sobota, 6 lutego 2016

Bal Bożonarodzeniowy



— MY?!
— Jako PARA?!
— Nie mówiłam wam? No to teraz już wiecie — oznajmiła dyrektorka, po czym opuściła salon, zostawiając zdruzgotanych uczniów w dormitorium.
Prefekci naczelni wymienili zszokowane spojrzenia, nie mogąc uwierzyć w słowa McGonagall. Równocześnie wybiegli za nią na korytarz, przepychając się po drodze.
— Nie zgadzam się!
— Protestuję! — zawołała Hermiona, podnosząc się z podłogi i mierząc w winowajcę morderczym spojrzeniem. Odrzuciła burzę loków z twarzy i wznowiła pogoń za nauczycielką.
Minerva skrzywiła się i zwolniła, słysząc oburzone sprzeciwy podopiecznych. Liczyła na to, że załatwi całą sprawę szybko i w miarę bezboleśnie. Miała również nadzieję, że uczniowie nie będą sprawiać większych problemów. Teraz dotarło do niej, jak naiwne były jej oczekiwania. Wzięła głęboki oddech i odwróciła się do prefektów, którzy natychmiast zasypali ją potokiem słów, przekrzykując siebie nawzajem.
— Nie mogę się z nią pokazać na TAKIEJ uroczystości! Proszę spojrzeć na mnie i na nią! Jak ona wygląda! To całkowicie zrujnuje mi reputację! Osoba jej… pokroju…
— Nie chcę z nim iść, mam już parę! Poza tym to Malfoy! Jest chamski, złośliwy i grubiański, co więcej...
Słysząc ostatnią uwagę, Minerva McGonagall spojrzała na Gryfonkę, mrużąc przy tym oczy.
— O ile mnie pamięć nie zawodzi… a nie zawodzi — dodała z naciskiem na ostatnie słowa —  to jeszcze wczoraj stała pani w moim gabinecie, wymieniając szereg powodów, które przemawiały za przywróceniem barku w waszym dormitorium. Między innymi usłyszałam, że pan Malfoy w czasie turnieju był nadzwyczaj opiekuńczy i pomocny, wykazał się niezwykłą empatią i zaczął okazywać coś na kształt dobrej woli — powtarzając wczorajsze słowa prefekt naczelnej, dyrektorka rzuciła okiem na Ślizgona. Początkowo stał niewzruszony, ale po kilku pierwszych komplementach spojrzał na Hermionę, zaskoczony tym, co on nim powiedziała. — Mam nadzieję, że rozumie pani, iż mogę być lekko zdezorientowana tak odmiennym opisem zachowania pana Malfoya w ciągu zaledwie dwóch dni. Chyba że wczoraj w moim gabinecie zostałam okłamana. To jak w końcu było, kłamała pani czy nie?
Dziewczyna spuściła głowę, cała czerwona na twarzy. Nie mogła spojrzeć arystokracie w oczy, choć kątem oka dostrzegła, że ten na nią spogląda. Miała nadzieję, że to, co mówiła w gabinecie McGonagall, zostanie między nimi. Nie chciała, żeby Ślizgon znał szczegóły tej rozmowy.
— Nie — przemówiła do swoich butów.
Minerva McGonagall uśmiechnęła się tryumfalnie, myśląc, że sprawa została załatwiona. Przymknęła na chwilę oczy, gdy po raz kolejny odezwał się młody arystokrata.
— Skoro jestem taki cudowny i milutki, to dlaczego, do cholery, nie mogę sobie wybrać partnerki na bal?!
— Dlatego, że jako prefekci naczelni będziecie pomagać nauczycielom w dopilnowaniu, by wszystko było, jak należy. A skoro większość wieczoru spędzicie w swoim towarzystwie, pójście jako para jest o wiele lepszą opcją niż zostawienie waszych partnerów na pastwę losu.
Po tym krótkim i niezbyt przekonującym wyjaśnieniu pożegnała się i odeszła w stronę swojego gabinetu. Prefekci naczelni jeszcze przez chwilę stali na korytarzu, próbując oswoić się z tym, że dane im będzie pójść na bal razem.
— Granger… idziemy.
— Nie jestem twoim skrzatem, Malfoy! — oburzyła się dziewczyna, jednak po chwili posłusznie weszła za nim do salonu.
Chłopak wychodził właśnie ze swojej sypialni, niosąc pióro i czysty pergamin. Usiadł przy stoliku i zaczął pisać. Zaciekawiona Gryfonka podeszła do niego.
— Co robisz?
— Nie mam zamiaru tak tego zostawić. Nikt nie będzie mi organizował życia… ani partnerki na bal — odpowiedział, nie przerywając swojej pracy.
Miał już zapisaną ponad połowę pergaminu, a tekstu wciąż przybywało. Dziewczyna, znając temperament swojego współlokatora, zaczęła mieć złe przeczucia.
— Malfoy… jeśli to kolejny donos tajnego informatora… posłuchaj, to się może naprawdę źle skończyć i to w dodatku nie dla ciebie, ale dla Blaise’a.
Ślizgon przerwał na chwilę pisanie i spojrzał na kasztanowłosą, jakby się nad czymś zastanawiał.
— Piszę do matki, ale twój pomysł też jest niezły — oznajmił po chwili, kiwając głową z aprobatą. Uśmiechnął się cynicznie, gdy do głowy wpadł mu kolejny szatański plan. — Serio, Granger, w dodatku cała wina spadnie na Zabiniego… Przyda się jeszcze jeden pergamin — dodał, wstając z fotela.
— O nie nie… nie zrobisz tego…
— Oczywiście, że zrobię.
Gryfonka podeszła do niego i zagrodziła mu wejście do sypialni.
— Nie ma mowy, Malfoy. Drugi raz taki numer nie przejdzie. Poza tym powiem McGonagall, że to ty, a nie Blaise — powiedziała, dźgając go palcem w pierś.
Przez moment stali, wpatrując się w siebie. Ślizgon liczył, że dziewczyna odpuści, ta jednak dzielnie wytrzymywała jego stalowe spojrzenie.
— DONIESIESZ na mnie? — spytał, wyraźnie akcentując pierwsze słowo, jakby było jakąś obelgą.
Dziewczyna starała się odtworzyć w myślach sytuację sprzed gabinetu McGonagall, kiedy to ona pytała go, czy doniósł na swojego przyjaciela. Uśmiechnęła się i powtórzyła jego słowa:
— Nie doniosę, po prostu spełnię obowiązek prefekta naczelnego i zadbam o dobre imię dyrektorki szkoły.
Wiedziała, że wygrała, widać to było po minie arystokraty. Zmrużył gniewnie oczy i zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów, oznajmiając:
— Nie umiesz się bawić.
Hermiona uśmiechnęła się triumfalnie i wyminęła chłopaka. Weszła do swojej sypialni i rzuciła się na łóżko, rozmyślając nad całą sytuacją. Nie chciała iść z Malfoyem na bal. Była przekonana, że cały czas będzie ją krytykował i poniżał i choć zazwyczaj nie brała udziału w imprezach, Bal Bożonarodzeniowy wywoływał w niej podekscytowanie. Niewiele miała okazji, by ubrać się w elegancką suknię i przetańczyć w niej całą noc.
Jednak te powody wydawały się być tylko zasłoną dla najważniejszego argumentu przeciw wspólnemu pójściu na bal. Czuła, że coś się zmieniło, że w ich relacji coś drgnęło.
Odruchowo zerknęła na swoje ramię, te, które kilka tygodni temu zdradziło ją przy delikatnej pieszczocie Dracona. Skoro przy bardziej intymnym kontakcie z nim nie mogła ufać swojemu ciału, to jak może ufać mu, tańcząc z Malfoyem?
Odrzuciła, obejmowaną do tej pory, poduszkę i podeszła do szafy, po raz kolejny wyrzucając natrętne myśli i wspomnienia tamtej nocy. Pewnie zasypiał i robił to nieświadomie, a w niej odezwały się tłumione hormony. Nic więcej.
Westchnęła, patrząc na czerwoną sukienkę i z żalem przesunęła dłonią po materiale. Wszystko wskazywało na to, że ten wyjątkowy wieczór spędzi u boku Ślizgona, który nienawidził jej już od ośmiu lat. Nie zamierzała zamęczać dyrektorki prośbami. Już raz poprosiła o zmianę decyzji i Hermiona wiedziała, że jeśli McGonagall raz odmówiła, zdania nie zmieni.
Muszę powiedzieć o tym Harry’emu.”
W czasie, gdy Gryfonka godziła się z losem, Draco siedział w salonie, po raz kolejny czytając swój list. Skrzywił się, zmiął pergamin w kulkę i rzucił go na podłogę, dochodząc do wniosku, iż jest on zbyt stanowczy. Ostatnimi czasy Narcyza Malfoy była zła na syna i jeżeli list byłby napastliwy, z całą pewnością zignorowałaby jego prośbę. Blondyn ujął czarno–złote pióro i ponowił próbę napisania odpowiedniej skargi do matki.

Droga matko
Natychmiast skreślił początek, dochodząc do wniosku, iż jest on beznadziejny i z pewnością nie pomoże mu wkupić się z powrotem w łaski rodzicielki. Pierwsze wrażenie jest najważniejsze i dlatego zależało mu, by już na samym początku jego list wywołał u Narcyzy coś na kształt rodzicielskiej troski i miłości.
Najdroższa matko
To brzmi, jakbym miał kilka matek i je wyceniał. Bez sensu” — stwierdził Draco, coraz bardziej się irytując.
Najukochańsza matko
Arystokrata skreślił słowa, a ostre zakończenie pióra przebiło pergamin.
Przesłodziłem. Zdecydowanie przesłodziłem” — pomyślał i ścisnął nasadę nosa, rozmyślając nad tym, jak zwykłe pisanie listu potrafi go rozzłościć. Jako że nic innego nie przychodziło mu teraz do głowy, postanowił wrócić do pierwszej możliwości.
Zadowolony, odłożył pióro i jeszcze raz przeczytał swoje dzieło.

Droga matko,
Zapewne niepokoisz się o stan mojego zdrowia po jakże karygodnym i desperackim ataku Gregorovicza na moją wybitną personę. Wiedz jednak, iż większość ran zniknęła, a te najgorsze podzielą los pozostałych, nim upłynie tydzień. Dodatkowo zakupiłem maść, która skutecznie usuwa blizny. Skoro nie zostanie żaden ślad po tej brutalnej napaści, wydawać by się mogło, że nic nie powinno zakłócać mojego spokoju, jednak jest inaczej.
Przed chwilą dowiedziałem się o czymś, co mnie doszczętnie zdruzgotało. Kobieta zarządzająca tą placówką (nie jestem w stanie nazwać ją dyrektorką) poinformowała mnie, iż ma już dla mnie partnerkę na Bal Bożonarodzeniowy. Wyobraź sobie moje zdumienie, gdy oznajmiła, iż jest nią nie kto inny niż pochodząca z rodziny mugoli Hermiona Granger (doprawdy nie rozumiem, dlaczego nie chcesz, bym używał określenia „szlama”, przecież Twoje poglądy nie zmieniły się całkowicie, a w prywatnej korespondencji nikt nie dowie się o używaniu takiego słownictwa).
Oczywiście wiesz, że nie mogę się pokazać na takiej uroczystości z tak nisko urodzoną partnerką. Jest to cios w godność nie tylko moją, lecz także w godność mojej rodziny. Pomijając jej status krwi, kolejną przeszkodą są jej maniery i wygląd. Jestem pewien, iż nie jest w stanie rozróżnić widelca do ryb od tego do mięsa. I te jej włosy… Doprawdy, czy tak trudno rzucić odpowiednie zaklęcie?
Wyrażam głęboką nadzieję, iż podejmiesz odpowiednie działania, by Minerva McGonagall zmieniła decyzję.
Ufam, iż pozostajesz w dobrym zdrowiu.
Twój JEDYNY syn,
Draco Lucjusz Malfoy

Uśmiechnął się pod nosem, czując, iż jego matka podoła wyznaczonemu zadaniu. Zadowolony z siebie i z tego, jak wybrnął z tej koszmarnej sytuacji, lekkim krokiem ruszył do sowiarni.

***

Drogi Draconie,
Ogromnie cieszę się na wieść, iż Twoje rany goją się w tak samo szybkim tempie, w jakim robiłyby to w prywatnej klinice, do której chciałam cię wysłać. Jeśli chodzi o sprawcę napaści, wiedz, że postawiłam całe Ministerstwo na nogi, a Ivan Gregorovicz już niedługo trafi do Azkabanu.
Zasmuca mnie wieść, iż twój spokój po raz kolejny został zakłócony, jak ująłeś to w swoim liście, i choć początkowo kusiło mnie, by spełnić Twoją prośbę, przypomniało mi się, co mówiłeś, gdy chciałam wysłać cię do prywatnej kliniki. Wspominałeś coś o tym, iż jesteś już dorosły, potrafisz o siebie zadbać i nie potrzebujesz mojej pomocy, gdyż już dawno wyszedłeś spod matczynej spódnicy. Ogromnym błędem rodzicielskim byłoby, gdybym na siłę próbowała wpychać cię pod nią z powrotem.
Podsumowując: pójdziesz z panną Granger na Bal Bożonarodzeniowy, czy tego chcesz, czy nie. Myślę, iż będzie to dla Ciebie dobra lekcja pokory, dlatego też przyklaskuję pomysłowi dyrektorki (co, prawdę mówiąc, wprawia mnie w zdumienie).
Na pocieszenie dodam, iż uroczystość ta będzie doskonałą okazją, by przekonać opinię publiczną o zmianie, jaką przeszła nasza rodzina, pozbędziesz się oskarżeń, iż nadal potępiasz mugoli. Zależy mi na tym, byś w przyszłości wiódł dostatnie życie i cieszył się szacunkiem innych, co skutecznie utrudniasz, gdy używasz wspomnianego w Twoim liście słownictwa i jawnie atakujesz osoby niższego pochodzenia. Więcej dyskrecji, synu. Nie oczekuję od ciebie nawrócenia i sama nie zamierzam go doświadczać, jednak dobrze by było, gdybyś przekonał do siebie, wspomnianą już wcześniej, opinię publiczną. Znasz jakiś lepszy sposób niż pokazanie się publicznie na balu z mugolką? Dodam tylko, iż na tej uroczystości będą obecni pracownicy Ministerstwa i to nie byle jacy. Bądź szarmancki i uprzejmy dla tej dziewczyny, przynajmniej do czasu, gdy przedstawiciele prawa nie opuszczą Hogwartu, a ponownie zyskamy zaufanie Ministerstwa.
Jeśli chodzi o znajomości naszej rodziny: domyśliłam się, iż otrzymawszy ode mnie taką odpowiedź, poprosisz o pomoc kogoś innego. Wiedz, że ostrzegłam wszystkich, iż w razie, gdyby ci pomogli, stracą moje poparcie. Zażądam również zwrotu pieniędzy, jakie zainwestowała rodzina Malfoyów w ich interesy. Większość z nich nasza rodzina dofinansowywała od kilku pokoleń, a co za tym idzie, właściciele firm zbankrutowaliby i wylądowali na bruku, nadal mając u nas dług.
Nawiązując do Twoich obaw, godność naszej rodziny w żaden sposób nie ucierpi, zmieni się jedynie opinia na nasz temat i to pozytywnie. Wiesz, jak jeden błąd niszczy cały szacunek, jakim darzą cię inni i jak trudno go odzyskać, dlatego potraktuj całe to zajście jako misję specjalną, jeśli tylko pomoże ci to znieść wieczór u boku damy z niższych sfer.
Jestem pewna, iż z Twoim charakterem dasz radę wyedukować odpowiednio pannę Granger. Jeśli chodzi o jej wygląd, pamiętaj: cuda zdarzają się częściej, gdy jest się bogatym.
Pozostaje mi tylko życzyć ci dobrej zabawy.
Twoja JEDYNA matka,
Narcyza Malfoy

— Emm… Draco? — spytał niepewnie Nott, patrząc na siedzącego naprzeciwko przyjaciela.
Draco Malfoy od kilku minut z otwartymi ustami tępo wpatrywał się w pergamin. Na jego skroni pojawiła się pulsująca żyłka, świadcząca o, delikatnie mówiąc, znacznym poirytowaniu właściciela.
Nott szturchnął łokcie siedzącego obok Blaise’a, niemo pytając, czy zna powód, niespotykanego dotąd, zachowania przyjaciela. Chłopak pokręcił przecząco głową, powracając do obserwacji blondyna.
Młody Malfoy po raz ostatni przejechał wzrokiem po liście, po czym zmiął go i odrzucił na stół, by po chwili ukryć twarz w dłoniach. Wśród gwarów porannych rozmów, dało się usłyszeć strzępy siarczystej wiązanki:
— Ja pierdolę… żeby własna matka… Granger… cholerna dyrektorka… jak można być tak mściwym, do kurwy nędzy, JAK?! — ostatnie słowo wykrzyczał, zwracając na siebie uwagę siedzących najbliżej Ślizgonów. Jednak żaden nie był na tyle głupi, by wdawać się w dyskusję z rozjuszonym arystokratą. Żaden z wyjątkiem…
— Możesz trochę jaśniej, bo z samych epitetów niewiele mogę wywnioskować — odezwał się Zabini, ignorując uciszającego go Notta.
Blondyn spojrzał na niego i, nie będąc w stanie nic powiedzieć, wskazał mu, leżący na stole, zmięty kawałek pergaminu. W czasie gdy jego przyjaciele zapoznawali się z listem od Narcyzy Malfoy, Draco ścisnął nasadę nosa, próbując powstrzymać cisnące mu się na usta dalsze przekleństwa.
— Zawsze twierdziłem, że charakterek masz po matce.
Chłopak gwałtownie wstał, nie mając siły znosić docinków Blaise'a. Bez słowa nałożył marynarkę i wyrwał list z jego dłoni.
— A ty dokąd? — spytał Nott, który doskonale rozumiał rozdrażnienie Ślizgona. Gdyby jego zmuszono do pójścia na bal… Pokręcił głową, próbując pozbyć się tej wizji.
— Do siebie.
— Ale tak bez śniadania? — rzucił Blaise, którego cała ta sytuacja wyraźnie bawiła. Ostatecznie podczas niedawnej zabawy w dormitorium prefektów naczelnych, przekonał się do Gryfonki, tym bardziej że pomogła mu rozpowszechnić jego dzieło.
Malfoy bez słowa opuścił Wielką Salę i skierował się na czwarte piętro. Musiał pogodzić się z tym, że matka nie tylko mu nie pomogła, ale także skutecznie zablokowała wszelkie inne wyjścia z tej sytuacji.
Wszedł do salonu, zaciskając ze złości pięści na widok Gryfonki. Nigdy specjalnie nie zwracał uwagi na jej wygląd, wyśmiewał tylko najbardziej widoczne jego mankamenty. Teraz jednak miał się z nią pokazać publicznie… z nią jako partnerką.
Siedziała przy zawalonym książkami stole, wertując kolejny opasły wolumen. Brązowe kudły sterczały na wszystkie strony, sprawiając wrażenie, że dziewczyna nie wie, co to grzebień. „Dzięki Salazarowi, że od czasu zamiany ciał, zaczęła regulować sobie brwi” — pomyślał, uważniej przyglądając się jej twarzy. Im dłużej się jej przyglądał, oceniając kolejne elementy jej wizerunku, tym bardziej żałosna była jego mina. Kres jego tolerancji nastąpił w momencie, w którym przyjrzał się jej ubiorowi. Rozciągnięte szare dresy i czarna koszulka, również o dwa rozmiary za duża. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że miała odrażający nawyk obgryzania paznokci podczas nauki.
Dziewczyna dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że jest obserwowana. Zbyt pochłonięta nauką, nie zauważyła powrotu swojego współlokatora.
— Malfoy, dobrze, że jesteś. Dostałeś już odpowiedź od matki? Bo wiesz, nie chcę wprowadzić Harry’ego w błąd, mówiąc mu, że jednak idę z tobą, jeśli później ma się okazać, że udało ci się to jakoś odkręcić. To jak, wiesz już coś w tej sprawie? Odpisała ci?
I ma irytujący zwyczaj paplania… ciągłego ględzenia o niczym…”
Hermiona obserwowała Ślizgona, próbując odczytać cokolwiek z jego twarzy. Ta jednak nie zdradzała żadnych emocji. Chłopak kilkukrotnie otwierał i zamykał usta, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów.
— Malfoy?
— Matka życzy nam udanej zabawy — oznajmił w końcu głosem pozbawionym emocji.
Jeszcze przez chwilę stał przy wejściu, wpatrując się tępo w przestrzeń. Wyjął z kieszeni list od matki i wrzucił do kominka, po czym opadł na kanapę obok Gryfonki, beznamiętnie wpatrując się, jak płomienie trawią pergamin.
Jako że zapowiadało się, iż chłopak nie ma zamiaru ruszyć się z miejsca, Hermiona wróciła do lektury i nieświadomie uniosła dłoń do ust.
— AŁA! — wrzasnęła, gdy jej współlokator uderzył ją w dłoń.
Spojrzała na niego z wyrzutem i już miała go zwyzywać, gdy Draco oznajmił:
— Przestań obgryzać te pazury, Granger. Jeśli mamy iść razem trzeba już teraz popracować nad twoim wyglądem i manierami.
Rozzłoszczona dziewczyna otworzyła usta, jednak nie dane jej było wyrazić swojego oburzenia.
— Paznokcie masz w opłakanym stanie, skórę w tragicznym. I te włosy — powiedział zdegustowany, ujmując jeden z kasztanowych loków. — Jak można je doprowadzić do takiego stanu? Łamią mi się w dłoni i masz rozdwojone końcówki. Trzeba je koniecznie podciąć i zakupić jakieś odżywki. Taak… masę odżywek… Masz w ogóle przekute uszy? — zapytałi, nie czekając na odpowiedź, odgarnął burzę loków w tył, odsłaniając uszy Hermiony.
Gryfonka siedziała nieruchomo, zbyt wstrząśnięta poczynaniami współlokatora.
Blondyn westchnął z ulgą.
 — Przynajmniej tyle — mruknął i bez żadnego ostrzeżenia ujął podbródek dziewczyny, próbując otworzyć jej usta. — Ciekawe, w jakim stanie jest twoje uzębienie…
Kasztanowłosa strzepnęła bladą dłoń chłopaka i odepchnęła go od siebie.
— Nie jestem koniem, Malfoy! Co ty w ogóle robisz?!
— Szacuję, ile będę musiał na ciebie wydać. Z tego, co widzę, to mnóstwo. Kremy, maseczki, odżywki…
Zmierzyła go morderczym wzrokiem i zatrzasnęła książkę. Wyraźnie obrażona zamknęła się w swoim pokoju. Ślizgon przeklął i ukrył twarz w dłoniach. Ma niecały miesiąc, by sprawić, żeby wygląd jego współlokatorki uległ znacznej poprawie. Czy mogło być gorzej?
Znieruchomiał, gdy usłyszał charakterystyczny odgłos, informujący go, że Salazar postanowił załatwić się na jego fotel. Znowu. Wyprostował się i zmierzył szczeniaka lodowatym spojrzeniem. Doberman pisnął radośnie i wyczekująco spojrzał na właściciela, spodziewając się, że ten zacznie się z nim bawić.
Wstał i przykucnął przed pupilem.
— Wychodzę z tobą dziesięć razy dziennie, tylko po ty, żebyś obwąchał wszystkie cholerne rośliny, a jak tylko wracamy, to pierwsze co robisz, to lejesz mi na meble. Czy to takie trudne? Załatwiasz się na zewnątrz, nie na dywan. Rozumiesz?! Tu dom — warknął Draco wskazując fotel — tam łazienka! — dokończył celując palcem w okno. — Dom! Łazienka! Dom! Łazienka! To nie jest, do cholery, trudne! Dom! Łazienka! Rozumiesz?! — spytał, patrząc na psa z nadzieją, że ten w końcu coś załapał.
Szczeniak piskliwie zaszczekał i zaczął gonić swój ogon. Ślizgon zacisnął gniewnie szczęki, obserwując psa, który raz po raz obijał się o nóżkę stolika, jednak po chwili na jego usta wpłynął iście szatański uśmiech. Podszedł do barku i przywołał z pokoju miskę Salazara, po czym napełnił ją wodą i postawił na podłodze, wołając szczeniaka. Z podstępnym uśmieszkiem obserwował, jak doberman łapczywie piję wodę.
— Pij, cholero, pij… Ja cię, kurwa, nauczę, gdzie masz szczać…
— Emm… Draco? Dobrze się czujesz? — spytał Nott, który właśnie wchodził do dormitorium prefektów naczelnych. Nie widział psa, jedynie przyjaciela, który stał z założonymi rękami i spuszczoną głową. Wyglądało to tak, jakby blondyn pouczał pewną część ciała.
Malfoy wyprostował się i z niezrozumieniem spojrzał na Teodora.
— Oprócz tego, że idę na bal z Granger, to tak. A czemu pytasz?
Brunet, który w końcu zauważył Salazara, odetchnął z ulgą. Już zaczynał się martwić o zdrowie psychiczne przyjaciela.
— Tak sobie. Znowu ci narobił? — powiedział Nott, siadając na oparciu kanapy.
Blondyn przytaknął i wrócił do obserwowania pijącego szczeniaka, objaśniając swój plan przyjacielowi. Gdy miska stała się na powrót pusta, zadowolony Ślizgon ruszył wraz z Teodorem i Salazarem do swojego pokoju.
Draco przykucnął przed szafką na rzeczy swojego pupila i wyciągnął z niej metalowy kaganiec i smycz. Brunet uniósł brew, gdy blondyn pomniejszył obie te rzeczy i zaczął zakładać je szczeniakowi.
— Możesz mi powiedzieć, dlaczego nakładasz mu kaganiec? Przecież jest mały…
Ślizgon zerknął na przyjaciela, zapinając smycz.
— Nie będę przecież chodził z takim małym szczurem. Jak ma kaganiec wygląda trochę groźniej.
Teodor uniósł brew i zerknął na Salazara. Wyglądał słodko i uroczo, jednak daleko mu było, by zasłużył na miało groźnego. Kaganiec, mimo że zmniejszony, zakrywał psiakowi znaczną część pyska. Doberman machał wesoło ogonem, podekscytowany wyjściem z panem.
— Salazar, chodź — powiedział Draco i wyszedł z pokoju.
— Powodzenia w tresurze!

***

Hermiona zamknęła książkę i wstała z łóżka, by odłożyć ją na półkę, z myślą, że już niedługo nadrobi zaległości. Zatrzymała się przed lustrem i dokładnie obejrzała swoje włosy. „Wcale nie jest z nimi tak źle” — pomyślała, jednak skrzywiła się, gdy złapała się na wmawianiu sobie, że Ślizgon nie miał racji. W rzeczywistości jej loki były zniszczone przed turniej. Używała odżywki, jednak nie dawała żadnych efektów, być może dlatego, że Gryfonka nie zamierzała wydawać fortuny na specyfiki tego typu. Przeglądała takie, które miały pozytywne opinie, jednak znacznie przekraczały jej możliwości finansowe. Była wściekła na współlokatora za to, że śmiał wytknąć jej w tak grubiański sposób to, w jakim stanie była choćby jej skóra. „Przecież to wszystko przez ten idiotyczny turniej!”.
Przypomniawszy sobie o tym, co miała zrobić jeszcze wczoraj, poszła do salonu i wróciła do pokoju z podręcznikiem do numerologii. Podchodząc do łóżka, zerknęła przez okno i zamarła na widok, jaki zobaczyła. Podeszła bliżej i mimowolnie uśmiechnęła się, obserwując Malfoya i Salazara. Blondyn ubrany w czarny płaszcz stał obok jednego z drzew i żywo gestykulował, raz wskazując na zamek, raz na roślinę. Hermiona była gotowa założyć się, że w tej chwili chłopak siarczyście przeklinał.
Ponownie położyła się na łóżku i ułożyła na brzuchu, przebiegając wzrokiem spis treści. Przewracała kolejne kartki, wspominając wizytę u Ollivandera. Stary czarodziej wspominał o liczbie dwadzieścia trzy, która, jak wnioskowała Gryfonka, brała się z połączenia długości jej różdżki i różdżki Malfoya.
Znalazłszy odpowiednią stronę, pochłonęła się w lekturze.

„Dwójka reprezentuje wejście w relację, wzajemny kontakt, współpracę i równowagę. Dwójki są twórcze, obdarzone wyobraźnią i ujmującą osobowością. Charakteryzuje je pokój, harmonia, zaangażowanie, lojalność oraz poczucie sprawiedliwości. Jednakże z dwójką łączy się również pojęcie konfliktu, przeciwstawnych sił i przeciwieństw: nocy i dnia, dobra i zła. Dwójki mogą być zamknięte w sobie, humorzaste, niezdecydowane i nadmiernie wyczulone na opinie innych.”*

Hermiona zmarszczyła brwi, powoli układając sobie przeczytane informacje w głowie. Nie podobało jej się, że przeczytany tekst tak dobrze opisywał ją, jej współlokatora i ich relacje, które na zmianę pogarszały się i polepszały. Z mieszanymi odczuciami przeczytała opis kolejnej liczby.

„Trójka reprezentuje kompletność i całkowitość, jak znane triady „przeszłość–teraźniejszość–przyszłość” czy „umysł–ciało–dusza”. Pitagorejczycy uważali trójkę za pierwszą „kompletną” liczbę, ponieważ, jak kamyki ułożone w rzędzie, ma ona swój początek, środek i koniec. Trójka wskazuje na talent, energię, artystyczną naturę, poczucie humoru i towarzyskość. Trójki to zwykle ludzie, którym sprzyja szczęście, prostolinijni, bogaci i odnoszący nadzwyczajne sukcesy, ale to także osoby roztargnione, powierzchniowe i zdolne obrazić się o byle co.”*

Dziewczyna ze złością zamknęła książkę i po raz pierwszy zwątpiła w numerologię.

***

Pięć godzin później Draco wrócił do dormitorium. Odrzucił smycz i usiadł na fotelu, rozpinając po drodze guziki płaszcza. Był zmarznięty i zły, zwłaszcza że Salazar nadal nie załatwił się na dworze, pomimo tego, że wypił całą miskę wody.
Ślizgon wyciągnął się w fotelu z zamkniętymi oczami, próbując się uspokoić. Nie tego spodziewał się po, bądź co bądź, rasowym psie. Powtarzał mu niezliczoną ilość razy, że od załatwiania spraw fizjologicznych jest dwór, a nie dom. Wyszedł z pupilem na spacer z zamiarem zostania tam tak długo, dopóki szczeniak nie zachowa się tak, jak powinien. Na próżno.
Tymczasowy spokój Ślizgona odszedł w zapomnienie, gdy poczuł, jak po nogawce jego spodni rozchodzi się ciepło, którego źródłem było to, że po raz kolejny tego dnia został olany przez swojego psa. Tym razem dosłownie. Powoli otworzył oczy i z widocznym obrzydzeniem zmierzył Salazara spojrzeniem. Doberman, który na powrót uczył się odczytywać nastrój właściciela, zaskomlał i, nie czekając na rozkaz, sam pobiegł do sypialni Gryfonki.
Blondyn, przeklinając otyłego szczeniaka, wyjął z kieszeni różdżkę i osuszył spodnie. Poszedł do swojego pokoju i zabrawszy z niego szare dresy i czarny podkoszulek ruszył do łazienki, by wziąć prysznic. Nie mając nic innego czym mógłby się zająć, ponownie zasiadł w salonie z zamiarem przeczytania kilku rozdziałów podręcznika do transmutacji, by nadrobić nieco zaległości. Choć naprawdę starał się zapamiętać jak najwięcej z tego, co przeczytał, lektura niesamowicie go nużyła i w pewnym momencie powieki same zaczęły mu się zamykać.
Gwałtownie wyprostował się i odrzucił książkę na stolik, nie chcąc zasnąć w salonie. Niedawno koszmary powróciły i nie chciał, by natrętna Gryfonka była świadkiem tego, jak wije się i wrzeszczy przez sen. A już na pewno nie chciał, by widziała, jak płacze. Nie zdarzało się to często, jednak parę razy obudził się, mając mokre policzki. Znając Hermionę, od razu zaczęłaby się nad nim litować i proponować pomoc czy konsultacje z którymś z nauczycieli. Nie chciał ani litości, ani pomocy, ani tym bardziej tego, by ktokolwiek się o tym dowiedział. Co noc przed zaśnięciem rzucał zaklęcie, by jego współlokatorka nie usłyszała jego krzyków. Nie chciał, by ktokolwiek dowiedział się o tej słabości. Zresztą, był przekonany, że prędzej czy później koszmary same znikną.
Podszedł do barku i nalał sobie Ognistej, by pozbyć się senności i scen z ostatniego snu, które nagle stanęły mu przed oczami. Opierając się jedną dłonią o blat, niemal jednym haustem opróżnił szklankę.
— Znowu pijesz? Nie wystarczy ci wrażeń?
Nim się odwrócił do dziewczyny, dolał sobie whisky, czując, że bez pomocy alkoholu nie jest w stanie przeprowadzić z nią w miarę spokojnej rozmowy. Nie spuszczając z niej oczu, upił łyk bursztynowego płynu.
— Znowu wpychasz swój garbaty nos w nie swoje sprawy, Granger. Zajmij się lepiej sobą. I zrób coś z tymi włosami — dodał, krytycznie patrząc na niechlujny kok pani prefekt, która, słysząc tę poradę, założyła ręce i zmrużyła oczy, co sygnalizowało jej gotowość do kłótni.
O dziwo, Hermiona nie zaczęła awantury, jak przypuszczał Draco. Siląc się na spokojny ton, powiedziała:
— Rozumiem, że nie jesteś zadowolony z tego, że masz iść ze mną na bal…
— Delikatnie powiedziane.
— …jednak mógłbyś spuścić z tonu. Czy to moja wina, że idziemy razem? — spytała dziewczyna i warknęła, widząc stanowcze skinięcie blondyna. — Oczywiście! Najlepiej zrzucić wszystko na mnie! — krzyknęła, wyrzucając ręce w powietrze. — Najlepiej wyżyć się na mnie! Ale wiesz co? — spytała, nieświadomie nachylając się w jego stronę. — Zapomnij, że będziesz mną rządził. Nie wezmę od ciebie żadnych maseczek, żadnych kremów. NIC. I trzymaj się z daleka od moich włosów.
— Z przyjemnością — powiedział lodowatym tonem Draco, upijając kolejny łyk Ognistej.
Ślizgon oparł się o barek, kończąc tym samym ich rozmowę.
Hermiona skrzywiła się, odrzucając niesforne kosmyki z twarzy. Chciała tylko omówić z nim sprawy organizacyjne, a skończyło się jak zawsze na kłótni. Nie za bardzo wiedząc, jak poruszyć właściwy temat, podeszła do barku, nie zwracając uwagi na spięcie blondyna. Przypominając sobie lekcję, jaką jej udzielił, dziewczyna wybrała jedną ze szklanek i sięgnęła po odpowiednią butelkę.
Draco, mimo iż próbował udawać obojętnego, obserwował poczynania Gryfonki ze zdziwieniem i ciekawością. Nie zdawał sobie sprawy, iż jego współlokatorka zapamiętała cokolwiek z tego, co powiedział jej wczorajszego wieczoru. Z aprobatą i dumą przypatrywał się kolejnym czynnościom swojej uczennicy, aż w końcu, nie mogąc się powstrzymać, mruknął:
— Trochę za dużo tego dałaś. Dodaj więcej soku.
Kasztanowłosa uśmiechnęła się pod nosem, korzystając z rady chłopaka.
— Więc już się do mnie odzywasz?
— Nie — odburknął, dopijając whisky.
Hermiona przewróciła oczami i wróciła do tworzenia drinka. Wiedziała, że sytuacja została chwilowo opanowana. Arystokrata ani nie zamknął się w pokoju, ani nie wybiegł z dormitorium i, co najważniejsze, w żaden sposób jej nie zaatakował. Realizując swój plan ugłaskania współlokatora, wyjęła mu z dłoni pustą już szklankę, zastępując ją własnoręcznie przygotowanym drinkiem. Usiadła na barku, uważnie obserwując twarz blondyna.
— Próbujesz mnie upić, Granger? — spytał Draco, podejrzliwie przyglądając się zawartości szklanki. Uniósł ją pod światło, by dokładnie obejrzeć jej twór.
— Tak. Jak trochę wypijesz, jesteś bardziej skłonny do współpracy — przyznała Hermiona, na co kąciki ust Ślizgona zadrżały, zdradzając rozbawienie.
Z ulgą obserwowała, jak arystokrata bierze pierwszy łyk. Ślizgon uniósł brwi i z uznaniem spojrzał na dziewczynę. Najwyraźniej posmakowało mu to, co stworzyła Gryfonka.
— Coś ty taki zaskoczony, Malfoy?
Spojrzał na dziewczynę, która w oczekiwaniu na jego odpowiedź zaczęła machać nogami. By ukryć uśmiech, upił kolejnego łyka, zastanawiając się nad tym, kiedy dokładnie Gryfonka zaczęła czuć się pewnie i swobodnie w jego obecności. Odstawił szklankę na barek i założył ręce na piersi, odwracając się do niej.
— Nie sądziłem, że możliwe jest to, by osoba, która stroni od alkoholu, potrafiła przygotowywać zdatne do picia drinki.
Hermiona przygryzła wargę, zastanawiając się nad odpowiedzią, tym samym przyciągając stalowe spojrzenie na swoje usta. W końcu napotkała wzrok blondyna i po chwili, wzruszając ramionami, odpowiedziała cicho:
— Miałam dobrego nauczyciela. Podobno jest dobry w… jak to było? — spytała, udając, że nad czymś się zastanawia. — Ach, już wiem. W mieszaniu w kociołku.
Ślizgon uniósł brew, a na jego ustach zagościł szatański uśmieszek. Ogień w jego zazwyczaj zimnych oczach powinien odstraszyć Hermionę. Zamiast tego Gryfonka niemal nieświadomie nachyliła się w jego stronę, nie odrywając wzroku od warg Dracona.
Arystokrata oparł dłoń o ścianę, a w jego głowie narodziła się zupełnie niespodziewana myśl, by pocałować dziewczynę. Tak po prostu. Nie przejmując się niczym: ani jej pochodzeniem, ani reakcją jego otoczenia. Nie zastanawiając się długo, poddał się tej pokusie. Powoli zaczął nachylać się w stronę Hermiony.
Ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów, gdy kątem oka zauważył ruch. Zerknął na swoje lewe ramię, gdzie czarny wąż wił się wokół czaszki i złowrogo wpatrywał się w Gryfonkę. Ta, niczego nieświadoma, oczekiwała na pocałunek z zamkniętymi oczami. Draco poczuł pieczenie w tym samym momencie, gdy wąż zasyczał i, odrywając się od skóry, ruszył do ataku na dziewczynę.
— NIE!
Ślizgon gwałtownie wyprostował się w fotelu, łapiąc za rękę nachylającą się nad nim Gryfonkę.
Dziewczyna zamarła w bezruchu, wpatrując się w niego z troską, a koc, którym chciała go przykryć, wyleciał jej z rąk. W jego oczach dostrzegła najpierw ulgę, która po chwili ustąpiła miejsca zakłopotaniu, by ostatecznie zmienić się w złość.
Blondyn puścił rękę Gryfonki, oparł łokcie na kolanach i ukrył twarz w dłoniach. Dziewczyna przysiadła na oparciu fotela, zastanawiając się, co powiedzieć, by nie pogarszać sytuacji. Doskonale wiedziała, że znowu dręczyły go koszmary, jednak pamiętała, co się stało ostatnim razem, gdy próbowała go pocieszyć. W ciszy obserwowała, jak Malfoy wstaje z fotela i kieruje się do barku.
— Znowu pijesz? Nie wystarczy ci wrażeń?
Podeszła nieco bliżej, chcąc wybić mu z głowy ten pomysł. Zdawała sobie sprawę, że w ten sposób arystokrata próbuje odgonić dręczące go koszmary, ale wiedziała, że topienie zmartwień w alkoholu przynosi więcej szkód niż pożytku.
Słysząc pytanie Gryfonki, Ślizgon spiął się, przypominając sobie sen. Czy to możliwe, żeby wydarzenia potoczyły się w tym samym kierunku?
Nie, oczywiście, że nie!” — skarcił się w duchu, za sam pomysł, że mógłby chcieć pocałować szlamę.
Z czystej ciekawości postanowił jednak poczekać na rozwój sytuacji. Odwrócił się do dziewczyny i, nie spuszczając z niej stalowych oczu, upił łyk Ognistej.
— Znowu wpychasz swój garbaty nos w nie swoje sprawy, Granger.
Czekaj, co było dalej?”.
Obrazy powoli zaczęły się zacierać, powodując, że młody arystokrata pamiętał coraz mniej szczegółów. Zlustrował wzrokiem dziewczynę, zatrzymując się dłużej na niechlujnie upiętych włosach.
— Ach, tak… Zajmij się lepiej sobą. I zrób coś z tymi włosami — dodał szybko, próbując wiernie odtworzyć rozmowę ze snu.
Hermiona wpatrywała się w Ślizgona, dokładnie analizując mimikę jego twarzy. O ile przy pierwszej części jego wypowiedzi widniała na niej pogarda, resztę zdania powiedział, wyglądając, jakby usilnie chciał sobie coś przypomnieć.
Czyżby skończyły mu się pomysły na kpiny i poniżanie?”.
Już miała odpłacić mu pięknym za nadobne, gdy przypomniała sobie wyraz jego twarzy, zaraz po przebudzeniu. Może i była zbyt wrażliwa i delikatna, ale poniekąd mu współczuła i nie chciała wywoływać kolejnej kłótni.
— Rozumiem, że nie jesteś zadowolony z tego, że masz iść ze mną na bal… — zaczęła delikatnie, jednak ton jej głosu zmienił się, gdy usłyszała, jak Ślizgon wtrąca się, mówiąc „Delikatnie powiedziane”. — Czy to moja wina, że idziemy razem?
— Tak — odpowiedział, po czym upił łyk bursztynowego płynu, próbując sobie przypomnieć, co powinien zrobić teraz.
Ach, tak, teraz Granger będzie się wydzierać i przyjdzie sobie zrobić drinka. Nie… to niedorzeczne” — pomyślał, obserwując, jak Gryfonka żywo gestykuluje, wydzierając się na niego.
Arystokrata ponownie odwrócił się w stronę barku, by dolać sobie alkoholu. Po cichu liczył na to, że dziewczyna zamknie się w swojej sypialni. Odgrywanie całej tej scenki ze snu może i było ciekawym doświadczeniem, jednak był przekonany o tym, że sprawy potoczą się zupełnie inaczej. „Przecież to niemożliwe, żebym…”
Ślizgon spiął się, widząc podchodzącą do barku Gryfonkę. Dziewczyna wzięła szklankę i zaczęła przygotowywać drinka. Przełknął ślinę, walcząc między ciekawością a chęcią zamknięcia się w swojej sypialni z butelką Ognistej i zapomnieniu o tym głupim śnie.
— Za dużo tego nalałaś — powiedział, przeklinając się w duchu za swój upór. Jeśli do czegoś między nimi dojdzie… „Nie! To tylko głupi sen… Zaraz będzie po wszystkim. Granger skończy przygotowywać drinka i zamknie się w swoim pokoju, a ja będę spokojny, bo okaże się, że to tylko głupi sen…” — pomyślał i dodał: — Dolej jeszcze trochę soku.
Z uwagą obserwował, jak kąciki jej ust unoszą się i dziewczyna wykonuje jego polecenie.
Przestań gapić się na jej usta, kretynie!”
Skarcił się w duchu, gdy zdał sobie sprawę, że nie może oderwać od nich oczu. Otrząsnął się, dopiero gdy kasztanowłosa wyciągnęła do niego rękę z ukończonym drinkiem. Wziął go od niej, nie zastanawiając się nawet, co robi. Upił łyk, nie czując nawet smaku napoju. Całą jego uwagę pochłonęła wewnętrzna bitwa dwóch skrajnych opcji: zostania i upewnienia się, że do niczego nie dojdzie oraz ucieczki do swojego pokoju, zanim do czegokolwiek MOGŁOBY dojść.
— Zaskoczony?
Wiesz, co teraz powinieneś powiedzieć. I wiesz, co ona odpowie… i co będzie później.”
Niczego nie będzie później, bo do niczego nie dojdzie!”
Więc powiedz, to i będziesz miał pewność!”
A jeśli jednak…”
— Idę spać — powiedział w końcu, oddając jej szklankę.
Szybkim krokiem skierował się do swojego pokoju, odpinając po drodze guziki koszuli. Zamknął za sobą drzwi, pozostawiając zdezorientowaną dziewczynę samą w salonie.
Hermiona upiła łyk drinka, zastanawiając się, czy nie popełniła gdzieś jakiegoś błędu.
— Smakuje normalnie — powiedziała cicho, wzruszając ramionami.
Draco stał oparty o drzwi, jakby w obawie, że za chwilę może przez nie przejść Gryfonka.
Nie, to niedorzeczne!” — pomyślał, starając się uspokoić. „To tylko sen… tylko sen.”
Odszedł od drzwi dopiero wtedy, gdy usłyszał, jak współlokatorka wchodzi do łazienki i zyskał pewność, że nie wparuje do jego sypialni. Ciężkim krokiem podszedł do łóżka, zrzucając po drodze koszulę na podłogę. Usiadł i skrył twarz w dłoniach, próbując wyrzucić z głowy obrazy odtwarzane w niej raz po raz. Granger, drink, niedoszły pocałunek… i znak.
Wyprostował się i spojrzał na swoje lewe ramie, a jego serce na chwilę wstrzymało pracę. Czy rzeczywiście linie były ciemniejsze, czy wyobraźnia płatała mu figle? Z przyśpieszonym oddechem uważnie obserwował go i westchnął z ulgą, widząc, że pozostaje on nieruchomy.
Chcąc odsunąć od siebie te nieprzyjemne myśli i wspomnienia, jakie przywołała końcówka snu, wyjął z szafki najnowszy numer „Świata Quidditcha”. Może nie była to najambitniejsza lektura, jednak nie miał ani siły, ani ochoty na dalszą naukę. Wrócił do łóżka, położył się na brzuchu i zaczął leniwie przewracać kartki. Już miał odrzucić ze złością magazyn, gdy wyłowił wzrokiem ciekawy nagłówek. Uniósł brew na widok tytułu artykułu, a po chwili na jego ustach pojawił się podstępny uśmieszek.

Pożegnanie Błyskawicy, czyli powrót legendarnych Strzał!

Odkąd Randolph Spudmore dołączył do ekipy Silverspeed, po świcie krążyły plotki, jakoby już niedługo miała powstać najdoskonalsza miotła, wyjęta wprost z marzeń najwybredniejszego fana szybkości. Naszemu reporterowi udało się porozmawiać z właścicielami firmy i możemy rozwiać Wasze wszelkie wątpliwości. Szykujcie się na zachwianie rynku miotlarskiego, Strzały powracają!
Zapewne wielu z was uśmiechnie się na wspomnienie Srebrnych Strzał, które, podobnie jak teraz Błyskawica, w swoim czasie robiły prawdziwą furorę, a jej posiadanie wskazywało na wyśmienity gust i jeszcze lepsze zasoby w banku Gringotta. Nic dziwnego, że firma Silverspeed postanowiła wrócić do czasów swojej świetności i na podstawie pierwszego wyprodukowanego przez nią modelu stworzyć najdoskonalszą miotłę wszech czasów. Z pewnością jest to zasługa znanego twórcy mioteł Randolph’a Spudmore’a, który latem tego roku rozpoczął współpracę z Leonardem Jewkes’em, właścicielem Silverspeed. Spudmore, jak wiadomo, został zwolniony z poprzedniej firmy, a miejsce po nim zajął jego zięć. Twórca Błyskawicy postanowił zemścić się na aroganckim wybranku swojej córki w najlepszy możliwy sposób — stworzył miotłę idealną z konkurencją zięcia.
Nasz reporter rozmawiał z Randolphem Spudmore i zdobył parę informacji na temat nowego modelu firmy Silverspeed. Na cześć swojej poprzedniczki miotła będzie nosić nazwę Złotej Strzały, a znany z niekonwencjonalnych pomysłów Spudmore dodaje, iż nazwa częściowo zdradza, z czego będzie ona wykonana.
Czy to oznacza, że nowa Strzała będzie pokryta złotem? Nikogo by to nie zdziwiło, tym bardziej, że jej twórca wykorzystał nieużywane wcześniej żelazne produkty wykonane przez gobliny w swoim poprzednim projekcie — Błyskawicy. Zapytany o to Spudmore uśmiecha się tajemniczo i odpowiada:
— Nie, nie będzie pokryta złotem… przynajmniej nie w całości. Pewne drobne elementy, owszem, jednak bardziej chodzi o budowę wewnętrzną, o szkielet miotły. Nie chcę za dużo zdradzać, mogę tylko dodać, że jeszcze czegoś takiego nie było. Jeśli chodzi o poprawki i różnice między Złotą Strzałą a Błyskawicą, to między innymi został ulepszony kształt rączki. Jej dolna część będzie znacznie wygięta, a antypoślizgowe uchwyty na stopy zostaną wykonane z trwalszego materiału. Nowa strzała będzie niezwykle szybka i precyzyjna. Oprócz tego będzie odporna na zaklęcie hamujące. No i oczywiście prędkość… Złota Strzała będzie osiągać około stu sześćdziesięciu mil na godzinę w dziesięć sekund.
Czy to oznacza, że nowa Strzała, podobnie jak różdżki, będzie miała swój unikalny rdzeń? Jeśli tak, to jakie będą tego skutki? Z całą pewnością możemy zgodzić się z Spudmore: czegoś takiego jeszcze nie było, a nam pozostaje tylko czekać do lutego, czyli do czasu wejścia Złotych Strzał na rynek. Dla tych, którzy już ostrzą sobie na nią zęby mamy niemiłą wiadomość. Cena Złotej Strzały będzie niemal pięciokrotnie większa od ceny Błyskawicy i tylko nieliczni będą mogli sobie na nią pozwolić.

Draco przez pewien czas wpatrywał się w artykuł z otwartymi ustami, a jego myśli zdominowały dwa słowa: „Złota Strzała… Złota Strzała… Złota Strzała”. Chwilowo całkowicie zapomniał o niedawnych przeżyciach, ogarnięty potrzebą posiadania najnowszej miotły. Skrzywił się, przypominając sobie o dacie premiery. „Luty. Cholerny luty. Grudzień dopiero się zaczyna!” — pomyślał, rozzłoszczony tym, że musi tyle czekać. Oczywiście mógłby napisać do odpowiednich osób, by móc wcześniej wejść w posiadanie Złotej Strzały, jednak matka odcięła mu tę drogę rozwiązania swojego problemu. Nikt nie odpowie na jego jakąkolwiek prośbę, dopóki Narcyza Malfoy nie przestanie boczyć się na swojego syna, a żeby tak się stało, Ślizgon musiał pokazać się na balu ze współlokatorką mugolskiego pochodzenia.
— Przynajmniej teraz mam jakąś porządną motywację — mruknął blondyn, przewracając się na plecy. — Tylko czy miotła jest tego warta…
Rozważania arystokraty przerwał kobiecy krzyk. Ślizgon natychmiast zerwał się z łóżka i bez zastanowienia wybiegł z sypialni. Przed jego oczami ponownie zagościł obraz czarnego węża atakującego jego współlokatorkę, a w ramieniu poczuł fantomowy ból. Wyważył drzwi do łazienki i wpadł do niej, gotów stoczyć walkę z napastnikiem… tyle że żadnego napastnika nie było.
Zamrugał zdezorientowany, widząc Hermionę stojącą tyłem do lustra i spoglądającą przez ramię na swoje odbicie. W zaciśniętych piąstkach trzymała brzegi białego ręcznika na wysokości klatki piersiowej. Włosy nadal miała upięte w wysokiego niechlujnego koka, a jej ciało pokrywały krople wody. Dziewczyna z uchylonymi ustami wpatrywała się w lustrzaną taflę, a jej dolna warga drgała, jakby się miała zaraz rozpłakać.
— Emm… Granger? — spytał niepewnie Draco.
Gdy ta nie odpowiedziała, zaciekawiony Ślizgon podszedł nieco bliżej i, zatrzymując się tuż przed nią, również zerknął na lustrzane odbicie pleców współlokatorki. Ręcznik opadał po obu stronach dziewczyny i zawijał się w dolnej części pleców, dzięki czemu doskonale widoczny był… tatuaż. Ogromny tatuaż.
— Wow — mruknął blondyn na widok czarnych skrzydeł, które zaczynały się tuż nad łopatkami i nikły pod ręcznikiem.
Pióra wykonane zostały w odcieniach szarości, która wyraźnie odznaczała się na jasnej skórze Hermiony. Skrzydła delikatnie wyginały się, a całość wyglądała smukle, elegancko i, co niechętnie przyznał Draco, seksownie.
Dziewczyna chwyciła w jedną dłoń brzegi białego ręcznika, a drugą niepewnie dotknęła wzoru na łopatce. Gdyby nie jej zdruzgotana mina i jęki rozpaczy to z pewnością drżąca dłoń dałaby do zrozumienia Ślizgonowi, że jego współlokatorka jest wstrząśnięta i załamana swoim odkryciem. Ku rozbawieniu arystokraty, ta potarła skórę, chcąc usunąć ze swojego ciała niechcianą ozdobę. Znieruchomiała, słysząc gromki śmiech współlokatora. Zmrużyła gniewnie oczy i czekała, aż blondyn przestanie się z niej naśmiewać.
— Skończyłeś?
Po dłuższej chwili chłopak odchrząknął i spojrzał na Hermionę z udawaną powagą, co tylko jeszcze bardziej rozdrażniło Gryfonkę. Jego stalowe oczy emanowały rozbawieniem i kpiną.
— Wiesz, Granger… — powiedział przeciągle, opierając się o ścianę — obawiam się, że to tak łatwo nie zejdzie…
Przez chwilę obserwował, jak dziewczyna staje na palcach, by móc dokładniej zobaczyć w lustrze skalę szkód. Nie był w stanie powstrzymać się od parsknięcia śmiechem na widok jej miny, gdy odkryła, że tatuaż znajduje się niemal na całej długości pleców.
— Chyba powinienem cię przeprosić za to, że nie wspomniałem, czym może skończyć się wspólne picie ze Ślizgonami — dodał, naigrywając się z Gryfonki. — No ale pierwsze szlify już zdobyłaś…
— Ty… — warknęła, podchodząc do blondyna.
Nie pamiętała, w jaki sposób zdobyła nową „ozdobę”, ale jednego była pewna: w tym musiał maczać palce Malfoy. Uniosła nieco głowę, by móc spojrzeć mu w oczy, w których w dalszym ciągu gościło rozbawienie, po czym oznajmiła:
— Ty… masz to jakoś odkręcić.
Obronnie uniósł dłonie.
— Mnie w to nie mieszaj.
Wyszedł z łazienki, zostawiając Gryfonkę samą ze swoim problemem. Ruszył do swojej sypialni i nim zdążył zrobić cokolwiek, wpadła do niej współlokatorka.
— Malfoy, zrób coś… — poprosiła, patrząc na niego błagalnie.
Spojrzał na nią z politowaniem, budząc w dziewczynie nadzieję, że pomoże jej w pozbyciu się pamiątki ze wspólnej imprezy. Bez słowa odwrócił się do niej plecami, po czym zajął się porządkowaniem biblioteczki.
— Malfoy! — wrzasnęła, podeszła do Ślizgona i chwyciła go za ramię, odwracając w swoją stronę. Przez moment obawiała się, że arystokrata wścieknie się na nią za ten gest, jednak w jego oczach ponownie dostrzegła rozbawienie. — Aż tak cię to bawi?
Ze względu na kolejny atak niekontrolowanego śmiechu, Ślizgon tylko pokiwał głową. Gryfonka dzielnie to wszystko znosiła, licząc na to, że gdy ten w końcu przestanie się śmiać, pomoże jej znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji.
Blondyn po raz ostatni rzucił jej rozbawione spojrzenie, po czym wyminął dziewczynę i stanął za nią, chcąc jeszcze raz przyjrzeć się tatuażowi. Położył dłoń na jej plecach, oceniając jakość rysunku. Przejechał palcem wzdłuż jednego z piór, uśmiechając się pod nosem. Mógł śmiało powiedzieć, że jego współlokatorka miała szczęście. Zawsze mogła skończyć z jakimiś bazgrołami, nierównymi konturami i innym partactwem.
Gryfonka wstrzymała oddech, czując dotyk współlokatora. Powolne muśnięcia arystokraty mogły uchodzić za czułą pieszczotę. Stała cierpliwie, lekko drgając za każdym razem, gdy palec Dracona nieśpiesznie badał kontury tatuażu. Spuściła głowę, lekko zagryzając wargę, tłumiąc w sobie chęć, by wygiąć plecy w jego stronę. Na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. Zmarszczyła brwi, widząc, jak jej organizm reaguje na dotyk i bliskość Ślizgona. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyła. Może to dlatego, że to właśnie on, Draco, stał za nią, a może to świadomość, iż, sama będąc w negliżu, pozwala na dotyk półnagiemu mężczyźnie. Wmawiając sobie, iż gęsia skórka pojawiła się na skutek zimna, jakie odczuwała, czekała cierpliwie, aż arystokrata skończy oględziny.
Draco zamarł, łapiąc się na tym, iż bada tatuaż Gryfonki stanowczo zbyt długo. Nie mogąc się oprzeć, ostatni raz przesunął palcem po piórze tuż nad ręcznikiem. Nie uszło jego uwadze, iż na ten dotyk kasztanowłosa wzdrygnęła się i wzięła gwałtowny wdech. Przełknął ślinę, by pozbyć się dziwnej suchości gardła. Zastanawiając się, co on do cholery wyrabia, zrobił krok w tył i bez żadnego słowa wyjaśnienia zaczął wyciągać z szafki ubrania.
Hermiona, słysząc otwierane szuflady, odwróciła się i pytająco spojrzała na Ślizgona, ten jednak skutecznie unikał jej wzroku, przygotowując się do kąpieli. Próbując zwalczyć ognisty rumieniec, zdobiący jej policzki, odchrząknęła, by zwrócić na siebie uwagę.
— No i? — spytała, chcąc wiedzieć, jak pozbyć się niechcianej ozdoby.
Sama nie miała pojęcia jak go usunąć, nigdy nie interesowała się zaklęciami usuwającymi tatuaże. Wiedziała, że istnieje na to mugolski sposób, jednak był on wyjątkowo bolesny… no i drogi. Nie mogła sobie pozwolić na wydanie całej wygranej z turnieju. Musiała liczyć się z tym, że nie od razu po ukończeniu szkoły znajdzie pracę. Poza tym trzeba będzie rozejrzeć się za nowym domem dla niej i dla jej rodziców, gdy w końcu ich odnajdzie.
Ślizgon, nie przerywając swoich poszukiwań, zerknął na dziewczynę i oznajmił:
— Masz problem, Granger, bo nie da się go usunąć…
— CO?!
— …przynajmniej nie zaklęciem — zakończył, unosząc brew.
Gdy tylko zobaczył tatuaż z bliska, przypomniał sobie, jak rzucał na niego zaklęcie utrwalające. Nie pamiętał dlaczego i nie chciał tego wiedzieć. Już sam fakt, że opuścili Hogwart, będąc w takim stanie, był przerażający. Zostawiając Gryfonkę samą z tymi rewelacjami, zabrał swoje rzeczy i ruszył do łazienki.
— Malfoy!
Co ona powie w skrzydle szpitalnym? „Przepraszam, ale muszę usunąć tatuaż. No wie pani, upiłam się ze Ślizgonami, opuściłam z nimi tereny szkoły grubo po wyznaczonej ciszy nocnej i teraz liczę na to, że sprawa pozostanie między nami.”
Draco zatrzymał się w przejściu i spojrzał na nią przez ramię. Widząc jego rozgniewane spojrzenie, odruchowo się cofnęła.
— Stoisz w moim pokoju, prawie naga i jeszcze się na mnie wydzierasz. Gdy wrócę, ma cię tu nie być, Granger — warknął blondyn i opuścił sypialnię.
Gryfonka podskoczyła, słysząc huk zamykanych drzwi od łazienki. Rozdrażniona jego zachowaniem, posłusznie udała się do swojego pokoju. Mamrocząc do siebie pod nosem, otworzyła komodę, by wybrać z niej ciemne dżinsy.
On jest nienormalny. Niestabilny psychicznie! Raz jest miły i znośny, a w następnej chwili bez kija nie podchodź! A teraz? Najpierw warczy na mnie, bo miał zły sen, później normalnie ze mną rozmawia, obmacuje mnie w swoim pokoju, a w wielkim finale znowu się na mnie wydziera!” — pomyślała, naciągając spodnie na nogi.
Podeszła do lustra i zrzuciła ręcznik, by jeszcze raz przyjrzeć się czarnym skrzydłom.
A co jeśli nie uda się ich usunąć?”
Hermiona wzdrygnęła się, by po chwili zganić się za tę niemądrą myśl. Jaką miała pewność, że współlokator mówił prawdę? Skąd mógł wiedzieć, że nie da się usunąć tatuażu, skoro nie rzucił żadnego zaklęcia, by się o tym przekonać?
A jeśli nie kłamał?”
Zaczęła zastanawiać się, co by zrobiła, gdyby nie udało jej się usunąć ozdoby za pomocą czarów. Czy wytrzymałaby ból przy likwidacji skrzydeł w sposób mugolski? „Możliwe, ale w sumie nie są takie złe” — próbowała się pocieszyć.
— Granger, zostawiłaś…
Hermiona pisnęła i natychmiast zakryła się rękami. Zażenowana i skrępowana tym, że po raz kolejny Ślizgon widzi ją niekompletnie ubraną, dziękowała Merlinowi za to, że stała tyłem do niego.
— …różdżkę — dokończył wolno chłopak.
Ubrany cały na czarno, z mokrymi włosami zaczesanymi w tył stał nieruchomo, trzymając w ręku jej własność. Bez słowa rzucił różdżkę na pobliski stolik i wyszedł z sypialni współlokatorki.
Gryfonka stała nieruchomo do czasu, aż nie zyskała pewności, że Ślizgon ponownie nie wtargnie do jej pokoju. Pośpiesznie nałożyła stanik i czerwoną bluzkę, myśląc o tym, ile to już razy została naruszona jej prywatność. Co jest z nimi i tą nagością?
Rozdrażniona, wyszła z pokoju i zatrzęsła się ze złości, widząc Dracona siedzącego w salonie, jak gdyby nigdy nic. Wyszła na korytarz i nie mogąc się powstrzymać, nim przejście się zamknęło, rzuciła na odchodne:
— Palant!
Zaskoczona, jak wiele ulgi przyniosło jej to dziecinne zachowanie, ruszyła do skrzydła szpitalnego, licząc na to, że panna McCullen będzie dyskretna i znajdzie sposób na niechcianą ozdobę. O ile jej pierwsze założenie okazało się trafne, rozczarowana słuchała fachowej opinii rudowłosej kobiety.
— Niestety, żadne zaklęcie tutaj nie pomoże. Ale jest inne wyjście — dodała szybko, widząc minę Gryfonki. — Istnieje pewna maść, która zdoła go usunąć, jednak to trochę potrwa.
— Ile? — spytała Hermiona, zakładając z powrotem bluzkę.
Panna McCullen odsłoniła parawan i ruszyła do gabinetu, gestem zapraszając uczennicę do środka. Zaskoczona dziewczyna posłusznie weszła do niewielkiego pomieszczenia, w którym do tej pory nigdy nie była. Usiadła przy biurku naprzeciwko pielęgniarki, niecierpliwie wyczekując wieści.
— Najpierw szkoła musi złożyć zamówienie, nie mamy zapasów tej maści. Sama możesz również ją kupić, ale…
— Jest droga — dokończyła ponuro dziewczyna, po części spodziewając się takiego obrotu spraw. Ostatnio wszystko szło jej pod górkę.
Beth skinęła głową.
— Jeśli złożymy zamówienie jeszcze dziś, to za dwa, góra trzy tygodnie powinniśmy ją dostać. Ponieważ maść zawiera kilka składników często wywołujących alergie, musisz najpierw wykonać badania, ale to nie potrwa długo. Jeśli będziesz ją stosowała dwa razy dziennie, to pierwsze efekty będą widoczne po miesiącu stosowania.
— Po miesiącu? — powtórzyła załamana pani prefekt.
Liczyła na to, że jeszcze przed balem uda jej się usunąć tatuaż. Nie mając innego wyjścia, pokiwała głową w odpowiedzi na pytanie, czy pielęgniarka ma złożyć zamówienie. Po dziesięciu minutach Hermiona zbierała się do wyjścia, jednak zatrzymała ją panna McCullen.
— Na pewno wszystko w porządku? — spytała, badawczo patrząc na uczennicę. Do tej pory nie wiedziała, jak dziewczyna zdobyła niechciane czarne skrzydła.
— Tak. Dziękuję — powiedziała Hermiona i pośpiesznie opuściła skrzydło.
Chcąc wyżalić się ze swoich problemów, postanowiła odwiedzić pokój wspólny Gryffindoru. Już po chwili siedziała w swoim dawnym dormitorium, opowiadając całą historię Ginny.
— A maść zacznie działać dopiero w połowie stycznia! — zakończyła swoją opowieść i ukryła twarz w dłoniach.
Weasleyówna popatrzyła współczująco na przyjaciółkę. Raz w życiu zaufała Ślizgonom i tak się to dla niej skończyło. Usiadła na łóżku obok niej i objęła ją ramieniem, cierpliwie czekając, aż dziewczyna się uspokoi.
— Naprawdę jest taki wielki? — spytała młodsza Gryfonka, myśląc, że Hermiona wyolbrzymia całą sprawę, jednak zmieniła zdanie, gdy ta odwróciła się i uniosła bluzkę. Gwizdnęła z podziwu, widząc czarne skrzydła.
— Szczerze? One są przepiękne — wydukała, przesuwając palcem po jednym z piór. — Na pewno chcesz się go pozbyć? Bo, wiesz, jak je zobaczyłam, to sama się zastanawiam nad tatuażem — powiedziała rozbawiona rudowłosa.
Pani prefekt poprawiła bluzkę i oburzona spojrzała na przyjaciółkę.
— Piękne czy nie, ja nie chcę tatuażu! To wcale nie jest śmieszne! Nie mogę się tak pokazać na balu!
Co by powiedziała babcia Rose” — dodała w myślach i skrzywiła się, wyobrażając sobie reakcję staruszki.
Na wzmiankę o balu dobry humor Ginny odszedł w zapomnienie. Dziewczyna zmarszczyła brwi, a na jej twarzy smutek walczył o podium ze wściekłością. Hermiona szybko domyśliła się, o co chodzi.
— Lee?
Ginny prychnęła pod nosem. Wstała z łóżka i szybkim krokiem zaczęła przemierzać dormitorium.
— Nie wymawiaj przy mnie jego imienia. Ignoruje mnie i w ogóle nie odpowiada na listy, chociaż dobrze wie o balu. No… ale skoro praca i podlizywanie się mojemu bratu jest dla niego ważniejsze, to proszę bardzo! — wykrzyczała młodsza Gryfonka i ze złością kopnęła w niewielki stoliczek obok jej łóżka. — Nie mam z kim iść na bal… — podsumowała cicho i z powrotem usiadła obok Hermiony.
Kasztanowłosa przez chwilę siedziała nieruchomo, zupełnie nie wiedząc, co ma powiedzieć. Nie podejrzewała Lee, że jest do tego zdolny. Tym razem to ona przytuliła przyjaciółkę.
— Przykro mi — powiedziała, na co Ginny machnęła ręką.
— Niepotrzebnie. Teraz to w ogóle nie chcę iść na ten głupi bal. Przecież to, że nie pójdę na potańcówkę, nie jest końcem świata.
— Naprawdę nie chcesz tam iść? Bo mam dla ciebie partnera…
Ginny uniosła głowę i z zaciekawieniem spojrzała na przyjaciółkę.
— Malfoyowi nie udało się odkręcić wspólnego pójścia na bal, więc Harry jest wolny.
— Wie o tym?
Widząc twierdzące kiwnięcie głową kasztanowłosej, uśmiechnęła się chytrze, a jej oczy zabłysły wesoło. Poderwała się z łóżka i wyszła na korytarz.
— HARRY! HEJ, HARRY! — Hermiona podskoczyła, słysząc wrzaski przyjaciółki. Widocznie Gryfon usłyszał wołanie dziewczyny, bo ta kontynuowała. — IDZIESZ ZE MNĄ NA BAL?! TO SUPER!
Wyraźnie weselsza Ginny wróciła do dormitorium. Uśmiechnęła się do przyjaciółki i zatarła ręce, na co starsza Gryfonka przełknęła ślinę.
— Masz zamiar zrobić coś głupiego, prawda?
Ginny podeszła do Hermiony i pociągnęła ją za ręce, zmuszając do wstania z łóżka.
— Chodź, sprawdzimy, czy tych skrzydeł nie da się zakryć makijażem.
Hermiona dobrze wiedziała, że pomysł dziewczyny nie wypali, jednak nie miała serca jej odmówić.

***

Gdy następnego dnia weszła do Wielkiej Sali, Hermiona od razu wiedziała, że coś się stało. Uczniowie bardziej niż śniadaniem zajmowali się wymienianiem plotek. Szepty i okrzyki zdziwienia wypełniały pomieszczenie.
Kasztanowłosa zajęła swoje miejsce obok Ginny, mając przed sobą Harry'ego i Rona.
— Złapano odpowiedzialnego za napis w Noc Duchów — powiedział Potter, widząc pytające spojrzenie przyjaciółki. — Benjamin Wilson. Znasz go?
Dziewczyna kiwnęła głową.
— To ten Ślizgon, co ostatnio napadł na Toma Moor. Czwartoklasista — dodała, nakładając porcję owsianki.
— Tak czy inaczej dzięki niemu mamy jeszcze godzinę przerwy — oznajmił Harry, a gdy napotkał zdziwione spojrzenie dziewczyny, dodał: — McGonagall się teraz nim zajmuje i lekcja transmutacji została odwołana. Swoją drogą to nawet się cieszę, że cała ta afera z napisem okazała się tylko głupim żartem.
— No — mruknął niewyraźnie Ron, który właśnie był w trakcie pożerania kolejnej porcji jajecznicy. Gdy w końcu przełknął zalegający pokarm, dodał: — Jeśli dodać do tego te wszystkie doniesienia z kraju, sprawa rzeczywiście wyglądała nieciekawie. A oto okazało się, że to tylko kolejny wybryk naszych uroczych Ślizgonów — powiedział, patrząc z pogardą w stronę uczniów Slytherinu.
Hermiona posłała mu karcące spojrzenie.
— Wybryk JEDNEGO ze Ślizgonów, Ron. JEDNEGO. Nie możesz ich wszystkich wsadzać do jednego kociołka i oczerniać, tylko dlatego, że jeden z nich zachował się niewłaściwe.
Tym razem to rudowłosy spojrzał na nią spode łba, jednak nic nie powiedział. Sięgnął po puchar i upił łyk soku, robiąc przy tym wszechwiedzące miny. Gryfonka nie wytrzymała, odrzuciła na stół Proroka Codziennego i zapytała:
— Coś nie tak?
Ron nie odpowiedział od razu. Rozsiadł się na ławie, krzyżując ręce na piersi. Przez moment wpatrywał się w kasztanowłosą, po czym prychnął pod nosem, mówiąc:
— Oprócz tego, że nagle stałaś się obrończynią oślizgłych gadów? Nie, skąd! Wszystko w porządku.
— Ron, jestem prefektem naczelnym. Mam zapobiegać wrogości wobec innych domów, a nie ją jeszcze podjudzać. Mógłbyś mi w tym pomóc.
— Nie sądzę. Ja nie dam się omamić uroczym uśmieszkom Malfoya. Już zapomniałaś, jaki jest wredny i wkurzający?
Dziewczyna zaśmiała się, jednak gdy przemówiła, nie było w jej głosie ani krzty życzliwości.
— Wiesz co, Ron? Obecnie wkurzasz mnie bardziej niż on — oznajmiła, pozbierała swoje rzeczy i wyszła z Wielkiej Sali.
Przeczuwała, że Ron może być dziś bardziej irytujący i zaczepny niż zazwyczaj. Już pewnie dowiedział się o tym, że jej partnerem na balu będzie Malfoy. Czy to jej wina? Nie. Ma inne wyjście? Nie. Czy to aż takie trudne do zrozumienia, że wypełnia tylko swoje obowiązki? Dla Rona najwyraźniej tak. Dziewczyna zaczęła obawiać się tego, jak jej przyjaciel może zachować się na balu.
Świetnie! Nie dość, że będę musiała użerać się z Malfoyem, to jeszcze Ron będzie stroił fochy”.
Weszła do dormitorium z zamiarem wyrzucenia z głowy kwestii związanych z balem, przynajmniej do wieczora. Wtedy spróbuje jeszcze raz omówić ze Ślizgonem sprawy organizacyjne.
Jednak jej postanowienie zostało złamane w chwili, gdy zobaczyła na swoim łóżku dużych rozmiarów pudło. Zaciekawiona, zajrzała do środka i uniosła brew na widok góry kosmetyków, która z łatwością mogłaby zapełnić wystawę sklepową. Arystokrata nie żartował, mówiąc, że do czasu balu popracuje nad jej wyglądem. Musiał wydać na to majątek, a ona nie miała zamiaru przyjąć tego zestawu kosmetyków. Miała swój honor i nie pozwoli, żeby Ślizgon decydował o tym, jak ma wyglądać.
Usłyszała wesołe szczekanie Salazara, obwieszczające powrót jej współlokatora. Odłożyła do pudełka jedną z wielu odżywek do włosów i odwróciła się, chcąc oznajmić arystokracie, że nie ma zamiaru korzystać z tych wszystkich rzeczy.
Podskoczyła, widząc go opartego o futrynę.
— Widzę, że zdążyliście się już zaprzyjaźnić — powiedział, wskazując głową na pudło. — Świetnie się składa, bo dobrze by było, gdybyś już dziś zaczęła kurację — dodał, podchodząc do dziewczyny.
— Malfoy...
— Tu masz odżywki do tych kudłów, a tu coś, co, mam nadzieję, być może poprawi jakość twojej skóry — kontynuował, zupełnie ignorując wtrącenie Gryfonki. — Tak jak mówiłem, trzeba zacząć od zaraz, bo czasu mamy niewiele...
— Malfoy...
— …a i trzeba będzie w wolnej chwili wyskoczyć do Hogsmeade, by podciąć trochę te obumarłe końcówki —oznajmił, krytycznie przyglądając się włosom dziewczyny. — Może nawet dałoby radę wybrać się do Londynu do naprawdę dobrego salonu... zresztą i tak musimy tam pojechać, by krawcowa mogła pobrać miary...
— Malfoy!
— Coś mówiłaś?
Hermiona wzięła głęboki wdech, zastanawiając się, w jaki sposób może wyperswadować swojemu współlokatorowi zamiar decydowania o tym, jak miała wyglądać podczas balu. Przywołała na twarz coś na wzór uśmiechu i, siląc się na spokój, oznajmiła:
— Doceniam to, że tak się zaangażowałeś, ale nie możesz narzucać mi, jak mam wyglądać...
— Nie? A to niby dlaczego? — spytał na pozór uprzejmym tonem, przeglądając zawartość paczki.
— Bo ci na to nie pozwolę — odpowiedziała nieco bardziej napastliwie. — I przykro mi, ale nie mogę przyjąć tego wszystkiego.
— Oczywiście, że możesz i zrobisz to... nie, nie przerywaj mi — dodał, unosząc ostrzegawczo palec wskazujący. — Uznaj, że to rekompensata za te kapcie, które pogryzł ci Salazar, skoro twoje ego nie pozwala ci po prostu skorzystać z uśmiechu losu, jakim jest fakt, że choć raz w życiu będziesz miała dostęp do kosmetyków dobrej jakości.
Dziewczyna przez chwilę mierzyła w niego zimnym spojrzeniem, jednak w końcu doszła do wniosku, że Ślizgon nie odpuści. Podniosła pudło i postawiła je na komodzie.
— Dobra, niech ci będzie — oznajmiła, sprawiając, że na twarz arystokraty wpełzł uśmiech zwycięstwa. — Ale sukienkę już mam, więc wybij sobie z głowy, że pokażę się na balu w czymś innym.
— Tak? To pokaż mi to cudo — rozkazał, opierając się o kolumienkę łóżka.
Hermiona podeszła do szafy i wyjęła z niej swoją sukienkę, którą kupiła jeszcze przed rozpoczęciem roku szkolnego. Uśmiechnęła się pod nosem, czując, że tym razem Ślizgon nie będzie miał do czego się przyczepić. W końcu kreację pomogła jej wybrać Ginny, poza tym była naprawdę zjawiskowa. Dziewczyna rozpięła pokrowiec i wyjęła z niego czerwoną, sięgającą kolan, sukienkę na ramiączkach.
Blondyn wziął ją od Gryfonki. Po dokładnych oględzinach kroju i jakości materiału oznajmił:
— Nie jest najgorsza, ale i tak trzeba ci zamówić nową.
— Słucham?! Niby dlaczego? — oburzyła się, wyrywając Ślizgonowi sukienkę z rąk.
— Bo za cholerę nie pasuje do mojego garnituru.
— ŻE CO?! — warknęła Hermiona, robiąc krok w stronę, nieświadomego niebezpieczeństwa, arystokraty.
To ona ma poświęcić najpiękniejszą sukienkę, jaką kiedykolwiek miała, bo nie będzie pasować do jego garnituru?
O nie, panie Malfoy. Tak się na pewno nie stanie!” — pomyślała Gryfonka.
Odłożyła niezbyt delikatnie czerwoną suknię na łóżko i wskazując współlokatorowi drzwi, powiedziała:
— Wyjdź z mojego pokoju, Malfoy.
Blondyn uniósł brwi niemal po linię włosów. Spodziewał się milszego traktowania po tym, jak wydał na nią prawie dwieście galeonów… a to był dopiero początek kosztów. Nie widząc innego rozwiązania, wyprostował się, poprawił marynarkę i wyjął z kieszeni różdżkę.
Dziewczyna, widząc jak w nią celuje, cofała się, aż nie wpadła na szafę. W niedowierzaniu wytrzeszczyła oczy.
— Odbiło ci?!
Przełknęła ślinę, słysząc lodowaty śmiech arystokraty.
— Salazar mi świadkiem, że chciałem po dobroci, ale ty jak zwykle jesteś uparta, Granger. Nie pozostawiasz mi innego wyboru… nie to, że narzekam. Tak jest o wiele zabawniej — dodał z kpiącym uśmieszkiem i, nim Hermiona zdążyła cokolwiek zrobić, rzucił zaklęcie.
Spetryfikowana, runęła na podłogę. Kolejnym krótkim machnięciem sprawił, że Gryfonka uniosła się z podłogi, a wokół niej pojawiły się miarki, które same owijały się wokół talii, biustu i bioder kasztanowłosej. Ostatnia z nich zmierzyła jej wzrost.
Nie mogąc w tej sytuacji zrobić nic więcej, Hermiona mierzyła we współlokatora morderczym spojrzeniem. Przysięgała sobie, że jak tylko efekt zaklęcia minie, chłopak dostanie za swoje. Młody Malfoy, jak gdyby nigdy nic, podszedł do niej z notesem i piórem, by leniwym ruchem ręki zapisać wymiary współlokatorki.
Prostak ma jeszcze czelność pogwizdywać pod nosem!”
Gdy Ślizgon skończył swoje zadanie, oddalił się na bezpieczną odległość i cofnął zaklęcie. Hermiona natychmiast wstała i zaczęła podchodzić do niego z niebezpiecznym błyskiem w bursztynowych oczach.
— Ty tleniony, bezmózgi, sadystyczny prosiaku...
Arystokrata, znając już jej nietuzinkowy charakterek, natychmiast uniósł różdżkę, a dziewczyna odbiła się od niewidzialnej tarczy i upadła na podłogę. Zanim się podniosła i rozpoczęła kolejną próbę uszkodzenia swojego współlokatora, Draco uniósł ręce i powiedział:
— Granger, uspokój się, chyba że mam cię jeszcze raz spetryfikować.
Hermiona powoli wstała z podłogi i z godnością poprawiła szkolny mundurek, walcząc z ciskającymi się na usta przekleństwami. Bardzo rzadko jej się to zdarzało, jednak w tej chwili całkowicie usprawiedliwiało ją zachowanie blondyna.
— Wiesz, Malfoy — zaczęła powoli, mrużąc wściekle oczy. — Możesz sobie wsadzić te pomiary. I tak pójdę w mojej sukience.
Draco uśmiechnął się krzywo, choć tak naprawdę miał serdecznie dość jej ciągłych humorków. W pierwszej chwili chciał ponownie spetryfikować Gryfonkę, jednak w głowie zrodził mu się lepszy plan. Taak… upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu.
Uśmiechając się złośliwie, uniósł różdżkę, a Hermiona odruchowo skuliła się, jednak tym razem Ślizgon nie mierzył w nią, tylko w sukienkę leżącą na łóżku. Dziewczyna krzyknęła i rzuciła się w jego stronę, by zapobiec katastrofie. Za późno. Czerwona sukienka uniosła się, sprawiając wrażenie, iż nagle wypełniło ją niewidzialne kobiece ciało, a w następnej chwili stanęła w płomieniach. Po chwili z pięknej kreacji Gryfonki została zwęglona kupka materiału.
Zdruzgotana dziewczyna patrzyła na szczątki, jeszcze do niedawna pięknej, czerwonej sukni. Nie wierzyła w to, co się przed chwilą wydarzyło, jednak popiół, swąd spalenizny i śmiech Ślizgona brutalnie oznajmiły jej prawdę.
Zrobił to. Naprawdę to zrobił.”
Do jej oczu napłynęły łzy, których nawet nie próbowała powstrzymywać. Czekała na ten bal, od dawna planowała razem z Ginny strój i makijaż, a teraz wszystko zostało zaprzepaszczone, przez kaprysy arystokraty.
Hermiona uniosła głowę, z wściekłością patrząc w stalowe tęczówki współlokatora. Złośliwy uśmieszek i wyraz tryumfu na jego twarzy tylko jeszcze bardziej rozjuszył Gryfonkę. Ocierając łzy, wyszła z pokoju, rzucając:
— Nienawidzę cię.
Chwilę później, trzaskając drzwiami, opuściła dormitorium.
Malfoy uśmiechnął się pod nosem i po raz ostatni spojrzał na szczątki sukni. Z poczuciem dobrze wykonanego zadania wyszedł z dormitorium i, pogwizdując, skierował się tam, gdzie, jak przypuszczał, powinna być teraz jego współlokatorka — do gabinetu dyrektorki.
Gdy wszedł, dziewczyna była w trakcie relacjonowania całego zajścia. Widząc pytające spojrzenie dyrektorki, oznajmił:
— I tak za chwilę byłbym wezwany na dywanik, więc po co to wszystko komplikować?
Uśmiechnął się wrednie, widząc wściekłe spojrzenie Hermiony. Chciał przecież dobrze, a ona wszystko popsuła, unosząc się swoją dumą i niezależnością. Cierpliwie czekał, aż dziewczyna skończy opowiadać całe zajście. Gdy doszła do momentu, w którym spalił jej sukienkę, pociągnęła nosem, a jej policzki ponownie pokryły się łzami.
— Nie no, Granger, nie mów mi, że ryczysz z powodu kiecki — oznajmił, poprawiając mankiety koszuli.
Hermiona gwałtownie odwróciła się w jego stronę. Jak on po tym wszystkim śmiał tu tak spokojnie stać i  się z niej wyśmiewać? Podeszła do niego, z zamiarem wymierzenia ciosu, jednak arystokrata szybkim ruchem złapał ją za nadgarstki i okręcił, krzyżując dziewczynie ręce, tym samym skutecznie ją unieruchamiając.
— Widzi pani, pani dyrektor? Ja z nią mam tak cały czas. A naprawdę wykazałem się dobrą wolą i próbowałem się dogadać. A z tą sukienką to był wypadek.
Dziewczyna przestała się szamotać i odwróciła głowę, spoglądając w oczy arystokracie.
— Wypadek?! Ty wredny, podstępny...
— DOŚĆ.
Minerva McGonagall przerwała kolejną sprzeczkę prefektów naczelnych. Miała nadzieję, że po powrocie z turnieju ich relacje ulegną polepszeniu, jednak teraz zaczęła się zastanawiać, czy nie liczyła na zbyt wiele. Chcąc jak najszybciej zażegnać konflikt, zarządziła:
— Panie Malfoy, odkupi pan swojej koleżance...
— Ja nie jestem...
Protest Hermiony został stłumiony przez Malfoya, który czując, że sprawy idą po jego myśli, zatkał jej dłonią usta, podczas gdy drugą w dalszym ciągu krępował jej ruchy.
— …zniszczoną sukienkę, dbając o to, by była równie ładna i elegancka co poprzednia. Rozumiemy się?
Zadowolony z takiego rozwiązania arystokrata, w dalszym ciągu zakrywając dziewczynie usta, uśmiechnął się i oznajmił:
— Tak jest — po czym zmusił Hermioną do potakującego kiwnięcia. — To my już pójdziemy — zaczął, powoli kierując się ze współlokatorką w stronę wyjścia — Pewnie ma pani dyrektor masę spraw na głowie. Nie będziemy pani więcej niepokoić — dokończył, po czym razem z Gryfonką opuścił gabinet.
Schodzenie ze schodów zajęło im więcej czasu niż zazwyczaj z racji tego, iż Ślizgon nadal nie wypuścił dziewczyny ze swoich objęć, w obawie, że ta mogłaby wrócić do gabinetu i wszystko popsuć. Znowu.
Odetchnął z ulgą, gdy chimera strzegąca wejścia do gabinetu dyrektorki ponownie wróciła na swoje miejsce. Już miał oswobodzić swoją zakładniczkę, gdy odskoczył od niej jak oparzony. Przez chwilę wpatrywał się w czerwone ślady zębów Gryfonki, które zdobiły jego skórę pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym.
Ugryzła mnie. Ta mała jędza mnie ugryzła” — przeszło mu przez myśl, podczas gdy dziewczyna poprawiała swój mundurek.
— Kurwa, Granger, jak jesteś głodna, to idź po coś do kuchni...
— Nie waż się mówić, co mam robić, Malfoy. I wiesz co? Zapomnij o tym balu, o tym, że z tobą pójdę i że kiedykolwiek jeszcze się do ciebie odezwę. Nie chcę cię znać! Jesteś kanalią, podłym i nic niewartym zerem. Słyszałeś?! Jesteś ZEREM.
Ślizgon słuchał tego wywodu z kamienną maską na twarzy, choć tak naprawdę wszystko się w nim gotowało. Nie chciał jednak dawać jej tej satysfakcji, pokazując, że jej słowa go zraniły. Zapytał tylko, z udawanym spokojem i dystansem:
— Coś jeszcze?
— Nienawidzę cię! — wykrzyknęła, po czym wbiegła do najbliższej łazienki.
Draco prychnął pod nosem i ponownie przyjrzał się małym ranom na dłoni. Zaczął zastanawiać się, kiedy opinia innych na jego temat zaczęła go jakkolwiek obchodzić. Przeklął siarczyście i ruszył do dormitorium.
Znalezienie sobie zajęcia nie zajęło mu wiele czasu. Szybko przebrał się w dresy i zaczął ćwiczyć. Porządny wysiłek fizyczny był jedną z niewielu rzeczy, które pomagały mu osiągnąć spokój.
Po dwóch godzinach intensywnego wysiłku podniósł się do siadu. Przez chwilę siedział nieruchomo, normując tempo oddechu. Oparł łokcie na kolanach, jedną dłonią ocierając pot z twarzy i odgarniając włosy w tył. Wstał, zdjął przepocony podkoszulek, ruszył do łazienki, by wziąć prysznic.
Stojąc pod kaskadą lodowatej wody, wspominał niedawne wydarzenia.
— Cholerna Granger — warknął, zaciskając w pięści dłonie oparte na kafelkach.
Nie dość, że nie miał innego wyjścia, jak tylko pójść z nią na bal, jego partnerka stawiała opór przy próbie poprawy jej wizerunku! Ślizgon na powrót wpadł we wściekłość, gdy jego wzrok odnalazł prawie niewidoczne już ranki na dłoni. On pierwszy się do niej nie odezwie. Był pewien, że już niedługo Gryfonka sama do niego przyjdzie, jeśli nie kierowana wyrzutami sumienia i obawą przed kompromitacją, wynikającą z braku sukni, to na pewno będzie chciała omówić sprawy organizacyjne.
— O tak, na pewno do mnie przyjdzie. A ja potrafię być bardzo cierpliwy — mruknął Draco, a na jego ustach pojawił się szatański uśmiech.

***

Prefekci naczelni unikali się już od niemal dwóch tygodni. A raczej to Hermiona unikała swojego współlokatora. Gdziekolwiek go nie spotkała, natychmiast opuszczała pomieszczenie. Wyjątkiem oczywiście były lekcje, z czego najtrudniejszą były eliksiry. Dzieląc jedną ławkę, często stykali się łokciami, mimo iż pracowali osobno. Do tego Gryfonka musiała znosić lodowate spojrzenia arystokraty i jego wszechwiedzące miny. Draco dobrze wiedział, co gryzie dziewczynę i nie potrzebował słów, by wyśmiewać ją czy prowokować.
Mimo iż dziewczyna naprawdę starała się unikać Malfoya, dziwnym zrządzeniem losu cały czas na niego wpadała. Za każdym razem, gdy chciała iść do biblioteki, on już tam był, nonszalancko rozparty na krześle i wpatrujący się w nią z wyższością. Gdy wychodziła na krótki spacer, on już przebywał na błoniach razem z grupką innych Ślizgonów. Gryfonka zaczęła nawet podejrzewać, że chłopak specjalnie za nią chodził. Czy jej przypuszczenia były słuszne? Nie wiedziała, jednak niemal nieświadomie zaczęła zastanawiać się, czegoż mógłby od niej chcieć jej perfidny współlokator?
Tymczasem świat pokryła gruba warstwa białego puchu. Strzeliste drzewa Zakazanego Lasu, chatka Hagrida, a nawet boisko do Quidditcha, pokryte szronem i śniegiem, przemieniły się lodowe rzeźby. Pośród szczytów, majaczących w oddali masywnych gór, wiał niekiedy porywisty i przenikliwy watr, który budził do życia płatki śniegu, a te, tworząc biały całun, przemierzały bladoniebieskie, czyste niebo. Hogwart zimą wyglądał zjawiskowo, a jego uczniowie byli wdzięczni, że należą do grona wybrańców, którzy przez siedem lat mogą podziwiać jego piękno, szczególnie zimą. Mimo, iż dzisiejszy dzień był wyjątkowo mroźny, na dworze dało się zauważyć spacerujących uczniów. Z wysoka wydawali się być niewielką plamą czerni, zakłócającą nieskalaną i jednolitą, wszechobecną biel. Pośród szczytów, majaczących w oddali masywnych gór, wiał niekiedy porywisty i przenikliwy watr, który budził do życia płatki śniegu, a te, tworząc biały całun, przemierzały bladoniebieskie, czyste niebo.
Organizacja balu utknęła w martwym punkcie. Malfoy nadal się do niej nie odzywał, a dzięki niemu na tę uroczystość miała przygotowane wyłącznie buty. Mieli coraz mniej czasu, a oni tracili go na jego humorki. Hermiona wiedziała, że będzie musiała jako pierwsza wyciągnąć do niego dłoń, choć ani trochę jej się to nie uśmiechało. Miała jednak na tyle oleju w głowie, by wiedzieć, że ich obustronna niechęć nie może popsuć długo wyczekiwanego przez wszystkich uczniów wieczoru.
Co do „ofiarowanego” przez Ślizgona pudła z kosmetykami, powoli się do niego przekonywała. W pierwszych chwilach nie raz chciała je spalić, jednak jak zwykle zgubiła ją ciekawość. Po jakimś czasie ponownie przejrzała zawartość pudła i wyjęła jedno z większych białych opakowań. Odkręciła wieczko, a gdy do jej nozdrzy dotarł delikatny zapach jej ulubionych kwiatów, podbiegła do lustra, nabrała odrobinę kremu i nałożyła go na twarz. Słodka woń konwalii zamroczyła ją do tego stopnia, że już po chwili wsmarowywała krem w dłonie. Zamarła, gdy dotarło do niej, co robi i postanowiła odnieść pudło do sypialni Malfoya, jednak w ostatniej chwili się zatrzymała.
Przecież nic złego się nie stanie, jeżeli będzie używać tego jednego kremu, prawda?”
Jak pomyślała, tak zrobiła. Krem postawiła na komodzie, a pudło schowała do szafy, z mocnym postanowieniem, że już nigdy więcej go nie otworzy. „Jeśli Malfoy nie będzie chciał tego odebrać, trudno, oddam kosmetyki Ginny, Lunie… komukolwiek” — pomyślała, jednak po trzech dniach, w trakcie mycia głowy szamponem od Malfoya, dotarło do niej, że robi właśnie to, czego chciał jej współlokator. Zrozumiała już, skąd brały się te jego wredne, pełne politowania uśmieszki. Ślizgon doskonale wiedział, że dziewczyna, pomimo początkowej niechęci i oburzenia, korzysta z jego podarunku.
Hermiona syknęła, gdy szampon napłynął jej do oczu. Wzięła najbliższy ręcznik i otarła nim twarz, mamrocząc pod nosem.
— Wredna, podstępna, oślizgła fretka!
Gryfonka spłukała pianę z włosów i wytarła je, krzywiąc się do lustra na widok zaczerwienionych białek.
Weszła do salonu, chcąc wybrać z biblioteczki ciekawą lekturę na wieczór, jednak zamarła na schodkach, widząc, siedzącego na fotelu, blondyna. Arystokrata zamknął książkę i uniósł brew, czym wywołał rumieniec na jej twarzy, gdyż dotarło do niej, że najwidoczniej słyszał obelgi, jakie wymyślała na niego w łazience.
Draco zawiesił wzrok na mokrych lokach dziewczyny i, wyczuwając zapach szamponu, który dla niej zakupił, uśmiechnął się kpiąco.
Widząc błysk satysfakcji w jego stalowych oczach, Gryfonka dumnie uniosła głowę i wróciła do sypialni, mamrocząc pod nosem o tym, jak bardzo nienawidzi swojego współlokatora.

***

— Hej, jest ktoś w domu? Czy ty w ogóle mnie słuchałaś?
Hermiona wzdrygnęła się i spojrzała, na siedzącą obok, Parvati Patil. Myśląc o napiętych relacjach ze współlokatorem i przygotowaniach do balu, zupełnie straciła kontakt z rzeczywistością. Uśmiechnęła się przepraszająco do Gryfonki i zapytała:
— Mogłabyś powtórzyć?
— Pytałam o materiał na najbliższy test z transmutacji. Na ostatnich zajęciach nie zdążyłam zanotować i...
— Mam to gdzieś tutaj — oznajmiła szybko Hermiona, wertując swoje notatki.
Dziewczyna nie mogła wyzbyć się niepokoju. Czuła, że sama nie da rady podołać organizacji przyjęcia, a nie chciała zawieść zarówno dyrektorki, jak i innych uczniów. W przypływie odwagi (a może też i desperacji) postanowiła porozmawiać ze Ślizgonem na temat ich obowiązków. Korzystając z nieobecności nauczycielki, podeszła do ławki arystokraty, ignorując zdziwione spojrzenia reszty uczniów.
Blondyn nonszalancko rozsiadł się w ostatniej ławce, zarzucając ramię na oparcie krzesła. Widząc idącą ku niemu dziewczynę, uniósł pytająco brew, jednak nie był w stanie ukryć perfidnego uśmiechu zwycięstwa.
— Możemy porozmawiać? — spytała, siląc się na spokój, choć tak naprawdę miała ochotę zetrzeć ten pyszałkowaty uśmieszek z jego arystokratycznej buźki.
Pomimo swojej niechęci cierpliwie stała przed jego ławką, obserwując, jak powoli unosi brew coraz wyżej i wyżej. Czekała na jakąkolwiek odpowiedź, jednak jedyne, co otrzymała, to ta cholerna brew, uniesiona po linię włosów. Szukając jakiegoś wsparcia, spojrzała na siedzącego obok Blaise'a. Chłopak uśmiechnął się przyjaźnie i rzucił:
— Sorry, Słońce, nic nie poradzę.
Hermiona zazgrzytała zębami i, nim odeszła, zdążyła obrzucić swojego współlokatora wściekłym spojrzeniem. Z poczuciem przegranej wróciła na swoje miejsce, mając nadzieję, że zdołała zachować maskę obojętności, choć tak naprawdę wszystko się w niej gotowało.
Usiadła obok Parvati i, nie zwracając uwagi na pogardliwe śmiechy Ślizgonów, zaczęła przygotowywać się do zajęć. Fuknęła pod nosem, gdy pośród swoich notatek z transmutacji dostrzegła wstępne plany dotyczące balu. Postanowiła, że ponowi próbę rozmowy z Malfoyem po lekcjach, licząc na to, że skoro już się na niej odegrał, sprawiając, że to ona przerwała milczenie, nie będzie miał powodów, by dalej udawać wielce obrażonego. Z myślą, że dziś wieczorem problem zostanie rozwiązany, wróciła do swoich notatek.

***

Po lekcjach czekała na Malfoya w dormitorium, jednak jak na złość chłopak omijał ją szerokim łukiem. O ile w ciągu ostatnich dni ciągle na niego wpadała, teraz nie widziała go od porannej lekcji transmutacji. Warknęła zirytowana, czym tylko sprowadziła na siebie znudzone spojrzenie Krzywołapa, który właśnie zarządził sobie wieczorną drzemkę w fotelu arystokraty. Wyszła z dormitorium, licząc na to, że znajdzie go w bibliotece.
Pół godziny później wracała na czwarte piętro, złorzecząc na Dracona. Ślizgon jakby zapadł się pod ziemię, jednak gdy weszła do salonu, jej oczy zmrużyły się niebezpiecznie, bo ten, jak gdyby nigdy nic siedział przed kominkiem, zaczytując się w Proroku Wieczornym.
Chcąc zażegnać konflikt, przybrała spokojny wyraz twarzy i usiadła w jednym z foteli. Czekała aż chłopak na nią spojrzy, jednak Malfoy nadal wpatrywał się w gazetę, zdając się nawet jej nie zauważyć.
— Malfoy, musimy w końcu coś ustalić w sprawie balu.
Odetchnęła z ulgą, gdy arystokrata w końcu odłożył gazetę na stolik.
— Salazar, czas na spacer! — krzyknął w stronę swojej sypialni, przywołując do siebie uradowanego szczeniaka.
Młody doberman wybiegł z sypialni, ślizgając się po parkiecie. Podbiegł do swojego pana, który wziął go na ręce i bez słowa wyszedł z dormitorium, po raz drugi tego dnia, całkowicie ignorując swoją współlokatorkę.
Hermiona przez długi czas wpatrywała się w przejście, za którym zniknął. Zdołała w końcu wyjść z szoku i wzięła z barku butelkę soku, by móc przełknąć gorzki smak upokorzenia i porażki. Zupełnie nie rozumiała zachowania Ślizgona: najpierw boczy się przez dwa tygodnie, a kiedy wreszcie dostaje to, czego chce, zupełnie ją ignoruje. Za pierwszym razem zrobił to prawdopodobnie, by zbłaźniła się na oczach całej grupy, co z resztą mu się udało. Ale teraz?
Zrezygnowana dziewczyna ruszyła do swojej sypialni, by samodzielnie zaplanować rozstawienie stołów.

***

Hermiona razem z przyjaciółmi czekała pod klasą eliksirów. Od wczorajszego dnia niewiele zmieniło się w kwestii przygotowań do balu, Ślizgon nadal się do niej nie odzywał, zaszczycając ją jedynie pełnymi wyrazu tryumfu uśmieszkami. Na początku roku Gryfonka wiele by dała za to, by ich relacje polegały na wzajemnym ignorowaniu się i niewchodzeniu sobie w drogę, jednak utrzymywanie się takiego stanu przez ponad dwa tygodnie zaczynało ją już męczyć. Uczucie to potęgowała świadomość tego, iż pomoc arystokraty w organizacji przyjęcia była jej potrzebna.
Gdy tylko procesor Donovan wpuściła ich do sali, Gryfonka pospiesznie zajęła swoje miejsce i zaczęła przygotowywać się do zajęć. Postanowiła, że już więcej nie będzie próbowała nawiązać rozmowy ze swoim współlokatorem i będzie go ignorować. Może i przez najbliższy tydzień nie będzie spać po nocach, ale zorganizuje ten bal sama, bez proszenia go o pomoc.
— Dzień dobry — powitała ich uśmiechnięta profesor Donovan. — Z racji tego, że jest już połowa grudnia i pewnie każde z was zaprząta sobie głowę balem i przerwą świąteczną, nie będziemy zaczynać nowego tematu — oznajmiła, co klasa przyjęła z uśmiechem. — Tak jak obiecałam, na dzisiejszych zajęciach daję wam wolną rękę, jeśli chodzi o wybór eliksiru. Przypominam tylko, że to dobra okazja, by zabłysnąć swoimi umiejętnościami, jeśli jeszcze nie mieliście do tego okazji. No to do roboty!
Hermiona w pośpiechu otworzyła podręcznik, szukając przepisu na eliksir na porost włosów, który obiecała przygotować dla Ginny. Odszukała listę składników i chwilę później stała w kolejce po niezbędne ingrediencje. Wracając do swojej ławki, minęła się ze Ślizgonem, który poszedł po dodatkowe składniki. Eliksir dziewczyny nie należał do skomplikowanych i składał się z niewielu elementów, w przeciwieństwie do tego, który wybrał arystokrata. Na ławce znalazł się korzeń asfodelusa, świadczący o tym, że jej współlokator postawił sobie za punkt honoru poprawne uważanie skomplikowanego eliksiru, jakim był wywar żywej śmierci. Raz jeszcze spojrzała na prostą recepturę płynu na porost włosów, odkładając na bok swoją ambicję.
Po niespełna czterdziestu minutach eliksir był już gotowy. Gdy nauczycielka rozpoczęła obchód po sali, by ocenić postępy uczniów, Hermiona niepostrzeżenie wlała trochę wywaru do wyczarowanej przez nią fiolki. Ignorując pełne politowania spojrzenia Ślizgona, kasztanowłosa czekała na przyjście nauczycielki.
— Co my tu mamy? — spytała profesor Donovan, zaciekawiona tym, jakie eliksiry wybrała na dzisiejsze zajęcia dwójka najlepszych uczniów. Nachyliła się nad kociołkiem Ślizgona, przyglądając się konsystencji jego eliksiru. — Ach, tak, wywar żywej śmierci… A tutaj?
Uśmiech na jej twarzy nieco pobladł, ale to nic w porównaniu z tym, jak bardzo żałosny wyraz twarzy miała Gryfonka. Dziewczyna spuściła głowę, jakby zawstydzona niskim poziomem zaawansowania swojego eliksiru.
— No tak… — odezwała się w końcu nauczycielka, próbując ukryć zmieszanie. — Perfekcyjnie przyrządzony, choć nieco zbyt łatwy jak na twoje umiejętności. Hmm… może spróbowałabyś przyrządzić coś jeszcze? — spytała, po czym zerknęła na zegarek i dodała: — Nie, nie zdążysz, zostało tylko pół godziny zajęć. W takim razie pomożesz panu Malfoyowi przy jego eliksirze…
— Doskonale radzę sobie sam… — wtrącił Ślizgon, nadal nie przestając siekać kolejnych składników.
— I właśnie dlatego twój eliksir konsystencją przypomina błoto — skwitowała krótko profesor Donovan, puszczając oczko do Gryfonki, po czym podeszła do kolejnej ławki.
Zanim Hermiona zdążyła zrobić cokolwiek, usłyszała oziębły głos arystokraty:
— Nawet mi się do tego nie mieszaj, Granger.
Hermiona wzruszyła ramionami.
— Jak tam chcesz.
Usiadła na krześle i w ciszy obserwowała poczynania współlokatora. Postępował zgodnie ze wskazówkami, precyzyjnie odmierzając proporcje składników. Problemem był jedynie czas… a raczej jego brak. Pilnując odpowiedniej temperatury pod kociołkiem, nie był w stanie na czas przygotować kolejnych składników.
— Pomóż mi z tymi strączkami, Granger — wycedził nagle Malfoy, ocierając pot z czoła.
Hermiona, bez zbędnych komentarzy, zabrała się do roboty. Bierne obserwowanie jego pracy zdążyło już ją znudzić, poza tym liczyła na to, że przy odrobinie szczęścia uda się zażegnać ich konflikt. Wyjęła ze swojej torby srebrny nóż i rozgniotła składnik, korzystając z rady znalezionej przez Harry’ego w starym podręczniku do eliksirów. Dodała, zdobyty w ten sposób, sok do kociołka i z zadowoleniem obserwowała, jak eliksir przybiera odpowiednią barwę.
Kątem oka dostrzegła, że Ślizgon się jej przygląda. Odwróciła się w jego stronę, jednak chłopak zdążył już powrócić do pracy. Gdy wszystkie składniki zostały już dodane, nie pozostało im nic innego, jak tylko czekać aż eliksir osiągnie odpowiednią temperaturę. W milczeniu wpatrywali się w swoje zegarki, odmierzając czas gotowania.
Po upływie pięciu minut Hermiona podniosła ze stołu chochlę, lecz zanim zdążyła po raz ostatni zamieszać eliksir, powstrzymał ją Ślizgon, łapiąc ją za nadgarstek.
— Jeszcze... nie... — powiedział przeciągle, wciąż wpatrując się w zegarek.
Parę sekund później puścił rękę dziewczyny, oznajmiając jej, że może już wykończyć eliksir. Hermiona zamieszała w kociołku trzy razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara i razem z Malfoyem nachyliła się nad kociołkiem, by obserwować, jak jego zawartość przybiera czarny kolor. Wywar żywej śmierci był gotowy.
Ktoś mógłby pomyśleć, że po owocnej współpracy dwójka uczniów przybije sobie piątki w geście tryumfu, jednak byłby wtedy niepoprawnym optymistą. Zamiast tego, w ciszy przyglądali się temu, jak wywar czernieje, nabierając mocy. Dopiero po chwili Hermiona spojrzała na arystokratę, niepewnie się uśmiechając.
— I z czego się cieszysz? — spytał na pozór chłodnym tonem, jednak nie dał rady zapanować nad lekkim drżeniem wargi, co ostatecznie popsuło pozory wrogości i dystansu.
Hermiona zabrała się za sprzątanie stanowiska pracy, chcąc ukryć coraz większy uśmiech na twarzy, który, prawdę mówiąc, niewiele miał wspólnego z poczuciem dobrze wykonanego zadania. Tak naprawdę cieszyła się z powodu tego drobnego, ledwie zauważalnego gestu Ślizgona, który świadczył o tym, że tak naprawdę już się na nią nie boczy za słowa, które wypowiedziała pod gabinetem dyrektorki. Mając nadzieję, że jej przypuszczenia są trafne, opuściła salę razem z resztą Gryfonów.
Draco Malfoy bez zbędnego pośpiechu spakował swoje rzeczy, zastanawiając się nad odpowiednim sposobem przerwania ich cichego pojedynku. O ile w pierwszych dniach po ich kłótni ignorowanie Gryfonki i doprowadzanie jej tym do szału nawet go bawiło, o tyle teraz powoli miał już tego dosyć. Chcąc nie chcąc, musiał przyznać, że brakuje mu tych słownych potyczek i drażnienia się z dziewczyną. Teraz tylko czekał na odpowiedni moment, by to wszystko odkręcić, jednocześnie dając jej do zrozumienia, że to on jest tym dobrym, a całe zamieszanie to tylko i wyłącznie jej wina.
— Bracie, poczekaj! — zawołał Blaise, doganiając arystokratę na korytarzu. Nie wiedzieć czemu uśmiechał się od ucha do ucha.
Nie... właściwie to on zawsze ma taki wyraz twarzy...” — pomyślał Malfoy, wyczekująco patrząc na swojego kolegę.
— Dziś rano byłem u McGonagall...
— Zdać jej raport z czyszczenia kibli?
— Coś ty taki wesoły? Czyżbyś właśnie podpisał traktat pokojowy z małą Granger? — zapytał Blaise. — Od dawna ci powtarzałem, że powinieneś się z nią pogodzić, cokolwiek między wami zaszło.
— Nawrzeszczała na mnie i zwyzywała od zer — oznajmił Malfoy, mimowolne przypominając sobie tamten dzień. „Że już o podgryzaniu nie wspomnę!” — pomyślał. Wiele razy zastanawiał się, dlaczego te słowa tak na niego podziałały, słyszał już przecież od niej gorsze rzeczy. „Cholerna Granger!”.
— Bo? — dopytywał się Blaise, chcąc się w końcu dowiedzieć, co zaszło między tą dwójką. Przez ostatnie dni nie było na to szans, z racji tego, że na każdą wzmiankę o Gryfonce jego przyjaciel albo szybko zmieniał temat, albo się ulatniał. Ale skoro kryzys został zażegnany...
— Bo spaliłem jej sukienkę. Przyszedłeś wypytywać o Granger czy masz jakiś poważniejszy powód?
— Draconie Lucjuszu Malfoyu, dziś rano zostałeś przywrócony na pozycję szukającego Slytherinu — oznajmił Blaise podniosłym tonem, z którego szybko zrezygnował i powrócił do swojego tradycyjnego radosnego trajkotania. — Fajnie, nie?
— I ty mi dopiero o tym mówisz?! — zapytał oburzony Malfoy, zatrzymując się na korytarzu. — Ale jak? Przecież jesteśmy zawieszeni do końca semestru...
— Owszem, ale sprytny Blaise zauważył, że od ucieczki Gregorovicza nie mamy ani kapitana, ani szukającego i poszedł z tym do dyrektorki — Zabini dumnie wypiął pierś, zadowolony ze swojego wyczynu. — Wstawił się za nami także i Snape, a ja dodałem, że jesteś taki biedny, poszkodowany przez los i należy ci się coś od życia — dodał Blaise, czym zarobił cios w potylicę od Malfoya, któremu najwyraźniej nie spodobało się, że przyjaciel zrobił z niego ofiarę losu. — Jutro mamy trening, a zaraz po świętach mecz z Krukonami.
Malfoy zatrzymał się i rozejrzał po korytarzu. Skinął głową w kierunku przyjaciela, aby ten wszedł za nim do nieużywanej klasy. Zaintrygowany Ślizgon ruszył za nim, przeczuwając, że cokolwiek ten chce mu teraz powiedzieć, powinno zostać między nimi.
— O co chodzi?
— Musisz opóźnić ten mecz, przynajmniej do lutego — oznajmił konspiracyjnym tonem, po czym ponownie wyjrzał na korytarz, by sprawdzić, czy nikt ich nie podsłuchuje.
— Ale dlaczego?
Malfoy zamknął drzwi i podszedł do przyjaciela, po czym wyjął ze szkolnej torby wyrwany z czasopisma artykuł. Zabini czytał w skupieniu, z każdą kolejną linijką coraz szerzej otwierając oczy ze zdumienia. Gdy skończył, oddał arystokracie artykuł i spojrzał na niego z mieszaniną podziwu i niedowierzania.
— Serio? Chcesz ją kupić?
Zadowolony z reakcji przyjaciela Ślizgon, skinął głową, powoli składając artykuł na coraz mniejsze części, po czym ponownie schował go do torby. Już nie mógł się doczekać, aż zobaczy miny przeciwników na widok najlepszej miotły na świecie.
— Dobra, to będzie to… wielki powrót... zmieciemy ich z powierzchni ziemi. — Zachwycony wizją przyszłego tryumfu Slytherinu w rozgrywkach Quidditcha Blaise, nie był w stanie poprawnie złożyć zdania. Zawiesił się na moment, po czym kontynuował tym samym, niemalże obłąkańczym tonem: — … tak… coś się wymyśli... powiemy, że jeszcze nie jesteś w pełni sił…
— Możesz przestać robić ze niedojdę? — spytał Draco, jednak tym razem powstrzymał się od wymierzenia ciosu. Wspólne knucie w celu zdobycia Pucharu oraz wizja otępiałych min innych zawodników wprawiły go w dobry humor.
Taaak… jeszcze jeden powód, by jednak pójść na ten bal.”
Wspólnie ustalili, że jeszcze dziś pójdą do Snape’a, by ten poparł ich prośbę zmiany terminu najbliższego meczu. Przeciwko Krukonom zagrają Puchoni, a oni, po pierwsze: będą mieli więcej czasu na przygotowania, po drugie: w spokoju będą mogli czekać, aż nowy model będzie dostępny do sprzedaży… przynajmniej dla tych, którzy mają znajomości.
Tak jak podejrzewali, Snape zgodził się interweniować u dyrektorki, która zgodziła się na nagięcie regulaminu. Nie omieszkała także wypytać prefekta naczelnego, na jakim etapie są przygotowania do balu i była wielce zadowolona, gdy usłyszała od młodego Malfoya, że „praktycznie wszystko jest dopięte na ostatni guzik i zostało im jedynie dopracowanie szczegółów”. Z tego, co pamiętał, mieli na razie wieśniackie balony pod sufitem, nie mieli natomiast wystroju, karty dań, listy gości honorowych, muzyki, tańca rozpoczynającego bal, obsługi i sukienki dla Granger… choć ta była w trakcie projektu. Wysłał do swojej zaufanej projektantki wymiary Gryfonki i swoją wizję sukni wieczorowej, która miała zostać dostarczona dopiero w dzień balu.
Tak, wszystko dopięte na ostatni guzik” — pomyślał, wchodząc do swojego dormitorium. Hermiony jeszcze nie było, więc skorzystał z okazji i, z racji tego, że pewnie do późnej nocy będzie ślęczał razem z nią nad sprawami organizacyjnymi, wziął długą, odprężającą kąpiel. Założył szare dresy i czarny podkoszulek i po raz ostatni spojrzał w lustro, chcąc dodać sobie otuchy.
Powolnym krokiem udał się do salonu, w którym Gryfonka pracowała nad organizacją balu. Siedziała na podłodze przed kanapą, na której rozłożyła stos makulatury. Gdy przechodził obok niej, nawet nie podniosła głowy znad sterty pergaminów, w których dopatrzył się planu ustawienia stołów, różnych wersji menu, a także usadzenia gości przy stołach. Ten ostatni pergamin był dobrym pretekstem do rozpoczęcia operacji pod kryptonimem "współpraca", dlatego też przystanął nad dziewczyną.
— Nie sadzałbym Eryka Muncha i starego Doge’a obok siebie. Od czasu, gdy jego córka zerwała zaręczyny z wnukiem Elfiasa, nie znoszą się — oznajmił, przykucając przy niej. — Nie, to też nie jest dobry pomysł — dodał, gdy zobaczył, jak Hermiona zamienia miejscami kolejnych gości z Ministerstwa.
Dziewczyna przebiła piórem pergamin, robiąc wielkiego kleksa. Odetchnęła ciężko i, siląc się na spokój, spytała:
— A jak według ciebie powinni siedzieć?
— Daj mi to.
Zaczął przeszukiwać stertę pergaminów, w poszukiwaniu pełnej listy gości. Gryfonka, podejrzewając, czego szuka jej współlokator, wygrzebała ją spod konspektu ustawienia stołów i podała arystokracie. Ślizgon w skupieniu przyglądał się jej zawartości, by po chwili niedbałym ruchem dłoni zacząć wpisywać ich na odpowiednie miejsca. Gdy skończył, uniósł pergamin na wysokość oczu, by móc przyjrzeć się efektowi finalnemu. „Taaak… powinno być dobrze.”
Gryfonka nachyliła się nad pergaminem, chcąc ocenić pracę arystokraty.
— Jakieś uwagi, zażalenia, wolne wnioski?
— Nie, jest ok.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu, zastanawiając się, co teraz. W końcu dziewczyna wzięła swój notatnik i zadowolona z tego, że chłopak wreszcie zaangażował się w organizację przyjęcia, oznajmiła:
— Zanim zaczniemy pracę nad finalnym ustawieniem stolików, trzeba dopracować wystrój i motyw przewodni… — urwała, gdy zobaczyła, jak arystokrata wstaje z podłogi i odchodzi.
No tak” — pomyślała, karcąc się za naiwność. „To by było na tyle, jeśli chodzi o jego pomoc”. Nie miała zamiaru się za nim oglądać, tym bardziej prosić go, by został i jej pomógł. Poradzi sobie sama. Z wściekłością zaczęła bazgrać po notatniku, nie mogąc się skupić na dekoracjach sali.
— Weźmiesz w końcu tę szklankę?
Hermiona wzdrygnęła się, gdy usłyszała głos Ślizgona. Odwróciła się w jego stronę i dopiero teraz zobaczyła wyciągniętą w jej stronę rękę ze szklanką. Zdezorientowana, wzięła trunek od współlokatora i upiła pierwszy łyk, by ukryć zmieszanie. Już po raz kolejny niesprawiedliwe go osądziła, nie mając do tego solidnych podstaw. Zaczęła się zastanawiać czy nie ocenia go tylko i wyłącznie przez pryzmat jego przeszłości. Przypomniała sobie rozmowę z dyrektorką z początku roku szkolnego. Powiedziała jej wtedy, że nie wierzy w powodzenie jego resocjalizacji, że tacy jak on nigdy się nie zmieniają. Ile było w tym wszystkim prawdy? Biorąc pod uwagę wydarzenia z tego semestru: niewiele. Co prawda Malfoy nadal był irytujący i jak nikt inny potrafił wyprowadzić ją z równowagi, ale to jeszcze nie powód, by traktować go jak najgorsze zło, jakie kiedykolwiek chodziło po ziemi. Może najwyższy czas odciąć się od przeszłości i spojrzeć na teraźniejszość z innej perspektywy?
— Co o tym myślisz?
Zamrugała, gdy głos współlokatora przerwał jej rozmyślania. Spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem, myślami wciąż będąc daleko od tematu balu.
— Przepraszam, zamyśliłam się. Mógłbyś powtórzyć?
Ślizgon zamarł ze szklanką w połowie drogi do ust. Przełknął ślinę i odstawił trunek na podłogę, po czym ścisnął nasadę nosa, modląc się o cierpliwość.
— Chcesz mi powiedzieć, że w ogóle mnie nie słuchałaś? — widząc przepraszający uśmiech dziewczyny, wypił całą zawartość najpierw swojej szklanki, a później także i szklanki Gryfonki, po czym oznajmił rzeczowym tonem: — W skrócie: wszystkie twoje dotychczasowe ustalenia wywalamy do kosza i zastępujemy to moją wizją wystroju. A teraz idź i je napełnij — dodał, wpychając jej do rąk puste szkło.
Hermiona wypełniła jego polecenie, w dalszym ciągu walcząc z natrętnymi myślami. Mając nadzieję, że zajęcie się organizacją balu odpędzi wyrzuty sumienia, spytała:
— A mogę wiedzieć, jak wygląda ta wizja?
W odpowiedzi rzucił w nią swoimi notatkami. Dziewczyna z uwagą przyglądała się szkicom ozdób i rozstawień stołów, co jakiś czas popijając ze szklanki.
— Mogę mieć jakieś uwagi, zastrzeżenia albo wolne wnioski? — spytała, cytując jego słowa.
— O ile tylko nie będzie mieć to nic wspólnego z balonami zawieszonymi pod sklepieniem sali...
Jego wywód został przerwany przez chichot Gryfonki. Draco spojrzał na swoją współlokatorkę, a jego wargi mimowolnie wygięły się w uśmiechu.
— Dobra Granger, to nie było aż tak śmieszne...
Jego próby przywołania Hermiony do porządku spełzły na niczym, gdy zobaczył łzy rozbawienia w jej oczach. Poczekał aż jej napad śmiechu minie, po czym oznajmił:
— Ty już, Granger, nie pijesz — i wstał, zabierając jej szklankę.
— Twierdzisz, że jestem pijana? — spytała z udawanym oburzeniem, podnosząc się z podłogi.
Podeszła do Ślizgona i spojrzała mu prosto w oczy, ledwo powstrzymując się od kolejnego napadu śmiechu.
— Nie, ale niewiele ci brakuje — oznajmił, po czym odstawił szklanki na stolik, obrócił dziewczynę i zaprowadził na uprzednio zajmowane przez nią miejsce. — Skup się, Granger. Dzisiaj chcę to skończyć.
Dziewczyna niechętnie została na swoim miejscu i przejrzała kolejne notatki, podczas gdy chłopak ponownie napełnił swoją szklankę.
— Jasne... haruj teraz po nocach, bo ktoś tu stroił fochy przez dwa tygodnie...
— Co tam mamroczesz?
— Że świetnie mi się z tobą pracuje! — odkrzyknęła ochoczo, po czym dodała, mamrocząc pod nosem: — Ty wredny, oślizgły, dwulicowy...
— Przystojny — szepnął jej do ucha.
— ... przystojny... — powtórzyła, lecz gdy zdała sobie z tego sprawę, odwróciła się do niego z kolejną porcją pochlebstw — podstępny...
— Taaak? — spytał przeciągle, podając dziewczynie butelkę soku, ciekaw zakończenia tej wiązanki.
Hermiona przez moment wpatrywała się w pewną siebie twarz arystokraty, jednak nie była w stanie wymyślić niczego błyskotliwego.
— Zabrakło mi epitetów.
— Tak już działam na kobiety — powiedział, siadając obok niej na podłodze. — No dobra, co nam zostało?
— Jedzenie, muzyka no i musimy też wybrać pierwszy taniec. Osobiście jestem za tym, żeby zatańczyć walca. Będzie pasować do wystroju i całej reszty, klasa, szyk i te sprawy...
— Nie — przerwał jej Ślizgon, tonem nieznoszącym sprzeciwu.
— Co: nie?
Arystokrata przeczesał dłonią włosy, powodując jeszcze większy nieład na głowie i spojrzał na dziewczynę z politowaniem.
— Nie zatańczymy walca...
— Ale dlaczego?
— Bo to pospolity taniec, Granger. Chcę, żeby cała ta oprawa zapadła wszystkim w pamięć, więc jaki jest sens, pokazywania im czegoś, co widzieli setki razy? Żaden.
Dziewczyna wydęła wargi, urażona tym, że wyśmiał jej pomysł.
Walc jest zbyt pospolity, a ja jestem Draco Malfoy... i walc jest dla mnie zbyt pospolity... Chcę, by mnie zapamiętano, a walc jest na to zbyt pospolity” — przedrzeźniała go w myślach.
— A jakie, twoim zdaniem, tańce tańczą niepospolici czarodzieje?
Liczyła, że tym pytaniem zbije go z tropu i będzie zmuszony przystać na jej propozycję. Jak na złość, w jego oczach dostrzegła błysk olśnienia, a chwilę później obserwowała, jak arystokrata znika za drzwiami swojej sypialni.
Po upływie niecałej minuty powrócił do salonu z opasłą książką z wygrawerowanym napisem: „Szlachectwo naturalne, czyli genealogia prawdziwych czarodziejów”.
Hermiona spojrzała krytycznie na książkę, jakby sam tytuł ją obrażał, jednak umknęło to uwadze Dracona, który zajęty był wertowaniem księgi.
— Mam! — wykrzyknął, stukając palcem w stronę księgi, wyraźnie z siebie zadowolony.
Podał dziewczynie książkę, wskazując jej na odpowiedni podrozdział. Hermiona wczytała się w tekst, a gdy skończyła, obejrzała ryciny przedstawiające figury typowe dla tego tańca.
Podniosła głowę znad woluminu i spojrzała na Ślizgona, któremu przedstawiony w księdze taniec wyraźnie przypadł do gustu. Tym bardziej żałowała tego, co musiała powiedzieć.
— Malfoy... to się nie uda... — przerwała, widząc, jak uśmiech powoli schodzi z jego twarzy.
— Niby czemu?
Dziewczyna zamknęła książkę i odłożyła ją na stolik, czując na sobie badawcze spojrzenie Ślizgona. Zaczęła układać porozrzucane notatki, by zyskać trochę czasu na wymyślenie przekonującej argumentacji.
— Nawet jeśli założymy, że uda ci się nauczyć mnie tego tańca, to jak wyobrażasz sobie odtworzenie tego z kilkoma innymi parami, zachowując całą harmonię i ustawienie?
Malfoy uśmiechnął się przebiegle, wyśmiewając tym samym obawy Gryfonki.
— Będziemy ćwiczyć, Granger. Po prostu będziemy ćwiczyć.
Jasne, bo przecież mamy mnóstwo wolnego czasu” — pomyślała Hermiona, zbierając z kanapy wszystkie szkice i odręczne notatki.
Prawda była taka, że zebranie wszystkich prefektów w jednym miejscu graniczyło z cudem. Mieli przecież swoje obowiązki czy dodatkowe zajęcia dydaktyczne, nie wspominając już o treningach Quidditcha.
Zaniosła pergaminy do swojej sypialni, chcąc się temu wszystkiemu przyjrzeć jeszcze raz przed snem. Wróciła do salonu po coś do picia i zamarła, widząc poczynania współlokatora.
Ślizgon odsuwał wszystkie meble pod ścianę, robiąc wolną przestrzeń na środku pomieszczenia.
— Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz? — spytała, choć tak naprawdę domyślała się zamiarów arystokraty. Ustawił meble dokładnie w ten sam sposób, gdy uczył ją walczyć.
— Szykuję ci salę balową — odparł, po czym jednym machnięciem różdżki przestawił ostatni mebel. — I choć tu wreszcie, mamy mało czasu.
Hermiona rozejrzała się po pokoju, czując się niepewnie. Nie czuła się pewnie w tańcach tradycyjnych i nie chciała się zbłaźnić przed Malfoyem, dając mu tym samym kolejny powód do drwin.
Chłopak, jakby odczytując jej myśli, podszedł do niej, chwycił ją za nadgarstek i zaczął ją holować na środek salonu, mówiąc:
— Bez obaw, Granger. Skoro nauczyłem Salazara załatwiać się na dworze, to i zdołam nauczyć cię tańczyć.
Gryfonka, oburzona porównaniem jej do psa, zaczęła się wyrywać. Niestety, wszystkie prawa fizyki działały na jej niekorzyść i już po chwili stała na środku pokoju, wpatrując się zmrużonymi ze złości oczami w Ślizgona, którego nie opuszczał dobry humor. Pomimo tego, iż zdołał opanować drżenie warg, nie był w stanie zgasić iskierek rozbawienia w swoich oczach. Odgarnął z twarzy niesforne kosmyki włosów i czekał, aż dziewczyna skończy związywać swoje włosy w niechlujnego koka.
— Co teraz? — spytała, patrząc wyczekująco na swojego nauczyciela.
Przeszło jej przez myśl, że będą wyglądać naprawdę głupio w tak dostojnym tańcu, ubrani w dresy, podkoszulki i (w przypadku Hermiony) starą, znoszoną koszulę w kratę.
Do rzeczywistości sprowadził ją zniecierpliwiony Ślizgon, pstrykając palcami przed jej twarzą.
— Skup się, Granger, to naprawdę jest proste, nawet dla kogoś, kto z koordynacją ruchów ma tyle wspólnego, co Weasley z galeonami.
— Możesz wreszcie przestać obrażać Rona? — wtrąciła poirytowana dziewczyna, krzyżując ręce na piersi.
— Dobrze, w takim razie tyle wspólnego, co Longbottom z mózgiem.
— A może tyle wspólnego, co Malfoy z sercem? Przepraszam, nie chciałam — dodała, widząc zmianę w jego twarzy.
Twarz arystokraty spochmurniała, jednak słysząc szybko wydukane przeprosiny, przechylił lekko głowę i wykrzywił usta.
— Czy ty mnie właśnie przeprosiłaś, Granger? — spytał, uśmiechając się zwycięsko.
— Wydawało ci się.
Pięknie. Ja tu się zadręczam, a panicz sobie żarty stroi” — pomyślała, obserwując coraz szerszy uśmiech Ślizgona. Nie mogąc dłużej znieść wyrazu tryumfu na jego twarzy, rzuciła:
— Chyba miałeś mnie uczyć tańczyć.
— Patrz na moje stopy, Granger — powiedział w końcu, ponownie pstrykając palcami przed jej twarzą.
Powoli, dając Gryfonce szansę zapamiętania układu, wykonał podstawowy krok. Gdy skończył, spojrzał na dziewczynę, która w dalszym ciągu wpatrywała się w jego stopy.
— Teraz powtórz — polecił i zrobił dwa kroki w tył, robiąc dla niej więcej miejsca.
Z mieszaniną irytacji i rozbawienia obserwował, jak Gryfonka niepewnie stawia pierwsze kroki, myląc kolejność.
— Jesteś pewna, że patrzyłaś na stopy, Granger?
— A niby na co innego miałabym… — zaczęła, jednak widząc sugestywne spojrzenie arystokraty, dodała: —  Nie kończ!
Ślizgon po raz kolejny… i kolejny… i jeszcze jeden pokazał dziewczynie podstawowy krok tańca, nie mogąc wyjść z podziwu, jakim cudem Gryfonka może być tak niepojętna. W końcu po wielu próbach udało jej się odtworzyć jego ruchy i mogli przejść do kolejnego punktu przyspieszonego kursu tańca. Wziął głęboki oddech i, już żałując tego, co miał zamiar zrobić, oznajmił:
— Dobra, Granger, teraz spróbujemy razem — po czym podszedł do dziewczyny, ujął jej dłoń, kładąc sobie drugą na ramieniu. Jeszcze raz zlustrował postawę partnerki, wyprostował ją i ujął jej podbródek, sprowadzając niepewne spojrzenie Hermiony na siebie. — No to zaczynamy… — powiedział i chciał już rozpocząć taniec, gdy Gryfonka cofnęła się, mówiąc:
— Nie, jeszcze nie. Na cztery.
— Raz… — rozpoczął odliczanie — dwa… — dziewczyna przełknęła ślinę — trzy… —  spuściła głowę, wpatrując się w swoje stopy, lecz chwilę później Draco ujął jej podbródek i przywrócił do poprzedniej postawy. — Cztery — zakończył odliczanie i rozpoczął taniec.
Stawiał pełne gracji kroki, zupełnie nie przejmując się tym, że co jakiś czas jest przydeptywany przez partnerkę, która stawiała ich wiele, próbując dotrzymać mu tempa. Po raz kolejny ujął jej podbródek, gdy ta powróciła do obserwowania swoich stóp, po całej serii nadepnięć na Ślizgona. Zirytowany ciągłym poprawianiem jej postawy podczas tańca, przerwał na chwilę próbę i bez słowa poszedł do swojej sypialni.
Załamana dziewczyna wpatrywała się w plecy Ślizgona, pewna tego, że zrezygnował z prób nauczenia jej czegokolwiek. Była beznadziejna i doskonale o tym wiedziała, jednak była świadoma tego, że przyczyna tkwiła w tym, iż to właśnie z nim tańczyła. Zbyt bardzo denerwowała się tym, że może gdzieś popełnić błąd, co paradoksalnie sprawiało, że robiła jeden za drugim. Bała się tego, że ją wyśmieje, albo że całkowicie zrezygnuje z balu.
Rozpięła flanelową koszulę, rzuciła ją złością na fotel i podeszła do okna, wpatrując się beznamiętnie w błonia Hogwartu. Nagle poczuła formującą się wokół jej szyi barierę, uniemożliwiającą jej ruchy głową. Przyłożyła dłoń do sztywnej powłoki, nie rozumiejąc, co się dzieje. Dopiero gdy w odbiciu na szybie zobaczyła kołnierz ortopedyczny, odwróciła się w stronę Dracona, który właśnie odkładał różdżkę na regał z książkami.
— Możesz mi powiedzieć, co to ma być? — spytała napastliwie, podchodząc do chłopaka.
— Pomoc dydaktyczna — odparł spokojnie. — Mam już dosyć tego, że co chwilę muszę poprawiać twoją posturę — oznajmił, rozmasowując sobie kark.
Północ już dawno minęła, jednak arystokrata wziął sobie za punkt honoru nauczenie jej tego jednego tańca. Po kolejnej nieudanej próbie zarządził krótką przerwę, zastanawiając się co dalej.
— Dobra, tancereczko. Spróbujemy inaczej...
Podszedł do dziewczyny i stanął za jej plecami, starając się zignorować to, że Hermiona zaczęła szybciej oddychać. Położył ręce na jej talii, po czym przysunął Gryfonkę do siebie, jeszcze bardziej skracając dzielący ich dystans.
— Teraz, Granger, rób to, co ja...
— Mam stanąć za tobą i cię obmacać?
Na to nie był przygotowany. Parsknął śmiechem wprost do ucha dziewczyny, po czym uwiesił się na jej ramieniu, próbując powstrzymać chichot.
— Skończyłeś już?
Wyprostował się i otarł wierzchem dłoni łzy rozbawienia. Odchrząknął i oznajmił:
— Nie, Granger. Dopiero zaczynam. A teraz skup się i powtarzaj moje kroki. Zaczynamy od prawej nogi. To ta — dodał, po czym delikatnie trącił dziewczynę w prawą kończynę.
— Wiem, która to prawa!
— Po twoich dotychczasowych poczynaniach, śmiem w to wątpić.
Odczekał chwilę, po czym zrobił pierwszy krok, sprawiając, że Gryfonka odtworzyła jego ruch. Uśmiechnął się, widząc jak jego partnerka radzi sobie coraz lepiej. Gdy płynnie wykonała wszystkie kroki, Ślizgon odsunął się od niej i zaklęciem usunął niepotrzebny już kołnierz ortopedyczny. Dziewczyna podeszła do barku i upiła łyk soku. Gdy się odwróciła, blondyn już na nią czekał. Przywołał ją do siebie skinieniem palca, łobuzersko się uśmiechając.
Hermiona, zmęczona godzinami ćwiczeń, powolnym krokiem podeszła na środek salonu. Miała już serdecznie dość całej tej nauki, balu, Malfoya, a już najbardziej tego, jak reagowała na jego bliskość i dotyk. Miała nadzieję, że chłopak nie dostrzegł tych drobnych niuansów w jej zachowaniu, gdy tylko się do niej zbliżał. Licząc na to, że będzie to ich ostatni taniec tego wieczoru, stanęła naprzeciw arystokraty, czekając na jego ruch. Blondyn delikatnie objął ją w talii, a drugą ręką ujął drobną dłoń Gryfonki. Patrząc w bursztynowe oczy dziewczyny, rozpoczął taniec.
Uśmiechnął się pod nosem, zauważając, jak z każdą chwilą Hermiona czuje się coraz pewniej.
— Nie jest to takie trudne, prawda, Granger? — szepnął, robiąc krok w tył, by móc ją obrócić.
Wróciła do niego, zachowując o wiele mniejszy dystans niż do tej pory. Nawet gdyby chciała się odsunąć, nie mogła tego zrobić, gdyż chłopak mocniej przysunął ją do swojego ciała.
Zadrżała. Była tak blisko, że mogła zauważyć swoje odbicie w jego oczach. Oczach, od których chwilowo nie mogła oderwać spojrzenia.
— Nie. Nie jest.
— Cholera, Granger — warknął po chwili, gdy rozkojarzona dziewczyna popełniła kolejny błąd. — To JA tu jestem facetem i to JA prowadzę, jasne?
Zmrużył gniewnie oczy, widząc, jak Gryfonka unosi dłoń do ust.
— I przestań wreszcie obgryzać te paznokcie — dodał, odciągając jej rękę od twarzy.
Zgodni co do tego, że jest już późno i nie ma sensu dalej ćwiczyć, gdy ledwo widzą na oczy, postanowili zakończyć naukę na tym etapie. Na razie.
Gdy myśli Gryfonki nie zaprzątała już ani kolejność kroków, ani trzymanie odpowiedniej postawy podczas tańca, znowu zaczęły zadręczać ją obawy o jej strój na bal.
— Malfoy?
— Mhm — mruknął, gdy po raz któryś z rzędu machnął różdżką, by odstawić mebel na miejsce.
— Pamiętasz, jak spaliłeś mi tamtą sukienkę i McGonagall kazała ci ją odkupić? — spytała cicho, obawiając się tego, że Ślizgon może zbagatelizować polecenie dyrektorki. — Bo wiesz... do balu zostało już niewiele czasu i może w weekend znajdziemy czas, by coś kupić?
Nie odpowiedział od razu. Zmienił ustawienie fotela, po czym przechylił głowę i potarł podbródek, by po chwili ponownie przesunąć mebel na poprzednie miejsce. Gdy skończył, podniósł ze stołu Proroka Codziennego i, nawet nie patrząc na dziewczynę, powiedział:
— Sukienka jest już zamówiona i będzie gotowa na czas.
Po tym zwięzłym i jasnym przesłaniu leniwym krokiem skierował się do swojej sypialni, zadowolony z tego, że zostawia ją w stanie niepewności. Uśmiechnął się szeroko, słysząc pytanie Gryfonki:
— A dowiem się chociaż, jak wygląda?
Przywołał na twarz wyraz obojętności, odwrócił się w jej stronę i oznajmił:
— W swoim czasie.

***

Draco zlustrował stalowym wzrokiem pary prefektów, by ocenić, czy aby na pewno zrozumieli jego zamysł. Zaklął pod nosem, widząc niemrawe miny wszystkich przedstawicielek płci pięknej.
Raczej durnej” — pomyślał, przenosząc wzrok na rudzielca. Weasley krzywił się, jakby cierpiał na wyjątkowo bolesne zaparcia, a stojący obok Anthony trząsł się od powstrzymywanego gniewu.
Czy to moja wina, że musi iść z wariatką?”
Ernie McMillan wpatrywał się w Ślizgona, jakby oczekiwał dalszych instrukcji, a jedyną osobą, która zrozumiała przemówienie blondyna, wydawał się Nott... a przynajmniej stwarzał takie pozory.
Cała dziesiątka stała w przedłużającej się ciszy. W końcu Mary Loop, drapiąc się po głowie, odważyła się zadać pytanie, krążące w myślach pozostałych prefektów.
— Emm... że jak?
Draco przymknął oczy, prosząc Salazara o cierpliwość. „Jakim cudem to stado baranów dostało się choćby na drugi rok?!” — pytał w myślach, jednak znikąd nie otrzymał odpowiedzi. Wydawało się, że dzisiejszego dnia nawet wszechświat miał go w swojej wielkiej, rozgwieżdżonej, ciemnej...
— Może lepiej zrozumieją, jak im to zaprezentujemy — zaproponowała cicho Hermiona, widząc po napiętej sylwetce blondyna, że jest bliski tego, by ich wszystkich powybijać.
Arystokrata zerknął na nią, jakby szacował zyski i straty kolejnego tańca z Gryfonką. Nie dość, że musiał ją nauczyć i tańczyć z nią na balu, to jeszcze teraz musi to wszystko powtórzyć niezliczoną ilość razy, by banda oszołomów zrozumiała, o co mu chodziło! Z widocznym rozdrażnieniem w oczach, chwycił ją za nadgarstek i pociągnął na środek sali.
— Może by tak delikatniej — warknął Ron, po czym zamilkł obrażony, widząc ostrzegawcze spojrzenie dziewczyny.
Gniewne rumieńce wpłynęły na jego policzki, jednak nic więcej nie powiedział. Założył ręce na piersi i oparł się o ścianę, mierząc w parę prefektów naczelnych wielce oburzonym spojrzeniem.
Współlokatorzy stanęli naprzeciwko siebie w odległości nie większej niż dwa kroki. Unieśli prawe dłonie na wysokość klatki piersiowej, niemal je łącząc. Nie spuszczając z siebie wzroku, powoli zaczęli poruszać się po okręgu, idąc w lewą stronę. Gdy zamienili się miejscami, nieśpiesznie opuścili dłonie, by tym razem unieść lewe i ponownie rozpocząć wędrówkę w przeciwnym kierunku. Wróciwszy do pozycji wyjściowej, z gracją wpadli sobie w taneczne objęcia. Hermiona położyła dłoń na ramieniu arystokraty, a drugą włożyła w czekającą na nią dłoń Dracona. Chłopak z nienaganną postawą zaczął prowadzić ją w tańcu, wirując razem z nią w dostojnych i lekkich krokach.
Blondyn odsunął się od współlokatorki i wyczekująco spojrzał na pozostałych prefektów.
— Trzeba było tak od razu... — mruknął Ernie, czym zarobił mordercze spojrzenie Malfoya.
Być może na tym by się nie skończyło, gdyby nie rozmarzone westchnięcie Luny.
— To było takie śliczne. Próbujemy? — spytała swojego partnera na pierwszy taniec i, nie czekając na odpowiedź, zaciągnęła Anthony'ego na środek sali.
Krukon z politowaniem w oczach i wyraźną niechęcią spojrzał na dziewczynę, jednak, chcąc jak najszybciej skończyć próbę, zatrzymał gorzkie słowa dla siebie. Reszta grupy wzięła z nich przykład i już po chwili cztery pary próbowały wiernie odtworzyć taniec prefektów naczelnych, którzy obserwowali ich poczynania i poprawiali błędy. Draco nie omieszkał wytknąć Weasleyowi, że porusza się jak sklątka w składzie porcelany i co drugi krok przydeptuje swoją partnerkę. Biedna Mary Loop co chwilę krzywiła się, a Ron, czerwony z zawstydzenia i złości bąkał przeprosiny. Najlepiej radzącą sobie parą byli Pansy i Teodor, do czasu kiedy dziewczyna odkryła, że jeśli będzie popełniać błędy, Draco będzie ją poprawiał. Co chwila rzucała w jego stronę aluzje, aż w końcu młody Malfoy zamienił się przydziałem z Gryfonką. Pod jego opieką znalazły się pary Ravenclawu i Hufflepuffu.
Hermiona, widząc coraz większe poirytowanie Rona, podeszła do niego i zwróciła się do Mary.
— Możemy zamienić się na chwilkę?
— Jasne — odpowiedziała natychmiast dziewczyna.
Usiadła na jednej z ławek odsuniętych pod ścianę i zdjęła czarne pantofle, po czym z wyraźną ulgą zaczęła rozmasowywać obolałe stopy.
— Dobrze, Ron, zacznijmy powoli... patrz cały czas na nogi.
Gryfon posłusznie zerknął w dół, mamrocząc z niezadowoleniem pod nosem coś o głupim balu, głupich tańcach i głupim Malfoyu.
Gdy wszystkie pary, w większym bądź mniejszym stopniu, opanowały podstawowe kroki, Draco zadecydował, iż powinni teraz zacząć ćwiczyć z muzyką. Jednym machnięciem różdżki wyczarował na biurku gramofon, który zaczął odtwarzać powolną, harmonijną muzykę. Pary ustawione były w rzędzie w odpowiedniej odległości, by nie wpadać na pozostałych. Prefekci naczelni stali na samym środku. Gdy do delikatnej melodii dołączyły skrzypce, uczniowie unieśli dłonie i rozpoczęli powolne okrążanie i choć nie wyszło to płynnie i w tym samym rytmie, Draco był wdzięczny, że nikt się nie wywrócił. Gdy do skrzypiec dołączyła cała orkiestra, a prefekci już wyciągali ramiona, by połączyć się i zacząć wirować, Draco wyjął różdżkę i zatrzymał muzykę.
— Tutaj sprawa robi się bardziej skomplikowana i niektórzy, na przykład taki Weasley, mogą nie dać sobie rady — oznajmił blondyn, nie mogąc się powstrzymać od wbicia szpili, niezbyt utalentowanemu w tańcu, Gryfonowi.
Hermiona natychmiast stanęła w obronie przyjaciela. Odciągnęła Dracona od reszty uczniów i szepnęła:
— Możesz przez pięć minut zachowywać się jak cywilizowany człowiek?
— Słyszałem to, Weasley — rzucił przez ramię, słysząc obelgę Gryfona. —  Wolę to, niż skakać po dziewczynie jak napalony pawian. To taniec, a nie okazja, by podzielić się tym, jak zachowujesz się w łóżku. Powiedz mi, Wieprzleju, to jakiś fetysz? — spytał Draco ze złośliwym uśmieszkiem pełnym pogardy, na co Ron, o ile to możliwe, jeszcze bardziej poczerwieniał na twarzy.
Hermiona aż zatrzęsła się z oburzenia. Już zapomniała, jak bardzo Ślizgon potrafi zajść za skórę samymi słowami. Czy on zawsze tak mocno atakował jej przyjaciela? Czyżby dzieląc z nim dormitorium przyzwyczaiła się do jego dogryzków względem siebie, przez co wrogie słowa kierowane do innych wydawały jej się jeszcze bardziej krzywdzące? A może arystokrata nie znęcał się już nad nią tak jak kiedyś?
— Zostaw go w spokoju, Malfoy — syknęła, zaciskając pięści.
Gardziła przemocą, jednak teraz walczyła ze sobą, by nie wykorzystać wiedzy na temat walki, którą sam jej dostarczył, bez względu na to, że pewnie by przegrała. Starała się utrzymać nerwy na wodzy, chcąc jak najszybciej skończyć próbę, jednak Ron jej w tym nie pomagał, dolewając oliwy do ognia, nie przerywając rzucania w Malfoya przezwiskami. Blondyn nic sobie z tego nie robił, czerpiąc satysfakcję ze wściekłości Gryfona. Luna poklepała rudowłosego chłopaka po ramieniu, cicho udzielając mu wskazówek.
— Nie przejmuj się. To gbur, pewnie zaatakowały go gnębiwtryski. Wiesz, na nerwy najlepszy jest napar z limbawy...
Anthony, który, chcąc nie chcąc, usłyszał wypowiedź Krukonki, uniósł brwi, a następnie skrzywił się i z całą stanowczością stwierdził, że nie istnieje nic takiego jak limbawa.
— Mieliśmy chyba ćwiczyć układ — mruknął Ernie, na co Hermiona skinęła głową i postanowiła chwilowo puścić w niepamięć wredne zachowanie współlokatora.
Wyjęła różdżkę z kieszeni szaty i machnęła nią, a tuż nad podłogą pojawiło się pięć białych kulek. Prefekci zgromadzili się wokół nich i z zaciekawieniem spojrzeli na Gryfonkę.
— Każda kulka to jedna para. W momencie, gdy orkiestra dołącza do muzyki, nasz układ się zmienia. Wtedy właśnie... emm... łączymy się z partnerem. Wy rozchodzicie się i tworzycie kwadrat — dziewczyna machnęła różdżką, a dwie pierwsze i ostatnie kule oddaliły się od środkowej i, tak jak powiedziała, stworzyły one wokół niej kwadrat. — Dopóki melodia znów nie ucichnie i nie stanie się spokojna, tańczycie w tych punktach, a ja i Malfoy tańczymy wewnątrz. Znowu jest ten moment z rękami, ponownie wkracza orkiestra i tym razem wy poruszacie się po bokach kwadratu — białe kule zaczęły powoli przemieszczać się, aż każda nie powróciła na róg, z którego startowała — a my nadal zostajemy wewnątrz. Powtarzamy moment z rękami i po tym dołączają nauczyciele i na koniec uczniowie. Od tego momentu tańczymy bez wyznaczonego układu, reszta sali po prostu się z nami miesza. Myślę, że na dzisiaj to tyle. Jutro przećwiczymy całość.
Słysząc pomruki aprobaty, Hermiona usunęła wyczarowane kulki, schowała różdżkę i razem z Ronem i Mary ruszyła do pokoju wspólnego Gryffindoru.

***

Hermiona, mimo iż już dawno się obudziła, nadal leżała w łóżku, nie otwierając oczu. Wreszcie nadszedł dzień długo wyczekiwany przez uczniów Hogwartu, dzień pierwszego corocznego Balu Bożonarodzeniowego. Gryfonka miała co do tego mieszane uczucia. Z jednej strony była podekscytowana uroczystością, w której przygotowanie włożyła tak dużo pracy, z drugiej drżała na samą myśl o swojej kreacji, której do tej pory nie widziała. Brzuch ściskał się boleśnie, za każdym razem, gdy rozmyślała o pierwszym tańcu. Cała szkoła będzie patrzeć na nią i na pozostałe pary, jednak nie to ją przerażało. Bardziej denerwowała się butami... wysokimi szpilkami, wyższymi od pozostałych, które kiedykolwiek nosiła. Miała tylko nadzieję, że się w nich nie połamie (co ją skłoniło do kupienia ich?!) i będą pasować do sukienki. Nie była osobą próżną, to ostatnie, o co można ją było posądzić, jednak zastanawiała się nad wyborem współlokatora. Raczej nie kupił jakiegoś paskudztwa po to, by ją ośmieszyć... prawda?
Na pewno nie. Przecież chodzi o jego cudowną reputację” — pomyślała, prychając pod nosem.
Nie chcąc dalej brnąć w krainę domysłów i niepokojów, postanowiła w końcu wstać z łóżka. Odruchowo spojrzała przez okno i zmrużyła oczy na zastałą tam jasność. Gruba warstwa śniegu odbijała światło, atakując źrenice dziewczyny. Zasłane niewielkimi chmurami niebo było jasne i pogodne, jakby sama natura postanowiła wesprzeć Hermionę i pokazać jej, że dzisiejszego dnia jej dopinguje.
Podeszła do komody i wyjęła z niej beżowy, długi sweterek i legginsy. Wybrawszy z pudła Malfoya (sama nie wiedziała, od kiedy tak to nazywała) odpowiednie kosmetyki, ruszyła do łazienki, by wziąć długą kąpiel. Niechętnie musiała przyznać, że była wdzięczna współlokatorowi za owy podarunek. Jej skóra stała się jedwabista, włosy miękkie, a niesforne loki wydawały się bardziej skłonne do współpracy. Nawet nie zauważyła, kiedy jej paznokcie odżyły i choć preferowała krótkie, teraz były nieco dłuższe. W poprzednią sobotę udała się do fryzjera (wcale nie dlatego, że Malfoy jej kazał) i nieco podcięła włosy, co również dało pozytywny efekt.
Weszła do wanny i westchnęła, otulona przez słodki zapach konwalii. Zamknęła oczy, rozmyślając nad tym, czym się zająć, by wypełnić wolny czas. Równo o szóstej miała przyjść Ginny, by pomóc jej w makijażu i fryzurze, a według tego, co mówił Malfoy, lada chwila do Hogwartu powinna trafić jej suknia. Za każdym razem, gdy zastanawiała się, jak będzie ona wyglądać, przed oczami pojawiała jej się spalona przez współlokatora czerwona suknia przed kolano i małymi kryształkami na dekolcie. Zupełnie nie mała pojęcia, jaką kreację mógł kupić Ślizgon, miała tylko nadzieję, że nie będzie zbyt… wyzywająca. W najgorszych koszmarach widziała króciutką sukienkę z ogromnym dekoltem w kolorze paskudnej butelkowej zieleni wyszywaną cekinami. Po raz pierwszy w życiu cieszyła się, że jej współlokator jest wysoko urodzonym arystokratą o wyszukanym guście.
Po kąpieli zajęła się depilacją nóg i rzuciwszy zaklęcie, które utrzymywało gładkość przez calutki miesiąc, wsmarowała w nie balsam. Ubrała się i wróciła do pokoju, chcąc znaleźć sobie jakieś zajęcie, jednak nic nie przychodziło jej do głowy. Przemierzała niecierpliwym krokiem sypialnię i parę razy wyciągała jakąś książkę, jednak po chwili odkładała ją na miejsce. Nie miała chęci do jakiejkolwiek lektury i dobrze wiedziała, że nie potrafiłaby się na niej właściwie skupić. W końcu postanowiła udać się do pokoju wspólnego Gryfonów, jednak nawet podczas rozmowy z Ginny rozmyślała nad wyborem Malfoya. Kilkukrotnie miała chęć, by wrócić do dormitorium i zobaczyć, czy przesyłka w końcu dotarła, jednak sumienie nie pozwoliło jej zostawić przyjaciółki. Ostatnio bardzo mało rozmawiały, a Hermiona wiedziała, że Weasleyówna nadal przeżywa to, że Lee Jordan poświęcił ją dla robienia kariery.
— Idź — powiedziała Ginny, nie mogąc dłużej patrzeć, jak przyjaciółka zadręcza się nieprzyjemnymi myślami. Dziewczyna zaśmiała się, widząc niezrozumienie na twarzy pani prefekt. — Już się tak nie męcz, tylko idź i sprawdź, a jak już ją dostaniesz, to koniecznie mnie zawołaj.
Rudowłosa przewróciła oczami, słysząc urywane zaprzeczenia starszej Gryfonki. Wstała z fotela, złapała ją za nadgarstek i pociągnęła. Już po chwili prowadziła dziewczynę do wyjścia, śmiejąc się z żarliwych zapewnień Hermiony, iż wcale nie chce wracać do dormitorium, choć bursztynowe oczy błyszczały z ciekawości i podekscytowania.
— Dzięki. Zawołam. Muszę tylko… Dzięki! — zawołała kasztanowłosa, biegnąc do dormitorium prefektów naczelnych.
Weasleyówna parsknęła śmiechem i, kręcąc głową, wróciła do salonu Gryfonów. Ponownie zasiadła w fotelu przed kominkiem i zerknęła na zegar.
— Dopiero druga? — szepnęła do siebie, zdziwiona, jak czas wolno leci dzisiejszego dnia, z resztą nie tylko jej.
Gryfonki wałęsały się po salonie, szukając albo jakiegoś zajęcia, albo biedaka, na którym mogłyby wyładować stres i zniecierpliwienie przed dzisiejszym balem. To, co przeżywały przed balem w czasie Turnieju Trójmagicznego, było niczym w porównaniu z tegorocznym wydarzeniem.
Rudowłosa westchnęła i ruszyła do swojego pokoju, by dobrać ostateczne dodatki do swojej sukienki. Wyjęła ją z szafy, otworzyła pokrowiec i delikatnie odłożyła suknię na łóżko. Przesunęła dłonią po chłodnej, granatowej satynie.
— Nie wiedział, co traci. Durny Jordan…

***

Draco rozsiadł się wygodniej w swoim fotelu i zasłonił gazetą, by ukryć uśmiech. Bardziej niż na tekście, skupiał się na gniewnym mamrotaniu współlokatorki. Dziewczyna chodziła po salonie tam i z powrotem, rzucając w jego stronę mordercze spojrzenia, co tylko rozbawiało go jeszcze bardziej. Miała mu za złe to, że jej kreacja przybędzie dopiero o szesnastej.
Sugerujesz, że to moja wina, Granger?” — spytał, siląc się na niewinny ton, gdy kasztanowłosa dowiedziawszy się, o której przybędzie jej suknia, zgromiła go wzrokiem.
Owszem, to była jego zasługa. Specjalnie polecił, by dostawa odbyła się tak późno. Nie chciał, żeby dziewczyna, w razie, gdyby suknia jej się nie spodobała, miała czas na znalezienie innej.
A niechby jej się tylko nie podobała” — pomyślał i dla zachowania pozorów, przewrócił stronę. On sam wysłał szczegółowy opis tego, jak ma wyglądać kreacja dziewczyny, więc śmiało można powiedzieć, że ją zaprojektował… oczywiście pomijając to, że kwestie materiałów i parę innych drobiazgów pozostawił krawcowej.
Zerknął na zegarek i stwierdził, że najwyższy czas na rozpoczęcie przygotowań. Ruszył do łazienki, czując na sobie pełen irytacji i oburzenia wzrok Gryfonki.
Hermiona podeszła do okna, nie mogąc uwierzyć w to, że zachowuje się jak małe dziecko. Była istnym kłębkiem nerwów, w którym kotłowały się przeróżne uczucia: od irytacji po ekscytację, na dziecięcej radości kończąc. Nigdy nie doznała czegoś takiego z tak banalnego, wydawać by się mogło, powodu. Do dziś pamiętała lekki stres przed pierwszym tańcem na balu na czwartym roku, ale teraz czuła się, jakby emocje miały ją lada chwila dosłownie rozsadzić.
— To pewnie przez ten durny taniec Malfoya… i pewnie przez to, że ja za wszystko odpowiadam. I przez tę cholerną sukienkę Malfoya. Malfoy, nienawidzę cię! — wrzasnęła, piorunując morderczym wzrokiem drzwi, za którymi zniknął jej współlokator, zupełnie, jakby to one były wszystkiemu winne.
Słysząc gromki śmiech arystokraty, dziewczyna warknęła, a obraz widziany jej oczyma zabarwił się na czerwono. Nie wiadomo jak potoczyłyby się dalszy rozwój wypadków, gdyby nie dość sporych rozmiarów brązowa sowa, stukająca w okno. Hermiona sapnęła i natychmiast rzuciła się, by odebrać długo wyczekiwaną przesyłkę.
Postawiła białe pudło na stoliku i różdżką pozbyła się wszystkich tasiemek, sznurków i wstążek. Już miała je otworzyć, jednak w ostatniej chwili zawahała się, bojąc się tego, jak wygląda suknia, w której spędzi dzisiejszą noc. Przez myśl przebiegło jej, by pójść po Ginny i przy niej otworzyć opakowanie, jednak ciekawość i zniecierpliwienie zwyciężyły. Drżącą dłonią otworzyła pudło, wstrzymała oddech i zerknęła w dół.
Jako pierwsze odczuła zawód, do którego szybko dołączyło poirytowanie. Wewnątrz były jeszcze dwa pudła, z czego jedno było znacznie większe. Spojrzała na drzwi do łazienki, a w jej oczach zabłysła chęć mordu.
Jeśli w tych pudłach będą kolejne, to wejdę tam i w jakimkolwiek by nie był stroju, zaciągnę go do McGonagall” — pomyślała, wracając wzrokiem do przesyłki.
Wyjęła górne opakowanie i otworzyła je, a jej oczom ukazała się para czarnych, zamszowych, wysokich szpilek. Bardzo wysokich szpilek, jednak jej gniew spowodowany domysłami, iż jej współlokator życzy jej publicznego połamania nóg, stopniowo malał. Im dłużej przypatrywała się butom, tym bardziej jej się podobały, choć nigdy nie chodziła w szpilkach na koturnie. Zmarszczyła brwi i spojrzała podejrzliwie na buty.
Malfoy miał mi tylko kupić sukienkę”.
Zaczynając coraz bardziej nabierać pewności, że Ślizgon chce ją skompromitować na oczach całego Hogwartu i kilku pracownikach Ministerstwa, sprawdziła, czy obcasy nie są w nadcięte, czy też uszkodzone w jakikolwiek inny sposób. Przeżyła niemałe zaskoczenie, gdy odkryła, że wszystko jest z nimi w porządku, jednak schowała je z powrotem do mniejszego pudełka, wystawiając na nie język. Miała już swoje buty i gdyby nie fakt, iż Malfoy spalił jej poprzednią sukienkę, nie przyjęłaby od niego nowej, nawet pod groźbą śmierci. Zaskoczona żalem, z jakim dokonała tej decyzji, tęsknie spojrzała w stronę odrzuconych butów. Pokręciła głową nad swoją głupotą i otworzyła drugie pudło.
Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to koronki. Cała masa czarnych, delikatnych koronek. Wstrzymując oddech, delikatnie ujęła w dłonie górę sukni i wyprostowała się, wyjmując ją z pudła. Otworzyła usta, gdy przed jej oczami ukazało się całe zjawiskowe piękno tej wieczornej kreacji. Długa do ziemi suknia była bardzo dopasowana. Pomimo początkowych obaw pod warstwą koronki znajdował się materiał, dzięki któremu jej ciało miało być niemal całkowicie zasłonięte, co nieco zdziwiło Gryfonkę. Co jak co, ale po Malfoyu spodziewała się czegoś, co choć trochę ją odsłoni… nie żeby narzekała. Suknia była przepiękna, seksowna i choć bardzo będzie opinać jej ciało, wcale nie będzie wyglądać w niej wyzywająco. Czarna kreacja nie błyszczała, wprost przeciwnie, była matowa. Zdawało się, że pochłania całe światło z otoczenia, a długie rękawy i płytki dekolt dodawały całości elegancji.
Hermiona przez długi czas po prostu wpatrywała się w nią z otwartymi ustami. W końcu postanowiła zanieść wszystko do sypialni i pobiec po Ginny.
— O… mój… Godryku — wydukała rudowłosa, nie odrywając spojrzenia od sukni przyjaciółki. Parę razy otworzyła usta, jednak nie była w stanie nic powiedzieć. W końcu zmusiła się, by oderwać pożądliwy wzrok od przepięknej kreacji i z niedowierzaniem spojrzała na Hermionę.
— Ty… cholerna… szczęściaro — powiedziała wolno, po czym nagle wybuchła śmiechem. — A tak się bałaś, że zamówi jakieś paskudztwo! Gdybym wiedziała, że ma tak dobry gust i nie byłby kanalią, pierwsza bym do niego poleciała i błagała, by spalił moją sukienkę! Po prostu cudo — dodała, po raz kolejny dotykając delikatnej koronki, która w całości okrywała dolną warstwę chłodnego materiału. — Dziwny… — mruknęła Ginny, mając na myśli ów czarny, matowy materiał. — Przymierzałaś?
Hermiona pokręciła głową, nie mogąc pozbyć się tego niedorzecznego uśmiechu, który gościł na jej ustach od czasu, gdy odebrała przesyłkę.
Weasleyówna przybrała na twarz komiczny wyraz zdziwienia i oburzenia. Porwała suknię z łóżka i wyciągnęła ją w stronę starszej Gryfonki.
— Wkładaj — powiedziała podekscytowana, jednak urwała, gdy zobaczyła przerażenie, malujące się na twarzy Hermiony. — Co jest?
— Czy… czy to jest dekolt? — wykrztusiła w końcu, ruchem głowy wskazując tył sukni.
Weasleyówna odwróciła ją i parsknęła śmiechem. Odchrząknęła i podała ją pani prefekt.
— Nie, kochana, to tylko plecy. Będziesz je miała całkowicie odkryte.
Hermiona zerknęła na suknię, Ginny i jeszcze raz na suknię. Przechylała głowę raz w jedną raz w drugą stronę, jakby chciała się przyjrzeć tyłowi kreacji pod różnymi kątami.
— Tatuaż... będzie widoczny cały tatuaż — mamrotała niezadowolona, lecz posłusznie założyła suknie.
Natychmiast podeszła do lustra i obejrzała się z każdej strony. Stojąc do niego tyłem, odgarnęła włosy na ramię i, zagryzając wargę, wpatrywała się w czarne pióra, prezentujące się w całości przez odkryty tył sukni.
— Trzeba będzie je jakoś zakryć…
— Żartujesz, tak? — upewniła się Ginny, podchodząc do przyjaciółki, na co ta natychmiast się do niej odwróciła.
— Jestem śmiertelnie poważna. Nie mogę się tak pokazać, jestem prefektem naczelnym i…
— A gdzie jest napisane, że prefekci naczelni nie mogą mieć tatuaży? Nie ważne, nie było pytania — rzuciła szybko, widząc, jak Gryfonka szykuje się do wygłoszenia długiego wykładu. — Lepiej zajmijmy się fryzurą i makijażem. Taaak… już wiem, co z tobą zrobimy.
Hermiona odruchowo cofnęła się o krok, widząc zadziorny uśmieszek na twarzy przyjaciółki. Przełknęła ślinę, gdy przypomniała sobie ostatni raz, gdy młodsza Gryfonka ćwiczyła na niej sztukę makijażu. Wyglądała jak skacowana panda, która nie zaznała snu co najmniej od tygodnia. Pomimo całego zaufania, jakim darzyła rudowłosą, zaczęła zastanawiać się, czy dobrze zrobiła, prosząc ją o pomoc w przygotowaniach.
— Musimy zaczynać już teraz? Mamy jeszcze czas…
Ginny przewróciła oczami i okręciła przyjaciółkę, by pomóc jej w rozpięciu małego guziczka na karku.
— Wcale nie mamy tak dużo czasu. Planuję zrobić ci smoky eyes, a jako że nigdy go nie robiłam… No, ale od czego jest metoda prób i błędów! — zawołała wesoło i klasnęła w dłonie, podkreślając swój entuzjazm. Nie zwracając uwagi na mizerną minę przyjaciółki, pomogła jej zdjąć suknię i już po chwili posadziła swoją modelkę na wyczarowanym, wysokim krześle. Niczym zawodowa makijażystka, upięła niedbale włosy Hermiony, by nie przeszkadzały jej w pracy i zupełnie nie jak profesjonalistka pisnęła radośnie, nakładając na twarz pani prefekt warstwę korektora.
— Nie martw się, jak z tobą skończę, nikt cię nie pozna — pocieszyła ją Ginny i natychmiast wymamrotała przeprosiny, gdy niechcący włożyła mały palec w oko starszej Gryfonki.
— O to jestem dziwnie spokojna… — wymamrotała Hermiona, próbując psychicznie przygotować się na te tortury, które, jak się miało wkrótce okazać, będą trwały całe dwie godziny.
Dziewczyna dziękowała Godrykowi, że Ginny bardziej niż na makijażu znała się na uczesaniu i nie zajęło jej długo upięcie loków pani prefekt. Gdy Weasleyówna poleciła jej, by zamknęła oczy, natychmiast to zrobiła i zaraz poczuła mrowienie na twarzy, co świadczyło o tym, iż rudowłosa utrwalała zaklęciem swoje dzieło. Gdy skończyła, pomogła przyjaciółce z powrotem nałożyć suknię. Cofnęła się i westchnęła, podziwiając swoje dzieło.
— Wyglądasz po prostu pięknie.
Gryfonka uśmiechnęła się nieśmiało i natychmiast podeszła do lustra.
Powiedzieć, że ją zamurowało, byłoby sporym niedopowiedzeniem. Stała i jak zahipnotyzowana wpatrywała się w swoje odbicie. Kasztanowe loki upięte były w niski kok, a kilka luźno puszczonych kosmyków okalało jej twarz. Wydawało się, że fryzura była robiona na ostatnią chwilę, co dodawało jej delikatności i dziewczęcego uroku. Bursztynowe oczy w ciemnej oprawie błyszczały tajemniczo, wydawały się większe, a ich barwa bardziej nasycona.
Hermiona nachyliła się bliżej do lustra, dokładnie przyglądając się swoim, czerwonym teraz, ustom. Czy one zawsze były tak… okazałe, czy była to zasługa makijażu? Powoli opuściła wzrok niżej, na swoje ciało opięte czarną suknią, która podkreślała każde zagłębienie i wypukłość. Dekolt nie był głęboki, jednak ukazywał niemal całą długość obojczyków. Suknia dopiero na wysokości kolan delikatnie rozszerzała się, co wyszczuplało i wydłużało sylwetkę Gryfonki.
Hermiona odwróciła się i zerknęła przez ramię. Skrzydła w całości były odkryte, a ich drapieżne piękno otoczone było delikatną koronką, przez co kasztanowłosa tylko nabrała pewności, że Ślizgon specjalnie wybrał tę, a nie inną sukienkę.
Zupełnie jakby wiedział, że dziewczyna o nim myśli, Draco bezceremonialnie wszedł do sypialni Gryfonki, nie zawracając sobie głowy pukaniem.
— Gran… ger — dokończył słabo, zawieszając stalowy wzrok na dziewczynie, która zadrżała pod wpływem tego oceniającego spojrzenia.
Wodził oczami po jej sylwetce, a Hermiona odczuwała mrowienie, tam, gdzie na dłużej zawiesił oko. W końcu Gryfonka zdecydowała się przerwać ciszę, nagle przypominając sobie o swoich uwagach na temat sukienki.
— Pomyślałam, że przydałoby się do tego jeszcze jakieś bolerko, by zakryć plecy… — przerwała, widząc, jak arystokrata powoli unosi brew.
— Nie podoba ci się sukienka, Granger? — spytał powoli, uśmiechając się podstępnie. — McGonagall kazała mi kupić ci ładną i elegancką kieckę. Weasley, czy ta sukienka jest ładna?
Młodsza Gryfonka posłała Hermionie przepraszający uśmiech i pokiwała głową.
Uśmiech na twarzy Ślizgona jeszcze bardziej się powiększył, gdy zadał drugie pytanie.
— A czy jest wystarczająco elegancka?
— Tak.
Arystokrata rozłożył ręce, oznajmiając:
— Widzisz, Granger, zrobiłem wszystko, jak należy, a ty jeszcze narzekasz.
Gryfonka westchnęła ciężko, godząc się z faktem, że będzie musiała pokazać się z odsłoniętymi plecami. Przez chwilę stali w ciszy, którą postanowiła przerwać młoda Weasleyówna.
— Dobra, to ja pójdę do siebie poszukać odpowiednich dodatków — powiedziała, kierując się powoli w stronę wyjścia.
— Granger już ma biżuterię — wtrącił Ślizgon, tonem nieznoszącym sprzeciwu.
— Mam? — spytała zdziwiona Gryfonka. Nie spodziewała się, że Malfoy aż tak dokładnie zaplanował jej wygląd i nie żałował na to galeonów.
Chłopak nie odpowiedział na jej pytanie, cmoknął i rzucił Ginny zniecierpliwione spojrzenie. Ta, trafnie odczytując niemy przekaz, nakazujący jej opuszczenie tego lokum w trybie natychmiastowym, okręciła się na pięcie i wyszła z pokoju, nie przepuszczając okazji, by przedrzeźnić Ślizgona, gdy ten ponownie odwrócił się w stronę Hermiony.
— Idę się przygotować, a ty postaraj się przez ten czas niczego nie popsuć — powiedział, obawiając się, że gdy tylko spuści ją z oczu, ta zacznie wprowadzać swoje poprawki. Podszedł do niej, złapał ją za ramiona i zaprowadził do łóżka. — Siedź i się nie ruszaj.
Nim Hermiona zdążyła coś powiedzieć, Ślizgon opuścił sypialnię. Mamrocząc pod nosem niezbyt miłe słowa na temat współlokatora, wstała z łóżka i uśmiechnęła się pod nosem, mając poczucie, że łamiąc jego zakaz, wygrywa kolejną sprzeczkę między nimi. Jej wzrok odruchowo odnalazł lustrzaną taflę i mimowolnie uśmiechnęła się, na widok, jaki w niej zobaczyła. Zastanawiając się, czy to już szczyt próżności, zerknęła na odrzucone pudełko zawierające zamszowe szpilki. „W sumie, czemu nie?” — pomyślała i już po chwili zakładała eleganckie buty. Powoli wyprostowała się i zrobiła parę kroków na próbę.
Nie jest tak źle”.
Nadal oswajając się z nowymi szpilkami, przeszła do salonu i usiadła na kanapie, nawet nie próbując walczyć z podekscytowaniem, które z upływem czasu przybierało na sile. Z coraz większym niepokojem patrzyła na zegar. Powinni być już na sali, by sprawdzić, czy wszystko jest dopięte na ostatni guzik. W momencie, gdy już miała zamiar pośpieszyć swojego współlokatora, ten w końcu wyszedł z łazienki, a salon wypełnił zapach jego perfum.
— No nareszcie… — westchnęła dziewczyna, wstając z kanapy, jednak na chwilę zapomniała, co miała mu powiedzieć.
Ślizgon, zupełnie nie zwracając uwagi na jej chwilowe zawieszenie się, poprawił marynarkę, oceniając efekt końcowy w lustrze.
— Malfoy, od dziesięciu minut powinniśmy być już na miejscu — oznajmiła Hermiona, gdy w końcu przypomniała sobie, co chciała powiedzieć.
Ślizgon miał na sobie szyty na miarę garnitur, który idealnie dopasowywał się do jego ciała, ukazując smukłą, acz wyrzeźbioną sylwetkę. Poszczególne części jego ubioru różniły się delikatnie odcieniami, dzięki czemu całość nie zlewała się ze sobą. Po raz kolejny przypominał jej anioła, tym razem pokrytego czarnym pyłem. Zupełnie jakby zabłądził na ziemi i spędził noc w kopalni węgla, nurzając swoje szaty w głębokiej czerni. Platynowe włosy odgarnął do tyłu, po bokach przylegały do głowy, a górne pasma kosmyków, również zaczesane w tył, sprawiały wrażenie niesfornych, jakby zwyczajnym nawykiem niedbale przeczesał je dłonią, by nie opadały mu na oczy.
Pomimo tylu lat upokorzeń i wyzwisk, a nawet jawnego atakowania musiała przyznać, że Malfoy w garniturze wyglądał perfekcyjnie. Dziewczyna skarciła się w duchu za komplementowanie współlokatora i podeszła do lustra, stając obok swojego partnera. Przejrzała się po raz ostatni, delikatnie podkręcając luźne kosmyki.
— Zapomniałbym — powiedział nagle Ślizgon, wyjmując z wewnętrznej kieszeni marynarki małe, czerwone, pudełeczko. — Załóż jeszcze to.
— Co to jest?
— Zdalnie sterowana bomba.
Przewróciła oczami, nie mogąc powstrzymać małego uśmiechu. Aksamitne pudełeczko tylko potęgowało w niej podekscytowanie wywołane balem i na chwilę przestała zadręczać się pierwszym tańcem. Powoli przyjęła kolejny, choć nie mniej zaskakujący, podarunek od współlokatora i otworzyła wieczko.
Westchnęła na widok drobnych błyszczących perełek („To nie są diamenty... PRAWDA?!”), które z całą pewnością kosztowały więcej niż cała jej biżuteria. Delikatnie, jakby w obawie, że mogłaby je zniszczyć zbyt silnym naciskiem, dotknęła jednego kolczyka. Wiedza, iż musiały kosztować majątek, rzuciła ciemną chmurę na radość, jaką czuła, gdy otworzyła pudełeczko.
— Są śliczne, Malfoy, dziękuję, ale nie mogę ich przyjąć — powiedziała w końcu, wyciągając opakowanie w stronę chłopaka, ten jednak prychnął pod nosem i założył ręce na piersi. Wysoko uniesiona brew jasno dała jej do zrozumienia, że Ślizgon oczekuje wyjaśnień.
— Bo widzisz... suknia to co innego. Kupiłeś ją w zamian za tamtą czerwoną, ale kolczyki... to za dużo.
— Cholera, Granger, czy ty nawet dostając kolczyki, musisz robić problemy? Załóż je.
Hermiona, widząc w jego stalowych oczach, że nie odpuści, westchnęła i założyła kolczyki.
— Oddam je razem z butami po balu — oznajmiła, odkładając pudełeczko na półkę.
— A po co mi rzeczy po tobie? — zakpił Draco, a dziewczyna skrzywiła się na wyczuwalną nutę pogardy.
No tak... na co mu rzeczy, które nosiła szlama” — pomyślała gorzko i, by zmienić temat, spytała:
— Możemy już iść?
Arystokrata zerknął na zegarek i pokręcił przecząco głową, mówiąc:
— Jeszcze nie. Jest dopiero za dziesięć dwudziesta.
— Za dziesięć?! O Godryku, spóźnimy się! — powiedziała, kierując się w stronę wyjścia tak szybko, na ile pozwalały jej na to wysokie szpilki.
Zdążyła postawić zaledwie dwa kroki, nim została zatrzymana przez Ślizgona. Chłopak objął ją ramieniem, jakby zapominając o swojej ostatniej oschłej uwadze i z powrotem zaprowadził przed lustro.
— Lekkie spóźnienie jest niezbędne, jeśli chce się mieć mocne wejście. A teraz, Granger, uśmiech numer jeden — dodał, obejmując dziewczynę w talii i uśmiechając się do swojego lustrzanego odbicia.
Dziewczyna spojrzała na niego zdegustowana.
— Ćwiczysz uśmiechy przed lustrem, Malfoy?
— Ja nie muszę — odpowiedział, wyprostowując się dumnie. — Uśmiechnij się, Granger.
Gryfonka posłała mu szeroki uśmiech, wyszczerzając się przy tym przesadnie i ukazując niemal wszystkie zęby.
— Nie było tematu — odpowiedział zrezygnowany Ślizgon, zerkając na zegarek. — Dobra, już czas — powiedział, po czym ruszył do wyjścia, zupełnie nie przejmując się tym, że dziewczyna ma kłopoty z zejściem ze schodów. — A i pamiętaj, że trzeba uprzedzić orkiestrę, żeby za żadne skarby nie dopuszczała Zabiniego do sprzętu grającego. Idziesz?!
Draco odwrócił się w połowie schodów i warknął zniecierpliwiony na widok kasztanowłosej, która powolutku, kurczowo trzymając się poręczy, pokonywała stopień za stopniem.
W jej tempie ominiemy nie tylko przemowę McGonagall, ale i pierwszy taniec!” — pomyślał chłopak i zrobił to, co jako pierwsze przyszło mu do głowy, jako rozwiązanie kwestii powolnego tempa Gryfonki. Blondyn zrównał się z nią, objął jednym ramieniem i po prostu zniósł ją ze schodów, nie zwracając uwagi na jej okrzyk zaskoczenia. Puścił ją dopiero w sali wejściowej. Powolnym krokiem, na równi z Gryfonką, podszedł do zamkniętych drzwi, poprawiając marynarkę. Spojrzał na swoją partnerkę i, upewniwszy się, że jest gotowa, wszedł do środka.
Wszyscy zebrani w sali odwrócili się w ich stronę na dźwięk otwieranych drzwi. Hermiona przełknęła ślinę, czując na sobie setki zaskoczonych i pożądliwych spojrzeń, choć wśród nich nie brakowało tych wrogich i nienawistnych. Stojąca przy mównicy McGonagall nie była wyjątkiem, choć w jej przypadku srogie spojrzenie oznaczało reprymendę za spóźnienie.
— A o to nasi prefekci naczelni, którzy zadbali o to, byście się dobrze bawili dzisiejszej nocy.
Dyrektorka odsunęła się od mównicy, gestem dając im do zrozumienia, by zajęli jej miejsce. W momencie, gdy wspomniała o prefektach, po sali rozeszły się szepty i okrzyki zdziwienia. Znaczna część osób dopiero teraz w eleganckiej, seksownej dziewczynie rozpoznała Hermionę.
— Nie...wierzę...
— Ona? Jak ON mógł pójść z NIĄ?!
— To jest HERMIONA?!
Takie szepty towarzyszyły im w drodze do mównicy, mieszając się z burzą oklasków. Przechodząc obok Ginny, Hermiona zaśmiała się, gdy ta udała, że pośliniła palec, dotknęła nim biodra i natychmiast zaczęła machać „sparzoną” ręką, krzywiąc się przy tym. Draco natomiast nie zwracał uwagi na uczniów i ich zdziwione spojrzenia. Jedyną oznaką jego dyskomfortu była mocno zaciśnięta szczęka, choć jednocześnie wypiął dumnie pierś w reakcji na aplauz.
Mimo iż Gryfonka doskonale wiedziała, jak będzie wyglądała Wielka Sala i sama brała udział w jej przygotowaniu i tak rozglądała się wokół z zapartym tchem, podobnie jak pozostali uczniowie, którzy nie zdołali jeszcze w pełni nasycić się widokiem przystrojonej sali. Pomieszczenie utrzymane było w bieli, czerni i złocie. Dla uczniów przygotowano okrągłe stoły, przy których mogło zasiąść sześć osób. Podobnie jak krzesła, obrusy także były w kolorze głębokiej czerni. Na nich znajdowała się złota, misternie zdobiona zastawa, a w samym środku stał wysoki, szklany wazon z bukietem białych róż otoczony chaotycznie rozstawionymi małymi świecami. Naprzeciwko wejścia znajdowało się miejsce dla orkiestry i didżeja, a na lewo od niego stał podłużny stół dla nauczycieli, naprzeciwko minibarku.
Jednak to ozdoby na suficie wywoływały najwięcej okrzyków pełnych zachwytu i oczarowania, bowiem nad nimi znajdowało się wieczorne niebo usłane gwiazdami. Z samego środka spływały delikatne czarne płótna, które podpięte do ścian spływały po nich aż do samej ziemi. W centralnym punkcie znajdowała się przypięta do płótna spiralna wiązka kwiatów, która w miarę rozwoju była coraz szersza, aż w końcu rozdzielała się i razem z podłużnymi pasami czarnego materiału wędrowała na ściany. Najwięcej kwiatów znajdowało się na suficie, na ścianach ich liczba stopniowo malała. Wśród nich znajdowały się róże, piwonie, dalie, liliowce i parę innych gatunków, o równie rozłożystych, okazałych płatkach. Wszystkim roślinom zmieniono barwę na białą lub złotą. Pomiędzy czarnymi płótnami z ciemności nocnego nieba wyłaniały się dwa rzędy kryształowych spiralnych żyrandoli.
— Czas rozpocząć nową coroczną tradycję Hogwartu.
Dyrektorka zakończyła swoją przemowę, dając znak, by prefekci zajęli miejsce na środku sali.
Draco, widząc, że jego partnerka stoi jakby ktoś ją oszołomił, nachylił się nad nią i syknął:
— Co z tobą, Granger?
Hermiona skrzywiła się, a lęk w jej oczach nie mógłby być bardziej widoczny, nawet gdyby McGonagall kazała jej walczyć na pięści ze smokiem. Zniecierpliwiony Ślizgon, w obawie przed kompromitacją próbował dyskretnie zaciągnąć dziewczynę na środek, jednak ta dzielnie stawiała opór. W końcu jednak dała za wygraną, a po drodze szepnęła cicho, by nikt oprócz Dracona nie usłyszał jej panicznego wyznania.
— Ja nic nie pamiętam.
— Uspokój się, Granger. Wyobraź sobie, że to następna próba. Zaczynamy od prawej — przypomniał blondyn, zajmując swoje miejsce w samym środku męskiego rzędu.
Hermiona zamrugała i zdezorientowana spojrzała na arystokratę, jakby nigdy w życiu nie słyszała, że istnieje pojęcie lewej i prawej nogi.
Prefekci utworzyli dwa rzędy, kobiecy i męski, w odległości dziesięciu kroków, a tłum dookoła uformował wokół nich spory okrąg. Gryfonka przełknęła ślinę, próbując uspokoić oddech i nie zwracać uwagi na komentarze dotyczące nowej ozdoby na jej plecach.
Gdy orkiestra zajęła miejsce, w sali zapadła idealna cisza. Światła przygasły, pogrążając Wielką Salę w półmroku. Nad parami prefektów z kwiatów na suficie zaczęły powoli spadać złote, świecące ziarenka pyłku, które rzucały na nich światło, podobnie jak świetliki nocną porą rozświetlały polany i łąki. Nim pyłek kwiatowy opadł na ziemię, jego blask stopniowo przygasał, aż w końcu całkowicie znikł.
Po sali rozeszła się powolna melodia samotnych skrzypiec. W tym momencie pary powolnym krokiem zaczęły zbliżać się do siebie. Zatrzymały się tuż przed sobą, a gdy do skrzypiec dołączyła altówka, unieśli prawe dłonie i powoli zaczęli się okrążać. Hermiona, nawet gdyby chciała, nie mogłaby zerknąć w dół za sprawą magnetycznego spojrzenia arystokraty. W tym momencie wydawało jej się, że widzi Dracona po raz pierwszy w życiu. Zapomniała o tych ośmiu latach, zapomniała o wszystkim, a wszystkie swoje myśli i pragnienia niemal nieświadomie skierowała na partnera, na jego powolne, uwodzicielskie ruchy i na to, jak niewiele centymetrów dzieli ich dłonie. Nie wiedziała, co jest tego przyczyną, może sceneria, a może to, że tak niewiele brakowało, by się dotknąć, jednak była pewna jednego: nie chciała, aby ta chwila się skończyła.
Sama była zdziwiona, że tak dobrze jej idzie i tak pewnie poruszała się w tańcu. Może odwagi dodawało jej to, że wiedziała, iż Ślizgon odczuwa przynajmniej w zbliżonym stopniu to, co ona? Było coś w tym spojrzeniu, coś w tej zaciśniętej szczęce, co mówiło jej, że serce jej wroga w tym momencie bije w tym samym tempie… a może tak jej się tylko wydawało?
Pozostałe instrumenty dołączyły do smyczkowego duetu. Spadające pyłki zaświeciły mocniej, a tańczące pary wpadły sobie w objęcia. Draco, nie zwracając uwagi na dreszcz, jaki przebiegł po ich ciałach i nie odrywając spojrzenia od jej bursztynowych oczu, objął ją w talii. Ujął delikatną dłoń, rozpoczynając kolejny etap choreografii. Nie musiał zerkać na pozostałe pary, wiedział doskonale, iż wszystko przebiega tak, jak to sobie zaplanował. Każdy gest, każdy krok wykonywany był w tym samym tempie, w tej samej chwili. Wirował z Hermioną wewnątrz figury, utworzonej przez pozostałe pary, a każdy ich ruch był płynny i pełen gracji. Poczuł przypływ dumy — to on odpowiadał za wyszkolenie w większości niezbyt inteligentnych, jego zdaniem, prefektów, to on odpowiadał za wystrój sali (on i Hermiona, jednak jego ego niezbyt chętnie to przyznawało).
Tanecznym krokiem wrócili na środek, by powtórzyć pierwszą część tańca, a gdy ponownie wpadli sobie w objęcia, reszta prefektów zaczęła tym razem krążyć wokół nich. Mimo iż Hermionie wydawało się, że dopiero zaczęli taniec, reszta zgromadzonych uczniów, nauczycieli i przedstawicieli Ministerstwa dołączyli do nich.
Gdy pary wymieszały się ze sobą, Draco natychmiast odsunął się od dziewczyny i, nie odzywając się słowem, odwrócił się, zostawiając ją samotną, otoczoną wirującymi parami. Odrzucona przez partnera, czuła się upokorzona i niechciana. Przez krótką chwilę chciała wrócić do dormitorium i zamknąć się w swoim pokoju, czując, że tu nie pasuje. Prychnęła pod nosem, na myśl, że ona, organizatorka dzisiejszego wieczoru, powinna być ostatnią osobą, która czułaby się wyobcowana. Zaczęła wymijać tańczące pary, by znaleźć sobie kącik, w którym mogła by się uspokoić.
Czego się spodziewałaś? To Malfoy, idiotko! Sądziłaś, że będzie dbał o to, byś dobrze się bawiła? Przecież to oczywiste, że nie zamierza być z tobą dłużej, niż to konieczne…”.
Przygryzła wargę, chcąc, by ból odwrócił jej uwagę od gromadzących się łez.
— Idziesz?
Znieruchomiała, słysząc ten dobrze sobie znany arogancki ton. Odwróciła się i zobaczyła arystokratę, stojącego nieopodal. Zmierzył lodowatym spojrzeniem parę, która na niego wpadła i, nie czekając na Gryfonkę, ruszył w kierunku baru.
Gdy Hermiona dotarła na miejsce, blondyn siedział już na jednym z wysokich krzeseł i zamawiał Ognistą. Po chwili wahania usiadła obok niego.
— Co dla pani? — spytał uprzejmie barman.
Pokręciła głową, na znak, że niczego nie chce. Draco już otwierał usta, by coś dla niej zamówić, jednak była od niego szybsza.
— Nie, Malfoy, nie będę się alkoholizować na balu — oznajmiła stanowczo, być może trochę za ostro, nadal pamiętając, jak się czuła, gdy ją zostawił.
Arystokrata uniósł brew na oschły ton dziewczyny, jednak nic nie powiedział.
Siedzieli w ciszy przez dwa następne utwory. W końcu Hermiona nie wytrzymała.
— Masz zamiar przesiedzieć tu całą noc, tak?
— Ewentualnie mogę jeszcze zajść do toalety — odwarknął Draco, po czym upił łyk Ognistej. Po krótkiej przerwie, jakby chcąc wyładować na kimś frustrację, dodał:
— Co, może myślałaś, że wyciągnę cię na środek i przez cały czas będziemy tańczyć? Co wolisz najpierw: foxtrot, rumba czy może hip hop?
Kasztanowłosa wytrzeszczyła oczy, a jej twarz przybrała wyraz czystego przerażenia.
— Umiesz tańczyć hip hop? — wydukała, no co Draco z powagą skinął głową.
Hermiona otworzyła usta, próbując powiedzieć cokolwiek mądrego, jednak nic nie przychodziło jej do głowy. Jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić Malfoya w dresach, luźno zwisających spodniach, wykonującego przeróżne akrobacje.
— To dość zaskakujące… — powiedziała wolno, starannie dobierając słowa, by nie obrazić współlokatora, sugerując, że tego po arystokracie się nie spodziewała.
Draco, widząc jej marne starania i twarz, na której nadal malował się szok i niedowierzanie, w końcu nie wytrzymał i wybuchnął gromkim śmiechem. Był tak rozbawiony, że nie mógł się powstrzymać i zaczął uderzać dłonią w blat baru. Parę razy próbował się opanować, jednak co chwilę zerkał na urażoną Gryfonkę i ponownie zaśmiewał się niemalże do łez. Kręcąc głową, uniósł dłoń, by dać znak kelnerowi.
— Nie wierzę, że dałaś się na to nabrać, Granger. To samo — oznajmił kelnerowi, który pytająco spojrzał na Hermionę.
— Zmieniła może pani zdanie?
— Tak, doszłam do wniosku, że mogę się czegoś napić...
— Moja szkoła — powiedział z przesadną dumą Draco, wymieniając z kelnerem porozumiewawcze spojrzenia.
Widocznie ta dwójka zna się od pewnego czasu” — pomyślała kasztanowłosa i z szerokim uśmiechem oznajmiła:
— Chętnie napiłabym się soku.
Obaj mężczyźni spojrzeli na nią z zaskoczeniem, po czym wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
— Soku… — mruknął Draco, na co Hermiona skinęła głową.
Zaśmiała się, widząc rozczarowaną minę współlokatora, któremu prawdopodobnie po raz pierwszy nie udało się zaalkoholizowanie kogokolwiek.
— A co wy się tak tu we dwoje aspolizunujecie? — rzucił wesoło Blaise, zarzucając jedno ramię na plecy blondyna, drugie na plecy Gryfonki.
— Nie ma takiego słowa jak „aspolizunujecie”.
— Jak to nie? Właśnie je wymyśliłem, Granger — powiedział niedbale, jakby to wyjaśniało sprawę, po czym zwrócił się do przyjaciela. — Więc co? Nie będziesz z nią tańczył?
— Nie — oznajmili równocześnie prefekci naczelni, na co Blaise cmoknął niezadowolony.
— A więc czy mogę wypożyczyć twoją partnerkę?
— Nie ma mowy. To moja partnerka, a to, że żadna nie chciała z tobą iść…
— Och, ja po prostu nie chciałem się ograniczać, bracie — westchnął Zabini, na co prefekci naczelni spojrzeli na niego wymownie.
Uznawszy, że nie warto tracić czasu na wyprowadzenie ich z błędu, Blaise machnął ręką i rozejrzał się po sali. Nauczyciele zajęli miejsca przy swoim stole, a większość uczniów pozostała na parkiecie, tańcząc do znacznie żywszej muzyki granej przez didżeja.
— Wiecie co? Chodźmy do swojego stolika — zaproponował Zabini i już po chwili wędrowali do swoich miejsc.
Prefekci naczelni po długich naradach i negocjacjach ustalili, kto będzie z nimi siedział przy stole. Draco upierał się przy Teodorze, którego partnerką została, na nieszczęście dla arystokraty, Pansy. Z kolei Hermiona, dla równowagi, wybrała Harry’ego i towarzyszącą mu Ginny. Zgodziła się również na ostatnią propozycję Malfoya, jaką był Blaise, ponieważ był on osobą w miarę neutralną. Plusem tego, było to, że Ślizgon nie miał partnerki i rozkład sił Gryfoni — Ślizgoni był w miarę wyrównany.
Dotarli do zarezerwowanego dla nich stolika, usytuowanego w samym rogu, skąd mieli doskonały widok na całą salę. Ślizgoni zatrzymali się, by przepuścić Hermionę i dopiero gdy dziewczyna zajęła miejsce, oni także usiedli przy stoliku. Arystokrata wziął do ręki menu i po chwili zastanowienia złożył zamówienie, a na jego talerzu pojawiło się danie, podobnie jak miało to miejsce na balu podczas Turnieju Trójmagicznego. Pozostała dwójka uczniów wzięła z niego przykład i już po chwili na stole zmaterializowały się wykwintne potrawy i butelka czerwonego wina.
Draco wstał, wziął ze stolika butelkę i, nachylając się nad Hermioną, spytał:
— Napijesz się?
— Tak, poproszę.
Obserwowała, jak Ślizgon z gracją nalewa alkoholu do trzech kieliszków. Gdy skończył, usiadł i rozłożył na kolanach czarną, aksamitną serwetkę. Hermiona poszła jego śladem, próbując sobie przypomnieć, jakiego rodzaju sztućców powinna użyć.
Ten?... Nie ten jest do ryb... ale co za różnica, ryby to też mięso” — myślała, próbując odtworzyć w głowie lekcję, której jej udzielił Ślizgon. Wróciła tamtego wieczoru z salonu wspólnego Gryfonów, a on już na nią czekał z przygotowaną zastawą. Przez ponad godzinę tłumaczył jej przeznaczenie poszczególnych sztućców, a ona teraz nie potrafiła wybrać odpowiedniego.
Nie pomagał jej także fakt, że Ślizgon obserwował ją kątem oka, chcąc mieć pewność, że dziewczyna dokona właściwego wyboru. Chcąc mieć to za sobą, Hermiona zdecydowała się na jeden z kompletów. Już miała wziąć go do ręki, gdy zauważyła zmianę na twarzy arystokraty. Zawahała się i zmieniła zdanie, przesuwając dłoń nad ostatni zestaw.
Malfoy odłożył sztućce i wypił zawartość swojego kieliszka jednym haustem.
— Drugi z lewej, mała — szepnął konspiracyjnie Blaise, co może i byłoby celowe, gdyby nie siedział obok Dracona.
Hermiona uśmiechnęła się do niego nieśmiało, dziękując za pomoc i wzięła do ręki odpowiedni zestaw sztućców.
— Możesz mi powiedzieć, jak to jest, że potrafi wykuć na pamięć całą książkę do Historii Magii, ale nie jest w stanie nauczyć się czegoś tak prostego? — zapytał arystokrata, nawet na nią nie patrząc. Zrobił przecież wszystko, jak należy, nauczył ją podstaw i manier przy stole, a ona, pewnie żeby zrobić mu na złość, zachowywała się jak zwykły plebs.
— Odpuść jej. Widać, że się dziewczyna zestresowała...
— Zestresowała?! — spytał napastliwym tonem. — Ona się zestresowała? To co ja mam powiedzieć po tym, jak przed samym tańcem mi oznajmiła, że niczego nie pamięta i nie odróżnia nawet lewej nogi od prawej!
Początkowo Hermiona nie miała zamiaru uczestniczyć w tej wymianie zdań, jednak teraz Ślizgon przebrał miarkę.
— Może i pamiętałabym więcej, gdyby wszyscy się na nas nie gapili, bo szanowny pan stwierdził, że chce mieć mocne wejście i należy się odrobinę spóźnić! — syknęła, patrząc prosto w zimne oczy Ślizgona.
— Aha! I w odwecie postanowiłaś przy wszystkich zrobić z siebie sierotę przy stole?
— Przy jakich wszystkich? Tu siedzi tylko Blaise, reszta jest na parkiecie i świetnie się bawi! — wykrzyknęła dziewczyna, ściągając z kolan serwetkę i odrzucając ją na stół. Wyprostowała się i z obrażoną miną obserwowała tańczące pary.
Blondyn odłożył sztućce na talerz, krzyżując je, tym samym dając znak, że już skończył posiłek. Po chwili jego talerz ponownie był czysty, a on sam, z braku innego zajęcia, przyłączył się do Gryfonki w obserwowaniu innych uczniów.
Blaise zerkał to na przyjaciela to na Hermionę, jednak nic nie wskazywało na to, że sytuacja ulegnie poprawie. Oboje ostentacyjnie unikali swojego wzroku, patrząc na wirujące na parkiecie pary. Czarnowłosy otarł usta serwetką i odrzucił ją niedbale na talerz. Postanawiając, że spróbuje choć jednemu z nich poprawić humor, odchrząknął, by zwrócić na siebie uwagę dziewczyny.
— Zatańczymy?
— Mowy nie ma — syknął arystokrata, przenosząc wzrok na Zabiniego. — Już ci mówiłem, że to moja partnerka.
— Pies ogrodnika — mruknęła pod nosem Gryfonka, ze złością patrząc na swojego partnera. Nie zwracając uwagi na niezrozumienie malujące się na twarzach Ślizgonów, Hermiona wstała i zwróciła się do Blaise’a.
— Z wielką chęcią z tobą zatańczę — powiedziała, wyniośle patrząc na współlokatora. Nie miała zamiaru spędzić całego balu, siedząc przy naburmuszonym Malfoyu.
— Nie waż się podważać…
— Cieszę się, że pana widzę, panie Malfoy.
Cała trójka znieruchomiała i spojrzała na czterdziestoparoletniego mężczyznę średniego wzrostu. Jego krótkie, brązowe włosy na skroniach przyprószyła siwizna, podobnie jak dość pokaźnych rozmiarów wąsy. Mimo wątłej sylwetki i w niczym niewyróżniającej się aparycji, jego bogactwo było wyraźnie wyczuwalne przez nietuzinkową czarną szatę wyjściową i laskę, na której szczycie znajdował się duży, okrągły bursztyn w złotej oprawie.
— Uczucie w pełni odwzajemnione — odpowiedział Draco, całkowicie zmieniając swoją postawę. Wstał i po uściśnięciu ręki pracownika Ministerstwa dodał:
— Panie Bonnet, pozwolę sobie panu przedstawić moich towarzyszy. Blaise Zabini i Hermiona Granger. Blaise, Gra… Hermiono, to jest Orion Bonnet, szef…
— Och, darujmy dziś sobie wspominki o pracy i Ministerstwie — wszedł mu w słowo brunet, nie zauważając drobnego zająknięcia się Dracona ani tego, jak mimowolnie skrzywił się przy wymawianiu imienia współlokatorki. — Wystarczy mi Rasac, pilnuje mnie na każdym kroku…
— Pan Rasac? — wyszeptał Ślizgon.
Hermiona wyczuła, że coś jest nie tak. Arystokrata, słysząc to nazwisko, zamarł, a jego ciało napięło się. Po twarzy przemknął cień czegoś, czego Gryfonka nie potrafiła nazwać. Gdyby nie znała Malfoya, powiedziałaby, że był to niepokój, a nawet strach. Zerknęła na Zabiniego, by potwierdzić swoje przypuszczenia. Mięsień na jego szczęce drgnął, a dłoń mocniej zacisnęła się na kieliszku. Mimo wszystko dziewczyna nie była pewna, czy jej się to nie przewidziało, ponieważ wszystko trwało dosłownie kilka sekund.
Draco uśmiechnął się uprzejmie i odsunął krzesło, wskazując je pracownikowi Ministerstwa.
— Jeszcze jeden zacny gość na dzisiejszej uroczystości — podsumował.
Pan Bonnet zajął miejsce i, kręcąc głową, rzekł:
— Niestety, pan Munch zachorował i na jego miejsce przysłano Derrick’a… No, ale szkoda tracić taką noc na rozmowy o pracy i polityce, zamiast się bawić — dodał pan Bonnet, z ciekawością patrząc na Hermionę, która do tej pory nie zdawała sobie sprawy z tego, że nadal stoi.
— Ach, tak… właśnie miałem zamiar zatańczyć z partnerką… — powiedział Ślizgon, idealnie grając zmieszanego i niezdecydowanego.
Hermiona byłaby pod wrażeniem jego umiejętności aktorskich, gdyby nie to, jak bardzo zirytowały ją słowa arystokraty. Chłopak wyglądał, jakby wahał się między pozostaniem przy stole a zatańczeniem z nią i tym samym zostawieniem gościa, jakby uważał, że byłoby to niekulturalne.
— Panie Malfoy, niech się pan mną nie martwi, tylko zabierze tę uroczą damę na parkiet — powiedział mężczyzna, zerkając w stronę Blaise’a.
Draco skinął głową i podszedł do partnerki. Ujął ją za dłoń i poprowadził w stronę tańczących par. Gdy znaleźli się w tłumie, Hermiona poskładała wszystkie elementy układanki. Ślizgon używał jej, by zrobić dobre wrażenie do Ministerstwie i z powrotem wkupić się w łaski jego pracowników.
Gdy chłopak położył dłoń na jej talii, odepchnęła go, piorunując go wzrokiem. Blondyn próbował ponownie przyciągnąć ją do siebie, jednak ta nadal mu się wyrywała.
— Granger, do cholery…
— Nie Grangeruj mi tu teraz. Nie będę twoją zabawką — przerwała mu, nie zwracając uwagi na gniewny wyraz jego twarzy.
Odwróciła się na pięcie, chcąc wrócić do stolika, jednak Draco chwycił ją za nadgarstek, obrócił ją, zupełnie, jakby tańczyli, i przechylił w tył. Przez chwilę trzymał ją w takiej pozycji, nie spuszczając stalowych oczu z jej bursztynowych. Zbliżył swoją twarz do jej i szepnął do ucha:
— Jeśli tu zostaniesz, będę ci winien ogromną przysługę.
Draco wyprostował się i zaczął prowadzić ją w tańcu. Hermiona nawet nie protestowała, zdumiona słowami współlokatora. Zaczęła zastanawiać się nad przyczyną jego zachowania, dlaczego aż tak bardzo mu na tym zależy. I dlaczego bał się Derrick’a Rasac’a?
— Zgoda, ale musisz mi to wszystko wyjaśnić. Teraz.
Blondyn przewrócił oczami.
— Ciekawska jak zawsze — warknął i obrócił ją. Gdy przyciągnął ją do siebie z powrotem cichym, poważnym tonem, oznajmił: — Rasac jest jednym z najbardziej rygorystycznych aurorów. Domagał się pocałunku dementora dla ojca i dożywocia w Azkabanie dla mnie.
Hermiona mimowolnie wzdrygnęła się, a na jej twarzy zagościło współczucie. Czy Malfoy zasługiwał na dożywocie? Kiedyś powiedziałaby, że z całą pewnością. Dziś, kiedy dzieliła z nim jedno dormitorium, kiedy kilkukrotnie uratował jej życie podczas turnieju, sama stanęłaby w jego obronie. Owszem, był wredny, bezczelny i często doprowadzał ją do łez, ale teraz nie była pewna, czy, mając inną rodzinę, dołączyłby do Śmierciożerców. Ważna była dla niego czystość krwi, ale nie podejrzewała, by zabijanie sprawiało mu przyjemność, nie, kiedy kilkukrotnie na początku roku słyszała, jak krzyczy przez sen. Później Ślizgon rzucał zaklęcie wyciszające, jednak Hermiona wiedziała swoje.
— I? — spytał Malfoy, widząc dziwną mieszaninę uczuć w jej oczach. Było tam zaciekawienie, lęk, żal i głowę dałby sobie uciąć, że znajdowała się tam również i … fascynacja?
— W porządku, mogę trochę poudawać.
— Czemu się tak na mnie patrzysz? — spytał, przechylając delikatnie głowę w bok, jakby chciał się jej przyjrzeć pod innym kątem.
W jednej chwili jesteś miły, w drugiej oschły. Żartujesz, śmiejesz się, a zaraz potem mnie atakujesz. Na przemian poniżasz mnie i pomagasz wstać. Dlaczego? I dlaczego w ogóle interesuje mnie, co tak naprawdę ukrywasz? Jak to jest możliwe, by człowiek był tak pełen skrajności i przy tym nie oszalał?”
Hermiona nie odważyła się tego powiedzieć. Zamiast tego odparła:
— Jesteś dla mnie zagadką.
Blondyn uśmiechnął się i uniósł brew.
— To dobrze czy źle?
— Dobrze, bo lubię rozwiązywać takie zagadki.
Draco uważnie przyjrzał się twarzy dziewczyny, próbując odgadnąć jej zamiary. Zaśmiał się krótko i spytał:
— I myślisz, że uda ci się mnie przejrzeć?
— Na pewno spróbuję.
Arystokrata odwrócił Hermionę i przysunął do siebie, opierając jej plecy o swoją klatkę piersiową, ramieniem obejmując ją w talii. Drugą dłonią nadal trzymał jej kruchą dłoń. Rozbawiony żarliwym oświadczeniem kasztanowłosej, pochylił się, by szepnąć jej do ucha:
— Nie liczyłbym na to.
Uśmiechnął się pod nosem, czując, jak jej ciało zadrżało w odpowiedzi na ciepły oddech muskający jej szyję. Okręcił ją i ponownie położył dłoń na jej talii.
— Wygląda na to, że dostałaś, czego chciałaś, bo nie zamierzam schodzić z tego parkietu przez następne trzy godziny, Granger — mruknął, specjalnie zniżając głowę, by czubek jego nosa przesunął się po jej skroni, a gdy w pobliżu zobaczył Notta, zaczął kierować się z Gryfonką w jego stronę.
— Rasac tu jest — powiedział cicho arystokrata, tak, że postronne osoby w ogóle nie wiedziały, iż Ślizgoni ze sobą rozmawiają.
Gryfonka wzdrygnęła się, gdy Teodor lekko obrócił głowę i spojrzał na przyjaciela. Pierwszy raz na twarzy bruneta widziała taką wściekłość. W oczach miał wypisaną chęć mordu.
— Bonnet właśnie siedzi z Zabinim i wypytuje go o mnie. Pomóż mu.
Nott skinął głową i bez słowa wyjaśnienia zostawił dziewczynę, z którą tańczył.
Hermiona spojrzała na partnera, niemo pytając go o wyjaśnienie. O ile Draco i Blaise obawiali się Rasac’a i jawnie go nienawidzili, Teodor wprost marzył o tym, by móc rozerwać go na strzępy. Widocznie auror zalazł mu za skórę bardziej niż jego przyjaciołom.
— Nie mam ani ochoty, ani obowiązku, ani prawa, by ci o tym mówić, więc daj sobie spokój, Granger.
Hermiona nic nie powiedziała, zbyt zajęta snuciem domysłów.
Tak jak powiedział Draco, nie schodzili z parkietu przez całe trzy godziny. Stopniowo oboje się rozluźniali, aż w końcu przymus tańca stał się czymś na kształt beztroskiej zabawy. Wirowali po sali, aż w końcu Ślizgon stwierdził, że bolą go nogi i ma gdzieś to, czy auror połknął haczyk i musi odpocząć, za co dziewczyna była mu wdzięczna.
Zajęli sąsiednie miejsca przy stole, gdzie znajdowali się już Ginny, rozmawiająca z Harrym, znudzony Blaise, który od czasu do czasu rzucał w Pansy kulkami z chleba i zamyślony Nott. Gdy tylko Gryfonka zajęła miejsce, Pansy rzuciła do Dracona słodkim głosikiem:
— Nie wiem, jak możesz wytrzymywać odór jej szlamowatej krwi, Draco. Podziwiam cię za to.
Nim ktokolwiek zdążył zareagować, Ginny zgromiła ją spojrzeniem bazyliszka.
— Ja natomiast zastanawiam się, jak można żyć bez mózgu.
Wściekła Ślizgonka odwróciła się w stronę Weasleyówny, która uśmiechała się do niej drwiąco. Cała aż trzęsła się z gniewu. Zmrużyła oczy, myśląc nad odpowiednią ripostą, co zajęło jej ciut za długo, czego Ginny nie omieszkała jej wytknąć.
— Nie odzywaj się do mnie, ty ruda wywłoko… AŁA! KTO DO CHOLERY RZUCA WE MNIE TYM CHLEBEM?!
Wszyscy parsknęli śmiechem, nawet Nott wyrwał się z zadumy i z rozbawieniem spojrzał na swoją partnerkę.
— Niech was wszystkich… — Pansy gwałtownie wstała i spojrzała na Dracona. — Idziesz ze mną, Draco?
— Za cholerę.
Pansy ostatni raz spojrzała na Hermionę i odwróciła się na pięcie. Blaise skorzystał z okazji i podał kilka chlebowych kulek Nottowi, po czym razem z nim obsypał pociskami odchodzącą dziewczynę.
— A mówiłem ci, żebyś nie czekał z zaproszeniem kogoś, bo zostanie ci taka Parkinson? Ale nie! Bo nasz kujonek wolał skupić się na egzaminach… — westchnął Blaise, ze współczuciem patrząc na przyjaciela.
— MUSIAŁEM z nią pójść... Ja przynajmniej nie mam żadnych poprawek po świętach i nie przyszedłem na bal sam — wyśmiał go brunet, któremu w końcu wrócił dobry humor.
Zabini wydął wargę, udając wielce obrażonego, czym wywołał cichy chichot Ginny. Hermiona przygryzła wargę, by nie dołączyć do przyjaciółki. O dziwo, przy ich stoliku nie doszło do żadnych spięć i walk. Draco i Teodor z wzajemnością ignorowali Gryfonów, a Blaise stanowił łącznik pomiędzy nimi. W końcu Ślizgoni udali się do baru, a Dean Thomas zaprosił Hermionę do tańca. Później tańczyła z kilkoma innymi osobami i parę razy wydawało jej się, że Ron obserwuje ją niezbyt przyjaznym wzrokiem, co tylko irytowało Gryfonkę. Postanowiła go poszukać i porozmawiać z nim jak dwoje dorosłych ludzi, jednak nigdzie nie mogła go znaleźć. Humor zdołały poprawić jej Ginny i Luna, które zaprosiły ją do dziwacznego tańca Krukonki.
W międzyczasie Draco zaszył się przy barze razem z Nottem, który nadal nie mógł uwierzyć, jak bardzo pieniądze mogą odmienić czyjś wygląd.
— Dużo na nią wydałeś? — spytał, obserwując Hermionę tańczącą z Weasleyówną i Pomyluną.
Draco obejrzał się za siebie, by również zerknąć na swoją partnerkę.
— Mógłbym sobie za to kupić domek letniskowy w górach.
Po północy z nauczycieli zostali tylko profesor Donovan, Flitwick i McGonagall, a pracownicy Ministerstwa opuścili Hogwart. Hermiona znalazła Dracona przy barze i jakoś zdołała go namówić, by razem z nią przeszedł się po sali i sprawdził, czy wszystko jest w porządku. W pewnym momencie Ślizgon przystanął, obserwując ze złośliwym uśmieszkiem jedną z tańczących par. Gryfonka zmarszczyła brwi i podeszła do niego, próbując znaleźć wzrokiem parę, która zainteresowała arystokratę.
— Co się stało?
— Pamiętasz, Granger — zaczął wolno, nie przerywając obserwacji — jak bodajże na Saharze powiedziałem ci, że Potter ma dziewczynę? Właśnie z nią tańczy.
Dziewczyna natychmiast ponownie zaczęła przypatrywać się tancerzom, próbując wyłowić wzrokiem charakterystyczną czarną czuprynę. Wytrzeszczyła oczy i z niedowierzaniem spojrzała na współlokatora.
— Nie… Harry by nie… to niemożliwe…
Draco zaśmiał się i z wyższością spojrzał na Hermimonę, która nadal nie była w stanie porządnie się wysłowić. W końcu pokręciła głową i stanowczo oznajmiła:
— Nie uwierzę, dopóki nie będę miała konkretnych dowodów, Malfoy. Harry by nie…
— Oczywiście, Granger, patrzy się na nią, jakby chciał ją pożreć, tylko dlatego, że wyglądem przypomina pączka. Nie wiem, jakich dowodów jeszcze potrzebujesz.
Hermiona stała nieruchomo, a blondyn niemal słyszał obracające się trybiki w jej głowie. Bez wątpienia zastanawiała się nad tym, jak sprawdzić, czy jego przypuszczenia są słuszne.
Ciężko wzdychając nad głupotą swojej partnerki, chwycił ją za nadgarstek i zaciągnął na parkiet.
— Wy, Gryfoni, nigdy nie idziecie najprostszym rozwiązaniem. Musicie komplikować najprostsze rzeczy.
— Hej! — zawołała oburzona Hermiona. Ledwo nadążała za szybkim tempem blondyna.
— Co, może nie mam racji? Jeszcze trochę i wpadłabyś na pomysł, by uwarzyć eliksir wielosokowy, by ich podsłuchać — dodał i spojrzał na nią z urazą, przypominając sobie wybryk Gryfonów na drugim roku.
Dziewczyna próbowała zatrzymać Ślizgona, jednak ten, jak gdyby nigdy nic, dalej ciągnął ją jak najbliżej Harry'ego i drobnej blondynki.
— Nie będę szpiegować przyjaciela i nauczycielki, Malfoy.
— To ja będę szpiegował, a ty po prostu tańcz — oznajmił oschłym tonem, po raz kolejny tego wieczoru kładąc dłoń na talii kasztanowłosej.
— To jest niemoralne — szeptała raz za razem Gryfonka, próbując walczyć z nastającą ciekawością.
Ku jej zadowoleniu, nim odpowiednio zbliżyli się do tańczącej pary, piosenka skończyła się, a Harry i profesor Donovan rozeszli się.
— Brawo, Granger. Przez ciebie straciłem okazję, żeby…
— … zdobyć haczyk na Harry'ego, tak? I dobrze! — powiedziała Hermiona, nawet nie zauważając, że nadal tkwi w tanecznym objęciu arystokraty… ani tego, że Zabini przejął miejsce didżeja, a Nott wchodzi na wyczarowany podest tuż obok swojego czarnoskórego przyjaciela.
Teodor, lekko chwiejąc się, przystawił różdżkę do szyi.
— Szzzanowni państwo! Oj, przepraszam — dodał, gdy wszyscy zakryli uszy i nieco oddalił różdżkę. — Szanowni państwo! Chcieli–biliśmy zrobić dobrze naszym kocha–anym prefektom naczelnym… w sensie zadedykować im następny utwór — wymamrotał niewyraźnie.
Po sali przeszedł wybuch śmiechu uczniów, a Nott mógł kontynuować tylko dlatego, iż dyrektorka i jej zastępca wybrali się na obchód szkoły.
— Za sprzętem didżej Diabeł! Po–ochwalmy go za odwagę wielkimi brawami! Maestro… — brunet ukłonił się w stronę przyjaciela, a salę wypełniła muzyka.

She call me Mr. Boombastic say me fantastic, touch me in me back

she say
I'm ro... Smooth just like silk...


— Ja pier…
Hermiona zasłoniła dłonią usta Ślizgona. Sama nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać. Parkiet na nowo zapełnił się tańczącymi parami. Draco przez chwilę wpatrywał się w Blaise’a zabójczym wzrokiem, po czym bez słowa obrócił się na pięcie i ruszył w kierunku wyjścia.
— A ty dokąd? — zawołała, doganiając go.
Blondyn zerknął na nią i warknął:
— Jak najdalej od tych debili.
Martwiąc się co (albo komu) może zrobić w takim stanie, Hermiona podążyła za współlokatorem.
Gdy tylko wyszli z Wielkiej Sali, Draco skręcił w prawo i stało się jasne, że kieruje się na błonia. Przy wrotach spotkali Flitwicka, strzegącego wejścia do szkoły. Otrzymawszy polecenie, by nie schodzić z jego pola widzenia, ruszyli dalej w milczeniu.
W końcu Ślizgon przystanął i usiadł na jednym z głazów. Gryfonka stanęła naprzeciw niego, uważnie mu się przypatrując. Arystokrata pokręcił głową na myśl o dwójce Ślizgonów i zaczął zastanawiać się, kto dopuścił Blaise'a do sprzętu grającego. Przecież wyraźnie tłumaczył temu wynajętemu partaczowi, że nawet na sekundę nie może opuścić posterunku. Zacisnął mocniej szczękę, już słysząc plotki, jakie na pewno pojawia się na temat jego i jego partnerki. Wszyscy z domu Slytherina wiedzą, że zrobił to tylko dla przykrywki, ale reszta... Dodając do tego wybryk tych dwóch baranów...
Jego wzrok przykuła trzęsąca się postać Hermiony. Był zły i rozdrażniony, a ona, nie wiedząc czemu, przypałętała się tu za nim, prawdopodobnie kierowana troską, przez którą jeszcze nie raz będzie płakać. Pod wpływem rzadko u niego występującej opiekuńczości, zdjął marynarkę i podał ją dziewczynie.
— Dziękuję.
Nim odpowiedział, tuż obok rozległ się głośny skrzek. Siedzący za Malfoyem kruk nagle poderwał się do lotu, znikając w ciemnościach.
— Boisz się? — szepnął, unosząc jasną brew.
— Słucham?
— Drgnęłaś.
Hermiona szybko założyła marynarkę i szczelnie się otuliła zagrzanym przez Dracona materiałem.
— To z zimna, Malfoy.
Nie za bardzo wiedząc, jak ma się zachować po geście Ślizgona, spuściła głowę, czubkiem buta wiercąc w wilgotnej ziemi. Nagle zmarszczyła brwi, jakby dotarło do niej, że niszczy swoje eleganckie buty i wyprostowała się. Odchrząknęła, widząc wymowny wzrok swojego partnera.
— Jeszcze trochę, a dokopiesz się do Chin, Granger. Jeśli tak bardzo krępuje cię noszenie mojej marynarki, możesz mi ją oddać.
— Ani mi się śni — rzuciła, odsuwając się od niego i jeszcze mocniej przyciskając poły marynarki do ciała.
W odpowiedzi zaśmiał się kpiąco.
— Wiesz, że nic takiego się nie stało, prawda? — spytała, delikatnie sugerując mu, że jego reakcja jest przesadzona. Po chwili jednak zamrugała i uśmiechnęła się — Ach, tak, chodzi o tę słynną reputację. I co zrobisz z plotkarzami? — powiedziała, drocząc się z blondynem.
Tak naprawdę nie było żadnego sposobu na plotkarzy, a słowa miały tę zdolność rozprzestrzeniania się szybciej od prędkości światła. Sama dobrze wiedziała, że aby uciszyć plotki, trzeba dojść do źródła, a to wcale nie jest takie proste.
— Coś wymyślę — powiedział poważnym tonem arystokrata. — Tortury, pobicia, morderstwa…
Dziewczyna przewróciła oczami, wyłapując w jego głosie nutkę rozbawienia, której nie rozpoznałaby, gdyby nie miała z nim do czynienia na co dzień.
Między mini ponownie zapanowało milczenie, nie było ono jednak krępujące. Chłopak sięgnął do kieszeni i wyjął paczkę papierosów. Zapalił jednego różdżką, schował pozostałe i zaciągnął się.
Gryfonka skrzywiła się z obrzydzeniem, gdy poczuła charakterystyczny zapach. Wykazując się zaskakującym jak na nią refleksem, podjęła próbę wyrwania z dłoni arystokraty papierosa, jednak chłopak był szybszy.
Draco zaśmiał się kpiąco, widząc zawód na twarzy Hermiony.
— Nie pal. To niezdrowe.
Blondyn już otwierał usta, gdy do głowy wpadł mu pomysł. Uśmiechnął się podstępnie i spojrzał na dziewczynę, błyszczącymi z rozbawienia, oczami. Kasztanowłosa cofnęła się o krok, wyczuwając zasadzkę, jaką szykował na nią Ślizgon.
— Więc chcesz, żebym rzucił palenie... — powiedział wolno, leniwie przeciągając samogłoski. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, a na policzkach pojawiły się rzadko u niego widziane dwa urocze dołeczki.
— Taaak.
— Oczekujesz tego ode mnie?
— Taak?
— Mam ci to obiecać?
Dziewczyna zawahała się i skinęła głową.
— W porządku. Od jutra nie palę — powiedział radośnie i zeskoczył na ziemię. W wyraźnie lepszym humorze skierował się z powrotem do zamku. — A i przy okazji... — zaczął, obracając się w stronę nadal nieruchomej Hermiony — ... właśnie spłaciłem swój dług. I tak miałem zamiar rzucić. — Tu pochylił się w stronę partnerki, przyłożył dłoń do ust i szepnął konspiracyjnie: — Słyszałem, że to podobno niezdrowe — i wielce zadowolony z siebie, wznowił wędrówkę.
Gryfonka zamrugała i aż otworzyła usta, gdy dotarło do niej, jak chłopak sprytnie wywinął się od przysięgi. Już po chwili biegła, by go dogonić, wołając:
— Malfoy! Jesteś nieuczciwy! Nie uznaję tego!
— A czy ja skłamałem? Nie. Obiecałem jedną przysługę, zażądałaś rzucenia palenia. Koniec pieśni — podsumował Draco, z rozbawieniem patrząc na próbującą dotrzymać mu kroku dziewczynę.
Tacy właśnie są Ślizgoni. Przysięgi są dla nich świętością i zawsze ich dotrzymują, jeśli jest to dla nich wygodne, albo robią coś dla kogoś bliskiego. Jeśli nie, skorzystają z pierwszej nadarzającej się okazji, by podstępem się z nich wywinąć, tak jak przed chwilą zademonstrował to Malfoy.”
Pokręciła głową, mimowolnie się uśmiechając.
Flitwick widocznie przegrał ze snem, gdyż drzemał w sali wejściowej na wyczarowanym przez siebie fotelu. Obudzili go, Gryfonka oddała Draconowi marynarkę i gdy wrócili do sali, rozdzielili się. Hermiona ruszyła do swojego stolika, gdzie czekali na nią Harry, Ron i Ginny razem z Luną i Nevillem. Dołączyła do przyjaciół, rumieniąc się, gdy pochwalili ją za pracę włożoną w przygotowanie balu. Spędziła z nimi godzinę, może dwie, po czym postanowiła rozejrzeć się po sali. Wszyscy bawili się doskonale. Mimo iż spędziła tu parę godzin i sama brała udział w przygotowaniu sali, nadal nie mogła się nadziwić, jak pięknie wyglądała. Złote, święcące pyłki nadal opadały z kwiatów, otulając tańczące pary miękkim światłem.
To jest właśnie magia. Nie wojna, nie ból, ale piękno i dobro” — pomyślała Hermiona, po raz tysięczny dziękując Godrykowi, że dostała ten list.
Wreszcie odnalazła współlokatora. Zamarła, zdziwiona jego towarzystwem. O ile nie było nic dziwnego w tym, że obok niego stał Blaise, zaczęła zastanawiać się, kim jest wysoka kobieta, potężnej (żeby nie powiedzieć męskiej) budowy o żółtych, jaskrawych włosach. Ubrana była w błyszczącą falbaniastą różową sukienkę z długimi rękawami.
Hermiona pokręciła głową i ruszyła w ich stronę z szerokim uśmiechem, będąc pewna, iż ten wieczór na długo zostanie w jej pamięci.

***

Draco przeciągnął się, czując ciepłe promienie słońca, pieszczące jego twarz. Ziewnął potężnie i podłożył ramiona pod głowę, czując, jak resztki snu znikają bezpowrotnie. Wiedział, że na twarzy maluje mu się niedorzecznie szeroki uśmiech. Sam nie wiedział, skąd wziął się jego dobry humor.
Wstał i ruszył do łazienki, by wziąć prysznic, a w głowie raz po raz odtwarzał słowa uznania, usłyszane od pracowników Ministerstwa. Tak, z pewnością przekonał ich wszystkich do siebie... wszystkich oprócz Rasac'a. Gdyby tylko mógł, odpowiednio by się nim zajął... jednak Nott bardziej zasługiwał na to, by zemścić się na aurorze. Cóż, niechętnie odpuszczał sobie przyjemności, jednak był gotów zrobić wyjątek dla przyjaciela.
Ubrany w czarne spodnie i białą koszulę wyszedł z dormitorium, nie napotykając współlokatorki. „Pewnie jest już na śniadaniu” — pomyślał i leniwym krokiem ruszył do Wielkiej Sali.
Właśnie miał wchodzić do środka, gdy ktoś na niego wpadł. Już miał odepchnąć od siebie łamagę, odpowiednio go przy tym opieprzając, gdy rozpoznał niesforne, kasztanowe loki.
Zamarł, słysząc rozdzierający serce szloch, a łzy Hermiony przemoczyły mu koszulę. Nawet się nie skrzywił, gdy wbiła mu paznokcie w pierś. Stała tak dosłownie chwilę, kryjąc zapłakaną twarz w jego piersi. Słysząc nawoływania przyjaciół, uniosła głowę, a ich spojrzenia spotkały się. Radosny blask bursztynowych oczu, tak typowy dla tej drobnej dziewczyny, został całkowicie zniszczony przez falę bólu. Zaczerwieniona i spuchnięta twarz była wykrzywiona w grymasie cierpienia.
Mocniej zacisnęła piąstki na jego koszuli, jednocześnie zostawiając zadrapania na jego klatce piersiowej, jednak nie było to dla niego ważne. Całkowicie pochłonęło go to, że Gryfonka wpatruje się w niego, jakby był ostatnią osobą, która może jej pomóc, że kurczowo trzyma się go, jakby był kimś, kto może ochronić ją przed pochłaniającą ją przepaścią.
Nagle Hermiona odepchnęła go i niemal nic nie widząc przez łzy, potykając się, wbiegła na schody.
Draco stał nieruchomo, niezdolny do wykonania choćby najmniejszego ruchu, gdy z Wielkiej Sali wybiegł Potter, potrącając go. Nawet nie zwolnił, prawdopodobnie goniąc za kasztanowłosą. Przeklinając pod nosem, Draco roztarł ramię tylko po to, by po chwili ponownie zostać potrąconym przez Weasleyównę i jej przygłupiego brata.
— No cholera jasna! — warknął Ślizgon.
Przez chwilę zastanawiał się, czy nie sprawdzić co się stało, jednak ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu. Co go obchodzi, dlaczego jakaś mugolka rozbeczała się przy śniadaniu? Czy to jego problem?
Ignorując uczucie, które podejrzanie przypominało współczucie i wyrzuty sumienia, wszedł do środka.
Sala nadal wyglądała tak, jak podczas wczorajszego balu, ponieważ po południu miała odbyć się uroczystość dla młodszych uczniów, którzy nie brali udziału we wczorajszym balu. Dopiero na wieczór mieli wsiąść do pociągu, by wrócić do domu na święta.
Usiadł przy stoliku, który zajmowali już Teodor i Blaise.
— O co chodzi z Granger? — spytał Draco, nim zdołał ugryźć się w język.
Ślizgoni wymienili spojrzenia i wzruszyli ramionami.
— Czytała gazetę i wtedy jej odbiło — wyjaśnił Nott.
Tym razem cała trójka wymieniła spojrzenia i zerknęła na leżącą na środku gazetę. Jednocześnie sięgnęli po nią i zaczęli ją sobie wyrywać. W końcu blondyn rozłożył przed sobą największy kawałek porwanej gazety i zaczął go przeglądać. Jeden z nagłówków przyciągnął jego wzrok.

Zmasakrowane ciała mugolskiego małżeństwa w Australii — powrót Śmierciożerców?

— O cholera...
 

***

*Kronzek Allan Zola, Księga wiedzy czarodziejskiej.

***

Na przekór złośliwościom losu, straszliwej sesji i czytaniu „Lalki” udało nam się skończyć rozdział i po raz kolejny osiągnąć nowy rekord (63 strony). Następne rozdziały nie będą już taakie długie, chyba, że odpowiada Wam taka długość. Planujemy niedługo dodać kolejny wywiad. I tak na koniec: już niedługo wyjaśni się kto ma te sny, kogo obstawiacie?
Na fotorelację z balu i krótki artykuł na temat całego przyjęcia zapraszamy do zakładki "Żongler" i artykułu Antoniego Źdźióbki pod tytułem "Libacja, bycze jądra i gazela, czyli Bal Bożonarodzeniowy pod lupą Antoniego Źdźióbki".

18 komentarzy:

  1. Rozdział świetny i genialny, i aż brakuje mi wspaniałych epitetów. Życzę dalszej weny :)
    PS Zapraszam do siebie http://i-need-you-cedmione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne. jednak na przyszłość więcej dialogów bo w nich wyczuwam największą część twojego talentu. Niech wena będzie z tobą

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział cudowny, jestem nim zachwycona!
    Początek, kłótnia, błagania McGanagall oraz przede wszystkim list Narcyzy zachwyciło mnie to wszystko! Cieszę się, że sprawa z Nocą Duchów się rozwiązała (choć w głębi serduszka czuje, że ta sprawa nie jest jeszcze rozwikłana) sukienka Hermiona, była na pewno przepiękna, ale jak każdy cieszę się z takie obrotu spraw:) liczę na to, że ministerstwo złapie Gregorovicza. Ślizgoni z nową miotło Malfoya muszą wygrać! Kłótnia prefektów oraz ich dwutygodniowa "rozłoka" były dla mnie ciężkie do przeżycia;-; nauka tańca, podarowanie kosmetyków i w końcu kupno sukienki to jedne z moich ulubionych momentów dzisiaj (choć te kupno to nie tak dosłownie) Ron był nieźle zazdrosny na balu i dobrze, bo nie przepadam za nim!:) martwi mnie sprawa tego autora nie chciałabym żadnej więcej zmianki o nim, bo wydaję mi się że może to przynieść niespodziewane konsekwencje;-; ogólnie bal super! Szkoda, że Zabinni nie puścił piosenki o bracie:D no i na koniec coś o czym trzeba wspomnieć.. Najgorszym momentem w całym rozdziale była ucieczka Granger z Wielkiej Sali, a dokładniej wiadomość, którą wyczytała z gazety:/ to okropne, ta dziewczyna wiązała z nimi tak wielkie plany i nadzieję i to wszystko przypadło..... Mam dziwne wrażenie, że osobą która najbardziej pomoże teraz Hermionie będzie Draco..
    Dziękuję za następny wspaniały rozdział!<3
    Życzę dużo weny oraz pozdrawiam cieplutko~Wiczka Piczka

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest perfekcyjny. Długi i tyle się w nim dzieje. Jestem naprawdę pod ogromnym wrażeniem. Przygotowania do balu były rozbrajające. Draco nieźle się postarał, choć ja na miejscu Hermiony chyba bym nie wytrzymała i go ukatrupiła. Nie mniej jednak po wyobrażeniu sobie panny Granger na balu stwierdzam, iż wyglądała zjawiskowo. I jeszcze te skrzydła... Oby jednak się ich nie pozbyła, ponieważ muszą być naprawdę piękne. Sama uroczystość również wyszła wspaniale. Nie nudziłam się nawet przez moment, a przyznam się, że nie raz zdarza mi się to w niektórych opowiadaniach, podczas opisów tego typu wydarzeń. Dlatego też ogromny ukłon w Waszą stronę. I oczywiście niczym wisienka na torcie wstrząsająca końcówka, która będzie mi spędzać sen z powiek. Reasumując ten rozdział to kawał dobrej roboty.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten rozdział czytałam chyba najdłużej ze wszystkich! Oczywiście nie mam Wam tego za złe. Tyle się w nim działo, że jestem pod mega wrażeniem. Fajnie, że Draco i Hermiona współpracowali ze sobą. Ta sukienka Hermiony pewnie cudowna sądząc po opisie ;) Hermiona nie jest wybitną tancerką, no ale Malfoyowi udało się ją nauczyć (brawa dla tego pana!) Co do samego balu wyczuwałam zazdrość Draco, kiedy Blaise prosił Hermionę do tańca (mam rację?) Fajnie, że potrafią normalnie rozmawiać. Szkoda mi Hermiony, bo pewnie chodziło o jej rodziców :(
    Życzę weny na kolejne rozdziały :)
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    zapraszam do mnie na nowe rozdziały
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Wieczorem zabiorę się do czytania i skomentuję jeszcze raz, ale najpierw chciałam odpowiedzieć na wasze pytania: długość jest idealna i jestem pewna, że wszystkim odpowiada :D a sny, sądząc po wcześniejszych rozdziałach, ma Draco, ale może po przeczytaniu zmienię zdanie :)
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny. Bal bożonarodzeniowy-ekstra. Szkoda tylko rodziców miona.
    Weny wam życzę i czekam niecierpliwie.

    OdpowiedzUsuń
  8. wow jestescie niesamowite, w tydzień stworzyłyscie tak rewelacyjny rozdział! niewiele osob to potrafi :) widac, ze oddajecie się blogowi i jego czytelnikom. co prawda jestem tutaj nowa, ale opowiadanie bardzo mnie wciągnęło, ma pogodną tematykę jak opowiadanie "Lubię, gdy jesteś obok". śmiało mogę powiedzieć, ze to moje nowe ulubione Dramione!! co do długości rozdziału, jestem mega zaskoczona. po waszym małym wypadku z rozdziałem, spodziewałam się czegoś krótkiego, a ta notka jest ogromna! cały czas czekam na jakieś blizsze kontakty Prefektów, w tym rozdziale mało brakowało, ahh :D opis balu jest przepiękny, nie raz roześmiałam się do ekranu czytając. czekam na nowy rozdział.:)
    trzymajcie się cieplutko! zycze weny
    wasza nowa fanka- Zu

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie mam pojęcia, jak to robicie, dziewczyny, że z każdym rozdziałem jestem coraz bardziej zakochana w Waszym opowiadaniu. Tym bardziej nie wiem, jak jesteście w stanie napisać tyle stron w całkiem krótkim czasie. W tej kwestii nie mogę powiedzieć więcej niż: jasna cholera, zazdroszczę Wam tego. Wasz styl pisania jest obłędny, nie pomijacie nawet najmniejszych drobiazgów, sprawiacie, że nawet martwe rzeczy stają się bardziej rzeczywiste niż ta realna rzeczywistość (what?). Jeszcze nigdy żadne drami one nie zrobiło na mnie wrażenia jak Wasze, a uwierzcie, naczytałam się tego całkiem sporo. Nie mogę wyjść z podziwu, że Draco, którego wykreowałyście, jest tak bardzo moim idealnym Draco, o którym po cichu marzę. Jest porywczy i gwałtowny, a jednocześnie słodki, jeśli tego chce albo sam nie zdaje sobie z tego sprawy. Wściekam się na niego i kocham w tym samym czasie.
    „Pij, cholero, pij… Ja cię kurwa nauczę, gdzie masz szczać…” Nawet nie możecie sobie wyobrazić miny mojej mamy, kiedy zaczęłam śmiać się do telefonu jak opętana, a później złapałam się za brzuch i zsunęłam z kanapy na podłogę. Skomentowała to krótko: „Znowu czytasz to opowiadanie?” Tak, mamo, znowu. Po raz kolejny spadłam przez Was na podłogę. Teksty Draco i Blaise’a są najlepsze, chociaż „przemowa” Teodora na balu, kiedy dopadł z Zabinim do sprzętu też wycisnęła resztki łez, jakie mi pozostały. Nie, czekajcie, i tak nic nie przebije listu Draco do matki! Nie, nie mogę! Jego elokwentne wypowiedzi są takie śmieszne, że naprawdę zaczyna mi brakować łez. Sucho mam oczach. Prawie tak samo sucho, jak Hermiona zgasi Malfoya jakąś ciętą ripostą.
    A co do Hermiony to za cholerę nie mogę jej sobie wyobrazić z tym tatuażem na plecach, rozumiem jednak aluzję do nagłówka szablonu i tytułu opowiadania. Ale później, kiedy zaczęłyście opisywać ją w tej sukience, stwierdziłam, że te skrzydła to całkiem fajna rzecz. Seriously, musiała wyglądać zjawiskowo. I to zająknięcie Draco, gdy ją zobaczył… Ach. Cud, miód i malina.
    Aha, tak na marginesie, chyba zamorduję Was za ten BARDZO realistyczny sen Draco, który BARDZO zbliżył mnie do zawału. Myślałam sobie: „Pocałuj ją, no, dalej, rusz się w końcu”. Chyba muszę przywyknąć, że kiedy ma dojść do sceny pocałunku, Malfoy musi być A: pijany i mieć halucynacje, B: pijany, skacowany i pogrążony we śnie, C: skacowany i pogrążony we śnie, D: zmęczony i pogrążony we śnie.
    Sam opis balu był bardzo dokładny, co pomogło mi naprawdę wyobrazić sobie, jak to wszystko musiało wyglądać — od wystroju Wielkiej Sali, przez taniec prefektów aż do sceny na błoniach, w której Draco oddał Hermionie swoją marynarkę. Myślę, że nie tyle oni się napracowali, co Wy, dziewczyny.
    Trochę bez ładu i składu ten mój komentarz, ale podsumowując: rozdział świetny. Nadal jestem zakochana. Nadal nie mogę doczekać się większej dawki, zwłaszcza po tej dramatycznej końcówce. Mam cichą nadzieję, że to jednak nie rodzice Hermiony… Ale dobra, prawdopodobieństwo jest spore. A co do tych dziwnych snów to nie mam pojęcia, do kogo mogą należeć. Draco, Hermiona, Ivan? Właaaaśnie, Gregorovicz. Całkiem o nim zapomniałam. Mam nadzieję, że jego wątek rozwinie się w następnych notkach, a zwłaszcza fakt, że Draco wrobił Rosjanina. Dobra, kocham Malfoya, oddałam mu swoje serce i duszę, ale tutaj zdecydowanie przegiął i należy mu się jakaś nauczka (taka tyci tyci. Kocham Cię, Draco).
    Niecierpliwie czekam na więcej.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. BAARDZO lubimy takie chaotyczne komentarze, świadczy to tylko o tym, że naprawdę rozdział musiał się podobać. Przypomniało mi to trochę jak opowiadałam rodzicom o koncercie, na który czekałam 10 lat: totalnie zaburzona chronologia wydarzeń, paplałam o tym, co akurat odtworzyło mi się w pamięci ;)
      Co do czasu w jakim powstał rozdział: wcale nie tak szybko, bo trwało to prawie miesiąc... ale winę za to zrzucamy na sesję i przymus czytania jednej lektury za drugą.
      Śmiało możemy powiedzieć, że jeszcze żaden komentarz nie wywołał tak szerokich uśmiechów na naszych twarzach! Co do naszej ciężkiej pracy: nie obyło się bez rozrysowania sali balowej w Gimpie.
      Co do kwestii pocałunku (jeśli będzie... XD ), możemy dać małą podpowiedź: żaden z wariantów nie jest prawidłowy :)
      I na koniec wisienka na torcie: Gregorovicz. Coś nam się wydaję, że przypadnie Ci do gustu jeden z wątków opowiadania (ale cicho sza!) Jednym słowem (a właściwie trzema): będzie się działo.

      Usuń
  10. Zdecydowanie taka długość rozdziału nam odpowiada!!! Kolejne mogą być nawet jeszcze dłuższe, chociaż nie wiem jakim cudem je piszecie (ja bym padła). Gratuluję tego, że pomimo złośliwości rzeczy martwych udało Wam się go opublikować! 63 strony- szacun :D Gdybym miała opisać wszystko co mi się w nim podobało, pewnie zasnęłybyście czytając tą litanię, więc skupie się na niektórych rzeczach. Po pierwsze, akcja w salonie gdy Draco mówił do Salazara, a wyglądał jakby zwracał się do jednej z części jego ciała mnie powaliła! Śmiałam się do łez! Tak samo było, gdy próbował nauczyć Hermione tańczyć! No ale żeby nie było tak różowo to ofc musial jej zniszczyć sukienkę! Nie to żeby nowa mnie nie zachwyciła, ale w tamtym momencie chciałam go potraktować Avadą! Widzę że pomiędzy nimi pojawia się coraz więcej chemii, to dobrze! Absolutnie jestem za! Mam jednak nadzieję, że Draco okaże choć odrobinę współczucia dziewczynie po stracie rodziców :/ Nie wiem co mam jeszcze dodać, jestem zachwycona!!! Czekam niecierpliwie na więcej :D
    Ps. Nie muszę chyba wspominać, że Wasz szablon jest najpiękniejszym jaki dotąd widziałam? :P
    Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za dawkę humoru. Warto było czekać :D
    Iva Nerda

    OdpowiedzUsuń
  11. Aaa i jeszcze jedno!!! Jeśli skrzydła Hermiony wyglądają jak te u Dody to lepiej żeby się ich nie pozbywała :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długo szukałyśmy odpowiednich wzorów, ale żadne nie oddawały w pełni naszego wyobrażenia tego tatuażu. W ostateczności do wizualizacji wyglądu Hermiony na balu wybrałyśmy właśnie tatuaż Dody (tak, mamy to i wkrótce będzie można zobaczyć to zdjęcie ).

      Usuń
  12. Po raz kolejny brak mi słów. Uwielbiam was! Rozdziały są ogromne i potrafię je czytać kilka dni, bo nie zawsze mam czas, ale podróże do szkoły czy pracy, to najlepszy moment. Właśnie siedzę i nie wiem co napisać. Mam tyle scenariuszy w głowie i domysłów. Tak się nie mogę doczekać dalszego ciągu i czy Malfoy stanie się bardziej opiekuńczy dla Hermiony. Strata rodziców to wielki ból, rozpacz i on, mieszkając z nią w jednym dormitorium, będzie musiał się wykazać cierpliwością.
    Bal, moja ulubiona rzecz w całej serii Harry'ego Pottera. Pamiętam jak dostałam na DVD Czarę Ognia to potrafiłam cofać z 10 razy moment rozpoczynającego się balu. Tym razem czuje, że to będzie jeden z moich ulubionych rozdziałów. Widać wielką przemianę Ślizgona i to mnie tak porusza. Uczucia w nich zaczynają coraz bardziej buzować, nawet w blond fretce, który nie potrafi dopuścić do swojej głowy takich myśli.
    Czekam na rozwój, Prawdopodobnie będę ciągle sprawdzać czy pojawia się coś nowego. Błagam was o jedno! Nigdy nie przerywajcie pisać! Wychodzi wam to genialnie i rozdziały błagam o jeszcze dłuższe jeśli będzie taka możliwość. Myślę, że wszyscy będą zadowoleni.
    POBIJAJCIE REKORDY!
    Pozdrawiam i czekaaaaam!
    http://lilylunapotterhp.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Czytałam ten rozdział niecałą godzinę.
    Uwielbiam Wasze rozdziały - są taaakie długaśneee.
    W ogóle to moje ulubione opowiadanie od czasów Ukochanej Polityki :P
    Ostatni akapit średnio mi się spodobał...
    #KH

    OdpowiedzUsuń
  14. Wow! Łał! Ło kurde! No normalnie nie wierzę!
    To naj: lepszy, ciekawszy, fajniejszy, cudowniejszy, zabawniejszy, piękniejszy, cudowniejszy, dłuższy, najbardziej wyczekiwany (itp. itd.)rozdział!!! Podziwom i gratulacjom kuńca nie było...
    To arcydzieło, cudeńko i perełka wśród rozdziałów. Aż sama nie wiem co mogę napisać ( jeszcze nigdy się mi to nie zdarzyło). Rozdział jest długi, potwornie długi i gdyby napisał go ktoś inny niż WY to... to nie byłoby takie... wciągające. Mimo iż akcja, no cóż, mogłaby wydawać się nudna i orginalna to w WASZEJ interpretacji jest to tak wciągające, że sama nie wiem ile czasu poświęciłam na czytanie tego olbrzyma.
    Tak właściwie to zastanawia mnie okropnie... gdzie się podziały błędy ortograficzne? Nie mogłam niczego znaleźć, a próbowałam, aby móc się do czegoś przyczepić. No niestety nie udało mi się ( w końcu autora nie można zbytnio wychwalać, prawda?).
    Prawda jest taka, że mimo tego że ja sama poprawiłabym opisy( np. tańca) to jestem zachwycona tym co udało się WAM zrobić. Moje gratulacje!
    Chcę jeszcze jednak zaznaczyć pewną kwestię. A mianowicie: z rozdziału na rozdział piszecie coraz lepiej! Czytając ,,Lalkę" i przygotowując się do sesji? Powtórzę jeszcze raz- ten rozdział to mój ideŁAŁ!
    Co do snu to sama już nie wiem komu to może się śnić.
    Po tak obszernym dziele odpocznijcie i niech wena będzie z wami.
    Pozdrawiam
    Ta, której imienia nie wolno wymawiać...

    OdpowiedzUsuń
  15. Rozdział zrobił na mnie wrażenie. Nie mogę się doczekać co będzie dalej :D
    Buziaki
    ~A

    OdpowiedzUsuń
  16. Dotrwałam. Wreszcie się udało! Przeczytałam ten rozdział!
    Bal piękny, sukniami trzeba - z widocznym skrzydlatym tatuażem. Że też Draco pomyślał o nienagannym dekolcie względem Gryfonki, która z lubością go zasłania. W chwili gdy tylko pojawiła się wzmianka o zniszczeniu kiecki i konieczności jej naprawy (choć Malfoy zrobił ty tylko dlatego by ubrala, te która on sobie już w głowie wybrał) od razu pomyślałam o nagłówku bloga! Jest to, to co myślę?
    Nauka tańca, manier, zadbanie innej wizerunek. Było to nie lada zadanie dla arystokraty i niestety Hermiona za każdym możliwym razem stała na przekór wszystkiego. Czy w domu rodzice uczyli ją stać okoniem do każdej sytuacji? Tak to wygląda. Samą w dodatku nie zauwaza, że ma swoje honory i dumy - Od Malfoya nie wezmę, choćbym miała chodzić boso, nago od niego nic nie chce. Nawet gdy facet w końcu robi coś bezinteresownie. Wtedy najbardziej go drażni swoim zachowaniem. Ale jest to uzasadnione. Siedem lat wzajemnej, pielęgnowanej nienawiści od tak niestety nie znika i zostaje ta wszędobylska niechęć i uprzedzenie.
    Bardzo podobał mi się też list Narcyzy. Świetnie opisany, dobrze dobrane słowa zlały się w elegancką całość,a na koniec wyszła....I szczerze nie wiem co bo zaczynam odpadać przy pisaniu komentarza :(
    Lepiej być nie mogło
    Ps. Wcześniej nie pisałam, jakoś umykało pewno przez długość notejk. Wojciech jakiś czas pojawiają się literówki.z w każdym odcinku. A jeszcze w jednym z opisów po pojawieniu się śniegu, jest zdanie nie wiem czy w salonie gryfonów. Brakuje tekstu i zdaje się być wyrwany z kontekstu. Już nie pamiętam co dokkddokł tam było.
    Zasypiam... Odpływam więc się żegnam.
    Ps.ja obstawiałam sny Dracona.

    OdpowiedzUsuń