wtorek, 4 sierpnia 2015

Prolog

— Paniczu Malfoy…
… Musiał się stąd jak najszybciej wynieść. Uciec jak najdalej. Nie czuł już nic prócz potwornego bólu, jaki ogarnął całe jego ciało. Postanowił go jednak zignorować. Postawił pierwszy krok w stronę częściowo rozwalonych schodów i natychmiast tego pożałował, gdy ból ze złamanej nogi odezwał się ze zdwojoną siłą i zaczął promieniować wzdłuż kończyny. Przed oczami pojawiły się czarne plamy i niemal na ślepo wznowił próbę wydobycia się z oblężonego zamku. Zaklął z bólu, gdy potknął się o coś i runął na podłogę pokrytą gruzem, szczątkami niegdyś mistycznych, monumentalnych posągów i niezliczonymi ciałami poległych. Uniósł się na rękach i zerknął za siebie, by zobaczyć, co spowodowało jego upadek.
Crabbe.
Gwałtownie odsunął się od ciała, by po chwili wstać i, ignorując ból, zbiec po schodach. Adrenalina w jego organizmie sprawiła, że serce biło dziesięć razy szybciej, a skronie gwałtownie pulsowały pod wpływem buzującej krwi…
— Paniczu Malfoy… musi Pan już wstawać…
… Cudem udało mu się wydostać z zamku. Walczący zdawali się nie zwracać na niego szczególnej uwagi. Gwałtownie wciągnął lodowate dzisiejszej nocy powietrze i rozejrzał się po błoniach. Wieczorne niebo rozświetlane było przez śmiercionośne zaklęcia, rzucane zarówno przez Śmierciożerców, jak i obrońców zamku. Gdziekolwiek nie spojrzał, widział błyski jasnozielonego światła, by po chwili na mokrej od deszczu i krwi ziemi lądowało kolejne zimne ciało.
Nie zważając na to, młody arystokrata biegł dalej, z jedną myślą kotłującą się w głowie. Z myślą, która sprawiała, że za nic miał ból, cierpienie i groźbę śmierci.
Znaleźć matkę. Wyciągnąć ją stąd.
Stłumił w sobie to dziwne uczucie, które pojawiło się na widok kolejnego martwego ciała, przymknął oczy i wziął głęboki oddech, by po chwili odwrócić się i pobiec w stronę Zakazanego Lasu.
Podświadomie wyczuł, że mimo jego próśb Narcyza Malfoy brała udział w dzisiejszej bitwie o Hogwart i w tej właśnie chwili znajdowała się na polanie wraz z innymi Śmierciożercami.
Wbiegł na nią w idealnym momencie, by zobaczyć jak białowłosa, piękna kobieta o niebieskich oczach, do której był tak podobny, upada na ziemię…
Gwałtownie usiadł, nabierając powietrza. Rozbieganym wzrokiem omiótł pomieszczenie, w którym się znajdował. Głośno odetchnął z ulgą, gdy rozpoznał znajome wnętrze własnej sypialni. Drżącymi dłońmi otarł twarz z potu i odruchowo odgarnął mokre włosy do tyłu. Ten bezwiedny, niemal bezwarunkowy gest zdawał się go uspokajać, tak jakby świadczył o tym, że nic się nie zmieniło. Jeszcze chwilę siedział na środku ogromnego łóżka, czekając na uspokojenie szalonego rytmu, w jakim pracowało jego serce. Gdy w końcu zwolniło, przeniósł wzrok na skrzata, stojącego w nogach jego łóżka.
Mikrus — bo tak nazywał się ów skrzat — był najstarszym, najbrzydszym i najmniejszym skrzatem, jakiego dane mu było w życiu oglądać, a trzeba przyznać, że skrzatów domowych widział naprawdę sporo. Aparycja skrzata nie była najmilsza dla oka, zwłaszcza jego mała główka, przyozdobiona trzema siwymi włoskami. Uroku nie dodawały mu długie uszy, które zwisały smętnie, z każdym jego krokiem uderzając o ramiona.
Skrzat patrzył na arystokratę swoimi wielkimi, niebieskimi oczami. Gdy zobaczył, jak jego wzrok nabiera ostrości, upewnił się w przekonaniu, że jego pan jest całkowicie rozbudzony, powiedział:
— Paniczu, pańska matka czeka na pana w jadalni — po czym zniknął nim młody Malfoy zdążył go odprawić.
Nawet nie pamiętał, jak i kiedy przebył drogę dzielącą jego sypialnię i wystawną jadalnię, cały czas mając przed oczami sceny ze snu. Widział wiele martwych ciał, upadający Hogwart, a jego samego nadal przeszywał fantomowy ból. Przystanął na chwilę, zamknął oczy i wziął głęboki oddech, starając się uspokoić zarówno ciało, jak i umysł. Gdy w końcu zdołał odciąć się od sennego koszmaru, wszedł do środka i zajął miejsce przy długim, dębowym stole naprzeciwko swojej matki.
— Chciałaś ze mną rozmawiać — powiedział, jednocześnie kładąc białą, lnianą chusteczkę na kolanach.
— Może najpierw zjemy… — zaczęła niepewnie Narcyza Malfoy, patrząc na swojego jedynego syna z niepokojem — bo obawiam się, że po tej rozmowie stracisz apetyt.
W międzyczasie Mikrus wszedł do jadalni, niosąc śniadanie na tacy. Postawił je na stole i szybkim krokiem opuścił pomieszczenie, jakby wyczuwając wybuch swego pana.
— Po co się bawić w te ceregiele? Mów, o co chodzi — powiedział, nakładając na swój talerz porcję naleśników. — Przecież nie wysadzę domu w powietrze.
— Draco… synu…
Chłopak niepewnie przełknął pierwszy i ostatni, jak się później okazało, kęs dzisiejszego śniadania. „O nie. Cholera, wiedziałem, że nie powinienem wstawać dziś z łóżka. Zaraz zacznie prawić mi morały i chrzanić o… właściwie to o czym?”
— Draco, doskonale wiesz, na jakich warunkach zachowaliśmy wolność... że jesteśmy obserwowani, tak samo, jak reszta… Więc chyba nie muszę ci przypominać…
— Jak mam się zachowywać, tak? — przerwał jej, lekko już poirytowany młody Malfoy.
— Między innymi. Jednak zanim wrócisz do Hogwartu, powinieneś wiedzieć o czymś jeszcze.
Blondyn odłożył sztućce. Wiedział, że nie będzie mu dane dokończyć posiłku w spokoju, który z takim trudem udało mu się osiągnąć.
— Tak…? — rzucił zachęcająco.
Narcyza postanowiła wyrzucić z siebie wszystko jak najszybciej, zanim syn zdąży jej przerwać. Po cichu liczyła także na to, że chłopak lepiej zniesie złe wieści, jeśli zostaną mu one przekazane w taki właśnie sposób.
— Zapisałam cię do AŚ… czyli Anonimowych Śmierciożerców. Właściwie to nie ja a Ministerstwo. Wszyscy, którzy w jakikolwiek sposób byli powiązani z działalnością Czarnego Pana i wracają do Hogwartu, są do tego zobligowani. W ten sposób chcą kontrolować sytuację. To był jeden z warunków powrotu — wszystko to wypowiedziała na jednym wydechu. Po krótkim monologu zdobyła się na nieśmiały uśmiech, który jednak pod wpływem nienawistnego spojrzenia jej syna szybko zmienił się w grymas.
Rezygnacja z dalszego spożywania posiłku nie uchroniła Dracona przed zadławieniem się własną śliną. Odsunął się gwałtownie od stołu wraz z krzesłem, wytrzeszczając oczy i próbując odkrztusić zalegający w jego krtani płyn. Niestety bezskutecznie. Z pomocą przybył mu nie kto inny jak jego ulubiony skrzat Mikrus. Wskoczył na oparcie krzesła swojego pana i zaczął gwałtownie tłuc małymi piąstkami w jego plecy.
— Paniczu tylko spokojnie! Znam się na tym! Robiłem kurs ratowniczy! Pan się pochyli — i, nie czekając na reakcję poirytowanego już do granic możliwości Dracona, położył jedną rączkę na jego karku i z zadziwiającą jak na niego siłą mocno go pochylił. Wykorzystując jego pozycję, Mikrus wlazł mu na plecy i zaczął po nim skakać, nie zważając na to, że jego pomoc była już zbędna, gdyż Ślizgon uporał się już ze swoją dolegliwością.
Tego było już za wiele. Draco wyprostował się gwałtownie i chwycił leżącego na podłodze skrzata za nogę. Następnie podszedł do drzwi kuchennych, otworzył je i wrzucił go do środka. Zmierzył skrzata spojrzeniem seryjnego mordercy, wycelował w niego palcem wskazującym i powiedział do niego tonem, którego nie powstydziłby się sam Czarny Pan:
— Doceniam twoje nieudolne próby ratowania mojej persony, jednakże jeżeli jeszcze raz spróbujesz podobnych wyczynów, to gwarantuje ci, że gorzko tego pożałujesz — po czym zamknął drzwi z głośnym hukiem i odwrócił się do matki, która nadal siedziała w tej samej pozycji.
— Wracając do naszej rozmowy… CO KURWA!?

***

Pierwsze promienie słońca przedarły się przez nieszczelne żaluzje pokoju nr 9 w Dziurawym Kotle. Nie zbudziło to jednak śpiącej drobnej dziewczyny o burzy kasztanowych loków, które w tym momencie oplatały jej twarz niczym macki kałamarnicy. Jej spokojny jak dotąd sen został brutalnie przerwany przez plątaninę rudej sierści, którą okazał się Krzywołap. Pupil młodej Gryfonki właśnie postanowił oddać się inteligentnemu zajęciu, jakim było ganianie własnego ogona. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie postanowił zrobić tego na brzuchu śpiącej do tej pory dziewczyny.
Hermiona Granger zmroziła swojego kota spojrzeniem bazyliszka i groźnym, choć zaspanym jeszcze głosem, oznajmiła:
— Jeszcze jeden taki wybryk i przechodzisz na dietę.
Chcąc nie chcąc, zwlokła się z łóżka, by otworzyć okno i wpuścić trochę świeżego powietrza. Jej wzrok zatrzymał się na grupie mugoli, którzy jak co dzień o tej porze pędzili do pracy. Widok ten wywołał u niej wspomnienie o jej własnych rodzicach, których poranne zwyczaje przypominały zachowanie widzianych przez nią mugoli. Pomimo tego, iż wiedziała, że postąpiła słusznie, ukrywając ich przed wszystkimi, również przed nią samą, nie była w stanie wyzbyć się uczucia tęsknoty. Otuchy dodawała jej myśl, że już wkrótce wyruszy ich odszukać. Pozostał jej tylko jeszcze jeden rok nauki w Hogwarcie.
Z zamyślenia wyrwał ją Krzywołap, który ewidentnie domagał się jedzenia, rzucając po pokoju pustą miską. Napełniła ją jego ulubioną karmą, myśląc przy tym, że zwierzak ma z nią zdecydowanie zbyt dobrze.
Poszła do łazienki, by przygotować się na dzisiejsze wyjście z Ginny. Była w trakcie brania prysznica, kiedy usłyszała donośny śmiech. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że zaczęła śpiewać. Znowu! Zdarzało jej się to stanowczo zbyt często. W pośpiechu owinęła się ręcznikiem i czerwona jak burak wyszła na spotkanie z przyjaciółką.
— Na Merlina! Ty próbowałaś śpiewać czy to były odgłosy godowe, hę? — zażartowała młodsza z Gryfonek.
Jednak pomimo serdecznego uśmiechu, w jej oczach dawało się dostrzec coś, co kontrastowało z radością widniejącą na jej twarzy. Pomimo tego, że nie chciała się do tego przyznać, nadal nie pogodziła się ze śmiercią Freda. Żartowała i śmiała się razem ze wszystkimi, choć w głębi ducha nadal próbowała odsunąć wspomnienia. Osoby postronne mogły myśleć, że najmłodsza Weasleyówna uporała się z odejściem brata, jednak Hermiona wiedziała, że to nadal trapi jej przyjaciółkę.
Hermiona uśmiechnęła się na widok rudowłosej w dobrym humorze.
— Ładnie to tak podsłuchiwać ludzi pod prysznicem?
 — Wolałabyś, żebym podglądała?
Kasztanowłosa podeszła do kredensu i zabrała różdżkę, by po chwili zacząć suszyć włosy.
— Mam nadzieję, że wiesz, na co się piszesz — powiedziała z nieco mniejszym entuzjazmem, przypominając sobie o czekających ją zakupach.
— Niestety wiem — rzuciła Ginny z przekąsem — Lojalnie uprzedzam, że nie pozwolę ci kupić kolejnego sweterka, choćby nie wiem jak byłby ładny. Poza tym trzeba się rozejrzeć za czymś na Bal Bożonarodzeniowy.
Hermiona jęknęła żałośnie na wzmiankę o balu. McGonagall, która przejęła funkcję dyrektora szkoły, wprowadziła nowy zwyczaj corocznego balu. Ponoć miał za zadanie polepszyć relacje między uczniami z różnych domów. Dziewczyna sceptycznie podchodziła do tego pomysłu, jako że Puchoni mieli pretensje do Krukonów o to, że uważali ich za gorszych, ci z kolei mieli uraz do Gryfonów za porażki w Quidditchu. Gryfoni zaś nie mogli wybaczyć mieszkańcom Slytherinu tego, że chcieli wydać Harry’ego w ręce Voldemorta… a Ślizgoni… oni nienawidzili wszystkich tak dla zasady.
Po udanych zakupach, przynajmniej według Ginny, udały się w odwiedziny do George’a. Sklep Weasleyów był oblegany zarówno przez rzeszę uczniów, jak i dorosłych. Z trudem przecisnęły się, by porozmawiać z właścicielem lokalu. George stał właśnie przy wystawie z podejrzanie wyglądającymi flakonikami. Prawdę mówiąc, nawet najzwyklejsza rzecz wyglądała podejrzanie, o ile tylko znalazła się w pobliżu George’a. Jego dość specyficzne poczucie humoru już nieraz dało się im we znaki. Uśmiechnął się na ich widok, szeroko otwierając przy tym ramiona, by przytulić je na powitanie.
— Co sprowadza takie dwie urocze damy w moje skromne progi?
— Właściwie mogłabym powiedzieć, że się za tobą stęskniłam… że jesteś moim najukochańszym krewniakiem — uśmiechnęła się zadziornie. — Ale po prostu potrzebuję tragarza. Kogoś do pomocy w niesieniu bagaży. Wiesz z racji balu mamy troszeczkę więcej rzeczy niż zazwyczaj — dodała, starając się wyglądać słodko i niewinnie.
— Hmm… — mruknął George z zamyśloną miną, uderzając palcem w skroń. — Nie — rzucił w końcu z wrednym uśmieszkiem, odwracając się na pięcie. Nie zdążył postawić nawet trzech kroków, gdy Gryfonki zatrzymały go, łapiąc za jego szatę i z powrotem przyciągając do siebie.
— No wiesz co? Własnej siostrze nie pomożesz? — rzuciła z pretensją Ginny, starając się wzbudzić w bracie coś na kształt wyrzutów sumienia.
— Jeśli nam nie pomożesz, nie damy ci żyć. Będziemy za tobą wszędzie chodzić, odstraszać klientów, aż w końcu popadniesz w nerwicę i wylądujesz w Mungu — dopowiedziała Hermiona, starając się wyglądać groźnie, choć nie przyniosło to pożądanych efektów przez mimowolnie malujący się na jej ustach uśmiech.
— Więc tak wygląda desperacja? W sumie to mógłbym się nawet zgodzić, ale nie ma nic za darmo…
Dziewczyny wymieniły zaniepokojone spojrzenia.
— Co masz na myśli? — powiedziały równocześnie, niemal tym samym podejrzliwym tonem.
— Musicie wypróbować na sobie dwa eliksiry, które zamierzam wkrótce wprowadzić do asortymentu. Po ich zażyciu będziecie skrupulatnie opisywać ich działanie. Nic innego nie wchodzi w grę — dorzucił, gdy Gryfonki już miały zamiar zaprotestować. Spojrzały po sobie zrezygnowane.
— Dobra.  

22 komentarze:

  1. Blog zaczyna sie obiecujaco :)
    Czekam na next.
    Zapraszam do mnie:
    kochasztowalcz.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Długi prolog :DD
    Ale to dobrze :3
    Podoba mi się! Tym bardziej, że Draco est bardzo Draconowaty ;))))))
    Czekam na pierwszy rozdział i życzę Ci potoku weny! ♥
    Ściskam serdecznie!
    ~Chriss
    _______
    P.S. Mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach tutaj: http://what-happens-when-darkness-returns.blogspot.com/ ?
    Byłabym bardzo wdzięczna! ♥
    Liczę, że zajrzysz, przeczytasz i skomentujesz!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny prolog, Właściwie jest tak długi i napisany podobnie jak normalny rozdział. Takie małe ostrzeżenie - jeśli nie chcesz ton hejtu od urażonych Ślizgonów, to radzę Ci przedstawić ich fan-fic'ową wersję w nieco różowym świetle. Ja osobiście jestem Ślizgonką, ale na takie rzeczy nauczyłam się już nie zwracać większej uwagi. Nie wszyscy są jednak takiego zdania jak ja, znam wręcz niektórych, którzy nawet zdanie: "Ślizgoni… oni nienawidzili wszystkich tak dla zasady" wymyślone na potrzebę opowiadania odbierają jako obelgę (ja też uważam, że to nie prawda, tylko niektórzy przyjęli opisy Malfoy'a dla wszystkich Ślizgonów)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też jestem Ślizgonką, a to zdanie wyraża opinię Hermiony, która ma wiele powodów do takiego myślenia. Poza tym, razem z siostrą (która jest współautorką) nie chciałyśmy aby od razu było różowo i słodko. Wszystko będzie się zmieniać wraz z rozwojem akcji, gdy bedziemy mogli poznać mieszkańcow Domu Węża z nieco innej perspektywy. Pozdrawiamy ;)

      Usuń
  4. Zaczyna się ciekawie nie powiem, zachęciłaś mnie do czytania. Draco był taki jaki powinien być, nie był przesłodzony, albo "zmieniłem się na lepsze po wojnie, to było straszne"... Mam nadzieję, że taki pozostanie do końca, aczkolwiek czasem lubię, gdy jest niekanoniczny.
    Hermiona też była taka naturalna. Ciekawi mnie jak rozwiniesz wątek Dramione.

    Zapraszam do siebie:
    www.hermiona-riddle-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Zaczyna się naprawdę świetnie :) Pierwsze wrażenie na mnie zrobiłyście bardzo pozytywnie. Mam nadzieję że dociągniecie go do końca. Życzę weny na następne rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawy prolog. Bardzo dobrze, że zachowałas Draconowi jego slizgonski charakter. Idę czytać dalej 💗💖

    OdpowiedzUsuń
  7. Piszesz w bardzo inteligentny sposób. Zazdroszczę Ci tego.. dziewczyno, masz talent ^^
    Doskonale odwzorowałaś charakter Dracona..
    Freddie </3 niestety

    Idę czytać dalej ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo fajny :D.
    Tak, tak. Zgadzam się z Krukonami.
    E! Wróć, nie dla zasady, a dla lepszego samopoczucia.
    Długi prolog. Super :D
    Nieparzysta

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobrze się zaczyna.
    Świetnie piszesz :) A Draco... <3
    Lecę czytać dalej! ^^

    OdpowiedzUsuń
  10. Będę szczera i od razu napomknę, że nie jestem zainteresowana czytaniem opowiadań na podstawie książek/filmów/bajek/anime itp. (fanmade? Fanfictoin? Tak to jakoś się teraz nazywa :P )
    Jak najbardziej szanuję takie opowieści, tym bardziej, że sama od takiego zaczynałam (pisałam swoją własną historię Shaman King :D), jednak wolę teraz skupiać się na innych formach literackich.
    Nie wiem, kto odpowiada za bycie autorem prologu - Cookie Monster czy Sappy, ale muszę przyznać, że napisany jest wspaniale!
    Przykładacie wagę do postaci i ich charakterów, a to dla mnie jest niezwykle ważne. Mam nadzieję, że będę miała okazję przeczytać coś całkowicie Waszego. Oczywiście, dajcie mi wtedy od razu znać! :)

    Pozdrawiam,
    legna

    P.S.
    Pies mojej cioci ma na imię Mikrus! ^^ i też jest mały, z tym, że naprawdę groźna z niego bestia :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co nie zmienia faktu, że uważam, że potrafisz pisać i jestem pewna, że znajdzie się wiele osób chętnych na Twoją historię ;) Dlatego też, dodaję Twój blog od zakładki "Interesujące Blogi" :)

      Pozdrawiam,
      legna

      Usuń
  11. Ostatnio zauważyłam twojego bloga i miałam zamiar go przeczytać, licząc, że będzie całkiem fajny, gdy przeczytałam Żonglera xD Jak się okazało, nie pomyliłam się :) Muszę tylko nadrobić zaległości i mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz :)
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Postanowiłam zaglądnąć do twojego bloga, ponieważ z zasłyszanych opinii zrozumiałam, że warto przeczytać to co piszesz. Mogę powiedzieć po tym jednym rozdziale, że mieli rację :)
    Podoba mi się sposób w jaki opisujesz uczucia, opisy... potrafisz przechodzić ze smutnej sceny w taką, która rozśmieszy cię do łez.
    Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć dużo weny i czytać dalej.
    Pozdrawiam
    Arabella
    wojenne-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Zaczyna się na prawdę dobrze. Myślę, że następne rozdziały będą równie obiecujące.
    Polecam także mój blog: Dramione - To w Nas Żyje

    OdpowiedzUsuń
  14. Przyznam, że już dawno nie zaciekawił mnie czyjś blog, a ten prolog czyta się prawie jak książkę, szczególnie fragment z Draconem, który swoją drogą wyszedł Ci jak na początek naprawdę świetnie. W dodatku potrafisz zatrzymać nawet takiego wymagającego czytelnika jak mnie, a to już o czymś świadczy :)
    Do kawałka z Hermioną mam już mieszane uczucia. Skręciłaś trochę w utarty szlak opowiadań Dramione. Zakupki, bal, samotna łza. Takie elementy znajdę w wielu tandetnych opowiadaniach miłosnych, do których Twoje nie przecież nie należy. Nie wiem czy trzymasz się kanonu, ale wątpię czy racjonalna i doświadczona przez wojnę Hermiona zgodziłaby się wypić eliksir, którego by nie znała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam Wam. Zagapiłam się i zauważyłam teraz, że bloga tworzą dwie osoby :)

      Usuń
  15. Takiego Malfoyowi to ja rozumiem. Pyszny, arogancki gbur :D
    Będę czytać sobie Wasze opowiadanie. Polowanie na czarownice też mam na liście.
    Prolog fajny, a AŚ mnie rozbawiło. Tylko dlaczego dziewczyny zamiast same sobie poradzić czarami upraszając się u jednego z największych dowcipnisiów świata? Szkoda, że bliźniaka zabrakło.

    OdpowiedzUsuń
  16. Przeczytałam całego bloga już sport kawałek czasu temu. Szukałam jakiegoś innego. Nie znalazłam nic równie dobrego. Wracam, nie usuwajcie tego bloga, proszę! Bo będę wracać.

    OdpowiedzUsuń
  17. Cześć i czołem!
    Ale długaśny prolog! Mam nadzieję, że zdążę do nowego rozdziału 'Polowania' przeczytać całość, bo będzie mi się to wszystko mieszać jak... No nie wiem co, ale wymieszane będzie :D
    Klimat zupełnie inny, po przeczytaniu opisu Polowania teraz wydają się takimi dzieciaczkami, ale obiecuję sobie i Wam, że już nie będę porównywać :D Draco charakterek swój już pokazuje, zobaczymy co będzie dalej. Czyżby ten eliksir był powodem zbliżenia Draco i Hermiony? Lecę czytać!
    Hmm, trochę mi głupio komentować bloga, który już dawno został zakończony, ale jakoś czuję wewnętrzną potrzebę zaznaczenia tu swojej obecności :)
    Miss Nothing

    OdpowiedzUsuń