— Paniczu
Malfoy…
… Musiał się stąd jak najszybciej
wynieść. Uciec jak najdalej. Nie czuł już nic prócz potwornego
bólu, jaki ogarnął całe jego ciało.
Postanowił go jednak zignorować. Postawił pierwszy krok w stronę
częściowo rozwalonych schodów i natychmiast tego pożałował, gdy
ból ze złamanej nogi odezwał się ze zdwojoną siłą i zaczął
promieniować wzdłuż kończyny. Przed oczami pojawiły się czarne
plamy i niemal na ślepo wznowił próbę wydobycia się z oblężonego
zamku. Zaklął z bólu, gdy potknął się o coś i runął na
podłogę pokrytą gruzem, szczątkami niegdyś mistycznych,
monumentalnych posągów i niezliczonymi ciałami poległych. Uniósł
się na rękach i zerknął za siebie, by zobaczyć, co spowodowało
jego upadek.
Crabbe.
Gwałtownie odsunął się od ciała,
by po chwili wstać i, ignorując ból, zbiec po schodach. Adrenalina
w jego organizmie sprawiła, że serce biło dziesięć razy
szybciej, a skronie gwałtownie pulsowały pod wpływem buzującej
krwi…
— Paniczu Malfoy… musi Pan już
wstawać…
… Cudem udało mu się wydostać z
zamku. Walczący zdawali się nie zwracać na niego szczególnej
uwagi. Gwałtownie wciągnął lodowate dzisiejszej nocy powietrze
i rozejrzał się po błoniach. Wieczorne niebo rozświetlane było
przez śmiercionośne zaklęcia, rzucane zarówno przez
Śmierciożerców, jak i obrońców zamku. Gdziekolwiek nie
spojrzał, widział błyski jasnozielonego światła, by po chwili na
mokrej od deszczu i krwi ziemi lądowało kolejne zimne ciało.
Nie zważając na to, młody
arystokrata biegł dalej, z jedną myślą kotłującą się w
głowie. Z myślą, która sprawiała, że za nic miał ból,
cierpienie i groźbę śmierci.
Znaleźć matkę. Wyciągnąć ją
stąd.
Stłumił w sobie to dziwne uczucie,
które pojawiło się na widok kolejnego martwego ciała, przymknął
oczy i wziął głęboki oddech, by po chwili odwrócić się
i pobiec w stronę Zakazanego Lasu.
Podświadomie wyczuł, że mimo jego
próśb Narcyza Malfoy brała udział w dzisiejszej bitwie o Hogwart
i w tej właśnie chwili znajdowała się na polanie wraz
z innymi Śmierciożercami.
Wbiegł na nią w idealnym momencie, by
zobaczyć jak białowłosa, piękna kobieta o niebieskich
oczach, do której był tak podobny, upada na ziemię…
Gwałtownie usiadł, nabierając
powietrza. Rozbieganym wzrokiem omiótł pomieszczenie, w którym się
znajdował. Głośno odetchnął z ulgą, gdy rozpoznał znajome
wnętrze własnej sypialni. Drżącymi dłońmi otarł twarz z potu i
odruchowo odgarnął mokre włosy do tyłu. Ten bezwiedny, niemal
bezwarunkowy gest zdawał się go uspokajać, tak jakby świadczył o
tym, że nic się nie zmieniło. Jeszcze chwilę siedział na środku
ogromnego łóżka, czekając na uspokojenie szalonego rytmu, w
jakim pracowało jego serce. Gdy w końcu zwolniło, przeniósł
wzrok na skrzata, stojącego w nogach jego łóżka.
Mikrus — bo tak nazywał się ów
skrzat — był najstarszym, najbrzydszym i najmniejszym
skrzatem, jakiego dane mu było w życiu oglądać, a trzeba
przyznać, że skrzatów domowych widział naprawdę sporo. Aparycja
skrzata nie była najmilsza dla oka, zwłaszcza jego mała główka,
przyozdobiona trzema siwymi włoskami. Uroku nie dodawały mu długie
uszy, które zwisały smętnie, z każdym jego krokiem uderzając
o ramiona.
Skrzat patrzył na arystokratę swoimi
wielkimi, niebieskimi oczami. Gdy zobaczył, jak jego wzrok nabiera
ostrości, upewnił się w przekonaniu, że jego pan jest całkowicie
rozbudzony, powiedział:
— Paniczu, pańska matka czeka
na pana w jadalni — po czym zniknął nim młody Malfoy zdążył
go odprawić.
Nawet nie pamiętał, jak i kiedy
przebył drogę dzielącą jego sypialnię i wystawną jadalnię,
cały czas mając przed oczami sceny ze snu. Widział wiele martwych
ciał, upadający Hogwart, a jego samego nadal przeszywał
fantomowy ból. Przystanął na chwilę, zamknął oczy i wziął
głęboki oddech, starając się uspokoić zarówno ciało, jak i
umysł. Gdy w końcu zdołał odciąć się od sennego koszmaru,
wszedł do środka i zajął miejsce przy długim, dębowym stole
naprzeciwko swojej matki.
— Chciałaś ze mną rozmawiać
— powiedział, jednocześnie kładąc białą, lnianą
chusteczkę na kolanach.
— Może najpierw zjemy… —
zaczęła niepewnie Narcyza Malfoy, patrząc na swojego jedynego syna
z niepokojem — bo obawiam się, że po tej rozmowie stracisz
apetyt.
W międzyczasie Mikrus wszedł do
jadalni, niosąc śniadanie na tacy. Postawił je na stole i szybkim
krokiem opuścił pomieszczenie, jakby wyczuwając wybuch swego pana.
— Po co się bawić w te
ceregiele? Mów, o co chodzi — powiedział, nakładając na
swój talerz porcję naleśników. — Przecież nie wysadzę
domu w powietrze.
— Draco… synu…
Chłopak niepewnie przełknął
pierwszy i ostatni, jak się później okazało, kęs dzisiejszego
śniadania. „O nie. Cholera, wiedziałem, że nie
powinienem wstawać dziś z łóżka. Zaraz zacznie prawić mi
morały i chrzanić o… właściwie to o czym?”
— Draco, doskonale wiesz, na
jakich warunkach zachowaliśmy wolność... że jesteśmy
obserwowani, tak samo, jak reszta… Więc chyba nie muszę ci
przypominać…
— Jak mam się zachowywać, tak?
— przerwał jej, lekko już poirytowany młody Malfoy.
— Między innymi. Jednak zanim
wrócisz do Hogwartu, powinieneś wiedzieć o czymś jeszcze.
Blondyn odłożył sztućce. Wiedział,
że nie będzie mu dane dokończyć posiłku w spokoju, który z
takim trudem udało mu się osiągnąć.
— Tak…? — rzucił
zachęcająco.
Narcyza postanowiła wyrzucić z siebie
wszystko jak najszybciej, zanim syn zdąży jej przerwać. Po cichu
liczyła także na to, że chłopak lepiej zniesie złe wieści,
jeśli zostaną mu one przekazane w taki właśnie sposób.
— Zapisałam cię do AŚ…
czyli Anonimowych Śmierciożerców. Właściwie to nie ja
a Ministerstwo. Wszyscy, którzy w jakikolwiek sposób byli
powiązani z działalnością Czarnego Pana i wracają do Hogwartu,
są do tego zobligowani. W ten sposób chcą kontrolować
sytuację. To był jeden z warunków powrotu — wszystko to
wypowiedziała na jednym wydechu. Po krótkim monologu zdobyła się
na nieśmiały uśmiech, który jednak pod wpływem nienawistnego
spojrzenia jej syna szybko zmienił się w grymas.
Rezygnacja z dalszego spożywania
posiłku nie uchroniła Dracona przed zadławieniem się własną
śliną. Odsunął się gwałtownie od stołu wraz z krzesłem,
wytrzeszczając oczy i próbując odkrztusić zalegający w jego
krtani płyn. Niestety bezskutecznie. Z pomocą przybył mu nie
kto inny jak jego ulubiony skrzat Mikrus. Wskoczył na oparcie
krzesła swojego pana i zaczął gwałtownie tłuc małymi
piąstkami w jego plecy.
— Paniczu tylko spokojnie! Znam
się na tym! Robiłem kurs ratowniczy! Pan się pochyli — i,
nie czekając na reakcję poirytowanego już do granic możliwości
Dracona, położył jedną rączkę na jego karku i z zadziwiającą
jak na niego siłą mocno go pochylił. Wykorzystując jego pozycję,
Mikrus wlazł mu na plecy i zaczął po nim skakać, nie zważając
na to, że jego pomoc była już zbędna, gdyż Ślizgon uporał się
już ze swoją dolegliwością.
Tego było już za wiele. Draco
wyprostował się gwałtownie i chwycił leżącego na podłodze
skrzata za nogę. Następnie podszedł do drzwi kuchennych, otworzył
je i wrzucił go do środka. Zmierzył skrzata spojrzeniem seryjnego
mordercy, wycelował w niego palcem wskazującym i powiedział do
niego tonem, którego nie powstydziłby się sam Czarny Pan:
— Doceniam twoje nieudolne próby
ratowania mojej persony, jednakże jeżeli jeszcze raz spróbujesz
podobnych wyczynów, to gwarantuje ci, że gorzko tego pożałujesz
— po czym zamknął drzwi z głośnym hukiem i odwrócił się
do matki, która nadal siedziała w tej samej pozycji.
— Wracając do naszej rozmowy…
CO KURWA!?
***
Pierwsze promienie słońca przedarły
się przez nieszczelne żaluzje pokoju nr 9 w Dziurawym
Kotle. Nie zbudziło to jednak śpiącej drobnej dziewczyny o burzy
kasztanowych loków, które w tym momencie oplatały jej twarz niczym
macki kałamarnicy. Jej spokojny jak dotąd sen został brutalnie
przerwany przez plątaninę rudej sierści, którą okazał się
Krzywołap. Pupil młodej Gryfonki właśnie postanowił oddać się
inteligentnemu zajęciu, jakim było ganianie własnego ogona. Nie
byłoby w tym nic złego, gdyby nie postanowił zrobić tego na
brzuchu śpiącej do tej pory dziewczyny.
Hermiona Granger zmroziła swojego kota
spojrzeniem bazyliszka i groźnym, choć zaspanym jeszcze
głosem, oznajmiła:
— Jeszcze jeden taki wybryk i
przechodzisz na dietę.
Chcąc nie chcąc, zwlokła się z
łóżka, by otworzyć okno i wpuścić trochę świeżego powietrza.
Jej wzrok zatrzymał się na grupie mugoli, którzy jak co dzień o
tej porze pędzili do pracy. Widok ten wywołał u niej wspomnienie o
jej własnych rodzicach, których poranne zwyczaje przypominały
zachowanie widzianych przez nią mugoli. Pomimo tego, iż wiedziała,
że postąpiła słusznie, ukrywając ich przed wszystkimi, również
przed nią samą, nie była w stanie wyzbyć się uczucia tęsknoty.
Otuchy dodawała jej myśl, że już wkrótce wyruszy ich odszukać.
Pozostał jej tylko jeszcze jeden rok nauki w Hogwarcie.
Z zamyślenia wyrwał ją
Krzywołap, który ewidentnie domagał się jedzenia, rzucając po
pokoju pustą miską. Napełniła ją jego ulubioną karmą, myśląc
przy tym, że zwierzak ma z nią zdecydowanie zbyt dobrze.
Poszła do łazienki, by przygotować
się na dzisiejsze wyjście z Ginny. Była w trakcie brania
prysznica, kiedy usłyszała donośny śmiech. Nawet nie zdawała
sobie sprawy z tego, że zaczęła śpiewać. Znowu! Zdarzało jej
się to stanowczo zbyt często. W pośpiechu owinęła się
ręcznikiem i czerwona jak burak wyszła na spotkanie z przyjaciółką.
— Na Merlina! Ty próbowałaś
śpiewać czy to były odgłosy godowe, hę? — zażartowała
młodsza z Gryfonek.
Jednak pomimo serdecznego uśmiechu, w
jej oczach dawało się dostrzec coś, co kontrastowało z radością
widniejącą na jej twarzy. Pomimo tego, że nie chciała się do
tego przyznać, nadal nie pogodziła się ze śmiercią Freda.
Żartowała i śmiała się razem ze wszystkimi, choć w głębi
ducha nadal próbowała odsunąć wspomnienia. Osoby postronne mogły
myśleć, że najmłodsza Weasleyówna uporała się z odejściem
brata, jednak Hermiona wiedziała, że to nadal trapi jej
przyjaciółkę.
Hermiona uśmiechnęła się na widok
rudowłosej w dobrym humorze.
— Ładnie to tak podsłuchiwać
ludzi pod prysznicem?
— Wolałabyś, żebym
podglądała?
Kasztanowłosa podeszła do kredensu i
zabrała różdżkę, by po chwili zacząć suszyć włosy.
— Mam nadzieję, że wiesz, na
co się piszesz — powiedziała z nieco mniejszym entuzjazmem,
przypominając sobie o czekających ją zakupach.
— Niestety wiem — rzuciła
Ginny z przekąsem — Lojalnie uprzedzam, że nie pozwolę ci
kupić kolejnego sweterka, choćby nie wiem jak byłby ładny. Poza
tym trzeba się rozejrzeć za czymś na Bal Bożonarodzeniowy.
Hermiona jęknęła żałośnie na
wzmiankę o balu. McGonagall, która przejęła funkcję dyrektora
szkoły, wprowadziła nowy zwyczaj corocznego balu. Ponoć miał za
zadanie polepszyć relacje między uczniami z różnych domów.
Dziewczyna sceptycznie podchodziła do tego pomysłu, jako że
Puchoni mieli pretensje do Krukonów o to, że uważali ich za
gorszych, ci z kolei mieli uraz do Gryfonów za porażki w
Quidditchu. Gryfoni zaś nie mogli wybaczyć mieszkańcom Slytherinu
tego, że chcieli wydać Harry’ego w ręce Voldemorta… a
Ślizgoni… oni nienawidzili wszystkich tak dla zasady.
Po udanych zakupach, przynajmniej
według Ginny, udały się w odwiedziny do George’a. Sklep
Weasleyów był oblegany zarówno przez rzeszę uczniów, jak i
dorosłych. Z trudem przecisnęły się, by porozmawiać z
właścicielem lokalu. George stał właśnie przy wystawie
z podejrzanie wyglądającymi flakonikami. Prawdę mówiąc,
nawet najzwyklejsza rzecz wyglądała podejrzanie, o ile tylko
znalazła się w pobliżu George’a. Jego dość specyficzne
poczucie humoru już nieraz dało się im we znaki. Uśmiechnął się
na ich widok, szeroko otwierając przy tym ramiona, by przytulić je
na powitanie.
— Co sprowadza takie dwie urocze
damy w moje skromne progi?
— Właściwie mogłabym
powiedzieć, że się za tobą stęskniłam… że jesteś moim
najukochańszym krewniakiem — uśmiechnęła się zadziornie.
— Ale po prostu potrzebuję tragarza. Kogoś do pomocy
w niesieniu bagaży. Wiesz z racji balu mamy troszeczkę więcej
rzeczy niż zazwyczaj — dodała, starając się wyglądać
słodko i niewinnie.
— Hmm… — mruknął
George z zamyśloną miną, uderzając palcem w skroń. — Nie
— rzucił w końcu z wrednym uśmieszkiem, odwracając się na
pięcie. Nie zdążył postawić nawet trzech kroków, gdy Gryfonki
zatrzymały go, łapiąc za jego szatę i z powrotem przyciągając
do siebie.
— No wiesz co? Własnej siostrze
nie pomożesz? — rzuciła z pretensją Ginny, starając się
wzbudzić w bracie coś na kształt wyrzutów sumienia.
— Jeśli nam nie pomożesz, nie
damy ci żyć. Będziemy za tobą wszędzie chodzić, odstraszać
klientów, aż w końcu popadniesz w nerwicę i wylądujesz w Mungu
— dopowiedziała Hermiona, starając się wyglądać groźnie,
choć nie przyniosło to pożądanych efektów przez mimowolnie
malujący się na jej ustach uśmiech.
— Więc tak wygląda desperacja?
W sumie to mógłbym się nawet zgodzić, ale nie ma nic za darmo…
Dziewczyny wymieniły zaniepokojone
spojrzenia.
— Co masz na myśli?
— powiedziały równocześnie, niemal tym samym podejrzliwym
tonem.
— Musicie wypróbować na sobie
dwa eliksiry, które zamierzam wkrótce wprowadzić do asortymentu.
Po ich zażyciu będziecie skrupulatnie opisywać ich działanie. Nic
innego nie wchodzi w grę — dorzucił, gdy Gryfonki już miały
zamiar zaprotestować. Spojrzały po sobie zrezygnowane.
— Dobra.
Blog zaczyna sie obiecujaco :)
OdpowiedzUsuńCzekam na next.
Zapraszam do mnie:
kochasztowalcz.blogspot.com
Długi prolog :DD
OdpowiedzUsuńAle to dobrze :3
Podoba mi się! Tym bardziej, że Draco est bardzo Draconowaty ;))))))
Czekam na pierwszy rozdział i życzę Ci potoku weny! ♥
Ściskam serdecznie!
~Chriss
_______
P.S. Mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach tutaj: http://what-happens-when-darkness-returns.blogspot.com/ ?
Byłabym bardzo wdzięczna! ♥
Liczę, że zajrzysz, przeczytasz i skomentujesz!
Świetny prolog, Właściwie jest tak długi i napisany podobnie jak normalny rozdział. Takie małe ostrzeżenie - jeśli nie chcesz ton hejtu od urażonych Ślizgonów, to radzę Ci przedstawić ich fan-fic'ową wersję w nieco różowym świetle. Ja osobiście jestem Ślizgonką, ale na takie rzeczy nauczyłam się już nie zwracać większej uwagi. Nie wszyscy są jednak takiego zdania jak ja, znam wręcz niektórych, którzy nawet zdanie: "Ślizgoni… oni nienawidzili wszystkich tak dla zasady" wymyślone na potrzebę opowiadania odbierają jako obelgę (ja też uważam, że to nie prawda, tylko niektórzy przyjęli opisy Malfoy'a dla wszystkich Ślizgonów)
OdpowiedzUsuńTeż jestem Ślizgonką, a to zdanie wyraża opinię Hermiony, która ma wiele powodów do takiego myślenia. Poza tym, razem z siostrą (która jest współautorką) nie chciałyśmy aby od razu było różowo i słodko. Wszystko będzie się zmieniać wraz z rozwojem akcji, gdy bedziemy mogli poznać mieszkańcow Domu Węża z nieco innej perspektywy. Pozdrawiamy ;)
UsuńZaczyna się ciekawie nie powiem, zachęciłaś mnie do czytania. Draco był taki jaki powinien być, nie był przesłodzony, albo "zmieniłem się na lepsze po wojnie, to było straszne"... Mam nadzieję, że taki pozostanie do końca, aczkolwiek czasem lubię, gdy jest niekanoniczny.
OdpowiedzUsuńHermiona też była taka naturalna. Ciekawi mnie jak rozwiniesz wątek Dramione.
Zapraszam do siebie:
www.hermiona-riddle-story.blogspot.com
Zaczyna się naprawdę świetnie :) Pierwsze wrażenie na mnie zrobiłyście bardzo pozytywnie. Mam nadzieję że dociągniecie go do końca. Życzę weny na następne rozdziały ;)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy prolog. Bardzo dobrze, że zachowałas Draconowi jego slizgonski charakter. Idę czytać dalej 💗💖
OdpowiedzUsuńPiszesz w bardzo inteligentny sposób. Zazdroszczę Ci tego.. dziewczyno, masz talent ^^
OdpowiedzUsuńDoskonale odwzorowałaś charakter Dracona..
Freddie </3 niestety
Idę czytać dalej ^^
Bardzo fajny :D.
OdpowiedzUsuńTak, tak. Zgadzam się z Krukonami.
E! Wróć, nie dla zasady, a dla lepszego samopoczucia.
Długi prolog. Super :D
Nieparzysta
Dobrze się zaczyna.
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz :) A Draco... <3
Lecę czytać dalej! ^^
Będę szczera i od razu napomknę, że nie jestem zainteresowana czytaniem opowiadań na podstawie książek/filmów/bajek/anime itp. (fanmade? Fanfictoin? Tak to jakoś się teraz nazywa :P )
OdpowiedzUsuńJak najbardziej szanuję takie opowieści, tym bardziej, że sama od takiego zaczynałam (pisałam swoją własną historię Shaman King :D), jednak wolę teraz skupiać się na innych formach literackich.
Nie wiem, kto odpowiada za bycie autorem prologu - Cookie Monster czy Sappy, ale muszę przyznać, że napisany jest wspaniale!
Przykładacie wagę do postaci i ich charakterów, a to dla mnie jest niezwykle ważne. Mam nadzieję, że będę miała okazję przeczytać coś całkowicie Waszego. Oczywiście, dajcie mi wtedy od razu znać! :)
Pozdrawiam,
legna
P.S.
Pies mojej cioci ma na imię Mikrus! ^^ i też jest mały, z tym, że naprawdę groźna z niego bestia :P
Co nie zmienia faktu, że uważam, że potrafisz pisać i jestem pewna, że znajdzie się wiele osób chętnych na Twoją historię ;) Dlatego też, dodaję Twój blog od zakładki "Interesujące Blogi" :)
UsuńPozdrawiam,
legna
Ostatnio zauważyłam twojego bloga i miałam zamiar go przeczytać, licząc, że będzie całkiem fajny, gdy przeczytałam Żonglera xD Jak się okazało, nie pomyliłam się :) Muszę tylko nadrobić zaległości i mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
Życzymy miłej lektury :)
UsuńPostanowiłam zaglądnąć do twojego bloga, ponieważ z zasłyszanych opinii zrozumiałam, że warto przeczytać to co piszesz. Mogę powiedzieć po tym jednym rozdziale, że mieli rację :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się sposób w jaki opisujesz uczucia, opisy... potrafisz przechodzić ze smutnej sceny w taką, która rozśmieszy cię do łez.
Nie pozostaje mi nic innego jak życzyć dużo weny i czytać dalej.
Pozdrawiam
Arabella
wojenne-dramione.blogspot.com
Zaczyna się na prawdę dobrze. Myślę, że następne rozdziały będą równie obiecujące.
OdpowiedzUsuńPolecam także mój blog: Dramione - To w Nas Żyje
Przyznam, że już dawno nie zaciekawił mnie czyjś blog, a ten prolog czyta się prawie jak książkę, szczególnie fragment z Draconem, który swoją drogą wyszedł Ci jak na początek naprawdę świetnie. W dodatku potrafisz zatrzymać nawet takiego wymagającego czytelnika jak mnie, a to już o czymś świadczy :)
OdpowiedzUsuńDo kawałka z Hermioną mam już mieszane uczucia. Skręciłaś trochę w utarty szlak opowiadań Dramione. Zakupki, bal, samotna łza. Takie elementy znajdę w wielu tandetnych opowiadaniach miłosnych, do których Twoje nie przecież nie należy. Nie wiem czy trzymasz się kanonu, ale wątpię czy racjonalna i doświadczona przez wojnę Hermiona zgodziłaby się wypić eliksir, którego by nie znała.
Przepraszam Wam. Zagapiłam się i zauważyłam teraz, że bloga tworzą dwie osoby :)
UsuńTakiego Malfoyowi to ja rozumiem. Pyszny, arogancki gbur :D
OdpowiedzUsuńBędę czytać sobie Wasze opowiadanie. Polowanie na czarownice też mam na liście.
Prolog fajny, a AŚ mnie rozbawiło. Tylko dlaczego dziewczyny zamiast same sobie poradzić czarami upraszając się u jednego z największych dowcipnisiów świata? Szkoda, że bliźniaka zabrakło.
Malfoya.... Autokorekta się wkradla
UsuńPrzeczytałam całego bloga już sport kawałek czasu temu. Szukałam jakiegoś innego. Nie znalazłam nic równie dobrego. Wracam, nie usuwajcie tego bloga, proszę! Bo będę wracać.
OdpowiedzUsuńCześć i czołem!
OdpowiedzUsuńAle długaśny prolog! Mam nadzieję, że zdążę do nowego rozdziału 'Polowania' przeczytać całość, bo będzie mi się to wszystko mieszać jak... No nie wiem co, ale wymieszane będzie :D
Klimat zupełnie inny, po przeczytaniu opisu Polowania teraz wydają się takimi dzieciaczkami, ale obiecuję sobie i Wam, że już nie będę porównywać :D Draco charakterek swój już pokazuje, zobaczymy co będzie dalej. Czyżby ten eliksir był powodem zbliżenia Draco i Hermiony? Lecę czytać!
Hmm, trochę mi głupio komentować bloga, który już dawno został zakończony, ale jakoś czuję wewnętrzną potrzebę zaznaczenia tu swojej obecności :)
Miss Nothing