Draco Malfoy ostrożnie poruszył
różdżką, usuwając ostatnie pasmo zarostu. Poprawił mankiety
białej koszuli, oceniając odgarnięte w tył włosy i uśmiechnął
się, słysząc zniecierpliwiony i zaniepokojony głos dziewczyny.
— Wyjdziesz w końcu z tej łazienki?
Przez ciebie się spóźnię.
Nadal z trudem mógł uwierzyć w to,
co się stało. Gdyby kilka miesięcy temu ktoś powiedział mu, że
zakocha się w Hermionie, nieszczęśnik zginąłby szybciej, niż
byłby w stanie powiedzieć „Granger”. Tymczasem on i Gryfonka
byli w związku od dwunastu godzin i czterdziestu dwóch
minut... nie żeby liczył... i za chwilę mieli zaliczyć swoje
pierwsze wyjście jako para.
Sam był zaskoczony spokojem, jaki
odczuwał. Za nic miał wszystkie spojrzenia, szepty i uwagi,
jakie zapewne wywołają. Zamiast tego czuł olbrzymią satysfakcję
i dumę, zupełnie jakby był łowcą, a jego zwierzyna okazała się
być wyjątkową zdobyczą, co w sumie nie odbiegało daleko od
rzeczywistości.
— Już idę — odpowiedział i
wyszedł z łazienki.
Z trudem powstrzymał złośliwy
uśmieszek, na widok Gryfonki, która nerwowym gestem wyłamywała
palce i zapewne po raz setny poprawiała spódniczkę szkolnego
mundurka.
— Podziwiam cię za ten spokój.
Hermiona wyprostowała się z dumą i
zmierzyła go wyniosłym spojrzeniem.
— Niby czym tu się denerwować? Nie
mam najmniejszego powodu, by się stresować.
Ślizgon nic nie odpowiedział, czując,
jak donośny śmiech grozi wydostaniem się z jego ust. Podniósł
swoją torbę i opuścił dormitorium.
Hermiona przygryzła wargę, w duchu
wyśmiewając swoje zachowanie. Chociaż nikt nie zwracał na nich
uwagi, miała wrażenie, że mijani przez nich uczniowie nie odrywają
od nich oczu.
„Uspokój się, to nic takiego.
Przecież tyle razy widziano was razem.”
Gryfonka wzięła głęboki wdech,
nabierając pewności siebie. Wrażenie bycia obserwowaną
zniknęło... do czasu, aż Ślizgon z premedytacją ujął jej dłoń.
— Coś nie tak? — spytał z
szerokim uśmiechem, czując, jak całe jej ciało się napina.
— Może byśmy to wszystko jeszcze
raz obgadali? — zaproponowała, próbując się zatrzymać, jednak
Draco nadal praktycznie ciągnął ją za sobą.
— Naszły cię wątpliwości? Chcesz
mnie zostawić tak szybko? To będzie mój najkrótszy związek,
Granger — odparł, udając urażonego, jednak jego wzrok nadal był
rozbawiony i lekko kpiący.
— Dobrze wiesz, o co mi chodzi,
Malfoy.
Arystokrata w końcu przystanął i
spojrzał pogardliwie na ucznia, który, gapiąc się na nich, wpadł
na ścianę. Chłopak zarumienił się i szybko skręcił w boczny
korytarz, chcąc mu jak najszybciej zejść z oczu.
— Nic z tym nie zrobisz. Będą
podniecać się tym może jakiś miesiąc i dadzą sobie spokój.
— Wiem, tylko... Nie ma potrzeby aż
tak się z tym afiszować.
Blondyn uniósł brew, a z jego twarzy
zniknęły ślady rozbawienia. Wydawał się być zranionym przez jej
słowa.
— Wstydzisz się mnie?
— Oczywiście, że nie! — oznajmiła
głośno z zapałem, zwracając na siebie jeszcze większą uwagę
uczniów. — Po prostu to wszystko dzieje się tak szybko... Chyba
jeszcze nie przyzwyczaiłam się do myśli, że cię mam. Poza tym
wiele osób będzie niezadowolonych z tego, że jesteśmy razem.
— Pieprzyć ich — wtrącił szybko
Draco, sprawiając, że usta dziewczyny zadrżały.
Podprowadził Gryfonkę pod salę
numerologii przy akompaniamencie szeptów i zszokowanych spojrzeń.
Nie robił nic, poza trzymaniem Hermiony za rękę, wyczuwając, iż
nie jest jeszcze gotowa na publiczne okazywanie uczuć, jednak nie
mógł się powstrzymać, widząc purpurowego ze złości Weasleya.
Zatrzymał się, pozwalając, by Gryfonka go wyprzedziła, po czym
położył drugą dłoń na jej talii i odwrócił do siebie.
Nachylił się i pocałował dziewczynę, przechylając ją lekko w
tył.
Hermiona była zbyt zaskoczona, by
jakkolwiek zareagować. Półprzytomna przez namiętność Ślizgona,
wpatrywała się w niego bez słowa, gdy ten czule pogładził ją po
policzku.
— Baw się dobrze — szepnął,
puszczając do niej oczko, po czym odwrócił się na pięcie
i wyraźnie z siebie zadowolony, ruszył na lekcję.
Gryfonka stała nieruchomo, wpatrując
się w Dracona. Zastanawiając się, co było przyczyną jego
zachowania, delikatnie pogładziła usta, wciąż czując na nich
nacisk jego warg. Jednym pocałunkiem sprawił, iż na chwilę
przestała martwić się reakcją innych... a raczej odebrał jej
zdolność myślenia. Uśmiechając się delikatnie, odwróciła się,
by wejść do sali i zamarła na widok Rona. Nawet z tej odległości
widziała, jak z wściekłości zaciska pięści. Gryfon
zmierzył ją zdegustowanym spojrzeniem i szybko zniknął za rogiem.
Hermiona chciała za nim pobiec, jednak
w tej chwili do klasy weszła nauczycielka i spojrzała na nią
wyczekująco. Poprawiła torbę na ramieniu i weszła do środka,
obiecując sobie, iż na przerwie porozmawia z Ronem i skopie
tyłek pewnemu aroganckiemu Ślizgonowi.
Jeszcze żadna lekcja nie dłużyła
jej się tak, jak dzisiejsza numerologia. Słowa profesor Vector
wpadały jej jednym uchem i wypadały drugim, a jedyną szansą, że
wyniesie cokolwiek z zajęć, było robienie notatek
z informacji widniejących na tablicach.
Najbardziej obawiała się reakcji
Rona. Chłopak był zazdrosny i porywczy. Draco doskonale o tym
wiedział i mimo to postanowił na jego oczach oznaczyć ją jako
swój teren. Sądziła, że kto jak kto, ale Malfoy potrafi zachować
się jak dorosły mężczyzna i od czasu do czasu korzystać z mózgu.
Najwyraźniej zwyciężyły pierwotne instynkty lub, jak kto woli,
zwykła złośliwość, a Hermiona musiała zająć się przykrymi
skutkami zachowania Ślizgona.
Gdy profesor Vector zakończyła
zajęcia, Gryfonka jako pierwsza opuściła salę. Ignorując
spojrzenia i chichoty mijanych przez nią dziewczyn, ruszyła na
poszukiwanie Rona. O ile dobrze pamiętała, powinien mieć teraz
wróżbiarstwo. Istniała tylko jedna droga, by dojść na czas na
lekcję profesor Trelawney. Oparła się o ścianę i cierpliwie
czekała na przyjaciela.
Rudowłosy Gryfon zamarł na jej widok
i natychmiast odwrócił się, jednak dziewczyna dogoniła go
i stanęła przed nim, blokując mu drogę.
— Czego chcesz? — warknął, nie
przejmując się tłumem gapiów.
— Musimy porozmawiać.
— O tym, jak Malfoy dobrze całuje?
Zerknęła na przypatrujących się im
uczniów i złapała chłopaka za ramię, by zaprowadzić go do
jednej z pustych sal. Zamknęła drzwi i rzuciła zaklęcie
wyciszające.
— Słucham. Co masz mi do
powiedzenia? — zapytał szorstko Ron, zrzucając torbę na podłogę.
Dziewczyna zamrugała, zaskoczona jego
zachowaniem.
— Nie traktuj mnie, jakbym była
twoją własnością, Ron. Z niczego nie muszę ci się tłumaczyć.
— Więc co my tu robimy?
Hermiona westchnęła, zastanawiając
się, co ma mu powiedzieć.
— Po prostu nie chcę, żebyście
skakali sobie do gardeł...
Gryfon zaśmiał się, kręcąc głową
z niedowierzaniem.
— Hermiono, opamiętaj się! To
Malfoy! — wrzasnął chłopak. — Zadajesz się z podłą,
kłamliwą kreaturą. On się tylko tobą bawi albo po prostu jest z
tobą dla zakładu!
Zamarła, nie mogąc uwierzyć w to, co
powiedział jej przyjaciel. Otworzyła usta, jednak nic sensownego
nie przychodziło jej na myśl, z czego skorzystał Ron, natychmiast
zasypując ją potokiem słów.
— Naprawdę myślisz, że sam z
siebie się tobą zainteresował? Albo, że się zmienił? Nie!
Wszystko, co robi, robi po to, by później czerpać z tego korzyści.
Jesteś dla niego tylko przykrywką, dowodem na to, że stał się
innym człowiekiem.
— Jak śmiesz?! — krzyknęła
oburzona Hermiona. — Nie masz prawa go oskarżać. W ogóle go
nie znasz, Ron!
— A ty znasz? — spytał kpiąco
chłopak, zakładając ręce na piersi.
Patrzył na przyjaciółkę z
politowaniem i wyższością, co działało na nią jak płachta na
byka.
— Tak — odparła donośnie, pewna,
że ma rację. — To, co przeżył, zmieniło go i gdybyś tylko
chciał, zobaczyłbyś, że jest inny.
— Taa, jasne. Pewnie w tajemnicy
dokarmia bezpańskie szczeniaki — prychnął z pogardą Gryfon.
Kasztanowłosa cofnęła się, z żalem
patrząc na przyjaciela. Pokręciła głową, dochodząc do wniosku,
że dalsza rozmowa nie ma sensu. Na tę chwilę Ron nie zmieniłby
zdania o Malfoyu, nawet gdyby ten uratował mu życie.
— Z tobą nie da się rozmawiać —
powiedziała cicho ze smutkiem, jednak chłopak zdawał się go nie
zauważać.
— Więc zamierzasz z nim być, tak?
Mimo tego, że cię ostrzegałem? — upewnił się Ron, widząc, jak
kasztanowłosa odwraca się do drzwi.
— Tak, Ron. Ja go kocham.
Rudowłosy długo wpatrywał się w
dziewczynę, sprawiając wrażenie, jakby chciał przejrzeć jej
wszystkie myśli.
— Dobrze. Idź do niego —
powiedział w końcu.
Zaskoczona Gryfonka zmarszczyła brwi,
nie rozumiejąc, skąd ta nagła zmiana nastawienia, jednak jego
następne słowa dały jej jasno do zrozumienia, co miał na myśli.
— Ale jeśli to zrobisz, nie
przychodź do mnie więcej.
Hermiona pobladła i z trudem zdołała
utrzymać się na drżących nogach. Nie mogła uwierzyć, że Ron
każe jej wybierać między nim a Malfoyem. Czy naprawdę nie
widział, co robił? Nie wiedział, że tym jednym zdaniem odebrał
jej całe szczęście? Nie, Ron Weasley właśnie kazał jej wybierać
pomiędzy miłością a przyjaźnią.
— Nie mówisz tego poważnie —
szepnęła, obronnie oplatając się ramionami.
— Jestem jak najbardziej poważny,
Hermiono. Nie zamierzam patrzeć na to, jak cię wykorzystuje.
Wybieraj: on albo ja.
Kasztanowłosa oddychała ciężko, a
przed oczami pojawiły się ciemne plamki, jakby za chwilę miała
zemdleć. Czuła się tak, jakby przed chwilą ktoś wymierzył jej
cios w sam środek klatki piersiowej. Przed oczami pojawiły jej się
momenty z tych wszystkich ośmiu lat, które spędziła z Harrym i
Ronem: horkruksy, walka w Ministerstwie, Turniej Trójmagiczny i
walka z trollem, od której zaczęła się ich przyjaźń.
Przyjaźń, która w tej chwili chwiała się w posadach.
— Ron... — zaczęła powoli
Hermiona zdławionym głosem i choć nadal nie wiedziała, co powie,
w jej oczach pojawiły się łzy. — Ja tak nie mogę...
— Wybieraj.
Przez długi czas stali w ciszy:
Hermiona unikając jego wzroku, Ron, wpatrując się w nią
z determinacją, będąc pewnym, że wybierze właśnie jego.
Zbyt wiele ich łączyło, by byle ktoś to wszystko zniszczył,
zwłaszcza, iż tym kimś był Draco Malfoy.
— Wiesz — powiedziała drżącym
głosem — skoro każesz wybierać mi pomiędzy wami i liczysz
na to, że wyrzeknę się szczęścia i kogoś, kto mnie kocha,
zwłaszcza teraz, tylko dlatego, że... — Hermiona urwała, chcąc
choć odrobinę uspokoić się i zebrać odwagę do tego, co za
chwilę miała powiedzieć. — Skoro nie przyszedłeś do mnie, gdy
tak bardzo cię potrzebowałam, tylko dlatego, że obok mnie leżał
Malfoy, to chyba nigdy nie byłeś moim przyjacielem. I nie pozwolę
nikomu, a zwłaszcza tobie, zniszczyć tego, co jest między nami.
Tak, wybieram jego — oznajmiła Hermiona pewnym tonem. — I skoro
nie możesz się z tym pogodzić, to chyba nie mamy już o czym
rozmawiać.
Ron ani nic nie powiedział, ani się
nie ruszył. Po prostu wpatrywał się w Gryfonkę pustym wzrokiem.
Jedynie czerwone policzki i zaciśnięte pięści mówiły, jak
bardzo jest wściekły... nie zraniony, a wściekły, co tylko
utwierdziło dziewczynę w przekonaniu, że miała rację. Zbyt wiele
razy się kłócili, by mogła to być przyjaźń. Ron nie widział
nic złego, w swoim zachowaniu, bo zawiść i zazdrość całkowicie
przysłoniły mu zdrowy rozsądek, stawiał własne szczęście nad
szczęściem Hermiony, dla której Draco, po tych wszystkich ciężkich
chwilach, był prawdziwym, choć nieoczekiwanym, darem od niebios.
— W porządku. Jak chcesz —
powiedział z zaskakującym spokojem Gryfon. Podniósł torbę i
ruszył do drzwi. Zanim jednak je otworzył, po raz ostatni zerknął
na dziewczynę i dając upust swoim emocjom warknął: — Ale
nie przyłaź do mnie z płaczem, kiedy zostawi cię zaraz po tym,
jak rozłożysz przed nim nogi.
Hermiona zadrżała, gdy huk zamykanych
drzwi wypełnił salę. Przysiadła na jednej z ławek, czując,
że nogi nie są w stanie dalej jej utrzymywać. Zamknęła oczy,
próbując się uspokoić. Wypowiedziane przez nią słowa nadal
rozbrzmiewały w jej głowie.
„Nigdy nie byłeś moim
przyjacielem.”
Co ona najlepszego zrobiła? Przecież
to był Ron. Ron, który jej pomagał. Ron, który ją rozbawiał.
Ron, który pomimo swoich irytujących zwyczajów, stał się jej
bliski jak brat. A ona właśnie zakończyła ich przyjaźń jednym,
wypowiedzianym w gniewie zdaniu. Teraz chciała go znaleźć i
przeprosić.
„Niby za co ty chcesz go
przepraszać? Co takiego zrobiłaś?” — buntował się cichy
głosik w jej głowie. „Kazał ci wybierać, więc wybrałaś.
To on musi zrozumieć, że popełnił błąd, to on musi w końcu
dorosnąć i przestać zachowywać się jak obrażone dziecko.”
Hermiona wzięła głęboki wdech,
starając się choć trochę uspokoić. Powtarzała sobie, że za
chwilę zaczną się następne zajęcia i nie może wyglądać jak
mała, zapłakana dziewczynka. Wiedziała, jakie będą konsekwencje
bycia z Draconem. Podjęła decyzję i zamierzała trzymać się jej.
Teraz tylko musiała przeczekać burzę w postaci obrażonego Rona,
zazdrosnych Ślizgonek i Rity Skeeter, która zapewne lada dzień
wyda stosowny artykuł.
Podniosła torbę i ze spuszczoną
głową wyszła z klasy, ale wkrótce potem wyprostowała się, gdy
dotarło do niej, że korytarze są opustoszałe i nikt nie zobaczy
jej zaczerwienionych oczu. Przyśpieszyła kroku, jednak zamarła,
gdy zobaczyła osobę, której teraz za żadne skarby świata nie
chciała zobaczyć.
Draco, wyczuwając, że ktoś się w
niego wpatruje, zerknął w bok i zmarszczył brwi na widok
współlokatorki. Zastanawiał się, co ona tu robi w czasie zajęć,
jednak chwilę później zobaczył jej zaczerwienioną twarz.
— Panie Malfoy, czy pan mnie w ogóle
słucha? — spytała McGonagall, poirytowana zachowaniem prefekta
naczelnego.
— Taaak — powiedział Ślizgon,
przenosząc wzrok na dyrektorkę, gdy dziewczyna szybko uciekła
w boczny korytarz. — Może pani powtórzyć?
Minerva zmrużyła oczy, jednak w żaden
sposób nie skomentowała jego rozkojarzenia.
— Prosiłam, żeby opanował się pan
z przydzielaniem szlabanów.
— Zapewniam panią, że wszystkie te
osoby na nie zasługiwały — oznajmił Draco, wciąż mając
w głowie uwagi na temat Hermiony, a ściślej mówiąc uwagi na
temat jej umiejętności w łóżku, dzięki którym złowiła
tak grubą rybę, jaką był dziedzic rodu Malfoyów.
— Tego nie kwestionuję. Sugeruję
jednak zmniejszyć tempo, panie Malfoy. To już siedemnasty szlaban,
a nie ma jeszcze południa.
— Oczywiście. Czy mogę już wracać
na lekcję? — spytał chłopak, chcąc jak najszybciej pobiec za
Gryfonką.
Odczekał, aż dyrektorka wróci do
swojej klasy, po czym puścił się biegiem w ślad za dziewczyną.
— Granger — syknął, jednak
Hermiona, pomimo jego nawoływań, weszła do środka.
Ślizgon uśmiechnął się złośliwie
i pokręcił głową.
„Czy ona naprawdę myśli, że to
mnie zatrzyma?” — pomyślał i zapukał w drzwi, za którymi
zniknęła. Uchylił je i odszukał wzrokiem nauczyciela.
— O co chodzi?
— Profesor McGonagall chce się
widzieć z Granger — odpowiedział arystokrata. — Teraz.
— W porządku.
Hermiona, podejrzewając, co się
dzieje, wstała i ruszyła do drzwi, mierząc w blondyna
ostrzegawczym spojrzeniem. Chłopak jednak nadal nie wychodził z
roli i starał się wyglądać co najwyżej na znudzonego
wypełnianiem swoich przykrych obowiązków, jednak gdy tylko zamknął
drzwi do sali, złapał Gryfonkę za ramię i pociągnął w głąb
korytarza.
— Możesz mi powiedzieć, o co
chodzi? — spytała gniewnie dziewczyna, poirytowana tym, że
Ślizgon zawsze musi postawić na swoim.
— Tego właśnie chcę się
dowiedzieć — odpowiedział, przyglądając się jej badawczo.
Obronnie oplotła się ramionami,
wiedząc, że nie odpuści. Zbyt dobrze go znała, by móc mieć na
to nadzieję.
— Porozmawiamy po lekcjach, dobrze? —
spytała, spuszczając wzrok, gdy poczuła jak, na samo wspomnienie
tamtej rozmowy, do oczu na nowo napływają jej łzy.
— Chodzi o rudzielca, prawda? —
domyślił się Draco.
Wiedział, że zwykłe pyskówki
Ślizgonek nie doprowadziłyby jej do takiego stanu.
— Nie — zaprzeczyła od razu,
jednak zdradził ją drżący głos. Gdy spojrzała na arystokratę i
dostrzegła na jego twarzy zaciętość i zamiar rychłego odwetu,
dodała: — Nie idź do niego. Obiecujesz?
Przyglądał jej się przez jakiś
czas, walcząc z chęcią „rozmowy” z Weasleyem, której finałem
byłaby jego dwudniowa wizyta w skrzydle szpitalnym. Po chwili
westchnął ciężko i skinął głową.
— W porządku — oznajmił. —
Przynajmniej do czasu, kiedy nie dowiem się wszystkiego.
Hermiona odetchnęła z ulgą i posłała
mu nikły uśmiech. Po raz kolejny tego dnia otarła łzy i ruszyła
do klasy.
— Nie zapomniałaś o czymś?
Uśmiech na twarzy Gryfonki powiększył
się. Odwróciła się do chłopaka i stanęła na palcach, by
cmoknąć go w policzek.
— A tak właściwie, to co chciała
od ciebie McGonagall?
Arystokrata odwrócił wzrok, jednak
dziewczyna zdołała dostrzec, jak kąciki jego ust unoszą się
w perfidnym uśmiechu.
— Porozmawiamy później.
Ślizgon oparł się o ścianę i z
założonymi rękami obserwował, jak Hermiona wraca na lekcję.
Nagle, jakby wyczuła jego spojrzenie na swoich biodrach, zerknęła
przez ramię i spiorunowała go wzrokiem.
— Czy ty właśnie...?
— Tak, Granger, ale teraz mam do tego
święte prawo.
— Robiłeś to już wcześniej? —
spytała oburzona.
Draco odepchnął się od ściany i
zniknął w bocznym korytarzu, który rozbrzmiał jego cichym
śmiechem.
***
Arystokrata siedział przy stole
Slytherinu, słuchając monologu Notta na temat tego, że niektórzy
w ogóle nie powinni być dopuszczeni do poziomu siódmej klasy.
Zapamiętywał z tego co drugie słowo, ponieważ myślami był
zupełnie gdzieś indziej.
— A ty byś się nie wkurzył, gdyby
jakiś niedouczony Gryfon wysadził ci książkę w powietrze,
bo nie potrafi poprawnie wymówić formuły prostego zaklęcia? —
oburzył się brunet, ze złością patrząc na osmolonego Seamusa.
— Przecież powiedział, że ci
odkupi — wtrącił Zabini.
— Tak! Ale w mojej miałem dodatkowe
uwagi i notatki, które zbierałem przez lata! — syknął, po czym
z hukiem odstawił puchar na stół, oblewając wszystko wokół.
Draco nawet tego nie zauważył, zbyt
zajęty obserwowaniem stołu Gryfonów. Choć przerwa obiadowa
zaczęła się pół godziny temu, w dalszym ciągu nigdzie nie
widział swojej współlokatorki. A co gorsza, nigdzie nie widział
też Weasleya.
— A ty dokąd? Przecież nic nie
zjadłeś...
— Nie teraz, Nott — oznajmił
Ślizgon, wstając od stołu.
— Właśnie, nie teraz, Nott. Chłopak
ma problemy sercowe — powiedział teatralnym szeptem Blaise, czym
zarobił cios w potylicę od przechodzącego obok niego blondyna.
Teodor skrzywił się, odprowadzając
przyjaciela wzrokiem. Nie mógł uwierzyć, jak ktoś jego
pochodzenia i pozycji społecznej mógł związać się ze szlamą.
Cały Hogwart huczał od plotek, które doprowadzały go do mdłości,
tak samo, jak widok prefektów naczelnych trzymających się za ręce.
Rano myślał, że coś mu się przewidziało, przecież to było
niemożliwe. Owszem, zdawał sobie sprawę, iż Draco żywi
cieplejsze uczucia do Granger, ale, na Salazara, sądził, że jest
to chwilowa przyjaźń, która z biegiem czasu upadnie, a nie
przerodzi w miłość.
— Przestań się tak krzywić, bo
wyglądasz, jakbyś miał na talerzu gówno sklątki — mruknął
Zabini, trącając bruneta łokciem.
— Całkiem zwariował. Powinniśmy
coś zrobić.
— Ani się waż — ostrzegł
czarnoskóry Ślizgon. — Nie po to się męczyłem, żebyś ty to
teraz wszystko zepsuł. Będziesz jadł te naleśniki?
— Maczałeś w tym palce? — spytał
z niedowierzaniem Teodor.
Zachowanie jego przyjaciół wprawiało
Notta w osłupienie. Od przegranej Czarnego Pana jeden z nich
przemienił się w sympatyka szlamu, a drugi właśnie wszedł w
związek z nienawidzoną niegdyś Granger. Jak mogli tak szybko
zapomnieć o surowych zasadach wpajanych przez lata? Jak mogli łamać
tradycje i zwyczaje, które były dumą arystokratycznych rodów?
— To jak z tymi naleśnikami? —
dopytywał Zabini, nie zwracając uwagi na milczenie przyjaciela.
Brunet zamrugał, jakby właśnie
wybudzał się z transu i spojrzał na Blaise'a, sprawiając
wrażenie, że widział go po raz pierwszy w życiu.
— No co? Widzę, że ich nie jesz, a
to ostatnia porcja...
— Bierz — przerwał mu Teodor,
odsuwając od siebie talerz. — Straciłem apetyt.
Zabini nagle spoważniał i nachylił
się do przyjaciela.
— Teo, mówię poważnie. Zostaw to.
Są szczęśliwi.
— Szczęśliwi... Ten związek to
obłuda, Blaise. Jestem pewien, że Draco obudzi się za tydzień,
może dwa, a później będzie żałował i brzydził się samego
siebie. Powinniśmy coś zrobić.
— Masz rację. Powinniśmy zostawić
ich w spokoju i szykować prezenty na ślub — zgodził się Blaise,
śmiejąc się z reakcji Notta.
Brunet drgnął, jakby ktoś poraził
go prądem i skrzywił się z obrzydzeniem.
— Nie, idioto. Powinniśmy ratować
Dracona, nim zrobi coś, czego naprawdę będzie żałował, a skutki
tego będą się za nim ciągnąć przez całe życie. Wiesz, o czym
mówię, prawda? — upewnił się Teodor.
— Tak. Też zauważyłem, że
opuszcza treningi.
— Właśnie, opuszcza... Nie,
kretynie. Mówię o... — chłopak zawahał się i rozejrzał, by
mieć pewność, że nikt nie podsłuchuje ich rozmowy. — A co
będzie, jeśli wpadnie? Później będzie musiał się żenić.
— Albo najpierw się ożeni, a
później pojawią się dzieci, zrodzone z ich miłości —
powiedział z rozmarzonym uśmiechem Zabini, jakby już
wyobrażał sobie blond bobaski o bursztynowych oczach.
Westchnął i maślanymi oczami spojrzał na bruneta. — A ja będę
ojcem chrzestnym.
— Nie, nie będziesz, bo Draco z nią
zerwie. Już ja się o to postaram, by nie zmarnował sobie życia.
Poza tym, jeśli kiedykolwiek będzie miał dzieci, to mnie wybierze
na ich ojca chrzestnego.
— Niby czemu? — prychnął oburzony
Blaise.
— Bo ty jesteś nieodpowiedzialny.
— A ty marudzisz i wszystko
krytykujesz. Dzieci potrzebują ciepła i miłości, a nie uwag na
temat śmierdzącej zawartości ich pieluchy. A tak na poważnie:
zostaw ich. Oboje zasługują na spokój i szczęście.
— Pokłócą się jeszcze w tym
tygodniu — odparł pewny swego Nott, z wyższością patrząc na
przyjaciela. — Zakład? — spytał, gdy Zabini roześmiał się
kpiąco.
— Wchodzę. Ale uprzedzam, jeśli
dowiem się o twojej jakiejkolwiek ingerencji...
— Nie muszę nic robić. Chociaż
gdyby usłyszała to wszystko, co mówił o niej Draco przez te osiem
lat... — powiedział Nott, na powrót zatapiając się w myślach.
Nie wierzył, że prefekci naczelni
stworzą stały związek i miał nadzieję, że jego przyjaciel
opamięta się, nim spełni się najgorszy dla niego scenariusz.
„A jeśli Blaise ma rację?”
— wtrącił cichy głosik w jego głowie.
Teodor, tak jak poradził mu Zabini,
postanowił się nie wtrącać. Jeśli jest to naprawdę to, czego
pragnie Draco, to proszę bardzo. Miał tylko nadzieję, iż
arystokrata nie sądził, że nagle zacznie traktować Granger jak
siostrę i, chociaż tego nie pochwalał, postanowił tolerować ten
chory związek. To wszystko, na co było go teraz stać.
Podczas gdy Nott rozmyślał o związku
Dracona, a Blaise z szerokim uśmiechem pałaszował naleśniki,
blondyn niemal biegł do swojego dormitorium. Był pewien, iż rudy
psychopata, jak zwykł nazywać Weasleya, stoi za nieobecnością
Hermiony na obiedzie.
Wszedł do salonu, gdzie na kanapie
siedziała kasztanowłosa ubrana w biały, rozciągnięty podkoszulek
i szare spodnie dresowe. Przygotowana do następnych zajęć
dziewczyna, najwyraźniej postanowiła opuścić obiad i od razu udać
się do sali sportowej.
Słysząc kroki, Gryfonka przerwała
zawiązywanie butów i spojrzała na Ślizgona.
— Co ty tu robisz? — spytała,
zaskoczona jego przyjściem.
Miała nadzieję, że zdąży wyjść,
nim ten wróci z obiadu.
— Mieszkam tu, Granger. I nawet nie
próbuj uciekać — dodał, widząc, jak powoli wstaje z kanapy.
— Nie mamy teraz czasu. Porozmawiamy
wieczorem.
— O nie, Granger. Mamy... — Draco
przerwał, by spojrzeć na zegarek i kontynuował: — … dokładnie
dwadzieścia pięć minut, by spokojnie porozmawiać. A teraz gadaj,
co chciał od ciebie Weasley.
Gryfonka z powrotem usiadła na
kanapie, opierając łokcie na kolanach. Podparła głowę na
dłoniach i zagryzła wargę.
— Ron nie był zadowolony z tego, że
jesteśmy razem. Prawdę mówiąc, był wściekły.
— Zrobił ci coś? — spytał
groźnym tonem Draco, na co dziewczyna szybko pokręciła głową.
— Nie. On... kazał mi wybierać
między tobą a nim.
Arystokrata wstrzymał oddech, czekając
na dalsze słowa Hermiony z niecierpliwością i lękiem. Był
przekonany, że nie mogła tak po prostu odrzucić wieloletniej
przyjaźni dla niego.
„Ale nic nie wskazuje na to, by to
zrobiła” — przekonywał siebie Draco.
Przecież rozmawiała z nim po tym
i nie zrobiła nic, co mówiłoby o tym, że zdecydowała porzucić
go dla Weasleya.
— I co zrobiłaś? — zapytał
cicho.
Hermiona w końcu spojrzała mu w oczy
i uśmiechnęła się smutno.
— Wybrałam ciebie.
Chłopak z trudem powstrzymał głośne
westchnięcie. Ulga, którą poczuł, sprawiła, że na jego usta
wpłynął uśmiech, jednak szybko się opanował. Usiadł obok niej
i objął ją ramieniem.
— Przykro mi — skłamał z trudem,
ciesząc się, iż Hermiona nie mogła dostrzec jego twarzy. Oprócz
dumy i satysfakcji widniała tam chęć zemsty.
Kasztanowłosa prychnęła, dobrze
wiedząc, co tak naprawdę myśli Ślizgon. Odsunęła się
i pochyliła, by zawiązać drugiego buta.
— Jest coś jeszcze, prawda? —
domyślił się Draco, widząc, jak Gryfonka za wszelką cenę unika
jego spojrzenia.
— Nie.
— Granger, nie umiesz kłamać —
przypomniał jej arystokrata. — Powiedz.
— Nie, bo będziesz wściekły.
Zresztą to nic takiego. Idź i się przebierz, bo spóźnisz się na
zajęcia — powiedziała szybko Hermiona, wstając z kanapy, jednak
Ślizgon złapał ją za nadgarstek, zmuszając, by w końcu na
niego spojrzała.
Draco uniósł brew, przybierając
wyraz twarzy, który zazwyczaj każdego skłaniał do wyznania
prawdy, jednak dziewczyna nadal uparcie milczała. Próbowała
uwolnić swoją rękę, na co arystokrata tylko mocniej zacisnął
dłoń.
— Jeśli mi nie powiesz, będę
musiał iść do niego, a tego chyba nie chcesz?
— Nie zrobisz tego — szepnęła z
niedowierzaniem Hermiona, jednak w jej oczach pojawił się strach.
— Jesteś pewna? — spytał Draco,
nie zamierzając odpuszczać.
Pomimo tego, że była jego dziewczyną,
nie zamierzał się zmieniać i porzucać dawnych przyzwyczajeń.
Jeśli miał osiągnąć cel, musiał używać starych, sprawdzonych
sztuczek, a tak się składało, że szantaż jeszcze ani razu go nie
zawiódł.
Gryfonka długo wpatrywała się w
blondyna, jednak był on nieugięty. Wiedziała, że jest w stanie
spełnić swoją groźbę, już nie jeden raz jej to udowodnił.
Powtarzając sobie, że tak będzie lepiej, cicho, ze wstydem
wyznała:
— Powiedział... Powiedział, żebym
do niego nie przychodziła, kiedy mnie zostawisz po tym, jak...
— Po tym, jak co?
Spuściła wzrok i powtórzyła słowa
Rona. Czując, jak Ślizgon puszcza jej dłoń, spojrzała na niego
i przygryzła wargę. Draco Malfoy potrafił przerażać samym
spojrzeniem i cieszyła się, że już nigdy więcej ją nim nie
zaszczyci. Widząc jego zaciśniętą szczękę i niebezpieczne
błyski w oczach, zaczęła obawiać się o rudowłosego
Gryfona. Skrzywiła się, słysząc, jak arystokrata przeklina.
— Nie! Obiecałeś — przypomniała,
widząc, jak chłopak rusza do wyjścia.
— Obiecałem go nie ruszać, dopóki
nie dowiem się, o co poszło. Teraz już wiem i idę mu wpierdolić
— oznajmił zimnym tonem Draco, jakby to, co miał zamiar zrobić,
było oczywiste i normalne.
Hermiona wyminęła go i zasłoniła
przejście. Nie mogła dopuścić do ich konfrontacji, a przynajmniej
nie teraz, gdy Ślizgon był wściekły.
— Nie możesz tego zrobić.
Zaśmiał się złowieszczo,
przyprawiając ją o dreszcze. Nie bała się jednak o siebie.
— Niby dlaczego? Nie powiesz mi
chyba, że po tym, co powiedział...
— Tak, Malfoy. Ron nadal jest dla
mnie ważny. Jest po prostu zły i zraniony, ale kiedy się uspokoi,
zrozumie, że źle zrobił — powiedziała, doskonale wiedząc, jak
małe są na to szanse.
Jeszcze nigdy tak poważnie nie
pokłóciła się z Ronem. Owszem, często im się to zdarzało,
jednak Gryfon nigdy dotąd nie stawiał jej w takiej sytuacji. Nie
potrafiła wyzbyć się nadziei, że Ron naprawdę w końcu pogodzi
się z tym, że postanowiła związać się z Malfoyem i wszystko
wróci do normy.
— Przestań go bronić! — wrzasnął
Draco, podchodząc do dziewczyny. — Doskonale wiedział, co mówi.
— Być może — zgodziła się
Hermiona, jednak jej ton sugerował, iż nie zamierzała odpuszczać.
— Ale nie zachowałby się tak, gdyby nie został sprowokowany.
Arystokrata nachylił się nad
Gryfonką, opierając dłonie o ściany wąskiego przejścia.
— Sprowokowany — powtórzył
niebezpiecznie cicho. — Więc to moja wina, tak?
— Przyznaj, specjalnie mnie wtedy
pocałowałeś. Doskonale wiedziałeś, że on tam stoi.
Ślizgon przechylił głowę, badawczo
się w nią wpatrując. Liczył na to, że Gryfonka odpuści albo
przestraszy się, jednak ona tylko wyżej uniosła głowę, nie
pozwalając się przytłoczyć. Tylko ona mogła stać tuż przed
nim, gdy dosłownie miał chęć kogoś zabić.
— Pocałowałem cię, bo jesteś moją
dziewczyną i radzę ci się przyzwyczaić, bo będę to robił
często — ostrzegł ją, mówiąc cichym, aksamitnym głosem. — I
nie za bardzo będę się przejmował tym, że pewien zazdrosny
przygłup nie potrafi dorosnąć i nie wie, kiedy odpuścić.
Hermiona uśmiechnęła się i
przysunęła do blondyna tak, by ich usta dzieliło tylko kilka
centymetrów.
— Malfoy? — wyszeptała.
— Tak? — spytał z nadzieją Draco.
— To na mnie nie działa.
— Granger, do cholery! — warknął,
odpychając się od ściany. — Albo się odsuniesz, albo użyję
siły.
— Nie — odpowiedziała
kasztanowłosa, zakładając ręce na piersi. Cichy głosik w jej
głowie mruczał zadowolony tym, iż udało jej się trafnie odczytać
gierki współlokatora. — Ron potrzebuje czasu. Wiem, że kiedy
dojdzie do siebie, przeprosi za wszystko. Nie mówię, że zacznie
cię od razu tolerować — dodała szybko, widząc wymowne
spojrzenie blondyna. — Ale nie chcę stracić przyjaźni tylko
dlatego, że chcesz się na nim zemścić.
Draco długo wpatrywał się w nią bez
słowa. Hermiona wiedziała, że w tej chwili toczy wewnętrzną
walkę. Niemal słyszała jego myśli: „Pójść do Weasleya czy
zostać? Pójść czy zostać?” Musiał jednak dostrzec, jak
wiele dla niej znaczy przyjaźń z Ronem, bo w końcu pokręcił
głową i krzywiąc się, powiedział:
— Niech ci będzie. Ale jeśli zrobi
jeszcze jeden taki numer...
— Nie zrobi — przerwała mu
dziewczyna, obejmując go w pasie.
Ślizgon zaśmiał się, otaczając ją
ramionami. Odgarnął jej lok z czoła, patrząc na nią
z rozbawieniem.
— Szybko się uczysz.
— To dlatego, że jestem
inteligentna, mam nadzwyczajny zmysł obserwacji i wyciągania
wniosków — odparła, od niechcenia wzruszając ramionami.
Spróbowała odsunąć się od chłopaka, jednak ten nadal uparcie ją
obejmował. — Malfoy, jeśli nie chcesz, żeby za chwilę stało
się coś nieprzyjemnego, puść mnie — ostrzegła Hermiona.
— Bo? — spytał Draco, naśmiewając
się z jej miny.
— Bo muszę do toalety.
Arystokrata nachylił się, by móc jej
wyszeptać do ucha.
— Możemy pójść tam razem. Pomyśl
tylko: ty, ja... i sedes...
— Fuj! — pisnęła i wydostawszy
się z jego uścisku, pobiegła do toalety.
Głośny trzask zamykanego zamka
jeszcze bardziej rozbawił Ślizgona. Odczekał chwilę, a gdy miał
pewność, że dziewczyna nie wyjdzie, zawołał Zgredka.
— Paniczu Malfoy, miło pana widzieć,
sir — powiedział z radością skrzat, jednak widząc gest
Ślizgona, ściszył głos. — Coś dla pana?
— Przynieś tu tacę z jedzeniem.
Tylko wybierz coś dobrego. I coś słodkiego. Pospiesz się.
Zgredek ukłonił się i już miał
wracać do kuchni, jednak arystokrata zatrzymał go.
— Poczekaj — powiedział, szukając
czegoś w kieszeni.
Nie miał zamiaru znów słuchać
gadaniny Gryfonki o wykorzystywaniu tych stworzeń i „zaniżaniu
poczucia wartości skrzatów wobec ich samych i społeczeństwa
czarodziejów”. W końcu wyjął z kieszeni jednego knuta
i wyciągnął rękę w stronę Zgredka. Mocno trzymał monetę,
jakby jego dłoń wiedziała, że jej właściciel właśnie łamie
kolejną, wpajaną mu od dziecka regułę.
— Bierz. I nic nikomu nie mów —
warknął do Zgredka, który wpatrywał się w monetę, jakby była
diamentem wielkości piłeczki golfowej.
— Och, sir, to zaszczyt przyjąć od
pana napiwek. Powieszę tę monetę w specjalnej gablocie.
— BIERZ.
Skrzat przyjął zapłatę i zniknął
z głośnym trzaskiem.
Nadal nie wierząc, że właśnie
zapłacił skrzatowi domowemu, Ślizgon poszedł do swojego pokoju,
by przebrać się na zajęcia.
Hermiona wyszła z łazienki i
natychmiast poczuła woń, przez którą głośno zaburczało jej w
brzuchu. Wróciła do salonu i uśmiechnęła się na widok Zgredka.
— Och, panienka Granger — skrzat
powitał Gryfonkę głębokim ukłonem. — Życzę smacznego.
— Poczekaj, zaraz ci zapłacę...
— Nie trzeba. Panicz Malfoy już to
zrobił — oznajmił Zgredek i natychmiast zasłonił usta dłońmi.
— Malfoy... ci zapłacił? —
powtórzyła zaskoczona dziewczyna i skoczyła do przodu, by złapać
skrzata, nim ten zacznie okładać się wazonem.
— Zły Zgredek... miał nic nie mówić
— jęknął skrzat, wiercąc się w jej uścisku.
— Dobrze, już w porządku.
Zgredek... puść... ten... wazon...
Skrzat uspokoił się i ze skruchą
spojrzał na kasztanowłosą.
— Panienka Granger wybaczy Zgredkowi
stare przyzwyczajenia.
— Oczywiście — odpowiedziała,
odstawiając wazon na miejsce. — Malfoy naprawdę ci zapłacił?
Zgredek uśmiechnął się i wyjął
monetę z żółtych ogrodniczek.
— Bardzo cenny okaz. Powieszę go
obok skarpetki Harry'ego Pottera — oznajmił z dumą.
Hermiona uśmiechnęła się na myśl,
iż arystokrata na pewno byłby tym faktem uradowany. Przyjęła od
Zgredka monetę, udając, że ogląda ją z zainteresowaniem, jakby
nigdy nie widziała knuta. Tak naprawdę, zastanawiała się, co
sprawiło, iż Draco Malfoy, który do niedawna uparcie twierdził,
że skrzaty domowe są stworzone do ciężkiej i nieopłacanej pracy,
wynagrodził jednego z nich. Co prawda monetą o najmniejszej
wartości, ale zawsze coś.
— Jest wyjątkowa. Pilnuj jej dobrze.
— O to niech się panienka nie martwi
— powiedział Zgredek, po chwili znikając z dormitorium
prefektów.
Gryfonka usiadła na kanapie i zabrała
się do jedzenia. Wgryzła się w czekoladowe ciastko i jęknęła,
gdy słodkie nadzienie rozpłynęło jej się w ustach.
— Granger, jeszcze trochę i będę
zazdrosny — oznajmił Ślizgon, po czym usiadł przy niej,
zarzucając ramię na oparcie kanapy. — Nie chcę wam przerywać,
ale macie jeszcze piętnaście minut do zajęć... więc cokolwiek
robicie, radziłbym wam zbliżać się do wielkiego finału —
dodał, rozsiadając się wygodniej.
Dziewczyna uśmiechnęła się na jego
widok, przysunęła się bliżej i złożyła delikatny pocałunek na
jego policzku. Zaskoczony arystokrata powoli uniósł brew, pytając:
— A to za co?
— Za nic — odpowiedziała Gryfonka,
nie chcąc zdradzić, że Zgredek nie wykonał jego rozkazu
i powiedział jej o tym, że mu zapłacił.
Ślizgon odchylił głowę, badawczo
przyglądając się dziewczynie. Po chwili zapytał podejrzliwie:
— Chcesz czegoś?
— Nie — oznajmiła, kładąc głowę
na jego klatce piersiowej. Zamknęła oczy, skupiając całą swoją
uwagę na powolnych ruchach jego palców, które delikatnie gładziły
jej ramię. — Chociaż tak — powiedziała nagle, sprawiając, że
na twarz Ślizgona wstąpił uśmiech pełen satysfakcji. —
Chciałabym tu zostać...
— Proponujesz wagary, Granger? Nawet
nie jesteśmy ze sobą przez dzień, a ty już się staczasz —
naigrywał się, mocniej ją obejmując.
— Oj, nie o to mi chodzi — oburzyła
się dziewczyna. Zamilkła na chwilę, szukając odpowiednich słów,
jednak Draco jej nie ponaglał, wyczuwając zmianę w jej nastroju. —
Po prostu... po prostu tu wszystko wydaje się łatwe. Nikt na nas
nie patrzy, nie ocenia...
— Nie myśl już o tym — przerwał
Draco, zdając sobie sprawę z tego, że Hermiona na nowo
rozpamiętuje rozmowę z przyjacielem. — Granger, zdaję sobie
sprawę, że nie masz zbyt dużego doświadczenia, jeśli chodzi o
związki, ale musisz wiedzieć jedno: nikt nie lubi, jak się przy
nim ciągle wspomina o swoich byłych tudzież niedoszłych.
— Łatwo ci mówić. Blaise nie ma ci
za złe, że ze mną jesteś.
— Ta, Blaise nie ma nic przeciwko —
odparł, uśmiechając się gorzko.
Zaalarmowana jego poważnym tonem głosu
Gryfonka podniosła się i spojrzała na niego z troską.
— A...
— Nott jest inny — odparł krótko,
chcąc skończyć temat. Wiedział jednak, że Hermiona będzie się
tym zadręczać, dlatego po krótkim namyśle i ostrożnym doborze
słów powiedział: — On chyba jako jedyny z naszej trójki w
ogóle nie zmienił się po wojnie. Tradycja i zasady wpajane od
najmłodszych lat to wszystko, co mu zostało po rodzinie. I
kurczowo ich się trzyma, bo jest przekonany, że jest to winien
rodzicom. — Spojrzał na dziewczynę i dodał: — Wybacz, ale nie
mogę powiedzieć nic więcej.
— Pokłóciliście się?
— Nie, ale... cóż, jakby to
powiedzieć: Nott nie kibicuje nam tak mocno, jak Zabini —
odpowiedział, uśmiechając się ponuro. — Prawie nic nie zjadłaś
— dodał, wskazując na zastawiony stół.
— Nie jestem głodna.
— Kłamczucha — powiedział, biorąc
tacę z pasztecikami.
Po zjedzeniu prawie wszystkiego, co
przyniósł im Zgredek, wyszli z dormitorium, kierując się do sali
sportowej. Gdy byli na drugim piętrze, usłyszeli, jak profesor
McGonagall wydziera się na dwójkę pierwszoroczniaków, których
przyłapała na próbie sfałszowania swoich testów z transmutacji.
Hermiona zatrzymała się i ze skupieniem wpatrywała się w
nauczycielkę.
— Chodź, Granger, bo się spóźnimy
— powiedział Draco, próbując odciągnąć ją w boczny
korytarz. Wiedział, że jeśli tego nie zrobi...
— Miałeś mi powiedzieć, o czym
rozmawiałeś rano z dyrektorką.
... dziewczyna zacznie zadawać
niewygodne pytania.
— O niczym ważnym — skłamał, na
co kasztanowłosa uniosła brew. — Kazała mi przestać rozdawać
każdemu szlabany. Stara jędza.... należało im się i wcale nie
było ich wiele...
— Ile?
— Tylko siedemnaście — powiedział
nonszalanckim tonem, wzruszając ramionami.
— Siedemnaście?! Jestem ciekawa,
czym sobie zasłużyli.
— No cóż... — zaczął powoli
Draco, próbując sobie przypomnieć wszystkie przewinienia. —
Denis McTrevor zastanawiał się, czy masz jakieś seksowne
przebrania, Astoria wspominała o tym, że z pewnością potajemnie
podajesz mi eliksir miłosny i zastanawiała się, czy nie
przeszkadza mi odór szlamu. McLaggen za to, że... nie, jego po
prostu nie lubię, a Patrick napomknął o kajdankach, co było nawet
ciekawe, jednak później zapytał mnie wprost, czy jesteś dobra
w...
— Wystarczy — przerwała rozbawiona
Hermiona, przysłaniając mu dłonią usta. — Naprawdę cieszę
się, że tak o mnie dbasz, ale, na Godryka, nie możesz w ten sposób
uciszyć całego zamku.
— Czemu nie? Zobacz tylko, mamy aż
siedemnastu nowych pomocników do sprzątania tego cholernego
magazynu... chociaż nie — przyznał Draco po krótkim namyśle. —
Astorii kazałem czyścić kible... Czemu wcześniej na to nie
wpadłem? — zastanawiał się, nie mogąc uwierzyć, że do tej
pory nie pozyskał w ten sposób siły roboczej.
— Bo jest to złe, nieetyczne i
sprzeczne z obowiązkami prefekta naczelnego — wyrecytowała
Gryfonka.
— Taaak — powiedział przeciągle —
zapewne dlatego — oznajmił, choć z wyrazu jego twarzy można było
wyczytać, że za nic ma nieetyczność takiego rozwiązania. —
Myślisz, że uda nam się to skończyć w czwartek?
— Zostało nam jeszcze mycie,
polerowanie podłogi i wykładanie wszystkiego na miejsca... a i
jeszcze oświetlenie — wyliczyła Gryfonka. — Obawiam się, że
nie wyrobimy się ze wszystkim w trakcie jednego wieczoru — dodała,
uśmiechając się przepraszająco.
Ślizgon jednak zdawał się nie być
tym faktem zmartwiony. Rozejrzał się po korytarzu i uśmiechnął
perfidnie na widok biegnącego na zajęcia ucznia.
— Co powiesz na kolejną parę rąk
do pracy? Daj mi chwilę, a skompletuje nam najliczniejszą ekipę
sprzątającą...
— Malfoy... — rzuciła ostrzegawczo
dziewczyna, jednak Draco zdawał się tego nie słyszeć.
— ... o popatrz — rzucił,
wskazując na, skręcającego w boczny korytarz, Puchona — ten tam,
spóźnia się na lekcję...
— Podobnie jak my — oznajmiła,
łapiąc za rękaw jego bluzki, by odciągnąć arystokratę od
ucznia.
Dotarli do sali chwilę po tym, jak
profesor Hooch rozpoczęła swoją przemowę. Hermiona jęknęła,
gdy nauczycielka oznajmiła im, że nastąpiła zmiana planów i za
pięć minut wszyscy mają stawić się na boisku do Quidditcha.
— Ruchy, ruchy, nie mamy całego
dnia, a prawdziwą zbrodnią byłoby zmarnowanie takiej ładnej
pogody.
Gryfonka z trudem powstrzymała się od
komentarza, że dwanaście stopni to trochę za mało, by można było
mówić o „ładnej pogodzie”. Chcąc nie chcąc, ruszyła razem z
innymi uczniami na błonia. Patrząc po ich twarzach, miała
wrażenie, że tylko ona nie cieszy się z tego, że zamiast grać w
koszykówkę, będą ćwiczyć grę w Quidditcha.
— Dzisiaj są pierwsze zajęcia, więc
możecie wybrać, co chcecie przećwiczyć. Kto chce się sprawdzić
na pozycji obrońcy, niech ustawi się pod tamtą pętlą.
Hermiona przygryzła wargę,
zastanawiając się, co powinna wybrać. Nie uśmiechało jej się
odbijanie tłuczków, tym bardziej granie na pozycji ścigającego,
który z kolei musiał ich unikać. Wzruszyła ramionami i podeszła
do arystokraty, który zdążył już ustawić się obok dwójki
innych uczniów, którzy chcieli poćwiczyć jako szukający.
— Jesteś pewna? — zapytał,
patrząc na nią powątpiewająco.
Gryfonka obejrzała się za siebie,
przez moment przyglądając się grupce pałkarzy, których profesor
Hooch rozstawiła w różnych miejscach na boisku i poleciła, by
odbijali tłuczki między sobą. Skrzywiła się, gdy Seamus nie
zdążył w porę uchylić się przed piłką, która na całe
szczęście tylko go drasnęła. Odwróciła się do blondyna i
rzeczowym tonem oznajmiła:
— W porównaniu z tym — wskazała
na dwa miotające się po boisku tłuczki — latanie za małą,
niegroźną piłeczką wydaje się być banalnie proste.
Coś w wyrazie twarzy Ślizgona mówiło
jej, że popełniła błąd. W jego spojrzeniu nie było groźby,
jednak sposób, w jaki na nią patrzył, nie wróżył nic dobrego. W
momencie, w którym jego wargi wygięły się w perfidnym
uśmiechu, przypomniała sobie ostatni raz, kiedy użyła przy nim
frazy „banalnie proste”. Wróciła pamięcią do tamtego
wieczoru, gdy przepytywał ją z teorii latania i jak zawzięcie
starał się jej uświadomić, że to wcale nie jest „banalnie
proste”.
— Nie podoba mi się twój wyraz
twarzy — rzuciła, starając się ukryć zdenerwowanie. — Bardzo
mi się nie podoba — dodała nieco bardziej histerycznie.
Chłopak tylko uśmiechnął się
szerzej, a jego oczy błysnęły złowieszczo.
— Przestań — rozkazała,
przyglądając się zmierzającej ku nim nauczycielce, niosącej ze
sobą tekturowe pudło.
— Nie będziecie ćwiczyć z
prawdziwymi zniczami, bo za chwilę szkoła musiałaby zamówić
kolejne sztuki — oznajmiła, wyjmując z pudła piłeczki golfowe.
— Dobiorę was w pary: jedno rzuca, drugie stara się złapać.
— Rozejrzała się po licznej grupie uczniów. Większość klasy,
podobnie jak Hermiona, uznała, że najlepiej będzie ćwiczyć na
pozycji szukającego. — Panna Granger — powiedziała, wskazując
na Gryfonkę, po czym ponownie spojrzała na resztę uczniów, by
znaleźć dla niej partnera do ćwiczeń.
— Ja się nią zajmę — oznajmił
Ślizgon, obejmując dziewczynę i przysuwając ją do siebie.
— Chcę tylko, żebyś wiedział, że,
mówiąc „banalnie proste”, nie miałam wcale tego na myśli...
Malfoy, przestań się tak szczerzyć!
Arystokrata jednak nawet nie zaszczycił
jej spojrzeniem. Nachylił się nad nią i wyszeptał jej do ucha:
— Znajdź jakieś ustronne miejsce —
po czym podszedł do profesor Hooch, by wziąć worek piłeczek.
Gryfonka przez moment wpatrywała się
w oddalającego się chłopaka, złorzecząc na jego irytujący
charakter. Postanowiła jednak wykonać jego polecenie, dochodząc do
wniosku, że lepiej będzie, jeśli nie będą stali na widoku, kiedy
Ślizgon będzie jej uświadamiał, że złapanie małej piłeczki
wcale nie należy do rzeczy banalnych.
— Na miotłę, Granger — rzucił
przeciągle, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak to ją
drażni.
— Może tak grzeczniej? — spytała,
mrużąc gniewnie oczy.
— Czy szanowna pani zechce posadzić
swoje śliczne cztery litery na tej oto miotle w celu rozpoczęcia
ćwiczeń?
Gryfonka teatralnie odwróciła wzrok,
walcząc z uśmiechem.
— Tak lepiej — oznajmiła. Zanim
jednak wsiadła na miotłę, dodała, ostrzegawczo unosząc palec: —
Jeśli mi się coś stanie...
— Bez obaw — odparł, wyjmując z
worka pierwszą piłkę. Uniósł ją na wysokość oczu, wlepiając
w nią wzrok. — Jeszcze mi się przydasz w jednym kawałku.
Ślizgon poczekał, aż dziewczyna
wzniesie się na odpowiednią wysokość. Dopiero gdy uznał, że
jest już dostatecznie wysoko, uniósł kciuk, dając jej znak, by
się zatrzymała.
— Pierwsza nieudana — oznajmił,
gdy rzucona przez niego piłeczka zniknęła w trawie.
— Bo wziąłeś mnie z zaskoczenia!
— Z zaskoczenia to ja cię mogę
dopiero wziąć — odparł niewyraźnie.
— Co?! — spytała, gdy jego słowa
zostały zagłuszone przez wiatr.
Blondyn zaśmiał się pod nosem.
— Nic! Skup się, bo rzucam.
Gryfonka pokiwała głową, z uwagą
wpatrując się w małą piłeczkę. Gdy arystokrata wziął zamach,
rzuciła się w bok, jednak zrobiła to zbyt późno i kolejna piłka
podzieliła los poprzedniej. Dziewczyna spojrzała ze złością na
Ślizgona, ten jednak nic nie powiedział, unosząc dłonie
w obronnym geście.
— Bo tak rzucasz!— warknęła
oskarżająco.
Pół godziny później zmieniła
zdanie odnośnie tego, że dokonała słusznego wyboru. Plecy bolały
ją niemiłosiernie od ciągłego wychylania się, by złapać
znicza. Jednak była z siebie zadowolona, zwłaszcza że szło jej
coraz lepiej. Tylko nieliczne z piłek lądowały w trawie i nawet
arystokrata nie komentował już jej żałosnych poczynań.
Skupiła się na ostatniej piłce.
Chciała za wszelką cenę ją złapać, nie chcąc dać Ślizgonowi
satysfakcji z tego, że udało mu się ją okpić. Ułamek
sekundy po tym, jak uwolnił białą piłeczkę ze swojego uścisku,
rzuciła się w jej stronę. Gdy była kilka cali od niej, ta
raptownie zmieniła swój kierunek. Gryfonka obniżyła trzonek
miotły, jednocześnie skręcając w lewo, zapominając o sile
wiatru. Gwałtowna zmiana kierunku lotu i pęd powietrza
zrzuciły ją z miotły. Dziewczyna przekoziołkowała i z hukiem
upadła na ziemię.
Arystokrata podszedł do niej powolnym
krokiem, po czym nachylił się nad Hermioną, uprzejmie pytając:
— Powiedz mi, Granger, co należy
wziąć pod uwagę, wykonując zwód?
— Przestrzeń, wiatr i możliwości
miotły — wyrecytowała, z trudem podnosząc się na nogi.
Uśmiechnął się złośliwie.
— A o czym zapomniałaś?
— Że jesteś wrednym, cynicznym,
przebiegłym dupkiem, który zmienił tor lotu tej przeklętej
piłeczki — warknęła, buntowniczo unosząc głowę.
— I jak tu mnie nie kochać? —
spytał, nachylając się nad nią tak, że ich czoła się stykały.
— Na miotłę, Malfoy —
powiedziała, mając nadzieję, że zabrzmiało to stanowczo, a
drżenie głosu było tylko wytworem jej wyobraźni.
Draco zaśmiał się cicho i obszedł
dziewczynę, po czym wzniósł się na odpowiednią wysokość.
Hermionę drażniło w nim dosłownie wszystko: od pewnej postawy,
przez przemądrzałe miny, aż po skrupulatne odliczanie tego, ile
piłek udało mu się złapać.
— Osiem na osiem — oznajmił, po
raz kolejny obdarzając ją prześmiewczym spojrzeniem.
Gryfonka zmierzyła go wzrokiem,
starając się wymyślić sposób na przechytrzenie Ślizgona.
Uśmiechnęła się chytrze, gdy do głowy wpadł jej pewien pomysł.
Wzięła głęboki zamach, patrząc w punkt na lewo od chłopaka,
jednak w momencie, w którym ten rzucił się w tę stronę,
skierowała piłkę w przeciwnym kierunku.
Parę sekund i jeden zwinny chwyt
później Hermiona musiała przełknąć gorycz porażki. Z irytacją
wpatrywała się w Ślizgona, który teatralnie wzniósł złapaną
przez siebie piłeczkę i okrążył z nią dziewczynę,
krzycząc:
— Dziewięć na dziewięć!
Hermiona uśmiechnęła się krzywo,
obserwując, jak chłopak ponownie zajmuje swoje miejsce.
Zrezygnowana, wyjęła z woreczka ostatnią piłkę, po czym
spojrzała na dumnego z siebie arystokratę. Tłumiąc cichy głosik
z tyłu głowy, mówiący jej, że to, co chce zrobić, ma niewiele
wspólnego z zasadami fair play, uśmiechnęła się przebiegle i
wyciągnęła przed siebie rękę z piłką. Nie spuszczając
wzroku z Malfoya, upuściła ją.
W ułamku sekundy Ślizgon ruszył
wprost na nią. Był jednak zbyt daleko, by móc złapać białą
piłkę. W ostatniej chwili wyhamował i wylądował cal przed
Gryfonką, z niedowierzaniem wpatrując się w leżącą na
ziemi piłkę golfową.
— Dziewięć na DZIESIĘĆ —
oznajmiła dobitnie dziewczyna, dumna z tego, że udało jej się go
przechytrzyć. — Zgubiłeś coś? — spytała niewinnie, widząc,
jak blondyn nie odrywa spojrzenia od piłki.
— Tak — oznajmił, przenosząc na
nią swój wzrok. — Gdzie się podziała ta miła, sympatyczna,
naiwna dziewczyna, która ze mną zamieszkała?
Hermiona wzruszyła ramionami, robiąc
przy tym minę niewiniątka. Ślizgon objął ją w talii,
przysuwając jeszcze bliżej i delikatnie musnął jej wargi.
— Tylko tyle? — zapytała, zanim
zdążyła ugryźć się w język. — Znaczy się... należy mi się
jakaś nagroda — kontynuowała, chcąc jakoś z tego wybrnąć. —
Ty złapałeś dziewięć, a ja siedem...
— Na trzydzieści — wtrącił
arystokrata.
— Czepiasz się.
— Ale masz rację — powiedział
nagle, ponownie nachylając się nad dziewczyną. — Należy ci się
nagroda — oznajmił niskim, kuszącym głosem, powoli odgarniając
jej kosmyki z twarzy. — W nagrodę możesz... zanieść mi miotłę
do schowka — dokończył, uśmiechając się perfidnie, po czym
wcisnął dziewczynie do ręki Złotą Strzałę.
— Nie mówisz poważnie — wydukała
w końcu, patrząc na niego oniemiałym wzrokiem.
— Owszem, mówię — oznajmił. —
Teraz muszę iść się przebrać, bo zaraz mamy trening, który
przełożyliśmy specjalnie po to, by w czwartek móc ci pomóc w tym
magazynie — wyjaśnił, widząc, jak Gryfonka niebezpiecznie mruży
oczy.
— Drażnisz mnie — powiedziała
dobitnie i okręciła się na pięcie w stronę schowka na miotły.
Zanim jednak zdążyła zrobić
pierwszy krok, Ślizgon złapał ją za rękę i przyciągnął do
siebie, wpijając się w jej usta.
Hermiona przymknęła oczy i zacisnęła
dłonie na jego ramionach, jednocześnie przysuwając się bliżej do
arystokraty. Czując, jak zaczyna się od niej odsuwać, przeniosła
jedną rękę i wplotła palce w jego włosy. Ślizgon zaśmiał się
kpiąco wprost do jej ust, jednak nie zrobił nic, by przerwać
pocałunek. Dopiero gwizdy uczniów, którzy ćwiczyli w pobliżu,
sprawiły, iż dziewczyna gwałtownie odskoczyła od Dracona. Rzuciła
krótkie spojrzenie na gapiów i zarumieniła się uroczo.
— Uznajmy to za pierwszą ratę
drugiej części nagrody, Granger — powiedział blondyn,
z nonszalancją poprawiając pognieciony przez Gryfonkę
materiał.
Tylko lekko przyśpieszony oddech i
zamglone oczy zdradzały, że pocałunek wywarł na nim wrażenie.
— A kiedy dostanę resztę?
— W swoim czasie — oznajmił, po
czym odszedł, wracając do zamku.
Nawet nie przypuszczał, że ten dzień
może przebiec tak... zwyczajnie. Spodziewał się, że dziewczyna
może stać się obiektem kpin i ataków ze strony jego środowiska,
jednak do tej pory nic takiego nie miało miejsca. Nie licząc tych
kilkunastu szlabanów, oczywiście.
Z zamyślenia wyrwał go widok
Zabiniego, czekającego pod wejściem do dormitorium w stroju do
Quidditcha.
— Już, już się przebieram —
powiedział, zakładając, że wizyta jego przyjaciela spowodowana
jest tym, że znowu spóźnia się na trening. — Zresztą i tak
byśmy wcześniej nie zaczęli, bo boisko było zajęte.
— Widziałem — oznajmił Zabini,
wybuchając śmiechem. — Tak swoją drogą, to nieźle cię zrobiła
— dodał, nawiązując do przebiegu zajęć z profesor Hooch.
— Nie masz własnego życia? —
warknął arystokrata, wchodząc do swojego pokoju. Zdjął bluzkę
i odrzucił ją na łóżko, po czym podszedł do szafy,
szukając czegoś na przebranie. — A tak przy okazji, to co z tą
Weasley? — zagadnął, krzątając się po sypialni w poszukiwaniu
ochraniaczy do gry. — Mówiłeś ostatnio, że coś między wami
zaszło... wybacz, ale nie pamiętam dokładnie, bo miałem kaca po
tych całych zawirowaniach z Granger.
— Tak jakby się całowaliśmy.
— Tak jakby?
— Gentelmen nie mówi o takich
sprawach — odparł Blaise, opierając się o futrynę. Uśmiechnął
się do swoich wspomnień, jednak Draco skutecznie pomógł mu wyjść
z zamyślenia, rzucając w niego ochraniaczem. — Jeśli jesteś
ciekawy, to nie, nie jesteśmy razem.
Arystokrata odrzucił kaptur, który
nasunął mu się podczas wkładania stroju i zmierzył przyjaciela
badawczym wzrokiem.
— Nie wyglądasz na przybitego. A
ponoć to było wielkie uczucie... prawdziwy przypływ — zakpił,
sądząc, iż kolejna wielka miłość Zabiniego okazała się
chwilowym zauroczeniem... w tym przypadku wyjątkowo krótkim.
Czarnowłosy skrzywił się i niezbyt
delikatnie odrzucił mu ochraniacz.
— Dupek — prychnął. — Ja po
prostu nie pcham się tam, gdzie mnie nie chcą... jeszcze nie chcą
— poprawił się z podstępnym uśmieszkiem. — Powiedziała, że
nie jest jeszcze gotowa na związek. Poczekam, a kiedy jej
czujność osłabnie, uderzę i sprawię, że będzie moja, bracie.
— Brzmi jak kawał dobrego planu.
— No nie? — spytał z entuzjazmem
Zabini, nie zwracając uwagi na ironiczny ton przyjaciela. — Ale
dzięki, że zapytałeś. Tak mi teraz.... lżej na sercu, jak się
przed kimś wygadałem.
— Mogłeś pójść do Notta.
Ślizgon skrzywił się, razem z
Draconem wychodząc z dormitorium.
— Nieee. On jest taki... zaściankowy.
W ogóle ostatnio czuję, że jest...
— Zdystansowany? — podsunął
arystokrata
— Nie tyle zdystansowany, co... no po
prostu jest mu do nas dalej niż kiedyś — dokończył nieskładnie
Blaise.
— To normalne. Potrzebuje trochę
czasu, żeby przyzwyczaić się do tego, że Granger...
— Nie, to nie o to chodzi —
przerwał mu chłopak, kręcąc głową. — Gdyby tak było, to
tylko przy tobie byłby taki sztywny. Myślę, że to dlatego, że z
nami nie pije — dodał poważnym tonem po chwili namysłu. —
Mówię ci, gdybyśmy naprowadzili go z powrotem na właściwą
ścieżkę, od razu by mu się polepszyło.
Draco pokręcił głową. Nie wierzył
w powodzenie planu Blaise'a. Odkąd Teodor postanowił zostać
abstynentem, twardo trzymał się swojego postanowienia i nie wypił
ani kropelki alkoholu. Dlatego też wątpił, by zwykłe spotkanie
towarzyskie skłoniło go do porzucenia swojego nowego trybu życia.
Jednak Draco musiał przyznać, iż brakowało mu dawnej wersji
przyjaciela. Będąc abstynentem, Nott, o ile to w ogóle możliwe,
stał się jeszcze bardziej zrzędliwy.
— Anteoculatia.
Formuła zaklęcia została
wymamrotana, jednak napastnik zrobił to na tyle głośno, że obaj
Ślizgoni zdołali go usłyszeć. Błyskawicznie wyciągnęli różdżki
i odwrócili się, odruchowo rzucając zaklęcia, a błysk trzech
rzuconych zaklęć zmusił ich do zamknięcia oczu. Spojrzeli po
sobie i powoli podeszli do rozłożonego na posadzce chłopaka.
Zamarli, na widok długich, masywnych rogów wyrastających z głowy
napastnika, jednak chwilę później wybuchli gromkim śmiechem.
Dopiero po kilku minutach zdołali opanować rozbawienie i otrzeć
łzy z bolących od śmiechu policzków.
— Proszę, proszę... Nie powiem,
Weasley, wyglądasz bardzo... twarzowo — ostatnie słowo Draco
wymówił z ogromnym trudem, gdyż na powrót zaczął się śmiać.
Ron, unieruchomiony przez siłę trzech
zaklęć, mógł jedynie podjąć próbę zamordowania go wzrokiem,
co przy jego obecnym wyglądzie wyglądało komicznie.
— Coś... coś ty na niego... rzucił?
— zdołał powiedzieć Zabini, rechocząc tak, że zapewne słyszała
go połowa zamku.
Arystokrata postawił jedną stopę na
klatce piersiowej Gryfona i nachylił się nad nim, wpatrując się
w poroże.
— Ja go tylko pozbawiłem włosów. A
ty?
— Tarcza. Widocznie sam sobie
przyprawił rogi — stwierdził Blaise, uśmiechając się złośliwie
do napastnika. — Swoją drogą zaskakuje mnie twój wybór. Nie
powiem, łysy Weasley to ciekawy widok, ale po tobie można
spodziewać się więcej.
— W pierwszej chwili chciałem rzucić
Avadę, ale pomyślałem, że Granger nie byłaby zadowolona.
Chociaż... — zaczął Draco, z premedytacją zwiększając nacisk
na klatce chłopaka — nie straciłaby go na zawsze. Można by mu
odciąć głowę i powiesić w salonie jako trofeum myśliwskie. —
arystokrata nagle zamarł, gdy coś sobie uświadomił. — Cholera!
Granger!
— Co z nią? — zdziwił się
Blaise.
— To, że jej były przyjaciel i
niedoszły chłopak leży łysy, z porożem wystającym z głowy, tuż
przed naszym dormitorium. Zabije mnie. Cholera, Weasley, ty zawsze
musisz coś spieprzyć — warknął, ze złością kopiąc Gryfona w
nogę.
Czarnoskóry Ślizgon zaśmiał się i
z politowaniem spojrzał na przyjaciela.
— Bracie, nie sądziłem, iż kiedyś
nastanie dzień, w którym znajdziesz się pod pantoflem
jakiejkolwiek kobiety.
— Milcz i daj mi pomyśleć —
rozkazał Draco.
Zabini pogładził się po podbródku i
przyjrzał się Ronowi wzrokiem godnym myśliciela renesansu.
— A może by go tak zabić i ukryć
zwłoki? — zaproponował po chwili namysłu.
Blondyn przymknął oczy, żałując,
że nie ma z nim Notta. Jak nic przydałaby mu się jego chłodna
logika i obiektywne spojrzenie.
— Pomóż mi go stąd zabrać —
powiedział, nachylając się nad Ronem i zarzucając sobie jego
ramię na bark.
Zabini poszedł w jego ślady i jęknął,
gdy poroże uderzyło go w głowę.
— Myślisz, że to coś da? Granger
nie jest głupia. I tak się domyśli. Na jaja Salazara, Weasley, ile
ty ważysz?
— Porzucimy go w jakimś korytarzu.
Albo ktoś go znajdzie i zaprowadzi do skrzydła, albo sam to zrobi
zaraz po tym, jak odzyska władzę nad ciałem. I nic nie powie
Granger, mam rację, Weasley? Przecież nie chcesz, żeby wzięła
cię za nieudacznego zazdrośnika? — spytał prześmiewczym tonem
Malfoy.
— No i zaatakowałeś jej chłopaka,
stary. Niedobrze, oj niedobrze! Pilnuj się nocą, bo może się do
ciebie zakraść i założyć kolczyk w miejscu, którego raczej nie
wystawiasz na widok publiki. Uwierz mi, usuwanie takiego boli jak
diabli! Draco coś o tym wie, nie bracie? — zwrócił się do
arystokraty, który zmrużył oczy, jednak uniesiony kącik warg
wskazywał na to, że blondyn tylko droczy się z przyjacielem. —
No... chyba że lubisz klimaty sado maso — dodał Blaise, przez co
Draco ponownie dostał napadu śmiechu. — Ale nie bój nic! Granger
ma wprawę w usuwaniu takich kolczyków, zajmowała się już
Malfoyem. Ojej! Zazdrosny? — spytał, gdy na policzki Gryfona
wpłynął silny rumieniec.
— Blaise, proszę, oszczędź
szczegółów, bo mu poroże opadnie — powiedział litościwie
Draco, niedbale zrzucając z siebie Rona. Oparł dłonie o kolana i
patrząc mu prosto w oczy, groźnym tonem powiedział: — A teraz
na poważnie, Weasley. Jeśli jeszcze raz mnie zaatakujesz albo
ośmielisz się podejść do Granger i znowu doprowadzisz ją do
płaczu, to cię wykastruję, a z twoich jaj zrobię sobie
sakwę na galeony.
— I naucz się rzucania zaklęć
niewerbalnych — dodał Zabini tonem, jakby wymawiał wyjątkowo
soczystą wiązankę.
Arystokrata wyprostował się i uniósł
brew.
— No co? — spytał Zabini, na co
Draco tylko pokręcił głową.
— Zmywajmy się, zanim ktokolwiek nas
tu zauważy.
Wydawać by się mogło, iż nic już
nie przeszkodzi im w drodze na trening, jednak na trzecim piętrze
zatrzymały ich głośne wyzwiska i błysk rzucanego zaklęcia. Klnąc
pod nosem, Draco ruszył w tamtą stronę razem z zaciekawionym
Zabinim. Widok, jaki zastali, całkiem odebrał im mowę.
Drobny, czarnowłosy jedenastolatek,
którego Draco dobrze znał, gdyż często sprawiał kłopoty,
z fascynacją wpatrywał się w wyczarowanego przez siebie węża,
który groźnie syczał na oniemiałego trzecioklasistę. Blondyn nie
czekał ani chwili i nim wąż zdążył rzucić się na ucznia,
uniósł różdżkę, sprawiając, iż zwierzę zniknęło w obłokach
dymu. Omiótł wzrokiem sylwetkę starszego ucznia, upewniając się,
że nic mu nie jest, po czym zwrócił się do Toma Moor.
— Co się tu, do ciężkiej cholery,
dzieje?
— To... to jakiś świr — wyjąkał
trzecioklasista, przesuwając się tak, by sylwetka Blaise'a
zasłaniała go przed wzrokiem małego Gryfona. — Zaatakował mnie
bez powodu.
Draco spojrzał na Toma i uniósł
brew, czekając na wyjaśnienia.
— Wyśmiewał to, że jestem z
sierocińca. Popchnął mnie. Musiałem się bronić — odparł
jedenastolatek.
— On kłamie! Ja... — chłopiec
urwał, gdy czarne oczy Toma spoczęły na nim.
— Z jakiego domu jesteś? — spytał
Ślizgon.
— Ja? Z Hufflepuffu.
— Gryffindor i Hufflepuff tracą po
dwadzieścia punktów. Oboje dostajecie szlaban. Za dwa dni widzimy
się w magazynie. Możecie iść. A ty — zwrócił się do Gryfona
— jeśli jeszcze raz zobaczę, jak celujesz w kogoś różdżką,
załatwię ci taki szlaban, że będziesz płakał na sam widok
muszli klozetowej.
— Oczywiście... panie prefekcie —
syknął z pogardą Tom, po czym szybkim krokiem opuścił korytarz.
Nim jednak znikł im z oczu, Draco zdołał usłyszeć, jak chłopiec
wściekle mamrocze pod nosem: — Zdrajca.
Zaskoczony Ślizgon wymienił
spojrzenie z przyjacielem. Tom Moor był wyjątkowo dziwnym
dzieciakiem, swoistym magnesem na kłopoty i ataki ze strony innych
uczniów. I choć Draco nie uważał się za świętego, był pewien,
iż on jako jeden z nielicznych miał pod tym względem czyste
sumienie, dlatego tym bardziej nie rozumiał, czym zasłużył sobie
na miano zdrajcy w oczach jedenastolatka.
— Co ja niby takiego zrobiłem? —
zastanawiał się głośno.
— No wiesz, właśnie odebrałeś
Gryffindorowi dwadzieścia punktów, a biorąc pod uwagę, że sam
teraz kręcisz z Gryfonką...
— I co to niby ma do rzeczy? To, że
jestem z Granger, nie robi ze mnie ich potajemnego sojusznika —
prychnął z pogardą i razem z Zabinim zszedł na drugie piętro,
omawiając taktykę na zbliżający się wielkimi krokami mecz o
Puchar Quidditcha.
Obaj, podobnie jak cały Slytherin,
byli zdeterminowani, by wygrać nie tylko sportowe rozgrywki, ale też
zyskać miano najlepszego hogwarckiego domu. Na zbyt długo dali
sobie odebrać oba wyróżnienia i niewiele dzieliło ich od celu, by
mogli sobie pozwolić na przegraną z Krukonami. Bo o to, że
Gryfoni nie zdobędą Pucharu Quidditcha, zadbali już dawno temu,
dosłownie miażdżąc ich w ostatnim spotkaniu. Późniejsze mecze
tylko umocniły ich pozycję jako liderów. Pełni optymizmu i sił
do działania, weszli na boisko i rozpoczęli trening.
W czasie gdy Draco przeklinał swoją
dziewczynę i szukał schowanej przez nią miotły, Hermiona
siedziała w bibliotece, otoczona opasłymi woluminami i odręcznymi
zapiskami. Po raz setny założyła kasztanowy kosmyk za ucho, jednak
gdy ten ponownie zasłonił jej widok, westchnęła zirytowana i
związała włosy w niechlujnego kucyka.
Dzisiejszy nawał prac domowych
dobitnie przypominał jej o zbliżających się owutemach i choć
dwoiła się i troiła, była o włos od pogrążenia się w
zaległościach. Będąc w Mungu, marzyła, by jak najszybciej wrócić
do szkoły, teraz chętnie poleżałaby sobie w towarzystwie
arystokraty i stałej dostawy słodyczy.
Przygryzła wargę, raz jeszcze
lustrując badawczym wzrokiem swoje wypracowanie. Niby zawierało to,
co pragnął widzieć profesor Binns, jednak Hermiona czuła, że nie
wyczerpała tematu do końca i brakowało jej czegoś ważnego.
Nachyliła się, by wziąć z drugiego końca stołu wypożyczony
podręcznik i otworzyła go na spisie treści. Znalazła odpowiednią
stronę, jednak przed zanurzeniem się w lekturze powstrzymało ją
głośne skrzypnięcie odsuwanego krzesła. Skrzywiła się i uniosła
wzrok znad tekstu, by pouczyć Dracona, że nieładnie jest
przeszkadzać tak w nauce, jednak to nie on przed nią siedział.
— W końcu złapałam cię samą,
Granger.
Gryfonka położyła wolumin na udach i
siląc się na grzeczny ton, spytała:
— Czegoś ode mnie potrzebujesz?
Astoria strzepnęła niewidzialny pyłek
z ramienia i kontynuowała, ignorując pytanie dziewczyny.
— Trudno było tego dokonać. Albo
otaczają cię Gryfoni, albo Draco. Ale on jest teraz zajęty,
prawda? Więc w końcu mamy chwilkę, by porozmawiać na osobności.
Blondynka używała tego samego
wyniosłego tonu, co niegdyś arystokrata rozmawiając
z kasztanowłosą. Nawet przeciągała samogłoski w ten sam
sposób, jednak w jej wykonaniu brzmiało nie tylko wyrafinowanie,
ale też melodyjnie. Nie patrzyła wprost na Gryfonkę, lecz
znudzonym wzrokiem przyglądała się otaczającym ją książkom.
Podniosła jeden z zapisanych pismem Hermiony pergamin i udając
zainteresowanie jego zawartością, spytała:
— Naprawdę myślisz, że Draco
stworzy z tobą stały związek, czy tylko udajesz naiwną?
— Jeśli niczego ode mnie nie
potrzebujesz, sugeruję, żebyś zajęła inny stolik —
odpowiedziała dziewczyna, patrząc prosto w ciemnoniebieskie oczy
Astorii, nie dając przytłoczyć się jej grze.
Doskonale wiedziała, po co Ślizgonka
do niej przyszła. W czasie jej pobytu w bibliotece wielokrotnie
musiała usuwać z książek cuchnące wywary, w błyskawicznym
tempie rozbrajać łajnobomby i blokować uroki, rozdając przy tym
kilka szlabanów. Jednak Astoria różniła się od pozostałych
Ślizgonek. Choć nie odsłaniała się tak prowokująco jak reszta,
zawsze wyglądała ponętnie i z klasą. Również głupiała przy
arystokracie, wzdychając do niego i pisząc liściki miłosne,
jednak nigdy nie robiła nic poniżającego, nawet dla niego.
Dodatkowo była inteligentniejsza od innych dziewcząt, co Hermiona
przyznawała z niechęcią, a to czyniło z niej prawdziwą
przeszkodę.
Blondynka zaśmiała się gardłowo i
poprawiła na krześle, chwaląc się długimi nogami. Hermiona
przyglądała jej się ze spokojem. Wiedziała, że każdy jej ruch
ma na celu zmniejszyć jej pewność siebie. Musiała jednak
przyznać, iż zaczęła żałować tego, że po zakończeniu
wszystkich zajęć założyła rozciągnięte spodnie i grzeczny,
biały sweterek. W porównaniu z ubraną w czarną, obcisłą
sukienkę Astorią, wyglądała jak bezdomna.
— Jesteś pewna siebie. Ale to
dobrze. Im bardziej w siebie wierzysz, tym dotkliwszy będzie upadek.
— Wiem, do czego zmierzasz i daruj
sobie. Nic co powiesz, nie zmieni tego, co jest pomiędzy mną
a Malfoyem.
Uśmiech spełzł z ust Ślizgonki w
ułamku sekundy, całkowicie zmieniając jej twarz. Gryfonka mocniej
zacisnęła dłonie na książce, w odpowiedzi na pogardę i
wściekłość bijącą od Astorii.
— Taka jesteś tego pewna, szlamo?
Powiem ci coś — syknęła, nachylając się w jej stronę. —
Draco zawsze do mnie wracał. Przetrwałam Luise, Caterinę, a nawet
moją własną siostrę i dziesiątki innych dziewczyn, które
przewinęły się przez jego łóżko. Porzucał je i zawsze szedł
do mnie. A wiesz, co mówił? — spytała, pozwalając sobie na
lekki uśmieszek. — Że żadna nie była tak dobra, jak ja. Że z
żadną nie czuł się tak dobrze. Więc skoro inne, piękne
dziewczyny nie były ode mnie lepsze, to w takim razie, gdzie
lądujesz ty? Powiem ci gdzie: na samym końcu jego listy. Jesteś
tylko kolejnym, krótkim wybrykiem. Znudziły mu się podboje
arystokratek, więc wziął sobie cel nieosiągalny: szlamę, która
za nic nie mogłaby go pokochać. Zdobył to, czego chciał. Daję ci
najwyżej dwa dni. Potem wszystko ci wygarnie i przyjdzie do mnie...
a ja się nim dobrze zajmę.
— Skończyłaś? — spytała
Hermiona, z trudem nad sobą panując.
Wiedziała, że Astoria myliła się,
jednak bolało ją to, co powiedziała. Miała rację, nie było
między nimi porównania i niepokoiło ją to, że Draco zawsze
do niej wracał. Część niej zaczęła zastanawiać się, czy Draco
na pewno niczego nie czuje do Ślizgonki, jednak ta bardziej
racjonalna Hermiona mówiła jej, że nie mogło tak być. Gdyby
darzył ją uczuciem, w ogóle by od niej nie odchodził do innych
dziewcząt.
— Pozwól, że zadam ci jedno
pytanie. Czy widziałaś go w związku z jakąkolwiek kobietą od
czasu bitwy? — Gryfonka uśmiechnęła się, usatysfakcjonowana
tym, iż jednym, prostym pytaniem odebrała mowę rozgadanej Astorii.
— No właśnie. Nie, bo jest innym Draconem, nie tym, którego
znałaś i z pewnością nie tym, który do ciebie wracał. Nie
uwierzę, że jest ze mną tylko dlatego, bo jestem nieosiągalnym
celem i ty też w to nie wierzysz. Przecież dawny Malfoy prędzej by
zwymiotował, niż z własnej woli miałby mnie pocałować. Na siłę
usiłujesz znaleźć jakieś wytłumaczenie tego, że jesteśmy
razem. W porządku, rozumiem to. Możesz sobie tak uważać, ale
ostrzegam cię...
Tym razem to Hermiona nachyliła się
nad stołem i zmierzyła Astorię stanowczym spojrzeniem.
— ... jeśli czegoś spróbujesz,
dowiem się o tym i sprawię, że tego pożałujesz, a wierz mi, dużo
potrafię. On jest dla mnie ważny i jeśli go skrzywdzisz albo
zrobisz cokolwiek, co nam zaszkodzi, przestanę być miła. Ja też
potrafię grać nieczysto, Astorio.
Ślizgonka przez długi czas w ciszy
wpatrywała się w kasztanowłosą. Z trudem utrzymywała maskę
obojętności, jednak jej oczy zdradzały wściekłość i
niedowierzanie. Nie tego spodziewała się po nudnej, uporządkowanej
i grzecznej kujonce. W końcu uśmiechnęła się kpiąco, choć
bardziej przypominało to grymas bólu. Wstała i powoli ruszyła do
wyjścia, jednak zmieniła zdanie. Wróciła do Gryfonki i oparła
dłonie o blat stołu, mierząc ją spojrzeniem.
— Tacy jak on nigdy się nie
zmieniają. Ja i Draco pochodzimy z tego samego świata. Jesteśmy
elitą, ty zaś... zwykłym śmieciem, walającym się u jego stóp.
Uwierz mi, widok ciebie zrozpaczonej po jego odejściu będzie
prawdziwym miodem dla mojego serca.
Hermiona zmrużyła oczy, obserwując
oddalającą się blondynkę. Bezwiednie sięgnęła do łańcuszka
i wyjęła spod bluzki zawieszony na nim czarny, podłużny
kamień. Zaczęła szybko obracać go w dłoni, w myślach
odtwarzając słowa Astorii.
„Zawsze wracał do mnie”
„Tacy jak on nigdy się nie
zmieniają”
„... żadna nie była tak dobra,
jak ja...”
Gryfonka rzadko bywała wściekła,
jednak teraz była w stanie rzucać w szale przedmiotami, kopać,
uderzać... Robić cokolwiek, byle tylko niszczyć. Dziwna,
tajemnicza siła wypełniła jej żyły, nakłaniając do działania.
„Zawsze do mnie wracał”
„Nie! On jest mój! Nie pozwolę
go sobie odebrać!” — pomyślała Gryfonka.
Chwilę później usłyszała
dziewczęcy krzyk i huk. Natychmiast poderwała się z miejsca
i z wyciągniętą różdżką wybiegła z biblioteki.
Na półpiętrze leżała, krzywiąca
się z bólu, Astoria. Dziewczyna próbowała wstać, przeklinając
złamany obcas wysokich szpilek. Kasztanowłosa podbiegła do niej i
kucnęła, wyciągając dłoń, by jej pomóc, jednak Ślizgonka
odtrąciła jej rękę silnym uderzeniem.
— Nie dotykaj mnie, szlamo —
warknęła i choć widać było, że cierpi, sama wstała i zdjęła
buty.
Powolnym krokiem, boso ruszyła do
skrzydła szpitalnego.
Hermiona obserwowała ją, dopóki nie
zniknęła jej z oczu, by mieć pewność, że Ślizgonka jest w
stanie sama tam dotrzeć. Wstała i obejrzała przedramię, na którym
widniał czerwony odcisk dłoni arystokratki. Zadziwiające było,
jaką siłę mogła posiadać smukła i na pozór delikatna
dziewczyna.
Wróciła do biblioteki, jednak nie
była w stanie dłużej się uczyć. Zaznaczyła stronę w
podręczniku, podopisywała ołówkiem uwagi do wypracowania i
zmęczona wróciła do dormitorium.
Draco otworzył zaspane oczy i
przełknął ślinę, gdy zobaczył stojącą naprzeciw niego
Hermionę. Trzymająca książki Gryfonka wpatrywała się w niego z
powagą i determinacją. Poprawił się na kanapie i skrzywił,
gdy pasek ochraniacza wpił mu się w ramię. Żałował, że przed
drzemką nie zdjął stroju do Quidditcha, jednak po powrocie z
treningu był zbyt wyczerpany, by dojść do swojego pokoju i nawet
nie myślał o czymś tak trywialnym, jak przebranie się.
— Mam się bać? Wyglądasz, jakbyś
miała niecne zamiary, Granger — powiedział Ślizgon, uśmiechając
się ironicznie, jednak słowa Gryfonki szybko zmyły uśmiech z jego
twarzy.
— Czujesz do mnie pociąg?
Draco zamrugał, nie wiedząc, co
powiedzieć. Dopiero po chwili dotarło do niego, jaka jest przyczyna
jej zachowania i niepewności w oczach.
— Rozmawiałaś z kimś —
stwierdził, odrzucając niedbale jeden z ochraniaczy.
— Może... ale sama też chce
wiedzieć.
Ścisnął nasadę nosa i głośno
westchnął. Zupełnie nie wiedział, jak ma jej odpowiedzieć.
Jeszcze żadna dziewczyna nie zadała mu takiego pytania. Przecież
to było jasne: jeśli z kimś się spotykał, to musiał odczuwać
pociąg, o którym mówiła Hermiona.
— A czy znasz jakąś parę, między
którą nie ma...?
— Po prostu odpowiedz na pytanie.
Ślizgon przyjrzał jej się badawczo,
zastanawiając się, jak zacząć rozmowę.
— Chodź tu — powiedział cicho,
nie odrywając od niej oczu.
Gryfonka posłusznie, zupełnie jakby
była pod wpływem hipnozy, odłożyła książki i podeszła do
niego. Chciała usiąść obok, jednak blondyn chwycił ją za
nadgarstek i jednym zwinnym ruchem posadził ją okrakiem na
swoich kolanach. Zrobił to tak szybko, że Hermiona miała wrażenie,
że w jednej chwili przed nim stała, a w drugiej jakimś cudownym
sposobem wylądowała na jego kolanach.
Czując się niekomfortowo, próbowała
zejść, jednak Draco uparcie obejmował jej talię, nie pozwalając
na to.
— Nie sądzę...
— To idealna pozycja na taką
rozmowę, Granger — przerwał jej, uśmiechając się przy tym
zuchwale. Odczekał, aż dziewczyna przestała się wiercić i ze
spokojem powiedział: — Pragnę cię. Uwierz mi, nie ma takiego
dnia, w którym nie myślałbym o tobie i powiedziałbym, że jeśli
chodzi o ciebie, to coraz bardziej się pogrążam. Jesteś jedyną
dziewczyną, którą szanuję i podziwiam, za to, że jesteś
taka odważna i zabawna, ale też za to, że potrafisz używać tego.
Chłopak uniósł dłoń i delikatnie
dotknął jej skroni.
— I tego — dodał, sunąc palcem do
kącika oka. — I tego.
Przesunął dłoń na jej usta i
delikatnie musnął jej dolną wargę, po czym uśmiechnął się
podstępnie i zerknął w dekolt sweterka.
— I...
— Mieliśmy rozmawiać... —
przypomniała Hermiona, zatrzymując jego dłoń na wysokości
obojczyków.
— ... o pociągu. I rozmawiamy. Czego
się spodziewałaś przy takim temacie? — zapytał Ślizgon,
doskonale się bawiąc.
— Na pewno nie tego, że będziesz
mnie obmacywał. Myślałam, że potraktujesz to poważnie.
— Uwierz mi, to jeden z tych tematów,
przy którym jestem śmiertelnie poważny — wymruczał Draco,
muskając ustami jej szyję. — Swoją drogą dziwię się, że
poruszasz ten temat. Przecież wtedy na barku sama musiałaś
wyraźnie poczuć mój... hmm.... pociąg — dodał, przenosząc
swoje dłonie na biodra kasztanowłosej, by móc przesunąć ją
bliżej siebie.
Hermiona przymknęła oczy, czując jak
pod jego zręcznym dotykiem, jej ciało rozbudza się do życia.
Doskonale wiedziała, o jakim momencie mówił Ślizgon. Wszystko
działo się dosłownie kilka kroków dalej, tuż przed tym, jak
przypomniała sobie słowa jego matki. Powrót myślami do tamtych
chwil tylko zwiększył jej pożądanie. Jęknęła cicho, gdy
poczuła koniuszek języka na wrażliwym płatku ucha.
— Draco...
Arystokrata zamarł na sekundę,
słysząc swoje imię. W jej ustach brzmiało to niemal egzotycznie,
a towarzyszący temu jęk i przyśpieszony oddech podziałały
na niego niczym najpotężniejsza amortencja. Teraz, gdy po raz
pierwszy wymówiła jego imię, chciał, by robiła to raz po raz z
tą samą namiętnością i potrzebą.
Dziewczyna rozpięła górne guziki
jego szaty, by móc położyć dłonie na nagiej, ciepłej klatce
piersiowej. Po chwili, ku zdziwieniu i rozczarowaniu Dracona,
odepchnęła go od siebie, popychając na oparcie kanapy.
— Granger — warknął blondyn,
myśląc, iż dziewczyna znowu chce go zostawić w nieodpowiednim
momencie, jednak Hermiona nachyliła się nad nim i wpiła w jego
usta, ujmując jego twarz w dłonie.
Zadowolony z rozwoju sytuacji Ślizgon,
choć nieczęsto odpuszczał, chętnie oddał jej inicjatywę. Mocno
zacisnął dłonie na jej biodrach i jęknął, gdy Hermiona
przysunęła się bliżej. Czuł całe jej ciało przyciśnięte do
niego, niemal leżące na nim. Wszystkie jej kobiece kształty
idealnie dopasowywały się do ostrych i silnych krawędzi jego
ciała. Jęknął gardłowo, gdy kasztanowłosa zaczęła się
poruszać i choć marzył o tym, by kontynuować, musiał to
przerwać, nim zrobią coś, czego dziewczyna później będzie
żałować. Wiedział, że nie jest jeszcze na to gotowa, a on
szanował jej decyzję i dla jej własnego dobra odwrócił głowę,
przerywając pocałunek.
— Granger...
— Tak? — spytała cicho, wtulając
twarz w jego odsłoniętą szyję.
— Jeśli zaraz nie przestaniemy...
Obawiam się, że pociąg lada moment wystartuje.
— Och — bąknęła i natychmiast
zeszła z jego kolan. Usiadła za to tuż obok niego, wtulając się
w jego tors.
Siedzieli w ciszy przez długie minuty,
a ich ciężkie oddechy wypełniały salon. Draco odchylił głowę,
wlepiając rozgorączkowany wzrok w sufit. Obolałe ciało mówiło
mu, że jeszcze trochę i zginie przez tę dziewczynę. Niewinna,
nieśmiała i urocza, a jednak mająca w sobie ogień i namiętność.
Była połączeniem uderzającym do głowy.
— Masz jeszcze jakieś wątpliwości?
— spytał zachrypniętym głosem. Przełknął ślinę, jednak na
niewiele się to zdało.
— Absolutnie. Ale muszę przyznać,
że lubię sposoby, jakimi dowodzisz swoich racji. Więc nie
przeszkadzają ci moje sweterki?
— Są urocze. Przeszkadza mi jedynie
to, że wiem, co pod nimi tak skrzętnie ukrywasz.
Hermiona zaśmiała się i objęła go
w pasie, jednak było jeszcze coś, co ją niepokoiło.
— Czy... Czy mogę cię o coś
spytać?
Ślizgon poprawił się na kanapie i
uważnie przyjrzał się Gryfonce, zaniepokojony jej zmartwionym
tonem. Powoli skinął głową, nie spuszczając z niej wzroku.
Kasztanowłosa usiadła bokiem i
oplotła kolana ramionami. Przygryzła wargę, zastanawiając się,
od czego zacząć, W końcu doszła do wniosku, iż najlepiej będzie,
jeśli od razu wyrzuci to z siebie.
— Kim jest dla ciebie Astoria?
Draco nie odpowiadał tak długo, iż
Gryfonka zaczęła żałować tego, że w ogóle zadała to pytanie.
Gdy w końcu się odezwał, jego głos był pusty, zupełnie
pozbawiony emocji.
— Astoria to błąd. Może się
uważać za kogoś wyjątkowego dla mnie, ale... Wiem, że ci się to
nie spodoba, ale ona była dla mnie sposobem na odreagowanie.
Powinnaś wiedzieć, że często z nią byłem, lecz, zapewniam cię,
nie czułem do niej nic, nawet cienia sympatii — wyznał
arystokrata, czując, iż Hermiona miała prawo, by o tym wiedzieć.
Teraz, gdy o tym mówił, czuł jeszcze większe obrzydzenie do
dawnego siebie. Nie przejmował się Astorią, bał się, iż jego
dawne związki, o ile może je tak nazwać, zaszkodzą temu, co było
między nim a Gryfonką. Zależało mu, by udało im się stworzyć
stały związek, a tabun dawnych towarzyszek był dość dużym
problemem. Nie chciał, by Hermiona czuła się jak jedna z wielu,
dlatego zaraz dodał: — Tylko o tobie myślę na poważnie. Reszta
się dla mnie nie liczy.
— Dziękuję, że mi o tym
powiedziałeś — wyszeptała, ściskając jego dłoń.
Draco skinął głową i uśmiechnął
się, gdy dziewczyna ziewnęła.
— Śpiąca?
— Mhm... a jeszcze muszę się
pouczyć.
Blondyn zamyślił się na moment, po
czym wstał z kanapy i pociągnął za sobą współlokatorkę.
— Idź do siebie i przygotuj notatki.
Za chwilę do ciebie dołączę.
Hermiona uniosła brew, wątpiąc, by
Ślizgon przyszedł do niej na wspólną naukę.
— No co? — spytał urażonym tonem.
— Już ja wiem, jak się uczysz.
Bierzesz podręcznik, czytasz spis treści, przelecisz wzrokiem
najkrótszy dział i przechodzisz do następnego przedmiotu.
— Nauczyciele nie narzekają.
— Ja narzekam i egzaminatorzy też
będą.
Arystokrata przewrócił oczami i
wyszedł z dormitorium.
Gryfonka pokręciła głową, ganiąc
się za swój upór. Gdyby trzymała język za zębami, przynajmniej
nie siedziałaby sama z książkami. Teraz została pozbawiona
dodatkowych notatek i elementu rozweselającego, jakim był jej
chłopak.
Z miną męczennicy weszła do pokoju i
rozłożyła na łóżku wszystkie potrzebne książki. Przebrawszy
się w swoją ulubioną piżamę, usiadła wśród szkolnych
podręczników i zabrała się za dokończenie swojego wypracowania z
historii magii. Dodała akapit o wojnach goblinów, rozwinęła
charakterystykę Urlika Niegodziwego i odłożyła pergamin,
wykreślając jedną rzecz z listy „do zrobienia na dziś”.
Sięgnęła po znacznie bardziej opasły tom „Transmutacji dla
zaawansowanych”, by po raz kolejny powtórzyć zagadnienia
przed jutrzejszym testem.
Słysząc, jak ktoś otwiera drzwi,
uniosła głowę i uśmiechnęła się szeroko na widok współlokatora
niosącego plik pergaminów, książki i torbę wypełnioną po
brzegi smakołykami.
— Uwielbiam tę twoją piżamkę w
misie — powiedział Ślizgon z kpiącym uśmiechem. — Chciałbym,
żeby oczy błyszczały ci na mój widok tak samo, jak na widok
słodyczy — dodał, machając jej torbą przed nosem.
Hermiona odebrała ją od niego i z
ciekawością zajrzała do środka. Wyjęła wszystko i położyła
na poduszkach, po czym poukładała książki, robiąc miejsce dla
arystokraty.
— Na czym teraz jesteś? — zapytał,
z powrotem przyciągając na siebie jej spojrzenie. — No co?
— Tak ciężko było ci znaleźć
jakąś bluzkę? — odparła, lustrując wzrokiem jego ciało,
odziane wyłącznie w szare spodnie dresowe.
Nie, żeby narzekała na widoki, jednak
półnagi mężczyzna o takim wyglądzie będzie skutecznie odciągał
jej myśli od nauki, co nie wróżyło dobrze trzy miesiące przed
owutemami.
Draco uśmiechnął się podstępnie,
doskonale wiedząc, w czym rzecz. Stanął przed Gryfonką i założył
ręce na piersi.
— Jakiś problem, Granger?
Hermiona westchnęła i pokręciła
głową, poddając się.
— Mam nadzieję, że przynajmniej
masz na sobie bieliznę — mruknęła, na co Ślizgon opuścił
spodnie na biodrze o centymetr i drugą dłonią chwycił gumkę
czarnych bokserek.
— Zadowolona?
— O tak... — powiedziała
niewyraźnie, wpatrując się w płaski, twardy brzuch i cienką
ścieżynkę jasnych włosków.
Blondyn zaśmiał się i pstryknął
jej palcami przed nosem.
— Mamy się uczyć, Granger. Co
przerabiasz? — ponowił pytanie, kładąc się na łóżku
naprzeciw dziewczyny.
Kasztanowłosa pokręciła głową, by
pozbyć się wszelkich innych myśli niż te, które dotyczyły
nauki. Otworzyła podręcznik i sięgnęła po czekoladową żabę.
— Częściowa transmutacja człowieka
w innego kręgowca.
Draco skrzywił się i spojrzał na nią
ze zbolałą miną.
— A może by pominąć ten dział? To
była taka luźna propozycja — dodał, widząc jej stanowczą minę.
Westchnął i wsparł głowę na dłoni,
wczytując się w stare wypracowanie Hermiony.
Siedzieli tak do późnej nocy,
powtarzając materiał z poprzednich lat. W końcu Ślizgon
stwierdził, iż prawdopodobieństwo, że na owutemach będą pytania
z tego działu, jest niewielkie i nie zamierza poświęcać na
niego więcej czasu. Hermiona miała na ten temat inne zdanie, jednak
była zbyt zmęczona, by się spierać. Oddzieliła ich podręczniki
i notatki i podała je chłopakowi.
— Wyganiasz mnie? — spytał z
niedowierzaniem.
— Jestem zmęczona, Malfoy, a ty masz
swój własny pokój — powiedziała, prowadząc go do wyjścia.
— Ale...
— Nie.
Dziewczyna zamknęła drzwi, jednak
Ślizgon nie dał się tak po prostu wygonić.
— Nie zapomniałaś o czymś?
Słysząc jego wyniosły, lekko
obrażony ton, uśmiechnęła się i otworzyła drzwi, by pocałować
go w policzek.
— Dobranoc. I dziękuję, że do mnie
przyszedłeś.
Hermiona mruknęła zadowolona, gdy w
końcu położyła się w miękkim, ciepłym łóżku, jednak choć
była zmęczona, nie mogła zasnąć. W myślach nadal widziała
Malfoya z proszącymi, smutnymi oczami. Czuła się tak, jakby
zostawiła na zewnątrz małego szczeniaczka, w dodatku w czasie
burzy.
— Nadal tam jesteś, prawda? —
spytała głośno. Przesunęła się na brzeg łóżka i dodała: —
Możesz wejść.
Ułamek sekundy później podskoczyła,
gdy Ślizgon rzucił się na łóżko, wprawiając je w ruch.
Wszedł pod kołdrę i objął dziewczynę w talii.
— Dobranoc, Granger — mruknął
zadowolony i pocałował ją w czoło.
— Dobranoc, Malfoy.
Hermiona zamknęła oczy i wtuliła
twarz w ciepłą klatkę piersiową arystokraty. Dopiero teraz mogła
spokojnie zasnąć. Nim jednak to zrobiła, zdołała sennie
wymamrotać:
— Malfoy?
— Tak?
— Trzymaj swój pociąg z daleka od
mojej stacji.
Blondyn zaśmiał się cicho.
— Postaram się.
***
Arystokrata cmoknął poirytowany, gdy
po raz kolejny zapomniał, co miał napisać, rozproszony przez
wybuch śmiechu siedzących na kanapie Gryfonek. Raz jeszcze
przeczytał początek listu do matki, starając się znaleźć
odpowiednie słowa, by przekazać jej najnowsze wieści. Nie chciał,
by dowiedziała się o jego związku z Granger z prasówek, tym
bardziej z kolejnego artykułu Skeeter. Bo co do tego, że
takowy powstanie, nie miał wątpliwości. Bądź co bądź,
niespełna dwa miesiące temu uparcie dowodził przed sądem, że nic
go z tą dziewczyną nie łączy, a zawartość artykułu
dziennikarki to stek bzdur.
Zaczął żałować, że nie
protestował, gdy Hermiona oznajmiła mu, że po zajęciach wpadnie
do niej Ginny. Weasleyowie od zawsze działali mu na nerwy, jednak
nie miał zamiaru wyjść na hipokrytę, skoro sam zaprosił do
siebie na wieczór dwójkę Ślizgonów. Poprzedniego dnia odbył
z Zabinim poważną rozmowę, podczas której oboje doszli do
wniosku, że zaniedbują Teodora. Z myślą o tym, że spędzi
miły wieczór w towarzystwie przyjaciół, powrócił do
pisania listu, starając się ignorować rozmowę Gryfonek. Jednak
jedno zdanie przykuło jego uwagę, tym bardziej że Weasley
wypowiedziała je konspiracyjnym szeptem.
— Jak ci się układa z Frankiem?
Arystokrata odwrócił się w ich
stronę, przyglądając się kasztanowłosej, która zakryła usta
dłonią, chcąc skryć szeroki uśmiech. Odchrząknęła, ukradkiem
zerkając w jego stronę.
— Nie narzekam — odpowiedziała,
nie przestając się uśmiechać.
— Więc nie żałujesz, że się
jednak zdecydowałaś? — dopytywała się Ginny, nie przejmując
się tym, że Ślizgon jawnie przysłuchuje się ich rozmowie.
— Ani trochę — powiedziała
Hermiona, wtulając się w poduszkę. — Chyba powinnam ci
podziękować, że nakłoniłaś mnie do rozmowy z... Frankiem.
Ślizgon odłożył raptownie pióro i
siląc się na obojętny ton, zapytał:
— Kim, do cholery, jest Franek?
Dziewczyny spojrzały po sobie, po czym
wybuchnęły gromkim śmiechem. Dopiero gdy arystokrata wstał z
fotela i stanął nad nimi, przestały chichotać.
— Franek to taki daleki znajomy.
— Ja bym raczej powiedziała, że
bardzo bliski — wtrąciła Hermiona, starając się nie wybuchnąć
śmiechem na widok miny Dracona.
— Strasznie irytujący — dodała
Ginny, zwracając się do Ślizgona — ale Hermiona twierdzi, że...
— ...zyskuje przy bliższym poznaniu.
— Skoro to twój dobry znajomy, to
może mnie z nim zapoznasz — oznajmił zdawkowym tonem Ślizgon,
mając nadzieję, że nie sprawia wrażenia zazdrosnego chłopaka. Bo
taki też nie był... zasadniczo. Miał tylko przemożną chęć
porozmawiania z Frankiem i ostrzeżenia go jak może skończyć, gdy
zbytnio zbliży się do jego dziewczyny.
— Obawiam się, że to mogłoby być
nieco problematyczne — odpowiedziała Hermiona, ignorując duszącą
się ze śmiechu przyjaciółkę.
Arystokrata zmierzył je poirytowanym
spojrzeniem i podszedł do stolika, by zabrać niedokończony list do
matki. Przechodząc obok kanapy, rzucił kąśliwie:
— Idź już stąd lepiej, Weasley.
Twoje towarzystwo źle na nią działa.
Rudowłosa Gryfonka przewróciła
oczami i wystawiła język w stronę wychodzącego Ślizgona. Draco,
widząc jej gest w lustrze, wyjął różdżkę i, nie odwracając
się, posłał w jej stronę zaklęcie, by oduczyć Weasleyównę
takiego zachowania.
— Dlupek — wysepleniła Ginny z
językiem przyklejonym do podniebienia. Wyjęła różdżkę i jednym
ruchem pozbyła się efektu uroku. — Podziwiam cię za to, że z
nim wytrzymujesz. Na twoim miejscu usiłowałabym go zabić pięć
razy dziennie.
— Nie jest taki zły. Naprawdę —
Hermiona zaśmiała się, widząc wątpiącą minę przyjaciółki. —
Ma dużo zalet.
— Domyślam się — odparła
Weasleyówna, puszczając do niej oczko. — Jak...?
— Zmiana tematu — zarządziła
szybko pani prefekt, domyślając się, co miała na myśli. — Ty i
Blaise.
Rudowłosa skrzywiła się i
przycisnęła do siebie poduszkę. Ze złością zaczęła wykręcać
jej róg, zapewne wyobrażając sobie, iż jest to szyja Zabiniego.
— On jest jakiś... nienormalny —
powiedziała w końcu Ginny, na co Hermiona uniosła brwi. — Wiem,
wiem, on już taki jest, ale nie chodzi mi o to, że się wygłupia.
Lubię go za to, ale... Ostatnio się... hmm... zbliżyliśmy.
Powiedziałam mu później, że nie chcę się jeszcze w nic
angażować.
Kasztanowłosa zmarszczyła brwi.
Ślizgon nie dawał po sobie poznać, że został odesłany
z kwitkiem, przeciwnie, zdawał się być jeszcze bardziej
podekscytowany niż zazwyczaj, a entuzjazm i radość wprost
wylewały się z niego przy każdej okazji.
— I co on na to?
— No właśnie nic! — wyznała
oburzona Ginny. Sfrustrowana, przeczesała dłonią włosy, zupełnie
nie wiedząc, co myśleć o Zabinim. — Powiedział tylko, żebym
się nie przejmowała i że wszystko rozumie.
— Więc powinnaś być zadowolona,
prawda?
— Tak, tylko że potem zaczął za
mną chodzić i we wszystkim mi usługiwać. Czy on naprawdę nie ma
innych zajęć? Wychodzę z lekcji, czeka na mnie Blaise. Idę na
obiad, dołącza do mnie Blaise. Idę do biblioteki, w czytelni
siedzi Blaise. Słowo daję, niedługo pójdę do toalety i co będzie
wystawało z muszli? Głowa Blaise'a!
Starsza Gryfonka przygryzła wargę, by
powstrzymać uśmiech. Wyglądało na to, iż omawiany Ślizgon obrał
taktykę „zamęczyć, aż się zgodzi”. Jego zachowanie było
urocze, problem jednak polegał na tym, iż mógł osiągnąć wprost
przeciwny efekt do zamierzonego.
— Porozmawiam z nim — obiecała
Hermiona, tuż przed tym, jak do dormitorium wszedł...
— Blaise! — wrzasnęła Ginny,
podrywając się z kanapy. — Co ty tutaj robisz?
Chłopak podskoczył, przestraszony,
jednak zaraz się opanował. Pewnym krokiem wszedł w głąb salonu
i ze złością powiedział:
— Przyszedłem do przyjaciela.
— Aha, jasne. A widzisz go tu? Znowu
za mną chodzisz. Facet, ty po prostu nie masz swojego życia!
Czarnoskóry Ślizgon z hukiem odstawił
torby, zupełnie nie przejmując się obecnością Hermiony
i wchodzącym do dormitorium Nottem, który do tej pory nie miał
pojęcia, iż Zabini, podobnie jak Draco, podkochuje się w Gryfonce.
Zdezorientowany brunet patrzył to na Ginny, to na przyjaciela, a
Hermiona z trudem hamowała wybuch śmiechu. Jego mina była
bezcenna.
— Chodzę za tobą? To ty za mną
cały czas łazisz! Idę na boisko, ty już tam latasz. Przychodzę
do Dracona, ty już tu jesteś. Niedługo będę chciał się odlać
i co będzie wystawało z kibla? Twoja ruda głowa!
Gryfonce aż zatrzęsła się z
oburzenia.
— Ach tak?
— Tak!
— No i bardzo dobrze! W tej chwili
wychodzę i mnie tu nie ma! Suń się, Nott — rozkazała i nie
czekając na reakcję Teodora, wyszła z dormitorium, taranując
oniemiałego bruneta. W ślad za nią ruszyła Hermiona, szepcząc po
drodze do Blaise'a, że wszystkim się zajmie.
Zabini, jak gdyby nigdy nic, podniósł
z podłogi torby i zaczął je wypakowywać, ignorując Teodora,
który patrzył na niego z wyrazem głębokiego szoku na twarzy.
— Ty też?! — spytał oburzony,
wskazując na wyjście z dormitorium, w którym chwilę temu zniknęła
Weasleyówna.
— Jakoś tak wyszło — bąknął
Zabini, wyraźnie unikając wzroku przyjaciela. Ociągał się z tym,
jednak miał zamiar mu w końcu powiedzieć o swoich uczuciach do
rudowłosej Gryfonki, ale w odpowiednim czasie. Teraz, gdy Nott
dowiedział się o tym w taki sposób, obawiał się, że przyjaciel
może mieć do niego pretensje. — Mam nadzieję, że lubisz sok
jabłkowy — zwinnie niczym troll zmienił temat, wyjmując z siatki
ostatnie butelki. — Wybacz, ale przed fazą twojej abstynencji
zakupy były o wiele prostsze... wystarczyło po prostu dokupić
Ognistej — oznajmił, stawiając obok alkoholu napoje dla
niepijącego przyjaciela. — Idąc drogą dedukcji, kupiłem coś o
podobnym kolorycie.
— Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć?
— spytał napastliwie Nott, nawet nie próbując ukryć
rozgoryczenia.
— No dzisiaj... kiedy wprawisz się w
lepszy nastrój...
— Sokiem jabłkowym?
— Wybacz, przyjacielu, ale sam się
na to skazałeś, całkowicie rezygnując z alkoholu — oznajmił
Zabini, rozkładając ręce. — Chyba że jednak się skusisz...
— Nie — wtrącił szybko Nott,
widząc, jak jego przyjaciel sięga po butelkę Ognistej. — Nie
piję, a już na pewno nie w szkole, w środku tygodnia, kiedy
powinienem się uczyć, albo ćwiczyć przed meczem finałowym —
dodał, nalewając sobie do szklanki soku jabłkowego.
— Ja cię wcale nie namawiam, szanuję
twoją decyzję... to co, może choć jedną szklaneczkę?
— Nie — usłyszeli stanowczy głos
wchodzącego do salonu arystokraty. — Zabini, daj mu już spokój.
Usiadł na kanapie i nalał
bursztynowego płynu do pustych szklanek.
— To była najmądrzejsza decyzja w
moim życiu — oznajmił Teodor, krzywiąc się na sam zapach soku.
— Chyba najmądrzejsza głupota —
bąknął Zabini, święcie przekonany, że za ochłodzenie ich
relacji z Nottem odpowiada jego postanowienie o abstynencji.
— Wyszedł ci oksymoron — oznajmił
Teodor, zniesmaczony nieodpowiednim doborem słów przyjaciela.
Jednak nawet Nott nie mógł zachować
powagi, gdy zauważył, jak Zabini z przestrachem sprawdza, czy
ma zapięty rozporek. Wybuchnął gromkim śmiechem, mówiąc:
— Debile.
Nabijali się z Blaise'a jeszcze przez
jakiś czas, dopiero gdy arystokrata wstał z miejsca, Nott otarł
łzy rozbawienia i spojrzał na Dracona, który uniósł szklankę,
wznosząc toast:
— Za Puchar Quidditcha — oznajmił
z należytą powagą, jednak zanim zdążyli upić choć łyk, swoje
trzy grosze wtrącił Zabini, zdegustowanym wzrokiem patrząc na
bruneta:
— Naprawdę chcesz wznieść toast za
naszą wygraną sokiem jabłkowym?
Malfoy uważnie przyglądał się
twarzy przyjaciela, widząc, jak toczy ze sobą wewnętrzną walkę.
Zgodnie z wcześniej przygotowanym planem, to Zabini miał go
nakłaniać do złamania swojego postanowienia, natomiast on miał
sprawiać wrażenie neutralnego, tak, by zbytnio na niego nie
naciskać. Znali go doskonale i wiedzieli, że jeśli przesadzą,
Nott jeszcze bardziej utwierdzi się w przekonaniu o tym, że podjął
słuszną decyzję. Choć Draco bardzo chciał się uśmiechnąć
zwycięsko, przybrał maskę obojętności, gdy brunet w końcu
oznajmił:
— Dobrze, ale tylko jednego.
Blaise potarł ręce i bez zwłoki
podbiegł do barku po dodatkową szklankę dla przyjaciela. Podniósł
ze wstrętem butelkę soku, jednak zatrzymała go ręka arystokraty:
— Powiedział jednego. Soczek jeszcze
będzie mu potrzebny.
Ślizgon teatralnie wywrócił oczami,
jednak zostawił butelkę na stoliku. Raz jeszcze wznieśli szklanki
i stuknęli się nimi, po czym wypili ich zawartość jednym
haustem.
— To, co robimy z Krukonami? —
spytał Draco, ocierając usta wierzchem dłoni. — Może jakiś
mały sabotaż? — zaproponował.
— Wiesz co, powiem ci, że mnie
zaskoczyłeś — oznajmił powoli Nott, nie kryjąc, że jego pomysł
mu się spodobał. — Myślałem, że, odkąd jesteś z Granger,
wkroczyłeś na drogę prawości i moralności i za wszelką cenę
będziesz nam próbował wybić z głowy takie pomysły.
Blondyn nie musiał odpowiadać.
Wystarczyło jedno jego spojrzenie, przepełnione przebiegłością
i cwaniactwem, by dać im do zrozumienia, że Draco Malfoy nie
porzucił dawnych nawyków.
— Dobra, to kogo my tam mamy —
zaczął Zabini, przypominając sobie członków drużyny Ravenclawu
— Ten mały, wredny... taki szpakowaty...
— Smith — podpowiedział Nott,
siadając na krawędzi fotela.
— On jest nieistotny — oznajmił
Draco, nalewając płyn do szklanek. Uniósł pytająco brew, jednak
Nott stanowczo pokręcił głową, po czym sięgnął po sok. —
Może i ma dobrą posturę jak na szukającego, ale umiejętności
zerowe.
— Poza tym, Draco sobie z nim poradzi
— dodał Teodor. — Bardziej martwi mnie dobra forma ich obrońcy,
Michaela Cornera.
— Czekaj, czekaj... — powiedział
nagle blondyn, rzucając krótkie spojrzenie w stronę Zabiniego —
czy on przypadkiem nie chodził z tą Weasley?
— Coś mi świta — Teodor
podchwycił temat, uśmiechając się podstępnie. — Krótki,
burzliwy związek.
— Pewnie wiele się działo...
— Zajmę się nim — rzucił w końcu
Zabini, obracając w dłoni pustą szklankę.
— Tylko pamiętaj — wtrącił
szybko Nott, nachylając się w stronę przyjaciela — dyskretnie i
bez świadków...
— I dobrze by było, gdyby jednak
zagrał w tym meczu — dorzucił Draco. — Jego styl gry mamy już
rozpracowany, więc słabo byłoby, gdyby się nagle okazało, że
wystawią kogoś innego na jego miejsce. — Zmarszczył brwi, jakby
się nad czymś głęboko zastanawiał, po czym dodał z udawaną
troską: — Poza tym nie chcemy, żeby stało mu się coś
poważnego...
— Lekka niedyspozycja — podsunął
Nott, czując, że jest w swoim żywiole.
Przez ostatnie tygodnie myślał, że
powoli traci przyjaciół, jednak teraz wszystko wróciło do normy,
jak za dawnych, dobrych lat.
— Spokojnie — oznajmił w końcu
Zabini. — Grypa żołądkowa jeszcze nikogo nie zabiła. Chyba
nawet wiem, jakiego eliksiru użyć — dodał, przypominając sobie
rozmowę z Weasleyówną. Żaliła się na podstęp swojego
brata, przez który pierwszy tydzień szkoły spędziła, zwiedzając
hogwarckie toalety.
— No to co, za pomyślność
diabelskiego planu Zabiniego?
Blondyn nalał alkoholu do dwóch
szklanek i celowo nawet nie zapytał Notta, czy chce się z nimi
napić. Odstawił butelkę, zadowolony z miny przyjaciela, który
wyglądał, jakby lada chwila miał złamać swoje postanowienie o
abstynencji.
— To może jeszcze jednego —
oznajmił niepewnie. — Głupio tak jakoś nie wypić za pomyślność
przyjaciela.
— Jesteś pewny? — spytał
arystokrata. — Wiesz, nie nalegamy... Zawsze masz swój soczek.
— Ostatnia szklanka... tylko nie lej
do pełna.
Podczas następnej kolejki Nott
kategorycznie odmówił dolewki alkoholu, wracając do swojego soku,
czego pożałował z chwilą, gdy poczuł kwaśny napój. Chcąc
odwrócić ich uwagę, zagadnął Dracona:
— Swoją drogą to trochę dziwne, że
Granger nie ma nic przeciwko temu, że znów urządzasz w waszym
dormitorium libacje.
— A widzisz ją gdzieś tutaj? —
odparł, przerywając polerowanie swojego sygnetu. Podniósł go na
wysokość oczu i przyjrzał się mu z każdej strony. Najwyraźniej
stwierdził, że jest już w nienagannym stanie, bo odłożył go na
stolik i ponownie zwrócił się do Teodora: — Z kobietami trzeba
umieć rozmawiać. Poza tym stwierdziła, że dawno nie była u tego
gbura Hagrida... więc po co miałem ją zatrzymywać na siłę? —
Zachmurzył się na chwilę i przygryzł wargę. — Chociaż
dobrze by było, gdybyśmy zdążyli posprzątać, zanim wróci.
— Dobra, panowie, my tu gadu gadu, a
procenty nam uciekają — powiedział Zabini, otwierając kolejną
butelkę. — Co robimy z pałkarzami? — zapytał, po czym nalał
Ognistej do wszystkich szklanek, nawet nie pytając Notta o zdanie.
Ślizgoni zamyślili się na chwilę,
zastanawiając się nad najlepszym rozwiązaniem.
— Właściwie to mógłbym dać
Marcusowi szlaban, akurat na ten dzień, w którym będą mieli
bardzo ważny trening — oznajmił powoli arystokrata. — Mało
widowiskowe, ale skoro nie macie nic lepszego do zaproponowania...
— Dla mnie bomba — przytaknął
Blaise, wznosząc szklankę. — Za kible wyczyszczone dłońmi
Marcusa Belby'ego!
— Ale tym razem naprawdę ostatni —
zaznaczył Teodor, sięgając po Ognistą.
Draco puścił oczko do Zabiniego,
widząc, że tę bitwę już wygrali. Zostało im jeszcze zajęcie
się ścigającymi. Po kilku odrzuconych pomysłach Nott w końcu
oznajmił:
— Trzeba ich ze sobą skłócić.
Brak dobrej atmosfery w drużynie na pewno ich pogrąży i sprawi,
że trudno im będzie skupić się na grze.
— Tylko co tacy mili gentelmeni jak
my mogliby zrobić w tej sprawie — zastanawiał się głośno
Zabini. — Czekajcie... czy coś tam miauczy? — spytał, słysząc
dobijającego się do drzwi Krzywołapa.
Arystokrata zaklął pod nosem i
podniósł się z kanapy, po czym ruszył w stronę sypialni
Gryfonki, narzekając:
— Cholera, mogłaby choć raz zabrać
tego pchlarza ze sobą.
Gdy tylko otworzył drzwi, do salonu
wbiegł dumny kocur, od razu kierując się w stronę kanapy. Usiadł
w kącie, po czym zwinął się w kłębek, uważnie
przyglądając się Ślizgonom.
— A gdyby tak Anthony dowiedział się
o tym, że jego najlepszy przyjaciel całował się z jego
dziewczyną? — zaproponował Nott, przebiegle się uśmiechając. —
Chłopak powinien wiedzieć, z kim się wiąże — dodał niewinnie.
— No i Terry Bott mógłby w końcu oczyścić sumienie,
opowiadając mu, co robił z Amber w składziku na miotły.
— Corner też nie byłby w
komfortowej sytuacji, bo przecież z obydwoma się przyjaźni.
Musiałby stanąć po stronie jednego z nich — zauważył Draco.
— Czyli ustalone.
— Czy ty przypadkiem nie miałeś już
nigdy nie wziąć alkoholu do ust? — zapytał Zabini, nie mogąc
powstrzymać uśmiechu, widząc, jak Nott rozlewa resztki whisky do
szklanek.
— To wszystko przez ciebie! —
wykrzyknął Teodor. — Kupiłeś mi sok jabłkowy. JABŁKOWY!
Doskonale wiesz, że nie znoszę jabłek.
— Spokojnie, Teo. Następnym razem
kupimy ci marchewkowy albo brzoskwiniowy...
— Albo porzeczkowy — wtrącił
Blaise.
— Obejdzie się — oznajmił Nott,
biorąc szklankę ze stołu.
— Czyli co, stary Nott wrócił? —
upewnił się Draco.
Blondyn uśmiechnął się, gdy jego
przyjaciel skinął głową.
Zabini klasnął w dłonie i
przeciągnął się w fotelu.
— To co, otwieramy kolejną butelkę?
— spytał z nadzieją.
— Nie — odpowiedział Draco
stanowczym tonem, po czym spojrzał na zegarek i dodał: — Za
godzinę będzie tu Granger. Pójdę wziąć prysznic, a wy w tym
czasie posprzątajcie i wywietrzcie pokój. No co? — spytał
obronnym tonem, widząc ich kpiące spojrzenia.
—Nic, nic — powiedział szybko
Blaise, po czym szepnął do Teodora: — Oprócz tego, że jesteś
pantoflarzem.
Nott prychnął i pokręcił głową.
Nigdy nie przypuszczał, iż Draco da się tak łatwo owinąć wokół
palca. A jednak proszę, był świadkiem, jak jego przyjaciel
wariuje na myśl, iż Granger może dowiedzieć się o ich małym
spotkanku.
— Gdzie się podziały jego jaja? —
spytał brunet, z żalem patrząc na, idącego do łazienki,
arystokratę.
— Powiedziałbym, że są w garści
Granger. Na jego miejscu też wolałbym jej nie denerwować. Pomyśl
tylko, jeden fałszywy ruch i… — Zabini zrobił dramatyczną
przerwę, unosząc dłoń i zaciskając pięść tuż przed nosem
Teodora. — masz luźniej w gaciach.
Brunet wzdrygnął się na samą myśl.
W trosce o zdrowie przyjaciela i przyszłe pokolenia rodu Malfoyów
zaczął zbierać puste opakowania. Blaise, zgodnie z prośbą
Dracona, otworzył okna. Chcąc przyśpieszyć nieco wywietrzenie
pokoju, otworzył drzwi do pokoi prefektów naczelnych i wejście do
dormitorium. Krzywołap, obudzony przez całe zamieszanie,
majestatycznie podniósł się z kanapy i wskoczył na, zwykle
zajmowany przez arystokratę, fotel i wyprężył grzbiet,
rozglądając się za chłopakiem. Wytrwale czekał, aż ten w końcu
wyszedł z łazienki i zlustrował wzrokiem wysprzątany salon,
a kiedy podszedł bliżej, Krzywołap zaczął mruczeć.
— Więc mamy wszystko ustalone na
mecz, tak? — upewnił się blondyn, zupełnie nie zwracając uwagi
na pupila swojej dziewczyny.
Zabini skinął głową, uśmiechając
się złośliwie.
— Teraz trzeba tylko zwędzić skądś
eliksir, który zatrzyma Marcusa na dłuższe posiedzenie w kiblu —
podsumował Nott, zmieniając puste butelki w małe, gumowe piłeczki,
którymi natychmiast zainteresował się Salazar.
— To nie problem. Brat Ginny otworzył
sklep w Hogsmeade. Tam jest tego pełno — oznajmił Blaise.
Rudy kocur zeskoczył z fotela i zaczął
ocierać się o nogi Dracona. Ten, w dalszym ciągu ignorując go,
kontynuował rozmowę z przyjaciółmi.
— Czy tylko mi się wydaję, czy ten
kot rzeczywiście podstępnie się uśmiecha? — zauważył
czarnoskóry Ślizgon, z zainteresowaniem przyglądając się
Krzywołapowi.
— To tylko głupi sierściuch. On nie
może się uśmiechać — powiedział znudzonym tonem Nott,
z politowaniem patrząc na przyjaciela.
Pupil Gryfonki prychnął, po czym
wskoczył na stolik, porwał stamtąd srebrny sygnet i, nie
oglądając się za siebie, wybiegł z dormitorium.
— Mój pierścień! — wrzasnął
Draco i rzucił się w pogoń za Krzywołapem.
Teodor i Blaise wymienili
rozbawione spojrzenia, po czym ruszyli za kocurem i arystokratą.
Pomimo swojej okazałej tuszy,
Krzywołap potrafił naprawdę szybko biec, co szczerze zaskoczyło
Dracona. Zazwyczaj jego aktywność sprowadzała się do wskakiwania
na jego fotel, chodzenia do misek i rzucania nimi, gdy były
puste oraz ucinania sobie drzemki na łóżku Hermiony.
— Po co się tak męczyć. Jedno
proste zaklęcie…
— NIE! — krzyknął blondyn,
wyrywając różdżkę Teodorowi. — On może tego nie przeżyć. A
wtedy ja będę miał piekło z Granger.
Draco oddał mu różdżkę i odwrócił
się, jednak Krzywołap zdążył się gdzieś ulotnić razem z jego
wartościowym pierścieniem. Przeklął siarczyście, doskonale
wiedząc, jak nikłe są szanse odnalezienia sygnetu.
Blaise uniósł różdżkę, by
zaklęciem przywołać skradziony przedmiot. Czekali z nadzieją, iż
to rozwiąże problem, jednak nic się nie wydarzyło.
— Rozdzielmy się. Skurczybyk nie
mógł pobiec z taką prędkością daleko — powiedział Zabini i
skręcił w lewo.
Arystokrata, obiecując sobie, że już
nigdy nie będzie dokarmiał tego małego, otyłego psychopaty,
ruszył naprzód, uważnie się rozglądając. Tak jak mówił
Zabini, kocur nie pobiegł zbyt daleko. Zmęczony wysiłkiem,
przyczaił się przy posągu Wiedźmy z Windshire, nadal jednak
trzymał w pysku srebrny pierścień.
Draco uśmiechnął się złowrogo i
nachylając się, powoli zaczął podchodzić do zwierzaka.
— Kici kici, skurwysynku. Chodź tu,
mały pchlarzu — szepnął, wyciągając dłoń, na co Krzywołap
zerwał się i zaczął uciekać. — No nie!
Ślizgom wyjął różdżkę, dochodząc
do wniosku, iż jedno małe zaklęcie oszałamiające na pewno nie
zrobi mu krzywdy i wycelował w rudego kota. W momencie, gdy
Krzywołap padł na podłogę, korytarz rozbrzmiał zduszonym
krzykiem Hermiony.
— Krzywołap!
Dziewczyna podbiegła do leżącego w
bezruchu rudego kocura i uklękła przy nim.
— Nienienie, Krzywołapku, tylko nie
to — mamrotała, wyrzucając szybko słowa z zaciśniętego
gardła. Drżącą dłoń położyła na puchatym brzuszku, by
sprawdzić, czy zwierzę przeżyło.
Draco z niepokojem obserwował
dziewczynę. Głośno przełknął ślinę, gdy zdał sobie sprawę,
że jego związek z Gryfonką może skończyć się tak samo nagle,
jak się zaczął. Stał, niczym sparaliżowany, w napięciu
oczekując wyroku.
Hermiona w końcu uniosła głowę i
spojrzała na arystokratę, który nawet z tej odległości mógł
ujrzeć w jej oczach błyski wściekłości. Delikatnie wzięła
w ramiona swojego pupila i ruszyła do dormitorium.
— Masz szczęście — syknęła,
mijając Dracona.
Blondyn wypuścił długo wstrzymywane
powietrze i ruszył za kasztanowłosą, starając się wyglądać na
zawstydzonego i skruszonego. Podczas gdy dziewczyna zamknęła się w
swoim pokoju, Ślizgon podszedł do barku i wypił szklaneczkę
Ognistej, przygotowując się na czekającą go rozmowę. W końcu o
mało nie zabił wieloletniego pupila swojej dziewczyny.
Usiadł na fotelu i potarł kark, już
słysząc te wszystkie wrzaski i oskarżenia, jednak nie miał
wątpliwości na to, że sobie zasłużył. W końcu, gdyby ktoś coś
zrobił jego Salazarowi...
Jego rozmyślania przerwało uderzenie.
Drgnął, zaskoczony i odruchowo potarł głowę, patrząc w dół,
na rzucony w niego srebrny pierścień. Powoli odwrócił się i
wstał, obronnie unosząc dłonie.
— To nie tak, jak myślisz. Mogę to
wszystko wytłumaczyć — powiedział, próbując choć trochę
udobruchać dziewczynę.
— Ty... — warknęła Hermiona,
patrząc na niego z groźnym błyskiem w oku. — O mało go nie
zabiłeś! Lepiej, żebyś miał dobrą wymówkę.
— Granger...
— Nie przerywaj mi! — krzyknęła,
mierząc w niego palcem. — Dobrze wiesz, że ma już swoje lata
i w każdej chwili może... Ale nie! Ty po prostu musiałeś
latać za nim z różdżką jak psychopata i o mało nie wysłałeś
go do grobu. No co? Nic nawet nie powiesz?!
— Powiedziałbym, gdybyś choć na
chwilę się zamknęła — odparł poirytowany Draco, mierząc ją
spojrzeniem znad zmarszczonych brwi.
— I jeszcze się wymądrza!
— Cholera, Granger, ja go chciałem
tylko zatrzymać!
— Och, oczywiście! Najlepiej Avadą!
— powiedziała Gryfonka, gwałtownie wyrzucając ręce.
— To była tylko jedna, mała,
niewinna Drętwota. Nic się nie stało...
— Ale mogło się stać i doskonale o
tym wiedziałeś. Ty go po prostu nie znosisz!
— Tak, ale, na Merlina, nie na tyle,
żeby próbować zabić kota mojej dziewczyny — bronił się
Ślizgon, rozpaczliwie szukając czegokolwiek, co mogłoby mu pomóc.
— Przyznaj, w ogóle by cię to nie
obeszło, gdyby coś mu się stało.
— No teraz to już zmieniasz temat —
zauważył Draco, patrząc na nią oskarżycielsko. Podszedł do
barku i nalał sobie jeszcze jedną szklankę Ognistej. — To, że
go nie lubię to jedno, ale ja chciałem tylko odzyskać swój sygnet
— dodał, gdy opróżnił szkło.
Kasztanowłosa pokręciła głową i
zaśmiała się gorzko.
— No tak. Najważniejsze jest to,
żeby nic się nie stało sygnetowi. Kto by się przejmował życiem
niewinnego, schorowanego kota? Jeszcze trochę i kawałek srebra
stanie się ważniejszy ode mnie.
Blondyn z hukiem odstawił szklankę i
spojrzał ze złością na Hermionę.
— Uważaj — szepnął cicho,
ostrzegając ją, iż stąpa po wyjątkowo kruchym lodzie. Co innego
oskarżać go o stawianie prezentu urodzinowego wyżej niż życie
otyłego siersciucha, a co innego pomawiać go o to, iż bardziej niż
życiem dziewczyny przejmował się błyskotką.
Gryfonka zamilkła, jednak nadal była
oburzona zachowaniem arystokraty. Założyła ręce na piersi i wbiła
wzrok w kominek.
— A jeśli już poruszasz temat
zdrowia tego... kota — zaczął Draco, powstrzymując się pod
wpływem jej spojrzenia od użycia bardziej odpowiednich, jego
zdaniem, słów. — Zamówiłem wizytę. W przyszłym tygodniu zjawi
się tu specjalista i zbada twojego kota.
Hermiona zamarła, zaskoczona jego
słowami. Cała złość gdzieś się ulotniła, gdy dotarło do
niej, iż chłopak specjalnie dla jej bezpieczeństwa sprowadzi do
zamku uzdrowiciela. Nie sądziła, że Draco pamiętał o zmianie,
jaką wyczuła u Krzywołapa, a tym bardziej, iż zadba o to, by
kocur wyzdrowiał.
W czasie, gdy Gryfonka walczyła z
wyrzutami sumienia, arystokrata nie mógł nadziwić się swojej
wyobraźni i zdolności do improwizacji. Dziękując w duchu za
spryt, jakim został obdarzony, zakodował sobie w pamięci, by jak
najszybciej zamówić wizytę dla pupila Hermiony. Napięcie i stres
odeszły w niepamięć, gdy spojrzał na dziewczynę. Wiedział,
że ten drobny kryzys został zażegnany.
— Naprawdę to zrobiłeś? —
spytała cicho, delikatnie się do niego uśmiechając, a gdy Draco
skinął głową, podeszła do niego i niepewnie go objęła. —
Dziękuję.
Blondyn wzruszył ramionami, jakby
chciał powiedzieć: „to nic takiego”, po czym nachylił się i
złożył delikatny pocałunek na jej czole.
***
Stała, ze spuszczoną głową
wpatrując się w stary, wysłużony model szkolnej miotły. Sporym
niedomówieniem byłoby określenie, że czuła się nieswojo.
Otoczona przez grupkę Ślizgonów nie mogła oprzeć się wrażeniu,
że, pomimo związku z Malfoyem, nie jest tu mile widziana.
Oczywiście nie usłyszała nawet jednego złego słowa na swój
temat, ale doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że wszystko
wyglądałoby inaczej, gdyby nie obecność arystokraty, który stał
obok, ustalając razem z Zabinim i Nottem termin kolejnego treningu.
Zresztą, gdyby nie on, w ogóle nie byłoby tej niezręcznej
sytuacji, a ona jak zwykle zajęłaby miejsce wśród Gryfonów.
— Podczas ostatnich zajęć mieliście
okazję przećwiczyć granie na poszczególnych pozycjach — zaczęła
pani Hooch, stawiając na środku boiska kufer z piłkami do
Quidditcha — teraz pora na to, by sprawdzić się w praktyce.
Potrzebuję dwójki kapitanów — oznajmiła, spoglądając po
zebranych uczniach.
Arystokrata nawet nie musiał się
zgłaszać na ochotnika. Ślizgoni jednogłośnie wybrali go na
swojego kapitana, wypychając go przed szereg. Nauczycielka pokiwała
głową z aprobatą i odwróciła się w stronę Gryfonów,
którzy prowadzili zaciętą dyskusję na temat tego, kogo wybrać na
to miejsce. W końcu jednak Dean odpuścił i z naburmuszoną miną
obserwował, jak Cormac McLaggen podchodzi do profesor Hooch.
— Reszta niech ustawi się w jednej
linii. Zaczyna pan Malfoy.
Ślizgon nawet nie zaczekał, aż
uczniowie wykonają polecenie nauczycielki, bez zastanowienia mówiąc:
— Zabini.
Hermiona obserwowała, jak chłopak
podchodzi lekkim krokiem do arystokraty, nie mogąc wyzbyć się
lekkiego uczucia zawodu.
„To normalne, że wybrał go jako
pierwszego. Są przyjaciółmi i grają razem w drużynie” —
zrugała się w duchu.
Tak jak podejrzewała, jako drugą
osobę wybrał Notta.
„Może teraz?” —
pomyślała, czekając, aż blondyn dokona kolejnego wyboru. „No
tak, Malcolm też jest w drużynie.”
„Podobnie jak Harper” —
dodała, gdy chwilę później do drużyny Malfoya dołączył
kolejny Ślizgon. Jednak nic nie mogła zrobić, by pozbyć się
narastającego uczucia złości. Dyskretnie rozejrzała się,
sprawdzając, kto jeszcze nie został wybrany. Oprócz niej byli
jeszcze Lavender, Neville i Trewis, Ślizgon, którego Malfoy wprost
nie znosił.
„Teraz to już na pewno wybierze
mnie” — pomyślała, pewna siebie.
— Trewis — oznajmił stanowczym
tonem blondyn, z niesmakiem patrząc na zbliżającego się Ślizgona.
Poczuła, jakby właśnie została
spoliczkowana. Otuchy nie dodawały jej prześmiewcze uśmiechy
niektórych Ślizgonów ani tym bardziej fakt, że została sama z
Nevillem, po tym, jak do drużyny Cormaca dołączyła Lavender.
Przygryzła wewnętrzną stronę policzka i starała się za wszelką
cenę nie patrzeć w stronę pewnego blondwłosego arystokraty.
— Pan Malfoy — ponagliła profesor
Hooch.
Ślizgon uśmiechnął się przebiegle,
gdy napotkał spojrzenie kasztanowłosej i przywołał ją do siebie
palcem wskazującym, nie wiedząc, że drażni ją tym jeszcze
bardziej. Gdy tylko dziewczyna podeszła do niego, zwrócił się do
reszty drużyny:
— Poczekajcie chwilę, zaraz wracamy
— po czym chwycił Gryfonkę za ramię i poprowadził ją
w kierunku schowka na miotły.
— Możesz mi wyjaśnić, co my
takiego robimy? — spytała, nie kryjąc irytacji.
— Idziemy po moją starą miotłę.
Nie możesz latać na czymś takim — oznajmił, z niesmakiem
patrząc na starą, wysłużoną miotłę szkolną. — Nawet do
zamiatania podwórka się nie nadaje — dodał, licząc na to, że
ją rozbawi.
Ta jednak jeszcze bardziej się
naburmuszyła i rzuciła:
— Do tej pory nie miałeś nic
przeciwko, żebym na niej ćwiczyła.
— Owszem, ale do tej pory nie grałaś
w mojej drużynie — oznajmił, jakby to było czymś oczywistym
i niewymagającym tłumaczenia.
— Obejdzie się — odpowiedziała
oschle, uwalniając ramię z jego uścisku.
— O co ci chodzi?
— O nic.
Westchnął ciężko, przeczuwając
nadchodzącą kłótnię. Złapał Gryfonkę za nadgarstek
i delikatnie przyciągnął w swoją stronę, pytając raz
jeszcze:
— O co chodzi?
Początkowo chciała się odwrócić i
wrócić na boisko, jednak gdy arystokrata objął ją w talii,
cały jej upór i złość zniknęły. Wciąż czując na sobie jego
wyczekujący wzrok, wydukała ze spuszczoną głową:
— No bo... po prostu nie sądziłam,
że... znaczy się... myślałam, że się mnie nie wstydzisz.
— Bo się nie wstydzę —
odpowiedział, zastanawiając się, skąd w ogóle przyszedł jej do
głowy taki pomysł. — Znowu z kimś rozmawiałaś, tak?
Pokręciła przecząco głową. Dopiero
po chwili, wciąż wpatrując się w swoje stopy, wyjaśniła:
— Niby się nie wstydzisz, a do
drużyny wybrałeś mnie na samym końcu — mruknęła, mnąc w
rękach jego koszulkę.
Dopiero gdy usłyszała jego niski,
gardłowy śmiech, podniosła głowę, mrużąc niebezpiecznie oczy.
— To o to ci chodzi? — upewnił się
arystokrata, nie mogąc uwierzyć, że Gryfonka boczy się na niego
z tak błahego powodu. — Posłuchaj — powiedział, ujmując
w dłoń jej podbródek — to jest mecz. Rywalizacja. A o co chodzi
w rywalizacji?
— O wygraną.
— No właśnie. To chyba jasne, że
nie zacząłem od osób, które ledwo utrzymują się na miotle —
oznajmił, jednak widząc jej minę, tonem znawcy dodał: —
Oczywiście robisz ogromne postępy, mimo wszystko...
— Rozumiem.
„A przynajmniej staram się
zrozumieć” — pomyślała. Wiedziała, jak ważne jest dla
niego, by wygrać, przechodziła to już z Ronem i Harrym, jednak
wciąż miała wątpliwości czy zwycięstwo w podrzędnym,
uczniowskim meczu było ważniejsze niż ona. Zgodziła się jednak
na zmianę miotły, czując jak złość i rozgoryczenie
ustępowało miejsca zawstydzeniu. Dotarło do niej, że zachowała
się jak głupia, pusta dziewucha, która oczekuje, że teraz
wszystko będzie kręcić się wokół jej osoby.
— O co chodzi tym razem? — spytał
znudzonym tonem, trafnie odczytując wyraz jej twarzy. Wyrwał
dziewczynie z ręki szkolną miotłę i umieścił na jej miejscu
swojego starego Nimbusa 2001. — I przestań tak się kiwać na
boki, bo wyglądasz, jakbyś cierpiała na chorobę sierocą. A teraz
słucham.
— Przepraszam — wyrzuciła w końcu.
— Nie chciałam robić ci scen. Zachowałam się jak kretynka... ja
tak nie mam na co dzień — skończyła nieskładnie, wywołując u
niego wybuch śmiechu.
— Po prostu w czasie pełni wychodzi
z ciebie prawdziwa natura — zażartował, po czym skrzywił się,
gdy Gryfonka wbiła mu łokieć między żebra. — Ała, coś ty
taka drażliwa? Okresu dostałaś? — naigrywał się, jednak
wystarczyło jedno spojrzenie dziewczyny, by zrozumiał, że tak
właśnie było. — Mogłaś powiedzieć — rzucił na swoją
obronę.
W drodze na boisko powrócił myślami
do tych kilku dni, które spędził w ciele Gryfonki. Skrzywił się
na samo wspomnienie dnia, w którym przeżywał dokładnie to samo,
co jego dziewczyna w tej chwili. Nie wiedział, co chciała osiągnąć
dyrektorka szkoły, gdy wysłała ich na poszukiwanie kwiatu paproci,
jednak coś mu mówiło, że nie chodziło jej o to, by przekonał
się, że okres bywa naprawdę bolesny. A to właśnie utkwiło mu
najbardziej w pamięci. „I piersi Granger” — dodał po
namyśle, uśmiechając się pod nosem.
Gdy wrócili na boisko, przeciwnicy
byli już gotowi do gry. Przygryzł wargę, zastanawiając się, na
której pozycji Gryfonka narobi najmniej szkód i jak jej to
przekazać, jednocześnie nie dając do zrozumienia, że jest im kulą
u nogi. Uśmiechnął się szeroko i położył dłonie na drobnych
ramionach dziewczyny, mówiąc:
— Wiesz co, Granger? Miałaś rację.
— Miałam?
— Tak, powinienem wybrać cię o
wiele wcześniej, bo w końcu sam cię uczyłem i dostrzegłem w
tobie ogromny talent do gry jako ścigający — oznajmił z
entuzjazmem.
— Ścigający? — spytała razem z
trójką ścigających Slytherinu. — Nie, ja myślałam, że
najlepiej sprawdzę się jako szukający... albo obrońca —
oznajmiła szybko, przerażona wizją tego, że arystokrata chce ją
zmusić do próby skoordynowania utrzymywania się na miotle,
obserwowania gry i łapania kafla.
— Na obronie chce zagrać Harper —
wyjaśnił, dając jej do zrozumienia, że to absolutnie nie jego
wina.
— Tak? — zapytał zaskoczony
Ślizgon, który do tej pory grał razem z Zabinim i Malcolmem
jako ścigający. Widząc natarczywe spojrzenie arystokraty, oznajmił
niezbyt przekonująco: — Właściwie zawsze chciałem grać na
obronie, ale Graham nie potrafi nic innego, więc musiałem poświęcić
swoje marzenia i...
— Dziękujemy za ten jakże
wzruszający wywód — przerwał mu poirytowany Nott.
— Blaise i Malcolm zostają na swoich
pozycjach, Trewis, zastąpisz Scubsa i razem z Teodorem będziesz
odpowiadał za tłuczki — zarządził blondyn, po czym wziął
Gryfonkę pod rękę i przyprowadził do Zabiniego. — Skrócony
kurs taktyki dla tej pani poproszę.
Nim dziewczyna zdążyła
zaprotestować, Draco odwrócił się na pięcie i podszedł do
Notta.
— Dobra — zaczął Zabini — na
początek podstawowa formacja...
— To wy latacie w jakiś formacjach?!
— No tak... a co myślałaś, że
błąkamy się bez sensu po boisku? — zażartował, jednak z miny
Gryfonki wywnioskował, że tak właśnie było. Spojrzał na
arystokratę, zastanawiając się, czy ten aby nie pogrążył ich,
przydzielając takie, a nie inne zadania. Ten jednak pogrążony był
w rozmowie z brunetem.
— Posłuchaj, Nott — zaczął
cicho, by nie usłyszeli tego pozostali Ślizgoni — ja wiem, że za
nią nie przepadasz, ale zrób to dla mnie i pilnuj, by nie oberwała
tłuczkiem. Wiesz... jeszcze przyda mi się przytomna.
Teodor zaśmiał się pod nosem, po
czym niemal niezauważalnie skinął głową.
— Drużyno — zaczął blondyn,
zwołując zawodników.
Ślizgoni ustawili się w kole,
zostawiając miejsce dla Gryfonki, która z dystansu obserwowała,
jak nakładają jedną dłoń na drugą. Gdy wszyscy wykonali ten
gest, arystokrata spojrzał wyczekująco na dziewczynę. Podeszła do
nich, przewracając oczami. Gdy tylko położyła dłoń na wierzchu,
wyrzucili je w górę, wołając:
— Ciach babkę w piach!
— Serio? To wasz okrzyk bojowy?
— Fajny, co nie? — wyszczerzył się
Blaise, po czym wbił się w powietrze.
W ślad za nim poszli pozostali
Ślizgoni. Gdy został z nią już tylko Draco, podeszła do niego,
ze zbolałą miną prosząc:
— Zamień się ze mną.
— Nie ma mowy. Poza tym jesteś
stworzona do grania na tej pozycji.
— Ale ja jestem o wiele lepsza w
takich, które nie wymagają ode mnie ruchu i inicjatywy —
odpowiedziała, spanikowana wizją siebie, zmuszonej do oderwania
dłoni od miotły, by złapać piłkę.
— Będę o tym pamiętał —
wyszeptał jej do ucha i dołączył do drużyny.
Hermiona najchętniej odwlekałaby ten
moment jak najdłużej, ale gdy zobaczyła poirytowane spojrzenie
pani Hooch, ona także wzleciała w powietrze. Gdy podleciała do
Zabiniego, ten polecił:
— Ustaw się na prawym skrzydle.
Postaramy się z Malcolmem, żebyś nie miała zbyt dużo do roboty,
ale jeśli już złapiesz kafla, najlepiej będzie, jak podasz go
któremuś z nas. — Zmarszczył brwi, zastanawiając się nad tym,
jak Gryfonka może im pomóc w grze. — Możesz robić sztuczny
tłok, gdy będą lecieć w stronę naszych pętli i utrudniać im
rozgrywanie.
Hermiona pokiwała głową, dopingując
siebie w duchu, że tyle będzie w stanie zrobić. Czekając na
gwizdek pani Hooch, wzięła uspokajający oddech i ustawiła miotłę
tak, by jak najbardziej zniwelować wpływ wiatru.
Ruszyli. Zabini przechwycił kafla i
razem z Malcolmem popędzili w kierunku pętli przeciwników,
zostawiając Gryfonkę na środku boiska. Zgodnie z jego radami,
trzymała się na uboczu, od niechcenia krążąc po boisku.
Uśmiechnęła się, gdy czarnoskóry Ślizgon przechytrzył Cormaca,
zdobywając punkt dla ich drużyny.
Nieprzyjemny świst zmusił ją do
oderwania wzroku od dwójki ścigających. Gdy się odwróciła,
ujrzała mknącego ku niej z zawrotną prędkością tłuczka. Nim
jednak zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, pojawił
się przed nią Nott, odbijając piłkę w Neville'a.
— Faul! — wykrzyknęła profesor
Hooch, po tym, jak Trewis odbił tłuczka w obrońcę przeciwników.
— Cholera — warknął arystokrata,
patrząc, jak Dean Thomas zbliża się do ich pętli. Skrzywił się,
gdy kafel przeleciał między rękami Harpera, trafiając do celu.
Pół godziny później zaczął
żałować, że wybrał do swojej drużyny Trewisa. Chłopak w ogóle
nie sprawdził się jako pałkarz, pozwalając, by tłuczki
wielokrotnie przeszkodziły ścigającym w zdobyciu punktu. Sytuacja
wyglądała jeszcze gorzej z racji tego, że Teodor, na wyraźną
prośbę Dracona, całą swoją wagę poświęcał temu, by Gryfonka
nie ucierpiała podczas meczu.
Arystokrata przyspieszył, widząc, jak
przeciwnicy przechwytują kafla i zmierzają ku Harperowi, który
także miał problemy z tym, by odnaleźć się na nowej pozycji.
Wystrzelił ku Lavender, chcąc zmusić ją do oddania piłki.
Uśmiechnął się chytrze, gdy przerażona dziewczyna z piskiem
rzuciła się w bok, upuszczając kafla.
Spojrzał w dół na drobną Gryfonkę,
której z trudem przychodziło utrzymanie się na miotle, mając do
dyspozycji tylko jedną rękę. Poprawiła chwyt i rozejrzała się w
poszukiwaniu któregoś ze swoich ścigających, by zgodnie z
poleceniem Zabiniego oddać mu piłkę. Podleciała kawałek i
odrzuciła kafla Malcolmowi.
Draco z politowaniem obserwował jak,
rzucona przez dziewczynę, piłka traci impet i anemicznie opada
w połowie drogi do Ślizgona.
— To by było nawet śmieszne, gdyby
nie było tak... — zaczął Teodor, obserwując jak dziewczyna,
szybując za kaflem, wpada na Trewisa.
— ... tak żałosne — dokończył
arystokrata. — Ale wiesz, co? Wcale się tym nie przejmuję. Latam
tak dobrze, że starczy za oboje — dodał, krzywiąc się, gdy
tłuczek odbity przez Trewisa trafił Malcolma w łokieć.
— A ona w czym jest tak dobra, że
wystarczy za dwoje?
— No, wiesz, z pewnością ma wiele
zalet, których jeszcze nie odkryłem — odpowiedział blondyn,
podczas gdy Dean zdobył kolejny punkt.
Nott zerknął na tablicę wyników.
— Podrzędny mecz czy nie, ale to
trochę wstyd przegrać z Longbottomem...
— Ano wstyd — odparł Draco,
analizując sytuację. Pozbawieni jednego ścigającego Zabini i
Malcolm nie byli w stanie przebić się przez obronę, nie mówiąc
już o unikaniu tłuczków, które bez problemu ich odnajdywały. —
Dobra, Nott, wracaj do gry. Nie dadzą sobie rady wyrównać, mając
ciągle te przeklęte tłuczki na ogonie.
— A Granger? Co, jeśli oberwie?
— Ja się nią zajmę.
Chwilę później podleciał do
Gryfonki, nakazując jej, by ruszyła za nim. Gdy byli już na
wysokości, na której nie zagrażały im tłuczki, zatrzymał
miotłę, wypatrując złotej piłeczki.
— Mówiłam ci, że to nie jest dobry
pomysł — powiedziała z wyrzutem.
— Nie było tak źle — o ile swoją
wypowiedź zaczął z kamienną twarzą, o tyle zakończył ją z
perfidnym uśmieszkiem.
— Ach tak? No to wracam — odgryzła
się, nie chcąc dawać mu okazji do naigrawania się z jej
umiejętności. Pochyliła trzonek miotły i ruszyła przed siebie,
jednak chwilę później poczuła szarpnięcie i straciła
równowagę. — Chcesz mnie zabić, Malfoy?! — warknęła, gdy
arystokrata zdołał ją ustabilizować.
Z przestrachem spojrzała w dół,
zastanawiając się, jak długo by spadała.
— Nigdzie nie idziesz, Granger.
— A to niby dlaczego? Przecież sam
powiedziałeś, że nie było najgorzej — odburknęła, wciąż zła
na niego, że wystawił ją na pośmiewisko.
— Po pierwsze: to był sarkazm. Po
drugie: Nott nie może cię ciągle pilnować, bo musi zająć się
też innymi.
— A po trzecie?
— Jestem kapitanem i masz się mnie
słuchać.
— Też mi kapitan z bożej łaski...
— prychnęła prześmiewczo.
— Mówiłaś coś, kochanie?
— Że boli mnie brzuch!
— A wzięłaś eliksir? — zapytał
aż nadto uprzejmym tonem.
— Nie, bo od godziny siedzę okrakiem
na kiju, bo ktoś nie potrafi złapać znicza!
Arystokrata uniósł obronnie dłonie,
po czym odleciał, wiedząc, że dalsza rozmowa nie ma sensu.
Obejrzał się i z zadowoleniem stwierdził, że dziewczyna została
na miejscu. Teraz będzie wreszcie mógł skupić się tylko i
wyłącznie na swoim zadaniu.
Rozejrzał się po boisku, jednak znicz
jeszcze się nie pokazał. Zrobił kilka okrążeń wokół stadionu
i odetchnął z ulgą, gdy zobaczył złotą piłeczkę,
migoczącą przy jednej z trybun. Pochylił się nad trzonkiem
i przyspieszył, chcąc jak najszybciej zakończyć mecz.
Wyciągnął dłoń ku trzepoczącej piłeczce. Zacisnął ją
w dłoni w momencie, w którym usłyszał trzask łamanej kości.
— Koniec! — zarządziła pani
Hooch, uważnie przyglądając się lądującemu na środku boiska
Ślizgonowi. — Panie Malfoy, niech się pan jak najszybciej uda do
skrzydła szpitalnego. To złamanie nie wygląda najlepiej. Będzie
miał pana kto odprowadzić?
— Ta — odpowiedział, oddając jej
znicza. — Granger, nie patrz tak, to tylko trochę krwi — rzucił
zdawkowym tonem, krzywiąc się z bólu.
— Trochę krwi? Trochę? Pół kości
ci wystaje! Gdzie ty idziesz? — spytała, gdy chłopak ruszył w
stronę Ślizgonów. — Musisz natychmiast iść do pani Pomfrey.
— Zaraz — odpowiedział, po czym
zwrócił się do Notta: — Teo, idź do Snape'a i zarezerwuj
boisko na sobotę. Niech Blaise poinformuje chłopaków z drużyny,
żeby nie planowali wypadu do Hogsmeade, bo całe przedpołudnie
będziemy na treningu.
— Jasne — przytaknął, zabierając
od niego miotłę. — Drugą też schować?
Arystokrata skinął na dziewczynę,
żeby do nich podeszła i podał przyjacielowi swojego starego
Nimbusa.
— Pójść z tobą do skrzydła? —
spytał Teodor, z niesmakiem patrząc na jego rękę.
— Dam sobie radę — odpowiedział,
ujmując dłoń Gryfonki.
— Właśnie dlatego uważam, że
szkoła powinna odejść od tradycji rozgrywek o Puchar Quidditcha —
marudziła Hermiona w drodze do skrzydła szpitalnego. — Albo
porządnie zadbać o bezpieczeństwo graczy... nie wiem, może użyć
gumowych tłuczków...
Pomimo bólu, Ślizgon wybuchnął
gromkim śmiechem, który zniknął z jego twarzy, gdy zamiast
starszej pielęgniarki zobaczył jej kuzynkę, która, delikatnie
mówiąc, nie była do niego przyjaźnie nastawiona. Usiadł na
wskazanym przez nią łóżku i czekał, aż przyniesie odpowiednie
eliksiry. Zdawało mu się, że kobieta była rozkojarzona i
zdenerwowana, jednak pewności nabrał dopiero wtedy, gdy rzucone
przez nią zaklęcie, mające za zadanie rozciąć rękaw bluzki,
zostawiło krwawy ślad na jego przedramieniu. Syknął z bólu i już
chciał odpowiednio skomentować niekompetencje pielęgniarki, gdy
napotkał wzrok swojej dziewczyny. Gdy Elizabeth McCullen wyszła na
chwilę do gabinetu, Gryfonka powiedziała:
— Ani mi się waż ją denerwować —
zagroziła palcem. Lubiła tę kobietę i nie uszło jej uwadze, że
coś ją gryzie. — Płakała, widziałeś?
— Płakać to ja powinienem. Patrz! —
syknął, pokazując jej rozcięcie. — Miała mnie poskładać, a
nie poharatać jeszcze bardziej.
— Każdemu w nerwach może się
zdarzyć — starała się go uspokoić. — Jak myślisz,
dlaczego...?
— Nie wiem, nie obchodzi mnie to i
ciebie też nie powinno.
Chwilę później pielęgniarka wróciła
do sali, niosąc ze sobą zieloną, galaretowatą maść. Podeszła
do arystokraty i uniosła jego rękę, celując w nią różdżką.
Po sali przebiegł głośny trzask.
— Kurwa mać!
— Przepraszam — powiedziała panna
McCullen, przykładając dłoń do ust — zapomniałam podać
eliksiru uśmierzającego ból.
— Też tak sądzę — odparł
Ślizgon, wciąż ciężko oddychając.
Najchętniej nawrzeszczałby na nią i
zwyzywał od bezmózgich małpiszonów, jednak nie chciał po raz
kolejny tego dnia kłócić się z Gryfonką. Zacisnął zęby i
cierpliwie czekał, aż pielęgniarka skończy wsmarowywać maść
i założy opatrunek.
— Przez kilka godzin będzie jeszcze
trochę pobolewać.
— Słyszałaś ją?! — marudził
Draco w drodze do dormitorium. — Będzie mnie pobolewać!
Gryfonka wywróciła oczami, nie mogąc
zrozumieć jego zachowania.
— Jeszcze na boisku twierdziłeś, że
to nic takiego i takie kontuzje to normalna kolej rzeczy
w Quidditchu...
— W Quidditchu tak! Ale nie przez
niekompetencje nieuków, które przyjechały nie wiadomo skąd.
— Z Norwegii — wyjaśniła
Hermiona, wchodząc za nim do dormitorium.
— Mogłaby przyjechać nawet z
Tybetu, ale to nie zmienia faktu, że za takie coś powinna wylecieć
— oznajmił, rozsiadając się na sofie.
Przykrył twarz ramieniem, krzywiąc
się wskutek tępego bólu, promieniującego wzdłuż ręki.
Dziewczyna usiadła obok, wpatrując
się w niego z troską.
— Bardzo cię boli? — spytała.
— Pobolewa.
Gryfonka przysunęła się do niego i
położyła głowę na klatce piersiowej Ślizgona, wodząc palcem
wskazującym po jego torsie. Gdy zobaczyła, jak kąciki jego ust
unoszą się w dyskretnym uśmiechu, spytała:
— Ale pójdziesz dzisiaj ze mną do
magazynu?
Odsłonił twarz, przypatrując się
dziewczynie.
— Nie mogłabyś mi dzisiaj odpuścić?
Kasztanowłosa spuściła wzrok. Po
chwili oznajmiła:
— Obiecałeś.
— Tak, ale to było zanim złamałem
rękę i nastawiono mi ją bez znieczulenia. O krojeniu żywcem nie
wspomnę!
— Zasłaniasz się tym, bo nie masz
ochoty tam iść. Dobrze o tym wiem.
Ślizgon oparł łokcie na kolanach i
ukrył twarz w dłoniach. Westchnął ciężko i przeczesał włosy
palcami.
— Pójdę z tobą do tego magazynu —
oznajmił, przywołując na twarz dziewczyny szeroki uśmiech. —
Choćbym miał się zwijać z bólu i zostać kaleką, gdy ręka mi
się źle zrośnie, pójdę z tobą do tego magazynu! — krzyknął,
a Hermiona dostrzegła na jego skroni pulsującą żyłkę, która
już dawno się nie pojawiała. — Choćbym miał nie dosypiać,
zawalić mecz finałowy i naukę do egzaminów, pójdę z tobą do
tego cholernego magazynu!
Pomimo jego wybuchu, uśmiech nie
schodził z ust Gryfonki. Ujęła twarz arystokraty w dłonie
i powiedziała:
— Kocham cię.
Chłopak odburknął coś
niezrozumiałego i skrzyżował ręce na piersi. Po chwili spojrzał
na nią z perfidnym uśmiechem i powiedział:
— Ale nie ma nic za darmo — po czym
nachylił się nad nią i złożył na jej ustach namiętny
pocałunek. Objął ją w talii i uniósł delikatnie, kładąc
Gryfonkę na sofie. Zanim jednak ponownie odnalazł drogę do jej
ust, zapytała:
— Draco?
— Tak? — wymruczał, delikatnie
pieszcząc koniuszkiem języka płatek jej ucha.
— Czy skoro nasze relacje uległy
znacznej poprawie i da się wreszcie z tobą dogadać — zaczęła
słodkim, aksamitnym głosem — mógłbyś w końcu zdjąć ze
ściany te akty?!
Zamiast odpowiedzi, usłyszała jego
niski, gardłowy śmiech.
— Aż tak ci przeszkadzają? —
spytał, podnosząc się do siadu i zerkając przez ramię na obrazy
roznegliżowanych kobiet.
— Tak.
— To ich nie zdejmę —
odpowiedział, uśmiechając się wrednie.
— Malfoy, jak ty mnie drażnisz! —
wrzasnęła, odpychając go od siebie.
Wstała z kanapy i poprawiła
spódniczkę. Widząc, jak chłopak wpatruje się w jej dekolt,
zerknęła w dół, z przerażeniem stwierdzając, że górne
guziki koszulki są rozpięte. Zawstydzona, zaczęła nerwowo je
zapinać, zastanawiając się, kiedy arystokrata zdążył to zrobić.
— Pójdziesz ze mną i Salazarem na
spacer? — spytał Ślizgon, a chwilę później do salonu wszedł
doberman, zupełnie jakby rozumiał słowa swojego pana.
— Nie mogę.
— Nie bocz się już, bo i tak ich
nie zdejmę — oznajmił, zapinając smycz.
Wyprostował się i spojrzał
wyczekująco na Gryfonkę.
— Wcale się nie gniewam... znaczy,
gniewam się, ale teraz naprawdę nie mogę — wytłumaczyła. —
Przed kolacją muszę jeszcze coś napisać.
Chłopak podszedł do niej, kręcąc
głową z niezadowoleniem.
— Słaba wymówka, Granger. Dobrze
wiem, że skończyłaś już wszystkie wypracowania, siedziałem
przecież z tobą przez pół nocy.
— Tu nie chodzi o wypracowanie —
odpowiedziała. Widząc jego pytający wzrok, dodała: — Dowiesz
się w swoim czasie.
Arystokrata wzruszył ramionami i
wyszedł z dormitorium. Gdy zobaczył w sali wejściowej Zabiniego,
ucieszył się, że Gryfonka nie zdecydowała się mu towarzyszyć.
Było wielce prawdopodobne, że nie pochwaliłaby ich pomysłu na
zaszkodzenie drużynie Krukonów.
— Co tam masz? — spytał, wskazując
na trzymaną przez Blaise'a paczuszkę.
— To, mój drogi, jest specjalny
dodatek do dzisiejszej kolacji Cornera — odpowiedział, uśmiechając
się chytrze. — Chociaż nigdy bym nie pomyślał, że zapłacę
dwa galeony za to, żeby koleś robił na rzadko.
— Ciii — uciszył go Draco, nerwowo
się rozglądając. — Gdzie Nott?
— Czeka na błoniach — odpowiedział
Ślizgon, drapiąc Salazara za uszami. — Właśnie mieliśmy po
ciebie iść.
Chwilę później odnaleźli Teodora,
opartego o stary, wiekowy dąb. Pogrążony w myślach, nawet nie
zauważył przyjaciół.
— Ej, Draco, nie powinieneś
interweniować? — zapytał Zabini, wpatrując się
w pojedynkujących się uczniów.
— Mam ważniejsze sprawy na głowie.
Nott, jak idzie sprawa z Goldsteinem?
— W sobotę Krukoni obchodzą Dzień
Roweny Ravenclaw... — zmarszczył brwi, próbując sobie coś
przypomnieć — ... w każdym razie jest impreza, na której Terry
Drake wygada się przy Anthonym o zdradzie Amber.
— Drake? Który to? — zastanawiał
się arystokrata, przywołując w myślach wszystkich znanych mu
Krukonów.
— Czwartoklasista. Nikt ważny.
— A skąd on o tym wie? I skąd ta
pewność, że puści farbę? — dopytywał się Zabini.
— Jeszcze nie wie — odpowiedział
tajemniczo brunet. — A co do twojego drugiego pytania... wystarczy
zaklęcie Imperius — wyjaśnił. Nie mógł przecież sam
powiadomić o tym Goldsteina, byłoby to zbyt oczywiste, poza tym
prefekt Ravenclawu by mu nie uwierzył. — Coś nie tak? — spytał,
widząc niemrawe miny przyjaciół.
— Wiesz, że jeśli cię na tym
nakryją... — zaczął Malfoy, jednak Teodor oznajmił:
— Czy ja ci wyglądam na kogoś, kto
da się złapać za różdżkę w momencie rzucania nielegalnej
klątwy?
— Nie, ale mimo to uważaj —
powiedział poważnym tonem, po czym zwrócił się do Blaise'a: —
A ty, kiedy masz zamiar podać Cornerowi ten specyfik na
przeczyszczenie?
Ślizgon przygryzł wargę,
zastanawiając się, jak wcielić swój plan w życie.
— Myślałem, żeby dolać mu to do
soku na kolacji... ale za cholerę nie wiem jak to zrobić, żeby
nikt nie zauważył.
— To jest ten twój genialny pomysł?
— zapytał rozdrażniony Nott.
— Nie czepiaj się mnie, mówiłem,
że trzeba go jeszcze dopracować.
Przez chwilę stali w milczeniu,
obserwując, jak doberman gania ptaki.
— A gdyby tak poprosić skrzata
domowego, żeby wysłał na górę sok z dyni, wymieszany z
eliksirem?
— Słabo — oznajmił Nott, kręcąc
głową. — Nie sądzę, że uwierzą, że połowa stołu nagle
dostała grypy żołądkowej. To jednak Krukoni, umieją łączyć
fakty.
— Ale można polecić, żeby skrzat
podmienił napój na normalny po tym, jak Corner już sobie naleje —
rzucił Zabini z błyskiem w oku. — Draco, skrzaty mogą być
niewidzialne, co nie?
Arystokrata pokiwał głową, szacując
szanse powodzenia tego planu. Bez problemu mógł nakłonić Zgredka
do tego, by to zrobił, jednak miał wątpliwości czy skrzat będzie
umiał dotrzymać tajemnicy. W końcu jednak postanowili
zaryzykować. Nie chcąc tego odwlekać, blondyn polecił
przyjaciołom, by odprowadzili psa do dormitorium, a sam udał się
do kuchni.
Godzinę później wyszedł z Wielkiej
Sali, kierując się w stronę magazynu. Z tego, co mówił Blaise,
na efekty eliksiru przyjdzie im czekać kilka godzin, więc odpuścił
sobie obserwację Krukona. Gdy wszedł do magazynu, otworzył szeroko
oczy ze zdziwienia.
Spodziewał się tego, że będzie
kilkanaście dodatkowych osób, sam przecież o to zadbał, jednak
mimo to zaskoczył go widok dużej grupy uczniów.
— Granger, możesz mi powiedzieć...?
— Nie teraz.
Czekając, aż dziewczyna przydzieli im
zadania, Draco przyjrzał się dodatkowym osobom. Większość z nich
stanowiły Ślizgonki, choć trafiło się też kilka dziewczyn z
innych domów.
— A do mnie miałaś pretensje, że
rozdaję za dużo szlabanów — rzucił, gdy pomocnicy rozeszli się
po magazynie.
— Po pierwsze: nie ja a McGonagall,
po drugie: rozdawałeś je bez ważnego powodu, tylko dlatego, że ci
się narazili — oznajmiła dosadnie, odznaczając w notatniku
kolejną część pomieszczenia.
— A jaki ważny powód miałaś,
rozdając tuzin szlabanów?
— Zakłócały spokój w bibliotece —
odpowiedziała, nie patrząc mu w oczy.
— A komu go zakłócały?
— Tym, którzy przyszli się tam
uczyć — powiedziała wymijająco. — Mógłbyś wziąć to
popiersie? — spytała, wskazując na rzeźbę jednookiej wiedźmy.
Arystokrata spełnił jej prośbę i
ruszył za dziewczyną w głąb magazynu. Postawił rzeźbę we
wskazanym przez Gryfonkę miejscu i zapytał:
— Ktoś jeszcze był wtedy w
bibliotece? — dopytywał się, ledwo powstrzymując wybuch śmiechu
na widok tego, jak Gryfonka stara się unikać jego wzroku.
— Pani Pince.
Ślizgon uśmiechnął się zwycięsko.
— Czyli przeszkadzały TOBIE i w
akcie zemsty każdą zmusiłaś do niewolniczej pracy w odmętach
szkoły. Jesteś tak samo zepsuta, jak ja.
— Jeszcze chwila, a będziesz
pastował podłogi — zagroziła, związując włosy w kucyka.
Arystokrata zaśmiał się pod nosem i
objął dziewczynę w talii, pytając:
— To w takim razie co mam robić?
— Nadzorować pracę innych —
odpowiedziała, odchylając się do tyłu, by zwiększyć dzielący
ich dystans. — Podobno boli cię ręka.
— Bardzo — odpowiedział,
nachylając się nad nią.
— Malfoy, nie tutaj, na Merlina —
syknęła, uwalniając się z jego uścisku. — Idź lepiej
pilnować, by wszystko zostało zrobione, jak należy.
Naburmuszony chłopak ruszył przed
siebie, kierując się w część magazynu, w której pracowały
Ślizgonki. Zanim jednak zdążył wejść do właściwej alejki,
Gryfonka złapała go za ramię, mówiąc:
— Ja tam pójdę — po czym, nawet
na niego nie patrząc, zniknęła między regałami.
Gdy tylko dotarła na miejsce, rozmowy
dziewczyn ucichły, a same zainteresowane wymieniły miedzy sobą
znaczące spojrzenia, jednak ani słowem nie uprzykrzały się
Gryfonce. Widocznie doszły do wniosku, że nie warto ryzykować
kolejnego szlabanu i przynajmniej na razie dały jej spokój.
Czując, że jest obserwowana,
odwróciła się i zobaczyła arystokratę, nonszalancko opierającego
się o regał. Gdy ich spojrzenia się spotkały, Ślizgon
odepchnął się od mebla i wszedł do alejki.
— Coś się stało? — spytała,
odstawiając na półkę starą fotografię szkolnej drużyny
Quidditcha.
— Czemu miałoby się coś stać? Po
prostu znudziło mi się oglądanie, jak Potter poleruje starą
zbroje — odparł zdawkowym tonem. — Nie przydam ci się do
niczego?
— Draco? — odezwała się zalotnie
jedna ze Ślizgonek. — Mógłbyś mi pomóc? Nie dam rady dosięgnąć
do najwyższej półki, może mnie podsadzisz?
— Radzę sobie — odpowiedziała mu
cicho Gryfonka, zaciskając zęby. — Możesz wracać do swojej
części magazynu.
Arystokrata z rozbawieniem przyglądał
się kasztanowłosej, której twarz powoli przybierała barwę
purpury.
— Draco! Ile można na ciebie czekać?
— marudziła Ślizgonka. — Nie poradzę sobie sama.
Blondyn bardzo chętnie pozwoliłby
sytuacji jeszcze się rozwinąć, jednak doszedł do wniosku, że
brutalny mord na niewinnych uczennicach, dokonany przez prefekt
naczelną, położyłby się cieniem na historii szkoły. Wyciągnął
różdżkę i przywołał drewnianą drabinę, stojącą w cieniu pod
ścianą. Uśmiechnął się i oznajmił:
— Teraz powinnaś dać sobie z tym
radę — kątem oka dostrzegając mściwy uśmiech Gryfonki.
Przybliżył się do niej i dodał ściszonym głosem: — Urocza
jesteś, gdy robisz się zazdrosna.
— Ja wcale nie jestem... — zaczęła,
jednak reszta jej wypowiedzi została stłumiona przez pocałunek.
Odchrząknął, po czym zwrócił się
do Ślizgonek:
— Miłe panie, życzę przyjemnej
pracy.
Odwrócił się na pięcie, z impetem
wpadając na młodego Gryfona.
— Cholera jasna, uważaj, jak łazisz,
sieroto! — syknął i, nie zwracając uwagi na upuszczone przez
chłopaka rzeczy, zniknął w bocznej alejce.
Hermiona pokręciła głową i schyliła
się, podnosząc z posadzki komplet gargulków sprzed co najmniej stu
lat. Gdy wyprostowała się i wyciągnęła rękę, podając Tomowi
poskładane rzeczy, zauważyła, że chłopiec z fascynacją i dziwną
determinacją wpatruje się w czarny kamień naszyjnika, który
wysunął się spod jej bluzki. Obronnym gestem zacisnęła pięść
na czarnym kamieniu, po czym szybko włożyła go z powrotem na
miejsce. Nie chciała, by ktokolwiek go widział, by ktokolwiek go
podziwiał. On był jej! Nikt inny nie miał prawa go oglądać.
— Proszę — powiedziała dziwnie
oschłym głosem, ponownie podając chłopcu pudełko. Mały Gryfon
niemal nieświadomie wziął od niej komplet do gry, wciąż
wpatrując się w miejsce, za którym zniknął naszyjnik dziewczyny.
— Mógłbyś znaleźć Malfoya i przekazać mu, żeby ustawił
regały w sektorze pamiątek osobistych? — dodała, gdy
przypomniała sobie, że nie zdążyli tego zrobić poprzednim razem.
Chłopiec zamrugał, otrząsając się
z letargu i skinął głową, po czym zniknął w ciemnej alejce.
Draco Malfoy siedział na drewnianej
skrzyni, obserwując, jak prefekci poszczególnych domów wykonują
powierzone im przez niego zadania. Uśmiechnął się pod nosem,
widząc, jak czerwony na twarzy Anthony Goldstein szoruje posadzkę.
— Pani szlama naczelna kazała ci
przekazać, że masz ustawić regały tam, gdzie będą znajdować
się bezużyteczne rzeczy absolwentów — usłyszał cichy,
nienawistny szept, sprawiającego kłopoty, pierwszoklasisty.
— Nott! — zwrócił się do
przyjaciela, nadzorującego ustawienie oświetlenia — przypilnuj,
żeby wszystko było zrobione, jak należy, — po czym zwrócił się
do Gryfona, łapiąc go za ramię — a ty, smarku, pójdziesz ze
mną.
Gdy oddalili się od pozostałych
uczniów, arystokrata popchnął Gryfona na regał. Przytrzymując
go, nachylił się nad chłopcem i powiedział:
— Może i dyrektorka stara się
usprawiedliwić cię i zrozumieć twoje zachowanie, ale chcę, żebyś
wiedział jedno: mnie nie obchodzi to, że miałeś trudne
dzieciństwo, że gnoili cię w sierocińcu i teraz też trudno
ci się odnaleźć w nowej sytuacji — przerwał, po czym uśmiechnął
się niemal dobrotliwie, choć jego oczy wyrażały chęć mordu. —
Jeszcze raz nazwij moją dziewczynę szlamą, a przełożę cię
przez kolano i spiorę tak, że nie usiądziesz na dupie przez
tydzień. Jasne?!
Przez moment mierzyli się wzrokiem,
jednak młody Gryfon w końcu opuścił głowę i syknął:
— Tak jest, paniczu Malfoy.
Arystokrata puścił szatę chłopca,
po czym odwrócił się na pięcie i skierował się do sektora,
który mu wyznaczyła Hermiona, zostawiając Gryfona samego.
Gdy dotarł na miejsce, cmoknął z
niezadowoleniem na widok byle jak ustawionych regałów, które
zostały tu przyniesione po odnowieniu ich przez uczniów. Przygryzł
wewnętrzną część policzka, zastanawiając się nad tym, jak je
ustawić, by prezentowały się możliwie jak najlepiej. Wyjął z
kieszeni różdżkę i zabrał się do pracy, mając nadzieję, że
na tym skończy się jego dzisiejszy pobyt w magazynie. Gdy skończył,
spojrzał z dumą na swoje dzieło, jednak po chwili przymknął
oczy, prosząc Salazara o odrobinę cierpliwości, gdy usłyszał
niezadowolony głos swojej dziewczyny:
— Inaczej to sobie wyobrażałam.
Arystokrata odwrócił się, by
zobaczyć, jak Gryfonka krytycznym wzrokiem ocenia ustawienie
regałów.
— Powinny być ustawione od
największego do najmniejszego, a nie tak przypadkowo — oznajmiła
stanowczo, nie zważając na jego niezadowolenie.
— To nie jest przypadkowość, tylko
awangarda — Ślizgon podjął próbę obrony swojej koncepcji, choć
podyktowane to było bardziej tym, że nie chciało mu się zaczynać
wszystkiego od początku niż tym, że zależało mu na tym, by nadać
magazynowi nieco ekstrawagancji.
— Wolę moją wizję — powiedziała,
krzyżując ręce na piersi.
Uśmiechnęła się pod nosem, widząc,
jak chłopak przestawia meble, zgodnie z jej zaleceniem.
— Już jest dobrze?
— Nie, teraz ten najwyższy
przysłania światło. Ustaw je w odwrotnej kolejności.
— Mówił ci już ktoś, że jesteś
męcząca? — spytał, jednak ponownie spełnił jej prośbę. — A
teraz?
— Teraz jest dobrze —
odpowiedziała, przywołując na twarz Dracona chwilową ulgę. —
Gdy tylko dopasujesz do nich pozostałe regały z tego sektora,
będzie idealnie.
— Granger... — rzucił ostrzegawczo
— miałem nie męczyć ręki.
— Od lekkich ruchów nadgarstka
jeszcze nikt nie umarł, co innego, gdybyś musiał to wszystko
ustawiać bez użycia czarów.
— Tak się składa, że nadgarstek i
płynność ruchów są dla mnie równie ważne, jak to, czy ręka
zrośnie mi się prawidłowo — widząc jej zniesmaczoną minę,
dodał: — Na Merlina, Granger, miałem na myśli Quidditcha, ty
chora erotomanko!
— A... no tak — bąknęła, cała
czerwona na twarzy. — Muszę wracać do... tam.
— Oczywiście. Tylko nie połam nóg
— zawołał za nią, widząc, jak pośpiesznie się od niego
oddala.
Draco pokręcił głową i ciężko
westchnął, wracając do nużącego zajęcia, jakim było ustawianie
regałów. Gdyby ktoś inny go o to poprosił, rzuciłby to zajęcie
po paru minutach, jednak dla Hermiony zdobył się na odrobinę
cierpliwości. Powtarzając sobie, że już niedługo praca w
magazynie dobiegnie końca, kontynuował zadanie, ignorując ból
niedawno złamanej kończyny. W momencie, gdy ustawił ostatni z
regałów, poczuł pieczenie w drugiej ręce. Strach, jaki nim
zawładnął nie pojawiłby się, gdyby nie to, że ból promieniował
z Mrocznego Znaku.
Syknął z bólu, upuszczając różdżkę
na podłogę. Pieczenie narastało, a Draco miał wrażenie, jakby
całe jego ramię trawiły płomienie. Przycisnął je do klatki,
kuląc się z bólu, a krople potu spłynęły z jego czoła
wprost na podłogę. Czuł się tak, jakby Czarny Pan ponownie go za
coś karał.
Oparł się o regał i drżącą dłonią
podwinął rękaw koszuli. Sapnął z przerażenia, gdy jego oczom
ukazał się Mroczny Znak w całej swojej okazałości. Arystokrata
potarł ramię w panicznym odruchu, mając nadzieję, iż wzór
zniknie, jednak jego nadzieje okazały się próżne. Wzór jeszcze
bardziej pociemniał, a ból uświadomił go, iż tym razem to nie
jest sen.
Jęknął, a jego nogi zadrżały,
grożąc upadkiem. Odwinął rękaw, na powrót zasłaniając ramię,
jakby fakt, iż Znak został zakryty, oznaczał to samo, co usunięcie
go. W tym momencie usłyszał ciche, pogardliwe prychnięcie.
Otworzył oczy.
Parę metrów przed nim stał Tom Moor.
Chłopiec patrzył na niego czarnymi, pozbawionymi wyrazu oczyma. Z
jego twarzy nie dało się odczytać żadnych emocji.
Ślizgon wyprostował się i powoli
ruszył do wyjścia, nie spuszczając z niego wzroku. Jego serce
zamarło, gdy w tęczówkach chłopca pojawił się czerwony blask.
Zamrugał, próbując pozbyć się tego przerażającego wrażenia.
Gdy znów spojrzał na Toma, powitało go puste spojrzenie czarnych
oczu. Przełknął ślinę i przyśpieszył kroku, doskonale
zdając sobie sprawę z tego, że ucieka. Tylko jedna osoba
mogła mu teraz pomóc. Zerwał się do biegu, ignorując zaskoczone
spojrzenia uczniów.
— Malfoy? Co...?
Draco nie zatrzymał się, mijając
Hermionę bez słowa wyjaśnienia. Wypadł z magazynu i pobiegł
prosto do gabinetu swojego wuja.
Severus, słysząc huk zamykanych
drzwi, odłożył sprawdzany esej i przeniósł wzrok na zdyszanego
chłopaka.
— On wrócił — wychrypiał,
podchodząc do Snape'a.
Nie czekając na zaprzeczenia
mężczyzny, podwinął rękaw.
Severus wstał i uniósł brew,
wpatrując się w przedramię Ślizgona, na którym widniał niemal
niewidoczny wzór.
Draco zerknął w dół i otworzył
usta, zaskoczony tym, co ujrzał.
— Przysięgam, on był cały czarny.
Czułem go! — wrzasnął, z desperacją patrząc na wuja. —
Czy...
— Nie — odparł Snape, bezbłędnie
odczytując myśli chłopaka. — Ja nic nie czułem — oznajmił,
ujmując jego rękę. Uważnie ją obejrzał, by po chwili
stwierdzić: — Wszystko jest w porządku.
— Nic nie jest w porządku! Ja...
— Zapewniam cię, on nie mógł
wrócić. Został zniszczony.
Blondyn pokręcił głową. Wyszarpnął
dłoń i zaczął przemierzać gabinet niespokojnym krokiem,
przeczesując włosy nerwowym gestem. W końcu podszedł do szafki i
wyjął z niej Ognistą. Otworzył ją i wziął łyk prosto z
butelki. Słodkie pieczenie w gardle na chwilę oddaliło
wspomnienia, jakie pojawiły mu się przed oczami.
— Coś jest nie tak.
Severus wrócił do biurka, biorąc
kolejne wypracowanie. Przeczytał kilka pierwszych zdań i machnął
różdżką, odkładając je na stos prac do poprawienia.
— To normalne, Draco. Dużo
przeszedłeś na wojnie. Widocznie robiłeś coś, co przywołało...
— Ustawiałem przeklęte regały.
Snape przeniósł spojrzenie na
chłopaka, badawczo się w niego wpatrując.
— Skup się na oklumencji, oddal od
siebie wspomnienia. Kiedy zamkniesz je w jednej części umysłu,
podobne sytuacje nie będą miały miejsca. Wiesz, co robić.
Draco pokiwał głową. Wziął ostatni
łyk i odstawił butelkę. Rozmowa z wujem uspokoiła go, a on sam
mógł spojrzeć na wszystko z innej strony. Wyszedł z gabinetu, by
móc zaszyć się w swoim pokoju i skorzystać z rady
profesora.
Usiadł na łóżku, opierając plecy o
wysokie wezgłowie i zamknął oczy. Skupił się na swoim oddechu,
oddalając od siebie wszystko inne. Wpadł w trans, koncentrując się
na wspomnieniach wojny i tego, co zaszło przed chwilą. Na moment
przed osiągnięciem celu, usłyszał ciche skrzypnięcie drzwi.
Otworzył oczy i z irytacją spojrzał na intruza.
— Martwiłam się — powiedziała
cicho Hermiona, niepewnie zagryzając wargę.
Słysząc te słowa, Draco natychmiast
się uspokoił. Skinął głową, dając znak, by usiadła przy nim.
Jej obecność działała kojąco na jego zszargane nerwy.
Gryfonka zamknęła drzwi i podeszła
do łóżka. Początkowo chciała usiąść obok niego, jednak
w przypływie śmiałości ulokowała się między jego nogami.
Oparła plecy o jego klatkę piersiową i przymknęła oczy, gdy
Ślizgon objął ją jedną dłonią w pasie.
— Powiesz mi, co się stało?
— Nie chcę o tym rozmawiać —
powiedział Draco, ucinając temat.
Dziewczyna westchnęła, jednak nie
pytała o nic więcej. W zamian ujęła jego rękę, opartą na
zgiętym kolanie. Położyła ją na swoich udach i powoli odwinęła
rękaw. Czuła, jak ciało arystokraty napina się. Powoli przesunęła
palcem po wyblakłym wzorze. Dłoń Ślizgona zacisnęła się w
pięść, uwydatniając żyły biegnące przez całą długość
przedramienia, jednak nic nie powiedział. Przymknął oczy,
pozwalając, by Hermiona kontynuowała delikatną pieszczotę, jednak
jej poczynania przynosiły tyle samo przyjemności, co bólu.
— Przestań — poprosił cicho,
próbując zabrać rękę.
Miał wrażenie, jakby całe zło,
jakie w nim istniało, gromadziło się w Znaku i przy każdym
drobnym muśnięciu, odrobina tego zła przechodziła na dziewczynę,
kalając jej dobroć i niewinność.
— To mi nie przeszkadza —
powiedziała Hermiona, odchylając się, by móc spojrzeć mu prosto
w oczy.
Szczerość w jej spojrzeniu upewniła
Dracona, iż Gryfonka w pełni akceptuje zarówno Znak jak i jego
przeszłość. Poczuł się jej niegodny.
— Ale mi przeszkadza — warknął,
wyszarpując rękę z delikatnego uścisku.
— Wiesz, że możesz ze mną
porozmawiać. Widzę, że coś cię dręczy.
— Chyba już mówiłem, że nie chcę
o tym mówić!
Hermiona spuściła głowę i z
powrotem odwróciła się, wlepiając wzrok w swoje dłonie.
Ślizgon przeklął w myślach i objął
dziewczynę w talii. Nachylił się, z powrotem łącząc ich ciała
i delikatnie potarł policzkiem o policzek kasztanowłosej.
— Zostaniesz ze mną? — spytał
cichym, niepewnym głosem.
Hermiona w odpowiedzi uniosła jego
dłoń i złożyła na niej pocałunek. Przesunęła się, by oboje
mogli położyć się na łóżku. Draco przymknął oczy i wtulił
twarz w kasztanowe loki, słuchając spokojnego, coraz bardziej
miarowego oddechu Gryfonki.
Obudził go nagły ruch. Zaniepokojony
otworzył oczy i zobaczył siedzącą na nim okrakiem Hermionę.
Zaskoczony, zmarszczył brwi i uniósł się na łokciach, jednak
dziewczyna oparła dłonie na jego piersi i pchnęła go z
powrotem na łóżko. Uśmiechnęła się drapieżnie i nachyliła
się, by móc wpić się w jego usta z namiętnością, o jaką
trudno było ją podejrzewać. Ślizgon nie zamierzał protestować.
Odwzajemnił pocałunek, przenosząc dłonie na jej uda. Rozpoczął
niespieszną wędrówkę, kierując się coraz wyżej. Gładząc jej
aksamitną skórę, wsunął dłonie pod spódniczkę i zacisnął
dłonie na pośladkach Gryfonki. W odpowiedzi na ten gest Hermiona
poruszyła biodrami i zacisnęła zęby na płatku ucha arystokraty.
Draco odchylił głowę, zagłębiając
się w poduszkę. Przeniósł ręce na talię kasztanowłosej
i zwinnie zamienił ich pozycję. Oparł dłonie po obu stronach
głowy Hermiony i, wpatrując się w jej przymknięte z rozkoszy
oczy, docisnął do niej swoje biodra.
Dziewczyna jęknęła gardłowo i
wygięła plecy w łuk, pragnąc znaleźć się jeszcze bliżej
niego. Chłopak, widząc to, uniósł kącik ust w uśmiechu. Kątem
oka ujrzał Mroczny Znak w barwach głębokiej czerni. Wąż wił
się niespokojnie wokół czaszki, złowrogo spoglądając na
Gryfonkę. Ślizgon uniósł jedną dłoń, w której zmaterializował
się sztylet, po czym, patrząc prosto w jej zamglone oczy, bez
wahania wbił go w ciało Hermiony.
Draco z krzykiem gwałtownie poderwał
się z łóżka. Drgnął, gdy poczuł delikatną dłoń na swoim
ramieniu i instynktownie odsunął się od dziewczyny. Zamknął oczy
i przeczesał mokre od potu włosy.
— Malfoy?
Blondyn pokręcił głową i bez słowa
wyjaśnienia wyszedł z pokoju. Wpadł do łazienki i pośpiesznie
zdjął z siebie ciuchy. Chwilę później stał pod strumieniem
lodowatej wody. Oparł czoło o chłodne kafelki, pozwalając, by
krople obmyły jego napięte ciało.
— Zaczynam wariować — szepnął,
nadal mając przed oczami swój sen. A już tak dobrze mu szło. Od
tak dawna nie miał żadnego koszmaru, iż łudził się, że zdołał
uwolnić się od nich na zawsze.
Doskonale wiedząc, że nie może w
nieskończoność ukrywać się pod prysznicem, zakręcił wodę
i z powrotem ubrał spodnie. Z irytacją spojrzał na
całkowicie zamoczony opatrunek i zerwał go, ze złością
zrzucając materiał na podłogę. Wziął głęboki oddech i wrócił
do sypialni.
Hermiona nadal siedziała na łóżku,
z niepokoju obgryzając paznokcie. Gdy chłopak wszedł do pokoju,
wyprostowała się i stanowczo powiedziała:
— Proszę, porozmawiaj ze mną.
Draco pokręcił głową i usiadł obok
niej. Gryfonka zmarszczyła brwi, gdy zauważyła, że pozbył się
opatrunku i wyszła z pokoju.
Westchnął z ulgą, sądząc, iż
dziewczyna odpuściła, ta jednak po chwili wróciła, niosąc ze
sobą słoiczek maści i bandaż. Blondyn uśmiechnął się pod
nosem i pokręcił głową.
— Załatwię ci strój seksownej
pielęgniarki, Granger — powiedział, choć czuł się miło
z myślą, iż ma osobę, która zawsze się o niego zatroszczy.
— Jesteś dupkiem.
Pomimo szorstkiego tonu, bardzo
delikatnie i ostrożnie wsmarowywała maź w nadal bolącą rękę
Ślizgona.
— Jesteś wrednym, nieodpowiedzialnym
dupkiem, który kiedyś zrobi sobie krzywdę przez swój upór,
Malfoy. Narzekasz, że boli cię ręka i zdejmujesz opatrunek...
Następnym razem ci nie pomogę — oznajmiła, starannie owijając
jego przedramię bandażem.
— Już się tak nie gorączkuj,
Granger — mruknął rozbawiony Draco, wtulając twarz w jej szyję.
Przeczuwając, że zamierza wygłaszać o wiele dłuższe
przemówienie, koniuszkiem języka wyznaczył ognisty szlak, pod
którego wpływem kasztanowłosa drgnęła.
— Malfoy — powiedziała, próbując
nadać swemu głosowi oburzony ton. Uniosła ramię, próbując
utrudnić mu zadanie, jednocześnie przy tym chichocząc. — Malfoy!
— Mów mi Draco — wyszeptał wprost
do jej ucha.
Hermiona zamarła i powoli odwróciła
twarz do arystokraty. Długo wpatrywała się w niego bez słowa,
a później, z niewielkim uśmiechem, powoli i cicho, jakby
smakując to słowo, powiedziała:
— Draco...
Chłopak odwzajemnił uśmiech i
założył jej za ucho niesfornego loka. O tak, zdecydowanie podobał
mu się sposób, w jaki wymawiała jego imię. Zwłaszcza wtedy, gdy
ją całował.
— Hermiona — powiedział, po czym
żartobliwie się skrzywił. — Salazarze, jak to paskudnie brzmi.
— Paskudnie?!
— Dziwnie. Chciałem powiedzieć
dziwnie — poprawił się szybko Draco.
Hermiona pokręciła głową,
przewracając oczami.
— Jesteś niemożliwy.
Ślizgon puścił do niej oczko i
wstał, by odłożyć sygnet na szafkę nocną. Zadowolony z tego,
że dziewczyna nie poruszała tematu jego dziwnego zachowania i
koszmaru, położył się na łóżku, jednak jego radość okazała
się zbyt wczesna.
— Skoro nie chcesz ze mną,
porozmawiaj z Gwen Smith. Ma doświadczenie i jest wykwalifikowanym
pracownikiem Ministerstwa — powiedziała kasztanowłosa, siadając
przy nim.
Draco jęknął i zasłonił twarz
ramieniem.
— Nie odpuścisz, co?
— Hej — szepnęła Hermiona,
odsuwając ramię, by móc spojrzeć mu w oczy. — Zależy mi na
tobie. Zrób to, proszę.
— Nie. Nie będę się uzewnętrzniał
przed obcą babą. A tak właściwie, to skąd ją znasz? — spytał,
nagle nabierając podejrzeń.
Gryfonka przygryzła wargę, niepewnie
patrząc na arystokratę.
— Ale nie będziesz zły?
***
Na wstępie chcemy Was przeprosić za to godzinne opóźnienie, w szczegóły nie będę się zagłębiać, ale było naprawdę grubo.
Rozdział wyszedł taki bardziej sielankowy - przynajmniej w znacznej części, choć wplotłyśmy do niego kilka szczegółów, będących zapowiedzią tego, co nastąpi wkrótce - jeśli macie jakieś pomysły, przeczucia - dajcie nam znać :)
Żywimy głęboką nadzieję, że udało nam się zachować charakter Dracona i nie zrobić z niego potulnego baranka, który nagle akceptuje wszystkich z otoczenia Hermiony :)
Do następnego!
Pierwsza!!!! :D Biorę się za czytanie :D
OdpowiedzUsuńOkey..
UsuńCzyli tak Tom Moor czy jak mu tam jest to z pewnością Voldemort w innej postaci czy ten sam, ale odrodzony czy coś w tym stylu. W końcu wiele rzeczy na to wskazuje. Chociażby jego imię, to że pakuje się w kłopoty, wytworzył węża, to jak nazwał Hermionę i jak się wcześniej przy niej zachowywał. Tak samo jak to, że Dracona zapiekł Mroczny Znak po tym jak groził Tomowi, a potem ten dobrze znany wszystkim czerwony błysk w jego oku. Ciekawi mnie również ten kamień, który miała na sobie Granger, którym zafascynował się chłopak. Wydaje mi się, ze ma on jakąś potężną moc i wydaje mi się, ze ma to coś wspólnego z tym, że gdy nasza Gryfonka zezłości się tak na serio to dzieją się dziwne rzeczy (było tak chyba 2 razy) mam na myśli ten wazon w Mungu (chyba nic nie pomyliłam) i ten obcas Astorii. Jeszcze ten sen Dracona to pewnie też sprawka tego chłystka. Ale nasuwa się pytanie jak wrócił i dlaczego jest w Gryffindorze, a nie w Slytherinie? Dla słabego pozoru? xd To są właśnie moje domysły xd
A i jeszcze sierociniec!!!! To tak wszystko do siebie pasuje. Ten cały Moor to albo Czarny Pan, albo nie wiem, ale wiem, ze z pewnościa ma z nim coś wspólnego. I weźcie zróbcie coś z Nott'em bo w waszym opowiadaniu go uwielbiam, ale ostatnio zaczął strasznie gwiazdorzyć xd ;pp Z niecieprliwością czekam na kolejny rozdział :d mam nadzieję, ze szybko go dodacie bo chcę się dowiedzieć kim jest ta cała Gwen :D
UsuńZgadzam sie z imienniczka też uważam że to voldemort w postaci innej osoby... rozdział super czekam na kolejny !!
UsuńPrzeciez Gwen to ta babka od AŚ, chyba
UsuńKiedy czytam to 2 raz to klepie się w czoło, że zapomniałam kim jest Gwen
UsuńŚwietny rozdział!Na prawdę! Co do moich przeczuć to myślę że Teo może coś zacznie kombinować...
OdpowiedzUsuńOmg piekny cudowny...nwm co jeszcze powiedziec xDD a co do Nott'a...nawet nie probujcie zrobic z niego zlego i niech nie rozwala tego cudownego zwiazku ;") zabije xD ale tak to rozdzial naprawde cudowny ;)
OdpowiedzUsuńDraco w żadnym wypadku nie stracił charakterku. W dalszym ciągu jego zachowanie jest perfekcyjne, te subtelne zmiany tylko mu służą. Z Hermioną tworzą ciekawy związek i z pewnością się ze sobą nie nudzą.
OdpowiedzUsuńNa Ronie bardzo się zawiodłam. Każąc Hermionie wybierać między nim, a Malfoyem zrobił najgorszą możliwą rzecz. Decyzja Hermiony wcale mnie nie dziwi.
Ten mały Tom jest bardziej niż podejrzany. Gówniarz coś ukrywa i nie chodzi tu o coś małego. Jeszcze te czerwone oczy. Nie wiem jak, ale obawiam się, że on ma coś wspólnego ze śmierciożercami lub nawet Voldemortem, jakkolwiek absurdalnie to brzmi. No nic, czas pokaże, co jest nie tak z tym małolatem.
http://dramione-demons-of-the-past.blogspot.com/
Spokojnie, charakter Dracona został zachowany, widać to szczególnie w przypadku opracowywania planu na Krukonach. :-D A to jak się zachowuje w związku Z Hermioną dodaje mu jeszcze większego uroku.
OdpowiedzUsuńO Ronie powiem tyle - zachował się jak podła świnia... Mam nadzieję, że jednak oprzytomnieje i chociaż przeprosi Hermionę.
Niepokoi mnie ten Mroczny Znak i ten cały Tom Moor... Podejrzany dzieciak. I ten dziwny czerwony błysk w oczach. Mam złe przeczucia.
Mam też nadzieję, że Nott nie będzie się wtrącał w relacje Prefektów Naczelnych.
Rozdział świetny. Czekam na kolejny. :-)
Pozdrawiam,
Ariela
www.breathe-you-in-dh.blogspot.com
Przeczytałam i pokochałam:) Ten Tom Moor... Ma sporo cech wspólnych z Tomem Riddle, prawda? Imię, sierociniec, pogarda dla szlam... No i te czerwone oczy. Jakieś kolejne wcielenie albo dziedzic Lorda? Pożyjemy, zobaczymy;) A ja myślę, że Nottowi trzeba kobiety. Może ona coś w nim zmieni, chociaż ja go lubię nawet takiego. Draco jest idealny, słodki, s równocześnie taki malfoyowaty... W pewnym momencie myślałam,że Hermiona pomoże im w sabotażu krukonów :) Ciekawe, co łączy Hermione i Gwen Smith. Rodzina? A może rozmawiały kiedyś o draconie? Och no i jestem strasznie ciekawa, kto podrzucil tamte róże...
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy rozdział albo żonglera;)
Uxiqa
Oj tak, Nottowi potrzeba kobiety! Tylko jakoś kandydatek brak skoro za wszystkimi nie przepada i wiecznie marudzi.. No bo co, może Luna zwiąże się z Teo? :D
UsuńDzień dobry(a raczej dobry wieczór). Pewnie nigdy nie wiedziałyście tu mojego komentarza, bo nigdy nie ujawniam swojej obecności, ale postanowiłam zrobić wyjątek. Czytam to opowiadanie od początku(a raczej od 2 rozdziału, ale ciii...) i stwierdziłam, że napiszę. Bo co, ja nie mogę? JA NIE MOGĘ? Mogę. I właśnie to robię. I pewnie słyszałyście to dużo razy, ale i tak to napiszę. Wasze opowiadanie jest jednym z lepszych Dramione, nie tylko po polsku, ale i po angielsku. A wiem co mówię, bo czytałam kilka... kilkadziesiąt(nie ma to jak produktywnie wykorzystywać czas). W waszym opowiadaniu Draco nie staje się słodziaczkiem pysiaczkiem w 3 rozdziale, ale i tak jest super, a Miona nie wygląda jak modelka(i ona też jest super, żeby nie było)i właśnie to lubię. Według moich obserwacji nie tylko ja. A jako już i tak się rozpisałam to podzielę się moją teorią i powiem Wam, że myślę, że coś tu jeszcze namieszacie. Mam nadzieję, że nie, ale raczej nie mam nic do gadania. I chyba powinnam już kończyć, bo moja mama znowu rozpoczyna gadkę w stylu "Znowu siedzisz przy tym komputerze...bla, bla, bla", więc do następnego komentarza(mam nadzieję).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny
Ja to Ja
😍 Tego mi brakowało! Sam cukier przez cały rozdział. Malfoy pantoflarz, hu hu! Nie mam ochoty na rozpisywanie się, dlatego tylko zostawiam po sobie ślad. Był naprawdę rewelacyjny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam
KH
I jak tu Was nie kochać dziewczyny? Za tak wspaniałe rozdziały? Za tak cudowne wszystko po prostu? :) uwielbiam Was, wspaniałe jesteście..
OdpowiedzUsuńOdpisałabym na kilka komentarzy, bo poruszają ciekawe kwestie, ale Cookie nade mną stoi i krzyczy: "Zostaw, bo popsujesz niespodziankę!" (zupełnie jakby podejrzewała mnie o to, że powiem wprost: "Tak dokładnie będzie" lub "Nie, to zupełnie nie to"). Jako zakrzyczana starsza siostra milczę jak zaklęta, dodam tylko tyle, że cieszy nas Wasza dociekliwość, której nie powstydziłby się sam Antonii Źdźióbko, i to, jak zwracacie uwagę na niektóre szczegóły :)
OdpowiedzUsuńno nie, a ja chciałam wiedzieć czy jestem bliżej czy dalej o prawdziwość moich spostrzeżeń xd :D
UsuńNiestety, będziecie musieli poczekać jeszcze co najmniej dwa rozdziały :p
UsuńChoć wiem, że to nierealne ze względu na to, że Daphne Greengrass nie występuje w Waszym opowiadaniu, chciałabym, żeby była ona z Teodorem. Ale coś mi się wydaje, że skitracie go z Pansy
OdpowiedzUsuńPostać Dafne przewinęła się na kilku stronach opowiadania, jednak nie odegrała jak dotąd żadnej ważnej roli:) Co do Teo, nie będzie mu dane związać się z ani jedną ani drugą (co chyba przyjął z ulgą, biorąc pod uwagę, że za nimi nie przepada).
UsuńTak jak obiecałam wczoraj dziś przeczytałam rozdział i od razu komentuję. Oczywiście między naszymi bohaterami nigdy nie będzie nudno, ale to lubię najbardziej w tej historii. Wasze poczucie humoru mnie rozbraja. Momentami śmiałam się jak wariatka i współpracownicy dziwnie na mnie patrzyli :D Jakoś to przeżyję ;)
OdpowiedzUsuńDzisiaj krótko, ale mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe?
Oczywiście czekam na dalszy ciąg i życzę weny
Pozdrawiam
Arcanum Felis
Już nie lubię tego dzieciaka Toma. Coś mi się wydaje że z nim będą same problemy. ( Mam taką teorie on jest spokrewniony z voldziem xD ) haha. Serio nie lubię tego dzieciaka , zachowuje się co najmniej dziwnie (powiązanie Voldzio także był w sierocińcu , on jest z nim spokrewniony xd). Draco i Herm cudo , kibicuje im. ♥ Czekam na kolejny :))
OdpowiedzUsuńPrzeczytane, zakochałam się i w ogóle <3 11/10
OdpowiedzUsuńZaintrygowały mnie Mroczny Znak, kamień Hermiony i Tom. I skąd Hermiona zna tą Gwen (Coś przegapiłam?)
Do publikacji następnego rozdziału Draco także będzie się nad tym zastanawiał :) Malutka podpowiedź jest w tym rozdziale, ale taka naprawdę maluteńka :p
UsuńTen list, czy co tam ona pisała! To ta podpowiedź!!! Na pewno!!! Xd jaki zapał...
UsuńWitam!
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: Tom Moor (czytaj: gówniarz, którego już nie lubię i nie odczuwam do niego sympatii, czy też współczucia). Nw co o nim myśleć. Oskarżenia padają takie: to Voldzio, spiskuje z Lordem, to krewniak Czarnego Pana, albo ma powiązanie z Ivanem i spółką. Wszystkie, moim skromnym zdaniem, są bardzo prawdopodobne. I do każdego można znaleźć uzasadnienie. O naszyjniku: nie przypominam sobie skąd i kiedy Herm go wytrzasnęła! Uciekło to w odmętach mej rozległej pamięci. Ta skromność. Przechodząc dalej... Draco! Pantoflarz! Japierdziu! No przyznam, nie spodziewałam się! Oczywiście, nadal badboy, ale mając jaja w garści Hermiony... chłopak się pilnuje! Nott - wkurza mnie. Zabini - rozśmiesza. A! Nikt nie wspomniał o tym, że rozdział był MEGA śmieszny! Przy: sado maso, pociąg w stacji i Franek, po prostu kwiczałam jak zarzynana świnia! Info potwierdzone przez moją sister. Dzisiaj przy obiedzie:
- Franek... hihi...
- Pociąg i stacja... haha...
I tak w kółko: raz ja, raz ona! Co lepsze momenty czytałam jej na głos. Wspomnę, iż była druga w nocy... A my siedziałyśmy w salonie... A raczej ona siedziała na kanapie, a ja tarzałam się po panelach... Ciekawie, nie powiem :D Ogółem rozdział świetny, jak zwykle zresztą.
Pozdrawiam, życzę weny, inspiracji etc.
Crookshanks
http//czujactwojdotyk.blogspot.com
(chamska autoreklama: zapraszam na mojego bloga :D xd)
Zapomniałam o Gwen Smith, ale już wiecie, co sądzę o tej sprawie (tak, jestem bardzo pewna siebie, jeśli chodzi o ten wątek. A to wszystko czyja wina? Opowiadań Dramione. A kogo dokładniej? Malfoy'a!).
OdpowiedzUsuńCrookshanks
http://dramioneczujactwojdotyk.blogspot.com/
(Wiem, wiem, ten link jest inny, niż poprzedni, ale to TEN link jest poprawny. Sorka, ale piszę na cegle, która śmie się zwać telefonem komórkowym.)
serio kto to ta Gwen? nie kojarzę jej ;-;
UsuńTo pracownica Ministerstwa Magii, prowadzi spotkania AŚ :)
UsuńPatrzę nowy rozdział, więc super przeczytam, mimo, że padam ze zmęczenia. Ale czytam i czytam i końca nie widać. Ile słów tu jest?
OdpowiedzUsuńRozdział świetny cały genialny. Mam nadzieję, że to zmęczenie i Tom nie wraca, chociaż z drugiej strony, imię, sierociniec to pasuje prawda?
I tu się odzywa moja kryminalna mania, zawsze szukam drugiego dna.
Czekam na kolejny rozdział
pozdrawiam
zapraszam do mnie na kolejny rozdział
dramione-zyciepelneniespodzianek.blogspot.com
Z ciekawości sprawdziłam: rozdział ma 24.988 słów :D
UsuńElo! A tak zapytam: skąd Hermiona ma ten naszyjnik z kamieniem? Jestem po prostu głupia i nie zwróciłam na to uwagi we wcześniejszych rozdziałach czy nie wspominane było o nim? Pozdrawiam i uwielbiam Was, dziewczyny! Życzę weny!
OdpowiedzUsuńI znowu niewiele możemy powiedzieć. Zdradzę tylko, że sprawa z medalionem jest o wiele bardziej złożona, niż mogło by się wydawać. Moment, w którym Hermiona dostała naszyjnik nie został dokładnie opisany, to trochę takie Puf! i go ma. Wszystko wyjaśni się już niedługo XD
UsuńBomba. Niech wena będzie z tobą
OdpowiedzUsuńCudowny. Szybko dawajcie nexta bo umrę z nudów. Weny
OdpowiedzUsuńHejo hejooo :D
OdpowiedzUsuńOto jestem, jak zwykle na szarym końcu, ale jak to mówią"ostatni bd pierwszymi". Hmm... Zastanawiające w jak wielu dziedzinach towarzyszy mi to powiedzenie :/
Oj rozdziału nie będę wychwalać, bo cóż nowego mogłabym jeszcze napisać? Że cudowny?... Nie. To oklepane. Może, że uśmiałam się jak głupia, gdy go czytałam? Niee, przecież to mogłyście przewidzieć. Czasami najprostsze stwierdzenia są najlepsze, więc krótko: Rozdział jest MEGA!
Tak, rozwiewając Wasze wątpliwości co do istnienia jakiejkolwiek detektywistycznej żyłki w moim spróchniałym ciele, potwierdzam, że ona naprawdę gdzieś tam jest! I ujawniła się właśnie w tym momencie, gdy moje oczęta (podparte zapałkami, bo była 3 nad ranem) wykąpały związek między medalionem panny G., Tomem oraz Mrocznym znakiem. Głowiłam się i głowiłam (no dobra, pomyślałam przez chwilę) i doszłam do wniosku, że tu faktycznie pachnie podobieństwem między Tomem a... Tomem (tym bez nosa). Może to jakieś nowe wcielenie Jarszczura, a medalion Herm to taki niby Horkruks? ... Dobra nie będę się pogrążać :P
Zajmę się inną kwestią, a mianowicie mrrrrr :D Jak tu się zrobiło p(o)arno i duszno :D Pełno smyrania, mlaskania i innych cieszynek, które przyjęłam z nieskrywaną radością :D Tak mi dobrze, tak mi rób :P Szkoda tylko, że Dracze nie powiedział jej prawdy o Tomie :/ A od niej to wymaga spowiedzi :P Co ja jeszcze tu miałam... A! Wiem! Jak to możliwe, że wybrał ją jako ostatnią do drużyny? Tak cenny gracz (błahahaha :D niczym ja na wf-ie), no ok. Ale to jego dziewczyna! Może lepiej zrobiłyby, gdyby wybrał Longbottoma? Gdyby Herm trafiła do drugiej drużyny to tam siałaby spustoszenie? :D
To, co skradło ten rozdział to Wasze Pendolino! "Trzymaj swój pociąg z dalej od naszej stacji" :D
Wymiękłam :D
Weeenyyy!!!
Pozdrawiam, Iva Nerda
kiedyjestesprzymniedramione.blogspot.com
"Wyłapały" a nie "wykąpały" :D Pozdro dla słownika w moim Tel :P
UsuńŚwietny rozdział. Zastanawia mnie jedna rzecz, a mianowicie: mowilyscie, ze chcecie się zmieścić w 30 rozdziałach, a ja pytam:JAK, skoro tyle wątków wymaga rozwinięcia i dobrego zakończenia. Pozdrawiam, życzę weny i czekam na dalszy rozwój akcji.
OdpowiedzUsuńP.S Tom jest bardzo podejrzany, prawie to rozgryzlam ^^
Zamierzenie odnośnie 30 rozdziałów było dawno i uważa się je za nieaktualne xp... choć z bólem musimy przyznać, że przed nami tylko około pięciu rozdziałów (może mniej, na pewno nie więcej).
UsuńJaaa, świetny rozdział. Trafiłam tutaj niedawno i przeczytałam wszystko jednym tchem.
OdpowiedzUsuńSama zaczynam przygodę z pisaniem, więc zapraszam Cię do mnie, każda opinia jest dla mnie ważna! :)
Buziaki!
dramione-karmelove.blogspot.com
Yeah!
OdpowiedzUsuńChyba pierwszy raz tu cokolwiek komentuje.
Miałam wypowiedzieć się już dawno, ale zawsze brakło czasu. Mimo to zawsze polecam wasze opowiadanie wszędzie i wszystkim.
Co do tego rozdziału. Niby nic, a jednak są wprowadzające fragmenty.
Ciekawi mnie ten kamień i to dość bardzo.
Szczerze? Fajnie by było gdyby Tom był synem Voldka i Bell. <3
Choć to mało możliwe zapewne, ale było by cudnie! A może zgadłam? Hmm.., zobaczymy!
Co do samego wątku Dramione..
Yeah, yeah, yeah, to jest.. Takie piękne, takie cudowne!
Ale czy tak zawsze nie jest z każdą parą, że na początku jest pięknie?
SZCZERZE LICZĘ NA JAKIEŚ MEGA SPIĘCIE MIĘDZY NIMI I TO TAK KONKRETNE, ŻE OBOJE BĘDĄ CHCIELI TO ZAKOŃCZYĆ. A PÓŹNIEJ SIĘ POGODZĄ I BĘDZIE LOVE <3 XD
Serio.
Aa i jeszcze Teo..
Ah Teo, ah Teo.
Cieszę się, że go nie zmieniłyście. Powinien zostać chociaż jeden z zasadami. Chociaż fajnie gdyby zaakceptował związki przyjaciół.
To na tyle, czekam niecierpliwie na nexta.
PS. Dziewczyny macie jakiś pomysł na inne opowiadanie, jak zakończycie to?
PS2. Ostatnio wgłębiłam się w temat miniaturek. I szczerze mówiąc szukam i szukam ciekawej i dobrze napisanej o Voldku i Belli. Może kiedyś wpadnie wam jakiś szalony pomysł i zechciałybyście napisać coś o tej parze swoją szaloną ręką? XD
Pozdrawiam i życzę Mega Mega Mega Mega Dużo weny!
Buziaki
(Boże, jest 3:59 XD)
Ok, tym rozdziałem oficjalnie mnie zabiłyście. Przez większość czytania piszczałam jak opętana (moja mama potwierdza), a na sam koniec przez dłuższą chwilę nie mogłam oderwać wzroku od monitora. Fakt, akcja raczej sielankowa, ale to nie znaczy, że mniej przyjemna. Po raz kolejny mnie zaskoczyłyście, bo byłam przekonana, że to Draco będzie się bał pokazywać związek z Hermioną tak "oficjalnie", a tu proszę. No i Ron... Z jednej strony rozumiem jego wściekłość, a z drugiej nie mogę gościa ogarnąć. Dobrze, że mu się oberwało, sama bym mu porządnie pieprznęła w ten rudy łeb. Wątpię, żeby prawdziwy przyjaciel kazał wybierać między dwoma osobami, które się kocha, więc jak najbardziej zgadzam się z Draco - Ron nie zasłużył, żeby go bronić.
OdpowiedzUsuńNo i nasz główny wątek wreszcie się rozwinął. <3 Po roku oczekiwania tego wspaniałego momentu aż trudno uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. I cholernie się cieszę, że Hermiona i Draco nie zmienili się tylko dlatego, że są razem (rzygam blogaskowym dramione), a Wy jeszcze tak umiejętnie to wszystko opisujecie, że kilkakrotnie wracam do ulubionych scen z tego rozdziału (m.in. tytułowe "Mów mi Draco..." czytałam to jakiś pierdyliard razy).
Wut? Jaki kamień? Coś mnie ominęło? Nie pamiętam, żeby Hermiona nosiła jakiś wisiorek, ale to może po prostu moja nieuwaga (często czytam Wasze notki z roztargnieniem). Tom jest serio podejrzanym dzieciakiem... A ten czerwony błysk oczu kojarzy mi się tylko z Voldziem. Może opanował ciało Toma? Mam wrażenie, że jakoś udało mu się wrócić - to by wyjaśniało, dlaczego mroczny znak ożył na ręce Dracona, chociaż tylko on to poczuł, więc mam lekki mind blow.
Dziewczyny, czekam na więcej! Czuję, że niedługo akcja znów nabierze tempa.
Pozdrawiam.
Jejku, jak się cieszę, że ja akurat teraz trafiłam na tego bloga, bo jakbym miała zakończyć czytanie w momencie gdy oni nadal nie są razem, to chyba bym zwariowała :D
OdpowiedzUsuńCiężko mi skomentować teraz taka ilość treści (btw, nigdy nie widziałam takich długich rozdzialow, moje mają po 5 stron xd), zwłaszcza że nadal jestem w szoku, mimo że dałam sobie cały dzień, żeby ochłonąć z tej huśtawki emocji. Podobał mi się turniej, gdy Draco ciągle ją ratować, podobał mi sie bal. Uwielbiam idiotę-Zabiniego i babcie Rose. W niektórych momentach śmiałam się tak strasznie, że jak czytałam w nocy, wpychałam sobei kołdre do buzi, żeby niikogo nie obudzić :D Pierwszej nocy nie spałam do czwartek, potem cały dzień czytałam i noc całkiem zarwałam xd historia jest totalnie uzależniająca. Ten rozdział był uroczy, jak dobrze jest ich w końcu widzieć razem! Cudowna była też scena pierwszego pocałunku (tego w dormitorium, nie pod imperiusem), normalnie cała sie zelektryzowałam. A i sikałam ze śmiechu, jak musieli wyć do księżyca! Wybaczcie, że tak nie-chronologicznie. Podobało mi się też, że tylko Draco potrafił przywrócić ją do życia po śmierci rodziców ;) Ogólnie nie sposób wypisać tych wszystkich rzeczy, które zrobiły na nie wrażenie. Macie świetny, lekki styl i chyba rzeczywiście jesteście bliźniaczkami, mimo różnicy wieku :D Różnich w tekście w ogóle nie widać, wszystko jest ładne i spójne. Ale chyba najbardziej lubię to wasze poczucie humoru.
Obserwuje was i czekam niecierpliwie na kolejny rozdział ;) Wiem, że mój komentarz pewnie zginie w tym gąszczu fanów i nawet go nie zauważycie, ale mimo to, zapraszam do siebie: rose-to-nie-rosie.blogspot.com
Ps. Początkowo ciężko było mi nienawidzić Ivana, skoro na jego twarz wybrałyscie nieludzko pięknego Haydena :D
Pozdrawiam ;*
Ha ha ha!!! Trzymaj swój pociąg z daleka od mojej stacji �� Z kąd Wy bierzecie te teksty? ��
OdpowiedzUsuńRozdział spokojny, ale trochę tajemniczych momentów było :) Bardzo mi się podobało :)
OdpowiedzUsuńOmg, uwielbiam to jak piszecie <3
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystkie rozdziały w tydzien :D
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
To co tutaj jest jest .... brak mi slow. To wrecz komedia romantyczna. Błam nie usuwajcie tego nigdy przenigdy ! Cos czuje ze przeczytan to sobie jeszcze tak z 15 razy.. a potem jeszcze pare i jeszcze, aż w koncu oślepne ;)
OdpowiedzUsuńImię Tom niby pasuje... Ale jak...?!
OdpowiedzUsuńCzytam to opowiadanie n-ty raz i nic nie traci bo dogłębnym zaznajomieniu się z fabułą, czyta się tak samo przyjemnie, jak nie przyjemniej. Komentuję pod tym rozdziałem, ponieważ zwrócił moją uwagę jeden szczegół. "Ciach babkę w piach"... Mogłabym przysiąc, że kiedyś to było "Na pohybel skurwysynom" i tamta wersja jakoś bardziej pasowała do Ślizgonów :)
OdpowiedzUsuńA. Malfoy
Franek. xD
OdpowiedzUsuńCiach babkę w piach! xD
Kocham Wasze poczucie humoru :D
PS czy inspirujecie się czasem może Miodowymi latami? :P