Gdy w końcu odprowadziła babcię
do pokoju na szóstym piętrze, Hermiona westchnęła z ulgą.
Kochała ją z całego serca i wiele jej zawdzięczała, jednak
staruszka potrafiła być... problematyczna. Oczywiście nie
specjalnie! Rose Granger, gdyby tylko mogła, uchyliłaby nieba dla
swojej wnuczki. Jednak starsza pani posiadała wszystkie cechy tak
typowe dla babć... przynajmniej tych mugolskich... A jeśli doda się
charakterek, który nabyła podczas służby w wojsku...
Dziewczyna, przypominając sobie o poleceniu dyrektorki, skierowała
się ku schodom, by udać się do skrzydła szpitalnego. Zadrżała
na myśl, w jakim stanie jest jej organizm po tygodniach jedzenia
roślin i surowego mięsa oraz przebywaniu w miejscach o tak
odmiennym klimacie. W sumie, po zjedzeniu porządnej kolacji,
marzyła tylko o kąpieli i wygodnym łóżku, nie czuła żadnych
niepokojących objawów. Jednak Gryfonka doskonale wiedziała, iż
dokładne przebadanie się jest koniecznością po tym wyczerpującym
turnieju.
Była w połowie schodów prowadzących
na trzecie piętro, gdy ciszę przeszył przerażający krzyk.
Zamarła w połowie kroku, gdy wrzask przywołał wspomnienia
z wojny. Tylko w czasie bitwy słyszała tyle bólu w ludzkim
głosie. W pierwszej chwili pomyślała, że ktoś jest torturowany,
jednak po krótkim namyśle wyśmiała tę teorię. Była w
Hogwarcie, panował czas pokoju. Kto i dlaczego miałby to
robić? Dochodząc do wniosku, iż jest to głupia zabawa uczniów,
zaczęła ponownie wspinać się po schodach i udała się w
kierunku, z którego nadal dochodził mrożący krew w żyłach
krzyk.
Pani prefekt była w swoim żywiole,
myśląc, że zaraz przyłapie grupkę uczniów wydających te
odgłosy, by specjalnie przerazić kogoś z młodszego rocznika,
jednak to, co zobaczyła, przerosło jej najśmielsze oczekiwania.
Nic nie mogło jej przygotować na zastały widok.
Na posadzce, w jednym z korytarzy tuż
przy ich dormitorium, leżał Draco Malfoy. Ślizgon wił się na
podłodze, wrzeszcząc za każdym razem, gdy jego skóra dosłownie
pękała, wyrzucając w powietrze fontanny
krwi. Na jego ciele widocznych było mnóstwo głębokich i długich
rozcięć, których ciągle przybywało. Sposób, w jaki powstawały
jego rany, był jednym z najgorszych obrazów, jakie Hermiona
kiedykolwiek widziała. Skóra rozrywała się, jakby była napięta
do granic możliwości i, nie mogąc już dłużej wytrzymać,
pękała, wytwarzając przy tym odgłos, który od tej pory miał
nawiedzać Gryfonkę w koszmarach.
W pewnej chwili chłopak gwałtownie
oderwał plecy od podłoża, zapewne nie chcąc uciskać nowej rany,
jaka w tym momencie pojawiła się na całej ich długości.
Zawył przeraźliwie i, nie mając siły, z powrotem upadł na
posadzkę. Wrzasnął głośniej, gdy szrama na jego plecach została
przyciśnięta do podłogi. Z całą pewnością nie był to urok
Sectumsempra. Zaklęcie rzucone na Ślizgona cały czas tworzyło
nowe rany, które powstawały w o wiele gorszy i bardziej
bolesny sposób.
Dziewczyna bez żadnego namysłu
podbiegła do Ślizgona i przyklęknęła przy nim. Nie myślała o
tym, czy gdzieś obok nadal może znajdować się oprawca Dracona, a
ona jest pozbawiona różdżki. Najważniejsze było to, by go
uratować.
— Pomocy! — wrzasnęła,
próbując przekrzyczeć cierpiącego katusze arystokratę.
Ujęła w dłonie jego twarz, a w
oczach odruchowo zabłysły łzy, gdy z bliska zobaczyła cierpienie
chłopaka i twarz wykrzywioną w bólu. Pocieszając się, iż już
za chwilę przybędzie pomoc, drżącą dłonią odsunęła blond
kosmyki z zakrwawionego czoła arystokraty. Tam również skóra
pękła, a Hermionie przez moment wydawało się, że widzi biel
czaszki. Kałuża krwi Dracona, w której oboje się znajdowali,
powiększała się z zastraszającym tempie. Gryfonka czuła,
jak jej nagie łydki i krótkie spodnie zostają naznaczone jego
krwią. Nawet nie wiedziała, iż przez cały czas mamrocze do niego
słowa pocieszenia.
— Cii… Wytrzymaj. Wytrzymaj
jeszcze trochę. Zaraz przyjdzie pomoc. Cii… — szeptała,
gładząc blond kosmyki, teraz wilgotne od krwi i potu. Drugą dłonią
próbowała zatamować najgorszą ranę na szyi chłopaka.
Ślizgon, jakby dopiero teraz zauważył
Hermionę, spojrzał na nią udręczonymi oczami, w których
błyszczała determinacja. Draco przełknął parę razy ślinę i
zacisnął szczękę, próbując zignorować ból, by móc powiedzieć
coś dziewczynie. Spojrzał na nią sugestywnie, próbując przekazać
jej, by nachyliła się nad nim, jednak ta skupiła wzrok na jego
ustach, z których właśnie wypłynęła strużka krwi.
Blondyn, widząc w tym swoją szansę, spróbował wymówić słowo,
od którego tak wiele zależało. Gryfonka, widząc nieznaczny ruch
jego warg, pochyliła się nad rannym arystokratą. Zamarła, gdy
usłyszała wyszeptane nazwisko wprost do jej ucha.
— Gregorovicz — wycharczał
Ślizgon w momencie, gdy na korytarzu rozbrzmiały odgłosy kroków.
Chłopak po raz ostatni spojrzał na
Hermionę i stracił przytomność.
Minerva McGonagall zamarła, widząc
prefektów naczelnych, pod którymi nadal rosła kałuża krwi.
Kobieta podbiegła do uczniów i przykucnęła po drugiej stronie
Dracona. Skrzywiła się, gdy nieskazitelna dotąd skóra Ślizgona
pękła w kolejnym miejscu. Rozpoznając silny czarnomagiczny urok,
wyjęła różdżkę, by zatamować krwawienie ran. Tylko to można
było zrobić dla arystokraty.
— Proszę zabrać stąd uczniów
— warknęła do nauczycieli, słysząc podekscytowane
i zlęknione szepty gapiów, po czym o wiele łagodniejszym
tonem powiedziała do Hermiony:
— Panno Granger, muszę niestety
panią prosić, by tu pani została.
Obie odeszły od chłopaka, gdy na
miejsce przybyły pracownice skrzydła szpitalnego. Kobiety szybko
oceniły jego stan i za pomocą magii przetransportowały go do sali.
Dyrektorka poleciła, by jak najszybciej doniosły jej o obrażeniach
ucznia, po czym zaprowadziła Gryfonkę do swojego gabinetu,
uprzednio usuwając krew arystokraty z jej ubrania.
McGonagall usiadła przy biurku
i odruchowo sięgnęła po dzbanek, jednak skrzywiła się i
odstawiła go na miejsce. Minerva już otwierała usta, by wypytać
uczennicę, jednak dziewczyna była szybsza.
— Lacerandum, prawda?
— wyszeptała drżącym głosem, dobrze wiedząc, jakie
zaklęcie ugodziło Dracona.
Był to stary czarnomagiczny urok,
niemal zapomniany przez społeczność czarodziejów. Na ciele ofiary
pojawiały się rany, których nie można było uleczyć w sposób
magiczny, jedynie zatamować krwawienie i zaprzestać
powstawaniu kolejnych urazów. Rekonwalescencja trwała niezwykle
długo i dopiero po samoistnym zabliźnieniu ran, możliwym jest ich
całkowite usunięcie.
Hermiona z niepokojem wpatrywała się
w dyrektorkę, która z trudem powstrzymywała emocje. Żarty,
wybryki i głupie zabawy uczniów mogła zrozumieć, znieść, w
końcu to młodzież… Ale tak potężna klątwa, która o mały
włos nie została zaliczona do Zaklęć Niewybaczalnych? Który
uczeń mógłby się do tego posunąć?
— Panno Granger, zdaję sobie
sprawę z tego, że po turnieju jest pani wyczerpana i zmęczona,
w dodatku przed chwilą przeżyła pani szok, ale muszę zadać to
pytanie: czy widziała pani, kto to zrobił? Albo chociaż kręcił
się przy tym korytarzu? — zapytała Hermionę, chcąc rozwiać
wszelkie wątpliwości, dotyczące tej sprawy.
Gryfonka skupiła się na chwili, zanim
odnalazła arystokratę. Nie widziała nikogo, była sama, nie
wiedziała więc, kto mógł się dopuścić tego odrażającego aktu
przemocy.
— Nie, pani profesor, nikogo nie
widziałam — oznajmiła, próbując za wszelką cenę odgonić
od siebie obraz, wykrwawiającego się na jej oczach, arystokraty.
Minerva McGonagall przytaknęła,
zupełnie jakby spodziewała się takiej odpowiedzi.
— Ale…
— Tak, panno Granger?
— Zanim Malfoy stracił
przytomność, wspomniał Gregorovicza — odpowiedziała
niepewnie, wpatrując się w swoje kolana. Czy to możliwe, żeby to
właśnie on zaatakował Ślizgona? Może Malfoy wcale nie miał na
myśli tego, kto go zaatakował, a ona właśnie oskarża niewinnego?
Minerva McGonagall przybrała groźny i
zdecydowany wyraz twarzy.
— Powiedział, że to on go
zaatakował?
— Nie, wypowiedział tylko jego
nazwisko.
Chwilę później z gabinetu dyrektorki
wybiegła jasnoniebieska kotka, niosąc pilną wiadomość.
— Proszę jak najszybciej
zgłosić się do skrzydła szpitalnego, powinien się tobą wreszcie
ktoś zająć — oznajmiła dyrektorka, otwierając drzwi.
Dziewczyna, wciąż będąc w szoku,
wykonała jej polecenie.
W oczekiwaniu na przybycie Severusa, Minerva McGonagall chodziła po gabinecie, chcąc rozładować
napięcie. Zanim powiadomi Ministerstwo, chciała mieć pewność, że
wymieniony uczeń naprawdę miał coś z tym wspólnego. Nie
podejrzewała panny Granger o świadczenie nieprawdy, co do zeznań
dziewczyny była pewna, że są one z nią zgodne. Gryfonka należała
do bardzo wąskiego grona uczniów, co do których McGonagall nie
miała zastrzeżeń. Co innego młody Malfoy… Doszły ją słuchy
o wzajemnej niechęci obu panów, a znając skrupuły
arystokraty, mogła mieć wątpliwości czy aby na pewno napaści
dopuścił się uczeń z zagranicy. Istniała bowiem możliwość,
że odpowiedzialnym za to był ktoś z zewnątrz, a dziedzic Malfoyów
chciał po prostu skorzystać z okazji i oczernić nielubianego
kolegę. Musiała mieć pewność.
Odwróciła się, gdy drzwi gabinetu
otworzyły się i stanął w nich Severus Snape w towarzystwie podejrzanego o napaść ucznia.
— Siadaj — rozkazała,
wskazując brunetowi krzesło znajdujące się naprzeciwko jej
biurka. — Chciałabym wiedzieć, co wiesz o napaści na
młodego Malfoya — oznajmiła, siadając za biurkiem i bacznie
obserwując zachowanie ucznia.
— Ja? Nic. A co mu się takiego
stało, że zdążył się już poskarżyć? — zapytał
prześmiewczo Ślizgon.
Był pewien, że to całe wezwanie do
dyrektorki miało związek z pobiciem pyszałkowatego arystokraty.
Uśmiechnął się pod nosem, gdy dotarło do niego, że powszechnie
szanowany lider Slytherinu to tak naprawdę sprzedawczyk
i donosiciel. Był pewien, że incydent w korytarzu
zostanie między nimi, a blondyn będzie się chciał na nim odegrać
w bardziej widowiskowy sposób. „Jedno wielkie rozczarowanie,
Malfoy” — pomyślał, tworząc w myślach pełną
pogardy wiązankę, którą wygarnie mu w odpowiednim momencie.
Minerva spojrzała porozumiewawczo na
stojącego przy oknie Snape’a i wróciła wzrokiem do Ślizgona.
— A na co twoim zdaniem pan
Malfoy mógłby się poskarżyć? — spytała, ledwo panując
nad głosem. Spokój i wyrafinowanie ucznia doprowadzały ją do
białej gorączki, tym bardziej że z każdą chwilą
utwierdzała się w przekonaniu, że to właśnie on odpowiada za
atak na prefekta naczelnego.
Gregorovicz zaśmiał się i spojrzał
dyrektorce prosto w oczy.
— Skoro tu jestem, to zapewne
wie pani, na co się poskarżył. Proszę skończyć tę szopkę,
z pewnością ma pani ważniejsze sprawy do roboty niż
niańczenie żałosnego maminsynka, który nie potrafi zachować się
jak mężczyzna. Niech pani da mi szlaban i miejmy już to z
głowy.
— Szlaban?! Chłopcze, za to
grozi coś więcej niż szlaban! Ciążą na tobie poważne zarzuty,
a co za tym idzie i surowe konsekwencje ze strony Ministerstwa!
Przeraża mnie twój brak powagi i świadomości tego, co cię
czeka. I miejmy nadzieję, że pan Malfoy wyjdzie cało z tego
wszystkiego.
Po słowach dyrektorki, perfidny
uśmieszek zniknął z twarzy bruneta. Obejrzał się za siebie,
licząc na jakiekolwiek słowa wyjaśnienia ze strony opiekuna
swojego domu. Jednak rozczarował się, napotykając badawcze
spojrzenie Severusa Snape’a, które nie wyjawiało niczego.
Powrócił więc wzrokiem do dyrektorki Hogwartu, mając nadzieję,
że to wszystko jest mało śmiesznym żartem.
— Jakie Ministerstwo? I niby
dlaczego Malfoy miałby z tego nie wyjść cało? Był we względnie
dobrej formie, kiedy go zostawiłem w tamtym korytarzu.
Minerva upiła łyk ziółek. Nie mogła
pojąć, jak bardzo trzeba być perfidnym, by w żywe oczy
przyznawać się do tak brutalnego ataku i kpić z ciężkiego stanu,
do jakiego doprowadził Malfoya. Spojrzała na Severusa, niemo
prosząc o pomoc w rozmowie z uczniem.
— A więc przyznajesz się do
ataku na Dracona? — spytał pozornie spokojnie Snape,
podchodząc do bruneta.
— Owszem, ale nadal nie
rozumiem, dlaczego sprawą pobicia miałoby zajmować się
Ministerstwo? Czyżby byli Śmierciożercy nadal cieszyli się dużymi
wpływami? — odparł oskarżany o napaść Ivan, ze złością
wpatrując się w swojego opiekuna.
— SŁU... SŁUCHAM?! Na pana
Malfoya rzucono bardzo poważną klątwę, to coś znacznie
poważniejszego niż pobicie.
Gregorovicz uśmiechnął się, czując
ulgę, że to wszystko okazało się nieporozumieniem.
— A więc musicie znaleźć
innego kozła ofiarnego, bo ja mu nic takiego nie zrobiłem i …
— Tak się składa, że da się
to łatwo sprawdzić — wtrącił cicho Snape, uśmiechając
się w sposób, który niewiele miał wspólnego z życzliwością.
— Podaj mi swoją różdżkę, Gregorovicz.
— Skoro już musicie odstawiać
tę szopkę…
Severus Snape odebrał od ucznia
różdżkę i położył ją na biurku dyrektorki. Wymierzył w nią
własną różdżką, w myślach wypowiadając odpowiednią formułę
zaklęcia Prior Incantato.
Cała trójka w milczeniu obserwowała własność Ivana emanującą
zimną, niebieską poświatą.
— To chyba wyjaśnia całą
sprawę — powiedział Snape, wymieniając z McGonagall
porozumiewawcze spojrzenie.
Kobieta pokiwała głową i spojrzała
na Ślizgona. Chłopak z otwartymi ustami wpatrywał się w różdżkę.
W jego oczach wyraźnie było widać zaskoczenie.
— Nie mamy innego wyjścia jak
powiadomić Ministerstwo o znalezieniu potencjalnego napastnika
— oznajmiła Minerva, w duchu zastanawiając się, w jaki
sposób brunet opanował grę aktorską do perfekcji.
— Nie... nie... nie... — zaśmiał
się Ivan. — Nie wrobicie mnie. To nie ja pokiereszowałem
waszego pupilka… a przynajmniej nie do tego stopnia!
Dyrektorka uniosła brwi.
— W takim razie jak wyjaśni
pan, że ostatnim zaklęciem rzuconym przez pańską własność była
właśnie klątwa, która ugodziła pana Malfoya?
— A skąd ja mam to, do cholery,
wiedzieć?! — wrzasnął Gregorovicz, gwałtownie podnosząc
się z krzesła.
Szok i niedowierzanie w jego oczach
przemieniły się we wściekłość. Ciężko dysząc, piorunował
kobietę wzrokiem. Severus z beznamiętną miną położył dłoń na
ramieniu Rosjanina i pchnął go z powrotem na krzesło. Chłopak
spojrzał na niego i już miał coś warknąć do nauczyciela, jednak
w porę ugryzł się w język. Wziął parę głębokich oddechów i
z jawną irytacją powiedział:
— Nie mam pojęcia, dlaczego tak
się stało. Nie rzucałem tego zaklęcia.
— Proszę się uspokoić, panie
Gregorovicz. Pańskie zachowanie działa na pana niekorzyść. Chcemy
wyjaśnić całą sprawę, a w tej chwili jest pan jedynym
podejrzanym. Pana różdżka, zeznania panny Granger i…
Brunet zaśmiał się kpiąco i, nim
zdążył się pohamować, powiedział:
— Ciekawy jestem, co też wam
powiedziała ta mała szl…
— Radziłabym zważać na słowa.
Wracając do kwestii Ministerstwa, nie zostanie pan z góry
uznany za winnego i zesłany do Azkabanu… tak panie Gregorovicz, za
takie wykroczenie możliwa jest nawet kara pozbawienia wolności
— dodała, widząc zdziwioną minę ucznia. — Najpierw
w tej sprawie zostanie przeprowadzone śledztwo.
— Akurat — prychnął
Gregorovicz.
Dobrze wiedział, że od razu zostanie
uznany za winnego. Biorąc pod uwagę dowody wskazujące na jego
winę, jego reputację, pogłoski o konflikcie między nim a Malfoyem
i znajomości rodziny młodego arystokraty był przekonany, jak
potoczy się cała sprawa. Skończy w Azkabanie, na co nie mógł
pozwolić.
— Zanim zawiadomię
Ministerstwo, chcę zapytać o jeszcze jedną rzecz. Gdzie był pan
w czasie, gdy pan Malfoy został ugodzony urokiem Lacerandum?
— spytała dyrektorka, chcąc dać szansę uczniowi na
jakąkolwiek obronę.
— Byłem na błoniach, gdzie
znalazł mnie profesor Snape. Wątpię, czy ktoś mnie widział.
Zdążyło już się ściemnić — warknął Ivan, nawet nie
próbując kłamać. Wiedział, że na nic by się to zdało. W tej
chwili zastanawiał się tylko nad tym, jak uniknąć Azkabanu.
McGonagall wstała i po raz ostatni spojrzała na Ivana.
— Severusie, odprowadź, proszę,
pana Gregorovicza do jednej z komnat dla gości. Znajdź Filiusa
i przekaż mu, by przypilnował, aby uczeń nie opuszczał
pokoju — powiedziała i ruszyła do skrzydła
szpitalnego, by dowiedzieć się, w jakim stanie znajdował się
zaatakowany uczeń.
Weszła do sali i podeszła do łóżka,
na którym leżał młody Malfoy. Bandaże pokrywały całą klatkę
piersiową i ramiona blondyna. Na czele miał niewielki opatrunek.
Dyrektorka pierwszy raz widziała tego aroganckiego chłopaka tak
słabego i bezbronnego. Znacznie stracił na wadzę podczas turnieju.
Kości policzkowe wyraźnie odznaczały się na jego twarzy, a pod
oczami widniały cienie. Pokręciła głową i podeszła do
leżącej obok Gryfonki.
— Jak się pani czuję, panno
Granger? — spytała cicho, by nie zakłócać wypoczynku
Ślizgona.
— W porządku. Nic mi nie jest.
Muszę zostać do czasu, aż wrócę do prawidłowej wagi.
McGonagall westchnęła z ulgą, na
wieść, że Hermiona nie ma żadnych poważniejszych problemów
zdrowotnych po trudzie ostatnich trzech tygodni. Wystarczająco dużo
troski dostarczał jej stan chłopaka. Dyrektorka pokiwała głową
i, życząc dziewczynie szybkiego powrotu do zdrowia, ruszyła
do gabinetu pielęgniarek.
Weszła do małego jasnego
pomieszczenia, w którym znajdowały się dwa biurka, biała kanapa i
półka wypełniona po brzegi książkami. Boczna ściana zakryta
była szafkami zawierającymi eliksiry i inne przybory medyczne.
Wszystkie meble były jasne, a jedynymi plamami koloru na białej
przestrzeni były bukiety kwiatów. Siedzące na kanapie kobiety
natychmiast przerwały rozmowę.
— Co z nim? — spytała
Minerva, zajmując fotel naprzeciwko pielęgniarek.
Starsza z nich westchnęła i pokręciła
głową, nie mogąc uwierzyć, że w szkole przyszło jej walczyć
z takimi obrażeniami.
— Stan ciężki, ale stabilny,
nie ma potrzeby przenosić go do Munga. Stracił dużo krwi, jest
wychudzony. Ponadto na jego ciele znajdują się inne obrażenia
wskazujące na to, że wcześniej został pobity. Naprawdę niewiele
brakowało, by doszło do tragedii. Gdyby trafił tu kilka minut
później…
Beth objęła ramieniem kuzynkę,
widząc, jak bardzo to przeżywa. Choć wielu uważało, że
przesadza, chorobliwie pilnując, by każdy przestrzegał zasad w
skrzydle, robiła to z troski o swoich pacjentów. Rudowłosa
postanowiła kontynuować wypowiedź starszej pielęgniarki.
— Nie pojawiają się następne
rany, a dotychczasowe nie powiększają się. Zapewne kilka z nich
znowu zacznie krwawić, ale na szczęście mamy odpowiednie zapasy
eliksirów. Niektóre z ran są na tyle głębokie, że uszkodziły
mięśnie, niektóre są naderwane. Chłopak miał wiele szczęścia,
mięśnie nie są bardzo uszkodzone i zaklęcie nie stworzyło
daleko idących konsekwencji. Jeśli chodzi o blizny, bardzo mało
prawdopodobne jest to, żeby się pojawiły. Szybko zatamowała pani
krwawienie, a my oczyściłyśmy rany. Stosując odpowiednie maści,
zapobiegniemy ich powstaniu. Nawet jeśli jednak jakaś się pojawi,
jestem pewna, że jego matka się tym zajmie. Ostatnio pojawiło się
wiele nowych, a co za tym idzie, drogich specyfików, które
skutecznie je usuwają. Nie są dostępne w szkole, ale od kilku
miesięcy są już w sprzedaży i otrzymują pozytywne opinie.
McGonagall kiwała głową, z uwagą
słuchając rudowłosej. Przymknęła oczy na wieść, że młody
Malfoy nie będzie w żaden sposób okaleczony i wróci do pełni
zdrowia.
— A panna Granger?
— Żadnych poważnych
dolegliwości. Obojgu podawane będą eliksiry, które szybko
doprowadzą ich do poprzedniej wagi — oznajmiła pani Pomfrey.
— Panna Granger zostanie tu na kilka dni, natomiast pan Malfoy
prawdopodobnie spędzi tu dwa tygodnie. Wszystko zależy od tego, w
jakim tempie jego organizm będzie się regenerował.
— To młody, silny chłopak. Nie
zdziwiłabym się, gdyby miał wychodzić po tygodniu. Z jego
uporem? Będzie chciał wyjść za kilka dni.
Pani Pomfrey spojrzała ostro na Beth,
dając do zrozumienia, że nie pozwoli na to, by ranny uczeń tak
szybko opuścił skrzydło szpitalne. Jej młodsza kuzynka miała
tendencję do wypuszczania chorych przed wyznaczonym przez nią
terminem, twierdząc, że są całkowicie wyleczeni i nie potrzebują
żadnych kontroli.
Panna McCullen uśmiechnęła się,
widząc minę Poppy.
— Dziękuję wam. Osobiście
dopilnuję, by nikt nie przeszkadzał im w odpoczynku
— powiedziała dyrektorka, kierując się do wyjścia.
— Dobrze by było, gdyby
przyjaciele wstrzymali się z odwiedzinami. Do czasu, aż stan pana
Malfoya nie ulegnie poprawie, prosiłabym, aby wstęp do skrzydła
mieli tylko członkowie rodziny i chorzy — oznajmiła
starsza pielęgniarka, na co Minerva skinęła głową i ruszyła do
swojego gabinetu, by powiadomić Ministerstwo o ataku i sprowadzić
do zamku matkę zaatakowanego ucznia.
***
Dyrektorka Hogwartu szła do komnaty, w
której przebywał Ivan Gregorovicz, prowadząc za sobą trzech
przedstawicieli Ministerstwa Magii. Rosjanin musiał zostać
przesłuchany i zatrzymany do czasu zakończenia śledztwa w
sprawie napaści na arystokratę. Wszelkie nadzieje kobiety na to, że
jej uczeń będzie zachowywał się rozsądnie umarły, gdy zobaczyła
nieprzytomnego Filiusa Flitwick’a, leżącego przed otwartymi
drzwiami do pokoju. Natychmiast podbiegła do starego profesora.
Dwóch mężczyzn z Ministerstwa wpadło do komnaty, natomiast jeden
z nich został przy dyrektorce, czujnie rozglądając się dookoła.
McGonagall pomogła usiąść nauczycielowi i upewniwszy się,
że wszystko z nim w porządku zaczęła wypytywać o Ślizgona.
— Na Merlina, zaatakował mnie!
Wyszedł z komnaty i uderzył mnie! I zabrał moją różdżkę!
— wykrzykiwał drobny nauczyciel, żywo przy tym gestykulując.
McGonagall pomogła mu wstać. W
międzyczasie dwóch mężczyzn skończyło przeszukiwać pokój,
w którym przebywał Ivan. Podeszli do trzeciego pracownika
Ministerstwa i wymienili się informacjami. Ta sama dwójka
postanowiła zostać i przeszukać wraz z nauczycielami
zamek, podczas gdy ostatni mężczyzna miał wrócić i zdać
raport na temat tego, co wydarzyło się w Hogwarcie.
Dyrektorka, obawiając się
najgorszego, wysłała wiadomość do Severusa, aby razem z innymi
nauczycielami przeszukał zamek i pobliskie tereny, a sama pobiegła
do skrzydła szpitalnego. Z ciężkim oddechem wpadła do sali,
w której, na szczęście, przebywali tylko prefekci naczelni. Nie
zwracając uwagi na pytające spojrzenie dotąd czytającej Gryfonki
i Narcyzy Malfoy, siedzącej przy łóżku syna, przeszukała
całe skrzydło. Westchnęła z ulgą i ruszyła do gabinetu
pielęgniarek, by powiadomić kobiety o potencjalnym zagrożeniu.
Gregorovicz był nieprzewidywalny i agresywny, a w tej
chwili miał uraz do rannego arystokraty. Skoro odważył się
zaatakować nauczyciela, był w stanie pokusić się o
dokończenie porachunków między nim a blondynem. Dyrektorka właśnie
kończyła wyznaczać instrukcje, gdy usłyszała drżący lodowaty
głos.
— Mam rozumieć, że to bydle, które
zaatakowało mi syna, uciekło z Hogwartu? — spytała Narcyza,
która, wchodząc do gabinetu, usłyszała część słów Minervy.
Dyrektorka przymknęła oczy i wzięła
głęboki wdech, zanim odwróciła się do arystokratki.
— Pani Malfoy zrobimy wszystko,
by…
— Och zrobiła już pani
wystarczająco dużo — powiedziała prześmiewczo kobieta,
z pogardą w oczach patrząc na McGonagall. — Najpierw
zmuszanie do mieszkania z tą… Później wywalenie z drużyny
na pół roku, idiotyczne spotkania, turniej, który zmasakrował mi
syna, a teraz?! Draco został zaatakowany w SZKOLE. W pani
szkole, a winowajca tak po prostu uciekł. Jeszcze nigdy Hogwart nie
miał tak nieudolnego dyrektora.
Minerva z kamienną maską na twarzy
słuchała oskarżeń Narcyzy. Kobieta miała prawo do takiej
reakcji. Jej syn leżał nieprzytomny w skrzydle szpitalnym, po
brutalnym pobiciu i czarnomagicznym uroku, a to wszystko stało
się tego samego dnia, gdy wrócił z wyczerpującego turnieju.
Dyrektorka po raz kolejny żałowała, że zgodziła się na projekt
Ministerstwa.
— Doskonale panią rozumiem i
proszę mi wierzyć, że Ivan Gregorovicz poniesie surowe
konsekwencje. Jestem pewna, że niedługo zostanie odnaleziony,
samemu nie uda mu się ukrywać przed pościgiem — dodała,
doskonale wiedząc, że za jej byłym już uczniem zostanie wysłana
grupa poszukiwawcza. Na Ivanie ciążyły poważne zarzuty, a jego
ucieczka i zachowanie potwierdzają tylko to, że zaatakował
Dracona.
Narcyza Malfoy zmrużyła oczy, nie
odrywając lodowatego spojrzenia od McGonagall.
— Gdy tylko mój syn się
wybudzi, zabieram go stąd do specjalistycznej kliniki. Naukę
dokończy pod nadzorem prywatnych nauczycieli i wróci do Hogwartu
tylko po to, by zdać egzaminy. Proszę spodziewać się skargi i
procesu w Ministerstwie — powiedziała i wyszła z gabinetu.
Podeszła do syna i złożyła czuły
pocałunek na jego czole. Jeszcze raz omiotła spojrzeniem jego rany
i opuściła skrzydło szpitalne.
Hermiona zmarszczyła brwi, kątem oka
zauważając jej gest. Kobieta zimna, wyniosła, była
Śmierciożerczyni. Gryfonka była mile zaskoczona, że potrafi
okazywać matczyne uczucia. Przeniosła wzrok na książkę, jednak
nie potrafiła się na niej skupić. Litery powoli zaczynały się
rozmazywać, powodując ból głowy. Dziewczyna z westchnieniem
zamknęła lekturę i odłożyła ją na stolik. Położyła się,
w nadziei, że sen nadejdzie szybko. Przekręcając się z boku
na bok, na przemian zakrywała się kołdrą i odrzucała ją.
Ostatecznie przesunęła ją na skraj łóżka i położyła się na
boku, obserwując spokojny oddech współlokatora. Nieświadomie
zaczęła oddychać w jego rytmie i dopiero wtedy zapadła w spokojny
sen.
Spokojny i krótki, bo zaraz po tym
obudziło ją walenie w drzwi. Pani Pomfrey wyszła z gabinetu,
poprawiając fartuch i mamrocząc gniewnie pod nosem. Otworzyła, z
zamiarem udzielenia reprymendy dowcipnisiom jednak zamarła na widok
kolejnego zakrwawionego ucznia uwieszonego na ramieniu kolegi.
— Bijąca wierzba. Pies mu
uciekł — rzucił Nott, siląc się na spokojny i poważny
ton.
Pielęgniarka szerzej otworzyła drzwi
i wpuściła uczniów do środka.
Hermiona, widząc zakrwawionego
Blaise’a, usiadła na łóżku. „Najpierw Malfoy, teraz
Zabini… co się tu dzieje?”
— pomyślała, szczelnie otulając się kołdrą.
Pani Pomfrey zaprowadziła Ślizgona do
łóżka obok dziewczyny i na chwilę zostawiła uczniów, by
przynieść odpowiednie medykamenty. Czarnoskóry spojrzał na
Hermionę i wyszczerzył się od ucha do ucha.
— Fajną masz babcię, Granger
— oznajmił.
Teodor, przeczuwając wybuch śmiechu
przyjaciela, uderzył go lekko w tył głowy. Blaise spojrzał na
niego z wyrzutem.
— No i czego mnie tłuczesz? Nie
wystarczy, że to ja dałem z siebie zrobić ofiarę?
Nott, nie zwracając uwagi na jego
słowa, podszedł do nieprzytomnego arystokraty. Założył ręce na
piersi, z poważną miną przypatrując się bandażom i opatrunkom.
Dobrze wiedząc, że nie uzyska informacji od personelu medycznego,
nie odrywając spojrzenia od przyjaciela, zapytał:
— Co z nim?
Jego ton był zimny i stanowczy, jakby
to, że odpowiedzi miała mu udzielić Gryfonka, było dla niego ujmą
na honorze. Hermiona zamrugała i odchrząknęła parę razy, by po
chwili odpowiedzieć.
— Z tego, co usłyszałam, to z
tego wyjdzie. Jego stan jest ciężki i niewiele brakowało, ale nie
wyślą go do Munga.
Zabini zaklął pod nosem i spróbował
wstać z łóżka, by podejść do kolegi, gdy wróciła starsza
pielęgniarka.
— A ty dokąd? Nie ruszaj się
— rozkazała, stawiając na szafce obok łóżka tacę
z paroma niewielkimi buteleczkami i bandażem. — Ty
możesz już iść. Pan Zabini jutro po południu wyjdzie ze skrzydła
— rzuciła w stronę Teodora.
Brunet znacząco spojrzał na
przyjaciela i opuścił salę.
— Łaskocze mnie pani
— stwierdził Blaise, uciekając od wacika nasączonego
eliksirem.
Pielęgniarka przewróciła oczami i
kontynuowała swoją pracę. Przez te parę lat przyzwyczaiła się
do Ślizgona i jego wygłupów. Nałożyła opatrunek na rozcięcie
na policzku i wróciła do gabinetu, by powrócić do rozmowy z
młodszą kuzynką.
Chłopak odczekał parę chwil i powoli
wstał z łóżka. Na palcach, garbiąc się, jakby to miało mu
pomóc, podkradł się do drzwi, za którymi znikła pani Pomfrey i
przystawił do nich ucho.
— Co ty…
— Shhh… — syknął
Ślizgon, przykładając palec do ust.
Stał tak przez dziesięć minut. Kiedy
zdobył potrzebne informacje, wrócił do łóżka. Dziewczyna
spojrzała na niego z miną mówiącą: „Gadaj albo cię wydam. Nie
jestem głupia, widzę, że coś kręcisz”. Chłopak westchnął i
nachylił się w jej stronę, gestem dając jej znak, by zrobiła to
samo. Otworzył usta, jednak zawahał się przed wyjaśnieniem całej
sytuacji.
— To zostaje między nami,
Granger — szepnął, a kiedy Hermiona pokiwała głową, uśmiechnął
się i kontynuował podekscytowanym tonem. — Nasza
Teodora mnie pobiła.
Dziewczyna uniosła brwi i zamrugała,
wyobrażając sobie ropuchę Neville’a tłukącą bez litości
większego o prawie dwa metry Ślizgona. Dopiero po chwili dotarł do
niej bezsens tego, co usłyszała.
— Poproszę panią Pomfrey o
dodatkowy eliksir — powiedziała wolno, jakby mówiła do
osoby, która straciła kontakt z rzeczywistością. — Chyba
nawet w tej chwili — dodała, wstając z łóżka i
powoli kierując się w stronę drzwi, nie spuszczając podejrzliwego
wzroku z Zabiniego.
— Granger, wracaj tu. Miałem na
myśli Notta.
Kasztanowłosa znieruchomiała i
zmarszczyła brwi, gubiąc się w wypowiedziach Ślizgona.
— Czekaj… zaraz… Chcesz mi
powiedzieć, że pobił cię twój przyjaciel?
— Zasadniczo… tak. Ale sam
tego chciałem.
Hermiona, słysząc jego słowa,
wytrzeszczyła oczy. Po chwili wydukała:
— Aha… Nie no, w porządku. Co
kto lubi…
Ślizgonowi opadła szczęka, gdy
domyślił się, w jakim kierunku podążyły myśli dziewczyny.
— To nie… ja… Na jaja
Salazara, Granger! Znajdź sobie w końcu faceta, bo tylko jedno ci
w głowie. Chodź tu i pozwól mi dokończyć.
Gryfonka wróciła szybko na swoje
łóżko, słysząc odgłosy kroków pielęgniarki. Zanim do sali
weszła pani Pomfrey, Hermiona zdołała z powrotem otulić się
kołdrą i oznajmić ściszonym głosem:
— A ja myślałam, że to z
Malfoyem jest coś nie tak… wy wszyscy… nie, ja wolę nie
wiedzieć — oznajmiła, unosząc dłonie w geście
kapitulacji.
Zabini zaśmiał się i gdy
pielęgniarka weszła do gabinetu, ponownie nachylił się ku
dziewczynie.
— Informacje o stanie zdrowia są
udzielane tylko rodzinie, nikt nie chciał nam nic powiedzieć.
Skrzydło szpitalne zamieniło się niemal w fortecę, przed wejściem
stoją strażnicy. A wszystko przez ucieczkę Gregorovicza… no
ale ja nie o tym. No i postanowiliśmy…
— Zaraz… ŻE CO?! — krzyknęła
Gryfonka i przysłoniła dłonią usta, w duchu ganiąc siebie za
wrzaski po nocach w skrzydle szpitalnym.
Ślizgon zerknął na Malfoya, drzwi do
gabinetu i z powrotem na nią, po czym przyłożył palec do ust.
Odczekał chwilę, a gdy miał pewność, że nikt nie przyjdzie ich
uciszyć, powiedział:
— No tak, ty nic nie wiesz.
Gregorovicz dał nogę. Chodzą słuchy, że został oskarżony
o napaść na naszego małego blondaska. McGonagall już
prowadziła do niego ludzi z Ministerstwa, gdy ten zaatakował
Flitwicka i uciekł z Hogwartu. Będą go szukać, a gdy go dopadną,
osądzą i prawdopodobnie wyląduje w Azkabanie na jakiś
czas.
Hermiona nawet nie wiedziała, że
wstrzymała oddech, słuchając najnowszych rewelacji ze szkoły.
W głowie jej się nie mieściło, że Ivan jest do tego zdolny.
Atak na Malfoya, później na nauczyciela, a teraz ucieczka przed
Ministerstwem? Zaczęła zastanawiać się, dlaczego chłopak to
zrobił. Wiedziała, że panowie za sobą nie przepadają, ale żeby
posunąć się do napaści? Kierowana wrodzoną ciekawością,
spytała o to Zabiniego.
— Jest wiele teorii. Według
jednej z nich Gregorovicz miał zaatakować Dracona, bo ten miał już
niedługo wrócić do gry i wykosić go z drużyny Quidditcha. Inna
głosi, że Gregorovicz był zwyczajnie zazdrosny o Malfoya…
— Zazdrosny? — powtórzyła
dziewczyna, poprawiając się na łóżku i pochylając się jeszcze
bardziej w stronę Ślizgona.
Chłopak przytaknął z błyskiem w
oczach. Widać było, że ten temat był interesujący nie tylko dla
Hermiony.
— Pomyśl tylko. Gregorovicz
przybywa do Hogwartu, pewien, że będzie tu błyszczał. Jest pewny
siebie, dumny, porywczy. Myśli sobie: „Będą mnie wielbić jak
samego Merlina”. I nagle — BUM! — spotyka
Dracona! — powiedział Blaise, energicznie gestykulując. — Co
ma Malfoy? Sławę i szacunek, budzi podziw, dziewczyny łaszą się
do niego i jest najlepszym szukającym w Hogwarcie. A co ma
Gregorovicz? Nic. Jest nowy i nikt nie zwraca na niego uwagi, więc
postanawia odebrać wszystko po kolei naszemu blondaskowi. Kto jest
spostrzegawczy i od czasu do czasu używa głowy, wie, że Ivan
naprawdę próbował to zrobić. Najpierw nawiązał kontakt z innymi
nowymi uczniami zza granicy. Tylko oni, nie znając Malfoya,
zdecydowaliby się na sprzeciw wobec niego i Gregorovicz doskonale o
tym wiedział. A więc już zdobył nieliczne grono poparcia.
Później, o ile się nie mylę, skorzystał z okazji i zajął
miejsce Dracona na pozycji szukającego i moje, jako kapitana.
Chwilowo pozbawił go kolejnej rzeczy. Kolejnym jego celem byłaś
ty.
— Ja? — zdziwiła się
Hermiona.
Ślizgon pokiwał głową i wstrzymał
się z dalszą przemową, by dać jej czas na poukładanie tych
informacji w głowie.
Gryfonka przygryzła wargę, myśląc
nad słowami Zabiniego. Prychnęła cicho i spojrzała na
nieprzytomnego arystokratę z gniewem i urazą. No tak. Hermiona
Zabawka Malfoya–Granger. Kasztanowłosa położyła się na łóżku
i szczelniej okryła kołdrą.
— Rozumiem.
Zabini odchrząknął, nagle czując
się niezręcznie. Sądząc, iż rozmowa dobiegła końca, położył
się i zamknął oczy. Leżeli w ciszy, którą w końcu
zdecydowała się przerwać Gryfonka.
— Miałeś mi powiedzieć,
dlaczego Nott cię pobił.
I tak nie mogła zasnąć, a prawdę
mówiąc, rozmowa z Zabinim szła jej lekko i przyjemnie.
Ślizgon podłożył ramię pod kark i obrócił głowę w jej
stronę. Myślał, że dziewczyna obraziła się, kiedy przypomniał
jej, iż dla Ivana była tylko środkiem do celu.
— No więc musieliśmy się
dostać do skrzydła, by dowiedzieć się, co z naszym biedniątkiem.
Nott wykombinował cały ten plan. Podał mi eliksir znieczulający i
pobił mnie, oczywiście bez żadnych czarów, żeby rany naprawdę
wyglądały, jakbym oberwał od wierzby.
Hermionę zamurowało. Parę razy
otworzyła usta, by coś powiedzieć. W końcu parsknęła śmiechem
i wykrztusiła:
— Więc twój przyjaciel
humanitarnie cię pobił, żebyś ty mógł dowiedzieć się, co
z Malfoyem i mu o tym wszystkim doniósł.
Blaise wydął wargę, udając
urażonego i powiedział:
— Nie widzę w tym nic
śmiesznego, zwłaszcza że eliksir przestaje działać.
Hermiona zaśmiała się i wstała, by
poprosić pielęgniarki o coś przeciwbólowego dla Ślizgona. Była
pod wrażeniem tego, na co przyjaciele Malfoya byli dla niego gotowi,
szczególnie Zabini.
— Granger? Idziesz podglądać
pielęgniarki? Pójdę z tobą.
— Zostań, idę po eliksir dla
ciebie.
Blaise parsknął śmiechem i skrzywił
się, czując piekący ból na rozciętym policzku.
— Nie musisz kłamać, Granger.
Zawsze wiedziałem, że zboczuszek z ciebie.
Hermiona zatrzymała się przed
drzwiami i odchrząknęła, próbując przybrać wyraz powagi na
twarzy. Uniosła dłoń, by zapukać, jednak drzwi otworzyły się,
ukazując panią Pomfrey z tacą z dwoma buteleczkami. Kobieta
uniosła brew.
— Chciałam poprosić o coś
przeciwbólowego dla Zabiniego.
— Dobrze. Wracaj do łóżka.
Akurat niosłam wam eliksiry na sen.
Dziewczyna grzecznie wróciła na
miejsce. Wypiła podaną dawkę eliksiru i położyła się,
czując jego niemal natychmiastowe działanie. Czarnoskóry przełknął
gorzki płyn i zerknął na Malfoya nim się położył.
— To już któryś raz w tym
roku, gdy trafia tu w tak ciężkim stanie. Jeszcze trochę, a nie
będę miał kogo denerwować — westchnął.
— Któryś?
Zabini pokiwał głową i ziewnął
potężnie, przeciągając się. Ponownie usiadł na łóżku,
poprawił poduszkę i rozłożył się na nim.
— Mhm… Nie pamiętasz już,
jak wylądował w skrzydle po trzecim zadaniu?
Kasztanowłosa zarumieniła się. Za
każdym razem, gdy myślała o turnieju, przed oczami pojawiało jej
się inne zadanie niż to, o którym wspomniał chłopak. Ona również
zerknęła na blondyna i zamyśliła się nad słowami rozmówcy.
— Pamiętam, ale wtedy trafił
tu na własne życzenie.
Ślizgon zamrugał, zbity z tropu przez
słowa Hermiony. Odchrząknął i powiedział niezbyt przekonującym
tonem.
— No ta… masz rację. Wtedy...
Gryfonka była zbyt zmęczona i senna,
by zauważyć nietypową reakcję chłopaka. Zamknęła oczy,
wtulając się w poduszkę.
— Dzięki za eliksir
przeciwbólowy, Granger — mruknął sennie Blaise.
— Nie ma za co — odpowiedziała
i podziękowała w duchu pani Pomfrey za wywar, słysząc głośne
chrapanie Ślizgona.
***
Tak, jak powiedziała starsza
pielęgniarka, Blaise opuścił skrzydło szpitalne następnego dnia.
Hermiona trzy razy dziennie przez cztery doby miała przyjmować
eliksir, który miał za zadanie przywrócić jej dawną wagę. Po
cichu ustaliła z panną McCullen, by nieco obniżyć dawkę ustaloną
przez panią Pomfrey. Co prawda dziewczyna kiedyś doprowadziła do
pomniejszenia wyśmiewanych przez niektórych jedynek, jednak była
pewna, że ten sam numer nie przejdzie z jej wagą. Rudowłosa
zgodziła się na prośbę Gryfonki i w ten sposób dziewczyna miała
ważyć dwa kilogramy mniej niż przed rozpoczęciem turnieju. Nie,
żeby miała jakiekolwiek problemy z wagą, jednak wielkimi krokami
zbliżał się Bal Bożonarodzeniowy. Kto nie skorzystałby
z nadarzającej się okazji chwilę przed takim wydarzeniem?
Kasztanowłosa podczas kąpieli ze
zdziwieniem przyglądała się zmianom, jakie zaszły w jej
sylwetce. Dopiero teraz zauważyła, że na jej ramionach, nogach, a
nawet na brzuchu pojawił się lekki zarys mięśni. Nic w tym
dziwnego, skoro przez trzy tygodnie dźwigała kamienie i gałęzie,
biegała, wspinała się, pływała… Jej jedynym problemem był
brak butów, które Salazar potraktował jako swój gryzak.
Siedziała na łóżku, czytając
książkę, gdy nagle coś sobie przypomniała. Uśmiechnęła się
na myśl, że za wygraną w turnieju dostanie tysiąc galeonów.
Zostało jej tylko pójść na Pokątną wybrać się na zakupy…
których nie znosiła. Kupowanie książek, piór, kociołków to co
innego, ale suknie i buty to nie był jej świat. Westchnęła,
pocieszając się tym, że Ginny z pewnością przyjdzie jej na
ratunek.
Przewróciła kartkę, rozpoczynając
kolejny rozdział zatytułowany „Zaawansowana transmutacja
międzygatunkowa”. Chciała jak najszybciej nadrobić
zaległości i dziękowała Merlinowi za znalezienie tej książki
w niewielkiej biblioteczce skrzydła szpitalnego. Zależało jej na
tym, by perfekcyjnie przygotować się do egzaminów. Co prawda,
mogła odpuścić jeden z nich, jednak stać ją było na więcej
niż „powyżej oczekiwań”.
Zerknęła na zegarek i z zaskoczeniem
zauważyła, że zbliża się osiemnasta. Odłożyła lekturę
i przetarła oczy, dając im chwilę odpoczynku. Oparła
poduszkę o ramę łóżka i poprawiła ją, by nadać jej odpowiedni
kształt. Zadowolona z efektu, przybrała pozycję półleżącą
i westchnęła. Oprócz prefektów naczelnych nie było tu
nikogo i odkąd Zabini opuścił skrzydło, nudziło jej się
niemiłosiernie. Rozejrzała się po sali, szukając czegokolwiek,
czym mogłaby się zająć. Zrezygnowana, westchnęła ciężko,
jednak znieruchomiała, gdy usłyszała cichy zachrypnięty jęk.
Podparła się na rękach i obróciła w stronę sąsiedniego
łóżka, na którym leżał Draco. Ślizgon marszczył brwi i
mamrotał coś pod nosem. Hermiona wstała i nachyliła się nad nim.
— Wody…
Dziewczyna pobiegła do gabinetu
pielęgniarek. Kobiety spojrzały na nią znad licznych fiolek
i buteleczek, które ustawiały na półkach.
— Malfoy się obudził.
Kuzynki spojrzały po sobie, niemo
ustalając, która z nich ma pójść do pacjenta, a która
w międzyczasie naszykuje odpowiednie eliksiry. Dzięki temu, że
znały się tak dobrze, ich współpraca była nienaganna
i błyskawiczna. Gryfonka odsunęła się, robiąc przejście
dla starszej pielęgniarki. Nie chcąc przeszkadzać i naruszać
prywatności współlokatora, usiadła na łóżku na drugim końcu
sali.
Poppy Pomfrey szybkim krokiem podeszła
do łóżka, na którym leżał arystokrata. Nachyliła się nad
chłopakiem i zaświeciła mu w oczy, używając zaklęcia. Ślizgon
skrzywił się w momencie, w którym ostre światło
zaatakowało jego źrenice.
— Chciałem wody, a nie żeby
mnie pozbawiono wzroku — wychrypiał dobrze wszystkim znanym
pogardliwym tonem, odpychając od twarzy różdżkę pielęgniarki.
Wbrew zaleceniom pani Pomfrey, zaczął
powoli siadać na łóżku.
— Proszę leżeć spokojnie albo
pana uśpię — zagroziła kobieta, wiedząc, że uczeń
wybudził się wyjątkowo szybko i każdy ruch może ponownie
otworzyć rany.
Ślizgon wykonał polecenie
pielęgniarki dopiero wtedy, gdy poczuł silny ból na skutek
ponownego pęknięcia jednego z rozcięć. Syknął z bólu i zaklął
głośno, gdy zobaczył, jak jeden z bandaży w szybkim tempie
pokrywa się szkarłatem.
— Widzi pan, panie Malfoy, co
pan narobił? — spytała pani Pomfrey, biegnąc do swojego
gabinetu po nowe opatrunki.
Ślizgon spojrzał oskarżycielskim
wzrokiem na Gryfonkę i wysyczał, uciskając krwawiące miejsce:
— Nie mogłaś po prostu
przynieść mi tej wody?
— Przepraszam, chciałam dobrze…
— odezwała się kasztanowłosa, z przerażeniem
wpatrując się w nasiąknięty krwią Ślizgona bandaż.
— A wyszło jak zawsze.
Hermiona spuściła wzrok, w ciszy
czekając na powrót pielęgniarki. Nie miała za złe jego
opryskliwych uwag. Biorąc pod uwagę fakt jego obecny stan zdrowia,
trudno się dziwić, że tak się zachowywał.
— Może by tak trochę
szybciej?! Ja się tu wykrwawiam, do cholery!
Ku niezadowoleniu arystokraty, do sali
weszła Elizabeth McCullen, która po incydencie, jaki miał miejsce
w skrzydle szpitalnym na początku roku szkolnego, nie kryła
niechęci do arystokraty.
— Proszę nie krzyczeć, nie
jest pan na jarmarku. Poza tym sam jest pan sobie winien, moja
kuzynka wyraźnie mówiła, żeby się pan nie ruszał — oznajmiła
chłodno, podchodząc do łóżka, na którym leżał blondyn.
Pielęgniarka położyła na szafce
nowy komplet opatrunków i eliksiry oczyszczające. Nie zważając na
jęki pacjenta i kąśliwe uwagi na temat niedokształcenia
i załatwiania pracy po znajomości, panna McCullen pozbyła się
zakrwawionego bandaża, ukazując dość paskudne rozcięcie na
podbrzuszu arystokraty. Świeżo zasklepiona rana pękła, wylewając
z siebie spore ilości krwi.
Ślizgon skrzywił się, gdy rudowłosa
pielęgniarka przyłożyła do rany nasączony w eliksirze
oczyszczającym wacik. Panna McCullen powtarzała ten gest, dopóki
krwotok nie ustał. Gdy skończyła zakładać opatrunek, oznajmiła:
— Gotowe. Radzę leżeć
spokojnie, chyba że ma pan ochotę na powtórkę z rozrywki. Za
chwilę przyniosę eliksiry na wzmocnienie, mam nadzieję, że do
tego czasu nic pan sobie nie zrobi.
Po tej krótkiej i niezbyt życzliwiej
przemowie wyszła z sali, zostawiając dwójkę prefektów naczelnych
samych.
— Dostanę w końcu coś do
picia? — zapytał, wpatrując się w sufit.
Gryfonka wywróciła oczami, jednak
mimo to podeszła do swojej szafki i nalała soku dyniowego do
swojego ulubionego kubka w misie. Podeszła do Ślizgona, podłożyła
mu pod głowę jeszcze jedną poduszkę i podała kubek.
— Urocze — zakpił, gdy
zobaczył kubek dziewczyny.
Posłała mu spojrzenie, urażona tym,
że chłopak wyśmiewa jej prezent od przyjaciół.
— Jak ci nie pasuje, to możesz
nie pić.
Arystokrata powoli uniósł rękę, by
wziąć kubek od kasztanowłosej, jednak szybko tego pożałował.
Rozcięcia na jego ramieniu ograniczały mu ruchy. Zaklął pod
nosem, gdy dotarło do niego, jaki jest słaby i bezradny.
Gryfonka, widząc, że Ślizgon nie
jest w stanie unieść kubka, zbliżyła go do jego ust
i przechyliła, wlewając do nich płyn. Gdy skończył pić,
wróciła na swoje łóżko, czując bijącą od niego złość
i niechęć.
— ... tak, jak tylko podam mu
eliksiry, zawiadomię panią dyrektor, że się obudził. Pewnie
będzie chciała z nim porozmawiać, na temat tego, co się stało
— dotarł do nich głos Poppy Pomfrey. Chwilę później,
kobieta stała przy łóżku arystokraty, podając mu eliksiry. Gdy
skończyła, wyszła, zalecając obojgu wypoczynek.
Hermiona ponownie zanurzyła się w
lekturze książki, nie chcąc zmuszać Ślizgona do rozmowy. Po
chwili usłyszała ciche chrapanie. „Czekaj... chrapanie?
Przecież Malfoy nie...” — przeszło jej przez myśl, na
chwilę przed tym, jak Minerva McGonagall weszła do sali
w towarzystwie starszej z pielęgniarek.
— Dobry wieczór, panno Granger.
— Dyrektorka spojrzała na śpiącego Ślizgona i zwróciła
się do pani Pomfrey: — Podała mu pani eliksir słodkiego
snu?
— Ależ nie, pani dyrektor,
tylko te na wzmocnienie. Ale to nic dziwnego, że zasnął, w końcu
wiele ostatnio przeszedł. Może jutro będzie w lepszej formie i
zdoła z nim pani porozmawiać.
McGonagall zgodziła się i opuściła
skrzydło szpitalne.
— Panno Granger, pani też
zalecam już się położyć. W czasie snu organizm szybciej się
regeneruje — poleciła pani Pomfrey i wyszła, zamykając za
sobą drzwi.
Hermiona nadsłuchiwała kroków
pielęgniarki, dopóki ta nie zamknęła się w swoim gabinecie.
— Dlaczego nie chciałeś
rozmawiać z McGonagall? — spytała szeptem, nachylając się
w stronę Dracona.
Ślizgon otworzył oczy i spojrzał
podejrzliwie na dziewczynę.
— Skąd wiedziałaś?
— Jeszcze nie słyszałam, żebyś
chrapał przez sen. Ale mniejsza z tym, dlaczego udawałeś?
— dziewczyna nie odpuszczała, kierowana swoją wrodzoną
ciekawością.
— Miałem swoje powody
— odpowiedział wymijająco. — Gdzie Zabini i Nott?
— Blaise dzisiaj już wyszedł
ze skrzydła...
— Że co? A jemu co się stało?
— Nott go pobił. Nie przerywaj
mi, to się wszystkiego dowiesz — dodała, widząc po wyrazie
twarzy Ślizgona, że ten chce ją zasypać kolejnymi pytaniami. — W
skrócie: Nott pobił Zabiniego, by ten mógł trafić do skrzydła
szpitalnego i dowiedzieć się, w jakim jesteś stanie.
— Nie mógł po prostu...
— Nie, nie mógł. Mówiłam,
żebyś mi nie przerywał — skarciła go Gryfonka, czym
zasłużyła sobie na poirytowane spojrzenie arystokraty. — Dostęp
do skrzydła jest ograniczony. Właściwie, czekaj... jak to ujął
Blaise? Ach, tak „od ucieczki Gregorovicza skrzydło szpitalne
zamieniło się w twierdzę” — wyrecytowała, nie
zważając na zmianę wyrazu twarzy Ślizgona.
Na wzmiankę o Ivanie, twarz Malfoya
spoważniała, ukazując wyrachowanie i nienawiść. Dopiero po
chwili dotarł do niego sens słów Gryfonki.
— Uciekł?! Jak to uciekł?!
— Ciii.
Usłyszeli kroki i po chwili drzwi do
sali otworzyły się z cichym skrzypnięciem. W ostatniej chwili
Hermiona zdążyła okryć się kołdrą, pozorując sen. Pani
Pomfrey zgasiła świece i zamknęła za sobą drzwi, pozostawiając
pomieszczenie w półmroku.
— Jak to uciekł? — powtórzył
szeptem swoje pytanie.
Hermiona jeszcze raz zerknęła na
drzwi gabinetu pielęgniarek i oznajmiła konspiracyjnym tonem:
— Po tym, jak wyszło na jaw, że
to on cię zaatakował, McGonagall zostawiła go z Flitwickiem,
a sama poszła zawiadomić funkcjonariuszy Ministerstwa. Gdy przybyli
na miejsce, zastali ogłuszonego nauczyciela, a po Gregoroviczu nie
było ani śladu. Skrzydło jest pilnowane dzień i noc na wypadek,
gdyby chciał tu wrócić i cię dobić.
Ku zdziwieniu Hermiony, na twarz
arystokraty wstąpił błogi uśmiech. Pomimo tego, że praktycznie
jedną nogą był już w grobie, wyglądał na bardzo z siebie
zadowolonego.
— Co się w ogóle tam
wydarzyło? — Hermiona w końcu odważyła zapytać się
o kwestię, która nie dawała jej spokoju. Teorie Blaise'a,
jakoby Gregorovicz posunął się do tego czynu z powodu
zazdrości, nie przekonywały jej. Może Ivan był wrednym dupkiem,
ale był też inteligentny co, nawiasem mówiąc, było niebezpieczną
mieszanką. Nie ryzykowałby wyrzucenia ze szkoły i procesu ze
strony Ministerstwa dla głupiego miejsca w drużynie czy dla
większej popularności wśród dziewczyn. A może? Może po prostu
w ogóle nie rozumiała męskiej logiki?
Gryfonka nachyliła się w stronę
Malfoya, oczekując odpowiedzi.
— Jestem zmęczony, Granger
— powiedział po dłuższej chwili, tonem zwiastującym koniec
rozmowy.
— Co?! Nie, ani mi się waż
teraz zasypiać. Chcę wiedzieć...
— A kim ty niby dla mnie jesteś,
że oczekujesz, że będę ci się z czegokolwiek zwierzał? Nikim.
Turniej się skończył i już nic nie zmusza mnie do tego, by się z
tobą zadawać.
Nawet jeśli słowa blondyna ją
zraniły, Hermiona nie dała tego po sobie poznać. Wpatrując się
prosto w niebieskie, zdecydowane i na powrót zimne oczy
Ślizgona oznajmiła:
— Zdaję sobie sprawę, że nie
jesteśmy już zdani tylko na siebie...
— To dobrze, a teraz przymknij
się wreszcie, bo jeszcze jedno słowo i zawołam pielęgniarkę,
skarżąc się, że przeszkadzasz mi w wypoczynku.
Gryfonka prychnęła pod nosem,
naśmiewając się z własnej naiwności. Odwróciła się plecami do
arystokraty, nie mogąc już dłużej na niego patrzeć i udawać, że
wszystko jest w porządku. Mogła się przecież domyślić, że
gdy znów znajdą się w Hogwarcie, wszystko powróci do normy.
„Przecież to Malfoy”
— pomyślała, uderzając w poduszkę, by nadać jej
odpowiedni kształt.
Jak na złość, przed jej oczami
pojawiały się losowe obrazy z turnieju, które powodowały, że
miała ochotę udusić Ślizgona poduszką, za to, że zdecydował
się zniszczyć tę delikatną więź porozumienia, budowaną na
wzajemnej pomocy i zaufaniu. I choć dobrze wiedziała, że Malfoy
nie śpi, nie odezwała się do niego ani słowem.
Draco patrzył, jak urażona dziewczyna
odwraca się do niego plecami. Choć sam nie chciał się do tego
przyznać, nasłuchiwał, chcąc wiedzieć, czy Gryfonka płacze.
Jednak Hermiona nie płakała. Wiedział też, że dziewczyna jeszcze
nie śpi, jednak nie miał zamiaru nic więcej powiedzieć. Zrobił
to, co uważał za słuszne: przywrócił dzielący ich dystans, na
nowo zbudował mur, w którym pojawiła się wyrwa w czasie turnieju.
Jak i kiedy dokładnie? Nie wiedział. Wiedział natomiast, że
z czasem ochota na to, by zabić i zakopać Gryfonkę w
niepoświęconej ziemi, zmalała. Teraz, gdy zdał sobie z tego
sprawę, postanowił to zniszczyć. Tu, w Hogwarcie i tak
ta nikła więź by nie przetrwała. Im szybciej łączący ich most,
składający się z drobnych gestów, swobodnych rozmów
i delikatnych uśmiechów runie do przepaści hodowanej od lat
nienawiści, tym lepiej. Dla obojga. Tu, w Hogwarcie, wszystko wróci
do normy.
Jak bardzo się mylili.
***
Następnego dnia, Hermiona z samego
rana poszła do gabinetu pielęgniarek, chcąc prosić
o przeniesienie jej na inną salę. Uśmiechnęła się blado na
widok panny McCullen. Wiedziała, że młoda pielęgniarka spełni
jej prośbę, bez dopytywania się o szczegóły. Niby arystokrata
nie zrobił nic, czego już wcześniej by nie doświadczyła z jego
strony, ale nie chciała przebywać w jego otoczeniu dłużej niż to
konieczne.
Tak jak myślała, Beth spełniła jej
prośbę, kierując ją na inną salę. Hermiona wróciła do swojego
łóżka, by przyjąć dzisiejszą dawkę eliksirów, po czym zaczęła
zbierać swoje rzeczy. Bez słowa wyszła z pomieszczenia,
kierując się do sali obok, nie zwracając uwagi na zdziwione
spojrzenie Dracona. Przeszło jej przez myśl, że właściwie z
medycznego punktu widzenia wszystko jest już z nią w porządku i
mogłaby wrócić do swojego dormitorium. Zamiast tego musi spędzić
kolejne dni sama w pustej sali, bo ktoś mógłby coś zrobić
Malfoyowi. Zatrzasnęła książkę ze złością, myśląc o
Ślizgonie. „Muszę tu siedzieć jak w więzieniu, bo
paniczowi ktoś może zrobić krzywdę!” — pomyślała i
upiła łyk eliksiru na sen.
***
Kilka dni później, po dokładnym
przebadaniu przez panią Pomfrey, Hermiona opuściła skrzydło
szpitalne. Cieszyła się, że wreszcie opuści to miejsce i będzie
mogła wrócić do tego wszystkiego, co kochała: przyjaciół i
nauki.
Westchnęła z irytacją, gdy zobaczyła
Zabiniego i Notta, którzy czaili się pod wejściem do jej
dormitorium.
— Hej, Granger! — krzyknął
wesoło Zabini, zanim dziewczyna zdążyła ukryć się w bocznym
korytarzu.
Chcąc nie chcąc, Gryfonka ruszyła w
stronę Ślizgonów.
— Cześć.
— Jak tam Draco? — zapytał
Blaise.
Od czasu jego wyjścia ze skrzydła
szpitalnego nie mieli żadnych informacji na temat stanu zdrowia
przyjaciela, choć nie raz próbowali się przedrzeć przez straże
i odwiedzić arystokratę.
— Irytujący, pyszałkowaty i
zadufany w sobie jak zawsze — odwarknęła i weszła do
dormitorium, zostawiając ich na korytarzu.
Ślizgoni jeszcze przez moment
wpatrywali się w zamknięte z hukiem drzwi, zupełnie nie rozumiejąc
opryskliwości dziewczyny.
— Wygląda na to, że nasz
kochany blondasek wrócił do formy — powiedział po chwili Nott.
***
Draco obserwował, jak Gryfonka
opuszcza skrzydło szpitalne. Sam wiele by dał, aby wreszcie uwolnić
się spod opieki szkolnych pielęgniarek. Jednak doskonale wiedział,
że jeszcze jest na to zbyt wcześnie. Co prawda większość ran
zdążyła się już zasklepić, ale w dalszym ciągu były one
świeże i mogły ponownie pęknąć. Chcąc nie chcąc, musiał
pogodzić się z faktem, że spędzi tu jeszcze przynajmniej kilka
dni, później wyjdzie na własne żądanie. Znając życie, pani
Pomfrey chciałaby, żeby został tu przynajmniej przez miesiąc, ale
nie miał zamiaru na to pozwolić.
Pomimo uporu matki, udało mu się ją
przekonać do tego, by porzuciła pomysł zabrania go ze szkoły.
W końcu po nowym roku zostanie przywrócony do gry w Quidditcha
i wszystko wróci do normy.
Wszystko wróci do normy.
Przypomniało mu to o jego
skomplikowanych relacjach z Gryfonką. Odkąd raczył uświadomić
ją, że od zakończenia turnieju już nic ich nie łączy, nie
odezwała się do niego ani słowem. Następnego dnia zabrała swoje
rzeczy i przeniosła się do innej sali, zostawiając go samego
z bólem, wśród pustych, zimnych czterech ścian. Czuł się…
dziwnie.
Czyżby wyrzuty sumienia? Mimowolnie
przypomniał sobie wszystkie zabawne momenty z turnieju
i uśmiechnął się pod nosem.
„Cholerna Granger, cholerny
turniej, cholerne, manipulujące ludźmi Ministerstwo. O czymś
zapomniałem? Ach, tak: cholerna Granger!” — pomyślał,
gdy zdał sobie sprawę z tego, że brakuje mu irytującej Gryfonki.
Potrząsnął głową, zupełnie jakby
chciał wyrzucić z niej natrętne myśli. Nie tak wyobrażał sobie
powrót do szkoły po zwycięstwie w turnieju. Miał opływać w
chwałę i ogólne uwielbienie jego skromnej osoby. A co go
spotkało? Najpierw został stłuczony laską przez zbzikowaną
staruchę, później ciężko pobity, a na koniec tego pięknego dnia
sam o mało co nie wysłał się do grobu. „Epicko, kurwa,
epicko” — pomyślał, wspominając tamten dzień.
„No, ale przynajmniej pozbyłem
się Gregorovicza. I chwała mi za to.”
„Tak, chwała… ale znowu wiem o
tym tylko ja, Zabini i Nott… umiarkowana ta chwała”
— dorzucił irytujący głosik.
„Pięknie, kurwa, pięknie. Gadam
sam ze sobą…”
„W istocie, ale to zaszczyt
rozmawiać z tak wybitną personą.”
„Fakt” — odpowiedział,
po czym ukrył twarz w dłoniach, gdy zdał sobie sprawę, że
właśnie przed chwilą nabawił się schizofrenii.
„Dobra, pomyślmy o pozytywach.
Wygrałem, jestem zwolniony z egzaminu i mam dodatkowe tysiąc
galeonów. Pora pomyśleć co sobie za to kupię… No tak, ale ja
już wszystko mam”
„Poza różdżką. Nie masz
różdżki, bracie”
— Racja! — wykrzyknął
entuzjastycznie, po czym ponownie ukrył twarz w dłoniach.
— Merlinie, ja głupieję. Wszystko przez Granger! — dodał,
nadal skrywając twarz w dłoniach.
— Ja ci już chyba mówiłem, że
masz na jej punkcie obsesję…
— Dlaczego moja podświadomość
posługuje się głosem Zabiniego? — jęknął Draco,
zakrywając twarz kołdrą.
— Może po prostu w głębi
serca wiesz, że jest dla ciebie kimś ważnym i wartościowym?
— podsunęła „podświadomość”, trzęsąc się od
powstrzymywanego śmiechu.
— Myślisz?
— Ja to wiem, bracie, ja to
wiem. Powiedz to głośno, nie walcz z tym więcej — poradził
Zabini, jednocześnie przemieniając wazon w gramofon, po czym rzucił
zaklęcie, by sprzęt zaczął nagrywać.
— Masz rację. Blaise… Lubię
Zabiniego. Jest prawie jak brat.
Draco odetchnął z ulgą, gdy drugi
głos zamilkł, zostawiając go samego. Wyglądało na to, że
chwilowo zwalczył swoją przypadłość. W międzyczasie czarnoskóry
przemienił gramofon w odtwarzacz, a łzy rozbawienia znaczyły
jego policzki. Machnął różdżką, a pomieszczenie wypełnił
nagrany głos arystokraty:
Masz rację. Blaise… Lubię
Zabiniego. Jest prawie jak brat.
Lubię Zabiniego. Jest prawie jak
brat.
Brat
Brat
Brat…
Prawie jak brat…
Blondyn powoli wychylił głowę spod
kołdry, a w jego oczach zabłysła chęć mordu, która wzrastała
z każdym kolejnym odtworzeniem nagrania. Spojrzał na
Zabiniego, który przystawił sobie odtwarzacz do ucha, i wzdychał
ze wzruszenia na pełne miłości słowa Dracona.
— Zabini…
Czarnowłosy Ślizgon uciszył Malfoya
gestem, dając mu do zrozumienia, że zagłusza najlepsze momenty.
— Chyba zrobię jakiś remix
— oznajmił, potakując głową i zaczynając beatboxować.
— ZABINI!!! — wrzasnął
arystokrata, rzucając w niego poduszką.
— Nie ma co się wypierać
swoich uczuć…
— Ja cię zapierdolę! Spróbuj
tylko komuś to odtworzyć…
— Aha, aha, YEAH! Jest prawie
jak brat, jeeeaa prawie jak brat…
— ZABINI!!!
Gdy arystokrata rzucił już w Blaise'a
wszystkim, co było pod ręką, ten w końcu podszedł do chorego
przyjaciela, wciąż trzęsąc się ze śmiechu. Przystawił sobie
krzesło i usiadł w bezpiecznej odległości od Dracona.
Pomimo tego, że blondyn był praktycznie pozbawiony możliwości
ruchu, Blaise wolał nie kusić losu. Machnął różdżką w stronę
gramofonu, zatrzymując odtwarzanie.
— Bracie, nie cieszysz się, że
mnie widzisz? — zapytał z udawanym smutkiem, który zupełnie
nie pasował do wesołych iskierek w jego oczach.
— Co ty tu w ogóle robisz?
Myślałem, że nie wpuszczają nikogo do skrzydła — oznajmił,
myśląc nad sposobem pozbycia się nagrania. Znając Blaise'a, to po
jego przeróbkach będzie ono brzmieć jeszcze gorzej. O ile to w
ogóle możliwe.
— No bo nie wpuszczają. Ale
wystarczyło użyć trochę uroku osobistego i dostałem
specjalne pozwolenie od McGonagall. Powiedziałem jej: pani psorko,
niech się pani zlituje. Biedak siedzi tam sam jak palec, pewnie już
świruje. A tak posiedzę przy nim, pogadam, to na pewno szybciej
wyzdrowieje. No i się udało. W końcu jesteś dla mnie prawie
jak brat... prawie, prawie... prawie jak brat... brat...
Zabini dokończył swoją wypowiedź,
kolejną intonacją stworzonej przez siebie piosenki, czym, po raz
kolejny tego dnia, rozwścieczył arystokratę.
— Uspokój się, bo ci ta żyłka
w końcu pęknie. Nie ma nic złego w tym, że jestem dla ciebie jak
brat… jak brat.
Draco przymknął oczy, szukając w
sobie cierpliwości.
— Ostrzegam cię… Jeśli
komukolwiek to puścisz…
Zabini zaśmiał się i spojrzał z
niedowierzaniem na przyjaciela. Pokręcił głową z udawanym
żalem i rozczarowaniem. Już tyle lat się znali, a blondyn
nadal wierzył w to, że na jego prośbę Blaise nie zrobi niczego
głupiego.
— Ty serio wierzysz, że
zatrzymam to dla siebie?
— Siostro! — wrzasnął
arystokrata, mając już dość odwiedzin. Jeśli miał do wyboru
samotność i milczenie albo Blaise’a, zdecydowanie wybiera
samotność. W tym stanie nie miał siły do walki z jego chorym
poczuciem humoru.
Z gabinetu, („Dzięki
Salazarowi”), wyszła pani Pomfrey. Podeszła do łóżka
blondyna, podejrzliwie zerkając na jego gościa. Malfoy wskazał
Zabiniego palcem i oznajmił oskarżycielskim tonem.
— Ten tutaj przeszkadza mi w
odpoczynku.
Starsza pielęgniarka zmrużyła oczy i
oparła dłonie na biodrach.
— Proszę w tej chwili opuścić
skrzydło szpitalne — rozkazała surowym tonem, który Blaise
znał aż za dobrze.
Wiedząc, że nie ma szans na
przekonanie jej do zmiany zdania, Ślizgon z ciężkim westchnieniem
wstał z krzesła.
— Wracaj szybko do zdrowia,
bracie. Musimy obgadać pewną sprawę, która nazywa się
Gregorovicz. Jak wyjdziesz, będziesz mógł posłuchać gotowego
remixu.
— Za ile będę mógł stąd
wyjść i go zabić? — spytał i, jak to miał w zwyczaju, zaczął
obmyślać zemstę, tym razem, dla odmiany, na przyjacielu. Doskonale
wiedział, że Zabini zamierza spełnić swoją groźbę.
O dziwo pani Pomfrey nie zostawiła
jego pytania bez odpowiedzi. Westchnęła i, poprawiając
poduszki arystokracie, oznajmiła:
— Minie miesiąc nim zyskamy
pewność, iż żadna rana nie otworzy się na nowo. Jeśli chodzi o
zabicie pana Zabiniego, proszę się powstrzymać i nie przysparzać
mi więcej pracy.
Draco wytrzeszczył oczy, słysząc,
ile jeszcze czasu spędzi w skrzydle szpitalnym. Już miał
zaprotestować, gdy paskudne rozcięcie na szyi ponownie zaczęło
krwawić. Starsza kobieta natychmiast zaczęła tamować krwawienie i
zmieniać opatrunek.
***
Tydzień po odwiedzinach Blaise’a,
młody Malfoy opuścił skrzydło szpitalne na własne żądanie. Gdy
tylko wyraził swoje życzenie, do skrzydła przyleciała McGonagall,
prowadząc ze sobą jego matkę, by wybiła mu z głowy ten fatalny,
ich zdaniem, pomysł. Oczywiście Ślizgon postawił na swoim i
właśnie z pomocą Narcyzy zakładał białą koszulę, by
nienagannie się prezentować. Kobieta krzywiła się za każdym
razem, gdy spoglądała na opatrunki syna. Choć większość z nich
została zdjęta, najgorsze rany nadal zakrywał bandaż.
Gdy był gotowy do opuszczenia sali,
pożegnał się z matką i, korzystając ze skrótów, dotarł do
dormitorium prefektów naczelnych. Uśmiechnął się na myśl, że w
końcu spędzi noc w naprawdę wygodnym łóżku i zobaczy się ze
swoim pupilem. Nawet nie wiedział, kiedy tak mocno przywiązał się
do Salazara. Postanowił wynagrodzić mu swoją długą nieobecność
jakąś nową zabawką. Wypowiedział hasło i wszedł do salonu.
Od razu zauważył zmiany, jakie w nim
zaszły. Ściany były w nieco jaśniejszym odcieniu błękitu,
wymieniono złote lampy na tańszy model, wieża również była
znacznie skromniejsza. Najbardziej jednak bolały go zakupione przez
niego akty. Cztery z nich były niemal doszczętnie spalone. Wszedł
w głąb pokoju i, nadal dokładnie się przyglądając zmianom,
wrzasnął:
— Granger!
Chwilę później Gryfonka wyszła ze
swojej sypialni. Stanęła przed blondynem, zakładając ramiona na
piersi. Jej bursztynowe oczy błyszczały niebezpiecznie.
— Nie jestem psem, Malfoy. Nie
będę reagować na krzyki i rozkazy — wysyczała, na co
arystokrata przewrócił oczami i, niezrażony jej zachowaniem,
zapytał:
— Co tu się stało i coś ty
zrobiła z moimi aktami?
Liczył na to, że kiedy w końcu
wyjdzie ze skrzydła, będzie miał spokój od leków, gderania pani
Pomfrey i namów matki na zmianę szkoły… i rzeczywiście tak się
stało. Tyle, że w zamian dostał na powrót wredną
i przemądrzałą Gryfonkę, tańsze meble w salonie oraz kilka
zniszczonych aktów.
— Ja? To nie do mnie miej
pretensje, choć szczerze mówiąc, cieszę się, że podpalili te…
obrazy — oznajmiła Hermiona z niemałą satysfakcją w
głosie. Widząc groźne spojrzenie chłopaka, kasztanowłosa
westchnęła i, zajmując fotel, kontynuowała. — Ginny i
Blaise. Pojedynkowali się i w pewnym momencie wybuchł
pożar. Oboje dostali szlaban na trzy tygodnie.
— Wybuchł POŻAR?! W moim…
— Draco urwał, gdy poczuł ból w klatce piersiowej.
Schylił się, próbując nabrać
powietrza. Gryfonka natychmiast do niego podbiegła i spróbowała
zaprowadzić go na fotel, jednak Ślizgon ją odepchnął.
— Mam zawołać…
— Nie. Jedyne, czego potrzebuję, to święty spokój. Gdzie Salazar?
Chciał wyminąć Hermionę i pójść
do swojej sypialni, gdzie zapewne przebywał doberman, jednak
dziewczyna przesunęła się, blokując mu drogę.
— Lepiej będzie, jeśli jeszcze
trochę z tym poczekasz. W twoim stanie…
— Granger, o czym ty gadasz? —
spytał podejrzliwie, widząc, jak Gryfonka nagle zaczęła unikać
jego wzroku. — Salazar! — zawołał, mając złe
przeczucia, które potwierdziły się, gdy zobaczył czworonoga.
Mała, czarna i otyła kulka podbiegła
do niego na małych łapkach, które z trudem utrzymywały ciężar
ciała. To… coś wesoło merdało ogonkiem i piskliwie szczekało
z radości. W końcu szczeniak dobiegł do swojego pana i
zaczął podskakiwać wokół niego.
Draco z otwartymi ustami wpatrywał
się w małego psiaka. Pokręcił głową, nie wierząc w to, co
widzi.
— Co to, na… wielkiego…
Merlina… jest. Ostrzegam, że jeśli powiesz, że TO jest Salazar,
ktoś pożegna się z życiem.
Hermiona przygryzła wargę, obawiając
się, jak ta informacja zadziała na nadszarpnięte zdrowie Ślizgona.
Przeczuwając, że to właśnie szczeniak straci życie, kucnęła i
wzięła go w ramiona. Nie tylko jego rozmiar się zmienił, ale
także podejście do Gryfonki. Najwyraźniej pupil Malfoya zapomniał
o wszystkich sztuczkach i nakazach. Czarna kulka łasiła się
do wszystkich, chętna do zabawy. Hermiona, gdy tylko zobaczyła
„nowego” Salazara, natychmiast zapomniała o wszystkich
przykrościach, jakie spotkały ją za jego sprawą. Wybaczyła
ganianie za Krzywołapem, zniszczenie butów i próby
zagryzienia jej samej. Kto by nadal chował urazę, widząc słodki
pyszczek małego szczeniaczka i te błyszczące oczka?
Dziewczyna starała się trzymać go
tak, by nie zasłaniać Ślizgonowi maleńkiej główki dobermana,
licząc na to, że ten uroczy widok nieco złagodzi jego gniew.
Zadanie nie było łatwe, gdyż szczeniak wyrywał się do swojego
pana. Hermiona wolała nie dopuścić do tego, by Salazar znalazł
się w pobliżu arystokraty, gdy ten był gotów lada chwila
wybuchnąć. Odchrząknęła, po czym nieśmiało powiedziała:
— Tak, Malfoy. To jest Salazar.
Na słowa Gryfonki, na skroni blondyna
pojawiła się pulsująca żyłka. Szczęki miał zaciśnięte tak
mocno, że dziewczyna dziwiła się, jakim cudem nie skruszył sobie
zębów. Draco odpiął dwa pierwsze guziki koszuli i powoli
przekręcił głowę raz w jedną raz w drugą stronę,
a w salonie rozległy się charakterystyczne trzaski.
Powoli podszedł do współlokatorki, nie odrywając spojrzenia od
trzymanego przez nią zwierzęcia.
— Więc mówisz mi, że to
grube, małe, piszczące coś jest moim Salazarem. Moim dumnym,
silnym, agresywnym Salazarem. Moim rasowym, wyuczonym wszystkich
komend Salazarem.
Hermiona skrzywiła się, gdy szczeniak
zapiszczał, widząc swojego pana tak blisko po długiej rozłące
i nie mogąc się z nim właściwie przywitać. Niepewnie
pokiwała głową, a Draco powoli nachylił się nad dobermanem.
„Cholera” — pomyślała
dziewczyna, gdy pies wykorzystał nadarzającą się okazję na
powitanie Malfoya i polizał go po podbródku.
Ślizgon błyskawicznie wyprostował
się i przetarł szczękę wierzchem dłoni, następnie wyciągnął
rękę, by odebrać zwierze Gryfonce. Ta objęła mocniej szczeniaka,
martwiąc się o jego los.
— Daj mi go, Granger — warknął
arystokrata.
— Co chcesz z nim zrobić?
Blondyn uśmiechnął się ironicznie i
powiedział:
— Zrobię sobie z niego nowe
rękawiczki na zimę, a resztę przerobię na pasztet.
Dziewczyna znieruchomiała. Przez
chwilę naprawdę obawiała się o życie psiaka. Ślizgon przewrócił
oczami i wyrwał jej szczeniaka. Uniósł go na wysokość swojej
twarzy, obserwując go badawczym wzrokiem.
— Możesz mi powiedzieć,
dlaczego mój pies znowu jest szczeniakiem i to w dodatku
otyłym? — zapytał w końcu, zajmując swój fotel.
Posadził dobermana na kolanach i
odruchowo pogładził go po łbie. Hermiona wzruszyła ramionami
i rozsiadła się na kanapie.
— Ja nic nie wiem. Jak wróciłam,
to już taki był.
On i mały Salazar stanowili uroczy
widok: chłopak, który nieudolnie stara się utrzymać dystans
i szczeniak, który nie odrywa od niego rozmarzonych oczu.
Arystokrata, pomimo początkowej niechęci i oburzenia, teraz
delikatnie drapał psa za małymi uszkami.
Hermiona westchnęła i przeniosła
wzrok na płonący kominek. Podparła głowę dłońmi, wspominając
dzisiejszą rozmowę z Ginny. Weasleyówna martwiła się o Lee,
który nie odpisywał na jej listy i obawiała się, że chłopak
specjalnie ją ignoruje. Hermiona do tej pory nie wiedziała, kim są
dla siebie ci dwoje. Byli parą? A może traktowali siebie jak
rodzeństwo? Gryfonka nie chciała wypytywać o to przyjaciółki.
Już raz poruszyła ten temat i miała wrażenie, że Ginny sama nie
zna odpowiedzi na to pytanie. Hermiona starała się pocieszyć
przyjaciółkę, mówiąc, że Lee ma pewnie dużo roboty związanej
z nową filią „Magicznych Dowcipów Weasleyów”. Chłopak od
jakiegoś czasu siedział za granicą, pracując nad kontraktem z
agencją reklamową i firmą, która od tej pory miała zająć się
dostawą produktów do tworzenia kolejnych magicznych gadżetów.
Gryfonka miała wrażenie, że coś zaszło między Lee a Ginny,
jednak dopóki jej przyjaciółka nie chciała poruszać tego tematu,
Hermiona nie zamierzała wypytywać ją o niego.
Z rozmyślań wyrwało ją przybycie
dwójki Ślizgonów. Przeczuwając nadciągającą awanturę,
postanowiła udać się do pokoju wspólnego Gryffindoru. Gdy
dziewczyna opuściła dormitorium, Draco z kamienną maską na twarzy
obserwował swoich przyjaciół. Ciszę postanowił przerwać Blaise.
— Wyglądasz jak typowy czarny
charakter, bracie. Fotel, zacieniona twarz i... ehem... szczeniak na
kolanach.
— Zabini, kretynie, nie pomagasz
— mruknął Teodor tak, by nie dosłyszał tego blondyn.
Arystokrata westchnął i podparł
dłonią głowę, nadal leniwym ruchem głaszcząc Salazara po łebku.
Poczekał, aż Ślizgoni zajmą miejsca i, pozornie znudzonym głosem,
oznajmił:
— Zostawiłem go z wami na trzy
tygodnie, myśląc, że co jak co, ale psem to potraficie się
zaopiekować. Wracam do Hogwartu, a mój Salazar jest szczeniakiem
z nadwagą. Co wy z nim, do cholery, wyrabialiście przez ten
czas?
Nott odchrząknął i przeczesał
dłonią włosy. Nie spodziewał się, że sytuacja aż tak wymknie
się spod kontroli. Wiedząc, że część winy leży po jego
stronie, powiedział:
— To Blaise się nim opiekował.
Wiem, wiem — rzucił szybko, widząc, jak blondyn otwiera
usta, by przypomnieć, że to było jego zadanie. — Mój błąd.
Ale skąd mogłem wiedzieć, że Zabini go roztuczy i pomniejszy?!
— Och, więc teraz wszystko na
mnie, tak? A ile razy widziałem cię, jak dawałeś mu dodatkowe
przekąski, co?!
Draco, widząc, jak jego przyjaciele
się rozkręcają, pstryknął palcami, by zwrócić na siebie ich
uwagę.
— Zostawmy kwestie wagi, to
akurat można w miarę szybko naprawić. Bardziej mnie zastanawia, w
jaki sposób Salazar znowu jest szczeniakiem.
W salonie zapadła cisza. Teodor
dyskretnie wbił łokieć w żebra kolegi, by ten w końcu
zaczął mówić.
— Chciałem zrobić dla Krówki
eliksir na odchudzanie, żebyś się nie czepiał, ale nie
zauważyłem, że przekręciła mi się strona w książce no i…
zrobiłem nie ten eliksir.
— A żeby było śmieszniej,
Zabini stworzył mieszankę, której efektów nie da się usunąć
eliksirem wzrostu. Pewnie początkowo robił właściwy eliksir, a
później przeskoczył na inny i wyszło to, co wyszło — dodał
Nott, czym zniszczył nadzieje Dracona.
Blondyn westchnął, wracając wzrokiem
do szczeniaka. Będzie go musiał nauczyć wszystkiego od nowa.
Salazar, jakby wyczuwał wzrok właściciela, obudził się i wlepił
w niego oczka. Arystokrata odstawił go na ziemię, pytając
przyjaciół, dlaczego od razu nie udali się do Snape’a po eliksir
odchudzający.
— No właśnie poszliśmy, tylko
był zajęty. Akurat tego eliksiru nie miał, więc dał nam dostęp
do swojego prywatnego zapasu ingrediencji — wyjaśnił Zabini
tonem, który sugerował, że tak naprawdę to całe zamieszanie jest
winą profesora. Nagle czarnoskóry wyprostował się na kanapie
i zapytał: — Tak właściwie to wiesz, dlaczego
Gregorovicz rzucił się na ciebie?
Arystokrata pokiwał głową, wygodniej
rozsiadając się na fotelu.
— Bredził coś o tajnym
informatorze i jakimś wywiadzie. Jak dowiem się, o co chodzi
i znajdę... — blondyn urwał i zmrużył oczy, gdy
zauważył minę Blaise’a.
Chłopak zbyt późno przybrał na
twarz beznamiętną maskę. Malfoy roześmiał się ponuro i warknął:
— Więc oberwałem po mordzie, bo
tobie zachciało się udzielać wywiadów…
— To nie do końca tak…
— ZABINI!!! — ryknął
Draco, podrywając się z fotela.
Czarnowłosy zerwał się z kanapy,
zaczynając wycofywać się w stronę wyjścia. Nott, który nie
chciał pozwolić na „bratobójstwo”, podszedł do blondyna,
kładąc mu dłoń na ramieniu. Ten jednak odepchnął bruneta i
zaczął podchodzić do przyjaciela, przez którego spędził tyle
czasu w skrzydle szpitalnym.
— Bracie, uspokój się. Wbrew
pozorom, to był genialny plan… dopóki Gregorovicz nie pomyślał,
że za te wszystkie bzdury wypisywane w gazetach odpowiedzialny
jesteś ty… — Blaise próbował się bronić, stale
zwiększając dystans pomiędzy nim a arystokratą.
Draco przystanął i, nie spuszczając
morderczego spojrzenia ze swojego przyjaciela, zaczął podwijać
rękawy, ukazując całą masę blizn i drobnych ran, które zdobiły
jego przedramiona.
— Bądź rozsądny — Teodor
po raz wtóry próbował uratować sytuację. — Jeszcze sobie
coś zrobisz…
Arystokrata spojrzał na bruneta,
uśmiechając się cynicznie.
— Mam być rozsądny, tak?
Dobrze. Macie dziesięć sekund na opuszczenie MOJEGO dormitorium.
Dziesięć sekund — powtórzył, gdy zauważył, że jego
przyjaciele nie ruszyli się z miejsca.
— Dziewięć… Osiem… Siedem…
— zaczął odliczać, na pozór spokojnym głosem.
Nott podszedł do Zabiniego, chcąc go
przekonać, że lepiej będzie, jeśli dadzą Malfoyowi czas na
oswojenie się z tyloma rewelacjami, które czekały na niego po
powrocie do Hogwartu.
— Nie… zaufaj mi, lepiej
będzie, jeśli to przeczekamy i zostaniemy… No spójrz na niego,
czy byłby w stanie zrobić krzywdę swoim kumplom? — zapytał
naiwnie Zabini.
Teodor spojrzał na blondyna, a zastały
widok utwierdził go w przekonaniu, że lepiej zejść mu z drogi.
Wciąż odliczając, arystokrata mierzył w nic morderczym
spojrzeniem, nie dając cienia złudzeń na to, że odpuści.
— Trzy!
— Draco, przestań… w gruncie
rzeczy więcej zyskałeś, niż straciłeś… — Blaise
w dalszym ciągu próbował powstrzymać wybuch przyjaciela,
starając się przedstawić całą sytuację nieco bardziej
optymistycznie.
— DWA!
Odgłos lejącej się cieczy zmusił
Malfoya do odwrócenia spojrzenia od dwójki swoich przyjaciół
i skierowania go na Salazara, który właśnie w tym momencie
postanowił oddać mocz na nogawkę swojego pana. W innych warunkach
cała ta sytuacja doprowadziłaby Zabiniego do ataku
niekontrolowanego śmiechu, jednak w momencie, gdy chłopak ponownie
na nich spojrzał, Blaise przełknął ślinę, oczekując na wybuch
przyjaciela.
— Wynocha. W tej chwili —
powiedział z zimną furią.
Nie trzeba im było dwa razy powtarzać.
W pośpiechu rzucili się do drzwi, taranując po drodze wracającą
Hermionę. Gryfonka weszła do salonu, od razu zauważając
wzburzenie Ślizgona. Stał pośrodku salonu, ciężko dysząc,
wpatrywał się w bliżej nieokreślony punkt na dywanie.
Dziewczyna dopiero po chwili zauważyła szczeniaka, z trudem
opanowując wybuch śmiechu. Spojrzała z powrotem na arystokratę
i oznajmiła:
— A ja całe życie myślałam,
że ta powieka to ci tak drga przeze mnie.
— Ani słowa — warknął,
podnosząc Salazara za skórę na grzbiecie.
Uniósł go na wysokość swoich oczu i
przez chwilę wpatrywał się z wściekłością w bezbronne zwierzę,
zapewne obmyślając dla niego karę. Hermiona już miała wstawić
się za psiakiem, nie chcąc, by stała mu się jakakolwiek krzywda,
gdy arystokrata podszedł do łazienki i wrzucił tam winowajcę,
zamykając drzwi. Nie zważając na piski i skomlenie Salazara,
zamknął się w swojej sypialni.
— Nie waż się go wypuścić,
Granger! — wrzasnął, przeczuwając zamiary współlokatorki.
Dziewczyna skrzywiła się, słysząc,
jak szczeniak piszczy i drapie w drzwi, chcąc je otworzyć. Nie
mogąc dłużej walczyć z sumieniem, ruszyła do łazienki,
poruszając się najciszej jak mogła.
— Ani kroku dalej, pudlu — wysyczał
arystokrata, czym zaskoczył dziewczynę.
Zastanawiała się, co jest powodem
jego furii. Przecież nie mógł się tak wściekać tylko dlatego,
że Salazar ponownie był szczeniakiem i narobił mu na spodnie…
prawda? Gryfonka obejrzała się na wejście do łazienki i z
powrotem spojrzała na Dracona.
— Malfoy, to normalne, że to
zrobił — zaczęła nieśmiało, zerkając na zmienione już
spodnie blondyna. — Szczeniaki jeszcze nie do końca panują…
— Nie… odzywaj… się. Ma tam
siedzieć.
Hermiona skrzywiła się, gdy doberman,
słysząc głos swojego pana, zaczął głośniej piszczeć. Nie
mogąc pozwolić na takie traktowanie bezbronnego szczeniaka,
podeszła do drzwi i uchyliła je, starając się nie zwracać
uwagi na nienawistne spojrzenie blondyna, który w milczeniu
obserwował jej poczynania. Salazar natychmiast wybiegł
z pomieszczenia i skomląc, popędził do arystokraty, który
nawet nie zaszczycił go spojrzeniem. Ślizgon zmrużył oczy i mocno
zacisnął szczękę, mierząc współlokatorkę morderczym
spojrzeniem.
— Zabieraj go — powiedział
niebezpiecznie cicho. Dziewczyna, obawiając się o dobermana,
zabrała wyrywającego się do swojego pana Salazara. — Zamknij
go u siebie. Nie chcę widzieć ani jego, ani ciebie — oznajmił
lodowatym tonem i z głośnym trzaskiem zamknął jej drzwi przed
nosem.
— Nie mogę go wziąć. U mnie jest
Krzywołap, jeszcze zrobi mu krzywdę…
— Nic mnie to nie obchodzi, masz
go zabrać do swojego pokoju. Jest twój, ja go już nie chcę
— warknął chłopak ze swojej sypialni.
Hermiona westchnęła, zerkając na
Salazara. Nie wiadomo było, kto miał bardziej żałosną minę: ona
czy mały doberman. Zaniosła go do siebie i usiadła na łóżku, a
zwierzę zwinęło się w kulkę na jej kolanach i spojrzało na
nią smutnymi oczami.
— Nie martw się, za jakiś czas
mu przejdzie…
— Nie, nie przejdzie! — wrzasnął
z łazienki Malfoy, na co Salazar wzdrygnął się, zupełnie jakby
rozumiał gniewne słowa byłego właściciela.
Gryfonka podrapała go za uszkiem,
chcąc uspokoić wystraszonego szczeniaka. Nie mogła zostawić go na
pastwę humorów arystokraty i nie chciała go oddawać. Pozostało
jej mieć nadzieję, że Krzywołap nie będzie atakował nowego
pupila swojej właścicielki.
***
Malfoy nie dawał żadnych znaków
życia, aż do momentu, w którym zaczynał się ich patrol. Wyszedł
z dormitorium, słowem nie odzywając się do dziewczyny.
Hermiona, nie mając innego wyjścia, ruszyła za nadal obrażonym
na cały świat Ślizgonem. Czuła się dość niepewnie, patrolując
szkolne korytarze bez różdżki. Dopiero jutro razem ze swoim
współlokatorem miała udać się na Pokątną, by zakupić nowy
model.
Po dwóch godzinach wracali do swojego
dormitorium. Byli na szóstym piętrze, gdy usłyszeli kłótnię
uczniów. Zaalarmowani wymienili spojrzenia i ruszyli w stronę,
z której dochodziły odgłosy. Skręcili w jeden z korytarzy i
zobaczyli Toma Moor, otoczonego grupką starszych od niego chłopców,
należących do Slytherinu. Jedenastoletni chłopiec był popychany
od jednego do drugiego ucznia i wyzywany przez nich.
— Przestańcie! Natychmiast
przestać! — krzyknęła Hermiona, biegnąc w ich stronę.
Uczniowie znieruchomieli i spojrzeli na
nią, dopiero teraz zdając sobie sprawę z obecności prefektów
naczelnych. Dziewczyna podeszła do drobnego chłopca i nachyliła
się nad nim z troską wypisaną na twarzy. Uniosła dłoń, chcąc
położyć ją na ramieniu Gryfona, by dodać mu otuchy, jednak on
strącił jej dłoń i warknął:
— Nie dotykaj mnie.
Zamrugała zaskoczona. Chłopiec zawsze
był cichy, nieśmiały i grzeczny, jednak nie było w jego
zachowaniu nic dziwnego, biorąc pod uwagę to, że przed chwilą
został zaatakowany przez starszych kolegów. Po raz kolejny.
— Przepraszam — powiedziała cicho
i zwróciła się do pozostałych. — Może mi ktoś
powiedzieć, co się tutaj, na Godryka, dzieje?
Uczniowie wymienili zaniepokojone
spojrzenia. Kilku z nich zerknęło na Malfoya, niemo prosząc go
o zatuszowanie całej sprawy. Arystokrata prychnął pod nosem i
z politowaniem spojrzał na uczniów.
— Nie ma mowy, panowie. To wasz
problem, nie mój. Następnym razem bądźcie bardziej dyskretni —
powiedział, unosząc dłonie, podkreślając, że nie chce mieć z
tym nic wspólnego.
Hermiona spojrzała z wyrzutem na
blondyna, słysząc jego aroganckie słowa. Nie tylko ona mierzyła
w niego zagniewanym spojrzeniem. Czarnowłosy chłopczyk zmrużył
oczy, a Ślizgon miał wrażenie, że malec życzy mu śmierci.
Gryfonka, korzystając z tego, że
przyłapani uczniowie nie będą stwarzać problemów przez obecność
arystokraty, zarządziła, by wszyscy udali się do gabinetu
dyrektorki. Hermiona zapukała, a kiedy usłyszała zaproszenie,
otworzyła drzwi, wpuszczając ośmioro chłopców, którzy już
dawno powinni być w łóżkach. Prefekci naczelni wymienili
spojrzenia i również weszli do środka.
Minerva McGonagall spojrzała znad
sterty papierów na dość liczną grupkę jej podopiecznych i
uniosła brwi, jednak wszystko stało się dla niej jasne, gdy
zobaczyła wśród nich Toma. Odłożyła czytany przed chwilą
dokument i wyczekująco spojrzała na prefektów naczelnych.
— Pani profesor znaleźliśmy tych
uczniów na szóstym piętrze.
Hermiona nie musiała mówić nic
więcej. Dyrektorka doskonale wiedziała, że drobny Gryfon po raz
kolejny został zaatakowany przez starszych uczniów. Nauczycielka
srogim wzrokiem spojrzała na winowajców.
— Czy któryś z was może mi
powiedzieć, dlaczego znowu…
— Tym razem to on zaczął — wtrącił
napastliwym tonem najstarszy z przyłapanych Ślizgonów, Archer
Powell. Czwartoklasista z nienawiścią spojrzał na młodego
Gryfona. — Niech pani jego spyta, co on zrobił.
Wszyscy zebrani w gabinecie zwrócili
wzrok na chłopca. Gdy było jasne, że czarnowłosy nie zamierza się
odezwać, Archer prychnął z pogardą i powiedział:
— Ten smarkacz zaatakował
pierwszoroczniaka z naszego domu.
Tom zmierzył Ślizgona wrogim
spojrzeniem.
— On sam zaczął. Należało mu
się.
Hermiona i McGonagall były w szoku,
słysząc odpowiedź jedenastolatka. Ślizgoni wymierzyli w niego
mordercze spojrzenia, natomiast Draco westchnął, niemiłosiernie
się nudząc. Już bardziej interesowałby go pięciogodzinny wykład
o cyklu życiowym kłaposkrzeczki.
Dyrektorka poprawiła okulary i
zwróciła się do Gryfona.
— Panie Moor, jakkolwiek został
pan urażony bądź zaatakowany przez kolegę ze Slytherinu,
atakowanie drugiego ucznia jest niedopuszczalne. Jutro o ósmej
oczekuję pana w moim gabinecie razem z… — dyrektorka
spojrzała na grupkę Ślizgonów, a gdy otrzymała odpowiedź,
dokończyła:
— …Benjaminem Wilsonem. Po
wysłuchaniu waszych relacji wyznaczę kary, a ponieważ znalazł
się pan na korytarzu o tak późnej porze, z resztą nie pierwszy
raz, jestem zmuszona odjąć Gryffindorowi pięćdziesiąt punktów.
Panno Granger, proszę odprowadzić pana Moor do pokoju wspólnego.
Proszę przyjść tu jutro o dziesiątej, udostępnię wam
kominek, byście mogli udać się na Pokątną. Pan, panie Malfoy
zostaje — dodała, widząc, jak blondyn podchodzi do drzwi. —
Odprowadzi pan pozostałych uczniów po tym, jak wyznaczę szlabany i
odejmę punkty.
— Sami nie trafią?
Hermiona przewróciła oczami i razem z
Gryfonem wyszła na korytarz. Całą drogę odbyli w milczeniu,
dopiero przed portretem Grubej Damy Tom spojrzał na dziewczynę
i powiedział:
— Przepraszam.
Kasztanowłosa przystanęła i
odwróciła się do chłopca.
— Nie mnie musisz przepraszać.
Wiesz, jeśli masz jakiś problem, zawsze możesz poprosić mnie
o pomoc.
Czarnowłosy uśmiechnął się smutno,
podziękował za propozycję Hermiony i wszedł do pokoju
wspólnego. Dziewczyna westchnęła i ruszyła do swojego
dormitorium. Jutro całe popołudnie miało zejść jej na zakupach i
większość tego czasu spędzi z Malfoyem, który zachowywał się
zupełnie, jakby miał okres. Znowu.
***
Dla prefektów naczelnych, którzy
odwykli od panującej tu na co dzień wrzawy, powrót do Hogwartu
okazał się trudny i choć podczas turnieju niejednokrotnie spali
w jednym śpiworze, ponowne dzielenie dormitorium również
okazało się dla nich trudnością. Podczas tych trzech tygodni
podróżowania i czasu, jaki Draco spędził w skrzydle,
Hermiona zapomniała o codziennym wyścigu do toalety, w którym
zazwyczaj przegrywała, i o kłótniach, które w porównaniu z
tymi z turnieju wydawały się być istną wojną. Wszystko wróciło
do normy, czego Gryfonka szczerze żałowała.
Po tym, jak arystokrata w końcu
zwolnił łazienkę i dziewczyna wzięła prysznic, ruszyła do
Wielkiej Sali na śniadanie, po którym razem ze Ślizgonem miała
udać się do gabinetu dyrektorki, by dostać się na Pokątną.
Nagrody pieniężne zostały im już wręczone, a McGonagall wyraziła
szczery żal, iż z powodu incydentu, jaki miał miejsce krótko po
ich przybyciu, uroczysta gala wręczania nagród została odwołana.
Gryfonka położyła torebkę i
płaszczyk na wolne miejsce i usiadła obok Ginny, z podejrzliwością
przyglądającej się Harry’emu i Ronowi, którzy pochylali się
nad dopiero co otrzymanym listem. Hermiona zmarszczyła brwi,
wnioskując po ich minach, że poranna poczta przyniosła im złe
wieści. Wymieniła spojrzenia z przyjaciółką, cierpliwie
czekając, aż chłopcy skończą lekturę.
— I? Co u Syriusza? Coś złego?
— dopytywała się Weasleyówna, na co Harry bez słowa podał
jej pergamin.
Drogi
Harry,
Z
przykrością muszę Was poinformować, że niestety nie będę mógł
Was gościć podczas tegorocznych świąt Bożego Narodzenia. Praca w
Ministerstwie wymaga wielu poświęceń i wyjazd na misję w czasie
świąt jest z pewnością jednym z nich. Wierz mi, nie wyjeżdżałbym,
gdybym nie musiał, ale wpadliśmy na pewien trop, który może
doprowadzić nas do sprawców tych wszystkich okropieństw, które
wciąż mają miejsce.
W
zeszłym tygodniu miał miejsce akt niespotykanego wandalizmu:
zniszczono wiele mogił na jednym z podmiejskich cmentarzy,
jeszcze nie wiemy kto za tym stoi. Wolni Śmierciożercy zaczynają
organizować się i podejmują coraz śmielsze działania, dlatego
proszę Was: uważajcie na siebie.
Ufam,
że uda nam się nadrobić stracony czas już wkrótce. Skontaktuję
się z Wami, jak tylko wrócę do kraju.
A
i jeszcze jedno: dobrej zabawy na balu.
Pozdrowienia
dla Rona i Hermiony.
Syriusz
— No ale z tego, co pisze
Syriusz, wynika, że są już blisko złapania winnych tych
wszystkich ataków — Ginny próbowała pocieszyć przyjaciół,
po niezbyt dobrze rozpoczętym dniu. Chcąc zmienić temat, zwróciła
się do Hermiony: — Przykro mi, że nie mogę pójść z tobą
na te zakupy, ale przez ten szlaban nie mogę nawet pójść do
Hogsmeade. Sama musisz sobie poradzić z Malfoyem i…
— Że co?
— Możesz już przestać, Ron?
— Nie wiem, o co ci chodzi
— wymamrotał Gryfon, siląc się na niewinny ton.
— Z pewnością nie o to, że
masz mi za złe to, że spędzam z nim aż tyle czasu — warknęła
pod nosem Hermiona, bardziej do siebie niż do przyjaciela.
Aby uciec od kolejnej kłótni,
zniknęła za nowym egzemplarzem „Żonglera” i zakrztusiła
się, widząc tytuł wywiadu z ich dyrektorką. Lektura sprawiła, że
całkowicie zapomniała o jedzeniu, wciąż trzymając widelec w
połowie drogi do ust. Gdy skończyła czytać, z trudem powstrzymała
się od wybuchnięcia śmiechem.
— Widzę, że zapoznałaś się
z nowymi rewelacjami „Żonglera”.
Głos Harry’ego wyrwał dziewczynę z
szoku, jakiego doznała po zapoznaniu się z artykułem.
Odłożyła gazetę i spojrzała na rozbawione twarze przyjaciół.
— To jakiś żart, prawda?
Kasztanowłosa spojrzała na Ginny,
która dusiła się ze śmiechu i przecząco kiwała głową.
Po przeciwnej stronie sali Draco
Malfoy, po raz kolejny tego ranka, odliczał w myślach do
dziesięciu, starając się uspokoić. Wiedział, że Blaise nie
odpuści i wkrótce nagranie ze skrzydła szpitalnego obiegnie
Hogwart, ale nie spodziewał się, że nastąpi to tak szybko. Prawdę
mówiąc, miał nadzieję, że do tego czasu zdąży zamordować
przyjaciela i zakopać go w Zakazanym Lesie razem z tym
przeklętym nagraniem. Jednak Blaise był szybszy.
Od opuszczenia swojego dormitorium
arystokrata słyszał stworzony przez Zabiniego „utwór”
piętnaście razy, nie tylko odtwarzany, ale także śpiewany przez
co odważniejszych uczniów, którzy najbliższe godziny spędzą w
skrzydle szpitalnym, próbując pozbyć się różnych przykrych
uroków, jakie na nich rzucił. Wszedł do Wielkiej Sali, starając
się nie zwracać uwagi na cytujących jego słowa uczniów i przez
jedną, krótką chwilę miał nadzieję, że chociaż śniadanie uda
mu się zjeść w spokoju. Nadzieja ta prysła wraz z przybyciem
jego czarnowłosego przyjaciela.
Blaise dumnie wkroczył do Wielkiej
Sali, niosąc na ramieniu radio, które odtwarzało jego najnowsze
dzieło:
Lubię Zabiniego, jest prawie jak
brat… prawie jak brat… prawie jak brat
Brat… Brat
Lubię Zabiniego
Brat
Brat
Brat
Prawie jak brat
Masz rację… prawie jak brat
— Nic z tym nie zrobisz?
— spytał Malfoya Nott, który nieświadomie tupał nogą w
rytm muzyki.
— Ile razy mam ci powtarzać, że
zemsta najlepiej smakuje na zimno? — odpowiedział, podnosząc
wzrok znad gazety i uniósł brew, widząc, jak przyjaciel kołysze
się, podobnie jak większość uczniów na sali.
Powrócił do przeglądania gazety, nie
chcąc patrzeć na ten cały cyrk. Przecież nie mógł wybić ich
wszystkich, prawda? Rzucanie uroków przy nauczycielach też nie
wchodziło w grę. Skrzywił się, gdy zobaczył, co trzyma w rękach.
„Serio?! Żongler?! Przy stole Slytherinu? Serio?!”. Już
miał odrzucić, badziewne swoim zdaniem pisemko, gdy kątem oka
dostrzegł coś interesującego. Uśmiechnął się chytrze, gdy w
głowie pojawił się pomysł iście szatańskiej zemsty. „Baron
narkotykowy… jak donosi tajny informator… Blaise, debilu,
będziesz czyścił kible do końca roku!”.
Arystokrata zerknął na siedzącego
naprzeciwko Blaise’a, po czym wstał od stołu i dumnym
krokiem okrążył stół Slytherinu, kierując się do stołu
nauczycielskiego. Mijając Zabiniego, nachylił się nad nim, oparł
dłonie na jego ramionach i wesoło powiedział:
— Prawie jak brat...
— Widzisz, mówiłem, że mu się
spodoba — powiedział Blaise do siedzącego obok Teodora,
nieświadomy tego, że czas zemsty Dracona właśnie nadszedł.
Po krótkiej rozmowie z McGonagall
Ślizgon podszedł do stołu Gryfonów i zatrzymał się przy
pani prefekt naczelnej.
— Zbieraj się, Granger,
idziemy.
— Może by tak grzeczniej, Malfoy? —
warknął Ron, patrząc spode łba na intruza.
Blondyn spojrzał na niego z
politowaniem, zatrzymując się dłużej na wymazanej dżemem brodzie
chłopaka.
— Właściwie mógłbym to jakoś
skomentować, ale to chyba zbyteczne… Chociaż… Granger miała
mniejsze obrzydzenie na twarzy jedząc skorpiony, niż patrząc na
twoją gębę, więc nie wróżę waszemu związkowi świetlanej
przyszłości. — Przez chwilę stał nad nimi, udając, że
się nad czymś głęboko zastanawia. — Chociaż nie…
— rzucił wolno, stukając się palcem po podbródku
— …przecież żadnego związku nie ma, bo Granger kopnęła
cię w dupę — dokończył, naśmiewając się z Gryfona.
Hermiona wstała od stołu, chcąc
uniknąć kolejnej sprzeczki między swoimi przyjaciółmi
a współlokatorem. Nałożyła płaszcz, podeszła do
Ślizgona i chwyciła go za ramię, obracając w stronę
wyjścia. Nim dotarli do drzwi, arystokrata zdążył posłać
rudowłosemu zwycięskie spojrzenie. Do Sali Wejściowej odprowadził
ich groźny głos dyrektorki, przemawiającej z mównicy:
— Zabini… do mojego gabinetu.
W TEJ CHWILI.
Gryfonka odwróciła się, chcąc
sprawdzić, co się dzieje, jednak arystokrata złapał ją za
nadgarstek i pociągnął w stronę pobliskiego filaru.
— Co ty…?
Ślizgon wyjrzał zza kolumny, chcąc
sprawdzić, czy mogą bezpiecznie wyjść z ukrycia. Wrócił do
dziewczyny i, przykładając palec do ust, oznajmił:
— Ciii… zaraz się dowiesz…
— i, nie wiedząc czemu, zaczął chichotać.
Gryfonka odepchnęła go od siebie i
oznajmiła:
— Cieszę się, że humor ci
dopisuje, ale możesz mi powiedzieć, dlaczego wyciągnąłeś mnie
z sali pół godziny przed czasem?
Zadowolony z siebie blondyn ruszył w
kierunku gabinetu dyrektorki. Po chwili odwrócił się i, idąc
tyłem, skinął palcem, dając jej znak, by poszła za nim.
Kierowana ciekawością, pomimo obaw, ruszyła za współlokatorem,
zatrzymując się przed chimerą, strzegącą wejścia do gabinetu
dyrektorki.
— Ale jest jeszcze za wcześnie.
Mieliśmy przyjść o dziesiątej — oznajmiła, patrząc na
zegarek. — Aż tak ci się… — przerwała, widząc
uciszający gest Ślizgona.
Arystokrata podał hasło („Prorok
Codzienny”) i wepchnął Gryfonkę na schody, wchodząc tuż za
nią, by odciąć jej drogę ucieczki.
— Co…
— Ciii… będziemy słuchać,
jak Zabini dostaje opierdol — odpowiedział szeptem na pytanie
Gryfonki.
Dziewczyna odwróciła się, wpatrując
się w niego z oburzeniem i syknęła:
— Nie będę podsłuchiwać
dyrektorki.
Malfoy uśmiechnął się, patrząc w
stronę drzwi do gabinetu.
— Wcale nie będziemy musieli
podsłuchiwać, Granger. Wszystko będzie wyraźnie słychać. Bardzo
wyraźnie — dokończył w chwili, w której z gabinetu dotarły
pierwsze wrzaski.
— Czy pan zdaje sobie sprawę z tego,
co zrobił?!
Podczas krótkiej chwili przerwy Malfoy
zgiął się w pół, nie mogąc powstrzymać ataku śmiechu.
— TYLKO ŻART?! Tylko ŻART?
Przez pański ŻART Ministerstwo przyśle do szkoły komisję, która
dogłębnie zbada całą sprawę, tylko z powodu pana kretyńskiego
żartu, ty niedouczony pawianie!
Stojący w korytarzu blondyn,
całkowicie stracił panowanie nad sobą. Nie mogąc utrzymać
równowagi, oparł się o dziewczynę, ocierając łzy rozbawienia.
— Niedouczony… pawianie… —
raz po raz powtarzał jej do ucha, trzęsąc się od śmiechu.
— ŻE CO?!
— Tak panie Zabini, dobrze pan
słyszał. SZLABAN, bez użycia czarów!
— MAM CZYŚCIĆ KIBLE PRZEZ
MIESIĄC?!
W tym momencie Malfoy nie wytrzymał i
zaniósł się głośnym śmiechem, tym samym zdradzając ich
obecność. Hermiona próbowała ściągnąć go ze schodów, jednak
zanim zdążyli postawić nogę na stopniu, drzwi otworzyły się z
trzaskiem, ukazując srogą twarz Minervy McGonagall.
— My tu tylko…
— Tak, na Pokątną…
— To był jego pomysł
— oznajmiła, oskarżycielsko wskazując na blondyna.
— Do gabinetu.
Chwilę później Minerva McGonagall
patrzyła na trójkę uczniów, starając się ignorować cichy
chichot staruszka, dobiegający z portretu poprzedniego dyrektora.
— Zabini, z tobą już
skończyłam. Zaczynasz od dzisiaj. Żegnam.
Czarnowłosy Ślizgon spojrzał na
rozbawionego przyjaciela, poprzysięgając mu zemstę, po czym
opuścił pomieszczenie. McGonagall już otwierała usta, by dać
podsłuchiwaczom reprymendę, gdy drzwi gabinetu otworzyły się i
wychyliła się zza nich głowa Blaise’a, który łamiącym się
głosem zapytał:
— Ale, że miesiąc?
— Jeszcze trochę i będą DWA!
— Nie, miesiąc jest całkiem
spoczko — powiedział szybko i w pośpiechu zbiegł ze
schodów.
Dyrektorka, chcąc jak najszybciej
zostać sama, podała uczniom pojemnik z proszkiem Fiuu. Dopiero
gdy zniknęli w zielonych płomieniach, nalała sobie do kubka naparu
z ziół.
Prefekci naczelni wyszli z kominka i
opuścili budynek poczty, otrzepując płaszcze z popiołu.
Ulica była pełna czarodziejów i czarownic, którzy przygotowywali
się już do świąt, nie chcąc zostawiać wszystkiego na ostatnią
chwilę. W witrynach sklepów pojawiły się już pierwsze ozdoby,
tworząc świąteczny nastrój.
Uczniowie szczelniej otulili się
płaszczami i w ciszy ruszyli w stronę sklepu Ollivandera,
przysłuchując się śpiewom kolędników. Hermiona uśmiechnęła
się, czując zbliżające się święta. Spojrzała na Malfoya,
któremu najwyraźniej również udzieliła się świąteczna
atmosfera, bo uśmiech nie schodził mu z twarzy. Chociaż to może
nie przez święta...
— O co chodziło z Zabinim? I
dlaczego tak cię to bawiło, że dostał szlaban? — zapytała,
nie wiedząc, dlaczego Ślizgona tak bawił fakt, że jego przyjaciel
ma kłopoty.
— Bo ja mu go załatwiłem
— odpowiedział, dumnie wypinając pierś. Widząc pytające
spojrzenie Gryfonki, dodał: — Kojarzysz wywiad McGonagall w
Żonglerze?
— Ten, z którego wynika, że
cierpisz na manię wielkości, ponieważ dyrektorka szprycuje cię
narkotykami?
Ślizgon posłał jej mordercze
spojrzenie, które nie przyniosło zamierzonego efektu, jako że na
jego twarzy wciąż błąkał się uśmiech.
— Tak, ten sam. A kojarzysz
może, kto dostarczył tych wszystkich rewelacji?
— Nie! — wykrzyknęła
Gryfonka, gdy połączyła wszystkie fakty. — Doniosłeś na
niego?! — spytała, nie wierząc w to, że Malfoy wpakował
Zabiniego w nie lada kłopoty.
Arystokrata spojrzał na nią,
przybierając urażony wyraz twarzy, zupełnie jakby dziewczyna
dotknęła go do żywego tym oskarżeniem.
— Czy ty mnie masz za zwykłego
donosiciela? Ja tylko spełniłem swój obowiązek prefekta
naczelnego i pomogłem zdemaskować skretyniałego żartownisia,
ratując dobre imię dyrektorki szkoły.
Hermiona zaśmiała się, gdy zdała
sobie sprawę, że Malfoy zachował się tak, jak trzeba, nawet jeśli
zrobił to z nieodpowiednich pobudek. Gdy dotarł do sklepu, otworzył
drzwi i wyczekująco spojrzał na dziewczynę. Przez chwilę
stała, wpatrując się w Ślizgona jak zaczarowana. Widząc, jak
blondyn unosi pytająco brew, zrobiła pierwszy krok, uważnie
obserwując poczynania arystokraty. Kiedy ostatnim razem przepuszczał
ją w drzwiach, wylądowała potłuczona na podłodze.
Jednak nic podobnego się nie wydarzyło
i już po chwili Hermiona znalazła się w małym, zaciemnionym
lokalu, zastawionym regałami, na których znajdowały się modele
różdżek. Weszła głębiej do sklepu, robiąc miejsce dla
Ślizgona.
— Dzień dobry panno Granger...
o i panicz Malfoy — przywitał ich cichy głos pana
Ollivandera.
Prefekci naczelni odwrócili się w
jego stronę, zauważając drobną, nieco już przygarbioną postać
starca, wyłaniającą się zza regału.
— Niecodzienny widok, tak...
bardzo interesujący...
— Tak wiemy, że klienci w
pańskim sklepie są rzadkością, ale skoro już ktoś tu zabłądził,
to może dobrze byłoby go obsłużyć — oznajmił chłodno
Malfoy, który miał już dość atmosfery, jaka panowała w tym
sklepie.
— Tak... wielka buta i
przekonanie o własnej wartości... i talent do uroków... zaraz
znajdę coś odpowiedniego — oznajmił pan Ollivander,
puszczając mimo uszu uwagi chłopaka.
Gdy tylko zniknął pomiędzy regałami,
Malfoy wykonał w jego kierunku pantominę duszenia. Gryfonka posłała
mu karcące spojrzenie, naiwnie licząc na to, że zmusi tym Ślizgona
do uspokojenia się. Po chwili sprzedawca wrócił, niosąc ze sobą
kilka podłużnych pudełeczek.
Arystokrata podszedł do lady i po
kolei wypróbowywał coraz to nowe modele.
— Doprawdy, niespotykane... Do
tej pory gustował pan w nieco innych odmianach, ale to nic.
Spróbujemy czegoś nowego — oznajmił sprzedawca, ponownie
znikając wśród regałów.
— Szybciej byłoby, gdybym ją
sobie sam wystrugał...
— Sosna, łuska chimery, 12 i ¼
cala, sztywna — oznajmił pan Ollivander, podając Draconowi
kolejny model. — Niezwykle rzadki rdzeń o potężnej sile.
Drewno sosny idealne do odnowy i ponownego narodzenia...
— Już raz się urodziłem i to
mi w zupełności wystarcza — oznajmił chłodno arystokrata,
biorąc do ręki różdżkę, która od razu zaświeciła złotym
blaskiem.
Źrenice pana Ollivandera rozszerzyły
się, widząc, jak kolejna z jego różdżek wybrała sobie
właściciela.
— Teraz panna Granger
— powiedział pan Ollivander i gestem zaprosił dziewczynę do
lady.
Chwilę później Hermiona wypróbowała
pierwszą z różdżek, czego skutkiem było podpalenie biurka. Po
błyskawicznie ugaszonym pożarze powróciła do testowania kolejnych
modeli.
— To może buk i szpon
hipogryfa. 10 i ¾ cala, elastyczna. Doskonała do zaklęć. Buk
zapewnia pomoc w organizacji i uporządkowaniu...
— Jej porządkować już
bardziej nie trzeba... — wtrącił Malfoy, który
w międzyczasie nonszalancko rozsiadł się na krześle przy
wejściu do lokalu.
Dziewczyna przymknęła na chwilę
oczy, prosząc o cierpliwość. Bardziej niż docinki Malfoya męczyły
ją ciągłe zmiany jego nastrojów. W jednej chwili był zabawny
i całkiem znośny, by w następnej odgrywać rolę
wyniosłego i wyrachowanego drania.
„Łobuz, ot co” — usłyszała
w głowie głos babci Rose.
Z refleksji wyrwał ją błysk
czerwonego światła, wydobywający się z trzymanej przez nią
różdżki.
— No nareszcie — oznajmił
arystokrata, podchodząc do Gryfonki.
Pan Ollivander zapakował obie różdżki
i położył je na ladzie, mamrocząc do siebie coś o niespotykanym
połączeniu i liczbie dwadzieścia trzy, co zaintrygowało
dziewczynę na tyle, że postanowiła to później sprawdzić.
— Płacą państwo razem czy
osobno?
— Osobno — oznajmiła
Hermiona, w tym samym momencie, w którym Malfoy powiedział:
„Razem”.
— Razem — powtórzył raz
jeszcze, widząc zdezorientowanie sprzedawcy.
— W takim razie należy się
dwadzieścia galeonów.
Arystokrata zapłacił za zakupy i bez
słowa wyszedł na ulicę. Chcąc nie chcąc, zaskoczona dziewczyna
ruszyła za nim.
— Nie musiałeś za mnie płacić.
— Owszem, nie musiałem
— odparł, odpalając papierosa.
— Powiesz coś więcej?
— Nie.
Hermiona skrzywiła się, gdy poczuła
dym. Spojrzała wymownie na blondyna, chcąc przekazać mu, co sądzi
o paleniu w towarzystwie osób niepalących. Ten tylko wywrócił
oczami i powiedział:
— Jak ci aż tak przeszkadza, to
stań z drugiej strony.
— Nie będę latać wokół
ciebie jak jakaś marionetka — warknęła, zbyt późno gryząc
się w język. Prawda była taka, że właśnie przed chwilą
skorzystała z rady Ślizgona i stanęła po jego drugiej stronie.
Arystokrata spojrzał na wściekłą na
samą siebie Hermionę, a kąciki jego ust uniosły się delikatnie,
tworząc coś na kształt uśmiechu. W milczeniu dokończył palenie,
nie zważając na to, że Gryfonka drepcze w miejscu, próbując
się rozgrzać.
— Masz coś jeszcze do
załatwienia? — spytał, patrząc na zegarek.
— Tak, muszę iść...
— To świetnie się składa
— przerwał jej w połowie zdania. — Ja muszę iść po
tę maść na blizny. Spotkamy się w „Tawernie”. Wiesz, gdzie to
jest?
Hermiona przygryzła wargę,
przypominając sobie rozkład ulicy Pokątnej.
— To ten snobistyczny lokal, w
którym szklanka wody kosztuje pięć sykli?
— Ten sam — rzucił,
wyjmując z opakowania swoją różdżkę.
Chwilę później Hermiona została
sama. Mając złe przeczucia, ruszyła w stronę sklepów z obuwiem.
Nie uśmiechały się jej zakupy w pojedynkę: nigdy nie mogła się
zdecydować, który model wybrać i przymierzała kolejne pary butów,
dopóki Ginny jej nie doradziła, które ma kupić.
Po prawie godzinie wyszła ze sklepu z
nową parą czarnych czółenek na siedmiocentymetrowym obcasie.
Wiedziała, że Ginny doradzałaby jej wyższy model, ale skoro miała
w nich wytrzymać kilka godzin na balu, musiały być wygodne. Jeśli
w ogóle można mówić o wygodnych szpilkach.
Stanęła przed wejściem do „Tawerny”,
patrząc krytycznie na bogato zdobiony szyld i dwie rzeźbione
kolumny. Nie lubiła przepychu ani emanowania bogactwem.
Weszła do środka, rozglądając się
za blond czupryną swojego współlokatora.
— Czy mogę prosić panią o
płaszcz? — spytał kelner, szarmancko się kłaniając.
— Co? — zapytała, wciąż
rozglądając się po sali.
Perłowe ściany sprawiały, że lokal
sprawiał wrażenie bardziej przestrzennego, niż w rzeczywistości.
Efekt ten potęgowały duże, zawieszone na ścianach, lustra. Na
sali znajdowało się około dwudziestu okrągłych stolików,
pokrytych nienagannie białymi obrusami, na których znajdowała się
złota zastawa. W oddali zaś stał bar, a obok niego wielkie,
szklane drzwi, prowadzące do sali balowej.
— Ach tak, pewnie
— odpowiedziała, odwracając się w stronę kelnera i podając
mu swój płaszczyk.
— Rezerwacja na nazwisko...?
— Malfoy. Tu gdzieś powinien
być Draco Malfoy.
Kelner sprawdził w skoroszycie i po
chwili spojrzał na Hermionę z uśmiechem.
— Zgadza się, stolik numer
siedem. Czy życzy sobie pani, abym ją zaprowadził?
— Nie, dziękuję. Poradzę
sobie — odpowiedziała, gdy w końcu dostrzegła Ślizgona,
siedzącego przy stoliku przy jednym z dużych okien.
Ruszyła w jego stronę, czując na
sobie wzrok mijanych przez nią ludzi. A może po prostu popada
w paranoję?
— Cześć — rzuciła,
podchodząc do Ślizgona.
Siedział przy stoliku, popijając
Ognistą, zdając się nie zauważyć jej przybycia. Dziewczyna
odsunęła krzesło i usiadła naprzeciwko niego, w końcu zwracając
na siebie uwagę arystokraty.
— Coś długo to trwało. Sama
szyłaś sobie te buty?
— Bardzo śmieszne, Malfoy.
Dowcip masz równie tępy, jak...
— Czego sobie pani życzy do
picia? — Hermiona wzdrygnęła się, słysząc głos kelnera.
Zajęta wymyślaniem ciętej riposty, nie zauważyła jego przybycia.
— Ja? Soku... pomarańczowego.
Kelner spojrzał porozumiewawczo na
arystokratę, nie kryjąc rozbawienia. Zanim odszedł, Ślizgon
zdążył zmienić zamówienie kasztanowłosej.
— Napije się Euforii
— powiedział i odprawił kelnera, zanim dziewczyna zdążyła
zaprotestować.
Draco spojrzał pytająco na swoją
współlokatorkę, zupełnie jakby nie rozumiał jej naburmuszonej
miny.
— Nie chcę alkoholu.
— Zobaczysz, posmakuje ci
— Wątpię — odparła,
odwracając wzrok w stronę okna.
Chwilę później wrócił kelner,
niosąc zamówionego drinka i karty menu. Nie mogąc znieść
krępującej ciszy, dziewczyna postanowiła spróbować napoju. Ku
jej zaskoczeniu był słodki i po prostu... pyszny. Prawie w ogóle
nie czuła alkoholu.
— Jakie to dobre! — niemal
wykrzyczała, czym zwróciła uwagę, będących w lokalu,
gości.
Czerwona na twarzy Gryfonka spojrzała
na Malfoya, obawiając się, że zaraz wygarnie jej, jaki to wstyd
się z nią gdziekolwiek pokazać.
Jednak Ślizgon tylko uśmiechnął się
pod nosem i wziął ze stołu jedną z kart. Podrapał się
w podbródek, zastanawiając się, co zamówić. Gdy dokonał
wyboru, spojrzał wyczekująco na, sączącą drinka, Gryfonkę.
— A ty co zjesz?
— Nie jestem głodna
— odpowiedziała, nie chcąc nawet patrzeć na ceny dań.
— Ale ja jestem i nie mam ochoty
wyjść na ostatniego gbura, zamawiając tylko dla siebie. I nie
patrz na ceny, ja płacę.
Dziewczyna spojrzała podejrzliwie na
arystokratę znad karty dań.
— Czego chcesz? Knujesz coś,
prawda? — spytała bez ogródek.
— Człowiek raz w życiu chce
być miły i od razu posądzają go o jakieś machlojki. Wyluzuj,
Granger, to tylko obiad.
Jednak pomimo zapewnień Malfoya, iż
cała ta jego szczodrość była wyrazem dobrej woli, dziewczyna nie
wyzbyła się podejrzeń. Postanowiła zamówić jedno z tańszych
dań, nie chcąc narażać Malfoya na zbędne wydatki.
— Zdecydowałaś się już? —
spytał, widząc podchodzącego kelnera.
— Tak, chcę zupę cebulową —
odparła, nie zważając na wyrażającą politowanie twarz Ślizgona.
Chwilę później przy ich stoliku stał
kelner, oczekując na zamówienie.
— Czego sobie państwo życzą?
— Dwa razy kaczka w miodzie
wrzosowym z lawendą, kaszą gryczaną i bakłażanem —
wyczytał z karty Ślizgon, już drugi raz zmieniając zamówienie
dziewczyny.
— A jaki deser?
— Dwa razy puchar lodów
tiramisu. To wszystko, dzięki.
Kelner odszedł, zabierając ze stołu,
zbędne już, karty dań. Czekając na jego powrót, Hermiona
zastanawiała się jakimi pobudkami kieruje się jej współlokator.
Bo tego, że czegoś od niej chce, była pewna. Teraz pozostało jej
tylko czekać, aż arystokrata w końcu powie, o co mu chodzi.
A moment ten nadszedł w czasie deseru.
— Pamiętasz, Granger, jak w
Amazonii pewna śliczna małpka ukradła ci bluzkę? — zapytał
na pozór bezinteresownym tonem.
— Jak przez mgłę
— odpowiedziała, starając się sobie przypomnieć tamten
moment. Od tamtego czasu tyle się wydarzyło, że niektóre
wydarzenia zatarły się w jej pamięci. Na szczęście Draco
doskonale pamiętał, co się wtedy wydarzyło i właśnie postanowił
przypomnieć o tym dziewczynie.
— A pamiętasz może, jak
oddałem ci swoją koszulkę…
Hermiona połączyła fakty i
uśmiechnęła się delikatnie. Teraz przypomniała sobie, co wtedy
obiecała, w zamian za bluzkę arystokraty.
— Chcesz, żebym poszła do
McGonagall i nakłoniła ją do przywrócenia barku…
— Ja? Skąd! Chcę tylko, abyś
wywiązała się ze złożonej obietnicy — powiedział
niewinnym tonem, ocierając chustką usta, po skończonym posiłku.
Dziewczyna przygryzła wargę,
zastanawiając się nad propozycją Malfoya.
— A będzie tam można robić
takie drinki?
— Jak wiesz jak…
Jeszcze przez chwilę zastanawiała się
nad możliwymi konsekwencjami takiego rozwiązania, a także nad
tym, czy mogłaby złamać dane słowo. W końcu oznajmiła:
— Zgoda.
Arystokrata uniósł zaciśniętą
pięść w geście triumfu, doprowadzając Gryfonkę do ataku
śmiechu. Gdy w końcu osiągnął swój cel, poprosił kelnera
o rachunek („czterdzieści osiem galeonów!”) i zaczęli
szykować się do wyjścia.
— Wiesz, że te wszystkie cyrki wcale
nie były potrzebne? Nie złamałabym danego słowa…
— Jakie cyrki? O czym ty
bredzisz, Granger? — spytał Ślizgon, któremu uśmiech nie
schodził z twarzy, od kiedy dowiedział się, że Gryfonka wstawi
się za nim u dyrektorki. A skoro tak, to McGonagall nie będzie
mogła odmówić. Teoretycznie. — Ja po prostu byłem miły.
— Tak, potrafisz być bardzo
miły, kiedy czegoś chcesz.
***
Gryfonka wyszła z gabinetu dyrektorki,
nie wierząc w to, co się przed chwilą stało. Tak oto ona,
Hermiona Granger, poszła do McGonagall prosić ją, by przywróciła
Ślizgonowi możliwość wniesienia alkoholu do dormitorium. Sama nie
mogła się nadziwić, że znalazła aż tyle argumentów na
racjonalizację swojej prośby. Wymieniając kolejne z nich, zdała
sobie sprawę z tego, jak bardzo zmieniło się jego nastawienie
do jej skromnej osoby. I choć nadal zdarzały się między nimi
kłótnie, z całą pewnością nie można ich było stawiać w
jednej linii z tymi z początku roku.
Gdy dotarła do korytarza na czwartym
piętrze, pokręciła głową, zdegustowana widokiem trójki
Ślizgonów, idących z drugiej strony, niosących butelki alkoholu.
— I co, zgodziła się?!
— zapytał Zabini, wrzeszcząc na cały korytarz.
Ślizgoni z wyczekiwaniem wpatrywali
się w nią. Gdy dotarła do przejścia do dormitorium, zapytała:
— A co byście zrobili z tymi
butelkami, gdyby się nie zgodziła?
— ZGODZIŁA SIĘ! — wrzasnął
Blaise i razem z Nottem weszli do dormitorium prefektów naczelnych.
Malfoy zatrzymał się i spojrzał na
dziewczynę, po czym zapytał:
— Nie wchodzisz?
— Nie, muszę iść na chwilę
do biblioteki — odpowiedziała, po czym zniknęła w bocznym
korytarzu.
Uradowany Draco Malfoy wszedł do
salonu, wreszcie czując się jak w domu. Usiadł na fotelu
i z zainteresowaniem przyglądał się, jak dwójka jego
przyjaciół z powrotem zapełnia barek różnego rodzaju
alkoholami. Gdy skończyli, Blaise odwrócił się i postawił na
stole trzy szklanki.
— To co, panowie, za udany
semestr? — spytał, wznosząc toast.
— Za semestr — powtórzyli
chórem Malfoy i Nott.
Po kolejnych dwóch toastach („za
prefekta naczelnego, który jest prawie jak brat” i „za
czyszczenie kibli”), arystokrata podszedł do barku, chcąc
przygotować drinka dla współlokatorki. Nie, żeby miał zamiar do
końca roku robić za jej osobistego kelnera… tylko ten jeden
ostatni raz, za dobrze wykonaną robotę.
— Draco, co ty tam robisz?
— Drinka dla Granger — odpowiedział
Teodorowi, precyzyjnie odmierzając porcje alkoholu i soków.
Nie wiedząc czemu, wzbudziło to
zainteresowanie Zabiniego, który podszedł do barku i z uwagą
przyglądał się poczynaniom kolegi.
— A czy przypadkiem tego
alkoholu nie powinno być mniej?
— Czepiasz się, bracie, ręka
mi się trochę omsknęła… Trochę… oczywiście przypadkiem.
Gdy skończył, uniósł szklankę,
chcąc przyjrzeć się efektowi końcowemu. Na koniec dodał słomkę
i postawił szklankę przy barze, czekając na powrót Gryfonki.
Niedługo potem dziewczyna wróciła,
niosąc podręcznik do numerologii. Odłożyła książkę na regał
i odwróciła się, czując na sobie spojrzenie współlokatora.
— Masz, Granger. Tylko nie licz
na to, że zrobię ci drugiego — powiedział, podchodząc do niej
ze szklanką.
Dziewczyna wzięła ją od arystokraty,
wciąż podejrzliwie mu się przyglądając.
— A jaka jest pewność, że
mogę to wypić, bez obawy o swoje zdrowie? — spytała,
bacznie obserwując twarze Ślizgonów.
Blondyn spojrzał na nią, przybierając
wyraz oburzenia na skutek oskarżenia kogoś tak niewinnego jak on, o
takie rzeczy jak zatrucie napoju. Wziął od niej szklankę i upił
łyk przez słomkę, dając jej do zrozumienia, że zawartość jest
czysta jak łza. Dziewczyna cierpliwie czekała, aż Ślizgon
przełknie, dopiero wtedy przyjęła od niego drinka.
— Dzięki — powiedziała, po
czym skierowała się w stronę swojego pokoju.
— Hej, Granger, zostań z nami!
— krzyknął Blaise, uśmiechając się zachęcająco.
Dziewczyna odwróciła się i spojrzała
na swojego współlokatora, przypominając sobie ostatnie imprezy
i to jak zawsze kazał jej się ulatniać, gdy przychodzą jego
znajomi.
— Nie, chyba lepiej będzie,
jeśli pójdę do siebie…
Zabini obrzucił przyjaciela
oskarżycielskim spojrzeniem, winiąc go za to, że Gryfonka nie ma
ochoty z nimi zostać.
— No przecież jej nie wyganiam
— oznajmił arystokrata, wzruszając ramionami i rozsiadając
się na fotelu.
Zachęcana przez Zabiniego Hermiona,
usiadła obok niego na kanapie, czując się, delikatnie mówiąc,
niezręcznie. Dziewczyna przyglądała się ich grze w karty, sącząc
drinka.
— Dobra, my was tu na chwilę
zostawimy samych, więc postarajcie się niczego nie podpalić…
— A ty, Blaise, nie podglądaj
kart… Granger nam o wszystkim powie, co nie?
Dziewczyna obserwowała, jak dwójka
Ślizgonów wychodzi z dormitorium. Przez chwilę siedzieli w ciszy,
a gdy Blaise miał pewność, że przyjaciele nie wrócą się do
salonu, podszedł do stolika i zaczął podglądać ich karty.
— O żesz… kareta… nie
blefował. Cholera, a ja już obstawiłem.
— Co ty robisz?
— Z pewnością nie podglądam
kart, Granger — odpowiedział, puszczając do niej oczko.
Dziewczyna zaśmiała się i dopiła
drinka, po czym podeszła do kart Notta.
— Ej, a jak są trzy panie,
dziewiątka i as to dobrze czy źle?
Czarnoskóry podszedł do Gryfonki i
nachylił się nad nią, chcąc sprawdzić, czy dobrze odczytała
karty.
— Tak średnio, bym powiedział.
Tak średnio. A to są damy nie panie, Granger. I chodź już
stąd, bo mogą wrócić w każdej chwili — oznajmił i wraz z
Gryfonką wrócił na kanapę, przybierając minę niewiniątka.
— Ale nie wydasz mnie, co nie?
— A co ja z tego będę miała?
Zabini teatralnie odsunął się od
dziewczyny, przykładając dłoń do serca.
— Malfoy, to ty?
Dziewczyna zaśmiała się, słysząc
to porównanie. Pokręciła głową na znak, że nie zamierza go
wydać, co chłopak przyjął z ulgą. Po chwili nachylił się do
niej, chcąc nadać ich rozmowie konspiracyjny ton.
— Słuchaj, wiesz może, co
można zrobić, aby moje nagranie było bardziej… rozpowszechnione?
— A po co ci to? — spytała
zaciekawiona.
— Dzięki Draconowi przez
miesiąc będę czyścić kible. Chce się zemścić.
— Czy wasze życie składa się
tylko i wyłącznie z planowania i realizacji zemst?
Zabini gorliwie pokiwał głową,
doprowadzając Gryfonkę do wybuchu śmiechu. Widząc, jak dziewczyna
myśli nad odpowiedzią, dodał:
— Radio odpada. Jak tylko moje dzieło
zacznie śmigać na listach przebojów, blondasek zdejmie je
z anteny. Potrzebuję czegoś, do czego nie ma dostępu, czegoś,
czego nie można kontrolować…
Hermiona zagryzła wargę,
zastanawiając się nad odpowiednim rozwiązaniem.
— W sumie… to nagranie
zrobiłoby w Internecie furorę.
— Co to jest Internet? — zapytał
zaintrygowany Ślizgon, jednak nie dane mu było otrzymać
odpowiedzi, gdyż do dormitorium wróciła pozostała dwójka
uczniów, niosąc ze sobą tace z przekąskami. Były tam
panierowane udka, chipsy, prażona kukurydza, fasolki wszystkich
smaków i ciasteczka dyniowe.
— No dobra Granger, mów co tu
się działo — polecił Draco, podejrzliwie patrząc na
przyjaciela.
Dziewczyna rozejrzała się po salonie
i oznajmiła:
— Tutaj? Absolutnie nic. Tylko
sobie rozmawialiśmy z Zabinim.
— A o czym? — spytał
Nott, biorąc do ręki swoje karty.
Chcąc szybko zmienić temat, Blaise
podszedł do barku, mówiąc:
— Właśnie namawiałem Hermionę
na szklaneczkę Ognistej i wiecie co? Zgodziła się! — po czym
nalał Gryfonce whisky.
Dziewczyna spuściła głowę, chcąc
ukryć zażenowanie. Ślizgoni powrócili do gry, nie żałując
sobie alkoholu. Przyglądała się im zdegustowana, od czasu do czasu
popijając ze swojej szklanki. Jedno było pewne: nie przepadała za
Ognistą, ale musiała się czymś zająć.
— Granger, chcesz kurczaka?
— zapytał, wstawiony już lekko, Nott.
Hermiona spojrzała krytycznie na
półmisek z jedzeniem, które po ulepszeniu przez Blaise’a nie
wyglądało apetycznie. Ślizgon stwierdził, że jedzenie jest
niedoprawione i polał wszystko dużą ilością tabasco.
— Nie dzięki. Wiecie co… ja
już chyba pójdę do siebie. Dzięki za…
— Siadaj, nie wygłupiaj się —
powiedział Zabini, przyciągając dziewczynę z powrotem na
kanapę. — Hej, wy! Granger się nudzi! — krzyknął do
dwójki Ślizgonów, którzy w dalszym ciągu grali przy stoliku.
— To dla niej zatańcz — powiedział
Nott, nie odrywając wzroku od swoich kart.
— Jak nie chce tu siedzieć, nie
będziemy jej na siłę trzymać — dodał Malfoy, podbijając
stawkę.
Oburzony niegościnnością kolegów
Zabini wstał i podszedł do stolika. Wyrwał im karty z rąk i
stanął w obronie dziewczyny.
— Ona chce tu być, tylko nie ma
towarzystwa!
— To niech kogoś sobie
przyprowadzi. O ile znajdzie się jakiś Gryfon, który odważyłby
się przyjść do nas na imprezę — powiedział pewny swego
arystokrata.
Oburzona dziewczyna odstawiła pustą
już szklankę i wymierzyła w niego groźne spojrzenie.
— Więc twierdzisz, że nikt nie
przyjdzie?
— W istocie.
Odwróciła się na pięcie, chcąc
znaleźć swoją różdżkę, by móc wysłać wiadomość do Ginny.
Niestety, jej niezbyt dobra koordynacja ruchów w połączeniu
z alkoholem i podwiniętym dywanem nie stanowiły
korzystnego połączenia. Dziewczyna runęła z hukiem na podłogę.
— Nic mi nie jest… naprawdę…
nie musicie wstawać.
Nie, żeby któryś się poruszył,
chcąc pomóc dziewczynie.
Hermiona powoli wstała i wróciła na
kanapę, poprawiając spódniczkę. Ślizgoni spojrzeli po sobie,
zastanawiając się, kogo Gryfonka zaprosiła na imprezę. Mieli
szczerą nadzieję, że nie będzie to Potter.
Dziewczyna, słysząc pukanie,
poderwała się i chwiejnym krokiem ruszyła do przejścia. Dwa
drinki i szklanka Ognistej zrobiły swoje i gdy przejście
odsłoniło się, zaproszeni przyjaciele wytrzeszczyli na nią oczy.
Hermiona odsunęła się, robiąc dla nich przejście, a Draco
przeklął, widząc wchodzącego do jego salonu bliznowatego.
— Hermiona? Wszystko w porządku?
— spytał Harry, podejrzliwie spoglądając na Ślizgonów. Ci
unieśli ręce i równocześnie powiedzieli:
— Sama się upiła.
Ginny uniosła brew i z powrotem
odwróciła się do przyjaciółki. Wzięła ją pod ramię
i zaprowadziła panią prefekt do kanapy.
— Jedno wyjście z Malfoyem na miasto
i już się zataczasz. Harry, przynieś szklankę wody.
Blaise oburzył się, słysząc jej
słowa.
— Ej ej ej! Wchodzicie tu i
rozwalacie imprezę.
— Proszę, pij powoli —
poradził Harry, podając przyjaciółce szklankę. — Najlepiej
połóżmy ją do łóżka — mruknął do Weasleyówny, jednak
Hermiona zdołała usłyszeć jego słowa.
— Nie! Ni–igdzie nie idę. Zostaję
tutaj i piję ze Śśś… Ślizgonami.
Trójka wspomnianych uczniów zaśmiała
się na widok min Gryfonów.
— Wiesz co… chyba będzie
lepiej, jeśli tu zostaniemy i…
— … dopilnujemy, żeby nie
zrobiła niczego głupiego? — dokończyła Ginny, na co Harry
pokiwał głową.
Słysząc to, Draco wyprostował się
na fotelu i zawołał:
— Co? Nie! Nie ma mowy!
Hermiona zaśmiała się i spojrzała
na niego zwycięsko.
— Kazałeś znaleźć Gryfonów,
którzy dotrzymają wam tempa, to ich znalazłam. A co, pękasz,
Malfoy? — spytała zaczepnie.
Arystokrata prychnął i niechętnie
wyczarował dodatkowe szklanki, mamrocząc, że „cholerni Gryfoni”
mają szczęście, że sam jest już wstawiony.
Harry i Ginny na początku siedzieli
bezczynnie, obserwując grę w karty. W którymś rozdaniu do
gry dołączyła Hermiona, która nie najlepiej sobie radziła,
z dwóch powodów. Po pierwsze: nie znała zasad gry. Po drugie:
Blaise co chwilę zaglądał jej w karty pod pretekstem pomocy
nowicjuszce. Weasleyówna, nie mogąc dłużej patrzeć na grę
przyjaciółki, wcisnęła się na kanapę, zajmując miejsce między
nią a Zabinim, oznajmiając, że od teraz to ona będzie
doradzała pani prefekt. Potter, z braku innego zajęcia, nalał
sobie do szklanki Ognistej.
W którymś momencie Hermiona zwróciła
się do Dracona.
— Malfoy, zrób mi jeszcze
jednego drinka, proooszę.
— Nic z tego, Granger —
prychnął, z uwagą oglądając swoje karty.
Rzeczywiście miał dwa asy, czy wzrok
zaczął mu płatać figle? Dziewczyna jednak nie dawała za wygraną.
Przez całe dziesięć minut jęczała i kaprysiła jak małe
dziecko. W końcu blondyn miał dość.
— Masz, Potter — warknął,
podając mu swoje karty. — Radzę ci nie przegrać. A ty,
chodź — rozkazał, podchodząc do barku.
Kasztanowłosa pisnęła z zachwytu i
podeszła do Ślizgona. Zamrugała zdezorientowana, gdy chłopak,
zamiast robić jej drinka, skinął na nią palcem, sugerując, by
podeszła jeszcze bliżej.
— Nie licz na to, że ci go po
prostu zrobię, Granger. Nauczę cię robić Euforię i będę
miał święty spokój.
Gryfonka zmrużyła oczy i powoli
pokiwała głową. Draco wywrócił oczami, chwycił dziewczynę za
nadgarstek i pociągnął ją w swoją stronę tak, by znalazła się
między nim a barkiem.
— No dobrze, Granger… Przestań
się tak wiercić — syknął arystokrata, gdy podskoczyła,
czując jego oddech na płatku ucha. — Po pierwsze: wybierz
szklankę — powiedział cicho. Hermiona wzięła jedną ze
szklanek. Blondyn oparł dłonie na blacie po obu stronach
współlokatorki. — No to zaczynamy — mruknął
i sięgnął po butelkę. Ujął dłoń dziewczyny i podał jej
alkohol, jednak nie puścił jej ręki. Zaczął nią kierować,
zupełnie jakby była marionetką. — Teraz… powoli
— szepnął, unosząc szklankę i nalewając po jej ścianie
soku. Nie uszła jego uwadze gęsia skórka, jaka pojawiła się na
rękach jego uczennicy.
— Nie lej aż tyle, Granger.
Zaburzasz proporcje.
— Nie lubisz eksperymentować z
drinkami, Malfoy?
— Eksperymentować to ja mogę w
łóżku — odpowiedział, patrząc na nią prowokująco.
— Co powinnam zrobić teraz? —
spytała drżącym głosem Gryfonka, na co Draco posłał
uwodzicielski śmiech prosto do jej ucha.
— Teraz powinnaś zaprowadzić mnie
do sypialni.
Dziewczyna zaśmiała się, obróciła
i lekko uderzyła go w ramię.
— Pytam poważnie: co teraz? —
spytała, gdy już z powrotem odwróciła się do barku.
Arystokrata położył jedną dłoń na
biodrze Gryfonki, nachylił się bardziej i zaczął szeptać do jej
ucha. Hermiona wybuchła gromkim śmiechem.
— Ty zboczuchu!
Pozostali przerwali grę i spojrzeli
na nich zaskoczeni.
— Jednak dobrze, że nie wzięliśmy
ze sobą Rona — mruknął Harry do Ginny.
Kasztanowłosa zabrała szklankę z
blatu i uniosła ją, wesoło mówiąc:
— Kto ma ochotę na drinka?
***
Hermiona jęknęła, czując bolesne
pulsowanie skroni. Otworzyła oczy, krzywiąc się, gdy jasne światło
zaatakowało jej źrenice. „Pięknie, panno Granger, doprawdy
pięknie!” — pomyślała. — „To już drugi
raz, gdy budzisz się na kacu. Niedługo wejdzie ci to w nawyk!”
Podpierając się na rękach, z trudem usiadła na podłodze. Ze
zbolałą miną rozejrzała się dookoła i zdębiała na widok
tego, co zobaczyła.
Przed kominkiem leżał Nott, który
tulił się do jednej z nóg niskiego stolika. Tuż obok niego
znajdował się Harry, leżący na brzuchu, na obejmowanym przez
Ślizgona meblu. Bezwładne kończyny chłopaka zwisały po obu jego
stronach. Na samym szczycie regału z książkami, stojącym na
lewo od Gryfonki, leżał Blaise. Dziewczyna, pomimo chwilowego
zamroczenia, zastanawiała się jakim cudem Zabini zdołał utrzymać
się na półce. Z kolei Draco, zrzuciwszy wszystkie butelki, spał
zwinięty w kłębek na barku, obejmując, w połowie wypitą,
butelkę Ognistej. Ginny zajęła kanapę. Zarzuciwszy nogi na jej
oparcie spała na sofie, leżąc do góry nogami. Końcówki jej
rudych włosów wiły się po podłodze.
Wczoraj cała szóstka zdecydowanie
przesadziła. Z wielkim trudem podniosła się z podłogi, nie mogąc
uwierzyć w wydarzenia wczorajszego wieczoru. Co prawda nie
pamiętała wszystkiego („Dzięki ci, Godryku”), jednak
to, co zostało jej w głowie, szczerze ją przerażało.
Starając się nie nastąpić na żadną
z butelek i pustych opakowań, ruszyła do łazienki. Pochyliła
się nad kranem, łapczywie pijąc zimną wodę, po czym nabrała jej
w dłonie i ochlapała twarz. Z westchnieniem ulgi zakręciła
kran i wyprostowała się, ocierając usta. Zamarła,
wytrzeszczając oczy na widok swojego odbicia. Otworzyła usta i...
— AAA!!!
Przerażony wrzask dziewczyny obudził
pozostałych. Harry instynktownie poderwał się, jednak zaburzona
alkoholem równowaga sprawiła, że upadł na Teodora. Obaj wydarli
się, dołączając do krzyków pozostałych uczestników imprezy
integracyjnej. Zarówno Blaise, jak i Ginny, wrzasnęli, lądując
na ziemi. Zabini zawył przeraźliwie, czym sprowokował Salazara do
wyjścia z sypialni. Szczeniak wpadł do salonu, radośnie
merdając ogonem i szczekając, gotowy do nowej zabawy.
Draco słysząc cały ten harmider,
wzdrygnął się, wypuszczając z objęć butelkę Ognistej. Mrużąc
oczy ze złości, obserwował, jak naczynie rozbija się, a jego
zawartość rozlewa po podłodze. Omiótł wzrokiem salon i obecną
w nim czwórkę, wraz z ganiającym swój ogon Salazarem.
— Debile — warknął,
powoli schodząc z barku.
Czuł tępy ból w skroniach, który
tylko nasilał się dzięki wrzaskom zgromadzonych tu uczniów.
Wiedząc, że jeśli nic z tym nie zrobi, obecna sytuacja jeszcze
długo potrwa, podszedł do nich, by zrobić porządek.
— Spokój! Zamknąć się
wszyscy! Potter przestań gwałcić Notta, Blaise przestań biadolić,
to tylko złamany nadgarstek. Weasley... Weasley! — zawołał,
widząc, jak rudowłosej zbiera się na wymioty. — Zabieraj
swojego fagasa i wynocha. Tylko żeby was nikt nie widział w tym
stanie.
Ginny, jako że nie była w stanie nic
powiedzieć, uniosła dłoń najpierw pokazując mu środkowego
palca, późnej wystawiając kciuka. Znaczyło to mniej więcej tyle,
co: „Jeśli ktoś tu jest fagasem, to tylko ty” i „Będziemy
ostrożni, nie chcemy, by Hermiona miała problemy”.
Draco pokiwał głową z satysfakcją,
widząc, jak towarzystwo zaczyna zbierać się z podłogi. Teraz
zostało mu tylko zrobić porządek z małym hałaśliwym
szczeniakiem. Podszedł do niego, złapał za skórę na karku
i wyprostował się z nim. Zmierzył psiaka zdegustowanym
spojrzeniem.
— I ty masz być psem obronnym
— westchnął, krzywiąc się na widok smutnej miny
szczeniaka, zupełnie, jakby rozumiał, co mówi jego pan.
Hermiona właśnie wyszła z łazienki,
by znaleźć różdżkę i zrobić porządek z włosami. Zamarła
na widok Ślizgona, pastwiącego się nad małym piszczącym
Salazarem. Natychmiast do niego pobiegła.
— Malfoy, przestań, jego to
boli!
— Przestań histeryzować,
Granger. Każdy hodowca ci powie, że taki chwyt nie jest bolesny
— oznajmił znudzonym tonem chłopak, nie odrywając zimnego
wzroku od psa.
Gryfonka, nie wierząc w to
zapewnienie, wyrwała szczeniaka i opiekuńczo go przytuliła.
Dopiero wtedy Draco przeniósł na nią wzrok, by zrugać dziewczynę
za bezczelne zachowanie, jednak zatkało go na widok nowego koloru
włosów pani prefekt.
— Robisz się na mnie, czy dla
mnie? — zakpił, na co dziewczyna prychnęła, mocniej tuląc
do siebie szczeniaka.
— Dla ciebie? Masz zdecydowanie
za wysokie mniemanie o sobie. Nie jesteś nawet wart pomalowania
rzęs.
Arystokrata zaśmiał się, kręcąc
głową.
— Granger, przecież ty się
nigdy nie malujesz.
— No właśnie — rzuciła
słodko.
Draco zmrużył oczy. Hermiona wygrała
tę bitwę, ale nie zamierzał się poddawać.
— Wiesz, nawet taki kolor jak
szlachetny platynowy blond nie sprawił, że te kudły wyglądają
lepiej.
— W twoim przypadku także.
Blondyn otworzył usta, jednak nic
mądrego nie przychodziło mu do głowy. W końcu zaklął pod
nosem i wyrwał jej Salazara.
— To mój pies, Granger.
Dziewczyna zadrżała z oburzenia. To
ona opiekowała się tym biednym słodkim szczeniaczkiem, którego on
bez żadnych skrupułów porzucił, a teraz chce jej go tak po prostu
odebrać?! Teraz, kiedy ona się do niego przywiązała?! „W
życiu!” — pomyślała, mierząc w blondyna
gniewnym spojrzeniem.
— Twój pies?! TWÓJ?! Sam
powiedziałeś, że już go nie chcesz i mi go dajesz!
— Byłem wtedy chwilowo
niepoczytalny, Granger. To ja kupiłem Salazara i jest moją
własnością. Nie pozwolę, by dłużej przebywał w towarzystwie...
— Nie waż się kończyć,
Malfoy — syknęła Hermiona, nieświadomie robiąc krok w
stronę arystokraty.
— Chciałem powiedzieć w
towarzystwie osoby, która nie ma pojęcia o wychowywaniu
rasowych psów, ale jeśli wolisz, bym nazywał rzeczy po imieniu
to...
Hermiona już miała wtrącić się w
wypowiedź Ślizgona, jednak ich sprzeczkę przerwał przerażony
wrzask Ginny. Młodsza Gryfonka siedziała na kanapie, obiema dłońmi
przeczesując włosy. Co chwilę z jej ust wydobywały się jęki
niedowierzania i czystej grozy. Jej dolna warga trzęsła się,
a oczy zaszły łzami. Nic dziwnego, skoro jej długie do pasa,
ogniste włosy zostały znacznie skrócone. Końcówki ledwo dotykały
ramion.
Nie tylko dziewczynom zmienił się
wygląd po wczorajszej nocy. Harry bał się cokolwiek powiedzieć,
ze względu na srebrnego kolczyka w wardze. Stał nieruchomo, jakby
nowa ozdoba lada chwila miała wybuchnąć. Naprzeciwko niego stał
Nott, który niepewnie dotykał kolczyka w nosie. Jedynie Blaise stał
rozbawiony oparty o ścianę. Z założonymi rękami obserwował
histerię kolegi, Pottera i Weasleyówny. On również sprawił
sobie kolczyk, jednak jemu nie przeszkadzało srebrne kółko w
prawej brwi. Draco, widząc ich miny, roześmiał się głośno, czym
zarobił cztery nienawistne spojrzenia. Zabini natomiast wyszczerzył
zęby, również naśmiewając się z pozostałych członków
imprezy.
— Mógłbyś łaskawie przestać
— warknął Teodor. — To wcale nie jest śmieszne.
— Och, oczywiście, że jest
— naśmiewał się blondyn.
Hermiona przewróciła oczami i,
korzystając z okazji, odebrała dobermana Malfoyowi i wypuściła
Salazara, po czym udała się do sypialni, by przywrócić swoim
włosom naturalny kolor. Gdy wróciła, w salonie panował
względny porządek. Uporali się także ze złamanym nadgarstkiem
Zabiniego. Właśnie trwały próby odtworzenia wczorajszego
wieczoru. Ślizgoni zajęli kanapę, natomiast Gryfoni usiedli na
jednym z parapetów. Wyraźnie było czuć zdystansowanie i
wzajemną niechęć.
— Pamiętam tylko, że Blaise
znowu coś podpalił — oznajmił Nott, z urazą patrząc na
przyjaciela. Był pewny, że to on stał za nowym wyglądem
pozostałych.
— Nie patrz tak na mnie
— oburzył się Zabini, unosząc dłonie. — Ja w ogóle
niczego nie pamiętam.
— Podsumowując: schlaliśmy się
do tego stopnia, że ktoś wpadł na cudowny pomysł, by przerobić
Granger na blondynkę, ściąć Weasley kudły...
— Hej! — wrzasnęła
urażona Ginny.
Draco nawet nie przerwał swojej
wyliczanki.
— ... a wszystkim pozostałym
załatwić piercing. Wszystkim, prócz mnie, oczywiście — dodał
wyraźnie zadowolony, że jako jedyny uniknął konsekwencji
alkoholowego zamroczenia.
— Co? Niemożliwe. Przecież
każdy...
— Blaise, nigdy nie dałbym się
wciągnąć w takie gówno, nawet nie będąc trzeźwym.
Harry, który do tej pory nie odezwał
się ani słowem prychnął pod nosem.
— Może kolczyka sobie nie
zrobiłeś, ale ganiać nago po zamku to już mogłeś, Malfoy.
Arystokrata zmrużył niebezpiecznie
oczy.
— Jeszcze tu jesteś, Potter?
— warknął.
Hermiona podeszła do swoich
przyjaciół, gotowa ich bronić. Oparła ręce na biodrach, mierząc
blondyna spojrzeniem.
— To jest też moje dormitorium.
Harry i Ginny mają takie same prawo tu przebywać, jak Zabini i
Nott. Harry, gdzie ty...
— W porządku Hermiona. Idę
usunąć tego kolczyka. Gdybyś mnie potrzebowała — tu
zerknął na Ślizgonów — będę w pokoju wspólnym
— oznajmił, po czym spojrzał porozumiewawczo na Ginny.
Rudowłosa przytaknęła głową na
znak, że zostanie tu z przyjaciółką i będzie ją wspierać
w dalszej rozmowie z uczniami Slytherinu.
— Cały Potter — prychnął
Draco. — Ucieka, gdy robi się niebezpiecznie.
Blaise, widząc, jak obie dziewczyny
otwierają usta, by zacząć kłótnie, postanowił interweniować.
Spojrzał na Gryfonki, pokręcił dyskretnie głową i oznajmił:
— Wiecie co? Pomysł Pottera nie
jest wcale taki głupi. Spróbujmy usunąć te kolczyki.
Teodor pokiwał żarliwie głową,
chcąc jak najszybciej pozbyć się srebrnego kółka w nosie.
Zabini dyskretnie odetchnął z ulgą,
widząc, jak Draco opuszcza salon. Po raz kolejny w tym roku
udało mu się zapobiec nadchodzącej awanturze. Prefekci naczelni
nie raz kłócili się o swoje dormitorium i gości, jakich tu
przyprowadzali.
Hermiona usiadła na parapecie obok
Ginny i spojrzała na nią współczująco. Dziewczyna od lat
zapuszczała włosy i tuż przed balem zostały tak drastycznie
skrócone.
— Paskudnie się układają...
takich krótkich nie miałam od pierwszego roku — jęknęła
młodsza Gryfonka.
Hermionie żal było przyjaciółki.
Weasleyówna zawsze ją wspierała, więc pani prefekt postawiła
sobie za punkt honoru jej pomóc. Nachyliła się do przyjaciółki
i wyszeptała:
— Tak się składa, że przed
świętami profesor Donovan postanowiła dać nam wolną rękę
i przez te dwa tygodnie robimy samodzielny projekt. Po prostu
wybiorę eliksir na przyśpieszenie porostu włosów i zabiorę go
trochę dla ciebie. W tak krótkim czasie twoje włosy nie odrosną
całkowicie, ale myślę, że odzyskasz jakieś dziesięć
centymetrów.
Ginny zamrugała, nie wierząc we
własne szczęście, po czym pisnęła radośnie i uściskała
Hermionę.
— Na Merlina, kocham cię!
Hermiona zaśmiała się,
odwzajemniając gest przyjaciółki. Nagle Weasleyówna
znieruchomiała, a pani prefekt niemal słyszała, jak w głowie
przyjaciółki trybiki obracają się z zawrotną szybkością.
Ginny wyprostowała się i podejrzliwie spojrzała na starszą
Gryfonkę.
— Jak prosty jest ten eliksir?
Hermiona przeczuwając, do czego
zmierza Ginny, przegryzła wargę i wzruszyła ramionami.
— Jest... dość prosty.
Weasleyówna zmrużyła oczy i pokiwała
głową, jakby jej domysły potwierdziły się.
— Aha... Czyli jest banalny. A
czy przypadkiem nie dostaniesz niższej oceny, jeśli wybierzesz go
jako swój projekt?
Hermiona niechętnie pokiwała głową
i szybko dodała:
— Prawdopodobnie tak, ale
wszystko zależy od tego, co wybiorą pozostali i jak im to wyjdzie.
— Dzięki — powiedziała
rudowłosa, jeszcze raz obejmując przyjaciółkę.
Wszyscy obecni w dormitorium prefektów
naczelnych wzdrygnęli się, słysząc ryk grozy i wściekłości
dobiegający z łazienki. Cała czwórka wymieniła między sobą
spojrzenia, słysząc kolejne wrzaski i bluzgi Dracona.
— Co on tam... — zaczął
Nott, jednak wybuch śmiechu Blaise'a zagłuszył dalszą część
wypowiedzi bruneta.
— Nie rozumiecie? — zapytał
Zabini, ocierając łzy rozbawienia. — Wygląda na to, że
blondasek nie był gorszy i również zafundował sobie kolczyka, a
sądząc po jego reakcji, znajduje się on w dość niekomfortowym
miejscu — dokończył Ślizgon, ponownie wybuchając gromkim
śmiechem. Pozostali dołączyli do niego, jednak Hermiona próbowała
jakoś się opanować.
— Hej, a jak coś sobie zrobił?
To nie jest śmieszne... no dobra jest — roześmiała się
ponownie, a soczyste wiązanki Malfoya tylko zwiększały
rozbawienie czwórki uczniów.
W końcu jednak Nott postanowił
sprawdzić, czy z jego przyjacielem jest wszystko w porządku.
Podszedł do drzwi i zapukał, pytając:
— Emm... Draco? Mogę wejść?
Po chwili brunet otrzymał pozwolenie.
Obejrzał się na Blaise'a, mrugnął rozbawiony i, przybrawszy
wyraz powagi na twarz, wszedł do łazienki. Gryfonki zerknęły na
czarnowłosego, a odgłosy ich rozbawienia ponownie wypełniły
salon.
— Kurwa, zamknąć się!
— wrzasnął Draco, po czym dodał parę nowych, oryginalnych
przekleństw.
Po chwili Teodor wyszedł z łazienki,
mówiąc:
— Za cholerę nie wiem, jak mu
go wyjąć. Mam tylko nadzieję, że nie będzie próbował wyjąć
go…
— AAA!
— …na siłę — dokończył
wolno, krzywiąc się razem z Zabinim, za to Gryfonki parsknęły
śmiechem, czym zarobiły zdegustowane spojrzenia obecnych w salonie
mężczyzn.
Tym razem to Blaise spróbował pomóc
arystokracie. Zapukał do drzwi i spytał:
— Emm… Draco? Może sprowadzić
kogoś do pomocy? Pomfrey, Snape’a?
— Won! Wszyscy macie się stąd
wynieść!
Czarnowłosy uniósł dłonie na znak
kapitulacji i wrócił do salonu, próbując usunąć srebrne
kółeczko w brwi. Podszedł do lustra, jednak nadal nie mógł
pozbyć się kolczyka. Hermiona, widząc jego starania, westchnęła
i podeszła do Ślizgona, proponując pomoc. Blaise odwrócił się
do niej i zaskoczony uniósł brwi.
— Wiesz jak się go pozbyć?
Gryfonka wzruszyła ramionami.
— Teoretycznie.
Zabini zrobił w myślach szybki
bilans. Ostatecznie postanowił zaufać w umiejętności
dziewczyny… a raczej w jej teoretyczną wiedzę. Już po
chwili kasztanowłosa trzymała na dłoni małe srebrne kółeczko.
Teodor spojrzał z zazdrością na przyjaciela, jednak nie zamierzał
prosić o pomoc Gryfonkę i, dziękując Salazarowi za to, że
zrobił sobie kolczyk jedynie w nosie, ruszył do skrzydła
szpitalnego.
Blaise spojrzał zamyślony na panią
prefekt.
— Wiesz co, Granger?
— powiedział powoli, gdy w jego głowie zaczął rodzić się
pewien pomysł. — Skoro udało ci się wyciągnąć tego kolczyka,
to może mogłabyś…
Hermiona wytrzeszczyła oczy i
zarumieniła się, odgadując zamysły Zabiniego. Parę razy
otworzyła usta, jednak nie była w stanie nic powiedzieć. Nie
pomagał jej też rechot Ginny.
— AAA!!!
— Tak, Draco, wiemy. Zaraz
przyjdzie Granger i ci ulży — rzucił rozbawiony Blaise, czym
zarobił sobie kuksańca w bok od oburzonej Gryfonki.
— NIECH PRZYJDZIE KTOKOLWIEK!!!
MI TO JUŻ WSZYSTKO JEDNO!
Zabini położył dłonie na drobnych
ramionach Hermiony i, siląc się na poważny ton, powiedział:
— Granger, on tam cierpi. On cię
potrzebuję. Tylko ty jesteś… masz odpowiednie kompetencje…
i w ogóle. To jak? Jesteś już odpowiednio zmotywowana?
— AAA!!!
— Dzięki, Draco! Mogę dorzucić
sykla — zaproponował chłopak.
— JAK JA CIĘ NIENAWIDZĘ,
ZABINI! GRANGER, JAK TU PRZYJDZIESZ DOSTANIESZ TYLE, ILE CHCESZ,
TYLKO SIĘ POŚPIESZ!
Blaise, korzystając z tego, że
kasztanowłosa chwilowo się zawiesiła, zaczął popychać ją
w stronę łazienki, a kiedy dotarli do drzwi, otworzył je i
wepchnął Gryfonkę do środka. Chichocząc, wrócił do
Weasleyówny, czekając na rozwój sytuacji.
— GRANGER ZMIENIŁEM ZDANIE,
ODSUŃ SIĘ! NIE PODCHODŹ Z TYM DO MNIE!
…
— BĄDŹ MĘŻCZYZNĄ! TO POTRWA
TYLKO CHWILĘ! MALFOY, PRZESTAŃ UCIEKAĆ!
—MOGŁABYŚ CHOCIAŻ ODWRÓCIĆ
WZROK?
— Nie masz tam nic, czego
wcześniej bym nie widziała!
— ŻE CO?! NIBY KIEDY…
— Jak się zamieniliśmy
ciałami…
— COŚ TY WTEDY ZE MNĄ ROBIŁA,
ZBOCZONA EROTOMANKO?!
— SIUSIU!
Ginny spojrzała na Zabiniego, nie
rozumiejąc ani słowa z „rozmowy” prefektów naczelnych.
Czarnowłosy pokrótce opowiedział jej o ich zamianie, jednak jego
wypowiedź przerwały kolejne, dochodzące z łazienki, wrzaski.
— AAA! MOGŁABYŚ BYĆ BARDZIEJ
DELIKATNA!
— Staram się.
— TO ZA SŁABO SIĘ STARASZ!
…
— KURWA, POWOLI!!!
— Będzie lepiej, jak zrobię to
szybko!
…
…
— NIECH WAS WSZYSTKICH SZLAG
JASNY TRAFI! AŁA!!!
Hermiona wrzuciła wyjętego kolczyka
do kosza, dając tym samym odrobinę prywatności Draconowi, który,
ciężko dysząc, zapinał spodnie. Oparł dłonie o blat i
pochylił się. Gryfonka odchrząknęła i podeszła do umywalki
obok, by umyć ręce i ochlapać czerwoną twarz chłodną wodą.
Ślizgon zerknął na nią spod potarganych włosów, a jego
spojrzenie stanowiło mieszankę złości, zawstydzenia i bólu.
— Poczekaj tu, zaraz przyniosę
ci maść chłodzącą — powiedziała dziewczyna, wlepiając
wzrok w buty. Nie była w stanie spojrzeć mu prosto w oczy.
— Ma tam nikogo nie być,
Granger. Powiedz im, że jeśli ktokolwiek się o tym dowie… sam
będzie musiał usuwać sobie kolczyka z…
— Jasne.
Hermiona wyszła z łazienki i
westchnęła z ulgą. Zanim weszła do swojej sypialni, usłyszała
ciche pytanie Zabiniego:
— I jak, sukces?
Uniosła kciuka na znak, że sytuacja
została już opanowana i weszła do pokoju po maść dla Ślizgona.
Zanim ponownie weszła do łazienki, rzuciła przez ramię:
— Lepiej będzie, jeśli już
pójdziecie… i żeby to zostało między nami.
Zabini gorliwie pokiwał głową.
— Co jak co, ale tego bym mu nie
zrobił. Weasley?
Ginny skrzywiła się i spojrzała z
nadzieją na przyjaciółkę.
— Serio mam TO zatrzymać dla
siebie? — spytała płaczliwie, na co Hermiona pokiwała
głową, dając jej do zrozumienia, że arystokrata i tak już
wystarczająco dużo przeszedł.
— No dobra — mruknęła
zawiedziona dziewczyna i razem ze Ślizgonem opuściła dormitorium.
Dziewczyna zapukała i weszła do
łazienki, zastając Malfoya w takiej samej pozycji, jak wtedy, gdy
wychodziła
— Proszę, powinna pomóc
— powiedziała, podając chłopakowi niebieskie opakowanie.
Bez słowa przyjął maść i spojrzał
na nią, sugerując, by zostawiła go samego. Gryfonka wróciła do
salonu i usiadła na fotelu, szczerze współczując współlokatorowi.
Korzystając z wolnej chwili, zaczęła zastanawiać się nad
organizacją balu. Poszła do swojego pokoju, szukając pergaminu i
pióra. Otworzyła szafkę stojącą przy jej łóżku i zamarła
widząc drogie biało–złote pióro. Na jego widok natychmiast
przypomniała sobie o Ivanie i jego intrygach. Wzięła
notatnik, orle pióro i te, które przywołało wspomnienia o
wykorzystaniu jej w chorej walce Gregorovicza o pozycję. Wróciła
do salonu i odłożywszy na stolik przybory do notowania podeszła do
kominka i rzuciła w ogień pióro ofiarowane jej przez
Rosjanina.
— Co tak dramatycznie, Granger?
— spytał kpiąco Draco, powoli podchodząc do kanapy.
Stawiał szerokie i drobne kroki,
starając się nie podrażnić rannego miejsca.
— Jeszcze trochę i zrobisz szpagat,
Malfoy — odwdzięczyła się Gryfonka, na co Ślizgon zmrużył
oczy i skrzywił się, siadając na sofie.
Korzystając z tego, że nie jest w
stanie uciekać, postanowiła poruszyć kwestie organizacji balu.
— Pamiętasz, że jesteśmy
odpowiedzialni za Bal Bożonarodzeniowy, prawda?
— Granger, czy ty naprawdę
musisz mnie teraz z tym męczyć? — warknął blondyn i nieco
zmienił pozycję.
— Tak. Jesteś bardziej skłonny
do współpracy, kiedy przeżywasz ciężkie chwile. Pamiętasz, jak
to było z Nocą Duchów?
Draco przymknął oczy, zirytowany do
granic możliwości. Jedyne, o czym marzył, to cisza i spokój,
w którym mógłby odbudować swoją dumę i godność.
Postanawiając, że będzie po prostu przytakiwał, powiedział:
— Niech ci będzie, ale nalej mi
Ognistej.
Dziewczyna spełniła jego prośbę,
czy raczej rozkaz, i już po chwili zasypywała go potokiem
propozycji. Chodziła przed nim raz w jedną raz w drugą stronę,
żywo gestykulując. Nawet jej nie słuchał. Od czasu do czasu kiwał
głową, by sprawiać wrażenie, że choć trochę interesuje go to,
o czym mówi Gryfonka.
Ślizgon od jakiegoś czasu czuł
narastające pieczenie w miejscu, w którym do niedawna jeszcze miał
kolczyk. Co chwilę zmieniał pozycję, w jakiej siedział, jednak to
nie pomagało. W końcu powiedział:
— Granger, daj mi jeszcze tej
maści.
Dziewczyna zamrugała, zdezorientowana.
Przecież dała Ślizgonowi całe opakowanie.
— To już jej nie ma? Zużyłeś
całą?!
— Nie gorączkuj się tak,
przecież gdybym nie potrzebował, nie zużyłbym aż tyle. I nie
marudź, odkupię ci. Przynieś mi tylko jeszcze jedno opakowanie.
Gryfonka spojrzała na współlokatora,
mrużąc gniewnie oczy. Zużył całe opakowanie maści leczniczej,
którą zrobiła jej babcia.
— Nie mam więcej — warknęła.
— To załatw coś. Granger, mnie
tutaj pali żywym ogniem.
Kasztanowłosa szybkim krokiem podeszła
do barku i wyjęła pojemnik z kostkami lodu. Zawinęła je
w woreczek i ze złością podała arystokracie.
— Masz, chłodź się.
Blondyn spojrzał krytycznie na worek
wypełniony lodem, jednak nie widząc innego wyjścia, przyłożył
go do krocza. Uśmiechnął się błogo, czując ulgę. Dziewczyna,
widząc, że kryzys został zażegnany, wróciła do swojego wykładu
na temat balu.
W pewnym momencie usiadła przed nim na
podłodze i zaczęła podawać mu kartki z rysunkami
i propozycjami. Ślizgon obejrzał je i, chcąc nie chcąc,
musiał zacząć słuchać z uwagą wykładu współlokatorki.
— Czekaj, czekaj… czy ty coś
mówiłaś, że chcesz, aby sala wyglądała majestatycznie
i dystyngowanie?
Dziewczyna gorliwie pokiwała głową,
ciesząc się, że w końcu przykuła jego uwagę.
— A jak do tego wszystkiego mają
się balony zawieszone pod sufitem? — zapytał z kpiącym
uśmieszkiem.
Doskonale wiedział, że Gryfonka nie
ma za grosz poczucia stylu, ale tym pomysłem, przebiła wszystko.
— Myślałam, że to dobry
pomysł…
— Tak, jeśli chcesz wyprawić
wiejską potańcówkę — rzucił szorstko. — Chodź tu
z tymi kartkami, nie będę się do ciebie nachylał.
Hermiona zebrała porozrzucane wokół
niej kartki i podniosła się z podłogi.
ŁUP
Wstając, Gryfonka uderzyła się o
kant stołu, czym wywołała głośny wybuch śmiechu arystokraty.
Rozcierając bolące miejsce, usiadła przy nim, wyrywając mu z rąk
woreczek z lodem, po czym przyłożyła go do potylicy.
Spojrzała na śmiejącego się z niej Ślizgona i wysyczała:
— Ani słowa…
Drzwi do dormitorium otworzyły się i
stanęła w nich Minerva McGonagall. Badawczym wzrokiem omiotła
pomieszczenie, zatrzymując się na siedzących na kanapie
prefektach. Widząc, jak Gryfonka przyciska sobie lód do głowy,
spytała:
— Panno Granger, czy wszystko w
porządku?
— Tak, wszystko z nią w
porządku, co najwyżej nabawiła się wstrząsu mózgu — wtrącił
Ślizgon, wyrywając dziewczynie woreczek z rąk i ponownie
przykładając go sobie do krocza.
Dyrektorka uniosła brew, jednak w
żaden sposób nie skomentowała jego poczynań. Odchrząknęła i
dość oficjalnym tonem zapytała:
— Chciałam się tylko
dowiedzieć, jak idą wam przygotowania do balu?
Hermiona jeszcze raz potarła potylicę
i podniosła się z kanapy, sięgając po notatki. Wytłumaczyła
dyrektorce motyw przewodni, na co ta pokiwała głową z aprobatą.
— Dobrze, a co z tańcem
rozpoczynającym uroczystość? Macie już jakieś pomysły?
Pamiętajcie, że musicie mieć czas na próby. Nie tylko wy, ale
także pozostali prefekci szkoły. Ale najważniejsze jest to,
żebyście się dobrze prezentowali, w końcu to wy będziecie
pierwszą parą.
Prefekci naczelni wymienili zszokowane
spojrzenia, po czym oboje wykrzyknęli:
— MY?!
— Jako PARA?!
— Nie mówiłam wam? No to teraz
już wiecie — oznajmiła, po czym opuściła dormitorium,
zostawiając zdruzgotanych uczniów w salonie.
***
Piętnaście, jeden, sześć
Piętnaście, jeden, sześć
Liczby nawiedzają mnie w snach,
częściej niż kiedykolwiek. Czuję na karku oddech śmierci... ale
to nie moje ciało, nie moja śmierć. Skrępowali mnie, torturowali,
zadawali mi pytania, na które nie znam odpowiedzi. Nie widzę nic.
Mam zasłonięte oczy. Ciemność otacza mnie, napiera na mnie, a
jedyne co słyszę, to szum krwi w moich skroniach. Nie. To nie moje
skronie. To nie ja czekam na egzekucję.
Nagle wszystko znika. Jedyne, co widzę, to czerwony napis. Jest za daleko, nie mogę go odczytać, ale wiem,
że zaraz zacznie się do mnie przybliżać.
Słyszę krzyk. Kobiecy. Przeszywa moje
ciało, sprowadzając na mnie fantomowy ból. Wrzask powoduje drżenie
liter. Są coraz bliżej, bliżej niż kiedykolwiek. Pokryte są
krwią. Jej krwią. Jest jej tak dużo... Boję się. Bardziej niż
kiedykolwiek. Chcę się obudzić, ale nie mogę.
Nieruchomieję, gdy po raz kolejny
dzieje się coś, czego nigdy wcześniej nie było. Za literami
pojawia się postać. Nie widzę jej twarzy, jest za daleko, cała
spowita cieniem. Robi krok w moją stronę... kolejny... i następny.
Chce uciekać, ale moje ciało jest sparaliżowane.
Jest coraz bliżej, minęła napis, ale
nadal okrywa ją ciemność. Nagle ból, który odczuwam, nasila się.
Chcę się skulić, chcę krzyknąć, ale nie mogę. Nie mogę nabrać
powietrza. Duszę się... Nagle do mnie dociera. Topię się.
Postać jest naprawdę blisko. Zdaję
sobie sprawę, że ona jest mokra. Z jej włosów i ubrania spadają
krople, wystukując stały rytm.
Kap. Kap. Kap.
Moje bezwładne ciało zaczyna unosić
się, a włosy falują, zupełnie jakby były w wodzie.
„Czuję, jak życie ze mnie
uchodzi. Moje ciało staje się tak lekkie. To prawie jak zasypianie.
Ból powoli mnie opuszcza tak samo, jak wola życia. Może tak będzie
lepiej? Już nie będę cierpieć, już nigdy nie będę się bać.
Znowu ich zobaczę. Taak... śmierć nie jest taka zła”
Moje oczy powoli się zamykają. Czuję,
jak śmierć przychodzi, tym razem po mnie. Co? Nie! To nie były
moje myśli, tylko jej! Ja chcę żyć! Chcę żyć!
— Chcę żyć! — wołam,
wybudzając się ze snu, a moje ciało i łóżko są całe mokre.
***
***
Taaakkk, zrobiłyśmy to. Przekroczyłyśmy barierę 50 stron (dokładnie 52 ot co!)
Odnośnie tego, co mogliście zobaczyć powyżej: my tylko dostałyśmy to nagranie i je opublikowałyśmy na prośbę autora. Nie bierzemy odpowiedzialności za ewentualne dolegliwości lub szkody na zdrowiu psychicznym, po obejrzeniu go.
Chciałybyśmy podziękować za wszystkie komentarze a przede wszystkim za promocję na różnych forach czy grupach na fb ;) Już Wy wiecie, o kogo chodzi…
Co do rozdziału: mamy nadzieję, że się spodobał, tym bardziej, że pisało się go nam z prawdziwą przyjemnością (nie to, że lubimy cierpiącego Malfoya… no może tak trochę)
Do następnego!
Ps: Jeśli chcecie wiedzieć, co też takiego Hermiona wyczytała w "Żongerze" i za co Zabini dostał szlaban, koniecznie przeczytajcie artykuł Antoniego Źdźióbki w zakładce "Żongler" pod tytułem "Baron narkotykowy zdemaskowany!"
ŁAŁ mój pierwszy komentarz tutaj i od razu jestem pierwsza!!! Czytam Waszego bloga od niedawna, ale muszę przyznać, że jest świetny! A Wasz szablom... OMG... brak słów, piękniejszego nie widziałam :) Co do samego, rozdziału: Jak zwykle trzyma poziom i wspaniale się go czyta, już sam tytuł mnie rozwalił :) Pozdrawiam i zapraszam do mnie, http://kiedyjestesprzymniedramione.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńAAA i jeszcze jedno... szacun za ilość stron, chylę czoła :)
OdpowiedzUsuńCudny rozdział!
OdpowiedzUsuńDzięki wam, do tej pory się śmieję xD
Dziękuję wam i czekam z niecierpliwością na więcej! ;)
Pomysł z kolczykami zwalił mnie z nóg! Jeszcze nigdy tak się nie śmiałam, czekam na następny rozdział!
OdpowiedzUsuńRozdział genialny jak zawsze ;) było mi żal Malfoya no ale dobrze, że z tego wyszedł. Zabini jest super rozbawił mnie do łez!
OdpowiedzUsuńImpreza ze Ślizgonami nie wróży nic dobrego akcja z kolczykiem mega :D
Czekam na next!
Pozdrawiam
Arcanum Felis
O Merlinie! Czytałam to z pół godziny! Nie mogłam przestać się śmiać! Tak zagryzłam wargę, że w dalszym ciągu dziwię się, dlaczego nie zaczęła krwawić :P Rozdział przezabawny. Masz świetnego Draco. Nie będę pytać jak on sobie 'sprawił' tego kolczyka. Sądząc iż to Granger była jedyną osobą, która potrafiła go ściągnąć to jest równoznaczne z tym, że musiała go założyć >.< Biedna Ginny... Znaczy jej włosy. Salazar so sweet. Niezła biba, nie ma co zaprzeczać. Wyobrażam sobie sytuację z woreczkiem i no... Moja wyobraźnia otwiera coraz więcej drzwi xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, czekam na następny,
KH.
Nasza wyobraźnia wyważyła już wszelkie możliwe drzwi.
OdpowiedzUsuńPs: Żywimy głęboką nadzieję, że z twoją wargą wszystko w porządku ;p
Uwielbiam! Mimo, że muszę czytać na raty to i tak kocham to, bo dzięki temu zbliżam się do następnego. Rozdział jak zwykle genialny i długi. Mogłybyście spokojnie napisać książkę.
OdpowiedzUsuńMalfoy jest jedną z moich ulubionych postaci, więc na prawdę kocham jego chamstwo, gadanie głupot i to jak zmienia swoje oblicze (nawet jeśli chodzi mu o jakąś rzecz)
Już czekam na rozwiązanie sprawy z Gregoroviczem i oczywiście bal, bo wyczuwam, że to może być na prawdę genialny moment. Zapraszam do siebie.
Opowiadanie, Nowe pokolenie :
http://lilylunapotterhp.blogspot.com/
Lekkie Miniaturki :
http://mini-story-dramione.blogspot.com/
Kiedy zacznę się akcje bardziej związane z tytulem: nauka latania? a poza tym jest cudnie
OdpowiedzUsuńCieszymy się, że w gronie naszych czytelników znajduje się facet i to taki, który zwraca uwagi na niuanse :) Nie chcemy za wiele zdradzać, choć możemy powiedzieć, że nawiązanie do tytułu tuż-tuż. Jednak zanim człowiek zechce się wznieść, najpierw musi dotkliwie upaść... To by było na tyle i teraz zostawiamy Ciebie i resztę czytelników w sferze domysłów ;))
UsuńRozdział świetny! Mam tyle na głowie, że czytałam na raty, pewnie przyczyniła się do tego ilość stron (52?!) :'D, chylę czoła! Blaise jak zawsze najlepszy ;). Co do waszych pomysłów na imprezy Ślizgonów :'D… ile już ich było? Jeśli odjąć imprezy, które zakończyły się katastrofą wyjdzie ZERO (moje zdolności matematyczne TO jeszcze ogarną :'D) :'D. Podsumuwując, UWIELBIAM Wasze opowiadanie! Życzę weny!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Hariet.
Naprawdę nie mamy pojęcia, kiedy zrobiły się z tego 52 strony... to tak samo wyszło po tym jak złączyłyśmy fragmenty rozdziału pisane na telefonach, komputerze i Bóg sam jeden wie, gdzie jeszcze ;p
UsuńIvana ma naprawdę przerąbana, a Draco to jednak potwornie mściwa bestia. Naprawdę narobił Gregorociczowi problemów, a co gorsza może mu to nie wyjść na dobre. Czas pokażę.
OdpowiedzUsuńZabini i Nott jak zwykle genialni. Tylko oni mogli wymyślić coś takiego.
Impreza rozwaliła system. Te kolczyki, szczególnie u Dracona... nie mam pytań. Uczenie Hermiony przygotowywania drinka również niczego sobie.
Mogłabym tak wymieniać wszystko po kolei, co mi się podobało, ale przepisałabym każdy wątek z rozdziału, więc powiem tylko, że odwaliłyście kawał dobrej roboty. Oby jak najwięcej takich długich i wspaniałych rozdziałów.
http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Bym zapomniała, filmik powala, podobnie jak remix :D
UsuńDziękujemy za komentarz i cieszymy się, że filmik się podobał... tym bardziej, że początkowo tylko żartowałyśmy między sobą, że można by coś takiego zrobić a decyzja o zmontowaniu go, podjęta została na spontanie ;p
Usuń52 strony?! Szacun, naprawdę. Rozdział świetny :D A ta impreza... mega xD Filmik genialny... Zabini <3 xD
OdpowiedzUsuńJako że jest to pierwszy rozdział, który przeczytałam na komputerze, a nie telefonie, a co za tym idzie dopiero teraz zauważyłam szablon, chciałam powiedzieć, że naprawdę bardzo mi sie on podoba. Jeden z najlepszych ( jak nie najlepszy!) jaki widziałam :)
Właśnie nadrobiłam wszystkie rozdziały, więc nie pozostało mi nic innego jak czekanie na następny :)
Pozdrawiam i weny życzę (chociaż jak widać wam jej nie brakuje xD)
Lili^^
Rozdział świetny! zastanawiam mnie bardzo ile czasu to pisałyście. Zasługujecie na duże brawa!
OdpowiedzUsuńSzkoda że babcia Rose tak szybko zniknęła, ale cóż przecież ciągle się śmiać. (:
Ach... Ten Malfoy.... Serio? Zadał sobie tyle bólu przez takiego idiotę . Zupełne marnotractwo krwi. Szkoda mi go. Salazar i Diabeł <3
Oczywiście jak to u mnie nie może zabraknąć rady. Nie śpieszcie się z publikacją kolejnego rozdziału...
Życzę weny!
Ta, której imienia nie wolno wymawiać....
Rozdział napisany został w ciągu dwóch tygodni, ale jak zawsze u nas większość powstała w ciągu ostatnich kilku dni...
UsuńZ rady z pewnością skorzystamy, tym bardziej, że szykuje się kolejny obszerny rozdział, z racji tego, że już mamy 14 stron a poruszyłyśmy tylko dwa z założeń ;)
Rozdział świetny i godny podziwu, z resztą jak każdy poprzedni. Wasza umiejętność rozwijania różnych wątków + długie i zajmujące rozdziały sprawiają, że naprawdę (jak już ktoś wyżej wspomniał) opowiadanie nadaje się na książkę. Ale do sedna: zakończenie rozdziału zaintrygowało mnie najbardziej, jestem niezwykle ciekawa o co chodzi z tymi liczbami, a odczucia przy czytaniu godne dobrej creepypasty :) Jedyne do czego bym się przyczpiła to papierosy, od razu mam przed oczami kupioną w kiosku paczkę czerwonego Marlboro z naderwaną akcyzą - produkt mugolski. Czekam na następne rozdziały i życzę aby były równie owocne :) jesteście świetne i moim zdaniem postawiłyście wysoką poprzeczkę, co do poziomu opowiadań Dramione i w ogóle fanficów.
OdpowiedzUsuńTak! Wreszcie ktoś zwrócił uwagę na ten wątek ;) Już niedługo rzucimy trochę światła na całą sprawę, ale póki co cicho sza! ;)
UsuńCo do papierosów, początkowo też nam się to trochę gryzło (podobnie jak radio w HP), ale nie mogłyśmy wyrzucić z głowy jednej sceny i już tak zostało ;)
W takim razie nie mogę się doczekać! :D
UsuńDziewczyny, czuję, że ten blog zrobi furorę, ba, to już się dzieje! Wasze dramione jest jednym z nielicznych, w którym jestem dogłębnie zakochana i na pewno nie porzucę tej historii (mam nadzieję, że Wy też nie). Jest śmiech, jest dramat, jest tajemnica. Jednym słowem: raj dla zwolenników tejże pary. Statystki szybko Wam rosną i nie zdziwię się, jak coraz bardziej będą się na Wasze opowiadanie rzucać niczym na czekoladową babeczkę! Albo w sumie nie - całe dramione to babeczka, a "Naucz mnie latać" to smakowita wisienka. Nie sposób jej się oprzeć.
OdpowiedzUsuńNajbardziej z tego wszystkiego zastanawia mnie, o co chodzi z tym końcowym fragmentem. Serio, nie mam pojęcia, o co może chodzić. No i oczywiście uczucie Granger&Malfoy cudownie nam się rozwija... Nic, tylko czekać na rozwój akcji :v
Btw. czy tylko ja nie mogę doczekać się Balu Bożonarodzeniowego? XD
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!
Pozdrawiam.
Dziękujemy za miłe słowa i witamy nową czytelniczkę ;)
UsuńHa! i znowu ktoś zwrócił uwagę na pojawiający się od czasu do czasu wątek, który wyraźnie odbiega od dotychczasowego klimatu opowiadania.
Bardzo nam się podoba porównanie do babeczek i wisienek, szczególnie jednej z nas, która ma obsesję na punkcie słodyczy ;p
Poświęciłam prawie całą dobę na przeczytanie Waszego opowiadania. Odkąd wczoraj późną nocą weszłam na tego bloga, aż do tej chwili praktycznie nie odrywałam wzroku od kolejnych rozdziałów. Naprawdę! Nawet pod prysznic wlazłam z tabletem, a podczas posiłków cudem trafiałam jedzeniem do ust, podnosząc rękę do buzi całkowicie na ślepo. Reasumując: Wasze opowiadanie wciągnęło mnie do tego stopnia, że gdyby było ciut dłuższe to pewnie padłabym z wycieńczenia :D Oczy mi się już kleją po tylu godzinach, ale musiałam zmusić je jeszcze do kilku chwil posłuszeństwa. Podoba mi się fabuła, podoba mi się sposób w jaki wykreowałyście postacie, konsekwencja w pilnowaniu typowych dla nich powiedzonek czy zachowań. To wszystko jest godne podziwu i naśladowania. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie wtrąciła jakiegoś "ale"... Myślałyście o skorzystaniu z bety? Chodzi o to, że w wielu miejscach napotkałam błędy, głównie składniowe. Nie są to jakieś poważne rzeczy, wyglądają mi na zwykłe przeoczenia. Wiecie, tak sobie myślę, że przeczytanie całego rozdziału przed samą publikacją powinno w sumie rozwiązać problem, bo żadnych innych błędów nie wyhaczyłam. Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział i lecę wreszcie spać, bo mój organizm domaga się snu bardziej upierdliwie niż malutki Salazar o uwagę Malfoy'a :D
OdpowiedzUsuńDobranoc i powodzenia w dalszym pisaniu, Dziewczęta! :)
Pozdrawiam,
Deszczowa
Oczywiście, doskonały dowód że przed publikacją warto przeczytać wszystko, co się pisze :D
UsuńW ostatniej linijce oczywiście powinno być, ze mój organizm domaga się snu bardziej upierdliwie niż malutki Salazar UWAGI Malfoy'a, ale ta moja gafa tylko potwierdza prawdziwość tego zdania :D
Spieszcie się z kolejnym rozdziałem, bo w trakcie sesji tylko poczucie humoru Blaise'a jest w stanie zachować mnie przy zdrowych zmysłach :D
Dziękujemy za miłe słowa ;)Tak to już jest, że osoby czytające nasze opowiadanie cierpią na różne przypadłości typu: napady śmiechu, bóle brzucha czy bezsenność ;)
UsuńBłędy oczywiście są (chociaż w wolnym czasie staram się na spokojnie czytać rozdziały i je poprawiać), przez jakiś czas w bodajże czwartym rozdziale Malfoy darł się na Blaise'a :"ZABINI IDZIESZ NA KONIE!" (zamiast na koniec), nie mówiąc już o literówkach typu "wisz co teraz czuję?" (prawdziwi górale z nich ;p)
Pisanie następnego rozdziału zajmuje nam nieco więcej czasu niż zwykle, ale trudno nam znaleźć czas pomiędzy czytaniem lektur, kolokwiami, egzaminami i pracą.
Powodzenia w sesji
Pozdrawiamy ;)
wygląda na to, że się wciągnęłam. nie jest to częste zjawisko więc wielki szacun =3
OdpowiedzUsuńi mam jedno dla mnie bardzo ważne pytanie... planujesz napisać ile rozdziałów? ~chomik
Nie mamy zaplanowanej dokładnej liczby rozdziałów, ale myślę, że jesteśmy mniej więcej w połowie tej historii, może trochę dalej; )
UsuńNaprawde cudowne, nie pamietam kiedy ostatio czytalam dramione z taka iloscia tekstu, naprawde wielki szacunek, i bardzo fajne pomysly na opowiadanie, wszyscy praktycznie polecaja mi to powiadanie, i juz wiem czemu bo jest swietne, czekam na nastepny ;)
OdpowiedzUsuńWow przeszłyśćie same siebie, świetny rozdział i genialne poczucie humoru :D
OdpowiedzUsuńBuziaki
~A
Yyy to było tak długie, że nie pamiętam jak się zaczęło i co było w tym rozdziale, a co w poprzednim. Muszę sprawdzić...Dobra, od Gregorovicz. Skubanie pobił karła i spierniczył! No pięknie, pięknie się zapowiada.
OdpowiedzUsuńDracon strzelił sobie nie byle jaka klątwę, ale czego to się nie robi by zwyciężyć! Ten to jest gotów wiele poświęcić dla szczytnego celu (w jego mniemaniu) Choć nie wiem co w tym fajnego wywalać ucznia ze szkoły na ostatnim roku? Zamiast odwrócić rolę i to jemu uprzykrzać życie i zabrać wszystko :D
Hermiona dobrze robi odseparowujac się od Malfoya, ten przez to czuję, i to dosłownie, tak słabo znane mu emocje.
A to że zapłacił za różdżkę i obiad, zgaduje, że jest to rekompensata za turniej. Jakby nie było zgubiłbjej różdżkę no i zgubili plecak bo się z nią droczył o te różdżkę i polecieli w dół.
To było bardzo miłe z jego strony, ale jak wiadomo turniej już swoje zrobil.
Malutki Salazara musi być uroczy!!!! Nie ma jak druga młodość.
Co ja to jeszcze chciałam napisać? Hmmm... Że razem na bal pojda było wiadome.
Tylko czekam na mroczne akcje związane z komnata tajemnic. Bo o to chodzi z tym snem???
To ja tylko napiszę, że jak ogólnie kocham Narcyzę to tutaj jej bardzo nie lubię. :(
OdpowiedzUsuńNie no filmik rozwala ;)
OdpowiedzUsuńleżę i płaczę ze śmiechu z rozdziału, ale filmik to już przeszedł wszelkie granice xD do tego Żongler... jestem pod wielkim wrażeniem Waszej pracy i dbałości o to opowiadanie :o najlepsze jakie czytałam w życiu
OdpowiedzUsuń