niedziela, 3 stycznia 2016

Zabini... ty kretynie!



 Gdy w końcu odprowadziła babcię do pokoju na szóstym piętrze, Hermiona westchnęła z ulgą. Kochała ją z całego serca i wiele jej zawdzięczała, jednak staruszka potrafiła być... problematyczna. Oczywiście nie specjalnie! Rose Granger, gdyby tylko mogła, uchyliłaby nieba dla swojej wnuczki. Jednak starsza pani posiadała wszystkie cechy tak typowe dla babć... przynajmniej tych mugolskich... A jeśli doda się charakterek, który nabyła podczas służby w wojsku... Dziewczyna, przypominając sobie o poleceniu dyrektorki, skierowała się ku schodom, by udać się do skrzydła szpitalnego. Zadrżała na myśl, w jakim stanie jest jej organizm po tygodniach jedzenia roślin i surowego mięsa oraz przebywaniu w miejscach o tak odmiennym klimacie. W sumie, po zjedzeniu porządnej kolacji, marzyła tylko o kąpieli i wygodnym łóżku, nie czuła żadnych niepokojących objawów. Jednak Gryfonka doskonale wiedziała, iż dokładne przebadanie się jest koniecznością po tym wyczerpującym turnieju.
Była w połowie schodów prowadzących na trzecie piętro, gdy ciszę przeszył przerażający krzyk. Zamarła w połowie kroku, gdy wrzask przywołał wspomnienia z wojny. Tylko w czasie bitwy słyszała tyle bólu w ludzkim głosie. W pierwszej chwili pomyślała, że ktoś jest torturowany, jednak po krótkim namyśle wyśmiała tę teorię. Była w Hogwarcie, panował czas pokoju. Kto i dlaczego miałby to robić? Dochodząc do wniosku, iż jest to głupia zabawa uczniów, zaczęła ponownie wspinać się po schodach i udała się w kierunku, z którego nadal dochodził mrożący krew w żyłach krzyk.
Pani prefekt była w swoim żywiole, myśląc, że zaraz przyłapie grupkę uczniów wydających te odgłosy, by specjalnie przerazić kogoś z młodszego rocznika, jednak to, co zobaczyła, przerosło jej najśmielsze oczekiwania. Nic nie mogło jej przygotować na zastały widok.
Na posadzce, w jednym z korytarzy tuż przy ich dormitorium, leżał Draco Malfoy. Ślizgon wił się na podłodze, wrzeszcząc za każdym razem, gdy jego skóra dosłownie pękała, wyrzucając w powietrze fontanny krwi. Na jego ciele widocznych było mnóstwo głębokich i długich rozcięć, których ciągle przybywało. Sposób, w jaki powstawały jego rany, był jednym z najgorszych obrazów, jakie Hermiona kiedykolwiek widziała. Skóra rozrywała się, jakby była napięta do granic możliwości i, nie mogąc już dłużej wytrzymać, pękała, wytwarzając przy tym odgłos, który od tej pory miał nawiedzać Gryfonkę w koszmarach.
W pewnej chwili chłopak gwałtownie oderwał plecy od podłoża, zapewne nie chcąc uciskać nowej rany, jaka w tym momencie pojawiła się na całej ich długości. Zawył przeraźliwie i, nie mając siły, z powrotem upadł na posadzkę. Wrzasnął głośniej, gdy szrama na jego plecach została przyciśnięta do podłogi. Z całą pewnością nie był to urok Sectumsempra. Zaklęcie rzucone na Ślizgona cały czas tworzyło nowe rany, które powstawały w o wiele gorszy i bardziej bolesny sposób.
Dziewczyna bez żadnego namysłu podbiegła do Ślizgona i przyklęknęła przy nim. Nie myślała o tym, czy gdzieś obok nadal może znajdować się oprawca Dracona, a ona jest pozbawiona różdżki. Najważniejsze było to, by go uratować.
— Pomocy! — wrzasnęła, próbując przekrzyczeć cierpiącego katusze arystokratę.
Ujęła w dłonie jego twarz, a w oczach odruchowo zabłysły łzy, gdy z bliska zobaczyła cierpienie chłopaka i twarz wykrzywioną w bólu. Pocieszając się, iż już za chwilę przybędzie pomoc, drżącą dłonią odsunęła blond kosmyki z zakrwawionego czoła arystokraty. Tam również skóra pękła, a Hermionie przez moment wydawało się, że widzi biel czaszki. Kałuża krwi Dracona, w której oboje się znajdowali, powiększała się z zastraszającym tempie. Gryfonka czuła, jak jej nagie łydki i krótkie spodnie zostają naznaczone jego krwią. Nawet nie wiedziała, iż przez cały czas mamrocze do niego słowa pocieszenia.
— Cii… Wytrzymaj. Wytrzymaj jeszcze trochę. Zaraz przyjdzie pomoc. Cii… — szeptała, gładząc blond kosmyki, teraz wilgotne od krwi i potu. Drugą dłonią próbowała zatamować najgorszą ranę na szyi chłopaka.
Ślizgon, jakby dopiero teraz zauważył Hermionę, spojrzał na nią udręczonymi oczami, w których błyszczała determinacja. Draco przełknął parę razy ślinę i zacisnął szczękę, próbując zignorować ból, by móc powiedzieć coś dziewczynie. Spojrzał na nią sugestywnie, próbując przekazać jej, by nachyliła się nad nim, jednak ta skupiła wzrok na jego ustach, z których właśnie wypłynęła strużka krwi. Blondyn, widząc w tym swoją szansę, spróbował wymówić słowo, od którego tak wiele zależało. Gryfonka, widząc nieznaczny ruch jego warg, pochyliła się nad rannym arystokratą. Zamarła, gdy usłyszała wyszeptane nazwisko wprost do jej ucha.
— Gregorovicz — wycharczał Ślizgon w momencie, gdy na korytarzu rozbrzmiały odgłosy kroków.
Chłopak po raz ostatni spojrzał na Hermionę i stracił przytomność.
Minerva McGonagall zamarła, widząc prefektów naczelnych, pod którymi nadal rosła kałuża krwi. Kobieta podbiegła do uczniów i przykucnęła po drugiej stronie Dracona. Skrzywiła się, gdy nieskazitelna dotąd skóra Ślizgona pękła w kolejnym miejscu. Rozpoznając silny czarnomagiczny urok, wyjęła różdżkę, by zatamować krwawienie ran. Tylko to można było zrobić dla arystokraty.
— Proszę zabrać stąd uczniów — warknęła do nauczycieli, słysząc podekscytowane i zlęknione szepty gapiów, po czym o wiele łagodniejszym tonem powiedziała do Hermiony:
— Panno Granger, muszę niestety panią prosić, by tu pani została.
Obie odeszły od chłopaka, gdy na miejsce przybyły pracownice skrzydła szpitalnego. Kobiety szybko oceniły jego stan i za pomocą magii przetransportowały go do sali. Dyrektorka poleciła, by jak najszybciej doniosły jej o obrażeniach ucznia, po czym zaprowadziła Gryfonkę do swojego gabinetu, uprzednio usuwając krew arystokraty z jej ubrania.
McGonagall usiadła przy biurku i odruchowo sięgnęła po dzbanek, jednak skrzywiła się i odstawiła go na miejsce. Minerva już otwierała usta, by wypytać uczennicę, jednak dziewczyna była szybsza.
— Lacerandum, prawda? — wyszeptała drżącym głosem, dobrze wiedząc, jakie zaklęcie ugodziło Dracona.
Był to stary czarnomagiczny urok, niemal zapomniany przez społeczność czarodziejów. Na ciele ofiary pojawiały się rany, których nie można było uleczyć w sposób magiczny, jedynie zatamować krwawienie i zaprzestać powstawaniu kolejnych urazów. Rekonwalescencja trwała niezwykle długo i dopiero po samoistnym zabliźnieniu ran, możliwym jest ich całkowite usunięcie.
Hermiona z niepokojem wpatrywała się w dyrektorkę, która z trudem powstrzymywała emocje. Żarty, wybryki i głupie zabawy uczniów mogła zrozumieć, znieść, w końcu to młodzież… Ale tak potężna klątwa, która o mały włos nie została zaliczona do Zaklęć Niewybaczalnych? Który uczeń mógłby się do tego posunąć?
— Panno Granger, zdaję sobie sprawę z tego, że po turnieju jest pani wyczerpana i zmęczona, w dodatku przed chwilą przeżyła pani szok, ale muszę zadać to pytanie: czy widziała pani, kto to zrobił? Albo chociaż kręcił się przy tym korytarzu? — zapytała Hermionę, chcąc rozwiać wszelkie wątpliwości, dotyczące tej sprawy.
Gryfonka skupiła się na chwili, zanim odnalazła arystokratę. Nie widziała nikogo, była sama, nie wiedziała więc, kto mógł się dopuścić tego odrażającego aktu przemocy.
— Nie, pani profesor, nikogo nie widziałam — oznajmiła, próbując za wszelką cenę odgonić od siebie obraz, wykrwawiającego się na jej oczach, arystokraty.
Minerva McGonagall przytaknęła, zupełnie jakby spodziewała się takiej odpowiedzi.
— Ale…
— Tak, panno Granger?
— Zanim Malfoy stracił przytomność, wspomniał Gregorovicza — odpowiedziała niepewnie, wpatrując się w swoje kolana. Czy to możliwe, żeby to właśnie on zaatakował Ślizgona? Może Malfoy wcale nie miał na myśli tego, kto go zaatakował, a ona właśnie oskarża niewinnego?
Minerva McGonagall przybrała groźny i zdecydowany wyraz twarzy.
— Powiedział, że to on go zaatakował?
— Nie, wypowiedział tylko jego nazwisko.
Chwilę później z gabinetu dyrektorki wybiegła jasnoniebieska kotka, niosąc pilną wiadomość.
— Proszę jak najszybciej zgłosić się do skrzydła szpitalnego, powinien się tobą wreszcie ktoś zająć — oznajmiła dyrektorka, otwierając drzwi.
Dziewczyna, wciąż będąc w szoku, wykonała jej polecenie.
W oczekiwaniu na przybycie Severusa, Minerva McGonagall chodziła po gabinecie, chcąc rozładować napięcie. Zanim powiadomi Ministerstwo, chciała mieć pewność, że wymieniony uczeń naprawdę miał coś z tym wspólnego. Nie podejrzewała panny Granger o świadczenie nieprawdy, co do zeznań dziewczyny była pewna, że są one z nią zgodne. Gryfonka należała do bardzo wąskiego grona uczniów, co do których McGonagall nie miała zastrzeżeń. Co innego młody Malfoy… Doszły ją słuchy o wzajemnej niechęci obu panów, a znając skrupuły arystokraty, mogła mieć wątpliwości czy aby na pewno napaści dopuścił się uczeń z zagranicy. Istniała bowiem możliwość, że odpowiedzialnym za to był ktoś z zewnątrz, a dziedzic Malfoyów chciał po prostu skorzystać z okazji i oczernić nielubianego kolegę. Musiała mieć pewność.
Odwróciła się, gdy drzwi gabinetu otworzyły się i stanął w nich Severus Snape w towarzystwie podejrzanego o napaść ucznia.
— Siadaj — rozkazała, wskazując brunetowi krzesło znajdujące się naprzeciwko jej biurka. — Chciałabym wiedzieć, co wiesz o napaści na młodego Malfoya — oznajmiła, siadając za biurkiem i bacznie obserwując zachowanie ucznia.
— Ja? Nic. A co mu się takiego stało, że zdążył się już poskarżyć? — zapytał prześmiewczo Ślizgon.
Był pewien, że to całe wezwanie do dyrektorki miało związek z pobiciem pyszałkowatego arystokraty. Uśmiechnął się pod nosem, gdy dotarło do niego, że powszechnie szanowany lider Slytherinu to tak naprawdę sprzedawczyk i donosiciel. Był pewien, że incydent w korytarzu zostanie między nimi, a blondyn będzie się chciał na nim odegrać w bardziej widowiskowy sposób. „Jedno wielkie rozczarowanie, Malfoy” — pomyślał, tworząc w myślach pełną pogardy wiązankę, którą wygarnie mu w odpowiednim momencie.
Minerva spojrzała porozumiewawczo na stojącego przy oknie Snape’a i wróciła wzrokiem do Ślizgona.
— A na co twoim zdaniem pan Malfoy mógłby się poskarżyć? — spytała, ledwo panując nad głosem. Spokój i wyrafinowanie ucznia doprowadzały ją do białej gorączki, tym bardziej że z każdą chwilą utwierdzała się w przekonaniu, że to właśnie on odpowiada za atak na prefekta naczelnego.
Gregorovicz zaśmiał się i spojrzał dyrektorce prosto w oczy.
— Skoro tu jestem, to zapewne wie pani, na co się poskarżył. Proszę skończyć tę szopkę, z pewnością ma pani ważniejsze sprawy do roboty niż niańczenie żałosnego maminsynka, który nie potrafi zachować się jak mężczyzna. Niech pani da mi szlaban i miejmy już to z głowy.
— Szlaban?! Chłopcze, za to grozi coś więcej niż szlaban! Ciążą na tobie poważne zarzuty, a co za tym idzie i surowe konsekwencje ze strony Ministerstwa! Przeraża mnie twój brak powagi i świadomości tego, co cię czeka. I miejmy nadzieję, że pan Malfoy wyjdzie cało z tego wszystkiego.
Po słowach dyrektorki, perfidny uśmieszek zniknął z twarzy bruneta. Obejrzał się za siebie, licząc na jakiekolwiek słowa wyjaśnienia ze strony opiekuna swojego domu. Jednak rozczarował się, napotykając badawcze spojrzenie Severusa Snape’a, które nie wyjawiało niczego. Powrócił więc wzrokiem do dyrektorki Hogwartu, mając nadzieję, że to wszystko jest mało śmiesznym żartem.
— Jakie Ministerstwo? I niby dlaczego Malfoy miałby z tego nie wyjść cało? Był we względnie dobrej formie, kiedy go zostawiłem w tamtym korytarzu.
Minerva upiła łyk ziółek. Nie mogła pojąć, jak bardzo trzeba być perfidnym, by w żywe oczy przyznawać się do tak brutalnego ataku i kpić z ciężkiego stanu, do jakiego doprowadził Malfoya. Spojrzała na Severusa, niemo prosząc o pomoc w rozmowie z uczniem.
— A więc przyznajesz się do ataku na Dracona? — spytał pozornie spokojnie Snape, podchodząc do bruneta.
— Owszem, ale nadal nie rozumiem, dlaczego sprawą pobicia miałoby zajmować się Ministerstwo? Czyżby byli Śmierciożercy nadal cieszyli się dużymi wpływami? — odparł oskarżany o napaść Ivan, ze złością wpatrując się w swojego opiekuna.
— SŁU... SŁUCHAM?! Na pana Malfoya rzucono bardzo poważną klątwę, to coś znacznie poważniejszego niż pobicie.
Gregorovicz uśmiechnął się, czując ulgę, że to wszystko okazało się nieporozumieniem.
— A więc musicie znaleźć innego kozła ofiarnego, bo ja mu nic takiego nie zrobiłem i …
— Tak się składa, że da się to łatwo sprawdzić — wtrącił cicho Snape, uśmiechając się w sposób, który niewiele miał wspólnego z życzliwością. — Podaj mi swoją różdżkę, Gregorovicz.
— Skoro już musicie odstawiać tę szopkę…
Severus Snape odebrał od ucznia różdżkę i położył ją na biurku dyrektorki. Wymierzył w nią własną różdżką, w myślach wypowiadając odpowiednią formułę zaklęcia Prior Incantato. Cała trójka w milczeniu obserwowała własność Ivana emanującą zimną, niebieską poświatą.
— To chyba wyjaśnia całą sprawę — powiedział Snape, wymieniając z McGonagall porozumiewawcze spojrzenie.
Kobieta pokiwała głową i spojrzała na Ślizgona. Chłopak z otwartymi ustami wpatrywał się w różdżkę. W jego oczach wyraźnie było widać zaskoczenie.
— Nie mamy innego wyjścia jak powiadomić Ministerstwo o znalezieniu potencjalnego napastnika — oznajmiła Minerva, w duchu zastanawiając się, w jaki sposób brunet opanował grę aktorską do perfekcji.
— Nie... nie... nie... — zaśmiał się Ivan. — Nie wrobicie mnie. To nie ja pokiereszowałem waszego pupilka… a przynajmniej nie do tego stopnia!
Dyrektorka uniosła brwi.
— W takim razie jak wyjaśni pan, że ostatnim zaklęciem rzuconym przez pańską własność była właśnie klątwa, która ugodziła pana Malfoya?
— A skąd ja mam to, do cholery, wiedzieć?! — wrzasnął Gregorovicz, gwałtownie podnosząc się z krzesła.
Szok i niedowierzanie w jego oczach przemieniły się we wściekłość. Ciężko dysząc, piorunował kobietę wzrokiem. Severus z beznamiętną miną położył dłoń na ramieniu Rosjanina i pchnął go z powrotem na krzesło. Chłopak spojrzał na niego i już miał coś warknąć do nauczyciela, jednak w porę ugryzł się w język. Wziął parę głębokich oddechów i z jawną irytacją powiedział:
— Nie mam pojęcia, dlaczego tak się stało. Nie rzucałem tego zaklęcia.
— Proszę się uspokoić, panie Gregorovicz. Pańskie zachowanie działa na pana niekorzyść. Chcemy wyjaśnić całą sprawę, a w tej chwili jest pan jedynym podejrzanym. Pana różdżka, zeznania panny Granger i…
Brunet zaśmiał się kpiąco i, nim zdążył się pohamować, powiedział:
— Ciekawy jestem, co też wam powiedziała ta mała szl…
— Radziłabym zważać na słowa. Wracając do kwestii Ministerstwa, nie zostanie pan z góry uznany za winnego i zesłany do Azkabanu… tak panie Gregorovicz, za takie wykroczenie możliwa jest nawet kara pozbawienia wolności — dodała, widząc zdziwioną minę ucznia. — Najpierw w tej sprawie zostanie przeprowadzone śledztwo.
— Akurat — prychnął Gregorovicz.
Dobrze wiedział, że od razu zostanie uznany za winnego. Biorąc pod uwagę dowody wskazujące na jego winę, jego reputację, pogłoski o konflikcie między nim a Malfoyem i znajomości rodziny młodego arystokraty był przekonany, jak potoczy się cała sprawa. Skończy w Azkabanie, na co nie mógł pozwolić.
— Zanim zawiadomię Ministerstwo, chcę zapytać o jeszcze jedną rzecz. Gdzie był pan w czasie, gdy pan Malfoy został ugodzony urokiem Lacerandum? — spytała dyrektorka, chcąc dać szansę uczniowi na jakąkolwiek obronę.
— Byłem na błoniach, gdzie znalazł mnie profesor Snape. Wątpię, czy ktoś mnie widział. Zdążyło już się ściemnić — warknął Ivan, nawet nie próbując kłamać. Wiedział, że na nic by się to zdało. W tej chwili zastanawiał się tylko nad tym, jak uniknąć Azkabanu. McGonagall wstała i po raz ostatni spojrzała na Ivana.
— Severusie, odprowadź, proszę, pana Gregorovicza do jednej z komnat dla gości. Znajdź Filiusa i przekaż mu, by przypilnował, aby uczeń nie opuszczał pokoju — powiedziała i ruszyła do skrzydła szpitalnego, by dowiedzieć się, w jakim stanie znajdował się zaatakowany uczeń.
Weszła do sali i podeszła do łóżka, na którym leżał młody Malfoy. Bandaże pokrywały całą klatkę piersiową i ramiona blondyna. Na czele miał niewielki opatrunek. Dyrektorka pierwszy raz widziała tego aroganckiego chłopaka tak słabego i bezbronnego. Znacznie stracił na wadzę podczas turnieju. Kości policzkowe wyraźnie odznaczały się na jego twarzy, a pod oczami widniały cienie. Pokręciła głową i podeszła do leżącej obok Gryfonki.
— Jak się pani czuję, panno Granger? — spytała cicho, by nie zakłócać wypoczynku Ślizgona.
— W porządku. Nic mi nie jest. Muszę zostać do czasu, aż wrócę do prawidłowej wagi.
McGonagall westchnęła z ulgą, na wieść, że Hermiona nie ma żadnych poważniejszych problemów zdrowotnych po trudzie ostatnich trzech tygodni. Wystarczająco dużo troski dostarczał jej stan chłopaka. Dyrektorka pokiwała głową i, życząc dziewczynie szybkiego powrotu do zdrowia, ruszyła do gabinetu pielęgniarek.
Weszła do małego jasnego pomieszczenia, w którym znajdowały się dwa biurka, biała kanapa i półka wypełniona po brzegi książkami. Boczna ściana zakryta była szafkami zawierającymi eliksiry i inne przybory medyczne. Wszystkie meble były jasne, a jedynymi plamami koloru na białej przestrzeni były bukiety kwiatów. Siedzące na kanapie kobiety natychmiast przerwały rozmowę.
— Co z nim? — spytała Minerva, zajmując fotel naprzeciwko pielęgniarek.
Starsza z nich westchnęła i pokręciła głową, nie mogąc uwierzyć, że w szkole przyszło jej walczyć z takimi obrażeniami.
— Stan ciężki, ale stabilny, nie ma potrzeby przenosić go do Munga. Stracił dużo krwi, jest wychudzony. Ponadto na jego ciele znajdują się inne obrażenia wskazujące na to, że wcześniej został pobity. Naprawdę niewiele brakowało, by doszło do tragedii. Gdyby trafił tu kilka minut później…
Beth objęła ramieniem kuzynkę, widząc, jak bardzo to przeżywa. Choć wielu uważało, że przesadza, chorobliwie pilnując, by każdy przestrzegał zasad w skrzydle, robiła to z troski o swoich pacjentów. Rudowłosa postanowiła kontynuować wypowiedź starszej pielęgniarki.
— Nie pojawiają się następne rany, a dotychczasowe nie powiększają się. Zapewne kilka z nich znowu zacznie krwawić, ale na szczęście mamy odpowiednie zapasy eliksirów. Niektóre z ran są na tyle głębokie, że uszkodziły mięśnie, niektóre są naderwane. Chłopak miał wiele szczęścia, mięśnie nie są bardzo uszkodzone i zaklęcie nie stworzyło daleko idących konsekwencji. Jeśli chodzi o blizny, bardzo mało prawdopodobne jest to, żeby się pojawiły. Szybko zatamowała pani krwawienie, a my oczyściłyśmy rany. Stosując odpowiednie maści, zapobiegniemy ich powstaniu. Nawet jeśli jednak jakaś się pojawi, jestem pewna, że jego matka się tym zajmie. Ostatnio pojawiło się wiele nowych, a co za tym idzie, drogich specyfików, które skutecznie je usuwają. Nie są dostępne w szkole, ale od kilku miesięcy są już w sprzedaży i otrzymują pozytywne opinie.
McGonagall kiwała głową, z uwagą słuchając rudowłosej. Przymknęła oczy na wieść, że młody Malfoy nie będzie w żaden sposób okaleczony i wróci do pełni zdrowia.
— A panna Granger?
— Żadnych poważnych dolegliwości. Obojgu podawane będą eliksiry, które szybko doprowadzą ich do poprzedniej wagi — oznajmiła pani Pomfrey. — Panna Granger zostanie tu na kilka dni, natomiast pan Malfoy prawdopodobnie spędzi tu dwa tygodnie. Wszystko zależy od tego, w jakim tempie jego organizm będzie się regenerował.
— To młody, silny chłopak. Nie zdziwiłabym się, gdyby miał wychodzić po tygodniu. Z jego uporem? Będzie chciał wyjść za kilka dni.
Pani Pomfrey spojrzała ostro na Beth, dając do zrozumienia, że nie pozwoli na to, by ranny uczeń tak szybko opuścił skrzydło szpitalne. Jej młodsza kuzynka miała tendencję do wypuszczania chorych przed wyznaczonym przez nią terminem, twierdząc, że są całkowicie wyleczeni i nie potrzebują żadnych kontroli.
Panna McCullen uśmiechnęła się, widząc minę Poppy.
— Dziękuję wam. Osobiście dopilnuję, by nikt nie przeszkadzał im w odpoczynku — powiedziała dyrektorka, kierując się do wyjścia.
— Dobrze by było, gdyby przyjaciele wstrzymali się z odwiedzinami. Do czasu, aż stan pana Malfoya nie ulegnie poprawie, prosiłabym, aby wstęp do skrzydła mieli tylko członkowie rodziny i chorzy — oznajmiła starsza pielęgniarka, na co Minerva skinęła głową i ruszyła do swojego gabinetu, by powiadomić Ministerstwo o ataku i sprowadzić do zamku matkę zaatakowanego ucznia.

***

Dyrektorka Hogwartu szła do komnaty, w której przebywał Ivan Gregorovicz, prowadząc za sobą trzech przedstawicieli Ministerstwa Magii. Rosjanin musiał zostać przesłuchany i zatrzymany do czasu zakończenia śledztwa w sprawie napaści na arystokratę. Wszelkie nadzieje kobiety na to, że jej uczeń będzie zachowywał się rozsądnie umarły, gdy zobaczyła nieprzytomnego Filiusa Flitwick’a, leżącego przed otwartymi drzwiami do pokoju. Natychmiast podbiegła do starego profesora. Dwóch mężczyzn z Ministerstwa wpadło do komnaty, natomiast jeden z nich został przy dyrektorce, czujnie rozglądając się dookoła. McGonagall pomogła usiąść nauczycielowi i upewniwszy się, że wszystko z nim w porządku zaczęła wypytywać o Ślizgona.
— Na Merlina, zaatakował mnie! Wyszedł z komnaty i uderzył mnie! I zabrał moją różdżkę! — wykrzykiwał drobny nauczyciel, żywo przy tym gestykulując.
McGonagall pomogła mu wstać. W międzyczasie dwóch mężczyzn skończyło przeszukiwać pokój, w którym przebywał Ivan. Podeszli do trzeciego pracownika Ministerstwa i wymienili się informacjami. Ta sama dwójka postanowiła zostać i przeszukać wraz z nauczycielami zamek, podczas gdy ostatni mężczyzna miał wrócić i zdać raport na temat tego, co wydarzyło się w Hogwarcie.
Dyrektorka, obawiając się najgorszego, wysłała wiadomość do Severusa, aby razem z innymi nauczycielami przeszukał zamek i pobliskie tereny, a sama pobiegła do skrzydła szpitalnego. Z ciężkim oddechem wpadła do sali, w której, na szczęście, przebywali tylko prefekci naczelni. Nie zwracając uwagi na pytające spojrzenie dotąd czytającej Gryfonki i Narcyzy Malfoy, siedzącej przy łóżku syna, przeszukała całe skrzydło. Westchnęła z ulgą i ruszyła do gabinetu pielęgniarek, by powiadomić kobiety o potencjalnym zagrożeniu. Gregorovicz był nieprzewidywalny i agresywny, a w tej chwili miał uraz do rannego arystokraty. Skoro odważył się zaatakować nauczyciela, był w stanie pokusić się o dokończenie porachunków między nim a blondynem. Dyrektorka właśnie kończyła wyznaczać instrukcje, gdy usłyszała drżący lodowaty głos.
— Mam rozumieć, że to bydle, które zaatakowało mi syna, uciekło z Hogwartu? — spytała Narcyza, która, wchodząc do gabinetu, usłyszała część słów Minervy.
Dyrektorka przymknęła oczy i wzięła głęboki wdech, zanim odwróciła się do arystokratki.
— Pani Malfoy zrobimy wszystko, by…
— Och zrobiła już pani wystarczająco dużo — powiedziała prześmiewczo kobieta, z pogardą w oczach patrząc na McGonagall. — Najpierw zmuszanie do mieszkania z tą… Później wywalenie z drużyny na pół roku, idiotyczne spotkania, turniej, który zmasakrował mi syna, a teraz?! Draco został zaatakowany w SZKOLE. W pani szkole, a winowajca tak po prostu uciekł. Jeszcze nigdy Hogwart nie miał tak nieudolnego dyrektora.
Minerva z kamienną maską na twarzy słuchała oskarżeń Narcyzy. Kobieta miała prawo do takiej reakcji. Jej syn leżał nieprzytomny w skrzydle szpitalnym, po brutalnym pobiciu i czarnomagicznym uroku, a to wszystko stało się tego samego dnia, gdy wrócił z wyczerpującego turnieju. Dyrektorka po raz kolejny żałowała, że zgodziła się na projekt Ministerstwa.
— Doskonale panią rozumiem i proszę mi wierzyć, że Ivan Gregorovicz poniesie surowe konsekwencje. Jestem pewna, że niedługo zostanie odnaleziony, samemu nie uda mu się ukrywać przed pościgiem — dodała, doskonale wiedząc, że za jej byłym już uczniem zostanie wysłana grupa poszukiwawcza. Na Ivanie ciążyły poważne zarzuty, a jego ucieczka i zachowanie potwierdzają tylko to, że zaatakował Dracona.
Narcyza Malfoy zmrużyła oczy, nie odrywając lodowatego spojrzenia od McGonagall.
— Gdy tylko mój syn się wybudzi, zabieram go stąd do specjalistycznej kliniki. Naukę dokończy pod nadzorem prywatnych nauczycieli i wróci do Hogwartu tylko po to, by zdać egzaminy. Proszę spodziewać się skargi i procesu w Ministerstwie — powiedziała i wyszła z gabinetu.
Podeszła do syna i złożyła czuły pocałunek na jego czole. Jeszcze raz omiotła spojrzeniem jego rany i opuściła skrzydło szpitalne.
Hermiona zmarszczyła brwi, kątem oka zauważając jej gest. Kobieta zimna, wyniosła, była Śmierciożerczyni. Gryfonka była mile zaskoczona, że potrafi okazywać matczyne uczucia. Przeniosła wzrok na książkę, jednak nie potrafiła się na niej skupić. Litery powoli zaczynały się rozmazywać, powodując ból głowy. Dziewczyna z westchnieniem zamknęła lekturę i odłożyła ją na stolik. Położyła się, w nadziei, że sen nadejdzie szybko. Przekręcając się z boku na bok, na przemian zakrywała się kołdrą i odrzucała ją. Ostatecznie przesunęła ją na skraj łóżka i położyła się na boku, obserwując spokojny oddech współlokatora. Nieświadomie zaczęła oddychać w jego rytmie i dopiero wtedy zapadła w spokojny sen.
Spokojny i krótki, bo zaraz po tym obudziło ją walenie w drzwi. Pani Pomfrey wyszła z gabinetu, poprawiając fartuch i mamrocząc gniewnie pod nosem. Otworzyła, z zamiarem udzielenia reprymendy dowcipnisiom jednak zamarła na widok kolejnego zakrwawionego ucznia uwieszonego na ramieniu kolegi.
— Bijąca wierzba. Pies mu uciekł — rzucił Nott, siląc się na spokojny i poważny ton.
Pielęgniarka szerzej otworzyła drzwi i wpuściła uczniów do środka.
Hermiona, widząc zakrwawionego Blaise’a, usiadła na łóżku. „Najpierw Malfoy, teraz Zabini… co się tu dzieje?” — pomyślała, szczelnie otulając się kołdrą.
Pani Pomfrey zaprowadziła Ślizgona do łóżka obok dziewczyny i na chwilę zostawiła uczniów, by przynieść odpowiednie medykamenty. Czarnoskóry spojrzał na Hermionę i wyszczerzył się od ucha do ucha.
— Fajną masz babcię, Granger — oznajmił.
Teodor, przeczuwając wybuch śmiechu przyjaciela, uderzył go lekko w tył głowy. Blaise spojrzał na niego z wyrzutem.
— No i czego mnie tłuczesz? Nie wystarczy, że to ja dałem z siebie zrobić ofiarę?
Nott, nie zwracając uwagi na jego słowa, podszedł do nieprzytomnego arystokraty. Założył ręce na piersi, z poważną miną przypatrując się bandażom i opatrunkom. Dobrze wiedząc, że nie uzyska informacji od personelu medycznego, nie odrywając spojrzenia od przyjaciela, zapytał:
— Co z nim?
Jego ton był zimny i stanowczy, jakby to, że odpowiedzi miała mu udzielić Gryfonka, było dla niego ujmą na honorze. Hermiona zamrugała i odchrząknęła parę razy, by po chwili odpowiedzieć.
— Z tego, co usłyszałam, to z tego wyjdzie. Jego stan jest ciężki i niewiele brakowało, ale nie wyślą go do Munga.
Zabini zaklął pod nosem i spróbował wstać z łóżka, by podejść do kolegi, gdy wróciła starsza pielęgniarka.
— A ty dokąd? Nie ruszaj się — rozkazała, stawiając na szafce obok łóżka tacę z paroma niewielkimi buteleczkami i bandażem. — Ty możesz już iść. Pan Zabini jutro po południu wyjdzie ze skrzydła — rzuciła w stronę Teodora.
Brunet znacząco spojrzał na przyjaciela i opuścił salę.
— Łaskocze mnie pani — stwierdził Blaise, uciekając od wacika nasączonego eliksirem.
Pielęgniarka przewróciła oczami i kontynuowała swoją pracę. Przez te parę lat przyzwyczaiła się do Ślizgona i jego wygłupów. Nałożyła opatrunek na rozcięcie na policzku i wróciła do gabinetu, by powrócić do rozmowy z młodszą kuzynką.
Chłopak odczekał parę chwil i powoli wstał z łóżka. Na palcach, garbiąc się, jakby to miało mu pomóc, podkradł się do drzwi, za którymi znikła pani Pomfrey i przystawił do nich ucho.
— Co ty…
— Shhh… — syknął Ślizgon, przykładając palec do ust.
Stał tak przez dziesięć minut. Kiedy zdobył potrzebne informacje, wrócił do łóżka. Dziewczyna spojrzała na niego z miną mówiącą: „Gadaj albo cię wydam. Nie jestem głupia, widzę, że coś kręcisz”. Chłopak westchnął i nachylił się w jej stronę, gestem dając jej znak, by zrobiła to samo. Otworzył usta, jednak zawahał się przed wyjaśnieniem całej sytuacji.
— To zostaje między nami, Granger — szepnął, a kiedy Hermiona pokiwała głową, uśmiechnął się i kontynuował podekscytowanym tonem. — Nasza Teodora mnie pobiła.
Dziewczyna uniosła brwi i zamrugała, wyobrażając sobie ropuchę Neville’a tłukącą bez litości większego o prawie dwa metry Ślizgona. Dopiero po chwili dotarł do niej bezsens tego, co usłyszała.
— Poproszę panią Pomfrey o dodatkowy eliksir — powiedziała wolno, jakby mówiła do osoby, która straciła kontakt z rzeczywistością. — Chyba nawet w tej chwili — dodała, wstając z łóżka i powoli kierując się w stronę drzwi, nie spuszczając podejrzliwego wzroku z Zabiniego.
— Granger, wracaj tu. Miałem na myśli Notta.
Kasztanowłosa znieruchomiała i zmarszczyła brwi, gubiąc się w wypowiedziach Ślizgona.
— Czekaj… zaraz… Chcesz mi powiedzieć, że pobił cię twój przyjaciel?
— Zasadniczo… tak. Ale sam tego chciałem.
Hermiona, słysząc jego słowa, wytrzeszczyła oczy. Po chwili wydukała:
— Aha… Nie no, w porządku. Co kto lubi…
Ślizgonowi opadła szczęka, gdy domyślił się, w jakim kierunku podążyły myśli dziewczyny.
— To nie… ja… Na jaja Salazara, Granger! Znajdź sobie w końcu faceta, bo tylko jedno ci w głowie. Chodź tu i pozwól mi dokończyć.
Gryfonka wróciła szybko na swoje łóżko, słysząc odgłosy kroków pielęgniarki. Zanim do sali weszła pani Pomfrey, Hermiona zdołała z powrotem otulić się kołdrą i oznajmić ściszonym głosem:
— A ja myślałam, że to z Malfoyem jest coś nie tak… wy wszyscy… nie, ja wolę nie wiedzieć — oznajmiła, unosząc dłonie w geście kapitulacji.
Zabini zaśmiał się i gdy pielęgniarka weszła do gabinetu, ponownie nachylił się ku dziewczynie.
— Informacje o stanie zdrowia są udzielane tylko rodzinie, nikt nie chciał nam nic powiedzieć. Skrzydło szpitalne zamieniło się niemal w fortecę, przed wejściem stoją strażnicy. A wszystko przez ucieczkę Gregorovicza… no ale ja nie o tym. No i postanowiliśmy…
— Zaraz… ŻE CO?! — krzyknęła Gryfonka i przysłoniła dłonią usta, w duchu ganiąc siebie za wrzaski po nocach w skrzydle szpitalnym.
Ślizgon zerknął na Malfoya, drzwi do gabinetu i z powrotem na nią, po czym przyłożył palec do ust. Odczekał chwilę, a gdy miał pewność, że nikt nie przyjdzie ich uciszyć, powiedział:
— No tak, ty nic nie wiesz. Gregorovicz dał nogę. Chodzą słuchy, że został oskarżony o napaść na naszego małego blondaska. McGonagall już prowadziła do niego ludzi z Ministerstwa, gdy ten zaatakował Flitwicka i uciekł z Hogwartu. Będą go szukać, a gdy go dopadną, osądzą i prawdopodobnie wyląduje w Azkabanie na jakiś czas.
Hermiona nawet nie wiedziała, że wstrzymała oddech, słuchając najnowszych rewelacji ze szkoły. W głowie jej się nie mieściło, że Ivan jest do tego zdolny. Atak na Malfoya, później na nauczyciela, a teraz ucieczka przed Ministerstwem? Zaczęła zastanawiać się, dlaczego chłopak to zrobił. Wiedziała, że panowie za sobą nie przepadają, ale żeby posunąć się do napaści? Kierowana wrodzoną ciekawością, spytała o to Zabiniego.
— Jest wiele teorii. Według jednej z nich Gregorovicz miał zaatakować Dracona, bo ten miał już niedługo wrócić do gry i wykosić go z drużyny Quidditcha. Inna głosi, że Gregorovicz był zwyczajnie zazdrosny o Malfoya…
— Zazdrosny? — powtórzyła dziewczyna, poprawiając się na łóżku i pochylając się jeszcze bardziej w stronę Ślizgona.
Chłopak przytaknął z błyskiem w oczach. Widać było, że ten temat był interesujący nie tylko dla Hermiony.
— Pomyśl tylko. Gregorovicz przybywa do Hogwartu, pewien, że będzie tu błyszczał. Jest pewny siebie, dumny, porywczy. Myśli sobie: „Będą mnie wielbić jak samego Merlina”. I nagle — BUM! — spotyka Dracona! — powiedział Blaise, energicznie gestykulując. — Co ma Malfoy? Sławę i szacunek, budzi podziw, dziewczyny łaszą się do niego i jest najlepszym szukającym w Hogwarcie. A co ma Gregorovicz? Nic. Jest nowy i nikt nie zwraca na niego uwagi, więc postanawia odebrać wszystko po kolei naszemu blondaskowi. Kto jest spostrzegawczy i od czasu do czasu używa głowy, wie, że Ivan naprawdę próbował to zrobić. Najpierw nawiązał kontakt z innymi nowymi uczniami zza granicy. Tylko oni, nie znając Malfoya, zdecydowaliby się na sprzeciw wobec niego i Gregorovicz doskonale o tym wiedział. A więc już zdobył nieliczne grono poparcia. Później, o ile się nie mylę, skorzystał z okazji i zajął miejsce Dracona na pozycji szukającego i moje, jako kapitana. Chwilowo pozbawił go kolejnej rzeczy. Kolejnym jego celem byłaś ty.
— Ja? — zdziwiła się Hermiona.
Ślizgon pokiwał głową i wstrzymał się z dalszą przemową, by dać jej czas na poukładanie tych informacji w głowie.
Gryfonka przygryzła wargę, myśląc nad słowami Zabiniego. Prychnęła cicho i spojrzała na nieprzytomnego arystokratę z gniewem i urazą. No tak. Hermiona Zabawka Malfoya–Granger. Kasztanowłosa położyła się na łóżku i szczelniej okryła kołdrą.
— Rozumiem.
Zabini odchrząknął, nagle czując się niezręcznie. Sądząc, iż rozmowa dobiegła końca, położył się i zamknął oczy. Leżeli w ciszy, którą w końcu zdecydowała się przerwać Gryfonka.
— Miałeś mi powiedzieć, dlaczego Nott cię pobił.
I tak nie mogła zasnąć, a prawdę mówiąc, rozmowa z Zabinim szła jej lekko i przyjemnie. Ślizgon podłożył ramię pod kark i obrócił głowę w jej stronę. Myślał, że dziewczyna obraziła się, kiedy przypomniał jej, iż dla Ivana była tylko środkiem do celu.
— No więc musieliśmy się dostać do skrzydła, by dowiedzieć się, co z naszym biedniątkiem. Nott wykombinował cały ten plan. Podał mi eliksir znieczulający i pobił mnie, oczywiście bez żadnych czarów, żeby rany naprawdę wyglądały, jakbym oberwał od wierzby.
Hermionę zamurowało. Parę razy otworzyła usta, by coś powiedzieć. W końcu parsknęła śmiechem i wykrztusiła:
— Więc twój przyjaciel humanitarnie cię pobił, żebyś ty mógł dowiedzieć się, co z Malfoyem i mu o tym wszystkim doniósł.
Blaise wydął wargę, udając urażonego i powiedział:
— Nie widzę w tym nic śmiesznego, zwłaszcza że eliksir przestaje działać.
Hermiona zaśmiała się i wstała, by poprosić pielęgniarki o coś przeciwbólowego dla Ślizgona. Była pod wrażeniem tego, na co przyjaciele Malfoya byli dla niego gotowi, szczególnie Zabini.
— Granger? Idziesz podglądać pielęgniarki? Pójdę z tobą.
— Zostań, idę po eliksir dla ciebie.
Blaise parsknął śmiechem i skrzywił się, czując piekący ból na rozciętym policzku.
— Nie musisz kłamać, Granger. Zawsze wiedziałem, że zboczuszek z ciebie.
Hermiona zatrzymała się przed drzwiami i odchrząknęła, próbując przybrać wyraz powagi na twarzy. Uniosła dłoń, by zapukać, jednak drzwi otworzyły się, ukazując panią Pomfrey z tacą z dwoma buteleczkami. Kobieta uniosła brew.
— Chciałam poprosić o coś przeciwbólowego dla Zabiniego.
— Dobrze. Wracaj do łóżka. Akurat niosłam wam eliksiry na sen.
Dziewczyna grzecznie wróciła na miejsce. Wypiła podaną dawkę eliksiru i położyła się, czując jego niemal natychmiastowe działanie. Czarnoskóry przełknął gorzki płyn i zerknął na Malfoya nim się położył.
— To już któryś raz w tym roku, gdy trafia tu w tak ciężkim stanie. Jeszcze trochę, a nie będę miał kogo denerwować — westchnął.
— Któryś?
Zabini pokiwał głową i ziewnął potężnie, przeciągając się. Ponownie usiadł na łóżku, poprawił poduszkę i rozłożył się na nim.
— Mhm… Nie pamiętasz już, jak wylądował w skrzydle po trzecim zadaniu?
Kasztanowłosa zarumieniła się. Za każdym razem, gdy myślała o turnieju, przed oczami pojawiało jej się inne zadanie niż to, o którym wspomniał chłopak. Ona również zerknęła na blondyna i zamyśliła się nad słowami rozmówcy.
— Pamiętam, ale wtedy trafił tu na własne życzenie.
Ślizgon zamrugał, zbity z tropu przez słowa Hermiony. Odchrząknął i powiedział niezbyt przekonującym tonem.
— No ta… masz rację. Wtedy...
Gryfonka była zbyt zmęczona i senna, by zauważyć nietypową reakcję chłopaka. Zamknęła oczy, wtulając się w poduszkę.
— Dzięki za eliksir przeciwbólowy, Granger — mruknął sennie Blaise.
— Nie ma za co — odpowiedziała i podziękowała w duchu pani Pomfrey za wywar, słysząc głośne chrapanie Ślizgona.

***

Tak, jak powiedziała starsza pielęgniarka, Blaise opuścił skrzydło szpitalne następnego dnia. Hermiona trzy razy dziennie przez cztery doby miała przyjmować eliksir, który miał za zadanie przywrócić jej dawną wagę. Po cichu ustaliła z panną McCullen, by nieco obniżyć dawkę ustaloną przez panią Pomfrey. Co prawda dziewczyna kiedyś doprowadziła do pomniejszenia wyśmiewanych przez niektórych jedynek, jednak była pewna, że ten sam numer nie przejdzie z jej wagą. Rudowłosa zgodziła się na prośbę Gryfonki i w ten sposób dziewczyna miała ważyć dwa kilogramy mniej niż przed rozpoczęciem turnieju. Nie, żeby miała jakiekolwiek problemy z wagą, jednak wielkimi krokami zbliżał się Bal Bożonarodzeniowy. Kto nie skorzystałby z nadarzającej się okazji chwilę przed takim wydarzeniem?
Kasztanowłosa podczas kąpieli ze zdziwieniem przyglądała się zmianom, jakie zaszły w jej sylwetce. Dopiero teraz zauważyła, że na jej ramionach, nogach, a nawet na brzuchu pojawił się lekki zarys mięśni. Nic w tym dziwnego, skoro przez trzy tygodnie dźwigała kamienie i gałęzie, biegała, wspinała się, pływała… Jej jedynym problemem był brak butów, które Salazar potraktował jako swój gryzak.
Siedziała na łóżku, czytając książkę, gdy nagle coś sobie przypomniała. Uśmiechnęła się na myśl, że za wygraną w turnieju dostanie tysiąc galeonów. Zostało jej tylko pójść na Pokątną wybrać się na zakupy… których nie znosiła. Kupowanie książek, piór, kociołków to co innego, ale suknie i buty to nie był jej świat. Westchnęła, pocieszając się tym, że Ginny z pewnością przyjdzie jej na ratunek.
Przewróciła kartkę, rozpoczynając kolejny rozdział zatytułowany „Zaawansowana transmutacja międzygatunkowa”. Chciała jak najszybciej nadrobić zaległości i dziękowała Merlinowi za znalezienie tej książki w niewielkiej biblioteczce skrzydła szpitalnego. Zależało jej na tym, by perfekcyjnie przygotować się do egzaminów. Co prawda, mogła odpuścić jeden z nich, jednak stać ją było na więcej niż „powyżej oczekiwań”.
Zerknęła na zegarek i z zaskoczeniem zauważyła, że zbliża się osiemnasta. Odłożyła lekturę i przetarła oczy, dając im chwilę odpoczynku. Oparła poduszkę o ramę łóżka i poprawiła ją, by nadać jej odpowiedni kształt. Zadowolona z efektu, przybrała pozycję półleżącą i westchnęła. Oprócz prefektów naczelnych nie było tu nikogo i odkąd Zabini opuścił skrzydło, nudziło jej się niemiłosiernie. Rozejrzała się po sali, szukając czegokolwiek, czym mogłaby się zająć. Zrezygnowana, westchnęła ciężko, jednak znieruchomiała, gdy usłyszała cichy zachrypnięty jęk. Podparła się na rękach i obróciła w stronę sąsiedniego łóżka, na którym leżał Draco. Ślizgon marszczył brwi i mamrotał coś pod nosem. Hermiona wstała i nachyliła się nad nim.
— Wody…
Dziewczyna pobiegła do gabinetu pielęgniarek. Kobiety spojrzały na nią znad licznych fiolek i buteleczek, które ustawiały na półkach.
— Malfoy się obudził.
Kuzynki spojrzały po sobie, niemo ustalając, która z nich ma pójść do pacjenta, a która w międzyczasie naszykuje odpowiednie eliksiry. Dzięki temu, że znały się tak dobrze, ich współpraca była nienaganna i błyskawiczna. Gryfonka odsunęła się, robiąc przejście dla starszej pielęgniarki. Nie chcąc przeszkadzać i naruszać prywatności współlokatora, usiadła na łóżku na drugim końcu sali.
Poppy Pomfrey szybkim krokiem podeszła do łóżka, na którym leżał arystokrata. Nachyliła się nad chłopakiem i zaświeciła mu w oczy, używając zaklęcia. Ślizgon skrzywił się w momencie, w którym ostre światło zaatakowało jego źrenice.
— Chciałem wody, a nie żeby mnie pozbawiono wzroku — wychrypiał dobrze wszystkim znanym pogardliwym tonem, odpychając od twarzy różdżkę pielęgniarki.
Wbrew zaleceniom pani Pomfrey, zaczął powoli siadać na łóżku.
— Proszę leżeć spokojnie albo pana uśpię — zagroziła kobieta, wiedząc, że uczeń wybudził się wyjątkowo szybko i każdy ruch może ponownie otworzyć rany.
Ślizgon wykonał polecenie pielęgniarki dopiero wtedy, gdy poczuł silny ból na skutek ponownego pęknięcia jednego z rozcięć. Syknął z bólu i zaklął głośno, gdy zobaczył, jak jeden z bandaży w szybkim tempie pokrywa się szkarłatem.
— Widzi pan, panie Malfoy, co pan narobił? — spytała pani Pomfrey, biegnąc do swojego gabinetu po nowe opatrunki.
Ślizgon spojrzał oskarżycielskim wzrokiem na Gryfonkę i wysyczał, uciskając krwawiące miejsce:
— Nie mogłaś po prostu przynieść mi tej wody?
— Przepraszam, chciałam dobrze… — odezwała się kasztanowłosa, z przerażeniem wpatrując się w nasiąknięty krwią Ślizgona bandaż.
— A wyszło jak zawsze.
Hermiona spuściła wzrok, w ciszy czekając na powrót pielęgniarki. Nie miała za złe jego opryskliwych uwag. Biorąc pod uwagę fakt jego obecny stan zdrowia, trudno się dziwić, że tak się zachowywał.
— Może by tak trochę szybciej?! Ja się tu wykrwawiam, do cholery!
Ku niezadowoleniu arystokraty, do sali weszła Elizabeth McCullen, która po incydencie, jaki miał miejsce w skrzydle szpitalnym na początku roku szkolnego, nie kryła niechęci do arystokraty.
— Proszę nie krzyczeć, nie jest pan na jarmarku. Poza tym sam jest pan sobie winien, moja kuzynka wyraźnie mówiła, żeby się pan nie ruszał — oznajmiła chłodno, podchodząc do łóżka, na którym leżał blondyn.
Pielęgniarka położyła na szafce nowy komplet opatrunków i eliksiry oczyszczające. Nie zważając na jęki pacjenta i kąśliwe uwagi na temat niedokształcenia i załatwiania pracy po znajomości, panna McCullen pozbyła się zakrwawionego bandaża, ukazując dość paskudne rozcięcie na podbrzuszu arystokraty. Świeżo zasklepiona rana pękła, wylewając z siebie spore ilości krwi.
Ślizgon skrzywił się, gdy rudowłosa pielęgniarka przyłożyła do rany nasączony w eliksirze oczyszczającym wacik. Panna McCullen powtarzała ten gest, dopóki krwotok nie ustał. Gdy skończyła zakładać opatrunek, oznajmiła:
— Gotowe. Radzę leżeć spokojnie, chyba że ma pan ochotę na powtórkę z rozrywki. Za chwilę przyniosę eliksiry na wzmocnienie, mam nadzieję, że do tego czasu nic pan sobie nie zrobi.
Po tej krótkiej i niezbyt życzliwiej przemowie wyszła z sali, zostawiając dwójkę prefektów naczelnych samych.
— Dostanę w końcu coś do picia? — zapytał, wpatrując się w sufit.
Gryfonka wywróciła oczami, jednak mimo to podeszła do swojej szafki i nalała soku dyniowego do swojego ulubionego kubka w misie. Podeszła do Ślizgona, podłożyła mu pod głowę jeszcze jedną poduszkę i podała kubek.
— Urocze — zakpił, gdy zobaczył kubek dziewczyny.
Posłała mu spojrzenie, urażona tym, że chłopak wyśmiewa jej prezent od przyjaciół.
— Jak ci nie pasuje, to możesz nie pić.
Arystokrata powoli uniósł rękę, by wziąć kubek od kasztanowłosej, jednak szybko tego pożałował. Rozcięcia na jego ramieniu ograniczały mu ruchy. Zaklął pod nosem, gdy dotarło do niego, jaki jest słaby i bezradny.
Gryfonka, widząc, że Ślizgon nie jest w stanie unieść kubka, zbliżyła go do jego ust i przechyliła, wlewając do nich płyn. Gdy skończył pić, wróciła na swoje łóżko, czując bijącą od niego złość i niechęć.
— ... tak, jak tylko podam mu eliksiry, zawiadomię panią dyrektor, że się obudził. Pewnie będzie chciała z nim porozmawiać, na temat tego, co się stało — dotarł do nich głos Poppy Pomfrey. Chwilę później, kobieta stała przy łóżku arystokraty, podając mu eliksiry. Gdy skończyła, wyszła, zalecając obojgu wypoczynek.
Hermiona ponownie zanurzyła się w lekturze książki, nie chcąc zmuszać Ślizgona do rozmowy. Po chwili usłyszała ciche chrapanie. „Czekaj... chrapanie? Przecież Malfoy nie...” — przeszło jej przez myśl, na chwilę przed tym, jak Minerva McGonagall weszła do sali w towarzystwie starszej z pielęgniarek.
— Dobry wieczór, panno Granger. — Dyrektorka spojrzała na śpiącego Ślizgona i zwróciła się do pani Pomfrey: — Podała mu pani eliksir słodkiego snu?
— Ależ nie, pani dyrektor, tylko te na wzmocnienie. Ale to nic dziwnego, że zasnął, w końcu wiele ostatnio przeszedł. Może jutro będzie w lepszej formie i zdoła z nim pani porozmawiać.
McGonagall zgodziła się i opuściła skrzydło szpitalne.
— Panno Granger, pani też zalecam już się położyć. W czasie snu organizm szybciej się regeneruje — poleciła pani Pomfrey i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
Hermiona nadsłuchiwała kroków pielęgniarki, dopóki ta nie zamknęła się w swoim gabinecie.
— Dlaczego nie chciałeś rozmawiać z McGonagall? — spytała szeptem, nachylając się w stronę Dracona.
Ślizgon otworzył oczy i spojrzał podejrzliwie na dziewczynę.
— Skąd wiedziałaś?
— Jeszcze nie słyszałam, żebyś chrapał przez sen. Ale mniejsza z tym, dlaczego udawałeś? — dziewczyna nie odpuszczała, kierowana swoją wrodzoną ciekawością.
— Miałem swoje powody — odpowiedział wymijająco. — Gdzie Zabini i Nott?
— Blaise dzisiaj już wyszedł ze skrzydła...
— Że co? A jemu co się stało?
— Nott go pobił. Nie przerywaj mi, to się wszystkiego dowiesz — dodała, widząc po wyrazie twarzy Ślizgona, że ten chce ją zasypać kolejnymi pytaniami. — W skrócie: Nott pobił Zabiniego, by ten mógł trafić do skrzydła szpitalnego i dowiedzieć się, w jakim jesteś stanie.
— Nie mógł po prostu...
— Nie, nie mógł. Mówiłam, żebyś mi nie przerywał — skarciła go Gryfonka, czym zasłużyła sobie na poirytowane spojrzenie arystokraty. — Dostęp do skrzydła jest ograniczony. Właściwie, czekaj... jak to ujął Blaise? Ach, tak „od ucieczki Gregorovicza skrzydło szpitalne zamieniło się w twierdzę” — wyrecytowała, nie zważając na zmianę wyrazu twarzy Ślizgona.
Na wzmiankę o Ivanie, twarz Malfoya spoważniała, ukazując wyrachowanie i nienawiść. Dopiero po chwili dotarł do niego sens słów Gryfonki.
— Uciekł?! Jak to uciekł?!
— Ciii.
Usłyszeli kroki i po chwili drzwi do sali otworzyły się z cichym skrzypnięciem. W ostatniej chwili Hermiona zdążyła okryć się kołdrą, pozorując sen. Pani Pomfrey zgasiła świece i zamknęła za sobą drzwi, pozostawiając pomieszczenie w półmroku.
— Jak to uciekł? — powtórzył szeptem swoje pytanie.
Hermiona jeszcze raz zerknęła na drzwi gabinetu pielęgniarek i oznajmiła konspiracyjnym tonem:
— Po tym, jak wyszło na jaw, że to on cię zaatakował, McGonagall zostawiła go z Flitwickiem, a sama poszła zawiadomić funkcjonariuszy Ministerstwa. Gdy przybyli na miejsce, zastali ogłuszonego nauczyciela, a po Gregoroviczu nie było ani śladu. Skrzydło jest pilnowane dzień i noc na wypadek, gdyby chciał tu wrócić i cię dobić.
Ku zdziwieniu Hermiony, na twarz arystokraty wstąpił błogi uśmiech. Pomimo tego, że praktycznie jedną nogą był już w grobie, wyglądał na bardzo z siebie zadowolonego.
— Co się w ogóle tam wydarzyło? — Hermiona w końcu odważyła zapytać się o kwestię, która nie dawała jej spokoju. Teorie Blaise'a, jakoby Gregorovicz posunął się do tego czynu z powodu zazdrości, nie przekonywały jej. Może Ivan był wrednym dupkiem, ale był też inteligentny co, nawiasem mówiąc, było niebezpieczną mieszanką. Nie ryzykowałby wyrzucenia ze szkoły i procesu ze strony Ministerstwa dla głupiego miejsca w drużynie czy dla większej popularności wśród dziewczyn. A może? Może po prostu w ogóle nie rozumiała męskiej logiki?
Gryfonka nachyliła się w stronę Malfoya, oczekując odpowiedzi.
— Jestem zmęczony, Granger — powiedział po dłuższej chwili, tonem zwiastującym koniec rozmowy.
— Co?! Nie, ani mi się waż teraz zasypiać. Chcę wiedzieć...
— A kim ty niby dla mnie jesteś, że oczekujesz, że będę ci się z czegokolwiek zwierzał? Nikim. Turniej się skończył i już nic nie zmusza mnie do tego, by się z tobą zadawać.
Nawet jeśli słowa blondyna ją zraniły, Hermiona nie dała tego po sobie poznać. Wpatrując się prosto w niebieskie, zdecydowane i na powrót zimne oczy Ślizgona oznajmiła:
— Zdaję sobie sprawę, że nie jesteśmy już zdani tylko na siebie...
— To dobrze, a teraz przymknij się wreszcie, bo jeszcze jedno słowo i zawołam pielęgniarkę, skarżąc się, że przeszkadzasz mi w wypoczynku.
Gryfonka prychnęła pod nosem, naśmiewając się z własnej naiwności. Odwróciła się plecami do arystokraty, nie mogąc już dłużej na niego patrzeć i udawać, że wszystko jest w porządku. Mogła się przecież domyślić, że gdy znów znajdą się w Hogwarcie, wszystko powróci do normy.
Przecież to Malfoy” — pomyślała, uderzając w poduszkę, by nadać jej odpowiedni kształt.
Jak na złość, przed jej oczami pojawiały się losowe obrazy z turnieju, które powodowały, że miała ochotę udusić Ślizgona poduszką, za to, że zdecydował się zniszczyć tę delikatną więź porozumienia, budowaną na wzajemnej pomocy i zaufaniu. I choć dobrze wiedziała, że Malfoy nie śpi, nie odezwała się do niego ani słowem.
Draco patrzył, jak urażona dziewczyna odwraca się do niego plecami. Choć sam nie chciał się do tego przyznać, nasłuchiwał, chcąc wiedzieć, czy Gryfonka płacze. Jednak Hermiona nie płakała. Wiedział też, że dziewczyna jeszcze nie śpi, jednak nie miał zamiaru nic więcej powiedzieć. Zrobił to, co uważał za słuszne: przywrócił dzielący ich dystans, na nowo zbudował mur, w którym pojawiła się wyrwa w czasie turnieju. Jak i kiedy dokładnie? Nie wiedział. Wiedział natomiast, że z czasem ochota na to, by zabić i zakopać Gryfonkę w niepoświęconej ziemi, zmalała. Teraz, gdy zdał sobie z tego sprawę, postanowił to zniszczyć. Tu, w Hogwarcie i tak ta nikła więź by nie przetrwała. Im szybciej łączący ich most, składający się z drobnych gestów, swobodnych rozmów i delikatnych uśmiechów runie do przepaści hodowanej od lat nienawiści, tym lepiej. Dla obojga. Tu, w Hogwarcie, wszystko wróci do normy.
Jak bardzo się mylili.

***

Następnego dnia, Hermiona z samego rana poszła do gabinetu pielęgniarek, chcąc prosić o przeniesienie jej na inną salę. Uśmiechnęła się blado na widok panny McCullen. Wiedziała, że młoda pielęgniarka spełni jej prośbę, bez dopytywania się o szczegóły. Niby arystokrata nie zrobił nic, czego już wcześniej by nie doświadczyła z jego strony, ale nie chciała przebywać w jego otoczeniu dłużej niż to konieczne.
Tak jak myślała, Beth spełniła jej prośbę, kierując ją na inną salę. Hermiona wróciła do swojego łóżka, by przyjąć dzisiejszą dawkę eliksirów, po czym zaczęła zbierać swoje rzeczy. Bez słowa wyszła z pomieszczenia, kierując się do sali obok, nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenie Dracona. Przeszło jej przez myśl, że właściwie z medycznego punktu widzenia wszystko jest już z nią w porządku i mogłaby wrócić do swojego dormitorium. Zamiast tego musi spędzić kolejne dni sama w pustej sali, bo ktoś mógłby coś zrobić Malfoyowi. Zatrzasnęła książkę ze złością, myśląc o Ślizgonie. „Muszę tu siedzieć jak w więzieniu, bo paniczowi ktoś może zrobić krzywdę!” — pomyślała i upiła łyk eliksiru na sen.

***

Kilka dni później, po dokładnym przebadaniu przez panią Pomfrey, Hermiona opuściła skrzydło szpitalne. Cieszyła się, że wreszcie opuści to miejsce i będzie mogła wrócić do tego wszystkiego, co kochała: przyjaciół i nauki.
Westchnęła z irytacją, gdy zobaczyła Zabiniego i Notta, którzy czaili się pod wejściem do jej dormitorium.
— Hej, Granger! — krzyknął wesoło Zabini, zanim dziewczyna zdążyła ukryć się w bocznym korytarzu.
Chcąc nie chcąc, Gryfonka ruszyła w stronę Ślizgonów.
— Cześć.
— Jak tam Draco? — zapytał Blaise.
Od czasu jego wyjścia ze skrzydła szpitalnego nie mieli żadnych informacji na temat stanu zdrowia przyjaciela, choć nie raz próbowali się przedrzeć przez straże i odwiedzić arystokratę.
— Irytujący, pyszałkowaty i zadufany w sobie jak zawsze — odwarknęła i weszła do dormitorium, zostawiając ich na korytarzu.
Ślizgoni jeszcze przez moment wpatrywali się w zamknięte z hukiem drzwi, zupełnie nie rozumiejąc opryskliwości dziewczyny.
— Wygląda na to, że nasz kochany blondasek wrócił do formy — powiedział po chwili Nott.

***

Draco obserwował, jak Gryfonka opuszcza skrzydło szpitalne. Sam wiele by dał, aby wreszcie uwolnić się spod opieki szkolnych pielęgniarek. Jednak doskonale wiedział, że jeszcze jest na to zbyt wcześnie. Co prawda większość ran zdążyła się już zasklepić, ale w dalszym ciągu były one świeże i mogły ponownie pęknąć. Chcąc nie chcąc, musiał pogodzić się z faktem, że spędzi tu jeszcze przynajmniej kilka dni, później wyjdzie na własne żądanie. Znając życie, pani Pomfrey chciałaby, żeby został tu przynajmniej przez miesiąc, ale nie miał zamiaru na to pozwolić.
Pomimo uporu matki, udało mu się ją przekonać do tego, by porzuciła pomysł zabrania go ze szkoły. W końcu po nowym roku zostanie przywrócony do gry w Quidditcha i wszystko wróci do normy.
Wszystko wróci do normy.
Przypomniało mu to o jego skomplikowanych relacjach z Gryfonką. Odkąd raczył uświadomić ją, że od zakończenia turnieju już nic ich nie łączy, nie odezwała się do niego ani słowem. Następnego dnia zabrała swoje rzeczy i przeniosła się do innej sali, zostawiając go samego z bólem, wśród pustych, zimnych czterech ścian. Czuł się… dziwnie.
Czyżby wyrzuty sumienia? Mimowolnie przypomniał sobie wszystkie zabawne momenty z turnieju i uśmiechnął się pod nosem.
Cholerna Granger, cholerny turniej, cholerne, manipulujące ludźmi Ministerstwo. O czymś zapomniałem? Ach, tak: cholerna Granger!” — pomyślał, gdy zdał sobie sprawę z tego, że brakuje mu irytującej Gryfonki.
Potrząsnął głową, zupełnie jakby chciał wyrzucić z niej natrętne myśli. Nie tak wyobrażał sobie powrót do szkoły po zwycięstwie w turnieju. Miał opływać w chwałę i ogólne uwielbienie jego skromnej osoby. A co go spotkało? Najpierw został stłuczony laską przez zbzikowaną staruchę, później ciężko pobity, a na koniec tego pięknego dnia sam o mało co nie wysłał się do grobu. „Epicko, kurwa, epicko” — pomyślał, wspominając tamten dzień.
No, ale przynajmniej pozbyłem się Gregorovicza. I chwała mi za to.”
Tak, chwała… ale znowu wiem o tym tylko ja, Zabini i Nott… umiarkowana ta chwała” — dorzucił irytujący głosik.
Pięknie, kurwa, pięknie. Gadam sam ze sobą…”
W istocie, ale to zaszczyt rozmawiać z tak wybitną personą.”
Fakt” — odpowiedział, po czym ukrył twarz w dłoniach, gdy zdał sobie sprawę, że właśnie przed chwilą nabawił się schizofrenii.
Dobra, pomyślmy o pozytywach. Wygrałem, jestem zwolniony z egzaminu i mam dodatkowe tysiąc galeonów. Pora pomyśleć co sobie za to kupię… No tak, ale ja już wszystko mam”
Poza różdżką. Nie masz różdżki, bracie”
— Racja! — wykrzyknął entuzjastycznie, po czym ponownie ukrył twarz w dłoniach. — Merlinie, ja głupieję. Wszystko przez Granger! — dodał, nadal skrywając twarz w dłoniach.
— Ja ci już chyba mówiłem, że masz na jej punkcie obsesję…
— Dlaczego moja podświadomość posługuje się głosem Zabiniego? — jęknął Draco, zakrywając twarz kołdrą.
— Może po prostu w głębi serca wiesz, że jest dla ciebie kimś ważnym i wartościowym? — podsunęła „podświadomość”, trzęsąc się od powstrzymywanego śmiechu.
— Myślisz?
— Ja to wiem, bracie, ja to wiem. Powiedz to głośno, nie walcz z tym więcej — poradził Zabini, jednocześnie przemieniając wazon w gramofon, po czym rzucił zaklęcie, by sprzęt zaczął nagrywać.
— Masz rację. Blaise… Lubię Zabiniego. Jest prawie jak brat.
Draco odetchnął z ulgą, gdy drugi głos zamilkł, zostawiając go samego. Wyglądało na to, że chwilowo zwalczył swoją przypadłość. W międzyczasie czarnoskóry przemienił gramofon w odtwarzacz, a łzy rozbawienia znaczyły jego policzki. Machnął różdżką, a pomieszczenie wypełnił nagrany głos arystokraty:

Masz rację. Blaise… Lubię Zabiniego. Jest prawie jak brat.
Lubię Zabiniego. Jest prawie jak brat.
Brat
Brat
Brat…
Prawie jak brat…

Blondyn powoli wychylił głowę spod kołdry, a w jego oczach zabłysła chęć mordu, która wzrastała z każdym kolejnym odtworzeniem nagrania. Spojrzał na Zabiniego, który przystawił sobie odtwarzacz do ucha, i wzdychał ze wzruszenia na pełne miłości słowa Dracona.
— Zabini…
Czarnowłosy Ślizgon uciszył Malfoya gestem, dając mu do zrozumienia, że zagłusza najlepsze momenty.
— Chyba zrobię jakiś remix — oznajmił, potakując głową i zaczynając beatboxować.
— ZABINI!!! — wrzasnął arystokrata, rzucając w niego poduszką.
— Nie ma co się wypierać swoich uczuć…
— Ja cię zapierdolę! Spróbuj tylko komuś to odtworzyć…
— Aha, aha, YEAH! Jest prawie jak brat, jeeeaa prawie jak brat…
— ZABINI!!!
Gdy arystokrata rzucił już w Blaise'a wszystkim, co było pod ręką, ten w końcu podszedł do chorego przyjaciela, wciąż trzęsąc się ze śmiechu. Przystawił sobie krzesło i usiadł w bezpiecznej odległości od Dracona. Pomimo tego, że blondyn był praktycznie pozbawiony możliwości ruchu, Blaise wolał nie kusić losu. Machnął różdżką w stronę gramofonu, zatrzymując odtwarzanie.
— Bracie, nie cieszysz się, że mnie widzisz? — zapytał z udawanym smutkiem, który zupełnie nie pasował do wesołych iskierek w jego oczach.
— Co ty tu w ogóle robisz? Myślałem, że nie wpuszczają nikogo do skrzydła — oznajmił, myśląc nad sposobem pozbycia się nagrania. Znając Blaise'a, to po jego przeróbkach będzie ono brzmieć jeszcze gorzej. O ile to w ogóle możliwe.
— No bo nie wpuszczają. Ale wystarczyło użyć trochę uroku osobistego i dostałem specjalne pozwolenie od McGonagall. Powiedziałem jej: pani psorko, niech się pani zlituje. Biedak siedzi tam sam jak palec, pewnie już świruje. A tak posiedzę przy nim, pogadam, to na pewno szybciej wyzdrowieje. No i się udało. W końcu jesteś dla mnie prawie jak brat... prawie, prawie... prawie jak brat... brat...
Zabini dokończył swoją wypowiedź, kolejną intonacją stworzonej przez siebie piosenki, czym, po raz kolejny tego dnia, rozwścieczył arystokratę.
— Uspokój się, bo ci ta żyłka w końcu pęknie. Nie ma nic złego w tym, że jestem dla ciebie jak brat… jak brat.
Draco przymknął oczy, szukając w sobie cierpliwości.
— Ostrzegam cię… Jeśli komukolwiek to puścisz…
Zabini zaśmiał się i spojrzał z niedowierzaniem na przyjaciela. Pokręcił głową z udawanym żalem i rozczarowaniem. Już tyle lat się znali, a blondyn nadal wierzył w to, że na jego prośbę Blaise nie zrobi niczego głupiego.
— Ty serio wierzysz, że zatrzymam to dla siebie?
— Siostro! — wrzasnął arystokrata, mając już dość odwiedzin. Jeśli miał do wyboru samotność i milczenie albo Blaise’a, zdecydowanie wybiera samotność. W tym stanie nie miał siły do walki z jego chorym poczuciem humoru.
Z gabinetu, („Dzięki Salazarowi”), wyszła pani Pomfrey. Podeszła do łóżka blondyna, podejrzliwie zerkając na jego gościa. Malfoy wskazał Zabiniego palcem i oznajmił oskarżycielskim tonem.
— Ten tutaj przeszkadza mi w odpoczynku.
Starsza pielęgniarka zmrużyła oczy i oparła dłonie na biodrach.
— Proszę w tej chwili opuścić skrzydło szpitalne — rozkazała surowym tonem, który Blaise znał aż za dobrze.
Wiedząc, że nie ma szans na przekonanie jej do zmiany zdania, Ślizgon z ciężkim westchnieniem wstał z krzesła.
— Wracaj szybko do zdrowia, bracie. Musimy obgadać pewną sprawę, która nazywa się Gregorovicz. Jak wyjdziesz, będziesz mógł posłuchać gotowego remixu.
— Za ile będę mógł stąd wyjść i go zabić? — spytał i, jak to miał w zwyczaju, zaczął obmyślać zemstę, tym razem, dla odmiany, na przyjacielu. Doskonale wiedział, że Zabini zamierza spełnić swoją groźbę.
O dziwo pani Pomfrey nie zostawiła jego pytania bez odpowiedzi. Westchnęła i, poprawiając poduszki arystokracie, oznajmiła:
— Minie miesiąc nim zyskamy pewność, iż żadna rana nie otworzy się na nowo. Jeśli chodzi o zabicie pana Zabiniego, proszę się powstrzymać i nie przysparzać mi więcej pracy.
Draco wytrzeszczył oczy, słysząc, ile jeszcze czasu spędzi w skrzydle szpitalnym. Już miał zaprotestować, gdy paskudne rozcięcie na szyi ponownie zaczęło krwawić. Starsza kobieta natychmiast zaczęła tamować krwawienie i zmieniać opatrunek.

***

Tydzień po odwiedzinach Blaise’a, młody Malfoy opuścił skrzydło szpitalne na własne żądanie. Gdy tylko wyraził swoje życzenie, do skrzydła przyleciała McGonagall, prowadząc ze sobą jego matkę, by wybiła mu z głowy ten fatalny, ich zdaniem, pomysł. Oczywiście Ślizgon postawił na swoim i właśnie z pomocą Narcyzy zakładał białą koszulę, by nienagannie się prezentować. Kobieta krzywiła się za każdym razem, gdy spoglądała na opatrunki syna. Choć większość z nich została zdjęta, najgorsze rany nadal zakrywał bandaż.
Gdy był gotowy do opuszczenia sali, pożegnał się z matką i, korzystając ze skrótów, dotarł do dormitorium prefektów naczelnych. Uśmiechnął się na myśl, że w końcu spędzi noc w naprawdę wygodnym łóżku i zobaczy się ze swoim pupilem. Nawet nie wiedział, kiedy tak mocno przywiązał się do Salazara. Postanowił wynagrodzić mu swoją długą nieobecność jakąś nową zabawką. Wypowiedział hasło i wszedł do salonu.
Od razu zauważył zmiany, jakie w nim zaszły. Ściany były w nieco jaśniejszym odcieniu błękitu, wymieniono złote lampy na tańszy model, wieża również była znacznie skromniejsza. Najbardziej jednak bolały go zakupione przez niego akty. Cztery z nich były niemal doszczętnie spalone. Wszedł w głąb pokoju i, nadal dokładnie się przyglądając zmianom, wrzasnął:
— Granger!
Chwilę później Gryfonka wyszła ze swojej sypialni. Stanęła przed blondynem, zakładając ramiona na piersi. Jej bursztynowe oczy błyszczały niebezpiecznie.
— Nie jestem psem, Malfoy. Nie będę reagować na krzyki i rozkazy — wysyczała, na co arystokrata przewrócił oczami i, niezrażony jej zachowaniem, zapytał:
— Co tu się stało i coś ty zrobiła z moimi aktami?
Liczył na to, że kiedy w końcu wyjdzie ze skrzydła, będzie miał spokój od leków, gderania pani Pomfrey i namów matki na zmianę szkoły… i rzeczywiście tak się stało. Tyle, że w zamian dostał na powrót wredną i przemądrzałą Gryfonkę, tańsze meble w salonie oraz kilka zniszczonych aktów.
— Ja? To nie do mnie miej pretensje, choć szczerze mówiąc, cieszę się, że podpalili te… obrazy — oznajmiła Hermiona z niemałą satysfakcją w głosie. Widząc groźne spojrzenie chłopaka, kasztanowłosa westchnęła i, zajmując fotel, kontynuowała. — Ginny i Blaise. Pojedynkowali się i w pewnym momencie wybuchł pożar. Oboje dostali szlaban na trzy tygodnie.
— Wybuchł POŻAR?! W moim… — Draco urwał, gdy poczuł ból w klatce piersiowej.
Schylił się, próbując nabrać powietrza. Gryfonka natychmiast do niego podbiegła i spróbowała zaprowadzić go na fotel, jednak Ślizgon ją odepchnął.
— Mam zawołać…
— Nie. Jedyne, czego potrzebuję, to święty spokój. Gdzie Salazar?
Chciał wyminąć Hermionę i pójść do swojej sypialni, gdzie zapewne przebywał doberman, jednak dziewczyna przesunęła się, blokując mu drogę.
— Lepiej będzie, jeśli jeszcze trochę z tym poczekasz. W twoim stanie…
— Granger, o czym ty gadasz? — spytał podejrzliwie, widząc, jak Gryfonka nagle zaczęła unikać jego wzroku. — Salazar! — zawołał, mając złe przeczucia, które potwierdziły się, gdy zobaczył czworonoga.
Mała, czarna i otyła kulka podbiegła do niego na małych łapkach, które z trudem utrzymywały ciężar ciała. To… coś wesoło merdało ogonkiem i piskliwie szczekało z radości. W końcu szczeniak dobiegł do swojego pana i zaczął podskakiwać wokół niego.
Draco z otwartymi ustami wpatrywał się w małego psiaka. Pokręcił głową, nie wierząc w to, co widzi.
— Co to, na… wielkiego… Merlina… jest. Ostrzegam, że jeśli powiesz, że TO jest Salazar, ktoś pożegna się z życiem.
Hermiona przygryzła wargę, obawiając się, jak ta informacja zadziała na nadszarpnięte zdrowie Ślizgona. Przeczuwając, że to właśnie szczeniak straci życie, kucnęła i wzięła go w ramiona. Nie tylko jego rozmiar się zmienił, ale także podejście do Gryfonki. Najwyraźniej pupil Malfoya zapomniał o wszystkich sztuczkach i nakazach. Czarna kulka łasiła się do wszystkich, chętna do zabawy. Hermiona, gdy tylko zobaczyła „nowego” Salazara, natychmiast zapomniała o wszystkich przykrościach, jakie spotkały ją za jego sprawą. Wybaczyła ganianie za Krzywołapem, zniszczenie butów i próby zagryzienia jej samej. Kto by nadal chował urazę, widząc słodki pyszczek małego szczeniaczka i te błyszczące oczka?
Dziewczyna starała się trzymać go tak, by nie zasłaniać Ślizgonowi maleńkiej główki dobermana, licząc na to, że ten uroczy widok nieco złagodzi jego gniew. Zadanie nie było łatwe, gdyż szczeniak wyrywał się do swojego pana. Hermiona wolała nie dopuścić do tego, by Salazar znalazł się w pobliżu arystokraty, gdy ten był gotów lada chwila wybuchnąć. Odchrząknęła, po czym nieśmiało powiedziała:
— Tak, Malfoy. To jest Salazar.
Na słowa Gryfonki, na skroni blondyna pojawiła się pulsująca żyłka. Szczęki miał zaciśnięte tak mocno, że dziewczyna dziwiła się, jakim cudem nie skruszył sobie zębów. Draco odpiął dwa pierwsze guziki koszuli i powoli przekręcił głowę raz w jedną raz w drugą stronę, a w salonie rozległy się charakterystyczne trzaski. Powoli podszedł do współlokatorki, nie odrywając spojrzenia od trzymanego przez nią zwierzęcia.
— Więc mówisz mi, że to grube, małe, piszczące coś jest moim Salazarem. Moim dumnym, silnym, agresywnym Salazarem. Moim rasowym, wyuczonym wszystkich komend Salazarem.
Hermiona skrzywiła się, gdy szczeniak zapiszczał, widząc swojego pana tak blisko po długiej rozłące i nie mogąc się z nim właściwie przywitać. Niepewnie pokiwała głową, a Draco powoli nachylił się nad dobermanem.
Cholera” — pomyślała dziewczyna, gdy pies wykorzystał nadarzającą się okazję na powitanie Malfoya i polizał go po podbródku.
Ślizgon błyskawicznie wyprostował się i przetarł szczękę wierzchem dłoni, następnie wyciągnął rękę, by odebrać zwierze Gryfonce. Ta objęła mocniej szczeniaka, martwiąc się o jego los.
— Daj mi go, Granger — warknął arystokrata.
— Co chcesz z nim zrobić?
Blondyn uśmiechnął się ironicznie i powiedział:
— Zrobię sobie z niego nowe rękawiczki na zimę, a resztę przerobię na pasztet.
Dziewczyna znieruchomiała. Przez chwilę naprawdę obawiała się o życie psiaka. Ślizgon przewrócił oczami i wyrwał jej szczeniaka. Uniósł go na wysokość swojej twarzy, obserwując go badawczym wzrokiem.
— Możesz mi powiedzieć, dlaczego mój pies znowu jest szczeniakiem i to w dodatku otyłym? — zapytał w końcu, zajmując swój fotel.
Posadził dobermana na kolanach i odruchowo pogładził go po łbie. Hermiona wzruszyła ramionami i rozsiadła się na kanapie.
— Ja nic nie wiem. Jak wróciłam, to już taki był.
On i mały Salazar stanowili uroczy widok: chłopak, który nieudolnie stara się utrzymać dystans i szczeniak, który nie odrywa od niego rozmarzonych oczu. Arystokrata, pomimo początkowej niechęci i oburzenia, teraz delikatnie drapał psa za małymi uszkami.
Hermiona westchnęła i przeniosła wzrok na płonący kominek. Podparła głowę dłońmi, wspominając dzisiejszą rozmowę z Ginny. Weasleyówna martwiła się o Lee, który nie odpisywał na jej listy i obawiała się, że chłopak specjalnie ją ignoruje. Hermiona do tej pory nie wiedziała, kim są dla siebie ci dwoje. Byli parą? A może traktowali siebie jak rodzeństwo? Gryfonka nie chciała wypytywać o to przyjaciółki. Już raz poruszyła ten temat i miała wrażenie, że Ginny sama nie zna odpowiedzi na to pytanie. Hermiona starała się pocieszyć przyjaciółkę, mówiąc, że Lee ma pewnie dużo roboty związanej z nową filią „Magicznych Dowcipów Weasleyów”. Chłopak od jakiegoś czasu siedział za granicą, pracując nad kontraktem z agencją reklamową i firmą, która od tej pory miała zająć się dostawą produktów do tworzenia kolejnych magicznych gadżetów. Gryfonka miała wrażenie, że coś zaszło między Lee a Ginny, jednak dopóki jej przyjaciółka nie chciała poruszać tego tematu, Hermiona nie zamierzała wypytywać ją o niego.
Z rozmyślań wyrwało ją przybycie dwójki Ślizgonów. Przeczuwając nadciągającą awanturę, postanowiła udać się do pokoju wspólnego Gryffindoru. Gdy dziewczyna opuściła dormitorium, Draco z kamienną maską na twarzy obserwował swoich przyjaciół. Ciszę postanowił przerwać Blaise.
— Wyglądasz jak typowy czarny charakter, bracie. Fotel, zacieniona twarz i... ehem... szczeniak na kolanach.
— Zabini, kretynie, nie pomagasz —  mruknął Teodor tak, by nie dosłyszał tego blondyn.
Arystokrata westchnął i podparł dłonią głowę, nadal leniwym ruchem głaszcząc Salazara po łebku. Poczekał, aż Ślizgoni zajmą miejsca i, pozornie znudzonym głosem, oznajmił:
— Zostawiłem go z wami na trzy tygodnie, myśląc, że co jak co, ale psem to potraficie się zaopiekować. Wracam do Hogwartu, a mój Salazar jest szczeniakiem z nadwagą. Co wy z nim, do cholery, wyrabialiście przez ten czas?
Nott odchrząknął i przeczesał dłonią włosy. Nie spodziewał się, że sytuacja aż tak wymknie się spod kontroli. Wiedząc, że część winy leży po jego stronie, powiedział:
— To Blaise się nim opiekował. Wiem, wiem — rzucił szybko, widząc, jak blondyn otwiera usta, by przypomnieć, że to było jego zadanie. — Mój błąd. Ale skąd mogłem wiedzieć, że Zabini go roztuczy i pomniejszy?!
— Och, więc teraz wszystko na mnie, tak? A ile razy widziałem cię, jak dawałeś mu dodatkowe przekąski, co?!
Draco, widząc, jak jego przyjaciele się rozkręcają, pstryknął palcami, by zwrócić na siebie ich uwagę.
— Zostawmy kwestie wagi, to akurat można w miarę szybko naprawić. Bardziej mnie zastanawia, w jaki sposób Salazar znowu jest szczeniakiem.
W salonie zapadła cisza. Teodor dyskretnie wbił łokieć w żebra kolegi, by ten w końcu zaczął mówić.
— Chciałem zrobić dla Krówki eliksir na odchudzanie, żebyś się nie czepiał, ale nie zauważyłem, że przekręciła mi się strona w książce no i… zrobiłem nie ten eliksir.
— A żeby było śmieszniej, Zabini stworzył mieszankę, której efektów nie da się usunąć eliksirem wzrostu. Pewnie początkowo robił właściwy eliksir, a później przeskoczył na inny i wyszło to, co wyszło — dodał Nott, czym zniszczył nadzieje Dracona.
Blondyn westchnął, wracając wzrokiem do szczeniaka. Będzie go musiał nauczyć wszystkiego od nowa. Salazar, jakby wyczuwał wzrok właściciela, obudził się i wlepił w niego oczka. Arystokrata odstawił go na ziemię, pytając przyjaciół, dlaczego od razu nie udali się do Snape’a po eliksir odchudzający.
— No właśnie poszliśmy, tylko był zajęty. Akurat tego eliksiru nie miał, więc dał nam dostęp do swojego prywatnego zapasu ingrediencji — wyjaśnił Zabini tonem, który sugerował, że tak naprawdę to całe zamieszanie jest winą profesora. Nagle czarnoskóry wyprostował się na kanapie i zapytał: — Tak właściwie to wiesz, dlaczego Gregorovicz rzucił się na ciebie?
Arystokrata pokiwał głową, wygodniej rozsiadając się na fotelu.
— Bredził coś o tajnym informatorze i jakimś wywiadzie. Jak dowiem się, o co chodzi i znajdę... — blondyn urwał i zmrużył oczy, gdy zauważył minę Blaise’a.
Chłopak zbyt późno przybrał na twarz beznamiętną maskę. Malfoy roześmiał się ponuro i warknął:
— Więc oberwałem po mordzie, bo tobie zachciało się udzielać wywiadów…
— To nie do końca tak…
— ZABINI!!! — ryknął Draco, podrywając się z fotela.
Czarnowłosy zerwał się z kanapy, zaczynając wycofywać się w stronę wyjścia. Nott, który nie chciał pozwolić na „bratobójstwo”, podszedł do blondyna, kładąc mu dłoń na ramieniu. Ten jednak odepchnął bruneta i zaczął podchodzić do przyjaciela, przez którego spędził tyle czasu w skrzydle szpitalnym.
— Bracie, uspokój się. Wbrew pozorom, to był genialny plan… dopóki Gregorovicz nie pomyślał, że za te wszystkie bzdury wypisywane w gazetach odpowiedzialny jesteś ty… — Blaise próbował się bronić, stale zwiększając dystans pomiędzy nim a arystokratą.
Draco przystanął i, nie spuszczając morderczego spojrzenia ze swojego przyjaciela, zaczął podwijać rękawy, ukazując całą masę blizn i drobnych ran, które zdobiły jego przedramiona.
— Bądź rozsądny — Teodor po raz wtóry próbował uratować sytuację. — Jeszcze sobie coś zrobisz…
Arystokrata spojrzał na bruneta, uśmiechając się cynicznie.
— Mam być rozsądny, tak? Dobrze. Macie dziesięć sekund na opuszczenie MOJEGO dormitorium. Dziesięć sekund — powtórzył, gdy zauważył, że jego przyjaciele nie ruszyli się z miejsca.
— Dziewięć… Osiem… Siedem… — zaczął odliczać, na pozór spokojnym głosem.
Nott podszedł do Zabiniego, chcąc go przekonać, że lepiej będzie, jeśli dadzą Malfoyowi czas na oswojenie się z tyloma rewelacjami, które czekały na niego po powrocie do Hogwartu.
— Nie… zaufaj mi, lepiej będzie, jeśli to przeczekamy i zostaniemy… No spójrz na niego, czy byłby w stanie zrobić krzywdę swoim kumplom? — zapytał naiwnie Zabini.
Teodor spojrzał na blondyna, a zastały widok utwierdził go w przekonaniu, że lepiej zejść mu z drogi. Wciąż odliczając, arystokrata mierzył w nic morderczym spojrzeniem, nie dając cienia złudzeń na to, że odpuści.
— Trzy!
— Draco, przestań… w gruncie rzeczy więcej zyskałeś, niż straciłeś… — Blaise w dalszym ciągu próbował powstrzymać wybuch przyjaciela, starając się przedstawić całą sytuację nieco bardziej optymistycznie.
— DWA!
Odgłos lejącej się cieczy zmusił Malfoya do odwrócenia spojrzenia od dwójki swoich przyjaciół i skierowania go na Salazara, który właśnie w tym momencie postanowił oddać mocz na nogawkę swojego pana. W innych warunkach cała ta sytuacja doprowadziłaby Zabiniego do ataku niekontrolowanego śmiechu, jednak w momencie, gdy chłopak ponownie na nich spojrzał, Blaise przełknął ślinę, oczekując na wybuch przyjaciela.
— Wynocha. W tej chwili — powiedział z zimną furią.
Nie trzeba im było dwa razy powtarzać. W pośpiechu rzucili się do drzwi, taranując po drodze wracającą Hermionę. Gryfonka weszła do salonu, od razu zauważając wzburzenie Ślizgona. Stał pośrodku salonu, ciężko dysząc, wpatrywał się w bliżej nieokreślony punkt na dywanie. Dziewczyna dopiero po chwili zauważyła szczeniaka, z trudem opanowując wybuch śmiechu. Spojrzała z powrotem na arystokratę i oznajmiła:
— A ja całe życie myślałam, że ta powieka to ci tak drga przeze mnie.
— Ani słowa — warknął, podnosząc Salazara za skórę na grzbiecie.
Uniósł go na wysokość swoich oczu i przez chwilę wpatrywał się z wściekłością w bezbronne zwierzę, zapewne obmyślając dla niego karę. Hermiona już miała wstawić się za psiakiem, nie chcąc, by stała mu się jakakolwiek krzywda, gdy arystokrata podszedł do łazienki i wrzucił tam winowajcę, zamykając drzwi. Nie zważając na piski i skomlenie Salazara, zamknął się w swojej sypialni.
— Nie waż się go wypuścić, Granger! — wrzasnął, przeczuwając zamiary współlokatorki.
Dziewczyna skrzywiła się, słysząc, jak szczeniak piszczy i drapie w drzwi, chcąc je otworzyć. Nie mogąc dłużej walczyć z sumieniem, ruszyła do łazienki, poruszając się najciszej jak mogła.
— Ani kroku dalej, pudlu — wysyczał arystokrata, czym zaskoczył dziewczynę.
Zastanawiała się, co jest powodem jego furii. Przecież nie mógł się tak wściekać tylko dlatego, że Salazar ponownie był szczeniakiem i narobił mu na spodnie… prawda? Gryfonka obejrzała się na wejście do łazienki i z powrotem spojrzała na Dracona.
— Malfoy, to normalne, że to zrobił — zaczęła nieśmiało, zerkając na zmienione już spodnie blondyna. — Szczeniaki jeszcze nie do końca panują…
— Nie… odzywaj… się. Ma tam siedzieć.
Hermiona skrzywiła się, gdy doberman, słysząc głos swojego pana, zaczął głośniej piszczeć. Nie mogąc pozwolić na takie traktowanie bezbronnego szczeniaka, podeszła do drzwi i uchyliła je, starając się nie zwracać uwagi na nienawistne spojrzenie blondyna, który w milczeniu obserwował jej poczynania. Salazar natychmiast wybiegł z pomieszczenia i skomląc, popędził do arystokraty, który nawet nie zaszczycił go spojrzeniem. Ślizgon zmrużył oczy i mocno zacisnął szczękę, mierząc współlokatorkę morderczym spojrzeniem.
— Zabieraj go — powiedział niebezpiecznie cicho. Dziewczyna, obawiając się o dobermana, zabrała wyrywającego się do swojego pana Salazara. — Zamknij go u siebie. Nie chcę widzieć ani jego, ani ciebie — oznajmił lodowatym tonem i z głośnym trzaskiem zamknął jej drzwi przed nosem.
— Nie mogę go wziąć. U mnie jest Krzywołap, jeszcze zrobi mu krzywdę…
— Nic mnie to nie obchodzi, masz go zabrać do swojego pokoju. Jest twój, ja go już nie chcę — warknął chłopak ze swojej sypialni.
Hermiona westchnęła, zerkając na Salazara. Nie wiadomo było, kto miał bardziej żałosną minę: ona czy mały doberman. Zaniosła go do siebie i usiadła na łóżku, a zwierzę zwinęło się w kulkę na jej kolanach i spojrzało na nią smutnymi oczami.
— Nie martw się, za jakiś czas mu przejdzie…
— Nie, nie przejdzie! — wrzasnął z łazienki Malfoy, na co Salazar wzdrygnął się, zupełnie jakby rozumiał gniewne słowa byłego właściciela.
Gryfonka podrapała go za uszkiem, chcąc uspokoić wystraszonego szczeniaka. Nie mogła zostawić go na pastwę humorów arystokraty i nie chciała go oddawać. Pozostało jej mieć nadzieję, że Krzywołap nie będzie atakował nowego pupila swojej właścicielki.

***

Malfoy nie dawał żadnych znaków życia, aż do momentu, w którym zaczynał się ich patrol. Wyszedł z dormitorium, słowem nie odzywając się do dziewczyny. Hermiona, nie mając innego wyjścia, ruszyła za nadal obrażonym na cały świat Ślizgonem. Czuła się dość niepewnie, patrolując szkolne korytarze bez różdżki. Dopiero jutro razem ze swoim współlokatorem miała udać się na Pokątną, by zakupić nowy model.
Po dwóch godzinach wracali do swojego dormitorium. Byli na szóstym piętrze, gdy usłyszeli kłótnię uczniów. Zaalarmowani wymienili spojrzenia i ruszyli w stronę, z której dochodziły odgłosy. Skręcili w jeden z korytarzy i zobaczyli Toma Moor, otoczonego grupką starszych od niego chłopców, należących do Slytherinu. Jedenastoletni chłopiec był popychany od jednego do drugiego ucznia i wyzywany przez nich.
— Przestańcie! Natychmiast przestać! — krzyknęła Hermiona, biegnąc w ich stronę.
Uczniowie znieruchomieli i spojrzeli na nią, dopiero teraz zdając sobie sprawę z obecności prefektów naczelnych. Dziewczyna podeszła do drobnego chłopca i nachyliła się nad nim z troską wypisaną na twarzy. Uniosła dłoń, chcąc położyć ją na ramieniu Gryfona, by dodać mu otuchy, jednak on strącił jej dłoń i warknął:
— Nie dotykaj mnie.
Zamrugała zaskoczona. Chłopiec zawsze był cichy, nieśmiały i grzeczny, jednak nie było w jego zachowaniu nic dziwnego, biorąc pod uwagę to, że przed chwilą został zaatakowany przez starszych kolegów. Po raz kolejny.
— Przepraszam — powiedziała cicho i zwróciła się do pozostałych. — Może mi ktoś powiedzieć, co się tutaj, na Godryka, dzieje?
Uczniowie wymienili zaniepokojone spojrzenia. Kilku z nich zerknęło na Malfoya, niemo prosząc go o zatuszowanie całej sprawy. Arystokrata prychnął pod nosem i z politowaniem spojrzał na uczniów.
— Nie ma mowy, panowie. To wasz problem, nie mój. Następnym razem bądźcie bardziej dyskretni — powiedział, unosząc dłonie, podkreślając, że nie chce mieć z tym nic wspólnego.
Hermiona spojrzała z wyrzutem na blondyna, słysząc jego aroganckie słowa. Nie tylko ona mierzyła w niego zagniewanym spojrzeniem. Czarnowłosy chłopczyk zmrużył oczy, a Ślizgon miał wrażenie, że malec życzy mu śmierci.
Gryfonka, korzystając z tego, że przyłapani uczniowie nie będą stwarzać problemów przez obecność arystokraty, zarządziła, by wszyscy udali się do gabinetu dyrektorki. Hermiona zapukała, a kiedy usłyszała zaproszenie, otworzyła drzwi, wpuszczając ośmioro chłopców, którzy już dawno powinni być w łóżkach. Prefekci naczelni wymienili spojrzenia i również weszli do środka.
Minerva McGonagall spojrzała znad sterty papierów na dość liczną grupkę jej podopiecznych i uniosła brwi, jednak wszystko stało się dla niej jasne, gdy zobaczyła wśród nich Toma. Odłożyła czytany przed chwilą dokument i wyczekująco spojrzała na prefektów naczelnych.
— Pani profesor znaleźliśmy tych uczniów na szóstym piętrze.
Hermiona nie musiała mówić nic więcej. Dyrektorka doskonale wiedziała, że drobny Gryfon po raz kolejny został zaatakowany przez starszych uczniów. Nauczycielka srogim wzrokiem spojrzała na winowajców.
— Czy któryś z was może mi powiedzieć, dlaczego znowu…
— Tym razem to on zaczął — wtrącił napastliwym tonem najstarszy z przyłapanych Ślizgonów, Archer Powell. Czwartoklasista z nienawiścią spojrzał na młodego Gryfona. — Niech pani jego spyta, co on zrobił.
Wszyscy zebrani w gabinecie zwrócili wzrok na chłopca. Gdy było jasne, że czarnowłosy nie zamierza się odezwać, Archer prychnął z pogardą i powiedział:
— Ten smarkacz zaatakował pierwszoroczniaka z naszego domu.
Tom zmierzył Ślizgona wrogim spojrzeniem.
— On sam zaczął. Należało mu się.
Hermiona i McGonagall były w szoku, słysząc odpowiedź jedenastolatka. Ślizgoni wymierzyli w niego mordercze spojrzenia, natomiast Draco westchnął, niemiłosiernie się nudząc. Już bardziej interesowałby go pięciogodzinny wykład o cyklu życiowym kłaposkrzeczki.
Dyrektorka poprawiła okulary i zwróciła się do Gryfona.
— Panie Moor, jakkolwiek został pan urażony bądź zaatakowany przez kolegę ze Slytherinu, atakowanie drugiego ucznia jest niedopuszczalne. Jutro o ósmej oczekuję pana w moim gabinecie razem z… — dyrektorka spojrzała na grupkę Ślizgonów, a gdy otrzymała odpowiedź, dokończyła:
— …Benjaminem Wilsonem. Po wysłuchaniu waszych relacji wyznaczę kary, a ponieważ znalazł się pan na korytarzu o tak późnej porze, z resztą nie pierwszy raz, jestem zmuszona odjąć Gryffindorowi pięćdziesiąt punktów. Panno Granger, proszę odprowadzić pana Moor do pokoju wspólnego. Proszę przyjść tu jutro o dziesiątej, udostępnię wam kominek, byście mogli udać się na Pokątną. Pan, panie Malfoy zostaje — dodała, widząc, jak blondyn podchodzi do drzwi. — Odprowadzi pan pozostałych uczniów po tym, jak wyznaczę szlabany i odejmę punkty.
— Sami nie trafią?
Hermiona przewróciła oczami i razem z Gryfonem wyszła na korytarz. Całą drogę odbyli w milczeniu, dopiero przed portretem Grubej Damy Tom spojrzał na dziewczynę i powiedział:
— Przepraszam.
Kasztanowłosa przystanęła i odwróciła się do chłopca.
— Nie mnie musisz przepraszać. Wiesz, jeśli masz jakiś problem, zawsze możesz poprosić mnie o pomoc.
Czarnowłosy uśmiechnął się smutno, podziękował za propozycję Hermiony i wszedł do pokoju wspólnego. Dziewczyna westchnęła i ruszyła do swojego dormitorium. Jutro całe popołudnie miało zejść jej na zakupach i większość tego czasu spędzi z Malfoyem, który zachowywał się zupełnie, jakby miał okres. Znowu.

***

Dla prefektów naczelnych, którzy odwykli od panującej tu na co dzień wrzawy, powrót do Hogwartu okazał się trudny i choć podczas turnieju niejednokrotnie spali w jednym śpiworze, ponowne dzielenie dormitorium również okazało się dla nich trudnością. Podczas tych trzech tygodni podróżowania i czasu, jaki Draco spędził w skrzydle, Hermiona zapomniała o codziennym wyścigu do toalety, w którym zazwyczaj przegrywała, i o kłótniach, które w porównaniu z tymi z turnieju wydawały się być istną wojną. Wszystko wróciło do normy, czego Gryfonka szczerze żałowała.
Po tym, jak arystokrata w końcu zwolnił łazienkę i dziewczyna wzięła prysznic, ruszyła do Wielkiej Sali na śniadanie, po którym razem ze Ślizgonem miała udać się do gabinetu dyrektorki, by dostać się na Pokątną. Nagrody pieniężne zostały im już wręczone, a McGonagall wyraziła szczery żal, iż z powodu incydentu, jaki miał miejsce krótko po ich przybyciu, uroczysta gala wręczania nagród została odwołana.
Gryfonka położyła torebkę i płaszczyk na wolne miejsce i usiadła obok Ginny, z podejrzliwością przyglądającej się Harry’emu i Ronowi, którzy pochylali się nad dopiero co otrzymanym listem. Hermiona zmarszczyła brwi, wnioskując po ich minach, że poranna poczta przyniosła im złe wieści. Wymieniła spojrzenia z przyjaciółką, cierpliwie czekając, aż chłopcy skończą lekturę.
— I? Co u Syriusza? Coś złego? — dopytywała się Weasleyówna, na co Harry bez słowa podał jej pergamin.

Drogi Harry,
Z przykrością muszę Was poinformować, że niestety nie będę mógł Was gościć podczas tegorocznych świąt Bożego Narodzenia. Praca w Ministerstwie wymaga wielu poświęceń i wyjazd na misję w czasie świąt jest z pewnością jednym z nich. Wierz mi, nie wyjeżdżałbym, gdybym nie musiał, ale wpadliśmy na pewien trop, który może doprowadzić nas do sprawców tych wszystkich okropieństw, które wciąż mają miejsce.
W zeszłym tygodniu miał miejsce akt niespotykanego wandalizmu: zniszczono wiele mogił na jednym z podmiejskich cmentarzy, jeszcze nie wiemy kto za tym stoi. Wolni Śmierciożercy zaczynają organizować się i podejmują coraz śmielsze działania, dlatego proszę Was: uważajcie na siebie.
Ufam, że uda nam się nadrobić stracony czas już wkrótce. Skontaktuję się z Wami, jak tylko wrócę do kraju.
A i jeszcze jedno: dobrej zabawy na balu.
Pozdrowienia dla Rona i Hermiony.
Syriusz

— No ale z tego, co pisze Syriusz, wynika, że są już blisko złapania winnych tych wszystkich ataków — Ginny próbowała pocieszyć przyjaciół, po niezbyt dobrze rozpoczętym dniu. Chcąc zmienić temat, zwróciła się do Hermiony: — Przykro mi, że nie mogę pójść z tobą na te zakupy, ale przez ten szlaban nie mogę nawet pójść do Hogsmeade. Sama musisz sobie poradzić z Malfoyem i…
— Że co?
— Możesz już przestać, Ron?
— Nie wiem, o co ci chodzi — wymamrotał Gryfon, siląc się na niewinny ton.
— Z pewnością nie o to, że masz mi za złe to, że spędzam z nim aż tyle czasu — warknęła pod nosem Hermiona, bardziej do siebie niż do przyjaciela.
Aby uciec od kolejnej kłótni, zniknęła za nowym egzemplarzem „Żonglera” i zakrztusiła się, widząc tytuł wywiadu z ich dyrektorką. Lektura sprawiła, że całkowicie zapomniała o jedzeniu, wciąż trzymając widelec w połowie drogi do ust. Gdy skończyła czytać, z trudem powstrzymała się od wybuchnięcia śmiechem.
— Widzę, że zapoznałaś się z nowymi rewelacjami „Żonglera”.
Głos Harry’ego wyrwał dziewczynę z szoku, jakiego doznała po zapoznaniu się z artykułem. Odłożyła gazetę i spojrzała na rozbawione twarze przyjaciół.
— To jakiś żart, prawda?
Kasztanowłosa spojrzała na Ginny, która dusiła się ze śmiechu i przecząco kiwała głową.
Po przeciwnej stronie sali Draco Malfoy, po raz kolejny tego ranka, odliczał w myślach do dziesięciu, starając się uspokoić. Wiedział, że Blaise nie odpuści i wkrótce nagranie ze skrzydła szpitalnego obiegnie Hogwart, ale nie spodziewał się, że nastąpi to tak szybko. Prawdę mówiąc, miał nadzieję, że do tego czasu zdąży zamordować przyjaciela i zakopać go w Zakazanym Lesie razem z tym przeklętym nagraniem. Jednak Blaise był szybszy.
Od opuszczenia swojego dormitorium arystokrata słyszał stworzony przez Zabiniego „utwór” piętnaście razy, nie tylko odtwarzany, ale także śpiewany przez co odważniejszych uczniów, którzy najbliższe godziny spędzą w skrzydle szpitalnym, próbując pozbyć się różnych przykrych uroków, jakie na nich rzucił. Wszedł do Wielkiej Sali, starając się nie zwracać uwagi na cytujących jego słowa uczniów i przez jedną, krótką chwilę miał nadzieję, że chociaż śniadanie uda mu się zjeść w spokoju. Nadzieja ta prysła wraz z przybyciem jego czarnowłosego przyjaciela.
Blaise dumnie wkroczył do Wielkiej Sali, niosąc na ramieniu radio, które odtwarzało jego najnowsze dzieło:
Lubię Zabiniego, jest prawie jak brat… prawie jak brat… prawie jak brat
Brat… Brat
Lubię Zabiniego
Brat
Brat
Brat
Prawie jak brat
Masz rację… prawie jak brat
— Nic z tym nie zrobisz? — spytał Malfoya Nott, który nieświadomie tupał nogą w rytm muzyki.
— Ile razy mam ci powtarzać, że zemsta najlepiej smakuje na zimno? — odpowiedział, podnosząc wzrok znad gazety i uniósł brew, widząc, jak przyjaciel kołysze się, podobnie jak większość uczniów na sali.
Powrócił do przeglądania gazety, nie chcąc patrzeć na ten cały cyrk. Przecież nie mógł wybić ich wszystkich, prawda? Rzucanie uroków przy nauczycielach też nie wchodziło w grę. Skrzywił się, gdy zobaczył, co trzyma w rękach. „Serio?! Żongler?! Przy stole Slytherinu? Serio?!”. Już miał odrzucić, badziewne swoim zdaniem pisemko, gdy kątem oka dostrzegł coś interesującego. Uśmiechnął się chytrze, gdy w głowie pojawił się pomysł iście szatańskiej zemsty. „Baron narkotykowy… jak donosi tajny informator… Blaise, debilu, będziesz czyścił kible do końca roku!”.
Arystokrata zerknął na siedzącego naprzeciwko Blaise’a, po czym wstał od stołu i dumnym krokiem okrążył stół Slytherinu, kierując się do stołu nauczycielskiego. Mijając Zabiniego, nachylił się nad nim, oparł dłonie na jego ramionach i wesoło powiedział:
— Prawie jak brat...
— Widzisz, mówiłem, że mu się spodoba — powiedział Blaise do siedzącego obok Teodora, nieświadomy tego, że czas zemsty Dracona właśnie nadszedł.
Po krótkiej rozmowie z McGonagall Ślizgon podszedł do stołu Gryfonów i zatrzymał się przy pani prefekt naczelnej.
— Zbieraj się, Granger, idziemy.
— Może by tak grzeczniej, Malfoy? —  warknął Ron, patrząc spode łba na intruza.
Blondyn spojrzał na niego z politowaniem, zatrzymując się dłużej na wymazanej dżemem brodzie chłopaka.
— Właściwie mógłbym to jakoś skomentować, ale to chyba zbyteczne… Chociaż… Granger miała mniejsze obrzydzenie na twarzy jedząc skorpiony, niż patrząc na twoją gębę, więc nie wróżę waszemu związkowi świetlanej przyszłości. — Przez chwilę stał nad nimi, udając, że się nad czymś głęboko zastanawia. — Chociaż nie… — rzucił wolno, stukając się palcem po podbródku — …przecież żadnego związku nie ma, bo Granger kopnęła cię w dupę — dokończył, naśmiewając się z Gryfona.
Hermiona wstała od stołu, chcąc uniknąć kolejnej sprzeczki między swoimi przyjaciółmi a współlokatorem. Nałożyła płaszcz, podeszła do Ślizgona i chwyciła go za ramię, obracając w stronę wyjścia. Nim dotarli do drzwi, arystokrata zdążył posłać rudowłosemu zwycięskie spojrzenie. Do Sali Wejściowej odprowadził ich groźny głos dyrektorki, przemawiającej z mównicy:
— Zabini… do mojego gabinetu. W TEJ CHWILI.
Gryfonka odwróciła się, chcąc sprawdzić, co się dzieje, jednak arystokrata złapał ją za nadgarstek i pociągnął w stronę pobliskiego filaru.
— Co ty…?
Ślizgon wyjrzał zza kolumny, chcąc sprawdzić, czy mogą bezpiecznie wyjść z ukrycia. Wrócił do dziewczyny i, przykładając palec do ust, oznajmił:
— Ciii… zaraz się dowiesz… — i, nie wiedząc czemu, zaczął chichotać.
Gryfonka odepchnęła go od siebie i oznajmiła:
— Cieszę się, że humor ci dopisuje, ale możesz mi powiedzieć, dlaczego wyciągnąłeś mnie z sali pół godziny przed czasem?
Zadowolony z siebie blondyn ruszył w kierunku gabinetu dyrektorki. Po chwili odwrócił się i, idąc tyłem, skinął palcem, dając jej znak, by poszła za nim. Kierowana ciekawością, pomimo obaw, ruszyła za współlokatorem, zatrzymując się przed chimerą, strzegącą wejścia do gabinetu dyrektorki.
— Ale jest jeszcze za wcześnie. Mieliśmy przyjść o dziesiątej — oznajmiła, patrząc na zegarek. — Aż tak ci się… — przerwała, widząc uciszający gest Ślizgona.
Arystokrata podał hasło („Prorok Codzienny”) i wepchnął Gryfonkę na schody, wchodząc tuż za nią, by odciąć jej drogę ucieczki.
— Co…
— Ciii… będziemy słuchać, jak Zabini dostaje opierdol — odpowiedział szeptem na pytanie Gryfonki.
Dziewczyna odwróciła się, wpatrując się w niego z oburzeniem i syknęła:
— Nie będę podsłuchiwać dyrektorki.
Malfoy uśmiechnął się, patrząc w stronę drzwi do gabinetu.
— Wcale nie będziemy musieli podsłuchiwać, Granger. Wszystko będzie wyraźnie słychać. Bardzo wyraźnie — dokończył w chwili, w której z gabinetu dotarły pierwsze wrzaski.
— Czy pan zdaje sobie sprawę z tego, co zrobił?!
Podczas krótkiej chwili przerwy Malfoy zgiął się w pół, nie mogąc powstrzymać ataku śmiechu.
— TYLKO ŻART?! Tylko ŻART? Przez pański ŻART Ministerstwo przyśle do szkoły komisję, która dogłębnie zbada całą sprawę, tylko z powodu pana kretyńskiego żartu, ty niedouczony pawianie!
Stojący w korytarzu blondyn, całkowicie stracił panowanie nad sobą. Nie mogąc utrzymać równowagi, oparł się o dziewczynę, ocierając łzy rozbawienia.
— Niedouczony… pawianie… — raz po raz powtarzał jej do ucha, trzęsąc się od śmiechu.
— ŻE CO?!
— Tak panie Zabini, dobrze pan słyszał. SZLABAN, bez użycia czarów!
— MAM CZYŚCIĆ KIBLE PRZEZ MIESIĄC?!
W tym momencie Malfoy nie wytrzymał i zaniósł się głośnym śmiechem, tym samym zdradzając ich obecność. Hermiona próbowała ściągnąć go ze schodów, jednak zanim zdążyli postawić nogę na stopniu, drzwi otworzyły się z trzaskiem, ukazując srogą twarz Minervy McGonagall.
— My tu tylko…
— Tak, na Pokątną…
— To był jego pomysł — oznajmiła, oskarżycielsko wskazując na blondyna.
— Do gabinetu.
Chwilę później Minerva McGonagall patrzyła na trójkę uczniów, starając się ignorować cichy chichot staruszka, dobiegający z portretu poprzedniego dyrektora.
— Zabini, z tobą już skończyłam. Zaczynasz od dzisiaj. Żegnam.
Czarnowłosy Ślizgon spojrzał na rozbawionego przyjaciela, poprzysięgając mu zemstę, po czym opuścił pomieszczenie. McGonagall już otwierała usta, by dać podsłuchiwaczom reprymendę, gdy drzwi gabinetu otworzyły się i wychyliła się zza nich głowa Blaise’a, który łamiącym się głosem zapytał:
— Ale, że miesiąc?
— Jeszcze trochę i będą DWA!
— Nie, miesiąc jest całkiem spoczko — powiedział szybko i w pośpiechu zbiegł ze schodów.
Dyrektorka, chcąc jak najszybciej zostać sama, podała uczniom pojemnik z proszkiem Fiuu. Dopiero gdy zniknęli w zielonych płomieniach, nalała sobie do kubka naparu z ziół.
Prefekci naczelni wyszli z kominka i opuścili budynek poczty, otrzepując płaszcze z popiołu. Ulica była pełna czarodziejów i czarownic, którzy przygotowywali się już do świąt, nie chcąc zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę. W witrynach sklepów pojawiły się już pierwsze ozdoby, tworząc świąteczny nastrój.
Uczniowie szczelniej otulili się płaszczami i w ciszy ruszyli w stronę sklepu Ollivandera, przysłuchując się śpiewom kolędników. Hermiona uśmiechnęła się, czując zbliżające się święta. Spojrzała na Malfoya, któremu najwyraźniej również udzieliła się świąteczna atmosfera, bo uśmiech nie schodził mu z twarzy. Chociaż to może nie przez święta...
— O co chodziło z Zabinim? I dlaczego tak cię to bawiło, że dostał szlaban? — zapytała, nie wiedząc, dlaczego Ślizgona tak bawił fakt, że jego przyjaciel ma kłopoty.
— Bo ja mu go załatwiłem — odpowiedział, dumnie wypinając pierś. Widząc pytające spojrzenie Gryfonki, dodał: — Kojarzysz wywiad McGonagall w Żonglerze?
— Ten, z którego wynika, że cierpisz na manię wielkości, ponieważ dyrektorka szprycuje cię narkotykami?
Ślizgon posłał jej mordercze spojrzenie, które nie przyniosło zamierzonego efektu, jako że na jego twarzy wciąż błąkał się uśmiech.
— Tak, ten sam. A kojarzysz może, kto dostarczył tych wszystkich rewelacji?
— Nie! — wykrzyknęła Gryfonka, gdy połączyła wszystkie fakty. — Doniosłeś na niego?! — spytała, nie wierząc w to, że Malfoy wpakował Zabiniego w nie lada kłopoty.
Arystokrata spojrzał na nią, przybierając urażony wyraz twarzy, zupełnie jakby dziewczyna dotknęła go do żywego tym oskarżeniem.
— Czy ty mnie masz za zwykłego donosiciela? Ja tylko spełniłem swój obowiązek prefekta naczelnego i pomogłem zdemaskować skretyniałego żartownisia, ratując dobre imię dyrektorki szkoły.
Hermiona zaśmiała się, gdy zdała sobie sprawę, że Malfoy zachował się tak, jak trzeba, nawet jeśli zrobił to z nieodpowiednich pobudek. Gdy dotarł do sklepu, otworzył drzwi i wyczekująco spojrzał na dziewczynę. Przez chwilę stała, wpatrując się w Ślizgona jak zaczarowana. Widząc, jak blondyn unosi pytająco brew, zrobiła pierwszy krok, uważnie obserwując poczynania arystokraty. Kiedy ostatnim razem przepuszczał ją w drzwiach, wylądowała potłuczona na podłodze.
Jednak nic podobnego się nie wydarzyło i już po chwili Hermiona znalazła się w małym, zaciemnionym lokalu, zastawionym regałami, na których znajdowały się modele różdżek. Weszła głębiej do sklepu, robiąc miejsce dla Ślizgona.
— Dzień dobry panno Granger... o i panicz Malfoy — przywitał ich cichy głos pana Ollivandera.
Prefekci naczelni odwrócili się w jego stronę, zauważając drobną, nieco już przygarbioną postać starca, wyłaniającą się zza regału.
— Niecodzienny widok, tak... bardzo interesujący...
— Tak wiemy, że klienci w pańskim sklepie są rzadkością, ale skoro już ktoś tu zabłądził, to może dobrze byłoby go obsłużyć — oznajmił chłodno Malfoy, który miał już dość atmosfery, jaka panowała w tym sklepie.
— Tak... wielka buta i przekonanie o własnej wartości... i talent do uroków... zaraz znajdę coś odpowiedniego — oznajmił pan Ollivander, puszczając mimo uszu uwagi chłopaka.
Gdy tylko zniknął pomiędzy regałami, Malfoy wykonał w jego kierunku pantominę duszenia. Gryfonka posłała mu karcące spojrzenie, naiwnie licząc na to, że zmusi tym Ślizgona do uspokojenia się. Po chwili sprzedawca wrócił, niosąc ze sobą kilka podłużnych pudełeczek.
Arystokrata podszedł do lady i po kolei wypróbowywał coraz to nowe modele.
— Doprawdy, niespotykane... Do tej pory gustował pan w nieco innych odmianach, ale to nic. Spróbujemy czegoś nowego — oznajmił sprzedawca, ponownie znikając wśród regałów.
— Szybciej byłoby, gdybym ją sobie sam wystrugał...
— Sosna, łuska chimery, 12 i ¼ cala, sztywna — oznajmił pan Ollivander, podając Draconowi kolejny model. — Niezwykle rzadki rdzeń o potężnej sile. Drewno sosny idealne do odnowy i ponownego narodzenia...
— Już raz się urodziłem i to mi w zupełności wystarcza — oznajmił chłodno arystokrata, biorąc do ręki różdżkę, która od razu zaświeciła złotym blaskiem.
Źrenice pana Ollivandera rozszerzyły się, widząc, jak kolejna z jego różdżek wybrała sobie właściciela.
— Teraz panna Granger — powiedział pan Ollivander i gestem zaprosił dziewczynę do lady.
Chwilę później Hermiona wypróbowała pierwszą z różdżek, czego skutkiem było podpalenie biurka. Po błyskawicznie ugaszonym pożarze powróciła do testowania kolejnych modeli.
— To może buk i szpon hipogryfa. 10 i ¾ cala, elastyczna. Doskonała do zaklęć. Buk zapewnia pomoc w organizacji i uporządkowaniu...
— Jej porządkować już bardziej nie trzeba... — wtrącił Malfoy, który w międzyczasie nonszalancko rozsiadł się na krześle przy wejściu do lokalu.
Dziewczyna przymknęła na chwilę oczy, prosząc o cierpliwość. Bardziej niż docinki Malfoya męczyły ją ciągłe zmiany jego nastrojów. W jednej chwili był zabawny i całkiem znośny, by w następnej odgrywać rolę wyniosłego i wyrachowanego drania.
Łobuz, ot co” — usłyszała w głowie głos babci Rose.
Z refleksji wyrwał ją błysk czerwonego światła, wydobywający się z trzymanej przez nią różdżki.
— No nareszcie — oznajmił arystokrata, podchodząc do Gryfonki.
Pan Ollivander zapakował obie różdżki i położył je na ladzie, mamrocząc do siebie coś o niespotykanym połączeniu i liczbie dwadzieścia trzy, co zaintrygowało dziewczynę na tyle, że postanowiła to później sprawdzić.
— Płacą państwo razem czy osobno?
— Osobno — oznajmiła Hermiona, w tym samym momencie, w którym Malfoy powiedział: „Razem”.
— Razem — powtórzył raz jeszcze, widząc zdezorientowanie sprzedawcy.
— W takim razie należy się dwadzieścia galeonów.
Arystokrata zapłacił za zakupy i bez słowa wyszedł na ulicę. Chcąc nie chcąc, zaskoczona dziewczyna ruszyła za nim.
— Nie musiałeś za mnie płacić.
— Owszem, nie musiałem — odparł, odpalając papierosa.
— Powiesz coś więcej?
— Nie.
Hermiona skrzywiła się, gdy poczuła dym. Spojrzała wymownie na blondyna, chcąc przekazać mu, co sądzi o paleniu w towarzystwie osób niepalących. Ten tylko wywrócił oczami i powiedział:
— Jak ci aż tak przeszkadza, to stań z drugiej strony.
— Nie będę latać wokół ciebie jak jakaś marionetka — warknęła, zbyt późno gryząc się w język. Prawda była taka, że właśnie przed chwilą skorzystała z rady Ślizgona i stanęła po jego drugiej stronie.
Arystokrata spojrzał na wściekłą na samą siebie Hermionę, a kąciki jego ust uniosły się delikatnie, tworząc coś na kształt uśmiechu. W milczeniu dokończył palenie, nie zważając na to, że Gryfonka drepcze w miejscu, próbując się rozgrzać.
— Masz coś jeszcze do załatwienia? — spytał, patrząc na zegarek.
— Tak, muszę iść...
— To świetnie się składa — przerwał jej w połowie zdania. — Ja muszę iść po tę maść na blizny. Spotkamy się w „Tawernie”. Wiesz, gdzie to jest?
Hermiona przygryzła wargę, przypominając sobie rozkład ulicy Pokątnej.
— To ten snobistyczny lokal, w którym szklanka wody kosztuje pięć sykli?
— Ten sam — rzucił, wyjmując z opakowania swoją różdżkę.
Chwilę później Hermiona została sama. Mając złe przeczucia, ruszyła w stronę sklepów z obuwiem. Nie uśmiechały się jej zakupy w pojedynkę: nigdy nie mogła się zdecydować, który model wybrać i przymierzała kolejne pary butów, dopóki Ginny jej nie doradziła, które ma kupić.
Po prawie godzinie wyszła ze sklepu z nową parą czarnych czółenek na siedmiocentymetrowym obcasie. Wiedziała, że Ginny doradzałaby jej wyższy model, ale skoro miała w nich wytrzymać kilka godzin na balu, musiały być wygodne. Jeśli w ogóle można mówić o wygodnych szpilkach.
Stanęła przed wejściem do „Tawerny”, patrząc krytycznie na bogato zdobiony szyld i dwie rzeźbione kolumny. Nie lubiła przepychu ani emanowania bogactwem.
Weszła do środka, rozglądając się za blond czupryną swojego współlokatora.
— Czy mogę prosić panią o płaszcz? — spytał kelner, szarmancko się kłaniając.
— Co? — zapytała, wciąż rozglądając się po sali.
Perłowe ściany sprawiały, że lokal sprawiał wrażenie bardziej przestrzennego, niż w rzeczywistości. Efekt ten potęgowały duże, zawieszone na ścianach, lustra. Na sali znajdowało się około dwudziestu okrągłych stolików, pokrytych nienagannie białymi obrusami, na których znajdowała się złota zastawa. W oddali zaś stał bar, a obok niego wielkie, szklane drzwi, prowadzące do sali balowej.
— Ach tak, pewnie — odpowiedziała, odwracając się w stronę kelnera i podając mu swój płaszczyk.
— Rezerwacja na nazwisko...?
— Malfoy. Tu gdzieś powinien być Draco Malfoy.
Kelner sprawdził w skoroszycie i po chwili spojrzał na Hermionę z uśmiechem.
— Zgadza się, stolik numer siedem. Czy życzy sobie pani, abym ją zaprowadził?
— Nie, dziękuję. Poradzę sobie — odpowiedziała, gdy w końcu dostrzegła Ślizgona, siedzącego przy stoliku przy jednym z dużych okien.
Ruszyła w jego stronę, czując na sobie wzrok mijanych przez nią ludzi. A może po prostu popada w paranoję?
— Cześć — rzuciła, podchodząc do Ślizgona.
Siedział przy stoliku, popijając Ognistą, zdając się nie zauważyć jej przybycia. Dziewczyna odsunęła krzesło i usiadła naprzeciwko niego, w końcu zwracając na siebie uwagę arystokraty.
— Coś długo to trwało. Sama szyłaś sobie te buty?
— Bardzo śmieszne, Malfoy. Dowcip masz równie tępy, jak...
— Czego sobie pani życzy do picia? — Hermiona wzdrygnęła się, słysząc głos kelnera. Zajęta wymyślaniem ciętej riposty, nie zauważyła jego przybycia.
— Ja? Soku... pomarańczowego.
Kelner spojrzał porozumiewawczo na arystokratę, nie kryjąc rozbawienia. Zanim odszedł, Ślizgon zdążył zmienić zamówienie kasztanowłosej.
— Napije się Euforii — powiedział i odprawił kelnera, zanim dziewczyna zdążyła zaprotestować.
Draco spojrzał pytająco na swoją współlokatorkę, zupełnie jakby nie rozumiał jej naburmuszonej miny.
— Nie chcę alkoholu.
— Zobaczysz, posmakuje ci
— Wątpię — odparła, odwracając wzrok w stronę okna.
Chwilę później wrócił kelner, niosąc zamówionego drinka i karty menu. Nie mogąc znieść krępującej ciszy, dziewczyna postanowiła spróbować napoju. Ku jej zaskoczeniu był słodki i po prostu... pyszny. Prawie w ogóle nie czuła alkoholu.
— Jakie to dobre! — niemal wykrzyczała, czym zwróciła uwagę, będących w lokalu, gości.
Czerwona na twarzy Gryfonka spojrzała na Malfoya, obawiając się, że zaraz wygarnie jej, jaki to wstyd się z nią gdziekolwiek pokazać.
Jednak Ślizgon tylko uśmiechnął się pod nosem i wziął ze stołu jedną z kart. Podrapał się w podbródek, zastanawiając się, co zamówić. Gdy dokonał wyboru, spojrzał wyczekująco na, sączącą drinka, Gryfonkę.
— A ty co zjesz?
— Nie jestem głodna — odpowiedziała, nie chcąc nawet patrzeć na ceny dań.
— Ale ja jestem i nie mam ochoty wyjść na ostatniego gbura, zamawiając tylko dla siebie. I nie patrz na ceny, ja płacę.
Dziewczyna spojrzała podejrzliwie na arystokratę znad karty dań.
— Czego chcesz? Knujesz coś, prawda? — spytała bez ogródek.
— Człowiek raz w życiu chce być miły i od razu posądzają go o jakieś machlojki. Wyluzuj, Granger, to tylko obiad.
Jednak pomimo zapewnień Malfoya, iż cała ta jego szczodrość była wyrazem dobrej woli, dziewczyna nie wyzbyła się podejrzeń. Postanowiła zamówić jedno z tańszych dań, nie chcąc narażać Malfoya na zbędne wydatki.
— Zdecydowałaś się już? — spytał, widząc podchodzącego kelnera.
— Tak, chcę zupę cebulową — odparła, nie zważając na wyrażającą politowanie twarz Ślizgona.
Chwilę później przy ich stoliku stał kelner, oczekując na zamówienie.
— Czego sobie państwo życzą?
— Dwa razy kaczka w miodzie wrzosowym z lawendą, kaszą gryczaną i bakłażanem — wyczytał z karty Ślizgon, już drugi raz zmieniając zamówienie dziewczyny.
— A jaki deser?
— Dwa razy puchar lodów tiramisu. To wszystko, dzięki.
Kelner odszedł, zabierając ze stołu, zbędne już, karty dań. Czekając na jego powrót, Hermiona zastanawiała się jakimi pobudkami kieruje się jej współlokator. Bo tego, że czegoś od niej chce, była pewna. Teraz pozostało jej tylko czekać, aż arystokrata w końcu powie, o co mu chodzi. A moment ten nadszedł w czasie deseru.
— Pamiętasz, Granger, jak w Amazonii pewna śliczna małpka ukradła ci bluzkę? — zapytał na pozór bezinteresownym tonem.
— Jak przez mgłę — odpowiedziała, starając się sobie przypomnieć tamten moment. Od tamtego czasu tyle się wydarzyło, że niektóre wydarzenia zatarły się w jej pamięci. Na szczęście Draco doskonale pamiętał, co się wtedy wydarzyło i właśnie postanowił przypomnieć o tym dziewczynie.
— A pamiętasz może, jak oddałem ci swoją koszulkę…
Hermiona połączyła fakty i uśmiechnęła się delikatnie. Teraz przypomniała sobie, co wtedy obiecała, w zamian za bluzkę arystokraty.
— Chcesz, żebym poszła do McGonagall i nakłoniła ją do przywrócenia barku…
— Ja? Skąd! Chcę tylko, abyś wywiązała się ze złożonej obietnicy — powiedział niewinnym tonem, ocierając chustką usta, po skończonym posiłku.
Dziewczyna przygryzła wargę, zastanawiając się nad propozycją Malfoya.
— A będzie tam można robić takie drinki?
— Jak wiesz jak…
Jeszcze przez chwilę zastanawiała się nad możliwymi konsekwencjami takiego rozwiązania, a także nad tym, czy mogłaby złamać dane słowo. W końcu oznajmiła:
— Zgoda.
Arystokrata uniósł zaciśniętą pięść w geście triumfu, doprowadzając Gryfonkę do ataku śmiechu. Gdy w końcu osiągnął swój cel, poprosił kelnera o rachunek („czterdzieści osiem galeonów!”) i zaczęli szykować się do wyjścia.
— Wiesz, że te wszystkie cyrki wcale nie były potrzebne? Nie złamałabym danego słowa…
— Jakie cyrki? O czym ty bredzisz, Granger? — spytał Ślizgon, któremu uśmiech nie schodził z twarzy, od kiedy dowiedział się, że Gryfonka wstawi się za nim u dyrektorki. A skoro tak, to McGonagall nie będzie mogła odmówić. Teoretycznie. — Ja po prostu byłem miły.
— Tak, potrafisz być bardzo miły, kiedy czegoś chcesz.

***

Gryfonka wyszła z gabinetu dyrektorki, nie wierząc w to, co się przed chwilą stało. Tak oto ona, Hermiona Granger, poszła do McGonagall prosić ją, by przywróciła Ślizgonowi możliwość wniesienia alkoholu do dormitorium. Sama nie mogła się nadziwić, że znalazła aż tyle argumentów na racjonalizację swojej prośby. Wymieniając kolejne z nich, zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo zmieniło się jego nastawienie do jej skromnej osoby. I choć nadal zdarzały się między nimi kłótnie, z całą pewnością nie można ich było stawiać w jednej linii z tymi z początku roku.
Gdy dotarła do korytarza na czwartym piętrze, pokręciła głową, zdegustowana widokiem trójki Ślizgonów, idących z drugiej strony, niosących butelki alkoholu.
— I co, zgodziła się?! — zapytał Zabini, wrzeszcząc na cały korytarz.
Ślizgoni z wyczekiwaniem wpatrywali się w nią. Gdy dotarła do przejścia do dormitorium, zapytała:
— A co byście zrobili z tymi butelkami, gdyby się nie zgodziła?
— ZGODZIŁA SIĘ! — wrzasnął Blaise i razem z Nottem weszli do dormitorium prefektów naczelnych.
Malfoy zatrzymał się i spojrzał na dziewczynę, po czym zapytał:
— Nie wchodzisz?
— Nie, muszę iść na chwilę do biblioteki — odpowiedziała, po czym zniknęła w bocznym korytarzu.
Uradowany Draco Malfoy wszedł do salonu, wreszcie czując się jak w domu. Usiadł na fotelu i z zainteresowaniem przyglądał się, jak dwójka jego przyjaciół z powrotem zapełnia barek różnego rodzaju alkoholami. Gdy skończyli, Blaise odwrócił się i postawił na stole trzy szklanki.
— To co, panowie, za udany semestr? — spytał, wznosząc toast.
— Za semestr — powtórzyli chórem Malfoy i Nott.
Po kolejnych dwóch toastach („za prefekta naczelnego, który jest prawie jak brat” i „za czyszczenie kibli”), arystokrata podszedł do barku, chcąc przygotować drinka dla współlokatorki. Nie, żeby miał zamiar do końca roku robić za jej osobistego kelnera… tylko ten jeden ostatni raz, za dobrze wykonaną robotę.
— Draco, co ty tam robisz?
— Drinka dla Granger — odpowiedział Teodorowi, precyzyjnie odmierzając porcje alkoholu i soków.
Nie wiedząc czemu, wzbudziło to zainteresowanie Zabiniego, który podszedł do barku i z uwagą przyglądał się poczynaniom kolegi.
— A czy przypadkiem tego alkoholu nie powinno być mniej?
— Czepiasz się, bracie, ręka mi się trochę omsknęła… Trochę… oczywiście przypadkiem.
Gdy skończył, uniósł szklankę, chcąc przyjrzeć się efektowi końcowemu. Na koniec dodał słomkę i postawił szklankę przy barze, czekając na powrót Gryfonki.
Niedługo potem dziewczyna wróciła, niosąc podręcznik do numerologii. Odłożyła książkę na regał i odwróciła się, czując na sobie spojrzenie współlokatora.
— Masz, Granger. Tylko nie licz na to, że zrobię ci drugiego — powiedział, podchodząc do niej ze szklanką.
Dziewczyna wzięła ją od arystokraty, wciąż podejrzliwie mu się przyglądając.
— A jaka jest pewność, że mogę to wypić, bez obawy o swoje zdrowie? — spytała, bacznie obserwując twarze Ślizgonów.
Blondyn spojrzał na nią, przybierając wyraz oburzenia na skutek oskarżenia kogoś tak niewinnego jak on, o takie rzeczy jak zatrucie napoju. Wziął od niej szklankę i upił łyk przez słomkę, dając jej do zrozumienia, że zawartość jest czysta jak łza. Dziewczyna cierpliwie czekała, aż Ślizgon przełknie, dopiero wtedy przyjęła od niego drinka.
— Dzięki — powiedziała, po czym skierowała się w stronę swojego pokoju.
— Hej, Granger, zostań z nami! — krzyknął Blaise, uśmiechając się zachęcająco.
Dziewczyna odwróciła się i spojrzała na swojego współlokatora, przypominając sobie ostatnie imprezy i to jak zawsze kazał jej się ulatniać, gdy przychodzą jego znajomi.
— Nie, chyba lepiej będzie, jeśli pójdę do siebie…
Zabini obrzucił przyjaciela oskarżycielskim spojrzeniem, winiąc go za to, że Gryfonka nie ma ochoty z nimi zostać.
— No przecież jej nie wyganiam — oznajmił arystokrata, wzruszając ramionami i rozsiadając się na fotelu.
Zachęcana przez Zabiniego Hermiona, usiadła obok niego na kanapie, czując się, delikatnie mówiąc, niezręcznie. Dziewczyna przyglądała się ich grze w karty, sącząc drinka.
— Dobra, my was tu na chwilę zostawimy samych, więc postarajcie się niczego nie podpalić…
— A ty, Blaise, nie podglądaj kart… Granger nam o wszystkim powie, co nie?
Dziewczyna obserwowała, jak dwójka Ślizgonów wychodzi z dormitorium. Przez chwilę siedzieli w ciszy, a gdy Blaise miał pewność, że przyjaciele nie wrócą się do salonu, podszedł do stolika i zaczął podglądać ich karty.
— O żesz… kareta… nie blefował. Cholera, a ja już obstawiłem.
— Co ty robisz?
— Z pewnością nie podglądam kart, Granger — odpowiedział, puszczając do niej oczko.
Dziewczyna zaśmiała się i dopiła drinka, po czym podeszła do kart Notta.
— Ej, a jak są trzy panie, dziewiątka i as to dobrze czy źle?
Czarnoskóry podszedł do Gryfonki i nachylił się nad nią, chcąc sprawdzić, czy dobrze odczytała karty.
— Tak średnio, bym powiedział. Tak średnio. A to są damy nie panie, Granger. I chodź już stąd, bo mogą wrócić w każdej chwili — oznajmił i wraz z Gryfonką wrócił na kanapę, przybierając minę niewiniątka. — Ale nie wydasz mnie, co nie?
— A co ja z tego będę miała?
Zabini teatralnie odsunął się od dziewczyny, przykładając dłoń do serca.
— Malfoy, to ty?
Dziewczyna zaśmiała się, słysząc to porównanie. Pokręciła głową na znak, że nie zamierza go wydać, co chłopak przyjął z ulgą. Po chwili nachylił się do niej, chcąc nadać ich rozmowie konspiracyjny ton.
— Słuchaj, wiesz może, co można zrobić, aby moje nagranie było bardziej… rozpowszechnione?
— A po co ci to? — spytała zaciekawiona.
— Dzięki Draconowi przez miesiąc będę czyścić kible. Chce się zemścić.
— Czy wasze życie składa się tylko i wyłącznie z planowania i realizacji zemst?
Zabini gorliwie pokiwał głową, doprowadzając Gryfonkę do wybuchu śmiechu. Widząc, jak dziewczyna myśli nad odpowiedzią, dodał:
— Radio odpada. Jak tylko moje dzieło zacznie śmigać na listach przebojów, blondasek zdejmie je z anteny. Potrzebuję czegoś, do czego nie ma dostępu, czegoś, czego nie można kontrolować…
Hermiona zagryzła wargę, zastanawiając się nad odpowiednim rozwiązaniem.
— W sumie… to nagranie zrobiłoby w Internecie furorę.
— Co to jest Internet? — zapytał zaintrygowany Ślizgon, jednak nie dane mu było otrzymać odpowiedzi, gdyż do dormitorium wróciła pozostała dwójka uczniów, niosąc ze sobą tace z przekąskami. Były tam panierowane udka, chipsy, prażona kukurydza, fasolki wszystkich smaków i ciasteczka dyniowe.
— No dobra Granger, mów co tu się działo — polecił Draco, podejrzliwie patrząc na przyjaciela.
Dziewczyna rozejrzała się po salonie i oznajmiła:
— Tutaj? Absolutnie nic. Tylko sobie rozmawialiśmy z Zabinim.
— A o czym? — spytał Nott, biorąc do ręki swoje karty.
Chcąc szybko zmienić temat, Blaise podszedł do barku, mówiąc:
— Właśnie namawiałem Hermionę na szklaneczkę Ognistej i wiecie co? Zgodziła się! — po czym nalał Gryfonce whisky.
Dziewczyna spuściła głowę, chcąc ukryć zażenowanie. Ślizgoni powrócili do gry, nie żałując sobie alkoholu. Przyglądała się im zdegustowana, od czasu do czasu popijając ze swojej szklanki. Jedno było pewne: nie przepadała za Ognistą, ale musiała się czymś zająć.
— Granger, chcesz kurczaka? — zapytał, wstawiony już lekko, Nott.
Hermiona spojrzała krytycznie na półmisek z jedzeniem, które po ulepszeniu przez Blaise’a nie wyglądało apetycznie. Ślizgon stwierdził, że jedzenie jest niedoprawione i polał wszystko dużą ilością tabasco.
— Nie dzięki. Wiecie co… ja już chyba pójdę do siebie. Dzięki za…
— Siadaj, nie wygłupiaj się — powiedział Zabini, przyciągając dziewczynę z powrotem na kanapę. — Hej, wy! Granger się nudzi! — krzyknął do dwójki Ślizgonów, którzy w dalszym ciągu grali przy stoliku.
— To dla niej zatańcz — powiedział Nott, nie odrywając wzroku od swoich kart.
— Jak nie chce tu siedzieć, nie będziemy jej na siłę trzymać — dodał Malfoy, podbijając stawkę.
Oburzony niegościnnością kolegów Zabini wstał i podszedł do stolika. Wyrwał im karty z rąk i stanął w obronie dziewczyny.
— Ona chce tu być, tylko nie ma towarzystwa!
— To niech kogoś sobie przyprowadzi. O ile znajdzie się jakiś Gryfon, który odważyłby się przyjść do nas na imprezę — powiedział pewny swego arystokrata.
Oburzona dziewczyna odstawiła pustą już szklankę i wymierzyła w niego groźne spojrzenie.
— Więc twierdzisz, że nikt nie przyjdzie?
— W istocie.
Odwróciła się na pięcie, chcąc znaleźć swoją różdżkę, by móc wysłać wiadomość do Ginny. Niestety, jej niezbyt dobra koordynacja ruchów w połączeniu z alkoholem i podwiniętym dywanem nie stanowiły korzystnego połączenia. Dziewczyna runęła z hukiem na podłogę.
— Nic mi nie jest… naprawdę… nie musicie wstawać.
Nie, żeby któryś się poruszył, chcąc pomóc dziewczynie.
Hermiona powoli wstała i wróciła na kanapę, poprawiając spódniczkę. Ślizgoni spojrzeli po sobie, zastanawiając się, kogo Gryfonka zaprosiła na imprezę. Mieli szczerą nadzieję, że nie będzie to Potter.
Dziewczyna, słysząc pukanie, poderwała się i chwiejnym krokiem ruszyła do przejścia. Dwa drinki i szklanka Ognistej zrobiły swoje i gdy przejście odsłoniło się, zaproszeni przyjaciele wytrzeszczyli na nią oczy. Hermiona odsunęła się, robiąc dla nich przejście, a Draco przeklął, widząc wchodzącego do jego salonu bliznowatego.
— Hermiona? Wszystko w porządku? — spytał Harry, podejrzliwie spoglądając na Ślizgonów. Ci unieśli ręce i równocześnie powiedzieli:
— Sama się upiła.
Ginny uniosła brew i z powrotem odwróciła się do przyjaciółki. Wzięła ją pod ramię i zaprowadziła panią prefekt do kanapy.
— Jedno wyjście z Malfoyem na miasto i już się zataczasz. Harry, przynieś szklankę wody.
Blaise oburzył się, słysząc jej słowa.
— Ej ej ej! Wchodzicie tu i rozwalacie imprezę.
— Proszę, pij powoli — poradził Harry, podając przyjaciółce szklankę. — Najlepiej połóżmy ją do łóżka — mruknął do Weasleyówny, jednak Hermiona zdołała usłyszeć jego słowa.
— Nie! Ni–igdzie nie idę. Zostaję tutaj i piję ze Śśś… Ślizgonami.
Trójka wspomnianych uczniów zaśmiała się na widok min Gryfonów.
— Wiesz co… chyba będzie lepiej, jeśli tu zostaniemy i…
— … dopilnujemy, żeby nie zrobiła niczego głupiego? — dokończyła Ginny, na co Harry pokiwał głową.
Słysząc to, Draco wyprostował się na fotelu i zawołał:
— Co? Nie! Nie ma mowy!
Hermiona zaśmiała się i spojrzała na niego zwycięsko.
— Kazałeś znaleźć Gryfonów, którzy dotrzymają wam tempa, to ich znalazłam. A co, pękasz, Malfoy? — spytała zaczepnie.
Arystokrata prychnął i niechętnie wyczarował dodatkowe szklanki, mamrocząc, że „cholerni Gryfoni” mają szczęście, że sam jest już wstawiony.
Harry i Ginny na początku siedzieli bezczynnie, obserwując grę w karty. W którymś rozdaniu do gry dołączyła Hermiona, która nie najlepiej sobie radziła, z dwóch powodów. Po pierwsze: nie znała zasad gry. Po drugie: Blaise co chwilę zaglądał jej w karty pod pretekstem pomocy nowicjuszce. Weasleyówna, nie mogąc dłużej patrzeć na grę przyjaciółki, wcisnęła się na kanapę, zajmując miejsce między nią a Zabinim, oznajmiając, że od teraz to ona będzie doradzała pani prefekt. Potter, z braku innego zajęcia, nalał sobie do szklanki Ognistej.
W którymś momencie Hermiona zwróciła się do Dracona.
— Malfoy, zrób mi jeszcze jednego drinka, proooszę.
— Nic z tego, Granger — prychnął, z uwagą oglądając swoje karty.
Rzeczywiście miał dwa asy, czy wzrok zaczął mu płatać figle? Dziewczyna jednak nie dawała za wygraną. Przez całe dziesięć minut jęczała i kaprysiła jak małe dziecko. W końcu blondyn miał dość.
— Masz, Potter — warknął, podając mu swoje karty. — Radzę ci nie przegrać. A ty, chodź — rozkazał, podchodząc do barku.
Kasztanowłosa pisnęła z zachwytu i podeszła do Ślizgona. Zamrugała zdezorientowana, gdy chłopak, zamiast robić jej drinka, skinął na nią palcem, sugerując, by podeszła jeszcze bliżej.
— Nie licz na to, że ci go po prostu zrobię, Granger. Nauczę cię robić Euforię i będę miał święty spokój.
Gryfonka zmrużyła oczy i powoli pokiwała głową. Draco wywrócił oczami, chwycił dziewczynę za nadgarstek i pociągnął ją w swoją stronę tak, by znalazła się między nim a barkiem.
— No dobrze, Granger… Przestań się tak wiercić — syknął arystokrata, gdy podskoczyła, czując jego oddech na płatku ucha. — Po pierwsze: wybierz szklankę — powiedział cicho. Hermiona wzięła jedną ze szklanek. Blondyn oparł dłonie na blacie po obu stronach współlokatorki. — No to zaczynamy — mruknął i sięgnął po butelkę. Ujął dłoń dziewczyny i podał jej alkohol, jednak nie puścił jej ręki. Zaczął nią kierować, zupełnie jakby była marionetką. — Teraz… powoli — szepnął, unosząc szklankę i nalewając po jej ścianie soku. Nie uszła jego uwadze gęsia skórka, jaka pojawiła się na rękach jego uczennicy.
— Nie lej aż tyle, Granger. Zaburzasz proporcje.
— Nie lubisz eksperymentować z drinkami, Malfoy?
— Eksperymentować to ja mogę w łóżku — odpowiedział, patrząc na nią prowokująco.
— Co powinnam zrobić teraz? — spytała drżącym głosem Gryfonka, na co Draco posłał uwodzicielski śmiech prosto do jej ucha.
— Teraz powinnaś zaprowadzić mnie do sypialni.
Dziewczyna zaśmiała się, obróciła i lekko uderzyła go w ramię.
— Pytam poważnie: co teraz? — spytała, gdy już z powrotem odwróciła się do barku.
Arystokrata położył jedną dłoń na biodrze Gryfonki, nachylił się bardziej i zaczął szeptać do jej ucha. Hermiona wybuchła gromkim śmiechem.
— Ty zboczuchu!
Pozostali przerwali grę i spojrzeli na nich zaskoczeni.
— Jednak dobrze, że nie wzięliśmy ze sobą Rona — mruknął Harry do Ginny.
Kasztanowłosa zabrała szklankę z blatu i uniosła ją, wesoło mówiąc:
— Kto ma ochotę na drinka?

***

Hermiona jęknęła, czując bolesne pulsowanie skroni. Otworzyła oczy, krzywiąc się, gdy jasne światło zaatakowało jej źrenice. „Pięknie, panno Granger, doprawdy pięknie!” — pomyślała. — „To już drugi raz, gdy budzisz się na kacu. Niedługo wejdzie ci to w nawyk!” Podpierając się na rękach, z trudem usiadła na podłodze. Ze zbolałą miną rozejrzała się dookoła i zdębiała na widok tego, co zobaczyła.
Przed kominkiem leżał Nott, który tulił się do jednej z nóg niskiego stolika. Tuż obok niego znajdował się Harry, leżący na brzuchu, na obejmowanym przez Ślizgona meblu. Bezwładne kończyny chłopaka zwisały po obu jego stronach. Na samym szczycie regału z książkami, stojącym na lewo od Gryfonki, leżał Blaise. Dziewczyna, pomimo chwilowego zamroczenia, zastanawiała się jakim cudem Zabini zdołał utrzymać się na półce. Z kolei Draco, zrzuciwszy wszystkie butelki, spał zwinięty w kłębek na barku, obejmując, w połowie wypitą, butelkę Ognistej. Ginny zajęła kanapę. Zarzuciwszy nogi na jej oparcie spała na sofie, leżąc do góry nogami. Końcówki jej rudych włosów wiły się po podłodze.
Wczoraj cała szóstka zdecydowanie przesadziła. Z wielkim trudem podniosła się z podłogi, nie mogąc uwierzyć w wydarzenia wczorajszego wieczoru. Co prawda nie pamiętała wszystkiego („Dzięki ci, Godryku”), jednak to, co zostało jej w głowie, szczerze ją przerażało.
Starając się nie nastąpić na żadną z butelek i pustych opakowań, ruszyła do łazienki. Pochyliła się nad kranem, łapczywie pijąc zimną wodę, po czym nabrała jej w dłonie i ochlapała twarz. Z westchnieniem ulgi zakręciła kran i wyprostowała się, ocierając usta. Zamarła, wytrzeszczając oczy na widok swojego odbicia. Otworzyła usta i...
— AAA!!!
Przerażony wrzask dziewczyny obudził pozostałych. Harry instynktownie poderwał się, jednak zaburzona alkoholem równowaga sprawiła, że upadł na Teodora. Obaj wydarli się, dołączając do krzyków pozostałych uczestników imprezy integracyjnej. Zarówno Blaise, jak i Ginny, wrzasnęli, lądując na ziemi. Zabini zawył przeraźliwie, czym sprowokował Salazara do wyjścia z sypialni. Szczeniak wpadł do salonu, radośnie merdając ogonem i szczekając, gotowy do nowej zabawy.
Draco słysząc cały ten harmider, wzdrygnął się, wypuszczając z objęć butelkę Ognistej. Mrużąc oczy ze złości, obserwował, jak naczynie rozbija się, a jego zawartość rozlewa po podłodze. Omiótł wzrokiem salon i obecną w nim czwórkę, wraz z ganiającym swój ogon Salazarem.
— Debile — warknął, powoli schodząc z barku.
Czuł tępy ból w skroniach, który tylko nasilał się dzięki wrzaskom zgromadzonych tu uczniów. Wiedząc, że jeśli nic z tym nie zrobi, obecna sytuacja jeszcze długo potrwa, podszedł do nich, by zrobić porządek.
— Spokój! Zamknąć się wszyscy! Potter przestań gwałcić Notta, Blaise przestań biadolić, to tylko złamany nadgarstek. Weasley... Weasley! — zawołał, widząc, jak rudowłosej zbiera się na wymioty. — Zabieraj swojego fagasa i wynocha. Tylko żeby was nikt nie widział w tym stanie.
Ginny, jako że nie była w stanie nic powiedzieć, uniosła dłoń najpierw pokazując mu środkowego palca, późnej wystawiając kciuka. Znaczyło to mniej więcej tyle, co: „Jeśli ktoś tu jest fagasem, to tylko ty” i „Będziemy ostrożni, nie chcemy, by Hermiona miała problemy”.
Draco pokiwał głową z satysfakcją, widząc, jak towarzystwo zaczyna zbierać się z podłogi. Teraz zostało mu tylko zrobić porządek z małym hałaśliwym szczeniakiem. Podszedł do niego, złapał za skórę na karku i wyprostował się z nim. Zmierzył psiaka zdegustowanym spojrzeniem.
— I ty masz być psem obronnym — westchnął, krzywiąc się na widok smutnej miny szczeniaka, zupełnie, jakby rozumiał, co mówi jego pan.
Hermiona właśnie wyszła z łazienki, by znaleźć różdżkę i zrobić porządek z włosami. Zamarła na widok Ślizgona, pastwiącego się nad małym piszczącym Salazarem. Natychmiast do niego pobiegła.
— Malfoy, przestań, jego to boli!
— Przestań histeryzować, Granger. Każdy hodowca ci powie, że taki chwyt nie jest bolesny — oznajmił znudzonym tonem chłopak, nie odrywając zimnego wzroku od psa.
Gryfonka, nie wierząc w to zapewnienie, wyrwała szczeniaka i opiekuńczo go przytuliła. Dopiero wtedy Draco przeniósł na nią wzrok, by zrugać dziewczynę za bezczelne zachowanie, jednak zatkało go na widok nowego koloru włosów pani prefekt.
— Robisz się na mnie, czy dla mnie? — zakpił, na co dziewczyna prychnęła, mocniej tuląc do siebie szczeniaka.
— Dla ciebie? Masz zdecydowanie za wysokie mniemanie o sobie. Nie jesteś nawet wart pomalowania rzęs.
Arystokrata zaśmiał się, kręcąc głową.
— Granger, przecież ty się nigdy nie malujesz.
— No właśnie — rzuciła słodko.
Draco zmrużył oczy. Hermiona wygrała tę bitwę, ale nie zamierzał się poddawać.
— Wiesz, nawet taki kolor jak szlachetny platynowy blond nie sprawił, że te kudły wyglądają lepiej.
— W twoim przypadku także.
Blondyn otworzył usta, jednak nic mądrego nie przychodziło mu do głowy. W końcu zaklął pod nosem i wyrwał jej Salazara.
— To mój pies, Granger.
Dziewczyna zadrżała z oburzenia. To ona opiekowała się tym biednym słodkim szczeniaczkiem, którego on bez żadnych skrupułów porzucił, a teraz chce jej go tak po prostu odebrać?! Teraz, kiedy ona się do niego przywiązała?! „W życiu!” — pomyślała, mierząc w blondyna gniewnym spojrzeniem.
— Twój pies?! TWÓJ?! Sam powiedziałeś, że już go nie chcesz i mi go dajesz!
— Byłem wtedy chwilowo niepoczytalny, Granger. To ja kupiłem Salazara i jest moją własnością. Nie pozwolę, by dłużej przebywał w towarzystwie...
— Nie waż się kończyć, Malfoy — syknęła Hermiona, nieświadomie robiąc krok w stronę arystokraty.
— Chciałem powiedzieć w towarzystwie osoby, która nie ma pojęcia o wychowywaniu rasowych psów, ale jeśli wolisz, bym nazywał rzeczy po imieniu to...
Hermiona już miała wtrącić się w wypowiedź Ślizgona, jednak ich sprzeczkę przerwał przerażony wrzask Ginny. Młodsza Gryfonka siedziała na kanapie, obiema dłońmi przeczesując włosy. Co chwilę z jej ust wydobywały się jęki niedowierzania i czystej grozy. Jej dolna warga trzęsła się, a oczy zaszły łzami. Nic dziwnego, skoro jej długie do pasa, ogniste włosy zostały znacznie skrócone. Końcówki ledwo dotykały ramion.
Nie tylko dziewczynom zmienił się wygląd po wczorajszej nocy. Harry bał się cokolwiek powiedzieć, ze względu na srebrnego kolczyka w wardze. Stał nieruchomo, jakby nowa ozdoba lada chwila miała wybuchnąć. Naprzeciwko niego stał Nott, który niepewnie dotykał kolczyka w nosie. Jedynie Blaise stał rozbawiony oparty o ścianę. Z założonymi rękami obserwował histerię kolegi, Pottera i Weasleyówny. On również sprawił sobie kolczyk, jednak jemu nie przeszkadzało srebrne kółko w prawej brwi. Draco, widząc ich miny, roześmiał się głośno, czym zarobił cztery nienawistne spojrzenia. Zabini natomiast wyszczerzył zęby, również naśmiewając się z pozostałych członków imprezy.
— Mógłbyś łaskawie przestać — warknął Teodor. — To wcale nie jest śmieszne.
— Och, oczywiście, że jest — naśmiewał się blondyn.
Hermiona przewróciła oczami i, korzystając z okazji, odebrała dobermana Malfoyowi i wypuściła Salazara, po czym udała się do sypialni, by przywrócić swoim włosom naturalny kolor. Gdy wróciła, w salonie panował względny porządek. Uporali się także ze złamanym nadgarstkiem Zabiniego. Właśnie trwały próby odtworzenia wczorajszego wieczoru. Ślizgoni zajęli kanapę, natomiast Gryfoni usiedli na jednym z parapetów. Wyraźnie było czuć zdystansowanie i wzajemną niechęć.
— Pamiętam tylko, że Blaise znowu coś podpalił — oznajmił Nott, z urazą patrząc na przyjaciela. Był pewny, że to on stał za nowym wyglądem pozostałych.
— Nie patrz tak na mnie — oburzył się Zabini, unosząc dłonie. — Ja w ogóle niczego nie pamiętam.
— Podsumowując: schlaliśmy się do tego stopnia, że ktoś wpadł na cudowny pomysł, by przerobić Granger na blondynkę, ściąć Weasley kudły...
— Hej! — wrzasnęła urażona Ginny.
Draco nawet nie przerwał swojej wyliczanki.
— ... a wszystkim pozostałym załatwić piercing. Wszystkim, prócz mnie, oczywiście — dodał wyraźnie zadowolony, że jako jedyny uniknął konsekwencji alkoholowego zamroczenia.
— Co? Niemożliwe. Przecież każdy...
— Blaise, nigdy nie dałbym się wciągnąć w takie gówno, nawet nie będąc trzeźwym.
Harry, który do tej pory nie odezwał się ani słowem prychnął pod nosem.
— Może kolczyka sobie nie zrobiłeś, ale ganiać nago po zamku to już mogłeś, Malfoy.
Arystokrata zmrużył niebezpiecznie oczy.
— Jeszcze tu jesteś, Potter? — warknął.
Hermiona podeszła do swoich przyjaciół, gotowa ich bronić. Oparła ręce na biodrach, mierząc blondyna spojrzeniem.
— To jest też moje dormitorium. Harry i Ginny mają takie same prawo tu przebywać, jak Zabini i Nott. Harry, gdzie ty...
— W porządku Hermiona. Idę usunąć tego kolczyka. Gdybyś mnie potrzebowała — tu zerknął na Ślizgonów — będę w pokoju wspólnym — oznajmił, po czym spojrzał porozumiewawczo na Ginny.
Rudowłosa przytaknęła głową na znak, że zostanie tu z przyjaciółką i będzie ją wspierać w dalszej rozmowie z uczniami Slytherinu.
— Cały Potter — prychnął Draco. — Ucieka, gdy robi się niebezpiecznie.
Blaise, widząc, jak obie dziewczyny otwierają usta, by zacząć kłótnie, postanowił interweniować. Spojrzał na Gryfonki, pokręcił dyskretnie głową i oznajmił:
— Wiecie co? Pomysł Pottera nie jest wcale taki głupi. Spróbujmy usunąć te kolczyki.
Teodor pokiwał żarliwie głową, chcąc jak najszybciej pozbyć się srebrnego kółka w nosie.
Zabini dyskretnie odetchnął z ulgą, widząc, jak Draco opuszcza salon. Po raz kolejny w tym roku udało mu się zapobiec nadchodzącej awanturze. Prefekci naczelni nie raz kłócili się o swoje dormitorium i gości, jakich tu przyprowadzali.
Hermiona usiadła na parapecie obok Ginny i spojrzała na nią współczująco. Dziewczyna od lat zapuszczała włosy i tuż przed balem zostały tak drastycznie skrócone.
— Paskudnie się układają... takich krótkich nie miałam od pierwszego roku — jęknęła młodsza Gryfonka.
Hermionie żal było przyjaciółki. Weasleyówna zawsze ją wspierała, więc pani prefekt postawiła sobie za punkt honoru jej pomóc. Nachyliła się do przyjaciółki i wyszeptała:
— Tak się składa, że przed świętami profesor Donovan postanowiła dać nam wolną rękę i przez te dwa tygodnie robimy samodzielny projekt. Po prostu wybiorę eliksir na przyśpieszenie porostu włosów i zabiorę go trochę dla ciebie. W tak krótkim czasie twoje włosy nie odrosną całkowicie, ale myślę, że odzyskasz jakieś dziesięć centymetrów.
Ginny zamrugała, nie wierząc we własne szczęście, po czym pisnęła radośnie i uściskała Hermionę.
— Na Merlina, kocham cię!
Hermiona zaśmiała się, odwzajemniając gest przyjaciółki. Nagle Weasleyówna znieruchomiała, a pani prefekt niemal słyszała, jak w głowie przyjaciółki trybiki obracają się z zawrotną szybkością. Ginny wyprostowała się i podejrzliwie spojrzała na starszą Gryfonkę.
— Jak prosty jest ten eliksir?
Hermiona przeczuwając, do czego zmierza Ginny, przegryzła wargę i wzruszyła ramionami.
— Jest... dość prosty.
Weasleyówna zmrużyła oczy i pokiwała głową, jakby jej domysły potwierdziły się.
— Aha... Czyli jest banalny. A czy przypadkiem nie dostaniesz niższej oceny, jeśli wybierzesz go jako swój projekt?
Hermiona niechętnie pokiwała głową i szybko dodała:
— Prawdopodobnie tak, ale wszystko zależy od tego, co wybiorą pozostali i jak im to wyjdzie.
— Dzięki — powiedziała rudowłosa, jeszcze raz obejmując przyjaciółkę.
Wszyscy obecni w dormitorium prefektów naczelnych wzdrygnęli się, słysząc ryk grozy i wściekłości dobiegający z łazienki. Cała czwórka wymieniła między sobą spojrzenia, słysząc kolejne wrzaski i bluzgi Dracona.
— Co on tam... — zaczął Nott, jednak wybuch śmiechu Blaise'a zagłuszył dalszą część wypowiedzi bruneta.
— Nie rozumiecie? — zapytał Zabini, ocierając łzy rozbawienia. — Wygląda na to, że blondasek nie był gorszy i również zafundował sobie kolczyka, a sądząc po jego reakcji, znajduje się on w dość niekomfortowym miejscu — dokończył Ślizgon, ponownie wybuchając gromkim śmiechem. Pozostali dołączyli do niego, jednak Hermiona próbowała jakoś się opanować.
— Hej, a jak coś sobie zrobił? To nie jest śmieszne... no dobra jest — roześmiała się ponownie, a soczyste wiązanki Malfoya tylko zwiększały rozbawienie czwórki uczniów.
W końcu jednak Nott postanowił sprawdzić, czy z jego przyjacielem jest wszystko w porządku. Podszedł do drzwi i zapukał, pytając:
— Emm... Draco? Mogę wejść?
Po chwili brunet otrzymał pozwolenie. Obejrzał się na Blaise'a, mrugnął rozbawiony i, przybrawszy wyraz powagi na twarz, wszedł do łazienki. Gryfonki zerknęły na czarnowłosego, a odgłosy ich rozbawienia ponownie wypełniły salon.
— Kurwa, zamknąć się! — wrzasnął Draco, po czym dodał parę nowych, oryginalnych przekleństw.
Po chwili Teodor wyszedł z łazienki, mówiąc:
— Za cholerę nie wiem, jak mu go wyjąć. Mam tylko nadzieję, że nie będzie próbował wyjąć go…
— AAA!
— …na siłę — dokończył wolno, krzywiąc się razem z Zabinim, za to Gryfonki parsknęły śmiechem, czym zarobiły zdegustowane spojrzenia obecnych w salonie mężczyzn.
Tym razem to Blaise spróbował pomóc arystokracie. Zapukał do drzwi i spytał:
— Emm… Draco? Może sprowadzić kogoś do pomocy? Pomfrey, Snape’a?
— Won! Wszyscy macie się stąd wynieść!
Czarnowłosy uniósł dłonie na znak kapitulacji i wrócił do salonu, próbując usunąć srebrne kółeczko w brwi. Podszedł do lustra, jednak nadal nie mógł pozbyć się kolczyka. Hermiona, widząc jego starania, westchnęła i podeszła do Ślizgona, proponując pomoc. Blaise odwrócił się do niej i zaskoczony uniósł brwi.
— Wiesz jak się go pozbyć?
Gryfonka wzruszyła ramionami.
— Teoretycznie.
Zabini zrobił w myślach szybki bilans. Ostatecznie postanowił zaufać w umiejętności dziewczyny… a raczej w jej teoretyczną wiedzę. Już po chwili kasztanowłosa trzymała na dłoni małe srebrne kółeczko. Teodor spojrzał z zazdrością na przyjaciela, jednak nie zamierzał prosić o pomoc Gryfonkę i, dziękując Salazarowi za to, że zrobił sobie kolczyk jedynie w nosie, ruszył do skrzydła szpitalnego.
Blaise spojrzał zamyślony na panią prefekt.
— Wiesz co, Granger? — powiedział powoli, gdy w jego głowie zaczął rodzić się pewien pomysł. — Skoro udało ci się wyciągnąć tego kolczyka, to może mogłabyś…
Hermiona wytrzeszczyła oczy i zarumieniła się, odgadując zamysły Zabiniego. Parę razy otworzyła usta, jednak nie była w stanie nic powiedzieć. Nie pomagał jej też rechot Ginny.
— AAA!!!
— Tak, Draco, wiemy. Zaraz przyjdzie Granger i ci ulży — rzucił rozbawiony Blaise, czym zarobił sobie kuksańca w bok od oburzonej Gryfonki.
— NIECH PRZYJDZIE KTOKOLWIEK!!! MI TO JUŻ WSZYSTKO JEDNO!
Zabini położył dłonie na drobnych ramionach Hermiony i, siląc się na poważny ton, powiedział:
— Granger, on tam cierpi. On cię potrzebuję. Tylko ty jesteś… masz odpowiednie kompetencje… i w ogóle. To jak? Jesteś już odpowiednio zmotywowana?
— AAA!!!
— Dzięki, Draco! Mogę dorzucić sykla — zaproponował chłopak.
— JAK JA CIĘ NIENAWIDZĘ, ZABINI! GRANGER, JAK TU PRZYJDZIESZ DOSTANIESZ TYLE, ILE CHCESZ, TYLKO SIĘ POŚPIESZ!
Blaise, korzystając z tego, że kasztanowłosa chwilowo się zawiesiła, zaczął popychać ją w stronę łazienki, a kiedy dotarli do drzwi, otworzył je i wepchnął Gryfonkę do środka. Chichocząc, wrócił do Weasleyówny, czekając na rozwój sytuacji.
— GRANGER ZMIENIŁEM ZDANIE, ODSUŃ SIĘ! NIE PODCHODŹ Z TYM DO MNIE!
— BĄDŹ MĘŻCZYZNĄ! TO POTRWA TYLKO CHWILĘ! MALFOY, PRZESTAŃ UCIEKAĆ!
—MOGŁABYŚ CHOCIAŻ ODWRÓCIĆ WZROK?
— Nie masz tam nic, czego wcześniej bym nie widziała!
— ŻE CO?! NIBY KIEDY…
— Jak się zamieniliśmy ciałami…
— COŚ TY WTEDY ZE MNĄ ROBIŁA, ZBOCZONA EROTOMANKO?!
— SIUSIU!
Ginny spojrzała na Zabiniego, nie rozumiejąc ani słowa z „rozmowy” prefektów naczelnych. Czarnowłosy pokrótce opowiedział jej o ich zamianie, jednak jego wypowiedź przerwały kolejne, dochodzące z łazienki, wrzaski.
— AAA! MOGŁABYŚ BYĆ BARDZIEJ DELIKATNA!
— Staram się.
—  TO ZA SŁABO SIĘ STARASZ!
— KURWA, POWOLI!!!
— Będzie lepiej, jak zrobię to szybko!
— NIECH WAS WSZYSTKICH SZLAG JASNY TRAFI! AŁA!!!
Hermiona wrzuciła wyjętego kolczyka do kosza, dając tym samym odrobinę prywatności Draconowi, który, ciężko dysząc, zapinał spodnie. Oparł dłonie o blat i pochylił się. Gryfonka odchrząknęła i podeszła do umywalki obok, by umyć ręce i ochlapać czerwoną twarz chłodną wodą. Ślizgon zerknął na nią spod potarganych włosów, a jego spojrzenie stanowiło mieszankę złości, zawstydzenia i bólu.
— Poczekaj tu, zaraz przyniosę ci maść chłodzącą — powiedziała dziewczyna, wlepiając wzrok w buty. Nie była w stanie spojrzeć mu prosto w oczy.
— Ma tam nikogo nie być, Granger. Powiedz im, że jeśli ktokolwiek się o tym dowie… sam będzie musiał usuwać sobie kolczyka z…
— Jasne.
Hermiona wyszła z łazienki i westchnęła z ulgą. Zanim weszła do swojej sypialni, usłyszała ciche pytanie Zabiniego:
— I jak, sukces?
Uniosła kciuka na znak, że sytuacja została już opanowana i weszła do pokoju po maść dla Ślizgona. Zanim ponownie weszła do łazienki, rzuciła przez ramię:
— Lepiej będzie, jeśli już pójdziecie… i żeby to zostało między nami.
Zabini gorliwie pokiwał głową.
— Co jak co, ale tego bym mu nie zrobił. Weasley?
Ginny skrzywiła się i spojrzała z nadzieją na przyjaciółkę.
— Serio mam TO zatrzymać dla siebie? — spytała płaczliwie, na co Hermiona pokiwała głową, dając jej do zrozumienia, że arystokrata i tak już wystarczająco dużo przeszedł.
— No dobra — mruknęła zawiedziona dziewczyna i razem ze Ślizgonem opuściła dormitorium.  
Dziewczyna zapukała i weszła do łazienki, zastając Malfoya w takiej samej pozycji, jak wtedy, gdy wychodziła
— Proszę, powinna pomóc — powiedziała, podając chłopakowi niebieskie opakowanie.
Bez słowa przyjął maść i spojrzał na nią, sugerując, by zostawiła go samego. Gryfonka wróciła do salonu i usiadła na fotelu, szczerze współczując współlokatorowi. Korzystając z wolnej chwili, zaczęła zastanawiać się nad organizacją balu. Poszła do swojego pokoju, szukając pergaminu i pióra. Otworzyła szafkę stojącą przy jej łóżku i zamarła widząc drogie biało–złote pióro. Na jego widok natychmiast przypomniała sobie o Ivanie i jego intrygach. Wzięła notatnik, orle pióro i te, które przywołało wspomnienia o wykorzystaniu jej w chorej walce Gregorovicza o pozycję. Wróciła do salonu i odłożywszy na stolik przybory do notowania podeszła do kominka i rzuciła w ogień pióro ofiarowane jej przez Rosjanina.
— Co tak dramatycznie, Granger? — spytał kpiąco Draco, powoli podchodząc do kanapy.
Stawiał szerokie i drobne kroki, starając się nie podrażnić rannego miejsca.
— Jeszcze trochę i zrobisz szpagat, Malfoy — odwdzięczyła się Gryfonka, na co Ślizgon zmrużył oczy i skrzywił się, siadając na sofie.
Korzystając z tego, że nie jest w stanie uciekać, postanowiła poruszyć kwestie organizacji balu.
— Pamiętasz, że jesteśmy odpowiedzialni za Bal Bożonarodzeniowy, prawda?
— Granger, czy ty naprawdę musisz mnie teraz z tym męczyć? — warknął blondyn i nieco zmienił pozycję.
— Tak. Jesteś bardziej skłonny do współpracy, kiedy przeżywasz ciężkie chwile. Pamiętasz, jak to było z Nocą Duchów?
Draco przymknął oczy, zirytowany do granic możliwości. Jedyne, o czym marzył, to cisza i spokój, w którym mógłby odbudować swoją dumę i godność. Postanawiając, że będzie po prostu przytakiwał, powiedział:
— Niech ci będzie, ale nalej mi Ognistej.
Dziewczyna spełniła jego prośbę, czy raczej rozkaz, i już po chwili zasypywała go potokiem propozycji. Chodziła przed nim raz w jedną raz w drugą stronę, żywo gestykulując. Nawet jej nie słuchał. Od czasu do czasu kiwał głową, by sprawiać wrażenie, że choć trochę interesuje go to, o czym mówi Gryfonka.
Ślizgon od jakiegoś czasu czuł narastające pieczenie w miejscu, w którym do niedawna jeszcze miał kolczyk. Co chwilę zmieniał pozycję, w jakiej siedział, jednak to nie pomagało. W końcu powiedział:
— Granger, daj mi jeszcze tej maści.
Dziewczyna zamrugała, zdezorientowana. Przecież dała Ślizgonowi całe opakowanie.
— To już jej nie ma? Zużyłeś całą?!
— Nie gorączkuj się tak, przecież gdybym nie potrzebował, nie zużyłbym aż tyle. I nie marudź, odkupię ci. Przynieś mi tylko jeszcze jedno opakowanie.
Gryfonka spojrzała na współlokatora, mrużąc gniewnie oczy. Zużył całe opakowanie maści leczniczej, którą zrobiła jej babcia.
— Nie mam więcej — warknęła.
— To załatw coś. Granger, mnie tutaj pali żywym ogniem.
Kasztanowłosa szybkim krokiem podeszła do barku i wyjęła pojemnik z kostkami lodu. Zawinęła je w woreczek i ze złością podała arystokracie.
— Masz, chłodź się.
Blondyn spojrzał krytycznie na worek wypełniony lodem, jednak nie widząc innego wyjścia, przyłożył go do krocza. Uśmiechnął się błogo, czując ulgę. Dziewczyna, widząc, że kryzys został zażegnany, wróciła do swojego wykładu na temat balu.
W pewnym momencie usiadła przed nim na podłodze i zaczęła podawać mu kartki z rysunkami i propozycjami. Ślizgon obejrzał je i, chcąc nie chcąc, musiał zacząć słuchać z uwagą wykładu współlokatorki.
— Czekaj, czekaj… czy ty coś mówiłaś, że chcesz, aby sala wyglądała majestatycznie i dystyngowanie?
Dziewczyna gorliwie pokiwała głową, ciesząc się, że w końcu przykuła jego uwagę.
— A jak do tego wszystkiego mają się balony zawieszone pod sufitem? — zapytał z kpiącym uśmieszkiem.
Doskonale wiedział, że Gryfonka nie ma za grosz poczucia stylu, ale tym pomysłem, przebiła wszystko.
— Myślałam, że to dobry pomysł…
— Tak, jeśli chcesz wyprawić wiejską potańcówkę — rzucił szorstko. — Chodź tu z tymi kartkami, nie będę się do ciebie nachylał.
Hermiona zebrała porozrzucane wokół niej kartki i podniosła się z podłogi.
ŁUP
Wstając, Gryfonka uderzyła się o kant stołu, czym wywołała głośny wybuch śmiechu arystokraty. Rozcierając bolące miejsce, usiadła przy nim, wyrywając mu z rąk woreczek z lodem, po czym przyłożyła go do potylicy. Spojrzała na śmiejącego się z niej Ślizgona i wysyczała:
— Ani słowa…
Drzwi do dormitorium otworzyły się i stanęła w nich Minerva McGonagall. Badawczym wzrokiem omiotła pomieszczenie, zatrzymując się na siedzących na kanapie prefektach. Widząc, jak Gryfonka przyciska sobie lód do głowy, spytała:
— Panno Granger, czy wszystko w porządku?
— Tak, wszystko z nią w porządku, co najwyżej nabawiła się wstrząsu mózgu — wtrącił Ślizgon, wyrywając dziewczynie woreczek z rąk i ponownie przykładając go sobie do krocza.
Dyrektorka uniosła brew, jednak w żaden sposób nie skomentowała jego poczynań. Odchrząknęła i dość oficjalnym tonem zapytała:
— Chciałam się tylko dowiedzieć, jak idą wam przygotowania do balu?
Hermiona jeszcze raz potarła potylicę i podniosła się z kanapy, sięgając po notatki. Wytłumaczyła dyrektorce motyw przewodni, na co ta pokiwała głową z aprobatą.
— Dobrze, a co z tańcem rozpoczynającym uroczystość? Macie już jakieś pomysły? Pamiętajcie, że musicie mieć czas na próby. Nie tylko wy, ale także pozostali prefekci szkoły. Ale najważniejsze jest to, żebyście się dobrze prezentowali, w końcu to wy będziecie pierwszą parą.
Prefekci naczelni wymienili zszokowane spojrzenia, po czym oboje wykrzyknęli:
— MY?!
— Jako PARA?!
— Nie mówiłam wam? No to teraz już wiecie — oznajmiła, po czym opuściła dormitorium, zostawiając zdruzgotanych uczniów w salonie.

***

Piętnaście, jeden, sześć
Piętnaście, jeden, sześć

Liczby nawiedzają mnie w snach, częściej niż kiedykolwiek. Czuję na karku oddech śmierci... ale to nie moje ciało, nie moja śmierć. Skrępowali mnie, torturowali, zadawali mi pytania, na które nie znam odpowiedzi. Nie widzę nic. Mam zasłonięte oczy. Ciemność otacza mnie, napiera na mnie, a jedyne co słyszę, to szum krwi w moich skroniach. Nie. To nie moje skronie. To nie ja czekam na egzekucję.
Nagle wszystko znika. Jedyne, co widzę, to czerwony napis. Jest za daleko, nie mogę go odczytać, ale wiem, że zaraz zacznie się do mnie przybliżać.
Słyszę krzyk. Kobiecy. Przeszywa moje ciało, sprowadzając na mnie fantomowy ból. Wrzask powoduje drżenie liter. Są coraz bliżej, bliżej niż kiedykolwiek. Pokryte są krwią. Jej krwią. Jest jej tak dużo... Boję się. Bardziej niż kiedykolwiek. Chcę się obudzić, ale nie mogę.
Nieruchomieję, gdy po raz kolejny dzieje się coś, czego nigdy wcześniej nie było. Za literami pojawia się postać. Nie widzę jej twarzy, jest za daleko, cała spowita cieniem. Robi krok w moją stronę... kolejny... i następny. Chce uciekać, ale moje ciało jest sparaliżowane.
Jest coraz bliżej, minęła napis, ale nadal okrywa ją ciemność. Nagle ból, który odczuwam, nasila się. Chcę się skulić, chcę krzyknąć, ale nie mogę. Nie mogę nabrać powietrza. Duszę się... Nagle do mnie dociera. Topię się.
Postać jest naprawdę blisko. Zdaję sobie sprawę, że ona jest mokra. Z jej włosów i ubrania spadają krople, wystukując stały rytm.
Kap. Kap. Kap.
Moje bezwładne ciało zaczyna unosić się, a włosy falują, zupełnie jakby były w wodzie.

Czuję, jak życie ze mnie uchodzi. Moje ciało staje się tak lekkie. To prawie jak zasypianie. Ból powoli mnie opuszcza tak samo, jak wola życia. Może tak będzie lepiej? Już nie będę cierpieć, już nigdy nie będę się bać. Znowu ich zobaczę. Taak... śmierć nie jest taka zła”

Moje oczy powoli się zamykają. Czuję, jak śmierć przychodzi, tym razem po mnie. Co? Nie! To nie były moje myśli, tylko jej! Ja chcę żyć! Chcę żyć!
— Chcę żyć! — wołam, wybudzając się ze snu, a moje ciało i łóżko są całe mokre.


***




***

Taaakkk, zrobiłyśmy to. Przekroczyłyśmy barierę 50 stron (dokładnie 52 ot co!)
Odnośnie tego, co mogliście zobaczyć powyżej: my tylko dostałyśmy to nagranie i je opublikowałyśmy na prośbę autora. Nie bierzemy odpowiedzialności za ewentualne dolegliwości lub szkody na zdrowiu psychicznym, po obejrzeniu go.
Chciałybyśmy podziękować za wszystkie komentarze a przede wszystkim za promocję na różnych forach czy grupach na fb ;) Już Wy wiecie, o kogo chodzi…
Co do rozdziału: mamy nadzieję, że się spodobał, tym bardziej, że pisało się go nam z prawdziwą przyjemnością (nie to, że lubimy cierpiącego Malfoya… no może tak trochę)
Do następnego!

Ps: Jeśli chcecie wiedzieć, co też takiego Hermiona wyczytała w "Żongerze" i za co Zabini dostał szlaban, koniecznie przeczytajcie artykuł Antoniego Źdźióbki w zakładce "Żongler" pod tytułem "Baron narkotykowy zdemaskowany!"

34 komentarze:

  1. ŁAŁ mój pierwszy komentarz tutaj i od razu jestem pierwsza!!! Czytam Waszego bloga od niedawna, ale muszę przyznać, że jest świetny! A Wasz szablom... OMG... brak słów, piękniejszego nie widziałam :) Co do samego, rozdziału: Jak zwykle trzyma poziom i wspaniale się go czyta, już sam tytuł mnie rozwalił :) Pozdrawiam i zapraszam do mnie, http://kiedyjestesprzymniedramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. AAA i jeszcze jedno... szacun za ilość stron, chylę czoła :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudny rozdział!
    Dzięki wam, do tej pory się śmieję xD
    Dziękuję wam i czekam z niecierpliwością na więcej! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pomysł z kolczykami zwalił mnie z nóg! Jeszcze nigdy tak się nie śmiałam, czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział genialny jak zawsze ;) było mi żal Malfoya no ale dobrze, że z tego wyszedł. Zabini jest super rozbawił mnie do łez!
    Impreza ze Ślizgonami nie wróży nic dobrego akcja z kolczykiem mega :D
    Czekam na next!
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis

    OdpowiedzUsuń
  6. O Merlinie! Czytałam to z pół godziny! Nie mogłam przestać się śmiać! Tak zagryzłam wargę, że w dalszym ciągu dziwię się, dlaczego nie zaczęła krwawić :P Rozdział przezabawny. Masz świetnego Draco. Nie będę pytać jak on sobie 'sprawił' tego kolczyka. Sądząc iż to Granger była jedyną osobą, która potrafiła go ściągnąć to jest równoznaczne z tym, że musiała go założyć >.< Biedna Ginny... Znaczy jej włosy. Salazar so sweet. Niezła biba, nie ma co zaprzeczać. Wyobrażam sobie sytuację z woreczkiem i no... Moja wyobraźnia otwiera coraz więcej drzwi xD
    Pozdrawiam, czekam na następny,
    KH.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nasza wyobraźnia wyważyła już wszelkie możliwe drzwi.
    Ps: Żywimy głęboką nadzieję, że z twoją wargą wszystko w porządku ;p

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam! Mimo, że muszę czytać na raty to i tak kocham to, bo dzięki temu zbliżam się do następnego. Rozdział jak zwykle genialny i długi. Mogłybyście spokojnie napisać książkę.
    Malfoy jest jedną z moich ulubionych postaci, więc na prawdę kocham jego chamstwo, gadanie głupot i to jak zmienia swoje oblicze (nawet jeśli chodzi mu o jakąś rzecz)
    Już czekam na rozwiązanie sprawy z Gregoroviczem i oczywiście bal, bo wyczuwam, że to może być na prawdę genialny moment. Zapraszam do siebie.

    Opowiadanie, Nowe pokolenie :
    http://lilylunapotterhp.blogspot.com/
    Lekkie Miniaturki :
    http://mini-story-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy zacznę się akcje bardziej związane z tytulem: nauka latania? a poza tym jest cudnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszymy się, że w gronie naszych czytelników znajduje się facet i to taki, który zwraca uwagi na niuanse :) Nie chcemy za wiele zdradzać, choć możemy powiedzieć, że nawiązanie do tytułu tuż-tuż. Jednak zanim człowiek zechce się wznieść, najpierw musi dotkliwie upaść... To by było na tyle i teraz zostawiamy Ciebie i resztę czytelników w sferze domysłów ;))

      Usuń
  10. Rozdział świetny! Mam tyle na głowie, że czytałam na raty, pewnie przyczyniła się do tego ilość stron (52?!) :'D, chylę czoła! Blaise jak zawsze najlepszy ;). Co do waszych pomysłów na imprezy Ślizgonów :'D… ile już ich było? Jeśli odjąć imprezy, które zakończyły się katastrofą wyjdzie ZERO (moje zdolności matematyczne TO jeszcze ogarną :'D) :'D. Podsumuwując, UWIELBIAM Wasze opowiadanie! Życzę weny!
    Pozdrawiam, Hariet.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę nie mamy pojęcia, kiedy zrobiły się z tego 52 strony... to tak samo wyszło po tym jak złączyłyśmy fragmenty rozdziału pisane na telefonach, komputerze i Bóg sam jeden wie, gdzie jeszcze ;p

      Usuń
  11. Ivana ma naprawdę przerąbana, a Draco to jednak potwornie mściwa bestia. Naprawdę narobił Gregorociczowi problemów, a co gorsza może mu to nie wyjść na dobre. Czas pokażę.
    Zabini i Nott jak zwykle genialni. Tylko oni mogli wymyślić coś takiego.
    Impreza rozwaliła system. Te kolczyki, szczególnie u Dracona... nie mam pytań. Uczenie Hermiony przygotowywania drinka również niczego sobie.
    Mogłabym tak wymieniać wszystko po kolei, co mi się podobało, ale przepisałabym każdy wątek z rozdziału, więc powiem tylko, że odwaliłyście kawał dobrej roboty. Oby jak najwięcej takich długich i wspaniałych rozdziałów.
    http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bym zapomniała, filmik powala, podobnie jak remix :D

      Usuń
    2. Dziękujemy za komentarz i cieszymy się, że filmik się podobał... tym bardziej, że początkowo tylko żartowałyśmy między sobą, że można by coś takiego zrobić a decyzja o zmontowaniu go, podjęta została na spontanie ;p

      Usuń
  12. 52 strony?! Szacun, naprawdę. Rozdział świetny :D A ta impreza... mega xD Filmik genialny... Zabini <3 xD
    Jako że jest to pierwszy rozdział, który przeczytałam na komputerze, a nie telefonie, a co za tym idzie dopiero teraz zauważyłam szablon, chciałam powiedzieć, że naprawdę bardzo mi sie on podoba. Jeden z najlepszych ( jak nie najlepszy!) jaki widziałam :)
    Właśnie nadrobiłam wszystkie rozdziały, więc nie pozostało mi nic innego jak czekanie na następny :)
    Pozdrawiam i weny życzę (chociaż jak widać wam jej nie brakuje xD)
    Lili^^

    OdpowiedzUsuń
  13. Rozdział świetny! zastanawiam mnie bardzo ile czasu to pisałyście. Zasługujecie na duże brawa!
    Szkoda że babcia Rose tak szybko zniknęła, ale cóż przecież ciągle się śmiać. (:
    Ach... Ten Malfoy.... Serio? Zadał sobie tyle bólu przez takiego idiotę . Zupełne marnotractwo krwi. Szkoda mi go. Salazar i Diabeł <3
    Oczywiście jak to u mnie nie może zabraknąć rady. Nie śpieszcie się z publikacją kolejnego rozdziału...
    Życzę weny!
    Ta, której imienia nie wolno wymawiać....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział napisany został w ciągu dwóch tygodni, ale jak zawsze u nas większość powstała w ciągu ostatnich kilku dni...
      Z rady z pewnością skorzystamy, tym bardziej, że szykuje się kolejny obszerny rozdział, z racji tego, że już mamy 14 stron a poruszyłyśmy tylko dwa z założeń ;)

      Usuń
  14. Rozdział świetny i godny podziwu, z resztą jak każdy poprzedni. Wasza umiejętność rozwijania różnych wątków + długie i zajmujące rozdziały sprawiają, że naprawdę (jak już ktoś wyżej wspomniał) opowiadanie nadaje się na książkę. Ale do sedna: zakończenie rozdziału zaintrygowało mnie najbardziej, jestem niezwykle ciekawa o co chodzi z tymi liczbami, a odczucia przy czytaniu godne dobrej creepypasty :) Jedyne do czego bym się przyczpiła to papierosy, od razu mam przed oczami kupioną w kiosku paczkę czerwonego Marlboro z naderwaną akcyzą - produkt mugolski. Czekam na następne rozdziały i życzę aby były równie owocne :) jesteście świetne i moim zdaniem postawiłyście wysoką poprzeczkę, co do poziomu opowiadań Dramione i w ogóle fanficów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Wreszcie ktoś zwrócił uwagę na ten wątek ;) Już niedługo rzucimy trochę światła na całą sprawę, ale póki co cicho sza! ;)
      Co do papierosów, początkowo też nam się to trochę gryzło (podobnie jak radio w HP), ale nie mogłyśmy wyrzucić z głowy jednej sceny i już tak zostało ;)

      Usuń
    2. W takim razie nie mogę się doczekać! :D

      Usuń
  15. Dziewczyny, czuję, że ten blog zrobi furorę, ba, to już się dzieje! Wasze dramione jest jednym z nielicznych, w którym jestem dogłębnie zakochana i na pewno nie porzucę tej historii (mam nadzieję, że Wy też nie). Jest śmiech, jest dramat, jest tajemnica. Jednym słowem: raj dla zwolenników tejże pary. Statystki szybko Wam rosną i nie zdziwię się, jak coraz bardziej będą się na Wasze opowiadanie rzucać niczym na czekoladową babeczkę! Albo w sumie nie - całe dramione to babeczka, a "Naucz mnie latać" to smakowita wisienka. Nie sposób jej się oprzeć.
    Najbardziej z tego wszystkiego zastanawia mnie, o co chodzi z tym końcowym fragmentem. Serio, nie mam pojęcia, o co może chodzić. No i oczywiście uczucie Granger&Malfoy cudownie nam się rozwija... Nic, tylko czekać na rozwój akcji :v
    Btw. czy tylko ja nie mogę doczekać się Balu Bożonarodzeniowego? XD
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za miłe słowa i witamy nową czytelniczkę ;)
      Ha! i znowu ktoś zwrócił uwagę na pojawiający się od czasu do czasu wątek, który wyraźnie odbiega od dotychczasowego klimatu opowiadania.
      Bardzo nam się podoba porównanie do babeczek i wisienek, szczególnie jednej z nas, która ma obsesję na punkcie słodyczy ;p

      Usuń
  16. Poświęciłam prawie całą dobę na przeczytanie Waszego opowiadania. Odkąd wczoraj późną nocą weszłam na tego bloga, aż do tej chwili praktycznie nie odrywałam wzroku od kolejnych rozdziałów. Naprawdę! Nawet pod prysznic wlazłam z tabletem, a podczas posiłków cudem trafiałam jedzeniem do ust, podnosząc rękę do buzi całkowicie na ślepo. Reasumując: Wasze opowiadanie wciągnęło mnie do tego stopnia, że gdyby było ciut dłuższe to pewnie padłabym z wycieńczenia :D Oczy mi się już kleją po tylu godzinach, ale musiałam zmusić je jeszcze do kilku chwil posłuszeństwa. Podoba mi się fabuła, podoba mi się sposób w jaki wykreowałyście postacie, konsekwencja w pilnowaniu typowych dla nich powiedzonek czy zachowań. To wszystko jest godne podziwu i naśladowania. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie wtrąciła jakiegoś "ale"... Myślałyście o skorzystaniu z bety? Chodzi o to, że w wielu miejscach napotkałam błędy, głównie składniowe. Nie są to jakieś poważne rzeczy, wyglądają mi na zwykłe przeoczenia. Wiecie, tak sobie myślę, że przeczytanie całego rozdziału przed samą publikacją powinno w sumie rozwiązać problem, bo żadnych innych błędów nie wyhaczyłam. Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział i lecę wreszcie spać, bo mój organizm domaga się snu bardziej upierdliwie niż malutki Salazar o uwagę Malfoy'a :D
    Dobranoc i powodzenia w dalszym pisaniu, Dziewczęta! :)
    Pozdrawiam,
    Deszczowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, doskonały dowód że przed publikacją warto przeczytać wszystko, co się pisze :D
      W ostatniej linijce oczywiście powinno być, ze mój organizm domaga się snu bardziej upierdliwie niż malutki Salazar UWAGI Malfoy'a, ale ta moja gafa tylko potwierdza prawdziwość tego zdania :D

      Spieszcie się z kolejnym rozdziałem, bo w trakcie sesji tylko poczucie humoru Blaise'a jest w stanie zachować mnie przy zdrowych zmysłach :D

      Usuń
    2. Dziękujemy za miłe słowa ;)Tak to już jest, że osoby czytające nasze opowiadanie cierpią na różne przypadłości typu: napady śmiechu, bóle brzucha czy bezsenność ;)
      Błędy oczywiście są (chociaż w wolnym czasie staram się na spokojnie czytać rozdziały i je poprawiać), przez jakiś czas w bodajże czwartym rozdziale Malfoy darł się na Blaise'a :"ZABINI IDZIESZ NA KONIE!" (zamiast na koniec), nie mówiąc już o literówkach typu "wisz co teraz czuję?" (prawdziwi górale z nich ;p)
      Pisanie następnego rozdziału zajmuje nam nieco więcej czasu niż zwykle, ale trudno nam znaleźć czas pomiędzy czytaniem lektur, kolokwiami, egzaminami i pracą.
      Powodzenia w sesji
      Pozdrawiamy ;)

      Usuń
  17. wygląda na to, że się wciągnęłam. nie jest to częste zjawisko więc wielki szacun =3
    i mam jedno dla mnie bardzo ważne pytanie... planujesz napisać ile rozdziałów? ~chomik

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mamy zaplanowanej dokładnej liczby rozdziałów, ale myślę, że jesteśmy mniej więcej w połowie tej historii, może trochę dalej; )

      Usuń
  18. Naprawde cudowne, nie pamietam kiedy ostatio czytalam dramione z taka iloscia tekstu, naprawde wielki szacunek, i bardzo fajne pomysly na opowiadanie, wszyscy praktycznie polecaja mi to powiadanie, i juz wiem czemu bo jest swietne, czekam na nastepny ;)

    OdpowiedzUsuń
  19. Wow przeszłyśćie same siebie, świetny rozdział i genialne poczucie humoru :D
    Buziaki
    ~A

    OdpowiedzUsuń
  20. Yyy to było tak długie, że nie pamiętam jak się zaczęło i co było w tym rozdziale, a co w poprzednim. Muszę sprawdzić...Dobra, od Gregorovicz. Skubanie pobił karła i spierniczył! No pięknie, pięknie się zapowiada.
    Dracon strzelił sobie nie byle jaka klątwę, ale czego to się nie robi by zwyciężyć! Ten to jest gotów wiele poświęcić dla szczytnego celu (w jego mniemaniu) Choć nie wiem co w tym fajnego wywalać ucznia ze szkoły na ostatnim roku? Zamiast odwrócić rolę i to jemu uprzykrzać życie i zabrać wszystko :D
    Hermiona dobrze robi odseparowujac się od Malfoya, ten przez to czuję, i to dosłownie, tak słabo znane mu emocje.
    A to że zapłacił za różdżkę i obiad, zgaduje, że jest to rekompensata za turniej. Jakby nie było zgubiłbjej różdżkę no i zgubili plecak bo się z nią droczył o te różdżkę i polecieli w dół.
    To było bardzo miłe z jego strony, ale jak wiadomo turniej już swoje zrobil.
    Malutki Salazara musi być uroczy!!!! Nie ma jak druga młodość.
    Co ja to jeszcze chciałam napisać? Hmmm... Że razem na bal pojda było wiadome.
    Tylko czekam na mroczne akcje związane z komnata tajemnic. Bo o to chodzi z tym snem???

    OdpowiedzUsuń
  21. To ja tylko napiszę, że jak ogólnie kocham Narcyzę to tutaj jej bardzo nie lubię. :(

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie no filmik rozwala ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. leżę i płaczę ze śmiechu z rozdziału, ale filmik to już przeszedł wszelkie granice xD do tego Żongler... jestem pod wielkim wrażeniem Waszej pracy i dbałości o to opowiadanie :o najlepsze jakie czytałam w życiu

    OdpowiedzUsuń