masz zamiar zrobić coś
głupiego, prawda?
Ginny podeszła do Hermiony
i pociągnęła ją za ręce, zmuszając do wstania z łóżka.
— Chodź, sprawdzimy, czy tych
skrzydeł nie da się zakryć makijażem.
Hermiona dobrze wiedziała, że pomysł
dziewczyny nie wypali, jednak nie miała serca jej odmówić.
***
Gdy następnego dnia weszła do
Wielkiej Sali, Hermiona od razu wiedziała, że coś się stało.
Uczniowie bardziej niż śniadaniem zajmowali się wymienianiem
plotek. Szepty i okrzyki zdziwienia wypełniały pomieszczenie.
Kasztanowłosa zajęła swoje miejsce
obok Ginny, mając przed sobą Harry'ego i Rona.
— Złapano odpowiedzialnego za
napis w Noc Duchów — powiedział Potter, widząc pytające
spojrzenie przyjaciółki. — Benjamin Wilson. Znasz go?
Dziewczyna kiwnęła głową.
— To ten Ślizgon, co ostatnio
napadł na Toma Moor. Czwartoklasista — dodała, nakładając
porcję owsianki.
— Tak czy inaczej dzięki niemu
mamy jeszcze godzinę przerwy — oznajmił Harry, a gdy
napotkał zdziwione spojrzenie dziewczyny, dodał: — McGonagall
się teraz nim zajmuje i lekcja transmutacji została odwołana.
Swoją drogą to nawet się cieszę, że cała ta afera z napisem
okazała się tylko głupim żartem.
— No — mruknął
niewyraźnie Ron, który właśnie był w trakcie pożerania kolejnej
porcji jajecznicy. Gdy w końcu przełknął zalegający pokarm,
dodał: — Jeśli dodać do tego te wszystkie doniesienia z
kraju, sprawa rzeczywiście wyglądała nieciekawie. A oto okazało
się, że to tylko kolejny wybryk naszych uroczych Ślizgonów
— powiedział, patrząc z pogardą w stronę uczniów
Slytherinu.
Hermiona posłała mu karcące
spojrzenie.
— Wybryk JEDNEGO ze Ślizgonów,
Ron. JEDNEGO. Nie możesz ich wszystkich wsadzać do jednego kociołka
i oczerniać, tylko dlatego, że jeden z nich zachował się
niewłaściwe.
Tym razem to rudowłosy spojrzał na
nią spode łba, jednak nic nie powiedział. Sięgnął po puchar i
upił łyk soku, robiąc przy tym wszechwiedzące miny. Gryfonka nie
wytrzymała, odrzuciła na stół Proroka Codziennego i zapytała:
— Coś nie tak?
Ron nie odpowiedział od razu. Rozsiadł
się na ławie, krzyżując ręce na piersi. Przez moment wpatrywał
się w kasztanowłosą, po czym prychnął pod nosem, mówiąc:
— Oprócz tego, że nagle stałaś
się obrończynią oślizgłych gadów? Nie, skąd! Wszystko
w porządku.
— Ron, jestem prefektem
naczelnym. Mam zapobiegać wrogości wobec innych domów, a nie
ją jeszcze podjudzać. Mógłbyś mi w tym pomóc.
— Nie sądzę. Ja nie dam się
omamić uroczym uśmieszkom Malfoya. Już zapomniałaś, jaki jest
wredny i wkurzający?
Dziewczyna zaśmiała się, jednak gdy
przemówiła, nie było w jej głosie ani krzty życzliwości.
— Wiesz co, Ron? Obecnie
wkurzasz mnie bardziej niż on — oznajmiła, pozbierała swoje
rzeczy i wyszła z Wielkiej Sali.
Przeczuwała, że Ron może być dziś
bardziej irytujący i zaczepny niż zazwyczaj. Już pewnie dowiedział
się o tym, że jej partnerem na balu będzie Malfoy. Czy to jej
wina? Nie. Ma inne wyjście? Nie. Czy to aż takie trudne do
zrozumienia, że wypełnia tylko swoje obowiązki? Dla Rona
najwyraźniej tak. Dziewczyna zaczęła obawiać się tego, jak jej
przyjaciel może zachować się na balu.
„Świetnie! Nie dość, że będę
musiała użerać się z Malfoyem, to jeszcze Ron będzie stroił
fochy”.
Weszła do dormitorium z zamiarem
wyrzucenia z głowy kwestii związanych z balem, przynajmniej do
wieczora. Wtedy spróbuje jeszcze raz omówić ze Ślizgonem sprawy
organizacyjne.
Jednak jej postanowienie zostało
złamane w chwili, gdy zobaczyła na swoim łóżku dużych rozmiarów
pudło. Zaciekawiona, zajrzała do środka i uniosła brew na widok
góry kosmetyków, która z łatwością mogłaby zapełnić wystawę
sklepową. Arystokrata nie żartował, mówiąc, że do czasu balu
popracuje nad jej wyglądem. Musiał wydać na to majątek, a ona nie
miała zamiaru przyjąć tego zestawu kosmetyków. Miała swój honor
i nie pozwoli, żeby Ślizgon decydował o tym, jak ma
wyglądać.
Usłyszała wesołe szczekanie
Salazara, obwieszczające powrót jej współlokatora. Odłożyła do
pudełka jedną z wielu odżywek do włosów i odwróciła się,
chcąc oznajmić arystokracie, że nie ma zamiaru korzystać z tych
wszystkich rzeczy.
Podskoczyła, widząc go opartego o
futrynę.
— Widzę, że zdążyliście się
już zaprzyjaźnić — powiedział, wskazując głową na
pudło. — Świetnie się składa, bo dobrze by było, gdybyś
już dziś zaczęła kurację — dodał, podchodząc do
dziewczyny.
— Malfoy...
— Tu masz odżywki do tych
kudłów, a tu coś, co, mam nadzieję, być może poprawi jakość
twojej skóry — kontynuował, zupełnie ignorując wtrącenie
Gryfonki. — Tak jak mówiłem, trzeba zacząć od zaraz, bo
czasu mamy niewiele...
— Malfoy...
— …a i trzeba będzie w wolnej
chwili wyskoczyć do Hogsmeade, by podciąć trochę te obumarłe
końcówki —oznajmił, krytycznie przyglądając się włosom
dziewczyny. — Może nawet dałoby radę wybrać się do
Londynu do naprawdę dobrego salonu... zresztą i tak musimy tam
pojechać, by krawcowa mogła pobrać miary...
— Malfoy!
— Coś mówiłaś?
Hermiona wzięła głęboki wdech,
zastanawiając się, w jaki sposób może wyperswadować swojemu
współlokatorowi zamiar decydowania o tym, jak miała wyglądać
podczas balu. Przywołała na twarz coś na wzór uśmiechu i, siląc
się na spokój, oznajmiła:
— Doceniam to, że tak się
zaangażowałeś, ale nie możesz narzucać mi, jak mam wyglądać...
— Nie? A to niby dlaczego?
— spytał na pozór uprzejmym tonem, przeglądając zawartość
paczki.
— Bo ci na to nie pozwolę
— odpowiedziała nieco bardziej napastliwie. — I przykro
mi, ale nie mogę przyjąć tego wszystkiego.
— Oczywiście, że możesz i
zrobisz to... nie, nie przerywaj mi — dodał, unosząc
ostrzegawczo palec wskazujący. — Uznaj, że to rekompensata
za te kapcie, które pogryzł ci Salazar, skoro twoje ego nie pozwala
ci po prostu skorzystać z uśmiechu losu, jakim jest fakt, że choć
raz w życiu będziesz miała dostęp do kosmetyków dobrej
jakości.
Dziewczyna przez chwilę mierzyła w
niego zimnym spojrzeniem, jednak w końcu doszła do wniosku, że
Ślizgon nie odpuści. Podniosła pudło i postawiła je na komodzie.
— Dobra, niech ci będzie
— oznajmiła, sprawiając, że na twarz arystokraty wpełzł
uśmiech zwycięstwa. — Ale sukienkę już mam, więc wybij
sobie z głowy, że pokażę się na balu w czymś innym.
— Tak? To pokaż mi to cudo
— rozkazał, opierając się o kolumienkę łóżka.
Hermiona podeszła do szafy i wyjęła
z niej swoją sukienkę, którą kupiła jeszcze przed rozpoczęciem
roku szkolnego. Uśmiechnęła się pod nosem, czując, że tym razem
Ślizgon nie będzie miał do czego się przyczepić. W końcu
kreację pomogła jej wybrać Ginny, poza tym była naprawdę
zjawiskowa. Dziewczyna rozpięła pokrowiec i wyjęła z niego
czerwoną, sięgającą kolan, sukienkę na ramiączkach.
Blondyn wziął ją od Gryfonki. Po
dokładnych oględzinach kroju i jakości materiału oznajmił:
— Nie jest najgorsza, ale i tak
trzeba ci zamówić nową.
— Słucham?! Niby dlaczego?
— oburzyła się, wyrywając Ślizgonowi sukienkę z rąk.
— Bo za cholerę nie pasuje do
mojego garnituru.
— ŻE CO?! — warknęła
Hermiona, robiąc krok w stronę, nieświadomego niebezpieczeństwa,
arystokraty.
To ona ma poświęcić najpiękniejszą
sukienkę, jaką kiedykolwiek miała, bo nie będzie pasować do jego
garnituru?
„O nie, panie Malfoy. Tak się na
pewno nie stanie!” — pomyślała Gryfonka.
Odłożyła niezbyt delikatnie czerwoną
suknię na łóżko i wskazując współlokatorowi drzwi,
powiedziała:
— Wyjdź z mojego pokoju,
Malfoy.
Blondyn uniósł brwi niemal po linię
włosów. Spodziewał się milszego traktowania po tym, jak wydał na
nią prawie dwieście galeonów… a to był dopiero początek
kosztów. Nie widząc innego rozwiązania, wyprostował się,
poprawił marynarkę i wyjął z kieszeni różdżkę.
Dziewczyna, widząc jak w nią celuje,
cofała się, aż nie wpadła na szafę. W niedowierzaniu
wytrzeszczyła oczy.
— Odbiło ci?!
Przełknęła ślinę, słysząc
lodowaty śmiech arystokraty.
— Salazar mi świadkiem, że
chciałem po dobroci, ale ty jak zwykle jesteś uparta, Granger. Nie
pozostawiasz mi innego wyboru… nie to, że narzekam. Tak jest o
wiele zabawniej — dodał z kpiącym uśmieszkiem i, nim
Hermiona zdążyła cokolwiek zrobić, rzucił zaklęcie.
Spetryfikowana, runęła na podłogę.
Kolejnym krótkim machnięciem sprawił, że Gryfonka uniosła się
z podłogi, a wokół niej pojawiły się miarki, które same
owijały się wokół talii, biustu i bioder kasztanowłosej.
Ostatnia z nich zmierzyła jej wzrost.
Nie mogąc w tej sytuacji zrobić nic
więcej, Hermiona mierzyła we współlokatora morderczym
spojrzeniem. Przysięgała sobie, że jak tylko efekt zaklęcia
minie, chłopak dostanie za swoje. Młody Malfoy, jak gdyby nigdy
nic, podszedł do niej z notesem i piórem, by leniwym ruchem ręki
zapisać wymiary współlokatorki.
„Prostak ma jeszcze czelność
pogwizdywać pod nosem!”
Gdy Ślizgon skończył swoje zadanie,
oddalił się na bezpieczną odległość i cofnął zaklęcie.
Hermiona natychmiast wstała i zaczęła podchodzić do niego z
niebezpiecznym błyskiem w bursztynowych oczach.
— Ty tleniony, bezmózgi,
sadystyczny prosiaku...
Arystokrata, znając już jej
nietuzinkowy charakterek, natychmiast uniósł różdżkę, a
dziewczyna odbiła się od niewidzialnej tarczy i upadła na
podłogę. Zanim się podniosła i rozpoczęła kolejną próbę
uszkodzenia swojego współlokatora, Draco uniósł ręce i
powiedział:
— Granger, uspokój się, chyba
że mam cię jeszcze raz spetryfikować.
Hermiona powoli wstała z podłogi i z
godnością poprawiła szkolny mundurek, walcząc z ciskającymi
się na usta przekleństwami. Bardzo rzadko jej się to zdarzało,
jednak w tej chwili całkowicie usprawiedliwiało ją zachowanie
blondyna.
— Wiesz, Malfoy — zaczęła
powoli, mrużąc wściekle oczy. — Możesz sobie wsadzić te
pomiary. I tak pójdę w mojej sukience.
Draco uśmiechnął się krzywo, choć
tak naprawdę miał serdecznie dość jej ciągłych humorków.
W pierwszej chwili chciał ponownie spetryfikować Gryfonkę,
jednak w głowie zrodził mu się lepszy plan. Taak… upiecze
dwie pieczenie na jednym ogniu.
Uśmiechając się złośliwie, uniósł
różdżkę, a Hermiona odruchowo skuliła się, jednak tym razem
Ślizgon nie mierzył w nią, tylko w sukienkę leżącą na łóżku.
Dziewczyna krzyknęła i rzuciła się w jego stronę, by zapobiec
katastrofie. Za późno. Czerwona sukienka uniosła się, sprawiając
wrażenie, iż nagle wypełniło ją niewidzialne kobiece ciało, a w
następnej chwili stanęła w płomieniach. Po chwili z pięknej
kreacji Gryfonki została zwęglona kupka materiału.
Zdruzgotana dziewczyna patrzyła na
szczątki, jeszcze do niedawna pięknej, czerwonej sukni. Nie
wierzyła w to, co się przed chwilą wydarzyło, jednak popiół,
swąd spalenizny i śmiech Ślizgona brutalnie oznajmiły jej prawdę.
„Zrobił to. Naprawdę to zrobił.”
Do jej oczu napłynęły łzy, których
nawet nie próbowała powstrzymywać. Czekała na ten bal, od dawna
planowała razem z Ginny strój i makijaż, a teraz wszystko zostało
zaprzepaszczone, przez kaprysy arystokraty.
Hermiona uniosła głowę, z
wściekłością patrząc w stalowe tęczówki współlokatora.
Złośliwy uśmieszek i wyraz tryumfu na jego twarzy tylko
jeszcze bardziej rozjuszył Gryfonkę. Ocierając łzy, wyszła z
pokoju, rzucając:
— Nienawidzę cię.
Chwilę później, trzaskając
drzwiami, opuściła dormitorium.
Malfoy uśmiechnął się pod nosem i
po raz ostatni spojrzał na szczątki sukni. Z poczuciem dobrze
wykonanego zadania wyszedł z dormitorium i, pogwizdując, skierował
się tam, gdzie, jak przypuszczał, powinna być teraz jego
współlokatorka — do gabinetu dyrektorki.
Gdy wszedł, dziewczyna była w trakcie
relacjonowania całego zajścia. Widząc pytające spojrzenie
dyrektorki, oznajmił:
— I tak za chwilę byłbym
wezwany na dywanik, więc po co to wszystko komplikować?
Uśmiechnął się wrednie, widząc
wściekłe spojrzenie Hermiony. Chciał przecież dobrze, a ona
wszystko popsuła, unosząc się swoją dumą i niezależnością.
Cierpliwie czekał, aż dziewczyna skończy opowiadać całe zajście.
Gdy doszła do momentu, w którym spalił jej sukienkę, pociągnęła
nosem, a jej policzki ponownie pokryły się łzami.
— Nie no, Granger, nie mów mi,
że ryczysz z powodu kiecki — oznajmił, poprawiając mankiety
koszuli.
Hermiona gwałtownie odwróciła się w
jego stronę. Jak on po tym wszystkim śmiał tu tak spokojnie stać
i się z niej wyśmiewać? Podeszła do niego, z zamiarem
wymierzenia ciosu, jednak arystokrata szybkim ruchem złapał ją za
nadgarstki i okręcił, krzyżując dziewczynie ręce, tym samym
skutecznie ją unieruchamiając.
— Widzi pani, pani dyrektor? Ja
z nią mam tak cały czas. A naprawdę wykazałem się dobrą wolą
i próbowałem się dogadać. A z tą sukienką to był
wypadek.
Dziewczyna przestała się szamotać i
odwróciła głowę, spoglądając w oczy arystokracie.
— Wypadek?! Ty wredny,
podstępny...
— DOŚĆ.
Minerva McGonagall przerwała kolejną
sprzeczkę prefektów naczelnych. Miała nadzieję, że po powrocie z
turnieju ich relacje ulegną polepszeniu, jednak teraz zaczęła się
zastanawiać, czy nie liczyła na zbyt wiele. Chcąc jak najszybciej
zażegnać konflikt, zarządziła:
— Panie Malfoy, odkupi pan
swojej koleżance...
— Ja nie jestem...
Protest Hermiony został stłumiony
przez Malfoya, który czując, że sprawy idą po jego myśli, zatkał
jej dłonią usta, podczas gdy drugą w dalszym ciągu krępował jej
ruchy.
— …zniszczoną sukienkę,
dbając o to, by była równie ładna i elegancka co poprzednia.
Rozumiemy się?
Zadowolony z takiego rozwiązania
arystokrata, w dalszym ciągu zakrywając dziewczynie usta,
uśmiechnął się i oznajmił:
— Tak jest — po czym
zmusił Hermioną do potakującego kiwnięcia. — To my już
pójdziemy — zaczął, powoli kierując się ze współlokatorką
w stronę wyjścia — Pewnie ma pani dyrektor masę spraw na
głowie. Nie będziemy pani więcej niepokoić — dokończył,
po czym razem z Gryfonką opuścił gabinet.
Schodzenie ze schodów zajęło im
więcej czasu niż zazwyczaj z racji tego, iż Ślizgon nadal nie
wypuścił dziewczyny ze swoich objęć, w obawie, że ta mogłaby
wrócić do gabinetu i wszystko popsuć. Znowu.
Odetchnął z ulgą, gdy chimera
strzegąca wejścia do gabinetu dyrektorki ponownie wróciła na
swoje miejsce. Już miał oswobodzić swoją zakładniczkę, gdy
odskoczył od niej jak oparzony. Przez chwilę wpatrywał się w
czerwone ślady zębów Gryfonki, które zdobiły jego skórę
pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym.
„Ugryzła mnie. Ta mała jędza
mnie ugryzła” — przeszło mu przez myśl, podczas gdy
dziewczyna poprawiała swój mundurek.
— Kurwa, Granger, jak jesteś
głodna, to idź po coś do kuchni...
— Nie waż się mówić, co mam
robić, Malfoy. I wiesz co? Zapomnij o tym balu, o tym, że
z tobą pójdę i że kiedykolwiek jeszcze się do ciebie
odezwę. Nie chcę cię znać! Jesteś kanalią, podłym i nic
niewartym zerem. Słyszałeś?! Jesteś ZEREM.
Ślizgon słuchał tego wywodu z
kamienną maską na twarzy, choć tak naprawdę wszystko się w nim
gotowało. Nie chciał jednak dawać jej tej satysfakcji, pokazując,
że jej słowa go zraniły. Zapytał tylko, z udawanym spokojem
i dystansem:
— Coś jeszcze?
— Nienawidzę cię!
— wykrzyknęła, po czym wbiegła do najbliższej łazienki.
Draco prychnął pod nosem i ponownie
przyjrzał się małym ranom na dłoni. Zaczął zastanawiać się,
kiedy opinia innych na jego temat zaczęła go jakkolwiek obchodzić.
Przeklął siarczyście i ruszył do dormitorium.
Znalezienie sobie zajęcia nie zajęło
mu wiele czasu. Szybko przebrał się w dresy i zaczął
ćwiczyć. Porządny wysiłek fizyczny był jedną z niewielu rzeczy,
które pomagały mu osiągnąć spokój.
Po dwóch godzinach intensywnego
wysiłku podniósł się do siadu. Przez chwilę siedział
nieruchomo, normując tempo oddechu. Oparł łokcie na kolanach,
jedną dłonią ocierając pot z twarzy i odgarniając włosy w tył.
Wstał, zdjął przepocony podkoszulek, ruszył do łazienki, by
wziąć prysznic.
Stojąc pod kaskadą lodowatej wody,
wspominał niedawne wydarzenia.
— Cholerna Granger — warknął,
zaciskając w pięści dłonie oparte na kafelkach.
Nie dość, że nie miał innego
wyjścia, jak tylko pójść z nią na bal, jego partnerka stawiała
opór przy próbie poprawy jej wizerunku! Ślizgon na powrót wpadł
we wściekłość, gdy jego wzrok odnalazł prawie niewidoczne już
ranki na dłoni. On pierwszy się do niej nie odezwie. Był pewien,
że już niedługo Gryfonka sama do niego przyjdzie, jeśli nie
kierowana wyrzutami sumienia i obawą przed kompromitacją,
wynikającą z braku sukni, to na pewno będzie chciała omówić
sprawy organizacyjne.
— O tak, na pewno do mnie
przyjdzie. A ja potrafię być bardzo cierpliwy — mruknął
Draco, a na jego ustach pojawił się szatański uśmiech.
***
Prefekci naczelni unikali się już od
niemal dwóch tygodni. A raczej to Hermiona unikała swojego
współlokatora. Gdziekolwiek go nie spotkała, natychmiast
opuszczała pomieszczenie. Wyjątkiem oczywiście były lekcje, z
czego najtrudniejszą były eliksiry. Dzieląc jedną ławkę, często
stykali się łokciami, mimo iż pracowali osobno. Do tego Gryfonka
musiała znosić lodowate spojrzenia arystokraty i jego
wszechwiedzące miny. Draco dobrze wiedział, co gryzie dziewczynę
i nie potrzebował słów, by wyśmiewać ją czy prowokować.
Mimo iż dziewczyna naprawdę starała
się unikać Malfoya, dziwnym zrządzeniem losu cały czas na niego
wpadała. Za każdym razem, gdy chciała iść do biblioteki, on już
tam był, nonszalancko rozparty na krześle i wpatrujący się w
nią z wyższością. Gdy wychodziła na krótki spacer, on już
przebywał na błoniach razem z grupką innych Ślizgonów.
Gryfonka zaczęła nawet podejrzewać, że chłopak specjalnie za nią
chodził. Czy jej przypuszczenia były słuszne? Nie wiedziała,
jednak niemal nieświadomie zaczęła zastanawiać się, czegoż
mógłby od niej chcieć jej perfidny współlokator?
Tymczasem świat pokryła gruba warstwa
białego puchu. Strzeliste drzewa Zakazanego Lasu, chatka Hagrida, a
nawet boisko do Quidditcha, pokryte szronem i śniegiem,
przemieniły się lodowe rzeźby. Pośród szczytów, majaczących
w oddali masywnych gór, wiał niekiedy porywisty i przenikliwy
watr, który budził do życia płatki śniegu, a te, tworząc biały
całun, przemierzały bladoniebieskie, czyste niebo. Hogwart zimą wyglądał zjawiskowo, a jego uczniowie byli
wdzięczni, że należą do grona wybrańców, którzy przez siedem lat mogą podziwiać jego piękno, szczególnie zimą. Mimo, iż dzisiejszy dzień był wyjątkowo mroźny, na
dworze dało się zauważyć spacerujących uczniów. Z wysoka wydawali się być niewielką plamą czerni, zakłócającą nieskalaną i jednolitą, wszechobecną biel. Pośród szczytów, majaczących w oddali masywnych gór, wiał niekiedy porywisty i przenikliwy watr, który budził do życia płatki śniegu, a te, tworząc biały całun,
przemierzały bladoniebieskie, czyste niebo.
Organizacja balu utknęła w martwym
punkcie. Malfoy nadal się do niej nie odzywał, a dzięki niemu na
tę uroczystość miała przygotowane wyłącznie buty. Mieli coraz
mniej czasu, a oni tracili go na jego humorki. Hermiona wiedziała,
że będzie musiała jako pierwsza wyciągnąć do niego dłoń, choć
ani trochę jej się to nie uśmiechało. Miała jednak na tyle oleju
w głowie, by wiedzieć, że ich obustronna niechęć nie może
popsuć długo wyczekiwanego przez wszystkich uczniów wieczoru.
Co do „ofiarowanego” przez Ślizgona
pudła z kosmetykami, powoli się do niego przekonywała.
W pierwszych chwilach nie raz chciała je spalić, jednak jak
zwykle zgubiła ją ciekawość. Po jakimś czasie ponownie
przejrzała zawartość pudła i wyjęła jedno z większych białych
opakowań. Odkręciła wieczko, a gdy do jej nozdrzy dotarł
delikatny zapach jej ulubionych kwiatów, podbiegła do lustra,
nabrała odrobinę kremu i nałożyła go na twarz. Słodka woń
konwalii zamroczyła ją do tego stopnia, że już po chwili
wsmarowywała krem w dłonie. Zamarła, gdy dotarło do niej, co robi
i postanowiła odnieść pudło do sypialni Malfoya, jednak w
ostatniej chwili się zatrzymała.
„Przecież nic złego się nie
stanie, jeżeli będzie używać tego jednego kremu, prawda?”
Jak pomyślała, tak zrobiła. Krem
postawiła na komodzie, a pudło schowała do szafy, z mocnym
postanowieniem, że już nigdy więcej go nie otworzy. „Jeśli
Malfoy nie będzie chciał tego odebrać, trudno, oddam kosmetyki
Ginny, Lunie… komukolwiek” — pomyślała, jednak po
trzech dniach, w trakcie mycia głowy szamponem od Malfoya, dotarło
do niej, że robi właśnie to, czego chciał jej współlokator.
Zrozumiała już, skąd brały się te jego wredne, pełne
politowania uśmieszki. Ślizgon doskonale wiedział, że dziewczyna,
pomimo początkowej niechęci i oburzenia, korzysta z jego
podarunku.
Hermiona syknęła, gdy szampon
napłynął jej do oczu. Wzięła najbliższy ręcznik i otarła
nim twarz, mamrocząc pod nosem.
— Wredna, podstępna, oślizgła
fretka!
Gryfonka spłukała pianę z włosów i
wytarła je, krzywiąc się do lustra na widok zaczerwienionych
białek.
Weszła do salonu, chcąc wybrać z
biblioteczki ciekawą lekturę na wieczór, jednak zamarła na
schodkach, widząc, siedzącego na fotelu, blondyna. Arystokrata
zamknął książkę i uniósł brew, czym wywołał rumieniec na jej
twarzy, gdyż dotarło do niej, że najwidoczniej słyszał obelgi,
jakie wymyślała na niego w łazience.
Draco zawiesił wzrok na mokrych lokach
dziewczyny i, wyczuwając zapach szamponu, który dla niej
zakupił, uśmiechnął się kpiąco.
Widząc błysk satysfakcji w jego
stalowych oczach, Gryfonka dumnie uniosła głowę i wróciła do
sypialni, mamrocząc pod nosem o tym, jak bardzo nienawidzi swojego
współlokatora.
***
— Hej, jest ktoś w domu? Czy ty
w ogóle mnie słuchałaś?
Hermiona wzdrygnęła się i spojrzała,
na siedzącą obok, Parvati Patil. Myśląc o napiętych
relacjach ze współlokatorem i przygotowaniach do balu, zupełnie
straciła kontakt z rzeczywistością. Uśmiechnęła się
przepraszająco do Gryfonki i zapytała:
— Mogłabyś powtórzyć?
— Pytałam o materiał na
najbliższy test z transmutacji. Na ostatnich zajęciach nie zdążyłam
zanotować i...
— Mam to gdzieś tutaj
— oznajmiła szybko Hermiona, wertując swoje notatki.
Dziewczyna nie mogła wyzbyć się
niepokoju. Czuła, że sama nie da rady podołać organizacji
przyjęcia, a nie chciała zawieść zarówno dyrektorki, jak
i innych uczniów. W przypływie odwagi (a może też
i desperacji) postanowiła porozmawiać ze Ślizgonem na temat
ich obowiązków. Korzystając z nieobecności nauczycielki,
podeszła do ławki arystokraty, ignorując zdziwione spojrzenia
reszty uczniów.
Blondyn nonszalancko rozsiadł się w
ostatniej ławce, zarzucając ramię na oparcie krzesła. Widząc
idącą ku niemu dziewczynę, uniósł pytająco brew, jednak nie był
w stanie ukryć perfidnego uśmiechu zwycięstwa.
— Możemy porozmawiać?
— spytała, siląc się na spokój, choć tak naprawdę miała
ochotę zetrzeć ten pyszałkowaty uśmieszek z jego arystokratycznej
buźki.
Pomimo swojej niechęci cierpliwie
stała przed jego ławką, obserwując, jak powoli unosi brew coraz
wyżej i wyżej. Czekała na jakąkolwiek odpowiedź, jednak jedyne,
co otrzymała, to ta cholerna brew, uniesiona po linię włosów.
Szukając jakiegoś wsparcia, spojrzała na siedzącego obok
Blaise'a. Chłopak uśmiechnął się przyjaźnie i rzucił:
— Sorry, Słońce, nic nie
poradzę.
Hermiona zazgrzytała zębami i, nim
odeszła, zdążyła obrzucić swojego współlokatora wściekłym
spojrzeniem. Z poczuciem przegranej wróciła na swoje miejsce, mając
nadzieję, że zdołała zachować maskę obojętności, choć tak
naprawdę wszystko się w niej gotowało.
Usiadła obok Parvati i, nie zwracając
uwagi na pogardliwe śmiechy Ślizgonów, zaczęła przygotowywać
się do zajęć. Fuknęła pod nosem, gdy pośród swoich notatek z
transmutacji dostrzegła wstępne plany dotyczące balu. Postanowiła,
że ponowi próbę rozmowy z Malfoyem po lekcjach, licząc na to, że
skoro już się na niej odegrał, sprawiając, że to ona przerwała
milczenie, nie będzie miał powodów, by dalej udawać wielce
obrażonego. Z myślą, że dziś wieczorem problem zostanie
rozwiązany, wróciła do swoich notatek.
***
Po lekcjach czekała na Malfoya w
dormitorium, jednak jak na złość chłopak omijał ją szerokim
łukiem. O ile w ciągu ostatnich dni ciągle na niego wpadała,
teraz nie widziała go od porannej lekcji transmutacji. Warknęła
zirytowana, czym tylko sprowadziła na siebie znudzone spojrzenie
Krzywołapa, który właśnie zarządził sobie wieczorną drzemkę w
fotelu arystokraty. Wyszła z dormitorium, licząc na to, że
znajdzie go w bibliotece.
Pół godziny później wracała na
czwarte piętro, złorzecząc na Dracona. Ślizgon jakby zapadł się
pod ziemię, jednak gdy weszła do salonu, jej oczy zmrużyły się
niebezpiecznie, bo ten, jak gdyby nigdy nic siedział przed
kominkiem, zaczytując się w Proroku Wieczornym.
Chcąc zażegnać konflikt, przybrała
spokojny wyraz twarzy i usiadła w jednym z foteli. Czekała aż
chłopak na nią spojrzy, jednak Malfoy nadal wpatrywał się w
gazetę, zdając się nawet jej nie zauważyć.
— Malfoy, musimy w końcu coś
ustalić w sprawie balu.
Odetchnęła z ulgą, gdy arystokrata w
końcu odłożył gazetę na stolik.
— Salazar, czas na spacer!
— krzyknął w stronę swojej sypialni, przywołując do
siebie uradowanego szczeniaka.
Młody doberman wybiegł z sypialni,
ślizgając się po parkiecie. Podbiegł do swojego pana, który
wziął go na ręce i bez słowa wyszedł z dormitorium, po raz drugi
tego dnia, całkowicie ignorując swoją współlokatorkę.
Hermiona przez długi czas wpatrywała
się w przejście, za którym zniknął. Zdołała w końcu wyjść
z szoku i wzięła z barku butelkę soku, by móc przełknąć
gorzki smak upokorzenia i porażki. Zupełnie nie rozumiała
zachowania Ślizgona: najpierw boczy się przez dwa tygodnie, a kiedy
wreszcie dostaje to, czego chce, zupełnie ją ignoruje. Za pierwszym
razem zrobił to prawdopodobnie, by zbłaźniła się na oczach całej
grupy, co z resztą mu się udało. Ale teraz?
Zrezygnowana dziewczyna ruszyła do
swojej sypialni, by samodzielnie zaplanować rozstawienie stołów.
***
Hermiona razem z przyjaciółmi czekała
pod klasą eliksirów. Od wczorajszego dnia niewiele zmieniło się w
kwestii przygotowań do balu, Ślizgon nadal się do niej nie
odzywał, zaszczycając ją jedynie pełnymi wyrazu tryumfu
uśmieszkami. Na początku roku Gryfonka wiele by dała za to, by ich
relacje polegały na wzajemnym ignorowaniu się i niewchodzeniu sobie
w drogę, jednak utrzymywanie się takiego stanu przez ponad dwa
tygodnie zaczynało ją już męczyć. Uczucie to potęgowała
świadomość tego, iż pomoc arystokraty w organizacji przyjęcia
była jej potrzebna.
Gdy tylko procesor Donovan wpuściła
ich do sali, Gryfonka pospiesznie zajęła swoje miejsce i zaczęła
przygotowywać się do zajęć. Postanowiła, że już więcej nie
będzie próbowała nawiązać rozmowy ze swoim współlokatorem i
będzie go ignorować. Może i przez najbliższy tydzień nie będzie
spać po nocach, ale zorganizuje ten bal sama, bez proszenia go o
pomoc.
— Dzień dobry — powitała
ich uśmiechnięta profesor Donovan. — Z racji tego, że jest
już połowa grudnia i pewnie każde z was zaprząta sobie głowę
balem i przerwą świąteczną, nie będziemy zaczynać nowego tematu
— oznajmiła, co klasa przyjęła z uśmiechem. — Tak
jak obiecałam, na dzisiejszych zajęciach daję wam wolną rękę,
jeśli chodzi o wybór eliksiru. Przypominam tylko, że to dobra
okazja, by zabłysnąć swoimi umiejętnościami, jeśli jeszcze nie
mieliście do tego okazji. No to do roboty!
Hermiona w pośpiechu otworzyła
podręcznik, szukając przepisu na eliksir na porost włosów, który
obiecała przygotować dla Ginny. Odszukała listę składników
i chwilę później stała w kolejce po niezbędne ingrediencje.
Wracając do swojej ławki, minęła się ze Ślizgonem, który
poszedł po dodatkowe składniki. Eliksir dziewczyny nie należał do
skomplikowanych i składał się z niewielu elementów, w
przeciwieństwie do tego, który wybrał arystokrata. Na ławce
znalazł się korzeń asfodelusa, świadczący o tym, że jej
współlokator postawił sobie za punkt honoru poprawne uważanie
skomplikowanego eliksiru, jakim był wywar żywej śmierci. Raz
jeszcze spojrzała na prostą recepturę płynu na porost włosów,
odkładając na bok swoją ambicję.
Po niespełna czterdziestu minutach
eliksir był już gotowy. Gdy nauczycielka rozpoczęła obchód po
sali, by ocenić postępy uczniów, Hermiona niepostrzeżenie wlała
trochę wywaru do wyczarowanej przez nią fiolki. Ignorując pełne
politowania spojrzenia Ślizgona, kasztanowłosa czekała na
przyjście nauczycielki.
— Co my tu mamy? — spytała
profesor Donovan, zaciekawiona tym, jakie eliksiry wybrała na
dzisiejsze zajęcia dwójka najlepszych uczniów. Nachyliła się nad
kociołkiem Ślizgona, przyglądając się konsystencji jego
eliksiru. — Ach, tak, wywar żywej śmierci… A tutaj?
Uśmiech na jej twarzy nieco pobladł,
ale to nic w porównaniu z tym, jak bardzo żałosny wyraz twarzy
miała Gryfonka. Dziewczyna spuściła głowę, jakby zawstydzona
niskim poziomem zaawansowania swojego eliksiru.
— No tak… — odezwała
się w końcu nauczycielka, próbując ukryć zmieszanie.
— Perfekcyjnie przyrządzony, choć nieco zbyt łatwy jak na
twoje umiejętności. Hmm… może spróbowałabyś przyrządzić coś
jeszcze? — spytała, po czym zerknęła na zegarek i dodała:
— Nie, nie zdążysz, zostało tylko pół godziny zajęć. W
takim razie pomożesz panu Malfoyowi przy jego eliksirze…
— Doskonale radzę sobie sam…
— wtrącił Ślizgon, nadal nie przestając siekać kolejnych
składników.
— I właśnie dlatego twój
eliksir konsystencją przypomina błoto — skwitowała krótko
profesor Donovan, puszczając oczko do Gryfonki, po czym podeszła do
kolejnej ławki.
Zanim Hermiona zdążyła zrobić
cokolwiek, usłyszała oziębły głos arystokraty:
— Nawet mi się do tego nie
mieszaj, Granger.
Hermiona wzruszyła ramionami.
— Jak tam chcesz.
Usiadła na krześle i w ciszy
obserwowała poczynania współlokatora. Postępował zgodnie ze
wskazówkami, precyzyjnie odmierzając proporcje składników.
Problemem był jedynie czas… a raczej jego brak. Pilnując
odpowiedniej temperatury pod kociołkiem, nie był w stanie na czas
przygotować kolejnych składników.
— Pomóż mi z tymi strączkami,
Granger — wycedził nagle Malfoy, ocierając pot z czoła.
Hermiona, bez zbędnych komentarzy,
zabrała się do roboty. Bierne obserwowanie jego pracy zdążyło
już ją znudzić, poza tym liczyła na to, że przy odrobinie
szczęścia uda się zażegnać ich konflikt. Wyjęła ze swojej
torby srebrny nóż i rozgniotła składnik, korzystając z rady
znalezionej przez Harry’ego w starym podręczniku do eliksirów.
Dodała, zdobyty w ten sposób, sok do kociołka i z zadowoleniem
obserwowała, jak eliksir przybiera odpowiednią barwę.
Kątem oka dostrzegła, że Ślizgon
się jej przygląda. Odwróciła się w jego stronę, jednak chłopak
zdążył już powrócić do pracy. Gdy wszystkie składniki zostały
już dodane, nie pozostało im nic innego, jak tylko czekać aż
eliksir osiągnie odpowiednią temperaturę. W milczeniu wpatrywali
się w swoje zegarki, odmierzając czas gotowania.
Po upływie pięciu minut Hermiona
podniosła ze stołu chochlę, lecz zanim zdążyła po raz ostatni
zamieszać eliksir, powstrzymał ją Ślizgon, łapiąc ją za
nadgarstek.
— Jeszcze... nie... — powiedział
przeciągle, wciąż wpatrując się w zegarek.
Parę sekund później puścił rękę
dziewczyny, oznajmiając jej, że może już wykończyć eliksir.
Hermiona zamieszała w kociołku trzy razy zgodnie z ruchem wskazówek
zegara i razem z Malfoyem nachyliła się nad kociołkiem, by
obserwować, jak jego zawartość przybiera czarny kolor. Wywar żywej
śmierci był gotowy.
Ktoś mógłby pomyśleć, że po
owocnej współpracy dwójka uczniów przybije sobie piątki w geście
tryumfu, jednak byłby wtedy niepoprawnym optymistą. Zamiast tego, w
ciszy przyglądali się temu, jak wywar czernieje, nabierając mocy.
Dopiero po chwili Hermiona spojrzała na arystokratę, niepewnie się
uśmiechając.
— I z czego się cieszysz?
— spytał na pozór chłodnym tonem, jednak nie dał rady
zapanować nad lekkim drżeniem wargi, co ostatecznie popsuło pozory
wrogości i dystansu.
Hermiona zabrała się za sprzątanie
stanowiska pracy, chcąc ukryć coraz większy uśmiech na twarzy,
który, prawdę mówiąc, niewiele miał wspólnego z poczuciem
dobrze wykonanego zadania. Tak naprawdę cieszyła się z powodu tego
drobnego, ledwie zauważalnego gestu Ślizgona, który świadczył o
tym, że tak naprawdę już się na nią nie boczy za słowa, które
wypowiedziała pod gabinetem dyrektorki. Mając nadzieję, że jej
przypuszczenia są trafne, opuściła salę razem z resztą Gryfonów.
Draco Malfoy bez zbędnego pośpiechu
spakował swoje rzeczy, zastanawiając się nad odpowiednim sposobem
przerwania ich cichego pojedynku. O ile w pierwszych dniach po ich
kłótni ignorowanie Gryfonki i doprowadzanie jej tym do szału nawet
go bawiło, o tyle teraz powoli miał już tego dosyć. Chcąc nie
chcąc, musiał przyznać, że brakuje mu tych słownych potyczek
i drażnienia się z dziewczyną. Teraz tylko czekał na
odpowiedni moment, by to wszystko odkręcić, jednocześnie dając
jej do zrozumienia, że to on jest tym dobrym, a całe zamieszanie to
tylko i wyłącznie jej wina.
— Bracie, poczekaj! — zawołał
Blaise, doganiając arystokratę na korytarzu. Nie wiedzieć czemu
uśmiechał się od ucha do ucha.
„Nie... właściwie to on zawsze
ma taki wyraz twarzy...” — pomyślał Malfoy,
wyczekująco patrząc na swojego kolegę.
— Dziś rano byłem u
McGonagall...
— Zdać jej raport z czyszczenia
kibli?
— Coś ty taki wesoły? Czyżbyś
właśnie podpisał traktat pokojowy z małą Granger? — zapytał
Blaise. — Od dawna ci powtarzałem, że powinieneś się z nią
pogodzić, cokolwiek między wami zaszło.
— Nawrzeszczała na mnie i
zwyzywała od zer — oznajmił Malfoy, mimowolne przypominając
sobie tamten dzień. „Że już o podgryzaniu nie wspomnę!”
— pomyślał. Wiele razy zastanawiał się, dlaczego te słowa
tak na niego podziałały, słyszał już przecież od niej gorsze
rzeczy. „Cholerna Granger!”.
— Bo? — dopytywał się
Blaise, chcąc się w końcu dowiedzieć, co zaszło między tą
dwójką. Przez ostatnie dni nie było na to szans, z racji tego, że
na każdą wzmiankę o Gryfonce jego przyjaciel albo szybko
zmieniał temat, albo się ulatniał. Ale skoro kryzys został
zażegnany...
— Bo spaliłem jej sukienkę.
Przyszedłeś wypytywać o Granger czy masz jakiś poważniejszy
powód?
— Draconie Lucjuszu Malfoyu,
dziś rano zostałeś przywrócony na pozycję szukającego
Slytherinu — oznajmił Blaise podniosłym tonem, z którego
szybko zrezygnował i powrócił do swojego tradycyjnego radosnego
trajkotania. — Fajnie, nie?
— I ty mi dopiero o tym mówisz?!
— zapytał oburzony Malfoy, zatrzymując się na korytarzu.
— Ale jak? Przecież jesteśmy zawieszeni do końca
semestru...
— Owszem, ale sprytny Blaise
zauważył, że od ucieczki Gregorovicza nie mamy ani kapitana, ani
szukającego i poszedł z tym do dyrektorki — Zabini dumnie
wypiął pierś, zadowolony ze swojego wyczynu. — Wstawił się
za nami także i Snape, a ja dodałem, że jesteś taki biedny,
poszkodowany przez los i należy ci się coś od życia — dodał
Blaise, czym zarobił cios w potylicę od Malfoya, któremu
najwyraźniej nie spodobało się, że przyjaciel zrobił z niego
ofiarę losu. — Jutro mamy trening, a zaraz po świętach mecz
z Krukonami.
Malfoy zatrzymał się i rozejrzał po
korytarzu. Skinął głową w kierunku przyjaciela, aby ten wszedł
za nim do nieużywanej klasy. Zaintrygowany Ślizgon ruszył za nim,
przeczuwając, że cokolwiek ten chce mu teraz powiedzieć, powinno
zostać między nimi.
— O co chodzi?
— Musisz opóźnić ten mecz,
przynajmniej do lutego — oznajmił konspiracyjnym tonem, po
czym ponownie wyjrzał na korytarz, by sprawdzić, czy nikt ich nie
podsłuchuje.
— Ale dlaczego?
Malfoy zamknął drzwi i podszedł do
przyjaciela, po czym wyjął ze szkolnej torby wyrwany z czasopisma
artykuł. Zabini czytał w skupieniu, z każdą kolejną linijką
coraz szerzej otwierając oczy ze zdumienia. Gdy skończył, oddał
arystokracie artykuł i spojrzał na niego z mieszaniną podziwu
i niedowierzania.
— Serio? Chcesz ją kupić?
Zadowolony z reakcji przyjaciela
Ślizgon, skinął głową, powoli składając artykuł na coraz
mniejsze części, po czym ponownie schował go do torby. Już nie
mógł się doczekać, aż zobaczy miny przeciwników na widok
najlepszej miotły na świecie.
— Dobra, to będzie to… wielki
powrót... zmieciemy ich z powierzchni ziemi. — Zachwycony
wizją przyszłego tryumfu Slytherinu w rozgrywkach Quidditcha
Blaise, nie był w stanie poprawnie złożyć zdania. Zawiesił
się na moment, po czym kontynuował tym samym, niemalże obłąkańczym
tonem: — … tak… coś się wymyśli... powiemy, że jeszcze nie
jesteś w pełni sił…
— Możesz przestać robić ze
niedojdę? — spytał Draco, jednak tym razem powstrzymał się
od wymierzenia ciosu. Wspólne knucie w celu zdobycia Pucharu oraz
wizja otępiałych min innych zawodników wprawiły go w dobry humor.
„Taaak… jeszcze jeden powód, by
jednak pójść na ten bal.”
Wspólnie ustalili, że jeszcze dziś
pójdą do Snape’a, by ten poparł ich prośbę zmiany terminu
najbliższego meczu. Przeciwko Krukonom zagrają Puchoni, a oni, po
pierwsze: będą mieli więcej czasu na przygotowania, po drugie: w
spokoju będą mogli czekać, aż nowy model będzie dostępny do
sprzedaży… przynajmniej dla tych, którzy mają znajomości.
Tak jak podejrzewali, Snape zgodził
się interweniować u dyrektorki, która zgodziła się na nagięcie
regulaminu. Nie omieszkała także wypytać prefekta naczelnego, na
jakim etapie są przygotowania do balu i była wielce
zadowolona, gdy usłyszała od młodego Malfoya, że „praktycznie
wszystko jest dopięte na ostatni guzik i zostało im jedynie
dopracowanie szczegółów”. Z tego, co pamiętał, mieli na razie
wieśniackie balony pod sufitem, nie mieli natomiast wystroju, karty
dań, listy gości honorowych, muzyki, tańca rozpoczynającego bal,
obsługi i sukienki dla Granger… choć ta była w trakcie projektu.
Wysłał do swojej zaufanej projektantki wymiary Gryfonki i swoją
wizję sukni wieczorowej, która miała zostać dostarczona dopiero w
dzień balu.
„Tak, wszystko dopięte na ostatni
guzik” — pomyślał, wchodząc do swojego dormitorium.
Hermiony jeszcze nie było, więc skorzystał z okazji i, z racji
tego, że pewnie do późnej nocy będzie ślęczał razem z nią nad
sprawami organizacyjnymi, wziął długą, odprężającą kąpiel.
Założył szare dresy i czarny podkoszulek i po raz ostatni
spojrzał w lustro, chcąc dodać sobie otuchy.
Powolnym krokiem udał się do salonu,
w którym Gryfonka pracowała nad organizacją balu. Siedziała na
podłodze przed kanapą, na której rozłożyła stos makulatury. Gdy
przechodził obok niej, nawet nie podniosła głowy znad sterty
pergaminów, w których dopatrzył się planu ustawienia stołów,
różnych wersji menu, a także usadzenia gości przy stołach.
Ten ostatni pergamin był dobrym pretekstem do rozpoczęcia operacji
pod kryptonimem "współpraca", dlatego też przystanął
nad dziewczyną.
— Nie sadzałbym Eryka Muncha i
starego Doge’a obok siebie. Od czasu, gdy jego córka zerwała
zaręczyny z wnukiem Elfiasa, nie znoszą się — oznajmił,
przykucając przy niej. — Nie, to też nie jest dobry pomysł
— dodał, gdy zobaczył, jak Hermiona zamienia miejscami
kolejnych gości z Ministerstwa.
Dziewczyna przebiła piórem pergamin,
robiąc wielkiego kleksa. Odetchnęła ciężko i, siląc się na
spokój, spytała:
— A jak według ciebie powinni
siedzieć?
— Daj mi to.
Zaczął przeszukiwać stertę
pergaminów, w poszukiwaniu pełnej listy gości. Gryfonka,
podejrzewając, czego szuka jej współlokator, wygrzebała ją spod
konspektu ustawienia stołów i podała arystokracie. Ślizgon w
skupieniu przyglądał się jej zawartości, by po chwili niedbałym
ruchem dłoni zacząć wpisywać ich na odpowiednie miejsca. Gdy
skończył, uniósł pergamin na wysokość oczu, by móc przyjrzeć
się efektowi finalnemu. „Taaak… powinno być dobrze.”
Gryfonka nachyliła się nad
pergaminem, chcąc ocenić pracę arystokraty.
— Jakieś uwagi, zażalenia,
wolne wnioski?
— Nie, jest ok.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu,
zastanawiając się, co teraz. W końcu dziewczyna wzięła swój
notatnik i zadowolona z tego, że chłopak wreszcie zaangażował się
w organizację przyjęcia, oznajmiła:
— Zanim zaczniemy pracę nad
finalnym ustawieniem stolików, trzeba dopracować wystrój i motyw
przewodni… — urwała, gdy zobaczyła, jak arystokrata wstaje
z podłogi i odchodzi.
„No tak” — pomyślała,
karcąc się za naiwność. „To by było na tyle, jeśli chodzi
o jego pomoc”. Nie miała zamiaru się za nim oglądać,
tym bardziej prosić go, by został i jej pomógł. Poradzi sobie
sama. Z wściekłością zaczęła bazgrać po notatniku, nie
mogąc się skupić na dekoracjach sali.
— Weźmiesz w końcu tę
szklankę?
Hermiona wzdrygnęła się, gdy
usłyszała głos Ślizgona. Odwróciła się w jego stronę
i dopiero teraz zobaczyła wyciągniętą w jej stronę rękę
ze szklanką. Zdezorientowana, wzięła trunek od współlokatora
i upiła pierwszy łyk, by ukryć zmieszanie. Już po raz
kolejny niesprawiedliwe go osądziła, nie mając do tego solidnych
podstaw. Zaczęła się zastanawiać czy nie ocenia go tylko
i wyłącznie przez pryzmat jego przeszłości. Przypomniała
sobie rozmowę z dyrektorką z początku roku szkolnego. Powiedziała
jej wtedy, że nie wierzy w powodzenie jego resocjalizacji, że tacy
jak on nigdy się nie zmieniają. Ile było w tym wszystkim prawdy?
Biorąc pod uwagę wydarzenia z tego semestru: niewiele. Co prawda
Malfoy nadal był irytujący i jak nikt inny potrafił wyprowadzić
ją z równowagi, ale to jeszcze nie powód, by traktować go jak
najgorsze zło, jakie kiedykolwiek chodziło po ziemi. Może
najwyższy czas odciąć się od przeszłości i spojrzeć na
teraźniejszość z innej perspektywy?
— Co o tym myślisz?
Zamrugała, gdy głos współlokatora
przerwał jej rozmyślania. Spojrzała na niego nieprzytomnym
wzrokiem, myślami wciąż będąc daleko od tematu balu.
— Przepraszam, zamyśliłam się.
Mógłbyś powtórzyć?
Ślizgon zamarł ze szklanką w połowie
drogi do ust. Przełknął ślinę i odstawił trunek na podłogę,
po czym ścisnął nasadę nosa, modląc się o cierpliwość.
— Chcesz mi powiedzieć, że w
ogóle mnie nie słuchałaś? — widząc przepraszający
uśmiech dziewczyny, wypił całą zawartość najpierw swojej
szklanki, a później także i szklanki Gryfonki, po czym
oznajmił rzeczowym tonem: — W skrócie: wszystkie twoje
dotychczasowe ustalenia wywalamy do kosza i zastępujemy to moją
wizją wystroju. A teraz idź i je napełnij — dodał,
wpychając jej do rąk puste szkło.
Hermiona wypełniła jego polecenie, w
dalszym ciągu walcząc z natrętnymi myślami. Mając nadzieję, że
zajęcie się organizacją balu odpędzi wyrzuty sumienia, spytała:
— A mogę wiedzieć, jak wygląda
ta wizja?
W odpowiedzi rzucił w nią swoimi
notatkami. Dziewczyna z uwagą przyglądała się szkicom ozdób
i rozstawień stołów, co jakiś czas popijając ze szklanki.
— Mogę mieć jakieś uwagi,
zastrzeżenia albo wolne wnioski? — spytała, cytując jego
słowa.
— O ile tylko nie będzie mieć
to nic wspólnego z balonami zawieszonymi pod sklepieniem sali...
Jego wywód został przerwany przez
chichot Gryfonki. Draco spojrzał na swoją współlokatorkę, a jego
wargi mimowolnie wygięły się w uśmiechu.
— Dobra Granger, to nie było aż
tak śmieszne...
Jego próby przywołania Hermiony do
porządku spełzły na niczym, gdy zobaczył łzy rozbawienia w jej
oczach. Poczekał aż jej napad śmiechu minie, po czym oznajmił:
— Ty już, Granger, nie pijesz
— i wstał, zabierając jej szklankę.
— Twierdzisz, że jestem pijana?
— spytała z udawanym oburzeniem, podnosząc się z podłogi.
Podeszła do Ślizgona i spojrzała mu
prosto w oczy, ledwo powstrzymując się od kolejnego napadu śmiechu.
— Nie, ale niewiele ci brakuje
— oznajmił, po czym odstawił szklanki na stolik, obrócił
dziewczynę i zaprowadził na uprzednio zajmowane przez nią
miejsce. — Skup się, Granger. Dzisiaj chcę to skończyć.
Dziewczyna niechętnie została na
swoim miejscu i przejrzała kolejne notatki, podczas gdy chłopak
ponownie napełnił swoją szklankę.
— Jasne... haruj teraz po
nocach, bo ktoś tu stroił fochy przez dwa tygodnie...
— Co tam mamroczesz?
— Że świetnie mi się z tobą
pracuje! — odkrzyknęła ochoczo, po czym dodała, mamrocząc
pod nosem: — Ty wredny, oślizgły, dwulicowy...
— Przystojny — szepnął
jej do ucha.
— ... przystojny...
— powtórzyła, lecz gdy zdała sobie z tego sprawę,
odwróciła się do niego z kolejną porcją pochlebstw
— podstępny...
— Taaak? — spytał
przeciągle, podając dziewczynie butelkę soku, ciekaw zakończenia
tej wiązanki.
Hermiona przez moment wpatrywała się
w pewną siebie twarz arystokraty, jednak nie była w stanie
wymyślić niczego błyskotliwego.
— Zabrakło mi epitetów.
— Tak już działam na kobiety
— powiedział, siadając obok niej na podłodze. — No
dobra, co nam zostało?
— Jedzenie, muzyka no i musimy
też wybrać pierwszy taniec. Osobiście jestem za tym, żeby
zatańczyć walca. Będzie pasować do wystroju i całej reszty,
klasa, szyk i te sprawy...
— Nie — przerwał jej
Ślizgon, tonem nieznoszącym sprzeciwu.
— Co: nie?
Arystokrata przeczesał dłonią włosy,
powodując jeszcze większy nieład na głowie i spojrzał na
dziewczynę z politowaniem.
— Nie zatańczymy walca...
— Ale dlaczego?
— Bo to pospolity taniec,
Granger. Chcę, żeby cała ta oprawa zapadła wszystkim w pamięć,
więc jaki jest sens, pokazywania im czegoś, co widzieli setki razy?
Żaden.
Dziewczyna wydęła wargi, urażona
tym, że wyśmiał jej pomysł.
„Walc jest zbyt pospolity, a ja
jestem Draco Malfoy... i walc jest dla mnie zbyt pospolity... Chcę,
by mnie zapamiętano, a walc jest na to zbyt pospolity”
— przedrzeźniała go w myślach.
— A jakie, twoim zdaniem, tańce
tańczą niepospolici czarodzieje?
Liczyła, że tym pytaniem zbije go z
tropu i będzie zmuszony przystać na jej propozycję. Jak na złość,
w jego oczach dostrzegła błysk olśnienia, a chwilę później
obserwowała, jak arystokrata znika za drzwiami swojej sypialni.
Po upływie niecałej minuty powrócił
do salonu z opasłą książką z wygrawerowanym napisem:
„Szlachectwo naturalne, czyli genealogia prawdziwych czarodziejów”.
Hermiona spojrzała krytycznie na
książkę, jakby sam tytuł ją obrażał, jednak umknęło to
uwadze Dracona, który zajęty był wertowaniem księgi.
— Mam! — wykrzyknął,
stukając palcem w stronę księgi, wyraźnie z siebie zadowolony.
Podał dziewczynie książkę,
wskazując jej na odpowiedni podrozdział. Hermiona wczytała się w
tekst, a gdy skończyła, obejrzała ryciny przedstawiające
figury typowe dla tego tańca.
Podniosła głowę znad woluminu i
spojrzała na Ślizgona, któremu przedstawiony w księdze
taniec wyraźnie przypadł do gustu. Tym bardziej żałowała tego,
co musiała powiedzieć.
— Malfoy... to się nie uda...
— przerwała, widząc, jak uśmiech powoli schodzi z
jego twarzy.
— Niby czemu?
Dziewczyna zamknęła książkę i
odłożyła ją na stolik, czując na sobie badawcze spojrzenie
Ślizgona. Zaczęła układać porozrzucane notatki, by zyskać
trochę czasu na wymyślenie przekonującej argumentacji.
— Nawet jeśli założymy, że
uda ci się nauczyć mnie tego tańca, to jak wyobrażasz sobie
odtworzenie tego z kilkoma innymi parami, zachowując całą harmonię
i ustawienie?
Malfoy uśmiechnął się przebiegle,
wyśmiewając tym samym obawy Gryfonki.
— Będziemy ćwiczyć, Granger.
Po prostu będziemy ćwiczyć.
„Jasne, bo przecież mamy mnóstwo
wolnego czasu” — pomyślała Hermiona, zbierając
z kanapy wszystkie szkice i odręczne notatki.
Prawda była taka, że zebranie
wszystkich prefektów w jednym miejscu graniczyło z cudem.
Mieli przecież swoje obowiązki czy dodatkowe zajęcia dydaktyczne,
nie wspominając już o treningach Quidditcha.
Zaniosła pergaminy do swojej sypialni,
chcąc się temu wszystkiemu przyjrzeć jeszcze raz przed snem.
Wróciła do salonu po coś do picia i zamarła, widząc poczynania
współlokatora.
Ślizgon odsuwał wszystkie meble pod
ścianę, robiąc wolną przestrzeń na środku pomieszczenia.
— Możesz mi powiedzieć, co ty
wyprawiasz? — spytała, choć tak naprawdę domyślała się
zamiarów arystokraty. Ustawił meble dokładnie w ten sam sposób,
gdy uczył ją walczyć.
— Szykuję ci salę balową
— odparł, po czym jednym machnięciem różdżki przestawił
ostatni mebel. — I choć tu wreszcie, mamy mało czasu.
Hermiona rozejrzała się po pokoju,
czując się niepewnie. Nie czuła się pewnie w tańcach
tradycyjnych i nie chciała się zbłaźnić przed Malfoyem,
dając mu tym samym kolejny powód do drwin.
Chłopak, jakby odczytując jej myśli,
podszedł do niej, chwycił ją za nadgarstek i zaczął ją holować
na środek salonu, mówiąc:
— Bez obaw, Granger. Skoro
nauczyłem Salazara załatwiać się na dworze, to i zdołam nauczyć
cię tańczyć.
Gryfonka, oburzona porównaniem jej do
psa, zaczęła się wyrywać. Niestety, wszystkie prawa fizyki
działały na jej niekorzyść i już po chwili stała na środku
pokoju, wpatrując się zmrużonymi ze złości oczami w Ślizgona,
którego nie opuszczał dobry humor. Pomimo tego, iż zdołał
opanować drżenie warg, nie był w stanie zgasić iskierek
rozbawienia w swoich oczach. Odgarnął z twarzy niesforne kosmyki
włosów i czekał, aż dziewczyna skończy związywać swoje
włosy w niechlujnego koka.
— Co teraz? — spytała,
patrząc wyczekująco na swojego nauczyciela.
Przeszło jej przez myśl, że będą
wyglądać naprawdę głupio w tak dostojnym tańcu, ubrani w dresy,
podkoszulki i (w przypadku Hermiony) starą, znoszoną
koszulę w kratę.
Do rzeczywistości sprowadził ją
zniecierpliwiony Ślizgon, pstrykając palcami przed jej twarzą.
— Skup się, Granger, to
naprawdę jest proste, nawet dla kogoś, kto z koordynacją ruchów
ma tyle wspólnego, co Weasley z galeonami.
— Możesz wreszcie przestać
obrażać Rona? — wtrąciła poirytowana dziewczyna, krzyżując
ręce na piersi.
— Dobrze, w takim razie tyle
wspólnego, co Longbottom z mózgiem.
— A może tyle wspólnego, co
Malfoy z sercem? Przepraszam, nie chciałam — dodała, widząc
zmianę w jego twarzy.
Twarz arystokraty spochmurniała,
jednak słysząc szybko wydukane przeprosiny, przechylił lekko głowę
i wykrzywił usta.
— Czy ty mnie właśnie
przeprosiłaś, Granger? — spytał, uśmiechając się
zwycięsko.
— Wydawało ci się.
„Pięknie. Ja tu się zadręczam,
a panicz sobie żarty stroi” — pomyślała, obserwując
coraz szerszy uśmiech Ślizgona. Nie mogąc dłużej znieść wyrazu
tryumfu na jego twarzy, rzuciła:
— Chyba miałeś mnie uczyć
tańczyć.
— Patrz na moje stopy, Granger
— powiedział w końcu, ponownie pstrykając palcami przed jej
twarzą.
Powoli, dając Gryfonce szansę
zapamiętania układu, wykonał podstawowy krok. Gdy skończył,
spojrzał na dziewczynę, która w dalszym ciągu wpatrywała się w
jego stopy.
— Teraz powtórz — polecił
i zrobił dwa kroki w tył, robiąc dla niej więcej miejsca.
Z mieszaniną irytacji i rozbawienia
obserwował, jak Gryfonka niepewnie stawia pierwsze kroki, myląc
kolejność.
— Jesteś pewna, że patrzyłaś
na stopy, Granger?
— A niby na co innego miałabym…
— zaczęła, jednak widząc sugestywne spojrzenie arystokraty,
dodała: — Nie kończ!
Ślizgon po raz kolejny… i kolejny…
i jeszcze jeden pokazał dziewczynie podstawowy krok tańca, nie
mogąc wyjść z podziwu, jakim cudem Gryfonka może być tak
niepojętna. W końcu po wielu próbach udało jej się
odtworzyć jego ruchy i mogli przejść do kolejnego punktu
przyspieszonego kursu tańca. Wziął głęboki oddech i, już
żałując tego, co miał zamiar zrobić, oznajmił:
— Dobra, Granger, teraz
spróbujemy razem — po czym podszedł do dziewczyny, ujął
jej dłoń, kładąc sobie drugą na ramieniu. Jeszcze raz zlustrował
postawę partnerki, wyprostował ją i ujął jej podbródek,
sprowadzając niepewne spojrzenie Hermiony na siebie. — No to
zaczynamy… — powiedział i chciał już rozpocząć taniec,
gdy Gryfonka cofnęła się, mówiąc:
— Nie, jeszcze nie. Na cztery.
— Raz… — rozpoczął
odliczanie — dwa… — dziewczyna przełknęła ślinę
— trzy… — spuściła głowę, wpatrując się w
swoje stopy, lecz chwilę później Draco ujął jej podbródek
i przywrócił do poprzedniej postawy. — Cztery
— zakończył odliczanie i rozpoczął taniec.
Stawiał pełne gracji kroki, zupełnie
nie przejmując się tym, że co jakiś czas jest przydeptywany przez
partnerkę, która stawiała ich wiele, próbując dotrzymać mu
tempa. Po raz kolejny ujął jej podbródek, gdy ta powróciła do
obserwowania swoich stóp, po całej serii nadepnięć na Ślizgona.
Zirytowany ciągłym poprawianiem jej postawy podczas tańca,
przerwał na chwilę próbę i bez słowa poszedł do swojej
sypialni.
Załamana dziewczyna wpatrywała się w
plecy Ślizgona, pewna tego, że zrezygnował z prób nauczenia
jej czegokolwiek. Była beznadziejna i doskonale o tym wiedziała,
jednak była świadoma tego, że przyczyna tkwiła w tym, iż to
właśnie z nim tańczyła. Zbyt bardzo denerwowała się tym, że może gdzieś popełnić błąd, co paradoksalnie sprawiało,
że robiła jeden za drugim. Bała się tego, że ją wyśmieje, albo
że całkowicie zrezygnuje z balu.
Rozpięła flanelową koszulę, rzuciła
ją złością na fotel i podeszła do okna, wpatrując się
beznamiętnie w błonia Hogwartu. Nagle poczuła formującą się
wokół jej szyi barierę, uniemożliwiającą jej ruchy głową.
Przyłożyła dłoń do sztywnej powłoki, nie rozumiejąc, co się
dzieje. Dopiero gdy w odbiciu na szybie zobaczyła kołnierz
ortopedyczny, odwróciła się w stronę Dracona, który właśnie
odkładał różdżkę na regał z książkami.
— Możesz mi powiedzieć, co to
ma być? — spytała napastliwie, podchodząc do chłopaka.
— Pomoc dydaktyczna — odparł
spokojnie. — Mam już dosyć tego, że co chwilę muszę
poprawiać twoją posturę — oznajmił, rozmasowując sobie
kark.
Północ już dawno minęła, jednak
arystokrata wziął sobie za punkt honoru nauczenie jej tego jednego
tańca. Po kolejnej nieudanej próbie zarządził krótką przerwę,
zastanawiając się co dalej.
— Dobra, tancereczko. Spróbujemy
inaczej...
Podszedł do dziewczyny i stanął za
jej plecami, starając się zignorować to, że Hermiona zaczęła
szybciej oddychać. Położył ręce na jej talii, po czym przysunął
Gryfonkę do siebie, jeszcze bardziej skracając dzielący ich
dystans.
— Teraz, Granger, rób to, co
ja...
— Mam stanąć za tobą i cię
obmacać?
Na to nie był przygotowany. Parsknął
śmiechem wprost do ucha dziewczyny, po czym uwiesił się na jej
ramieniu, próbując powstrzymać chichot.
— Skończyłeś już?
Wyprostował się i otarł wierzchem
dłoni łzy rozbawienia. Odchrząknął i oznajmił:
— Nie, Granger. Dopiero
zaczynam. A teraz skup się i powtarzaj moje kroki. Zaczynamy od
prawej nogi. To ta — dodał, po czym delikatnie trącił
dziewczynę w prawą kończynę.
— Wiem, która to prawa!
— Po twoich dotychczasowych
poczynaniach, śmiem w to wątpić.
Odczekał chwilę, po czym zrobił
pierwszy krok, sprawiając, że Gryfonka odtworzyła jego ruch.
Uśmiechnął się, widząc jak jego partnerka radzi sobie coraz
lepiej. Gdy płynnie wykonała wszystkie kroki, Ślizgon odsunął
się od niej i zaklęciem usunął niepotrzebny już kołnierz
ortopedyczny. Dziewczyna podeszła do barku i upiła łyk soku. Gdy
się odwróciła, blondyn już na nią czekał. Przywołał ją do
siebie skinieniem palca, łobuzersko się uśmiechając.
Hermiona, zmęczona godzinami ćwiczeń,
powolnym krokiem podeszła na środek salonu. Miała już serdecznie
dość całej tej nauki, balu, Malfoya, a już najbardziej tego, jak
reagowała na jego bliskość i dotyk. Miała nadzieję, że chłopak
nie dostrzegł tych drobnych niuansów w jej zachowaniu, gdy tylko
się do niej zbliżał. Licząc na to, że będzie to ich ostatni
taniec tego wieczoru, stanęła naprzeciw arystokraty, czekając na
jego ruch. Blondyn delikatnie objął ją w talii, a drugą ręką
ujął drobną dłoń Gryfonki. Patrząc w bursztynowe oczy
dziewczyny, rozpoczął taniec.
Uśmiechnął się pod nosem,
zauważając, jak z każdą chwilą Hermiona czuje się coraz
pewniej.
— Nie jest to takie trudne,
prawda, Granger? — szepnął, robiąc krok w tył, by móc ją
obrócić.
Wróciła do niego, zachowując o wiele
mniejszy dystans niż do tej pory. Nawet gdyby chciała się odsunąć,
nie mogła tego zrobić, gdyż chłopak mocniej przysunął ją do
swojego ciała.
Zadrżała. Była tak blisko, że mogła
zauważyć swoje odbicie w jego oczach. Oczach, od których chwilowo
nie mogła oderwać spojrzenia.
— Nie. Nie jest.
— Cholera, Granger — warknął
po chwili, gdy rozkojarzona dziewczyna popełniła kolejny błąd.
— To JA tu jestem facetem i to JA prowadzę, jasne?
Zmrużył gniewnie oczy, widząc, jak
Gryfonka unosi dłoń do ust.
— I przestań wreszcie
obgryzać te paznokcie — dodał, odciągając jej rękę od
twarzy.
Zgodni co do tego, że jest już późno
i nie ma sensu dalej ćwiczyć, gdy ledwo widzą na oczy, postanowili
zakończyć naukę na tym etapie. Na razie.
Gdy myśli Gryfonki nie zaprzątała
już ani kolejność kroków, ani trzymanie odpowiedniej postawy
podczas tańca, znowu zaczęły zadręczać ją obawy o jej strój na
bal.
— Malfoy?
— Mhm — mruknął, gdy po
raz któryś z rzędu machnął różdżką, by odstawić mebel na
miejsce.
— Pamiętasz, jak spaliłeś mi
tamtą sukienkę i McGonagall kazała ci ją odkupić? — spytała
cicho, obawiając się tego, że Ślizgon może zbagatelizować
polecenie dyrektorki. — Bo wiesz... do balu zostało już
niewiele czasu i może w weekend znajdziemy czas, by coś kupić?
Nie odpowiedział od razu. Zmienił
ustawienie fotela, po czym przechylił głowę i potarł
podbródek, by po chwili ponownie przesunąć mebel na poprzednie
miejsce. Gdy skończył, podniósł ze stołu Proroka Codziennego i,
nawet nie patrząc na dziewczynę, powiedział:
— Sukienka jest już zamówiona
i będzie gotowa na czas.
Po tym zwięzłym i jasnym przesłaniu
leniwym krokiem skierował się do swojej sypialni, zadowolony
z tego, że zostawia ją w stanie niepewności. Uśmiechnął
się szeroko, słysząc pytanie Gryfonki:
— A dowiem się chociaż, jak
wygląda?
Przywołał na twarz wyraz obojętności,
odwrócił się w jej stronę i oznajmił:
— W swoim czasie.
***
Draco zlustrował stalowym wzrokiem
pary prefektów, by ocenić, czy aby na pewno zrozumieli jego zamysł.
Zaklął pod nosem, widząc niemrawe miny wszystkich przedstawicielek
płci pięknej.
„Raczej durnej” — pomyślał,
przenosząc wzrok na rudzielca. Weasley krzywił się, jakby cierpiał
na wyjątkowo bolesne zaparcia, a stojący obok Anthony trząsł
się od powstrzymywanego gniewu.
„Czy to moja wina, że musi iść
z wariatką?”
Ernie McMillan wpatrywał się w
Ślizgona, jakby oczekiwał dalszych instrukcji, a jedyną osobą,
która zrozumiała przemówienie blondyna, wydawał się Nott... a
przynajmniej stwarzał takie pozory.
Cała dziesiątka stała w
przedłużającej się ciszy. W końcu Mary Loop, drapiąc się po
głowie, odważyła się zadać pytanie, krążące w myślach
pozostałych prefektów.
— Emm... że jak?
Draco przymknął oczy, prosząc
Salazara o cierpliwość. „Jakim cudem to stado baranów dostało
się choćby na drugi rok?!” — pytał w myślach, jednak
znikąd nie otrzymał odpowiedzi. Wydawało się, że dzisiejszego
dnia nawet wszechświat miał go w swojej wielkiej,
rozgwieżdżonej, ciemnej...
— Może lepiej zrozumieją, jak
im to zaprezentujemy — zaproponowała cicho Hermiona, widząc
po napiętej sylwetce blondyna, że jest bliski tego, by ich
wszystkich powybijać.
Arystokrata zerknął na nią, jakby
szacował zyski i straty kolejnego tańca z Gryfonką. Nie dość,
że musiał ją nauczyć i tańczyć z nią na balu, to jeszcze teraz
musi to wszystko powtórzyć niezliczoną ilość razy, by banda
oszołomów zrozumiała, o co mu chodziło! Z widocznym
rozdrażnieniem w oczach, chwycił ją za nadgarstek i pociągnął
na środek sali.
— Może by tak delikatniej
— warknął Ron, po czym zamilkł obrażony, widząc
ostrzegawcze spojrzenie dziewczyny.
Gniewne rumieńce wpłynęły na jego
policzki, jednak nic więcej nie powiedział. Założył ręce na
piersi i oparł się o ścianę, mierząc w parę prefektów
naczelnych wielce oburzonym spojrzeniem.
Współlokatorzy stanęli naprzeciwko
siebie w odległości nie większej niż dwa kroki. Unieśli prawe
dłonie na wysokość klatki piersiowej, niemal je łącząc. Nie
spuszczając z siebie wzroku, powoli zaczęli poruszać się po
okręgu, idąc w lewą stronę. Gdy zamienili się miejscami,
nieśpiesznie opuścili dłonie, by tym razem unieść lewe i
ponownie rozpocząć wędrówkę w przeciwnym kierunku. Wróciwszy do
pozycji wyjściowej, z gracją wpadli sobie w taneczne
objęcia. Hermiona położyła dłoń na ramieniu arystokraty, a
drugą włożyła w czekającą na nią dłoń Dracona. Chłopak
z nienaganną postawą zaczął prowadzić ją w tańcu, wirując
razem z nią w dostojnych i lekkich krokach.
Blondyn odsunął się od
współlokatorki i wyczekująco spojrzał na pozostałych prefektów.
— Trzeba było tak od razu...
— mruknął Ernie, czym zarobił mordercze spojrzenie Malfoya.
Być może na tym by się nie
skończyło, gdyby nie rozmarzone westchnięcie Luny.
— To było takie śliczne.
Próbujemy? — spytała swojego partnera na pierwszy taniec i,
nie czekając na odpowiedź, zaciągnęła Anthony'ego na środek
sali.
Krukon z politowaniem w oczach i
wyraźną niechęcią spojrzał na dziewczynę, jednak, chcąc jak
najszybciej skończyć próbę, zatrzymał gorzkie słowa dla siebie.
Reszta grupy wzięła z nich przykład i już po chwili cztery
pary próbowały wiernie odtworzyć taniec prefektów naczelnych,
którzy obserwowali ich poczynania i poprawiali błędy. Draco nie
omieszkał wytknąć Weasleyowi, że porusza się jak sklątka
w składzie porcelany i co drugi krok przydeptuje swoją
partnerkę. Biedna Mary Loop co chwilę krzywiła się, a Ron,
czerwony z zawstydzenia i złości bąkał przeprosiny. Najlepiej
radzącą sobie parą byli Pansy i Teodor, do czasu kiedy dziewczyna
odkryła, że jeśli będzie popełniać błędy, Draco będzie ją
poprawiał. Co chwila rzucała w jego stronę aluzje, aż w końcu
młody Malfoy zamienił się przydziałem z Gryfonką. Pod jego
opieką znalazły się pary Ravenclawu i Hufflepuffu.
Hermiona, widząc coraz większe
poirytowanie Rona, podeszła do niego i zwróciła się do Mary.
— Możemy zamienić się na
chwilkę?
— Jasne — odpowiedziała
natychmiast dziewczyna.
Usiadła na jednej z ławek odsuniętych
pod ścianę i zdjęła czarne pantofle, po czym z wyraźną ulgą
zaczęła rozmasowywać obolałe stopy.
— Dobrze, Ron, zacznijmy
powoli... patrz cały czas na nogi.
Gryfon posłusznie zerknął w dół,
mamrocząc z niezadowoleniem pod nosem coś o głupim balu,
głupich tańcach i głupim Malfoyu.
Gdy wszystkie pary, w większym bądź
mniejszym stopniu, opanowały podstawowe kroki, Draco zadecydował,
iż powinni teraz zacząć ćwiczyć z muzyką. Jednym machnięciem
różdżki wyczarował na biurku gramofon, który zaczął odtwarzać
powolną, harmonijną muzykę. Pary ustawione były w rzędzie
w odpowiedniej odległości, by nie wpadać na pozostałych.
Prefekci naczelni stali na samym środku. Gdy do delikatnej melodii
dołączyły skrzypce, uczniowie unieśli dłonie i rozpoczęli
powolne okrążanie i choć nie wyszło to płynnie i w tym samym
rytmie, Draco był wdzięczny, że nikt się nie wywrócił. Gdy do
skrzypiec dołączyła cała orkiestra, a prefekci już
wyciągali ramiona, by połączyć się i zacząć wirować, Draco
wyjął różdżkę i zatrzymał muzykę.
— Tutaj sprawa robi się
bardziej skomplikowana i niektórzy, na przykład taki Weasley, mogą
nie dać sobie rady — oznajmił blondyn, nie mogąc się
powstrzymać od wbicia szpili, niezbyt utalentowanemu w tańcu,
Gryfonowi.
Hermiona natychmiast stanęła w
obronie przyjaciela. Odciągnęła Dracona od reszty uczniów i
szepnęła:
— Możesz przez pięć minut
zachowywać się jak cywilizowany człowiek?
— Słyszałem to, Weasley
— rzucił przez ramię, słysząc obelgę Gryfona. —
Wolę to, niż skakać po dziewczynie jak napalony pawian. To taniec,
a nie okazja, by podzielić się tym, jak zachowujesz się w łóżku.
Powiedz mi, Wieprzleju, to jakiś fetysz? — spytał Draco ze
złośliwym uśmieszkiem pełnym pogardy, na co Ron, o ile to
możliwe, jeszcze bardziej poczerwieniał na twarzy.
Hermiona aż zatrzęsła się z
oburzenia. Już zapomniała, jak bardzo Ślizgon potrafi zajść za
skórę samymi słowami. Czy on zawsze tak mocno atakował jej
przyjaciela? Czyżby dzieląc z nim dormitorium przyzwyczaiła się
do jego dogryzków względem siebie, przez co wrogie słowa kierowane
do innych wydawały jej się jeszcze bardziej krzywdzące? A może
arystokrata nie znęcał się już nad nią tak jak kiedyś?
— Zostaw go w spokoju, Malfoy
— syknęła, zaciskając pięści.
Gardziła przemocą, jednak teraz
walczyła ze sobą, by nie wykorzystać wiedzy na temat walki, którą
sam jej dostarczył, bez względu na to, że pewnie by przegrała.
Starała się utrzymać nerwy na wodzy, chcąc jak najszybciej
skończyć próbę, jednak Ron jej w tym nie pomagał, dolewając
oliwy do ognia, nie przerywając rzucania w Malfoya przezwiskami.
Blondyn nic sobie z tego nie robił, czerpiąc satysfakcję ze
wściekłości Gryfona. Luna poklepała rudowłosego chłopaka po
ramieniu, cicho udzielając mu wskazówek.
— Nie przejmuj się. To gbur,
pewnie zaatakowały go gnębiwtryski. Wiesz, na nerwy najlepszy jest
napar z limbawy...
Anthony, który, chcąc nie chcąc,
usłyszał wypowiedź Krukonki, uniósł brwi, a następnie
skrzywił się i z całą stanowczością stwierdził, że
nie istnieje nic takiego jak limbawa.
— Mieliśmy chyba ćwiczyć
układ — mruknął Ernie, na co Hermiona skinęła głową
i postanowiła chwilowo puścić w niepamięć wredne zachowanie
współlokatora.
Wyjęła różdżkę z kieszeni
szaty i machnęła nią, a tuż nad podłogą pojawiło się pięć
białych kulek. Prefekci zgromadzili się wokół nich i z
zaciekawieniem spojrzeli na Gryfonkę.
— Każda kulka to jedna para. W
momencie, gdy orkiestra dołącza do muzyki, nasz układ się
zmienia. Wtedy właśnie... emm... łączymy się z partnerem. Wy
rozchodzicie się i tworzycie kwadrat — dziewczyna machnęła
różdżką, a dwie pierwsze i ostatnie kule oddaliły się od
środkowej i, tak jak powiedziała, stworzyły one wokół niej
kwadrat. — Dopóki melodia znów nie ucichnie i nie
stanie się spokojna, tańczycie w tych punktach, a ja i Malfoy
tańczymy wewnątrz. Znowu jest ten moment z rękami, ponownie
wkracza orkiestra i tym razem wy poruszacie się po bokach
kwadratu — białe kule zaczęły powoli przemieszczać się,
aż każda nie powróciła na róg, z którego startowała — a
my nadal zostajemy wewnątrz. Powtarzamy moment z rękami i po tym
dołączają nauczyciele i na koniec uczniowie. Od tego momentu
tańczymy bez wyznaczonego układu, reszta sali po prostu się z nami
miesza. Myślę, że na dzisiaj to tyle. Jutro przećwiczymy całość.
Słysząc pomruki aprobaty, Hermiona
usunęła wyczarowane kulki, schowała różdżkę i razem z
Ronem i Mary ruszyła do pokoju wspólnego Gryffindoru.
***
Hermiona, mimo iż już dawno się
obudziła, nadal leżała w łóżku, nie otwierając oczu. Wreszcie
nadszedł dzień długo wyczekiwany przez uczniów Hogwartu, dzień
pierwszego corocznego Balu Bożonarodzeniowego. Gryfonka miała co do
tego mieszane uczucia. Z jednej strony była podekscytowana
uroczystością, w której przygotowanie włożyła tak dużo pracy,
z drugiej drżała na samą myśl o swojej kreacji, której do
tej pory nie widziała. Brzuch ściskał się boleśnie, za każdym
razem, gdy rozmyślała o pierwszym tańcu. Cała szkoła będzie
patrzeć na nią i na pozostałe pary, jednak nie to ją przerażało.
Bardziej denerwowała się butami... wysokimi szpilkami, wyższymi od
pozostałych, które kiedykolwiek nosiła. Miała tylko nadzieję, że
się w nich nie połamie (co ją skłoniło do kupienia ich?!) i
będą pasować do sukienki. Nie była osobą próżną, to ostatnie,
o co można ją było posądzić, jednak zastanawiała się nad
wyborem współlokatora. Raczej nie kupił jakiegoś paskudztwa po
to, by ją ośmieszyć... prawda?
„Na pewno nie. Przecież chodzi o
jego cudowną reputację” — pomyślała, prychając pod
nosem.
Nie chcąc dalej brnąć w krainę
domysłów i niepokojów, postanowiła w końcu wstać z łóżka.
Odruchowo spojrzała przez okno i zmrużyła oczy na zastałą tam
jasność. Gruba warstwa śniegu odbijała światło, atakując
źrenice dziewczyny. Zasłane niewielkimi chmurami niebo było jasne
i pogodne, jakby sama natura postanowiła wesprzeć Hermionę i
pokazać jej, że dzisiejszego dnia jej dopinguje.
Podeszła do komody i wyjęła z niej
beżowy, długi sweterek i legginsy. Wybrawszy z pudła
Malfoya (sama nie wiedziała, od kiedy tak to nazywała) odpowiednie
kosmetyki, ruszyła do łazienki, by wziąć długą kąpiel.
Niechętnie musiała przyznać, że była wdzięczna współlokatorowi
za owy podarunek. Jej skóra stała się jedwabista, włosy miękkie,
a niesforne loki wydawały się bardziej skłonne do współpracy.
Nawet nie zauważyła, kiedy jej paznokcie odżyły i choć
preferowała krótkie, teraz były nieco dłuższe. W poprzednią
sobotę udała się do fryzjera (wcale nie dlatego, że Malfoy jej
kazał) i nieco podcięła włosy, co również dało pozytywny
efekt.
Weszła do wanny i westchnęła,
otulona przez słodki zapach konwalii. Zamknęła oczy, rozmyślając
nad tym, czym się zająć, by wypełnić wolny czas. Równo o
szóstej miała przyjść Ginny, by pomóc jej w makijażu i
fryzurze, a według tego, co mówił Malfoy, lada chwila do Hogwartu
powinna trafić jej suknia. Za każdym razem, gdy zastanawiała się,
jak będzie ona wyglądać, przed oczami pojawiała jej się spalona
przez współlokatora czerwona suknia przed kolano i małymi
kryształkami na dekolcie. Zupełnie nie mała pojęcia, jaką
kreację mógł kupić Ślizgon, miała tylko nadzieję, że nie
będzie zbyt… wyzywająca. W najgorszych koszmarach widziała
króciutką sukienkę z ogromnym dekoltem w kolorze paskudnej
butelkowej zieleni wyszywaną cekinami. Po raz pierwszy w życiu
cieszyła się, że jej współlokator jest wysoko urodzonym
arystokratą o wyszukanym guście.
Po kąpieli zajęła się depilacją
nóg i rzuciwszy zaklęcie, które utrzymywało gładkość przez
calutki miesiąc, wsmarowała w nie balsam. Ubrała się i wróciła
do pokoju, chcąc znaleźć sobie jakieś zajęcie, jednak nic nie
przychodziło jej do głowy. Przemierzała niecierpliwym krokiem
sypialnię i parę razy wyciągała jakąś książkę, jednak po
chwili odkładała ją na miejsce. Nie miała chęci do jakiejkolwiek
lektury i dobrze wiedziała, że nie potrafiłaby się na niej
właściwie skupić. W końcu postanowiła udać się do pokoju
wspólnego Gryfonów, jednak nawet podczas rozmowy z Ginny
rozmyślała nad wyborem Malfoya. Kilkukrotnie miała chęć, by
wrócić do dormitorium i zobaczyć, czy przesyłka w końcu dotarła,
jednak sumienie nie pozwoliło jej zostawić przyjaciółki. Ostatnio
bardzo mało rozmawiały, a Hermiona wiedziała, że Weasleyówna
nadal przeżywa to, że Lee Jordan poświęcił ją dla robienia
kariery.
— Idź — powiedziała
Ginny, nie mogąc dłużej patrzeć, jak przyjaciółka zadręcza się
nieprzyjemnymi myślami. Dziewczyna zaśmiała się, widząc
niezrozumienie na twarzy pani prefekt. — Już się tak nie
męcz, tylko idź i sprawdź, a jak już ją dostaniesz, to
koniecznie mnie zawołaj.
Rudowłosa przewróciła oczami,
słysząc urywane zaprzeczenia starszej Gryfonki. Wstała z fotela,
złapała ją za nadgarstek i pociągnęła. Już po chwili
prowadziła dziewczynę do wyjścia, śmiejąc się z żarliwych
zapewnień Hermiony, iż wcale nie chce wracać do dormitorium, choć
bursztynowe oczy błyszczały z ciekawości i podekscytowania.
— Dzięki. Zawołam. Muszę
tylko… Dzięki! — zawołała kasztanowłosa, biegnąc do
dormitorium prefektów naczelnych.
Weasleyówna parsknęła śmiechem i,
kręcąc głową, wróciła do salonu Gryfonów. Ponownie zasiadła
w fotelu przed kominkiem i zerknęła na zegar.
— Dopiero druga? — szepnęła
do siebie, zdziwiona, jak czas wolno leci dzisiejszego dnia, z resztą
nie tylko jej.
Gryfonki wałęsały się po salonie,
szukając albo jakiegoś zajęcia, albo biedaka, na którym mogłyby
wyładować stres i zniecierpliwienie przed dzisiejszym balem. To, co
przeżywały przed balem w czasie Turnieju Trójmagicznego, było
niczym w porównaniu z tegorocznym wydarzeniem.
Rudowłosa westchnęła i ruszyła do
swojego pokoju, by dobrać ostateczne dodatki do swojej sukienki.
Wyjęła ją z szafy, otworzyła pokrowiec i delikatnie odłożyła
suknię na łóżko. Przesunęła dłonią po chłodnej, granatowej
satynie.
— Nie wiedział, co traci. Durny
Jordan…
***
Draco rozsiadł się wygodniej w swoim
fotelu i zasłonił gazetą, by ukryć uśmiech. Bardziej niż na
tekście, skupiał się na gniewnym mamrotaniu współlokatorki.
Dziewczyna chodziła po salonie tam i z powrotem, rzucając w jego
stronę mordercze spojrzenia, co tylko rozbawiało go jeszcze
bardziej. Miała mu za złe to, że jej kreacja przybędzie dopiero o
szesnastej.
„Sugerujesz, że to moja wina,
Granger?” — spytał, siląc się na niewinny ton, gdy
kasztanowłosa dowiedziawszy się, o której przybędzie jej suknia,
zgromiła go wzrokiem.
Owszem, to była jego zasługa.
Specjalnie polecił, by dostawa odbyła się tak późno. Nie chciał,
żeby dziewczyna, w razie, gdyby suknia jej się nie spodobała,
miała czas na znalezienie innej.
„A niechby jej się tylko nie
podobała” — pomyślał i dla zachowania pozorów,
przewrócił stronę. On sam wysłał szczegółowy opis tego, jak ma
wyglądać kreacja dziewczyny, więc śmiało można powiedzieć, że
ją zaprojektował… oczywiście pomijając to, że kwestie
materiałów i parę innych drobiazgów pozostawił krawcowej.
Zerknął na zegarek i stwierdził, że
najwyższy czas na rozpoczęcie przygotowań. Ruszył do łazienki,
czując na sobie pełen irytacji i oburzenia wzrok Gryfonki.
Hermiona podeszła do okna, nie mogąc
uwierzyć w to, że zachowuje się jak małe dziecko. Była istnym
kłębkiem nerwów, w którym kotłowały się przeróżne uczucia:
od irytacji po ekscytację, na dziecięcej radości kończąc. Nigdy
nie doznała czegoś takiego z tak banalnego, wydawać by się
mogło, powodu. Do dziś pamiętała lekki stres przed pierwszym
tańcem na balu na czwartym roku, ale teraz czuła się, jakby emocje
miały ją lada chwila dosłownie rozsadzić.
— To pewnie przez ten durny
taniec Malfoya… i pewnie przez to, że ja za wszystko odpowiadam.
I przez tę cholerną sukienkę Malfoya. Malfoy, nienawidzę
cię! — wrzasnęła, piorunując morderczym wzrokiem drzwi, za
którymi zniknął jej współlokator, zupełnie, jakby to one były
wszystkiemu winne.
Słysząc gromki śmiech arystokraty,
dziewczyna warknęła, a obraz widziany jej oczyma zabarwił się na
czerwono. Nie wiadomo jak potoczyłyby się dalszy rozwój wypadków,
gdyby nie dość sporych rozmiarów brązowa sowa, stukająca w okno.
Hermiona sapnęła i natychmiast rzuciła się, by odebrać długo
wyczekiwaną przesyłkę.
Postawiła białe pudło na stoliku i
różdżką pozbyła się wszystkich tasiemek, sznurków i wstążek.
Już miała je otworzyć, jednak w ostatniej chwili zawahała się,
bojąc się tego, jak wygląda suknia, w której spędzi dzisiejszą
noc. Przez myśl przebiegło jej, by pójść po Ginny i przy niej
otworzyć opakowanie, jednak ciekawość i zniecierpliwienie
zwyciężyły. Drżącą dłonią otworzyła pudło, wstrzymała
oddech i zerknęła w dół.
Jako pierwsze odczuła zawód, do
którego szybko dołączyło poirytowanie. Wewnątrz były jeszcze
dwa pudła, z czego jedno było znacznie większe. Spojrzała na
drzwi do łazienki, a w jej oczach zabłysła chęć mordu.
„Jeśli w tych pudłach będą
kolejne, to wejdę tam i w jakimkolwiek by nie był stroju, zaciągnę go do McGonagall” — pomyślała, wracając wzrokiem do
przesyłki.
Wyjęła górne opakowanie i otworzyła
je, a jej oczom ukazała się para czarnych, zamszowych, wysokich
szpilek. Bardzo wysokich szpilek, jednak jej gniew spowodowany
domysłami, iż jej współlokator życzy jej publicznego połamania
nóg, stopniowo malał. Im dłużej przypatrywała się butom, tym
bardziej jej się podobały, choć nigdy nie chodziła w szpilkach na
koturnie. Zmarszczyła brwi i spojrzała podejrzliwie na buty.
„Malfoy miał mi tylko kupić
sukienkę”.
Zaczynając coraz bardziej nabierać
pewności, że Ślizgon chce ją skompromitować na oczach całego
Hogwartu i kilku pracownikach Ministerstwa, sprawdziła, czy obcasy
nie są w nadcięte, czy też uszkodzone w jakikolwiek inny sposób.
Przeżyła niemałe zaskoczenie, gdy odkryła, że wszystko jest z
nimi w porządku, jednak schowała je z powrotem do mniejszego
pudełka, wystawiając na nie język. Miała już swoje buty i gdyby
nie fakt, iż Malfoy spalił jej poprzednią sukienkę, nie
przyjęłaby od niego nowej, nawet pod groźbą śmierci. Zaskoczona
żalem, z jakim dokonała tej decyzji, tęsknie spojrzała w stronę
odrzuconych butów. Pokręciła głową nad swoją głupotą i
otworzyła drugie pudło.
Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to
koronki. Cała masa czarnych, delikatnych koronek. Wstrzymując
oddech, delikatnie ujęła w dłonie górę sukni i wyprostowała
się, wyjmując ją z pudła. Otworzyła usta, gdy przed jej
oczami ukazało się całe zjawiskowe piękno tej wieczornej kreacji.
Długa do ziemi suknia była bardzo dopasowana. Pomimo początkowych
obaw pod warstwą koronki znajdował się materiał, dzięki któremu
jej ciało miało być niemal całkowicie zasłonięte, co nieco
zdziwiło Gryfonkę. Co jak co, ale po Malfoyu spodziewała się
czegoś, co choć trochę ją odsłoni… nie żeby narzekała.
Suknia była przepiękna, seksowna i choć bardzo będzie opinać jej
ciało, wcale nie będzie wyglądać w niej wyzywająco. Czarna
kreacja nie błyszczała, wprost przeciwnie, była matowa. Zdawało
się, że pochłania całe światło z otoczenia, a długie
rękawy i płytki dekolt dodawały całości elegancji.
Hermiona przez długi czas po prostu
wpatrywała się w nią z otwartymi ustami. W końcu postanowiła
zanieść wszystko do sypialni i pobiec po Ginny.
— O… mój… Godryku
— wydukała rudowłosa, nie odrywając spojrzenia od sukni
przyjaciółki. Parę razy otworzyła usta, jednak nie była w stanie
nic powiedzieć. W końcu zmusiła się, by oderwać pożądliwy
wzrok od przepięknej kreacji i z niedowierzaniem spojrzała
na Hermionę.
— Ty… cholerna… szczęściaro
— powiedziała wolno, po czym nagle wybuchła śmiechem. — A
tak się bałaś, że zamówi jakieś paskudztwo! Gdybym wiedziała,
że ma tak dobry gust i nie byłby kanalią, pierwsza bym do niego
poleciała i błagała, by spalił moją sukienkę! Po prostu cudo
— dodała, po raz kolejny dotykając delikatnej koronki, która
w całości okrywała dolną warstwę chłodnego materiału.
— Dziwny… — mruknęła Ginny, mając na myśli ów
czarny, matowy materiał. — Przymierzałaś?
Hermiona pokręciła głową, nie mogąc
pozbyć się tego niedorzecznego uśmiechu, który gościł na jej
ustach od czasu, gdy odebrała przesyłkę.
Weasleyówna przybrała na twarz
komiczny wyraz zdziwienia i oburzenia. Porwała suknię z łóżka
i wyciągnęła ją w stronę starszej Gryfonki.
— Wkładaj — powiedziała
podekscytowana, jednak urwała, gdy zobaczyła przerażenie, malujące
się na twarzy Hermiony. — Co jest?
— Czy… czy to jest dekolt? —
wykrztusiła w końcu, ruchem głowy wskazując tył sukni.
Weasleyówna odwróciła ją i
parsknęła śmiechem. Odchrząknęła i podała ją pani prefekt.
— Nie, kochana, to tylko plecy.
Będziesz je miała całkowicie odkryte.
Hermiona zerknęła na suknię, Ginny i
jeszcze raz na suknię. Przechylała głowę raz w jedną raz w
drugą stronę, jakby chciała się przyjrzeć tyłowi kreacji pod
różnymi kątami.
— Tatuaż... będzie widoczny
cały tatuaż — mamrotała niezadowolona, lecz posłusznie założyła
suknie.
Natychmiast podeszła do lustra i
obejrzała się z każdej strony. Stojąc do niego tyłem, odgarnęła
włosy na ramię i, zagryzając wargę, wpatrywała się w czarne
pióra, prezentujące się w całości przez odkryty tył sukni.
— Trzeba będzie je jakoś
zakryć…
— Żartujesz, tak? — upewniła
się Ginny, podchodząc do przyjaciółki, na co ta natychmiast się
do niej odwróciła.
— Jestem śmiertelnie poważna.
Nie mogę się tak pokazać, jestem prefektem naczelnym i…
— A gdzie jest napisane, że prefekci
naczelni nie mogą mieć tatuaży? Nie ważne, nie było pytania
— rzuciła szybko, widząc, jak Gryfonka szykuje się do
wygłoszenia długiego wykładu. — Lepiej zajmijmy się
fryzurą i makijażem. Taaak… już wiem, co z tobą zrobimy.
Hermiona odruchowo cofnęła się o
krok, widząc zadziorny uśmieszek na twarzy przyjaciółki.
Przełknęła ślinę, gdy przypomniała sobie ostatni raz, gdy
młodsza Gryfonka ćwiczyła na niej sztukę makijażu. Wyglądała
jak skacowana panda, która nie zaznała snu co najmniej od tygodnia.
Pomimo całego zaufania, jakim darzyła rudowłosą, zaczęła
zastanawiać się, czy dobrze zrobiła, prosząc ją o pomoc
w przygotowaniach.
— Musimy zaczynać już teraz?
Mamy jeszcze czas…
Ginny przewróciła oczami i okręciła
przyjaciółkę, by pomóc jej w rozpięciu małego guziczka na
karku.
— Wcale nie mamy tak dużo
czasu. Planuję zrobić ci smoky eyes, a jako że nigdy go nie
robiłam… No, ale od czego jest metoda prób i błędów!
— zawołała wesoło i klasnęła w dłonie, podkreślając
swój entuzjazm. Nie zwracając uwagi na mizerną minę przyjaciółki,
pomogła jej zdjąć suknię i już po chwili posadziła swoją
modelkę na wyczarowanym, wysokim krześle. Niczym zawodowa
makijażystka, upięła niedbale włosy Hermiony, by nie
przeszkadzały jej w pracy i zupełnie nie jak
profesjonalistka pisnęła radośnie, nakładając na twarz pani
prefekt warstwę korektora.
— Nie martw się, jak z tobą
skończę, nikt cię nie pozna — pocieszyła ją Ginny
i natychmiast wymamrotała przeprosiny, gdy niechcący włożyła
mały palec w oko starszej Gryfonki.
— O to jestem dziwnie spokojna…
— wymamrotała Hermiona, próbując psychicznie przygotować
się na te tortury, które, jak się miało wkrótce okazać, będą
trwały całe dwie godziny.
Dziewczyna dziękowała Godrykowi, że
Ginny bardziej niż na makijażu znała się na uczesaniu i nie
zajęło jej długo upięcie loków pani prefekt. Gdy Weasleyówna
poleciła jej, by zamknęła oczy, natychmiast to zrobiła i zaraz
poczuła mrowienie na twarzy, co świadczyło o tym, iż rudowłosa
utrwalała zaklęciem swoje dzieło. Gdy skończyła, pomogła
przyjaciółce z powrotem nałożyć suknię. Cofnęła się i
westchnęła, podziwiając swoje dzieło.
— Wyglądasz po prostu pięknie.
Gryfonka uśmiechnęła się nieśmiało
i natychmiast podeszła do lustra.
Powiedzieć, że ją zamurowało,
byłoby sporym niedopowiedzeniem. Stała i jak zahipnotyzowana
wpatrywała się w swoje odbicie. Kasztanowe loki upięte były
w niski kok, a kilka luźno puszczonych kosmyków okalało jej twarz.
Wydawało się, że fryzura była robiona na ostatnią chwilę, co
dodawało jej delikatności i dziewczęcego uroku. Bursztynowe oczy
w ciemnej oprawie błyszczały tajemniczo, wydawały się
większe, a ich barwa bardziej nasycona.
Hermiona nachyliła się bliżej do
lustra, dokładnie przyglądając się swoim, czerwonym teraz, ustom.
Czy one zawsze były tak… okazałe, czy była to zasługa makijażu?
Powoli opuściła wzrok niżej, na swoje ciało opięte czarną
suknią, która podkreślała każde zagłębienie i wypukłość.
Dekolt nie był głęboki, jednak ukazywał niemal całą długość
obojczyków. Suknia dopiero na wysokości kolan delikatnie
rozszerzała się, co wyszczuplało i wydłużało sylwetkę
Gryfonki.
Hermiona odwróciła się i zerknęła
przez ramię. Skrzydła w całości były odkryte, a ich drapieżne
piękno otoczone było delikatną koronką, przez co kasztanowłosa
tylko nabrała pewności, że Ślizgon specjalnie wybrał tę, a nie
inną sukienkę.
Zupełnie jakby wiedział, że
dziewczyna o nim myśli, Draco bezceremonialnie wszedł do sypialni
Gryfonki, nie zawracając sobie głowy pukaniem.
— Gran… ger — dokończył
słabo, zawieszając stalowy wzrok na dziewczynie, która zadrżała
pod wpływem tego oceniającego spojrzenia.
Wodził oczami po jej sylwetce, a
Hermiona odczuwała mrowienie, tam, gdzie na dłużej zawiesił oko.
W końcu Gryfonka zdecydowała się przerwać ciszę, nagle
przypominając sobie o swoich uwagach na temat sukienki.
— Pomyślałam, że przydałoby
się do tego jeszcze jakieś bolerko, by zakryć plecy…
— przerwała, widząc, jak arystokrata powoli unosi brew.
— Nie podoba ci się sukienka,
Granger? — spytał powoli, uśmiechając się podstępnie.
— McGonagall kazała mi kupić ci ładną i elegancką kieckę.
Weasley, czy ta sukienka jest ładna?
Młodsza Gryfonka posłała Hermionie
przepraszający uśmiech i pokiwała głową.
Uśmiech na twarzy Ślizgona jeszcze
bardziej się powiększył, gdy zadał drugie pytanie.
— A czy jest wystarczająco
elegancka?
— Tak.
Arystokrata rozłożył ręce,
oznajmiając:
— Widzisz, Granger, zrobiłem
wszystko, jak należy, a ty jeszcze narzekasz.
Gryfonka westchnęła ciężko, godząc
się z faktem, że będzie musiała pokazać się z odsłoniętymi
plecami. Przez chwilę stali w ciszy, którą postanowiła przerwać
młoda Weasleyówna.
— Dobra, to ja pójdę do siebie
poszukać odpowiednich dodatków — powiedziała, kierując się
powoli w stronę wyjścia.
— Granger już ma biżuterię
— wtrącił Ślizgon, tonem nieznoszącym sprzeciwu.
— Mam? — spytała
zdziwiona Gryfonka. Nie spodziewała się, że Malfoy aż tak
dokładnie zaplanował jej wygląd i nie żałował na to galeonów.
Chłopak nie odpowiedział na jej
pytanie, cmoknął i rzucił Ginny zniecierpliwione spojrzenie. Ta,
trafnie odczytując niemy przekaz, nakazujący jej opuszczenie tego
lokum w trybie natychmiastowym, okręciła się na pięcie i wyszła
z pokoju, nie przepuszczając okazji, by przedrzeźnić Ślizgona,
gdy ten ponownie odwrócił się w stronę Hermiony.
— Idę się przygotować, a ty
postaraj się przez ten czas niczego nie popsuć — powiedział,
obawiając się, że gdy tylko spuści ją z oczu, ta zacznie
wprowadzać swoje poprawki. Podszedł do niej, złapał ją za
ramiona i zaprowadził do łóżka. — Siedź i się nie
ruszaj.
Nim Hermiona zdążyła coś
powiedzieć, Ślizgon opuścił sypialnię. Mamrocząc pod nosem
niezbyt miłe słowa na temat współlokatora, wstała z łóżka
i uśmiechnęła się pod nosem, mając poczucie, że łamiąc
jego zakaz, wygrywa kolejną sprzeczkę między nimi. Jej wzrok
odruchowo odnalazł lustrzaną taflę i mimowolnie uśmiechnęła
się, na widok, jaki w niej zobaczyła. Zastanawiając się, czy to
już szczyt próżności, zerknęła na odrzucone pudełko
zawierające zamszowe szpilki. „W sumie, czemu nie?”
— pomyślała i już po chwili zakładała eleganckie buty.
Powoli wyprostowała się i zrobiła parę kroków na próbę.
„Nie jest tak źle”.
Nadal oswajając się z nowymi
szpilkami, przeszła do salonu i usiadła na kanapie, nawet nie
próbując walczyć z podekscytowaniem, które z upływem czasu
przybierało na sile. Z coraz większym niepokojem patrzyła na
zegar. Powinni być już na sali, by sprawdzić, czy wszystko jest
dopięte na ostatni guzik. W momencie, gdy już miała zamiar
pośpieszyć swojego współlokatora, ten w końcu wyszedł z
łazienki, a salon wypełnił zapach jego perfum.
— No nareszcie… — westchnęła
dziewczyna, wstając z kanapy, jednak na chwilę zapomniała, co
miała mu powiedzieć.
Ślizgon, zupełnie nie zwracając
uwagi na jej chwilowe zawieszenie się, poprawił marynarkę,
oceniając efekt końcowy w lustrze.
— Malfoy, od dziesięciu minut
powinniśmy być już na miejscu — oznajmiła Hermiona, gdy w
końcu przypomniała sobie, co chciała powiedzieć.
Ślizgon miał na sobie szyty na miarę
garnitur, który idealnie dopasowywał się do jego ciała, ukazując
smukłą, acz wyrzeźbioną sylwetkę. Poszczególne części jego
ubioru różniły się delikatnie odcieniami, dzięki czemu całość
nie zlewała się ze sobą. Po raz kolejny przypominał jej anioła,
tym razem pokrytego czarnym pyłem. Zupełnie jakby zabłądził na
ziemi i spędził noc w kopalni węgla, nurzając swoje szaty w
głębokiej czerni. Platynowe włosy odgarnął do tyłu, po bokach
przylegały do głowy, a górne pasma kosmyków, również zaczesane
w tył, sprawiały wrażenie niesfornych, jakby zwyczajnym nawykiem
niedbale przeczesał je dłonią, by nie opadały mu na oczy.
Pomimo tylu lat upokorzeń i wyzwisk, a
nawet jawnego atakowania musiała przyznać, że Malfoy w garniturze
wyglądał perfekcyjnie. Dziewczyna skarciła się w duchu za
komplementowanie współlokatora i podeszła do lustra, stając
obok swojego partnera. Przejrzała się po raz ostatni, delikatnie
podkręcając luźne kosmyki.
— Zapomniałbym — powiedział
nagle Ślizgon, wyjmując z wewnętrznej kieszeni marynarki małe,
czerwone, pudełeczko. — Załóż jeszcze to.
— Co to jest?
— Zdalnie sterowana bomba.
Przewróciła oczami, nie mogąc
powstrzymać małego uśmiechu. Aksamitne pudełeczko tylko
potęgowało w niej podekscytowanie wywołane balem i na chwilę
przestała zadręczać się pierwszym tańcem. Powoli przyjęła
kolejny, choć nie mniej zaskakujący, podarunek od współlokatora i
otworzyła wieczko.
Westchnęła na widok drobnych
błyszczących perełek („To nie są diamenty... PRAWDA?!”),
które z całą pewnością kosztowały więcej niż cała jej
biżuteria. Delikatnie, jakby w obawie, że mogłaby je zniszczyć
zbyt silnym naciskiem, dotknęła jednego kolczyka. Wiedza, iż
musiały kosztować majątek, rzuciła ciemną chmurę na radość,
jaką czuła, gdy otworzyła pudełeczko.
— Są śliczne, Malfoy,
dziękuję, ale nie mogę ich przyjąć — powiedziała
w końcu, wyciągając opakowanie w stronę chłopaka, ten
jednak prychnął pod nosem i założył ręce na piersi. Wysoko
uniesiona brew jasno dała jej do zrozumienia, że Ślizgon oczekuje
wyjaśnień.
— Bo widzisz... suknia to co
innego. Kupiłeś ją w zamian za tamtą czerwoną, ale kolczyki...
to za dużo.
— Cholera, Granger, czy ty nawet
dostając kolczyki, musisz robić problemy? Załóż je.
Hermiona, widząc w jego stalowych
oczach, że nie odpuści, westchnęła i założyła kolczyki.
— Oddam je razem z butami po
balu — oznajmiła, odkładając pudełeczko na półkę.
— A po co mi rzeczy po tobie?
— zakpił Draco, a dziewczyna skrzywiła się na wyczuwalną
nutę pogardy.
„No tak... na co mu rzeczy, które
nosiła szlama” — pomyślała gorzko i, by zmienić
temat, spytała:
— Możemy już iść?
Arystokrata zerknął na zegarek i
pokręcił przecząco głową, mówiąc:
— Jeszcze nie. Jest dopiero za
dziesięć dwudziesta.
— Za dziesięć?! O Godryku,
spóźnimy się! — powiedziała, kierując się w stronę
wyjścia tak szybko, na ile pozwalały jej na to wysokie szpilki.
Zdążyła postawić zaledwie dwa
kroki, nim została zatrzymana przez Ślizgona. Chłopak objął ją
ramieniem, jakby zapominając o swojej ostatniej oschłej uwadze
i z powrotem zaprowadził przed lustro.
— Lekkie spóźnienie jest
niezbędne, jeśli chce się mieć mocne wejście. A teraz, Granger,
uśmiech numer jeden — dodał, obejmując dziewczynę w talii
i uśmiechając się do swojego lustrzanego odbicia.
Dziewczyna spojrzała na niego
zdegustowana.
— Ćwiczysz uśmiechy przed
lustrem, Malfoy?
— Ja nie muszę — odpowiedział,
wyprostowując się dumnie. — Uśmiechnij się, Granger.
Gryfonka posłała mu szeroki uśmiech,
wyszczerzając się przy tym przesadnie i ukazując niemal
wszystkie zęby.
— Nie było tematu
— odpowiedział zrezygnowany Ślizgon, zerkając na zegarek.
— Dobra, już czas — powiedział, po czym ruszył do
wyjścia, zupełnie nie przejmując się tym, że dziewczyna ma
kłopoty z zejściem ze schodów. — A i pamiętaj,
że trzeba uprzedzić orkiestrę, żeby za żadne skarby nie
dopuszczała Zabiniego do sprzętu grającego. Idziesz?!
Draco odwrócił się w połowie
schodów i warknął zniecierpliwiony na widok kasztanowłosej, która
powolutku, kurczowo trzymając się poręczy, pokonywała stopień za
stopniem.
„W jej tempie ominiemy nie tylko
przemowę McGonagall, ale i pierwszy taniec!” — pomyślał
chłopak i zrobił to, co jako pierwsze przyszło mu do głowy,
jako rozwiązanie kwestii powolnego tempa Gryfonki. Blondyn zrównał
się z nią, objął jednym ramieniem i po prostu zniósł ją ze
schodów, nie zwracając uwagi na jej okrzyk zaskoczenia. Puścił ją
dopiero w sali wejściowej. Powolnym krokiem, na równi z Gryfonką,
podszedł do zamkniętych drzwi, poprawiając marynarkę. Spojrzał
na swoją partnerkę i, upewniwszy się, że jest gotowa, wszedł
do środka.
Wszyscy zebrani w sali odwrócili się
w ich stronę na dźwięk otwieranych drzwi. Hermiona przełknęła
ślinę, czując na sobie setki zaskoczonych i pożądliwych
spojrzeń, choć wśród nich nie brakowało tych wrogich i
nienawistnych. Stojąca przy mównicy McGonagall nie była wyjątkiem,
choć w jej przypadku srogie spojrzenie oznaczało reprymendę za
spóźnienie.
— A o to nasi prefekci naczelni,
którzy zadbali o to, byście się dobrze bawili dzisiejszej nocy.
Dyrektorka odsunęła się od mównicy,
gestem dając im do zrozumienia, by zajęli jej miejsce. W momencie,
gdy wspomniała o prefektach, po sali rozeszły się szepty i okrzyki
zdziwienia. Znaczna część osób dopiero teraz w eleganckiej,
seksownej dziewczynie rozpoznała Hermionę.
— Nie...wierzę...
— Ona? Jak ON mógł pójść z
NIĄ?!
— To jest HERMIONA?!
Takie szepty towarzyszyły im w drodze
do mównicy, mieszając się z burzą oklasków. Przechodząc obok
Ginny, Hermiona zaśmiała się, gdy ta udała, że pośliniła
palec, dotknęła nim biodra i natychmiast zaczęła machać
„sparzoną” ręką, krzywiąc się przy tym. Draco natomiast nie
zwracał uwagi na uczniów i ich zdziwione spojrzenia. Jedyną oznaką
jego dyskomfortu była mocno zaciśnięta szczęka, choć
jednocześnie wypiął dumnie pierś w reakcji na aplauz.
Mimo iż Gryfonka doskonale wiedziała,
jak będzie wyglądała Wielka Sala i sama brała udział w jej
przygotowaniu i tak rozglądała się wokół z zapartym tchem,
podobnie jak pozostali uczniowie, którzy nie zdołali jeszcze w
pełni nasycić się widokiem przystrojonej sali. Pomieszczenie
utrzymane było w bieli, czerni i złocie. Dla uczniów przygotowano
okrągłe stoły, przy których mogło zasiąść sześć osób.
Podobnie jak krzesła, obrusy także były w kolorze głębokiej
czerni. Na nich znajdowała się złota, misternie zdobiona zastawa,
a w samym środku stał wysoki, szklany wazon z bukietem białych róż
otoczony chaotycznie rozstawionymi małymi świecami. Naprzeciwko
wejścia znajdowało się miejsce dla orkiestry i didżeja, a na lewo
od niego stał podłużny stół dla nauczycieli, naprzeciwko
minibarku.
Jednak to ozdoby na suficie wywoływały
najwięcej okrzyków pełnych zachwytu i oczarowania, bowiem nad nimi
znajdowało się wieczorne niebo usłane gwiazdami. Z samego
środka spływały delikatne czarne płótna, które podpięte do
ścian spływały po nich aż do samej ziemi. W centralnym punkcie
znajdowała się przypięta do płótna spiralna wiązka kwiatów,
która w miarę rozwoju była coraz szersza, aż w końcu
rozdzielała się i razem z podłużnymi pasami czarnego materiału
wędrowała na ściany. Najwięcej kwiatów znajdowało się na
suficie, na ścianach ich liczba stopniowo malała. Wśród nich
znajdowały się róże, piwonie, dalie, liliowce i parę innych
gatunków, o równie rozłożystych, okazałych płatkach. Wszystkim
roślinom zmieniono barwę na białą lub złotą. Pomiędzy czarnymi
płótnami z ciemności nocnego nieba wyłaniały się dwa rzędy
kryształowych spiralnych żyrandoli.
— Czas rozpocząć nową
coroczną tradycję Hogwartu.
Dyrektorka zakończyła swoją
przemowę, dając znak, by prefekci zajęli miejsce na środku sali.
Draco, widząc, że jego partnerka stoi
jakby ktoś ją oszołomił, nachylił się nad nią i syknął:
— Co z tobą, Granger?
Hermiona skrzywiła się, a lęk w jej
oczach nie mógłby być bardziej widoczny, nawet gdyby McGonagall
kazała jej walczyć na pięści ze smokiem. Zniecierpliwiony
Ślizgon, w obawie przed kompromitacją próbował dyskretnie
zaciągnąć dziewczynę na środek, jednak ta dzielnie stawiała
opór. W końcu jednak dała za wygraną, a po drodze szepnęła
cicho, by nikt oprócz Dracona nie usłyszał jej panicznego
wyznania.
— Ja nic nie pamiętam.
— Uspokój się, Granger.
Wyobraź sobie, że to następna próba. Zaczynamy od prawej
— przypomniał blondyn, zajmując swoje miejsce w samym środku
męskiego rzędu.
Hermiona zamrugała i zdezorientowana
spojrzała na arystokratę, jakby nigdy w życiu nie słyszała,
że istnieje pojęcie lewej i prawej nogi.
Prefekci utworzyli dwa rzędy, kobiecy
i męski, w odległości dziesięciu kroków, a tłum dookoła
uformował wokół nich spory okrąg. Gryfonka przełknęła ślinę,
próbując uspokoić oddech i nie zwracać uwagi na komentarze
dotyczące nowej ozdoby na jej plecach.
Gdy orkiestra zajęła miejsce, w sali
zapadła idealna cisza. Światła przygasły, pogrążając Wielką
Salę w półmroku. Nad parami prefektów z kwiatów na suficie
zaczęły powoli spadać złote, świecące ziarenka pyłku, które
rzucały na nich światło, podobnie jak świetliki nocną porą
rozświetlały polany i łąki. Nim pyłek kwiatowy opadł na ziemię,
jego blask stopniowo przygasał, aż w końcu całkowicie znikł.
Po sali rozeszła się powolna melodia
samotnych skrzypiec. W tym momencie pary powolnym krokiem zaczęły
zbliżać się do siebie. Zatrzymały się tuż przed sobą, a gdy
do skrzypiec dołączyła altówka, unieśli prawe dłonie i powoli
zaczęli się okrążać. Hermiona, nawet gdyby chciała, nie mogłaby
zerknąć w dół za sprawą magnetycznego spojrzenia arystokraty. W
tym momencie wydawało jej się, że widzi Dracona po raz pierwszy w
życiu. Zapomniała o tych ośmiu latach, zapomniała o wszystkim,
a wszystkie swoje myśli i pragnienia niemal nieświadomie
skierowała na partnera, na jego powolne, uwodzicielskie ruchy i na
to, jak niewiele centymetrów dzieli ich dłonie. Nie wiedziała, co
jest tego przyczyną, może sceneria, a może to, że tak niewiele
brakowało, by się dotknąć, jednak była pewna jednego: nie
chciała, aby ta chwila się skończyła.
Sama była zdziwiona, że tak dobrze
jej idzie i tak pewnie poruszała się w tańcu. Może odwagi
dodawało jej to, że wiedziała, iż Ślizgon odczuwa przynajmniej w
zbliżonym stopniu to, co ona? Było coś w tym spojrzeniu, coś w
tej zaciśniętej szczęce, co mówiło jej, że serce jej wroga w
tym momencie bije w tym samym tempie… a może tak jej się tylko
wydawało?
Pozostałe instrumenty dołączyły do
smyczkowego duetu. Spadające pyłki zaświeciły mocniej, a tańczące
pary wpadły sobie w objęcia. Draco, nie zwracając uwagi na
dreszcz, jaki przebiegł po ich ciałach i nie odrywając spojrzenia
od jej bursztynowych oczu, objął ją w talii. Ujął delikatną
dłoń, rozpoczynając kolejny etap choreografii. Nie musiał zerkać
na pozostałe pary, wiedział doskonale, iż wszystko przebiega tak,
jak to sobie zaplanował. Każdy gest, każdy krok wykonywany był w
tym samym tempie, w tej samej chwili. Wirował z Hermioną wewnątrz
figury, utworzonej przez pozostałe pary, a każdy ich ruch był
płynny i pełen gracji. Poczuł przypływ dumy — to on
odpowiadał za wyszkolenie w większości niezbyt inteligentnych,
jego zdaniem, prefektów, to on odpowiadał za wystrój sali (on
i Hermiona, jednak jego ego niezbyt chętnie to przyznawało).
Tanecznym krokiem wrócili na środek,
by powtórzyć pierwszą część tańca, a gdy ponownie wpadli sobie
w objęcia, reszta prefektów zaczęła tym razem krążyć wokół
nich. Mimo iż Hermionie wydawało się, że dopiero zaczęli taniec,
reszta zgromadzonych uczniów, nauczycieli i przedstawicieli
Ministerstwa dołączyli do nich.
Gdy pary wymieszały się ze sobą,
Draco natychmiast odsunął się od dziewczyny i, nie odzywając się
słowem, odwrócił się, zostawiając ją samotną, otoczoną
wirującymi parami. Odrzucona przez partnera, czuła się upokorzona
i niechciana. Przez krótką chwilę chciała wrócić do dormitorium
i zamknąć się w swoim pokoju, czując, że tu nie pasuje.
Prychnęła pod nosem, na myśl, że ona, organizatorka dzisiejszego
wieczoru, powinna być ostatnią osobą, która czułaby się
wyobcowana. Zaczęła wymijać tańczące pary, by znaleźć sobie
kącik, w którym mogła by się uspokoić.
„Czego się spodziewałaś? To
Malfoy, idiotko! Sądziłaś, że będzie dbał o to, byś dobrze się
bawiła? Przecież to oczywiste, że nie zamierza być z tobą
dłużej, niż to konieczne…”.
Przygryzła wargę, chcąc, by ból
odwrócił jej uwagę od gromadzących się łez.
— Idziesz?
Znieruchomiała, słysząc ten dobrze
sobie znany arogancki ton. Odwróciła się i zobaczyła
arystokratę, stojącego nieopodal. Zmierzył lodowatym spojrzeniem
parę, która na niego wpadła i, nie czekając na Gryfonkę, ruszył
w kierunku baru.
Gdy Hermiona dotarła na miejsce,
blondyn siedział już na jednym z wysokich krzeseł i zamawiał
Ognistą. Po chwili wahania usiadła obok niego.
— Co dla pani? — spytał
uprzejmie barman.
Pokręciła głową, na znak, że
niczego nie chce. Draco już otwierał usta, by coś dla niej
zamówić, jednak była od niego szybsza.
— Nie, Malfoy, nie będę się
alkoholizować na balu — oznajmiła stanowczo, być może
trochę za ostro, nadal pamiętając, jak się czuła, gdy ją
zostawił.
Arystokrata uniósł brew na oschły
ton dziewczyny, jednak nic nie powiedział.
Siedzieli w ciszy przez dwa następne
utwory. W końcu Hermiona nie wytrzymała.
— Masz zamiar przesiedzieć tu całą
noc, tak?
— Ewentualnie mogę jeszcze
zajść do toalety — odwarknął Draco, po czym upił łyk
Ognistej. Po krótkiej przerwie, jakby chcąc wyładować na kimś
frustrację, dodał:
— Co, może myślałaś, że wyciągnę
cię na środek i przez cały czas będziemy tańczyć? Co wolisz
najpierw: foxtrot, rumba czy może hip hop?
Kasztanowłosa wytrzeszczyła oczy, a
jej twarz przybrała wyraz czystego przerażenia.
— Umiesz tańczyć hip hop?
— wydukała, no co Draco z powagą skinął głową.
Hermiona otworzyła usta, próbując
powiedzieć cokolwiek mądrego, jednak nic nie przychodziło jej do
głowy. Jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić Malfoya w dresach,
luźno zwisających spodniach, wykonującego przeróżne akrobacje.
— To dość zaskakujące…
— powiedziała wolno, starannie dobierając słowa, by nie
obrazić współlokatora, sugerując, że tego po arystokracie się
nie spodziewała.
Draco, widząc jej marne starania i
twarz, na której nadal malował się szok i niedowierzanie, w
końcu nie wytrzymał i wybuchnął gromkim śmiechem. Był tak
rozbawiony, że nie mógł się powstrzymać i zaczął uderzać
dłonią w blat baru. Parę razy próbował się opanować, jednak co
chwilę zerkał na urażoną Gryfonkę i ponownie zaśmiewał
się niemalże do łez. Kręcąc głową, uniósł dłoń, by dać
znak kelnerowi.
— Nie wierzę, że dałaś się
na to nabrać, Granger. To samo — oznajmił kelnerowi, który
pytająco spojrzał na Hermionę.
— Zmieniła może pani zdanie?
— Tak, doszłam do wniosku, że mogę
się czegoś napić...
— Moja szkoła — powiedział
z przesadną dumą Draco, wymieniając z kelnerem porozumiewawcze
spojrzenia.
„Widocznie ta dwójka zna się od
pewnego czasu” — pomyślała kasztanowłosa i z szerokim
uśmiechem oznajmiła:
— Chętnie napiłabym się soku.
Obaj mężczyźni spojrzeli na nią z
zaskoczeniem, po czym wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
— Soku… — mruknął
Draco, na co Hermiona skinęła głową.
Zaśmiała się, widząc rozczarowaną
minę współlokatora, któremu prawdopodobnie po raz pierwszy nie
udało się zaalkoholizowanie kogokolwiek.
— A co wy się tak tu we dwoje
aspolizunujecie? — rzucił wesoło Blaise, zarzucając jedno
ramię na plecy blondyna, drugie na plecy Gryfonki.
— Nie ma takiego słowa jak
„aspolizunujecie”.
— Jak to nie? Właśnie je
wymyśliłem, Granger — powiedział niedbale, jakby to wyjaśniało
sprawę, po czym zwrócił się do przyjaciela. — Więc co?
Nie będziesz z nią tańczył?
— Nie — oznajmili równocześnie
prefekci naczelni, na co Blaise cmoknął niezadowolony.
— A więc czy mogę wypożyczyć
twoją partnerkę?
— Nie ma mowy. To moja
partnerka, a to, że żadna nie chciała z tobą iść…
— Och, ja po prostu nie chciałem
się ograniczać, bracie — westchnął Zabini, na co prefekci
naczelni spojrzeli na niego wymownie.
Uznawszy, że nie warto tracić czasu
na wyprowadzenie ich z błędu, Blaise machnął ręką i rozejrzał
się po sali. Nauczyciele zajęli miejsca przy swoim stole, a
większość uczniów pozostała na parkiecie, tańcząc do znacznie
żywszej muzyki granej przez didżeja.
— Wiecie co? Chodźmy do swojego
stolika — zaproponował Zabini i już po chwili wędrowali do
swoich miejsc.
Prefekci naczelni po długich naradach
i negocjacjach ustalili, kto będzie z nimi siedział przy stole.
Draco upierał się przy Teodorze, którego partnerką została, na
nieszczęście dla arystokraty, Pansy. Z kolei Hermiona, dla
równowagi, wybrała Harry’ego i towarzyszącą mu Ginny. Zgodziła
się również na ostatnią propozycję Malfoya, jaką był Blaise,
ponieważ był on osobą w miarę neutralną. Plusem tego, było to,
że Ślizgon nie miał partnerki i rozkład sił Gryfoni — Ślizgoni
był w miarę wyrównany.
Dotarli do zarezerwowanego dla nich
stolika, usytuowanego w samym rogu, skąd mieli doskonały widok na
całą salę. Ślizgoni zatrzymali się, by przepuścić Hermionę
i dopiero gdy dziewczyna zajęła miejsce, oni także usiedli
przy stoliku. Arystokrata wziął do ręki menu i po chwili
zastanowienia złożył zamówienie, a na jego talerzu pojawiło się
danie, podobnie jak miało to miejsce na balu podczas Turnieju
Trójmagicznego. Pozostała dwójka uczniów wzięła z niego
przykład i już po chwili na stole zmaterializowały się wykwintne
potrawy i butelka czerwonego wina.
Draco wstał, wziął ze stolika
butelkę i, nachylając się nad Hermioną, spytał:
— Napijesz się?
— Tak, poproszę.
Obserwowała, jak Ślizgon z gracją
nalewa alkoholu do trzech kieliszków. Gdy skończył, usiadł i
rozłożył na kolanach czarną, aksamitną serwetkę. Hermiona
poszła jego śladem, próbując sobie przypomnieć, jakiego rodzaju
sztućców powinna użyć.
„Ten?... Nie ten jest do ryb...
ale co za różnica, ryby to też mięso” — myślała,
próbując odtworzyć w głowie lekcję, której jej udzielił
Ślizgon. Wróciła tamtego wieczoru z salonu wspólnego
Gryfonów, a on już na nią czekał z przygotowaną zastawą.
Przez ponad godzinę tłumaczył jej przeznaczenie poszczególnych
sztućców, a ona teraz nie potrafiła wybrać odpowiedniego.
Nie pomagał jej także fakt, że
Ślizgon obserwował ją kątem oka, chcąc mieć pewność, że
dziewczyna dokona właściwego wyboru. Chcąc mieć to za sobą,
Hermiona zdecydowała się na jeden z kompletów. Już miała wziąć
go do ręki, gdy zauważyła zmianę na twarzy arystokraty. Zawahała
się i zmieniła zdanie, przesuwając dłoń nad ostatni zestaw.
Malfoy odłożył sztućce i wypił
zawartość swojego kieliszka jednym haustem.
— Drugi z lewej, mała — szepnął
konspiracyjnie Blaise, co może i byłoby celowe, gdyby nie siedział
obok Dracona.
Hermiona uśmiechnęła się do niego
nieśmiało, dziękując za pomoc i wzięła do ręki odpowiedni
zestaw sztućców.
— Możesz mi powiedzieć, jak to
jest, że potrafi wykuć na pamięć całą książkę do Historii
Magii, ale nie jest w stanie nauczyć się czegoś tak prostego?
— zapytał arystokrata, nawet na nią nie patrząc. Zrobił
przecież wszystko, jak należy, nauczył ją podstaw i manier przy
stole, a ona, pewnie żeby zrobić mu na złość, zachowywała się
jak zwykły plebs.
— Odpuść jej. Widać, że się
dziewczyna zestresowała...
— Zestresowała?! — spytał
napastliwym tonem. — Ona się zestresowała? To co ja mam
powiedzieć po tym, jak przed samym tańcem mi oznajmiła, że
niczego nie pamięta i nie odróżnia nawet lewej nogi od
prawej!
Początkowo Hermiona nie miała zamiaru
uczestniczyć w tej wymianie zdań, jednak teraz Ślizgon przebrał
miarkę.
— Może i pamiętałabym więcej,
gdyby wszyscy się na nas nie gapili, bo szanowny pan stwierdził, że
chce mieć mocne wejście i należy się odrobinę spóźnić!
— syknęła, patrząc prosto w zimne oczy Ślizgona.
— Aha! I w odwecie postanowiłaś
przy wszystkich zrobić z siebie sierotę przy stole?
— Przy jakich wszystkich? Tu
siedzi tylko Blaise, reszta jest na parkiecie i świetnie się
bawi! — wykrzyknęła dziewczyna, ściągając z kolan
serwetkę i odrzucając ją na stół. Wyprostowała się
i z obrażoną miną obserwowała tańczące pary.
Blondyn odłożył sztućce na talerz,
krzyżując je, tym samym dając znak, że już skończył posiłek.
Po chwili jego talerz ponownie był czysty, a on sam, z braku innego
zajęcia, przyłączył się do Gryfonki w obserwowaniu innych
uczniów.
Blaise zerkał to na przyjaciela to na
Hermionę, jednak nic nie wskazywało na to, że sytuacja ulegnie
poprawie. Oboje ostentacyjnie unikali swojego wzroku, patrząc na
wirujące na parkiecie pary. Czarnowłosy otarł usta serwetką i
odrzucił ją niedbale na talerz. Postanawiając, że spróbuje choć
jednemu z nich poprawić humor, odchrząknął, by zwrócić na
siebie uwagę dziewczyny.
— Zatańczymy?
— Mowy nie ma — syknął
arystokrata, przenosząc wzrok na Zabiniego. — Już ci
mówiłem, że to moja partnerka.
— Pies ogrodnika — mruknęła
pod nosem Gryfonka, ze złością patrząc na swojego partnera. Nie
zwracając uwagi na niezrozumienie malujące się na twarzach
Ślizgonów, Hermiona wstała i zwróciła się do Blaise’a.
— Z wielką chęcią z tobą
zatańczę — powiedziała, wyniośle patrząc na
współlokatora. Nie miała zamiaru spędzić całego balu, siedząc
przy naburmuszonym Malfoyu.
— Nie waż się podważać…
— Cieszę się, że pana widzę,
panie Malfoy.
Cała trójka znieruchomiała i
spojrzała na czterdziestoparoletniego mężczyznę średniego
wzrostu. Jego krótkie, brązowe włosy na skroniach przyprószyła
siwizna, podobnie jak dość pokaźnych rozmiarów wąsy. Mimo wątłej
sylwetki i w niczym niewyróżniającej się aparycji, jego bogactwo
było wyraźnie wyczuwalne przez nietuzinkową czarną szatę
wyjściową i laskę, na której szczycie znajdował się duży,
okrągły bursztyn w złotej oprawie.
— Uczucie w pełni odwzajemnione
— odpowiedział Draco, całkowicie zmieniając swoją postawę.
Wstał i po uściśnięciu ręki pracownika Ministerstwa dodał:
— Panie Bonnet, pozwolę sobie panu
przedstawić moich towarzyszy. Blaise Zabini i Hermiona Granger.
Blaise, Gra… Hermiono, to jest Orion Bonnet, szef…
— Och, darujmy dziś sobie
wspominki o pracy i Ministerstwie — wszedł mu w słowo
brunet, nie zauważając drobnego zająknięcia się Dracona ani
tego, jak mimowolnie skrzywił się przy wymawianiu imienia
współlokatorki. — Wystarczy mi Rasac, pilnuje mnie na każdym
kroku…
— Pan Rasac? — wyszeptał
Ślizgon.
Hermiona wyczuła, że coś jest nie
tak. Arystokrata, słysząc to nazwisko, zamarł, a jego ciało
napięło się. Po twarzy przemknął cień czegoś, czego Gryfonka
nie potrafiła nazwać. Gdyby nie znała Malfoya, powiedziałaby, że
był to niepokój, a nawet strach. Zerknęła na Zabiniego, by
potwierdzić swoje przypuszczenia. Mięsień na jego szczęce drgnął,
a dłoń mocniej zacisnęła się na kieliszku. Mimo wszystko
dziewczyna nie była pewna, czy jej się to nie przewidziało,
ponieważ wszystko trwało dosłownie kilka sekund.
Draco uśmiechnął się uprzejmie i
odsunął krzesło, wskazując je pracownikowi Ministerstwa.
— Jeszcze jeden zacny gość na
dzisiejszej uroczystości — podsumował.
Pan Bonnet zajął miejsce i, kręcąc
głową, rzekł:
— Niestety, pan Munch zachorował
i na jego miejsce przysłano Derrick’a… No, ale szkoda tracić
taką noc na rozmowy o pracy i polityce, zamiast się bawić — dodał
pan Bonnet, z ciekawością patrząc na Hermionę, która do tej
pory nie zdawała sobie sprawy z tego, że nadal stoi.
— Ach, tak… właśnie miałem
zamiar zatańczyć z partnerką… — powiedział Ślizgon,
idealnie grając zmieszanego i niezdecydowanego.
Hermiona byłaby pod wrażeniem jego
umiejętności aktorskich, gdyby nie to, jak bardzo zirytowały ją
słowa arystokraty. Chłopak wyglądał, jakby wahał się między
pozostaniem przy stole a zatańczeniem z nią i tym samym
zostawieniem gościa, jakby uważał, że byłoby to niekulturalne.
— Panie Malfoy, niech się pan
mną nie martwi, tylko zabierze tę uroczą damę na parkiet
— powiedział mężczyzna, zerkając w stronę Blaise’a.
Draco skinął głową i podszedł do
partnerki. Ujął ją za dłoń i poprowadził w stronę
tańczących par. Gdy znaleźli się w tłumie, Hermiona poskładała
wszystkie elementy układanki. Ślizgon używał jej, by zrobić
dobre wrażenie do Ministerstwie i z powrotem wkupić się
w łaski jego pracowników.
Gdy chłopak położył dłoń na jej
talii, odepchnęła go, piorunując go wzrokiem. Blondyn próbował
ponownie przyciągnąć ją do siebie, jednak ta nadal mu się
wyrywała.
— Granger, do cholery…
— Nie Grangeruj mi tu teraz. Nie
będę twoją zabawką — przerwała mu, nie zwracając uwagi
na gniewny wyraz jego twarzy.
Odwróciła się na pięcie, chcąc
wrócić do stolika, jednak Draco chwycił ją za nadgarstek, obrócił
ją, zupełnie, jakby tańczyli, i przechylił w tył. Przez chwilę
trzymał ją w takiej pozycji, nie spuszczając stalowych oczu z jej
bursztynowych. Zbliżył swoją twarz do jej i szepnął do
ucha:
— Jeśli tu zostaniesz, będę
ci winien ogromną przysługę.
Draco wyprostował się i zaczął
prowadzić ją w tańcu. Hermiona nawet nie protestowała, zdumiona
słowami współlokatora. Zaczęła zastanawiać się nad przyczyną
jego zachowania, dlaczego aż tak bardzo mu na tym zależy. I
dlaczego bał się Derrick’a Rasac’a?
— Zgoda, ale musisz mi to
wszystko wyjaśnić. Teraz.
Blondyn przewrócił oczami.
— Ciekawska jak zawsze — warknął
i obrócił ją. Gdy przyciągnął ją do siebie z powrotem
cichym, poważnym tonem, oznajmił: — Rasac jest jednym z
najbardziej rygorystycznych aurorów. Domagał się pocałunku
dementora dla ojca i dożywocia w Azkabanie dla mnie.
Hermiona mimowolnie wzdrygnęła się,
a na jej twarzy zagościło współczucie. Czy Malfoy zasługiwał na
dożywocie? Kiedyś powiedziałaby, że z całą pewnością. Dziś,
kiedy dzieliła z nim jedno dormitorium, kiedy kilkukrotnie uratował
jej życie podczas turnieju, sama stanęłaby w jego obronie. Owszem,
był wredny, bezczelny i często doprowadzał ją do łez, ale teraz
nie była pewna, czy, mając inną rodzinę, dołączyłby do
Śmierciożerców. Ważna była dla niego czystość krwi, ale nie
podejrzewała, by zabijanie sprawiało mu przyjemność, nie, kiedy
kilkukrotnie na początku roku słyszała, jak krzyczy przez sen.
Później Ślizgon rzucał zaklęcie wyciszające, jednak Hermiona
wiedziała swoje.
— I? — spytał Malfoy,
widząc dziwną mieszaninę uczuć w jej oczach. Było tam
zaciekawienie, lęk, żal i głowę dałby sobie uciąć, że
znajdowała się tam również i … fascynacja?
— W porządku, mogę trochę
poudawać.
— Czemu się tak na mnie
patrzysz? — spytał, przechylając delikatnie głowę w bok,
jakby chciał się jej przyjrzeć pod innym kątem.
„W jednej chwili jesteś miły, w
drugiej oschły. Żartujesz, śmiejesz się, a zaraz potem mnie
atakujesz. Na przemian poniżasz mnie i pomagasz wstać. Dlaczego?
I dlaczego w ogóle interesuje mnie, co tak naprawdę ukrywasz?
Jak to jest możliwe, by człowiek był tak pełen skrajności i przy
tym nie oszalał?”
Hermiona nie odważyła się tego
powiedzieć. Zamiast tego odparła:
— Jesteś dla mnie zagadką.
Blondyn uśmiechnął się i uniósł
brew.
— To dobrze czy źle?
— Dobrze, bo lubię rozwiązywać
takie zagadki.
Draco uważnie przyjrzał się twarzy
dziewczyny, próbując odgadnąć jej zamiary. Zaśmiał się krótko
i spytał:
— I myślisz, że uda ci się mnie
przejrzeć?
— Na pewno spróbuję.
Arystokrata odwrócił Hermionę i
przysunął do siebie, opierając jej plecy o swoją klatkę
piersiową, ramieniem obejmując ją w talii. Drugą dłonią nadal
trzymał jej kruchą dłoń. Rozbawiony żarliwym oświadczeniem
kasztanowłosej, pochylił się, by szepnąć jej do ucha:
— Nie liczyłbym na to.
Uśmiechnął się pod nosem, czując,
jak jej ciało zadrżało w odpowiedzi na ciepły oddech muskający
jej szyję. Okręcił ją i ponownie położył dłoń na jej
talii.
— Wygląda na to, że dostałaś,
czego chciałaś, bo nie zamierzam schodzić z tego parkietu przez
następne trzy godziny, Granger — mruknął, specjalnie zniżając
głowę, by czubek jego nosa przesunął się po jej skroni, a gdy w
pobliżu zobaczył Notta, zaczął kierować się z Gryfonką w jego
stronę.
— Rasac tu jest — powiedział
cicho arystokrata, tak, że postronne osoby w ogóle nie wiedziały,
iż Ślizgoni ze sobą rozmawiają.
Gryfonka wzdrygnęła się, gdy Teodor
lekko obrócił głowę i spojrzał na przyjaciela. Pierwszy raz na
twarzy bruneta widziała taką wściekłość. W oczach miał
wypisaną chęć mordu.
— Bonnet właśnie siedzi
z Zabinim i wypytuje go o mnie. Pomóż mu.
Nott skinął głową i bez słowa
wyjaśnienia zostawił dziewczynę, z którą tańczył.
Hermiona spojrzała na partnera, niemo
pytając go o wyjaśnienie. O ile Draco i Blaise obawiali się
Rasac’a i jawnie go nienawidzili, Teodor wprost marzył o tym,
by móc rozerwać go na strzępy. Widocznie auror zalazł mu za skórę
bardziej niż jego przyjaciołom.
— Nie mam ani ochoty, ani
obowiązku, ani prawa, by ci o tym mówić, więc daj sobie spokój,
Granger.
Hermiona nic nie powiedziała, zbyt
zajęta snuciem domysłów.
Tak jak powiedział Draco, nie
schodzili z parkietu przez całe trzy godziny. Stopniowo oboje się
rozluźniali, aż w końcu przymus tańca stał się czymś na
kształt beztroskiej zabawy. Wirowali po sali, aż w końcu
Ślizgon stwierdził, że bolą go nogi i ma gdzieś to, czy auror
połknął haczyk i musi odpocząć, za co dziewczyna była mu
wdzięczna.
Zajęli sąsiednie miejsca przy stole,
gdzie znajdowali się już Ginny, rozmawiająca z Harrym,
znudzony Blaise, który od czasu do czasu rzucał w Pansy kulkami z
chleba i zamyślony Nott. Gdy tylko Gryfonka zajęła miejsce,
Pansy rzuciła do Dracona słodkim głosikiem:
— Nie wiem, jak możesz
wytrzymywać odór jej szlamowatej krwi, Draco. Podziwiam cię za to.
Nim ktokolwiek zdążył zareagować,
Ginny zgromiła ją spojrzeniem bazyliszka.
— Ja natomiast zastanawiam się,
jak można żyć bez mózgu.
Wściekła Ślizgonka odwróciła się
w stronę Weasleyówny, która uśmiechała się do niej drwiąco.
Cała aż trzęsła się z gniewu. Zmrużyła oczy, myśląc nad
odpowiednią ripostą, co zajęło jej ciut za długo, czego Ginny
nie omieszkała jej wytknąć.
— Nie odzywaj się do mnie, ty
ruda wywłoko… AŁA! KTO DO CHOLERY RZUCA WE MNIE TYM CHLEBEM?!
Wszyscy parsknęli śmiechem, nawet
Nott wyrwał się z zadumy i z rozbawieniem spojrzał na swoją
partnerkę.
— Niech was wszystkich…
— Pansy gwałtownie wstała i spojrzała na Dracona. — Idziesz
ze mną, Draco?
— Za cholerę.
Pansy ostatni raz spojrzała na
Hermionę i odwróciła się na pięcie. Blaise skorzystał z okazji
i podał kilka chlebowych kulek Nottowi, po czym razem z nim
obsypał pociskami odchodzącą dziewczynę.
— A mówiłem ci, żebyś nie
czekał z zaproszeniem kogoś, bo zostanie ci taka Parkinson? Ale
nie! Bo nasz kujonek wolał skupić się na egzaminach… — westchnął
Blaise, ze współczuciem patrząc na przyjaciela.
— MUSIAŁEM z nią pójść...
Ja przynajmniej nie mam żadnych poprawek po świętach i nie
przyszedłem na bal sam — wyśmiał go brunet, któremu w
końcu wrócił dobry humor.
Zabini wydął wargę, udając wielce
obrażonego, czym wywołał cichy chichot Ginny. Hermiona przygryzła
wargę, by nie dołączyć do przyjaciółki. O dziwo, przy ich
stoliku nie doszło do żadnych spięć i walk. Draco i Teodor z
wzajemnością ignorowali Gryfonów, a Blaise stanowił łącznik
pomiędzy nimi. W końcu Ślizgoni udali się do baru, a Dean
Thomas zaprosił Hermionę do tańca. Później tańczyła z kilkoma
innymi osobami i parę razy wydawało jej się, że Ron obserwuje ją
niezbyt przyjaznym wzrokiem, co tylko irytowało Gryfonkę. Postanowiła go poszukać i porozmawiać z nim jak dwoje
dorosłych ludzi, jednak nigdzie nie mogła go znaleźć. Humor
zdołały poprawić jej Ginny i Luna, które zaprosiły ją do
dziwacznego tańca Krukonki.
W międzyczasie Draco zaszył się przy
barze razem z Nottem, który nadal nie mógł uwierzyć, jak bardzo
pieniądze mogą odmienić czyjś wygląd.
— Dużo na nią wydałeś?
— spytał, obserwując Hermionę tańczącą z Weasleyówną
i Pomyluną.
Draco obejrzał się za siebie, by
również zerknąć na swoją partnerkę.
— Mógłbym sobie za to kupić
domek letniskowy w górach.
Po północy z nauczycieli zostali
tylko profesor Donovan, Flitwick i McGonagall, a pracownicy
Ministerstwa opuścili Hogwart. Hermiona znalazła Dracona przy barze
i jakoś zdołała go namówić, by razem z nią przeszedł się
po sali i sprawdził, czy wszystko jest w porządku. W pewnym
momencie Ślizgon przystanął, obserwując ze złośliwym
uśmieszkiem jedną z tańczących par. Gryfonka zmarszczyła brwi
i podeszła do niego, próbując znaleźć wzrokiem parę, która
zainteresowała arystokratę.
— Co się stało?
— Pamiętasz, Granger — zaczął
wolno, nie przerywając obserwacji — jak bodajże na Saharze
powiedziałem ci, że Potter ma dziewczynę? Właśnie z nią tańczy.
Dziewczyna natychmiast ponownie zaczęła
przypatrywać się tancerzom, próbując wyłowić wzrokiem
charakterystyczną czarną czuprynę. Wytrzeszczyła oczy
i z niedowierzaniem spojrzała na współlokatora.
— Nie… Harry by nie… to
niemożliwe…
Draco zaśmiał się i z wyższością
spojrzał na Hermimonę, która nadal nie była w stanie porządnie
się wysłowić. W końcu pokręciła głową i stanowczo oznajmiła:
— Nie uwierzę, dopóki nie będę
miała konkretnych dowodów, Malfoy. Harry by nie…
— Oczywiście, Granger, patrzy
się na nią, jakby chciał ją pożreć, tylko dlatego, że wyglądem
przypomina pączka. Nie wiem, jakich dowodów jeszcze potrzebujesz.
Hermiona stała nieruchomo, a blondyn
niemal słyszał obracające się trybiki w jej głowie. Bez
wątpienia zastanawiała się nad tym, jak sprawdzić, czy jego
przypuszczenia są słuszne.
Ciężko wzdychając nad głupotą
swojej partnerki, chwycił ją za nadgarstek i zaciągnął na
parkiet.
— Wy, Gryfoni, nigdy nie
idziecie najprostszym rozwiązaniem. Musicie komplikować najprostsze
rzeczy.
— Hej! — zawołała
oburzona Hermiona. Ledwo nadążała za szybkim tempem blondyna.
— Co, może nie mam racji?
Jeszcze trochę i wpadłabyś na pomysł, by uwarzyć eliksir
wielosokowy, by ich podsłuchać — dodał i spojrzał na nią
z urazą, przypominając sobie wybryk Gryfonów na drugim roku.
Dziewczyna próbowała zatrzymać
Ślizgona, jednak ten, jak gdyby nigdy nic, dalej ciągnął ją jak
najbliżej Harry'ego i drobnej blondynki.
— Nie będę szpiegować
przyjaciela i nauczycielki, Malfoy.
— To ja będę szpiegował, a ty
po prostu tańcz — oznajmił oschłym tonem, po raz kolejny
tego wieczoru kładąc dłoń na talii kasztanowłosej.
— To jest niemoralne — szeptała
raz za razem Gryfonka, próbując walczyć z nastającą
ciekawością.
Ku jej zadowoleniu, nim odpowiednio
zbliżyli się do tańczącej pary, piosenka skończyła się, a
Harry i profesor Donovan rozeszli się.
— Brawo, Granger. Przez ciebie
straciłem okazję, żeby…
— … zdobyć haczyk na
Harry'ego, tak? I dobrze! — powiedziała Hermiona, nawet nie
zauważając, że nadal tkwi w tanecznym objęciu arystokraty… ani
tego, że Zabini przejął miejsce didżeja, a Nott wchodzi na
wyczarowany podest tuż obok swojego czarnoskórego przyjaciela.
Teodor, lekko chwiejąc się,
przystawił różdżkę do szyi.
— Szzzanowni państwo! Oj,
przepraszam — dodał, gdy wszyscy zakryli uszy i nieco
oddalił różdżkę. — Szanowni państwo! Chcieli–biliśmy
zrobić dobrze naszym kocha–anym prefektom naczelnym… w sensie
zadedykować im następny utwór — wymamrotał niewyraźnie.
Po sali przeszedł wybuch śmiechu
uczniów, a Nott mógł kontynuować tylko dlatego, iż dyrektorka i
jej zastępca wybrali się na obchód szkoły.
— Za sprzętem didżej Diabeł!
Po–ochwalmy go za odwagę wielkimi brawami! Maestro… — brunet
ukłonił się w stronę przyjaciela, a salę wypełniła muzyka.
She call me Mr.
Boombastic say me fantastic, touch me in me back
she say
I'm
ro... Smooth just like silk...
— Ja pier…
Hermiona zasłoniła dłonią usta
Ślizgona. Sama nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać.
Parkiet na nowo zapełnił się tańczącymi parami. Draco przez
chwilę wpatrywał się w Blaise’a zabójczym wzrokiem, po czym bez
słowa obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku wyjścia.
— A ty dokąd? — zawołała,
doganiając go.
Blondyn zerknął na nią i warknął:
— Jak najdalej od tych debili.
Martwiąc się co (albo komu) może
zrobić w takim stanie, Hermiona podążyła za współlokatorem.
Gdy tylko wyszli z Wielkiej Sali, Draco
skręcił w prawo i stało się jasne, że kieruje się na błonia.
Przy wrotach spotkali Flitwicka, strzegącego wejścia do szkoły.
Otrzymawszy polecenie, by nie schodzić z jego pola widzenia, ruszyli
dalej w milczeniu.
W końcu Ślizgon przystanął i usiadł
na jednym z głazów. Gryfonka stanęła naprzeciw niego, uważnie mu
się przypatrując. Arystokrata pokręcił głową na myśl o dwójce
Ślizgonów i zaczął zastanawiać się, kto dopuścił Blaise'a do
sprzętu grającego. Przecież wyraźnie tłumaczył temu wynajętemu
partaczowi, że nawet na sekundę nie może opuścić posterunku.
Zacisnął mocniej szczękę, już słysząc plotki, jakie na pewno
pojawia się na temat jego i jego partnerki. Wszyscy z domu
Slytherina wiedzą, że zrobił to tylko dla przykrywki, ale
reszta... Dodając do tego wybryk tych dwóch baranów...
Jego wzrok przykuła trzęsąca się
postać Hermiony. Był zły i rozdrażniony, a ona, nie wiedząc
czemu, przypałętała się tu za nim, prawdopodobnie kierowana
troską, przez którą jeszcze nie raz będzie płakać. Pod wpływem
rzadko u niego występującej opiekuńczości, zdjął marynarkę i
podał ją dziewczynie.
— Dziękuję.
Nim odpowiedział, tuż obok rozległ
się głośny skrzek. Siedzący za Malfoyem kruk nagle poderwał się
do lotu, znikając w ciemnościach.
— Boisz się? — szepnął,
unosząc jasną brew.
— Słucham?
— Drgnęłaś.
Hermiona szybko założyła marynarkę
i szczelnie się otuliła zagrzanym przez Dracona materiałem.
— To z zimna, Malfoy.
Nie za bardzo wiedząc, jak ma się
zachować po geście Ślizgona, spuściła głowę, czubkiem buta
wiercąc w wilgotnej ziemi. Nagle zmarszczyła brwi, jakby dotarło
do niej, że niszczy swoje eleganckie buty i wyprostowała się.
Odchrząknęła, widząc wymowny wzrok swojego partnera.
— Jeszcze trochę, a dokopiesz
się do Chin, Granger. Jeśli tak bardzo krępuje cię noszenie mojej
marynarki, możesz mi ją oddać.
— Ani mi się śni — rzuciła,
odsuwając się od niego i jeszcze mocniej przyciskając poły
marynarki do ciała.
W odpowiedzi zaśmiał się kpiąco.
— Wiesz, że nic takiego się
nie stało, prawda? — spytała, delikatnie sugerując mu, że
jego reakcja jest przesadzona. Po chwili jednak zamrugała
i uśmiechnęła się — Ach, tak, chodzi o tę
słynną reputację. I co zrobisz z plotkarzami? — powiedziała,
drocząc się z blondynem.
Tak naprawdę nie było żadnego
sposobu na plotkarzy, a słowa miały tę zdolność
rozprzestrzeniania się szybciej od prędkości światła. Sama
dobrze wiedziała, że aby uciszyć plotki, trzeba dojść do źródła,
a to wcale nie jest takie proste.
— Coś wymyślę — powiedział
poważnym tonem arystokrata. — Tortury, pobicia, morderstwa…
Dziewczyna przewróciła oczami,
wyłapując w jego głosie nutkę rozbawienia, której nie
rozpoznałaby, gdyby nie miała z nim do czynienia na co dzień.
Między mini ponownie zapanowało
milczenie, nie było ono jednak krępujące. Chłopak sięgnął do
kieszeni i wyjął paczkę papierosów. Zapalił jednego różdżką,
schował pozostałe i zaciągnął się.
Gryfonka skrzywiła się z
obrzydzeniem, gdy poczuła charakterystyczny zapach. Wykazując się
zaskakującym jak na nią refleksem, podjęła próbę wyrwania z
dłoni arystokraty papierosa, jednak chłopak był szybszy.
Draco zaśmiał się kpiąco, widząc
zawód na twarzy Hermiony.
— Nie pal. To niezdrowe.
Blondyn już otwierał usta, gdy do
głowy wpadł mu pomysł. Uśmiechnął się podstępnie i spojrzał
na dziewczynę, błyszczącymi z rozbawienia, oczami. Kasztanowłosa
cofnęła się o krok, wyczuwając zasadzkę, jaką szykował na nią
Ślizgon.
— Więc chcesz, żebym rzucił
palenie... — powiedział wolno, leniwie przeciągając
samogłoski. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, a na policzkach
pojawiły się rzadko u niego widziane dwa urocze dołeczki.
— Taaak.
— Oczekujesz tego ode mnie?
— Taak?
— Mam ci to obiecać?
Dziewczyna zawahała się i skinęła
głową.
— W porządku. Od jutra nie palę
— powiedział radośnie i zeskoczył na ziemię. W wyraźnie
lepszym humorze skierował się z powrotem do zamku. — A i
przy okazji... — zaczął, obracając się w stronę nadal
nieruchomej Hermiony — ... właśnie spłaciłem swój dług.
I tak miałem zamiar rzucić. — Tu pochylił się w stronę
partnerki, przyłożył dłoń do ust i szepnął
konspiracyjnie: — Słyszałem, że to podobno niezdrowe — i
wielce zadowolony z siebie, wznowił wędrówkę.
Gryfonka zamrugała i aż otworzyła
usta, gdy dotarło do niej, jak chłopak sprytnie wywinął się od
przysięgi. Już po chwili biegła, by go dogonić, wołając:
— Malfoy! Jesteś nieuczciwy!
Nie uznaję tego!
— A czy ja skłamałem? Nie.
Obiecałem jedną przysługę, zażądałaś rzucenia palenia. Koniec
pieśni — podsumował Draco, z rozbawieniem patrząc na
próbującą dotrzymać mu kroku dziewczynę.
„Tacy właśnie są Ślizgoni.
Przysięgi są dla nich świętością i zawsze ich dotrzymują,
jeśli jest to dla nich wygodne, albo robią coś dla kogoś
bliskiego. Jeśli nie, skorzystają z pierwszej nadarzającej się
okazji, by podstępem się z nich wywinąć, tak jak przed chwilą
zademonstrował to Malfoy.”
Pokręciła głową, mimowolnie się
uśmiechając.
Flitwick widocznie przegrał ze snem,
gdyż drzemał w sali wejściowej na wyczarowanym przez siebie
fotelu. Obudzili go, Gryfonka oddała Draconowi marynarkę i gdy
wrócili do sali, rozdzielili się. Hermiona ruszyła do swojego
stolika, gdzie czekali na nią Harry, Ron i Ginny razem z Luną
i Nevillem. Dołączyła do przyjaciół, rumieniąc się, gdy
pochwalili ją za pracę włożoną w przygotowanie balu.
Spędziła z nimi godzinę, może dwie, po czym postanowiła
rozejrzeć się po sali. Wszyscy bawili się doskonale. Mimo iż
spędziła tu parę godzin i sama brała udział w przygotowaniu
sali, nadal nie mogła się nadziwić, jak pięknie wyglądała.
Złote, święcące pyłki nadal opadały z kwiatów, otulając
tańczące pary miękkim światłem.
„To jest właśnie magia. Nie
wojna, nie ból, ale piękno i dobro” — pomyślała
Hermiona, po raz tysięczny dziękując Godrykowi, że dostała ten
list.
Wreszcie odnalazła współlokatora.
Zamarła, zdziwiona jego towarzystwem. O ile nie było nic dziwnego w
tym, że obok niego stał Blaise, zaczęła zastanawiać się, kim
jest wysoka kobieta, potężnej (żeby nie powiedzieć męskiej)
budowy o żółtych, jaskrawych włosach. Ubrana była w błyszczącą
falbaniastą różową sukienkę z długimi rękawami.
Hermiona pokręciła głową i ruszyła
w ich stronę z szerokim uśmiechem, będąc pewna, iż ten wieczór
na długo zostanie w jej pamięci.
***
Draco przeciągnął się, czując
ciepłe promienie słońca, pieszczące jego twarz. Ziewnął
potężnie i podłożył ramiona pod głowę, czując, jak
resztki snu znikają bezpowrotnie. Wiedział, że na twarzy maluje mu
się niedorzecznie szeroki uśmiech. Sam nie wiedział, skąd wziął
się jego dobry humor.
Wstał i ruszył do łazienki, by wziąć
prysznic, a w głowie raz po raz odtwarzał słowa uznania, usłyszane
od pracowników Ministerstwa. Tak, z pewnością przekonał ich
wszystkich do siebie... wszystkich oprócz Rasac'a. Gdyby tylko mógł,
odpowiednio by się nim zajął... jednak Nott bardziej zasługiwał
na to, by zemścić się na aurorze. Cóż, niechętnie odpuszczał
sobie przyjemności, jednak był gotów zrobić wyjątek dla
przyjaciela.
Ubrany w czarne spodnie i białą
koszulę wyszedł z dormitorium, nie napotykając współlokatorki.
„Pewnie jest już na śniadaniu” — pomyślał i
leniwym krokiem ruszył do Wielkiej Sali.
Właśnie miał wchodzić do środka,
gdy ktoś na niego wpadł. Już miał odepchnąć od siebie łamagę,
odpowiednio go przy tym opieprzając, gdy rozpoznał niesforne,
kasztanowe loki.
Zamarł, słysząc rozdzierający serce
szloch, a łzy Hermiony przemoczyły mu koszulę. Nawet się nie
skrzywił, gdy wbiła mu paznokcie w pierś. Stała tak dosłownie
chwilę, kryjąc zapłakaną twarz w jego piersi. Słysząc
nawoływania przyjaciół, uniosła głowę, a ich spojrzenia
spotkały się. Radosny blask bursztynowych oczu, tak typowy dla tej
drobnej dziewczyny, został całkowicie zniszczony przez falę bólu.
Zaczerwieniona i spuchnięta twarz była wykrzywiona w grymasie
cierpienia.
Mocniej zacisnęła piąstki na jego
koszuli, jednocześnie zostawiając zadrapania na jego klatce
piersiowej, jednak nie było to dla niego ważne. Całkowicie
pochłonęło go to, że Gryfonka wpatruje się w niego, jakby był
ostatnią osobą, która może jej pomóc, że kurczowo trzyma się
go, jakby był kimś, kto może ochronić ją przed pochłaniającą
ją przepaścią.
Nagle Hermiona odepchnęła go i
niemal nic nie widząc przez łzy, potykając się, wbiegła na
schody.
Draco stał nieruchomo, niezdolny do
wykonania choćby najmniejszego ruchu, gdy z Wielkiej Sali
wybiegł Potter, potrącając go. Nawet nie zwolnił, prawdopodobnie
goniąc za kasztanowłosą. Przeklinając pod nosem, Draco roztarł
ramię tylko po to, by po chwili ponownie zostać potrąconym przez
Weasleyównę i jej przygłupiego brata.
— No cholera jasna! — warknął
Ślizgon.
Przez chwilę zastanawiał się, czy
nie sprawdzić co się stało, jednak ostatecznie zrezygnował z tego
pomysłu. Co go obchodzi, dlaczego jakaś mugolka rozbeczała się
przy śniadaniu? Czy to jego problem?
Ignorując uczucie, które podejrzanie
przypominało współczucie i wyrzuty sumienia, wszedł do środka.
Sala nadal wyglądała tak, jak podczas
wczorajszego balu, ponieważ po południu miała odbyć się
uroczystość dla młodszych uczniów, którzy nie brali udziału we
wczorajszym balu. Dopiero na wieczór mieli wsiąść do pociągu, by
wrócić do domu na święta.
Usiadł przy stoliku, który zajmowali
już Teodor i Blaise.
— O co chodzi z Granger?
— spytał Draco, nim zdołał ugryźć się w język.
Ślizgoni wymienili spojrzenia i
wzruszyli ramionami.
— Czytała gazetę i wtedy jej
odbiło — wyjaśnił Nott.
Tym razem cała trójka wymieniła
spojrzenia i zerknęła na leżącą na środku gazetę. Jednocześnie
sięgnęli po nią i zaczęli ją sobie wyrywać. W końcu blondyn
rozłożył przed sobą największy kawałek porwanej gazety i zaczął
go przeglądać. Jeden z nagłówków przyciągnął jego wzrok.
Zmasakrowane ciała
mugolskiego małżeństwa w Australii — powrót
Śmierciożerców?
— O cholera...
***
*Kronzek Allan Zola, Księga wiedzy czarodziejskiej.
***
Na fotorelację z balu i krótki artykuł na temat całego przyjęcia zapraszamy do zakładki "Żongler" i artykułu Antoniego Źdźióbki pod tytułem "Libacja, bycze jądra i gazela, czyli Bal Bożonarodzeniowy pod lupą Antoniego Źdźióbki".
Rozdział świetny i genialny, i aż brakuje mi wspaniałych epitetów. Życzę dalszej weny :)
OdpowiedzUsuńPS Zapraszam do siebie http://i-need-you-cedmione.blogspot.com/
Genialne. jednak na przyszłość więcej dialogów bo w nich wyczuwam największą część twojego talentu. Niech wena będzie z tobą
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, jestem nim zachwycona!
OdpowiedzUsuńPoczątek, kłótnia, błagania McGanagall oraz przede wszystkim list Narcyzy zachwyciło mnie to wszystko! Cieszę się, że sprawa z Nocą Duchów się rozwiązała (choć w głębi serduszka czuje, że ta sprawa nie jest jeszcze rozwikłana) sukienka Hermiona, była na pewno przepiękna, ale jak każdy cieszę się z takie obrotu spraw:) liczę na to, że ministerstwo złapie Gregorovicza. Ślizgoni z nową miotło Malfoya muszą wygrać! Kłótnia prefektów oraz ich dwutygodniowa "rozłoka" były dla mnie ciężkie do przeżycia;-; nauka tańca, podarowanie kosmetyków i w końcu kupno sukienki to jedne z moich ulubionych momentów dzisiaj (choć te kupno to nie tak dosłownie) Ron był nieźle zazdrosny na balu i dobrze, bo nie przepadam za nim!:) martwi mnie sprawa tego autora nie chciałabym żadnej więcej zmianki o nim, bo wydaję mi się że może to przynieść niespodziewane konsekwencje;-; ogólnie bal super! Szkoda, że Zabinni nie puścił piosenki o bracie:D no i na koniec coś o czym trzeba wspomnieć.. Najgorszym momentem w całym rozdziale była ucieczka Granger z Wielkiej Sali, a dokładniej wiadomość, którą wyczytała z gazety:/ to okropne, ta dziewczyna wiązała z nimi tak wielkie plany i nadzieję i to wszystko przypadło..... Mam dziwne wrażenie, że osobą która najbardziej pomoże teraz Hermionie będzie Draco..
Dziękuję za następny wspaniały rozdział!<3
Życzę dużo weny oraz pozdrawiam cieplutko~Wiczka Piczka
Rozdział jest perfekcyjny. Długi i tyle się w nim dzieje. Jestem naprawdę pod ogromnym wrażeniem. Przygotowania do balu były rozbrajające. Draco nieźle się postarał, choć ja na miejscu Hermiony chyba bym nie wytrzymała i go ukatrupiła. Nie mniej jednak po wyobrażeniu sobie panny Granger na balu stwierdzam, iż wyglądała zjawiskowo. I jeszcze te skrzydła... Oby jednak się ich nie pozbyła, ponieważ muszą być naprawdę piękne. Sama uroczystość również wyszła wspaniale. Nie nudziłam się nawet przez moment, a przyznam się, że nie raz zdarza mi się to w niektórych opowiadaniach, podczas opisów tego typu wydarzeń. Dlatego też ogromny ukłon w Waszą stronę. I oczywiście niczym wisienka na torcie wstrząsająca końcówka, która będzie mi spędzać sen z powiek. Reasumując ten rozdział to kawał dobrej roboty.
OdpowiedzUsuńhttp://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Ten rozdział czytałam chyba najdłużej ze wszystkich! Oczywiście nie mam Wam tego za złe. Tyle się w nim działo, że jestem pod mega wrażeniem. Fajnie, że Draco i Hermiona współpracowali ze sobą. Ta sukienka Hermiony pewnie cudowna sądząc po opisie ;) Hermiona nie jest wybitną tancerką, no ale Malfoyowi udało się ją nauczyć (brawa dla tego pana!) Co do samego balu wyczuwałam zazdrość Draco, kiedy Blaise prosił Hermionę do tańca (mam rację?) Fajnie, że potrafią normalnie rozmawiać. Szkoda mi Hermiony, bo pewnie chodziło o jej rodziców :(
OdpowiedzUsuńŻyczę weny na kolejne rozdziały :)
Pozdrawiam
Arcanum Felis
zapraszam do mnie na nowe rozdziały
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Wieczorem zabiorę się do czytania i skomentuję jeszcze raz, ale najpierw chciałam odpowiedzieć na wasze pytania: długość jest idealna i jestem pewna, że wszystkim odpowiada :D a sny, sądząc po wcześniejszych rozdziałach, ma Draco, ale może po przeczytaniu zmienię zdanie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3
Świetny. Bal bożonarodzeniowy-ekstra. Szkoda tylko rodziców miona.
OdpowiedzUsuńWeny wam życzę i czekam niecierpliwie.
wow jestescie niesamowite, w tydzień stworzyłyscie tak rewelacyjny rozdział! niewiele osob to potrafi :) widac, ze oddajecie się blogowi i jego czytelnikom. co prawda jestem tutaj nowa, ale opowiadanie bardzo mnie wciągnęło, ma pogodną tematykę jak opowiadanie "Lubię, gdy jesteś obok". śmiało mogę powiedzieć, ze to moje nowe ulubione Dramione!! co do długości rozdziału, jestem mega zaskoczona. po waszym małym wypadku z rozdziałem, spodziewałam się czegoś krótkiego, a ta notka jest ogromna! cały czas czekam na jakieś blizsze kontakty Prefektów, w tym rozdziale mało brakowało, ahh :D opis balu jest przepiękny, nie raz roześmiałam się do ekranu czytając. czekam na nowy rozdział.:)
OdpowiedzUsuńtrzymajcie się cieplutko! zycze weny
wasza nowa fanka- Zu
Nie mam pojęcia, jak to robicie, dziewczyny, że z każdym rozdziałem jestem coraz bardziej zakochana w Waszym opowiadaniu. Tym bardziej nie wiem, jak jesteście w stanie napisać tyle stron w całkiem krótkim czasie. W tej kwestii nie mogę powiedzieć więcej niż: jasna cholera, zazdroszczę Wam tego. Wasz styl pisania jest obłędny, nie pomijacie nawet najmniejszych drobiazgów, sprawiacie, że nawet martwe rzeczy stają się bardziej rzeczywiste niż ta realna rzeczywistość (what?). Jeszcze nigdy żadne drami one nie zrobiło na mnie wrażenia jak Wasze, a uwierzcie, naczytałam się tego całkiem sporo. Nie mogę wyjść z podziwu, że Draco, którego wykreowałyście, jest tak bardzo moim idealnym Draco, o którym po cichu marzę. Jest porywczy i gwałtowny, a jednocześnie słodki, jeśli tego chce albo sam nie zdaje sobie z tego sprawy. Wściekam się na niego i kocham w tym samym czasie.
OdpowiedzUsuń„Pij, cholero, pij… Ja cię kurwa nauczę, gdzie masz szczać…” Nawet nie możecie sobie wyobrazić miny mojej mamy, kiedy zaczęłam śmiać się do telefonu jak opętana, a później złapałam się za brzuch i zsunęłam z kanapy na podłogę. Skomentowała to krótko: „Znowu czytasz to opowiadanie?” Tak, mamo, znowu. Po raz kolejny spadłam przez Was na podłogę. Teksty Draco i Blaise’a są najlepsze, chociaż „przemowa” Teodora na balu, kiedy dopadł z Zabinim do sprzętu też wycisnęła resztki łez, jakie mi pozostały. Nie, czekajcie, i tak nic nie przebije listu Draco do matki! Nie, nie mogę! Jego elokwentne wypowiedzi są takie śmieszne, że naprawdę zaczyna mi brakować łez. Sucho mam oczach. Prawie tak samo sucho, jak Hermiona zgasi Malfoya jakąś ciętą ripostą.
A co do Hermiony to za cholerę nie mogę jej sobie wyobrazić z tym tatuażem na plecach, rozumiem jednak aluzję do nagłówka szablonu i tytułu opowiadania. Ale później, kiedy zaczęłyście opisywać ją w tej sukience, stwierdziłam, że te skrzydła to całkiem fajna rzecz. Seriously, musiała wyglądać zjawiskowo. I to zająknięcie Draco, gdy ją zobaczył… Ach. Cud, miód i malina.
Aha, tak na marginesie, chyba zamorduję Was za ten BARDZO realistyczny sen Draco, który BARDZO zbliżył mnie do zawału. Myślałam sobie: „Pocałuj ją, no, dalej, rusz się w końcu”. Chyba muszę przywyknąć, że kiedy ma dojść do sceny pocałunku, Malfoy musi być A: pijany i mieć halucynacje, B: pijany, skacowany i pogrążony we śnie, C: skacowany i pogrążony we śnie, D: zmęczony i pogrążony we śnie.
Sam opis balu był bardzo dokładny, co pomogło mi naprawdę wyobrazić sobie, jak to wszystko musiało wyglądać — od wystroju Wielkiej Sali, przez taniec prefektów aż do sceny na błoniach, w której Draco oddał Hermionie swoją marynarkę. Myślę, że nie tyle oni się napracowali, co Wy, dziewczyny.
Trochę bez ładu i składu ten mój komentarz, ale podsumowując: rozdział świetny. Nadal jestem zakochana. Nadal nie mogę doczekać się większej dawki, zwłaszcza po tej dramatycznej końcówce. Mam cichą nadzieję, że to jednak nie rodzice Hermiony… Ale dobra, prawdopodobieństwo jest spore. A co do tych dziwnych snów to nie mam pojęcia, do kogo mogą należeć. Draco, Hermiona, Ivan? Właaaaśnie, Gregorovicz. Całkiem o nim zapomniałam. Mam nadzieję, że jego wątek rozwinie się w następnych notkach, a zwłaszcza fakt, że Draco wrobił Rosjanina. Dobra, kocham Malfoya, oddałam mu swoje serce i duszę, ale tutaj zdecydowanie przegiął i należy mu się jakaś nauczka (taka tyci tyci. Kocham Cię, Draco).
Niecierpliwie czekam na więcej.
Pozdrawiam!
BAARDZO lubimy takie chaotyczne komentarze, świadczy to tylko o tym, że naprawdę rozdział musiał się podobać. Przypomniało mi to trochę jak opowiadałam rodzicom o koncercie, na który czekałam 10 lat: totalnie zaburzona chronologia wydarzeń, paplałam o tym, co akurat odtworzyło mi się w pamięci ;)
UsuńCo do czasu w jakim powstał rozdział: wcale nie tak szybko, bo trwało to prawie miesiąc... ale winę za to zrzucamy na sesję i przymus czytania jednej lektury za drugą.
Śmiało możemy powiedzieć, że jeszcze żaden komentarz nie wywołał tak szerokich uśmiechów na naszych twarzach! Co do naszej ciężkiej pracy: nie obyło się bez rozrysowania sali balowej w Gimpie.
Co do kwestii pocałunku (jeśli będzie... XD ), możemy dać małą podpowiedź: żaden z wariantów nie jest prawidłowy :)
I na koniec wisienka na torcie: Gregorovicz. Coś nam się wydaję, że przypadnie Ci do gustu jeden z wątków opowiadania (ale cicho sza!) Jednym słowem (a właściwie trzema): będzie się działo.
Zdecydowanie taka długość rozdziału nam odpowiada!!! Kolejne mogą być nawet jeszcze dłuższe, chociaż nie wiem jakim cudem je piszecie (ja bym padła). Gratuluję tego, że pomimo złośliwości rzeczy martwych udało Wam się go opublikować! 63 strony- szacun :D Gdybym miała opisać wszystko co mi się w nim podobało, pewnie zasnęłybyście czytając tą litanię, więc skupie się na niektórych rzeczach. Po pierwsze, akcja w salonie gdy Draco mówił do Salazara, a wyglądał jakby zwracał się do jednej z części jego ciała mnie powaliła! Śmiałam się do łez! Tak samo było, gdy próbował nauczyć Hermione tańczyć! No ale żeby nie było tak różowo to ofc musial jej zniszczyć sukienkę! Nie to żeby nowa mnie nie zachwyciła, ale w tamtym momencie chciałam go potraktować Avadą! Widzę że pomiędzy nimi pojawia się coraz więcej chemii, to dobrze! Absolutnie jestem za! Mam jednak nadzieję, że Draco okaże choć odrobinę współczucia dziewczynie po stracie rodziców :/ Nie wiem co mam jeszcze dodać, jestem zachwycona!!! Czekam niecierpliwie na więcej :D
OdpowiedzUsuńPs. Nie muszę chyba wspominać, że Wasz szablon jest najpiękniejszym jaki dotąd widziałam? :P
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za dawkę humoru. Warto było czekać :D
Iva Nerda
Aaa i jeszcze jedno!!! Jeśli skrzydła Hermiony wyglądają jak te u Dody to lepiej żeby się ich nie pozbywała :D
OdpowiedzUsuńDługo szukałyśmy odpowiednich wzorów, ale żadne nie oddawały w pełni naszego wyobrażenia tego tatuażu. W ostateczności do wizualizacji wyglądu Hermiony na balu wybrałyśmy właśnie tatuaż Dody (tak, mamy to i wkrótce będzie można zobaczyć to zdjęcie ).
UsuńPo raz kolejny brak mi słów. Uwielbiam was! Rozdziały są ogromne i potrafię je czytać kilka dni, bo nie zawsze mam czas, ale podróże do szkoły czy pracy, to najlepszy moment. Właśnie siedzę i nie wiem co napisać. Mam tyle scenariuszy w głowie i domysłów. Tak się nie mogę doczekać dalszego ciągu i czy Malfoy stanie się bardziej opiekuńczy dla Hermiony. Strata rodziców to wielki ból, rozpacz i on, mieszkając z nią w jednym dormitorium, będzie musiał się wykazać cierpliwością.
OdpowiedzUsuńBal, moja ulubiona rzecz w całej serii Harry'ego Pottera. Pamiętam jak dostałam na DVD Czarę Ognia to potrafiłam cofać z 10 razy moment rozpoczynającego się balu. Tym razem czuje, że to będzie jeden z moich ulubionych rozdziałów. Widać wielką przemianę Ślizgona i to mnie tak porusza. Uczucia w nich zaczynają coraz bardziej buzować, nawet w blond fretce, który nie potrafi dopuścić do swojej głowy takich myśli.
Czekam na rozwój, Prawdopodobnie będę ciągle sprawdzać czy pojawia się coś nowego. Błagam was o jedno! Nigdy nie przerywajcie pisać! Wychodzi wam to genialnie i rozdziały błagam o jeszcze dłuższe jeśli będzie taka możliwość. Myślę, że wszyscy będą zadowoleni.
POBIJAJCIE REKORDY!
Pozdrawiam i czekaaaaam!
http://lilylunapotterhp.blogspot.com/
Czytałam ten rozdział niecałą godzinę.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Wasze rozdziały - są taaakie długaśneee.
W ogóle to moje ulubione opowiadanie od czasów Ukochanej Polityki :P
Ostatni akapit średnio mi się spodobał...
#KH
Wow! Łał! Ło kurde! No normalnie nie wierzę!
OdpowiedzUsuńTo naj: lepszy, ciekawszy, fajniejszy, cudowniejszy, zabawniejszy, piękniejszy, cudowniejszy, dłuższy, najbardziej wyczekiwany (itp. itd.)rozdział!!! Podziwom i gratulacjom kuńca nie było...
To arcydzieło, cudeńko i perełka wśród rozdziałów. Aż sama nie wiem co mogę napisać ( jeszcze nigdy się mi to nie zdarzyło). Rozdział jest długi, potwornie długi i gdyby napisał go ktoś inny niż WY to... to nie byłoby takie... wciągające. Mimo iż akcja, no cóż, mogłaby wydawać się nudna i orginalna to w WASZEJ interpretacji jest to tak wciągające, że sama nie wiem ile czasu poświęciłam na czytanie tego olbrzyma.
Tak właściwie to zastanawia mnie okropnie... gdzie się podziały błędy ortograficzne? Nie mogłam niczego znaleźć, a próbowałam, aby móc się do czegoś przyczepić. No niestety nie udało mi się ( w końcu autora nie można zbytnio wychwalać, prawda?).
Prawda jest taka, że mimo tego że ja sama poprawiłabym opisy( np. tańca) to jestem zachwycona tym co udało się WAM zrobić. Moje gratulacje!
Chcę jeszcze jednak zaznaczyć pewną kwestię. A mianowicie: z rozdziału na rozdział piszecie coraz lepiej! Czytając ,,Lalkę" i przygotowując się do sesji? Powtórzę jeszcze raz- ten rozdział to mój ideŁAŁ!
Co do snu to sama już nie wiem komu to może się śnić.
Po tak obszernym dziele odpocznijcie i niech wena będzie z wami.
Pozdrawiam
Ta, której imienia nie wolno wymawiać...
Rozdział zrobił na mnie wrażenie. Nie mogę się doczekać co będzie dalej :D
OdpowiedzUsuńBuziaki
~A
Dotrwałam. Wreszcie się udało! Przeczytałam ten rozdział!
OdpowiedzUsuńBal piękny, sukniami trzeba - z widocznym skrzydlatym tatuażem. Że też Draco pomyślał o nienagannym dekolcie względem Gryfonki, która z lubością go zasłania. W chwili gdy tylko pojawiła się wzmianka o zniszczeniu kiecki i konieczności jej naprawy (choć Malfoy zrobił ty tylko dlatego by ubrala, te która on sobie już w głowie wybrał) od razu pomyślałam o nagłówku bloga! Jest to, to co myślę?
Nauka tańca, manier, zadbanie innej wizerunek. Było to nie lada zadanie dla arystokraty i niestety Hermiona za każdym możliwym razem stała na przekór wszystkiego. Czy w domu rodzice uczyli ją stać okoniem do każdej sytuacji? Tak to wygląda. Samą w dodatku nie zauwaza, że ma swoje honory i dumy - Od Malfoya nie wezmę, choćbym miała chodzić boso, nago od niego nic nie chce. Nawet gdy facet w końcu robi coś bezinteresownie. Wtedy najbardziej go drażni swoim zachowaniem. Ale jest to uzasadnione. Siedem lat wzajemnej, pielęgnowanej nienawiści od tak niestety nie znika i zostaje ta wszędobylska niechęć i uprzedzenie.
Bardzo podobał mi się też list Narcyzy. Świetnie opisany, dobrze dobrane słowa zlały się w elegancką całość,a na koniec wyszła....I szczerze nie wiem co bo zaczynam odpadać przy pisaniu komentarza :(
Lepiej być nie mogło
Ps. Wcześniej nie pisałam, jakoś umykało pewno przez długość notejk. Wojciech jakiś czas pojawiają się literówki.z w każdym odcinku. A jeszcze w jednym z opisów po pojawieniu się śniegu, jest zdanie nie wiem czy w salonie gryfonów. Brakuje tekstu i zdaje się być wyrwany z kontekstu. Już nie pamiętam co dokkddokł tam było.
Zasypiam... Odpływam więc się żegnam.
Ps.ja obstawiałam sny Dracona.